BAROK
Wewnętrzne niepokoje poety z przełomu epok.
O M. Sępie Szarzyńskim
Mikołaj Sęp Szarzyński jest poetą, którego spuścizna, przynależąc chronologicznie do epoki renesansu, stanowi jednocześnie zapowiedź epoki nadchodzącej - baroku. Daremnie poszukiwać tam ładu, harmonijnych koncepcji Boga, człowieka i świata znanych chociażby z twórczości Kochanowskiego. Zamiast tego w wierszach poety łatwo odnaleźć można świadomość wewnętrznego rozdarcia, poczucia bezsilności wobec metafizycznego dramatu egzystencji. Skromnych rozmiarów poetycki tomik Rytmy, abo wiersze polskie jest zapisem niezwykle głębokiej refleksji i zadumy nad sobą i światem.
Podstawową relacją między człowiekiem a otaczającą go rzeczywistością jest sytuacja konfliktu, który Sęp określił mianem, „wojny naszej, którą wiedziemy, z szatanem, światem i ciałem”. Łatwo już w tytule zobaczyć przekonanie i własnej niespójności, rozbiciu na „ja” i „ciało”. To drugie przynależy do porządku świata, ziemskiej doczesności manipulowanej przez Księcia Ciemności. On to, za sprawą pokus, pragnie posiąść duszę człowieka. Stąd poczucie osaczenia, bezbronności wobec potężniejszych od człowieka potęg. Wszystko to układa się w rozpaczliwe wyznanie:
|
„Pokój - szczęśliwość, ale bojowanie Byt nasz podniebny. On srogi ciemności Hetman i świata łakome marności O nasze pilno czynią zepsowanie. Nie dosyć na tym, o nasz możny Panie! Ten nasz dom - ciało, dla zbiegłych lubości Niebacznie zajźrząc duchowi zwierzchności, Upaść na wieki żądać nie przestanie. Cóż będę czynił w tak straszliwym boju, Wątły, niebaczny, rozdwojony w sobie?”. |
Bój to straszliwy tym bardziej, że wróg czai się w samym człowieku, opanował jego ciało, zmysły i pragnienia. Dusza, tęskniąca do Boga, przez szturmy sił ciemnych spychana jest gdzieś na margines; może tylko rozpaczać nad własną niewolą w grzesznym ciele. Jednak i w niej samej brak ładu i pewności. I tu także dociera świadomość naturalnego związku ze światem doczesnym, w którym przebywa się z woli Boga. Problematyczny staje się zatem stosunek do zewnętrznej rzeczywistości, która narzuca swoje prawa, kształtuje ludzkie upodobania i aspiracje. Jak zatem dokonać wyboru, skoro
|
„I nie miłować ciężko, i miłować Nędzna pociecha, gdy żądzą zwiedzione Myśli cukrują nazbyt rzeczy one, Które i mienić, i muszą się psować (...) Miłość jest własny bieg życia naszego; Ale z żywiołów utworzone ciało, To chwaląc, co zna początku równego, Zawodzi duszę, której wszystko mało”. |
Podmiot liryczny wiersza Sępa zna zatem właściwy sens ludzkiego życia, postrzega uświęconą przez religię hierarchię wartości. Nie potrafi jednak ostatecznie rozprawić się z własną doczesną skłonnością choćby nawet nietrwałą do „rzeczy świata tego”. Trudno mu zrezygnować z tego, co podsuwa otoczenie. Utwory te są zatem lamentacyjnymi kontemplacjami jednostki świadomej własnej złożoności. Bo jeśliby spojrzeć na człowieka, który występuje w poezjach Sępa, to wyraźnie widać tam oddzielenie duszy od ciała, ponadto dusza ma w sobie cząstkę, która dąży do Bożej doskonałości oraz cząstkę, która zanurzona jest w porządek doczesny. Zatem nie jest to człowiek „rozdwojony”, lecz skłócony na wielu płaszczyznach swego „jestestwa”, mimo to usiłujący znaleźć jakąś nadrzędną, pozwalającą zlikwidować wewnętrzne sprzeczności regułę. Poszukuje oparcia w Bogu, wołając do Niego:
|
„Zbawienia mego jest nadzieja w Tobie! Ty mnie przy sobie postaw, a przezpiecznie Będę wojował i wygram statecznie”. |
Zatem nawet Bóg znajduje się w oddaleniu od człowieka, skoro musi on przyzywać Niebieskiego Ojca. Metafizyczna Opoka istnieje, lecz można tylko do niej tęsknić i wierzyć, że pomoc z jej strony w końcu nadejdzie. Spotkanie z Przedwiecznym jest dla Sępa także źródłem lęku i trwogi, bo Bóg, którego on zna, to przede wszystkim Sędzia - surowy, lecz sprawiedliwy. W jego oczach nikt, nawet ten, kto „w cnotach utwierdzony” nie pozostaje bez zmazy. I tylko Boże miłosierdzie może ocalić jednostkę od kary potępienia. Człowiek musi być świadom powtarzanego ciągle upadku, pamiętać, że nadzieję ocalenia odnajdzie tylko w litości Ojca.
|
„Ale Ty, sędzia łaskawy, Nie według szczerej srogości Karzesz nasze błędne sprawy. Zakon twój, pełen litości, I wierne twe słowa, Panie, Że mię wyrwiesz z tej ciężkości, Czynią mi pewne ufanie”. |
Sęp Szarzyński nakreśla i rozważa w swych wierszach dwie fundamentalne dla ludzkiego życia relacje: stosunek do świata i więź z Bogiem. Świat jawi się jako wielopiętrowa, trudna do pokonania pułapka. Jej konstruktorem jest szatan, on roztacza przed człowiekiem wizje złudnej szczęśliwości. Druga z tych relacji pozostaje tylko świadomością obecności Boga, który uznany zostaje za jedynego Pana człowieka, lecz jest Panem wiecznie oddalonym, patrzącym tylko na zmagania człowieka z grzesznym światem.
W centrum obserwacji poety znajduje się ludzkie „ja” - zagubione, zrozpaczone, poszukujące stałego punktu oparcia. Najbliżej jest świat, lecz okazuje się on być przemijaniem i nicością. Wszystko w nim naznaczone jest piętnem grzechu i ułudy, jednak „z żywiołów utworzone ciało” widzi w nim swe naturalne środowisko, nie dostrzegające wówczas zguby duszy, która w ten sposób pogrąża się w grzechu i zepsuciu. Jej miejscem przeznaczenia jest bowiem „szczęśliwość wieczna”, droga do której jest znojna i niebezpieczna. Przebywając ją podjąć trzeba wojnę z niełatwym i potężnym przeciwnikiem - szatanem i podporządkowanym mu światem. W dodatku w wojnie tej trzeba, z Bożą pomocą, zwyciężyć.
Życie ludzkie jest więc nieustanną oscylacją między porządkiem prawdy i porządkiem fałszu, sprawiedliwości i grzechu, miłości Boga i umiłowania marności świata. Towarzyszy temu świadomość, że te dwa bieguny nigdy nie utworzą zgodnej całości, zawsze rozdzierać będą boleśnie, skazując na cierpienie i niepewność. Człowiek występujący z renesansowej harmonii stał się przedmiotem, a zarazem sceną z metafizycznego pojedynku potęg światła i ciemności.