Trening Iluminacji - wyprawa po własne Ja
Metoda Treningu Iluminacji (Enlightenment Intensive) to trening kontemplacyjno-komunikacyjny, którego celem jest pomóc nam odkryć kim naprawdę jesteśmy. Łatwo powiedzieć, ale co to właściwie znaczy? Najbardziej chyba nonsensowne pytanie wszechświata, „Kim jestem?” stawia nas twarzą w twarz z Niemożliwością.
Jest w tym cel. Pojęcia powszechnie uważane za niepojęte: Bóg, Absolut, Istnienie - to wszystko nazwy tej samej rzeczy: faktu, że jesteśmy świadomi. Ale przecież słowo „Bóg” zawsze implikowało „moc”. Czy zatem próbując dociec jądra świadomości, nie usiłujemy zarazem, jakkolwiek bezczelnie, po te moc sięgnąć?
„Kim jestem?” Istnieją dwie odpowiedzi. Pierwsza - jest podstawą współczesnego materializmu i - paradoksalnie - także współczesnego spirytualizmu. Głosi ona, że „ja” ludzkie jest oddzielne od Wszechświata (Boga, itp.), który dzieje się wokół całkiem niezależnie. Tak oddzielone „ja” porusza się wśród okoliczności zewnętrznych, jak łódka na rzece, lub statek w sztormie. Druga odpowiedź należy do praktykujących mistyków oraz niektórych fizyków kwantowych. Głosi ona , że „ja” nie jest oddzielne. Jest ono sprzężone z Wszechświatem, i zmieniając się, zmienia również Wszechświat. Przypomina tu chorego króla z legendy Graala. Wraz z chorobą króla podupada całe królestwo, zaś gdy król zdrowieje, królestwo rośnie w siłę.
Pierwsza z tych hipotez stwierdza, że człowiek zawsze zachowuje się tak samo (lub podobnie), gdyż kierują nim stałe zewnętrzne prawa (biologia, psychologia, dekalog, etc.).
Dowód oparty jest na obserwacji, w której mierzona jest ilość. Obiekty zdają się posiadać niezależną stałą wartość - można powiedzieć 5 jabłek, gdyż wiadomo, że jabłko jest zawsze, mniej więcej takie samo. Druga hipoteza stwierdza, że każdy z nas ma zupełnie inne, indywidualne doświadczenie tego kim jest. Doświadczenie to jest tylko jedno, i dlatego nie wyraża ilości, a - jakość. To jakość mojego własnego życia, jedynego jakiego doświadczam. I o ile testowanie pierwszej hipotezy odbywa się przez pomiar, testowanie drugiej ma w sobie coś z magii. Wymaga pełnego zaangażowania się obserwatora, i zaufania, że rzeczywiście - liczy się dla niego tylko on sam. Takie podejście przestaje być obserwacją, a staje się - podróżą.
Trening Iluminacji przeznaczony jest dla tych osób, które zainteresowane są wyruszeniem w taką wewnętrzną podróż. Pytając siebie „Kim jestem?” i stając twarzą w twarz z niemożliwością odpowiedzi, wychodzimy poza empirię. Zakładamy, że istnieje nowy kierunek, nieznany nauce oraz religii. Byłby to kierunek, w którym możemy podążać niezależnie od wymiarów przestrzeni i czasu. Czy chodzi o ludzkie „ja”? Bingo! Zamierzamy sprawdzić, czy „ja” jest kierunkiem, i czy można w nim podążać, oraz, jeśli tak, co znajduje się pod drodze. Ponieważ jednak warunki eksperymentu istnieją poza przestrzenią i czasem - nie ma sensu wysyłanie tam żadnych instrumentów pomiarowych, zdalnie sterowanych robotów, wzierników i sond - musimy udać się w tę podróż sami, tacy jacy jesteśmy.
Tego co odkryjemy, nie możemy opublikować w gazetach, tak jak publikuje się naukowe odkrycia. Hipotezy „mistycznej” nie da się udowodnić nikomu poza sobą - jedynym rozwiązaniem jakie tu istnieje jest osobiście przekonać się, że „coś” tam jest, i że to „coś” ma wpływ na mój świat. Mogę sam na własne oczy zobaczyć, na własnej skórze przekonać się, że w kierunku zwanym „ja” istnieje „coś” co - całkiem na serio - może mi w życiu pomóc.
Metoda Treningu Iluminacji (ang. Enlightenment Intensive) opracowana została w Stanach przez mistyka i terapeutę Charlesa Bernera (Yogeswara Muni). Metoda łączy zen z psychoterapią czyli kontemplację z komunikacją. W trakcie treningu, zastanawianiu się nad pytaniem „Kim jestem?” towarzyszy komunikowanie wyników kontemplacji partnerowi w parze. Siedząc w parach wydajemy sobie na przemian polecenie „Powiedz mi kim jesteś”. Wydanie tego polecenia przez drugą żywą osobę sprawia, że tym łatwiej doświadczamy naszej indywidualności i niepowtarzalności w tej chwili. Musimy przecież coś odpowiedzieć, i to musi mieć życie, bo ktoś żywy nas w tej chwili słucha! Gotowe schematy na nic, kim jestem teraz, kompletnie bez przygotowania i na żywo? Praktykując widzimy, że tłumaczenie i rozumienie, do jakich przyzwyczaił nas paradygmat materialistyczny, są tu nieskuteczne. Co pozostaje? Próbujemy - z czystej bezsilności - dosłownie wszystkiego, wyginając nasz umysł w najprzedziwniejsze łamańce. Jakkolwiek sprytnie byśmy jednak kombinowali, i jakkolwiek piękne byłyby nasze indywidualne opowieści - nic z tego, bo, jak się okazuje, na pytanie słowami po prostu odpowiedzieć się nie da.
Ale jeśli nie słowami, to czym? Jak jeszcze, prócz słów i idei, można wyrazić istotę badanego procesu? Tu fizyka kwantowa oraz tradycje mistyczne niosą odpowiedź: użyjmy osobistego doświadczenia. Osobiste doświadczenie to coś, co posiada każdy z nas, i co zawsze jest inne, niepowtarzalne. Jego autentyczność mówi do nas nie za pomocą porównań, ale przez uznanie zmiany jakości naszego - i tylko naszego - umysłu. W Treningu Iluminacji wyraźna zmiana jakości naszego „ja” wydarza się już w drugim dniu, a gdy to się staje - parcie na intelektualną odpowiedź maleje. W miarę praktykowania odczuwamy, że coś wisi w powietrzu. Nasza świadomość się zmienia. Mamy wrażenie że podążamy „dokądś”, nie ruszając się przy tym z krzesła. Pojawiają się wizje i wzmocnione emocje. Ludzie nabierają psychologicznej głębi, stajemy się zafascynowani każdą kolejną wersją rzeczywistości, postrzegając jak różni jesteśmy, a przy tym, jak zasadniczo tych samych problemów się trzymamy. Widzimy świat z nowej, szalonej i mądrej - perspektywy.
Znajdujemy się teraz nie na sali warsztatowej, a w kinie, w którym każdy kolejny uczestnik snuje kolorową baśń. Baśni tych słuchamy z wielką uwagą, nie potrzebując już zmuszać się do procesu - on sam wciąga nas i pasjonuje. To napełnia nadzieją, że być może odpowiedź na pytanie „Kim jestem?” jednak istnieje. No, przecież „dokądś” idziemy, prawda? A zatem może „tam” leży odpowiedź, nawet jeżeli nieujęta w słowa, to… jakaś. No właśnie - jaka?
Dość spektakularne efekty specjalne, jakie towarzyszą takiej podróży w głąb, znane są dobrze np. medytującym mnichom zen. Jednakże w metodzie Treningu Iluminacji stan umysłu osiągany w klasycznej medytacji dopiero po kilku tygodniach ascetycznej praktyki, może być doświadczony w ciągu zaledwie trzydniowego treningu, w zasadzie nie obłożonego nakazami oraz zakazami ascezy. Wizje, fale gorąca, dźwięku, przyjemności, bólu i wielu innych potężnych wewnętrznych stanów zalewają nas już w drugim dniu warsztatu. Nie są one celem samym w sobie, dowodzą jednak, że „coś” się wydarza, i przez to działają jak kierunkowskaz. „Dalej, dalej…”
Efektem dodatkowym treningu jest wyraźne zwiększenie otwartości i umiejętności komunikowania siebie innym. Nic w tym dziwnego - przez trzy dni, niemal bez przerwy (z przerwami na jedzenie, toaletę i sen) mówimy i słuchamy innych. Te trzy dni zatem poświęcone są prawie wyłącznie na próby odnalezienia własnej istoty oraz zakomunikowania naszego znaleziska partnerom. Pary ciągle się zmieniają - pracujemy z wszystkimi uczestnikami warsztatu po kolei. Ciągła zmiana partnerów, a także nieustanna świadoma konfrontacja z samym sobą zwiększają ogromnie naszą zdolność koncentracji oraz szczerą motywację do pracy. Odtąd mówimy i słuchamy gdyż sprawia to nam frajdę, nie zaś dlatego, że trzeba mobilizować się siłą. Czujemy, że podróż do wnętrza wydarza się autentycznie, dosłownie odkrywamy w sobie - nowego siebie. Może to być wstrząsające, może ogromnie inspirować, zawsze jednak pozostaje żywym, indywidualnym dowodem na „coś więcej”. I zachętą do coraz szczerszej praktyki.
W trakcie trzydniowego warsztatu Treningu Iluminacji, umysł jest intensywnie czyszczony z wszelkich zalegających tam przekonań o tym kim - lub czym - jesteśmy. W tym procesie, tyleż frustrującym co ekscytującym, stajemy się wreszcie gotowi na chwilowe porzucenie koncepcji umysłu jako przedmiotu obserwacji - i bezpośrednie doświadczenie siebie jako żywego obserwatora (podmiotu). W doświadczeniu tym przekraczamy zawartość umysłu. To punkt przełomowy. Negatyw naszego procesu - bezpośrednie znanie siebie jako doświadczającego podmiotu („oświecenie”), przychodzi do nas nagle, jak cisza po sztormie.
Doświadczenie to, znane każdemu dobrze z dnia codziennego, zostaje tu uwypuklone, nabiera bardzo wyrazistej formy, która następnie pozwala nam świadomie powracać do niego w życiu.
Opuszczając trening po trzech dniach intensywnej pracy znajdujemy się w stanie pogłębionego spokoju i medytacyjnej mądrości. Efektem naszej praktyki jest poluzowanie struktur osobowości i większy kontakt z intuicyjną wewnętrzną siłą - pełnią świadomości, zdrowia i równowagi. Doświadczywszy chwil samoistnej Iluminacji, możemy następnie zanieść ten stan w nasze życie, odtwarzając go w codziennych sytuacjach, które w ten sposób można uzdrowić i zharmonizować.
Trening Iluminacji jest wstępem do głębokiej samoświadomości w codziennym życiu. Jest wstępem do prawdziwej medytacji - nie tej rozumianej jako wyciszenie i relaks, a tej przepełnionej znaczeniem - w której uczymy się doświadczać siebie bezpośrednio, i w której nasze życie staje się wiodącym w inny wymiar Procesem.
Powiedz mi, kim jesteś?
Trochę więcej o formacie praktyki duchowej Enlightenment Intensive (Trening Iluminacji), w świetle niedawno przeprowadzonego warsztatu, oraz pracy R. Bernera The Consciousness of Truth. A Manual for Enlightenment Intensive.(Świadomość Prawdy. Instrukcja do Treningu Iluminacji)
Kilka myśli i spostrzeżeń na gorąco po niedawno przeprowadzonym warsztacie E. I.
Było nas osiem osób, pracujących w stale zmieniających się parach. W sumie w ciągu weekendu zrobiliśmy 21 diad, czyli 40 minutowych okresów medytacji w parach. Przez cały ten okres w zasadzie nie opuszczaliśmy terenu przeznaczonego na warsztaty, którym był dom Wojtka Jóźwiaka w Milanówku. Jedynymi aktywnościami, którym oddawaliśmy się oprócz praktyki diad, były czynności kuchenne (jedzenie gotowanie, zmywanie), spanie, osobista toaleta oraz rozmowy we własnym gronie. Była możliwość krótkiego spaceru, z której czasami korzystano. Wojtek urozmaicił warsztat krótką sesją relaksu przy bębnie.
Co dał nam warsztat i jak potoczyły się jego koleje. Otóż zacznijmy od złych wieści: nie dał nam Iluminacji (Oświecenia). Przynajmniej nie tej rozumianej jako punktowe, choć na ogół nietrwałe, doświadczenie czystej prawdy o sobie. A teraz dobra wiadomość. Doświadczyliśmy paru prawd nie tak czystych, za to ogromnie przyjemnych, a i, co nie da się chyba ukryć, pożytecznych w życiu późniejszym. Tu należy się słowo wyjaśnienia. Naturą bowiem Enlightenment Intensive - Treningu Iluminacji - jest doświadczanie rozmaitych poziomów umysłu, znajdujących się na drodze do ostatecznego „czystego” doświadczenia. Zamiast jednak potępiać owe poziomy jako generujące „przywiązanie”, lub nawet ignorować z pobłażliwym uśmiechem i wzruszeniem ramion, jak to czynią asceci, Trening Iluminacji z uśmiechem je wita. Masz doświadczenie czegoś innego niż „zwykłość”? Bardzo dobrze! Czujesz się niezwykle, wspaniale, energetycznie, ekstatycznie, „świecąco”? O to w tym wszystkim chodzi! Wejdź w to doświadczenie w pełni i w pełni je przeżyj. Wszelkie stany pośrednie na drodze do Iluminacji mają ogromną wartość, otwierają nas bowiem na doświadczenie „czegoś innego”, budząc w nas wiarę, światło i motywację do praktyki. To nie jest mała rzecz, wziąwszy pod uwagę, iż razem z nimi generowana jest ogromna ilość psychicznej energii. Do energii tej tak czy owak dążymy w życiu jakie toczy się na zewnątrz medytacyjnej sali - choćby zarabiając pieniądze, nawiązując kontakty czy - realizując własne wizje. To właśnie znane z psychologii „głaski” - owa psychiczna stymulacja, która uzdrawia złamane życiorysy, leczy depresję, nadaje rumieńce związkom, a w codziennym, nie tak może ostatecznym wymiarze - po prostu napełnia nasze życie jakąkolwiek w ogóle treścią.
„Głaski”
Wyrażę tu moje osobiste przekonanie, iż „głaski”, a więc psychologiczna przyjemność, stanowią cel życia. „Głasków” szukamy wszyscy - chcąc, czy nie chcąc - bez nich prawdopodobnie po prostu machnęlibyśmy na wszystko ręką i poszli spać. Natomiast dobra i właściwie praktykowana technika samorozwoju zaś daje nam tych „głasków” o wiele, wiele więcej niż tzw. „zwyczajne życie”. Napełnia nas ekstazą, sensem, żywotnością - to właśnie „głaski” we wersji skondensowanej - coś w rodzaju batona energetycznego dla atletów.
Pytanie „Co z głaskami dalej zrobić?”, tzn. do czego je wykorzystać, żeby wszystkiego nie popsuć, jest oczywiście jak najbardziej aktualne. Nawet bardzo duży atleta może przecież zdewaluować się do pakera-rzezimieszka. Tym niemniej, aby coś wykorzystać, musimy to najpierw mieć. Musimy trzymać w garści nasze „głaski”, doświadczać ich we krwi, muszą przepełniać one nasze niedocenione ciało rozkosznym dreszczem. Dopiero wtedy możemy bez plamy zapytać siebie „OK, to teraz co z tym dalej robić?” Jednak nie wcześniej. W żadnym wypadku nie wcześniej.
Otóż, czas przyznać, iż na skutek intensywnego stosowania techniki Diady Komunikacyjnej, w formacie - na miarę naszych możliwości - zgodnym z założeniami sesji Treningu Iluminacji jak widzi je Berner, uzyskaliśmy owego weekendu całkiem sporą ilość „głasków”. Można powiedzieć, że było nam dobrze, przepełniała nas energia, wzajemna głęboka sympatia i zrozumienie, a nasze psychologiczne problemy - na pewien czas jakby zeszły na plan dalszy. Piszę to w około 14 dni po warsztacie, czując że efekty jego „intensywnego doenergetyzowania” wciąż się, z niewielką pomocą, utrzymują. Moja świadomość jarzy się pewnością i spokojem, które odsuwają na bok „cienia” z jakim zazwyczaj się borykam. Trzeba tu jednak podkreślić, i twórca metody, Berner, podkreśla to z całą mocą, że „głaski” i właściwa Iluminacja (Oświecenie), to dwie różne rzeczy. Czym więc jest Iluminacja, i, skoro nie udało nam się jej doświadczyć, jakie w ogóle są szanse doświadczenia jej na Treningu Iluminacji?
Znać siebie
Otóż Iluminacja, jak definiuje ją Berner, jest:
świadomością stanu bezpośredniego znania siebie, jakim się naprawdę jest.
To, jakim się naprawdę jest, nazywa Berner indywidualnością. Indywidualność według niego to czysty poziom znania siebie, charakteryzowany przez cztery czynniki:
* 1. egzystencję
* 2. jednorodność
* 3. zdolność dokonywania wyboru,
* 4. unikalność
Świadomość, że posiada się te cztery czynniki, i tylko je - nazywa Berner Iluminacją (ang. Enlightenment). Innymi słowy, oświecony człowiek wie na pewno tylko te cztery rzeczy: że istnieje, że występuje w liczbie egzemplarzy jeden (a nie np. dwa), że ten jeden może z własnej inicjatywy działać, oraz że jest on zjawiskiem całkowicie jedynym w swoim rodzaju i niepowtarzalnym.
Nasz problem jednak polega na tym, że doświadczenie tych czterech czynników Ja w stanie czystym napotyka na opór. Nie chcemy doświadczać siebie z pomocą terminów tak prostych i jednoznacznych, nawet gdyby były one prawdą o nas. Prostota nie jest czymś popularnym. Idea pytania „Kim jestem?” wydaje się na początku każdemu kompletnym nonsensem. „Po co pytać kim jestem? Przecież doskonale wiem, kim jestem, i czego tu jeszcze szukać?” Możemy też myśleć w ten sposób: „Czy mam sobie zasugerować jakąś nową tożsamość? Czy mam sobie wmówić kim jestem? Słowem - czy nie jest to małe pranie mózgu?”
Próba bezpośredniego doświadczenia kim naprawdę jesteśmy przywołuje mechanizmy obronne - te właśnie prawdy pośrednie, jakie w ciągu lat zgromadziła nasza osobowość. Mówimy więc o wszystkim tylko nie o tym, kim naprawdę jesteśmy - i nie jest to wcale błąd - to część tej techniki. Technika Treningu Iluminacji polega na werbalnym (sic!) wyrażeniu wszystkiego, co pojawia się w naszej świadomości jako rezultat otrzymania instrukcji „Powiedz mi kim jesteś.” Bezsens tego polecenia i rzeczywista niemożność jego poprawnego wykonania jest motorem, który ma nami wstrząsnąć. Próbując wykonać zadanie jak najlepiej umiemy, i doświadczając, że po prostu nie jesteśmy w stanie go wykonać, tkwimy w impasie - sytuacji z gruntu nonsensownej. Sam fakt że nie dzieje się to gdzieś w klasztorze, kościele czy czasach mitycznych, ale tu, teraz, na warsztacie bez jakiegokolwiek prawie teoretycznego zaplecza - sam fakt, że tu oto całkowicie samodzielnie musimy próbować odpowiedzieć na bodaj najbardziej abstrakcyjne i „literackie” pytanie jakie zadaje sobie człowiek, jest sytuacją wystarczająco dziwaczną, aby wywołać w nas pewnego rodzaju traumę. Bez wiary w cokolwiek, bez specjalnego zaufania do autorytetu (nikt w zasięgu ręki nie uważa się za „oświeconego”), mamy podjąć heroiczną próbę zmierzenia się z pytaniem, które doprowadzało rishich do obłędu? My? Pracownicy takiego to a takiego przedsiębiorstwa, rodzice dwójki dzieci? Wolne żarty?
Nie uciekać przed ego
W pracy na Treningu Iluminacji wykorzystujemy impet naszego ego, które święcie wierzy, iż potrafi się określić. To ważne. Musimy przyznać, że istnieje w nas taka część, która wierzy, iż opisowa i werbalna odpowiedź na instrukcję „Powiedz mi kim jesteś” jest możliwa. Ważne jest, aby pozwolić tej części mówić. Powinniśmy pozwolić sobie być „przemądrzałym” gadułą, którym, Bogiem a prawdą, każdy z nas gdzieś w głębi serca czasem się czuje. Fałszywa skromność czy poczucie „mentalnej powściągliwości”, wynikłe z rozmaitych przedmiotów wiary, typu „Prawda jest poza słowami”, „Mowa jest srebrem a milczenie złotem”, „Słowa szkodzą” itp. praktycznie uniemożliwia odniesienie korzyści z Treningu Iluminacji.
Każdy z nas, nawet najświętszy mnich, posiada myśli, myśli zaś - to słowa. W treningu Iluminacji nie ignorujemy naszych myśli (jak na ścieżkach ascetycznych), ale przyznajemy się do nich, wyrażamy je i podkreślamy, by tym silniej zobaczyć, że nimi NIE jesteśmy. Cisza pojawia się tu jedynie wtedy, gdy w naturalny sposób nasz umysł milknie. Milczenie nie zostaje nigdy narzucone z góry. Jest przydatne do tego, aby zagłębić się w sobie, potem jednak powinno ustąpić miejsca werbalizacji. Naszym zadaniem jest, za pomocą słów, gestów i mimiki określić, kim w danym momencie jesteśmy. Należy robić to bez fałszywej pokory czy ideologicznych uprzedzeń - po prostu opisać, czego się doświadcza, jakkolwiek nie byłoby to naszym zdaniem „hałaśliwe”, „nieważne” czy „bez treści”. Być może nasze ego jest hałaśliwe, puste i beztreściowe. Tak zresztą jak i każde inne ego, lecz cóż z tego? Naszym zadaniem jest nie ukrywanie tego faktu, lub jego „powściągniecie” - my chcemy przyznać się do tego i wykrzyczeć to na całą ulicę! Oto mamy ego, mamy myśli - niech każdy zobaczy! Jesteśmy jak nieśmiały młodzieniec, który z lęku przed towarzystwem całe lata spędzał w zaciszu domowej biblioteki. Doznawszy oświecenia, może on teraz raźno wbiec na bal u marszałka, w powyciąganym swetrze, niemodnych spodniach, i okularach jak denka butelek. Dokładnie taki, jakim jest właśnie w tej chwili, cóż ma do stracenia? Pierwszy krok - jakikolwiek by nie był - jest lepszy niż dalsze tkwienie w jaskini.
Rzeczywista komunikacja
Nasz partner zwraca się do nas z instrukcją ”Powiedz mi kim jesteś”. Swoją wypowiedzią, przyznajemy się zwyczajnie do prostej prawdy - NIE WIEMY. Demonstracja ta jest też gestem przyjaźni, jest jak broń, którą rzucamy na ziemię, pokazując puste ręce. „Zobacz, mam broń, ale nie chcę jej przeciw tobie używać. Rzucam ją na ziemię, abyś i ty mógł bez obaw zrobić to samo ze swoją.” W tej wymianie partnerzy inspirują się wzajemnie do poszukiwania bezbronności. Stan ten jest jak ziemia niczyja. Można się tam spotkać w przyjaźni bez potrzeby bronienia siebie. „Wypłukawszy” nasz umysł z obrony, stoimy na świętej ziemi, gotowi rzeczywiście siebie wysłuchać, rzeczywiście siebie komunikować.
Mówi Berner: „Bezpośrednie znanie siebie oznacza lubienie CIEBIE. Gdy zaczynasz doświadczać faktu, że inni dokonują w życiu wyborów dokładnie tak jak ty, obwinianie staje się coraz trudniejsze.”
I dalej: „Im głębsza iluminacja, tym łatwiej akceptować innych, im łatwiej akceptować innych, tym głębsza iluminacja. Akceptacja siebie i WSZYSTKICH innych jest wyzwoleniem. To więcej niż może dać Trening Iluminacji. Ale on jest początkiem.”
To jasne, jest w nas ten, który trąbi, że wie. To jasne, on wie kim jest, wie co należy czuć, jak rozumieć, wie też wszystko o dobrym, właściwym życiu, wie też co w życiu boli. To właśnie ta część, która w czasie Treningu Iluminacji, będzie używać najprzeróżniejszych argumentów aby przekonać nas, że mamy jakąś obiektywną rację. Będzie „afirmować”, modlić się, filozofować, będzie cyniczna, wyniosła, agresywna, znudzona, „miłująca”, i niezależna. Czasem będzie zdystansowana, czasem może „kotwiczyć sukces” i „programować zdrowie”, czasem narzekać, doświadczać wizji, błysków, krzyczeć „eureka!”, czasem ziewać i prowokować. Będzie używać tysiąca i jeden wytrychów, które mają jeden wspólny cel: utwierdzić siebie - i drugą osobę - w przekonaniu, że COŚ się jednak wie.
Gdy nasz partner twierdzi, że coś wie, patrzymy nieufnie. Fakt, że ktoś wie coś, czego my nie wiemy, działa jak ostroga. Czujemy się niewygodnie, a jednak, może warto byłoby zapytać wtedy samych siebie - czy przypadkiem nasz partner słuchając nas nie czuje się tak samo nieufnie? Być może zdziwiony jest jak bardzo różne są nasze odpowiedzi? Być może, w skrytości ducha nas potępia? A może zazdrości nam? Może nie czuje się z nami wygodnie i boi się nas? Lub może po prostu jesteśmy mu kompletnie obojętni? Gdy obaj partnerzy diady uświadomią sobie w ten sposób subiektywność własnych wypowiedzi, diada może zacząć naprawdę działać. Jest to znakomita okazja aby w naszym partnerze, jak w lustrze, ujrzeć własną ograniczoność, i przyznać ją, nie tylko słowami, ale emocjonalne, fizycznie, uznać ją całym sobą.
Doświadczenie indywidualności
Widzimy wtedy, że „pyszałek, który wie” - to nie wszystko. Widzimy to, ponieważ doświadczamy co i rusz, że prawda tak naszych jak i naszego partnera odpowiedzi pozostawia wiele do życzenia. Odpowiedzi nie satysfakcjonują nas i im doszczętniej rozbieramy siebie na kawałki, tym wyraźniej czujemy się niezadowoleni, i tym usilniej poszukujemy czegoś więcej.
Ale przecież - możemy powiedzieć - nawet i te „niepoprawne” odpowiedzi - to my! Jeśli jestem w tej chwili „kochający i dobry” - czyż to nie piękne? Jeśli wyniosły i cyniczny - czyż nie mam racji? Jeśli rozmodlony - tak, no bo przecież czyż nie powinniśmy się modlić? A jeśli „programuję się” właśnie na sukces - czyż nie jest to ważne i cenne? A jednak w procesie Treningu Iluminacji okazuje się, że żadna z naszych „racji” nie jest trwała i istotna dla naszego oświecenia. Przeciwnie - trzymając się jakiejś naszej racji, przestajemy naprawdę kontemplować. Kontemplacja jest odnowieniem, odkryciem nowego, nieoczekiwanego wymiaru, czymś co ożywia tak nas jak i naszego słuchacza. Jest jak strumień chłodnej wody obmywający nas z tego co znane i niosący ku nowym odkryciom. „Racja” jest jej przeciwieństwem. Mając „racje” jałowo „klepiemy” wyuczone w przeszłości odpowiedzi, nie odczuwając nieraz nudę i senność. Oto powtarzamy wytarte cliche których nauczyło nas życie, oto relacjonujemy komuś po raz kolejny nasz punkt widzenia, ten zaś słucha tego, jak zacinającej się płyty. Nawet jeśli zaprogramujemy w sobie więcej miłości, zdrowia, nawet jeśli utwierdzimy się w naszej niezależności, niepowtarzalności lub buncie - nawet wtedy nie wydarzy się tak naprawdę nic nowego! Tkwimy w pułapce ego, które ze wszystkich sił chce nas przekonać, że wie, kim jest. Ego jest tak subtelne, że nie zauważamy go - twierdzimy, że to po prostu my! Teraz jednak pojawia się okazja doświadczenia czegoś nowego. Jeżeli bowiem to ego gada - to kto jest tym, kto właśnie to zauważył?
Aha.
KIM JESTEM?
Oto istota sprawy. Zauważamy, że nasza obecna postawa nie posuwa nas wcale naprzód. Nie jest więc prawdziwa. To ego jest w danej chwili kochające, to ego dowodzi, ego się egzaltuje i ego wielbi wymierne osiągnięcia! Ach, ale cóż za nieprzyjemność uświadomić to sobie! Co za niewygoda odkryć, że moja „racja” nie jest tym kim jestem, podobnie jak racja mojego partnera nie jest tym kim jest on! Nikt nas nie zmusi, abyśmy uznali, że się mylimy, że wydawało nam się, że cała nasza postawa jest jedynie punktem widzenia. Tylko my sami, kroczek po kroczku, możemy zacząć to zauważać i tylko my sami możemy oddzielić się od naszych „racji” i stanąć z pustymi rękami w obliczu kolejnego „Kim jestem?”
To „my sami” jest odpowiedzią. „My sami” czyli używając słów Bernera, nasza „indywidualność” - jest naszym celem. Cel ten, twierdzi Berner, znajduje się poza całym powstałym w przeszłości zbiorem definicji. Wszystkie one oparte są na przeszłym doświadczeniu siebie, na podstawie którego próbujemy sformułować obecny punkt widzenia. A przecież „my sami” - nasza indywidualność (w odróżnieniu od ego), wydarza się zawsze na bieżąco, teraz. Indywidualność nie musi wynikać z doświadczenia, poglądów, osobowości czy opinii. Indywidualność wydarza się teraz. „Powiedz mi kim jesteś” nie musi wcale być spójne z czymkolwiek co mówiliśmy do tej pory. Jest żywym, nonsensownym i niemożliwym doświadczeniem opisu nieopisywalnego, które nie ma związku z niczym innym - poza Mną, w tej chwili.
Powziąć intencję
Pytanie „W jaki sposób należy właściwie kontemplować - kim jestem?” Berner, z zacięciem matematyka, redukuje do najprostszej możliwej definicji. Brzmi ona:
„Należy powziąć intencję, bezpośredniego znania siebie.”
Berner wprowadza tu pojęcie „bezpośredniego znania”, lub „bezpośredniej wiedzy” (direct knowing). Porównuje to do intuicji. Intuicja jest mocą umysłu, za pomocą której umysł NATYCHMIAST postrzega rzeczy, bez rozumowania i analizy. Bezpośrednie znanie podobnie, jednak tym różni się ono od intuicji, że intuicja postrzega sprawy świata, natomiast bezpośrednie znanie - nie. Czemu więc służy bezpośrednie znanie? Oto odpowiedź: Za pomocą „bezpośredniego znania” jedna indywidualność zna inną indywidualność. Dzieje się to zawsze właśnie teraz. Intuicja oparta jest na czasie, podlega więc prawom świata utworzonym w przeszłości. Bezpośrednie znanie wydarza się w bezczasie, czyli w tej właśnie chwili. Bezczas tej chwili nazywa Berner „wiecznym królestwem indywidualności”.
Berner mówi też, że takie bezpośrednie znanie siebie, dla większości ludzi przez większą część czasu NIE jest możliwe. Trzeba to uznać jako fakt. Spełnienie warunku „poznania samego siebie” - dla niewyćwiczonego umysłu jest prawie nieosiągalne. Czy to oznacza, że Iluminacja, jak rozumie ją Berner, jest czymś z gruntu nieosiągalnym? Jeżeli tak jednak, po co w ogóle Treningi Iluminacji? I czy nie lepiej byłoby zmienić nazwę na np. Trening Medytacji w Parach, Warsztaty Dialogu, albo coś podobnego, co pozostawałoby w większej zgodności z faktyczną naturą procesu?
Otóż Berner daje w tym zakresie pewną radę. O ile bezpośrednie „znanie siebie” nie jest na początku możliwe, o tyle dla każdego, choćby nie wiem jak początkującego, w pełni wykonalne jest „powzięcie intencji bezpośredniego znania”. Dlatego Berner zaleca - należy „powziąć intencję bezpośredniego znania”. Więcej - powzięcie takiej intencji jest istotą kontemplacji. To, co pojawia się w odpowiedzi, nie będzie bezpośrednią prawdą. Bezpośrednia prawda, zawierająca się w doświadczeniu czterech wymienionych wcześniej czynników (egzystencji, jednorodności, zdolności wyboru i unikalności) jest jeszcze daleko przed nami. Jednak sama tylko intencja doświadczenia tej prawdy - jest już kontemplacją.
Ważne, aby intencja była szczera i odnawiana za każdym razem, gdy kontemplujemy. „Chcę wiedzieć, kim jestem, teraz.” Intencja wyjścia poza myśli, poza przeszłość, emocje i czas, intencja znalezienia się w całkowitym, 100% kontakcie z TERAZ nie stawia sobie wcale za cel łatwego zadania. Nie jest nim wbrew pozorom ów słynny „stan uważności”, w jakim możemy zmywać naczynia lub wykonywać „przytomnie” jakąś pracę. Nie chodzi o to, by być bardziej przytomnym, obecnym, uważnym lub przebudzonym. Przytomność, obecność itp. sugerują pewną ciągłość, a zatem - jakkolwiek zbożnie - uwzględniają czas. Stuprocentowy, całkowity kontakt z teraz nigdy nie jest ciągły - wydarza się tylko jeden raz: teraz. Gdy się już wydarzy, przestaje być tym, czym jest - staje się częścią przeszłości, która nas tu nie interesuje. Dlatego wejście w ten stan jest tak trudne: wydaje się on absolutnie niczemu nie służyć, donikąd nas nie zabiera, i zawsze wydarza się po raz pierwszy. Nie ma tu postępu. Trudno określić czy idzie się naprzód czy stoi w miejscu - każde kolejne udane wejście w TERAZ jest wielkim wyzwaniem, a wspomnienie wszystkich poprzednich - już tylko wspomnieniem. Nic nie poprawia się, nie nabiera tempa, znika tak satysfakcja z przeszłości jak i nadzieja na przyszłość. Po raz pierwszy, i niestety ostatni w życiu - tkwimy w totalnej niemożliwości.
Wyrażając „intencję bezpośredniego znania”, mówimy „Jest mi trudno być w pełnym kontakcie z TERAZ, ale chcę powziąć intencję, aby, najlepiej jak w tej chwili potrafię, w ten kontakt wejść.” Jeśli tylko szczerze próbujemy tę intencję powziąć, z reguły pojawi się jakieś uczucie, doznanie lub myśl. Może to być coś bardzo prostego - „Mam na imię Janek.” „Jestem w kuchni”, ”Jestem niepewny” - wszystko to są odpowiedzi błędne, pośrednie prawdy, które nie dają nam dogłębnego poczucia „kim jesteśmy”, sprawiają tylko tymczasową, niewielką ulgę. To jednak w zupełności wystarcza, dopóki tylko chcemy za każdym razem na nowo powziąć intencję wejścia w TERAZ. W tradycyjnym Treningu Iluminacji uczestnicy wykonują ok. 30 diad. To dużo, wziąwszy pod uwagę moc techniki i krótki czas trwania Treningu. W czasie tych 30 diad, u każdego kto poprawnie wykonuje technikę, wydarzy się bardzo wiele. Z czasem poczujemy, iż nasze odpowiedzi wydają się prawdziwsze niż na początku. To dobry znak. Jednak nawet teraz wciąż daleko nam do absolutnej, stuprocentowej wiedzy, że tym właśnie jesteśmy. Czujemy jednak postęp -oho! coś się dzieje… Nasze TERAZ stało się głębsze, przestajemy też być tak szablonowi - nasze odpowiedzi coraz częściej zaskakują. Zaskakują nas też odpowiedzi partnera, i obserwujemy, że dzieje się to z wzajemnością. Wzrasta wzajemne zainteresowanie naszymi opowieściami - słuchamy teraz siebie nawzajem bez nudy i nieufności, ale z wielką uwagą, która jest niejako pochodną naszych wysiłków „znania siebie teraz”. Uwaga pojawia się spontanicznie - nie wymuszamy jej przez koncentrację, przepływa ona przez nas naturalnie. Ma też w sobie sporo emocji - nie tylko służbiście „uważamy” na słowa partnera, ale coraz bardziej po prostu „zasłuchujemy się” w jego słowa, ponieważ go zwyczajnie lubimy.
Rozpoznawanie oświecenia
Na warsztacie w Milanówku takie „zasłuchanie” nie przyszło jednak od razu. Musiało upłynąć prawie półtora dnia ciągłej praktyki, aby diady przestały być obowiązkiem. Jest to zgodne z tym, co opisuje Berner. Twierdzi on, że po ok. półtora dnia następuje u uczestników wyraźne przesunięcie świadomości w stronę Iluminacji. Nie oznacza to, że następuje koniecznie Iluminacja, jednak kontemplacja realizowana jest przez uczestników z coraz większą łatwością, a w jej efekcie zaczynają pojawiać się tzw. „fenomeny”. „Fenomeny” to nic innego jak przyjemne, „głaskowe” stany, które mogą przybierać postać wizji, światła, polepszonego humoru lub wglądów na zasadzie „Eureka! Rozumiem jak to działa!”. Takich wglądów, jak również innych przyjemnych (bądź nieprzyjemnych) stanów nie należy oczywiście mylić z samą Iluminacją (Oświeceniem).
Berner, w swoich statystykach stwierdził, że przy właściwym wykonywaniu techniki, ok. 30% do 50% uczestników przed końcem trzeciego dnia powinno przejść doświadczenie Iluminacji. Wielu innych jednak przeżywa w tym samym czasie „fenomeny”. Jak zatem rozpoznać oświecenia, i jak odróżnić je od wglądów, wizji i energetycznych fajerwerków? Jeżeli jest ono czymś innym, powinna istnieć metoda odróżniania go i określania, tak aby ci, którzy go doświadczyli, mogli swe doświadczenie w jakiś sposób potwierdzić. Czy taka metoda istnieje?
Oprócz przetoczonych już definicji, oraz faktu, że „iluminowany” na ogół sam wie (tzn. jest pewien), że oto właśnie teraz przydarza mu się „bezpośrednie znanie siebie” - nie ma tu reguł. Podstawowym metodologicznym kryterium jakie podaje Berner, jest określenie na ile nasz świeżo oświecony adept jest pewien prawdziwości swojego doświadczenia. W przypadkach bezsprzecznych np. nie może on mówić (bo go zatkało), zanosi się od śmiechu, itp. często też jego przekonanie, że „właśnie jest tym” i że „zawsze tym był, bo nic nigdy się nie zmieniło” - jawi się jako absolutna, samo rozumiejąca się pewność. W technice Treningu Iluminacji, ciekawe jest też to, że Oświecenie następuje z reguły jako bezpośredni rezultat poprawnego wykonywania techniki. Udział prowadzącego trening w „oświecaniu” adeptów nie jest tu wymogiem - sama technika, jak twierdzi Berner, jest na tyle potężna, że doprowadza do Iluminacji, często zupełnie niezależnie od tego na ile oświecony jest sam prowadzący. Pojawienie się, bądź nie pojawienie się iluminacji jest osobistą sprawą praktykującego, wynikłą z czystej praktyki diad, a nie np. z jakiegoś „przekazu” lub „wzmocnienia” otrzymanego od instruktora. Oświecenia uczestników wydarzają się tu spontanicznie, na ogół w trakcie trwania diady, lub w przerwach. Oświecony instruktor będzie miał oczywiście łatwość weryfikowania oświeceń, przez porównanie z miejscem w którym sam był (lub bywa).
Idealne warunki prowadzenia Treningu Iluminacji
Aby jednak oświecenie uczestników miało się szanse wydarzyć potrzebne jest poprawne wykonywanie techniki przez dużą część Treningu. To wbrew pozorom nie jest łatwe, i nie sprowadza się do jednorazowego udzielenia instruktażu przez prowadzącego. Berner, który eksperymentował z formatem Treningu Iluminacji przez 10 lat, podczas których przeprowadził 99 takich treningów i zetknął się z tysiącami uczestników, zaobserwował, iż już od pierwszej diady, większość z praktykujących starała się automatycznie uniknąć uczciwego wykonywania techniki. Grzęźniemy często na całe godziny w nieistotnych mentalnych meandrach, lub blokujemy się i opieramy regułom jakie narzuca technika. Aby temu zapobiec, Berner wprowadził do Treningu Iluminacji monitorów - opłacane z funduszy Treningu osoby, których jedynym celem jest sprawowanie kontroli nad poprawnym wykonywaniem techniki przez grupę. Klasyczne błędy są przez te osoby na bieżąco, i w delikatny sposób korygowane, tak aby grupa podążała możliwie na skróty, przez nieraz bardzo przyjemne i rozległe krainy ego - ku zaplanowanemu celowi Iluminacji.
Warsztat jaki odbył się w Milanówku nie był niestety ideałem z punktu widzenia metodologii Enlightenmnet Intensive. W klasycznym Treningu Iluminacji mamy 30 diad (pracujemy cały piątek, sobotę i zazwyczaj też całą niedzielę). Warsztat w Milanówku z konieczności musieliśmy zaplanować na piątkowe popołudnie, sobotę i niedzielę do godz. 16-tej. W sumie więc był przynajmniej o 1/3 za krótki. W chwili gdy, znacznym wysiłkiem, osiągnęliśmy bardzo wysoki poziom energii, okazało się, że musimy już rozjeżdżać się do domów. Zakończyliśmy więc prawdopodobnie dokładnie w momencie, w którym, szansa na „skok” była stosunkowo największa.
Trzeba tu jednak przyznać, że właściwie nie planowaliśmy tego warsztatu jako zorientowanego ściśle na Iluminację, i nie przywiązywaliśmy zbytniej wagi ani do właściwej kontemplacji ani do idei „właśnie teraz” jak również „powzięcia intencji bezpośredniego znania siebie”, jakie opisałem wcześniej. W zamierzeniu miał to być raczej E.I. w wersji „light”, obliczonej na ogólne wygadanie się i otwarcie, a więc tzw. „Janus worshop”. (Janus był bogiem o dwóch twarzach, stąd nazwa „otwierających” warsztatów komunikacyjnych posługujących się techniką diady przyjęła jego imię).
Kolejną rzeczą, którą należałoby być może rozważyć w przyszłości, jest monitoring warsztatu przez powołane do tego osoby (monitorów). Ponieważ w warsztacie brało udział tylko ośmiu uczestników, a koszta z założenia miały być niskie, zatrudnienie monitora (monitorów) nie wchodziło w grę. Osobiście brałem udział w diadach tak jak wszyscy, nie mogłem więc właściwie nadzorować ich przebiegu. Widzę też teraz, że przeprowadzenie instruktażu nie powinno być jednorazową czynnością (wykład), ale procesem korekty w etapach, rozłożonym na okres przynajmniej półtora dnia. Błędy jakie popełniamy są rozliczne i omówienie ich wszystkich na raz, przy zachowaniu uwagi i zainteresowania audytorium nie jest chyba możliwe. Na kolejnych warsztatach chcę spróbować omawiać poszczególne błędy w kilkunastu 5-minutowych mini-sesjach.
Spodziewam się, że w przyszłości, przy lepszych warunkach lokalowych, i większej liczbie uczestników, uda się stopniowo zrealizować idealną formułę Bernera. Tymczasem były to warsztaty pionierskie, przecierające szlaki pod przyszłą „fabrykę satori”.
Parę uwag końcowych
Choć, o ile wiem, nikt z nas nie przeżył w czasie warsztatu chwili rzeczywistej Iluminacji (uczestnicy, poprawcie jeśli się mylę!), to wynieśliśmy z zajęć wielką ilość światła i nadziei. Technika zrazu prowadząc przez ziemie liche, nieurodzajne, wśród ostów i szarości codziennego umysłu, zawiodła, (nomen omen w niedzielę), do miejsca przyjaźni i otwartości, które każdy z nas, wedle własnych potrzeb, poniósł w sobie tylko znane rejony życia. Osobiście podtrzymuję stan wysokiej energii robiąc około 10 diad tygodniowo, i jestem zaskoczony jak dobrze udaje mi się go utrzymać, i jak konkretnie przekłada się na moje codzienne sprawy. Warsztat nadał mojej praktyce diad wielkiego impetu, teraz wystarczają trzy diady, aby większość codziennych problemów zupełnie zmieniała wygląd, stając się bardziej „sterowalna” i mniej zagrażająca. Wraz z tym stanem wewnętrznej spójności pojawiła się też duża aktywność i inicjatywa.
Chciałem na zakończenie serdecznie polecić wszystkim anglojęzycznym czytelnikom - książkę Richarda Bernera The Consciousness of Truth. A Manual for Enlightenment Intensive.(Świadomość Prawdy. Instrukcja do Treningu Iluminacji), na której oparłem niniejszy artykuł. Pozycja zawiera prosto i jasno wyrażony zapis doświadczeń Bernera z formatem E. I. - włączając w to jego wcześniejsze doświadczenia w pracy z technikami komunikacyjnymi oraz ostatnio wprowadzoną rewizję niektórych aspektów metody. Przed nami niewiarygodnie precyzyjny umysł, który poświęcił większą część swojego życia doskonaleniu technik komunikacji oraz wywoływania u ludzi doświadczenia iluminacji. Jak sam mówi, testował na ludziach i sobie setki ogólnodostępnych metod wglądu, analizując w swoich badaniach doświadczenia, wedle jego własnych słów, „setek tysięcy ludzi”. Pozycja The Consciousness of Truth. A Manual for Enightenment Intensive. jest owocem życia spędzonego prawie wyłącznie na badaniu tematu wzbudzania oświecenia, jak również 10-ciu lat (do roku 1977) spędzonych wyłącznie na eksperymentalnym doskonaleniu techniki E.I. Książka jest na świecie podstawowa zalecaną lekturą dla wszystkich zainteresowanych tematem Enlightenment Intensive. Jest dostępna za darmo w Internecie.
Oświecenie w weekend?
Treningi Iluminacji jakie od jakiegoś czasu organizuję w Warszawie sprawiają, tak mnie jak i zainteresowanym, sporą frajdę. Po ustaleniu technicznych szczegółów metody, opisie jej działania, podstaw teoretycznych i pochodzenia, pora zająć się samym Oświeceniem! Charles Berner, twórca metody, przedstwia Oświecenie jako szczytny cel tej techniki, co zawarto zresztą, nader dobitnie, w jej nazwie. A zatem - kto i kiedy doświadcza "oświecenia" podczas Treningu, czy to jest miłe czy niemiłe, trudne, czy łatwe, co ostatecznie daje, - i co najwazniejsze - czy się ogóle wydarza?
Proste!
Odkąd zacząłem praktykować jakikolwiek rozwój, słyszę jedną rzecz: "TO - jest proste". Myślę sobie - fajnie. Jeżeli jest proste - nie ma problemu, nie trzeba się wysilać, wystarczy TO, jak by tu powiedzieć, "załapać". Tu jednak zaczynają się schody. Czym jest TO, które należy "załapać"? Muszę przecież wiedzieć CO ma być proste - np. kij lub drut są proste, ale czy TO jest kij lub drut? Wychodzi na to, że TO z kijem ani drutem wiele wspólnego nie ma. Ma natomiast z Filozofią. Mamy więc filozofię indyjską, chińską i japońską. Filozofię chrześcijańską, suficką, filozofię kwarków i Kwakrów. Ain Sof i Nieskończoność, Skaczącego Niedźwiedzia, gnostyków i Wilbera. Tantrę i seks. Uf. I wszystko w kółko tłumaczy jeden temat - co TO jest. No dobrze. Tylko, że ja wciąż pamiętam jak mi ktoś mądry klarował: "To jest, kurna, Proste". I co?
Sprawa faktycznie uprościła się, gdy okazało się, że chodzi o zwykłe Ja, to znaczy to, na ile potrafię bezpośrednio doświadczać, że to Ja istnieję, i że to Ja to wszystko widzę, czuję itp. Jak człowiek zalatany, to na takie doświadczanie nie ma czasu, więc sobie obiecał, że w "wolnym czasie" usiądzie i doświadczy. No więc, choć niby to Ja jest z nami cały czas, to większą część czasu - tak jakoś "po psiemu". Trzeba dopiero usiąść i powiedzieć do siebie "Ja", pomyśleć "Ja", czy tam co komu potrzeba zrobić, żeby w pełni do nas dotarło, że faktycznie, Ja, to Ja, i jaka frajda, nie? No więc, zwyczajnie i po prostu, te wszystkie filozofie i szkoły powstały po to, żeby nas do tego skłonić. Omawia się w nich COŚ, i im większą powagę się temu CZEMUŚ wmówi, tym częściej niby, będziemy chcieli usiąść, rozejrzeć się i zatwierdzić, że faktycznie. TO wszystko Ja.
Kim Jestem?
Charles Berner tym tylko różni się od tysięcy swoich poprzedników, że Metodę swą przyrządził na sposób nader życiowy i dzisiejszy, to znaczy zrozumiały dla współczesnych amerykanów, a zatem pewnie i dla nas, którzy, najogólniej, też z tzw. "cywilizowanego Zachodu" się wywodzimy. Nie ma tu wielkich ksiąg i filozofii. Adept musi wiedzieć, że chce doświadczać Kim Jest - to jest jedyny warunek. Jeśli nie wiesz, że tego chcesz - nie przychodź. Jeśli wiesz, że chcesz, nie ma sensu dyskutować dlaczego i skąd to wiesz. Tak lubisz, i kwita.
Reszta jest Prosta - siada się i kontempluje: "Jak to właściwie jest, że istnieję? Kto istnieje? Jak? Kogo to, do cholery obchodzi?" I tak dalej. Dla wygody można by te wszystkie "duchowe" zagadki sprowadzić do prostej, a poręcznej formuły Zen: "Kim jestem?"
Berner przy tym wziął poprawkę na nasze zamiłowanie do interakcji z drugim człowiekiem. Co innego godzinami kontemplować w milczeniu fakt Jaźni, a troszkę co innego opowiadać o tej kontemplacji komuś, lub słuchać jak ktoś nam ją relacjonuje. Precz z nudą. Kontemplacja u każdego inna i fakt ten można wykorzystać, aby zainspirować, podobnie jak wykorzystuje się księgi, mędrców i filozofie. Czyż nie piękna bowiem i prawdziwa to prawda - najlepszym nauczycielem bliźni?
Szkoły "kontemplacyjne" maja na ogół to do siebie, że naszą fascynująca odmienność pomijają "kontemplacyjnym" milczeniem. W Treningu Iluminacji (Enlightenment Intensive), metodzie, którą opracował Berner, jest inaczej - ludzie opowiadają sobie o odmiennych sposobach doświadczania Siebie, opowiadają i słuchają na przemian. Motorem mobilizującym do medytacji nie jest tu żadna konkretna filozofia - jest nim komunikacja z innym medytującym, który, podobnie jak my, zamierza dziś doświadczyć Kim Jest. Mówi on nam bardzo szczegółowo, jak to robi, jak tego doświadcza. Tak, tak, tak i tak. Aha. Faktycznie, ciekawie. Trudno jest usnąć, trudno zwątpić w sens swych aspiracji, gdy doświadcza się żywej prawdy o drugim człowieku, jakże innej niż nasza, a przy tym - jakże dziwnie znajomej.
Trenowanie Oświecenia
Trening Iluminacji łączy kontemplację z komunikacją. Siedzę sobie w parze z tobą, na krześle lub poduszce, w pozie dowolnej. Dookoła po sali, również w parach, dwudziestu innych uczestników, aspirujących tego weekendu do Iluminacji (Oświecenia). Nikt nikogo nie poprawia - nikt nie mówi, że masz siedzieć tak, siak, prosto krzywo, nie drapiąc się, nie wiercąc, itp. Twoja rzecz. Ważne abyś, przez 40 minut, które zaraz nastąpi, gotów był ofiarować partnerowi całą swą, niepodzielną uwagę, bez osądu, bez oceny, bez jakiejkolwiek informacji zwrotnej - jedynie czysty, bezdenny i wszechogarniający Słuch, wszechogarniającą Przytomność, tu i teraz. Ważne jest też, abyś w ciągu tychże czterdziestu minut chciał jak najgłębiej i najprzytomniej doświadczyć Kim Jesteś, oraz - z wszelkimi szczegółami - opowiedzieć o tym partnerowi. Te dwie rzeczy - Słuchanie i Mówienie - wykonywane będą na przemian, przez czterdzieści minut. Takie czterdzieści minut nazywa się diadą - jest to okres ciągłej praktyki, z jednym wybranym dla tej diady partnerem.
Słychać gong. Rozmowy milkną, twarze poważnieją, rozpoczynamy diadę. Powiedzmy, że rozpoczynam ja. "Powiedz mi, kim jesteś" - mówię wyraźnie artykułując słowa, i z uwagą patrząc ci w oczy. Masz teraz pięć minut, żeby wrócić myślami do Ja, stać się Sobą, Jaźnią, Podmiotem. Doświadczasz swojej podmiotowości - istniejesz, jesteś, ale - kim? I mówisz. Mówisz cokolwiek przyjdzie, przez pięć minut, ja zaś słucham. Nie mam prawa odezwać się, kiwnąć głową, uśmiechnąć - nic, tylko słucham, wszystkiego, co Ty zechcesz mi dać. Ty wiesz, że cię słucham - inaczej nie siedziałbym tutaj. Wiesz, że jest ktoś, kto chce wysłuchać wszystkiego, co powiesz, ktoś, kto chce dowiedzieć się kim jesteś. To motywuje cię. Jak nazwać to Kim Jesteś, jak z detalami przedstawić się mi, tak, abym zrozumiał?
Zupełnie nieoczekiwanie upływa pięć minut i słychać gong. Koniec twojej kolejki, zmiana. Mówię "Dziękuję". Ty na to: "Powiedz mi kim jesteś". Teraz ja robię to, co ty wcześniej. Kontempluję i komunikuję fakt mojej Jaźni, mojego indywidualnego Bytu. Nie inspiruję się twoim expose, nie nawiązuję do niego w ogóle. Staram się być w moim własnym, niezależnym i oddzielnym doświadczeniu. Przez pięć minut jesteś uważnym słuchaczem. Po pięciu minutach słychać gong. "Dziękuję" - mówisz. Ja zaś na to: "Powiedz mi, kim jesteś." I znów twoja kolej.
Takich zmian jest osiem, po cztery na głowę, w sumie więc, w ciągu czterdziestu minut, każdy z nas mówi cztery razy i cztery razy słucha. Po czterdziestu minutach słychać podwójny gong i diada się kończy. Partnerzy opowiedzieli sobie nawzajem - w miarę swoich aktualnych możliwości - kim są.
Hałdy umysłu
Trening Iluminacji jest treningiem intensywnym. W ciągu trzech dni Treningu diad wykonuje się mnóstwo, jedna po drugiej, aż następuje stopniowa zmiana stanu świadomości, owocująca bezpośrednim i ekscytującym doświadczeniem podmiotowości Ja, określanym jako Iluminacja (ang. Enlightenment). Praca trwa od rana do wieczora, z przerwami na toaletę, posiłki i sen. Praktykujący nie opuszczają bezpośredniej bliskości ośrodka, usiłując skoncentrować się na swoim pytaniu, i zawiesić na czas Treningu więzi z otaczającym światem. Rozmowy i spacery w przerwach są dozwolone, jednak na tym koniec: uczestnicy zgadzają się nie angażować - na czas trwania szkolenia - w żadne dodatkowe czynności. Wzmaga to ich koncentrację i determinację - podobnie jak na treningach zen, gra toczy się przecież o jak najtrwalsze i jak najczystsze doświadczenie Siebie jako doświadczającego podmiotu, w tym zaś celu dobrze jest poświęcić się na czas Treningu tylko i wyłącznie temu.
Trening przypomina podróż Alicji w dół króliczej nory, w głąb baśniowej krainy ze snu. Pierwotnie normalny, niespecjalnie uduchowiony stan świadomości uczestników ulega przekształceniom. Intelektualne dywagacje nabierają soku, z każdą bowiem diadą wgryzamy się coraz bardziej w hałdy nieświadomego umysłu. Czego tam nie ma! Martwe z początku śmieci ożywają napełnione niezwykłym światłem. Dziurawe wiadro staje się zamkiem na wzgórzu, cegła karetą, zmięta gazeta kwiatem. Emocje, które wzbudza w nas pytanie "Kim jestem?" z płytkich i letnich stają się naelektryzowane i znaczące. Nasz wewnętrzny pejzaż mówi do nas jakże autorytatywnie: "Chodź, chodź, to nie jest zwykła sprawa, to nie umowa, nie szopka i nie tradycja. Tam naprawdę coś wartościowego czeka! Idź, dalej, dalej�" Idziemy więc ośmieleni przez kolejne diady i kolejnych partnerów, zarazem słuchając i doświadczając, przeżywając swoje i cudze światy, a z nimi ciągle nowe, zmieniające się odpowiedzi.
Drugiego dnia pojawiają się fenomeny. Dreszcz. Gorąco. Fale ekstazy. Sugestywne wizje, poezja, literatura, sztuka. Wzmożona intuicja, łączność z wszechświatem, niewiarygodna wprost otwartość i chłonność. Ktoś krzyczy: "Jestem Buddą!". Słyszysz jak z innej strony ktoś zanosi się od śmiechu, ktoś inny zaś tłumaczy zapamiętale jak to jest właśnie nieskończoną w czasie i przestrzeni migoczącą galaktyką światła. Wszystkie te stany, towarzyszące klasycznym treningom medytacyjnym, w Treningu Iluminacji pojawiają się już po pierwszym dniu. Nie są one same w sobie istotne, mówią jednak o jednym: "Nie jestem tym, kim mi się wcześniej zdawało. Warto próbować dalej." I zachęceni uczestnicy zmagają się z pytaniem, intensyfikując emocje, a wreszcie konfrontując się z potężnymi barierami lęku, wypartego bólu, gniewu i pustki. Te stany, reprezentujące nasz najgłębiej położony, zatwardziały opór przed Byciem Sobą, bywają bardzo przekonujące, za wszelką cenę próbując stłamsić naszą uwagę lub odwieść od pytania. W drugim lub trzecim dniu, prawie każdy uczestnik Treningu, może uczciwie powiedzieć "Naprawdę trudno mi to wytrzymać". I nie jest to kwestia wyobraźni. Coś rzeczywistego , bardzo głęboko w nas, drgnęło, zapowiadając inną, nową rzeczywistość. Rzeczywiste, nieuświadomione bariery, jakie zbudowało w nas życie otwierają się i rozpuszczają, w pełniejszy sposób pozwalając nam komunikować naszą Prawdziwą Naturę. Umiejętności tej - mówi Charles Berner - nie traci się nigdy.
Pokłosie
"No to w końcu kim jestem?" - pytamy opuszczając Trening. Rzecz w tym, że przez te trzy dni nasz umysł nabiera ogromnej energii, impetu i głębi, które ukazują nam to pytanie w zupełnie nowym świetle. W drugim lub trzecim dniu, sfrustrowani fenomenami, pustką, huraganem emocji i ogólnym nonsensem lepszego doświadczenia siebie w Sobie, możemy nagle po prostu złożyć broń i powiedzieć: "Przecież jestem! I donikąd nie muszę iść, bo to właśnie ja tu teraz siedzę i pytam". Doświadczenie takie nazywamy Iluminacją (Oświeceniem). Można powiedzieć, że nie jest ono niczym szczególnym, że doświadczamy go w każdej chwili, gdy tylko przywołamy uwagą subiektywność naszego Ja. To fakt. Berner wraz z techniką Treningu Iluminacji, zwraca uwagę na to, że osławiona iluminacja jest czymś, co każdy, tak na dobrą sprawę już ma, i to w sensie bardzo dosłownym, w tej chwili, bez potrzeby pogłębiania lub poszerzania czegokolwiek. Hops, tak, właśnie w tej chwili, gdy o tym pomyśleliśmy� Tu jednak pytanie. Czemu nie pomyśleliśmy o tym wcześniej?
Faktem jest bowiem także, niestety, że przez 99% czasu nie pamiętamy o cudowności naszego istnienia, zawsze dokądś goniąc, zawsze rozpraszając uwagę na zewnętrzne cele. Tak Berner, jak i inne duchowe szkoły, zachęcają, abyśmy próbowali pamiętać o Istnieniu częściej. W trakcie Treningu Iluminacji może przydarzyć się nam takie intensywne pamiętanie, które przedstawi nam się ponad wszelką wątpliwość, w całej krasie swojej Samo-Wsobnej atrakcyjności. Słowa "Jestem Który Jestem" nie oddają pełni tego zjawiska. Natomiast niewyrażalne doświadczenie, że jest się Tym, Kim się Jest, powstałe z intensywnego choć bezwysiłkowego przeniesienia uwagi na Ja, jest czymś nieocenionym, zawsze indywidualnym i zawsze inspirującym. Doświadczenie to zagrzewa nas do zaszczepienia naszej medytacji w życiu - do jak najczęstszego odtwarzania naszego "oświecenia" później, po powrocie z Treningu.
Czemu mielibyśmy to robić? Tu słowa niestety nie przekonają. By poznać odpowiedź, warto zacząć naprawdę pytać. Trening Iluminacji jest po temu znakomitą okazją.
Enlightement Intensiva
Niniejszy artykuł piszę z zamiarem spopularyzowania w Polsce idei Enlightenment Intensive opartej na technice diady komunikacyjnej, którą opisałem w artykule pt. "Diady Komunikacyjne" z września 2006. Celem niniejszego artykułu jest więc przede wszystkim rozszerzenie tematu diad komunikacyjnych przez przekazanie czym w istocie jest Enlightenment Intensive - tak aby polski czytelnik potrafił odnieść się do tego mało popularnego w Polsce fenomenu i mógł wyrobić sobie pogląd na temat tego, o co tu chodzi i czemu może to służyć. Chciałbym ponad wszystko podkreślić, że jest to zjawisko w Polsce nowe, nieznane i powszechnie nie praktykowane, choć na Zachodzie zajmuje poczesne miejsce wśród technik prowadzących do rozwoju ludzkiego potencjału i poprawy jakości życia. Przyczyna tego stanu rzeczy jest dla mnie tajemnicą. Natomiast faktem jest, że choć środowisko ludzi snujących refleksję nad swoją kondycją, jak Europa długa i szeroka, czerpie z owej techniki pełnymi garściami, w Polsce mało kto w ogóle o niej słyszał.
Doświadczywszy na sobie jaką frajdą i twórczą zabawą jest Enlightenment Intesive, a przy tym jak głębokie i nieznane pokłady psychiki może on przed nami odkryć, zapałałem chęcią, by jak najszybciej zaznajomić polskich odbiorców z owym prostym - a wykwintnym - sposobem spędzania wolnego czasu. I jestem tu przekonany, że z powodzeniem i korzyścią zdrowotną mógłby on zastąpić nam wiele codziennych rozrywek np. długie kawiarniane rozmowy, z których my Polacy tak słyniemy.
Fenomen znany na świecie jako E. I. (Enlightenment Intensive) wykłada się na polski jako Intensywny Warsztat Oświecenia, jakkolwiek trenowanie czegoś takiego jak "oświecenie" - i to w dodatku "intensywnie" - we weekend - może się wydawać niestosowne lub co najmniej dziwne. Zanim więc opiszę na czym właściwie polega fenomen E.I, chciałbym odmitologizować samo słowo "oświecenie", podkreślając specyficzne znaczenie w jakim będziemy go tu używać.
Słowo to, naszym rodzicom prawie nieznane, rozkwitło w ostatnich czasach, nabierając często nieznośnie elitarnego charakteru. Obecnie, w Polsce "oświecenie" - jako termin psycho-duchowy - kojarzy się z czymś "wyjątkowym", a więc, co za tym idzie albo - niezwykle cudownym i pożądanym, albo - po prostu pustym i niemożliwym - czymś na kształt nieosiągalnej mrzonki. Nie aspirując tu do ponownego definiowania słowa-klucza współczesnej duchowości, chciałbym jednak zaznaczyć, iż w jęz. angielskim istnieje współcześnie jeszcze jedno znaczenie "oświecenia", którego w polskim niemalże się nie spotyka. Oświecenie w tym sensie to właściwie każdy postęp na drodze uczciwej psychologicznej pracy polegającej na zauważeniu i weryfikacji własnych mechanicznych nawyków. W tym sensie jest to termin prawie techniczny, na pewno odarty z niezwykłości i na pewno pozbawiony otoczki wyższości/niższości, jaką tak często się mu przypisuje. Natomiast popularne słowa "życie" i "zdrowie" są w tym kontekście znacznie mu bliższe.
"Życie" dlatego, że oświecenie tak, jak rozumie je technika E.I., nie jest punktowym wydarzeniem, które daje nam moc wyższości nad światem mayi, ale egalitarnym procesem odkrywania prawdy o sobie, realizowanym przez każdego, mimowolnie, jako nieodłączny składnik jego drogi. "Zdrowie" natomiast, ponieważ to, co nazywamy "oświeceniem", to nic innego jak życiowa mądrość, wynikająca z wewnętrznej uczciwości. Mądrość ta wiedzie do "zdrowia" - a więc fizycznej i psychicznej harmonii z życiem. W sensie powyższej definicji, każdy dojrzały człowiek potrzebuje "oświecenia", tak jak potrzebuje on "zdrowia" i "życia" i w tym też sensie usiłuje promować owo zjawisko technika E.I..
Ocenianie zatem, kto ma oświecenia więcej, a kto mniej, kto jest Mistrzem, kto "zbliża się do prawdy", "mija z prawdą" - wreszcie - kto wie jaka technika prowadzi do prawdy - nie będzie dla naszych celów zadaniem konstruktywnym. Podejście E.I. jest o tyle odświeżające, że stawia sprawę bardzo uczciwie od początku: odmitologizowuje proces. Parafernalia wschodu, włącznie z szacunkiem dla insygniów i stopni - usunięto. Wszelkie magiczne tezy, jak "bezpośredni przekaz z Mistrza na ucznia", niepowtarzalność, egzotyka, jak również sławetne uwielbienie woli i dyscypliny, które tak wabi ludzi zachodu np. na treningi sessin - również nie towarzyszą nam w tej metodzie. Właściwie idea sukcesu została tu sprowadzona do jednej prostej dewizy: bądź maksymalnie szczery. Ponieważ to właśnie szczerością zajmujemy się w procesie zwanym oświeceniem, w rozumieniu E.I.. I to szczerość stanowi podczas pracy główny problem.
Aby się z tym zgodzić, trzeba rozumieć, że szczerość, nawet względem samego siebie, na ogół nie przychodzi nam łatwo. Wyćwiczenie w sobie szczerości jest procesem trudnym, nie mamy bowiem żadnego mięśnia szczerości, ani też dźwigni, których uruchomienie dałoby nam świadomość "trenowania". Nasz umysł, jako naturalny komentator - nie chwyta tego, co w nas bezpośrednie. Wymyka mu się to. Tym niemniej, rozmaite kierunki myśli ludzkiej na przestrzeni dziejów, od Sokratesa po rocka, dochodzą wciąż do prostej konkluzji: "Chcę być sobą." Pozorna niemożliwość realizacji tego postulatu w codziennym życiu prowadziła wielu do depresji i rozczarowania, jeszcze innych do postaw skrajnie sceptycznych. Powszechnie zauważono, że "schwytanie oświecenia" przypomina w dużej mierze "gonienie wiatru" czy też "schwytanie powietrza". Dla nas jednak, tym bardziej na miejscu wydaje się pytanie: jak chwytać, aby jednak coś schwytać?
Oto istota Enlightement Intensive. Około dwadzieścia osób, w usadowionych naprzeciwko siebie parach rozpoczyna medytację, która z przerwami na jedzenie, toaletę, spacer i sen potrwa trzy dni (istnieją wersje dłuższe, bardziej zaawansowane, ale trzy dni to standard). Praktyka przebiega zazwyczaj z użyciem jednego z czterech ogólnych pytań (koanów). Są nimi: "Powiedz mi, kim jesteś", "Powiedz mi czym jesteś", "Powiedz mi, czym jest życie"i "Powiedz mi czym jest to, co nie jest tobą" (ang."Tell me what is another"). Zazwyczaj jedno, ustalone przed warsztatem pytanie, jest stosowane przez wszystkich jego uczestników aż do końca warsztatu. Zajęcia przebiegają tak: na dany przez prowadzącego sygnał, jeden z uczestników każdej pary zadaje drugiemu pytanie. Tamten, przez pięć następnych minut, na przemian to pogrąża się w cichej kontemplacji pytania, to komunikuje na głos rezultaty tej kontemplacji pytającemu. Po pięciu minutach uczestnicy zamieniają się rolami. Teraz ten który pytał mówi, a ten który mówił - pyta. W ciągu diady, czyli czterdziestominutowego okresu medytacji, takich zmian jest osiem (co pięć minut) - tak więc każdy z uczestników w trakcie jednej diady mówi przez 20 minut (cztery "kolejki" po 5 min.). To tyle, ile w przybliżeniu mówimy w ciągu naszego zwykłego dnia - 20 minut - oczywiście jeśli połączyć wszystkie wypowiedzi razem. W diadzie zatem, całodzienna wypowiedź werbalna człowieka upchnięta jest na przestrzeni niespełna godziny! To niezwykle kondensuje energię takiej wypowiedzi - a biorąc pod uwagę, ze uczestnicy przeciętnego E.I. wykonują takich diad w ciągu jednego dnia dwanaście - prosty rachunek mówi nam, że wypowiadają w tym czasie mniej więcej tyle słów, ile normalnie wypowiedzieliby w ciągu dwunastu dni zwykłego życia. To jedna z rzeczy, które decydują o sile oddziaływania techniki, biorąc pod uwagę, że precyzja i głębia "nazywania rzeczy po imieniu" wzrasta drastycznie w miarę praktyki. Nie istnieją tu bowiem żadne zakłócenia zewnętrzne, które w normalnym życiu "wytrącają" nas z kontaktu z tym kim, lub czym, jesteśmy. Należy tu podkreślić, że w ciągu całego E.I. wszyscy uczestnicy pracują stale z tym samym, jednym, wspólnym dla wszystkich pytaniem, na ogół "Powiedz mi kim jesteś?"
Nie ma jednak mowy o nudzie, zmęczeniu, i "sile woli", niezbędnej, jak mogłoby się zdawać, aby dotrwać do końca takiego eksperymentu. Tu bowiem - zaskoczenie. Choć przywykliśmy do kojarzenia "medytacji" (lub - jeśli ktoś woli - "modlitwy") z czymś poważnym, niełatwym i wymagającym nie lada jakiej sumienności - w przypadku E.I. widzimy, że wcale nie musi tak być. Medytacja w diadzie jest nieustającą rozmową pomiędzy dwoma partnerami, rozmową, która z każdą kolejną diadą coraz bardziej wciąga, i która odkrywa przed nami niezwykłe mechanizmy jakimi podskórnie operuje nasza tożsamość. W miarę postępowania medytacji, energia uczestników wzrasta - wzrasta też inteligencja, humor i zaciekawienie drugim człowiekiem. Mówiąc o swoim światopoglądzie, rozbierając go na części i analizując po kolei całą jego emocjonalną podstawę - rozluźniamy się, tak jak to się dzieje na kozetce psychoterapeuty. Jednak pamiętamy też, że nie ma tu ekspertów, terapeutów i wersji jedynie słusznych - każdy ma do opowiedzenia swoją bajkę, która jest w równym stopniu realna - lub nierealna, co dowolna inna - wszyscy więc są tu sobie równi. Ośmieleni tym, rozluźniamy się jeszcze bardziej, co umożliwia prawdziwie głęboki kontakt z naszymi podświadomymi wzorcami. Wzorce te to istne panoptikum, i przedzierając się przez nie możemy być zaskoczeni tym , jak nieracjonalnie perfidne są nieuświadomione nawyki myślowe, które kierują człowiekiem - każdym z nas.
Nie jest to więc relacja typu pacjent -terapeuta. Jest to natomiast raczej przyjaciel zwierzający się przyjacielowi, na zmianę, przy nieustannej zmianie partnerów, aby nie było nudno. Komuś przyglądającemu się z zewnątrz dwóm szeregom ludzi rozprawiających ze sobą z ożywieniem, metoda ta może wydać się bezczelnie po amerykańsku jarmarczna, fast-foodowa wręcz, zwłaszcza biorąc pod uwagę dostojne hasła oświecenia i jogiczne ideały, które głosi. W tym szaleństwie kryje się jednak metoda. W miarę medytacji w parach, tj. rozmowy z różnymi, zmieniającymi się partnerami, trwającej często przez cały dzień od rana do wieczora - nasza świadomość ulega wyraźnym zmianom. Zaczyna być bardziej "świetlista", "ekstatyczna", zaczynamy dostrzegać więcej własnych myśli i uczuć, czasami przytłaczających stanów wewnętrznych, bólów i symptomów fizycznych (fale gorąca, chłodu, drżenie, skurcze, pobudzenie, senność). Na ogół jednak towarzyszy temu wzrost szczerości i odwagi kontaktowania się ze sobą, takimi, jacy naprawdę jesteśmy. W "świetlistym" stanie możemy doświadczać wizji, fal przyjemności, przejrzystości i spokoju. Wzrastając dynamika naszej interakcji z partnerem wzmaga entuzjazm, i chęć praktyki. Zapał rośnie i ze zdwojonym zacięciem indagujemy: kolejnych partnerów "Kim jesteś?"
Ciekawe, że dość szybko wychodzimy tu poza zwykły poziom konwersacji, tj. uprzejmego opowiadania historyjek i potakiwania. Już po dwóch diadach na ogół odkrywamy, że nasza zdolność do autentycznego zafascynowania się partnerem wzrosła. Słuchamy teraz jego legendy jakby była naszą własną, co powoduje, że przebywamy w stanie podwyższonej uważności przez cały czas trwania diady, nie tylko wtedy, gdy sami mówimy. Mało tego, każdy partner to inna legenda, i to nie tylko w sensie innego tematu, czy sposobu narracji. Postrzegamy wkrótce jak różnie każdy z partnerów definiuje to, czym sam jest! A więc ilu ludzi, tyle różnych "wersji" Stworzenia! To zastanawia, bo skoro każdy jest w stanie oddać za swoją wersję całe swoje życie, to czy nie jest może tak, że nikt z nas nie jest prawdziwy? A jeżeli nikt nie jest prawdziwy, to co jest prawdziwe? Patrzcie, jak niepostrzeżenie, gładko i bez przymusu, znaleźliśmy się na ścieżce mistyków i ascetów. Nie usatysfakcjonowani przez pozory, poszukujemy prawdy, która na trwałe byłaby w stanie nam pomóc. Dzieje się to naturalnie, nie zaś przez narzucone z zewnątrz formy praktyki. W tym tkwi ogromna siła Enlightenment Intensive!
Oto fragment wypowiedzi twórcy techniki, Charlesa Bernera :
(...) postanowiłem wypróbować metody, których celem byłoby pomóc ludziom odkryć, kim - i czym, są. Wkrótce stwierdziłem, że mówienie im tego - nie sprawdza się. Ludzie i życie mówili im latami, że są tym lub owym, kiedy naprawdę nie byli oni żadną z tych rzeczy. Nawet gdybym ja, lub ktoś inny, powiedział im prawdę o tym, kim i czym są, byłaby to tylko jeszcze jedna informacja, jeszcze jedno pośrednie doświadczenie, jeszcze jedna rzecz mentalnie im narzucona i mylona z tym kim, i czym, są naprawdę.
A zatem, postanowiłem, że potrzeba tu, aby osoba doświadczyła prawdy o sobie - dla siebie, i że to doświadczenie musiałoby ostatecznie wyjść poza samo doświadczenie, i stać się czymś bezpośrednim. Musiałoby to być bezpośrednie "przeżycie" faktu, którym dana jednostka jest. To przywiodło mnie do pytania stosowanego w starożytnych metodach jogicznych: "Kim jestem?" Pytanie to sprawdza się dobrze u tych, którzy chcą zadawać je sobie sami przez lata,; jednakże, dla większości ludzi, struktura typu diady jest lepsza i szybsza. W diadzie, można skorzystać z obecności i mocy innego uczestnika, partnera, prosząc go o zastosowanie się do komendy: "Powiedz mi kim jesteś"
* * *
Trudno mi oddać słowami, jak bardzo motywująca jest taka "przyjazna asceza" polegająca na niezobowiązującej rozmowie w parach (diadach). Mogę tu wspomnieć tylko, że praktykowałem przez wiele lat "klasyczną" medytację, w nieodłącznym dla naszego kraju buddyjsko-jogicznym kontekście, i potrafię dostrzec wyraźną, zasadniczą różnicę. Komuś kto raz spróbował E.I. nie sposób przecenić ogromu szczerej chęci do praktyki jaką zapewnia złożenie 100% odpowiedzialności w ręce praktykującego. Zawsze gdy motywowało mnie cokolwiek "spoza" - jak mowa mistrza, reguły świątyni, czy uporczywe powtarzanie w myślach mantry - zawsze wtedy moje medytacyjne zmagania owocowały prędzej czy później nudą i zniechęceniem, walką by być "twardym", w końcu zaś zaniechaniem praktyki. Formuła medytacyjna "siedź w milczeniu i nie narzekaj" - doprowadziła mnie do wieloletniej nerwicy, która zaowocowała postępującą utratą słuchu i zaburzeniami błędnika. Wielogodzinne zadawanie sobie pytania "Kim jestem?", a następnie wydech i odpowiadanie samemu sobie "Nie wiem.", w porównaniu z E.I. przypomina jakąś mechanicznie monotonną pracę, np. przy taśmie fabrycznej. Tu zaś mamy prawdziwe safari, z lwami, lampartami i stadami antylop galopującymi przez sawanny. Któż zastanawiałby się przez chwilę, co motywuje bardziej?
Gdy natknąłem się na diady komunikacyjne oraz format E. I. byłem w stanie stale powiększającej się głuchoty. Długotrwałe treningi medytacyjne - siedzenie godzinami w milczeniu - zdawały się nie pomagać na tę przypadłość, przeciwnie, moja wada słuchu postępowała. Lekarze medycyny rozkładali ręce, z klasycznym "Nic panu nie jest - nerwica" - ja zaś nie mogłem zapomnieć dnia kiedy to się wszystko zaczęło: w trakcie jednego z wielotygodniowych sessin zen w podwarszawskiej Falenicy. W miarę jednak praktyki diad, okazało się, że słuch wraca. Gdy wreszcie mogłem wygadać "co na sercu leży", gdy nie musiałem tłumić siebie zagryzając zęby na rozmaitych ascetycznych treningach, podczas których kładziono mi do głowy, że "zwycięży ten, kto się najbardziej zaweźmie i wytrzyma", gdy wreszcie mogłem swobodnie i bez obawy przed "naprowadzaniem na słuszną drogę" wypowiedzieć moje żale i smutki wobec ludzi i świata - owe żale straciły moc i zaczęły znikać! Obecnie słyszę prawie normalnie, drugi rok też praktykuję diady, które w moim przypadku okazały się po prostu tym.
Moja przygoda z E.I. oraz diadami zaczęła się tak, że poznałem na Zachodzie ludzi zajmujących się praktyką E.I. i wspólnie odbyliśmy kilka kameralnych treningów. Nie przypominało to w niczym treningów buddyjskich - zaszywszy się w przepięknym domku w Niemczech nad Bałtykiem spędziliśmy kilka dni we cztery tylko osoby, cały czas pracując w zmieniających się diadach (parach). Choć pytanie "Kim jestem?" wydaje się proste i z gruntu nie rokuje zbyt wielu intelektualnych przygód, byliśmy zaskoczeni ile każde z nas miało do powiedzenia na ten temat! Mówiliśmy i mówiliśmy godzinami, oczywiście na zmianę, w pięciominutowych kolejkach, z przerwami na smaczne posiłki przy stole, spacery, lekturę i indywidualne rozmowy. Była to istotnie wielka odmiana w porównaniu z moją uprzednią buddyjską praktyką, podczas której walczyłem z bólem kolan, wyjąc do siebie w myślach na przemian to "Kim jestem?!!!!", to znów "Nie wiem!!!" i święcie wierząc, że jeśli będę twardy i odpowiednio dużo razy tak wrzasnę, tudzież odpowiednio długo wytrzymam w "kucki" bez ruchu - z pewnością kosmiczne siły wynagrodzą mnie rychłym Oświeceniem. W E.I. owe "ascetyczne" ideały zdawały się nikogo nie interesować. W przerwach nie było żadnego "ślubu milczenia" - przeciwnie, mogliśmy mówić przez cały czas i o wszystkim. W trakcie rozmów czasami zdarzało się, że ktoś płakał, krzyczał - tak intensywne były uwalniane w procesie emocje. Czasami zstępował geniusz poetycki, i niektórzy mówili językiem bardzo pięknym - praktyka bowiem daje ogromny dostęp do uśpionych zdolności, w których poczesne miejsce zajmują uzdolnienia literackie. Trafiało się łagodne wzruszenie, smutek, dramatyzowanie emocji, jak również "mistrzowski" spokój i światło. W chaosie nieoczekiwanych środków wyrazu jakie dyktował nam nasz nieświadomy umysł były też bardzo celne metafory, czasem rzeczy śmieszne, czasem straszne, oślizgłe i przerażające, niczym scenografia "Obcego" Ridley'a Scotta. Mieliśmy niejednokrotnie wrażenie, że cofamy się do samego łona matki, praoceanu, pełnego mrocznych, walczących ze sobą form, po to by w następnej chwili wszystko to ustąpiło miejsca powodzi światła i śmiechu. Pomimo przeżyć "skrajnych" jakie towarzyszą procesowi, często balansującymi na krawędzi lęku przed szaleństwem lub nawet śmiercią - większa część treningu zawsze upływała nam w nastroju mocy, wzajemnej sympatii i lekkości. Nigdy też - choć bywaliśmy wyczerpani - nie było przypadku, by ktokolwiek choćby rozważał myśl, żeby praktykę przerwać.
Słów parę należałoby tu powiedzieć o samym doświadczeniu "Oświecenia" czy też "Psychicznej Poprawy" ku którym trening E.I. z założenia zmierza. Wglądy kensio w rodzaju tych opisywanych przez Kapleau zdarzaja się tu nagminnie. Na ogół już drugiego dnia ok. połowa uczestników ma wgląd, to znaczy doświadcza siebie w sposób "czysty", "wyciszony", "wszechobecny" "pusty" "płonący" - słowem w jakiś tam sposób uniwersalny. Głębsze wglądy, dotykające sedna naszej natury też się oczywiście zdarzają, i to nierzadko. W klasycznym wieloosobowym E.I. jest obecny zawsze przeszkolony nauczyciel, do którego można się zgłaszać, i który takie wglądy weryfikuje. Okazuje się, że weryfikacja wglądu nie jest wcale umiejętnością "mistyczną" i "tajemną" - jest to zwykły "skill", którego uczą się instruktorzy E.I. na swoich instruktorskich kursach. Muszę tu powiedzieć, że cenię Amerykę właśnie za tę jej zdolność sprowadzania całego "duchowego nabzdyczenia" do parteru. Pomijając amerykańską tandetę i masówkę, o których wszędzie pełno, w filozofii amerykańskiego "spłaszczenia" jawi mi się też coś bardzo szczerego i odważnie uczciwego. W końcu spłaszczenie nadęcia jest przecież cnotą, prawda?
Jeśli natomiast chodzi o dalekosiężne skutki E.I., oraz postępującego poznania własnej prawdziwej natury, jakie mu towarzyszy, cóż, są one, jak powiadają, rozliczne. Do tych, których doświadczyłem osobiście zaliczam większą naturalność i płynność w relacjach z ludźmi, a także większą otwartość i odporność na stres. Niebagatelnym odkryciem była także świadomość ile niewykorzystanych talentów drzemie w każdym z nas! Talenty te, jeden po drugim dają o sobie znać w trakcie E.I., często obrażone i zdziwione, że tak długo ich nie zauważano. Ludzie mówią jak poeci, zaczynają pisać, słyszeć muzykę, poruszać się z wdziękiem, stają się bardziej elokwentni, asertywni, zdecydowani itp. Ponadto, również z własnego doświadczenia, mogę powiedzieć, że diady oraz E.I. stosowane dla poprawy relacji między dwojgiem ludzi, mogą oddać naprawdę nieocenione usługi, włączając w to poziom zwykłej przyziemnej przyjemności jaką każdy z partnerów takiej relacji czerpie. Diady pod względem przydatności, można tu porównać z wieloma praktycznymi wytworami Zachodniej techniki - takimi jak pigułka antykoncepcyjna, lodówka czy telefon komórkowy.
Regularna praktyka E.I. oraz diad prowadzi do stopniowego przebudzenia "prawdziwej natury", o której głośno na ścieżkach duchowych wszelakiego autoramentu, odbywa się to jednak w sposób bardziej kompatybilny z naszym zachodnim stylem życia . Mamy tu narzędzie, które nie każe nam się wtłaczać w obce kulturowo ramy, i nie sugeruje, że "aspiracja duchowa" wymaga "Wschodu", "Buddy", "mędrców","obrzędów" i "ksiąg", a także "szacunku", "namaszczenia" i "ponurego kiwania głową". Wręcz przeciwnie liczy się tylko rzecz sama w sobie czyli "aspiracja duchowa" właśnie! Cała reszta zaś może się odbywać w fotelu, z dobrym jedzeniem, ciekawą konwersacją i nawiązywaniem nowych, intrygujących kontaktów. Płycizna tego wszystkiego nie przewyższa przecież płycizny azjatyckiej "dewocji" - mało, jest dokładnie tym samym. Jeśli ktoś był na Wschodzie - wie, jeśli zaś nie był, - proszę, niech nie sławi pochopnie złotych bożków. Oni mają swoją własną kulturę masową, równie szaloną i przerażającą co nasze McDonaldy, z tą różnica, że McDonaldy stoją na ulicy, tam zaś ośrodkiem szaleństwa są świątynie i metafizyczne przekonania zakorzenione do niemożliwości w ludziach.
Zresztą, Wschód, Zachód - idea ta sama, odnaleźć prawdę w sobie. Odnaleźć światło, odkryć coś pięknego, jakby poezję, w zwykłym życiu. Czemu nie? Obojętnie czy w dymie i spalinach Warszawy czy z motyką na polu ryżowym, szukamy rozrywki, która podziałałaby głębiej niż zwykły kieliszek czystej wyborowej (sake). Szukamy rozrywki która rozerwie nas bardziej ostatecznie, pierwotnie, niż tylko zwykłe upojenie - która rozłoży nas na kamyki, na strzępy i strzępki, aby sprawdzić, namacalnie, ale i filozoficznie, co tam w nas tak naprawdę siedzi. Dlatego, jak przypuszczam, ludzie wymyślili ascezę - po to by przekroczyć swoje cierpiące ciało, aby "rozmontować" je i sprawdzić co zostanie. Asceza to jednak nie wszystko, to tylko jeden z "patentów" na Oświecenie. Wschód przyzwyczajony do długotrwałego siedzenia w kucki robi to tak jak umie najlepiej - w kucki. Czy jednak i my musimy? Enlightenment Intensive jest nadzieją dla wszystkich tych, których uderza nienaturalność dojo i których trochę bawi nieporadność Polaków przydeptujących rytualne szaty. Dlatego zamiast zakończyć wiekopomnym: "Asceci wszystkich krajów, łączcie się!", zawołam, może trochę przewrotnie: "Oświeceni wszystkich tradycji, i ci bez tradycji, i ci niespecjalnie oświeceni - nie dajcie się zwariować."
Nasz zgniły Zachód jest w sumie niegłupim miejscem. Warto rozejrzeć się czasem trochę po własnym podwórku.
Diady komunikacyjne
"Trzeba rozmawiać"
Bóg
Technika Diady Komunikacyjnej (ang. Communication Dyad, lub Relating Dyad) opracowana została w Kalifornii, przez jogina Zachodu, Charlesa Bernera (Jogeswara Muni). Po latach medytacji w środowiskach jogi i zen, Berner zadał sobie pytanie o to, co nam, ludziom Zachodu, tak utrudnia wgląd w naszą prawdziwa naturę, przesuwając jakiekolwiek realne rezultaty medytacji w bliżej nieokreślona przyszłość? Odpowiedź, jaka się nasunęła, była prosta - problemem jest poczucie sensu. Aby rezultaty kontemplacji były ważne, stwierdził Berner, muszę widzieć - czuć - że jestem częścią ekscytującego, autentycznie zdarzającego się procesu, który dokądś mnie prowadzi. Większość początkujących, a co przykre, również i wielu zaawansowanych, nie robi tego, są bowiem odcięci od własnego przeżycia, i siedząc "obserwują" mechanicznie, oczekując na postęp. Obserwowanie i dyscyplina nie pomogą, jeśli nie dojdzie do nich konstatacja jaki to ma dla mnie sens, to tylko dzięki niej bowiem praktyka naprawdę fascynuje i wciąga. To ona czyni każdą wewnętrzną podróż niepowtarzalną odyseją, a zawarte w niej symbole - czymś ważnym i żywym. Oczywiste jest, że stary jogin, wieloletni praktyk, który na matę siada równie entuzjastycznie, jak my do romantycznej kolacji dla dwojga, jest szczerze zafascynowany swoją własną duchową podróżą. Dla początkujących medytujących jednak wytworzenie szczerego zainteresowania procesem, jest na ogół niebagatelnym wyzwaniem. Zainteresowanie bowiem - wynikłe z uchwycenia sensu - już samo w sobie gwarantuje wszystko inne, łącznie z dyscypliną, konsekwencją i koncentracją. Pytanie zatem, szczególnie tu, na Zachodzie, brzmi nie tyle, jak zdyscyplinować umysł do praktyki, co jak go nią zaciekawić.
Tu jednak winniśmy wyjaśnienie: nie chcemy bowiem zaciekawiać przez magiczno-mitologiczną egzotykę, przez oczekiwanie od praktykującego wiary w nadnaturalność, w moc rytuału, scenerii, transcendentnych istot i temu podobne "specjalne" wabiki. Nie mówimy również o cudownych duchowych wydarzeniach, olśnieniach i transformacjach jakie - ufajmy - wynagrodzą praktykującego w przyszłości. Takie zaciekawianie odkładamy na bok, poszukując czegoś bardziej bezpośredniego, naturalnego i - prostszego. Oczekujemy zaciekawienia samym procesem, nagim, odartym z upiększeń badaniem własnej jaźni. Jak uczynić ten surowy proces rzeczywiście ATRAKCYJNYM?
Berner, jako długoletni praktyk medytacji wiedział, że proces ten JEST atrakcyjny, a nawet ogromnie atrakcyjny, gdy się już raz go w sobie uruchomi. Pozostało mu tylko przekonać o tym kogoś, kto dopiero zaczyna - pokazać, że istota poznawania siebie JEST czymś naturalnym, niewymuszonym, czymś, co ma szanse stać się naszym hobby, podobnie jak np. trekking lub paralotniarstwo. Bernerowi odpowiedź nasunęła się w nagłym przebłysku: a czemu by tak nie usiąść w parach, opowiadając sobie nawzajem o swoich przeżyciach? Tak właśnie przecież postępujemy w większości sytuacji dnia codziennego i to zachowanie jest dla nas czymś właśnie naturalnym, czymś, czego nie unikamy, a raczej poszukujemy, aby lepiej poznać siebie i swoje miejsce w świecie. Czyż nie bliższe to idei naszej "prawdziwej natury" - owego miejsca szczęścia i luzu, którego szukają uczestnicy rozmaitych ścieżek i terapii? Ta prosta idea poddana wieloletniej obróbce na dosłownie setkach warsztatów, doprowadziła Bernera do wypracowania formatu, który przeszedł do słownika międzynarodowej duchowości pod nazwą Diady Komunikacyjnej.
W Diadzie Komunikacyjnej bierze udział - jak nazwa wskazuje - dwóch uczestników. Siedzą oni naprzeciwko siebie, w odległości konwersacyjnej, na krzesłach lub poduszkach. Na umówiony sygnał dźwiękowy diada rozpoczyna się. Jeden z uczestników - wcześniej umówiono się, który - zadaje drugiemu ustalone dla danej diady pytanie do kontemplacji: np. "Powiedz mi, kim jesteś." Przez następne pięć minut drugi uczestnik na przemian "zanurza się" w swój umysł i komunikuje rezultaty kontemplacji swojemu partnerowi. Może mówić cokolwiek dopóty, dopóki w jego mniemaniu jest to szczera próba odpowiedzi na pytanie, z którym pracuje diada. Przez cały ten czas drugi partner stara się zrozumieć jak najdokładniej komunikat, nie wysyłając żadnych - werbalnych ani pozawerbalnych - sygnałów. Po prostu zachowuje całkowicie "pokerową twarz", niezależnie od tego, jak bardzo poruszający czy sugestywny byłby komunikat. Ma to na celu przypomnienie nadawcy, że nie jest w żaden sposób oceniany, i stworzenie przestrzeni dla szczerej osobistej wypowiedzi, za którą mówca przyjmuje odpowiedzialność i która nie powinna być w związku z tym w żaden sposób kształtowana z zewnątrz. Po upływie pięciu minut słychać gong (lub inny sygnał) i partner słuchający mówi "Dziękuję". Teraz partner, który skończył odpowiadać, zadaje pytanie, a partner, który uprzednio słuchał, mówi. Mija następne pięć minut, sygnał, dziękuję. Role znów się zamieniają. Takich zmian jest w sumie osiem, po cztery na osobę. Osiem zmian tworzy diadę, czyli pojedynczy blok medytacji w parze, trwający - jak łatwo zliczyć - 40 minut. W tym czasie każdy z uczestników ma dokładnie dwadzieścia minut czasu na mówienie i dwadzieścia na słuchanie. Pod koniec ostatniej rundy brzmi podwójny gong lub inny charakterystyczny sygnał, po którym partnerzy kłaniają się sobie, i następuje przerwa.
Z grubsza biorąc chodzi tu o dwie rzeczy. Po pierwsze: nie oczekujmy nagłego objawienia, które rozwiąże nasz problem, lub podpowie jak żyć. Pamiętajmy, że to, co widzimy jest właśnie tym, co przeszkadza nam w oświeceniu, czyli w drodze powrotnej do siebie. Z początku można pomylić się, sądząc, iż mówienie o zawartości umysłu jest już celem, lub że ma wywołać w nas wzrost kreatywności, elokwencji, wrażliwości, który z kolei doprowadzi do celu. Nic bardziej błędnego. To, co aktywny partner diady komunikuje, to przeszkoda. Berner definiował to jako bardzo głęboko sięgające złogi nieuświadomionych, fałszywych treści, które umysł nagromadził w przeszłości, i z których się składa. Przekopywanie się przez te warstwy wymaga wytrwałości i przypomina wykopki archeologiczne, lub podróż po bardzo krętej drodze ze snu, podczas której za każdym zakrętem oczekuje na nas nowe i zaskakujące - choć na ogół dość bezużyteczne - znalezisko.
Prowadzi to do drugiego ważnego założenia tej techniki - według którego nic z tego, co mówi aktywny partner diady, nie jest prawdą. Subiektywna prawda o człowieku, lub, jak kto woli, sens życia każdego z nas, nie daje się wyrazić słowami. Jest ona przeciwieństwem słów - jest życiem. Gdy komunikujemy sobie sens (a właściwie bez-sens) naszych dotychczas nieuświadomionych błędnych wzorców, prawda - stopniowo - zaczyna przejawiać się w życiu samoistnie. Jest ona rzeczywistą trwałą zmianą charakteru na lepsze - bez komentarza, a zazwyczaj bez świadomości nawet, co się zmieniło. Tłum zmieniających się idei jest jak tapeta, dlatego mówimy o nim "fałszywy" lub "sztuczny". "Fałszywy" w tym rozumieniu nie oznacza "niesłuszny". Słuszność lub niesłuszność nie interesuje nas tutaj, gdyż powtarzanie zapożyczonych skądinąd formuł - jakkolwiek słusznych - nie jest szczere. Wskazujemy natomiast na potrzebę pogłębionej szczerości, bez której żadna trwała zmiana w życiu - jakkolwiek logicznie uzasadniona - nie jest możliwa.
Gdy wykonujemy diadę, odkrywamy, że zawartość naszego umysłu, lub - jak kto woli -składowisko naszej osobowości, nie jest martwym obiektem obserwacji. Poprawnie się komunikując, rozpoznajemy w słowach partnera elementy dobrze nam znane, często mroczne, wykoślawione i trudne obszary nas samych. Jest to jakby przeglądanie się w lustrze: w partnerze widzimy trochę zmienione i przesunięte - ale jednak - podobieństwo siebie. Pojawia się refleksja nad tajemniczym porządkiem rzeczy, w którym człowiek nie tylko obserwuje, ale także rozpoznaje siebie we wszystkim, na co patrzy. To elektryzuje! Sprawy wreszcie zaczynają nabierać sensu: bo skoro nasz partner ma podobnie, to może wszyscy mają? A jeśli wszyscy, to - rany Boskie! - może to rzeczywiście nie moja wina, że taki jestem? Ten właśnie moment, chwila, gdy uświadamiamy sobie, gdzieś głęboko, naszą niewinność i rzeczywistą jedność z całym stworzeniem (które symbolizuje partner), jest chwilą częściowego uwolnienia się od wzorca, który nas ogranicza. Według Bernera, na ile tylko uczestnik diady zdoła pomyślnie zakomunikować odbiorcy sens jakiegoś swojego wzorca, na tyle staje się od tego wzorca wolny.
Diady są techniką medytacyjną i jako takie są zazwyczaj wykorzystywane w kilku różnych celach. Wyróżnia się tych celów pięć. Są nimi: 1. Wyjaśnienie, co się ma na myśli, 2. Rozwój zdolności, 3. Poprawa relacji z innymi, 4. Jednodniowy warsztat (Janus Workshop) , oraz 5. Trzydniowy intensywny warsztat (Enlightenment Intensive).
Szczególną uwagę chcę tu zwrócić na ostatni z nich (5). Enlightenment Intensive (czyli po polsku coś jak Trening Oświecenia, jakkolwiek dziwnie to brzmi) ma na celu "oświecenie" w sensie najogólniejszym, rozumiane jako "doświadczenie wewnętrznej szczerości". Doświadczenie "oświecenia" wyniesione z warsztatu to nic innego jak doroślejsze, głębsze spojrzenie na siebie i świat - czyli po prostu - psychologiczne zdrowie. Podczas E.I., praktyka przebiega zazwyczaj z użyciem jednego z czterech ogólnych pytań (koanów). Są nimi: "Powiedz mi, kim jesteś", "Powiedz mi czym jesteś", "Powiedz mi, czym jest życie" i "Powiedz mi czym jest to, co nie jest tobą" (ang. "Tell me what is another."). Zazwyczaj jedno, ustalone przed warsztatem pytanie, jest stosowane przez wszystkich jego uczestników aż do końca warsztatu.
Enlightenment Intensive jest formatem bardzo popularnym na świecie, prowadzonym przez ceryfikowanych instruktorów. W warsztacie udział bierze grupa uczestników, prowadzona przez instruktora z pomocą kilku tzw. monitorów, czyli osób nadzorujących przebieg praktyki i pośredniczących między prowadzącym a uczestnikami. Format ten, zaprojektowany pierwotnie przez Bernera, nie jest obecnie związany z żadną konkretną instytucją ani systemem przekazu i bywa stosowany przez nauczycieli wszelkiego autoramentu ścieżek psycho-duchowych jako uzupełnienie, rozszerzenie lub wzbogacenie ich własnych szkół i praktyk. Istnieją również liczni nauczyciele wyspecjalizowani wyłącznie w prowadzeniu E.I. W trakcie tego trzydniowego warsztatu ok. 20 osób pracuje w stale zmieniających się parach, pod nadzorem monitorów i prowadzącego, wykonując na ogół od dziewięciu do dwunastu diad dziennie. Tak intensywna praca owocuje niezwykle głębokim wglądem oraz szeregiem ciekawych zjawisk w psychice i ciele. Pozytywne czy wręcz przełomowe zmiany w życiu następujące pod wpływem tego rodzaju skondensowanej terapii, nie należą do rzadkości. Istnieje nawet pogląd, że dla wielu ludzi Zachodu, taki trzydniowy intensywny warsztat "gadanej" medytacji przynosi korzyści porównywalne z wielotygodniowym sessin zen!
Pozostałe cztery formy praktykowania Diad Komunikacyjnych charakteryzują się stylem zorientowanym bardziej na pracę z konkretnym obszarem umysłu, niż z umysłem jako całością. Można je np. stosować dla zrozumienia różnic w definiowaniu pojęć obecnych w systemie wartości osoby. Wówczas wybieramy termin, którego znaczenie wydaje się sporne, aby następnie rozebrać go na czynniki pierwsze. Pytając np.: "Powiedz mi czym jest poprawa (postęp)?" - możemy wgryźć się w zafiksowaną w naszych umysłach definicję zmiany na lepsze. Co oznacza iść naprzód? Możemy przesiać ten termin przez sito na własnym psychologicznym warsztacie i stwierdzić - poczuć - jak bardzo różnie definiujemy to samo, zdawałoby się oczywiste, pojęcie. W życiu zazwyczaj prowadzi to do dziwacznych nieporozumień: gdy jedna osoba jest szczerze przeświadczona, że związek ewoluuje, a druga z absolutną pewnością twierdzi, że stoi on w miejscu. Różnice takie mogą wynikać z innych definicji postępu jakie mają partnerzy interakcji. Poznanie względności naszych pewników, które mechanicznie uważamy za "oczywiste dla każdego normalnego człowieka", pomaga następnie w uwolnieniu się od potępienia dla wszystkich, którzy nie wyznają "mojej" definicji. Widząc, że "Żadne z nas nie ma racji" doświadczamy autentycznej bliskości i chęci współpracy, ponad wzorcami nieświadomego umysłu. Teraz dopiero wypracowanie racjonalnej metody współpracy staje się możliwe.
Istnieją ponadto zestawy specjalnie opracowanych pytań do diad w takich dziedzinach jak: uwalnianie od stresu, rozwiązywanie problemów, uzależnienia, samoświadomość, świadomość ciała oraz praca z relacjami. Wszystkie one mogą służyć pracy nad uzdrowieniem z przypadłości i nad poprawą jakości życia - wówczas Diady Komunikacyjne stają się rodzajem ukierunkowanej terapii. Ludzie pozostający ze sobą w różnego rodzaju relacjach często czerpią ogromne korzyści z włączenia tej metody do swojego codziennego planu dnia, jako świadomej pogłębionej rozmowy o wzajemnych potrzebach, obawach i wyobrażeniach. Nawet niewielka ilość regularnej praktyki włączona do codziennego życia, wkrótce pokazuje, jak mało mamy zazwyczaj czasu na prawdziwe komunikowanie się i jak wielka część naszego wewnętrznego krajobrazu umyka nam, nie zauważona przez nikogo, włącznie z nami.
Praca z diadami jest po prostu intensywną auto-psychoterapią. Wszystkie uwalniające doświadczenia i wglądy, na jakie napotykamy w jej trakcie, służą przypomnieniu sobie, kim naprawdę jesteśmy i zerwaniu emocjonalnych sznurów wiążących nas z fałszywą koncepcją "ja". W życiu czynimy to tak czy owak, gdy - wbrew wszystkiemu - komunikujemy, sobie lub innym, naszą prawdę. To właśnie nie zakomunikowane treści naszego umysłu tworzą w nas osądzającą świadomość, która wiąże przepływ energii życiowej, wytwarzając bloki: agresję, wstyd, lęk i rozmaite choroby. Przywrócenie utraconej zdolności umysłu do komunikowania się jest synonimem zdrowia - praktyka Diad Komunikacyjnych przyspiesza ten proces niepomiernie.
Osoby zainteresowane rozpoczęciem codziennej lub weekendowej praktyki diad, zamieszkujące w Warszawie lub okolicach, proszę o kontakt, na mój adres mailowy: krzysztof.wirpsza@yahoo.com
Polecenia do pracy w diadach
Instrukcja wykonywania ćwiczeń komunikacyjnych w diadzie
Diada jest greckim słowem, oznaczającym "parę". Proces komunikacyjny oparty na diadzie jest formalnym ćwiczeniem komunikacyjnym, przeznaczonym dla dwóch osób i zwiększającym zdolność samopoznania oraz poznania innych, oraz prowadzącym do pomocy i postępu w rozwoju wewnętrznym. Jest to możliwe dzięki samoświadomości oraz naturalnej zmianie wewnętrznych postaw wynikającej z procesu komunikacyjnego, w tym z pogłębiającego się uważnego rozumienia � tak swoich jak i partnera mechanizmów psychicznych.
Jak zacząć praktykę diad?
Zanim rozpoczniecie daną diadę, ty i partner musicie wspólnie ustalić, kto będzie mówił pierwszy, a kto pierwszy słuchał. Gdy to zostanie ustalone, diada może ruszyć.
Partner słuchający, to inaczej Słuchacz. Słuchacz wydaje jedno z poleceń zamieszczonych w wykazie (patrz dalej, przyp. KW), a następnie słucha. Polecenie wydawane jest tylko raz, na początku każdej pięciominutowej rundy. Po wydaniu polecenia, partner już tylko słucha, patrząc z uwagą na Mówcę. Pozostaje przy tym otwarty i chłonny, nie komentuje oraz nie przerywa.
Pomimo, że Mówca rozważając (kontemplując) może zamykać oczy lub odwracać wzrok, Słuchacz powinien mieć przez cały czas oczy otwarte, wzrok skupiony na Mówcy. Przytomność i skupienie Słuchacza znaczą dla Mówcy bardzo wiele. Receptywność i zainteresowanie ze strony Słuchacza mobilizują Mówcę, zachęcając go do głębokiej i uczciwej eksploracji pola własnej świadomości. Gdy w obrębie formalnej struktury diady zachodzi komunikacja, zdolność do koncentracji myśli wzrasta. Zaczynasz uzyskiwać umiejętność uciszania wewnętrznego myślowego hałasu. To pozwala ci zwrócić się w pełni ku partnerowi, umożliwiając pogłębione i obopólne zrozumienie.
W diadach pracujemy zawsze z udziałem drugiej osoby. Może być to przyjaciel, mąż, żona, kochanek, ojciec, matka, dziecko, partner handlowy lub wspólnik, współpracownik lub pracodawca. W ogóle ktokolwiek w relacji z kim chcielibyśmy pogłębić poziom wzajemnego porozumienia - także ktoś obcy - warunek jest jednak zawsze ten sam: spotykamy się z obopólnej chęci wewnętrznego wzrostu oraz pracy na sobą. Dobrze aby chęć tą zdeklarowali obaj uczestnicy diady, spotykając się w tym właśnie wytyczonym uprzednio celu.
Nie-osądzająca świadomość
Subtelne sygnały niewerbalne ze strony Słuchacza mogą zakłócać komunikat i swobodę wypowiedzi Mówcy. Dlatego sygnały te w diadzie są czymś wybitnie niepożądanym. Słuchacz nie zmienia wyrazu twarzy, nie kiwa głową, nie manewruje nadmiernie ciałem i rękami, a także nie wysyła celowo "telepatycznych" przekazów. Innymi słowy, świadomie stara się nie robić nic co mogłoby być potraktowane jako reakcja na komunikat. Mówca powinien czuć się absolutnie swobodnie wypowiadając swoje treści - Słuchacz jest tu pustą i neutralna przestrzenią, której jedynym zadaniem jest odbiór.
Nie oznacza to, że Słuchacz nie powinien odczuwać emocji. Jeżeli emocje zdarzają się naturalnie, powodowane komunikatem Mówcy, Słuchacz spełnia warunek neutralności, nie może mieć bowiem wpływu na to, co czuje. Co innego jednak odczuwać emocje, a co innego dawać im wyraz. Świadoma kontrola języka ciała jest - w dużym stopniu - możliwa, i w tym zakresie Słuchacz powinien dążyć do wyeliminowania tych komunikatów zwrotnych na które ma wpływ.
Zdolność do słuchania co mówi partner bez komentowania tego, nawet w myślach, nazywamy "nie osądzającą świadomością". Oczywiście osiągnięcie świadomości całkowicie wyzbytej osobistej reakcji (osądu) - będzie na początku bardzo trudne. Powinniśmy jednak do tego dążyć - w miarę naszych możliwości nie zastanawiając się zbyt długo nad żadnym konkretnym elementem wypowiedzi partnera. W miejsce tego powinniśmy utrzymywać w umyśle nieustanną osobistą chęć poznania dalszego ciągu. Co zostało powiedziane wcześniej, zostało powiedziane - prawda leży zawsze dalej. W każdej chwili na nowo. Przez takie bezgłośne zapytywanie najłatwiej zachęcić partnera do głębokiej i szczerej autorefleksji. W pierwszych fazach praktyki może się to wydawać nieco nienaturalne - słuchać bez potakiwania, mówienia "aha", lub innych rodzajów - werbalnego lub fizycznego - ingerowania w tok wypowiedzi. Z czasem zobaczymy, że taka postawa pomaga obu partnerom w otwarciu się na siebie nawzajem, a także w coraz bardziej nieustraszonym patrzeniu do wnętrza.
Słuchacz, może mieć trudności w skupieniu myśli, zwłaszcza gdy po raz pierwszy zetknie się z trybem pracy w diadzie. Myśli krążą bezładnie i trajkoczą poza kolejką. Dzieje się tak szczególnie wtedy, gdy umysł jest pobudzony tym, co słyszy. Zignorowanie myśli, oraz skupienie na rozumieniu tego co mówi partner może wymagać pewnej dyscypliny. Jako Słuchacz, nie musisz się zgadzać z Mówcą. W diadach chodzi o rozumienie oraz o pewnego rodzaju umysłową organizację. Dzięki takiemu trzeźwemu zorganizowaniu własnych myśli Słuchacz staje się wyciszony, czujny, chłonny, nie ocenia i nie reaguje. Nie musisz zgadzać się z komunikatem partnera, ale musisz postarać się ten komunikat rozumieć.
Mówienie w diadzie
Mówca otrzymuje od partnera słuchającego polecenie i wykonuje je. Jeśli jesteś Mówcą poświęć chwilę na zastanowienie się nad poleceniem. Większość poleceń oczekuje abyś zagłębił się w polu własnej świadomości rozważając treść polecenia i swoją na nie reakcję. Następnie powinieneś opowiedzieć partnerowi, co sobie uświadomiłeś w wyniku takiej kontemplacji. Rozważanie i mówienie powinny zasadniczo trwać tyle samo. Ideałem jest komunikowanie wszystkiego, co sobie uświadomiłeś bez osądzania, ataku, obwiniania lub prób wywołania w partnerze zmiany. To, co powiesz powinno odnosić się do polecenia, jednak powinno dotyczyć jedynie twojego osobistego doświadczenia oraz ciebie samego.
Twoim zadaniem jest zrozumienie tego, co twój partner do ciebie mówi. Jeśli partner mówi coś, czego nie rozumiesz, lub czego nie dosłyszałeś, wydaj krótkie, proste i nie rozpraszające polecenie dodatkowe, np. "Możesz powtórzyć?", "Nie usłyszałem tego" lub "Możesz wyjaśnić?".
Pod koniec pięciominutowej rundy brzmi nagrany na taśmę timera gong. W tym punkcie krótko dokończ myśl. Gdy to uczynisz, Słuchacz potwierdza zrozumienie tego, co usłyszał w tej rundzie, za pomocą słów w rodzaju "Dziękuję", "Rozumiem", "OK." itd. Takie stwierdzenie to "przyjęcie". To tak jakby Słuchacz mówił "Rozumiem cię" jednocześnie zaznaczając, że kolejka Mówcy (5 minutowa runda mówienia) dobiegła już końca i że nadszedł czas zmiany ról.
Proces diady komunikacyjnej praktykowany jest w 40-minutowych cyklach. Każdy 40-minutowy cykl (diada) dzieli się na 8 pięciominutowych rund komunikacyjno-odbiorczych. Słuchasz przez 5 minut, podczas gdy twój partner mówi. Potem, przez następne 5 minut ty mówisz, a twój partner słucha. Ty i partner zamieniacie się rolami co 5 minut w ciągu 40-minutowego okresu praktyki.
Bardzo przydatnym urządzeniem do kontrolowania czasu jest nagranie z gongiem (timer). Czterdziestominutowe nagranie na CD lub kasecie audio zawiera dźwięk gongu brzmiący co 5 minut. Dźwięk ten powiadamia partnerów o zmianie ról. Timer pozwala by Mówca mógł zaangażować się w mówienie i rozważanie bez rozpraszania uwagi, które miałoby miejsce gdyby musiał patrzeć na zegarek (zegar).
Proces diady komunikacyjnej przebiega w miejscu, w którym nic ci nie przeszkadza ani nie przerywa. Powieś na drzwiach znak "Nie przeszkadzać" i nie odbieraj telefonu. Ty i twój partner siedzicie na podłodze lub krzesłach, twarzą ku sobie. Oczy obu partnerów powinny znajdować się na mniej więcej na jednej wysokości. Partnerzy siedzą w odległości dającej poczucie wygody, nie dotykając się. Żaden nie powinien siedzieć w pozycji położonej istotnie wyżej niż pozycja drugiego, np. krzesło-podłoga.
Polecenia do pracy w diadzie
Polecenia nie są pytaniami. Większość z nich zaczyna się od "Powiedz mi...", wszystkie zakończone są kropką. Chodzi tu o zastosowanie się do komendy, w wyniku czego zachodzi zagłębienie się w polu świadomości oraz jego ekspozycja. Pytanie w praktyce diad sugerowałoby, że istnieje też odpowiedź. Odpowiedzi jednak bywają "właściwe" bądź "niewłaściwe". W diadach właściwe jest wszystko co komunikuje Mówca, pod warunkiem, że stanowi to rezultat szczerej intencji samopoznania. Interesuje nas przy tym sam proces odkrywania pola świadomości, pod kontem zadanego polecenia.
Pod koniec niniejszej instrukcji załączono wybór powszechnie stosowanych poleceń. Nie oznacza to, że są to jedyne polecenia z jakimi można pracować, jest to raczej pewien wybór ogólno dostępnych w sieci sformułowań, przydatnych do zainicjowania praktyki diad. Istnieją ponadto zestawy ćwiczeń do pracy w diadzie, pomocne m. in. w rozwiązywaniu problemów, radzeniu sobie ze stresem, pogłębianiu świadomości, kształceniu etyki, wychodzeniu z nałogów, itd. Załączone tu zestawy również nie wyczerpują wszystkich możliwości. Są one pewną próbą dobraną spośród tych na które można zazwyczaj napotkać.
Przed rozpoczęciem diady każda osoba wybiera jedno polecenie z listy w celu kontemplacji i komunikacji przez 40-minutowy okres praktyki. Wybrane polecenie będzie następnie wydawane tej osobie przez jej partnera.
Istnieje pewna ilość wieloczęściowych poleceń. Część A, część B, a czasem część C lub D. Polecenia te następują po sobie w trakcie 40-minutowego okresu praktyki.
Na przykład, zostaje wybrane następujące czteroczęściowe polecenie:
1. Podaj przykład, w którym ktoś ciebie akceptuje.
2. Podaj przykład, w którym ktoś ciebie odrzuca.
3. Podaj przykład, w którym ty kogoś odrzucasz.
4. Podaj przykład, w którym ty kogoś akceptujesz.
W tym czteroczęściowym ćwiczeniu Słuchacz wydaje polecenie A., które Mówca następnie wykonuje. Gdy Mówca wykona polecenie, nawet gdy zajmie mu to np. minutę, po czym nic znaczącego nie przychodzi mu już do głowy, Słuchacz wydaje polecenie B, a Mówca ponownie je wykonuje. Podobnie dzieje się z poleceniami C i D. Jeśli w ramach pięciominutowej rundy zostałby jeszcze czas, Słuchacz rozpocząłby wydawanie poleceń ponownie od A i szedł dalej po kolei aż do D, a następnie znów powtarzał polecenia, i tak aż do usłyszenia gongu i końca 5-minutowej rundy . W przypadku takich cykli kilku poleceń komunikaty Mówcy nie musza być długie i wyczerpujące - czasem wystarczy tylko nazwanie zdarzenia, uczucia, idei, i można przechodzić dalej. Należy przy tym pamiętać, aby zawsze zaczynać wszystkie nowe rundy w diadzie poleceniem na którym zakończyło się rundę poprzednią.
Postępy w praktyce
W miarę postępującej praktyki diad, zdolność do tworzenia sensownej relacji pomiędzy partnerami pogłębi się. Uzyskają oni naturalny dostęp do uczuć, myśli, idei i wspomnień zmagazynowanych w głębi nieświadomości. Wzrośnie też ich zdolność dzielenia się tym wszystkim. Jest przy tym ważne, aby być uczciwym i formułować swój komunikat bez obwiniania, krytykowania, a także prób wywierania wpływu bądź nacisku.
Trudności, na jakie napotkają partnerzy diady mogą przybrać rozmaite formy. Ktoś może z niechęcią mówić o swoim problemie, którego nikt wcześniej nie rozumiał. Ktoś być może odkryje, że komunikowanie się w pewnych obszarach jest dla niego zbyt wstydliwe bądź emocjonalnie obciążające. Ktoś może poczuć się dziwnie, nienaturalnie lub śmiesznie. Można zacząć płakać, chichotać, dygotać lub denerwować się. Są to wszystko efekty relacji na poziomie głębszym niż do tego przywykliśmy. Rozwijanie nie osądzającej świadomości pozwala obserwować bez zaangażowania jak przychodzą one i przemijają. To wyrazy oporu jaki stawia świadomość w procesie intensywnego oczyszczania, zachodzącym w diadzie. Proces ten ujawnia emocje związane z nierozstrzygniętymi problemami jakie drzemią w głębi każdego z nas. Diady są wspierającym środowiskiem, stworzonym po to, aby nasz umysł przestał trzymać się tych nierozstrzygniętych "węzłów" emocji-myśli - pozwalając im swobodnie wypłynąć na powierzchnię i rozpuścić się. Umożliwia to prawdziwe uzdrowienie i poprawę.
Lista poleceń do pracy w diadach
Diady Samoświadomości
Powiedz mi o swojej relacji z .....
Powiedz mi o swoich relacjach z mężczyznami/kobietami.
Powiedz mi, cokolwiek masz mi do powiedzenia, o swoim pochodzeniu rodzinnym.
Powiedz mi, cokolwiek masz mi do powiedzenia, o swojej relacji z pieniędzmi.
1. Powiedz mi o niekompletnej komunikacji, jaka obecnie zachodzi między tobą a kimś w twoim życiu.
2. Gdybyś mógł powiedzieć tej osobie coś na swój temat, powiedz, co byś powiedział.
Powiedz mi o jakiejś swojej ponadprzeciętnej zdolności
1. Powiedz mi o czymś, co do czego się według ciebie zgadzamy
2. Powiedz mi o czymś, co we mnie lubisz
3. Powiedz mi coś o sobie, co chcesz, bym zrozumiał
Powiedz mi o czymś, do czego nie dopuściłeś innych.
1. Powiedz mi coś o sobie, czego inni nigdy w pełni nie rozumieli
2. Powiedz mi, co muszę wiedzieć, aby to w pełni zrozumieć
1. Powiedz mi, jak chcesz aby inni komunikowali się z tobą.
2. Powiedz mi, jak chcesz komunikować się z innymi.
1. Powiedz mi, jak chcesz, aby ci pomagano.
2. Powiedz mi, jak mógłbym ci pomóc.
1. Wyraź siebie z emocją.
2. Powiedz mi, co według ciebie w tobie rozumiem.
Wyraź z emocją to, jak się w życiu czujesz.
Powiedz mi o swojej myśli, działaniu lub uczynku, których nikt w pełni nie zrozumiał.
1. Powiedz mi o problemie, który obecnie masz w życiu.
2. Powiedz mi, co muszę wiedzieć, aby zrozumieć ten problem w pełni.
1. Powiedz mi, jak według ciebie widzą cię inni.
2. Powiedz mi, jak chcesz, aby inni cię widzieli.
Powiedz mi coś o sobie, czego inni dotąd nie rozumieli.
1. Powiedz mi o jakimś swoim celu życiowym lub celach życiowych.
2. Powiedz mi o decyzji, jaką możesz podjąć.
1. Powiedz mi o czymś, co uczyniłeś, a czego twoim zdaniem nie powinieneś uczynić.
2. Powiedz mi o czymś, czego nie uczyniłeś, a co twoim zdaniem powinieneś uczynić.
Diady Wychodzenia z Nałogu i Współuzależnienia
Powiedz mi o tym, jak musisz być idealny.
Powiedz mi o swoim lęku przed krytyką.
Powiedz mi o tym, jak negujesz własną świadomość.
Powiedz mi o tym, jak negujesz własne osiągnięcia..
Powiedz mi, o tym, jak regularnie bierzesz na siebie zbyt wiele.
Powiedz mi o tym, jak musisz poszukiwać aprobaty.
Powiedz mi o swoich obawach wtedy, gdy wszystko układa się pomyślnie.
Powiedz mi o tym, jak czujesz się nałogowo odpowiedzialny, lub nałogowo nieodpowiedzialny.
Powiedz mi o swojej kompulsywnej potrzebie opieki nad innymi lub ratowania ich.
Powiedz mi o tym, jak musisz izolować się od innych.
Powiedz mi o tym, jak odczuwasz niepokój w relacjach z autorytetami.
Powiedz mi o tym, jak mylisz litość z miłością.
Powiedz mi o tym, jak przyciągasz lub poszukujesz ludzi o skłonnościach dysfunkcyjnych.
Powiedz mi o tym, jak trzymasz się kurczowo relacji, z obawy przed samotnością.
1. Powiedz mi o tym, jak nie ufasz własnym uczuciom.
2. Powiedz mi o tym, jak nie ufasz uczuciom .
Powiedz mi o swoich trudnościach z wyrażaniem emocji.
Powiedz mi o swojej potrzebie kontrolowania innych po to, aby czuć się bezpiecznie.
Powiedz mi o swoim poczuciu wstydu.
Powiedz mi o swoim poczuciu opuszczenia.
Powiedz mi o swoim poczuciu, że zawsze jest za mało.
Powiedz mi o twoim poczuciu, że nie masz prawa być sobą.
1. Powiedz mi o tym, jak przypisujesz winę komuś innemu.
2. Powiedz mi, czego unikasz w sobie, gdy przypisujesz winę komuś innemu.
Powiedz mi o tym, jak negujesz własne potrzeby.
Powiedz mi o tym, jak negujesz to, że inni mają wybór.
1. Powiedz mi, za co według ciebie musisz być odpowiedzialny.
2. Powiedz mi, za co według ciebie nie musisz być odpowiedzialny.
3. Powiedz mi o decyzji, jaką możesz podjąć.
4. Powiedz mi coś, co nie jest prawdą.
Diada Ewolucji Związku
1. Powiedz mi o czymś, co we mnie lubisz.
2. Powiedz, mi o czymś, co do czego jesteśmy zgodni, według ciebie.
3. Powiedz mi coś o sobie, co chcesz, abym zrozumiał.
Diada Akceptacji
1. Podaj przykład, w którym ktoś ciebie akceptuje.
2. Podaj przykład, w którym ktoś ciebie odrzuca.
3. Podaj przykład, w którym ty kogoś odrzucasz.
4. Podaj przykład, w którym ty kogoś akceptujesz.
Diady Etyki i Kształtowania Wartości
1. Powiedz mi, czym jest kłamstwo.
2. Powiedz mi o tym, jak - twoim zdaniem - skłamałeś.
3. Powiedz mi co mógłbyś zrobić aby taktować innych lepiej.
1. Powiedz mi, czym jest kradzież.
2. Powiedz mi o tym, jak ukryłeś prawdę.
3. Powiedz mi co mógłbyś zrobić, aby być uczciwszym.
1. Powiedz mi, czym jest żądza seksualna.
2. Powiedz mi o tym, co - twoim zdaniem - zrobiłeś, by wykorzystać kogoś w imię seksu.
3. Powiedz mi, co mógłbyś zrobić, aby traktować innych lepiej.
1. Powiedz mi czym jest czystość.
2. Powiedz mi jak - twoim zdaniem - zaangażowałeś się w nieczystość.
3. Powiedz mi jak mógłbyś być bardziej czysty.
1. Powiedz mi w jaki sposób próbowałeś zmusić (Boga/Miłość/Prawdę) by był (-a) inny (-a) niż jest.
2. Powiedz mi w jaki sposób próbowałeś stawiać opór temu, jaki (-a) jest (Bóg/Miłosć/Prawda) (Wybierz Bóg, Prawda lub Miłość)
1. Powiedz mi czym jest zranienie.
2. Powiedz mi o tym, jak - twoim zdaniem - kogoś zraniłeś.
3. Powiedz mi, co mógłbyś zrobić, aby traktować innych lepiej.
1. Powiedz mi, czym jest zadowolenie.
2. Powiedz mi o tym, jak nie byłeś zadowolony.
3. Powiedz mi, jak mógłbyś być bardziej zadowolony.
1. Powiedz mi, czym jest zaborczość.
2. Powiedz mi co - twoim zdaniem - powinieneś mieć.
3. Powiedz mi, co mógłbyś zrobić, aby traktować innych lepiej.
Diady Iluminacji (Oświecenia)
Powiedz mi kim jesteś.
Powiedz mi czym jesteś.
Powiedz mi jaka jest natura innego.
Powiedz mi, czym jest życie.
Diady Wyjaśniające
Powiedz mi, czym jest poprawa.
Powiedz mi, czym jest pomoc.
Powiedz mi, czym jest odpowiedzialność.
Powiedz mi, czym jest konflikt.
Powiedz mi, czym jest komunikowanie się.
Powiedz mi, czym jest rozumienie.
Powiedz mi, czym jest użyteczność.
Powiedz mi, czym jest różnica.
Powiedz mi, czym jest władza.
Powiedz mi, czym jest miłość.
Powiedz mi, czym jest śmierć.
Powiedz mi, czym jest prawda.
Powiedz mi, czym jest Bóg.
Program Świadomości Ciała
Krok 1
1. Podaj mi przykład, czym jest ciało
2. Podaj mi przykład, czym nie jest ciało
Krok 2
1. Przyjmij, że jesteś ciałem
2. Przyjmij, że nie jesteś ciałem
Krok 3
1. Bądź ciałem
2. Powiedz mi, co zrobiłeś, aby być ciałem
3. Przestań być ciałem
4. Powiedz mi, co zrobiłeś, aby przestać być ciałem
Krok 4
1. Wybierz część ciała
2. Skieruj na nią swoją uwagę
3. Powiedz mi swoje uwagi i spostrzeżenia
Krok 5
1. Wymień jakąś postawę mentalną
2. Wymień jakieś odczucie w ciele
3. Powiedz mi swoje uwagi i spostrzeżenia
Krok 6
1. Umieść odczucie w ciele
2. Umieść przeciwne odczucie w ciele
3. Powiedz mi swoje uwagi i spostrzeżenia
Program Usuwania Problemów
Krok 1 Problemy
1. a. Powiedz mi, co powinienem wiedzieć, aby w pełni zrozumieć problem, który obecnie masz.
Streść problem, może być ogólnie, np. "Mam problem w pracy". Przez pozostałe pięć minut wyjaśniaj problem, tak, aby partner mógł zrozumieć go w pełni.
Krok 2 Pytania kontrolne
1. Powiedz mi o okolicznościach, w których problem po raz pierwszy się pojawił
2. Powiedz mi, w jaki sposób próbowałeś rozwiązać problem
3. Powiedz mi, jakie emocje budzi w tobie problem
4. Powiedz mi, czy kiedykolwiek problem zwiększał się lub zmniejszał, i w jakich okolicznościach to następowało
5. Powiedz mi, co w tym problemie wydaje ci się żenujące
Zastanów się głęboko nad każdym pytaniem. Nie przechodź do następnych pytań, jeśli nie zastanowiłeś się przez przynajmniej 30 sekund, i nic nowego nie przyszło ci do głowy. Mów dokładnie to, co przechodzi, bez edycji. Bądź szczególnie dokładny w 2 e.
Krok 3. Pragnienia
Powiedz mi, czego chcesz, w związku z tym problemem (tu powinny znaleźć się jakiekolwiek potrzeby, skłonności, cele lub pragnienia)
Powiedz mi, jak możesz zdobyć to, czego chcesz.
Zastanawiaj się głęboko i powtarzaj a i b na przemian wiele razy.
Krok 4. Osobiste słabości
Powiedz mi, jakie osobiste słabości łączą cię z problemem.
Powtarzaj ten krok wiele razy.
Krok 5. Komunikowanie się z innymi
Zrób listę osób związanych z problemem. Mogą być niebezpośrednio związane. Nazwij każdą po imieniu i spytaj:
"Gdybyś mógł porozmawiać z ______________, powiedz na głos co byś powiedział, tak jakby ta osoba teraz tu była."
Mów do każdej osoby dotąd, aż nie będziesz czuł niepokoju związanego z ta osobą.
Krok 6. Czyszczenie świadomości
1. Kto jest główną osobą (głównymi osobami) związaną z problemem?
2. Powiedz mi, co uczyniłeś ________________ (określ komu), czego według ciebie nie powinieneś uczynić
3. Powiedz, czego nie uczyniłeś _______________ (określ komu), co według ciebie powinieneś uczynić
Zastanawiaj się głęboko i powtarzaj b. i c. na przemian wiele razy.
Dodatkowa instrukcja
Jeśli jest więcej niż jedna główna osoba, wypełnij najpierw imieniem (nazwiskiem) jednej osoby, a następnie doprowadź rundę do końca używając tego samego imienia (nazwiska). W kolejnej rudzie podstaw kolejną osobę. Wyjątek stanowią sytuacje, gdy osoby jakie nazywasz stanowią (dla osoby która ma problem) grupę, taką jak "moja rodzina", "moje dzieci" lub "ludzie w pracy". W takim przypadku wstaw w wolne miejsce nazwę takiej grupy.
Krok 7. Twórcze rozwiązania
Jeśli czujesz, że utknąłeś w problemie, powiedz:
1. Powiedz mi, co musiałoby się dla ciebie wydarzyć, abyś poczuł się lepiej w związku z tym problemem.
(Powtarzaj po wiele razy, aż odpowiedź nie będzie czymś, co faktycznie mógłbyś zrobić.)
Jeśli nie czujesz, że utknąłeś w problemie, powiedz:
b. Powiedz mi, co mógłbyś zrobić, aby przezwyciężyć problem.
Program Usuwania Winy
Krok 1
1. Powiedz mi o czymś, co uczyniłeś, a czego twoim zdaniem nie powinieneś uczynić
2. b. Powiedz mi, jaki swój standard naruszyłeś.
3. c. Powiedz mi, jak to wpłynęło na innych.
Krok 2
1. a. Powiedz mi o czymś, czego nie uczyniłeś, a co twoim zdaniem powinieneś uczynić.
2. b. Powiedz mi, jaki swój standard naruszyłeś.
3. c. Powiedz mi, jak to wpłynęło na innych.
Krok 3
Powiedz mi o czymś, do czego nie dopuściłeś innych.
Krok 4
Powiedz mi, co uczyniłeś innym, co nie było, według ciebie, najlepsze.
Program Radzenia sobie ze Stresem
Krok 1
Powiedz mi w jaki sposób lub na jakie sposoby, próbowałeś coś wymusić lub stawiać czemuś opór.
(Powtarzaj tę instrukcję wielokrotnie, aż osoba powie wszystko, co ma do powiedzenia.)
Krok 2
1. Powiedz mi jak chcesz być kochany
2. Powiedz mi, jak chcesz kochać innych
(Powtarzaj tę instrukcję wielokrotnie, aż osoba powie wszystko, co ma do powiedzenia.)
Krok 3
Powiedz mi coś o sobie, czego inni dotąd nie rozumieli.
(Powtarzaj tę instrukcję wielokrotnie, aż osoba powie wszystko, co ma do powiedzenia.)
Krok 4
1. Powiedz mi jak, według ciebie widzą cię inni.
2. Powiedz mi jak chciałbyś, żeby inni cię widzieli.
(Powtarzaj tę instrukcję wielokrotnie, aż osoba powie wszystko, co ma do powiedzenia.)
Krok 5
1. Podaj jeden ze swoich celów w życiu.
2. Powiedz mi o decyzji, jaką mógłbyś podjąć.
(Powtarzaj tę instrukcję wielokrotnie, aż osoba powie wszystko, co ma do powiedzenia.)
Krok 6
1. Powiedz mi w jaki sposób, mógłbyś uczynić swe życie mniej stresującym.
2. Powiedz mi o decyzji, jaką mógłbyś podjąć.
(Powtarzaj tę instrukcję wielokrotnie, aż osoba powie wszystko, co ma do powiedzenia.)
Krok 7
1. Powiedz mi o czymś, do czego jesteś przywiązany.
2. Przyjmij, że wyrażasz zgodę, aby to odeszło.
3. Powiedz mi swoje uwagi i spostrzeżenia na ten temat.
(Powtarzaj tę instrukcję wielokrotnie, aż osoba powie wszystko, co ma do powiedzenia.)
Krok 8
Powiedz mi, w jaki sposób kłamałeś, lub udawałeś.
(Powtarzaj tę instrukcję wielokrotnie, aż osoba powie wszystko, co ma do powiedzenia.)
Krok 9
1. Powiedz mi, co mógłbyś zrobić, aby służyć innym.
2. Powiedz mi swoje uwagi i spostrzeżenia na ten temat.
(Powtarzaj a. i b. wielokrotnie.)
Krok 10
1. Jakich uczuć nie wyraziłeś?
2. Co mógłbyś zrobić, aby bardziej wyrażać swoje uczucia?
(Powtarzaj tę instrukcję wielokrotnie, aż osoba powie wszystko, co ma do powiedzenia.)
Zebrał, przetłumaczył i opracował:
Krzysztof Wirpsza
krzysztof.wirpsza@yahoo.com
1