Władysław
Konopczyński
DZIEJE POLSKI NOWOŻYTNEJ
WYDANIE TRZECIE KRAJOWE
UZUPEŁNIONE
INSTYTUT WYDAWNICZY PAX
WARSZAWA 1996
Wstęp
JERZY MATERNICKI
Posłowie
JAN DZIĘGIELEWSKI
Opracowanie tekstu i przypisy
Tom I JAN DZIĘGIELEWSKI
Tom II MIROSŁAW NAGIELSKI
O Copyright by Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1986
Projekt okładki
Joanna Chmielewska
Bibliografię przejrzał i uzupełnił
Krzysztof Gawroński
Redaktor II wydania
Dariusz Cherubin
Redaktor techniczny
Ewa Marszał
Korektorzy
Waldemar Pal ,
Anna Sidorek
ISBN 83-211-0730-3
Władysław Konopczyński i jego synteza
dziejów Polski nowożytnej
Wiek XX przyniósł znaczne poszerzenie i pogłębienie badań nad dziejami
Polski nowożytnej (XVI-XVIII w.). Zapoczątkowano je wprawdzie w stuleciu
poprzednim (poważne zasługi na tym polu położyli m.in. Walerian Kalinka,
Tadeusz Korzon, Władysław Smoleński i Szymon Askenazy), dopiero jednak
w naszym wieku nabrały one pełnego rozmachu i należytej dynamiki. Wielkiemu
przyrostowi liczby badaczy, wydawnictw źródłowych i monografii historycznych
towarzyszyło wydatne poszerzenie pola badań, objęcie nimi takich dziedzin życia
staropolskiego, jak gospodarka, stosunki społeczne, prawo, wojskowość, oświa-
ta, nauka, sprawy wyznaniowe itp. Poważne zmiany dokonywały się również
w historii politycznej. Wśród wielu znakomitych badaczy staropolskiego życia
państwowego, a także polityki zagranicznej dawnej Rzeczypospolitej, takich
jak Wacław Sobieski, Adam Szelągowski, Wacław Tokarz, Adam Skałkowski,
Oskar Halecki, Ludwik Kolankowski czy młodszy od nich Władysław Czap-
liński, postacią pierwszoplanową był największy erudyta, jakiego wydała
w XX w. historiografia polska - Władysław Konopczyński.
Autor Dziejów Polski nowożytnej nie należał do nowatorów, hołdował raczej
starym, wypróbowanym wzorom metodologicznym. O wybitnym miejscu Ko-
nopczyńskiego w historiografii czasów nowożytnych zadecydowało więc co
innego: jego nieprzeciętna, wprost niewiarygodna znajomość źródeł archiwal-
nych, rozległość zainteresowań, rzadko spotykana umiejętność łączenia badań
analitycznych z szeroką koncepcją syntetyczną. Nie bez znaczenia jest tu także
obfitość i wielka różnorodność dorobku twórczego. Zamykając w 1952 r.
1 Autor Dziejów Polski nowożytnej nie doczekał się jeszcze monografii. Z istniejących
opracowań na uwagę zasługują: E. Kipa Wladysław Konopcz vński (1880-1952), "Rocznik
Towarzystwa Naukowego Warszawskiego", R. 45:1952, s. 101-103; Z. Wojciechowski
Władysław Konopczyński (1880-1952), "Przegląd Zachodni", R. 8: 1952, s. 671-673;
S. Kościałkowski Władysław Konopczyński jako historyk, "Teki Historyczne", R. 6:1953,
nr 1, s. 1-29; E. Rostworowski Konopczyński Władysław, [w:] Polski Slownik Biograficzn ,,
t. 13, Wrocław-Warszawa-Kraków 1967-1969, s. 556-561; tenże Wdadyslaw, Konop-
czyriski jako historyk, [w:] Spór o historyczną szkołę krakowską. W stulecie Katedrh
Historii Polskiej UJ 1869-1969, Kraków 1973, s. 209-235; tamże Historyk Rzeczy-
pospolitej, [w:] W. Konopczyński Pod trupią główką (Sonderaktion Krakau), Warszawa
1982, s. 82-95; W. Czapliński Władyslaw Konopczyński, jakim go znałem, [w:] Portrety
uczonych polskich, Kraków 1974, s. 243-250; Materiały, sesji naukowej pt. Miejsce
Wladyslawa Konopczyńskiego w historiografii (w 25 roeznicę śmierci), "Studia Histo-
ryczne", R. 22: 1979, nr 1, s. 63-84; (treść: E. Rostworowski Zagajenie; W. Czapliński
Władysław Konopczyński jako historyk XVII i XVIII w.; J. A. Gierowski, Władysław
Konopczyński jako badacz J. Michalski Władyslaw Konopczyńiski jako
badacz czasów stanisławowskich; A. Przyboś Wspomnienie o seminarium Władysława
Konopczyńskiego).
pięćdziesiąty rok swej pracy dziejopisarskiej, Konopczyński obliczał ten dorobek
na 62 tomy obejmujące od 320 do 400 stron każdy2. Pod tym względem żaden ze
współczesnych historyków nie mógł mu dorównać, w całych zaś dziejach
historiografii polskiej podobny rezultat osiągnął jedynie Joachim Lelewel.
Dorobek Konopczyńskiego jest nie tylko obfity, ale także wyjątkowo
wartościowy. Autor kilkunastu znakomitych monografii, wielu interesujących
studiów i szkiców a także cennych wydawnictw źródłowych, od początku niemal
swej pracy twórczej koncentrował uwagę na problemach ważnych, mających
zasadnicze znaczenie dla ukazania drogi dziejowej Polski i jej tragicznych losów
w czasach nowożytnych. Nikt też bardziej niż Konopczyński nie był powołany
do opracowania syntezy tego okresu. Podjął się tego zadania stosunkowo późno,
mając za sobą ponad 30 lat pracy dziejopisarskiej. Dzieło jego było więc owocem
wielkiego namysłu i doświadczenia badawczego, a zarazem dobrej znajomości
mechanizmów życia politycznego, nabytej w toku wieloletniej aktywnej dzia-
łalności politycznej.
Przypatrzmy się, jak doszedł Konopczyński do swojej syntezy dziejów Polski
nowożytnej, od początku nieco kontrowersyjnej, a przecież, mimo upływu blisko
50 lat, wciąż jeszcze niedoścignionej, najlepszej.
Władysław Aleksander Konopczyński urodził się 26 listopada 1880 r. w
Warszawie, w rodzinie inteligenckiej. Ojciec,. Ignacy, inżynier komunikacji, był
kierownikiem ruchu na Kolei Nadwiślańskiej. Prawie wszyscy stryjowie i wuj-
kowie przyszłego historyka byli inżynierami, technikami, matematykami. W ca-
łej rodzinie panowała atmosfera pozytywistyczna, dominował kult nauk przy-
rodniczych i techniki, ówczesna inteligencja techniczna nie stroniła jednak
zupełnie od humanistyki. W rodzinie miał Konopczyński jednego "prawdzi-
wego" humanistę, stryja Emiliana, znanego w Warszawie filologa i pedagoga,
założyciela i dyrektora renomowanej 6-klasowej prywatnej szkoły realnej
(przeorganizowanej w roku 1905 w gimnazjum ogólnokształcące z polskim
językiem nauczania), który widząc w bratanku żywe "upodobania historyczne",
zatroszczył się już o odpowiednią lekturę dla niego. Od lat chłopięcych czytał
Konopczyński dużo; rzecz ciekawa - najpierw ujawniły się u niego zainte-
resowania historią powszechną, a dopiero później dziejami Polski. W swoich
wspomnieniach wymienia autor szereg poważnych opracowań z historii po-
wszechnej, przeczytanych w okresie nauki w gimnazjum w latach 1891-1899
(początkowo szkoła Wojciecha Górskiego, później IV gimnazjum rządowe
w Warszawie). Były to m.in. obszerne zarysy dziejów powszechnych F.K.
Schlossera i T. Korzona. Dopiero po tym zabrał się Konopczyński do
studiowania historii Polski m.in. w oparciu o znaną syntezę M. Bobrzyńskiego,
podręcznik A. Lewickiego oraz poważne czterotomowe Dzieje Polski J. Szuj-
skiego.
Duży wpływ na dojrzewanie zainteresowań i uzdolnień naukowych Ko-
nopczyńskiego, od początku myślącego poważnie o historii, wywarły dwa fakty:
aktywny udział w pracach tajnego kółka samokształceniowego, działającego
w IV gimnazjum, oraz długoletnie osobiste kontakty z najwybitniejszym w XIX
w. badaczem dziejów Polski nowożytnej, twórcą tzw. warszawskiej szkoły
historycznej - Tadeuszem Korzonem.
z Archiwum Uniwersytetu Jagiellońskiego (AUJ) SII 619. Teczka osobowa
W. Konopczyńskiego: Dziela Wladyslawa Konopczyńskiego.
6
Do k
ka samokształceniowego wstąpił stosunkowo wcześnie, pod koniec
klasy piątej lub na początku szóstej. Była to decyzja przemyślana, zaaprobowana
przez rodziców, którym zależało na tym, aby ich syn poznawał historig i literaturę
polską razem z rówieśnikami. Rządowa szkoła rosyjska nie uwzględniała tych
przedmiotów, chciała wychować młodzież polską w nieświadomości praw
narodowych, w duchu uległości i posłuszeństwa dla "Najjaśniejszego Mo-
narchy". Przestarzały, mocno okrojony program, nie najwyższe kwalifikacje
wykładowców, werbalne metody nauczania, godząca w polskie uczucia na-
rodowe ideologia wychowawcza - wszystko to odpychało młodzież od szkoły,
skłaniało ją do poszukiwania "zakazanej" wiedzy na własną rękę i do zbio-
rowego, tajnego samokształcenia.
Konopczyńskiemu, jako "urodzonemu" historykowi, powierzono prowa-
dzenie zajęć z tego przedmiotu. W spisanych pod koniec życia wspomnieniach
zanotował: "Przeprowadziłem kurs historu polskiej w grupie koleżeńskiej
w ten sposób, że przerabialiśmy prawie wyłącznie Bobrzyńskiego i jakoś długo
nikt nie próbował nam zalecić żadnej odtrutki na te mądre, ale mrożące wywody.
Urządziłem kolegom ciągniony egzamin i zachowałem te bilety do dziś dnia"3.
W ten sposób przyszły profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego zdobywał pier-
wsze doświadczenia pedagogiczne. Będącjeszcze w klasie szóstej, Konopczyński
prowadził część nielegalnej biblioteczki uczniowskiej, a także zaczął pisywać
artykuły historyczne do tajnego pisemka kółkowego. Pierwsza "rozprawa"
dotyczyła stosunku Polski do Czech w czasach husytyzmu, później przyszły
dalsze prace O Multanach i Woloszczyźnie, o wojewodzie Stefanie Wielkim
i Familu Czartoryskich. Przytaczamy te tematy nie bez powodu, wskazują one
bowiem, iż zainteresowania Konopczyńskiego historią nowożytną ukształ-
towały się bardzo wcześnie, kiedy przyszły autor Konfederacji Barskiej miał
zaledwie IS czy 16 lat.
Praca kółkowa dała Konopczyńskiemu wiele: pogłębiła wyniesioną z dzieciń-
stwa znajomość dziejów ojczystych, przede wszystkim jednak znakomicie
rozszerzyła jego horyzonty umysłowe ("kółkowicze" zajmowali się nie tylko
historią czy literaturą polską, ale także ekonomią, socjologią, psychologią
czy religioznawstwem), jak również zdolność do samodzielnego dostrzegania
i rozwiązywania problemów poznawczych. Pokolenie to stosunkowo wcześnie
osiągnęło dojrzałość umysłową, cechowało się dużą pracowitością i samo-
dzielnością poczynań twórczych.
Kółko wpłynęło także na postawę ideową Konopczyńskiego. Przeważał w nim
"duch narodowy", głównie za sprawą starszych kolegów, "zetowców" (członków
działającego pod patronatem Ligi Narodowej Związku Młodzieży Polskiej)
z uniwersytetu. Z tą orientacją ideową, a później i polityczną, zwiąże się autor
bliżej w następnych latach i pozostanie jej wierny do końca życia.
Duży wpływ na wybór przez Konopczyńskiego dalszej drogi życiowej wywarł
również, jak już wspomniano, T. Korzon. Ten wielki znawca naszych dziejów
nowożytnych, choć nie zasiadał na katedrze uniwersyteckiej (cesarski Uni-
wersytet Warszawski był praktycznie zamknięty dla historyków-Polaków),
wywierał w tym czasie, tj. na przełomie XIX i XX w., istotny wpływ na polską
młodzież interesującą się historią nie tylko przez swoje liczne prace, ale także
wskazówki metodyczne, bibliograficzne i merytoryczne, jakich nie skąpił mło-
3 W. Konopczyński Jak zosta em historykiem, "Znak", R. 10:1958, nr 52, s.1151
dym w Bibliotece Ordynacji Zamoyskich, której przez wiele lat był dyrektorem.
Z Korzonem był zaprzyjaźniony jeden z dziadków przyszłego historyka, ojciec
matki, Ludwiki - Erazm Obrąpalski. Konopczyński wspominał po latach, iż
dość często zachodził z dziadkiem do wielkiego historyka; "urok uczoności
Korzona promieniował na całą rodzinę, a na spotkanie mu wybiegała z mojej
strony rozbudzona wyobraźnia"4. Początkowo wszystko sprowadzało się do
luźnych rozmów i lektury dzieł nestora historyków warszawskich. W 1895 r.,
mając niespełna 15 lat, Konopczyński postanowił wybrać się do Korzona "już nie
jako wnuk ociemniałego dziadka, ale jako >>aspirant do dziejopisarstwa<<"5.
Historyk potraktował ucznia bardzo poważnie, wyjaśnił mu różnice pomiędzy
różnymi rodzajami źródeł, operując konkretnymi przykładami zwrócił uwagę na
potrzebę krytycznego stosunku do pamiętników, pokazał niektóre wydawnictwa
z zakresu nauk pomocniczych, a także dokumenty dotyczące epoki "potopu",
omówił również, i to w sposób krytyczny, ważniejsze opracowania ogólne
poświęcone dziejom Polski oraz sformułował podstawowe zasady metodo-
logiezne obowiązujące historyka. Rozmowa miała miejsce 11 lutego 1895 r. "To
było moje pierwsze najowocniejsze seminarium" - pisał po latach Konop-
czyński6. Przyszły autor Dziejów Polski nowożytnej miał już niebawem za sobą
lekturę wielu poważnych prac źródłowych, poświęconych tej epoce. Szybko,
jeszcze w czasach szkolnych, zajął się studiowaniem źródeł, aby wyrobić sobie
własne zdanie o interesujących go ludziach i zjawiskach. Na ten okres przypadają
też początki fascynacji tematem, któremu pozostał wierny do końca życia,
a mianowicie polityką Familii.
Kontakty z Korzonem miały dla Konopczyńskiego znaczenie podwójne:
z jednej strony umożliwiały podjęcie samodzielnych poszukiwań badawczych,
z drugiej zaś wprowadzały umysł młodego adepta historii w gąszcz ostrych
i powikłanych sporów o ocenę dziedzictwa dawnej Rzeczypospolitej. W ten
sposób wpływ "pesymistycznej" szkoły krakowskiej mógł być przynajmniej
w części zrównoważony tchnącymi większym optymizmem wywodami twórcy
szkoły warszawskiej.
Na czasy gimnazjalne przypada też początek fascynacji Konopczyńskiego
problematyką psychologiczną. Zajmowano się nią dość często na zebraniach
kółka,jej zgłębienie zawdzięczałjednak przyszły historyk głównie sobie, własnej
pracy samokształceniowej. Ostatni rok szkolny przed maturą (1898/1899)
upłynął autorowi głównie pod znakiem lektur i dociekań nie tyle historycznych,
ile właśnie psychologicznych. Rozczytywał się w dziełach F. Paulhana o psycho-
logii charakteru, A. Fouillee'go o temperamencie i charakterze, czy Simona
o marzeniach sennych. Celem było zrazu lepsze poznanie siebie, z czasem jednak
cała ta wiedza psychologiczna, poparta odpowiednio ukierunkowaną lekturą
wielkich utworów literackich, stanie się istotną częścią bagażu intelektualnego
historyka, elementem składowym jego "wiedzy pozaźródłowej". Mając na myśli
siebie i swoich szkolnych kolegów, Konopczyński napisał: "Otóż naprawdę jedni
wcześniej, inni później klarowaliśmy się jako indywidualiści, przejęci kultem
jednostki i zapatrzeni w jej nieodgadnione wewnętrzne bogactwo" . Nie
4 Tamże, s. 1149.
5 Tamże, s.1153.
6 Tamże, s. 1154.
Tamże, s. 1157.
pozostało to bez wpływu na poglądy i postawy metodologiczne neoromantyków,
a wśród nich także autora Dziejów Polski nowożytnej.
Mury IV gimnazjum rządowego w Warszawie opuścił Konopczyński w
czerwcu 1899 r. z bardzo dobrym świadectwem maturalnym i srebrnym
medalem. Jego zgłoszenie się na Wydział Prawny cesarskiego Uniwersytetu
Warszawskiego nie powinno dziwić. Zadecydowały o tym względy praktyczne;
zdobycie kwalifikacji prawniczych otwierało możliwości zarobkowania, za-
pewniało stabilizację życiową. Polacy - absolwenci studiów filozoficznych,
a więc także i historii - nie bardzo mogli w Królestwie Polskim liczyć na pracę,
bowiem większość zawodów, mogących ich interesować (np. praca nauczy-
cielska), była dla nich praktycznie zamknięta. Studia prawnicze posiadały zresztą
wówczas dość szeroki profil humanistyczny, a że nie były zbyt trudne, to
i pozostawiały miłośnikowi historii sporo czasu na realizację własnych za-
interesowań. Warto tu może przypomnieć, że prawnikami z wykształcenia byli
tak wybitni historycy, jak Korzon czy Bobrzyński. Wydział Prawny cesarskiego
Uniwersytetu Warszawskiego ukończyli m.in. W. Smoleński i S. Askenazy.
W czasach Konopczyńskiego na wydziale tym studiowali m.in. M. Handelsman,
J. Dąbrowski-Grabiec, S. Ehrenkreutz, J. Iwaszkiewicz i J. Siemieński. Szedł
Konopczyński na prawo z mocnym postanowieniem kontynuowania swych
studiów historycznych i... psychologicznych.
Okres studiów uniwersyteckich (1899-I903) to czas wytężonej pracy Ko-
nopczyńskiego nad sobą (m.in. rozległe lektury z zakresu filozofii i etyki), a także
coraz poważniejszego zainteresowania się przyszłego historyka problematyką
prawno-ustrojową. Młody student dość surowo osądzał swoich profesorów,
wytykał im lenistwo umysłowe, ciasnotę horyzontów, tendencyjność. Począ-
tkowo, jak pisze w swoich wspomnieniach, "zaciągnął się w cugi" profesora
historii prawodawstw słowiańskich Teodora Zigla, później poczynaniomjego na
polu historii prawa patronowali wykładowcy prawodawstw zachodnioeuro-
pejskich: Aleksander Błok i Gorbunow. Pierwszy "z praw powszechnej ewolucji
wywodził jako nieuniknione, niecofnione następstwo - upadek dawnej Pol-
ski"s. Drugi, wedle relacji innego studenta, stawiał "za zadanie swojej dzia-
łalności profesorskiej systematyczne poniżanie w oczach swoich słuchaczy
i wprost obrzydzanie im wszelkich najcelniejszych instytucji i najdostojniejszych
myślicieli prawno-politycznych >>zgniłego Zachodu<<"9.
Konopczyński, choć miał wiele do zarzucenia swoim rosyjskim profesorom,
potrafił przecież przyznać, że i oni odegrali pewną rolę w jego rozwoju
naukowym. "Godząc przyjemne z pożytecznym, referowałem na >>praktycznych
zajęciach<< u Zigla dzieła Pawińskiego o sejmikach, rządach sejmikowych
i skarbowości. Pod wpływem Gorbunowa zaciekawiłem się życiem konsty-
tucyjnym Zachodu, a Błok nie zraził mnie weale do teorii politycznych. Co
najważniejsze, i co trzeba bezstronnie stwierdzić, Zigel najskuteczniej rozszerzał
nam horyzonty i uczył patrzeć w dzieje głębiej (pogłubże)" - jak pisał po
latachlo.
Z boku oddziaływała na młodzież uniwersytecką nauka polska. Konopczyński
e Tamże, s.1160.
9 Z. Drozdowicz "Spójnia". Studenckie Stowarzyszenie Postępowe Polskie, "Mło-
dość",1905, nr 1, s.10.
lo W. Konopczyński Jak zostalem historykiem, s.1161.
pod wp
ywem nieocenionego Poradnika dla samouków, wydawanego od 1898 r.
staraniem Stanisława Michalskiego, podjął - wspólnie z Karolem Luto-
stańskim - myśl tłumaczenia na język polski zachodnioeuropejskich dzieł
historycznych i prawno-politycznych. Młodym zapaleńcom, zafascynowanym
prawodawstwem i kulturą polityczną Zachodu, udało się w 1903 r. doprowadzić
do końca przekład Zasadprawa konstytucyjnego A. Esmeinall. Pod wpływem
tego autora, a także prac A.F. Pollocka, G. Jellinka i G. Simmla, zwrócił teraz
swoje zainteresowania w kierunku historii parlamentaryzmu polskiego. Po-
stanowił "otworzyć dziwną zagadkę naszego liberum veto". W ten sposób
powstała praca "ponadseminaryjna" poświęcona genezie tej instytucji, z uzna-
niem przyjęta przez T. Zigla, a później - już jako praca kandydacka - przez
A. Błoka. Po pewnych poprawkach i uzupełnieniach rzecz trafiła do "Przeglądu
Historycznego" i ukazała się w pierwszym tomie organu historyków warszaw-
skich wydanym w 1905 r.12 Nie była to pierwsza praca drukowana Konop-
czyńskiego. Poczynając od roku 1902 zamieszczał on artykuły historyczne na
łamach wydawanej w tym czasie w Warszawie Wielkiej Encyklopedii Ilustro-
wanej. Pierwszy, napisany na zamówienie Korzona, poświęcony był historii
Irlandii, nastgpne - bardziej lub mniej wybitnym postaciom polskiego życia
politycznego w czasach nowożytnych. W ten oto sposób przyszły autor
monografii Stanisława Konarskiego i Kazimierza Pułaskiego wkroczył na tory
biografistyki historycznej, która miała go odtąd pasjonować w nie mniejszym
stopniu niż historia instytucji prawno-ustrojowych.
Lata uniwersyteckie to również okres krystalizowania się światopoglądu
i postawy ideowej młodego historyka. Należał do półtajnej "Bratniej Pomocy",
ogarniętej, jak sam napisał, "duchem narodowo-demokratycznym"13. W życiu
politycznym młodzieży akademickiej aktywnego udziału nie brał, kiedy jednak
w 1902 r. nastąpił w "Bratniej Pomocy" rozłam (secesja radykalniejszych
żywiołów do pepeesowskiej "Spójni"), jednoznacznie zdeklarował się jako
"narodowiec". Ceniąc sobie osobistą niezależność, odrzucił jeszcze w 1901 r.
propozycję wstąpienia do "Zetu". Pozostawał nadal, jeżeli tak można rzec
aktywnym sympatykiem ruchu narodowo-demokratycznego. Ideałem ustrojo-
wym Konopczyńskiego była burżuazyjna demokracja parlamentarna. Swój
"zachodni liberalizm" godził "z sympatią do narodowców i antypatią dla
socjalistów ze >>Spójni<<"14. Pod tym względem odbiegał od wielu swoich
kolegów, którzy coraz częściej skłaniali się wówczas ku hasłom i ruchom
społecznie postępowym.
Wydział Prawa Uniwersytetu Warszawskiego ukończył Konopczyński for-
malnie dopiero 23 listopada 1904 r., uzyskując stopień kandydata nauk
prawnych i politycznychl5. Faktycznie rozstał się z uczelnią wcześniej, w 1903 r.
Na życzenie rodziców, zatroskanych o byt materialny syna, "wpisał się
ls przekład ten ukazał się w Warszawie w 1904 r., a wigc już po ukończeniu
studiów przez W. Konopczyńskiego.
1z Por. W. Konopczyński Geneza "Liberum veto", "Przegląd Historyczny", t. l,1905,
s.145-171 i 315-358.
13 W. Konopczyński Autobiografia. Odpis w posiadaniu autora.
14 W. Konopczyński Jak zostalem historykiem (2), "Znak", R.10:1958, nr 53, s.1265.
15 Taką datę podawał sam W. Konopczyński wypełniając kwestionariusz osobowy.
Por. AUJ SII 619. Teczka osobowa W. Konopezyńskiego. E. Rostworowski przyjmuje, iż
stało się to miesiąc później, tj. 23 grudnia 1904 r.
10
u adwokata Krypskiego na >>pomocnika<<, czyli praktykanta". Adwokatem
jednak nie został. Najpierw czekała go jednoroczna służba wojskowa, niezbyt
zresztą ciężka, którą odbył w Warszawie, w artylerii, w III brygadzie gwardii
(14 września 1903-14 września 1904), poświęcając każdą wolną chwilę lekturze
dzieł historycznych.
Równocześnie niemal z wstąpieniem do wojska, zapewne za radą Korzona,
Konopczyński nawiązał kontakt z przebywającym często w Warszawie pro-
fesorem Uniwersytetu Lwowskiego, głośnym już wówczas odnowicielem pol-
skich studiów nowożytnych, Szymonem Askenazym. Autor Przymierza pol-
sko-pruskiego niedawno rozpoczął właśnie wielką serię wydawniczą Monografie
w zakresie dziejów nowożytnych, w ramach której ukazywały się prace jego
uczniów i współpracowników. Konopczyński, życzliwie przyjęty przez Askena-
zego, jako temat monografii wybrał epokę saską, ściślej "ciemny zmierzch
Augusta III", tj. lata 1755-1763. Jak zwykle przystąpił do pracy z wielkim
impetem. Nawet na placu koszarowym i na warcie przy prochowni potrafił
robić notatki z poważnych wydawnictw źródłowych i opracowań, których
tytuły podał mu mistrz w czasie pierwszego spotkania. Pracę tę na jakiś czas
zahamował wybuch wojny rosyjsko japońskiej. Aby uchronić się od wysyłki na
front, Konopczyński zaimprowizował chorobę. Po wyjściu ze szpitala, od maja
1904 r. zaczął wertować wskazane przez Askenazego materiały archiwalne
znajdujące się w bibliotekach ordynacji Zamoyskich i Krasińskich, a także
w innych zbiorach warszawskich. Praca ta ruszyła pełną parą po zwolnieniu
z wojska.
W październiku 1904 r. rozpoczyna się wielka "podróż archiwalna" Ko-
nopczyńskiego, której kolejnymi etapami są: Kraków, Lwów, Wiedeń, Drezno,
później znów Kraków, Drezno, następnie Paryż, Londyn, Kopenhaga, Berlin.
"Archiwożerca" pracuje zapamiętale, nie bacząc na trudne warunki bytowe (np.
w Dreźnie "skromniutki wikt w proletariackiej garkuchni"). Z czasem do-
prowadzi to do chorobliwego przemęczenia, ale i ono nie będzie w stanie oderwać
autora na dłużej od pracy. Jako typowy samotnik, indywidualista, z trudem
nawiązywał przyjaźnie z rówieśnikami podejmującymi, jak on, pierwsze kroki
na polu badań historycznych. Do wszystkiego niemal dochodził sam, kierując
się własnym doświadczeniem i intuicją. W ten właśnie praktyczny niejako sposób
poznawał i przyswajał sobie zdobycze warsztatu historycznego. Nie miał
w tej dziedzinie przygotowania uniwersyteckiego, ale zdawał też sobie sprawę
z własnych atutów. Wspominając pobyt w Krakowie w latach 1904-1905 napisał:
"Raz zajrzałem na seminarium Wincentego Zakrzewskiego, skorygowałem coś
w dyskusji, ale profesorowi się nie przedstawiłem. Dzieliła mnie od galicyjskich
adeptów historii różnica w przysposobieniu: oni szkolili się w naukach po-
mocniczych, różnych paleografiach, dyplomatykach, heraldykach, geografii
historycznej, aja byłem zbrojny w prawo, filozofię, psychologię, trochę socjologu
i ekonomii"16. Konopczyński nie zawsze może potrafił należycie wykorzystać tę
przewagę, faktem przecież jest, iż na wiele spraw patrzył szerzej niż niektórzy jego
krakowscy i lwowscy koledzy.
Z uniwersyteckim seminarium historycznym zetknął się bliżej dopiero
w r. akad.1907/8, kiedy osiadł na jakiś czas we Lwowie i uczęszczał na zajęcia
Askenazego. Był już wówczas autorem dwu obszernych, poważnych studiów
16 ) . Konopczyński Jak zostalem historykiem (2), s.1269.
11
††††††††††††††††††††††††ㄱഌഊ
historycznych: Geneza "Liberum veto" oraz Sejm grodzieński 1752 rokul .
Przyszedł więc Konopczyński na seminarium Askenazego jako badacz dojrzały,
o wyraźnie skrystalizowanych zainteresowaniach i dobrej znajomości warsztatu
naukowego. Dotychczasowe kontakty młodego historyka warszawskiego (bo
z tym ośrodkiem, mimo ciągłych podróży, był wówczas najbardziej związany)
z profesorem lwowskim miały charakter dość luźny, dorywczy, nigdy zresztą
nie przekształciły się w zależność typu uczniowskiego. Uczuciowo najbardziej
związany był Konopczyński z Korzonem, o którym wyrażał się zawsze
z największym szacunkiem pisząc np. "czcigodny mój mistrz"1g. Nie wydaje się
też, aby przyszły autor Dziejów Polski nowożytnej pozostawał pod jakimś
szczególnym wpływem wydawcy Monografii w zakresie dziejów nowożytnych.
Nie aprobował wielu jego poglądów, a nawet z nimi polemizował, co zresztą
z czasem (w 1910 r.) doprowadziło do ostrej utarczki i zerwania stosunków.
Podobieństwo postaw metodologicznych niczego jeszcze nie przesądza; psy-
chologizowanie, traktowanie postaci jako symboli, skłonności intuicjonistycz-
ne - wszystko to znaki czasu, cechy wspólne dla wielu historyków epoki
neoromantycznej 19.
Ambicje młody historyk miał od razu wielkie. Wspominając poszukiwania
archiwalne w bibliotece Czartoryskich w latach 1904-1905, a więc u początku
swej drogi naukowej, Konopczyński napisał: "W jednej w najgrubszych Tek
J. Mniszcha (1760-1761), nie tykanej od czasów Szujskiego, znalazłem zar-
dzewiałą stalówkę - i powiedziałem sobie: >>dzierżę pióro po Szujskim<<".
Osiągnął cel nie tylko dzięki wielkim, umiejętnie rozwijanym w sobie zdolnoś-
ciom, ale także ogromnej, przeogromnej pracowitościzo.
Sytuacja życiowa młodego uczonego daleka była od stabilizacji. Pierwszy
etap pracy naukowo-badawczej w archiwach i bibliotekach krajowych i za-
granicznych, prowadzonej zrazu na koszt własny, bez żadnego wsparcia
materialnego z zewnątrz, zamknął Konopczyński w sierpniu 1906 r. Po powrocie
do Warszawy, od 1 września 1906 do 31 grudnia 1907 r. pracowałjako nauczy-
ciel w prywatnej szkole średniej swego stryja, E. Konopczyńskiego. Równocześ-
nie niemal za sprawą Korzona podjął wykłady w nowo utworzonym
Towarzystwie Kursów Naukowych, zdobywając w ten sposób pierwsze doświad-
czenia w zakresie dydaktyki uniwersyteckiejzl. Później odbył kolejną
podróż naukową z dłuższym pobytem we Lwowie (1907/8), a następnie powrócił
do pracy w Towarzystwie Kursów Naukowych w Warszawie (1908/9). Dwa
kolejne lata (1909/10 oraz 1910/11) wypełniły dalsze poszukiwania źródłowe
w archiwach i bibliotekach krajowych oraz zagranicznych.
Wcześniej, bo już w 1905 r. Konopczyński przystąpił do pisania swej pierwszej
1 Druga z tych prac ukazała się w "Kwartalniku Historycznym", R. 21:1907, s. 59-104
i 321-378.
ls W. Konopczyński Jak zosta2em historykiem, s.1162.
19 Por. J. Maternicki Historiografa polska XX wieku. Czgść I: Lata 1900-1918,
Wrocław 1982.
zo Zdając, w 1951 r., sprawę z własnych dokonań naukowych i naukowo-organizacyj-
nych, Konopczyński napisał: "Zmarnowało się w życiu, summa summarum, jakieś trzy
lata (na wydziale prawnym; w wojsku, w sejmie, w więzieniu). To było chyba nieunik-
nione". Jak zostalem historykiem (2), s. 1280.
zl Por. Biblioteka Jagiellońska (BJ). Akc. 60/61. W. Konopczyński Czasy saskie.
Wyklady na kursach naukowych 1907/8.
12
obszernej monografu historycznej, opublikowanej kilka lat później (w latach
1909-1911) pt. Polska w dobie wojny siedmioletniejz2. Dzieło to od razu
postawiło autora w rzędzie najwybitniejszych nowożytników polskich. Pierwszy
tom pracy, obejmujący lata 1755-1758, stał się podstawą doktoratu uzyskanego
przez autora na Uniwersytecie Lwowskim 16 listopada 1908 r. Na dyplomie,
wystawionym zapewne podczas nieobecności Askenazego, jako "promotor
prawnie ustanowiony" figurował profesor filologii klasycznej, Bronisław Krucz-
kiewicz23. Faktycznym promotorem był oczywiście Askenazy. To samo dzieło,
tyle tylko, że łącznie z tomem drugim, obejmującym lata 1759-1763, stało się
w 1911 r. podstawą habilitacji autora na Uniwersytecie Jagiellońskim. Za-
chowała się szczegółowa opinia o książce Konopczyńskiego napisana z tej okazji
przez Wacława Tokarza. Twórca Insurekeji warszawskiej I 7 i 18 kwietnia 1794 r.
ocenił dzieło młodego historyka bardzo wysoko. "Z całym szacunkiem - pisał
Tokarz - odnieść się należy do tej niezwykłej, jak na nasze stosunki, rozległości
badań, jaką autor rozwinął w poszukiwaniach archiwalnych, chcąc zdobyć dane
do historii Rzeczypospolitej w tych czasach, gdy nie odgrywała ona roli czyn-
nej. P[an) Konopczyński jest wyjątkowo szczegółowym i sumiennym, nawet
w kwestiach ubocznych i drugorzędnych [...]. Na każdym kroku mówi rzeczy
nowe, które zostaną w naszej literaturze jako nabytki trwałe."z4
Tokarz dostrzegł też pewne słabości pisarstwa historycznego Konopczyń-
skiego. "Najwięcej do życzenia pozostawia strona konstrukcyjna pracy"-
stwierdził. "Autor zbyt kurczowo trzyma się układu chronologicznego, nie
zawsze też radzi sobie z selekcją faktów historycznych, wplatając w tok narracji
długie wywody w sprawach drugorzędnych." "Przez to - kontynuował Tokarz
- w pracy jego giną i rozpraszają się rzeczy najważniejsze, m.in. nawet polityka
Czartoryskich. Brak tutaj przede wszystkim skupienia, przejrzystości, prostoty."
Krytyka była słuszna. Do listy braków czy też niedomagań monografii,
zauważonych przez Tokarza, dodaćjeszcze trzeba ciężki i zawiły sposób pisania.
Daleko było autorowi Polski w dobie wojny siedmioletniej do stylu lwowskiego
mistrza, charakteryzującego się,jak wiadomo, wielką lekkością i ekspresyjnością.
Nie w formie wykładu tkwiła tedy wartość monografii Konopczyńskiego, ale
w jej treści, w ustaleniach rzeczowych i wnioskach autora, rzucającego nowe
światło na sytuację polityczną Rzeczypospolitej w schyłkowych latach saskich.
Tak też to widział Tokarz, kiedy mając na uwadze usterki książki, pisał: "Są to
jednak rzeczy drugorzędne w porównaniu z doniosłością znaczenia pracy
Konopczyńskiego dla naszej historiografii czasów saskich. Gdy się weźmie pod
uwagę niezwykłą erudycję, rozległość badań i energię pracy autora, to można
powiedzieć, że warunki, jakie wnosi on do pracy dla naszego uniwersytetu,
przekracżają stanowczo swą miarą to, czego się zwykle wymaga od docenta".
Dalsze etapy przewodu habilitacyjnego wypadły również dla zainteresowanego
bardzo pomyślnie. W czasie kolokwium habilitacyjnego, które odbyło się 27 IV
1911 r. w obecności m.in. F. Bujaka, W. Sobieskiego, W. Czermaka i W. Tokarza,
"Dr Konopczyński wykazał się gruntowną znajomością historii nowożytnej,
w szczególności XVIII i XIX w.", a podczas wykładu habilitacyjnego (29 IV 191 l;
z2 Cz. I.1755-1758, Cz. II.1759-1763. Kraków-Warszawa 1909-1911, s. XVII, 548
i 556, Monografie w zakresie dziejów nowożytnych, t. 7-8.
z3 BJ. Akc.169/61. Dyplom doktorski W. Konopczyńskiego.
z4 AUJ WFII 122. Akta habilitaeji W. Konopczyńskiego. Opinia W. Tokarza.
13
††††††††††††††††††††††††㌱ഌഊ
temat: Anglia wobec upadku Polski przed pierwszym rozbiorem) "zachwycił
swoją fachowością wszystkich zgromadzonych"z5. Uchwała Rady Wydziału
Filozoficznego Uniwersytetu Jagiellońskiego z dnia 26 maja 1911 r. o przyznaniu
Konopczyńskiemu veniam legendi w zakresie historii nowożytnej została nie-
bawem (22 sierpnia 1911 r.) zatwierdzona przez CK Ministerium Wyznań
i Oświaty. W ten oto sposób z początkiem r. akad. 1911/12 związał się
Konopczyński na stałe - początkowo jako docent prywatny - z Uniwer-
sytetem Jagiellońskim. Była to na razie więź formalna, bo wykładów jeszcze nie
rozpoczął, uczynił to dopiero w roku następnym (1913/14). Na razie, korzystając
ze stypendium Akademii Umiejętności, podjął w latach 1911-1912 rozległe
poszukiwania materiałów źródłowych do dziejów konfederacji barskiej i genezy
Rady Nieustającej. Odwiedził w tym celu Berlin, Drezno, Marburg, Paryż,
Manachium, Wiedeń, Moskwę, Kijów, Warszawę i Sławutę. Praca ta zao-
wocowała w pełni po upływie ćwierć wieku wielką monografią. Ale już przed
I wojną światową był Konopczyński postacią dobrze znaną i cenioną w polskim
środowisku historycznym. W 1911 r. ogłosił tom studiów poświęconych czasom
saskim, których tytuł: Mrok i świt, dobrze oddaje zapatrywanie autora na tę
epokęz6. Współpracując z Towarzystwem Naukowym Warszawskim, którego
był członkiem od 1908 r., wydał w latach 1911-1912 dwa tomy diariuszy
sejmowych z XVIII w. (z lat 1746 i 1748)z . Drugi nurt ówczesnych zainteresowań
wydawniczych Konopczyńskiego obejmował XVIII-wieczne pamiętniki2g. Pu-
blikacje te spotkały się z wysoką oceną współczesnych. Dzięki nim stanął
Konopczyński "w rzędzie najzasłużeńszych wydawców tego tak ważnego
rodzaju źródeł dziejowych naszych, stwarzając nowe, doskonalsze formy tech-
niki wydawniczej: spośród szeregu odszukanych diariuszy wybierał jeden tekst
zasadniczy, ale podając jednocześnie w przypisach wszystkie ważniejsze wersje
i warianty i naświetlając je krytycznie, wreszcie poprzedzał je wyczerpującymi
wstępami metodyczno-krytycznymi"29.
Na lata poprzedzające wybuch I wojny światowej przypada też początek
ożywionej i owocnej działalności organizacyjno-naukowej historyka. Miesz-
kając jeszcze w Warszawie, tryskał pomysłami i cennymi inicjatywami w tym
zakresie. Z chwilą przeprowadzenia się na stałe do Krakowa doprowadził, mimo
różnych oporów, do powstania (pod prezesurą F. Pepeego) miejscowego Koła
Towarzystwa Historycznego we Lwowie. Współpracował z wieloma czaso-
pismami naukowymi i kulturalnymi, m.in. z "Kwartalnikiem Historycznym",
"Przeglądem Historycznym", "Biblioteką Warszawską" i "Przeglądem Pol-
skim". Jako jeden z nielicznych reprezentował polską naukę historyczną na
IV Międzynarodowym Kongresie Historyków w Londynie w 1913 r.3o
25 AUJ WFII 122. Akta habilitacji W. Konopczyńskiego. Koncept pisma Wydziału
Filozoficznego do wiedeńskiego Ministerium Wyznań i Oświaty z dnia 13 czerwca 1911 r.
z6 Por. W. Konopczyński Mrok i świt. Studia historyczne, Warszawa 1911, s. 443.
z, y j
D ariusze se mowe z wieku X1,I11, t.1-2, Warszawa 1911-1912, s. XXVII, 401 i XV,
326. T. 3, obejmujący diariusze z lat 1750,1752,1754 i 1758 wydał Konopczyński w 1937 r.
zs Zpamigtników kon Jederatki, ks. Teofili Sapieżyny, wyd. W. Konopczyński, Lwów
1914; Pamigtniki króla Augusta, przekład polski dokonany z upoważnienia Ges. Akademii
Nauk w Piotrogrodzie pod red. W. Konopczyńskiego i S. Ptaszyckiego, t.1, Warszawa
1915.
z9 M. Kukiel Wladysraw Konopczyriskijako historyk, s. 13.
3o Opublikował z tego Kongresu bardzo ciekawe i obszerne sprawozdanie. Por.
14
Utrzymywał żywe kontakty z wszystkimi ośrodkami polskiego życia nauko-
wego, m.in. współpracował z Towarzystwem Wykładów Naukowych w Po-
znaniu (1913 14).
Podejmując rozległe studia źródłowe, a także coraz aktywniej uczestnicząc
w życiu organizacyjno-naukowym polskiego środowiska historycznego, Konop-
czyński stosunkowo mało uwagi poświęcał zrazu sprawom metodologicznym.
Odkładał tę problematykę na później, najpierw chciał zdobyć odpowiednie
doświadczenie badawcze i wykazać się należytym dorobkiem w zakresie prac
konstrukcyjnych. Jedynym poważniejszym świadectwem jego zainteresowań
metodologicznych w tym czasie, a więc jeszcze przed I wojną światową, jest
artykuł recenzyjny Do charakterystyki biskupa Soltyka, ogłoszony w 1910 r. na
łamach lwowskiego "Kwartalnika Historycznego". Zawiera on obszerny wstęp
metodologiczny poświęcony teoretycznym problemom dziejopisarstwa, w szcze-
gólności zaś biografistyki historycznej. Autor jednoznacznie zadeklarował się
jako zwolennik poglądów H. Rickerta. Za nim to powtarzał myśl, iż "[...] historia
jest nauką indywidualizującą" i ma przedstawiać "[...] indywidualny, tj. jedno-
razowy przebieg dziejów, a nie szukać praw ogólnych"31.
Konopczyński uważał, iż rdzeniem historiografii są dzieje polityczne. Pojmował
je w duchu heroistyczno-psychologicznym. Kreśląc w 1910 r. swoją teorię biografii
historycznej, pisał "Musimy stwierdzić bez żadnych kompromisów, że biografia
nie szuka wjednostce pierwiastków ogólnoludzkich ani też niezmiennej zależności
zjawisk; szuka li tylko odrębnego >>ja<< danej osobistości. Im intensywniej wniknie
czytelnik w owo >>ja<<, im silniej będzie uderzony napoleońskim żywiołem
w Napoleonie, mickiewiczowskim w Mickiewiczu, tym doskonalszą jest dana
biografia"32. Chodziło tu Konopczyńskiemu m.in. o ukazanie "charakteru"
badanej jednostki, "motywów [jej] psychiki", "drgnień duszy". Nieprzypadkowo
powoływał się Konopczyński na Rickerta i Simmla, przejął się ich teoriami bardzo
głęboko. W cytowanym tu wielokrotnie artykule wspomnieniowym Jak zostalem
historykiem czyni autor następujące wyznanie "Z samowiedzy zrobiłem sobie
klucz do wnętrza innych ludzi, postaci zwłaszcza historycznych, i przynajmniej
część tych wnętrz otwierałem niezgorzej. Można było z czasem zaopatrzyć się
w lepsze aparaty psychologiczne, szczególnie do prześwietlenia >>charakterów
rozumów ludzkich<<, typów psychologicznych i kulturowych, ale z psychologią
dawałem sobie, jak na historyka, radę dostateczną"33.
Idiografizm, personalizm, psychologizm przenikał także do prac konstruk-
cyjnych historyka, rzutował na jego rozumienie procesu dziejowego
w ogóle, a także poszczególnych wydarzeń i zjawisk historycznych. W wielkim
sporze, jaki się wówczas toczył w nauce światowej i polskiej pomiędzy
zwolennikami historii "historyzującej" i "socjologizującej", Konopczyński przy-
znawał rację tym pierwszym. Należy tu jednak od razu zaznaczyć, iż w obrębie
tego kierunku zajmował pozycję raczej umiarkowaną, daleką od wszelkich
skrajności. Zapewniało to jego pracom trwałą wartość naukową.
W. Konopczyński Pod znakiem Heroda (kilka slów o Migdzynarodowym Kongresie
Historycznym w Londynie, odbytym d. 3-9 kwietnia r.b.)",Biblioteka Warszawska", R. 2:
1913, s.1-30.
31 W. Konopczyński Do charakterystyki biskupa So tyka, "Kwartalnik Historyczny",
R. 24:1910, s. 465.
32 Tamże.
33 W. Konopczyński Jak zostalem historykiem (2), s.1273-1274.
15
††††††††††††††††††††††††㔱ഌഊ
Wybuch I wojny światowej zastał Konopczyńskiego na wakacjach w Gdyni,
skąd niebawem, jako poddany rosyjski, został wydalony i udał się do Szwecji.
Zarabiał tam na życie dawaniem lekcji, korzystając zaś z okazji zbierał materiały
do swoich prac w archiwach szwedzkich i duńskich. W 1915 r. nawiązał
współpracę z Agencją Lozańską, na zamówienie której wspólnie z Karolem
Lutostańskim napisał broszurę A BriefOutline ofPolish History. Praca ta z nie
znanych bliżej przyczyn ukazała się dopiero w 1919 r. Do Krakowa powrócił
w lutym 1916 r. i ponownie rozwinął ożywioną działalność naukową. Za-
owocowała ona w 1917 r. dwiema nowymi monografiami: Geneza i ustanowienie
Rady Nieustającej oraz Liberum veto34. Pierwsza z tych prac, "ujęta na szerokim
tle porównawczym i znakomicie osadzona w realiach epoki" 35 należy do
arcydzieł polskiej literatury prawno-historycznej. Autor w sposób wzorowy
przedstawił narodziny badanej przez siebie instytucji, a także rzucił wiele nowego
światła na jej charakter i funkcjonowanie. Przeprowadzona przez Konop-
czyńskiego rehabilitacja Rady Nieustającej weszła na trwałe do dorobku nauki
polskiej.
Dużymi walorami naukowymi odznaczała się również monografia Liberum
veto, w której podjął autor próbg porównawczego spojrzenia na ten największy
grzech ustrojowy dawnej Rzeczypospolitej. Praca ta w swej wersji francuskiej
(1930) stała się z czasemjednym z nielicznych rzetelnych informatorów o dawnej
państwowości polskiej w światowej literaturze historycznej.
W obu tych książkach wypowiedział sig Konopczyński obszernie na temat
węzłowych problemów dziejów Polski nowożytnej. W 1916 r., ulegając ogól-
nej atmosferze wywołanej wojną i nastrojami niepodległościowymi, historyk
krakowski ostro skrytykował syntezę Bobrzyńskiego. Występując "w intere-
sie zdrowia moralnego opinii" wołał: "czas wielki na nową syntezę i na
gruntowne przeszacowanie spadku ubiegłych stuleci"36. Dalsze wypadki ostu-
dziły zapał autora; nie dał się porwać prądowi skrajnie optymistycznemu,
choć dostrzegał przydatność tez głoszonych przez jego zwolenników w działal-
ności propagandowej. Poparł wprawdzie głośne swego czasu apologetyczne
dziełko A. Chołoniewskiego Duch dziejów Polski (1917)3 , ale zalecał je dla
mniej uświadomionych warstw ludowych, nie zaś dla inteligencji, która zda-
niem historyka krakowskiego powinna sięgać po "bezwzględną prawdę, która
oświeca, uzbraja i wyzwala".
Jak tg prawdę pojmował, świadczą najlepiej wspomniane wyżej monografie.
Konopczyński z wielkim uznaniem wypowiadał sig o ideałach "demokra-
tycznych i republikańskich dawnej Rzeczypospolitej"3s. Twierdził, że dopiero
w drugiej połowie XIX w. "zza oceanu nadbiegły hasła takiego republika-
34 W. Konopczyński Geneza i ustanowienie Rady Nieustającej, Kraków 1917, s. X, 432;
tenże Liberum veto. Studiumporównawczo-historyczne, Kraków 1918, s. XV, 468. Druga
z tych prac, choć nosi datę 1918 r., faktycznie ukazała się wcześniej, pod koniec 1917 r.
35 E. Rostworowski Wladyslaw Konopczyriskijako historyk, s. 214.
36 W. Konopczyński Dziejopisarstwo zbiorowe u obcych i u nas, "Rok Polski", R. 1:
1916, nr 6, s.19.
3' Por. W. Konopczyński O wartość naszej spuścizny dziejowej, [w: tegoż Od
Sobieskiego do Kościuszki, Kraków 1921, s.1-23. Pierwodruk: "Głos Narodu",1918, nr
21-37, s:1-7.
38 Por. W. Konopczyński Liberum veto, s. 355-357, 364.
16
nizmu, do jakiego zmierzała Polska z racji swoich przeznaczeń"39. Dostrze-
gając ich "piękno moralne", Konopczyński zwracał jednocześnie uwagę na
niezdatność życiową urządzeń ustrojowych Rzeczypospolitej. "Parlamentaryzm
polski" krytykował w sposób bezwzględny. Uważał wprawdzie za przesadne
znane twierdzenie Tadeusza Czackiego, że od sejmu radomskiego 1505 r.
"król i Polska dotknięci zostali paraliżem"4o, niemniej sam niejednokrotnie
powtarzał tę myśl, tyle tylko, że wypowiadał ją w nieco złagodzonej formie.
Twierdził, że "od XV wieku wszystkie dane sprzęgły się po kolei na to,
aby utrudnić u nas i spaczyć zdrowy rozwój parlamentaryzmu". Statut ra-
domski z 1505 r. to "przede wszystkim odbicie mętnej myśli prawno-pań-
stwowej owego pokolenia"41. Już w odniesieniu do epoki ostatnich Jagiello-
nów Konopczyński mówił o rozkładzie wewnętrznym sejmu, który życie Pol-
ski "pędził na bezdroża"42. Od początku XVII w. ciągnęła się "nić destruk-
cyjnego postępu". Od tego momentu "linia wykładników rozstroju parlamen-
tarnego idzie zygzakowatym szlakiem ku górze"43. Podobnych sformułowań
o "zwyrodniałym parlamentaryzmie polskim" jest w pracach Konopczyńskiego
wiele. Równie krytycznie odnosił się do innych urządzeń ustrojowych
Rzeczypospolitej. "Że pierwiastek patologiczny istniał w procesie rozwojo-
wym naszej państwowości, o tym po jej upadku nie może być chyba dwóch
zdań" - twierdził44.
Wydaje się, że pierwiastek ten widział Konopczyński przede wszystkim
w "tej postaci konkretnej i w tym stopniu wybujania, do którego samo-
władztwo ludu doszło u nas w wieku XVI"45. Uznał to za jedną z naj-
głębiej sięgających przyczyn upadku Polski w XVIII w. "Lud", który dzier-
żył w Polsce władzę, nie miał dostatecznego wyrobienia politycznego, nie
umiał zerwać z prywatą i zaślepieniem. Tak więc źródła słabości państwa
polskiego tkwiły w "żywiołowym egoizmie szlacheckim, sile najzgubniej-
szej w dziejach naszego upadku"46. W pracach Konopczyńskiego nie brak
też sformułowań, w których dochodzi do głosu tendencja zgoła "monarchicz-
na". Najwyraźniej dała ona o sobie znać w monografii Geneza i ustanowie-
nie Rady Nieu,staj cej. W pracy tej przeprowadził Konopczyński krytykę wad
ustrojowych Rzeczypospolitej z tych samych pozycji co Szujski4 . "Najpotęż-
niejsze państwa i narody europejskie zawdzięczają swój wzrost królom"-
twierdził4s. Tak było we Francji, Hiszpanii, Austrii, Szwecji, w Prusach
i Rosji. "A polska królewskość, lubo odarta z najistotniejszej treści, stawała
się przez cały wiek XVII jedyną na cały naród strażnicą wspólnej sprawy
39 Tamże, s. 372.
40 Tamże, s. 242-243.
41 Tamże, s.150 i 154.
42 Tamże, s.164.
43 Tamże, s. 242-247.
44 Tamże, s. 357.
45 W. Konopczyński Polityka zagraniczna, [w:] Przyczyny upadku Polski, Kra-
ków 1918, s.182.
46 W. Konopczyński Pierwszy rozbiór, [w:] Przyczyny upadku Polski, s. 219.
4' Konopczyński już wówczas pozostawał pod urokiem myśli Szujskiego
remu później, w 1933 r., poświęci pełne zachwytu przemówienie. Por. W. p- l ,
czyński Józef Szujski, Warszawa 1933.
48 W. Konopczyński Geneza i ustanowienie Rady Nieustającej, s. 230. ~ tlt `
t w A .
17
' t Z
3 50
†縠†汴⁴†ൠ ††††††††††††††††††††††††琠眠䄠†മ ††††††††††††††††††††††††㜱††ഠഊ ††††††††††††††††††††††††‧琠†൚ †††††††††††††††††††††㌠㔠‰ഌഊ
†
††††††††††††††††††††††††ㄠ‷††††††††††††††††††††††††††✠†⁴娠††††††††††††††††††††††″〵ഠఊ††
narodowej, ona była za wszystko odpowiedzialna, ona dbała o honor Rzeczy-
pospolitej, usiłowała godzić dzielnicowe sprzeczności, pracowała, ciągnęła
ku górze syzyfowy kamień rządu, gdy sejm, sejmiki, konfederacje ciążyły
częściej ku dołowi - i z rzadka tylko pozwalałyrr zbawić dobre imię tu-
dzież dobrobyt narodu."49
Podkreślić jednak należy, że Konopczyński, w przeciwieństwie np. do
Bobrzyńskiego nie uważał, aby monarchia absolutna była właściwą formą rzą-
dów w Polsce. Twierdził, że rządy absolutne były u nas nie do pomyślenia,
sprzeciwiały się bowiem "duchowi republikańskiemu", znamionującemu daw-
ną Rzeczpospolitą5o. Z uznaniem natomiast wypowiadał się autor o systemie
rządów w Anglu 51. W swoich poglądach historycznych był, podobnie jak
Stanisław Kutrzeba, zwolennikiem monarchu konstytucyjnej wyposażonej
w silną władzę wykonawczą.
Przytoczone wyżej wypowiedzi świadczą, że w drugim okresie wojny Ko-
nopczyński zdecydowanie odrzucił poglądy czołowego w tym okresie "opty-
misty", Oswalda Balzera, zbliżył się natomiast do zapatrywań szkoły kra-
kowskiej. Nie podzielał wprawdziejej nadmiernego pesymizmu, niemniej w wielu
swoich ocenach szedł tropem myśli Szujskiego, a częściowo nawet i Bob-
rzyńskiego.
Drugi nurt ówczesnej refleksji historyeznej Konopczyńskiego wiązał się
z żywo wówczas dyskutowaną sprawą oceny polityki zagranicznej dawnej
Rzeczypospolitej 52. Stanowisko autora było krytyczne zwłaszcza wobec polityki
wschodniej charakteryzującej się szkodliwym maksymalizmem53. Ekspansja na
północ, południe i wschód, dążenie do zdobycia coraz nowych ziem na wschodzie
i południowym wschodzie, przerastały siły Polski. Polityka ta doprowadziła nie
tylko do utraty części terytorium narodowego na zachodzie i wzmocnienia potęgi
Prus, ale także do zaognienia stosunków z Rosją. "Czemuż - pisał Konopczyński
- nie próbowano systematycznie łagodzić przeciwieństw polsko-moskiewskich,
dobrowolnie użyczając sąsiadom naszych urządzeń wolnościowych, tchnących
ideą samorządu i nienarzucania nikomu swej przemocy? I czy nie byłaby środkiem
sposobnym ku temu chociażby czasowa unia osobista z Moskwą?"54 Możliwość
takiej unii widział Konopczyński m.in. w 1587 r., w chwili wysunięcia na tron
kandydatury Fiodora Iwanowicza55.
Dostrzegając klasowe uwarunkowania polityki zagranicznej Rzeczypospo-
litej, Konopczyński pisał: "Politykę polską pchały na południowo-wschodnie
49 Tamże.
50 Tamże, s. 39, 157.
51 por. np. W. Konopczyński Liberum veto, s. 232.
52 por. J. Maternicki Idee i postawy. Historia i historycy polscy 1914-1918. Studium
historiograficzne, Warszawa 1975.
53 por. W. Konopczyński Polityka zagraniczna, s. 194 i nn.
54 Tamże, s.193.
55 Bobrzyński dopatrzył się w tym chęci poparcia argumentami historycznymi tezy
Dmowskiego, że "Polska powinna być przedmurzem dla Rosji przeciw ekspansji Niemiec
i w dzieć w tym misję swą historyczną". M. Bobrzyński Nasi historycy wobec wojny
s' * ' iatowej, Kraków [1920], s. 16. Praca Bobrzyńskiego drukowana była wcześniej
w " asie", nr 317-320 z 1919 r. Przeciwko cytowanej wyżej opinii protestował
W. Kó ,a czyński: Psychologia" Eksćelencji Bobrzyriskiego, "Głos Narodu", nr 307 z 15
dni ; 919. Przedruk [w:] tegoż Od Sobieskiego do Kościuszki, s. 331 i nn.
:,
18
bezdro
a, nie tyle interesy państwowe, ile zachłanne apetyty królewiąt kre-
sowych"56. I choć autor nie zawsze był w swych poglądach konsekwentny5
pozostaje przecież jego zasługą, iż odważnie podjął ten problem i trafnie
określił jego istotę.
Duży nacisk kładł także Konopczyński na antagonizm polsko-niemiecki.
W odczycie z 1917 r., wygłoszonym w cyklu Przyczyny upadku Polski, dowo-
dził, że "Prusy pracowały nad przyspieszeniem naturalnej śmierci Rzeczy-
pospolitej niezmordowanie, niezachwianie i konsekwentnie"Ss. Wspominając
o traktacie rozbiorowym z 1772 r. pisał: "Dla Prus był ten traktat walnym
zwycięstwem, a zarazem stwierdzeniem ogólnej zasady rozwojowej tego pań-
stwa: per fas et nefas, przez krew i żelazo"59. Zdanie to, już chociażby
ze względu na zakres uogólnienia, wskazuje na antyniemieckie nastawienie
autora.
Cytowane tu opinie harmonizowały z postawą polityczną Konopczyńskiego.
Z Romanem Dmowskim i Zygmuntem Balickim zbliżył się w 1906 r. Wynikła
stąd współpraca z takimi organami Narodowej Demokracji, jak "Gazeta
Polska" i "Przegląd Narodowy". W tym samym okresie pracował w Polskiej
Macierzy Szkolnej, kierowanej także przez to stronnictwo. Pierwsze lata
wojny - jak pamiętamy - spędzał Konopczyński w krajach skandynawskich.
Po powrocie do Krakowa w lutym 1916 r. "szybko odsłonił swą orientację
antyniemiecką, przeciwną bankrutującemu NKN-owi"60. Nawiązał bliską
współpracę z endeckim "Rokiem Polskim". W 1917 r. został wprowadzony
przez F. Bujaka do Ligi Narodowej, by po roku wstąpić formalnie do Orga-
nizacji Narodowej. W 1918 r. Konopczyński objął po S. Rowińskim funkcję
Komisarza Ligi Narodowej na Kraków.
Konopczyński nie krył swych sympatu i antypatii politycznych, miał więc
w Krakowie, w sferach uniwersyteckich sporo przyjaciół, ale nie mniej za-
gorzałych wrogów. Ujawniło się to w pełni w 1917 r., kiedy po śmierci Sta-
nisława Krzyżanowskiego (15 stycznia 1917) wypłynęła jego kandydatura na
opróżnioną Katedrę Historii Polski. Kontrkandydatami Konopczyńskiego byli:
Oskar Halecki, Ludwik Kolankowski i Stanisław Zakrzewski. Sprawa była
dyskutowana po raz pierwszy na posiedzeniu Rady Wydziału Filozoficzne-
go w dniu 1 czerwca 1917 r., dopiero jednak za drugim razem (10 sierpnia
1917 r.) zapadło rozstrzygnięcie. Ostrą rywalizację wygrał autor Genezy
i ustanowienia Rady Nieustającej, ale nie przyszło mu to łatwo. W protokole
drugiego, rozstrzygającego posiedzenia Rady Wydziału Filozoficznego czyta-
my: "Uchwalono powołać na Katedrę Dra Konopczyńskiego (18 głosami,
przeciwko 11 głosom oświadczających się za stworzeniem prowizorium i jednej
kartce białej) " 61. Przyszłość wykazała, że był to wybór jak najbardziej
słuszny; Katedrę Historii Polski Uniwersytetu Jagiellońskiego, założoną nie-
56 W. Konopczyński Polityka zagraniczna, s. 63.
57 Por. np. akcenty apologetyczne w pracy Zagadnienie dziejów Litwy od Unii
Lubelskiej do upadku Rzeczypospolitej, "Rok Polski", R. 1916, nr 10, s. 33 i nn.
58 W. Konopczyński Pierwszy rozbiór, s.113-114.
59 Tamże, s.128.
60 W. Konopczyński Autobiografia. Chodzi tu oczywiście o Naczelny Komitet
Narodowy opowiadający się za współpracą z państwami centralnymi.
61 AUJ WF II 47. Protokoły obrad Rady Wydziału Filozoficznego; Protokół
z dnia 10 lipca 1917 r.
19
gdyś (w 1869 r.) przez Szujskiego, objął uczony o rozległej skali zaintereso-
wań i poważnym dorobku naukowym, charakteryzującym się zarówno uzdol-
nieniami analitycznymi, jak i syntetycznymi, a także olbrzymią, imponującą
wprost dynamiką poczynań twórczych i organizacyjno-naukowych.
Stanowisko profesora nadzwyczajnego objął Konopczyński formalnie
z dniem 1 stycznia 1918 r.62 Wykład wstępny ( 16 stycznia 1918) poświęcił
żywo wówczas dyskutowanemu problemowi wartości naszej spuścizny dziejo-
wej, spokojnie i rzeczowo polemizując z apologetycznymi wywodami
A. Chołoniewskiego. Po upływie dwóch i pół lat, 18 czerwca 1920 r. Rada
Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Jagiellońskiego niemal jednomyślnie (34
głosy tak, 2 kartki puste) uchwaliła wniosek Komisji Historycznej o miano-
waniu Konopczyńskiego profesorem zwyczajnym63. Tytuł ten otrzymał po
upływie roku na mocy decyzji Naczelnika Państwa z dnia 14 czerwca 1921 r.
Działalność dydaktyczna Konopczyńskiego na Uniwersytecie Jagiellońskim,
trwająca ponad 30 lat, nie doczekała się dotąd pogłębionej analizy i oceny.
Podejmując obowiązki profesorskie, autor Liberum veto miał dość skromne
doświadczenie pedagogiczne (dwa lata wykładów na warszawskich Kursach
Naukowych oraz niewiele dłuższy staż pracy w charakterze docenta Uni-
wersytetu Jagiellońskiego. Niezbyt bogate były też obserwacje, jakie mógł
poczynić podpatrując Askenazego w czasie swego krótkiego pobytu we Lwo-
wie. Mistrz lwowski nie prowadził zajęć seminaryjnych regularnie, był
w ciągłych rozjazdach naukowych, nie lubił posiedzeń, zasadniczą wagę przy-
wiązywał do indywidualnych kontaktów ze swoimi uczniami i współpra-
cownikami. Brak doświadczenia utrudniał Konopczyńskiemu pracę dydak-
tyczną, zmuszał do intensywnego poszukiwania własnej drogi postępowania.
W swoich wykładach uwzględniał Konopczyński dzieje polityczne i prawno-
-ustrojowe Rzeczypospolitej w latach 1505-1795. Szczególną wagę przywią-
zywał do okresu źródłowego przez siebie przebadanego, obejmującego drugą
połowę wieku XVII oraz całe niemal XVIII stulecie.64 Wykłady te przynosiły
szczegółowe omówienie panowania poszczególnych władców (np. Władysła-
wa IV w latach 1922/23,1931/32,1932/33,1934/35; Jana Kazimierza w r. akad.
1930/31; Michała Korybuta Wiśniowieckiego i Jana III Sobieskiego w latach
1918/19,1919/20,1930/31 i 1931/32; Wettynów w latach 1935/36 i 1936/37 oraz
Stanisława Augusta Poniatowskiego 1922/23, 1931/32, 1937/38). Niektóre
pomyślane były bardziej problemowo, naświetlały stosunki Polski z innymi
krajami (Francja a Polska od XVI do XVIII w.,1919/20; Turcja a Polska po
odsieczy wiedeńskiej,1931/32; Anglia a Polska w przeszłości,1936/37). Polską
polityką zagraniczną w czasach nowożytnych zajmował się również w latach
62 Taką datę podał W. Konopczyński w swej ankiecie personalnej. AUJ S II 619.
Teka osobowa W. Konopczyńskiego. Nominację otrzymał zapewne wcześniej, w grudniu
1917 r.
63 AUJ WF II 47. Protokoły obrad Rady Wydziału Filozoficznego. Protokół
posiedzenia w dniu 18 czerwca 1920 r. W referacie Komisji, podpisanym przez
W. Semkowieza i W. Sobieskiego, szczególny nacisk położono na osiągnięcia dydaktyczne
Konopczyńskiego, wysoko także ceniono jego działalność badawczą i organizacyjno-
-naukową.
64 por. K. Piwarski Historia nowożytna i najnowsza w Uniwersytecie Jagiellońskim od
roku 1910, [w:] Studia z dziejów Wydzialu Filozoficzno-Historycznego Uniwersytetu
Jagiellorskiego, Kraków 1967, s. 138 i nn.
20
1923/24, 1927/28, 1928/29, 1933/34. "Czystej" historu powszechnej poświęcił
m.in. wykład Dzieje Europy w dobie absolutyzmu (1924/25,1934/35).
Drugi cykl wykładów Konopczyńskiego wiązał się ściśle z jego zaintereso-
waniami historyczno-prawnymi. Badacz dziejów parlamentaryzmu polskiego
uwzględniał m.in. takie tematy, jak rozwój zasady większości (1927/28), kon-
federacje (1935/36), historia reform politycznych (1929/30 i 1930/31). Sporo
uwagi poświęcał też pisarzom politycznym XVIII wieku (1920/21) oraz źródłom
i literaturze do dziejów tego stulecia, ze szczególnym uwzględnieniem epoki
saskiej, konfederacji barskiej oraz panowania Stanisława Augusta Poniatow-
skiego (1918/19, 1921/22, 1937/38). W tym kontekście wspomnieć również
należy o wykładach z zakresu metodologii historii prowadzonych w latach
1920/21,1925/26,1926/27,1932/3365.
Swoje prelekcje przygotowywał Konopczyński starannie. Większość wykła-
dów wiązała się z aktualnie prowadzonymi przez niego badaniami, a więc
oparta była na solidnej podstawie źródłowej i gruntownej znajomości literatu-
ry przedmiotu nie tylko polskiej, ale i obcej. Imponował słuchaczom olbrzy-
mią erudycją, a także zdolnością do porównawczego ujmowania spraw pol-
skich (zwłaszcza w zakresie problematyki prawno-ustrojowej). Niektórych
zachwycał także niebanalną formą wypowiedzi, niezwykle ciętymi, czasami
wręcz satyrycznymi charakterystykami ludzi i zdarzeń. Adam Przyboś, wspo-
minając prelekcje swego mistrza pisał: "Jeszcze dziś pamiętam jego znako-
mite wykłady, jak np. ten o podobieństwach i różnicach ustrojowych Polski
i Zjednoczonych Prowincji Niderlandzkich w XVII w. lub o Janie Reinholdzie
Patkulu, wydanym >>na jatki<< przez Augusta II w ręce Szwedów"66. Bardziej
krytycznie oceniał formę wykładów Konopczyńskiego Henryk Barycz: "Wy-
kładał interesująco, ale ciężko; od swego mistrza w historii, S. Askenazego,
nie przyswoił sobie wdzięku i lekkości przedstawienia. Z trudnością można
było biec za jego myślą w wykładach z metodologu historii, niełatwe też były
prelekcje o S. Konarskim, polskiej myśli politycznej wieku XVIII [...]"6 .
Dużo wagi poświęcał Konopczyński prowadzonemu przez siebie seminarium.
Zakresem chronologicznym obejmowało ono całe dzieje Polski nowożytnej
a nawet - częściowo - wiek XIX. Najchętniej rozdawał tematy z historii
politycznej XVIII stulecia. Idąc za przykładem Askenazego, puszczał swoich
uczniów od razu na głęboką wodę. "Tematy prac proponował sam profesor,
podając tylko ogólne informacje lub w ogóle nie informując. Traktował
studentów [...] jak przyszłych uczonych, a więc sami powinni dać sobie radę
i wykazywać się pewną dojrzałością naukową w zdobywaniu bibliografi."6s
Seminaria Konopczyńskiego nie były specjalnie ciekawe. Prawie w całości
wypełnione były czytaniem prac dyplomowych i doktorskich. Oceniając po-
65 pomijam tu wykłady docenckie, a także późniejsze z lat 1945-1948, o których
przyjdzie nam mówić osobno.
66 A. przyboś Wspomnienie o.seminarium Władys awa Konopczyńskiego, "Studia
Historyczne", R. 22: 1979, z. 1, s. 81. Autor studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim
w latach 1925-1930.
6' H. Barycz Kilku wspomnień z lat akademickich i udzialu wpracach Kola Historyków
Studentów UJ, "Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego CXCIV. Prace Histo-
ryczne", z. 25. Kolo Historyków Studentów UJ w latach 1892-I967, Kraków 1968, s.117.
Autor studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim w latach 1921-1924.
6s A. Przyboś Wspomnienie o seminarium Wladys awa Konopczyriskiego, s. 82.
21
††††††††††††††††††††††††ㄲഌഊ
szczeg
lne prace, profesor zwracał głównie uwagę na szczegóły: "sypał da-
tami, faktami, nazwiskami, np. że ten lub tamten szlachcic nie był wtedy
starostą takim i takim, bo był nim wtedy kto inny (następowało nazwisko),
a ten szlachcic był wtedy zaledwie takim a takim starostą"69.
Inny uczeń, Władysław Czapliński, wspominając seminarium Konopczyń-
skiego napisał: "Dość charakterystyczne, że na ogół krytyka prac dotyczyła
strony faktograficznej pracy, rzadko jej konstrukcji. Podobnie, gdy zjawiałem
się u Konopczyńskiego w domu jego, by odebrać wskazówki co do dalszej
mojej roboty, Mistrz ograniczał się do podania mi dalszych źródeł, pożyczenia
nawet jednej czy drugiej książki, nigdy jednak nie dyskutował o koncepcji
pracy" o.
Trudno powiedzieć, w jakim stopniu wynikało to z faktu niedoceniania
spraw koncepcyjno-konstrukcyjnych, w jakim zaś wypływało z przekonania
o potrzebie poszanowania indywidualności uczniów. Konopczyński nikomu nie
narzucał swoich poglądów, pozwalał prezentować na seminarium odmienne
punkty widzenia, zachęcał do dyskusji. Tym zapewne należy tłumaczyć fakt,
iż na jego seminarium uczęszczali studenci o różnych przekonaniach poli-
tycznych, nie tylko Polacy, ale także Żydzi i Ukraińcy. W artykułach praso-
wych prezentował nierzadko ciasny, nacjonalistyczny punkt widzenia, ale
w żadnym wypadku nie przenosił tego na teren seminarium. Najbardziej
cenionym i najwybitniejszym jego uczniem był Józef Feldman, przy habilitacji
którego stoczył zaciętą i zwycięską walkę z swymi towarzyszami partyjnymi,
uprzedzonymi do tego wyjątkowo uzdolnionego badacza pochodzenia ży-
dowskiego. Cenił prawdziwe talenty, gotów był je energicznie i z pełnym
przekonaniem popierać, niezależnie od tego, z jakiego środowiska ich nosiciele
się wywodzili i jakim ideałom hołdowali. Promował kilkudziesięciu doktorów.
Wielu jego uczniów trwale zapisało się w dziejach historiografii polskiej.
Z seminarium Konopczyńskiego przed II wojną światową wyszli m.in. Czesław
Chowaniec, Władysław Czapliński, Józef Feldman, Julian Nieć, Michał Nycz, Jan
Pachoński, Jan Pazdur, Jan Perdenia i Adam Przyboś l. W latach 1945-1948
przez seminarium Konopczyńskiego przeszlijeszcze tak wybitni badacze,jak Józef
Gierowski, Jerzy Michalski, Emanuel Rostworowski i Jan Wimmer.
Przytoczone tu fakty skłaniają do zastanowienia nad trafnością wypowia-
danej niekiedy opinii, podzielanej m.in. przez W. Czaplińskiego, że Konop-
czyński był raczej miernym dydaktykiem 2. To prawda, stosował niestandar-
dowe metody nauczania, ale efekty miał przecież dobre, godne pozazdroszczenia.
W tym pozornym braku systemu mogła się kryć głębsza myśl dydaktyczna,
dążenie do maksymalnego rozwinięcia sił twórczych u młodych adeptów nau-
ki historycznej, wyrobienia w nich zdolności do samodzielnego stawiania
i rozwiązywania problemów, a także tych cech charakteru, które pozwalają
osiągnąć zamierzone cele na przekór wszelkim przeszkodom zewnętrznym
i wewnętrznym. Historyk krakowski nie mógł się oderwać od w asnych
doświadczeń, dążył zatem do tego, aby jego uczniowie choć w części szli tą
6 9 Tamże.
'o W. Czapliński Szko a w mlodych oczach, Kraków 1982, s. 251.
'1 Por. artykuł E. Rostworowskiego o Konopczyńskim w Polskim S owniku Biogra-
ficznym, t.13, s. 561.
2 Por. W. Czapliński W adys aw Konopczyński, jakim go zna em, s. 244 i nn.
22
samą drogą co on, a więc rozwiązywali wszelkie problemy naukowe możli-
wie samodzielnie, przy minimalnym udziale kierownika naukowego. Metoda
trochę ryzykowna, nie nadająca się do "masowego" zastosowania, ale
w przypadku młodzieży utalentowanej, z jaką często miał do czynienia pro-
fesor krakowski, na ogół skuteczna.
Rok 1918 zaznaczył się w życiu Konopczyńskiego nie tylko pełną stabili-
zacją zawodową, ale także podjęciem aktywnej działalności politycznej. Do-
tychczasowy sympatyk Narodowej Demokracji przekształcił się dość nagle
w działacza politycznego tego stronnictwa. Po oficjalnym wstąpieniu do
Organizacji Narodowej, w maju 1918 r. wyjechał do Pragi na zjazd słowiań-
ski, zaś w listopadzie do Belgradu z misją uzyskania interwencji aliantów
w toczących się wówczas walkach o Lwów'3. Podczas konferencji pokojowej,
w okresie od lutego do czerwca 1919 r. przebywał w Paryżu, kierując
wydawnictwami polskiego Biura Prac Kongresowych. W 1920 r. ochotniczo
wstąpił do wojska i służył w nim przez kilka miesięcy (lipiec-październik)
jako instruktor artylerii pospolitego ruszenia. Na przełomie 1920/21 r. podjął
w środowisku profesorów wyższych uczelni szeroką akcję polityczno-propa-
gandową na rzecz dwuizbowości polskiego parlamentu.
Przełomowym momentem w karierze politycznej Konopczyńskiego było
zdobycie w 1922 r. mandatu poselskiego. Wszedł do sejmu z ramienia bloku
wyborczego obejmującego Narodową Demokrację i Chrześcijańską Demokra-
cję. Jako członek klubu poselskiego Związku Ludowo-Narodowego przez całą
kadencję sejmu (1922-1927) działał aktywnie w Komisjach: Oświatowej
i Konstytucyjnej, czasowo zaś w Regulaminowej i Prawniczej. Swoje obo-
wiązki poselskie traktował bardzo poważnie. Często zabierał głos w sprawach
oświaty i szkolnictwa wyższego, był też referentem wniosków dotyczących
prawa autorskiego oraz ustawy o wolności zgromadzeń. Wystąpienia sejmowe
Konopczyńskiego w swej treści zgodne były z prawicową ideologią stron-
nictwa, z którym związał się organizacyjnie u progu niepodległości. W okre-
sie od stycznia do czerwca 1923 r. prowadził ostrą kampanię polityczno-
-propagandową w sprawie numerus clausus, dążąc do ograniczenia dostępu
młodzieży żydowskiej na wyższe studia "do procentu odpowiadającego pro-
centowi ludności żydowskiej w kraju" 4. Poróżniło go to z bardziej liberalnie
nastawionymi kołami profesorskimi. Projekt, broniony z zapałem przez Ko-
nopczyńskiego, odrzucony został przez jego macierzystą Radę Wydziału Filo-
zoficznego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Przeciwko projektowi wypowiedziała
się zdecydowana większość członków Rady (28 na 43 głosujących).
W okresie późniejszym, po głośnych wypadkach krakowskich z listopada
1923 r. Konopczyński podjął bezpardonową walkę z socjalistami, domagając
się oddania pod sąd posłów socjalistycznych: Z. Marka, E. Bobrowskiego
i J. Stańczyka. W latach 1925-1926 bardzo silnie zaangażował się w pole-
3 Podane tu szczegóły, dotyczące działalności politycznej Konopczyńskiego, oparte
są w głównej mierze na Autobiografii historyka oraz artykule E. Rostworowskiego
opublikowanym w t.13 Polskiego Slownika Biograficznego (s. 557-558).
4 Swoje wysiłki zmierzające do tego celu, podejmowane zarówno w sejmie, jak i poza
nim (m.in. w prasie i wśród profesorów szkół wyższych) opisał szeroko w artykule Walka
o Numerus Clausus, opublikowanym w 1923 r. w "Przeglądzie Wszechpolskim",
przedrukowanym później w zbiorze prac publicystycznych Umarli mówią, Poznań 1929,
s. 98-119.
23
††††††††††††††††††††††††㌲ഌഊ
mikę z marszałkiem Piłsudskim; w specjalnej broszurze'5 usiłował dowieść,
iż wysuwane przez Piłsudskiego zarzuty pod adresem Biura Historycznego
Sztabu Generalnego, dotyczące rzekomego fałszowania dokumentów z okresu
wojny 1920 r. są całkowicie bezpodstawne. Na przewrót majowy zareagował
serią artykułów prasowych piętnujących "uzurpatora". Zamach stanu doko-
nany przez Piłsudskiego porównywał ze zgubnymi rokoszami Mikołaja Ze-
brzydowskiego (1606) i Jerzego Lubomirskiego (1665)'6. W innym artykule
twierdził, że "okupacja majowa" Warszawy przez wojska Piłsudskiego wy-
kazuje wiele analogii z "okupacją Warszawy przez wojska trzech sąsiadów
w r. 1773"". Wystąpienie to poróżniło go ostatecznie ze zwolennikami
Komendanta, którzy po dojściu do władzy nie szczędzili mu szykan.
Najbardziej interesowały Konopczyńskiego sprawy związane z podstawami
ustrojowymi odrodzonej Polski. Za swe główne zadanie w sejmie uważał
doprowadzenie do reformy konstytucji. Zrazu bronił Konstytucji 1921 r.,
widząc w jej liberalizmie zabezpieczenie przed możliwością silnego rządu
lewicy. Później dążył do wzmocnienia stanowiska rządu oraz prezydenta
z przydanym mu doradczym ciałem fachowym - Radą Stanu. W tym duchu,już
po przewrocie majowym, opracował dla klubu ZLN projekt zmiany konsty-
tucji, który zreferował na posiedzeniu plenarnym sejmu 16 VII 1926 r. Na-
tomiast nie wszedł pod obrady jego projekt zmiany ordynacji wyborczej,
którą chciał oprzeć na "systemie pluralnym, według cenzusu wykształcenia".
Przewidywał on "dodatkowe głosy za umiejętność czytania i pisania po polsku
oraz dalsze za niższe, średnie i wyższe wykształcenie"'s. W ten sposób
Konopczyński chciał ograniczyć przedstawicielstwo mniejszości narodowych
i zwiększyć znaczenie sfer burżuazyjno-inteligenckich. Temu ostatniemu ce-
lowi miała także służyć i projektowana Rada Stanu.
Historyk krakowski szokował tymi propozycjami nawet niektóre sfery
umiarkowanie zachowawcze, nie mówiąc już o kręgach liberalno-demokra-
tycznych, ludowych czy socjalistycznych. Prawicowych przekonań autora nie
ma powodu ukrywać, ale nie należy też ich przejaskrawiać. Wiele z tego, co
głosił w owych latach, było wyrazem oficjalnej polityki stronnictwa, której
niejednokrotnie podporządkowywał swoje osobiste, bardziej liberalne, prze-
konania. A że wszystko robił z pasją, działał z wielkim impetem, to i niektó-
re jego publicystyczne szarże nabierały nieraz karykaturalnych kształtów.
Jakkolwiek zresztą będziemy oceniać poglądy polityczne Konopczyńskiego'9,
musimy przyznać, że ich wpływ na jego twórczość naukową był raczej
ograniczony. Konopczyński, jak rzadko który historyk zaangażowany
w działalność polityczną, potrafił oddzielić naukę od polityki.
Aktywna działalność "partyjna" Konopczyńskiego nie trwała długo. Prze-
'5 Por. W. Konopczyński Prawda o Biurze Historycznym Sztabu Generalnego, Poznań
1926.
'6 Por. W. Konopczyński Demon dziejów Polski, [w:] tegoż Umarli mówią, s.160-161.
Artykuł ten ukazał sig po raz pierwszy w krakowskim "Głosie Narodu" w 1926 r.
" Por. W. Konopczyński Mus i powinność (1772-1926), [w:] tegoż Umarli mówią,
s.161-163. Pierwodruk: "Gazeta Warszawska",1926 r.
's Por. W. Konopczyński Silny rząd a silny Sejm, [w:] tegoż Umarli mówią, s. 74.
'9 Swoich poglądów bronił W. Konopczyński w licznych wystąpieniach publicystycz-
nych, m.in. w cytowanym wyżej artykule Silny rząd a silny Sejm, który po raz pierwszy
ukazał się w 1925 r. w "Gazecie Warszawskiej".
24
padł w wyborach do senatu w 1930 r. Rychło potem, w 1931 r., nie zmie-
niając zasadniczo swych przekonań wycofał się z "czynnej polityki". Swoją
decyzję tłumaczył z jednej strony "atmosferą rosnącego sanacyjnego ucisku",
z drugiej zaś "wzrostem wodzowskich tendencji w Stronnictwie Narodo-
wym"so. W latach poprzedzająeych wybuch II wojny światowej sympatyzował
z "Frontem Morges".
Z działalnością polityczną Konopczyńskiego wiąże się ściśle jego twórczość
publicystyczna, szczególnie żywa w okresie sprawowania mandatu poselskie-
go. Swoje artykuły publicystyczne zamieszczał nie tylko w "Przeglądzie
Wszechpolskim", "Głosie Narodu" czy "Gazecie Warszawskiej", ale również
w "Myśli Narodowej", "Kurierze Warszawskim", "Warszawiance" i in. Zało-
żył i redagował w Krakowie czasopismo "Trybuna Narodu" (1926-28), często
konfiskowane za artykuły zwalczające Piłsudskiego i jego politykę.
Cechą charakterystyczną publicystyki Konopczyńskiego było częste opero-
wanie faktami historycznymi. Wychodził z założenia, że historyk może, a na-
wet powinien posługiwać się swoją wiedzą w działalności politycznej. Trzeba
tu jednak zaznaczyć, iż argumentami historycznymi posługiwał się w sposób
raczej dowolny, nie krępując się zbytnio poglądami wypowiadanymi w swoich
dziełach ściśle naukowych. Nadużywał analogii historycznych, nierzadko też
odmawiał innym stronnictwom politycznym prawa do powoływania się na
przeszłość narodową. Genezę programu Narodowej Demokracji wywodził, idąc
tropem myśli Stanisława Grabskiego, z dążeń reformatorskich XVIII w.
Przedmiotem licznych ataków publicystyczno-historycznych Konopczyńskie-
go był m.in. Bobrzyński, który zresztą odpłacał autorowi monografii Liberum
veto wieloma złośliwościami. Temperament polemiczny Konopczyńskiego od-
dają najlepiej tytuły dwóch jego wystąpień skierowanych przeciwko autorowi
Dziejów Polski w zaryśie: "Psychologia" Ekscelencji Bobrzyzskiegosl oraz
Historia, nacjonalizm i dobry humors2.
Problematyka publieystyki historyczno-politycznej Konopczyńskiego była
bardzo rozległa, koncentrowała się jednak głównie na dwóch zazębiających
się wątkach: społeczno-ustrojowym i narodowo-państwowym. W pierwszym
przypadku bronił autor swoich koncepcji prawno-ustrojowych, w drugim
uzasadniał potrzebę utrzymania "narodowego" charakteru państwa polskiego.
Służyła temu m.in. odpowiednia interpretacja idei jagiellońskiej, w której
doszukiwał się dążenia do stopniowej asymilacji, a następnie inkorporacji ziem
wschodnich dawnej Rzeczypospolitejs3. Zwalczał program federalistyczny,
jako zasadniczo sprzeczny z polskimi interesami narodowymi. Bronił dawnej
i współczesnej Polski przed zarzutem prześladowania Żydów, ale sam wypo-
wiadał się o nich często uszczypliwie, w sposób budzący dziś zażenowanie.
Doświadczenia zdobyte przez Konopczyńskiego w życiu politycznym nie
pozostały rzecz jasna bez wpływu na jego rozumienie procesu historycznego,
so W. Konopczyński Autobiografa; E. Rostworowski Konopczyhski Wladyslaw, [w:]
Polski Slownik Biograficzny, t.13, s. 558.
el "Głos Narodu",1919, nr 307. Przedruk [w:) W. Konopczyński Od Sobieskiego do
Kościuszki, s. 328-337.
sz "Myśl Narodowa", 1928. Przedruk [w:] W. Konopczyński Umarli mówią,
s.139-144.
s3 Por. W. Konopczyński O idei Jagiellońskiej, tamże, s. 75-86.
25
††††††††††††††††††††††††㔲ഌഊ
zwłaszcza zaś mechanizmów przemian politycznych w dawnej Polsce. Uczony
krakowski otwarcie głosił, iż praktyczna działalność polityczna historyka
rozszerza jego horyzonty poznawcze. Przeciwstawiając się mitowi bezpartyj-
ności, w jednym z artykułów publicystycznych napisał, iż "człowiek bezpar-
tyjny", stroniący od życia politycznego, ma takie wyobrażenia o polityce,
"jak stara panna o życiu małżeńskim"84. Nie dość jasno, jak się wydaje,
widział drugą stronę medalu, a więc niebezpieczeństwo przenikania do dzieł
naukowych takich lub innych tendencji politycznych. W pracy badawczej
potrafił wprawdzie narzucić sobie surowy reżim przedmiotowości, ale przecież
całkowicie subiektywizmu i zaangażowania politycznego nie uniknął. Było to
psychologicznym i metodologicznym niepodobieństwem. Pod tym względem
jego twórczość naukowa nie odbiegała od "normy" powszechnej, była zgodna
z paradygmatami historiografii postpozytywistycznej, głoszącej, jak wiadomo,
potrzebę zadzierzgnięcia ściślejszych więzi z życiem, zdecydowanie odcinającej
się od "martwego" obiektywizmu poprzedniej epoki.
W obfitym dorobku naukowym Konopczyńskiego z lat 1918-1939 wyróżnić
można pięć głównych nurtów: 1) badania nad konfederacją barską, 2) prace
przeglądowe dotyczące polskiej polityki zagranicznej w XVII i XVIII w.,
3) biografie działaczy i myślicieli politycznych XVIII w., 4) studia i szkice
poświęcone problematyce prawno-ustrojowej oraz 5) różnego rodzaju opra-
cowania podręcznikowe i syntetyczne.
Studia źródłowe nad konfederacją barską podjął Konopczyński jeszcze przed
I wojną światową, w 1911 r. Prowadził je z małymi przerwami przez pełne
ćwierć wieku. Zdając z nich sprawę, w 1934 r. napisał, iż przejrzał "nieogar-
niętą masę aktów (może milion, może więcej)"e5. Kwerenda źródłowa objęła,
obok niezliczonej liczby druków, materiały archiwalne i rękopiśmienne znaj-
dujące się w 55 archiwach, bibliotekach i kolekcjach prywatnych. Ze zbio-
rów zagranicznych W. Konopczyński wykorzystał m.in. archiwa i biblioteki
moskiewskie, petersburskie, berlińskie, drezdeńskie, monachijskie, wiedeńskie,
marburskie, paryskie, londyńskie, kopenhaskie i sztokholmskie.
Dzieło dojrzewało stopniowo. Początkowo główną uwagę skupił autor na
publikacji materiałów, ogłaszając m.in. pamiętniki W. Mączyńskiego (1911),
T. Sapieżyny (1914) i S. Lubomirskiego (1925) oraz takie zbiory źródeł jak
Polityka i ustrój Generalności Konfederacji Barskiej (1930) oraz Materialy
do dziejów wojny konfederackiej 1768-1774 (1931). W 1924 r. w ramach
"Biblioteki Narodowej" wydał wartościowy wybór źródeł dotyczących konfe-
deracji. Równolegle ogłaszał artykuły, przygotowując się w ten sposób do
napisania planowanej od lat monografii. Niejako wstępem do niej była
opublikowana w 1931 r. książka o Kazimierzu Pułaskims6. Monografias
ukazała się kilka lat później, w latach 1936-1938, przytłaczając od razu
czytelników i recenzentów zarówno dużą objętością, jak i niezwykłą drobiaz-
gowością wykładu.
s4 W. Konopczyński Partyjność a bezpartyjność zpunktu widzenia etyki, tamże s.17.
s5 W. Konopczyński Przegląd źródeł do Konfederacji Barskiej, "Kwartalnik Histo-
ryczny", R. 48:1934, nr 3, s. 577.
86 Por. W. Konopczyński Kazimierz Pu aski. Życiorys, Kraków 1931, s. XII, 420.
Skrócona wersja angielska tej pracy ukazała się w 1947 r.
s' Por. W. Konopczyński Konfederacja Barska, t.1-2, Warszawa 1936-1938, s. XVI,
559 i XII, 652.
26
Konfederacja Barska to owoc nie tylko ogromnej, opartej na gruntowne
znajomości źródeł erudycji, ale także wielu nowych przemyśleń i przeżyć
duchowych autora. Był tego świadom sam Konopczyński, kiedy w przedmowie
do monografu stwierdził, iż po 25 latach studiów nad tematem "ma o sobie dużo
do powiedzenia, i to niezależnie od wyników poszukiwań. Rzeczy najistotniejsze
powie zaś sama książka"ss. Konopczyński, z natury trzeźwy realista, uległ tym
razem legendzie barskiej. Stosunek autora do konfederacji oparty był bardziej na
emocjonalnych niż racjonalnych przesłankach. Dostrzegał wprawdzie pewne
słabości polityków barskich, czasem nawet wypowiadał się o nich uszczypliwie
("ludzie słabi i ciemni, chorzy na wewnętrzne zakłamanie"s9), jednakże swoimi
ogólnymi ocenami wystawiał im wielki pomnik chwały i sławy. Wnikając w serca
"barskich rycerzy", dostrzegał w ich dnszach "oczyszczające przełomy", które
usuwając powłokę epoki saskiej, uczyniły z nich żarliwych obrońców sprawy
narodowej. Konfederacja barska to "szkoła umierania za ojczyznę". W ten
sposób zbliżył się Konopczyński do romantycznego nurtu w historiografii
naszych dziejów porozbiorowych, który w klęskach kolejnych zrywów niepo-
dległościowych upatrywał czynnik podtrzymujący ducha narodowego. W ślad za
poezją romantyczną powtarzał, że mogiły konfederatów barskich tworzyły mur
"od strony najgroźniejszego, rosyjskiego zalewu"9o. Ówczesna walka z caratem
była więc, w rozumieniu Konopczyńskiego, nie tylko świadectwem patriotyzmu
i ofiarności, ale także objawem "zdrowego instynktu samozachowawczego".
Warto jeszcze zwrócić uwagę na stronę metodologiczną pracy. "W poznawa-
niu tajników serc konfederatów Konopczyński posługiwał się nie tylko analizą
ich wypowiedzi i zachowań, ale i intuicją psychologiczną" - trafnie zauważył
J. Michalski. W praktyce prowadziło to do idealizacji lub demonizacji wielu
działaczy konfederackich, dzielonych na złe i dobre duchy. Psychologizowanie
to osłabiło w dużym stopniu wartość monografii.
Poglądy Konopczyńskiego na konfederację barską nie wytrzymały próby
czasu. Współczesna historiografia polska osądza ten ruch na ogół surowo,
widząc w nim jeden z elementów genezy pierwszego rozbioru Rzeczypospoli-
tej. Ostały się wszakże liczne ustalenia rzeczowe autora, które na trwałe
weszły do dorobku nauki polskiej.
Drugi nurt zainteresowań twórczych Konopczyńskiego to, jak już wyżej
powiedzieliśmy, prace poświęcone polityce zagranicznej Rzeczypospolitej.
W omawianym okresie reprezentują go głównie dwie książki: Polska a Szwecja
od pokoju oliwskiego do upadku Rzeczypospolitej 1660-179591 oraz Polska
a Turcja 1683-179292. Wymieniamy te prace obok siebie, choć w gruncie
rzeczy mają one różną wartość naukową, pierwsza - większą, druga-
mniejszą. Łączy je pewne wspólne założenie, oparte na przekonaniu, iż naj-
lepszym zabezpieczeniem całości i niezależności Rzeczypospolitej w końcu
XVII oraz w pierwszej połowie XVIII w. byłoby współdziałanie ze Szwecją
i Turcją. Konopczyński starał się wykazać możliwości takiego współdziałania,
jak też odsłonić przyczyny, które stanęły mu na przeszkodzie.
es W. Konopczyński Konfederacja Barska, t. I, s. V
e9 Tamże, t. 2, s. 617.
9o Tamże, s. 623.
91 Warszawa 1924, s. 390.
92 Warszawa 1936, s. 316.
27
††††††††††††††††††††††††㜲ഌഊ
W pierwszej ze wspomnianych tu książek, opartej m.in. na archiwaliach
sztokholmskich i kopenhaskich, uwzględnił autor nie tylko stosunki polsko-
-szwedzkie, ale i polsko-duńskie. Ujął je w sposób wyczerpujący, na szero-
kim tle przemian w ogólnej sytuacji międzynarodowej.
Praca Polska a Turcja, napisana pośpiesznie na zamówienie służby zagra-
nicznej, nie poprzedzona była wprawdzie tak szerokimi i gruntownymi po-
szukiwaniami źródłowymi, jak książka poprzednia, przyniosła przecież odpo-
wiednio usystematyzowany przegląd stosunków politycznych pomiędzy obu
krajami. Przy pisaniu tej książki wykorzystał autor głównie materiał zebra-
ny wcześniej, w związku z przygotowywaniem innych monografii; nowych
poszukiwań archiwalnych na szerszą skalę już nie podejmował.
Zainteresowania biografistyką zaowocowały nie tylko kilkudziesięcioma
źródłowo opracowanymi życiorysami opublikowanymi na łamach Polskiego
Slownika Biograficznego, ale także dwiema obszernymi książkami poświęco-
nymi Stanisławowi Konarskiemu i Kazimierzowi Pułaskiemu93. Idąc po tro-
sze za przykładem Korzona i Askenazego, nadawał Konopczyński swoim
bohaterom rangę symboli. Stanisław Konarski to człowiek-drogowskaz, sym-
bol odrodzenia myśli polskiej, samotny heros, zdolny poruszyć zmartwiałą
skorupę saską. Wyidealizował i zmonumentalizował również Konopczyński
postać Pułaskiego, którego z kolei uczynił symbolem gorącego uczucia naro-
dowego. Ów "pierwszy romantyk czynu" ukazany został jako rycerz bez ska-
zy, walczący tylko i wyłącznie o realizację najszlachetniejszych ideałów na-
rodowych i ogólnoludzkich. Historyk krakowski nie ukrywał faktów mogących
źle świadczyć o swoich bohaterach, usuwał je jednak w cień, pomijał przy
formułowaniu sądów ogólnych. Pod wieloma względami przypomina to
emocjonalny stosunek Korzona do Tadeusza Kościuszki. Nie podzielając
obecnie wielu sądów Konopczyńskiego o Konarskim i Pułaskim przyznać
musimy, iż zawdzięczamy mu znaczną część tej wiedzy, jaką dzisiaj o nich
posiadamy.
Czwarty nurt twórczości dziejopisarskiej Konopczyńskiego, związany z jego
wykształceniem prawniczym, zaznaczył się po 1918 r. zaledwie paroma opra-
cowaniami. Żywe dotąd zainteresowania historyczno-prawne autora zostały po
odzyskaniu niepodległości zdominowane przez historię polityczną. W podo-
bnym kierunku poszła ewolucja zainteresowań twórczych Marcelego Handel-
smana. Zjawisko ciekawe, wymagające dokładniejszego zbadania. Nie znaczy to
jednak, aby Konopczyński odszedł całkowicie od historii prawa. W 1923 r.
opublikował interesujący szkic Dzieje parlamentaryzmu angielskiego, w którym
dał wyraz nie tylko gruntownej znajomości ustroju politycznego Anglii,
ale także własnym przekonaniom prawno-ustrojowym. W 1930 r. na V Po-
wszechnym Zjeździe Historyków Polskich wygłosił interesujący referat Rząd
a sejm w dawnej Rzeczypospolitej. Temat bardzo wówczas aktualny, żywo
dyskutowany, potraktowany został przez Konopczyńskiego poważnie, ale
i z pewną domieszką własnych ideałów ustrojowych. Nie pochwalał autor
"sejmowładztwa" ani też dążeń absolutystycznych. Zwracając uwagę na liczne
mankamenty polskiej kultury politycznej (m.in. "nieumiejętność tworzenia
woli zbiorowej"), Konopczyński pisał: "Jeżeli Anglicy dzięki właściwościom
93 Por. W. Konopczyński Stanislaw Konarski, Warszawa 1926, s. XIX, 471; tenże
Kazimierz Pulaski.
28
swych umysłów i charakterów potrafili zbudować obok silnego rządu wszech-
potężny parlament, to my nie stworzyliśmy ani sejmowładztwa, ani monarchii,
ani porządnego systemu prezydencjalnego, w ogóle - żadnego narodowego
władztwa, najwyżej - rozległe >>rządy sejmikowe<<. Negatywnie wpisaliśmy
w swej księdze dziejowej, dla wiadomości innych ludów i epok, tę samą
naukę polityczną, którą Anglicy wyrazili pozytywnie: że siła rządu nie pole-
ga na słabości parlamentu ani na odwrót; że w nowoczesnym społeczeństwie
silny rząd istnieje właśnie obok zdrowego sejmu, bo siła rodzi się z odpo-
wiedzialności"94. Myśli te towarzyszyć będą autorowi przy pisaniu Dziejów
Polski nowożytnej.
Ostatnie lata II Rzeczypospolitej przynoszą jakby renesans zainteresowań
historyczno-prawnych u Konopczyńskiego. Świadectwem tego jest m.in. arty-
kuł Konwokacje, zamieszczony w Studiach historycznych ku czci Stanislawa
Kutrzeby (1938). W tym samym roku, na VIII Międzynarodowym Kongresie
Historyków w Zurichu historyk krakowski omówił zagadnienie konfederacji
w dziejach powszechnych i polskich. Na 1940 r. zaplanował dłuższy wyjazd
do Holandii, zamierzając podjąć tam systematyczną kwerendę źródłową do-
tyczącą tego tematu. Wybuch wojny przekreślił to zamierzenie i dwutomowe
dzieło Konfederaeje w rozwoju dziejowym pozostało w nie dokończonym ręko-
pisie. Nie udało się również Konopczyńskiemu napisać pracy historyczno-po-
równawczej o elekcji królów; miała ona zamknąć rozpoczęty w 1905 r. cykl
prac poświęconych najbardziej swoistym instytucjom prawno-ustrojowym
Rzeczypospolitej.
Historyk krakowski preferował wprawdzie prace źródłowo-badawcze, celo-
wał w monografiach, ale doceniał również potrzebę ujęć podręcznikowych
i syntetycznych.
Już w 1912 r. podjął myśl Ludwika Finkla opracowania zbiorowej wielo-
tomowej historii Polski, obejmującej okres do 1795 r. Sprawie tej poświęcił
w 1916 r. obszerny artykuł programowo-metodologiczny95. Powracał do niej
jeszcze parokrotnie w okresie międzywojennym, ale i wówczas nie udało mu
się zainteresować nią szerszego grona historyków96. Sam nie uchylał się od
prac zespołowych. Uczestniczył m.in. w takich dziełach zbiorowych jak Polska
w kulturze powszechnej (1918), Wielkopolska w przeszlości (1926), Pomorze
i ziemia chelmirźska (1927), Encyclopaedia of the Social Sciences (1933), Po-
logne-Suisse (1938), Repetitorium der diplomatischen liertreter aller Lander
(1936, 1950). W pożytecznej serii Teksty źródlowe do nauki historii w szkole
średniej, wydawanej przez Krakowską Spółkę Wydawniczą, ogłosił w latach
dwudziestych 4 starannie przygotowane zeszyty: Panowanie Jana Kazimierza,
Polska w okresie wojen tureckich, Czasy saskie w Polsce, Panowanie Stanislawa
Augusta Poniatowskiego.
Konopczyński był autorem lub współautorem kilku poważnych dzieł ogól-
94 W. Konopczyński Rząd a sejm w dawnej Rzeczypospolitej, [w:) Pamigtnik
Ti Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich w Warszawie od 28 listopada do 4 grudnia
1930 r. I. Referaty, Lwów 1930, s. 205.
95 Por. W. Konopczyński Dziejopisarstwo zbiorowe u obcych i u nas, "Rok Polski"; R.1:
1916, nr 6, s.11-26.
96 Swoje starania i niepowodzenia na tym polu opisał W. Konopczyński w szkicu pod
wymownym tytułem Smutna historia.
29
††††††††††††††††††††††††㤲ഌഊ
nych. Do Historii politycznej Polski, wydawanej przez Polską Akademię
Umiejętności, opracował lata 1648-17759 . Praca ta, opublikowana w 1923 r
.,
wyróżniała się korzystnie w całym tomie, obejmującym okres od 1506 do
1775 r. (wcześniejsze odcinki opracowali: O. Halecki, W. Sobieski i J. G. Kra-
jewski). Z czasem, po różnych poprawkach i uzupełnieniach weszła ona do
II tomu Dziejów Polski nowożytnej (1936). Już jednak wówćzas, w 1923 r.,
Konopczyński dowiódł, iż jest nie tylko świetnym analitykiem, ale posiada
również duże uzdolnienia syntetyczne. Rozdziały przez niego napisane spotkały
się z wysoką oceną specjalistów. Podnoszono nie tylko gruntowną znajomość
okresu, fakt wzbogacenia historiogra ii polskiej wieloma nowymi, ważkimi
ustaleniami, ale także wyrazistość nakreślonego obrazu, trafność ocen i logi-
kę wywodów. Tymi samymi walorami odznaczał się wykład czasów saskich,
napisany jeszcze przed II wojną światową, ale opublikowany dopiero w 1941 r.
w The Cambridge History of Poland. Konopczyński pokusił się także o obszer-
ne omówienie Czasów absolutyzmu 1648-1788 w Wielkiej Historii Powszech-
nej (1938). Praca ta, oparta na gruntownej znajomości europejskiego piśmien-
nictwa historycznego (autor znał 15 języków, m.in. rosyjski, niemiecki, fran-
cuski, angielski, szwedzki, duński, norweski, czeski, ukraiński i serbo-chor-
wacki9s) przez długie lata stanowiła najlepsze polskie opracowanie historii
powszechnej tego okresu; zastąpiona została dopiero niedawno przez podręcz-
niki A. Kerstena i J. Maciszewskiego oraz Z. Wójcika i E. Rostworowskiego.
Zarys Konopczyńskiego pozwalał na rozpatrywanie spraw polskich w szero-
kim kontekście ówczesnej sytuacji międzynarodowej. Skorzystał z tego w ja-
kimś stopniu i sam autor pisząc swoje Dzieje Polski nowożytnej, jako że
obie prace powstały mniej więcej w tym samym czasie.
Największą i najlepszą niewątpliwie syntezą historyczną Konopczyńskiego,
Dziejami Polski nowożytnej, zajmiemy się bliżej w dalszej części opracowania.
Lata międzywojenne to zarazem okres dalszej aktywnej i owocnej działal-
ności organizacyjno-naukowej Konopczyńskiego. Od 1917 do 1921 r. był sekre-
tarzem Komisji Historycznej Akademii Umiejętności (później Polskiej Akademii
Umiejętności). Mając na względzie potrzebę uporządkowania i szerszego
udostępnienia jej zbiorów przystąpił m.in. do opracowania katalogu rękopi-
sów. Nawiązując do swoich wcześniejszych inicjatyw, dążył też (1920) do stwo-
rzenia w ramach Komisji Historycznej centralnego ośrodka dokumentacyjno-
-informacyjnego pod nazwą Instytutu Historycznego. Był inicjatorem ogólno-
polskiej konferencji towarzystw i instytucji naukowych zajmujących się ba-
daniami historycznymi (1920), walnie przyczyniając się w ten sposób do
powstania w 1924 r. ogólnokrajowego Polskiego Towarzystwa Historycznego
(PTH) z siedzibą we Lwowie i oddziałami w innych miastach. Składając
w 1921 r. (z powodu rozdźwięków z prezesem, J. Fijałkiem) urząd sekre-
tarza Komisji Konopczyński nie odsunął się od niej zupełnie, ale pracował w niej
nadal, tyle tylko, że z mniejszą już energią.
Głównym polem działalności organizacyjno-naukowej Konopczyńskiego był
krakowski oddział Towarzystwa. Nie wysuwając się zrazu na plan pierwszy,
9' Por. Encyklopedia Polska. Historia polityczna Polski. Cz.11: Od r.1506 do r.1775
oprac. O. Halecki, W. Sobieski, J. G. Krajewski, W. Konopczyński, Kraków 1923, s. VII
i 583.
9s Por. AUJ S II 619. Teczka osobowa W. Konopczyńskiego. Ankieta personalna.
30
pełniąc (do 1923 r.) jedynie obowiązki sekretarza, wywierał Konopczyński
istotny wpływ na całą jego działalność. W 1927 r. z jego inicjatywy powstała
Sekcja Krytyczna, która szybko stała się jednym z najaktywniejszych organów
oddziału. Przewodniczącym Sekcji został sam Konopczyński, który od 1932 r.
pełnił również obowiązki wiceprezesa całości. O olbrzymim zaangażowaniu
w prace krakowskiego oddziału Towarzystwa najlepiej świadczy liczba od-
czytów wygłoszonych przez Konopczyńskiego na jego posiedzeniach. Otóż
w latach 1913-1938 miał ich najwięcej, bo aż 46 (drugi w kolejności
W. Semkowicz miał ich tylko 19, trzeci zaś, R. Grodecki -16)99. Występując
wielokrotnie z inicjatywami o szerszym, ogólnopolskim charakterze, Konop-
czyński walnie przyczynił się m.in. do zwołania pierwszego po odzyskaniu
niepodległości, a czwartego w kolejności Powszechnego Zjazdu Historyków
Polskich, który odbył się w Poznaniu w 1925 r.
Największym osiągnięciem organizacyjno-naukowym historyka krakowskie-
go było stworzenie warsztatu Polskiego Slownika Biograficznego. Z pierwszą
inicjatywą dotyczącą tej sprawy wystąpił Konopczyński już w 1921 r. Rok
później ogłosił artykuł programowy O polską biografig narodowqloo, w któ-
rym proponował na razie założenie czasopisma biografcznego lub wydawanie
serii opracowań biograficznych. Kilka lat później, wraz z grupą innych histo-
ryków krakowskich opowiedział się za ideą Polskiego Slownika Biograficzne-
go i wszedł (w 1930 r.) w skład Tymczasowego Komitetu Redakcyjnego. Dzię-
ki energii Konopczyńskiego w krótkim stosunkowo czasie wypracowano zasa-
dy programowe Slownika, a także rozpoczęto prace nad stworzeniem karto-
teki haseł. Konopczyński zachował kierownictwo prac słownikowych po po-
łączeniu inicjatywy krakowskiej z warszawską (Slownik biograficzny Polski
porozbiorowe ) i przejęciu Slownika przez Polską Akademię Umiejętności
(1931). W ciągu następnych paru lat udało mu się uzyskać współpracę przeszło
700 naukowców z całej Polski, opracować instrukcję wydawniczą, zeszyty
próbne itd. Dokonał tego wszystkiego, dysponując niewielkim, bo tylko
5-osobowym zespołem redakcyjnym. 1 stycznia 1935 r. ukazał się drukiem
pierwszy zeszyt PSB; do wybuchu wojny wyszło ich łącznie 24 (t. I-V)1o1.
Po przerwie spowodowanej wojną ukazało się jeszcze w latach 1946-1949
dalszych 10 zeszytów (t. VI i VII). Redaktorem głównym Polskiego Slownika
Biograficznego był Konopczyński do momentu przerwania wydawnictwa, tj.
do maja 1949 r. Dzieło to, wznowione po kilkuletniej przerwie w 1958 r.,
słusznie uznane jest za najbardziej udane i zarazem najtrwalsze przedsięwzię-
cie zbiorowe historiografii polskiej okresu II Rzeczypospolitej.
Poważne osiągnięcia badawcze, naukowo-organizacyjne i dydaktyczne przy-
sporzyły Konopczyńskiemu wielu wyróżnień i odznaczeń. 27 czerwca 1922 r.
wybrany został członkiem korespondentem, a 16 czerwca 1933 r. członkiem
czynnym (rzeczywistym) Polskiej Akademii Umiejętności loz. Wyrazem uznania
99 Por. Obchód25-lecia Oddzialu Krakowskiego Polskiego Towarzystwa Historyczne-
go, Lwów 1939 (odb. z "Kwartalnika Historycznego", R. 53:1939, z.1).
oo "przegląd Warszawski", R.1:1922, nr 5, s.167 i nn.
lol por. K. Lepszy O polską biografig narodową, "Kwartalnik Historyczny", R. 54:
1957, nr 3, s.198 i nn.
ioz por. Rocznik Polskiej Akademu Umiejgtności. Rok 1924/25, Kraków 1926, s. XIV;
Rocznik Polskiej Akademii Umiejgtności. Rok 1938/39, Kraków 1945, s. VIII;
31
††††††††††††††††††††††††ㄳഌഊ
wiatowej nauki było przyznanie Konopczyńskiemu członkostwa Królewskiej
Akademii Nauk w Sztokholmie (1931). Otrzymał też szwedzki order Gwiazdy
Polarnej (1924) oraz francuski Krzyż O icerski Legii Honorowej (1939). Jako
uczestnik licznych konferencji i zjazdów naukowych był postacią dobrze znaną
i cenioną w międzynarodowym środowisku historycznym.
W ostatnim roku akademickim poprzedzająeym wybuch II wojny świato-
wej (1938/39) Konopczyński był dziekanem Wydziału Filozoficznego Uniwer-
sytetu Jagiellońskiego. Zgodnie ze zwyczajem, w roku następnym (1939/40)
miał objąć obowiązki prodziekańskie. W sierpniu 1939 r. Minister Wyznań
Religijnych i Oświecenia Publicznego udzielił mu urlopu na drugi trymestr
r. akad. 1939/40 "celem umożliwienia wyjazdu za granicę dla studiów nau-
kowych"lo3. Wybuch wojny przekreślił ten plan, tak jak i wiele innych zamie-
rzeń Konopczyńskiego. Po klęsce wrześniowej, zastępując nieobecnego dzie-
kana, objął opiekę nad wydziałem i jego zakładami. W senacie opowie-
dział się za podjęciem wykładów i w tej sprawie, mając na względzie potrze-
bę skoordynowania działań prowadził rozmowy z profesorami warszawskimi.
6 listopada 1939 r. zwabiony podstępnie do auli uniwersyteckiej na rzekomy
odczyt naukowy, został aresztowany, a następnie razem ze stu kilkudziesię-
cioma kolegami wywieziony do więzienia we Wrocławiu. Stamtąd po 20 dniach
pobytu przewieziono go wraz z liczną grupą profesorów Uniwersytetu Ja-
giellońskiego do obozu w Sachsenhausen. Mimo koszmarnych warunków życia
obozowego zachował hart ducha. Czując się jak "żołnierz na posterunku", razem
z kilkoma innymi profesorami zorganizował uniwersytet obozowy i wygłosił
wjego ramach kilka pogadanek historycznych dla współtowarzyszy niedolil04.
Po powrocie do Krakowa (10 lutego 1940 r.) zastał uniwersytet zamknię-
ty, a swoje mieszkanie zajęte przez Niemców. Jednak i tym razem nie zała-
mał się. Pozbawiony książek, które pozostały w dawnym mieszkaniu, na-
pisał w latach 194 41 pracę Piłsudski a Polskalo5. po odzyskaniu mieszka-
nia i biblioteki, a także znalezieniu możliwości tajnego wypożyczania ksią-
żek z przemianowanej na Staatsbibliothek Krakau Biblioteki Jagiellońskiej,
podjął na nowo studia naukowe. Pracując z wielką determinacją, napisał
w czasie okupacji cztery książki: Pierwszy rozbiór Polskil06, Kiedy nami
rz dziły kobietylo , Kwestia ba tycka do XX wiekulOs oraz Fryderyk Wielki
E. H. Nieciowa Czlonkowie Akademu Umiejgtności oraz Polskiej Akademii Umiejgtności.
Wrocław 1973, s. 74. Prostujemy tu niektóre błędne daty podane w biogramie
W. Konopczyńskiego ogłoszonym w t.13 Polskiego Sdownika Biograficznego.
103 AUJ S II 619. Teczka osobowa W. Konopczyńskiego. Pismo Ministerstwa z dnia
12 sierpnia 1939 r.
104 Swoje przeżycia z tego okresu opisał niezmiernie plastycznie w cyklu artykułów
Pod trupią glówką, opublikowanym na łamach "Tygodnika Powszechnego" w 1945 r. Por.
W. Konopczyński Pod trupią glówką (Sonderaktion Krakau), wyd. eyt.
105 praca pozostała w maszynopisie. Autor oparł się m.in. na wywiadach przeprowa-
dzonych z osobami biorącymi aktywny udział w życiu politycznym Polski okresu
międzywojennego.
106 praca pozostała w maszynopisie, drukiem ukazało się tylko jej niewielkie
streszczenie. Por. W. Konopczyński Pierwszy rozbiór Polski, "Sprawozdanie z Czynności
i Posiedzeń Polskiej Akademii Umiejętności", t. 47,1946, s.15-19.
lo, Szkice z czasów stanisławowskich, poświęcone w głównej mierze udziałowi Polek
w konfederacji barskiej. Por. W. Konopczyński Kiedy nami rządzity kobiety, Londyn 1960, s. 221.
108 Gdańsk 1947, s. XI, 216. Pracę tę wydał Instytut Bałtycki.
32
a Polskalo9. Nie dokończona pozostała monografia Konfederacje w rozwoju
dziejowym 11 o.
W ówczesnym pisarstwie historycznym Konopczyńskiego zaobserwować
można jakby trzy nurty. Pierwszy z nich to kontynuacja prac naukowych
rozpoczętych wcześniej, tj. przed 1939 r. Monografia I rozbioru, jak to trafnie
zauważył E. Rostworowski, miała wypełnić swego rodzaju lukę między Kon-
federaeją Barską a Genezą i ustanowieniem Rady Nieustającej. Do tego tematu
rzygotowywał się autor od dawna, penetrując archiwa polskie i zagraniczne.
Sciśle naukowe pobudki leżały także u podstaw pracy nad wspomnianą wyżej
monografią historyczno-prawną.
Nieco inny charakter miała praca o kobietach czasów stanisławowskich.
Szkice o konfederatkach barskich świadczą "o wielkiej równowadze ducha
historyka, który w tych strasznych i głęboko przeżywanych latach znajdo-
wał odprężenie w lżejszej tematyce w stylu Askenazowskich >>wczasów histo-
rycznych<< " 111. Oczywiście i do tej pracy był Konopczyński źródłowo dobrze
przygotowany, wykorzystał w niej bowiem materiał zebrany wcześniej, w toku
przygotowywania monografii konfederacji barskiej.
Trzeci nurt okupacyjnej twórczości Konopczyńskiego pozostawał w ścisłym
związku z aktualnymi, bolesnymi doświadczeniami narodu. Stosunkami polsko-
-niemieckimi i rozważaną w ich kontekście problematyką bałtycką interesował się
wprawdzie od dawna, ale dotychczas nie poświęcił im obszerniejszej pracy.
W okresie okupacji sprawy te znalazły się w centrum zainteresowań twórczych
historyka. Pisząc swoją Kwestig baltycką Konopczyński myślał już o powrocie
Polski na ziemie północne i nad Morze Bałtyckie.
Bardzo aktualną wymowę miała również książka o Fryderyku Wielkim, napisana
z prawdziwą pasją demaskatorską, nie wolna od pewnych publicystycznych
sformułowań, ale - w swej warstwie faktograficznej - reprezentująca duże walory
naukowe. Jest to dzieło o głównym wrogu Rzeczypospolitej, najbardziej zachłannym
zaborcy i germanizatorze ziem polskich w XVIII w. Zaszczepił on narodowi
niemieckiemu "światowe posłannictwo ujarzmiania i pożerania wszystkich ludów
naokoło"l12. pisząc tę pracę, Konopczyński sumiennie wykorzystał sporządzone
przez siebie wcześniej wypisy z dokumentów archiwalnych, a także liczne wydawni-
ctwa źródłowe i opracowania. I choć nie udało mu się wyczerpać w pełni
"przedmiotu'; stworzyf przecleź ksi żkę, która nadal, mimo uplywu paru dzte-
siątków lat, jest "niezastąpiona jako ujęcie całościowe" 113.
Praca.badawcza i pisarska nie pochłonęła całkowicie energii historyka.
Od listopada 1942 r. kierował studiami historycznymi na tajnym Uniwersy-
tecie Jagiellońskimll4. Nierzadko udzielał gościny wykładowcom i studentom
109 poznań 1947, s. 288. Pracę tę wydał Instytut Zachodni. Nowa edycja w opra-
cowaniu E. Rostworowskiego ukazała się w 1981 r.
llo Zob. s. 29 niniejszego opracowania.
s 11 E. Rostworowski Poslowie, [w:] W. Konopczyński Fryderyk Wielki a Polska,
Poznań 1981, s. 250.
slz W. Konopczyński Fryderyk Wielki a Polska, wyd. 2, s. 226.
113 E. Rostworowski Poslowie, s. 255.
114 Sporo informacji na temat działalności W. Konopczyńskiego na tajnym Uniwersy-
tecie Jagiellońskim znaleźć można w pracy zbiorowej Ne cedat Academia. Kartki z dziejów
tajnego nauczania w Uniwersytecie Jagiellońskim 1939-1945, zebrali i opracowali
M. i A. Zarębowie, Kraków 1975, s. 228 i 242.
2 - Dzieje Polski nowożytnej - tom I 33
we własnym mieszkaniu. W pierwszym roku tajnego nauczania historii (gru-
dzień 1942 r. - sierpień 1943) wykładał metodologię historu, później miał
dwa wykłady monograficzne, ściśle związane z aktualnie prowadzonymi ba-
daniami: Fryderyk Wielki a Polska oraz Kwestia baltycka poprzez wieki.
Egzaminował, rzecz jasna, z historii nowożytnej. Studentom przygotowu-
jącym się do tego egzaminu wypożyczał posiadane egzemplarze własnych
dzieł, m.in. Dziejów Polski nowożytnej. Snuł też plany daleko wybiegające
w przyszłość, m.in. w 1943 r. opracował Projekt reedycji dzieł historycznych
polskich 11 s
Po wyzwoleniu Krakowa przystąpił do pracy na Uniwersytecie Jagiel-
lońskim, obejmując ponownie (20 stycznia 1945) stanowisko profesora zwy-
czajnego historii Polskill6. Nlimo przekroczenia wieku emerytalnego (w paź-
dzierniku 1945 r. ukończył 65 rok życia), pozostał na katedrze wypełniając
sumiennie swoje obowiązki nauczycielskie. Przez trzy kolejne lata akade-
mickie (1945/46, 1946/47, 1947/48) prezentował wyniki swoich badań nad
pisarzami politycznymi XVIII w., dwa lata (1945/46, 1946/47) trwał jego
cykl wykładów Fryderyk Wielki a Polska, krócej, bo tylko rok (1947/48),
zajmował się polską polityką zagraniczną w czasach nowożytnych. Raz wy-
szedł poza tę epokę, prowadząc w r. akad. 1946/47 prelekcje na temat dzie-
jów Polski w latach 1918-1 939. Przez rok (1945/46) wykładał także meto-
dologię historii 11 . Przez cały czas natomiast prowadził seminarium, z któ-
rego, jak już wyżej wspomnieliśmy, wyszło wielu znakomitych badaczy dzie-
jów Polski XVI-XVIII w.118
Ponowne odzyskanie niepodległości wyzwoliło w Konopczyńskim olbrzy-
mie zasoby energu. Działał jednocześnie na wielu polach, wszędzie impo-
nując zapałem, inicjatywą i niezmierną konsekwencją w dążeniu do realizacji
wytkniętych celów. Rychło też stał się pierwszoplanową postacią historio-
grafii polskiej. Wielka aktywność Konopczyńskiego miała swe źródło nie
tylko w cechach jego charakteru, ale także w głębokiej wierze w społeczne
posłannictwo historii i historyków. W nie opublikowanym memoriale z 1948 r.
autor Dziejów Polski nowożytnej napisał: "[...] historia w obecnym stadium
życia narodu stanowi bardziej niż kiedykolwiek - a w każdym razie nie
mniej niż w XIX wieku - fundament naszej kulturalnej samodzielności"l19.
Temu celowi podporządkowywał całą swoją działalność, nie tylko badawczą
i dydaktyczną, ale też organizacyjno-naukową.
15 lutego 1945 r. Konopczyński wybrany został przewodniczącym Komisji
Historycznej Polskiej Akademii Umiejętności, a więc zajął jedno z trzech
najbardziej eksponowanych (obók prezesa Polskiego Towarzystwa Historycz-
nego i redaktora "Kwartalnika Historycznego") stanowisk w ówczesnej his-
toriografii polskiej. Widząc w Komisji "organ powołany do odbudowy nauki
lls Zachował się w zbiorach BJ. Akc.134/61.
116 AUJ S II 619. Teczka osobowa W. Konopczyńskiego. Pisma rektora UJ do
W. Konopczyńskiego z dnia 25 lutego 1947 r.
11, por. Spisy wykladów UJ za lata 1945-1948; K. Piwarski Historia nowożytna
i najnowsza w Uniwersytecie Jagiellońskim od roku 1910, s.139.
s 1 s Tamże, s. 18.
I19 gJ. Akc. 137/61. Udział W. Konopczyńskiego w pracach Komisji Historycznej
PAU. W. Konopczyński Komisja Historyczna PAU czym być powinna, a czym jest,
rękopis i maszynopis bez daty.
34
historycznej w Polsce", historyk krakowski zakreślił jej bardzo szeroki pro-
gram działania. Przewidywał: "1) systematyczne gromadzenie źródeł w odpi-
sach celem stworzenia nowych podstaw dla naszej historiografii na miejsce
zniszczonych przez najeźdźców; 2) ratowanie i utrwalanie resztek (śladów)
zniszczonych źródeł, jakie pozostały w rękach różnych badaczy lub ich
spadkobierców; 3) gromadzenie papierów publicznych po działaczach ostatniej
doby; 4) ustalenie - w drodze ankiety i rewizji, minimalnego, ale racjo-
nalnego planu wydawnictw z poświęceniem zamierzeń mniej pilnych i do-
rywczych; 5) utworzenie pracowni historycznej w Krakowie, gdzie uczeni
starsi i młodsi mogliby korzystać ze zbiorów rękopiśmiennych Komisji
i biblioteki podręcznej do dziejów Polski, uposażonej na początek w 8-10 tys.
tomów źródeł i opracowań"lzo. Komisja włączyła również do programu swych
prac: a) "sprawę rewindykacji materiałów historycznych z Niemiec, przeję-
cia archiwaliów, mających przypaść Polsce w związku z nabytkami tery-
torialnymi na Zachodzie oraz odszkodowań od Niemiec w materiałach archi-
walno-bibliotecznych za olbrzymie zniszczenia mienia kulturalnego, doko-
nane na ziemiach Polski", oraz b) "zagadnienie zabezpieczenia i udostępnie-
nia archiwów prywatnych" 121.
Dążąc do realizacji tego programu Konopczyński rozwinął ogromną aktyw-
ność: walczył o środki finansowe, wykłócał się o lokal dla pracowni i przyspie-
szenie druku wydawnictw, apelował o otoczenie archiwów naIeżytą opieką
fachową, zabiegał o uzyskanie dostępu do archiwów radzieckich itd. Komisja
nie tylko znacznie zwiększyła swój skład, ale i tempo prac. Wskazuje na to fakt,
iż w okresie 50 miesięcy (1945-1949) odbyła ona 27 posiedzeń, a więc tyle,
ile przedtem w okresie 25 lat (1915-1939). Konkretne rezultaty prac Komisji
nie były wprawdzie wielkie, do czego w dużej mierze przyczynił się brak
należytego poparcia ze strony władz Polskiej Akademii Umiejętności, ale
swoimi inicjatywami przyczyniła się ona walnie do powojennej odbudowy
historiografii polskiej. Duże znaczenie odegrała tu zwłaszcza Konferencja
Towarzystw i Instytucji Naukowych Uprawiających Badania Historyczne,
zorganizowana z inicjatywy Konopczyńskiego w Krakowie w dniach 26 i 27
października 1947 r.122
Ważnym polem powojennej działalności naukowo-organizacyjnej Konop-
czyńskiego było Polskie Towarzystwo Historyczne. Zrazu koncentrowała
się ona w Oddziale Krakowskim, którego przewodnictwo objął po śmierci
S. Kutrzeby 22 czerwca 1946 r. I tym razem autor Dziejów Polski nowożytnej
prześcignął wszystkich pozostałych jego członków w liczbie wygłoszonych
referatów naukowych. W dniu 17 stycznia 1947 r. odbyło się w Łodzi posie-
dzenie dawnego Zarządu Głównego, a następnie pierwsze po wojnie Walne
Zgromadzenie delegatów Towarzystwa, które wybrało Konopczyńskiego pre-
zesem nowego Zarządu Głównego tej organizacjil23. W ten sposób historyk
, izo gJ. Akc. 137/67. Udział W. Konopczyńskiego w pracach Komisji Historycznej
PAU. Sprawozdanie pożegnałne ustępująeego przewodniczącego Komisji Władysła-
wa Konopezyńskiego, dnia 24 czerwca 1949, maszynopis.
lzl Komisja Historyczna PAU, "Kwartalnik Historyczny", R. 53:1939-1945, s. 743.
zz por. Protokód Konferencji Towarzystw i Instytucji Naukowych Uprawia-
jących Badania Historyczne, zorganizowanej przez Komisjg Historyczną PAU w dniach
26 i 27 października 1947 r. w Krakowie, Kraków 1948.
123 por. "Kwartalnik Historyczny", R. 55:1948, s. 244.
35
††††††††††††††††††††††††㔳ഌഊ
krakowski objął drugą spośród trzech najważniejszych funkcji organizacyj-
nych istniejących w ówczesnej historiografli polskiej.
Rok 1947 to okres szczytowego powodzenia zawodowego Konopczyńskiego
i zarazem początek jego upadku. Ten wielkiej klasy badacz, zasłużony dy-
daktyk i organizator nauki, nie chciał przystosować się do nowych warun-
ków. Niechętnie patrzył na dokonujące się w Polsce przemiany społeczne
ideologiczne i polityczne. W toczących się wówczas dyskusjach na temat
przyszłości historiografii polskiej zdecydowanie opowiedział się za konty-
nuacją dorobku nauki przedwojennej, broniłjej podstaw metodologicznychl24,
O marksizmie wypowiadał się z przekąsem, nie kryjąe swojej doń niechęci.
Dostrzegał wprawdzie konieczność wzbogacenia problematyki badań histo-
rycznych (pisał m.in. o potrzebie położenia większego nacisku na historię
Ziem Zachodnich, a także na dzieje chłopów i "warstwy robotniczej"), ale
jednocześnie podkreślał, iż nie powinno to prowadzić do zbyt daleko idącej
rewizji dotychczasowych zapatrywań. Opowiadał się za odbudową, a nie
przebudową nauki polskiej. Zmiany w niej się dokonujące ("częściowa
przebudowa") nie powinny naruszać starych, zdrowych jeszcze, zdaniem
autora, fundamentów.
Reprezentując takie poglądy Konopczyński popadł w konflikt nie tylko
z czynnikami sterującymi polityką naukową i kulturalną, ale także z częścią
środowiska historycznego. Sytuaeję skomplikowała choroba serca (1947 r.),
która na jakiś czas wyłączyła go nawet z aktywnej działalności organiza-
cyjno-naukowej. Stawał się nazbyt drażliwy, sarkastyczny, rwały się jego
stosunki z różnymi kolegami uniwersyteckimi. Uprzedzając dalsze wywody,
stwierdzimy w tym miejscu, że w "okresie błędów i wypaczeń" w walce
z Konopczyńskim stosowano nie zawsze uczciwe metody. Atakowano nie
tylko jego rzeczywistą postawę, ale stosowano szykany i wysuwano bezza-
sadne pomówienia.
Prezesem Polskiego Towarzystwa Historycznego był Konopczyński zale-
dwie kilka miesięcy. Jego wybór nie znalazł aprobaty ówczesnych władz;
minister oświaty odmówił prowadzenia z nim rozmów, a także mansowania
dalszej działalności Towarzystwa. W tej sytuacji, wobec braku zdecydowa-
nego poparcia ze strony elektorów, Konopczyński złożył rezygnację. 15 kwie-
tnia 1947 r. nadzwyczajne Walne Zgromadzenie delegatów wybrało nowego
prezesa Polskiego Towarzystwa Historycznegol25. Rok później (25 maja 1948)
ustąpił Konopczyński ze stanowiska przewodniczącego Oddziału Krakowskie-
go Towarzystwal26. Szybko zaczęły spadać nań kolejne ciosy. Pismem z dnia
12 października 1948 r. minister oświaty zawiadomił rektora Uniwersytetu
Jagiellońskiego, iż nie uwzględnił wniosku Rady Wydziału Humanistycznego
o pozostawienie Konopczyńskiego w służbie czynnej mimo przekroczenia wie-
124 por. W. Konopczyński Zadania nauki historycznej w Polsce dzisiejszej, "Nau-
ka Polska", R. 25: 1947, s. 154-177; tenże Dzieje nauki historycznej w Polsce,
"Przegląd Powszechny", t. 228, 1949, s. 27-45, 145-160; tenże Kryteria sądu histo-
ryeznego, "Przegląd Powszechny", t. 225, 1948, s. 15-27; tenże Pigeiolecie polskiej
historiografii powojennej, "Przegląd Powszechny", t. 229,1950, s. 210-216.
125 Por. "Kwartalnik Historyczny", R. 55: 1948, s. 245; T. Manteuffel, M. Serej-
ski Polskie Towarzystwo Historyczne (1886-1956), [w:] Polskie Towarzystwo Historyczne
1886-1956. Ksigga Pamiątkowa..., Warszawa 1958, s. 20.
126 por. "Kwartalnik Historyczny", R. 54:1948, z. 3-4, s. 556.
36
ku emerytalnegol2 . Z dniem 3I października 1948 r. historyk krakowski
definitywnie przeniesiony został "w stan spoczynku", inaczej mówiąc =
pozbawiony katedry i odsunięty od zajęć uniwersyteckich. Niespełna rok póź-
niej (18 maja 1949), po seru konfliktów z nowymi władzami Polskiej Aka-
demii Umiejętności, czuł się zmuszony złożyć rezygnację ze stanowiska prze-
wodniczącego Komisji Historycznej PAU. Rezygnacja została przyjęta na
posiedzeniu Komisji w dniu 20 czerwca 1949 r. Zrezygnował także (18 maja
1949) ze stanowiska redaktora głównego Polskiego Słownika Biograficznego.
Kolejno zamykały się przed nim różne wydawnictwa; drobniejsze prace
publikował w czasopismach katolickich: "Przeglądzie Powszechnym", "Ty-
y " " y
odniku Powszechn m, "Naszej Przeszłości i inn ch. Dzieła wi ksze da-
remnie czekały na druk. Atakowano Konopczyńskiego ostro i bezwzględnie.
Niektórzy, nie mogąc mu wybaczyć uszczypliwych uwag o Żydach czy
Ukraińcach, okrzyczeli go "zoologicznym nacjonalistą". Opinia ta na długo
doń przylgnęła. W referacie Podsekcji Historii, wygłoszonym na I Kongre-
sie Nauki Polskiej (1951), doszukano się w pracach Konopczyńskiego ni
mniej ni więcej tylko "rasistowskiej furii"12s. Nie mogąc publicznie odpo-
wiedzieć na te oskarżenia, rozesłał do grona kolegów pismo, w którym
stwierdzał: "Ktokolwiek czyta inteligentnie i sumiennie moje prace, wie, że
o chłopach piszę bez społecznych uprzedzeń, a najwięcej przykrych rzeczy
mam do powiedzenia szlachcie i magnatom. Gdzie tu jest furia rasistowska,
gdzie szowinizm? " 129
Boleśnie odczuwał też Konopczyński pogłębiające się z każdym rokiem
osamotnienie. W styczniu 1952 r., w liście do swego ucznia Władysława
Czaplińskiego napisał: "Jako Królewiak, wychowanek epoki apuchtinowskiej,
wyobrażałem sobie [...], że można odwracać się od pewnych ludzi zewnętrz-
nie, a nie odwracać wewnętrznie. Widzę jednak, obserwując niektórych zna-
jomych krakowskich, źe tej królewiackiej umiejętności nie posiadają. Z ko-
nieczności dzielę ludzi na takich, co mnie unikają, i takich, co nie unikają.
Niektórzy z tamtych woleliby nawet, żebym nigdy nie istniał. A ponieważ
ja jednak istnieję i będę straszył ludzi jeszcze po śmierci, więc tym większa
panika [...] " 130
W tej dusznej atmosferze, wiosną 1952 r. obchodził Konopczyński 50-lecie
pracy naukowej. Uroczystość zgromadziła zaledwie kilkanaście osób, miała
charakter prywatny i odbyła się w domu jubilata.
Klęski życiowe znacznie pogorszyły stan zdrowia historyka, ale go nie
załamały. Pracował do ostatnich miesięcy życia (zmarł w Młyniku, majątku
rodzinnym, 12 lipca 1952 r.), wykańczając rozpoczęte wcześniej dzieła
i porządkując zebrane materiały. W latach powojennych, oprócz wspomnia-
nych wyżej książek o Fryderyku Wielkim i kwestii bałtyckiej, ogłosił kilka
poważnych rozpraw i publikacji źródłowychl3l, a także wartościowe, choć
127 AUJ S II 619. Teczka osobowa W. Konopczyńskiego. Pismo Ministra Oświaty
do Rektora UJ z dnia 12 października 1948 r.
128 p0r. "Kwartalnik Historyczny", R. 58:1950-51, z. 3-4, s. 269.
lz9 Cyt. za W. Czapliński Wladys aw Konopczyński, jakim go znalem, s. 249.
130 Tamże.
131 por. W. Konopczyński Anglia a Polska w XVIl1 wieku, "Pamiętnik Biblioteki
Kórnickiej", t. 4, 1947, s. 93-129; tenże Stanislaw Dunin-Karwacki (1640-1724),
"Przegląd Historyczny", t. 37, 1948, s. 261-275; tenże Feldmarszałek Fleming,
37
†††††††††††††††††††††††††㜳ഌഊ
nie wolne od luk i pomyłek wydawnictwo informacyjne Chronologia sejmów pol-
skich 1493-1793132. Główną uwagę skupił jednak na tematach nowych.
Wymienić tu przede wszystkim należy dwutomowe dzieło Polscy pisarze
polityczni XTiIII wieku, którego tom pierwszy, przygotowany do druku przez
E. Rostworowskiego, ukazał się kilkanaście lat po śmierci autoral33. Ocenia-
jąc to dzieło w 1977 r., Jerzy Michalski napisał: "Głęboka znajomość epoki,
jej realiów pozwoliła Konopczyńskiemu dostrzec wiele spraw nieuchwyt-
nych dla tych autorów, którzy zajmowali się polską myślą polityczną i spo-
łeczną XVIII w. bez takiej znajomości. Ostatnia praca Konopczyńskiego
powstała w niesprzyjającej atmosferze i w czasie, kiedy stan zdrowia nie
pozwalał mu na dawny rozmach badawczy. Stąd w pracy tej wyczuwa się
pewien pośpiech, m.in. wyrażający się w zbyt niekiedy pochopnych atrybu-
cjach autorstwa. Nie ulega jednak kwestii, że praca ta, wyraz niezłomnej
aktywności naukowej autora, była ważkim wkładem w naszą historiografię
i trzeba wyrazić głęboki żal, że jej druga część, podobnie jak monografia
o pierwszym rozbiorze nie doczekały się jeszcze druku" 134. Ilo tej kompe-
tentnej oceny dodać należy, iż dzieło Konopczyńskiego wydobyło z zapomnie-
nia wielu pisarzy politycznych epoki saskiej, pogłębiło dotychczasową wie-
dzę na temat toczących się właśnie wówczas sporów prawnoustrojowych,
ukazało pełniej narodziny polskiej myśli oświeceniowej.
Szersza wzmianka należy się Historyce Konopczyńskiego. Prowadząc od
1920 r. wykłady z metodologii historii, od dawna nosił się on z zamiarem
usystematyzowania swoich poglądów teoretycznych i przedstawienia ich w
odrębnym dziele, przeznaczonym dla studentów i młodszej generacji histo-
ryków. W 1930 r. ogłosił obszerną recenzję Historyki M. Handelsmanal35,
w której krytykował historyka warszawskiego m.in. za nadmierne ufilozo-
ficznienie wywodów, a także zbytnie uleganie nowszym, nie zawsze należycie
pogłębionym, zdaniem autora, teoriom metodologicznym. Wypowiedź ta po-
zwala się zorientować, w jakim kierunku zmierzała wówczas refleksja teore-
tyczna i metodologiczna historyka krakowskiego. Pierwszą drukowaną zapo-
wiedzią Historyki Konopczyńskiego było krótkie jej streszczenie, przedsta-
wione na posiedzeniu Wydziału II Towarzystwa Naukowego Warszawskiego
w dniu 25 października 1946 r.136 Dzieło miało się ukazać pod firmą tego
Towarzystwa w 1948 r., ale w 1949 r. druk na etapie korekty złamanej
wstrzymano. Bezpośrednią przyczyną był mocno kontrowersyjny rozdział
o materializmie historycznym, zakwestionowany przez cenzurę.
"Roczniki Historyczne", R. 37: 1949, s. 163-180; tenże Reforma elckcji czy naprawa
Rzeczypospolitej. (Wybór źródel 1630-1632), Kraków 1949, s. 108 (odb. z Archiwum
Komisji Historycznej PAU, t. 4, Seria II, t.16 ogólnego zbioru).
132 Kraków 1948, s. 43 (odb. z Archiwum Komisji Historycznej PAU, t. 4, Seria II, t.16
ogólnego zbioru).
133 por. W. Konopczyński Polscy pisarze polityczni Xl III wieku (do Sejmu Czte-
roletniego), Warszawa 1966.
134 J. Michalski Wladyslaw Konopczyński jako badacz czasów stanislan,owskich,
s. 79.
135 "Kwartalnik Historyczny", R. 44:1930, z.1, s.190-205.
136 por. W. Konopczyński Historyka, "Sprawozdania z Posiedzeń Wydziału II
Nauk Historycznych, Społecznych i Filozofcznych Towarzystwa Naukowego War-
szawskiego", R. 41:1946, s. 44-45.
38
Dziś, po upływie kilkudziesięciu lat od tamtych wydarzeń, możemy spoj-
rzeć na Historykg Konopczyńskiegol3 spokojnie, bez politycznych emocji.
Dzieło bardzo nierówne, znakomite w swych partiach dotyczących spraw czysto
warsztatowych, znacznie słabsze w częściach poświęconych analizie zagadnień
ściśle teoretycznych. Omawiając Sposoby badań historycznych (część I książki)
wykorzystał autor swoje przebogate doświadczenia badawcze, nasycił wykład
licznymi, ciekawie zaprezentowanymi przykładami. W części tej, poświęconej
w głównej mierze krytyce źródeł i ustalaniu faktów historycznych, odnajdujemy
wiele rozdziałów znacznie Iepiej opracowanych niż analogiczne fragmenty
Historyki Handelsmana.
Inaczej wypadnie ocenić część II książki zatytułowaną Teoria poznania
historycznego. Jej lektura nasuwa wniosek, iż historyk-empiryk miał po-
ważne kłopoty z analizą złożonych problemów teoretycznych. Jego znajo-
mość piśmiennictwa filozoficznego i metodologicznego dotyczącego poznania
historycznego, a także teorii procesu dziejowego, nie wykraczała w zasadzie
poza 1914 r. Innymi słowy, podejmując dyskusję na takie tematy, jak Przy-
czynowość w dziejach, Prawa historyczne, Rozwój i jego czynniki, Charakter
poznania historycznego itp., oparł się autor na dawniejszej, mocno już wów-
czas przestarzałej literaturze przedmiotu. W partiach teoretycznych książka
Konopczyńskiego ustępuje wcześniejszemu opracowaniu Handelsmana. Wi-
dać wyraźnie, iż w przeciwieństwie do niego, historyk krakowski nie podej-
mował systematycznych studiów metodologicznych, poprzestał na tej zna-
jomości problematyki, jaką wyniósł z lektur i przemyśleń okresu swej nauko-
wej młodości.
W rozważaniach dotyczących charakteru poznania historycznego Konop-
czyński szedł tropem myślicieli antypozytywistycznych: W. Dilthey'a, G. Sim-
mla i H. Rickerta. Historyk - podkreślał - nie może ograniczyć się do da-
nych zaczerpniętych ze źródeł; sens dziejów można jedynie zgłębić na dro-
dze psychologicznej introspekcji. Sprawia to, iż "rozumienie historii" prze-
chodzi przez filtr "dodatkowego aprioryzmu czy też subiektywizmu, jakie-
go nie zna badanie pozaludzkiej przyrody". Uzasadniając swoje stanowisko
w tej sprawie, Konopczyński pisał: "Łączy nas z przeszłością pewna psycho-
logiczna tożsamość, tym silniejsza im czasy są bliższe. P r z e z w y c i ę ż e-
n i e t ej d u c h o w ej odległości jest może najtrudniejszym zadaniem dla
badacza [...j. Organem, który otwiera nam wstęp do minionych epok jest
nasza jaźń. Daremnie Ranke żądał od dziejopisów, aby to ja starali się
zgasić. Gdyby ono zgasło - jak słusznie konkluduje Simmel - nie mieli-
byśmy czym poznawać cudzych jaźni"13s. Historyk musi więc wczuwać się
w przeszłość, przeżywać ją. Nie postępuje tu jednak dowolnie, jest bowiem
skrępowany źródłami, które narzucają mu "pierwszą reprodukcję szczegó-
łów".
Przeciwstawiając się tendencji antypsychologicznej, zaznaczającej się już
bardzo silnie w humanistyce europejskiej okresu międzywojennego, Konop-
czyński stwierdzał: "Epokę zna jednak dopiero ten, kto samodzielnie prze-
137 Zachowały się arkusze korektorskie dzieła, przechowywane obecnie w Archi-
wum Polskiej Akademii Nauk (zespół Towarzystwa Naukowego Warszawskiego)
oraz w Bibliotece Jagiellońskiej.
138 gJ. Akc. 56/61. W. Konopczyński Historyka, korekty złamane, s.165-166.
39
††††††††††††††††††††††††㤳ഌഊ
kopie się przez różnorakie źródła i samodzielnie przetrawi swój materiał,
aż do zupełnego zżycia się z ówczesnymi ludźmi.
Nade wszystko zaś [... powinien historyk pogłębić swe duszoznawstwo,
czytając dzieła literackie: więc dramaturgów z Szekspirem na czele, eseistów
w rodzaju La Bruyere'a (Les caracteres), powieściopisarzy na miarę Balzaka
i Dostojewskiego, no i oczywiście studiując dzieła naukowe z zakresu psy-
chologii" ' 39. Historia nie może się obejść bez "zaglądania do dusz", jest to
nieodzowny warunek pełnego poznania przeszłości.
Wypowiadając tego rodzaju poglądy Konopczyński nawiązywał do swoich
wcześniejszych zapatrywań, ugruntowanych już dość mocno w pierwszym
dziesięcioleciu XX w. Były to poglądy typowe dla tamtej epoki, wówczas
niemal powszechnie akceptowanel40, teraz jednak, po 1945 r., raczej już
odosobnione, nieco może nawet anachroniczne.
Pewną ewolucję można natomiast zaobserwować w zapatrywaniach Konop-
czyńskiego na proces dziejowy. Przed I wojną światową historyk krakowski
stał na pozycjach skrajnego idiografizmu i indeterminizmu. W Historyce za-
jął w tych sprawach stanowisko bardziej umiarkowane. "Uznając znaczenie
pojedynczego faktu, nie wyrzeka się historia - pisał - wykrywania przy-
Gzyn ani stwierdzania p r a w i d ł o w o ś c i, a ceniąc jedne i drugie, nie
rezygnuje ona z góry i z takich metod rozumowania, które prowadzą do
ustalania praw."'41 W dziejach, zdaniem Konopczyńskiego, mamy do czy-
nienia zarówno ze sferą "bytu nieprawidłowego", jak też ze zjawiskami pod-
legającymi prawom. "Ktokolwiek nie poprzestaje na prostej rejestracji fak-
tów, dostrzega rychło powtarzające sig związki lub prawidłowości w p e w n e j
I i c z b i e wypadków." ' 42
To zastrzeżenie jest wielce charakterystyczne dla autora Historyki. Przyj-
mując umiarkowaną wersję idiografizmu, starając się ją pogodzić z niektórymi
postulatami nomotetystów, Konopczyński zdecydowanie odcinał się od wszel-
kich teorii fatalistycznych. Występując przeciwko koncepcjom skrajnie de- I
terministycznym, pisał: "Innymi słowy, są w dziejach możliwości i niemożli-
wości materialne - tudzież moralne. Pierwsze obliczamy według wypadkowej sił
i mas, drugie polegają na imponderabiliach psychicznych" t43.
Akceptując pewne nowe tendencje w historiografii, historyk jednocześnie
przestrzegał przed zbytnim jej usocjologicznieniem i znomotetyzowaniem.
"Że w dziejach więcej jest koniecznego związku, niż to się na pierwszy rzut
oka wydaje, nie ulega wątpliwości. Istnieje twardy grunt pod nogami i war-
to go poznać. Dużą część tej twardości trzeba złożyć na karb struktury
i funkcji życiowych wielkiej masy. Im lepiej to podłoże zgłębimy, zmierzy-
my, obliczymy, tym trafniej uchwycimy także pierwiastek wolny, to znaczy i
od woli ludzkiej zależny. Można więc tylko przyklasnąć takim nawoływa-
niom, jak: więcej uwagi na sprawy masowe, więcej szukania prawidłowości
'3 BJ. Akc. 55/61. W. Konopczyński Historyka, korekty szpaltowe, cz. II, szpal-
ta 1.
140 por. J. Maternicki O nowy k.sztalt hi.storii. Z buduri nad recepeją zuchodnio-
europej.skiej myśli metodologicznej t1 hi.storiogrufu pol.skiej w dobie modernizmu i neo-
romantyzmu, "Dzieje Najnowsze", R.12:1980, nr 1, s. 119-171.
t41 W. Konopczyński Historyka, korekty złamane, s.146.
I 42 7 amżc, s. 13 5.
143 W. Konopezyński Historyka, korekty szpaltowe, cz. II, szpalta 3.
40
i konieczności. Nie można jednak przyjąć rad czy też postulatów takich
teoretyków, jak Bourdeau i Lacombe, aby historyk wzgardził wszystkim,
co indywidualne, wybitne, nieprawidłowe."144
W historii - podkreślał - chodzi zarówno o "zrozumienie", jak i "wy-
jaśnienie" zaistniałych faktów: "[...] rozumienie wnika zawsze w I u d z k i s e n s
zjawisk, wszelkie zaś nawiązywanie zewnętrznych stosunków między zjawiskami
jest tylko wyjaśnieniem"145.
Stanowisko autora w wielu sprawach nie jest jasne. Cechą charaktery-
styczną refleksji teoretycznej Konopczyńskiego jest brak precyzji pojęcio-
wej, mieszanie różnych kwestii. Tytułem przykładu podamy tu następujące
zdania: "Nie ma jednego szablonu przyczynowości w dziejach [...]. Rzeczy-
wistość historyczna jest irracjonalna"146. statniego zdania nie należy jed-
nak rozumieć dosłownie, bowiem w toku całych swoich wywodów autor kła-
dzie nacisk na coś wręcz przeciwnego - na świadome i celowe działanie
człowieka.
Konopczyński wyodrębniał dwa równoprawne rodzaje (nie dziedziny!)
historii: "dzieje polityczne" i "dzieje rozwoju". Tradycyjny podział histo-
rii na dziedziny (Kościół, prawo i ustrój, stosunki społeczne, życie gospo-
darcze, kultura, polityka) budzi, jego zdaniem, poważne zastrzeżenia.
"Rozróżnienie to byłoby konsekwentne, gdyby historia polityczna miała
swoją odrębną sferę rozwoju, nie pokrywającą się z powyższymi innymi.
Tak jednak nie jest. Polityka ako działalność i umiejętność) wkracza
w różne inne dziedziny, cele i środki upatruje sobie w sferze religu, ustroju,
prawa, porządku społecznego i funkcji gospodarczych, oświaty itd."147
Warto się przy tej sprawie nieco zatrzymać. Wbrew obiegowym sądom,
autor Historyki nie utożsamiał historu politycznej z dziejami państwa. Pi-
sał wręcz: "Historia polityczna wcale nie jest równoznaczną z rozwojem
państwowości ani nie wychodzi z założenia, że państwowość jest szczytem
ludzkiej działalności". Różni się ona od "dziejów rozwoju" tym, iż "śledzi
sprawy wolno i celowo, a nie losowo. Wolno, to znaczy zależnie od ludzkiej
woli, a nie tylko od stanu rzeczy, przyczyn i skutków, celowo - znaczy
skierowane do pewnego celu, choć bardzo często bezskutecznie"14s. Inny-
mi słowy: historia polityczna rozpatruje dzieje z perspektywy wolnej i celo-
wej działalności człowieka. "W historii p o 1 i t y c z n e j ten tylko stwierdzi
konieczność, kto wykaże determinizm w samej walce pobudek działającej
osoby." 149
Formułując tego rodzaju poglądy Konopczyński pozostawał na pozycjach
personalistycznych. Nie znaczy to jednak, aby miał hołdować wyobrażeniom
heroistycznym, wedle których jedna wybitna jednostka jest w stanie zmie-
nić bieg dziejów. Personalizm Konopczyńskiego wyrażał się w czym innym,
a mianowicie w traktowaniu dziejów jako rezultatu działań wielu mniej
lub bardziej wybijających się ponad przeciętność osób. Ideę tę sformułował
144 j, Konopczyński Historyka, korekty złamane, s.151.
145 Tamże, s. 131.
146 I'amże, s. 145.
147 'amże, s. 6.
148 ) j. Konopczyński Historyka, korekty szpaltowe, cz. II, szpalta 6.
149 Tamże, szpałta 4.
41
††††††††††††††††††††††††ㄴഌഊ
dobitnie w cytowanym już Sprawozdaniu pożegnalnym... z 1949 r.: "Życiem
nie kieruje ani jednostka, ani ogół, kieruje nim elita"150.
Akcentując znaczenie wolnej woli człowieka, autor Historyki zwracał jed-
nocześnie uwagę na fakt, iż jest ona ograniczona "przez własne słabości,
przez konieczność szukania środków wiodących do celu, przez przeszkody
zewnętrzne - i przez fakt, że nas są miliony" 151.
Personalizm Konopczyńskiego nie wykluczał zainteresowania życiem zbio-
rowym. W pewnym miejscu swoich wywodów autor stwierdził nawet: "Hi-
storia polityczna nie jest historią pojedynczych osób, wypełniają ją bowiem
także grupy: partie, klasy społeczne, różne organizacje"152. Autor Historyki
dostrzegał też społeczne podłoże działalności jednostek: "[...] aby zrozumieć
warunki działania pewnego pracownika, reformatora, apostoła, rewolucjo-
nisty, króla, trzeba sobie uprzytomnić masowe przejawy naokoło jego oso-
by, strukturę społeczeństwa i ducha czasu" 153. gadacz historu politycznej
powinien więc, zdaniem Konopczyńskiego, interesować się również zjawi-
skami leżącymi w sferze objętej "dziejami rozwoju", a więc życiem społecz-
nym, gospodarczym, kulturalnym itd. Proponowany przez niego program
"historii politycznej" tkwił mocno w świecie pojęć neoromantycznych,
uwzględniał jednak również, jak widzieliśmy, niektóre postulaty historio-
grafii "socjologizującej".
Stosunek Konopczyńskiego do marksizmu był zdecydowanie negatywny.
Rozdział Historyki poświęcony materializmowi historycznemu (8 stron) świad-
czy jednak o małej znajomości tematu. Nic nie wskazuje na to, aby Ko-
nopczyński zagłębiał się w studiowanie dzieł Marksa czy Engelsa, swoją wie-
dzę o marksizmie czerpał raczej z popularnych, bardzo uproszczonych inter-
pretacji Marksa, masowo wówczas powielanych w licznych artykułach i bro-
szurach. Tłumaczy to po części niski poziom wywodów polemicznych autora.
Streszczenie "doktryny" (określenie Konopczyńskiego) jest płytkie i wyraźnie
tendencyjne, a krytyka - bardzo powierzchowna.
Konopczyński utożsamiał materializm historyczny z prymitywnym ekono-
mizmem. Występując przeciwko absolutyzowaniu czynnika ekonomicznego
w dziejach dowodził, że w gruncie rzeczy "prymat ekonomiki jest bardzo
ograniczony i nawet elastyczny"154. pobudki materialne "grają wielką rolę
w życiu jednostek i narodów", ale nie są czynnikiem decydującym, wystg-
pują obok wielu innych. W tym samym miejscu uczynił też Konopczyński
znamienne wyznanie: "Gdyby nas nie odstraszało bojowe nastawienie wy-
znawców materializmu historycznego, mielibyśmy z ich wywodów więcej
korzyści, niż to dotychczas się okazuje. Życie ekonomiczne w znaczeniu szer-
szym niż u Marksa, bo obejmujące i produkcję, i podział dóbr, i konsumpcję,
niewątpliwie ukształca ustrój społeczny; przy czym ten ostatni stanowi o wielu
150 BJ. A.,c. 137/61. Udział W. Konopczyńskiego w pracach Komisji Historycznej
PAU. Sprawozdanie pożegnalne ustępującego przewodniczącego Komisji W. Konop-
czyńskiego, dnia 24 czerwca 1949 r. W Historyce autor na ten temat napisał
m.in.: "Dopiero ludzie naprawdę wybitni (i poniekąd beniaminkowie fortuny) zakłócają
przeciętny bieg historii swoim J a". W. Konopczyński Historyka, korekty złamane, s.159.
151 W, Konopczyński Historyka, korekty szpaltowe, cz. II, szpalta 3.
152 W. Konopczyński Historyka, korekty złamane, s. 6.
153 Tamże, s. 9.
154 Tamże, s. 25.
42
urządzeniach państwowych, a cele gospodarcze i polityczne wpływają na oby-
czaje. W tych zależnościach (i częściowo współzależnościach) szukać należy
owego twardego dna dziejów, o którym pisze Bujak" I 55.
Trudno w sposób jednoznaczny ocenić te wywody, wiele w nich niejasno-
ści i wewnętrznych sprzeczności. Historyk krakowski polemizował nie tyle
z marksizmem, ile z prymitywnymi jego interpretacjami drugiej połowy lat
czterdziestych XX w. Nie zasklepiał się też całkowicie w sferze starych po-
jęć; mimo wyraźnej i nieukrywanej niechęci, a nawet wrogości do materia-
lizmu historycznego, potrafił zdobyć się na stwierdzenie, że przy bardziej
otwartym i ostrożnym stosowaniu jego założeń oczekiwać można wielu ko-
rzyści naukowych. Jakkolwiek jednak byśmy interpretowali wywody Ko-
nopczyńskiego, pewne jest, iż był on znacznie lepszym historykiem niż teo-
retykiem historii. Jego Historyka ma już dziś jedynie wartość historyczną
jako dokument myśli autora, a także świadectwo dyskusji i polemik metodo-
logicznych lat czterdziestych naszego stulecia.
Znacznie łagodniej obszedł się czas z pracami historycznymi Konopczyń-
skiego. Wiele z nich, mimo upływu kilkudziesięciu lat, stanowi nadal "ostat-
nie słowo nauki". Dotyczy to m.in. takich monografii, jak Polska w dobie wojny
siedmioletniej, Geneza i ustanowienie Rady Nieustającej, Polska a Szwecja...
1660-1795, Konfederacja Barska oraz Polscy pisarze polityczni XIiII1 w. Do
opracowań wartościowych, wciąż jeszcze właściwie niezastąpionych, zaliczyć
również należy syntetyczne Dzieje Polski nowożytnej.
Kiedy Konopczyński powziął myśl napisania tego dzieła, nie wiemy. Praw-
dopodobnie stało się to w 1930 r., po porażce w wyborach do senatu. Z pa-
pierów historyka przechowywanych w Bibliotece Jagiellońskiej wynika, iż
najpóźniej w początkach 1931 r. Konopczyński zwrócił się z odpowiednią
propozycją w tej sprawie do Komitetu Wydawniczego Podręczników Aka-
demickich, działającego przy ówczesnym Ministerstwie Wyznań Religijnych
i Oświecenia Publicznegol56. Mimo pozytywnej odpowiedzi Komitetu do pod-
pisania umowy wydawniczej nie doszło. W 1933 r. historyk krakowski pró-
bował zainteresować drukiem tego dzieła Wydawnictwo Zakładu Narodowe-
go im. Ossolińskichl57, ale i tym razem do sfinalizowania rozmów nie doszło.
Prawdopodobnie nie zdołano uzgodnić spraw flnansowych. Ostatecznie Ko-
nopczyński zdecydował się wydać Dzieje Polski nowożytnej własnym nakła-
dem, powierzając druk dzieła Drukarni Pawła Mitręgi w Cieszynie, a jego
rozpowszechnienie firmie Gebethner i Wolff w Krakowie. Z zachowanej kal-
kulacji kosztów druku wynika, że synteza Konopczyńskiego ukazała się
w nakładzie 3000 egz.158 Pierwsze jej egzemplarze trafiły do księgarń w li-
stopadzie 1936 r. Z "rachunków komisowych" firmy Gebethner i Wolff wy-
nika, że dzieło rozchodziło się dość powoli; w okresie trzech pierwszych mie-
sięcy do rąk kupujących trafiło 320 egzemplarzy książki, później sprzeda-
155 W, Konopczyński Historyka, korekty szpaltowe, cz. II, szpalta 8.
156 gJ, Akc. 139/61. Korespondencja W. Konopczyńskiego z wydawcami. Pisma
Komitetu Wydawniczego Podręczników Akademickich z dnia 5 marca oraz 26 maja
1931 r.
157 gJ. Akc. 139/61. Korespondencja W. Konopczyńskiego z wydawcami. Pismo
Wydawnictwa Zakładu Narodowego im. Ossolińskich z dn. 26 IV 1933 r.
158 gJ. Akc. 139/61. Korespondencja W. Konopcz ńskiego z wydawcami. Pismo
P. Mitręgi z dnia 11 listopada 1935 r.
43
††††††††††††††††††††††††㌴ഌഊ
wano przeciętnie po kilkadziesiąt egzemplarzy miesięcznie. W okresie od
2 listopada 1936 do 9 kwietnia 1939 r. firma Gebethner i Wolff sprzedała
ogółem 1008 egzemplarzy dziełal59. Część nakładu była rozprowadzona przez
samego autora, dużo jednak egzemplarzy zalegało magazyny. Przyczynę tego
stanu rzeczy upatrywać należy w dość wysokiej cenie książki i dużym zu-
bożeniu społeczeństwa, zwłaszcza inteligencji, w latach wcześniejszych, w okre-
sie kryzysu gospodarczego. Podajemy te szczegóły, bo są one bardzo charak-
terystyczne dla stanu ówczesnego rynku księgarskiego. Naukowa książka hi-
storyczna z trudem torowała sobie wówczas drogę do szerszych kręgów czy-
telniczych, które z reguły poprzestawały na lekturze publikacji łatwiejszych
i... tańszych.
Dzieło pomyślane było skromnie, jako podręcznik uniwersytecki stano-
wiący kontynuację wydanych w 1926 r. przez R. Grodeckiego, S. Zachorow-
skiego i J. Dąbrowskiego Dziejów Polski średniowiecznej. I choć Konopczyń-
ski nigdy nie nazwał swojej pracy syntezą (pojęcie to rezerwował raczej dla
dzieł historiozoficznych i publicystycznych, zmierzających "do konstrukcji
kultur, prądów, charakterów narodowych"160), to jednak na tę nazwę Dzieje
Polski nowożytnej w pełni zasłużyły. Nie jest to prosta suma faktów, ale
dość głęboko przemyślana, choć może nie zawsze należycie w szczegółach
wykończona synteza erudycyjna. Posługując się tym pojęciem chcemy pod-
kreślić dwie rzeczy: a) bogactwo zawartych w dziele informacji rzeczowych,
opartych w dużej mierze na badaniach źródłowych samego autora oraz
b) podporządkowanie całego wykładu pewnej myśli przewodniej, która spa-
ja owe tysiące, dziesiątki tysięcy faktów podanych przez Konopczyńskiego
w organiczną całość, stanowiącą nową, w znacznym stopniu oryginalną próbę
wyjaśnienia losów Polski w czasach nowożytnych. Jest to dzieło na wskroś
indywidualne, w którym w pełni odbija się bogata, pełna powikłań osobo-
wość autora, jego nie wolny od sprzeczności system wartości. Czytając Dzieje
Polski nowożytnej, obcujemy nie tylko z wielkim erudytą, ale i poważnym
myślicielem historycznym i politycznym. Błędem byłoby jednak patrzeć na
dzieło Konopczyńskiego jedynie przez pryzmat jego przynależności partyjnej.
Nie brak wprawdzie w jego pracy pierwiastków nacjonalistycznych, ale i nie
brak też poważnej refleksji nad życiem państwowym Polaków i miejscem
Polski w Europie. Innymi słowy, myśl historyczna Konopczyńskiego wykra-
cza poza ramy światopoglądu nacjonalistycznego, obok treści zdezaktualizo-
wanych, zdeterminowanych w dużym stopniu horyzontem klasowym autora,
mieści w sobie także wiele pierwiastków uniwersalnych, pobudzających do
refleksji również czytelników stojących na innych niż autor pozycjach ideo-
logicznych i politycznych.
159 BJ. Akc.139/61. Korespondencja W. Konopczyńskiego z wydawcami. Rachunki
firmy Gebethner i Wolff z lat 1936-1939.
160. Akc. 56/61. W. Konopczyński Historyka, korekty złamane, s. 127. "Suma
arytmetyczna szczegółów to jeszcze nie synteza, w każdym razie niewysokiego rzę-
du. W rzeczywistości synteza bywa czasem sama dla siebie albo środkiem do
stwierdzenia faktów prostych a ważnych. Zjawiska gospodarcze i prawne, religijne
i artystyczne, gdy je zestawimy na uznanym albo domniemanym wspólnym podkła-
dzie, prowadzą do konstrukcji kultur, prądów, charakterów narodowych [...). Za
najwartościowszą chyba uznać trzeba taką syntezę, na którą składają się różne
nauki, a nie tylko historia". Tamże, s.127-128.
44
Naszą prezentację syntezy Konopczyńskiego zaczniemy od sprawy z po-
zoru drugorzędnej, w rzeczywistości odgrywającej dużą rolę w odbiorze czy-
telniczym. Chodzi nam tu o bardzo indywidualną, rzadko spotykaną w na-
szym piśmiennictwie naukowym formę wykładu, charakteryzującą się nie
tylko ogromną żywością, ale też i dosadnością języka. Sarkastyczny ton nar-
racji Konopczyńskiego stał się zresztą powodem wielu nieporozumień i nie-
sprawiedliwych oskarżeń. Przykładem może tu być wypowiedź S. Śreniow-
skiego, który w takich określeniach jak: "żywioły kozakujące", "rozwydrzo-
ny" i "nadużywający swobody" żywioł kozacki, "hultajstwo", "ruchawka
chłopska", "hersztowie" kozaccy, stosowanych w opisie wojen kozackich
XVII w. dopatrzył się: "namiętnej nienawiści nacjonalistycznej" wobec chło-
pów ukraińskichl61 Wspomniany krytyk przeoczył jednak ten drobny fakt,
iż ów "rasowy nacjonalista", jak wytwornie nazwał Konopczyńskiego Śre-
niowski, z wcale nie mniejszą furią atakował destrukcyjną politykę szlachty.
Polaków nazywał "nierządnym narodem", a Rzeczpospolitą pierwszej połowy
XVIII w. przyrównywał do "gnijącej sadzawki"162. W anarchizującej szlach-
cie widział "ślepy motłoch", potępiał "hałaśliwe tłumy pospolitaków" szla-
checkich zgromadzone pod Gołębieml63. W czasie elekcji po abdykacji Jana
Kazimierza "głodni i niecierpliwi pospolitacy krakowscy, lubelscy, sando-
mierscy, wielkopolscy, razem, z nieludzkim rykiem oblegli senat w okopie
i wywarli na zdrajcach żywiołową złość, strzelając do winnych, a trafiając
w niewinną służbę"164,
Nie pobłażał Konopczyński nikomu i niczemu. Miał wiele do zarzucenia
"na zgubę skazanej magnaterii", piętnował też napadający na
protestantów "motłoch katolicki" 165. Surowo osądzał niektórych
przedstawicieli hierarchii kościelnej. Oto np. charakterystyka kardynała
Radziejowskiego: "chciwością i ambicją rów y podskarbiemu litewskie-
mu, tylko bardziej obłudny [...]". Historyk krakowski dostrzegł też
(w czasach saskich) "dwuznaczny wpływ Kurii Rzymskiej, która
na ogół z ewangeliczną predylekcją traktowała nowo nawróconą saską owieczkę,
lekceważąc całe polskie stado [...]"166. Ileż w tym ironii i żalu!
Konopczyński rozdawał więc razy na prawo i lewo, ale nie czynił tego
na oślep, kierował się zawsze, jak dalej zobaczymy, określoną wykładnią
polskiej racji stanu. W tym też głównie kontekście rozpatrywać należy jego
wypowiedzi o wojnach kozackich XVII w.
Język Konopczyńskiego jest pełen wewnętrznej ekspresji, niezwykle so-
czysty, a nawet drapieżny. Autor często posługuje się takimi środkami wy-
razu, jak ironia, metafora czy porównanie, dążąc zaś do maksymalnego upla-
stycznienia wykładu wplata weń szereg interesujących, pełnych wymowy
anegdot.16 ' Oto kilka próbek jego charakterystycznego stylu pisarskiego:
161 por. S. Śreniowski Sprawa chlopska w XTilI wieku w polskiej historiografii
burżuazyjnej, [w:j tegoż Kwestia chlopska w Polsce w Xlill wieku. Szkice, Warsza-
wa 1955, s. 39-40.
162 W. Konopczyński Dzieje Polski nowożytnej, t. 2, s. 495, 597.
163 Tamże, s. 459.
164 Tamże, s. 453.
165 Tamże, s. 451, 537. [Podkreślenia J. M.]
166 Z'amże, s. 493, 549. [Podkreślenia J. M.]
16l pod tym względem upodobnił się autor do swoich mistrzów: Korzona i Askenazego.
45
††††††††††††††††††††††††㔴ഌഊ
"Było prawdziwym szczęściem dIa Polski, że Ossoliński umarł 9 sierpnia
[...]". "Pierwszy spadkobierca Wazów (Michał Korybut Wiśniowiecki) mówił
ośmioma językami, ale w żadnym z nich nie miał nic ciekawego do powie-
dzenia." Grzymułtowski to "sejmikowy krętacz", zaś Sobieski kierował się
"dynastycznymi rojeniami". W tym czasie: "Fala dąsów pańskich rzucała się
wysoko i bryzgała pianą". Marysieńka to "niepoprawna intrygantka, gotowa
zamącić sprawy publiczne najpospolitszą prywatą". Maria Ludwika kierowała
Janem Kazimierzem "jak mały Etiopczyk słoniem". Autor pisze o "zbójeckim
napadzie" Fryderyka II na Sląsk, potępia "orgię partyjności", jaka miała
miejsce w Polsce po 1744 r. August III zapowiadał się dobrze, ale: "Z ład-
nego, pulchnego młodzieńca zrobiła się ciężka bryła mięsa i tłuszczu, z każ-
dym rokiem coraz apatyczniejsza i bezmyślniejsza [...]. I jeden jedyny instynkt
tego leniwego, rubasznego króla zostawi po sobie pokaźne rezultaty - instynkt
rozrodczy. Dość powiedzieć, że ze swoją brzydką żoną Marią Józefą dochował
się August ni mniej ni więcej tylko pięciu synów i sześciu córek".
Odnajdujemy też w wykładzie Konopczyńskiego szereg sformułowań pięk-
nych, pełnych patriotycznego uniesienia, jak np. to o Legionach Dąbrowskie-
go, w których znalazła schronienie "dusza polska błąkająca się bez ciała,
żądna wcielenia". A oto obro a insurekcji kościuszkowskiej: "Bez powsta-
nia mielibyśmy w roku 1807 i 1812 zamiast Tadeuszów i Jacków - pokole-
nie rejentów i asesorów"168
Porównanie Dziejów Polski nowożytnej z pierwszymi monografiami Ko-
nopczyńskiego wskazuje na olbrzymi postęp, jakiego dokonał autor w opa-
nowaniu sztuki narracji historycznej. Synteza napisana jest niezwykle inte-
resująco, z dużym zacięciem i polotem, a może nawet i talentem literackim.
Nie stał się wprawdzie Konopczyński mistrzem pióra na miarę Kubali czy
Askenazego, potrafił przecież również i pod tym względem prześcignąć wielu
innych współczesnych sobie historyków.
Drugą sprawą wymagającą komentarza jest dość dyskusyjna, nie wolna
od usterek konstrukcja dzieła. Autor nie przywiązywał wielkiego znaczenia
do zabiegów periodyzacyjnych. W swojej Historyce zapisał: "Periodyzacja
tedy, tj. podział na okresy, przyda się w każdym dziale historii, czy chodzi
o ludzkość, czy o naród, o jego sztukę, ustrój czy literaturę, ale ma ona
znaczenie tylko o r i e n t a c yj n e, pomagając do myślowego opanowania
faktów" 169.
Konopczyński przyjął rozwiązanie, jak mu się wydawało najprostsze, gru-
pując cały niemal materiał w rozdziały obejmujące panowanie kolejnych
władców. Dodatkowym argumentem przemawiającym za tak pomyślaną kon-
strukcją miało być to, że "u nas, przy niedokształconej budowie ustroju re-
publikańskiego, każda elekcja stanowiła wielkie novum, każde panowanie-
odrębną całość, krystalizującą się około osoby nowego króla"I o. Nie należy
jednak tej wypowiedzi interpretować w duchu teorii heroistycznej; z dal-
szych szczegółowych wywodów autora wynika, iż osobowość poszczególnych
168 Wszystkie cytowane tu zdania zaczerpnięte zostały z Dziejów Polski nowo-
żytnej, t. 2, s. 409 453, 482 84, 425, 564, 573, 556, 690, 696.
169 gJ. Akc. 56/61. W. Konopczyński Historyka, korekty złamane, s. 12. Podobnie
w Dziejach Polski nowożytnej, t. 1, s. 73.
l o W. Konopczyński Dzieje Polski nowożytnej, t. 1, s. 74.
46
władców nie determinowała sytuacji wewnętrznej i zewnętrznej Rzeczypo-
spolitej. Przypomnijmy, że wedle historyka krakowskiego życiem społecznym,
zwłaszcza politycznym, rządzą nie tyle jednostki, ile elity. Te ostatnie muszą
uwzględniać zarówno dążenia mas (w Polsce: szlachty), jak też wciąż zmie-
niającą się sytuację międzynarodową. Na tym założeniu metodologicznym
oparta jest synteza Konopczyńskiego.
Podział przyjęty przez autora umożliwiał wprawdzie należyte usystematy-
zowanie wypadków politycznych, był jednak całkowicie bezużyteczny przy
próbie takiej czy innej ich syntezy. I choć Konopczyński zapowiedział w przed-
mowie, że nie wprowadzi "innego podziału na okresy, jak na poszczególne
panowania", w rzeczywistości, i na szczęście - zrobił inaczej. Uważna lek-
tura książki pokazuje, iż posługiwał się on także, zwłaszcza w rozważaniach
ogólnych, bardziej nowoczesnymi kryteriami periodyzacyjnymi. Zasadńicze
znaczenie przywiązywał do stanu państwa i jego pozycji w Europie. W dzie-
jach Polski nowożytnej wyodrębniał autor dwa zasadnicze okresy: Polski
"mocarstwowej" (1506-1648) oraz Polski upadającej i odradzającej się (1648-
-1795). Zamykając tom pierwszy swego dzieła historyk krakowski napisał:
"Aby uniknąć zarzutu rozważania wszystkiego pod kątem widzenia ostatecz-
nej katastrofy, daliśmy obraz Polski mocarstwowej w płaszczyźnie sięgającej
tylko po krytyczny rok 1648"1 1.
Nie był tu jednak autor w pełni konsekwentny. Pierwszy tom dzieła za-
mykają obszerne, liczące blisko 90 stron rozważania ogólne zatytułowane
Polska w wieku zygmuntowskim, obejmujące kolejno takie zagadnienia, jak
kraj i ludność, społeczeństwo i gospodarstwo, państwowość i kultura. Wy-
nika z nich, że termin "Polska w wieku zygmuntowskim" ma ten sam zakres
chronologiczny, co wspomniana poprzednio Polska mocarstwowa, a więc
objemuje lata 1506-1648. Autor wprowadza jeszcze pojęcie Wieku Złotego
i Wieku Srebrnego. Wszystko to powoduje pewien zamęt terminologiczny.
Sytuacja jeszcze bardziej komplikuje się w tomie drugim, który zawiera
3 rozdziały (lub podrozdziały) podsumowujące: Wyniki XliI1 wieku, Wew-
ngtrzne źródla slabości Rzeczypospolitej oraz Przyczyna ostatecznego rozbioru
Polski. Pierwszy z tych rozdziałów obejmuje całe XVII stulecie, a więc ogar-
nia również znaczną część okresu dziejów Polski mocarstwowej (czy zygmun-
towskiej), ocenionego już w tomie poprzednim. Innymi słowy, wspomniane
wyżej charakterystyki ogólne (państwa, społeczeństwa, gospodarki, kultury)
nie układają się w jakiś jeden logiczny ciąg, ale krzyżują się i gmatwają, co
siłą rzeczy prowadzić musiało do pewnych wewnętrznych sprzeczności. Nie
udało się autorowi przeprowadzić konsekwentnie podziału pierwszego okresu
na dwa podokresy: Wiek Złoty i Wiek Srebrny; znacznie wyraźniej wyodręb-
nione już zostały podokresy tomu drugiego; pierwszy obejmujący dobę upadku
(czasy saskie), drugi lata wewnętrznego odrodzenia (panowanie Stanisława
Augusta).
Zasygnalizowane wyżej słabości konstrukcyjne dzieła utrudniają niewątpli-
wie odczytanie myśli przewodniej autora, ale jej przecież całkowicie nie
zacierają.
Dzieło Konopczyńskiego, wbrew sugestii tkwiącej w tytule, nie daje peł-
1,1 Tamże, s. 328. Periodyzacja ta znalazła swoje odbicie w podziale materiału
na poszczególne tomy: t.1 obejmuje lata 1506-164R, t. 2 -1648-1795.
47
††††††††††††††††††††††††㜴ഌഊ
nego obrazu dziejów Polski nowożytnej. Blisko 85o/o tekstu poświęcił autor
sprawom politycznym, pozostałe 15a/o wypełniają rozważania dotyczące za-
gadnień prawno-ustrojowych, społeczno-gospodarczych i kulturalnych.
Swój pogląd na przedmiot syntezy dziejów narodowych sformułował Ko-
nopezyński już w 1916 r. Dowodził wówczas, że postulowane przez niego
wielotomowe zbiorowe Dzieje Polski "powinny podnieść przede wszystkim
wątek wydarzeń politycznych". Wydarzenia te określał mianem "dążeń prze-
wodnich uzewnętrznionych w formach życia publicznego"172. Wiadomości
z innych dziedzin historii (np. gospodarczej, prawno-ustrojowej itp.) winny
być uwzględnione "tylko o tyle, aby wypadki polityczne, stykające się z ty-
mi sprawami, nie miały w sobie nic niezrozumiałego". Konopczyński pod-
kreślał przy tym, że jego pogląd na szczególną rolę historii politycznej nie
płynie bynajmniej z lekceważenia innych dziedzin historu, a wynika jedynie
"z głębokiego przekonania, że dzieje ustroju prawno-społecznego, cywilizacji,
gospodarstwa itp. zasługują na traktowanie samoistne, jako procesy odrębne
i w sobie skończone"173.
W późniejszych latach Konopczyński zaczął wyraźniej dostrzegać powią-
zania pomiędzy różnymi dziedzinami życia społecznego, nadal jednak-
w wielkim sporze o przedmiot syntezy dziejów narodowychl 4 - bronił tezy
o szczególnej roli historii politycznej. Podejmując ponownie w 1937 r. sprawę
zbiorowych Dziejów Polski postulował opracowanie dzieła, "które by w opar-
ciu o źródła podsumowało i możliwie jednolicie skonstruowało cały dorobek
ubiegłego pięćdziesięciolecia, ze szczególnym, ale nie wyłącznym uwzględnie-
niem twórczej woli narodu, tzn. jego funkcji politycznej"1 5. Jakże uderzające
jest owo ograniczenie "twórczej woli narodu" jedynie do życia politycznego.
Rezultat znamy. Pod względem zakresu rzeczowego synteza Konopczyń-
skiego ustępuje miejsca wspomnianym wyżej Dziejom Polski średniowiecz-
nej, które stosunkowo szeroko uwzględniały problematykę prawno-ustrojową
i społeczno-gospodarcząl 6; historyk krakowski poświęcił tym sprawom mniej
uwagi, silniej natomiast, zgodnie ze swymi poglądami, wyeksponował wątek
wydarzeń politycznych. A więc synteza jednostronna? I tak, i nie. Aby
prawidłowo ocenić dzieło autora, trzeba rozróżnić dwie rzeczy: stronę infor-
macyjną pracy i zawarte w niej rozważania ogólne. Fakty podane przez
Konopczyńskiego dotyczą w głównej mierze spraw politycznych, pod względem
czysto materiałowym jest to więc synteza rzeczywiście dość jednostronna.
Inaczej jednak rzecz się ma z rozważaniami ogólnymi autora. Formułując
swoje sądy syntetyczne, Konopczyński korzystał nie tylko z ustaleń szcze-
gółowych, dotyczących biegu spraw politycznych, ale - wychodząc często
l,z VV. Konopczyński Dziejopisarstwo zbiorowe u obcych i u nas, s.14.
17 3 Tamże.
1,4 por. J. Maternicki Historia polilyczna czy integralna? Spór o przedmiot syn-
tezy dziejów narodowych w historiografii polskiej lat 1914-1939, [w:) tegoż Kultura
historyczna dawna i wspólczesna, Warszawa 1979, s. 219-256; tenże A Postulate for
an Integral Image of National History in Polish Historiography in the Years 1918-1939,
"Dialectics and Humanism", t. 7,1980, nr 1, s. 47-66.
175 W, Konopczyński Rozwój badań nad dziejami Polski nowożytnej 1505-1795,
"Kwartalnik Historyczny", R. 51:1937, s. 301.
176 por. M. Wierzbicka Dawne syntezy dziejów Polski. Rozwój i przemiany kon-
cepcji metodologicznych, Wrocław-Warszawa-Kraków-Crdańsk 1974, s.134.
48
daleko poza materiał zaprezentowany w książce - brał również pod uwagę
rezultaty badawcze innych dyscyplin: historii prawa (ustroju), historii spo-
łeczno-gospodarczej, historii kultury itp. Nie był więc tak głuchy na postula-
ty historu integralnej, jak by to się z pozoru mogło wydawać; pojmował je
jednak swoiście, ograniczając ich zastosowanie do sfery sądów syntetycznych.
Rozważania powyższe nie dają jeszcze pełnej odpowiedzi na pytanie, jak
Konopczyński pojmował historię Polski. W dziejach polskiej myśli histo-
rycznej zarysowały się, poczynając od XVIII w., dwa sposoby patrzenia na
przeszłość Polski: "narodowy" i "państwowy". Zwolennicy pierwszego kie-
runku główną siłę integracyjną, a zarazem nadającą kierunek rozwojowi
dziejowemu Polski upatrywali w narodzie, zwolennicy drugiego kierunku
funkcję tę przypisywali państwul '. W dotychczasowej literaturze przedmio-
tu zarysowały się duże różnice w interpretacji syntezy Konopczyńskiego.
Rzecz o tyle zrozumiała, że mamy do czynienia z dziełem złożonym, wielo-
warstwowym, wcale niełatwo poddającym się zabiegom interpretacyjnym.
Krytycy lat pięćdziesiątych akcentowali "narodowy" (nacjonalistyczny) punkt
widzenia autora. Zgoła odmienną interpretację jego myśli dał ostatnio E. Ros-
tworowski: "Pod względem przynależności politycznej narodowiec, jako his-
toryk był Konopczyński państwowcem"1's. Ani jedno, ani drugie stano-
wisko nie jest słuszne. Istotą myśli syntetycznej Konopczyńskiego jest dą-
żenie do pogodzenia "narodowego" i "państwowego" punktu widzenia na
dzieje Polski. Przypatrzmy się nieco bliżej tej sprawie, ma ona bowiem
zasadnicze znaczenie dla zro umienia wywodów syntetycznych autora; na tej
drodze, jak sądzimy, można będzie również wyjaśnić źródła występujących
w jego myśli powikłań i sprzeczności.
Analizując w Historyce szereg tytułów dzieł historycznych Konopczyński
napisał: "Owóż >>Rosja<<, Francja<<, >>Szwecja<< czy >>Niemcy<< jako przedmiot
czy też podmiot dziejów oznacza tyle samo, co naród, to znaczy nie teren
ani rząd, ani państwo, tylko górujący przez wieki nad dążeniami jednostek
i pokoleń naród jako taki - najrealniejszy i najnaturalniejszy z historycz-
nych szeregów"1'9. Naród dla Konopczyńskiego to "najwieczniejsza z kate-
gorii historycznych", a zarazem "najwyższa wartość na ziemi". "Naród, jako
jedność moralna i kulturalna społeczeństwa, jest najtrwalszym, najciąglej-
szym z dziejowych zespołów. Jest on zarazem przedmiotem i podmiotem
dziejów. Do niego ściągają się wszystkie sprawy polityczne, dyplomatyczne,
wojenne, gospodarcze, oświatowe, jakimi zajmują się historycy-monografi-
ści." 1 eo
Trudno o bardziej dobitne sformułowanie na ten temat. Konopczyński
był "narodowcem" nie tylko jako polityk, ale także jako metodolog historii.
Błędem byłoby jednak patrzeć na historyka krakowskiego jedynie przez
pryzmat cytowanych wyżej sformułowań. Przypomnijmy sobie, co pisał Ko-
nopczyński w 1937 r. o "twórczej woli narodu". Doszukiwał się jej, jak
1" Por. M. H. Serejski Naród a paristwo w polskiej myśli historycznej, War-
szawa 1977.
1'e E. Rostworowski Historyk Rzeezypospolitej, [w:] W. Konopczyński Pod trupią
glówką, s. 91.
I 9 BJ. Akc. 56/61. W. Konopczyński Historyka, korekty złamane, s.119.
180 Z'amże, s. 9.
49
††††††††††††††††††††††††㤴ഌഊ
pamiętamy, tylko w jego "funkcji politycznej". Najbardziej naturalnym wy-
razem życia narodu, najlepszą i najpełniejszą emanacją jego pragnień i dą-
żeń jest, zdaniem autora, własne państwo. W ten sposób dochodzimy do
ideologii "państwowej" Konopczyńskiego. Nie wyklucza ona "narodowego"
punktu widzenia, wręcz przeciwnie, była ściśle z nim związana. Kategorią
spajającą w jedną całość ów "narodowy" i "państwowy" punkt widzenia była
idea państwa narodowego, przez pryzmat której patrzył Konopczyński na
całe dzieje Polski nowożytnej. Znalazło to swoje odbicie zarówno w anali-
zie sytuacji wewnętrznej Rzeczypospolitej, jak też - jej polityce zagranicznej.
Konopczyński pisał swoją syntezę w okresie szczytowego nasilenia się
w historiografii polskiej tendencji "wielkomocarstwowych". Zainteresowania
badaczy coraz wyraźniej kierowały się na Wschód, ku dziejom Litwy i unii
polsko-litewskiej. Świadczy o tym dobitnie m.in. Program VI Powszechnego
Zjazdu Historyków Polskich w Wilnie (1935). Konopczyński nie dał się porwać
temu prądowi. W swoich Dziejach Polski nowożytnej zajmował się w dość
szerokim zakresie ziemiami zachodnimi i północnymi. Ze szczególną uwagą
śledził losy polskiego Pomorza i Śląska. Oto niektóre, bardziej charaktery-
styczne, wypowiedzi na ten temat. Za Batorego: "Szło o wielkie nieprzemi-
jające rzeczy: o to, czy Polska utrwali swój dostęp do morza, czy Gdańsk
ma jej służyć, czy też ona Gdańskowi [...] " 1 s 1. Niestety, zrozumienia do-
niosłości historycznego momentu nie okazał sejm toruński (4 października-
29 listopada 1576). Nie przejęła się szlachta nauką mądrego Solikowskiego
(głoszoną jeszcze r. 1573), że gdy pozwoli "skazić port gdański", którym cała
Korona patrzy na świat, to czeka ją "gburstwo i oractwo cudze a k'temu
niedostatek"18z. Kierując się doraźnymi korzyściami fiskalnymi, w 1585 r.
zatwierdzono na wieki "polskie ratajstwo i gburstwo w stosunku do Gdań-
ska". Wyjaśniając ten fakt, autor pisał: "Zrozumieć można taki krok brze-
mienny w fatalne następstwa jedynie w związku z całą polityką Batorego,
zapatrzoną nie w realny interes Polski, ale w >>podbój Północy<<, w walkę
z Turcją, w wyzwolenie Węgier"ls3. Ż żalem pisał również Konopczyński
o nie realizowanej możliwości oderwania Śląska od Czech i przyłączenia go
do Polski za Zygmunta III. Dążenie zmierzające w tym kierunku nazwał
"trzeźwą orientacją polityczną"ls4. Nie bez satysfakcji odnotował "pewne
aktywa" w polityce polskiej wobec Prus i Śląska za Władysława IV. Kryty-
kował natomiast szlachtę za brak poparcia dla polityki bałtyckiej tego króla.
Pisał też o "obojętnym wobec spraw bałtyckich nastroju ogromnej większo-
ści narodu" za Jana III Sobieskiegols5.
Sąd ogólny Konopczyńskiego o polityce zagranicznej dawnej Rzeczy-
pospolitej był niezwykle surowy. Podkreślał, iż cechowała się ona biernością
i brakiem zrozumienia rzeczywistych potrzeb państwa. Ujawnił się w niej
w pełni "szlachecki duch Rzeczypospolitej". "Sejm stronił od wojny trzy-
dziestoletniej, chociaż przez udział w niej po tej lub owej stronie można
było odzyskać Śląsk: bo tam nie było szlachty polskiej, tylko zapomniany
181 por. W. Konopczyński Dzieje Polski nowożytnej, t. I, s.179.
1 e z Tamże.
18 3 Tamże, s. 189.
184 Tamże, s. 255.
185 Tamże, t. 2, s. 467.
50
lud wiejski, wytrwale obstający przy mowie praojców. Zaniedbano sprawę
rozszerzenia dostępu do morza [...]. Bo żegluga, handel morski, to interes
królewski lub mieszczański, a szlachcie wystarczało spławianie wicin i szkut
ze zbożem lub tratw do Gdańska. Za to zapędzano się chętnie i bez żadnego
umiarkowania w przestworza wschodnie, dokąd ekspansję Rzeczypospolitej
pchały interesy możnowładztwa [...]. Zapędy panów polskich na Mołdawię,
podobnie jak chadzki kozaków na Morze Czarne, rozpętały nawałnicę tu-
recką, która pochłonęła najlepsze siły Polski w wieku XVII i uniemożliwiła
zwycięskie parcie ku Morzu Bałtyckiemu. A wyprawy na Moskwę w dobie
Samozwańców zaostrzyły tylko antagonizm polsko-rosyjski, niecąc w Moskwie
chęć odwetu, która wyładuje się na Rzeczypospolitej późno, lecz zabójczo."
Bilans polityki zagranicznej szlachty był więc pod każdym względem
ujemny. Cała "dwuwiekowa polityka zewnętrzna Rzeczypospolitej zakończy-
ła się odepchnięciem jej od Morza Czarnego, zwężeniem dostępu do Bałtyku
(utrata Inflant, emancypacja Prus), zasklepieniem narodu w lądowym hreczko-
siejstwie, bez zaokrąglenia narodowego na zachodzie, bez stanowczego zwy-
cięstwa, bez załagodzenia stosunków na wschodzie"1g6.
Tak pisał Konopczyński w okresie, w którym ponownie odżywały "sny
o potędze", a wielu marzyło głośno o Polsce "od morza do morza". Sąd autora
na ten temat był trzeźwy, nacechowany politycznym realizmem. Z przeką-
sem np. pisał o dążeniu Polaków w czasach Zygmunta III do usadowienia
się w Estonii, "której dla wewnętrznego rozwoju swego państwa nie potrze-
bowali, której odrębności społeczno-wyznaniowych zasymilować by nie umieli,
i której by nie potrafili przeciw dwóm rywalom utrzymać w posiadaniu" 1 s .
A oto inny przykład. Za Zygmunta III rozpoczęto "pochód polityczny na
południe bez sił proporcjonalnych do wielkości zadania, bez ubezpieczenia się od
innych stron świata i [...] bez mocnej terytorialno-społecznej podstawy we
własnym kraju"lss. Opisując udaną akcję Zamoyskiego na południu (1600 r.)
autor uczynił następującą uwagę: "Chwilowo tedy Polska oparła się o Dunaj, ale
czy mogła w tej wspaniałej pozycji wytrwać? Rok 1601 okazał, że były to sny
o potędze"189. Polityka ta, podyktowana egoistycznymi interesami magnaterii,
osłabiała siły Rzeczypospolitej, uniemożliwiała koncentrację wysiłku na znacznie
ważniejszych dla narodu i państwa celach zachodnich (umocnienie panowania
Polski nad Bałtykiem, odzyskanie Śląska).
Nadmierna ekspansja na wschód wpływała też negatywnie na stosunki
wewnętrzne w Polsce. "Niepoczytalne harce po bezmiarach Moskwy rozstra-
jały i barbaryzowały nasze życie polityczne [...]" - pisał Konopczyńskil90.
Autor Dziejów Polski nowożytnej dostrzegał też inne ujemne następstwa
unii z Litwą. Nawiązując do niektórych wątków Szujskiego "teoru przestrze-
ni", pisał: "Na podkładzie sielskiego, ziemiańskiego żywota w przestworzach
wschodnich, przy ekspansywnej gospodarce, wśród bezmiaru pól, gajów, łąk
i wód rozwinęła się iście polska beztroskliwość i obojętność na wszystko, co
nie zagraża wprost naszemu domowemu szczęściu. Bez wielkich namiętności,
186 Tamże, s. 596-597
18' Tamże, t.1, s. 213
188 Tamże, s. 209.
189 Tamże, s. 218.
190 Tamże.
51
††††††††††††††††††††††††ㄵഌഊ
bez ca
opalnych ofiar, bez tragicznego szamotania się z losem, bez targają-
cych duszę wątpliwości, płynęło miękko życie staropolskie. Rozrzedzona
ludność żyła jakby jakąś rozrzedzoną kulturą. Nie było tam ani śmiertelnej
walki, ani intensywnej na miarę zachodnią pracy. Zarówno napięcie, jak
i umiejętność pracy pozostały w tyle poza Europą [...].
Z lenistwem rąk roboczych szło w parze lenistwo myśli i woli. Wyłazi ono
wszędy: przez dziury i łaty sejmowego prawodawstwa, przez niejasne, nieśmiałe
konstrukcje myślicieli politycznych, przez źle przemyślane projekty politycz-
191
ne .
Zasygnalizowane tu negatywne cechy "psychiki polskiej" zrodzone "w prze-
stworzach wschodnich" stanowiły jeden z głównych czynników wewnętrznego
upadku Polski.
Konopczyński interpretował unię polsko-litewską i tzw. ideę jagiellońską
w duchu endeckiej koncepcji państwa narodowego. Swoje rozważania na te-
mat swobód, jakimi cieszyły się "różne grupy wyznaniowe i plemienne"
w dawnej Rzeczypospolitej, zamknął autor znamiennym stwierdzeniem: "Nie
znaczy to zresztą wcale, żeby budowniczym dawnej Rzeczypospolitej przy-
świecał z góry jakiś ideał federalistyczny, wrogi zasadzie narodowej i cen-
tralizmowi. Szlachta, jak wiemy, marzyła o zupełnym zespoleniu z bracią
Litwinami w jedno nierozdzielne ciało, w jeden naród ze wspólnym rządem
i sejmem. Królowie również zdawali sobie sprawę z praw żywiołu polskiego
jako głównego gospodarza państwa [...] " 192. Jeżeli na mocy postanowień unii
lubelskiej Litwa zachowała dużą państwową odrębność, "to stało się to nie
w imię żadnej doktryny dualistycznej, a tylko jako skutek zrozumienia po
obu stronach faktu, że za Bugiem i Narwią kraj jest inny i ludzie inni, i że
podciąganie ich pod wspólny strychulec nie wyjdzie całości na zdrowie".
Innymi słowy, zadecydowały o tym określone warunki historyczne. Docelowo
jednakże zmierzano do asymilacji i inkorporacji ziem wschodnich dawnej
Rzeczypospolitej. "Uzgodniona z interesem polskim rzeczywista idea jagielloń-
ska nie porywając się na żadne akty przemocy, nie odstępując od drogowskazów
>>zgody<< i >>miłości<< przewidywała jednak, rzec można, dalszy postęp zbliżenia
i zespolenia, jaki istotnie wyrazi się za Stanisława Augusta w unitarnej
Konstytucji 3 Maja."193 W ten sposób przeciwstawiał się autor teoriom
federalistycznym, lansowanym głównie, choć nie wyłącznie, przez historyków
związanych z obozem sanacyjnym.
Przez pryzmat idei "państwa narodowego" patrzył również Konopczyński
na politykę narodowościową szlachty. Wytykał jej, iż nie prowadziła "racjo-
nalnej kolonizacji z myślą o utwierdzaniu kresów przy Rzeczypospolitej".
"I tutaj też przyświecała ziemiańska predylekcja gospodarzy Rzeczypospolitej:
skoro szlachta ruska przyjęła katolicyzm, język polski i obyczaje polskie, to
któż by pytał o narodowość pozostałych 9/10 ludności tych województw?"194
Owa "beztroskliwość" o stan narodowego posiadania na wschodzie doprowa-
dziła do tego, "że mimo utopienia w ziemiach kresowych znacznego odsetka
ludu polskiego, ziemie te pod względem etnicznym pozostały w ogromnej
191 Tamże, t. 2, s. 597-598.
192 Tamże, t. l, s. 361.
193 Tamże.
194 'amże, t. 2, s. 597.
52
większości krajem ruskim, łatwym do oderwania i jeszcze łatwiejszym do
strawienia przez Rosję"195.
W ostrych słowach potępiał Konopczyński politykg szlachty wobec Kozaków
i chłopów ukraińskich. Podpisywał się pod opinią, wypowiedzianą wcześniej
przez Aleksandra Jabłonowskiego, że "polityka społeczna Rzeczypospolitej,
owładnięta duchem klasowym, nie zrobiła rzeczy najważniejszej: chciano
Kozaków trzymać w ryzie, używać przeciw Tatarom, a nie umiano ich
przywiązać do wspólnej macierzy przez masowe, choćby i stopniowe uszla-
chcenie" 196.
Egoizm szlachty doprowadził także do poważnych wypaczeń w realizacji
unu brzeskiej. "Przy nawracaniu dyzunitów niewiele ceremonii robiono sobie
z przekonaniami chłopów: każdy dziedzic, gdy mu się raz udało pozyskać dla
unii popa albo dla katolicyzmu parocha unickiego, stosował względem owie-
, czek prawidło cuius regio eius religio. To wywoływało gorycz i uczucie zemsty.
Co gorsza, wbrew wszelkiej polityce i wbrew wiążącym zapowiedziom, nie
dopuszczano nawet biskupów unickich do senatu [...]."I9' Wiele do zarzu-
cenia miał również autor polskiej hierarchii katolickiej: "Egoizm stanowy
episkopatu łacińskiego sprawił, że unia nie zdobyła uroku w oczach kresowej
szlachty i magnaterii, bo te warstwy wolały już przechodzić wprost na
, katolicyzm, a i w sferze mieszczańsko-chłopskiej nie zapuścił większych
korzeni" 19s.
Wypowiadając się na temat genezy, przebiegu i skutków wojen kozackich,
Konopczyński nie zawsze był konsekwentny. Nie brak w jego rozważaniach
poświęconych tej sprawie uwag trafnych, nie brak też opinii uproszczonych,
jednostronnych, o wyraźnie nacjonalistycznym charakterze. Prezentując polski
punkt widzenia, wyolbrzymiał autor znaczenie agitacji rosyjskiej, nie doce-
niał natomiast wewnętrznych źródeł ruchu ukraińskiego. Jego zdaniem trzeba
było walczyć z Chmielnickim, bo Polsce groziła nie tylko utrata Ukrainy,
ale i "żakeria chłopska". W trzydniowym boju pod Beresteczkiem "rozstrzy-
gnigto sprawę na naszą korzyść, a zarazem na korzyść cywilizacji europej-
skiej, której szańcem w tej chwili raz jeszcze okazała się Polska"199. Wy-
powiedź ta odsłania horyzont klasowy myśli historycznej Konopczyńskiego.
Autor Dziejów Polski nowożytnej najwyraźniej bał się "rewolucji ludowej",
opowiadał się za pokojowym rozwiązaniem wszelkich konfliktów społecznych.
Patrząc na "rebelię ukraińśką" przez pryzmat interesów szlacheckiej Rze-
czypospolitej, Konopczyński nie akceptował bynajmniej wszystkich poczynań
szlachty. Potępiał m.in. jej politykę zmierzającą do schłopienia Kozaków.
Wspominając o "potentatach kresowych", którzy dążyli do stłumienia "bun-
g " p
tu Chmielnickie o w otokach krwi, zaznaczał, że "zaciekłość zwolenników
represji, a zarazem głównych winowajców nieszczęścia, odbierała nadzieję
racjonalnej polityki na wschodzie po przyszłym zwycięstwie [...]"zoo. Sprawę
można było rozstrzygnąć jedynie w drodze rozumnego, sprawiedliwego kom-
19 5 Tamże.
196 Tamże, t.1, s. 211.
197 Tamże, t. 2, s. 597.
l9s Tamże, t.1, s. 211.
199 Tamże, t. 2, s. 409.
zoo Tamże, s. 403.
53
†††††††††††††††††††††††††††㌵ഌഊ
promisu. Była nim umowa hadziacka, która według Konopczyńskiego "sta-
wiała zasadniczo naród ruski na jednym poziomie z polskim i litewskim" zo 1.
Z uznaniem też wypowiadał się autor o polityce Jana III Sobieskiego, który
chciał "usunąć źródło niechęci utrudniających pożycie ludu ruskiego z pol-
skim ziemiaństwem", a także "dbał o ludzkie obchodzenie się z chłopstwem
na Ukrainie, o szanowanie religii greckiej i nad złagodzeniem waśni między
unią a dyzunią gorliwie pracował"zoz. Jest w tych ocenach wiele prze-
sady, ale sporo też wiary w to, iż wypadki mogły się potoczyć inaczej,
w sposób zgodny z żywotnymi interesami obu stron.
Przytoczone wyżej wypowiedzi świadczą też o tym, że wbrew opiniom
głoszonym niejednokrotnie w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych Konop-
czyński nie był ciasnym "rasowym" nacjonalistą. W ocenie ukraińskich dą-
żeń narodowych kierował się nie t le nacjonalistycznymi uprzedzeniami, ile
określonymi względami państwowymi i klasowymi. I choć nie zawsze był
obiektywny, potrafił przecież dostrzec racje "skozaczonego ludu", który "nie
chciał słyszeć o powrocie pod pańskie rządy", jak też obarczyć stronę polską
główną odpowiedzialnością za to, co się stało. Wynika to jasno i jednoznacznie
z wielu ocen autora, zarówno ogólnych, jak też cząstkowych.
Centralne miejsce w rozważaniach ogólnych Konopczyńskiego dotyczących
dawnej państwowości polskiej zajmuje problematyka społeczna i prawno-ustro-
jowa. Historyk dziejów politycznych zdawał sobie sprawę z tego, iż wyjaśnienia
owych dziejów trzeba szukać w sferze spraw społeczno-ustrojowych. Rozważając
wewnętrzne źródła słabości dawnej Rzeczypospolitej, pisał: "O śmierci z wewnę-
trznego rozkładu czy choćby o chorobie nieuleczalnej dawnej Rzeczypospolitej
po reformach stanisławowskich w ogóle nie może być mowy; ale choroba była,
powtarzamy, straszna, zadawniona i nawet więcej niż jedna. Historia musi
datować chorobę od chwili, kiedy ten lub ów proces społeczny wytwarza
bezpośrednio zgubne skutki, a naród ich nie widzi albo nie ma siły moralnej, byje
usunąć. Stara Polska takich usterek dźwigała niestety cały splot, a wszystkie one
wyrosły niepostrzeżenie na tle wadliwej budowy społecznej"zo3. Konopczyński
miał tu głównie na myśli "przerost klasy szlacheckiej". Początkowo rokował on
państwu niezmierną siłę, później jednak przyniósł "fatalne owoce".
Szlachta utożsamiając się z narodem odepchnęła od siebie inne klasy
społeczne, przede wszystkim wielomilionowe masy chłopskie. O chłopach
wypowiadał się Konopczyński ciepło, z dużą dozą współczucia. Kierując
pod adresem szlachty zarzut upośledzenia chłopa, zaznaczał: "podobnie jak
>>uczciwy<< (honestus), >>sławetny<< (famosus) mieszczanin, tak samo >>pracowity<<
(laboriosus) chłop cieszył się w oczach >>urodzonej<< szlachty złą opinią leniucha,
złodzieja, istoty bez wyższych popędów, od urodzenia upośledzonej. Nic to
nikogo nie obchodziło, że stan włościański wydał w XVI w. jednego z naj-
lepszych humanistycznych liryków, Janiciusa, podobnie jak mieszczański-
najwybitniejszego satyryka, Klonowica. Aby zmusić chłopa do wydatniejszej
pracy fizycznej, utrudniano mu wykształcenie i pracę umysłową i obmyśla-
no nań drakońskie środki karne w rodzaju osławionego >>gąsiora<<"z04,
zot Tamże, s. 429.
202 Tamże, s. 472.
203 Tamże, s. 592.
204 I'amże, t.1, s. 338
54
Surowo osądza również Konopczyński politykę szlachty wobec miast. Do-
wodził, że za Zygmunta Augusta "na rachunek stanu niższego, mieszczań-
skiego, szlachta wypisała, jakie chciała ustawy, nacechowane bardzo cha-
rakterystyczną krótkowzrocznością". I dalej: "[...] gdyby ustawy 1565 r.
naprawdę były przestrzegane, stan mieszczański popadłby u nas w ruinę prę-
dzej i głębiej, niż to się stało faktycznie"zos. popierając Żydów szlachta
działała na szkodę chrześcijańskiego mieszczaństwa. Za Romanem Rybarskim
powtarzał autor myśl, że Żydzi "w Polsce nie byli drożdżami, na których
dopiero zakwitło bujniejsze życie ekonomiczne; byli fermentem, który rozsa-
dzał dawną organizację gospodarczą, a na jej miejsce nie stworzył czegoś, co
by podniosło siłę gospodarczą kraju"206. W tej sprawie Konopczyński nie
potrafił zdobyć się na sąd spokojny i wyważony. Dostrzegał przecież, że choć
Żydzi krępowali rozwój polskiego mieszczaństwa, to jednakże głównym jego
wrogiem była polska szlachta. Wedle autora "cała polityka wolno-handlowa
sejmu [...] przesiąknięta była racją stanu szlacheckiego, nie racją stanu
Polski"20 .
Wadliwa struktura społeczna Polski zaciążyła również bardzo ujemnie na
kulturze narodowej. W Rzeczypospolitej, zdaniem autora, nie było warunków
dla rozwoju własnej, oryginalnej twórczości plastycznej i muzycznej: "Aby
[...] wykształcić w ł a s n y c h, rodzimych Berreccich czy Padovanów, na to
potrzeba było innych niż w Polsce stosunków społecznych. Poezja po wszystkie
czasy jest w pierwszym rzędzie wytworem rycerstwa, nic dziwnego, że plejada
polska w epoce Kochanowskiego dorównywała francuskiej, a stanęła mało
co niżej od włoskiej, angielskiej czy portugalskiej. Plastyka kwitnie na gruncie
mieszczańskim: z niego ona żyje i dla niego tworzy. U nas musiałaby tworzyć
dla żywiołu skazanego na upośledzenie i zanik. Muzyka wreszcie oddycha
wsią, umila życie oraczowi. Nazwiska Gomółki i Leopolity świadczą, żeśmy
w XVI w. mieli takich, co ujmą lutnię po >>Bekwarku<<, a nawet pójdą w zawody
z najmuzykalniejszymi narodami świata. Ale i tu skończyło się na pierwocinach,
gdy bat pańszczyźniany przytłumił w ludzie chęć do śpiewu i odjął mu możność
doskonalenia się w tej sztuce."208
Szlachcic stał się potęgą groźną nie tylko dla innych klas, ale i dla samego
państwa. Podsumowując swoje wywody na ten temat Konopczyński pisał:
"9/10 czgści narodu czuło się obco i źle w rodzinnym kraju i stan ten utrwalił
się dzięki temu, że klasa uprzywilejowana była dość liczna, aby całą resztę
przez parę wieków trzymać w garści i wyzyskiwać. Cokolwiek się też mówi
o demokratyzmie dawnej szlachty, dla państwa lepiej było mieć arystokrację
mniej liczną i pozbyć sig jej w drodze wewnętrznej rewolucji, niż czekać pod
rządem owych dwustu tysięcy, aż warstwa rządząca się przeżyje - i kraj
rozszarpią zaborcy" 209.
Na straży interesów "klasowo-narodowych" szlachty stał ustrój polityczny
205 Tamże, s.158.
206 Tamże, s. 344.
20' Tamże.
20s Tamże, s. 368. Warto tu przy sposobności zwrócić uwagę na metodologiczną
stronę tej wypowiedzi. Wyjaśnienia niektórych zjawisk kulturalnych poszukuje autor
w strukturze klasowej społeczeństwa.
209 W. Konopczyński Dzieje Polski nowożytnej, t. 2, s. 593.
55
††††††††††††††††††††††††㔵ഌഊ
państwa. Był on, obok wadliwej struktury społecznej, drugą główną przyczy-
ną wewnętrznej słabości Rzeczypospolitej. Ustrój ten - "dobry dla aniołów,
a nie dla ludzi" - stworzono "bez przewidującej myśli", bez należytego
wykończenia. Omawiając konsekwencje rokoszu Zebrzydowskiego, Konop-
czyński uczynił znamienną uwagę: "Naród szedł na arenę wielkich dziejo-
wych zmagań bez rynsztunku państwowego, bez zorganizowanej władzy
i woli zbiorowej"21o. "Przez 200 lat władzę naczelną sprawował niezdolny do
obrad i wytężonej dyskusji tłu.m, tłum sejmikowy, tłum elekcyjny." Głównym
grzechem konstytucyjnym dawn j Rzeczypospolitej było liberum veto. Szlach-
ta, podporządkowując państwo własnym klasowym interesom, prowadziła
stałą walkę z władzą królewską, "przy czym król prawie zawsze dźwigał
sprawę publiczną i rację stanu, a wolny szlachcic ściągał ją sobie pod
stopy" 211.
Potępiając "nierządne wolności", "zwyrodniały do reszty parlamentaryzm"
czy "orgie nierządu sejmowego" 212, autor daleki był od przyjęcia recepty
Bobrzyńskiego, który jedyne zbawienie dla Polski upatrywał w zaprowadze-
niu silnej władzy królewskiej. Dla absolutyzmu, dowodził, nie było w Polsce
żadnego gruntu. Trzeba było tak "wykończyć" ustrój Rzeczypospolitej, aby
panowała w niej "rządna wolność". Wymagało to stworzenia, "prawdziwego
parlamentaryzmu", a więc ograniczenia roli sejmików, usunięcia zasady
jednomyślności, zerwania z instrukcjami poselskimi itp. Opowiadając się za
"zdrowym sejmem" i "silnym rządem", z wielką uwagą śledził autor wszel-
kie poczynania reformatorskie zmierzające w tym właśnie kierunku, potę-
piał tych, którzy stali im na przeszkodzie.
Wady ustroju politycznego dały o sobie znać już w epoce "mocarstwowej",
początkowo jednak były w dużym stopniu niwelowane przez patriotyzm
szlachty. Dzięki temu, mając "najniemożliwszy ustrój", Rzeczpospolita była
przez jakiś czas zdolna do rozwoju, a nawet ekspansji na zewnątrz. Później
sytuacja uległa zmianie. Podsumowując swoje wywody na ten temat Ko-
nopczyński pisał: "Jakkolwiek bądź z tym zasobem sił intelektualnych i mo-
ralnych, jakie mieli Polacy czasów Zamoyskiego, mogliby oni iść naprzód
i wzwyż, gdyby nie ich ustrój państwowy - najtrudniejszy w świecie. Despo-
tyzm nie wymaga innych cnót prócz posłuszeństwa; polska wolność żądała
rozumu stanu, ofiarności, czujności od setek tysięcy. Tych starczyło w jednym
pokoleniu, zabraknie w następnyZh"213. polska nie mogła spełnić "nadludz-
kich zadań", jakie przed nią postawił Wiek Złoty. "Od degradaeji uratować
ją mógłby tylko albo cud władzy, narzucający się wolnym duchom, albo
jeszcze większy cud obywatelśkiego wycho ania."214
W tym kontekście chcemy zwrócić uwagę na poglądy Konopczyńskiego
dotyczące kultury politycznej oraz charakteru narodowego Polaków doby
nowożytnej. W obu sprawach zajął on stanowisko krytyczne, odbiegające
od dominujących wówczas ujęć apologetycznych.
W sprawie oceny kultury politycznej szlachty XVI w. starł się Konopczyń-
210 Tamże, t.1, s. 233.
211 Tamże, t. 2, s. 594.
212 Tamże, s. 412, 471.
213 Tamże, t.1, s. ,375.
214 Tamże.
56
ski ostro z Józef Zjeździe Naukowym im. J. Kocha-
nowskiego w czF wcu 1930 r.215 polemizując z apologetycznymi wywodami
historyka wars awskiego, Konopczyński zaprezentował opinię, iż "w urzą-
dzeniach społeczno-politycznych XVI wieku okazaliśmy niezwykły rozum
stanu, ale stanu szlacheckiego, nie narodowego"z16. Zasadnicza część wywo-
dów autora, dotycząca tej sprawy, powtórzona została później w Dziejach
Polski nowożytnej.
Stwierdzając fakt, iż kultura polityczna czasów zygmuntowskich bywa
przedmiotem "chluby historyków", Konopczyński zaznaczał, iż jest to słusz-
ne tylko w odniesieniu do zasad leżących u podstaw bytu dawnej Rzeczy-
pospolitej. "Ale jeżeli od kultury politycznej żądać przede wszystkim wa-
lorów politycznych, podobnie jak od artystycznej żądamy artystycznych,
a od gospodarczej gospodarczych, to najważniejszej rzeczy: u m i e j ę t n o ś c i
osiągania celów państwowych i r e a I i z o w a n i a ideałów nawet pokolenie
Zamoyskiego nie posiadało. Mówimy o celach państwowych, a nie o oso-
bistych i nie klasowych; o rozumie stanu, ale nie stanu szlacheckiego, bo
pod tym względem dawna szlachta jako strażniczka swoich interesów pobiła
wszystkie rekordy. Kulturę polityczną znamionuje rozum państwowotwórczy,
co przewiduje daleko i steruje celowo. My mieliśmy zwycięzców dosyć, ale
sterników, budowniczych przyszłości - mało."21,
Powrócił Konopczyński jeszcze raz do tej sprawy w Uwagach, wytykając
szlachcie "nieumiejętność przewidywania i realizowania celów politycznych,
z wyjątkiem szlachecko-klasowych"zls.
Warto chwilę zatrzymać się przy tej sprawie. Jednym z bezspornych walo-
rów syntezy Konopczyńskiego jest trzeźwa ocena zjawisk politycznych. Autor
ocenia je z państwowego punktu widzenia, konfrontuje środki z celami,
analizuje skutki. Innymi słowy, synteza ta, jak rzadko które dzieło histo-
ryczne uczy racjonalnego spojrzenia na sprawy polityczne.
Przejdźmy do drugiej sprawy. Oceniając dorobek Polski mocarstwowej,
uczynił autor znamienną uwagę: "[...] umysł polski, acz zdolny i bystry, nie
osiągnął (poza kilkoma wyjątkami) rzeczy wielkich; pozostał świetnym, obie-
cującym młodzieńcem. Zabrakło mu planowej uprawy, zachgty i tego podło-
ża siłotwórczego, jakie daje c h a r a k t e r"219. Wyjaśniając tę myśl, autor
pisał: "Słynęła nasza amoenitas morum: należeliśmy w towarzystwie do ludzi
najsympatyczniejszych. Religijność prosta a nie głęboka, rycerskość, poczucie
honoru, brak zawziętości, gościnność, towarzyskość - to były miłe cechy
natury wychowanków Złotego Wieku. Spytajmy o ich przydatność w walce
o byt, a znajdziemy niepokojące słabości. Tolerancja podszyta była biernością
i brakiem głębszej namiętności. Gościnność - słabym zmysłem kalkulacyj-
nym. Gładkość towarzyska - słabą budową osobowości. Sejmikowa unani-
mitas ścierała indywidualność, zmuszała do wyrzekania się jasnej myśli
215 por. Pamigtnik Zjazdu Naukowego im. Jana Kochanowskiego w Krakowie
8 i 9 czerwca 1930, Kraków 1931, s. 52-57; odpowiedź J. Siemieńskiego, tamże,
s. 58-59.
216 Tamże, s. 56.
217 j. Konopczyński Dzieje Polski nowożytnej, t.1, s. 372.
21s Tamże, s. 386.
219 Tamże, s. 375.
57
††††††††††††††††††††††††㜵ഌഊ
i wytrwałej wvli. Szlechetność idei pozostawała coraz częściej w pomyśleniu:
byle zabłysnąć i spodobać się samemu sobie"220.
Owe "podstawowe skłonności lub słabości" charakteru narodowego Pola-
ków dały o sobie w pełni znać w epoce upadku. Dla autora nie ulega wątpli-
wości, że coś "szwankowało [...] w samej psychice polskiej". "Sangwiniczna
natura Polaka starej daty zdobywała się łatwo na górne wzloty; szczytnością
ideałów prześcignęliśmy cały świat", ale nie potrafiliśmy ich należycie zreali-
zować. "Przez lenistwo raczej niż przez nieuczciwość tumaniono siebie wspa-
niałym gestem i pięknym frazesem, gdy na dnie duszy rozrastało się nie
kontrolowane świadomością obywatelską sobkostwo." 221
W tym kontekście, nawiązując jakby do lansowanej przez Bobrzyńskiego
teorii braku wielkich charakterów, wybitnych indywidualności, Konopczyń-
ski surowo osądza elitę polityczną dawnej Rzeczypospolitej: "Zabrakło tęgich
ludzi, wybitnych osobowości, które by wzięły na siebie całe odium nowator-
stwa, rzuciły się w tłum i rozkruszyły jego bezmyślną, ociężałą masę". Przy-
czyn tego stanu rzeczy doszukiwał się autor m.in. w systemie ustrojowym
państwa: "(...] w atmosferze sejmików, pod rządem jednomyślności, dla nie-
psucia bratniego nastroju musiała wszelka osobowość milczeć, niwelować się,
giąć się i łamać, bo inaczej zepsułby się sejmik i straciłaby na tym sprawa
publiczna. W tych tysięcznych aklamacjach, w pogoni za popularnością, wobec
niepodobieństwa przekonania tysięcy tępych głów ginęły samorodne talenty
polityczne, ogałacała się Polska z wybitnych mężów stanu"222.
Nie uważał Konopczyński charakteru narodowego za coś skończonego,
niezmiennego. Widząc w nim "czynnik decydujący" prowadzący do wew-
nętrznego upadku państwa, historyk krakowski wyraźnie zarysował drogg
odnowy. Wiodła ona przez rozumną propagandę i wychowanie obywatelskie:
"Nie pochlebiać starym przesądom, nie kłamać. Nie kryć prawdy pod korcem,
ale ją nieść na światło dzienne i rozdawać, obwoływać ją głośno, bić w dzwon
alarmowy, demaskować fałsze - to był jedyny szlak prowadzący do wyjścia
z labiryntu". Trzeba było "przeistoczyć duszę tego ogółu, sięgnąć do jego
najgłębszych, zdrowych jeszcze pierwiastków, z opasłego szlachcica wydobyć
znów człowieka, otworzyć mu oczy na to, co się dzieje w Europie i w Polsce,
ustanowić w nim samowiedzę obywatelską [...]"223.
Tą drogą poszedł najpierw Stanisław Konarski, a później Stanisław August
Poniatowski.
Poglądy Konopczyńskiego na dzieje Polski nowożytnej stanowiły swe-
go rodzaju syntezę dotychczasowych zapatrywań. Wiele zapożyczył autor
od krakowskiej szkoły historycznej, zwłaszcza od Szujskiego, od którego
przejął podstawowe elementy trzech jego wielkich teorii historiozoficznych:
"błędnej formy", "młodszości cywilizacyjnej"224 i "przestrzeni"zzs. gez trudu
2 2 0 Tamże.
221 Tamże, t. 2, s. 597-598.
222 Tamże, s. 599.
223 Tamże, s. 600.
224 por. wypowiedź W. Konopczyńskiego w Pamigtniku Zjazdu Naukowego im.
J. Kochanowskiego, s. 54.
225 wymienionych tu teoriach Szujskiego pisali m.in.: J. Adamus O syntezach
historycznych Szujskiego, [w:] Studia historyczne ku czci Stanislawa Kutrzeby,
t. 2, Kraków 1938, s.1-27; tenże Monarchizm i republikanizm w syntezie dziejów Polski,
58
też znaleź
można w jego wywodach - jak ju wspomnieliśmy - echa
rozważań Bobrzyńskiego na temat braku "chara;terów". Zapożyczenia te
nie miały jednak charakteru mechanicznego; aut r Dziejów Polski nowo-
żytnej brał z syntez szkoły krakowskiej tylko to, co było zgodne z jego
własną koncepcją historiozoficzną. Kierując się tą zasadą, odrzucił m.in.
teorię Szujskiego o anarchicznym charakterze Polaków jako jednej z głów-
nych przyczyn upadku politycznego Polski w końcu XVIII w. Krytykował
wprawdzie nasz charakter narodowy, ale za zupełnie coś innego, za brak
silnych przekonań, lenistwo i niedbalstwo. Przejmując zaś taką czy inną
teorię Szujskiego czy Bobrzyńskiego, interpretował ją po swojemu, w duchu
własnej koncepcji syntetycznej. Przykładem może tu być wspomniana wyżej
teoria Bobrzyńskiego o braku "wielkich charakterów" jako głównej przy-
czynie upadku Polski. Konopczyński daleki był od przekonania, że jeden
wybitny władca czy mąż stanu mógł uratować państwo przed katastrofą;
stać się to mogło, jego zdaniem, jedynie za sprawą całej ówczesnej elity
politycznej. Innymi słowy, zabrakło nie tyle wybitnej jednostki, ile wielu
"tęgich ludzi, wybitnych osobowości".
Przejmując od szkoły krakowskiej niektóre ustalenia i poglądy, Konop-
czyński pełną garścią czerpał jednocześnie z bogatego dorobku szkoły war-
szawskiej. W analizie zagadnień prawno-ustrojowych wzorował się na pra-
cach Aleksandra Rembowskiego, od którego przejął nie tylko szereg kon-
kretnych stwierdzeń i ocen, ale także porównawczy punkt widzenia na urzą-
dzenia ustrojowe dawnej Rzeczypospolitej. Jeszcze więcej zawdzięczał Ko-
nopczyński Korzonowi. Ocena czasów stanisławowskich, jaką dał w Dziejach
Polski nowożytnej, zbieżna jest z poglądami Korzona zaprezentowanymi
w jego monumentalnych Wewngtrznych dziejach Polski za Stanislawa Augu-
sta (1882-1886). Konopczyński w swych wywodach szedł nawet czasami
dalej niż Korzon. Zwiastuny odrodzenia dostrzegał już w czasach Augusta III,
stanowiących, jego zdaniem, "epokę twórczą". Silniej też niż Korzon akcen-
tował reformy sejmu konwokacyjnego oraz przemiany wewnętrzne, jakie
dokonały się w Rzeczypospolitej w pierwszych latach panowania Stanisława
Augusta Poniatowskiego. Oceniając sytuację, jaka zaistniała przed pierwszym
rozbiorem, Konopczyński stwierdził: "Nierząd umożliwił katastrofę, ale ra-
bunek przyśpieszono właśnie dlatego, ponieważ Polska zapragnęła życia rząd-
nego i niepodległego"226. Analizując "czynniki postępu" dokonującego się
w Polsce po 1772 r., pisał: "Błędem byłoby mniemanie, że owe ziarna siał
jeden człowiek lub jeden obóz. Gdy cały świat, rzucony z posad przez myśl
krytyczną, gorączkowo chwytał nowości [...], nie było w Rzeczypospolitej
takiej rodowej firmy, która by w ciągu kilkunastu lat pokoju po pierwszym
rozbiorze [...] nie zrobiła czegoś na swój sposób dla krajowego postępu"22 .
Opisał autor ten postęp wcale szczegółowo, zwracając m.in. uwagg na
odrodzenie ustroju politycznego, skarbu i wojska, wytwórczości krajowej
(rolnictwa, przemysłu, handlu), stosunków społecznych, oświaty, nauki, lite-
Łódź 1961, s. 77 i nn.,123 i nn.; J. Maternicki JózefSzujski wobec tzw. ideijagiellohskiej,
[w:] Historia XIX i XX wieku. Studia i szkice. Prace ofiarowane Henrykowi Jablońskiemu
w siedemdziesiątą rocznicg urodzin, Wrocław 1979, s. 41-55.
226 W. Konopczyński Dzieje Polski nowożytnej, t. 2, s. 633.
227 Tamże, s. 650-651.
59
††††††††††††††††††††††††㤵ഌഊ
ratury i sztuki. Konopczyński przedstawił te wszystkie reformy w duchu
Korzonowskiego optymizmu, wyolbrzymiając nieco ich rzeczywisty zasięg
i znaczenie.
Dążenie Polaków do naprawy swego życia państwowego i społecznego
spowodowało drugi rozbiór Polski. Pozostał z Polski "tylko krwawiący
tułów z głową i sercem, całkiem do życia niezdolny. To miał być naprawdę
finis Poloniae, wyrok śmierci na naród, który po wiekach lekkomyślności, po
paru pokoleniach szaleństwa nie tylko zaczynał być mądrym, ale i śmiał
rozpalać w Warszawie drugi Paryż, rewolucyjny, groźny dla wszystkich wo-
koło despotów"22s. Analizując zaś przyczyny trzeciego rozbioru Polski Ko-
nopczyński napisał: "Nie oszczędziliśmy w tej książce ani jednej słabej strony
życia staropolskiego, obnażyliśmy wszystko, co wiodło do klęski, nawzajem
podnosząc wszystkie ważniejsze przejawy odrodzenia. Polacy, celowo zatru-
wani jak żaden inny naród europejski, dźwignęli się własnym rozumem i szli
do ocalenia może nie dość szybko, krokiem nie dość pewnym i wyliczonym,
ale niezachwianym. Jeszcze jedno pokolenie, a nikt by nie poznał wnuków
epoki saskiej " 229.
Omawiając genezę poglądów Konopczyńskiego na przyczyny upadku Polski
nie sposób pominąć zapatrywań Askenazego. Nie aprobował wprawdzie Ko-
nopczyński jego tendencji do rozgrzeszania dawnej Rzeczypospolitej z win
i wad, przyjmował jednak, i to w całej niemal rozciągłości, pogląd Askena-
zego na "międzynarodową anarchię" jako główną przyczynę rozbiorów. Roz-
biory Polski "zdziałała [...] anarchia międzynarodowa Hohenzollernów, got-
torpskich Romanowów i lotaryńskich Habsburgów"230. Stało się to w wa-
runkach bardzo niepomyślnego dla Polski układu stosunków międzynarodo-
wych. "Despoci Wschodu znaleźli w zniszczeniu Polski cel wspólny, który
ich połączy na dziesiątki lat; ludy Zachodu, Anglicy i Francuzi, zwalczały
się nawzajem: w takim otoczeniu Polska, choćby rozwinęła dwakroć większą
siłę niż ta, którą stworzyli powstańcy kościuszkowscy, musiała ulec." 231 Ale
- dodawał zaraz - "w samej śmierci poczęło się [...] nowe życie". Upadło
państwo, ale naród nie zginął, żył i trwał nadal, walcząc o "formę państwową".
Zarysowaliśmy wyżej główne wątki myśli syntetycznej Konopczyńskiego.
Ze spraw bardziej szczegółowych, ale ważnych, uwzględnimy jeszcze poglą-
dy autora na rolę Kościoła w dziejach Polski oraz stosunki polsko-niemieckie
i polsko-rosyjskie.
Zgodnie ze swym zasadniczym stanowiskiem Konopczyński patrzył na
kulturę jako na "oręż" służący Rzeczypospolitej w walce "o byt państwowy
pośród narodów Europy"232. Z tego samego punktu widzenia oceniał też
działalność Kościoła w Polsce. Podkreślając rolę uczuć religijnych w życiu
Polaków, wskazując na silne zespolenie katolicyzmu z polskością, nie był
bezkrytycznym apologetą Kuru Rzymskiej i Kościoła polskiego. Oto kilka
przykładów. Przedstawiając trudną sytuację Rzeczypospolitej w przededniu
zzs Tamże, s. 680.
229 Tamże, s. 689.
230 Tamże, s. 690.
23 I Tamże.
Z32 pod tym kątem widzenia oceniał autor kulturę Złotego Wieku. Por. Tamże,
t.1, s. 363.
60
tzw. drugiej wojny moskiewskiej (1512-1522), autor zaznaczał: "Kuria Rzym-
ska wobec gróźb wiszących od Wschodu nad Polską, a więc i nad katolicyzmem,
okazała chwiejność bezprzykładną. Pięć breve słał Leon X w sprawie pruskiej,
a każde następne zadawało kłam poprzednim [...]". W okresie wojny z Pru-
sami w latach 1519-1521: "Najszkodliwsze stanowisko dla Polski zajął papież
Hadrian VI [...]". Za Jana III: "Kuria nie skąpiła gotówki, ale dyplomatycz-
nie szkodziła Polsce na Wschodzie i Zachodzie"z33. Charakterystycznajest też
opinia Konopczyńskiego na temat idei przedmurza chrześcijańskiego, która
"głoszona z Rzymu, zaczęła się przyjmować na dobre dopiero po Cecorze,
a zatryumfuje dopiero w dobie Kahlenbergu"z34. Z drugiej jednak strony
autor zaznaczał: "Duchowieństwo, a za nim cała społeczność katolicka zro-
zumiały, że z Rzymu snuje się te nici, które wiążą wszystkich katolików
Rzeczypospolitej [...] " 235,
Uznając katolicyzm za ostoję jedności duchowej Polaków, Konopczyński
z rezerwą odnosił się do ruchu reformacyjnego. Oto typowa dla poglądów
autora ocena zgody sandomierskiej 1570 r.: "Taka zgoda, choć podziwiana
w Europie, oznaczała dalszą niezgodę w Polsce, bo oddalała uznanie katoli-
cyzmujako łącznika moralnego dla ogółu Polaków"z36. O zgodnym współży-
ciu "owieczek różnych wyznań" nie mogło być mowy, zaś wojny wewnętrzne
prowadzone na tle religijnym mogłyby doprowadzić do osłabienia Polski.
"Guzów był zwycięstwem katolicyzmu i jedności narodowej." "Katolicyzm
zwyciężał, bo lepiej odpowiadał psychice polskiej, bo był jednolity i karny,
i świecił zagranicy przykładem wewnętrznego odrodzenia."z37
Zaznaczyć tu jednak należy, że potrafił również autor oddać sprawiedli-
wość wyznawcom innych wyznań. Szczególnie ciepło pisał o Braciach Polskich
zaznaczając, że "obok doktryn zabójczych dla państwa, kiełkowały w gmi-
nach ariańskich idee sprawiedliwości społecznej, nieraz poparte czynami, kie-
dy tymczasem uczniowie - współwyznawcy Skargi puszczali mimo uszu jego
wołanie o litość nad ubogim oraczem"238.
Bardzo surowo osądzał Konopczyński szkolnictwo jezuickie. Kolegia je-
zuickie działały "bez twórczego ognia, szablonowo, bez poczucia odpowie-
dzialności za losy kraju [...]. Kształciły wyznawców, niekiedy bojowników
Kościoła, nie kształciły obywateli". A oto inna opinia na ten temat: "[...]
wszystko zmierzało do dalszego rozwielmożnienia katolicyzmu kosztem innych
wyznań i do wywyższenia sfer klerykalnych w obrębie samej społeczności
katolickiej. Wychowanie jezuickie serc nie uszlachetniało, umysłów nie roz-
wijało, obywatelstwa nie kształciło". Żarliwość wyznaniowa, "zamiast stano-
wić szczebel do głębszego ujęcia spraw narodowych, zagrożonych ze strony
schizmatyckiej Moskwy i protestanckich Prus, wylała się na sejmie niemym
[...] w sposób szkodliwy: zakazano dysydentom odbudowy starych zborów,
nakazano zburzenie nowych [...]". Potępiał też autor nietolerancyjne uchwa-
ły podjęte na sejmie konwokacyjnym zwołanym po śmierci Augusta II, za
233
Tamże, s. 84, 93; t. 2, s. 423.
z34 Tamże, t.1, s. 365.
235 Tamże, s. 334.
236 Tamże, s.165.
237 Tamże, s. 234.
238 Tamże, s. 365.
61
††††††††††††††††††††††††ㄶഌഊ
które, jak zaznaczał, "z czasem Rzeczpospolita drogo zapłaci"239. Z wielkim
uznaniem natomiast wypowiadał się o roli duchowieństwa w ozdrowieńczym,
jego zdaniem, ruchu barskim, a zwłaszcza w procesie odnowy duchowej na-
rodu po 1772 r. W pierwszym przypadku kładł nacisk na silne zespolenie
obrony katolicyzmu z pragnieniem wywalczenia pełnej niepodległości, w dru-
gim - na wielki wkład byłych jezuitów w rozwój polskiej oświaty i życia
umysłowego kraju.
Przejdźmy do drugiej sprawy. Poglądy Konopczyńskiego na stosunki pol-
sko-niemieckie i polsko-rosyjskie pozostawały w bliskim związku z ideologią
i programem terytorialnym obozu narodowo-demokratycznego. W wydanym
w 1929 r. zbiorze szkiców historyczno-politycznych Konopczyńskiego znajdu-
jemy bardzo znamienne dla autora stwierdzenie: "Pierwszy Dmowski z pogłę-
bionych wiedzą historyczną rozmyślań wydobył i podniósł w r. 1908 tę
nieprzedawnioną prawdę, zarazem dziejową i polityczną, że nie rosyjski kolos
na glinianych nogach, lecz opancerzone Niemcy są najważniejszym dziedzicz-
nym wrogiem narodu polskiego, z którym walka na śmierć i życie, w jednym
obozie ze wszystkimi jego przeciwnikami, jest i na dziś dyrektywą niezmien-
ną"z4o. Hołdując temu punktowi widzenia, całą niemal politykę zagraniczną
Rzeczypospolitej oceniał w zależności od tego, czy i w jakim stopniu przeciw-
działała ona zagrożeniu niemieckiemu. Tak było do lat dwudziestych XX w.
i później, po 1939 r. Pewna zmiana w tych poglądach zaznaczyła się w latach
trzydziestych, kiedy to, ulegając ówczesnym nastrojom, Konopczyński zaczął
się skłaniać ku tezie o istnieniu dwóch wrogów "dziedzicznych" Polski, tj.
Niemiec i Rosji.
Opisując politykę "zachłannych Prus", autor stwierdził m.in., że "najgor-
szym nieprzyjaćielem" Jana III Sobieskiego był Fryderyk Wilhelm. "Założy-
ciel i twórca mocarstwowej polityki Hohenzollernów wobec Polski [...] uświa-
damiał sobie wiekuiste przeciwieństwo między Berlinem a Warszawą i wy-
trwale podkopywał państwowość polską." "Głównym ogniskiem zamachów
rozbiorowych na Polskę jest od śmierci Jana Sobieskiego Berlin [...]." To
najbardziej "żarłoczny" i "zaborczy" sąsiad Polski. Po śmierci Fryderyka II
"nie zamarłyjego mordercze na zgubę Polski zapędy"241. Opinie te były w pełni
zgodne z wcześniejszymi wypowiedziami autora na ten temat242.
Wypowiedzi Konopczyńskiego dotyczące stosunków polsko-rosyjskich nie
są tak jednoznaczne, jak odnoszące się do stosunków polsko-pruskich. Wie-
my już, że bardzo krytycznie oceniał on politykę ekspansji i zadrażniania
stosunków z Rosją243. Nie zawsze jednak był tu konsekwentny, często też
w toku omawiania takiej czy innej kampanii wojennej dał się ponieść emo-
cjom i obrzucał przeciwników Rzeczypospolitej niezbyt wybrednymi epite-
tami. Jednostronność spojrzenia Konopczyńskiego zaznacza się m.in. w oma-
v ianiu wojen Stefana Batorego. Oto parę charakterystycznych dla autora
239 Tamże, t. 2, s. 503, 536, 548.
240 W. Konopczyński Stronnictwa nasze wobec historu, [w:] tegoż Umarli mówią,
s. 50. Cytowany szkic ukazał się po raz pierwszy w 1923 r. na łamach "Przeglądu
Wszechpolskiego".
241 W. Konopczyński Dzieje Polski nowożytnej, t. 2, s. 474, 523, 631, 660.
242 por. s.16.
243 por. s. I5.
62
sformu
owań: "Najazd Iwana na Inflanty w r. 1577 odbył się wśród takich
orgii barbarzyństwa i okrucieństwa, że zaćmił wszystkie srogości Turków
i samego nawet Iwana". W tej sytuacji Batory "wyrastał na obrońcę cywili-
zacji i ludzkości". Ze swoim wojskiem wkraczał on na ziemię połocką jako
"zbawca i wyzwoliciel". "Niszczono pilnie środki materialne wroga, ale nie
pastwiono się nad ludem, była to bowiem wojna szlachetna z barbarzyństwem
[...]."244 podobnych sformułowań można by przytoczyć więcej. Nacjonali-
styczne akcenty, których nie brak w Dziejach Polski nowożytnej, znajdowały
też swój wyraz m.in. w podkreślaniu różnic kulturalnych między Polską i Rosją.
Konopczyński dostrzegł także okrucieństwa wojsk polskich, ale pisał o nich
mniej i raczej niechętnie. W "dymitriadzie" widział słusznie "wykolejenie"
polityki polskiej. Wyprawę królewicza Władysława na Moskwę nazwał ekspe-
rymentem "mglistych bezdroży"245. Komentując zaś wcześniejsze dążenia
do opanowania Rosji, uczynił znamienną uwagę: "Zastanawia, że nikt z na-
szych historyków Kłuszyna nie zwrócił uwagi na społeczną stronę układów
Zygmunta III i Żółkiewskiego, pisanych na skórże rosyjskiego chłopa"246,
Potrafił więc autor zdobyć się także i w tych sprawach na sąd zdradzający
szerokość spojrzenia historycznego. Bardzo charakterystyczna jest też z tego
punktu widzenia jego opinia na temat polityki polskiej po pierwszym roz-
biorze kraju. Rozdział poświęcony tej kwestii (Spokojne lata pod protekto-
ratem Rosji (1775-1788)) zaczyna się od takiej oto refleksji ogólnej: "Rosja
w dobie pierwszego rozbioru spełniła wobec Polski, nie po raz pierwszy
ani ostatni, rolę kata; jej pułki nie tylko przygotowały >>wossojedinienje<<
Białorusi, ale też utorowały drogę na Pomorze Prusakom, do Małopolski-
- Austriakom. Nic dziwnego, że odtąd s e r c e p o I s k i e u w r a ż 1 i w i a ł o
się na szereg pokoleń jednostronnie: znienawidzono Moskali
znacznie głębiej niż zaborców niemieckich. A jednak bezpośrednio po roz-
biorze orientacja rosyjska zapanowała w polityce War-
szawy mocniej niż po 1733 i 1764 r. i było to w zgodzie z inte-
resem państwowym Rzeczypospolitej"24 . Mimo pewnego ne-
gatywnego nastawienia emocjonalnego do Rosji, wywołanego nie tylko jej
udziałem w rozbiorze Polski, ale także krwawym stłumieniem konfederacji
barskiej, potrafił Konopczyński trzeźwo ocenić zaistniałą sytuację polityczną,
jak również wartość współdziałania polsko-rosyjskiego. Także i w tej spra-
wie zadecydował wzgląd na polską rację stanu, interes państwa i narodu,
który stanowił dla autora zasadnicze kryterium oceny faktów historycznych.
Synteza Konopczyńskiego spotkała się, rzecz jasna, z dużym zaintereso-
waniem historyków, zwłaszcza badaczy dziejów nowożytnych, którzy najle-
piej mogli ocenić jej zalety i wady. Na temat dzieła historyka krakowskiego
wypowiedzieli się m.in. tak kompetentni badacze, jak Adam Skałkowski,
Kazimierz Chodynicki, Władysław Czapliński, Kazimierz Lepszy czy Władysław
Bogatyński. Zabrali głos m.in. o. Jacek Woroniecki i Józef M. Święcicki;
nie zabrakło również recenzji publicystycznych, zamieszczonych w takich
czasopismach,jak "Głos Narodu" czy "Myśl Narodowa". Trudno byłobyjednak
Z44 j. Konopczyński Dzieje Polski nowożytnej, t.1, s.184.
245 Tamże, s. 249-251.
246 Z'amże, s. 383.
247 'amże, t. 2, s. 642-643. [Podkreślenia J. M.]
63
††††††††††††††††††††††††㌶ഌഊ
powiedzieć, że książka Konopczyńskiego wywołała tak jak niegdyś syntezy
Szujskiego i Bobrzyńskiego jakąś głębszą i poważniejszą dyskusję. Wybuch
wojny spowodował, iż zabrakło czasu na gruntowne przemyślenie założeń
historiogra icznych autora, a także jego koncepcji dziejów Polski. Większość
recenzji ograniczyła się do prezentacji samego dzieła i wypowiedzenia bardzo
pochwalnych o nim opinu.
Uczeń Askenazego, skłonny zawsze do krytyki Adam Skałkowski, pisał
o Dziejach Polski nowożytnej w samych niemal superlatywach. Podnosił "urok
szerokich widnokręgów", dokładną znajomość tematu, a także wielki tempe-
rament pisarski autora. "Przedstawienie jest plastyczne, charakterystyki wy-
raziste. Można się nie godzić z autorem, ale bądź co bądź pobudza do
zastanowienia się, co jest zaletą kapitalną, gdy się wie, że słów nie rzuca na wiatr,
że poprzedziły je badania sumienne, że ma głębokie poczucie odpowiedzial-
ności." z4s Wytykał wprawdzie recenzent autorowi drobne nieścisłości, podnosił
też niektóre kwestie sporne, ale w sumie ocenił jego dzieło wysoko.
Uczeń Konopczyńskiego, Władysław Czapliński, nazwał Dzieje Polski no-
wożytnej "dziełem monumentalnym", podnosząc takie jego zalety, jak jedr o-
litość ujęcia, "daleko posuniętą gwarancję ścisłości", "głębokie zrozumie-
nie [...] roli i wartości katolicyzmu" (recenzja publikowana była w "Prze-
glądzie Powszechnym") oraz "umiar i spokój" w ocenach władców i wybitnych
postaci historycznych. Dotykając pewnych kwestii szczegółowych recenzent
widział potrzebę mocniejszego podkreślenia destrukcyjnej roli magnateru,
a także poszerzenia charakterystyki Stanisława Leszczyńskiego. "W sumie na-
leży stwierdzić - pisał Czapliński - że dzieje Polski nowożytnej doczekały
się pierwszorzędnego opracowania [...]."z49
W podobnym tonie utrzymana była recenzja Jacka Woronieckiego, który
ze szczególnym uznaniem wypowiadał się o wywodach Konopczyńskiego do-
tyczących roli dziejowej Kościoła w Polsce. Podkreślał też obiektywizm auto-
ra, którego sąd, jak pisał, "cechuje głęboki umiar między idealizowaniem
naszych dziejów i tuszowaniem ich ciemnych stron z jednej strony, a przed-
stawianiem ich w zbyt ciemnych barwach z drugiej"z50
Podobnie interpretował Dzieje Polski nowożytnej Władysław Bogatyński:
"Pogląd prof. Konopczyńskiego oscyluje między pesymizmem a optymizmem
[...]" - stwierdzałz5l. W tej "świetnej syntezie", przynoszącej "rewizję dzie-
jów politycznych, ustrojowych, społecznych, religijnych, gospodarczych, kul-
turalnych" Polski nowożytnej, dostrzegał Bogatyński jeden tylko mankament,
a mianowicie brak przejrzystości, zwłaszcza "w perspektywicznych ujęciach
epok". "Dzieło prof. Konopczyńskiego - pisał recenzent >>Przeglądu Współ-
czesnego<< - pełne głębokich rozważań, bystrych obserwacji, trafnych i na
ogół obiektywnych sądów [...] stanowi poważną pozycję w historiogra ii
naszej i w bogatym dorobku naukowym autora."zsz
Inne recenzje miały podobny charakter.
248 Rec. A. Skałkowskiego, "Nowa Książka", R. 4:1937, s. 324.
249 Rec. W. Czaplińskiego, "Przegląd Powszechny", t. 213 1937 s. 97.
250 Rec. o. J. Woronieckiego, "Ateneum Kapłańskie", R. 23:1937, t. 23, s. 414.
251 W, Bogatyński Dwie nowe syntezy i rewizje dziejów Polski, "Przegląd Współ-
czesny", R.16:1937, t. 61, s.125.
252 Tamże.
64
Na poważniejszą dyskusję z autorem zdobył się jednak Kazimierz Chody-
nicki, który poświęcił syntezie Konopczyńskiego obszerny artykuł. Recenzent
zaznaczał, że nikt bardziej od autora nie był powołany do przedstawiania ca-
łości dziejów Polski nowożytnej, podnosił też "niepospolitą erudycję" i "bez-
stronność sądu" Konopczyńskiego, "systematyczny układ c?zieła" i "harmonijne
ujęcie poszczególnych zagadnień i epok". Z dużym uznaniei wypowiadał się
również o konstrukcji i stylu pracy. "Pod względem formy - pisał - dzieło
prof. Konopczyńskiego posiada wysokie walory. Układ pracy jest przejrzysty,
systematyczny i harmonijny. Autor opanował swoją niepospolitą erudycjg,
wystrzegał sig przeciążenia zbytecznymi szczegółami, unikał dygresji. Budowa
całości i poszczególnych części zwarta. Styl oryginalny. Niezwykła zwięzłość,
żywość opowiadania, trafny dobór słów, oryginalność konstrukcji zdania
łączy z się plastyką obrazu i siłą ekspresji."253 Chodynicki bronił też Konop-
czyńskiego przed zarzutem pesymizmu twierdząc, iż pogląd autora na dzieje
Polski jest wprawdzie surowy, ale sprawiedliwy. Recenzent dopatrzył się
"zasadniczej różnicy" między nim a Szujskim i Bobrzyńskim. "Nie pesymizm i nie
przygnębienie występuje w książce prof. K.[onopczyńskiego], ale wiara w ży-
wotność narodu" - stwierdzałz54
Do spraw dyskusyjnych zaliczył Chodynicki przyjętą przez Konopczyńskiego
periodyzację, a także jego pogląd na tzw. ideę jagiellońską i kulturę polityczną
szlachty polskiej w XVI w.
Wypowiadając się w pierwszej sprawie, recenzent wskazywał na pewne
niekonsekwencje w wywodach syntetycznych autora wynikające, jego zda-
niem, z przyjęcia jako cezury wewnętrznej, oddzielającej dwie wielkie epoki
naszych dziejów nowożytnych, roku 1648. Chodynicki proponował "przepro-
wadzenie granicy mniej więcej między r. 1572 a 1609", wyraźnie preferując
pierwszą z tych dat. "Zależnie bowiem od podziału otrzymuje się inny roz-
kład świateł i cieni. Inaczej zupełnie wygląda 66 lat epoki jagiellońskiej,
gdy się je rozpatruje jako odrębną całość, inaczej gdy te 66 lat włączy się
do owych 142 lat >>Polski mocarstwowej<<."255
Chodynicki zgłaszał też pewne zastrzeżenia do używanego przez Konop-
czyńskiego (i innych historyków, m.in. O. Haleckiego i W. Kamienieckiego)
pojęcia "idea jagiellońska". Zdaniem recenzenta pojgcie to, jako "mgliste
i nieuchwytne", prowadzące do ciągłych nieporozumień, powinno być usu-
nięte z prac historycznych. Chodynicki miał też pewne wątpliwości, czy
słuszne jest nazywanie tzw. idei jagiellońskiej "ideą polską". Nie można
z całą pewnością orzec - argumentował - jakie składniki tzw. idei ja-
giellońskiej były pomysłem króla, jakie zaś wytworem polskiego otoczenia.
Nie bardzo też podobało się recenzentowi niejasne i prowadzące do róż-
nych nieporozumień pojgcie "kultura polityczna". Z dalszych jednak jego
wywodów wynika, iż istota sporu leżała nie tyle w terminologii, ile w nieco
253 K. Chodynicki Dzieje Polski nowożytnej, "Kwartalnik Historyczny", R. 53:
1939, nr 2, s. 265.
254 Ta że. Zarzut nadmiernego pesymizmu postawił Konopczyńskiemu J. M. Świę-
cicki, który twierdził, niezbyt zresztą zasadnie, że autor Dziejów Polski nowożytnej
prześcignął w pesymizmie samego Bobrzyńskiego. Do tego poglądu skłaniał się
także po latach W. Czapliński w pracy Wladyslaw Konopczyński jako historyk
XVI i XVII w., s. 67-68.
zss K. Chodynicki Dzieje Polski nowożytnej, s. 251.
3 - Dzieje Polski nowożytnej - tom I
odmiennym spojrzeniu obu autorów na obyczaje i życie polityczne szlachty
w XVI w. Konopczyński oceniał je raczej surowo, recenzent - z większym
jakby wyrozumieniem.
Chodynicki podniósł też w swojej recenzji szereg kwestii szczegółowych,
związanych głównie z dziejami Wielkiego Księstwa Litewskiego. Wytykał
Konopczyńskiemu różne drobne niedokładności w przedstawianiu spraw Koś-
cioła wschodniego, niedostateczne, jego zdaniem, podkreślenie wpływów pol-
skich na Litwie oraz przypisanie królom zbyt szerokich kompetencji w za-
kresie polityki zagranicznej.
Ogólny sąd recenzenta o dziele historyka krakowskiego wypadł jednak
bardzo korzystnie. Wedle Chodynickiego Konopczyński "dał jednolitą całość
o konsekwentnym poglądzie na dzieje narodu". Opracował szczegółowiej
aniżeli w dziełach zbiorowych wewnętrzne dzieje Polski i spoił je mocno
ze sprawami politycznymi, wykazując ich wzajemną zależność. Jego książka
"jest na wskroś oryginalnym i niezmiernie wartościowym dziełem w naszym
dorobku naukowym".
Podziwiać trzeba, że "autor ogarnął tak wielki okres dziejów i w każdej
kwestii zdobył się na własne zdanie". Dzieło jego - kończył swoje wywody
Chodynicki - "nie tylko odtwarza stan dzisiejszy nauki, ale stanie się pobudką
dla historyków do dalsżych samodzielnych prac"256,
Książka Konopczyńskiego poczynając od r. akad.1936/37 służyła młodzieży
studenckiej jako podręcznik. Taką też funkcję spełniała w okresie okupacji
(na tajnych studiach historycznych), jak również później, w pierwszych latach
Polski Ludowej. Usunięta z list lektur studenckich w okresie błędów i wy-
paczeń, z tryumfem powróciła na nie już po śmierci autora w 1956 r. W latach
pięćdziesiątych ukazało się jej drugie wydanie, niestety nie w Warszawie
czy w Krakowie, ale w Londynie25 . W kraju dzieło było i jest praktycznie
dostępne jedynie w dużych bibliotekach; skromny nakład pierwszego wydania
został ostatecznie wyczerpany w okresie okupacji; niewiele zresztą egzempla-
rzy syntezy dotarło do bibliotek domowych, a jeszcze mniej przetrwało ka-
taklizm wojenny. Synteza Konopczyńskiego jest więc dziś praktycznie nie zna-
na szerszym kręgom czytelników. Jest to niewątpliwie z wyraźną szkodą dla
kultury historycznej (a może także i politycznej) naszego społeczeństwa.
Konopczyński należy do tych nielicznych uczonych, których dokonania
badawcze zyskują na znaczeniu w miarę upływu czasu. W większości przy-
padków dzieła historyka szybko się starzeją, a bywa i tak, że popadają
w zapomnienie. Z Konopczyńskim jest inaczej, jego dorobek twórczy roz-
patrywany jako całość jest wciąż żywy i aktualny, nadal wartościowy, po-
budzający do dalszych poszukiwań i refleksji. Opinie współczesnych histo-
ryków zajmujących się podobną problematyką, co niegdyś Konopczyński, peł-
ne są najwyższego uznania dla autora Dziejów Polski nowożytnej. E. Ros-
tworowski widzi w nim "największego chyba polskiego historyka swego
pokolenia" 25 e. W innej pracy tenże sam badacz stwierdza, że zawdzięcza-
my Konopczyńskiemu "niemal wszystko, co wiemy o [...] zawichrzonych
256 Tamże, s. 265-266.
257 por. W. Konopczyński Dzieje Polski nowożytnej, t. I-2, Londyn 1958-1959,
s. XIII, 437 i VIII, 418.
258 E, Rostworowski Historyk Rzeczypospolitej, s. 87.
66
latach 1752-1763 i 1768-1775"259. Zdaniem Czaplińskiego rozdziały Dziejów
Polski nowożytnej poświęcone XVI i XVII stuleciu "długo jeszcze będą pod-
stawowym źródłem informacji, punktem wyjścia dla różnego rodzaju szcze-
gółowych badań"260. Jeszcze wyżej ocenia wkład Konopczyńskiego do badań
historycznych, tym razem nad epoką saską, Józef Gierowski: "Jako historyk
czasów saskich pozostaje więc Konopczyński stale niedościgniony, zadziwiający
szerokością poruszanej problematyki, zakresem zbadanych źródeł. Jeżeli nawet
szczegóły jego ustaleń czy niektóre założenia doczekają się z czasem uściśleń czy
rewizji, pozostanie on zawsze tym uczonym, który silniej niż poprzednicy
podkreślił przełomowy charakter tej doby i jej wewnętrzne napięcia" 261. Wkład
Konopczyńskiego do badań nad epoką stanisławowską ocenił Jerzy Michalski.
Wysuwając na plan pierwszy "ustalenie ogromnej ilości faktów", a także
"spojrzenie na czasy stanisławowskie jako na kontynuację zjawisk (zwłaszcza
w zakresie spraw ustrojowych) mających długą nieraz genealogię", Michalski
pisał: "Prace Konopczyńskiego, oparte na wyjątkowo rozległych kwerendach,
wprowadziły do naukowego obiegu liczne źródła mało lub wcale dawniej nie
wykorzystane. Imponujący dorobek Konopczyńskiego - wynik jego niezwykłej
pasji i rzetelności naukowej - ilościowo nie miał chyba sobie równego
w historiografii czasów stanisławowskich, jakościowo nie ustępował osiągnię-
ciom najwybitniejszych badaczy: Waleriana Kalinki i Wacława Tokarza"262.
Poczesne miejsce zajmuje również Konopczyński w dziejach polskiej myśli
syntetycznej. Dzieje Polski nowożytnej nie są może tak błyskotliwe ani tak
przejrzyste i konsekwentne, jak Dzieje Polski w zarysie Bobrzyńskiego, ale
posiadają tę wielką zaletę, niezwykle rzadką w przypadku dzieł syntetycznych, iż
w sposób harmonijny łączą dwa niełatwe do pogodzenia pierwiastki: głęboką
refleksję i solidną erudycję. Praca Konopczyńskiego nie wolna jest od wad.
Zarzucić autorowi można wiele: nadmierne skoncentrowanie uwagi na sprawach
politycznych, zbytnie psychologizowanie, nazbyt sarkastyczny ton wypowiedzi,
skłonność do przesady czy to w krytyce, czy w pochwałach. Nietrudno też
doszukać się w niektórych wywodach i ocenach Konopczyńskiego pewnych
akcentów nacjonalistycznych. Synteza powstała w określonym czasie, nosi więc
piętno atmosfery intelektualnej, a po części i politycznej, swojej epoki. Tak jest
z każdym ambitnym dziełem historycznym; syntezy historyczne są nie tylko
"
odzwierciedleniem" przeszłości, ale także świadectwem swoich czasów, wyra-
zem niepokojów, tęsknot i nadziei właściwych epoce, w której powstały. Wielkie
syntezy, a z taką właśnie mamy tutaj do czynienia, podejmują również problemy
o znaczeniu uniwersalnym, dotyczące tak istotnych spraw, jak zagadnienie
wolności i władzy, kultury politycznej narodu, jego prawidłowej struktury
społecznej, podstaw terytorialnych, a także orientacji zewnętrznej (miejsca
w Europie). Rozważania Konopczyńskiego dotyczące tych spraw, poświęcone
podstawowym problemom naszego życia narodowego i państwowego, pobudzić
mogą i powinny współczesnego czytelnika do głębszej, poważnej refleksji nie
tylko nad naszym w c z o r aj, ale także d z i s i aj i j u t r o.
Jerzy Maternicki
259 E. Rostworowski Wladysław Konopczyńskijako historyk, s. 223.
260 ) . Czapliński Wladyslaw Konopczyński jako historyk XUI i XTiIl w., s. 70.
261 J. A. Gierowski Wladyslaw Konopczyrźski jako badacz czasów saskich, s. 74.
262 J. Michalski Wladyslaw Konopczyrźskijako badacz czasów stanislawowskich, s. 79.
Nota edytorska
Edycja niniejsza oparta jest na wydaniu z 1936 r. Poprawione zostały w niej
oczywiste błędy literowe, zmodernizowano pisownię i interpunkcję. Do brzmie-
nia nazwisk i nazw miejscowości podanych przez Konopczyńskiego dodano
w nawiasach nazwiska i nazwy częściej dziś stosowane. Jeśli występują one
większą ilość razy, w nastgpnych wypadkach podano tylko brzmienie stosowane
obecnie. Konsekwentnie poprawiono w tekście, wbrew uzasadnieniom autora
(patrz t. 1, s. 171, wyd. 1), pisownię nazwiska Waza, nie przyjęła się bowiem
w Polsce propozycja Konopczyńskiego, by pisać "Wasa". Przy pierwszym
występowaniu w tekście nazwiska, z reguły podawanego bez imienia, wydawcy
starali się dodać w nawiasie kwadratowym - imię najczęściej stosowane dla
określenia danej osoby. Tylko dla określenia osób występujących równocześnie
i mających takie samo pierwsze imię dodano także i następne np. Jan Herburt
i Jan Szczęsny Herburt. Dodając imiona obcokrajowców starano się stosować do
zasady przyjętej przez Konopczyńskiego, podającjedynie ich polskie odpowied-
niki. Wyjątek stanowią imiona rosyjskie - np. Fiodor, a nie Teodor.
Ponieważ Konopczyński przy datacji faktów podaje bardzo często tylko
dzień i miesiąc, wydawcy, aby ułatwić Czytelnikowi lekturę, w przypadkach
szczególnie potrzebnych uzupełnili tekst, podając w nawiasach kwadratowych
rok.
Z uwagi na to, że dzieło Konopczyńskiego będące najrzetelniejszą i najbo-
gatszą faktograficznie syntezą okresu, stanowiło i stanowi podstawę, z której
przede wszystkim czerpano i czerpie się nadal faktografię do syntez, a nawet
monografii, zdecydowaliśmy się na skorygowanie w przypisach pomyłek, np.
większość nawet ostatnio wydawanych syntez podaje (za Konopczyńskim) jako
datę zawarcia rozejmu w Dywilinie 3 I 1619, podczas gdy w rzeczywistości
zawarty on został 11 XII 1618, a miał obowiązywać od 3 I 1619.
Pozostawiamy natomiast podawane przez autora liczby dotyczące wojsk
biorących udział w bitwach, szlachty uczestniczącej w zjazdach, itp. ze względu
na to, że i w najnowszych opracowaniach są co do nich różnice zdań, chociaż
zawierają one chyba dane bliższe rzeczywistości.
Wydawcy starali się również podawać w przypisach tłumaczenia zwrotów
obcojęzycznych, z wyjątkiem często spotykanych i z pewnością ogólnie zna-
nych, jak np. viritim, interregnuin. Nie tłumaczono również tytułów dzieł.
Nota bibliografczna
Wprowadzone zmiany dotyczą przede wszystkim częściowej modernizacji
pisowni, obejmującej komentarze i uwagi autora, interpunkcji oraz uzupełnień
w opisie bibliograficznym: dodane zostały (bez specjalnego oznaczania w tek-
ście) pierwsze litery imion, miejsca i daty wydania, niekiedy uzupełniono ty-
tuły, rozwinięto nazwy czasopism, dopisano numery roczników.
Modyfikacja pisowni objęła również obcojęzyczne tytuły i nazwiska. Uwspół-
cześniono zasady transliteracji alfabetu rosyjskiego i ukraińskiego, a także
ujednolicono pisownię tytułów i nazwisk w języku niemieckim oraz szwedz-
kim i duńskim. Tam, gdzie wymagała tego konieczność, zrezygnowano ze
stosowanego często przez Konopczyńskiego spolszczania nazw miejscowości,
piszemy więc na przykład Gedanii lub Danzig zamiast Gdańsk, Cracoviae
zamiast Kraków, Lvov, Lviv zamiast Lwów.
Dla zorientowania czytelnika we współczesnej literaturze przedmiotu od-
dzielnie zamieszczono bibliografię uzupełniającą, która obejmuje w zasadzie
tylko druki zwarte opublikowane po 1936 r., będące, naszym zdaniem,
najcenniejszymi syntezami i monografiami polskimi i obcymi, traktującymi
o dziejach Polski XVI-XVIII w. ewentualnie krajów, których losy bezpo-
średnio lub pośrednio wiązały się z historią naszego narodu. Pominięto na
ogół wznowienia pozycji wydanych po raz pierwszy przed ukazaniem sig
dzieła Konopczyńskiego, np. prace Brucknera, Łozińskiego czy Bystronia
o kulturze i obyczajach polskich albo opracowania Sobieskiego, Pawińskiego,
Smoleńskiego i in. z serii "Klasycy Historiografii". Wyjątek stanowią, jeśli
chodzi o literaturę polską, znakomite Dzieje Polski w zarysie Bobrzyńskiego,
a z literatury obcej publikacje znane przed 1936 r. tylko w oryginale, np.
cytowana przez Konopczyńskiego książka Lorda na temat drugiego rozbioru
Polski.
W zestawieniu dominują pozycje z zakresu historii politycznej, choć starano
się też uwzględnić wybrane zagadnienia społeczne, gospodarcze i kulturalne.
Jesteśmy świadomi, że ze względu na nieunikniony subiektywizm ocen
i kryteriów doboru literatury zestawienie nasze nie jest doskonałe i mogłoby
być uzupełnione niejednym jeszcze opracowaniem.
TOM I
Przedmowa
Książka niniejsza jest pomyślana jako podręcznik uniwersytecki, stąd jej
układ zewnętrzny, przystosowany do Dziejów Polski Średniowiecznej R. Gro-
deckiego, S. Zachorowskiego i J. Dąbrowskiego.ůJeżeli poza tym zaspokoi ona
choć w pewnej mierze potrzeby wykształconej warstwy czytelników, zwłaszcza
nauczycieli, polityków, publicystów, działaczy społecznych, autor będzie to
miał sobie za wielkie, dodatkowe szczęście.
Powstały te Dzieje głównie z wykładów uniwersyteckich o polskiej polityce
zagranicznej, o reformach politycznych, o stanie Polski w wieku zygmuntowskim
tudzież o różnych okresach epoki nowszej (1648-1775), którą po raz pierwszy
przedstawiłem w ramach Encyklopedii Polśkiej Akademii Umiejgtności (1923).
Dziś ówczesne opracowanie epoki upadku daję w wielorakiej przeróbce
z uzupełnieniami i poprawkami, dodając do niego nowo opracowany okres
międzyrozbiorowy ( 1775-1795).
Oprócz własnych badań autora weszły w ten wykład zdobycze archiwalne oraz
odłamki myśli całego grona pracowników i jest to rzecz zupełnie zrozumiała.
Nawet dzieło tak indywidualne jak M. Bobrzyńskiego Dzieje Polski zrodziło się
podobno w toku dyskusji, jakie autor prowadził z młodymi swymi kolegami: W.
Zakrzewskim, S. Smulką, A. Lewickim, a pewno i z Józefem Szujskim. Również
niniejsze dwa tomy należy uważać w pewnej mierze za owoc nowej szkoły
krakowskiej, w której kształceniu największy udział miał śp. Wacław Sobieski.
Nie ufając swemu znawstwu w dziedzinach i czasach odległych, radziłem się
chętnie młodszych kolegów, a niekiedy prosiłem ich o przeglądanie całych
rozdziałów; udzielili mi takiej pomocy pp.: Władysław Pociecha, Stanisław
Bodniak, Kazimierz Lepszy, Wanda Dobrowolska, Władysław Czapliński,
Kazimierz Piwarski, a z nieco starszego pokolenia - Franciszek Fuchs, Oskar
Halecki i Stanisław Kot. Jeżeli więc, zwłaszcza w działach poprzedzających r.
1632, znajdą się nowości ogólniejszego znaczenia, to zasługę ich wydobycia lub
uwydatnienia należy przypisać częstokroć kolegom moim i uczniom. Jeżeli zaś
owe fakty zostały powiązane w sposób nowy, odbiegający od poglądu tej czy
innej szkoły, to odpowiedzialność za swoiste ujęcie spada wyłącznie na autora.
Grupuję wypadki według ich wewnętrznego związku, ale nie wprowadzam
innego podziału na okresy, jak na poszczególne panowania. Można by oczy-
wiście pójść torem poprzedników, którzy podnosili znaczenie takich dat, jak
r: 1572, 1607 lub 1609, 1648 lub 1655, 1717, 1764. Niewątpliwie też dla całej
Europy Wschodniej ma przełomową doniosłość krawędź XVII i XVIII w.,
o czym czytelnik przekona się z treści dzieła. Podkreślanie jednego tego mo-
mentu, lub innych podobnych, w dyspozycji zewnętrznej wydało się zbędne
z paru przyczyn. Po pierwsze, historia, jak i "natura", nie lubi skoków; dzień
dzisiejszy ma źródła dostrzegalne w założeniach wczorajszych i sam jest wstę-
pem do jutra; dlatego wszelka periodyzacja ma znaczenie li tylko dydaktycz-
no-orientacyjne, zwłaszcza jeżeli odpowiada ona przemianom w jednej lub
paru, a nie we wszystkich dziedzinach życia; taką właśnie względną wartość
73
mają dla nas daty wyżej przytoczone. Po wtóre, u nas, przy nie dokształconej
budowie ustroju republikańskiego, każda elekcja stanowiła wielkie novum,
każde panowanie - odrębną całość, krystalizującą się około osoby nowego
króla. Nie skąpię zresztą czytelnikom szerszych perspektyw u schyłku "wieku
złotego", u kresu wieku XVII, a potem u progu katastrofy rozbiorowej.
Zbyteczne dowodzić, że ani autor, ani tym mniej życzliwi jego doradcy nie
przeprowadzają tu żadnej z góry powziętej tezy. Historia, jak słusznie zauwa-
żono, wtedy bywa najlepszą mistrzynią życia, gdy najmniej ma pretensji do
pouczania ludzi. Daremnie też szukać będą politycznie nastrojeni krytycy
jakiejkolwiek u mnie prawowierności stronniczej. Niemniej książka może
i powinna wywołać spory. Pragnąc ułatwić czytelnikowi kontrolę oraz roz-
szerzenie zasobu wiedzy, podaję przy każdym królewskim okresie literaturę
polską i cudzoziemską, a na końcu drugiego tomu - skorowidze imion
i miejscowości tudzież autorów; kto zechce sięgnąć do źródeł, znajdzie je
przytoczone w Encyklopedii Polskiej Akademii Umiejętności, w Bibliografii
L. Finkla i w "Kwartalniku Historycznym", a nade wszystko w cytowanych
tutaj monografiach. Pragnąc zaś ożywić dyskusję, zwracam uwagę na końcu
każdego tomu na niewygasłe dotąd kwestie sporne.
Może ten sposób traktowania przedmiotu i to wyznanie autorskie zabez-
pieczą mnie przed zarzutem "petryfikowania" dotychczasowych błędów: jas-
ne jest chyba dla nieuprzedzonego krytyka, że rewidować wiedzę i usuwać błędy
możnajedynie w dziełach szczegółowo udokumentowanych. Wolno spodziewać
się, że moja próba zwięzłego ujęcia dziejów Polski nowożytnej z jednej strony
zachęci kogoś z kolegów do przedstawienia w podobnym rozmiarze dziejów
Polski nowoczesnej, porozbiorowej (1795-1918) i niepodległej, z drugiej, przyś-
pieszy ukazanie sięjuż nie podręcznika, ale obszernego, zbiorowego, naukowego
wykładu całej naszej historii przedrozbiorowej, jaki grono specjalistów stara się
zrealizować przy pomocy Kasy im. Mianowskiego.
ZYGMUNT I (1506-1548)
Rozdzial I
Polska odosobniona wśród wrogów
1. Elekcja Zygmunta I
Śmierć Aleksandra Jagiellończyka (19 sierpnia 1506) osierociła dwa naro-
dy - polski i litewski, z których jeden przyzwyczaił się był wybierać królów
od czterech pokoleń; drugi, skutkiem powikłań dynastycznych w domu Gedy-
mina, a bardziej jeszcze dzięki politycznemu związkowi z Koroną, też od nie-
dawna (1440) oswajał się z powoływaniem na tron wielkich książąt, choć miał
wolność polityczną ograniczoną do najwyższej warstwy. Unia mielnicka [1501]
ustanowiła znów wspólną dla monarchii jagiellońskiej elekcję; na tym też
stanowisku trwał senat koronny od początku bezkrólewia, kiedy Litwinom
chodziło i o zaznaczenie swej samodzielności, i o pośpiech w obliczu podej-
rzanego wschodniego sąsiedztwa. Zlekceważyli koroniarze szczątki słabego
króla, co ich krajem tak niefortunnie rządził; nie sprowadzili ich na Wawel.
Tymczasem w Wilnie znalazł się na pogrzebie brata królewicz Zygmunt, który
bez żadnych skrupułów dał się obwołać 20 października wielkim księciem.
Ten sukces przypieczętował Jagiellończyk wielkim przywilejem grodzieńskim
na rzecz Litwy, której ślubował bxonić od umniejszenia, zarazem pxzyrzekając
chronić panów rady od uclsku. Cóż miały począć wobec elekcji wileńskiej sta-
ny koronne? Nie pora była się targować o rozszerzenie przywilejów z władcą
już uznanym na Litwie, kiedy się nie miało żadnego poważnego kontrkandy-
data, i kiedy własna słabość koroniarzy dochodziła do tego stopnia, że napadu
Bogdana, hospodara mołdawskiego, ani odeprzeć, ani pomścić nie umiano,
i tylko upraszano króla węgierskiego, aby Wołoszynal, jako mniemany
zwierzchnik, powściągnął. Już 8 grudnia, w 100 dni po otwarciu bezkrólewia,
został Zygmunt na sejmie piótr wśkim wybrany jednomyślnie królem pol-
skim i wielkim księciem litewskim, przez co zaznaczono, że elekcja wileń-
ska nie ma prawnego znaczenia. Przy koronacji (24 stycznia 1507), utartym
zwyczajem zatwierd__ził krol przywileje stan__ ow, z Lttwą, nie wypominając zbyt
głośno naruszenia unii, zagajono zara układy o wspólną politykę zagra-
niczną.
Kręta droga, jakiej użył Zygmunt I, by dostać się na Wawel, zdawała się
1 Terminem "Wołosi" Konopczyński określa bardzo często nie tylko mieszkańców
Wołoszczyzny, ale także Mołdawu. Używa też terminu Multany na oznaczenie Woło-
szczyzny, tak jak w okresie staropolskim. Multany (Muntenia) była to kraina w połu-
dniowo-wschodniej Wołoszczyźnie.
75
zapowiadać przebiegłego, bezwzględnego polityka, spragnionego władzy za
wszelką cenę. Naprawdę znamionowała ona tylko dynastę, łaknącego rządów na
większym obszarze, gdzie mógłby rozwinąć i okazać swe polityczne zdol-
ności. Zygmunt, wówczas kończący lat 40, różnił się od braci przede wszystkim
zdrowiem fizycznym i moralnym. Mężczyzna silny, harmonijnie zbudowany,
przystojny w każdym tego słowa znaczeniu, nie sterał młodości w rozpuście,
boć trudno do niej zaliczyć cichą, trwałą a skromną miłość królewicza ku
mieszczce Katarzynie Telniczance (Telnitzer). Rządząc od 1499 r. księśtwem
głogowskim2, od 1501 r. także opawskim, a ostatnio z ramienia Władysława,
jako jego namiestnik, całym Śląskiem, okazał zdolności gospodarcze, upo-
rządkował bowiem stosunki monetarne, powściągał swawolę drapieżnego
rycerstwa, łagodził niechęć międży stanami. Przywykł w Budzinie i Głogowie
do wygody i okazałości, ale to mu nie wystarczało: gdy go zawiodła Mołdawia
(1497), marzył o udzielnym księstwie na Litwie lub namiestnictwie w Pru-
sach, raz już kandydował na króla polskiego po [Janie] Olbrachcie, ale mu-
siał wtedy ustąpić Aleksandrowi dla dobra zuniowanych państw.
Z czasem okaże się nowy król wzorem lojalności, chrześcijańskich zasad
w polityce, miłośnikiem pokoju i ładu międzynarodowego, zapobiegliwym pa-
sterzem owieczek, które mu los powierzył; tylko nie okaże się ani bezwzględny,
ani nad średnią miarę energiczny, ani nie zdoła rządzić tak pokojowo, jakby
pragnął.
2. Zadania nowego władcy
a) Na zewnątrz. Państwo jagiellońskie, jak je zostawili Jan Olbracht i Alek-
sander, miało u progu XVI w. dobrze zabezpieczoną granicę zachodnią, nie
wykończoną północną, kruszącą się wschodnią, bezpieczną do czasu południo-
wą. Nic nie groziło od Niemiec, póki tam władałafamiliafatalis Germaniae3, bo
zaprzątnięta dynastycznymi interesami familia habsburska; humanizm odciągał
uwagę Niemców od ekspansji zewnętrznej, potęgował ich indywidualizm;
reformacja sparaliżuje tę ich ekspansję na dwa wieki. Za to pomost między
Polską i Morzem Bałtyckim groził runięciem; traktat toruński [1466], nie
uznany przez papieża i Rzeszę, raz już czynnie zakwestionowany przez wielkiego
mistrza i biskupa warmińskiego; jego rewizja energicznie forsowana przez
obecnego mistrza, Fryderyka saskiego. Polityka bałtycka, ledwo zarysowana
w pomysłach Olbrachta i Łukasza Waltzelrode (likwidacja zakonu, wkroczenie
do Inflant), dopiero czeka na swego realizatora, który wśród rozgrywki między
Hanzą a światem skandynawskim, z uwzględnieniem interesów i wpływów
państw dalszego Zachodu, poprzez rozkładające się organizmy pruskiego
i inflanckiego Krzyżactwa, utoruje Polsce i Litwie dość szeroką i wygodną drogę
do morza, a przez morze, jeśli siły pozwolą, do oceanu.
2 Zygmunt otrzymał księstwo głogowskie w 1498 r., księstwo opawskie w 1501,
a namiestnictwo nad całym Śląskiem i Łużycami w 1504 r. Osobiście w tychże księs-
twach rządy sprawował od 1501 r. Zob. Z. Wojciechowski Zygmunt Stary (1506-
-1548), Warszawa 194fi, s.14 i 16.
3 (łac.) fatałna rodzina (fatalny ród) Niemiec.
76
Na południu zarysował się program państwowy większy lub mniejszy.
Większym byłoby odzyskanie Białogrodu (o Kilii naddunajskiej nie było co
myśleć), a to pod warunkiem utrzymania w zależności od Polski hospodara
mołdawskiego. Doświadczenie nauczyło jednak, że tego zwierzchnictwa nad
Mołdawią Polska, wbrew współzawodniczącym potęgom Turcji i Węgier, przy
niechętnej postawie samychże Wołochów utrzymać nie zdoła. Hospodar moł-
dawski okazał się chętnym dywersantem na rzecz schizmatyckiej Moskwy
i, przez nią głównie ośmielany, rewindykował sobie Pokucie, wszelka zaś
próba ukrócenia jego złośliwości zakrawała po wypadkach 1497-1498 r. na
wyzwanie Turcji. Tutaj, kto nie chciał mieć naraz do czynienia z Moskwą
i Portą, musiał cierpliwie poprzestawać na obronie Pokucia.
Z Moskwą bowiem trwały pokój był niepodobieństwem; wiekowego anta-
gonizmu dwóch kultur, dwóch państwowości, dwóch wiar nie zażegnał układ
Kazimierza Jagiellończyka z 1449 r., którym wielki książę litewski sam swoją
ograniczył zachłanność, zostawiając w sferze interesów Moskwy Nowogród
i Psków. Aspiracje Rurykowiczów sięgały po Lwów i Wilno, bo cała ruska
ziemia miała być ich ojcowizną. Z tej chmury nauczyli się ściągać na Jagiello-
nów pioruny - najpierw król węgierski Maciej Korwin (1482), potem cesarz
Maksymilian, któremu każdy sojusz był dobry, byle służył do wyrugowania
Jagiellonów z Węgier i Czech. Myśl Maksymiliana sprzęgała różnych wrogów
Polski: Moskwę, Mołdawię, Krzyżaków w jeden gniotący łańcuch i rozsadze-
nie tego łańcucha drogą dyplomatyczną lub orężną, choćby nawet kosztem
ofiar, stanie przed Zygmuntem I jako zadanie nie do ominięcia.
b) Wewnątrz państwa. W podobnym osaczeniu znalazła się od początku
XVI w. między Rzeszą i Hiszpanią monarchia św. Ludwika. Tylko że Francja
była już wtedy monarchią narodową i dlatego przeczekała groźby, a wnet
doczeka się tryumfu. Państwo jagiellońskie po Aleksandrze reprezentowało
jeszcze bardzo luźny zespół Korony i Litwy o różnych ustrojach i tradycjach,
łączony od wypadku do wypadku osobą panującego, lecz niczym więcej.
Odrębne urządzenia, osobne skarby i wojska, ba, nawet odrębne, nieraz prze-
ciwne rachuby polityczne. Odkąd ucichła groza krzyżacka, Polska widzi w nie-
posłusznym mistrzu podejrzanego partnera; Litwa w mistrzu inflanckim po-
żądanego przeciw Moskwie sojusznika. Nas niepokoi uderzająca o mury Wę-
gier potęga Osmanów, ale z Moskwą nie mamy żadnych bezpośrednich spo-
rów; Litwą szarpie Moskwa, a mało obchodzi Turcja. Koronie dokucza Woło-
szyn, Litwie - Tatarzyn, i trzeba będzie pewnego wysiłku świadomości po-
litycznej, aby zbratane w Horodle narody nauczyły się właśnie z postępowania
złych sąsiadów, jak nierozłączne stało się dla nich zło i dobro. Wyszukanie
konstytucyjnych form współżycia dla Polski i Litwy będzie troską obu na-
stępnych pokoleń i to nie tylko w obrębie dworu królewskiego.
Nie mniejszą troskę budzić musiał stan społeczny Korony Polskiej. Równowa-
ga stanów zwichnięta przez krótkowzroczną politykę Kazimierza Jagiellończyka
i jego synów; mieszczaństwo tonące w morzu drobnoszlacheckim; chłopstwo
wyzyskiwane przez tę właśnie zbrojną demokrację; obrona państwa zdana na
jej łaskę lub niełaskę; ostatnią instancją w całym życiu państwowym sejmik;
przedostatnią dopiero sejm, uciążliwy dla króla, ale słaby w stosunku do
kraju: ileż tu było niedociągnięć i błędów do poprawienia, jak pilna potrze-
ba mądrej i energicznej ręki uzdrowiciela i kierownika! Jakże olbrzymie pole
do pracy gospodarczej na obszarach tych dzierżaw jagiellońskich, co miały
77
mocarstwowe granice, lecz wewnątrz - pustkę, zacofanie i biedę! Aliści I
Zygmunt ze swego Śląska, gdzie ze stanami łatwo współpracował, przybywał j
do kraju, w którym mu świeży statut radomski [1 05 r.] zabronił stanowić
cośkolwiek nowego (nihil novi) bez wspólnego zezwolenia stanów i posłów
ziemskich, co by było z ujmą i ku uciążeniu Rzeczypospolitej, ze szkodą '
i krzywdą czyjąśkolwiek lub zmierzało ku zmianie prawa ogólnego i wolności
publicznej.
Sformułowana w tych słowach potęga społeczności szlacheckiej nie rozciąga
się jednak ani w tym, ani w następnym pokoleniu na politykę zagraniczną.
O sojuszach, wojnach, w ogóle o kierunku owej polityki za Zygmuntów Ja- ;
giellonów ani sejmiki, ani sejm nie mają jeszcze wprost nic do powiedzenia.
Jeżeli mówią, to bezpośrednio, o środkach finansowych na tę lub ową politykę,
o ile im król ją przedłoży. Dzieki temu głos społeczeństwa nie przerywa ani
zakłóca gry dyplomatycznej dworu (jak to będzie od końca XVI w.) i dzięki
temu też można zbudować dzieje Zygmunta I osobno w dziedzinie polityki
zewnętrznej, a osobno zebrać ich dorobek wewnętrzny, tj. społeczny, gospo-
darczy i ustrojowy. A ponieważ sprawy zewnętrzne, jak to widać choćby
z treści Aktów Tomicianów, zagłuszają w umysłach dworu i senatu rozwój
wewnętrzny, więc można będzie najpierw omówić interesy cudzoziemskie, po-
tem dać wyjaśnienie ich niezupełnego powodzenia - na tle spraw domowych. ,
3. Pierwsza wojna moskiewska
Niedawno Litwa z taką skwapliwością włożyła kołpak Witoldowy na głowę
Zygmunta: tęskno jej było do sprężystego rządu, bo też pilno było do wy-
zyskania korzystnych na wschodzie okoliczności.
Od r. 1505 nie żył srogi Iwan III, spodziewano się mieć łatwiejszą sprawę
z jego młodym, niedoświadczonym następcą, Wasylem III. Odnowione przy-
mierze z Władysławem węgierskim (1507) musiało działać hamująco na Maksy-
miliana; chan krymski Mengli Girej, który dopiero co tyle szkody wyrządził
monarchii jagiellońskiej, wprost przeszedł na stronę Litwy, wiedząc, że
Zygmunt ma w swoich rękach niebezpieczny zastaw, Szich Achmeta kip-
czackiego; liczono na dywersję Tatarów kazańskich i na posiłki od land-
mistrza inflanckiego, Waltera Plettenberga, i na wewnętrzną dywersję nieza-
dowolonych żywiołów moskiewskich za przewodem brata wielkiego księcia,
Jura. Ufni w poprawioną sytuację zewnętrzną panowie litewscy ułożyli dla
króla twarde pod adresem Moskwy ultimatum: oddać wszystkie miasta i kra-
je, które Iwan III zagarnął z pogwałceniem traktatu z 1449 r., święcie
dotrzymanego ze strony litewskiej. Wielki kniaź, wówczas już spokojny
o neutralność Kazania, odpowiedział żądaniem zadośćuczynienia za niezli-
czone jakoby krzywdy wyrządzone po ostatniej pacyfikacji, których próbką
miało być zmuszenie Heleny Iwanowny do przejścia na katolicyzm. Pierwsi
przekroczyli granicę Moskale (w kwietniu) [1507 r.], odeszli jednak, widżąc
króla przeprawiającego śię zaczepnie przez Berezynę. Dowodzący w zastęp-
stwie hetman Stanisław Kiszka najechał kraj nieprzyjacielski, ale o trwałe
zdobycze się nie pokusił. Tak samo bez powodzenia szarpał południową Rosję
Mengli Girej. Nowy atak Moskali jesienią na Krzyczew i Mścisław udarem-
78
niła kontrakcja Litwinów. Jedyną zdobyczą tej kampanii był dla Zygmunta
jeniec znad Wiedroszy; Konstanty Ostrogski, który przezwyciężając nasta-
wione nań pokusy, porzucił komendę carską i zbiegł na powrót dó służby
litewskiej.
Okazując sobie nawzajem skłonność do pokoju, spożytkowano zimę 1507/1508
na wichrzenia w kraju nieprzyjacielskim. Wtedy to okazało się, że Moskwa
lepiej trafiła do swych na Litwie jednowierców niż katolik Zygmunt do
schizmatyka Jura. Na czoło niezadowolonych wysuwa się w Wielkim Księstwie
niedawny filar rządów Aleksandra, pogromca Tatarów spod Klecka, Michał
Gliński.
Cokolwiek mówiono o olbrzymich ambicjach Glińskiego, że myślał o udziel-
nym księstwie między Litwą i Moskwą lub nawet o kołpaku wielkoksiążęcym
na Litwie, nie reprezentował on żadnego żywiołu gotowego do oderwania się
od państwa. Potomek tatarskiej rodzińy, człowiek nowy wśród dawnych oli-
garchów; własnym zdolnościom i wykształceniu zawdzięczał był wpływ na
dworze Aleksandra; miłym dworskim obejściem zjednywał klientów w kraju,
ale jako katolik nie miał zaufania nawet wśród szlachty greckiego wyznania,
którą straszył i burzył pogróżkami o grożącym od katolików ucisku. On to,
wtajemniczony w plan dynastyczny Zygmunta, przeforsował był śpieszny jego
obiór w Wilnie, rojąc sobie i krewniakom przy jego boku dalsze wszech-
władztwo; gdy jednak ujrzał, że nowy król nie ulega faworytom, nie wyróżnia
ani nie upośledza żadnej fakcji ani dzielnicy, i gdy na dworze wielkoksią-
żęcym marszałek Jan Zabrzeziński ośmielił się go przedwcześnie nazwać zdrajcą,
kniaź kazał go zamordować (pod Grodnem 2 lutego 1508) i rzucił się buntować
na tyłach króla Ruś, póczynając od Turowa; w Mozyrzu oddał się do dyspo-
zycji Wasyla, z tym że cokolwiek Rurykowicz zdobędzie, miało iść pod jego
książęcy zarząd. Jednakże nawet w Mińszczyźnie i Kijowszczyźnie, gdzie Gliń-
ski miał najwięcej krewniaków, rućhy masowe zawiodły. Kniaź musiał się
wycofać z wnętrza kraju do jednej z trzech moskiewskich armu, jakie wróg
wystawił na r. 1508; brał potem udział w oblężeniu Mińska, lecz bez skutku.
Po raz trzeci samo pojawienie się wojsk litewsko-polskich z Ostrogskim
i [Mikołajem] Firlejem uwolniło Mińsk i Orszę (18 lipca) z opresji. Ostatnie
wysiłki Glińskiego w Mozyrskiem spełzły także na niczym, a jego stronnicy,
radzi nie radzi, schronili się za rubież moskiewską. Przekonawszy się do-
wodnie, że ich na wielką ofensywę nie stać, król i wielki kniaź zawarli
w Moskwie 8`października 1508 r. pokój "wieczny". Moskwa zrzekła się Lu-
becza, a więc i dostępu do Dniepru; za to uzyskała ostateczną cesję innych
zdobyczy Iwanowych. Litwa po raz pierwszy od czasów Witolda podpisała
z Moskwą traktat bez strat.
4. Epilog wołosko-tatarski
Pomyślne przetrwanie zapasów z Moskwą odbiło się na stosunkach z Bog-
danem mołdawskim. Ten "chłop" jednooki i "sprośny", co gorsza bardzo
złośliwy i nielojalny sąsiad, zezując w stronę Moskwy jednocześnie próbował
był dopiero co skłonić Mengli Gireja do nowego na Polskę najazdu, a im za-
jadlej oskarżał Zygmunta o tajemnicze zbrojenia, tym pilniej zbroił się sam,
79
udając, że myśli o tronie multańskim. Łaknął zemsty za niedotrzymaną ob e-
tnicę małżeństwa z,siostrą Zygmunta, Elżbietą. Podczas wojny moskiewskiej
trwały na pograniczu mołdawskim bijatyki, z których się w 1509 r. wywiązały
działania wojenne. Hospodar zajął Pokucie, rozpoczął blokadę Kamieńca,
ostrzeliwał nawet Lwów, a ponieważ po drodze łupił co się dało, więc sam
król Zygmunt stanął na czele zaciężnych rot polsko-niemiecko-czeskich, aby
mu dać nauczkę, a jego poddanych sterroryzować srogą represją. I tym jed-
nak razem interesy gospodarcze odwołały króla z głównej kwatery, a Moł-
dawian.poraził hetman Mikołaj Kamieniecki na przeprawie przez Dniestr
(4 października 1509) w tej samej chwili, gdy spodziewali się zadać Pola-
kom klęskę podobną do bukowińskiej. Król węgierski, jako domniemany
zwierzchnik Mołdawii, zapośredniczył przy podpisaniu pokoju we Lwowie
17 stycznia 1510, na zasadzie zwrotu zaborów, łupów i jeńców, a bez zała-
twienia na korzyść Polski sprawy Pokucia. Nauczka Kamienieckiego będzie
jednak miała ten skutek, że Mołdawianie spuszczą z tonu, Bogdan poszuka
nawet w Polsce oparcia, a sułtan Selim odnowi z Polską pokój (15104).
Aby to jednak nastąpiło, trzeba było przekonać innego złośliwego sąsiada,
że w Polsce więcej można stracić niż zyskać. Chan Mengli Girej wyzbył śię
wprawdzie dawnej predylekcji ku Moskwie, owszem, gotów był na przemian
szukać łupu u obu chrześcijańskich sąsiadów. W 1510 r. aż za Wilno wtarg-
nęły zagony jego "diabłów", a w następnym zawisło nad południowymi
i wśchodnimi kresy niebezpieczeństwo jednoczesnej napaści Wołochów, Ta-
tarów i Moskwy. Pierwsi wyrwali się Tatarzy, ale ponieśli pod Wiśniowcem5
28 kwietnia 1512 r. od koronnych wojsk Kamienieckiego i litewskich Ostrog-
skiego tak srogą klęskę, że potem już i Bogdan przepraszał za niedostarcze-
nie posiłków, i nowy sułtan Selim uznał przedłużenie pokoju, i sam Girej
przymówił się o sojusz pod warunkiem rocznego upominku 15000 złotych,
a jako rękojmię przysłał zakładników. Z zawarciem układu polsko-tatarskiego
można było południową ścianę uważać za bezpieczną na szereg lat i poświęcić
główną uwagę zagrożonej północy i wschodowi.
5. Walka dyplomatyczna o Prusy
Około ujścia Wisły skrzyżowały się dwa programowe dążenia żywiołu pol-
skiego i niemieckiego. Program niemiecki, jak go ujął mistrz, Fryderyk sas-
ki, obejmował zerwanie lennej zależności Prus Wschodnich od Polski, zao-
krąglenie ich Malborkiem, Elblągiem i Sztumem tudzież połączenie z Pru-
sami Królewskimi, które mistrz trzymałby jako lenno od Korony. Byłaby to
4 W tym roku pokój z Pólską odnowił sułtan Bajazet (Bajazyd) II. Selim I został
sułtanem w 1512 r. Zob. W. Dworzaczek Genealogia, Warszawa 1959, tabl. 91. Dalsze
przypisy, w których poprawiono daty urodzenia, panowania, ślubów i śmierci poszcze-
gólnych osób, jeśli nie zawierają odnośników bibliograficznych, opierają się na powyż-
szym dziele Dworzaczka.
5 W nowszych opracowaniach określa się czasami tę bitwę jako bitwę pod Łopusz-
nem. Por. T.M. Nowak, J. Wimmer Historia orgża polskiego 963-1795, Warszawa
1981, s. 282. Dalsze przypisy, które poprawiają daty i miejsca bitew, a nie zawierają
odnośników bibliogra icznych, opierają się na tej pracy.
80
więc rewizja traktatu toruńskiego. Polska na początek musiała głosić nie-
zmienność tego traktatu, ale stopniowo dążyć do bliższego zespolenia połaci
nad dolną Wisłą z całym państwem. W tym celu wypadało popierać samorzą-
dowe czynniki Prus Zakonnych przeciwko ich władzom, a jednocześnie zwijać
samorżąd Prus Królewskich, redukować ostrożnie wybujałe przywileje handlo-
we miast pruskich, zwłaszcza Gdańska i Torunia, uzyskać dla żywiołu pol-
skiego dostęp do stolicy warmińskiej i do miejscowej kapituły. W dalszej
perspektywie ukazywały się nadzieje odzyskania Pomorza Szczecińskiego oraz
unii ze Szweeją, która dla rozwiązania kwestii pruskiej mogła mieć ogromne
znaczenie. Oczywiście, załatwienie sprawy z Gdańskiem, Toruniem i autono-
mistami pruskimi musiało iść w odwłokę, póki król potrzebował poparcia tych
czynników w zapasach z wielkim mistrzem, a to tym bardziej, że z zagranicy
więcej się spodziewano przeszkód niż współdziałania. Dlatego Zygmunt przy-
znał Prusom w 1511 r. odrębną ordynację, jakiej odmawiał był Olbracht.
Uparcie bronił Zakonu cesarz Maksymilian, który już w r. 1501 wprost
zakazał Fryderykowi składania hołdu. Chwiejne stanowisko, zależne od koniun-
ktury i od własnych, na wskroś świeckich dążeń, zajęła Kuria Rzymska. Papież
Juliusz II ogłosił światu krucjatę przeciw niewiernym, gdy sam jako władca
Państwa Kościelnego szukał sprzymierzeńców przeciw Wenecji; wobec niego
więc Polska, stojąca na szańcu chrześcijaństwa, miała poważny atut do wygra-
nia. Właśnie w r. 1509 wezwał papież niemal całą Europę do utworzenia ligi
chrześcijańskiej, głównie do obrony Węgier; nagle dowiedziano się (1509), że
papież cofa poprzednie brewe (1505), którym zalecał mistrzowi hołd, i sprawę
pruską chce sam rozstrzygnąć jako arbiter. Zaraz potem Rzesza Niemiecka
zaofiarowała rozjemczą komisję na św. Jana. Rokowania w Poznaniu (w czer-
wcu i lipcu) [1510] ujawniły tylko nieuleczalną sprzeczność interesów Polski
i Niemiec tudzież stronniczość cesarza, który pod maską rozjemcy propono-
wał rzeczy równoznaczne z postulatami mistrza: a y skasować zwierzchnie
prawa Korony Polskiej nad Prusami Wschodnimi, skasować hołd, obowiązek
posiłkowania itd. albo przynajmniej zawiesić przymusowe środki wobec mi-
strza na lat 15. Była chwila, kiedy już Krzyżacy godzili się na hołd, ale
im tego zabronił Maksymilian. Wówczas Zygmunt, choć skłonny do ugody
w rzeczach drugorzędnych (hołd niepubliczny, 1/3 polskich komandorów
zamiast 1/2 itd.), kazał swym komisarzom zerwać rokowania, a gdy legat
papieski [Achilles] de Grassis, przybyły do Piotrkowa, odmówił dalszej po-
dróży do Prus (gdzie mógłby się naocznie przekonać o nastrojach ludności
i o złych obyczajach Krzyżaków), przystąpił król do zbrojenia zamków
i przygotowywania egzekucji. Tak stały sprawy, kiedy Fryderyk saski nie-
spodziewanie umarł 14 grudnia 1510 r.
6. Hohenzollern i Habsburg przeciw Połsce
Po Fryderyku saskim władze zakonne wybrały na mistrza siostrzeńca Zy-
gmuntowego (po Zofii Jagiellonce), Albrechta brandenburskiego. Pokrewień-
stwo konfliktu nie zażegnało. Ani Zygmunt nie poświęcił dla uczuć rodzin-
nych polskiej racji stanu, ani Albrecht nie wyrzekł się niemieckiego posłan-
nictwa w kraju, który nazywał "nową Germanią". Intrygi mistrza przeciw
81
Polsce rozszerzają sig przy poparciu cesarza na Moskwę, Mołdawig i Inflanty,
za to tracą oparcie yv Rzymie, odkąd Juliusz II rozszedł sig z Maksymilianem
na gruncie spraw włoskich; teraz, przeciwnie, papież musi się tym bardziej
liczyć z Polską, im śmielej cesarz przeciwstawia Soborowi Laterańskiemu
swój pseudo-Sobór Pizański. Gdy Habsburg podburza przeciw Polsce Bogda-
na mołdawskiego i mąci sprawy pruskie, Jagiellończyk od wiosny 1511 r. kła-
dzie rgkg na sprawach węgierskich, upatrując sobie żonę w osobie pigknej
Barbary Zapolyi, córki Stefana, wojewody siedmiogrodzkiego, głównego w tym
kraju przeciwnika Habsburgów, a jednocześnie skłania ksigcia szczecińskiego,
Bogusława [X] do oderwania sig od Rzeszy i ponownego wcielenia do Polski
całego nadodrzańskiego Pomorza.
Korzystając z pomyślnego zwrotu w polityce papieża, nowy (od 1510 r.)
prymas Jan Łaski wszedł w porozumienie z biskupem pomezańskim, Jobem
von Dobeneck, głową tymczasowego rządu państwa zakonnego i wystąpił
w okresie dalszych rokowań prowadzonych w Toruniu (1511) z ciekawym, ale
nierealnym planem rozwiązania kwestii krzyżackiej. Niech w przyszłości Za-
kon im. Maryi zgodnie ze swym powołaniem walczy z poganami na kresach
podolskich, albo jeszcze lepiej - z Moskwą za Dnieprem; członkami jego
niech bgdą także Polaey w nieograniczonej mierze; każdorazowy król bgdzie
wielkim mistrzem; pod warunkiem takiego zespolenia z Prusami - projekto-
wał Dobeneck - Polska uznałaby sig lennem Swigtego Cesarstwa Rzymskie-
go, zachowując elekcjg króla, w której także starszyzna zakonna (tzw. Ge-
bietiger) brałaby udział. Projekt ten, obliczony na prędkie spolszczenie Za-
konu i zużycie dla Polski cudzoziemskich sił rycerskich, nie trafił jednak do
smaku ani Niemcom, ani Zygmuntowi, który właśnie myślał wtedy o żeniacz-
ce, a nie o płaszczu zakonnym i dla mirażu zdobycia Moskwy czy też Kon-
stantynopola nie zrzekał się chgci ugruntowania dynastii, i rzeczywiście wkrótce
(8 lutego 1512) wziął ślub z Barbarą6, a zaraz potem zawarł tajny sojusz
z jej bratem, Janem. Jeszcze na sejmie piotrkowskim 1512 r., po odrzuceniu
"recesu toruńskiego" (z grudnia 1511) dyskutowano nad kompromisem, przy
czym strona polska szła aż do wyrzeczenia sig polonizacji Zakonu, byle
zniszczyć jego przynależność do Rzeszy, a zachować tylko zależność od króla
polskiego i papieża; jeszcze myślano odszkodować mistrza i komturów nada-
niami na Podolu albo "nową Germanią" przy ujściu Dunaju! Bo też niższe
koła Zakonu i szla_chta pruska pchały Albrechta do ugody, a jego stosunek
z cesarzem pełen był zadrażnień. Dla przecigcia wszystkich tych planów
jednak Maksymilian wysunął swoje rozwiązanie kwestii prusko-pomorskiej
przez czgściowy rozbiór państw Jagiellonów.
7. W kleszczach między Niemcami i Moskwą
Wasyl III, niezależnie od niemieckiej zachgty, niewiele sobie robił skrupułu
z wieczystym pokojem zaprzysiężonym w 1509 r.: podnosił spory o granicę
i o rzekome krgpowanie swobód ruchów królowej wdowy, Heleny, a utwier-
dzał go w nienawistnych uczuciach mściwy wygnaniec Gliński. W świcie
6 Ślub odbył sig 7 lutego, a 8 lutego 1512 r. nastąpiła koronacja Barbary.
82
magnata znajdował się szlachcic niemiecki, Krzysztof von Schleinitz; ten,
korzystając ze zbytniej wyrozumiałości Zygmunta, trafił przez Gdańsk na
dwór Albrechta, stamtąd udał sięů do Rygi i do Moskwy, wszędzie snując
sieć roboty antypolskiej. Albrecht dotąd butny wobec cesarza, uderzył w po-
' korę i obiecał podlegać władzom Rzeszy; co osiągnąwszy, Maksymilian wy-
dał rozkaz książętom saskim, brandenburskim, pomorskim, by wspierali rodaka
w konflikcie z Polską; wytoczono sprawę pruską na sejm Rzeszy, głosząc
hasła wspólnej wiary i języka (Gezung) z nową Germanią, które zresztą
mały budziły entuzjazm; wzywano na pomoc królów duńskiego i angielskiego.
Cała rodzina Hohenzollernów, w szczególności ojciec mistrza, margrabia
Fryderyk i brat Kazimierz poruszali z nim razem niebo i ziemię, aby z Rze-
szy wykrzesać ogień, który spali Polskę; natomiast mistrz niemiecki (Deutsch-
meister ) i Plettenberg przyjmowali tę propagandg chłodno, doradzając kom-
promis na warunkach piotrkowskich. Już od 14 lat nie było hołdu pruskiego;
bezkarność ośmielała Albrechta nie tylko do oporu, ale i do zaczepnych pla-
nów przeciw Polsce, do zamachów nawet na Gdańsk. Bo też, jeżeli Rzesza
czuła ciężar zbytnich podatków, to i w Polsce, jak to zobaczymy niżej, plany
finansowo-wojskowe Zygmunta napotykały nieprzezwyciężony opór. Wobec nie
dość zbrojnej sąsiadki poczuł Maksymilian przypływ wojowniczości: "tylem
już służył - oświadczył Hohenzollernom - papką diabłu (tzn. swej ambicji
w wojnach o Włochy), że chciałbym wreszcie usłużyć Matce Boskiej (tj.
Krzyżakom)", i zakazując głośno mistrzowi wszelkiej ugody z Zygmuntem,
stanął na czele ofensywy. Z ostentacją zalecał zgodę chrześcijańską przeciw
niewiernym; po cichu wyciągał dłoń ku Moskwie, wabiąc ją na pogrom Litwy:
Rurykowicz miał oddać nowej Germanii tę przysługę, której nie brał na siebie
Habsburg, wciążjeszcze wysługujący się "diabłu", tj. wojujący z Francją w Artois.
Poza tym w planie wszechstronnej napaści na państwo Zygmuntowe, jaki od
wiosny 1513 dojrzał między cesarzem a Hohenzollernami, przewidziane było
miejsce dla Danii, Saksonii i Mołdawii.
8. Wybuch drugiej wojny moskiewskiej
Sprowadziwszy zawczasu z Niemiec mnóstwo dział, moździerzy, śmigownic,
rusznic, muszkietów, kul ognistych, wielki kniaź umotywował wypowiedze-
nie wojny tym, że Polacy po Wiśniowcu zawarli z Tatarami "krestnoje ce-
łowanie" i pchnęli ich na Riazań (choć sam przedtem szczuł na Polskę Selim-
begae. Trzej wodzowie: [Iwan] Repnin-Oboleński, [Daniło] Szczenia i care-
' (niem.) Deutschmeister, mistrz krajowy (land-mistrz) prowincji niemieckiej. Wów-
czas był nim Dytrych von Kleen. Zob. W. Pociecha Geneza holdu pruskiego (1467-
-1525), Gdynia 1937, s. 71. W tym czasie Zakon Krzyżacki posiadał trzy prowincje:
pruską (której mistrz był jednocześnie wielkim mistrzem Zakonu), niemiecką i inflan-
cką, na których czele stali mistrzowie krajowi, faktycznie od lat czterdziestych XV w.
niezależni od wielkiego mistrza. Zob. E. Potkowski Rycerze w habitach, Warszawa 1974,
s. 270 i nn. (szczególnie 283).
s Mowa tu o Selimie, synu sułtana Bajazeta II, późniejszym Selimie I, który przed
wstąpieniem na tron sułtański starał się utworzyć kosztem państw jagiellońskich
własne państwo. Zob. Z. Wojciechowski dz. cyt., s. 42.
83
wicz Piotr tatarski uderzyli z nagła na Smoleńsk [początek 1513 r.), lecz
napotkali mężny opór: Podczas drugiej wyprawy, w czerwcu, pobito w polu
załogę smoleńską, ale próba podburzenia jej do zdrady spaliła na panewce.
Lada miesiąc mógł nastąpić trzeci atak, a tymczasem znaczna część Korony,
zwłaszcza szlachta krakowska, okazywała się na królewskie wołanie równie
głuchą, jak była Litwa wobec inwazji mołdawskiej. Tatarzy pozyskani świe-
żym paktem zrobili swoje, szarpiąc państwo Wasyla; chodziło o to, czy głowy
Europy Zachodniej wesprą Zygmunta w ciężkiej potrzebie, czy przeciwnie,
zadadzą mu cios w plecy.
Mistrz Albrecht nie mógł zaprzeczyć, że zaszedł wypadek, który go zo-
bowiązuje do posiłkowania suzerena: gdyby twierdził, że go traktat toruński
w ogóle nie obowiązuje, wyrzekłby się wszystkich praw, jakie ów traktat jesz-
cze Zakonowi i jemu przyznawał. Za to cesarz w sierpniu [1513 r.] wysłał do
Moskwy Jerzego Schnitzenpaumera, aby przypomnieć Wasylowi związek jego
ojca z Maksymilianem [w 1491 r.) i wciągnąć go w wielki przeciw Polsce alians;
podobne zdanie miał potem tenże poseł wykonać w Kopenhadze. Po drodze
doręczył Schnitzenpaumer Zygmuntowi list cesarski treści wyzywającej: że
wprawdzie cesarz mógłby sam rozstrzygnąć sprawę z Zakonem Krzyżackim jako
jego zwierzchnik, ale gotów pozostawić rozstrzygnięcie Soborowi Laterańskie-
mu. Widać stąd było, że Maksymilian jest pewny życzliwości następcy Juliusza,
Leona X z domu Medicich. Wiedziano zresztą w Polsce o niejasnym stanowisku
papieża i dlatego posłano na jego dwór najtęższą głowę polskiego senatu, Jana
Łaskiego, znanego z tendencji przeciwniemieckich. Kuria Rzymska wobec gróźb
wiszących od Wschodu nad Polską, a więc i nad katolicyzmem, okazała
chwiejność bezprzykładną. Pięć brewe słał Leon X w sprawie pruskiej, a każde
następne zadawało kłam poprzedniemu: raz słychać było, że Sobór sprawę
załatwi; kiedy indziej, że mistrz powinien spełnić swe zobowiązania, to znowu, że
papież musi dbać o dobro Cesarstwa i narodu niemieckiego. Tatarzy okazali
w tej chwili więcej szacunku dla traktatów niż mistrz Zakonu Maryi i niż papież,
bo 1/3 łupu sumiennie odstawili do Kijowa.
Schnitzenpaumer przybył do Moskwy w lutym [1514 r.] i natrafł na na-
strój tak wojowniczy, że dał się nakłonić - rzekomo wbrew instrukcji - do
podpisania dożywotniego zaczepnego przymierza. Habsburg miał pomóc Rury-
kowiczowi do zagarnięcia Kijowa, Smoleńska i Połocka. Aby więc dać cesa-
rzowi casus fóederis9, zaraz w czerwcu wyruszył Wasyl po raz trzeci pod
Smoleńsk. Nigdy od czasów Łokietka nie znajdowała się Polska w takim nie-
bezpieczeństwie. Bombardowana bez miłosierdzia załoga Smoleńska z woje-
wodą Jerzym Sołłohubem w końcu lipca złożyła broń, a masy Moskali ruszy-
ły dalej na Mińsk.
9. Zwrot w polityce Zygmunta I
I :ilkadziesiąt tysięcy stałego, bitnego wojska, użyte we właściwej chwili,
byłoby pewnie ocaliło Smoleńsk, ukróciło wielkiego inistrza i odebrało ochotę
do intryg bezpieniężnemu Maksymilianowi. Przy ówczesnym jednak rozbro-
9 (łac.) powód do wypełnienia zobowiązań przymierza.
84
jeniu ogromnego państwa, gdy z Zachodu groziła interwencja germańskich
książąt, a nikt z chrześcijańskich władców, nawet rodzony brat, Władysław
węgierski, nie kwapił się z pomocą, Zygmunt zdecydował się odwrócić kata-
strofę przez ugodę z Maksymilianem. Z jego polecenia archidiakon krakow-
ski Piotr Tomicki wszedł w kontakt z obozem rakuskim na Węgrzech, wy-
suwając na czoło zagadnień obronę królestwa i chrześcijaństwa przed pół-
księżycem. W imię tak ważnej sprawy przyłożyła dyplomacja węgierska ręki
do załagodzenia sporu Jagiellonów z Habsburgiem. W początkach 1514 r. Ra-
fał Leszczyński podążył na dwór cesarza z transportem soboli i prywatną od
króla propozycją zjazdulo. Maksymilian w przeczuciu tryumfu wysoko nosił
wtedy głowę: chciał rozstrzygać zatargi Zygmunta z. Wasylem, Albrechtem,
ba, nawet z Glińskim, do spółki z papieżem, stanami Rzeszy i królem węgier-
skim, a więc w komplecie przeważnie wrogim Polsce. Traktat Schnitzenpau-
mera wprawdzie ratyfikował, ale go w życie nie wprowadził, tylko zapo-
wiedział inny, który zredaguje w lepszej zgodzie ze swym stylem i sumieniem.
Na dzień św. Alberta (23 kwietnia) [1515 r.] zaznaczył powszechną ofensywę
przeciw Polsce, którą poprowadzi król duński (niebawem sprzymierzony
z Moskwą). Nawet i papież nie żywił wstrętu do Moskwy, skoro ją chciał
widzieć w koalicji chrześcijańskiej i w tym celu słał do niej legata [Jakuba]
Piso, jako jednacza w sporze z Litwąll. Zygmunt I nic nie miał przeciwko
takiej misji, byle się legat najpierw rozejrzał dobrze w Polsce i poznał rodzaj
ludzi, o których pozyskanie dla pięknej sprawy miał zabiegać. Zresztą na ra-
zie do rozjemstwa papieskiego na Wschodzie nie doszło, bo Piso nie zaryzy-
kował podróży do Moskwy. Natomiast Krzysztof Szydłowiecki w Budzie, per-
traktując z posłem cesarskim [Janem] Cuspinianem, wprowadził sprawę zbli-
żenia wrogich dynastii na tor osobistego zjazdu monarchów. Maksymilian
wspaniałomyślnie obiecywał zapomnieć przykrości, jeżeli Zygmunt i Wła-
dysław przybędą doń z wizytą do Lubeki albo chociażby do Preszburga.
10. Orsza
Tymczasem rozjaśnił się horyzont nad Dnieprem. Gliński, który miał stać
pod Orsz na straży Smoleńska, doznawszy jakiś zawodów od Wasyla, za-
tęsknił do dawnego "tyrana" i gotował drugą zdradę. Wtrącony do więzienia,
nie zdołał ujść na Litwę, w każdym razie przestał popierać Moskwę swoim
autorytetem i talentem. Nadciągnęły wreszcie z Mińska nad Dniepr pułki
litewskie pod Konstantym Ostrogskim (30000), wzmocnione koronnym zacią-
giem [Janusza] Świerczewskiego i [Wojciecha] Sampolińskiego (ok. 14000).
lo Leszczyński wyjechał w końcu kwietnia 1514 r., a instrukcję, zawierającą propozycję
zjazdu, wysłano mu 28 maja tego roku. Zob. K. Baczkowski Zjazdwiedeński 1515. Geneza,
przebieg i znaczenie, Warszawa 1975, s. 132-133.
11 plan Maksymiliana zakładał, że uderzenie na Polskę nastąpi dopiero wtedy,
gdy nie zrezygnuje ona ze swych żądań dotyczących respektowania przez Krzyżaków
warunków pokoju toruńskiego. Wysłanie legata J. Piso (Pizo) nastąpiło na prośbę
Zygmunta I i pozostawało w sprzeczności z planami cesarza. Zob. tamże, s. 129,
144 i nn.
85
Udział Polaków zaważył decydująco na szali boju: 8 września [1514 r.],
w uporczywej walce pod Orszą zostali Moskale zbici na głowę i przepędzeni
na wschód, pozostawiając mnóstwo jeńców oraz sprzętu wojennego w rękach
przeciwnika. Ostrogski podstąpił pod Smoleńsk; liczono więcej na dobrowol-
ne poddanie się mieszczan niż na oblężenie i szturm; komendant jednak, Wa-
syl Szujski, powywieszał na wałach twierdzy wszystkich jawnych zwolen-
ników Litwy, ustrojonych w szaty, jakimi ich wielki książę moskiewski obda-
rzył. Szturm się nie udał; Tatarów krymskich od współdziałania powstrzymali
nogajcy. Odzyskano tylko Mścisław, Krzyczew i Dubrownę, co miało ten sku-
tek, że odtąd żaden więcej kniaź pograniczny nie zawaha się w wyborze między
Zygmuntem a Moskwą.
Na terenie międzynarodowym wyzyskano efekt Orszy znakomicie. Specjalni
posłowie powieźli transporty jeńców do Budy, do Wenecji i do innych rezy-
dencji, aby Europa dowiedziała się od samych Moskali, kto ich podżegał prze-
ciw Polsce w momencie grożącego chrześcijaństwu od Turków niebezpieczeń-
stwa. Teraz już i papież unosił się publicznie nad Orszą, ogłaszał z powodu
zwycięstwa odpust"a Plettenberga wzywał, aby ułatwił zawarcie rozejmu mię-
dzy Litwą i Moskwą; zresztą mistrz inflancki sam zorientował się w skutkach
zbytniego wzrostu Wasylowej potęgi i w marcu odnowił był traktaty z Zygmun-
tem. Groza powszechnego najazdu na Polskę znikła; z dzieła Schnitzenpau-
mera pozostały tylko szczątki: cesarz, zamiast atakować Polskę, miał tyl-
ko asystować Moskwie w rokowaniach pokojowych.
I 1. Zjazd wiedeński
Pod urokiem Orszy można było nawet bez dalszych wysiłków podatkowych,
bez innego wojska jak pospolite ruszenie, honorowo wycofać się z osaczonej
pozycji i osiągnąć pewne równoważniki za to ustępstwo. Maksymilianowi od
kilku lat chodziło o doprowadzenie do podwójnych związków małżeńskich
między labsburgami a węgierską linią Jagiellonów. Miękki Władysław (Rex
benel 2 ) tym razem stanowczo dał mu do zrozumienia, że dopuści do takich
związków jedynie pod warunkiem zarzucenia złych zamiarów wobec Polski.
Ze swej strony Zygmunt nie pomijał żadnej sposobności, aby cesarzowi po-
chlebić i wyrazić mu swą życzliwość. Kiedy mu sejm odmawiał zwiększonych
środków na obronę kraju, to on dokonywał wolty w kierunku Wiednia bez
oglądania się na usposobienie Polaków. Wakujące pieczęcie oddał zwolen-
nikom nowego kursu, Szydłowieckiemu i Tomickiemu. Nie zraził się nawet
nowiną, że Maksymilian jeszcze na zjazd nie przyjedzie, tylko pertraktować
będzie przez kardynała [Mateusza] Langa.
W marcu [1515 r.] wspaniały, parotysięczny orszak królewski ruszył do
Budy i Preszburga. Tajemne rozmowy z Langiem potoczyły się w atmosferze
przesyconej wspólną sprawą chrześcijańską, a były spowite w nieskończone
oracje i poezje humanistyczne i urozmaicone turniejami, popisami rycerski-
mi i zabawami. 20 maja spisano punktację, obejmującą oprócz umów przed-
ślubnych także najważniejsze przedmioty sporu. I tak, cesarz uznał stan praw-
12 łac.) Król dobrze.
86
ny w Prusach z 1467 r., a król zgodził się na przyjmowanie do Zakonu
Krzyżackiego samych tylko Niemców. Sprawę hołdu ominięto; przez pięć
lat pośredniczyć mieli w sprawach Polski z Zakonem arcybiskup ostrzy-
homski i kardynał Lang. Cesarz nie da Moskwie żadnej pomocy, owszem,
zapośredniczy w rokowaniach między nią a Polską. Za to wnuk jego Ferdy-
nandl3 otrzyma rękę córki Władysławowej, Anny (o którą bardzo się sta-
rał Jan Zapolya), a królewicz Ludwik zaślubi Marię, siostrę Ferdynanda.
Cesarz długo dał na siebie czekać, i nic dziwnego; wszak był to rok pamię-
tnej wyprawy Franciszka Walezjusza pod Marignano. Wreszcie nadjechał.
"Oby ten zjazd wypadł na dobro uczestniczących monarchów, ich podda-
nych i całego chrześcijaństwa", rzekł doń Zygmunt na powitanie, a Włady-
sław rozpłakał się z rozczulenia. Ni stąd ni zowąd Maksymilian zaprosił
obu królów z królewiczem Ludwikiem do Wiednia. Zadrżeli o bezpieczeń-
; stwo domu jagiellońskiego doradcy, ale Zygmunt okazał, że rycerskiemu
Maksymilianowi ufa całkowicie, czym tak ujął gospodarza, że ów odtąd
i w sprawie pruskiej okazał miękką rękę, i miasta pruskie we własnym imie-
niu od banicji, a więc też od bojkotu handlowego uwolnił. U św. Stefanal4
pobłogosławione zostały podwójne śluby; nad małoletnim Ludwikiem usta-
nowiono na wypadek śmierci ojca wspólną opiekę cesarza i króla polskie-
go. Dyplomaci [Maciej] Drzewicki, Leszczyński i [Jan] Dantyszek pozo-
stali w Wiedniu jako pełnomocnicy do układów o pokój w chrześcijaństwie
i wspólną wojnę z półksiężycem.
Nie ulega wątpliwości, że zjazd wiedeński był sukcesem Maksymiliana
w jego matrymonialnej polityce. Nie dobywając miecza z pochwy, strasząc
Zygmunta koszmarem niebywałej ligi, cesarz osiągnął dużo. Choć trudno
było wówczas przewidzieć, że Ludwik zginie bezpotomnie za 11 lat, Hab-
sburgowie wiedzieli, do czego dążą i słusznie mogli przewidywać po Wie-
dniu wzmożenie swych wpływów w Czechach i na Węgrzech. Ale dla Polski
ten sukces nie był bynajmniej klęską. Unia dynastyczna polsko-czesko-wę-
gierska mogła się wydać postępem w porównaniu ze stosunkami, jakie pa
nowały za Macieja Korwina; nie przyniosła jednak większych korzyści
ani podczas wyprawy bukowińskiej Olbrachta, ani później, podczas za-
targów z Bogdanem, którego Węgry wciąż uważały za swego lennika, a
jednak od najazdu na Pokucie nie wstrzymały, ani w stosunku do Krzyża-
ków, których politycy budzińscy popierali przeciw Polsce. Prżeciwnie,
unia owa groziła uwikłaniem Polski w wojnę z Osmanami i odwróceniem
jej sił od nierównie ważniejszych spraw bałtyckich tudzież naddnieprzań-
skich. Ciężar walki z Turcją o Węgry brali teraz na siebie Habsburgowie,
przez to samo coraz bardziej obcy niemieckiemu światu i coraz mniej na-
dający się na wodzów germańskiej falangi w jej parciu na wschód.
13 Ferdynand był synem Filipa I zmarłego w 1506 r., a wnukiem Maksymiliana I.
14 zyli w katedrze wiedeńskiej p.w. św. Stefana.
87
Od zjazdu wiedeńskiego do wojny kokoszej
12. Modus vivendi z Habsburgami
Skoro głównym celem paktów wiedeńskich była swoboda na wschodzie
i północy, to nasuwa się nam pytanie, jak ją król Zygmunt wyzyskał. Odpo-
wiedź pada z góry: dość słabo. Śmierć ukochanej żony Barbary Zapolyanki
(2 października I 515), śmierć brata Władysława (13 marca I 516), wspomnienie
straty Smoleńska, wspomnienie równie ciężkiej porażki na polu reformy
skarbowo-wojskowej, poczucie bezsilności wobec elementarnej mocy bezład-
nych sejmików, niezadowolenie z senatu, gdzie nawet tacy Tomiccy i Szydło-
wieccy piekli przy ogniu sprawy publicznej pieczeń prywaty (hojne upomin-
ki od cesarza za transakcję wiedeńską) - wszystko to jakby podcięło energię
Zygmunta, skutkiem czego sprawa pruska utknęła w martwym punkcie, a mo-
skiewska także wlokła się z roku na rok bez pomyślnego rozstrzygnięcia.
Z Maksymilianem mnożyły się serdeczności: cesarz "usynawia" Ludwika
Jagiellończyka, mianuje to pacholę wikarym Cesarstwa, krząta się pilnie koło
wyszukania dla Zygmunta godnej małżonki. Gdy kortezy aragońskie nie chcą
puścić do Polski infantki Eleonory, będzie tą małżonką piękna, inteligentna
i pobożna Bona Sforza; posiada ona księstwo Bari we Włoszech, a ma w przy-
szłości pretensje nawet do Neapolu i Mediolanu, więc przez nią cesarz postara
się trzymać w zależności daleki Wawel. Omawia się w dyplomacji jagielloń-
sko-habsburskiej sub auspicus papieża krucjatę: tu znowu gra polega na tym,
że Zygmunt widokami polskiego poparcia krucjaty zmiękcza papieża i działa
przezeń na Habsburgów, którzy, im głębiej wdadzą się w walkę z Portą, tym
mniej będą mogli szachować Polskę. Już lepiej niechaj Polska wyzyska atut
"przedmurza chrześcijaństwa", niżby go miał przyswoić sobie w oczach Rzymu
Rurykowicz Wasyl [III].
Zbliżała się tymczasem sposobność do zrobienia na szachownicy europej-
skiej wielkiego posunięcia. Od 1517 r., słychać było, że po Maksymilianie
kańdyduje do korony rzymskiej król francuski Franciszek I, z ujmą dla przy-
szłego dziedzica hiszpańskiego, Karola. Stary cesarz niby zalecał króla czes-
kiego Ludwika, ale naprawdę pracował dla wnuka, Karola. Zygmunt, który
miał głos na elekcji w zastępstwie małoletniego Ludwika, nie bardzo się wa-
hał między mocnym Habsburgiem a nie mającym prawie żadnych widoków
Walezjuszem, choć ten ostatni przez różne tajne poselstwa nie skąpił upomin-
ków ani argumentów. Szło tylko o wyzyskanie współzawodnictwa dla własnej
polityki. Nic to nie znaczy, że Erazm Ciołek, główny przedstawiciel Polski na
sejmie augsburskim [1518], dostał brzęczącą nagrodę za piękną mowę, poleca-
jącą Karola; ważne jest to, że przy tej sposobności mógł potężnie oskarżyć
Krzyżaków o konszachty z Moskwą, jako burzycieli zgody chrześcijańskiej,
i że Maksymilian, zamiast się ująć za niemieckim Zakonem, nie dopuścił je-
go delegata do głosu, a sam ofiarował się tylko pośredniczyć. Osłabiała pozy-
cję Zygmunta przed rzymską elekcją i podczas niej ta okoliczność, że dzia-
łał on bez porozumienia ze stanami czeskimi i węgierskimi, które patrzyły
swego narodowego interesu, a nie interesów polskich na Pomorzu. Kiedy
Maksymilian umarł (13 stycznia 151915), Węgrzy wmieszali się do sprawy
15 Maksymilian zmarł 12 stycznia 1519 r
88
bez żadnego legalnego tytułu, a Czesi, chcąc podnieść powagę Ludwika, raptem
; przyznali mu pełnoletność. Niespodzianka ta pozbawiła Zygmunta głosu, a tym
samym rozbroiła jego posłów na sejmie Rzeszy, gdzie zamierzali wytargować
; pomoc habsburską przeciw Albrechtowi i Moskwie. Karol V wstąpił tedy na tron
' rzymsko-niemiecki, nie powziąwszy wobec Polski nowych zobowiązań, a nasz
Zygmunt opuścił grę z pustymi rękami, nawet nie spróbowawszy z niej wydobyć
dla Polski Sląska, o który upomni się dopiero w r. 1522, zresztą daremnie,
królowa Bona.
13. Koniec wojny moskiewskiej
Z chwilą wycofania się Maksymiliana (o czym cesarz dopiero po roku śmiał
zawiadomić Albrechta), kierownictwo robót przeciwjagiellońskich podzielili
między siebie mistrz i wielki książę.10 marca 1517 staraniem Dietricha Sch n-
berga jako głównego doradcy Hohenzollernów doszło w Moskwie do zaprzy-
siężenia pierwszego w dziejach zaczepnego przymierza moskiewsko-pruskiego,
gdzie Wasyl zobowiązał się dostarczyć Albrechtowi środków na zwerbowanie
10000 piechoty i 2000 jazdy oraz wspólnie z nimi atakować Zygmunta. Pow-
stały jednak potem między sprzymierzeńcami tarcia o to, czy mistrz ma
zaczynać i iść na Kraków, czy też najpierw Wasyl wypłaci mu pieniądze.
Moskwicin zawiadomił króla francuskiego, że bierze pod protekcję Zakon
i zaprosił go do współprotekcji. W rezultacie jednak wzgląd na rozjemstwo
Maksymiliana pohamował popgdliwego Albrechta i wielki książę musiał szu-
kać sprzymierzeńców gdzie indziej; znalazł go w Chrystianie II, ale przeciw
Szwecji, z którą w tej konfiguracji Polska znalazła się w jednym obozie.
Przez parę lat wlokła się wojna bez żywszego tempa. Moskwa atakowała
z północy Brasławszczyznę ( 1515) i Witebsk ( I 5 I 6). Litwini wybiegli na naj-
dalsze swoje historyczne granice w kierunku Pskowa pod Opoczkę, ale tam
doznali niepowodzenia (1517). Chwilami teatr wojny zbliżał się do Połocka.
Wojując, jednocześnie traktowano o pokój. Różni posłowie cesarscy, w ich
liczbie słynny [Zygmunt] Herberstein w 1517 r., jeździli na Kreml negocjować
między Litwą i Moskwą, bez skutku. Niezależnie od nich, jednocześnie z wy-
prawą na Opoczkę jeździli do stolicy Rurykowiczów posłowie litewscy [Jan]
Szczyt i [Jan Bogusz] Bohowitynowicz; wrócili z niczym, gdy im odmówiono
Smoleńska. Przy takiej równowadze sił mogłaby się okazać czynnikiem roz-
strzygającym Orda Krymska, gdyby stanowczo i wiernie popierała jedną
stronę.
Chan Mehmet [I] Girej ( 1513-152216 ) rozpoczynał rządy niby przyjaciel
Litwy. Nie mógł się nachwalić przed Wasylem hojności Jagiellończyka: "Oddaj
nam miasta albo przyślij tyle złota, co król; jak tu nie być jego przyjacielem,
gdy latem i zimą śle złoto strumieniami". Rurykowicz, nie mogąc sprostać,
udawał się (już od r. 1512) do Porty z kilkoma projektami koalicji przeciw
Polsce; wprawdzie sułtana Selima, zajętego w Egipcie i Armenu, nie od-
ciągnął, ale widocznie ogólną drogą podkopał "przyjaźń" Girejów, bo już
16 Machmet, a właściwie Mehmed (Mohommed) I, zasiadał na tronie w latach
1516-1523.
89
w r. 1516 część Ordy niby przypadkiem splądrowała Ruś. Dla satysfakcji
inna część, pod Bogatyrem, nawiedziła Moskwę, czym pomogła do obrony
Witebska. Spróbował wtedy senat litewski pokazać gniewną twarz Girejowi:
jego poseł Iwan Hornostaj nie tylko nie przywiózł upominków, ale zażądał
zakładników chańskiej krwi tudzież ewakuacji Oczakowa edynego portu
nad Morzem Czarnym, do którego Litwa rościła jeszcze pretensje). Z urazy
carewiczów skorzystała dyplomacja moskiewska, otwierając im widoki na
Kazań. I oto w r. 1519 spada na Koronę i Litwę dwustronny atak: Moskale
docierają do Oszmiany i Krewa, Tatarzy ża Lwów, Bełz i nawet Lublin.
Ostrogski myślał się zaczaić i zaatakować objuczone czambuły niedaleko gra-
ńicy mołdawskiej, ale wódz zaciągów koronnych [Jan] Tworowski sprowo-
kował bitwę pod Sokalem, która zakończyła się dla obu naszych wodzów cięż-
ką porażką (2 sierpnia).
Widocznie równowaga wśród giaurów dogadzała wyznawcom proroka, bo
już po dwóch latach widać siły krymskie i kazańskie napastujące dla odmiany
Moskwę. Dzięki temu rokowania rozpoczęte w trudnym dla Zygmunta 1530 r.
(po wybuchu wojny pruskiej) poszły po linii uti possidetisl : nie przyniosły
dalszych strat. Zaczynano targ od granic Kazimierzowych, potem Aleksan-
drowych; na ustępstwa od granic wiecznego pokoju 1508 instrukcja królew-
ska "żadną miarą nie pozwalała". Był chwilowo do wygrania atut szwedzki:
korona ofiarowana Zygmuntowi od tyranizowanych przez Chrystiana patrio-
tów. Ale Jagiellończyk zamorskich koron nie łaknął ani nie chciał wikłać
spraw bałtyckich. Gdy Moskwa nawet za cenę zwrotu jeńców nie odstępo-
wała Smoleńska, zgodzono się [1522 r.] na rozejm pięcioletni, taki właśnie,
jakiego potrzebował Zygmunt, aby tymczasem skończyć z Krzyżakami.
14. Wojna pruska
a) Przygotowania Albrechta. Dwaj ludzie przodowali zapałem wszystkim
pionierom niemczyzny nad Pregołą i Niemnem - młody mistrz i znany nam
jego rówieśnik, skłonny do ryzykownych przedsięwzięć Sch nberg. Nic to,
że cesarz opuścił sprawę narodową, reprezentowaną godnie przez Zakon; są
jeszcze Niemcy w Niemczech, a poza ich granicami dobra sprawa także znaj-
dzie wojowniczych szermierzy. W 1516 r. rozpisał mistrz do książąt Rzeszy
apel o pomoc. Odzew brzmiał bardzo chłodno: gdy cesarz piastował sprawę
w swych rozjemczych rękach, któż by tam chciał na własne ryzyko dobywać
oręża? Chyba kurfirst brandenburski Joachim, który zresztą ponad półtora
tysiąca knechtów nie obiecywał. Nawet Deutschmeister oglądał się na land-
mistrza inflanckiego i na swych statutowych doradców, a landmistrz dotrzy-
mywał wierności Litwie. Król duński pomógłby pod warunkiem, że mu naj-
pierw Albrecht pomoże zgnębić Szwedów. Od wyrachowanej Moskwy nadeszła
tylko część subsydium. Niemniej Albrecht, widząc siebie w wyobraźni na czele
kilkunastu tysięcy rycerstwa, jakby za wzorem Moskwy żądał w obliczu pa-
pieża i cesarza zwrotu wszystkich odpadłych od Zakonu ziem tudzież odszko-
dowania za 50 lat ich uzurpacji po 30000 guldenów rocznie, albo w ostatecz-
1' (łac.) utrzymania stanu posiadania.
90
ności - zamiast Pomorza - całej Litwy i Żmudzi, te bowiem kraje i tak
są ciągle napastowane przez Ruś i Tatarów. Równolegle z apetytem rosła
arogancja mistrza i jego podwładnych. Ani pogranicze polskie, ani pruskie
miasta, ani biskup warmiński Fabian, nie mieli spokoju od rozzuchwalonych
sąsiadów. Wtedy to właśnie poselstwo polskie w Augsburgu oświadczyło,
że ziemią polską kupczyć nie myśli i żadnych tej treści kompromisów nie
przyjmie, i wtedy to Erazm Ciołek rzucił w twarz Krzyżakom pamiętną swo-
ją filipikę.
Bądź co bądź, o Pomorzu władny był od 1466 r. orzekać sejm piotrkowski,
a nie sejm augsburski. Przedstawiono stanom w 1519 r. całą powagę zagadnie-
nia. Konsyliarze i delegaci pruscy ocenili ją najlepiej: aby nie wracać do sta-
nu rzeczy sprzed pokoju toruńskiego, trzeba bez wypowiadania wojny ruszyć
na mistrza z silnym wojskiem i wezwać go na hołd do Torunia. Pod wraże-
, niem alarmujących wieści o wojskach zwerbowanych przez Albrechta aż
w Niderlandach, odbył się w Toruniu (w grudniu) [1519 r.] sejm walny, który
nie poskąpił ofiar na uzbrojenie zaciężnego żołnierza, a najgorliwiej zbroił
się pamiętający dobrze krzyżackie rządy Gdańsk.
b) Pierwszy okres wojny. Pod Kołem skoncentrowano przy boku hetmana
Mikołaja Firleja 4000 najemnego wojska; załogi Gdańska i Torunia wzmocnio-
no Polakami. Była w obozie rozmaita zbieranina Polaków, Czechów, Mora-
wian, Mazurów (chociaż mistrz wyraźnie zrywał tylko z narodem polskim,
a nie z królem i nie z Litwą ani z Mazowszem); brakowało zupełnie Litwi-
nów. Co gorsza, brakło z początku dział oblężniczych, chociaż w tej wojnie,
jednej z najważniejszych, jakie dawna Polska prowadziła, miano zdobywać
osobno każdą piędź ufortyfikowanej ziemi, a nie uganiać się po stepach i la-
sach, jak to bywało na kresach wschodnich. Przez okupowaną Pomezanię,
łamiąc opór starego biskupa Joba szły wojska na Kwidzyn i Pasłęk, a wziąwszy
te miasta, podstąpiły pod Bransbergę [Braniewo]. Ani Firlej, ani król kieru-
jący z dala operacjami, nie umieli i nie mieli czym szturmować fortów; nie-
mniej spustoszenie kraju tak podziałało na Albrechta i jego radców, że pier-
wszy obłudnie, drudzy w szerszym przerażeniu starali się o zawieszenie broni.
Gestem pokory chciał mistrz zyskać na czasie, aż ujmą się za nim obcy przy-
jaciele. Jakoż poselstwa jedne za drugim przyjeżdżały do głównej kwatery
Zygmunta ze wstawiennictwem; papież szczególnie był zgorszony, że król
polski, główny filar wymarzonej krucjaty, podnosi rękę na rycerstwo spod
znaku Krzyża i Maryi. Lecz Jagiellończyk zdecydował się wytępić Zakon
całemu szkodliwy chrześcijaństwu, co - zdaniem Ciołka - najformalniej
można zrobić, przenosząc na króla mistrzostwo Zakonu, podobnie jak kró-
lowie hiszpańscy postąpili u siebie z zakonami rycerskimi. Dyplomacji pa-
pieskiej nie szczędził król epitetu: jides graecals, kardynałom zarzucał już
nie interesowność, ale nieufność, że nie wierzą w obiecane kubany. Legaci
papiescy: Guardalfieril9 i [Jan] Tedaldi [Thedaldis] zmarnowali całą wy-
mowę; posłowie niemieccy usłyszeli słowa prawdy: że Albrecht sam ściągnął
na siebie wojnę, intrygując z Moskwą i Tatarami, że nie szanuje traktatów,
że stracił prawa do lenna, że Polska rewindykuje odwieczną swoją własność,
a czyni to własną mocą, podobnie jak papież Juliusz nie czekał na niczyje
ls (łac.) grecka wiara; tu w znaczeniu: "przewrotna".
19 Powinno być: Zachariasz Ferreri, biskup Guardalfieri.
91
rozjemstwo, gdy sięgał po Bolonię i Rawennę. O żadnym zwierzchnictwie nad
Pomorzem papieża, cesarza i króla polskiego, w ogóle o żadnym złagodzeniu
artykułów toruńskich nie może być mowy, raczej o ich zaostrzeniu. Zresztą
Albrecht wewnętrznie daleki był od skruchy. Z wężową giętkością jednak
zapowiedział, że chce jechać do wuja na osobistą rozmowę, przez co spo-
dziewa się odzyskać jego łaskę i przyjaźń. To podziałało na pewne koła pol-
skie, ozwały się głosy, że na przyszłość wystarczy złagodzony układ toruński
(bez artykułu o posiłkach i dostępie Polaków do Zakonu, a nawet bez od-
szkodowania). Rozmowa spłynęła na wiatr, zaś tymczasem usłyszano o zbli-
żeniu się pierwszych z Niemiec lancknechtów.
c) Drugi okres wojny. [Mikołaj] Firlej i Jan Zierotyńscy (Źirotyńscy),
dowódcy czeskich najemników, sami nie wiedzieli, czego się jąć: przyciśniętego
Królewca czy też twardego Braniewa, którego nawet żeglarze gdańscy nie umieli
od morza zablokować. Co prawda, to Albrecht, zamiast brać szturmem Lidzbark
Warmiński potrafił tylko pustoszyć Warmię. Aż tu z początkiem października
[1520 r.] nadciągnęło z Niemiec 14000 ludzi (według innych danych aż
1800 19000 rycerstwa i 8000 piechoty) z różną armatą, pod wodzą Wolfa
Sch nberga i hrabiego Ysenburga2o. Już 12 tegoż miesiąca pod bombar-
dowaniem Niemców padł Migdzyrzecz, czym zaniepokojony król zwołał pos-
polite ruszenie i wzmocnił piechotą Poznań. Ponieważ Niemcy sungli na
Chojnice i Gdańsk, a wielki mistrz starał się im podać dłoń z Królewca,
zależało najwięcej na tym, aby nie dopuścić wodza do armii. Tego dokonał,
zajmując przeprawy wiślane, starosta malborski [Stanisław] Kościelecki. Nas-
tał moment osobliwy. Już po zajęciu Chojnic, Starogardu, Tczewa, Sch nberg
i Ysenburg walili w Gdańsk z Góry Biskupiej, a Albrecht nie chciał przybyć
do ich obozu, bo nie miał gotówki na ich ukontentowanie i bał się wście-
kłości zawiedzionych. Na wieść o odsieczy Firleja spod Braniewa hałastra
odstąpiła i wsiąkła z powrotem w Rzeszę, czym nie zrażony mistrz jeszcze
łupił Mazowsze, a potem o mało nie zagarnął Elbląga. Spustoszone Prusy
dożyły chwili, kiedy już ręce opadły Zygmuntowi i Albrechtowi, zaś nowy
cesarz, Karol V, stanął na ziemi niemieckiej i stanowczo, choć grzecznie wyz-
wał Polskę do zaprzestania działań wojennych. Zadzierać z cesarzem wyda-
wało się nie na czasie, gdy w nim była nadzieja obrony Węgier. Czemuż to
Polsce nie wolno postąpić tak, jak postąpiły z podwładnymi zakonami Hisz-
pania i Anglia? - pytał Zygmunt Habsburga przez posła Hieronima Łaskiego
- wszak na przedmurzu chrześcijaństwa Polska warta tyle, co dziesięć zakonów
krzyżackich. Teraz wszakże Albrecht przypomniał przyznanie wydobyte od
strony polskiej w momencie inwazji Niemców, że jednak sprawa pruska nie jest
tylko wewnętrzną polską. Trudno było cofać to przyznanie w chwili, gdy moc
muzułmańska groziła sąsiednim Węgrom, skąd Ludwik Jagiellończyk wyglądał
polskiej i niemieckiej pomocy. Nie było innego wyjścia, jak zaprosić do Toru-
nia posłów cesarza i króla węgierskiego w charakterze pośredników. Andrzej
Krzycki, jako rzecznik państwa polskiego, z trudem obstawał przy żąda-
niu hołdu, gdy Albrecht gadał o granicach 1453 r. Ostatecznie 5 kwietnia
[1521 r.] ugodziły się strony na podstawie zawieszenia broni, ewakuacji
wojsk, zwrotu jeńców i twierdz, odszkodowania i oddania istoty sporu roz-
zo W nowszych opracowaniach występują jako: Wilhelm von Sch nburg i Wil-
helm hrabia Isenburg. Por. np. Z. Wojciechowski dz. cyt., s.104.
92
jemcom. Rzecz znamienna, że ten wynik, dla Polski wcale nie zaszczytny,
spotkał się jeszcze z protestem przychylnego Niemcom legata Guardalfierego.
15. W ślepym zaułku
Czteroletnia zwłoka przewidziana przy zawieszeniu broni wydawała się
wielkim zyskiem dla mistrza Albrechta. Wszak spór mieli rozstrzygnąć rozjemcy,
z których jeden był z urzędu protektorem niemczyzny, drugi, Ludwik węgierski,
młodzian słabowity i duchem słaby, nie widział ocalenia dla swego królestwa
poza cesarzem. Prędzej czy później musiały wpływy habsburskie omotać jego
i jego dwór i odosobnić go od Zygmunta. Toteż agitacja, propaganda, intryga
działały z Królestwa na Budapeszt2l, Wiedeń i Rzym nieustannie. Myśleli
niektórzy ak margrabia Jerzy Hohenzollern), że można by Albrechta zaspokoić
innymi honorami w służbie Zygmunta I: wyrobić mu ekspektatywę na Cypr,
Mediolan, Neapol; inni, jak Łaski, że ambicję jego można nasycić dowództwem
na froncie moskiewskim lub tureckim, a wówczas poddani jego, dla miłego
spokoju i bezpieczeństwa handlu, przyjmą zwierzchnictwo Polski. Hohenzollern
nie odłączał swego interesu od interesu narodowego Niemiec. Starał się skojarzyć
sprawę pruską z obroną Węgier; obrabiał Anglię i Francję przez Dietricha
Sch nberga; papieża przez prokuratora Zakonu; najpilniej zjednywał sobie
królową Marię węgierską i peszteńskich22 dygnitarzy, tak iż wnet z całego
otoczenia Ludwika tylko narodowa partia czeska zwalczała jego wpływy.
Najszkodliwsze stanowisko dla Polski zajął papież Hadrian VI, rodem Holender.
Nie dość, że popierał on pomysł Karola V, aby sprawę pruską dać do
rozstrzygnięcia władzom Rzeszy (Reichsregiment) z udziałem brata jego Ferdy-
nanda, ale po śmierci Ciołka, nie pytając o zdanie kapituły płockiej ani Zygmunta,
mianował biskupem tamecznym margrabiego Jana, brata Albrechta; znaczyło to,
że już nawet czgść Mazowsza ma podpaść władzy Hohenzollernów, z coraz
dalszym odepchnięciem Polski od morza. Zygmunt ze wzmożoną energią (po
przyjściu na świat pierworodnego syna w 1520 r.) odepchnął to wdzierstwo, jak
odrzucił również ogłoszony w bulli (I 523 r.) projekt przedłużenia rozejmu na dalsze
3 lata; odrzucił forum Reichsregimentu; odrzucił wszelkie odstępstwa od kom-
promisu toruńskiego. Rozwijając ruchliwą akcję dyplomatyczną, zwłaszcza przez
Jana Dantyszka (Flachsbindera), który w swych podróżach poselskich dotarł był
do Madrytu, król zdołał wytworzyć takie przekonanie, że żaden arbitraż nie
przekreśli najżywotniejszego interesu Polski, jakim był dostęp do Bałtyku.
Wielki mistrz ujrzał, że się przeliczył. Czas przestał pracować dla niego,
czas przyniósł w Niemczech rozruchy religijno-socjalne, wojnę szlachecką,
wojnę chłopską, coraz głębszy rozbrat religijny, a we Włoszech i za Renem
coraz ostrzejszy konflikt z Francją. Teraz Albrecht zaczynał naglić; Polska
zwlekała. Zaczęto przebąkiwać, że ona ma dość kłopotliwego mistrzostwa i chce
je odstąpić księciu [Erykowi] brunszwickiemu. Wtedy wysłany do Norym-
bergi przez kanclerzy koronnych Achacy Czema [Cema] wyśledził, że mistrz
Zakonu Maryi więcej niż z cesarzem liczy się z Marcinem Lutrem.
21 powinno być: "Z Królewca na Budg", w wyd.1 błąd w druku.
22 ) Jówczas jeszcze "budzińskich".
93
16. Sekularyzacja Prus
W rzeczy samej, nauki wittenberskie tak dalece podkopały karność kato-
licką Zakonu, że w początkach 1523 r. starszyzna przedłożyła Lutrowi swą
regułę do zbadania. Reformator, w zgodzie z [Filipem] Melanchtonem, uznał
i doradził mistrzowi, aby niedorzeczną regułę rzucić w kąt, poszukać żony
i założyć świeckie w Pru,ach państwo. Lecz czymże będzie takie państwo
o kilkuset tysiącach ludności bez oparcia o cesarza, gorzej nawet, bo zwal-
czane wszystkimi środkami cesarstwa? Musiało ono stać się dependencją Pol-
ski. O warunki podległości wszczęli rokowania margrabia Jerzy i książę Fry-
deryk legnicki (Piast). Zdumienie i zakłopotanie objęło senatorów w Krako-
wie: Polska miałaby stać się popleczniczką herezji? Wnet jednak pierzchły
te skrupuły, kiedy Albrecht dał do zrozumienia, że uznaje dziedziczne prawo
Korony Polskiej nad Prusami. W rokowaniach uwydatniła się alternatywa:
albo zeświecczony mistrz dostanie Prusy Wschodnie powiększone, ale za to
wrócą one do Polski zaraz po jego bezpotomnej śmierci, albo weźmie tylko
Prusy Zakonne w granicach z 1466 r., ale prawo do następstwa rozciągnie się
na wszystkich jego braci. Pierwszą propozycję król z punktu odrzucił; w zwią-
zku z drugą dopilnował ewakuacji pewnych miejscowości, dotąd jeszcze oku-
powanych.
2 kwietnia [1525 r.) nowy wyznawca czystej Ewangelii przybył do Krakowa.
Spisano układ [8 kwietnia], według którego dux Prussiae, albo dux Prussia
(na przemian jeszcze tytułowany także wielkim mistrzem) uznaje siebie len-
nikiem króla polskiego, zobowiązuje się składać hołd osobiście, zrzeka się
praw opartych na dawniejszych przywilejach cesarskich i papieskich, obiecuje
natomiast szanować w swym protestanckim państwie prawa kościołów i bi-
skupów katolickich (warmińskiego i chełmińskiego). Następstwo w Prusach
zapewnia się tylko dwóm braciom byłego mistrza, a nie całej rodzinie23. Bliż-
sze określenie praw suzerena i lennika miało się stać zadaniem późniejszych
układów lub jednostronnych dekretów królewskich.
10 tego miesiąca na rynku krakowskim odbył się akt hołdu, który w zdu-
mienie wprawił współczesnych: prawowierny monarcha wręczył klęczącemu
heretykowi chorągiew z czarnym orłem jednogłowym. W Madrycie wzruszano
ramionami nad takim "uszczerbkiem powagi królewskiej", kardynałowie rzym-
scy, którym Zygmunt, noty lkując swój krok, kazał się cieszyć z tak pokojo-
wego załatwienia sprawy, stwierdzali z gorzkim uśmiechem, że król polski
umie nie gorzej od Maksymiliana stwarzać fakty dokonane. Jednak ani cesarz
nie śmiał zaczepić władcy świeżo umocnionego przez rozejm z Moskwą i przez
przymierze z Danią (z królem Fryderykiem I) i Meklemburgią, ani papież
Klemens VII, wrogo usposobiony do Karola V, nie zaostrzył konfliktu z Pol-
ską; przeciwnie, ustąpił w sprawie płockiej i przysłał Zygmuntowi na krucja-
tę poświęcony miecz i szyszak. Najgłośniej, choć bezskutecznie, protestował
Zakon Krzyżacki; pod jego presją cesarz skazał na banicję, a papież rzucił
klątwę na odstępczego księcia; do Gdańska i Elbląga rząd Rzeszy wysyłał na-
kazy podatkowe, jakby te miasta nie należały do Polski, a na znak ciągłości
23 Układ przyznawał prawo do sukcesji potomkom męskim Albrechta, a w wypadku
ich śmierci także jego trzem braciom i ich męskim potomkom z prawego łoża. Zob.
W. Pociecha dz. cyt., s.133-135.
94
pretensji krzyżackich do Prus Deutschmeister Walter von Kronenberg (Cron-
berg) wyrobił sobie u cesarza zatwierdzenie na stanowisku administratora
odpadłej prowincji (1527), którą później (1530) otrzymał na papierze w lenno.
Dla Polski ważne było, że nowy książę pruski stracił oparcie w Rzymie i Rze-
szy, a nawet musiał nadal szukać opieki Zygmunta przed gniewem cesar-
skim. Od dalszej zręcznej polityki oraz.od siły cywilizacyjnej obu stron zale-
żało, czy Prusy przylgną na stałe do Polski, czy też połączone z Brandenburgią
odcinać ją będą od Bałtyku.
17. Rozruchy gdańskie
Jeżeli luteranizm rozluźnił łączność między Hohenzollernami a cesarstwem
i na wiele lat sparaliżował siłę prężną tego ostatniego, to z drugiej strony
torował on wpływom duchowym Niemiec drogę do tych kół, które odwracały
się od katolicyzmu, zwłaszcza jeżeli trafiał na grunt rasowo pokrewny. Okaza-
ło się to w prowincji pruskiej równoległe z kryzysem państwa zakonnego.
Gdziekolwiek utrzymywało mieszczaństwo, mimo postępującej polonizacji, nie-
miecką kulturę i tradycję, a wielkie miasta: Gdańsk, Toruń i Elbląg pod tym
względem wcale się od r.1466 nie zmieniły, tam unarodowienie nabożeństwa
musiało pogłębić poczucie odrębności wobec Polski tudzież wspólności z Rze-
szą. Tylko że w Prusach Królewskich ruch religijny przybrał od razu (jak
i w wielu miastach niemieckich) charakter walki społecznej z wielką własno-
ścią i kapitałem. Zwłaszcza w Gdańsku, w styczniu 1525 r., pospólstwo
zaatakowało burmistrza Eberharta Ferbera, zarzucając mu, że pod protekcją (nie
bezinteresowną) [Krzysztofa] Szydłowieckiego nadużywa dochodów miasta
dla prywaty; gniewano się też na ksigdza oficjała kujawskiego [Macieja]
Drzewieckiego24, że pociąga mieszczan przed swój sąd duchowny. Ferber
wprawdzie ustąpił, ale magistrat odrzucił żądanie manifestantów, aby się
wyrachować z szafunku grosza publicznego. Wówczas rozruchy się wzmogły.
Żądali agitatorzy jednym tchem skasowania postów, mszy, śpiewu kościel-
nego, wolności głoszenia słowa Bożego, wolności polowania, rybołówstwa
i połowu bursztynu. Nie mogąc zmusić do ustępstw Drzewieckiego, magi-
strat zakazał mnichom wygłaszania kazań, ale to nie uspokoiło tłumów
szturmujących Stare Miasto, a widok wyrychtowanych armat dolał jeszcze
oliwy do ognia. 26 stycznia 1526 r.25 za przewodem kowala Piotra K niga
obalono magistrat, ogłoszono nowy ustrój skrajnie demokratyczny, miano-
wano w kościołach predykantów zamiast proboszczów, skasowano prawie
wszystkie klasztory, znieważając święte obrazy i sakramenty. Po czym nowe
władze wysłały jedną delegację do. Lutra i księcia saskiego Fryderyka Mą-
drego z prośbą o przysłanie lepszych nauczycieli nowej wiary, a drugą do
Zygmunta I z usprawiedliwieniem tego, co się stało. Więcej nawet: prostacz-
kowie cytatami z Biblii próbowali nawrócić samego króla na luteranizm.
24 hodzi tu o Macieja Drzewickiego, który był wówczas biskupem kujawskim
(włocławskim). Por. Polski Slownik Biograficzny, t. 5, Kraków 1939-1954, s. 411.
25 W rzeczywistości nastąpiło to w 1525 r., wspomniany zaś wyżej atak na bur-
mistrza Ferbera miał miejsce w 1522 r. Zob. Z. Wojciechowski dz. cyt., s.179-181.
95
Podobne zajścia, ale na mniejszą skalę, miały miejsce w Toruniu, Elblągu
i na Warmii; protestantyżm, zdawało się, zwycigżał wstępnym bojem; tu
i ówdzie chłopstwo zarażało się agrarnym programem niemieckim, którego
strasznych skutków Rzesza doznała w roku ubiegłym.
18. Kontrakcja i represja
Dotychczas rząd Polski i episkopat słabo i bez zapału zwalczały nowinkarzy;
nie doceniano głębokości rozpoczynającego się w Europie ruchu i nie wiedziano,
gdzie się skończy niezbędna w Kościele reforma, a zacznie odszczepieńcza
reformacja. Ale objawy społeczno-polityczne, które tak ostro wystąpiły w Gdań-
sku, zaniepokoiły senat. Od zdania ludzi nieśmiałych, co chętnie ukryliby głowy
w piasek, żeby nie widzieć niebezpieczeństwa, odbijała rada Łaskiego, aby król
w całym majestacie zjechał na zagrożony posterunek - do Gdańska - i przy-
wrócił porządek. W końcu 1525 r. przesłuchano w Krakowie przedstawicieli
stron, a z wiosną, poprzedzony przez Szydłowieckiego, księcia Jerzego pomor-
skiego oraz biskupów: kujawskiego i kamieńskiego, wkroczył król (17 kwietnia
1526) z licznym wojskiem (8000) do zrewoltowanego miasta. Padł postrach taki,
że luteranie, jak się wyraził pewien kupiec, gotowi byli uwierzyć "nie tylko
w Boga, ale w osła". Bez oporu przywrócono Ferbera i dawnych rajców,
uwięziono 18 nowych, oddano klasztory zakonom, kościoły proboszczom,
skarby kościołom. 14 najwinniejszych ścięto pod Artushofem26, i to niemal
w oczach nowego księcia pruskiego, który asystował przy uśmierzaniu socjal-
nych wichrzycieli, łudząc się, że tym króla pozyska na stronę "czystej Ewangelii".
Zdaniem Łaskiego należało pójść dalej, od represji do kontrakcji w kierun-
ku państwowo-narodowym, a więc ukrócić nadmierne przywileje miasta.
Miękki Tomicki rad był, że Gdańsk w ogóle nie odpadł i nie wytępił u siebie
katolicyzmu, a Szydłowiecki, jeśli wierzyć Krzyckiemu, po prostu sprzedał
sprawę gdańską "za śledzie". Król gwałtownych środków nie lubił i realizował
swój program pomorski stopniowo. Jak przedtem (1512) kompromisowo za-
łatwił z papieżem sprawę obsadzenia biskupstwa warmińskiego (nadal bisku-
pem miał być książę krwi panującej w Polsce, albo jeden z czterech kandy-
datów podanych kapitule przez króla), tak i teraz zostawił Gdańskowi dawny
ustrój radziecki, dodając jednak, jako organ kontroli ludowej, reprezentację
"stu mężów" z pospólstwa. Toruniowi odebrał, ku zadowoleniu szlachty
i duchowieństwa, prawo składu na Wiśle (1509, 1527). Całej prowincji nadał
nowe "konstytucje", którymi zaprowadził w ramach autonomii prowincjo-
nalnej z 1511 r. samorząd wojewódzki (sejmiki). Szlachcie przyznał wyłączne
prawo posiadania ziemi, polowania i rybołówstwa, monetę pruską zrównał
z polską, zarządził kodyfikację prawa chełmińskiego. (Wszystko to zmierzało
do zmniejszenia wpływu bogatych miast i możnowładztwa i do upodobnienia
Prus Królewskich z innymi krajami Korony.) Nie zapomniał i o interesach
polskich w Lęborku i Bytowie, z których odebrał w Gdańsku hołd od książąt
pomorskich Jerzego i Barnima.
26 przed Dworem Artusa ścięto 5 przywódców, a 8 kilka tygodni później w Malborku.
Zob. tamże, s.182.
96
19. Wcielenie Mazowsza
Jeżeli dla Hohenzollernów kraj migdzy dolną Wisłą, Bugiem i Narwią wy-
dawał się naturalnym terenem ekspansji i kolonizacji, tó dla Polski stanowił
on przedmoście w kierunku Bałtyku, a zarazem łącznik z Podlasiem i Litwą.
Kraj, który nawet po wymarciu Przemyślidów jeszcze przez pół wieku hoł-
dował Czechom, a dopiero od 1355 r. Polsce, którego władcy nieraz współ-
zawodniczyli z Jagiellonami na elekcjach, a jeden z nich, Konrad czersko-
-warszawski (1463-1503), dorównał swemu osławionemu przodkowi predylekcją
do Krzyżaków, nie był łatwo strawnym nabytkiem dla Korony Polskiej, miał
dużo odrębności w prawie i obyczaju, oraz świadome pragnienie tej odrębności,
jak wiemy też, bardzo powoli, kawałkami dawał się wcielać do państwa:
Gostynin i Rawa (1462), Sochaczew (1476), Płock (1495).
Sejmików ziemskich Mazowsze nie znało, tylko sejmik generalny warszaw-
ski, na który książę oprócz dygnitarzy zwoływał także szlachtę, a to dla
załatwienia spraw sądowych oraz stanowienia uchwał (laudów) w przedmiocie
nastręczających się kwestii prawnych. Zresztą podobne lauda uchwalano tak-
że na wiecach sądowych niższej instancji, jakie się odbywały w poszczegól-
nych ziemiach.
Po Konradzie została wdowa Anna z Radziwiłłów jako opiekunka dwóch
córek: Zofii za Stefanem Batorym, palatynem Węgier, Anny, oraz dwóch
synów: Stanisława i Janusza. Konszachty dworu warszawskiego z Zako-
nem trwały i w tej ostatniej generacji Piastowiczów. Z gmunt I, choć miał
prawa do Wizny, oddał ją stanom mazowieckim, aby nie drażnić ich dziel-
nicowej ambicji; interweniował w sporach księżnej ze stanami, przyśpiesza-
jąc przyjęcie rządów przez młodych książąt. Obaj młodzieńcy pomarli w
wieku lat 24: Stanisław 9 sierpnia 1524 r.2', Janusz półtora roku po nim
[9/10 marca 1526]. Prosta dewolucja, tj. powrót księstwa do Korony Pol-
skiej, zrazu nie w smak była Mazowszanom: im więcej pretendentów, tym
łatwiejszy będzie targ o przywileje. Zgłaszał się tedy do spadkobrania ów
Batory; brata swego Wilhelma zalecał księżniczce Annie na męża książę
pruski; mówiono, że i cesarz Karol chętnie odstąpi Bonie księstwo Bari w
zamian za Mazowsze, i Ferdynand odnowi pretensje korony czeskiej. Po-
nętną dla dynastii radę podsuwali Litwini; aby Mazowsze oddać Zygmun-
towi Augustowi, to wówczas koroniarze tym łatwiej przyjmą go za króla.
Lojalny król nie dał się tym skusić; prosto z Gdańska zjechał do Warsza-
wy i 13 września [1526 r.] zatwierdziwszy przywileje, odebrał przysięgę sta-
nów. Nie dał Mazurom upragnionego królewicza (choć przypuszczalnie
Bona za nim agitowała), sprowadził ich posłów na sejm do Piotrkowa,
a kiedy ci przyjechali bez pełnomocnictw, on następny walny sejm całej
Korony zwołał do Warszawy, gdzie pod jednomyślnym naporem całej
szlachty koronnej dokonało się zjednoczenie (1529). Generał pozostał po
części (i to na krótko, do 1540 r.) organem sądowym byłego Księstwa, po
części, na dalszą przyszłość, przygotowawczą naradą posłów 10 ziem przed
każdym sejmem walnym. Piotrkowski przywilej inkorporacyjny z 24 grud-
nia 1529 r.2g, uznał Mazowsze za część Wielkopolski, tak zwane excepta
z' Książę Stanisław zmarł 8 sierpnia 1524 r.
Zs W rzeczywistości nosi on datę 27 grudnia 1529 r: Por. tamże.
4 - Dńeje Polski nowożytnej - tom I
mazowieckie29 w prawie sądowym zachowały powagę do najpóźniejszych
czasów, zasadniczo jednak obowiązywała między nowym województwem ma-
zowieckim a resztą Korony wspólność urządzeń, praw i cigżarów obywatelskich.
20. Sprawa wggiersko-czeska
Dojrzały tymczasem, ale nie dla Polski, owoce wiedeńskiego zjazdu i dawniej-
szych stypulacji węgiersko-rakuskich, dojrzały zaś głównie pod tchnieniem
niebezpieczeństwa wschodniego. Sułtan Soliman [Sulejman] Wspaniały prze-
rzucił siły zdobywcze swego państwa z Azji do Europy. W 1521 r. opanował
Belgrad. Ciężka stała się sytuacja owych żywiołów narodowych w Pradze
i Budzie, co nie chciały Habsburga, a nigdzie w Europie wskazać nie umiały
innego czynnika, który by był zdolny wesprzeć królestwa Arpada i Przemysła
przeciw Osmanom; porywały się na samodzielne wystąpienia, alejak widzieliśmy
na przykładzie rzymskiej elekcji, czyniły to niefortunnie. Animuszu dodawała
Francja. Posłowie jej, Mallzan (1518), Langhac i Lameth (1519), docierali
w przebraniu do Zygmunta I, aby go nęcić do wielkiej, śmiałej polityki
przeciwrakuskiej3o. Król ostrożnie, drogą pośrednią słał do Paryża apologię
swych postępków; królowa chętnie by wydała jedną z córek za francuskiego
królewicza. Na te dobre chęci Paryż odpowiedział życzliwie misją [Antoniego]
Ricona (de Medina del Campo), zachwalając mieszane małżeństwa nie tylko
wśród książąt krwi, ale i między szlachtą obu państw. W 1524 r. Hieronim Łaski,
najbardziej rzutki z naszych dyplomatów,jest znów nad Sekwaną, układa sojusz
polsko-francuski, oparty na podwójnym małżeństwie Walezjuszów i Jagiello-
nów, którego jednak król nie odważy się nigdy wprowadzić w czyn ani nawet
podpisać. Wystarczył rozgłos tego traktatu połączony z plotką, jakoby dwór
warszawski3l przeznaczał księstwo Bari dla papieża, dla Francji, czy też nawet dla
Porty (aby jej apetyt odwrócić od Węgier na kraje południoworakuskie), a już
Karol i Ferdynand okazali skutecznie swe niezadowolenie, odkładając na później
wydanie Bari królowej Bonie, sułtan zademonstrował jeszcze groźniej, gdyż
właśnie w roku owego polsko-francuskiego zbliżenia (1524) pozwolił najpierw
Turkom, potem Tatarom najechać południowe kresy Rzeczypospolitej32. Najazdu
tego nie tylko nie pomszczono, ale wysłany zaraz do Stambułu poseł [Stanisław]
Sprowski, zawierając na 3 lata (IS listopada 1525) pokój z Solimanem, musiał się
wyprzeć przypisywanych Polsce widoków na porty czarnomorskie.
29 (łac.) wyjątki. Tzw. excepta mazowieckie - zatwierdzone przez sejm 1577 r.-
były to niektóre przepisy prawa zwyczajowego, pozostające w użyciu na Mazowszu po
przyjgciu przez szlachtę mazowiecką w 1576 r. prawa koronnego. Zob. Historia pań-
stwa i prawa Polski, t. 2, Warszawa 1966, s. 23-24,166.
30 Joachim Maltzan (Moltzan, Mallzan) nie dotarł do Polski, w 1519 r. przybyli
natomiast Jan de Langeac (Langhac) i Antoni de Bussy-Lameth. Zob. A. Wyczański
Francja wobec państwjagiellozskich w latach 1515-1529, Wrocław 1954, s. 44.
31 powinno być: "krakowski".
32 powyższy fragment mógłby sugerować, że najazd turecki nastąpił w związku
z polsko-francuskim porozumieniem, co jest nieprawdą. Turcy napadli na Polskę
w czerwcu 1524 r., a porozumienie zawarto w kilka tygodni później. Por. A. Wy-
czański dz. cyt., s.103-104.
98
Sens polityczny nauczki otrzymanej w ubiegłym roku od obu cesarzy,
chrześcijańskiego i muzułmańskiego, polegał na tym, że na pół bezbronna
Polska zygmuntowska nie potrafi ani zaważyć na szali wypadków zachodnio-
europejskich (klęska i niewola Franciszka I w bitwie pod Pawią), ani roz-
i strzygnąć po swej myśli bliskiej sprawy węgierskiej. Otwarła się owa s rawa
, z dniem klęski i śmierci Ludwika II pod Mohaczem (29 sierpnia 1526). Zal się
zrobiło królowi bogatej jagiellońskiej spuścizny, od razu, nie bacząc na kon-
sekwencje wynikające z wiedeńskiego układu wystąpił sam jako pretendent
dziedziczny do korony św. Wacława i jako kandydat na elekcję do tronu
! św. Szczepana [Stefana]. Zimne słowa missywy33 królewskiej do Czechów
i Ślązaków, pozbawione wszelkiego słowiańskiego akcentu, wywarły odwrotny
skutek: Czesi woleli poddać się Ferdynandowi, byle zachować formę elekcji.
Na Węgrzech palatyn Batory boczył się na Polskę z powodu sprawy mazo-
wieckiej, zaś jego wróg, narodowiec Zapolya, jeżeli chciał się narażać na
walkę z Habsburgiem, to dla swojej własnej kandydatury, a nie dla Zygmun-
ta, którego mieli zalecić spóźniający się na elekcję posłowie Krzycki i Sprow-
ski. 10 listopada (1526 r.) drobiazg okrzyknął królem w Alba Julia [Stuhl-
weissenburg, Szekesfehervar], Zapolyę; 10 grudnia34 żywioły możniejsze
wybrały na sejmie Ferdynanda.
Mimo wszystko trudno było zrezygnować całkowicie z Węgier, gdy Zapolya
otwierał widoki następstwa po sobie bądź Zygmuntowi Augustowi w całych
Węgrzech, bądź królewnie Jadwidze35 w Siedmiogrodzie, warto było trzymać
rękę na sprawach węgierskich, aby tym przeciwważyć nacisk Habsburgów na
sprawy polskie, litewskie i pruskie. I oto Szydłowiecki wyjednywa u Fer-
dynanda zawieszenie broni (kwiecień 1527), wdraża rokowania pojednawcze;
pobitemu pod Tokajem (27 września)36 Zapolyi Polacy okazują żywą sympatię.
Po trosze głoszona neutralność polska przybiera osobliwe kształty. Hieronim
Łaski pod pozorem pobożnej pielgrzymki wymyka się nie do Loreto, ale do
Budy; stamtąd do Bawaru, Francji, Anglii i Danii, aby snuć robotę przeciw-
habsburską. A zaraz potem tenże kondotier-dyplomata zawozi sułtanowi hoł-
downiczą deklarację Zapolyi i wyjednywa dlań lenne królestwo na Węgrzech
wraz z sojuszem i obietnicą posiłków. Nie ulegało wątpliwości, że Hieronim
Łaski zmierzał do wciągnięcia Polski na tor walki z Habsburgami i że działał
w porozumieniu ze stryjem, prymasem. Jan Tarnowski gościnnie przyjął
w swych dobrach Zapolyę, pobitego po raz drugi (pod Koszycami, 1528).
Jednak nawet w ówczesnymůkłopotliwym dla Karola V położeniu rzeczy
(wojna z ligą koniacką) [z Cognac] wielu uważało grę Łaskich za ryzykowną.
Poseł Jan Tęczyński musiał się wypierać roboty wojewody sieradzkiego (trze-
ba bowiem pamiętać, że w tym samym czasie, pod egidą Herbersteina, na-
stąpiło w grudniu 1526 r. przedłużenie rozejmu z Moskwą). A już stanowczo
przebrali miarę przeciwnicy Habsburgów w 1529 r., kiedy Hieronim Łaski
naprowadził na Wiedeń inwazję Solimana, a Zapolya sułtańskim gniewem
groził Polsce, jeżeli nie wyjdzie z neutralności. Doczekał się sędziwy prymas
33 Tj. posłania.
34 glekcja Ferdynanda nastąpiła 16 grudnia 1526 r.
35 powinno być: "królewnie Izabeli".
36 Nowe opracowania podają, że bitwa pod Tokajem rozegrała się 26 września
1527 r. Por. np. A. Wyczański dz. cyt., s.129.
99
ostrego monitorium od papieża Klemensa, i tak je wziął do serca (choć go
Zygmunt nie dał ogłosić), że niebawem umarł (1531). A dwór i senat ukarto-
wały w Poznaniu 10 listopada 1530 r. małżeństwo Zygmunta Augusta z arcy-
księżniczką. Zaśadzie neutralności o tyle stało się zadość, że pokoju z Turcją
ani na jotę nie naruszono; owszem, po dwóch Iatach zamieniono rozejm
w traktat wieczysty (1532)3'. Tu znów, jak z powodu zjazdu wiedeńskiego
1515 r., można zauważyć, że ta dwustronna przyjaźń sama przez się nie była
polityczną niedorzecznością; ani Węgier wydzierać Habsburgom, ani Mołdawii
Osmanom interes polski nie kazał; dwustronna przyjaźń stanowiła atut w grze
o inne interesy, bardziej żywotne.
21. Konflikt z Mołdawią; tarcia z Tatarami
Zbliżała się na wschodzie koniunktura, żywo przypominająca pierwsze lata
rządów Zygmunta.
a) Na tron mołdawski dostaje się, zamordowawszy hospodara Stefana IV
(1517-1527), Piotr Raresz zwany Petryłą. Ten niespokojny duch żywił ambi-
cje na miarę Stefana Wielkiego i próbował jak on dla uzyskania niezawisłości,
a nawet nabytków, wygrywać jednych sąsiadów przeciwko drugim. Zaczął,
jak Bogdan, od przyjacielskich oświadczeń pod adresem Polski; ale jedno-
cześnie próbował przez posły nawiązać kontakt z Wasylem; poselstwa tego
Polacy nie przepuścili, wiedząc, że hospodar złożył hołd sułtanowi, i że myśli
znów o Pokuciu. Rzeczywiście, Petryło wtargnął do ziemi halickiej i zagroził
Lwowowi. Sam przez się Raresz nie byłby straszny, ale działał w porozumieniu
z Moskwą i jako hołdownik sułtana mógł sobie na wiele pozwalać albo nawet
sprowokować wojnę między Polską a największą ówczesną potęgą militarną.
Dlatego żywa radość zapanowała, gdy hetman Jan Tarnowski najpierw prze-
trzepał napastnika pod Goźdźcem (18 sierpnia [1531 r.] nad Dniestrem), a potem
zbił doszczętnie pod Obertynem (22 tegoż miesiąca). Przypieczętować tego
zwycięstwa wyprawą karną do Mołdawu Polacy by się nie odważyli, o czym
wiedząc, Piotr w dalszym ciągu napastował i dokuczał, a jako pośrednika
w sporze wysuwał Zapolyę. Strona polska apelowała aż do Ferdynanda i do
Solimana, aby swym wpływem poskromili nieznośnego sąsiada. Kiedy wreszcie
poseł Piotr Opaliński uzyskał przedłużenie pokoju z Portą, powtarzano sobie
z ulgą słowa Krzyckiego, że nadal będzie można spać na oba uszy, byle po-
rządek zaprowadzić w domu. Tymczasem wikłały się mocno
b) Sprawy tatarskie. Pod rządami niewojennego chana Seadet Gireja wy-
buchły w Krymie wielkie kłótnie. Jeden pretendent, Islam, siedział w Czer-
kasach pod opieką starostów kresowych: Przecława Lanckorońskiego i Ostafie-
go Daszkiewicza; drugiego, starego Szich Achmeta, rząd litewski teraz właśnie
wypuścił z Trok, aby tym bardziej zawichrzyć sprawy krymskie i w mętnej
wodzie złowić dla Wielkiego Księstwa nie lada zysk, bo Oczaków. Niedawno
3' W rzeczywistości nastąpiło to w 1533 r. Zob. Historia dyplomacji polskiej, t. 1,
Warszawa 1980, s. 657. Dalsze przypisy korygujące daty traktatów i nazwiska posłów,
jeśli nie zawierają odnośników bibliograficznych, oparte zostały na 1. i 2. tomie tego
wydawnictwa.
100
właśnie kusili się o ten port Lanckoroński i Daszkiewicz (1528), [Jerzy] Jazło-
wiecki [1529], udając, że działają za zgodą Islama. Przypomniano dawne prawa
Litwy do Kaczybeja, czyli dzisiejszej Odessy. Na sejmie 1533 r. Daszkiewicz
rozwijał wielkie plany utrzymywania flotylli kilkuset statków na Dnieprze,
z którą współdziałałoby kilka tysięcy konnicy.
Nim jednak znalazły się jako takie środki na wykonanie czarnomorskich
zamysłów, sułtan osadził na miejscu Seadeta (po jego klęsce i rezygnacji)
Sahib Gireja. Niemniej Islam pozostał potęgą i ktokolwiek liczył na Krym,
musiał nadal wybierać między nim a Sahibem. Jedne i drugie komplikacje,
wołoskie i krymskie, mogły odegrać ważną rolę w razie konfliktu z Moskwą.
22. Trzecia wojna moskiewska (1534-1537)
Przybrała dla Litwy charakter rewindykacyjny, chociaż zrodziła się z dąż-
ności zaborczych Wasyla III. Rurykowicz systematycznie dążył do swego
głównego celu, aby zostać nie tytularnym władcą Wszechrusi, ale rzeczy-
wistym panem Kijowa. Miał już przymierze z Petryłą; pozbył się z Kazania
niewygodnego Sahib Gireja i Iiczył na dywersję Islama na Krymie. Tylko
wojsk należytych nie przysposobił i sił własnych nie obliczył starzejący
się władca: 3 grudnia 1533 r. umarł, pozostawiając syna, jedynaka z Heleny
Glińskiej, Iwana. Teraz duch pokojowy zawładnął Kremlem; teraz bojarowie
upewnili Litwę, że chcą z Zygmuntem żyć tak zgodnie, jak żył nieboszczyk.
Owszem - odpowiedziała rada litewska - my także chcemy żyć zgodnie,
jak żył Kazimierz Jagiellończyk z Wasylem II i, do czasu, z Iwanem III, tzn.
w traktatowych granicach z 1449 r. Chwila wydawała się wymarzoną:
w Moskwie walki o władzę - z Krymem, a nawet z chańskim rywalem,
Islamem, dobra zgoda. Tylko o środkach wojennych panowie rady pomyśleli
jeszcze gorzej niż bojarzy na Kremlu, zwłaszcza pospolite ruszenie Litwy
było w stanie opłakanym. Dość powiedzieć, że kiedy Zygmunt zwołał je na
popis przed wyprawą, ogromna część rycerstwa, odbywszy popis, odjechała
do domów, a nie do obozu. Wyprawa koniuszego Czyża i wojewody kijow-
skiego Niemirowicza [Andrzeja Niemirycza] na Homel, Czernihów, Sta-
rodub nie dała nic prócz spustoszenia połaci kraju. Co gorsza, wytworzyła
ona w Moskwie nastrój wojny świętej, czego wyrazem stały się inwazje paru
armii, sięgające ogniem i mieczem pod samo Wilno (w zimie 1534/1535).
Teraz dopiero zrozumiano na Litwie znaczenie wspólnego frontu z Polską.
Sejm piotrkowski nie odmówił zaciągów, a poprowadzili je za Dniepr Tar-
nowski, Andrzej Górka i inni panowie. 16 lipca [1535] zdobyli Homel i wnet
zaatakowali Starodub. "Podstąpili czarodzieje pod zamek, podkopali się, pod-
sypali złe ziele, podpalili i silny grom wyrwał ścianę"; przy wzięciu zamku
szturmem 1400 obrońców, którzy nie usłuchali propozycji poddania się, ścięto.
Zbrakło natomiast srogości na własnych żołnierzy, gdy odmówili dalszej
służby i tym zmarnowali owoce zwycięstwa. A było ono tym prawdopodob-
niejsze, że Jazłowiecki łatwo zlikwidował zamówioną z Mośkwy inwazję Petry-
ły, a w Kazaniu znów przeważyły żywioły wojownicze. Przekonawszy się
o obustronnej niegotowości, przystąpiono do rokowań w Moskwie [1537], a nie
na granicy, jak proponowali Litwini. Zwykłym sposobem zaczynano targ od
101
maksimum, aby następnie zejść na dylemat: granica 1508 czy 1522 r. i przyjąć
na czas rozejmu, tj. 1542 r., te ostatnie granice z pewną na rzecz Litwy po-
prawką; wprawdzie bowiem w północno-zachodnim kącie województwa po-
łockiego Moskale zatrzymali nowo zbudowany silny zamek Siebież; za to ni-
żej, nad Dnieprem, Homel z rozległą okoliczną ziemią nabyła Litwa. Objęciu tym
traktatem hospodara wołoskiego sprzeciwił się król, który oświadczył, że chce
tego zbuntowanego lennika ukarać.
Piotr Raresz głównie liczył na to właśnie, że go za lennika uważa trzech
potężnych sąsiadów, z których zawsze można wygrać jednego lub paru prze-
ciw reszcie. Naraziwszy się Porcie zamordowaniem tureckiego komisarza
[Ludwika Alojzego] Grittiego, łudził teraz Ferdynanda, że mu pomoże w po-
trzebie przeciwko Turkom i Zapolyi. Habsburg chętnie umaczał ręce w spra-
wie, gdzie nic nie miał do stracenia, a dla korony węgierskiej sporo do od-
zyskania. Posłowie jego w latach 1535-1537 jedni po drugich występowali
w Krakowie z tezą, że Mołdawia jest lennem Węgier, a Pokucie jej przynależ-
nością, co Polacy razem z mediacją habsburską odrzucili z punktu, już choćby
ze względu na Turcję, której panowanie w razie ustępstwa sięgnęłoby pod
Halicz. Także i mieszającym się w nie swoje rzeczy posłom moskiewskim
zagrodzono drogę do Mołdawu. Na krętacza Petryłę, co oszukiwał wszystkich
i nawet popisywał się swym cynizmem, nie było innej rady prócz wyprawy
karnej. Hospodar był osamotniony, na niczyją pomoc zbrojną, ani rakuską,
ani turecką, ani moskiewską, nie mógł wówczas liczyć. Uratowała go polska
szlachta w okolicznościach, które nagle odsłoniły głęboką szczerbę w świetnej,
renesansowej budowie jagiellońskiego państwa.
Rozdzial II
Praca wewnętrzna
1. O skarb i wojsko
Do uporządkowania gospodarki państwowej przystąpił Zygmunt zaraz po
koronacji, jeszcze przed pierwszą wojną, na sejmie 1507 r. Bo też sprawa
była nagląca. Na pergaminie istniał rozbudowany za Olbrachta i Aleksandra cały
system opłat na rzecz państwa, oprócz dochodów, które król czerpał z królew-
szczyzn (domen) i regaliów (żup solnych i kopalni). Więc "cyza" generalna, czyli
podatek obrotowy od kupna - sprzedaży; pogłówne, obciążaj ące właścicieli wsi
(po grzywnie od wsi) oraz mieszkańców wsi i miast; łanowe, którego nie
pobierano tylko od gruntów dworskich uprawianych przez czeladź; szos
majątkowy od mieszczan; podatek czynszowy od kapitałów królewskich,
duchownych i szlacheckich; czopowe od wyrobu i wyszynku napojów; cła
przywozowe i wywozowe.
Z powyższych źródeł umieli doradcy Aleksandra wydobyć tyle grosza i tak
nim rozszafować, że podskarbi Andrzej Kościelecki zastał (po Jakubie Szydło-
wieckim) w kasie 61 złotych i blisko 100000 florenów długu.
Pierwszym dziełem Zygmunta była mennica założona w 1507 r. przy po-
parciu rodziny Bonerów, którzy mu pożyczyli znaczne kwoty; zaraz potem
102
przystąpiono do wykupu zastawionych i rabunkowo eksploatowanych kró-
lewszczyzn. Na najbliższe potrzeby wojskowe uzyskano od papieża 2/3 pie-
niędzy zbieranych w Polsce na Rzym z okazji jubileuszu. Ale takie półśrodki,
rzecz prosta, nie wystarczały; chodziło o budowę trwałą, godną mocarstwa
Jagiellonów. Były wówczas w obiegu - poza ustawodawstwem i praktyką
skarbową - pewne postulaty teoretyczne dotyczące środków na obronę, ale
ani od [Jana] Ostroroga, który obostrzyć radził przepisy o pospolitym rusze-
niu, ani od Stanisława Zaborowskiego, co zbyt radykalnie chciał odebrać
królewszczyzny i wprowadzić w państwie powszechną służbę wojskową, ani
od innych projektodawców, co opodatkować myśleli tylko kapitały, a dla
państwa uważali 600 7000 wojska za dostateczną obronę, nie można się było
niczego nauczyć. Wyjątkowo tylko stany pruskie poświęciły 10"/o dochodu na
spodziewaną wojnę z Zakonem. Reszta Polski w dobie Wiśniowca, Smoleńska,
Orszy, Sokala, Mahacza, zachowała się wobec patriotycznych odezw króla
bardzo odpornie. I tak: duchowieństwo pozbyło się łatwo ciężarów, które już
było przyjęło pod presją Łaskiego. Sejm przyjmował pospolite ruszenie i to
w ostateczności; kiedy król na sejmie krakowskim 1512 r. uprojektował w se-
nacie pociąganie do opłat osób zobowiązanych do ruszenia, Wielkopolanie
w Kole przyjęli zasadę relucji (spłaty), lecz Małopolan dwór wolał nie pytać
o zdanie. Stąd wzmożona w obu dzielnicach nieufność; za owe spłaty nawet
skromnego trzytysięcznego korpusu nie udało się wystawić.
Na sejm piotrkowski w listopadzie 1512 r. wniesiono projekt, aby ciężar
obrony kresów (bo o nie głównie chodziło), przeliczony na pieniądze, dźwigały
po kolei różne okręgi państwa w liczbie 5, a tylko szlachta ruska czuwałaby
ciągle. I tej skromnej ofiary odmówili pierwsi Wielkopolanie, aby sobie wy-
targować w Kole zniżenie jej do połowy; Małopolanie przyłączyli się do ich
stanowiska. Razem miało być tej stałej armii raptem 3000, gdy król fran-
cuski prowadził do Włoch 90000, a sułtan rozporządzał paruset tysiącami.
W wykonaniu, gdy doszło do popisów (konskrypcji) oddziałów po dzielnicach,
ujawniła się wszędzie taka silna niechęć, że król nie odważył się stosować konfis-
kat na opornych. Po roku opór bierny doprowadził w Krakowskiem do
publicznej protestacji. W ten sposób upadł plan zorganizowania obrony
szczupłej, lecz stałej, i od 1515 r. sejmy uchwalają pobory nieraz nawet
znaczne, ale doraźne. Wciąż pokutuje w głowach gospodarzy kraju mniema-
nie, że podatek to rzecz anormalna, wyjątkowa, że król winien bronić wszyst-
kich poddanych; toż według słów Wielkopolan (1526) po wojnie trzynastoletniej
(rzekomo) przez lat 30 nie uchwalono podatków.
Dopiero w 1527 r. przeprowadził Zygmunt na sejmie krakowskim ustawę
o taksacji: na sejmikach wojewódzkich miano wybierać do pomocy kasztela-
nom po dwóch taksatorów ziemian, ustanowiono dozór nad poborcami; król
z hetmanem miał wyznaczać poruczników zaciągu wojewódzkiego; duchowień-
stwo miało taksować swoje dobra samodzielnie. Wynikało stąd jednak tyle
kwasów i zażaleń, że ostatecznie spalono wszystkie akta komisji szacunko-
wych, "aby żaden ślad ich pracy w pamięci ludzkiej nie pozostał".
I oto, po 12 latach zabiegów i pouczeń, cała "obrona potoczna kresów"
spoczywała dalej na rotach zaciężnych, które w Koronie rzadko przekraczały
liczbę 3000 głów. Litwa ufała raczej zamkom ukrainnym, ale ufała niesłusznie,
bo zwinny wróg przemykał łatwo między nimi, obławiał się w jasyr i kosz-
towności i dopiero za powrotem przez Wołyń bywał trzepany przez ruchli-
103
wych koroniarzy. Później - mniej więcej od 1528 r. - roty koronne rozcią-
gnęły się aż po Dniepr, aby mieć oko zarazem na wroga, Moskwicina; liczeb-
ność ich odpowiednio wzrosła. Wsławili się na Podolu starostowie-rotmistrze
Przecław i Stanisław Lanckorońscy, Kamienieccy, Strusiowie, panowie z Chod-
cza, w Kijowszczyźnie wojewoda Niemirowicz, Ostafi Daszkiewicz starosta
czekarski; szkoda, że ta dzielna siła zbrojna, ta straż ochronna polskich prac
kulturalnych na kresach, była w dobie Wasylów, Solimanów, Ferdynandów
i Albrechtów jedynym stałym wojskiem państwa Jagiellonów.
2. Z senatem czy ze szlachtą?
Już pierwsze doświadczenia poczynione z sejmikami musiały Zygmunta
przekonać o tym, że żywioł szlachecki, któremu w orgdziach na sejmiki przed-
kładał wymogi państwa, nie dojrzał do ich rozpatrywania. "Nadmierna, abso-
lutna wolność", "szalone plebiscyty", "związanie rąk" królowi - w takich wy-
razach potępiał nieraz król najważniejszy wynik polityki ojcowskiej i brater-
skiej polegający na tym, że już wszystko oddano szlachcie za doraźne korzyści
i że już nie było o co z sejmikami się targować. Co gorsza, nie było na kim
przeciw nim się oprzeć. Takiej oligarchii, która by pokierowała państwem,
nie było ani za Aleksandra (wiadomo, że oddanie jej całego rządu w osławio-
nym "przywileju mielnickim" 1501 r. należy do legend), ani za Zygmunta,
w gruncie rzeczy bowiem te same rody kierowały w początkach obu izbami
sejmu i dopiero potem, gdy król za pomocą nadań umyślił stwarzać koło siebie
elitę arystokratyczną, demokracja sejmikowa nastroiła się nieufnie wobec pa-
nów. Bądź co bądź, wśród tych Kościeleckich, Tarnowskich, Tęczyńskich,
Łaskich, Szydłowieckich, Kmitów, Górków, Jazłowieckich, łatwiej było o ludzi
rozumiejących rację stanu niż w szarym pospólstwie prowincjonalnym. Dla-
tego król z początku darzył senatorów zaufaniem i łaską, przez nich chciał
wpływać wychowawczo na młodszą brać szlachecką, zobowiązywał ich pod
karami do bywania na sejmikach. Przyszła chwila, kiedy się do nich rozcza-
rował, dostrzegłszy, że nie mają odwagi cywilnej i że przez swe zawiści
i intrygi doprowadzają gmin do jeszcze większego rozpanoszenia. Po 1520 r.
coraz więcej na sejmach zaburzeń; z sejmików szlachta tu i ówdzie pędzi
senatorów. Późniejszy senat kreacji Bony obfituje już w karierowiczów bez
kręgosłupa, na przemian uległych dworowi lub tłumom. Ale i pokolenie
Łaskich i Szydłowieckich nie okazało rozumu wobec najważniejszego za-
gadnienia naszych wewnętrznych dziejów XVI w., zagadnienia reprezentacji
narodowej.
3. Sejm na rozdrożu i na bezdrożach
Z braku środków na politykę zagraniczną i z braku zdolnej do zagarnięcia
władzy arystokracji, skoro o żadnych rządach bezsejmowych nie mogło być
mowy, nasuwała się raczej kwestia usprawnienia sejmu. Liczba posłów wzro-
sła między r. 1511 i 1528 z 34 na 88, przy czym stało się zasadą, że ich wy-
104
bierają nie trzy zjazdy prowincjonalne, lecz sejmiki ziemskie. Dwie kapitalne
kwestie czekały teraz na rozstrzygnięcie: czy uda się zorganizować racjonalnie ów
communis consensus, tj. uświęcić zasadę większości głosów, i czy sejm zdoła
narzucić wolę sejmikom, czy też one rozpruwać będą jego uchwały. Od
nagromadzenia mądrych precedensów zależała cała przyszłość polskiego parla-
mentaryzmu i Zygmunt I doskonale zdawał sobie sprawę z doniosłości
historycznego momentu. W instrukcjach na sejmiki raz po raz żądał dla posłów
nieograniczonych pełnomocnictw od wyborców i tłumaczył, jakie nieszczęścia
ściąga na państwo limitatapotestas 3s, "zamierzona moc" posłów. Tymczasem od
początku panowania zakorzenił się nałóg przeciwny. Albo posłowie nie mają
dostatecznych mandatów, albo po sejmie całe województwa odrzucają uchwały
większościjako powzięte bez ich zgody. Tak było w 1526,1528 r. i nieraz później.
Oporu całej prowincji, a choćby i paru województw, później nawet pojedynczego
województwa, nie złamałby ani starosta, ani wojewoda, ani hetman. Znów musiał
król pouczać, że sejm walny reprezentuje całą Rzeczpospolitą i że zgodnych
uchwał trzech "stanów" (choćby nie każda izba działałajednomyślnie) przekorny
sejmik nie może obalać. Gdy ta perswazja nie skutkowała, gdy izbg poselską
coraz częściej zakłócała prywata lub partykularyzm, król apelował do bezimien-
nej masy wyborców lub prosił na sejmikach posejmowych o uzupełniające
uchwały. On to sam w 1523 r. poradził szlachcie, by dyktowała posłom pisemne
zlecenia, oczywiście w duchu potrzeb całego państwa. Stąd wyrosły z czasem
słynne instrukcje poselskie, które przez parę wieków paraliżować będą zdrowy
rozwój parlamentaryzmu39. W ogóle wieloletnia praca sejmowa Zygmunta (na
35 zgromadzeniach)4o, nie poparta należycie przez senat, a przeciwnie, podko-
pywana później przez magnatów, dała wynik ze wszech miar ujemny. Cóż
znaczyła uchwała z 1540 r., zresztą kwestionowana przez sejmiki, o niepomnaża-
niu Iiczby posłów ponad zwyczajną normę, wobec faktu, że już cała szlachta
nauczyła się tłumaczyć ów communis consensus jako jednomyślne przyzwolenie
na ustawy wszystkich posłów ziemskich.
4. Ustawodawstwo
Do ugruntowania praworządności, wykształcenia myśli prawniczej i mocniej-
szego zespolenia dzielnic wiodła droga przez należytą publikacjg ustaw, ko-
dyfikację zasad w życiu obowiązujących i umiejętne uzgodnienie ich na obsza-
rze państwa. Za Zygmunta Starego pierwszy raz (po Statucie Łaskiego 1506 r.)
doszło w 1524 r. do ogłoszenia wszystkich nowych konstytucji (od 1507 r.).
Wychodziło tych praw dużo - zarówno z dziedziny iuris communis4l, objętego
3s (łac.) moc ograniczona.
39 Według W. Uruszczaka instrukcje poselskie były "regułą czasów Zygmunta I",
przed sejmem 1523 r. przekazywano je tylko ustnie. Por. W. Uruszczak Sejm walny
koronny w latach 1506-1540, Warszawa 1981, s. 46.
40 Konopczyńskiemu chodzi tu o sejmy, w których król osobiście uczestniczył. Za
panowania Zygmunta I zebrało się 41 sejmów, z tym że w 6 nie brał on osobistego
udziału. Zob. tamże, s.17.
41 (łac.) prawa pospolitego.
105
kompetencją sejmu w myśl statutu radomskiego (1505), jak i bez udziału sej-
mu, z woli samego króla, gdy chodziło o miasta, Żydów i niektóre inne sfery
interesów. Bądź co bądź, żadna ustawa tego panowania nie może się równać
doniosłością ze statutami toruńskim i bydgoskim (152042), które przypie-
czętowały ciężki los chłopa polskiego. Wprawdzie król, ustępując wówczas
wobec żądań szlachty, której szabel potrzebował na wojnę pruską, myślał
ustalić normę jednego dnia pracy pańszczyźnianej z łanu jako normę maksy-
malną dla chłopa i dziedzica, ale już za jego panowania ogólna praktyka tę
normę rozciągniętą wówczas na wszystkich chłopów przekroczyła i nie było
komu na to nadużycie powstać. Bez nowej ustawy dali się ostatecznie wyru-
gować z sejmu mieszczanie (1537-1539).
Powetować ten błąd (i niejeden inny) mogłaby umiejętna kodyfikacja,
gd by ją powierzono dobrym prawnikom, dano do wykonania rozumnym
sędziom i poparto egzekutywą starościńską. Tenże sejm bydgoski 1520 r.
powierzył ułożenie kodeksu polskiego komisji, którą szlachta wybierze !
po województwach spośród znawców prawa ziemskiego, z udziałem dokto-
rów prawa rzymskiego i kanonicznego. Miała to być rewizja nie tylko pra-
wa sądowego, ale i państwowego i tak widocznie rozumieli rzecz przywódcy
szlachty, skoro, nie poprzestając na ułożonych przez komisję krótkich prze-
pisach procedury sądowej, upomnieli się na sejmie 1523 r. o conventus iusti-
tiae43. Znów zajęła się rewizją prawa wielka komisja (1526), do której król
mianował dwóch biskupów, dwóch wojewodów i dwóch kasztelanów, a także
województwo jednego komisarza-ziemianina, i znów cała rzecz ugrzęzła.
Trzecią próbę podjęto w 1532 r. z tą zmianą, że już nie kilkudziesięciu, ale
sześciu prawdziwych znawców, wyłącznie z nominacji królewskiej, miało
uzgadniać, ujednolicać i poprawiać przepisy oraz zwyczaje prawne. Była
zresztą i druga zmiana w programie, świadczą a o tym, co utrudniało pra-
cę poprzednich kodyfikatorów: oto wyjęto spod kompetencji sześciu wszel-
ką zmianę prawa publicznego. Chciano mieć porządek w sądach i życiu
prywatnym, nie chciano reform społecznych. Komisja sześciu, pospolicie
zwana komisją Taszyckiego (tak się nazywał jej członek, sędzia krakowski,
wpływowy działacz sejmikowy), zebrała prawo sądowe w 929 ustępach pod
nazwą Correctura iurium. Jakkolwiek strzegła się ona wielkich innowacji,
a zwłaszcza zapożyczeń z prawa rzymskiego, nie pominęła w pierwszej części
opisu ustroju państwa, a w dalszych dodała kilkanaście niezbędnych przepisów.
Czekano z aprobatą na opinię sejmików; gdy te nadeszły, cała czcigodna praca
Taszyckiego i towarzyszy, mimo poparcia króla, a może właśnie na przekór
królowi, została odrzucona przez sejm grudniowy 1534 r. (podobniejak później,
w 1780 r. Kodeks Zamoyskiego) i już nigdy za tego panowania nie została
wznowiona. Widocznie jasność zasad nie dogadzała zalewającej sejm masie
ziemiańskiej.
42 W rzeczywistości statuty toruńskie uchwalono na sejmie, który obradował od
8 do 30 grudnia 1519 r., a bydgoskie na sejmie obradującym od 3 listopada do 7 grud-
nia 1520 r. Por. W. Uruszczak dz. cyt., s.193.
43 lac.) sejm sprawiedliwości.
106
5. Stosunki wewnętrzne na Litwie
Jest rzeczą zastanawiającą, że w Wielkim Księstwie, mimo kulturalnego za-
cofania tamtejszego społeczeństwa w porównaniu ze szlachtą koronną, prace
rządu rozwijały się szybciej niż w rdzennej Polsce. Już w 1506 r. pomyślał
tam Zygmunt o zapobieżeniu bezplanowym zastawom domen, zresztą bez po-
wodzenia; w 1509 r. zabrał się do "popisania" dóbr ziemskich; gładziej tu
szła praca nad obroną (choć plan kolejnej osłony przez okręgi także się nie
udał), ściślej opisano powinność pospolitego ruszenia (1528/1529) i wcześnie
zdobyto się na statut (1529). Bo też łatwiej było rządzić w kraju mało lud-
nym, o ludności nawykłej do autorytetu i posłuszeństwa, za pomocą hierarchii
arystokratycznej, nawet tak samolubnej, jak ówczesna litewska.
Po sprawie Glińskiego, po śledztwach i karach, jakie spadły na jego stron-
ników (1509), pozostało na Litwie dużo goryczy i nienawiści. Gryźli się ze
sobą magnaci bez różnicy wyznań, przy tym nie o żadne idee, tylko o wpły-
wy. Byli to już nie kniaziowie pochodzący od Gedymina czy Ruryka, spad-
kobiercy władców dzielnicowych, lecz nowi panowie, wyrośli z nadań wiel-
koksiążęcych za wierną służbę. Potężnego i zazdrosnego Olbrachta Gasztoł-
da, katolika, zwalczał pan również katolicki, kanclerz Mikołaj Radziwiłł.
Dochodziło do uwięzień, najazdów i zabójstw; po śmierci Mikołaja (księcia
Mikołaja, bo sobie ten tytuł w Wiedniu w 1518 r. u Karola V uprosił)44,
w 1522 r. hegemonię dzierży Gasztołd, jako kanclerz i wojewoda wileński,
a opozycję prowadzą: książę [Jerzy] Słucki, dyplomata, Jan [Iwan] Sapieha
i zasłużony wódz, Konstanty Ostrogski. Dopiero pod wrażeniem tego, co się
dzieje w Koronie, mianowicie widząc tam upadek wpływów senatu, przed
wygaśnięciem Gasztołdów podali sobie ręce wielkorządcy, aby razem trząść
Litwą i wspólnym naciskiem nie dopuszczać do głosu średniej szlachty, która
im wprawdzie towarzyszyła do Wilna na sejmy, ale stanowczego głosu w usta-
wodawstwie nie miała i jedynie zanosiła do wielkiego księcia pokorne prośby.
Sądy też sprawowali magnaci lub zależni od nich urzędnicy; gdy szlachta
koronna od kilku pokoleń miała sąd obieralny pierwszej instancji, jej braciom
litewskim wolno było (od 1529) najwyżej delegować po dwóch asesorów do
każdego sądu powiatowego. Sprawiedliwość na Litwie, mówili koroniarze, po
prostu "zginęła". Magnateria wyrabiała sobie "egzempty" spod ogólnego
sądownictwa, i uchylała się, jak mogła, od powinności w pospolitym ruszeniu.
Przy takim układzie sił społecznych sprawa zacieśnienia unii nie tylko nie czyniła
za Zygmunta postępów, ale nawet cofała się wstecz. Im otwarciej król za-
powiadał "zjednoczenie", im energiczniej perswadowali Polacy, że unia za-
chęci rycerstwo do tym dzielniejszej obrony wspólnej wolności przed tyranią
Wschodu, im bardziej język polski i łacina wsiąkały przez mieszane stadła do
życia rodzinnego i towarzyskiego Litwy, tym bardziej zacinali się Gasztołd
i całe oprócz Ostrogskiego możnowładztwo w swym separatystycznym uporze:
wszak polska równość i wolność im by przede wszystkim dała się we znaki.
44 Tytuł książęcy nadał Mikołajowi cesarz Maksymilian, zaś Karol V w 1547 r.
nadał te same tytuły pozostałym gałęziom rodu. Zob. K. F. Eichhorn Stosunek ksią-
żgcego domu Radziwillów do domów książgcych w Niemczech uważany ze stanowiska
historycznego i pod wzglgdem praw niemieckich politycznych i książgcych, Warsza-
wa 1843, s.10 i nn.
107
Jeżeli w pierwszych latach Zygmunta stany obojga narodów rokrocznie po-
rozumiewają się przez posły, to w późniejszych nawet ten kontakt zamiera.
Litwa urzędowa stara się prowadzić osobną politykę zagraniczną, z połud-
niowymi i zachodnimi wrogami Korony utrzymuje, o ile może, dobre stosunki
i nawet za Orszę, gdzie chorągwie polskie rozstrzygnęły o zwycięstwie, niczym
się w wojnie pruskiej nie odwdzięcza; o sporne tereny z Koroną zajadle się
kłóci.
6. Zabiegi sukcesyjne dworu
Główną nadzieją zwolenników unii był królewicz jedynak; póki on żył,
trudno było sobie wyobrazić, by go nie wybrały na następcę Zygmunta obie
połowy państwa; dlatego też stary król nie pracował nad unią tak gorączko-
wo, jak później bezdzietny jego spadkobierca. Zresztą kierownictwo polityki
wewnętrznej z każdym rokiem bardziej zagarniała ambitna i mądra Bona.
Umiała ona użyć swych dukatów na wykupno domen w Koronie i Księstwie,
aby z nich potem przez postępową gospodarkę pomnażać zyski. Umiała potem
kazać sobie płacić za urzędy i starostwa, sama płacąc za usługi i posłuszeń-
stwa. Córa owej Italii, gdzie sztukę zdobywania władzy i rządzenia ludźmi
doprowadzono do doskonałości, gdzie panujący tyran urabiał i eksploatował
swe państewko do woli, przeniosła podobne sztuki i zapędy do Polski. Na-
patrzywszy się, jak król żebrze u posłów sejmowych o grosz na obronę kraju,
uznała słusznie, że dopiero pełny skarb nadworny da możność prowadzenia
polityki niezależnej i czynnej. Z czasem korupcja i intryga zamiast współpracy
z wolnym narodem w imię wspólnego i patriotycznego ideału stała się jej
metodą. Byle zdobyć i utrwalić władzę, to był szczyt jej i Machiawella poli-
tyki.
Otóż, podobnie jak w 1506 r. Zygmunt, przyjmując obiór od Litwinów,
sforsował rękę koroniarzom, tak samo w 1522 r. dwór przeprowadził w Wilnie
obiór (tj. właściwie uznanie, bo kontrkandydatów nie było) dwuletniego
Zygmunta Augusta na następcę tronu. Gasztołd i towarzysze okazali, że chętnie
ten ewentualny obiór zamienią w faktyczny, jeżeli król wystara się u papieża
o królewską dla Litwy koronę, wówczas bowiem nigdy Polska Litwy nie po-
chłonie. Tak daleko Zygmunt i Bona nie poszli, ale zagrali swoją partię mię-
dzy polską demokracją i litewską arystokracją po mistrzowsku. Bawiąc od
1528 r. na Litwie cicho przygotowali umysły na wielką niespodziankę: w za-
mian za potwierdzenie przywilejów Wielkiego Księstwa, tych mianowicie,
które mu gwarantowały odrębność, uzyskali zgodę na osobną koronację
Zygmunta Augusta; kołpak Witoldowy włożył mu na głowę brat naturalny
(syn Telniczanki), biskup wileński Jan, w katedrze św. Stanisława, 18 paź-
dziernika [1529 r.].
Niemal wyprzedzając tę wieść, zjechał król na gotowy sejm koronny do
Piotrkowa. Jedni posłowie wraz z większością senatu byli obrobieni zawczasu,
innych, zaskoczonych (bo uniwersał wcale nie zapowiadał), pomogli ugłaskać
Szydłowiecki z Tomickim, dość że 18 grudnia [1529 r.] sejm koronny wybrał
królewicza jako przyszłego króla polskiego. Stary Łaski odradzał takie metody
postępowania, jako niezupełnie lojalne i niezgodne z unią; w zaskoczonej izbie
108
poselskiej też zerwała się poniewczasie opozycja, ale dwór śmiało szedł teraz
przed siebie, przeniósł sejm do Krakowa i tam 20 lutego [1530 r.] urządził
uroczystą koronację w obecności Albrechta Hohenzollerna, którego zresztą do
elekcji nie dopuszczono; prymas, wówczas właśnie zgromiony przez papieża za
konszachty z Turcją, nie odmówił dokonania solennego obrzędu. Dla uspokoje-
nia pomruku w kraju król osobnym dyplomem z 26 marca wytłumaczył ogółowi,
że to pod szczególnym natchnieniem Ducha Świętego odstąpiono od zasady,
która jednak nadal obowiązuje, że mianowicie po śmierci każdego króla ma się
odbywać za obwieszczeniem wszystkich powszechna elekcja następcy; w innym
akcie obiecano, że Zygmunt August po wyjściu z małoletniości (1535) zaprzysięże
prawa i przywileje królestwa, inaczej naród może go nie uznać za króla. Dla
G dynastii sukces był niewątpliwy; bezpośrednia zeń korzyść państwowa żadna
o ile dwór nie wyzyska umiejętnie wzmocnionej swej pozycji.
7. Początki reformacji
Już od 10 lat zaczął się w umysłach Polaków ferment nieobliczalnej do-
niosłości; który mógł państwu i narodowi przynieść wiele dobrego lub złego.
Reformacja wnosiła ruch w umysły, wzbogacała treść kultury narodowej,
rozgrzewała serca, stwarzała dla wielu ludzi odosobnionych i w prywacie
pogrążonych wspólną świętą sprawę; zbliżała Polskę do Europy Zachodniej
i do skarbów jej cywilizacji; mogła oczywiście przynieść anarchię pojęć, ale
w pierwszym momencie stanowiła reakcję przeciw pogańskiej, aż nazbyt do-
czesnej etyce i mądrości humanizmu. Wszędzie prowadziła ona narody do
głębszego samopoznania i do umiłowania własnej kulturalnej osobowości;
w tych krajach, gdzie zwyciężała, dawała państwu w ręce ogromne środki
z konfiskaty majątków kościelnych, tam gdzie odnosiła klęskę, zwyciężał ją
pospołu z Kościołem rząd katolicki, przez to samo na przyszłość wzmocnio-
ny. Nauka luterska przenikała do Polski z Zachodu i Północy, przede wszy-
stkim do miast: Poznania, Kościana, Międzyrzecza, Krakowa, Lublina, gdzie
szerokie sfery ludności, jeszcze mocno niemieckie, przyjmowały ją jako swoją
rodzimą wiarę. Ten sam Wrocław, który przed 100 laty odpychał czeski hu-
sytyzm, teraz (1521) rzucał się w luterstwo, ponieważ szło ono z Niemiec.
Szlachta średnia zachowywała się odpornie, magnaci o wiele łatwiej ulegali
zarazie; elita duchowieństwa typu Krzyckich i Dantyszków pokpiwała zarów-
no z katolicyzmu, jak z luteranizmu. Król jednak, głęboko religijny, z takich
rzeczy nie żartował: jeżeli nawet napisał kiedyś do słynnego teologa [Jana]
Ecka: "pozwól mi być pasterzem owieczek i kozłów", to jednak już w 1520 r.,
a potem w 1523 wydał edykty, zakazujące pod karą konfiskaty dóbr i wygna-
nia dowozu ksiąg luterskich, a zaraz potem zaprowadził komisje cenzorskie
z dostojników duchownych i świeckich, z prawem- szukania takich ksiąg na-
wet po domach prywatnych; wszelkie druki poddano pod cenzurę rektora
Akademii Krakowskiej. Umilkli rozegzaltowani kaznodzieje, obudzili się za
to do przeciwdziałania księża biskupi, którzy dotąd na synodach więcej czasu
poświęcali obronie majątku kościelnego niż obronie wiary. Zwłaszcza Tomic-
ki, widząc polityczne, tj. socjalne i germanizatorskie skutki nowinek witten-
berskich, ostro się przeciwstawił ich rozpowszechnianiu.
109
Po uśmierzeniu gdańszczan druga fala herezji jęła uderzać w kraje polskie
z Królewca, skąd książę Albrecht przez osobisty kontakt z panami polskimi,
przez korespondencję, przez druk książek ewangelickich w języku polskim
i litewskim usilną rozwinął propagandę. Zwłaszcza założony przezeń uniwer-
sytet królewiecki ściągać będzie (od 1544 r.) zamożną i żądną wiedzy mło-
dzież z Korony i z Litwy, przyszłych protektorów zarówno luteranizmu, jak
i kalwinizmu. Bądź co bądź, samo niemieckie zabarwienie pierwszych nowinek
"
wiittenberskich" utrudniło im podboje wśród szlachty i chłopów, podobnie
jak je ułatwiało w miastach, a przecież nie miasta nadawały ton polskiej re-
ligijności. Zresztą, nie religijno-dogmatyczna ani nawet etyczna strona no-
wych prądów przemawiała do Polaków najmocniej; nawet i na daleki Rzym
nie narzekano tak gwałtownie, jak to czynił Ostroróg: zrazu, mianowicie za
Zygmunta I, reformacja odbiła się u nas echem antyklerykalnym, jako pro-
test przeciw sobkostwu bogatego kleru.
8. Hasła egzekucji
Pierwsze występy przodowników szlacheckiej demokracji za Zygmunta kry-
ją się dotąd w pomroce. Czasem odezwie się nazwisko jakiegoś hałaśliwego
[Mikołaja] Tąszyckiego czy [Mikołaja] Spławskiego, ale o co oni wołali, nie
wiadomo. Bezimienna dotąd i bierna izba poselska mniej więcej od 1520 r.
wyraźnie wysuwała żądania sprawiedliwości, usunięcia nadużyć, egzekucji praw.
O conventus justitiae, tj. o taki sejm, który by wprawił w klubę45 wszystkie
ustawy i po sprawiedliwości rozłożył prawa oraz obowiązki, toczyła się walka
od sejmu bydgoskiego 1520 r.: wyobrażano sobie taki sejm rewizyjny jako
jeden i ten sam układ posłów i senatorów, gromadzący się automatycznie co
lat 4, a termin jego prac zakładano do lat 12. Pierwszym jego celem miało być
uregulowanie stosunków między stanem duchownym a świeckim; później do
haseł egzekucji przybywa niełączenie urzędów w jednych rękach (incompa-
tibilia), odebranie królewszczyzn na skarb, zjednoczenie Litwy z Koroną.
Kiedy król pierwszy raz usiłował jasno postawić sprawę obowiązków du-
chowieństwa wobec państwa i polecił Łaskiemu zwołanie synodu (1522), To-
micki starał się załatwić sprawę bez zjazdu, w drodze cichej korespondencji
między kapitułami, aby szlachty nie wtajemniczać w stan majątku i uprawnień
duchowieństwa. Zaraza pomogła podkanclerzemu, bo synod wcale się nie ze-
brał, a przeniesiony z jej powodu sejm [1523 r.] do Krakowa, dzięki zabie-
gom legata [Tomasza] Nigra, obrócił ostrze przeciw herezji. Agitacja odżyła
po latach 10, a przodowali w niej Wielkopolanie. Wyraźnie przeciwstawiano
konserwatywne hasło "egzekucji" starych praw nowej, znienawidzonej kore-
kturze. Ten sam sejm grudniowy 1534 r., który potępił korekturę, spisał
pierwszy raz artykuły egzekucyjne i posłał je królowi na Litwę. Zygmunt, za
radą Krzyckiego i [Jana] Chojeńskiego, odrzucił owe "plewy", choć był
wśród nich artykuł wcale nie zasługujący na ów epitet, wyszły spod pióra
Chojeńskiego: "aby nam księża nie bronili imprymować po polsku historu,
kronik, praw naszych i też inszych rzeczy", a zwłaszcza Biblii. Każdy naród: "ma
45 Tu: wziąć w karby, uporządkować.
110
swoim językiem pisma, a nam księża każą głupiemi być". Nawzajem próbę
wznowienia pracy nad korekturą Wielkopolanie odrzucili, oświadczając, że:
"mamy prawa stare i wolności, przy których stoimy i stać chcemy, i te, a nie inne,
król Jegomość młody powinien poprzysiąc" (1535). Po trosze program egzeku-
cyjny antyklerykalny objął następujące punkty:
l. Chciano podciągnąć pod obowiązek służby wojskowej dobra ziemskie,
nabyte przez kler po 1382 r. tudzież skupione przez ten ostatni łany sołtysie;
według obliczeń z 1539 r. liczba sołtysów, biorących udział w pospolitym ru-
szeniu, spadła wówczas z 14000 do 2000, gdyż żaden duchowny, kupiwszy
sołectwo, nie chciał zeń stawiać żołnierzy. Należało, zdaniem izby, albo ten
opór przełamać, albo wymusić sprzedaż sołectw szlachcie.
2. Ilekroć uchwalono subsidium charitativum46 (oczywiście nie bez zgody
duchowieństwa), obliczano ten podatek według przestarzałych taks, o połowę,
o trzy ćwierci za nisko lub jeszcze niżej. Ponieważ Łaski raz już ugodził
się z królem na ryczałtową sumę 40000 złotych subsidium (1511), co król po-
tem potwierdził, a Rzym zaakceptował, więc w latach 1525 i 1527 opierał się
nowej taksacji, a szlachta też nie bardzo przy niej obstawała, wiedząc, że taksacja
dotknie z kolei jej własnych majątków.
3. Dziesięcin nie zwalczano w zasadzie, tylko chciano je opodatkować na rzecz
państwa, na co replikowali biskupi, że ziemiaństwo też właściwie nic nie płaci, bo
przerzuca podatki na kmieci, najzawziętsza walka o ten punkt toczyła się na sejmie
warszawskim 1529 r. i potem przez lat dwa. Wtedy to Jan Łaski wystąpił ze
śmiałym pomysłem założenia skarbu zapasowego z jednorazowej ofiary połowy
czystego dochodu tudzież z późniejszych stałych 5"/o oraz nadzwyczajnych
podatków od dochodu; z tego funduszu można by utrzymać stałą armię i za tę
ofiarę w podatkach uwolniłby się szlachcic od częstej służby w pospolitym
ruszeniu. Plan Łaskiego, przybrany w niewinną szatę dobroczynnego banku
(Mons pietatis), niezmiernej wagi dla władzy królewskiej i dla wolności szlache-
ckiej, pogrzebany został w zarodku. W Piotrkowie, w listopadzie 1530 r., doszło do
osobnych narad świeckiego senatu z izbą poselską, gdzie gwałtownie pomstowano
na duchownych, że pogrążeni w bogactwach dbają tylko o doczesne pożytki,
a uchylają się od ponoszenia wszelkich ciężarów i obowiązków; zapowiadano, że
stan świecki przestanie płacić dziesięciny i przeforsuje to pospolitym ruszeniem.
4. Powstawano przeciw zbyt rozwielmożnionej przez wiek XV jurysdykcji
duchownej, nieraz wkraczającej w sprawy nie mające nic wspólnego z wia-
rą, moralnością ani nawet z prawami Kościoła. Gniewano się na apelacje
do Rzymu i na odpływające tam nadmierne annaty, na "kortezaństwo" tych
księży, którzy beneficja wyrabiali w Kurii z pominięciem króla i hierarchii
polskiej; nie mniej na nadużywanie klątwy.
Słowem, rozmaity duch przenikał tę kampanię egzekucyjną: po części pu-
bliczny, patriotyczny, państwowy i narodowy; po części - duch zawiści
konkurencyjnej jednych uprzywilejowanych wobec drugich. Raz już w 1521 r.
padło słowo rokosz, zapożyczone z Węgier. Raz, w 1529 r. podczas choroby
starego króla Wielkopolanie, za podnietą księcia Albrechta zmawiali się, że
następcę zmuszą do odebrania księżom 1/3 części dóbr4', aby jej użyć na obro-
46 (łac.) dobrowolna pomoc (ofiara).
4' Z. Wojciechowski podaje, że było to w 1538 r. Por. Z. Wojciechowski Zygmunt
Stary, Warszawa 1946, s. 306.
111
nę granic, i spiski te krzewiły się dalej, aż się wylały na wierzch groźniej
dla państwa niż dla tronu i hierarchii kościelnej, w rokoszu lwowskim.
9. Opozycja na sejmach
Już sejm piotrkowski 1535 r., pełen hałasu o egzekucjg, ale mocno pod-
szyty prywatą, zdobył sobie ze strony pewnych senatorów, zresztą wcale nie
bezstronnych, epitet: Diaeta Asiana (tj. sejm napuszysty). "Izba posłów miała
tylu pr2ywódców, ilu dosyć było do popsucia chociażby najlepszej sprawy.
Ciżba ogromna, ludzi mało; nie własnym, ale cudzym tchnący duchem, a tę
trzodę prowadziły dwunożne potwory, wilczymi skórami odziane, wści2kłością
swoją wszystko wichrzące", krócej mówiąc - Zborowscy. Król odrzucił
wówczas rządania izby, których treść, jeszcze szerzej rozwiniętą, poznamy zaraz
w ujęciu następnego sejmu, krakowskiego (od listopada 1536 do 2 marca
1537 r.4s). Szedł nań król w poczuciu zupełnego odosobnienia; senat moralnie
rozbity. Już od dawna Zygmunt, niezdolny do inicjatywy, wystawiony na
nagłe kręte manewry i podszepty absolutystyczne Bony, nie mając siły, by
po prostu zakazać zjazdów, jak radziła królowa, szukał zabezpieczenia własnej
linii politycznej w biernym oporze. Miał teraz do rozdania oprócz niższych
godności obie pieczęci koronne; aspirował zaś do nich: biskup przemyski
[Piotr] Gamrat przy poparciu Bony i Jan Chojeński, biskup płocki, foryto-
wany przez Tarnowskiego oraz Habsburgów. Rywalizacja ta pochłonęła uwagę
kół dworskich, ośmielając zarazem posłów do takiego interpretowania pew-
nego statutu Aleksandra, jakoby król musiał rozdawać pieczęcie nie tylko na
sejmie, ale za aprobatą izb. Jednocześnie, znikąd nie kierowana, wybuchła
izba poselska stekiem postulatów groźnych, bo stanowo-egoistycznych, które
senat, rzecz znamienna, pod koniec zaakceptował i razem z młodszą bracią
królowi podał. Niech król jeszcze raz potwierdzi wolną elekcję i to z powszech-
nym udziałem szlachty; niech pokasuje wszelkie przywileje na rzecz kościołów,
klasztorów, miast i osób prywatnych, przeciwne interesom szlachty, uwolni
szlachtę od ceł i myt, opłat mostowych i wodnych; ograniczyjurysdykcję księży,
wykluczy nieszlachtę od posiadania ziemi pod groźbą przymusowego wykupna,
a cudzoziemców od opactw i probostw, skasuje cechy rzemieślnicze; wreszcie
Żydów po wsiach przypisze do ziemi i odda pod jurysdykcję właścicieli
ziemskich. Ten ostatni artykuł świadczyłby o szczególnym antysemityzmie
sejmu, gdyby nie pewien inny postulat, zabójczy dla polskiego (a choćby
i niemiecko-polskiego) mieszczaństwa. Oto, ponieważ kupcy i rzemieślnicy
chrześcijanie uciskają szlachtę wysokimi cenami, a Żydzi tego nie czynią, więc
pod dyktandem posłów krakowskich ułożono artykuł dający Żydom w miastach
nieograniczoną wolność handlu, bez obowiązku noszenia odrębnego stroju. Były
wśród postulatów myśli zdrowe, np. aby obrócić annaty wysyłane do Rzymu na
cele obrony krajowej (wszak broniliśmy chrześcijaństwa), aby zrewidować prawa
4s Sejm ten obradował od 11 listopada 1536 do 2 lutego 1537 r. Prawidłową datę
zakończenia podaje Konopczyński w: Chronologia sejmów polskich (1493-1793), ze-
stawił i wstępem poprzedził W. Konopczyński, Kraków 1948, s. 137. Następne przy-
pisy korygujące daty obrad sejmików i sejmów oparto na tej pracy.
112
autonomiczne Prus; wcielić do Korony księstwa śląskie: Oświęcim, Zator
i Siewierz; nie skupiać beneficjów i królewszczyzn w rękach tych samych
magnatów; król też znaczną część artykułów przyjął, ale gdy izby kłóciły się bez
końca o wakanse, rozpuścił sejm 3 lutego49 i dopiero po nim [4 lutego 1537 r.]
kazał synowi, w myśl zapowiedzi 1530 r., zaprzysiąc prawa i wolności krajowe.
10. Wojna kokosza
Był to moment, kiedy rokowania z Piotrem Rareszem dojrzały do pęknię-
cia. Wydało się dworowi najwłaściwsze ubić dwojaką zwierzynę jednym strza-
łem: zgnieść hospodara pospolitym ruszeniem i tymże ruszeniem przytłoczyć
szlachtę. Wici opiewały na 2 lipca pod Trembowlę. Tymczasem jadący tam
król zastał już pod Lwowem we wsi Zboiska olbrzymie zbiegowisko szlachty,
według jednych źródeł 70000, według innych 150000 szabel. Ta siła, dosta-
teczna do pokonania Turków, nie tylko Wołochów, rozbiła się na liczne wie-
ce, a na każdym gardłowano o prawach i wolnościach. Jawnymi prowodyra-
mi byli: Taszycki, Walenty Dębiński [Dembiński], [Mikołaj] Księski, [Jan]
Sierakowski, a zwłaszcza Piotr i Marcin Zborowscy; tajną sprężyną - bo-
gatszy od Zborowskich, na przemian dworak i demagog, Piotr Kmita. Na
czele spisanych przez zjazd postulatów figurowało żądanie, aby król nie mógł
rewindykować dóbr na podstawie wpisu w metryce koronnej, tj. księdze
kanclerskiej i aby dobra odjęte na takiej podstawie zostały zwrócone posia-
daczom. Następowały punkty, aby królowa przestała skupować królewszczyzny,
aby odjąć moc rządzenia referendarzom, znieść wszystkie pozwy o obrazę ma-
jestatu; aby mianowani po sejmie krakowskim dostojnicy złożyli urzędy, aby
skasować nowo powstałe cechy. To już nie był demokratyczno-świecki pro-
gram państwowy: to prywaty grubsza i drobniejsza podały sobie ręce i szły
na poniżenie majestatu.
Zygmunt z senatem zasiadł na Wysokim Zamku - omal nie blokowany
przez szlachtę - i rozpoczął targi. Siedem tygodni przygotowywano się do
nich, po czym sypnęły się z koła rycerskiego pod Zboiskiem filipiki na za-
proszonych senatorów. Najpierw Marcin Zborowski wyszedł z założenia, że
wojny w kraju nie ma, więc ruszenie zwołano niepotrzebnie i bezprawnie; sko-
rzysta jednak ono ze zwołania i zamiast bronić ojczyzny, której nic nie grozi,
ujmie się za podkopanym prawem. Dostało się i senatorom za nieobecność
przy chorągwiach, i Zygmuntowi Augustowi, że wśród panien czas spędza;
dalsi mówcy: Księski, Dębiński, Sierakowski, jak i Zborowski, rozdzierali
szaty nad szlachtą rugowaną z majątków i nad cudzoziemcami, którzy jej
odbierają chleb dobrze zasłużonych. Sierakowski napomknął o "kapturku",
czyli o konfederacji. Wszystkich przegadał biegły jurysta Taszycki. W odpo-
wiedzi od senatu Tarnowski, hetman, próbował przekonać podkomendnych
o niestosowności chwili i miejsca na takie dyskusje. Burza, która rozpędziła
zebranie podczas mowy Kmity, tak podrażniła tłum, że aż strzelali w kierun-
ku hetmana i dobywali szabel, usłyszawszy słówko "szuje". Dalej grzmieli
Piotr i Marcin Zborowscy 24 sierpnia u franciszkanów, wciąż powtarzając
49 W rzeczywistości nastąpiło to 2 lutego tegoż roku.
113
w kółko jeden refren, sprzeczny z założeniem: "Ruś gore, Rzeczpospolita bez
obrony, bez wojska, bracia nasi wśród łez wyciągają do nas dłonie, prosząc
o ratunek", a tu "trębacze i cymbaliści rozdrapali dziedzictwo ojczyzny naszej,
zgwałcili ustawy, i wyście temu winni, senatorowie [...]. Nie o akta (metry-
kę) nam chodzi, ale o nasze prawa i przywileje; zwróćcie je nam, prosimy,
stróże wolności, oddajcie to tylko, coście przez niedbałość utracili". Od tej
deklamacji odbijała korzystnie propozycja Taszyckiego, aby zjazd sam dele-
gował do boku królowi swych mężów zaufania, 3 senatorów i 3 doradców
ze szlachty. Dwulicowy Kmita, kadząc obu stronom, wdał się w propozycje
kompromisowe, ale na to miał Tarnowski mocną, hetmańską odpowiedź:
"Czyż nie wstyd wam czas trwonić na próżnowaniu, a co gorsza, na niszczeniu
dóbr i mienia waszych przyjaciół, waszej tutaj braci?" Król ani metryki, ani ceł
poświęcić nie myślał. Tymczasem widocznie nastrój środowiska się zmienił, bo
jak tylko ze strony dworu wniesiono do koła delegatów propozycjg pobo-
rów, skoro pospolite ruszenie nie dopisało, w końcowych mowach Taszyckie-
go i Spławskiego ozwały sig akcenty posłuszeństwa wobec majestatu. Wobec
perspektywy uchwał podatkowych każdemu pilniej było do domu. Hałaśliwy
zjazd rozpłynął się wśród niesmaku, nie zostawiwszy żadnej twórczej uchwa-
ły, żadnej nawet publicystyki.
Dopiero gdy ochłonęły namigtności, wyszedł znów na wierzch ów program
egzekucji, który się krystalizował od lat kilkunastu. Król zwołał sejm do
Piotrkowa na początek 1538 r.; w zacietrzewieniu wybrano nań osobno stron-
ników senatu, osobno szlacheckich, którzy z tamtymi nie chcieli razem za-
siadać. Jeżeli szlachta, obarczona wstydem za kompromitacjg państwa, liczyła
teraz na efekt okazanej dworowi siły, to król terroryzował jej licznych przy-
wódców pozwami przed sąd sejmowy. Cóż, kiedy oskarżeni przybywali w asy-
ście setek rębaczy. Obrady potoczyły się według schematu: podatki za cał-
kowitą egzekucję. Aż tu Petryło znów złupił pogranicze i przetrzepał garść
zaciężnych nad Seretem. To podziałało tak, że szlachta uchwaliła 24 grosze
z dymu, a król przyjął wiele jej życzeń. Skrupiło się to po części na Żydach,
których wyłączono z administracji ceł, a nie uwolniono w miastach od ogra-
niczeń w dziedzinie handlu. Poza tym musiał król uznać, że elekcja 1529 r.
nie była całkiem legalna, Korona bowiem polska jest własnością całego na-
rodu, podobnie jak królewszczyzny wykupione przez królową należą do pań-
stwa, a nie do dynastii.
Dalszy ciąg targów odbywał się na sejmie krakowskim 1538/1539 r. Tu,
wśród całego napięcia i podrażnienia (w Wielkopolsce, według zeznań [Ber-
narda] Pretficza, 700 szlachty należało do buntowniczego spisku pod Marci-
nem Zborowskim), przeforsowała szlachta szereg dalszych uchwał i dezy-
deratów, świadczących o postępie u niej poczucia odpowiedzialności za losy
państwa. Rzecz znamienna, że teraz szlachta wołała o powszechną taksację
dóbr, a dwór lał na nią zimną wodę, iż lepiej nie ujawniać szczupłości na-
szych środków wobec zagranicy. Już nie na metrykg i cła teraz krzyczano, ale
na nienormalny wyzysk, praktykowany przez gdańszczan, jako pośredników
handlowych między Polską i krajami zamorskimi; Żydów poddano pod
jurysdykcję ziemian, uzyskano od króla obietnicę ściślejszego zespolenia z Ko-
roną Litwy, Rusi i księstw śląskich; kazano pisać ustawy po polsku z łaciń-
skim u spodu przekładem, chciano podnieść poziom wykładów w Krakowie
i w poznańskim kolegium (Lubrańskiego), aby nadal cudzoziemcy do nas na
114
studia, a nie Polacy za granicę jeździli. Budził się, nie bez wpływu pośred-
niego reformacji, duch narodowy, który pod warunkiem lepszego zrozumie-
nia potrzeb państwa, z postępem kultury politycznej mógł wyprowadzić Pol-
skę z zastoju ku lepszej przyszłości.
Ostatnie dziesięciolecie
11. Brak kierowniczej ręki
Bez gwałtowniejszych poruszeń wewnętrznych, bez wojen ościennych upły-
nęło to dziesięciolecie (1538-1548) w nastroju oczekiwania, szukania półśrod-
ków i oportunistycznego nastawiania żagli pod różne wiatry. Od dworu wionę-
ło rezygnacją, bo dwór czekał na zgon królewski. Nie można powiedzieć, by
"stary" król zaparł się w jakimkolwiek punkcie mądrych zasad i dążeń swego
panowania, cała rzecz w tym, że Zygmunt coraz mniej rządził, coraz więcej
pozwalał się rządzić innym. Królowa Bona, podobnie jak w następnym wieku
Ludwika Maria Gonzaga, znalazła się z Polską w bolesnym rozdźwięku. Po
prostu nie doceniano jej: ona, Włoszka, sama jedna domagała się (1522) przy-
łączenia Śląska do Polski, ona ostrzegała przed Niemcami, że gotowi wyssać
z Polski wszelkie siły, wskazywała na znaczenie dla państwa Pomorza i Bał-
tyku, ubolewała nad germanizacją zakordonowych Mazurów, odpychała, jak
mogła, Hohenzollernów od sukcesji w Prusach, i wszystko na próżno: wbrew
niej pokątne wpływy oddały jej córkę Jadwigę w 1535 r. Joachimowi bran-
denburskiemu. Zniechęcona królowa stawała się na powrót księżniczką me-
diolańską. Teraz najpilniejsze dla niej sprawy leżały we Włoszech, gdzie pa-
pież Klemens VII próbował za cenę Mediolanu pozyskać króla francuskiego
na rzecz wspólnej krucjaty z Karolem V przeciw Turkom; kiedy włączenie
tego księstwa do państw habsburskich stało się aktualne przez śmierć Fran-
ciszka Sforzy (1535), posłowie polscy, Piotr Opaliński a po nim Jan Ocieski,
jeżdżą do Włoch bronić pretensji ostatniej Sforzówny, oczywiście nie po to,
by osiągnąć dla niej całe księstwo mediolańskie, lecz tylko suty dochód
dożywotni tudzież od papieża pewne korzyści przelotne.
Obok starego króla po trosze coraz częściej zabiera głos w polityce młody
August; widzi to Bona i zazdrośnie strzegąc swego wpływu na jedynaka,
stara się mieć w senacie możnych przyjaciół. Schyłkowi ci ludzie nie dora-
stają jednak miary nie tylko Łaskiego czy Ostrogskiego, ale nawet Tomickie-
go i Szydłowieckiego. Prymasem jest do 1545 r. inteligentny, ale zepsuty
Gamrat, po nim przeciętny [Mikołaj] Dzierzgowski. Dużym wpływem cieszy
się pozbawiony głębszych zasad biskup kujawski Andrzej Zebrzydowski. Lo-
kalne współzawodnictwo kasztelana krakowskiego Tarnowskiego z wojewo-
dą Piotrem Kmitą rozrasta się w walkę koterii na całą Koronę, przy czym
hetman jakby wziął w posagu za żoną, kanclerzanką [Zofą] Szydłowiecką,
sympatie austriackie, a powoduje się nimi nie całkiem bezinteresownie. Coraz
więcej absorbują dwór sprawy Litwy, gdzie król syn bawi bez przerwy
i rządzi rzeczywiście od 1544 r.; korzystają z bliskości Zygmunta Augusta
Radziwiłłowie, zwłaszcza książę Mikołaj zwany Czarnym, pozwalają swej
115
krewnej Barbarze, wdowie po Stanisławie Gasztołdzie, uprawiać miłostki
z Jagiellończykiem, byle ugruntować swoje na wyodrębnionej politycznie
Litwie wszechwładztwo.
W tym okresie współzawodniczących wpływów Bony, Zygmunta Augusta,
Tarnowskiego, Radziwiłłów, Polska-Litwa wypuszcza z rąk niejedną okazję
do urzeczywistnienia własnych celów; obraca się przeważnie w orbicie wpły-
wów rakuskich; tylko na wspólny z Habsburgami front przeciwko Turcji nie
daje się pociągnąć.
12. Pokucie uratowane. Mołdawia ostatecznie stracona
Groza najazdu tureckiego tak mocno zaciążyła w czwartym dziesięcio-
leciu XVI w. nad całą Europą, że nawet Karol V z Franciszkiem I zawarli
pokój w 1538 r. na 10 lat; papież dzwonił na krucjatę, którą jednak odradza-
ła, pamiętając o Mohaczu, wdowa po Ludwiku, Maria Habsburżanka. Rów-
nież Ferdynand i Zapolya w najgłębszej tajemnicy przed Turcją i przed wę-
gierskimi panami podpisali w Wielkim Waradynie 24 lutego 1538 r. ugodę,
obaj - jako królowie węgierscy, z tym że każdy zatrzyma posiadaną część
Węgier: Ferdynand weźmie w posiadanie Słowenię i Chorwację; Zapolya
zachowa do śmierci tytuł króla Węgier, a jeżeli zostawi potomka, to ów
odziedziczy tylko prywatne jego dobra w Siedmiogrodzie, które, gdy ze-
chce, zamieni na księstwo spiskie utworzone z dóbr Zapolyów. Prawie jedno-
cześnie planowano małżeństwo Zygmunta Augusta z Elżbietą, siostrą Ferdy-
nanda i ślub królewny Izabelli z Zapolyą. Tak po cichu starano się zabliźnić
ranę rozdzierającą chrześcijaństwo na Węgrzech, a zarazem wyzyskać przy-
jacielskie poparcie Ferdynanda w sporze z Petryłą. Na wypadek, jeżeli owe
dobre usługi zawiodą, uzbrojono za pieniądze, od sejmu 1538 r. uzyskane,
silne wojsko (20000), a wyprawiony przez tenże sejm do Stambułu poseł
[Erazm] Kretkowski zamówił turecką wyprawę na Wołoszyna. Wynik nie-
zupełnie dogodził Polsce, bo Tarnowski, widząc wojsko niegotowe, przy-
znał Petryle zawieszenie broni, a tymczasem sułtan wystąpił czynnie i za-
wiadomił króla, że sam poskromi hospodara, od Polaków zaś tylko żąda,
aby zamknęli mu ucieczkę na granicy. Obległ Tarnowski Chocim, lecz za-
nim przygotował petardy, Petryło nadbiegł z wojskiem i ofiarował Polsce
pokój na warunkach rezygnacji z Pokucia. Ponieważ i pośrednicy do tego
naglili, Tarnowski przyjął układ [1538], wszakże bez dawnej klauzuli o wza-
jemnym posiłkowaniu się Polski i Mołdawii przeciw wspólnym wrogom.
Bo też wróg najbliższy, Soliman, faktycznie zawładnął teraz Mołdawią, uszczu-
plił jej terytorium. Petryłę wypędził i na jego miejscu osadził Stefana. Odtąd
spór o Pokucie wygasa (bo nowy hospodar przyjął w całości warunki ukła-
du Tarnowskiego), ale zwierzchnictwo osmańskie nad Mołdawią wraz z Be-
sarabią i portami czarnomorskimi stoi mocno na przekór roszczeniom Polski
i Węgier.
116
I 3. Powikłania węgierskie
Jakkolwiek ślub Zapolyi z Izabellą Jagiellonką (w Krakowie, I lutego
15395o) miał zabezpieczać na Węgrzech zgodę Habsburgów i Jagiellonów
w duchu układu wielkowaradyńskiego, nie zapobiegł on jednak tarciom
między zainteresowanymi stronami. Austria patrzyła nań krzywo. Zapolya
ani nie dotrzymał obietnicy, że sam wyrobi u Habsburgów potwierdzenie wiana
dla żony (za co musiałby im płacić uległością), ani nie chciał uspokoić opinii
ogłoszeniem układu. Musiała tedy dyplomacja polska (Jakub Wilamowski
i w 1539 r.) zabiegać u Porty o dobre traktowanie królewskiego zięcia, mimo
podejrzeń o dwulicowość, jakie na nim ciążyły, gdy jednocześnie sławny Polak,
ale już dyplomata rakuski, Hieronim Łaski, pracował nad tym, aby sułtan uz-
nał prawa Ferdynanda do obu części Węgier i do rugowania króla Jana, jak
; tylko coś przeciwko ugodzie waradyńskiej przedsięweźmie. Jeżeli więcej wskó-
rał Wilamowski, to głównie dlatego, ponieważ Turcja wolała mieć na Wę-
grzech słabego Zapolyę niż silnego Habsburga.
Dość nagle, 22 lipca 1540 r., umarł Zapolya, osierocając dwutygodniowe
niemowlę, Jana Zygmunta. Zdawało się wtedy niektórym doradcom króla, że
można będzie wycofać się ze wszystkich zobowiązań i uprawiać dalej dyna-
styczną politykę na Węgrzech na przekór Habsburgom. Zachęcali do tego
narodowcy węgierscy pod wodzą dwóch statystów, nie madziarskiego zresztą
pochodzenia: biskupa waradyńskiego Jerzego Utieszenowicza-Martinuzzi
i Piotra Petrowicza. Zapaliła się do sprawy i Bona, dotknięta misją ostatnią
Łaskiego. W braku sił zbrojnych i nawet w braku politycznych agentów, którzy
by ogień miłości Madziarów ku małemu Zapolyi rozdmuchali (bo upatrzony
Kmita nie podjął się drażliwej misji), rozesłano tylko listy zagrzewające do
patriotów węgierskich, a Wilamowski ruszył znów do sułtana prosić o przyjaźń
dla Jana Zygmunta. Jakoż Soliman obiecał zostawić go na tronie; za to
Habsburgowie zagrozili, że jeżeli Zygmunt nie dotrzyma traktatu, to i oni
swych zobowiązań wobec Izabelli nie wypełnią. Od razu przeszła ochota na-
szym interwencjonistom: król obiecuje, że zaleci córce wyjazd z Węgier,
królowa także mięknie, byle uzyskać owe sumy mediolańskie, a Ferdynand
ogłasza, że Polska uznała Wielki Waradyn. Że jednak narodowcy wciąż
zatrzymują królową w Budzie, więc Habsburg próbuje ją stamtąd wyrzucić
orężem (w październiku 1540), a w Konstantynopolu podkopać ręką Łaskiego.
Tym razem zbytnia przedsiębiorczość źle opłaciła się Ferdynandowi. Łaski,
dogorywający, maltretowany przez Turków, częstowany turbanem, musiał
towarzyszyć Solimanowi w zwycięskiej jego wyprawie na Węgry, którą uwień-
czyło po klęsce Austriaków zdobycie Budy (w sierpniu 1541 r.) i przyłączeniejej
wraz z jądrem Węgier do Turcji. Tylko Siedmiogród, jako księstwo hołdo-
wnicze, i kraj na wschód od Cisy, jako sandżak5l turecki, nadał Soliman
małemu Janowi Zygmuntowi; sąsiadem Korony stał się nie żaden wdzięczny
jej patriota Madziar i nie związany z nią traktatami Habsburg, lecz "pasza
budziński", przedstawiciel bezgranicznie zaborczej polityki Osmanów. Jednak
5o Wg W. Dworzaczka ślub został zawarty 23 lutego 1539 r. Por. W. Dworzaczek
dz. cyt., tab.13.
51 (tur. sancak) - jednostka wojskowo-administracyjna zarządzana przez paszę,
stanowiąca część prowincji (eyaletu, wilajetu).
117
i za takie załatwienie sprawy wobec groźnego tonu Porty musiał dziękować
Solimanowi i gratulować tenże Wilamowski, po raz trzeci z podarunkami
wyprawiony nad Bosfor (1542/1543).
14. Migdzy Habsburgami i Turcją
Coraz trudniej było lawirować między prośbą Ferdynanda i groźbą Soli-
mana, a w każdym razie coraz trudniej na tej polityce dogadzania i niedraż-
nienia coś zyskać. Na dworze królewskim Tarnowski, Samuel Maciejowski
i Seweryn Boner reprezentowali interesy habsburskie i przemawiali do swych
obcych protektorów tonem aż zbyt oddanym; w kraju równoważyli ich wpływ
stronnicy Bony. Chcąc wzmocnić swoje stanowisko, Austria postarała się po
dojściu Zygmunta Augusta do władzy zrealizować dawno projektowany jego
ślub z arcyksiężniczką Elżbietą. Bona, gniewna o los Izabelli i o swe nie
zaspokojone pretensje we Włoszech, póki mogła, odwlekała to małżeństwo
pod różnymi pretekstami: że oblubieniec poluje (!), że odjechał na Litwę, że
na wesele powinni pojechać Ferdynand i Anna. Również Franciszek I stręczył
za pośrednictwem dalekiej sułtanki Roksolany (Rusinki z Rohatyna) królewnę
francuską lub księżniczkę Ferrary (1542); pomysły te, przywiezione przez
posła [Jana] Kierdeja (z poturczonej rodziny litewskiej) wyperswadował
wreszcie Bonie poseł cesarski Maltzahn von Wartenberg52 i 6 maja 1543 odbył
się na Wawelu ślub nadzwyczaj uroczysty. Zaraz po uroczystościach spadły na
biedną oblubienicę niesłychane udręki: Bona nie dopuściła syna do wspólnego
pożycia z żoną i wyprawiła go znów na Litwę; przedłożenia Ferdynanda zbyła
niczym. Po dwóch latach Elżbieta umrze I 5 czerwca 1545 r., nie kochana, nie
żałowana.
Dezorientacja dworska spotkała się z krytyką na sejmie 1542 r. (w nieobec-
ności króla, który wtedy bawił na Litwie), ale orientacji właściwej ani senat,
ani stan rycerski nie wskazał. Pytali krytycy, czemu nie wyrobiono u Ferdy-
nanda zgody na oddanie Węgier Zapolyom i czemu nie wpłynięto na Turcję
przez dwór francuski, aby im zwrócił Budę; potępiano wyjazdy panów na
służbę do Ferdynanda (przykładem Hieronim Łaski). Były to odgłosy ważą-
cych się w senacie wpływów habsburskich oraz królowej Bony, która z Kmi-
tą i Gamratem aprobowała zbrojenia, ale nie chciała wojny. Ale kiedy Ocieski
opowiedział o tureckich wywiadach na pograniczu, stany nie zdobyły się na
jedyny sens moralny: że trzeba uzbroić armię. Dopiero następny sejm 1543 r.
przy królu okazał więcej animuszu; co prawda, robili ów animusz, sypiąc hoj-
nie złotem, agenci rakuscy. Roztrząsano wtedy pierwszą Turcykg53 [Stanisła-
wa Orzechowskiego], czyli mowę do stanów o niebezpieczeństwie tureckim;
zamiast jednak stałej obrony kresów uchwalono skromne środki na tymcza-
sową milicję i pozwolono ochotnikom służyć w armii austriackiej, byle poje-
sz gył to ten sam Joachim Maltzan, który w 1518 r. był wysłany do Zygmunta I
przez króla francuskiego, od 1527 r. pozostawał on w służbie Ferdynanda Habsburga.
A. Wyczański dz. cyt., s.120-121.
53 I Turcyka czyli De bello adversus Turcas suscipiendo ad equites Polonos oratio,
Kraków 1543.
118
dynczo, nie oddziałami. Po roku, w Piotrkowie, znów przy poparciu Orze-
chowskiego, posłowie cesarscy (biskup wrocławski [Baltazar] von Promnitz
i kanclerz czeski [Jerzy z Limberka] Zabka) przypuszczali nowe szturmy do
stanów w imię wspólności chrześcijańskiej i słowiańskiej (miał to być con-
gressus pansarmaticus). Uchwalono wtedy ustawę o powszechnym pogotowiu
' obronnym na wypadek groźby od "potężniejszego wroga", tj. Porty. W każdym
razie, jeszcze i na następnym sejmie (krakowskim 1545 r.) obiecywano Austrii
' ruszyć jak jeden mąż, gdy tylko bracia Habsburgowie okażą poważną chęć
wyzwolenia Węgier, jednak kiedy sejm Rzeszy w Spirze uchwalił środki na
, dwuletnią z półksiężycem wojnę, dano odprawę cesarzowi, że jeszcze zgody
w chrześcijaństwie nie widać. Nie dziw, że Ferdynand zawarł wreszcie 19 czerwca
1547 r. poniżający pokój z Solimanem54.
15. Zbrojny niepokój na wszystkich kresach
Dziwniejsza, że nie umiano uzgodnić ogólnej linii postępowania z tym, co
się działo na pograniczu polsko-litewsko-tatarskim ani zużytkować swego
neutralnego stanowiska wobec Węgier dla skupienia energii w innych kierun-
kach. Zgoda z Habsburgami miała zawsze umożliwiać porachunki z Mos-
kwą. Otóż ostatni rozejm upływał w 1542 r.; za pożądane uważał rząd litew-
ski zburzenie lub zwrot twierdzy Siebieża, która bliżej jeszcze niż Smoleńsk
wisiała nad Witebszczyzną. Wobec małoletniości Iwana IV pora wciąż wy-
dawała się sposobną, i chan Sahib Girej przed swoją wszechtatarską wyprawą
na Moskwę w 1541 r. zachęcał do współdziałania; zbiegły kniaź Siemion Biel-
ski układał plany wojenne; jednak trzęsąca Litwą klika gasztołdowsko-ra-
dziwiłłowska ani na wojnę, ani na demonstrację zbrojną się nie zdobyła. Po-
seł [Jan] Hlebowicz przywiózł z Moskwy (1542) tylko przedłużenie rozejmu do
1549 r.
Działacze podolscy: Bernard Pretficz, starosta barski, [Jan] Mielecki, [Mi-
kołaj] Sieniawski, Jazłowiecki, [Wojciech] Starzechowski wiedzieli nieźle, co
Polska i Litwa miałyby do zrobienia w razie pomyślnej rozgrywki z Turcją.
Tam wszelkie rozluźnienie układu z Krymem prowadziło do zagęszczenia na-
padów; zdaniem powyższych panów, odparować je można było najskuteczniej
kontrofensywą. Również przywrócenie Piotra Raresza na hospodarstwo po
zamordowanym przezeń Stefanie (1541) nic nie wróżyło dobrego.55 Póki suł-
tan powściągał Girejów, liczono jednak na to, że się przez rokowania ure-
guluje zasady sąsiedztwa i nawet odzyska Oczaków. Na komisji obustronnej
w 1542 r. Turcy stwierdzili, że część spornego obszaru należy do Mołdawii,
a część nabyli oni od Tatarów. Że jednak Polacy w tymże czasie próbowali
zająć Oczaków siłą, więc sandżak sylistryjski nie raczył nawet zjechać na ko-
misję. Wilamowski przywiózł w styczniu [1543 r.] wyjaśnienie, że zdaniem
Turków Zygmunt I występuje wrogo, bo całe wojsko, 20000, i 2000 piechoty
wysłał razem z komisarzami, wobec czego Osman bej nie chciał się narażać
i sam, według zeznań starych mieszkańców, przeprowadził granicę, która sta-
54 Zawarto wówczas pięcioletni rozejm.
ss po Stefanie hospodarem mołdawskim był przez kilka miesięcy Aleksander III.
119
nie się podstawą późniejszych demokracji XVII i XVIII w. Nowe rokowania
(1544) i nowa [1545] wyprawa na Oczaków, tym razem podjęta z terenu li-
tewskiego nic nie zmieniły w stanie posiadania. Mile wspominano później te
czasy, kiedy "za pana Pretfica spała od Tatar granica", ale podobna wdzię-
czność należała się naszym zagończykom od Habsburgów, w których intere-
sie, nie bez zachęty Tarnowskiego, nie tyle bronili oni chrześcijaństwa, ile łu-
pili stepowe bydło, a tym samym prowokowali Turcję.
Około tego czasu dość niespodzianie nastręczyła się sposobność do za-
cieśnienia węzłów między Polską i Księstwem pruskim. Niemcy nawiedziła
w 1546 r. krótka, ale gorąca wojna domowa "szmalkaldzka" między cesa-
rzem i związkiem książąt protestanckich. Albrecht Hohenzollern starał się na
wszystkie sposoby zainteresować nią Zygmunta i uzyskać, od Wielkopolan
zwłaszcza, pomoc zbrojną dla współwyznawców. Nigdy nie bywał tak lojalny,
wylewny, nie podkreślał tak swojej przynależności do Polski, a nie do Ce-
sarstwa, jak w okresie po klęsce protestantów pod Muhlbergiem [24 kwietnia
1547 r.], kiedy mu groziła egzekucja z ramienia Rzeszy. Na Polakach także
zwycięstwo cesarza nad rokoszem, a Ferdynanda nad konfederacją stanów cze-
skich silne zrobiło wrażenie. Ostatni sejm tego panowania [na wiosnę 1548 r.]
uchwalił zaciągi i pospolite ruszenie już nie przeciw Wołochom, Tatarom czy
Turkom, ale na odparcie możliwego najazdu Niemców, a król jednym z ostat-
nich swych pism prosił króla duńskiego o zamknięcie Sundu w razie, gdyby
tamtędy szły okręty krzyżackie lub cesarskie celem rewindykacji Pomorza
i Prus. W parę tygodni potem, 1 kwietnia, przedostatni Jagiellończyk umarł
80-letnim starcem.
16. Bilans panowania
Jeżeli współczesność była dla pamięci Zygmunta Starego łaskawsza niż po-
tomność, to się to tłumaczy nie tyle późniejszym pogłębieniem sądu dziejowego,
ile różnicą punktu widzenia. Wszystkie te cnoty i zalety, które król wniósł na
Wawel, zwłaszcza w pierwszych latach panowania, ostały się jako fakt przed
krytyką badaczy. Zygmunt naprawdę był takim, jakiego żegnała i opłakiwała
Polska: mądry, zabiegliwy, do czasu czujny i energiczny, szczerze pobożny,
lojalny, sprawiedliwy, wobec swoich i obcych sumienny. Pozazdrościć nam
mogły inne narody takiego ojca i opiekuna; odżałować go było trudno tym,
co na obyczaje i zamiary królewskiego jedynaka patrzyli z obawą lub nie-
ufnością.
Dziś potomność przez usta historyków wyraża zazdrość właśnie sąsiadom,
że mieli na tronach Karola V, Ferdynanda, Franciszka I, Henryka VIII, Gus-
tawa Wazę, omal im nie zazdrościli Solimanów i Wasylów, którzy bądź na
zewnątrz, bądź w domu dokonali większych dzieł politycznych niż Zygmunt.
Jest w tych sądach trochę mądrości po szkodzie, lecz jeszcze więcej leży na
ich spodzie mylnych założeń.
Odkąd nazwano okres 1506-1572 wiekiem złotym, żąda się od jego koro-
nowanych wyobrazicieli świetności i sukcesów na wszystkich polach, a gdy
ich rzeczywistość historyczna nie okazuje, Zygmuntowie nasi maleją w opinii,
rosną zaś ich kosztem rzekomo więcej obiecujący Jagiellonowie poprzednicy.
120
Trzebaż pamiętać, że Zygmunt I odziedziczył nie tyle gmach mocarstwowy, ile
rusztowanie rozbudowane pod przyszłe mocarstwo na wyrost i nad stan
w nim rzadki żywioł ludzki, jeszcze nie rozbudzony do światowej twórczości,
a już rozkołysany ponad głowę sterników nawy państwowej. Naokoło ponę-
tne widoki i zadania, którym sprostałby może wielki wysiłek całego narodu,
a nie sam tylko dowcip dyplomatyczny dworu. Żądać, aby król polski nie
dopuszczał w owych czasach Habsburgów do Czech i Węgier, bronił Dunaju
od Turków, ujarzmiał niemczyznę przy ujściu Wisły, wbijał słupy w limany
Dniestrowe i pędził daleko za Dniepr carskich wojewodów, można tylko wy-
kreśliwszy z pamięci klęskg budowińską Olbrachta i pogrom Aleksandra. Da-
leko nam było w 1515 r. do militarnej potęgi Franciszka I Walezjusza, a prze-
cież i on, gdy sięgał za granice narodowe Francji, to w walce z samymi tylko
Habsburgami przegrywał.
Zygmunt I za późno wstąpił na tron (czemuż nie w 1492 r.), by mógł oddać
Polsce coś więcej, niż resztę energii; za długo był potem królem "Starym".
Z biegiem lat coraz ociężalszy, miłośnik spokoju i ładu, ryzykować nie lubił, więc
wielu celów nie osiągnął. Umiał on dobierać na polu gospodarczym umiejętnych
podskarbich, jak Kościelecki i Boner56, a w zakresie polityki zagranicznej
inteligentnych doradców; umiał z nimi rozwijać szkołę dyplomacji, której
pierwszy przychówek, czynny od Madrytu po Stambuł i Moskwę, szczyci się
imionami Łaskich, Tomickiego, Erazma Ciołka, Dantyszka, do których przybę-
dą w późniejszych latach: Osiecki, Wilamowski, [Samuel] Maciejowski, a którzy
na ogół dotrzymują kroku graczom środkowo- i wschodnioeuropejskim. Na
kierownictwo planowe ten zastgp po 1515 r., wśród sprzecznych prądów
i interesów, już się nie zdobył. W braku złota i żelaza nie było czym zmiękczać
nieprzyjaciół. Bądź co bądź, porównanie stanu i położenia państw Zygmun-
towych w 1507 i 1548 r. wykazuje poprawę poważną. Król zażegnał nawałnicę,
jaka sig nad nim ściągała w 1512-1514 r., za Karpatami poświęcił tylko swoje
ambicje rodowe, nie interes Polski. Prusy uzależnił od Korony i przygotowywał
dalsze ich odcięcie od Cesarstwa, nad Gdańskiem, Toruniem, Warmią, Po-
morzem sprawował władzę rzeczywistą. Ukrócił, a z czasem niemal udaremnił
najazdy tatarskie na Ruś; załatwił sprawę pokucką bez zatracenia uroku Polski
na Węgrzech. Na wschodzie wstrzymał proces kruszenia się kresów; Smoleńska
wprawdzie nie utrzymał, ale przekonał swoich i obcych, że nas stać na wojnę
rewindykacyjną. Za narzędzie przeciw Porcie Habsburgom użyć się nie dał.
Wewnętrzna polityka Zygmunta świadczy o zrozumieniu przeobrażeń spo-
łecznych Polski. To był przyjaciel mieszczaństwa, podobnie jak późniejszy Ba-
tory, a w wyższym stopniu niż Zygmunt August; przeciwnik, niestety bezsilny,
szlacheckiego pgdu do wszechwładzy, może dlatego przychylnie usposobiony
wobec duchowieństwa, jako jedynej warstwy mogącej sig przeciwstawiać szlach-
cie Wiele usiłowań prawodawczych rozbiło mu się o opór sejmu; o pracach
wykonanych wspaniale Corpus luris Polonici5' O[swalda] Balzera świadczy
dziś jak najpochlebniej.
56 ) ) rzeczywistości żaden z Bonerów nie sprawował urzędu podskarbiego, byli
oni natomiast bankierami królewskimi. Por. Polski Slownik Biograficzny, t. 2, Kra-
ków 1936 (Biogramy Bonerów na s. 297-302).
Zob. Corpus Iuris Polonici, wyd. O. Balzer, t. 3, Kraków 1906, t. 4, z. 1, Kra-
ków 1910 - następne tomy nie ukazały się.
121
Zdobią epokę pierwszego Zygmunta łacińskie ody, hymny, epitalamia, ele-
gie, epigramata Krzyckiego, Dantyszka i [Klemensa) Janickiego, dzieła ta-
kich architektów jak: Bartolo [Bartłomiej] Berrecci, [Jan] Padovano i Fran-
ciszek Florentczyk; nad wszystkich wznosi się wspaniałe nazwisko Kopernika.
Brak w tym pokoleniu polskich poetów, a mało prozaików, ale nie zapomi-
najmy, z jednej strony, że jest to okres świeżego entuzjastycznego renesansu,
kiedy każdy król chlubił się swoją łaciną, z drugiej, że wielki budowniczy Wa-
welu był zarazem, jeżeli nie budowniczym, to opiekunem tej młodej kultury
polskiej, która na podłożu coraz większego dobrobytu zakwitnie pod ręką
jego syna. Dla oświaty i literatury polskiej, podobnie jak dla myśli politycz-
nej, była to twórcza doba poczynania.
ZYGMUNT AUGUST (1548-1572)
Rozdzial III
W rozbracie z narodem
1. Początek i istota konfliktu
Zygmunt August obejmował rządy w warunkach dotąd niebywałych, jakie
nigdy nie miały się powtórzyć: był już uznanym i ukoronowanym królem
polskim, ukoronowanym faktycznym wielkim księciem litewskim; cały jego
stosunek z narodem był przez przysięgę z 1537 r., zobowiązującą do zatwier-
dzenia i wykonania pxzywilejów, prawnie uregulowany. Tego strawić nie mogły
pewne czynniki z senatu i szlachty, a niezadowolenie przeszło w burzę, gdy
usłyszano, że August w sekrecie jest od sierpnia 1547 r. mężem Barbary z Ra-
dziwiłłów Gasztołdowej, wdowy po wojewodzie trockim. W rzeczywistości by-
ło gorzej niż podejrzewano. Zygmunt jeszcze za życia Elżbiety dał się opętać
wdziękom uroczej i czułej, ale na wskroś zepsutej Litwinki, przez którą Ra-
dziwiłłowie, mianowicie brat jej Mikołaj Rudy i kuzyn Mikołaj Czarny, mar-
szałek (później kanclerz) wielki Iitewski, zamierzali najpierw wyrobić sobie
zwrot rewindykowanych przez Bonę ogromnych królewszczyzn, następnie zaś
trząść niepodzielnie Litwą, a nawet wpływać na sprawy koronne. Mogliż bis-
kupi przyjąć bez zgorszenia poczęte w grzechu małżeństwo króla, mogłaż Bona
uznać za synową kobietę, która jej odebrała serce jedynaka, opanowała jego
zmysły i podcinała jego moralne jestestwo? Kołom politycznym było wiado-
mo, że Radziwiłłowie strzegą najpilniej odrębności Wielkiego Księstwa; pro-
staczkowie pomstowali na obrazę dobrych obyczajów. Zaniosło się na dłuż-
szy konflikt, a o jego przebiegu i wyniku zadecydować miały z jednej strony
indywidualne cechy króla, z drugiej - stan umysłów w kraju.
28-letni Zygmunt odbijał jaskrawo od wszystkich dotychczasowych Jagiel-
lonów. Wychowany przez ambitną matkę bez żadnej idei przewodniej, w tym
jedynie duchu, aby jej ślepo ulegać, łączył litewski upór dziadka Kazimierza
z włoską subtelnością Sforzów; gospodarność matki i babki z jagiellońską
hojnością i polskim humanitaryzmem. Wytrwała wola przy miękkich gestach
i gładkich manierach to była najważniejsza nowość, na której się nie poznali
malkontenci, gdy myśleli, że go zahukają morałami i wymówkami; dopiero
gdy burza przebrzmi, pozna Polska i świat głębokość myśli i szerokość ho-
ryzontów uprzejmego monarchy. U progu panowania miał Zygmunt przeciw
sobie ogromną w sprawie o Barbarę większość senatu i stanu rycerskiego, ale
on wiedział do czego dąży, ich zaś miały rozszczepić wkrótce sprzeczne prądy
religijne oraz interesy społeczne.
Kiedy przedniejsi senatorowie małopolscy wezwali króla z Litwy na po-
123
grzeb, Wielkopolanie z generałem starostą Andrzejem Górką na czele dostrze-
gli w tym uzurpację i spróbowali propagować myśl, że można króla nie uznać,
zjechać hurmem na elekcję i zamiast niego powołać np. arcyksięcia Maksymi-
liana albo Albrechta pruskiego, albo Jana Hohenzollerna, margrabiego na Kos-
trzynie. Cóż, kiedy ów Maksymilian był synem Ferdynanda, głośnego ciemię-
życiela Czechów, a Hohenzollernów dzieliło od Polski wyznanie augsburskie. '
Już polityczniej postąpili Małopolanie, którzy "chcieli, aby im król panował",
ale tłumaczyli jego błąd działaniem czarów, żądali przeto, aby Zygmunt od-
dalił "niecnotliwą żonę" i ukarał śmiercią sprawców miłosnej intrygi. Królowa
wdowa przed przyjazdem synowej odjechała na Mazowsze, królewny zarzeka-
ły się, że wolą klasztor niż towarzystwo "pani Barbary". Zygmunt, nie śpie-
sząc, przybył do Krakowa i zapowiedział zaprzysiężenie przywilejów na sejmie
piotrkowskim w sierpniu. Ponieważ Wielkopolska nie chciała wybierać posłów,
odłożono termin do 21 listopadal.
W izbach zapanowała niemal jednomyślna opozycja. Z wybitniejszych se-
natorów tylko hetman Jan Tarnowski i kanclerz Samuel Maciejowski, ponie- ;
kąd na złość Bonie, stanęli na straży praw majestatu i świętości małżeństwa.
Już przy witaniu przypomniał marszałek Sierakowski królowi, że panuje nad
wolnym rycerstwem, które nie zna niewoli (jak szlachta litewska). Zamiast ra-
dzić nad obroną i słuchać zaprzysiężonych przywilejów, izba poselska wymu-
siła wotowanie senatu w swej obecności, aby zademonstrować zgodność
poglądów na małżeństwo w całym narodzie. Kiedy demagog Kmita poruszył ten '
przedmiot, król próbował mu przerwać, co wywołało gwałtowne protesty. Po
senatorach (16 listopada) wygłosił swą słynną mowę rzecznik opozycji, Piotr
Boratyński; kwestionował on ważność ślubu udzielonego w tajemnicy; poniżał
Barbarę jako córę narodu, który dopiero niedawno wyszedł z barbarzyństwa
i dopuszczony został do polskich herbów, a na zakończenie, wezwawszy
wszystkich posłów do uklęknięcia, błagał króla, by porzucił Radziwiłłównę.
Inni później, w nieobecności króla, traktowali ślub z poddanką jako poniżenie !
dynastii wobec Europy i cały sejm, wychodząc z założenia, że król polski '
musi się przychylać do zdania senatu, żądał w rezolucji rozwiązania małżeń-
stwa, do czego powody poda prymas Dzierzgowski. Trafiła jednak kosa na
kamień. Na perorę Górki miał Zygmunt jedną odpowiedź: że nie może postą-
pić wbrew sumieniu, ale w przyszłości radzić się będzie senatu. Czyż może on
zaczynać rządy od niedotrzymania przysięgi żonie i to w chwili, gdy ma;
zaprzysiąc prawa narodowi? Posłowie na to, że oni również nie mogą złamać
obietnicy danej wyborcom i przed załatwieniem tej sprawy do niczego innego ;
nie przystąpią. Król, zdecydowany "do ostatniej koszuli" trwać przy Bar-
barze, myślał o abdykacji, ale Tarnowski i Maciejowski naszli go w nocy
i upadłszy krzyżem błagali, by nie narażał państwa na przesilenie. W izbie
huczało i trzeszczało. Padały hasła sejmu powszechnego wszystkich krajów
jagiellońskich i zawieszenia jurysdykcji królewskiej; zaczęto się rozjeżdżać.
Ostatecznie w drodze kompromisu zgodził się Zygmunt odłożyć koronację
Barbary do następnego sejmu, ale stanął twardo na stanowisku, że sejm sam
siebie rozwiązać nie może, po czym otworzył sądy sejmowe i dopiero po za-
łatwieniu szeregu procesów odjechał do Nowego Korczyna, skąd Barbarę prze-
1 Obrady sejmu przełożone zostały na 21 października, a w rzeczywistości rozpo-
czgły się 31 października 1548 r.
124
wiózł na Wawel i w komnatach zamkowych wesołe z nią rozpoczął życie
(w lutym 1549). Kraj tymczasem czytał uniwersał z kuźnicy Maciejowskiego,
gdzie król nielitościwie nicował zasadnicze wywody i założenia opozycji.
2. Przymierze z Habsburgami
Jeszcze przez cały rok trwał hałas o Barbarg. Dyplomaci odmawiali jej wi-
zyt, a ulicznicy gonili jej karetę w Krakowie, krzycząc, że jedzie czarownica.
Król słodził jej życie czułością i przepychem, a na przeszkody polityczne za-
żył polityki lepszej.
Widząc, że Habsburgowie po stłumieniu buntu szmalkaldzkiego nie życzą
sobie zaburzeń w sąsiedztwie, król, za radą Tarnowskiego i Maciejowskiego,
jeszcze podczas sejmu postanowił wysłać młodego Stanisława Hozjusza (nie- :
bawem biskupa chełmińskiego) na dwór Ferdynanda I z przyjęciem propo-
nowanej przyjaźni i przymierza. Pieniędzy na wojsko nie pragnął, tylko za-
wczasu przymawiał się o order Złotego Runa i robił co mógł, aby zatrzeć żal
po źle traktowanej Elżbiecie; przy sposobności chciał też wyjednać zdjęcie ba-
nicji z Albrechta pruskiego i uwolnienie Gdańska oraz Elbląga od pozwów
przed sąd Rzeszy. Ferdynand, w porozumieniu z cesarzem Karolem, podał
warunki i zastrzeżenia: że przymierze nie będzie obowiązywało przeciw Rze-
szy, papieżowi ani sułtanowi (póki ów nie napada), że Polska nie ma wspierać
Jana Zygmunta na Węgrzech przeciwko Ferdynandowi. Te zastrzeżenia co do
Rzeszy i Siedmiogrodu nie podobały się na dworze polskim, bo też ani cesarz,
ani Krzyżacy nie uchodzili za groźnych w razie napadu na Prusy przeciwni-
ków. Ostatecznie jednak motywy za przymierzem przeważyły i Hozjusz 2 lipca
[1549] podpisał projekt. Najważniejszą jego osobliwością było zobowiązanie
do wzajemnej pomocy przeciw buntowniczym poddanym, na podobieństwo
traktatów polsko-węgierskich 1492 i 1507. Teraz mógł Jagiellończyk nie bać
się swoich Górków i Kmitów, ale też musiał swą pomoc dla siostry Izabelli
ograniczyć do poparcia jej interesów majątkowych. Wnet porozumienie to się
zacieśnia: Hozjusz jedzie do Karola V po recepty na opornych poddanych
i wdaje się w powikłane sprawy pruskie, które niedawno jeszcze na sejmie
augsburskim 1548 r., przed śmiercią Zygmunta Starego, stały dla Polski nie-
dobrze. Banicję udało się zawiesić i potem wraz z pozwami puścić w niepa-
mięć, a do rozjemstwa Ferdynanda między Albrechtem i Zakonem nie dopuś-
cić. Cesarz przystąpił do przymierza (12 grudnia 1549) ekscypując Rzeszę,
o ile ona będzie stroną napadniętą. Ferdynand, pytany przez następnego po-
sła, [Andrzeja] Czarnkowskiego, czy Zygmunt August ma iść uśmierzać Wiel-
kopolan, zalecił w braku sił powściągliwość; za to obiecał uroczyste posel-
stwo od siebie na ów następny sejm, do którego odłożona została rozgrywka.
Rzeczywiście, na sejm do Piotrkowa zjechali w 1550 r. posłowie Herberstein
i [Jan] Lang. Wprawdzie przybyli nie po to, aby bliżej omawiać wspólne kro-
ki przeciw poddanym, a tylko dla załatwienia spraw węgierskich; jednak sama
świadomość oparcia o zagranicę pozwoliła królowi mocno stanąć wobec za-
kłóconego egzekucją sejmu, wytrzymać wymówki o uniwersał, odprawić sądy
bez przeszkody i ukoronować Barbarę (7 grudnia). Teraz i Kmita pogodził się
z jego władzą, i Górka trzymał mu strzemię, i Dzierzgowski zabiegał o zgodę,
125
i królowa Bona pogodziła się z wejściem Barbary do rodziny. Dalszą korzyść
z przymierza rakuskiego osiągnął król przez to, że zręcznie lawirując między
cesarzem i sułtanem tudzież unikając zwady z Moskwą uniezależnił się na szereg
lat od podatkowych uchwał sejmu. Po trosze sprawa Barbary ucichła, bo też
królowa ani nikomu osobiście nie chciała szkodzić, ani się na żadnej nie znała
polityce, a dni jej - wskutek nieuleczalnej choroby - były od dawna policzone.
Stosunek do Węgier i Turcji
Izabella Zapolya między młotem a kowadłem, tj. między Habsburgiem i partią
narodową węgierską "Fratra" Jerzego [Utieśenovicia] Petrowicza, znalazła się
w tak przykrym położeniu, że już tylko myślała o poprawie materialnego losu
swego i syna. Właściwie nie miał o co pertraktować biskup Andrzej Ze-
brzydowski, gdy przybył jako jednacz na Węgry z ramienia sejmu 1550 r.2 Sam
Zygmunt August okazywał, że chętnie by w ogóle wycofał siostrę z Węgier, gdyby
na to pozwolił zajadły Petrowicz (zresztą ów "Frater" Jerzy godził się na
zjednoczenie ojczyzny - choćby pod Habsburgiem). Jakoż mimo podżegań
sułtana doszło do układu między Ferdynandem i Izabellą w Alba Iulia 19 lipca
1551 r.; Jagiellonka miała otrzymać pewne księstwa w Niemczech i od-
szkodowanie pieniężne, a Jan Zygmunt miał zaślubić córkę Ferdynanda i posiąść
księstwo opolskie. Wkrótce potem gwałtowna śmierć Jerzego z rąk zbirów
habsburskich osłabiła irredentę węgierską i wywołała w tym kraju odprężenie.
Ale ugoda z Habsburgami oznaczała naprężenie z Turcją. Zygmunt August
zaczynał sąsiedzkie współżycie z Solimanem jak "syn z ojcem". Mniej zadowolo-
ny był chan Dewlet Girej3, którego Tatarów Pretficz oraz książęta Dymitr
Wiśniowiecki i Bohusz Korecki ganiali w głąb Dzikich Pól po każdej próbie
najazdu. Wciąż mu było za mało podarków, a za wiele przyjacielskich
deklamacji, skoro w tych stronach czarnomorskich, mimo całego systemu
obrony potocznej, prawo silniejszego przysługiwało Tatarom. Rzeczywiście
w latach 155 1551 zburzyli Tatarzy Peremirkę i Bracław, a komisarze polscy nie
śmieli nawet zjeżdżać na układy w sąsiedztwo zbyt licznych posterunków
sułtańskich. Musiał Zygmunt August dzielnego Pretficza wycofać z Baru do
Trembowli, musiał się też usprawiedliwiać, że o ugodzie Izabelli z Ferdynandem
nic z góry nie wiedział; musiał słać posłów i gońców do Stambułu, nim uzyskał
przez poselstwo Stanisława Tęczyńskiego 28 lipca 1553 odnowienie pokoju4.
Choć odtąd "wróg wrogom a przyjaciel przyjaciołom" sułtana, zadeklarował
jednak wobec postępków Izabelli zupełną neutralność i gdy go nagabywali
o pomoc dla niej - z jednej strony sułtan i król francuski, z drugiej
o współdziałanie przeciw niej - Ferdynand, on wyminął wszystkie te rady
i zachował środki obronne państwa na inny użytek.
2 Poselstwo Andrzeja Zebrzydowskiego i Sebastiana Mieleckiego przebywało
w Siedmiogrodzie w 1549 r. Zob. J. Pajewski Wggierska polityka Polski w polowie
XTil w. (1540-1571), Kraków 1932, s. 69, przypis 1.
3 Według W. Dworzaczka Dewlet I Girej był chanem od 1551/1552 (1553? r.).
Por. W. Dworzaczek dz. cyt., tab. 92.
' Traktat podpisano 1 sierpnia 1553 r.
126
4. Lata pokoju z Moskwą
Silne wrażenie musiał zrobić fakt, że Iwan IV moskiewski w 1547 r. przy-
brał tytuł cara Moskwy i wszystkiej Rusi. Odkąd Zygmunt August władał
Litwą (1544), wzmogła się była nieufność między tymi dwoma państwami.
Iwan słał posły do starego, nie do nowego króla, a gdy starego zbrakło, sam
się młodemu z przyjaźnią ofiarował; jeszcze on wówczas zanadto liczył się
z Kazaniem i za mało mógł liczyć na hospodara mołdawskiego, gdy król miał
związek z Sahib Girejem. Rokowania w Moskwie 1549 r. ujawniły raz jeszcze
nieuleczalne przeciwieństwo interesów: na maksymalne pretensje Litwy Mo-
skwa odpowiadała roszczeniami do Połocka i Witebska, a ilekroć Litwa od-
mawiała Iwanowi tytułu cara, ów przestawał Zygmunta tytułować królem.
Ostatecznie, gdy spodziewane w Polsce rozruchy nie nastąpiły, pogodził się
Iwan z litewskim stanem posiadania, odzyskał ostatnich jeńców spod Orszy
i nawet zawarł układ o wzajemnym ostrzeganiu się chrześcijan: "aby się bi-
surmańska nie wywyższała ręka". Wyzyskał ten spokój, zdobywając w 1552 r.
Kazań, a w 1554 Astrachań. Te tryumfy nad niewiernymi nie pozostały bez
efektu na Zachodzie. Wprawdzie alarm, jaki powstał u nas w 1553 r. na
wieść, że papież i cesarz postanowili uznać wszechrosyjski tytuł cara, okazał
się bezzasadny; naprawdę jednak owo uznanie dyplomacja carska po trosze
zdobywała wśród ciągłych sporów o tytulaturę. Raz już, w 1555 r., Zygmunt
August, zaniepokojony koncentracją wojsk moskiewskich na Kijów, przy-
sposobił siły litewskie do wyprawy, ale jego doradcy woleli znowu przedłu-
żyć (1556) rozejm na lat sześć.
5. Małżeristwo z Katarzyną. Odjazd Bony
Niedługo cieszył się Zygmunt szczęściem rodzinnym, o które tak w trwale
walczył: 8 maja 1551 r. Barbara umarła, o ile wiadomo, na raka, chociaż
wielu przypisywało jej zgon czarom czy też truciźnie Bon a
wiedziełi o nurtu ącej ją o y, wtajemniczeni
j d dawna nieuleczalnej chorobie. Co najtragiczniej-
sze, sam krół uważał matkę za zdolną do wszystkiego i wobec zaufan ch jak
Mikołaj Radziwiłł, wcale się z tym nie taił. Ona to, zdaniem Zyg y
y munta, miała
s rócić także ż cie biednej Elżbiecie Austriaczce, jak gdyby własne postępo-
v ranie męża nie wchodziło tu zupełnie w rachubę. Została mu po Radziwiłłów-
nie wielka pustka w duszy, którą usiłować będzie wypełnić dla siebie ż ciem
zmysłowł m D ztpą ń bez skrupułów au a dynastii zdecydował się pod presją
Rad bić trzeci żon , w półtora roku po stracie Barbary
ą ę, mianowicie siostrę Elżbiety, Katarz n Austriaczkę
waży in erty: b . Nie
czekając, aż senat roz ne of
rary), Czarny Mikołaj w marcu 1 awarską, francuską (księżniczki Fer-
553 r. pośpieszył na dwór Ferdynanda pro-
wadzić rozmow o ślubie i zarazem skarżyć się o rzekome konszachty cesarza
p pap a Moskwą ( y
które w dawał si od owiedzi na francuską próbę
rzeci nib gpo skDopie o kiedy Rad iWęgier w ówczesnej ciężkiej sytu-
acji Habs z w łł zlikwidował cały ów epizod
mś k g ki w ia)ł po b ym dk cle y [Jan enat mógł zaaprobować jego
] Przerembski z Radziwiłłem
127
4. Lata pokoju z Moskwą
Silne wrażenie musiał zrobić fakt, że Iwan IV moskiewski w 1547 r. przy-
brał tytuł cara Moskwy i wszystkiej Rusi. Odkąd Zygmunt August władał
Litwą (1544), wzmogła się była nieufność między tymi dwoma państwami.
Iwan słał posły do starego, nie do nowego króla, a gdy starego zbrakło, sam
się młodemu z przyjaźnią ofiarował; jeszcze on wówczas zanadto liczył się
z Kazaniem i za mało mógł liczyć na hospodara mołdawskiego, gdy król miał
związek z Sahib Girejem. Rokowania w Moskwie 1549 r. ujawniły raz jeszcze
nieuleczalne przeciwieństwo interesów: na maksymalne pretensje Litwy Mo-
skwa odpowiadała roszczeniami do Połocka i Witebska, a ilekroć Litwa od-
mawiała Iwanowi tytułu cara, ów przestawał Zygmunta tytułować królem.
Ostatecznie, gdy spodziewane w Polsce rozruchy nie nastąpiły, pogodził się
Iwan z litewskim stanem posiadania, odzyskał ostatnich jeńców spod Orszy
i nawet zawarł układ o wzajemnym ostrzeganiu się chrześcijan: "aby się bi-
surmańska nie wywyższała ręka". Wyzyskał ten spokój, zdobywając w 1552 r.
Kazań, a w 1554 Astrachań. Te tryumfy nad niewiernymi nie pozostały bez
efektu na Zachodzie. Wprawdzie alarm, jaki powstał u nas w 1553 r. na
wieść, że papież i cesarz postanowili uznać wszechrosyjski tytuł cara, okazał
się bezzasadny; naprawdę jednak owo uznanie dyplomacja carska po trosze
zdobywała wśród ciągłych sporów o tytulaturę. Raz już, w 1555 r., Zygmunt
August, zaniepokojony koncentracją wojsk moskiewskich na Kijów, przy-
sposobił siły litewskie do wyprawy, ale jego doradcy woleli znowu przedłu-
żyć (1556) rozejm na lat sześć.
5. Małżeństwo z Katarzyną. Odjazd Bony
Niedługo cieszył się Zygmunt szczęściem rodzinnym, o które tak wytrwale
walczył: 8 maja 1551 r. Barbara umarła, o ile wiadomo, na raka, chociaż
wielu przypisywało jej zgon czarom czy też truciźnie Bony, a wtajemniczeni
wiedzieli o nurtującej ją od dawna nieuleczalnej chorobie. Co najtragiczniej-
sze, sam król uważał matkę za zdolną do wszystkiego i wobec zaufanych, jak
Mikołaj Radziwiłł, wcale się z tym nie taił. Ona to, zdaniem Zygmunta, miała
skrócić także życie biednej Elżbiecie Austriaczce, jak gdyby własne postępo-
wanie męża nie wchodziło tu zupełnie w rachubę. Została mu po Radziwiłłów-
nie wielka pustka w duszy, którą usiłować będzie wypełnić dla siebie życiem
zmysłowym. Dla państwa i dla zachowania dynastii zdecydował się pod presją
Radziwiłła, zresztą nie bez skrupułów, już w półtora roku po stracie Barbary
; poślubić trzecią żonę, mianowicie siostrę Elżbiety, Katarzynę Austriaczkę. Nie
czekając, aż senat rozważy inne oferty: bawarską, francuską (księżniczki Fer-
y rary), Czarny Mikołaj w marcu 1553 r. pośpieszył na dwór Ferdynanda pro-
wadzić rozmowy o ślubie i zarazem skarżyć się o rzekome konszachty cesarza
; i papieża z Moskwą (które wydawały się odpowiedzią na francuską próbę
przeciągnięcia Polski na stronę sułtana i Węgier w ówczesnej ciężkiej sytu-
acji Habsburgów). Dopiero kiedy Radziwiłł zlikwidował cały ów epizod
moskiewski i wrócił z ubitą sprawą małżeństwa, senat mógł zaaprobować jego
robotę (8 kwietnia); po czym podkanclerzy [Jan] Przerembski z Radziwiłłem
127
sprowadzili Katarzynę na koronację (30 lipca) [1553 r.]. To na wskroś poli-
tyczne małżeństwo nie zaspokoiło serca Zygmunta. Powziął on taki wstręt do
żony, że mimo gorącego pragnienia potomstwa żyć z nią nie chciał. Pozostał
samotny, ze swą lekką melancholią, nieufny wobec otoczenia, i może dlatego
właśnie, z nikim się bliżej nie wiążąc, nawet od Radziwiłłów coraz dalszy,
potrafi on w drugiej połowie rządów współpracować z najsilniejszym prądem
w narodzie - egzekucyjnym.
Ostateczne rozstanie z matką niewiele go kosztowało pod względem uczu-
ciowym; dużo w sensie materialnym. Bona, uzbierawszy przez lat blisko 40, po
części z przekupstwa, ale przeważnie z umiejętnej gospodarki, wielki majątek,
wypożyczyła Filipowi II hiszpańskiemu 430000 dukatów: dla siebie chowała
liczne nadania na dobra ziemskie. W 1555 r. poczuła się słaba i zapowiedziała, że
pojedzie do Włoch ratować zdrowie. Ponieważ obawiano się, że odstąpi swe
przywileje obcym książętom i wywiezie wielkie skarby, Zygmunt August
i senatorowie sprzeciwili się wyjazdowi; zakazano nawet pomagaćjej do podróży
pod utratą czci, a nieszlachcie pod utratą życia. Dop' to kiedy zrezygnowała
z nadań, król ułatwił jej wyjazd i wywiezienie bezcennych ruchomości [1556]
z Wawelu. Umarła w Bari 19 listopada 1557 r., otruta przez doradcę, który starał
się, by zapisała majątek Habsburgom. W rzeczywistości jeszcze na łożu śmierci
przekazała całe mienie synowi, co dało powód do nieskończonych sporów
między Polską a Hiszpanią o wypożyczone Filipowi II "sumy neapolitańskie".
Zapamiętano jej intrygi, ambicję, zawziętość i wiele zmyślonych grzechów,
a zapomniano główną zasługę: że królowa nie tylko nie uszczupliła polskiego
dobra, lecz je czterdziestoletnią pracą znakomicie pomnożyła.
Niemało kłopotu sprawiała królowi i krajowi interesowna Izabella: dopóki
ona bawiła w Polsce, nie było spokoju ani od sułtana, ani od Habsburgów, bo
obie strony zwalały na Zygmunta odpowiedzialność za to, co Węgrzy we
własnym interesie narodowym robili ze swą "królową". Ferdynand nie do-
trzymywał zobowiązań pieniężnych, bojąc się, że Izabella użyje dukatów na
robotę polityczną w Siedmiogrodzie; sułtan właśnie domagał się owej roboty
i powrotu Izabelli do Siedmiogrodu, i polskiego dla niej poparcia; ona zaś
obstawała - dla siebie i syna, nie dla Polski oczywiście - przy żądaniu różnych
księstw na Śląsku. Wyjechała wreszcie pod jesień 1557 r.5, wezwana przez
Węgrów (pod wpływem Francji) do Koloszwaru [Kolozsvaru], gdzie umarła
w 1559 r. Starzejący się "ojciec" Soliman nie pogniewał się zbytnio o ten zawód
widać niewiele on żądał od Polski poza neutralnością, skoro nawet w Mołdawii
tolerował przez cały ciąg swego panowania awanturnicze interwencje nie-
urzędowej, magnackiej polityki polskiej, której uporczywość trudno by wprost
zrozumieć, gdyby nie fakt istnienia przy królu silnej partii rakuskiej.
6. Wycieczki panów polskich do Mołdawu
Pierwsza tego rodzaju próba zaszła w 1552 r., kiedy Wołosi zamordowali
okrutnego Stefana (ostatniego potomka Dragoszyców, z których był Stefan
Wielki) i wybrali na księcia Aleksandra Lapusneanu zwanego Stolnikiem;
5 W rzeczywistości lzabella wyjechała w 1556 r.
128
tego osadził w Suczawie i zaprzysiągł, jako lennika, na wierność Zygmun-
towi Augustowi Mikołaj Sieniawski. Nic wprawdzie nie wiadomo o bezpo-
średnich stosunkach Sieniawskiego z Austrią; zważywszy jednak, że tylko
jej musiało wtedy zależeć na pokłóceniu Polski z Portą, że Sieniawskiego
protegował Tarnowski, i że Ferdynand gorzko wymawiał w tymże roku po-
słowi [Filipowi] Padniewskiemu brak stanowczości po stronie polskiej,
który ośmielił Turcję do napaści na habsburskie dzierżawy - należy przy-
puścić, że Sieniawski pracował po części dla Austrii, po części dla siebie.
O wiele pewniej można to stwierdzić co do wypraw następnych. Przedsię-
brali je ludzie, z których jeden zawsze był sługą Habsburgów, drugi - słu-
gą własnej zachcianki, ale współdziałał z tamtym. Olbracht Łaski, syn dyplo-
maty Hieronima, siedział niezadowolony w spiskim Kieżmarku, gdy doń
przybłąkał się Grek, poliglota, Jakub Herakli Basilikos, wygnany pu-
pil despoty Samosu, stąd zwany Despotą [Despotem]. Prosił ów Despota
o pomoc do strącenia zbyt ciężkiego Wołochom Aleksandra; pierwszą pró-
bę wyprawy ( I 560) udaremnił na życzenie króla protektor Stolnika, Sieniaw-
ski. W następnym roku Łaski postawił na swoim, ale i Despota nie dogo-
dził burzliwym swym bojarom; owszem, doczekał się buntu (1563), a dwu-
licowością zraził i Łaskiego, i cesarza Ferdynanda, któremu miał służyć przeciw
Turkom.
Teraz wyciąga ręce po Suczawę inny paladyn, Dymitr Wiśniowiecki, zasłu-
żony niegdyś bojownik przeciw Tatarom, założyciel kozackiej placówki na
wyspie Chortacy, i sam skończony Kozak, który zdążył był już odbyć służbę
u Iwana Groźnego, lecz teraz uciekł przed jego tyranią i razem z Łaskim
pobiegł zdobywać tron mołdawski dla siebie (rościł doń pretensję po matce).
Wszakże wódz zbuntowanych Wołochów, [Stefan] Tomża, zbił Wiśniowieckie-
go, pojmał i wysłał do Stambułu na okrutną śmierć.6 Wszystko to działo się
nad program pokojowej na południu polityki królewskiej; delikatnie tylko
przymawiał się Zygmunt przez poselstwo Piotra Zborowskiego, by sułtan
uznał jego "jurysdykcję" nad Mołdawią, oczywiście bez skutku. Później, gdy
syn Aleksandra, Bogdan, ofiarował hołd Polsce - co Porta łatwiej znieść
mogła niż zależność Mołdawii od habsburskich Węgier - król nie odtrącił
jego dobrych chęci (1569), ale było to - zauważmy - już po załatwieniu naj-
ważniejszej z tego panowania sprawy bałtycko-inflanckiej.
7. Postępy reformacji
W ciągu ostatnich lat panowania Zygmunta Starego wiele rzeczy dojrzało
w Polsce, wiele gotowych nowości zaleciało do niej z zagranicy. Ruch refor-
macyjny, pohamowany dekretami i represją wobec Gdańska w latach 1523-
-1526, wznowił się widocznie, skoro na synodzie w 1542 r. przypomniano
biskupom obowiązek utrzymywania inkwizytorów i skoro szlachta na sejmie
" Fragment powyższy sugerować może, jakoby Tomża pobił Wiśniowieckiego
w bitwie, tymczasem książę Dymitr zwabiony został do obozu przeciwnika propozy-
cją poddania się Mołdawian i podczas rozmów podstępnie pojmany. Por. Z. Spie-
ralski Awantury mo dawskie, Warszawa 1967, s.127.
5 - Dzieje Polski nowożytnej - tom I
1545 r. żądała cofnięcia zakazu wyjazdów na studia zagraniczne', a biskup
poznański stwierdzał w swej diecezji w 1547 r. silny stan zakażenia. Istotnie,
w Poznaniu działali Jan Seklucjan i Andrzej Samuel, farny kaznodzieja;
w Małopolsce gromadził kółko zdeklarowanych protestantów Jan Trzy-
cieski; z Litwy wyświęcono do Królewca pierwszego reformatora [Abra-
hama] Kulwiecia (1543). Około tegoż czasu przechodzą na wyznanie aug-
sburskie tacy luminarze myśli społecznej, jak Andrzej Frycz zwany Mo-
drzewskim i prawnik Jakub Przyłuski; w 1541 r. przyznaje się do protestan-
tyzmu dziekan krakowski, bratanek prymasa, Jan Łaski, który też po dwóch
latach pozbywa się kościelnych beneficjów i wkrótce wyjeżdża za granicę.s
W Małopolsce mnożą się wypadki przejścia na judaizm. Mikołaj Oleśnicki
wyrzuca paulinów z Pińczowa (1550), aby tam utworzyć zbór różnowier-
czy i szkołę. Pińczów ("Sarmackie Ateziy') staje się ogniskiem nowego ru-
chu, miejscem synodów. W 1548 r. część wygnanych z Czech braci czeskich
zatrzymuje się, w drodze do Prus, w Wielkopolsce i zakłada gminy pod
opieką Andrzeja Górki w Koźminie, Kórniku, Szamotułach, Lesznie i Poz-
naniu. Z innych możnych rodów opiekują się innowierstwem w jego róż-
nych odcieniach Ostrorogowie, Zborowscy, Leszczyńscy, Bonerowie, To-
miccy, Stadniccy; na Litwie - Radziwiłłowie, Chodkiewiczowie. I oto na
sejmie 1550 r. przedstawicielstwo narodowe okazuje w większości nagle ewange-
lickie oblicze.
Z Genewy przenikają do Polski nowinki kalwińskie; z Włoch kilku wy-
gnańców przyniosło nasiona doktryny jeszcze radykalniejszej, która się
wnet rozwinie w swoiste polskie wyznanie ariańskie. Byli to: Franciszek
Lismanino, rodem z Korfu; spowiednik Bony, uczony profesor języka he-
brajskiego, Franciszek Stancaro [Stankar]; sieneńczyk Lelio Socino, [Wa-
lenty] Gentile i [Paweł] Alciati. Od 1550 r. zaczęły się synody ewangelickie
w Polsce. Na pierwszym, pińczowskim, Stancaro przedstawił i przeprowa-
dził wyznanie wiary umiarkowane w duchu kolońskiej doktryny Melanchto-
na i [Marcina] Bucera; w 1554 proponował tezy bardziej odstępcze. Sam
Kalwin publicznie wzywał w tymże roku Zygmunta Augusta, aby narzucił
Polsce jego naukę. Starano się sprowadzić do Polski Kalwina, Melanchto-
na i Łaskiego. Dalsze synody w Koźminku i Pińczowie (1555) zajmowały
się też wspólną taktyką nowowierców na sejmach i stworzeniem unii wyzna-
niowo-obrzędowej. Przybył istotnie w 1556 r. Łaski; widział się w Wilnie
z królem, ale go dla nowych prądów pozyskać nie zdołał. Cóż niosły owe
prądy?
J. Tazbir podaje, że zakaz ten został cofnięty już podczas sejmu 1543 r. Por.
J. Tazbir Państwo bez stosów, Warszawa 1967, s. 47.
s Modrzewski nie był formalnie członkiem zboru luterańskiego, podobnie jak
i później nie był członkiem zboru ariańskiego. Por. Polski S ownik Biograficzny,
t. 21, Wrocław 1976, s. 538-542 r. Łaski pozbawiony został beneficjów w 1540 r., odzy-
skał je po złożeniu w 1542 r. "przysięgi oczyszczającej", w której wyznał, że Kośeioła
nie porzucił. W kilka tygodni później zrezygnował z nich jednak i wyjechał z kraju;
dopiero wówczas (latem 1542 r.) ostatecznie związał się z protestantyzmem. Por. Polski
Sfownik Biograficzny, t.18, Wrocław 1973, s. 239.
130
8. Publicystyka obozu egzekucyjnego
Interesuje nas tu z dwojakiego punktu widzenia: przy każdym imieniu
pytać należy, o ile dany pisarz dawał wyraz nurtującym społeczeństwo za-
gadnieniom i tęsknotom tudzież o ile sam zagadnienia otwierał i w twór-
czym duchu odpowiedzi na nie znajdował. Trzy nazwiska górują nad naszą
myślą polityczną wieku zygmuntowskiego: Orzechowski, Modrzewski, Przy-
łuski.
Najwięcej rozgłosu miał ksiądz Stanisław Orzechowski, bo pisał cycerońską
łaciną, potem wspaniałą polszczyzną, zawsze z porywem, często zuchwale;
przy tym podbijał serca wszystkich przeciwników kleru jako mąż pani Orze-
chowskiej, ofiara biskupa [Jana] Dziaduskiego i osobisty dwersarz papieża.
Gdy patetycznie, głosem matki ojczyzny bił na alarm z powodu tureckiego
sąsiedztwa, to właściwie jeszcze pożyczał tonu z Rzymu i Wiednia. Gdy mo-
ralizował nad obyczajami dworu (Bony), nad wychowaniem królewicza (Fi-
delis Subditus9,1549), nad częstym a bezużytecznym sejmowaniem, gdy z du-
mą podnosił, że w Polsce lex stoi wyżej niż rex, że senat ma pośredniczyć
między królem a narodem, król zaś godzić między sobą senatorów, to słychać
w nim było tylko echo przeciętnej opinii bez wartości dla mężów, co mieli
przebudowywać Polskę. Narzekanie na niewojennego ducha szlachty nie pro-
wadzi Orzechowskiego do wniosków bardziej oryginalnych niż dobrze znany
pomysł kolejnej obrony państwa przez rycerstwo różnych województw. Do-
piero gdy pisze o chłopach: "okrutna jest rzecz wyciskać podatki z tych, co
sami nic nie mają", ten nagły wybuch oburzenia stanowi we wcześni szych
pismach Orzechowskiego jedyny przebłysk głębszej idei, której jednak póź-
niej, ani w Djalogu o egzekucji,lo ani w Quincunx'ie (Kraków 1564) nie roz-
winął. Odkąd się wyszumiał i zdecydował wytrwać przy Kościele, popadł
w skrajne teorie teokratyczne o wyższości arcybiskupa nad królem, o pocho-
dzeniu wszystkich władz z Rzymu, o szczególnych kwalitikacjach chrześcijań-
skiego monarchizmu w odróżnieniu od władzy książąt pogańskich. Egzekucję
królewszczyzn potępił; za to żądał egzekucji przeciw dysydentom. Arcynietak-
townie chełpił się przed Litwinami wolnością lacką, w takim tonie, jakby
chciał ich odepchnąć, nie przygarnąć. Wśród hucznej frazeologii, w potoku
złotych słów zatracał jasność pojęć konstrukcyjnych. Od dytyrambów zachwytu
nad Królestwem Polskim, najbliższym Królestwu Bożemu, do rozpaczliwego
"zginiemy!", "teraz, o teraz, łotryni Polsko, przez twe bluźnierstwo gardło twe
dasz", przeskok u niego momentalny. Dużo wstrząsu i hałasu, najmniej dro-
gowskazu.
Frycz wykształcił swą myśl polityczno-społeczną w dobranym kółku huma-
nistów, wśród rozmyślań i rozpraw nad światem antycznym; miał jednak głg-
bokie odczucie najważniejszych bolączek swego wieku, więc choć nie poseł,
nie senator, wyprzedził ów wiek szerokością horyzontów, bogactwem rozwią-
zań, którym jednak, w braku umiejętności prawniczej, nie bardzo umiał na-
dawać kształt konkretny. Krzywdę chłopa odczuł pod wrażeniem odrzucenia
na sejmie 1538 r. królewskiego wniosku o karę śmierci za mężobójstwo, z tą
9 Utwór ten miał dwie redakcje: 1543 i 1548, obie ogłoszono drukiem w 1584 r
w Krakowie.
lo Dyjalog okodo egzekucyjej, Kraków 1564.
131
nierówną oceną plebejskiego i szlacheckiego życia walczył w latach 1541-1548
(mowy: De poena homicidu 11 ). Również gorąco protestował przeciw usta-
wom, nie dopuszczającym mieszczan do posiadania ziemi: taka nienawiść
do plebejuszów, ostrzegał, doprowadzi "wszystko", tj. Polskę, do upadku.
Albo znieść takie prawa, albo uszlachcać zasłużonych mieszczan. Wieko-
pomny traktat Frycza De Emendanda Republica (1551)12 cały pisany jest
w świadomości, że żaden absolutyzm nam nie grozi; przeciwnie, szlachta
jako absolutna pani polskiego kraju, winna tak g urządzić, jak każe spra-
wiedliwość i dobro społeczne. Potrzebny jest król moderator nad rządzą-
cym senatem, potrzebny dozór obyczajów, opieka społeczna nad ubogimi
i uciśnionymi, równość wszystkich wobec prawa, obrona sądowa dla chło-
pów, odpowiedzialność urzędników, wolność myśli i słowa; na straży praw
konsystorz sędziów, złożony z przedstawicieli wszystkich stanów; na stra-
ży granic - osadnictwo wojskowe; środki na obronę - według pomysłu
Łaskiego - z podatku dochodowego. Ale te środki mają iść na obronę,
nie na wojny zaczepne, które Modrzewski potępia, zalecając w zatargach
międzynarodowych sądy rozjemcze. Szkoda, że później myśl Frycza, za-
miast mnożyć i popularyzować lekarstwa na uchwytne niedomogi, pogrą-
żyła się w uniwersalnych problemach soborowych, aby wreszcie ugrzęznąć
w kontrowersjach religijnych z arianami. Wpływ jego pism, bez wyjątku
łacińskich, ujawnił się na razie tylko w momencie walki o sobór narodowy, około
1564 r.
Żywy kontakt z hasłami izby utrzymywał za to Jakub Przyłuski, z dwo-
rzanina Kmity ksiądz czy też kleryk; po ożenieniu się luteranin, i znów
pisarz ziemski krakowski, zbieracz Statutów i autor ciekawego do nich ko-
mentarza (1553). Uczony, ale przy tym gwałtowny, widzi on jasno przed
sobą, póki patrzy w kierunku reformy kościelnej w świetle nauki Lutra;
głosi więc obiór biskupów, małżeństwo księży, komunię pod dwiema posta-
ciami, organizację Kościoła niezależną od Rzymu. Mniej ma do powie-
dzenia o ustroju państwa: wolałby tron dziedziczny; skoro zaś jest obie-
ralny, to trzeba elekcję unormować; prawa, nawet niesłuszne, każe sza-
nować; jest za uni ikacją prawa, ale przeciw równości społecznej, Bóg bo,
wiem sam jednych stworzył wolnymi, drugich - niewolnikami.
Przyłuskiego zachęcili do pisania, więc pewno i czytali egzekucjoniści;
Modrzewskiego - chyba ludzie najmądrzejsi; Orzechowskiego nawet ga-
wiedź; wywarliby oni wpływ większy, gdyby król wziął do serca wołanie Szy-
mona Marycjusza z Pilzna o naprawę Szkół czyli akademii (1551)13. A tak,
mimo wszystkich morałów rozsypywanych w pismach Mikołaja Reja z Na-
głowic, opinia publiczna szła ku reformom po omacku, a ludzie głębsi, jak
Jan Dymitr Solikowski, widzieli przyszłość w ponurych kształtach apoka-
liptycznych.
11 Ilzieło to wydane zostało w Krakowie w latach 1543-1546.
12 )V Krakowie w 1551 r. wydane zostały tylko 3 pierwsze księgi tego dzieła.
Pełna edycja ukazała się w Bazylei w 1554 r.
13 De scholis seu academiis libri duo, Kraków 1551.
132
9. Sekty skrajne
O tg przyszłość niewiele dbali fanatycy-marzyciele, którzy czerpali wie-
dzę teologiczną, mianowicie naukę antytrynitarską, z pism Stankara, Le-
liusza Socyna i innych Włochów, a wskazania spcteczne od niemieckich
anabaptystów z Moraw. Nazywano ich arianami, później socynianami,
antytrynitarianami, unitarianami, oni sami siebie nazwą chrystianami lub
braćmi, a jeszcze później pojawi sig nazwa braci polskich. Organizacyjnie
pochodzili od anabaptystów, osławionych w całej Europie rewolucją mo-
nasterską 1534 r., toteż Zygmunt I powitał ich, chroniących się do Polski,
bardzo surowym dekretem 1535 r. Mimo szykan ze strony starostów zagnie-
ździli się w różnych punktach Wielkiej i Małej Polski, aby zaraz rozpocząć
wśród siebie i naokoło siebie silny ferment ideowy. Piotr Gie2ek z Gonią-
dza około 1555 r. przypasał do boku drewniany miecz na znak czystej
chrześcijańskiej doktryny, potępiającej wszelki przymus, wojnę, nawet zbroj-
ną samoobronę, nawet władze państwowe, nie mówiąc już o hierarchii kościel-
nej. Najszczersi z "chrystian" wyzbywali się majątków i królewszczyzn,
uwalniali włościan, a sami uchodzili w lasy, by żyć w prostocie, w gminach
komunistycznych, z pracy fizycznej, wśród rozpraw o Bogu i cnocie. Z rozpraw
atoli rodziły się kłótnie; żywioł szlachecki nie da sig zamalgamować z ra-
dykalizmem mieszczan i chłopów; antypaństwowe też idee Piotra z Goniądza
czy Marcina Czechowica spotkają się później ze sprzeciwem trzeźwiejszych,
zwłaszcza litewskich arian, np. Szymona Budnego. Państwu polskiemu arianizm
bezpośrednio nie da nic prócz odstraszającego dla wątpiących przykładu;
pośrednio zapłodni on ruch umysłowy i ożywi literaturę, ale głównie dopiero
w XVII w.
10. Odpór katolików
Brał rozpęd nie z najwyższej hierarchii biskupiej, ale z warstwy średniego
duchowieństwa, tj. z kapituł. Ani nieokrzesany prymas Dzierzgowski, ani uda-
jący za późno gorliwca dworak i libertyn Zebrzydowski, biskup krakowski,
ani biskupi: [Jan] Drohojowski - kujawski, [Leonard] Słończewski - ka-
mieniecki, [Jakub] Uchański-Chehnski, podejrzani o wrażliwość na no-
winki, ani inni, znani z chciwości, nie nadawali się na chorążych kontrreformy
katolickiej. Wiedziano, że w nagrodę za uległość w sprawie Barbary wyjed-
nali oni ostry dekret przeciw heretykom z 13 grudnia 1550 r., ale rzadko kto
oprócz owego Dziaduskiego, biskupa przemyskiego, miał odwagę stosować
przedstuletnie sankcje karne. Dopiero synod piotrkowski w czerwcu 1551 r
.,
zagrzany przez młodego Hozjusza, kazał wszystkim trzymać się ściśle edyktu.
Wtedy pozwano, jako popleczników herezji, w kilku naraz diecezjach: Mar-
ana Zborowskiego, [Jakuba] Ostroroga, [Stanisława] Stadnickiego i innych
panów. Zawrzała szlachta, rzuciła się tym chętniej ku nowinkom. Dwór spie-
szył zalepić sprawę Orzechowskiego plastrem kompromisu, wstawiając się za
nim do Rzymu, by mógł żyć z żoną, ponieważ i tak nie ma beneficjów. Odtąd
świetny ten pisarz a nieosobliwy człowiek oddał swe pióro na usługi kato-
licyzmu.
133
Z Rzymu pomoc duchowna przyszła dopiero w 1555 r. od Pawła IV Ca-
raffy w postaci surowego legata, Alojzego Lippomano, biskupa Werony.
Ale była to pomoc obosieczna. Gorliwości, nawet zawziętości okazał legat
dużo; dał on biskupom nie lada ostrogę, a miał nawet mówić, że byłoby ry-
chło po całym nowinkarstwie, gdyby król uciął głowy 8-10 prowodyrom,
magnatom. Zły argument pod adresem króla, który wówczas żyć nie mógł
bez porady czołowego kalwina, Mikołaja Radziwiłła. Jeszcze gorzej podzia-
łało na szlachtę spalenie na stosie staruszki, Doroty Łazęckiej; kto wie,
czy nie zrównoważyła ta srogość pozytywnych skutków roboty legata
na synodzie w Łowiczu (1556), gdzie sprecyzowano katolickie wyznanie
wiary i zatroszczono się o lepsze kształcenie duchownych. Heretyk Lisma-
nino został wydalony (1557), ale i Lippomano opuścił wkrótce Polskę, wcale nie
jak tryumfator.
11. Samowładcze chęci Zygmunta Augusta
Król stał nad tym odmętem walk przekonaniowych dla wszystkich uprzej-
my, ale w sobie zamknięty, sceptycznie znudzony, chłodny i zapatrzony
we własne, świeckie cele polityczne, po swojemu religijny, ale obojętny
wobec form. Za wygodny, aby sobie szarpać nerwy wątpliwościami teolo-
gicznymi, starał się przeczekać burzę bez szkody dla mocarstwowego stano-
wiska Polski, a z zyskiem dla swojej prerogatywy. Musiał z narodem sejmo-
wać, a rzetelnie sejmów nie lubił. Widać w jego postępowaniu wobec szla-
chty przez pierwszych lat kilkanaście uporczywie przeprowadzaną linię: za-
miast łamać ludzi pięścią lub nawracać piórem, stwarzał precedensy, aby
wyperswadować sejmom roszczenia do zbytniej władzy, tymczasem zaś
rządził z pomocą pewnych swoich kreatur w senacie, które mając dużo
do stracenia, musiały się trzymać dworskiej klamki. Od 1550 r. obiecywał
egzekucję i nie dotrzymywał. Raz, w 1552 r. przeforsował podatki, wbrew
protestacji 15 posłówl4, kiedy indziej woli większości nie szanował. W 1553 r.
namyślił się, że trzeba posłów (wówczas dość cichych) nauczyć uprzejmości,
więc zganił tori ich dotychczasowych wystąpień; zapowiedział, że zrewi-
duje ustawową liczbę mandatów z każdego województwa, a o kompetencji
izby wyraził się, że jest powołana do uchwalenia podatków, a nie do usta-
wodawstwa. Po dwóch latach zaryzykował tezę, że król z senatem (wbrew
nihil novi), a bez posłów może stanowić prawo. Również zasadniczą decyzję
o reformie kościelnej zaliczał (inaczej niż królowie angielscy) do spraw po-
nadparlamentarnych. Na sejmie 1556/1557 wstrzymał posłom wypłatę diet,
o ile nie uchwalą podatku; w drodze łaski potem ustąpił, ale orzekł, że diety
powinny płacić swym posłom sejmiki (tak też będzie w przyszłości). Ósmy
wreszcie, ostatni sejm tego okresu,1558/1559 r., dał widok zupełnego rozbratu
między królem a izbą poselską, jedna bowiem strona odmawiała środków na
obronę państwa, druga nie chciała usunąć nadużyć ani dosięgnąć ludzi
ciągnących bezprawne zyski.
14 j rzeczywistości miało to miejsce na sejmie 1553 r
134
12. Obóz i program egzekucji
Owa izba niższa, której młodość Zygmunt August wytykał w obliczu se-
natu, stanowczo wyprzedziła wówczas jaśnie wielmożną siostrę wyrobieniem
politycznym i patriotyzmem. Jeżeli tam nawet taki Tarnowski kłóci się z Kmi-
t , a później z [Janem] Ocieskim, natchnienie zaś czerpie z Wiednia, to w izbie
poselskiej panuje mocny i karny duch narodowy. Mniejszość z pobudek poli-
tycznych (nie dla zasady prawnej) podporządkowuje się większości; wobec
króla i senatu izba ma jedno oblicze, którego wyrazem bywa przywódca
większości, zwykle marszałek izby. Na czoło wybili się tutaj trzej rdrlamenta-
rzyśei: Wielkopolanin, Małopolanin z Sandomierskiego (nie z Krakowskiego,
gdzie rej wodzili magnaci) i Rusin z Chełmszczyzny. Rafał Leszczyński, sta-
rosta radziejowski, brat czeski, umyślnie złożył godność senatorską (wojewody
brzeskiego), aby móc marszałkować braci szlachcie. Krasomówca dużego
temperamentu, niepohamowany w geście (czapka w kościele, 1552) i w mo-
wie, chwilami aż zachwiany w swym przywiązaniu do Polski (Albrechta pru-
skiego nazwał swym najmiłościwszym panem,1555), w gruncie rzeczy możno-
władca, bywał Leszczyński czasem powściągany przez spokojniejszych polity-
ków obozu; na katolików musiał ten heretyk działać szczególnie odstrasza-
j co. Hieronim (Jarosz) Ossoliński, poseł sandomierski, kalwin, także orator,
miałby jeszcze większą powagę, gdyby go nie podejrzewano o zależność od
ialkontenta Tarnowskiego. Prawdziwym przecież leaderem izby był Mikołaj
Siennicki, podczaszy i poseł chełmski, z czasem arianin, człowiek głęboki,
równoważony i szlachetny, dlatego też, rok po roku, marszałkostwem sej-
mowym zaszczycany. Z innych działaczy tego obozu wymienić można Walen-
tego Orzechowskiego, Hieronima Filipowskiego, poetę Mikołaja Reja, poznań-
ezyków [Stanisława] Bnińskiego i Jakuba Ostroroga i innych. Postępowcy
pod konserwatywnym hasłem, w ogromnej większości protestanci, ze wspólnej
wiary czerpali siłę, aIe też wiara odgradzała ich od ogromnej większości
społeczeństwa. Nie sądźmy zresztą, żeby Siennicki i towarzysze reprezentowali
riajśmielsze idee Modrzewskiego, np. równość przed prawem. Wzięli na sztandar
tylko postulaty najpopularniejsze i dzięki temu zdobyli takie zaufanie sej-
mików, że im do rozgrywki z królem szlachta wolała nie wiązać rąk instruk-
cjami.
Egzekucja w szerszym znaczeniu obejmowała po dawnemu pociągnięcie du-
chowieństwa do ciężarów państwowych; rewindykację dóbr królewskich, nie-
prawnie zastawionych lub rozdanych; unię zupełną z Litwą, Prusami i księ-
stwami śląskimi; uporządkowanie sądownictwa, zaprowadzenie kontroli szla-
checkiej nad administracją królewską; ścisłe zastosowanie ustaw o incompa-
tibiliach. Osobny punkt, nie dający się podciągnąć pod termin egzekucji
stanowiło odjęcie księżom jurysdykcji w sprawach o wiarę (wbrew edyktowi
wieluńskiemu) [1424 r.]; osobny także, przejściowy, poniekąd szczytowy, aIe
nie przez wszystkich popierany, założenie Kościoła narodowego. Niektóre po-
stulaty miały czekać na realizację do końca panowania (unia) lub nawet
przeżyć epokę jagiellońską (sprawa sądownictwa świeckiego), inne odpadną
po jednej próbie (kontrola szlachecka instygatorów nad administracją). Egze-
kucja w ścisłym sensie, tj. rewizja i rewindykacja królewszczyzn przez 10 lat
rozbijała się o wspólny interes króla i senatu. Najwięcej miejsca zajęła w tym
okresie.
135
13. Walka z duchowieństwem
Póki głównym hasłem ruchu antyk?erykalnego było niepłacenie annat Rzy-
mowi, wielu nawet księży trzymało źe stanem świeckim. Gdy na ostrzu zna-
lazła się sprawa sądów duchownych, uderzył na nie cały stan świecki, nawet
Tarnowski. Tymczasem właśnie owe sądy miały za sobą autorytet prawa, bo
nie tylko uchwałę synodu łęczyckiego 1542 r., ale i statut Zygmunta I z I 543 r.
Głównie bolało szlachtę to, że księża wyrokują nawet o czci i majątku szlach-
cica. W sprawie tej, wobec równej powagi czynników świeckich i hierarchii
duchowej, król miał w ręku nie kwestionowaną znikąd decyzję. Toteż Rafał
Leszczyński głosił jako głowa przedstawicielstwa w 1552 r., że w państwie
nie powinno być poza królem innego źródła sprawiedliwości, a biskup Zebrzy-
dowski wróżył, pod tymże królewskim adresem, że za podkopaniem powagi
kościelnej pójdzie upadek powagi monarszej. Rozstrzygnął król dylatoryjnie,
zawierzając jurysdykcję biskupią do roku. Oczywiście spór wrócił na sejmach
krakowskim 1553 i lubelskim 1554 r., księża bowiem wznowili sądy. Znów
Zygmunt odwlókł rozstrzygnięcie do powrotu posła polskiego z Rzymu, choć
wiedział, że ów poseł [Wojciech] (Kryski) wcale tam nie o sprawy religijno-
-kościelne, ale o stosunek z Moskwą pertraktuje.
Ze zdwojoną siłą i wielką stanowczością przemówiły do króla obie strony
na sejmie piotrkowskim 1555 r., wszak król miał być, według marszałka Sien-
nickiego, najwyższym sędzią wiary, on, według słów biskupów, zwierzchnim
wszystkich pasterzem. Duch Frycza, rzec można, unosił się nad izbami. Skoro
od tronu zapowiedziano załatwienie sporów religijnych, to obie strony sprecy-
zowały, jak sobie ów układ obopólny, choćby tymczasowy, wyobrażają. Izba
poselska żądała, aby każdemu wolno było trzymać u siebie w domu i w ko-
ściele kapłanów "szczere słowo Boże" wykładających; aby ciż, według włas-
nego obyczaju, sprawowali wszelkie obrządki; aby każdy mógł po śmierci
kapłana katolickiego osadzić na parafu kogo zechce; księżom ma być wolno
wstępować w związki małżeńskie, a wszystkie wyroki biskupie, wydane z po-
wodu religii, mają być unieważnione i zniszczone. Senat świecki przytakiwał
posłom; król też przyjmował punkt po punkcie, ale biskupi godzili się tylko
na oddanie sporów pod rozstrzygnięcie soboru, powszechnego lub narodowe-
go; do tego czasu pozostaną w całości dochody Kościoła, dziesięciny (pod
sankcją klątwy i pod egzekucją starościńską), dalsze obsadzanie parafii pro-
testanckimi duchownymi ma być wstrzymane. W ten sposób nawet biskupi
uznali zdobycze różnowierców, ale na przyszłość przyznawali tylko toleran-
cję, nie równouprawnienie wyznań. Próżno jednak Zebrzydowski rozwodził
się nad niebezpieczeństwami tego "ruchu ode drzwi" (skąd ciało poselskie
przysłuchiwało się głosom senatu), próżno straszył rewolucją i detronizacją:
Zygmunt znów zawiesił jurysdykcję duchowną i zapowiedzial synod naro-
dowy (ze stanowiska Kośeioła - prowincjonalny), który twardy orzech tak
lub inaczej rozgryzie. Chodziło jeszcze tylko niby o drobiazg, o przyzwole-
nie Stolicy Apostolskiej na taki modus procedendi. Pojechał tedy do papieża
Pawła IV poseł Stanisław Maciejowski, kasztelan sandomierski, z prośbami,
które świadczą o tym, że nigdy król nie był bliższy dogodzenia żądaniom
izby, opanowanej przez protestantów; prosił, by wolno było księżom odprawiać
Mszę św. i inne nabożeństwa w języku polskim; księżom - pojmować żony,
królowi - zwołać sobór narodowy, wszystkim - komunikować pod obiema
136
postaciami. Wtedy to, zamiast ustępstw, doczekano się misji Lippomana, która
biskupom dodała energii, a króla skłoniła do wznowienia edyktów przeciw
herezji.
Tak zwane interim piotrkowskie wygasło z chwilą zgromadzenia nowego
sejmu, tym razem w Warszawie, 26 listopada 1556. Znów król wnosił obronę od
Moskwy, izba - "obronę od księży"; z niezwykłą pasją przemawiał Siennicki;
"pierwej obaczmy, jeśli czego bronić mamy [...]. Prawa nie idą, pan sprawiedli-
wości nie pilnuje"; co więcej, wielkopolski poseł, Bniński, zaproponował jako
interim przyjęcie tych zasad dogmatycznych, które w Niemczech ułożył Melan-
chton pod nazwą Augustiana variata (1540), pokrewnych w punkcie o sakramen-
cie ołtarza doktrynie kalwińskiej. Oczywiście ani senat, ani katolicka część izby
słyszeć o tym nie chciały. Rezolucje, jakie odbierano od króla brzmiały za sprawą
czujnego Hozjusza coraz negatywniej; przepadł między innymi ważny punkt,
może z Modrzewskiego zaczerpnięty, aby stan mieszczański korzystał na polu
religijnym z tych samych praw, co szlachta. Ostatecznie musieli się nowowiercy
zadowolić królewskim edyktem 13 stycznia (1557), zapowiadającym dopiero na
następnym sejmie pociągnięcie do odpowiedzialności tych obywateli, którzy
oddali protestantom kościoły nad uchwałą poprzedniego sejmu: za takie
niedogodne interim musiano jednak dać podatki i pospolite ruszenie. Zamiast
owych dochodzeń w sprawie reformowania kościołów sejm piotrkowski
1558/1559 r., ku radości posłów, nie orientujących się w ogromie materiału,
przystąpił do rewizji wszystkich ustaw: "od deszczki do deszczki", od przywilejów
Kazimierza Wielkiego, pod kątem widzenia nie naprawy przestarzałych norm,
ale usunięcia nadużyć; potem wybuchły spory o formę elekcji, i tak w mętnej
powodzi egzekucyjnych postulatów utonęła zarówno sprawa synodu powsze-
chnego,jak konkretne sprawyjurysdykcji kościelńej oraz annat. Obeszło się bez
recesu i bez podatków. Największy wysiłek wyborczy i parlamentarny różno-
wierców egzekucjonistów spełzł na niczym.
14. Głębsze tło rozbratu
' Dziesięciolecie szamotań między królem, jednym z najmędrszych, jakich nam
dało przeznaczenie, a narodem, wówczas naprawdę godnie reprezentowanym,
szamotań, które w chwili dla państwa bardzo poważnej doprowadziły aż do
; odmowy środków na wojnę, zdawało się zapowiadać u nas rozwój wypadków
', podobny do tego, jaki przeżyje Anglia za Stuartów. Pozory kazałyby myśleć
o rewolucji lub detronizacji. Naprawdę groziło coś innego: choroba chroni-
czna na podkładzie niemocy i anarchii. Rzeczywiście, tylko przy takim stanie
sądownictwa, jaki cechuje Polskę przed ustanowieniem trybunałów, kiedy
sprawy w sądzie królewskim zalegały od dziesiątków lat (w 1553 r. kilkana-
ście tysięcy procesów nie załatwionych), a wszelkie próby tworzenia organów
przejściowych, nadzwyczajnych, dla osądzenia tych zaległości mijały się z ce-
lem, możliwe były takie hałaśliwe afery, jak sprawa Orzechowskiego w latach
155 1552, nie zakończona żadnym zasadni.czym rozstrzygnięciem, albo
równie głośna sprawa Halszki (Elżbiety) z Ostroga, na którą składają się
najpierw zaloty bogatej litewskiej dziedziczki z kilku wielbicielami krajowy-
mi i zagranicznymi; porwanie jej przez Dymitra Sanguszkę i przymusowe za-
1 137
ślubiny; wyrok banicji rzucony nań przez króla; Dymitr zabity w Czechach
przez Marcina Zborowskiego; nowa interwencja króla na rzecz Łukasza Górki
a na szkodę Piotra Zborowskiego; ślub Halszki z Górką, opór jej matki, Beaty;
interwencja sejmu litewskiego, który nie chciał dopuścić koroniarza Górki do
dóbr posagowych Halszki; szturm starosty lwowskiego (Piotra Barzego) do
klasztoru, gdzie ukrywała się nieszczęsna bohaterka czy też ofiara; jej trzeci
ślub ze starym kniaziem [Siemionem] Olelkowiczem [słuckim], sąd nadzwy-
czajnej komisji pod przewodnictwem prymasa [Mikołaja Dzierzgowskiego],
targi, kompromisy, wreszcie śmierć wdowy po Olelkowiczu na wieży zamku
szamotulskiego Górków w pomieszaniu zmysłów (1553-1561)15. Wyobrazić
sobie dopiero chaos, jaki by powstał wówczas w Polsce w razie wojny reli- I
gijnej, a łatwo można dojść do wniosków potępiających króla "dojutrka". !
Otóż tu trzeba rozróżniać dwie rzeczy. O ile dylatoryjna polityka Zygmun-
ta Augusta w sprawie egzekucji płynęła z arystokratycznej odrazy do "młod-
szego" żywiołu i z chęci oparcia się przeciw temu żywiołowi na umiejętnie !
dobranym senacie (którego zresztą dobrać sobie nie umiał), o tyle wyczeki-
wanie w sprawach religijnych miało za sobą głęboką rację. Tyle było zgiełku
różnowierczego w Polsce, takie butne mowy leaderów opozycji, takie śmiałe
dezyderaty publicystów, a tymczasem, gdy doszło w r. 1556-1557 do wylicza-
nia, ile to kościołów odebrali katolikom protestanci, biskup Zebrzydowski
nie umiał podać więcej jak trzech, ogólna zaś liczba istniejących wówczas
zborów protestanckich nie przekraczała 30! Ruch był modny, ale powierz- !
chowny, szerokiego rdzennego ogółu szlachty, nie mówiąc już o chłopach, od ;
wiary praojców nie oderwał. Przy tym ta górna protestancka mniejszość nie
umiała się zdobyć na wspólną organizację. Że kalwini małopolscy i bracia
czescy z Wielkopolski zawarli unię na synodzie w Koźminku (1555), a potem
odnowili ją w Bużeninie (1561), że Radziwiłł zespolił kalwinów litewskich
i koronnych (1560) - to jeszcze nie było dostatecznym lekarstwem na mno-
żące się w samym obozie nowatorów dystynkcje, dywergencje, dysputy i za-
targi. Gdzież im się było równać, tym naszym postępowcom i radykałom
XVI w. z żelazną falangą Kościoła rzymskiego, zwłaszcza w chwili, gdy ów
Kościół ukończy wewnętrzną reformę, wystawi wodzów, oficerów i bojową
kompanię jezuitów! Zygmunt August nie mógł tej różnicy nie widzieć i dla-
tego, jako polityk, niezależnie od skrupułów religijnych, których siły nie
należy przeceniać, nie przylgnął do kierunku wiodącego w mętną przyszłość.
Rozdzial IV
Walka o Inflanty
Jeżeli Zygmunt I.szeregiem posunięć politycznych dowiódł, jak bardzo ceni
nasz dostęp do morza (miał powiedzieć w 1519 r., że woli utracić część Litwy
niż Gdańsk), jeżeli ugruntował polską politykę pomorską, to jego następcy
15 galszka przebywała w Szamotułach do śmierci męża (1573 r.), później nato-
miast w swym rodowym Dubnie, gdzie też zmarła w 1582 r. Zob. Polski S ownik Bio-
graficzny, t. 8, Wrocław 1959-1960, s. 425.
138
należy się świadectwo, że stworzył polską politykę bałtycką. Pod jego okiem
' dojrzała kwestia inflancka, która w tym momencie skupia na sobie wysiłki
państw nadbałtyckich, całej północno-wschodniej Europy.
1. Geneza kwestu inflanckiej
Misję dziejową Krzyżaków inflanckich, spadkobierców Kawalerów Mieczo-
wych, którzy ujarzmili plemiona Łotyszów i Estończyków, a odgrodzili od
morza Ruś moskiewską, przecięło nawrócenie Litwy, późniejszą zaś ich rolę
jako pionierów niemczyzny podkopała reformacja. Hamował jej postępy chwi-
lowy sojusznik Litwy, dzielny Walter Plettenberg, ale po jego śmierci (1535)
luteranizm przemógł. Zresztą, niezależnie od fermentu, jaki ciągnęła za sobą
rozterka religijna, wybuchła na nowo około połowy XVI w. odwieczna waśń
między zwierzchnikami naddźwińskiej szachownicy, landmistrzem i ryskim
arcybiskupem.
Wcześnie zorientował się w tych powikłaniach Albrecht Hohenzollern,
który w 1539 r., przy poparciu Zygmunta Starego zrobił swego brata Wil-
helma arcybiskupem, oczywiście aby pod jego pobłażliwym dozorem spro-
testantyzować kraj i związać go z Prusami w oparciu o Polskę jako nowe
jej lenno po sekularyzacji. Jakoż miasto Ryga po pewnym oporze, przystę-
pując do związku szmalkaldzkiego protestantów (1541), uznało nad sobą
władzę Hohenzollerna obok zwierzchnictwa mistrza. Obrońcy niezależno-
ści Zakonu zastrzegli w recesie wolmarskim 1546 r., że ani mistrz, ani arcy-
biskup nie mogą przybierać koadiutorów z obcych dynastii ani porzucać
stanu duchownego. Tymczasem zbliżał się oddalony szeregiem rozejmów
atak Moskwy. Stary i słaby mistrz Henryk von Galen, zawierając z Moskwą
piętnastoletni pokój w 1554 r. dał sobie narzucić poniżające warunki: opła-
tę czynszu z Dorpatu i wyrzeczenie się wszelkich związków politycznych
z Polską lub Litwą, gdy takie właśnie przymierze zalecała partia polska
z marszałkiem krajowym, Jasparem von Munster na czele. Teraz, wbrew
uchwale starszyzny arcybiskup przybrał sobie na koadiutora Krzysztofa,
księcia meklemburskiego, a mistrz - zgodnie z prawem - Wilhelma Farsten-
berga, komtura Fellina. Właściwie, według zwyczaju powinien był to miejsce
zająć Munster, ale go pominięto właśnie za sympatie polskie. Zaczęły się
walki, które zmusiły Munstera do ucieczki na Litwę pod opiekę Zygmunta
Augusta.
Inflanty w szerszym znaczeniu, obejmującym także Kurlandię, Semiga-
lię i Estonię, leżały w sferze interesów Litwy i Moskwy. Pierwsza przez
Dźwinę, druga przez Narwę spławiały swe produkty na morze; poza tym
cały ten kraj stanowił rynek zbytu dla rolników i kupców obu państw; dla
ich ściągnięcia mistrzowie osadzali na probostwach greckiego wyznania
popów, najpierw z Litwy, potem z Moskwy. Ale na wypadek sekularyzacji
Inflant i zupełnego ich rozkładu zgłosić mieli swe pretensje zwierzchnicy
dawniejsi: Duńczycy i Szwedzi, którzy raz już władali w Estonii w XIV w.;
zainteresowana była także Hanza, a cesarz Karol V parokrotnie ostatnio
interweniował w sporach inflanckich jako zwierzchnik i opiekun wszystkich
dependencji Rzeszy.
139
2. Wyprawa pozwolska
Do wojny domowej usposobili się mistrz i arcybiskup zamawiając posiłki,
pierwszy w Rzeszy Niemieckiej, drugi w Prusach u Albrechta; przejęta wia-
domość o tym, że Wilhelm zaprasza brata do okupacji kraju, wywołała obu- '
rzenie nie tylko wśród samych katolików, bo właśnie przedstawiciele Rygi
z Farstenbergiem oblegli i wzięli Wilhelma w Kokenhausen, puszczając wolno
jego koadiutora. W tej chwili Zygmunt August uznał za stosowne ująć się
za arcybiskupem. Czy myślał już wtedy o pozyskaniu całych Inflant dIa swe-
go państwa, czy po prostu spełnial życzenie kuzyna Albrechta, który w stycz-
niu [1556] przygalopował do Wilna i prosił o interwencję - dla dobra
Hohenzollernów? Nie domyślano się, o czym dziś wiadomo, że już w 1552 r. !
król, po zwiedzeniu Gdańska zjechał się z księciem pruskim w Krupiszkach
i Braksztynach, przy czym uplanowano "zjednoczenie" Inflant z Polską i Litwą
na podobieństwo infeudacji Prus, a to pod berłem księcia Wilhelma jako len- ;
nika. Cały późniejszy zatarg o koadiutorów był wykonaniem tajnego planu,
o którym z senatu wiedział tylko częściowo Achacy Czema, wojewoda mal-
borski. Obecna interwencja miała ratować ambitne zamysły Hohenzollernów,
ale jeszcze lepiej musiała ona służyć państwu Jagiellonów. Biskup żmudzki
[Jan] Domaniewski, przełożył Galenowi, by zaniechał zbrojeń i pogodził się
z obiorem Krzysztofa; w tymże czasie, latem 1556 r., inny wysłaniec polski,
Kacper Łącki, został zamordowan przez ludzi Farstenberga, gdy jechał do !
Wilhelma, którego miał nakłaniać do zgody. Natychmiast zwołano pospolite
ruszenie Litwy, że jednak ruszenie nie chodzi za granicę, więc arcybiskup uległ,
a Mikołaj Radziwiłł Czarny i Albrecht, główni promotorzy akcji, zajęli się
zaciągiem regularnego wojska.
Z kolei przedłożona została rzecz senatowi polskiemu: trwałość panowania
na przestrzeni Puck - Kłajpeda zależała od owładnięcia dalszymi portami aż
po Rewel, przy tym, jak to Zygmunt August niezmordowanie tłumaczył mo-
narchom europejskim, trzeba było przeciąć dowóz z Zachodu broni, instrukto-
rów, rzemieślników do Moskwy, jeżeli Iwan nie miał przez Bałtyk rozpostrzeć !
swej tyranu na Europę Zachodnią. Hozjusz, przewidując, niczym drugi [Zbi-
gniew] Oleśnicki, nową sekularyzację, odradzał wojnę, ale kanclerz Ocieski
ze stanowiska polityki świeckiej, zalecał interwencję zbrojną. Zdanie to prze-
ważyło: musieli się koroniarze pogodzić z tym, że król zajmie się Inflantami,
zamiast egzekwować królewszczyzny i łamać opór kleru polskiego: zrozumieli
i Litwini, że grosz uchwalony na obronę od wschodu przyda się w Inflantach,
skąd do Wilna bliżej niż z Moskwy. Gdańszczanie natomiast nie pogodzili
się z zakazem wysyłania okrętów na morze przez czas wojny i od wystawienia
zbrojnych statków na potrzeby króla cofnęli rękę, nie chcąc zrażać lubeczan.
Albrecht wszakże dowodził przekonująco, że zginąłby prędko w 1520 r., gdyby
Polacy przycisnęli go wtedy od morza: więc Zygmunt najpierw użył statków
dostarczonych przez kuzyna, a wnet pomyślał o formowaniu własnych fraj-
bitrówl6, którą to myśl zrealizuje po kilku latach pod nazwą Custodia Maris
Baltici 1 .
Zbrojenia zmierzały oczywiście dalej niż do wymuszenia satysfakcji za
16 Tj, kaprów.
1 (łac.) Straż Morza Bałtyckiego.
140
Łąckiego i restytucji pokonanych dostojników duchownych. Toteż na inter-
wencję Zygmunta zareagowały Dania i cesarz; poszło w kurs dobro cierpią-
cego chrześcijaństwa. Ale na koniec lipca 1557 miał już król pod Oniksztami
16000 szabel i 56 armat przy hetmanie Mikołaju Radziwille Rudym, w tym
5000 Polaków z Mikołajem Mieleckim oraz 3000 Prusaków Albrechtals.
19 sierpnia wypowiedziano nowemu mistrzowi Furstenbergowi wojnę. Z Rze-
szy nikt prócz Lubeki nie ruszył palcem na obronę Zakonu; z kraju zebrało
się tylko 7000 żołnierzy. Wiedziano jednak, że ofensywa polsko-litewska to
dopiero początek wałki: nie można było zwłaszcza lekceważyć ostrzeżeń ce-
sarza. Więc wojnę zakończono bez wystrzału; do kwatery królewskiej w Poz-
wolu wśród nieskończonych namiotów, reprezentujących rzekomo siłę stuty-
sięczną, wjechał Furstenberg upokorzony, przeprosił króla, przywrócił do god-
ności Wilhelma i Krzysztofa, co więcej, podpisał przymierze przeciw Moskwie
(14 września) [1557]. Później, gdy wojna czterech mocarstw rozpaliła się na
dobre, nieraz skarżył się Jagiellończyk teściowi Habsburgowi, że mu wstrzy-
mał rękę, gdy można było opanować całe Inflanty jednym zamachem.
3. Pod grozą Moskwy - układ Kettlera z Zygmuntem
W Moskwie przyjęto Pozwol jak wyzwanie. Od dawna Wasyl i Iwan Groźny
sprowadzali z Niemiec, za pośrednictwem kupców ryskich i innych, przy
życzliwym poparciu władz zakonnych, puszkarzy, techników i saperów, aby
ich używać przeciw Litwie; teraz te kunszty i ci specjaliści przydadzą się do
ujarzmiania Inflant. Okazało się nagle, że cały ten kraj jest także "ojcowizną"
Rurykowiczów, ponieważ jeden z nich w XI w. posiadał Dorpat, naówczas
Jurjew. Tędy mieli Moskale przedzierać się do Europy Zachodniej, chociaż
główne ich rzeki wskazywały kierunek rozwoju na południe. Gdy Fursten-
berg zamiast obiecanej daniny przysłał dedukcję prawniczą, Iwan odpowie-
dział urągowiskiem i w styczniu 1558 r. wprowadził do Inflant 70000 wojska.
Zdemoralizowani gospodarze kraju obejrzeli się bezradnie za pomocą z ze-
wnątrz.
Pomogłaby Rzesza Niemiecka, gdyby sama nie była rozdarta i gdyby naj-
bliżej zestosunkowani z Rygą hanzeaci nie Iękali się utraty przywilejów han-
dlowych w państwie Iwana. Skończyło się z tej strony na poselstwach, na
zakazie wywozu broni i na spóźnionym wyasygnowaniu 100000 guldenów.
Więc mieszczanie dorpaccy sprzedali swe miasto Moskwie, w czym niewielu
znaleźli naśladowców. Inni woleliby opiekę szwedzką; cóż, kiedy stary Gu-
staw Waza, ledwo ukończywszy wojnę z Iwanem (w Ingrii), do której darmo
wzywał też Zygmunta Augusta, zapragnął pokoju na stare lata i zabronił
synowi, Janowi, księciu Fmlandzkiemu, wchodzić w zobowiązania z Zakonem.
Tymczasem upadła Narwa (12 maja), a z nią większość kraju dostała się pod
miecz i ogień najeźdźców. Furstenberg za plecami swych doradców (Gebie-
ls W rzeezywistości dowódcą wojsk polskich był Jan Mielecki, marszałek wielki
koronny. Por. Polski S ownik Biograficzny, t. 20, Wroeław 1975, s. 758. Natomiast
wojsk Albrechta nie było pod Oniksztami. Zygmunt August.wstrzymał ich pochód,
jeszcze nim weszli oni w granice Żmudzi. Por. L. Kolankowski dz. cyt., s. 293.
141
tiger) nawiązał stosunki z Danią; gdy to sig wykryło, zrzu ono go z mistrzo-
stwa i wyniesiono na jego miejsce koadiutora Gotharda Kettlera, głowę stron-
nictwa polskiego.
Podczas bezowocnego sejmu 1558/1559 r. Zygmunt August zdołał przekonać
senatorów koronnych o konieczności aktywnej polityki wobec Inflant, choćby
za cenę wojny; głównym jednak kierownikiem tej akcji był teraz największy
litewski statysta XVI w., kanclerz Mikołaj [Czarny] Radziwiłł. On to ocenił
znaczenie Inflant dla Wielkiego Księstwa, analogicznie do znaczenia Pomorza
dla Polski i przeprowadził swój program. Na prośbę Kettlera o pomoc odpo-
wiedziała strona polsko-litewska w tym sensie: "Mamy pokój z Moskwą, daj-
cie więc środki i sposób, aby Zygmunt August mógł wystąpić jak chrześcijań-
ski, sławny potentat i sąsiad". Przez sposób zrozumiano wzięcie Inflant pod
zwierzchnictwo, przez środki - okupację części zamków. Rokowania popro-
wadził w Wilnie z Kettlerem Radziwiłł. 31 sierpnia [1559 r.] zawarł pakt
z mistrzem, 15 września z arcybiskupem Wilhelmem. Obaj szli pod opiekę
i klientelę króla polskiego, który obiecywał szanować prawa wasalów tudzież
wolność wyznania augsburskiego w kraju; koszta, jakie Polska i Litwa przy
tym poniosą, ubezpieczono na oddanych w zastaw (11 listopada) zamkach
zakonnych i arcybiskupich. Zabolał ten układ cesarza Ferdynanda, ale gdy
nie było innego ratunku, musiał on bezpośrednio popierać polskie rozwiąza-
nie sprawy.
4. Wybuch wojny z Iwanem Groźnym
Orientacja olska Kettlera nie podobała się także biskupowi kurońskiemu,
który wyspę Osel [Ozylię] poddał Danu, a potem biskupstwo spieniężył za
duńskie złoto Magnusowi holsztyńskiemu, bratu króla Fryderyka 1119. Ale
gorszy kłopot czekał Zygmunta od wschodu. W Moskwie skrzyżowały się
zabiegi dworów zainteresowanych sprawą inflancką. Iwan na demonstracje
polskie po Pozwolu mówił: "niech nas Bóg rozsądzi", czekał jednak na wy-
gaśnięcie rozejmu (1562), ile że nie był gotów. Po swojemu zwłóczyła i Li-
twa. Poseł [Marcin] Wołodkowicz usprawiedliwiał swego władcę tym, że mu
cesarz oddał pod opiekę Inflanty, i że to właśnie koroniarze podżegają go
do wojny. Walczono na pió t; Iwan odpierał "bezsensowne i nieprzystojne"
pismo Zygmunta czy też jego doradców, twierdząc, że Inflanty od wieków
hołdowały jego przodkom, na co kancelaria litewska odpisywała z sarka-
zmem:,.jakżeście mogli z poddanymi zawierać traktaty?" Niespodziewanie,
latem 1560 r. zjawiło się poselstwo w Wilnie z ofertą małżeństwa cara z Anną
lub Katarzyną Jagiellonkami. Dano posłowi obejrzeć przez okienko urodę
królewien, ale odpowiedziano podobnie, jak kiedyś Iwan Aleksandrowi: "naj-
pierw dobra zgoda, potem swaty". Warunkiem zaś dobrej zgody będzie zwrot
Litwie Pskowa, Nowogrodu, Smoleńska i Siewierszczyzny oraz nietykanie In-
flant. Tak wybuchła wojna o Inflanty, na rok przed wyjściem rozejmu.
19 Wyspę Ozylię poddał Danii biskup ozylski, Jan Munchhausen. Natomiast bis-
kup kuroński odstąpił posiadłości swego biskupstwa, między innymi Piltyń, siedzibę
swej rezydencji. Zob. W. Czapliński Dzieje Danii nowożytnej, Warszawa 1982, s. 51.
142
5. Szwedzi w Estonii. Pakt poddaństwa
Strach przed jarzmem moskiewskim, które istotnie byłoby za Iwana Groź-
nego czymś gorszym niż rządy bisurmanów, działał na Inflantczyków tak, że
kiedy powiaty południowe garnęły się ku Litwie i Polsce, to północne, estoń-
skie, rzucały się w objęcia Szwecji. Nowy król, Eryk XIV, dostrzegł w tym
okazję do zaborów na południe od Zatoki Fińskiej tak daleko, jak los pozwo-
li, choćby naokoło całego Bałtyku. Jego obietnice i pieniądze trafiły do prze-
konania mieszczanom z Rewla, którzy podczas wojny bali się rosyjskiego mie-
cza, a w czasie pokoju - konkurencji kupców rosyjskich z Narwy. Nie wpuścił
więc Rewel załogi polskiej, wprowadził szwedzką, ciągnąc swym przykładem też
szlachtę z Harri i Wirlandii. Dla Kettlera było to jednym więcej powodem,
aby ratować sobie resztki panowania pod puklerzem jagiellońskim. Od wrze-
śnia posłowie jego pertraktowali w Wilnie z Zygmuntem już nie o protekcję,
ale o wzięcie reszty państwa zakonnego pod zwierzchnictwo. Zygmunt posta-
wił sprawę jasno: za obronę - poddaństwo (subiectio); hetman Radziwiłł
Rudy obsadzi zaraz Rygę, Weissenstein, Parnawę, a Czarny poprowadzi
w Rydze układy. Ze sprawozdania kanclerza okazało się, że miasto nie
ma co jeść; zrozpaczona ludność ciągnie ku Szwecji, Danii lub Litwie, by-
le się wydostać spod niesławnych rządów zakonnych i odzyskać bezpieczeń-
stwo, podobnie jak je uzyskały Prusy przez sekularyzację. Jakoż Kettler chę-
tnie wziął od starego Albrechta lekcje świeckiej, oportunistycznej polityki
i przybyłjesienią 1561 r. do Wilna, wraz z Wilhelmem i pełnomocnikiem Rygi,
na końcowe układy. A ponieważ tarcza litewska nie wydała mu się dość moc-
na, zaproponował nad Inflantami condominium także Korony Polskiej. Nie
bronili się oczywiście senatorowie koronni przed takim nabytkiem. Pod-
kanclerzy [Piotr] Myszkowski widział już w wyobraźni Bałtyk pokryty pol-
skimi żaglami, hanzeatów doprowadzonych do posłuszeństwa, Danię poskro-
mioną. 28 listopada 1561 r. stanęło wreszcie w Wilnie pactum subiectionis,
według którego Kettler otrzymał Kurlandię-Semigalię jako księstwo lenne
z odrębnym niemieckim ustrojem stanowym i osobną monetą, dostosowaną
do litewskich, Zygmunt August zaś, biorąc Inflanty pod swe berło, przyrzekł
nie wprowadzać tam Żydów, szanować przywileje stanów oraz prawa wyzna-
nia augsburskiego, odpierać roszczenia Rzeszy i odzyskać kraj zajęty przez
Moskali. Osobno złożył hołd arcybiskup Wilhelm. Z początkiem 1562 r. Ra-
dziwiłł odbył trzecią misję do Inflant, odebrał klucze od miast i przysięgę
ludności i ogłosił Gotharda księciem kurońskim, a zarazem gubernatorem
Inflant, przy czym szlachta ryska zastrzegła, że jeżeli Polska nie przyjmie
jej "subiekcji", to ona zachowa samodzielność pod bezpośrednią władzą
Zygmunta.
6. Ze Szwecją czy z Danią
W rozpalającej się wojnie wszystkich ze wszystkimi o Bałtyk miejsce Pol-
ski było z natury rzeczy w jednym szeregu ze Szwecją: dotąd nie miały one
wspólnej granicy, a obu musiało zależeć na tamowaniu morskiej hegemonii
Duńczyków; na odwrót, Iwan właśnie z Danią pragnął swobodnego handlu
i z jej pomocą mógł łatwiej rozpychać zaciskającą się w Inflantach i Ingru
143
polsko-szwedzką przegrodę. Tak samo uczyła świeża tradycja: wszakże to król
duński miał prowadzić na Pomorze germańską krucjatę przeciw Polsce (1512)2o,
a Szwedzi, walcząc o niepodległość, pragnęli widzieć Zygmunta na swoim tronie.
Pamiętał o tym stary Waza, gdy zapraszał był Zygmunta Augusta do ligi przeciw
Moskwie, i zrozumiał to ostatni Jagiellończyk, gdy ofiarowywał taki sojusz
Erykowi XIV, proponując jednocześnie rękę siostry, Katarzyny, księciu Janowi
fnlandzkiemu. Cóż, kiedy Polska i Litwa chciały utrzymać całość Inflant jako
kraj samorządny pod swoim zwierzchnictwem, a dwaj rywale skandynawscy
dążyli do rozdarcia tego kraju i do anektowania jego części. Eryk pchnął swoje
wojska do Estonii, a pomoc pieniężną gotów był dać jedynie za Diament
[Dyjament, Dunamunde], Wolmar i Kieś; znaczyło to, że chce co najmniej
połowy kraju, a broni z Moskwą jednak nie skrzyżuje. Dopiero wtedy skierował
Zygmunt swoje oferty ku Danii. Ale w samej rodzinie Wazów udało mu się
zyskać przyjaciela: książę Jan uznał, że warto się spowinowacić z bezdzietnym
ostatnim Jagiellonem, zwłaszcza gdy mu ofiarowano, niby posag Katarzyny,
siedem zamków w Inflantach. Pertraktując o potrójne śluby polsko-szwedzkie
(bo i królewicz Magnus [Waza] miał pojąć Annę Jagiellonkę i poseł [Jan
Baptysta] Tęczyński, Cecylię [Wazównę]), zagarniano kraj na wyścigi; gniewny
Eryk także rozciągnął swe pretensje na całe Inflanty; próbował podburzyć
ludność Rygi, ale tu doznał niepowodzenia. Tymczasem Jan przez Gdańsk
przybył na dwór polski do Wilna, gdzie 4 października 1562 r. stanął na ślubnym
kobiercu z Katarzyną. Krótko trwało szczęście nowożeńców. Eryk wydał na
brata wyrok śmierci, kazał go oblegać na zamku bo i wziętego uwięził wraz
z żoną w Gripsholmie (w sierpniu 1563).
Skoro nie w Szwecji, to musiał Zygmunt August szukać dla swej morskiej
polityki oparcia w Danii. Kiedy w Kopenhadze stanął (w 1562 r.) poseł
Achacy Czema, rząd duński nie chciał słyszeć o wystąpieniu przeciw Moskwie.
Był to czas, kiedy oba państwa skandynawskie (a Szwecja wprost poniżająco)
zabiegały o łaskę Iwana. Ale zamach szwedzki na Rewel obudził zawiść Duń-
czyków wobec dziedzicznego wroga. Już wdzięczniej było słuchane w Kopen-
hadze następne poselstwo, które pod koniec roku roztoczyło obraz wrogich
postępków Eryka i wezwało Duńczyków do wspólnej obrony Estonu przed
caremjako głównym wrogiem chrześcijaństwa. Trzecie poselstwo Rzeczypospo-
litej trafiło na sam wybuch wojny duńsko-szwedzkiej. Fryderyk II, chlubiąc
się "trzema koronami" na podstawie jeszcze unii kalmarskiej, sięgał po całe
królestwo Wazów; Eryk chciał wyrzucić Duńczyków ze Skanii za resund.
Te namiętności rozpaliły wojnę silniej, niż to uczynić mogło samo usadowie-
nie się brata króla duńskiego, Magnusa, w nabytej od biskupa kurońskiego
Ozylii2l. 5 października 1563 r. podpisano w Kopenhadze alians polsko-duński
gdzie Zygmunt August ustąpił sojusznikom Parnawę, sprawę zaś Rewla obie-
cywał załatwić przy mediacji strony trzeciej. Tym samym można było liczyć
na poparcie związanej z Danią Lubeki i większości (nie wszystkich) miast
hanzeatyckich. Polska-Litwa miały działać w Inflantach. Dania na Bałtyku
i na Półwyspie Skandynawskim; pomoże nam energiczny aż do grobowej
deski Albrecht Hohenzollern; niewiele pomoże zazdrosny Gdańsk, urażony
o to, że dlań nie wyjednano ulg handlowych w Sundzie.
20 pom łka na s. 79 Kono cz ński oda e rawidłow dat, cz li 1515 r.
y, y p J p ą
21 por. przyp.19.
144
7. Połock i Uła
Jeżeli pominąć odciągnięcie sił szwedzkich na zachód, gdzie wojna doszła
do wielkiego natężenia, to cała powyższa dyplomacja niewiele ulżyła Zygmun-
towi w uciążliwej walce z Iwanem Groźnym na dwu frontach naraz, inflan-
ckim i litewskim. Radziwiłł Rudy jesienią 1561 r. po dłuższym oblężeniu
odebrał Moskalom w Inflantach Tarvast, po czym przez rok szarpano się i ba-
łamucono ugodowymi gestami nawzajem. Wielkorządcy Litwy nie doceniali
powagi sporu o Inflanty; Iwan ją doceniał, ale rozgrywki szukał gdzie in-
dziej; zimą 1562/3 r., kiedy król w najlepsze radził w Piotrkowie o egzekucji,
car przed samą odprawą poselstwa litewskiego wyruszył na Połock z dwiema
armiami, osiemdziesięcio- i czterdziestotysięczną. 200 armat - to było aż
nadto dość, by obrócić w drzazgi i popiół palisady białoruskiej twierdzy.
IS lutego 1563 r. miasto zostało zdobyte; wojewoda, [Stanisław) Dowojna i bi-
skup [Arseniusz] uprowadze; w niewolę, wszyscy Żydzi utopieni w Dźwinie,
toteż miała to być "święta wojna" przeciw obrazoburcom, katolikom i lu-
trom. Wilno prawie bezbronne czekało w przerażeniu na swój los; Iwan
jednak działał metodycznie; wolał porządnie ufortyfkować Połock tudzież
urządził sobie tryumf, więc przyjął zawieszenie broni do św. Mikołaja. Niby
to miało wielkie poselstwo śpieszyć na Kreml z usprawiedliwieniem działań
Litwy, tymczasem inne poselstwa pracowały na Krymie nad wojowniczym
i chciwym chanem Dewlet-Girejem, aby wreszcie wyjednać obietnicę dywersji
przeciw Moskwie za każdorazową opłatą z polsko-litewskiej kasy.
Na kampanię 1564 r. musiano siły podzielić. Król przygotował znaczny korpus
zaciężny pod komendą [Ernesta] Wejhera [Weihera) celem użycia go w Inflan-
tach, gdzie Krzysztof meklemburski upomniał się o osierocone po Wilhelmie
( 4 lutego 1563 r.) arcybiskupstwo ryskie i chciał się połączyć ze Szwedami, ale
został wzięty na zamku Dahlen22 i odwieziony do Wilna. Ze zmiennym
szczęściem walczono wtedy o różne zamki: Eryk groził Rydze armatami, którymi
dowodził Francuz de Mornay, ale ostatecznie Krzysztofa wzięto do niewoli
i wojska królewskie utrzymały się w posiadaniu biskupiego państwa. Litwę
doskonale obronił w tym czasie Rudy Radziwiłł; najpierw, 26 stycznia [1564 r.),
zapobiegając oskrzydleniu, poraził on nad rzeczką Ułą [pod Cześnikami]
kilkadziesiąt tysięcy Moskali Piotra Szujskiego, przy czym 10000 zginęło; potem
7 lutego doścignął pod Orszą drugą, równie silną armię kniazia Serebrianego23
i na jej karkach wjechał w granice wroga. Powtórzyła się jednak historia sprzed
pół wieku: zwycięstwo w polu otwartym nie powetowało utraty twierdzy.
8. Wojna czy pokój?
Od 1564 r. wzmogły się usiłowania zmierzające ku pacyfikacji północno-
-wschodniej Europy według stanu uti possidetis. Były państwa na Zacho-
dzie, którym więcej zależało na spokojnym handlu niż na równowadze poli-
22 Dahlen został zdobyty w 1563 r. Zob. L. Kolankowski dz. cyt., s. 318.
23 Współdowodzącymi tą armią byli wojewodowie Piotr i Wasyl Sierebrianyje-
-Oboleńscy.
145
tycznej w tej części świata. Należały do nich zwłaszcza Anglia i Francja, obie
bardzo zainteresowane zasobami Rosji, natomiast rząd hiszpański, wówczas
jeszcze będący w posiadaniu całych Niderlandów, nie ścierpiałby na Bałtyku
szwedzkiego panowania, na jakie się w początkach wojny zanosiło. Tak samo
cesarz Maksymilian II (od 1564 r.) widział tam dla interesów niemieckich
największe niebezpieczeństwo w razie spełnienia snów Eryka XIV. Próbo-
wano pertraktować o sprawy zachodnio-bałtyckie w Rostoku (1564), później
o wschodnie w Moskwie (1566); tu i tam bez skutku, bo też w grę wchodziły,
oprócz interesów materialnych, także przeciwieństwa moralne. Już to dobrali
się nieźle, związani wprawdzie nie przymierzem tylko rozejmem i wspólną
wobt: Zygmunta Augusta nienawiścią, dwaj tyrani - Eryk i Iwan! Właśnie
w 1564 r. zaczął się krwawy szał na Kremlu, przed którym uciekł na Litwę
zasłużony wódz Andrzej Kurbskij, wsławiony później jako publiczny oskar-
życiel carskich zbrodni. Eryk okazał, co umie, gdy głośno pertraktował z Iwa-
nem o wydanie mu na pastwę Katarzyny Jagiellonki; Iwan mścił się za
afront, rzucając na nią wstrętne oszczerstwa. Z ludźmi takiego typu warto
było wojować, bo prędzej czy później musiało własne okrucieństwo podkopać
ich siły.
Tylko że właśnie na lata 1564-1568 przypadła Polsce doba najpoważniej-
szych prac ustrojowych. Próżno kanclerz Radziwiłł, dumny z tryumfu brata,
uczył króla i koroniarzy, że czas wojować, nie sejmować. Szło o unię z Litwą,
a doświadczenie uczyło, że im łatwiejsze będzie położenie Litwy, tym trud-
niejsi w rokowaniach magnaci litewscy; więc koronne wojsko pod Tarnowskim
(synem hetmana) w 1564 r. nie bardzo nadstawiało karku za Litwinów. Moskwa
odparła atak na Czernihów, zdobyła Jezierzyszcze [Ozieryszcze]; straszna de-
moralizacja ogarnęła na tym f oncie szeregi litewskich pospolitaków, a senat,
rozgoryczony na króla i Polskę, stawiał się w rokowaniach wobec Moskwy
bardzo miękko. W czerwcu 1566 r. wielkie poselstwo (Jerzy Chodkiewicz,
Jerzy Tyszkiewicz i [Michał] Haraburda) udało się do Moskwy, aby zaofiaro-
wać uti possidetis i wspólny atak na Szweda. Car oddawał Jezierzyszcze,
a oddałby może i Połock w zamian za kawał Inflant i już projektowano spot-
kanie obu władców na pograniczu, ale właśnie wzgląd na Inflanty uniemożli-
wił zgodę. Nie po to Kettler zajął Parnawę (1565) a [Mikołaj] Talwosz ją
później (1567) obronił od Szwedów, aby tamtędy otwierać okno do Europy
najsroższemu z możliwych tyranów Bałtyku.
9. "Wyprawa" radoszkowicka
Wielcy posłowie, oprócz zapowiedzi, że Iwan przyśle równie uroczyste po-
selstwo do Wilna, przywieźli Zygmuntowi ważne wiadomości o nastrojach
panujących wśród prześladowanego bojarstwa. Było to już po podpisanym
w Słobodzie (16 lutego 1657 r.), ale nie ratyfikowanym przez senat szwedzki
traktacie przymierza szwedzko-moskiewskiego przeciw Litwie. Wojna, wlokąca
się dość powoli, miała wejść w stadium rozstrzygające. Hetman litewski, Hre-
hory Chodkiewicz, powściągał porywy młodszego wodza, Romana Sanguszki,
i nie tylko nie przedsiębrał niczego na pobudowane przez Moskali "kurniki":
Ułę, Suszę itp., ale nawet nie naśladował ich budującego przykładu. Miał
146
panować spokój na froncie, póki carscy posłowie jadą do Grodna i póki tam
pertraktują, ale poza tym spokojem kryły się przygotowania do większego czynu.
Król na sejmie piotrkowskim targował sig z Koroną o posiłki dla księstwa,
zaciągał pożyczki, werbował i przygotowywał pospolite z Litwy ruszenie.
; Dopiero kiedy bojarowie odsłonili niezmierną zachłanność swego pana i wyczer-
pali wszystkie motywy kłótni, pozwolono Sanguszce skorzystać z naruszenia
przez Moskwę krótkiego zawieszenia broni i pobić kniazia [Piotra] Serebrianego
pod Czaśnikami (20 lipca) [1567 r.] 24. Zanim car wysłucha relacji przetrzymanych
na Litwie posłów, miał nastąpić na jego państwo wielki dwustronny atak.
W tym samym bowiem czasie sułtan, puszczając w niepamięć sprawy moł-
dawskie, zdecydował się ukai ć Iwana za ucisk kazańskich i astrachańskich
wyznawców proroka. Nieposkrumiony i przykry dla obu sąsiadów Dewlet
otrzymał rozkaz, aby uderzyć na Moskwę całą siłą; za najazdy na Polskę
obiecano zadośćuczynienie. Poprzedziły ofensywę listy króla i hetmana Chod-
kiewicza, pisane do niezadowolonych kniaziów, aby za wzorem Kurbskiego
przechodzili na stronę Jagiellona, który przywróci im za to włości i przywi-
leje. Wyjazd króla do obozu spotkał się w Koronie z krytyką, ale na Litwie
wywołał zachwyt. Wielcy i mali spieszyli z pocztami do trójkąta Mińsk-Ra-
doszkowice-Lebiedziów strojnie i hucznie, jakby na wesele, jakby zwycię-
stwo było za pasem, a Iwan Groźny - małym landmistrzem. Umiano tak roz-
stawiać obozy, że postronnym świadkom liczba wojska wydawała się dzie-
sięćkroć większa niż była w rzeczywistości. Na popisie doliczono się jednak
tylko 20000 Litwinów i 2400 Polaków. Mury Połocka od trąb obozowych nie
pękły; z Moskwy nikt nie wołał; dopiero później ozwały się echa naszej mo-
bilizacji jękiem karanych przez Iwana spiskowców oraz ludzi podejrzanych,
z których jeden, brat jego stryjeczny, Włodzimierz Andrejewicz, życiem przy-
płaci swe opozycyjne stanowisko. Co najgorsza, wojsko okazało tak zupełną
do zaczepnej akcji niegotowość, że król, chory, nie wystrzeliwszy ani razu
z potężnej nagromadzonej artylerii (z górą 100 dział), opuścił Radoszkowice
, w styczniu [1568 r.]; jednocześnie rozjeżdżały się poczty pospolitaków, ma-
ło dbając o to, że Dewlet Girej, wierny swemu przyrzeczeniu (jak Achmet
w 1502 r.), najeżdżał potężnie południową Rosję. Część tylko wojska pójdzie
dobywać Uły, lecz nawet drewnianej palisady zapalić nie potrafi. Dopiero po
; roku uda się Sanguszce opanować ten zamek, a [Aleksandrowi] Połubińskie-
mu, zresztą na krótko, zająć Izborsk na drodze do Pskowa25.
10. Odwrócenie przymierzy
Lepszy skutek niż w Moskwie osiągnął Zygmunt August przez delikatny
kontakt ze Sztokholmem. Senat szwedzki odrzucił barbarzyński traktat z Iwa-
nem, po czym, nabrawszy odwagi, jął napierać na króla, aby się pogodził z bra-
24 gardziej prawidłowejest określenie tej bitwyjako bitwy pod Kopje lub nadjeziorem
Susza. Por. J. Natanson-Leski Dzieje granicy wschodniej Rzeczypospolitej, cz.1.: Granica
moskiewska w epocejagiellorskiej, Lwów-Warszawa 1922, s.172.
25 Uła zajęta została w sierpniu 1568 r. a Izborsk w styczniu 1569 r. Zob. tamże
s.173-174.
147
tem i nawet z jego szwagrem. W kraju, ciężko nawiedzonym inwazją duń-
skiego wodza [Jana] Rantzaua, wrzało coraz głośniej, wreszcie w sierpniu
1568 r. wybuchła rewolucja, która Jana i Katarzynę posadziła na tronie,
a szalonego Eryka - w więzieniu26. Oczywiście, wstrząśnienie takie osłabiło
siły Szwecji i dzięki emu właśnie Duńczycy uzyskali z nią chwilowo traktat
_nokojowy w R skilde, który spełniał niemal wszystkie ich pragnienia, toro-
wał owiem drogę do dominium maris Baltici. Ale traktatu tego znów nie
ratyfikowały stany szwedzkie, a przewrót pozwolił Polsce przez pewien czas
korzystać ze szwedzkiej przyjaźni, nie tracąc aliansu z Danią. Wkrótce mu-
siało się to zmienić: najpierw represje duńskie nad kaprami Zygmunta Augu-
sta, potem różnica interesów w stosunku do żeglugi narewskiej oddaliły Fry-
deryka II od Polski i przesunęły go na stronę Moskwy. Ów Magnus, co niedawno
jeszcze w Radoszkowicach zabiegał o względy króla polskiego i starał się o rękę
królewny Anny (przez nią zresztą, jako biskup, a przy tym biedny "jednooki
pijaczyna", odtrącony) w ciągu 1569 r. za namową paru inflanckich projektowi-
czów "poświęcił się dla ludu", mianowicie postanowił zostać królem całych
Inflant z ramienia Moskwy. Odbył pielgrzymkę na Kreml, pokłonił się Iwanowi,
wysłuchał pyszałkowatej jego mowy, po czym wraz z inwestyturą na królestwo
inflanckie dostał rękę carskiej bratanicy. Wnet Europa dowiedziała się ze
zgorszeniem o związku Danii z "wrogiem całego chrześcijaństwa", co poseł
polski Łukasz Podoski umiał na sejmie Rzeszy należycie podkreślić, zwłaszcza że
jego pan dopiero co omieszkał wyzyskać przeciw Moskwie akcję innego wroga
chrześcijaństwa, sułtana (1569), a po dwóch latach miałjeszcze raz zrobić zawód
chanowi. Najnienawistniej patrzył oczywiście na Iwana mąż Katarzyny Jagiel-
lonki. Wnet [w 1570 r.] siła rosyjska runęła na Rewel i trzymała go w oblężeniu
do marca 1571 r., przez cały czas rokowań pokojowych w Szczecinie, już po
zakończeniu osobnych polsko-moskiewskich rozmów w Moskwie o tymczaso-
wej pacyfikacji nad Dźwiną. Już bowiem w marcu 1570 r. stanęli posłowie Jan
Krotoski i Mikołaj Talwosz w Moskwie, i dość szybko, zwodząc Iwana
perspektywą obioru na tron zuniowanej Rzeczypospolitej, dobili targu o rozejm
na 3 lata (do św. Piotra i Pawła 1573 r.).
11. Kongres szczeciński
Różne próby pacyfikacji Bałtyku podejmowane przez Hanzę, przez cesa-
rza Maksymiliana II, a pod koniec także przez francuskiego posła w Kopen-
hadze, [Karola] Dansay'a [Danzay'a], Polska traktowała obojętnie, szło jej
bowiem nie o handel, zyskowny raczej dla obcych, lecz o mocne panowanie
nad całym brzegiem morza od Pucka do Rewla i o bezpieczeństwo od wscho-
du. Kłótnia wśród gospodarzy Bałtyku wychodziła jej raczej na korzyść. Do-
piero po "odwróceniu przymierzy" Zygmunt August zapragnął zgody ze wszy-
stkimi i między wszystkimi, z wyjątkiem Moskwy - właśnie przeciw Moskwie.
Z jego inicjatywy, popartej przez Dan ay'a, zebrał się w Szczecinie w sierpniu
1570 r. kongres pokojowy2'. Jako strony wojujące uczestniczyły w nim: Dania,
26 powstanie wybuchło w lipeu, a Eryk poddał się we wrześniu 1568 r.
2' Kongres w Szczecinie rozpoczął się 5 września 1570 r.
148
Szwecja i Lubeka; w roli pośredników występowali: Dańsay, posłowie cesar-
scy i polsey. Znakomite siły reprezentowały tam Rzeczpospolitą z Marci-
nem Kromerem oraz Janem Dymitrem Solikowskim na czele; bo też zada-
nie ich było ważne i trudne. Zygmunt August widział w Inflantach ziemię
"żyzną i hojną", w "zamki i miasty budowną", "porty morskimi obfitą",
przy tym "wielki a możz y szczyt przeciw Moskiewskiemu", zaś posiadanie
tej ziemi, jak i cała pozy ja mocarstwowa Rzeczypospolitej zawisły od nie-
dopuszczenia do Bałtyku Moskwy. Drugim więc celem do osiągnięcia na
kongresie będzie zamknięcie żeglugi narewskiej. Kromer i Solikowski mie-
li wtedy dopiero przeprowadzić pokój między Danią i Szwecją, kiedy osiągną
od obu tych państw, zręcznie wyzyskując ich rozbrat, uznanie praw Polski-
-Litwy do Inflant oraz zamknięcie Narwy. DIa poparcia owych praw po-
woływano się na to, że Zygmunt August sam jeden usłuchał w 1558 r. wezwań
cesarza i zasłonił Inflanty przed barbarzyńcami wschodu: to samo niebezpie-
czeństwo tyranii moskiewskiej uzasadniać miało zakaz żeglugi narewskiej.
Moralnie, materialnie i taktycznie zajmował Zygmunt wobec Europy
mocną pozycję jako obrońca Inflant, posiadacz ich stolicy oraz większej
częśa kraju, sojusznik króla duńskiego a szwagier szwedzkiego. Trudno-
ści jednak przeszły oczekiwania posłów: cesarz, przekonany o przynależności
nie tylko Inflant, ale i Bałtyku do Rzeszy Niemieckiej, nie uznawał tam
zwierzchnictwa Polski, a dla dobra handlu swych hanzeatów pragnął wol-
nej drogi do Moskwy. Dania i Francja były z tym pragnieniem solidarne,
tylko Szwecja w sprawie narewskiej popierała stanowisko polskie. Nie uda-
ły się więc przedwstępne, osobne rozmowy z Duńczykami i Szwedami; do
czasu tylko udawało się demonstrowanie dobrej zgody z cesarzem. Inni
mediatorzy przeprowadzili wyeliminowanie sprawy inflanckiej i pojedna-
li państwa skandynawskie 2 grudnia [1570 r.]. Wówczas spróbowali Kro-
mer i Solikowski utworzyć wspólny front ze Szwedami, odstępując im Re-
wel, ciężko przyciśnięty wtedy przez Moskwę, ale i ta rozumnie podjęta
próba zawiodła, gdy Jan III dowiedział się o osobno podpisanym rozejmie
polsko-moskiewskim. Na dobitkę Zygmunt August ociągał się z wypłatą posagu
Katarzynie i ze zwrotem długu zaciągniętego u Jana jeszcze wówczas, gdy
mu zastawiał zamki inflanckie. Nierzetelność ta zraziła jedynych przyjaciół,
jakich można było na kongresie pozyskać. Po kolei i Szwedzi, i Duńczycy
uznali zwierzchnie prawo cesarza nad tymi częściami Inflant, które były
w ich posiadaniu, rezerwując sobie na nich prawo lenne. Tylko Dan ay się
temu sprzeciwiał. Tak samo żeglugę narewską pozostawiono otwartą, a samo
dominium maris Zygmunta podawano ze strony germańskiej w wątpliwość.
Ostatecznie splot najtrudniejszych spraw inflanckich i morskich przekazano
następnemu kongresowi, a przeciw postanowieniom o żegludze narewskiej
Polacy wnieśli protest. Z aliansem duńskim pożegnali się ciż osobnym
"recesem", odkładając na przyszłość sprawę wykupna Parnawy, do czego
zresztą nigdy nie dojdzie. Odjeżdżając, musieli Kromer i Solikowski skonsta-
tować swoje niepowodzenie; jedyną pociechą był mocny w Inflantach stan
posiadania polsko-litewski pod zarządem od 1566 r. Jana Chodkiewicza.
O tym zaś, czy na Bałtyku nie osiądą wśród rywalizacji Słowian i Skandy-
nawów, jakie praesidia cesarskie, czego się król najmocniej obawiał, za-
decydować miała dalsza polityka zagraniczna Polski, zwłaszcza wobec
Szwecji.
149
12. Zapłat za pomoc pruską
Przez cały c:sas wojny inflanckiej, jak i przedtem, od wojny szmalkaldzkiej
Albrecht Hohenzollern, skłócony z Habsburgami, trzymał się wiernie boku
Zygmunta Augusta. Po części czynił tak dla własnego bezpieczeństwa, po czę-
ści z pobudek górnej ambicji; najpierw gdy liczył na Inflanty, później, gdy
próbował utorować Hohenzollernom drogę do następstwa po wygasających
Jagiellonach; stale - dla zapewnienia następstwa w Prusach dalszym liniom
domu Hohenzollernów. Dla dopięcia któregokolwiek z tych celów dobra zgoda
z Polakami i ich królem była warunkiem niezbędnym. Inflanty okazały się
stawką w grze zbyt potężnych szermierzy; korona polska przyświecała naj-
pierw margrabiemu Zygmuntowi, którego faworyzował do niej ojciec, elektor
Joachim II, żonaty z Jadwigą Jagiellonką; po śmierci margrabiego (1566)
Albrecht wysuwał i wychowywał w tym celu swego syna Albrechta Fryde-
ryka, ale i te zamysły musiały się rozbić o różnicę wiary, a trzeba przyznać,
że obi.ór księcia pruskiego na tron polski rozwiązałby naszą kwestię bałtycką
dość prosto i odwróciłby rozwiązanie ujemne, ku któremu zmierzali dalsi
Hohenzollernowie. Podczas kryzysu 1548-1549 r. poseł brandenburski ofia-
rowywał wojsko i pieniądze przeciw opornym Polakom (których sam Albrecht
ośmielał) w zamian za taką Mitbelehnung25 dalszych linii. Ale Zygmunt Au-
gust przeniknął konszachty sąsiadów z malkontentami, i przyjmując hołd od
Albrechtowego posła 9 grudnia I550 r., dopuścił do inwestytury tylko linię
ansbachską. Przyszły jednak chwile, mianowicie podczas sejmu 1558/1559 r.,
kiedy trudno było nie robić Albrechtowi pewnych w tym kierunku nadziei.
Powołali się na nie posłowie książęcy w jeszcze trudniejszej chwili, na sej-
mie 1562/1563 r., i wtedy Zygmunt August, nie bacząc na ostrzeżenia sena-
torów ustąpił. Co go do tego skłoniło, widać z treści zawartego wówczas
(5 lutego 1563) układu. W zamian za dopuszczenie do sukcesji w lennie linu
frankońskiej, a po niej elektorskiej Hohenzollernów, przyrzekł Albrecht nie
przepuszczać do Inflant wojsk niemieckich i bronić Polski w razie nieszczę-
ścia. Gdy umarł (20 marca 1568), stwierdzone zostało na sejmie lubelskim
rozszerzone prawo następstwa uroczystym aktem.
Wydawało się wówczas to ustępstwo mniej groźne wobec dysproporcji sił
między lennikami i suzerenem, której dowody widziano w pogłębiającej sig
zależności Prus od Korony. Wzmiankę umowy krakowskiej o prawach i obo-
wiązkach lenniczych tłumaczono ze strony polskiej rozciągle. Chociaż książę
pruski miał prawo zasiadać w senacie, odmówiono mu (1532) głosu na elekcji,
a głos w senacie przyznano tylko w sprawach pruskich tudzież tych, które
ściśle dotyczą obrony krajowej (1555); rozszerzyć to prawo zgadzał się Zyg-
muzit August jedynie pod warunkiem, że lennik da się "wcielić" z księstwem
do Korony i zechce ponosić wspólne z Polakami ciężary; warunku tego ksią-
żę nie przyjął. Dotkliwie ograniczono jego władzę sądowniczą: nie dość, że
w sprawach, gdzie on był stroną, wolno było apelować do mieszanego sądu
polsko-pruskiego, ale już od 1532 r. za podnietą gdańszczan walczyli Zygmun-
towie o zapewnienie wszystkim Prusakom prawa apelacji do osobnego sądu
senatorskiego. Książę cytował privilegium de non appellando, prawnicy kra-
kowscy tłumaczyli, że wszystkie prawa, których akt 1525 r. nie przyznał
ze (niem.) współinwestyturę (prawo do lenna).
150
wyraźnie le mikowi, pozostają w rgku suzerena; każdy więc, kto się zasłoni
królewskim glejtem odpowiedniej treści, może zaapelować do ustanowionej
przez króla senatorskiej instancji; i pogląd ten w praktyce zwyciężał.
Coraz ostrzejsze zatargi między Albrechtem i jego stanami dały w 1566 r.
sposobność do powetowania skutków niekorzystnej umowy z domem bran-
denburskim: ze strony pruskiej wprost proszono króla, by odebrał władzę
księciu i oddał ją mianowanemu przez się gubernatorowi. Tak dalece nie po-
szedł przeciw kuzynowi Jagiellończyk, tylko mianował nadzwyczajną komisję,
która zjechawszy do Prus, zrewidowała wszystkie prawa na korzyść władzy
suzerena i wolności stanów, a na szkodę książęcego absolutyzmu. Rewizja,
odbyta w trzech etapach: 1566, 1567 i 1568 r., dotknęła między innymi roz-
rzutnej gospodarki starzejącego się księcia; trzech radców ścięto mocą wyroku
sądowego; w 1566 r. komisarze doprowadzili do ugody między księciem i sta-
nami, bardziej korzystnej dla tych ostatnich, a że nie wszystkie kwestie sporne
załatwili, to nie przyniosło powadze królewskiej uszczerbku; przeciwnie, pre-
cedens komisji zawisł nad Hohenzollernem w Prusach jako groźne memento.
Co prawda, w sprawach podatków i ciężarów na rzecz Polski stany pruskie
okazały się równie oporne jak i książę: pod koniec rządów Zygmunta Augu-
sta próbowano nawet nie zawiadamiać króla o sejmikach pruskich, co król
skorygował, ale zamiast podatków zgodził się przyjąć ryczałtową darowiznę.
13. Strażnicy morza
Do zdobyczy wojny północnej oprócz Inflant zaliczyć trzeba pierwszą kró-
lewską marynarkę wojenną na Bałtyku. Najnowsze badania obaliły wpraw-
dzie legendg o Polaku, Tomaszu Sierpinku, co miał owej marynarce prze-
wodzić, tudzież Wacławie Duninie Wąsowiczu, rzekomym tego przedsięwzię-
cia inicjatorze; prawdą pozostał przecież ważny fakt, że Zygmunt August
utworzył flotę kaprów, więc wkroczył na tę samą drogę, po której Anglia
dojdzie do posiadania najsilniejszej floty wojennej, a Dania - do czasowej
hegemonii na Bałtyku. Zachęcili go do próby lennicy, Albrecht pruski i Gothard
kurlandzki; zwłaszcza pierwszy z nich nie szczędził rad i ofiar, żeby zaopa-
trzyć protektora we flotę (od 1557 r.). Właściwą służbę kaperską zorganizo-
wali dla Zygmunta Augusta w 1560 r. gdańscy żeglarze, Mateusz Scharping
i Michał Figenow; później wstawili się obok nich: [Marcin] Bibrant, [Michał]
Starosta, dwaj [Kacper i Wolfgang] Munckenbeckowie. Wąsowicz, nie Wacław
lecz Stanisław, niewątpliwie "rycerz znamienity i ćwiczony tak na ziemi jako
i na morzu", zasłużył w charakterze komendanta Diamentu na sławę orga-
nizatora tej ochotniczej marynarki, ale cieszył się nią krótko, bo w 1563 r.
został zabity przez pijanego księcia Krzysztofa meklemburskiego, gdy go
trzymał pod swym dozorem. Kaprowie, zaopatrzeni w królewskie "listy mor-
skie", uwijali się po morzu, rewidując i aresztując statki płynące do nieprzy-
jacielskich portów; zajęte towary oddawali władzom królewskim do zbadania,
czy zajęcie nastąpiło słusznie i legalnie, po czym 1/lo część łupu oddawali
królowi, resztę zatrzymywali dla siebie. Nazywali się urzgdownie strażą mor-
ską (custodia maris), walczyli pod znakiem króla polskiego, a mieli w myśl
poleceń Wąsowicza za zadanie "atakować wroga swego władcy na wodzie
151
i lądzie". Na wybrzeżach pruskich sprawowali nad nimi dozór Krzysztof
Konarski i burmistrz Gdańskk Jerzy Kleefeld (od 1565 r.). Z początku, póki
szło o blokadę Szwecji, mile widziała ich Dania; później, gdy urośli w liczbę
(do 30 żagli) i zacisręli blokadę nad żeglugą narewską, rozległy się na nich
narzekania, zwłaszcza w Anglii i Niderlandach, ze strony różnych poszkodo-
wanych, którym te rewizje i konfiskaty psuły interesy: Duńczyków, lube-
czan i nawet gdańszczan, mimo że znaczna część kaprów była dziećmi Gdań-
ska. Król jednak się nie zrażał, armował coraz to nowych przedsiębiorców,
a w 1568 r. uczynił krok w kierunku założenia właściwej, rządowej, a nie
ochotniczej "armady" na Bałtyku. Utworzył mianowicie Komisję Morską.
Prezesem jej został Jan Kostka, kasztelan gdański, jego prawą ręką - opat
oliwski Kacper Geschkau; poza tym skład był mieszany: szlachecko-miesz-
czański, polsko-niemiecki. Komisja otrzymała szerokie pełnomocnictwa i zna-
czne źródła dochodu z Prus, a miała dbać nie tylko o rozwój akcji kaperskiej,
ale także o hamowanie kontrabandy i o różne przedsięwzięcia handlowe (stąd
tytuł Kostki: Finanzmeister), wnet (w korespondencji z obecnymi rządami)
zakasowała ona samego króla gorliwością o żeglugę. W każdym razie, jedną
z najważniejszych jej funkcji była budowa okrętów wojennych, czyli galer.
Niestety, w chwili śmierci ostatniego Jagiellona pierwsza "galeona" była do-
piero na wykończeniu. Komisja podczas bezkrólewia przestała istnieć, pozo-
stawiając tylko o Zygmuncie trwałe wspomnienie, jako o tym władcy "na
oceanie", co i tam "chciał być ogromnym nieprzyjaciołom koronnym".
14. Zatarg z Gdańskiem. Statuty Karnkowskiego
Impreza kaperska odsłoniła w pewnej chwili rzeczywisty stosunek Gdańska
do Polski. Póki chodziło o konkurencyjne wymogi toruńczyków, o poskra-
mianie rozruchów religijno-społecznych, o przeciwdziałanie rewindykacyjnym
planom absolutysty Albrechta, magistrat gdański szedł ręka w rękę z rządem
polskim. Ale na punkcie kaprów interesy się rozeszły. Wszak z Gdańska po-
chodziła większa część tych żeglarzy, do Gdańska chronili się oni z łupem,
samo pojęcie kontrabandy wojennej nie było wówczas ustalone, a wśród ry-
zykownych wycieczek na dalekie wody łatwo było o bezprawie. Wkrótce też
nie było w Europie kraju, skąd by nie płynęły do Gdańska i do króla skargi
na kaprów, a kiedy skargi nie skutkowały, chwycono się represji. Zygmunt
August wstawiał się za swymi sługami i za Gdańskiem u Elżbiety angielskiej,
u Filipa 11 hiszpańskiego, nie zawsze skutecznie. Żądanie jego, aby gdań-
szczanie bezwzględnie zerwali stosunki ze stroną nieprzyjacielską, okazało się
w praktyce niewykonalne, bądź co bądź magistrat nagiął się w tym względzie
do woli króla. Czasowe zamknięcie Sundu przez Danię (1564), wymierzone
przeciw Szwecji, odbiło się na kieszeni gdańszczan i wzmogło ich rozgory-
czenie.
Tymczasem Kostka i Geschkau, patrząc z bliska na kupiecki egoizm samo-
lubnego miasta, uświadomili sobie dobrze anormalność jego stosunku do Pol-
ski. Musiała przyjść chwila, kiedy się wyjaśni, czy Gdańsk naprawdę według
średniowiecznego "głównego przywileju" z 145 r. sprawować będzie "zupełne
prawo i moc władania [...] wszelkimi w ogóle sprawami żeglugi przy wszys-
152
tk ^?' ~zegach morza naszej krainy pruskiej tudzież prawo otwierania i za-
mykania żeglugi za wiedzą i wolą naszą", i gdzie będzie w tym ostatnim
ustępie punkt ciężkości: w gdańskim widzimisię, czy też w królewskiej woli
i wiedzy. Daremnie król dla usunięcia tarć przeniósł kaperów do Pucka (1567);
oni bez Gdańska żyć i działać nie mogli, a kiedy raz złupili chłopów kaszub-
skich, magistrat schwytał 11 majtków i dla okazania swej władzy kazał ich
powiesić z okrutnym urąganiem. Strzelano do statków królewskich, szuka-
jących schronu przed burzą w porcie gdańskim; na rodzinach kaprów i na
robotnikach królewskich w mieście dopuszczano się gwałtów; "zwierzchność"
Zygmunta wyśmiewano.
Dla rozpatrzenia srogiego postępku gdańszczan król mianował komisję (18
września 1568 r.) gdzie obok prezesa, biskupa kujawskiego Stanisława Karn-
kowskiego, najwięcej mieli do powiedzenia Kostka oraz Jan Sierakowski
wojewoda łęczycki, jeden z najgłębszych znawców sprawy bałtyckiej. Tej
komisji miasto po prostu nie wpuściło do bram; za to komisarze ogłosili
Kleefelda winnym obrazy majestatu. Na sejm lubelski otrzymali pozwy:
Kleefeld, [Konstanty] Ferber i paru innych członków magistratu; pod wraże-
niem sprawozdania komisarzy oraz wywodów instygatora [Michała] Friede-
walda wzięto do aresztu całą gdańską delegację i rozszerzono pełnomocni-
ctwa Komisji Morskiej, a 12 sierpnia [1569 r.] sąd sejmowy skazał czte-
rech gdańszczan na dalsze więzienie. Twardy ton poskutkował. Karnkowski
z komisją nadzwyczajną po raz drugi wysłany do Gdańska, doznał uroczys-
tego przyjęcia i przystąpił z udziałem delegatów miejskich do badania wszys-
tkiego, co dotyczyło zgodności, powagi praw majestatu w stosunku do przy-
wilejów miasta. Wtedy to Sierakowski z wielką siłą przedstawił gdańszcza-
nom istotę dziejowego ich do Polski stosunku: "Polską zawżdy Gdańsk stał,
bez Polski obejść się nie mógł i nie może. Nami stoicie, nami ż wiecie nam
też dobrze z wami". Wojewoda łęczycki też, obok Kostki, najsil iej wpłynął
na ułożenie tzw. Statutów Karnkowskiego (67 artykułów), gdzie zaraz na po-
czątku stwierdzone zostało królewskie prawo paI;owania na morzu, pozwala-
nia na żeglugę i jej zamykania, a dalej wyszczególnione inne tego panowania
atrybucje. Komisja potępiła gwałt nad kaprami oraz postępowanie komen-
danta Latarni; Gdańsk słuchał jej orzeczeń w pokorze i w cichej nadziei, że
z mocnych i uroczystych słów polskich żadne nie zrodzą się czyny. Istotnie,
jedynym następstwem znakomitego raportu Karnkowskiego o przewinieniach
gdańszczan były przeprosiny na sejmie warszawskim 1570 r., a za przeprosi-
nami przyszedł kompromis: król zastrzegł sobie połowę dochodu z tzw. funtcolu
oraz jednorazową darowiznę 100000 guldenów. Konstytucje Karnkowskiego,
choć gurują w Iiolumina Legum, zostały na ogół martwą literą. Kaprowie
wojowali jeszcze przez 3 lata (od czasu egzekucji), ale walka z Danią była
nierówna: najpierw (w lipcu 1569) zabrał admirał Sylwester Frank 9 kaprów
do Kopenhagi, potem porwano tamże 4 wojenne statki samych gdańszczan
(za to, że osłaniały handel ze Szwecją), wreszcie w 1571 r., tenże Frank wy-
gniótł prawie wszystkie okręty kaperskie,29 a ostateczny ich pogrom nastąpił
podczas bezkrólewia.
29 Znacznie bardziej przyczyniła się do tego eskadra dowodzona przez admirała
Jerzego Daa. Zob. S. Bodniak, Z. Skorupska Jan Kostka kasztelan gdahski, prezes
Komisji rLlorskiej i rzecznik unii Prus z Koroną, Gdańsk 1979, s. 269.
153
Rozdzial 1i
Egzekucja i unia
1. Czasy bezsejmowe (1559-1562)
Blisko cztery lata obywał się Zygmunt bez zwoływania izby poselskiej,
i przez ten czas na zewnątrz zdziałał najwięcej. Gdyby ideał finansowy
szlachty-egzekucjonistów dał się ziścić, tzn. gdyby król bronił państwa za
pieniądze płynące z rewindykowanych królewszczyzn, to sejmów nie byłoby
po co zwoływać i rozłamane wewnętrznie społeczeństwo straciłoby głos
w sprawach wielkiej polityki. Jeżeli kiedy, to wówczas mógł senat ująć na po-
wrót ster w swoje ręce i pokazać, co umie. Otóż umiał niewiele, bo gdy mu król
na sesji w Łomży pod koniec 1561 r. przedłożył zagadnienie: czy Polska ma
rozciągnąć swoją opiekę na Inflanty, "bracia starsi" uznali, iż nie mogą roz-
strzygnąć sprawy bez udziału młodszych. Król zrobił gest, jak gdyby ustępo-
wał: rozpisał sejm na wiosnę 1562 r. do Piotrkowa, ale tylko dla sprawy
inflanckiej, z góry uprzedzając, że sam nań przybyć nie może, a niczyjej sa-
mozwańczej inicjatywy nie dopuści; jeżeli szlachta na tym lub owym sejmiku
uzna interwencję Korony w Inflantach za niepożądaną, niech posłów nie
przysyła. Tak też postąpili Małopolanie, co widząc, posłowie wielkopolscy
rozjechali się do domów.
Zdawało się królowi, że fala opozycyjna częściowo opada i że wkrótce
rozpłynie się w piasku. Umarł 16 maja 1561 r. Tarnowski, którego nieustępli-
wą rękę król wyczuwał z przykrością za kulisami ostatnich sejmów. Prote-
stantyzm w całej Europie i w Polsce dobiegł do swego non plus ultra3o, zdo-
bywał jeszcze jednostki, ale gdzie większości nie zdobył, jak w Polsce, tam
przyszłość należała do katolicyzmu. Jedyny człowiek czynu, który chciał i mo-
że by umiał posadzić do jednego stołu skłóconych naszych nowatorów, Jan
Łaski, umarł 8 stycznia 1560 r. Nie groziła już ludziom niezadowolonym ze
stanu rzeczy w Kościele ponura perspektywa: represje zamiast reform. Nowy
papież (od 1559 r.), Pius IV, oświadczył się za soborem powszechnym, a wie-
dziano, że w tym kierunku od dawna pracuje, jako członek Świętego Kole-
gium, polski kardynał Hozjusz. Tym samym hasło soboru narodowego stra-
ciło urok przyciągający, a jego niedawny zwolennik, prymas Uchański, chę-
tnie się poddał pod dochodzenie nowego nuncjusza Bernarda [Buongiovanni,
biskupa] Camerino i wyszedł z tego procesu wolny od podejrzeń o herezję.
Już wtedy było widać, że ten ruchliwy działacz kościelno-polityczny nie
pragnie zostać polskim [Tomaszem] Cranmerem; już się zarysowała możność
rozłączenia w ruchu egzekucyjnym pierwiastków dogmatycznych oraz spo-
łeczno-ekonomicznych i ratowania prawowierności Polski, a nawet i przy-
wilejów kleru, przez poświęcenie zdobyczy świeckiego możnowładztwa. Pierw-
szy synod odbyty za nuncjusza Buongiovanniego w Warszawie (1561) zwrócił
już więcej uwagi na poprawę obyczajów w kraju niż na obronę przywilejów
duchowieństwa.
Wojna ze srogim Iwanem działała trzeźwiąco na zacietrzewione głowy ko-
ronne; kłopoty Wielkiego Księstwa, podobnie jak ongi za Jagiełły, zmuszały
30 łac.) zenitu, dosłownie: nic więcej ponad to.
154
nawet zaciętych ;eparatystów do oglądania się na Polskę. Tak powstawały
między królem a zarodem szlacheckim przynajmniej dwa wspólne dążenia,
dwie platformy współpracy - egzekucja praw oraz unia. Nie sądźmy jednak,
że spotkanie na tych platformach odbyło się łatwo i dla obu stron bez-
' boleśnie. Owa próba ograniczenia inicjatywy poselskiej wywołała w całej Ko-
' ronie oburzenie. Wszystkiemu winni senatorowie: "Póki panów tych nie po-
' sieczemy, którzy nam wolności skazili, a przeszkadzają do naprawy, co my
I egzekucją zowiemy, póty się w Polsce nic dobrego spodziewać nie trzeba".
! Zaczęto się zwoływać na tłumny zjazd według pierwowzoru wojny kokoszej,
tylko z większą determinacją i z poważniejszym, dojrzałym programem. Król
"miłościwie" skapitulował i z orędziem 26 maja 1562 r. zapowiedział sejm dla
egzekucji, tylko ścisłego nie oznaczył terminu. Ale cierpliwość szlachty była
na wyczerpaniu: sama sobie zwołała do Piotrkowa sejm, który nie tylko prze-
! prowadzi egzekucję, ale wykryje i ukarze winowajców złego rządu. Podobny
pomruk szedł z Litwy, zewsząd groziły "rozterki, drapiestwa, konspiracje
i bunty". Nie pozostało królowi nic innego, jak uprzedzić zapędy sejmików
. i spełnić wolę obozu postępowo-narodowego.
2. Egzekucja królewszczyzn
Na sejm piotrkowski (pod laską [Rafała] Leszczyńskiego), mający trwać
od 29 listopada 1562 r.31 (do 25 marca) [1563 r.] przybył król w kubraku zie-
miańskim, demonstrując przez to, że chce być królem szlacheckim, a nie wiel-
kopańskim. Przyszedł "prawie jako sądny dzień" na panów, co nielegalnie
dzierżyli królewszczyzny albo nadmierne z nich wyciągali zyski. Atoli proste
unieważnienie nadań sprawy rozwiązać nie mogło. Obok ludzi bowiem, którzy
otrzymali starostwo lub folwark w "gołe dożywocie" za rzeczywiste lub
mniemane zasługi, byli inni, którym je król oddał w zastaw pożyczonej sumy
lub po prostu dla zatkania ust, i byli dzierżawcy opłacający czynsz do skarbu.
"Zastawiałem, bom nie miał co jeść, tak mi wszystko rozebrano", wyznał
August publicznie. Najpierw trzeba było zrewidować tytuły posiadaczy, po-
tem egzekwować prawa skarbu. Gdy król oświadczył, że przeznaczy 1/4 część
dochodu z królewszczyzn na obronę potoczną, a duchowieństwo we własnym
interesie przyklasnęło tej decyzji, trudno było się opierać. Pamiętano prece-
dens z 1558 r., kiedy to posłowie dla dobrego przykładu kładli swe przywi-
leje nadawcze do stóp królowi, a ów powtykał im je z powrotem, byle nie
krzywdzić magnatów; toteż teraz Ocieski pierwszy pokrajał swe papiery, od-
dając je królowi, po nim Padniewski zwrócił pieczęć mniejszą, skoro jej
razem z biskupstwem krakowskim trzymać nie mógł, potem inni, wzdychając
i cicho szemrząc zwracali nadania. Szemranie stało się głośne, gdy przyszła
kolej na województwa ruskie i podolskie. Tam ziemiaństwo, narażone na na-
jazdy dziczy, obficiej korzystało z nadań, więc się nie przeciwstawiało panom
tak, jak w Wielkopolsce i w Krakowskiem i mogło bez obłudy mówić o swych
zasługach. Bardzo wysoko nosili wtedy głowy posłowie; przyjmowali zagra-
31 Według późniejszych ustaleń Konopczyńskiego, sejm ten rozpoczął się 30 listo-
pada. Por. W. Konopczyński Chronologia..., s.139.
155
nicznych dyplomatów, słuchali próśb senatorów o wstawiennictwo na tę chwi-
lę, gdy dojdzie do odbioru dóbr, a na dąsy warchołów-karmazynów w ro-
dzaju Marcina Zborowskiego mieli gotową groźbę: "rokosz w polu". Gdy
przyszła wieść o upadku Połocka, senat próbował zamiast egzekucji wysunąć
naprzód podatki; tych izba niższa na. stałe nie przyjęła, tylko doraźnie, na
dany moment. Skupiając energię na jednej sprawie egzekucji, zaniechano po-
dobnych rozrachunków z duchowieństwem i tylko wyjednano u króla dekret
odbierający sądom biskupim w sprawach o herezję i o dziesięciny egzekutywę
starościńską.
Szczegółową rewizją nadań miał się zająć następny sejm, warszawski (listo-
pad 1563 - marzec 1564 r.)32. Tu jednak sprawa napotkała wielkie trudno-
ści. Egzekucja wydała się, bo też poniekąd była, krokiem niesprawiedliwym,
nawet niezupełnie legalnym, bo statut Aleksandra nigdy nie wchodził w życie;
szlachta rusko-podolska nie chciała uznać ważności zeszłorocznej ustawy. Wię-
kszość postawiła na swoim, przekazując wykonanie egzekucji komisarzom.
Tutaj prostolinijny fiskalizm doznał wykrzywienia. Musiano wnikać w to, czy
dany zastawnik "wydzierżał" już z hipoteki swoją wierzytelność całkowicie
lub częściowo; zagrożeni ruiną posiadacze i dzierżawcy bronili się zajadle, wy-
zyskując niechęć rycerstwa kresowego i separatystów pruskich. Dalsze tedy
ustawy po 1564 r. robią wyłomy w przyjętej zasadzie. Raz pozwolono królowi
na potrzebę inflancką zaciągnąć pożyczkę półmilionową, oczywiście pod za-
staw królewszczyzn. Co do dóbr obciążonych "starymi sumami" postano-
wiono (1567)"że jeżeli król pozwala na ich scedowanie w dalsze ręce, to nie
inaczej, jak za skreśleniem 1/4 części sumy dłużnej. Dzierżawcom przyznano
z dochodu brutto 1/5 czgść, rezerwując 3/5 części dla króla. Reszta, tj. czwarta
część czystego królewskiego dochodu, pójdzie do skarbu w Rawie na utrzyma-
nie stałego "kwarcianego" wojska. Takie załatwienie sprawy przecięło dalszy
odbiór majątków, a w skromnej mierze zaradziło obronie państwa, bo owego
żołnierza kwarcianego bywało parg lub kilka tysięcy. Bądź co bądź samo
odbywanie periodycznych od 1566 r. lustracji poprawiło gospodarkg w królew-
szczyznach i umożliwiło dalsze reformy skarbowe.
3. Początek reakcji katołickiej
Ostrze wystąpień antyklerykalnych znacznie stępiało po odjęciu sądom
duchownym ramienia starościńskiego; przy tym, jak w Piotrkowie egzekucja
królewszczyzn, tak w Warszawie i na późniejszych sejmach hasła unii z Litwą
oraz polityka zewnętrzna przygłuszały mówców wołających o skasowanie
dziesięcin, o pociągnięcie duchowieństwa do obrony kraju lub o Kościół na-
rodowy. Co strony miały sobie do powiedzenia na temat przywilejów kościel-
nych, to Uchański i Siennicki zebrali bardzo starannie i wytoczyli wówczas
na sejmie pod laską Leszczyńskiego (1562/1563); według prymasa każdy stan
w Polsce rządzić się miał własnym prawem; więc Kościół - prawem kano-
nicznym, a nie szlacheckim pospolitym; według Siennickiego już Kazimierz
Wielki zapowiedział w Wiślicy jedno prawo w całej Polsce, co miało znaczyć:
32 )V rzeczywistości sejm zakończył obrady 1 kwietnia 1564 r. Zob. tamże, s.140.
156
jedno dla wszystkich stanów, a nie tylko dla wszystkich dzielnic. Dalszych replik
biskupów na ten temat nie chcieli słuchać ani posłowie, ani król. Jednak kiedy na
sejm warszawski przybył (w końcu listopada 1563) znakomity dyplomata
papieski, Jan Franciszek Commendone, jakby nowy duch wstąpił w szeregi
episkopatu. Bo też nie byli to już owi Dzierzgowscy i Zebrzydowscy ze szkoły
Bony; Uchański, zagrzany przez nuncjusza, poczuł się w swoim dostojeństwie,
a sekundowali mu pasterze naprawdę gorliwi i wybitni, jak ów Padniewski, jak
podkanclerzy Piotr Maszkowski, wytrawny polityk Franciszek Krasiński. Za
Commendonem przybył Hozjusz, wsławiony wybitną rolą na soborze. Zaczęły
się próby "objaśnienia", tj. częściowego odrobienia piotrkowskiego dekretu, co
uzasadniono mnożącym się bluźnierstwem i zamachami na stan posiadania
katolików w parafiach. Nawet tolerancja robiła swoje na rzecz katolicyzmu.
Jedynie pod jej opieką mogli się ariańscy działacze: [Bernard] Ochino, Alciati,
[Jerzy] Blandrata, Grzegorz Paweł, [Stanisław] Lutomirski, Piotr z Goniądza
ośmielić tak dalece, że popadli w spory z broniącymi dogmatu Trójcy Świętej
kalwinami; z braterskich kłótni wynikło zupełne zerwanie stosunków. W takich
to okolicznościach Commendone, porozumiawszy się z Hozjuszem i otrzy-
mawszy od niego księgę ustaw trydenckich, pojechał na sejm obu narodów do
Parczewa i 7 sierpnia 1564 r. wygłosił w senacie do króla, przy oddaniu księgi,
pamiętną mowę o potrzebie autorytetu w Kościele: wszak odczuwają ją nawet
heretycy, gdy szukają sobie arcykapłanów w Genewie lub gdzie indziej, a że nie
chcą oni zgody w chrześcijaństwie, tego dowiedli, odmawiając uczestnictwa
w soborze. Znamienna rzecz, że tylko prymas żądał zbadania tych ustaw, zanim
je Polska przyjmie; król osobiście przyjął je bez wahania i później nieraz
oświadczał, że z Rzymem nie zerwie (choć wolałby wspólny, zgodny sobór
katolików i protestantów). Urzędowe przyjęcie ustaw trydenckich przez kler
polski odwlekło się do 1577 r., ponieważ właśnie księżom nie wszystkie
zreformowane przepisy przypadły do smaku (np. przepis, aby beneficjariusz
mieszkał tam, gdzie ma beneficjum, aby nie łączyć kilku beneficjów w jednym
ręku). Zaraz w Parczewie wyrobił Commendone u króla dwa edykty, z których
pierwszy wydalał z kraju cudzoziemców - odstępców od rzymskiej wiary, drugi
zakazywał łączyć się zwłaszcza z przeciwnikami nauki o Trójcy Świętej33.
W Wielkopolsce generał starosta [Janusz] Kościelecki spróbował na tej zasadzie
rugować również braci czeskich, ale to wywołało taki wśród szlachty rozruch,
że król nowym edyktem (2 listopada 1564) objaśnił ów edykt parczewski w sen-
sie tylko dla arian i antybaptystów nieprzychylnym.
Z chwilą pojawienia się w Polsce jezuitów (kolegium w Braniewie, 1564)
katolicyzm przechodzi do kontrofensywy, a zwłaszcza w izbie poselskiej nie
daje siebie zagłuszać protestantom.
4. Sejm 1565 r. Reformy gospodarcze
Następny po Parczewie sejm piotrkowski należał do najpracowitszych i naj-
kłótliwszych za tego panowania. Siennicki, marszałek, swoim zwyczajem sta-
rał się nastroić obrady na ton tragiczny, wzywając króla, by swoich sądów
33 J. Tazbir twierdzi, iż Zygmunt August wydał tylko jeden edykt (7 sierpnia
157
nie omieszkiwał, urzędników do pełnienia obowiązków zmusił i egzekucję na-
reszcie ukończył. Bóg karze nas nierządem za to, że nie przyjmujemy jego
słowa, trapi niepłodnością, "a co więcej, dał nas do wszech ludzi na pohań-
bienie, bo już dzisiaj Polak nie może się z domu najmniej wychylić, aby nie
musiał słyszeć urągania, żartów, pośmiechów, gdy widzą, że tak gruby nie-
przyjaciel dokucza, że kiedy jedno chce, i co chce, w państwach Waszej
Królewskiej Mości czyni".
Wiedziano, że prymas chciał przed sejmem odbyć synod, na który nawet
Hozjusz się godził, lecz który udaremnił Commendone z obawy, że się oba
zgromadzenia połączą w jeden sobór narodowy. "Ustalić chwałę Bożą" pra-
gnęli ręką króla protestanci; jedność w wierze wszystkim nakazać chcieli ka-
tolicy; politycy głosem Myszkowskiego radzili odłożyć ten spór, "aby różne
rozumienie pisma miłości między bracią nie targało". Wiedziano również, że
król pragnie unieważnienia małżeństwa z Katarzyną, więc, wspominając Anglię,
jedni z obawą, inni z radością dalekie wysnuwali stąd wnioski. Dopiero kiedy
Zygmunt oświadczył, że pragnie żyć i umierać katolikiem, kontrowersja reli-
gijna jęła się przeobrażać w konflikt dwóch stanów o prawa i interesy przy-
ziemne. Krytykowano szkolnictwo wyższe zaniedbane przez kler; nawet
w sprawach małżeństw i legitymacji dzieci odmawiano sądom duchownym
właściwości. Utrzymano, i to w formie ustawowej, odjęcie egzekutywy dekre-
tom duchownym o dziesięciny; same jednak dziesięciny znalazły teraz w przy-
wódcy mniejszości katolickiej, [Franciszku] Rusockim, stanowczego obrońcę.
Na ogół ów spór dwóch wyższych stanów upływał dość jałowo. Za to na
rachunek stanu niższego, mieszczańskiego, szlachta wypisała, jakie chciała
ustawy, nacechowane bardzo charakterystyczną krótkowzrocznością. Jedna
z nich zobowiązywała wojewodów do pilnego układania cenników (taks), ale
tylko wytworów rzemiosł i przemysłu oraz towarów zagranicznych, albowiem
kupcy "uciskają" wysokimi cenami szlachtę. Druga zakazywała kupcom pol-
skim handlu wywozowego i przywozowego: niech lepiej cudzoziemcy przy-
jeżdżają po towar do Polski, wówczas nawiozą oni dużo dobrego pieniądza
i poniosą ciężar ceł (cła wywozowe były wówczas wyższe niż przywozowe). Że
prawodawcom piotrkowskim nie chodziło o pognębienie mieszczan, a tylko
o szczególny, naiwny rodzaj merkantylizmu, świadczą wyrażone w dyskusji
pragnienia, aby tę akcję uzgodnić z opinią samego mieszczaństwa; świadczy
również trzecia konstytucja piotrkowska, wznawiająca przepisy o drogach
i składach handlowych - w interesie uprzywilejowanych miast. Niemniej,
gdyby ustawy 1565 r. naprawdę były ściśle przestrzegane, stan mieszczański
popadłby u nas w ruinę prędzej i głębiej, niż to się stało faktycznie. Całe
szczęście, że egzekutywy i tutaj zabrakło; że w szczególności upadł wnio-
sek o przydanie każdemu wojewodzie i staroście obieralnych sejmikowych
instygatorów. Ostatnim w ustawach echem kampanii antyklerykalnej była
konstytucja sejmu 1567 r. przeciw annatom, obostrzona na sejmie lubelskim
karami.
1564) zawierający wspomniane nakazy. Por. J. Tazbir dz. cyt., s. 84. J.T. Maciuszko
podtrzymuje natomiast ustalenia dawnych badaczy. Por. J. T. Maciuszko Pokój religijny
- szlachecka polityka wyznaniowa za Zygmunta Augusta. Wstęp do Konfederacji
Warszawskiej, "Rocznik Teologiczny", R. 24:1982, z.1, s.119-120.
158
5. Przygotowanie unii
Narodowcy typu Siennickiego czy Leszczyńskiego, podnosząc na sejmach
1548, 1550 r. i dalszych hasło unii, zbytnio sobie upraszczali jego urzeczy-
wistnienie. Już to samo, że jednym tchem żądali wcielenia Oświęcimia, Zato-
ra, Prus i Litwy, świadczyło, że nie zdają sobie sprawy z etnicznych, spo-
łecznych i prawno-politycznych różnic między zagadnieniem śląskim, pomor-
skim i litewskim. Poza tym motywowano to żądanie dawnymi "zapisami", tj.
zobowiązaniem króla wobec narodu, jak gdyby Jagiellończyk jednakowo
swobodnie mógł wcielać do Polski wszystkie swoje państwa i ziemie; tymczasem
nawet o losach Litwy, którą Aleksander władał w chwili ostatniego "zapisu"
(1501) niemal absolutnie, August nie mógłby teraz decydować bez zgody jej
rad. Dużo doświadczeń, zwłaszcza dla Litwy przykrych, i dużo zapóźnionej
pracy kulturalnej dzieliło oba narody od ziszczenia pragnień Siennickich
i Leszczyńskich, miał też stary Tarnowski rację, gdy w 1548 r. wbrew Macie-
jowskiemu odradzał zbyt szybki nacisk na Litwinów w kierunku unii lub
choćby tylko asymilacji ustrojowej.
Czy Zygmunt August od początku planowo ową pracę prowadził? Nie, chyba
tylko od czasu wojny inflanckiej. Przedtem wielki książę czuł się pewniej
w dziedzicznej, odrębnej Litwie, a za niego pracowały nad zbliżeniem naro-
dów różne inne czynniki. Łączył narody katolicyzm, łączyły później: huma-
nizm i jeszcze bardziej reformacja, która polszczyznę niosła za Bug i za Nie-
men. Co ważniejsza, litewską drobną szlachtę-bojarów ożywiał w walce z pa-
nami ten sam proces usamowolnienia, który szybciej przeżywała demokracja
koronna. Czuli to Radziwiłłowie, Hlebowicze, Chodkiewicze, Ościki, Narusze-
wicze, że im prędzej rycerstwo litewskie uświadomi sobie swoją wagę jako ży-
wioł dysponujący podatkami, im bliżej się ono poczuje szlachty koronnej, im
lepiej nauczy wiecować w obozach (bo sejmików, poza Podlasiem, Litwa
jeszcze nie znała), tym prędzej skończy się ich prepotencja, a na jej miejsce
przyjdzie "licencja". Sił nie było: wyznawali sami Jagiellonowie od dawna,
że potędze moskiewskiej nie zdzierżą, magnateria skandalicznie zaniedbywała
swe podatkowe obowiązki, ale jej upór był nie do przełamania. Dlatego to
kanclerz Radziwiłł Czarny tak opóźniał wojnę z Moskwą, ciągnął ku Habsbur-
gom, stronił od współpracy z koroniarzami, choć sam do spraw koronnych
nieraz po cichu się wtrącał, mówiono, że gdzie kanclerz przywiąże krowę, na
Litwie czy w Koronie, tam ona stoi i stać będzie. Dziedzicząc dobra i obej-
mując urzędy po wymierających Gasztołdach, Kieżgajłach, Holszańskich i in-
nych doszli Radziwiłłowie do takiej potęgi, że z nimi żaden Ościk, Hlebowicz
ani Chodkiewicz nie mógł walczyć o lepsze, chyba w oparciu o masę szla-
checką.
Dążeniem owej bezimiennej masy (bo o jej wodzach, jak za Olbrachta
o przywódcach rycerstwa koronnego, prawie nic nie słychać) stało się zdo-
bycie takich "dobrych" praw, jakie mieli ich bracia za Bugiem. Tymczasem
prace ustawodawcze wielkiego księcia i rady (generalne potwierdzenie przy-
wilejów, poczynając od Horodła, w 1551 r., rewizja statutu litewskiego od
1544 r.) same przez się utwierdziły właśnie odrębny, hierarchiczny ustrój
Litwy, gdyby nie wpływały na nie sejmy, choćby przez to samo, że domagały
się wprowadzenia sądownictwa ziemskiego na wzór polski. Odwlekali tę re-
wizję panowie aż do lat 1564-1566, kiedy już przyjdzie płacić za zwłokę wal-
159
nymi ustępstwami. Poprzedziła zaś owe ustępstwa gruntowna reforma sto-
sunków ziemskich, znana pod nazwą "włócznej pomiary", rozpoczęta w kró-
lewszczyznach przez Bonę około 1540 r., a dokonana pod kierunkiem Piotra
Chwalczewskiego (1557). Dopiero wprowadzenie włóki jako wspólnej jednostki
gruntowej, pomiar gruntów w dobrach hospodarskich i uregulowanie zajęć
oraz ciężarów włościan umożliwiły dalszy rozwój ziemiaństwa litewskiego na
modłę Korony.
Nowy statut, przyjęty na długim sejmie wileńskim w 1565-1566 r. określił
władzę sejmu litewskiego w duchu polskiego nihil novi. 30 grudnia 1565 r.
wprowadzono sejmiki gospodarskie i poselskie; na podstawie powiatów za-
prowadzono sądownictwo ziemskie, grodzkie i podkomorskie, któremu nadal
podlegali także senatorowie i urzędnicy. Przez utworzenie nowych woje-
wództw i kasztelanii upodobniono radę do senatu koronnego. Odtąd już i na
Litwie, jeżeli pominąć osobną kategorię bojarów służebnych tudzież niejedna-
kowe obowiązki w pospolitym ruszeniu, stał się szlachcic na zagrodzie równym
wojewodzie. Bo i równość wyznaniową wprowadził Zygmunt przywilejem wi-
leńskim 7 lipca 1563 r., dopuszczając schizmatyków do najwyższych urzędów
(w Koronie mieli ów dostęp od dawna).
6. Rokowania
Najgorętszym pragnieniem polskich unionistów było wspólne z Litwinami
sejmowanie, dlatego już od 1542 r. delegacja polska z udziałem Reja naciskała
Starego Zygmunta, by litewskich panów rady i posłów ziemskich sprowadził
na sejm koronny; później w 1544 r. liczne grono dostojników jeździło z bisku-
pem Maciejowskim do Brześcia, inni delegaci w 1551 r. do Wilna, dlatego też
odbyto szereg sejmów nie w Piotrkowie, ale bliżej Wielkiego Księstwa:1554 r.
w Lublinie, 1556 i 1563/1564 w Warszawie, 1564 w Parczewie, 1566 znów
w Lublinie. Wszelkie jednak wzmianki o powrocie do pierwotnej koncepcji,
t . do inkorporacji Litwy w jedno państwo, odrzucał senat litewski a limine.
Ządano za dużo i zbyt jawnie wyciągano ręce po puste przestrzenie na Rusi,
które wielmoże tamtejsi uważali za swój teren ekspansji. Aż tu, we wrześniu
1562 r. stało się przeczuwane przez Radziwiłłów nieszczęście: "Spokojny do-
tychczas, cierpliwy, znoszący ciężary wojny gmin szlachecki szał jakiś ogar-
nął". Grożono panom gwałtem fizycznym. Sejm obozowy pod Witebskiem
w imieniu szlachty litewskiej wystosował do Zygmunta petycję, streszczającą
cały późniejszy program zespolenia: wspólna elekcja, choćby za życia króla,
wspólny sejm, jednakowe urządzenia, wspólna obrona - przy zachowaniu
jednak odrębności państwowej Litwy. Sam król, zaskoczony tą manifestacją
i pogróżkami gminu, zachował się odpornie, a posłów rycerstwa litewskiego
przybyłych na sejm egzekucyjny nie dopuścił do obrad.
Dopiero pod wrażeniem upadku Połocka Litwini urzędownie wysłali na sejm
warszawski delegacje z 28 obywateli różnych stanów, nie wyłączając mieszczan.
Teraz Zygmunt podzielał stanowisko polskie i przez swych emisariuszy agito-
wał po powiatach za unią, tylko chciał, aby przedstawiciele stron "w zgodzie
i miłości rozmawiali". Nie znając pewnie dawniejszych aktów, wzięto za pod-
stawę unię mielnicką, którą jednak rozmaicie tłumaczono. Padniewski, Marcin
160
Zborowski, Ossoliński, Siennicki wywodzili z niej wspólność sejmu i ministe-
riów, Litwini, przez usta Radziwiłła Czarnego (bo inni mówić nie śmieli),
pragnęli unii jak najluźniejszej. Król przelał na Koronę dziedziczne prawa
Jagiellonów do Litwy, ale i to poświęcenie Latarło się w pamięci, gdy wieść
o zwycięstwie nad Ułą dodała animuszu Radziwiłłom. Spisano w recesie
(13 marca) [1564] punkty uzgodnione, jednak i od nich zaczęła znów odstępo-
wać Litwa. Trzeba było zaczynać znów od sejmu litewskiego, jako od tego
czynnika, w którym głos rycerstwa musiał prędzej czy później zagłuszyć
nieustępliwe veto panów. Otóż na ten skutek wypadło jeszcze czekać 4 lata.
Daremnie w Bielsku spisano w obecności koroniarzy kompromisowe punkta
"
ku dokończeniu unu": nie zatwierdził ich sejm parczewski, obesłany tylko
przez 4 pańskich delegatów. I śmierć kanclerza Radziwiłła (28 maja 1565 r.)
nie od razu podziałała, skoro jego miejsce na czele oligarchów separatystów
zajął Rudy hetman. Nie zrażając się jednak "niewdzięcznością" Litwy, żołnierz
polski niósł dalej krew na obronę Inflant i Witebszczyzny (ogółem 300 rot
kosztem 2000000 złotych w ciągu 7 lat), co widząc, także żołnierz-pospolitak
litewski zanosił dalej z obozów prośby o sejm wspólny z Koroną polską,
w czym przodowało zwłaszcza rycerstwo podlaskie i wołyńskie. Dodawała upo-
ru jednym i drugim uchwalona w Koronie egzekucja; onieśmieliła separa-
tystów fatalnie zmarnowana, bo bez dostatecznej pomocy polskiej podjęta
wyprawa radoszkowicka, która się obróciła w sejm obozowy. Zaś poza świa-
domością polityków działały na rzecz Polski wszystkie te urządzenia i zasady,
których recepcję zanotowaliśmy wyżej w okresie od 1564 do 1568 r.
7. Sejm lubelski 1568/1569
Gdy już nie można było w żaden sposób odmówić wspólnych obrad z Koro-
ną bez narażenia się na niełaskę króla, oligarchowie litewscy postanowili
z przygotowawczego zjazdu w Wołyniu przybyć do Lublina całym sejmem,
ale na czele karnego zastępu klientów. Z Radziwiłłem ramię w ramię szli
teraz: jego dawny rywal Jan Chodkiewicz, starosta żmudzki, Ostafi Wołło-
wicz, podkanclerzy i Mikołaj Naruszewicz, podskarbi. Brakło chorego biskupa,
[Waleriana] Protaszewicza. Przez styczeń i luty 1569 r. spierały się delegacje
w obliczu posłów, którym magnaci unię jak mogli "ganili, odwodzili, mierzili".
Zaniechano dla dogodzenia Litwie dawnych "spisów", zaczęto od projektów
nowych. Biskup Padniewski posuwał się w ustępstwach aż do pozostawienia
Litwie osobnego rządu i osobnego sejmu, tylko nad obroną i elekcją miałyby
narody radzić społem. Skorygowali ten wniosek posłowie koronni w duchu
petycji witebskiej, dodając z taktycznych względów zastrzeżenie, że egzekucja
nie będzie rozciągnięta na Litwę. Strona przeciwna, zamiast wdzięcznie przyjąć
ten punkt, uparła się przy pierwotnym wniosku Padniewskiego: "związek
wzajemny miał się ograniczyć do unii personalnej i przymierza przeciw
zewnętrznym wrogom". Na to jednym głosem ozwały się ławy polskie: eg-
zekwować dawne spisy! Król, dogadzając unionistom, kazał Litwie zasiąść
wśród Polaków w jednej sali. Tu, nagle, w nocy na 1 marca cały sejm Wiel-
kiego Księstwa odjechał do Wilna; tylko Wołłowicz i Naruszewicz zostali
w Lublinie w roli obserwatorów. Zaobserwowali wkrótce rzeczy niepokojące.
6 - Dzieje Polski nowożytnej - tom I 161
W ciągu wiosny wyszły z kancelarii koronnej przywileje o wcieleniu do Ko-
rony najpierw Podlasia (5 marca), potem Wołynia (27 maja) i Kijowszczyzny
(6 czerwca). Każdej z tych dzielnic zawarowano żądane odrębności, preroga-
tywy, swobody językowe. Co najwięcej zabolało magnatów litewskich, to go-
towość, z jaką posłowie tych dzielnic zajęli miejsca wśród koroniarzy. Jednost-
ki sarkały; kilku dygnitarzom odebrano urzędy, za to ogół radował się zupeł-
nym wreszcie równouprawnieniem z wolną Polską i masowo przysięgał na
wierność królowi. Tak postawiwszy na swoim, unioniści, w imię dalszej har-
monii, uchwalili nowy projekt unii z pozostałą Litwą, gdzie zostawiono jej
odrębność państwową. Upadły serca w Wilnie: wszak państwo pozbawione
najżyźniejszych krain nie mogłoby się bez Polski utrzymać. Większość przy-
słała Chodkiewicza na ostateczne pertraktacje. Jeszcze zaapelowano do litew-
skich wyborców, po czym senat z nowym doborem posłów zjechał na powrót
do Lublina. Spisano pakt dwustronny z nawiązaniem do skryptu Aleksandra,
król bowiem uczył, że "wielkich rzeczy, które na wieki trwać mają" nie godzi
się przeprowadzać siłą; 28 czerwca pod auspicjami króla, dostrajając się do
przepięknej jego mowy, stwierdzili Padniewski i Chodkiewicz obustronną
dobrowolną zgodę na nowy wiecznotrwały związek "wolnych z wolnymi,
równych z równymi". W dzień św. Piotra i Pawła Zygmunt August, dźwignąw-
szy się radością z ciężkiej choroby, sam śpiewał w kościele zamkowym Te
Deum. 1 lipca zaprzysiężono unię lubelską.
Nigdy w dziejach odrębne narody nie zawarły trwalszego ślubu przy
mniejszym zastosowaniu nacisku. Stało się wedle życzenia setek tysięcy,
z ujmą tylko dla garści uprzywilejowanych i dla ich pychy. Musiano odczuć
i w oderwanym Połocku, i w Smoleńsku, i w stolicach wszystkich państw, że
tu zaszła nie drobna zmiana administracyjna w rodzaju dokonanego nie-
dawno (20 lutego 1564) wcielenia Oświęcimia i Zatora, ale akt wielkiej,
dziejowej doniosłości. Z niepokojem i gniewem wyczyta Iwan w doniesie-
niu swego posła, przytomnego w Lublinie, że,.jedinienje ich w tom, czto
im stojato oto wsiech okrain za odin". Już po roku mogła Europa odróżnić
polską metodę uniowania od moskiewskiej Iwana, który swym nowogrodzia-
nom wybijał z głów wszelki pociąg do polskości tysiącami bezprzykładnych
kaźni (1570). Czy akt lubelski był trwały, niecofniony, doskonały? Historia nie
zna wielkich przemian, po których by nie nastała choćby przejściowa reakcja,
i niewiele zna takich, które by nie miały ubocznych skutków ujemnych. Na
razie wystarczy tu stwierdzić, że unia lubelska, doniosłością równa kalmar-
skiej, przewyższy swą trwałością wszystkie nowożytne związki państw Europy
lądowej, nie obróci się w niczyj ucisk ani wyzysk, bo też leżąca w jej podłożu
miłość przetrwa do grobowej państwa jagiellońskiego deski (1795).
8. Unia z Prusami
Zbyt wiele miała do stracenia prowincja pruska, pod względem zwłaszcza
ekonomicznym, w razie przejścia spod lekkich rządów polskich pod cudzy fi-
skalizm, by zachodziła obawa jej oderwania się w razie forsownej centralizacji.
W porównaniu z Litwą był jednak ten kraj trudniejszy do zasymilowania
z dwojakiej przyczyny: polszczyzna, choć rdzenna i coraz bujniej odrastająca,
162
nie górowała tu kulturą I ad silnym żywiołem niemieckim, a samorząd nie
nadawał się do prostego złączenia z reprezentacją narodową polską - wszak
i senat pruski różnił się od polskiego, i stany dzieliły się na wyższe i niż-
sze w ten sposób, że do wyższych należały wielkie miasta, a do niższych-
razem ze szlachtą - mniejsze. Polskość zdobywała na powrót ten kraj od
dołu: drobne miasta odniemczały się szybko przez kontakt z okalającą masą
szlachecką i wiejską.
Zygmunt August od początku panowania, a zwłaszcza od swojej podróży
pruskiej w 1552 r. (kiedy odebrał przez komisarzy przysięgę od Gdańska) dą-
żył przynajmniej do umieszczenia senatorów pruskich w radzie koronnej, kiedy
sejmy domagały się całkowitej unu parlamentarnej, a w swym nacjonalizmie
posuwały się aż do żądania (1558), aby nawet miasta pruskie, nie mówiąc już
o polskich, zapewniły w swych radach większość miejsc Polakom. Wszakże
od słów do gwałtownego czynu droga była daleka. Nie tylko nie narzucano
Pomorzu i okolicznym ziemiom przemocą polskiego języka, ale przeciwnie,
żywioł niemiecki gniewnie protestował, gdy się na sejmach prowincjonalnych
szlachcic lub choćby nawet poseł królewski odezwał po polsku; naturalnego
procesu polonizacji jednak te dąsy wstrzymać nie mogły. Zadrażnieniom re-
ligijnym zapobiegł król, pozwalając gdańszczanom (1557), a potem toruń-
czykom i elblążanom (1558) na komunię pod dwiema postaciami.
Właściwa walka z separatyzmem pruskim zaczęła się, odkąd król przyjął na
sejmie piotrkowskim 1562/1563 program szlachty. Na straży odrębności dziel-
nicy stali głównie wojewodowie: malborski, Achacy Czema i chełmiński, Jan
Działyński, tudzież burmistrzowie gdańscy: Kleefeld, Ferber, [Jerzy] Rosen-
berg i elblążanin [Joachim] Schultz. Za połączeniem stanów agitował Hoz-
jusz, Karnkowski (jako biskup-ordynariusz dla Pomorza), opat Geschkau
i rodzina Kostków z mądrym Janem na czele. Separatyści upierali się, że dziel-
nica podlega tylko królowi, więc nie powinna ani płacić podatków na pań-
stwo, ani go bronić, ani podlegać ustawie egzekucyjnej, której zastosowania
w Prusach słusznie obawiali się panowie i bogaci gdańszczanie. Na rozkaz
króla przybyli na sejm piotrkowski 1562/1563 senatorowie pruscy, a za ich
przykładem, nie chcąc zostać w tyle, zrobili to jeszcze chętniej posłowie miast
i szlachty, po czym przedstawiciele stanów niższych wzięli udział w rozpra-
wach nad egzekucją i unią, popierając obie te reformy i nie szczędząc słów
prawdy swym "tyranom", kiedy przeciwnie, Czema demonstracyjnie przema-
wiał w sejmie przeciw, i to po niemiecku. W 1565 r. zajadły ten wróg unii
(ale nie wróg Polski) przypłacił śmiercią z apopleksji swe zacietrzewienie. To-
warzysze jego w latach 1565-1567 zupełnie bojkotowali sejm Rzeczypospolitej,
za co im król płacił niezwoływaniem generału pruskiego, a stany koronne
uchwalały ustawy obowiązujące także dla Prusaków.
Przewidując bezowocność swego oporu i czując coraz silniejsze parcie pol-
szczyzny od dołu, stawili się wreszcie senatorowie i posłowie pruscy w Lub-
linie, by poddać się autorytatywnej wykładni przywileju inkorporacyjnego
ze strony króla. 16 marca [1569] wyjaśnił król dekretem, że ów przywilej,
choć gwarantuje Prusom szeroki samorząd, nie sprzeciwia się jednak wcale
zasiadaniu ich reprezentantów w izbach polskich. Nadal mają oni tam zasia-
dać i obradować o wspólnej sprawie na równi z kolegami polskimi, są bowiem
Polakami - dodał król ustnie - lubo mieszkają w Prusiech. Słaba groźba,
"by ich co gorszego nie spotkało", wystarczyła, by złamać opór separatystów.
163
Delegatów wielkich miast już do senatu nie proszono ani delegatów miaste-
czek do izby poselskiej nie wprowadzono.
9. Sprawa reformy sejmu i elekcji
Nie ulega wątpliwości, że unię parlamentarną z Litwą i Prusami ułatwi-
ła słabość budowy sejmu walnego. Gdyby w nim większość konstytucyjnie
rozstrzygała, to nie tylko malutkie księstwo oświęcimsko-zatorskie, ale
i Litwa, i Ruś, i Pomorze musiałyby się obawiać majoryzacji; cóż natomiast
groziło samorządnym Prusom, gdy widziały, że jedno województwo może
nie dopuścić do zbiorowej uchwały stanów? Za Zygmunta Augusta izba
poselska dzięki owej elicie protestanckiej, która ją prowadziła, wywalczyła
sobie duży w kraju nad sejmikami autorytet. Wyborcy mało ją krępowali
instrukcjami, mniejszość poddawała się większości. Nikt jednak, ani król, długo
przeciwny parlamentaryzmowi, ani senat, ani większość protestancka pozba-
wiona mocnego oparcia wśród wyborców, ani tworząca się później większość
katolicka, nikt się nie domyślił, że ten wynik: rządy przeważnej liczby oraz
wywyższenie sejmu nad sejmikami należy przypieczętować, utrwalić jako
zasadę obowiązującą na przyszłość. Wspólny sejm zuniowany nie będzie
już miał ani rządzącej elity przekonaniowej, ani tej hierarchii społecznej,
jaką dotąd posiadała Litwa. Nie wyzyskano parlamentarnego zwycięstwa
nad frakcją Ossolińskiego w 1552 r. ani później nad posłami ruskimi w 1564 r.,
jak nie wypisano w ustawach mądrej myśli Ocieskiego, że poseł jest repre-
zentantem całego państwa i żadnymi nakazami wyborców nie musi się kie-
rować.
Więcej troski okazali król i sejm o formę przyszłej elekcji. W 1558 r., kie-
dy już można było przewidzieć bezdzietne zejście ostatniego Jagiellona,
a bliskość ambitnych Habsburgów dawała dużo do myślenia, wystąpiła
izba poselska z projektem takiej ordynacji, aby powiaty wysyłały na zjazd
elekcyjny poczwórny komplet posłów z zapieczętowanymi uchwałami, na
kogo mają głosować, przy czym dla osiągnięcia zgody wolno by było odstę-
pować od kandydata wskazanego przez szlachtę wojewódzką. W innym
projekcie z 1565 r. wyjątkowo przewidywano, że województwa uchwalać mają
większością, po czym większość województw wyrazi wolę całego narodu.
Trzeci projekt, podobno z 1572 r., czynił elektorami tych senatorów lub
posłów, których się na dany dzień wylosuje z wielokrotnego kompletu;
tym razem dopuszczono do obioru także deputowanych II miast zunio-
wanego państwa (między innymi Rygi, Wilna, Kijowa, Oświęcimia, Gdańska,
Elbląga, Torunia). Bardzo starannie wykluczano z elekcji biskupów jako
zaprzysiężonych papieżowi, ograniczono poczty senatorów i posłów w ten
sposób, aby senat nie miał przewagi, jakby chodziło o bitwę, nie głosowanie;
tylko zasady większości (poza owym projektem 1565 r.) nikt, nawet taki Mikołaj
Rej, na sejmie unii nie śmiał wyraźnie postawić. Gdy nie wiadomo, kto kogojutro
przegłosuje, protestanci czy katolicy, niech lepiej rządzi taka zgoda, jaka
Zygmunta Augusta kierowała izbą, zasłaniając potrzebę ścisłego głosowania.
Wszystko zostało w stanie płynnym; nawet nie określono, kto zwoła zjazd
elekcyjny.
164
10. Koniec ostatniego Jagiellona
Ucichła na wschodzie wojna, umilkły spory o unię i egzekucję, jednak głę-
boka troska o jutro mąciła spokój króla i tych, co z nim ostatnio współpraco-
wali. Po tylu tarciach i zmaganiach, jaki nieład w administracji, zastój w są-
downictwie, słabość lub samowola na kresach, rozterka w sumieniach!
14 kwietnia 1570 r., przestraszeni kontrofensywą Rzymu, zawarli przedsta-
wiciele gmin luterskich, kalwińskich i braci czeskich na synodzie w Sando-
mierzu słynną zgodę (consensus), gdzie obiecali sobie pracować nadal nad
wspólnym wyznaniem wiary, a tymczasem zaniechać waśni i wspólnie do-
magać się tolerancji. Taka zgoda, choć podziwiana w Europie, oznaczała dal-
szą niezgodę w Polsce, bo oddalała uznanie katolicyzmu jako łącznika moral-
nego dla ogółu Polaków. Wzmógłszy się na duchu, wystąpili różnowiercy na
sejmie z żądaniem zupełnej tolerancji, ale tylko dla trzech wyznań, nie dla
arian i innych sekciarzy, usunięcia jurysdykcji biskupiej nad katolikami,
ograniczenia dziesięcin; patronom kościołów miało być wolno je reformować
w sensie protestanckim bez pytania o zgodę parafian (cuius regio eius reli-
gio)34. Mocno zaprotestowała przeciw temu katolicka większość senatu
z Uchańskim i Mikołajem Radziwiłłem Sierotką (nawróconym synem Czarne-
go); także i w izbie poselskiej katolicy nie dali się już zagłuszyć. Pierwszy po
unii sejm rozszedł się bez uchwał, jakby na potwierdzenie zagranicznej opinii,
że Poloni comitiali morbo laborant35.
Coraz więcej myślano i mówiono o sukcesji i o tym, co się dzieje na dworze
królewskim. Zygmunt August darmo zabiegał dla swych sióstr o zaopatrzenie
ziemskie na Podlasiu i Mazowszu, choćby tytułem wdzięczności za ofiary po-
niesione na rzecz unii. On, co tak pięknie uczył miłości swe narody, musiał
słuchać od poddanych publicznych lekcji moralności i porządku. Już w 1565 r.
bardzo ostro wymawiał mu Jakub Ostroróg, że zaniedbuje żonę i przez to
naraża Polskę na utratę dynastii. W 1570 r. [Stanisław] Szafraniec, jako mówca
tegoż egzekucyjnego obozu, wyrzucał mu, że niedbałym wymiarem sprawie-
dliwości i niemoralnym życiem anarchizuje cały kraj. Co prawda, o nieład
w sądownictwie naród przede wszystkim do siebie mógł mieć pretensjg, ale
z obyczajami króla naprawdę było źle. Ani poselstwa, ani listy od Habsburgów,
ani upomnienia nuncjuszów nie mogły uleczyć na wskroś zmysłowego, chore-
go serca króla. Raczej umrze niż złoży koronę, niż rozpocznie przystojne życie
z żoną Katarzyną. Wmówił sobie, że ona nigdy mu nie da potomka, bo Bóg
nie błogosławi związkowi z siostrą zmarłej pierwszej żony. Robił próby z na-
łożnicami [Anną] Zajączkowską, [Barbarą] Giżanką, czy mu się uda mieć
dzieci, a gdyby się udało, to chciał się domagać rozwodu. Nie płacił żonie
nawet należnych procentów od posagu i z radością pozwolił jej w 1565 r.
wyjechać do rodziny. Lecz o rozwodzie można było mówić z różnowiercami,
poniekąd z Uchańskim, ale nie z papieżem, ani z Habsburgami, którym przy-
kry ówczesny stan rzeczy otwierał bądź co bądź widoki na sukcesję w Polsce,
34 łac.) czyja władza tego religia.
35 łac.) Polacy cierpią na sejmową chorobę. J. Matuszewski dowodzi jednak, że
w okresie staropolskim sens tego wyrażenia był inny: "Polacy cierpią na epilepsję".
Por. J. Matuszewski Morbus comitialis czyli kaduk, "Przegląd Historyczny", R. 60:
1969, z.1, szczególnie s.165-172.
165
a czwarte małżeństwo króla mogłoby je zamknąć. Nie chciała Polska ligi prze-
ciw Turkom, szukała własnych dróg na świecie, to tym bardziej trzeba ją po-
siąść przez mniemaną wolną elekcję. Od dawna zestosunkowani z litewskim
możnowładztwem Habsburgowie od 1565 r. zaczęli przez posła Andrzeja Du-
dycza kaptować sobie stronników widokami unii z Czechami; a jeżeli nie czy-
nili tego zbyt śmiało, t głównie dla braku zgody we własnym domu, kto ma
kandydować: czy cesarz Maksymilian, czy ktoś z arcyksiążąt. Zygmunt August
długo po mistrzowsku żywił wśród Habsburgów te nadzieje, do niczego się
nie zobowiązując, a w końcu oświadczył się wyraźnie przeciw ich nastgpstwu.
Pewne koła protestanckie już oglądały się dawno za Hohenzollernami; inne-
za Janem Zygmuntem Zapolyą, który zresztą myślał o ślubie z Habsburżanką.
Aż tu 14 marca 1571 r. umarł królewski siostrzeniec-pretendent bezpotomnie.
Śmierć jego nasunęła smętne myśli królowi; 6 maja spisał testament, pełen
dyspozycji majątkowych dla rodziny i wzniosłych nauk dla narodów. Nagle,
28 lutego 1572 śmierć biednej Katarzyny rozwiązała mu ręce. Zdało mu się,
że teraz osiągnie to, co mu wróżyli astrologowie, co danym było pradziadowi
Jagielle, że ożeniwszy się po raz czwarty, da narodowi następcę tronu. Lecz
w tejże niemal chwili, w kwietniu, podczas sejmu, co miał w Warszawie radzić
nad sukcesją, zachorzał śmiertelnie. Pobiegł za Giżanką do ulubionego Kny-
szyna i tam 7 lipca wydał ostatnie tchnienie.
I1. Werdykt dziejowy o "Dojutrku"
Nieprgdko zdobyła się historiografia nasza na trafne uchwycenie osobowości
i roli dziejowej Zygmunta Augusta. Trzeba było najpierw przeniknąć arcyludzką
historię jego subtelnej, bogatej i powikłanej indywidualności, a potem prze-
zwycigżyć emocjonalne tony, jakie owa historia wzbudza; ogarnąć powszech-
nodziejowe znaczenie tego panowania i odkryć na nim piętno osobistego
wkładu Zygmunta; zmierzyć tragiczny fakt, że tu schodził ze sceny polskiej
ostatni dynasta, i określić w związku z tym właściwą jego odpowiedzialność.
Dziś już chyba nie ma o tym dwóch zdań, że syn Bony Sforza był do rządze-
nia Polską w 1548 r. źle przygotowany; gorzej niż w 1764 r. Stanisław August,
i że do tego zadania w chowywał sig dopiero na tronie, w gabinecie, w izbie
radnej czy poselskiej. Ze z drugiej strony szybko posiadł mądrość i kulturę
polityczną na najwyższą skalę. Dowodem przezorny stosunek jego do reformy
kościelnej; cały jego sposób traktowania unii z Litwą i jasny, arcyeuropejski
pogląd na sprawg bałtycką. Wszakże z mądrością i kulturą nie szła w parze
siła twórcza i zdolność porywania narodu. Zygmunt August nie urodził się na
lekarza epoki, co wyszła ze swoich stawów. Wewnętrznie rozdarty, z elemen-
tów włoskich i litewskich złożony, a do prowadzenia i wychowywania Pola-
ków powołany, musiał być "dojutrkiem" wobec zagadnień, sięgających głgbo-
ko w przyszłość.
Zresztą podobny charakter ludzi epoki przejściowej, stojących na krawędzi
czasów, noszą i jego główni współpracownicy. Poza Radziwiłłem Czarnym,
który miewał w duszy litewską, a nie polską rację stanu, sam jeden Hozjusz
posiadał dość powagi, aby w jego radach można było z zaufaniem czytać od-
bicie interesów moralnych i materialnych Polski. Tarnowski i Zebrzydowski
166
reprezentowali różną przeszłość; Karnkowski, Solikowski - przyszłość. Kro-
mer, Padniewski, Myszkowski, Krasiński to byli zdolni politycy, ale nie mę-
żowie stanu. Uchański, sam bez mocnego kręgosłupa, nie mógł rządzić sumie-
niem hamletyzującego króla. "Wielki, mądry i biegły" kanclerz Ocieski, choć
wyszedł ze średniej szlachty, nie widać, by się solidaryzował z jej postępo-
wym programem albo sam na jego kształtowanie budująco wpływał. Nie
mogli tedy mieć autorytetu ani stwarzać szkoły politycznej w szerszym zakre-
sie ludzie wytrąceni z dogmatu, osłabieni rozterką wewnętrzną, a pozbawieni
moralnej łączności z ogółem.
Ów zaś ogół w czasie panowania Zygmunta Augusta wzniósł się do godności
samowiednego narodu. Odtąd już "Polacy nie gęsi, swój język mają", znają
i cenią swą odrębność wobec narodów świata; już kochają tej odrębności naj-
piękniejszą perłę - wolność obywatelską. Stanowią Rzeczpospolitą, rodzinę
herbowną. Wybierają się w świat jako rzesza pełnoletnia, własnowolna, za
siebie odpowiedzialna w wyższym stopniu niż którykolwiek wówczas naród
na świecie, nie wyłączając Anglików, Wenecjan, Holendrów czy Szwedów. Dać
temu narodowi testament polityczny, a nie tylko błogosławieństwo i wezwanie
do miłości, nauczyć go myśleć, radzić i działać - to było zadaniem ostatniego
dynasty, zadaniem, któremu on, jako syn Włoszki, pupil Radziwiłłów, wycho-
wanek lutnistów i kobiet, a nie prawników i rycerzy, nie sprostał. To trzeba
sobie powiedzieć bez żadnej pretensji do sądzenia kochanka Barbary i twór-
cy unii, a tylko dla stwierdzenia pustki, jaka po nim w życiu narodowym
została.
WALEZJUSZ I BATORY (1572-1586)
Rozdzial TiI
Pierwsze elekcje i pierwsi wybrańcy
1. Pod lcapturem - ku wolnej elekcji
W tydzień dowiedziała się Polska i Litwa, że jest stadem bez pasterza.
Sama jedna bez pana i opiekuna wśród państw chrześcijańskich, w nie do-
kończonej formie ustrojowej, w granicach chwilowo bezpiecznych, ale na oku
pożądliwych dynastów całej Europy; stanęła wobec pytania: czy da sobie ra-
dę, czy się obroni i czy rozumnie o swej przyszłości postanowi. Pierwszym
jej odruchem była konfederacja samoobronna. Od końca lipca pokryło się całe
państwo siecią związków dla obrony ładu prawnego, wszędzie powoływano się
na wzór konfederacji nowokorczyńskiej 1438 r., ślubowano sobie powstać spo-
łem na każdego przestępcg, który się poważy łamać prawo pospolite, popełniać
gwałty lub wszczynać wojny domowe. Nazywano takie związki od dawna,
bo co najmniej od czasów Zygmunta I, kapturami, na znak obowiązującej
wszystkich i niejako z góry każdemu narzuconej solidarności. Później dopiero
wytłumaczono kaptur jako symbol żałoby po zmarłym królu. Pierwsze tego
typu konfederacje powstawały, każda w swoim województwie, na krótki ter-
min, bo nikt nie przewidywał i mało kto pragnął długiego bezkrólewia.
Tymczasem główne zagadnienie: kto i kogo ma wybrać na króla, okazało
się wcale złożone. Pewna tylko od dwóch wieków prawna zasada elekcyjności
- i pewna reguła polityczna, aby wybierać w obrębie istniejącej dynastii albo jej
krewnych. Wszak wybierano następców tronu za Jagiełły i za Zygmunta Starego,
jak wybierano królów po Warneńczyku, po Kazimierzu, Olbrachcie i Aleksan-
drze, zawsze pod warunkiem potwierdzenia przywilejów i praw, których
monarcha dziedziczny mógłby nie uznać. W danej chwili, gdy zbrakło krwi
jagiellońskiej po mieczu, można ją było jeszcze odnaleźć po kądzieli w domach
Wazów i Hohenzollernów, albo też wybrać ostatnią żeńską latorośl domu,
królewnę Annę, i dobrać do niej małżonka. Dzięki takiej polityce elekcyjnej
potomkowie Jagiellonów w linii żeńskiej panować będą jeszcze do 1668 r.
2. Senat czy szlachta?
Najlepiej przygotowani byli na bezkrólewie możnowładcy litewscy. Ci wie-
dzieli, do czego dążą: do rozluźnienia unii, rewindykacji odłączonych od Koro-
ny województw i do obioru pana z takiej dynastii, która pójdzie na rękę ich
168
arystokratycznym skłonnościom. Ale niełatwo było młodej i odległej Litwie
odegrać we wspólnej Rzeczypospolitej rolę decydującą (a o zerwaniu unu
nawet największy separatysta litewski w obliczu Moskwy nie mógł trzeźwo
myśleć). Gra miała się rozstrzygnąć w Koronie, między obozem katolickim
i protestanckim, a zarazem między senatem i szlachtą sejmikową. Po raz ostat-
ni możnowładztwo polskie spróbowało jako całość zastrzec sobie decydujące
słowo w polityce, czemu zresztą z miejsca sprzeciwił się ogół szlachty, ogarnię-
tej pędem ku wolności i równości.
Że w elekcji może uczestniczyć każdy, kto by chciał, to mówiła już ustawa
1530 r., że to uczestnictwo ma być czynne, nie tylko bierne, innymi słowy,
że electio ma być libera, zaznaczono w konstytucji 1538 r., po wojnie koko-
szej. Teraz zachodziło pytanie, czy przeważą w opinii owe krytyczne poglą-
dy, z których za Zygmunta Augusta rodziły się projekty elekcji przez sejm,
a jeżeli nie przeważą, to czy jakiś wybór społeczeństwa nie przyswoi sobie
takiej inicjatywy w sprawie elekcji, po której ogółowi pozostałaby już tylko
czcza aklamacja. Było rzeczą bardzo naturalną, że senatorowie poczuli się do
obowiązku uchwycenia owej inicjatywy, zanim dojdzie do głosu stutysięczna,
niezdolna do dyskusji masa szlachecka. Zakotłowało się tedy od zjazdów,
które opóźniają elekcję o pół roku, gdyż zrodzą, jako niezbędny przed nią organ
przygotowawczy, konwokację, której końcem będzie generalna konfederacja
wszystkich stanów państwa.
Elita wielkopolska, na ogół katolicka, zbiegła się pierwsza radzić do boku
prymasa Uchańskiego w Łowiczu; elita małopolska, przeważnie kalwińska,
zjechała się w Krakowie przy marszałku wielkim koronnym, Janie Firleju.
Obie grupy zwołały, choć na różny termin, liczniejszy zjazd do Knyszyna,
gdzie spoczywały tymczasowo zwłoki Zygmunta. Kiedy Małopolanie spróbo-
wali wyznaczyć miejsce elekcji w Bystrzycy pod Lublinem (z pominięciem
Warszawy) na 13 października (1572), wywołała ta nowość takie niezadowole-
nie w Wielkopolsce, na Pomorzu i nawet na Litwie, że nawet Piotr Zborowski,
wojewoda sandomierski, odstąpił Firleja i opinia wyraźnie oświadczyła się za
przyznaniem kierowniczej roli w bezkrólewiu prymasowi - interrexowi. Za-
razem jednak owe tarcia uprzytomniły ogółowi, że do elekcji wiele spraw
trzeba jeszcze przygotować. W miejscowości Kaskach tedy, w województwie
rawskim, uradził senat (25 października) zwołać do Warszawy konwokację,
czyli sejm przedelekcyjny, który by w ostatniej chwili ułożył rzecz zaniedba-
ną za Zygmunta Augusta, tj. porządek elekcji. Tu postanowiono także opatrzyć
granice kraju, zasilić skarb, wybrać komisję do rewizji praw, wskazać miejsca
pobytu posłom obcym na elekcję (aby skrępować ich machinacje), wreszcie
ujednostajnić wymiar sprawiedliwości, zalecając wszystkim kapturom obiór
sędziów pierwszej i zarazem ostatniej instancji.
3. Viritim!
Uchwały zjazdu w Kaskach, choć wymierzone tylko przeciw ochlokracji
i pomyślane w obronie zasady przedstawicielskiej, spotkały się z potępieniem
d e m o k r a cj i szlacheckiej. Najwymowniej ganił je człowiek, który jako
humanista kształcony w Padwie i wielbiciel senatu rzymskiego mógł odróżnić
169
wolność republikańską oraz demokrację parlamentarną od gminowładztwa
ciżby. Był to kasztelanic bełski Jan Zamoyskil, zawzięty wróg Austrii. On
to, podejrzewając, że senat prędzej porozumie się z Habsburgami i pokieruje
wyborem na sejmie elekcyjnym, uderzył w nutę demagogiczną, zachwalając
elekcję viritim, "tak jako wojnie służymy", i wywodząc prawo oraz obowiązek
każdego do udziału w elekcji ze znalezionego w archiwum koronnym prece-
densu konfederacji ruskiej pod Rodatyczami nad potokiem Rak w 1436 r. Nie
Zamoyski zresztą wynalazł to hasło. Pierwsi podjęli je w chwili śmierci Zyg-
munta senatorowie, magnaci małopolscy Zborowski, Firlej, (Stanisław) Słu-
pecki, którzy dobrze zrozumieli, że łatwiej będzie narzucić swą wolę stuty-
sięcznemu zjazdowi krzykliwych pospolitaków, niż stu obradującym posłom.
Na wyścigi z protestantami Zborowskimi biskup Karnkowski pobudzał do
masowego udziału w elekcji Mazurów, którym najbliżej było do Warszawy,
i których katolickie uczucia wykluczały z góry zwycięstwo różnowierców n
elekcji. Gdy nikt nie bronił elekcji przez przedstawicieli-
4. Konwokacja (6-28 stycznia) [1573)
Poszła za przemożnym prądem i uchwaliła, że każdy, kto zechce, może wraz
ze swym województwem przybyć na elekcję; że ta ostatnia odbędzie się pod
Pragą na polach wsi Kamień, więc w sercu Mazowsza; że jedynie prymas
może w czasie bezkrólewia zwoływać zjazdy, mianować i koronować króla,
którego tylko ogłaszać będzie marszałek wielki. Zapomniano o dalszych pro-
pozycjach Zamoyskiego, aby wprowadzić obowiązek głosowania i uznać z góry
zarazem regułę większości na elekcji. Wszystkim żywo stały przed oczyma
okropności wojen religijnych we Francji, zwłaszcza noc św. Bartłomieja
[24 sierpnia 1572]. Zgoda przyświecała wszystkim, zgoda upajała i w imię
zgody spisano na zakończenie zjazdu konfederacjg powszechną ponad kaptu-
rami. W myśl życzeń tych ostatnich obiecano sobie nie rozbijać elekcji i nie
uznawać za pana żadnego elekta, póki nie poprzysięże praw, przywilejów
i wolności, owszem, zwalczać wszystkich sprawców rozłamów lub gwałtu.
"A iż Rzeczypospolitej naszej jest dissidiumz niemałe in causa religionis
christianae3, zabiegając temu, aby się z tej przyczyny między ludźmi sedycja
jaka szkodliwa nie wszczęła, którą po inszych królestwach jaśnie widzimy,
obiecujemy to sobie spólnie pro nobis et successoribus nostris in perpetuum
sub vinculo iuramenti, fde, honore et conscientiis nostris4, iż którzy jesteśmy
dissidentes de religione5, pokój między sobą zachować, a dla różnej wiary
i odmiany w kościelech krwie nie przelewać, ani się penować confiscatione
bonorum 6, poczciwością, carceribus et exilżo i zwierzchności żadnej [...] do
1 Ojciec Jana Zamoyskiego, Stanisław, był kasztelanem chełmskim i starostą bełskim.
z (łac.) różność (rozróżnienie).
3 (łac.) w sprawie religii chrześcijańskiej.
4 (łac.) za nas i następców naszych na wieczne czasy pod obowiązkiem przysięgi,
wiarą, honorem i sumieniem naszym.
5 (łac.) różniącymi się w wierze.
6 (łac.) konfiskatą dóbr.
' więzieniem i wywołaniem (wygnaniem).
170
takowego progresu żadnym sposobem nie pomagać." Zagwarantowawszy sobie
w tych uroczystych słowach pokój religijny, szlachta różnowiercza jednym
pociągnięciem pióra przekreśliła tolerancję religijną wobec chłopów; następny
bowiem, czwarty artykuł konfederacji przyznał: "zwierzchność nad poddanymi
tam in spiritualibus guam in saecularibus s ", co przy ówczesnym stanie rzeczy,
gdy lud wiejski w ogromnej masie trwał przy wierze praojców, oznaczało
możność odbierania księżom kościołów a chłopom - opieki duchownej księ-
ży z chwilą, gdy dziedzic zmienił wyznanie na protestanckie. Jedynie na Rusi
artykuł ten obracał się na szkodę greckiego wyznania. Próbowano wprawdzie
później tłumaczyć powyższą formułę inaczej, jakoby chodziło o władzę fizyczną
dziedzica w dobrach (bonis) świeckich i duchownych, a nie o władzę jego
w sprawach (rebus) duchownych, ale inicjatorom chodziło tu niewątpliwie
o zasadę cuius regio eius religio, i o ile wiadomo, tylko sandomierzanie wystą-
pili po konwokacji przeciw tej zasadzie. Konfederację warszawską podyktowa-
ła pewność, że Polska nie dostanie króla protestanta. Z biskupów tylko kra-
kowski, Franciszek Krasiński, podpisał ją propter bonum pacis9, Karnkowski
z tej roboty się wycofał. Hozjusz ją potępił, a wybitni publicyści katoliccy,
jak Solikowski i [Stanisław] Reszka, podjęli ostrą polemikę z tym dobrodziej-
stwem, które, jak powiadali, rozwiązywało ręce szaleńcom.
5. Kandydatury do tronu
Zrodziły się jeszcze przed bezkrólewiem, a wyklarowały w okresie kon-
wokacji. Dla Habsburgów pracowali ich dyplomaći jeszcze od śmierci Ferdy-
ńanda (1564): Andrzej Dudycz, [Bernard] Kurzbach, [Zygmunt] Maltzan,
ostatnio opat, [Jan] Cyrus, Bertold z Lipy i [Walenty] Proszkowski. Ci ostatni
właśnie tra ili po unii lubelskiej do rozżalonych panów litewskich i sądzili,
że mają za sobą całą Litwę, kiedy naprawdę związali się z nimi tylko
Radziwiłłowie, Rudy oraz Mikołaj Sierotka (syn Czarnego, katolik) i Jan
Chodkiewicz. Podobno i wśród niższej szlachty litewskiej znaleźliby się zwo-
lennicy arcyksięcia Ernesta, ale Cyrus tak wyłącznie zaufał swym magnatom, że
inne stosunki zaniedbał. Otóż Radziwiłłowie zgodni byli z Chodkiewiczem
tylko w żądaniu przywrócenia Litwie dawnego oligarchicznego sejmu tudzież
odłączonych czterech województw; poza tym nie ufali sobie nawzajem;
reszta Litwy z biskupem wileńskim, Protaszewiczem, o zerwaniu układu
lubelskiego nie chciała słyszeć, a szlachtę wcielonych do Korony ziem: Pod-
lasia, Wołynia i Kijowszczyzny, trzeba by było chyba gwałtem na nowo
ujarzmiać.
Miał swoich zwolenników w Księstwie car Iwan Groźny; jedni mówili o nim
(w 1569 r.) nieszczerze, inni wierzyli w uleczalność jego tyrańskich instynktów,
jeszcze inni myśleli o odzyskaniu Połocka, niektórzy spodziewali się po nim
ukrócenia prepotencji panów. Wkrótce zresztą Litwa obróciła swe oczy na
carewicza Fiodora, kiedy Iwan urągliwie zaznaczył, że Fiodor nie panna i posagu
nie dostanie, kiedy zwłaszcza zażądał dziedzicznego w Polsce panowania,
(łac.) tak w duchownych, jak i w świeckich.
9 (łac.) dla dobrego pokoju.
171
oddania Kijowa i koronacji na Wawelu z rąk prawosławnego metropolity,
widoki jego upadły.
Trzecia poważna kandydatura, francuska, wzięła początek po części w Pa-
ryżu, po części w Stambule. Na dworze Karola IX i Katarzyny Medycejskiej
chciano się pozbyć skłonnego do intryg i mocno zepsutego brata królewskiego,
Henryka d'Anjou; Porta chciała nim zwalić niebezpieczną kandydaturę ra-
kuską. Przed samą śmiercią Zygmunta Augusta przybyli do Polski agenci
[Jan del] Balagny i [Jan] Choisnin, aby pertraktować o ślub księcia ande-
gaweńskiego z Anną Jagiellonką. Poza tym zgłaszali się: król szwedzki Jan
i książę siedmiogrodzki Stefan Batory, obaj traktowani dość lekko. Na ogół
konkurencja tylu chętnych świadczyła o powszechnym zainteresowaniu spra-
wą polską; zainteresowanie to przybrałoby może charakter wrogi, zaborczy,
gdyby nie to, że różni nasi politycy umieli rozbudzić w Austrii, Moskwie
i Turcji nadzieje pomyślnego dla tych państw wyniku.
6. Agitacja i elekcja
Rozegrały się głównie między kandydaturą andegaweńską i habsburską.
Zarówno Henryk jak Ernest pochodzili z domów absolutystycznych, przy tym
splamionych krwią różnowierców. Ale przeciwko Ernestowi przemawiały anty-
niemieckie uczucia ogółu szlachty, szczególnie żywe w Małopolsce; obawiano
się zbytniej troskliwości Habsburga o niemieckie mieszczaństwo, zwłaszcza
w prowincji pruskiej. W dodatku agenci rakuscy sprowokowali opinię niesza-
nowaniem przepisów o miejscu pobytu posłów cudzoziemskich, kiedy prze-
ciwnie ambasador francuski [Jan de] Montluc [Monluc], biskup Walencji,
taktownie czekał na granicy, aż go zaproszą na zjazd elekcyjny. Ow zjazd
pod laską Rafała Leszczyńskiego (od 4 kwietnia) zgromadził około 50000
szlachty, w czym 10000 ubogich, niewykształconych, ale hardych i dumnych
ze swego klejnotu Mazurów. Wśród zielonych błoń upstrzonych namiotami
ustawiono w okopie szopę, gdzie zasiadł senat celem słuchania ofert posłów
cudzoziemskich. Nie na wiele się zdały Habsburgom konszachty z Litwą, skoro
nawet Radziwiłłów i Chodkiewicza nie skaptowano, nie chcąc zrażać reszty
Litwy i całej Korony podważaniem dzieła lubelskiego. Nuncjusz Commendone
w ostatniej chwili przerzucił się na stronę Francuza i mowę swoją ułożył
w sposób dla niego korzystny; przemawiali po nim Czech, Wilhelm z Roźem-
berku w imieniu Ernesta, Montluc i inni posłowie. Biskup Walencji słynnym
porównaniem animuszu polskiego i francuskiego zakasował wszystkich. Hen-
ryk "Gaweński" w oczach Mazurów zaćmił zupełnie "Rdesta". Widząc swoją
przegraną, kierownicy różnowierców spróbowali poniewczasie wznowić pro-
jekt elekcji przez deputatów tudzież inne pomysły, zmierzające do ulepszenia
ustroju; spod nacisku hałaśliwych Mazurów oddalili się pod Grochów, słusznie
licząc, że już tylko groźbą zerwania zjazdu potrafią narzucić katolikom
wciągnięcie konfederacji warszawskiej do paktów, które miał zaprzysiąc
przyszły elekt. Jakoś dopięli swego, nie bacząc na protesty biskupów. Gdy
to załatwiono, prymas 11 maja [1573] nominował Henryka królem; jeszcze
kilka dni pertraktowano z Montlucem o zaprzysiężenie paktów, po czym Firlej
promulgował nowego pana.
172
7. Układ króła z narodem
Jedną ze słabych stron owej "złotej wolności", która święciła tryumf na
polu pod Kamieniem, była okoliczność, że masa szlachecka, raz się wypowie-
dziawszy i powróciwszy do domów, nie mogła cofnąć swego votum bez nara-
żenia kraju na wielkie niebezpieczeństwo, a wybraniec mógł obietnic swego
posła nie ratyfikować albo mógł je później spełniać po swojemu. Jeżeli "stru-
ny niemieckie", jak mówiono, nigdy nie zgodzą się na jednej lutni z polskimi,
to i francuski ton dworski niełatwo było zharmonizować z polską, "braterską"
bezceremonialnością. Opisano obowiązki Henryka w dwóch aktach, z których
jeden miał znaczenie doczesne, drugi wieczne. W paktach konwentach Montluc
przyrzekł za swego króla zbudowanie eskadry wojennej, sprowadzenie na
obronę Polski gaskońskiej piechoty, zawarcie przymierza z Polską, wyrobie-
nie zamknięcia żeglugi narewskiej, podźwignięcie Akademii Krakowskiej, po-
prawę handlu. W artykułach henrycjańskich, które później zaprzysięgał każdy
nowy król, ustalono główne zasady ustroju Rzeczypospolitej: sejmy zwoływać
będzie król co dwa lata na sześć tygodni, żenić się może za zgodą senatu;
szanować konfederację warszawską, poselstwa odprawiać i przyjmować tu-
dzież traktaty zawierać za radą senatorów przybocznych, wskazanych przez
sejm zwyczajny na następne dwulecie w ten sposób, że co kwartał zmieniać
się będą przy boku króla trzej senatorowie świeccy, a co pół roku - biskup.
Pospolite ruszenie uchwalać może tylko sejm, a prowadzić tylko król, i to
wyłącznie w kraju, nie za granicą, i bez podziału na korpusy. Król ma wła-
snym nakładem "obroną opatrować" granice. Sukcesora za życia na tron nie
prowadzić; senatorów przybocznych nakłaniać do zgody, a gdy się to nie uda,
iść za zdaniem najbliższym prawu i wolnościom. Pieczęci pokojowej nie uży-
wać do aktów państwowych, tzn. działać tylko w asystencji kanclerzy; po-
datków ani ceł nowych bez sejmu nie nakładać, monopolów nie wprowadzać.
"A jeślibyśmy (czego Boże uchowaj) co przeciw prawom, wolnościom, artyku-
łom, kondycjom wykroczyli albo czego nie wypełnili, tedy obywatele koronne
obojga narodu od posłuszeństwa i wiary nam powinnej wolne czynimy."
Kiedy uroczyste poselstwo z Adamem Konarskim, biskupem poznańskim, za-
wiozło te punkty do Paryża, powstały trudności z powodu artykułu drugiego
o tolerancji religijnej i ostatniego (siedemnastego) o wypowiedzeniu posłu-
szeństwa. Wszakże Jan Zborowski tak dobitnie upomniał Henryka wobec ca-
łego dworu francuskiego, że ów przysięgę wykonał (lÓ września [1573] w ka-
tedrze Notre-Dame), przeredagowawszy tylko nieco artykuł siedemnasty. To-
lerancyjne zasady polskie ogromnie zaimponowały Francuzom, skoro nawet
wobec własnych, zbuntowanych i oblężonych hugonotów musiał Karol IX
uwzględnić wstawiennictwo (postulata polonica) wielkiego poselstwa. Przy-
szłość miała okazać, czy taki układ z narodem usunie tarcia pomiędzy ma-
jestatem i wolnością i czy przyznane każdej jednostce prawo buntu zapewni
Polsce narodowy kierunek rządu. Największy wpływ na spisanie artykułów
henrycjańskich wywarł Jan Tomicki, kasztalen gnieźnieński, weteran wojny
kokoszej. Jemu to, jako protestantowi, zależało na tym, aby króla, nie sza-
nującego pokoju religijnego, lada mniejszość wyznaniowa mogła zrzucić. Jak
wiemy, podczas rokoszu lwowskiego wysunięto myśl powołania rady królew-
skiej z ramienia sejmu, senatorsko-szlacheckiej. 'reraz tę myśl pod nazwą
"
sedecimviratu" podjął Zamoyski, nie Tomicki, który bodaj tylko zasadę ro-
173
koszową przechował dla następnego pokolenia. Otóż rady, opartej o sejm
i tym samym odpowiedzialnej, prawodawcy 1573 r. nie przyjęli, bo ją uważali
za zbędną, trudną do urzeczywistnienia i uciążliwą dla złotej wolności. Sejmu
do pracy nie uzdolnili ani go odpowiedzialnością za bezpieczeństwo państwa
nie obarczyli. Miał rację mądry Solikowski, gdy w bezimiennym piśmie pt. Roz-
sądek o warszawskich sprawach na elekcyjej do koronacyjejlo, które wiele
narobiło hałasu, pomawiał miłośników swojskiej wolności, że dążą do tego,
"aby wszyscy królami byli, [...] a żeby król malowany był".
8. Kr4tkie rządy Henryka
Drogą przez Heidelberg i Frankfurt nad Menem przybył Walezy do Poz-
nania, stamtąd do Krakowa na sejm koronacyjny. 23-letni zniewieściały mło-
dzian ujrzał tam przeznaczoną mu do zaślubienia 52-letnią "infantkę" Annę,
a jego doradcy - absolutyści zetknęli się z doborem wolnych Sarmatów. Od
razu wyszło na jaw, że przeciwieństw wyznaniowych nie usunie zrodzona
w braterskim nastroju formułka. Znowu musieli różnowiercy przypominać
Henrykowi zobowiązanie: iurabis, promisisti 11, a Karnkowski do przysięgi
monarszej dorzucił zastrzeżenie: salvis Iamen spiritualium iuribusl2. Nuncjusz
[Wincenty] Laureo wprost kwestionował powagę paktów ułożonych na sejmie
bez króla i rył pod sejmem koronacyjnym. Zamąciła się od razu harmonia
między wybrańcem tłumu a izbami. Niektórzy próbowali poprawiać pakta
i artykuły; wtedy to Zamoyski przepadł ze swym projektem sedecimviratu
i z nową redakcją artykułu siedemnastego, która przewidywała, że naród nie
prędzej zerwie z królem, aż ów nie posłucha zgodnych remonstracji całego
sejmu. W otoczeniu króla książę [Ludwik] de Nevers ganił cały ustrój Polski,
a zwłaszcza narzuconą radę rezydentów: lepiej niech Henryk dobiera do-
radców ze wszystkich stanów i opiera się na mieszczaństwie przeciwko
szlachcie. Przy takich utajonych dążnościach, przy dużym poczuciu monar-
szego majestatu, nie umiał Henryk ani zachować się przystojnie, ani bronić
majestatu sprawiedliwości. Od "sieroty" Anny Jagiellonki trzymał się z dala,
czym oburzał całe jej otoczenie. Przestawał w kole zauszników i kochanek,
popisywał się publicznie tańcem volta, który wówczas za bardzo wszeteczny
uważano; po nocach dokazywał w lada jakim towarzystwie. Ośmieleni swa-
wolą króla, pozwalali sobie Zborowscy wysoko podnosić głowy w tym prze-
konaniu, że to oni Walezjusza królem zrobili, więc on im wszystko zawdzię-
cza. Podczas koronacji, wśród turniejów, namiętny Samuel Zborowski rzucił
się z czekanem na kasztelana wojnickiego [Jana] Tęczyńskiego i śmiertelnie
ranił towarzyszącego królowi innego senatora [Andrzeja] Wapowskiegol3.
lo Rozsądek o warszawskich sprawach na Electiey przeszley do Coronaciey nale-
żący, Kraków 1573, Konopczyński cytuje z wydania Czubka Pisma polityczne z cza-
sów pierwszego bezkrólewia, Kraków 1906.
11 (lac.) przysięgłeś, przyrzekłeś (to).
12 (łac.) z zachowaniem jednak praw duchowieństwa.
13 W rzeczywistości Zborowski był mimowolnym zabójcą. W zamieszaniu, które
wynikło, gdy on i Tęczyński rzucili się wzajemnie na siebie, ugodził próbującego ich
rozdzielić Wapowskiego. Por. S. Grzybowski Henryk Walezy, Wrocław 1980, s.114.
174
Henryk skazał go tylko na banicję, którą łatwo można było cofnąć, a za to
jego braci i krewnych powynosił na wyższe stanowiska. Sejmowi koronacyj-
nemu pozwolił rozejść się bez uchwał, tylko ogólnikowo zatwierdził prawa,
bez wzmianki o nowych artykułach. Już gadano w kraju o tyranie, już roz-
brzmiewało hasło nieposłuszeństwa, zaś "tyran" wywnętrzał się poufnie o swej
"
odrazie do "dzikich Scytów. Słowem, na razie idea francuska, idea rozumne-
go i mocnego rządu, znalazła w Polsce złe ucieleśnienie. Do formalnego sojuszu
dużo brakowało i korzyści politycznych nie było widać: wprawdzie sułtan
puścił w niepamięć świeżą interwencję panów polskich w Mołdawii (gdzie
jednak Bogdan musiał ustąpić tronu niejakiemu Iwoni,1572), bo miłym okiem
patrzył na wywyższonego rywala Habsburgów, ale za to ci ostatni na nowo
zbliżyli się do Moskwy; sytuacja sprzed 1515 r. wracała, a naprawić jej nie
zdołałaby Francja, rozdarta na długie lata walką bratobójczą.
9. Po ucieczce Henryka
W nocy z 18 na 19 czerwca [1574 r.] na wiadomość o śmierci bezpotomnej
Karola IX, Henryk wymknął sig z Krakowa przez Wenecję do Francji. Wcale
jeszcze nie myślał rzucać "scytyjskiej" korony, pilno mu było tylko zasiąść
na tronie Kapeta, aby doń nie dopuścić młodszego brata, księcia Franciszka
d'Alengon. Niemniej afront i skandal był niesłychany. W najprzykrzejszym
położeniu znaleźli się ci, którzy zbiega na tron prowadzili i przy jego tronie
stać chcieli: Uchański, Karnkowski, publicysta Krzysztof Warszewicki. Trud-
no było dowieść królowi, że nie dotrzymał paktów konwentów, skoro te
brzmiały ogólnie i bezterminowo, ale trudno było czekać, aż ów wróci,
kiedy on sam terminu powrotu nie podawał. Na zjeździe senatorów w War-
szawie 24 sierpnia postanowiono jednak czekać aż do dnia 12 maja [1575 r.].
Teraz nastał ów okres najgorszy, kilkunastomiesięczny, po którego przetrwa-
niu Solikowski zawoła ze zdumieniem: "A tośmy z łaski Bożej cało zostali ! "
Tu i ówdzie zaszły wypadki anarchii: Olbracht Łaski, regalista, zajechał gwał-
tem Lanckorong, wypgdzając z zamku wdowę-dożywotniczkę, Wolską. W Kra-
kowie pospólstwo katolickie za przewodem studentów zburzyło kalwińską
świątynię, tzw. Bróg. Na Litwie i zwłaszcza w Prusach wzmogły się prądy
odśrodkowe. Ale te objawy rozstroju stanowiły najistotniejsze znamię chwili:
znamienna była ich wyjątkowość. Polska nie obróciła się w państwo pięści,
jak Niemcy w XIII w.; duch publiczny zostawał czujny i zdrowy, o czym wie-
dząc, sąsiedzi nie zdążyli nawet w ciągu owego roku wyzyskać sieroctwa
Rzeczypospolitej.
Zresztą ucieczka Henryka pociągnęła za sobą pewne dodatnie następstwa.
Habsburgowie, zamiast kończyć przymierzem zaczęte z Moskwą konszachty,
uwierzyli, że teraz ich dzień nadchodzi. Tylko jeszcze zaczekać, aż Francuz
podziękuje formalnie za korong (bo sam odjazd jego w oczach takich między-
narodowych władców, jak Habsburgowie, nie mógł uchodzić za rezygnację),
a dojrzeje plan [Wilhelma z] Roźemberka, Cyrusa i Dudycza. 1 listopada
1574 r. panowie litewscy podpisali osobliwą na korzyść Ernesta konfederację:
wychodząc niby z założenia, że tylko pod warunkiem jego obioru car obiecuje
pokój i przyjaźń, zamówili sobie przez Wiedeń taką właśnie z Moskwy po-
175
gróżkę. Potem wrócili do żądania kasaty unii lubelskiej; parli do osobnej elekcji
Ernesta na Litwie. Na próżno, bo cesarz Maksymilian nie chciał się narażać na
zarzut stosowania nielojalnych metod; sam wystąpił w szranki i widocznie wierzył
w swój sukces, bo pouczał Radziwiłłów i Chodkiewicza o wartości istniejącej unii
z Polską. Nie doceniał cesarz ani germanofobii szerokich kół szlacheckich, co
krzyczały na zjazdach: "aż do gardł naszych nie chcemy Niemca", ani wpływu,jaki na
pewnych polityków wywierała Porta, która groźnie odradzała związek dynastyczny,
a tym bardziej unię osobistą z Cesarstwem. Podobnie car dał się bałamucić tym
politykom litewskim, a po części koronnym, którzy go prosili o Fiodora, niby
o nowego Jagiełłę. Faktycznie cesarz i car zużyli cały rok na wzajemne zwalczanie
się w Polsce i na Litwie, tak dalece, iż nie liczono sięjuż ani z powrotem Francuza,
ani z konkurencją innych, pomniejszych współzawodników.
10. Zwrot w Stgżycy na korzyść Batorego
Oczekiwany dawno zjazd nie był właściwie ani konwokacją, ani elekcją, ani
radą senatu: zjechano się po prostu, aby przyjąć do wiadomości i ogłosić fakt
bezkrólewia. Niechęć do Niemca wciąż jeszcze zagłuszała żal do Francuza.
Przybył na zjazd internuncjusz francuski, [Jakub] d'Expeisses, z niewdzięczną
misją przekonywania Polaków, że Henryk, jak tylko pozwolą mu ojczyste
sprawy, przyjedzie znów do Polski; niektórzy udawali, że w to wierzą, aby
odwlec elekcję i nie dopuścić do mocnego wystąpienia kandydatów rakuskich.
Tymczasem rozprawiano o kandydaturach, jakby to był już zjazd elekcyjny.
Sparzeni na cudzoziemcu różni narodowcy wysuwali nazwiska Piastów, tj.
rodaków: Andrzeja Tęczyńskiego, wojewody bełskiego, Jana Kostki - san-
domierskiego, z których żaden jednak nie górował powagą i popularnością
nad innymi. Ten odłam obradował z dala od senatorów, w ruinach zamku
Sieciecha. Do słowiańskich uczuć apelował niespodziany kandydat, Czech, do-
piero co poseł cesarski, Wilhelm Roźemberk, najwyższy burgrabia korony
czeskiej, jego atutem była unia Polski z Czechami, ale też prędko Habsbur-
gowie go unieszkodliwili. Obiecująco przedstawiał się Alfons d'Este, książę
Ferrary, znany osobiście niektórym Polakom jako mecenas nauk i sztuk, przy
tym doskonały gospodarz, dobrze ustosunkowany w Europie, bo szwagier
cesarza a wierzyciel króla francuskiego, syn heretyczki, więc miły nawet dy-
sydentom; jego paromilionowa gotówka imponowała tego pokroju obywate-
lom, co sądzili, źe król ma ze swego majątku opatrywać twierdze i utrzymy-
wać wojsko na obronę granic. Za to duchy bardziej rycerskie a wrogo uspo-
sobione wobec Austrii upatrzyły sobie wcześniej kandydata w Stefanie Ba-
torym, wojewodzie siedmiogrodzkim, wodzu antyhabsburskiej partii na Węg-
rzech. Rzecz szczególna, że za Batorym przemawiali także ludzie lękający
się Turcji, kiedy on właśnie przez swych agentów, arian: [Hieronima] Fili-
powskiego i Blandratę, robił Polakom nadzieję zwycięskiej wojny przeciw
niewiernyml4, pospołu z Węgrami i Wołoszą, albo nawet zachęcał do wyboru
14 j rzeczywistości Batory był kandydatem mającym poparcie Turcji, o czym
dobrze wówczas w Polsce wiedziano z relacji rezydentów polskich w Konstantyno-
polu. Por. A. Tomaczak Walenty Dembiński kanclerz egzekucji (ok. 1504-I584),
Toruń 1963, s.118.
176
Iwana, byle nie wybierano Habsburga, który i węgierskiej, i polskiej wolności
grób zgotuje. Szczególnie kiedy Stefan zbił u siebie pod Szent Pal [Sanpahl]
(10 lipca 1557) wodza partii rakuskiej, Kaspra Bekiesza [Bekesa], papiery jego
poszły w opinu szlachty bardzo wysoko.
11. Druga elekcja - rozdwojona
Rozszedł się zjazd stężycki bezowocnie, pozostawiwszy w rękach prymasa
prawo zwołania najpierw konwokacji, potem elekcji. Uchański nie zwlekał,
zwłaszcza gdy z Rusi nadleciały wieści o strasznym ostrzegawczym najeździe
Tatarów. Pod ich wrażeniem, na jednodniowej konwokacji (w Warszawie,
3 października [1575)) ustalono krótki termin sejmu elekcyjnego 7 listopada.
Już było wszystko naokoło Polski ukartowane. Katarzyna Medycejska, w myśl
swoich pieniężnych kalkulacji, popierała Alfonsa, którego zwalczał natomiast
nuncjusz Laureo, bezwzględnie oddany Austrii. Cesarz doszedł z carem (przez
poselstwo [Jana] Kobenzla i [Daniela] Prinza) do takiego porozumienia, że
wprawdzie każdy z nich pod ręką pracował dla siebie, ale razem gotowi byli
zwalczać Batorego jako wasala Turcji; na wypadek jego obioru Iwan prze-
znaczał swemu synowi Litwę i Kijów, arcyksięciu zaś Ernestowi - koronę
polską. Wieści o tym projektowanym rozbiorze przenikały do Polski, budząc
w jednych przerażenie, w innych gniew i odruch oporu. Senat, z Uchańskim
na czele, prawie cały przypadł na stronę habsburską i mianowicie samego ce-
sarza, a nie współzawodniczących z nim arcyksiążąt Ernesta lub Ferdynanda.
Mówiono, że złoto sypie się obficie i dziwowano się za granicą (słynny publi-
cysta [Hubert] Languet w Wiedniu), jak może Polska istnieć przy takiej
sprzedajności. Rdzenny, niesprzedajny instynkt narodowy wołał tymczasem
o króla Piasta. Zamoyski, z właściwą sobie impulsywnością, ale bez konsek-
wencji, zachwalał teraz myśl obioru rodaka i z emfazą podnosił godność pol-
skiego szlachcica, co to królom jest równy, bo obiera pana viritim, ma nie-
tykalność osobistą i ma poddanych chłopów. Za Piastem przemawiał Sien-
nicki; przeciw niemu, za dynastą Habsburgiem - poeta Kochanowski. Cóż,
kiedy marność proponowanych Piastów podważała argumentację piastow-
ców, a twarde metody Habsburgów zniechęcały do ich krwi. Była chwila,
kiedy zdawało się, że przeważy neutralny książę Ferrary, który jednak zbyt-
nio zależałby we Włoszech od sąsiedzkiej cesarskiej potęgi.
Już niektórzy rozpaczali nad wolną elekcją i wszelką swobodą, bo Uchański,
poparty przez Litwę i Prusy, nominował 12 grudnia [1575) królem cesarza
Maksymiliana. Ale teraz wszyscy narodowcy, rzucając Piastów, skupili się przy
osobie Batorego i Siennicki, jako wódz demokracji szlacheckiej, ogłosił królem
rodaczkę Annę, "przydającjej za małżonka" Stefana (15 grudnia). Ulegalizować
tę niewątpliwą uzurpację postanowiono przez nowy zjazd pospolitego ruszenia
pod Jędrzejowcem (18 stycznia) [1576). Wśród 20000 zebranego tam rycerstwa
senat reprezentowali głównie Piotr i Andrzej Zborowscy, a episkopat - sam
jeden Karnkowski. Zapał w obronie wolności pchnął demokratów do ener-
gicznych przedsięwzięć: uchwalono podatki i zbrojenia, rozesłano agitatorów do
dzielnic, gdzie przeważali cesarscy, po czym cała "kupa" opanowała Kraków,
z lekka terroryzując przychylne Habsburgom miasto i uniwersytet.
177
Równie energicznie poczynał sobie Batory. Zaprzysiągł on pakta w Meg-
yes [Medyges] i powierzywszy Siedmio ród bratu Krzysztofowi, szedł przez
niatyn Podkarpaciem do Mogiły. Karnkowski jako biskup kujawski nie za-
wahał się go ukoronować wraz z Anną na Wawelu (1 maja). Szybkość batoria-
nów sforsowała rękę cesarzowi. On, który myślał jeszcze targować się ze zwo-
lennikami (a miał do wytargowania w paktach i artykułach niejedną poprawkę),
zaprzysiągł także wszystko, czego odeń żądano, ale główną nadzieję złożył
w postrachu moskiewskim. Teraz właśnie zaszedł wypadek, na który car przy-
gotowywał swoje rozbiorowe pomysły; niemieccy książęta, elektorzy saski
i brandenburski, zachęcali Maksymiliana, by przemocą złamał w Polsce wszel-
ki opór. Zanim się cesarz na coś zdecydował, śmierć uwolniła odeń Polskę
12 października (1576), a jego następca, Rudolf, zrezygnował z całej imprezy.
Nie pozostało naszym cezarianom nic więcej, jak ukorzyć się przed wybrań-
cem szlachty.
12. Batory jako człowiek i król
Wobec narodu, był pod wieloma względami żywym kontrastem Walezjusza.
Po młodziku wstępował na tron mąż w sile wieku (ur. 1533 r.), po zniewie-
ściałym paniczu - spartanin, lubujący się w prostocie i w trudach obozo-
wych; po absolutyście syn wolnego narodu umiejący szanować cudze prawa,
po skrytym graczu ze szkoły Katarzyny Medycejskiej - szczery, dostępny,
lojalny bojownik. Łączyły ich tylko: brak prawdziwego fanatyzmu, krytycyzm
wobec stanowych przesądów szlacheckich, no i nieznajomość polskiego języ-
ka. Nosił Stefan w szerokiej piersi dumne serce węgierskie, bolał nad roz-
darciem swojej właściwej ojczyzny, jednakowo łaknąc porachunku z obu jej
ciemiężycielami: Turkiem i Habsburgiem; temu ostatniemu nie mógł zapom-
nieć paroletniego więzienia z czasów, kiedy jako poseł Jana Zygmunta został
aresztowany w Wiedniu (1565). Najgorętszym jego pragnieniem było wciąg-
nięcie Polski do wojny z Portą, której plonem byłoby wyzwolenie Węgier
i krajów naddunajskich. Los jednak najpierw każe mu walczyć, zgodnie
z polską, a nie z węgierską racją stanu, o interesy nadbałtyckie Rzeczypospo-
litej, potem o Inflanty i Białoruś z Moskwą, a do rozprawy z Turcją już mu
zabraknie sił.
Nim doszło do najsławniejszej akcji tego panowania, tj. wojny z Iwanem
Groźnym, Stefan, wśród wielkich trudności zewnętrznych, porządkował swój
stosunek do narodu. Pomawiany, acz niesłusznie, o protestantyzm i o ule-
głość wobec półksiężyca, musiał przede wszystkim ułożyć współpracę z Rzy-
mem. Zawadą był do tego nuncjusz Laureo, który póty wichrzył na rzecz
Austrii wśród senatorów, aż otrzymał consilium abeundi 15 i wyjechał na
Śląsk. Wtedy Uchański porzucił przegraną sprawę, a kuria papieska kazała
nuncjuszowi poczynić kroki pojednawcze. Współpraca z senatem ułożyła się
też prędzej i lepiej, niżby to po rozłamie 1576 r. można było wróżyć. Za-
moyskiego traktował Stefan jak serdecznego przyjaciela, wyniósł na podkan-
clerstwo koronne (1578), potem obdarzył wielką buławą (1580) i wszelkimi
15 łac.) radę odejścia.
178
zaszczytami 16, ale i poza nim znald l w senacie szereg rozumnych, wytraw-
nych polityków, z którymi nie zawsze się zgadzał w rzeczach ogólnego pro-
gramu, ale których doświadczenie w pracy codziennej świetnie spożytkował.
O żadnym antagonizmie dwóch izb ani o wygrywaniu przez króla jednej
z nich przeciw drugiej nie będzie mowy. Bo i ze szlachtą jako całością po-
trafi Stefan przez szereg lat dla wspólnego dobra Rzeczypospolitej wcale har-
monijnie pracować. Artykuły henrycjańskie zaprzysiągł z dość istotną mody-
fikacją punktu o wypowiedzeniu posłuszeństwa: oto na przyszłość nie lada
jakie naruszenie praw, ale uznane za ważne przez zgromadzenie stanów upra-
wni poddanych do oporu. Zgodnie z paktami konwentami zaślubił Annę Ja-
giellonkę; dzieci z nią już nie miał, bo też stronił od niej jak najdalej,
więc starzejąca się kobieta w zawartym tylko dla oka ludzkiego małżeństwie
nie znalazła ukojenia.
; Dobra wola była po obu stronach, u króla i u narodu. Ale w epoce, która
wydała Filipa II i Iwana Groźnego, do czasu tylko udawało się zręcznym
i mocnym królom, jak Elżbiecie angielskiej i Gustawowi szwedzkiemu, har-
monijne współdziałanie ze społeczeństwem. Źródło konfliktu tkwiło wszędzie
między ustrojem stanowym i władzą monarszą, przy czym nie zawsze interes
państwa był jednoznaczny z wolą króla. Polska, jeszcze przed Zygmuntem III,
, miała tego doświadczyć. Kiedy szlachta poskąpiła nowo obranemu Batoremu
środków na wojnę, a domagała się jurysdykcji apelacyjnej nad stanem mie-
szczańskim, król rzucił pamiętne słowa: "Nie w chlewie, ale człowiekiem wol-
nym urodziłem się [...]. Wolność moją kocham i w całości ją zachowam [...].
, Wy sami włożyliście mi koronę na głowę. Jestem więc waszym królem rze-
czywistym, a nie malowanym. Chcę panować i rozkazywać i nie ścierpię, żeby
kto nade mną panował. Bądźcie stróżami wolności waszej, to dobrze. Ale nie
pozwolę, żebyście byli bakałarzami moimi i senatorów moich. Tak strzeżcie
wolności waszej, aby się w swawolę nie wyrodziła". Brzmiało to jak wyzwanie,
chociaż nie było wyzwaniem. Król dał upust energu swojej i rycerstwa w nie-
zbędnych wojnach.
; 13. Wojna z Gdańskiem
Nie sprawdziły się obawy tych, co myśleli, że stan miejski w Rzeczypospo-
litej poprze pretensje Habsburga jako przyszłego swego protektora. Sam
tylko Gdańsk uczepił się sprawy Maksymilianowej, aby pod pozorem lojal-
ności względem wcześniej wybranego władcy bronić swych przywilejów, kwe-
stionowanych przez komisję Karnkowskiego. Szło o wielkie i nieprzemija-
jące rzeczy: o to, czy Polska utrwali swój dostęp do morza, czy Gdańsk ma
jej służyć, czy też ona Gdańskowi; czy za przykładem butnej metropolu nie
podniosą głów w Prusach inne niemieckie miasta i czy całej prowincji nie
pociągną na nowo do separatyzmu. Ośmielił gdańszczan do buntu ów Kobenzl,
poseł cesarski, który z tamtego miejsca rozsnuwał naokoło Polski sieć roz-
biorczej ligi austro-moskiewskiej. Już po koronacji Stefana witało miasto de-
z6 Zamoyski został podkanclerzym koronnym w 1576 r., kanclerzem w 1578 r.,
a hetmanem w 1581 r.
179
monstracyjnie posłów moskiewskich, a 4 czerwca [1576 r.] złożyło deklarację
wierności cesarzowi; słysząc jednak, że Batory przybywa do Prus i że doń
śpieszą z akcesem wszystkie strony prowincji, wdali się gdańszczanie w targi
z paru kolejno wysłanymi do nich poselstwami. Warunkiem uznania miało
być zatwierdzenie praw prowincji i skasowanie ustaw Karnkowskiego. Król
zdecydował się rozłączyć te dwie sprawy, tzn. uszanować szeroką autonomię
Prus, ale bronić swych praw przy ujściu Wisły. 24 września obłożył Gdańsk
banicją, lecz z rozpoczęciem kroków wojennych nie śpieszył, bo nie miał jesz-
cze czym wojować. Próby wywołania rozdźwięku między patrycjatem i po-
spólstwem spaliły na panewce. Przeciwnie, motłoch miejski rzucił się pod
hasłem: vive les gueuxl', zapożyczonym z Niderlandów, na klasztory i dobra
duchowne, zwłaszcza te, które należały do morskich doradców Korony Pol-
skiej, Karnkowskiego i Geschkaua. Magistrat tymczasem, pertraktując, wer-
bował żołnierzy rozmaitej krwi germańskiej, naprawiał baterie i alarmował
swą rzekomą krzywdą państwa morskie.
Takiego zrozumienia doniosłości historycznego momentu nie okazał sejm
toruński (4 października - 29 listopada 1576)Is. Nie przejęła się szlachta
nauką mądrego Solikowskiego (głoszoną jeszcze w 1573 r.), że gdy pozwoli
"skazić port gdański", którym cała Korona patrzy na świat, to czeka ją
"gburstwo i oractwo cudze, a k'temu niedostatek". Zrażona odpornym stano-
wiskiem króla wobec żądania reform, dawała pospolite ruszenie zamiast pie-
niędzy. Śmierć Maksymiliana usypiała nawet tych, co rozumieli znaczenie
Bałtyku. Król "nie malowany" parł jednak do rozgrywki, żądając od gdań-
szczan połowy cła palowego, 300000 guldenów kontrybucji oraz wypożycze-
nia artyleru na wojnę moskiewską; konstytucje Karnkowskiego obiecywał tyl-
ko rozpatrzyć na sejmie. Aresztowanie delegacji miejskiej (Ferbera i Rosen-
berga) wzburzyło jeszcze gorzej gmin gdański: 15 lutego [1577 r.] zniszczono
klasztor oliwski z jego cenną biblioteką. Odpowiedział król, zakazując handlu
z Gdańskiem i otwierając w Elblągu wolny handel migdzy Polską i zagranicą.
Później ustanowił w Elblągu takie palowe (Pfahlgeld), jakie istniało w Gdań-
sku, a uszczęśliwione napływem kupców miasto nie odmawiało królowi tego,
co jest królewskie.
Z wiosną przyszła pora na czyny. Sejmiki generalne (skoro nie było czasu
na nowy sejm), wyczytawszy w uniwersałach Batorego jędrną prawdę o utu-
czonych naszym kosztem "wieprzach" gdańskich i grożącym unicestwieniu
polskiego imperium nad morzem, uchwaliły, acz późno, podatki. Synod pio-
trkowski duchowieństwa zawotował subsidium charitativum; można było za-
ciągać wojsko i pożyczki. Stanęło po trosze do 12000 żołnierzy - dość, by
utrzymać w szachu i blokować miasto od strony lądu, nie dosyć na szturm.
O blokadzie od morza nie mogło być mowy, odkąd Gdańsk zamówił sobie
pomoc floty duńskiej, której Stefan z pomocą swych "gibelinów", elblążan,
mógł przeciwstawić najwyżej tuzin kaprów. Niemniej początek oblężenia wy-
padł świetnie: 17 kwietnia [1577 r.] pod Tczewem nad jeziorem Lubieszow-
skim Jan Zborowski w 2500 jazdy i piechoty zniósł czterokroć silniejszą siłę
gdańską, dowodzoną przez Niemca, fachowca, Hansa Winkelbrucha z Ko-
1' (franc.) niech żyją nędzarze!
ls Sejm był zwołany na 4 października, ale rozpoczął obrady dopiero 19 paździer-
nika. Por. W. Konopczyński Chronologia..., s.142.
180
lonii. Za to w lipcu i sierpniu najpierw [Ernest] Weiher, starosta pucki, a po-
tem sam król, doznali ciężkich niepowodzeń w próbach owładnięcia Latarnią.
Co gorsza, 10 września admirał duński Eryk Munk z gdańszczanami wpadli
do Zalewu Wiślanego, zaatakowali Frombork i o mało nie zdobyli Elbląga,
który uratował podkomendny teraz Batorego, Kasper Bekiesz.
Siły gdańszczan w tym czasie, razem z Duńczykami i zaciężnymi Szkotami
doszły do 21000 głów; Polska niewątpliwie daleka była od wyczerpania
swych zasobów, ale sytuacja międzynarodowa nie pozwalała na ich skupienie
w jednym punkcie. Wprawdzie na Zachodzie Anglia, Holandia ani Hanza nie
myślały narażać dla Gdańska swego handlu z Polską, Szwecja trochę pomagała
nam flotą, sam król duński udawał, że z Rzecząpospolitą nie prowadzi wojny,
a różni niemieccy książęta ofiarowywali gdańszczanom tylko swe dobre usłu-
gi. Ale zza Dźwiny zawisła nad Litwą straszna nawała moskiewska. Nie dziw,
że król 4 października wdał się w układy, które po 2 miesiącach (8 grudnia)
zakończono w Malborku ugodąl9. Przeprosiny, przysięga, 200000 guldenów
kontrybucji czy też odszkodowania, a z drugiej strony cofnięcie banicji i kon-
fiskaty towarów oraz potwierdzenie przywilejów miejskich przy odesłaniu na
sejm sporu o palowe i o statuty Karnkowskiego, nie były to warunki odpo-
wiadające godności wielkiego państwa i dzielnego króla. Załowali też niektó-
rzy doświadczeni statyści, jak Mikołaj Siennicki, że przed radykalnym zała-
twieniem sprawy pruskiej państwo wikła się w wojnę z carem. Rzeczywistość
zmuszała do takiego porządku postępowania, skoro z Inflant i Połocka zbyt
blisko było do serca Litwy.
14. Przygotowania do zapasów z Moskwą
Nie tylko kompromis z Gdańskiem, ale różne inne posunięcia Batorego
świadczyły, że król wszystkie sprawy chce podporządkować głównemu celowi,
tj. zwycięskiej rozprawie z tym wrogiem, co w ciągu XVI w. przez Smoleńsk
i Połock wbijał się w Wielkie Księstwo Litewskie, a od Pskowa parł niepo-
hamowanie do Bałtyku. Od 1571 r., tj. od rozejmu z Polską2o, car nie stracił
czasu. Pod pozorem pomocy dla swego lennika, Magnusa, szarpał Estonię
(Weissenstein) [Witensten, Biały Kamień] (1573), pustoszył okolice Rewla,
wyspy Ozylię i Dag , wreszcie w 1577 r. całą siłą na wiele miesięcy ścisnął
Rewel.
a) Ustępstwa wobec Hohenzollernów. W Malborku ci sami komisarze, któ-
rzy ubili interes z Gdańskiem, kończyli także trwający od bezkrólewia spór
z domem brandenburskim. Wprawdzie elektor Albrecht Fryderyk złożył był
hołd królowi przez posłówjeszcze latem 1576 r., przez co odgrodził się od spra-
wy cesarskiej, ale taki hołd nie wystarczał. W księstwie pruskim wrzało: książę,
niepełnoletni, ambitny a skłonny do choroby umysłowej, kłócił się z ludnoś-
19 Dokumenty, które ją utwierdzały i w związku z nią powstały, noszą datę 12 grud-
nia 1577 r. Zob. Stefan Batory pod Gdariskiem w 1576-77 r., [w:] Źródla dziejowe,
t. 3, Warszawa 1874, nr 178-183.
zo pomyłka, prawidłową datę zawarcia rozejmu, czyli 1570 r. podaje Konopczyń-
ski na s.131.
181
cią; oberraci, czyli regenci, którzy, według ordynacji 1542 r., faktycznie rzą-
dzili krajem, wadzili się ze szlachtą; sposobność wydawała się jedyna, by
Polska znów, jak w 1566 r., położyła rękę na tych powikłaniach i mocniej
uzależniła od siebie lenno. Król żądał zwołania stanów pruskich i sposobił
na nią komisję rozjemczą. Tymczasem ów ferwor antypolski, co ożywiał
gdańszczan, udzielił się też ludności pruskiej, a margrabia Ansbachu Jerzy
Fryderyk, jako ewentualny następca Albrechta Fryderyka, użył swych wpły-
wów w Rzeszy Niemieckiej, aby się narzucić jako pretendent do kurateli
nad księciem. Rada senatu włocławska (w marcu 1577 r.) uznała za konieczne
ustąpić i 22 września Stefan przyznał margrabiemu upragnioną opiekę pod
warunkiem złożenia osobistego hołdu tudzież zapłaty 200000 guldenów do
kasy królewskiej. Dalszą korzyść polityczną obiecywano sobie z pozyskania
tym ustępstwem życzliwości owych książąt niemieckich, którzy inaczej mogli-
by szkodzić Polsce podczas wojny z Moskwą.
b) Nasuwała się znów, wobec rozgrywki o Inflanty, potrzeba zjednania po-
mocy szwedzkiej albo duńskiej (jeżeli życzliwość obu tych państw teraz była
nie do osiągnięcia). Danię nastrajał przeciw Iwanowi "Arcymagnus", ów król
inflancki, co teraz już miał dość carskiej opieki, ba, nawet wyciągał dłonie
ku Litwie i Polsce. Naturalniejszy byłby po dawnemu sojusz ze Szwecją,
o jaki pertraktował w Sztokholmie zaraz po koronacji Stefanowej poseł Jan
Herburt. Jabłkiem niezgody była Estonia, której większą część aż do Narwy
Batory rewindykował na rzecz swego państwa. Król Jan III dawał do zro-
zumienia, że Szwedów ta zdobycz zbyt drogo kosztowała, by się jej Iekkim
sercem mieli zrzekać; już w tych rozmowach rzucono myśl, aby za Estonię
wynagrodzić dom Wazów sukcesją królewicza Zygmunta w Polsce po Bato-
rym. Później, gdy Fryderyk duński okazał się w sprawie gdańskiej tak da-
lece b s polnischzl, że połowę królestwa o iarowywał na wspomożenie Gdań-
ska, szanse Jana stanowczo na dworze polskim przeważyły. Pertraktowano
wtedy pod patronatem Rzymu i Hiszpanii o wspólną akcję przeciw Danii,
nawet o rozbiór tego państwa, w czym Stefan miałby odegrać rolę głównego
egzekutora ak Chrystian II w niedoszłej kampanii przeciw Polsce 1512 r.)zz.
Cóż; kiedy w mniejszych i całkiem uchwytnych rzeczach trudno się było
Szwedom ze Stefanem dogadać: ani długów posagowych na rzecz Katarzyny
Jagiellonki, ani obiecanych Janowi zamków inflanckich, ani spadku po Zyg-
muncie Auguście nie kwapił się Stefan północnemu sąsiadowi uiścić. Skut-
kiem tego niewątpliwa wspólność interesów polsko-szwedzkich nie przybrała
w obliczu wojny formy przymierza.
c) Dużo zależało, jak zwykle, w tym splocie stosunków od postawy Tatarów
i Turcji: sułtan Amurat [III], dowiedziawszy się o obiorze Batorego, wpisał
Polskę na listę krajów podległych osmańskiemu berłu. Nie formalizował się
król o te fantastyczne roszczenia; owszem, ze względu na Moskwę i na Sied-
miogród uregulował z Portą dobre stosunki traktatem 5 listopada 1577 r.
Sporo czasu jednak upłynęło, nim ów układ oddziałał na postępowanie Tata-
rów. Chan Mohammed Tłuścioch [Mehmed Otyły] nie tylko nie szukał zwady
z Moskwą, ale, zapewne pod wpływem rubli, najeżdżał w latach 1577-1578
Ruś i Wołyń, a darów żądał od nas nawet na wypadek, jeżeli sam zwiąże
zl (niem.) polskim złym duchem (szatanem dla Polski).
zz Wyprawa planowana była na 1515 r.
182
się z carem. Dopiero nauczka dana Tatarom przez Janusza Zbaraskiego pod
Bracławiem oraz presja Wysokiej Po ůty pozwoliły posłowi [Marcinowi] Bro-
niewskiemu zawrzeć na Krymie (we wrześniu 1578 r.) układ przyjacielski,
_; równoznaczny zresztą tylko z neutralnością, a nie z sojuszem. Sułtan bowiem
' potrzebował Ordy przeciw Persom, a wezyr Mehmed Sokolli czuł przed po-
tęgą Iwana niezwykły xespekt.
15. Najazd Iwana na Inflanty
W 1577 r. odbywał się wśród takich orgii barbarzyństwa i okrucieństwa,
że zaćmił wszystkie srogości Turków i samego nawet Iwana. Gubernator
Chodkiewicz miał pod ręką nie więcej jak 2000 wojska, a Niemcom inflanckim
słusznie nie ufał. Padały kolejno miasta obsadzone przez Kettlera i Magnusa,
a przy zdobywaniu zamków tysiącami wycinano mężczyzn, gromadami gwał-
cono publicznie kobiety23. Sejm Rzeszy w Ratyzbonie rozdzierał szaty nad
postępowaniem Moskwy, ale nawet na akcję dyplomatyczną w obronie po-
bratymców nie umiał się zdobyć. Wnet cały kraj, z wyjątkiem Rygi, znalazł
się w rękach zdobywcy. Munster zaknutowany na śmierć, Magnus, uwięziony
i sponiewierany, uciekł pod opiekę Batorego24. Bo też jedyny ratunek był
w królu polskim, który przez to wyrastał na obrońcę cywilizacji i ludzkości.
Stefan jednak nie śpieszył z formalnym wypowiedzeniem wojny, póki nie
uzbroił wojska i nie upewnił się o dobrym nastroju sąsiadów. Zaczął rządy
od ofiarowania Iwanowi wieczystego pokoju, znosił afronty i przed samym
jeszcze najazdem słał do cara wojewodę mazowieckiego, Stanisława Kryskie-
go, z gałązką oliwną. Najazd wstrzymał tę misję. Stefan ze wzrokiem utkwio-
nym w Moskwę opracowywał plan zaczepny na Połock i Smoleńsk, wiedząc
dobrze, że jeśli tam zwycięży, to jakby klinem odetnie od Moskwy Inflanty.
W styczniu [1578 r.] posłowie jego, grubiańsko przyjęci na Kremlu, usłyszeli
warunki: za pokój całe Inflanty, za rozejm - uti possidetis. Jeszcze raz cały
1578 r. król zwodził cara rozhoworem (Barbarum verbis ducendum)25. Polakom
tymczasem wykładał w uniwersale na sejm 1578,r. konieczność wielkiej woj-
ny: od posiadania Inflant zależy los Wilna i Prus; od panowania nad morzem
- cała przyszłość Rzeczypospolitej. Gdy kilka województw zostaje głu-
chych na to wołanie, król je ponawia pod adresem opornych sejmików, aż
za cenę przyznanego szlachcie trybunału osiąga środki, jakich jeszcze żaden
król polski na wojnę nie miewał. Teraz przez [Piotra] Haraburdę wyprasza
23 braz ten jest przejaskrawiony, jeśli chodzi o skalę i powszechność stosowania
okrucieństw. Dopuszczano się opisanych czynów wobec miast i zamków, które próbo-
wały bronić się, takich zaś było niewiele, większość poddała się na pierwsze wezwa-
nie i była traktowana znacznie łagodniej. Por. J. Natanson-Leski Epoka Stejana
Batorego w dziejach granicy wschodniej Rzeczypospolitej, Warszawa 1930, s.11-13, 22-26.
24 )Vojska moskiewskie nie przekroczyły wówczas Dźwiny, nie cały więc kraj zna-
lazł się pod władzą Iwana. Poza tym Magnus przeszedł na stronę polską dopiero
po pierwszych sukcesach Batorego w walce z Moskwą, do tego czasu trzymał z woli
cara kilka zamków i tytuł królewski. Zob. tamże, s. 26, 31-32.
25 lac.) Barbarzyńców powstrzymywał słowami.
183
intruzów z Inflant, a posłó carskich przytrzymuje, aż Litwin wróci z nie-
bezpiecznej misji. Haraburda doczekał sig w Moskwie dobrej wieści o wspól-
nym zwycigstwie Litwy (Andrzeja Sapiehy) i Szwedów pod Kiesią (21 paź-
dziernika 1578) i wrócił szczęśliwie; za to jego następca [Bazyli] Łopaciński,
przysłany z wypowiedzeniem wojny, został latem 1579 r. uwigziony.
16. Połock i Wielkie Łuki
Jako zbawca i wyzwoliciel wkroczył król w ziemig połocką, wzywając lud-
ność do zrzucenia jarzma. Miał razem z czeladzią do 50000 ludzi przeciw
200000 Moskali, którymi z głównej kwatery w Nowogrodzie rozporządzał car.
Ale wśród dwudziestu kilku tysigcy batoriańskich kombatantów byli tacy
wojownicy, jak stary hetman Mielecki i młody Zamoyski26, jak Radziwiłł
Rudy z synem Krzysztofem Piorunem, Jan Zborowski i Janusz Zbaraski,
dzielni Wggrzy Bekiesz i [Janusz] Bornomissa. 30 sierpnia (1579), przetrwa-
wszy cigżkie deszcze i przygotowawszy grunt bombardowaniem, przypuszczono
zwycigski szturm do Połocka. Potem brano bez walki Turowlg, w cigżkim
boju Sokół; Smoleńszczyzng gromił jej tytularny wojewoda, Filon Kmita,
Czernihowszczyzng Ostrogscy i Michał Wiśniowiecki. Niszczono pilnie środki
materialne wroga, ale nie pastwiono się nad ludem, była to bowiem wojna
szlachetna z barbarzyństwem; zdemoralizowane załogi puszczano wolno w głąb
państwa moskiewskiego, gdzie je niedobry czekał los. Świetnie umiał Batory
podtrzymywać nastrój wojenny po swojej stronie za pomocą cenzury, plotek
i rozsyłania z polowej drukarni komunikatów dla narodu i zagranicy, i nie-
mniej świetnie rzucał strach na wroga z takim skutkiem, że car zaraz po
Połocku jął sig przymawiać o przyjaźń i braterstwo.
Był to moment niebezpieczny pod wzglgdem moralnym. Któż zaręczy, czy
hasło pokoju nie chwyci sig sejmików, czy bierna i pokojowa natura polska
nie spocznie na laurach połockich? Wigc, zostawiwszy dowództwo Mieleckie-
mu, król z Zamoyskim pośpieszyli na sejm warszawski (grudzień 1579 -
styczeń 1580)z' krzesać nowe energie. Tam kanclerz, znany skądinąd jako
przeciwnik niesłusznych wojen zdobywczych uzasadnił izbom konieczność
dalszej walki we własnych Iwanowych granicach, aż do zupełnego zwycig-
stwa. Nie bać sig aneksji i nie skrupulizować nad nimi, z tym głównym
zastrzeżeniem, że wszystkie zdobyte kraje otrzymają równe z Polską prawo
obywatelstwa; żaden nie pozostanie w położeniu podbitej prowincji. Umyślnie
tak pokierowano, że goniec rosyjski, śpieszący z wyrazami pokory (piered
Bogom i piered nim korolom) nie zdążył na czas; trwały jeszcze korespon-
dencje i wielcy posłowie carscy jeździli potem za królem bezskutecznie, aż
rozpaliła sig nowa kampania. Nikt w Europie ani w Azji nie chciał pomagać
okrutnikowi: ani cesarz Rudolf, który mu wypominał Inflanty i żądał ich
ewakuacji, ani chan tatarski, który za warunek przymierza stawiał wolność
Astrachania.
26 Zamoyski nie był jeszcze wówczas hetmanem. Por. przyp.16.
Z' Sejm obradował od 23 listopada 1579 do 4 stycznia 1580 r. Por. W. Konop-
czyński ' Chronologia. . ., s.142.
184
Powiększone wojska przeprowadził Stefan latem 1580 r. przez niedostępne
drogi pod Wielkie Łuki. Tu stanowiska strony odbiły się w następującyeh
propozycjach: car, przed samą kapitulacją twierdzy, oddawał Połock, Kur-
landię i tę część Inflant, którą d :ierżył Magnus; Polacy żądali całych Inflant,
Smoleńska, Nowogrodu oraz zwrotu kosztów wojennych. Wielkie Łuki złożyły
broń 5 września, przy czym rozdrażnione oporem wojsko wymordowało część
załogi, nie bacząc na zakaz króla i Zamoyskiego. Dalsze rozhowory prowa-
dzono w zdobytym na św. Michała Newlu (po drodze wzięto Wieliż i Uświat),
przy czym już było widać, że Iwan gra na zwłokę, w nadziei jakiejś pomyślnej
interwencji z zewnątrz.
17. Psków
Wróciwszy z wyprawy do Grodna, król roztoczył starania o pożyczkę u ksią-
żąt Rzeszy; uzyskał od Rygi 2/3 ceł na dochód skarbu królewskiego i odprawił
w Warszawie [w 1581 r.] nową sesję sejmową. Expose Zamoyskiego tak prze-
mówiło do przekonania izbom, że wszystkie województwa (z wyjątkiem trzech
małopolskich) uchwaliły nadzwyczajne podatki na dalszą wojnę z zastrzeże-
niem, że ta ofiara będzie ostatnią, a posłużyć ma do wywalczenia dobrego
pokoju. Stefana to stanowisko nie zadowoliło: wojna bez zupełnego zmiażdże-
nia wroga wydawała mu się niezaszczytną; "Bóg mi świadkiem", wołał, "że
gdybyście nie odmówili środków na konieczną potrzebę Rzeczypospolitej, to
pomyślałbym o podboju nie tylko Moskwy, ale całej Północy". Litwinom
(Wołłowiczowi) wystarczyłyby Inflanty, a były pogłoski, że car odstępuje
swoje pretensje do tej ziemi cesarzowi i że jego agenci pracują nad zerwa-
niem sejmu. Przetrzymawszy tedy posłów moskiewskich w zupełnym odosob-
nieniu, Batory zakończył sejm, by znów przemówić do wroga z paszcz armat-
nich i muszkietów2s. Na urągliwe odezwy Iwana od połocczan i do senatu
litewskiego, gdzie król nazwany był krzywoprzysiężcą, odpisał Zamoyski
jeszcze ostrzej.
Główne uderzenie tego roku godziło w Psków. 21 sierpnia [1581 r.] zdo-
byto fortecę Ostrów, a Krzysztof Radziwiłł i Filon Kmita w kilka tysięcy
jazdy wpadli daleko na górny Dniepr, aż do źródeł Wołgi, czym nie tylko
wymanewrowali z Orszańskiego całą armię nieprzyjacielską, ale rzucili po-
strach na carską kwaterę w Staricy (pod Twerem). Atoli mężniej niż prze-
rażony despota spotkał niebezpieczeństwo obrońca Pskowa, kniaź Iwan Szuj-
ski. Miał on pod ręką oprócz 7000 załogi 50000 uzbrojonych lub użytych
do robót fortyfikacyjnych mieszczan, kiedy siły polskie w tej kampanu nie
przekraczały 30000, a Stefanowa artyleria, mimo zdobycia z górą 100 dział
w różnych twierdzach, niewiele mogła zdziałać przeciw potężnym murom
i 37 basztom twierdzy. Oblężenie zaczęło się w końcu sierpnia od staran-
nych robót ziemnych, którym oblężeni przeciwdziałali z nie mniejszą gorli-
wością. 8 września rzucili się Węgrzy, a za nimi Polacy i Litwa, do dwóch
2s W rzeczywistości, w czasie obrad sejmu prowadzono z poselstwem moskiew-
skim rozmowy, uczestniczyła w nich także delegacja izby poselskiej. Por. J. Natan-
son-Leski, dz. cyt., s. 75-76.
185
wyłomów, zostali jednak wyparci bohaterskim kontratakiem pskowian. Oka-
zało się, że król ma za mało prochu na wysadzenie murów i że załoga, oży-
wiona religijnym patriotyzmem, gotowa bronić swego cara-ciemiężyciela do
ostatniej kropli krwi. Dodał naszym ducha wracający od Toropca ze świet-
nego zagonu Piorun Radziwiłł, zmiękczała też Moskali szwedzka ofensywa `
w Estonii, ale to wszystko nie naprawiło widoków oblężenia.
18. Pośrednictwo papieskie a rozejm zapolski
Myśl spożytkowania Moskwy dla wypędzenia Turków z Europy świtała
w głowie różnych dyplomatów papieskich (takich jak [Wincenty] Portico,
Laureo, [Jan Andrzej] Caligari) od 1570 r., ale dopiero sprytny poseł carski
[Istoma] Szewrygin w 1580 r. zetknąwszy się w Pradze z nuncjuszem i po-
słem weneckim, zaimprowizował świetną próbę zbałamucenia kurii rzym-
skiej na dobro Moskwy. Właściwie miał on doręczyć tylko pismo carskie
żądające, aby papież zabronił Stefanowi łączyć się z Turkami i napastować
ch ześcijańskich sąsiadów, sam jednak skomponował inne pismo ze wzmianką
o możliwym przyjęciu rzymskiej wiary. Papież Grzegorz XIII postawił sobie
za cel najpierw unię z Kościołem greckim, potem porozumienie polityczne
w duchu ligi chrześcijańskiej; rozumiano bowiem w Rzymie, że misja Szew-
rygina "zrodziła się nie z dobrych intencyj, ale z dobrego bicia". Aliści, cały
ten eksperyment wziął w ręce niefortunny entuzjasta, jezuita Antoni Posse-
vino, który już raz imał się podobnej roboty unijno-sojuszowej w protestanc-
kiej Szwecji (1578 i 1580) i tam również nie wskórał nic. Possevino razem
z Szewryginem udali się do Austru, skąd Moskal jechał do siebie na Lubekę,
a jezuita do Polski, gdzie go przyjęto na ogół bardzo chłodno. Również
w państwie carów doznał najpierw wielkiego rozczarowania. Iwan zhardział,
ujrzawszy, że już nie jest tak samotny w Europie, i ani o dopuszczeniu jezui-
tów do Moskwy, ani o budowaniu tam kościołów katolickich nie chciał sły-
szeć. Wróciwszy do obozu polskiego pod Psków, próbował Possevino uspo-
kajać Polaków, że Moskale nie są wcale tak źli, jak ich cudzoziemcy opisali,
Moskalom zaś dowodził, że Polacy się zbroją gwałtownie. Te dobre usługi
wcale jednak nie zachwycały dowodzącego pod Pskowem Zamoyskiego: jego
zdaniem ten "sykofanta", "zdrajca" zaniedbywał dla polityki hierarchię nie-
biańską i bałamucił tylko papieża, sam zbałamucony przez cara, który do-
piąwszy swego kijami przepędzi pośrednika.
Rokowania w Kiwerowej Horce pod Janem Zapolskim odbyły się w czasie,
kiedy już największe niedole zimowe można było uważać za przezwyciężo-
ne29, tylko że siły oblężnicze stopniały. Prowadzili je ze strony polskiej:
Janusz Zbaraski, Albrecht Radziwiłł, Haraburda, oczywiście pod sprężystym
kierownictwem Zamoyskiego, według tajnych instrukcji króla. Za wszelką
cenę, nawet kosztem nieuznania tytułu carskiego, starał się Iwan nie dopu-
ścić Polski do posiadania całych Inflant, próbując z nich zatrzymać choć
kilka zamków. Stefan ze swej strony przybierał pozór, jak gdyby chciał i mógł
29 Trudno z tym się zgodzić, rokowania trwały bowiem od 13 grudnia 1581 do
15 stycznia 1582 r.
186
rokować także w imieniu Szwedów, chociaż co do ich zamiarów żywił wielkie
podejrzenia. Była chwila, kiedy Zamoyski skłaniał się przyznać Moskwie
4 zamki w Inflantach, w zamian za Wielkie Łuki, Wieliż, Siebież i Zawo-
łocze (Smoleńsk próbowano wytargować za uznanie tytułu carskiego), ale król
słusznie uznał, że zbyt daleko wysuniętych obcoplemiennych zdobyczy nie
potrafiłby utrzymać. Więc tylko Wieliż z obwodem wytargowano dla Litwy,
a z Inflant nie ustąpiono ani piędzi ziemi, do czego zresztą i Possevino,
zrażony pod koniec do Moskwy, się przyłożył. "Koniecznaja niewola" zmu-
siła Iwana do tej upokarzającej rezygnacji, a Zamoyski z niezwykłą czuj-
nością i energią dopilnował do ostatniej chwili, aby ta graeca fides nie utrzy-
mała się pod pretekstem nieporozumienia na żadnym zamku.
19. O resztg Inflant
Rozejm zapolski na cały wiek powściągnął moskiewskie parcie ku ujściu
Dźwiny, ale nie rozstrzygnął całej kwestii inflanckiej. Jeszcze Dania pozo-
stawała w posiadaniu Ozylii i Dag , a niefortunny "Arcymagnus" trzymał się
do śmierci (18 marca 15833a) w biskupstwie piltyńskim [kurońskim] w samym
środku Kurlandii; jeszcze Szwedzi okupowali Estonię. Cesarstwo przypisywało
sobie prawa do całych Inflant, a póki te czynniki, związane węzłami kultury
i religii z górną warstwą ludności inflanckiej, oddziaływały na nią wprost
lub pośrednio, nie można było liczyć na posłuszeństwo zdemoralizowanych
niemieckich obszarników. Ryga zapatrywała się na przykład Gdańska, liczne
koła szlachty zezowały w stronę Danii lub Szwecji; nie było zaś w kraju
żywiołu, który by tak instynktownie lgnął do Polski lub Litwy, jak masa
ludności Prus ciągnęła do Korony po pokoju toruńskim. Król sądził, że nie-
zbędnym warunkiem utrzymania Inflant w wierności jest wcielenie ich całych,
bez podziału z kimkolwiek. Namiestnikiem całej prowincji mianował biskupa
wileńskiego, Jerzego Radziwiłła, założył biskupstwo wendeńskie. Tymczasem
1581 r. przyniósł pogorszenie sytuacji: Szwedzi zdobyli upragnioną Narwę,
a we właściwej Liwonii - Biały Kamień (odtąd: Witensten) i inne miejsco-
wości. Król i kanclerz oburzali się nie bez racji. "Ja zastawiam sieci, a mój
szwagier je podbiera", mówił Stefan. "My jakby na pełnem morzu znosimy
wszystkie impety wroga i burz", powiadał Zamoyski, "a on (Jan III) tuż przy
brzegu bezpiecznie sobie łowi ryby [...] bez znoju i krwi". Sam Pontus de la
Gardie, wódz załogi szwedzkiej w Estonii, umiał usprawiedliwiać takie postę-
powanie jedynie koniecznością wojenną, ale Jan III, pomny długoletniej wy-
trwałej swojej walki z Moskwą, mówił teraz: "niech oręż rozstrzyga". Nie
dopuszczeni do rokowań zapolskich Szwedzi gniewali się na rozejm, choć
sami przedtem odrzucili przymierze. Argumenty polskie w sprawie Inflant
zawiózł do Sztokholmu kuchmistrz Dominik Alamanni [Alemani]; niestety,
nie przywiózł żadnych obietnic w sprawie słusznych pretensji pieniężnych
Jana. Batory po prostu lekceważył szwagra, a i Polacy patrzyli z góry na
30 Data według kalendarza juliańskiego, czyli starego stylu, dalej przy takich
datach będziemy dodawać "starego stylu". Według kalendarza gregoriańskiego było
to 28 marca 1583 r.
187
tę młodą dynastię królów chłopskich. Toteż Alamanni nasłuchał się wybu-
chów rozdrażnienia i wrócił z niczym. Następny poseł, Krzysztof Warsze-
wicki, skompromitował się radą udzieloną królowi szwedzkiemu, a przezeń
potem rozgłoszoną: aby wytępić luterskich Inflantczyków, którzy tylko kłócą
zaprzyjaźnionych monarchów. Na sejm 1582 r. Batory wniósł między innymi
sprawg zbrojnej rewindykacji Estonii, ale środków na to nie uzyskał. Ze
śmiercią Katarzyny Jagiellonki (I583) odległość między dwoma szwagrami
jeszcze wzrosła.
Wówczas pośrednictwo zaofiarował im dziedziczny wróg Szwecji, a wówczas
także zły na Polskę król duński. Aby przygotować tę dość nienaturalną me-
diację, jechał do Kopenhagi poseł [Jakub] Ponętowski, ale zanim dojechał,
nagromadziły się między Polską a Danią takie chmury, że znów mediatorska
ręka musiała je rozpędzać. Oto osierocony po Magnusie Piltyń zajęli, zgodnie
z życzeniem części protestanckiej ludności, Duńczycy, ale ich hetman Radzi-
wiłł stamtąd wyrzucił. Skończyło się na tym, że Jerzy Fryderyk, administra-
tor Prus, jako rozjemca uznał słuszność pretensji Danii i przysądził jej od
Batorego odstępne, po czym poszkodowanym piltyńczykom nadano przywileje
oraz zwolnienie od podatków na lat 5 (1585). Naprężenie ze Szwecją, mimo
zabiegów Possevina i mimo rokowań komisarskich, złagodniało dopiero wte-
dy, kiedy Szwedom znowu zagrozili w stronie Ingrii Moskale.
20. Kompromis z Gdańskiem
Inflanty zostały pozyskane większym wysiłkiem koronnym niż litewskim,
stąd wynikła pretensja Polaków do posiadania tego kraju co najmniej na
równych prawach z Litwą. Większą jednak korzyścią niż zysk materialny
dla skarbu i dla nabywających tam dobra obywateli byłoby dla Polski ugrun-
towanie w portach inflanckich naszego dominium maris. Stefan Batory, trzeba
to stwierdzić, potrzebę floty rozumiał, ale o jej zaspokojenie mniej dbał niż
ostatni Jagiellon i pierwsi Wazowie. Po wojnie gdańskiej jedyna "galeona"
zygmuntowska znikła, a o kaprach już nic prawie nie słychać. Gdańsk ode-
tchnął po opresji i pracował nad ugruntowaniem swego handlowego władztwa,
za cel wciąż sobie stawiając skasowanie dawnego obowiązku płacenia palo-
wego oraz cofnięcie konstytucji Karnkowskiego. Zaszachować go można było
tylko przez systematyczną politykę bałtycką, grając na interesach różnych
państw handlujących z Prusami i Inflantami. Ani z Danią, ani ze Szwecją
nie umiano dojść do ładu. Pozostawało do wyzyskania inne współzawodnictwo
jeszcze poważniejsze, bo rozgrywające się na oceanie, a nie tylko na Bałtyku:
między Hiszpanią i Anglią oraz ich sprzymierzeńcami. Od kiedy bowiem
Anglia wydała walkę niemieckiemu handlowi, Hanza musiała szukać oparcia
w Hiszpanii, z którą obok Anglików walczyli też wybijający się na niepod-
ległość Holendrzy. Z tych dwóch narodów jeden, angielski, miał swój inte-
res w przełamaniu monopolu pośredniczego gdańszczan, drugi, holenderski
zaopatrując się w drzewo i zboże z Polski oraz innych krajów zabałtyckich,
przeciwstawi się w przyszłości wyzyskowi praktykowanemu przez Duńczyków
w Sundzie. Tu otwierały się dla Polski widoki emancypacji gospodarczej,
i był czas, kiedy polityka Batorego liczyła się z owymi widokami. Jak wie-
188
my król przyznał swoim i obcym poddanym wolność handlu morskiego
w Elblągu, i starał się tam przenieść ów handel z ujmą dla Gdańska
(w 1577 r.). Otóż w Elblągu umieściła się od lat 10 kompania angielska,
która najenergiczniej dążenia te popierała.
Wśród wysileń wojennych na wschodzie wszystko zaćmił w oczach Batorego
interes fiskalno-wojskowy. Gdańszczanie o tym wiedzieli, a ponieważ umieli oni
podczas walki o Inflanty oddawać królowi ważne usługi, ponieważ od ich
stanowiska zależało, czy Hanza przerwie żeglugę narewską, więc po trosze
wyrobili sobie u Batorego ucho przychylne. Patronem ich stał się Zamoyski,
wielki znawca i obrońca interesów wschodnich Polski, mało gorliwy o interesy
morskie. Od 1580 r. król po trosze wycofuje się ze stanowiska przychylnego
Elblągowi i Anglu. Do pewnego stopnia można w tym widzieć myśl podbijania
się w cenie. Jeżeli z początku, dla podcięcia Gdańska, ofiarowywano Elblągowi
wolny handel, to teraz i Gdańsk, i Elbląg licytują się w ofertach na rzecz skarbu
królewskiego: pierwszy ofiarował połowg palowego, drugi - stawki dwa razy
wyższe niż jego rywal. Pilnie chodzili koło interesów elbląskich posłowie
angielscy [Jan] Rogers (1581) i [William] Salkins (1582). Najwięcej przecież miał
tu do powiedzenia sejm polski i dlatego właśnie gdańszczanie użyli wszelkich
sposobów, aby sejm, a nawet senat z tych pertraktacji wyłączyć, w czym właśnie
pomógł im zakochany w swej nieomylności i patriotyzmie Zamoyski. On to
ułożył projekt kompromisu, gdzie od gdańszczan nie żądano nic więcej prócz
połowy palowego. Zdawało się przez chwilę (1584 r. w Grodnie), że król przenika
grę gdańszczan, obliczoną na odłączenie jego interesu od dobra Rzeczypospoli-
tej. Tu wdał się kanclerz na niekorzyść Elbląga i Anglii; wyrobił mandat
zakazujący wolnego handlu migdzy Polską i krajami zamorskimi, aby Gdańsk
mógł go nadal eksploatować, i aby miał z czego płacić królowi pół palowego.
Jeszcze się odezwali w komisji lubartowskiej ci starzy doradcy, którzy inspirowali
pierwotną bałtycką politykę króla: Jan Tarło i trzej Firleje; jeszcze byli słuchani
Karnkowski i poseł angielski [Jan] Herbert i burmistrz elbląski [Jan] Sprengel.
Rzucono na szalę wszystkie racje przemawiające za złamaniem wyłącznych praw
Gdańska. Te mądre głosy padłyjednakjak groch o ścianę. Mogli sobie potem król
i kanclerz wychwalać na sejmie 1584/1585 r. swoją wyższość nad wszelkie gdańskie
pokusy. Faktem pozostaje, że traktat o cle morskim (Tractatusportorii) z dnia 26
lutego 1585, zapewniający królowi połowę podwyższonego dwukrotnie palowego,
przekreślił dzieło komisji Karnowskiego i utwierdził na wieki polskie "ratajstwo
i gburstwo" w stosunku do Gdańska. Król zobowiązał się nadal kaprów nie
organizować, nowych ciężarów na miasto nie nakładać, kierunku Wisły nie
zmieniać, nie pozwalać na handel kupców zagranicznych w Prusach Królewskich
bezpośrednio z mieszkańcami. Zrozumieć można taki krok brzemienny w fatalne
następstwa jedynie w związku z całą polityką Batorego, zapatrzoną nie w realny
interes Polski, ale w "podbój Północy", w walkę z Turcją, w wyzwolenie Węgier.
2 I. Trybunał
Wolną rękę w polityce zagranicznej uzyskał król zaraz u progu rządów
kosztem znacznych ustępstw na rzecz szlachty w dziedzinie sądowej. Co praw-
da ustąpił nie bez walki i nie na całej linii. Od lat 40 wlokła się doniosła
189
sprawa reformy wyższego sądownictwa, bez której załatwienia trudno było
twierdzić z Orzechowskim, że w Polsce rozkazuje nie król, lecz prawo.
Trudność polegała na tym, że Zygmunt August nie chciał wypuścić z rąk
jurysdykcji apelacyjnej nad wszelkimi poddanymi, a nie mógł odsądzić za-
legających tysięcy procesów, obóz zaś szlachecki obawiał się wzmożenia w są-
downictwie roli senatu, a nie umiał ująć tej funkcji we własne ręce. Próbo-
wano różnych paliatywów: raz chciano wznawiać senatorsko-urzędnicze wiece,
przy podwyższeniu kaucji ("koców") za skargi apelacyjne (1553), kiedy indziej
projektowano osobne izby apelacyjne, szlachecką i miejską (1556-1557), to
znów jakieś nadzwyczajne kolegia obywatelskie, od sejmu do sejmu, dla ka-
sowania wyroków niesłusznych (1558): ustanowiono faktycznie w 1563 r. sądy
wojewódzkie najwyższej instancji, które się jednak z nawałem pracy nie
uporały. Bądź co bądź, próba ta przesądzała, że szlachta przyznaje swym
wybrańcom nie gorszą do sądzenia kompetencję niż senatorom. Gdyby czytała
pilniej Modrzewskiego, a później [Andrzeja] Wolana (De libertate politica
sive civili, 1572), to by może zrozumiała, że sprawiedliwość winna być wyższa
nad stany, a wymierzać ją powinni biegli, płatni ze skarbu i nieusuwalni praw-
nicy, podzieleni za wzorem francuskim, hiszpańskim czy niemieckim na ko-
legia, odpowiednio do klas społecznych (jak chciał Modrzewski) albo do ro-
dzaju procesów (według Wolana).
W bezkrólewiu odniosło tryumf hasło uniezależnienia sądu od króla.
Eksperyment z kapturami dodawał odwagi. Prawnicy szlacheccy zamie-
rzali przenieść na trybunał całe sądownictwo królewskie, więc i apelacyjne
karno-cywilne, i dyscyplinarne nad urzędnikami, i sprawy skarbowe, i ape-
lacje od sądów miejskich i duchownych. Miał to być jeden naczelny try-
bunał szlachecko-miejski, jednak z bezwzględną przewagą szlachty. Prze-
ciw tym zakusom wystąpiły: senat i kler, miasta i prowincja pruska; rzecz
oparła się o króla Henryka, który za radą Francuzów szlacheckie postu-
laty odrzucił. Wrócono wtedy do tworzenia sądów najwyższej instancji
po województwach, ale wkrótce "owe wiece z władzą królewską w śmiech
i szyderstwo były obracane". Z tak zaognioną i zawikłaną sprawą stanął
oko w oko Batory na sejmie toruńskim 1576 r. lus et iustitia regnorum
fundamenta 31 głosił król, więc też wyraził zgodę na oddanie trybunałowi
władzy sądowniczej z zastrzeżeniem dla siebie spraw kryminalnych, urzędni-
czych, miejskich i dotyczących majestatu lub interesów monarchy. Zara-
zem wzbronił starostom wykonywania dekretów sądów wojewódzkich prze-
ciw miastom. Nastąpiło pamiętne starcie, padły słowa o władzy nie malo-
wanej. Stefan sam zasiadł do sądzenia, jak przed nim Jagiellonowie. Zda-
wało się, że między królem a daw ymi egzekucjonistami pękną wszystkie
węzły. Lecz groza od wschodu uratowała zgodę. Ustanowiony został w 1578 r.
za cenę poborów trybunał koronny, ale z dopuszczeniem księży do spraw
spornych między stanami duchownym i świeckim, bez władzy nad miastami,
bez zasadniczego zwinięcia jurysdykcji królewskiej. Szkoda, że również bez
zapewnienia ciągłości, nieusuwalności i prawniczej kompetencji ciała sądzą-
cego. W 1581 r. poszła za wzorem Korony Litwa, później przyjmą trybunał Prusy
(1585) i Ukraina (1589-1590).
31 (lac.) Prawo i sprawiedliwość jest fundamentem królestw (ugruntowuje kró-
lestwa).
190
22. Polityka wewngtrzna.gatorego
Dużo da się powiedzieć o pracach administracyjnych dzielnego króla, jak
z pomocą Rafała Leszczyńskiego i Hieronima Bużeńskiego naprawił gospo-
darkę skarbową, podźwignął kopalnie olkuskie, jak zorganizował piechotę
wybraniecką, zobowiązując królewszczyzny do stawiania po 1 rekrucie z 20
łanów. Mniej bogato przedstawia się wytyczna właściwej polityki wewnętrz-
nej. Na wiele pytań odpowiedź streszczała się w nazwisku: Zamoyski. Ten
alter rex, od 1583 r. szwagier króla, stawał się coraz bardziej okiem i uchem
królewskim, prowadził całą politykę zewnętrzną z wyjątkiem spraw z Hab-
sburgami i Turcją, przy czym popierał swoich zamojszczyków, a z koniecz-
ności oddalał od dworu rodziny współzawodniczące, zwłaszcza Zborowskich,
prymasa Karnkowskiego (od 1582)32 i Andrzeja Opalińskiego, marszałka wiel-
kiego koronnego. Poza polityką personalną miał król wyraźną politykę wy-
znaniową. Sam, jak wiemy, katolik, chciał mieć Polskę państwem katolickim,
ale zarazem praworządnym. Papieża Grzegorza zjednał sobie całkowicie, zło-
żywszy mu w kwietniu 1579 r. obediencję; dla bratanka, młodziutkiego An-
drzeja, uzyskał kapelusz kardynalski. Jezuitów popierał: ułatwił im zakła-
danie kolegiów w Połocku (1579), Rydze (1581), Dorpacie (1583), Grodnie, Nie-
świeżu. Założył, tj. właściwie podniósł do godności Akademu szkołę wileńską,
którą ufundował biskup Protaszewicz (1579); z nuncjuszami: Caligarim (1578-
-1581) i [Albertem] Bolognettim (1581-1585) działał w dobrym porozumieniu,
ale nie zawahał się wydać w 1578 r. surowej "ordynacji" na burzycieli pokoju
religijnego w Krakowie, a w Wilnie oświadczył w 1581 r., że nie ścierpi, aby
wiary "przemocą, ogniem, zamiast nauczaniem i dobremi przykładami nau-
czano". Mazurom nie pozwolił zbyt gwałtownie (w myśl statutów z XV w.) 33
rugować z Warszawy protestantów. Wyjątek w tej tolerancyjnej polityce
przyniósł 1585 r., kiedy król uznał (co przedtem różnowiercy głosili w swoim
interesie, a co się teraz przeciw nim obracało), że szlachcic w swych dobrach,
jak i król w swoich miastach rozstrzyga o wierze poddanych w duchu jed-
ności religijnej.
Uchroniwszy mieszczan przed poddaństwem sądowym u szlachty (1576-
-1578) więcej już dla nich ani dla chłopów nie zrobił: tylko jednostki, co
prawda wcale liczne, nobilitował w nagrodę dzielnych czynów wojennych
(jak owego [Walentego] Połotyńskiego, mieszczanina lwowskiego, co się od-
znaczył w ataku na Połock). Łatwiej było dogodzić Kozakom. Legendą jest
wprawdzie późniejsza wersja, głoszona przez zainteresowanych, jakoby Stefan
nadał Kozakom te różne przywileje: rejestr na 6000, równouprawnienie ze
szlachtą, osobny trybunał, Baturyn jako rezydencję dla hetmana. W rzeczy-
wistości król, zastawszy tę milicję gotową, ale rozprzężoną po Zygmuncie
Auguście, ustanowił rejestr tylko 500 pod dowództwem Michała Wiśniowiec-
kiego i "porucznika" Jana Oryszowskiego jako zastępcy, a klasztor Trech-
tymirów koło Kaniowa dał im na szpital wojskowy (19 kwietnia 1582). Punkt
ten stanie się ośrodkiem, a szczupły pierwotny rejestr - kadrą późniejszego
wojska zaporoskiego.
3z Karnkowski był prymasem od 1581 r.
33 Szlachta mazowiecka, występując przeciw protestantom, powoływała się prze-
de wszystkim na edykt księcia Janusza z 1525 r.
191
23. Batory a sejm
Inna legenda, dopiero w XX w. szerzona, czyni z Batorego pogromcę anar-
chii sejmowej i niedoszłego (przez śmierć przedwczesną) reformatora ustroju
w duchu monarchicznym. Syn ziemi siedmiogrodzk ej nie mógł przynieść
do Polski takich doświadczeń parlamentarnych, jakie zdobyli np. Habsburgo-
wie w stosunkach z sejmem Rzeszy lub z sejmami krajów czeskich czy au-
striackich; sejmy węgierskie znane z pierwotnych hałaśliwych form obrado-
wania, nie mogły stanowić dla Polski budującego wzoru. Odbył Batory, licząc
od koronacji, siedem kadencji sejmowych; widocznie od obrad, chociaż mu
ciążyły, nie stronił. Lepiej współpracował ze stanami podczas wojny niż
wśród pokoju, bo też dla poparcia wojny, a nie dla pracy ustawodawczej
przeważnie je zwoływał. Wspólna sława, wspólne zwycięstwa, to były zaklę-
cia, którymi wyczarowywał z sejmów ofiarność i dobrą wolę, czego dowodem
podatki uchwalone w latach 1578, 1580, 1581. Cóż, kiedy poza wojną miała
wówczas Polska przed sobą ogromne zadania nie dokończonej przebudowy!
Tkwiły w sejmikach od czasu Zygmunta Starego zakorzenione odśrodkowe
instynkty, pęczniał w całej szlachcie niwelujący wszystko egoizm stanowy.
Czekały na wykończenie po Zygmuncie Auguście ważne reformy: sądowa,
skarbowa, administracyjna i kardynalna ustrojowa. Aby je przeprowadzić,
trzeba było prócz hasła sławy (któremu szlachta przeciwstawiała swoje hasło:
wolność) dla siebie i innych mieć program oraz taktykę postępowania. Tak-
tykę parlamenterną Batorego cechuje szczerość, uczciwość, realizm. Żadnych
krętactw ani nadużyć! Król chce być dla narodu nauczycielem racji stanu,
więc w każdym orędziu na sejmik wykłada cele polityki zagranicznej. Każdy
jego uniwersał czy mowa tronowa tchnie głębokim rozumem i patriotyzmem,
a brzmi jak dzwon spiżowy. Realizm taktyki wyraził się w tym, że kiedy wróg
zagrażał z zewnątrz, a część sejmików skąpiła grosza, on niekiedy wymijał
sejm walny (np. w 1577 r.), albo wyjednywał partykularne uchwały uzupełnia-
jące w ziemiach po sejmie walnym (1578, 1581). W taktyce sejmowej miał
Stefan znakomitą pomoc ze strony Zamoyskiego. Mówiono, że król bez kan-
clerza nie powinien chodzić na sejm ani Zamoyski bez niego na wojnę. Trud-
niej było o program. Batory i Zamoyski rozumieli, że dla dobra samego par-
lamentaryzmu treeba pomóc sejmowi do przezwyciężenia sejmików, nagiąć
mniejszość do posłuszeństwa większości, pomóc posłom do uwolnienia się
spod nakazów wyborczych. Cóż, kiedy na przeprowadzenie walki o te zasady
nie miał Batory czasu, a Zamoyski dopiero stopniowo wyzwalał się z wielbi-
ciela elekcji viritim i demagoga na prawdziwego męża stanu. Byłoby może
inaczej, gdyby izbę poselską prowadził, jak za Zygmunta Augusta, zastęp zor-
ganizowany, złączony z dworem wspólnym poglądem na wewnętrzne potrze-
by państwa. Takiego kierownictwa na sejmach Stefanowych nie widać. Dawni
leaderzy, Siennicki, Szafraniec, działają na własną rękę; stopniała większość
protestancka; nie zahartowała się jeszcze katolicka. Imię mają w kraju i w iz-
bach raczej opozycjoniści: [Stanisław] Sędziowój Czarnkowski, [Jakub] Nie-
mojewski, [Mikołaj] Kazimierski, [Prokop] Pęksławski, [Jan] Herburt, Zbig-
niew Ossoliński. Opozycja stawia postulaty, rządowcy uchwalają podatki. To
szlachta, a nie król, stworzyła trybunały; ona, wierna hasłom egzekucji żądała
dalej rozrachunku z duchowieństwem, uporządkowania elekcji, a i na niektó-
re sprawy zagraniczne, mianowicie bałtyckie, miała pogląd zdrowszy niż król
192
i kanclerz. Nic dziwnego, że ci ostatni, nie mając konstruktywnej polityki sej-
mowej, stanęli po zawartym pokoju (1582) oko w oko już nie z warcholską
mniejszością, ale z niezadowoloną większością, która im przeciwstawi, zwłasz-
cza w materii sądownictwa (1582,1585), swoje dążenia, z prerogatywą monar-
szą niezgodne.
24. "Tyrania" nad Zborowskimi
Dopiero na tle tego rozdźwięku między żądzą sławy u króla i dążeniem
szlachty do dalszych reform w duchu stanowo-demokratycznym zrozumiałe się
staje zjawisko, że rozumny i bohaterski król, pełen szacunku dla praw oby-
watelskich i tolerancji dla cudzych przekonań, po kilku aktach uzasadnionej
srogości zaczął tracić popularność wśród szlachty, ba, nawet zyskiwał przy-
domek "tyrana". Boć przecież ścięcie Grzegorza Ościka (zdrajcy, który
w 1580 r. konszachtował z Iwanem Groźnym) nie wydałoby się w społeczeń-
stwie, znającym swój zbiorowy interes w pokoju i samoobronie, żadnym
niebywałym okrucieństwem. Prawda, przyczyniali się do psucia nastrojów
zdystansowani różnowiercy, ale najwięcej tu zawiniła prywata Zborowskich.
Rozwichrzone były głowy tych małopolskich możnowładców. Najzasłużeńszy,
Jan, uchodził nawet za przyjaciela Zamoyskiego; Piotr, wojewoda krakowski
(zmarły w 1581 r.) i Andrzej, marszałek nadworny, popierali w bezkrólewiu
Henryka i Stefana, kiedy Krzysztof służył Habsburgom; Samuel - zuchwalec
i fantasta, cały w gębie, nie nosił zdaje się żadnych poglądów politycznych.
Wszyscy, odsunięci od łask (z wyjątkiem Jana), zawistnie patrzyli na wy-
wyższenie Zamoyskiego. Póki Jan zabiegał o darowanie winy banicie Sa-
muelowi, inni sprzysięgali się "na trawie zborowskiej" obalić tron i pochwy-
cić władzę: Samuel dwa razy bywał na Niżu, awanturował się z Kozakami;
myślał jak tylu przed nim o księstwie mołdawskim, ale bywał - dla rehabi-
litacji - także na froncie moskiewskim; do Polski, kiedy chciał, wjeżdżał
buńczucznie, nic sobie nie robiąc z dekretu banicji. Od lata 1583 r. król na-
zywa się już w korespondencji braci "Batem", Zamoyski satrapą, zbrojny
opór uznany za jedyny ratunek przed zgubą całego domu. Po drugiej bytności
na Niżu Samuel Zborowski namawiał Olbrachta Łaskiego do zamachu na
życie Batorego i rzeczywiście podobno urządzano nań zasadzki. Król, ostrzeżony
przez wojewodę sieradzkiego, zbył przestrogę pogardliwym sądem: "Pies,
który szczeka, nie ugryzie". Ale kanclerz koronny jako stróż praw nie puścił
tego płazem, gdy Samuel z liczną czeredą, niby to jadąc do Włoch, wieszał się
za nim, jadącym z Knyszyna do Krakowa, jak gdyby usiłując go wziąć we
dwa ognie. W nocy z 12 na 13 maja banita został pojmany przez młodego
[Stanisława] Żółkiewskiego i [Mikołaja] Uhrowieckiego we wsi Piekary i od-
stawiony na Wawel. Szlachta krakowska próbowała interweniować, żądając
odesłania tej rzekomo nowej i niebywałej sprawy na sejm. Zamoyski miał
na to przytoczyć, że ojciec Samuela zabił Dymitra Sanguszkę, banitę, bez ża-
dnego sądu. Odwoławszy się do króla, który wyraził swą zgodę, kazał kanclerz
ściąć więźnia na podwórcu wawelskim (26 maja 1584). Przed straceniem miał
on prosić Samuela o przebaczenie, ów zaś rzekomo przyznał się do zarzuco=
nej mu zbrodni zamierzonego królobójstwa.
7 - D eje Polski nowożytnej - tom I 193
25. Sprawa Zborowskich przed sądem sejmowym (1585)
Powaga prawa, jego litera i duch, zarówno jak racja polityczna były całko-
wicie po stronie dworu; zagłuszyć je można było tylko liczbą, masą, żywioło-
wym wołaniem w imię racji stanu szlacheckiego. Więc wszyscy Zborowscy,
nie wyłączając nawet Jana, rzucili się do agitacji sejmikowej pod hasłem:
"Zamoyskiego pod sąd ! " "Przyrodzenie tyrańskie - wołali - jak się na
jednej krwi zajuszy, nie tuć stanie, bo słodka takim wężom krew ludzka".
Tu chodzi o wolność i bezpieczeństwo każdego szlachcica, bo już każdy czuje
nad karkiem dziesięciu Uhrowieckich. Król przyjął bitwę na terenie parla-
mentarno-sądowym. Za aprobatą niemal jednomyślną senatu postanowił po-
zwać Krzysztofa przed sąd sejmowy. Główna walka wyborcza toczyła się
o Krakowskie, Sandomierskie, Wielkopolskę i Ruś Czerwoną. Przy polskim
sposobie głosowania bez majoryzacji we wszystkich tych punktach przepro-
wadziła opozycja za pomocą demagogii i oszczerstw większą lub mniejszą
liczbę swych adeptów obok stronników dworu; gdzie indziej, zwłaszcza w Sie-
radzkiem, Łęczyckiem i na Mazowszu, dwór był górą. Zresztą, nic na tym
sejmie nie znaczyła większość, bo tam praw nie pisano, a najważniejsze spra-
wy polityczne rozstrzygały się w senacie (sprawa gdańsko-elbląska) lub na
posiedzeniach sądowych.
Krzysztof Zborowski przed sąd się nie stawił, pozorując to odmową glejtu,
chociaż go i tak aż do wyroku osłaniała nietykalność osobista. Oskarżał nie-
obecnego instygator Andrzej Rzeczyoki, a bronili brat Jan, kasztelan gnieź-
nieński, oraz Jakub Niemojewski, arianin. Oni to, powołując się na przywilej
mielnicki Aleksandra (niedawno wydobyty z zapomnienia), żądali przydziele-
nia oskarżonemu zastępcy, wyeliminowania króla z kompletu sędziów, a do-
puszczenia do sądów posłów ziemskich. Głosowanie nad tymi wnioskami
ujawniło w senacie ogromną przewagę dworu. Dopuszczono do sali sądowej
(ale nie do kompletu głosującego) delegatów izby poselskiej, która dzięki te-
mu mogła mieć wzgląd w postępowanie karne. Jakoż dowiedziała się rzeczy
przykrych: że Zborowscy uknuli spisek detronizacyjny, że Krzysztof wichrzył
wśród Niżowców, lżył króla, że się oddał sprawie cesarskiej, brał pieniądze
od cara i konszachtował z Ościkiem; że nasadzał na Batorego skrytobójców.
Osobne oskarżenie wnosił Zamoyski o oszczerstwo, Krzysztof mu bowiem
publicznie imputował trucicielskie zamysły. Tak ciężkie zarzuty kanclerza po-
parte świadectwami i dokumentami, myślał Niemojewski załatwić drogą
"ewazji", tj. przez proste odprzysiężenie się klienta, bo do tego ma on prawo
jako vir bonae famae34. Przytoczono nowe dokumenty - wyroki zaoczne,
pogrążające dobrą wiarę i sławę Zborowskiego. Ten moment stanowił punkt
kulminacyjny procesu. Zdenerwowani dramatycznym napięciem sprawy, która
dotykała tylu pańskich rodzin, niektórzy biskupi, jak Karnkowski, głosowali
ze łzami, inni (Myszkowski, [Hieronim] Rozdrażewski [Rozrażewski], Soli-
kowski) wykręcali od stanowczego wypowiedzenia się. Zdołano podburzyć
izbę poselską, by się domagała osobnej rozmowy z senatem, co jednak król
odrzucił. Fatalnie skompromitowali Krzysztofa właśni przyjaciele, gdy jeden,
Niemojewski, żądał zwłoki na dostarczenie dowodów przeciw Zamoyskiemu,
drugi, Zbigniew Ossoliński, przywiózł zamiast owych dowodów, butne oświad-
34 (łac.) mąż dobrego imienia (dobrej sławy).
194
czenie, że oskarżony nie uznaje kompetencji sądu. Przeciwnie, król każdym
odezwaniem się zdobywał serca sędziów, rósł w opinii współczesnych i po-
tomnych. Czyż można było odmówić człowiekowi, co mówił: "Albo mi uczyń-
cie sprawiedliwość, albr mi rozwiążcie ręce skrępowane waszymi prawami,
a ja pomszczę się mej krzywdy"? Czyż można było nie dostrzec, że tu się
rozgrywa sprawa między majestatem prawa i pychą rodową i że w tej spra-
wie nie może być kompromisu? Jakoż wygrał król w senacie, kiedy 22 lutego
prawie wszystkie głowy orzekły infamię i banicję, i konfiskatę dóbr (sprawa
drugiego oskarżonego, Andrzeja, została wyłączona). W 6 dni potem Mikołaj
; Kazimierski w towarzystwie Pękosławskiego, Ossolińskiego, Czarnkowskiego,
[Marcina] Ostroroga [Lwowskiego] i Herburta stanął przed królem niby
w imieniu izby poselskiej i wyrecytował protest przeciw wszystkim aktom
sejmu35: ponieważ nie godzi się posłom o niczym nadal radzić, póki różne
grawamina nie zostaną wygładzone, więc wszystkie te sprawy opozycja odnosi
do braci. Król chwycił za kord, a Świętosław Orzelski, wybitny poseł wielko-
polski, wyparł się w imieniu reszty izby tego samozwańczego występu. Sejm,
dobiegłszy do końca kadencji rozjechał się bez uchwał, pozostawiając osta-
teczną decyzję wyborcom.
26. Przez Moskwg do Carogrodu
Dużo kosztowały Batorego te zmagania się ze złotą wolnością, więcej niż
najcięższe dni w obozach pod Połockiem czy Pskowem. W maju [1585 r.] spisał
testament, a na namowy, by torować drogę do tronu synowcowi, odpowiadał
gorzko, że: "W Polsce ciężko królować, bo gens nostra est avara, levis36 dziś
dasz, a nie dasz-li jutro, wniwecz to. Wszedłem sam in nuserrimum purgato-
rium3 , by nie szło o sławę, puściłbym to królestwo, a miałbym jeszcze in
istam carnificinam3s synowca dać"? Nie uległ jednak przedwczesnej tej go-
ryczy, oddał ostatnie siły nowym planom zdobywczym, w dążeniu do których
jedynie umiał z narodem polskim współdziałać.
Wojna z Portą Ottomańską była z polskiego punktu widzenia możliwa je-
dynie w tak szerokiej koalicji państw chrześcijańskich, jakiej wiek XVI na-
wet w momencie zwycięstwa pod Lepanto nie widział. Batory osobiście miał
do takiej wojny o jeden motyw więcej: oswobodzenie Węgier, a Moskwę swy-
mi ciosami na długie lata osłabić. Trudno jednak było atakować cesarza mu-
zułmańskiego, nie ułożywszy wprzód stosunków z chrześcijańskim. Tymcza-
sem Stefan, jeżeli o czym przez posły rozmawiał z Rudolfem II, to o swoich
rewindykacjach siedmiogrodzkich (Nemethi-Szatmar); przeciwnie, jeżeli z któ-
rym Habsburgiem gotów był traktować o ligę antyturecką, to raczej z Fili-
pem [II] hiszpańskim. Przecież dla dogodzenia jemu traktować będzie o sprze-
35 Tylko jeden z diariuszy tego sejmu podaje daty wydania wyroku i protestacji
przyjęte przez Konopczyńskiego, większość podaje inne, tj. 2 i 18 lutego. Por. Dia-
riusze sejmowe r.1585, [w:] Scriptores Rerum Polonicarum, t.18, Kraków 1901.
36 (łac.) naród nasz jest chciwy, niestały (lekkomyślny).
3' (łac.) do najnieszczęśliwszego czyśćca.
38 (łac.) do owej katowni (na te tortury).
195
daż takiej masy polskiego zboża, aby Niderlandy zbuntowane odczuły głód;
ba, nawet posłał później tym Niderlandom naukę posłuszeństwa wobec wła-
dzy królewskiej.
Póki nad Ligą pracował entuzjasta Possevino, rzecz nie wychodziła ze sta-
dium akademickich rozmów. Lata 1583-1584 przyniosły jednak poważną
zmianę. Turcy pogodzili się z Persami - widoczny znak dla giaurów, że te-
raz na nich kolej; zaraz też ligą zainteresowała się Wenecja. Kozacy (może
nie bez porozumienia ze Zborowskimi) napadli na Tchinię, stąd bliska groźba
odwetu. I odwet tatarski rzeczywiście spadł na Ruś, i przyszły chwile przykre,
kiedy Turcy zabili gońca królewskiego [Filipa] Podlodowskiego, a poseł [Piotr]
Słostowski za wszelką cenę klecił pokój w Konstantynopolu, który musiano
przypieczętować we Lwowie publicznym ścięciem Kozaka Iwana Podkowy
w przytomności tureckiego czausza39. Pieniędzy na ligę nie było, skoro sam
Filip II użył bogactw anektowanej Portugalii (1580) nie przeciw Turkom, lecz
na ukaranie Holendrów i Anglików. Aż tu nadeszła najważniejsza nowina
z Moskwy: car [Iwan] Groźny 28 marca 1584 r. zakończył życie, uśmierciwszy
przedtem własnoręcznie głównego następcę tronu. Dynastia Rurykowiczów by-
ła na wymarciu. Albo w tym położeniu, na co się istotnie zanosiło, sięgną
po jej spadek Habsburgowie i opaszą Polskę ciężkimi ramionami, albo ubie-
gnie ich Stefan. Tak wpłynęła na porządek dzienny sprawa wielkiej ofensy-
wy polskiej na Moskwę, a po jej opanowaniu dopiero na Turcję. Papież
Grzegorz, zrazu wyczekujący, i jego nuncjusz Bolognetti, zrazu sceptyczny,
od jesieni 1583 r. pracują w Polsce tym gorliwiej, im mniej się mogą spodzie-
wać po Wenecjanach i Hiszparach. Batory ze swej strony przestał żądać
udziału w lidze cesarza, za to na własną rękę planował zdobycie państwa
moskiewskiego w ciągu 3 lat i rzucenia wszystkich sił polskich, litewskich,
moskiewskich, kozackich, węgierskich na Turcję; liczył przy tym nawet na pomoc
Persów i jakichś ludów kaukaskich. Jałowy sejm 1585 r. zmusił do zawieszenia
tych planów i do przedłużenia z Moskwą rozejmu; papież przez wzgląd na
Austrię odwołał z Warszawy Possevina, tymczasem zaś nowy car, Fiodor
Iwanowicz, cichy i niedołężny, zagaił rokowania o przedłużenie rozejmu;
gdy Polska do tego się nie kwapiła, bojarowie wyciągnęli dłoń ku Habsbur-
gom. Chcąc zaszachować to niebezpieczne zbliżenie, wysłano z Warszawy
do cara z ważną misją Michała Haraburdę, kasztelana mińskiego. Propo-
nowano ni mniej, ni więcej, tylko taką unię Rzeczypospolitej z państwem
moskiewskim, aby wspólnego władcę wybierali ci, którzy już mają wolną
elekcję, tj. Polacy i Litwini, a przyjmowali go z ich rąk Moskale jako podlegli
władzy dziedzicznej i absolutnej. Pierwszym takim wspólnym władcą na
pół dziedzicznym, pół obieralnym, u nas konstytucyjnym, u sąsiadów sa-
mowładnym, byłby Batory. Przez rokowania czy przez wojnę, silniejsze
duchowo państwo miało pochłonąć słabsze, aby potem razem uderzyć na Turcję.
Imprezę moskiewską Stefana, jak ją przedstawili w Rzymie kardynał Andrzej
Batory i Possevino, przyjął z uznaniem następca Grzegorza, papież Sykstus V,
mąż znany z energii i górnego polotu myśli. Już jechał do Polski z pierwszą ratą
zasiłku nowy nuncjusz, Annibal z Kapui, już sejmiki przed sejmem rozpi-
sanym na 2 lutego 1587 r., puszczając w niepamięć sprawę Zborowskich,
wypowiedziały się za zbrojeniami przeciw Moskwie i Turcji w duchu żądań
39 (tur. cavus) - posłaniec, poseł w służbie sułtana lub Porty
196
Batorego4o, kiedy nagle król umarł w Grodnie 12 grudnia (1586 r.). Nie obyło się
bez pogłosek o otruciu, które jednak nowsza diagnoza historyczno-lekarska
uznała za bezpodstawne.41
40 Sejmiki te zebrały się wówczas, gdy wiedziano już o śmierci króla, dlatego
w zdecydowanej większości nie podejmowały żadnych uchwał.
41 przed 20 laty ukazała się książka, która podtrzymuje wersję o otruciu. Por.
Z. Scheuring Czy królobójstwo? Krytyczne studium o śmierci króla Stefana Wielkiego
Batorego, Londyn 1964.
ZYGMUNT III (1587-1632)
Rozdział IX
Król a kanclerz wobec nowych zagadnień½
1. Perspektywy i ugrupowania
Dla Zborowskich śmierć Batorego była wybawieniem; dla Zamoyskiego gro-
mem z jasnego nieba. Oni od początku bezkrólewia, bez względu na głoszone
dawniej poglądy mieli kandydaturę gotową - habsburską, kiedy kanclerz
zaskoczony, chwytał się beznadziejnej myśli, że kandydować zechce bratanek
nieboszczyka Andrzej Batory. Stłumione mocną ręką Stefanową żywioły nie-
zadowolone zrobiły porachunek na konwokacji (luty-marzec) [1587 r.] z nie-
obecnym Zamoyskim, ograniczając jego władzę hetmań½ską na czas bezkróle-
wia; chciano skonfiskować dzieło Heidensteina jako tendencyjne na korzyść
zmarłego króla, sądzić Zamoyskiego za stracenie Samuela Zborowskiego, ska-
sować wyrok na Krzysztofa. Wobec mężnej postawy Żółkiewskiego i innych
"kancelarianów" do uchwał tej treści nie doszło, i w ogóle z postanowień½ tej
anarchicznej konwokacji tylko termin oraz miejsce elekcji przyjęto powszech-
nie; resztę różne sejmiki odrzuciły.
Zyskanej przewagi nie zdołała jednak strona auśtriacka utwierdzić w nastę-
pnych miesiącach. Ani Stanisław Górka, wojewoda poznań½ski, nie pociągnął
za sobą całej Wielkopolski, ani Radziwiłłowie, wciąż wierni Habsburgom, nie
narżucili swej polityki ogółowi szlachty litewskiej. Wywody takich agentów
rakuskich, jak Czarnkowski i Warszewicki, nie robiły należytego wrażenia, bo
ogół wiedział, że im cesarz za nie dobrze płaci. Co może najważniejsze, brakło
w tym obozie zgody: współzawodniczyli czterej arcyksiążęta: Ferdynand tyrol-
ski, Maciej, Ernest i Maksymilian, z których przedostatni, znany w Polsce
sprzed lat kilkunastu, miał przeciw sobie właśnie Zborowskich.
Zresztą, nie tylko Zborowscy mieli od początku gotową dyrektywę postę-
powania: królowa Anna zapamiętała sobie upośledzenie, jakiego doznawała,
mimo wszystko, przy Batorym; postanowiła odegrać się jako królowa-ciotka
za wszystkie kobiece zawody. Spełniając wolę nieboszczki siostry, forsowała
mocno kandydaturę siostrzeń½ca Zygmunta Wazy, a miała za sobą urok imie-
nia jagielloń½skiego oraz tradycję dawnej przyjaźni polsko-szwedzkiej, przerwa-
ną tylko w okresie krwawego Eryka. Wprawdzie nie wszystkich pociągała
perspektywa unii osobistej polsko-szwedzkiej; uważano tamten naród za burzli-
wy, nieobliczalny, przy tym zanadto chłopski. Ale widziano w osobie Zyg-
munta ostatnią latorośl "drogiej krwie Jagiełłowej", Jagiellonka zaś i jej
przyjaciele umieli poprzeć swoją myśl pierwszorzędnym argumentem: "morza te-
raz nie mamy, jedno ile na koniu zabrnie, a z tym panem mało nie wszystko
198
dominium maris". Czy tylko Zygmunt zechce ubiegać się o koronę, skoro jego
ojciec w ostatnich latach był bardzo krzyw na Polskę? Biegał do Sztokholmu
zaraz na wiosnę wysłannik Anny, Lambert Vrader, po nim Paweł Uchań½ski,
[Walenty] Wąglikowski, wreszcie główny poplecznik wazowskiej kandydatury
Marcin Leśniowolski, kasztelan podlaski. Po trosze królewicz szwedzki nabrał
ochoty i przełamał niechęć ojca, który na polskie obyczaje i urządzenia patrzył
równie krytycznie, jak szlachta polska na szwedzkie. Arystokracja szwedzka
poparła królewicza, a to w tym wyrachowaniu, że im więcej będzie miał do
czynienia za morzem, tym więcej władzy zostawi w jej rękach. Zawczasu też,
na zjeździe w Vadstena opisano powinności następcy tronu tak ściśle, aby
całość i wolność Szwecji nic nie ucierpiały na jej związku z bogatą i ludną
RzP ; ąpospolitą polsko-litewską.
,2. Znów elekcja rozszczepiona
Mimo utrudnień½, jakie stawiał Jan III zwolennikom swego syna, uczucia
dynastyczne i względy polityki bałtyckiej pracowały dlań½ lepiej niż wszyscy
agenci austriaccy z nuncjuszem Annibalem z Kapui na korzyść głównego ich
kandydata; Maksymiliana. Pomagali sobie Zborowscy ostrą, ale często nega-
tywną krytyką "nierządu" batoriań½skiego oraz kanclerskiej "tyranii", ciosy te
długo padały w próżnię, bo Zamoyski aż do pierwszych dni sierpnia nie de-
klarował się ze Szwedem. Przeciwnie, wrócił on teraz do idei piastowskiej
i zapowiadał, że poświęci dla niej 100000 złotych, jeśli tylko rodacy zgodzą
się na jednego ze współbraci. Otóż taka zgoda była nie do pomyślenia, kiedy
jedynym godnym Piastem, górującym bezwzględnie nad innymi, był on sam,
równie bezwzględnie zwalczany przez Zborowskich; szli za nim uczniowie po-
i:tyczni, "kancelarianie": Stanisław Żółkiewski (wojewoda bełski, ojciec hetma-
na), Mikołaj Zebrzydowski, biskup Piotr Tylicki, a trzymali z nimi także:
podkanclerzy Wojciech Baranowski, marszałek wielki koronny Andrzej Opa-
liń½ski, podskarbi [Jan] Dulski, Konstantyn Ostrogski, ktń®rzy znń®w żadnego
Zborowskiego ani Górki nie życzyli sobie widzieć na tronie. Dużo jeszcze
brakowało do takiego zniechęcenia wobec cudzych dynastii, jakie po 100 la-
tach zapewni zwycięstwo [Michałowi] Wiśniowieckiemu i [Janowi] Sobieskie-
mu; idea piastowska podobała się w teorii, lecz mało znaczyła w praktyce.
Tak samo nikt nie traktował poważnie ani młodych Batorych, ani prawdziwe-
go Piasta, księcia Henryka legnickiego. Nęciły wielu Mazurów i Litwinów oferty
moskiewskie; skoro już nie żył Iwan, gardłowano za jego synem Fiodorem,
nie bardzo sobie zdając sprawę z różnicy między taką unią, jaką chciał Moskwie
narzucić Batory, a taką, gdzie Rurykowicz miałby do dyspozycji wszystkie
siły swego dziedzicznego pań½stwa i mń®głby się oprzeć na masie dyzunickiej
ludności na Rusi. Jednym podobała się słabość Fiodora; inni pytali złośliwie:
"Jeśli hospodar dureń½, to kto się będzie panem opiekował?", a jeszcze inni
zapytywali, czy pod moskiewską szubą Fiodora nie kryją się niemieckie
pludry. Uroczyste poselstwo z Wasylem Godunowem, bratem wielkorządcy
Moskwy Borysa na czele, wyjaśniło, jak sobie wyobraża car swoją unię
z Rzecząpospolitą: ma to być związek niby duszy z ciałem: car zachowa wol-
ności Polakom i Litwinom, pozwoli im kupować dobra w pań½stwie moskiew-
199
skim, ale owych wolności swoim poddanym nie udzieli, a rządzić będzie Polską
z Moskwy. Wobec takich perspektyw traciły urok korzyści projektowanego
związku, jako to: wyrugowanie Szwedów z Estonii, wspólna wojna wyzwolicielska
przeciwko Turkom, wolny handel przez ziemie moskiewskie z Dalekim Wschodem.
Posłowie Fiodora, widząc, że nie zyskują gruntu, poparli kandydaturę austriacką.
Obradowały osobno na elekcji dwa koła: konwokacyjne Zborowskich i "czar-
ne" zamojszczyków (ulubiony kolor umundurowania w jego sześciotysięcznym
woj sku, zarazem kolor żałoby po Stefanie). Gdy nikt się nie zdecydował wymienić
wśród kandydatów nazwiska Zamoyskiego (jak później, 1674, [Stanisław]
Jabłonowski - Sobieskiego), kanclerz podał dłoń½ Annie Jagiellonce i do spń®łki
z Karnkowskim oraz Opaliń½skim przeparł 19 sierpnia [1587 r.] w swoim kole
obiór Wazy. Napięcie wśród przeciwników rosło; Zamoyski przez swoich ludzi
zręcznie siał kąkol między zwolennikami różnych arcyksiążąt. Silne wrażenie
musiał wywrzeć swym świetnym wywodem poseł szwedzki, kanclerz [Eryk]
Sparre, który akcentował główne atuty Zygmunta: panowanie na Bałtyku,
wspólny front przeciw Moskwie itd. Przewidując wojnę domową i wtargnięcie
kontrkandydata zwołano zaraz powszechny zjazd szlachty do Wiślicy. Istotnie,
zborowszczycy przyjęli komunikat o wyborze hukiem i świstem, a nie mając już
chwili czasu do stracenia zakrzyczeli u siebie zwolenników Fiodora i kazali
biskupowi-nominatowi kijowskiemu, [Stefanowi Jakubowi] Woronieckiemu,
ogłosić królem Maksymiliana. Każda strona spisała ze swym elektem pakta
konwenta. Dom habsburski zobowiązał się dać pomoc zbrojną i pieniężną
przeciw Turcji (która już po obiorze Zygmunta, a przed proklamacją Maksymi-
liana dorzucała swoje groźby na szalę Zamoyskiego); obiecywał też budowę
fortec, 800000 florenów na wojsko i flotę, załatwienie sporów z Cesarstwem,
harmonijne współżycie z Moskwą, zwrot sum neapolitań½skich, poszanowanie
konfederacji warszawskiej, dawanie urzędów tylko krajowcom. Nie były to
bagatelne obietnice, zwłaszcza gdy się je porówna z paktami Zygmunta III.
Zawierali je: Zamoyski, Baranowski i Leśniowolski wśród ciężkich przepraw ze
Sparrem. Szwed miał ręce związane uchwałami wadsteń½skimi, Zamoyski zaś, im
późrliej przylgnął do obozu szwedzkiego, tym uparciej stawał przy Estonu.
Stanęło na tym, że Anna Jagiellonka ręczy Polsce całym swym majątkiem za
Estonię. Jednak gdy Leśniowolski przybył z notyfikacją do Kalmaru, musiał
jeszcze staczać długie spory o swobodę ruchów neoelekta, o udział stron
w kosztach obrony przed Moskwą, i zwłaszcza o ową Estonię. Dopiero
pogróżka, że Polacy cofną swe głosy i oddadzą je na Fiodora, zmiękczyła nieco
Jana III, tak że pozwolił synowi wsiąść na okręt do Gdań½ska. Polecił mujednak
raczej abdykować niż ustąpić sporną prowincję. Targi wznowiły się na wysiada-
niu pod Gdań½skiem; odnowią się później jeszcze aż w Krakowie. Leśniowolski,
chcąc ratować swoje dzieło obmyślał różne kaucje i protestacje, aż wreszcie
zgodzono się spór odroczyć do objęcia rządów przez Zygmunta w Szwecji.
3. Walka o tron
Zamoyski zapowiedział, że raczej sprowadzi na pomoc Turków, niż wpuści
do Polski Niemca. Toteż strona przeciwna odwołała się zaraz o pomoc do
papieża i całej Europy chrześcijań½skiej. W rzeczywistości nie tylko Zachód
200
katolicki, ale i przeważna część Polski zachowały się wobec walki oboję-
tnie. Póki Zygmunt odbierał hołd or życzliwego (ze względu na handel)
Gdań½ska i maszerował do Piotrkowa na spotkanie z królową Anną, zjazd
wiślicki, nasłuchawszy się mów kanclerza i innych polityków przeciw ma-
ksymilianistom uchwalił pospolite ruszenie szlachty małopolskiej pod Kraków.
Zamoyski nie przemawiał za Zygmuntem, tylko przeciw Maksymiliano-
wi, nuncjuszowi i Zborowskim; otrzymał od zjazdu rozległe pełnomoc-
nictwa odnośnie do wojny i pertraktacji. Agitacja, antyniemiecka osiągnę-
ła swój skutek, bo kiedy arcyksiążę wkroczył ze Sląska, żaden zamek nie
chciał mu się poddać. Olsztyna z poświęceniem bronił Kacper Karliń½ski;
Rabsztyna - Kozak [Hawryło] Hołubek z górnikami olkuskimi. Nie tra-
cąc czasu na szturmv,udał się Maksymilian do Mogiły, gdzie otworzył
zjazd przeciw zja u6wi wiślickiemu. Cała wojna rozegrała się głównie w
trzech punktach jednej połaci kraju: pod Piotrkowem, pod Krakowem
i pod Byczyną, gdy tymczasem Mazowsze, choć przywiązane było do Zy-
gmunta, nie zdążyło się ruszyć, a na Rusi Herburtowie z arcybiskupem
Solikowskim utworzyli obóz neutralistów, któremu przewodniczyć miał
Stanisław Szafraniec z Pieskowej Skały; obóz ten nie chciał uznać niejedno-
myślnego wyniku elekcji nie tyle z pobudek zasadniczych, ile dla nienarażania
się nikomu. Neutraliści związali się nawet w konfederację rzeszowską (2 lu-
tego 1587 r.)1. Podobnie Litwa, rozbita na wiele frakcji pań½skich, a nieza-
dowolona z nikłej roli, jaką odegrała na polu wyborczym, planowała so-
bie taktykę neutralistyczną, co zresztą nie przeszkodziło tam agentom Anny
Jagiellonki przeciągać na stronę szwedzką zarówno sympatyków Austrii jak
Moskwy.
Pod Piotrkowem Zygmunt III przeżywał chwile niebezpieczne, gdy nań½
następowali Zborowski i Stanisław Stadnicki z posiłkami rakuskimi, roz-
strzygnięcie zaś odbywało się pod Krakowem. Stara stolica z wyjątkiem
Niemców przedmieszczan odparła pokusy Maksymiliana, a gdy Zamoyski
objął w niej komendę, odparła również, i to krwawo, atak Maksymiliana.
Ów wycofał się do Krzepic i zajął Wieluń½, widocznie zmierzając ku Wielko-
polsce. 9 grudnia [1587] Waza wkroczył do Krakowa, gdzie po dalszych
trzech tygodniach rokowań½ o Estonię zaprzysiągł pakta (27 grudnia) i odbył
koronację. Teraz wszędzie już górą była jego sprawa; ogół zaczynał w arcy-
księciu widzieć napastnika, zwłaszcza że jeszcze przedtem Austriacy opa-
nowali zastawną na Spiszu Lubowlę. Zygmunt zażądał od cesarza, by odwo-
łał syna z Polski2, lecz zanim dwór praski zdobył się na tę decyzję, Zamoyski
24 stycznia [1588] zbił Austriaków i maksymilianistów pod Byczyną. W tej
bratobójczej bitwie, gdzie Polak raził Polaka a Siedmiogrodzianin Węgra,
padło 3000 nieprzyjaciół (przedtem pod Krakowem 2000); do niewoli dostali
się: Maksymilian, Górka, Woroniecki, Czarnkowski, Andrzej Zborowski,
w ogóle wszyscy z wyjątkiem Stadnickiego i Krzysztofa Zborowskiego lu-
minarze strony arcyksiążęcej. Wszystkich zabrał kanclerz do swego Krasne-
gostawu jako rękojmię tego, że cesarz i Rzesza za odwetowe pogwałcenie granic
mścić się nie będą.
1 Pomyłka, w rzeczywistości nastąpiło to 2 grudnia 1587 r
2 Maksymilian był młodszym bratem cesarza Rudolfa II.
201
4. Rozbrat na tle pacyfikacji
W interesie chrześcijań½stwa zajął się pogodzeniem Wazy z Habsburgami
papież Sykstus V; w interesie Polski kierował z dala układami wspaniały
zwycięzca-bohater, Zamoyski. Im prędzej zapanuje zgoda po bratobójczej wal-
ce, tym prędzei echce się Habsburgom podkopywać tron Zygmunta lub
szukać por, y w spiskach z Moskwą; ale też im lepiej przyciśnie się-
z zachowaniem wszelkiego respektu - arcyksięcia, tym prędzej skapitulują
zapatrzeni w gwiazdę cesarską przyjaciele Habsburgów. Jeżeli sprawa ta za-
jęła po Byczynie aż kilkanaście miesięcy, to sprawiły to dwa zakłócające poli=
tůykę polską czynniki: zbytnia wielkość Zamoyskiego i pierworodny grzech unii
polsko-szwedzkiej. Nie było tajemnicą, że nowy związek mniej wywołuje za-
chwytu po tamtej niż po tej stronie Bałtyku i że dom rakuski próbuje nakło-
nić Jana III do odwołania syna z Polski. Przymierze polsko-szwedzkie było
ze stanowiska geopolitycznego równie racjonalne, jak unia była nienaturalna.
Wspólnie walczyć z duń½skim wyzyskiem w Sundzie, wspń®lnie odpierać od Bał-
tyku Moskwicina, wspólnie tamować konkurencję handlową niemiecką - to
były cele przymierza. Ale żądać w XVI w. od króla, aby wiódł do zbawienia
luteran i katolików, aby dogadzał życzeniom stanów na sejmach polskich
i szwedzkich, aby bywał na zawołanie w Krakowie i Sztokholmie, aby Estonię
uczciwie zachował dla Szwecji i uczciwie oddał Polakom, to było w wytwo-
rzonym związku nonsensem.
Zamoyski, za ów nonsens współodpowiedzialny, tak dalece wyolbrzymiał
po Byczynie, że króla zaćmiewał, a z innymi sprawcami elekcji, mianowicie
Opaliń½skim i Karnkowskim, nie myślał współzawodniczyć. On sobie wyrobił
na sejmie koronacyjnym jako hetman niebywałe na czasy wojny o tron pre-
rogatywy. On sam jeden starczy za cały senat. Jemu wolno za pan brat prze-
stawać z jeń½cem Maksymilianem, zagadywać o moskiewskiej koronie pod wa-
runkiem wypowiedzenia wojny w Moskwie; wolno trzymać razem arcyksięcia
i jego stronników, aby mogli wspólnie konszachtować i grać na zwłokę. On
przeforsował oddanie maksymilianistów jako buntowników pod sąd, ale on
też wypuścił spod straży niemiłego Opaliń½skiemu Gń®rkę. Jeśli rozmowy z ar-
cyksięciem miały tegoż oddalać od Moskwy, to ich echa oddalały ugodę wew-
nętrzną i zewnętrzną. Praga i Krasnystaw grały na zwłokę: a nuż umrze
Jan III, a nuż zmieni się nastrój sejmików, Radziwiłłowie odzyskają Litwę,
nuż obieca pomoc potężny eszcze przed klęską armady) Filip II. Po trosze
nuncjusz [Hipolit] Aldobrandini, działając na Zygmunta III (któremu w ugo-
dzie z Habsburgami wskazywał środek do uniezależnienia się od Polaków),
i pomocnik jego, Tolosano, wpływając na Zamoyskiego osiągnęli to, że senat
w Piotrkowie odroczył sąd nad buntownikami i wyznaczył miejsce rokowań½
z cesarskimi między Będzinem a Bytomiem.
Reprezentowali Polskę w Będzinie: Opaliń½ski, Rozrażewski biskup kujaw-
ski, paru innych senatorów i przybyły na ostatnie chwile kanclerz; Habsbur-
gów reprezentowali nie mniej wybitni i wytrawni dyplomaci: Wilhelm z Ro-
źemberku, Kobenzl, Kurzbach, [Stanisław] Pawłowski itd. Żądali Polacy,
aby delegaci rakuscy działali jak oni, w imieniu krajów, a nie tylko w imieniu
dynastii, aby Maksymilian zrzekł się tronu i przysiągł Polsce nie szkodzić;
cesarscy próbowali za tę rezygnację wymóc prawo następstwa albo zarząd
Prus lub Inflant, albo przynajmniej tytuł króla i sutą pensję dla Maksymilia-
202
na. Straszono cesarskich, gdy się chwalili, że mają stronników w kraju,
iż sejm gdy zasiądzie, będzie jeszcze twardszy, naprawdę jednak starano
się owszem skoń½czyć układy przed zapowiedzianym sejmem, aby uniknąć
za nim obcej intrygi. Stanął wreszcie 9 marca 1589 r. zaszczytny układ
bytomsko-będziń½ski, ktń®ry n długie lata ugruntował pokój między Polską
i Habsburgami w my i adycji jeszcze jagielloń½skiej. Obiecali Habsburgo-
wie nie łączyć się z Moskwą, zwrócić Lubowlę, nie przechowywać u siebie
rebeliantów; Maksymilian jednak, wypuszczony na wolność, nie zaprzysiągł
(aż do 1598 r.) abdykacji i,jak zobaczymy niżej, szkodziłjeszcze Polsce na różne
sposoby.
5. Zamoyski przeciw królowi
Znany jest epitet, który kanclerz przypiął swemu monarsze w rozmowie
z Leśniowolskim zaraz po pierwszym, w przeddzień½ Byczyny, widzeniu:
mutum daemonium3. Małomówny, powściągliwy, uprzejmy, ale nie wyla-
ny na komplementa, marudny, bo dość tępy, ten Jagielloń½czyk po kądzie-
li nie przypominał żadnego z przodków litewskich i nie mógł przypaść do
serca sangwinicznym polskim temperamentom. Wyraźnie widać było na
nim przytłaczające piętno młodych lat, spędzonych bądź w więzieniu u dzi-
kiego stryja, bądź pod władzą gwałtownego ojca. Z każdym rokiem coraz
bardziej religijny, aż do fanatyzmu, ale łagodny jak nieodrodny syn Kata-
rzyny Jagiellonki, uważał za swe posłannictwo krzewienie wiary katolickiej
w obu krajach, nad którymi miał panować; prędko też wziął do serca spra-
wę chrześcijań½ską, którą mu kładli w uszy nuncjusz i legat, a której obro-
na nierozłączna była z przymierzem austriackim. Gdy ogół szlachty "aż do
gardł" zawzinał się na Niemca (zaniedbując zresztą walkę z niemczyzną
poza granicami Polski), on, wychowany w kulturze germań½skiej, mń®wił
łatwiej po niemiecku niż po polsku (umiał poza tym po włosku, po łacinie,
po szwedzku), lubował się podobnie jak Habsburgowie w muzyce, malar-
stwie, złotnictwie, alchemii, grał rakietą w piłkę, chętnie by gonił na turnie-
ju, gdyby mu na to szlachta pozwoliła. Taki to uparty, ciasny, obcy narodowi,
ale na wskroś uczciwy i kulturalny człowiek znalazł się na tronie w cieniu
genialnego, choć dalekiego od nieomylności kanclerza-hetmana i trudno
się dziwić, że nie zechciał patrzeć na sprawy polskie i obce wyłącznie jego
oczyma.
Dostrzegli rozbrat rywale Zamoyskiego Opaliń½ski i Karnkowski, obaj,
zwłaszcza drugi, nie pozbawieni zasług, tylko niżsi talentem i popularnością.
Opaliń½ski od początku nastrajał króla nieufnie wobec prepotencji kanclerza,
Karnkowski zauważył anomalię w wybujałych prerogatywach hetmana. Za
ich radą król pocznie tworzyć z ludzi sobie oddanych, jak podkanclerzego
[Jana] Tarnowskiego, biskupa Jerzego Radźiwiłła i innych, własne, z czasem
poniekąd austriackie stronnictwo. W takich warunkach odbył się ważny dla
całego panowania
3 (łac.) nieme diablę.
203
6. Sejm pacyfikacyjny (5 niarca4 - 23 kwietnia 1589 r.)
Miał on być w zamiarach Zamoyskiego sejmem wojny na zewnątrz tudzież
uspokojenia i uporządkowania stosunków wewnętrznych. Wierny wskaza-
niom Batorego k clerz upatrzył sobie cele realne w Moskwie, w Siedmio-
grodzie, Mo .ia vii i Wołoszczyźnie. Porachować się z Moskwą za ciągłe kon-
szachty Borysa Godunowa z Habsburgami (zwłaszcza z Maksymilianem,
odkąd Rudolf skapitulował wobec Polski), nie dopuścić tam do sukcesji au-
striackiej, rzekomo ustanowionej testamentem Iwana IV; potem obrócić siły
moskiewskie i swoje nad Dunaj, takie plany wojenne chciał podobno Zamoy-
ski rozwinąć przed sejmem. Ale najbardziej zainteresowana, bo zagrożona
Litwa plany te odrzucała z miejsca, ona bez wiedzy Korony podczas walki
o tron zapewniła sobie z carem rozejm piętnastoletni i jeżeli z kim pragnęła
rozrachunku, to właśnie z Koroną o utracone ruskie obszary. W dniu Byczy-
ny, wiedząc już przez rozstawionych goń½cń®w o zwycięstwie, wymogli delegaci
Wielkiego Księstwa na Zygmuncie i jego doradcach podział Inflant, tj. właś-
ciwie tamtejszych królewszczyzn, z Koroną, jak również akces króla do owe-
go rozejmu. Dopiero po zatwierdzeniu ustępstw przez sejm pacyfikacyjny i po
śmierci Mikołaja Radziwiłła Rudego (1588) ustały na Litwie próby wskrzesze-
nia osobnego sejmu.
Całemu pań½stwu porządek podczas bezkrólewia, a w następstwie może
i reformę sejmową zwiastował modus eligendi regis5, przygotowany od lat
paru przez Zamoyskiego. Trudno było trybunowi ludu wycofać się z zasa-
dy viritim, więc przewidywał także i nadal zjazd powszechny podczas bez-
królewia: ale poszczególne województwa miały tam najpierw głosować
na kandydatów każde w swoim gronie, potem wspólne ich wota miano obli-
czać na całym zjeździe; o ile nie dojdzie w jednym lub drugim stadium gło-
sowania do uchwały jednomyślnej albo 2/3 głosów, wystarczy uchwała abso-
lutnej większości. Konwokacji nie bgdzie, więc bezkrólewie skrócone; zabro-
ni się hetmanom używania siły zbrojnej na elekcji; wykluczy się od głoso-
wania jurgieltników i gmin rękodajny; nie dopuści do zjazdu obcych posłów.
Do tych rozumnych pomysłów dodał jednak kanclerz nowość, która całe
dzieło pogrzebała. Oto chciał z góry zastrzec, że kandydować mogą tylko
osoby "krwie narodu słowiań½skiego" albo potomkowie panującego króla.
Znaczyło to, że się odsądza raz na zawsze Habsburgów. Ograniczenie to
zganili za namową nuncjusza i za przewodem prymasa biskupi. Propono-
waną przez nich poprawkę, aby królem mógł być tylko katolik, odrzucił
Zamoyski, wobec czego cała sprawa poszła w odwłokę na zawsze. Ten sam
los spotkał inne ważne zagadnienia, które ogólnikowo spisano w recesie
sejmu koronacyjnego: zasady pokoju religijnego, uregulowanie sporów stanu
świeckiego z duchownym, egzorbitancje, korekturę praw. Sejmu nie uzdrowiono;
pozostała wzmocniona po kryzysie reguła jednomyślności i wybujała władza
hetmań½ska. Zamoyski i Radziwiłłowie wyrobili sobie jakby wzór dla innych
oligarchów, ustawy o ordynacji. Królowi pozwolono spotkać się w Rewlu
z ojcem.
4 W rzeczywistości sejm rozpoczął obrady 6 marca.
5 (łac.) sposób wybierania króla.
204
; 7. Niebezpieczeń½stwo tureckie
Łudzili się ci optymiści, którzy sądzili, że.odrzucając trzykrotnie kandyda-
tury rakuskie zaskur'-= Lr3jowi życzliwość Osmanów. Właśnie to ostentacyj-
ne liczenie się z gniewem Turcji rozzuchwaliło niektórych sterników jej poli-
tyki, a słuchy o przygotowaniach Batorego podniecały Portę do prewencyjnej
zaczepki. Wszak dopiero co dwór przez goń½ca [Jana] Grzymalitę Zamoyskie-
go kołatał w Stambule o odnowienie starych przymierzy poniekąd przeciw
Maksymilianowi (koniec 1587); nie dziw, że potem wezyr Siawusz "zakazał"
Zygmuntowi wydawania siostry za Austriaka; samą nawet ugodę bytomską
nicowano w Dywanie, jako że została zawarta bez porozumienia z sułtanem.
Następny wezyr, Sinan pasza, jeszcze dzikszy i bardziej wrogi, oburzony
chadzkami Kozaków nad Morze Czarne (zburzenie Kozłowa-Eupatorii) wprost
omawiał z posłem cesarskim, [Bartłomiejem] Pezzenem, możliwość wspólnej
napaści na Polskę Turków, Niemców i Moskali; w odwet za Kozłów rzucili
się Tatarzy w sierpniu 1589 r. na Ruś i Podole, skąd podobno 60000 brań½cń®w
uprowadzili, a ponieważ za Dniestrem groźnie demonstrowali Turcy, krzywdę
musiano puścić płazem. Pod wrażeniem tych niespodzianek nie tylko Zamoyski,
ale po trosze wszyscy miarodajni politycy uwierzyli w najbliższe niebezpie-
czeń½stwo tureckie, choć nie wszyscy zgadzali się na środki zaradcze. W skarbie
pospolitym okazały się po bezkrólewiu przeraźliwe pustki. Póki król odbywał
w Rewlu swój zjazd z Janem III, prymas na gwałt zwoływał sejmiki i senat,
które oczywiście skutecznej obrony zorganizować nie mogły. Poselstwa jedne
po drugich zdążały nad Złoty Róg z przeprosinami, wyjaśnieniami, bakszysza-
mi, ale Sinanowi i 12000 nie wystarczało: beształ Polaków od psów i zdrajców,
groził, że kopytami rozniesie ziemię polską, jeżeli Rzeczpospolita nie nawróci
się na islam. Poseł Paweł Uchań½ski aż umarł ze zgryzoty po takich zniewa-
gach, a na sejm 1590 przywiózł goniec zapowiedź wojny.
Zamoyski wprawdzie uważał za pilniejsze zadanie uderzyć na Moskwę, ale
gotów był podjąć także rękawicę turecką. Wówczas szczególnie go pociągała
myśl wyzwolenia Słowian zachodnich i południowych (bo "grubych" Moskali
uważał za niezdolnych do prawdziwej wolności). Czechów wydobyć spod
jarzma niemieckiego, Węgrów i Serbów spod tureckiego - takie zadanie
wcale w jego oczach nie przerastało sił Polski; wszak widział siły Rzeczy-
pospolitej na południowym wschodzie rosnące, Kozaków coraz śmielszych,
propagandę katolicką sięgającą Mołdawu; sam założył mocną twierdzę Szarogród.
Wyobrażał sobie, że w ciągu jednej kampanii obezwładni Krym, w następnym
roku wyprze Turków za Dunaj, a wszystko to bez żadnej pomocy wzgardzonych
Habsburgów. Wspaniale brzmiały kanclerskie wezwania, skierowane do sejmu
1590 r. w duchu dyrektywy Batorego: przez Moskwę na Carogród. Byle
przezwyciężyć wewnętrzną rozterkę, ukrócić intrygi rakuskie przez odsądzenie raz
na zawsze wszystkich Habsburgów od tronu polskiego, poskromić nierząd, zdobyć
się na wielkie ofiary, a pokonamy krocie barbarzyń½cń®w, podobnie jak Aleksander
Wielki w 30000 wojska dokonał podboju Persji. Trzeźwiej rozumowali inni
politycy, jak Karnkowski, którzy zrażanie cesarza uważali za niewskazane i dla
katolicyzmu niebezpieczne. Sejm uchwalił na stutysięczne wojsko środki cztero-
kroć większe niż za Batorego, obdarzył hetmana rozległymi pełnomocnictwami co
do wojny i pokoju, ale wykluczył od tronu na razie tylko szkodnika Maksymiliana,
Ernest bowiem naprawdę życzliwy był Polsce.
205
Półd ktatorska władza hetrr.nna wydała się anomalią prymasowi; wielu
uważało rostrachy tureckie za sztucznie rozdęte właśnie przez zwolenników
owej władz . I oto Karnkowski do spółki z Górką zwołują poznań½czykń®w
i kaliszan do Środy, a potem do Koła na zjazd prowincjonalny wielkopolski
(w sierpniu 1590 r.), gdzie zapadają ostre uchwały przeciw pogłównemu, prze-
ciw nadmiernym przywilejom buławy, przeciw udziałowi hetmanów w elekcji
itd. Oczywiście anarchiczny zjazd kolski spotkał się z potępieniem dworu
i różnych województw, ale podobny nastrój krytyczny wobec Zamoyskiego
panował i na następnym sejmie (159 1591), wiedziano już wówczas, że Porta
pod wpływem posła angielskiego [Edwarda] (Bartona) zaniechała najazdu,
aby nie pozbawiać wrogów Filipa II polskiego zboża; więc powstrzymano
zbrojenia, postanowiono wziąć w karby Niżowców, a do sułtana wysłano posła
[Krzysztofa] Dzierżka z zapasem argumentów i suplik. W koń½cu 1591 r.
Dzierżek odnowił z Portą "przymierze", tj. traktat pokoju i przyjaźni,
przy czym wezyr nie odmówił sobie użycia pysznych słów uwłaczających
Polsce, jakich by nie ścierpiano od Habsburgów6.
8. Zjazd w Rewlu i jego skutki
Kiedy hetman w marzeniach podbijał Krym i forsował Dunaj, królewskie
skłopotane myśli biegły ku Szwecji. W Rewlu, gdzie miano radzić nad wspól-
nym frontem przeciw Moskwie (wrzesień½ 1589), doszło do gorszących przepraw
między ojcem i synem, i do ostrych przemówek między Polakami a Szweda-
mi. Jan widział jasno, że Zygmunt przez przyjęcie polskiej korony osłabił po-
wagę majestatu w Szwecji, a jeżeli przyzna Polakom Estonię, to spotka się
z oporem swoich właściwych rodaków, których zbuntuje przeciw niemu własny
jego stryj Karol, książę sudermań½ski. Więc za podszeptem cesarza Rudolfa
żądał od syna, żeby po prostu zostawił Polskę własnemu losowi, jak Henryk
d'Anjou, i odjechał do Szwecji. Senat szwedzki pohamował Jana, by nie za-
ostrzał stosunków z Polską przez takie zerwanie unii osobistej. Kiedy Pola-
cy, przerażeni napadem Ordy, błagali króla, by wracał, Jan go nie puszczał,
aż musiano grozić powołaniem na tron kogo innego. W wyniku tych rozmów
król szwedzki zaproponował Habsburgom, oczywiście w zamian za pewne
korzyści, że Zygmunt III zrezygnuje z tronu polskiego i utoruje doń½ drogę,
oczywiście w drodze wolnej elekcji, arcyksięciu Ernestowi, który zaślubi jego
siostrę Annę Wazównę. Rzecz była bardzo drażliwa i nie nadawała się do
rozgłaszania w Polsce. Zamoyski, zanim został wtajemniczony w te układy,
sam je po części przeniknął i znany nam późniejszy jego wniosek (1590)
o wykluczenie Habsburgów od tronu polskiego był wymierzony właśnie prze-
ciwko praktykom rewelskim. Dopiero po ataku Karnkowskiego i Wielkopolan
na kanclerza zdecydował się Ernest (w listopadzie tegoż roku) ustalić swe
kontropozycje; że w razie wyboru zawrze ze Szwecją przymierze, nie będzie
od niej żądał Estonii, wypłaci po koronacji Zygmuntowi 400000 guldenów,
wystara się u Filipa II o sukcesję księstwa Bari itd. Nie widać znikąd, by
6 Dzierżek był tegoż roku posyłany do Turcji, ale jako goniec, traktat zaś odno-
wił poseł Jan Zamoyski herbu Grzymała.
206
król polski przyjął te oferty; przeciwnie, upewniał on kanclerza, że już nie
myśli o opuszczeniu Polski, ale nie mógł, zdaje się, samemu sobie zaręczyć,
czy po śmiercl ojca, gdy dojdzie do ostatecznej o Estonię rozgrywki, nie bę-
dzie wolał zacho ać koronę dziedziczną, a nie elekcyjną. Pewne jest, że kiedy
mu Wrader przywiózł asekurację Ernesta podczas sejmu zimowego 159 1591,
on jednak, jako król polski, a nie jako przyszły szwedzki układał się z posłami
cesarza, biskupami: ołomunieckim [Pawłowskim] i wrocławskim [Andrzejem
Jerinem] (Jeriniusem) o małżeń½stwo z arcyksiężniczką Anną, córką Karola.
Na sejmie tym Zamoyski znaczną poniósł porażkę: zredukowano mu władzę
w myśl życzeń½ zjazdu kolskiego, dano amnestię stronnikom Maksymiliana,
przywrócono nawet do czci Krzysztofa Zborowskiego. Rola dziejowa tego
warcholskiego rodu już była skoń½czona; za to krń®l pod wpływem Opaliń½skiego
pozwalał sobie rozdawać wakanse osobom od Zamoyskiego nie poleconym
z ujmą dla jego przyjaciół "popularystów".
Rozbrat między królem i kanclerzem pogłębiał się też na tle polityki wyzna-
niowej. Zygmunt w pierwszych latach po przyjeździe ze Szwecji był jeszcze
o tyle tolerantem, że rozdawał wakanse także protestantom, bez względu na
wyznanie. Później, zaznawszy bliżej fanatyzmu luterskiego Sżwedów, uległ
wpływom jezuitów i dawał pierwszeń½stwo katolikom, zwłaszcza że wśród pro-
testantów zaczynało po prostu brakować wybitnych kandydatów. Co ważniej-
sze, patrzył król przez szpary na niszczenie zborów przez pospólstwo miejskie;
po Brogu, rozgromionym powtórnie podczas bezkrólewia (w maju 1587), padły
ofarą zbór ariań½ski w Krakowie i kalwiń½ski w Wilnie (1591). Chociaż król
obiecał zapobiegać dalszym ekscesom, różnowiercy zaczęli się zjeżdżać w Ra-
dorniu (wrzesień½ 1591, luty 1592), potem w Lublinie (maj 1592), gdzie się
spotkali z "popularystami" Zamoyskiego. Miał być ten zjazd lubelski ostatnią
, próbą odciągnięcia króla od Austrii, zanim wysłani do Pragi Hieronim Roz-
ratewski i Albrecht Radziwiłł sprowadzą Annę na ślub i wesele. Żądano sejmu
nadzwyczajnego, a usłyszano w odpowiedzi, że król o odstąpieniu korony
' wcale nie traktował, ale od ożenku z Anną nie odstąpi; jakoż zaślubił ją
i ukoronował w Krakowie (koniec maja).
W tej samej niemal chwili zazdrosny Maksymilian odsłonił szlachcie aseku-
rację Ernesta, w zestawieniu z którą upewnienie króla oczywiście okazało się
za daleko idące. Teraz Zamoyski, nie czekając, aż mu dowiodą, że wiedział
o układach, a nie dość głośno ostrzegał, przerzucił się do roli publicznego
oskarżyciela. On w Jędrzejowie a Zebrzydowski w Proszowicach podnieśli
alarm, że "cudzoziemcy o nas targ czynią"; już na tę inkwizycję, jak na rokosz
wybierała się do Warszawy szlachta z województw. Nowe rewelacje Maksymi-
liana, łącznie z listem Zygmunta do Ernesta, odczytanym na sejmie (wrzesień½-
-październik 1592) przez kanclerza, wytworzyły taką atmosferę, że król mu-
siał wyrazić żal z powodu zamierzonego odjazdu do Szwecji (ale nie abdy-
kacji) i obiecać, że nawet po śmierci ojca bez pozwolenia stanów nie odjedzie,
nikogo też o zjazdy do odpowiedzialności nie pociągnie (więc ani zamojszczy-
; ków, ani Wielkopolan Karnkowskiego). Duch nieufności i ostrej krytyki prze-
trwał po sejmie inkwizycyjnym aż do rokoszu Zebrzydowskiego; harmonia
między narodem i królem została wstrząśnięta do głębi. Na razie do pojedna-
nia Zygmunta z Zamoyskim przyłożył ręki nuncjusz [Maksymilian Germanik]
Malaspina; dzięki niemu sejm 1593 r. pozwolił królowi jechać do Szwecji, aby
; tam dokonać przejęcia władzy po śmierci Jana III.
207
9. Ku Morzu Czarnemu
Istotną zdobyczą kanclerza po owej walce była swoboda ruchów w stronę
ujścia Dunaju. Zamiast odpierać groźby tureckie w położeniu przymusowym
Zamoyski skorzysta ze wznowionej wojny austro-tureckiej (1593), aby stwo-
rzyć na Wołoszczyźnie dla Polski fakt dokonany i dopiero na tej podstawie
łączyć się z ligą pań½stw chrześcijań½skich, jaką starał się powołać do życia
papież Klemens VIII. Z tych pań½stw Moskwa za rządów Godunowa skłonna
była raczej szachować Polskę Turkami; Wenecja ostrożnie badała grunt, a ce-
sarz Rudolf pokornie znosił najazdy na Węgry i płacił Turkom stutysięczny
haracz, byle odwlec wybuch wojny. Nie było więc z kim robić ligi. Ale tenże
potulny cesarz umiał sobie znaleźć narzędzia w Zygmuncie Batorym, księciu
siedmiogrodzkim (bratanku króla Stefana) i w Michale Walecznym, hospodarze
wołoskim. Po kolei uznali nad sobą lenną zwierzchność Rudolfa: Aron, hos-
podar Mołdawu i ów Michał wołoski oraz Zygmunt siedmiogrodzki; dwaj
pierwsi zostali namiestnikami trzeciego; wszyscy razem - książętami Rzeszy;
wszystkie trzy kraje otrzymały wspólny sejm na obszarze mniej więcej dzi-
siejszej Rumunii (1594). Michał Waleczny zawdzięczał swój tytuł zwycięstwom,
jakie w pierwszych miesiącach następnego roku odnosił nad Turkami; otóż te
same zwycięstwa krzyżowały zamierzoną przez Zamoyskiego ekspansję Polski
na południe; równoczesne zaś knowania agentów cesarskich z Kozakami oraz
impreza na Krym, podjęta przez Mikołaja Jazłowieckiego, starostę śniatyń½-
skiego, za namową papieskiego agenta [Aleksandra] Kumulovicia, groziły
rozpętaniem burzy na wschodzie w kierunku dla Polski niepożądanym.
Rządy polski i cesarski spróbowały uzgodnić swoje dążenia na terenie wę-
giersko-bałkań½skim. Było to podczas sejmu krakowskiego w lutym i marcu
1595 r.; senat za przewodem Jerzego Radziwiłła i Janusza Ostrogskiego skła-
niał się do ligi, jaką głosili posłowie cesarscy i węgierski. Zamoyski w dele-
gacji, wyznaczonej do rokowań½, objąwszy kierownictwo, wysoko postawił pol- e
skie żądania i warunki: do ligi należy wciągnąć Hiszpanię i Moskwę, cesarz
ma płacić Polsce zasiłki, wystawić 80000 wojska i przyznać jej w podziale
zdobyczy Mołdawię oraz Multany. Przede wszystkim atoli cesarz zmusi Maksy-
miliana do zaprzysiężenia ugody będziń½skiej. Sejm uchwalił hojne środki na
wojnę: łanowe, piechotę wybraniecką, pospolite ruszenie. Zaraz jednak oka- e
zało się, że cesarz pieniędzy ani wpływów nie ma, a z Mołdawii i Wołosz-
czyzny rezygnować nie myśli. Nastrój ostygł, bo też Karnkowski wydał bro-
szurę Festina lente; podatki wpłacano tak powoli, że o ofensywie na Krym
nie było co myśleć. Kanclerz nie tracił jednak celu z oka. Skupiwszy wojsko
nad Dniestrem pod pozorem osłony przed Tatarami, nagle wkroczył do Moł-
dawii i osadził na hospodarstwie spokrewnionego z Potockimi Jeremiego
Mohyłę zamiast Stefana Rozwana, którego tam przysłał Zygmunt Batory.
Nadbiegli Tatarzy, ale ich Zamoyski odparł z okopów Cecory, dzięki czemu
Michał uporał się zwycięsko z Sinanem paszą a Mohyła z wracającym Roz-
wanem. Ta interwencja narobiła dużo hałasu naokoło. Cesarz pomstował, że
Polacy współdziałają z niewiernymi, papież wymawiał pokrzywdzenie Zyg-
munta Batorego, którego zaliczał do wybitnych rycerzy sprawy chrześcijań½-
skiej, chociaż Zamoyski więcej ujmy zrobił rzeczywistej powadze padyszacha
niż fikcyjnej cesarza. Nastało takie naprężenie stosunków, że nadzwyczajny ;
legat [Benedykt] Mandina razem z nuncjuszem Malaspiną musieli w Polsce lać
208
wodę na rozgorączkowane głowy. Na sejmie wiosennym 1596 r. jedni piętno-
wali złą wiarę Habsburgów, drudzy oskarżali Zamoyskiego, że ściąga na
Rzeczpospolitą gniew Turcji. Wielu - prawie wszyscy - oświadczali się za
ligą. Tym rozbieżnym głosom kanc rz przeciwstawił swoją zasadę polityczną:
robić ligę, ale dla dobra Rzeczypospo :tej, więc z góry zatrzymać pod swym
protektoratem Mołdawię, a potem wziąć na siebie obronę Siedmiogrodu i Mul-
tan. I znów się rozbiły rozmowy o tę sprawę rozgraniczenia wpływów i darem-
nie wyznaczano do ukucia ligi wielkie deputacje sejmowe, jak daremnie też
przez lata 1596-1597 roztrząsali te sprawy z Zamoyskim nuncjusz [Henryk]
Gaetano oraz sekretarz jego, [Bonifacy] Vanozzi. Austria ligi nie chciała, inte-
resy siedmiogrodzkie kłóciły się ostro z polskimi. Nie pozostało nic innego, jak
wracać do koncepcji króla Stefana: przez Moskwę na Carogród, bez oglądania
się na Pragę. A ponieważ plan ten był i nadal muzyką przyszłości, więc z ro-
kowań½ o ligę wyłoniły się odraczające pertraktacje o dalsze przymierze z Por-
tą. Rozpoczęto pochód polityczny na południe bez sił proporcjonalnych do
wielkości zadania, bez ubezpieczenia się od innych stron świata i, jak zaraz
zobaczymy, bez mocnej terytorialno-społecznej postawy we własnym kraju.
10. Unia brzeska
Podobnie jak program bałtycki Rzeczypospolitej wymagał mocnego zespole-
nia z rdzenną Polską obojga Prus, tak samo warunkiem dotarcia do Morza
Czarnego była asymilacja szerokiego pomostu, jaki łączył Polskę z tym mo-
rzem, tj. ziem ruskich, których część wschodnia, Bracławszczyzna i Kijowsz-
czyzna nosiły nazwę Ukrainy. Zwłaszcza Zamoyski, jako zwolennik wolnoś-
ciowego imperializmu w myśl dewizy "wolni z wolnymi, równi z równymi",
kiedy kładł rękę na Mołdawii, musiał myśleć o tym, czy Ruś Czerwona, Po-
dole i Ukraina dostatecznie już zrosły się z Koroną. Lud ruski od czasów
Świdrygiełły separatystycznych dążeń½ nie żywił. Szlachta prawosławna cie-
szyła się od czasów Zygmunta Augusta (1568) zupełnym równouprawnieniem
z katolikami, a biskupi poddawali się posłusznie administracyjnej, rozdawni-
czej i sądowej władzy króla. Ale w wieku par excellence wyznaniowym, jakim
był wiek XVI, różnice religijne mogły równie skutecznie rozbijać pań½stwa,
jak dziś różnice językowo-narodowe. Wszak były żywioły, które podczas woj-
ny Batorego o Inflanty modliły się w Polsce o powodzenie Groźnego cara.
Wszak od 1589 r. rezydował na Kremlu osobny patriarcha moskiewski (Job),
ku któremu tęsknie spozierały uspośledzone, zaniedbane kościoły greckie
w Rzeczypospolitej. Około tegoż czasu patriarchowie Joachim antiocheń½ski
(1585) i Jeremiasz konstantynopolitań½ski (1589) nadali mieszczań½skim bractwom
w Wilnie i we Lwowie godność stauropigii', która je hierarchicznie unieza-
leżniła od biskupów. Niebezpieczeń½stwa stąd płynące przenikały wielu, ale
ze wszystkich środków zapobiegawczych celowe wydało się nieoddanie Koś-
cioła greckiego w Polsce pod władzę patriarchy carogrodzkiego (który fizycz-
nie podlegał Porcie, a duchowo - Moskwie) i nie autokefalia tegoż Kościoła,
' Patriarcha Joachim przyczynił się do zreorganizowania bractw, natomiast prawo
stauropigii nadał tym bractwom patriarcha Jeremiasz w 1588 r.
209
lecz jego unia z Rzyń½:om przy zachowaniu odrębnego obrządku i małżeń½stwa
popń®w w duchu dawnej unii florenckiej (1438)s, ktń®rej ostatni zwolennicy
wymarli lub umilkli na Litwie z wiekiem XVI. Wydawało się, że unia nie tylko
zwiąże z pań½stwem żywioł innowierczy, ale też podniesie poziom moralno-
-umysłowy Kościoła ruskiego, wówczas istotnie bardzo niski. Z tych różnych
względów unię głosił z zapałem i głęboką wiedzą jezuita Piotr Skarga, naj-
bardziej wpływowy z kaznodziejów królewskich, w dziele O jedności Kościola
Bożego (I wyd.1577, II -1590 r.).
Przez szereg lat ścierały się na tę sprawę różne poglądy w episkopacie ruskim.
Drażniła wszystkich pretensja Carogrodu do pobierania opłat za wyświęcanie
biskupów. Zrywali kolejno z patriarchą carogrodzkim [Gedeon] Bałaban,
władyka Iwowski (najgorzej skłócony z miejscową stauropigią), [Michał]
Rahoza, metropolita kijowski (z powodu żądanej opłaty za święcenia); Cyryl
Terlecki, władyka łucki, wprost opracowywał unię z miejscowym biskupem
katolickim, Bernardem Maciejowskim oraz z Hipacym Pociejem, eks-kasztela-
nem brzeskim [brześciań½skim], władyką włodzimierskim. W wyniku szeregu
zjazdów Terlecki i Pociej przedłożyli królowi (2 grudnia 1594 r.) życzenia
przyszłych unitów: proszono o zrównanie biskupów greckiego obrządku z ła-
ciń½skim i dopuszczenie ich do senatu, także o pewne przywileje dla szlachty
unickiej9. Wytargowano u nuncjusza zgodę na małżeń½stwa księży ruskich
i odrębną liturgię. Upewniwszy sig tak od strony świeckiej i duchownej, Rahoza
z ośmioma władykami wystosowali do papieża z Brześcia 12 czerwca 1595 r.
[starego stylu] oświadczenie obediencji; w odpowiedzi na podobny adres wydał
król przywilej równający biskupów unickich z łaciń½skimi (2 sierpnia 1595)lo.
W tym momencie zahamował pomyślnie prowadzoną akcję najpotężniejszy
magnat kresowy, Konstanty Wasyl Ostrogski, wojewoda kijowski. Rzecz była
o tyle niespodziana, że ten protektor i "egzarcha" eszcze z ramienia króla
Stefana) Kościoła greckiego, założyciel duchownej akademii w Ostrogu i wy-
dawca Biblu Ostrogskiej, nie odrzucał a limine unii, o ile ją się uskuteczni
w porozumieniu z Moskwą na zasadzie obustronnych ustępstw, uwzględniając
pewne polityczno-religijne postulaty protestantów. Co go zraziło później (po
1593 r.), nie wiadomo; może zbyt poziomy oportunizm głosicieli unii, dość że
Ostrogski i sam stanął okoniem, i Bałabana oraz [Michała] Kopystyń½skiego,
biskupa przemyskiego ku sobie pociągnął, i zjednoczonym protestantom obra-
dującym w Toruniu w bardzo niepowściągliwych słowach wyraził solidarność
przeciw panującej religii katolickiej (w sierpniu 1595 r.)11. Nie powstrzymało
s W rzeczywistości zawarta ona została w 1439 r.
9 Wspomniani władcy w okresie od 2 do 4 grudnia 1594 r. w rezydencji biskupa
B. Maciejowskiego spisali deklarację o unii, którą gospodarz miał przedłożyć królowi.
O przywileje dla szlachty unickiej nie musieli zabiegać, gdyż szlacheccy członkowie
Cerkwi nie podlegali jakimkolwiek ograniczeniom prawnym w Rzeczypospolitej.
lo Zygmunt I11 przyjął warunki biskupów 27 lipca tegoż roku, godząc się na wszystkie,
z wyjątkiem postulatu o dopuszczeniu ich do senatu. O tym mógł zadecydować tylko sejm.
11 Chodynicki uważa, że teza o "świeckim egzarchacie" Ostrogskiego przed 1589 r. jest
mało uzasadniona. Książę Konstantyn został egzarchą patriarchy konstantynopo-
litań½skiego dopiero w 1597 r. Por. K. Chodynicki, dz. cyt., s. 347 i przyp. 2 na tej
stronie. O Biblii Ostrogskiej zob. M. Bendza W czterechsetlecie wydania rrBiblu
Ostrogskiej 1581-1981, "Rocznik Teologiczny", R. 23:1981, z. 2, s. 45-54. W przyp.19
na s. 54 podany jest pełny tytuł transliteracji.
210
to Terleckiego i Pocieja od zadeklai wania na konsystorzu papieskim 23 grud-
nia 1595 r. aktu unu; był to niejako traktat międzywyznaniowy, który ratyfi-
kować miał synod z udziałem przedstawicieli żywiołu świeckiego. Niestety,
już w swym poczęciu podkopany został rozwój unii z dwóch stron. Kiedy
Ostrogski burzył "dyzunitów", katolicy z pobudek stanowych nie dopuścili
biskupów unickich do senatu. Wyzyskał ten błąd wojewoda kijowski i gdy
Rahoza z Zamoyskim i Skargą celebrowali pamiętny synod brzeski (w paź-
dżierniku 1596 r.), on, nie gardząc pomocą emisariusza carogrodzkiego (egzar-
chy) Nicefora Daskola oraz arian, odprawił jednocześnie synod dyzunicki pod
bokiem Brześcia.
Połowiczny ten sukces odbił się echem na sejmach. Już w 1596 r. Ostrogski
protestował w senacie przeciw narzucanej unii; po roku kłótnie te przyczy-
niły się do rozbicia obrad sejmowych, których jedynym rezultatem stało się
zamknięcie w Malborku wichrzyciela Nicefora. W 1599 r. Ostrogski dopro-
wadził do "konfederacji" wyznań½ protestanckich z dyzunitami, jakiej dotąd nie
widziano, a jaką ujrzą jeszcze raz w skoń½czonej postaci czasy stanisławowskie.
Nie uzgodniono tam, rzecz prosta, dogmatów, tylko obiecano sobie wspólnie
walczyć na sejmach o równouprawnienie mniejszości wyznaniowych. Dziesiątki
lat jeszcze trwać miała ostra walka unii z dyzunią, a setki lat - ich współ-
zawodnictwo. Egoizm stanowy episkopatu łaciń½skiego sprawił, że unia nie
zdobyła uroku w oczach kresowej szlachty i magnaterii, (bo te warstwy wo-
lały już przechodzić wprost na katolicyzm), a i w sferze mieszczań½sko-chłop-
skiej nie zapuściła głębokich korzeni. Parę razy zawaha się rząd polski (pod-
czas rokoszu Zebrzydowskiego 1607 i paktów hadziackich z Kozakami 1568 r.),
czy by nie zlikwidować tej niezbyt fortunnej imprezy. Było to jednak zwąt-
pienie przedwczesne, jak przesadna jest również krytyka zarzucająca unii, że
podtrzymywała ona odrębność ruskiej nacji i topiła w niej żywioł mazursko-
-polski. W swoim czasie idea zjednoczenia Kościołów była dodatnim pierwiast-
kiem polskiej myśli pań½stwowej, ktń®rej zasadniczej trafności nie uchybia ani
owo błędne upośledzenie unitów, ani też zaniedbanie innych sposobów na dro-
dze do zespolenia kresów z Koroną. Za wiele budowano na powierzchownej
, edności Kościoła Bożego", za mało pamiętano o jedności kultury narodowej.
11. Pierwsze bunty kozackie
Jeżeli niedociągnięta unia konsolidowała na Rusi żywioły biernego oporu,
to narzędziem czynnego buntu stanie się Kozaczyzna. Te "męty ludzkie
z łotrzyków różnych narodów uzbierane", jak je nazwał Zygmunt III, zrazu
niewiele miały wspólnego z religią grecką i z narodowością ruską. W innym
kraju, nadmorskim, powstałaby z takich żywiołów flota kaperska, może emi-
gracja do kolonii; koło porohów rozwinęło się z nich Zaporoże. Tu znów (zda-
niem Aleksandra Jabłonowsń½iego) polityka społeczna Rzeczypospolitej, owład-
nięta duchem klasowym, nie zrobiła rzeczy najważniejszej: chciano Kozaków
trzymać w ryzie, używać przeciw Tatarom, a nie umiano ich przywiązać do
wspólnej macierzy przez masowe choćby i stopniowe uszlachcenie. Zamiast
tego, po pierwszym wybryku Kozactwa, który tak rozsierdził Turcję, uchwa-
lono wreszcie na sejmie 1590 r. według wskazań½ Zamoyskiego Porządek
211
ze strony Niżowców i Ukrainy. Równocześnie sejm nadał Aleksandrowi
Wiśniowieckiemu i kniaziowi [Kiry'towi] Różyń½skiemu wielkie obszary w Ki-
jowszczyźnie do rozkolonizowania, Z, nuszowi Ostrogskiemu starostwo biało-
cerkiewskie; pomniejsze nadania otrzymali trzej Kozacy "szlacheckiego stanu";
m.in. Krzysztof Kosiń½ski - Rokitno. Władzę nad tysiącem rejestrowanych
Kozaków otrzymał nieco później, poza sferą wpływów Zamoyskiego, Mikołaj
Jazłowiecki, starosta śniatyń½ski. Rok 1591 przyniń®sł Kozakom uznanie odręb-
nego sądownictwa, ale nie przyniósł żołdu; do zbudowania twierdzy nad
Dnieprem, która by powściągała ich "swawoleń½stwo", także nie przyszło.
Tymczasem Kosiń½ski, pokłóciwszy się o Rokitno z Wiśniowieckim i Ostrog-
skim, rzucił na dobra tych ostatnich zbuntowanych Kozaków. Zdaniem za-
grożonych w swej posesji magnatów należało bunt stłumić radykalnie, ale
skoń½czyło się na kapitulacji Kosiń½skiego przed pospolitym ruszeniem pod
Piątkiem 2 lutego 1593. Watażka dotrzymał szlacheckiego słowa swemu
pogromcy, Januszowi Ostrogskiemu, i odtąd napastował tylko Wiśniowiec-
kiego. Działał jak prekursor Chmielnickiego, bo jednocześnie poddawał się
Moskwie i sprowadzał na pomoc Tatarów; zginął pod Czerkasami, oblegając
Wiśniowieckiego w marcu 1593 r.
Próbowano przed wyjazdem króla do Szwecji załagodzić podrażnione Ko-
zactwo ustępstwami, ale przeszkodzili temu cesarz Rudolf i arcyksiążę Maksy-
milian. Im to zależało najwięcej na rozmnożeniu i rozzuchwaleniu ruchawki,
którą chcieli przeciwstawić Tatarom; ich agenci [Stanisław] Chłopicki i [Eryk]
Lassota zagrzewając Kozaków do samowolnych imprez, wręczają im chorą-
giew, trąbki i pieniądze. Za wyprawy Kozaków na brzegi Turcji (grudzień½
1593, marzec 1594) dała Polska satysfakcję, tolerując wyprawę tatarskiego
czambułu przez Pokucie na Węgry; oczywiście już lepiej było, jak to uczynił
Jazłowiecki, prowadzić mołojców na Krym, co można było usprawiedliwić
odwetem (1594).
W następnym roku ukazuje się na czele buntowników Semen Nalewajko,
który ruchowi swemu nadaje znamię nowe. Niedawno sługa i obroń½ca Ostrog-
skich przeciw Kosiń½skiemu, potem kondotier w służbie austriackiej na terenie
Mołdawii, Nalewajko, ledwo wróciwszy ze służby u Maksymiliana, zaatakował
Szarogród i inne dobra Zamoyskiego. Działał z rozmachem, bo i pod Łuckiem,
i pod Słuckiem, i pod białoruskim Mohylewem, przez co dał się we znaki nie tylko
koroniarzom, ale i panom litewskim; zapowiadał wytępienie szlachty i zburzenie
Krakowa. Że jednak w zimie trudno prowadzić partyzantkę, więc wysłał królowi
jakieś propozycje co do urządzenia Kozaczyzny i osiadł w Ostrogu u brata, popa,
który był spowiednikiem starego księcia Konstantego. Odtąd dał pokój
Zamojszczyźnie, by wywierać złość na twórcach unii, zwłaszcza na Terleckim
podczas jego rzymskiej podróży. Oczywiście wojewoda kijowski nie omieszkał
wyprzeć się takiej komitywy. Ruszyła wreszcie na Nalewajkę cała elita magnateru
małopolskiej i litewskiej z udziałem najwybitniejszych wodzów i wojowników.
Przy boku hetmana Żółkiewskiego maszerowali Zebrzydowski i [Jan] Karol
Chodkiewicz, trzej Potoccy, dalej magnaci prawosławni: książęta Różyń½scy,
Wiśniowiecki, [Bohdan] Ogiń½ski, [Aleksander] Proń½ski. W ciągu półtorarocz-
nej kampanu zdołał Żółkiewski wyrugować Nalewajkę z jego Kozakami
i hajdamakami za Dniepr, przy czym ocalił Kijów przed kozackimi podpala-
czami. Kulminacyjnym aktem kampanii było oblężenie buntownika na uro-
czysku Sołonica pod Łubniami. Doprowadzeni do ostateczności Kozacy zgodzili
212
się wydać rakuskie insygnia, armat i samego Nalewajkę, byle ujść cało.
Wypuścił Żółkiewski 1500 rejestrowej j. .zdy z nowym atamanem [Krzysztofem)
Krępskim [Krempskim], ale nie zapobiegł wycięciu wielu zbiegłych chłopów
przez żołnierzy obszarniczych. Nalewajko dał głowę pod miecz w Warszawie
( 11 kwietnia 1597 r.).
Była to chwila, kiedy można było wygnieść całą Kozaczyznę, ale ponieważ
tego właśnie domagał się chan tatarski, więc przemogła rada Żółkiewskiego,
by zachować tę milicję na wszelki wypadek. Na następnego Nalewajkę po-
czekają Kozacy aż lat 30; tymczasem w 1601 r. sejm ogłosił rehabilitację
Kozaków, a ogłosił to ze względu na przerastającą teraz wszystkie inne kło-
poty potrzebę inflancką. Tak się w ogóle działo i tak dziać miało pod rządami
zbyt marudnego Zygmunta, że akcję nie dokoń½czoną w jednym kierunku
wypadało rzucać, zwycięstwa zostawiać nie wyzyskane i klęski nie pomszczo-
ne, bo nie Polska swą siłą narzucała rozgrywki sąsiadom, ale jej własna nawa
miotała się wprzód i w tył, w prawo i w lewo, pod naporem różnych fal ościen-
nych i nawałności losu.
12. Kryzys polsko-szwedzki (1593-1598)
Od początku panowania Zygmunta III nie stało się nic, co by nadpsute
stosunki polsko-szwedzkie mogło naprawić. Polacy nie spłacili długów i nie
myśleli zrzekać się Estonii, której dla wewnętrznego rozwoju swego pań½stwa
nie potrzebowali, ktń®rej odrębności społeczno-wyznaniowej zasymilować by
nie umieli, i której by nie potrafili przeciw dwom rywalom utrzymać w posia-
daniu. Warunkiem polskiego władztwa przy ujściu Dźwiny był wspólny front
polsko-szwedzki przeciw napierającej od wschodu Moskwie; tylko wspólny
wysiłek tych dwóch narodów zdołałby zamknąć caratowi bramy Bałtyku.
Dużo zaszkodził współżyciu ich pod jednym monarchą niezrównoważony zięć
jagielloń½ski, Jan III. Gniewał się on na Polaków (i Duń½czykń®w), że zarażają
Szwedów swym duchem wolności i przywilejów stanowych; jednocześnie, re-
formując liturgię w stylu katolickim, rozpętał burzę fanatyzmu protestanckie-
go wśród pastorów. Zygmunt odziedziczył po nim pań½stwo, gdzie kler luterski
ział nienawiścią do katolików, arystokracja wadziła się z niższymi klasami,
sejm przeciwstawiał się prerogatywom monarchy, a na dobitkę własny stryj
królewski, książę Karol sudermań½ski wyzyskiwał wszystkie żywioły, aby sa-
memu zagarnąć władzę. Zanim król wyrobił sobie w sejmie polskim pozwole-
nie na podróż do Szwecji (które w sekrecie okupił m.in. nowym przyrzecze-
niem Estonii), szlachta szwedzka spróbowała mu podać coś na kształt paktów
konwentów. Zjazd w Uppsali twardo zastrzegł się przeciw propagandzie ka-
tolicyzmu. Rzeczywiście towarzyszył Zygmuntowi do Sztokholmu nuncjusz
Malaspina, który za misję swą uważał stopniowe przywrócenie Szwedów na
łono Kościoła. Oburzenie ewangelików nie miało granic: ani jednego kościoła
nie chciano przyznać papistom, ani jednej tolerować książki, wypędzić Mala-
spinę! Daremnie król przypominał, że przecież znoszą Szwedzi u siebie po-
słów bisurmań½skich, znosili świeżo Possevina; obstawał przy wolności reli-
gijnej dla wszystkich wyznań½; paktń®w konwentń®w nie przyjmował, lecz pra-
wa stanów obiecywał szanować. Wreszcie 19 lutego (1594 r.) ustąpił: podpi-
213
sał pakt, zwany "królewskim zaręczeniem", że zachowa poddanych w wolno-
ści religijnej, ale na podstawie wyznania augsburskiego, według uchwał upp-
salskich. Znaczyło to, że katolicy nie mogą publicznie odprawiać nabożeń½stw,
najwyżej cicho, w domach prywatnych. Nuncjuszowi złożył w sekrecie pro-
test, że ustąpił pod przymusem, wobec gotowego buntu. Mało brakowało, aby
mu w ogóle odmówiono władzy nad Szwecją, ponieważ mieszka w Polsce;
wobec rozbieżności między szlachtą i pospólstwem zachował jednak władzę,
tylko powierzył zastępstwo senatorom z udziałem Karola sudermań½skiego.
Stryj nie bardzo zatroszczył sig pod nieobecność bratanka o obronę przed
Moskwą: wtedy to, traktatem w Tiawzinie [Taysina] (18 maja 1595 r.) [sta-
rego stylu] odstąpił jej część Finlandii (Kexholm); za to cały swój spryt wy-
tężył celem wydarcia Zygmuntowi rządów. Z przekonań½ raczej kalwinista,
wysunął się na czoło wojującego luteranizmu; ze skłonności despota, wyzy-
skiwał zapędy sejmu przeciw władzy królewskiej. Za jego to dopuszczeniem
zebrał się samowolnie sejm w S derk ping, który następnie przeistoczył się
w konfederację; odtąd trzy niższe stany (kler, mieszczanie i chłopi) stały mu-
rem przy księciu i popierały jego pretensje do rządzenia pań½stwem; szlach-
ta i miasto Sztokholm broniły słabo unii z Polską, po czgści mając na oku
bałtyckie interesy obu pań½stw.
Polska zgodnie z radą Zamoyskiego długo zachowywała się wobec tego
konfliktu neutralnie; nie chciano przykładać ręki do ograniczania cudzej wol-
ności, choć w gruncie rzeczy Zygmunt, a nie Karol był nad Melarem wolności
polskiej reprezentantem. Nie chciano jątrzyć stosunków między narodami, toż
i tak podczas pierwszej podróży króla do Szwecji dochodziło do bójek ze
świtą króla, gdy ta domagała się dla siebie nabożeń½stwa. Ale teraz, po bun-
towniczym zjeździe w S derk ping, kilku senatorów polskich [Mikoła] Sa-
pieha, [Stanisław] Działyń½ski, [Stanisław] Cikowski 12 wzięło udział w mie-
szanym poselstwie od króla do Szwecji. Próbowano wywodzić różnicę między
królestwem elekcyjnym i dziedzicznym, co jednak Szwedzi stanowczo sobie
wyprosili. Interwencja osiągnęła skutek ujemny, bo Sparre i lojalny odłam
arystokracji znów zsolidaryzowali się z młodszymi stanami. Karol udał, że
myśli zrzec się z regencji na sejmie w Arboga, tymczasem poprowadził wśród
chłopów kampanię tak demagogiczną, że szlachta sterroryzowana musiała iść
za innymi stanami. Władzy Karol nie tylko nie złożył, ale wyrobił sobie jej
zatwierdzenie i począł prześladować wiernych królowi senatorów. Przedsię-
wziął wreszcie zrewoltowanie i podbój wiernej królowi Finlandii.
13. Wyprawa Zygmunta III do Szwecji
Dojście Karola sudermań½skiego do władzy, jak to trafnie przepowiadał Zyg-
munt Zamayskiemu w 1593 r., oznaczało sojusz Szwecji z Moskwą. Można
było dodać, że poprowadzi ono do wznowionej ekspansji przez Estonię do
Inflant, którą poprzedzi luterska propaganda. Gdań½sk, dotąd wierny, zaczy-
nał szemrać, słysząc o rewindykacji kościołów na rzecz katolicyzmu w mia-
lz Spośród wymienionych członków poselstwa z 1596 r. senatorem wówczas był
tylko Stanisław Działyń½ski.
214
stach pruskich: doszło w nim podczas pobytu króla do tumultów wyznanio-
wych; na pierwszą podróż do Szwecji miasto odmówiło Zygmuntowi okrg-
tów, dopiero na powrót dostarczyło ich 10. Zresztą, król był na tyle prze-
zorny, że opuszczając Sztokholm zatrzymał flotę szwedzką pod rozkazami
wiernego admirała Flemmingal3, miał więc nie lada atut w rokowaniach,
jakie prowadził z pań½stwami dalszego Zachodu. Niektń®rzy doradcy, jak bi-
skup Rozrażewski, podkanclerzy Tarnowski, (Jerzy] Mniszech, radzili wziąć
rozruchy gdań½skie za pretekst do zupełnego złamania przywilejów tych "ma-
chiavelistów"; w tym wypadku była do wyzyskania pomoc Anglii, z którą
Gdań½sk był w ciągłym konflikcie. Skoro jednak cele Zygmunta leżały da-
lej - w Inflantach i w samej Szwecji, więcej obiecywał on sobie, podobnie
jak przed nim Batory, po Hiszpanach i hanzeatach. Planowano obsadzenie
Alisborga siłami hiszpań½sko-polskimi; uzyskano od Lubeki wprawdzie nie
okręty wojenne, ale zakaz handlu ze Szwecją; próbowano, acz bardzo nie-
śmiało, porozumienia z królem duń½skim, Chrystianem IV (1588-1648). Krń®l
nie tylko nie przyciskał do muru gdań½szczan, ale przez posła [Pawła] Dzia-
łyń½skiego ujmował się za ich handlem u Elżbiety angielskiej i Holendrów,
przez co tu i tam narażał się na konilikty.
Wszystko to było obliczone na walną rozprawę ze Szwedami, mianowicie
z Karolem sudermań½skim i jego demokratycznym protestanckim obozem.
Polakń®w krń®l na tę wyprawę karną wcale nie chciał prowadzić, aby nie nada-
wać jej charakteru wojny między dwoma narodami, nad którymi chciał nadal
panować. Zresztą, na zerwanym sejmie 1597 r. przekonał się znów, jak mało
może liczyć na pomoc Polaków do łamania cudzej wolności. Minęły lata wy-
rozumiałości: fanatyzmowi Szwedów Zygmunt chciał przeciwstawić fanatyzm
katolicki i zapowiadał Malaspinie, czego oczywiście nie mówił Sparremu i in-
nym zwolennikom-emigrantom, że po zwycięstwie gwałtem wytępi herezję.
Rok 1597 zajęła gorączkowa akcja dyplomatyczna w pań½stwach i pań½stew-
kach sąsiadujących z Bałtykiem, w wyniku której Hohenzollernowie oświad-
czyli się raczej po stronie prawowitego króla; inni książęta (heski, holsztyń½-
ski, saski) - za uzurpatorem. Papież, pochłonięty ligą, właściwie nie dał te-
raz Zygmuntowi żadnej pomocy. Tylko że teraz (po przeniesieniu Flemminga
do Finlandii) na flotę własną król nie mógł już liczyć i gdy przybyła do
Gdań½ska, nie odważył się wstąpić na jej pokład. Poseł [Samuel] Łaski próbo-
wał na sejmie w Uppsali zasiać niezgodę między stanami Szwecji, ale bez
skutku. Sejm warszawski za to (1598), wysłuchawszy jego relacji o krytycz-
nym stanie rzeczy, pozwolił królowi udać się do dziedzicznego pań½stwa znń®w
z warunkiem powrotu na św. Bartłomieja (24 sierpnia) następnego roku.
Na zajętych statkach angielskich i holenderskichl4 przywiózł król do Kal-
maru różnojęzyczne wojsko, przeważnie Niemców i Węgrów, i polskie arma-
t, licząc na równoczesną ofensywę swego komendanta z Finlandii i Estonu.
w jednak wylądował za wcześnie i nie odciągnął na siebie ani części wojsk
Karolowych, maszerujących ze stolicy na południe. Pod wpływem wyższego
duchowień½stwa niektń®re prowincje zaczęły się skłaniać na stronę króla; dy-
plomacja brandenburska zasługiwała się obu stronom jako pośredniczka
w układach. Pierwsze starcie pod Stegeborgiem o mało nie zakoń½czyło się
13 glas Flemming był wówczas marszałkiem.
14 przede wszystkim gdań½skich.
215
niewolą Karola, ale drugie, decydujące, koło mostu Stangebro (pod Link pin-
giem) obróciło się w klęskę króla (25 września 1598). Zygmunt, wzięty do
niewoli, musiał się okupić sromotnym wydaniem w ręce stryja głównych
swych stronników z Erykiem Sparrem i Jerzym Possem na czele. Według ugo-
dy miał król z Kalmaru, po odesłaniu polskiej gwardii, popłynąć do Sztok-
holmu, widząc jednak, że wszystko na razie stracone, pożeglował do Gdań½ska,
zaprotestowawszy przeciw narzuconym warunkom. W maju następnego roku
padł Kalmar, ostatni bastion Zygmuntowego panowania w Szwecji, w lipcu
(1599 r.) sejm sztokholmski ogłosił detronizację, przekazując koronę czte-
roletniemu synkowi jego, Władysławowi, pod warunkiem, że go ojciec przyśle
przed upływem pół roku do Szwecji, dla wychowania go w religii protes-
tanckiej i w duchu narodowym. Teraz regent Karol pokazał Szwedom, Po-
lakom i światu, jak się szanuje prawo i wolność: 20 marca (1600 r.) pięciu
senatorów (w ich liczbie kanclerz Sparre) oddało szlacheckie szyje pod miecz
katowski. Jeszcze przeszkodą na drodze do tronu był Karolowi młodszy brat
Zygmunta, książę Jan, uprawniony do następstwa w myśl testamentu Gusta-
wa Wazy; toteż dopiero po jego rezygnacji Sudermań½czyk osiągnie cel swych
zabiegów. Ale unia osobista z Polską pękła już w 1599 r. i zamiast niej roz-
poczęła się wojna o Inflanty. W obliczu takiej rzeczywistości dyplomacja
polsko-litewska zrobiła ważne i owocne posunięcie; wojsko spotkało tę trudną
chwilę nad Dunajem.
14. Projekt unii połsko-moskiewskiej
Rozłam między Warszawą i Sztokholmem powitano radośnie na Kremlu.
Teraz mogła Moskwa wybierać sojusze, targować się, straszyć, licytować.
Rzeczpospolita, chcąc uprzedzić związek wschodniej sąsiadki z północą, mu-
siała sama przywiązać do siebie tę pierwszą, i to już nie w postaci aneksji
czy protektoratu, jak zamierzał Batory, aIe przez ścisły sojusz lub unię. Kie-
dy Moskale wojowali z Janem szwedzkim, Polska odnowiła z nimi rozejm
na lat 12 (1591); przez unię brzeską zatamowała postępy cerkiewnej propa-
gandy na Rusi; trzecim krokiem do zabezpieczenia się od Moskwy miało być
wielkie poselstwo Lwa Sapiehy.
Po zgonie ostatniego Rurykowicza, Fiodora (17 stycznia 1598 r.), zasiadł
na jego stolcu za zgodą bojarów najzdolniejszy z nich, Borys Godunow,
wszechwładny doradca poprzednika. Mówili o nim Moskale, że to car "chra-
bry" i mądry, jak w Polsce był Stefan. Rzeczywiście Godunow był rozumny
i obrotny, choć nie wojowniczy, za to do wielkiej gry dyplomatycznej pochop-
ny. Łaknął on światła europejskiego i chciał je łowić ponad Polską, na szkodę
Polski. Podżegał, jak mógł, przeciw Rzeczypospolitej sułtana, cesarza, arcy-
księcia Maksymiliana, Karola sudermań½skiego; prń®bował wydać córkę Ksenię
za królewiczów, szwedzkiego a po nim duń½skiego, aby wznowić eksperyment
moskiewskiego lenna w Inflantach, co mu się zresztą nie udawało.
Na wieść o śmierci Fiodora trzej czołowi nasi statyści: Zamoyski, Krzysztof
Radziwiłł i Lew Sapieha uradzili, że trzeba zaofiarować bojarom unię z Rze-
cząpospolitą. Sprawa była pilna, gdyż Borys okazywał wyraźną skłonność
ku Karolowi sudermań½skiemu, słał doń½ poselstwa, ktń®re do czasu władze
216
zygmuntowskie zatrzymywały w Finlandii, ale po zajęciu Narwy przez uzur-
patora nic już nie stało na przeszkodzie bezpośrednim układom jego z carem;
już nawet mowa była o odstąpieniu Moskwie Narwy za sowitym odszkodowa-
niem. Inicjatywę co do unii powziął Sapieha, który jeszcze w 1584 r., bawiąc
w Moskwie, dostrzegł zapowiedzi zbliżającej się "smuty". Zamoyski popierał
ten pomysł argumentem, że akcja w Moskwie wcale nie "przekazi" interesów
królewskich w Szwecji, ale je, owszem, ułatwi.
Uchwała o misji zapadła na sejmie 1600 r.; przydano Sapieże Stanisława
Warszyckiego, kasztelana warszawskiego i Eliasza Pielgrzymowskiego (który
tę misję opisze). Skoro poseł carski [Michał] Tatiszczew zachęcał, aby mówić
"o dobrych dziełach dotyczących chrześcijań½stwa", to Polacy proponują unię
na zasadach następujących: przyjaźń½ i jedność wieczna; wspólność przyjaciół
i wrogów; wspólne wojny i zdobycze; wolność osiedlania się, służby publi-
cznej i związków małżeń½skich między poddanymi obu pań½stw; rń®wnoupraw-
nienie wzajemne mniejszości prawosławnej i katolickiej; młodzież moskiewska
uczyć się ma łaciny u siebie albo jeździć do szkół polsko-litewskich. Handel
wolny; wspólne poselstwa i skarb wojenny w Kijowie; wspólna mennica i flo-
ta na morzach; dyplomacją pokierują przy obu dworach delegacje obustron-
ne. Symbolem związku na razie dwoista korona, ale po śmierci Zygmunta lub
Borysa oba pań½stwa otrzymają wspólnego monarchę; Polska - oczywiście
w drodze wolnej elekcji.
Kanclerz litewski, głęboko wykształcony, wytrawny polityk, prawnik, par-
lamentarzysta i dyplomata, mógł sobie obiecywać w osieroconej i wewnętrznie
skłóconej Moskwie nie lada sukcesy: wszak misja jego wróżyła naprawdę obu
narodom zyski kosztem stron trzecich, tj. Szwedów i Tatarów. Jednak poselstwo
natrafiło na grunt ciernisty, już samo wyżywienie orszaku 1200 osób wywołało
tarcia; zamknięto świtę jakby w kwarantannie, aby się jak najmniej dowiady-
wała o bolączkach pań½stwa moskiewskiego i o rń®wnoległych praktykach cara
z "Carolusem" i Wołoszą. Bojarska kontrpropozycja odrzucała tolerancję,
wolność małżeń½stwa, zgoła prawie wszystko, przyjmując tylko pokój wieczysty,
i to bez wzmianki o przynależności Inflant do Rzeczypospolitej, bo to jest
"
odwieczna ojcowizna wielkich hospodarów". Hasła szczerej miłości najmniej-
szego nie robiły na bojarach wrażenia; między Sapiehą i Tatiszczewem docho-
dziło do tak grubej połajanki, że już potem tylko przez "prystawów" gadali.
Przeciągnąłjednak Borys strunę w równoczesnym rozhoworze z posłami Karola;
żądanych twierdz inflanckich nie otrzymał, a doczekał się z południa wieści tak
dobrych dla Polski, że uznał za wskazane zawrzeć rozejm dwudziestoletni (do 15
sierpnia 1622 r.). Zygmunt III o tyle odwlókł ratyfikację traktatu, żeby móc jej
dokonać właśnie na spornej ziemi inflanckiej. Zresztą, jak to okaże niedaleka
przyszłość, sapieżyń½ska myśl unii nie padła wśród bojarów na całkiem bezpłodną
epokę: jej owoce wzejdą w różnej postaci.
15. Zamoyski nad Dunajem
Podobnie jak przed pierwszą podróżą Zygmunta, tak samo w 1598 r. Za-
moyski poparł zamiar króla w tym celu, aby samemu pilnować spraw po-
łudniowych. Wciąż mu na sercu leżał Siedmiogród, los Batorych oraz współ-
217
zawodnictwo z Habsburgami w walce o dostęp do Morza Czarnego. Ów Zyg-
munt Batory, co budował nowoczesną Dację czy Rumunię, po interwencji
Zamoyskiego przehandlował był Siedmiogród cesarzowi za Opole i Racibórz;
potem wrócił do ojcowizny jako lennik Rudolfa, aby ją znów odstąpić stry-
jecznemu bratu, Andrzejowi, kardynałowi biskupowi warmiń½skiemu. Ten
szwagier Zamoyskiego rń®wnież przejął się ideą wielkosiedmiogrodzką i usi-
łował między dwoma cesarzami utrzymać się na stanowisku prawie nieza-
leżnego władcy trzech księstw z Michałem i Jeremim jako wasalami. Ale
"szalony chłop" Michał pragnął tego zaszczytu dla siebie: późną jesienią
1599 r. wpadł do Siedmiogrodu, zbił kardynała pod Sybinem [Sibinem] i wy-
prawił go na tamten światl5. Ambicje jego dochodzą w tym czasie do szczytu,
chce być księciem Rzeszy, władcą trzech księstw i czterech węgierskich ko-
mitatów. Tego za wiele było Turkom: już oni woleli cierpieć pod Karpatami
trzech książąt polecanych przez Polskę, byle nie jednego potentata popierane-
go przez Rzeszę. Ofiarowali więc Zygmuntowi wspólną akcję przeciw Micha-
łowi (podobnie jak za Zygmunta I przeciw Petryle). Król przyjął to nie-
chętnie. Tymczasem Waleczny dla swego celu, tj. dla wyrzucenia Mohyły
z Mołdawii, obmyślał plan zabójczy: cesarza ściągał do Małopolski, Moskali
na Litwę, Szwedów do Inflant, judził do buntu Kozaków, a później nawet pol-
skich chłopów podkarpackich; nawet ze szlachty miał krocie ochotników,
którzy go "miłościwym panem" nazywali, bo im łupy rozdawał. Głaszcząc
króla słodkimi słówkami, wpadł w maju 1600 r. do Mołdawii i zajął ją niby
w imieniu cesarza; już nawet zaczynał pustoszyć Pokucie. Z kolei stracili
cierpliwość Zamoyski i cesarz. Ten ostatni kazał generałowi [Jerzemu] Basta
buntować przeciw Michałowi Siedmiogrodzian, zaś hetman polski, chociaż
sejm nie uchwalił mu na ten rok większego wojska, ruszył z Żółkiewskim
za Dniestr, przywrócił Jeremiego w Jassach, umiejętnie zatrzymał rwących
się do współdziałania Tatarów i szedł na Siedmiogród. Przeprawy jednak do
tego kraju zajmował już Basta jako namiestnik cesarza, a pogromca Michała.
Nie było innej rady, jak miażdżyć złego sąsiada w jego pierwotnym gnieź-
dzie. Nad Telezyną w Multanach (pod Bucovu) zadał Zamoyski Michałowi
druzgocącą klęskę 20 października 1600 r. Bez trudu poszło osadzenie na ho-
spodarstwie Szymona Mohyły, brata Jeremiego; za to o wyzwoleniu Siedmio-
grodu za późno było myśleć.
Chwilowo tedy Polska oparła się o Dunaj, ale czy mogła w tej wspaniałej
pozycji wytrwać? Rok 1601 okazał, że były to sny o potędze. Lud nie ścierpiał
chciwego Szymona; owszem, przyjął z ramienia Porty hospodara Raduła
Szczerbana. Jeremi w Jassach się utrzymał, ale sułtan wobec posła polskie-
go [Krzysztofa] Kochanowskiego stwierdził, że się wcale zwierzchnictwa nad
Mołdawią nie zrzeka. Siedmiogrodzianie zatęsknili jeszcze raz do Batorych,
lecz i teraz przemyślny Basta umiał wyrugować przybyłego po raz trzeci
Zygmunta z pomocą Michała, aby zaraz skrytobójczo pozbyć się niebezpiecz-
nego multań½skiego narzędzia. Z kolei za wdaniem się Turcji upadło jednak
cesarskie panowanie w Siedmiogrodzie i pań½stewko to mocą traktatu w Zitva
T rók wróciło do pozycji tureckiego odrębnego lenna (1606).
15 W rzeczywistości A. Batory został zabity podczas uCieczki przez swych by-
łych poddanych, Seklerów. A. Lubieniecki Poloneutychia, Warszawa-Łódź 1982,
s.147, 311.
218
16. Wznowiona walka o Inflanty
W najniewłaściwszej chwili, kiedy siły koronne ściągały się ku Mołda-
wii, spełnił Zygmunt III niepotrzebne żądanie swych wyborców, odstępu-
jąc Polsce podczas sejmu 1600 r. (26 marca) Estonię. Uczynił to w odpowie-
dzi na detronizacyjną uchwałę Szwedów, w nadziei, że tym skłoni Polaków
do ofiar na wojnę, a pod wrażeniem spadającej już na ów kraj inwazji Ka-
rola sudermań½skiego. Poddawały się kolejno twierdze: Biały Kamień½, We-
zenberg, Hapsal, pń®źniej Parnawa i Fellin; reszty z trudem bronił dzielny
Jerzy Ferensbach, starosta wendeń½ski, nie wspierany prawie z Litwy, bory-
kając się z odstępstwami Szwedów i zdradą Inflantczyków. W ciągu zimy
Szwedzi zajęli Kieś, Wolmar, Dorpat i prawie całą Liwonię. "Niezgoda
nasza i turbacje sejmowe przyczyną tej naszej niegotowości" ubolewał
słusznie Zamoyski, choć mógł dodać, że inną przyczyną była impreza mul-
tań½ska.
Dopiero z wiosną 1601 r. hetman litewski Krzysztof Radziwiłł Piorun dał
odpór najeźdźcom w zamku Kokenhausen, latem pobił tenże Karola i zdobył
za Dźwiną Kieś, hetman polny Jan Karol Chodkiewicz z pomocą Ferensba-
cha utrzymali Rygę. Wzmógł się na duchu sejm Rzeczypospolitej, dziękując
Zamoyskiemu za poskromienie Michała i wotując na dwa lata znaczne poda-
tki. Wojna, która z początku miała dla Szwedów znaczenie narodowe, a dla
Zygmunta dynastyczne, stanęła w oczach sejmu też jako konieczność naro-
dowo-pań½stwowa; marudny napływ podatków jednak okazał, że szeroki ogół
nie bardzo sobie z jej doniosłości zdaje sprawę. Zamoyski późno zajął się
sprawą Inflant, ale z właściwym sobie geniuszem szybko ją ogarnął: zabie-
gał w Gdań½sku i u księcia pruskiego o flotę, zagrzewał do ofiar stany pru-
skie, ściągał z największym trudem do Inflant wojsko. Kontrofensywę roz-
poczęto w październiku 1601 r. skromną kilkutysięczną siłą. W grudniu wzięto
szturmem Wolmar (w nim - [Jakuba] de la Gardie i [Karola] Karlsona
[Gyllenhjetma]), wiosną Fellin (tu poległ Ferensbach), podjazdy doszły do
linii Rewla i Narwy, ale wnet potem utknęły. Za mało było wojska, za wiele
niechęci między wodzami Zamoyskim, Chodkiewiczem, Radziwiłłem. Szczę-
ściem, Dania szachowała postępy Szwedów; stany szwedzkie rychło znużyły
się wojną, więc hetman pod jesień½ 1602 r., po odzyskaniu Białego Kamienia,
opuszczając obóz z powodu choroby, mógł się szczycić, że prawie całe Inflan-
ty przywrócił Zygmuntowi. Chodkiewicz, objąwszy po Zamoyskim dowódz-
two, zdobył tymczasem Dorpat, a w następnym roku (23 września 1604),
mimo ciężkich kłopotów z niepłatnym, głodnym i obdartym żołnierzem, jesz-
cze raz dał odczuć Szwedom wyższość swej broni pod Białym Kamieniem,
za co nagrodzony został po zmarłym Radziwille buławą wielką litewską.
Chwila krytyczna nastała, gdy Sudermań½czyk, ogłoszony na sejmie szwedz-
kim 22 marca 1604 królem Szwedów, Gotów i Wendów, przypłynął w 14000
wojska pod Rygę; wtedy to Chodkiewicz, nadbiegłszy w 3500 samej konnicy,
z dodatkim może paru tysięcy czeladzi, odniósł nad nim pod Kirchholmem
niebywałe zwycięstwo (27 września 1605 r.), gdzie poległo około 9000 nieprzy-
jaciół, a uzurpator o mało nie wpadł do niewoli. Niestety, świetną datę
Kirchholmu zamraczają trzy inne wypadki tego roku, z których jeden ozna-
cza ustępstwo, drugi - wykolejenie, trzeci - załamanie wewnętrzne polityki
polskiej.
219
17. Nowe ustgpstwa dla Hohenzollernów
Administrator Jerzy Fryderyk, w bezkrólewiu stronnik Maksymiliana, umiał
sobie po Byczynie naprawić stosunki z Warszawą szybkim uznaniem króla
zwycięzcy.18 kwietnia 1589 r. Zygmunt zatwierdziłjego kuratelę i administrację
w Prusach tudzież porządek sukcesji Hohenzollernów tamże na warunkach
ustalonych przez Batorego w 1578 r.; protestowali bezskutecznie nuncjusz i stany
pruskie. Nie znaczy to jednak, żeby ten "zniemczony" król lekceważył sprawę
wcielenia Prus Książęcych do Korony. Przeciwnie, choćby dla samego dobra
katolicyzmu naradzał się on w 1598 r. z Malaspiną, jak tę rzecz przeprowadzić,
i elektor Joachim Fryderyk, zgadując owe zamiary, świecił mu w oczy pieniędzmi,
koroną rzymską lub ożenkiem syna z Anną Wazówną. Moment dojrzewał
z postępem starości administratora, u progu nowego stulecia. Ci, którzy cenili
wyżej rzeczywiste rządy w księstwie niż tytuły reprezentacyjne, przypominali
królowi w 1600 r., by po Jerzym Fryderyku oddał administrację i kuratelę
Polakowi, co nawet siłą, "jeśli potrzeba, poprzeć należy". W kapitalnym
Dyskursie ze stronypostgpku z brandenburskim elektorem 16 czytano: "Dominium
całe i jednakie miałby król Imć i Rzplita pruskiej ziemie. Intrata by niemała
przybyła do skarbu [...]. Poborów by przybyło niemało, i już by je zawsze
z Koroną równo wydawali. Do wojny apparatus i numerus maior 1 , bo tam
i szlachty, którzy służyć powinni, i ludzi wszelakich i rzemieślników wielki
dostatek. Zamków, miast i portów znacznych i bogatych przybyłoby Koronie
niemało. Niemiec, który nigdy nie będzie Polakowi przyjacielem, już by się
wyrugował [...]. Nie byłobyjuż takowych skierków i takowych skarg od szlachty
tamecznej tak ze strony Kościołów, jak i innych ciężarów, owszem sama szlachta
rada by po większej części zbyła iugum brandenburgicum" 1 s.
Administrator i elektor na sejmy 1601 i 1603 r. słali okazałe poselstwa,
którym wtórowali posłowie różnych książąt niemieckich, a nawet Danii i Fran-
cji. Wobec takich demonstracji zachwiała się rada niektórych polityków war-
szawskich. Śmielsi chcieli po śmierci Jerzego Fryderyka (26 kwietnia 1603 r.)
ustanowić regencję zbiorową; innym wystarczyło wytargowanie zysków ubocz-
nych. Taką korzyścią wydało się życzliwe stanowisko Prus wobec ciężkiej
wojny inflanckiej - i oto 11 maja 1605 r. król, nie oglądając się na sejm
nadał administrację Prus i opiekę nad Albrechtem Fryderykiem elektorowi
brandenburskiemu, Joachimowi Fryderykowi.
18. Dymitriada
Myśl pozyskania przeciw Szwedom i Tatarom wrogiej od dawna Moskwy,
sympatyczna szerokim kołom szlachty, zbliżyła się w latach 1603-1605 do
urzeczywistnienia, ale w postaci nieco karykaturalnej. W dobrach Wiśniowiec-
16 Diskurs z śtrony postępku z brandenburskim elektorem o lenno Ziemi Pruskiej.
Zbiór pamigtników o dawnej Polszcze przez J. U. Niemcewicza, t. 5, Puławy 1830, s.
373-388, powyższy cytat znajduje się na s. 373-374.
1' (łac.) sprzętu i (ludzi) liczba wielka.
1 e (łac.) jarzma brandenburskiego.
220
kich pojawił się tajemniczy człowiek, który udawał carewicza Dymitra, naj-
młodszego syna Iwana Groźnego. Wiedziano, że prawdziwy Dymitr zginął
w 1591 r. śmiercią skrytobójczą, czy też samobójczą (tak głosił o nim Godu-
now), zgadywano w przybyszu narzędzie bojarskich spisków przeciw carowi;
I mówiono nawet, że zawiązał stosunki z malkontentami, gdy bawił w Mo-
skwie jako członek świty Sapiehy. Jednak znaleźli się protektorzy, którzy
go przygarnęli i postanowili prowadzić na Kreml. Byli to: Adam, a po nim
Konstanty Wiśniowieccy oraz wojewoda sandomierski, Jerzy Mniszech. Mni-
szcha ujął sobie Samozwaniec, obiecując poślubić, gdy będzie carem, jego
piękną i ambitną córkę, Marynę; jezuitów pozyskał sobie przyjęciem wiary
katolickiej. Kiedy przybył w marcu 1604 do Krakowa, niemal wszyscy byli
przeciwni jego zamysłom; w tej liczbie król Zygmunt, Chodkiewicz, nawet
nuncjusz [Klaudiusz] Rangoni. Potem spowiednik o. [Fryderyk] Bartsch
i niektórzy dworacy zaczęli przerabiać opinię kół miarodajnych. Zygmunt III
spytał senatorów piśmiennie o radę (w lutym 1604 r.), co sądzić o tajemni-
czym gościu i jak go traktować. Znów wszyscy, z wyjątkiem Tarnowskiego
i Zebrzydowskiego, odradzali kompromitującą imprezę carotwórczą. Jednak
Zygmunt przyjął Dymitra na uroczystej audiencji, a ów wysłał do papieża
pokorne pismo jako nawrócona owieczka. Tu zaczyna się w polityce dwor-
skiej fałszywa gra; "carewicz" obiecuje Polsce części Smoleń½szczyzny i Sie-
wierszczyzny, Mniszchowi - milion złotych i część klejnotów z Kremla; Ma-
rynie - władztwo na Pskowie i Nowogrodzie; w zamian za to król, niby to
przestrzegając wobec Borysa poprawnej neutralności, pozwoli panom wspie-
rać Samozwań½ca. Jeszcze zdążył zabrać głos w tej sprawie sejm 1605 r.; Za-
moyski na nim z pogardą mówił o tej komedii w stylu Plauta czy Terencju-
sza, inni z lekceważeniem i nieufnością o "hospodarczyku", ale tymczasem
Mniszech, Konstanty Wiśniowiecki, [Mikołaj] Struś, [Roman] Różań½ski,
z nadwornymi pocztami i Kozakami poprowadzili Samozwań½ca spod Glinian
, do Czernihowszczyzny. Wojska carskie rozbiły Dymitra w pobliżu Krom,19
cała jego kariera zawisła nad przepaścią, kiedy nagle Borys zakoń½czył życie
(23 kwietnia) [1605 r.]; od tej chwili lud masowo przechodził na stronę kro-
' czącego ku Moskwie Dymitra. 28 maja bojarowie złożyli z tronu syna Bory-
sowego, Fiodora, i przyjęli zwycięzcę z zewnętrznymi oznakami czci.
Poparcie dane pretendentowi przez Polaków mogło być w dwojakim sensie
; niebezpieczne: jeżeli on był oszustem, to w razie zdemaskowania gniew Rosjan
spadłby na Polskę; jeżeli był prawdziwym Dymitrem, to przepadały dla Rze-
czypospolitej korzyści z osłabiającego Moskwę bezkrólewia. Na razie Dymitr
dużo obiecywał i otworzył Polakom oraz ich kulturze wolny wstęp do Moskwy.
Okazywał szczery zapał do wspólnej z Polakami wyprawy na Turcję, ale do
! nawracania poddanych na katolicyzm ani do unii kościelnej wcale się nie zo-
bowiązywał. Im mocniej siedział na tronie, tym bardziej czuł się narodowym
carem moskiewskim, ba, nawet imperator invictissimus.
Jak tylko wieść o tryumfie jego doszła do Polski, wysłano doń½ w poselstwie
Aleksandra Gosiewskiego ze zleceniem jawnym, dotyczącym unii politycznej,
oraz tajnym, aby straszyć nowego cara rewelacjami. Okazało się, że Dymitr,
choć nieokrzesany, będzie graczem przedsiębiorczym i potrafi nawet przeciw
19 Wojska Godunowa rozbiły Samozwań½ca pod Dobryniczami 21 stycznia 1605 r.
Zob. J. Ochmań½ski Dzieje Rosji do roku 1861, Warszawa-Poznań½ 1980, s.128.
221
Zygmuntowi wygrywaćjego poddanych. Kiedy agent Dymitra, [Jan] Buczyń½ski,
szeptał w Polsce z najgorszymi wrogami dworu, jeszcze inny agent moskiewski,
[Iwan] Bezobrazow, udając powiernika cara, naprawdę z polecenia kniaziów
Szujskich wszczynał rozmowy w Krakowie o możliwej kandydaturze królewicza
Władysława. Bądź co bądź, skoro car związał się z Mniszchami (ślub per
procuram z Maryną 22 listopada) [1605 r.], chciano kuć żelazo póki gorące.
Wielcy posłowie [Mikołaj] Oleśnicki i Gosiewski ofiarowali mu w maju
1606 r. wieczystą ligę i pomoc przeciw muzułmanom w zamian za Smoleń½sk,
Siewierszczyznę, ba, nawet Psków i Nowogród oraz sojusz przeciwko Szwe-
dom; później spuszczono nieco z tych wymagań½, wnosząc za to na stół cały
wielki plan unii sprzed lat pięciu. Dymitr przyjął i zaślubił Marynę 12 majazo,
zebrał, jak powiadał, 100000 wojska i wybierał się do obozu nie wiadomo
przeciw komu, kiedy nagle rewolucja pozbawiła go tronu i życia. Wymordo-
wano przy tym wielu Polaków; uwięziono Marynę i jej ojca, a na tron wstąpił
giówny podżegacz tłumu, Wasyl Szujski, który oczywiście poszuka związków
z nieprzyjaciółmi Polski i Zygmunta.
Nie koniec to był "Wielkiej Smuty", lecz dopiero początek. Od tężyzny
duchowej, od moralno-politycznych zasobów Polski i Moskwy zależało, która
strona z tego obopólnego przesilenia wyjdzie zdrowsza i silniejsza: czy Pol-
ska, która przetrwała trzy bezkrólewia, ale szła ku burzy rokoszowej, czy
Moskwa, u góry bezgłowa, od spodu anarchią społeczną dotknięta.
Rozdzial TilII
Przesilenie wewnętrzne
1. Absolutum dominium - czy nierząd?
Trzy bezkrólewia zostawiły głębokie piętno na charakterze narodu i jego
ideologii. Utrzymała się wprawdzie zwycięsko zasada wszechwładztwa de-
mokracji szlacheckiej, ale nauczono się realizować tę zasadę przez chaotyczne
zjazdy, przez tłumne aklamacje, przez rozłamy i rozgrywki sił fizycznych.
Zwyciężał nie ten, kogo wyraźna obwołała większość, ale ten, kto prędzej
opanował stolicę koronacyjną i pobił przeciwnika w polu. Pojedynczy oby-
watel, który dotąd za Zygmunta I tonął w ziemskiej społeczności albo za
Zygmunta Augusta poddawał się karnie kierownictwu obozu politycznego,
uświadomił sobie naocznie podczas wirylnych zjazdów, że jest bezpośrednim
uczestnikiem samowładztwa narodowego, że może "nie pozwalać" nie tylko
na posłów, ale i na królów nawet. W parze z tym postępem indywidualizacji
społeczeń½stwa szła decentralizacja pań½stwa. Sejmiki nabrały podczas bezkró-
lewi rozmachu; skoro im wolno stanowić sądy kryminalne, to chcą nadal nie
tylko w ogóle stanowić o sobie, ale nawet sprawy pań½stwowe rozstrzygać
w kilkudziesięciu ogniskach wojewódzkich.
20 12 maja 1606 r. Maryna uroczyście wjechała do Moskwy, ślub właściwy i koro-
nacja jej nastąpiły 18 maja, a w nocy z 26/27 tegoż miesiąca Dymitr został zamor-
dowany. Zob. Polski S2ownik Biograficzny, t. 20, Wrocław 1975, s.111-112.
222
Życie wymyka się spod kierownictwa organów centralnych. Król poniżony
inkwizycją, ale i sejm nie zdobył powagi, skoro nie powziął w tym zwycięskim
1592 r. żadnych uchwał. Na nic wyznaczona przez sejm 1589 r. komisja do
korektury praw. Nikt nie podejmie z należytą energią rzuconego przez Za-
moyskiego projektu reformy elekcji. Sejmiki zaczynają (1591) obierać u sie-
bie poborców podatkowych i szafarzy, co dotąd należało do sejmu walnego.
Sejmiki też od 1589 r. na mocy formalnej ustawy pociągają swych posłów
do zdawania sprawy z wykonania instrukcji. Ale te same sejmiki coraz częś-
ciej pękają i obierają podwójne komplety posłów, bo nie umieją głosować,
a prywaty w swym łonie nie mogą powściągnąć. Za to podnoszą głowę zjazdy
międzywojewódzkie, powszechne, z pretensją nie tylko do obrad, ale i do
czynu: kolski w 1590 r. dał przykład, że można obalić ustawę sejmową, lu-
belski w 1592 r. był wstępem do inkwizycji; wszystkie wzmagały ferment,
dojrzewały do wybuchu w formie konfederacji, jakiej przykładu nie było
jeszcze pod niczyim panowaniem.
Co miał poc7ąć z tym groźnym obrotem rzeczy król? Zygmunt III, wycho-
wany w konstytucyjnej (jak na owe czasy) Szwecji, nie był, podobnie jak
Batory, królem malowanym, ale też nie brzydził się sejmowaniem. Za niczy-
jego panowania nie zjeżdżały się sejmy tyle razy i tak często; co ważniejsza,
nigdy z tak obfitym rezultatem. Co najważniejsza, ten okrzyczany absolutysta
widział jasno potrzebę uzdrowienia sejmów i sprawę tę w licznych poruszał
uniwersałach.
Ale obok sejmu potrzebny był rząd, mianowicie rząd centralny jako organ
polityki ogólnej. Po Byczynie rządzić chciał za króla Zamoyski; według arty-
kułów henrycjań½skich radzić mieli zmieniający się co kwartał senatorowie-
-rezydenci, wyznaczani na sejmach, aIe według automatycznej kolejki, nie
według woli sejmu, toteż rzed nikim nie odpowiedzialni i do prowadzenia
ciągłej polityki niezdolni. Zaden władca nie mógł się spuścić na takich dorad-
ców; nie dziw, że Zygmunt, jak wnet potem Stuartowie angielscy, słuchał
, rad zaufanych dworzan; zaliczano do nich Zygmunta Myszkowskiego, mar-
grabię piń½czowskiego; podkomorzego Andrzeja Bobolę, Feliksa Kryskiego
i innych. Trzymali też z dworem biskupi: Jerzy Radziwiłł, Bernard Maciejow-
ski, Hieronim Rozrażewski, Jan Tarnowski. Czy tylko miał ten obóz dworski
jakiś program wspólny? Czy dążył choćby do takiego minimalnego absolu=
tyzmu, jaki opozycja zarzucała królowi, że zamiast słuchać senatorów-rezy-
dentów odbywa "rady koronne"? Nawet tego nie widać.
Tymczasem o dążenie do absolutum dominium posądzali króla ludzie skąd-
inąd światli i patriotyczni, skupieni koło Zamoyskiego, a znani pod nazwą
popularystów; tu należeli: Żółkiewski, Zebrzydowski, ksiądz Piotr Tylicki,
poniekąd Jan Ostroróg, wojewoda poznań½ski. Jeżeli kto, to oni byli powoła-
ni do orędownictwa zasad pośrednich między absolutyzmem a złotą wolnością,
do obrony instytucji monarchii tudzież prawdziwego parlamentaryzmu przed
atakami intrygi i anarchii. Do nich też zwracał się w swych płomiennych
kazaniach sejmowych Piotr Skarga, nieomylny, póki mówił "o miłości oj-
czyzny"; zbłąkany i jałowy, gdy w braku "weneckich rozumów" jedyne zba-
wienie wskazywał w monarchii, w zupełnym odepchnięciu od prawodawstwa
przedstawicieli narodu. Na zniszczenie sejmu było za późno; uzdrowienie
jego zawisło od wychowawczego wpływu elity na naród; otóż elita owa, są-
dząc z głosów senatorskich, rozproszyła się między regalistów i popularystów,
223
które to grupy aż do rokoszu Zebrzydowskiego walczą ze sobą o sprawy
uboczne, z ratunkiem ustroju nie mające związku, o politykę wyznaniową
i stosunek do Austrii.
Poza obozem dworskim i kanclerskim były jednostki mądre, jak kanclerz
Lew Sapieha, i byli porastający w pierze reprezentanci kresowej oligarchu,
jak Janusz Ostrogski, Janusz Zbarski, Radziwiłłowie i inni; był wreszcie
olbrzymi, politycznie niedokształcony ogół panów i szlachty, wrażliwy na
podmuchy praktyk wielkopań½skich, wichrzeń½ dysydenckich tudzież interesów
prowin.cjonalnych.
2. Sejm 1605 r. - koniec Zamoyskiego
Wiele ważnych spraw nagromadziło się na sejm 1605 r.: szło o poparcie
wojny inflanckiej, o zajęcie stanowiska wobec imprezy Dymitra, o opiekę
nad księciem pruskim, o małżeń½stwo krń®la. Nadto na czele orędzia do sej-
mików poruszył król sprawę, która najżywiej powinna była dolegać wszy-
stkim rozsądnym narodowcom: tyranię, jaką sprawuje nad narodem rozbi-
jająca sejmy mniejszość. Walna dyskusja odbyła się najpierw na sejmikach,
potem w izbach sejmowych. Postępki dworu poddano najostrzejszej krytyce
na sejmiku bełskim, pod inspiracją Zamoyskiego. Opozycja różnych wyznań½
zdobyła tyle mandatów, że mogła udaremnić obiór marszałka-regalisty i prze-
forsować kandydata bezpartyjnego [Stanisława] (Białłozora). Zgodnie z tym
nijakie, niezdecydowane oblicze pokazał ten sejm krytyczny. Od Dymitra od-
żegnywano się, lecz poniewczasie, bo już, jak wiemy, wyruszył był dawno
za aprobatą m.in. Zebrzydowskiego. W sprawie pruskiej też godzili się dworscy
i malkontenci, że nie pozostaje nic innego, jak wytargować od Hohenzoller-
nów przy nadaniu opieki wszelkie możliwe korzyści, ale odmawiać im bez
wojny niepodobna. Zgoda była i na pokój z Turcją, i na wojnę ze Szwecją,
tylko nie było zgody na drugie małżeń½stwo z Austriaczką. Kiedy Anna Ra-
kuszanka umarła (1598), król, zgodnie z radą senatorów, poczynił kroki celem
zaślubienia nie siostry jej, Konstancji, ale innej Anny, córki arcyksięcia
Ferdynanda. Ale arcyksiężna Maria, matka Konstancji, pokierowała sprawą tak,
że o Ferdynandównę przymówił się cesarz Rudolf. Myślano jeszcze o księż-
niczce bawarskiej, o jakichś Włoszkach, aż Zygmunt zdecydował się na Kon-
stancję. Ten zamiar potępili jedni w Polsce z pobudek moralno-religijnych
(rzekome kazirodztwo), przypominając nieszczęśliwe małżeń½stwo Zygmunta Au-
gusta z Katarzyną; inni, jak Zamoyski, ulękli się nadmiernego wpływu arcy-
księżny Marii na sprawy polskie. Walce z Konstancją poświęcił uparty na sta-
rość kanclerz tyle energii, jakby zbawienie Polski zależało od tego, którą
Niemkę król pojmie za żonę. Najmędrszą mowę wygłosił wojewoda Ostroróg
o potrzebie zaprowadzenia rządów większości, ale wrażenia nie zrobił. Kul-
minacyjnym za to punktem sejmu stała się mowa Zamoyskiego, nie zawie-
rająca żadnych wskazań½ ustrojowych na przyszłość, tylko tchnąca niechęcią
do Austriaczki i troską o wolność i równość. Magnat jeden z pierwszych,
piastun najważniejszych dwóch ministeriów, ordynat, rozwodził się o cudzo-
ziemskich tytułach, pijąc do margrabiego Myszkowskiego: "Proszę W. Kr. Mo-
ści, żebyś W. Kr. Mość jednych familij nad drugie nie wysadzał. Dość ozdoby
224
ma szlachcic z swobody i prawa swego, tak się przodkowie nasi i my in ea
aequalitate2l kochamy [...]. I mnie po kilkakroć potykano od panów chrześ-
cijań½skich z temi tytułami, alem ja kontent na prerogatywie szlachcica polskiego
i wolałem, i wolę równo z tą bracią moją szlachectwa zażywać i wolności [...]
jakoż dalibóg i najmniejszego szlachcica równym sobie we wszystkiem kładę: ta
nas aequalitas trzyma i in ea libertas nostra consistit"2z. Ostrzegał przed
zamierzoną jakoby koronacją królewicza na następcę tronu (o którym to
zamiarze zresztą nic konkretnego nie wiedziano i dotąd nie wiadomo); głosił, że
"sejmiki i sejmy nie dla poborów we dwie lecie bywają złożone, ale aby
egzorbitancje były wznoszone i im remedia słuszne były namówione". Jak usunąć
najgorszą egzorbitancję, tj. niemoc samych sejmów, tego się zachwycona szlachta
z mowy Zamoyskiego nie dowiedziała, a sam sejm 1605 r. stworzył precedens
złowrogi na przyszłość. Wystąpili po raz dziesiąty dysydenci ze swymi urazami;
powstał z królem wielki targ i spór o wakanse, i sejm rozszedł się, nie uchwaliwszy
dla Chodkiewicza żadnych poborów. Pogodzono się z tym, co mówił szef
dysydentów, Jędrzej Leszczyń½ski, że sejmy dochodzić będą wtedy, gdy król
dogodzi wymaganiomnarodu (a nie wtedy, gdy naród zechce przeprowadzić swą
pozytywną wolę). Zamoyski po sejmie ostro zaprotestował w liście do papieża
przeciw udzieleniu Zygmuntowi dyspensy na owo gorszące (w przyszłości zresztą
bardzo szczgśliwe) małżeń½stwo. Umierał 3 czerwca (1605 r.) w gloru obroń½cy
swobody i demokracji, niestety w glorii nieco fałszowanej, ponieważ malkontenci
jego ostatnią mowę rozpowszechnili w przejaskrawionej redakcji.
3. Z sejmu do kupy (1606)
Rozstrzygnigcie się zbliżało. Takie cuda, jak Kirchholm lub wjazd Pola-
ków na Kreml nie mogły się powtarzać bez koń½ca, jeżeli król będzie chodził
swoją ścieżką, a naród swoją (lub żadną). Po ślubie z Konstancją (11 grudnia)
[1605 r.] tajne zamysły reformatorskie dworu posunęły sig niewątpliwie na-
przód. Wyzyskując ujemny efekt poprzedniego sejmu oraz dodatnie wrażenia
Kirchholmu i Kremla, król zwołał nowy sejm na 7 marca (1606 r.), aby na nim
przeprowadzić śmiały program. Obejmował on wewnątrz utworzenie stałej
armii, oczywiście opartej na stałych dochodach skarbu pospolitego i ukró-
cenie poselskich protestacji na sejmach. Jeżeli sejm tę armię uchwali i zaapro-
buje gotowy układ z Hohenzollernem tudzież porozumienie z Moskwą, to
Zygmunt uderzy na Szwecję i odbierze koronę uzurpatorowi. Podejrzewano,
że król przed wyprawą ukoronuje 11-letniego Władysława jako następcę tronu,
a na czas jego małoletniości zostawi regencję któremuś z arcyksiążąt; czy taki
zamiar istniał, znów niepodobna z braku źródeł stwierdzić. Pewną wydaje się
natomiast dążność do zaprowadzenia rządów większości, którą by kierowały
polityczne powagi skupione przy dworze, chociaż i ten zamiar ujawniano
bardzo ostrożnie, potępiając tylko skrajne nadużycia, nierzadkie w ostatnich
latach, gdy paru lub kilku posłów udaremniało obrady.
Wykrył ten zamiar zamoyszczyk Zebrzydowski, odgrywający teraz rolę try-
zl (łac.) w tej równości.
zz łac.) w tej wolnośei naszej utrzymuje.
8 - Dzieje Polski nowożytnej - tom I
buna i mentora, a wykrył go tym łatwiej, że sam niedawno zalecał wprost
głosowanie większością. On to opanował zaniedbany przez regalistów sejmik
proszowski i przeprowadził na nim artykuły pokrewne zeszłorocznym beł-
skim, najenergiczniej potępiając zawieranie sejmów bez powszechnej zgody.
Byłby to - gardłował wojewoda, a za nim setki innych, równie mętnych
głów - zamach nie tylko na wolność, ale i na równość, która nie pozwala,
aby jedni coś stanowili wbrew drugim. Powzięto uchwałę, którą następnie
garstka malkontentów ogłosiła w Korczynie, niby uchwałę całej Małopolski,
że jedno^ześnie z sejmem ma się zebrać w Stężycy powszechny zjazd szlachty
celem usunięcia egzorbitancji. Lepiej dla dworu wypadły wybory w Wielko-
polsce, a najlepiej na Mazowszu i na Rusi, gdzie świeży najazd Tatarów dał
nauczkę ludziom skłonnym do zwalania obrony na króla.
Zagajono tedy sejm pod ciągłą grozą rokoszu i ruchawki. Marszałkiem zo-
stał Stanisław Ryszkowski, katolik i umiarkowany regalista, ale pierwsze
skrzypce grali w izbie poselskiej różnowiercy: "Diabeł" Stadnicki, Piotr Go-
rajski, [Marcin] Broniewski, Prokop Pękosławskiz3. Przyjazd Janusza Ra-
dziwiłła, podczaszego litewskiego, wodza kalwinów litewskich, z 500 rębacza-
mi zapowiadał, że opozycja nie da się przegłosować bez oporu, toteż król
ściągnął parę tysięcy żołnierzy od Chodkiewicza i z Pomorza. Mądrze i potęż-
nie mówili senatorowie regaliści: kanclerz [Maciej] Pstrokoń½ski, biskupi Bara-
nowski i Tylicki (ze szkoły Zamoyskiego), Zbigniew Ossoliń½ski, [Hieronim]
Gostomski i Myszkowski; najmądrzej biskup łucki [Marcin] Szyszkowski, wo-
jewoda Ostroróg i kanclerz Sapieha. Iienit summa dies et ineluetabile tempusz4,
ostrzegał biskup łucki: "Dawniej za przodków lepiej bywało, kiedy było ab-
solutum dominium; kiedy król kazał wsiadać, wsiadali i straszni bywali nieprzy-
jaciołom". Stąd jednak nie wniosek, żeby wracać do absolutyzmu, ustanowić
trzeba modum concludendi, aby rozstrzygała rozumna większość, a nie upór kil-
ku lub kilkunastu. Nikt nie próbował nawet zwalczać tych wskazań½, bo Ze-
brzydowski uciekł przed rozumem Szyszkowskiego i Ostroroga do Stężycy2s.
Izba poselska zrazu okazała twarz opozycyjną: katolicy i prostestanci, zgod-
nie ze zwykłą taktyką sejmową, przedłożyli królowi szereg "urazów", gdzie
obok przyczepek i podejrzeń½ zdarzały się myśli zdrowe: o potrzebie odpowie-
dzialnego rządu, o uniezależnieniu sądownictwa od arbitralnej, zadwornej
jurysdykcji. Zręczne wyjaśnienia króla co do polityki zagranicznej uspokoiły
katolików; jeszcze jakiś czas przez solidarność popierali oni swych kolegów
różnowierców, ale gdy cały atak tych ostatnich skupił się w żądaniu "procesu"
na konfederację warszawską, tj. sankcji przeciw sprawcom tumultów religij-
nych, mocna większość katolicka zszeregowała się przy Feliksie Kryskim, po-
śle mazowieckim. Tymczasem zjazd stężycki coraz liczniej (do 6000) i głośniej
rózprawiał o egzorbitancjach, wywierając przez to silny wpływ na koło posel-
skie. Stadnicki i Gorajski, którzy pilnowali sejmu, osiągnęli swą gwałtownoś-
z3 p. pękosławski był już wówczas na pewno katolikiem. Zob. Polski Slownik
Biogra tczny, t. 25, Wrocław 1980.
24 łac.) Przyjdą ostateczne dni i nieuchronne czasy.
zs Zebrzydowski nie uczestniczył w sejmie 1606 r. Zob. J. Maciszewski Wojna
domowa w Polsce (1606-I609), Wrocław 1960, s. 111. W Stężycy byli także senato-
rowie-regaliści, tamże, s. 112-113. Jan Szczęsny Herburt nie brał udziału w zjeździe
lubelskim, tamże, s. 217.
226
cią tyle, że pod koniec kompromis w sprawie ustawy na "turbantów" był
prawie gotów. Sejm można było od biedy uratować. Za to plan stałej armu
i reformy sejmowej oddalił się w nieskoń½czoność. Król w ostatnią noc dał
posłuch ksigdzu Skardze i odrzucił ustępstwa, które byłyby tylko sukcesem
mniejszości wyznaniowej, bez dużej korzyści dla pań½stwa. Kiedy Sapieha
deklarował w imieniu Litwy środki na obronę przed Szwedami, zaprzeczył
mu Radziwiłł i zaprotestował przeciw wszystkim uchwałom. Naśladowali go
podczas sejmu krakowianin [Andrzej] Męciń½ski, a pń®źniej zawiedziony w na-
dziei hetmań½stwa Janusz Ostrogski, kasztelan krakowski. Opozycja wiedziona
przez Zebrzydowskiego, wolała "kupę" niż sejm.
4. Zjazd pod Lublinem
(4-6 czerwca)26 - zwołany został przez stężyczan jako ostatni sposób ra-
towania Rzeczypospolitej przed zamachem absolutystycznym dworu. Wciąż
gadano i pisano o absolutum dominium, o zamierzonej koronacji królewicza
i o praktykach, zmierzających do przefrymarczenia Polski Habsburgom, cho-
ciaż ten trzeci zarzut kłócił się z drugim, bo po cóż by w takim razie król
miał koronować w Polsce Władysława? W rzeczywistości jątrzyła szlachtę
próba przeforsowania uchwał, zwłaszcza podatkowych, wbrew protestom po-
szczególnych województw. Na sejmikach, co miały uzupełnić uchwałę podat-
kową sejmu, buchnęły kwasy i podejrzenia, ale nie zabrakło i obroń½cń®w dworu.
Ściągnęły tedy pod Lublin różne żywioły. Najgoręcej agitowali różnowiercy:
Stadnicki, [Piotr] Gorajski, [Jakub] Sieniń½ski, wojewoda podolski, Janusz
Radziwiłł, podczaszy litewski. Zamojszczycy-katolicy się rozdwoili, mądrzy
biskupi Tylicki i Baranowski wytrwali przy królu, Żółkiewski, choć szczery
republikanin, także; za to [Jan] Szczęsny Herburt dorównał soczystością in-
wektyw Stadnickiemu, a Zebrzydowski, urażony o to, że mu się król kazał
usunąć z zajmowanej w Krakowie kamienicy, dał się, niby niechętnie, wy-
sunąć na sztandarowe wśród malkontentów stanowisko. Drapując się w pozory
"wiernej rady", zarazem obroń½cy swobń®d narodowych, piastuna idei wielkiego
Zamoyskiego, pan wojewoda niby odradzał gwałtowne środki, ale wciąż wszy-
stko puszczał "na zdanie" towarzyszy. Mówiono półgębkiem, że już Zamoyski
uznał moment za dojrzały do wypowiedzenia królowi posłuszeń½stwa, bo sejm
inkwizycyjny oznaczał dlań½ owo pierwsze upomnienie przez stany, o ktń®rym
mń®wiła Stefanowa konstytućja; Zebrzydowski rozgłaszał przez trzecie osoby,
że ujawni groźne tajemnice, którym się rzekomo wytrwale opierał, chociaż
naprawdę na sześciu sejmach (od 1598 r.) świecił nieobecnością, a jeżeli ostrze-
żeń½ krń®lowi udzielał, to zawsze tak delikatnie, aby tymczasem łowić chleb
dobrze zasłużonych. Zjazd huczał na Rakuszan, Niemców, na księży, na rady
komorne, ganił utratę Estonii, uchwałę o opiece kurfirsta w Prusach, wypra-
wę Dymitra do Moskwy. Daremnie próbowali dogadać się z demagogami
Żółkiewski i Janusz Ostrogski, przysłani od dworu. Wszystkich oszołomił
26 Z azd pod Lublinem zwołany został na 4 czerwca 1606 r., rozpoczął obrady 5,
a trwał do 17 tegoż miesiąca. Zob. J. Maciszewski Wojna domowa w Polsce (1606-
-1609), cz. 1: Od Stgżycy do Janowa, Wrocław 1960, s.121,169, 203.
227
"Diabeł" Stadnicki zuchwałą napaścią na tego króla, co "rakietami piłki gra-
wa", alchemią i złotnictwem się bawi, u białogłów przesiaduje. "Za króla go nie
mam i innego chcę." "Szlachcic polski, z którego wolnością wolność żadnego
narodu porównać się nie może, nie ma się ninacz oglądać, jeno na szlachectwo
i wolność! " Że jednak zjazd był nieliczny (bo jednocześnie odbywały się zwołane
przez dwór sejmiki relacyjne), więc postanowiono dopiero na 6 sierpnia zwołać
właściwy zbrojny rokosz pod Sandomierz.
5. Pod Sandomierz - czy pod Wiśłicg?
Zebrzydowski "poddał się" tej uchwale z westchnieniem: vox populi, vox
Dei. On obok Radziwiłła (który w Lublinie dyrygował) miał się zająć organi-
zacją rokoszu na zwykłej podstawie sejmikowo-ziemskiej. Szlachcie kazano
stawać w Sandomierzu viritim pod karą na czci i majątku; króla wezwano,
by tamże przybył bez gwardii cudzoziemskiej. Ale Zygmunt nie stracił gło-
wy. Przede wszystkim przybył z Myszkowskim, Gostomskim, [Stanisławem]
Miń½skim, kardynałem Maciejowskim i innymi do Krakowa; do boku Żółkiew-
skiego sprowadzono kwarciane wojsko z Ukrainy; do Sandomierza wysłano
kilku popularnych senatorów, aby obserwować i krępować działalność wich-
rzycieli, a zarazem podcinać ich robotę. Co najważniejsza, zwołano do Wiś-
licy również powszechny zjazd szlachty wiernej królowi; widocznie nie bał
się Zygmunt próby sił z rokoszanami ani w walce duchowej, ani w fizycznej.
Bez porównania większe tłumy niż pod Wiślicą zebrały się w pierwszych
dniach sierpnia pod Sandomierzem (w Pokrzywnicy). Najszersze koła czuły,
że nie wszystko dobrze się dzieje w pań½stwie, że Rzecząpospolitą rządzi nie
naród, ale ktoś obcy albo nikt, i że na to jedyna rada - podać sobie ręce
i tępić egzorbitancje zbiorowym naciskiem. Monarchistów w znaczeniu hisz-
pań½skim czy francuskim można było liczyć w Polsce na palcach, ale regalis-
tów, tj. obywateli wiernych królowi była ogromna większość. Bo też wielu
ściągnęła do Sandomierza sama ciekawość: jakie to tajemnice odsłoni zamoj-
szczyk Zebrzydowski? Wystarczyło jednak popatrzeć na skład senatu przy
boku króla w Wiślicy, aby uwierzyć, że machiavelizm nam nie grozi i że
nawet ksiądz Skarga ze swym wspaniałym kazaniem O monarchii jest niemal
odosobniony. Spośród województw Ruś i Podole od razu się przeciwstawiły
rokoszowi, który je rozbrajał wobec Tatarów, Mazowsze przysłało znikome
poczty, Litwa tylko delegatów, inne województwa, jak sieradzkie, łęczyckie,
przechodziły po trosze na stronę króla.
Zjazd ukonstytuowano w formie konfederacji 12 sierpnia [1606 r.] znów
pod Januszem Radziwiłłem; utworzono sąd rokoszowy; do Żółkiewskiego ciąg-
nącego z wojskiem wysłano upomnienie, by zostawił żołnierzy na kresach.
Ów odpowiedział, że idzie nie przeciw braciom, ale przeciw zaciągom cudzo-
ziemskim. Istotnie, rokoszanie, tak zawzięci na króla Szweda i jego Niem-
ców, zwłaszcza Stadnicki i Herburt, nawerbowali sobie i sprowadzili pod
Sandomierz dziesiątki chorągwi Węgrów. Tych jednak mógł się nie bać król
w Wiślicy, mający przy boku prawie cały senat, Żółkiewskiego, Jana, Stefana
i Jakuba Potockich i innych panów z 11000 bitnego wojska. Zjazd wiślicki
też umiał się skonfederować pod uświęconym wezwaniem omnes consurge-
228
musz , a na marszałka obrał [Adama] Hieronima Sieniawskiego, po czym
w obu organizacjach zawrzała praca polityczna nad usunięciem zła, a między
obozami zaczęła się wymiana poselstw i odezw. Wygrają ci, którzy są lepiej
zgrani i skrystalizowani wewnętrznie.
Otóż zebrzydowczyków od początku rozpruwała sprzeczność motywów: tam
Radziwiłł reprezentował żywioł dysydencki (na podobień½stwo bojujących hu-
gonotów francuskich), malkontenci katolicy przeżuwali republikań½skie, de-
mokratyczne, przeciwsenackie hasła Zamoyskiego sprzed lat 40, a Zebrzy-
dowski dorzucał do tego swą prywatę. Zważywszy, że w tę ciżbę wmieszali
się jeszcze ludzie dwulicowi, jak Ostrogski, albo nasłani przez dwór, zrozu-
miemy nerwowe wołanie Stadnickiego: "Rugujemy się, kto cnotliwy, kto nie-
cnota, kto szczera i zdrowa rada, kto zdrajca, kto zły a dobry!" Cnotliwy,
znaczyło to w jego ustach - detronizator. Tłum niecierpliwił się i żądał od
Zebrzydowskiego rewelacji, a kiedy ów odkładał, aż się dowie, "kto nasz, a kto
nie nasz", szlachta gromadkami zaczęła się rozpływać lub odpływać do Wiśli-
cy. Wiślica bowiem pertraktowała i okazywała najlepsze chęci, śląc do San-
domierza jedne po drugich zapraszające poselstwa, nie zrażając się wściekły-
mi krzykami rokoszan. Przez cały sierpień½ (do 2 września) spisywano w kole
rokoszowym grawamina, aż ich posłano królowi 68; regaliści spisali ich tylko
kilkanaście, ale mieli na nie aprobatę króla. Hetmań½stwo rokoszu powierzono
wojewodzie krakowskiemu. Wybrano wydział ściślejszy, gdzie rej wodzili ta-
cy "radykali", jak "Diabeł", [Piotr] Łaszcz, [Maciej] Smogulecki, [Stefan]
Kazimierski, Pękosławski, Sieniń½ski. Z chwilą, gdy król odrzucił hardą petycję
rokoszan, zaniosło się na wojnę domową. O jakie-
6. Hasła i cele?
Odbicie ich znajdujemy nie tylko w punktach sandomierskich (oraz wiślic-
kich), ale i w bogatej literaturze pamfletowej z owych lat. Pisma "monarcho-
machów" (można ich tak nazwać, bo niektórzy cytowali Tiindiciae contra ty-
rannos2s, a polemizowali z Machiavelem), pisma te liczbą nieco przewyższały
publicystykę regalistów. Dobrej woli, troski o Rzeczpospolitą nie można od-
mówić ani jednej stronie, ani drugiej. Wysilano się na etymologię, aby udo-
wodnić rdzennie polskie pochodzenie rokoszu od rugu ("wielkie rugowe pra-
wo"), na wywody prawnicze, aby określić konstytucyjną istotę i uzasadnienie
rokoszu; na historię, aby wykazać precedensy nie tylko w zmyślonym roko-
szu gliniań½skim za czasń®w Ludwika, kiedy to szlachta miała wyścinać złych
senatorów, ale i w całej piastowskiej oraz jagielloń½skiej przeszłości Polski.
Wprawdzie, uznawano, senat stanowi stan pośredni między królem i demo-
kracją szlachecką, ale już teraz nic po senatorach, skoro powinności nie
spełnili; szlachta sama usunie zło i wszystkie prawa weźmie w klubę. Chęć
2' (łac.) wszyscy wystąpimy.
zs Anonimowy utwór hugenockich monarchomachów wydany w 1579 r. prawdo-
podobnie autorstwa Filipa Duplessis-Mornay'a i Huberta Langueta. Zob. C. Chowa-
niec Poglądy polityczne rokoszan (1606-I607) wobec doktryn monarchomachów fran-
cuskich, Kraków 1925.
229
naprawy włożyła pióra w ręce rokoszanom, regalistom i neutralistom. Miarodajne
przecież dla charakterystyki dążeń½ obozń®w jest to, co trafiło do artykułów
sandomierskich lub wiślickich. Rokoszanie chcieliby uregulować rozdawnictwo
wakansów tak, aby zależało ono nie od króla, ale od Rzeczypospolitej, wprowadzić
obieralność urzędników ziemskich, przekazać podskarbim dozór nad mennicą i nad
wszystkimi dochodami króla; uporządkować sposób elekcji, zwalić na króla obronę
granic, przywracając jednak sprawność pospolitemu ruszeniu (przez periodyczne
popisy), wykluczyć starostów i dworzan od posłowania; zmusić posłów do działania
ściśle według instrukcji, a to pod grozą odpowiedzialności przed pospolitym
ruszeniem. Królowi przydać czterech senatorów (oczywiście na początek zamoj-
szczyków i rokoszan), których król musiałby słuchać, a nie tylko pytać o zdanie, jak
przewidywał martwy artykuł henrycjań½ski. Oddać pod sąd senatorsko-szlachecki
(po sześciu członków z każdej izby, wybranych w tajnym głosowaniu większością)
złych doradców korony. Wypędzić z dworu królewskiego (ale nie z całego kraju)
jezuitów: wyświecić zwłaszcza Skargę za jego monarchistyczne nauki. Nie zatro-
szczyli się natomiast sandomierzanie ani o skuteczny sposób sejmowania, bo to oni
zepsuli trzy ostatnie sejmy, ani o wyłonienie z sejmu wydziału senatorsko-szla-
checkiego, który by naprawdę był odpowiedzialny przed narodem, ani o ulżenie doli
ludu wiejskiego, choć ich do tego wzywał jeden z anonimów, aby ograniczyć
pań½szczyznę i dawać chłopom więcej roli pod uprawę. Przeciwnie, rokoszanie
w jeden głos upominali się o oddalenie plebejuszów od posiadania ziemi.
A co podyktowali królowi jego przyjaciele w Wiślicy? Nasamprzód utwierdzenie
wolnej elekcji i nowy zakaz obioru następcy za żyaa króla; dalej zapowiedź
wprowadzenia w życie senatu ad latus29 jako instytucji doradczej, więc naprawdę
nieodpowiedzialnej; potem szereg artykułów, gdzie król stwierdzi, że albo już
spełnia, albo chce spełniać pakta konwenta: o Estonu, o flocie, o zamkach
ukrainnych, o pokoju religijnym (zakaz tumultów), o pieczęci pokojowej, o korektu-
rze praw, o sądach zadwornych itd.; dalej jeszcze cały szereg obietnic względem
usunięcia drobnych nadużyć i grawaminów. Odepchnięto republikań½skie zapędy
sandomierzan, a pominięto milczeniem nawet tę zdrową myśl, którą głosił przed
"pamiętnym sejmem" (1606) dworski anonim, którą popierali w różnych wotach
Zamoyski i Tylicki, i Baranowski, i sam nawet (w 1597 r.) Zebrzydowski; tę jedyną
zasadę, za którą warto było przelać krew współobywateli: aby na sejmach
decydowała większość głosów. Widocznie recepta: quieta non movere3o, połączona
z rozpaczliwym szukaniem miłej zgody kosztem elementarnych wymogów życia
pań½stwowego, zatryumfowała w Wiślicy nad zmyśłem władzy, jaki okazywali
w innych chwilach Myszkowski, Ostroróg, Pstrokoń½ski, Szyszkowski.
7. Ugoda pod Janowcem zerwana
Czując, że topnieją, wydali sandomierzanie 8 września uniwersał na pospoli-
te ruszenie, a w dwa dni potem odrzucili artykuły wiślickie jako ułożone bez
ich udziału3l. Wolą narodu będzie to, co oni jako rokosz postanowią. Król
29 łac.) przybocznego, dosłownie: do boku.
30 (łac.) nie naruszać spokoju.
31 j rzeczywistości 8 września 1606 r. wydany został uniwersał generalny, w któ-
230
I, ruszył na Połaniec, wciąż demonstrując więcej miłości ku zbłąkanym owiecz-
kom niż królewskiego majestatu, a pertraktując przez Ostrogskiego o amnestię
za cenę rozbrojenia. Zebrzydowski, Radziwiłł i Stadnicki pociągnęli na pół-
noc; wnet jednak "Diabeł", spragniony walki, odłączył się od mniej stanow-
czych towarzyszy i uszedł za Wisłę z 2000. Teraz można było zgnieść wszelkie
nadzieje rokoszu, utopić je w Wiśle, ale tego nie chcieli doradcy Zygmunta,
zwłaszcza tacy poczciwi zamoyszczycy, jak Żółkiewski, bezgranicznie wyrozu-
miali dla swoich krewnych i niedawnych przyjaciół. Pozwolono więc Zebrzy-
dowskiemu i Radziwiłłowi przeprosić króla (7 października) [1606 r.] pod
Janowcem, nie żądając wcale formalnego rozwiązania konfederacji. Przyciśnię-
ty jeszcze raz do muru wojewoda żadnych tajemnic nie umiał wyjawić; przyjął
tylko artykuły wiślickie i obiecał spuścić się na decyzję najbliższego sejmu.
Jeżeli król zwlekał z rozpisaniem wyborów, aż się umysły uspokoją, to był
w błędzie. Jesienią Stadnicki z [Hieronimem] Jazłowieckim, Zebrzydowski
z Myszkowskim popisali się bardzo ostro; pamflety prozą i wierszem lały się
teraz jak z cebra. Zresztą, że malkontenci nie dają za wygraną, widać było
choćby z uchwał, jakie przeprowadzili w Proszowicach (6 stycznia) [1607 r.]
Pękosławski, Smogulecki i Kazimierski. Wszystko wskazuje, że dysydencki
odłam rokoszan, który przedtem myślał o Dymitrze Samozwań½cu lub [Stefa-
nie] Bocskay'u [Boczkaju], wodzu powstań½cń®w węgierskich, w ciągu zimy
1606-1607 dobił targu z nowym kandydatem, Gabrielem Batorym; 14 lutego
nagle wznowili rokosz Wielkopolanie w Kole za sprawą Łaszcza, zwołując
obywateli i hufce zaciężne pod Jędrzejów, aby tam przeforsować wszystko to,
co się potem podyktuje sejmowi. W chwili gdy dwór otrzymał uchwały kol-
skie, już był podpisany łagodny ojcowski uniwersał króla na sejmiki (na dzień½
27 marca), gdzie za podstawę sejmowego programu przyjmowano artykuły
wiślickie. Teraz reakcja przeciw rokoszowi była prędsza; sieradzanie np.
wprost zakazali poznaniakom przemarszu przez swe ziemie. W Jędrzejowie
Radziwiłł objął o<b razu batutę, póki Zebrzydowski odgrywał komedię, że
o niczym nie wie i że tamjedzie na rozkaz współbraci. Odpychając z oburzeniem
zarzut, że myślą o "odmianie", ruszyli rokoszanie przez Wąchock na Czersk,
aby swym tłumnym "nie pozwalam" zastraszyć i rozbić sejm, a następnie
zdetronizować króla.
8. Sejm 1607 r. (maj-czerwiec)
Był jednak nie do zerwania, ponieważ opozycja zbojkotowała sejmiki i cała
zbiegła się do Jędrzejowa; gdzieniegdzie, jak w Krakowskiem, wybory w ogóle
nie doszły do skutku. Na wyraźne życzenie króla senat i posłowie obradowali
wspólnie, w jego nieobecności, aby nie było nawet cienia nacisku na izby.
W tej chwili, decydującej o przyszłości Polski, kiedy jeszcze czas było wysta-
wić przed wojną domową sztandar silnego rządu i zdrowego sejmu, zetknęły
się znów - niestety, w nieznanych warunkach - tendencje regalistów (Mysz-
rym między innymi odrzucono artykuły wiśliekie, natomiast uniwersał wzywający
szlachtę do przybycia pospolitym ruszeniem na zawarcie rokoszu spisano 20 wrześ-
nia, a ogłoszono 25 tegoż miesiąca. Por. J. Maciszewski, dz. cyt., s. 351.
231
kowskiego, Szyszkowskiego, posła Kryskiego), z dążeniami popularystów,
oraz takich polityków siedzących na dwóch stołkach, jak ów mądry Ostro-
róg, głosiciel prawidłowego sejmowania. I znowu przeparł Żółkiewski, że
konstytucję sklecono z bladych artykułów wiślickich oraz niektórych san-
domierskich. Nowość stanowił punkt o wypowiedzeniu posłuszeń½stwa, według ;
którego obywatel wiedzący o bezprawiu najpierw interpeluje u swego sena-
tora, ów u prymasa, prymas upomina króla, a dopiero gdy król nie usłu-
cha uchwały sejmu, ten ostatni wypowie mu posłuszeń½stwo. Słysząc, że Zebrzy-
dowski jedzie do Radziwiłła, wezwano go na sejm, aby przedłożył swe za-
rzuty. Wichrzyciel oczywiście odmówił. Wtedy skierowano podobne wezwanie
do wszystkich obywateli. Herold co dzień½ otrąbywał wezwanie, a gdy nikt
1
nie zabierał głosu, urządzono królowi 13 czerwca uroczystość oczyszczającą.
Osobna delegacja miała ofiarować rokoszanom zgodę, z terminem na decyzję
do tygodnia.
Zebrzydowski w Czersku odpłacił za tę cierpliwość rewelacjami na temat
praktyk z 1589-1590 r., które już sejm inkwizycyjny pogrzebał w niepamięci. i
Zakoń½czył gołosłownym twierdzeniem, że ktoś na sejmie 1605 r. miał zamiar
czy rozkaz zamordować Zamoyskiego. Popłynęły dalsze oszczerstwa z ust
Łaszcza, Stefana Kazimierskiego i Szczęsnego Herburta, wszystkie następnie
ujęte w uniwersał o wypowiedzeniu posłuszeń½stwa (24 czerwca) [1607 r.]. ;
Mocno a prawdomń®wnie odparł tę inwektywę rwaczy sejmowych Zygmunt III: !
"Wzięliście nas na wiarę swę z wieczystego pań½stwa, ktń®reśmy dla tego tu ;
opuścili i dla niemieszkania tam naszego do zatrudnienia przywiedli; wzięliś-
cie potomka cnych królów swych, tej koronie dobrze zasłużonych, pamiętaj-
cież, aby niedotrzymaniem poprzysiężonej nam wiary starożytna cnota polska
w ohydę do obcych narodów nie miała być podana".
9. Koniec rokoszu
Wybiła godzina Bożego dekretu, do jakiego Zebrzydowski lubił apelować.
Im prędzej spadnie miecz na głowy rokoszan, tym mniej zdążą oni zdemorali-
zować wojsko kwarciane. Pod Guzowem dopadł ich tedy król i zmusił do
bitwy 6 lipca. Chodkiewicz, sprowadzony z Inflant, wiódł prawe skrzydło
przeciw Radziwiłłowi, Żółkiewski lewe przeciw Herburtowi, Jakub Potocki
centrum przeciw Zebrzydowskiemu. Jeszcze "eleary" radziwiłłowskie stawiły
się groźnie, ale w grupie Herburta pan Łaszcz stchórzył i wywołał taką pani-
kę, że Potocki i Żółkiewski przełamali wroga; pierwszy jechałby na karkach
przeciwników daleko, ale hetman polny pożałował krwi współbraci. Padło
tylko stu kilkudziesięciu, tysiące biegły w kraj podpalać dalej województwa.
Wszakże to na 5 sierpnia Radziwiłł rozpisał elekcję pod Warszawę! 32 Ale ten
nasz interrex sam zmykał teraz na Litwę przed Chodkiewiczem, a Herburt,
który złupił kontrybucję z Lublina, dał się pobić i wziąć Żółkiewskiemu pod
Krasnymstawem.
Rokoszanie ponieśli ciężką moralną porażkę przez to, że dwór zdobył pod
Guzowem dowody ich zdradzieckich praktyk z Siedmiogrodem. Za to rokosz
32 Termin elekcji wyznaczony został na 5 września 1607 r.
232
jako niszczycielska idea wyszedł z opałów cało przez to samo, że nikt z jego
prowodyrów nie poniósł najlżejszej kary. Pod klucz dostały się, poza Pęko-
sławskim i Herburtem, tylko drobniejsze rybki; główne szczupaki zaszyły
się w mocnych kryjówkach - Zebrzydowski w Zamościu, chroniony dobrot-
liwym wstawiennictwem Żółkiewskiego i groźnym poparciem Ostrogskiego.
Na spiskującego z Batorym Radziwiłła, na jego milicje i zamki zastawił sieci
Chodkiewicz, ale koń½czyć sprawy nie śmiał bez królewskiego upoważnienia.
A król w tej przełomowej chwili nie doznał poparcia ani od narodu, zarażo-
nego chorobliwą niemocą, ani podobno od senatorów. Sejm, po dwakroć znie-
ważony przez rokoszan, nie doszedł do głosu w sprawie pacyfikacji, aż wszy-
stko załatwili inni: najpierw kler, zebrany w Piotrkowie na synodzie dla "kom-
pozycji" ze stanem świeckim (dziesięciny, ius patronatus itd.) wezwał w paź-
dzierniku 1607 r. obie strony do chrześcijań½skiego pojednania. Gdy Zebrzy-
dowski i Radziwiłł odmawiali przeprosin, a król żądał satysfakcji, wdał się
w te targi wbrew radom Chodkiewicza, a według życzenia Żółkiewskiego, se-
nat. Konwokacja senatu w Krakowie (od 24 kwietnia 1608 r.) zainscenizowała
w parę tygodni scenę przeprosin. Zebrzydowski musiał wyksztusić publicznie,
że nic więcej o "praktykach" ponad to, co mówił w Czersku, nie wie. Jeszcze
pokorniej przepraszał zagrożony cywilną i kryminalną odpowiedzialnością
Herburt. Chodkiewiczowi kazano wypuścić z matni Radziwiłła, który za to
odwdzięczy się dalszym knowaniem. Przyznano sobie obustronnie dobrą wolę,
wytłumaczono konflikt "zamniemaniem", a sens moralno-konstytucyjny tego
"zamniemania" wypisano w ustawach następnego sejmu (styczeń½-luty 1609),
gdzie ogłoszono amnestię rokoszanom, potwierdzono ustawy przeddwuletnie,
z tym dodatkiem - później fałszywie rozumianym - iż każdy szlachcic na
sejmiku, jak każdy poseł na sejmie, ma prawo "domawiać się" o pogwałcenie
praw i swobód. Naród szedł na arenę wielkich dziejowych zmagań½ bez ryn-
sztunku pań½stwowego, bez zorganizowanej władzy i woli zbiorowej. "Myśl
samorządu narodowego, która w genialnej głowie Zamoyskiego wspaniałym
błyszczała światłem, która po jego śmierci marnowała się w swawolnym i nie-
patriotycznym rokoszu, myśl ta zmarniała do reszty, jako pegaz lotny, przy-
przęgnięty do rydwanu pań½skich ambicji polskich krń®lewiąt, roztrącona na
tyle odłamów, ile było ludzi ambitnych i bezsumiennych, aby się nią posłu-
giwać" [Józef] (Szujski).
10. Katolicyzm - religią panującą
W tej samej chwili, kiedy u nas wygasł rokosz (1608), w sąsiedniej Rzeszy
wiązali się protestanci w unię samoobronną, która po latach 10 stawi czoło
rzymskiemu Cesarstwu, wciągnie do łona pań½stwa zastępy Węgrów, Duń½czy-
kń®w, Szwedń®w, Francuzń®w i doprowadzi do częściowego rozbioru Niemiec.
Czyż trzeba bujnej wyobraźni, aby sobie wystawić Polskę po zwycięstwie ro-
koszan, z wdzierającym sig na tron jakimś Samozwa ½cem czy Gabrielem
Batorym, z Zebrzydowskim w roli hetmana, Januszem Radziwiłłem na czele
spraw zagranicznych, Stadnickim na straży sprawiedliwości? Oczywiście, o
zwycięstwie protestantyzmu nie mogło być mowy ani o zgodnym współżyciu
owieczek różnych wyznań½; jakaż siła odparłaby wówczas od granic Polski
233
zarzewie wojny trzydziestoletniej? Guzów był zwycięstwem katolicyzmu i jed-
ności narodowej. Po nim nie wróci już taki stan rzeczy, o jakim słychać było
w okresie pierwszych bezkrólewi: że na Litwie cała szlachta prócz kilku ro-
dzin przeszła na protestantyzm, a na Mazowszu 40000 w przeciwień½stwie do
kilku trzyma się katolicyzmu. Teraz Polska mogła niezwłocznie rzucić swą
energię na granice i za granice, zamiast się wyczerpywać w kłótniach o cuius
regio eius redżgio.
Nie sprawił tego, rzecz prosta, jeden atak kawalerii, sprawiły pokojowe wy-
siłki dwóch królów, Stefana i Zygmunta, zwłaszcza tego ostatniego, wspierane
przez elitę obozu katolickiego. Mówimy: pokojowe, bo kilkanaście "tumultów"
to był jednak pokój w porównaniu z tym, co przeżyła Francja, Niderlandy,
Niemcy. Sami też arianie przyznawali szczerze Zygmuntowi III, że ich chroni
przed prześladowaniem kalwinów i luteran. Ale podobno, słychać z pewnej
strony, katolicyzm zwyciężył u nas dzięki korupcji, bo tak chciał interes ma-
terialny średniej szlachty. Sami nuncjusze świadczą, że Zygmunt II planowo
nagradzał wakansami swych współwyznawców, a upośledzał różnowierców.
Pochwała ta, zdaje się, mówi za dużo - więcej, niż było naprawdę. Wierzy-
my, że nieraz upośledzał (gdy inni władcy ścinali lub palili z pomocą lub bez
pomocy inkwizycji); ależ nie dla starostw opuszczali wiarę ojców taki Radzi-
wiłł Sierotka albo Janusz Ostrogski, rozdawnictwo wakansów więcej ludzi zra-
żało, niż zjednywało i nagrodzonych nie przerabiało wewnętrznie. Co się zaś
tyczy materialnych, stanowych interesów szlachty, to prawdą jest tylko, że jej
ogół mniej miał do zyskania w razie pognębienia kleru niż magnaci; otóż ten
ogół wolał jednak dźwigać ciężar obrony pań½stwa i chodzić na Mszę św. niż
przerzucić obronę na skonfiskowane dobra duchowne i słuchać predykantów.
Katolicyzm zwyciężył, bo lepiej odpowiadał psychice polskiej, bo był jedno-
lity i karny, i świecił z zagranicy przykładem wewnętrznego odrodzenia.
Protestantyzm przegrał, bo nie miał korzeni w masie ludowej, nie górował
jako całość polotem ducha ani cnotą chrześcijań½ską nad katolicyzmem;
był z gruntu obcy, a nawet na obczyźnie znalazł się od koń½ca XVI w. w od-
wrocie.
Nieco inaczej przedstawia się w danym momencie wynik zapasów między
Rzymem i Bizancjum na Rusi. Smierć Konstyntyna Ostrogskiego (1608) była
ciężką stratą dla prawosławia, wstąpienie na metropolię po Rahozie Hipacego
Pocieja zapewniało unii szereg sukcesów. Pociej, rzec można, wydał dyzunii
walkę eksterminacyjną, tylko bez rozlewu krwi, a Zygmunt III popierał go
całą swą prerogatywą. Unia miała być jedynym uznanym w pań½stwie Kościo-
łem greckiego obrządku; dla niej dekretami, przywilejami, odbierano archi-
mandrie i beneficja, krępowano działalność bractw (np. Św. Ducha w Wilnie),
zmiękczano poziomymi sposobami opornych. Przez dwa dziesiątki lat walczyli
prawosławni na sejmach o swoje dawne prawa, raz po raz ośmielani do tego
przez protestantów i zdawało się, że przepadną z kretesem, że ich kler po
prostu wymrze. Tu jednak omyliła rachuba na zmaterializowanie popów i ich
owieczek. Przy całym obniżeniu poziomu walki o dusze na Rusi, przywiązanie
do greckiej wiary oraz wstręt do papiestwa zapadły jeszcze głębiej w psy-
chikę ludu, aby przy pierwszym poparciu siły materialnej wydrzeć się na
wierzch.
234
Walki o Moskwę
11. Polacy w służbie drugiego Samozwań½ca
"Odprawić by pierwej trzeba Inflanty, dopiero by o Moskwie myśleć", są-
dził wojewoda wileń½ski, Radziwiłł Sierotka, jeszcze w początkach imprezy
mniszchowskiej, aprobowanej z cicha przez króla. Kiedy nadzieja osadzenia
na Kremlu taniego sprzymierzeń½ca zawiodła, a uratowany z pogromu Suder-
mań½czyk trapił flotę wybrzeża i znów przechodził do ofensywy, tym słuszniej-
sze były ubolewania Radziwiłła: "Źle około nas, przybywa niebezpieczeń½stwa
od postronnych, a doma gorsza niezgoda". Rzeczywiście, nie było zgody na je-
dnolitą akcję zewnętrzną. W lipcu 1607 r. pojawił się w Starodubie Samozwa-
niec drugi, "ledwie co nieboszczykowi podobny", człek "grubych i brzydkich
obyczajów". Krokami jego kierował Polak, [Mikołaj] Miechowiecki, znający
wszystkie sekrety nieboszczyka i prawdopodobnie nasadzonych przez wrogich
Szujskiemu bojarów. Do "Łżedymitra" drugiego ściągnęli wkrótce ochotnicy,
po części ci sami, co wspierali poprzednika: Adam Wiśniowiecki, Różycki, po
części nowi, jak [Józef] Budziłło, Samuel Tyszkiewicz33, w ich liczbie dużo
byłych rokoszan. Całe to butne towarzystwo, kłócąc się nieprzystojnie z mnie-
manym carem, a nawet wymyślając mu od szalbierzy, przystąpiło jednak pos-
połu ze strzelcami i Kozakami do podboju Moskwy, a ogólny ruch pospól-
stwa przeciw bojarom ułatwiał im zadanie. Wygrawszy dwie chaotyczne bitwy
pod Bołchowem (10-11 maja) [1608 r.] i pod Chodynką (4 lipca), Łżedymitr
zatoczył obóz pod Moskwą, we wsi Tuszynie.
Sytuacja była taka, że Szujski trzymał posłów polskich i panów w różnych
miastach, a potem w stolicy internowanych, zaś kondotierzy Samozwań½ca gro-
zili jego panowaniu i życiu; król wolałby z Wasylem dojść do ugody i wyswo-
bodzić żyjących jeń½cń®w, nie mszcząc się za wymordowanych; kondotierzy
łaknęli zemsty i łupów, choć byli między nimi i tacy, co po osiągnięciu poli-
tycznego celu, tj. po osadzeniu na tronie Dymitra, zamierzali wrócić spokojnie
do Polski. Dwa razy próbowało uwięzione poselstwo34 wpłynąć na Różyckie-
go i towarzyszy, by zaniechali roboty; nowi posłowie królewscy: [Stanisław]
Witowski i [Jan] Drucki-Sokoliń½ski, podpisali nawet z Szujskim rozejm (20 lip-
ca starego stylu) na 4 lata. Car miał wypuścić jeń½cń®w polskich - krń®l odwołać
partyzantów szalbierza. Ci jednak nie usłuchali wezwania, a Mniszech, niena-
sycony w swej ambicji i chciwości udał, że uznaje tożsamość szalbierza z po-
przednim, który jemu i Polsce tyle naobiecywał. Uległa tej pokusie i Maxyna,
która, ledwo wypuszczona do kraju, zawróciła do obozu tuszyń½skiego. Nie
chcąc zostawiać awanturników bez dozoru, Zygmunt pozwolił Janowi Piotro-
wi Sapieże, staroście uświackiemu, pomaszerować także w głąb Moskwy, aby
wpłynąć na kroki "impostora". Zapowiadała się wielka gra nie o jedną, ale
o dwie korony, bo z jednej strony Szujski, ratując się, jak niedawno Polacy
w bezkrólewiu przed Iwanem Groźnym, znowu pokątną drogą otwierał Zyg-
muntowi lub Władysławowi widoki na panowanie w Moskwie, z drugiej-
33 Nie było wówczas Tyszkiewicza o tym imieniu. Możliwe jednak, że chodzi
o Samuela Maskiewicza, zwłaszcza że występuje on przy pamiętnikarzu Budzille.
34 Mowa tu o poselstwie M. Oleśnickiego, o którym wspomina Konopczyń½ski
na s.195.
235
niedobitki rokoszu Zebrzydowskiego, za przewodem Radziwiłła skonfedero-
wawszy w Krasnymstawie wiosną 1608 r. część wojska koronnego, posłali na
pomoc Łżedymitrowi Aleksandra Zborowskiego (syna Samuela) i paru innych
pułkowników, którzy mieli użyć tuszyń½skiego obozu do celń®w detronizator-
skich w Polsce. Właśnie w trop za nimi wyprawił był król pod Moskwę Sa-
piehę. Starosta uświacki, zabezpieczywszy sobie posłuszeństwo żołnierzy węz-
łem konfederackim, rozpoczął tę drugą prywatną wojnę pod firmą Łżedymit-
ra, zbił pod Rachmancewem wojsko carskie i razem z Aleksandrem Lisowskim rozpoczął w październiku oblężenie monasteru Św. Trójcy imienia św.
Sergiusza35, gdy jednocześnie szalbierz blokował Moskwę. Aliści, w ciągu tegoż roku [Fryderyk] Mansfeld, wódz szwedzki, odebrał nam Biały Kamień,
Diament, Kokenhauzen, Fellin - całe niemal Inflanty po Dźwinę. Jeżeli nie od razu doszło do związku między nieprzyjaciółmi Polski, to się tłumaczy chciwą perfidią Karola sudermań½skiego, który po upadku pierwszego Dymitra
i po wybuchu rokoszu wyprawiał niesłychane łamań½ce polityczne, raz narzucając swe przymierze Szujskiemu, to znów zezując w stronę Tuszyna, szczując
"stany rosyjskie" przeciw Polsce i wyciągając rękę po Keksholm, Koporje,
Iwanogród, Noteborg oraz inne twierdze, które odgradzać miały państwo moskiewskie od Bałtyku. Szujski już w dniu podpisania rozejmu z Polską namyślał się, czyby nie przyjąć raczej ofert szwedzkich i nie iść razem ze Szwedami na spalenie Wilna. Kiedy bunt ogarnął nawet Psków, car zdecydo-
wał się okupić pomoc szwedzką Keksholmem: 28 lutego 1609 r. zawarto
w Wyborgu wieczyste przymierze, według którego twierdze odzyskane z pomocą Karola wrócą w posiadanie cara, ów zaś jeń½cń®w polskich wydawać będzie Szwedom. Korpusy de la Gardiego i [Everharda] Horna połączyły się z armią [Michała] Skopina-Szujskiego.
12. Wojna z Moskwą postanowiona
Uwikłani w rosyjską "Smutę" i zajęci okupacją Ingrii oraz Karelu Szwedzi
mniej teraz mieli sił na teatrze wojny inflanckiej. Jakoż stracili w 1609 r.
w ręce Chodkiewicza Parnawę i Diament, a pod Parnawą ponieśli też porażkę
na morzu. Można było, zdaniem hetmana, odebrać im nawet Rewel. Teraz
jednak wszystką uwagę pochłaniała Moskwa: zdawało się, że kto nią zawładnie,
ten zapanuje na całej Północy, a więc i na Bałtyku. Zygmuntowi III przymierze moskiewsko-szwedzkie rozwiązało ręce; teraz, mając do czynienia z dwo-
ma uzurpatorami, postanowił nie wspierać trzeciego (Łżedymitra), ale wyto-
czyć własne pretensje do tronu Rurykowiczów jako potomek Julianny twer-
skiej i Zofii holszań½skiej. W rń®żnych stronach kraju rodziny ofiar rzezi
moskiewskiej wołały o pomstę; Gosiewski prowokował, a kanclerz Lew Sa-
pieha zalecał wojnę rewindykacyjną o Smoleń½sk, ktń®ra włościom tych dwóch
panów zwłaszcza miała się opłacić. Zachęcali do wyprawy w imię haseł misjo-
narskich także papież i jezuici, marząc o rychłym nawróceniu nie tylko
Moskwy, ale nawet Persji.
35 Chodzi tu o monaster (Ławrę) Troicko-Siergiejewski w Siergiejewsku, czyli w dzi-
siejszym Zagorsku.
236
Przed sejmem (15 stycznia - 26 lutego) [1609 r.] prawie wszyscy senatoro-
wie wotowali na piśmie za wojną, tylko Mniszech, rzecz charakterystyczna,
odradzał ją w słusznym przewidywaniu, że jeżeli Moskwę zdobędzie król, to
kariera Maryny i obietnice obu Samozwań½cń®w obrń®cą się wniwecz. Także ro-
koszań½skie duchy spod Tuszyna wysłały deputację na sejm z ostrzeżeniem
przed wojną. Formalnej uchwały o wojnie sejm nie powziął. Aby więc uspo-
koić opinię, że nie dla własnego interesu idzie wojować, Zygmunt obwieścił
uniwersałem 11 marca, że dbać będzie głównie o dobro Rzeczypospolitej.
Jednak, gdy przyszło siadać na koń½, zapał bynajmniej nie był powszechny.
Niektóre sejmiki relacyjne protestowały, zwłaszcza na Litwie wielu sarkało
z Chodkiewiczem i Radziwiłłem Sierotką, że król niepotrzebnie bierze na kark
drugą wojnę, zamiast koń½czyć zwycięsko pierwszą, ze Szwedami. Nawet kto
pragnął nawrócenia Moskwy, niełatwo w nie wierzył; ogół różnowierców nie
życzył królowi zwycięstwa w obawie, że ich później tym absolutniej przy-
ciśnie. A byli i tacy, jak Gorajski, co właśnie na tyłach wojującego króla-krzy-
żowca knuli bunt i zamawiali sobie ze Stambułu nowego władcę w osobie zna-
nego okrutnika Gabriela Batorego.
13. Marsz na Smoleń½sk
Strategiczną stronę przedsięwzięcia król omówił z Żółkiewskim w Lublinie;
ruszył, gdy zebrał 12000jazdy, 5000 piechoty,10000 Kozaków i nieco Tatarów
litewskich. Poza tym wojowało Moskwę 7000 żołnierzy partyzanckich, którzy,
trzeba przyznać, nie tylko odciągali na siebie część sił Szujskiego, ale popie-
rając rebelię pospólstwa przeciw bojarom, wpędzać będą tych ostatnich w sie-
ci króla. Strategię jednak naginała do swych celów polityka. O ile Sapieha
bił na Smoleń½sk, a wpływowi doradcy dworu Potoccy (Jan, Jakub i Stefan)
też popierali politykę aneksji, o tyle Żółkiewski, przejęty humanitarnymi idea-
mi tolerancji i braterstwa, chciał wojnę prowadzić "najludszej", bez przelewu
krwi, bez łupiestwa, bez drażnienia uczuć religijnych ludności, z głównym
celem na oku: aby nareszcie wiekowy spór polsko-moskiewski zakoń½czyć unią
równych z równymi. Manifest Zygmunta III wydany przy zaczęciu wojny
wymieniał wśród różnych krzywd i niebezpieczeń½stw tę wojnę usprawiedli-
wiających, zabór Siewierszczyzny za Aleksandra i świeże przymierze Szuj-
skiego z Karolem IX. Droga do Moskwy wiodła z konieczności na Smoleń½sk.
Krń®l, z twardej odprawy komendanta Michała Szeina przekonał się, że go
łudzili ci, co obiecywali prędkie poddanie się twierdzy. Rozpoczęto oblężenie
w warunkach niebywałych, bo w 38-basztowej warowni o 250 działach siedzia-
ło do 200000 ludu za murami wysokości 7 sążni. Żółkiewski radził pozyskać
oddziały tuszyń½skie; Sapieha z powodń®w, o ktń®rych wspomnieliśmy, odradzał
to. Partyzanci zresztą związali się z Samozwań½cem osobną konfederacją i przez
posła [Mikołaja] Marchockiego zuchwale protestowali przeciw królewskiemu
zamachowi na ich "krwawe prawa i zasługi": "w takim wypadku ani króla
za pana, ani braci za braci, ni ojczyzny za ojczyznę uznawać nie będziem".
Nastrój ludności moskiewskiej był coraz gorszy. "Kupcy nasi, Ruś złodziejska,
dali znać mirowi i duchowień½stwu, że Król Imć na wiarę i cerkiew ich nastą-
pić zaraz chce, zaczem Szujski puścił głos, że nie o pań½stwo, ale o wiarę wo-
237
juje." Wytrwała obrona Siergiejewskiej Ławry uwień½czona odsieczą Skopina
podniosła jeszcze entuzjazm religijny, a patriarcha Germogen [Hermogenes]
swą propagandą niechęci vvyznaniowej zagłuszał dyplomatyczne, pojednawcze
odezwy Zygmunta. Częściowe "rozerwanie" obozu tuszyń½skiego przez krń®-
lewskich agentń®w miało ten skutek, że szalbierz uciekł do Kaługi, a Szujskim
spadła zmora z karku.
W takich warunkach król musiał sobie poczytywać za duży sukces, gdy
"patriarcha" Filaret (mianowany przez Samozwań½ca) przybył pod Smoleń½sk
z innymi delegatami obozu tuszyń½skiego i przyjął tymczasowy układ o powo-
łaniu królewicza na tron moskiewski w zamian za obietnicę wolności wiary
prawosławnej (14 lutego 1610 r.). Zarazem przyznał Zygmunt bojarom udział
w rządach i wszystkim ziemianom moskiewskim nietykalność majątków i osób
wraz z panowaniem nad niewolnikami ("chłopami"). Nie uznała tego układu
Maryna Mniszchówna; wolała dalsze niepewne przygody niż zejście z wyżyn
tronu na poziom zwykłej szlachcianki. Wnet położenie stało się bardzo po-
ważne. Zbieranina tuszyń½ska odeszła pod Wołokołamsk i tam, pod monasterem
Osipowskim dała się pobić Moskalom i Szwedom. Skopin tryumfalnie wkro-
czył do wolnej Moskwy i pewno stałby się bohaterem narodowym, gdyby go
nie przyprawiła o śmierć zawiść rodzinna. Car Wasyl, pomawiany o tę zbrod-
nię, zdobył się jednak na wystawienie silnej armii, która miała z kolei uwolnić
Smoleń½sk i rozgromić Zygmunta.
14. Tryumf Żbłkiewskiego
W kwaterze królewskiej po układzie lutowym wznowiły się spory o kie-
runek wojny. Sapieha nalegał, aby trzymać się "rzeczy naszych, do których
pierwsze mamy prawo", tzn. pilnować Smoleń½ska. Krń®lowi śpieszno było na
Kreml po nową koronę; w tym duchu działała nań½ z Wilna krń®lowa Kon-
stancja, a z bliska Potoccy. Dopiero wieść, że Dymitr Szujski ciągnie na od-
siecz twierdzy z posiłkami szwedzkimi Horna, przecięła te spory. Hetman
polny koronny (buława wielka bowiem po Zamoyskim jeszcze wakowała) wy-
biegł na spotkanie Moskali w 8000 wojska; z tych jeszcze zostawił część pod
Carowym Zajmiszczem, gdzie się zamknął [Hrehory] Wałujew z przednią
strażą - a sam 4 lipca [1610 r.] uderzył pod Kłuszynem na 36000 nie-
przyjaciół, wśród których sami Niemcy, Szwedzi i Francuzi zaciężni górowali
liczbą nad naszymi. Łamiąc raz po raz opór Moskwy przy płotach i zasie-
kach, bił ją na przestrzeni 2 mil, aż zmusił Szujskiego i jego wojsko do
ucieczki. Położył 15000 trupa; cudzoziemców zmusił do kapitulacji. W dwa
dni potem poddał mu się Wałujew na imię Władysława i połączył z hetma-
nem swe siły, uzyskawszy zapewnienie, że granice pań½stwa nie poniosą szko-
dy, że Polacy pomogą przeciw Samozwań½cowi, a Zygmunt III odejdzie spod
Smoleń½ska, o ile ń®w podda się Władysławowi.
Tu już zaczynał hetman politykę własną, odrębną od królewskiej, koronnej
i litewskiej. Uwierzył w możność pozyskania bojarstwa i ziemiań½stwa mo-
skiewskiego, w trwałą przyjaźń½ dwń®ch wielkich słowiań½skich narodń®w pod
rządem jednej dynastii, pod dobroczynnym, asymilującym wpływem polskich
wolności, choćby za cenę wielkich ustępstw w dziedzinie wiary. Ciągnąc po-
238
woli na Moskwg, "praktykował" bojarstwo z takim skutkiem, że kiedy z dru-
giej strony zagroził jeszcze raz Łżedymitr, to już prawie cała elita społeczna
stolicy wyciągnęła do hetmana ręce i sam szalbierz ofiarowywał się być len-
nikiem Zygmunta. Szujskiego zdetronizowano, po czym bojarowie z knia-
ziem [Fiodorem] Mścisławskim [Mstisławskim] na czele zagaili rokowania
o obiór Władysława. Oczywiście, skoro hetman już dawniej zapowiadał pokój
bez aneksji, to bojarowie skupili wszystkie wysiłki na obronie prawosławia,
nie żądając żadnych wolności politycznych: królewicz ma przejść na wiarę
grecką, ożeniś się z osobą prawosławną, nie wchodzić w żadne układy z pa-
pieżem, karać śmiercią każdego, kto przyjmie katolicyzm, Polaków nie do-
puszczać do urzędów. Miękkość i ludzkość hetmana budziła w bojarach naj-
piękniejsze nadzieje, ale odległość między kulturą polityczną Polski i Moskwy
przez to się nie zmniejszała. Czekano na rozstrzygnięcie króla; czekano tym
niecierpliwiej, że bojarom grunt palił się pod nogami, ale i Żółkiewskiemu
niepłatne wojsko zaczęło odmawiać posłuszeń½stwa. Nadchodziły listy od kró-
la z naganą hetmań½skiej ustępliwości, natomiast Gosiewski, wiozący pozytyw-
ne wskazówki, co należy czynić, zachorował gdzieś w drodze. Wreszcie, 28
sierpnia [1610 r.] hetman z pułkownikami zaprzysiągł nowe punkty układu
z bojarami; z kolei przysięgli bojarzy, za nimi cała stolica; za stolicą przy-
sięgały inne miasta i wsie. Teraz już całe wojsko polskie Samozwań½ca prze-
szło na stronę królewicza-cara, a szalbierz z Maryną i Kozakami odeszli do
Kaługi.
Nagle 30 sierpnia przyszła od Zygmunta instrukcja wywracająca wszystko.
Król sam chciał być carem i w tym kierunku kazał działać. Tego nie sposób
było pokazać bojarom. Żółkiewski zataił do czasu królewską wolę, licząc, że
dalsze układy skłonią obie strony do ustępstw. Liczył daremnie, bo też uwie-
rzył bezpodstawnie. W jego układzie moskiewskim jest mowa o sojuszu, a jed-
nak nie ma konkretnych zobowiązań½ przeciw Szwedom, ktń®re jedynie oku-
piłyby rezygnację ze zdobyczy. Przyobiecano przejście Władysława na grecką
wiarę, na co przecież w owej dobie żaden szczery katolik nie mógł pozwolić.
Przyznane teraz szlachcie panowanie nad całym włościań½stwem musiało robić
wrażenie obosieczne. Niewątpliwie, dążenie Zygmunta do opanowania Moskwy
i rzucenia jej pod stopy papieża było nierealne, ale ono przynajmniej, gdy ta
nierealność wyjdzie na jaw, zapewniało Polsce w konflikcie przewagę i zdo-
bycze. Hetman ścigał przepiękne widziadła, nie doceniając głgbi polsko-mo-
skiewskiego rozbratu i nie troszcząc się o uchwytne gwarancje. Sam on zresztą
przyznawał, że paktuje, bo musi, bo inaczej ani wojska, ani Moskwy nie
utrzyma w posłuszeń½stwie. W najbliższej jednak przyszłości wszelkie niedo-
powiedzenia i utajone rachuby musiały wyjść na wierzch.
15. Moskwa sig budzi
8 października zwycięzca spod Kłuszyna obsadził swym wojskiem Kreml.
Taktem i ludzkością, szanując uczucia religijne mieszkań½cń®w i trzymając to-
warzyszy w karbach posłuszeń½stwa, zdołał zatrzeć złe wrażenie Siergiejewskiej
Ławry, zjednać sobie miłość ludu i poparcie części wojsk moskiewskich (Wa-
łujewa). Zgoła inne nastroje panowały w obozie królewskim pod Smoleń½-
239
skiem. Sapieha wszystko krytykował; Potoccy od niechcenia przypuszcza-
li szturmy, licząc na to, że pań½stwo moskiewskie po trosze samo się rozło-
ży; intryg i zawiści było pr y królu co niemiara. Hetman odbierał w listach
królewskich nagany, że zbytnio ufa i za wiele ustępuje bojarom. Kiedy do
głównej kwatery przybyli posłowie dumy bojarskiej Filaret i [Wasyl] Go-
licyn, tam się przeniósł punkt ciężkości rokowań½. Żółkiewski także stawił
się przed królem, aby osobiście bronić swego programu. (W Moskwie po-
został na cżele polskiej załogi Gosiewski.) Wierzył hetman mocno w ideę
unii, tylko zalecał cierpliwość w jej przeprowadzaniu: "Z WMciami bracią
naszą narodem W.X. Litewskiego - pisał do Sapiehy - wyszło lat sto
sześćdziesiąt, nim do skutecznego zjednoczenia przyszło, a z tak wielkiem,
szerokiem cesarstwem moskiewskiem za niedziel kilkanaście chcą, żeby
wszystko sprawić, jako potrzeba". Król, przeciwnie, chciał kuć żalazo póki
gorące, i to kuć ciężkim młotem: "Z ludźmi tymi według humorów ich, co
doskonałej woli panów swych podlegli, obchodzić się potrzeba", a humory
mogły się odmienić lada dzień½ w zetknięciu z polską miękkością, po czym
i Kreml, i Smoleń½sk od razu by przepadły. Zresztą, niezależnie od kwestii
taktyki, podstawy zjednoczenia przedstawiały się na razie bardzo wątło:
za Władysławem (nie za Zygmuntem) byli tacy wielmoże, jak Mstisławskij,
Sałtykow36, [Fiodor] Andronow, poniekąd Filaret; przeciwnie, Golicyn
myślał o koronie dla siebie, popierany w tym przez fanatycznego Hermo-
genesa, gdy znów znaczna część ciżby wolała Samozwań½ca. Swieże doświad-
czenie polsko-szwedzkie uczyło, że gdyby nawet król poświęcił syna "na
pewne jatki" i na zatratę duszy, tj. pozwolił mu przejść na prawosławie, to
jednak antagonizmu polsko-moskiewskiego tym by nie zażegnał. Wręcz
karkołomna była rachuba Żółkiewskiego, że można przed elekcją Włady-
sława wyrzec się Smoleń½ska, a potem go jednak wyłudzić na korzyść Rze-
czypospolitej; właśnie z takiego bałamuctwa zrodził się zatarg o Estonię,
który pokłócił na 60 lat dwa narody, lepiej zaprzyjaźnione niż polski i moskiew-
ski. Wolności politycznej Rosjanie się nie dopraszali ak Litwini przed Ho-
rodłem), więc też Zygmunt kaptował sobie stronników nadaniami i groźbą
konfiskat.
Smoleń½szczanie, słysząc od Golicyna o ustępstwach Żółkiewskiego, na-
brali otuchy, a bojarzy stołeczni odetchnęli lżej, kiedy szalbierz padł z ręki
kniazia [Piotra] Urusowa. Teraz Maryna zdecydowała się oddać syna
w Kałudze na wychowanie prawosławnym, a w marcu [1611 r.] czerń½ mo-
skiewska, niedawno pokorna i serdeczna wobec Żółkiewskiego, podniosła
bunt: rozpaliły się walki uliczne w ogniu i łunach płonącej stolicy. Nie bez
wpływu na ten obrót były ówczesne wypadki w północnej Rosji: oto Szwe-
dzi (de la Gardie) po Kłuszynie poszli za przykładem Polaków: grożąc Mo-
skwie wojną, jeżeli przychyli się ona ku Zygmuntowi, przeciwstawili kandy-
daturze Władysława jednego ze swoich młodszych królewiczów; obiecy-
wali dalej pomoc w zamian za umiarkowaną nagrodę Keksholmu, ale oku-
powali na wszelki wypadek także i inne tereny. Tak powstała w Moskwie
obok polskiej szwedzka orientacja, a każdy rosyjski patriota mógł się tylko
cieszyć, widząc równoległe zabiegi o koronę carów ze strony obu napastni-
ków.
3s popierali Władysława dwaj Sałtykowowie: Iwan i Michał Sałtykow-Morozow.
240
16. Tryumf Zygmunta III
Idea unii gasła, aneksjonizm w polityce polskiej brał górę. Nie mógł znieść
swego zawodu i nie chciał wracać na Kreml bez królewicza Żółkiewski, odjechał
on z wiosną na Podole pilnować ścian południowych, zagrożonych przez
wichrzenia Batorego, różnowierców i patriarchy carogrodzkiego. Gdy wyszło
na jaw, że Golicyn znosi się ze Szwedami, król kazał go aresztować wraz
z Filaretem i odesłać do Polski. Teraz nastąpił odradzany długo przez
Żółkiewskiego decydujący szturm do Smoleń½ska (13 czerwca) [1611 r.). Zwaliły
się mury, wysadzone petardą, którą założył kawaler maltań½ski [Bartłomiej]
Nowodworski; cerkiew katedralna wyleciała w powietrze; na mury wdarł się
pierwszy Jakub Potocki. Nigdy tylu dział (ćwierć tysiąca) nie zdobył żaden
król ani wódz olski. Radosnym echem rozległa się wieść o odzyskaniu Smo-
leń½ska po najdalszych zakątkach kraju. Wybito medal z napisem dum vincor,
liberor 3 .
Zygmunt III tryumfalnie wjeżdżał do Wilna (24 Iipca) i do Warszawy
(16 września). Zachodziło tylko pytanie, co czynić dalej. Do dalszej woj-
ny zachęcała ta okoliczność, że Szwedzi nie wytrzymali w roli przyjaciół
i opiekunów Moskwy; wyrobiwszy sobie dyplom elekcji na cesarstwo dla
królewicza Karola Filipa zagarniali coraz dalsze grody, aż w koń½cu lipca
zdobyli Wielki Nowogrń®d. Wojna obronna byłaby dla Polski nietrudna;
wojna zaczepna dla celów zdobywczych - beznadziejna. Wszak już z różnych
dzielnic pań½stwa moskiewskiego gromadziło się pospolite ruszenie pod
[Prokopem] Lapunowem i [Dymitrem] Trubeckim, z którymi łączył się
i wódz Kozaków, [Iwan] Zarudzki. Gdzież miała trzytysięczna załoga
polska na Kremlu, niepłatna i rozdrapująca za wiedzą dumy bojarskiej
klejnoty carów, utrzymać w posłuszeń½stwie ten bezmiar, rozkołysany agi-
tacją wyznaniową popów, jeszcze anarchiczny, ale coraz wyłączniej wrogi
Polsce i katolicyzmowi! O ileż większe zyski można było sobie wróżyć
w Inflantach, gdy siły szwedzkie uwięzione były w Ingru. Karol sudermań½ski
bliski śmierci, syn jego niepełnoletni, a Duń½czyk lada chwila miał zaatakować ich
pań½stwo.
W takim położeniu sejm warszawski (26 września - 8 listopada) [1611 r.] 3s
rozstrzygał sprawę polityki. Podkanclerzy Kryski, jak Zamoyski w 1580 r.,
motywując rozpoczęcie wojny bez uchwały sejmowej odsłaniał nieweso-
łe prawdy o knowaniach malkontentów z zagranicą, nawoływał do dalszych
wysiłków, ksiądz kanclerz [Wawrzyniec] Gembicki rysował perspektywy
olbrzymiej słowiań½skiej monarchii pod katolickim krń®lem i carem. Po-
datki uchwalono, ale nie dość hojne, by można było i zwrócić wkłady królo-
wi, i zapłacić należność oddziałom wracającym z wojny, i wystawić nowe
zaciągi. Wjazd Żółkiewskiego do stolicy 29 października w asystencji jeń½-
cń®w Szujskich był ostatnią tryumfalną sceną w tym dramacie. Wasyl i Dymitr
Szujscy pomarli wkrótce w Gostyninie, Filaret i Golicyn spędzą jeszcze tęskne
lata na zamku malborskim, pocieszając się nowinami, że dumny Lach da-
remnie wyciąga ręce po olbrzymią Rosję, a syn Filareta, Michał, wstępuje
na tron.
3' (łac.) gdym zwyciężony wołność uzyskuję.
3s Sejm ten zakoń½czył obrady 9 września.
241
17. Daremne zakusy
Dla ratowania jeśli nie programu unii, którego trzymała się coraz szczup-
lejsza duma bojarska, to przynajmniej załogi zamkniętej na Kremlu, trzy razy
zapędzały się ku Moskwie przed królem polskie zastgpy. Pierwszy zbliżył się
tam w 4700 szabel starosta uświacki, Sapieha. Miał obiecaną od króla zapła-
tę żołdu i zawiadomił Gosiewskiego, że uderzy na wroga, gdy dostanie należ-
ność z carskiego skarbu. Póki odsiecz czekała na żołd, pospolitacy ("opołczeń½cy")
rosyjscy opanowali pod Kremlem Białe Mury. Szczęściem dla zgłodniałej za-
łogi, wojewoda Lapunow zadarł z Kozakami Zarudzkiego; wówczas udało
się Gosiewskiemu podrzucić w obozie oblężniczym sfałszowane listy Lapu-
nowa, rzekomo zalecające władzom prowincjonalnym tępienie Kozaków, ci
zrobili polskim obyczajem "koło" i rozsiekali wojewodę. Wśród chaosu,
jaki to zajście wywołało, Gosiewski odzyskał część Białych Murów, a Sapie-
ha wprowadził na Kreml wielki konwój żywności. Śmierć Sapiehy (15 wrześ-
nia) [1611 r.] w komnatach carskich) wzmogła anarchię w jego chorągwiach;
teraz, wobec rozejmu zawartego na froncie szwedzkim i zgonu Karola suder-
mań½skiego, mń®gł ruszyć na Moskwę Chodkiewicz. Ten nie podzielał polityki
Żółkiewskiego, więc spotkawszy w Wiaźmie poselstwo bojarów, jadące do
Polski po Władysława, zawrócił je z drogi, aby wymóc inne, które poprosi
o Zygmunta. Bojarzy uparli się przy swoim i po raz ostatni, nowym posel-
stwem, domagali się królewicza (na audiencji w grudniu 1611 r.) oraz zabez-
pieczenia religii prawosławnej, przyrzekając w zamian unię i przymierze.
W gruncie rzeczy już i na to było za późno. Jakąkolwiek politykę, anek-
syjną czy federacyjną, można było prowadzić jedynie przy większych siłach niż
te, które widział u nas 1610 r., a tu nawet zwycięzcy spod Kłuszyna i Kirch-
holmu zarazili się od partyzantów duchem swawoli. Chodkiewicz stoczył
[w 1612 r.] pod Moskwą z "opołczeń½cami" bitwę nierozstrzygniętą, a ponie-
waż żołdu nie przywiózł, ludzie Gosiewskiego na Kremlu zawiązali konfede-
rację pod Józefem Ciekliń½skim. Przeciwnie, Moskale doprowadzeni do osta-
teczności przez zuchwałe kozactwo, podjęli jesienią 1611 r. w Niżnym Nowgo-
rodzie nowy ruch powstań½czy za sprawą rzeźnika [Kuźmy] Minina i kniazia
[Dymitra] Pożarskiego, odepchnęli Zarudzkiego i nacisnęli znowu na Kreml.
Zmarłego w niewoli polskiej Hermogenesa uczczono jak męczennika i posta-
nowiono pomścić. "Szysze" Pożarskiego rzucały się na wojsko Chodkiewicza
i na odchodzące do kraju niepłatne pułki.
Przyszedł jeszcze na Moskwę Mikołaj Struś, starosta chmielnicki, krewny
Potockich; ten przed wejściem na Kreml postawił warunek, że sam nim bę-
dzie komenderował. Gosiewski chętnie mu ustąpił i wyprowadził część załogi.
Zabrane kosztowności carskie nie starczyły na żołd, więc i ta partia doszedł-
szy do Brześcia utworzyła związek wojskowy. Chodkiewicz próbował jeszcze
raz w parę tysięcy przebić się do oblężeń½cń®w na zamek, ale wobec przewagi
Pożarskiego cofnął się na spotkanie czwartej odsieczy - królewskiej.
Choroba królewicza i okropny brak środków na utrzymanie wojska spra-
wiły, że król dopiero w koń½cu sierpnia (1612 r.) z dwoma pułkami piechoty
niemieckiej ruszył z Wilna na wschód. Liczył na urok swego majestatu i na
popularność imienia Władysława, na połączenie z Chodkiewiczem, na załogę
smoleń½ską, ale i tej tylko część przemogła pokusy konfederackie i poszła za
królem. Nie obliczywszy środków, sił ani czasu, niepotrzebnie spróbowawszy
242
szturmu na zamek Wołokołamsk, dowlókł się Zygmunt w okolice Fiedorow-
ska w chwili, kiedy Kreml już dogorywał. Ludzie jedli rzemienie, popręgi,
pasy, pochwy, kości, padlinę, księgi pergaminowe, trawę wydrapaną spod
śniegu, niekiedy pożerali siebie nawzajem, ale woleli śmierć głodową niż to,
co im zgotuje rozjuszona Moskwa. Niejeden szturm odparto, nim oddano
1 listopada Kitajgorod. Wypuszczono kobiety i dzieci 'uojarskie, wreszcie wy-
targowano kapitulację. Pożarski przysiągł, że ich zostawi przy życiu, broni
i imieniu, i odstawi do ojczyzny. Powstań½cy nie dotrzymali tego zobowiąza-
nia, wielu bowiem Polaków wymordowali, wszystkich uwięzili, Androrlowa
wzięli na tortury. W tej to chwili nadeszło do Tuszyna wielkie poselstwo od
Zygmunta w asyście 1000 koni pod wodzą Adama Zółkiewskiego, z zapowie-
dzią, że król z synem idą do stolicy. Spotkano posłów urągowiskami, posłu-
chania wręcz odmówiono. Król zawrócił i z wielkim trudem odprowadził swe
szczupłe siły na Litwę. Ze wszystkich snów o słowiań½skiej monarchii euro-
pejsko-azjatyckiej, o unii, przymierzu, pozostał w rękach Polaków Smoleń½sk;
w sercach Moskwy - głód zemsty.
18. Straty na zachodzie i południu
Podobnie jak przedtem Stefan, tak samo Zygmunt III podporządkował na
czas wojny z Moskwą wszystkie inne sprawy głównemu celówi. Pokonać
Moskwę i przez Kreml dotrzeć do Stambułu pragnął Batory; przez Kreml
do Szwecji spodziewał sig wrócić Waza. Tylko że Stefan umiał sobie zorga-
nizować zwycięstwo nad przeciwnikiem Groźnym, a Zygmunt dopuścił do
wyczerpania sił polskich w wojnie z wrogiem podupadłym. Z tym zastrzeże-
niem stwierdzić trzeba u obu ujemny bilans ofiar, złożonych gdzie indziej na
ołtarzu głównej misji.
a) Po śmierci Joachima Fryderyka Hohenzollerna zapragnął przejąć admi-
nistrację Prus nowy elektor brandenburski, Jan Zygmunt (1609). Stany Prus
Królewskich pod wpływem gdań½szczan i elblążan popierały te starania dla
uniknięcia niepokojów; szlachta Prus Książęcych dopraszała się o komisję pol-
ską, która by przywróciła tam porządek zgodny z interesem szlacheckim. Zyg-
munt III, wszedłszy raz (1605) na drogę ugody z Hohenzollernami, gotów był
iść na rękę elektorowi i w tym duchu nastrajał też senatorów. Znowuż izba
poselska na sejmie 1609 r. o sukcesji elektorskiej w Prusach nie chciała sły-
szeć, najwyżej o administracji i to pod warunkiem zaspokojenia żądań½ wspń®ł-
braci Prusaków. Na tym stanęło, zaraz po zamknięciu obrad senat przyznał
i księciu kuratelę, i szlachcie komisję, co wszystko król dyplomem 29 kwietnia
ogłosił. Tym razem komisarze poza utwierdzenim prawa apelacji niewiele
osiągnęli w sensie zespolenia lenna z Koroną.
Za Kłuszyn i Smoleń½sk wypadło płacić Hohenzollernom czymś więcej, bo
już nie kuratelą, ale przedterminowym nadaniem lenna. Nikt już nie opo-
nował, wszystkie obowiązujące antecedensy pchały rząd polski na drogę kom-
promisu, byle się dało osiągnąć w sytuacji niemal przymusowej największe
korzyści. Wyliczono je w układzie z 5 listopada 1611 r.: hołd osobisty, powrót
lenna do Korony w razie wygaśnięcia domu brandenburskiego, posiłki na
obronę prowincji pruskiej, 4 okręty na obrong wybrzeży, zasiłek pieniężny,
243
apelacja do sądu królewskiego, porządek regencji, wolna żegluga na Warcie,
w Marchii, i jeden jedyny kościół dla katolików w Królewcu. Hołd odbył się
w Warszawie na Krakowskim Przedmieściu 16 listopada; protestację w imię
władzy papieża nad księstwem pruskim założył nuncjusz [Franciszek] Simo-
netta.
b) Zygmunt III tak wyłącznie przejął się swym zadaniem na wschodzie, że
kiedy Dania zagroziła Szwedom wojną na wiosnę 1611 r., on odwodził od
tego króla Chrystiana, nie tyle nawet ze względu na Moskwę, której Duń½-
czycy mogli przynieść ulgę, ile ze względu na samą Szwecję, którą król spo-
dziewał się po zwycięstwie nad Moskwą odzyskać w całości. Rad tych Chry-
stian na szczęście dla Polski nie usłuchał.
c) Za to otrzymała Moskwa znakomitą dywersję ze strony wołoskiej. Rządy
Mohyłów w Multanach i Mołdawii ugruntowane wysiłkiem Zamoyskiego przy
pobłażaniu Porty nie oznaczały wprawdzie, by księstwa te przeszły spod
zwierzchności tureckiej pod polską, ale niewątpliwie torowały tam drogę pol-
skim wpływom na szkodę Węgier, i to zarówno Węgier habsburskich, jak
i tych, co podlegały Porcie. Kocioł siedmiogrodzki wciąż dymił, a prawie
każdy jego pan był złym sąsiadem Polski. Nad Multanami nawet faktycznej,
nie tylko prawnej przewagi nie dało się utrzymać. Radu Serban, stronnik
Habsburgów, jak wiemy, wypędził stamtąd Szymona Mohyłę. Synowie Szy-
mona sięgnęli wtedy po Mołdawię, czego nie mogli ścierpieć magnaci polscy,
zięciowie Jeremiego: Stefan Potocki, Samuel Korecki i Michał Wiśniowiecki.
Potocki w 1607 r. osadził na nowo w Jassach za pozwoleniem króla Zygmunta
swego szwagra, Konstantego Mohylę. Ale i w tej połowie Wołoszczyzny r ;
dało się kruche dzieło Zamoyskiego utrzymać. Gabriel Batory, znany nam
jako poplecznik polskich rokoszan, ryzykant podobny do Michała Waleczne-
go, wznowił politykę wielkosiedmiogrodzką tamtego na przekór Habsburgom
i Polsce, wyrzucił bowiem z Multan Serbana, z Mołdawii Konstantego (1612)39,
na którego miejscu osadził Stefana Tomżę, czego by oczywiście nie robił,
gdyby nie miał za sobą poparcia Porty. Widoczne było, że "ten poganin"
(sułtan) zazdrośnłe patrzy na polskie próby zuniowania, czy też opanowania
Moskwy i dlatego szachuje Rzeczpospolitą Batorym. Wówczas, wbrew radom
senatu, ale podobno nie wbrew woli króla, ruszył Stefan Potocki za Prut,
ale poniósł 19 lipca [1612 r. pod Sasowym Rogiem] od Turków i Tatarów
Tomży zupełną klęskę, i dostał się z Konstyntym do niewoli. Innych jeń½cń®w
wydostał potem Żółkiewski, zawierając z Tomżą (8 października) układ są-
siedzki; ale niefortunny naśladowca Zamoyskiego musiał pokutować w Jedy-
kule dalej. Urok Polski nad Dunajem przybladł, widnokrąg południowy groźnie
się zachmurzył.
I9. Konfederacje wojskowe
Przyszły takie czasy, że kraj był pełen zbrojnego żołnierza, ale go brakło
na granicach, co gorsza, ów żołnierz stawał się wrogiem wewnętrznym Polski.
Pierwsze przebłyski konfederacji wojskowych datują się z czasów wojny in-
39 W rzeczywistości nastąpiło to w 1611 r.
244
flanckiej za Zygmunta Augusta. Batory do nich nie dopuścił. Za Wazy pa-
miętano przed 1612 r. szereg gorszących przykładów. Pierwsza gliniań½ska,
I za hetmań½stwa Zamoyskiego, "zgwałciła prawa Rzplitej, nie dając się sądzić
; trybunałom, uczyniła najazd na trybunał, który zelżono, połajano", deputaci
zaś musieli uciekać, ba, nawet podobno oknem wyskakiwać (1591). Druga, pod
wodzą Liwaszowskiego, uznawała nad sobą władzę hetmana. Trzecią musiał
tolerować u siebie Chodkiewicz przed Kirchholmem (1604), bo jej przewodził
śmiały Lisowski. Czwartą zawiązali partyzanci z szalbierzem, ślubując sobie
nawzajem niedostępne poparcie (1608); piątą zrobił dobrowolnie w swym woj-
, sku Jan Piotr Sapieha, aby je uchronić od zarazy tuszyń½skiej. O ile pierwsze
tego typu organizacje powstawały do walki o zaległy żołd, o tyle późniejsze,
po rokoszu, miały już posmak albo podkład polityczny: myślano niestety
o detronizacji króla, a nie o tym, jak poprawić ustrój pań½stwa, aby na przy-
szłość żołd regularnie dochodził. Rozwydrzenie żołnierzy na Kremlu docho-
dziło do tego stopnia, że niektórzy, jak Marchocki, gadali, iż trzeba jakiego-
kolwiek bojara zrobić carem, aby prędzej wypłacił żołd i prędko koń½czyć
wojnę. W wielkim ruchu związkowym 1612-1614 r. znów przeważały moty-
wy materialne. 14 stycznia [1612 r.], jak wiemy, skonfederował Ciekliń½ski
w Moskwie "stołecznych" żołnierzy, którzy następnie zagnieździli się na Rusi
i w bogatych kluczach dóbr koronnych. [Jan] Zaliwski i [Wacław] Pobiedziń½ski
płukali ekonomię królewską pod Brześciem. Pod Bydgoszczą rozpanoszyli się
na wiosnę 1613 r. konfederaci [Zbigniewa] Silnickiego, uczestnicy oblężenia
Smoleń½ska4o. Osobno grasowała na Litwie część wojska Chodkiewicza. "Wy-
t nijdzie chłop z wolikiem orać, a żołnierz z pługu wyprzągłszy, wołu weźmie.
Wywiezie chłopek siać owies, jęczmień½ albo pszenicę, a żołnierz siemiona
z wozu bierze [...] prawie wszystkę Litwę wniwecz obrócili", skarżył się
Lew Sapieha już w 1610 r., a cóż dopiero nastąpiło potem! Pod pozorem
"
krwawo zaharowanych zasług" łupili dobra kościelne, królewskie i ziem-
skie, niekiedy miasta, zarówno ci, co służyli królowi, jak ci, co się wieszali
! przy samozwań½cach. Śpiewali brutalną pieśń½, powstałą gdzieś w najechanej
obczyźnie: "Kto nam chce skarby wydrzeć, nie wydrze, nie wydrze, nie wy-
drze! Trwogi się bać, trwogi się bać. Nic nie bać! Moc na moc!... Bić, bić, bić,
siec, bronić. A nieprzyjaciół gromić! Kto wykroci, kto wykroci? Nie ugrożą,
? nie ugrożą. Acz się srożą. Nie dbać, bronić. A skarbów chronić!" Aby uza-
sadnić swe dwudziestomilionowe, trzykroć.i czterokroć wyśrubowane pre-
tensje, zestawiono fałszywe spisy kombatantów, wskrzeszając "nawet i Piotro-
winy"; sekwestrowano cła i myta, rozpisywano uniwersały poborowe.
Dwa sejmy zatrudniły się w 1613 r. usunięciem tej plagi. Pierwszy radził
aż 3 miesiące, od 19 lutego do 21 maja4l wśród skarg na lekkomyślnie pod-
jętą wojnę, na prowokujące Turków imprezy mołdawskie. Bronił króla z wiel-
ką odwagą cywilną Marcin Szyszkowski, biskup płocki, który wykazywał, że
przyczyną niepowodże ½ jest nierząd i szczupłość środków, uchwalonych po
Smoleń½sku. Chodkiewicz ubolewał, że przez brak wytrwałości po pierwszym
zawodzie tracimy wszystko, co wywalczono bohaterskim poświęceniem. Opo-
40 pod wodzą Silnickiego zawiązała sig konfederacja części załogi smoleń½skiej,
ktń®ra w 1613 r. opuściła twierdzę.
41 Sejm był zwołany na 19 lutego 1613 r., ale rozpoczął się 28 tegoż miesiąca
i trwał do 2 kwietnia. Zob. W. Konopczyń½ski Chronologia..., s.146.
245
zycję podszczuwał i konfederatom delikatnie patronował Janusz Radziwiłł,
gdy jednocześnie Herburt odburzał buntowników do marszu na Warszawę
i gadał "o inszym panu". Ze jednak rekwizycje spadały na wszystkich, więc
Kryski doprowadził sejm do znośnego koń½ca; uchwalono trzy pobory i inne
podatki, zastrzegając się na przyszłość "przeciw podnoszeniu wojen i przyj-
mowaniu wojsk" bez zgody sejmu. Uchwały te wydały się ciężkie i ducho-
wień½stwu, szlachcie świeckiej, a wojska nie zaspokoiły. Zlikwidowano tylko
sapieżyń½cń®w, a nie starczyło dla najwierniejszych żołnierzy, co wytrwali na
granicach, odpierając z trudem mściwy nacisk Moskali. Nowy sejm w grudniu,
pod laską Gosiewskiego, krótko, lecz sumiennie roztrząsał tę straszną dolegli-
wość. Teraz mniej było pomstowania na króla, więcej na rabusiów, i w ogóle
więcej pracy obrachunkowej. Ostroróg serdeczną i mądrą mową zrobił ta-
kie wrażenie na przedstawicielach skąpych województw, że wszyscy zgodnie,
a niektórzy ponad instrukcje zawotowali sześć poborów z Korony i trzy
kwarty ze starostw, a na Litwie pięć poborów dla wojska "smoleń½skiego".
Osobny trybunał w Radomiu miał dokonać ścisłego obliczenia; zbrodniarzom
przyznano amnestię. Taki był strach przed gwałtem i takie odczucie naglą-
cej potrzeby, że już z początkiem 1614 r. związkowcy odebrali przyznane su-
my. Okazało się, jak wielką słuszność mieli ci, co mówili, że pań½stwo może
wyłonić naraz sumy takie, które użyte zawczasu, zapewniłyby radykalne zwy-
cięstwo. Po rozwiązaniu konfederacji główny prowodyr, Ciekliń½ski, spalił
swój akt 16 kwietnia 1614 r. w katedrze lwowskiej; z resztek nieposłusznych
żołnierzy potworzyły się bandy, które dopiero z czasem dosięgła ręka spra-
wiedliwości.
20. Przymierze polsko-austriackie
Im groźniejszy był nastrój w kraju, tym potrzebniejsze oparcie za granicą;
wypadki ostatnich lat nauczyły Zygmunta, czym może być 10000 szabel
należycie opłaconych w rękach przyjaciół lub wrogów Polski. Stosunki tak
się ułożyły, że z początkiem XVII w. liczba nieprzyjaciół wzrosła. Pań½stw,
z ktń®rymi Rzeczpospolita nie miała zatargów, a które swymi zasobami mo-
głyby jej pomóc, szukać należało na zachodzie; z nich Anglia miała odrębną
sferę interesów, jeszcze nie obejmującą Bałtyku. Hiszpania sposobiła się do
rozprawy z protestantyzmem przy boku Austrii. Francja za Henryka IV oka-
zała pośrednicząc między Zygmuntem i Karolem sudermań½skim, stronniczość
na rzecz tego ostatniego; Holendrów wspólna wiara łączyła ze Szwedami;
z dyspozycji Danii nie chciano czy nie umiano korzystać. Jedyną tedy przy-
jaciółką króla i Rzeczypospolitej zarazem przeciw Szwedom i Turkom była
monarchia habsburska i do niej to kierowali swe zabiegi w 1612 r. wódz
moskiewskiego powstania Pożarskij, a w 1613 r. nowy car, Michał Fiodoro-
wicz Romanow; jednocześnie tenże car próbował przez poselstwo przekonać
Portę o "nieprawdach" Zygmunta III i podjudzić ją do wysłania Tatarów na
Polskę: jednocześnie szukano mediacji duń½skiej, angielskiej, holenderskiej
w sporze ze Szwecją i cesarskiej w sporze z Rosją. Był to czas, kiedy także
Habsburgom zagroziły wśród silnych tarć wyznaniowych i narodowościowych
w ich krajach konflikty w łonie samej dynastii. Maciej dostał się na tron po
246
ciężkiej walce politycznej z Rudolfem II, a objąwszy władzę, spróbował sam
pośredniczyć między Polską i Moskwą przez posła [Erazma] Heideliusa [Hei-
de'a) (w październiku 1612 r.); ale tenże Heidelius musiał prosić Zygmunta
o pomoc przeciw pretendentowi do tronu zjednoczonych Węgier, Gabrielowi
Batoremu. Wspólne niebezpieczeń½stwo zbliżyło zagrożonych władców. Waza,
nie czekając, aż komisarze Rzeczypospolitej ułożą z komisarzami habsburski-
mi warunki przedłużonego traktatu o dobrym sąsiedztwie, sam wysłał do
Wiednia Mikołaja Wolskiego, znanego z źyczliwości do Austrii. Szło o wspól-
ną akcję w sprawach moskiewskich i szwedzkich, ale niemniej o wzajemną po-
moc przeciw buntowniczym poddanym, jakich zwłaszcza Maciej miał pełno
i w Niemczech, i w Czechach, na Morawach, na Śląsku, na Węgrzech. Że
popierali to zbliżenie (wzorowane, jak wiemy, na precedensach jagielloń½skich)
nuncjusze, to nic dziwnego. Zastanawia bardziej fakt, iż teraz przymierze
polsko-austriackie pochwalał z góry sam Zebrzydowski. Traktat dość plato-
niczny, bo bez zobowiązań½ przeciw Szwecji, Tuz ji i Siedmiogrodowi, zawarto
w Wiedniu 23 marca 1613 r. na podstawie odnowienia ugody będziń½skiej
1589 r.; jawną treść jego ogłoszono nie zaraz (wobec złych nastrojów wywo-
łanych konfederacją wojskową), lecz dopiero po dwóch latach. Tajnych zo-
bowiązań½ przeciw buntownikom nie ogłoszono nigdy. Najbliższą korzyścią
dla Polski było poprawne zachowanie się dyplomacji rakuskiej wobec cara
Michała Fiodorowicza, któremu nie dano tytułu carskiego; większe zyski zbie-
rze dom habsburski podczas wojny trzydziestoletniej, za które zresztą on
z kolei Polsce częściowo zapłaci. Zresztą i owe dobre usługi Heideliusa czy
też po nim [Jakuba Henckla] Donnersmarcka nie w smak będą Żółkiew-
skiemu, który jako stary zamojszczyk wolałby zgodę między słowiań½skimi na-
rodami przywrń®coną bez pośrednictwa Niemca.
21. Kwestia kozacka
Jeżeli nieregularna, rabunkowa wojna z Moskwą zanarchizowała regularne
wojsko Rzeczypospolitej, to tym bardziej rozwydrzyła ona Kozaków. Od cza-
sów Nalewajki nie ma na Ukrainie rebelii ludowej, nie słychać nawet długo
haseł wyznaniowych, tylko żywioł kozacki, coraz liczniejszy i coraz bitniej-
szy, nadużywa swobody, na razie w pozornej zgodzie z polityką polską, tj.
z ekspansywną dążnością kresowej magnaterii. Wolno było Potockim napa-
stować za Dniestrem dzierżawy sułtana, to wolno i Kozakom szarpać bisur-
manów nad morzem. Nastała "heroiczna doba" Kozaczyzny (1613-1620),
rozpoczęta najazdem na Synopę. Turcy, zajęci wojną z Persami, długo poprze-
stawali na dyplomatycznych remonstracjach. Zgodnie z obietnicą daną sułta-
nowi Żółkiewski (10 października 1614) zwołał komisję nadzwyczajną do Ży-
tomierza i skonsygnował w sąsiedztwie wojsko, które by hamowało zarazem
kozackie wybryki i turecką pomstę. Tłumić Kozaków nie chciano, bo mogli
się raz jeszcze przydać w Moskwie lub na Wołoszczyźnie; zresztą któż, jak
nie oni, stanowił wówczas odsłonę od Tatarów? Spróbowano jednak ująć w ry-
zy, pierwszy raz od 1590 r. tę swawolną milicję; niech będzie ona na żołdzie
królewskim (10000 złotych rocznie i 700 postawów sukna), niech ma w Trech-
tymirowie szpital, a nie arsenał, i niechaj słucha starszego, którego jej wy-
247
znaczą król i hetman koronny. Postanowienia te, wymierzone przeciw "chadz-
kom" Kozaków na morze, spotkały się z ich protestem; sejm 1615 r. protestu
nie uwzględnił i dzieło komisji żytomierskiej zatwierdził, po czym Żółkiewski
rozgromił hultajstwo pod Rohatynem, a hersztów jego ścinano, ćwiartowano
lub wbijano na pal we Lwowie w obecności tureckiego czausza. Egzekucje te
zresztą nie powstrzymały Tatarów od łupieskiej, odwetowej wyprawy na Po-
dole i Wołyń½. Kwestia kozacka pozostała otwarta tak długo, póki istniało
ognisko, do którego nie tylko z Polski, ale i z różnych okolicznych krajów
ściągały się żądne przygód "męty ludzkie".
22. Swawola magnacka na R%ołoszczyźnie
Z Kozakami jakby ubiegali się o lepsze panowie ukrainni. Rozległa paran-
tela wypędzonych z Wołoszczyzny Mohyłów, niewiele się troszcząc o Smo-
leń½sk i Inflanty, dążyła w dalszym ciągu do ekspansji w dorzeczu Prutu,
a jeśli dobrze pójdzie, to choćby i nad Dunajem. Jesienią 1615 r. Michał
Wiśniowiecki i Samuel Korecki wpadli do Mołdawu, wypędzili Tomżę i osa-
dzili na jego miejscu swego szwagra, Aleksandra Mohyłę. Radość zapanowa-
ła po tym tanim sukcesie nawet na dworze królewskim, chociaż kanclerz
Kryski urzędownie potępiał samowolną imprezę. Skutki nie dały na się długo
czekać. Do Mołdawii ruszył na czele 10000 Turków Iskander pasza, słynny
odtąd w Polsce jako Skinder basza. Sejm umiał tej groźbie przeciwstawić
tylko pospolite ruszenie, za to Kozacy rozbili na limanie flotę Ali paszy i sro-
dze nawiedzili Krym, skąd uwolnili wielejasyru. Tymczasem siła zbrojna naszych
kniaziów przeważnie się rozpełzła: Wiśniowiecki niespodzianie umarł [ 1616 r.],
a Koreckiego opuściło wielu towarzyszy wiedząc, że hetman Żółkiewski nie
pochwala prowokowania Turcji. 2 sierpnia Iskander pasza zniósł cały obóz
polsko-mołdawski Koreckiego, którego wraz z Mohyłą i wielu Polakami
zawleczono w niewolę do Stambułu. Żółkiewski nie szedł na pomoc awantur-
nikom, tylko demonstracyjnie stał nad Uszycą i zwoływał pospolitaków. Skarżył
się publicznie, że "tych nieszczęsnych czasów nie tylko powaga urzędników
poniżona, ale i prawa, instytucje chwalebne Rzplitej, władza i zwierzchność
J. Kr. Mości [...] lekce poważona". Kozaków postanowiono ukrócić na nowej
komisji w Kijowie (1 marca 1617); na kniaziów tylko sułtan miał środki
uśmierzające. Z następcą Tomży i Aleksandra Mohyły, Michałem Radułem,
zawarł Żółkiewski pod Brahą 12 września [1616 r.] sąsiedzką umowę, według
której hospodar miał pośredniczyć w sporach z Turcją, ostrzegać przed napaścią,
nie przepuszczać czambułów na Podole, przyznać katolikom w Mołdawu
wolność wyznania, Polacy zaś mieli mu oddać Chocim (zdobycz Koreckiego)
i trzymać na uwięzi kozactwo. Padyszacha starali się ugłaskać kolejni posłowie
Rzeczypospolitej w Stambule: [Grzegorz] Kochań½ski, [Hieronim] Otwinowski
[Otfinowski], [Bartłomiej] Obałkowski. Jeszcze wówczas hospodarowie i książę
siedmiogrodzki Gabriel Bethlen oglądali się przyjaźnie na Polskę, jeszcze
pomagała nam dyplomacja zachodnia (holenderska), a wielki wezyr odpychał
podżegania moskiewskie, żądając właśnie od cara haraczu, zniesienia Kozaków
doń½skich, uwolnienia Tatarń®w kazań½skich i astrachań½skich. Kto chciał, widział
w tym wszystkim dowody słabości Porty; doradca naszych magnatów, biskup
248
wołoski [bakowski, Walerian] Lubieniecki obracał w śmiech potęgę Tatarów,
przypominał tryumfy Michała Walecznego i Koreckiego, częstował królewicza
Władysława Siedmiogrodem, wabił szlachtę kresową ku ujściom Dniestru
i Dunaju. Z czasem te niebezpieczne sugestie ściągnęły na Rzeczpospolitą całą
potęgę Osmanów; na razie, w 1617 r. kozackie i magnackie siły zbrojne znalazły
upust w nowej, jak spodziewano się, stanowczej rozgrywce z Moskwą.
23. Wyprawa Władysława na Moskwg
Stan rzeczy, jaki w latach konfeuPracji wojskowej wytworzył się na pogra-
niczu, groził utratą najważniejszej zdobyczy - Smoleń½ska. Jak tu nie mieli
Moskale cisnąć Białorusi, kiedy w ogromnych murach smoleń½skich tkwiło
kilkuset załogi, kiedy wódz jej, Szczucki, tę garstkę z trudem utrzymywał
w posłuszeń½stwie, opodal Gosiewski z trudem odpierał najazdy wroga, a Chod-
kiewicz wprost błagał o posiłki! Co nastąpi, gdy Szwedzi dobiją targu
z Moskwą, wyzwolą jej siły, dotąd uwięzione na północy, i sami wrócą do
Inilant? Jakoż na kilka miesięcy przed owym pokojem (stołbowskim 27 lu-
tego 1617), postanowiono na dworze Zygmunta, zgodnie z zapadłą na ubiegłym
sejmie uchwałą zrobić ostatni wysiłek celem odzyskania dla królewicza pań½-
stwa carń®w. 15 grudnia 1616 r. "car i władca i wielki kniaź Wszechrosji
Władysław Zygmuntowicz ogłosił swym poddanym, że wnet ruszy do Moskwy
z Żółkiewskim, patriarchą Ignacym (mianowanym przez pierwszego Samo-
zwań½ca), kniaziem [Jerzym] Trubeckim oraz innymi dostojnikami wiernymi
(lub gwałtem uprowadzonymi), że po objęciu rządów zachowa we wszystkim
traktat Żółkiewskiego, a nie naruszy też w niczym wiary chrześcijań½skiej
starodawnego greckiego obrządku; dbać będzie o dobrobyt kraju, nawet chło-
pów, szlachcie zachowa nietknięte ojcowizny. O całości ojczyzny moskiewskiej,
rzecz prosta, manifest milczał, bo już w poprzedzających ten zwrot rokowa-
niach austriacki mediator Heidelius żądał dla Polski w zamian za nieatakowanie
przez szereg lat Michała Fiodorowicza nie tylko Smoleń½ska i Siewierszczyzny, ale
nawet Toropca i granic 1449 r. Jakoż osobnym rewersem zobowiązał się
Władysław wobec ojca i Rzeczypospolitej, że Smoleń½sk i Siewierszczyznę odda
Litwie, a Połock, Wieliż i pretensje moskiewskie do Inflant odstąpi Koronie
Polskiej (chyba po to, aby w zamian za nie mogli coś Polacy utargować na
Litwinach). Nie obeszło się, rzecz prosta, bez odnowienia zapowiedzi unii,
braterskiej miłości i przymierza przeciw niewiernym.
Wyprawa zaczęła się w kwietniu [1617 r.]; zmontował ją głównie i główną
rolę zamierzał odegrać w komisji przydanej Władysławowi Lew Sapieha;
interesów polskich mieli pilnować komisarze Jakub Sobieski, Stanisław Zóra-
wiń½ski i inni. Co do Żółkiewskiego, to hetman, pomny na swą przysięgę, nie
tylko uchylił się od udziału w imprezie, ale w ciągu lata wycofał część woj-
ska nad Dniestr, skutkiem czego królewicz musiał o kilka miesięcy opóźnić
pochód. Wymarszowi z Warszawy (6 kwietnia) i pierwszym krokom towarzy-
szyły ceremonie mające symbolizować zgodność przedsięwzięcia i z katolic-
ką ideą Polski, i z grecką wiarą Moskwy. Prymas Gembicki wręczył Wła-
dysławowi w katedrze chorągiew i miecz obosieczny, upominając, aby pa-
miętał o polskiej ojczyźnie; "car" prosił listownie papieża o błogosławień½-
249
stwo tudzież pozwolenie na odbycie koronacji w Moskwie według greckiego
ceremoniału. Inny sztandar, z dwugłowym orłem rosyjskim, przyjął Władys-
ław we Włodzimierzu z rąk biskupa unickiego. W Mohylewie nad Dnieprem
odbierał powitanie od emigrantów moskiewskich ze Smoleń½ska; całując krzy-
że i ciągle demonstrując, że ma przy sobie Trubeckiego i Iwana Szujskiego,
i Sałtykowów i Szeinów, wdał się w korespondencję z bojarami na Kremlu.
Tych, których listy nie przekonają, mieli zmuszać do posłuszeń½stwa Chodkie-
wicz jako wń®dz rzeczywistej wyprawy, [Stanisław] Czapliń½ski, wń®dz lisow-
czykń®w jako naganiacz i postrach, z południa zaś starano się sprowadzić
Kozaków nie tylko zaporoskich, ale i doń½skich. Pierwszy efekt się udał:
Dorohobuż I 1 października i Wiaźma 28 otwarły bramy "carowi". Tu jednak
wyszło na jaw, jak szczupłe siły szły na podbój bezmiarów moskiewskich-
najwyżej 11000; nastała ostra zima; wojsko niepłatne poczęło się buntować,
Kozacy wznowili grabieże. Srogości unikano, boć była to "gra o carstwo", ale
i łagodność przestała działać. Możajsk pokazał Chodkiewiczowi zęby, Czap-
liń½ski zbił Pożarskiego pod zdobytym Mieszczerskiem, ale później sam poległ
w nowym, bardzo niepolitycznym ataku na Siergiejewską Ławrę. W ciągu
pierwszych miesięcy 1618 r. w trakcie rokowań½ o zawieszenie broni stało się
widoczne, że prawdziwy car gra na zwłokę, że próbuje szachować Polskę od
strony Wiednia (bezskutecznie), Konstantynopola i Krymu, i że cały ten
eksperyment królewicza nie może trwać długo.
24. Atak na Moskwę zakoń½czony rozejmem deuliń½skim [dywiliń½skim]
Z mglistych bezdroży sprowadził politykę polską na szlak trzeźwości Lech
Sapieha. On to pośpieszył z głównej kwatery na sejm warszawski (13 lutego-
-27 marca 1618), aby tam przeforsować uchwały podatkowe z warunkiem
ukoń½czenia wojny w ciągu roku. Królewicz zagłuszył tę niemiłą wiadomość
mocnym biciem - dział. Zdążyły na drugą kampanię sześciotysięczne posiłki
pod Marcinem Kazanowskim, które po drodze zdobyły Starodub. Powstał
wtedy dylemat: czy lepiej przenieść obóz z Wiaźmy w żyźniejsze okolice Kaługi,
czy też kusić się o stolicę? Jakkolwiek pieniądze z kraju jeszcze nie nad-
płynęły, zdecydowano się przypuścić szturm na Moskwę. Niestety nie udał
się po drodze nawet atak na Możajsk. Kiedy Sapieha przywiózł do obozu
nie gotówkę, lecz tylko obietnicę gotówki, część wojska odmówiia posłuszeń½-
stwa. Ktń®ż z Moskali usłucha wobec tego manifestów tolerancyjnych Włady-
sława, gdy car Michał w pełnym soborze ziemskim głosi walkę o prawosławie
i od wszystkich poddanych nowe odbiera przysięgi? Sprawa przybrała obrót
wręcz tragiczny, kiedy wreszcie udało się Sapieże sprowadzić królewiczowi
do obozu tuszyń½skiego 20000 Zaporożców ze sławnym odtąd atamanem,
[Piotrem] Konaszewiczem Sahajdacznym. Wrażenie faktu, że tylu prawosław-
nych wojaków przybyło popierać sprawę cara Wazy, udzieliło się nawet Ko-
zakom moskiewskim, którzy rzucili się plądrować miasta posłuszne Micha-
łowi. Najżyczliwszy Polsce ze wszystkich wodzów zaporoskich, zajmując ko-
lejno miasta: Putywl, Liwny, Jelec, sforsował Okę i szedł łączyć się z Chod-
kiewiczem. W drodze otrzymał od Władysława insygnia władzy hetmań½skiej:
chorągiew, bębny i buławę, którą tak zdzielił zastępującego mu drogę Butur-
250
lina42, że strzelcy carscy pierzchli, a Konaszewicz połączył się w Tuszynie
z Władysławem. Teraz można było pomyśleć o szturmowaniu Moskwy. Kawaler
[Bartłomiej] Nowodworski petardą wysadził bramę, ale załoga, uprzedzona
przez zdrajców Niemców, stawiła mocny opór, aż musiano w braku długich
drabin zaniechać szturmu (1 11 października)43 [1618 r.]. Sahajdacznemu tak
zasmakowała wojna, że prosił, by z ziemi moskiewskiej nie wychodzić. Komisa-
rze Rzeczypospolitej, wiedząc, co się dzieje na kresach południowych, uznali
jednak bezcelowość dalszego jątrzenia sąsiadów i pomimo dobrego nastroju
sejmików, mimo przedłużonego świeżo zawieszenia broni ze Szwecją, w ciągu
listopada i grudnia poprowadzili rokowania tak, jak im sejm przepisał. Drażliwą
sprawę tytulatury ominięto za pomocą omówień½ ("ten, ktń®rego wy teraz
nazywacie swoim carem"); najważniejszą kwestią, kto ma posiadać jakie miasta
i okolice, załatwili pomyślnie Krzysztof Sapieha i [Jan] Hrydzicz jeszcze przed
formalnym traktatem, odzyskując na rzecz Polski i Litwy wszystko, co Zygmunt
III w latach 1609-1611 zdobył, a co potem z wyjątkiem Smoleń½ska utracono:
Siewierszczyznę, Czernihowszczyznę, Newel, Siebież, Wieliż, nawet Dorohobuż
i Białą. Słuszne żale Moskali o wywiezione z Kremla skarby (z górą 900000 rubli
i 340000 złotych) pogrzebano w niepamięci. Musiał dobrze nadokuczać
Moskwie Sahajdaczny, skoro dla pozbycia się jego mołojców przystał car
Romanow na takie ustępstwa. Rozejm, podpisany w Deulinie [Dywilinie] (na lat
14 i pół) przed samą wigilią starego stylu (3 stycznia 1619 r.)44 zapewnił
obustronnym jeń½com powrń®t do ojczyzny. Wrń®cili tedy Struś, Budziłło, Kali-
nowski, z drugiej zaś strony Filaret, Szein itd.; woleli został przy boku
Władysława Iwan Szujski, Trubecki i Sałtykowowie. Zygmunt III zganił całą tę
pośpieszną transakcjęjako niesławną i szkodliwą: "Chcą bez wątpienia niedługo
skrzepiwszy siły swoje, o co w takiem, jakie tam jest, posłuszeń½stwie nietrudno,
i pozbywszy się naszych wojsk, zwrócić się przeciw naszemu pań½stwu i odebrać
wszystko to, co teraz oddali". Przewidywał słusznie, jeżeli zważyć brak
posłuszeń½stwa i idący za nim rozkład po stronie polskiej. Bądź co bądź jednak
pacyfikacja z Moskwą umożliwi Rzeczypospolitej w ciągu 14 lat lepsze przetrwa-
nie burz, jakie groziły od południa i północy.
Rozdzial IX
Zawierucha południowa
1. Busza
Ziemie ruskie przeżywały i usiłowały rozwiązać podczas wyprawy króle-
wicza swój odrębny problem, a stojący na ich straży hetman pod naporem
środowiska, w obliczu niebezpieczeń½stw zadnieprzań½skich dochodził do wnio-
42 prawdopodobnie był to Michał Buturlin.
43 J. Ossoliń½ski zapisał, że szturm nastąpił w nocy z 10 na 11 listopada 1618 r.
Zob. J. Ossoliń½ski Pamigtnik, Warszawa 1976, s. 81.
44 W rzeczywistości rozejm został zawarty 11 grudnia 1618 r., a miał obowiązy-
wać do 3 stycznia 1619 r.
251
sku, który przedtem odrzucał, że przede wszystkim trzeba ugasić "straszniej-
szy zapał turecki". Znaczyło to wówczas: pójść niby uśmierzać Kozaków, ale
zarazem zademonstrować przeciw Turcji. 17 września [1617 r.] zastąpił drogę
pod Jarugą Iskander paszy, ciągnącemu na ukaranie Kozaków. Wiódł Iskander
z górą 50000 Turków, Tatarów, Wołochów i Siedmiogrodzian; Żółkiewski
miał 20000 i liczył na tyleż Kozaków. Ponieważ Kozacy zawiedli, hetman
skorzystał z pokojowych intencji Porty i zawarł z wojowniczym paszą trak-
tat w Buszy (22-23 września), podobnej treści jak przedtem z hospodarem,
ale z dodatkiem zobowiązania, iż Polska nie będzie się mieszała do spraw
wołoskich ani siedmiogrodzkich. Najlepszy z zamojszczyków likwidował tu
politykę Zamoyskiego. Ale czekały hetmana dalsze jeszcze rezygnacje: dopiero
co zgłosił potrzebę rozbrojenia Kozaków, bo są "samej Rzplitej zanadto for-
midabiles"45; teraz widząc przewagę umiarkowanego Konaszewicza nad przy-
wódcą czerni [Dymitrem] Barabaszem, chowa karzący miecz do pochwy
i raportuje: "Wolałem krwie naszej na Kozaki nie ważyć i ich krwie nie
rozlewać, wolemy to na pogany zachować, samych siebie mutuis vulneribus46
nie gubić". Pod auspicjami hetmana odbyła się druga komisja reorganizacyjna
pod Starą Olszanką nad Rosią (2-28 października) [1617 r.]; tu potwierdzono
zasady żytomierskie z tym dodatkiem, iż świeży przychówek kozacki, nie
mający jeszcze trzech lat służby wojskowej, ma wracać do pługa. Konasze-
wicz zastrzegł sobie co do tego apelację do króla i sejmu, ale na chrześcijany
prawosławne poszedł, jak wiemy, i spisał się znakomicie.
Na sejmie lutowym 1618 r.4 czekała hetmana krytyka z dwóch stron. Ksią-
żęta Zbarscy oburzali się na Buszę, biskup Szyszkowski ganił nierząd na
kresach; gdy wojewoda kijowski (Żółkiewski) rzadko zagląda do Kijowa, nic
dziwnego, że Kozacy w Rzeczypospolitej "aliam Rempublicam czynią". Karać
więc trzeba Koreckich, a tępić Kozaków; na rozprawę z Portą przyjdzie czas
chyba wtedy, gdy dojdzie do ligi z Moskwą. Król, wysłuchawszy jednej i dru-
giej krytyki, nie tylko nie zganił hetmana, ale odtąd właśnie, na przekór
Zbarskim okazywał mu większe niż kiedykolwiek zaufanie, w dowód czego
prz dał mu do buławy pieczęć wielką koronną.
w 1618 r. zaznaczył się wszakże największą liczbą czambułów tatarskich;
Porta na najazd Kozaków na Mesembrię płaciła w czwórnasób. Za czambuła-
mi ściągała się masa większa: wojowano bez wypowiedzenia wojny. Żółkiew-
ski spotkał chmarę tatarską w koń½cu września pod Oryninem. Starczyłoby
do jej rozbicia wojsk komputowych, pocztów pań½skich i Kozakń®w, gdyby nie
to, że ci różni Wiśniowieccy, Zbarscy, Koreccy, Sieniawscy, a nawet Tomasz
Zamoyski, syn Jana, nie chcąc słuchać hetmań½skich rozkazń®w, zatoczyli osob-
ny obń®z. Ataki kałgi4s rozprysły się, ale tymczasem nowe czambuły rzuciły
się na Podole, Wołyń½ i Bracławszczyznę. Zgadywano, że w ten sposób Porta
nie tylko mści się za Kozaków, ale podcina zabiegi Władysława o moskiewską
koronę. Żółkiewski im więcej słyszał wyrzutów, że się uchyla od bitwy i spo-
kojnie patrzy na niszczenie włości panów kresowych, tym mocniej skłaniał
45 (lac.) straszni.
46 (łac.) wzajemnymi ranami.
4' Właściwiej byłoby powiedzieć "lutowo-marcowym".
48 (mong. kalgaj) - pierwszy namiestnik chanów krymskich, zarządzający wschod-
nią częścią Krymu.
252
się do radykalnej z muzułmanami rozprawy. Czy tylko była moralna goto-
wość w społeczeń½stwie i czy zewnętrzne okoliczności pozwalały na rzucenie
całej energii nad Dunaj? Zarzucano na kresach szlachcie małopolskiej, że śpi
na oba uszy i tylko wozi maślankę na targ; cóż kiedy z pań½stw, ktń®re by
mogły towarzyszyć nam w krucjacie, Rzesza Niemiecka pogrążała się właśnie
w ogniach wojny trzydziestoletniej, a Moskwa też nie przez nadmiar sił przy-
jęła ciężki rozejm dywiliń½ski. Stanowczo, chwila była nieodpowiednia na taką
krucjatę, jaką głosili w Polsce przy poparciu biskupa Szyszkowskiego każdy
na własną rękę: Francuz włoskiej krwi, Karol Gonzaga de Nevers i Austriak,
hrabia [Michał Adolf von] Althan.
Hetman-kanclerz, pragnąc rozjaśnić w głowach swych krytyków, wyłożył
na sejmie 1619 r., czego potrzeba do wojny zaczepnej z Turcją: 30000 husaru,
15000 arkebuzerów, 45000 piechoty,15000 Kozaków; nad to posiłków woło-
skich i siedmiogrodzkich, nad to zasiłków papieskich, do których to zbrojeń½
niezbędna byłaby wielka reforma skarbowa. Izby doszły do wniosku, że Pol-
ski na podobny wysiłek nie stać, niech lepiej poseł [Piotr] Ożga wyperswa-
duje Turkom to ciągłe szczucie Tatarów na Polskę i niechaj nowa komisja
zrobi wreszcie porządek z Kozakami. Istotnie, Porta zatwierdziła układ [za-
warty pod] Buszą. Coraz bardziej wpływowy Iskander pasza osadził w Moł-
dawii hospodara Kacpra Grazianiego [Gaspara Grazzianiego], który wszyst-
kich środków użył celem złagodzenia zatargów z Polską. Ale nie pora była
na twardą rękę wobec Kozaków, tak świeżo dla pań½stwa zasłużonych. Komi-
sja nad Rastawicą (koło Pawołoczy), podniosła rejestr z 1000 do 3000 i za-
pewniła tej liczbie prawidłowy, podwyższony żołd. Kozacy zobowiązali się
spalić czajki i "cnotliwemi [...] słowy rycerskiemi" obiecali zaniechać chadzek.
"Alta pax z łaski Bożej na Ukrainie" pocieszał się hetman przed Nowym
Rokiem 1620, nie przeczuwając, że "swawoleń½stwo" kozackie, bez względu na
Sahajdacznego wnet runie na Krym, że inne jeszcze impulsy cisną Portę
Otomań½ską na Polskę, a on tej napaści swym trupem zalegnie drogę.
2. Akcja dyzunitów
Od kiedy Polska położyła rękę na sprawach wołoskich i wdała się z Austrią
w rozmowy o lidze chrześcijań½skiej, wspń®lny wobec niej antagonizm zbliżał
Turcję do Moskwy. Pobożne życzenia Godunowa, Szujskiego, Romanowa
długo jednak nie oblekały się w czyny: harmonię turecko-moskiewską mącił
zły los Astrachania i Kazania pod rządem carów i zły los Kościoła greckie-
go pod władzą padyszacha. Dopiero głośny zamach Zygmunta III na prawo-
sławną Moskwę obudził czujność i zawziętość jej współwyznawców na Bał-
kanach i w Azji. Prawosławie poczuło się zagrożone w samym swym jądrze
i postanowiło ożywić na szkodę Polski łącznik, który dotąd najwięcej dawał
się we znaki carom i sułtanom. Kozaczyzna w drugim dziesięcioleciu XVII w.
przestaje być bezideową, bezreligijną gromadą awanturników, za jaką była
uważana w poprzednim pokoleniu; ich religijnym uświadomieniem zajęli się
popi, podkopywani na Rusi przez unię, a kierownictwo tej roboty ujęli za-
kordowani patriarchowie. Patriarcha aleksandryjski Lukaris, jako Grek i pra-
wosławny, podżegał Moskwę w 1618 r. do wytrwania i do przymierza z Tur-
253
cją, a jako cichy wyznawca zasad kalwiń½skich judził przeciw Polsce prote-
stanta Bethlena, księcia siedmiogrodzkiego. W tymże czasie Teofanes, patriar-
cha jerozolimski, za wiedzą Wysokiej Porty przedarł się przez ziemie tatarskie
w okolice Moskwy, asystował rokowaniom w Dywilinie, a jak tylko wrócił
z niewoli Filaret, wyświęcił go na patriarchę moskiewskiego. Dostojnik ten
staje odtąd na czele odwetowych dążeń½ swej ojczyzny, rządzi się jako "wieli-
kij gosudar" w duchu bezwzględnie wrogim wszelkim wpływom polsko-łaciń½-
skim i stara się oddziaływać na Kozaków do spółki z Teofanesem. Wśród owej
ciszy, którą stwierdzał na Ukrainie Żółkiewski, Moskwa zwabiła do siebie
na Nowy Rok 1620 poselstwo zaporoskie z samym Konaszewiczem na czele.
Niedawny bojownik praw Władysława i pogromca caratu zeznawał w Moskwie
jako rzeczoznawca i świadek w kwestu, czy król nie następuje w jakikolwiek
sposób na wiarę grecką. W ślad za wracającym na Ukrainę hetmanem zje-
chał tamże Teofanes i zaraz dostał dla bezpieczeń½stwa eskortę z 1500 Koza-
ków. Żółkiewski odgadł w nim nowego Daskoła i ostrzegał króla. Wydało się
niewłaściwe odmawiać patriarsze paszportu na drogę przez ziemie koronne,
więc Zygmunt III poprzestał na przydzieleniu mu komisarza-dozorcy. W sier-
pniu [1620 r.j Teofanes wymknął się nagle spod tej opieki, pojechał do
Kijowa i potajemnie mianował w cerkwi nowego metropolitę dyzunickiego,
Joba Boreckiego, oraz pięciu biskupów, choć to właściwie należało do pre-
rogatyw korony. Tę niespodziankę ogłosił chytry Grek okólnikiem, wykli-
nając jednocześnie władyków unickich. Pod takim wpływem wychowawczym
Kozaczyzna stanie się czołowym zastępem bojującym dyzunii, wrażliwym na
podszepty Moskwy i Konstantynopola.
3. Polska a Śląsk wobec wybuchu wojny trzydziestoletniej
Przyszły chwile, kiedy i bojujący protestantyzm dał poznać swe wrogie
uczucia katolickiej Polsce w Niemczech i w krajach habsburskich. Unia spo-
sobiła się do zapasów z Ligą, a jedną z widowni tych zmagań½ stał się Śląsk.
Silne wrzenie wywołał tam biskup wrocławski, arcyksiążę Karol, wzbrania-
jąc protestantom budowy zborów. We wrześniu 1616 r. zjechał się on z Zyg-
muntem i siostrą swą, królową Konstancją, w Częstochowie; z narady zrodził
się list otwarty, którym król polski jako patron metropolii gnieźnień½skiej (do
ktń®rej należał Wrocław) przestrzegał Ślązaków przed nieposłuszeń½stwem. Tym
gorliwiej ponowił król swe ostrzeżenia po defenestracji praskiej. Zaszedł ca-
sus foederis, przewidziany w 1613 r., ale królewska para polska z początku
chciała, zdaje się, poprzestać na poprawnym spełnieniu zobowiązań½, tj. dzia-
łać tylko uspokajająco na buntowników i pozwolić zaprzyjaźnionemu rządowi
na werbunki w Polsce. Tej treści rozmowy prowadził w Nysie ze swym wu-
jem, biskupem, królewicz Władysław (czerwiec-wrzesień½ 1619 r.); propono-
wał mianowicie zaciąg lisowczyków i Kozaków na wojnę z protestantami.
Tymczasem, 14 sierpnia, książę biskup, nie mogąc sobie dać rady ze stanami
śląskimi, wysłał do prymasa Gembickiego błagalny list, aby Polska czasowo
okupowała Śląsk (póki Habsburgowie uśmierzać będą Czechów), za co przy
ewakuacji otrzyma odszkodowanie. Wypadki rozwijały się szybko: Ferdynand,
obrany na cesarza, ale zdetronizowany w Czechach, obiecał Zygmuntowi po-
254
moc w odzyskaniu Szwecji i zgodził się na to, że Karol nominował na Wa-
welu koadiutorem biskupstwa wrocławskiego czteroletniego królewicza Ka-
rola Ferdynanda. Było to znakiem, że dwór warszawski myśli o pozyskaniu
dla polskiej linii Wazów uposażeń½ na Śląsku. Ale Zygmunt III wiedział i pi-
sał do senatorów polskich o czymś śmielszym: według jego świadectwa "arcy-
książę Karolus [...] pisze, że [...] w nagrodę zaciągów naszych, dawno odpadłe
od Polski prowincje mogłyby nazad do Korony naszej znowu być przyłączo-
ne", co hrabia Althan jako człowiek zaufania Ferdynanda potwierdzał.
Jak dalece decydowali się wstrząśnięci w posadach Habsburgowie na taką
ofiarę, nie wiadomo. Pewne jest, że jeżeli kiedy, to w okresie między defe-
nestracją i Białą Górą można było Śląsk oderwać od Czech, ale to było możli-
we tylko w porozumieniu z Habsburgiem i w oparciu o katolickie, nie
zbuntowane żywioły, gdyż protestanci trzymali się Czech i wypraszali sobie
wszelką interwencję. Rozumieli to senatorowie, doradcy Zygmunta, ale nie
wszyscy. Łukasz Opaliń½ski, kasztelan poznań½ski, ciesząc sig z tej "pogody"
i okazji do odzyskania Śląska, stawiał pytanie: "Czy nie byłoby pożyteczniej
wdać się w praktyki z sąsiednimi głogowianami i wybadawszy ich, podsunąć im
myśl, czyby w tych zmienionych czasach nie chcieli udać się pod zwierzchnictwo
króla polskiego, a później, zamiast na granicę, do nich wojsko wprowadzić?"
Nie były to jednak czasy przewagi pobudek narodowych nad religijnymi. Do-
wodem stanowisko różnowierców polskich, którzy interwencję Zygmunta na
Śląsku z góry potępiali. Co ciekawsza, nawet malkontenci katoliccy, zwłasz-
cza w Krakowskiem, podzielali to stanowisko; Jerzy Zbaraski (syn Janusza),
coraz głośniejszy malkontent, wypisał aż "siedemdziesiąt poważnych i trud-
nych racyj", dla których plan królewski jest niesłuszny i zgubny: Polska od
czasów Kazimierza Wielkiego żadnych praw politycznych ani kościelnych do
Śląska nie ma; nie powinna zrażać sobie Czechów i Węgrów, nie może liczyć
na dom habsburski, "książęta śląscy są z tego samego rodu co królowie dzie-
dziczni polscy", więc czyhać na ich zgubę nic innego jak godzić we własną
pierś. Ślepa nienawiść do absolutum dominium, do Austrii i do dynastii Zyg-
munta III zaćmiła w oczach autora trzeźwą orientację polityczną.
4. Lisowczycy na Wggrzech. Niepomyślny zwrot na Śląsku
Widząc, jak mało troszczy się społeczeń½stwo polskie (z wyjątkiem nielicz-
nych Opaliń½skich) o odzyskanie Śląska, mogli Habsburgowie niewiele obiecy-
wać Zygmuntowi i śmiało używać tam najętych lisowczyków. Ale król polski
miał możność żądać Śląska za usługi oddane gdzie indziej, bez wprowadzania
półdzikich uśmierzycieli tam, gdzie musieli oni działać odpychająco na współ-
braci Ślązaków. Wódz protestantów węgierskich, Bethlen, najechał jesienią
I619 Górne Węgry, Słowaczyznę, Spisz, a 27 października, ku wielkiej radości
Turków, pospołu z Czechami obległ Wiedeń½. Zbiegli do Warszawy arcyksiążę
Karol i panowie austriaccy przy poparciu królowej Konstancji błagali Zyg-
munta o ratunek. W braku uchwały sejmowej o wojnie jedyną formą pomocy
sprzymierzeń½czej było zwerbowanie Kozaków i lisowczyków, których popro-
wadzi nad Dunaj węgierski katolik, stronnik Habsburgów, [Jerzy] Hommo-
nay. Wprawdzie nurtowała Żółkiewskiego obawa, czy Turcja nie dopatrzy się
255
w zaszachowaniu Bethlena ingerencji w sprawy siedmiogrodzkie, ale osta-
tecznie Wiedeń½ nie leżał w Siedmiogrodzie, a lisowczyków właśnie dla zgody
polsko-tureckiej lepiej było rzucić gdzieś za granice pań½stwa, na zachń®d.
Więc opłacani ze szkatuły rakuskiej i królewsko-polskiej lisowczycy w liczbie
10000 za zgodą hetmana poszli pod wodzą Hommonayego i [Walentego]
Rogowskiego49 za Karpaty, zbili pod Humiennem (między Stropkami i Bardio-
wem) wodza siedmiogrodzkiego [Jerz go] Rakóczego, kładąc na miejscu 5000
Węgrów i zdobywając 17 chorągwi. Dalszy ich marsz na Koszyce zmusił Beth-
lema do zwinięcia oblężenia Wiednia i zawarcia z Ferndynandem rozejmu.
Teraz był czas na wzięcie nagrody. Do tego jednak polityka polska nie była
przygotowana. Zamiast rewindykacji Śląska doszło do trzykrotnego najazdu
lisowczyków na tę krainę (w październiku [1619 r.], lutym i kwietniu [1620 r.]);
zresztą i województwo krakowskie doznało wizyty tych rabusiów, gdy wrócili
niepłatni przez Duklę na Podhale. Śląsk zespolił się z Polską, ale tylko w pro-
teście przeciw gwałtom tej hałastry. Szlachta małopolska potępiała politykę
interwencyjną Zygmunta, podejrzewając, że chce użyć lisowczyków i Kozaków
na pognębienie złotej wolności: "Rozerwie (kto) sejm, to my wam znowu za-
poroskimi, że i psa żywić nie będą". A kiedy 4000 lisowczyków pod [Hieronimem,
Jaroszem] Kleczkowskim poszło w służbę cesarską do Czech, stany śląskie
odwołały się przeciw Zygmuntowi do senatu polskiego, przypominając wspól-
ność pochodzenia, języka i urządzeń½ tudzież wspólne przeciwień½stwo wo-
bec Habsburgń®w, ale bynajmniej nie okazując skłonności do połączenia się
z Polską. Aby pociągnąć do siebie tę część Ślązaków, musiałaby Polska nie
tylko wypędzić jezuitów, ale po prostu przejść do obozu protestanckiego.
Zygmunt w gniewie zaaresztował jednego z delegatów śląskich, a stany śląskie
wyparły się nawet kościelnej łączności z Rzecząpospolitą. Wówczas król chwy-
cił się jedynego środka, jaki wydawał się celowy: zażądał od cesarza, by na
księstwach śląskich poosadzał jego synów, a skonfiskowane protestantom
dobra rozdał szlachcie polskiej. Tym myślano uzyskać aprobatę sejmu Rzeczy-
pospolitej "dla poparcia tego prawa, które nam tak na Sląsk, jak na kościoły
i biskupstwa wrocławskie służy". Ale Ferdynand zwłóczył z decyzją, tymcza-
sem zaś "pogoda" na zachodzie minęła, a od wschodu nadciągnęła nawałnica.
5. Wybuch wojny tureckiej
Najzawzięciej do niej podżegał Bethlen, łaknący zemsty za udaremniony
pogrom Wiednia i za niedoszły obiór na tron Węgier. Popierały go, mimo
kontrakcji polskiej, stany węgierskie, poniekąd stany czeskie i morawskie;
w ich wszystkich imieniu książę Gabriel [Gabor Bethlen] oskarżał Polskę
w Konstantynopolu o wtargnięcie do dzierżaw sułtań½skich, obiecując, że wszy-
stkie siły odda na ukaranie Polaków i że samego Zygmunta z turecką po-
mocą do Stambułu żywcem odstawi. Ale dwulicowość Bethlena znali nawet
Turcy; wszakże on umiał jednocześnie po przyjacielsku pertraktować i z cesa-
49 Trzecim z dowódców, których kompetencje trudno ustalić, był Adam Lipski.
Zob. W. Magnuszewski Z dziejów elearów polskich. Stanislaw Stroynowski, lisowski
zagoń½czyk przywń®dca i legislator, Warszawa-Poznań½,1978, s. 30.
256
rzem, i z Polakami; dla takiego krętacza Porta nie zerwałaby odwiecznego po-
koju z Rzec ąpospolitą. Dyplomacja pań½stw protestanckich Anglii i Holandii
niewątpliwie przytakiwała nad Złotym Rogiem Bethlenowi, ale jej zależało na
pchnięciu tureckich sił przeciw cesarzowi, nie przeciw Polsce. Silniej podzia=
łali na wojownicze decyzje padyszacha popi i mnisi dyzuniccy; najsilniej-
zuchwalstwa Kozaków. Padyszachem był od lutego 1618 r. młodziutki Os-
man II, ambitny i krwiożerczy, otaczający się również wojowniczymi zausz-
nikami-zawadiakami; szedł na rękę tej kamaryli "grzeczny" i przebiegły we-
zyr Ali pasza. Przez 1619 r. sułtan zbroił się; po Nowym Roku zatwierdził
pokój z Persją, tylko jeszcze nie wiedział, na kogo uderzyć. Siedmiogrodzia-
nin wolał tę n wałę skierować na Polskę, licząc, że wówczas sam da sobie
radę z cesarzem, i zawczasu podburzał do najazdu Ordę. Kiedy Grazziani
przejął jeden z takich podburzających listów i przesłał go Zygmuntowi III,
Bethlen, dzięki nieostrożności polskiego dyplomaty, dowiedział się o zdradzie
i postanowił Grazzianiego u Porty zgubić.
Ratować pokój mieli posłowie: Hieronim Otwinowski w Konstantyno-
polu, [Florian] Oleszko na Krymie. Pierwszy, po bardzo złym przyjęciu
(od marca 1620 r.) doczekał się w czerwcu wezwania, by Polska w 4 miesiące
wytępiła wszystkich Kozaków i zburzyła wszystkie miasta nadgraniczne.
Drugiemu na upominki ani słowa chan nie odpowiedział, znaczyło to, że idzie
naprawdę o wytępienie Kozaków, nie o odczepne, które zresztą chan przyj-
mie, ale razem z zaległościami od początku panowania. Otwinowski, wysta-
wiony na wybuchy wściekłości Osmanów, nie opuszczał posterunku, sza-
chując dalej przeciwników i wywiadując się o przygotowaniach wroga. Do-
piero kiedy gruchnęła wieść o spaleniu przez Kozaków (oczywiście wbrew
woli rządu polskiego) Warny, wymknął się drogą włoską do Polski. Grzmiał
za nim straszny list otworzysty sułtań½ski do Zygmunta: "Już tedy więcej
nadziei o przyjaźni naszej ani w słabych murach twoich, które poddane-
mu twemu potłukę, nie miej: Kraków twój bez wielkiego miłosierdzia
wezmę, ziemię Twoją podepczę, ukrzyżowanego Boga Twego i wiarę wykorzenię
[...] i poświęconych Twoich koń½mi targać będę". Bethlenowi zaś ślubował
gołowąsy Osman, "na słoń½ce, księżyc i gwiazdy, na swoją brodę", że go nie
zostawi bez pomocy w walce z Habsburgami i Zygmuntem, chociażby mu tylko
dwóch Turków zostało.
6. Cecora
Żółkiewski widział coraz lepiej, że tej furii osmań½skiej żadną sztuką nie
zażegna, a skoro atak jest nieunikniony, to już lepiej nie rozbrajać Kozaków,
i to nie tylko umiarkowanych, starszych, co razem z Konaszewiczem służyli
Polsce w zamian za ustępstwa na rzecz dyzunii, ale i tych młodszych, co świe-
żo zbuntowali się, obwołali koszowym atamanem [Jacka] Nierodowicza-Boro-
dawkę ("najniecnotliwszego") i wykonali fatalny najazd aż pod Stambuł. Ręka
w rękę z tymi śmiałkami, licząc na poparcie Grazzianiego, który mu 25000
Wołochów obiecywał, jak niemniej na jakieś posiłki z Siedmiogrodu i Multan,
gotów był hetman uderzyć na Mołdawię zaczepnie. Już tam ciągnął w 40000
Turków i Tatarów Iskander pasza, na punkt zborny z kałgą i Kantemirem
9 - Dzieje Polski nowożytnej -- tom I
murzą, wodzem Nogajców5o. Król aprobował wojnę, skoro była konieczna, tyl-
ko radził nie ufać obiecankom hospodara mołdawskiego, co "dotąd rzeczom
swoim wygadzał, a zdrady jest pełen". Żółkiewski liczył na efekt moralny
ofensywy, na akces ujarzmionej Wołoszy; a ponieważ ją mogli zrazić swymi
wybrykami Kozacy, więc ich przeznaczał tylko do obserwowania ordy. Tym-
czasem orda połączyła się z Iskanderem, a Grazziani, przerażony bliskością
kary (bo na nim miał się skrupić pierwszy gniew Turków), zbiegł do obozu
polskiego z garścią tylko (600) najwierniejszych. Reszta bojarów wolała pilno-
wać swych progów przed łupiestwem już nie Kozaków, lecz Polaków. Hetman
szedł naprzód niezbyt śmiało, agitując na prawo i lewo, bo też miał tylko
8400 wojska; towarzyszyli mu: niedawno zbiegły ze Stambułu Korecki, hetman
polny Stanisław Koniecpolski, Struś i inni. Pozostałe poczty pań½skie spń®źniły
się podobnie jak przeważna część lisowczyków. Od początku grała jakaś roz-
paczliwa nuta w duszy 74-letniego wodza: "Albo, Panie Boże daj, zwyciężym
nieprzyjaciela - spowiadał się królowi - albo nieprzyjaciel nas zwycięży,
a ja wtedy nie chcę przeżyć nieszczęścia Rzplitej. Dawnom tego szukał,
nie nad wolę żywot mój położę dla wiary świętej, dla służby W. Kr. Mości,
dla Rzplitej" - choć od rodaków tyle w ostatnich latach doznał goryczy.
7 września, ruszył ku Jassom, zatoczył obóz pod Cecorą nad Prutem, gdzie
przed ćwierćwiekiem potykał się Zamoyski. Od 18 do 20 września atako-
wał go Iskander pasza z Tatarami, Wołoszą i Siedmiogrodzianami. Nie
wytrzymał grozy Grazzani, spróbował ujść i padł od ręki jednego z roda-
ków. Panika udzieliła się innym. Korecki, surowy krytyk hetmań½skiego
tchń®rzostwa, skąpał się w Prucie, ale i to go nie uratowało. Kozacy i lisow-
czycy rzucili się rabować namioty Grazzaniego. Nie było innej rady, jak
dać znak królowi o niepowodzeniu, wezwać na pomoc główną siłę Koza-
ków i zarządzić odwrót w szyku taborowym. Stopniałe do 6000 wojsko
wśród ciągłych ataków tatarskich rejterowało pomyślnie ku Dniestrowi
i była nadzieja, że Iskander pasza, zgodnie z wolą Porty, odejdzie na Węgry,
już Turczyn pokłócony z kałgą oddalił się w bok, już i kałga skłaniał się
do układów, kiedy rozzuchwalona tym czeladź zerwała szyk taborowy,
aby czym prędzej dopaść brzegu i uciec z łupem. Od 2 października zdwo-
iła się gwałtowność szturmów; z trudem ominięto zasadzkę, ale nie było
rady ani na palenie wszelkiej roślinności przez Tatarów, ani na kradzieże
Kozaków, ani na nieposłuszeń½stwo szlachty, ktń®ra w ostatniej chwili zechcia-
ła gwałtem odbierać Kozakom i ciurom łupy. Tabor rozsypał się w pierzchliwą
bandę. Rycerstwo za przykładem Koreckiego, puściło się pędem ku Dnie-
strowi. Nie uciekał Żółkiewski, wierny przysiędze, jaką całemu złożył wojsku:
przebił szablą podanego mu konia. "Nie wsiądę - mówił - miło mi przy
was umrzeć. Niech Bóg nade mną wyrok koń½czy". Wsadzony potem przemocą
na konia, padł z odciętym prawie ramieniem i wielką raną w skroni. Głowę
jego Kantemir posłał do Konstantynopola. Poszli w łyka: Korecki (wnet
uduszony przez Turków), Koniecpolski, Mikołaj Potocki, Struś, [Aleksan-
der] Bałaban; ocalało około 3000 ludu, w tym połowa Kozaków i 1 4
lisowczyków.
so gantemir stał na czele ord budziackich, a nie nogajskich.
258
7. Po klgsce
W ślad za niedobitkami spod Mohylewa wpadły zagony tatarskie na Ruś
i Podole i nie wiadomo, czego by jeszcze dokonały, gdyby ich nie opuścił na
granicy obrażony Iskander. Nie tylko o odsieczy podczas powyższych walk, ale
i o dalszym odporze nie mogło być mowy. Szczęściem Turcja zlekceważyła
zbiórkę resztek sił polskich przy królu i Stanisławie Lubomirskim, podczaszym
koronnym, dając możność Rzeczypospolitej przygotowania się na zapowiadany
atak sułtań½ski. Pod strasznym wrażeniem pogromu obradował (3 listopada- I I
grudnia) [1620] sejm w Warszawie. Próbowali tu zamącić do reszty zgodę
delegaci czescy, morawscy i śląscy, przybyli ze skargami na lisowczyków, wnet
jednak zamilkli, słysząc o klęsce powstań½cń®w-protestantń®w na Białej Górze (8
listopada). Przerażenie objęło stany, gdy kalwin Michał Piekarski ranił czeka-
nem króla, wchodzącego do fary św. Jana. Wzięty na męki zamachowiec tak
krzyczał, że go tradycja uznała półwariatem, oczywiście działał on jako mściwy
naśladowca [Jakuba] Clementa i [Franciszka] Ravaillaca. Z izby poselskiej
sypały się na króla interpelacje: czemu posłano lisowczyków na Węgry, czemu
skarb trwoni pieniądze, dwór werbuje cudzoziemców itd. W istotną kwestię: czy
przyczyną klęski nie był błędny kierunek polityki zagranicznej, wykolejony pod
parciem interesów kresowej magnaterii - nie było czasu wchodzić. Sejm
uchwalił środki na 60000 wojska (około 5 milionów złotych na trzy ćwierci roku),
przy czym jednak duchowień½stwo uchyliło wniosek Szyszkowskiego, by tym
razem ofiarować połowę rocznego dochodu. Poza tym dwór, za wiedzą
miarodajnych czynników sejmowych zajął się energicznie zjednaniem pomocy
zagranicznej i krajowej kozackiej. Rozesłane do różnych pań½stw poselstwa nie
dały prawie żadnego rezultatu, albowiem, jak to przewidywano w Rzymie,
"cesarz ma zbyt wiele do czynienia z własnymi buntownikami, król katolicki
(hiszpań½ski)jest także w różnych stronach zaprzątniony; Francuzi, utrzymujący
przyjaźń½ z Turkiem, nie zajmowali się nigdy za czasów naszych sprawami
wschodu; Wenecjanie nie chcą zrywać i wolą dokupywać się potwierdzenia
pokoju; Anglicy, Holendrzy i inni heretycy, którzy jako dalsi, nie mają powodu
obawiać się Turka, gotowi byliby oświadczyć się raczej za nim niż przeciwko
niemu". Przewidywania te sprawdziły się, ale niezupełnie. Hiszpania zapowiedziała
dywersję floty; cesarz, niepomny tego, że się przyczynił do rozniecenia wojny
polsko-tureckiej przez Althana i że lisowczykom zawdzięczał Wiedeń½ i Białą Górę,
wolał teraz dobijać Czechów niż bronić chrześcijań½stwa (przyjął ligę tylko przeciw
Bethlenowi, który skutkiem tego nie zaszachuje zachodniej Małopolski); tylko król
angielski Jakub I obiecał Jerzemu Ossoliń½skiemu poparcie dyplomatyczne
i pozwolił na werbunek 5000 wojska, które zresztą na czas nie zdąży.
Nigdy bardziej niż po Cecorze nie potrzebowała Polska pomocy Kozaków,
więc ją musiała opłacić sowicie. Musiał król łaskawie apelować do chrześci-
jań½skich uczuć Teofanesa, aby zagrzewał Kozaków na Turka, co patriarcha
trafnie zrozumiał jako zaproszenie do ugody. Przygotowywał się do niej przez
pół roku, agitując przeciw unii i rządowi polskiemu i pouczając Kozaków,
aby już nigdy więcej nie walczyli z Moskalami, a właśnie unię tępili mieczem.
Podobnie działali wyświęceni przezeń½ metropolita kijowski, Borecki i biskup
Smotrycki5l. Czy rzeczywiście Teofanes i oni pracowali dla Turcji, jak ich
51 Melecjusz (Melecy) Smotrycki wyświęcony został na arcybiskupa połockiego.
259
o to oskarżał metropolita unicki [Józef Welamin] Rutski, na to nie ma do-
wodów. Ale za nimi stał w Carcgrodzie znany kryptokalwin, patriarcha Luka-
ris, który przez tuzin emisariuszy starał się podburzyć do powstania lud pra-
wosławny na tyłach armii polskiej, jak tylko wkroczą Turcy. W nagrodę za
to obiecywał im sułtan cały kraj od Kamień½ca po Kijń®w. Po odjeździe Teofa-
nesa Borecki ujął w swe ręce robotę polityczną i na trzydniowym zjeździe
starszyzny kozackiej oraz kleru dyzunickiego pod Fastowem 15-17 czerwca
[1621] pokierował rokowaniami z komisarzem [Bartłomiejem] Obałkowskim
w tym duchu, że jeżeli król nie zatwierdzi hierarchii dyzunickiej, to oni rzucą
się na dwory i uwiężą szlachtę, a jeżeli zatwierdzi, to będą posłuszni polskiej
władzy wojskowej. Wybrano pułkowników, zgłoszono do służby 40000 Ko-
zaków i nikt, rzecz prosta, nie próbował tak wielkiego regestru ograniczyć. Le-
wica pod wodzą Borodawki, jakby nie wiedząc o tym, co czyniła prawica, za-
czynała już gromić Żydów i dobra księży unickich. Był już ostatni czas dobi-
jać targu z Kozakami, jeżeli chciano użyć ich do obrony, toteż król, nuncjusz
i senatorowie przyjęli w koń½cu lipca łaskawie Konaszewicza, władykę [włodzi-
mierskiego, Jezechiela] Kurcewicza i posłów kozackich. Stanęło na tym, że
mandaty, wydane przeciwko władykom dyzunickim pozostaną w zawieszeniu,
a Sahajdaczny dał się na nowo obrać hetmanem, kazał ściąć obalonego Boro-
dawkę i przyprowadził 40Q00 Kozaków do obozu polskiego pod Chocim.
8. Chocim
Na wodza naczelnego wszystkich sił zbrojnych, tj. 35 000 Polaków i 40 000
Kozaków, sejm powołał 60-letniego schorowanego Chodkiewicza, przydając
mu do boku Stanisława Lubomirskiego oraz delegację do traktatów. Pośpieszył
do obozu także królewicz Władysław, ale skutkiem choroby (febry) nie mógł
okazać talentów i męstwa. Za frontem gromadziło się pospolite ruszenie, nad
bezpieczeń½stwem pań½stwa w nieprzewidzianej potrzebie czuwał umyślnie zwo-
łany sejm nadzwyczajny. Bo też potrzeba była ciężka - jak nigdy dotąd. Na
160000 rachowano Turków, na 60000 Ordę, a celem wyprawy miał być pod-
bój Lechistanu. Od początku września zawrzały walki w postaci ataków tu-
reckich na ufortyfikowany obóz Chodkiewicza. Kozacy nie zawiedli swej
reputacji, tzn. okazali się rówń½ie dzielnymi, jak niepewnymi kombatantami;
mało brakowało, aby wypowiedzieli służbę, gdy im zaczęło brakować owsa
i siana, czym wymusili obietnicę wypłaty 50000 złotych na Boże Narodzenie.
Aż do 28 września wzmagały się szturmy, wszystkie bezskuteczne. Śmierć
zabrała Chodkiewicza (24 września), którego zastąpił Lubomirski. Turcy stra-
cili w walce sławnego rycerza Karakasa paszę, ale Polacy wystrzelali cały
proch z wyjątkiem ostatniej beczki. W krytycznym tym momencie pełnomoc-
nicy polscy, Stanisław Żórawiń½ski i Jakub Sobieski zagaili rokowania. Pierw-
szym żądaniem sułtana było wydariie Kozaków na męki; odpowiedzieli Polacy,
że tak samo musieliby Turcy postąpić z Tatarami. "Sprawiedliwości inszej
z Kozaków uczynić my nie możemy, bo wzięliśmy ich na wiarę swoją, którą
gdybyśmy im złamali, a jakoż by nam i Turcy wierzyli?" Wzmianka o hara-
czu spotkała się z polską odprawą: "Lud, do wolności stworzony prędzej zgi-
nie, niż nieugięte przez tyle wieków karki podda pod jarzmo". Pokój, podpi-
260
* i
sany 9 października [1621 r.] przywracał w gruncie rzeczy na tej granicy
stosunki z czasów jagielloń½skich: granicą Dniestr; Chocim w posiadaniu Turcji,
obustronne hamowanie napaści na sąsiedzkie terytorium; hospodarami będą
chrześcijanie Polsce przychylni. Tatarzy za upominki mają pomagać Polsce,
która ma też prawo utrzymywać stałego posła w Stambuie. Poczekawszy,
aż Turcy pierwsi opuszczą swe stanowiska, wyniszczone rycerstwo przeważnie
rozeszło się do domów, szarpane gdzieniegdzie przez Kozaków, którym się
rychły pokój nie podobał.
Jak bardzo Polska pokoju potrzebowała widać stąd, że cesarz dopiero z naj-
większą ostrożnością, nasłuchując wieści spod Chocimia, zamierzał przygoto-
wać na sejmie w Ratyzbonie ligę chrześcijań½ską z Zygmuntem, kiedy tymcza-
sem Moskwa za sprawą Lukarisa i Filareta właśnie w trzy dni po zakoń½czo-
nej potrzebie chocimskiej rozpoczynała obrady na wszechziemskim soborze
w przedmiocie zerwania rozejmu i z tego soboru wysłała do Zygmunta ulti-
matum żądające abdykacji Władysława oraz rewizji granic. I potem kler
grecki wszystkich wpływów używał u Porty, aby ratyfikację pokoju chocim-
skiego udaremnić. Wielką też przysługę oddał sprawie publicznej Krzysztof
Zbarski, koniuszy koronny, gdy wspaniale, a przy tym bardzo inteligentnie
odprawił do Stambułu swoją "przeważną legację" (od lipca 1622 do 1624 r.).
Było to już po obaleniu Osmana przez rewolucję pałacową, ale i nowy rząd
(sułtan Mustafa I, wezyr Dżurdżi) prowokacyjnie domagał się haraczu, a jan-
czaria groziła orszakowi polskiemu wymordowaniem. Zbarski, przy poparciu
posłów francuskiego i angielskiego (którym lepiej smakowałaby wojna turec-
ko-austriacka), zdołał podkopać Dżurdżiego i zawarł z jego następcą pokój
ostateczny.
Walka o Bałtyk
9. Samotność wobec wrogiej Północy
Przypłaciła Polska, a jeszcze bardziej Litwa, zapędy mołdawskie utratą
wielkiego emporium, o które z całą północą walczyła od 60 lat. Jeżeli utra-
ta nie nastąpiła wcześniej, zawdzięczać to należy bardzo powolnemu kla-
rowaniu się stosunków międzynarodowych nad Bałtykiem. Zrazu samotna
tam była Szwecja, toteż uległa Duń½czykom w tzw. wojnie kalmarskiej
(1611-1614). Zygmunt III, zgodnie z zasadami legitymizmu uznawanego
przez wszystkie dwory, tak mocno wierzył w swój powrót do ojcowizny,
że gotów był poddać pod rozjemstwo czynników neutralnych swój spór
z kuzynem Gustawem Adolfem. Również legitymista Jakub I potępiał w
głębi przekonania uzurpatora, czego nie czynił był, jak wiemy, polityk-
-konwertyta Henryk IV; również Holendrzy nie kwapili się popierać Szwecji
w jej apetytach na dominium maris Baltici. Dopiero pod powiewem "nie-
nawiści teologicznej" wzbierającej w Niemczech zaczęły się te stosunki
koordynować w duchu wyznaniowym. Od 1614 r. Gustaw Adolf ma sojusz
z Niderlandami, a od 1615 także z Hanzą, przy czym zastrzegł sobie zwierzchnie
prawo na Bałtyku.
261
Zygmunt III w 1615 r. wydał odezwę do swych wiernych poddanych
(a miał ich jeszcze także poza sferą kryptokatolików), że nigdy tronu się
nie zrzecze, a środki do odzyskania go znajdzie. Upór ten był nie bez wartości ;
dla Polski, bo można go było - przy umiejętnym wyzyskaniu jej zasobów I
- przetargować za korzyści terytorialne, podobnie jak popierając preten-
sje Władysława do Moskwy uzyskano Smoleń½sk i Zadnieprze. Około 1616 r.,
akcja dyplomatyczna polska przeciw Szwecji byłw szczególnie żywa. Hiszpa-
nia obiecywała na wyprawę do Sztokholmu 000 wojska i trzymała flotę
w pogotowiu w Dunkierce, a jednocześnie starano się, acz bezskutecznie,
nastrajać przeciw Gustawowi pań½stwa protestanckie: Anglię, Holandię,
Danię, [a także] Gdań½sk. "Uzurpator" fanatyzował dalej swe stany, pro-I
skrybował katolików, werbował na Zachodzie ochotników, a nie omieszkał
też mącić wodę polską, wojując bowiem jakby od niechcenia w Inflantach,
gdzie przez złośliwe niedbalstwo księcia Wilhelma Kettlera zajął Diament,
a z pomocą innych zdrajców - Parnawę (1617), ofiarowywał Rzeczypospo- )
litej pokój bez zwrotu zaborów, a pod tym warunkiem, że Polacy zwiążą
ręce swemu królowi. Kiedy lisowczycy hulali tam, gdzie chcieli, tzn. na
Śląsku i Węgrzech, a Żółkiewski osłaniał Podole, Krzysztof Radziwiłł miał
w Inflantach tak słabe siły, że musiał przystać na rozejm (od 29 września
1618 do 1620 r.), nie odzyskawszy przedtem nic prócz Diamentu. Próbo-
wano w otoczeniu dworskim, z udziałem takich cudzoziemskich doradców,
jak Jerzy Pose, senator szwedzki, Niemiec [Ganseb] Tengnagel, Austriak
Althan, organizować jakąś milicję chrześcijań½ską dla poskramiania Turków
i Szwedów, mówiono na sejmach 1618-1620 r. o potrzebie dania choćby
co dwudziestego chłopa na walkę z Gustawem, kiedy ów wyciskał ze swej
chudej ojczyzny co dziesiątego chłopa i przekuwał rekrutów na żelazną
milicję protestancką. Sposobił się Gustaw na wodza unii protestanckiej
w Niemczech, ale to nie znaczyło, żeby dla oderwanej idei luterskiej chciał
tam wojować o cudze interesy. On najbliższego wroga widział w Polsce,
zasilającej wówczas cesarza swymi lisowczykami, a najskuteczniejsze na
nią wędzidło upatrzył w związkach z elektorem Hohenzollernem. Było
to w czasie, gdy umierał nareszcie Albrecht Fryderyk, a wstępował na tron
w Królewcu elektor-administrator Jerzy Wilhelm52, od niedawna z pobu-
dek politycznych nawrócony na kalwinizm, więc w kraju niepopularny.
Książę bał się, że mu Zygmunt III odmówi inwestytury, podobnie jak świe-
żo (1617) usunął za zdradę kurlandzkiego Wilhelma53. Jednak przed sa-
mą Cecorą (1619) nie czas było na represje: komisarze polscy poprzestali
na utwierdzeniu w Prusach praw religii katolickiej i luterskiej, a Jerzy Wil- i
helm wydał siostrę Marię Eleonorę za króla szwedzkiego i poddał się jego
wpływom.
52 Albrecht Fryderyk zmarł w 1618 r., po nim księciem został elektor branden-
burski Jan Zygmunt, dopiero po śmierci tegoż (23 grudnia 1619 starego stylu, czyli
2 stycznia) elektorem i księciem pruskim został jego syn, Jerzy Wilhelm; lenno pruskie
zostało mu przekazane w administrację dopiero 29 maja 1621 r. Zob. J. Pietrzak Po
Ceeorze i podczas wojny chocimskiej. Sejmy z lat 1620 i 1621, Wrocław 1983, s.17-18,
123-125.
53 Wilhelm pozbawiony został lenna mocą wyroku sądu sejmowego 1616 r. za
bezprawne stracenie dwóch szlachciców kurlandzkich. Zdrady dopuścił sig dopiero po
tym wyroku. Zob. tamże, s.19.
262
10. Utrata Rygi
W chwili, gdy Rzeczpospolita wytrzymywała brzemię tureckiej inwazji,
której celem miało być ujarzmienie środkowej Europy, a protestantyzm w
Niemczech drżał pod ciosami Habsburgów, Gustaw Adolf wydobył miecz
z pochwy nie po to, aby ratować "czystą Ewangelię", lecz aby zadać Polsce
cios w plecy. Po upływie rozejmu przygotowywał w cichości I50 okrętów, wsa-
dzi# na nie 12000 wojska, ściągnął z Estonii dalszych 4000 i wylądowawszy
pod Parnawą, uderzył na Rygę. Flota szwedzka nagle zatarasowała wylot
Dźwiny i wpłynęła do jej koryta: armia zablokowała miasto tak ściśle, że już
tam "ptak tylko doleci". Miasto, mimo zatargów z jezuitami, nie myślało
o zmianie pana; przeciwnie, samo od roku ostrzegało, że nie jest bezpieczne.
Gdy cała załoga składała się z pół tysiąca ludzi, gdy hetman polny Radziwiłł
miał pod Wolmarem i w okolicy 5 hakownic i 3000 żołnierzy, trudno było
marzyć o powtórzeniu Kirchholmu. 25 września [1621] Ryga poddała się na-
pastnikowi z zachowaniem całości swych praw i przywilejów. Znaczenie tej
straty było ogromne: doświadczenie uczyło, źe kto ma Rygę, jak Polacy za
Zygmunta Augusta, ten posiądzie i resztę Inflant; teraz handel znacznej częś-
ci Litwy przechodził pod kontrolę i wyzysk Szwedów, z ujmą dla interesów
dalszych narodów: Holendrów, Duń½czykń®w, Niemcń®w-hanzeatń®w; ale nie było
siły, która by przy ówczesnej sytuacji europejskiej pohamowała siłę szwedz-
ką. Jeszcze przed zimą opanował Gustaw Diament i Mitawę, mnożyły się zdra-
dy. Wprawdzie z początkiem następnej kampanii Krzysztof Radziwiłł po sześ-
ciomiesięcznym oblężeniu odzyskał Mitawę niemal w oczach śpieszącego z od-
sieczą króla szwedzkiego, ale gdy ów nadciągnął, musiano wszcząć rokowania
o rozejm. Kanclerz Axel Oxenstierna próbował teraz już przeciwstawiać nie
tylko interes Rzeczypospolitej królowi, ale interesy litewskie - koronnym.
Z tej praktyki Radziwiłł zdał sobie sprawę całkowicie i pierwsze pokusy od-
rzucił. Jednak w obliczu czterokroć liczniejszej wyborowej armii szwedzkiej,
gdy mu otworzono perspektywę pokoju bez strat materialnych, zgodził się
na tymczasowy kompromis w imieniu Rzeczypospolitej. Ten układ mitawski
(11 sierpnia 1622) spotkał się z naganą Zygmunta: właśnie wkrótce spodzie-
wano się rozruchów w wyczerpanej Szwecji, wiedziano o rozkładzie unii
protestanckiej w Niemczech i o nie wyczerpanych, a tylko źle wyzyskanych
środkach Polski; nic dziwnego, że zaprzestanie walki o Rygę wydało się
królowi małodusznością. Żal był nadmierny: Radziwiłł układem mitawskim
niewątpliwie ratował na parę lat od spustoszenia Litwę; kto chciał się przy-
gotować do wojny rewindykacyjnej, musiał zyskać chwilę wytchnienia i po-
zwolić przeciwnikowi uwikłać się w sprawy niemieckie. Dlatego 19 listopada
[1623 r.] w Lenowarcie przedłużono rozejm na półtora roku, bez osiągnięcia
warunku, którego domagał się król, tj. zwrotu Rygi i Parnawy.
I 1. Nieład, znużenie, opozycja
Trzy lata względnego spokoju upłynęły w atmosferze ciężkiej i przykrej.
"Takie ubóstwo między chłopy, że nie mając co jeść, z głodu puchną i umie-
rają." "Pieniędzy nie masz" - słychać było ze wszystkich stron. Myśl sko-
263
łatana, a nie oświecona żadnym programem ekonomicznym (w przeciwień½stwie
np. do Francji z czasń®w [Maksymiliana] Sully'ego) chwytała się jedynej re-
cepty - walki ze zbytkiem, która najczęściej godziła w dobrobyt mieszczań½-
stwa, a nie krępowała najgorzej zbytkujących panów. Żołnierz, jak już weszło
w zwyczaj, skonfederował się i we Lwowie (1622) pod wodzą jakiegoś [Alek-
sandra] Kowenickiego, aby nie tylko gwałte:n wyciskać zaległy żołd, ale na-
wet wystąpić jako osobny status in statu54, z własnymi postulatami politycz-
nymi na sejmie, np. aby starostw nie rozdawano białogłowom i dzieciom
wakanse przez cztery miesiące w roku dawać tylko żołnierzom itd. Senat tak
się zląkł, że odradził zwołanie sejmu, bo wojsko mogłoby go sterroryzować.
Póki radziła komisja rozrachunkowa, konfederaci wycisnęli 12 poborów i wy-
musili obietnice wiecznego milczenia o popełnionych bezprawiach. Wrócili
z Niemiec lisowczycy, dziksi niż kiedykolwiek; póty dopuszczali się okrop-
nych gwałtów (pogrom Koła i Radziejowa), póki ich znów nie spławiono do
krajów cesarskich i Palatynatu, gdzie wezmą udział w zdobyciu Spiry i Ger-
mersheimu, po czym znów nawiedzą Małopolskę. Już mniej broili Kozacy,
którzy się teraz wprost narzucali do służby w Inflantach, ale ich tam przez
Litwę prowadzić nie chciano. Zapanowała w Polsce niepewność życia i mie-
nia: "Kto w niej nie miał nic, teraz ma wszystko, kto ma co, nic nie ma.
Bo zdobywszy się na szablę i sajdak, choć strzelać nigdy nie umiał, przywią-
zawszy się do złej kupy, zaraz wszystko ma, w cudzem rozkazuje, cudzem
żywie, cudzem bogaty". Najgorzej było pod tym względem na Rusi, gdzie
wprawdzie największy rabuś i gwałtownik, Stanisław "Diabeł" Stadnicki
zginął w walce z Łukaszem Opaliń½skim, starostą leżajskim (1610), ale gdzie
zły posiew wciąż jeszcze krwawe wydawał plony.
Aby taki stan rzeczy, graniczący z anarchią, na sejmikach potępiać, nie
trzeba było wiele politycznego geniuszu - byle zwalić wszystko na złe dwor-
skie rady. Gromkie hasła rokoszu umilkły, do radykalnych posunięć nikt się
nie kwapił, za to knowań½ i gderań½ było pod płaszczem patriotycznego patosu
co niemiara. Litwę zarażał swą goryczą Krzysztof Radziwiłł, odkąd mu król
nie nadał wakującej po Chodkiewiczu wielkiej buławy. Z pewnością Zygmunt
nie docenił jego wysiłków w obronie Inflant, ale i nawzajem hetman polny
zanadto obciążał winą króla za opieszałość sejmików. Jezuici instygowali na
Radziwiłła jako protektora wybryków dysydenckich, on piorunował na jezui-
tów i "pijawki" dworskie, z wodza stawał się obroń½cą swojej prywatnej "mi-
zernej fortunki" i swego hetmań½skiego honoru. W Wielkopolsce podobną rolę,
ale z mniejszym hałasem i skandalem odgrywał przyjaciel Hohenzollernów
i Bethlena, Rafał Leszczyń½ski. Najzajadliwszym przecież naganiaczem dworu
był wciąż leader szlachty krakowskiej, wielki magnat kresowy, kasztelan
Jerzy Zbarski. Ani tak dzielny, jak jego ojciec Janusz, ani tak utalento-
wany jak Krzysztof, zdolny tylko i cięty pamflecista, nicował on w swych li-
stach, mowach, radach każdy krok królewski, choć cała jego senatorska mą-
drość sprowadzała się do dyrektywy: dbać o fortuny kresowe i osłaniać kraj
od Tatarów. Są ślady, że Leszczyń½ski i Radziwiłł szukali dla Zygmunta następ-
cy tronu aż we Francji, w osobie księcia Gastona orleań½skiego, a o poparcie
dla swych panń®w pukali do Brandenburgii i Siedmiogrodu, ale to były stra-
cone zachody niechęci. Łatwiej niż wysadzić z Polski dynastię Wazów było
54 (łac.) stan w pań½stwie.
264
popsuć królowi szyki na tych kilku sejmach, które miały przygotować w spo-
kojnych latach ostatnią obronę Inflant, tym łatwiej, że ówcześni doradcy
Zygmunta po śmierci Myszkowskiego (1616), Kryskiego (1618), Pstrokoń½skie-
go (1609), mianowicie ksiądz Andrzej Lipski, kanclerz, i Mikołaj Wolski, mar-
szałek, nie dorastali nawet drugorzędnej miary swych poprzedników.
Sejm 1623 r., cały pochłonięty troską o poskromienie "kup swawolnych",
wypisał pod adresem dworu pół setki egzorbitancji natury prawnej lub
politycznej, które potem wałkowano z sejmu na sejm, nie siląc się na usu-
nięcie zła w drodze ustawodawczej. W 1624 r. przybyły nowe grawamina:
że król kupił dla Konstancji pograniczne dobra żywieckie, skąd łatwo za-
silać cesarza zaciągiem ochotniczym; że król osadził na biskupstwie war-
miń½skim (1621) małoletniego królewicza Jana Alberta, że zwleka z rozda-
wnictwem wakansów, aby nadzieją ich kaptować sobie stronników. Ro-
zumiano, czego trzeba do pomyślnego zakoń½czenia wojny ze Szwecją-
toż sam Radziwiłł wyłożył rozumny program niezbędnych zbrojeń½ na sej-
mie r. 1624 - jednak na trzech z kolei sejmach poborń®w na wojnę szwedzką
odmówiono. Była to opozycja dla samej opozycji o programie całkiem bez-
programowym.
12. Ostatnia obrona Inflant
Wróg, przy całej swej przedsiębiorczości, stracił tych kilka lat na plano-
waniu interwencji w Niemczech, gdzie mu w drogę wchodziły konkurencyjne
zabiegi Chrystiana IV. Gustaw rozumiał, czego nie doceniono w Polsce, że gdy
narzuci swą wolę północnym Niemcom i poniży Habsburgów, to wymoże na
nich cesję praw do Prus i Inflant, a wówczas z opasaną przez wrogów Polską
upora się bez trudu. Dlatego sposobiąc atak na Niemcy, starał się tylko, aby
Polacy mu nie przeszkadzali. Gdy Zygmunt zamawiał w Hiszpanu pomoc
morską do wyprawy na Sztokh olm i w tym celu przybył osobiście do Gdań½-
ska, on nagle 30 czerwca 1623 r. rozwinął naprzeciwko pod miastem całą
swą flotę wojenną i nie prędzej ją cofnął, aż uzyskał od magistratu obietnicę
niepopierania planów królewskich. W rokowaniach z Radziwiłłem figuro-
wało też jako warunek dalszego rozejmu zapewnienie, że król nie będzie
ani w Gdań½sku, ani w żadnym innym porcie Rzeczypospolitej formował floty
kaperskiej, przeciwnie, że pozwoli na wolny handel z Rygą. Sejm, zamiast
uznać to za rzuconą rękawicę, upoważnił swych komisarzy do targowania się
o koronę szwedzką Wazów. Tymczasem sytuacja międzynarodowa zmieniała
się dalej na naszą niekorzyść. Królewicz Władysław ze swej podróży do Nie-
miec i Włoch w 1624-1625 r. nie przywiózł od Habsburgów nic konkretnego.
Przeciwnie, do Gustawa Adolfa zbliżały się Anglia, coraz zawziętsza w obro-
nie protestantyzmu, i Francja pod rządem [Armanda de] Richelieu, coraz bez-
względniejsza w zwalczaniu Habsburgów protestanckim orężem. Pod patro-
natem Francji, a nie bez wiedzy naszych dysydentów (Leszczyń½skiego) powstał
pakt familijny między Szwecją, Brandenburgią i Siedmiogrodem, który w chwili
rozbicia pierwszych niemieckich planów Gustawa pozwoli mu tym bezpieczniej
rzucić się na Zygmunta.
Atak na resztę Inflant nastąpił w czerwcu 1625 r. Obrona była zdezorgani-
265
zowana już przez to, że Zygmunt III pod wpływem przesadnych podejrzeń½
nadał buławę wielką nie Radziwiłłowi, lecz staruszkowi Sapieże, do woj-
ny niezdatnemu. Szwedzi szybko zdobyli Kokenhausen i Zelbork, oblegli
Dorpat, potem wpadli ma Żmudź i wzięli nawet radziwiłłowskie Birże.
Łącznym wysiłkiem Sapiehy, Radziwiłła i Gosiewskiego udało się uratować
Dyneburg. Marny zysk, jeśli się zważy, że Gustawowi wcale nie o Litwę nadal
chodziło.
13. Najazd na Prusy
Dotąd nawoływania króla i regalistów, aby wojnę przenieść do Szwecji
i w tym celu utworzyć flotę polską, wydawały się szefom opozycji dowodem
niezdrowej ambicji dynastycznej, a Zbaraski patrzył na flotę równie po-
dejrzliwie jak gdań½szczanie - że posłuży ona do umocnienia królewskiego
despotyzmu. Dopiero na widok ginących Inflant sejm marcowy 1626 r. uchwa-
lił wojnę obronną i zaczepną przeciw Szwedom, kiedy już Gustaw Adolf
ściągał swe żelazne pułki do portów, aby je rzucić ku ujściu Wisły, skąd
i Polskę będzie można trzymać za gardło, i Niemcy brać pod zasięg swego
miecza. 5 lipca 150 okrętów szwedzkich ukazało się nagle przed elektorskim
portem Pilawą; z nich wysiadło 12000 tysięcy wojska, które bez oporu zajęły
port. Po kolei otwierały Szwedom swe wrota: Braniewo, Frombork, Elbląg,
Malbork, Puck - razem 16 miast położonych w trójkącie Wisły i Nogatu.
Jeżeli bez wstrętu witali okupanta protestanccy mieszkań½cy tych miast, trudno
się dziwić kurfirstowi, że chociaż lennik Korony Polskiej, nie próbował za-
skoczonej Pilawy odebrać. Również Królewiec i inne "stany" pruskie okazały
skłonność do zachowania neutralności. Natomiast Gdań½sk sprawił Szwedom
przykry zawód: przezwyciężając propagandę luterską poszło miasto po linii
trzeźwej lojalnej polityki w stosunku do pań½stwa, ktń®remu cały dobrobyt
przy autonomicznym ustroju zawdzięczało. Wnet flota szwedzka zagrodziła
dojazd do portu, aby wybierać cło od wpływających statków i tym zmuszać
gdań½szczan do neutralności, co jej się zresztą faktycznie nie uda. A ponieważ
również zawiodła dywersja siedmiogrodzka na Kraków, więc Zygmunt III
mógł szybko zgromadzić pod Grudziądzem kilka tysięcy husarzy, Kozaków,
niemieckiej i węgierskiej piechoty z dodatkiem pospolitego ruszenia. Wkrótce
też doszło do starcia pod Gniewem 1 października z udziałem obu królów55.
Polacy odstąpili, ale jeszcze kirchholmska sława husarii tak onieśmielała na-
jeźdźcę, że nie próbował wyzyskiwać swej przewagi w polu otwartym. Szwedzi
przed zimą umocnili się w zdobytym klinie; kierownictwo polityczne i woj-
skowe nad ich garnizonami objął jako generał-gubernator Oxenstierna. Jedy-
ną linię komunikacyjną ze swą ojczyzną mieli Szwedzi przez Pilawę, ale
umieli ją wyzyskać znakomicie: zaopatrywali się drogą morską w prowiant
aż z Estonii i Finlandii za pieniądze, które wyciskali z Prus pod tytułem
kontrybucji.
55 pad Gniewem trzykrotnie potykały się wojska polskie ze szwedzkimi: 22 i 29
września oraz 1 października 1626 r.
266
14. Pierwszy okres obrony Prus (1626-1627)
Podobnie, jak już było dwa razy w krytycznych momentach (1519 i 1576),
król zwołał stany Rzeczypospolitej do Torunia (19 listopada-10 grudnia)
[1626 r.] 56. Rozumiano po polskiej jak i po szwedzkiej stronie, że śmierć lub
zwycięstwo zależy od tego, czy Polska obroni swą główną drogę oddechową
prowadzącą ku morzu, czy też udusi się we własnym zbożu. Całą powagę sy-
tuacji zewnętrznej przedstawił podkanclerzy, ksiądz [Jakub] Zadzik w pyta-
niu, jak zabezpieczyć Rzeczpospolitą od czterech sąsiadów (Szwecji, Bethlena,
Turków i Tatarów), Moskwicina nie licząc, który "z podziwieniem świata ca-
łego wiarę tak długo zachowując, pakta dotrzymuje". Jeżeli o Inflanty wojo-
wano od niechcenia, to ocalenie dostępu Polski do morza wymagało śmiałych
reform skarbowo-wojskowych. Sejm obradował sprawnie, zleciwszy główne
zagadnienie komisji znawców; głębsze reformy odesłano do osobnej delegacji
posejmowej, na tymczasem uchwalając obfite pobory i zbrojenia. Znalazł się
mąż stanu, właśnie ten Jakub Zadzik, który podejmie walkę dyplomatyczną
z Oxenstierną i znalazł się wódz, hetman Koniecpolski, który potrafił z euro-
pejskim, bitnym i wyszkolonym wrogiem - Gustawem - wojować własną
jego bronią, po europejsku. Tu okazało się, że co do drugiego wodza, Krzyszto-
fa Radziwiłła, król po części miał rację. Wprawdzie nie on dowodził podczas
tej wojny w Inflantach, ale jego interesy podcięły siłę obronną Litwy. Wy-
starczyło dwóch porażek (pod Walmuzją w styczniu 1625 r. dał się przetrze-
pać Stanisław Sapieha, syn kanclerza Lwa, a potem w grudniu, gorzej, Go-
siewski pod Kiesią), aby starszyzna litewska zawarła z Jakubem de la Gar-
die osobny rozejm w Baldenmujzie 19 stycznia, za cenę zwrotu Birż Radzi-
wiłłowi5'. Wprawdzie znów ten rozejm wygaśnie, ale dalsze działania wo-
jenne doprowadzą tylko do utraty Dyneburga i Litwa w tej wojnie o Prusy
(podobnie jak za Kazimierza Jagielloń½czyka i za Zygmunta I) żadnej pomocy
Polsce nie udzieli. Gorzej nawet, nie przyjmie ona uchwały sejmu 1627 r.
o "zawarciu portów", tj. o blokadzie handlowej Szwecji, bez której wróg mógł
się żywić, walcząc z Polakami, litewskim zbożem. Tym pilniej pracowała de-
putacja warszawska (od 15 marca) [1627] nad wynalezieniem obfitych a słu-
sznie rozłożonych źródeł podatkowych, bez jednostronnego obciążenia miesz-
czan i chłopów; ona to stworzyła główny nervus belli dla obroń½cń®w Prus,
Koniecpolskiego. Hetman, nie lada mistrz w zajmowaniu obronnych pozycji
i w używaniu piechoty, postawił sobie za pierwszy cel ściskanie i kruszenie
owego trójkąta, którym Szwedzi zamykali Wisłę i dusili Gdań½sk. Wnet zmu-
sił do kapitulacji Puck; za to późniejszy, w czerwcu, zamach na Braniewo, tj.
na linię komunikacyjną trójkąta z Pilawą, nie udał się. Dużym sukcesem het-
mana było wzięcie do niewoli pod Czarnem [Hammerstein] (16 kwietnia)
[1627 r.] 3000 Niemców, zwerbowanych w Rzeszy dla Gustawa Adolfa.
"Amersztyń½ska wiktoria" tak przestraszyła małodusznego kurfirsta, że prze-
56 Sejm ten rozpoczął się 10 listopada, a zakoń½czył 3 grudnia 1626 r.
5' Bitwę pod Walmuzją stoczono 17 stycznia 1626 r. Pod Kiesią (Wenden)
30 września tegoż roku. Klęskę poniósł Stefan Pac, a Gosiewski tego samego dnia pod
Zelborkiem. Zob. H. Wisner Wojna inflancka 1625-1629, "Studia i Materiały do
Historii Wojskowości", R. 16: 1970 z. 1, s. 63, 68. Rozejm w Baldenmujzie zawarto
19 stycznia 1627 r.
267
maszerował z Brandenburgii do Królewca, gotów niby odbierać Pilawę z rąk
szwedzkich. Lecz tu wynurzył się znowu z fal Bałtyku "lew północy" (17 maja).
Na jego zapytanie, czy chcą zostać neutralnymi, królewiczanie odpowiedzieli
"tak"; Jerzy Wilhelm w obecności posłów cesarskiego i polskiego: "nie". Ale
jak tylko Szwed wyrychtował działa na rezydencję lockstadzką elektora, ów
przyjął traktat neutralności. Nie był to jeszcze koniec wahań½ pruskiej chorą-
giewki, bo kiedy wojska cesarskie, niby na życzenie Jerzego Wilhelma roz-
kwaterowały się w Marchii, ów zgodził się dostarczyć swemu zwierzchniko-
wi posiłków. Cóż kiedy owe posiłki, prawdopodobnie za wiedzą swego nie-
lojalnego komendanta, wpadły pod Morągiem (27 lipca) w ręce szwedzkie.
Teraz miał Gustaw nad Koniecpolskim taką liczebną przewagę, że kiedy ów
po zdobyciu Gniewa spróbował uderzyć na Tczew, doszło tam do ciężkiej
bitwy, która tylko dzięki ranie, jaką odniósł król, nie obróciła się w klęskę
Polaków (17 sierpnia). Widać było odtąd, że już i kawaleria szwedzka dorów-
nywa polskiej, że każdą piędź ziemi trzeba będzie z trudem zdobywać i że
napastnik zawdzięcza swą wielką przewagę posiadaniu floty.
15. Dalsze wysiłki na morzu, lądzie i w dyplomacji
Zasługą było Zygmunta III, że nie bacząc na obojętność szlachty polskiej
swój program flotowy realizował; zasługą Koniecpolskiego, że choć wyrosły
w kręgu pojęć ziemiań½skich i wychowany w lądowej wojnie na kresach, pro-
gram ten energicznie popierał. Gdy nie udało się zachęcić Kozaków do prze-
wiezienia czajek nad Bałtyk, król zbroił starym sposobem kaprów, ale nie
omieszkał też budowy statków wojennych. Byle stworzyć tę flotę, byle zyskać
dla niej poparcie jakiejś potęgi morskiej, a można będzie wygnieść Szwedów
w Prusach, odrzucić ich oferty pokojowe i odzyskać tron ojcowski. Kiedy
z Madrytu obiecywano armadę i pieniądze, [Jan] Tily, wódz ligi katolickiej
bił Duń½czykń®w, a [Albrecht] Wallenstein, wń®dz cesarski, dobijał ich w Hol-
sztynie i Jutlandii, na Bałtyku zakładano cesarską admiralicję, w takiej chwili
nie powinno tam brakować i polskich fregat. Jakoż, dnia 28 listopada 1627 r.
admirał królewski [Arendt] Diskkmann dokonał szczęśliwego wypadu na część
floty szwedzkiej stojącej u cypla Helu i zniszczył dwa wielkie okręty nieprzy-
jacielskie5s. Później, 5 lipca [1628 r.] Gustaw próbował ukarać młodą mary-
narkę Zygmunta, atakując ją koło Latarni, ale stratę królewskiego "Tygrysa"
powetowali nasi całkowicie przez to, że we wrześniu 1628 r. wzięli leżący na
mieliźnie okręt admiralski Szwedów z załogą kilkuset ludzi i 30 działami.
Na ten rok 1628 siły szwedzkie w Prusach doszły co najmniej do 30000;
znaczna ich część uwięziona była w garnizonach, reszta cierpiała nieraz głód
i ginęła od chorób, ale bądź co bądź musiał Koniecpolski zażywać nie lada
sztuki, aby ten taran trzymać w bezruchu. Gustaw rwał się do Niemiec na
pomoc pokonanym współwyznawcom, wszystkie jednak próby rozmów poko-
jowych z Polakami rozbijały się o niezłomną wolę Zygmunta. Nie było innej
rady, jak znów pogwałcić neutralność Hohenzollerna: w połowie sierpnia
Szwed zaskoczył Kwidzyn i gotował stamtąd cios Grudziądzowi, wobec czego
Ss Bitwa ta znana jest jako bitwa pod Oliwą.
268
Koniecpolski musiał opuścić swe niezdobyte pozycje pod Gniewem i masze-
rować na południe. Klin szwedzki wbił się głębiej - teraz już obie strony bez
ceremonii rozgościły się w Prusach Wschodnich, eksploatując je, jak się dało.
Nowe uderzenie we wrześniu; Gustaw Adolf przekroczył Osę, aby wymanewro-
wać hetmana z Grudziądza,jak przedtem z Gniewa, przez opanowanie Brodnicy
zagroził nawet Toruniowi, ale do upragnionej bitwy walnej nie doprowadził.
Niepokojące było w każdym razie już to, że cała siła polska, stworzona
ofiarami trzech sejmów (ostatni obradował w Warszawie w styczniu 1629), nie
rozerwanajuż żadną dywersją moskiewską ani muzułmań½ską, ledwo starczy do
zahamowania inwazji. Energia narodu była na wyczerpaniu - przynajmniej ta
energia, jaką można było wykrzesać przy ówczesnym ustroju sejmikowym.
Nawet wśród wiernych królowi senatorów odzywało się zwątpienie, czy nie
zanadto upiera się król przy swych zamorskich pretensjach ze szkodą realną dla
Rzeczypospolitej. Rzeczywiście, w początkach wojny pruskiej Gustaw Adolf
skłaniał się oddać zdobycze, podobno nawet w Inflantach, za rezygnację
Zygmunta. Wówczas na rzecz pokoju pracowali Holendrzy, którym szwedzki
najazd na Prusy bynajmniej nie dogadzał, a do dalszej wojny parli zwycięzcy
w Niemczech Habsburgowie. Może król wówczas zanadto wierzył w solidarność
interesów gospodarczych Europy przeciw szwedzkiemu panowaniu nad Bałty-
kiem; może przeceniał (jak przed nim Batory) hart i wolę zwycięstwa u Polaków.
Niewątpliwie ulegał naciskowi Konstancji, która go błagała, by nie dopuścił do
ataku Gustawa na unser Erzhaus59. W ciągu 1628 r. zapał Gustawa do wojny
w Niemczech wzmógł się: był to czas rozpaczliwej obrony Stralsundu przed
Wallensteinem i ostatnich wysiłków Danii; ale wzrosły także, nie bez wpływu
Oxenstierny, apetyty generałów Wranglów i Banerów: teraz za zwrot zdobyczy
żądali Szwedzi (w Prabutach) 10 milionów talarów odszkodowania. Lepiej było
niż płacić taką sumę wyrzucić ich z Prus, chociażby wojskiem austriackim, skoro
odpychali nawet kompromisową propozycję Zygmunta, aby polska linia Wazów
wróciła na tron po Gustawie.
16. Posiłki austriackie
Długo wzdragali się prosić o nie senatorowie polscy w obawie, że potężny
admirał Morza Niemieckiego [Północnego] i Bałtyckiego, jak się tytułował
Wallenstein, zagarnie uwolnione Prusy Królewskie na dobro Rzeszy. Czy król
podzielał tę przesadną obawę, nie wiadomo. Jakkolwiek bądź, gdy użyczał
Habsburgom swej floty do Wismaru (gdzie ją wnet unicestwili Szwedzi z po-
mocą Duń½czykń®w), przez to jakby zarabiał na lądową pomoc Tilly'ego lub
Wallensteina. U progu kampanu 1629 r. zaszedł fakt, który tę pomoc uczynił
konieczną:11-12 lutego Stanisław Potocki w 4000 wojska dał się zgnieść pod
Górznem przeważnym siłom [Hermana] Wrangla. Właśnie chciano przycis-
nąć niewiernego lennika królewieckiego i już niektórzy mówili o odebraniu
mu lenna, a tu niebezpieczeń½stwo zbliżyło się ku Warszawie. Izby, zagrzane
płomienną wymową Jerzego Ossoliń½skiego, uchwaliły 6 i pół miliona złotych
na wojnę (głównie - z nowego podatku podymnego), a tajnym skryptem ad
59 (niem.) nasz arcydom.
269
archivum upoważniły króla do sprowadzenia 10000 wojska sojuszniczego.
Przyszły te wojska wcześniej, niż się ich spodziewano i życzono, bo przed
upływem zawieszenia broni ze Szwedami i przed przygotowaniem dla nich żołdu
oraz aprowizacji. Wallenstein bowiem postanowił uprzedzić pochód Gustawa
przez Wielkopolskę i Śląsk. Austriak [Jan Jerzy] Arnim [Arnheim], wódz
zdolny, ale Polakom niechętny, miał więcej respektu dla elektora (w którego
krajach brandenburskich posiadał dobra) niż dla Koniecpolskiego. Podlegać
miał królowi, a odmawiał zaprzysiężenia wojska na jego imię. Tymczasem owo
wojsko, jak wszyscy żołnierze Wallensteina, składało sżę z różnej najemnej
zbieraniny i postępowałojak w kraju podbitym, według znanej recepty, że wojna
musi żywić wojnę. Ale i przy braku wzajemnego zaufania liczba zrobiła swoje.
W oparciu o niezdobyty Gniew wywarto nacisk na linię Kwidzyn-Malbork
Gustaw Adolf, bojąc się ataku na komunikacje prawobrzeżne Malborka, wycofał
załogę z Kwidzyna i szedł do Sztumu, kiedy go nagle ścisnęli pod Trzcianą Arnim
i Koniecpolski. Odcięty od głównego swego korpusu król doznał tu "tak gorącej
łaźni", wjakiej przedtem nie bywał (27 czerwca) [1629]. Raniony w plecy, o mało
nie wzięty do niewoli, uciekł z utratą 10 armat, bez kapelusza, miecza i pistoletu, ale
też bez większych strat w ludziach. Podstąpili wówczas Polacy z cesarskimi pod
Malbork; zaczęto ostrzeliwać szpicę Montawską, stanowiącą klucz do delty Wisły;
na miejsce odwołanego Arnima przybyli inni wodzowie. W tej chwili jednak
dyplomacja zachodnia uchwyciła moment wyczerpania i zniechęcenia po stronie
polskiej, aby przerwać tę niepożądaną dla interesów protestantyzmu wojnę.
17. Rozejm altmarski [starotarski]
Dotychczasowi pośrednicy krzątali się koło pokoju bezskutecznie: Holen-
drzy, ponieważ mieli do czynienia z aliantem, który szkodził ich zarobkom;
elektor - ponieważ bałamucił się wielkim celem (połączeniem obojga Prus
w pań½stwo udzielne), a nie miał ani siły, ani powagi moralnej. Inne walory
wnosił baron [Herkules] de Charnace, wysłannik kardynała Richelieu i Fran-
cji. Misja jego do Niemiec i Polski obliczona była na rozbicie Ligi, oderwanie
od cesarza Brandenburgii, wprowadzenie Gustawa Adolfa na teatr wojny
trzydziestoletniej, przy równoczesnym zabezpieczeniu interesów handlowych
Francji na Bałtyku. Z zadań½ tych Charnace najlepiej zrealizował rozjemstwo
między Polską i Szwecją. Rozumiano na dworze Zygmunta, że jeżeli dyplo-
macja francuska kładzie rękę na wojnie pruskiej, pomyślnej dla jej przyja-
ciela, Szweda, to przy traktatach będzie ona działała na jego korzyść; im
więcej bowiem wydobędzie Gustaw z Inflant i Prus, tym mniej mu będzie
trzeba płacić za wojnę w Cesarstwie. Toteż Charnacego przyjęto znacznie le-
piej w Królewcu i w obozie szwedzkim niż w polskim. Poseł prawił dużo
o dobrodziejstwach pokoju, o chrześcijań½stwie i jego przedmurzu; Zadzik mu
w odpowiedzi przypomniał, że król francuski też zwalczał orężem swych bun-
towników (hugonotów w La Rochelle,1628). Rozmowę zasadniczą o prawach
Zygmunta do korony szwedzkiej pośrednik jednak uchylił, a kiedy Koniec-
polski proponował rozejm z pozostawieniem Szwedom tylko Elbląga, Pilawy
i Zalewu Wiślanego, okazało się, że oni chcą właśnie zatrzymać Malbork i Gło-
wę, gdyż twierdze te dominują nad ujściem Wisły i Gdań½skiem. Dyplomacja
270
habsburska trzymała się na uboczu, a tarcia z cesarskimi wodzami nie były dla
nikogo tajemnicą. Wówczas Charnace wymyślił sposób pośredni: oddać elektorowi
w sekwestr twierdze nadwiślań½skie, w zamian za co on odda swoje porty Szwedom.
Wśród ożywionych targów Zadzik, jako przewodniczący delegacji polskiej, przystał
na ten pomysł, ale próbował wytargować zwrot części Intlant. W chwili, gdy
omawiano sprawę cła gdań½skiego, przybył nadzwyczajny ambasador angielski, sir
Tomasz Roe, znany z życzliwości ku Polakom z czasów, gdy jako poseł w Konstan-
tynopolu interweniował za uwolnieniem jeń½cń®w polskich. Teraz jednak życzliwość
Roe'a ograniczała się do dobrych słów. Posłowi chodziło o handel angielski i o udział
Gustawa w obronie protestantyzmu, ale nacisku nań½ nie wywierał, kiedy przeciwnie,
Charnace straszył Polaków apetytem Habsburgów na Pomorze.
26 września [1629 r.] w Altmarku [Starym Targu] (niedaleko Sztumu) pod-
pisano upokarzający dla Rzeczypospolitej rozejm na lat 6: z wyjątkiem Pucka,
Gdań½ska i Krń®lewca wszystkie porty pruskie miały przejść lub zostać w rę-
kach Szwedów; w zamian za Pilawę i Kłajpedę elektor otrzymał w sekwestr
Malbork, Sztum, Głowę i Żuławę Wielką; Inflanty po Dźwinę zatrzymywali
Szwedzi; Mitawę odzyskiwał książę kurlandzki. Protestanci w miejscowościach
zwróconych Polsce zachowują całkowitą wolność nabożeń½stwa, katolicy w za-
jętych przez Szwedów - bardzo ograniczoną. Handel ze Szwecją wolny, ale
tylko od ceł królewskich czy Rzeczypospolitej. Takiego to układu miały Pol-
ska, Szwecja, Prusy i Gdań½sk bronić przed każdym, kto by mu się próbował
przeciwić, tzn. głównie przed Habsburgami. Z ciężkim sercem ratyfikowały
ten rozejm stany na sejmie listopadowym, a żal byłby jeszcze większy, gdyby
wiedziano, jaki układ zawrze zwycięzca 18 lutego 1630 r. z Gdań½skiem: oto
mieli Szwedzi pobierać tam cło w wysokości 31/2 a/o od towaru (Gdań½sk 2o/o),
a Polakom została wzbroniona budowa okrętów w Gdań½sku. Polska cofnęła
się daleko poza pokój toruń½ski: Zygmunt III wychodził z wytrwałej walki po-
konany. Czy jednak rzeczywiście swym uporem zaszkodził Rzeczypospolitej?
Jak wiemy, od 1628 r. Szwedzi pod pozorem sprawy dynastycznej walczyli
o porty pruskie i możność eksploatowania polskiego handlu; z takim zama-
chem żaden kompromis nie byłby zdrowy. Przeciwnie, wojna pruska niosła
Rzeczypospolitej niejedno dobro. Jeżeli niepoczytalne harce po bezmiarach
Moskwy rozstrajały i barbaryzowały nasze życie polityczne, to wojna z wro-
giem zachodnim, sprawnym i inteligentnym, podnosiła poziom polskiego wo-
jowania, wtedy to Koniecpolski zastosował nad Wisłą "holenderską metodę"
wojny okopowej; zrozumiano potrzebę wielkich ofar skarbowych i zakaso-
wano nawet wysiłki z czasów Batorego, odczuto znaczenie morza i floty. Co
nie mniej ważne, wobec zamachu Gustawa Adolfa na nasz dostęp do Bałtyku,
znikł niemal rozdźwięk między polityką królewską i narodową; sejm i woj-
sko nabrały przekonania, że pod Malborkiem czy Puckiem, walcząc za spra-
wę królewską, bronią zarazem swojego bytu pań½stwowego.
18. Niebezpieczeń½stwa
Z tym wszystkim stan pań½stwa po rozejmie budził głębokie obawy. Prusy
spustoszone, cała Korona wypróżniona z pieniędzy, wojsko mimo to głodne
i niezadowolone, a spoza wszystkich granic czaiły się do napaści wrogie siły.
271
Duszą ich był wciąż Gustaw Adolf, który nawet godząc się z Polską i przyrze-
kając jej (w _ 20 rozejmu) zaprzestanie wrogich machinacji, mocno był
zdecydowany portów pruskich nie wypuszczać, owszem uzyskać od zwycię-
żonego, da Bóg, cesarza cesję pretensji Rzeszy do całych Prus i Inflant.
Nie przerywał też Szwed ani na chwilę dalekosiężnej intrygi, mającej na
celu osaczenie Polski ze wszystkich stron. W Siedmiogrodzie od 1628 r. agent
[Paweł] Strassburg próbował zashęcić Bethlena do wystąpienia z kandydatu-
rą na niedalekiej elekcji; cara na Kremlu zagrzewał do wojny poseł [Antoni]
Mounier [Monier]; do owego Strassburga przybył i dążył do stolicy Osmanów
Francuz [Jakub] Roussel, zapewne dysydent, przypuszczalnie agent Richelieu
i Holendrów, uważany za znawcę rzeczy polskich, i dlatego wnet powołany do
służby szwedzkiej. Zadaniem Roussela było skłonienie sułtana lub przynaj-
mniej chana do napaści na Polskę w chwili, gdy Gustaw Adolf sięgnie po ko-
ronę Zygmunta III (nie wiadomo, czy za jego życia, czy po śmierci) po czym
król szwedzki da się wybrać Polakom i zażegna wszystkie tureckie, moskiew-
skie czy siedmiogrodzkie najazdy - pod warunkiem, że mu Rzeczpospolita
odstąpi Prusy i Inflanty.
Tak wyglądała wielka machinacja, którą Roussel, niby jako sekretarz posła
francuskiego, Talleyranda, wiózł do Stambułu (maj 1629), a stamtąd z listami
patriarchy Lukarisa do Moskwy (wiosna 1630). Z sułtanem mu się nie powiodło,
bo ów wojował od dawna z Persją, Moskwa także obiecywała niewiele; Tatarzy,
świeżo zakłóceni wojną domową i przetrzepani przez Chmielnickiego, też nie
nastraszą całej Rzeczypospolitej. Ale właśnie w 1630 r., kto wie, czy nie w związku
z robotą Roussela, doszło do nowej zawieruchy na Ukrainie.
19. Wrzenie na Rusi
Wybuchło po wojnie chocimskiej z nową siłą. Inaczej być nie mogło, skoro
po kraju rozeszło się kilkadziesiąt tysięcy zbrojnych Kozaków, a jedyny czło-
wiek, który tę masę kierował ku Polsce, Konaszewicz, zakoń½czył życie (20
kwietnia 1622). W tych latach walka o cerkwie między hierarchią unicką
a nie zatwierdzoną dyzunicką doszła do największego napięcia. Nie słuchano
ostrzeżeń½ starego Lwa Sapiehy, ktń®ry polemizując z Józefatem Kuncewiczem
ganił ostre środki stosowane względem prawosławnych: na gwałt, pisał, nie
można odpowiadać gwałtem, jeżeli prawosławni postępują źle, to katolicy nie
powinni złem odpowiadać. W "naszej Rzplitej [...] nie służy ono w Ewangelu
compelle intrare"6o, przemocą długo się nie rządzi. Zachwiani taką argumen-
tacją niektórzy biskupi wypowiadali się już za odwołaniem unii i zaliczeniem
unitów do obrządku łaciń½skiego, kiedy rok 1623 przyniń®sł dalsze zaognienie.
W tym roku jezuici zdobywają Ostróg, tzn. zakładają tam w murach schiz-
matyckiej akademii swoje kolegium, a w Witebsku tłum prawosławny morduje
św. Józefata (12 listopada). Ta krew spłynęła nie na darmo, rozgrzała ona
serca unitów, zbytnio zadufanych w swej materialnej i politycznej przewadze,
a zarazem skłoniła ich metropolitę, Welamina Rutskiego, do zwrotu pojed-
nawczego w stronę dyzunii. Pertraktacje zaczęły się właśnie w 1623 r., zaha-
60 (łac.) do przymuszania wewnętrznego; dosłownie: zmusić do wejścia wewnątrz.
272
czały nieraz o sejm, przy czym poruszono myśl ustanowienia nad prawosław-
nymi w Polsce osobnego patriarchy, niezależnego od Bizancjum. Wszystko
się jednak rozbijało o upór metropolity kijowskiego Joba Boreckiego, bractw
i pospólstwa. Jedynym sukcesem Rutskiego było nawrócenie na unię prawo-
sławnego arcybiskupa połockiego, Melecego Smotryckiego.
Na Ukrainie kler dyzunicki czerpał siłę fizyczną z Kozaków, którym użyczał
swej broni duchownej, a jedni i drudzy wyciągali ręce do Moskwy, prosząc,
by ich wzięła pod swą opiekę. Wróciły w samej chwili traktatów carogrodz-
kich kozackie najazdy na Turcję i tatarskie odwety na Rusi. Zbił wprawdzie
Koniecpolski Ordę pod Martynowem (w Halickiem) 20 czerwca 1624 r., ale
widoczne było każdemu, że Kozacy nie są żadną dla kresów osłoną, bo nie
chodzą na Krym, tylko właśnie prowokują tatarskie zagony. Gdy dowiedziano
się na dobitkę o zdradzieckim poselstwie biskupa łuckiego Izaaka do Moskwy,
król wysłał na Ukrainę zbrojną komisję z Koniecpolskim na czele. Spotka-
nie nastąpiło pod Kryłowem. Daremnie perswadowano wodzowi regestrowych
Żmajle [Marek Izmajło], że Kozakom dobrze się dzieje, bo mają dobra ziem-
skie i wszelką swobodę, tylko bez klejnotu szlacheckiego; darmo im wypomi-
nano niezliczone gwałty, zdrady i wybryki, nawet nad popami popełnione.
Kozacy odmówili wydania carskich listów i agentów, którzy do Moskwy jeź-
dzili, i odmaszerowali. Wtedy dopadł ich hetman nad Kurukowskim jezio-
rem, przypuścił szturm do taboru i narzucił ordynację (tzw. kurukowską,
6 listopada 1625), ograniczającą regestr do 6000, z żołdem 60-tysięcznym.
Atamanem wybrano na miejsce Żmajły umiarkowanego Michała Doroszenkę,
z tym że go król zatwierdzi. Przydali się potem Kozacy dzielnemu Stefanowi
Chmielnickiemu, który pod Białą Cerkwią w pięciodniowej bitwie 9-13 paź-
dziernika następnego roku zniósł potężny czambuł Tatarów. Przydali się
i później jeszcze, kiedy ich posłano do Krymu (na życzenie Mikołaja Potoc-
kiego i Jerzego Zbarskiego) na pomoc życzliwemu Polsce pretendentowi,
Szahin Girejowi, tu jednak Doroszenko padł pobity, a Stefan Chmielnicki,
wielbiony obroń½ca kolonizacji polskiej na kresach, musiał jeszcze raz znosić
Tatarów - pod Monasterzyskami i Bursztynem (9 października 1629 r.).
Pod koniec 1629 r. odbył się we Lwowie synod trzech wyznań½, na ktń®rym
unici i nieliczni dyzunici słuchali bystrych wywodów jezuity [Mateusza] Bem-
busa, że patriarcha carogrodzki jest kryptokalwinem. Oskarżenie było mocne
i robiło wrażenie. Inne, przykre i jątrzące wrażenie wywołał powrót na Ukrai-
nę kwarcianych wojsk Koniecpolskiego; teraz, mówili popi, łacinnicy wytną
w pień½ wszystkich prawosławrlych. Z koń½cem lutego spiskowcy kozaccy ścią-
gnęli swe oddziały do boku świeżo obranego atamana Tarasa Fedorowicza.
W krwawą "noc Tarasową" (1 czerwca 1630) wycięto drobne oddziałki pol-
skie na Ukrainie i rzucono się na dwory6l. Ruch objął 2/3 regestrowych
Kozaków, doszedł nawet do 40000 szabel. Buntownicy, ufni w poparcie
Moskwy, żądali na przyszłość nie ograniczonego rejestru. Koniecpolski miał
61 Atak Kozaków na polskie chorągwie i dwory nastąpił na początku kwietnia
1630 r., natomiast 1 czerwca dokonano nocnego wypadu na oblegające już od kilku-
nastu dni tabor kozacki wojska polskie. Według źródeł ruskich przyniósł wielki
sukces, który został wyolbrzymiony w ludowych dumkach, a potem w poezji Tarasa
Szewczenki. Por. W. Tomkiewicz Powstanie kozackie w r. 1630, Kraków 1930,
s.104,117.
273
tylko 6000 wojska polskiego i 2000 Kozaków, ale ich umiał użyć świetnie
a bez srogości (król zakazał żądać wydania hersztów). Na Zadnieprzu, aż pod
Perejasławiem obległ hetman tabor kozacki i po trzech tygodniach zmusił go
do przyjęcia nowej ugody perejasławskiej: hersztów miano odesłać na sejm,
jeń½cń®w i działa wydać, rejestr ustalić nadal na 8000 (było 6000). Tak dzięki
Koniecpolskiemu nie doszło na Ukrainie do Żółtych Wód ani do powszech-
nego powstania, jakie przygotowywała propaganda popów.
20. Sprawa nastgpstwa tronu i reformy elekcji
Groźby 1629-1630 r. znalazły odbicie w ważnej inicjatywie, z jaką król
wystąpił wobec najbliższego sejmu. Już od 1626 r. słychać było o robotach
przedelekcyjnych malkontentów. Rafał Leszczyń½ski i dysydenci, jak donosiła
infantka Izabella, wielkorządczyni Belgii, czynili oferty Gastonowi orleań½skie-
mu. Na sejmie toruń½skim 1626 r. kanclerz Wacław Leszczyń½ski, katolik, jakby
dla zatarcia tamtej roboty, wyrwał się z projektem miłym królowej Konstan-
cji, aby zawczasu desygnować na następcę królewicza Jana Kazimierza z po-
minięciem Władysława, który cieszył się mirem wśród różnowierców. Izby
odrzuciły tę myśl ze zgorszeniem, boć sprawa była szeregiem konstytucji za-
kazana. Toż nawet w poufnej korespondencji (zapewne z Zadzikiem) rozdzie-
rał szaty Zbaraski nad takim naruszeniem świętości (sacra violare): "Nie
śmiemy o mniejsze rzeczy gęby rozdziawiać, pogrążeni w pochlebstwie i ła-
komstwie, a śmielibyśmy o czym większym hoc praesente (w przytomności
tego króla) mówić?" "Jest to we krwi i sercu gmyrać, kto by de eligendo
successore6z mówić miał." Gdyby tak pierwszy senator groził "wszystko
z gardłem odważyć i zawołać na wszystkg Rzplitę", a owa Rzeczpospolita za-
zdrośnie patrzyła, jak król zaopatruje swoje potomstwo (Władysław miał już
administrację księstwa siewierskiego i szereg starostw, Jan Albert - Warmię,
Karol Ferdynand - biskupstwo wrocławskie); zdało się kołom dworskim ra-
czej zejść na inny sposób zabezpieczenia pań½stwa przed klęskami bezkrólewia.
"Iż w pobliżu a prawie, jak mówią, za skórą mamy tych, którzy na to króle-
stwo czyhają", więc Zadzik przypomniał zaniedbaną od sejmu pacyfikacyjne-
go, choć w konstytucjach zaleconą, sprawę uporządkowania elekcji. Wydo-
byto zapomniany Modus electionis Zamoyskiego, w którym i na rozbicie gło-
sów przewidziane były lekarstwa (większość głosów w każdym głosowaniu),
i obce kabały u korzeni podcięte, skoro się dopuszczało do konkurencji tylko
królewiczów i rodaków w ostateczności - kandydatów "krwie i języka sło-
wiań½skiego". Zresztą prymas [Jan] Wężyk nawet i tych ostatnich radził kon-
stytucyjnie wykluczyć.
Sprawę sposobu elekcji (a nie elekcję vivente rege) przedłożył król sejmi-
kom, potem zaś kanclerz izbom, zwołanym na 16 października 1630 r. Opi-
nia przyjęła tę inicjatywę bardzo rozmaicie. Jedne województwa (krakowskie,
oba wielkopolskie, lubelskie) godziły się przekazać reformę osobnej deputacji
po sejmie; inne, jak sandomierskie, wołyń½skie, kujawskie, po prostu zastrzegły
sobie (tj. sejmikom) późniejszą decyzję, inne oburzały się na sam pomysł (wo-
62 łac.) o wyborze następcy
274
jewództwo ruskie); niektórzy regaliści mazowieccy woleli od razu obrać sukceso-
ra na złość sąsiadom. Sejm z powodu panującej w kraju zarazy zebrał się do-
piero 29 stycznia [1631 r.]. Zabrakło stanowczości w senacie, więc staropol-
skim zwyczajem odwałkowano sprawę za radą Zbaraskiego i Rafała Leszczyń½-
skiego do owej deputacji, ktń®ra się nigdy nie zejdzie. Król nie chciał iść
przebojem, wbrew mniejszości, aby nie narażać sejmu, na którym pragnął
załatwić różne ważne sprawy. Pozwolił na wyznaczenie deputacji do uregu-
lowania mennic , żeby uzyskać potwierdzenie biskupstwa warmiń½skiego dla
Jana Alberta; usankcjonował nawet nowy zakaz elekcji za życia, żeby zapew-
niono żonie posiadanie Żywca; uzyskał zgodę stanów na uposażenie potom-
stwa. Tymczasem w ciągu 1631 r. umarli główni regaliści - Andrzej Lipski
i Wolski, i główny przeciwnik dworu - Zbaraski, i energiczna, rządna kró-
lowa Konstancja. Sprawa następstwa tronu wraz ze sprawą ulepszenia elek-
cji rozpłynęły się w dyskusjach sejmikowych, wśród przewagi głosów prze-
ciwnych (pamflety: Rozsądek propozycji do modo eligendi regis; Konsydera-
cje itd.)63.
Król znużony życiem, pod opieką ochmistrzyni Urszuli Gienger64, z naj-
starszym królewiczem w rozbracie, gasł po trosze. W marcu 1632 r. odbył
ostatni swój sejm: odstąpił na nim Rzeczypospolitej swą prerogatywę menni-
ezą w zamian za doraźne opatrzenie potomstwa, ale gmerać w oku Rzeczy-
pospolitej, tzn. porządkować elekcji już się nie odważył. Umarł, pojednawszy
się po chrześcijań½sku nawet z takim Krzysztofem Radziwiłłem, 23 kwietnia65.
Wielki czas, aby i historiografia nasza pogodziła się z królem, który choć
orłem nie był, swe rzemiosło króla konstytucyjnego spełniał poprawnie, nie
żałował nerwów na męczące sesje sejmowe, których ostatnio (161fr1632)-
rzecz niebywała -16 z rzędu doprowadził do owocnego koń½ca, granice pań½-
stwa rozszerzył, jednolitość religijną ugruntował, żył trzeźwo, przystojnie,
kulturalnie, w zgodzie z sumieniem i na poziomie idei swego wieku.
63 jedług J. Seredyki Rozsądek... był pismem prezentującym stanowisko regali-
styczne. Por. J. Seredyka Rzeczpospolita w ostatnich latach panowania Zygmunta III
(1629-1632 , Opole 1978, s. 59.
64 Oehmistrzyni nosiła nazwisko Meierin.
65 Zygmunt III zmarł 30 kwietnia 1632 r.
CZASY WŁADYSŁAWA IV
Rozdzia X
Piękne początki
1. Trwożne nastroje
Ogarnęły Rzeczpospolitą po śmierci Zygmunta III, choć ta dla nikogo nie
była niespodzianką. Najstarsi ludzie ledwo pamiętali, jak wygląda bezkróle-
wie, a wyglądało ono ostatnim razem okropnie, jak wojna domowa. Za ścianą
zachodnią rzeź i spustoszenie trwały już lat 14, za wschodnią dojrzewał odwet
moskiewski; wewnątrz moc żywiołów niezadowolonych, nie tylko różnowier-
czych, ale i katolickich; wrzenie wśród Kozaczyzny i szemranie w nie zaspo-
kojonym wojsku koronnym, wybryki wracających z wojny trzydziestoletniej
tysięcy lisowczyków. Zbyt groźnie to się wszystko przedstawiało, by państwo
mogło sobie pozwolić na długie bezkrólewie, jakoż potrwa ono tym razem
tylko pół roku, zmysł samozachowawczy i takt przywódców potrafią unie-
szkodliwić komplikacje domowe, dzięki czemu i wrogowie zewnętrzni nie zdą-
żą wyzyskać krytycznego stanu Rzeczypospolitej.
Widzieliśmy, jak tajni agenci Gustawa Adolfa podżegali, nie bacząc na
rozejm, Moskali, Siedmiogrodzian, Turków, Tatarów, Kozaków; szła im na
rękę w Stambule dyplomacja holenderska, gdzieniegdzie - francuska, gdy
jednocześnie kanclerz Oxenstierna z Pomorza trafiał swymi pokusami do
szefa dysydentów koronnych, Rafała Leszczyńskiego, a gubernator [Jan] Skyt-
te z Inflant - do Krzysztofa Radziwiłła na Litwie. Chodziło ni mniej, ni wię-
cej tylko o rokosz różnowierców przeciw papieżnikom, który by obezwładnił
Rzeczpospolitą w chwili powszechnego najazdu złych sąsiadów. Te niebezpie-
czeństwa bardzo istotne, choć raczej przeczuwane niż widoczne, skłoniły pry-
masa Jana Wężyka do wyznaczenia konwokacji w najkrótszym terminie, na
22 czerwca 1632 r.
2. Konwokacja
Podobnie jak przed 60 laty, wydała się niezbędna wobec nagromadzenia
w życiu publicznym różnych bolączek i nieregulowania różnych kwestii,
zwłaszcza związanych z obiorem króla. Zgodnie z zasadą kolejności prowin-
cji laskę na zjeździe przyznano Litwinowi Radziwiłłowi, choć był on hetma-
nem, a uczyniono tak w słusznej nadziei, że potężny dysydent utrzyma naj-
lepiej w ryzie swych współbraci. Istotnie, Radziwiłł dopilnował starych prze-
276
; pisów o niewnoszeniu oręża na obrady publiczne, a później przeprowadził
i dalsze tych przepisów uzupełnienie w postaci regulaminu szczegółowego. Bez-
pieczeństwo elekcji zapewniono pod warunkiem, że naród zdobędzie się na
zgodę jednomyślną, stwarzając przez to precedens i formułując po raz pierw-
szy zasadę niemożliwą do stosowania przy innych nastrojach. Tenże książę-
-marszałek chętnie wprowadził na porządek obrad szereg pretensji i egzorbi-
tancji wyznaniowych, politycznych i społecznych.
Dysydenci pospołu z dyzunitami, którym przewodził archimandryta pieczer-
ski Piotr Mohyła, wnieśli 20 postulatów dotyczących wolności wyznania dla
ludzi wszystkich stanów, zniesienia wszelkich uchwał i wyroków wydanych na
szkodę zborów i cerkwi za Zygmunta III, ustanowienia sankcji karnych na
gwałcicieli wolności religijnej, przywrócenia akatolikom zabranych zborów
i cerkwi, oddania sądom świeckim procesów między ludźmi różnych wyznań
; tudzież między stanem duchownym i świeckim bez apelacji do nuncjatury
i Rzymu, dopuszczenia do urzędów dworskich i miejskich osób wszelkich
wyznań chrześcijańskich, jako też ustanowienia obrońców (defensorów) dla
mniejszości protestanckiej w Koronie i na Litwie. Wszystko to miał król
zaprzysiąc przy koronacji. Katolicy obstawali przy przywilejach religii rzym-
skiej, ale dla uratowania zgodnej elekcji w niektórych punktach ustąpili;
1 przynajmniej ustanowiono kary na gwałcicieli spokojności publicznej i wstrzy-
mano egzekucję wyroków wydanych na niekorzyść religii protestanckiej; tak-
że z dyzunitami spisano punkty ugodne, odsyłając resztę sporu na sejm elek-
cyjny. Jednak i te ustępstwa, które przyznano innowiercom, osłabili gorliwsi
' katolicy, jak Albrecht Stanisław Radziwiłł, za pomocą klauzuli: salvis iuribus
S. Ecclesiae Romanael.
Zresztą, ze strony samych katolików wznowiony został dawny atak na po-
zycję prawną kleru: chciano wstrzymać przechodzenie dóbr ziemskich w rę-
ce księży i zakonów, ograniczyć pobór kwestionowanych dziesięcin, zakazać
apelacji do Rzymu, zamknąć szkoły jezuickie w Krakowie, konkurujące z ko-
" loniami Akademii. Ten zagajony spór także odesłano dla miłej zgody do zjazdu
elekcyjnego. Posłom kozackim, którzy mienili się również członkami Rzeczy-
pospolitej i z tego tytułu żądali głosu dla elekcji, a dla dyzunii żądali zupeł-
nego równouprawnienia, dano urągliwą odprawę; że wprawdzie są członka-
mi, ale takimi jak paznokcie, i dlatego się ich co jakiś czas przycina; jako
pospólstwo niech się nie ważą nigdy podobnych żądań wznawiać. Wojsko
kwarciane próbowało też występować w elekcji jako stan równoległy do
szlachty i senatu, ale je pouczono o niewłaściwości takich uproszczeń. Jeszcze
słuszniej odparto starą pretensję księcia pruskiego odnośnie do udziału w elek-
cji, książę półudzielny nie dałby się oczywiście przegłosować jak pierwszy
lepszy szlachcic, owszem w oparciu o protestantów mógłby podważać swym
"nie pozwalam" powagę każdego niejednogłośnie wybranego króla. W ogóle
konwokacja 1632 r., pełna odgłosów z doby Zygmunta Augusta, rozpoczęła
dyskusję nad wielu ważnymi zagadnieniami, ale żadnego nie rozstrzygnęła
stanowczo. Najtrudniejsze egzorbitancje natury ustrojowej omawiano w ko-
misji i odesłano na sejm elekcyjny. Byle panował ład na najbliższym zjeździe,
byle hetman bronił granic, a zbrodnie nie uchodziły bezkarnie, reszta się ja-
koś ułoży.
1 (łac.) z zachowaniem praw Św. Kościoła Rzymskiego.
277
††††††††††††††††††††††††††㈠㜷ഌ
††††††††††††††††††††††††††㜲ഷఊ
3. Władysław jedynym kandydatem, jego przeszłość
Jeszcze przed konwokacją wiele sejmików ze czcią i miłością odzywało się
o najstarszym królewiczu, później stany zamanifestowały swą życzliwość dla
domu Wazów, uchylając utrzymanie dworu królewskiego ze skarbu publicz-
nego i pozwalając królewiczowi Janowi Albertowi objąć biskupstwo krakow-
skie. Władysław zjednał sobie ów afekt długoletnią zażyłością i współpracą
z Polakami. Urodzony w Łobzowie 9 czerwca 1595 r., wychowany (w sieroc-
twie od 1605 r.) po polsku, nie przez białogłowy ani przez cudzoziemców,
pod dozorem paru dostojników, ale pod rzeczywistym kierownictwem uczo-
nego plebejusza, [Gabriela] Prevanciusa [Prewancjusza], którego potem uszla-
chci jako Władysławskiego i paru kanoniami uposaży, wcześnie okazywał
zamiłowanie do literatury i sztuki tudzież przyswoił sobie cztery języki (ła-
cinę, niemczyznę, włoski i szwedzki). Zapamiętał sobie dobrze 1610 r., kiedy
to już został carem Moskwy, ale koronę ową przez upór wyznaniowy ojca
utracił. Podczas wyprawy na Moskwę w roku 1616-1618 i potem w obozie
chocimskim zdobył serca rycerstwa polskiego i zbliżył się z Kozakami Sahaj-
dacznego. W podróżach zagranicznych też czasu nie stracił: w 1619 r., pod-
czas wycieczki do Nysy torował sobie i braciom drogę do posiadłości śląskich;
potem rwał się do dowództwa nad flotą hiszpańską, aby wojować z Gusta-
wem o Szwecję, choćby nawet Polska z nim rozejm zawarła. Od maja 1624 r.
do maja 1625 pod przybranym nazwiskiem Snopkowskie o (trzy snopki-
herb Wazów) odwiedził Wiedeń, Monachium, Antwerpię, Brukselę, obóz słyn-
nego [Ambrożego] Spinoli pod twierdzą Breda; zwiedziwszy Loreto wracał
na Florencję i Wenecję, marząc o wielkiej roli dziejowej. Tymczasem w kraju
warunki złożyły się dlań niepomyślnie: ojciec niechętnie patrzył na jego wolne
obyczaje, nieco luźną religijność i niewybredną zażyłość z rodziną Kazanow-
skich; macocha Konstancja forytowała swego pierworodnego, Jana Kazimie-
rza, z ujmą dla Władysława. Królewicz nauczył się stronić od dworu, a nie
nauczył (poza obozem, w którym przeżył bitwę pod Gniewem 17 września
1626 r.z ) współpracować z polskim senatem. Pierwszych powierników, obok
Kazanowskich, upatrzył sobie w dysydentach Radziwille i Leszczyńskim; ogół
szlachty lubił go za serdeczność, żywość, rycerskość, ale politycy podejrze-
wali w nim słusznie ogromne, wojownicze ambicje, wcale nie zgodne z poko-
jowymi tendencjami Polaków. Nie podejrzewano rzeczy najciekawszej, dla Po-
laków wcale bolesnej, że ten upragniony następca tronu nie kocha Polski
ponad wszystko, że od chwiejnego tronu polskiego woli mocne, na mieczu
oparte panowanie w Szwecji, i że za plecami swych zwolenników podczas
konwokacji (w czerwcu) przez jezuitę Henicjusza prosi Habsburgów o pomoc
do odzyskania Szwecji, gotów za to pomagać cesarzowi, a Polskę zostawić
Janowi Kazimierzowi. W ten sposób rzecz inkryminowaną Zygmuntowi III,
owo kupczenie koroną polską, popularny Władysław spełniłby u progu rzą-
dów, gdyby cesarz chciał i mógł wysłuchać jego propozycji. Ferdynand II od-
mówił jednak uposażenia dla młodszych królewiczów w Rzeszy, przyobiecał
tylko dyplomatycznie poprzeć Władysława na elekcji polskiej i ofiarował mu
córkę w zamęście. Dopiero po tym zawodzie zdecydował się Władysław objąć
ź Bitwa pod Gniewem rozegrała się w dniach 22-29 września - 1 października
1626 r.
278
tron polski, aby z warszawskiej odskoczni ruszyć kiedyś na podbój nieodża-
łowanego Sztokholmu3.
Bądź co bądź, o przeciwstawieniu Władysławowi innego kandydata nie
mogło być mowy. Sam fakt, że Gustaw Adolf, najgorszy wróg państwa pol-
skiego, próbował z nim współzawodniczyć, najmocniej przemawiał za Wła-
dysławem. W wyniku, królewicz wkroczy na tron polski tryumfalnie, ale se-
nat i sejm pomyślą o hamulcach na jego zbytnią przedsiębiorczość.
4. Najzgodniejsza ełekcja
Malkontentom wszelkich grup wyznaniowych i społecznych musiało zależeć
na tym, aby przyszły regent, podobnie jak to uczynił Henryk Walezy, jeszcze
przed koronacją, a nawet przed elekcją zobowiązał się formalnie do uwzględ-
nienia ich żądań, po koronacji bowiem mógłby ich, jak Zygmunt III pokoju
religijnego, nie dotrzymać. Dlatego wbrew zdaniom niektórych senatorów
utrzymano formę konwokacji i dlatego nie załatwione przez nią postulaty
programowe przeniesiono na sejm elekcyjny (tj. ściśle biorąc, przedelekcyjny).
Ale niezręczna dłoń osławionego Roussela, ogłaszając prowokacyjne listy do
Polaków tak zohydziła kandydaturę dysydencką Gustawa Adolfa, że już po-
tem nikt Władysławowi następstwa kwestionować nie mógł, a on sam umiał
wzbudzić ku sobie tyle zaufania u katolików, różnowierców i dyzunitów, że
go nikt zawczasu do muru nie myślał przyciskać. Szczytem jego zręczności
było wyzyskanie poparcia Leszczyńskiego i Radziwiłła; niby to knuli obaj
zbrojne wystąpienia dysydentów, niby zamawiali sobie wojska i pieniądze
szwedzkie i brandenburskie, aby w decydującej chwili, nastraszywszy trochę
katolików, a wyprowadziwszy w pole protestanckich opiekunów, wycofać się
z hazardowej gry. Wygrał naprawdę Władysław jako bezkonkurencyjny kandy-
dat do korony.
Marszałkował na elekcji (wrzesień-listopad) Jakub Sobieski, sławny mów-
ca, parlamentarzysta i dyplomata. Wysłuchano, dla zadośćuczynienia formom,
obcych posłów: najpierw przez usta biskupa [Henryka] Firleja polecił się życz-
liwości stanów król s z w e d z k i, Władysław, występujący właśnie w tym
charakterze z dwojakim celem: aby zaszachować ambitną grę Gustawa i aby
okazać Polakom, że ich interesów nadbałtyckich tym lepiej bronić będzie,
gdy będzie mógł działać jako władca Inflant i portów pruskich. Królewicze
młodsi polecali zgodnie przyrodniego brata. W tymże duchu przemawiali
nuncjusz i poseł cesarski Meyerberg4. Mowę posła [Stena] Bielkego w obro-
nie kandydatury Gustawowej zgasił Władysław odezwą rozesłaną do narodu.
Następnie spróbowano reformować i pertraktować, w którym to celu sejm wy-
znaczył delegację do egzorbitancji i paktów konwentów. Znów przyciszono
dyzunitów, spisując z nimi punkty przedugodne. Stronom nie zależało jednak
na przewlekaniu elekcji, bo od października słychać było o potężnym ataku
3 Henicjusz wysłany został w maju 1632 r., Władysław zaśjeszcze przedjego powrotem
zdecydował się ubiegać o polską koronę. Por. W. Czapliński Władyslaw ITi ijego czasy,
Warszawa 1972, s. 95 i passim.
4 Chodzi tu o hrabiego Juliusza MÓrsberga.
279
††††††††††††††††††††††††㜲ഹఊ
Moskwy na Smoleńszczyznę i Litwini rwali się do odjazdu, aby bronić gra-
nic, rodzin i dobytku. W takiej atmosferze, mimo obecności ogromnych pocz-
tów magnackich (Radziwiłł miał podobno 10000 rycerstwa, Koniecpolski 6000,
tyleż Leszczyński), gładko poszedł obiór Władysława IV; w pół godziny ze-
brano wota kilkudziesięciu tysięcy szlachty (choć podpisało tylko 3543) i nie
znalazł się ani jeden "kontradycent", który by harmonię zamącił.
5. Próba rewizji konstytucji
W przeciwieństwie do ojca, którego mało kto lubił, ale pod koniec nikt się
nie obawiał, sympatyczny Władysław budził naokoło zachwyt zmieszany z nie-
pokojem. Znano jego wojowniczość, górną ambicję, kawalerską fantazję, hoj-
ność i zgadywano w nim popędy autokratyczne, bliskie wyładowania w na-
głych czynach. Młody, albo raczej nowy król, zamiast milczeć, umiał zaga-
dywać swe żywe myśli; uporczywością nie ustępował ojcu, ale maruderstwem
na pewno nie grzeszył. Naród tymczasem, przeżywszy pasmo trzydziestoletnich
wojen niczego tak nie pragnął jak pokoju. Jeżeli przedtem na wielu sPimach
karbowano sobie różne egzorbitancje w formie zażaleń i skarg, to teraz zna-
leźli się ludzie, którzy na wszystko szukali lekarstwa w aptece republikań-
skiej: niech żyje wolność, ale zbiorowa, gospodarna i praworządna! Najgłębiej
myślał o tych sprawach Jakub Sobieski, sztandarowy mąż zdrowej części
demokracji szlacheckiej, pan znaczny, ale bez magnackich fumów, wspaniały
"dworzanim polski" XVII w., wobec dworu niezawisły, ale nie nałogowo wrogi.
Pod jego redakcją na czele owych egzorbitancji, które konwokacja przekazała
następnemu sejmowi, umieszczono artykuł o podnoszeniu wojen, gdzie waro-
wano, że "jeżeliby król Jmć kiedy mimo zgodę wszystkich stron bellum offen-
sivum podnieść chciał", to ani pieczętarze listów przypowiednich, ani pod-
skarbiowie pieniędzy wydawać, ani hetmani wojsk zaaągać nie powinni pod
utratą godności za wyrokiem sejmowym; jedynie pościg za napastnikiem do
jego kraju nie będzie poczytany za wojnę zaczepną. Zaraz w artykule trze-
cim opracowano sposób prowadzenia i konkludowania sejmów; miał to być
pierwszy regulamin izb, a zmierzał on do wszechstronnego ograniczenia posel-
skich kontradykcji, niestety jednak nie wprowadzał zasady większości ani nie
przełamywał instrukcji poselskich; jakby przewidując że posłowie wnet staną
się narzędziami intrygi magnackiej, chciano ich zaprzysięgać na początku sej-
mu, iż działać będą dla dobra ogółu i zgodnie z wolą wyborców; chciano ode-
brać prawo sprzeciwu tym posłom, co się spóźniają na sejm, ale już ten pa-
ragraf wydał się nawet komisarzom zbyt "trudnym", cóż dopiero mówić
o przełamaniu przesądu unanimitatis na plenum sejmu! Sobieski wiedział, co
o nim sądzić, ale swego poglądu nawet w projekcie konwokacyjnym nie za-
znaczył, wobec czego i Radziwiłł, mimo najlepszych chęci reformy parla-
mentarnej przeforsować nie zdołał. Chciano dalej "zapewnić robur i egze-
kucję" prawa o rezydentach, tzn. zobowiązać senatorów oraz marszałków
i kanclerzy do odsiadywania przepisanych kadencji przy królu, znów pod
grozą procesu na sejmie z oskarżenia publicznego. "Wszystkie królewskie
w sprawach Rzplitej rady, deliberacje, listy, komisje, przyjmowanie i słucha-
nie posłów tak wielkich jako i tajemnych, wysyłanie do cudzych ziem po-
280
selstw" odbywać się ma za wiadomością przybocznego senatu, a wszystkie ra-
dy senatorskie (tzn. wota i uchwały z motywami) ustne czy pisemne mają
być zaraz protokołowane, a później na sejmach czytane i oceniane. Hetmani
dopilnują, aby się cudzoziemcy nie wciskali do wojska, marszałkowie, podob-
nie - na dwór królewski. Projektowano dalej obostrzenie prawa o incompati-
biliach, oddanie rozchodów stołowych króla pod nadzór podskarbich wielkich
(nie nadwornych), zaprowadzenie prawidłowej gospodarki budżetowej, aby
ekspensa zwyczajne szły na potrzeby uznane przez sejm, a nadzwyczajne we-
dług uchwał senatu, które potem sejm zaaprobuje lub odrzuci; również do-
wolne rozdawnictwo wakansów i chleba zasłużonych próbowano królowi od-
jąć i przekazać sejmom, względnie sejmikom. Słowem, naród szlachecki po
śmierci Zygmunta III pierwszy raz od pół wieku pokusił się o to, by całą
politykę zewnętrzną i całą gospodarkg domową powierzyć sejmowi oraz od-
powiedzialnemu przed nim senatowi, ale i tym razem ani sejmu natchnąć wolą
prawodawczą, ani senatu wolą rządzenia nie potrafił. Tylko w paktach kon-
wentach pofolgował swej nieufności do obcej krwi Wazów, zakazując Wła-
dysławowi wszczynania wojen, robienia zaciągów, używania domowej pieczęci
i trzymania na dworze cudzoziemców. Z egzorbitancji Sobieskiego i towarzy-
szy tylko najbłahsze rzeczy trafią do księgi ustaw: sejm żadnego regulaminu
(poza przepisem o łączeniu się izb na 5 dni przed konkluzją) nie otrzyma.
Wprost przeciwnie, po raz pierwszy wypisano w akcie konfederacji generalnej
1632 r. bałamutną formułę, że króla nie wolno nominować "bez jednomyślnej
zgody wszystkich stanów", co szlachta z czasem wytłumaczy jako postulat
jednomyślności p o s ł ó w n a s e j m a c h. Władysław IV, rzecz prosta, nie
poparł republikańskiej rewizji konstytucji, owianej po części duchem artykułów
sandomierskich z 1606 r. Bujna jego indywidualność ani z kontrolą senatorską,
ani z kontrasygnatą kanclerzy, ani z ociężałym działaniem sejmów, ani z wtrą-
caniem się podskarbich do gospodarki dworskiej, ani z pacyfizmem szlachty zżyć
się nie potrafi.
6. Wojna z Moskwą
Starannie przygotowywał odwet patriarcha Filaret, były jeniec malborski,
ojciec cara Michała Romanowa: on ostrzegał Portę przed niebywałym zamia-
rem zaczepnym Polaków, on starał się godzić Turków z Persami, aby mogli
tym swobodniej uderzyć na Polskę; gromadził wielki aparat wojenny, opra-
cował plan równoczesnych wypadów na różne punkty nowej granicy Rze-
czypospolitej, które maskować miały główne uderzenie na Smoleńsk. Istot-
nie, zajęto zaraz jesienią 1632 r. Siebież, Newel, Uświat, Dorohobuż, Białą,
Rasławl, Trubeck, Nowogród Siewierski, nawet Starodub, Mścisław, Krzy-
czew. Z północy wpadli na Litwę pskowianie. Wreszcie, od 14 listopada 30-ty-
sięczna armia bojara [Michała] Szeina z 200 działami obległa Smoleńsk5.
Jeżeli miasto nie padło od pierwszego naporu, to zawdzięczało to głównie
fortyfikacjom wzniesionym przez wojewodę Aleksandra Gosiewskiego. Zresztą
5 W rzeczywistości wojsko rosyjskie stanęło pod Smoleńskiem 18 października
1632 r. Por. J. Wimmer Historia piechoty polskiej do roku 1864, Warszawa 1978, s.197.
281
†††††††††††††††††††††††㈠ㄸഌ
††††††††††††††††††††††††㠲റఊ
Rzeczpospolita jak zaniedbała fortyfikowania zamków, tak i obronę zaczy-
nała dopiero na sejmie koronacyjnym od uchwalenia ustawy o "wojnie mos-
kiewskiej".
Apatycznie, wcale nie ochoczo poszedł werbunek uchwalonej siły zbrojnej.
Trudno się dziwić początkowej niechęci Kozaków, kiedy nawet i polski zaciąg
częściowo rozbiegł sig do służby austriackiej. Ciężar obrony przez blisko rok
spoczywał na hetmanach Koniecpolskim i Radziwille, obroną zaś Smoleńska
pokierowali, nie mając ponad 2000 żołnierza, podwojewodzi smoleński [Sa'
muel] Drucki-Sokoliński i porucznik [Jakub Piotr] Wojewódzki. Po 600 po-
cisków dziennie padało na szańce i mury odciętej twierdzy, nim wreszcie
w lutym Radziwiłł przedarł się w jej sąsiedztwo i wprowadził dwa sukursy
po 1000 ludzi. Szarpał Moskali pod Mścisławem i Tomasz Sapieha, dwa na-
pady dywersyjne wykonali na ogołocQne moskiewskie Zadnieprze Tatarzy,
ale to nie odwróciło dalszych klęsk; w lipcu padł wzięty zdradą Połock, pa-
dły Wieliż, Uświat, Jezierzyszcze, a 17 tegoż miesiąca wielka mina wysadzi-
ła w powietrze 400 metrów murów Smoleńska z basztą; z największym tru-
dem zrzucili obrońcy napastników ze spiętrzonych gruzów. 30 sierpnia het-
man litewski z [Aleksandrem] Piasoczyńskim, kasztelanem kamienieckim,
uderzyli na wroga, zapewne aby związać jego siły, nim nadejdzie król Wła-
dysław z odsieczą.
7. Odsiecz Smoleńska
Król zdążył na 4 września. Towarzyszyli mu hetman polny koronny [Mar-
cin] Kazanowski, z 20000 wypróbowanego w wojnie pruskiej rycerstwa oraz
hetman zaporoski z podobną liczbą zahartowanych mołojców6. Od razu ini-
cjatywa na froncie przeszła w ręce Władysława. Zbudował on 2 mosty na
Dnieprze, atakiem 7 września rzucił do twierdzy 1200 świeżych obrońców
i od 21 do 28 tegoż miesiąca świetną, niepohamowaną ofensywą spychał
Moskwę z górujących nad miastem pozycji. Kolejno opuszczali je, by łączyć
się z głównym obozem, Mathisson [Matisson] i Prozorowskij, skutkiem czego
oblężenie faktycznie ustało 4 października. Karta losu się odwróciła. Teraz
Szein ze swym zdziesiątkowanym wojskiem szukał schronu, najpierw na
Górze Dziewiczej, potem opodal miasta w oszańcowanym obozie, ufny, że go
car nie porzuci na pastwę wroga. Ale Polacy lepiej go ścisnęli w pierścieniu
oblężniczym, niż on zablokował był Smoleńsk. Ogarniając obozowisko wroga
z Góry Skowronkowej [Wzgórz Zaworonkowych], słał Władysław silne kor-
pusy polskie i kozackie na wschód; pod Dorohobuż i Wiaźmę. Pierwsze z tych
miast zdobył Piasoczyński, spod drugiego Kazanowski i Gosiewski przywieźli
dobrą nowinę, że żadna odsiecz nie nadciąga. Głód zajrzał w oczy Moskalom,
bunt zakradł się do ich serc. Ostatkiem energii, zagajając jednocześnie rozho-
wor o kapitulacji, spróbował Szein rozbić łańcuch oblężniczy wycieczką, którą
" Nowsze opracowania podają, że Władysław przybył pod Smołeńsk 30 sierpnia
1633 r., a Kozacy pod dowództwem Tymosza Orendarenki 18 września tegoż roku.
Zob. W. Czapłiński, dz. cyt., s. 155; O Celević Ucast kozakiv v smolenskij vijni
1633-4 r. "Zapyski Naukovogo Tovaristva im. Śevćenka", R. 28:1899, s. 2 21.
282
jednak czujność butlerowskiej piechoty udaremniła. W cztery dni potem
! 25 lutego [1634 r.] oblężeńcy złożyli broń; nic dziwnego, skoro zostało ich
już tylko 8000! 129 sztandarów,109 armat, 7 moździerzy, moc różnego sprzę-
; tu stały się łupem zwycięzcy; wodzowie ze starszyzną "przed królem na koniu
i siedzącym w ziemię czołem bili". Zawiodła pomoc turecka, już Psków goto-
wał się do obrony przed nowym Batorym. Nie zawiódł tylko kniaź Fiodor
Wołkoński, który główną z trzech kolumn polskich wkraczających w głąb
I kraju, a dowodzoną przez samego Władysława, przetrzymał na swym karku
w twierdzy Białej przez dwa miesiące, aż do chwili zawarcia pokoju wie-
'; czystego.
8. "Wiecznoje dokonczanje" (27 maja 1634)
Prowadzili te rokowania [w Polanówce] ze strony polskiej: Zadzik, Radzi-
wiłł, Kazanowski, Gosiewski; z rosyjskiej - książę Lwow, ale komisarzami
kierował z sąsiedniej stancji sam król, w myśl dobrze przemyślanych celów
politycznychs. Nie żył już wówczas niedoszły mściciel, Filaret. Nie o to szło,
aby pewne rodziny magnackie dostały za Dnieprem dalsze tereny koloniza-
cyjne, ale o pokój trwały na wschodzie w, obliczu niebezpieczeństw północnych
i południowych oraz możliwości do wygrania na zachodzie. Dlatego król nie
obstawał już ani przy swych carskich splendorach, ani przy pierwotnym za-
miarze zdobycia księstw lennych dla Jana Kazimierza, ani przy aneksji Do-
rohobuża i Wieliża, poprzestał na 200000 rubli y prywatnego odszkodowa-
nia byle prędzej wygładzić waśnie z Moskwą i uzyskać jej pomoc jeszcze na
najbliższą przeprawę ze Szwecją: wówczas, gdy on odzyska koronę szwedzką,
odda carowi w nagrodę za pomoc zdobycze Gustawa Adolfa. Komisarze nie
podzielali tych przedwczesnych nadziei i rzeczywiście, na razie główny zysk
z wojny polegał na obezwładnieniu wschodniej sąsiadki. Ale król nie rezyg-
nował ze swego planu na dalszą metę. Jeżeli nie przeciw Szwecji (którą prze-
cież sam szczerze miłował i spodziewał się posiąść), to przeciw Turcji mogła
się Moskwa przydać prędzej czy później. Więc wkrótce po zawarciu pokoju
(w marcu 1635 r.) nastąpiła między Warszawą i Moskwą wymiana wielkich
poselstw: najpierw jeździł do cara Piasoczyński; potem do króla kniaź Lwow,
obaj ożywieni chęcią ugruntowania pokoju i wygładzenia wszelkich spraw
spornychlo. Lwow przede wszystkim żądał wydania dyplomu elekcji Włady-
sława z 1610 r. Łatwo sobie wyobrazić żal i przerażenie posła, gdy mu z pol-
skiej strony oświadczono, że dyplomu w archiwach nie dało się odszukać!
' W rzeczywistości w 48 dni potem, gdyż Szein próbował przebić się 7 stycznia
1634 r.
e 27 maja 1634 r. nad rzeczką Polanówką uzgodniono preliminaria, podpisanie
zaś samego traktatu przez komisarzy nastąpiło 14 czerwca tegoż roku. Na czele ko-
misji moskiewskiej stał Fiodor Szeremietiew, książę Aleksy Lwow był jednym z człon-
ków komisji.
9 W rzeczywistości dostał 20000 rubli. Por. W. Czapliński Wladys2aw ITr..., s.162.
so poselstwo polskie przebywało w Moskwie od lutego do kwietnia 1635 r. (car
zaprzysiągł pokój 5 kwietnia), poselstwo moskiewskie w Warszawie od marca do maja
tegoż roku (król zaprzysiągł pokój 3 maja).
283
††††††††††††††††††††††††††㈠㌸ഌ
†††††††††††††††††††††††††††㠲ളఊ
Tym pilniej starał się potem Władysław odjąć Moskalom wszelki powód do
podejrzeń, przeprowadzić wspólne rozgraniczenie, uregulować stosunki han-
dlowe, wymienić jeńców, uprościć tytulaturę w korespondencji dyplomatycz-
nej. Długo, ze zrozumiałych powodów, odpowiedzią na to był ton twardy
i nienawistny, wobec czego musieli posłowie okazywać, że "nam wasze groźby
nie straszne"; dłużej pamiętali swe krzywdy narodowe bojarzy niż car. Osta-
tecznie jednak Władysław przezwycigży odruchy zemsty ze strony Moskwy
i dopnie z nią braterstwa broni na froncie tatarskim, skąd już i do przymie-
rza przeciw Turcji będzie niedaleko. Ale będzie to w 12 lat po pierwszym
starciu Władysława IV z Turkami, które znane jest jako-
9. Wojna z Abazy paszą
W rzeczywistości wojnę tę prowadziła sama Porta, tzn. sułtan Amurat
[Murad IV], na zamówienie Moskwy i dla zapobieżenia temu, aby król pol-
ski nie połączył swej korony z moskiewską. Pierwszych najazdów dokonali
Tatarzy już w maju i sierpniu 1632 r., za drugim razem przetrzepani w oko-
licy Białej Cerkwi. Później, gdy car ofiarował Tatarom całe prowincje nad-
kaspijskie za dywersję, Abazy pasza Widynia [Sylistrii], sturczony Rusin,
wbrew woli wezyra, ale na rozkaz sułtana pchnął znowu czambuł w okolice
Kamieńca; tych Koniecpolski rozgromił w odwrocie Kozakami i kwarcianym
wojskiem pod Sasowym Rogiem nad Prutem (24 lipca) 1 l. Teraz nastąpił
w 55000 Turków, Ordy Wołoszy sam Abazy pasza. Przyjął ich hetman na
warownych wyżynach Paniowiec niedaleko Kamieńca, mając tylko 4500 kwar-
cianych, 6000 pocztów pańskich i pewną liczbę Kozaków. Skosztował Abazy
najpierw wstępnego boju, potem - systematycznego ataku od strony, gdzie
nie było artylerii ani zasadzek, ale wywabić wroga na otwarte miejsce nie zdo-
łał, a zachwiane w paru punktach szyki polskie hetman zaraz podparł rezerwą.
Co prawda, to Wołosi (10000) bardzo niechętnie szli do szturmu i przy pierw-
szej okazji podali tył. Odszedł Abazy za Dniestr pod Hryńczukiem, a ponie-
waż udało mu się w ostatniej chwili, choć z dużą stratą, zdobyć i zniszczyć
Studzienicę, więc przed sułtanem później udał, że wraca zwycięzcą.
Nie ścigano go, by nie stwierdzić formalnego zerwania pokoju i aby móc
gasić tę niepożądaną wojnę środkami dyplomatycznymi. Kiedy król zwycię-
żał pod Smoleńskiem, poseł [Aleksander] Trzebiński, ledwo dopuszczony do
audiencji w Dywanie, wytrzymywał godnie ataki furii sułtańskiej z powodu
niby kozackich napaści, naprawdg raczej z powodu sprawy moskiewskiej.
Znowu słychać było groźby wojenne, o ile Władysław nie przyjmie wraz
z całym państwem wiary Mahometa, nie da haraczu i nie wytępi Kozaków.
Istotnie, w kwietniu 1634 r. wykonał sułtan w Adrianopolu demonstracjg wo-
jenną, ale to było już po zakończonej sprawie smoleńskiej. Już ciągnęły ku
Podolu zwycięskie pułki koronne, a Władysław okazywał do wojny z nie-
wiernymi szczery czy też nieszczery zapał, który w interesie Habsburgów pró-
bowała wyzyskać dyplomacja papieska. Aż 35000 wojska królewskiego i pry-
watnego skupiło się wtedy nad Dniestrem, nie licząc w to zapowiedzianych
11 W rzeczywistości miało to miejsce 4 lipca 1633 r
284
posiłków kozackich - liczba aż nadto wystarczająca, aby ostudzić ferwor suł-
tana, a ponieważ i sejm nie poskąpił p dymnego ani pospolitego ruszenia, więc
wkrótce nadbiegł na sejm warszawski poseł turecki z ofertą pokoju. Zdaje się,
że tym razem król chciał tylko próby sił (bo miał wzrok utkwiony gdzie in-
dziej), ale do szabli rwali się niektórzy panowie, kresowi; dlatego hetmano-
wi przydał sejm komisarzy, którzy dopilnują, aby polityka wzięła górę nad
wojowniczością. Abazy pasza dostał za swe "zwycięstwo" stryczek; mianowa-
ny na jego miejsce Murtaza pasza podpisał w październiku pokójl2 o tyle
korzystniejszy od traktatu Zbaraskiego, że sułtan obiecał usunąć Tatarów ze
stepów białogrodzkich i budziackich tudzież mianować hospodarami w obu
księstwach tych kandydatów, których mu król polski polecił. Upominki, han-
del, zakaz chadzek i czambułów pozostały po dawnemu, ale Tatarów z miejsca
nie ruszono. Później sejm zarządził utworzenie komisji pogranicznych pod
Chocimiem i Jampolem, które miały załatwiać spory graniczne, a urzędom
grodzkim kazał sądzić bez zwłoki wybryki szlachty (podobnie jak Turcja
szybko karała swych winowajców).
10. Zabiegi o korong szwedzką
Tęsknota do ziemi dziadów i pradziadów nie opuszczała Władysława aż do
śmierci. Jeżeli groźnemu kuzynowi Gustawowi Adolfowi podawał dłoń do zgo-
dy, byle sobie po nim wyjednać następstwo, to tym bardziej wierzył w odzy-
skanie Szwecji, kiedy Gustaw zginął pod Lutzen, pozostawiając tylko córecz-
kę Krystynę. Pierwszą też myślą Władysława w tym zmienionym położeniu
było poślubić Eleonorę, wdowę po bohaterze. Przed wyprawą smoleńską i pod-
czas niej wywiadywał się król u szwedzkich komendantów na Pomorzu i w In-
flantach, co sądzą o tym zamiarze. Wyjaśnienia brzmiały zachęcająco: że usta-
wy zapewniły następstwo tronu Krystynie, a na straży ustaw stoi nieubłagany
wróg Polski, kanclerz Axel Oxenstierna. Wszakże i ten wróg pragnął mieć
spokój z wojowniczym Władysławem, póki nie ukończy wojny w Niemczech
z Habsburgami, więc agenci szwedzcy próbowali za plecami króla układać się
osobno ze stanami Litwy i Prus Królewskich, oczywiście bezskutecznie.
Król, lotny i pomysłowy, uważał wszystkie drogi za dobre do tak upragnio-
nego celu:12 lutego 1633 r. odnowił przez poselstwo księdza Piotra Gembic-
kiego ojcowskie traktaty z Austrią z lat 1589 i 1613, Hiszpanię prosił o posiłki
morskie, po czym zaraz spróbował działać jako pośrednik przy pacyfikacji
Europy Środkowej; za takie dobre usługi można było od jednej ze stron albo
i od obu coś zarobić. Sam nawzajem potrzebował pośredników do nawiązania
ze Szwecją kontaktu i tu także nie przebierał w ludziach. Sławę toleranta
wyrabiali mu dawni malkontenci z czasów zygmuntowskich, Leszczyński i Ra-
dziwiłł, chętnie faktorował także Jerzy Wilhelm prusko-brandenburski, oczy-
wiście dla swych widoków emancypacyjnych. Ale próbowano założyć dźwignię
jeszcze dalej: w protestanckich gabinetach Anglii i Holandii. Poselstwa do
obu tych państw odprawiał zaufany królewski dyplomata Jan Zawadzki, sta-
12 ) październiku pokój zatwierdził sułtan, zawarł go natomiast Koniecpolski
z posłem tureckim, Szahin agą,19 września 1634 r.
285
†††††††††††††††††††††††㈠㔸ഌ
††††††††††††††††††††††††㠲വఊ
rosta
wiecki, wygrywając bardzo niewspółmierne atuty. Króla angielskiego
Karola I wzruszył los rodziny świeżo zmarłego (1632) wygnanego palatyna
Fryderyka Wittelsbacha, "zimowego króla" Czech, który po klęsce na Białej
Górze utracił Palatynat; Władysław podejmował się nie tylko wyrobić u ce-
sarza zwrot tego księstwa dzieciom Fryderyka, ale i zaślubić prostestantkę,
córkę jego Elżbietę. Do Holendrów przemawiał Zawadzki innym językiem,
zwracając uwagę na ciężkie cła, jakie Szwedzi pobierają w portach pruskich.
Za przykładem Holandii podjęła się pośrednictwa na północy Francja, do któ-
rej jeździł w podobnej misji poseł [Stanisław] Szczucki, tego samego podjęli
się Karol I i Jerzy Wilhelm. Za to rozwiały się zupełnie nadzieje dynastyczne
Władysława związane z pacyfikacją ogólnoeuropejską; Szwedzi nie tylko od-
rzucili jego pośrednictwo, ale nową uchwałą zamknęli do siebi, drogę powrot-
ną polskim Wazom.
Rzecz znamienna, że wśród tej gry dyplomatycznej ogarniającej całą Euro-
pę król najmniej starał się o zyskanie poparcia Polaków, widocznie sądził, że
nieznośna sytuacja przy ujściu Wisły zmusi ich sama do popierania jego poli-
tyki. Nie liczył się król z bierną naturą polską, która po tryumfach smoleń-
skich i po mobilizacji naddnieprzańskiej pragnęła spocząć na laurach. Widoki
na poparcie protestantów zawiodły ostatecznie z chwilą, gdy senat polski
oświadczył się w myśl inspiracji papieskiej przeciw małżeństwu króla z pro-
testantką, co szczególnie ubodło króla Stuarta; Duńczycy, przy całej swojej
zazdrości wobec Szwedów, liczyli się więcej z Francją niż z Polską i nie
myśleli dla Władysława wydobywać kasztanów z pieca, do czego ich ciągnął
poseł polski, Mikołaj Korf [Korff]. W rezultacie powrót Polaków nad morze
(i powrót Władysława do Szwecji) zawisły od powodzenia oręża habsburskiego
w wojnie trzydziestoletniej.
11. Przygoto wania do wojny
Szczęśliwy 1634 r. przyniósł Polsce oprócz pokoju z Moskwą i Portą Otto-
mańską zapowiedź hiszpańskich posiłków oraz klęskę Szwedów nad N rdlin-
gen (6 września). Liga heilbrońska, której filarami były Francja i Szwecja,
groziła pęknięciem; w pokoju praskim (maj 1635 r.) wycofała się z wojny pro-
testancka Saksonia. Wobec takiego zwrotu i Szwedzi musieli zmięknąć, i ich
zachodni poplecznicy okazać więcej chęci do pośrednictwa w sporze z Polską,
i Polacy nabrali nadziei odzyskania strat altmarskich. Władysław, ,.już wię-
cej żadnej w traktatach nie pokładając nadziei", postanowił, jak mówił Pola-
kom, "wojną słusznej sprawy dochodzić". W tym celu zwołał sejm na 31 stycz-
nia i przeprowadził na nim pod sprawną laską [Jerzego] Ossolińskiego szereg
ważnych uchwał. Cóż, kiedy rzecz najważniejsza, podatki, sejm właściwie
odesłał do sejmików relacyjnych, a z pospolitym ruszeniem nie sposób było
porywać się na twierdzel3. Wprawdzie sejmiki - każdy w miarę swej goto-
wości - grosza nie poskąpiły, ale ta nowość, niebywała podczas wojny pru-
skiej, odzwierciedlała słaby zapał narodu do wojny. Zatwierdzając pokój
13 W rzeczywistości sejm zwyczajny 1635 r. uchwalił podatki dość znaczne, bo
mogące przynieść około 4 milionów złotych. Por. W. Czapliński Wladys aw IV..., s.188.
286
z Moskwą i Turcją wyznaczono jednocześnie poważną delegację do traktatów
ze Szwedami złożoną z takich polityków jak Zadzik i Jakub Sobieski, którzy
w miarę możności dążyć będą do odzyskania nadmorskich Prus, jeżeli sig uda,
to także Inflant, ale do wojny ze Szwecją nie dopuszczą.
Tym chętniej przyjął król proponowaną przez posła [Macieja] Arnoldina
tajną konwencję wojskową (coniuncio armorum) z cesarzem, o której w War-
szawie wiedzieli tylko Koniecpolski, Ossoliński i pani Urszula [Meierin]; 8000
Polaków i Kozaków na żołdzie cesarskim miało wojować pod komendą Jana
Kazimierza ze Szwedami w Niemczech, osłabiając przez to ich odporność na
Pomorzu. Również Chrystian IV rozochocił się teraz (na wiosnę) do wojny
i mówił, że król polski byłby durniem, gdyby zawarł pokój. Ale pokoju miej-
scowego pragnęły teraz państwa zachodnie i sama Polska. Już w styczniu
[1635 r.] zaczęły się przedwstępne rozmowy ze Szwedami w Pasłęku, a 24 ma-
ja zagajono formalne układy w Sztumsdorfie [Sztumskiej Wsi]. Przyjechał na nie
drogą na Kopenhagę (gdzie udaremnił robotę Korffa), poseł francuski Klau-
diusz d'Avaux; Anglię reprezentował sir [Jerzy] Douglas, Holandię [Roch van
der] Honaert, czwartym mediatorem był poseł brandenburski, Austriacy zaś
z boku tylko obserwowali ich robotę.
12. Rozejm w Sztumskiej Wsi
Nigdy nie było sposobniejszej pory do odzyskania nad Bałtykiem - i może
poprawienia tej pozycji, jaką zajmowała Polska za Batorego. Prawda, że Hisz-
pania słowa nie dotrzymała, zaś Anglia cofnęła obietnicę floty, powołując się
na brak portów, gdzie by się owa mogła schronić (chociaż Duńczycy mieli
faworyzować tę wyprawę); ale Rzeczpospolita miała spokojne tyły, a Szwedzi
tak uwikłali się w wojnę niemiecką, że w całych Inflantach i dalej po Ingrię
mieli tylko 5000 wojska; prawda, że Oxenstierna na wypadek ataku Władysła-
wa chciał główne siły przeeiwstawić Polsce, a mniejsze zatrzymać w Niem-
czech, ale Polacy byli po zwycięstwie, Szwedzi - po klęsce; Polska nieco wy-
poczęta, Szwecja ogromnie wyczerpana, na szerszej zaś europejskiej widowni
wkraczającą Francję dostatecznie szachowały państwa habsburskie. Wreszcie,
Polska miała na czele Władysława, a Szwedzi stracili Gustawa Adolfa. Wszy-
stko zależało od uchwycenia momentu: "Gdyby Polacy - mówił król - byli
podobni do Hiszpanów, którzy na wiele lat przed wyprawą przygotowują
plan, gromadzą środki i czekają na sposobność, [...] wtedy gotów byłbym na-
wet na sto lat zawrzeć zawieszenie broni ze Szwecją, aby jeśli nie ja to moi
następcy mieli z tego przynajmniej jakąś korzyść. Ale tak [...] muszę każdą
sposobność, jaka mi się nastręcza, w lot chwytać".
Zgromadził tedy w Prusach 24000 wojska, sprowadził nawet na Zalew Wiś-
lany 1500 kozaków pod Konstantym Wołkiem z czajkami, a sam stanął dwo-
rem w Toruniu i rozpoczął partię dyplomatyczną nad głowami sejmowych ko-
misarzy. Szwedom obwieścił (30 czerwca), że nie zrezygnuje ze swych praw
do tronu, póki choć jeden członek rodziny żyć będzie; zapowiedział zupełną
swobodę ewangelickiej religii w Szwecji i darowanie win niewiernym podda-
nym. Zarazem, w sekrecie upoważnił Leszczyńskiego i Krzysztofa Radziwiłła
do traktowania o prywatnych żądaniach króla. Zgodziłby się na różne kombi-
287
†††††††††††††††††††††††㈠㜸ഌ
††††††††††††††††††††††††㠲ഷఊ
nacje, aby po Krystynie panował on sam lub jego syn pierworodny, albo żeby
Krystynę poślubił Jan Kazimierz; wyrzekał sig wszelkich prób nawracania
Szwedów na katolicyzm, przyjąłby i część Szwecji lub choćby cofnięcie usta-
wy wydziedziczającej. Nie pozostały jednak te zlecenia tajemnicą dla komisa-
rzy; zaczęto oskarżać Radziwiłła o knowania ze Szwedami i Kozakami, wo-
bec czego odjechał on na Litwę. Co gorsza, wiedział o rozbracie i przeciwnik
i czerpał zeń otuchę, by trzymać się twardo.
W opinii pośredników zachodnich sprawa Władysława i Polski stała bardzo
dobrze, dość powiedzieć, że Brandenburczycy przyznawali królowi tytularne
panowanie w Szwecji, Polakom zwrot Prus i Inflant tudzież odszkodowanie
za pobrane cła; Douglas żądał nadto, by Krystyna wyszła za Jana Kazimierza,
Holender pozostawił Władysławowi tylko prawo obieralności na tron szwedzki
po Krystynie, o zwrocie ceł nie mówił, ale zalecał zwrot Prus i Inflant. Fran-
cuz przychylał się do stanowiska holenderskiego, byle doprowadzić do skutku
dłuższy rozejm. Później ujednostajniono propozycje według prostej formuły:
zwrot zaborów w zamian za abdykację. Strony dalekie były jednak od
umiarkowania, bo Oxenstiernie smakowały pruskie komory, a Polacy chcieli dla
siebie nawet Estonii, dla Jana Kazimierza nawet Finlandii, odszkodowanie zaś
Władysława traktowali jako rzecz uboczną. Decydujące znaczenie miała wizy-
ta komisarzy u króla w Toruniu. Zdaje się, że dochodziło tam do momentów
dramatycznych, bo Władysław, zagrzewany przez cesarza do wojny, zaklinał
Ossolińskiego, aby fortelem prowadził rokowania do pęknięcia, a Radziwiłła
użył w ostatniej chwili do sprowokowania wojny napadem na województwo
wendeńskie. Była chwila, kiedy sami polscy komisarze tracili cierpliwość
wobec twardego oporu Szwedów na punkcie zakazu nabożeństw katolickich
w Inflantach. Już brzmiały wyzywające trąbki w obozie szwedzkim, już się
rzuciły obie strony do koni, jednak niechęć do wojny przeważyła - po prostu
województwa zbyt opornie płaciły podatki, jakby chciały zastosować ową
egzorbitancję o niepodnoszeniu wojen zaczepnych i o niezaciąganiu wojska
na nie bez uchwały sejmowej. 12 września [1635 r.] podpisano rozejm długi,
26-letni, dla Szwecji bardzo pożądany, z pominięciem kwestu praw dynastycz-
nych Władysława, przy czym Prusy wracały do Polski, Inflanty zostawały
w rękach wroga; Szwedzi mieli zwrócić Polsce zabrane okręty; obiecano so-
bie obustronną amnestię i wolność handlu. "Pan omal nie szaleje", pisał do
Krzysztofa Radziwiłła syn Janusz. Z sercem pełnym goryczy, zwłaszcza wzglę-
dem Zadzika i Koniecpolskiego, podpisał Władysław niezaszczytny dla pań-
stwa traktat ze sztucznym uśmiechem na twarzy. Jeszcze się łudził nadzieją, że
Litwa nie dopuści na sejmie do ratyfikacji sztumsdorfskiego dzieła, skoro jej
ono przecinało żywotną arterię - Dźwinę. Stało się przeciwnie: jakby za karę
za owo udaremnione w 1627 r. przez Litwinów zamknięcie portów Korona
przeparła na dwuniedzielnym sejmie 1635 r. zatwierdzenie rozejmu.
13. Pokusy śląskie (1636)
Odziedziczone po ojcu silne poczucie dynastyczne kazało Władysławowi-
w braku Szwecji czy Finlandii - szukać uposażenia dla rodziny gdzie indziej.
Zapamiętał sobie król tę chwilę, kiedy pierwszy raz ujrzał jadąc do Nysy zie-
288
mię śląską (1619) i kiedy objęciejej w posiadanie zależało tylko od przyjęcia przez
Polskę ofert habsburskich. Później jeździł przez Śląsk w 1625 r., pertraktował
z Wallensteinem o wspólną akcję na tym terenie przeciw Szwedom (1632).
Niedawno, w 1634 r., interweniował u cesarza na rzecz powstańców śląskichl4. Nie
uszły te zainteresowania uwagi kardynała Richelieu i jego zaufanego doradcy, o.
Józefa. Jeżeli kiedy, to po Sztumskiej Wsi mogła Polska powziąć swobodną decyzję
co do zmiany orientacji (jakją poweźmie po ćwierci wieku, przy zawieraniu pokoju
oliwskiego). Kardynał postanowił skusić Władysława na swoją stronę nadzieją
Śląska i korony cesarskiej, rolą pacyfikatora Europy, ponętnym małżeństwem
- wszystkim, tylko nie koroną Szwedów, Gotów i Wendów. Jeżeli się nie nada
Wittelsbachówna, niech będzie sfrancuziała Włoszka, Ludwika Maria Gonzaga de
Nevers. Kiedy cesarz nie dopiął kooperacji z Polakami na Śląsku i Pomorzu, bo nie
chciał tam ożywiać tradycji polskiego panowania, to poseł d'Avaux zaofiaruje
Władysławowi (według instrukcji z sierpnia 1635 r.) bezwzględne poparcie jego
pretensji do Śląska tudzież wspólną ligę ze wszystkimi francuskimi sojusznikami
w Niemczech, Włoszech i Niderlandach na zasadzie niezawierania pokoju
z Austrią, póki wszystkie pretensje króla polskiego do krajów śląskich nie będą
zaspokojone; wkrótce (w grudniu) już określono kwotę sizbsydium francuskiego
(do 3000000) za 10000 jazdy polskiej i tyleż piechoty.
Pokusa była silna, a jednak okazała się bezskuteczna. Przede wszystkim,
nasz Waza więcej sobie obiecywał po mediacji w wojnie trzydziestoletniej
niż po interwencji zbrojnej. Nie żeby pragnął pokoju w chrześcijaństwie,
przecież właśnie ta wojna zabezpieczyła Polskę od zachodu i podniosła jej
znaczenie. Chciał sławy i korzyści, jakie w roli mediatora mógłby sobie, np.
na Śląsku, wytargować. Utrzymywał we Wrocławiu agenta różnowiercę Szlich-
tynga, przez którego mógł się dowiedzieć, że stany śląskie, zwłaszcza te zbun-
towane, protestanckie, niezbyt się garną pod polskie rządy. W rezultacie wrócą
one do łaski Ferdynanda, ale przy poparciu Rafała Leszczyńskiego. Sejm
polski nie więcej okazał zainteresowania tą sprawą. O wydarciu korony ce-
sarskiej Habsburgom, gdyby nawet rzecz była warta zachodu, trudno było
myśleć, zaś owo upragnione pośrednictwo pokojowe spotykało się w obozie
protestanckim z konkurencją duńską, w katolickim - z papieską.
Co najważniejsze, wszystkie podstawy naturalnego sojuszu Polski z Austrią
istniały bez zmiany i po Sztumskiej Wsi; wciąż można było dużo stracić w ra-
zie przerzucenia się cesarza na stronę Moskwy i wciąż potrzebny był wspólny
front przeciw Szwecji i Turcji. Oto dlaczego w latach 1635-1636 nie doszło
do zwrotu w polskiej polityce zagranicznej; ze wszystkich zabiegów d'Avaux
pozostało trochę jalousie w sercach austriackich i wzmożone w duszy Włady-
sława pragnienie Sląska, które jednak poszuka zaspokojenia na innej drodze.
14. Pakt famiłijny z Habsburgami
Dobijając targu ze Szwecją o żywszy udział w wojnie, Francja zmniejszała
swój nacisk na Władysława IV, przeciwnie, żywo krzątali się celem pozyska-
nia go dyplomaci hiszpańscy i rakuscy. Z początkiem lata 1636 r. król zawia-
domił dwór angielski, że niestety z protestantką żenić się nie może. Szwedzi, przez
14 Władysław interweniował na rzecz śląskich protestantów w 1635 r. Zob. tamże, s. 204.
10 = - Dzieje Polski nowożytnej =- tom I
zwycięstwo pod Wittstock (w październiku), tak mocno stanęli w okolicach
Odry, że z jednej strony Francja obiecała im nie przyznawać Śląska Władysła-
wowi bez ich zgody, z drugiej zgrzybiały cesarz musiał się więcej liczyć z dworem
warszawskim. Pod koniec roku zaszły ze strony Władysława pociągnięcia
dyplomatyczne świadczące o powziętej ważnej decyzji. Ossoliński i o. Walerian
Magni pojechali na elekcję rzymską do Ratyzbony, aby przy sposobności upiec
pieczeń polsko-rakuskąl5; Zadzik i Sobieski zostali wyznaczeni do Kolonii na
traktaty, ale nie pojechali, gdyż Szwecja odrzuciła polskie pośrednictwo. 13
lutego [1637 r.] tajna rada senatu oświadczyła się za małżeństwem króla
z arcyksiężniczką Cecylią Renatą, a przeciw księżniczce de Nevers, po czym
Maksymilian Przerembski, kasztelan sieradzki, pośpieszył do Wiednia, z kondo-
lencją po zmarłym Ferdynandzie [II], z gratulacją dla następcy, Ferdynanda III,
a zarazem miał wymienić ratyfikację układu małżeńskiego i familijnego, jaki
tymczasem ksiądz Magni ukartował dla Władysława z domem Habsburgów.
Na mócy tego układu, datowanego w Warszawie 16 marca 1637 r., Włady-
sław w imieniu całej linii zygmuntowskiej [Wazów], na wypadek jej wygaś-
nięcia odstępował cesarzowi prawa spadkowe do Szwecji, a Ferdynand przy-
znawał mu proporcjonalne prawo do spadku w dzierżawach habsburskich,
ale i to pod warunkiem, że król polski faktycznie odzyska Szwecję. Do tego
celu miał mu cesarz pomagać radą, wpływami i posiłkami, miał dbać o uposa-
żenie rodzeństwa Władysławowego i o dobre dla młodszych królewićzów ożen-
ki. Wreszcie, jeżeli dojdzie do zwycięskiej wojny z Turcją, to królewiczom
wyznaczy się lenna cesarskie ze zdobytych krajów poza sferą dawnej zwierzch-
ności Węgier i Polski; w ostatecznym razie, takim lennem, ale zaleźnym od
Węgra, będą Multany. Dzielono tu skórę na dwóch niedźwiedziach, główny
też sens paktu naszych Wazów z Habsburgami zawierał się w owych przewi-
dzianych uposażeniach i ożenkach.19 sierpnia [1637 r.] 16 królewicz Jan Kazi-
mierz w zastępstwie brata dokonał w Wiedniu aktu zaślubin z Cecylią Rena-
tą, a 12 września odbył się właściwy ślub z weselem w Warszawie; obie strony
zadeklarowały na rzecz królowej, tytułem posagu względnie oprawy, po 100 ty-
sięcy złotych reńskich. W ten sposób przewaga wpływów rakuskich na dworze
warszawskim została ugruntowana aż do śmierci królowej (1644), ale prze-
waga ta nie oznaczała bynajmniej wciągnięcia Rzeczypospolitej w wojnę trzy-
dziestoletnią przeciw Szwecji, Francji i protestantom.
Rozdzia XI
Sprawy wewnętrzne w latach pokoju (od 1645 r.)
l. Doradcy i nadzorcy króla
"
Jeżeli Z muntowi III miano za złe, że słucha "rad kmornych, a nie kon-
stytucyjnych doradców, to za jego syna stosunki te nie doznały poprawy. Mi-
15 J rzeczywistości Ossoliński wyjechał do Rzeszy w czerwcu, a Magni w sierpniu
1636 r. Zob. tamże, s. 209-210.
16 Ślub per procuram odbył się 9 sierpnia tegoż roku. Zob. Polski Slownik Bio-
graficzny, t. 3, Kraków 1937, s. 213.
290
mo przypomnienia w paktach konwentach i obostrzenia w ustawie 1641 r.
przepisów o senatorach rezydentach, którzy mieli wyrażać przeciętną mądrość
stanu szlacheckiego i zespalać króla z narodem, kto inny kierował polityką
królewską, kto inny rządził się na dworze, a jeszcze inni statyści reprezento-
wali opinię.
Jerzy Ossoliński (1595-1650), syn Zbigniewa, wybił się na czoło polityków,
jako dyplomata, potem podkanclerzy (1638), wreszcie jako kanclerz wielki ko-
ronny (1643). W trakcie misji na zachód, bardziej efektownych niż efektyw-
nych: do Anglii w r.1621, do Rzymu (1633, sławny wjazd z gubieniem złotych
podków), do Ratyzbony (1636, niedoszła pacyfikacja Europy) osiągnął tak sze-
rokie horyzonty myśli politycznej jak może żaden poza Zamoyskim kanclerz
polski. Marszałkując na sejmach, przemawiając w izbach, wyrobił się na zna-
komitego mówcę. Obie te kwalifikacje zrobiły go dla króla niezastąpionym
pierwszym ministrem, powiernikiem najskrytszych zamysłów, rzec można, jego
przyjacielem politycznym. Wpatrzony w koniunktury europejskie, pełen wiary
w cuda dyplomacji, patrzył Ossoliński także na sprawy polskie jak na grę
polityczną, zbyt mało zaś wnikał w strukturę państwową i społeczną Polski,
za mało miał czucia z prądami opinu; im pilniej jego bystry wzrok śledził
przyszłość Polski na Bałtyku i nad Morzem Czarnym, tym mniej uwagi po-
święcał przeobrażeniom wewnętrznym narodu.
Na terenie intryg dworskich, w zakresie upodobań niższego rzędu, zaufanie
króla posiedli Kazanowscy: najpierw Stanisław, potem Adam, obaj gładcy
dworacy, zaś drugi - typowy zausznik i faworyt, rozpanoszony na dworze ku
wielkiemu strapieniu królowej. Póki kanclerzem był Piotr Gembicki do 1642 r.1 ',
Kazanowscy wyzyskiwali zawiść, jaka dzieliła tegoż z Ossolińskim; nie rywali-
zował z nim, dbając głównie o interesy rodu i katolicyzmu, pobożny Albrecht
Stanisław Radziwiłł, kanclerz litewski. Tymczasem w kraju największy wpływ
wywierały inne powagi, z początku mówiono o wszechwładnym na sejmach
trJolium, składającym się z Zadzika, Konieepolskiego i wojewody krakowskiego
Stanisława Lubomirskiego; w Małopolsce i na Rusi wielkim mirem cieszył się
Jakub Sobieski, pod koniec kasztelan krakowski. Byli to ludzie naprawdę
poważni, choć nie pozbawieni, jak widzieliśmy w momencie Sztumskiej Wsi,
pewnej pacyfistycznej ociężałości. Gorzej będzie, gdy Zadzik i Sobieski zejdą
z tego świata, a na kresach powyrastają typy magnackie z wymogami państwo-
wymi nie dość zżyte: na Litwie nowy szef kalwinów, Janusz, syn Krzysztofa
Radziwiłła, na Ukrainie Jeremi Wiśniowiecki i Aleksander, syn Stanisława,
Koniecpolski.
2. Gospodarka dworska
Jednym nieszczęściem Władysława było to, że marzył o niedościgłych sukce-
sach, a nie umiał zharmonizować swych marzeń z aspiracjami narodu; drugim,
że chciał działać poza sejmem, wszczynać własne przedsięwzięcia wojenno-
-dyplomatyczne, a środków na nie nie umiał gromadzić. Hojność jego prze-
1' Formalnie Gembicki oddał pieczgć 23 lutego 1643 r. Por. A.S. Radziwiłł dz
cyt., t. 2, Warszawa 1980, s. 341-343.
291
††††††††††††††††††††††††㤲റఊ
chodzi
a w rozrzutność, przybierając nieraz kierunki szkodliwe. Sporo szło na
dwór królewski, na piękne budowle (rozbudowa Warszawy), na kapelg, myś-
listwo, na popieranie artystów, ale nie te wydatki wytrącały z równowagi
budżet królewski i dworowi warszawskiemu, poza momentami wyjątkowych
uroczystości, dużo brakowało do blasku rezydencji zachodnich. Król kochał
się w ludziach wojennych i w kobietach różnego gatunku. Z natury chorowi-
ty, a jednak ożywiony iście wazowskim temperamentem, król traktował ozięble
Cecylię Renatg, uprawiał miłostki pokątne i jak tylko mógł, wyrywał się
z Warszawy do ukochanych puszcz litewskich; białowieskiej, bersztańskiej,
rudnickiej na łowy po nowe wrażenia, skąd wracał nie tyle wypoczęty, ile go-
rzej jeszcze nadszarpnięty. Stąd nieskończone pasmo kłopotów pieniężnych
i zamiast pożądanej swobody dokuczliwa zależność od wierzycieli. Rozwikłać,
ile długów król zaciągał na wojsko lub na inne potrzeby publiczne, ile zaś
na zaspokojenie swych zachcianek, może sig już nigdy nie uda. Nic podobne-
go nie bywało za panowania ojca, ktury zastał skarb wypróżniony, a po tylu
ciężkich przejściach zostawił bądź co bądź 50000 dukatów oszczędności. Nie
potrzeba dodawać, że królewskie życie nad stan działało zaraźliwie na górne
warstwy ludności. Już w pierwszym roku rządów Władysława część klejno-
tów jego poszła w zastaw do Żydów; w 1639 r. była chwila, kiedy cały
dwór formalnie głodował i marznął, wobec czego król musiał błagać sejm
o "wdzięczność", tj. o pokrycie długu dworskiego ze skarbu pospolitego (1641).
Pierwszy apel nie poskutkował, ale za drugim razem (1643), nie bez użycia
fortelu, udało się wyjednać 4000000 złotych "wdzięczności", sumę olbrzymią,
za którą można było zdobyć Inflanty albo stworzyć wielką flotę wojenną,
albo zrobić zamach stanu.
3. Zasady rządzenia
Nie chodziło, rzeez prosta, o zamach absolutystyczny, skoro nie było w Pol-
sce ani jednego zwolennika despotyzmu i skoro Rzeczpospolita nad podziw
swoich i obcych kwitła pokojem i wolnością obok tylu spustoszonych nieszczę-
śliwych krajów rządzonych despotycznie. "Cóż śliższego, cóż niebezpieczniej-
szego nad wolność tak bliską swawoli", rozważał Ossoliński na sejmie 1643 r
.,
"a przecież, gdy patrzymy na inne narody, które państwa swe zasadziły na
jedynowładztwie, jakież tam ruiny, jakie potwory i brzydkie rewolucje? Sama
Polska stoi nieporuszona, a forma naszego rządu szydzi z architektów prasta-
rych i sławnych monarchii". Zazdrościli jej tego szczęścia sąsiedzi, ale nikt nie
zazdrościł słabego rządu. Mądry Oxenstierna z szacunkiem cytuje w szwedz-
kim senacie polskie zasady wolnościowe i mówi, że Rzeczpospolita stałaby się
straszną potggą, gdyby miała bogate mieszczaństwo i gdyby zagarnęła na
rzecz państwa bogactwa kleru. Sejmy, zwłaszcza w latach powikłań wojen-
nych, dochodziły jakoś skutecznie. Gorzej było podczas pokoju: w 1637 r. po
raz pierwszy do udaremnienia uchwał przyczyniła się ręka obca - francuska;
w 1639 r. Jerzy Lubomirski dla salwowania Ossolińskiego, który nietaktem
oburzył na siebie posłów, sam jeden sprzeciwił się dalszym obradom po upły-
wie kadencji, a w 1645 r. izba "milcząco" zakończyła sejm bez uchwał, co nie
oznaczało żadnego liberum veto, tylko stanowiło normalny objaw opozycji
292
przeciw dworowi. W każdym razie zagęszczająca się praktyka udaremniania
sejmów nie wróżyła nic dobrego zwłaszcza ludziom, którzy wiedzieli, z jakim
trudem, skrzypieniem funkcjonuje maszyna parlamentarna i jak uparcie stoi
cała szlachta sejmikowa przy dawnych formach obradowania: jedyne zło wi-
dziano w przeciąganiu sejmów poza ustawowy termin, a nie w tym, że mniej-
szość nie chce ustępować większości; kiedy król i Ossoliński wyjątkowo
w 1646 r. poruszyli sprawę reformy sejmowej, ta ważna inicjatywa utonęła
w gwarze sporów o politykę zagraniczną.
Brakło jakiejkolwiek organizacji opinii publicznej, choćby w formie stron-
nictw oligarchicznych, jakie ujrzy epoka późniejsza: jeszcze szlachta nie szła
tak ślepo za Radziwiłłem, Leszczyńskim, Lubomirskim czy Potockim, jak to
będzie za czasów Jana Sobieskiego, ale już wystygły w tejże szlachcie samo-
rzutne namiętności rokoszowe lub przeciwrokoszowe. Niech się sejmy rozcho-
dzą, byle panował pokój i dobrobyt. Ale z takimi sejmami bez programu
i karności trudno było coś zdziałać w polityce zerunętrznej.
4. Zamiast oświaty politycznej - elita orderowa
I oto król próbuje w 1637 r. stworzyć kadry organizacyjne dworskiego
stronnictwa w formie Kawalerii Orderu Niepokalanego Poczęcia na podobień-
stwo wielkich orderowych zakonów hiszpańskich, na podobieństwo owego za-
konu, który tworzył niedawno w Polsce hrabia Althan. Według statutu ułożo-
nego przez Ossolińskiego, miało być 72 kawalerów (braci) krajowych i 24 za-
granicznych, z królem polskim jako mistrzem na czele. Ślubować mieli bracia
służbę w obronie czci Boga, Marii Panny i Kościoła rzymskiego tudzież
w obronie "królestwa swego całości, zacności i pożytków"; przepisano im ce-
remoniał, strój i hymn zaczynający się od słów: "Niech żyje król ! " Ustano-
wienie takiego zakonu-elity mogłoby się obyć bez uchwały sejmowej, gdyby
znalazło zrozumienie w opinii. Tymczasem potępili kawalerię: Krzysztof Ra-
dziwiłł jako kalwin (ogłosił on osiemnaście Rationes przeciwko Kawalerii)18
i Stanisław Lubomirski jako rzecznik niby równości szlacheckiej, naprawdę
zaś obrońca istniejącej hierarchii możnowładczej. Ogół dostrzegł w projekcie
Ossolińskiego ostrze absolutystyczne tudzież zapowiedź ostrych walk fakcyj-
nych: "Stanie (jak pisał Radziwiłł) fakcja przeciw fakcji, familia przeciw
familii, bo przeciwnicy łączyć się będą w równą kawalerom potęgę, a jeżeli
jej w domu nie znajdą, szukać będą u postronnych".
Sprawa ta odbiła się gromkim echem na sejmie 1638 r. Izba poselska na-
tarczywie żądała czytania protokołów tajnych rad senatu, pomstowała na
Ossolińskiego, świeżo mianowanego podkanclerzym, za stosowanie sumarycz-
nego procesu, który raz użyty przeciw arianom, mógł się i przeciw katolikom
obrócić. Po długich debatach (także nad kwestią gdańską i kozacką, o których
będzie niżej), sejm potępił projekt Kawalerii tudzież unieważnił tytuły zagra-
niczne książąt, hrabiów, baronów itp. Na pocieszenie króla uchwalono dla
królowej hojną odprawę, ale to było nic w porównaniu z pogrzebaniem jego
ls Pismo to znajduje się w licznych rękopiśmiennych odpisach. Sygnatury nie-
których z nich podaje L. Kubala w pracy Jerzy Ossoliński, Warszawa 1924, s. 407-408.
293
†††††††††††††††††††††††㈠㌹ഌ
†††††††††††††††††††††††㤲ളఊ
jedynej zamierzonej wówczas reformy. Lepiej niż kawaleria służyłaby Polsce
szkoła rycerska, jaką po kolei obiecywali zakładać różni elekci (także i Wła-
dysław IV), a jaką założy dopiero ostatni król, prawdziwy wychowawca i re-
formator. Kraj bowiem potrzebował więcej myśli politycznej niż elity orde-
rowej, zaś pod tym względem złote czasy Władysławowe nie przyniosły pra-
wie nic nowego: parę drukowanych rozsądnych wotów kasztelana Mikoła-
ja Spytka Ligęzy (za naprawą sejmów), pewne akcenty patriotyczne w łaciń-
skiej, skądinąd wspaniałej poezji jezuity [Macieja] Sarbiewskiego, wiązanka
trafnych i śmiałych rad Łukasza Opalińskiego w duchu umiarkowanie mo ar-
chicznym (Rozmowaplebana z ziemianinem,1641) 19, to było za mało, aby poddać
narodowi rozwiązanie problemu wolności w władzy, który na swój sposób
rozwiązywali w Europie: Richelieu, Karol Stuart, Oxenstierna, Ferdynan-
dowie.
5. Plany morskie Władysława IV
Niedoszły capitano general2o Morza Bałtyckiego, co to miał (1627) dowodzić
flotą Zygmunta i Habsburgów, wyrósł w polityce morskiej na godnego następ-
cę ostatniego Jagiellona. Pakta konwenta kazały mu Puck ufortyfikować, tu-
dzież ułożyć plan (inibimus rationes) ze stanami koronnymi, "jakoby elassis2l
jaka wedle potrzeby Rzeczypospolitej (przed Sztumską Wsią, w przewidywaniu
więc wojny ze Szwecją) sposobiona być mogła". Użył najprzód inżyniera Fry-
deryka Getkanta (zwanego polskim Archimedesem, choć był to Niemiec znad
Renu) do sporządzenia planów sytuacyjnych Zatoki Puckiej i fortów pruskich;
Belgijczyk Tomasz Pleitner układał plany obrony tejże Zatoki, a Polak Eliasz
Arciszewski, brat słynnego Krzysztofa, artylerzysty, który podówczas w służ-
bie holenderskiej zdobywał Brazylię na Hiszpanach, organizował obronę Wisły
i budował na niej mosty pontonowe. Gorąco popierał te przygotowania Ko-
niecpolski, który domagał się dla Polski floty wojennej, co najmniej 12 okrę-
tów, z bazą w sąsiedztwie Oksywia (zapewne tam, gdzie dzisiaj Gdynia). Że
Puck za mało jest dostępny dla większych statków, wykazały badania Getkan-
ta, toteż król, zasięgnąwszy rady Pleitnera, poszedł za zdaniem Koniecpolskie-
go i dla lepszego zabezpieczenia przyszłego portu zbudował na mierzei Helu
forty Władysławowo (koło dzisiejszych Chałup) i Kazimierzowo (koło Kuźnic).
Z pomocą gdańskiego kupca Hawela nabył po cichu w Gdańsku pewną liczbę
okrętów, a dopiero mając ich tuzin wznowił dawną zygmuntowską komisję,
czyli admiralicję, pod przewodnictwem Gerarda Denhofa, starosty kościerzyń-
skiego. Nie posłużyła tu nowa flota do walki o tron szwedzki, bo naród wojny
nie chciał, podobnie jak sprowadzone czajki Wołka nie zdążyły przed Sztum-
ską Wsią pokazać swej sprawności, ale król obliczał swoje plany nie na jedną
tylko potrzebę. Flota, stworzona prawie bez udziału rdzennych Polaków, mia-
ła ugruntować na rzecz Polski owo dominium maris, które na przekór Gdań-
19 Ł. Opaliński Rozmowa plebana z ziemianinem albo dyszkurs o postanowieniu
teraźniejszym Rzeczypospolitej i o sposobie zawierania sejmów, (b.m.w.) 1641.
20 (lac.) dowódca floty, admirał.
21 (łac.) flota.
294
skowi sformułowali Karnkowski i towarzysze, a z którego zbyt łatwo zrezy-
gnował król Stefan. Chodziło głównie o to, skąd poza nieczułym sejmem zdo-
być środki na politykę morską.
6. Zatarg o cło gdańskie
Traktat w Sztumskiej Wsi pozwalał królowi przez lata pobierać w portach:
gdańskim, pilawskim, kłajpedzkim i libawskim cło w wysokości 41/2 o/o. Wła-
dysław zdał ten pobór na Jerzego Hawla, aIe i sam z Ossolińskim przybył do
Gdańska, aby tam stwierdzić swoje ius maritimum22; magistrat wypłacił mu
800000 złotych, kiedy król oświadczył., że rezygnuje z cła. Cofnął jednak swą
rezygnację; owszem, z jego polecenia Ossoliński na sejmie w maju tegoż
roku23 rozwinął wspaniały program morski, w którym wykazywał, ile zysku
miał Gustaw Adolf z portów pruskich i ile mogłaby go mieć Polska (6 milio-
nów rocznie), i to bez większej ofiary z kieszeni mieszkańców, ponieważ cło
faktycznie dałoby się przerzucić w cenach towarów na ich odbiorców zagra-
nicznych. Jeżeli kurfirst ściąga cło w Pilawie, a gdańszczanie wymyślają sobie
(poza udziałem w pfalgeldzie) różne anlagi i zulagi, toć słuszna, aby i król
polski z tego źródła korzystał, choćby dla obrony granic. Wywody te przeko-
nały większość sejmu, tylko posłowie pruscy pouczeni przez gdańszczan sta-
wili opór, wobec czego w konstytucji użyto zwrotów dwuznacznych: Król
i Rzeczpospolita, na podstawie swego dominium maris, ułożą plan (znów:
inire modos et rationes24), jak wybierać owe cła bez naruszenia przywilejów
szlacheckich lub miejskich.
Zaraz po weselu króla z Cecylią Renatą Ossoliński, Denhof, podskarbi [Jan
Mikołaj] Daniłowicz przybyli do Oliwy, aby zarządzić pobór ceł. Kilka okrę-
tów królewskich zagrodziło wejście do portu; przy grzmocie dział ogłoszono
dominium maris i powierzono pobór ceł braciom Springom. Jeden z nich,
Arend, wpłynął podstępem do Pilawy i spóbował tam również założyć kró-
lewską koronę, ale spotkał się z oporem władz elektorskichz5. Jeszcze moc-
niej oparli się gdańszczanie. Rozesłali oni posłów do Francji, Anglii, Holandu,
Danu, Hanzy, prosząc o interwencję; zresztą i własne ich środki obronne góro-
wały bezwzględnie nad tymi siłami, których król mógł użyć bez czynnego po-
parcia Rzeczypospolitej, a Władysław nawet załogi swych kilku statków nie
nauczył jeszcze posłuszeństwa. Apelował i król do zagranicy, ale bez skutku.
1 grudnia [1637 r.] kapitan duński [Mikołaj] Kock wpadł nagle do Zatoki
Gdańskiej i zniósł królewską eskadrę, po czym wprowadził do Gdańska 40 ok-
rętów cudzoziemskich bez cła.
Zniewaga była straszna: wyszło nawet na jaw, że cała prawie Europa Za-
22 łac.) prawo morskie.
23 Władysław zobowiązał się, że zrezygnuje z ceł w lutym 1636 r. zaś sejm, pod-
czas którego wniesiono propozycjg wprowadzenia ceł, odbył się od 3 do 18 czerwca
1637 r. Zob. W. Czapliński W adyslaw ITi..., s. 217-218 i 229-230.
24 łac.) dosłownie: rozważyć sposoby i racje.
25 W Pilawie próbował założyć komorg Abraham Spiring. W. Czapliński Polska
a Prusy i Brandenburgia za Wladyslawa ITi, Wrocław 1947, s.199.
295
†††††††††††††††††††††††㈠㔹ഌ
††††††††††††††††††††††††㤲വఊ
chodnia przeciwna jest planom królewskim, każde bowiem państwo woli spro-
wadzać polskie towary tudzież dostarczać Polsce swoich bez opłaty ceł. Z in-
teresem handlowym łączył się tu polityczny, gdyż domyślano się, że Włady-
sław IV powziął swój plan za namową Habsburgów: dlatego poseł francuski
[Karol] d'Avaugour użyje na sejmie 1638 r. wszelkich argumentów, aby sena-
torom tę politykę morską wyperswadować; nie protestowała tylko Szwecja,
bo sama stosowała w portach jeszcze bezwzględniejszy fiskalizm. Właśnie ów
opór Zachodu powinien był przekonać szlachtę, że cło nie ją obciąża, ale
zagranicę, i że we własnym interesie finansowym powinna popierać dążenia
króla. W tym duchu gorące kazanie wygłosił na mszy przedsejmowej Sar-
biewski. Na sejmie 1638 r. ganiono jednak ostro lekkomyślne przygotowania
imprezy (Zadzik, Albrecht Stanisław Radziwiłł, Daniłowicz), za to Gembicki
i Ossoliński ostro odpierali obcą ingerencję do tej wewnętrznej sprawy pol-
skiej. Z duńskim pamfletem Mare Balticumz6, gdzie tylko Danii przyznawano
prawo władztwa nad Bałtykiem, polemizował dwór polski w broszurze Anti-
mare Balticum2 , wywodząc, że każdy kraj i nawet miasto np. Ryga, Rewel,
Szczecin, panują nad swoim wybrzeżem i przyległymi wodami. Oczywiście
jednak nie papierowe wywody rozstrzygnęły. Sejm ten walczył o różne rzeczy:
o tytuły, sądy, Kawalerię, tylko nie o prawo Polski do morza. Przekazano sprawę
cła ogromnej komisji sejmowej, której nie uzbrojono w żadne środki egzeku-
cyjne, a tymczasem król, niby to sądząc gdańszczan o zbrodnię zelżonego
majestatu, za kulisami targował się z nimi o odstępne, aż wytargował z cza-
sem (1639) - 600000 talarów. Flota duńska póty krążyła naprzeciw Gdańska,
aż król zrezygnował z wielkiej polityki morskiej, zachowując tylko prawo do
ceł wschodniopruskich. Zwrócone okręty skończyły śmiercią naturalną.
7. Sprawy kozackie
Upamiętnił się tenże sejm 1638 r. osobliwym rozwiązaniem innej kwestii,
nabrzmiałej od lat 20, a ostatnio odroczonej w bezkrólewiu. Wśród Koza-
czyzny wystąpiły po buncie Tarasa dwa sprzeczne kierunki czy też odcienie:
zamożniejsza i bardziej wykształcona starszyzna grawitowała ku Polsce; po-
spólstwo ciągnęło ku Moskwie (jeszcze nie ku Turcji). Skoro pułkownikom
i starszyźnie, jak perswadowali nasi komisarze, brakło tylko klejnotu do zu-
pełnego szlachectwa, nadać im było owe herby z samorządem sejmikowo-są-
dowym i stałoby się zadość zasadzie "wolni z wolnymi", która tak mocno
Litwę do Korony przywiązała. Zamiast tego, jak wiemy, konwokacja zbyła
postulaty kozackie przykrym dowcipem o paznokciach, co tak oburzyło ode-
pchniętych, że się zbiegli z różnych chutorów w liczbie około 30000 i mało
brakowało, aby się rzucili za dopuszczeniem popów do "ratowania cerkwi"
przez rabunek dworów. Starszyzna uspokoiła rozruch, puszczając pogłoski
o Tatarach i rozesłała pułki na leże. Nawet wyższe duchowieństwo dyzunickie
bało się tych burzliwych obrońców, skłonnych do rewolucyjnych wystąpień.
26 Mare Balticum id est historica deductio..., [b.m.w.),1638.
2 J. Pfenning Antimare Balticum seu brevis et analytica Recapitulatio Tractatus
nuper editi, cuius titulus est Mare Balticum..., [b.m.w.) 1640.
296
Wojna moskiewska dała upust temperamentom, ale pokój z Turcją znów za-
ognił na Ukrainie stosunki.
Zgodnie z tym traktatem sejm 1635 r. (od stycznia do marca) wydał szereg
zarządzeń celem poskromienia swawoli. Zagrożono Kozakom odebraniem
wszystkich przywilejów, jeżeli naruszą pokój sąsiedzki z Turcją; kazano sta-
rostom pilnować, aby Zaporożcy nie gotowali drzewa na czółna ani też amunicji;
miastom zalecono pohamowanie zbiegostwa na Niż, szlachtę, która by towarzy-
szyła Kozakom w imprezach łupieskich, postanowiono traktować jako zdraj-
ców; hetmani dopilnują, aby wojska zaporoskiego było nie więcej jak 7000, w tym
1000 najpewniejszych, rejestrowych, według wyboru komisarzy Rzeczypospoli-
tej. Do poparcia tych uchwał zbudowano kosztem 100000 złotych, po części
prywatnym nakładem Koniecpolskiego, przy pierwszym porohu Dniepru zamek
Kudak. Zaczynał tę robotę Getkant, kończyli Francuzi: [Wilhelm] Beauplan
(autor znanej Descriptio Ucrainae)2s i [Jan] Marion, z zastosowaniem nider-
landzkiej sztuki fortyfikacyjnej. Zanimjednak ukończono budowę i zaopatrzono
zamek w artylerię i wojsko, zdobył go we wrześniu i zniszczył wycinając załogę
(200 ludzi) znany z chadzek na Czarne Morze watażka [Iwan] Sulimaz9.
Pogromu dokonały tłumy nierejestrowe, toteż gdy Koniecpolski wrócił z Prus na
Ukrainę, rejestrowcy sami uśmierzyli winowajców i hersztów wydali rządowi;
Sulimę, nie bacząc na wstawiennictwo króla, ścięto i ćwiartowano, a na miejscu
rozwalonego Kudaku zaczęto budować nowy, staraniem Getkanta, co potrwało
aż do 1639 r. Załogę utworzono z najlepszych i najlepiej zaopatrzonych żołnierzy.
Zamek strzegł zarazem pokojowych stosunków z Turcją i osłaniał polską pracę
cywilizacyjną przed inkursjami Tatarów oraz wybuchami Kozaków.
8. Bunty Pawłuka [Pawła Michnowicza Buta]
i Ostranicy [Jakuba (Jacka) Ostrzanina]
Znów jednak przed ukończeniem dzieła doszło na Ukrainie do zaburzeń,
teraz wielekroć poważniejszych. Nie widać zgoła, żeby przez te lata wzmagał
się ucisk społeczny panów nad chłopami; również najcięższe dla prawosławia
lata po unii brzeskiej minęły. Ale szła naprzód kolonizacja, coraz mniej było
pustek, coraz bezwzględniejsza walka o ziemię i coraz gęstsza masa ludowa,
złożona w znacznej mierze z bujnych ryzykantów, zbiegłych przestępców, po-
przetykana żywiołem wolnym, miasteczkowym, na prawie magdeburskim
osiadłym. Kto z całej Polski czy Moskwy zbiegał na Ukrainę, ten szukał swo-
body, a nie bał się przygód; w sąsiedztwie tatarskim każdy z konieczności
chował jakąś broń trudno było mu tego zakazywać. Gdy zamiast łupu i swo-
body napotykano przymus, rozpalały się iskry buntu.
2s Pierwsze wydanie zatytułowane prawdopodobnie Description des contrees du
Royaume de Pologne contenues (...). Par le sieur de Beauplan, A. Roaen 1651. O kolej-
nych wydaniach tego dzieła, w tym i o polskich, zob.: Eryka Lassoty i Wilhelma
Beauplana opisy Ukrainy, Warszawa 1972, s. 42 5.
z9 Powstanie Sulimy rozpoczęło się w sierpniu 1635 r. zdobyciem Kudaku, wy-
gasło ostatecznie w listopadzie tegoż roku. Zob. Istoria Ukrainy w dokumentach
i materialach, t. 3, Kiev 1941.
297
†††††††††††††††††††††††㈠㜹ഌ
††††††††††††††††††††††††㤲ഷఊ
Więc w dwa lata po Sulimie chwyta za broń towarzysz jego Pawluk, a idą
za nim także podrażnieni zakazem warzenia trunków i opóźnieniem żołdu re-
jestrowi. Pawluk z "wypiszczykami", tj. wykreślonymi z rejestru, pomknął
ku ścianie tatarskiej, porwał z Czerkas artylerig i udał się na Zaporoże. Ude-
rzywszy na Korsuń, rozbroił hetmana [Wasyla] Tomilenkę, porwał z sobą
część rejestrowych i duże tłumy hajdamaków. Na Zadnieprzu, w Borowicy3o,
partyzanci Karp] Skidan i Bychowiec wymordowali w sierpniu starszyznę
rejestrową owstańcom nie szło o wyzwolenie kraju z obcej niewoli; chcieli
podobno pohulać na Czarnym Morzu, a potem poddać się Moskwie. Widząc,
że łagodniejsze środki nie skutkują i że pożoga szerzy się i niszczy jeden po
drugim dwory polskie, król kazał w listopadzie wśzystkim wojskom śpieszyć
na Ukrainę. Kampanię poprowadził hetman polny Mikołaj Potocki, lepszy
uśmierzyciel niż wódz. Wojsko niepłatne (4000 żołnierzy) raz po raz odmawia-
ło służby i były chwile, kiedy mu Potocki z odkrytą głową dziękował jakby
za łaskę wyświadczoną ojczyźnie. Wreszcie pod Kumejkami 16 grudnia 1637 r.
doszło do bitwy z przeważną, 20-tysięczną siłą Pawluka. Dzięki lepszemu
uzbrojeniu rozbito wroga i osaczono go w Borowicy. Pawluk, zrzucony z do-
wództwa, daremnie próbował się wymknąć. Gromieni ogniem działowym Ko-
zacy błagali o miłosierdzie, przyjęli nowego atamana w osobie Ilijasza Ka-
raimowicza; kapitulację podpisał w imieniu nowej starszyzny pisarz wojska
zaporoskiego, Bohdan Chmielnicki.
Wtedy to sejm [1638 r.], dogadzając mściwym instynktom ziemian kreso-
wych, wydał nową ordynację dla zredukowanego rejestru, którą odebrał Ko-
zakom prawo do wyboru hetmana, postawił nad nimi komisarza szlachcica
obieranego przez sejm; wszystkie włości rejestrowych skoncentrował koło
Trechtymirowa, a resztę Kozaczyzny "obrócił w chłopy", tzn. zostawił jej
drobne posiadłości z obowiązkiem pańszczyzny i danin. Komendant Kudaku
miał wydawać Kozakom paszporty, a wałęsających się bez pozwolenia karać
śmiercią. Że uśmierzaniu band towarzyszyły liczne okrucieństwa, nie potrzeba
dodawać3 I.
Ledwo lody puściły i ziemia rozmarzła, rzucili się Kozacy do nowej rozpa-
czliwej walki (celowali jak wiadomo, w obronie okopowej). Tym razem pło-
mień ogarnął głównie Zadnieprze, sercem jego stała się Hołtew, miasto Wiś-
niowieckich, a jako następca straconego Pawluka wystąpił Ostranica albo Os-
trzanin (z miasteczka Oster). Sytuacja była tym groźniejsza, że zewsząd zry-
wały się nowe watahy powstańców, zagrzane płomiennym manifestem Ostrza-
nina (z Bazawłuku, 20 marca) [1638 r.]; mniej teraz akcentowali Kozacy stro-
nę wyznaniową, więcej społeczno-narodową, nie pomijając i osobistej krzyw-
dy Ostrzanina, a bagatelizując znaczenie klęski Pawluka. Pierwszy atak na
świetnie umocnione miasto (Kołki) wykonał 6 maja Stanisław Potocki, nie-
fortunny wódz spod Górzna; Polacy, krwawo odparci, zaczęli się cofać ku
Łubniom. Tam z kolei Ostrzanin, nieostrożnie atakując przed nadejściem Pu-
tywlca i Siekierawego, poniósł porażkę, po czym Polacy zamknęli Putywlca,
30 Borowica leży na prawym brzegu Dniepru, czyli na Podnieprzu.
31 jedług tej ordynacji starszego rejestru miał mianować król na czas od sejmu
do sejmu (w praktyce co 2 lata), a włości rejestrowi mogli posiadać tylko w staros-
twach: czehryńskim, czerkaskim i korsuńskim. Por. Tiolumina Legum, t. 3, Petersburg
1859, s. 440.
298
a gdy go wydano na śmierć, wzięli jego tabor przez kapitulację i zdradziecko
wymordowali jeńców. Rzuciły się komendy za przewodem Jeremiego Wiśnio-
wieckiego tępić rozpierzchłe gromady; Ostrzanin, nie mogąc się utrzymać na
Zadnieprzu po zniesieniu przez Jaremę Siekierawego, pomykał na południe
ku Żołninowi, skąd po ciężkich walkach uciekł na stronę moskiewską. Zastą-
pił go [ ymitr] Hunia, dzielny i biegły w sztuce inżynierskiej. Ten, okopawszy
się między Dnieprem i Starcem, wytrzymywał nacisk 10000 żołnierstwa przez
półtora miesiąca; "gotowiśmy pomrzeć i jeden na drugim swoje głowy poło-
żyć, ani takie przymierze, jak spod Kumejek mieć", mówili Kozacy, obsta-
jąc przy wszystkich swoich wolnościach. Dopiero gdy ostatnie odsiecze Sawy
i Fiłoneńki poniosły klęskę, zgodzili się przekazać całą swoją sprawę komisji
w Masłowym Stawie. Z rozbrojonymi (9 sierpnia)32 "najniższymi podnóżkami
J.Kr. Mości" twardo się rozmówiły władze magnackie Rzeczypospolitej. Ko-
misja w grudniu wyznaczyła im komisarza Piotra Komorowskiego i pułko-
wników ze stanu szlacheckiego. Grunta zagarnęli Wiśniowieccy, Potoccy, Ka-
linowscy, Koniecpolscy. Zabroniono Kozakom nawet polowania i rybołówstwa.
Ostrzanin i Hunia otrzymali nadania w Moskwie, ale tam marnie skończyli
żywot wśród krwawych osobistych porachunków.
9. Sprawy wyznaniowe
Król Władysław śledził tragedię ukraińską ze sprzecznymi uczuciami: nie
mógł nie pragnąć uśmierzenia buntu, który grozi oderwaniem od państwa
ogromnych, najżyźniejszych dzielnic - wszak Ostrzanin, siedząc w Hołtwi,
rozdawał już na papierze swym stronnikom jednemu Kijów, innemu Pere-
jasław itd., ale miał dużo zrozumienia i współczucia dla krzywdy chłopskiej.
Pozostały po nim liczne rozporządzenia i listy, rzekłbyś odgłosy rozmów, ja-
kie w dzikich ostępach prowadził z chłopami i mieszczanami białoruskimi,
gdzie wyrzuca panom różne skargi uciemiężonych, zabrania ich gnębić, wyzy-
skiwać lub mścić się nad suplikantami. Gdy nie mógł nic poradzić na spo-
łeczną bolączkę Rzeczypospolitej, starał się przynajmniej złagodzić w niej
walki i prześladowania z powodu wiary. Starania te krzyżowały się wielorako
z polityką papieską, z akcją jezuitów i z bojowym zapędem działaczy unic-
kich na Rusi. W całym splocie stosunków wyznaniowych nie zawadzi, dla
większej jasności, wyodrębnić 3 zagadnienia.
a) Stosunek króla do Rzymu. Nie załatwiony od 100 lat spór stanu świeckie-
go z duchownym odezwał się zaraz na początku nowego panowania wśród
postulatów egzekucyjnych, zwanych, jak wiemy, egzorbitancjami. Chciano za-
kazać apelacji do Rzymu od sądów duchownych, uregulować dziesięciny i za-
kazać duchowieństwu nabywania majątków, wreszcie poprzeć Akademię Kra-
kowską w sporze z jezuitami, którzy wbrew jej przywilejom zakładali szkoły
w Krakowie. Te sprawy, obok innych jeszcze ważniejszych, dotyczących to-
lerancji religijnej, przedłożył Ossoliński papieżowi Urbanowi VIII podczas
swej słynnej misji w 1663 r. Poseł w przepysznej mowie podniósł znaczenie
Polski jako głównej na wschodzie ostoi katolicyzmu i uzyskał w sprawach
32 gapitulacja na uroczysku Starec nastąpiła 7 sierpnia 1638 r
299
†††††††††††††††††††††††㈠㤹ഌ
††††††††††††††††††††††††㤲ഹఊ
"kompozycyji inter status"33 zadowalające na pozór oświadczenia (choć
oczywiście księżom nie zakazano przyjmowania pobożnych zapisów itd.).
Trudniejsza sprawa unii i dyzunu, jak zobaczymy, zdążała ku rozstrzygnię-
ciu poza Rzymem. Poprawne stosunki z papieżem zamąciły się, kiedy na
posterunek nuncjusza przybył hardy i nieustępliwy [Mariusz] Filonardi.
Nuncjusz ten 26 lutego 1642 r. założył protest przeciw pewnym ustępstwom
króla na rzecz różnowierców, ale nie znalazł prawie żadnego poparcia (po-
za Albrechtem Stanisławem Radziwiłłem) nawet u gorliwych katolików,
jak Ossoliński, ba, nawet u biskupów. Urażony papież bardzo szorstko
odmówił kapelusza kardynalskiego paru proponowanym kolejno przez
Władysława kandydatom, bo, jak mówił, królów elekcyjnych nie można
równać z dziedzicznymi. Doszło do tego, że król przestał mówić z nuncju-
szem, a papież nie dopuszczał do siebie posła polskiego. Na radzie senatu
odczytano przejęte listy nuncjusza, gdzie ów pisał, że król jest głównym
opiekunem heretyków, schizmatyków, że nic w Polsce nie znaczy, bo w naj-
mniejszej rzeczy zależy od woli senatu i pijanej szlachty. Wielkopolanie
wprost zażądali skasowania zdobytej nuncjatury, ponieważ prymas mo-
że reprezentować papieża jako legatus natus. Cały też senat zażądał od Urba-
na odwołania Filonardiego. Ów spróbował się zemścić, grożąc interdyktem
każdemu, kto spróbuje na rozkaz króla burzyć kilka domów na placu
Zamkowym, gdzie właśnie wznoszono pomnik Zygmunta III. Domy zbu-
rzono, a nuncjusz wyleciał z Polski ze wstydem. Za przykładem senatu
także synod prowincjalny oświadczył się po stronie króla, a stosunki dyplo-
matyczne Polski z Rzymem były zerwane aż do śmierci Urbana VIII (1645)34.
Już przebieg tego zatargu rzuca znaczące światło na-
b) Stosunek króla do dyzunitów. Władysław z politycznego punktu widze-
nia uważał unię za dzieło zasadniczo słuszne, ale w wykonaniu całkiem chy-
bione. Zakrawało na to, że unia zamiast przywiązać do państwa całą ludność
ruską i białoruską kresów, rozbijała ją na żrące się ze sobą wyznania; gwałt,
podstęp, najtańsza demagogia decydowały często o sprawach, które winny
były zależeć od sumienia i myśli wierzących. Zdało się królowi, że zdoła jesz-
cze zakorzenione zło odrobić. "Życząc, aby na wstępie szczęśliwego panowa-
nia [...] żadnego uszczerbku w sumieniu swym o wiarę, która jest darem
Bożym, nikt nie ponosił", regulował król przywilejami spory o cerkwie i szko-
ły w miastach królewskich, a ilekroć rzecz okazywała się zbyt skompliko-
wana, delegował na miejsce komisje, które stwierdzając liczebną przewagę
schizmatyków, przysądzały im nieraz (tylko nie na pograniczu białoruskim)
większość świątyń. Ułatwiał Władysław prawosławnym zakładanie szkół "nauk
wyzwolonych, języków wszelakich" i seminariów; bractwu mohylewskiemu
przyznał prawa stauropigii; dopuszczał do kanonicznego wyboru władyków;
rozstrzygnął, że na Białorusi ma być dwóch metropolitów: unicki w Połocku
i dyzunicki w Mohylewie. Koroną tej planowej pracy nad odbudową prawo-
sławia było założenie w 1635 r. metropolu dyzunickiej w Kijowie, której
pierwszym piastunem został uczony Piotr Mohyła, syn hospodara mołdaw-
33 lac.) między stanami.
34 Urban VIII zmarł 29 lipca 1644 r., a podany przez Konopczyńskiego 1645 r.,
to rok przybycia do Polski nowego nuncjusza, Jana de Torres, czyli rok oficjalnego
wznowienia stosunków.
300
skiego, wnet założyciel Akad' mit Mohylańskiej, która dla kultury polskiej
na Rusi w elkie odda zasługi.35
Władysław zmierzał dalej, a cel swój ujawnił w uniwersale wileńskim
5 września 1636 r.: ponieważ najgłówniejszy szkopuł niezgody między wyzna-
niami greckiego obrządku stanowi podległość jednych papieżowi, drugich pa-
triarsze carogrodzkiemu, więc najlepiej mieć swego patriarchę "doma" i roz-
strzygać swe sprawy na wspólnych synodach. Oderwana od Konstantynopola
i skupiona koło własnej głowy autokefaliczna hierarchia prawosławna, sądził
król, z konieczności zbliży się do Kościoła rzymskiego, a jej owieczki prze-
staną wichrzyć, agitować i szpiegować na rzecz Moskwy. Motywy króla były
bardzo ludzkie i zrozumiałe; oczywiście jednak Rzym nie mógł ani tak zlekce-
ważyć, jak czynił Władysław, strony dogmatycznej sporu, ani przejść do
porządku nad czterdziestoletnią pracą unijną w Rzeczypospolitej, a i z pol-
skiego stanowiska można było pytać, czy owa praca nie zapobiegała właśnie
oddaleniu, może oderwaniu od Polski ogółu ludności ruskiej, i czy na przy-
szłość podnieta dana prawosławiu wyjdzie na korzyść państwu, jeżeli tym
lekarstwem nie można było usuwać antagonizmów społecznych i politycz-
nych, zwłaszcza między Ukrainą a rdzenną Polską. Duchy, które król wy-
czarował, nie dały się za jego panowania okiełznać; gwałty i namiętne pole-
miki trwały dalej; sam Mohyła nie gardził upominkami z Moskwy. Do usta-
nowienia patriarchatu w Kijowie nie doszło, a metropolia kijowska rewolu-
cyjnym fermentom na Ukrainie po śmierci Władysława nie ośmieli się przeciw-
działać.
c) Stosunek do dysydentów. Także protestanci, szczególnie kalwini, nabrali
za Władysława lepszej wiary w swoją przyszłość i tutaj również król okazał
śmiałą inicjatywę w kierunku powściągania namiętności religijnych. Po zaj-
ściach "świętomichalskich" w Wilnie, gdzie obie strony nawzajem siebie pro-
wokowały (1640), sejm, podrażniony butną postawą Krzysztofa Radziwiłła,
uchwalił zburzenie tamże zboru kalwińskiego, pozwalając wybudować inny
za obrębem właściwego miasta36. Król się nie oparł naciskowi obozu kato-
lickiego, ale w innym wypadku, gdy wina była wyraźnie po stronie katoli-
ków, ponieśli winowajcy w liczbie 15 drakońską karę śmierci. Korzystali kal-
wini i luteranie z zupełnej autonomii wyznaniowej, której organem były rok-
rocznie odbywane synody. Mimo to, podcinani przez umiejętną propagandę
jezuitów, protestanci w kraju topnieli; nic dziwnego, że ich też do senatu
coraz mniej trafiało. Stary [Krzysztof] Radziwiłł umarł 19 września 1640 r.,
podobno zmartwiony obrotem owej sprawy świętomichalskiej, arian po daw-
35 De facto hierarchia została wskrzeszona w 1633 r. zaś uznana przez sejm 1635 r.
Na czele jej stał metropolita kijowski, na Białorusi nie było natomiast odrębnych
metropolii, a istniało trzymane przez unitów arcybiskupstwo połockie i utworzone
w 1633 r. dla dyzunitów władyctwo mścisławskie z siedzibą w Mohylewie. Kolegium
Kijowskie, zwane później Akademią Mohylańską, zostało założone w 1631 r. Zob.
J. Dzięgielewski Polityka wyznaniowa Rzeczypospolitej w latach panowania Wlady-
s2awa Ili, maszynopis rozprawy doktorskiej w Bibliotece Instytutu Historycznego Uni-
wersytetu Warszawskiego (sygn. P.Dr 143), s.11 113,130.
36 Sprawa ta wynikła w związku ze zbezczeszczeniem figur w kościele Św. Michała
strzałami wypuszczonymi z terenu zboru wileńskiego (październik 1639 r.), zaś o tym,
że zbór miał zostać przeniesiony poza mury miejskie, zadecydował sąd sejmowy.
Zob. tamże, s. 201-204.
301
††††††††††††††††††††††††〳റఊ
nemu wyrzekały się wszystkie wyznania, nic też dziwnego, że kiedy raz zda-
rzyło się, że uczniowie szkół rakowskich znieważyli krucyfiks, sejm 1638
uchwalił zburzenie sławnego ogniska wolnej myśli i nikt sig za pokrzywdzo-
nymi nie ujął.
Władysława spory teologiczne zawsze drażniły, a im mocniej na zachodzie
polityka świecka brała górę nad pobudkami wyznaniowymi, tym bardziej
pragnął się popisać swoją własną oraz polską kulturą polityczną, która umie
walczyć argumentem, a nie tylko ogniem i mieczem, jak to było w Niemczech.
Z takiej pobudki zrodziło się słynne colloquium charitativum3 w Toruniu
1645 r. Osobliwością jego było nie to, że się odbyło bez zaburzeń, ale to,
że je zaaranżowano tak późno, po różnych od dawna zdyskredytowanych na
Zachodzie próbach zbiorowych dysput między katolikami i heretykami. Rzym
(papież Innocenty X od października 1644) pozwolił na próbę, wiedząc, że
turniej trzech wyznań przypadnie na korzyść najstarszego i najgłębiej ugrun-
towanego; zresztą król z góry uspokoił życzliwego Polsce papieża, że sprawy
sporne po colloquium jemu pozostawi do rozstrzygnięcia. Właściwym inicja-
torem zjazdu był teolog [Bartłomiej] Nigrinus, ex-kalwin nawrócony na wiarę
rzymską, który też robił nadzieję, że współbracia pójdą za jego przykła-
dem3s. Dlatego ułożono podczas sejmu 1645 r. wyznanie wiary katolickiej
w powściągliwych wyrazach. 25 sierpnia zasiadło w sali ratuszowej toruńskiej
25 teologów katolickich, 28 augsburskich i 24 reformowanych. W prezydium
mieli miejsce obok Ossolińskiego, przewodniczącego, dyrektor katolików [Je-
rzy] Tyszkiewicz, biskup żmudzki, Zbigniew Gorayski dyrektor kalwinów
i Zygmunt Guldenstern, dyrektor luteran. Przysłuchiwało się mnóstwo gości
z kraju i z zagranicy. Cóż, kiedy już termin "tolerancja" użyty w mowie
Ossolińskiego nie podobał się różnowiercom (woleli oni mówić o pokoju wśród
równouprawnionych wyznań), a wzmianka o "tyrańskim kościele Antychry-
sta" w wykładzie kalwinów wywołała zrozumiałe oburzenie katolików. Król
nie chciał dopuścić do krytyki wzajemnej trzech wyznań, a kiedy Ossoliński
na tej podstawie zganił kalwinów, sam został zganiony przez Władysława.
Rozjechano się "po przyjacielsku i uprzejmie za powagą Króla i łagodnością
biskupa żmudzkiego". Tzw. "ireniści", tj. głosiciele pojednania wyznań, ucz-
niowie słynnego Hugona Grocjusza ( 1645), pochwalili dobre chęci Włady-
sława IV, ale ich prawie nigdzie nie naśladowali.
Frontem na Wschód
10. Konflikt z Francją
Jest rzeczą charakterystyczną, że od chwili stanowczego przejścia Włady-
sława IV na stronę habsburską nadzieje związane z tą orientacją kolejno się
rozwiewają, sukcesy są połowiczne, zawody następują jedne po drugich. Można
3' (łac.) rozmowa przyjacielska.
3s Współcześni historycy są zgodni, że inicjatorem był sam król. Por. J. Dzięgielew-
ski dz. cyt., s. 218 przyp.18.
302
to było rowierzchownie tłumaczyć złym wyborem sojusznika; naprawdę jed-
nak po Sztumskiej Wsi Polska stała się z własnej woli ociężałą masą, która
nie chciała mieszać się do spraw europejskich po żadnej stronie, a którą
wiry wschodnie coraz mocniej porywały za sobą. Habsburgom coraz dalej
było do zwycięstwa, jak i naszym Wazom do Szwecji, a kardynał Richelieu
miał długie ręce.
Królewicz Jan Kazimierz (ur. 22 marca 1609 r.) naraził mu się już tym, że
w 1635 r., kiedy Francja rozpoczynała wojnę z Cesarstwem, wstąpił jako
ochotnik do armii Ferdynanda, gdzie miał dowodzić polskim zaciągiem; fak-
tycznie w paru bitwach na czele kirasjerów cesarskich nadstawiał bez powo-
dzenia karku za sprawę rakuską. Po pakcie familijnym przymówił się o order
Złotego Runa i o wybitne stanowisko na dworze madryckim. Po Trzech Kró-
lach 1638 r., jako przyszły wicekról Portugalii i admirał króla hiszpańskiego,
pojechał z posłem królewskim [Janem Karolem] Konopackim na Wiedeń, Me-
diolan i Genuę wojować z Holendrami i Szwedami. Potem na genueńskim
okręcie płynął wzdłuż wybrzeży francuskich, zaglądał do Marsylii i Tulonu,
oglądając urządzenia portowe i flotę. Władze francuskie, niezależnie od po-
budek zemsty (za odrzucenie ręki Ludwiki Marii przez Władysława), słusznie
uznały takie oględziny za niedopuszczalne i 8 maja komendant twierdzy
Tour de Bouc uwięził królewicza pod groźbą zatopienia z nim razem genueń-
skiego okrętu. Wśród niesłychanych zniewag i przekleństw ciżby przewieziono
"szpiega hiszpańskiego" do pałacu Salon pod Marsylią i odtąd zaczyna się
jego dwuletnie więzienie we Francji. Jan Kazimierz próbował uciekać, a nie
miał dość charakteru, by nie zdradzić nazwiska człowieka, który mu w tym
miał pomóc, ponieważ zaś mógł przekupywać stróżów obietnicami, więc prze-
wożono go z miejsca na miejsce (do Cisteron, do Vincennes), świadcząc mu
podczas przejazdów wszelkie honory, urządzając dlań bale i polowania, aby
nie gorszyć pospólstwa poniżeniem monarszej krwi; za to długie miesiące,
które więzień przebywał na jednym miejscu, pełne były wszelkiej udręki. Sie-
dział Jan Kazimierz w chłodnej celi, odcięty od świata, z Konopackim i spo-
wiednikiem, z którymi mu grubiańscy dozorcy nie pozwalali rozmawiać inaczej
jak po francusku i głośno.
Władysław wobec poniżenia brata widział się zupełnie bezsilnym. Na wsta-
wiennictwo papieża, Genui, Wenecji, Ludwik XIII odpowiedział z całą otwar-
tością, że miał prawo tak postąpić z nieprzyjacielskim admirałem lustrują-
cym forty francuskie. Odwetu nie było na kim wywrzeć, przeciwnie, każdy
krok ku zbliżeniu z Habsburgami (np. zjazd osobisty Władysława IV z Fer-
dynandem III w Nikolsburgu [Mikułowie] (22 października 1638) mógł się
odbić niekorzystnie na losie więźnia. Posła [Piotra] Dębskiego, umyślnie
przybyłego do Paryża, Richelieu długo nie dopuszczał do audiencji, wreszcie
postawiono za warunek wypuszczenia królewicza, że Władysław, Rzeczpospo-
lita i sam poszkodowany nigdy za ów afront mścić się nie będą. Próbowano
uprosić cesarza, aby w zamian za Jana Kazimierza oddał Francji pfalzgrafa
Ruperta, ale daremnie. Wreszcie, wyprzedzając sejm październikowy, uradzo-
no w marcu 1639 r. na tajnej radzie senatu wyprawić do Francji wielkie posel-
stwo z żądaną asekuracją, podpisaną przez wybitniejszych senatorów. Ów
"wielki poseł", Krzysztof Gosiewski, referendarz litewski, dowiedział się już
po drodze od hrabiego d'Avaux, że Francja nie odstąpi od żądania asekuracji
od wszystkich stanów Rzeczypospolitej i temu warunkowi musiano się pod-
303
†††††††††††††††††††††††㌠㌰ഌ
††††††††††††††††††††††††〳ളఊ
dać sejm też, acz bezowocny, wystawił żądane zaświadczenie. Kiedy Gosiew-
ski przybył do Paryża, królewicz był już w pobliżu, w Vincennes, za to jego
świta musiała opuścić Francję. Odbyły się u Ludwika XIII audiencje najpierw
sztywne i przykre, pot m czułe; więzień przeniósł się do apartamentów posel-
stwa i stał się gościem króla Ludwika. Złożywszy zobowiązanie dodatkowe,
że w tej wojnie broni przeciw Francji nie podniesie, obdarowany i ufetowany,
pojechał Jan Kazimierz przez Antwerpię, Brukselę, Hamburg i Gdańsk do
Warszawy (naů połowę czerwca 1640). Wkrótce potem pod wpływem jezuitów,
którzy jedni mieli doń dostęp w więzieniu, pojechał do Rzymu i ku wielkiemu
zmartwieniu brata przywdział sukienkę tego zakonu.
11. Gra bez atutów
Fatalna przygoda Jana Kazimierza zademonstrowała przed światem bez-
silność króla polskiego wobec wojny, której los, zdawało się, zależał od prze-
chylenia się Polski na tę lub ową stronę. Niemcy się wyludniały, Szwecja się
wysilała, Dania legła powalona, słońce Habsburgów chyliło się ku zachodowi,
a dwunastomilionowa wypoczęta potęga polska ani drgnęła, aby wywalczyć
królowi zadośćuczynienie. Gorzej - nie ruszyła palcem, aby odzyskać to, co
jej moc szwedzka w ciężkiej chwili wydarła - Inflanty. Upajano się bezmiarem
krajów, które pokój polanowski ostatecznie we władaniu Polski umocnił
i napawano się pokojem. A król przez te lata pokojowe (1636-1645) rzucał
się jak orzeł na uwięzi, próbując bez wojska wywalczyć coś z błogosławionej
koniunktury dla siebie, dla rodziny, lub choćby dla Polski. Osobliwy był
skład jego poufnej dyplomacji: niech sprawy wschodnie załatwią w duchu po-
koju sarmaci-katolicy; do misji na zachód powoływani są z reguły cudzoziem-
cy lub innowiercy: Korff, trzej Denhofowie, [Henryk Wolfgang] Baudissin,
Magni, [Pius Dominik] Orsi, [Ludwik] Fantoni, [Dominik] Roncaille [Ron-
calli], [Franciszek] Gordon, [Wilhelm] Forbes, Eliasz Arciszewski, ostatecz-
nie - Prusak, Zawadzki. Ta dyplomacja bez sejmowej kredytywy usiłuje coś
wygrać, nie mając poza przyjaźnią habsburską ani jednego atutu, ani jednej
zwłaszcza armaty.
Nie pomogła jednak Austria królowi ani w konflikcie z Gdańskiem (aby nie
szkodzić handlowym interesom Hiszpanii), ani w zatargu z Francją. Bardzo
niefortunnie próbował cesarz do spółki z Władysławem i kuriirstem sprowo-
kować w 1639 r. wojnę szwedzką w Inflantach, rzucając tam najętego puł-
kownika [Hermana] Botha; Szwedzi zlikwidowali atak momentalnie i nadal
unikali wszelkich zaczepek. W latach 1642-1643, szczególnie dla Habsburgów,
nieszczęśliwych (po utracie Alzacji i Artois - zwycięstwa [Lennarta] Tor-
stensona pod Wolfenbuttel 1641 i na Breitenfeldzie 1642), Władysław snuł
wielki plan, który spodziewał się wykonać z Polską lub bez Polski: skłaniał
do koalicji przeciw Szwedom, na pomoc cesarzowi, Danię (a liczył i na Mo-
skwę) żądając, aby cesarz zapłacił za to Duńczykom kawałkami północnych
Niemiec, a jemu Sląskiem. Chrystian IV zgodził się na interwencję, elekto-
rowie katoliccy parli Ferdynanda do ustępstw; sejm polski, niczego się nie
domyślając, uchwalił dla króla miliony tytułem wdzięczności. Ale gdy cesarz
Śląska w sekwestr oddać nie chciał, łatwo przyszło dyplomacji francuskiej
304
nastroić wrogo część senatu wobec "niewdzięcznej" Austrii; Chrystian się
rozmyślił i do Oliwy na zjazd nie przyjechał, i zamiast uderzyć na Szwedów
w ich własnym kraju albo na Pomorzu, zaatakował Hamburg. W oczach obo-
jętnej Polski i zrozpaczonego Władysława nastąpiła druga katastrofa Danii.
Król dochodził do takiej desperacji, że namawiał cesarskich, aby pogwałcili
neutralność Wielkopolski, byle przerwać ten zabójczy letarg, skoro już zno-
szono cierpliwie afronty i Szwedów, i księcia Jerzego Rakoczego, który Austrię
atakował od strony Siedmiogrodu. Wszystko na próżno, jak próżne były też
dalsze próby królewskiej mediacji bądź między Francją i Habsburgami, bądź
między Rakoczym i cesarzem. Mocarstwo, pogrążone w kwietyzmie, znaczyło
w Europie tyle co Genua lub Szwajcaria.
12. Zyski z przymierza austriackiego
Nie było ich wiele, skoro ich ciągnąć Rzeczpospolita nie chciała, ale pewne
aktywa są do zanotowania w kierunku Prus i Sląska.
a) Ostatni hołd pruski. Jerzy Wilhelm, niewierny, bez charakteru lennik,
kończył swe rządy w usposobieniu uległym i przychylnym wobec Władysła-
wa IV. Wygnany z Marchii burzą wojenną, dosiadywał w Królewcu, o tym
głównie myśląc, jak przekazać synowi, Fryderykowi Wilhelmowi, nieuszczu-
ploną władzę nad Prusami. Mógł się obawiać, że po jego śmierci Polska albo
odmówi inwestytury następcy, albo przynajmniej cofnie ustępstwa, jakie w ro-
ku Cecory (1620) przyznała Hohenzollernom w tzw. Responsum cracoviense39.
Dlatego podejmując w Szczytnie Władysława (1639) podczas imprezy Botha,
prosił o inwestyturę dla syna vivente vasallo4o. W ten sposób świeżo otrzymał
za życia ojca następstwo w Kurlandii Jakub Kettler, co się bardzo nie podo-
bało Polakom. Władysław, cały przejęty porachunkami ze Szwecją, gotów był
wygodzić także Hohenzollernowi, ale senat rozumiał różnicę między znacze-
niem i położeniem Prus a Kurlandii, więc zachowywał się odpornie, a zerwa-
nie sejmu 1639 r. puściło obie sprawy w odwłokę.
Fryderyk Wilhelm odziedziczył swe państwa w stanie krytycznym (1 grud-
nia 1640 r.). "Pomorze stracone, Juliak stracony4l, Prusy trzymamy jak wę-
gorza za ogon, a Marchię chcemy przefujarzyć" - pisał podówczas pewien
radca brandenburski. Ale młody Hohenzollern był graczem pierwszorzędnym,
co pokaże nam podczas "krwawego potopu" i Władysław miałby z nim trud-
ną sprawę, gdyby jednocześnie popadł w konflikt z Cesarstwem. Elektor z ca-
łą bezwzględnością zagarnął władzę w księstwie pruskim, po czym zapropo-
nował złożenie hołdu przez posłów. I znów Władysław potraktował tę rzecz
jako kwestię targu, byle sobie wyrobić udział w cłach pruskich, ale część
senatorów stanęła na stanowisku, że zwolnić od osobistego hołdu mógłby tyl-
ko sejm i na tym rzeczywiście stanęło. Sejm 1641 r. ujął sprawę w swoje
39 Większe ustgpstwa przyznawało ostatnie Responsum cracoviense z 1633 r. Por.
W. Czapliński Polska a Prusy i Brandenburgia za Wladyslawa IU, Wrocław 1947,
s. 63-64.
40 (łac.) za życia wasala (lennika).
41 prawdopodobnie chodzi tu o księstwo ulich-Kleve.
305
†††††††††††††††††††††††㌠㔰ഌ
††††††††††††††††††††††††〳വఊ
ręce, a mianowicie zażądał ważnych ustępstw na rzecz katolicyzmu w Prusach,
ściślejszej kontroli władz polskich nad obroną księstwa i jego portów, zapew-
nienia poddanym apelacji do króla. Wobec stanowczej postawy sejmu komi-
sarze elektorscy przyjęli prawie wszystkie żądania sejmu z wyjątkiem nomi-
nacji i zaprzysigżenia komendantów Pilawy i Kłajpedy. Fryderyk Wilhelm,
nigdzie a najmniej u cesarza nie mając poparcia, rad nie rad klęknął przed
królem na podwórcu zamkowym w Warszawie i wyrecytował rotę przysięgi
(6 października 1641 r.)42. Król, zajmując w układach jakby stanowisko po-
średnie, wytargował sobie tylko zwiększoną daninę pieniężną. Widocznie dużo
jeszcze znaczyła w Prusach wola Polski zarówno w oczach księcia jak i jego
stanów; jeszcze groźne oświadczenie Ossolińskiego, że król polski uzna zwią-
zek lenny za zerwany, jeżeli książę wbrew jego woli ożeni się z Krystyną
szwedzką (1642), łamało wolę męża, o którym Oxenstierna mówił: ein son-
derbares Licht in Deutschland43, a Ossoliński, że "to będzie drugi Gustaw
Adolf, i niech nas Bóg broni, gdyby zbytnią żądzą sławy zagrzany, zechciał
z nami wojować".
b) Objęcie w zastaw Opola i Raciborza. Przyszła taka chwila dla Habsbur-
gów (w ciężkim roku 1644), kiedy nie znaleźli innego sposobu zabezpiecze-
nia Śląska przed inwazją Szwedów poza oddaniem części jego w zastaw Wła-
dysławowi. Politycznie rzecz się tłumaczy strasznym położeniem Wiednia
między Szwedami i Rakoczym; prawniczo ujęto ją jako sposób uregulo-
wania należności tytułem posagu obu żon Zygmunta III oraz Cecylu Re-
naty. Posag tej ostatniej był ubezpieczony w hrabstwie Wittingau [Trzeboń]
(w Czechach). Otóż w sierpniu 1644 r. Władysław przez Fantoniego zapro-
ponował przeniesienie wszystkich sum na hipotekę Opola, Raciborza i Cie-
szyna, które przejdą w posiadanie króla polskiego. Byłjuż wtedy Władysław od
trzech lat szczęśliwym ojcem małego Zygmunta Kazimierza44 i pragnął mu
zapewnić takie zaopatrzenie, które by także w oczach Polaków na elekcji
miało swój walor. Posiadanie przede wszystkim, forma prawna - to rzecz
drugorzędna, dlatego Fantoni obiecywał, że król wyrobi u stanów polskich
powolną renuncjację z całego Śląska, a gospodarkę trzech księstw postawi
na wyższym poziomie. Układ podpisano 30 maja45 z terminem na lat 50
ale przy tym cesarz, więcej dbały o klauzule, zawarował sobie wyłączne nad
Śląskiem Oberrecht46 wraz z prawem jurysdykcji apelacyjnej nad księstwami;
Polacy nie roszczą do nich żadnych pretensji, nie wzniosą żadnych fortyfikacji,
nie wprowadzą swoich praw, i w ogóle "nie wniosą z Polski nic nowego".
Po ostatecznym zawarciu kontraktu (3 listopada) miały załogi cesarskie wyjść
w półtora miesiąca, ale faktycznie wojska polskie obsadziły Górny Śląsk dopiero
w 1647 r.4'
42 W rzeczywistości nastąpiło to 4 października 1641 r.
43 (niem.) osobliwe światło w Niemczech (Niemiec).
44 Zygmunt Kazimierz urodził się 1 kwietnia 1640 r.
45 30 maja 1645 r. układ ratyfikował cesarz, podpisany zaś został 10 maja tegoż
roku.
46 (niem.) najwyższe prawo (władz).
4' Od 30 października 1645 r. sprawował jednak Władysław w tych księstwach
rzeczywistą władzę. Zob. J. Leszczyński Wladyslaw ITi a Śląsk w latach I644-1648,
Wrocław 1969, s.164.
306
13. Plan wojny tureckiej
Wystąpienie Rakoczego na widowni środkowoeuropejskiej oraz równocze-
sny prawie wybuch wojny Wenecji z Turcją przypomniały światu o niebez-
pieczeństwie tureckim. Polska nie zapominała o nim nigdy. Już Ossoliński
w głośnej mowie do Urbana VIII (6 grudnia 1633), podnosząc zasługę Polski
na straży chrześcijańskiej cywilizacji, wzywał go, by powołał władców euro-
pejskich do poskromienia "dzikiego łupieżcy swawoli, dawno o pomstę woła-
jącej". Zresztą i łupieżca Tatarzyn i "pohaniec" Pers zachęcali Władysława,
by w 1637 r. uderzył na Turcję i na te zachęty obliczone były owe nadzieje,
w pakcie familijnym wypisane, zdobycia Budziaków czy też księstw bałkań-
skich. Nawet w sejmie mówiono wówczas o zdarzającej się okazji i senat
skłaniał się do wojny zaczepnej, tylko ją izba poselska odrzuciła. Koniec-
polski, im mniej okazywał chęci do zaczepienia Szwedów, tym goręcej radził
oprzeć się o Dunaj, boć "lepiej pogaństwo raczej od Dunaju aniż od Dnie-
stru wstrzymać: [...] nie widzielibyśmy więcej dymów pogańskich, nie byłyby
nam ciężkie stanowiska ani przechody żołnierskie, [...] mielibyśmy zawsze na
usługach tego tyrana (chana), z bliska na wszystkie jego zamysły głęboko
patrząc".
Bunt Pawluka i Ostrzanina sparaliżował owe zamysły, skoro wszakże
postanowiono ograniczyć rejestr do minimum, resztę zaś Kozaków zaprząc
do pługa w interesie kresowych panów, to tym bardziej trzeba było kończyć
z Tatarami. Powstające na Ukrainie olbrzymie latyfundia, niemal państwa,
Ostrogskich, Koniecpolskich, Potockich, Kalinowskich i zwłaszcza Wiśnio-
wieckich na Zadnieprzu (370 mil kwadratowych) wymagały ochrony, a po-
nieważ przed lotnym Tatarem żaden zamek nie zabezpieczał należycie,
więc owe rady razem z całą parantelą i klientelą ciągnęły króla, w miarę
załamywania się widoków moskiewskich i szwedzkich, ku nowym polom
ehwały, ku walce z półksiężycem. Bo też Tatarzy, załatwiwszy swe wewnę-
trzne porachunki, od 1640 r., mimo świeżego zatwierdzenia przez sułta-
na Ibrahima pokoju z Polską, wznowili swe niszczycielskie najazdy i nigdy
nie można było zgadnąć, którędy wpadną: czy szlakiem Wołoskim przez
Besarabię na Lwów, czy Kuczmańskim między Dniestrem i Bohem na Po-
dole, czy Czarnym spoza dolnego Dniepru na Humań i Korsuń, czy też
Murawskim na Zadnieprze lub dzierżawy moskiewskie. Potykał się z ni-
mi głównie Jeremi Wiśniowiecki, ale dopiero hetmani koronni, Koniec-
polski i Potocki, zadali Tuhaj bejowi pod Ochmatowem 29 stycznia 1644 r.
ciężką klęskę4s. Zdaje się, że pod wrażeniem tego sukcesu Władysław IV
pożegnał się z wielką polityką zachodnią i wszystkie myśli obrócił tam,
gdzie go wołały wspomnienia z lat 1621 i 1634. Ze jednak wojny z Portą
nie sposób było zaczynać w pojedynkę, więc król, nie mogąc liczyć na
Habsburgów, wysłał wtedy agenta Roncallego do Francji, aby naprawić
stosunki z państwem, które wówczas w całej Europie, także i w Konstan-
tynopolu miało dużo do powiedzenia: albo się uda upacyfikować chrześci-
jaństwo, albo przynajmniej w starciu z islamem Francja Polsce szkodzić nie
będzie.
4s Bitwa pod Ochmatowem została stoczona 30 stycznia 1644 r., nie brał jednak
w niej udziału hetman M. Potocki.
307
††††††††††††††††††††††††㌠㜰ഌ
††††††††††††††††††††††††〳ഷఊ
14. Zbliżenie z Moskwą
Nie mniejsze znaczenie miałaby dla nowych planów kooperacja z Moskwą.
Dużo się napracował rycerski Władysław, aby z sąsiadem Romanowem dojść
do szczerej zgody. Niełatwo było puścić w niepamięć Smoleńsk i lisowczy-
ków, częste spory wybuchały na nowej granicy państw, kupcy obustronni
skarżyli się na szykany i łupiestwa władz, pycha moskiewska oburzała się na
uchybienia w carskiej tytulaturze i na "bezcześci" drukowane w polskich
książkach. Toteż jeńcy, zwłaszcza polscy, przez długie lata nie mogli się jesz-
cze doczekać uwolnienia, ba nawet przybywali do nich nowi, porwani ucho-
dzącą falą Kozactwa (1638), a liczne obustronne poselstwa upływały wśród
cierpkich przymówek. Niewątpliwie, wspomnienie polskiej wolności działało
przyciągająco na pewne koła społeczeństwa rosyjskiego, ale właśnie dlatego
Filaret, póki żył ( 1633), trzymał był przez 7 lat w więzieniu niejakiego
Chworostynina, co śmiał czytać polskie książki, a kiedy car poruszył w 1638 r.
sprawę przymierza z Rzecząpospolitą przeciw Turcji, jeden z bojarów (Goli-
cyn) odradzał wszelkie zbliżenie, bojarstwo wyższe bowiem i "łuczszije ludi"
przejmą się wyższą kulturą i pociągnięci złotą wolnością przejdą wprost do
Polski.
Na takie uprzedzenie lekarstwo było w Krymie i Stambule. Zdarzyło się, że
w 1636 r. Kozacy dońscy zdobyli na Turkach fort Azow, który trzymał ich
w ryzie i utrudniał wyprawy na Morze Czarne. Sułtan groził zemstą. Stąd
zwrot przychylny ku Polsce po dwóch latach, stąd także wzajemne poselstwo
od Władysława do cara ([Maciej] Stachórski i [Krzysztof] Rajecki) dla ukła-
dów o sojusz (1640). Nie zdążyli się bracia Słowianie dogadać, gdy w maju
następnego roku ogromne siły tureckie uderzyły na Azow. Hunia i Ostrzenin
razem z dońcami po bohatersku odparli szturmy, ale kiedy sobór ziemski
nie przyjął ofiarowanej Moskwie twierdzy, car wycofał z Azowa Kozaków,
a rokowania z Polską przerwał. Dopiero w związku ze swą nową inicjatywą
1644 r. Władysław pchnął żywiej sprawę ugody i postawił na swoim. Posta-
nowiono skrócić tytuły władców w bieżącej korespondencji i załatwić na-
reszcie spory graniczne między Siewierszczyzną a wojewodą putywlskim po
stronie moskiewskiej. Głównym ich sprawcą był Wiśniowiecki, który podobnie
jak z Ostrogskim lub Koniecpolskim walczył "prawem i lewem", tak samo
bez skrupułu pchał swoje kolonie aż pod sam Putywl. Ponieważ jednak trud-
no było zrażać przed wyprawą na Turcję magnata, który miał 8000 dobre-
go wojska, więc latem tegoż roku dokonano transakcji zamiennej: Hadziacz
i Sarsk w sferze ekspansji wiśniowiecczyzny miały pozostać w rękach polskich,
za co Litwa odstąpi Trubeck (zwany także Trubczewsk) z obwodem. Oczywiś-
cie Litwini na najbliższym sejmie [1645] protestowali, tak że aż sejm spełzł
na niczym, ale zgoda z Moskwą stała się faktem. Był, prawda, jeszcze jeden
szkopuł: Moskale żądali wydania szlachcica [Jana Faustyna] Łuby, którego
niesłusznie pomawiano, że chce występowaćjako samozwaniec. Poseł [Gabriel]
Stempkowski, jadąc do Moskwy z transakcją zamienną zawiózł Łubę, aby po-
kazać go bojarom, że nie jest tak straszny; bojarzy upierali się przy swoim,
ale tymczasem car Michał umarł, zaleciwszy pod klątwą synowi Aleksemu
zachowywanie przyjacielskich stosunków z Polską. I oto w zimie 1645/1646 r.
pierwszy raz Mikołaj Potocki w 15000 wojska robi dywersję przeciwko Ordzie
na korzyść najechanej Moskwy.
308
15. Slub Władysława z Ludwiką Marią
Już po wyjeździe Roncallego do Francji umarła niespodzianie, dużo się
nacierpiawszy od nieczułego Władysława, Cecylia Renata (24 marca 1644).
Król postanowił szybko znów się ożenić, oczywiście nie z potrzeby serca,
ale ze względów politycznych. Wśród dyplomatów, jacy znaleźli się w sto-
licy po pogrzebie, najzręczniej wystąpił poseł francuski, wicehrabia Flecel-
les de Bregy, bo ofiarował królowi pośrednictwo w rokowaniach poko-
jowych z cesarzem wraz z ręką wzgardzonej przed 10 laty Ludwiki Marii
Gonzagi. Król nie zamierzał wcale zrywać z Austrią, ani też brać pierwszej
z brzegu kandydatki, pilnie się też rozglądał w portretach księżniczek, jakie
mu przywieźli różni pośrednicy. Teraz Kazanowski radził wziąć jeszcze
raz żonę z Wiednia, ale Ossoliński, zrażony jałowością aliansu rakuskiego
i ujęty przez Bregy'ego, zalecał jedną z czterech księżniczek francuskich.
Skłonił się na tę stronę i Władysław, wprzód jednak spróbował jeszcze za-
pukać przez Paryż do Sztokholmu o rękę Krystyny. Królowa regentka Francji,
Anna, prośbę spełniła, ale opór Oxenstierny był nie do przełamania. Wówczas
Władysław nie tylko zrezygnował, ale zobowiązał się wobec Francji do-
trzymać rozejmu w Sztumskiej Wsi aż do końca, tzn. do 1661 r. Główna
kandydatka francuska, Ludwika Maria, nie była tak piękną, jak ją opisy-
wał przekupiony przez kardynała [Juliusza] Mazariniego Roncaille, ani
tak cnotliwą jak przed 10 laty (przed romansem z [Henrykiem] Cinq-Marsem).
Uchodziła jednak za bardzo posażną, więc Władysław zdecydował się na
nią, a tylko dla nienarażania jej rywalek-Francuzek zdał się niby na wybór
królowej regentki.
Nowe stadło miało stanowić fundament politycznego związku między Wła-
dysławem i Francją, ale Rzeczpospolita formalnego sojuszu w tym wypadku,
jak i w obiorze Henryka, nie zawarła. Nie wiadomo też, czy uzyskał król
choćby najluźniejszą nadzieję poparcia do sukcesji w Szwecji po Krystynie.
Natomiast reprezentowała księżniczka Mantui, Montferratu i Nevers pewne
ambicje i tytuły dynastyczne do Konstantynopola jako spadkobierczyni Paleo-
logów. Umowę ślubną zawarł w Fontainebleau 27 września [1645 r.] Gerard
Denhof, po czym zaraz uroczyste poselstwo z Wacławem Leszczyńskim, bi-
skupem warmińskim i Krzysztofem Opalińskim, wojewodą poznańskim przy-
było po królową do Paryża. Jechała Ludwika Maria przez północne Niemcy
do Gdańska w orszaku owej ambasady, a w towarzystwie pani [Renaty] de
Guebriant, również tytułowanej ambasadorką. Spotykano ją z niesłychanym
przepychem, lecz wszystkie te świetności nie osłodziły 34-letniej kobiecie
złego przyjęcia, jakie jej zgotował uprzedzony o jej miłostkach małżonek.
Kiedy przyjechała wśród mrozów do Warszawy i weszła do katedry, gdzie
iedział schorowany Władysław, ów rzekł do Bregy'ego, bynajmniej nie szep-
tem: "Więc to jest ta piękność, o której tyle powiadaliście mi cudów?" Ura-
tował sytuację Ossoliński, witając w superlatywach "kwitnącą lilię Francji".
dawało się, że obrażona dama ucieknie z Polski przed uroczystością weselną.
Ale jej rozum zwyciężył. Miała spryt i temperament, miała 800000 talarów,
uzyskane ze sprzedaży do rąk króla francuskiego dóbr we Francji - kilka-
kroć więcej, niż wnieść miały (ale nie wniosły) jej poprzedniczki z arcyksią-
2ęcego domu. Sprytem i kapitałem postanowiła sobie skaptować markotnego
męża i po trosze dopięła celu.
309
††††††††††††††††††††††††〳ഹఊ
16. Za kulisami sejmu i senatu
O tym, aby sejm Rzeczypospolitej uchwalił jednomyślnie choćby najpo-
trzebniejszą wojnę zaczepną, nie było co marzyć. Planów, wypielęgnowanych
od pół roku, król spróbował odsłonić rąbek na niedoszłym sejmie 1645 r.,
oczywiście z ujemnym skutkiem. Ossoliński od tronu prawił o haraczu, nie-
woli, niedoli, zatraconych duszach poturczeńców, wszystko bez wrażenia. Nie
było innej drogi prócz spisku, zaskoczenia, prowokacji. Pieniędzy ani kredytu
nie było; arsenały dopiero zaczęto napełniać, ale to króla nie zrażało. Jak
Iskander albo Kantemir wszczynali wojny niby bez wiedzy padyszacha, tak
Wiśniowiecki, Dominik Zasławski, Janusz Radziwiłł zaczną na własną rękę,
na wyścigi z Kozakami. Dlatego to na różnych panów kresowych spadły pod-
czas sejmu hojne zaszczyty. Po rozjeździe kazał Władysław Kozakom w sekre-
cie budować czajki, a do papieża wystosował prośbg o pół miliona złotych49
zasiłku: Wszak samej Wenecji grozi armada 342 okrętów sułtańskich, wszak
chodzi o ratowanie pięknej Italii, o wzięcie Turków we dwa ognie! Rzeczy-
wiście, Wenecjanom źle sig wiodło na Krecie, ale to ich wcale nie skłaniało
do przymierza z Polską. W sierpniu [1644 r.] przybył niepokaźny poseł [Jan]
Tiepolo, aby zwerbować parę tysięcy wojska i podburzyć Kozaków za plecami
Rzeczypospolitej do wyprawy, której celem będzie spalenie floty tureckiej.
Przez rok 1645 robota nie postępowała na Zachodzie: papież nic nie obiecy-
wał, Tiepolo robił nadzieje bez upoważnienia, sam Władysław nie był pewien,
czy go raptem nie napadną Szwedzi z Czech. Przeciwnie, na wschodzie doszło,
jak wiemy, do zupełnego porozumienia z Moskwą i do dywersyjnego manewru
Potockiego przeciw Tatarom, który może zmierzał do wyzwania Turków
(dotychczas nie pozwalali oni Islam Girejowi atakować Polski).
Po Nowym Roku przybył do Warszawy Koniecpolski i został dopuszczony
do tajnych zamysłów króla. Wyszła na jaw duża rozbieżność. Król liczył na
Rzym i Wenecję, które nic prawie nie obiecywały, a chciał sprowokować
Turcję ręką kozacką; hetman zalecał wojnę tylko z Ordą, przy ścisłym współ-
działaniu z Moskwą, tylko nie wiedział dobrze, co z Krymem zrobić: czy wpu-
ścić tam Moskali, a samemu rozszerzyć swe granice po Dunaj, czy też zrobić
z Krymu jakąś polską sekundogeniturę. Zarazem przywiózł hetman groźną
wiadomość, że Kozacy już próbowali wiązać się z chanem, ale ów im nie ufa.
Dla króla było to jedną więcej pobudką, aby Kozaków póki czas rzucić na
bisurmanów: zgodził się więc na sfinansowanie ich wyprawy przez Tiepola.
Bądź co bądź plan hetmański przedstawiał się o wiele realniej. Żywiej poszły
przygotowania, kiedy nowy doża, Francesco Molina, przeprowadził w senacie
uchwałę o przyznaniu Polsce 600000 skudów zasiłku, płatnych w ciągu dwóch
lat, ale dopiero gdy król wyruszy w pole, przy tym bez zawierania formal-
nego przymierza. Gdy ta upragniona nowina nadeszła do króla, śmierć za-
brała Koniecpolskiego, jedynego człowieka, który umiałby skoordynować kró-
lewskie porywy z realnymi możliwościami i potrzebami Polski. Ossoliński
ani nie miał na kresach takiego wpływu, ani nie mógł przy boku króla spro-
stać pokątnym doradcom cudzoziemcom, którzy odtąd opanowują jego zaufa-
nie. Byli to znani nam bracia Magni, muzyk Fantoni, intrygant i samochwał
49 W rzeczywistości prosił o pół miliona talarów, czyli o półtora miliona złotych.
W. Czapliński Wladys aw IV..., s. 362.
310
Tiepolo. Król słuchał z bijącym sercem opowiadań o nadziejach, jakie jego
plan budzi u ludów bałkańskich; odbierał od Moskwy wezwania do ścisłej,
natychmiastowej kooperacji, od chana nowinę, że się poróżnił z sułtanem, od
Mazariniego - platoniczne pochwały bez żadnych w imieniu Francji zobo-
wiązań. Wyobrażał sobie, że porwie za sobą Francję, Hiszpanię, cesarza, Wło-
chy Niemcy, nawet Szwecję, nie mówiąc już o Persach i Marokańczykach.
Około 20 kwietnia przyjął na nocnej audiencji w przytomności 7 senatorów
delegację starszyzny kozackiej (wśród niej - Chmielnickiego), który mu obie-
cał 50 lub nawet 100000 szabel, za co on im przyrzekł restytucję przywile-
jów, żołd dla 20000 i wolny teren za Białą Cerkwią, na którym chorągwie
polskie nie postaną. To przynajmniej, jak okazała niedaleka przyszłość, były
cyfry realne, bo inne kontyngensy - polskie i włoskie, które obliczano w ga-
binecie królewskim, wisiały przeważnie w powietrzu. Razem z Kozakami miało
uderzyć na Turcję 250000 ludzi, a powód wojny znaleziono w tym, że Porta
wbrew traktatowi 1634 r. nie usunęła z Budziaku Tatarów, owszem, rozple-
niła ich do 29000.
17. Tajemnica rozdarta. Opór powszechny
9 maja wróciwszy z polowania, król nagle ogłosił wojnę, zaczął wydawać
patenty i listy przypowiednie, zamieniając Ujazdów w obóz ćwiczebny. Było
coś desperackiego w tym wybuchu i sam król wyznawał, że go fatum ciągnie:
bez zasiłku z zewnątrz, bo tylko królowa po przykrych scenach pożyczyła mu
pod dobry zastaw kilkadziesiąt tysięcy, a Tiepolo po prostu oszukiwał swoich
i obcych, rzucał się Władysław w najryzykowniejszą awanturę, łamał pakta
konwenta (o zachowaniu pokoju, o prywatnych zaciągach, o dopuszczaniu
cudzoziemców do rady; teraz miał złamać ustawę o niewszczynaniu wojny
bez sejmu); nic dziwnego, że sam Ossoliński, przerażony, cofnął rękę od ta-
kiej polityki. Jeden po drugim, nie czekając na formalną naradę, odradzali
i ostrzegali wszyscy: kanclerz [wielki litewski] Albrecht Stanisław Radziwiłł
biskup, nawet nuncjusz, jezuici, nawet Jeremi Wiśniowiecki, co miał najwię-
cej wojska dostarczyć. Kasztelan krakowski Jakub Sobieski starł się z królem
tak ostro, że ową scenę życiem przypłacił. Z najpoważniejszym publicznym
memento wystąpił wojewoda krakowski Lubomirski, wódz spod Chocimia.
Władysław zrozumiał, że musi zwołać sejm, więc równie nagle, jak wojnę
rozgłosił, teraz jej zaprzeczał. A zaprzeczając, odwoływał w sekrecie swe za-
przeczenia: uzyskał jakieś zapewnienia hospodarów: multańskiego Macieja
Basaraby5o i mołdawskiego, Bazylego Lupula; zjednal łaskami szwagra te-
goż, Janusza Radziwiłła5l, hetmana Potockiego, którzy jednak obaj wnet się
zachwieją, pierwszy, gdy sekret nabierze zbyt wielkiego rozgłosu, drugi, gdy
zbrojenia Kozaków dojdą do niepokojących rozmiarów. Puszczono wieść
o zdobyciu przez Wenecjan Dardaneli, rozpowszechniono fałszywy, obelżywy
list Ibrahima, przerobiony z prawdziwego Osmanowego z 1620 r. W dzień
swych imienin wyjechał król do Krakowa, a 3000 piechoty posłał do Lwowa.
so g
51 Wedłu W. Dworzaczka nosił on imi Mateusz. Por. Genealogia, tabl. 88.
Janusz Radziwiłł był zięciem Bazylego Lupula.
311
††††††††††††††††††††††††ㄳറఊ
Na Jasnej Górze kazał święcić sztandar nowo uformowanej husarii. W Łob-
zowie odbył senatus consilium, gdzie usprawiedliwiał swoje postępowanie wy-
jątkową koniunkturą, jakoby zresztą niczego bez sejmu nie chciał przesądzać.
Senat pod wpływem Ossolińskiego uznał fakt wojny z Tatarami, ale dla
rozpatrzenia kwestii wojny zaczepnej z Turcją uznał zwołanie sejmu za nie-
zbędne. Przychylił się do tego i król, gdy mu senatorowie rezydenci zagro-
zili odezwą manifestacyjną do całego narodu. Tymczasem car, widząc nie-
chętny nastrój w Polsce, przeszedł od wojny zaczepnej z Tatarami do obron-
nej, a Rakoczy, do którego Janusz Radziwiłł jeździł w poufnej od króla misji,
postępował lojalniej z Portą niż z Polską. Szwecja odmówiła odstąpienia za-
ciągów, Mazarini o żadnej pomocy nie chciał słyszeć. Również wysłany do
cesarza z rady senatu Magni nie przywiózł nic pocieszającego. Na dobitkę
Porta długo z idealną powściągliwością dotrzymywała zapewnienia, "że się
nigdy przeciwko temu świątobliwemu pokojowi w najmniejszej rzeczy nic
przeciwnego nie stanie". Krucjata na Turka przed ukończeniem wojny euro-
pejskiej okazywała się jawnym niepodobieństwem.
18. Sejm 1646 r.
Obrócił się w drugi sejm inkwizycyjny. Wybory (13 września) pełne już były
hałasu na prywatne zaciągi króla i na ich postępowanie. Magnaci i szlachta
w zupełnej zgodzie, w trosce o pokój i wolność uchwalili instrukcje najzupeł-
niej przeciwne polityce królewskiej: ktokolwiek, mówiono, zwycięży w tej woj-
nie, wyniknie stąd niewola. List Stanisława Lubomirskiego radził pociągnąć
do odpowiedzialności ministrów i rezydentów, przydać komisarzy hetmanom,
ugłaskać Turcję poselstwem, Tatarów upominkami, w ostateczności - siadać
na konia i rozpędzać królewskie obozy. Król gonił na ostre: pertraktował,
acz beznadziejnie, przez Magniego w Wenecji, przez Roncallego w Paryżu,
nawiązywał z Persami, co w tym czasie "Babilon oblegli". Przed samym
otwarciem izb dobił targu z Ludwiką Marią o pożyczce 660000 złotych
pod zastaw klejnotów. Armaty za armatami słał do Lwowa, hetmanowi ka-
zał w 22000 sunąć ku Wołoszczyźnie.
25 października podniósł laskę sejmową [Jan Mikołaj] Stankiewicz, poseł
żmudzki. Senat, nie chcąc zadzierać ani z dworem, ani ze szlachtą, świecił
pustkami. Krasomówca Ossoliński okazał dużo odwagi cywilnej i użył dużo
"dobrotliwej oliwy", aby oczyścić postępowanie króla i uspokoić fale oburze-
nia, kiedy przeciwnie, podkanclerzy [Andrzej] Leszczyński zarabiał na popu-
larność oskarżając dwór. Różni mówcy uznawali niebezpieczeństwo "od Ta-
tar", prawili o gotowaniu, byli i tacy posłowie, o nazwiskach z czasem nie-
pięknie w historii zapisanych, jak Janusz Radziwiłł, [Hieronim] Radziejowski,
Aleksander Koniecpolski, którzy służyli po kryjomu dworowi, ale go osła-
niać nie śmieli. Izba poselska stwierdziła naruszenie paktów konwentów i tak
energicznie żądała osobnego colloquium z senatem, że król 16 listopada wydał
uniwersał po myśli posłów, z tym oświadczeniem, że żołnierzy, którzy się
nie zechcą rozejść, traktować każe jak hałastrę wyjętą spod prawa. Krótko
trwało uspokojenie, doniesiono bowiem posłom, że uniwersał jest czczą ko-
medią i że wojsko się nie rozjeżdża. Wtedy Stankiewicz wystąpił z dalszymi
312
żądaniami: aby król powstrzymał Kozaków od drażnienia Turcji, zmniejszył
gwardię, patentów na nowe zaciągi nie wydawał i pozwolił na ową rozmowę
z senatem. Wielkopolanie Bogusław Leszczyński, Jan Jerzy Szlichtyng i inni
prześcigali się z krakowianami [Stefanem] (Korycińskim) w gwałtowności
ataków. [Jerzy] Ponętowski wniósł projekt uchwały o wypowiedzeniu posłu-
szeństwa. Zajadłość była taka, jak w Czechach przed defenestracją lub w
Anglii na początku Długiego Parlamentu, aż król zadrżał o przyszłość swego
synka jedynaka; cóż, kiedy izba nie umiała inaczej jak krzykiem pokonać
opozycji regalistów w swym własnym łonie. Colloquium się odbyło z takim
skutkiem, że senat przystąpił do przeważającej opinii posłów, a królowi nie
pozostało nic innego, jak podpisać konstytucję o rozpuszczeniu nowego woj-
ska, gdzie wszystkim władzom zalecono, a obywatelom pozwolono znosić nie-
posłuszne zaciągi, gwardię ograniczono do 600 ludzi, przy czym król obiecał
wydalić cudzoziemców ze swej rady i dyplomacji.
19. Plań wojny w nowej fazie (1647)
j Zaciągi bez żołdu rozłaziły się w chwili, która właśnie wymagała gotowości
zbrojnej. Turcja, obudzona wieściami z Polski, koncentrowała wojska nad Du-
najem; Magni, właśnie podczas fatalnego sejmu, przed samym odwołaniem
wytargował w Wenecji 300, u papieża 450, we Florencji 15000 skudów zasiłku;
! walki Moskwy z Tatarami rozpaliły się na nowo, a różne ludy chrześcijań-
skie pod panowaniem Porty zostające przypomniały sobie propagandę pow-
stańczą, jaką wśród nich szerzył przed 20 laty Karol Gonzaga de Nevers, oj-
ciec obecnej królowej, i sposobiły się do powstania, obiecując sobie cuda po
królu polskim. Król zdecydował się korzystać z tej koniunktury, ale już, o ile
można, w zgodzie z narodem. Zwołał na maj (2-27) [1647 r.] sejm nadzwy-
t czajny dla opatrzenia bezpieczeństwa granic i usunięcia egzorbitancji, licząc
na to, że sama koniunktura przekona stany o słuszności jego polityki. Kan-
clerz i hetman popierali go teraz wobec sejmików lojalnie, Portę zaś próbo-
; wali zmusić do jasnego postanowienia kwestii budziackiej. Otóż sułtan i chan
doskonale informowani o nastrojach szlachty, tak demonstracyjnie raz po raz
okazywali swą ustępliwość (chociaż naprawdę Tatarów z Budziaku nie rusza-
li), że wojowniczego nastroju wśród wyborców wywołać się nie udało. W se-
nacie starli się Ossoliński jako rzecznik króla z biskupem kujawskim Gnie-
woszem, który dalej atakował cudzoziemskie intrygi w otoczeniu króla. Spóź-
nione brewe papieskie zagrzało biskupów i szlachtę nie do krucjaty na bi-
! surmanów, lecz raczej na dysydentów. W niesłychanym zamieszaniu przeszła
w nawale spraw drobnych i prywatnych ustawa o zatrzymaniu pod bronią
wojska kwarcianego. A ponieważ senat przyboczny składał się z zaufanych
; przyjaciół dworu, król szedł dalej do swego celu. Chańskiego posła odprawił
' tak ostro, że ów to uznał za wypowiedzenie wojny. Do cara posłał (w czerwcu)
Adama Kisiela, który ukuł przymierze, ale tylko obronne, po czym Moskwa
zawarła z Ordą rozejm. Wszystko się rozłaziło, zapadało - 9 sierpnia, ku
strasznej rozpaczy króla, umarł siedmioletni Zygmunt Kazimierz, dla którego
król przed rokiem skapitulował przed szlachtą. Fatum niosło Władysława
r w ciemność. Na przekór losom, jakby dla przyśpieszenia wybuchu, Wiśnio-
313
††††††††††††††††††††††††††㌠㌱ഌ
††⁷楣浥潮慎瀠穲步狳氠獯浯慪扫⁹汤牰祺炜敩穳湥慩眠批捵畨楗溜潩ഭ ††††††††††††††††††††††††††ㄳളఊ
wiecki, Aleksander Koniecpolski i Krzysztof Łaski52 podjęli w październiku
kosztowną wyprawę w stepy aż po Oczaków i Perekop, z której wrócili nie
widziawszy nieprzyjaciela. Z Bułgaru przybyli w grudniu Piotr Parcewicz
i inny jakiś zakonnik, z upewnieniem, że ludy chrześcijańskie gotowe są do
powstania, a Mateusz Basaraba dostarczy w potrzebie 40000 posiłków. Na-
prawdę dziesięćkroć groźniejsze powstanie dojrzewało za wiedzą Porty w gra-
nicach Polski, w sercach Zaporożców i mas chłopów ukraińskich.
20. Wybuch chmielnicczyzny. Śmierć króla
W sierpniu, kiedy żałobny król po raz ostatni jechał szukać osłody w knie-
jach litewskich, jego kanclerz śpieszył na Ukrainę z trojaką misją. Głośno
mówiono, że jedzie zwiedzać swe dobra i zamki pograniczne; ciszej - że ma
łagodzić kłótnie między unitami i dyzunitami, jakie rozgorzały po śmierci
Mohyły (1 stycznia 1647 r.) tudzież wznosić pracę nad bliższym zespoleniem
dyzunii z unią i katolicyzmem w myśl ugody, jaką uprojektowano na zjeź-
dzie wileńskim zaraz po śmierci metropolity - spodziewano się, że patriar-
cha konstantynopolitański przyjmie kompromisowe ujęcie dogmatu o Trójcy
Świętej i przyzna Polsce prawo posiadania egzarchy obieranego przez dyzuni-
tów i unitów albo mianowanego przez króla, podobnie, jak przyjął je nowy
metropolita, Sylwester Kossow, w zamian za co sejm 1647 r. obiecał wprowa-
dzić w życie wszystkie dawne prawa schizmatyków. Trzecie zadanie Ossoliń-
skiego dotyczyło porozumienia z Kozakami. Ostatni czas był na taką robotę,
bo po misji czterech delegatów (kwiecień 1646 r.) i po sejmie październiko-
wym [1646 r.] wrzenie wśród schłopionych Kozaków, jak i w szeregach reje-
strowych doszło do zenitu, a tendencję do współdziałania z Ordą równoważyła
tylko nadzieja w królu, że poprowadzi mołojców do zwycięstw, do łupów
i nagrodzi ich potem przywilejami. Werbunek poza obrębem sześciotysięczne-
go rejestru rozwijał się szybko i nie sposób go było zataić. Hetmanem nowego
zaciągu został mianowany Iwan Barabasz; pisarzem i duszą całej roboty był
Chmielnicki. Z entuz azmem dla króla mieszały się pogróżki pod adresem
starostów, szlachty i Zydów. Hetman koronny Potocki, wtajemniczony w pla-
ny królewskie, werbunkowi nie przeszkadzał, tylko czuwał nad tym, aby nie
było wybryków.
Po klęsce sejmowej króla musiały wziąć górę prądy buntownicze i zdra-
dzieckie. Chmielnicki, skompromitowany, doznał wiosną 1647 r. cigżkiej krzy-
wdy od Daniela Czaplińskiego, urzędnika chorążego [koronnego] Aleksandra
Koniecpolskiego, który zabrał mu przemocą chutor Subotów i ukochaną ko-
bietę. Pisarz pobiegł do króla ze skargą i miał odeń otrzymać szablę wraz
z desperacką radą: "Jesteś żołnierz; jeśli Czapliński ma przyjaciół, i ty ich mieć
możesz, broń się". Poszło napomnienie do chorążego, zapewne bezskuteczne.
Z rozgoryczonym Chmielnickim miał się porozumiewać na Ukrainie Ossoliń-
ski, tamten jednak gdzie indziej już szukał wtedy opieki. Wznowił stosunki
z Tuhaj bejem, a chan Islam Girej, gniewny o najazd Wiśniowieckiego i to-
52 takim źródła nie wspominają, może chodzi tu o Samuela Łuszcza, który brał
udział w wyprawie.
314
warzyszy, puścił wodze bejowi, skoro się zanosiło nie na zakazaną wojnę
z Polską, ale na poparcie rebelii kozackiej. W grudniu Chmielnicki uciekł
na Niż i naradziwszy się ze spiskowcami pojechał na Krym. Już w styczniu
[1648 r.] spędził z Zaporoża pułk rejestrowy korsuński, ale wybuchłe nieba-
wem zamieszki w Ordzie przerwały mu robotę. W marcu stanęła niebywała
dotąd liga kozacko-tatarska, trzeba było tylko jeszcze czekać, aż się zaziele-
nią stepy. Potockiego Chmielnicki łudził pokornymi skargami, chan - fraze-
sami o zgodzie. Potocki myślał, że sam da sobie radę z buntem bez pomocy
Wiśniowieckiego, którego nie lubił, i w 6000 wojska posunął się prawym
brzegiem Dniepru ku Zaporożu, wysławszy w awangardzie syna, Stefana.
Tymczasem Chmielnicki z Tuhaj bejem (działającym niby na własną rękę)
najpierw ogarnął rejestrowych, którzy 4 maja wymordowali wierną Polsce
starszyznę, potem 11-16 maja wybił do nogi pod Żółtymi Wodami polską
awangardę53, wreszcie dopadł pod Korsuniem hetmanów Potockiego i Kali-
nowskiego i zniósłszy ich wojsko obu wziął do niewoli. Na wieść o tym
zwycięstwie chwyciło za broń całe chłopstwo na Ukrainie i wybuchł pożar
olbrzymiej rewolucji, która sięgnie po San i Prypeć, grzebiąc w zgliszczach
naszą świetność Złotego Wieku.
Władysław IV tej ostatniej klęski nie dożył. Właśnie się wybierał z Litwy
do Warszawy, aby stamtąd podążyć na Ukrainę, nim Potocki przystąpi do
uśmierzania rebelii, kiedy go śmierć porwała w Mereczu 20 maja. Człowiek
wysokiej kultury, o przebogatych zasobach ducha, o najszlachetniejszych
aspiracjach, marzyciel na najwyższą polską miarę, przyjaciel uciśnionych,
tolerant i polityk, trafił na czasy i stosunki, do których uzdrowienia nawet i on
przy swoim gwałtownym wazowskim temperamencie bynajmniej się nie nada-
wał. Geniusz o wielkim i ludzkim sercu, ale bez moralnego charakteru, samotnik
wśród milionów, sterał swe siły w szamotaniu się z obcym żywiołem, a żadne-
go z zagadnień życiowych Polski nie potrafił rozwiązać.
53 Spotkanie grupy Potockiego z wojskami Chmielnickiego nad Żółtymi Wodami
nastąpiło już 29 kwietnia 1647 r.
POLSKA W WIEKU ZyGMUNTOWSKIM
Rozdzial XII
Kraj i ludność
I. Nazwa, stolice i godło państwa
Państwo Jagiellonów w ciągu XVI w. zmieniło wraz z formą ustrojową swą
tytulaturę. Za Aleksandra i Zygmunta I nazywa się ono urzędownie Regnum
Poloniae, Corona Regni Poloniae; obok zaś niego istnieje Wielikoje Kniażestwo
Litowskoje, Magnus Ducatus Lithuaniae. Po trosze jednak pod sugestią litera-
tury klasycznej przenika do ustaw, aktów rządowych i do dziejopisarstwa
termin Respublica, najpierw jako pojęcie ogólne, jednoznaczne z państwem
(np. u Ostroroga), potem jako imię zbiorowości politycznej w zestawieniu z jej
władcą czy też głową, królem (np. w statucie radomskim Nihil novi). W 1499
i 1501 r. czytamy po raz pierwszy o Respublica jako o całości państwowej
ogarniającej Koronę i Litwę. Dla Orzechowskiego w 1543 r. Regnum i Respu-
blica stanowią synonimy. Modrzewski i Przyłuski rozprawiają około 1550 r.
o ustawach Reipublicae i o ich poprawie. Polski termin "rzecz pospolita" ozna-
cza jeszcze w 1550 r. tylko sprawę lub interes publiczny; jednak im bardziej
punkt ciężkości w państwie przenosi się z tronu na sejm, tym częściej słychać
o Rzeczypospolitej Polskiej w znaczeniu prawnopaństwowym. Co najmniej od
1543 r. już i Litwini mają w Księstwie swoją "Rempublicam", którą reprezen-
tują jej delegaci w rokowaniach z koroniarzami; "deklaracja o unii 1564 r. ma
na rnyśli "jedną Rzplitą z tych narodów spojoną", a od sejmu lubelskiego
wchodzi w użycie termin "Rzeczpospolita obojga narodów", który też od
pierwszego bezkrólewia zapanowuje bezwzględnie.
Stolicy, która by skupiała w sobie wszystkie ogólne, centralne czynności
państwa, Polska nowożytna nie miała. Wprawdzie Zygmunt III, chcąc z bliż-
szej odległości pilnować spraw bałtyckich, litewskich i szwedzkich, przeniósł
w 1595 r. dwór na stałe z Krakowa do Warszawy, ale te przenosiny nie zosta-
ły uświęcone żadnym aktem prawnym. Cała Rzeczpospolita, uosobiona w po-
staci "wszystkich stanów", ogniskuje się na elekcjach w tym stołecznym mieś-
cie, ale miejscem koronacji i wiecznego spoczynku króla pozostał stołeczny
Kraków, gdzie też przy skarbcu przechowuje się archiwum królestwa. Wilno
zachowuje nieformalny charakter stolicy Litwy; od 1673 r. co trzeci sejm
odbywać sig będzie w Grodnie; wyższe zaś sądownictwo spływa na szlachtę
z Piotrkowa i Lublina, a na Litwę z Wilna i Mińska.
Herbem państwa jest w XVI w., zgodnie ze średniowieczną tradycją śląską,
orzeł biały ze złotą koroną na czerwonym tle, z głową zwróconą w prawo
(od widza w lewo); od czasu unii widnieje on na pieczęciach obok litewskiej
316
Pogoni. Mają swoje herby także województwa, i to zarówno te, co wyrosły
z dawnych księstw, jak i utworzone sztucznie. Ma Polska swój sztandar biało-
-czerwony (nie biało-amarantowy), gdzie pole białe zajmuje miejsce pierwsze,
górne, nad czerwonym. Bandera wyobraża ramię zgięte, zbrojne w miecz, na
tle czerwonym.
2. Granice
Polski-Litwy nowożytnej sięgały na wschód najdalej do 35o południka dłu-
gości geograficznej, na zachód do I So, na północ do 59o, a na południe do 46o sze-
rokości. Największy obszar zajmuje państwo za Zygmunta III po Dywilinie
(1619)1, a przed utratą Inflant (1625); najmniejszy w 1522 r. - po utracie
Smoleńska, a przed odzyskaniem Homla i wcieleniem Inflant.
a) Granica zachodnia odłącza się od Bałtyku z biegiem Piaśnicy, zostawia-
jąc po prawej ręce pod panowaniem lennych książąt pomorskich Lębork i By-
tów, które jednak na 20 lat (1637-1657) wrócą do Korony. Objąwszy Drahim,
a okrążając Wielkopolskę, oddziela ta granica od Poznańskiego stracony San-
tok (1365) i Drezdenko (1370), podobnie jak dalej Świebodzin, Głogów i inne
śląskie dzierżawy, zostawia tę piastowską dzielnicę pod zwierzchnością Rzeszy,
w ten sposób, że z całego Śląska wróciły tylko te części (Siewierz 1433, Oświę-
cim 1457, Zator 1494), które za Bolesławów właściwie należały do województwa
krakowskiego. Sąsiadami naszymi są tedy za tą sztuczną granicą książęta po-
morscy; dalej - margrabiowie brandenburscy i Habsburgowie jako królowie
czescy.
b) Granica południowa jest jedyną polską granicą naturalną. Idzie ona
wzdłuż Karpat, odłącza się od Czarnohory Czeremoszem ku północy, by prze-
ciąć Prut za Śniatynem i płynąć Dniestrem aż do Jahorlika, po czym znów
idzie lądem na północ i wschód do Bohu. Za tą granicą siedzą Słowacy, na
ich karkach Węgrzy, jedni i drudzy pod panowaniem habsburskim (od 1526 r.),
dalej Rusini, Wołosi mołdawscy, wreszcie Tatarzy. Prawem zastawu dzierży
Polska od 1412 r. zgrupowane w cypel i parę wysepek 13 miast spiskich.
O rodakach z Orawy nie pamięta. Ustały z rokiem 1539 r. pretensje mołdaw-
skie do Pokucia; wezbrały ku końcowi XVI w. polskie zapędy ku Mołdawii,
chwilowo nawet ku naddunajskim Multanom. Litwajeszcze w 1542 r. przy roz-
graniczeniu Polski z Portą próbuje sobie zawarować pretensje do Dzikich
Pól aż po Morze Czarne.
c) Granica wschodnia ma charakter mglisty i elastyczny na całej peryferii
Kijowszczyzny. Faktycznie, tzn. odpowiednio do zasiedlenia, ciągnie się ona
w górę Siniuchą, a potem w dół na wschód Taśminą; na prawo od niej leży
Zaporoże. Za Dnieprem dopiero postęp kolonizacji Wiśniowieckich, Ostrog-
skich i innych za Władysława IV utwierdził przy Koronie główne części do-
rzeczy Psła i Suły. Dalsza granica z Moskwą ulegała wstrząśnieniom przy
każdej z dziesięciu wojen. Zygmunt I odepchnął sąsiadów od środkowego
Dniepru ( 1508), ale ich dopuścił do górnego (1513-1522). Zygmunt August
przepuścił ich przez Dźwinę (1563), Batory powybijał w masywie Moskwy
1 Rozejm zawarto ll grudnia 1618 r.
317
głębokie szczerby, ale całego systemu zamków odzyskać nie zdołał. Dopie-
ro Zygmunt III zatoczył sobie Smoleńszczyzng w Dywilinie aż po źródła
Dniepru, których to zdobyczy cząstkę Władysław IV w Polanówce dobro-
wolnie odstąpił. Potem zapłacił on Moskwie włością trubecką i różnymi
drobnymi skrawkami za pozyskane na rzecz Wiśniowieckich Posule. Granica
koronna dochodziła w Siewierszczyźnie do 52 równoleżnika, gdzie zaczynała się
litewska.
d) Kresy północne Litwy podstępowały pod Wielkie Łuki i Psków, ale
między Marienhausem i Marienburgiem cofały się nad rzeką Ewiksztą ku
Dźwinie i ujście rzeki Aa jeszcze zostawiały w rękach władców Inflant. Kiedy
tą władczynią była Rzeczpospolita Polska (1582-1625), posiadała ona Parna-
wę, ale nie miała Białego Kamienia (Weissensteinu). Kurlandia wąskim ję-
zykiem oddzielała Litwę od dolnej Dźwiny, Żmudź dotykała Bałtyku tylko
w nie wyzyskanym porcie Połągi. Dalsza granica między państwem Jagiello-
nów i Prusami, jak opisały traktaty krzyżacko-mazowieckie, szła tak, że
ujście Niemna oraz cała połać jezior mazurskich znajdowały się w sferze
niemczyzny i protestantyzmu. Dalej Drwęca i Osa należały do Polski; pra-
wy, pomezański brzeg Wisły pod Nowem po Kwidzyn do Prus. Warmia
zwisała na kształt katolickiego półwyspu w protestanckie księstwo pruskie.
Z wybrzeża morskiego miała Polska pod bezpośrednim panowaniem (nie
licząc mierzei): w Prusach Królewskich mil 20, w Inflantach około 30, pod
władaniem swych lenników w Prusach Wschodnich tyleż, w Kurlandii oko-
ło 40.
Żadne państwo w Europie z wyjątkiem Brandenburgii-Prus, nie miało
granic tak naturalnych jak Polska. Czuli to statyści i wołali o ochronę kre-
sów. Ta polegać miała na zamkach, ale w rzeczywistości tylko od strony
wschodniego i południowego barbarzyństwa budowały władze litewsko-polskie
luźne łańcuchy zamków; gdzie indziej poprzestawano na tym, co wznieśli
praojcowie albo Krzyżacy (w Prusach), albo Niemcy inflanccy. "Mocny"
Elbląg symbolizował bezpieczeństwo od północy, Kamieniec - od południa.
Granica wyglądała rozmaicie, zależnie od obustronnej troskliwości i policji
pogranicznej: w Bracławszczyźnie od strony Turcji znaczyły ją słupy i bloki
kamienne; od strony habsburskiej były słupy; jedynie rubież moskiewską
wskazywały rowy i zasieki, mające utrudniać ucieczkę poddanych ze wschodu na
zachód.
_
koniec!!!
3. Podział administracyjny
Zuniowana Rzeczpospolita dzieliła się na prowincje, te na województwa,
województwa na powiaty lub niekiedy "ziemie". Ten jednolity układ tolero-
wał jednak mnóstwo wyjątków: geografia polityczna dawnej Polski zna no-
menklatury nie pokrywające się z ogólnym systemem; zna też nazwy o znacze-
niu szerszym lub węższym.
Ów podział na 3 prowincje (czyli "narody") praktycznie wyrażał się tylko
w przynależności sejmików do 3 wspólnych generałów oraz w przynależności
posłów na sejmie do trzech sesji prowincjonalnych. Do tak szeroko pojętej
Wielkopolski należały także Mazowsze, a poniekąd i Prusy; do Małopolski-
318
z y
również ziemie ruskie, Wołyń, Podole, Ukraina i Podlasie. Do Litw - Ruś
Biała i Czarna. Wielkopolska w znaczeniu ściślejszym obejmowała Poznań-
skie, Kaliskie, Inowrocławskie, Brzeskie, Sieradzkie, Łęczyckie, ziemie: do-
brzyńską i wieluńską; w znaczeniu najściślejszym tylko tamte dwa pierwsze
województwa. Małopolska właściwa to były województwa: krakowskie z księ-
stwem oświęcimsko-zatorskim, sandomierskie i lubelskie. Mazowsze historycz-
ne obejmowało także województwa płockie i rawskie; księstwo mazowieckie
tylko 10 ziem prawie wyłącznie prawobrzeżnych. Prusy rozumiano czasem
z Warmią, czasem bez niej.
Województwa jedne powstały historycznie z dawnych księstw, inne tworzy-
li panujący w drodze rozporządzeń, zanim się tą sprawą zainteresowały sejmy.
Były ziemie równorzędne z województwami, np. chełmska, dobrzyńska, wie-
luńska, lub podrzędne (zwykle jednak co ziemia to sejmik); były księstwa:
żmudzkie, oświęcimskie i zatorskie, nawet siewierskie, a na ich podobieństwo
nawet mówiono o księstwie łowickim i wieluńskim. Powiaty formowały się
w Koronie, jako obwody kompetencji sądów ziemskich; na Litwie jako okręgi
służby wojskowej; stąd ich nierównomierność, tu i tam zależnie od gęstości
zaludnienia (malutkie powiaty w Wielkopolsce i na Mazowszu); na Litwie za-
leżnie też od organizacji obrony (ogromny powiat połocki). Ogółem było:
W Małopolsce województw i osobnych ziem 113 powiatów 47
W Wielkopolsce z Mazowszem i Prusami... 124 " 72
Na Litwie z Inflantami polskimi... ll " 52
Razem 34 " 171
4. Wielkopolska
Najwłaściwszą tworzyły województwa: poznańskie (powiaty poznański, ko-
ściański, wschowski, wałecki - razem 293 mile kwadratowe)5 i kaliskie (ka-
liski, gnieźnieński, nakielski, kcyński, pyzdrski, koniński - 300 mil); nadto
zaliczano do niej Kujawy (województwa: brzesko-kujawskie o 5 powiatach
i inowrocławskie o 2), łęczyckie (3 powiaty), sieradzkie (powiat sieradzki, szad-
kowski, piotrkowski i radomskowski), ziemię wieluńską z powiatem ostrze-
szowskim tudzież ziemię dobrzyńską o 3 powiatach - ogółem 1051,6 mil
kwadratowych. Na ogół Wielkopolska to kraj wysokouprawny z małą ilością
lasów, ale tylko na Kujawach naprawdę żyzny; w Inowrocławskiem częścio-
wo bagnisty. Mało tu dóbr duchownych, najmniej królewszczyzn, mało laty-
fundiów (te w rękach Górków, Opalińskich, Ostrorogów, Leszczyńskich), więc
też najwięcej jednowioskowej niezależnej szlachty. Zywioł to dość zrówno-
Niektórzy ze współczesnych historyków zaliczają Podlasie do prowincji wielko-
polskiej. Por. np. J. Seredyka Poslowie Rzeczypospolitej na sejm "ratyfikacyjny"
w 1629 roku, [w:] Sprawozdania Opolskiego Towarzystwa Przyjaciól Nauk, Opole
ł979, s. 30-32.
3 Po utworzeniu województwa czernihowskiego.
4 W rzeczywistości województw i samodzielnych ziem było 14.
5 Mila kwadratowa wynosi około 54,75 km kwadratowych.
319
ważony, po przezwyciężeniu wpływów luterskich stale katolicki, ale na Ma-
łopolskę i Warszawg trochg zazdrośnie się boczy, jak to zwykle bywa w dziel-
nicach zdeklasowanych. Stosunki z Brandenburgią po podłożu handlowym
aż nazbyt dobre. Znaczny wpływ religijny i gospodarczy wywarły na Wielko-
polskę Niemcy, a to tym bardziej że nikt się aż do połowy XVII stulecia
nie obawiał ich zaczepnych dążeń. Najbardziej eksponowaną czgść Wielko-
polski stanowi kraj zaobrzański (Migdzyrzecz, Trzciel, Babimost) z najmoc-
niejszą kolonizacją niemiecką. Inną odrgbność posiadają te północne okolice
Kaliskiego, które nazywano Krainą. Najgęstsza sieć miasteczek w Łgczyc-
kiem, najrzadsza w ziemi dobrzyńskiej. Wspólne wgzły stanowią: dla Poznań-
skiego i Kaliskiego - stolica sejmikowa Środa; dla całej dzielnicy - Koło, miej-
sce zjazdów prowincjonalnych.
5. Małopolska
Cywilizacyjnie młodsza, mniej uprawna (nawet Proszowskie ustępuje od-
setkiem ról wielu powiatom wielkopolskim, nie mówiąc już o zielonej, lesistej
Lubelszczyźnie), nieco rzadziej zaludniona, za to fizycznie urozmaicona a kul-
turalnie bujna, bo też położona w węzłowym punkcie kultur: polskiej, nie-
mieckiej, czeskiej, wggierskiej i ruskiej. W niej województwo krakowskie
(345,5 mil kwadratowych) stanowiło klasyczny kraj nierówności społecznej:
od magnatów-olbrzymów Tarnowskich, potem Ostrogskich, przez panów nieco
mniejszych (Jordanów, Szafrańców, Kmitów, Komorowskich, Tgczyńskich),
półpanków czyli karmazynów, szlachtg średnią - do zagonowej. W XVI w.
rozróżniano w Krakowskiem nad Wisłą powiaty lewobrzeżne: lelowski,
proszowski, ksiąski, i prawobrzeżne: śląski, biecki, sądecki, szczyrzycki.
Do Krakowskiego dążyły, bo też z niego ongi wyszły, ksigstwa oświęcim-
skie i zatorskie obszaru około 30 mil kwadratowych. Sandomierszczyzna
(467 mil kwadratowych), ciągnąca się od Pilicy aż po Karpaty, obejmowa-
ła powiatów 7: stgżycki, radomski, chgciński, opoczyński, sandomierski,
wiślicki i pilzneński (czasem mówiono: ziemia radomska, ziemia stgżycka).
Jak na Małopolskg jest to społeczność wcale demokratyczna: jej szlachta
odznacza sig samodzielnością, inicjatywą, siłą przekonań, toteż w promie-
niu Sandomierza dużo będzie ruchów konfederackich, a województwo to
da z czasem Polsce takich republikanów, jak [Stanisław Dunin] Karwicki
i [Stanisław] Konarski. Lubelskie, odłączone w 1474 r. od Sandomierskie-
go, żyźniejsze odeń, ale jeszcze mocno zalesione, szczyci sig trybunalskim
Lublinem, zamożnym kiedyś Kazimierzem oraz Rzeczpospolitą Babińską;
jest to kraj typu pośredniego migdzy Małopolską Zachodnią a ziemiami
ruskimi. O całej Małopolsce rdzennej można powiedzieć, że jest to dziel-
nica mocno klerykalna: samo biskupstwo krakowskie ma w niej blisko
300 wiejskich realności (w 7 wielkich kluczach, nie licząc ksigstwa siewier-
skiego); kler ogółem 772; z zamożności słyną opactwa: tynieckie, miechow-
skie, sądeckie, mniej zamożna Czgstochowa wzbogaci się cudami. Zre-
sztą zamożność duchowieństwa niekoniecznie szła w parze z jego wpływem
moralnym: właśnie Małopolska zakasuje inne dzielnice głgbokością heretyc-
kich fermentów.
320
6. Mazowsze
Historycznie wyłoniło z siebie trzy odłamy: województwo rawskie, wcielone
do Korony najdawniej (1462,1474), upodobniło się mocno do sąsiadów łęczyc-
ko-sieradzkich; płockie (1495) do ziemi dobrzyńskiej; jedynie mazowieckie za-
strzegło sobie przy wcieleniu różne odrębności prawne. Tworzy je 10 ziem
rozległości 578 miI kwadratowych: czerska po obu brzegach Wisły, warszaw-
ska, wiska, malutka wyszogrodzka, zakroczymska, ciechanowska, największa
łomżyńska (te dwie złączone zieloną Puszczą Kurpiowską), różańska, liwska
i nurska. Nie ma na Mazowszu magnateru i bardzo mało królewszczyzn; jedy-
ną wielką własność reprezentuje tu biskup płocki (232 wsie i 6 miast), i arcy-
biskup-prymas (123 wsie). Na tym ogólnym tle demokratycznym rysują się
odrębności: miasta, dość gęste na zachodzie, rzedną ku wschodowi; powiaty
odpowiednio się rozszerzają, zależnie od rzadkości zaludnienia. Szlachty za-
gonowej, tzw. sobiepanków bez poddanych najwięcej w ziemiach liwskiej, nur-
skiej, różańskiej, wiskiej; z innych osobliwości zasługują na podkreślenie:
księstwo łowickie z dwiema rezydencjami prymasowskimi w Łowiczu i Skier-
niewicach oraz księstwo sieluńskie, gdzie proboszcz płocki trzymał drobną
szlachtę w pewnego rodzaju poddaństwie. Całe Mazowsze znane było z przy-
wiązania do tronu i Kościoła: dobrze to świadczy o jego zdrowiu moralnym,
skoro w tej właśnie dzielnicy księża na ogół byli ubodzy, a królewszczyzn było
niewiele. Ludne i plenne (samej szlachty-elektorów liczono w nim 40000), sta-
ło się Mazowsze wielką wylęgarnią polszczyzny na całe państwo, zwłaszcza dla
kresów południowo-wschodnich. Żywy kontrast z nim stanowią-
7. Prusy Królewskie
Gospodarka tu stoi wysoko, ale gospodarzy szlachty stosunkowo niewielu,
za to miast i to nie byle jakich plejada. Województwo chełmińskie między
Wisłą, Drwęcą i Osą, z podziałem na ziemie chełmińską i michałowską, po-
siada Toruń, Chełmno i Grudziądz, ale znając ich raczej niemiecki charakter
woli posłów wybierać w Kowalewie, a deputatów w Radzynie, tam też odbywa
sądy ziemskie. Malborskie wprost przytłoczone jest potęgą i bogactwem są-
siedniego Gdańska, zwłaszcza że Malbork, Elbląg i Sztum trzymają oczywiście
z Gdańskiem przeciw szlachcie. Geografcznie i ekonomicznie najbliżej żyje
województwo malborskie z Wielką i Małą Żuławą gdańską o ludności miesza-
nej typu gburskiego. Ale nad dostępem Polski do morza czuwa, niby wielo-
tysięczna straż, szlachta województwa pomorskiego, zmieszana z odwieczną
ludnością chłopską, kaszubską, około Pucka i Kościerzyny. Dzieli się to woje-
wództwo od 1594 r. na 10 powiatów, każdy sejmikujący osobno; wspólny sej-
mik odbywano w Starogardzie, sądy grodzkie w Skarszewie. Nominalnie do
województwa pomorskiego należał także Gdańsk. Księstwo-biskupstwo war-
mińskie (77 mil kwadratowych) odgrodzone jest Pomezanią od Wisły i ziemi
chełmińskiej. Rezydencją biskupią był Lidzbark Warmiński, choć może więcej
znaczyły warowne Braniewo i siedziba Kopernika - Frombork (Frauben-
burg). Biskup miał zwierzchnią jurysdykcję bezapelacyjną nad swym pań-
stwem; do wspólnych rad administracyjnych dopuszczał szlachtę, mieszczan,
1 t - Dzieje Polski nowożytnej - tom I
kapitułę i kmieci. Wszędzie tu mocno trzyma się katolicyzm, a na południu także dość
mocno - polskość. O odrębnym samorządzie Prus wspomnimy w innym miejscu.
8. Ziemie ruskie
W dorzeczach górnego Dniestru, Sanu i Bugu, od górnego Beskidu po bagna
Prypeci, obejmowały województwo ruskie (822,6 mil kwadratowych) z przyległyzn
bełskim i ziemią chełmską; administracyjnie dzieliło się województwo ruskie na
ziemie lwowską, przemyską i sanocką, oraz osobną, nie należącą do wspólnego
generahz wiszeńskiego, halicką; geograficznie i etnograficznie wyodrębniały się
w ziemiach ruskich: Pokucie (w dorzeczu Prutu), Podole trembowelskie, Polesie
(starostwa ratneńskie, lubomlskie), Podgórze koło Beskidu i Pobereże nad Dnie-
strem. Należą do Korony te obszary: Ruś Czerwona od 1340 r.; ziemia chełmska od
1377, województwo bełskie od 1462; że jednak o ich spolszczenie mało kto się
troszczył, więc cerkwi i cerkiewek nieproporcjonalnie tu dużo nawet w stosunku do
przewagi liczebnej ludu ruskiego. Obfity to i soczysty kraj ta Ruś Czerwona, ale
i krwią obrońców mocno przesycony. Kraj zamków i bogatych królewszczyzn;
zarazem, jak się dziś okazuje, kraj najpłodniejszego rozmachu twórczości literackiej.
9. Wołyń i Podołe
Te dwa województwa, chociaż wyrosły na podobnym podłożu fizycznym (od
wzgórz przez czarnoziem zejście ku dołom i bagnom), wykazują jednak znaczne
odrębności dzięki odmiennym kolejom historycznym. Podole, wydarte Tatarom
przez Koryatowiczów, ale od XV w. kolonizowane i rządzone z Korony, legło na
straży Rusi i Polski od strony najazdów tatarskich, dlatego dużo w nim starostw
(barskie, kamienieckie, latyczowskie itd.), zamków i miast królewskich z Kamieńcem
na czele. Wołyń pasł się bezpiecznie na tłustych swych rolach, hojnie rozszafowanych
przez wielkich książąt litewskich możnowładcom. W tym kraju olbrzymiej prywaty
i łatwego używania trzy tylko miasta odpowiadające starostwom grodowym
utrzymały się w rękach panującego: Łuck, Krzemieniec i Włodzimierz; reszta osad
należy do obszarników prywatnych, przeważnie książęcego pochodzenia i wymiaru.
Jak cały Wołyń trzy razy przerasta Podole, tak samo ostrogszczyzna, zbaraszczyzna,
sanguszkowszczyzna parokrotnie górują nad fortunami najbogatszych rodzin
Podola: Sieniawskich, Jazłowieckich, Herburtów, Lanckorońskich. Mimo nie-
zrównanej żyzności kraje te są dwa razy rzadziej zaludnione niż rdzenna Mało-
polska, jeszcze zaś większe możliwości kolonizacyjne otwiera półdzika-
10. Ukraina
Po wyjściu księstwa kijowskiego z rąk Olelkowiczów te dwa województwa,
bracławskie i kijowskie (740 mil na prawym,1260 na lewym brzegu Dniepru),
stały się Ukrainą, tj. terenem kresowym, jakby marchią dla Litwy, i stąd po-
322
chodzi ich nazwa, pierwszy raz wprowadzona w formie rzeczownika do usta-
wy 1590 r. Bracławszczyzna (średnie Poboże) jest to litewskie Podole. Tu, jak
i w Kijowszczyźnie rzucają się w oczy trzy połacie: rolna, leśna (gdzie "ludzie
chodzą na strzelbę") oraz stepowa, zwłaszcza skupiona na Niżu dnieprowym.
Wszystko tu ogromne, powiat równy zachodniopolskiemu województwu albo
niemieckiemu państewku w rodzaju Saksonii czy Hesji; wszystko w stanie
półpłynnym, własność albo raczej posiadłość ziemska w najprzeróżniejszych
formach, niegdyś wszystko hospodarskie, teraz rozdrapane przez właścicieli
prywatnych, którym książę dawał, ile chcieli, byle jakoś zagospodarować
i bronić te dziewicze skarby, przy czym kolonizatorzy prywatni chwytali
chętnie miejsca łatwo uprawne i bezpieczne, zostawiając Koronie to, co było
w stanie najdzikszym lub w położeniu najtrudniejszym. Tak pozostały w rę-
kach państwa rozległe starostwa: kijowskie, owruckie, żytomierskie, biało-
cerkiewskie, kaniowskie, czerkaskie itp.
Chudo wyposażone są na Ukrainie stolice biskupie, zarówno kijowska ła-
cińska, jak i dyzunicka. Wielka własność powstała tu nie z dzielnic książę-
cych, jak na Wołyniu, ale z zagarniętych pustkowi, pracą i ambicją królików
kresowych, po części tych samych, co na Wołyniu, po części innych, zwłaszcza
Wiśniowieckich, Zasławskich, Koreckich, Różyńskich; obok nich nie brak
zresztą poważnych ziemian: Tyszkiewiczów, Olizarów, Niemiryczów, Kisielów
itd. W porównaniu z całą pozostałą Polską, a może i Litwą, Ukraina w XVI w.
przedstawia się (historykowi Jabłonowskiemu) jako kraj bezprawia i chaosu.
Ku północy przez powiat owrucki stopniowe przejście do Litwy, która z Ki-
jowszczyzny przy unii 1569 r. zatrzymała sobie powiat mozyrski. Ale w więk-
szym jeszcze stopniu pomostowy taki charakter koronno-litewski ma-
I 1. Podłasie
Tak nazwali przed wiekami przodkowie Białorusinów piaszczystą i lesistą
okolicę, ciągnącą się od nich na zachód pod Lachy. Dziwny, wydłużony kształt
województwa podlaskiego odzwierciedla w sobie historię jego tworzenia: jest to
teren graniczny, na którym (po wstąpreniu Jadźwingów) zmagała się długo
ekspansja mazowiecka z ruską. Kiedy w 1520 r. utworzono województwo
podlaskie, należał do niego też powiat brzeski z przyległościami; te jednak w 1566
r. połączyły się z Pińszczyzną i pozostały przy Litwie. Cały ten pas od Augustowa
prawie po Konstantynów dzieli się na trzy ziemie: bielską, drohicka i mielnicką,
a obfituje w dobra stołowe, którymi chętnie dzielili się miłośnicy borów,
Jagiellonowie. Magnaterii tu nie ma, tylko drobna i średnia szlachta, rozkrze-
wiona z Mazowsza, kiedy, przeciwnie, chłopi przywędrowali głównie ze wschodu.
12. Litwa
Obfitość rzek i mokrych nizin sprawiła, że kolonizacja posuwała się w Wiel-
kim Księstwie wzdłuż ich koryt, ale tylko tyle, o ile jej nie przeszkadzały
bagna i nieprzebyte puszcze; prędzej oczywiście i gęściej zaludniły się suche
323
wzniesienia np. na Wileńszczyźnie i Nowogrodczyźnie. Podstawą podziału
administracyjnego jest tu wszędzie służba wojskowa i dostosowana do niej
skarbowość: Województwa dzieliły się na powiaty (z własną chorągwią) lub
włoście, te - na włoście drobniejsze. Z chaosem stosunków na kształt feudal-
nych, gdzie władza mieszała się rozmaicie z własnością, skończył dopiero
Zygmunt August, ujednostajniając typ administracji. Wielkie Księstwo Li-
tewskie w znaczeniu ściślejszym, tzn. w przeciwieństwie do dzielnic podleg-
łych, obejmowało u progu ery nowożytnej, jak za Olgierda i Kiejstuta, dwie
części, czyli województwa, czyli powiaty: wileńskie i trockie; z pierwszego
z nich Zygmunt August wyodrębnił województwo nowogrodzkie. Geografcz-
nie należała do tej połaci i Żmudź, która jednak prawnie zbliżona była do in-
nych ziem podległych. Od unu dzieli się tedy Wielkie Księstwo na wojewódz-
twa: wileńskie, trockie, (księstwo) żmudzkie, połockie, nowogrodzkie, witeb-
skie, brześciańskie, mścisławskie, mińskie, smoleńskie z powiatem orszań-
skim6, każde ma z reguły wojewodę i kasztelana z nazwą wziętą od stołecz-
nego miasta. Wyróżniano poza tym obszary (regiony) szersze: Białoruś (Po-
łocczyzna, Witebszczyzna, Mścisławskie i część Mińszczyzny), Czarną Ruś
(Nowogrodzkie); resztę w dorzeczu Prypeci po Wołyń zaliczano do Polesia,
a południową część Żmudzi i Trockiego między Niemnem i granicą pruską
zwano Krajem Zapuszczańskim.
Województwo wileńskie, wcale żyzne, najdawniej spolszczone, liczyło po-
wiatów 5: wileński, oszmiański (najludniejszy), lidzki, wiłkomierski, bra-
sławski; dwa ostatnie mocno usiane jeziorami. Od północnego zachodu podkład
etniczny litewski, od wschodu i południa białoruski. Stołeczne Wilno w obie-
cującym rozkwicie, Krewo w upadku.
Województwo trockie w kształcie wysmukłego dzbana od Narwi popod
Dźwinę z szyją w Kownie, przeważnie w dorzeczu krętego Niemna, zawiera
powiatów 4, od północy licząc: upicki, kowieński, trocki (te trzy zwane Litwą
górną, Aukstote) i potężny grodzieński. Jeżeli pominąć Radziwiłłów (Birże,
Kiejdany) i wielką ekonomię grodzieńską, można scharakteryzować tę połać
jako dziedzinę średniej szlachty; Kiejstutowe Troki w upadku.
Województwo nowogrodzkie na wododziale Niemna i Prypeci wcześnie
ściągnęło na siebie uwagę panów, amatorów żyznej ziemi, toteż znajdą się
w nim rezydencje Radziwiłłów (Nieśwież, Słuck, Mir), Ogińskich, Sapiehów,
później Massalskich itd. Dzieliło się to województwo na powiaty: nowogródzki,
wołkowyski, słonimski oraz księstwo słuckie. Nowogródek z zamkiem Mendo-
ga podtrzymuje swe znaczenie jako siedziba ruskiej kadencji trybunału (na
przemian z Mińskiem). Reszta Litwy przed unią to były-
13. Dzielnice niegdyś anektowane
Księstwo żmudzkie, czyli litewski Niż (ziemaj znaczy nisko), kolebka dzi-
siejszej Litwy narodowej, uratowało swój odrębny byt kulturalny najpierw
przez przyjęcie chrześcijaństwa, potem znów dzięki Jagielle, który je po
6 Powiat orszański wehodził w skład województwa witebskiego, natomiast do
województwa smoleńskiego należał powiat starodubowski.
324
Grunwaldzie wydarł z rąk Krzyżaków. Osobliwa to dzielnica, skoro nazywa się
księstwem, ma zamiast wojewody starostę, dzieli się na 28 traktów, a owe trakty,
tj. powiaty, podłużnym swym kształtem świadczą o samorzutnym powstawaniu
jednostek terytorialnych w miarę wrąbywania sig ludności w lasy. Miasteczka
drobne i na świeżym korzeniu z XV w., po "okolicach" siedzi moc zaściankowej
szlachty; biskupstwo żmudzkie ze stolicą w Worniach (Miednikach) niezamożne,
ale lud pobożny i do tradycji mocno przywiązany.
Województwo brzeskie albo brześciańskie dzieli się na dwa nierówne powiaty:
brzeski (3/4 obszaru, 2/3 ludności) i piński, osobno sejmikujące, jest to jedno
z żywszych ognisk życia szlacheckiego na Litwie; liczne ziemiaństwo brzeskie ogląda
się po części na Białą Radziwiłłowską, po części na bogate królewskie ekonomie, do
których należy i Puszcza Białowieska, na kilkanaście "straży" podzielona. Podkład
włościański od północy białoruski, od południa ruski (ukraiński).
Województwa połockie i witebskie utrzymują na osłonę państwa całe pasmo
zamków, z których zresztą trzy najbardziej eksponowane później dopiero wrócą
do Wielkiego Księstwa: Wieliż (1582), Siebież i Newel (1619). Szlachta połocka
i witebska na równi ze żmudzką ma prawo przedstawiania królowi po kilku
kandydatów na wojewodów. Cała Połocczyzna stanowi jeden wojskowy powiat
(chorąstwo), a dzieli się po tej stronie od Dźwiny na stany, po tamtej na włości.
Ziemiaństwo dość zadzierzyste i po kresowemu bitne.
Województwo mińskie, najrozleglejsze, powstało dopiero w 1569 r. z włości
ruskich nad Berezyną i Ptyczą, powiększonych o część województwa wileńskiego
tudzież o nie włączoną do Korony włość mozyrską (przynależność Kijowszczy-
zny). Poza trybunalskim Mińskiem są tu jeszcze dwa inne ogniska sejmikowe:
Rzeczyca i Mozyrz.
Województwo mścisławskie ma w Mohylewie równie znaczny ośrodek pra-
wosławia, jak połockie w Połocku ostoję katolicyzmu i unii; ogólny charakter
podobny jak wyżej, najwięcej w tych stronach posiadłości sapieżyńskich.
Województwo smoleńskie sięgało za polskich czasów (1611-1654) za Pola-
nówkę i Masalsk, a dalej, obejmując też powiat starodubowski - za Briańsk,
Trubczewsk i Nowogród Siewierski, głównie w dorzeczu Desny i Suraża.
Należący tu także powiat orszański z osobnym samorządem zostanie po 1654 r.
przydzielony do Witebszczyzny'.
Województwo inflanckie miało 4 powiaty lub trakty: dyneburski (tu stolica),
lucyński, rzeżycki i marienhauski, którym podchodziło aż pod Psków; ze względu
na późne uformowanie tej odrębnej jednostki, dopiero pod koniec naszego
okresu właściwiej traktować je jako wspólną całość z Kurlandią i Inflantami.
14. Inflanty
Całe należały do Rzeczypospolitej nominalnie przez 100 lat (1561-1660);
faktycznie tylko do 1625 r. Nazwa pochodzi od staroniemieckiej Niflandt;
nazwy składowych części Inflant w szerszym znaczeniu od fińskich plemion
' Nowogród Siewierski po utworzeniu w 1635 r. województwa ezernihowskiego
stanowił centrum ziemi wchodzącej w skład tego województwa. Od chwili utworzenia
powiatów Orsza przez cały czas należała do województwa witebskiego.
325
Estów, Liwów i Kurów, z których dwa ostatnie w zaraniu dziejów ustąpiły
miejsca Lettom, czyli Łotyszom, najbliżej spokrewnionym z Litwinami. Liwo-
nia najpierw zuniowana z Litwą (1561), podzielona na 4 powiaty i kasztelanie
(1566), uznana za wspólną własność Korony i Litwy (1569), została zorganizo-
wana przez Stefana Batorego w trzy prezydia (praesidatus): wendeńskie, dor-
packie i parnawskie, z jedną dla katolików diecezją i stolicą biskupią w Kiesi
(Wenden). Fizjonomię charakterystyczną dają krajowi liczne zamki i zamecz-
ki - ostoje panowania baronów niemieckich nad ujarzmionymi Łotyszami
i Białorusinami. Ryga, rywalka Gdańska na Bałtyku, wielkimi obdarzona
przywilejami i rozległym własnym terenem gospodarczo-administracyjnym.
Nie zaznała ludność chłopska ulgi po objęciu panowania nad krajem przez
Polskę, przeciwnie, baronowie w nagrodę za swą uległość uzyskali tym szer-
szą władzę nad poddanymi; nic dziwnego, że Szwedzi łatwo przelicytują tu Po-
laków i protestanckie pospólstwo mocno do siebie przywiążą. Ze szlachty za-
chodnioinflanckiej mało korzyści osiągnęła Rzeczpospolita, przeciwnie, Inflan-
ty Polskie (Letgalia) dostarczą nam Reytanów, Borchów, Zyberków, Plate-
rów, Weyssenhofów, Hylzenów. O Kurlandii, jako nigdy do Rzeczypospolitej
bezpośrednio nie wcielonej, mowa będzie niżej, w związku z kwestią zwierzch-
nictwa lennego.
15. Obszar i zaludnienie państwa na tle porównawczym
W czasach największego rozrostu Korona i Litwa zajmowały przestrzenie
mniej więcej jednakowe: Litwa ze Smoleńszczyzną nieco przeważała, za to
Korona ludnością dwukrotnie przewyższała Litwę. Według przybliżonych obli-
czeń Pawińskiego i Jabłonowskiego (tudzież naszych hipotetycznych uzupełnień)
dzielnice koronne posiadały:
Przestrzeni
mil kwadrato- Ludności
wych po 55km
kwadratowych
Małopolska 1013 673000
Wielkopolska 1051 825800
Mazowsze 578 590000
Ziemie ruskie 1170 572600
Prusy Królewskie z Warmią 450 300000
Wołyń i Podole 1089 391500
Ukraina 2629 545300
Podlasie I 73 233300
Razem w Koronie w 1572 r. 8153 mil kwadratowych i 4 131500 ludności, po
1618 r. ok. 9000; na Litwie 1611-1648 tyleż i około 2000000 ludności. Cała ,
więc Rzeczpospolita bez Inflant późniejszych szwedzkich (832 mile kwadrato-
we) i bez księstw lennych ma ok. 18000 mil kwadratowych, tj. 990000 km
kwadratowych i z górą 6 000 000 ludności, zajmuje przeto w Europie pod
względem obszaru miejsce 2 po Moskwie, a przed Szwecją (15000 mil), Rzeszą
326
Niemiecką (10000), Francją (9800), Hiszpanią (9000), Danią i Norwegią (6600),
Anglią (5400), a pod względem masy ludności miejsce 6s, po Francji (14-
-16000000), Niemczech (12-14000000), Moskwie (11000000), Włoszech
(8000000), Hiszpanii (6750000), a przed monarchią habsburską (3-4000000),
Anglią (3000000), Danią i Norwegią (1200000), Holandią (800000).
Oczywiście, zajgłaby Polska miejsce bardziej czołowe, gdybyśmy z nią po-
równywali poszczególne niemieckie państewka i posiadłości włoskie, a nie
Włochy i Niemcy jako całości etnograficzne.
16. Rasy, jgzyki, wyznania
Nie licząc tych przybyszów, co osiedlając się w Polsce zatracali swój język,
jak Holendrzy, na rzecz niemczyzny, ani tych, co nigdy dłużej w jednym
siedlisku miejsca nie zagrzali i wracali z czasem do ojczyzny, jak Szkoci,
Rzeczpospolita Polska osłaniała swym dachem 12 narodowości względnie ras:
obok Polaków mieszkali w nie autochtoni: Rusini, Białorusini, Litwini, Łoty-
sze oraz napływowi: Niemcy, Zydzi, Ormianie, Tatarzy, Karaimowie, Wołosi,
Cyganie. Na obszarze 3/4 państwa Polacy stanowili mniejszość, ale ta mniej-
szość, ogromnie skondensowana ku zachodowi, tworzyła większość ludności
państwa, żadna inna grupa etniczna nie mogła z nią współzawodniczyć bo-
gactwem, kulturą ani wyrobieniem politycznym; nigdy też poszczególne mniej-
szości nie próbowały się przeciw gospodarzom państwa koalizować: tak lekką
im była owa ręka opiekuńcza i zarazem kierownicza.
Wśród Polaków dawno zatarły się ślady plemiennej z czasów piastowskich
odrębności: wyrobiły się za to cztery główne typy historyczne: Małopolan
właściwych, Wielkopolan, Mazurów i Kresowców z ziem ruskich; doliczyć by
można jeszcze do nich spolonizowanych Litwinów. W sposób dla historyków
nie dość jasny narzecze wielkopolskie stało się podstawą języka literackiego.
Ów język, dopiero co szorstki, ubogi i ciężki, dzięki wysiłkom twórczym pi-
sarzy Złotego Wieku: najpierw Biernata z Lublina, potem Reja, Kochanow-
skiego, Górnickiego, Skargi, osiągnął taką doskonałość, że mu dawne współ-
zawodnictwo czeskie w życiu towarzyskim przestało być groźne, a wszystkie
pozostałe języki w coraz to innych sferach ustępowały mu pierwszeństwa.
Rusinów miało państwo jagiellońskie dwojakiego szczepu. Aż do południo-
wych okolic Podlasia i województwa brzeskiego, na zachodzie po Sądecczyznę,
na wschodzie po Mozyrz sięgał szczep małoruski (ukraiński), niewątpliwie już
wówczas posługujący się różnymi dialektami. Przebłysk wspólnej świadomości
narodowej rozbudzi się w nim dopiero na tle samoobrony dyzunickiej Ko-
zaczyzny. Znacznie późniejszym tworem, poniekąd zlepkiem pierwiastków
mało- i wielkoruskich byli Białorusini, zaludniający różne dzielnice Wielkiego
Księstwa Litewskiego i nawet części województwa wileńskiego. Część tych
Białorusinów (tak zwanych może dlatego, że nosili jasne płócienne stroje,
czy też że mieszkali w krajach długo białym śniegiem okrytych) nazywano
Najnowsze opracowania podają znacznie wyższe liczby: od 7 500 000 w drugiej
połowie XVI w. do 10000000 przed 1648 r. Por. na przykład Zarys historii Polski,
Warszawa 1979, s.189, 275.
327
Rusią Czarną, bo w ciemne puszcze spowitą. Ówczesny język białoruski, przy-
jęty przez władze litewskie jako urzędowy i długo z litewskim uporem pielę-
gnowany bez żadnej potrzeby, różnił się znacznie od dzisiejszego języka biało-
ruskiego; rzec można, skamieniał on w aktach administracyjnych i sądowych
księstwa w ciągu wieku XVII.
Litwini oparli się rutenizacji i polonizacji jedynie w tych granicach, w ja-
kich dziś stanowią osobną całość etniczną. Prócz Żmudzi zamieszkiwali oni
masą powiaty (lub części ich): kowieński, wiłkomierski, upicki. Niemało zrobili
dla uratowania ich mowy protektor luteranizmu, książę Albrecht pruski,
a zwłaszcza później jezuici.
Łotysze siedzieli na szczątkach fińskich Kurów i Liwów w Inflantach; rzecz
szczególna, że w polskich Inflantach (powiat lucyński) zachowała się także
garstka Estończyków.
Osadnicy niemieccy dawniejsi (z XIII-XIV w.) pochodzili przeważnie z Sak-
sonii i Frankonii; potem zawitali do Polski w rozproszeniu przedstawiciele
najprzeróżniejszych okolic Rzeszy; osobno z północy trafiali na Litwę i na
dwór królewski Niemcy inflanccy, osobno w dużych skupieniach napełniali
miasta królewsko-pruskie, ich żuławy i dalsze okolice Niemcy pruscy, potom-
kowie tych, których osiedlili Krzyżacy.
Żydzi ciągnęli do Polski sporadycznie z Hiszpanii i Włoch (sefardim), maso-
wo z Niemiec (aszkenazim); napotykając po drodze, w takim np. Krakowie,
odporny żywioł niemiecki, wędrowali dalej na wschód, na Litwę i Ruś, gdzie
lud miejscowy, mniej uspołeczniony, pozwalał im się wciskać do handlu. Języ-
kiem ogółu Żydów był importowany z Niemiec żargon (jidisz), hebrajszczyzna
dopiero w Polsce znalazła swój Złoty Wiek zygmuntowski i stąd przez pisma
uczonych talmudystów promieniowała na okoliczne kraje.
Ormian zastał już na Rusi Czerwonej Kazimierz Wielki, inni także, ucho-
dząc od prześladowań tureckich znaleźli schronienie na Podolu i Bracław-
szczyźnie, skąd rozchodzili się do dalszych, nawet rdzennych dzielnic polskich;
widzimy ich w XVI w. nie tylko we Lwowie, Kamieńcu czy Kutach, ale
i w Warszawie. Sprytni, zamożni, skłonni do oportunizmu, kupowali za pie-
niądz zdobyty w handlu majątki ziemskie, wsiąkali tędy do ziemiaństwa
i polszczyli się bardzo szybko. Odrębny język zachowali w nabożeństwie
i w aktach sądowych, rządzili się własnym prawem; od XVII w. połączyli się
z Kościołem rzymskim9.
Wołosi, gdy im dokuczył ucisk turecki, szukali też zarobku, służby lub schro-
nienia po miastach i na dworach południoworuskich. Były chorągwie wołoskie
w wojsku polskim (niekoniecznie z samych Mołdawian) i były całe wsie na
prawie wołoskim; zresztą różne nazwy gór karpackich (Magura, Kiczora, Mun-
czel, Howerla, Breskul, Gorgan itd.) świadczą, jak daleko migrowały paster-
skie żywioły Wołoszczyzny, może nawet niezależnie od ucisku tureckiego.
Tatarów pierwszy osadził na Litwie nad rzeką Waką Witold, później przy-
bywali inni, wygnani przez domowe zamieszki, lgnący do polskich swobód lub
po prostu zawleczeni w niewolę. Jako osobny typ lekkiej konnicy (ułani) mieli
oni przydomek "śmiałych". Służyli Polsce i Litwie wiernie, z wyjątkiem tych,
którzy w drugiej połowie XVII w. z pobudek wyznaniowych uszli do Besarabii
9 Poprawniej byłoby powiedzieć: w ciągu wieku XVII, był to bowiem proces
rozpoczęty w 1630 r., a trwający kilkadziesiąt lat.
328
na stronę Ordy i Porty. Liczyli siebie Tatarzy w pewnej suplice podanej
Zygmuntowi Augustowi w 1558 r. na 200000 głów.
Cyganie pierwsze namioty rozbili w Polsce, przywędrowawszy z Węgier
i Mołdawii, w XV w. Przesądni a nie religijni, biegli tylko w muzyce i kotlar-
stwie, mieli od początku złą reputację. Przeciwnie, nikt nie miał nic do za-
rzucenia kilku tysiącom Karaimów vel Karaitów, tj. Żydów statarszczonych,
którzy czcili tylko Stary Testament (a nie Talmud), żyli w okolicy Trok,
w Łucku i Haliczu jako plemię pracowite, spokojne, kulturalne, któremu do
szczęścia wystarczała fałszywa tradycja, że są potomkami chazarów, władców
niegdyś południowej Rusi.
Katolicyzm wśród powyższych żywiołów ma przewagę jeszcze wydatniejszą
niż polskość w całym państwie. Jeżeli stracił na parę pokoleń jakieś 50000 dusz
polskich, to za to obejmował także Litwę, część Niemców, a od XVII w. także
Ormian. Przez unię brzeską przywiązał do siebie (dość kruchymi zresztą nićmi)
masę Rusinów i Białorusinów.
Rozdzial XIII
Społeczeństwo i gospodarstwo
1. Szlachta
Żaden kraj w Europie nie mógł się poszczycić takim mnóstwem rasowych
i wolnych, a tym samym "szlachetnych" obrońców ojczyzny. Wprawdzie za
Zygmuntów nie było miliona szlacheckich głów w Polsce, tylko około 500000,
(około 8o/o ludności), ale bądź co bądź zjazd elekcyjny Walezego lub Władysława
IV imponował liczebnością zagranicy, jak imponuje dziś demokratycznym
publicystom; historykowi zaś nasuwa zagadnienie: skąd taka masa równych
i wolnych rycerzy wyborców? Nie wdając się tu w kwestię początków szlachty
naszej w ogóle (która należy do historii wieków średnich), zaznaczamy tylko, że
przyczyn masowego wywyższenia szlachty szukać należy zjednej strony w ustroju
rodowym piastowskiego społeczeństwa, z drugiej w pokojowych i rolniczych jego
skłonnościach. Hierarchia feudalna potrzebna jest dla podbojów i na gruncie
podboju, a nie wśród ludzi uprawiających ziemię i usposobionych pokojowo;
z drugiej strony, kto za zasługi zdobywał ius militare i nadania od księcia, ten
prowadził za sobą na wyższy poziom społeczny także współrodowców zubożałych.
U progu ery zygmuntowskiej szlachta jest już warstwą jednolitą i uformo-
waną. Wyrabia sobie nazwiska odmiejscowe, tworzone według rodowego
gniazda, albo przerabia dawne przezwiska według tegoż typu (na - ski).
Znikli, tj. wsiąkli wyżej lub niżej (do chłopów) władcy, czyli ścierczałki
(skartabelle); oczyściły swe szlachectwo drogą sądową żywioły niepewne. Je-
żeli w epoce Grunwaldu szlachta była przede wszystkim rycerstwem, to po
statutach nieśzawskich przeważa w niej charakter ziemiański (terrigenae,
possessionati), a po owym czyszczeniu szlachcic jest nade wszystko generosus
bene natuslo. Jeżeli przedtem nieposesjonaci znosili pewne upośledzenie (pod-
lo (łac.) dobrze urodzony
329
ległość sądom grodzkim, brak nietykalności osobistej i dostępu do urzędów,
pozew ustny do sądu itp.), to od czasu elekcji viritim nikt głosującego wy-
borcy o ziemię nie spyta. Szlachcicem jest ten, kto się rodzi z ludzi szlachet-
nych, albo kogo za zasługi do herbu przyjęto (nobilitacja od 1601 r. już tylko
mocą ustawy sejmowej), albo kogo król dopuścił do swego herbu (stąd frag-
menty Orła i Pogoni w niektórych późniejszych herbach), albo komu z zagra-
nicznej szlachty sejm nadał indygenat. Mimo zakazu prywatnych nobilitacji
(1633) wciskały się jednak do uprzywilejowanej elity chyłkiem lub krętą dro-
gą żywioły podejrzanego pochodzenia, których długą listę ułożył jakiś anonim
w słynńym Liber Chamorum I 1. Nie zdawali sobie sprawy zazdrośni stróże
klejnotu, że właśnie dzięki dopływowi nowych soków szlachta nie tylko nie
obumarła, ale utworzyła masę, która zdoła przygnieść do ziemi niższe war-
stwy społeczeństwa.
Na bukiet proregatyw szlacheckich składały się wyjątkowe prawa obywa-
telskie i polityczne. Przywilej koszycki uświęcił wolność od podatku (z wy-
jątkiem 2 groszy z łana), wolność od naprawiania zamków z wyjątkiem po-
granicznych (i to jedynie podczas wojny) tudzież prawo do wynagrodzenia
i wykupna z niewoli w razie służby w pospolitym ruszeniu za granicami kra-
ju (później owo wynagrodzenie ustalono na 5 grzywien od kopu). O pół wieku
młodszejest prawo nietykalności majątkowej (nemini bona confiscabimusl2 -
przywilej czerwiński 1422 r.). Nie wolno, dalej, więzić ani karać szlachcica
bez sądu (neminem captivabimus 13 - przywileje krakowski i jedliński 1430-
-1433), ani też ściągać odeń ceł od towaru własnej produkcji, pierwotnie
według ustaw. nieszawskich tylko w drodze na najbliższy targ, ale według
późniejszej wykładni szlachcic mógł bez cła wywozić swoje wyroby za granicę i na
swoje potrzeby sprowadzać towar zagraniczny. Szlachta małopolska i ru-
ska uzyskały w 1454 r. prawo nabywania soli królewskiej prosto z żup po
zniżonej cenie, a wielkopolska w 1520 r. podobne prawo nabywania jej ze
składu bydgoskiego około suchych dni (stąd tzw. sól suchodniowa).
Prawa polityczne, nie mniej ważne, zapewniały szlachcie niemal wyłączny
wpływ na tworzenie tych władz prawodawczych, wykonawczych i sądowych,
którym miała podlegać; mowa o nich będzie przy ustroju Rzeczypospolitej.
Uzasadniono wolność podatkową szlachty tym, że broni ona ojczyzny wła-
snymi piersiami. W XVI w. jest to już raczej anachronizm, a w XVII tym ;
bardziej. Próbowano zresztą uzasadnić wszelkie przywileje szlachectwa jego !
naturą i pochodzeniem. "Zacni się rodzą z zacnych i cnotliwych; Znać w ko-
niach sztuki ojczyste; lękliwych Mężna orlica gołębi nie rodzi, Ani mdły
zając z dużych lwów pochodzi" powtarzał za Horacym poeta [Mikołaj] Sęp
Szarzyński. Szlachcic jest "między stany inszemi jako drzewo cedrowe, które
osobliwszą zieloność i wonność z siebie wydawa. On reprezentuje w państwie
stan taki, który, zaniechawszy wszystkiego, co daje zyski, z temi tylko zaję-
ciami się para, i w tych tylko się ćwiczy, które dostojność i pożytek krajowi
przynoszą" - pisano w czasie, kiedy rycerza zastąpił już domator, hreczko-
siej, w najlepszym razie dworzanin, w gorszym - groszorób i pieniacz.
A wszystkie tamte twierdzenia dotyczyć miały na równi całej szlachty koron-
11 Dziś już wiemy, iż autorem dzieła był Walerian Nekanda Trepka.
12 (łac.) niczyich dóbr nie będziemy konfiskować.
13 (łac:) nikogo nie uwięzimy. Są to pierwsze słowa wspomnianych przywilejów
330
nej i litewskiej, gdyż szlachectwo, wolność i równość to są pojęcia o jedna-
kowym zasięgu i warunkują siebie i zabezpieczają n wzajem. Wolność upad-
łaby bez równości - rozumował drobiazg, słusznie widząc w wielmożach
swoje ostoje, a wielmoże temu nie przeczyli, by się nie narażać (jak za Ka-
zimierza Jagiellończyka) na rywalizację z masą ziemiańską. Arystokracji poli-
tycznej nie ma, senatorowie po 1573 r. solidaryzują się ze szlachtą, którą się
też nigdy nie przestawali zasilać. Niemniej magnateria istnieje, a nierówno-
ści majątkowe rosną; związki z możnowładztwem litewskim i ruskim po unii
lubelskiej nie gorzej usłużyły panom koronnym niż przedtem wymuszanie
na królach chleba dobrze zasłużonych. Pod pozorami równości znaleźli się
w sferze szlacheckiej tacy potentaci, jak książę Ostrogski, władca na samym
Wołyniu 212 mil kwadratowych, Zamoyski, pan ordynacji, innych dóbr i kró-
lewszczyzn, ogółem ponad 300 mil kwadratowych, jak Radziwiłłowie, Chod-
kiewicze na Litwie, Zasławscy i Zbarascy, później Koniecpolscy i Potoccy na
Ukrainie, Tęczyńscy, Tarnowscy, Zborowscy, Kmitowie, Firleje, później Lu-
bomirscy w Małopolsce, Górkowie, Kościeleccy, Ostrorogowie, Opalińscy i Le-
szczyńscy w Wielkopolsce. Mimo szemrania sejmów i sejmików nabywają
niektórzy z tych błękitnych cudzoziemskie tytuły diuków i hrabiów. Dla nich
przede wszystkim ministeria i górne województwa, dla średniaczków kaszte-
lanie mniejsze na zakończenie kariery tytularno-urzędniczej w województwie
(około 12 urzędów, z podkomorzym i chorążym na czele), sądowej w trybu-
nale lu' parlamentarnej w izbie poselskiej; a przecież to średnie ziemiaństwo
stanowi podstawę Rzeczypospolitej, we własnym przekonaniu poniekąd nawet
samą Rzeczpospolitą. Poniżej średniej szlachty rozciąga się warstwa szaracz-
ków, w której odróżnić należy dwa żywioły. Co innego szlachta zagonowa,
zagrodowa, chodaczkowa na Mazowszu, Podlasiu czy Żmudzi: ta ma swój ho-
nor demokratyczny, pieszo do kościoła nie pójdzie, z chamstwem się nie
zbrata, chociaż ma na nogach chodaki, chociaż sama orze zagon (sobiepany),
a szablę nosi czasem w skórze węgorza. Co innego - proletariat szlachecki,
gołota, która utraciwszy zagon ojcowski, czepia się pańskiej klamki i dwo-
ruje jaśnie wielmożnym: ci będą z czasem podstawą prepotencji królewiąt
nad wielką rzeszą szlachty jednowioskowej.
2. Duchowieństwo
Stanowi grupę nieliczną (według Pawińskiego 1 proboszcz na 700 wiernych),
ale bardzo wpływową i w niektórych dzielnicach zamożną. Przy tym grupę
jednolitą, bez tak jaskrawego politycznego rozłamu na uprzywilejowanych
i upośledzonych, jaki dzielił np. możnowładztwo i szlachtę w XVI w. lub du-
chowieństwo francuskie za Rewolucji.
a) Górną warstwę stanowią biskupi katoliccy w liczbie 17.
1. Arcybiskup gnieźnieński, od czasów Mikołaja Trąby prymas, a od czasu
Łaskiego legatus natus, rządzi archidiecezją obejmującą województwa kali-
skie, sieradzkie, łęczyckie, rawskie, w nich 7 archidiakonatów; rezyduje prze-
ważnie w księstwie łowickim i w Skierniewicach.
2. Arcybiskup lwowski (niegdyś halicki), dziesięćkroć uboższy, ma pod
sobą województwo ruskie z ziemią halicką, ale bez przemyskiej.
331
3. Biskup krakowski, książę siewierski; diecezja obejmuje także Sando-
mierskie i Lubelskie (6 archidiecezji), Spisz, a na Śląsku dziekanaty bytomski
i pszczyński; rezyduje w Krakowie, Kielcach, Iłży, Bodzentynie.
4. Kujawski (Kujawy, województwo pomorskie) z rezydencją w Wolborzu; ;
w zastępstwie prymasa może koronować króla.
5. Poznański - ma także władzę duchowną nad archidiakonatem war-
szawskim.
6. Wileński - 26 dekanatów, większa część Litwy, aż po Dźwinę i Dniepr.
7. Płocki czuwa z Pułtuska nad Mazowszem bez Warszawy (16 dekanatów).
8. Warmiński - książę biskup z rezydencją w Lidzbarku Warmińskim.
9. Łucki ma w swej diecezji Wołyń, Podlasiel4, województwo brześciańskie
i Bracławszczyznę (13 dekanatów).
10. Przemyski - 9 dekanatów, diecezja mała, ale uposażenie znaczne.
11. Żmudzki ze stolicą w Worniach, czyli Miednikach.
12. Chełmiński (malborskie od 1577 r. i chełmińskie).
13. Chełmski - diecezja malutka: województwo bełskie z ziemią chełmską.
14. Kijowski - dla Kijowszczyzny, do której nieczęsto zagląda.
15. Diecezja kamieniecka - mała i uboga, dla Podola.
16. Wendeńska (założona w 1582 r.) dla Inflant i Kurlandii; później (po
1660 r. zwana inflancką, ale już tylko dla Kurlandii i Letgatii).
17. Smoleńska (1613, obsadzona 1630, od 1654 r. in partibus)15.
Biskupstwa greckie istniały do unii brzeskiej w Kijowie (metropolia), Lwowie,
Przemyślu, Włodzimierzu, Brześciu, Łucku, Ostrogu.
Unickie - arcybiskup połocki i smoleński, biskupi: lwowski, chełmski,
pińsko-turowski, brzesko-włodzimierski.
Wznowiony za Władysława IV episkopat dyzunicki obejmował te same sto-
lice co unicki; później przybędą do nich czasowo także arcybiskupstwo mohy-
lewskie tudzież biskupstwa mścisławskie i białoruskiel6.
Arcybiskup ormiański miał pod sobą 16 kościołów.
14 parafie ziemi bielskiej leżące na północ od Narwi należały do diecezji wileńskiej.
15 (łac.) in partibus (domyślnie infidelium) - w częściach świata zamieszkanych
przez niewiernych. W diecezjach, które znalazły się poza obszarem władzy Kościoła
mianowano biskupów tytularnych jako zwierzchników okręgu kościelnego. W rzeczy-
wistości diecezja smoleńska została ufundowana w 1625 r., dopiero jednak Włady-
sław IV, potwierdzając w 1635 r. przywilej ojca i mianując pierwszego biskupa, do-
prowadził do faktycznego jej utworzenia. Kanoniczna erekcja diecezji i prekoniza-
cja biskupa nastąpiły w 1636 r. Po 1654 r. na terenach należących do Rzeczypospo-
litej posiadała tylko kilka parafii. Por. T. Długosz Dzieje diecezji smoleriskiej, Lwów
1936, s. 7 i nn.; S. Litak Struktura terytorialna Kościofa aciriskiego w Polsce w 1772
roku, Lublin 1980, s. 267.
16 przed unią istniały następujące diecezje prawosławne: metropolia kijowska,
arcybiskupstwo połocko-smoleńskie i biskupstwa: włodzimiersko-brzeskie, łucko-os-
trogskie, lwowskie, przemyskie, chełmskie i turowsko-pińskie. Do unii z Rzymem przy-
stąpili wszysey biskupi poza lwowskim i przemyskim. Po decyzjach Władysława IV
(1633) i sejmu (1635) unici posiadali: metropolię kijowską, arcybiskupstwo połocko-
-smoleńskie i biskupstwa: włodzimiersko-brzeskie, chełmskie i turowsko-pińskie; dy-
zunici natomiast: metropolię kijowską oraz biskupstwa: łucko-ostrogskie, lwowskie,
przemyskie i mścisławsko-mohylewskie. W drugiej połowie XVII w. i na początku
XVIII w. uniei przejęli władyctwa: łucko-ostrogskie, lwowskie i przemyskie. Zob.
Kościól w Polsce, t. 2, Kraków 1969, s. 794-795, 860 i nn.
332
b) Organizacja Kościoła polegała głównie na kancelariach biskupich, syno-
dach, kapitułach i parafiach (łączonych w dekanaty, a w niektórych więk-
szych diecezjach - w archidiakonaty). Synody prowincjonalne miały się od-
bywać po Trydencie co 3 lata; diecezjalne co roku. Uczestniczyli w synodach
biskupi, opaci, delegaci kapituł; trwały te sejmy i sejmiki duchowne normal-
nie po 3 dni; delegaci głosowali według instrukcji i pobierali diety. Owocem
synodalnego ustawodawstwa było całe corpus iuris (nie zebrane w jedną ca-
łość) w przedmiocie poprawy obyczajów i karności kościelnej.
Biskup jako zwierzchnik diecezji miał obok siebie jako grono doradców
kapitułę katedralną, z której członków (prałatów i kanoników) brał najczęś-
ciej swych wikariuszy generalnych i ofcjałów, tj. zwierzchników sądów du-
chownych. Poza tym zasiadał w kapitule prepozyt, dziekan, scholastyk, kan-
tor, niekiedy instygator, notariusz. Archidiakoni i dziekani pomagali bisku-
, pom w dozorowaniu niższego kleru i owieczek.
Z innych niestałych narzędzi pomocniczych Kościoła wymienić należy misje
i bractwa; celem pierwszych, odbywanych okresowo, było odrodzenie życia
religijnego, zadaniem drugich praktyki religijne i charytatywne. Kleryków
kształciły seminaria w Braniewie, Włocławku, Poznaniu, Wilnie, Kaliszu itd.
Zakony, od biskupów na ogół niezależne (exemptio), w częstych z nimi,
a nawet z nuncjuszem zatargach podlegały władzom swych generałów w Rzy-
mie i prowincjałów w kraju, a były wizytowane przez nadzwyczajnych ko-
misarzy. Opactwa istniały tylko w zakonach najstarszych: u benedyktynów,
cystersów, norbertanów i kanoników regularnych, a stanowiły każde osobną,
zamożną jednostkę bez wspólnoty prowincjonalnej; nic dziwnego, że szlachta
ustawą z 1538 r. zastrzegła co do nich pierwszeństwo dla swych współbraci i że
z drugiej strony owa zamożność podcinała np. u cystersów ducha zakonne-
go. Niezdrową anomalię stanowiły tzw. opactwa komendatoryjne; od czasów
Zygmunta Augusta weszło w zwyczaj, że król narzucał klasztorom na opatów
księży świeckich lub zgoła ludzi świeckich (per commendam) w nagrodę za-
! sług lub usług tych ostatnich.
W XVI w. bernardyni w liczbie około 400 świecili przykładem surowych
i czystych obyczajów oraz najofiarniejszej gorliwości w nawracaniu. Gorzej
było z dominikanami, augustianami, benedyktynami, najgorzej z cystersami.
Prym trzymali oczywiście jezuici, ugruntowani w kilkunastu kolegiach i do-
mach (Braniewo, Pułtusk, Poznań, Jarosław, Połock, Ryga, Lublin, Kalisz,
Nieśwież, Lwów, Gdańsk, Toruń).
c) Przywileje i uposażenie. Oprócz immunitetu, tj. niepodlegania władzy
świeckiej, sądowej i administracyjnej, w zakresie swego życia wewnętrznego,
miał kler polski władzę nad tymi dziedzinami życia świeckiego, które koja-
rzyły się z religijnością i moralnością. Jurysdykcja biskupa obejmowała
sprawy, gdzie jedną stroną był ksiądz, nadto sprawy małżeńskie, spory
o dziesięciny, patronat, o lichwę itd., nadto księża mieli prawo do świadczeń
w postaci dziesięciny (zwykle snopowej, czyli wytycznej, niekiedy w ziarnie
według obliczonej na stałe normy) i sami sobie wymierzali w sporach o nie
sprawiedliwość.
Przywileje duchowieństwa były dla wszystkich diecezji równe. Uposażenie
- bardzo nierównomierne. W Małopolsce, jak wiemy, sam biskup krakowski
miał z kapitułą do 300 wsi i miasteczek, co razem z Siewierzem i włościa-
mi wielkopolskimi obejmowało 70 mil kwadratowych; klasztory, kolegiaty,
333
probostwa posiadały również kilkaset wsi; w Wielkopolsce do duchowieństwa
należało 20o/o ziemi, tymczasem na Rusi Czerwonej tylko 3-4o/o, a biskupstwo
kijowskie gorszyło swym ubóstwem. Wynikiem tej nierówności było upośle- '
dzenie katolicyzmu i słaby postęp polskości, a miejscami jej cofanie sig na
kresach, tudzież zapędy klerykalne i antyklerykalne, zwłaszcza w Małopolsce
rdzennej, które zresztą nie były dla Kościoła zbyt groźne, ponieważ szlachta,
zarezerwowawszy sobie niemal wyłączny dostęp do wyższych godności i bene-
ficjów, uważała je w duchu za osobny rodzaj chleba dla swych młodszych
synów. Naprawdę bogactwa i przywileje duchowieństwa znajdowały, przynaj-
mniej w teorii, uzasadnienie w jego posłannictwie.
d) Oprócz duszpasterstwa i akcji misyjnej, którą zresztą głównie dźwigały
zakony, do zadań księży należała opieka nad ubogimi, szpitalnictwo i oświa-
ta, wszystko normowane ustawami synodów, a nie kontrolowane przez pań-
stwo. Wszak akademie krakowska i wileńska, podobnie jak kolegium Lubrań-
skiego, były to instytucje duchowne i majątki ich zaliczano do kategorii dóbr
duchownych. Próbowano na opatów zwalić (całkiem w stylu średniowiecz-
nym) finansowanie poselstw zagranicznych, ale o pociągnięciu duchowieństwa
do pilniejszej pracy kulturalnej i społecznej na rzecz Polski czynniki miaro-
dajne nie myślały. Wyjątkowo ustawa 1550 r. kazała opatom kształcić w na-
ukach wyzwolonych pewną liczbę szlachty, aby nie zabrakło herbowych kan-
dydatów do opactw.
Wobec Rzymu kler polski pozostawał w dość ciężkiej zależności. Święto-
pietrze, istniejące faktycznie od czasów Chrobrego, a pod tą nazwą do XIII w.,
zwalczane przez Ostroroga, zrzucono przy poparciu żywiołów świeckich w
1555 r.; annaty, czyli jednoroczne dochody z wakujących lub świeżo nada-
nych beneficjów, przeszły od 1567 r. na dobro skarbu, ale zamiast nich zja-
wiły się inne opłaty.
Dawne hasła koncyliarne ucichły z XV wiekiem. Duchowieństwo, a za nim
cała społeczność katolicka zrozumiały, że z Rzymu snują się te nici, które
wiążą wszystkich katolików w Rzeczypospolitej i że na ich rozluźnieniu zys-
kać może tylko schizma lub herezja. Toteż po wieku XVI nie znać w Polsce
niczego podobnego do francuskiego gallikanizmu; jedynie sprawa obsadzania
opactw toczy się nie rozstrzygnięta aż do konkordatu 1736 r., natomiast ju-
rysdykcja nuncjatury, jako instancja apelacyjna nad sądami biskupimi, funk-
cjonuje normalnie (i wypełnia blisko 300 tomów w archiwum koronnym).
3. Mieszczaństwo
W obcej, magdeburskiej formie organizacyjnej zawarła się przeważnie i co-
raz przeważniej polska treść, zresztą owa forma tylko bezpośrednio przyszła
z Niemiec; pośrednio wywodziła się nieraz z Flandrii lub Italii. Trzeba przy-
znać, że miasta przeżyły szczytowy moment swego rozwoju w XV w., kiedy
były jeszcze mało spolszczone. Nie ma jeszcze za Zygmuntów zorganizowa-
nego w miastach żywiołu przemysłowego ani robotniczego, ani inteligencji
zawodowej, ani urzędników; zorganizowani są kupcy i rzemieślnicy.
a) Kupcy dla obrony wspólnych interesów zorganizowali się w Krakowie,
Warszawie, Poznaniu w konfraternie, czyli bractwa, na podobieństwo zachod-
334
nich gildii. Tylko, że owe interesy nie sięgały nigdy poza obręb murów da-
nego miasta: miasto broniło swego prawa składu, tj. prawa pierwokupu odno-
śnie do przewożonych towarów w ciągu pewnej liczby tygodni lub nawet nie-
kiedy prawa wyłącznego ich wykupu, a broniło go przed każdym "gościem",
nie tylko cudzoziemcem, ale i Polakiem, nie tylko szlachcicem, ale i miesz-
czaninem. Gdzieniegdzie, jak w Krakowie, konfraternia przyszła do upadku,
bo ją zastąpiła polityczna organizacja pod nazwą ordo mercatorius 1 , gdzie
indziej upadną one wraz z samym kupiectwem i będą wznawiane prawie bez
skutku w XVII lub XVIII w. Jedynie na jarmarkach stykali się kupcy róż-
, nych miast w wolnej konkurencji, ale wówczas współzawodniczył z nimi także
handlarz cudzoziemiec i te rzadkie chwile zmysłu solidarności w całym sta-
nie kupiectwa nie wyrobiły. Takiż lokalny charakter miały późniejsze (od
XVII w.) związki czeladzi kupieckiej.
b) Rzemieślnicy łączyli się w cechy specjalne, potem w coraz specjalniej-
sze, rzadko w "wielkie", obejmujące kilka zawodów, a to dla regulacji jako-
ści i ilości produkcji, pośrednio zaś dla utrzymywania na stałym poziomie cen
rękodzieł. Podkupywali organizację cechową z jednej strony "masełkowie",
tj. ci, którzy się wkręcali do cechów przez ożenki lub datki z pominięciem
surowych egzaminów, z drugiej - tzw. szturarze lub partacze (a parte), tj.
konkurenci pozacechowi, protegowani przez możnych panów. Całe życie cechu
pełne było współzawodnictwa i współdziałania. Był on ogniskiem życia rodzin-
nego i towarzyskiego, służył do celów obrony miasta (bractwa strzeleckie)
i był podstawą organizacji politycznej pospólstwa jako ordo mechanicorumls.
, Po trosze nierówność i zazdrość wdzierała się do rzemiosła na przekór niwe-
lacyjno-hierarchicznym dążeniom statutów cechowych; czeladnicy zaczynali
spiskować i strajkować, majstrowie usiłowali wprowadzić u siebie numerus
clausus. Z zewnątrz atakowała ten ustrój szlachta; za przewodem starego
Ostroroga próbowano (1538-50) skasować cechy, ale je Zygmunt Stary obro-
nił. Szlachta, swoją ustawą 1505 r. zakazującą dobrze urodzonym chwytania
się rzemiosła, osiągnęła tylko to, że do wzgardzonych rzemiosł ustał dopływ
sił krajowych, wzrósł dopływ cudzoziemców.
c) Władze miejskie jedynie pośrednio wyrastały z tej społecznej organiza-
cji. W epoce, o której mowa, wójt, potężny przedsiębiorca - kolonizator,
stanowi już, zwłaszcza w Krakowie, zjawisko szczątkowe. Miasta powykupy-
wały z rąk wójtów dziedzicznych jurysdykcję cywilną i karną; wójtowie prze-
wodniczą w sądach ławniczych, o ile ich tam nie zastępuje starszy ławnik;
bywają uroczyste "wielkie sądy burgrabskie" trzy razy do roku, po nich sądy
wyłożone z kadencją parotygodniową, wreszcie, na żądanie strony, "potoczne"
albo "potrzebne", nadto, dla sprawy z gośćmi, "gościnne". Owe instancje
apelacyjne, które potworzył Kazimierz Wielki (sąd wyższy prawa niemieckiego
na Wawelu i sąd sześciu miast), powoli nikną; mieszczanie wolą apelować do
sprawniejszej jurysdykcji zadwornej, tj. do kanclerza i jego asesorów: .
Rada miejska jako organ administracyjny stanowi na Zachodzie, a poniekąd
i u nas, formację późniejszą, pochodną. Jedne i drugie funkcje, tj. ławnicze
i radzieckie, tak zaczepiały o siebie, że wyrabiały w swych sprawach doświad-
czenie społeczne; wśród mnóstwa systemów tworzenia rady ugruntowała się
I' (łac.) stan kupiecki.
ls (łac.) stan rzemieślniczy
335
na ogół zasada; że ławników wprawdzie mianuje kolegialnie rada, ale radnym
może zostać tylko były ławnik, tj. prawnik. Bywała obok rady rządzącej rada
dawniejsza, doradcza; w większych miastach, gdzie rajców było 24, wyłaniali
oni z siebie 8 jako radę rządzącą. Po trosze obie korporacje nasiąkły duchem
wzajemnej asekuracji i nepotyzmu. O ile wojewoda nie nadużywał swego pra-
wa mianowania rajców, forytowali oni sobie następców i towarzyszy. Próżno
usiłował Zygmunt Stary zakazać zasiadania dwóm braciom w tej samej radzie.
Krakowska i lwowska rady przybrały charakter koterii oligarchicznych od-
grodzonych od dopływu z dołu, Poznań dłużej (aż do Sobieskiego) bronił się
przed tą chorobą, Warszawa zastosowała system bardzo kunsztownej koop-
tacji. Przewodniczyli w radzie na zmianę burmistrze. Wśród swoich taki dostoj-
nik cieszył się wielką powagą, zwłaszcza że występował w otoczeniu "stra-
chów", czyli pachołków; wobec butnych magnatów cała powaga burmistrzow-
ska, wójtowska, radziecka czy ławnicza ginęła, pozostawały w kieszeni zyski
z urzędowania. Byłoby pewno inaczej, gdyby za patrycjatem miejskim, a nie
przeciw niemu było zorganizowane -
d) Pospólstwo. Do dwóch pierwotnych źródeł władzy miejskiej, tj. książęcej
i wójtowskiej, przybywa w czasach nowszych władza idąca z dołu ex univer-
sitate civium, tzn. ze znanych nam gildii i cechów. Wyrabia się przekonanie,
że całe pospólstwo może nie tylko kontrolować gospodarkę rady, ale również
stanowić z radą wilkierze (ustawy), udzielając jej przez to powagi. Ten ogół
ma przedstawicielstwo najpierw doraźne w delegacjach, potem stałe pod na-
zwą publik lub ordynków, które, dzięki kłótniom między radą i ławą albo
między starymi i nowymi radnymi, zdobywa coraz większy głos. Królowie,
dogadzając ludności miast, ustanawiają takie "kwadragintawiraty" (po 20 de-
legatów kupców i tyluż rzemieślników) w Krakowie (1521), Lwowie (1578),
regulują ich kompetencję jako władzy doradczej i ustawodawczej (1606). Nie
ustały skutkiem tego zresztą "publiki" powszechne z udziałem wszystkich
kupców i starszych cechowych. Pod wpływem starszych społeczności - Gdań-
ska i Elbląga, upomniała się Warszawa o taką reprezentację pospolitego czło-
wieka i uzyskała ją pod nazwą "gminnych" (od 1560 r. - 20). Zresztą i tak
zdemokratyzowany ustrój (rada + ława + gmina) z czasem okazywał się
skostniały i przeciw niemu wybuchały bunty najszerszej demokracji miejskiej.
W miastach funkcjonują liczni, odrębni urzędnicy, pracowitsi od szlacheckich
tytularnych próżniaków: lonar, tj. poborca, pisarz syndyk (obrońca praw
i interesów, instygator, hutman (zarządca ratusza), rotmistrzowie, mistrz, tj.
kat, wiertelnicy, rzecznicy, puszkarze. Obywatelstwo miejskie opisane jest
szeregiem norm, utrudniających dostęp lada jakim przybłędom: tylko kato-
lików ślubnego pochodzenia wpisuje się do "katalogu" obywateli, nieraz za
poręczeniem, na podstawie nabycia realności, za opłatą, której nie uiszczają
zawody wyzwolone i stopnie naukowel9. Nowo przyjęty przysięga; jeżeli chce
prędko odjechać z kapitałem, złoży dziesięcinę majątkową. Nigdy szlachta
nie pilnowała tak skrupulatnie czystości swego sejmikowego grona. Bo też
19 W poszczególnych prowincjach różnie bywało, np. w miastach Prus Królew-
skieh katolicy mieli utrudniony dostęp do prawa miejskiego; w miastach ruskich
równouprawnieni byli katolicy, prawosławni i Ormianie, natomiast w miastach na
terenach etnicznie polskich ograniczane było prawo protestantów dopiero w ciągu
XVII w.
336
w ogóle, obserwując mnogość i precyzyjność form ustrojowych miejskich, na-
biera się szacunku dla tych "łyków i kołtunów", co traktowani jako obywa-
telstwo drugiej klasy, obmyślali sobie jednak dach nad głową bez porów-
nania staranniej, niż to czynili bene nati et possessionati2o.
4. Chłopi
Typowym przedstawicielem tego stanu jest w epoce zygmuntowskiej kmieć
pańszczyźriany na jednym łanie (30 morgach), potem na półłanku, gdzienie-
gdzie na jeszcze mniejszym kawałku roli. Niższe szczeble zajmują stanowiący
5-100/0 domieszkę zagrodnicy na małych działkach, chałupnicy bez ziemi, ko-
mornicy bez chałup pomagający w pracy gospodarzom, u których mieszkają.
Zdarzają się kmiecie wolni, ale zwykle tylko na czas "wolnicy" po nowych
osiedlinach; są na Pomorzu i Wielkopolsce zamożni, kilkudziesięciomorgowi
gburzy i olendrzy, koloniści, osadzeni na leśnych nowinach (Haulander); są
na Rusi służkowie, tj. rolnicy z powinnością strażniczą, posyłkową lub wojen-
ną, na Litwie nie uszlachceni bojarzy, na Podlasiu "ojczyce", w północnej
Kijowszczyźnie osobny typ "siabrów" (służby zbiorowe, udziałowe), w tejże
dzielnicy - wolni od pańszczyzny, ale służący w milicjach Kozacy.
Trojakie poddaństwo zaciążyło w XVI w. na chłopach polskich: osobiste,
gruntowe i sądowe. Nie wolno było chłopu opuścić roli swego pana, wolno
odejść tylko jednemu z synów raz w roku w jednej wsi, i to za pozwoleniem
pana. Długi szereg ustaw zakazuje miastom przyjmowania zbiegów i ułatwia
panom procesy (o ich zwrot) z innymi panami. Z tytułu posiadania gruntu
włościanin odrabia pańszczyznę, zrazu 1 dzień tygodniowo z łanu, w XVI w.
już 3 i więcej dni; nadto spełnia powinności osobiste lub zbiorowe (na Ru-
si - według "dworzyszcz"), płaci zależnie od umowy, czynsze i daniny grun-
towe lub hodowlane w bydle, nierogaciźnie, ptactwie domowym, nabiale,
ogrodowiźnie, ziarnie, miodzie i wosku (dziesięcina pszczelna). Zamianę pań-
szczyzny na czynsz utrudnia spadek wartości pieniądza. Wreszcie, poddań-
stwo sądowe datować można w dobrach ziemskich od 1518 r., kiedy Zyg-
munt I zrzekł się w formie prejudykatu sądzenia skargi chłopów na dziedzica.
Sądzili więc chłopów albo sami panowie, albo sądy przez nich ustanowione;
z wykupem sołectw znikły w pierwszej połowie XVI w. niezależne, że tak po-
wiemy, samorządne sądy ławnicze po wsiach. Tylko w królewszczyznach
utrzymało się prawo apelacji chłopów do sądu królewskiego, którym stopnio-
wo zajęła się referendaria. Przypieczętowała ten stan rzeczy konfederacja war-
szawska 1573 r. w pamiętnym artykule o władzy dziedzica nad poddanymi
tam in spiritualibus quam in saecularibus.
Powoli, nie nagle, zaciskała się nad chłopem ta sieć niewoli, i dlatego obeszło
się w Polsce bez zamieszek, jakie widziały Niemcy w 1524-1525 r. System
poddańczy ujednostajniał się od Warty do Dniepru. Jeżeli na Mazowszu in-
stytucja rękojemstwa, tj. odpowiedzialności nowego pana za wykonanie zobo-
wiązań przez przyjętego chłopa wobec poprzedniego dziedzica, umożliwiała
chłopom przenosiny, to i tę furtę zamknięto im w latach 1563 i 1576. Roz-
20 (łac.) dobrze urodzeni i posesjonaci (czyli szlachta).
337
ciągnięto nakaz zwrotu zbiegów w 1567 r. na Prusy Królewskie, w 1616 r.
także na Książęce. Tamowano dopływ żywiołu polskiego do obszarów nowo
zdobytej Smoleńszczyzny. Jeżeli mimo wszystko narastająca ludność wiejska
odpływała ku wschodowi, to działo się to skutkiem braku dozoru i egzekucji
administracyjnej: nie brakło nigdy, nawet na zachodzie "hultajów", a zwłasz-
cza na wschodzie żywiołów "kozakujących", a położenie prawne chłopa ru-
skiego, dzięki sąsiedztwu Dzikich Pól i Zaporoża było na ogół znacznie lżejsze
niż chłopa w Wielkopolsce lub na Mazowszu, nie mówiąc już o tym, że nad-
miar żyznej ziemi pozwalał mu żyć w większym dobrobycie.
Pod względem zawodowym ogromna większość chłopów należała do typu
rolr.ików (na Rusi 85o/o), hodowla bydła rogatego nie prowadziła do specja-
lizacji, podobnie jak i hodowla świń. Konie hodowano na ogół po dworach,
przy użyciu sił pańszczyźnianych. Jedynie owczarstwo, pszczelarstwo (bartni-
ctwo) i rybactwo dawały podstawę do wyrobienia grup zawodowych; do tej
sprawy zresztą wrócimy jeszcze, gdy mowa będzie o staropolskim rolnictwie.
Tu zaznaczyć trzeba tylko, że podobniejak uczciwy (honestus) sławetny (famosus)
mieszczanin, tak samo pracowity (laboriosus) chłop cieszył się w oczach
"urodzonej" szlachty złą opinią leniucha, złodzieja, istoty bez wyższych popę-
dów, od urodzenia upośledzonej. Nic to nikogo nie obchodziło, że stan włoś-
ciański wydał w XVI w. jednego z najlepszych humanistycznych liryków
Klemensa Janiciusa [Janickiego], podobnie jak mieszczański - najwybitniej-
szego satyryka, [Sebastiana] Klonowica. Aby zmusić chłopa do wydatniejszej
pracy fizycznej, utrudniano mu wykształcenie i pracę umysłową i obmyślano
nań drakońskie środki karne w rodzaju osławionego "gąsiora". Aby zaś pod-
ciąć samoobronę ekonomiczną mieszczan, popierano Żydów.
5. Żydzi
Traktowani byli raczej jak osobny stan społeczny niż jako naród. Pod-
stawę ich położenia prawnego stanowił autentyczny, ogólny przywilej Ka-
zimierza Wielkiego (1367) oraz inny, sfałszowany, dalej przywilej Kazimierza
Jagiellończyka, który ten król filosemita pod naciskiem Jana Kapistrana
w rok po nadaniu cofnął (1454), ale po cichu jednak potem stosował; miewały
swoje przywileje także poszczególne prowincje i nawet gminy żydowskie. Zyg-
munt Stary pod wpływem Tomickiego i Szydłowieckiego faworyzował Żydów
(m.in. wywyższył słynnego wielkiego rabina Michała z Brześcia i mianował
podskarbim litewskim Abrahama Ezofowicza), za to Bona rugowała ich z ko-
mór i dzierżaw, a Piotr Kmita pośredniczył w sporach mieszczan chrześci-
jańskich z żydowskimi w ten sposób, że wyciskał datki od stron obu.
Mieszkali Żydzi wówczas prawie wyłącznie w miastach, choć nieraz mie-
wali i posiadłości ziemskie. Mając zapewnioną wolność sumienia, pierwotnie
trudnili się udzielaniem kredytu pod zastaw ruchomości, ale w miarę tego
jak ich coraz więcej chroniło się do Polski z Niemiec, Czech, Węgier, Turcji,
nawet Portugalii, sięgnęli po owoc zakazany - handel. Szlachta nie miała
nic przeciwko temu, widziała bowiem w Żydach pożądaną dywersję przeciwko
mieszczaństwu niemieckiemu i polskiemu. Osłonięci ordynacjami wojewo-
dzińskimi, dość zamożni, zręczni, niektórzy - uczeni, zagospodarowali się
338
w swych kahałach wcale wygodnie: kahał był reprezentacją miejscowego (zwy-
kle w granicach ziemi) Żydostwa; na zewnątrz formował sądy, czuwał nad
wychowaniem, nad spełnianiem obowiązków religijnych, prowadził policję
bezpieczeństwa, dobrobytu, opieki śpołecznej i obyczajów. Administrowała
nim starszyzna na zmianę wybierana na jeden rok i zatwierdzana przez wo-
jewodów; rady sprawowali ławnicy, specjalnych zadań doglądały komisje,
osobni zaś sędziowie jeździli nawet na dalekie targi godzić lub rozstrzygać
spory między współwyznawcami. Na czele kahału stał rabin, zarazem kapłan
i sędzia powołany na szereg lat, nieraz z zagranicy, a to z tą rachubą, aby
w oparciu o miejscowe żywioły nie stał się gminie zbyt ciężki. Bo też Żydostwo
polskie stanowiło zespół pierwiastków bardzo nierównych i rozmaitych, przy
czym rody możniejsze eksploatowały niemiłosiernie czarną masę.
Odpór, jakiego doznawali przybysze ze strony mieszczan niemiecko-polskich,
zmuszał ich do zamykania się w terytorialnej i społecznej wyłączności. Nie
należy jednak tej ostatniej wyobrażać sobie zbyt jaskrawo. Formalne getto
mieli Żydzi tylko na Kazimierzu pod Krakowem; gdzie indziej faktyczne get-
to rozpuszczało macki naokoło siebie i zdobywało coraz nowe tereny. Nie-
wiele sobie robiąc z ustaw, przywilejów i ordynacji dzierżawili Żydzi dochody
celne, handlowali ze wszystkimi, uprawiali lichwę i, co najciekawsze, upra-
wiali ją za polskie pieniądze, bo na kahałach, jak w bankach, lokowali pano-
wie polscy swe oszczędności. Tak, mimo pogardy, jaką ich darzyli nieopatrzni
gospodarze kraju, mimo sporadycznych wybuchów antysemityzmu ze strony
młodzieży szkolnej lub rzemieślniczej, mimo ostrzeżeń duchowieństwa i miesz-
czan wywalczyli sobie Żydzi pozycję drugiego mieszczaństwa i już w 1539 r.
chwalili się sami przed królem, że prowadzą dla dobra kraju 3200 przedsię-
biorstw handlowych, kiedy Polacy mieli ich tylko 500, a i w rzemiośle górują
kilkakrotnie. Symbolem tego "raju żydowskiego" stał się legendarny król pol-
ski Saul Wahl, rzekomo obwołany przez szlachtę przed Henrykiem Walezym,
lecz wspaniałomyślnie rezygnujący. Rzeczywistą zaś reprezentacją Żydostwa
był sejm czterech narodów (Wielkopolski, Małopolski, Podola i Litwy), czyli
Waad, który od czasów Batorego (1582) rządził całym Żydostwem Rzeczypo-
spolitej, a który z czasem miał przekupywać i podkopywać sejmy polskie.
6. Rolnictwo
Stanowiło utajoną największą potęgę Polski: od tego, czy Rzeczpospolita
wyprodukuje dużo i czy zasili swym zbożem inne kraje, zależała poniekąd
równowaga polityczna Europy. Póki ziemia rodziła, a rzeki spławiały, było
czym opłacać dowóz produktów przemysłowych do kraju. Ośrodki produkcji
rolnej leżały atoli w dorzeczu Wisły i Warty, a więc w rdzennej Polsce, nie
na żyznej Ukrainie, która z braku środków komunikacyjnych po prostu dusiła
się w swym zbożu i zaniedbywała uprawę. Produkowano żyta 20 razy więcej,
a wywożono 10 razy mniej niż pszenicy, której uprawa jednak z czasem wzra-
sta; w podobnym stosunku była produkcja owsa i jęczmienia, b pierwszy wy-
siewano po życie, drugi po pszenicy. Jęczmień przy wywozie mało wchodził
w rachubę, a owies cały zostawał w kraju. Na zachodzie panował system
trzypolówki (ozimina, jarzyna, ugór), w dzielnicach surowszych i mniej za-
339
ludnionych ugorowały pola po lat kilka, przy czym na zmianę szły oziminy
i jarzyny aż do wyczerpania gruntu. Za regułę uchodziło obfite nawożenie
i kilkakrotne orki, lecz na to nie zawsze pozwalał szczupły stan własnego
inwentarza. Łubinów ani okopowizny, ani traw pastewnych jeszcze świat
nie znał, dopiero zaczynała wchodzić w użycie rzepa ścierniskowa. Musiał
jednak ogólny poziom uprawy być dość wysoki, skoro miał z czego spadać
w czasach późniejszych: według lustracji bowiem starostw z 1565 r. na wy-
siew i wikt obliczano 1/5 część zbioru; po latach 100 tyleż, ale tylko na
wysiew, a w 1765 r. na sam wysiew szła 1/3 część.
Hodowla obejmowała te same gatunki zwierząt, co w wiekach średnich
i dzisiaj, przy czym konie hodowano głównie dla wojska i transportu, a zie-
mię uprawiano wołami; o mięso wołowe i nabiał mało kto się troszczył, tak
dalece, że dużo masła i sera sprowadzano ze Śląska i Węgier (to samo do-
tyczy owoców); za to hodowano na rzeź i wywóz nierogaciznę i owce. Na
ogół hodowla, z wyjątkiem koni, była funkcją chłopów, nie dworów, a naj-
lepiej prosperowała właśnie na Ukrainie, skąd na południe, północ i zachód
pędzono stada bydła i tabuny koni wykarmione owym zbożem, nie znajdują-
cym zbytu przy trudności transportu. Rybołówstwo znała dawna Polska
w dwojakiej postaci: na wschodzie eksploatowano dzikie wody w formie
"wchodów", przy czym dwór lub starostwo zastrzegały sobie zdobycz najszla-
chetniejszą; na zachodzie, ale także i na Rusi Czerwonej rozwinęła się prawi-
dłowa gospodarka stawowa, jakiej świetny przykład znamy z opisu gospodar-
stwa oświęcimsko-zatorskiego. Pszczelnictwo także było naturalne lub sztucz-
ne, tzn. bartne lub pasieczne; pierwsze kwitło zwłaszcza na Mazowszu i na
Litwie, drugie na Rusi Czerwonej; wydajność jego była wprost zdumiewająca
(np. wywóz 1606 beczek przez zachodnie komory). O planowej hodowli lasu
w XVI-XVII w. nic jeszcze nie słychać: ledwo można było nadążyć z eksplo-
atacją tego, co rosło od wieków dziko, a miejscami, po spustoszeniach
wojennych, zarastały lasem nawet ziemie przedtem obrócone pod pług. Cięto
tedy drzewostan na maszty, na deski, opał, wańczos, klepki, gonty, palono go
masowo na potasz i popiół, który wszędzie w Europie chętny znajdował zbyt,
topiono smołę itd.
Zdaje się, że przez długi czas ziemiaństwo polskie, "przekuwszy miecze na
pługi", uczyło się techniki rolniczej wprost od chłopów (zwłaszcza od karbo-
wych), a tylko w administracji i wyzyskiwaniu pracy ludzkiej zdobywało się
na postęp; podobnie jak na Zachodzie, pierwszych świateł książkowych szu-
kano u Rzymian, ale to nie wprost, lecz za pośrednictwem bolońskiego sena-
tora z XIII w. Piotra Krescentyna [de Crescentis], którego Liber ruralium
commodum spolszczono i wydrukowano w Krakowie 1549 r.; nie wzięto zresztą
do serca nauk Columelli o szkodliwości latyfundiów, o wartości pracy wolnej
ani o złych skutkach ucisku oracza. Wkrótce potem zaczęli Polacy pisywać
o koniach i psach, o pogodzie, o łowiectwie, zakładaniu stawów, o handlu
zbożem; ale dopiero Andrzej 21 Gostomski, wojewoda rawski, pozostawił sys-
tematyczny acz nie dokończony traktat pt. Gospodarstwo (1588), który w
swoim czasie parokrotnie przedrukowany, uczył praktyków, a dziś poucza
historyków zarówno o rzeczywistości rolniczej Złotego Wieku, jak i o wzo-
rach, które sobie postępowi rolnicy stawiali. Ideałem gospodarczym Gostom-
21 Autorem Gospodarstwa był Anzelm Gostowski.
340
skiego jest folwark (lub klucz) samowystarczalny, który, jak późniejsze pań-
stwo merkantylne, jak najwięcej produkuje i spienięża, jak najmniej kupuje
i opłaca; sam ma dla siebie własne rzemiosła, dużo ciągnie z ziemi, wody
i lasu, a nie ułatwia sobie życia ak to będzie później) rozpijaniem chłopów.
7. Przemysł
Czasów zygmuntowskich stanowił, rzec można, formę pośrednią między rze-
miosłem i przemysłem w znaczeniu dzisiejszym. Nie było jeszcze nawet w gór-
nictwie osobnego kapitału przemysłowego ani typu przedsiębiorcy odrębnego
od majstra: ani mechanizacja, ani podział pracy nie postąpiły daleko, ani nie
skupiały się przy warsztacie, pod dachem przedsiębiorcy lub czyimkolwiek
innym, mnogie ręce robocze. Słychać najwyżej o 30 pracownikach w fabryce
żelaza, o 5 kołach młyńskich w jednym młynie. Organizacja opierała się prze-
ważnie o własność gruntową, królewską lub prywatną: właściciel wypuszczał
pewną produkcję w dzierżawę majstrowi przedsiębiorcy, rzadko kapitaliście
miejskiemu, dając mu w zamian za czynsz lub produkt użytkowanie gruntu,
korzystanie z siły wodnej i budynków, prawo do wyrębu lasów. Jeżeli maj-
ster wnosił kapitał, to dziedzic ubezpieczał mu ten wkład na swojej posia-
dłości. Umowy bywały zwykle długoterminowe, czasem na kilka pokoleń, bo
w rzemiosłach i przemyśle specjalność przechodziła często z ojca na syna.
Przepisy cechowe obejmowały nawet i te przedsiębiorstwa, które formalnie
do żadnego nie należały cechu, a że nie były one zbyteczne ani lekkie, że
spełniały, owszem, tę rolę, jaka z czasem na Zachodzie przypadnie opiekuń-
czym rządom, widać na przykładzie cechu nożowników krakowskich, gdzie
według ustawy z 1558 r. każdy kandydat na mistrza musiał własnoręcznie
wykonać 2 noże krajeckie, widełki, tasak, 3 noże kuchenne, 2 wielkie noże
rzeźnicze, 50 noży "hufnych" i jeszcze kilkaset różnego innego rodzaju scy-
zoryków, nożyków, rzezaków. Organizacja cechowa okazywała swą przydat-
ność w zbiorowej walce o byt; taki np. kartel dziesięcin cechów sukienniczych
podkarpackich prowadzi walkę z producentami surowców i pośrednikami
(1487); 30 cechów wielkopolskich za Zygmunta I skutecznie pora się z pośred-
nictwem żydowskim; w 1590 r. konwisarze zorganizowani w cechach: krakow-
skim, poznańskim i warszawskim zwalczają konkurencję wrocławską. Z na-
tury ustroju cechowego wynika, że siłę roboczą rzemiosła i przemysłu pol-
skiego stanowili wówczas pod kierunkiem majstrów uczniowie i czeladnicy,
niekiedy może wolni najmici, a nie przydzieleni z góry chłopi pańszczyźniani.
Siłę napędową brano z potoków, rzadziej z powietrza (wiatraki), najrzadziej
ze zwierząt pociągowych.
Główne ogniska przemysłu zakwitły w Krakowskiem, w Górach Święto-
krzyskich, w Lublinie, w Łęczycy i jej okolicach; zresztą, wobec słabych środ-
ków lokomocji ten drobny przemysł miał skłonność do decentralizacji; nic
też dziwnego, że mniejsze ogniska dają się zauważyć nie tylko w takich mia-
stach, jak Kalisz, Kościan, Międzyrzec Wielkopolski, Piła, Warka, Przasnysz,
Łomża, Nur itd., ale i po wielu wsiach, gdzie dzisiaj nawet rzemiosła ledwo
istnieją. Z tej samej przyczyny poza górnictwem, które może się poszczycić
za Zygmuntów nazwiskami takich Turzonów, ledwo niekiedy zasłynie szerzej
341
wówczas jakiś przemysłowiec przedsiębiorca, np. w branży blacharsko-dru-
ciarskiej Kauffman za Zygmunta I, marszałek Wolski za Zygmunta III.
Ogromna większość produktów przemysłu zygmuntowskiego obliczona była
na rynek krajowy. Sporo było hut szklanych, mało cegielni i wapienników
(w tej drewnianej mimo wszystko, a nie murowanej Polsce), na setki racho-
wano huty żelazne i kuźnice, czyli hamernie. Konwisarstwo (wyroby kun-
sztowne z cyny) prosperowało we wszystkich stolicach prowincjonalnych;
warsztatów złotniczych liczono pół setki. Płatnerze robili zbroje, mieczni-
cy - broń białą; bardzo nieliczni, tylko w Krakowie (w XVI w.) i może we
Lwowie, rusznikarze - broń palną. Dla swoich i dla obcych (na eksport)
trudzili się nożownicy, wytwórcy sierpów i kos tudzież innych narzędzi me-
talowych; setki były garbarń i to na wysokim poziomie (w Krakowie 150
warsztatów, w Poznaniu 75); dziesiątki poruszanych wodą papierni (zwłasz-
cza pod Krakowem, nad Dłubnią i Rudawą); tu zaznaczyli się Bonerowie.
Szły za granicę polskie płótna i czasem piwa, szły sukna, szczególną otacza-
ne ze strony rządu opieką i kontrolą, szły do Gdańska wytwory ceramiczne.
Tylko że ów eksport do Gdańska obejmował zwykle towary tanie, a tylko do
zbiedzonych Węgier wywożono więcej rodzajów fabrykatów, własnych lub cu-
dzych ze Sląska i Niemiec.
Na ogół można powiedzieć (za Ignacym Baranowskim, który całą książkę
napisał o przemyśle polskim XVI w.), żeśmy na tym polu nie dorównywali
wprawdzie Wenecji, Flandrii, Francji ani Anglii, ale z całą Europą Środkową
szliśmy w jednym szeregu. Czy z drobnego przemysłu ówczesnego rozwinie
się z czasem wielki, to zależało od tego, czy znajdą się u steru rządu mężo-
wie na miarę Sully'ego lub Colberta, którzy przeszczepią (lub choćby prze-
mycą) do Polski zagraniczne wynalazki i ulepszenia, zachęcą producentów
krajowych do doskonalenia się, zapłodnią przemysł polski siłami zapożyczo-
nymi z zewnątrz i ochronią go od zbyt trudnej konkurencji Zachodu. Przy-
szłość przemysłu zależała od kierunku i rozmiarów handlu.
8. Handel
Jeżeli przez handel polski mamy rozumieć wymianę towarów wewnątrz
i na zewnątrz państwa polsko-litewskiego przy pośrednictwie pieniądza, to
taka funkcja gospodarcza, mimo zejścia mieszczaństwa na plan dalszy, nie
przestała się rozwijać. Nie stłumiło jej ani opanowanie brzegów Morza Czar-
nego przez Turków, ani odwrócenie interesów Europy Zachodniej ku nowo
odkrytym szlakom oceanicznym. Przeciwnie, owe odkrycia odciągały od rol-
nictwa energię państw morskich: Anglii, Francji, Niderlandów, skutkiem cze-
go wzrosło tam zapotrzebowanie na polskie surowce, zwłaszcza na zboże. Do
tej świetnej koniunktury dostosowała Rzeczpospolita swoją strukturę i poli-
tykę handlową. Wywóz i przywóz wzrosną w XVI w. w porównaniu z erą po-
przednią, a nie ustaje i tranzyt, tylko zmienia on przeważnie swój kierunek:
mniej teraz znaczą linie zachodnio-wschódnie (bo Turcja, choć nie brzydzi
się handlem, nie ułatwia go bynajmniej, a niepokoje mołdawskie i awantury
tatarsko-kozackie utrudniają go), więcej znaczy kierunek południowo-północ-
ny - między Karpatami i Bałtykiem. Oczywiście, wzrost handlu zarówno wew-
342
nętrznego, jak i zagranicznego, zależeć miał z jednej strony od możliwości
transportowych, z drugiej - od polityki handlowej państwa.
Główną pozycją wywozu było zboże, i to mianowicie z północno-zachodniej
połaci Korony, leżącej w dorzeczu Wisły, podczas gdy już części podgórskie
Małopolski i Rusi stanowiły raczej rejon górnicży, Litwa i Białoruś - leśny,
a Ukraina z przyległościami - hodowlany. "Polska wywozi za granicę płody
gospodarstwa rolnego i hodowli zwierzęcej, łowiectwa i myślistwa, pszczelar-
stwa, płody leśne, dalej niektóre minerały i metale, a bardzo mało gotowych
produktów przemysłowych; natomiast przywozi z zagranicy metale, których
jej brak i różne wyroby przemysłowe, przede wszystkim tkaniny, dalej to-
wary kolonialne i różne przedmioty zbytku. Polska wywozi zboże, woły i inne
zwierzęta żywe; popiół, smołę, drzewo, skór i futra, miód i wosk, ołów i sól,
wełnę i len - a sprowadza od obcych sól, miedź, częściowo żelazo, śledzie,
a przede wszystkim sukna i inne tkaniny, <<aromata>>, narzędzia, wina i inne
napoje". Wymieniona tu dwukrotnie sól ilustruje rolę czynnika transporto-
wego; gdziekolwiek ten cenny produkt polski nie miał taniego dowozu, nie
mógł konkurować z solą zagraniczną, a utrudniał mu konkurencję znany
przywilej szlachecki na tanią "sól suchedniową". Klepki i wańczos znajdo-
wały za granicą chętnych nabywców zawsze, ale już drzewo masztowe walczyć
musiało ze skandynawskim, podobnie jak woły polskie ubiegały się o lepsze
z przepędzanymi przez Małopolskę węgierskimi. A już masowy dowóz sukien,
nieraz nawet płótna, wyrobów metalowych, świadczył o zaniedbaniu w kraju
tych gałęzi produkcji.
Co_ prawda, samowystarczalność zbiorowa (w przeciwieństwie do jednostko-
wej, folwarcznej) nie była wówczas ideałem ekonomicznym nigdzie, a Polska
słusznie wolała od niej korzystną wymianę. Bilans handlowy był dodatni po
1600 r. (ok. 4000000 za wywóz, ok. 2 500000 za przywóz) i widocznie musiał
być taki, bo inaczej któż by dopłacał różnicę? Ceny produktów rolnych zo-
stawały wysokie; słynny przewrót cen w Europie, wywołany napływem złota
i zwłaszcza srebra dotarł do Polski późno i nie wywołał żadnych wstrząśnień
poza pewną zwyżką dukata.
Społeczna funkcja handlu w XVI w. przedstawiała się mniej pomyślnie. Nie
stał się on bynajmniej obok rzemiosła i przemysłu źródłem potęgi miast.
Powstawały, prawda, ośrodki kupieckie takie jak Lublin (dla wszystkich ga-
łęzi handlu), albo Brzeziny, Biecz (dla sukien) itp., z których wiele poszło
później w zapomnienie. Na ogół jednak ożywiały się miasta tylko w dni jar-
marczne, a nie w zwykłe dni targowe, kiedy obcym gościom tamowały dostęp
słynne przywileje składowe. Drogi wodne, o ile nie przerywane jazami, słu-
żyły wówczas lepiej niż lądowe, o które nikt nie dbał; przeszkadzały trochę
komory wewnętrzne i myta, na szczęście wcale nie tak liczne jak np. w roz-
proszkowanych Niemczech.
Wszystko to byłoby do przezwyciężenia, gdyby kupiectwo reprezentowało
jeden solidarny żywioł, świadomy swych zadań w narodzie, tymczasem któż
właściwie handlował w Polsce zygmuntowskiej ? W wywozie dominował Polak
nad cudzoziemcem, przywóz należał raczej do zagranicy, tranzyt ze Śląska
i Węgier ku portom bałtyckim bogacił przeważnie Niemców. Po całym kraju
uwijali się jako drobni wędrowni handlarze "Szoci", a w wielu miastach ple-
nił się i wyciskał chrześcijan żywioł żydowski, groźniejszy w konkurencji
dla rdzennych Polaków niż dla polszczących się Niemców. Stwierdzić zresztą
343
trzeba (za Rybarskim), że "wtedy, gdy handel polski znajduje się w rozkwi-
cie, ten w połowie XVI wieku udział Żydów w tym handlu jest na ogół bar-
dzo słaby", a wzrasta wtedy, gdy pogarsza się położenie ekonomiczne ludno-
ści miejskiej. "Żydzi w Polsce nie byli owymi drożdżami, na których dopiero
zakwitło bujniejsze życie ekonomiczne; byli fermentem, który rozsadził dawną
organizację gospodarczą, a na jej miejsce nie stworzył czegoś, co by podniosło
siłę gospodarczą kraju."
Zresztą nie Żydzi stanowili dla handlującego naszego mieszczaństwa naj-
gorsze niebezpieczeństwo. Stanowiła je szlachta, odkąd uwolniła od cła towa-
ry wytwarzane lub sprowadzane na własny użytek tudzież wtargnęła do miast
pod osłoną jurydyk i serwitoriatów. Wprawdzie słynny statut piotrkowski
1565 r. o zakazie wyjazdu kupcom krajowym za granicę nie wszedł całko-
wicie w życie, ale wprowadzane wówczas taksy wojewodzińskie, gdziekolwiek
naprawdę obowiązywały, gniotły kupca na korzyść rolnika, a cała polityka
wolnohandlowa sejmu, wyrażająca się też w nielicznych traktatach handlo-
wych, przesiąknięta była racją stanu szlacheckiego, nie racją stanu Polski.
Zgasły rzadkie przebłyski czegoś, co można by nazwać tendencją merkanty-
listyczną w handlu i przemyśle: nikt nie osłaniał kupca przed obcym współ-
zawodnictwem, nikt nie starał się (jak we Francji) zapewnić poszczególnym
miastom klienteli z okolicznych powiatów. Nie starano się stworzyć form
kapitalizacji. Zdarzyło się nieraz w XVI w., że rząd podejmował i wygrywał
wojny handlowe z sąsiadami - tak Zygmunt I w 1511-1515 r. zabronił kup-
com polskim handlować z Wrocławiem, póki ów nie uwolnił ich od obowiązku
składu - i po czterech latach odniósł zupełne zwycięstwo. Zakazem handlu
zwalczano upodloną monetę świdnicką (1518 r.), zmiękczano jednocześnie
opornego mistrza Albrechta. To były próbki polityki królewskiej. Szlachecka
polityka eksploatowała na swoje dobro "złotą wolność" ekonomiczną, tolero-
wała nawet wyzysk gdański spokojna o to, że skupionych w jej rękach bo-
gactw naturalnych kraju nie pokona żadne cudzoziemskie współzawodnictwo.
Rozdzial XIV
Państwowość
1. Obywatel - szlachcic - Polak
Podstawą i jakoby twórczą monadą ustroju Rzeczypospolitej z końca XVI w.
jest wolny obywatel. O jego swobodach osobistych i mniemanych walorach
rasowych mowa była już wyżej, tu chodzi o wolność polityczną. Szlachcic jest
jedynym obywatelem czynnym, cząstką suwerennej Rzeczypospolitej i jest
wolny od podatków, ponieważ (oczywiście tylko w zasadzie) własnymi pier-
siami broni ojczyzny. Wpływ na ustawodawstwo zapewniły mu statuty nie-
szawski (1454) i radomski (1505). Według tego ostatniego bez zgody sejmu,
a więc i jego wyborców, nie może król wydać żadnej ustawy, która by obcią-
żała "rzeczpospolitą" (tutaj - społeczeństwo) albo czyniła jej ujmę ani ta-
kiej, co by niosła szkodę lub krzywdę pojedynczemu obywatelowi (tj. jego
prawom nabytym), albo zmieniała "prawo pospolite i wolność publiczną".
344
Wpływ obywatela szlachcica na rząd polega na tym, że tylko on ma dostęp do
urzędów państwowych i to zasadniczo do wszystkich. Aby to dobro udostępnić
najszerszym kołom i utrudnić tworzenie arystokracji urzędniczej, powprowa-
dzano różne przepisy o incompatibiliach, zakazując łączenia w jednych rękach
' godności wojewody i starosty w jednej ziemi, sędziego ziemskiego i grodzkiego,
; dwóch starostw sądowych, senatorstwa z mińistrem, kilku ministerstw, biskup-
stw z opactwami itd. Co prawda inna zdobycz XVI w., mianowicie nieusuwalność
urzędników, ogromnie zredukowała wpływ obywatela na administrację.
Wymiar sprawiedliwości o tyle zależy od szlachcica jednostki, że tylko on ma
dostęp do wszelkich sądów z wyjątkiem miejskich; on wybiera kandydatów do
ziemstwa, piastuje starostwa i obsadza zależne od nich sądy grodzkie, tworzy
trybunały, sądzi miasta w asesorii, chłopów królewskich w referendarii; tylko
w sądzie sejmowym nie ma innego głosu poza głosami senatorskimi.
Na gospodarkę Rzeczypospolitej oddziaływa szlachcicjednostka głównie
przez uchwalanie dochodów państwowych nadzwyczajnych, samorząd ziemski
trzyma całkowicie w swych rękach. Politykę zagraniczną nakierowuje w stronę
swych sympatii czy interesów za pośrednictwem sejmu, później będzie to czynił
przez partie współdziałające z obcymi dworami; wolno zresztą każdemu popierać
( cesarza czy sułtana, Węgra czy Francuza w charakterze rycerza ochotnika, byle
nie przeciw własnej ojczyźnie. Może się każdy upomnieć ("domówić") o swe
prawo osobiste Iub o interes publiczny na podstawie prawa 1609 r. Może
' zainicjować ruch konfederacki w obronie ważnej sprawy publicznej. Może, co
ważniejsza i z czego szlachcic jest najdumniejszy, swym wolnym głosem dać
głowę państwu.
Wszystkie te prerogatywy zdobywa obywatel czynny przez urodzenie albo
przez przyjęcie do narodu szlacheckiego w formie indygenatu. Niegdyś nadawał
szlachectwo krajowcom i cudzoziemcom król, od czasu wolnej elekcji prawo to
: przeszło na sejmy, przy czym żądano, aby kandydat uzyskał zalecenie od sejmiku
(konstytucja 1601 r.), aby cudzoziemiec wykazał się szlacheckim pochodzeniem
ś w kraju rodzinnym (konstytucja 1593 i 1641 r.), aby uchwała o indygenacie
'" figurowała w księdze ustaw (1641), aby zamieszkał w Polsce na stałe (1633).
i ; Wolna a jednomyślna elekcja i możność wypowiadania królowi posłuszeń-
stwa rozdęły poczucie mocy szlachcica jednostki do nie znanych gdzie indziej
granic. Nigdzie indziej jednostka nie czuła się w takiej mierze atomem pań-
stwa, odpowiedzialnym za wspólną sprawę. Doprowadziłby ten przerost pręd-
ko do rozkładowych następstw, gdyby nie fakt natury rasowo-ustrojowej,
że od czasów Zygmunta Augusta szlachcic czuje się syńem jednego narodu
polskiego i chociaż mówi o narodach innych tę Rzeczpospolitą zamieszkują-
cych, zna swoje zbiorowe my, odpycha zbyt agresywną cudzoziemszczyznę,
rozmiłowuje się w polszczyźnie, której rdzeń i spoidło upatruje w wolności
. i katolicyzmie.
2. Król
Mówiono, że mu szlachcic winien tylko 2 grosze z łana (i to tylko do
1632 r.), służbę w pospolitym ruszeniu wewnątrz kraju oraz tytuł na pozwie.
Stąd jednak nie należy wnioskować o słabości władzy królewskiej w Polsce.
345
Król był źródłem prawa dla miast, jego zwierzchnictwo (a nie sejmu) uznawał
nad sobą Gdańsk, on nadawał jednostkowe przywileje (np. na drukarnie,
wydawnictwa, na praktykowanie niektórych zawodów), rozporządzał 1/6 pól,
łąk i lasów Rzeczypospolitej, rozdawał śtarostwa grodowe i niegrodowe tu-
dzież inne królewszczyzny. Mianował na wszystkie godności świeckie i na
najwyższe duchowne, tylko ich nie mógł odbierać. W ustawodawstwie sejmo-
wym miał inicjatywę i prawo veta, które nieraz praktykował, odrzucając
postulaty izby poselskiej. Był źródłem sprawiedliwości i faktycznie ją wymie-
rzał w pewnym zakresie przez kanclerzy i referendarzy. Dawał listy żelazne
podsądnym (lecz nie mógł ułaskawiać ani udzielać amnestii). Był naczelnym
wodzem sił zbrojnych i decydował a polityce zagranicznej bądź bezpośrednio,
gdy stwarzał fakty dokonane, zanim przemówił sejm, bądź pośrednio, gdy unie-
możliwiał posunięcia senatu, ministrów, sejmu, których sobie nie życzył.
Słabość króla miała główną, ale nie jedyną przyczynę w jego obieralności.
W Koronie wolna elekcja datuje się od początku dynastii jagiellońskiej, na
Litwie, jak wiemy, od powołania Kazimierza Jagiellończyka (1440). Zresztą
tę słabość dzielił król polski w Złotym Wieku z cesarzem rzymsko-niemieckim,
królami: duńskim, węgierskim, czeskim, dożą weneckim i poniekąd z królem
szwedzkim. Tylko że jemu nie wolno (w myśl ustaw 1593,1607,1631 r.) nawet
dążyć do desygnacji następcy za życia ani kaptować wyborców na przyszłą
elekcję, co monarchowie sąsiedzcy praktykowali u nas z powodzeniem. Przy-
wiązanie do dynastii sprawiało jednak, że aż do 1669 r. nie pomijano na elek-
cjach najstarszych królewiczów, a innych pretendentów (Henryka, Stefana)
starano się przyżenić do rodziny jagiellońskiej lub szukano wśród Jagiellonów
po kądzieli.
Elekt przed obiorem podpisuje, a przy koronacji zaprzysięga warunki, pod
którymi ma panować. Te składają się z części stałej i zmiennej. Wszyscy
królowie zobowiązują się do przestrzegania artykułów henrycjańskich, każdy
ma nadto konkretne zobowiązania, pakta konwenta, w zakresie polityki
wewnętrznej i zewnętrznej. Ale i w paktach znajdowały swój wyraz zasady
ogólne, np. że król ma się ożenić za radą senatu, nie używać pieczęci pry-
watnej do aktów państwowych, nie trzymać na dworze zbyt wielu cudzo-
ziemców, które zabezpieczały szlachecko-wolnościowy i narodowo-polski cha-
rakter rządów. Podobne przyrzeczenia lub ślubowania składali też na Zacho-
dzie swym ludom władcy nieabsolutni (w Niemczech Wahl-Capitulationzz,
w Szwecji konungaf rsakranz3, w Wenecji "promissje"z4), z tąjednak ogromną
różnicą, że w XVI w. już tylko w Polsce naród miał formalne prawo do wy-
powiedzenia posłuszeństwa. Powodem do takiego kroku mogło być nie tylko
niedotrzymywanie paktów konwentów, ale łamanie prawa; pierwsze - nie wia-
domo od jakiego terminu, drugie - nie wiadomo w ilu wypadkach. Sprecy-
zować starano się procedurę wypowiedzenia kilkakrotnie: według ustawy Ste-
fanowej (1576) poddanych upoważnia do buntu tylko rozmyślne pogwałcenie
paktów konwentów i praw, uznane za takie przez stany. Podczas rokoszu
(1607) Zygmunt III przyjął taki porządek upominania, że najpierw szlachcic
poskarży się prymasowi, ów gdy go król nie posłucha, powtórzy upomnienie
22 (niem.) kapitulacje wyborcze.
23 (szw.) królewskie zapewnienie (zobowiązanie).
24 (z włos.) obietnice.
346
po naradzie z senatem, a dopiero potem zabierze głos cały sejm. Po rokoszu
zgodzono się (1609) wyeliminować z tego postępowania prymasa, aby pierw-
szą instancją był senator, drugą sejmik, ostatnią sejm. W rzeczywistości żaden
ruch opozycyjny, żaden rokosz nie użyje tej trudnej procedury przez instancje,
przygotowywać sig będą detronizacje w sekrecie, zwykle za podszeptem cu-
dzym, a wszczynać je będzie pierwszy lepszy malkontent.
Dwór królewski nie może się, oczywiście, równać wielkością i etykietą
z dworem hiszpańskim czy późniejszym francuskim; składają się nań w każdej
połowie państwa: wielki podkomorzy, cześnik, podczaszy, stolnik, podstoli,
miecznik, krajczy, kuchmistrz, koniuszy, nad to w liczbie mnogiej podkomo-
rzowie (późniejsi szambelanowie), sekretarze, dworzanie, masztalerze, ujeżdża-
cze, służba łowiecka (razem kilkaset osób), oficerowie i żołnierze gwardii; z nich
tylko wojskowi i niższe kategorie służby w liczbie 100 2000 ludzi są na stałej
gaży, reszta żyje własnym kosztem, o ile nie ma chleba dobrze zasłużonych. Dwór
ten przy większych uroczystościach rośnie i błyszczy dopływem otaczających
króla dostojników i ich świty. Osobny dwór z marszałkiem i księdzem
kanclerzem ma królowa, osobną obsługę królewicze. Posag (wiano) i oprawa
królowej bywa lokowany i ubezpieczany na dobrach stołowych; królewiczów
żywi z własnej szkatuły król, znowu, o ile mu sejm nie pozwoli zaopatrzyć ich
w królewszczyzny; uważani za szlachtę polską (mimo tytułu "najjaśniejszych"),
tyle tylko mają udziału w sprawach państwowych, ile im ich sejm przyzna.
Dużo pisano w literaturze polskiej XVI w. o królu i królewskości, ale pra-
wie zawsze z punktu widzenia ideału: jakiego króla potrzebuje Polska, a nie
ze stanowiska krytyki ustrojowej: czy władzę królewską należy wzmocnić, czy
osłabić, czy w ogóle zmienić. Niech będzie król nabożny, sprawiedliwy, stały,
szczery, waleczny, ale nie wojowniczy, niezbyt pyszny ani pieniężny, nie starzec
ani młodzieniaszek, najlepiej obcy dynasta, ale bez własnego państwa, żeby do
nas przylgnął i języka się nauczył...
Tak na ogół, jeśli pominąć paru najgłębszych (Modrzewskiego, Warsze-
wickiego), traktują rzecz publicyści-prozaicy. Poeci (Kochanowski, [Kacper]
Miaskowski, [Stanisław] Grochowski, Sarbiewski) czują głębiej i bardziej
indywidualnie tęsknią do silnej władzy, w czym zresztą poniekąd wtórują im
dziejopisarze (Kromer, Heidenstein, [Joachim] Bielski, Stanisław Łubieński), i co
z wielką siłą wypowiadają kaznodzieje (Skarga, Sokołowski, [Fabian] Birkow-
ski), że lepiej działo się w Polsce i granice jej rosły, kiedy nie szukano królów
idealnych, ale kiedy realny król, podległy prawom Bożym, miał więcej władzy nad
państwem. Od owych czasów zmieniło się dużo, ale odpowiedzialność króla za
dobro państwa nie osłabła: on musi z roku na rok dbać o skarb, o wojsko,
o dochodzenie sejmów; a że to wszystko można osiągać tylko w zgodzie z narodem,
tzn. w zgodzie z różnymi jego odłamami, więc król musi dogadzać wszystkim,
chociażby kosztem własnego majestatu, z ujmą dla jutrzejszej racji państwowej.
3. Bezkrólewia i elekcje
Czym był król w Polsce, okazały najdobitniej bezkrólewia. Jedne czynności
władzy państwowej wówczas zamierały, dla innych tworzyły się via facti nie
przewidziane ustawami organy zastępcze. Ustawał królewski wymiar spra-
347
wiedliwości, nawet ziemstwa i trybunały zawieszały swe kadencje, a dla
powściągnięcia najgorszych zbrodni przeciw życiu i bezpieczeństwu obywateli
szlachta powoływała sądy kapturowe z kilkunastu lub kilkudziesięciu obywa-
teli. Sprawy cywilne mogły czekać choćby rok cały, byle funkcjonowały kan-
celarie dla spraw niespornych. Nikt nie mógł rozdawać wakansów i dobro-
dziejstw ani świeckich, ani duchownych. Podskarbiowie ściągali dochody, ale
szafować nimi mogli tylko za zgodą senatu; hetmani powinni byli stać przy
wojskach na granicach. W stolicy obowiązywał zaostrzony stan ochrony bez-
pieczeństwa. Prawo zwoływania wszelkich zjazdów, a także rad senatu oraz
wysyłania i przyjmowania poselstw obejmował (z udziałem doradczym rezy-
dentów) prymas-interrex, on wprowadzić ma Rzeczpospolitą ze stanu sieroctwa
pod pieczę nowego króla.
Elekcja wtedy jest najwspanialsza, prawdziwie wolna, kiedy się odbywa
bez krępujących form. Ale naród wolny może każdorazowo ustalić sobie po-
rządek elekcji; z tych precedensów powstało znów prawo zwyczajowe. Zresztą
precedensy przybierały tu postać ustaw, a uchwalały je konwokacje. Sejm kon-
wokacyjny zwoływał prymas ex officio w terminie co najmniej sześcionie-
dzielnym. Różni się konwokacja od zwykłego sejmu tym, że może trwać kilka
lub kilkanaście dni, a wszystkie jej uchwały stają pod węzłem konfederacji.
Albowiem całe państwo, pozbawione tego zwornika, jakim był król, sprzęga
się węzłem dobrowolnego przymierza i sprzysiężenia, tworząc najpierw konfe-
deracje po województwach (w ich imieniu sądzą kaptury), potem na konwo-
kacji. Stąd domniemanie, że konwokacja musi dojść do skutku, więc może
przechodzić do porządku nad sprzeciwem mniejszości. Konwokacja przedłuża
zwykle bezkrólewie o trzy miesiące, ale bo też szlachta nie uważa bezkrólewia
za nieszczęście; wtedy naród używa pełni swobody i jeżeli zechce, przebuduje,
poprawi swe prawa przez nikogo nie hamowany ani nie uwodzony: konwo-
kacja, to najwłaściwszy moment do rewizji konstytucji.
Elekcję prymas zwołuje na dzień i miejsce oznaczone przez konwokację
(zwykle na pole wolskie). Na ten termin wolno zjechać do Warszawy posłom
cudzoziemskim, którzy w zasadzie powinni czekać na granicach, a nie robić
praktyk wśród szlachty. Rycerstwo zjeżdża pod Wolę viritim, w ordynku
pospolitego ruszenia, odbywszy przedtem sejmiki przedelekcyjne, gdzie wy-
brano posłów. Po pierwsze bowiem wolno województwom wyręczyć się posła-
mi w dowolnej liczbie, po wtóre wysyłają one w normalnej liczbie posłów na
sejm elekcyjny, który prowadzi dalej ustawodawcze dzieło konwokacji. Konne
zastępy wojewódzkie stają w okopie pod gołym niebem, pod wodzą swych
"duktorów", tj. najstarszych senatorów. W środku okopu obraduje sejm elek-
cyjny (koło), a w kole, pod drewnianą szopą siedzi senat. Ten po wysłuchaniu
posłów cudzoziemskich (właściwie: kandydackich) wotuje na kandydatów, po
nim oddają głosy posłowie; prymas konkluduje ich zgodę, objeżdża woje-
wództwa, zbiera ich aklamacje i ogłasza neoelekta.
Przedtem oczywiście kandydat porozumiał się ze swymi zwolennikami
i z urzędowym poselstwem Rzeczypospolitej jeszcze za granicą: tam powstał
projekt paktów konwentów, który stanie się prawem, gdy go zaprzysięże
w przeddzień otwarcia osobnego sejmu koronacyjnego (w kilka tygodni po
elekcji, z udziałem nowych posłów) nowy monarcha. Koronacja odbywa się
na Wawelu według ceremoniału niegdyś rzymsko-niemieckiego, potem prze-
robionego na modłę czeską. Królowi, względnie królowej, wkłada koronę pry-
348
mas lub z braku jego biskup kujawski25. Nastgpuje sejm koronacyjny, już
bez węzła konfederacyjnego, który obejmował wszystkie uchwały bezkróle-
wia z wyjątkiem samego aktu elekcji: tam wymagana była jednomyślność,
co utwierdzono w optymistycznym porywie ustawą 1632 r.
4. Sejm walny
Powstał w Koronie z połączenia w jedno ognisko sejmów prowincjonalnych
Wielkiej i Małej Polski, czego ślad pozostał w postaci sesji prowincjonalnych,
zwoływanych dla przygotowania uchwały powszechnej. Sejm litewski, powsta-
ły z rozszerzonej Rady, wcielony został do koronnego i dostosowany do jego
struktury. Gdy inne kraje miały Stany Generalne, chciano i u nas widzieć
coś podobnego, byle bez szkody dla monopolu politycznego szlachty; więc
nazwano króla stanem pierwszym, senat - drugim (albo ordo intermedius26),
szlachtę, względnie jej posłów - trzecim. Do senatu należą biskupi [rzymsko]
katoliccy, 32 wojewodów, a między nimi nadto kasztelan krakowski, wileński
i trocki, dalej 30 kasztelanów większych (po 1 na województwo) i 49 mniej-
szych (tylko z Korony)2 . Od r. 1493 są członkami senatu także urzędnicy
wielcy, ale jedynie tych 12, którym później przysługiwać będzie tytuł mini-
strów (marszałkowie, pieczętarze, podskarbiowie)zs. Izbę poselską tworzy 172
posłów (118 koronnych, 48 litewskich oraz 6 inflanckich, nie licząc w to Pru-
saków), ale wchodzą do niej, choć bez głosu stanowczego, także posłowie
miasta Krakowa i Wilna. W senacie przewodniczy marszałek wielki koronny;
w izbie - każdorazowo wybrany marszałek poselski, czyli "dyrektor" izby.
Senatorowie i posłowie zajmują kolejne miejsca według starszeństwa ziem
w składzie państwa. Sejmy zwyczajne są dwuletnie; sejm nadzwyczajny może
zwołać król za radą senatu (chodzi o to, aby nie zaskakiwał i nie wycieńczał
szlachty takimi nagłymi kadencjami).
Uniwersał winien poprzedzać sejmiki na 6 tygodni, a tyleż czasu ma upły-
wać od sejmików do sejmu. Posłowie (po 6, 4, 2 z województwa) wybierani
jednomyślnie, więc kompromisowo, więc z niejakim zabezpieczeniem praw
mniejszości, dostają instrukcje (oczywiście tylko od większości) i jadą z nimi,
przynajmniej w zasadzie, na sejmiki generalne do Koła, Nowego Korczyna
i Wilna (lub Słonimia), by tam uzgodnić stanowisko całej prowincji. Prusacy
do tych zjazdów nie należą, a mogą zjeżdżać wprost do stolicy w dowolnej
liczbie. Stolicą sejmową jest za Zygmunta I Piotrków, rzadziej Kraków (13 ra-
25 gardziej precyzyjne byłoby określenie: "Najstarszy w hierarchii biskup z prowincji
wielkopolskiej obecny podczas koronacji".
26 (łac.) stanem pośrednim (pośredniczącym).
2 Liczba województw i kasztelanów zmieniała się, np. w ostatnich latach pano-
wania Władysława IV, gdy już istniało województwo czernihowskie i jeszcze 3 wo-
jewództwa inilanckie, wojewodów było 35 a kasztelanów 87. Województwa: krakow-
skie i poznańskie miały po 2 kasztelanów większych, pierwsze krakowskiego i woj-
nickiego; drugie poznańskiego i gnieźnieńskiego.
2s Tylko 10 (5 koronnych i 5 litewskich) ministrów wchodziło z racji sprawowa-
nia urzędu ministerialnego do senatu, byli to: marszałkowie wielcy i nadworni, kan-
clerze, podkanclerzowie i podskarbiowie wielcy.
349
zy); za Augusta sejmowano też w Lublinie (3 razy), Warszawie (4 razy); odtąd
stale w Warszawie na Zamku.
Sejm otwiera się uroczystą wotywą z kazaniem, po czym izba poselska wybiera
marszałka (większością wotów pojedynczych lub ziemskich; nielegalnie obra-
nych ruguje sama izba) i idą "na górę" do senatu całować rękę królewską.
Marszałek peroruje, odpowiada mu kanclerz. Tu, przy czytaniu paktów
konwentów można się upomnieć o egzorbitancje. Na propozycję tronową
czytaną przez kanclerza wotują kolejno senatorowie, a posłowie temu się
przysłuchują stojąc za krzesłami swych starszych braci, po czym izby się
rozłączają. Król z senatem sądzi sprawy relacyjne lub odbywa narady polityczne
(nie ustawodawcze); posłowie "kują" prawa. Odbywa się to drogą "ucierania"
artykułów. Ponieważ instrukcje zawierają dla posłów nakazy, zakazy lub
warunki, ci ostatni albo się przy nich upierają, albo dla targu czynią ustępstwa na
własną odpowiedzialność. Gdy raz powiedzą "zgoda", sejmik nie może już ich
pozwolenia cofać. Przeważa postawa odporna: izba po czasach Batorego rzadko
redaguje sama ustawy o znaczeniu państwowym; zwykle uczestniczy w ich
układaniu tylko przez 6 członków tzw. deputacji do konstytucji. W sprawach,
których wykonanie zależy od zgody poszczególnych dzielnic, zwłaszcza w po-
datkowych, można zastrzec ostatnie słowo braciom na sejmiku relacyjnym;
z reguły wszystko stanowi się na sejmie, jak i na sejmikach, jednomyślnością,
prawodawstwo bowiem podpada pod ogólne pojęcie zgody (konsens), a tylko
dekret sądowy zapada większością. Tak upływa 3, 4, 5 tydzień sejmu. Na 5 dni
przed zakończeniem izby powinny się na górze złączyć. Tu, przy czytaniu
zredagowanych uchwał może się omówić każdy senator i poseł, i tutaj można
jeszcze wygłosić swe "nie pozwalam" na poszczególne punkty (później - na całe
dzieło sejmu). Uchwały, zwane konstytucjami, drukuje się pod datą dnia, na
który zwołany został sejm i rozsyła je do grodów, przy czym osobno ujęte są
konstytucje dotyczące samej tylko Litwy. Na co zabrakło czasu lub zgody, to się
notuje w recesie. Zresztą pod tytułem konstytucji figurują nie tylko ustawy
bardzo specjalne, ale i uchwały doraźne, nawet dotyczące poszczególnych osób.
Cały ten porządek sejmowania, oparty raczej na praktyce niż na ustawach (bardzo
pobieżnych - 1543, 1588, 1607 i 1633 r.) szwankował mocno pod względem
technicznym: z nieładu rodził się chaos, z chaosu hałas. Ale obyczaje poselskie były
na ogół przystojne; szanowano w posłach obrońców prawa i wolności, toteż
przyznawano im umiarkowaną nietykalność (bezpieczeństwo osobiste, zawieszenie
procesów); poseł miał na czas sejmu darmowe mieszkanie, a po odbytej funkcji
dostawał ze skarbu nadwornego (później od swego sejmiku) "honorarium", czyli
strawne. Dopiero później, w miarę zatracania siły twórczej w warstwie szlacheckiej,
egoizm stanowy wypielęgnuje w posłach prywatę, a pogłębi ją jeszcze jedyna, jaka
pozostała królowi, metoda robienia jednomyślności w izbie - przez rozdawnictwo
łask. Poseł, który poświęcił dla starostwa swoje przekonanie o dobru państwa,
poświęci je innym razem dla krajowej lub zagranicznej gotówki.
5. Senat w okresach migdzysejmowych
Ale niekiedy i podczas sejmów spełnia rolę dwojaką: jest organem do-
radczym rządu królewskiego i organem dozorczym przedstawicielstwa naro-
dowego. Po to się wyznacza rezydentów, aby król zawsze miał przy boku
350
mężów zaufania narodu, a nie zauszników prywatnych lub zgoła cudzoziem-
ców. I po to sig czyta ich uchwały na sejmach (po paktach konwentach), aby
naród wiedział, kto jak radził panującemu. Za Zygmunta rad udzielali wszys-
cy przytomni, za ich następców z rzadka się konwokuje senat plenarny, normal-
nie asystują monarsze ci czterej, których nazwiska ogłoszono w uchwale sej-
mowej. Ma to pozór aprobaty sejmu, więc jakby delegacji władzy, ale jest to
tylko pozór, skoro się nie pomija i nie może pomijać nikogo według kolejki
zasiadania, ani nie mianuje nikogo na dalszy kwartał poza kolejką. Ci czte-
rej: biskup, wojewoda, kasztelan większy i kasztelan mniejszy nie stanowią
zresztą kolegium. Król pójdzie zawsze za zdaniem bliższym dobra ojczyzny,
prawa i wolności, i według swego rozumienia sformułuje uchwałę; podpiszą
ją ci, którzy przemawiali w jej duchu. W ważniejszych wypadkach król zasię-
ga zdania całego senatu w formie ankiety. Opinia dużo się spodziewa po sena-
torach i wypisuje - w osobie Wawrzyńca Goślickiego - teorię o "najlepszym
senatorze"; nikt jednak - rzecz szczególna - nie wyraził w publicystyce,
jaki ma być idealny poseł sejmowy.
6. Urzgdy centralne
W braku stałej rady rządzącej poszczególne funkcje rządu, czyli tzw. władzy
wykonawczej, spełniali coraz niezależniejsi od króla wielcy urzędnicy Korony
i Księstwa, a działali raczej w imieniu prawa niż króla, bez jednej przewodniej
idei politycznej. Zrodziły się te urzędy w wiekach średnich, wyrosły viafacti,
po części drogą współzawodnictwa.
Pierwszym ministrem był marszałek wielki. Niegdyś przełożony nad staj-
nią, potem nad dworem, zarazem mistrz ceremonu, rozciągał władzę policyjną
z dworu na stolicę, wobec czego odrębne czynności gospodarskie na dworze
znowu skupił jego zastępca, marszałek nadworny.
Mniej reprezentacji, najwięcej pracy politycznej miał na głowie kanclerz:
jako kierownik kancelarii koronnej prowadził on korespondencję dyploma-
tyczną i z urzędnika królewskiego przeobrażał się w ministra spraw zagra-
nicznych Rzeczypospolitej; jako stróż wielkiej pieczęci czuwał nad legalnością
aktów królewskich, zwłaszcza przywilejów, i wpływów na tok sprawiedliwości,
o ile ów zależał jeszcze od króla, troszczyć się też musiał o kodyfikację; przez
to obejmował sfery działalności dzisiejszych ministerstw sprawiedliwości i po-
niekąd spraw wewnętrznych. Między pieczętarzami, jak i między marszałkami
nie było stałego podziału czynności, nieraz młodszy zajmował się więcej dyplo-
macją; sekretarz, często niskiego rodu, ledwo nobilitowany, dorabiał się wie-
dzą i inteligencją pieczęci. Urzędowi kanclerskiemu podlegało archiwum, zwane
metryką.
Podskarbi do 1590 r. zarządzał skarbem królewskim i państwowym, odtąd
już tylko tym ostatnim "pospolitym", gdy pierwszy, królewski, otrzymał osob-
nego ministra w osobie podskarbiego nadwornego. Po trosze zakres działal-
ności podskarbiego malał na korzyść sejmików. Skarbowi pospolitemu podle-
gały Archivum Regni i skarbiec na Zamku krakowskim.
Podobny wpływ, jak kanclerz na dworze, zyskiwał hetman wśród szlachty.
Zarazem minister spraw wojskowych i wódz naczelny armii stałej i niestałej
351
(z wyjątkiem pospolitego ruszenia), hetman z komendanta zmiennego (w XV w.)
w miarę powstawania stałego wojska zaciężnego stawał się wodzem stałym;
od 1539 r. miał zastępcę w hetmanie polnym (capitaneus campester). Po wy-
marciu piexwszych stałych hetmanów wznowił tę godność Batory i uczynił
z niej, na dobro Zamoyskiego, potęgę, która z czasem przeciwstawi się tro-
nowi. Cała niemal administracja wojskowa i cała jurysdykcja karno-dyscypli-
narna nad wojskowymi zależała od hetmana, co odczuwały także w kraju
bliższe i dalsze rodziny podwładnych; nadto prowadził on pewne korespon-
dencje z zagranicą, mianowicie ze wschodnimi sąsiadami państwa. Podlegali
hetmanowi: pisarze wojskowi, oboźni, strażnicy, generałowie artyleru oraz
ówcześni regimentarze. Z innych urzędników centralnych tylko referendarz
miał funkcje rzeczywiste; przedstawiał królowi sprawy bieżące i sądził skargi
włościan w królewszczyznach. Podkomorzy, chorąży, cześnik, podczaszy, stol-
nik, podstoli, miecznik, koniuszy, krajczy, o ile nie spełniali szczególnych
funkcji zleconych (np. chorążowie w wojsku), to paradowali tyiko na uro-
czystościach.
Poszukawszy w Iiolumina Legum, można znaleźć ustawy contra negligentes
officiales, ustanawiające dla nich forum przed królem lub w trybunale; wy-
padki atoli usuwania złych funkcjonariuszy nikną na tle obowiązującej zasa-
dy (1538) i praktyki dożywotności urzędów. Wolała szlachta mieć rząd rozbity,
niekompletny, nieodpowiedzialny, niż sama czuwać nad jego sprężystym dzia-
łaniem albo zostawić królowi prawo dymisjonowania ministrów; ta sama za-
sada nieusuwalności rozszerzyła się szybko na wszystkie godności i tytuły, aż
do lokalnych i najniższych. Aby zaś nie dopuścić do skupienia władzy i do-
chodu w jednych rękach i nie wytwarzać przez to nowej lub nie potęgować
dawnej arystokracji, opisano (od r. 1504) różne incompatibilia. Nie wolno
było łączyć w jednej osobie ani ministeriów, ani senatorstw, ani bogatszych
biskupstw z ministeriami, ani kanclerstwa z senatorstwem, ani nawet (od
1563) dwóch urzędów ziemskich.
7. Zarząd lokalny
Słynne powiedzenie Zamoyskiego, że Polska ma mniej urzędników niż drob-
niutka Lukka we Włoszech, mogłoby się wydawać przesadą, gdyby poracho-
wać w Rzeczypospolitej wszystkich utytułowanych personatów. Toż w każdej
ziemi istniała poniżej wojewody i kasztelanów hierarchia urzędników ziem-
skich: podkomorzy, starosta grodowy, chorąży, sędzia ziemski, podsędek, stol-
nik, podczaszy, podstoli, cześnik, łowczy, wojski, pisarz, miecznik, poza tą
hierarchią komornik, sędzia grodzki; pomnożywszy tę kwotę przez liczbę wo-
jewództw i ziem względnie powiatów, otrzymalibyśmy z górą 1000; na Litwie
doliczyć by wypadło szczątkowe godności budowniczych, ciwunów, horodni-
czych, mostowniczych, strukczaszych; w administracji dóbr koronnych wielko-
rządców, ekonomów, burgrabiów, żupników; w skarbowości doczesnych po-
borców, szafarzy, superintendentów, rewizorów, dozorców ceł i myt. W każ-
dym razie z Lukką Rzeczpospolita wytrzymałaby porównanie zwycięsko. Tyl-
ko że w ziemiach poza starostą, sędzią ziemskim i ich zastępcami lub depen-
dentami tylko podkomorzy trudził się procesami o granice, a wojski opiekował
352
się kobietami i dziećmi w razie pospolitego ruszenia, setki innych - figuro-
wały. Bo też nie utworzono i nie chciano tworzyć podstaw finansowych dla
stanu urzędniczego. Kto służył, służył darmo albo za drobną przygodną opłatą
(w sądach, kancelariach), albo najczęściej w nadziei chleba dobrze zasłużonych.
Wojewoda prowadzi do króla pospolite ruszenie powiatów, które do niego
przyprowadzili kasztelanowie; ma władzę nad Żydami, reguluje miary, wagi
i ceny produktów miejskich. Kasztelan nie dba nawet o zamki. Od tego jest
starosta, który potracił różne inne funkcje wojskowe i polityczne, jakie miał
w wiekach średnich; on bądź co bądź sprawuje policję bezpieczeństwa, wy-
konywa wyroki i sprawuje lub funduje jurysdykcję grodzką. Czterej staro-
stowie: wielkopolski, ruski, podolski i krakowski noszą nazwę generałów, bo
trzej obsadzają sądy wszystkich grodów województwa, a czwarty, bo mu z ta-
kim tytułem do twarzy.
8. Sejmiki
Przeznaczenie ich od XV w. było dwojakie: sprawowały samorząd i wyła-
niały przedstawicielstwo narodowe. Ta druga funkcja rozwinęła się ogromnie
kosztem pierwszej, ale bardziej jeszcze kosztem rządu i samego sejmu. Jak
działały sejmiki za ostatnich Jagiellonów, dotychczas nie zbadano; słychać
tylko w tym czasie o zwiększeniu liczby posłów wojewódzkich, widocznie
więc uwaga skierowana była na sejm. Dopiero zjazdy 1573-1576 r. wyzwoliły
w społeczeństwie pęd do sejmikowania. Liczba tych kółek mechanizmu, czy też
komórek organizmu narodowo-państwowego doszła pod koniec XVI w. do
70, a przybrały one różne kształty i postacie.
Sejmikowano w powiatach (np. niekiedy w województwie sandomierskim
i na Litwie), ziemiach (na Mazowszu), województwach; nieraz w jednej miej-
scowości dla paru województw razem (Poznańskie i Kaliskie w Środzie, Brze-
skie i Inowrocławskie w Radziejowie). Niektóre sejmiki, reprezentujące kilka
osobnych samorządnych terytoriów, nazywały się generałami: tak generał pru-
ski (w Malborku lub Grudziądzu) jednoczył reprezentację 3 województw, ma-
zowiecki w Warszawie -10 ziem29, rawski w Bolimowie - 3 ziemie, ruski
w Sądowej Wiszni - 3 ziemie.
Pod względem czynności rozróżniano sejmiki poselskie, tj. przedsejmowe,
godpodarskie (zapewne najdawniejsze), elekcyjne dla wyboru kandydatów na
sędziów, podsędków, pisarzy i podkomorzych, deputackie od r. 1578-1581,
relacyjne, od 1589 r. niekiedy łączone z deputackimi; później przybyły jeszcze
sejmiki komisarskie dla wyboru komisarzy na trybunał skarbowy (od 1613 r.,
ale nie wszędzie od razu).
Miejscem sejmiku bywał zwykle centralny punkt (a niekoniecznie najwięk-
sze miasto) województwa. Sieradzanie tedy zjeżdżali się w Szadku, Sandomie-
rzanie do Opatowa, Krakowianie do Proszowic. Wielkopolanie w Środzie
(jak wyżej). Obradowano w kościołach, z których na ten czas wynoszono Sanc-
tissimum. Zgromadzenie, zwołane przez króla (bo tylko sejmiki elekcyjne
29 Przeważnie także i reprezentacje województw płoekiego i rawskiego, a cza-
sem również podlaskiego.
12 - Dzieje Polski nowożytnej - tom I
na urzędy ziemskie zwoływał pierwszy senator), zagajał najwyższy urzędnik
ziemski, po czym w Koronie wybierano każdorazowo marszałka, a na Litwie
stale przewodniczył marszałek powiatowy3o. Głos mieli na sejmiku posesjo-
naci danego województwa - zasada ustalona w interesie miejscowych oby-
wateli, aIe nadwerężona później na korzyść miejscowej gołoty; nigdzie jednak,
rzecz szczególna, nie prowadzono spisu owych posesjonatów (listy wyborców).
Jeżeli sejmik był poselski, to poseł od króla występował z instrukcją, czyli
programem obrad; wotowano najpierw ex turno3l, lecz w razie różnicy zdań
następowała dyskusja swobodna i głosowanie lub aklamacja (okrzyk "zgoda").
Głosować większością postanowiły na wyborach posłów i deputatów woje-
wództwa: mazowieckie w 1598 r., krakowskie, sieradzkie, ziemie wieluńska
;i chełmska w 1611, po 2 latach kijowskie, płockie, malborskie, pomorskie, zie-
mia mielnicka i cała Litwa, a w 1631 r. całe Podlasie, ale nałóg jednomyślności
nie dawał się i tam wyplenić. Czy instrukcje uchwalano przed wyborem po-
słów, czy dopiero po nim i w jaki sposób: większością czy za powszechną
zgodą, nie wiadomo; raczej spisywano je po wyborze, w myśl przeważającej,
ale nie obliczonej dokładnie woli sejmiku.
Groźnym, a powszechnym zjawiskiem było pod koniec XVI w. rozszerzenie
funkcji sejmików: jeżeli przed r. 1572 wybierały one tylko poborców, to od
1589 powołują szafarzy do zawiadywania groszem państwowym, a od 1591 r.
coraz częściej biorą pobór "do braci", tzn. posłowie uzależniają zgodę na
uchwałę podatkową od zatwierdzenia sejmiku. Autonomia skarbowa woje-
wództw jest jeszcze w tym czasie bardzo ograniczona: uchwalają one sobie
lub rezerwują od czasów Zygmunta III czopowe, poza tym czerpią dochód
z rozprzedaży soli suchodniowej i z pieniędzy tych utrzymują od początku
XVII w. żołnierza powiatowego na obronę państwa.
Bez porównania mniej uwagi pochłaniały zadania samorządowe; widać to
z przeznaczenia sum przez szlachtę na miejscowe potrzeby wotowanych: skarb
wojewódzki płacił diety, pensje (salaria), honoraria posłom, deputatom, mar-
szałkom, nagrody zasłużonym, zapomogi pogorzelcom, kościołom i klaszto-
rom; o drogi, mosty, zdrowie publiczne, oświatę, wcale się nie troszczył.
9. Sądownictwo
Zgodnie z zasadą: actor sequiturforum rei32 dzieliły się u nas sądy na ka-
tegorie stanowe, według tego z kim ma być sprawa: ze szlachcicem, mieszcza-
ninem, duchownym, chłopem czy Żydem, a nie według demokratycznego roz-
różnienia wszystkich spraw na cywilne i karne. Przebudowie społecznej, która
polegała na zwichnięciu równowagi stanów i ugruntowaniu prepotencji szla-
checkiej, towarzyszyły w sferze sądownictwa przesunięcia nieco chaotyczne,
30 przykłady z praktyki wskazywałyby na to, że funkcją marszałkowską obda-
rzony był zazwyczaj najwyższy w hierarchii spośród obecnych senator lub urzędnik
ziemski.
31 (lac.) po kolei.
32 (łac.) sądem właściwym jest sąd powoda (oskarżyciel winien występować do
sądu powoda).
354
ale ostatecznie ugruntowały się pewne linie zasadnicze. Zasadą było, że spraw
ważniejszych nie sądzą instancje najniższe, instancja wyższa wyjątkowo może
zająć się sprawą mniej ważną. Po wtóre: od każdego wyroku możliwa jest
apelacja do drugiej instancji. Trzeciej instancji, kasacyjnej, nie ma, wskutek
czego wyradza się apelacja dalsza: ad idem iudicium melius informandum33.
Znaczne różnice zachodziły zrazu między Wielką i Małą Polską, ponieważ ta
ostatnia później otrzymała starostów; w ciągu XVI i XVII w. jednak zapa-
nowała jednostajność i to w sensie demokratyzacji ciała sędziowskiego: ele-
ment fachowy, urzędniczy, ustępował miejsca ziemiańskiemu. Całość sądowni-
ctwa przedstawiała się mniej więcej tak:
A. a) Sąd ziemski rozpatruje wszystkie sprawy przeciw szlachcie-ziemianom,
z wyjątkiem zastrzeżonych dla króla lub grodu. Tworzą go: sędzia, pod-
sędek (albo ich zastępcy komornicy) i pisarz, wszyscy mianowani przez króla
spośród 4 kandydatów sejmików. Asystują asesorowie z łona obecnej szlachty.
Jeździ ten sąd po powiatach, co miesiąc odbywając roki.
b) Sąd grodzki ściga 4 zbrodnie główne (podpalenie, napad na drodze pu-
blicznej, najazd na dom, zgwałcenie), ale ponieważ działa szybciej niż ziem-
ski, więc po trosze odbiera mu część kompetencji; tylko tutaj procesuje się
szlachta-gołota. Gród załatwia nad to różne sprawy w drodze krótszej, admi-
nistracyjnej, jako officium, a nie iudicium, skutkiem czego legalizacja (wpis,
zeznanie) czynności prawnych przenosi się coraz częściej w jego mury. On
też odbywa swoje roki, ale na miejscu, bez objazdów; udział starosty nie-
zbędny jest tylko przy czterech articuli castrenses34.
c) Sąd podkomorski w jednej osobie rozstrzyga spory graniczne.
B. Apelacja w sprawach ze szlachtą od wszystkich powyższych sądów szła
za ostatnich Jagiellonów do wieców; tu zasiadali dostojnicy, ale z biegiem
czasu coraz mniej dostojni - wystarczali ziemscy. Kiedy prawo apelowa-
nia do wieców albo z pominięciem wieców prosto do króla doszło do absurdu,
instancją apelacyjną stał się trybunał, a wiece znikły. Składał się trybunał
z 27 deputatów, o ile można co roku innych, oraz z 6 deputatów duchownych
wybieranych przez niektóre kapituły. Do sądzenia wystarcza komplet 7 sę-
dziów. Sprawy między duchownymi i świeckimi sądzi trybunał duchowny
o składzie pół na pół mieszanym. Tu przewodniczy "ksiądz prezydent", wy-
brany przez deputatów duchownych, a całemu trybunałowi marszałkuje wy-
bierany marszałek. Ufundowanie, czyli resumpcja trybunału, ma miejsce w
Piotrkowie w październiku, w pierwszy poniedziałek po św. Franciszku,
w miesiąc po sejmikach; od Wielkiej Nocy do jesieni trybunał odbywa dla
Małopolski kadencję w Lublinie. Sprawy duchownych w razie równości gło-
sów odsyła na sejm. Trybunał sądzi też w pierwszej instancji sprawy przeciw
starostwom i urzędnikom grodzkim o zaniedbywanie obowiązków. Po ustano-
wieniu trybunałów sąd sejmowy zatrzymał już tylko w drodze apelacji sprawy
prawa publicznego (iuris communis), właściwe karne (mere criminales) i spra-
wy przeciw urzędnikom; zasiadali w nim wszyscy senatorowie i delegaci izby
poselskiej.
C. Sąd asesorski, czyli zadworny (za dworem); sprawował kanclerz lub pod-
kanclerzy z udziałem referendarza, sekretarza, pisarza i innych osób, które
33 (łac.) lepiej się odwoływać do tego samego sądu.
34 łac.) artykuły grodzkie.
355
sam powoływał i których zdaniem się nie krępował. Tu szły apelacje od wy-
roków miejskich, sprawy przeciw miastom, sprawy królewszczyzn i niektóre
sprawy skarbowe szlachty. Jeżeli król zasiadał w asesorii osobiście, np. dla
spraw apelacyjno-kurlandzkich, to to się nazywało sądem relacyjnym. O refe-
rendarii była mowa powyżej, tak samo o sądach duchownych i wiejskich.
Żydzi między sobą prawowali się w sądach "dajanów", a chrześcijanie z ni-
mi - w sądach wojewodzińskich (podwojewodzi, sędzia i pisarz). Były jeszcze
sądy ormiańskie i sądy marszałkowskie o bezpieczeństwo publiczne w rezy-
dencji krakowskiej; był więc wielki partykularyzm i rozgardiasz w sądowni-
ctwie staropolskim, ale nie brakło go także w systemie sądowym angielskim.
Co ważniejsza, całe życie przenikał duch swoistego legalizmu, a nie samowoli,
czego dowodem brak w tym okresie sądów nadzwyczajnych, z jedynym wy-
jątkiem jurysdykcji kapturowej podczas bezkrólewi.
10. Konfederacje i rokosze
Nic bardziej fałszywego jak pogląd upatrujący w konfederacjach przede
wszystkim objaw prywaty i anarchii. Niemal każda była wybuchem energii
narodowej, próbą wyjścia z tej niemocy, jaka zrodziła - na własną ochro-
nę - przesąd jednomyślności; próbą stworzenia kosztem prywatnego,.ja"
pewnego zbiorowego "my". Wynalazek to pierwotnie mieszczański (związki
miast 1302, 1310, I 350 r. dla obrony bezpieczeństwa handlu), naśladowany
przez szlachtę (wielkopolska 1352, ogólnopolska 1382,1384, potem 1406-1407).
Miewały te związki charakter jednostanowy, choć chciały reprezentować całe
społeczeństwo (konfederacje: wieluńska 1424 r., jedlińska 1430, korczyńska
1438), czasem zawierano je dla walki z innym stanem; wyjątkowo w latach 1384
(Radomsko),1464 (Lwów), dopuszczała szlachta do czynnej roli w konfederacji
miasta. Póki nie istniał sejm walny, związki te służyły za surogat reprezen-
tacji stanowej, gdyż wprowadzały lub utwierdzały zobowiązania do poparcia
akcji rządowej lub królewskiej, jakich nie można było oprzeć na tytule praw-
nym. Równolegle z powstaniem sejmu konfederacje nikną, tylko ich hasło
(kaptur albo kapturek) pobrzmiewa u schyłku doby jagiellońskiej, aby się
rozpalić nagle w bezkrólewiu.
Niezależnie od tego kiełkowała idea rokoszu jako zbiorowego oporu prze-
ciwko władzy. Tu zresztą rzecz i nazwa nie od razu związały się ze sobą:
prawo oporu przyznawał senatorom przywilej mielnicki [1501 r.], gdzie o ro-
koszu nie ma mowy; szlachta przymawiała się u króla o rokosz w 1521 r., aby
poprzeć (jak pod Cerekwicą,1454 r.) swe społeczne żądania, chociaż nie zano-
siło się na bunt. Od wojny kokoszej można uważać, że te elementy: tłumny
zjazd i opór przeciwko rządowi złączyły się w jednym pojęciu rokoszu. Arty-
kuł de non praestanda oboedientia35 w redakcji 1573 r. dał takim wybuchom
mocniejszą podstawę; nie każdy jednak rokosz przybierał zarazem formę kon-
federacji, tj. zorganizowanego związku popartego ślubowaniem czy przysięgą,
z osobnymi władzami.
Jakież to były zobowiązania i jakie władze? Konfederację tworzy się na
35 łac.) o wypowiedzeniu posłuszeństwa.
356
czas potrzeby do osiągnigcia celu (wywalczenie lub obalenie praw, o rona
kraju, spokojne przetrwanie krytycznych chwil). Minimum organizacji polega
na zobowiązaniu wszystkich członków do czynnej pomocy i łamania oporu
' (contra talem omnes consurgemus36). W 1606 r. po raz pierwszy na czele kon-
federacji występuje osobny marszałek; przy boku ma radę konsyliarzy; stop-
i niowo, gdy konfederacje coraz śmielej ignorują normalny ustrój władz, po-
; wstają także sądy konfederackie, a komendę nad wojskiem obejmują z czasem
j regimentarze.
W okresie pojagiellońskim można wyróżnić kilka rodzajów konfederacji:
l. normalne (podczas bezkrólewi), z których wyrasta konfederacja generalna
na konwokacji; 2. lojalistyczne, przy królu, jak wiślicka 1606 r., późniejsza
tyszowiecka itd.; 3. rewolucyjne (rokoszowe), które królowi wypowiadają po-
słuszeństwo i dążą do nowej elekcji; 4. konfederacje dla samoobrony, np. prze-
ciw opryszkom, jakich przykłady widzimy w województwie ruskim; 5. konfe-
! deracje wojskowe dla wymuszenia zaległego żołdu.
Budowa konfederacji kapturowych dwupiętrowa, analogiczna do sejmików
', i sejmu, udziela się z czasem wszystkim konfederacjom generalnym; związki
ziemskie wysyłają do generalności swych konsyliarzy generalnych lub mar-
szałków, nie słychać tylko, by dawały im instrukcje. Bo też cały ten nadzwy-
5 czajny organ przedstawicielski jest jakby sejmem w stanie nadzwyczajnego
podniecenia. Istota udziału w konfederacji polega na poddaniu się woli zbio-
i rowej i wyrzeczenia "wolnego nie pozwalam". Nie od razu wprawdzie przeję-
ły konfederacje sądowy sposób głosowania większością - wolały raczej podda-
wać się dyktaturze wodza, ale uznawały wszystkie, że opór jednostki czy
frakcji nic nie znaczy: wolno jej odejść precz, a wtedy wszyscy na secesjoni-
stów powstaną i zetrą ich z oblicza ziemi. Konfederacje tworzyły się dosyć
często, aby pogłębić pogląd, że poza nimi obowiązuje i wystarcza reguła jedno-
myślności, w ostateczności bowiem naród połączy się węzłem i wszelkie prze-
szkody przełamie; nie dość często, by wdrożyć wszelką mniejszość do podda-
i wania się większości, tak jak poddawały się jej za granicą mniejszości angiel-
skie czy włoskie bez ujmy rzeczywistej swobody politycznej.
11. Skarbowość
W miarę tego, jak Polska z królestwa przeobrażała się za Zygmuntów
w "Rzeczpospolitą", zachowując jednak duży zakres prerogatywy monarszej,
jej "pospolita" gospodarka skarbowa rozrastała się kosztem odrębnej, nadwor-
nej. Zrazu był tylko jeden skarb, królewski, i z niego król czerpał środki na
obronę swego królestwa. Ale naród chciał mieć skarb własny, państwowy, tyl-
ko się wahał, czy wystarczy stwarzać go doraźnie, na każdą potrzebę, czy też
lepiej stworzyć skarb stały, o znaczeniu gotowego zasobu na wojnę stale się
uzupełniającego, co ulżyłoby królowi, a tym samym umocniłoby jego stano-
wisko. Połowiczne rozwiązanie (minimum obrony) znaleziono, jak wiemy,
w kwarcie, którą składano w osobnym wojennym skarbie rawskim.
Dochody skarbu królewskiego (od początku XVI w. nadwornego) płynęły
36 (lac.) przeciwko takim wszyscy wystąpimy.
357
z dóbr ziemskich, żup solnych, opłat przygodnych, jak podwodne, stacyjne
i koronacyjne, wreszcie z olbory olkuskiej, mennic i gdańskiego funtcolu. Tu
przede wszystkim musimy się zająć mennicą jako regulatorką wszelkiego
obrotu pieniężnego. Zygmunt I zastał osobne systemy monetarne: koronny,
litewski i pruski, obejmujący dość jednolicie Prusy Królewskie, Zakonne
i Gdańsk. Z wielkim trudem kraje pruskie wciągnął do unii pieniężnej z Ko-
roną (1528); to samo osiągnął Zygmunt August z Litwą w akcie 1569 r.,
ujednostajniając stopę, lecz zachowując odrębny dla Wielkiego Księstwa stem-
pel. Po słynnej walce z wyzyskiwaczami świdnickimi, których osłaniał rząd
Ludwika Jagiellończyka, moneta polska odłączyła się od czeskiej, a reprezen-
towały ją grosz (= 2 półgroszki lub 3 szelągi = 6 ternarów = 18 denarów)
oraz złoty (= 5 szostaków = 10 trojaków = 30 groszy), tylko że ów złoty
był. raczej, jak i grzywna ( = 48 groszy), jednostką obliczeniową. Później
grzywna poszła w zapomnienie. Znaczniejszych kryzysów monetarnych XVI w.
u nas nie zna (mimo napływu amerykańskich kruszców); dopiero za Zygmun-
ta III, wobec napływu z Niemiec upodlonej monety musiał i nasz sejm (1623)
pozwolić na obniżenie stopy (stopniowo o 40a/o).
Królewszczyzny po egzekucji oddawano adfideles manus3 albo puszczano
w dzierżawę; te, które specjalnie służyć miały do pokrycia potrzeb dworu,
nazywano od 1590 r. dobrami stołowymi, albo, w większych kompleksach,
ekonomiami (Sambor, Malbork, Nowy Dwór, wielkorządy krakowskie na
Litwie - Szawle, Brześć, Grodno, Mohylew, Kobryń itd.). Żupy solne dzie-
liły się na podkrakowskie (Wieliczka, Bochnia) i ruskie (Drohobycz, Sól i in-
ne), w tych ostatnich warzono sól, a nie wyłupywano jej bałwanami; rozprze-
dażą soli królewskiej zajmowały się komory, zwykle położone nad rzekami.
Cła królewskie (wielko- i małopolskie, ruskie, podlaskie itd.), ściągane w mias-
tach handlowych, a nie na granicach, na ogół wypuszczał skarb nadworny
w dzierżawę, tylko wodne, wrocławskie, eksploatowano we własnym zarządzie.
Olborą nazywano dochód skarbowy z kopalń srebra i ołowiu, które eksplo-
atowali prywatni przedsiębiorcy, gwarkowie. Funtcolem dzieliły się z królem
miasta: Gdańsk, Elbląg i Ryga. Ogółem, w ostatnim roku Batorego obliczono
dochód skarbu nadwornego na 234297 złotych.
Skarb pospolity czerpał z kwarty (1575 r.) 82490 złotych, z annat, tj. sum,
które przed ustawą 1567 r. biskupi i opaci płacili Rzymowi za beneficja du-
chowne, nie czerpał prawie nic; wszystko poza tym ciągnął z podatków i osob-
nych ceł. Najnormalniejszym podatkiem było łanowe, czyli pobór tylko od
łanów kmiecych; jednostkę normalną pod koniec XVI w. nazwano symplą
i uchwalono później 3, 6, 9 sympli czy poborów naraz, co się jednak wielu
województwom tak nie podobało, że wszelkie ofiary ponad jedną symplę brały
"do braci". Główny podatek miejski, szos, wymierzano pierwotnie według
otaksowanego majątku mieszczan, później już na podstawie starych kwitów,
poźostawiając magistratom rozkład kwot według nieruchomości; uzupełnie-
niem szosu na nieposesjonatów był podatek zarobkowy. Z szosu wyrosło po-
główne żydowskie, które później zryczałtowano i też zostawiono ściąganie
organizacji kahalnej. Główny podatek pośredni dotykał produkcji (lub nie-
kiedy wyszynku) trunków, piwa, wódki i miodu (nie wina), a nazywał się
czopowe. Dla win przywożonych z zagranicy potworzono składy w 12 miastach
3' (łac.) do wiernej ręki.
358
celem ściągania składowego; nad czopowym czuwały wcale liczne komory
celne, które Rzeczpospolita rozbudowała od 1504 r. do spółki z królem dla
poboru własnych swoich ceł wywozowych i wwozowych. Osobną kategorię
stanowiły dochody z prowincji pruskiej, osobną daniny z księstw lennych,
nadzwyczajne kontrybucje wojenne i donatywy doraźne. Ogółem skarb pospo-
lity w 1578 r. zainkasował około 600000 złotych polskich.
Za Zygmunta III i Władysława IV, wobec częstych wojen, dochód skarbu
koronnego po trosze podnosił się z 280000 dukatów do 466000, a więc o blisko
60o/o, przy czym 80o/o przypadało na podatki uchwalane przez sejmy. Znaczyło
to, że naród w coraz wyższym stopniu brał na swe barki potrzebę publiczną,
że ją zaspokajał w sposób bardziej nowożytny, majątkiem, a nie krwią. W po-
równaniu z czasami takiego Kazimierza Jagiellończyka (oba skarby, nadworny
i pospolity, w 1485 r. - 50000 złotych dochodu) albo i z czasami Zygmunta I
(skarb pospolity 70-100000) postęp był pokaźny. Państwo polskie dźwignęło
się znacznie od tych czasów, kiedy je przewyższał bogactwem nie tylko król
węgierski, czeski, ale nawet elektor brandenburski. Dalszemu jednak postępo-
wi przeszkodziły różne zboczenia. Sama doraźność dobrowolnych uchwał po-
datkowych oznaczała zarazem niepewność gospodarczą dla opodatkowanych;
dozór społeczeństwa nad skarbowością zabezpieczałby siły materialne kraju
od marnowania i wyzysku, gdyby to społeczeństwo umiało działać jako jedna
całość; skoro wszakże sejmiki ujmowały władzy podskarbim i rezerwowały
ją swoim szafarzom, aby jak najwięcej podatku zarezerwować na potrzeby
miejscowe, skoro deklarowały podatki w nierównej mierze, zależnie od gro-
żącego z pewnej strony niebezpieczeństwa, to taki system krzywdził nieraz
czynniki ofiarne, a nie usuwał owej skarbowej biedy (inopia), na którą się
skarżył jeszcze Zygmunt Stary.
12. Wojskowość
Jeżeli 9/lo budżetu państwowego szło na utrzymanie wojska, to stąd by
można wnioskować, że Rzeczpospolita Polska była państwem wybitnie mi-
litarnym. Istotnie, nobilis Polonus nie rozstawał się z szablą, a obrona kraju
nie schodziła z porządku obrad publicznych - ale też właśnie chodziło tylko
o obronę. Nie tylko moralista Frycz Modrzewski, ale i hetman Tarnowski
potępiają samą myśl wojny zaczepnej, i nic dziwnego: państwo nasycone unią
z Litwą, zabezpieczone gospodarczo wywozem mas zboża, nie myślało poważ-
nie o ekspansji w żadnym kierunku i pod tym względem nie mogło się równać
ani z ojczyzną Gustawa Adolfa, ani z ojczyzną Kondeusza.
Do celów obronnych istniał cały system wojskowości staropolskiej. Pierwszą
obronę stanowiły roty zaciężne, drugą pospolite ruszenie. Dla celów taktycz-
nych łączono roty w hufy, później w pułki. Ponieważ ogromna większość wo-
jen toczyła się na wschodzie, w szerokich przestrzeniach o stosunkowo małej
ilości twierdz, z nieprzyjacielem lotnym a technicznie wyposażonym niezbyt
wysoko, więc jazda górowała nad piechotą, a szabla i kopia nad bronią
palną. Wcześnie ustalił się podział konnicy na ciężką kopijniczą (późniejszą
husarię), lżejszą (Kozaków w misiurkach itp.) oraz najlżejszą, stosownie do
trzech głównych zadań konnicy, jakimi są łamanie szyków wroga, manewr
359
i pościg oraz służba czatownicza i podjazdowa. Roty piesze ("drabskie")
różniły się od piechoty zachodniej głównie tym, że mało używały spis, prze-
ważnie rusznic czy arkebuz (w XVII w. muszkietów). Artyleria (puszkarze)
stanowiła bractwo św. Barbary z własnymi artykułami i przywilejami: rolę sa-
perów spełniali przy oblężeniach, naprawie dróg i mostów szancmistrze.
Hetman artykułami swymi (które niekiedy zatwierdzał sejm) regulował całą
służbę wewnętrzną garnizonową, polową, obozową; pospolite ruszenie opisane
było w ustawach, które nakazywały (od 1563 r.) odbywać co roku popisy, czyli
okazowania. Prowadzić je mógł tylko król, nie dzieląc go na korpusy, nie
trzymając w obozie na miejscu dłużej, jak przez dwa tygodnie, ani nie wyręczając
się hetmanem. Te najogólniejsze zasady i urządzenia umiała dawna Polska
rozwinąć celowo w praktycznym zastosowaniu. Nie ulega wątpliwości, żeśmy
mieli w epoce wielkich hetmanów własną doktrynę wojenną (Tarnowski, Bielski,
Sarnicki, Starowolski, Fredro), częściowo tylko powziętą ze starorzymskich
wzorów (Vegetius) i jeszcze lepszą od niej własną sztukę, że wymienimy tylko
odrębny sposób użycia piechoty, rozczłonkowania szyku bojowego z zastoso-
waniem tzw. hufców siekanych, obronę taborową (tę zresztą zapożyczono od
Czechów), a doświadczeni wodzowie nasi, dalecy od pedantyzmu i doktryner-
stwa, umieli dostosować swe sposoby do każdorazowej sytuacji w terenie.
Toteż do początku XVII w. nie było dla nich groźnego wroga: inteligencją
zrównoważono i przewyższono tępą masę moskiewską. Polska jest wówczas na
wschodzie Europy obok Turcji najpoważniejszą siłą wojenną. "Gdy w całej
Europie taktyka przybiera formy sztywne i schematyczne, sztuka naszych
hetmanów pozostaje żywą, czyny ich i dzieła imponują wiedzą i rozumem,
a porywają bogactwem idei oraz inicjatywą twórczą" (Kukiel). Jednak w tej sile
coś się zaczynało psuć. Daremnie myśl Zamoyskich, Żółkiewskich, Koniec-
polskich szukała na to osłabienie środków zaradczych na Zachodzie. Od dawna
pomagali sobie Polacy zaciągiem żywiołów obcoplemiennych: Węgrów, Tata-
rów, Niemców, Serbów, Wołochów, Czechów, Szkotów; później przyswoili sobie
wszelkie typy zagranicznego żołnierza: usarzy, arkebuzjerów, rajtarów, drago-
nów; stwarzali własny wzór elearów-lisowczyków. Uznając w zupełności twórczą
zasługę Batorego i Koniecpolskiego w użyciu piechoty i w sztuce oblężniczej,
Władysława IV na polu artylerii itp., trzeba stwierdzić, że porażki nasze od
schyłku Zygmunta III ujawniły inną słabość staropolskiego żołnierza. Istota
tkwiła nie w sztuce wodzów, lecz w nie dostosowanym do wzorów zachodnich
składzie wojska (jazda przeciw fortyfikacjom), w małej liczbie i w duchu żołnierza.
Kiedy się czyta te liczby kirchholmskie (31/2:14), kłuszyńskie (5:48), gdy
się widzi Zygmuntów I i II utykających w obozie z ogromnym pospolitym
ruszeniem, Zygmunta III idącego na podbój Moskwy w 12000 ludzi i koni,
Chodkiewicza ciągnącego na ratunek załogi Kremla w 2000, kiedy się wie,
że ośmio-, dziesięciomilionowa Polska utrzymuje podczas doniosłych wojen
po 30 000 wojska (gdy Szwedzi mieli 11/2 raza więcej ) - to widać w tym
wszystkim groźną dysproporcję między celem narodowym a zdolnością do
wysiłku i ofiar po stronie szerszego ogółu. Obrony państwa nie gwarantował
taki stan rzeczy, gdzie bierne rzesze czekały, aż je garstka bohaterów - nie-
raz źle płatnych - ocali, zwłaszcza kiedy z tych rzesz udzielał się samym
bohaterom duch samowoli i niekarnośei. Wojsku polskiemu złotych czasów
brakło nie cudzoziemskich wynalazków, ale liczby i karności. Przeciwnie, waż-
ną jego siłą była świadomość, że walczy w obronie pewnej swoiście pięknej
360
i szlachetnej idei politycznej, która z czasem w historiografii porozbiorowej
zyskała imię jako -
13. Idea jagiellońska
Sami Jagiellonowie o jej istnieniu nie wiedzieli. Ambicją podobni chwilami
do Habsburgów, bo też Kazimierz IV miał przy boku Rakuszankę Elżbietę,
a wszyscy następcy mieli w żyłach krew rakuską, pozbawieni jednak środków
finansowych i militarnych, zdobywali trony i protektoraty wyzyskując atrak-
cyjną siłę polskich zasad ustrojowych. Jeżeli pod dachem jagiellońskim kwitły
wolności, jeżeli tam różne grupy wyznaniowe i plemienne rozwijały się swo-
bodnie po swojemu, jeżeli ziemie rządziły się same, a nikt nikomu przemocy
swej nie narzucał, to w tym należy widzieć ideę polską, a nie żadną jagiel-
lońską; jej echem (charitas) brzmi akt unii horodelskiej, podobnie jak akt
unii lubelskiej i testament Zygmunta Augusta.
Owa chrześcijańska zasada braterskiej miłości stała się regułą polityczną,
jedynie przydatną w tych warunkach, gdzie jeden naród szlachecki objął pa-
tronat nad olbrzymimi krajami innego języka i wiary, którym narzucić swej
woli również nie mógł inaczej, jak tylko z dobrej woli i z takiej samej chęci
i miłości. W ten sposób mniemana idea jagiellońska łączyła się genetycznie
z decentralizacją państwa i niemocą przedstawicielstwa centralnego. Nie zna-
czy to zresztą wcale, żeby budowniczym dawnej Rzeczypospolitej przyświe-
cał z góry jakiś ideał federalistyczny, wrogi zasadzie narodowej i centraliz-
mowi. Szlachta, jak wiemy, marzyła o zupełnym zespoleniu z bracią Litwina-
mi w jedno nierozdzielne ciało, w jeden naród ze wspólnym rządem i sej-
mem. Królowie również zdawali sobie sprawę z praw żywiołu polskiego jako
głównego gospodarza państwa i Zygmunt August umiał we właściwej chwili
powiedzieć to posłom pruskim. On też, dla poparcia programu unijnego ko-
roniarzy, umiał kazać swym Litwinom zasiadać we wspólnym sejmie, a w po-
trzebie nie cofnął się, jak wiemy, przed wcieleniem ziem dojrzałych do inkor-
poracji. Jeżeli jednak Litwa zachowała dużą państwową odrębność, to stało
się to nie w imię żadnej doktryny dualistycznej, a tylko jako skutek zrozu-
mienia po obu stronach faktu, że za Bugiem i Narwią kraj jest inny i ludzie
inni, i że podciąganie ich pod wspólny strychulec nie wyjdzie całości na zdro-
wie. Uzgodniona z interesem polskim rzeczywista idea jagiellońska, nie po-
rywając się na żadne akty przemocy, nie odstępując od drogowskazów "zgo-
dy i miłości", przewidywała jednak, rzec można, dalszy postęp zbliżenia
i zespolenia, jakie istotnie wyrazi się za Stanisława Augusta w unitarnej
Konstytucji 3 Maja.
14. Autonomia Prus i Gdańska
Jak wiemy z opisu granic i terytorium Polski (rozdział XII, 2 i 7), były
tereny od Korony lub Rzeczypospolitej zależne, przed którymi jednak zatrzy-
mywał się pęd unifikacyjny Polaków, napotykał w nich bowiem albo nie-
361
bezpieczne siły odśrodkowe, albo odrębności kulturalne i społeczne, a niekiedy
przeszkody natury traktatowo-międzynarodowej. W takich razach stosunek
układał się bądź według zasad autonomii, bądź na kształt lenna albo protekto-
ratu, który bezpieczniej jednak oznaczać luźnym terminem dependencji.
O zakres autonomii Prus Królewskich trwał spór nawet po unu lubelskiej.
W społeczeństwie żył długo ten sam duch niezawisłości, który mu kazał zrzucić
jarzmo krzyżackie. Mieli Prusacy z polskiego nadania (1526) sejmiki woje-
wódzkie, a w województwie pomorskim także powiatowe (od 1594 r.); mieli
z dawniejszej tradycji sejm, czy też sejmik (Landtag) generalny, przekształcony ze
średniowiecznego Ogólnego Zgromadzenia Stanów. Był także senat pruski, pier-
wotnie zwany Radą, który od 1508 r. obejmował: biskupów warmińskiego i cheł-
mińskiego, trzech wojewodów, kasztelanów gdańskiego, elbląskiego i chełmiń-
skiego, trzech podkomorzych, podskarbiego ziem pruskich oraz reprezentan-
tów trzech wielkich miast. Do generału (z siedzibą zwykle w Grudziądzu lub
Malborku) należeli także posłowie szlachty i mniejszych miast; trwał taki zjazd
kilka lub kilkanaście dni, a uchwalał na prowincji konstytucje. Po trosze żywioł
szlachecki grał w nim coraz większą rolę, skutkiem czego posłowie drobno-
mieszczańscy przestaną na nim bywać (od 1662 r.). Prowincja polszczyła się
samorzutnie, przejmując ogólnoszlacheckie nawyczki, w tej liczbie nałógjedno-
myślności; przyjęła trybunał, sądy kapturowe, poniekąd i konfederacje; obsyłała
niezliczone sejmy, wciąż atoli akcentując, że według przywileju inkorporacji
wszystkie ważniejsze (notabiles) sprawy należą do jej generału i że nie musi ona
płacić podatków uchwalonych w Warszawie. Najgorliwiej bronili Prusacy swego
indygenatu i wypływającego zeń wyłącznego prawa do zajmowania godności
i starostw; tamowali też dostęp Żydostwu. Ale kłócąc się i protestując raz po raz,
trwali najwierniej przy Koronie Polskiej, bo też takiej autonomu nie dałby im ani
nie uszanował żaden cesarz Habsburg ani książę Hohenzollern.
Wyjątkowe stanowisko jako wolne miasto pod zwierzchnictwem Korony
Polskiej (bo władzy Rzeczypospolitej nie chce uznawać) zajmuje Giiańsk.
Podstawą jego ustroju jest przede wszystkim wielki przywilej inkorporacyjny
1457 r., nieraz później potwierdzany, ale też uzupełniany dekretami, z których
jedne, jak zygmuntowski 1526 r., utrzymywały się w mocy, inne upadały. Króla
reprezentuje w mieście burgrabia, mianowany zresztą spośród gdańszczan
proponowanych przez radę; owa rada, jak i 4 burmistrze (z jej grona), i syndyk,
i ławnicy, i sekretarze, są mężami zaufania miejskiej plutokracji; natomiast
8 "eltermanów" i 92 "hundertmanów" uosabiają pospólstwo. Miasto ściąga cła
i podatki, utrzymuje silną załogę, zawiera traktaty międzynarodowe; gdy raz
zapłaci nowemu królowi kilkaset tysięcy talarów daru wiernopoddańczego,
może spokojnie dorabiać się dalej kosztem wszystkich stanów Rzeczypospolitej.
Ta potęga ma wszakże jedną piętę Achillesową; mianowicie sprzeczność
interesów między patrycjatem i pospólstwem: w tę szczelinę dekretująca ręka
królewska może zawsze sięgać skutecznie.
15. Lenna i dependencje
Nie są reprezentowane w sejmie, a zwierzchnik król albo zwierzchniczka
Rzeczpospolita wysyła do nich w razie potrzeby komisje. Najważniejszym
lennem Korony, tj. króla i Rzeczypospolitej, jest Księstwo Pruskie. Jego sto-
362
sunek do państwa regulują, prócz umowy krakowskiej 1525 r. późniejsze akty
komisji, dekrety, a utwierdzają go przysięgi, składane przy hołdach książąt
i ich opiekunów. Dopiero po takim hołdzie przysięgają księciu poddani, dozór
nad legalnością jego rządów sprawują najwyżsi radcy, poddanym wolno od
wyroków krajowych apelować do suwerena. Książę winien dostarczać Polsce
na wojny skromnego kontyngensu, jedynie w razie napadu na Prusy broni
ich razem z Polską wszystkimi siłami. Księstwo od czasu apostazji Albrechta
ma drogę zamkniętą do Rzeszy, ale wspólność dynastu, rasy i wyznania zbliża
je do Niemiec; liczny żywioł niemiecki panoszy się tu nad mazurskim i litew-
skim, skutkiem czego księstwo stanowi między Polską i Bałtykiem obce ciało,
bardzo trudne do strawienia. Łączą je z Polską i Litwą instynkty wolnościo-
we części szlachty i mieszczan tudzież obustronne związki ekonomiczne,
jak między pomostem i zapleczem (Hinterland), znaczna bowiem część
handlu litewskiego kieruje się od Niemna ku ujściu Pregoły, do portu króle-
wieckiego.
Nieco inaczej przedstawia się współżycie z Rzecząpospolitą jej młodszej
lenniczki - Kurlandii. Podstawy prawne są podobne: pakt poddaństwa
z 1561 r., częściowo wzorowany na umowie krakowskiej 1525 r., uchwała
sejmu 1589 r. o wcieleniu Kurlandii i Semigalii do Polski i Litwy z zapew-
nieniem podziału na województwa, gdy wymrą Kettlerowie; dalej nadane
przez komisję sejmową Formula regiminis oraz Jura et leges (1617), wreszcie
decyzje komisorialne 1642 r. Tron dziedziczny w domu Kettlerów, król roz-
strzyga spory między księciem i poddanymi; poddani przysięgają księciu, ksią-
żę zobowiązany do hołdu osobistego królowi; podział władzy ustawodawczej
w granicach statutu zasadniczego migdzy księciem i sejmem mitawskim (do
którego sami Polacy zapewnili dostęp mieszczanom, 1617), na czele admini-
stracji 4 "oberratów", kraj podzielony na 4 starostwa grodowe; sejmiki
wyborcze i relacyjne, instrukcje, ale głosowanie większością. Prawa kato-
licyzmu zastrzeżone. Szczuplutki kontyngens lenny do boku suwerena; żadnej
prawie siły obronnej. Ta, która jest, głównie służy do utwierdzenia władzy
szlachty nad chłopami, bo też rycerstwo miejscowe, zachowując w układzie
z Polską swoje prawa feudalne niemieckie, otrzymało na domiar przywileje
polskie wraz z całkowitą władzą i jurysdykcją nad biernymi Łotyszami.
Nieliczni, zagrożeni z dołu, czasem nawet zabijani przez zrozpaczony gmin,
ci potomkowie inflanckich Krzyżaków, wśród ciągłej kłótni z książętami
i stanem miejskim muszą lgnąć do Polski, bez której nie utrzymaliby się
na powierzchni. Osobną oazę stanowi w Kurlandii i ma osobne Ieges et sta-
tuta (1611) z osobną ordynacją (1617) obwód piltyński z miastami Piltyń
i Hasenpoth, przedmiot sporu między Kettlerami i biskupami inflanckimi.
Rządził tu starosta królewski z landratami; szlachta sejmikowała, piła i urządzała
bijatyki.
Lenna bytowskie i lęborskie dzierżyli od 1526 do 1637 r. książęta pomor-
scy, po 20 latach inkorporacji dostały się one na mocy traktatów welawsko-
-bydgoskich w ręce Hohenzollernów; władza Korony-zwierzchniczki była tu
słaba, pod koniec wprost papierowa. Co się tyczy Mołdawii, to jej chwilowa
zależność państwowa od Polski, nigdy nie uznawana przez Turcję, nigdy też
nie przybrała, poza hołdem i przysięgą wierności, kształtów stosunku lenni-
czego.
363
Rozdzia³ Xli
Kultura
1. Kultura religijna
Silni rycerskim duchem patriotycznej elity, poważani w Europie za nasz
szczególny typ wolnego obywatelstwa, jaki oręż ukuliśmy sobie w Złotym
Wieku na dalszą walkę o byt państwowy pośród narodów Europy? Tu wchodzą
w rachubę już nie szable i popędy tłumów, ale "skrzydła i pęta ducha pol-
skiego", jego myśl religijna, wiedza, literatura, sztuka, w znacznej mierze
też kultura materialna.
Religijność staropolska z nizin, w jakie popadła za czasów Krzyckiego,
wznosi się potem przez cały wiek XVI i XVII, do czasu się nawet pogłębia,
wciąż jednak obejmując raczej uczucie Polaka (szlachcica czy chłopa) niż jego
myśl i wolę. Był czas, kiedy Hozjusz spisywał wyznanie wiary katolickiej
z nie mniejszą powagą, niż to czynili teologowie zachodni. W pismach Skargi
pełno głębokiej etyki, strzelistych wybuchów uczucia, wybornej dialektyki na
tematy teologiczne (zresztą czerpanej nieraz z Bellarmina). Później Polska
staje się odbiorczynią teologii niemieckiej, francuskiej, włoskiej, hiszpańskiej,
podobnie jak recypuje obcą myśl naukową. Postacie i kult św. Stanisława
Kostki, św. Józefata Kuncewicza, bł. Andrzeja Boboli3s stanowią szczytny
wyraz uczuć religijnych owej doby, wyrażających się w umiłowaniu bohatera
lub męczennika.
Na ogół "znamienną cechą pobożności polskiej jest jej personalność, bliski
związek ludzi z osobami świętymi, pojętymi na wzór ziemski. Brak tu wielkich
koncepcji abstrakcyjnych, nie ma tu dociekań filozoficznych nad istotą bó-
stwa [...] religia znajduje się przede wszystkim w sferze uczucia i wyobraźni;
jest czymś bliskim, rzewnym, prawie że ludzkim" (Bystroń). Godząc się na
tę charakterystykę ogólną, można jednak zaznaczyć obok niej różne znaki
czasu: po średniowiecznej walce ducha z ciałem religijność renesansowa szu-
kała ozdób dla Boga i świętych; religijność okresu kontrreformacji przede
wszystkim siliła się na zwalczanie herezji; jeszcze późniejsza, po zwycięstwie,
nie tyle dbała o wewnętrzną świętość człowieka, ile o mnogość i wykwint
zewnętrznych praktyk. Z pewnością też już pod koniec naszej doby, głównie
za sprawą jezuitów rozwinęły się kulty patronów, rozmnożyły święta, uro-
czystości, procesje, pielgrzymki, koronacje, iluminacje, emblematy, gesty, któ-
rych klasyczną dobą będzie epoka baroku (165 1750).
Myśleć o rzeczach boskich i działać zgodnie z myślą, a nie wypaść z orbity
prawowierności - to rzecz trudna: nic też dziwnego, żeśmy niewielu dali
przodowników Kościołowi kroczącemu w przyszłość. Z tej samej naturalnej
przyczyny myśl religijna naszych różnowierców łatwiej zabłysła oryginal-
nością, ba, nawet zaćmiła wiele świateł zachodnich. Mówimy oczywiście nie
o luteranach ani kalwinach, bo pierwsi powtarzali pacierz za Melanchtonem,
drudzy za Bezą czy Bullingerem, ale o braciach polskich zwanych arianami.
Ci z Ewangelu, zwłaszcza z Kazania na Górze, nie wahali się wysnuwać nauk
radykalnych, godzących nie tylko w podstawy ówczesnego ustroju kościelne-
3s Andrzej Bobola kanonizowany został w 1938 r.
364
go, ale nieraz i w samą osnowę organizacji społecznej - tudzież państwowej.
Pierwszy apostoł antytrynitaryzmu, Piotr z Goniądza, kazał "chrystianom"
stronić od urzędów, wyrzec się oręża i wojny, panowania nad chłopem, włas-
ności ziemskiej, pracować fizycznie na swe utrzymanie i wszystkich ludzi
traktować jako równych bliźnich. Za przewodem Jana Niemojewskiego nie-
którzy fanatycy w gminie rakowskiej uwalniali swych chłopów, zatapiali się
w dysputach, medytacjach i kazaniach, które wygłaszał pierwszy lepszy chłop,
czujący w sobie iskrę Bożą. Gmina rakowska szukała zrazu kontaktu z ko-
munistami morawskimi, ale zrażona ich rygoryzmem, spróbowała rozwijać się
o własnych siłach, aż popadła w zupełny chaos. Jedni bracia, jak Grzegorz
Paweł z Brzezin, Marcin Czechowiec i Faust Socyn głosili, że Ewangelia zabrania
podnosić oręż nawet na wrogów napastujących ojczyznę. Inni, jak: Litwin
Szymon Budny (O urzgdzie i prawie miecza,1583)39 uznawali władzę państwo-
wą i obowiązek obrony ojczyzny. Ten mniej radykalny kierunek musiał
przeważyć, jeżeli chciał liczyć na propagandę w patriotycznym społeczeństwie
w okresie wojen na trzech rubieżach Rzeczypospolitej. Od początku tedy XVII w.
prawdziwi polscy bracia, z takim Samuelem Przypkowskim na czele, godzą się
z państwem, prymasem, hierarchią społeczną, nawet z niewolą chłopów, tylko
w obrębie istniejącego ustroju każą praktykować cnoty chrześcijańskie, a dla
wszystkich wyznań żądają pod opieką państwa szerokiej tolerancji; jedynie zaś
przybysze z Zachodu, Niemcy, traktują obowiązki wobec ojczyzny polskiej
z ewangelicznym indyferentyzmem. W każdym razie, obok doktryn zabójczych
dla państwa kiełkowały w gminach ariańskie idee sprawiedliwości społecznej,
nieraz poparte czynami, kiedy tymczasem uczniowie-współwyznawcy Skargi
puszczali mimo uszu jego wołanie o litość nad ubogim oraczem. Mogliby się oni
raczej poszczycić swoim entuzjazmem krzyżowców w zmaganiach z półksięży-
cem, gdyby nie to, że idea przedmurza chrześcijaństwa, głoszona z Rzymu,
zaczęła się przyjmować na dobre dopiero po Cecorze, a zatryumfuje dopiero
w dobie Kahlenberga.
2. Literatura piękna
Nie tylko "uczuć swych kwiaty", ale i ziarna swych myśli składała Polska
zygmuntowska nade wszystko w poezji. Nade wszystko, ale nie przede wszy-
stkim. Kunsztowne rymy łacińskie czasów Zygmunta Starego, jakie układali
Krzycki, Dantyszek i laureat Janicki zanadto tchnęły wspólną atmosferą eu-
ropejskiego humanizmu, by je można było uznać za dokumenty kultury na-
rodowej. Dopiero w szacie polskiej, jaką pierwszy zastosował Biernat z Lubli-
na, a narzucił, rzec można, ogółowi piszących Mikołaj Rej z Nagłowic, mogła
się dusza polska wypowiedzieć szczerze i zupełnie wobec samej siebie i świata.
Poezja i beletrystyka Reja cała jest nastawiona na ton bądź religijny, bądź
obyczajowo-moralizatorski, w każdym razie społeczny. Czy używa on obra-
zów biblijnych, jak w Żywocie Józefa, czy pokaże w Zwierciadle nagą rzeczy-
wistość polską; czy ją osmaga w Krótkiej rozprawie, czy się weźmie do
39 O urzędzie miecza używającym, wyznanie z8oru Pana Chrystusowego, które
w Litwie, z Pisma świgtego krótko spisane, Łosk 1583.
365
Kupca czy do Kostyry z Pijanicą, zawsze ma coś budującego do powiedzenia
(lub do nagadania) społeczeństwu o jego wadach i zaletach. Zalety, a miano- ;
wicie ideał samowystarczalności żywiołu szlacheckiego, wypisał w Żywocie
czdowieka poczciwego.
Na najwyższą europejską miarę poetą był Jan Kochanowski; on to pokazał ;
Polakom nie tylko, jakie cuda kryje w sobie ich język, jakie skarby estetycz-
ne zawierają różne formy literackie, ale nadto odkrył głębię serca polskiego
i wyśpiewał je tak wspaniale, jak tylko wychowanek Odrodzenia i humanizmu
wyśpiewać potrafił. Obok tonów na wskroś indywidualnych oraz uniwersal-
nych (Treny) znalazł się jednak także u niego ton obywatelski, ale pogłębiony
rozmyślaniem, krytyczny, nie tak rynkowy, jak u domorosłego mentora Reja.
Najsilniej on wystgpuje w Satyrze, Proporcu i Odprawie pos ów greekich.
Posiew tych dwóch pisarzy był niejednakowy. Szlachetniejszy i głębszy nie-
wątpliwie siew Kochanowskiego. Do jego szkoły należy cały Mikołaj Sęp Sza-
rzyński, później - Maciej Sarbiewski. Duch rejowski przeważa u poetów
epoki Batorego i Zygmunta III, którzy przy różnych nastawieniach społeczno-
-politycznych, jedni dają upust żalom mieszczańskim (Klonowic), inni wypo-
wiadają uczucia ludu wiejskiego [Szymon] (Szymonowic); jedni wtórują szlach-
cie [Bartłomiej] (Paprocki), inni królowi (Miaskowski); wszyscy po swojemu
wyznają i głoszą patriotyzm. Tak być musiało nie dlatego, że w Rzeczypospo- ,
litej źle się działo, ale przede wszystkim dlatego, że była w niej wolność, i to
wolność zdemokratyzowana, która mnogie rzesze pociągała do odpowiedzial-
ności za los państwa i uwrażliwiała je na potrzeby ojczyzny. Jeżeli ów ton
patriotyczny zagłuszy inne i wstrzyma rozpoczęte przez Kochanowskiego po-
głębienie ducha polskiego, to przyczyn tego szukać należy w zbyt łatwym
i zbyt materialnym przezwyciężeniu różnic religijnych: nie darmo w XVII w.
największe bogactwo duchowe rozwinie poeta wychowany w najwolnomy-
ślniejszym środowisku - ariańskim (Wacław Potocki).
3. Wiedza
Nie było, zdaje się, gałęzi wiedzy, której by XVI w. nie starał się u nas
pokazać, że dotrzymujemy kroku Europie. Kopernik ją wyprzedził nie tylko
jako astronom (De revolutionibus orbium coelestium, drukowane [Norymber-
ga] 1543), ale i jako ekonomista (De moneta, 1519)4o. Za to po nim stało się
prawdą, co powiedział Kromer: że Polacy, acz zdolni, "raczej przyswajają
sobie zdobycze innych, aniżby się sami do własnych badań przykładali". Tak
np. w filozofii przypiski Sebastiana Petrycego do przełożonej przezeń Poli-
tyki Arystotelesowej okazują się w wielu wypadkach przeróbką wywodów
obcych komentatorów.
Matematykę uprawiał z powodzeniem Tomasz Kłos (Algorithmus)41; bota-
nikę [Stefan] Falimirz, [Hieronim] Spiczyński, [Marcin] Siennik, [Szymon]
Syreniusz, Marcin z Urzędowa. Medycyna za poparciem Batorego, który wie-
40 Szkic Tractatus de monetis, opracowany w 1519 r., wydał L.A. Birkenmajer,
[w:] Stromata Copernica, Kraków 1924.
41 Algoritmus to iesth nauka liczb. Polską rzeczą wydana, Kraków 1538.
366
lu sprowadzał obcych lekarzy, może się u nas poszczycić nazwiskiem Wojcie-
cha Oczki (rozprawa o Przymiocie 1581). W ogóle, im praktyczniejszy cel
miała pewna umiejętność, tym lepiej w Polsce prosperowała. Pisano o kwe-
stiach technicznych ([Olbrycht] Strumieński o stawach, [Stanisław] Grzepski
o miernictwie); najwięcej o wychowaniu ([Szymon] Maricius [Marycjusz], [Łu-
kasz] Górnicki, [Erazm] Gliczner, ci wszyscy zresztą mało oryginalni); o woj-
skowości i wojnie (Tarnowski). A ponieważ i humanistyka miała praktyczne
znaczenie wychowawcze dla kształcenia mówców i polityków, więc znalazło
się miejsce i dla filologa klasycznego, Andrzeja Patrycego Nideckiego.
Dziwnie mało okazał naród szlachecki, mający trzy uniwersytety, zdolności
do nauk prawniczych: sprowadzony do Krakowa przez Zygmunta Augusta le-
gista hiszpański [Piotr] Ruiz (de Moros) [Rojzjusz] przeniósł się z katedry do
kancelarii i sądu, zniechęcony do kraju, gdzie prawników się ceni jak w
Etiopii futerników; z uczniów jego tylko [Bartłomiej] Groicki zasłużył się
zbiorami prawa magdeburskiego.
Za to dziejopisarstwo ówczesne ma do wykazania tuzin interesujących naz-
wisk; uprawiają je, rzecz prosta, nie historycy zawodowi (bo katedr takich
na uniwersytetach nie było, a tylko Stefan miał w Lidzbarku swego urzędo-
wego historiografa); ale ludzie innych zawodów, przy czym jedni starają się
utrwalić pamięć rzeczy najświeższych, inni lubują się w dalekich perspekty-
wach, a od aktualności stronią. Lekarz i astrolog Maciej z Miechowa, profe-
sor Akademii Krakowskiej, kontynuował do 1506 r. Długosza w myśl jego
woli ostatniej. Dzierżawca mennicy [Jodok, Jost] Decjusz [Dietz] doszedł do
1516 r.; Bernard Wapowski, kanonista, do 1535 r.; próbuje być historykiem
publicysta Orzechowski (1548-1552); kreśli Dzieje w Koronie (1538-1572) li-
terat-publicysta Górnicki. Gruntowniej od nich wszystkich przygotowywał
się do prac historycznych zbieracz Tomicjanów Stanisław Górski, któremu
tylko na bezstronności zbywało. Za Zygmunta Augusta chęć poznania od-
ległych spraw ludzkich wzięła górę nad instynktem kronikarskim. Wtedy
Kromer przyjął z rąk Hozjusza zadanie przedstawienia dziejów narodu do
1506 r., Marcin Bielski zdobył sig na Kronikg Świata, a wkrótce potem
[Maciej] Stryjkowski z rozmachem, bez krytycyzmu spisał wszystko, co wie-
dział o Sarmacji.
Zanim Paweł Piasecki przejmie jeszcze szersze zadanie dziejów Polski na
tle powszechnym, inni wrócili do opowiadania spraw bezpośrednio przeży-
tych. Parlamentarzysta Świętosław Orzelski, kalwin, dał nieoceniony, drobiaz-
gowy opis bezkrólewi 1572-1576 r., Reinhold Heidenstein przedstawił czasy
pojagiellońskie ze stanowiska batoriańsko-kanclerskiego. [Jan] Dymitr Soli-
kowski, Joachim Bielski i Stanisław Łubieński pogrążali się kolejno w dobę
Zygmunta III.
Byli więc ludzie, i to liczni, którzy funkcje historii odczuwali i doceniali,
ale czy wdzięcznie przyjmował ich wysiłki ogół? Stanowczo nie. Miechowitę
panowie stłumili, ocenzurowali i wypuścili dopiero obciętego; Wapowski też
o mało nie zginął w rękopisie, na Kromera sarkano, że przedstawił izbg po-
selską jakby dudy nadymane przez możnowładców; Orzelski nie ujrzy światła
dziennego przez kilka wieków; Krzysztofowi Warszewickiemu, człowiekowi
najszerszych horyzontów, panująca aura szlachecko-demokratyczna pióro wy-
trąciła z ręki. Co ważniejsza: wszyscy ci, razem wzięci, nie byli warci jedne-
go Długosza, którego niektórzy próbowali zastąpić swymi kompilacjami, po-
367
nieważ na publikacjg surowego oryginału nie pozwolą ani w tym, ani w na-
stępnym wieku obrażone rodziny magnackie: gdy go [Jan] Szczgsny Herburt
wydrukował pierwszych ksiąg 6, obłożono je aresztem i zniszczono.
4. Sztuka
Nic nie świadczy tak wymownie o postgpie artystycznym Polski za ostatnich
Jagiellonów,jak złoto-marmurowa Kaplica Zygmuntowska na Wawelu. Musiał być
wykwintny świat, dla którego tworzono takie śliczności. Pytanie tylko, kto je
tworzył. Musimy tu rozróżnić dwojaką strong kultury artystycznej: czynną i bierną.
Cokolwiek sądzić o rasowym pochodzeniu Wita Stwosza i jego twórczości, nie
da sig zaprzeczyć, że mistrz ten nie tylko działał w Polsce, ale czerpał z Polski, a nie
z samej norymberszczyzny, i dla Polski tworzył. Tacyjak on zakładają fundamenty
pod kulturę krajową i w konsekwencji - narodową; wrastają w nią sami i dają
impuls rdzennym duchom swojskim. O Zygmuncie I wiadomo, że szerzył pigkno
naokoło siebie, zanim został królem, zanim poślubił Bong, i nie przestał dbać o nie
nawet w najpóźniejszych latach, kiedy faktyczniejuż rządzili inni; on to sprowadzał
nad Wisłg Berrecciego i florentyńczyków, i Padovana; pod jego auspicjami
rozwinął się w budownictwie specjalny styl renesansowy "zygmuntowski". Naśla-
dowali króla w roli mecenasów Tomicki, Spytek Jordan, Jan i Seweryn Bonerowie,
Kmita, Krzysztof Szydłowiecki, Zygmunt August, który nigdy za granice połud-
niowo-zachodnie Polski nie wyjrzał, mniej duszy kładł w architekturg, wigcej w te
gałgzie sztuki, której próbki mógł sobie sprowadzać na dwór: muzykg i sztukg
stosowaną. Ozdobił wigc sobie panowanie [Walentym] Bakfarkiem [Bekwar-
kiem], chórem rorantystów, słynnymi brukselskimi arrasami, złotnictwem
i snycerstwem. Podobne świadectwo można by wystawić Batoremu. Zygmunt III
nie tylko miał wśród malarzy swego [Tomasza] Dolabellę, ale i sam malował
artystycznie; Władysław miłował zarówno architekturg i muzykę.
Aby jednak wykształcić w ł a s n y c h, rodzimych Berreccich czy Padovanów,
na to potrzeba było innych niż w Polsce stosunków społecznych. Poezja po
wszystkie czasy jest w pierwszym rzędzie wytworem rycerstwa, nic dziwnego, że
plejada polska w epoce Kochanowskiego dorównała francuskiej, a stangła mało
co niżej od włoskiej, angielskiej czy portugalskiej. Plastyka kwitnie na gruncie
mieszczańskim: z niego ona żyje i dla niego tworzy. U nas musiałaby tworzyć dla
żywiołu skazanego na upośledzenie i zanik. Muzyka wreszcie oddycha wsią,
umila życie oraczowi. Nazwiska [Mikołaja] Gomółki i [Marcina] Leopolity
świadczą, żeśmy w XVI w. mieli takich, co ujmą "lutnig po Bekwarku", a nawet
pójdą w zawody z najmuzykalniejszymi narodami świata. Ale i tu skończyło sig
na pierwocinach, gdy bat pańszczyźniany przytłumił w ludzie chgć do śpiewu
i odjął mu możność doskonalenia się w tej sztuce.
5. Kultura materialna i towarzyska
Przecigtny cudzoziemiec sądził o wartości Polski według wygód i porządku,
z jakimi się tam spotykał, a zapewne i według obyczajów gospodarzy. Kul-
tura materialna od końca XV w. do połowy XVII zrobiła niewątpliwie duże
368
postępy, zwłaszcza na zacofanej Litwie, choć nie pod każdym względem. Nie
tylko za Kazimierza Wielkiego, ale i za Zygmuntów Polska zostawała krajem
par excellence drewnianym. Z rozwojem bezpieczeństwa mnożyły się dwory,
nieraz nawet wcale wygodne i duże, ale drewniane; jeśli pominąć południo-
we kresy, to zamki ustępowały miejsca pałacom. Wchodziły w modę zbiory
portretów, cudzoziemskie meble, ogrody włoskie, szyby w oknach stały się
zjawiskiem powszechnym, lampy i lichtarze rugowały pochodnie, skrzynie
z wolna ustępowały miejsca szafom. Mówimy tu oczywiście głównie o sferze
ziemiańskiej, bo chłopów system pańszczyźniany nie dopuszczał do postępu,
a i uboga szlachta chodaczkowa nie mogła się szczycić komfortem mieszkań.
Komunikacje zostawiały sporo do życzenia nawet w dzielnicach zachodnich,
nie mówiąc o wschodnich, gdzie łatwiej było jeździć saniami w zimie niż
koleśno w innych porach roku. Żaden urząd nie dbał o wielkie trakty pu-
bliczne, skoro na tych traktach słabł ruch tranzytowy. "Polski most" miał
reputację przysłowiową, a nie zaprzeczył jej nawet Zygmunta Augusta most
pod Warszawą, po kilkudziesięciu latach zniesiony przez napierające lody;
kto miał pieniądze, używał promu, kto nie miał, szukał brodu, a tym, kogo
nie stać było na hajduków oraz na sześciokonne zaprzęgi, wystarczały wśród
mokradeł groble, które zawsze spędzony lud mógł na doraźną potrzebę na-
prawiać. O spławność rzek troszczyły się ustawy od XV w. zabraniając utrud-
niania żeglugi nawet na takiej Nidzie, Dunajcu czy Wieprzu; sama jednak
mnogość przepisów o kasowaniu młynów i jazów świadczy wymownie, że ich
właściciele wybrzeży często nie szanowali. Gdy znalazł się obywatel Mikołaj
Tarło, co oczyścił Niemen z podwodnych kamieni, uczczono tę wyjątkową za-
sługę pomnikiem.
Dla zdrowia publicznego wielkie znaczenie miały łaźnie; ta funkcja, bardzo
rozpowszechniona pod koniec wieków średnich, znalazła się później w zastoju.
Poczta, jaką zorganizował po raz pierwszy Zygmunt August (1558), obsługi-
wała zrazu tylko wymianę listów z Italią, a nie zajmowała się jeszcze prze-
wozem osób; później, za Batorego i następców rozwinęła się ona pod zarządem
Montelupich, konkurując częściowo z przedsięwzięciami miast i wielkich pa-
nów. Gospody, zdaje się, bardzo ustępowały niemieckim, a już równać się
nie mogły z angielskimi.
Byłby ów postęp umiejętności życia znacznie prędszy, gdyby ambicji gospo-
darzy kraju i ich zasobów materialnych nie absorbowała chęć wyżycia się
w innym kierunku. Dewiza: "zastaw się, a postaw się" jest równie stara, jak
nasza szlachetczyzna. Szlachcic-dworzanin-ziemianin w stadium przejściowym
od XVI do XVII w. obejdzie się bez komfortu i bez wyzyskiwania sił przy-
rody, ale nie odmówi sobie coraz wykwintniejszych strojów, coraz obfitszego
jadła i napoju, coraz huczniejszej zabawy. Jeżeli czym, to przebieraniem się
w szaty wszystkich nacji zasłużył Polak na epitet "pawia narodów". Jadł
"pieprzno i szafranno", pił od końca XVI w. wielkie ilości nie tylko węgrzyna,
ale i win zachodnioeuropejskich, sprowadzanych przez Gdańsk z dużą ujmą
dla bilansu handlowego kraju. Cudzoziemcy wydziwić się nie mogli tym sze-
ścio- i ośmiogodzinnym bankietom z "przynuką" i przymusowym piciem. Od
czasów Zygmunta III zasmakowano w tytuniu. Różne sposoby zdobienia twa-
rzy (trefione włosy, brody strzyżone z hiszpańska lub z czeska) zastąpi po
długiej walce w drugiej połowie XVII w. jeden typ wąsala z podgoloną czu-
pryną, gdy jednocześnie na dworze królewskim pojawią się pierwsze peruki.
369
Kobiety już w XVI w. zaznajomiły się z różem, bielidłem i piżmem. Dodajmy
do tego rozrzutność na tłumne parady, na tych różnych hajduków, pajuków,
dworzan, stojaków, a zrozumiemy, jak słusznie Skarga gromił zbytek, zwłasz-
cza w piciu, zarażający nawet ludzi ubogich: "Co przełknie, to grosz - o ja-
ka utrata! Jakby nie było na co dawać! Murujcie miasta, wieże, zamki".
Przydałyby się gościńce, i mosty, i szpitale, i magazyny, czego wszystkie-
go wojażer cudzoziemski ze zgorszeniem w Polsce prawie nie znajdował. Za
to spotykał on w dworkach, nawet ciasnych i nieschludnych, ludzi rozgarnię-
tych, ujmujących, nie podobnych do tego gbura niemieckiego, co mu impono-
wał wyższą kulturą materialną, a umiejących prowadzić dyskurs polityczny
w nie najgorszej łacinie i tańczyć różne tańce zagraniczne, i grać w karty
na różne sposoby. A już gościnność staropolska w tym kraju lekkich podaików
i słabej kapitalizacji, gościnność zwłaszcza dla cudzoziemców z wyższego to-
warzystwa, nie miała granic. Mimo wszystko, co opowiadano o zbójcach po
lasach i górach, można było w wolnej Polsce żyć znacznie bezpieczniej niż
w Niemczech, można było odetchnąć po szykańach fiskalnych i policyjnych,
jakich niejeden przybysz doznawał w swoim kraju. Sami zaś gospodarze
w wyższym niż ktokolwiek stopniu napawali się życiem towarzyskim: "Wspólnie
biesiadowano i pito, radzono i modlono się, wspólnie bawiono się i pracowano.
Rzeczpospolita szlachecka wydaje sig wielkim, nie kończącym się gwarnym
zebraniem towarzyskim. Nabożeństwo w kościele jest okazją do spotkania się
braci szlachty [...]. Sejmik, zebranie sądu, większa transakcja handlowa daje
znów początek zebraniom towarzyskim; charakter ten mają oczywiście wszelkie
święta rodzinne, a polowania czy większe zabawy też bez gości obejść się nie
mogą" (Bystroń).
6. Szkoły i oświata
Czeka nas na tym polu niespodzianka raczej przyjemna. Przez cały wiek
XVI, poczynając od traktatu o wychowaniu królewicza, przypisywanego kró-
lowej Elżbiecie, mamy do zanotowania liczne przykłady rozbudzonego zainte-
resowania pedagogią, zwłaszcza od czasów Zygmunta Augusta. Pisarze tacy
jak Marycjusz, Rej, Górnicki, Glinczer sięgają wprawdzie nie do złotych
myśli Arystotelesa czy Platona, ale do srebrnołacińskiego Kwintyliana oraz
renesansowych: Erazma, [Jana] Vivesa, [Jana] Sturma, aby się rozwieść o zna-
czeniu wychowania w ogóle, wychowania rycerskiego, senatorskiego, obywa-
telskiego; mniej o mieszczańskim, najmniej o ludowym. Wszyscy autorowie
prócz Reja chwalą wychowanie publiczne, wszyscy ganią powierzchowne i de-
moralizujące, a jednak już wtedy popularne - dworskie. Mniejsza o to, czy
w tych traktatach lub ustępach jest dużo oryginalności - ważniejsze ustale-
nie faktu, że "ówczesna rzeczywistość szkolna przedstawia sig ilościowo i ja-
kościowo znacznie lepiej, niż całokształt teoretycznej literatury pedagogicz-
nej" (Tync).
Szkoła parafialna dla ludu przetrwała i nadal, choć oczywiście przy ów-
czesnym ustroju społecznym prosperować nie mogła. Uczyć w niej mieli,
zgodnie z uchwałami synodów, bakałarze; w rzeczywistości coraz częściej wy-
ręczał bakałarza scholarz albo nawet "klecha"; najwięcej dbano o katechizm
370
mniej o abecadło, nie dosyć o tabliczkę mnożenia. Główna zmiana (zresztą
ujemna) w porównaniu z wiekiem XV polega na zróżnicowaniu szkół: dawne
trivium i quadrivium zmieszały się pod koniec wieków średnich w szkołę
powszechną, poniekąd jednolitą dla różnych stanów; ich wszechstanowość
przestała się opłacać, odkąd szlachta utrudniła dostęp młodzieży wiejskiej do
szkół, a brak zróżnicowania uniemożliwiłby kształcenie elity, gdyby nie zaczę-
to w XVI w. zakładać szkół humanistycznych wyższego typu, z których rozwi-
nęła się szkoła średnia (gymnasium). Protestanci i katolicy prześcigali się w za-
kładaniu takich szkół dla celów propagandy wyznaniowej; po zwycięstwie ka-
tolicyzmu owe cele zmieniły się o tyle, że każde gimnazjum miało zaprawiać
do czynności obywatelskich, toteż kładziono w nim główny nacisk na retory-
kę. Wzorowy typ stanowiło tu gimnazjum toruńskie, założone pod kierunkiem
[Henryka Strobanda, ale najwięcej rozbudowali gimnazjów (później: kole-
giów), i najumiejętniej celowo je prowadzili jezuici. Kształciła się w nich młodź
szlachecka i miejska (ta ostatnia głównie w gimnazjach utrzymywanych przez
miasta). Rywalizować próbowały ze szkołami jezuickimi tzw. kolonie akade-
mickie, zakładane przez Akademię Krakowską.
Trudno się dziwić ówczesnym szkołom średnim, że prowadzone w interesie
szlachty i przez nią głównie fmansowane, a kierowane przez jezuitów, którzy
dla swego celu schlebiali sile, nie wytworzyły umysłowości krytycznej, która
by zdała sobie sprawę z potrzeb cywilizacji narodowej. Na taki poziom i takie
horyzonty mogłyby sobie pozwolić tylko szkoły wyższe, gdyby współżyły
z nauką europejską i miały celowe poparcie z góry. Obok Akademii Krakow-
skiej istnieją: od 1579 r. Wileńska (dzieło biskupa Waleriana Protaszewicza,
zatwierdzone przez Stefana Batorego) tudzież od 1591 r. Zamojska; nie po-
wiodło się wywyższenie na poziom akademii ani szkoły Lubrańskiego w Poz-
naniu, ani gimnazjum toruńskiego. Oba powyższe nowe uniwersytety miały za
zadanie propagandę kultury polskiej na Litwie i Rusi; zamojski miał kłaść
szczególny nacisk na kulturę prawa. Na ogół były to intencje bardzo zdrowe,
ale uległy zwichnięciu. Krakowska Alma Mater za Zygmuntów odepchnęła od
siebie humanizm i pozostała w pętach scholastyki; jej siostry póty prospe-
rowały, póki nad nimi czuwał duch założycieli. Trzeba było pieniędzy na
sprowadzanie wybitniejszych sił i opieki królewskiej nad profesorami, nad ich
swobodną nauką. Niestety, żaden z królów tej doby nie okazał się mecenasem
nauki tak dalece, że w ich szeregu prym trzyma Anna Jagiellonka jako ofia-
rodawczyni złotego rektorskiego łańcucha i księgozbioru dla Akademii Kra-
kowskiej. Zaczynano więc nieraz studia w Krakowie, aby następnie od nie-
ciekawych profesorów i wyuzdanych kolegów uciekać za granicę - do Padwy,
Bolonii, Rzymu, Strasburga, Paryża, Bazylei, Wittenbergi, Inglisztadu, Lipska.
7. Kultura prawnicza
W państwie, w którym, jak mówił z chlubą Orzechowski, rozkazywało
prawo, a nie król, najwięcej zależało nie tylko na szanowaniu owych naka-
zów, ale też na umiejętności ich formułowania. Kiedy cała Europa przechodzi-
ła od kazuistycznej egzegezy utartych formułek do ujęcia systematycznego
i syntetycznego, i od prawa tradycyjnego, ustnego, do pisanego, u nas za-
371
równo na uniwersytetach jak i w życiu traktowano prawo tylko jako sumę
przepisów i sposobów, które trzeba sobie przyswoić, aby sprawę wygrać. Był
zmysł prawniczy - nie było ducha prawodawczego. Kiedy tam legiści głosili
formułę: Quidquidprincipi placuit, legis habet vigorem42 - u nas nikt temu nie
przeciwstawił nawet republikańsko-parlamentarnej formuły, że prawem jest
to, co sejm dla państwa uchwali. Poznawano prawo do druków, np. ze Statu-
tu Łaskiego (1506), praktyki kancelaryjnej i sądowej, aby je następnie stoso-
wać, nieraz po pieniacku, zarówno w stosunkach między prywatnymi, jak
i między obywatelem a państwem. Prawo rzymskie nie odegrało u nas tej
roli ożywczej i kształcącej, jak na Zachodzie, do wyjątków też należą tacy
znawcy jak Jakub Przyłuski, Hiszpan Rojzjusz, Modrzewski, którzy by owo
prawo zachwalali słuchaczom lub czytelnikom do naśladowania; tuziny wo-
lały się chwalić za Orzechowskim, że "paragrafów ani gloss nigdychwa się
nie uczyli, a co dekretał jest, nie rozumiewa". Otóż owe dekretały, tj. pra-
wo kanoniczne, wykładano jeszcze średnio-szablonowo na uniwersytetach,
ale najważniejsze dla wolnych obywateli rodzime prawo konstytucyjne rozwi-
jało się od wypadku do wypadku, wciąż oglądając się na własne niedoskonałe
precedensy. Byle spisać to, co już istnieje, byle nic nie zmieniać, chyba
egzekwować, a najwyżej (1573) meliorować w dawnym duchu, oto cała mądrość
ustawodawcza. Dajmy do tego kompromisowo-aklamacyjny tryb postępowa-
nia sejmów, a przyznamy słuszność Górnickiemu, gdy pod postacią Włocha
przymawiał rodakom: "Wasze zaś prawo zamiast wszystko porządnie opatrzyć,
formowało się bezładnie, a w miarę jak co u króla uproszono i w przywilej
włożono, tak zasię na papier i w druk to weszło". Prawo polskie,.jest tak
zawikłane, iż go ludzie nawet umieć nie mogą i naprawdę nie umieją". A jednak
z tym niedoskonałym narzędziem przystępowano do normowania trudnych
zagadnień bytu prawno-państwowego, by po pieniacku rozstrzygać kwestie
polityczne.
8. Kułtura polityczna
Czasów zygmuntowskich miała swoich chwalców w kraju i zagranicą, bywa
też dziś przedmiotem chluby historyków. Zapewne, jeśli podciągniemy pod
ten termin z a s a d ę praworządności (przymknąwszy oczy na p r a k t y k ę),
szeroki rozlew praw obywatelskich na paręset tysięcy głów, dostojny ton
dyskusji, "polityczny", tj. uprzejmy obyczaj naszych dyplomatów i parlamen-
tarzystów, to można w kulturze politycznej - obok poezji - widzieć naj-
chlubniejszy wytwór naszego życia owej doby. Ale jeżeli od kultury politycz-
nej żądać przede wszystkim walorów politycznych - podobnie jak od arty-
stycznej żądamy artystycznych, a od gospodarczej gospodarczych, to najważ-
niejszej rzeczy: u m i ej ę t n o ś c i osiągania celów państwowych i r e a 1 i-
z o w a n i a ideałów nawet pokolenie Zamoyskiego nie posiadało. Mówimy
o celach państwowych, a nie osobistych i nie klasowych; o rozumie stanu, ale
nie stanu szlacheckiego - bo pod tym względem dawna szlachta jako straż-
niczka swoich interesów pobiła wszystkie rekordy. Kulturę polityczną zna-
42 (łac.) Wszystko, co książę (władca) postanawia, ma moc prawa.
372
mionuje rozum państwowotwórczy, co przewiduje daleko i steruje celowo.
My mieliśmy zwycięzców dosyć, ale sterników, budowniczych przyszłości-
mało. Próbowali nimi być pisarze polityczni i moraliści. Otóż jeżeli o pierw-
szym pokoleniu pisarzy z połowy XVI w.: Modrzewskim, Orzechowskim, Przy-
łuskim można powiedzieć, że jakaś ćwierć ich idei oblekła się w czyn, to
późniejsi: Solikowski, Warszewicki, Górnicki, Skarga, [Piotr] Grabowski, uno-
szą się każdy w inną stronę jak gołębice nad arką państwową, którą potop
szlachetczyzny znosi na niebezpieczną mieliznę. Bo też do kultury politycz-
nej należy jeszcze umiejętność organizowania opinii. Z całym szacunkiem
dla staropolskich konfederacji, które dokazywały nie lada wysiłków, trzeba
stwierdzić, że opinia nasza była jak lotny piasek, partie miały charakter
prywatny, a obozu, który by wziął na sztandar wskazania Modrzewskiego czy
Górnickiego, stworzyć nie umiano. W braku kultury państwowo-politycznej
ratował nas instynkt narodowy. Nikomu wówczas nie przechodziło przez
głowę chwalić apolityczność i apatię. Obywatel był czujny, odporny i odpo-
wiedzialny. Jeżeliśmy przetrwali po Jagiellonach, wśród ciężkich zmagań wew-
nętrznych, cztery lata sieroctwa, jeżeli później Polska żyła wieki w najnie-
możliwszym ustroju konstytucyjnym, to zawdzięczać należało tę trwałość nie
urządzeniom ani zwyczajom, ani pojęciom, ani nie kulturze polityczno-intelek-
tualnej odziedziczonej po Złotym Wieku, tylko czujności i patriotyzmowi
szerokich rzesz.
9. Połska w obliczu świata
Jeżeli przedtem Europa znała ze słyszenia Polskę, to w ciągu XVI w. zwłasz-
cza po imponującym akcie unii i po głośnych bezkrólewiach poznała także
Polaków. Bo i oni sami doszli do samopoznania dopiero w dobie zygmuntow-
skiej. Zrozumiano, że Polska to nie tylko pojęcie geograficzne i czynnik go-
spodarczo-militarny, ale społeczność chrześcijańska w swoistej cywilizacji,
z własnym obliczem politycznym. Publicyści i podróżnicy różnych krajów
piszą o niej z zainteresowaniem, szacunkiem, czasem z podziwem. Rodacy Ma-
chiavela: [Juliusz] Ruggieri, [Hieronim) Lippomano, [Paweł] Giovanni zgodnie
akcentują doniosłość prerogatyw królewskich (obok sejmu i senatu) i ga-
nią uciemiężenie chłopa. Monarchomachowie francuscy, zarówno protestan-
ckiego obozu ([Franciszek] Hotman, Languet, [Filip Duplessis] Mornay), jak
katolicy ([Wilhelm] Rose, [Jan] Boucher), aprobują ograniczenie władzy
królewskiej, a tolerancji mają do zarzucenia, że obejmuje ona także radykalnych
unitarian. Absolutysta [Jan] Bodin wyżej stawia obyczaje polskie od niemiec-
kich, tylko krytykuje zbytnią zależność obieralnego króla od szlachty; potę-
piając niską główszczyznę przy zabójstwie chłopa, wzrusza jednak ramionami
nad demokratyzmem i humanitaryzmem Frycza. Z uznaniem wyrażają się
o naszej praworządności Niemiec [Jan] Althusius i sławny Holender Grotius
[Grocjusz]. Na ogół Europa widzi w królewsko-magnacko-szlacheckiej Rze-
czypospolitej szczęśliwe urzeczywistnienie mieszanej formy państwa, jaką za-
chwalał Arystoteles. To zrozumienie Europy dla polskiej państwowości za-
czyna szwankować od początku XVII w., tzn. odkąd u nas ujawnił się roz-
brat między tronem i narodem, a za granicą monarchizm, likwidując rozterki
373
religijne, jął podporządkowywać sobie narody. Najostrzej potępił nasze oby-
czaje i instytucje francuski pisarz (rodem Szkot), William Barclay43 (Icon ani-
morum); tak ostro, że Szymon Starowolski, a po nim Łukasz Opaliński mu-
sieli mu dawać odprawę, apologizując ustrój Rzeczypospolitej na przekór
Europie Zachodniej. Jeżeli Axel Oxenstierna z podziwem i niepokojem mawiał
o Polsce jako o państwie konstytucyjnym, które byłoby groźnym mocarstwem,
gdyby miało bogate miasta i gdyby upaństwowiło dobra kościelne, to w tym
"gdyby" znalazło odbicie zejście Polski na odrębny szlak rozwoju, którędy
można było dojść do zupełnego ideowego osamotnienia. Zastanawiać musiał
fakt, że wprawdzie niejeden Europejczyk zazdrościł nam wolności, ale prawie
nikt jej nie naśladował. Chwilowo, wśród rozterki i klęski zapatrzyła się na
nią półdzika Moskwa; za to w krajach lepiej rządzonych, bogatszych i świat-
lejszych Europy Środkowej, a dopieroż Zachodniej, iskry sympatii ku ideologii
1573 r. gasły, nigdzie nie wzbudzając ognia. Polak, który od początku XVI w.
lgnął do wszystkiego co cudzoziemskie, chłonął książki i doświadczenia, do-
szedłszy do samowiedzy obywatelskiej, a nie znajdując już entuzjastycznego
oddźwięku u obcych, odwraca się od nich, jak Kochanowski od gdaczącego ko-
guta (Desportesa), i wmawia sobie, że w sprawach politycznych za granicą nic
nie ma do zapożyczenia. I znów miał rację "Włoch" Górnicki, gdy wymawiał
Polakom ten osobliwy stosunek do cudzoziemczyzny. "Dziwna rzecz, strojów
cudzych: włoskich, hiszpańskich, tureckich używacie, a co dobrego w ziemiach
tych jest, naśladować nie chcecie. Turcy, jako Mahomet kazał, wodę piją,
z którego wodopicia siła dobrego Turkom wyrosło. Ci, którzy u was po tu-
recku chodzą, wino niż wodę wolą. U nas we Włoszech jest wielka sprawiedli-
wość, a wżdy tym, którzy po włosku chodzą, >>rząd się nasz i prawo nie podo-
ba [...]<< Ślecie młodź do Włoch dla tańców, na lutnie: nie przynoszą oni stam-
tąd tego, co by Koronie było zdrowo, a to, czego nie umieć zdrowiej by było.
Bo przez Boga żywego, jeśli wy nie macie na to rozumu, jako złemu zabieżeć,
więc poślijcie do cudzej ziemi radzić się około tego."
10. Postęp czy zastój?
Dotykamy tu sprawy niezmiernej wagi. Od oceny sił polskich w Złotym
Wieku (i Srebrnym) zależy cały nasz stosunek do przeszłości: wtedy "wyżył
się" dawny Polak w całej pełni, wtedy przejawił się najmajestatyczniej "duch
dziejów Polski". Czyżby już wtedy pod złotogłowiem i stalowym pancerzem
kryły się robactwo i rdza, zapowiadające zbiory? Aby uniknąć zarzutu roz-
ważania wszystkiego pod kątem widzenia ostatecznej katastrofy, daliśmy
obraz Polski mocarstwowej w płaszczyźnie sięgającej tylko po krytyczny rok
1648.
Jakąż siłę reprezentowało państwo zbudowane na wolnym obywatelu?
Taką, jaką zawierał ów obywatel.
Intelekt polski poczynił w XVI w. postępy ogromne. Trudno orzec, w jakiej
mierze wpłynęły na to poszczególne prądy epoki: humanizm, odrodzenie, re-
formacja. Humanizm rozwijał nowe potrzeby, rozniecał w umysłach świado-
43 W rzeczywistości był to John Barclay, syn Williama.
374
mość siebie, pobudzał, przynajmniej do czasu, arystokratyzm ducha. Renesans
wzbogacił kulturę tworami i przetworami świata antycznego i mianowicie
tworami pięknymi. Reformacja pogłębiła poczucie narodowe, ożywiła reli-
gijność. Wszystkie te czynniki razem zindywidualizowały ogromnie myśl polską,
tzn. kazały każdemu myśleć po swojemu lub po swojemu przerabiać płody
środowiska, wybierać między prądami.
Ale tej ulepszonej formy, jaką jest umysł ludzki, nie napełniły powyższe
prądy zdrową treścią. Humanizm nie mógł dać narodowi syntezy życiowej, skoro
sam nie stworzył ideologii politycznej, a miłował głównie dobro do-
czesne, wirtuozję i sławę pośmiertną, uprawiając pewnego rodzaju kosmo-
polityzm. Renesans przypomniał szlachcie nie rzymską karność i patriotyzm,
lecz tylko wolność pasącą się na niewolnictwie. Reformacja, zanim przegrała,
dała widok teologicznej wieży Babel. Zresztą, pomijając już ową treść spo-
łeczno-polityczną, do której jeszcze wrócimy, nawet w sferze czystego pozna-
nia umysł polski, acz zdolny i bystry, nie osiągnął (poza kilku wyjątkami) rze-
czy wielkich; pozostał świetnym, obiecującym młodzieńcem. Zabrakło mu pla-
nowej uprawy, zachęty i tego podłoża siłotwórczego, jakie daje c h a r a k t e r.
Zasadnicze cechy zewnętrzne polskiego serca i woli stwierdzono już
w XVI w., oczywiście głównie na terenie szlachecko-ziemiańskim. Dała się
poznać i sama siebie poznała, w żywym kontraście za srogim Zachodem
i Wschodem, słodka krew polska dulcis sanguis Polonorum (która zresztą
w walce społecznej o ziemię okaże w XVII w. niemało srogości). Słynęła na-
sza amoenitas morum44: należeliśmy w towarzystwie do ludzi najsympatycz-
niejszych. Religijność prosta a niegłęboka, rycerskość, poczucie honoru, brak
zawziętości, gościnność, towarzyskość - to były miłe cechy natury wycho-
wanków Złotego Wieku. Spytajmy o ich przydatność w walce o byt, a znaj-
dziemy niepokojące słabości. Tolerancja podszyta była biernością i brakiem
głębszej namiętności. Gościnność - słabym zmysłem kalkulacyjnym. Gładkość
towarzyska - słabą budową osobowości. Sejmikowa unanimitas ścierała in-
dywidualność, zmuszała do wyrzekania się jasnej myśli i wytrwałej woli. Szla-
chetność idei pozostawała coraz częściej w pomyśleniu: byle zabłysnąć i spo-
dobać się samemu sobie.
Jakkolwiek bądź, z tym zasobem sił intelektualnych i moralnych, jakie mieli
Polacy czasów Zamoyskiego, mogliby oni iść naprzód i wzwyż, gdyby nie ich
ustrój państwowy - najtrudniejszy w świecie. Despotyzm nie wymaga innych
cnót prócz posłuszeństwa; Polska wolność żądała rozumu stanu, ofiarności,
czujności od setek tysięcy. Tych starczyło w jednym pokoleniu, zabraknie
w następnych. Jakikolwiek też nad narodem unosił się "duch dziejów Polski",
ku czemukolwiek ta "Polska szła", nadludzkich zadań, jakie jej postawił Wiek
Złoty, spełnić taka, jaką była, nie mogła. Od degradacji uratować ją mógłby
tylko albo cud władzy, narzucający się wolnym duchom, albo jeszcze większy
cud obywatelskiego wychowania.
44 łac.) przyjemność obyczajów
Uwagi
(s. 76) Nowe dzieło Fryderyka Papeego o Janie Olbrachcie [Jan Olbracht,
Kraków 1936] rozwija i uzasadniajego pogląd na wybitne zdolności polityczne
tego króla; sejm 1496 r., pamiętny ustępstwami na rzecz szlachty, nazywa na-
wet "wielkim" (zresztą to "kongres" nie "parlament"), uwalnia króla od odpo-
wiedzialności za wojskowy przebieg kampanii bukowińskiej, ponieważ ów
sejm poskąpił mu jednak poborów, a uchwalił tylko pospolite ruszenie. Oczy-
wiście energii i ambicji nikt Olbrachtowi nie odmówił, ale mądrość na kredyt
przyznać mu trudno. Akt oskarżenia Olgierda Górki przeciw temu królowi
(Białogród i Kilia a wyprawa 1497 r., Warszawa 1932) brzmi okropnie, bo też
naderjednostronnie. Zdaniem Papeego: "Badacz ten, rozporządzając większym
niż ktokolwiek dotychczas zapasem źródeł, wiele momentów wyprawy czarno-
morskiej (szczególnie zjazd lewocki) trafnie wyjaśnił", okazał jednak zbytni
"ferwor", "który króla robi kozłem ofiarnym, kładąc na jego karb nawet nie-
zawisłe od niego momenty ujemne, dodatnie zaś ledwo mimochodem wspomi-
nając, przede wszystkim zaś posuwając się do ogólnej charakterystyki na pod-
stawie wyprawy, bez należytego uwzględnienia poprzednich i następnych
rządów". Słuszne jednak wydaje się zdanie Górki, że nic tak nie podcięło naszej
siły na Bałtyku, jak owa wyprawa bukowińska.
(s. 77) Perspektywy czarnomorskie Polski oświetlił Olgierd Górka w po-
wyższej rozprawie z rozległą znajomością źródeł zagranicznych, w tej liczbie
tureckich. Duże wątpliwości budzą natomiast jego wywody na temat Dziejo-
wej rzeczywistości a racji stanu Polski na południowym wschodzie, "Polityka
narodów" [R. 2: 1933, z. 1-2, s. 6-33]. Trudno wierzyć, by autor solidaryzo-
wał się ze zdaniem Andrzeja Maksymiliana Fredry, że w sprawach wołoskich
polało się polskiej krwi więcej niż w walkach z najpotężniejszymi wrogami;
jeżeli dobrze rozumiemy zawiłą swadę Górki, to w jego oczach sprawa czar-
nomorska grała rolę nieproporcjonalnie wielką; jeżeli ekspansja na południo-
wy wschód była potrzebna, to przeciw Tatarom, na przestrzeni między Dnie-
strem i Dnieprem, a nie na zachód od Dniestru ku Mołdawii, którą zbyt dłu-
go i politycy, i historycy polscy traktowali jako "zdradliwą Wołoszę", bez
własnej racji bytu pod słońcem. Z tym zdaniem można się zgodzić; również
wystąpienie Górki przeciw utartemu poglądowi na nasze posłannictwo, jako
głównych obrońców chrześcijaństwa, uważamy za racjonalne. Grzeszy nato-
miast przesadą twierdzenie, że Turcja 10 czy 20 razy przewyższała Polskę
potęgą materialną.
(s. 77) [Ludwik] Kolankowski Dzieje Wielkiego Ksigstwa Litewskiego za
Jagiellonów [t. 1 1377-1499, Warszawa 1938] datuje ów traktat litewsko-
-moskiewski o rok wcześniej. My trzymamy się daty podanej w dokumencie
i przyjętej przez Sołowiewa. [Istorija Rossii s drevnejśych vremen, t. 4, wyd. 4,
Moskwa 1888], Konecznego [Dzieje Rosji, t. l, Warszawa 1917, albo Dzieje
376
Rosji od najdawniejszych do najnowszych czasów. Wydanie skrócone, Warsza-
wa 1921] i [Oskara] Haleckiego [Dzieje unu, zob. Bibliografia); nie uważamy
bowiem za przekonywający argument, że Kazimierz nie mógł dopiero w 1449 r.
zawierać pokoju z Wasylem, skoro z nim współpracował pokojowo przez rok
poprzedzający; owszem, mógł to uczynić, tj. zawrzeć traktat ostateczny, wie-
czysty, chociaż pokojowa współpraca rozwijała się na jakiś czas przedtem,
w drodze porozumienia na pograniczu.
(s. 87) W ujemnej ocenie traktatu wiedeńskiego najdalej poszedł Bobrzyń-
ski [Dzieje Polski w zarysie, Kraków 1927, albo Dzieje Polski, t. 2, wyd. 4,
Warszawa 1927], który wprost zgromił Haleckiego [Dwaj ostatni Jagiellonowie,
[w:] Historia Polityczna Polski, zob. Bibliografia] za przytaczanie okoliczności
łagodzących i nazwał jego wykład oratio funebris I. Kolankowski [Dzieje poli-
tyczne Polski Jagielloriskiej, [w:] Wiedza o Polsce, t. 1, Warszawa 1932] też
traktuje Pragę i Budzin jako "zdobyte przez Jagiellonów", więc ubolewa nad
ich utratą. Wiemy, niestety, od Papeego [dz. cyt.] (rozdz. 5 i 10), jak nam te
zdobyte Węgry usłużyły w trudnym roku 1497; wiemy od [Ludwika] Finkla
Polityka ostatnich Jagiellonów, [w:] Pamigtnik Zjazdu M. Reja 1905, jak się
krzyżowały ich interesy z polskimi, i jak dyplomacja węgierska odciągała
Zygmunta od właściwych jego państwowych zadań.
(s. 94) "Tak dla chwilowej korzyści i miłego spokoju podpisano hańbiący
traktat, który niejako był przyznaniem, że już Polska żadnej wielkiej sprawy
podjąć i przeprowadzić nie zdoła", mówi o 1525 r. Bobrzyński [dz. cyt.]. Dla
Kolankowskiego [dz. cyt.] jak krwawa ironia brzmi wyjaśnienie najbardziej
miarodajnego referenta tej sprawy, że: "Król i senat nie mieli nic do żądania,
lecz przyjęli to, co Albrecht dobrowolnie dawał". Zgodę na Księstwo Pruskie
"zrozumieć można chyba pod kątem zniszczenia znienawidzonego Zakonu
i zerwania [...] wszelkich węzłów między wiarołomnym mistrzem a politycz-
nym i kościelnym zwierzchnikiem katolickiego świata". Nie ulega wątpliwości,
że Zygmunt I powodował się tu zbytnią życzliwością dla siostrzeńca; znacze-
nie Bałtyku rozumiał on dobrze, ale nie odczuwał groźby germańskiej tak,
jak królowa Bona; za to niebezpieczeństwo tureckie grożące Węgrom zanadto
brał do serca.
(s. 98-99) Mimo trafnych zastrzeżeń Finkla [zob. Bibliografia] historiogra-
fia nasza zwykła stawiać interesy polskie nad Cisą na jednym poziomie z inte-
resami nad dolną Wisłą i nad Dnieprem. Ostatnio Pajewski [zob. Bibliografia]
potraktował "węgierską politykę Polski" w latach 154 1571 jako wartość
bezwzględną samą w sobie, kiedy miała ona jedynie znaczenie dynastyczne;
w rzeczywistości zasłużyła ona na nazwę polityki węgierskiej, nie polskiej.
Zresztą te próby pogłębiały tylko wewnętrzne rozdarcie Węgier; nam wystar-
czało mieć po swojej stronie sympatię Madziarów, aby w razie potrzeby
szachować nimi habsburskie zwroty ku Rosji.
(s. 103) Bobrzyński [dz. cyt.] w załamaniu się wielkiej reformy skarbowo-
-wojskowej Zygmunta I widzi skutek tylko indolencji króla, na którego miej-
scu Jan Olbracht czy Kazimierz daliby sobie radę, opierając się po dawnemu
na szlachcie; my nie widzimy, bo było jeszcze do ustąpienia, ani też jaki czyn-
nik można było wyzyskać przeciw szlachcie. O popieraniu króla przez ogół
szlachty wbrew senatowi na sejmach 1512 i 1527 r. nie może być mowy.
1 (łac.) mową pogrzebową.
377
(s. 104) Zwróciliśmy uwagę, pisząc o Genezie Rady Nieustającej [zob. Bib-
liografia], na dowolność, z jaką Bobrzyński [Sejmy polskie za Olbrachta i Alek-
sandra, "Ateneum", R. 2: 1876, bądź ten sam artykuł [w:] Szkice historyczne
t. l, Kraków 1922] dopatrzył się w przywileju mielnickim przelania władzy
rządowej na senat, co za nim powtórzyło wielu historyków, choć nie akcepto-
wali tego poglądu w całej rozciągłości historycy ustroju: ani [Adolf] Pawiński
[Sejmiki ziemskie, początek ich i rozwój aż do ustalenia sig udzialu poslów
ziemskich w ustawodawstwie sejmu walnego 1374-1505, Warszawa 1895], ani
Rembowski [Konfederacya i rokosz. Porównanie stanowych konstytucji paristw
europejskich z ustrojem Rzeczypospolitej Polskiej, wyd. II, Warszawa 1896],
ani Balzer [Geneza trybunalu, zob. Bibliografia; tenże Paristwo polskie w
pierwszym siedemdziesigcioleciu XITi i XTi1 wieku, "Kwartalnik Historyczny",
R. 21: 1907, s. 193-291], ani [Stanisław] Kutrzeba [Historya ustroju Polski,
Lwów 1905]; nawiasem mówiąc, szkoda, że ten ostatni w polemice ze Stanisła-
wem Estreicherem [S. Kutrzeba Kilka kwestyi z historyi ustroju Polski. Przy-
czynki i polemika, "Kwartalnik Historyczny", R. 20: 1906 (tu m.in. polemika
z rec. jego Historyi ustroju S. Estreichera, "Czasopismo prawnicze i ekono-
miczne", R. 6: 1905, s. 400-409)] nie roztrząsał treści przywileju, a tylko
kwestię jego ważności i stosowania. Papee w osobnej rozprawie Ksigga Pa-
miątkowa ku czci O. Balzera, t. 2, Lwów 1925 [s. 173-187] przychylił się do
naszego poglądu, że przywilej każe wprawdzie królowi w wyrokach sądowych
przeciw senatorom iść za większością głosów senatu, pozwala uciśnionym se-
natorom ad alium dominum confugere2, ustanawia awans automatyczny, każe
starostom szanować senatorów, ale królowi rządu wcale nie odbiera. Mimo to
czytamy u Jana Dąbrowskiego Dzieje Polski Średniowiecznej, t. 2 [Kraków
1926], że odtąd rządy przechodziły w ręce senatu, rola króla ograniczała się
do przewodzenia w senacie i wykonywania jego uchwał itd.: u Kolankowskiego
[Dzieje polityczne...] również o oddaniu "całej władzy wykonawczej w ręce
senatu"; Halecki [dz. cyt.] w szczegóły tego sporu nie wchodzi.
(s. 108) [Władysław] Pociecha wstrzymuje się (w Polskim Slowniku Biogra-
fcznym) [t. 2, Kraków 1936, s. 288-294] od podkreślania ujemnych skutków,
jakie bezwzględność metod Bony wywoływała w obyczajach senatu i szlachty.
Bliższe wyjaśnienia co do różnicy kwestii tyczących się Bony dał Pociecha
w dodatku literackim do "Głosu Narodu" [Jeszcze o królowej Bonie, "Głos
Narodu", R. 43:1936, Dodatek kulturalno-literacki].
(s.118) Zbytnie przywiązanie Tarnowskiego do Habsburgów znane było już
Bogatyńskiemu [zob. Bibliografia] i Haleckiemu [Dwaj ostatni...]. Ostatnio
Pociecha [Polski Slownik Biograficzny, t. 2, Kraków 1936, s. 290] wykrył, że
hetman dla przysłużenia się Ferdynandowi podjął się w 1545 r. sprowokować na
Polskę najazd turecki, który w owym czasie musiałby wstrząsnąć bezpieczeń-
stwem granicy wschodniej, a może i podkopałby nasze stanowisko w Prusach.
(s. 123) Wartość moralną Barbary zakwestionował wśród historyków pier-
wszy Kolankowski, Zygmunt August [zob. Bibliografia]. Po nim odsłaniał jej
grzechy i ułomności Pociecha w Polskim Slowniku Biograficznym [t. l, Kraków
1935, s. 294-298]. Szerokie koła publiczności pod sugestią obrazów Simmlera
i Matejki przyjęły te odkrycia z przykrością. Na zjeździe wileńskim 1935 ro-
ku dr W. Ziembicki [Barbara Radziwillówna w oświetleniu lekarskim, [w:]
2 (łac.) (dla obrony) do innego pana uciekać.
378
Pamigtnik Til Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich 17 20 września 1935
w Wilnie, t. l, Lwów 1935, s. 144-162] sprostował mniemanie, jakoby Barba-
ra umarła na morbus gallicus3 a O. Halecki [tamże, t. 2, Lwów 1938, s. 66]
radził w braku najściślejszych dowodów zostawić w spokoju prochy Radzi-
wiłłówny. My pogląd Pociechy przyjmujemy z zastrzeżeniem Ziembickiego;
nie sądzimy jednak (wbrew Kolankowskiemu), by Barbarze należało przypi-
sać bezpotomne wygaśnięcie Jagiellonów.
(s.127) Kamil Kantecki Sumy neapolitazskie, Warszawa 1881, śledząc prze-
wlekłe rokowania między Polską i Hiszpanią o sumy neapolitańskie i procent
od nich aż do czasów saskich (Bartoszewicz [Utworzenie Królestwa Kongreso-
wego, Kraków 1916] znalazł ich odgłosy jeszcze za Lubeckiego) stoi na trady-
cyjnym stanowisku, że Polska została pokrzywdzona, bo Hiszpania odmówiła
jej sprawiedliwości. Pociecha [biogram Bony w Polskim Słowniku Biograficz-
nym, t. 2, Kraków 1936, s. 290] w zgodzie z Kolankowskim Wiedza o Polsce
uważa samo wywiezienie skarbów polskich za legendę, a co do sum pożyczo-
nych Filipowi II jest zdania, że zostały zrewindykowane z nawiązką.
(s. 138) Bobrzyński [Dzieje Polski...] ma za złe Zygmuntowi Augustowi, że
z ruchu reformacyjnego nie wyciągnął korzyści dla narodu i państwa; "nie
poszedł z Rzymem, tak samo jak nie poszedł z narodowym kościołem [...]
szlachtę ostatecznie odepchnął [...] duchowieństwo w najfałszywszym postawił
położeniu i gromadził burzę". Ostro polemizowali z tym potępieniem Szujski
i Kalinka. Ten ostatni (Dziela t. 10, [Kraków 1898] s. 373) przyznawał, że:
"chwiał się Zygmunt August, to prawda, z ciekawości, z rozpusty, może naj-
więcej, by się uwolnić od niemiłej żony", ale, że później przyjął uchwały
trydenckie, "to jest największa polityczna i moralna zasługa, którą ten mo-
narcha oddał Polsce". W. Zakrzewski we wstępie do Zarysu dziejów refor-
macji [Powstanie i wzrost reformacji w Polsce 1520-1572, Lipsk 1870; dzieło
zatytułowane Zarys dziejów powstania i upadku reformacji w Polsce napisał
W. Krasiński, tłumaczył i wydał J. Bursche, Warszawa 1903-1905] surowo
Augusta potępił; Kolankowski [Dzieje polityczne..., s. 319-320] jest innego
zdania; ten król wiedział zawsze, czego chce, i umiał rządzić "przemożnie":
"osławione jego dojutrkostwo to nie opieszałość, to system", bo "każde rzeczy
(jak pisał w 1564 r. do Chodkiewicza), które powoli z dobrem uważeniem idą,
pożyteczne, a prędkie rado szkodliwe bywają".
(s.148) Stanisław Bodniak [Kongres..., zob. Bibliografia], który szczegółowo
zbadał z polskiego punktu widzenia kongres szczeciński, zbyt różowe jednak
widział w nim dla polityki polskiej perspektywy, skąd wynikałby zbyt ujemny
sąd o negocjatorach.
(s.150) Zdania historyków o rozszerzeniu następstwa w Prusach na cały dom
brandenburski (1563) brzmią wyrozumiale. Nie tylko Szujski [Dzieje Polski, zob.
Bibliografia], ale i Sobieski Walka o Pomorze [zob. Bibliografia] moment ten
pomijają milczeniem, Szelągowski [Walka o Baltyk, zob. Bibliografia] cytuje
książęcą obietnicę niepuszczania wojsk nieprzyjacielskich przez Prusy do Inflant;
Halecki [Historia Polityczna...] tłumaczy ustępstwo względami dynastycznymi:
że Hohenzollern był upatrzony na następcę Zygmunta Augusta. Podobnie pisze
Kolankowski [Dziejepolityczne..., s. 319], bez cienia zastrzeżeń; a przecież akt
1563 r. w wysokim stopniu przesądził o aktach 1578 r. i dalszych.
3 (łac.) chorobę francuską (syfilis).
379
(s. 151-152) W. Vogel Polen als Seemacht und Sechandelstaat, [w:] Deut-
schland und Polen [Manchen-Berlin 1933, s. 111-122] akcentuje obce, na
ogół niemieckie pochodzenie naszych marynarzy XVI i XVII w.; nie sądzimy,
by stąd wynikał morał w duchu klonowiczowskich rymów: "może nie wie-
dzieć Polak co to morze, gdy pilnie orze".
(s.154) Kryzys polityczny 1559-1562 nie uszedł uwagi historyków: "Była to,
pisze Bobrzyński [dz. cyt.], chwila stanowcza dla szlachty do zbrojnego, gwał-
townego wybuchu, do poparcia na tej drodze programu, który na legalnej
urzeczywistnić się nie dał. Mówiono w całym kraju o zbrojnej konfederacji,
ale poprzestano na rozprawach i krzykach. W narodzie rolniczym, który pa-
nując sam nad rozległym obszarem kraju, siły swoje jeszcze na kolonizację
wielkich przestrzeni Wschodu nieustannie rozpraszał, do tego stopnia nie
zaostrzyły się przekonania, nie zakipiały namiętności, aby w imię swych za-
sad porywać się do gwałtownych występków, aby swój pokój domowy i rolni-
czą gnuśność postawić na szalę wypadków". Halecki [dz. cyt.] umieszcza to
przesilenie w jednej płaszczyźnie z kłopotami inflanckimi Zygmunta Augusta.
O jego głębokości i powadze daje wyobrażenie dopiero praca A. Dembińskie-
go [Polityczna walka..., zob. Bibliografia].
(s. 158) Szelągowski [Pieniądz i przewrót cen w Xli1 i XIiII w. w Polsce,
Lwów 1902] stara się przedstawić uchwały 1565 r. jako logiczny wpływ ówcze-
snych poglądów gospodarczych; Rybarski [Handel i polityka handlowa Polski
w Xlil stuleciu, t.1, Poznań 1928] konkretnie ogranicza zasięg działania usta-
wy przeciwmieszczańskiej.
(s. 161) Halecki [Dzieje unu] akcentuje mocniej naturalny i łagodny prze-
bieg rokowań o unię tudzież dobrą wolę ożywiającą króla i unionistów; Ko-
lankowski [Jagiellonowie i unia, [w:] Pamiętnik IiI Powszechnego Zjazdu His-
toryków Polskich, t. 2, Lwów 1936, s. 265-292] - motywy dynastyczne,
które długo kazały królowi bronić odrębności Litwy i niezawisłości swojej
nad nią władzy, zanim się zdecydował na unię i przeparł ją z wielką stanow-
czością i sprytem.
(s. 162) Najnamiętniej oskarżali Zygmunta Augusta i Polaków o gwałt nad
Litwą i Rusią Kojalović we wstępie do Dnevnika Ljublinskago sejma [1569
goda, Petersburg 1869], Dovnar Zapolskij Polsko litevskaja unia na sejmach
do 1569 goda, Moskwa 1897, i I. Łappo Wielikoje Kniażestwo Litowskoje za
wremia ot zaklucz. lubl. unu do smierti St. Batorija, Petersburg 1901, który
w okresie najbliższym, polubelskim, skwapliwie odszukuje ślady separatyzmu,
oczywiście wśród oligarchów litewskich. Z większym umiarem i powagą trak-
tują swój przedmiot M. Ljubavskij [Ocerk istorii, zob. Bibliografia] oraz Pi-
ceta Litowsko polskija unu i otnoszenie k nim lit.-russkoj szlachty, [w:] Sbor-
nik statiej posvjascennych Ti. O. Kljucevskomu, Moskwa 1909, s. 625-632,
Hruszewskyj, [Istorija Ukrainy-Rusy,] t. 5, Lwów 1905 widzi w 1569 r. gwałt
nad Ukrainą, Zivier [zob. Bibliografia] zbliża się do stanowiska historyków
rosyjskich. Szczególnie charakterystyczne jest stanowisko Łappy, dla którego
unia jest dziełem gwałtu, ale gwałtu niedoskonałego, skoro zostawiła Litwie
osobny skarb, wojsko, administrację i sejmiki.
(s. 162) Dużo łez nad uciśnioną w Prusach królewskich niemczyzną wylał
Leopold Prowe Westpreussen in seiner geschichtlichen Stellung zu Deutschland
und Polen, Toruń 1868; było to już po Flottwellu, ale przed główną germa-
nizacyjną kampanią Bismarcka. Za czasów hakatyzmu odnowił te żale w cennej
380
zresztą, źródłowej pracy Simson [zob. Bibliografia]. Po wojnie światowej
uderzali w dawny ton wydawcy książki Der Kampf um die Weichsel, [Berlin]
1926, oraz W. Recke [Westpreussen] w Deutschland und Polen, s. 135=145.
Wacław Sobieski Walka o Pomorze, s. 99, przytacza m.in. ciekawy fakt, że
mniejsze miasta prowincji już w 1566 r. razem ze szlachtą żądały, aby w są-
dach odbywano rozprawy i spisywano akta po polsku. My, pisząc o Prusach
Królewskich w unii z Koroną [Prusy Królewskie w unii z Polską I569-1772],
"
Roczniki Historyczne", R. 3: 1927, [s. Ill-141], staraliśmy się sprowadzić
tę "krzywdę" do należytej miary porównawczej: wśród różnych inkorporacji
i zespoleń państw narodowych, jakie zna historia, ta unia Prus z Koroną
należała do najmniej bolesnych. Zresztą nie można mierzyć krzywd narodo-
wych XIX w. na równi z krzywdami XVI w., kiedy dusza ludzka reagowała
o wiele silniej na ucisk religijny i finansowy.
(s. 166-167) Wspólną zasługą E. Ziviera Neuere Geschichte Polens, s. 414-
21 [zob. Bibliografia] i Wacława Sobieskiego Dzieje Polski, t. l, Warsza-
wa 1925, jest podkreślenie momentów uświadomienia narodowego szlachty za
Zygmunta Starego. Nieco dalszych objawów tegoż procesu przytacza W. Ka-
mieniecki [zob. Bibliografia] w swej rozprawce o idei jagiellońskiej, pisanej
zresztą z inną myślą przewodnią. [Jan] Ptaśnik [zob. Bibliografia] znalazł du-
żo do powiedzenia o samorzutnym polszczeniu się miast.
(s. 169-170) Przed Sobieskim Trybun [zob. Bibliografia] 1905, mniemano
(Piliński) [zob. Bibliografia], że to Zamoyski był wynalazcą zasady viritim.
T. Silnicki [zob. Bibliografa] (1913) przypomniał udział ogółu szlachty w elek-
cjach od XV w.
(s. 170) Odświeżony niedawno spór o wykładnie art. 4 konfederacji war-
szawskiej (tam in saecularibus quam in spiritualibus - bonis czy rebus?)
wszczęty niegdyś przez Noaillesa Henri de Tialois [zob. Bibliografia] podzielił
znawców na dwa obozy. Głównie Józef Siemieński [W obronie "dóbr" konfe-
deracji 1573 r., "Reformacja w Polsce, R. 5: 1928, s. 98-103; tamże, s. 158-
-160 polemika tegoż z S. Ptaszyckim] kruszył kopie o "dobra" (bonis) w tym
akcie, rzekomo przyznającym równą tolerancję szlachcie i chłopom. Sobieski
["A nie o wiarg". Spór o konfederacjg warszawską r. 1573, tamże, s. 60-67]
wykazał, że sami twórcy konfederacji nie wiedzieli jasno, co podpisują,
a niektórzy, jak Firlej, umyślnie inaczej rzecz podawali swym chłopom kato-
likom w Krakowskiem (rebus), inaczej prawosławnym na Rusi. Rozstrzyga ar-
gument Stanisława Ptaszyckiego [Konfederacja warszawska r.1573, Rozmyśla-
nia archeograficznojgzykowe, tamże s. 90-97], że: bona spiritualia to są
dobra duchowe, a duchowne nazywałyby się ecclesiastica; zresztą i układ lo-
giczny ("wszakże") i tłumaczenia aktu na obce języki każą nam tu czytać
rebus.
(s.188-189) O dalszych fazach sprawy gdańskiej za Batorego pisał pokrótce
już Szelągowski Z dziejów wspólzawodnictwa [zob. Bibliografia]; dopiero
jednak Lepszy Stefan Batory a Gdańsk [zob. Bibliografia] wyświetlił tę rzecz
całkowicie, nie tając błędów króla i zwłaszcza Zamoyskiego.
(s.189) Ustanowienie trybunału historycy traktują przeważnie jako szczgśli-
we załatwienie wiszącej od pół wieku kwestii organizacji wyższego sądowni-
ctwa, zarazem akt rozumnego kompromisu ze szlachtą. Niewątpliwie otrzy-
maliśmy przez to niezawisłą naczelną władzę sądową, mniejsza o to na razie,
dobrą czy złą; ważne jest jednak i to, co podkreślił Balzer [Geneza trybunalu,
__
381
zob. Bibliografia]: czego Stefan szlachcie nie przyznał, mianowicie zwierzch-
niej jurysdykcji nad miastami.
(s. 192) W trudnym położeniu znalał sią Siemieński [La politique parlamen-
taire en Pologne du roi Etienne Batory, [w:] Etienne Batory... zob. Biblio-
grafia] jako referent polityki sejmowej Stefana Batorego w Księdze Jubi-
leuszowej, migdzy jubileuszową pobudką wychwalania pogromcy sejmo-
władztwa a wewnętrznym głębokim przekonaniem o wartościach naszej kul-
tury politycznej Złotego Wieku, w tym również i parlamentaryzmu. On pierw-
szy zaznaczył pozytywne dążenia opozycji, po czym wyprowadził bohatera
z konfliktu na pole chwały - na wojnę z Turcją. Nasz głos w dyskusji nad
tym przedmiotem w Krakowskim Oddziale Polskiego Towarzystwa Nauko-
wego znajdą czytelnicy w "Gazecie Warszawskiej" [Batory a sejm, R. 160:
1934 nr 27]. Kazimierz Lepszy [nie udało się ustalić, do jakiej pracy autor
tu się odwołuje] dostrzega w popierającej Stefana większości uderzającą liczbę
rotmistrzów.
(s. 206-207) Jak było z abdykacyjnym planem Zygmunta III w Rewlu i po-
tem aż do "inkwizycji", wyjaśni w najbliższym czasie gruntowne studium
K. Lepszego [Rzeczpospolita Polska w dobie sejmu Inkwizycyjnego (1589-
-1592), Kraków 1939]. Na razie wydaje się niepojęte, jak mógłby Zygmunt III
zrzekać się zdobyczy, dla której dynastie na naszych elekcjach ponosiły ogromne
trudy, a Habsburgowie nawet zaryzykowali wojnę. Według historyków szwedz-
kich, których poglądy streszcza N. Eden Den svenska Riksdagen under fem-
hundra dr, Stockholm 1935, Jan III zraził się do Polaków, gdy mu odmó-
wili przymierza przeciw Moskwie: wobec tego chciał on odstąpić koronę sy-
nowską innemu władcy, który z góry owo przymierze obieca.
(s. 209) Całkiem negatywnie ustosunkował się do unii brzeskiej Karol Le-
wicki [Geneza idei unji brzeskiej, Lwów 1929; tenże Książg Konstanty, zob.
Bibliografia], autor prac o jej genezie i o K. Ostrogskim, jego przeciwnik
K. Chodynicki [Kościól prawoslawny, zob. Bibliografia] widzi powikłania,
jakie wynikły z tej próby i stwierdza niewłaściwy sposób jej realizowania,
ale samą myśl uważa w ówczesnym położeniu za racjonalną.
(s. 213-214) Mało uwagi zwraca się u nas na głębsze tło konfliktu polsko-
-szwedzkiego. Trzeba przeczytać studia Almquista [Bidrag, zob. Bibliografia]
i Tunberga [Sigismund och Sverige, zob. Bibliogra ia], aby zrozumieć, że to
nie Zygmunt III wywołał zatarg o Estonię; on był zatargu tego ofiarą.
(s. 222-224) O polityczną myśl przewodnią Skargi (rozwijającą się obok
idei religijnej) stoczyli przed kilku laty jakby polemikę Stanisław Estreicher
na łamach "Czasu" [Dlaczego Skarga "wdawał sig w politykg?, "Czas" R. 82:
1930, nr 259], Ignacy Chrzanowski w "Głosie Narodu" [Dlaczego Skarga
"wdawał sig w politykg?, "Głos Narodu", R. 37: 1930, nr 298] i autor tej
książki [W. Konopczyński O testament Skargi, tamże,1930, nr 303]. Pierwszy
akcentował zwalczanie sejmowładztwa na dobro autorytetu monarchii, drugi
przypomniał walkę z bezprawiem, choćby nawet idącym z góry. Obaj uczeni
(w danej chwili raczej publicyści) mieli słuszność. Dla nas jednak najistotniej-
sze jest to, że Skarga przegrał, choć mówił wspaniale do najlepszych głów
swego pokolenia, bo głosił rzeczy z duchem polskim niezgodne; po 150 latach
Konarski popchnął naród na nowe tory, choć mówił do wychowanków ciemnej
epoki - bo szedł po linii polskiego rozumu i sumienia.
(s. 227 i nn.) Pierwszym apologetą rokoszu Zebrzydowskiego był u nas Hen-
382
ryk Schmitt (1858) [Rokosz, zob. Bibliografia] jeszcze przed wypowiedzeniem
się Szujskiego [Dzieje Polski , wychodził on z założenia, że obrona wolności
nawet tak skrajnych jak nasze polskie ma za sobą zasadniczą rację: summa
libertas etiam perire volenti4. Wykład Szujskiego jednak i publikacja Rem-
bowskiego [Materialy historyczne poprzedzone przedmową i rozprawą pod
tytulem,Konfederacya i rokosz w dawnem prawie państwowem polskiem",
Biblioteka Ordynacyi Krasińskich. Muzeum Konstantego Świdzińskiego, t. 9 -
-12, Warszawa 1886-1892] rozwiały przypuszczenia, jakoby Zygmunt III
knuł jakieś straszne absolutystyczne zamachy. W. Sobieski [Dymitr Samozwa-
niec, zob. Bibliografia] starał się możliwie wyrozumieć stanowisko ideowe ro-
koszan w związku z prądami epoki: wywoływało to sugestię, jakby chodziło
historykowi nie tylko o tout comprendre, ale i tout pardonner5, w każdym
razie Sobieski [Pamigtny sejm, zob. Bibliografia] dokonał rewelacyjnych od-
kryć co do stosunków skrajnego skrzydła rokoszan z Siedmiogrodem i Moskwą.
A. Strzelecki [Udzial i rola..., zob. Bibliografia] wykazywał, że dysydenci nie
byli wcale najradykalniejszym żywiołem w rokoszu. Jednak występowali oni
na czoło w miarę usuwania się katolików, a że ci ostatni od początku bardzo
nienawistnie atakowali dwór - to ich rzecz prywatna, inaczej - w imię cze-
go mieliby się buntować?
(s. 233) Sensacyjny pogląd na przyczyny silnej kontrreformacji u nas propa-
gował na Zjeździe Międzynarodowym Historyków w 1933 r. Stefan Czarnowski
[La reaction catholigue en Pologne a la fin du XIiIe et au debut du XIiIIe
siecle, Varsovie]: według niego szlachta zdecydowała się na katolicyzm, bo
w razie zaprowadzenia protestantyzmu tylko wielmoże obłowiliby się kościel-
nym majątkiem. Z tymi wywodami polemizował O. Halecki [Wypowiedź
O. Haleckiego nie była drukowana].
(s. 238-239) Szujski sądzi [Dzieje Polski , t. 3, s. 201, "sprawa Władysława
stała tak dobrze, że gdyby Zygmunt grubych nie był popełniał błędów, dyna-
stia Wazów byłaby osiadła na tronie moskiewskim". Zapewne, ale czyby na
nim osiedziała? W.ů Sobieski [Żólkiewski na Kremlu, zob. Bibliografia] był cał-
kowicie po stronie Żółkiewskiego; Prochaska [Hetman Żólkiewski, zob. Biblio-
grafia] również, z tą jednak rezerwacją, że obietnicy przejścia królewicza na
prawosławie można było nie dotrzymać. Nie wiemy, czy byłoby to całkiem po
jagiellońsku; w każdym razie byłaby to rachuba karkołomna. Zastanawia, że
nikt z naszych historyków Kłuszyna nie zwrócił uwagi na społeczną stronę
układów Zygmunta III i Żółkiewskiego, pisanych na skórze rosyjskiego chłopa.
(s. 252 i nn.) Jednostronnemu zapatrzeniu w Żółkiewskiego przeciwstawiła
się W. Dobrowolska [Książgta Zbarascy, zob. Bibliografia], wyłuszczając bliżej
zarzuty Zbaraskich, zapewne w myśl zasady: audiatur et altera pars6.
(s. 265 i nn.) W dziwne sprzeczności popada pisząc o Zygmuncie III Szelą-
gowski Śląsk a Polska, s. 377 [zob. Bibliografia]: gdy król wzywa sejmiki
(1625), by uderzyć na nieprzyjaciela w samym jego gnieździe ("żeby tę koronę,
którą niesłusznie na głowie swej nosi, pod nogi J. Kr. Mości położył"), i gdy
dlatego radzi sposobić "armatę morską" - to taka myśl ma się "krzyżować"
z "najdonioślejszą sprawą mocarstwową Rzplitej, sprawą północną". Raptem
4 (łac.) najwyższa wolność również dla chcących zginąć.
5 (franc.) wszystko zrozumieć, (ale i) wszystko przebaczyć.
6 (łac.) należy wysłuchać i drugiej strony.
383
na następnej stronie odnajduje się w tym wołaniu króla "cały program
Rzplitej", zresztą "nie wypełniony przezeń ani na jotę".
(s. 288) S. Askenazy Polska a Francja, [w:] W ezasy Historyczne, t. 2, [War-
szawa 1904], s. 23; lekceważąco wyraził się o "taniej śląskiej pokusie", jaką
Richelieu próbował pozyskać Władysława IV; wprawdzie pisano to przed
1904 r., to jest przed pamiętnymi wyborami do Reichstagu, które ujawniły
rdzennie polskie oblicze Śląska. Niemniej z powodu ówczesnego dylematu
między Austrią a Francją nasuwa się inny dylemat, podobny: kto wówczas
dbał o Pomorze, musiał sig opierać na Habsburgach; kto chciał tym ostatnim
wydrzeć Śląsk, musiałby zaniechać walki ze Szwecją o brzegi Bałtyku. Obu
celów naraz osiągnąć Władysław IV nie mógł.
(s. 305-306) Do tej transakcji zastawnej sprowadza się w świetle badań W. Dzię-
gla [Utrata ksigstwa opolskiego i raciborskiego przez Ludwikg Marig w r.1666,
Kraków 1936] owo austriackie "narzucanie się" z ofiarą Śląska Władysławo-
wi IV, o którym, za W. Czarmakiem Studia historyczne [Kraków 1901], s.
241, wspomnieliśmy w książce Przyczyny upadku Polski, [Warszawa 1918].
(s. 316) Wyższość Warszawy nad Krakowem jako stolicy zuniowanego pań-
stwa dążącego do oparcia się o Bałtyk wykazuje Franciszek Bujak [Stolice
Polski, zob. Bibliografia] w rozprawie o stolicach Polski.
(s. 326) W zestawieniu ludności Polski zygmuntowskiej idziemy za Pawiń-
skim i Jabłonowskim [Polska w wieku Xli1, zob. Bibliogratia] zdając sobie
zresztą sprawę z tymczasowego charakteru ich obliczeń (na 2 gospodarstwa
chłopskie 11 osób, na 1 złoty miejskiego opodatkowania, tj. szosu - 24 osoby).
Ekonomista W. Czerkawski [Metoda statystyki historycznej polskiej, [w:] Pa-
migtnik III Zjazdu Historyków Polskich w Krakowie, t. 1, Kraków 1900 (brak
ciągłej paginacji)] w latach 1897-1900 zajmował się tym samym zagadnieniem
i na podstawie szczegółowych, ale ułamkowych zestawień doszedł do wniosku,
że w Wielkopolsce, Małopolsce i na Mazowszu liczby Pawińskiego należy pod-
nieść co do wsi z I 700000 na 2400000, a co do miast z 400000 na 800000.
Obacz wysoce pouczający referat Bujaka Źródła do historii zaludnienia Polski
w Pamiętniku Zjazdu Wileńskiego 1935 r. [Pamiętnik Til Powszechnego Zja-
zdu Historyków Polskich w Wilnie] t. 2, [Lwów 1936, s. 197-319]. Zresztą
historiografia innych krajów jeszcze dalsza jest od ujęcia rzeczywistego wzro-
stu ludności niż nasza, w Polsce bowiem, jak zaznaczył Pawiński, cała gospo-
darka państwowa podlegała publicznej kontroli i dlatego pozostawiła ślady
w źródłach.
(s. 329) Nawet taki August Czartoryski, choć mawiał, że chce być panem,
a nie sługą swych pieniędzy, osiągnął to w niewielkim stopniu: wysiłkiem ca-
łego życia stworzył ogromną fortunę, której narazić na szwank później nie
miał odwagi; tym bardziej można powiedzieć o magnatach niższego polotu,
że byli sługami, a nie panami swych dóbr. Wynika stąd oczywista doniosłość
badań nad rozwojem latyfundiów arystokracji; niestety, choć nie brak mono-
grafii rodów (J. Wolff o Pacach [Pacowie, Petersburg 1885], Ożarowski o Sa-
piehach [K. Ożarowski, B. Gorczak Sapiehowie. MateriaJy historyczno-gene-
alogiczne i majątkowe, t. 1-3, Petersburg 1890-1894], Kotłubaj [Galeria Nie-
świeżska portretów Radziwi łowskich, Wilno 1857] i K. Bartoszewicz o Radzi-
wiłłach [Radziwi2lowie, Warszawa-Kraków 1928], Ztota Ksigga Szlachty Pol-
skiej Żychlińskiego itd.) i chociaż nie brak materiałów (archiwa nieświeskie,
łańcuckie itp.), dotąd tylko A. Tarnowski [DziaJalność gospodarcza..., zob.
384
Bibliografa] opracował w całości genezę Zamojszczyzny; przed nim S. Inglot
[Sprawy gospodarcze Lwa Sapiehy, Lwów 1931] częściowo przedstawił dzia-
łalność gospodarczą Lwa Sapiehy. Problem ten omawiano na zjeździe wileń-
skim na podstawie referatu Jana Rutkowskiego [Badania nad dochodami wiel-
kiej wlasności ziemskiej w Polsce w czasach nowożytnych, [w:] Pamigtnik
Til Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich w Wilnie, t. 1, Lwów 1935,
s. 279-285. Tym problemom poświęcony był raczej referat S. Inglota Postu-
laty w sprawie badari nad rozwojem i organizacją wielkiej wlasności w Rze-
czypospolitej w czasach nowożytnych, tamże, s. 239-245).
(s. 337-338) Co do roli dziejowej Żydów polskich panuje dotąd w naszej
literaturze sztuczne milczenie: Szujski [Dzieje Polski i Bobrzyński Dzieje Pol-
ski...] omijali ten przedmiot starannie; Smoleński przedstawił Stan i sprawg Ży-
dów Polskich [Stan i sprawa Żydów polskich w XTilll wieku, Warszawa 1876]
za czasów Poniatowskiego z punktu widzenia humanitarnych postulatów
epok oświecenia i pozytywizmu warszawskiego. Bardziej realistycznie patrzył
na rozrost Żydostwa w naszych miastach J. Ptaśnik [Miasta..., zob. Bibliogra-
fia]; całość zagadnienia próbował ogarnąć publicysta A. Marylski [Dzieje
sprawy żydowskiej w Polsce, Warszawa 1912], jego stronę prawną oświetlił
Kutrzeba [Historya ustroju...], antysemityzmem staropolskim zajmował się
K. Bartoszewicz [Antysemityzm w literaturze Polski XIi XIiI w., Kraków
1914]. Wszystko to jednak nie wystarcza; nic też dziwnego, że zniecierpliwio-
ny takim stanem rzeczy publicysta Rolicki cum studio zebrał pod tytułem
Zmierzch Izraela [Warszawa 1932] jaskrawe fakty dla celów polityki aktualnej.
(s. 351) Wielki brak monografii o urzędach: kanclerskim, marszałkowskim
i podskarbińskim.
(s. 351) H. Almquist [Polskt f riattningsliv..., zob. Bibliografia] słusznie
zwraca uwagę na pomocniczą rolę wielkich komisji sejmowych jako organów
! wykonawczyćh i dozorczych.
(s. 352) Nie opracowano dotąd historii generałów, ani też najważniejszych
(poza wiszeńskim) sejmików: proszowskiego, średzkiego, opatowskiego, wileń-
skiego; również nikt nie wypełnił dotąd luki między Pawińskiego Sejmikami
ziemskimi (1374-1506) a Rządami sejmikowemi (1572-1795) [Sejmiki ziem-
skie; tenże Rządy sejmikowe, zob. Bibliografa].
(s. 356) Warto przypomnieć trafny, wolny od doktrynerstwa pogląd M. Bo-
brzyńskiego [dz. cyt.] na konfederację: "Konfederacja był to dobrowolny,
jawny, zaprzysiężony związek obywateli, którzy postawili sobie jakiś większy
cel dla dobra ojczyzny, a widząc, że celu tego nie mogą osiągnąć w granicach
zakreślonych przez obowiązujące prawa, uchylali je na chwilę i stanowili
odrębny rząd konfederacki. Rząd ten składał się ze sejmu, w którym roz-
strzygała większość głosów, i władzy wykonawczej sprężystej, na której czele
stał marszałek konfederacji. Każda konfederacja starała się wszystkie ziemie
i wszystkieh obywateli wciągnąć w swój związek, starała się przede wszyst-
kiem stanąć przy królu, tj. zapanować nad królem, jeżeli przypadkiem zrzu-
cenie króla i pozbawienie go tronu nie było jej celem. Gdyby konfederacja
mogła się stale utrzymać, na brak rządu nie bylibyśmy cierpieli. Cokolwiek
też istotnie dobrego zdziałała Polska w XVII i XVIII w., mianowicie obronę
swoją od zewnętrznych najazdów, wszystko to zawdzięcza chwilowym, w szla-
chetnym celu i rozumnej myśli zawiązanym konfederacjom".
(s. 357) O późniejszych przemianach naszej skarbowości na przełomie XVII
I3 - Daeje Polski nowożytnej - tom I 385
i XVIII w. istnieje nie wydana dotąd praca M. Nycza [Geneza reform skar-
bowych Sejmu Niemego. Studium z dziejów skarbowo-wojskowyeh z lat 1697-
-1717, Poznań 1938].
(s. 359-360) O. Laskowski na zjeździe wileńskim Historyków Polskich
(1935) tak mocno podkreślał Odrgbność staropolskiej sztuki wojennej, [w:]
Pamigtnik TiI Powszechnego... t. 2, tudzież jej wyjątkowe zalety, że spotkał
się z pewnymi zastrzeżeniami ze strony gen. Mariana Kukiela [Koreferat do
referatu O. Laskowskiego, tamże, s. 167-170]. W związku z tym godzi się
przypomnieć pogląd K. Waliszewskiego, który najpierw w książce o Polsce
i Europie w XVIII w. [Polska i Europa w drugiej polowie XTillI w.], Kraków
1890, a później w La Pologne inconnue, [Pages d'histoire et d'actualite, Paris
1919] podczas Kongresu Wersalskiego (1919) wykazywał, jak słaby był mili-
taryzm w dawnej Rzeczypospolitej.
(s. 364-365) Oddaliby dużą zasługę nauce i Kościołowi jego historycy du-
chowni, gdyby nie poprzestając na badaniu jego ustroju, literatury religijnej,
życiorysów poszczególnych biskupów i dziejów świątyń, zajęli się bliżej reli-
gijnością szerokich rzesz, a nie pozostawiali tego pola do uprawy pisarzom
świeckim, np. K. Dobrowolski [Umyslowość i moralność spoleczeristwa staro-
polskiego, [w:] Kultura Staropolska, Kraków 1932, s. 168-204], J. Bystroń
[Dzieje obyczajów..., zob. Bibliografia], S. Czarnowski [dz. cyt.]; dopiero
wówczas przekonalibyśmy się, czy katolicyzm stwarzał u nas uczucia o tak
wysokim napięciu jak prześladowany unitarianizm.
(s. 368-369) Cerme i niesłychanie ciekawe Dzieje obyczajów w Polsce Jana
Stanisława Bystronia szwankują niestety pod kilku względami: l. autor robi
uogólnienia na obszarze kilku wieków, nie zaznaczając wyraźnie, które objawy
należą do której epoki, dlatego w jego książce nie widać właściwych Dziejów
zmieniających się w czasie. 2. Wszystko umieszczone jest w jednej płaszczyź-
nie, jakby życie religijne i państwowe znaczyło dla Polski tyleż co strój,
zaprzęg, pohulanka lub stosunek do służby. 3. W książce panuje ton ośmie-
szania i banalizowania życia staropolskiego przy zupełnym braku spostrzeżeń
porównawczych. 4. Brak bibliografii i źródeł uniemożliwia nie tylko kontrolę
nad wnioskami autora, ale i rozmieszczenie faktów w czasie i przestrzeni;
żaden też z czytelników tego dzieła nie domyśli się, ile autor zawdzięcza
swym poprzednikom: Aleksandrowi Brucknerowi [Dzieje kultury..., zob. Bi-
bliografia] i Waleremu Łozińskiemu [Żyeie polskie..., zob. Bibliografia].
(s. 371) Uwagi, które wypowiedziałem o kulturze politycznej wieku XVI
na Zjeździe im. Kochanowskiego w dyskusji nad referatem J. Siemieńskiego
[Kultura polityczna Polski w. XIiI, [w:] Kultura Staropolska...], nie zostały
należycie zrozumiane (zob. Pamigtnik, s. 52-61). [Dyskusja nad tym referatem
[w:] Pamigtnik Zjazdu Naukowego im. Jana Kochanowskiego w Krakowie
8 i 9 czerwca 1930, Kraków 1931, wypowiedź W. Konopczyńskiego tamże,
s. 52-57]. Prof. Kutrzeba [tamże, s. 57] zarzucił mi, że oceniam wartość sił
państwowych dawnej Polski jedynie pod kątem widzenia rozbiorów, chociaż
mówiłem tylko o czasach zygmuntowskich, a nie stanisławowskich, przypisał
mi też ideologię "szkoły historycznej krakowskiej", której samo istnienie
kwestionuję, a z której ideologią polityczną niewiele mam wspólnego. Dyr.
Siemieński [odpowiedź J. Siemieńskiego, tamże, s. 58-61] powiązał z ową
ideologią czyjś trójlojalizm, zalecał czyjąś lepszą metodę porównawczą, a za-
miast ścisłego zestawienia przyczyn i skutków radzi "bilansować" ogólny
386
wynik epoki - "olśniewająco dodatni". Aby mu dogodzić, należałoby pisząc
o wieku XVI wykreślić sobie z pamięci nie tylko rozbiory, ale i wiek XVII,
nie pytać, w jakiej formie mogli Polacy realizować swój ideał ustrojowy-
bo obiektywnie dobrej formy nie ma; najlepiej wyrzec się "historycznego"
(to znaczy zapewne historyczno-politycznego) poglądu na rzeczy, bo prosty
opis ustroju robi lepsze wrażenie. Cechy zasadnicze, wytworzone w wiekach
XV i XVI - twierdzi Siemieński w uderzającej zgodzie z konfederatem bar-
skim Wielhorskim - były dobre, tylko że potem przyszły odchylenia. Otóż te
cechy to, krótko mówiąc, unanimitas na sejmach, elekcja viritim, brak egze-
kutywy, nieusuwalność urzgdników, sejmikowa decentralizacja, upośledzenie
miast, ucisk i wyzysk chłopów. A obok tego wszystkiego rzecz dla oceny
kultury politycznej najważniejsza, a przez moich krytyków pomijana - nie-
umiejętność przewidywania i realizowania celów politycznych, z wyjątkiem
szlachecko-klasowych.
(s. 375) Już po ukończeniu druku 1 tomu tej pracy wyszła książka ks. W. Ba-
ranowskiego Wielka tajemnica psychiki narodu polskiego, Poznań 1936; wy-
wodów autora, jak i obrad ostatniego zjazdu ku czci Piotra Skargi nie mogliœ-
my ju¿ uwzglêdniæ.
Bibliografa
Zygmunt I (1506-1548)
W pół wieku po J. Szujskim, który w swych Dziejach Polski, t. 2. Kraków 1862,
s. 156-250, opracował źródłowo (jak na owe czasy) panowanie Zygmunta I,
przedstawił tę epokę E. Zivier w Neuere Geschichte Polens, t.1, Gotha 1915, s.
1-478; c.d. Roepella i Cara [R. Roepell Geschichte Polens cz. l: Mittelalter,
Hamburg 1840; J. Caro Geschichte Polens 1300 bis 1350, t. 2, Gotha 1863, t. 3,
Gotha 1869]. Z Polaków opowiedzieli potem te dzieje: O. Halecki, dwukro-
tnie: raz schematycznie według zagadnień w Historu politycznej Polski, [w:]
Encyklopedii Polskiej Akademii Umiejgtności, t. 5, Kraków 1923, s.1-123, drugi
raz w ciągłej narracji [w:] Polska, jej dzieje i kultura, Warszawa 1927, s.
198-342 tudzież L. Kolankowski [w:] Wiedza o Polsce, t. la, Warszawa
[1930] s. 267-305.
Poszczególne odcinki opracowali: A. Pawiński Mlode lata Zygmunta Sta-
rego, Warszawa 1893; L. Finkel Elekcja Zygmunta I, Kraków 1910; tenże
Polityka ostatnich Jagiellonów, [w:] Pamigtnik Zjazdu Historyczno-Literac-
kiego im. M. Reja 1906, Kraków 1910.
Wojny moskiewskie: S. Herbst Wojna moskiewska 1507 1508, [w:] Ksigga
ku czci Oskara Haleckiego, Warszawa 1935, s. 29-54; E. J. Kaśprowskij Bor'ba
I asilija III s Sigismundom I, 1507-1522, "Sbornik Istoriko-Filologićeskogo
Obśćestwa pri Institute kn. Besborodko v Neźine", R. 2: 1899; L. Kolankow-
ski Zygmunt August wielki książg Litwy, Lwów 1913, s. 93-189; J. Natan-
son-Leski Dzieje granicy wschodniej Rzplitej, Lwów-Warszawa 1922.
Tatarszczyzna: K. Pułaski Stosunki z Mendli Girejem [chanem Tatarów
perekopskich 1469-1515. Akta i listy], Warszawa: [faktycznie Kraków] 1881;
oraz Mechmet Girej i stosunkijego z Polską, Petersburg 1898; L. Kolankowski
[Zygmunt August wielki książg Litwy, Lwów 1913].
Wołoszczyzna: K. Pułaski Wojna Zygmunta I z Bohdanem, wojewodą mol-
dawskim w r. 1509, Kraków 1887; A. Jabłonowski Sprawy woloskie za Jagiel-
lonów, [w:] Źródla Dziejowe, t. 10, Warszawa 1878; A. Czołowski Bitwa pod
Obertynem, "Kwartalnik Historyczny", R. 4: 1890.
Habsburgowie i Francja: H. LTbersberger sterreich und Russland 1488-
-1605, Wien 1906; A. Hirschberg Przymierze z Francją [z roku 1524. Ustgp
z dziejów polityki polskiej za Zygmunta I], Lwów 1882; tenże J. Łaski
sprzymierzericem sultana tureekiego, Lwów 1879.
Sprawa pruska: J. Vota Der Untergang des Ordensstaates Preussen, Mainz
1911; E. Joachim Die Politik des letzten Hochmeisters in Preussen, Leipzig
1892-1895; B. Dembiński Ostatni mistrz zakonu niemieckiego, Kraków 1925;
A. Werminghoff Der Hochmeister des deutschen Ordens und das Reich bis
1525, "Historische Zeitschrift", R. 110: 1913; L. Kolankowski Kandydatura
Jana Albrechta Hohenzollerna na biskupstwo plockie, Lwów 1906; P. Karge
388
Herzog Albrecht von Preussen und der deutsche Orden, "Altpreussische Mo-
natschrift", R. 49: 1902. Por. też życiorys Albrechta S. Bodniaka w Polskim
Slowniku Biograficznym, t. l, Kraków 1935.
Inflanty: F. Koneczny Walter von Plettenberg, Kraków 1892.
Sprawa węgierska: S. Smolka Po bitwie mohackiej, Warszawa 1883; W. Ka-
mieniecki Pobyt J. Zapolyi w Polsce w r. 1528, "Przegląd Historyczny", R. 5:
1907; J. Pajewski Stosunki polsko-węgierskie i niebezpieczeństwo tureckie
1516-26, Warszawa 1930; tenże Węgierska polityka Polski 1540-1571, Kra-
ków 1932.
Mazowsze: S. Lukas Przylączenie Mazowsza do Korony Polskiej, "Prze-
wodnik Naukowy i Literacki", R. 3:1875.
Sprawy dynastii Jagiellonów: A. Przeździecki Jagiellonki polskie w Xlil w.,
Kraków 1868-1878, 5 tomów.
Skarb i wojsko: A. Blumenstock Plany reform skarbowych Zygmunta I,
"Przewodnik Naukowy i Literacki", R. 16: 1888; J.T. Lubomirski Trzy roz-
dzialy z historu skarbowości w Polsce 1507-1532, Kraków 1868; L. Kolankow-
ski Obrona Rusi za Jagiellonów, [w:] Ksiggapamiątkowa ku czci B. Orzechowicza,
"
Lwów 1916; tenże Roty koronne na Rusi i Podolu, "Ziemia Czerwińska, R. l:
1935. Studia nad monetą M. Gumowskiego [Wplywy polskie na pienigżne
stosunki Śląska w pierwszej polowie XIiI w.], Kraków 1915 i M. Grażyńskiego
[Reformy monetarne w Polsce w latach 1526-1528 i ich geneza), "Przegląd
Historyczny", R. 42:1913. Niektóre sprawy sejmowe naświetlił W. Konopczyński
Liberum veto, cz. 2, Kraków 1918; W. Pociecha Walka sejmowa o przywileje
"
Kościola w Polsce I520-37, "Reformacja w Polsce, R. 2:1922.
Korektura praw: S. Kutrzeba Historia źródel prawa polskiego, Lwów 1925.
Stosunki na Litwie: M. Lubavskij Litovsko-russkij sejm, Moskva 1901; N. A.
Maksimejko Sejmy litovsko-russkogo gosudarstwa, Charkov 1902; L. Kolan-
kowski [Zygmunt August wielki książg Litwy, Lwów 1913].
Życiorysy: W. Zakrzewski Rodzina Łaskich w XI,I w., "Ateneum", R.1:1876;
J. Kieszkowski Kanclerz Krzysztof Szydlowieeki, Kraków 1912; A. Hirschberg
Hieronim Łaski, Lwów 1888; H. Folwarski Erazm Ciolek, Warszawa 1935;
W. Bogatyński Hetman Jan Tarnowski, "Przegląd Polski", R. 48: 1913-1914;
K. Hartleb Jan z Ocieszyna Ocieski, Lwów 1917; J. Ptaśnik Bonerowie, "Rocznik
Krakowski", R. 7:1905; krótkie życiorysy pióra W. Pociechy: Anny Jagiellonki
(żony Ferdynanda I) Barbary Zapolyi, Barbary Radziwiłłówny i królowej Bony
w Polskim Slowniku Biograficznym, t. 1-2, Kraków 1935-1936.
Zygmunt August (1548-1572)
Nasza znajomość czasów Zygmunta Augusta zrobiła od ukazania się dzieła
E. Ziviera [Neuere Geschichte Polens, t. l, Gotha 1915, s. 378-479] znaczne
postępy, zwłaszcza w zakresie spraw litewskich i bałtyckich. Przodują w tych
badaniach O. Halecki i L. Kolankowski. Nie straciły jednak wartości prace
dawniejsze, przede wszystkim studia J. Szujskiego: Charakterystyka Zygmunta
Augusta, Ostatnie lata Zygmunta Augusta i Anna Jagiellonka, Stosunki dyplo-
matyczne Zygmunta Augusta z domem austriackim, [w:] Opowiadania i roz-
trząsania, t.1-2, Kraków 1885-1886.
389
O stosunkach z Mołdawią, Węgrami i Turcją: A. Jabłonowski [Sprawy wo-
łoskie za Jagiellonów, Warszawa 1878]; B. Kudelka Jakub Heraklides Despota
wobec Polski i Austrji, "Kwartalnik Historyczny", R. 26: 1912; J. Pajewski
Wggierska polityka Polski 1540-1571, Kraków 1932; tenże Projekt przymierza
polsko-tureckiego za Zygmunta Augusta, [w:] Ksigga ku czci O. Haleekiego,
Warszawa 1936, s.185-202.
Sprawy moskiewskie: H. IJbersberger sterreich und Russland 1488-1605,
Wien 1906; J. Natanson-Leski [Dzieje granicy wschodniej Rzplitej, Lwów-
-Warszawa 1922]; S.M. Solov'ew Istoria Rossii s dervnejśich vremen, t. 6,
Moskva 1856; K. Piwarski Niedoszla wyprawa tzw. radoszkowicka Zygmunta
"
Au usta na Moskwg, "Ateneum Wileńskie, R. 5:1928.
Walka o Inflanty: A. Szelągowski Walka o Baltyk, Lwów 1904; G.V. For-
sten Baltijskij vopros v XVI i XTilI stolet ach, Petersburg 1894; H. Almquist
Svenskafolkets historia, t. 2, Lund 1922 [faktycznie 1918]; A. Kłodziński Sto-
sunki Polski i Litwy z InfZantami przed r. 1556/7, "Kwartalnik Historyczny",
R. 22: 1908; G. O. F. Westling Det nordiska sjuarskrigets historia, Stockholm
1880; S. Karwowski Wcielenie InfZant do Litwy i Polski, Poznań 1873;
W. Krasiński Przyczynek do historji dyplomacji w Polsce,1566-1572, Kraków
1872; S. Bodniak Kongres szczeciński, Kraków 1929.
Prusy Książęce: P. Karge Kurbrandenburg und Polen 1548-1563, "Forschun-
gen zur Brandenburgischen und Preussischen Geschichte", R. 9: 1898; W. So-
bieski Walka o Pomorze, Poznań 1928; A. Vetulani Lenno pruskie. [Od trak-
tatu krakowskiego do śmierci ksigcia Albrechta 1525-1568. Studjum historycz-
no prawne, Kraków 1930]; A. Pawiński Sprawy Prus Książgcych za Zygmunta
Augusta, [w:] Źródlach Dziejowych, t. 8 Warszawa 1879.
Początki floty polskiej: A. Czołowski Marynarka w Polsce, Warszawa-Kra-
ków-Lwów 1922; S. Bodniak Pierwsi strażniey morza, [w:] Ksigga pamiątko-
wa ku czci W. Sobieskiego, Kraków 1932.
Gdańsk: P. G. Schwarz Die Haltung Danzigs im nordischen Kreiege 1563-70,
"Zeitschrift des Westpreussischen Geschichtsvereins", R. 49:1907.
Ruch religijny: W. Zakrzewski Powstanie i wzrost reformacji w Polsce,
Lipsk 1870; N. Lubović Istoria reformacji v Pol'śe, Warszawa 1883; W. Kra-
sieński Zarys dziejów powstania i upadku reformacji w Polsce, Warszawa 1903;
J. Bukowski Dzieje reformacji w Polsce, Kraków 1883-1886, 2 tomy; K. V lker
Der Protestantismus in Polen auf Grund der einheimischen Geschichtsschreibung,
Leipzig 1910; T. Wotschke Geschichte der Reformation in Polen, Leipzig 1911;
A. Bruckner Reformacja, [w:] Literatura staropolska, Kraków 1932; S. Bodniak
Walka o interim na sejmie warszawskim 1556-57 r., "Reformacja w Polsce"
R. 5:1928; O. Halecki Zgoda sandomierska 1570 r., Kraków 1915; S. Szczotka
Synody arjan polskich 1569-1662, "Reformacja w Polsce", R. 7-8: 1935-1936;
T. Grabowskiego studia o literaturze kalwińskiej, ariańskiej i luterańskiej
w Polsce [Literatura arjańska w Polsce 1560-1660, Kraków 1908; Z dziejów li-
teratury kalwirźskiej w Polsce 1550-1650, Kraków 1906; Literatura luterska
w Polsce wieku XI I.1530-1630, Poznań 1920]; B. Dembiński Rzym a Europa
przed rozpoczgciem trzeeiego okresu soboru trydenckiego, Kraków 1890; S. Za-
łęski Jezuici w Polsce, t. 1, Lwów 1900; por. też zestawienie bibliograficzne
w Historu Kościola J. Umińskiego, t. 2, Lwów 1934.
Idee polityczne: S. Tarnowski Pisarze polityczni XTiI w., Kraków 1886;
390
S. Kot Andrzej Frycz Modrzewski, Kraków 1919; tenże Ideologia polityczna
i spoleczna Braci Polskich zwanych arjanami, Warszawa 1932.
Egzekucja: J.N. Romanowski Otia cornicensia, Poznań 1861; A. Dembiński
Polityczna walka o egzekucjg dóbr królewskich, Warszawa 1935.
Unia z Litwą: O. Halecki Dzieje unjijagiellońskiej, t. 2, Kraków 1921; tenże
Przylączenie Podlasia, Wolynia i Kijowszczyzny, Kraków 1915; L. Kolankowski
Jagiellonowie i unja, Lwów 1936; S. Kutrzeba Unja Polski z Litwą, [w:] Polska
i Litwa w dziejowym stosunku, Kraków 1914. Z rosyjskiego punktu widzenia:
M. Lubavskij Oćerk istorii litovsko-russkogo gosudarstwa, Moskva 1910.
Unia z Prusami: P. Simson Westpreussens und Danzigs Kampf gegen die
polnische Unionsbestrebungen, "Zeitschrift des Westpreussischen Geschichtsve-
reins", R. 37:1897.
Literatura biograficzna dotąd szczupła. A. Eichhorn nakreślił życiorysy:
Hozjusza (Der ermlandische Bischof und Kardinal Stanislaus Hosius, vorzug-
lich nach seinem kirchlichen und literarischen Wirken gesehildert, t. 1-2],
Mainz 1854-1855 i Kromera [Der ermldndische Bischof Martin Kromer als
Schrftsteller, Staatsmann und Kirchenfurst], Braunsberg 1868; T. Wierzbow-
ski - Uchańskiego [Uchańsciana, czyli zbiór dokumentów wyjaśniających
życie i dzialanie Jakuba Ucharskiego], Warszawa 1895. Brak monografii
o kanclerzu Ocieskim, obu Mikołajach Radziwiłłach [J. Jasnowski Mikolaj
Czarny Radziwill. 1515-1565. Kanclerz i marszalek ziemski Wielkiego Ksig-
stwa Litewskiego, wojewoda wileriski, Warszawa 1939], F. Padniewskim,
P. Myszkowskim, Karnkowskim, M. Siennickim [S. Grzybowski Mikolaj
Siennicki, Demostenes sejmów polskich, "Odrodzenie i Reformacja", R. 2:
1957) i R. Leszczyńskim.
Walezjusz i Batory
Przełomowe lata pierwszych bezkrólewi wcześnie ściągnęły na siebie uwagę
takich dziejopisów, jak S. Orzelski [Bezkrólewia ksiąg ośmioro, czyli Dzieje
polskie od zgonu Zygmunta Augusta r. 1572 aż do r. 1576 skreślone przez...,
t. 1-3, Petersburg-Mohylew 1856] i R.S. Heidenstein [De bello moscovitico
commentatorum libri sex, Cracoviae 1584], prędko też stały się przedmiotem
badań źródłowych. Pisali o nich:
E. de Noailles Henri Tralois et la Pologne, Paris 1867; T. Piliński Bezkrólewie
po Zygmuncie Auguście, Kraków 1872; A. Traćevskij Pol'skoe bezkoroleve,
Moskva 1869; W. Sobieski Trybun ludu szlacheckiego, Kraków 1905; tenże
Polska a hugonoci po nocy św. Bartlomieja, Kraków 1910; O. Halecki Die
Beziehungen der Habsburger zum litauischen Hochadel im Zeitalter der Ja-
giellonen, "Mitteilungen des Instituts fur sterreichische Geschichtsforschung",
R. 36: 1915; W. Zakrzewski Po ucieczce Henryka. [Dzieje bezkrólewia
1574-1575), Kraków 1878; K.J. Karttunen Die K nigswahl in Polen, 1575,
Helsingfors 1915; T. Wierzbowski Zabiegi cesarza Maksymiliana II o korong
polską, 1575-1576, "Ateneum", R. 4: 1879; O. Martin Henri de I alois et son
initiation au droit public polonais tudzież Vincenco Pacifici La candidatura di
Afonso d'Este al Regno di Pologna (1574-1576), [w:] Resumes Iil1 Kongresu
Migdzynarodowego Historyków w Warszawie, Warszawa 1933.
391
Zainteresowanie Batorym wzmogło się szczególnie w związku z trzechsetną
rocznicą jego śmierci.
W. Zakrzewski w referacie: Stefan Batory, przegląd historji jego panowania
i program dalszych nad nią badari, Kraków 1887, dał kolegom i uczniom
wskazania programowe, z których niektóre zresztą spełniali jeszcze przedtem
inni badacze: A. Pawiński Skarbowość w Polsce i jej dzieje za Stefana Bato-
rego, [w:] Źródła Dziejowe, t. 8, Warszawa 1881 i inne rozprawy; [A. Pawiński
Stefan Batory pod Gdariskiem w 1576-1577 r., Warszawa 1877; tenże Początki
panowania Stefana Batorego 1575-1577 r., Warszawa 1877; tenże Księgi pod-
skarbiriskie z czasów Stefana Batorego 1576-1586, Warszawa 1881; tenże Akta
metryki koronnej za czasów Stefana Batorego, Warszawa 1882]; O. Balzer Ge-
neza Trybunalu Koronnego, Warszawa 1886; T. Wierzbowski Wincenty Laureo,
Warszawa 1887.
Najnowsze opracowania czasów batoriańskich wyszły spod pióra W. So-
bieskiego [Henryk Walezy, Stefan Batory, Zygmunt III 1572-1632, [w:]
Encyklopedja Polska, t. 5: Historia polityczna Polski, cz. 2: Od r. 1506
do r.1775, Kraków 1923] oraz [w:] Polska,jej dzieje i kultura, Warszawa 1927;
on też dał najnowszą charakterystykę króla: Syn ziemi siedmiogrodzkiej,
"Rocznik Polskiej Akademii Umiejętności", R. 58:1933.
Dzięki poparciu Polskiej Akademii Umiejętności, a głównie W. Zakrzewskiego,
czasy Stefanowe należą dziś do najlepiej zbadanych epok naszej przeszłości.
Wyniki półwiekowych dociekań zebrane zostały z okazji czterechsetlecia urodzin
Batorego w księdze jubileuszowej: Etienne Batory, roi de Pologne, prince de
Transylvanie, Cracovie 1935, wydanej staraniem akademu węgierskiej i polskiej
z udziałem ośmiu autorów węgierskich i dziesięciu polskich. Odsyłając specjali-
stów do bibliografii, zebranej tam przez E. Lukinicha [Bibliographie Hongroise
d'Etienne Bathory] i K. Lepszego [Bibliographie polonaise d'Etienne Batory),
podajemy dla szerszego ogółu czytelników wskazówki najważniejsze:
Sprawy gdańskie i bałtyckie badali: A. Szelągowski Z dziejów wspólzawod-
nictwa Anglu i Niemiec, Rosji i Polski, Lwów 1910; K. Lepszy Stefan Batory
a Gdarisk, "Rocznik Gdański", R. 6: 1932; tenże Strażnicy morza Stefana
Batorego, tamże, R. 7:1933; tenże Prusy Książgce a Polska w latach 1576-78
[w:] Ksigga pamiątkowa ku czci W. Sobieskiego, Kraków 1932; F. Bostel
Przeniesienie lenna pruskiego na elektorów brandenburskich, "Przewodnik Na-
ukowy i Literacki", R.11:1883.
Wojna z Iwanem IV: V. Novodvorskij Bor'ba za Livoniu, Petersburg 1904;
J. Natanson-Leski Epoka Stefana Batorego w dziejach granicy wschodniej Rze-
czypospolitej, Warszawa 1930; K. Górski Pierwsza, druga i trzecia wojna Ba-
"
tore o z Wielkim Ksi stwem Moskiewskim, "Biblioteka Warszawska, R. 52:
1892; T. Korzon Dzieje wojen i wojskowości w Polsce, t. 2, Kraków 1912;
P. Pierling Le Saint Siege la Pologne et Moscou, Paris 1885.
Polityka zagraniczna: W. Nowodworski Stosunki Rzeczypospolitej ze Szwecj
i Danią za Stefana Batorego, "Przegląd Historyczny", R.12:1911; H. Almquist
"
Johan III och Stean Batori dr 1582, "Historisk Tidskrift, R. 29: 1909;
L. Boratyński Stefan Batory, Hanza i powstanie Niderlandów, "Przegląd
Historyczny", R. 6:1908.
Inflanty: T. Schiemann Russland, Polen und Livland bis ins 17. Jahrhundert,
t. 2, Berlin 1887; E. Seraphim Livlandische Geschichte von der "Aufsegelung"
der Lande zur Einverlebung in das russische Land, Reval 1904.
392
Kozaczyzna: A. Storoźenko Stefan Batory i dneprovske kazaki, Kiev 1904;
A. Jabłonowski Trechtymirów, "Kwartalnik Historyczny", R. 18: 1904; tenże
Kozaczyzna a legitymizm, "Ateneum", R. 21: 1896, M. S. Hrusevs'kyj [Istorija
Ukraiizy-Rusy, t. 7, Lviv 1909).
Stosunki z Rzymem i sprawy religijne: E. Kuntze i T. Glemma w księdze
jubileuszowej [E. Kuntze Les rapports de la Pologne avec Ie Saint-Siege
a I'epoque d'Etienne Batory, [w:] Etienne Batory, roi de Pologne, prince de
Transylvanie, Cracovie 1935; T. Glemma Le catholicisme en Pologne a I'epoque
d'Etienne Batory, tamże]; S. Załęski [Jezuici w Polsce, t.1, Lwów 1900].
O sprawie Zborowskich wszystkie prace są nieco przestarzałe.
Polityka sejmowa: J. Siemieński w księdze jubileuszowej [La politique par-
lamentaire en Pologne du roi Etienne Batory, [w:] Etienne Batory, roi de Polo-
gne, prince de Transylvanie, Cracovie 1935).
Ostatnie plany wojenne: L. Boratyński Stefan Batory i plan Ligi przeciw
Turkom 1576-I584, Kraków 1903; S. Załęski Wojenne plany Stefana Batorego
1583-86, "Przegląd Powszechny", R. 2-3:1894; K. Tyszkowski Poselstwo Lwa
Sapiehy do Moskwy w 1584 r., "Przewodnik Naukowy i Literacki", R. 48:1920.
Zyciorysy: J. Zamoyskiego - W. Nowodworski [J. Zamoyski. Jego życie
i dzialalnośćpolityezna], Petersburg 1898; Olbrachta Łaskiego - A. Kraushar
[Olbracht Łaski, t. 1-2], Warszawa 1882; J. Uchańskiego - T. Wierzbowski
[Uchańsciana, czyli zbiór dokumentów wyjaśniającyeh życie i dzialalność Jakuba
Uchańskiego, t. 5], Warszawa 1895; Anny Jagiellonki [K. Lepszy i W. Sobieski
[w:] Polski Sfownik Biograficzny, t. l, Kraków 1935].
Zygmunt III (1587-1632)
Po J.U. Niemcewiczu Dzieje panowania Zygmunta III, Warszawa 1819,
i F. Siarczyńskim Obraz wieku panowania Zygmunta III, Lwów 1828, któ-
rych prace wciąż jeszcze bywają cytowane ze względu na szczegóły wzięte
z nieznanych dziś rękopisów, po J. Szujskim [Dzieje Polski, t. 1-4, Lwów
1862-1866), T. Morawskim [Dzieje narodu polskiego w krótkości zebrane dla
matek i niższych nauczycieli, t. 3: Królowie obieralni, Poznań 1871], J. Mora-
czewskim [Dzieje Rzeczypospolitej Polskiej, t. 5-6, Poznań 1849=1851], sta-
rannie przedstawił dzieje pierwszego Wazy A. Sokołowski Ilustrowane Dzieje
Polski, t. 3, Wiedeń 1896-1901 [faktycznie t. 3 ukazał się w 1898 r.]. Ostatnie
opracowanie całości dał W. Sobieski w Encyklopedji Polskiej [W. Sobieski
Henryk Walezy, Stefan Batory, Zygmunt III, [w:] Encyklopedja Polska t. 5;
Historia polityczna Polski, cz. 2: od r.1506 do r.1775, Kraków 1923.]
O stanie badań monograficznych informuje W. Dobrowolska w Ksigdze ju-
bileuszowej ku czci dra W. Sobieskiego, Kraków 1932, [Czasy Zygmunta III.
Bibliografia, stan badari, postulaty]. Z prac prze nią zarejestrowanych oraz
niektórych innych, zwłaszcza cudzoziemskich zwracamy uwagę na kilkadzie-
siąt pozycji ważniejszych.
Bezkrólewie i walka o tron: J. Caro Das Interregnum Polens im Jahre 1587,
Gotha 1861; H. Almquist Den politiska krisen och konungvalet i Polen 1587,
Goeteborg 1916; C. Nanke Z dziejów polityki Kurji Rzymskiej wobec Polski
1587 1589, Lwów 1921; J. Macurek Dozvuky polskeho bezkralevi z r. 1587,
393
Praha 1920; K. Lepszy Walka stronnictw w pierwszych latach panowania Zyg-
munta III, Kraków 1929; tenże Oblgżenie Krakowa przez Maksymiliana, Kra-
ków 1929; tenże wykańcza pracę o sejmie inkwizycyjnym [Rzeczpospolita Pol-
ska w dobie sejmu inkwizycyjnego 1589-1592, Kraków 1939].
Powikłania południowo-wschodnie: O.J. Sas Stosunki polsko-tureckie w
pierwszych latach Zygmunta III, "Przegląd Powszechny", R. 4: 1897; tenże
Uklady o ligg przeciw Turkom za Zygmunta III, tamże 1899; J. Macurek Za-
pas Polska a Habsburku o pristup k Ćernemu mori na sklonku 16 stoleti,
Praga 193 l.
Unia: E. Likowski Unja brzeska, wyd. II, Warszawa 1907; J. Pełesz Ge-
schichte der Union der ruthenischen Kirche mit Rom, Wien-Wurzburg 1881; !
J. Tretiak Piotr Skarga w dziejach i literaturze unji brzeskiej, Kraków 1912; i
K. Lewicki Książg Konstanty Ostrogski a unja brzeska, Lwów 1933; K. Cho-
dynicki Kościól prawoslawny a Rzeczpospolita Polska. Zarys historyczny ;
1370-1632, Warszawa 1934.
Sprawy dysydentów i dyzunitów: E. Barwiński Zygmunt III i dysydenci,
"
Reformacja w Polsce", R.1:1921; W. Sobieski Nienawiść wyznaniowa tlumów
za Zygmunta III, Warszawa 1905; tenże Czy Skarga byl turbatorem Ojczyzny,
[w:] Studia historyczne, Lwów 1912; T. Grabowski Piotr Skarga na tle kato-
lickiej literatury religijnej Xl I w., Kraków 1912; M. Berga Un predicateur ;
de la Cour de Pologne sous Sigismond I11, Pierre Skarga, Paris 1916; S. Za- I
łęski Jezuici w Polsce, t. 2, Lwów 1901; P. Źuković Sojmovaja bor'ba pravo-
slavnego zapadno-russkogo dvorianstva s cerkovnoj unej, Petersburg 1903-1911,
2 tomy.
Zatarg szwedzki: S. Tunberg Sigismund och Sverige, Uppsala 1917-1918, !
2 tomy; H. Almquist Bidrag till kaennedomen om striden mellan konung Sigis-
mund och hertig Karl 1598-1599, G teborg 1916; tenże Svenskafolkets histo- '
ria, t. 2: [Reformationstiden och stormarktstidens foerra skede, Lund 1918];
K. Tyszkowski Z dziejów wyprawy Zygmunta III do Szwecji w r.1598, Lwów
1927; W. Sobieski Henryk ITi wobec Polski i Szwecji 1602-1610, Kraków 1907.
Kryzys rokoszowy: S. Kot Kazania sejmowe P. Skargi, Kraków 1925;
T. Wierzbowski Krzysztof Warszewicki i jego dziela, Warszawa 1882; A. So-
kołowski Przed rokoszem, Kraków 1887; H. Schmitt Rokosz Zebrzydowskiego,
Lwów 1858; W. Sobieski Pamigtny sejm, Warszawa-Kraków 1913; A. Strzele-
cki Sejm z r. 1605, Kraków 1921; tenże Udzial i rola różnowierstwa w rokoszu
Zebrzydowskiego, "Reformacja w Polsce", R. 7-8: 1935-1936; C. Chowaniec
Poglądy polityczne rokoszan wobec doktryn monarchomachów francuskich,!
tamże, R. 3:1924. '
Sprawy moskiewskie: K. Tyszkowski Poselstwo Lwa Sapiehy w Moskwie ;
1600 r., Lwów 1927; H. Almquist Sverige och Russland, Uppsala 1907;I
A. Hirschberg Dymitr Samozwaniec, Lwów 1898; tenże Maryna Mniszchówna,
Lwów 1908; W. Sobieski Dymitr Samozwaniec a Polska, [w:] Studya histo-
ryczne, Kraków 1912; tenże Żółkiewski na Kremlu, Warszawa 1920; K. Lep-
szy La crise revolutionnaire 1584-1614, Paris 1906, z wykazem literatury;
z Rosan najważniejsi: M.S. Solov'ey [Istoria Rossii, t. 8, Moskwa 1866],
E. N. ćepkin [ Wer war Pseudodemetrius, "Archiv fur Slavische Philologie", ;
R. 21-22: 1899-1900]; V.S. Ikonnikov [Dmitrij i Sigismund III, "Ćtenija ;
v Istorićeskom Obśćestve Letopisa Nestora", R. 4: 1890], S.F. Platonov
[Oćerki po istorii smuty v moskovskom gosudarstve XT I XI II v., Petersburg
394
1899]; A. Weryha-Darowski Szkice historyczne, Petersburg 1895; K. Tysz-
kowski Wojna o Smoleńsk 1613-15, Lwów 1932.
Rozkład wewnętrzny: O konfederacjach wojskowych nie drukowana praca
A. Michałka; W. Łoziński Prawem i lewem, wyd. II, Lwów 1904, 2 tomy;
W. Konopczyński Liberum veto, Kraków 1918; A. Szelągowski Pieniądz
i przewrót cen w Polsce w XT I i XTi Il w., Lwów 1902.
Prusy: F. B9ste1 Przeniesienie lenna pruskiego na elektorów brandenburskich
"
Przewodnik Naukowy i Literacki", R. ll: 1883; W. Sobieski Walka o pro-
gramy i m tody rządzenia w Prusach Książęcych, [w:] Prusy Wschodnie, przy-
szlość i teraźniejszość, Poznań 1932.
Kozaczyzna: P.A. Kuliś Istoria vossoedinenia Rusi, Petersburg 1874-1877,
3 tomy; M. Hruśevs'kyj Istori a Ukrainy-Rusy, t. 6-7, Kiev 1907, 1913;
A. Jabłonowski Historia Rusi Poludniowej, Kraków 1912; F. Rawita Gawroń-
ski Kozaczyzna ukrainna, Warszawa 1923.
Stosunek do wojny trzydziestoletniej: M. Dzieduszycki Krótki rys dziejów
i spraw Lisowczyków, Lwów 1842-l844, 2 tomy; E. Barwiński Przymierze
polsko-austriackie r. 1619, "Przewodnik Naukowy i Literacki", R. 24: 1896
A. Szelągowski Śląsk a Polska wobec powstania czeskiego, Lwów 1904.
Zapasy z Turcją: E. Suwara Przyczyny i skutki klgski cesarskiej, Kraków
1930; J. Tretiak Historia wojny chocimskiej, wyd. II, Kraków 1921; W. Dobro-
wolska Książgta Zbarascy w walce z hetmanem Żólkiewskim, Kraków 1930.
Wojna ze Szwecją: A. Szelągowski [Śląsk a Polska wobec powstania czeskie-
go], Lwów 1904; tenże O ujściu Wisly. Wielka wojna pruska, Warszawa 1905
G. V. Forsten [Baltijskij vopros v Xlil i XIilI stolotiach 1544-1648, t. 2: Bor 'ba
,Śvecu s Pol ej i Gabsburskim domom (30-letniaja vojna), Petersburg 1894];
A. Gindely Die maritimen Plane der Habsburger, Wien 1891; G. Wittrock Gus-
taw Adolf, Stuttgart 1930; J. Paul Gustaw Adolf, t. 1-3, Leipzig 1927-1932;
K. Tyszkowski Gustaw Adolf wobec Polski i Moskwy 1611-16, Lwów 1930
A. Czołowski Marynarka w Polsce [Warszawa-Kraków-Lwów 1922]; M. Ci-
chocki Medjacja Francji w rozejmie altmarskim r. 1629, Kraków 1926.
Schyłek: A. Szelągowski Sprawa reformy elekcji za panowania Zygmunta III,
Lwów 1912; C. Wejle Sveriges politik mot Polen 1630-1635, Uppsala 1901.
Charakterystyka Zygmunta III: C. Lechicki Mecenat Zygmunta I11 i życie
um slowe najego dworze, Warszawa 1932.
Zyciorys nakreślili: Żółkiewskiego - A. Prochaska [Hetman Stanislaw
Żólkiewski, Warszawa 1927], A. Sliwiński [Hetman Stanislaw Żólkiewski
Warszawa 1922]; Chodkiewicza - tenże [Jan Karol Chodkiewicz, Warszawa
1923]. Brak życiorysów Lwa Sapiehy, Krzysztofa i Janusza Radziwiłłów, Jana
Ostroroga.
Czasy Władysława IV
Początki i schyłek tego panowania znamy lepiej niż lata środkowe; stosunki
wewnętrzne - mimo istnienia znakomitych pamiętników Albrechta Stanisława
Radziwiłła [Pamigtnik o dziejach w Polsce, t. 1-3, Warszawa 1980] - gorzej
niż politykę zagraniczną.
Całość zobrazował wspaniale L. Kubala w życiorysie Jerzego Ossolińskiego:
395
Jerzy Ossoliriski, Lwów 1883, 2 tomy; w Encyklopedji Polskiej Akademii
Umiejętności okres ten opracował J. G. Krajewski (Władysław IV, [w:] Ency-
klopedja Polska, t. 5: Historia polityczna Polski, cz. 2, Od r. 1506 do r. 1775,
Kraków 1923; nieco charakterystycznych szczegółów zebrał i dorzucił A. Śli-
wiński Król Wladyslaw IIi, Warszawa 1925.
Na bezkrólewie 1632 r. nowe światło rzucili: A. Szelągowski Uklady króle-
wicza Wladyslawa i dysydentów z Gustawem Adolfem r. 1632, "Kwartalnik
Historyczny", R. 18: 1904 [faktycznie: R. 13: 1899]; J.G. Krajewski Wlady-
slaw IV a korona szwedzka, "Biblioteka Warszawska", R. 73: 1913; C. Wejle
Sveriges politik mot Polen 1630-1635, Uppsala 1901: tamże: dzieje walki ,
dyplomatycznej Władysława ze Szwecją do zawarcia rozejmu sztumdorfskiego
(Sveriges politik mot Polen efter Gustaf Adolfs d d till fredsenderhandlingar-
nas upptahande h sten 1634, s. 66-98).
Na szerszym tle, ale mniej ściśle przedstawia politykę zewnętrzną króla
A. Szelągowski Rozklad Rzeszy i Polska za panowania Wladyslawa IIi, Kra-
ków 1907.
Wojna moskiewska: E. Kotłubaj Odsiecz Smoleriska i pokój polanowski,
Kraków 1858; W. Czermak Wojna smoleńska z r. 1633-34 w świetle nowych
źródel, [w:] Studya historyczne, Kraków 1901; T. Korzon Dzieje wojen i woj-
skowości w Polsce, t. 2, Kraków 1912; W. Godziszewski Polska a Moskwa za
Władyslawa I1 , Kraków 1930; tenże Granica polsko-moskiewska wedle pokoju
polanowskiego wytyczona w latach 1634-38, Kraków 1935. Wacława Lipiń-
skiego studia nad wojną smoleńską, częściowo ogłaszane w "Przeglądzie
Historyczno-Wojskowym", dotąd nie zostały ukończone [Dzialania wojenne
polsko-rosyjskie pod Smoleńskiem od października 1632 do września 1633,
"Przegląd Historycż o-Wojskowy", R. 5: 1932; Organizacja odsieczy i dzia-
lania wrześniowe pod Smoleńskiem w r. 1632, tamże, R. 6: 1933; Bój o Żawo-
ronkowe wzgórze i osadzenie Szeina pod Smoleriskiem, tamże, R. 7: 1935;
Kampania zimowa 1633/1634 i kapitulaeja Szeina, tamże, R. 7: 1935).
Zatarg z Gdańskiem: A. Czołowski Marynarka w Polsce, Warszawa-Kra-
ków-Lwów 1922.
Gospodarka, obyczaje i upodobania króla: W. Czermak Na dworze Wlady-
slawa ITi, [w:] Studjach historycznych, Kraków 1901.
Sprawy wyznaniowe: S. Załęski Jezuiei w Polsce, t. 2, Lwów 1901; E. Kot-
łubaj-,Życie Janusza Radziwilla, Wilno 1859; S. Kot Hugo Grotius a Polska,
Kraków 1926; sporo danych czerpiemy z nie drukowanej dotąd historii
panowania Władysława IV, pióra R. Mienickiego.
Kozaczyzna: M. Hruśev'kyj Istorija Ukrainy-Rusy, t. 7-8, Kiev 1909-1922;
M. Dubiecki Kudak, twierdza kresowa i jej okolice, Kraków 1900; W. Tom-
kiewicz Ograniczenie swobód kozackich w r. 1638, "Kwartalnik Historyczny",
R. 44: 1930; tenże Jeremi Wiśniowiecki 1612-1651, Warszawa 1933; A. Czo-
łowski Kudak, przyczynki do zalożenia i upadku twierdzy, "Kwartalnik Histo-
ryczny", R. 40: 1926.
Zatarg z Francją: L. Kubala Królewicz Jan Kazimierz, [w:] Szkice histo-
ryczne, seria I, Lwów 1880. Nieznaną osobistą politykg króla w latach 1637-
-1645 wyjaśnia praca W. Czaplińskiego Wladyslaw IIi wobec wojny 30-let-
niej 1637 1645, (Kraków 1937); K. Waliszewski Polskojrancuskie stosunki
w XIiI1 w., Kraków 1889.
Plan wojny tureckiej i powikłania ukraińskie: W. Czermak Plany wojny
396
tureckiej Wludyslawa II , Kraków 1895; K. Szajnocha Dwa lata dziejóiv nu-
; szych l646 i 1648, Lwów 1869.
Polska w wieku zygmuntowskim
Od czasów Jędrzeja Moraczewskiego Polska w Zlotym Wieku, Poznań 1851,
długo nikt nie próbował u nas przedstawić całokształtu obrazu Polski nowo-
żytnej w jej mocarstwowym okresie 1506-1648. Były próby w literaturze obcej:
H. de Noailles Henri de T ulois, t. 1, Paris 1867; M. Berga, monografia Skargi
[Un predćcateur de la Cour de Pologne sous Sigismond III, Pierre Skarga,
Paris 1916]; J. Riabinin Pol'.śa Xlil i per'voj poloviny XTiII vv., [w:] Kniga dla
ćtenija po istoru novogo vremeni, Moskva 1910. Wreszcie po odbudowaniu
państwa ukazały się trzy wielkie wydawnictwa polskie, omawiające przeważną
część poruszonych tu przez nas zagadnień: A. Brackner Dzieje kultury polskiej,
t. 2, Kraków 1931; zbiorowe dzieło: Kultura staropolska, Kraków 1930; J. Bys-
troń Dzieje obyczajów w Polsce, Warszawa 1934, 2 tomy. Zresztą co do kraju,
zaludnienia, ustroju i gospodarki połskiej sięgać trzeba po informacje do
literatury monograficznej.
Nazwa i godło: S. Kot Wplyw starożytności klasycznej na teorje polityczne
Andrzeja Frycza z Modrzewa, Kraków 1911; O. Balzer Corpus Juris Polonici,
t. 3, Kraków 1906Semkowicz Akta Unji z Litwą, Kraków
1932; A. Chmiel Barwu ć chorągiew polska, Kraków 1919; H. Polaczkówna
Geneza orla piastowskiego, "Rocznik Historyczny", R. 6: 1930; F. Bujak Sto-
lęce Polski, [w:) Studja geograficzno-lzistoryczne, Warszawa-Kraków 1925.
O granicy wschodniej cytowane dzieła J. Natansona-Leskiego [Dzieje gra-
nicy wschodnie; Rzplitej, Lwów-Warszawa 1922; Epoka Stefana Batorego
w dziejach granicv wschodniej Rzeczypospolitej, Warszawa 1930] i W. Godzi-
szewskiego [Granica polsko-moskiewska wedle pokoju polanowskiego, wyty-
czona w latach I634-l638, Kraków 1934].
Kraj. Tymczasowe popularne zestawienie: Z. Gloger Geografia historyc nu
dawnej Pol.ski, Kraków I900. Moc cennych szczegółów daje Ślownik geogra-
ficzny [Króle.stwa Polskiego i innych krajów slowiariskich], t. 1 i następne,
Warszawa 1880; A. Pawiriski, A. Jabłonowski Pol,ska w wieku XTiI pod wzglg-
dc m geograficzno-statystyczrzym w Źródlach Dziejowych, t. 12-23, Warszawa
1883-1911. Brak opracowań Prus Królewskich i Litwy; M. Lubavskij Oblast-
noe delenie i mestnoe upravlenie litovsko-russkogo gosudarstwa, Moskva 1892;
J. Jakubowski Mapa Wielkiego K.sigstwa Litewskiego w polowie XT I w. Czgść
pólnocna, [w:) Atlas Historyczny Polski, Kraków 1928.
O Inflantach: J. Natanson-Leski Epoka Stefana Batorego w dziejach granćcy
v1,schodnćej Rzeczypospolitej, Warszawa 1930; G. Manteuffel Inflanty Polskic,
Poznań 1879 i inne studia; R. Liliedahl Svenskfoervaltning i Livland I6I7
-I634, Uppsala 1933.
Język: Jgzyk polski ijego historću z uwzglgdnieniem innychjgzykóiv nu ziemiaclz
pol.rkęch, [w:) Encyklopec ja Polsku, t. 2-3, Kraków 1915; S. Słoński Historja
jgz ,ku polskiego, Lwów 1934; T. Lehr-Spławiński Jgzyk polski jako zwierciadlo
kultury narodu, Poznań 1935.
, , p ,
Szlachta: E. Starczewski Możnowladzt o olskie na tle dziejó , t. 1, War-
397
szawa 1914 (fakty bez syntezy społeczno-historycznej); W. Smoleński Szlachta
w świetle wlasnych opinij i inne, [w:] Pisma historyczne, t. 3, Kraków 1901.
Jedyna wartościowa monografia o wzroście fortuny magnackiej: A. Tarnawski
Dzialalność gospodarcza J. Zamoyskiego, Lwów 1935.
Mieszczaństwo: J. Ptasiński Miasta i mieszczaristwo w dawnej Polsce, Kra-
ków 1934, oraz przytoczone tam prace.
Duchowieństwo: Prace Abrahama, Fijałka i Zachorowskiego o Kościele
i jego organizacji dotyczą wieków średnich, wobec czego wypada posługiwać
się Encyklopedją Kościelną pod redakcją M. Nowodworskiego, Warszawa
1873, i następnie T. Glemma Le catholicisme en Pologne a I'epoque d'Etienne
Batory we francuskiej księdze jubileuszowej [Etienne Batory, roi de Pologne,
prince de Transylvanie, Cracovie 1935]; M. Morawski Stan Kościoła i ducho-
wieristwa w Polsce 1578-1589, "Kronika Diecezji Kujawsko-Kaliskiej", R. 29:
1935; J. Brzeziński O konkordatach Stolicy Apostolskiej z Polską, Kraków 1892.
Chłopi: M. Bobrzyński Karta z dziejów ludu wiejskiego w Polsce, Kraków
1892; T.J. Lubomirski Rolnicza ludność w Polsce od Xlil do XTilII w., "Bi-
"
blioteka Warszawska, R. 17: 1857, R. 18: 1858, i R. 21: 1861; B. Ulanowski
Wieś polska pod wzglgdem prawnym od XT I do XT III w., Kraków 1894;
J. Rutkowski Poddaristwo wlościan w Polsce i niektórych innych krajach Euro-
py, Poznań 1921; J.T. Baranowski Wieś ifolwark, Warszawa 1914; A. Święto-
chowski Historja chlopów polskich, Lwów-Poznań 1925, 2 tomy (nie uwzględ-
nia najnowszych badań).
Żydzi: H. Gratz Geschichte der Juden, t. 9, wyd. 4, Leipzig 1907; M. Bałaban
Dzieje Żydów w Krakowie i na Kazimierzu, t. l, Kraków 1912: tenże Żydzi
Iwowscy na przelomie Xlil i XIiIl wieku, Lwów 1906 i inne studia.
Gospodarstwo: J. Rutkowski Zarys gospodarczych dziejów Polski, Poznań
1923; E. Stawiski Poszukiwania do historji rolnictwa krajowego, Warszawa
1858; J.T. Baranowski Wieś i folwark, Warszawa 1914; S. Surzycki Rozwój
wiedzy rolniczej w Polsce, Kraków 1928. Inne dane u Pawińskiego i Jabło-
nowskiego [Polska w wieku XIil pod wzglgdem geograficzno-statystycznym,
Warszawa 1883-1911]; J.T. Baranowski Przemysl polski XTi1 w., Warszawa
1919; A. Szelągowski Pieniądz i przewrót cen Xlil i XT Il1 wieku, Lwów 1902; A.
Rybarski Handel i polityka handlowa Polski w XUI stuleciu, Poznań 1928.
Ustrój państwa: G. Lenglich Jus publicum Regni Poloniae, Gdańsk 1761,
2 tomy; S. Huppe I erfassung der Republik Polen, Berlin 1867; A. Rembowski
Konfederacja i rokosz w dawnym prawie polskiem, Warszawa 1893; S. Kutrze-
ba Historja ustroju Polski, Kraków 1905; H. Almquist Polskt f rfattningsliv
"
under Sa ismund III, "Historisk Tidskrift, R. 32:1912.
Monarchizm elekcyjny: T. Silnicki Prawo elekeji królów w dobie Jagiellorź-
skiej, Lwów 1913; S. Kutrzeba Źródla polskiego ceremonialu koronacyjnego,
"Przegląd Historyczny", R. 12: 1911; J. Szujski Artykul o wypowiedzeniu
posluszeństwa, [w:] Dziela, t. 7, Kraków 1888; F. Fuchs Ustrój dworu króla
za Stefana Batorego, [w:] Studja historyczne ku czci W. Zakrzewskiego, Kra-
ków 1908; W. Czermak O dworze Wladyslawa ITi, [w:] Studja historyczne,
Kraków 1901; C. Lechicki Mecenat Zygmunta III, [Warszawa 1932]; S. Tar-
nowski Pisarze polityczni polowy Xlil w., t.1-2, Kraków 1886.
Sejm: M. Karejew Zarys historyczny sejmu polskiego, Warszawa 1893 (prze-
starzałe); S. Kutrzeba Sejm walny dawnej Rzeczypospolitej Polskiej, Warszawa
1922; tenże Sklad sejmu polskiego 1493-1793, "Przegląd Historyczny", R. 2:
398
1906; W. Konopczyński Liberum veto, Kraków 1918; M. Lubavskij Litovsko-
-russk sejm, Moskva 1901; M. Maksimejko Sejm litovsko-russkogo gosudar-
stwa do lublinskoj unii, Charkov 1892.
Senat: W. Konopczyński Geneza i ustanowienie Rady Nieustającej, Kraków
1917.
Urzędy: S. Kutrzeba Urzgdy koronne i nadworne w Polsce, ich początek i roz-
wój do r.1504, Lwów 1903.
Sejmiki: A. Pawiński Rządy sejmikowe [w Polsce 1572-1795 na tle stosun-
ków województw kujawskich], Warszawa 1888; J. Siemiński Organizacja sej-
miku ziemi dobrzyriskiej, Kraków 1906; A. Prochaska Z dziejów samorządu
ziemi chelmskiej, "Przegląd Historyczny", R. 6: 1908; tenże wstępy do trzech
tomów Laudów wiszehskich [Lauda sejmikowe, t. l: Lauda wiszeńskie 1572-
-1648, t. 2: Lauda wiszeńskie 1648-1673, t. 3: Lauda wiszeńskie 1673-1732,
Lwów 1909-1914]. Nie drukowane studia uczniów autora o sejmikach kra-
kowskich, sandomierskich, wołyńskich.
Sądownictwo: O. Balzer Geneza Trybunalu Koronnego, Warszawa 1886; S.
Kutrzeba La reforme judiciaire a I'epoque d'Etienne Batory, [w:] księdze
jubileuszowej [Etienne Batory, roi de Pologne, prince de Transylvanie, Cracovie
1935]; M. H. Jasin'skij Glavnyj litovskij tribunal, Kiev 1901; J. T. Baranowski
Sądy referendarskie, "Przegląd Historyczny", R. 9:1909.
Konfederacje i rokosze: R. Grodecki Konfederacje w Polsce średniowiecznej,
"
Sprawozdania z Czynności i Posiedzeń Polskiej Akademji Umiejętności", R.
4;: 1936; W. Sobieski Król czy tyran? Idee rokoszowe a różnowiercy, "Refor-
macja w Polsce", R. 3: 1926; A. Strzelecki Udzial różnowierców w rokoszu Zebrzydowskiego, tamże, R. 7=8: 1935; A. Rembowski Konfederacja i rokosz w dawnym prawie polskim, Warszawa 1893; A. Michałek, nie drukowana praca
o konfederacjach wojskowych.
Skarbowość: J. Rutkowski Skarbowość polska za Aleksandra Jagielloriczyka,
"
Kwartalnik Historyczny", R. 23: 1909; J.T. Lubomirski Trzy rozdzialy z hi-
storii skarbowości w Polsce 1507-1532, Kraków 1868; M. Gumowski Podręcz
nik numizmatyki polskiej, Kraków 1914; A. Pawiński Skarbowość w Polsce
ijej dzieje za Stefana Batorego, Warszawa 1881.
Wojskowość: T. Korzon Dzieje wojen i wojskowości w Polsce, Kraków 1929;
O. Laskowski Odrgbność staropolskiej sztuki wojskowej, Warszawa 1935;
K. Górski Historja piechoty polskiej, Kraków 1893; tenże Historja jazdy, Kra-
ków 1894; tenże Historja artylerji, Warszawa 1902; K. Hahn Pospolite rusze-
nie wedlug uchwal sejmików ruskich Xlil XliIl I w., Lwów 1928. Por. także:
A. Pawiński Rządy sejmikowe w Polsce 1572-1795 na tle stosunków województw
kujawskich, Warszawa 1888; S. Kempski Wladza bulawy, ["Przegląd Histo-
ryczno-Wojskowy", R. 7:1935].
Idea jagiellońska: J. Klaczko O aneksji w dawnej Polsce, K.raków 1869;
W. Kamieniecki O idei jagiellońskiej, Warszawa 1928; prace O. Haleckiego
i L. Kolankowskiego cytowane wyżej [O. Halecki Dzieje unji jagiellońskiej,
t. 2, Kraków 1921; L. Kolankowski Jagiellonowie i unja, Lwów 1936];
W. Konopczyński [O ideijagiellońskiej], [w:] Umarli mówią, Poznań 1936.
Prusy Królewskie i Gdańsk: G. Lengnich Jus publicum Prussiae Polonae,
Gedani 1758; tenże Jus publicum Civitatis Gedanensis, Gedani 1900; Pomorze
i ziemia chelmińska w przeszlości, Poznań 1927; Gdańsk, Lwów 1928. Praca
zbiorowa pod redakcją S. Kutrzeby.
399
Lenna: A. Vetulani Lenno pruskie [Od traktatu krakowskiego do śmierci ksig-
cia Albrechta 1525-1568. Studjum historyczno prawne, Kraków 1930]; W. So-
bieski Walka o programy i metody rządzenia w Prusaeh Książgcych, w księdze
Prusy Wschodnie, Poznań 1952; Dzieje Prus Wschodnich, praca zbiorowa, To-
ruń 1936 i następne w druku [t. l: Toruń 1935-1936, Gdynia 1937-1938;
z t. 2 ukazały się tylko K. Piwarskiego Dzieje polityczne Prus Wschodnich
(1621-1772), Gdynia 1938]; K. Kantecki Potomkowie krzyżaków, "Przewo-
dnik Naukowy i Literacki", R. 9:1881; S. Bierczyński Ustrój Kurlandji za cza-
sów polskich (rkps).
Religijność staropolska: M. Berga Un predicateur de la Cour de Pologne
sous Sigismond III, Pierre Skarga, Paris 1916; J. Bystroń Dzieje obyczajów
w Polsce, Warszawa 1934; S. Załęski Jezuici w Polsce, t. I-2, Lwów 1900;
S. Kot Ideologja polityczna Braci Polskich zwanych arjanami, Warszawa 1932;
A. Bruckner Różnowiercy polscy. [Szkice obyczajowe i literackie, seria I,
Warszawa 1905]; M. Dzieduszycki Piotr Skarga i jego wiek, Kraków 1869;
L. Chmaj Samuel Przypkowski, Kraków 1927; K. Górski Grzegorz Paweł
z Brzezin, Kraków 1929; J. Bidlo Jednota bratrska w prvnim wyhnastvi, Praha
190 1932, 4 tomy.
Literatura: J. Krzyżanowski [Poezja polska w XIi1 w.], [w:] Kulturze Staro-
polskiej, Kraków 1932; S. Tarnowski Historia literatury polskiej, wyd. II,
Warszawa 1906, 5 tomów; P. Chmielowski Historja literaturypolskiej, Warszawa
1899, 6 tomów; I. Chrzanowski Historja literatury niepodleglej Polski, wyd. X,
Warszawa 1930; G. Korbut Literatura polska, wyd. II, Warszawa 1934, 4 tomy.
Kultura materialna: W. Łoziński Życie polskie w dawnych wiekach, Lwów
1907; J. Bystroń Dzieje obyczajów w Polsce, Warszawa 1934.
Oświata: S. Kot Historja wychowania, wyd. II, Lwów 1934, 2 tomy; A. Kar-
bowiak, J. Łukaszewicz, H. Barycz Historja Uniwersytetu Jagiellońskiego
w Xlil w., Kraków 1935; S. Tync [Szkolnictwo i wychowanie w Polsce XIi1 w.]
w Kulturze Staropolskiej, Kraków 1932. Monografe Uniwersytetu Wileńskie-
go [J. Bieliński Uniwersytet Wileński 1579-1851, t. 1-3, Kraków 189 1900],
Akademii Zamojskiej [J. K. Kochanowski Dzieje Akademji Zamojskiej 1594-
-I 784, Kraków 1899-1900].
O kulturze prawniczej: S. Estreicher [Kultura prawnicza w Polsce XTil w., [w:]
Kultura Staropolska, Kraków 1937].
O kulturze politycznej: J. Siemieński [Polska kultura polityczna w Xlil w.],
tamże, S. Kot Rzeczpospolita Polska w literaturze politycznej Zachodu, Kra-
ków 1919. Z. Gloger Encyklopedja Staropolska, Warszawa 190 1903. 4 tomy;
nowe podobnej treści, dzieło Aleksandra Brucknera w przygotowaniu [Ency-
klopedia Staropolska, t.1-2, Warszawa 1939].
Charakterystyka Polaków: J. Ochorowicz Pierwiastki charakteru narodowe-
go, Warszawa 1907; W. Sobieski Skrzydla i pgta ducha polskiego, "Myśl
Narodowa", R. 6: 1926; A. Górski Cnoty i wady narodu szlacheckiego, War-
szawa 1935; S. Kot Polska Zlotego Wieku wobec kultury zachodniej, [w:] Kultu-
rze Staropolskiej, Kraków 1932.
Głośne w swoim czasie gloryfikacje psychiki polskiej: A. Chołoniewskiego
[Duch dziejuw Polski, Kraków 1917], A. Górskiego [Ku czemu Polska szla?
Warszawa 1918], J.K. Kochanowskiego [Polska w świetle psychiki wlasnej
i obcej. Rozważania, Warszawa 1920, wyd. II, Warszawa 1925], nie znajdują
już dziś naśladowców.