Ktos powiedzial na spotkaniu Al-Anon: *Alez ja musze kryc alkoholika; co pomysleliby o mnie moi sasiedzi i krewni, gdybym tego nie robila?*. Inna osoba przyznaje, ze usprawiedliwia go u pracodawcy, zeby nie stracil pracy. Jeszcze inna idzie do pracy, aby pomoc w placeniu rachunkow, za co przeciez odpowiedzialna jest osoba bedaca *glowa domu*.
Czy naprawde musimy oszukiwac sie, wierzac, ze takie chwilowe dzialanie skutkuje? Czy zdajemy sobie sprawe, ze jest to tylko przedluzenie agonii alkoholika, skoro wiemy, ze jest to choroba postepujaca? Byloby dobrze, gdybysmy chcialy wierzyc, ze nieuchronne zalamanie alkoholika moze byc duzo gorsze od tego, jakie nastapiloby, jezeli pozwolilybysmy mu - bez naszej ingerencji - byc odpowiedzialnym za jego zobowiazania i nawyki.
Rozwazanie na dzisiaj
Jezeli nie ochraniamy alkoholika przed konsekwencjami picia i pozwole na to, aby znalazl sie w krytycznej sytuacji, wtedy nie ponosze odpowiedzialnosci za to, co sie stanie. Nie powinnam wywolywac kryzysu po to, aby *nauczyc alkoholika rozsadku* - ale musze miec odwage trzymac sie z daleka, aby nie zapobiegac takiemu kryzysowi.
*Modle sie do Boga, aby pomogl mi zrozumiec, ze los alkoholika nie lezy w moich rekach. Pozostawie Bogu los alkoholika niezaleznie od tego, jakie dzialanie zostanie podjete i bede strzec przed ingerencja w Jego plany*.
Pozdrawiam cieplutko życząc Pogody Ducha
Dziekuje za to, ze Jesteście
april Krysia