1
ALEKSANDER ŚWIĘTOCHOWSKI, NOWELE I OPOWIADANIA (BN) oprac. Samuel
Sandler
W STRONĘ NOWELISTYKI ŚWIĘTOCHOWSKIEGO
Przed debiutem nowelistycznym | Ramy chronologiczne twórczości nowelistycznej
Nowele to tylko niewielki procent twórczości Świętochowskiego, wśród: kilku tysięcy artykułów
publicystycznych i felietonów, kilkunastu dramatów i obrazków dramatycznych, kilku powieści,
prac krytycznoliterackich, tłumaczeń, dzieł naukowych i popularno-naukowych (filozofia,
socjologia, psychologia, historia).
W ciągu 70 lat jego działalności, tylko przez 25 pisał nowele:
· od 1878 r. - od 10 lat był już aktywnym publicystą, zdobył sukces jako dramaturg
(Niewinni, Ojciec Makary, Piękna, Poddanka, Błazen, Za maską, Helvia)
· pierwsza nowela to Karl Krug (1878)
· do 1904 r. - tworzył jeszcze inne rzeczy przez 30 lat (poemat dramatyczny Duchy, inne
dramaty, powieści: Drygałowie, Nałęcze, Twinko, publicystyka i pisarstwo naukowe)
W tym czasie pisarz cieszył się największym autorytetem jako publicysta, gł. na łamach
redagowanych przez siebie pism: „Nowiny” i „Prawda” (mówią o nim Poseł Prawdy). Napisał najlepsze dramaty (Aureli Wiszar, Regina, Aspazja), pierwsze części Duchów.
Miejsce twórczości nowelistycznej | W cieniu własnym i cudzym
Współcześni odnosili się do nowel pisarza dość Życzliwie. W międzywojniu o nich zapomniano - sam autor wzbraniał się przed ich wznawianiem, bo był niechętny nowej epoce, czuł się jak „pogrobowiec”, poza tym jego liberalno-demokratyczne poglądy ewoluowały.
Przyczyny małego zainteresowania nowelami Świętochowskiego:
(1) Jego nowelistyka była zawsze przysłonięta inną jego twórczością, gł. publicystyką i dramatami.
(2) Był to czas (1878-1904) królowania prozy fabularnej (nowele Sienkiewicza, Prusa,
Orzeszkowej, Konopnickiej, Dygasińskiego, Reymonta, śeromskiego, Orkana, Niedźwiedzkiego).
(3) Świętochowski odbiegał w swoich nowelach od panującej i teoretycznie przez niego
respektowanej poetyki i konwencji prozy nowelistycznej (weryzm, szczegółowość). Początkowo do
tej poetyki się naginał, ale szybko poszedł swoją drogą.
W związku z całą twórczością
Twórczość Świętochowskiego jest wyjątkowo jednolita, ton jej nadaje publicystyka społeczna.
W nowelach znaleźć można wiele elementów autonomicznych ideowo i artystycznie.
Klimat startu nowelistycznego
W publicystyce młodych pozytywistów słabnie agresywność polemiczna z lat 1870-75:
· początkowo głosili hasła ucywilizowania kraju na wzór Zachodu (Anglia, Francja, USA,
Niemcy), ale szybko sytuacja w tych krajach ich rozczarowała (kryzys ekonomiczny)
· od 1875 r. widać kryzys ufności w industrializację
· Świętochowski szczerze wierzył w nieograniczony rozwój przemysłowo-ekonomiczny,
kryzys obserwował na gruncie niemieckim (był tam na studiach)
Pisarz nigdy nie przestał wierzyć w postęp, konieczność wymiatania przesądów społ., kulturalnych,
obyczajowych i umysłowych. Po prostu jakiś czas ton jego pisarstwa był bardziej pesymistyczny.
2
Odwrót od naiwnego optymizmu zaznaczył się już w Marcie, Z róŻnych sfer, Szkicach węglem.
Zmiany w nowelistyce tuż przed 1880 r.:
· redukcja składników dyskursywno-ideologicznych oraz metod i środków ekspresji
· brak moralizatorsko-optymistycznej afirmacji postępu burżuazyjnego, inżynierów,
techników, przemysłowców, rzemieślników i handlowców
· wzrost zainteresowania „dołami społecznymi”, nobilitacja chłopa ze wsi pouwłaszczeniowej
· pojawia się polski inteligent, którego sfery działalności są ograniczone przez napór
przeżytków feudalnych, niedorozwój cywilizacyjny i kulturalny oraz przez konwenans
burżuazyjny i warunki ucisku narodowego
· pojawia się (choć rzadko) autentyczny proletariusz, robotnik polski
· komentarz dyskursywno-publicystyczny znika zupełnie u Sienkiewicza (Szkice węglem),
Prus, Orzeszkowa i Świętochowski nie potrafią do końca się go pozbyć
Wkrótce do czołowych nowelistów polskich dołączą Konopnicka i Dygasiński.
Krytyk-bojownik nowej literatury
Jako krytyk literacki Świętochowski był orędownikiem pozytywistycznej literatury tendencyjnej.
Walczył z konserwatyzmem szlacheckim, klerykalizmem, starzyzną obyczajową, epigoństwem, kultem przeszłości, zacofaniem umysłowym itp. (por. Pleśń społeczna i literacka). Postulował:
· wierność obserwacji, prawdopodobieństwo i werystyczną iluzję obrazu artystycznego
· powieść jako odbicie życia w jego najważniejszych momentach i przedstawienie ludzi w ich zasadniczych rysach
· literaturę propagującą hasła pozytywizmu, tworzącą wzorce nowych norm moralnych,
stosunków międzyludzkich wyzwolonych z więzów instytucji i tradycji
· literatura miała być przewodnikiem całego społeczeństwa
· demokratyzację literatury, kierowanie uwagi ku nizinom (wzór: Rzepa w Placówce)
W KRĘGU WCZESNEJ NOWELISTYKI
Pozytywistyczny rodowód wczesnych nowel
O Życie: atak na ciemne i trwałe dziedzictwo nietolerancji narodowej, kastowej, wyznaniowej (cel ten określił w przedmowie i pointach zamykających każdą z nowel). W warstwach wyższych egoizm narodowy i jednostkowy jest świadomy, wśród „nizin” - jest objawem instynktu, zawsze wiedzie do zbrodni, morderstwa.
Program ideowy a przedstawienie artystyczne
W nowelach obserwacja i obiektywna konstatacja góruje nad prezentacją programu. Program ten widoczny jest w rezonerstwie, dyskursywnych apostrofach, pointach.
np. Chawa Rubin - podjęcie problemu żydowskiego jako walka o postęp społeczny, moralny i
duchowy, równouprawnienie wyznaniowe oświata jako środek rozwiązania kwestii Żydowskiej - by żydów wyrwać z getta umysłowego, a chrześcijan uwolnić od przesądów żydzi nie są obcy, pisarzem kieruje nie idealizm, ale humanistyczne poczucie wspólnoty
W nowelach Świętochowski podpisywał się często jako „Okoński”.
3
Treść nowel a komentarz publicystyczny
Pointy nowel cyklu O Życie traktowano jako chwyt publicystyczny, wzmacniający wymowę ideową „obrazka”. Oceniano je z reguły negatywnie. Jednak o tym, jak ważny był ten utwór, świadczą liczne ataki konserwatystów i szowinistów - z którymi Świętochowski w nim walczył.
Utwory doraźnej aktualności
Już w O Życiu widać aktualne wydarzenia społeczne: antysemityzm, dobra koniunktura budowlana w Warszawie (1877), Kulturkampf, zatarg Bismarcka z hierarchią kościelną...
_ utwory interwencyjne (gł. Klemens Boruta i Oddechy)
Geneza bezpośrednia „Klemensa Boruty” (wizja nędzy i głodu) i „Oddechów” (protest wobec
antypolskiej polityki pruskiej, pamflet na zaprzaństwo narodowe)
Klemens... powstał po fali głodu wśród ludności górniczej Górnego Śląska w 1879. Na skutek apeli Karola Miarki, klęska ta wywołała w Królestwie Polskim akcję pomocy. „Nowiny” zbierały pieniądze i informowały o sytuacji na Śląsku oraz o akcji. Akcja była symbolem jedności narodu przedzielonego granicami. Dochód z wydania książkowego Klemensa... poszedł te na akcję! Często pojawia się u Świętochowskiego obraz udręki głodu i udręki świadomości, Że ktoś głoduje. Wizja głodu przybiera postać makabryczną. W biedzie wysychają uczucia. Oddechy (1886) powstały pod wpływem zarządzenia władz niemieckich z 26 marca 1885, nakazującego Polakom nie będącym poddanymi pruskimi, opuszczenie Prus. Byłą to część kampanii antypolskiej. Ugodziła w kilkadziesiąt tysięcy Polaków z zaboru rosyjskiego. Od początku Świętochowski uprawiał publicystykę antypruską. W 1875 r. pogłębił bezpośrednią obserwację tamtejszych stosunków (studia w Lipsku). Był krytyczny wobec wszelkiego szowinizmu, równieŻ polskiego. Ostro krytykował polakoŻerczą prasę niemiecką („Norddeutsche
Allgemeine Zeitung”), gł. red. Pindtera (w Wołach synonim okrucieństwa).
Oddechy to teŻ pamflet na serwilizm i wysługiwanie się zaborcy. Świętochowski stał na stanowisku
lojalizmu politycznego, głosił trwałość bytu społ. polskiego w obrębie obcych państw. Jego
lojalizm i legalizm przeciwstawiał się zarówno tradycjom powstańczym, jak i polityce
serwilistycznego przymierza lub wtopienia się w obcy organizm narodowy.
PISARZ I IDEOLOG
Ku najbardziej zapalnym konfliktom społecznym
Świętochowski łączył szerokie widzenie rzeczywistości z konkretnymi problemami chwili, sytuując
je zawsze na tle formacji kapitalistycznej i jej sprzeczności oraz przeciwieństw. Chmielowski
zarzucał mu, Że jego utwory są pełne spraw „społeczno-ekonomicznych”.
np. Karl Krug: gł. motyw antagonizmu między polskimi murarzami a niemieckimi przybyszami to
konkurencyjna walka na rynku pracy (im więcej rąk do pracy, tym mniejsza płaca)
Pisał: Żyjemy w epoce bezwzględnego panowania kapitału; pieniądz jest siłą, niepodległością i szczęściem. Pamiętał o męczeństwie pracy najemnika, wolnego najmity, którego myśli krążą wciążwokół pracy i bezrobocia (Karl Krug przerywa polityczne dywagacje Klotza: „Roboty nie ma...”). Inny wariant: Ona - inteligent i jego koledzy nie znajdują warunków do dalszej pracy twórczej.
4
Kierunek ewolucji świadomości społecznej
Wielu pozytywistów, w tym Świętochowski, z czasem zauwaŻyło iluzję swoich dawnych haseł, złudzeń, założeń programowych, które nijak mają się do ich praktycznej realizacji.
Od 1880 r. Świętochowski pisze o przygaśnięciu świateł cywilizacji, o konfliktach społecznych i narodowych Europy. Wizja świata staje się mroczna, katastroficzna.
Próbuje wciąż znaleźć jaśniejszy brzask - głosi hasła rozwoju oświaty, reform społ. i ustrojowych, hasła filantropii. Bronił haseł pracy u podstaw i pracy organicznej.
Wobec socjalizmu i kapitalizmu
Był przeciwnikiem socjalizmu, ale zawdzięczał mu krytykę podstaw i przejawów działania
mechanizmu wyzysku i ucisku klasowego ustroju kapitalistycznego. np. Ostatni pieniądz: rok 2340 - społ. bezklasowe, bez zaleŻności ekonomicznej (komunistyczne)
Pisał o sytuacji u schyłku XIX wieku: wojny i podboje kolonialne, walka o rynek i strefy wpływów, powstanie monopoli, zmierzch liberalnego stadium rozwoju kapitalizmu, zanikanie pierwiastków demokratycznych, militaryzacja i totalizacja wielkich państw, zaostrzenie walk klasowych, wyzysku i ucisku oraz form walki z nimi. Snuł katastroficzne wizje przyszłości. Żeromski zarzucał mu nihilizm.
Dominujące motywy protestu społecznego
Rózne motywy protestu pisarzy realizmu krytycznego wobec porządkowi burżuazyjnemu:
· protest przeciw urzeczowieniu człowieka przez pieniądz (Balzak)
· protest przeciw zdeprecjonowaniu indywidualności ludzkiej (Stendhal, Dostojewski)
· protest przeciw niewoli i jarzmu mas ludowych (Hugo, Tołstoj)
· protest przeciw immoralizmowi społ. burŻuazyjnego (Balzak, Flaubert, Zola, Maupassant)
Gł. motywy u Świętochowskiego: (1) problem moralności społ. burŻuazyjnego, (2) problem
deprecjacji indywidualności ludzkiej w trybach stosunków społ.-ekonom. i konwencji, obyczaju.
Pamflecista antymieszczański (pogoń za zyskiem) a krytyka szlachty
Początkowo był apologetą mieszczaństwa i jego mentalności, ale potem zmienił się w pamflecistę. Dawniej ziemiaństwo było celem jego inwektyw, teraz pisze o nim z dobroduszną ironią.
np. Na pogrzebie: szlachcic jako pasożyt o pańskich gestach i wielkich pretensjach, prózniacze życie i dziwaczne pomysły gospodarskie przy zupełnym materialnym bankructwie
Po 1880 r. pisarz skupia się na środowisku mieszczańskim i drobnomieszczańskim.
· gł. cecha moralności - pogoń za zyskiem (Storch z Bartłomiejki każe natychmiast wydalać
inwalidów, nie jest to demonizowanie, jest to dla niego naturalne)
Prawa systemu kapitalistycznego a ludowe poczucie sprawiedliwości
Bartłomiejka: konflikt „naturalnych” praw postępowania wyznaczanych przez kapitalizm z
Żywiołowym poczuciem sprawiedliwości (Bartłomiejka chce dożyć swych dni na ziemi, na której całe życie pracowała). Pisarz walczy o prawo do życia (jak w cyklu O Życie). Narrator emocjonalnie solidaryzuje się z bohaterką, zmniejsza dystans między nimi, co jest wyjątkowe u tego pisarza!
5
Problem nizin społecznych
Świętochowski zawsze trzymał dystans wobec bohaterów z nizin społecznych. Był po prostu
rzecznikiem mas ludowych, ich potrzeb, aspiracji, praw, awansu materialnego i umysłowego.
Inteligencji, mieszczaństwu i ziemiaństwu wyznaczał rolę patronatu nad ludem. Uważał masy za niezdolne do samodzielnego Życia społecznego. Inne warstwy darzył wzgardą. Lud był dla niego przede wszystkim „ciemny”.
Wyjaskrawiona prymitywizacja postaci
Nawet bohaterowie, dla których chciał wzbudzić sympatię, są zarysowane z cechami prymitywizmu barbarzyńskiego i infantylizmu. np. Karl Krug jest poczciwy, pracowity, przywiązany do dzieci, ale w komentarzu odautorskim mówi się, że tylko w walce o pieniądz potrafił być bezwzględny, odmawia mu poczucia godności osobistej (nie do końca widać to w rysunku postaci, komentarz jest przejaskrawiony)
Kreacja postaci robotników
Robotnicy są opisywani z nutą sympatii lub chociaŻ współczucia dla ich nędzy, niewoli ekonom. Zawsze budzą obawę, niepokój, zwłaszcza jako masa (motłoch) - demonizacja.
np. Karl Krug: przywódcą robotników budowy jest oszust, Czapla, morderca Karla; przywódcą
został dzięki sprytowi i silnemu poczuciu solidarności z gromadą robotniczą
TRAGIKOMEDIA PRAWDY (tytuł cyklu nowel)
Problemat kłamstwa | Kłamstwo niezbędnym spoiwem Życia społecznego
Problemat znaczenia i roli kłamstwa był obsesją tematyczną pisarza. Dowodził, Że kłamstwo to konieczność czasów współczesnych, podtrzymuje funkcjonowanie tego ustroju.
Rozkład moralny - wykwit kapitalizmu
Rodowód niemoralności: (1) natura systemu społ.-ekonom., (2) natura klasy rządzącej, buzuazji.
Zwyrodnienie burżuazyjne często przybiera wymiar uniwersalnego stanu naturalnego społ. (On i ona) i powoduje skrajny pesymizm (Krajobrazy I. Północny). Świętochowski jako moralizujący kaznodzieja krytykował immoralizm, z poczuciem daremności...
Główne motywy „Klubu szachistów” (1895)
„Klub szachistów” to kryptonim stowarzyszenia, które ma zbierać materiały do badań mających na celu wytropienie źródeł dwoistości i dwulicowości. Potencjalne źródła to: (1) natura ludzka,
(2) warunki Życia, (3) choroba woli.
Klub rozwiązuje się ku powszechnej uldze i wewn. kompromitacji członków, którzy są mniej lub więcej konformistami, pogodzonymi z sytuacją zakłamania. Jedyny, który decyduje się
doprowadzić badania do końca staje na granicy immoralizmu, nihilizmu (dla świata wszystko
jedno, czy krzywdę mu wyrządza ideolog czy nicpoń, a nicponie przynajmniej jest szczęśliwy, bo nie ma w nim wewnętrznego rozdwojenia - zwulgaryzowany nietzscheanizm).
6
DROGI I BEZDROśA INDYWIDUALIZMU
Problem indywidualizmu w nowelistyce | Kult i utopia indywidualistyczna
Świętochowski krytykował to, co uwłacza indywidualnej godności człowieka, co ją degraduje.
Zajmuje się konfliktem jednostka - społeczeństwo. Głosi kult indywidualności. Początkowo apoteoza indywidualności ludzkiej uderzała głównie w feudalne dziedzictwo,
ciemnotę, upośledzenie materialne i moralne mas i jednostek. Pisarz zawsze jednak przeciwstawiał się bezwzględnemu podporządkowaniu jednostki dyktatowi ogółu. Optymistycznie sądził, Że da się pogodzić jednostkę ze społeczeństwem (zgoda ze społ. ma gwarantować korzyści jednostkowe, a troska o jednostkę ma być prawem i nakazem ogólnospołecznym).
Sam w sobie (tytuł noweli z cyklu Tragikomedia prawdy) | Moralizm
· dramat degradacji indywiduum, godności ludzkiej, jarzmo konwenansu, obyczaju
· człowiek gubi się w zbiorowości, czując się wyobcowany, osamotniony
· poczucie „samego siebie” to jedynie iluzja, świat wewnętrzny nie jest wolny od nawyków,
norm, przymusów, nie można się w nim schronić na stałe
Pisarz często moralizuje, mimo poczucia daremności tych poczynań. Zarówno wierzy, jak i nie
wierzy w swoje indywidualistyczne iluzje i utopie.
Samotność, wyobcowanie | Przeciw indywidualizmowi egotycznemu
Jedyną nadzieją na przyszłość jest oświata, wyłonienie się z ludu wykształconej elity intelektualnej. Najlepsze jednostki są jednak skazane na samotność, poczucie wyobcowania.
Świętochowski, obok swego indywidualizmu, wyrósł ze środowiska liberalno-inteligenckiego o charakterze altruistycznym. Silne było w nim poczucie solidarnej więzi z losami ludzkimi.
Klęska indywidualizmu
Jednostka będzie powoli jawić się jako zwycięska w sferze idei, ale pokonana wżyciu. W
nowelistyce pojawia się tylko motyw zniewolenia, próby i klęski ucieczki, aż po tę ostateczną śmierć (Pustelnik). W Pustelniku pisarz ukazuje, że indywidualne reformatorstwo, filantropia są bez
sensu wobec nędzy, biedy, ubóstwa.
O KSZTAŁCIE ARTYSTYCZNYM NOWELISTYKI ŚWIĘTOCHOWSKIEGO
Artyzm „dedukcyjny” i „indukcyjny” (w artykule o Nad Niemnem)
Twórczość jest jak badanie naukowe:
(1) indukcja - z faktów szczegółowych wyprowadza ogólne wnioski lub typowe postaci;
(2) dedukcja - wniosek ogólny rozmienia na prawdy szczegółowe lub pewną zasadę wciela w
pojedyncze postaci (wg logiki załoŻeń, a nie logiki Życia); np. powieść tendencyjna
Dziedzictwo pozytywistycznej literatury tendencyjnej | W narzuconej konwencji
We wczesnej twórczości pisarza wiele jest partii natrętnie ilustratorskich (O Życie, Klemens Boruta, Na pogrzebie) - fabuła jako dowód dla pisarskiej wizji świata i poglądów z końcowych point. Starał się kreować postacie tak, by było z rzeczywistości zdjętym okazem ludzkiego Życia. Często popada przez to w prymitywizm (Krug), parodię (Klotz) lub farsę (trójkąt małżeński w Krugu).
7
Skłócenia wewnętrzne
Lepiej wypadają postacie drugoplanowe, które mają tylko oszczędnie zarysowaną pewna cechę, rys. np. Rubowiczowa z opow. Ona - zindywidualizowana przez język i humor (co wyjątkowe!) Postaci są indywidualizowane przez język, ale nie przez sferę świadomości (tu brak weryzmu). Wyjątkiem jest jedynie Bartłomiejka - doskonale zbudowana postać pierwszoplanowa.
Elokwencja postaci
Postaci są zarysowane słabo, ale dialogi są świetne. Czasem aż nazbyt deklamacyjne i retoryczne. Często postacie są „tragarzami idei” (określenie Irzykowskiego). Pisarz próbuje osłabić rezonerstwo przez: (1) zrezygnowanie z werystycznej motywacji cech, czynów, myśli postaci, (2) zastosowanie parodii, karykatury, groteski, paradoksu, wyjaskrawienia.
Niespełnione oczekiwania czytelnicze | Niepojednane konwencje artystyczne
Postaciom Świętochowskiego brakło prawdziwości i plastyczności. Brak w jego utworach opisu doznań świata zmysłowego przez kreowane postacie, choć realizm w wersji werystycznej uważał za obowiązującą normę (co z tego, skoro nie umiał tak pisać).
Chwyty melodramatyczne i ich rola | Brak opisowości | Rygor nowelistycznej kompozycji
Elementy czułostkowo-liryczne, łzawe są charakterystyczne dla powieści tendencyjnej.
U Świętochowskiego ich obecność wiąŻe się z próbą dostosowania do konwencji oraz z pewnym niedowładem talentu (zamiast wyrazistej plastyki - melodramatyczny sentymentalizm). Świętochowski jako pierwszy zaniechał fotograficznego opisywania rzeczywistości, bogatych studiów charakterologicznych. Współcześni mu to zarzucali.
Różnica między romansem (powieścią) a nowelą według Ignacego Matuszewskiego:
· nowela ma się do romansu jak dramat do epopei
· romans ma na celu rozwinięcie idei, która musi być doprowadzona do punktu, w którym
znajdzie swoje potwierdzenie lub zaprzeczenie _ jest epiczny, szeroki
· nowela nie rozwija idei, ale daje ją gotową jako fakt _ jest dramatyczna, skupiona (nowela
jest jakby końcowym epizodem jakiegoś nienapisanego romansu)
Rygory strukturalno-formalne prozy narracyjnej w całej Europie były rozluźniane, co wiązało się z chęcią stworzenia iluzji rzeczywistości, dla której rygory formalne były nienaturalnym wędzidłem. Świętochowski mieszał gatunki prozy, ale zarazem stosował ścisły rygor wewn. kompozycji.
Charakter gatunkowy prozy Świętochowskiego
1. typ prozy narracyjnej - najbardziej popularny w XIX wieku (Balzak, Dickens, Flaubert,
Tołstoj, Turgieniew, Maupassant, Kraszewski, Korzeniowski, Orzeszkowa, Prus,
Sienkiewicz, Konopnicka, Dygasiński)
- wyraźny rdzeń fabularny, prawdopodobieństwo Życiowe, weryzm, indywidualna plastyka,
a zarazem typowość lub reprezentatywność społeczna postaci, sytuacji, akcji
- szkic powieściowy (obszerne opowiadanie), opowiadanie, nowela, obrazek
- np. O Życie, Klemens Boruta, Na pogrzebie, Oddechy, Bartłomiejka (gł. w latach 1878-86)
8
2. typ związany z parabolą, powiastką filozoficzną - popularny w renesansie, oświecieniu,
romantyzmie, odrodzony w XX wieku
- np. Sam w sobie, Klub szachistów, cykl Tragikomedia prawdy, kilka bajek (gł. po 1886 r.)
3. utwory graniczne - np. Ona, Woły, Pustelnik
Świadomość gatunkowej dwutorowości utworów nowelistycznych
W zbiorowym wydaniu pism (1896) sam Świętochowski podzielił utwory wg tych kryteriów. Zatarł nawet chronologię powstawania, rozdzielił utwory początkowo opatrzone jednym nadtytułem (Na pogrzebie i Ona).
Kompozycja nowelistyczna, dramatyczna | „Proza dramaturga”
Kompozycja typowo nowelistyczna łączy oba typy prozy Świętochowskiego:
_ jest ze wszystkich gatunków najbardziej zrygoryzowana, jak dramat
_ mocno związana wokół jednego ośrodka, bez dygresji, zamknięty kształt
_ Żywe tempo wydarzeń
Świętochowski zaczynał właśnie od dramatu i to widać w jego nowelistyce.
Komp. nowelistyczna opowiadań | Na pograniczu prozy fabularnej i formy dramatycznej
Opowiadanie-biografia: luźna, subiektywna narracja, mniejsza koncentracja, większa rozlewność, dygresyjność wątków, często tytuł jest imieniem; np. Klemens Boruta, Oddechy, Bartłomiejka u Świętochowskiego, z noweli: gradacja napięcia dramatycznego, kondensacja akcji, redukcja elementów statycznych (opisu), punkt kulminacyjny i katastrofa przesuwane ku końcowi, poprzedzanie katastrofy pozorną perspektywą innego rozwiązania Część opowiadań ma tak zredukowany opis i rozwinięty dialog i monolog, Że zbliża się do dramatu.
Monologi, autobiografie i ich funkcje artystyczne
(1) uobecnianie się narratora (1-os.) - iluzja autentyzmu, narrator jako komentator wypadków,
np. Na pogrzebie, Ona, Woły, W lesie, Złodzieje, Pustelnik
(2) narrator zaznacza dystans do fikcyjnej fabuły - Bajki
(3) utoŻsamienie bohatera i narratora (nie autora) - np. Nad grobem, Moja głowa, Sam w sobie
Organizująca funkcja artystyczna problematyki ideowej, światopoglądowej
Świętochowski uznawał prymat idei, nadrzędnej zasady myśli, problematyki intelektualnej nad epicką opisowością. Fabuła często pełni rolę pretekstu.
Zagadnienie stylu prozy Świętochowskiego | Stylizacje | O sztukę słowa | Wykolejenia stylisty
Pisarz programowo dbał o kształt języka literackiego. Podkreślał jego autonomię w stosunku do języka potocznego. (niemal jak parnasistowski kult wysublimowanego języka)
Czasem pisarz stylizuje utwory orientalnie lub antycznie, np. Asbe, Strachy Pentelikonu, Dwaj filozofowie. Było to popularne w Polsce (Faleński, Orzeszkowa, Sienkiewicz, Konopnicka, Prus).
9
Świętochowski bronił autonomii języka literackiego, nawet jego elitaryzmu. Sam często popadał w patetyzację, pompatyczność, sentencjonalność, deklamatorstwo. Dziś te utwory wydają się nam przegadane, rozwlekłe stylistycznie.
Znakomity stylista
Prus mówił, że język Świętochowskiego jest celny i giętki, Że jego przenośnie i porównania
powinny wejść do wzorów literatury. Wiele tu świetnej aforystyki, często epigramatycznej.
Najlepszy jest w ciętych inwektywach, szyderstwie, sarkazmie, parodii (porównywany do Lama). Silne zretoryzowanie stylu oddziaływało raczej intelektualnie niŻ emocjonalnie.
Swoistość pozycji Świętochowskiego-nowelisty
Świętochowski sięgał po klasyczne wzory prozy retorycznej (Wolterowi np. poświęcił rozprawę w stulecie jego śmierci), odrzucając realistyczną prozę XIX w.
Damian Capenko
Tytułowy Damian Capenko był to kapral podolskiej guberni, z Łuby, kamienieckiego powiatu. Pytany prywatnie kim jest mówił: Małoros (nazwa ta obejmowała wtedy mieszkańców dzisiejszej Ukrainy). Już sama uroda chłopaka mówiła za niego skąd pochodzi, posiadał czarne, rozmarzone oczy, śniadą skórę i usta ułożone w wyraz smutnej łagodności, a mowę charakteryzowała śpiewność. Lingwiści z Przesmyka uważali ten mowę, za język pokaleczony, po polsku jednak Capenko mowił bardzo poprawnie. Wychowany został przy dworze Polaka, dziedzica Łuby na Podolu, potem został przewieziony jako rekrut do straży pogranicznej w Przesmyku.
Całej tej charakterystyce przeczył Edward Tabor - handlarz zbożem, który twierdził, że Capenko jest kałmukiem (nazwa koczowników z plemion mongolskich, tu w pogardliwym znaczeniu: dzikus). Oskarżał on Damiana o wiele niegodziwości, np. o to, że zaleca się on do panny Motylińskiej tylko po to, by uzyskać od jej ojca fajkę ze srebrnym łańcuszkiem. Narrator jednak zaznacza, że Tabor nie może być wiarygodnym informatorem i że jego wrogość do Capenki ujawniała się na wielu płaszczyznach.
Pewnego dnia Tabor przechodził koło domu Motylińskich, na podwórku panie kopały w ziemi, poczekał, aż każda z nich na niego spojrzy, sam przyjrzał się im, mlasnął językiem i wrócił do domu. Wśród panien Motylińskich, była Hortensja, dziewczyna w ciało bogata, o pulchnej twarzy i radosnych oczach, zawsze uśmiechnięta. To do niej zaszedł pewnego dnia Tabor, przyniósł do niej także piękny, kolorowy perkalik. Hortensji od razu rzucił się w oczy ten materiał, była nawet wobec Edwarda kokieteryjna. Tabor ściskał już Hortensję za rękę, lubieżnie wpatrywał się w jej talię, gdy nagle wszedł Capenko! Panna wyrwała swoją rękę i zgromiła natrętnego kawalera. Damian od razu zdał sobie sprawę z tego, że trafił na scenę kuszenia. Zauważył też perkalik, już chciał go zabrać i zanieść do kapitana jako dowód kontrabandy (został on bowiem przyniesiony ze sklepu bez plomby). Ale powstrzymała go Hortensja, przerażoną możliwością utraty podarku, poszeptała trochę słodkich słówek i było po sprawie. Gdyby Capenko nie był tak zajęty panienką, zauważyłby, że Tabor poszedł nie domu, ale do kapitana. Ale panna Hortensja była tak miła (ze wzg na perkalik, który odkupił Damian od Edwarda i jej ofiarował), że przysłoniła biednemu Damianowi cały świat. Tabor zasugerował kapitanowi, że jego podwładny przemycił przez granicę dla swojej kochanki perkalik. Przeszedłszy granicę, Tabor spotkał Postułkę, był to największy kontrabandzista, chwalił się, że nie rozmawiał ze strażnikiem granicznym nie mając przy sobie jakiegoś ukrytego towaru. Z rozmowy dwóch oszustów wyszło, że Capenko za miesiąc kończy służbę i wraca do domu. Tabor od razu stwierdził, że on już mu da prezent na do widzenia. Oszuści również mają w planach przemycić do Królestwa kontrabandę, z tym wiąże się jednak niemały problem. Z daleka przyglądał się dwóm mężczyznom Capenko, od razu wyczuł, że oni coś kombinują i zlecił ich pilnować. Na widnokręgu dojrzał Broga - dziedzica Przesmyka, Cepenkę łączyła z nim pewna więź, pewnie z tego względu, że obaj pochodzą z Podola. Damian poprosił dziedzica, aby sprzedał mu ziemię, którą dzierżawi od niego Tabor. Bróg nie chce się zgodzić na sprzedaż ziemi, uważa, że Motylińska nie jest dla niego dobrą kandydatką na żonę i nie chce on by się pobrali, tym samym namawia Damiana, by wrócił do rodziców, na Podole. Capenkowi strasznie zależy na tej ziemi, Bróg proponuje przełożyć rozmowę na jutro, gdy chłopak będzie miał cała sumę. O dziesiątej w nocy Tabor, zaszedł do dziedzica, ten jednak odprawił go, mówiąc służącemu, że dla niego dzień się już skończył. O tej porze Capenko siedział u panny Hortensji, zamiast pilnować granicy. Pisał on list do rodziców, w którym prosił o błogosławieństwo jego małżeństwa. Co by chłopak nie napisał, dla Motylińskiej zawsze to było obcesowe, prymitywne i bez polotu. Panna narzekała, że nie nazywa jej aniołem, pięknością, że ma majątek i szafę pełną bogatych stroi. Na koniec zasugerowała, że to rodzice Damiana powinni, prosić jej rodziców o zgodę na ten ślub, gdyż to ona jest córką rządcy, a nie byle dziewką. Nagle dało się usłyszeć w okolicy granicy strzał, Capenko czym prędzej wsiadł na konia i tam pospieszył. Okazało się, że jakaś postać przemykała się do ogrodu Tabora i nie otrzymawszy odpowiedzi na pytanie, wartownik strzelił. Gdy Capenko podjechał kontrabandzista nie żył, był to syn Postułki, obok niego leżał worek napełniony sztukami płótna. Wściekły Capenko wiedział, że leżeć tu powinien Tabor! Jechał zdać raport kapitanowi i wspomnieć o tym, że widział dziś starego Postułkę rozmawiającego z Taborem. W drodze dojrzał siedzącego na swoim ganku Edwarda, który wygwizdywał jakąś wesołą piosenkę. Jak przystało na czułego kochanka Damian zaraz potem jechał do ukochanej, myśląc, że ta umiera ze strachu o niego. Ale zajechawszy pod jej dom panna już dawno spokojnie spała. Rano Damian pojechał do kapitana, ten wręczył mu list od rodziny, myślał, że to pozytywna odpowiedź na jego wczorajsze pytanie, ale jakie było jego zdziwienie, gdy zobaczył, że to list informujący o śmierci jego ojca. Przyczyna śmierci był upadek z wysokiej barci, w dowód wdzięczności za wierną służbę, stara wdowa otrzymała od dziedzica kilkadziesiąt ulów. Teraz niecierpliwie wyczekuje powrotu syna, gdyż sama już sobie nie daje rady. Damianem targały sprzeczne uczucia, nie wiedział co ma zrobić. Nagle zerwał się i pospieszył do domu, napisać list do matki, chociaż miał się udać do urzędu celnego, poinformować ich o wczorajszym zajściu. Dopiero po napisaniu listu udał się do urzędu, a potem do dziedzica w sprawie kupna ziemi, miał być co prawda raniutko, a już było południe. Przeprosił za spóźnienie wyjaśnił przyczyny takiego zachowania. Dziedzic słysząc, że Capenko chce przez pół świata sprowadzać matkę do Królestwa, zamiast jechać do niej, tym bardziej nie chce mu sprzedać ogrodu. W końcu powiedział, by młodzieniec przyszedł do niego jak już się będzie żenił, ostrzegł go jeszcze, że tę pannę to jeszcze przeklnie. Stęskniony chłopak udał się do Hortensji, gdy był już na podwórzu, od niej wychodził Tabor! Damiana od razu ukłuła drzazga zazdrości. Wspomniał o śmierci ojca, ale dziewczyna bardzo wzgardliwie przyjęła te informacją. Urażony Capenko dużo nie myśląc powiedział, że jak tylko mu się skończy służba to wraca do matki. Hortensji od razu w oczach pociemniało, przecież nie mogła dopuścić do tego, by utracić konkurenta. W końcu udobruchała Damiana, nie bardzo jej zadowoliła informacja, że prosta kobieta ma tu przyjechać, ale nie miała wyjścia. Powiedziała chłopakowi, by napisał do matki jeszcze jeden list, w którym poprosi ją by przywiozła Hortensji arbuzy! Gdy Damian wyszedł, panna stanęła przed lustrem, zdjęła chustkę i oczom ukazał się na szyi sznur niebieskich paciorków, które na pewno nie podarował jej Capenko. W tym czasie Tabor udał się długą podróż, zabrał z domu co bardziej podejrzane przedmioty i wyruszył czym prędzej, dopóki się choć trochę nie uspokoi.
Pomimo, że Bróg ociągał się ze sprzedażą ogrodu, to pozwolił Damianowi zagospodarować nawet pusty dom, tam stojący. Capenko zaczął urządzać swoje gniazdko. W końcu nadszedł ten dzień, kapitan wezwał go do siebie i powiedział, że po odbyciu pięcioletniej służby może dalej służyć lub wystąpić, Damian oczywiście poprosił o uwolnienie. Wystroił się i szedł w kierunku domu panny Hortensji, ale ku jego zdziwieniu dostrzegł idącego naprzeciw od kilku tygodni niewidzianego Tabora. Wymienili się groźnym wzrokiem i minęli. Capenko wszedł do panny jakoś bardzo zadowolony, ale Hortensja szybko popsuła mu ten nastrój swoimi ciągłymi pretensjami i dąsami. Damian poinformował ją, że matka jednak nie przyjedzie, Hortensja od razu zwiesiła nos na kwintę, bowiem nie dostanie swoich arbuzów! Powiedziała jeszcze, że ona się nigdzie nie będzie wyprowadzać dopóki, w ich nowym domu nie będzie firanek, kwiatów i lustra. Capenko udał się do dziedzica, ten nawet mu zaproponował pracę. Miałby pośredniczyć w sprzedaży zboża z kupcami zagranicznymi i zostałby agentem Bróga. Już wcześniej Tabor chciał kupować to zboże od dziedzica, ale ten mu odpowiedział, że to Capenko się tym zajmie. Tabor spotkał się z Postułką i powiedział mu, że nie dość, że Capenko zostaje to jeszcze jest winny śmierci młodego Postulki. Tabor zaczął oczerniać Capenkę, że sprowadzi nieszczęście na wieś, bo w nocy gada do księżyca, że nie jest u siebie i ich okrada z chleba. I tego dnia widział ich Damian jak rozmawiali, ale nie myślał o nich dużo, był za bardzo zaaferowany swoim szczęściem i tylko o nim myślał. Rano wcześnie wstał i zajął się gospodarstwem, gdy mu żołnierz przyniósł list od matki. Pisała, że za dwa dni przyjedzie do syna i przywiezie arbuzy. Uszczęśliwiony Damian pobiegł do ukochanej i prosił, by dali na zapowiedzi, ta jednak stanowczo powiedziała, że to za wcześnie. Smutny chłopak powrócił do mieszkania, które było już schludne i gotowe do życia w nim. Długo nie musiał czekać, gdy przybiegła służąca z listem od Hortensji, w którym pisała, że poddaje się rozkazowi ojca i zezwala na zapowiedzi. Radość Damiana nie miała granic. Do późna sadził drzewka, gdy usłyszał nagle krzyk na granicy. Poczuł w sobie obowiązek i udał się na pomoc swoim byłym towarzyszom. Machinalnie podszedł do krzaków otaczających ogród, wtem rozległ się strzał. Capenko padł martwy. Nikt nie wiedział kto to mógł uczynić, nawet Tabor, który w tym czasie siedział na swoim ganku wesoło pogwizdując. Gdy matka Damiana jechała z arbuzami, jej syna wieziono na cmentarz. Wśród gości żałobnych był tez Tabor, niezbędny, aby pocieszać pannę hortensję, był też Bróg, który patrzył w dal na postać w austriackiej czapeczce (Postułkę). Nowela kończy się dwuwersem od narratora:
Biedny Capenko, ja ci to, żeś chciał być moim bratem
i na naszej ziemi pracować - przebaczam.
Karl Krug
Narrator rozpoczyna nowelę od nakreślenia sytuacji związanej z Niemcami. Np. bawarskie Munchen, stało się polskim Mnichowem, a Mysłowice śląskie przyjęły nazwę Myslowitz. Najgorsze jednak to, że Karolowi Krukowi kazali być Karlem Krugiem, złośliwie nazywano go dzbankiem (krug=dzbanek). Jego żoną była Niemka, Karl był mularzem, nie przelewało się im w domu, ciężko było im wyżywić dzieci. Szczególnie zimą im bieda doskwierała, na to wszystko żona robiła mu ciągłe wyrzuty. Karl lubił chodzić do swojego przyjaciela, portiera stacji mysłowickiej, Franza Klotza (Franciszek Kłos). Franz koił troski przyjaciela, nie tylko dlatego, że jako były konduktor, a obecny wielbiciel jego żony, a przede wszystkim jako urzędnik mógł najszybciej znaleźć jakieś zajęcie dla Karla. Rok 1877 stał się dla mularza groźnym rokiem, bowiem przyszedł na świat jego piąty potomek, a w połowie lata stracił pracę. Przez resztę lata jego jedyną pracą było podmurowanie małego mostka, nie miał się gdzie zaczepić, by zarobić choć trochę grosza na rodzinę. Gdy ukończył swoją pracę nad mostkiem wrócił do domu, żona od razu go spytała czy ma już jakąś nową pracę na oku, ten niestety nic nie miał, jak to zwykle bywało zaczęła krzyczeć, wyrzucać mu, że jest niezaradny itp. Jak zwykle w takiej sytuacji udał się do przyjaciela. Ten jednak nie miał dla niego żadnych informacji mularskich, ale miał polityczne. Odnośnie księcia Bismarcka i jego religijnej polityki. Kruga nic nie obchodziły te nowinki, był on przygnębiony swoim bezrobociem. Udali się we dwójkę do domu Karla. Gdy tylko weszli do domu Franz rzekł :”Nie pójdziemy do Canossy!” - była to aluzja do zdania wypowiedzianego przez kanclerza Bismarcka pod adresem najwyższej hierarchii kościoła katolickiego, Franz pomimo że nie rozumiał tego zdania, nawet nie wiedział co to jest Canossa, używał tego zdania notorycznie. Jakie było jego zdziwienie, gdy wypowiedział te słowa do żony kolegi, a ta mu wyjaśniła czym jest Canossa i o co w tym wszystkim chodziło. Od razu pomyślał, że będzie mógł wzbudzić większe poszanowanie na kolei i do tego urosła jego miłość do tej kobiety. Żona zaczęła szyderczo kpić z męża, ten nawet nie miał sił się jej sprzeciwić. Jeszcze raz żałośnie zapytał się kolegi czy, aby na pewno nie ma dla niego żadnej pracy. Nagle Franz przypomniał sobie, że i owszem jest coś. Przyjechał do Warszawy pewien Żyd, który chce skontraktować kilkudziesięciu mularzy. Karl miałby pracę na jakieś 2 miesiące. Usłyszawszy to mały Fritz zaczął płakać. Matka zapewniła go, że tata nie wyjedzie i wymownie uśmiechnęła się w stronę Franza (szło wywnioskować z tekstu, że to Franz jest ojcem tego piątego dziecka). Już na drugi dzień Karl wyruszał do nowej pracy, czule żegnał się z dziećmi, żonę pocałował w rękę, siedząc w pociągu już tęsknił. A Franz natomiast, od razu pobiegł zaopiekować się żoną kolegi.
Max Gluckwurm wykupił w Warszawie plac przy ulicy Chmielnej, na którym miał zamiar wybudować trzy domy. Dlatego to wysłał swego faktora do Mysłowic, aby mu sprowadził mularzy. Już na wstępie spotkały go nieprzyjemności. Do W-wy jechał z piętnastoma innymi robotnikami, obrali oni go sobie za przewodnika, bowiem pozostali byli to rodowici Niemcy, niestety i Karl kiepsko mówił w języku ojczystym, ciągłe przebywanie wśród ludzi posługujących się językiem niemieckim strasznie pokaleczyło jego ojczystą mowę. Na samym początku oszukał ich dorożkarz i wziął o wiele większą zapłatę niż powinien. Gluckwurm umieścił mularzy w wilgotnej suterenie, wszystko to nie zaczęło się optymistycznie. Jedynie sen jaki się przyśnił Karlowi mógł dać powiew nikłej nadziei. Śniło mu się, że jego dzieci dobrze się uczą, szanują odzież, a Bruno (jeden z jego synów) wyciągał rączki do portiera i wołał „tata”. A nad ranem ukazał mu się anioł, który objawił mu, że zarobi w Warszawie bardzo dużo pieniędzy, a żona jego pocznie syna i da mu na imię Franz.
O świcie robotnicy szybko się wyszykowali i czekali na kogoś kto ich zaprowadzi do miejsca pracy. Niestety nikt taki się nie zjawiał, wzbudziło to wielki niepokój w Karlu. Około godziny 7 zjawił się młody Żydek, który zaprowadził ich do majstra, na budowie było już trzech mularzy Polaków, którzy wrogo przyjęli pozostałych, odebrali to jako napaść na ich posadę i zdecydowali, że trzeba będzie ich stąd wykurzyć i pokazać im gdzie jest ich miejsce. Jeden z Polaków podsunął pomysł jakby to się ich pozbyć. Kiedyś na budowie mieli także pięciu Niemców, podawano cegłę, jeden z „obcych” stał na pierwszym piętrze i został specjalnie uderzony cegłą! Spadł z budowy i „nadkręcil” kark. A ile mieli z tego Polacy śmiechu, mało nie pękli. No bo przecież z nimi inaczej się nie da... A oni nie pójdą do sądu, bo są na to za głupi, nie poskarżą się, bo się boją, a z reszta kto by tam za „lutrem” świadczył (Karl był katolikiem). Jednym z rozmówców był Rafał Czapla, był to mały oszust, który znał sporo anegdot. Gdy przyszła pora śniadania Karl podszedł do trzech mularzy i zapytał się gdzie tu niedaleko dostana piwo, Czapla wskazał mu ręką na przeciwko lokal, nie dodał tylko, że to jeden z najdroższych lokali. Za chwilę Niemcy wybiegli ze sklepu i zaczęli złorzeczyć Karlowi, biedny pobiegł czym prędzej do Polaków i pytał się dlaczego go tak potraktowali, przecież pytał się ich, a oni mu wskazali ten sklep. Czapla wybuchnął śmiechem i powiedział, że faktycznie pytał się, gdzie niedaleko kupi piwo, a nie gdzie tanio. Wszyscy zwrócili się przeciwko Krugowi, jeden nawet zrzucił mu z głowy czapkę i podeptał ją. O 12 przyszła pora obiadowa, dano wskazówki Karlowi o co ma się spytać i wysłali go do Polaków. Spytał się ich gdzie dostanie tani obiad, Czapla wskazał okazała restaurację. Niemcy udali się tam, ale zaraz wyszli, bo pewnie zapytali się o cenę. Czapla był zły, że jego figiel się nie udał. Krug myślał, że słaba znajomość języka polskiego mu tu pomoże, a praktycznie przysporzyła mu ona wiele kłopotów. Po miesiącu pobytu poprawił sobie znajomość języka ojczystego i poznał miasto. Dzięki temu Niemcy przestali już oskarżać o wszystko Karla, ale za to Polacy byli niezmordowani, a szczególnie Czapla w trapieniu Niemców. Pewnego razu Czapla zawiadomił Kruga, że nazajutrz ma miejsce święto kościelne, zanim nieporozumienie się wyjaśniło, wstrzymał ich na pół dnia od roboty. Dobrodusznemu Karlowi nawet przez myśl nie przeszło, że Polak robi to naumyślnie. Jednak pewnego dnia Czapla przesadził. Pożyczył od Kruga 4 ruble, które ze znajomymi przepił. Dłużnik ani razu nie wspomniał o spłacie, zniecierpliwiony Karl sam się w końcu o dług upomniał. Jednak Czapla albo udawał, że nie wie o jakie pieniądze chodzi, albo obrażał mularza z Mysłowic. Walka o swoje pieniądze była jedyną, w której zajęcze serce Kruga przemieniało się w lwie. W końcu zagroził wysunięciem procesu. Czapla się go zapytał czy ma on w ogóle jakichś świadków, jakieś kwity, na to jakoby on pożyczał od niego pieniądze. Ta bezczelność totalnie zbiła z tropu biednego Karla. Po tym zajściu, do Czapli podszedł pewien murarz i powiedział, że majster płaci Niemcom po 2 ruble, natomiast im, Polakom 1,5 rubla. Słysząc to Czapla, od razu zauważył, że byłby nieuczciwy, gdyby teraz oddał Krugowi jego pieniądze! Mało, stwierdził, że jeszcze mu dopłaci! Karl stał z dala i nie słyszał tej rozmowy. Potrzebował on dłuższej chwili, by rozpaliła się w nim śmiałość, wziął młotek w drżącą rękę i jeszcze raz podszedł do dłużnika, z prośbą o zwrot jego pieniędzy. Czapla popatrzył na niego wzgardliwie i tak silnie uderzył go w twarz kułakiem (nie wiem co to, w tekście nie było przypisu), że biedny Krug zawahawszy się padł skrwawiony na ziemię. Karl poleżał chwilę, z trudem podniósł się i poszedł w stronę towarzyszy. Niemcy widząc go w takim stanie, domyślili się o co poszło i już chcieli wziąć odwet, gdy nadszedł majster. Obiecał on, że za pobicie Czaplę czeka sąd i zostaną mu na rzecz Kruga strącone z pensji pożyczone pieniądze. Usłyszawszy to dłużnik szepnął do swoich towarzyszy, że on majstrowi strąci Niemca. Do domu Karl wrócił prawie wesoły, czekała go jeszcze jedna niespodzianka, otrzymał pierwszy list z Myslowitz, od portiera. Franz wspomina, że u jego rodziny wszystko dobrze, dzieci się uczą, a żona jest w stanie błogosławionym!
Tego wrześniowego poranka, Karl wstał wielce uradowany. Cieszył się, że ma pracę, bo w Polsce potrzeba było dużo rąk do pracy, w końcu widział jakieś światło w tunelu. Gdy tak stał na rusztowaniu, powiedział do przechodzącego obok przyjaciela Czapli, że ma tu zamiar osiąść na stałe, robotnik od razu dał wyraz swego niezadowolenia, Krug przypomniał, że on też jest Polakiem, czyli są braćmi. Gdy doniesiono o tej rozmowie Czapli powiedział on, że Krug może i osiądzie, ale już nie wstanie... Karl bardzo poważnie rozważał myśl zamieszkania w Polsce i cały dzień w pracy o tym mówił. Gdy nadszedł czas popołudniowego odpoczynku wszyscy udali się na obiad, tylko Czapla dziwnie przeciągał swoją pracę. Gdy został sam zszedł na miejsce, gdzie pracował Karl, schylił się tam po coś, zbiegł szybko na dół i dołączył do swoich towarzyszy. Po przerwie Krug wracał na miejsce pracy, wszedłszy na ścianę, wziął przygotowany szaflik wapna i zeskoczył na rusztowanie. Zaledwie jednak zrobił parę kroków, zsunięte jednym końcem z poprzecznego bala deski przeważyły się zwaliły go na dół. Krug spadł na ziemię, a strumień krwi buchnął z jego ust. Wszyscy robotnicy zebrali się wokół umierającego, wszyscy poza Czaplą, jego dwaj przyjaciele wymienili się smutnymi spojrzeniami i wznosząc je w gorę, zdawali się odgadywać prawdopodobną historię. Gdy zajechała dorożka, Karl zawołał Wilhelma (to ten, który rozzłoszczony o akcję z piwem, zrzucił Krugowi czapkę z głowy) i dał mu banknoty, z prośbą, by przekazał je jego żonie. Prosił też przekazać żonie, że gdy jego synowie dorosną, mają się tu przenieść. Bo tu można zarobić. Gdy włożono go do dorożki, odjechała ona z...trupem. Gdy robotnicy wrócili do pracy, Czapla bojaźliwie spytał się kolegów, czy Krug umarł, oni nic nie odpowiedzieli, tylko zaczęli murować. Na drugi dzień pisano w gazetach o tym zajściu, o śmierci Karla Kruga, inne gazety pisały o tym, jak to Niemcy coraz bardziej wypierają Polaków z pola pracy. Na końcu tej noweli również jest fragment od narratora:
Biedny Kruga - pomyślałem sobie - ja ci to, żeś
chciał u nas pracować i moim być bratem - przebaczam...
Tragikomedia prawdy:
Sam w sobie
Jakub Czarski prowadzi na początku noweli monolog ze samym sobą. Mówi, że potrzebuje odnaleźć drogę, która go zawiedzie do ludzi. „Tu” (nie została dokładnie określona ta przestrzeń) może w końcu być sobą, jest w stanie zerwać z siebie wszystkie napisy określające go, nie jest ani kontrolerem kuponów, ani mężem ciała. Po chwili jednak zmienia zdanie, nawet tutaj nie jest sobą. Bo przecież może zapomnieć, że przed 30 laty został ochrzczony i otrzymał imię Jakub. Tu może być bezimienny, bezdzietny, bez urzędu, paszportu, metryki. Cieszy się, że w końcu uwolnił się ze skóry społecznej. Stwierdza, że nigdy nie czuł się taki wolny, dawno nie miał tak swobodnej godziny dla siebie. Wspomina wcześniejsze czasy, zawsze myślał, że jest jednostką odrębną. Ale pozbawiła go tego złudzenia pewna sytuacja. Był pewnego razu na balu i tańczył z pewną młodą dziewczyną, gdy zrobił mu się gorąco wyszedł do drugiego pokoju, przez kotarę słyszał rozmowę swojej tancerki z gospodynią domową, chodziło im tylko o to, jaką on posadę sprawuje. W tamtym czasie Jakub czuł obrzydzenie do życia, tracił osobowość. Poprosił więc swojego ojca o 200 rs. na wyjazd za granicę dla „odnalezienia siebie”, ten mu jednak zasugerował, że zgubił rozum i to jego powinien szukać. Pomimo to jednak wyjechał do Berlina. Tam u pewnej kobiety wynajmował pokoik, gospodyni ta z powodu choroby gardła nie mogła wypowiedzieć jego nazwiska. Jakie to było dla niego szczęście, gdy był wtedy bezimienny. Wspomina też sytuację, gdy znalazł się w galerii poczdamskiej, rozmawiał tam z pewnym Niemcem, zaprosił on Jakuba do siebie do ogrodu, aby dokończyli rozmowę. Kuba zgodził się, jednak poprosił, aby nie wymieniali się nazwiskami i nie informowali o tym kto kim jest. Z rozżaleniem wspomina jakie było zdziwienie, a potem podejrzliwość niemieckiego rozmówcy. Udali się jednak na pogawędkę, na koniec Niemiec nawet docenił inteligencję swego rozmówcy. Jakub twierdzi, że ta znajomość może i mogłaby się rozwijać dalej, ale Niemiec opowiedział o Kubie swoim znajomym i Ci zaczęli go obserwować, zwracać na niego uwagę w kawiarni. Jakub musiał opuścić Berlin, by nie wydało się, że jest Jakubem Czerskim, kontrolerem kuponów. Kolejnym etapem jego wycieczki stała się Haga. Jednak i tu go spotkał zawód. Z żalem wspomina miłość, upersonifikował ją w swoich wspomnieniach, jest ona zdolna do zemsty, to mara, która dręczy człowieka. Jakub wymienił dwa rodzaje miłości. Miłość serc małych i płytkich rodzi się od razu dojrzała i roztropna; miłość serc wielkich i głębokich natomiast rodzi się jak bezradne i niedołężne niemowlę, które musi być karmione i pielęgnowane. Człowiek zakochany wie co zrobić z uczuciem, ale nie wie jak użyć rozumu. Wtedy zawsze powinien pożyczyć cudzego, Jakub niestety był zdany tylko na swój. Wspomina sytuację, gdy siedział w parku na ławce i pewien chłopczyk uderzył go piłką, za chwilę podbiegła jego matka i przeprosiła Kubę. Ten coś odpowiedział i wrócił na swoje miejsce, zaraz potem wyrzucał sobie niezdolność do wyzyskania sposobności. Chłopiec bawiąc się piłką, niechcący wrzucił ją do morza. Jakub czym prędzej udał się na pomoc dziecku, dzięki temu nawiązał się rozmowę z matką chłopca. Jakub oczywiście nie miał zamiaru się przedstawiać, na pytanie kim jest, odpowiedział, że człowiekiem. Przedstawił jej swoją sytuacje, że wyjechał do obcego kraju, aby żyć przez kilka miesięcy jako człowiek bezimienny. Zaciekawiło to kobietę, zaskakujące dla niej było to, że tak młody człowiek, ma tak już tak stare dziwactwa. Jakub inaczej to widział, twierdził, że dziwactwa objawiają się silnie tylko w młodości. Po co wyjawiać kim się jest? Gdyby on powiedział, że jest Francuzem, a ona się przyznała, że jest np. Niemką od razu by się znienawidzili. Lepiej żeby nie Niemka z Francuzem, ale człowiek z człowiekiem rozmawiał. Słuchając tych wywodów musiała ona przyznać rację Kubie. Tak samo powszechny język pozwoliłby zataić ludziom swoje pochodzenie. Kiedyś studenci posługiwali się językiem łacińskim, wszyscy pomimo swej narodowości tworzyli jedną rodzinę. Dziś dzielą się na kółka, stowarzyszenia, związki. Ludzie nie uświadamiają sobie, o ile są niewolnikami wyrazów, które wywierają na nich wpływ hipnotyzujący. Gdy usłyszą książę - zaraz dostrzegają wytworność, szewc - ordynarność, Włoch - żar temperamentu. Kobieta następnego dnia przyszła na to samo miejsce, Kuba nigdy nie zapytał jej czy przyszła wtedy dla niego, czy dla morza, a może dla powietrza? Uważał, że połączyła ich dziwna nić. Ich znajomość bardzo szybko się rozwijała po dwóch miesiącach Kuba poprosił, by nazwali swoje uczucia. Wyznał kobiecie miłość i kazał się jej określić, chciała, aby zdjęli maski, Jakub nie zgodził się na to. W końcu się przełamała i również wyznała mu miłość. Kuba poprosił ją, by jutro zjawiła się w parku i zamiast obrączek wymienią się pocałunkami. Siedzieli razem na ławce i nagle kobieta cała zadrżała i powiedziała: „Mój mąż!” mężczyzna ten nie grzeszył urodą, podszedł do nich, chwycił ją w grube łapska i wycałował. Jakub wstał bez słowa i odszedł. Nić tajemniczości została zerwana, już wiedział, że jest mężatką, Żydówką polską, pewnie warszawianką. Nagle zatrzymał go pewien znajomy warszawski łobuz salonowy. Zaczął narzekać na nudę, przyznał się, że przyglądał się Kubie od kilku dni i że nie dziwi go, że Jakub zajmował się Rosenbauchową, bowiem jest ładna. Znajomość tę jednak należy zakończyć, gdyż w Warszawie nie do pomyślenia jest znajomość z żoną lichwiarza i córką stręczycielki. Dwa miesiące po tym zajściu, Jakub przeczytał informację o jej śmierci. Duch tej kobiety ciągle nawiedza Kubę, nie wiem on już czy to sumienie czy serce cierpi.
Klub szachistów
I
Prezes wysuwa przypuszczenie, że ludzie już coraz mniej wierzą, że tworzą klub szachowy. Najgorsze jest to, że jakby ich żony się dowiedziały kim są naprawdę, nie miałyby ani krzty litości dla nich. Dlatego muszą być ostrożni w przyjmowaniu nowych członków. Każdy z obecnych wyspowiadał się przed resztą, opowiedział wszystko o sobie i swojej rodzinie. Jeden z nich zauważył, że mniejsza o ich osobiste szczęście, ale nie powinni niszczyć szczęścia innych ludzi. Jeden z nich przypomina, że jego córka jako panna z dzieckiem została porzucona przez pewnego nikczemnika. On jako jej ojciec zataił tę sprawę i wydał ją za syna swego przyjaciela. Małżeństwo to jest szczęśliwe, młodzi kochają się nawzajem, on wierzy w jej niepokalanie, mają dwójkę dzieci. Wiadomo co by się stało z tą rodzina, gdyby wyszła na jaw przeszłość jego córki. Inny przyznaje, że chyba wolałby stanąć pod publicznym pręgierzem, niż przyznać się, że używa skradzionego majątku. Co prawda oszustwo popełnił jego ojciec, ale on z tego korzysta i zawdzięcza temu swoje bogactwo. Po tych zwierzeniach zapanował gorzki smutek, wyszło na jaw, że od tej pory nikt nie był wyłącznym posiadaczem i stróżem swej bolesnej tajemnicy, lecz powierzył ją innym, którzy przez nieostrożność lub ze złej woli mogą to ujawnić całemu światu. Trafnie odczytali to przygnębienie towarzyszów, dwaj mężczyźnie, założyciel klubu szachistów i jego przewodnik. Prezes uspokoił ich, że kilkuletnie trwanie ich instytucji, w której już zostały wypróbowane szczerość i dyskrecja członków, powinno usunąć trwogę, o ile pozostaną w tym samym gronie. Powinni zadbać o to, by do ich grona nie wkradł się żaden zdrajca. Kilka głosów zawołało, by zamknąć klub dla nowych członków, prezes zgodził się, jeżeli faktycznie taka jest ich wola. Jeden tylko mężczyzna nie zgodził się na to. Zauważył, że skoro założyli stowarzyszenie dla nauki, a nie dla bezmyślnego przyglądania się sobie, to powinni starać się o zbieranie jak najbogatszego materiału i tym samym przyjąć nowych członków. A poza tym ma on kandydata, który spełnia wszystkie warunki członków, a na dodatek dostarczy on ciekawych faktów. Zgodnie z regulaminem, nazwiska jego nie wymieni, dopóki nie zostanie przyjęty do klubu. Ale może powiedzieć, że to człowiek, któremu przyznano najzaszczytniejsze tytuły ideału, on sam jednak nazywa siebie wielorakim łotrem. Ma on tutaj spisaną przez niego biografię, czy ma ją przeczytać? We wszystkich zapanowała ciekawość i kazali czytać.
Na początku jednak czytający musi im dać kilka słów objaśnienia. Miał kiedyś przyjaciela, który nie miał przed nim żadnych tajemnic. On to właśnie podsunął mu myśl, aby założyć to stowarzyszenie. Umierając pozostawił mu syna pod opieką, chłopiec wyrósł na mądrego i szlachetnego człowieka, posiadał wrodzony wstręt do występku i amoralności. Parę dni temu ten chłopak przychodzi do niego i mówi, że pomimo starań nie może być już uczciwy, bo obciążył swoje sumienie wielkim brzemieniem grzechów. Dręczy go to, że nie jest takim, jakim pragnie być oraz, że jest inny niż wszyscy myślą. Wyspowiadał mu się na wet z kilkunastu lat swojego życia. I faktycznie dopuścił się wielu niemoralności i wykroczeń wobec prawa. Chłopak ten prosił o pomoc, a on jako członek klubu kazał mu spisać swoje zeznania i wstąpić do klubu. Teraz odczyta te zeznania.
U ciotki owego chłopaka służyła śliczna dziewczyna z tragiczną przeszłością. Jej matka w młodości została zgwałcona przez kilku żołnierzy, męża jej wtedy nie było, zataił tę sprawę, jednak okazało się, że jest w ciąży. Bała się reakcji męża, którego bardzo kochała i od tego wszystkiego zwariowała. Gdy urodziło się jej dziecko, a męża ciągle nie było chodziła po drogach i szukała „ojców”, aby odebrali swoją własność. W końcu ciotka tego chłopaka wzięła dziewczynkę na wychowanie, jak się później okazało matka dziewczynki nigdy nie odzyskała rozumu, a mąż jej się zabił. Chłopak zwierza się, że darzył tę dziewczynę ojcowską troska i nigdy nie targnąłby się na nią w żaden sposób. Upłynęło kilka lat, chłopak jeździł tam co rok na wakacje, wskutek tych jego czułości dziewczyna miała zostać matką. Chłopak żałował strasznie tego czego się dopuścił, sumienie nie dawało mu spokoju, czuł się najpodlej na świecie. Nie wiedział co ma uczynić, więc uciekł. Później dowiedział się od ciotki, że dziewczyna przepadła bez wieści. Ciotka na każdym kroku obrażała dziewczynę mówiąc, że pewnie poleciała szukać ojców swego dziecka! On jako sprawca tego nieszczęścia, nigdy nie obronił jej żadnym słowem.
Inny fragment wyznań dotyczy sytuacji chłopaka po śmierci jego ojca. Zostało ich czworo, wszyscy byli pełnoletni, on jako najstarszy i uznawany za człowieka nieskazitelnego, miał za zgodą braci i siostry podzielić majątek po ojcu. Rozpoczął podział dość sumiennie, jednak z biegiem czasu obniżał nominalną wartość swojej części, a przeceniał działy rodzeństwa. Ostatecznie przyznał sobie znacznie więcej niż mu się należało. Nie wie co za siła zmusiła go do tego oszustwa, ale nie planował tego.
Chłopak pisze również o tym, jak przyszedł do niego kiedyś kolega szkolny z prośbą o pomoc w zdobyciu jakiejś posady. Był nędzarzem, ostro potraktowanym prze los, pomimo wielkiego rozumu i uczciwości, nie potrafił on przeciwstawić się złemu losowi. Chłopak polecił biedaka kilku wpływowym znajomym, ale tamci, albo nie chcieli, albo nie mogli mu dać pracy. Wkrótce po tym zaoferowano mu zyskowną synekurę, którą przyjął, wtedy stanął mu przed oczyma wychudzony kolega. Ale powiedział sobie, że nie nadaje się on na to stanowisko. Wiedział, że była to tylko wymówka, ale nie potrafił się powstrzymać.
Pewnego razu wychodził z banku i znalazł na schodach paczkę, długo się nie zastanawiając włożył ją do kieszeni i otworzył dopiero w domu, było tam 12 000 rb. Pierwsze co odczuł, to radość z pozyskania takiej sumy pieniędzy. To po chwili jednak zdał sobie sprawę, że jest to czyjaś własność. Ale komu miałby ją oddać, fakt, że tego kogoś nie zna, nie upomina się on zgubę, sprawił mu dużą przyjemność. Parę razy nasunęła mu się myśl, by dać ogłoszenie, ale szybko odegnał ją. Stwierdził, że ten co zgubił powinien dać ogłoszenie. Przez trzy dni nie przeglądał żadnej gazety, czwartego dnia poczuł niepokój na sumieniu, postanowił przeczytać ogłoszenia w piśmie najbardziej nimi zapełnionym. Ani jednej wzmianki o zagubieniu pieniędzy! Śmiało, więc wziął do ręki inne gazety. Minęły dwa miesiące, a on przyzwyczaił się do faktu, że znalezione pieniądze są już jego. Dyrektorowi banku wyprawiono ucztę jubileuszową, on również został zaproszony. Jeden z podpitych gości bardzo wzgardliwie zaczął wypowiadać się o instynktach ludzkich. Bo dwa miesiące temu zgubił przed bankiem 12 000 rb. i nie ogłosił tego w gazecie, bowiem nie chciał, by znalazca złośliwie śmiał się z jego głupiej nadziei, że mu je zwróci. Argument ten był silny. Chłopak jednak wstał i powiedział, że zwróci je. Wszyscy byli zszokowani, że to on właśnie odnalazł zgubę. Fabrykant spytał się dlaczego, nie ogłosił w żadnej gazecie, że odnalazł taką sumę. Chłopak bardzo pewny siebie odpowiedział, że było to w interesie, tego co zgubił pieniądze, a poza tym jaką on mógł mieć pewność, że ktoś inny się do nich nie przyzna. Fabrykant od razu odwołał swoje zniewagi o naturze ludzkiej, a nazajutrz w gazecie znalazło się ogłoszenie, wychwalające znalazcę pieniędzy za jego uczciwość. I po tym incydencie chłopak pluł sobie w twarz. Po przeczytaniu tych kliku fragmentów mężczyzna zapytał się, czy przyjmą „nowego”. Zgodzili się. Teraz mógł podać nazwisko nowego członka, był to Wacław Urbin. Prezes z największym zdziwieniem i niedowierzaniem powtórzył nazwisko Wacława.
II
Przyjęcie Urbina do klubu było sprawą bardzo ciężką. Po pierwsze stowarzyszenie tworzyli ludzie już dobrze znający i przyjaźniący się, poza tym właściwie dotąd nie wprowadzono żadnych nowych członków. Po drugie poruszone sprawy dotyczące dochowania tajemnicy rzuciły popłoch. Po trzecie dopuszczenie jednego jednego człowieka do znajomości sekretnych wyznań przejmowało każdego niechęcią. Fakt, że dostęp do skrzyni z własnoręcznie spisanymi wyznaniami, będzie miał obcy człowiek, że mogą one zostać skradzione lub złośliwie zużytkowane nie był miły dla szachistów. A poza tym Urbin nie był im obcy! Każdego łączyła z nim bliższa lub dalsza znajomość i każdy przed nim grał komedię, którą on ma teraz odkryć. Sam Urbin, też nie był w dobrej pozycji. Co innego odkryć przyjacielowi swoje życie, a co innego ludziom, którzy go uznawali za szlachetną osobę. Nie wypadało się wycofać, więc Wacław przybył na spotkanie.
Był to już mężczyzna 30 letni, ale tak chudy, że prawie znikły mu mięśnie. Prezes przywitał go życzliwie o ośmielająco. Obie strony, tj. „nowy” i pozostali członkowie zobowiązani są do utrzymania wzajemnych tajemnic. Wacław ma prawo odczytać wszystkie wyznania, które znajdują się w skrzyni. Gdyby ktokolwiek dopuścił się zdrady, reszta członków ma prawo publicznie ogłosić jego własne zeznania. Instytucję nazwano klubem szachistów, dlatego, aby zakryć przed tłumem rzeczywisty cel i swobodnie móc pracować. Celem tym jest zebranie ze szczerych spowiedzi członków, materiału psychologicznego, który by pozwolił rozświetlić trudną i powikłaną zagadkę powszechnej dwoistości, a czasem nawet wielolicowości natury człowieka. Istotne jest pytanie czy przyczyna zachowań amoralnych tkwi w jakiejś chorobie woli, czy w warunkach życia, a może w ich organizacji? Odpowiedź tkwi w rzetelnych i szczerych odpowiedziach członków. Urbin przyznał, że jego i to pytanie nurtuje i sądzi, że jego biografia pomoże rozstrzygnąć tę kwestię. Pomimo że zawsze chciał być uczciwy, to teraz jest to jego obsesja. Mimo tego pragnienia i starań czuje, że nigdy nie osiągnie swego celu i że ciągle będzie dopuszczać się niegodziwości. Jest ogromnie nieszczęśliwy, ponieważ myśli, że dojdzie do kresu życia ze wzgardą dla samego siebie. Urbin uważa, że nasze czyny, choćby były niegodne, są świadomie zamierzone i wypływające z woli. Pomimo swego wykształcenia, chęci czynienia dobra, nie ma takiej siły, która by go odwiodła do niegodnych występków. Pomimo najlepszych chęci z idealisty robi się prosiak. Wychowanie i wszystkie późniejsze czyny uszlachetniające starają się o to tylko, by znać na pamięć reguły moralne i uznawać ich wartość. I choć znają je i tak nie wsiąkają one w ich wolę. Nie wiadomo dlaczego ludzie zacni w teorii są niegodziwi w praktyce. Urbin stwierdza, że pomoże im zbierać materiał na rozwiązanie nurtujących ich pytań, ale jeśli po upływie pewnego czasu nie znajdą odpowiedzi, to on zakłada nowy klub. Taki, w którym członkowie wynajdywaliby sposoby przebierania ludzi uczciwych w teorii, a niemoralnych w praktyce na skończonych łotrów, podłych w woli i w czynie, jednolitych. Teraz jednak Wacław musi iść na spotkanie pokusy, której prawdopodobnie ulegnie.
III
Sprawą najlotniejszą, najdonioślejszą i najdalej promieniującą jest plotka. W Warszawie czyniono plotki na temat Emina - baszy (właściwe nazwisko Edward Schnitzer), był to podróżnik czyniący wyprawy w głąb Afryki, gdzie tępił handel niewolnikami; prezydenta amerykańskiego; lub wicecesarza chińskiego. Tak samo robi się w Szwecji, Anglii czy Hiszpanii. Spośród przedmiotów wiedzy najciekawszym dla człowieka jest człowiek. Włóczy się po świecie wieść, że każdy najmniej zna samego siebie, a daleko lepiej innych. Dojdziemy do wniosku, że człowiek ma takie samo prawo wyrokowania o człowieku, jak mrówka o mrówce. Ale mrówki są o tyle mądrzejsze od ludzi, że milczą i nie wyrokują o swoich towarzyszkach, nie piszą swoich dziejów, nie wydają sądów równie stanowczych jak i na niczym nie opartych. Plotki są przeróżne. Czasem możesz z dobrego serca pomagać biednej kobiecie, ludzie zauważą twoje sekretne wizyty u niej i natychmiast mianują ją twoją utrzymanką. Kupisz sobie szczególnie piękny surdut, ludzie powiedzą, że chcesz nim zwrócić na siebie uwagę. Idziesz do Kościoła się pomodlić, stwierdzą, że robisz po to, by się przypodobać bogatej i pobożnej ciotce. Są i takie sytuacje, że zachowanie nicponia nazwą bezinteresownym poświęceniem. Plotka jest to garść kurzu, schwytana w powietrzu koło kogoś, i rzucona potem w oczy innym.
W mieście, w którym istniał klub szachistów, plotki krążyły obficie. Stowarzyszenie samo rozbudziło ciekawość. Poza prezesem nie było tam ani jednego dobrego szachisty, otoczony został bardzo ścisłą tajemnicą i nie przyjmował nowych członków. Ludzie zaczęli się, więc domyślać, że jest to albo loża masońska, przybytek gier hazardowych, miejsce schadzek rozpustniczych itd. Pośród tych przypuszczeń, pojawiła się informacja, że członkowie spowiadają się ze swego życia dla studiów psychologicznych. Podejmowano próby wejścia do klubu, podkopy te jednak dostrzegano i niweczono. Ale wpadła do młyna plotkarskiego wieść, że Urbina przyjęto do instytucji. Ludzie poczęli się zastawiać, dlaczego on? W szachy nie grał, jakie więc miał kwalifikacje? Było to tym bardziej ciekawe, bo Urbin był osobą znaną, lubianą i szanowaną, a jako człowiek możny i zajmujący korzystne stanowisko radcy prawnego w banku, pociągał ku sobie serca mam i ich córek. Na jednym z bali zagadnęła go o to piękna dama. Na jej pytanie co oni tam robią, z całym przekonaniem Wacław rzekł, że grają w szachy, oczywiście kobieta nie uwierzyła mu, doskonale wiedziała, że nie potrafi on grać. Wyjaśnił jej, że oni grają w szachy sami z sobą, jest to gra bardzo wymagająca, bowiem trzeba być jednocześnie swoim wrogiem i sprzymierzeńcem. Kobieta, z którą rozmawiał Wacław, była jego dawną kochanką (miała ona męża, gdy spotykała się z kochankiem). Wacław zaczął się zastanawiać, czy gdyby tylko zechciał, byłaby ona znowu jego? W tej chwili dostrzegł prezesa klubu, który z daleka się im przyglądał i naturalnie z piśmiennej spowiedzi znał ich tajemnicę. Ale on się im przyglądał z ważniejszych powodów. Prezes rozmawiał z młodą dziewczyna, która nie miała jeszcze 18 lat, była bardzo piękna i widać było, że szybko zmieni się w piękną kobietę. Dziewczyna ta wyznała stryjowi, że bardzo się jej podoba Urbin, a ten za wszelka cenę chciał jej to wybić z głowy. Dopuścił się pewnego wiarołomstwa, ale to z tego względy, że bratanica, była tak naprawdę jego córką! Iza Radek, nie wiedziała, że wujek to tak naprawdę jej ojciec, on to jednak ją wychowywał i kochał serdecznie. Gdy niedawno wróciła z Anglii, gdzie się kształciła, doszedłszy do odpowiedniego wieku, miał zamiar ją adoptować i oddać jej po śmierci cały swój majątek. Henryk Radek (prezes) stwierdził, że teraz nie ma co się spierać z bratanicą. Urbin podszedł do prezesa i siedzącej z nim dziewczyny. Zaczęli rozmowę dotyczącą życia i natury ludzkiej. Wacław przestrzegał Izę, przed samą sobą, że ją również spotka dwoistość. Urbin zauważa, że każdy człowiek nieszczęśliwy lub niezadowolony oczekuje swego mesjasza. I on również, najchętniej w tej roli widziałby kobietę. Uważa,że tylko prawdziwy ogień namiętności może oczyścić człowieka. Radek przy tych słowach poruszał się nerwowo, Iza natomiast wlepiła swe czarne oczy w Wacława i w niemym zachwycie mu się przyglądała. Zaproszenie na kolację przerwało ostrą wymianę zdań między prezesem, a Urbinem. Wacław zauważył, że Radek, znający tajemnicę jego życia, usiłuje mu zagrodzić drogę do jego córki oraz, że Iza rzuciła na niego silny urok.
IV Targany sprzecznymi uczuciami Wacław powrócił do stosunku z porzuconą mężatką, zaczął odrzucać serce Izy i na przekór Radkowi występować jako jej konkurent. Na tygodniowym zebraniu klubu Urbin opowiadał chyba nazbyt szczegółowo swoją schadzkę, nie kryjąc zamiaru ponowienia jej. Stwierdził, że jest to tym bardziej dla niego bolesne, ponieważ kontrastuje to z miłością jaką odczuwa do pewnej osoby. Prezes od razu zainteresował się i zapytał o jaką miłość chodzi. Wacław zauważył, że nie jest to miłość grzeszna i dlatego nie musi wyjawiać szczegółów. Radek zwrócił uwagę, że jeśli mężczyzna podaje zbrukaną rękę czystej dziewczynie, to tym samym czyni niegodziwość. A fakt mieszania czystych uczuć z brudnymi żądzami jest bardzo ciekawy jako objaw psychologiczny i tym bardziej powinien go przedstawić na forum towarzystwa. Urbin jednak inaczej widzie tę sprawę i porozmawia na osobności o tym z prezesem. Reszta członków zdawała się domyślać o co chodzi i przeczuwała spięcie między dwoma mężczyznami. Nazajutrz Wacław zjawił się u Radka i rozpoczęli rozmowę. Urbin przyznał się, że obiektem jego uczuć, jest bratanica prezesa i przychodzi z zapytaniem czy ma na spotkaniach klubu przedstawić tę sprawę. Radek stwierdził, że jemu to bez różnicy, ale na ich małżeństwo się nie zgodzi, bowiem zna rozwiązłe życie Urbin. Wacław zauważył, że zna je jako prezes, ale nie jako Henryk Radek, i że nie powinien wyzyskiwać swego stanowiska przeciwko członkowi klubu, bo jest to łamanie przyrzeczeń jakie złożył. Wyraził swoje zwątpienie w to, że znajdzie on dla córki niepokalanego męża. Radek stwierdził, że chociaż będzie w to wierzył. Wacław wyśmiał jego złudzenie i oskarżył o obłudę, skrytykował jego postępowanie jako ojca i prezesa klubu szczerości. Prezes zaznaczył, że może jednak zrezygnować z funkcji jaką pełni w klubie, ale z ojcostwa nie może i nie chce. Wacław wziął to pod uwagę i zasugerował, że porozmawiają o tym na spotkaniu.
Na spotkaniu cała sprawa została przedstawiona. Radek zapytał się wszystkich członków czy powinien oddać Urbinowi swoją córkę. Momentalnie powstał gwar i spory, widać było, że do porozumienia nie dojdzie. Radek zaproponował, aby rozeszli się do domów, zastanowili nad decyzja i jutro do tego powrócą. W domu od razu Iza poznała, że coś się musiało stać w tym klubie. Ustawa klubu nie zabraniała odsłaniać jego celu osobom zaufanym, toteż Radek wyjaśnił wszystko córce. Prezes powiedział córce, że Urbin oświadczył mu się o jej rękę, zapytał się czy chce wyjść za niego. Iza jednak nie rzekła ani słowa i zatonęła w rozmyślaniach. Nakazała wujkowi położyć się i odpocząć, Radek położył na biurku 2 duże klucze i położył się spać. Iza porwała klucze i wybiegła. Udała się do klubu, otworzyła skrzynię i dowiedziała się, że stryj to jej ojciec. Potem wzięła zeszyt Urbina, gdy skończyła go czytać cisnęła papier z odrazą i wzgardą. Nie zamknąwszy skrzyni wybiegła z klubu, za chwilę spotkała Wacława, spytał się jej co robi w tych okolicach. Powiedziała, że była w aptece, gdyż stryj się źle czuje, Wacław zasugerował, że może to być jego wina. Zapytał się jej czy chce być jego żoną. Byli już przed drzwiami, Iza nacisnęła dzwonek, Radek był zdziwiony, gdy otworzył drzwi i ujrzał ich razem, przywitał jednak Urbina grzecznie. Radek zapytał się gdzie to ona chodziła, odpowiedziała z naciskiem, że szukała lekarstwa dla OJCA. Mężczyźni spojrzeli na siebie wymownie. Na pytanie obu, czy przyjmie rękę Urbina odpowiada: nie! Ponieważ znalazła dziś w pułapce mysz, która uciekła z klubu szachistów, gdyż zjadła tam kawałek zapisanego papieru z jakiejś skrzyni, który był tak gorzki, że omal się nie otruła. Urbin powiedział, że była to mysz bardzo szkodna; Iza natomiast odrzekła, że nie mniej od tych, którzy zostawili tę trutkę. Nazajutrz klub szachistów rozwiązał się ku zadowoleniu wszystkich członków. Rok później Iza wyszła za mąż za człowieka, który po ślubie okazał się wielkim łotrem w idealnej skórze. Urbin pisze dzieło o dwoistości natury ludzkiej, a stary Radek powtarza wciąż przy każdej sposobności: Źle wiedzieć i źle nie wiedzieć.