Duchowy Opiekun
Siedziała naprzeciw kobiety w kolorowym turbanie na głowie i z uwagą obserwowała ruch jej zwinnych rąk rozkładających karty na zielonym obrusie. Danka jej dała ten adres, przekonywała, że wróżka nie tylko potrafi odsłonić przyszłość, ale że tę przyszłość także zmienia.
-Moja znajoma też nie mogła zajść w ciąże, lekarze nie dawali jej żadnej nadziei a ta wróżka powiedziała, ze urodzi. I urodziła - przekonywała przyjaciółka.
Poszła pod wskazany adres. Będzie miała czyste sumienie, ze zrobiła wszystko, by mieć własne dziecko.
-Serce ty moje, ale tu już raz byłaś w ciąży- głos wróżki był ciepły, miękki, budzący zaufanie
- Usunęłam. Nie byliśmy jeszcze z mężem przygotowani na dziecko.
- I dobrze! - Wróżka uśmiechnęła się do niej tkliwie - i tak by się nie uchowało. Nie miało swojego duchowego opiekuna.
- Jak to? - Zuzka westchnęła zdziwiona - to może go nie być?
- Może. I jak się nie pojawi - nieszczęście gotowe. Ale twój tu jest i jest niezwykle piękny.
- To widać w kartach?
- Nie. On stoi za tobą - wróżka uśmiechnęła się tajemniczo - módl się do niego bez przerwy - za jakiś czas nam podziękujesz. I mnie i jemu…
Wyszła od wróżki oszołomiona. To niesamowite ale czuła przy sobie jakąś nieznaną siłę, kogoś kto mógłby przejąć ster nad jej życiem, pokonać nieumiejętności lekarzy i naprawić uchybienia natury.
- Jestem przy tobie - usłyszała dziwny szept za sobą. Odwróciła się, ale wokół nie było nikogo. I znów ten głos. Teraz wyraźnie usłyszała go w sobie.
- Tak to ja, twój duchowy opiekun Natan. Mogę spełnić to, co obiecała ci już wróżka.
To niesamowite! Jak się to działo, że go słyszała? Czyżby wróżka miała taką moc? Wpadła do domu jak burza, rzuciła się mężowi na szyję
- Będziemy mieli dziecko, zobaczysz, już niedługo spełnią się nasze marzenia.
Biegła potykając się o nierówności chodnika. Natan dziś był bardzo natarczywy. Z przyjaznego i serdecznego towarzysza zamienił się nagle w kogoś apodyktycznego, wymagającego. Jego szept od rana do wieczora nie dawał Zuzsce spokoju. Do czegoś złego ją namawiał, czegoś niemożliwego od niej żądał. Zuzka bardzo pragnęła swojego dziecka, ale przecież nie tak, nie w ten sposób. Tylko, że głos Natana coraz bardziej ją dręczył, coraz natrętniej się od niej tego domagał. Dziś już nie wytrzymała, jakaś niewidzialna siła gnała ją ulicami miasta pod tamten wskazany przez Natana dom. Zajrzała do stojącego obok sklepowej witryny wózka. Czuły uśmiech zakwitł na jej czerwonej od biegu twarzy.
-Śliczny jesteś? - zagadała miękko nachylając się nad leżącym w wózku dzieckiem. Pogłaskała maleńkie rączki, dotknęła aksamitnego policzka. Maleństwo zagaworzyła radośnie, jakby ją rozumiało, jakby chciało okazać jej swoją ufność. Zuza poczuła nagle przepełniającą jej serce miłość. Zapragnęła wziąć niemowlę na ręce, przytulić je do piersi, zabrać je ze sobą do domu. Mąż na pewno uradowałby się z takiego prezentu, może nawet by się wzruszył, rozpłakał. Włożyłaby mu więc zawiniątko z dzieckiem do rąk i odtąd byliby na zawsze razem, jak dobra, kochająca się rodzina. Zuza drgnęła. Natarczywy szept Natana ponaglał ją do działania. Powinna się pospieszyć, dopóki nikt nie zwracał na nią uwagi. Znów nachyliła się nad wózkiem, odsunęła kocyk, chwyciła niemowlę na ręce, uniosła do góry. Dziecko wystraszone gwałtownymi ruchami rozkrzyczało się przeraźliwie. Chciała je uciszyć, uspokoić, przycisnęła je mocniej do siebie, ale ono wyrywało się jej z rąk i głośnym płaczem alarmowało wszystkich dokoła o dziejącej się mu krzywdzie.
- Ratunku, złodziejka, dziecko mi porywa! - jakaś kobieta wybiegła ze sklepu rzucając się ku Zuzsce z rozpaczą w oczach. Od razu wokół zrobiło się zamieszanie. Przerażona Zuza oddała dziecko kobiecie, ale już ktoś ją chwycił za ręce, już inny dzwonił na policję. Boże, co ten Natan nawyprawiał, do czego ją namówił.
- Puśćcie ją - nagle z gromadzącego się tłumu gapiów wysunęła się jakaś postać. To Danka - ucieszyła się Zuza. Popatrzyła na przyjaciółkę z nadzieją. Jak dobrze, ze znalazła się tu właśnie teraz. Zuzka przywarła do niej całym ciałem, rozpłakała się
- Ona nie chciała, ona jest chora - Danka przekonywała przyglądającym się im ludziom- ja się nią zajmę!
Utulone przez matkę dziecko przestało płakać, ułożone z powrotem wózku odjeżdżało prędko, jakby je znów ktoś gonił. Pomału rozeszli się też gapie.
- Zuza, co ty wyrabiasz? - Danka dopiero teraz mogła spokojnie porozmawiać z przyjaciółką - po co się tu zjawiłaś?
- Ja nie wiem, co się ze mną dzieje - Zuza nadal trzęsła się ze strachu - chyba coś złego, mój duch…opiekun...on mi kazał zabrać tamto dziecko. Mówił, że ono powinno być moje…
- Jaki Duch? - Danka otworzyła ze zdziwienia szeroko oczy.
- Tamten, którym obdarowała mnie wróżka. Pamiętasz? Dałaś mi jej adres.
- O matko, nie wiedziałam, ze ona tak! Zuza, żaden dobry opiekun nie kazałby ci porywać dziecka. Tylko demony namawiają do złego! - Danka przeraziła się jeszcze bardziej- przepraszam, że i ja byłam taka głupia.
- Bo widzisz- wyszeptała żałośnie Zuzka - ja tak bardzo pragnęłam dziecka i to dlatego.
- Jest tyle dzieci, które czekają na taką mamę jak ty - podpowiedziała jej Danka- znam taką znajomą, która….
Zuza nastawiła ciekawie uszy. Ze też wcześniej nie pomyślała o tym, o czym opowiadała Danka. Ciekawe, co na to powiedziałby Natan. Zuza zatrzymała się na chwilę wsłuchując się w siebie. Ale szeptu Natana nie było słychać. Czyżby ją opuścił? Zuza odetchnęła z ulgą. Miała nadzieję, że jej duchowy opiekun już do niej nigdy nie powróci. Machinalnie dotknęła czoła i szepnęła „W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego…”