JAREMA MACISZEWSKI
SZLACHTA POLSKA
I JEJ PAŃSTWO
Wyd. II, Warszawa 1986
PRZEDMOWA DO WYDANIA I
Czytelnikowi należy się wyjaśnienie. Temat przedstawiony na kartach tej książki jest niezwykle rozległy. Nie leżało w możliwościach autora ujęcie go w sposób pełny, wyczerpanie w niewielkim tomiku całej listy zagadnień, spraw i zjawisk odnoszących się do dziejów szlachty polskiej i państwa, które stworzyła. Autor ograniczyć się musiał do wybrania jedynie problemów - ważnych i najważniejszych. Były jednak i takie, które potraktowane zostały z konieczności pobieżnie, niektóre zostały tylko zasygnalizowane. Dotyczy to zwłaszcza problematyki gospodarczej, która szczególnie obszernie przedstawiona została w innych, łatwo dziś dostępnych, publikacjach. Niemniej intencją autora było przekazanie Czytelnikowi pewnego obrazu całościowego, możliwie przejrzystego rzeczowo i chronologicznie.
Aczkolwiek książka niniejsza opatrzona jest etykietą pracy popularnonaukowej, to równocześnie jest także wyrazem naukowych ambicji autora, który pragnął przedstawić w niej Czytelnikowi nie tylko wyniki dotychczasowych badań historycznych, lecz także nowe ujęcia będące rezultatem własnych studiów, poszukiwań i przemyśleń.
Przypisy noszą charakter informacji bibliograficz
nych. Podano w nich najważniejsze pozycje - głównie nowsze - które pozwolą zainteresowanemu pogłębić wiedzę w zakresie szczególnie go zajmującym, jak również skonfrontować poglądy i opinie autora z dorobkiem innych historyków. Zrozumiałe, że zakres literatury przedmiotu i źródeł wykorzystanych przez autora jest nierównie szerszy niż cytowane w przypisach monografie i artykuły.
Konieczność zwięzłego ujęcia prezentowanego materiału zmusiła autora do skąpego jedynie ilustrowania głoszonych tez fragmentami źródeł lub opisem faktów szczegółowych. W niektórych przypadkach wydawało się to niezbędne, tam zwłaszcza gdzie cytowana wypowiedź w sposób skrótowy, lapidarny ilustruje zjawisko lub odsłania sposób myślenia czy pobudki postępowania ludzi żyjących w tamtych czasach.
Praca niniejsza powstała w ramach prac badawczych Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego w latach 1967-68.
Jarema Maciszewski
Warszawa, 15 kwietnia 1969 r.
PRZEDMOWA DO WYDANIA II
Niemałą rozterkę przeżywał autor, przygotowując drugie wydanie tej książki. Z jednej strony ogrom materiału historycznego stanowiący jej przedmiot nasuwał pokusę pokaźnego, co najmniej trzykrotnego zwiększenia jej objętości, wnikania w szczegóły, wprowadzania drobiazgowych analiz, wzbogacenia narracji znacznie większą ilością wypisów źródłowych, przedstawienia nowych wątków tematycznych, z drugiej - zaskakująco dla autora życzliwe przyjęcie książki przez Czytelników i krytykę naukową oraz publicystyczną nakazywało rozwagę. Zwielokrotnienie objętości książki spowodowałoby po prostu całkowitą zmianę jej charakteru - byłaby to z konieczności zupełnie inna praca.
Nie mógł więc autor nie zadać sobie pytania: Czy właśnie taka, o stosunkowo niewielkiej objętości książka, będąca próbą syntetycznego ujęcia problemu, nie jest czytelnikowi najpotrzebniejsza? Czy pracując nadal nad pogłębianiem zawartych w niej tez, nad rozszerzaniem naszej wiedzy o staropolskim społeczeństwie, nie powinien jednak - wprowadzając nieznaczne uzupełnienia wynikające z postępu badań oraz korekty pewnych omyłek, przeoczeń i przejaskrawień - udostępnić tej książki współczesnemu czytelnikowi
7
w takiej mniej więcej postaci, w jakiej ukazała się piętnaście lat temu, uzyskując zaszczytną nagrodę „Miesięcznika Literackiego”. Biorąc to wszystko pod uwagę, a także fakt, że książka ta jest po dziś dzień cytowana w polskich i obcych publikacjach historycznych, autor zdecydował się w końcu na odłożenie na pewien czas pracy nad szerokim, być może dwutomowym ujęciem dziejów szlachty polskiej i jej państwa i na przygotowanie do druku drugiego, nieznacznie tylko przerobionego i uzupełnionego wydania.
Zmiany zatem i poprawki nie idą zbyt daleko. Wprowadzono je tylko tam, gdzie wydawały się niezbędne. I tak usunięte zostały nieścisłości rzeczowe lub interpretacyjne, wskazane przez recenzentów (autor w tym miejscu serdecznie za krytykę dziękuje ł) bądź dostrzeżone przez autora w toku dalszych badań. Uzupełniony został podstawowy zestaw informacji historycznych o tak ważne kwestie szczegółowe, jak na przykład treść artykułów henrykowskich czy działalność antykrólewskiej opozycji magnackiej za rządów Jana III Sobieskiego. Są to niekiedy informacje typu podręcznikowego, autor jednak stale miał na uwadze, że książkę jego będzie czytał nie tylko historyk profesjonalista.
Rozszerzono zakres przedstawienia staropolskiej kultury politycznej, w tym mechanizmów kształtowania się opinii publicznej i jej wpływu na władzę polityczną, na jej sposób funkcjonowania i decyzje. Rozszerzono nieco niektóre wątki interpretacyjne. Zbędne natomiast wydawało się wprowadzanie nowych rozdziałów poświęconych problematyce obyczajowej, życiu rodzinnemu i erotycznemu szlachty ze względu na obszerne, niedawno wydane książki Zbigniewa Kuchowicza, traktujące o tych sprawach 2.
Przypisy uzupełniono tylko w tych częściach tekstu, które uległy zmianom w stosunku do wydania pierwszego. W ogóle - zakres naszej wiedzy o społeczeństwie staropolskim, a zwłaszcza o szlachcie polskiej, rozszerzył się w ciągu ostatnich lat ogromnie. Badania szczegółowe wkroczyły na obszary dotąd przez naukę pomijane lub niedoceniane, a także badane przy użyciu wielce niedoskonałych narzędzi poznawczych. Dotyczy to przede wszystkim- chociaż nie jedynie - sfery świadomości społecznej, mentalności, sposobu myślenia i postrzegania rzeczywistości tak przyrodniczej, jak i społecznej, rodzajów i charakteru wiezi społecznych, czynników integrujących i dezintegrujących dawne społeczeństwo polskie i jego ówczesną klasę kierowniczą. Autor poczuwa się w tym miejscu do obowiązku szczególnego zaakcentowania znaczenia pracy Andrzeja Zajączkowskiego Główne elementy kultury szlacheckiej (wydanej we Wrocławiu w 1961 r.), która otworzyła nowy etap badań nad społeczeństwem szlacheckim, usiłując rzutować problematyką socjologiczną w przeszłość, zwłaszcza że należał wówczas do grona szczególnie surowych krytyków tej książki. Nie oznacza to oczywiście, iż z krytyki tej obecnie wycofuje się, odwrotnie: mógłby ją zapewne uczynić bardziej szczegółową, ale właśnie po latach widać wyraźnie, że bez tej twórczej podniety, jaką była książka Zajączkowskiego, bez nowatorskich, chociaż nie zawsze trafnych, spostrzeżeń i ujęć, bez wskazania na nowe możliwości badawcze i nowe narzędzia poznawania przeszłości - nie mógłby zapewne dokonać się ten wielki postęp w badaniach nad kulturą szlachecką, jaki się dokonał.
Raz jeszcze okazało się dowodnie, że bieg zdarzeń, główny ongiś przedmiot zainteresowania historyka, to tylko zewnętrzna powłoka procesu dziejowego, że pod nim tkwi drugie, trzecie, może nawet czwarte dno. Stąd też - niech Czytelnik wybaczy w tym miejscu autorowi, iż formułuje tu poniekąd swoje credo badawcze - w dzisiejszej nauce historycznej rekonstrukcja
9
faktów, zdarzeń jednostkowych i związków przyczynowych zachodzących między nimi zaczyna powoli stawać się nauką pomocniczą historii, konieczną, niezbędną, wysoce wartościową, ale przecież tylko pomocniczą.
Jest jeszcze jeden problem teoretyczny, który należałoby pokrótce omówić właśnie we wstępie do książki o szlachcie. Wedle utartego poglądu historykowi nie przystoi „gdybanie”, a więc podejmowanie próby odpowiedzi na pytanie; „Co by było, gdyby...?”
Powszechna opinia głosi, że odpowiedź na tak sformułowane pytanie badawcze wykraczałaby poza ramy nauki, że stałaby w sprzeczności z rygorami naukowego myślenia. Wprawdzie istnieje-chyba jeden jedyny - dział historii, który tego typu pytania badawcze formułuje i usiłuje na nie odpowiedzieć. Jest to historia wojen, po części historia sztuki wojennej, w której istota badania, zwłaszcza jeśli ma służyć współczesności, sprowadza się często (chociaż nie zawsze) do poszukiwania rozwiązań optymalnych w danej konkretnej sytuacji historycznej, na danym konkretnym teatrze operacyjnym i w danym położeniu taktycznym. Jest to przecież swoista gra wojenna rzutowana w przeszłość. Klasyczny przykład (wprawdzie w zakresie dziejów najnowszych) mistrzowskiego ujęcia historii alternatywnej stanowi dzieło Mariana Porwita Komentarze do historii polskich działań obronnych 1939 roku3, w którym autor nie tylko rekonstruuje i komentuje bieg wydarzeń, ale równocześnie usiłuje odpowiedzieć, czy były rozwiązania lepsze, wydajniejsze, bardziej optymalne.
Dlaczego jednak wspomina się o tej metodzie w książce o szlachcie polskiej? Odpowiedź jest prosta:
każdy historyk piszący o dziejach Polski przedrozbiorowej i jej siły kierowniczej nie może, czy chce, czy nie chce, nie podejmować próby odpowiedzi na pytanie
10
@
nasuwające się niejako samo przez się: Czy mogło być inaczej? Czy państwo polskie musiało utracić niepodległość? Czy upadek tego państwa był zakodowany genetycznie w odległych czasach i minionych pokoleniach? Jeśli tak, to od kiedy i dlaczego, jeśli zaś nie, to w którym momencie nastąpił ów fatalny zwrot? Błąd lub zespół błędów czy działanie czynników obiektywnych, zbyt późno rozpoznanych? Czy istniały inne warianty rozwoju wydarzeń? Możliwości innych decyzji w różnych konkretnych sytuacjach? Jakie mogłyby być skutki takich bądź innych decyzji, posunięć, zwrotów, rozstrzygnięć?
Wszystkie te pytania wiodą ku historii alternatywnej, chociaż jak dotąd uprawianie jej jest raczej domeną publicystów niż badaczy. Ale przecież nie ma historyka Polski szlacheckiej, który by nie stwierdzał przy różnych okazjach, że oto takie czy inne rozwiązanie było błędem, przejawem krótkowzroczności, świadectwem nie wykorzystanych możliwości lub szans itd. Oznacza to wprost, że historyk dostrzega jednak rozwiązania inne, doskonalsze, może trochę na zasadzie porzekadła pióra Jana Kochanowskiego: „mądr [!] Polak po szkodzie”.
Ale gdybyśmy eksponowali nadmiernie wątki alternatywne, czyż nie wkroczylibyśmy nieuchronnie na niemal nieograniczone pole domysłów, hipotez trudnych do sprawdzenia i weryfikacji, podatnych na dowolności, na oderwanie toku myślenia od rzeczywistości historycznej?
Autor starał się tej pokusie nie ulec i nie poszukiwać po trzystu czy czterystu latach rozwiązań innych niż te, które stały się faktem i są źródłowo potwierdzone. Zapewne zamiar ten nie mógł się w pełni udać, trudno bowiem było wyczyścić tekst z sądów wartościujących oraz - w kilku przynajmniej fragmentach - z opinii wskazujących na inne możliwości.
11
Większość historyków dostrzegała dla Polski XV- XVIII stulecia podstawową alternatywę w kwestii: demokracja szlachecka czy absolutyzm monarszy. Aut aut. Wiemy, dokąd zaprowadziła Polskę demokracja szlachecka, wynaturzona z czasem w oligarchię możnych oraz zdecentralizowany konglomerat lub federację „władztw” magnackich i sąsiedztw szlacheckich, powiatów, ziem, województw, prowincji itd. Ale czy wiemy, dokąd zaprowadziłby Polskę absolutyzm, jeżeli w ogóle był on w warunkach społecznych i geopolitycznych Rzeczypospolitej XV, XVI czy XVII wieku możliwy? I czy na pewno - przyjmowano to na ogół bez dowodu - istniała tylko ta alternatywa, konieczność wyboru między dwiema skrajnościami?
Temat to stary jak świat. Najpełniejszy kształt artystyczny znalazł on w Samuelu Zborowskim Juliusza Słowackiego oraz w Dumie o hetmanie Stefana Zerom-skiego. W historiografii przewija się czerwoną nicią przez dzieła większości najwybitniejszych historyków polskich, od Adama Naruszewicza i Joachima Lelewela poczynając poprzez Józefa Szujskiego, Michała Bo-brzyńskiego, Władysława Konopczyńskiego, Aleksandra Rembowskiego, Władysława Smoleńskiego, Wacława Sobieskiego, Władysława Czaplińskiego na współczesnych syntezach kończąc. Oczywiście, zależnie od poglądów piszący na ten temat albo traktowali demokrację szlachecką jako synonim anarchii i bezrządu oraz wygodny parawan dla oligarchicznych rządów możnych i wpływów obcych potencji, a tym samym absolutyzm jako ustrój zapewniający ład, porządek, siłę państwa i rozwój, albo też odwrotnie: absolutyzm traktowali jako skrajną postać despotyzmu, przemoc na co dzień, tyranię, rządy obcych z pochodzenia monarchów, demokrację zaś szlachecką jako ustrój oryginalny, odpowiadający polskiej tradycji, zapewniający
12
szacunek i poszanowanie praw jednostki, stanowiący istotną siłę polityczną w ówczesnej Europie itd.
W pewnych okresach historycznych spór wokół tej problematyki nosił wyraźne cechy aktualnych sporów politycznych. Dość wspomnieć o polemikach między przedstawicielami szkoły krakowskiej i jej epigonami a szkołą warszawską na przełomie XIX i XX wieku, spór o ocenę postaci Stefana Batorego w międzywojennym dwudziestoleciu (ideologia państwowa przeciwstawiana ideologii narodowej) itd. Innymi słowy, materia to nie tylko historyczna, ale i polityczna, w pewnej mierze - jak większość zresztą problemów historycznych - zawsze aktualna, tym bardziej że nie może obejść dookoła tak frapującego problemu, jak cechy tak zwanego charakteru narodowego, ukształtowane w toku procesu dziejowego.
I znowu - zależnie od optyki - można akcentować i przywoływać takie, jak na przykład umiłowanie ojczyzny, wierność tradycji, niechęć do stosowania przemocy, troska o sprawy publiczne, szanowanie praw mniejszości czy konieczność poszukiwania consensusu, lub też: skłonność do anarchii, brak dyscypliny, niesza-nowanie prawa i wszelkiej władzy, zapalczywość, brak wytrwałości, pieniactwo, sobkostwo, partykularyzm, zawiść, pojmowanie wolności jako prawa do samowoli i nawet swawoli. Rzecz w tym - jak w greckiej tragedii - że w owym wątku tematycznym nie ma jednoznacznych, a raczej jednoznacznie prawdziwych ocen, że ścierają się, przy formułowaniu wszelkich ocen, różne racje potęgowane różnymi emocjami.
Stąd też materia ta łatwiej poddawała się wizji artystycznej niż badaniu naukowemu, a `język poetycki trafniej i precyzyjniej umiał w lapidarnym skrócie przedstawić istotę rzeczy niż surowa proza naukowa. „Nie ciebie się boję zewnętrzna potęgo, nawałności janczarska, co mię strasznymi chcesz ogarnąć skrzy-
dłami, góry kamienne na piersi me dźwigasz i kraczesz nad sercem złowieszczych wron chmurą [...] Ciebie się nie tylko boję, lecz lękam, o wolna, o kresu nie znająca duszo polska. Przed tobą drżę, ty niełacna, krnąbrna, sama siebie szaleństwem chłoszcząca, ty sobie samej nie znana i nikomu nie wiadoma [...] Nie przed najeźdźcą drży moje serce, lecz przed wami, o sobie-pany. Każdy z osobna wódz, każdy król [...], z kim chce, z tym zawiera przymierze, z kim chce - prowadzi wojny, i gdzie chce, szuka ojczyzny”.
Te gorzkie słowa Stefana Zeromskiego mogłyby posłużyć za motto do każdej nieomal pracy historycznej, poświęconej szlachcie polskiej i jej państwu, zarówno pisanej z pozycji „republikańskich”, jak i „absoluty-stycznych”. Nieprawdopodobne splątanie wielkości i małości, samolubstwa i prywaty z poświęceniem, służbą publiczną i ofiarnością czyni wręcz niemożliwym nakreślenie wyraźnej granicy oddzielającej powłokę - „czerep rubaszny” - od uwięzionej w nim „duszy anielskiej” (Juliusz Słowacki). Sprzeczności te, w które uwikłało się całe społeczeństwo szlacheckie (wyrażam w tym miejscu pogląd: „uwikłało się”, a nie: „zostało uwikłane”), były najpewniej także cechą większości jednostek składających się na to społeczeństwo, i to nie tylko w wieku XVI czy XVII, ale nawet w czasach Oświecenia. Studium Romana Wołoszyńskiego o Ignacym Krasickim* przenikliwie odsłoniło pełną tych właśnie sprzeczności osobowość „Księcia Poetów”, światłego działacza, pisarza i publicysty wieku oświeconego, ale zarazem jakże bardzo przesiąkniętego sar-matyzmem, cechami, które sam przecież swym ciętym piórem zwalczał.
Jakże niespójne wewnętrznie są ważne wydarzenia dziejowe owych trzech „szlacheckich” stuleci, wymykające się spod jednoznacznych ocen: polityka wewnętrzna Batorego, trzecia elekcja, rokosz sandomier-
1A.
ski (Zebrzydowskiego), postawa społeczeństwa wobec najazdu szwedzkiego, konfederacja tarnogrodzka czy wreszcie konfederacja barska: w tej ostatniej jedni chcieli dostrzec pierwsze powstanie polskie, inni - ostatni o tak masowym natężeniu konserwatywny, obskurancki ruch w obronie „złotej wolności”. Byli jednak i tacy, którzy w tym ruchu dostrzegali i jedno, i drugie zarazem.
Na tym nie kończą się trudności w zrozumieniu i przedstawieniu polskiego procesu dziejowego od wieku XVI po wiek XVIII. Ciąży na jego obrazie przyjęcie za konieczność „finalistycznego” punktu widzenia s, stałego pamiętania o tragicznym finale szlacheckiej państwowości polskiej. Nie darmo mistrz Matejko malując chwilę największego - wydawałoby się - tryumfu szlacheckiej Polski, gdy były wielki mistrz zakonu krzyżackiego, a w ów dzień już świecki książę pruski na kolanach przysięgał królowi polskiemu wierność i posłuszeństwo, szczególnie wyeksponował zamyśloną, smutną twarz błazna królewskiego Stańczyka. Trudno jest oderwać się od owego finalistycznego sposobu myślenia historycznego, chociaż okazuje się to absolutnie niezbędne, jeżeli pragnie się wykrywać w tym długim okresie dziejowym także trwałe wartości, to wszystko, co okazało się nieprzemijającym dorobkiem narodu i państwa, jeśli nie chce się malować rzeczywistości historycznej jednolicie czarną barwą.
Czytelnik osądzi, w jakiej mierze udało się autorowi uniknąć tego i innych niebezpieczeństw, uproszczeń czy po prostu zbyt kategorycznego tonu tam, gdzie możliwych jest wiele interpretacji i wyjaśnień lub gdzie wyniki badania naukowego nie mogą nas jeszcze zadowolić. Unikał też autor wszelkiej możliwej prezentyza-cji. Istnieje naturalnie - nie ma powodu, aby na fakt ten zamykać oczy - wielki problem, nie tylko naukowy, lecz również polityczny, społeczny, wychowawczy:
jak wiele elementów kultury szlacheckiej, szlacheckiego sposobu życia, szlacheckiego podchodzenia do rzeczywistości pozostało żywych i stanowi część składową współczesnej kultury - może także politycznej - polskiej? Jaką część naszych współczesnych trudności, niepowodzeń, porażek, frustracji dałoby się zapisać na konto owej nie przezwyciężonej do końca, trudnej spuścizny? Ale może również zasadnym byłoby pytanie, czy spuścizna ta nie pozostawiła aż po dziś dzień także pewnych wartości pozytywnych?
Nie te jednak problemy są treścią mniejszej książki. Autorowi wypada więc w tym miejscu zgłosić pod a-dresem Czytelnika prośbę, by nie poszukiwał On na kartach tej książki podtekstów współczesnych, a w materiale historycznym kostiumu dla spraw bieżącej polityki. Po pierwsze, nie leżało w intencjach autora dopatrywanie się analogii między bardzo już odległą przeszłością a wydarzeniami współczesnymi, po drugie zaś analogie takie, często bardzo ponętne i lubiane przez czytelników książek historycznych i artykułów publicystycznych, bywają na ogół zwodnicze. Historia jest wprawdzie, wedle wciąż aktualnej cyce-rońskiej formuły, „świadectwem czasów, światłem prawdy, żywą pamięcią i nauczycielką życia”, ale bieg zdarzeń w zasadzie nigdy się nie powtarza, mimo iż często ich zewnętrzny obraz bywa do siebie podobny. Jest to bowiem przeważnie podobieństwo złudne, przypadkowe. Występują oczywiście w procesie dziejowym określone prawidłowości; bywa też - zwłaszcza jeśli funkcjonują czynniki stałe - że podobne przyczyny rodzą podobne skutki, nie o tym wszelako mówi ta książka.
Poprzez przedstawienie zwięzłego, ale możliwie całościowego obrazu, w założeniu autorskim - dynamicznego, poprzez próbę formułowania wniosków syntetyzujących autor chciał skłonić Czytelnika do refleksji
1R
i zadumy nad tym fragmentem dziejów ojczystych, do wyrobienia sobie własnego na rzecz poglądu.
W ten sposób, dokonując - jakże zresztą skromnego - wkładu w pomnażanie kultury historycznej współczesnego społeczeństwa i w zaspokajanie pewnego wycinka jego potrzeb poznawczych, pragnął autor wypełnić swą powinność historyka.
Czy mu się to udało i w jakiej mierze - osądzić może tylko Czytelnik.
Oddając w Jego ręce drugie wydanie książki Szlachta polska i jej państwo, autor pragnie bardzo serdecznie podziękować licznemu gronu dawnych i obecnych uczniów oraz współpracowników, uczestnikom seminariów magisterskich i doktorskich w Zakładzie Historii Kultury Staropolskiej Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego oraz członkom zespołu badawczego pracującego nad poznaniem świadomości narodowej i państwowej w Rzeczypospolitej XVI i XVII wieku, zwłaszcza dr Urszuli Augustyniak, mgr Ewie Bem, mgr Alinie Czańce, mgr Alinie Micha-lak, mgr Jolancie Choińskiej-Mice, mgr Katarzynie Zielińskiej, dr. Janowi Dzięgielewskiemu, dr. Januszowi Ekesowi, dr. Andrzejowi Lipskiemu, dr. Markowi Plewczyńskiemu, mgr. Wojciechowi Sokołowskiemu i dr. Jerzemu Urwanowiczowi. Ich to badaniom, ustaleniom, odkryciom, a także pomysłom interpretacyjnym, żywym i pełnym pasji poznawczej wypowiedziom w rozlicznych, krytycznych i twórczych dyskusjach, zawdzięcza aator bardzo wiele.
Jarema Maciszewski
Warszawa, w kwietniu 1984 r.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
KLASA, STAN, WARSTWA
Kiedyś - ze sto was tysięcy Było szlachty...
Juliusz SlowacM
.Ł-^laczego Polska upadła? Jak to się stało, że wielkie państwo, którego obszar w 1619 roku wynosił około miliona kilometrów kwadratowych, które w swych dziejach miało Grunwald i Byczynę, Kirchholm i Kłu-szyn, Chocim i Wiedeń, drugi pokój toruński i hołd pruski, układ będzińsko-bytomski i pokój polanowski
- w XVIII stuleciu stało się łatwym łupem sąsiadów? Co spowodowało, że kraj wielkiej kultury, ojczyzna Mikołaja Kopernika, Andrzeja Frycza Modrzewskiego i Jana Kochanowskiego, która powołała do życia Wszechnicę Jagiellońską, a dzięki nie spotykanej w owych czasach tolerancji religijnej - prześladowanym i uciskanym zapewniła azyl i bezpieczeństwo osobiste, co spowodowało, że ów kraj utracił niepodległy byt państwowy?
Jest to problem, który od dwustu bez mała lat nurtuje myślących Polaków6, stanowi przedmiot naukowych dociekań i publicystycznych rozważań, budzi niepokój twórczy pisarzy i artystów. Każda szkoła historyczna, każdy kierunek ideowo-polityczny i ideowo-
-artystyczny usiłowały na te pytania odpowiedzieć. Studia szczegółowe dostarczyły wiele cennego materiału, objaśniającego zarówno przebieg ważnych wydarzeń dziejowych, jak i zjawiska ekonomiczne i społecz
ne, ustrojowe i prawne. Nie mamy wszakże do tej pory takiego syntetycznego ujęcia dziejów Polski przedrozbiorowej, które wytłumaczyłoby kompleksowo i wszechstronnie przyczyny zahamowania w XVII wieku prawidłowego rozwoju ekonomicznego, społecznego, ustrojowego i kulturalnego kraju, a jednocześnie niemożność przezwyciężenia przeszkód tamujących postęp i zawrócenia z drogi wiodącej państwo do upadku.
Wszystkie dotychczasowe kompleksowe opracowania
- a było ich niemało - zawierają wiele luk, przemilczeń, budzą rozmaite wątpliwości i zastrzeżenia. Jedni - główną przyczynę upadku państwa chcieli widzieć w jego ustroju politycznym, zdeterminowanym rzekomo cechami charakteru narodowego Polaków, ich skłonnością do anarchii i bezrządu, niechęcią do silnej władzy państwowej, którą w tamtej epoce reprezentować mógł jedynie monarszy absolutyzm. Inni
- główną przyczynę tragedii Polski przedrozbiorowej widzieli właśnie w wypaczeniu zasad gminowładztwa szlacheckiego, w dominującej pozycji magnaterii i w absolutystycznych dążeniach królów obcych dynastii7. W nowszych czasach przyczyn upadku Polski poszukiwano w zjawiskach społeczno-gospodarczych, w fol-warczno-pańszczyźnianym ustroju rolnym i słabości miast, w rozroście latyfundiów magnackich. Wreszcie
- wielu historyków nie bez racji zwracało uwagę na przemoc obcą, która nie dopuściła do postępowych reform ustrojowych, do wzmocnienia siły zbrojnej państwa i w końcu zadała Rzeczypospolitej śmiertelny cios. Podkreślano zdradziecką rolę jednostek, ich egoizm, samolubstwo i prywatę, jak również negatywny wpływ całej warstwy możnowładczej lub nawet całej klasy feudałów na losy państwa i narodu.
W każdej z tych opinii kryje się cząstka prawdy i zarazem żadna z tych opinii nie wyjaśnia wszystkiego. Zatrzymajmy się na przykładach. Trudno nie zgodzić
się ze stanowiskiem, że przyczyną słabości Polski stał się ustrój folwarczno-pańszczyźniany i niedorozwój miast, ale równocześnie trzeba pamiętać, że taki sam lub podobny ustrój istniał w Brandenburgii i w Prusach, w Rosji, we wschodnich częściach monarchii habsburskiej, a kraje te nie tylko przezwyciężały kryzysy, niekiedy bardzo ostre i niebezpieczne, ale - jak Rosja i Prusy w XVIII wieku - rosły w siłę, podczas gdy Rzeczpospolita słabła.
Trudno również nie zgodzić się z negatywną oceną roli magnaterii w dziejach Polski. Istotnie - rola ta w generalnym rachunku była wręcz złowroga, ale przecież nie we wszystkich okresach historycznych magna-teria popełniała te same grzechy. Nieporozumieniem jest traktowanie możnowładztwa jako jednolitej całości; nie należy zapominać, że w warstwie tej dochodziły do głosu rozmaite koncepcje polityczne i ustro-jowo-prawne, rozmaite poglądy i stanowiska, niekiedy przeciwstawne sobie. Dotyczyło to nie tylko spraw drugorzędnych, ale niekiedy także wręcz zasadniczych.
Wystarczy przypomnieć, że w dobie rządów Zygmunta III Wazy właśnie część magnaterii reprezentowała tendencje absolutystyczne i centralistyczne, zmierzając do ograniczenia demokracji szlacheckiej, oraz że z warstwy tej nierzadko rekrutowali się postępowi pisarze, myśliciele i działacze, przewidujący i zdolni politycy lub znakomici dowódcy wojskowi. Nie były to wyjątki potwierdzające regułę, lecz całe grupy. Przy ocenie więc roli magnaterii w życiu dawnej Polski należy opinie indywidualizować, wystrzegając się pochopnych, niekiedy pozostających w rażącej sprzeczności z prawdą historyczną, uogólnień. Panowało na przykład dość powszechnie przekonanie, że głównym motorem interwencji polskiej w Moskwie w latach 1604- 1618 (epoka Samozwańców” i wojen polsko-moskiewskich) była magnateria, podczas gdy w rzeczywistości
przez długi czas znaczna większość magnatów, senatorów, urzędników była zdecydowanie jej przeciwna. W tej konkretnej sprawie fakt, że kilku magnatów rzeczywiście parło do interwencji lub ją spowodowało, nie może rzutować na ocenę całej warstwy społecznej.
Szczególnie skomplikowana kwestia to rola możnowładztwa w wytyczaniu polskiej polityki zagranicznej i jej podstawowych kierunków. Utarło się mniemanie, że magnateria zwichnęła prawidłową, zgodną z racją stanu państwa, zachodnią orientację tej polityki i popchnęła Rzeczpospolitą na wschód, ogarniając granicami państwa polskiego terytoria zamieszkane przez ludność niepolską: ukraińską, białoruską i litewską. W opinii tej bez wszelkiej wątpliwości kryje się wiele racji, niemniej problem jest bardziej złożony. Po pierwsze bowiem, aż do końca XVI wieku magnateria, która faktycznie sprawowała władzę na niepolskich ziemiach znajdujących się w obrębie Rzeczypospolitej, dysponując tam olbrzymimi latyfundiami i własną siłą zbrojną, była w swej przytłaczającej większości pochodzenia rodzimego: litewskiego lub ruskiego. Po drugie, magnaci polscy co najmniej tak samo starali się powiększać swe posiadłości o nowe wsie, osiedla i miasteczka położone na wschodzie, jak magnaci ruscy usiłowali wchodzić w posiadanie dóbr położonych w województwach rdzennie polskich: krakowskim, sandomierskim czy lubelskim. Po trzecie wreszcie, ekspansja na wschód interesowała również rozliczne grupy szlachty, a także Kościół katolicki, reprezentujący w dawnej Polsce, jak wiadomo, kolosalną siłę materialną i ideologiczną.
Problemy związane z rolą magnaterii sięgają głębiej. W ostatnich latach ożyła na nowo dyskusja o charakterze zasadniczym: kto właściwie w dawnej Polsce sprawował władzę, szlachta czy możnowładztwo, a jeśli możnowładztwo, to od kiedy? Poglądy głoszące, że już w drugiej połowie XVI stulecia demokracja szlachecka stała się tylko parawanem dla niczym nie skrępowanych rządów magnaterii, uległy w ostatnich latach dość gruntownej rewizji. Wielu historyków jest dziś zdania, że granicą oddzielającą okres demokracji szlacheckiej od epoki oligarchii magnackiej była nie druga połowa wieku XVI, ani nawet przełom XVI i XVII stulecia, lecz dopiero druga połowa wieku XVII8.
Zresztą - podobnie jak w odniesieniu do ustroju rolnego czy poziomu sił wytwórczych, tak i w kwestii zagadnień ustrojowo-społecznych - nie można poprzestać wyłącznie na analizie sytuacji polskiej, wyizolowanej z powszechnego tła dziejów. Trzeba zadać pytanie, jak przedstawiały się podobne kwestie w innych państwach. Oczywiście, nie można ograniczyć się do zewnętrznego porównania podobnych do siebie zjawisk, nie wnikając w ich treść wewnętrzną, nie lokalizując ich w określonym ciągu rozwojowym.
Wokół ustroju politycznego Rzeczypospolitej szlacheckiej nagromadziło się również wiele nieporozumień lub zgoła fałszywych wyobrażeń. Sejm polski urósł w oczach opinii publicznej do symbolu anarchii i bez-rządu. Po dziś dzień zebranie, którego uczestnicy nie mogą uzgodnić konkluzji i istotę spraw topią w kłótniach i niepotrzebnym gadulstwie, porównuje się z sejmikiem szlacheckim. A osławione liberum veto? Czyż nie stało się ono symbolem braku wyrobienia obywatelskiego i zmysłu politycznego dawnych gospodarzy państwa polskiego? Wielu ludzi liberum veto uznaje za główną sprężynę anarchii w dawnej Polsce i podstawową przyczynę rozkładu wewnętrznego Rzeczypospolitej, zapominając, że nie tyle przepis prawny decyduje o funkcjonowaniu urządzeń państwowo-prawnych, ile praktyka. Ta zaś przez bardzo długi okres wykluczała
możliwość zastosowania istniejącego przepisu o koniecznej jednomyślności wszystkich posłów przy podejmowaniu uchwał sejmowych.
Jeszcze więcej mitów i nieznajomości rzeczy nagromadziło się wokół zagadnienia szlachty, nie bez wpływu znakomitych powieściopisarzy z Henrykiem Sienkiewiczem na czele. Idealizowano szlachtę, zwłaszcza tę służącą w wojsku; przypisywano jej postawy i pobudki, których mieć nie mogła w XVI czy XVII stuleciu. Takie pojęcia, jak „miłość ojczyzny”, „patriotyzm”, „wierność”, w dawnych stuleciach miały inną treść niż w wieku XIX czy w naszych czasach. Z drugiej strony - demonizowano tę szlachtę, przypisując jej wszystkie siedem grzechów głównych. „Czerep rubaszny” szlachetczyzny stał się niejako poetyckim symbolem, zaanektowanym przez język potoczny. A prawda tymczasem leży gdzieś pośrodku. Ani rycerz bez skazy, „Jezus Chrystus w roli oficera jazdy” (jak to sienkiewiczowskiego Skrzetuskiego określił ongiś Bolesław Prus), ani nieugięty „defensor fidei” (obrońca wiary) czy „rycerz od kresowych stanic”, jak go przedstawiały łzawo-sentymentalne opowiastki lub klerykal-ne opowiadania dla maluczkich, ani także opój, hulaka i nicpoń, okrutny kat chłopów, pieniacz i awanturnik nie widzący dalej niż granice własnej „zagrody” (na której rzekomo miał się czuć równy wojewodzie) - nie reprezentował przeciętnego szlachcica polskigo XVI i XVII wieku. W następnym stuleciu sytuacja uległa dość zasadniczym przeobrażeniom, ale żadna z przytoczonych krańcowych ocen nie da się przypasować do najczęściej spotykanego herbowego hreczkosieja.
Błędem metodycznym jest konstruowanie wizerunku ówczesnego człowieka (mowa o człowieku przeciętnym, nie odbiegającym zbytnio od obowiązujących wówczas wzorców osobowych) na podstawie utworów publicystycznych lub pism politycznych powstałych w tam-
24
tych czasach. Pisarze bowiem przedstawiali zwykle wypadki skrajne, prezentowali typy i postawy wykraczające poza powszechny wzorzec. Jeśli pisarz na przykład występował przeciwko rozbojom w ziemi przemyskiej czy sanockiej lub przeciw bezkarności niektórych przestępców w swoich czasach, to dla ekspresji przedstawienia wybierał zazwyczaj przykłady krańcowe, najostrzejsze, najbardziej rzucające się w oczy. Procent przestępców bądź awanturników w społeczeństwie szlacheckim był jednak znikomy i nie oni narzucali swoją postawą czy swoimi czynami obowiązujący wówczas stereotyp mentalności, postaw, poglądów, uczuć.
Odsłonięcie owej „przeciętności” jest, jak się wydaje, sprawą istotną, gdy chcemy zbadać strukturę psychiczną społeczeństwa polskiego dawnych stuleci, tropić cechy tak zwanego charakteru narodowego Polaków ukształtowane w przeszłości. Cechy te ulegały daleko idącym przeobrażeniom, ale przecież odsłonięcie ich genezy i źródeł pozwoli niejedno zrozumieć również ze sfery zjawisk współczesnych.
Przez długie wieki kultura polska była kulturą klasową, to znaczy tworzoną przez konkretne klasy społeczne, służącą ich interesom, gustom i zapatrywaniom. Można mówić o kulturze szlacheckiej (feudalnej), kulturze mieszczańskiej i chłopskiej. Oczywiście poszczególne elementy tych kultur - zwłaszcza w XVI stuleciu - przenikały się nawzajem, oddziaływały na siebie, tym bardziej że istniała podstawowa wspólnota:
językowa i terytorialna, a także po części religijna. Dopiero w okresie rozwoju kapitalizmu zaczęła kształtować się kultura ogólnonarodowa, integracja zaś wszystkich klasowych elementów kulturowych, oczyszczanie śladów kultury szlacheckiej czy burżuazyjnej z ich klasowego piętna, tworzenie się nowych wartości kulturowych na tle społecznych przeobrażeń epoki socja-
lizmu - dokonuje się na naszych oczach w procesie powstawania jednolitej kultury polskiej.
Nie ulega wszakże najmniejszej wątpliwości, że wpływ elementów kultury szlacheckiej na kulturę polską doby kapitalizmu i nawet na ogólnonarodową kulturę polską dnia dzisiejszego był szczególnie silny9. Dodajmy: silniejszy niż w jakimkolwiek innym kraju europejskim. Decydowała o tym nie tylko potęga tradycji, odgrywająca w Polsce ze szczególnych względów rolę olbrzymią, lecz również atrakcyjność trwałych wartości kultury szlacheckiej, niepowtarzalność i całkowita oryginalność niektórych jej elementów, nade wszystko zaś - dominująca pozycja szlachty we wszystkich dziedzinach życia dawnej Polski, która w dodatku nie skończyła się wraz z upadkiem szlacheckiego państwa. Przeżyła go i w swoisty sposób utrzymywała się nadal w XIX stuleciu, wnosząc do ogólnonarodowej tradycji niesłychanie cenny wkład na przykład w postaci powstań narodowowyzwoleńczych, działalności oświatowej czy więzi z ruchami wyzwoleńczymi innych krajów. Rolę, jaką spełniała duża część szlachty polskiej aż do końca lat sześćdziesiątych XIX wieku, na tle ówczesnej sytuacji w Europie należy ocenić jako wręcz rewolucyjną, chociaż masy szlacheckie pozostawały na ogół - poza chlubnymi wyjątkami - wierne swemu tradycyjnemu konserwatyzmowi społecznemu.
W tej sytuacji przezwyciężenie wpływów szlachet-czyzny v/ narodzie polskim musiało być procesem długotrwałym i skomplikowanym, w żadnym razie nie sprowadzającym się do prostej negacji. Elementy kultury szlacheckiej przenikały do innych klas społecznych, zwłaszcza że na skutek niedorozwoju polskiego kapitalizmu mieszczaństwo było słabe i nie ono, lecz właśnie szlachta przede wszystkim stanowiła bazę społeczną inteligencji polskiej. Można wymienić ludzi po-
26
chodzenia szlacheckiego, którzy zajęli poczesne miejsce w polskim ruchu rewolucyjnym. Poszczególne elementy kultury szlacheckiej, uwolnione od obciążeń feudalnych, przestawały służyć dawnym treściom społecznym, obyczajowym, dawnym normom moralnym i dawnym ideom - stawały się nieydnokrotnie narzędziem rewolucyjnego działania. Z drugiej strony wszakże przenikały do innych klas społecznych szkodliwe przeżytki szlachetczyzny, negatywne wzorce postaw i stereotypy wartości. Spotykamy je do dziś.
Wszystko, co zostało powiedziane, ma na celu zwrócenie uwagi nie tylko na potrzebę twórczego przezwyciężenia przeszłości, ale również na nieuchronnie istniejącą więź genetyczną między przeszłością, teraźniejszością i przyszłością, więź istniejącą obiektywnie, niezależnie od przekonań i chęci ludzkich. Ani w teorii, ani w praktyce tych trzech członów nie da się od siebie oddzielić. Wzajemnie są ze sobą powiązane i wzajemnie się warunkują. Każdy z nas jest po trosze produktem przeszłości, tak jak nasze wnuki i prawnuki;
będą wytworem nie tylko swego czasu, ale również i naszej epoki.
Państwo polskie w XVI, XVII i XVIII stuleciu zwykło się określać mianem Rzeczypospolitej szlacheckiej 10. Miano to jest trafne i na ogół wiernie oddaje charakter państwa, jego praw, instytucji i urządzeń społecznych. Szlachta odgrywała w tym państwie rolę przemożną, i to zarówno wtedy, gdy uzyskała dzięki swej sile ekonomicznej i politycznej pozycję dominującą, jak i wtedy, gdy zaczęła ją tracić na rzecz magna-terii. Nawet w wieku XVIII - w czasach saskich i stanisławowskich - rola szlachty pozostawała wciąż wielka, aczkolwiek warstwa ta była już bardzo zróżnicowana wewnętrznie i nie można jedną miarą trakto-
wać tak zwanej gołoty szlacheckiej i posesjonatów, czyli właścicieli majątków ziemskich.
Czyż więc odpowiedzi na pytania wyrażone na wstępie nie należy szukać w badaniach historycznych nad szlachtą? Jej pozycją ekonomiczną, gospodarczą, poglądami społecznymi, koncepcjami ustrojowymi i politycznymi? Jej stosunkami z innymi klasami i warstwami społecznymi? Szlachta - historycznie sprawę traktując - wzięła na siebie całkowitą i wyłączną odpowiedzialność za państwo i jego losy. Szlachta była w dużej mierze odpowiedzialna za jego klęski, nie w subiektywnym znaczeniu, lecz obiektywnie, jako ta część społeczeństwa, która przez trzy co najmniej stulecia uczestniczyła we władzy i korzystała w całej pełni z jej atrybutów.
Nie należy się jednak łudzić. Analiza dziejów szlachty niewątpliwie może wyjaśnić wiele, może wskazać szereg elementów, które wpłynęły na załamanie się państwowości polskiej - nie wyjaśni przecież wszystkiego. Aby odkryć całą prawdę o Polsce przedrozbiorowej, potrzeba jeszcze wielu studiów szczegółowych, wielu odkryć i wielu naukowych sporów. Jednakże w porównaniu z poprzednimi pokoleniami wiemy więcej, stosujemy nowe metody badawcze, wkraczamy w sprawy, które dotąd nie były przedmiotem dociekania historycznego. Dotyczy to zarówno dziejów politycznych v/ tradycyjnym ujęciu, jak i dziejów społecznych oraz gospodarczych, a także dziejów kultury w najszerszym tego słowa znaczeniu. Z powodzeniem stosuje się już w badaniach historycznych metodę statystyczną (kwantytatywną), niektóre zagadnienia stanowiące przedmiot analiz socjologicznych, jak na przykład opinia publiczna i formy jej kształtowania, biorą na swój warsztat badawczy historycy. Obraz przeszłości staje się dzięki temu bardziej wszechstronny, wnioski syntetyczne - bardziej kompleksowe, nau-
28
kowa weryfikacja hipotez - skuteczniejsza i pełniejsza. Historia przestała być barwnym opowiadaniem „dla pokrzepienia serc”. Coraz częściej zaczyna operować liczbami, wskaźnikami, zbierać dane i prowadzić żmudne obliczenia. Inaczej nie można zrozumieć czasów minionych, procesów, tendencji i zjawisk, a nawet
- motywów postępowania jednostek i większych grup społecznych.
Napotyka się tu czasem poważne trudności. Oto pierwsza z brzegu: Ile było szlachty w dawnej Rzeczypospolitej? Jaki procent społeczeństwa stanowiła? Nie trzeba uzasadniać, że dla zagadnienia, które chcemy w niniejszej książce podjąć, jest to pytanie o znaczeniu zasadniczym. Spisów ludności w dzisiejszym rozumieniu tego pojęcia w XVI czy XVII stuleciu nie przeprowadzano. A przecież historyk na to pytanie odpowiedzieć musi, zwłaszcza jeśli chce scharakteryzować specyfikę polskiego społeczeństwa, te właściwości polskiego procesu dziejowego, które stanowiły cechę szczególną Polski, odróżniającą ją od innych krajów europejskich. Okaże się - będzie o tym mowa niżej
- że właśnie w znacznej liczebności szlachty polskiej w porównaniu z innymi stanami można doszukiwać się jednego ze źródeł odmienności ustroju politycznego Polski w stosunku do innych krajów.
Jaką rolę spełniał folwark szlachecki w gospodarce Rzeczypospolitej?n Jakim przeobrażeniom rola ta ulegała? Jak się ukształtowała wewnętrzna struktura stanu szlacheckiego? Jakie były możliwości awansu majątkowego, politycznego, umysłowego w dawnej Rzeczypospolitej?
Oto garść pytań niemałej wagi. Każda bowiem dziedzina życia dawnej Polski i jej obywateli przynosi ogromną listę problemów. Większość z' nich nauka opatrzyła już właściwym rozwiązaniem, chociaż nie-
które jej ustalenia dalekie są jeszcze od koniecznej precyzji i doskonałości. Inne - wciąż jeszcze pozostają przedmiotem badań i poszukiwań. Odpowiedzi na niektóre pytania nie wyszły dotychczas ze stadium hipotez, niedostatecznie zweryfikowanych. Są wreszcie zagadnienia, które nie doczekały się opracowania i wyjaśnienia.
Jeżeli jednak patrzymy dziś na państwo szlachty polskiej przede wszystkim przez pryzmat jego upadku, jeśli dostrzegamy ujemne, wręcz tragiczne skutki utraty niepodległości dla losów całego narodu, które - zwłaszcza w dziedzinie ekonomicznej - po dziś dzień musimy przezwyciężać niemałym wysiłkiem, jeśli interesują nas przyczyny załamania się państwowości polskiej, to przecież w badaniach i rozważaniach historycznych nie możemy być jednostronni. Czy rzeczywiście bowiem ustrój Rzeczypospolitej szlacheckiej był wyłącznie kompleksem nonsensów, anachronizmów i niedorzeczności, ludzie zaś, którzy go stworzyli i reprezentowali, wyłącznie zbiorowiskiem warchołów, półgłówków, skrajnych egoistów, obojętnych na losy własnego kraju?
Gdyby tak było - czym moglibyśmy wytłumaczyć, że państwo szlacheckie istniało kilka stuleci, ba! było nawet mocarstwem, stworzyło atrakcyjne wzory nie tylko dla własnych, lecz również dla obcych obywateli, wniosło wkład do europejskiej kultury politycznej, dając przykład tolerancji religijnej i troski o poszanowanie praw mniejszości, umiało niekiedy działać sprężyście i sprawnie, nie posługując się przy tym rozbudowanym systemem przymusu i represji.
Jeśli w rozważaniach naszych nie uwzględnimy tych aspektów, obraz naszej odległej przeszłości będzie jednostronnie czarny, pesymistyczny i tym samym daleki od rzeczywistej prawdy historycznej.
30
Padły już na kartach tej książki rozmaite terminy, takie jak „szlachta”, „możnowładztwo”, „chłopi” lub - „klasa społeczna”, „stan” i „warstwa”. Wydaje się na pozór, że są to terminy powszechnie znane. Tak jednak nie jest. Pojęcie „stan szlachecki” oznacza co innego niż „klasa społeczna” lub „warstwa szlachecka”. Zakresy tych pojęć nie pokrywają się bowiem ściśle. Przypomnieć więc wypadnie podstawowe definicje.
Określenie „klasa społeczna” jest główną kategorią służącą analizie struktury społecznej i jej przeobrażeń. Według Lenina klasy społeczne to:
„wielkie grupy ludzi, różniące się między sobą miejscem w historycznie określonym systemie produkcji społecznej, stosunkiem (przeważnie usankcjonowanym i ustalonym przez prawo) do środków produkcji, rolą w społecznej organizacji pracy i - co za tym idzie - sposobem otrzymywania i rozmiarami tej części bogactwa społecznego, którą rozporządzają. Klasy to takie grupy ludzi, z których jedna może przywłaszczać sobie pracę drugiej dzięki różnicy miejsca, jakie zajmują w określonym systemie gospodarki społecznej” 12.
Zastosowanie kryteriów klasowych3 wobec społeczeństwa interesującego nas okresu historycznego prowadzi do wyodrębnienia kilku klas społecznych. Głównymi klasami społeczeństwa feudalnego byli feudalni posiadacze ziemi oraz chłopi, zobowiązani, w zamian za użytkowanie ziemi stanowiącej własność pana, do uiszczania na jego rzecz renty feudalnej w naturze (renta naturalna), w pieniądzach (renta czynszowa) lub w postaci robocizny (renta odrobkowa, pańszczyzna). Poza tymi klasami znajdowali się mieszczanie: kupcy, rzemieślnicy, wyrobnicy, biedota miejska itd. W obrębie mieszczaństwa istniał również podział klasowy: część mieszczaństwa dysponowała kapitałem lub narzędzia-
mi pracy bądź jednym i drugim, pozostała część - historyczny poprzednik nowożytnego proletariatu - nie posiadała na własność narzędzi pracy, utrzymywała się z pracy najemnej.
Różnice klasowe w społeczeństwie feudalnym były bardziej skomplikowane niż w kapitalistycznym, gdzie przeciwieństwa klasowe uprościły się. Nie zawsze na przykład czeladnika można zakwalifikować do klasy proletariuszy i nie każdego właściciela ziemi do feuda-łów. Wreszcie - istniała pewna (niewielka zresztą) liczba chłopów uprawiających ziemię pańską, ale równocześnie wykorzystujących do odrabiania obowiązujących powinności pańszczyźnianych innych chłopów:
zagrodników lub komorników, którzy nie mieli ziemi we własnym użytkowaniu. Nie wnikając głębiej w podziały klasowe społeczeństwa w XV czy XVI stuleciu zauważamy, że ogromna większość szlachty należała do klasy feudałów. Pojęcie więc „klasa szlachecka” jest wymienne z pojęciem „klasa feudałów” bądź „klasa feudalnych właścicieli ziemskich”. Do klasy tej należeli zarówno magnaci, właściciele olbrzymich latyfun-diów, jak i szlachta średnia oraz drobna, posiadająca ziemię i pańszczyźnianych chłopów. Do klasy tej należał także Kościół jako instytucja, dysponująca rozlicznymi majątkami ziemskimi wraz z przypisanymi do nich chłopami, oraz duchowni posiadający ziemię na prawach użytkowników lub dziedzicznych właścicieli.
Istniały jednak grupy szlachty nie należącej do klasy feudałów; obejmowały one tych „herbowych braci”, którzy bądź nie mieli ziemi wcale, bądź też mieli jej tak niewiele, że uprawiali ją trudem rąk własnych. Szlachta nie posiadająca ziemi, „gołota”, czepiała się klamki pańskiej i stanowiła na ogół posłuszną magnatom grupę nacisku; część jednak bezrolnych szlachciców pracowała na swój chleb powszedni jako personel administracyjny w latyfundiach, służyła bogatszym ja-
W.
ko rękodajni, pachołkowie, totumfaccy, część wreszcie służyła zawodowo w wojsku. Dzierżawcy stanowili grupę odrębną - gospodarując samodzielnie na cudzym wprawdzie, lecz odrębnym folwarku, starali się możliwie jak najbardziej upodobnić się do szlachcica-pose-sjonata. Sprawując pełnię władzy nad chłopami, żyjąc z ich pracy, należeli podobnie jak właściciele ziemi do klasy feudałów. Poza nią znajdowała się natomiast szlachta zagonowa lub zagrodowa, która miała tak mało ziemi, że uprawiała ją sama. Grupa ta, poziomem i stylem życia niewiele różniąca się od zamożniejszych chłopów, korzystała ze wszystkich praw i przywilejów formalnie przynależnych całej szlachcie. Z punktu widzenia prawa właściciel zagona w zaścianku, byleby tylko mógł się wylegitymować szlachectwem, miał te same prawa polityczne co Radziwiłł, Wiśniowiecki lub inny właściciel olbrzymich włości. Szlachcic zagonowy, nie posiadający chłopa pańszczyźnianego, nie może być natomiast zaliczony do klasy feudałów; żył wszak z pracy rąk własnych.
Z drugiej strony, do klasy feudałów należała również pewna grupa ludzi nie legitymujących się szlachectwem. Byli to bogaci mieszczanie, którzy kapitały uzyskiwane z rzemiosła lub częściej z handlu lokowali w majątkach ziemskich, uprawiając je następnie siłami chłopów pańszczyźnianych. Niektóre miasta posiadały nawet dość rozległe folwarki, na przykład Gdańsk i Elbląg. W folwarkach tych stosowano niekiedy pracę najemną, należałoby więc mówić nie o własności feudalnej, lecz raczej o prekapitalistycznych formach posiadania. Na ogół jednak stosunki społeczne i organizacja produkcji w majątkach mieszczańskich nie odbiegały od przeciętnego wzorca folwarku szlacheckiego.
Stan - to kategoria prawna, określająca zamknięte na ogół grupy społeczeństwa feudalnego, wyróżniające
się odrębną pozycją prawną. Przynależność do klasy była wyznaczona sytuacją majątkową, przynależność do stanu - urodzeniem. Przynależność do stanu niekoniecznie musiała się pokrywać z przynależnością do klasy. Prawa stanowe nabywało się poprzez dziedziczenie i przekazywało się legalnie urodzonemu potomstwu. W indywidualnych wypadkach jednostka mogła uzyskać prawa stanowe na mocy specjalnego aktu prawnego (na przykład nobilitacja - uszlachcenie). W Polsce istniały trzy podstawowe stany: szlachta, mieszczaństwo, chłopi. W dokumentach oficjalnych stan określany był przymiotnikiem poprzedzającym imię lub nazwisko, na przykład urodzony lub szlachetny Mikołaj Spytek (szlachcic), sławetny lub sławny Maciej Wierzbięta (mieszczanin) i pracowity lub uczciwy Mateusz Jaroń (chłop).
Duchowieństwo formalnie było stanem odrębnym, ale urodzenie, czyli przynależność do jednego z trzech stanów podstawowych, nie przestawało odgrywać roli po otrzymaniu święceń kapłańskich, gdyż niektóre funkcje w hierarchii duchownej zostały zastrzeżone tylko dla szlachty.
Nieco bardziej skomplikowany charakter ma definicja warstwy społecznej. Wprowadzenie tego terminu jest jednak konieczne do oznaczenia poszczególnych grup w łonie tej samej klasy społecznej, które różniły się między sobą dosyć znacznie. Nie ma potrzeby szerzej tego uzasadniać: różnica między, dajmy na to, Radziwiłłem a jednowioskowym szlachcicem była olbrzymia, mimo iż należeli do jednej klasy i jednego stanu. Przez pojęcie warstwy rozumiemy więc grupę ludzi stanowiących część tej samej klasy społecznej, a różniącej się od innych grup tej samej klasy sytuacją majątkową oraz pozycją w życiu ekonomicznym i politycznym kraju. Mówiąc zatem warstwa szlachecka, mamy na myśli tę część szlachty, której nie można
34
zaliczyć do magnatem. Potoczne znaczenie terminu „warstwa szlachecka” nie obejmuje na ogół szlachty bezrolnej (gołoty) lub szlachty zagonowej, chociaż zazwyczaj wprowadza się rozróżnienia typu: szlachta wielowioskowa (właściciele kilku wsi), szlachta jedno-wioskowa (właściciele jednej wsi), szlachta kollokacyj-na (właściciele części wsi) oraz szlachta zagonowa (zagrodowa) i gołota. O problemach rozwarstwienia szlachty powiemy niżej. W tym miejscu zauważmy, że nie jest sprawą łatwą zastosować jednolite, ostre kryterium podziału wewnętrznego w obrębie warstwy magnackiej i średnio- czy wielkoszlacheckiej. Gdzie bowiem kończy się górna granica stanu posiadania zamożnego, wielowioskowego szlachcica, a zaczyna dolna granica stanu posiadania magnata? Od jakiego momentu możemy nazywać właściciela ziemi magnatem?
Różni historycy proponowali rozmaite kryteria rozgraniczenia szlachty średniej od magnaterii. Niektórzy proponowali na przykład uznać za taką granicę posiadanie dziesięciu wsi13. Kryterium to nie może zadowolić. Po pierwsze, wieś wsi nierówna, po drugie, czym innym było posiadanie dziesięciu wsi w żyznym województwie sandomierskim, blisko wiślanej drogi handlowej, którą można było spławiać tanio zboże do Gdańska, a czym innym dziesięciu wsi na Podgórzu (gdzie przeważała gospodarka hodowlana) lub na Ukrainie. Każde województwo miało swą specyfikę nie tylko geograficzno-naturalną (gleby, zalesienie, drogi wodne itp.), lecz również społeczną. Na tych obszarach Rzeczypospolitej, gdzie istniała szczególnie rozbudowana wielka własność latyfundialna, dziesięcio-wioskowy szlachcic do warstwy magnackiej nie należał, kimże bowiem był wobec sąsiada posiadającego trzysta wsi i własną siłę zbrojną. W tych województwach natomiast, gdzie wielka własność rozwinęła się słabiej, dziesięciowioskowy szlachcic był już wojewódz-
kim lub powiatowym potentatem. Na Żuławach gdańskich dziesięć wsi stanowiło już bardzo duży majątek, między innymi dzięki znacznie wyższej cenie zboża w okolicach portów niż dajmy na to na Rusi Czerwonej.
Proponowano również, aby zamiast kryterium ekonomicznego przyjąć kryterium społeczno-polityczne i traktować senatorów jako przedstawicieli magnaterii. Kryterium to jednak tylko w części odpowiada rzeczywistości. Wprawdzie magnacka fortuna torowała zazwyczaj drogę do senatu, ale spotykamy w senacie nazwiska przedstawicieli szlachty średniej, a równocześnie znamy Radziwiłłów, Wiśniowieckich, Koreckich, Sapiehów czy Lubomirskich, którzy senatorami Rzeczypospolitej nie byli. Natomiast piastowanie przez kilka osób z różnych pokoleń w danej rodzinie godności senatorskich świadczy już niechybnie o tym, że jest to rodzina magnacka. Często się także zdarzało, że pierwszy senator w rodzinie zakładał podwaliny pod przyszłą potęgę ekonomiczną rodu (Jan Zamoyski jest tu przykładem najjaskrawszym).
Czy można więc znaleźć jakieś obiektywne kryterium? Wydaje się, że nie, zwłaszcza jeśli przynależność do określonej warstwy będziemy rozpatrywali nie statycznie, lecz dynamicznie, jeśli będziemy mieli do czynienia nie z magnatem z dziada pradziada, lecz z magnatem in statu nascendi, który dopiero gromadzi majętności i zaszczyty. Można jednak przyjąć, że zdolność utrzymywania własnym kosztem prywatnej siły zbrojnej, przewyższającej liczbą lub jakością siłę lokalnej jednostki wojskowej bądź formacji porządku publicznego (pachołkowie starościńscy, oddziały wojewódzkie) oraz własnego licznego dworu - jest cechą charakterystyczną magnata.
Klasyfikując poszczególne rody czy pojedyncze osoby, trzeba wszakże wziąć pod uwagę dodatkowe wskazówki, takie jak: ilość użytkowanych królewszczyzn,
36
piastowane godności i urzędy, klientelę, koligacje rodzinne i - chociaż w mniejszym stopniu - tytuły rodowe.
Epoka Rzeczypospolitej szlacheckiej stanowi zwarty wewnętrznie okres historyczny w dziejach państwa i narodu polskiego. Trwał on ponad trzysta lat - rozpoczął się wedle naszego mniemania, nadaniem szlachcie przywilejów cerekwickich i nieszawskich (1454), zakończył uchwaleniem Konstytucji 3 maja (1791) i upadkiem państwowości polskiej (1795). Daty te (z których pierwsza ma znaczenie orientacyjne, umowne) odpowiadają nie tylko ustrojowym i politycznym, lecz również społeczno-ekonomicznym kryteriom perio-dyzacyjnym. Cechami charakteryzującymi ten, i jedynie ten okres dziejowy są: ustrój państwa, zakładający dominującą rolę szlachty, ograniczenie władzy monarszej i wzrost znaczenia organów reprezentacji stanowej szlachty (sejmiki, sejm); wielonarodowy charakter państwa (Rzeczpospolita Obojga Narodów - w istocie państwo co najmniej trzech narodów); w strukturze społeczno-ekonomicznej kraju przewaga folwarczno-pańszczyźnianej formy gospodarki i związane z nią poddaństwo osobiste chłopów. -Są to bez wątpienia cechy najważniejsze.
Równocześnie jednak okres ten jest zbyt długi i zbyt bogaty w przeobrażenia wewnętrzne, by mógł być traktowany jako jednolita całość. Zastosować więc doń trzeba cezury wewnętrzne. Pierwsza, zamykająca okres walki szlachty o pełnię władzy w państwie i zarazem ostatecznego ukształtowania się^, ustroju politycznego Rzeczypospolitej, przypada - mniej więcej - na rok 1573. Jest to data pierwszej elekcji. Okres ten - od 1454 do 1573 roku - charakteryzował się rozwojem ekonomicznym i kulturalnym państwa (Odrodzenie), powstaniem nowych kierunków ideologicznych (reformacja, humanizm), jak również wielkim znaczeniem Polski na arenie międzynarodowej.
Okres od 1573 do 1648 roku odznaczał się wyraźnym załamaniem tendencji postępowych. W dziedzinie ekonomiczno-społecznej zahamowaniu uległ rozwój miast i produkcji pozarolniczej, wzmógł się pańszczyźniany ucisk chłopa. W dziedzinie ustrojowej ponownie wzrosły wpływy magnaterii, która nauczyła się wykorzystywać instytucje prawne demokracji szlacheckiej do ugruntowania swej przewagi: sejm szlachecki, aczkolwiek jeszcze funkcjonujący dość sprawnie, zaczął przeradzać się w czynnik paraliżujący skuteczne działanie organów władzy państwowej; na arenie międzynarodowej Polska uwikłała się w wojny sprzeczne z jej racją stanu (interwencja w Moskwie i walki dynastyczne Wazów ze Szwecją), poniosła szereg porażek, aczkolwiek wciąż jeszcze była na terenie Europy mocarstwem. W sferze zjawisk ideologicznych i społecznych dokonała się rekatolizacja kraju, wzmogła ofensywa sił kontrreformacyjnych oraz wzmocniła się pozycja kleru katolickiego, między innymi zakonu jezuitów.
Okres trzeci, od 1648 do 1764 roku, charakteryzował się postępującą anarchizacją życia państwowego Rzeczypospolitej, stopniową utratą jej pozycji międzynarodowej, a następnie - już za rządów saskich - utratą samodzielności politycznej, wzrostem roli Kościoła i magnaterii, ostatecznym zwycięstwem kontrreformacji oraz upadkiem gospodarczym.
Wreszcie lata 1764-1795 to okres znacznego ożywienia gospodarczego, początki formowania się układu kapitalistycznego, odrodzenie umysłowe i moralne po mrokach saskich (Oświecenie), a także - próby reformy państwa i walka o uratowanie niepodległości.
Podziały te odpowiadają nie tylko dziejom państwa i narodu, oddają również dzieje klasy feudałów i stanu szlacheckiego.
ROZDZIAŁ DRUGI
RODOWÓD
Skowaliście ojcowskie granaty na pługi.
Jan Kochanoteski
JK-ożnice pomiędzy przeciętnym szlachcicem-ziemia-ninem a przedstawicielami innych stanów były w dawnej Polsce tak wielkie, tak rażące, tak głęboko ugruntowane w normach i przepisach prawnych, zakorzenione w powszechnej świadomości ówcześnie żyjących ludzi, że historycy badający dzieje Polski średniowiecznej musieli postawić pytanie: Skąd się wzięła szlachta, jaki proces historyczny doprowadził do tak zasadniczych podziałów społecznych?
Formułowano w tej sprawie różne hipotezy i teorie. Najskrajniejsza z nich, modna w drugiej połowie XIX stulecia, teoria najazdu, głosiła, że państwo pierwszych Piastów zostało zorganizowane przez przybyszów z zewnątrz, ze Skandynawii, którzy podbili miejscową ludność słowiańską, zjednoczyli pod swoim władztwem plemiona Polan, Siężan, Mazowszan, Wiślan, Pomo-rzan i inne oraz utworzyli organizację państwową, na czeie której stanął nie znany z imienia wódz norman-dzki - protoplasta książąt i królów dynastii piastowskiej. Drużyna książęca - wedle tej teorii - przekształciła się w rządzącą krajem warstwę rycerską, z której potem powstała szlachta. Na poparcie tej hipotezy przytaczano rzekome podobieństwo niektórych herbów szlachty polskiej (głównie Awdańców i Łabę
dziów) do skandynawskich znaków runicznych lub znany tylko z późniejszego streszczenia dokument wystawiony przez Mieszka I, w którym wystawca posługuje się imieniem Dagome, co miało przypominać skandynawskie brzmienie imienia Dago. Wokół tego dokumentu narosła olbrzymia literatura naukowa, spór wszelako nie został rozstrzygnięty; do dziś nie wiemy, skąd się wzięło to imię „Dagome”. Może zresztą przepisywacz się omylił i w tej przekręconej postaci przepisał zwyczajną formułę „Ego Mesco”?
Nie jest to zresztą ważne. Teoria najazdu została całkowicie przez naukę obalona, autochtoniczne pochodzenie zarówno panującej dynastii, jak i możnowładców oraz rycerstwa zostało udowodnione w sposób nie budzący wątpliwości, podobnie jak istnienie na długo przed Mieszkiem I państwowości na ziemiach polskich, wyrosłej z rodzimego podłoża.
Podważona także została teoria poszukująca genezy jednolitego stanu szlecheckiego w rodowej organizacji wczesnohistorycznego społeczeństwa polskiego. Feuda-lizm, który w Polsce ugruntował się w XI stuleciu, przeorał tę organizację i na miejscu tradycyjnych rodowych form władania ziemią pojawiły się nowe, a wraz z nimi nowe podziały społeczne i prawne u.
We wczesnofeudalnej Polsce klasa feudałów nie była jednolita. Największe znaczenie miała grupa możnowładców ls, którzy posiadali alodialne dobra ziemskie, czyli dobra tworzące ich własność dziedziczną, wolną od świadczeń na rzecz panującego. Część tych dóbr stanowiła spuściznę po ustroju plemienno-rodowym, najprawdopodobniej bowiem niektórzy z możnowładców byli potomkami dawnych lokalnych władców plemiennych, którzy uznali zwierzchnictwo Piastów. Możno-władcy skupieni wokół księcia i sprawujący najwyższe urzędy odgrywali przemożną rolę w państwie. Pozostała część możnowładztwa - to dziedziczni właścicie-
le większych posiadłości ziemskich, nie należący jednak do warstwy urzędniczej. Z czasem obie te warstwy - stanowiące w zasadzie już w XI wieku zamknięte grupy społeczne - utraciły swą odrębność, chociaż jeszcze na początku XII wieku Anonim, tak zwany Gali, odróżniał comites od zwykłych nobiles.
Od szeregowego rycerstwa warstwy te różniły się nie tylko sytuacją majątkową, odmienne były również formy władania ziemią przez każdą z tych grup. O ile własność możnowładcza stanowiła przeważnie własność al-idialną, o tyle rycerz szeregowy dzierżył ziemię w postaci beneficjum, nadanego mu przez panującego, co pociągało za sobą szereg obowiązków i świadczeń. Niekiedy beneficja - dożywotnie i odwoływalne - nadawali rycerzom także możnowładcy i Kościół, co należy ocenić jako element kształtowania się feudalnej drabiny, która, jak wiadomo, nie wykształciła się w Polsce tak jak na zachodzie Europy, zwłaszcza we Francji.
Rycerstwo również niekiedy posiadało własność alo-dialną, były to jednak z reguły niewielkie obszary ziemi uprawnej, na której pracował właściciel wraz z kilkoma niewolnymi lub półwolnymi chłopami, często brańcami wojennymi. Z rycerskim władaniem ziemi łączył się obowiązek służby wojskowej na rzecz panującego. Część beneficjów rycerskich stanowiła wyposażenie drużynników książęcych. Użytkownicy beneficjów otrzymywanych z rąk możnowładców lub Kościoła zabowiązani byli do wasalnego posłuszeństwa. Upowszechnienie się w XII wieku zwyczaju pasowania na rycerza oraz wprowadzenie szeregu odrębnych dla rycerstwa norm prawnych zapoczątkowało formowanie się odrębnego stanu rycerskiego. Nie był to jednak jeszcze stan zamknięty, ponieważ otrzymanie beneficjum lub nabycie ziemi powodowało niejako automatycznie wejście do stanu rycerskiego.
Istniała jeszcze warstwa pośrednia, usytuowana między wolnymi chłopami a rycerstwem - drobni rycerze. Nie należeli oni do klasy feudałów, gdyż ziemię uprawiali własnoręcznie, korzystali wszelako z uprawnień przysługujących stanowi rycerskiemu. Warstwa rycerska nie była w pełni ustabilizowana. Słabsi ekonomicznie popadali nierzadko w zależność od możnowładców lub dostojników kościelnych, niektórzy wręcz spadali do pozycji chłopa. Równocześnie zaś nieliczna część średniego rycerstwa dzięki łupom wojennym bądź dzięki nadaniom książęcym awansowała do rzędu wielmożów. Zdarzało się to jednak niezbyt często.
Drobne i średnie rycerstwo stopniowo ugruntowało swą pozycję. Sprzyjające warunki stwarzał przede wszystkim układ stosunków politycznych w dobie rozbicia dzielnicowego. Interesy książąt dzielnicowych, zmierzających do ograniczenia nadmiernie rozbudowanych wpływów możnowładców, zbieżne były z interesami drobnego rycerstwa, broniącego się przed uzależnieniem od możnowładców. W tej sytuacji książęta, zmuszeni do opierania się na drobnym rycerstwie, wspomagali jego tendencje emancypacyjne, co wyrażało się w nadawaniu zrazu sporadycznie, potem coraz częściej indywidualnych przywilejów immunitetowych, które uwalniały posiadłości rycerskie od powinności i świadczeń (immunitet gospodarczy) lub od sądownictwa urzędników książęcych (immunitet sądowy). Inną okolicznością sprzyjającą było powstanie i rozwój prawa rycerskiego („ius militare”)16, które upowszechniło się w XIII stuleciu. Dobra immunizo-wane posiadał rycerz prawem dziedzicznym, przy czym do dziedziczenia dopuszczano nie tylko jego zstępnych w linii męskiej, lecz również krewnych w linii bocznej, a pod koniec XIII wieku także i córki. Ograniczało to prawa panujących, którzy uprzednio przej-
mowali dobra rycerskie po wygaśnięciu rodu w linii męskiej, natomiast wzmacniało rycerstwo.
Począwszy od XIII wieku rycerstwo korzystało już z szeregu uprawnień stanowych, przysługujących mu z racji przynależności - wynikającej w zasadzie z urodzenia - do stanu rycerskiego. Uprawnienia te były dość szerokie: rycerz pojmany do niewoli podlegał wykupowi, przysługiwało mu odszkodowanie za straty poniesione w czasie wyprawy wojennej, a nadto dodatkowe wynagrodzenie za służbę wojskową poza granicami kraju. Rycerzowi przysługiwała również tak zwana swobodna dziesięcina, czyli prawo wyboru kościoła, któremu chciał ją składać. Obowiązek rycerza sprowadzał się do służby wojskowej.
Obok rycerstwa drobnego i średniego istniała duża grupa rycerstwa służebnego. Wywodziła się ona z najuboższych grup rycerstwa drobnego, a nawet spośród tych niewolnych lub półzależnych chłopów, których możnowładca włączał do swej drużyny. Niektórzy spośród nich otrzymywali wyposażenie w postaci ziemi nadanej prawem lennym - warunkowo lub dożywotnio, albo też prawem wieczystym i dziedzicznym.
Normy prawne sankcjonowały istniejące zróżnicowanie. W połowie XIII stulecia inne kary groziły za zabójstwo lub zranienie możnowładcy, inne za zwykłego rycerza, jeszcze inne za rycerza służebnego. Różnice były dość znaczne: w wypadku zabójstwa wielmoży piastującego urząd główszczyzna, czyli kara pieniężna płacona przez zabójcę rodzinie zamordowanego, wynosiła 30 grzywien, w wypadku zabójstwa zwykłego rycerza - 15 grzywien, zaś zabójstwa rycerza służebnego - tyle co chłopa, a więc 6 grzywien. Świadczy to o tendencji do formowania się w Polsce nie jednolitego stanu szlacheckiego, lecz kilku co najmniej stanów wewnątrz klasy uprzywilejowanej, tak jak to miało miejsce na zachodzie Europy, i
Mimo to nie doszło w Polsce do ukształtowania się dwóch lub więcej stanów szlacheckich. Przeszkodziły temu dwa czynniki. Pierwszym była znacznie słabsza niż na zachodzie Europy zależność rycerstwa od możnowładztwa. Rycerstwo średnie, nie bez poparcia panujących, obroniło swą niezależność. Począwszy od połowy XIII wieku przywilej non responsivum (posiadacz tego indywidualnie nadawanego przywileju podlegał wyłącznie sądownictwu księcia panującego z wyłączeniem sądów kasztelańskich) coraz częściej był nadawany nie tylko możnowładcom, lecz również rycerzom. W Polsce większość rycerzy podlegała więc wprost panującemu, co nie pozwoliło na utworzenie się, jak na przykład we Francji, hierarchicznej drabiny feudalnej. Z tego wynikały dalsze konsekwencje. Przywileje stanowe (łącznie z coraz bardziej rozpowszechnionym przywilejem immunitetowym) stały się udziałem szerokiej liczebnie warstwy, objęły nawet część rycerstwa służebnego.
Wreszcie czynnik drugi - to organizacja rycerstwa. Łączyło się ono w rody 17, nie zawsze na zasadzie więzów krwi. Warunkiem decydującym było wspólne terytorium, „sąsiedztwo”, jak byśmy powiedzieli w odniesieniu do czasów późniejszych, chociaż pokrewieństwo odgrywało również pewną rolę przy powstawaniu rodów. Rody wzmacniały rycerstwo; obowiązująca zasada rodowej solidarności chroniła interesy pojedynczych członków rodu, broniła ich przed zdeklasowaniem lub mediatyzacją (zależnością od możnowładcy). Do rodów takich, w miarę ich rozradzania się, należeli nie tylko właściciele większych posiadłości rycerskich, ale również niewielkich kawałków ziemi, uprawianych własnymi siłami, którzy byli zobowiązani do konnej służby w wojsku. Podczas wyprawy wojennej członkowie rodu występowali na ogół pod wspólnym zawołaniem i wspólną oznaką rodową. W ten sposób kształtujący się stan rycerski (szlachecki) od samego początku wchłonął znaczną liczbę rycerzy nie należących do klasy feudalnych właścicieli ziemi.
Poczynając od końca XII wieku powstający stan rycerski zyskał herby, które zaczęły go w widoczny sposób Odróżniać od innych stanów i przyczyniać się w pewnym stopniu do jego sukcesywnego zamykania się. Początkowo były one znakami osobistymi, z czasem zaczęły być dziedziczne. Rysunek herbu średniowiecznego wywodził się zwykle ze znaków własności, używanych do oznaczania przedmiotów będących własnością rycerza, oznaczania granic jego posiadłości lub koni. Początkowo niektóre herby były rysunkiem o-kreślonego przedmiotu. W późniejszych wiekach monarchowie nadając szlachectwo przyznawali również nobilitowanemu herb, którego rysunek stanowił część herbu królewskiego, na przykład ręka z mieczem jako fragment jagiellońskiej Pogoni. Wspólnota herbowa nie oznaczała więzi krwi. W poszczególne rody heraldyczne łączyły się bowiem rozmaite rody rycerskie czy możnowładcze. Czasem nawet rycerze służebni, którzy doczekali się „uherbowienia”, przyjmowali jako oznakę herbową znak swego możnowładcy. W późniejszym okresie przyjęcie do rodu (adopcja), związane z przyznaniem stanowych praw rycerskich czy szlacheckich, połączone było z nadaniem własnego herbu; zdarzało się czasem, że - wzorem królewskim - przedstawiał on część wizerunku herbowego adoptującego.
Niekiedy wspólnota heraldyczna oznaczała pochodzenie od wspólnego przodka. Oto, na przykład, rodziny Tęczyńskich, Tarłów, Zaklików i Ossolińskich pieczętowały się herbem Topór. Rodziny te miały prawdopodobnie wspólnego protoplastę. Był nim - według rodowej genealogii Ossolińskich - Nawój z Morawicy, kasztelan krakowski, zmarły w roku 1331, którego syn Andrzej na Tęcznie to przodek Tęczyńskich; drugi syn
Zaklików i Tarłów, założyciel rodu Ossolińskich Jan (Jaśko) z Ossolina był zapewne synem lub wnukiem Nawoja. Byli jednak również i Toporczycy, których nie łączyło z tymi rodzinami nic prócz herbu, między innymi ród Pałuków.
Herby przysługiwały tylko możnowładztwu i rycerstwu, łączyły te obie warstwy i pełniły rolę wyróżnika całego stanu uprzywilejowanego. Grupy czy jednostki, które wchodziły do tego stanu, musiały bezwarunkowo uzyskać prawo do herbu, jeśli chciały być traktowane na równi z innymi posiadaczami praw stanowych. „Nowym” nadawano herby indywidualnie bądź grupowo. I tak na przykład herb Sas nadany został całemu rycerstwu pochodzenia wołoskiego.
Pogłębiające się odrębności stanowe umacniało przyznawanie przywilejów zbiorowych. Do czasów Władysława Laskonogiego przywileje zbiorowe otrzymali tylko duchowni, natomiast w 1228 roku Władysław La-skonogi wydał w Cieni przywilej, który zobowiązywał go do przestrzegania immunitetów oraz wykluczał „uciski i nienależne podatki”. Podobne przywileje wydawali i późniejsi władcy. Aż do czasów jednak słynnego przywileju Ludwika Węgierskiego wydanego w roku 1374 w Koszycach (przywilej koszycki) wystawcy akcentowali zazwyczaj zróżnicowanie rycerstwa na wielmożów (nobiles) i rycerzy (milites).
Przez cały wiek XIV, charakteryzujący się znacznym rozwojem ekonomicznym państwa, dokonywały się skomplikowane przeobrażenia wewnętrzne w łonie klasy feudałów i stanu rycerskiego. Z jednej strony - zjednoczenie państwa i pełna centralizacja władzy, przeprowadzone przez Władysława Łokietka i Kazimierza Wielkiego, osłabiły częściowo pozycję lokalnych możnowładców, co wpłynęło korzystnie na pozycję ekonomiczną i polityczną średniego rycerstwa. Z drugiej strony - w niektórych zwłaszcza rejonach kraju
drobna własność rycerska zaczęła przeżywać swoisty kryzys. Różnorodność struktury społecznej i norm prawnych, odziedziczona przez monarchię Kazimierza Wielkiego po okresie rozbicia dzielnicowego, utrudniała pełne ujednolicenie państwa. W każdej też prowincji sytuacja wyglądała odmiennie.
W Wielkopolsce wielka własność feudalna była na ogół rozwinięta słabiej niż na przykład w Małopolsce, jeśli nie liczyć olbrzymich dóbr arcybiskupa gnieźnieńskiego. Przeważała tam raczej drobna i średnia własność rycerska, na ogół nieźle prosperująca. Zrównanie wszystkich feudałów pod względem prawnym nie nastręczało na tym terenie szczególnych trudności, zwłaszcza że wojna Grzymalitów z Nałęczami oraz surowość, z jaką stłumił Kazimierz Wielki bunt Maćka Borkowica, osłabiły najznaczniejsze rody możnowładcze Wielkopolski. Należy również dodać, że w obronie przed lokalnymi tendencjami separatystycznymi król musiał opierać się na średnim i drobnym rycerstwie. Tak też w Wielkopolsce najwcześniej zyskała rangę prawną zasada równości wobec prawa wszystkich uprzywilejowanych: w statutach wielkopolskich głów-szczyzna została wyznaczona dla wszystkich przedstawicieli rycerstwaszlachty w tej samej wysokości (60 grzywien).
Inaczej w Małopolsce. Tam siła możnowładców była znacznie większa, rycerstwo zaś dzieliło się na kilka grup. Rycerstwo herbowe, szlachta, słabsze ekonomicznie niż w Wielkopolsce, utrzymywało jednak swą niezależność; obok niego istnieli półrycerze, tak zwani włodycy (skartabellat)18, osiadli na własnej ziemi, lecz nie legitymujący się herbami i nie korzystający z prawnych prerogatyw stanu szlacheckiego, chociaż zobowiązani do służby wojskowej. Ponadto zachowało się jeszcze rycerstwo służebne, tak zwani panoszę. Kazimierz Wielki usiłował tę ostatnią grupę uformować
w odrębny stan, przyłączając do nich sołtysów ze wsi osadzonych na prawie niemieckim, którzy, jak wiadomo, podobnie jak i panoszę byli zobowiązani do służby wojskowej. Życie jednak przekreśliło te plany. Włody-cy i panoszę bądź ulegli schłopieniu, bądź też - nieliczni - przedostali się do stanu szlacheckiego. Podziałom tym za czasów Kazimierza Wielkiego odpowiadały normy prawne. Głowa możnowładcy była
•droższa niż głowa szeregowego rycerza-szlachcica.
•Główszczyzna za zabicie możnowładcy wynosiła 60 grzywien, za zwykłego rycerza - 30 grzywien, za włodykę - już tylko 15 grzywien.
Podział wewnątrz stanu rycerskiego istniał również na Mazowszu, gdzie niższa szlachta podlegała sądownictwu wojewodzińskiemu, wyższa zaś - księżęcemu. Podobnie zróżnicowano i główszczyznę. Na Mazowszu jednak rozliczne gniazda rodowe zobowiązane były do służby wojskowej, otrzymały herby i zawołania, a ponieważ gospodarowały na własnym, opatrzonym na ogół przywilejem immunitetowym, kawałku ziemi
- uzyskały prerogatywy szlacheckie.
Za panowania Kazimierza Wielkiego próbowano po raz pierwszy precyzyjnie określić, kto jest szlachcicem. O ile dawniej sam fakt posiadania ziemi na prawie rycerskim oznaczał przynależność do stanu rycerskiego, o tyle od początków XIV stulecia rycerstwo-szlachta dążyło do zamknięcia swego stanu. Kazimierz Wielki określił więc, że szlachcicem jest ten, kto rodzi się z ojca szlachcica. W Małopolsce przez długi czas nie brano pod uwagę stanowego pochodzenia matki i dopiero w wiekach późniejszych - wzorem Wielkopolski
- zaczęto również od niej wymagać szlacheckiego pochodzenia. Tak więc w XIV stuleciu pojawił się wyraźnie już sprecyzowany cenzus urodzenia 19. Nie oznacza to jednak, że granice stanu były już szczelnie zamknięte.
w
Przeciwnie - wiek XIV jest okresem dużej płynności między stanami i klasami. W niektórych rejonach kraju, zwłaszcza w Wielkopolsce i na Mazowszu, szlachta zaczęła trudnić się handlem i rzemiosłem, część przeszła na stałe do stanu mieszczańskiego, zatracając w następnych pokoleniach prerogatywy szlacheckie. W Małopolsce natomiast obserwować można zjawisko odwrotne: bogaci mieszczanie chętnie nabywali ziemię i uzyskiwali majętności na prawie rycerskim. Mieli silną pozycję majątkową, nie trudno im więc było załatwić sprawę nabycia herbu i pełni praw szlacheckich - czy to przez koligacje z rodzinami szlacheckimi, czy to poprzez adopcję lub po prostu nobilitację, znajdującą się jeszcze wówczas całkowicie w gestii króla. W XIV stuleciu pieniądze, pozycja majątkowa bez większych trudności torowały drogę do stanu uprzywilejowanego.
Podobnie - zdarzało się, że zamożniejsi sołtysi starali się skutecznie o nabycie praw szlacheckich, a jednocześnie - niektórzy zubożali drobni rycerze przyjmowali urząd sołtysów we wsiach lokowanych na prawie niemieckim przez możnowładców.
Wzrost znaczenia centralnej władzy zrodził jeszcze jedno interesujące zjawisko. Otóż dla awansu majątkowego czy to rycerza-szlachcica, czy mieszczanina niemal niezbędne było poparcie królewskie. Swych stronników i współpracowników monarcha obdarzał dobrami królewskimi bądź na prawie lennym, bądź też w formie zastawu. Nie należały do rzadkości również darowizny. Przyłączenie do Korony Polskiej Rusi Halickiej (1344 - Sanok i Przemyśl, 1349 - Lwów i Halicz) oraz Rusi Włodzimierskiej (1349) otworzyło ten kraj dla ekspansji feudałów polskich. Kazimierz Wielki nadał możnowładztwu i szlachcie rozległe posiadłości na tych terenach. Powstawały dzięki temu nowe rody możnowładcze, podczas gdy inne, które zbudowały swą
potęgą jeszcze w dobie rozbicia dzielnicowego, podupadały i schodziły do rzędu zwykłych rodzin szlacheckich.
Czasy Kazimierza Wielkiego były tedy okresem ostatecznego formowania się stanu szlacheckiego. Różnił się on jednak od szlachty z XVI czy XVII wieku, tak jak monarchia Kazimierzowa w niczym nie przypominała późniejszego ustroju Rzeczypospolitej ani charakterem gospodarki rolnej, ani pozycją polityczną szlachty w państwie.
W czasach Kazimierzowych rycerz-szlachcic nie stał się był jeszcze ziemianinem. Dysponował wprawdzie niewielkim własnym gospodarstwem rolnym, fol-warczkiem liczącym przeciętnie l-3 łany *, służyło mu ono jednak tylko do zaspokajania własnych potrzeb. Zboża towarowego folwark szlachecki wtedy jeszcze nie produkował. We wsiach lokowanych na prawie niemieckim (a jest to okres ożywionej kolonizacji wewnętrznej) pozycja ekonomiczna sołtysa była niejednokrotnie silniejsza od pozycji rycerza-pana. Niektóre folwarki sołtysie liczyły bowiem nawet sześć łanów i produkowały - opierając się na pracy najemnej za-grodników - zboże towarowe na potrzeby rynku wewnętrznego.
Powinności feudalne uiszczano przeważnie w formie renty czynszowej, niekiedy połączonej z daninami w naturze. Rzadko spotykana renta odrobkowa, pod postacią przymusowej pracy w gospodarstwie właściciela, miała raczej charakter symboliczny i ograniczała się do kilku dni w roku. Wszystkie te powinności nie obciążały jednak zbytnio gospodarki chłopskiej, szybko
* Łan (włóka) - od XIII w. jednostka miary powierzchni ziemi uprawnej; najbardziej rozpowszechnione w Polsce były:
łan flamandzki (16,7-17,5 hektara) i łan frankoński (22,6- 25,8 hektara).
R f!
rosnącej w siłę i zamożność. W istniejących wówczas zależnościach feudalnych trudno również dostrzec symptomy poddaństwa osobistego chłopów - funkcjonował wszak samorząd wiejski i kmiecie uformowani byli w chroniony prawem stan. Jedynie część ludności chłopskiej nie weszła do stanu kmiecego i nie korzystała z opieki prawa. A chociaż ograniczano prawo wychodźstwa ze wsi do dwóch poddanych rocznie, to w praktyce istniała tak wielka możliwość zbiegostwa, że pan starał się nie stosować form przymusu.
Za rządów Kazimierza Wielkiego współżycie stanów było zatem stosunkowo harmonijne i regulowane przez silną władzę centralną20. Pozycję możnowładztwa w państwie równoważyła siła mieszczaństwa i rycerstwa. Już wówczas jednak pojawiły się tendencje zwiastujące przyszłe przeobrażenia ustrojowe i społeczne, które z biegiem lat zwichnąć miały prawidłowy rozwój państwa i społeczeństwa.
Tendencje te wystąpiły we wszystkich niemal dziedzinach życia. Wzrastająca na rynkach zagranicznych koniunktura na artykuły rolno-hodowlane wzbudziła zainteresowanie gospodarstwem rolnym wśród ryce-rzy-szlachty, którzy do tej pory za swe główne zajęcie uważali służbę wojskową. Rodziło się dążenie do powiększenia folwarku, znajdującego się w bezpośredniej administracji właściciela, dając początek walce ry-cerzy-szlachty z sołtysami, dysponującymi poważną częścią areału uprawowego. Zagarnianie folwarków sołtysich przez szlachtę musiało stać się zjawiskiem na tyle częstym, że Kazimierz Wielki wydał zakaz przymusowego wykupu sołectw. Chodziło mu przede wszystkim o to, aby zapobiec osłabieniu warstwy ekonomicznie silnej, zobowiązanej do służby wojskowej. Zakaz ten nie mógł jednak wstrzymać procesu stopniowego, powolnego wypierania sołtysów z ich dotychczasowych pozycji. Druga tendencja, która się już wtedy
zarysowała, to dążenie szlachty do uzyskania większej władzy nad chłopami.
Co stanowiło wówczas o sile warstwy rycersko-szla-checkiej? Nie pozycja ekonomiczna, bo tę szlachta zdobywała dopiero w toku wieloletniego procesu przekształcenia się w folwarczne ziemiaństwo. Nie pozycja polityczna, bo wpływy na zarządzanie państwem miała przede wszystkim warstwa nowych wielmożów feudalnych, którzy dzięki poparciu króla obrastali w majętności i piastowali większość najważniejszych urzędów w państwie. O sile tej stanowiła liczebność średniego i drobnego rycerstwa oraz świadomość posiadania własnych stanowych postulatów i własnych interesów, pozostających niekiedy w wyraźnej kolizji z interesami innych grup społecznych zarówno w obrębie swojej klasy (możnowładztwo), jak i stojących poza nią (sołtysi). W wyniku przejścia do stanu szlacheckiego wielu niefeudalnych właścicieli ziemi odsetek szlachty w stosunku do innych warstw ludności był w Polsce znacznie wyższy aniżeli w innych krajach europejskich. Oblicza się, że na przełomie XV i XVI wieku szlachta stanowiła około 10 procent (lub nawet więcej) ogółu ludności Polski, podczas gdy na przykład we Francji wskaźnik ten wynosił zaledwie około 2 procent. Tę wielką grupę zespalały wspólne przywileje stanowe, wspólna ideologia i wspólne dążenia.
W tym stanie rzeczy dostrzec można właśnie podstawową różnicę pomiędzy strukturą społeczną Polski a strukturą społeczną Francji, Anglii czy Niemiec w XIV i XV stuleciu. Dodajmy do tego brak feudalnej drabiny hierarchicznej, niezależność rycerstwa od możnowładztwa oraz to, że klasa feudałów w Polsce nie była podzielona na stany. Toteż w Polsce, odwrotnie niż we Francji czy w Niemczech, wiek XV nie stał się okresem upadku średniowiecznego rycerstwa, przeciwnie - wzmógł jego siłę i pozycję w państwie. Był to
już jednak nie tyle wzrost potęgi rycerstwa, ile przekształcanie się rycerstwa w ziemiaństwo wraz ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Katalizatorem, który wyzwolił emancypacyjne dążenia średniego rycerstwaszlachty, stało się wygaśnięcie dynastii piastowskiej i objęcie tronu przez przedstawiciela dynastii obcej, siostrzeńca zmarłego króla Kazimierza, Ludwika Andegaweńskiego, króla Węgier.
Dawno przestaliśmy traktować historię jako dzieje panowania poszczególnych władców czy przypisywać nadmierne znaczenie działalności jednostek. Niemniej w odniesieniu do wieków średnich nie należy lekceważyć problemów dynastycznych. Wraz z królem Kazimierzem schodził do grobu ostatni na tronie polskim przedstawiciel rodzimej dynastii, której prawa do korony sięgały zamierzchłej przeszłości. Kazimierz przed nikim nie musiał uzasadniać tych praw, uchodziły one za oczywiste, naturalne i zrozumiałe same przez się. Kazimierz był królem z urodzenia, berło odziedziczył wprawdzie tylko po ojcu, dziad jego i pradziad byli książętami dzielnicowymi, ale korona miała znacznie starszą tradycję, ugruntowaną mocno w świadomości wielmożów, rycerstwa, a nawet chłopstwa.
Na oczach ówczesnego społeczeństwa dźwigała się wskrzeszona monarchia, rósł jej blask i splendor. Kazimierz przekształcił się z króla krakowskiego, jakim go chcieli widzieć jego luksemburscy wrogowie, w króla polskiego, którego zwierzchności nie negowali książęta mazowieccy. Nie odzyskał on, co prawda, starożytnych ziem polskich znajdujących się pod jarzmem obcym - Śląska i Pomorza Gdańskiego przede wszystkim - lecz ugruntował jedność państwa, umocnił ygo wewnętrzną spoistość, skodyfikował prawa, podniósł prestiż Polski na arenie międzynarodowej, zapewnił jej poczucie ładu wewnętrznego i bezpieczeństwa. System fortyfikacji strzegł granic królestwa, po-
budowane spichrze murowane wyładowane były po brzegi zbożem. Powstawały nowe miasta, a w nich jarmarki i warsztaty rzemieślnicze. Rozwijało się ku-piectwo i rzemiosło. Rosła produkcja rolna, roślinna i zwierzęca. Polska przeżywała wówczas najintensywniejszy w swej dawnej historii rozwój gospodarczy, Działały tu procesy obiektywne, lecz w odczuciu ludzi, tak współczesnych, jak potomnych, Kazimierz był tym, który „zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną”. Był władcą, któremu nadano miano „Króla Chłopów”, ale w powszechnej świadomości był on królem wszystkich swych poddanych, regulującym z powodzeniem harmonijne na ogół współżycie wszystkich stanów i warstw. Nic więc dziwnego, że pogrzeb jego przerodził się w wielką manifestację żałobną. Rozumieli współcześni, że wraz z królem Kazimierzem, ostatnim Piastem na tronie polskim, kończyła się cała epoka w dziejach Polski.
ROZDZIAŁ TRZECI
PRZYWILEJE
Nasi przodkowie [...] zabiegali wszelakim sposobem, żeby król tyranem być nie mógł.
Anonim z przetomu XVI i XVII w.
Ludwik Andegaweński objął tron polski na mocy decyzji Kazimierza, był monarchą obcym, nie legitymował się prawami dziedzicznymi do korony polskiej. By utrzymać swe władztwo w królestwie polskim, musiał bardziej niż jego poprzednik liczyć się z opiniami i nastrojami społeczeństwa polskiego, nie tylko mo-żnowładców, lecz również szlachty i mieszczan. Centralizacja państwa była zjawiskiem stosunkowo niedawnym, świeżym, w poszczególnych dzielnicach istniały żywe wciąż jeszcze pozostałości dawnych partykularnych instytucji, odrębności ustrojowych i prawnych, separatystycznych tendencji. Wygaśnięcie dynastii wykorzystać pragnęli ci możnowładcy, którzy odsunięci zostali od udziału w rządach. Byli to przede wszystkim niektórzy wielmoże wielkopolscy, niezadowoleni z uzyskania przez Małopolskę dominującej pozycji w państwie. Ich dążeniom sprzyjały ambicje książąt mazowieckich, należących podobnie jak książęta śląscy do rodu Piastów, oraz działania czynników zewnętrznych, niechętnych lub wrogich państwu polskiemu.
Rządy Ludwika budziły powszechne niezadowolenie. Wybuchały zamieszki, a nawet otwarte bunty. Szlachta poczuła swą siłę. Poparcie części możnowładztwa małopolskiego nie mogło wystarczyć królowi do ugrunto-
wania swej dynastii w Polsce. Fakt, iż nie miał on męskich potomków, lecz jedynie córki, dodatkowo komplikował sytuację. Pragnąc zapewnić jednej z nich tron w Polsce, odwołać się musiał nie do rady królewskiej, składającej się z możnowładców, lecz do ogółu szlachty. Na zjeździe przedstawicieli stanów w Koszy-cach (1374) szlachta wyraziła zgodę na uznanie jednej z córek Ludwika za następczynię tronu polskiego w zamian za uzyskany przywilej21, dotyczący tylko szlachty i zwalniający ją od podatku zwanego poradl-nym, z wyjątkiem 2 groszy rocznie od łanu użytkowanego przez chłopa, które miały być płacone „na znak najwyższej zwierzchności” królewskiej. Przywilej ten, jak już wspomnieliśmy, zwany koszyckim, zawierał szereg innych zobowiązań monarchy, takich przede wszystkim jak: zwolnienie szlachty od obowiązku pomocy przy budowie twierdz obronnych, jeśli szlachta uprzednio nie wyraziła na to zgody; obowiązek wykupu z niewoli szlachcica, który popadł w nią w czasie wyprawy zagranicznej organizowanej przez króla; obsadzanie urzędów starościńskich tylko przez Polaków;
zachowanie całości i integralności terytorium państwowego.
Nie idzie tu ani o sam fakt wydania przywileju ogólnopaństwowego, ani też o szczegółowe jego postanowienia: Przywileje wydawano i poprzednio, były one jednak albo indywidualne, albo dzielnicowe, albo tez dotyczyły jednostronnych zobowiązań monarchy (na przykład przywilej w Budzie w 1355 roku) wobec wszystkich stanów. W Koszycach przywilej otrzymywała szlachta, cały stan szlachecki, możnowładcy i szlachta łącznie. Był to milowy krok na drodze do ujednolicenia pod względem prawnym całego stanu szlacheckiego, a równocześnie jeszcze jedno wyróżnienie tego stanu spośród innych. Przywileje Ludwika ostatecznie ugruntowały publiczno-prawny charakter
władzy królewskiej; monarcha w swych poczynaniach był odtąd skrępowany wolą stanu szlacheckiego, zobowiązywał się rządzić przy jego udziale (na przykład mianować urzędników ziemskich mógł tylko spośród szlachty osiadłej w danej ziemi). Pomału zaczynała wytwarzać się reguła, iż urzędnik ziemski bardziej jest reprezentantem i wykonawcą woli szlachty niż przedstawicielem władzy państwowej.
Koniecznością stawało się powołanie takich instytucji publiczno-prawny ch, które wyrażałyby wolę szlachty oraz stanowiły organ jej samorządu i reprezentacji. Instytucje takie istniały wprawdzie i wcześniej. Były to wiece dzielnic lub ziem, zwoływane od czasu do czasu przez panujących, zjazdy ogólnopaństwowe bądź zgromadzenia prowincjonalne. Już od dawna wszak wola panującego przestała być jedynym źródłem prawa. Nawet Kazimierz Wielki szereg postanowień zarówno politycznych, jak i prawnych (między innymi statuty) konsultował z przedstawicielami możnowładztwa świeckiego i duchownego, szlachty i mieszczan. W konsultacjach tych uczestniczyli w coraz większym stopniu przedstawiciele szlachty - co było na rękę panującym, którzy w ten sposób zyskiwali przeciwwagę dla wpływów możnowładztwa - zgromadzenia te jednak nie nosiły charakteru wyłącznie szlacheckiego, reprezentowały one na ogół różne stany. W zgromadzeniach tych, a zwłaszcza w radzie królewskiej^ decydujący głos mieli zazwyczaj przedstawiciele urzędniczego możnowładztwa.
Od końca XIV stulecia szlachta dążyć zacznie do utworzenia własnych organów reprezentacji. Rola tłumu, który podczas zgromadzenia szlachty i panów danej ziemi miał jedynie - jak to było w zwyczaju do schyłku XIV wieku - oklaskiwać i przyjmować przez aklamację uchwały podjęte przez radę panów ziemi (w skład tej rady wchodzili przede wszystkim urzęd
nicy i wyżsi duchowni z danej ziemi), przestała już szlachcie odpowiadać.
W okresie bezkrólewia po śmierci Ludwika Węgierskiego 22 szlachta zdobyła ważne doświadczenie społeczne. Oto wystąpiła po raz pierwszy jako zorganizowana siła społeczna, tworząc wraz z mieszczaństwem konfederację (1382 i 1384) mającą na celu utrzymanie ładu i porządku publicznego oraz ustalenie jednolitego stanowiska poszczególnych prowincji w sprawach dotyczących całego państwa. Szlachta zaczęła czuć własną siłę - w Wielkopolsce konfederacja szlachecko-miesz-czańska (1382) doprowadziła do usunięcia znienawidzonego starosty Domarata.
Dążenie do uzyskania jednolitych dla całego stanu szlacheckiego przywilejów wiązało się z antagonizmem szlachecko-magnackim i godziło w uprzywilejowaną pozycję możnowładztwa. Konflikt ten, którego początki sięgają jeszcze czasów rozbicia dzielnicowego, będzie stanowił jedną z głównych osi życia politycznego kraju i odegra decydującą rolę w formowaniu się u-stroju demokracji szlacheckiej. Już jednak w wieku XIV, kiedy dążenia emancypacyjne szlachty zyskały na sile i wyznaczały niejako kierunek ewolucji ustroju państwowego Polski, doszedł do głosu czynnik ograniczający w sposób decydujący ostrość tego konfliktu
i powstrzymujący szlachtę przed rozwiązaniami ekstre-„V
mistycznymi.
Czynnikiem tym stało się poczucie wspólnoty interesów całego tworzącego się jednolitego stanu szlacheckiego w walce o osłabienie władzy królewskiej. Tam, gdzie chodziło o wydarcie królowi ogólnostano-wych przywilejów, gdzie szło o ugruntowanie pozycji feudałów wobec innych klas oraz stanu szlacheckiego wobec innych stanów - tam szlachta występowała razem z możnowładztwem, ulegała jego wpływowi i nierzadko pozwalała możnowładztwu przejmować nad sobą kierownictwo. W następnych stuleciach lęk przed absolutyzmem będzie tym koniem trojańskim, który ułatwi magnaterii sprawowanie „rządu dusz” nad szlacheckim tłumem, udaremni próby usprawnienia administracji państwowej, osłabi wszelkie antymagnac-kie poczynania.
W różnych okresach historycznych i w różnych sytuacjach politycznych zjawisko to występowało z różnym nasileniem. Monarchia nieraz wykorzystywała antagonizm szlachecko-magnacki i odwołując się do szlachty ograniczała pozycję magnaterii. Niemniej, nigdy przewaga możnych w życiu publicznym dawnej Rzeczypospolitej nie została w pełni obalona.
Po przywileju koszyckim posypały się następne. Władysław Jagiełło jako król miał pozycję szczególną:
nie tylko nie posiadał żadnych praw dziedzicznych do korony polskiej (Ludwik przynajmniej był wnukiem Łokietka po kądzieli), ale przed objęciem tronu polskiego i małżeństwem z Jadwigą był poganinem. Jako małżonek Jadwigi był współkrólem (Jadwiga wśród orszaku królowych polskich zajmowała pozycję wyjątkową - jako kobieta-król, nie zaś królowa w sensie „małżonka króla”) i po jej śmierci stany królestwa musiały ponownie potwierdzić jego prawo do zasiadania na tronie. Zmusiło go to do nadania licznych przywilejów szlachcie i możnowładztwu, krępowało samodzielność działania. Opierał się głównie na małopolskim możnowładztwie,”* któremu zawdzięczał koronę, ale w okresie jego rządów szlachta nie była już zatomizowanym skupiskiem rodów i rodzin, lecz skonsolidowaną siłą społeczną prącą do uzyskania dominującej pozycji w państwie.- ` „' . ^ \
Po objęciu tronu wydał Jagiełło przywilej w Piotrkowie (1388), w którym potwierdził i rozszerzył przywileje wydane przez Ludwika Węgierskiego. Szlachcic miał odtąd podlegać wykupowi, jeśli dostał się do nie-
woli w czasie wojny prowadzonej na terytorium Polski. Urzędy starosty i sędziego ziemskiego nie mogły być skupione w jednym ręku. Zamkami królewskimi nie mogli zawiadywać cudzoziemcy. Samodzielny dotąd urzędnik policyjno-karny zwany oprawcą (justycja-riusz), wyposażony w szerokie kompetencje, miał podlegać w pełni władzy starosty.
Przywilej piotrkowski był pierwszym z obszernej listy przywilejów ogólnostanowych wydanych przez Jagiełłę. Podczas wypraw wojennych, które gromadziły rzesze szlachty, wymusiła ona na królu niejeden przywilej. Zbiorowisko takie, bez względu na obowiązujące zasady dyscypliny wojskowej, przeradzało się w „sejm obozowy”, nazywany potem sejmem konnym, i przedkładało królowi i jego radzie postulaty. Naczelnym ich założeniem, niezależnie od treści szczegółowej, było dążenie do równości wobec prawa w obrębie stanu szlacheckiego oraz do oparcia stosunków między władzą publiczną (królem i urzędnikami) a całym stanem szlacheckim na zasadach regulowanych przez przepis prawny.
Ostatnie lata rządów Władysława Jagiełły umocniły wpływy polityczne możnowładztwa małopolskiego z biskupem krakowskim Zbigniewom Oleśnickim na czele23. Przyboczna rada królewska, składająca się z biskupów i najwyższych urzędników świeckich (pre-lati et barones), z organu doradczego zaczęła przekształcać się w instytucję współrządzącą. Wykorzystując sędziwy wiek króla i jego pragnienie zapewnienia tronu polskiego małoletnim królewiczom, Władysławowi i Kazimierzowi, panowie małopolscy uzyskiwali coraz to nowe przywileje.'Z uwagi na zbyt już mocną pozycję ówczesnego rycerstwa niepodobna było tych przywilejów ograniczyć tylko do części stanu szlacheckiego; przyznawane całej szlachcie, stanowiły budulec, z którego wzniesione zostało to jej uprzywilejo-
cn
wane stanowisko, jakiemu równego w żadnym innym państwie europejskim nie miał stan szlachecki.
I tak szlachta uzyskała: przywilej czerwiński (1422), który gwarantował nietykalność dóbr szlacheckich, uniemożliwiając królowi zajęcie ich bądź konfiskatę bez wyroku sądowego, utwierdzał zasadę wyrokowania przez sądy, opartego wyłącznie na prawie pisanym, wreszcie - ponownie zakazywał łączenia w jednym ręku urzędu starosty i sędziego ziemskiego (punkt ten skierowany był wyraźnie przeciw możnowładztwu);
statut warcki (1423), który zezwalał szlachcie na wykup sołectwa, jeśli sołtys okazał się krnąbrny i nieposłuszny (przepis ten stwarzał folwarkowi szlacheckiemu możliwość znacznego zwiększenia powierzchni uprawnej); przywilej brzeski (1425), jedineński (1430) i wreszcie najobszerniejszy, potwierdzający wszystkie dotychczas wydane, krakowski w 1433 roku.
W rezultacie szlachta otrzymała następujące swobody:
1. Uwolnienie od wszelkich danin i świadczeń, prócz poradinego w wysokości 2 groszy od łanu chłopskiego.
2. Zagwarantowanie nietykalności majątkowej oraz nietykalności osobistej („neminem captivabimus nisi iure victum”: nikogo nie uwięzimy, kto nie zostanie pokonany prawem, czyli - komu nie zostanie udowodniona wina). Nie tylko dobra szlacheckie nie podlegały konfiskacie, ale również i osoba szlachcica zyskiwała immunitet nietykalności; szlachcic odtąd mógł zostać uwięziony jedynie na podstawie wyroku sądowego lub jeśli został schwytany na gorącym uczynku podczas dokonywania przestępstwa kryminalnego.
3. Zastrzeżenie dla szlachty wszystkich urzędów i dostojeństw, przy czym urzędy ziemskie miały być rozdawane za radą szlachty danej ziemi obywatelom tejże ziemi.
4. Przyznanie szlachcie duchownej takich samych praw, jak szlachcie świeckiej, a nadto dzięki odpowiednim przywilejom papieskim, nadawanym sukcesywnie w latach późniejszych, zastrzeżenie wyższych stanowisk kościelnych tylko dla szlachty.
5. Ograniczenie służby wojskowej szlachty wyłącznie do służby w granicach kraju, utracenie przez króla prawa do decyzji o zwołaniu pospolitego ruszenia. Służba wojskowa poza granicami kraju miała być dodatkowo wynagradzana sumą 5 grzywien srebra od kopii.
Przywileje te zmieniały ustrój państwa, choć zmiany nie miały jeszcze charakteru instytucjonalnego: uprawnienia rady królewskiej (z której później powstał senat) czy sejmików ziemskich nie zostały jeszcze sprecyzowane i określone ustawowo, król ciągle jeszcze nosił tytuł „dominus et haeres” (pan i dziedzic), mimo że tron nie był już formalnie - po śmierci Jadwigi i jej dziecka - dziedziczny i każdego następnego władcę, od Władysława Jagiellończyka (Warneńczyka) począwszy, w gruncie rzeczy wybierano na tron polski. Zasady tego wyboru nie były jednakowoż ustalone; zależał on właściwie od rady królewskiej, czyli organu możnowładców, chociaż teoretycznie wpływ nań miała również szlachta uczestnicząca w elekcji (osobiście lub przez swych przedstawicieli), a także reprezentanci miast i kapituł oraz lennicy Korony.
Spotyka się często w literaturze historycznej opinię, że w ostatnim dziesięcioleciu rządów Władysława Jagiełły oraz w dobie panowania jego syna i następcy, Władysława Warneńczyka, Polską rządzili niepodzielnie możnowładcy. Opinia ta zawiera tylko część prawdy. Istotnie, decydujący wpływ na politykę państwa mieli możnowładcy duchowni i świeccy, zasiadający w radzie królewskiej. Mimo tego jednak, że przede wszystkim oni sami korzystali z nadań królewskich, zastawów i darowizn majątków koronnych, nie mogli w polityce wewnętrznej nie uwzględniać interesów szlachty. Opór szlachty przeciw rządom możnych zataczał w latach trzydziestych XV wieku coraz szersze kręgi; w niektórych prowincjach i ziemiach szlachta stawała się czynnikiem decydującym. Oligarchiczna grupa możnowładców małopolskich nie była jednolita, nie stanowiła zamkniętego klanu kilkunastu rodzin, który broniłby dostępu do urzędów i stanowisk przedstawicielom innych rodów. Nie istniała wyraźna bariera między szlachtą a możnowładztwem. Awansowanie przedstawicieli szlachty średniej do grona możnowładztwa urzędniczego nie należało do rzadkości, podobnie jak ubożenie niektórych możnowładców aż do poziomu szlachty średniej. Syn największego magnata polskiego końca XIV wieku, posiadacza nadanych prawem lennym olbrzymich dóbr na Podolu, Spytka z Melsztyna, wyobcował się już ze swej warstwy; szereg dóbr utracił, inne zostały mu odebrane, do urzędów się nie docisnął. Nic dziwnego, że w swej energicznej działalności politycznej stał na pozycjach szlachty, nie możnowładztwa. Przykład ten nie jest odosobniony, chociaż bez wątpienia uznać go należy za najbardziej jaskrawy.
Rządy możnych w czasach pierwszych Jagiellonów nie prowadziły więc do ukształtowania się wąskiej liczebnie, zamkniętej grupy feudalnych oligarchów, którzy swą pozycję polityczną przekazywaliby z ojca na syna. W obrębie warstwy rządzącej trwał nieustanny ruch „personalny”. Możnowładztwo nie było w stanie - wobec siły i liczebności szlachty - ustabilizować się jako grupa rządzących krajem rodzin. Przeszkodziła mu w tym między innymi działalność ruchu husyc-kiego w Polsce, którego oba odłamy, to znaczy plebej-ski i szlachecko-mieszczański, nierzadko współdziałały ze sobą w walce przeciw hierarchii kościelnej i moż
nym. Ruch ten poniósł wprawdzie klęskę militarną pod Grotnikami (1439), a jego przywódca, Spytek z Melsztyna junior, poległ, ale to pierwsze zbrojne starcie wewnątrz klasy feudałów (niezależnie bowiem od udziału mas chłopskich i plebejskich ruch husycki w Polsce był w znacznej mierze walką szlachty z możnowładztwem świeckim, zwłaszcza zaś duchownym) dowiodło zarówno siły szlachty, jak i rozbieżności interesów między różnymi warstwami tej klasy społecznej.
W dotychczasowych rozważaniach pominęliśmy kwestię olbrzymiej wagi: problem związków Polski z Wielkim Księstwem Litewskim czy to w postaci unii, czy też luźniejszych więzi personalnych lub dynastycznych oraz wpływu tych powiązań na dzieje szlachty polskiej i państwa polskiego. Unia polsko-litewska posiadała wiele aspektów. Nie tu miejsce na szczegółowe ich wyliczanie. Wskazać jednak należy, że pozycja Jagiellonów, dzięki posiadaniu przez nich dziedzicznych praw na Litwie, była w Polsce silna. Wprawdzie bowiem możnowładztwo mogło szantażować Jagiellonów groźbą pozbawienia ich tronu polskiego, nie mogło jednak tego dokonać nie zrywając więzi z Litwą. Rozumiał to doskonale na przykład Kazimierz Jagiellończyk, który nie spieszył się z objęciem tronu polskiego po śmierci brata, gdyż nie chciał zaakceptować przedkładanych mu żądań możnych.
Polska była zainteresowana więzią z Litwą dla kilku przynajmniej przyczyn. Aż do drugiego pokoju toruńskiego (1466) nie rozstrzygnięty pozostawał problem krzyżacki. Zrozumienie konieczności odebrania Zakonowi ziem polskich leżących u ujścia Wisły było w społeczeństwie polskim niemal powszechne. Współdziałanie lub choćby życzliwa neutralność Litwy stanowiła wa
64
runek nieodzowny pomyślnego prowadzenia wojny z osłabionym po Grunwaldzie, lecz wciąż jeszcze silnym zakonem krzyżackim. Zerwanie więzi Polski z Litwą, o co zresztą zabiegali różni nieprzyjaciele obu państw, wydatnie osłabiłoby tak jedną, jak i drugą stronę. Musiałby natychmiast dojść do głosu zadawniony spór o Podole, włączone do Korony Polskiej (mimo sprzeciwów i oporów możnowładztwa litewskiego), i o Wołyń (wchodzący w skład Wielkiego Księstwa Litewskiego), do którego zachodnich obszarów magnateria polska rościła pretensje, dostrzegając w tym własny interes ekonomiczny.
Unia polsko-litewska załagodziła, jak wiadomo, owe spory terytorialne i otworzyła drogę pokojowej ekspansji możnowładztwa polskiego na ziemie ruskie. Poszczególni panowie otrzymywali od Jagiellonów rozległe ziemie na Podolu, a częściowo także na zachodnim Wołyniu. Byli zainteresowani w spokojnym i niezakłóconym korzystaniu z tych dóbr. Z drugiej strony, kwestie społeczne na Litwie kształtowały się odmiennie niż w Polsce, a zwłaszcza inaczej się przedstawiał układ sił wewnętrznych klasy posiadaczy ziemi. Pozycja litewskich i ruskich możnowładców była w Wielkim Księstwie o wiele silniejsza niż możnowładców w Polsce, podobnie jak pozycja bojarów lub półzależnych wojowników była o wiele mniej korzystna niż szlachty polskiej. Bojarowie pozostawali w zależności nie tylko od wielkiego księcia i jego urzędników, lecz również od lokalnych możnowładców, z których niejeden legitymował się pochodzeniem z rodu Giedymina albo krwią Rurykowiczów. Z kolei jednak możnowładcy bardziej ulegali woli wielkiego księcia niż polscy wielmoże. Stąd obie te grupy społeczne z zazdrością patrzyły na stosunki polskie: więzi z Polską powodowały stopniowe, powolne, lecz systematyczne adaptowanie na grunt litewski obyczajów i norm polskich.
Unia Horodelska (1413), umacniając odrębność państwową Litwy, potwierdziła wieczysty związek obu państw, około zaś pięćdziesięciu rodów bojarskich zostało „adoptowanych” przez polskie rody szlacheckie, otrzymało od nich herby, a od Jagiełły i Witolda zrównanie w prawach ze szlachtą polską. Boczne gałęzie rodu Giedymina zaczęły pieczętować się litewską Pogonią, uznając ją za swój herb rodowy. W ten sposób rodowód szlachty polskiej rozszerzył się na liczne grupy litewskiego bojarstwa, które w toku procesu dziejowego uległo całkowitemu spolszczeniu, poprzez koligacje i przemieszczenia zmieszało się ze szlachtą rdzennie polską i już w XVII stuleciu właściwie nie różniło się od niej ani językiem, ani obyczajem, ani wreszcie pozycją społeczną i majątkową. Początki tego procesu sięgają XV wieku, mimo iż odrębność Wielkiego Księstwa była stale mocno i uporczywie przez Litwinów strzeżona.
Podobnie początki ekspansji polskich feudałów na ziemie etnicznie niepolskie są znacznie starsze aniżeli przyłączenie Wołynia i Li kram y do Korony, chociaż skutki ustrojowo-polityczne i społeczne tego zjawiska dadzą się odczuć w życiu wewnętrznym Polski dopiero pod koniec XVI stulecia.
Tak więc wpływ unii polsko-litewskiej na przemiany ustroju państwowego Polski w wieku XV nie był początkowo zbyt znaczny, podobnie jak i na układ stosunków własnościowych, społecznych i prawnych stanowego społeczeństwa polskiego. Wpływ ten da się odczuć w całej rozciągłości dopiero w następnym stuleciu.
Wojna z zakonem krzyżackim, która wybuchła w 1454 roku, ujawniła zasadnicze przeobrażenia społeczeństwa polskiego dokonane w pierwszej połowie stu-
66
lecia. Zwołane przez króla pospolite ruszenie szlachty okazało się do prowadzenia działań wojennych nieprzydatne. Od bitwy grunwaldzkiej minęło niespełna pół wieku, ale synowie ciężkozbrojnych rycerzy zdążyli już przeobrazić się w ziemian, nie ćwiczonych w rycerskim rzemiośle, nie umiejących i nie skłonnych wojować. Nie było to zresztą zjawisko specyficznie polskie. Rycerstwo w całej Europie schodziło nie tylko z pól bitewnych, na które wkraczało wojsko zaciężne, ale w ogóle z areny dziejowej. Wraz z postępem centralizacji politycznej, dokonującym się w wielu krajach Europy Zachodniej, ginął system senioralny, zanikał obyczaj rycerski. Służba wojskowa zaczynała przekształcać się w zawód, wynagradzany przez monarchę ze szkatuły państwowej, napełnianej podatkami ściąganymi od warstw nieuprzywilejowanych: mieszczan i chłopów. Część dawnego rycerstwa zajęła się gospodarstwem rolnym, część znalazła zatrudnienie w stałej armii, pełniąc w niej funkcje oficerskie i żyjąc z gaży, część przekształciła się w szlachtę dworską, czerpiąc środki utrzymania z czynszów chłopskich i pensji wypłacanych przez króla, część wreszcie uległa zdeklasowaniu. Procesy te szczególnie wyraźne były we Francji, w Niemczech zachodnich i środkowych, w pewnej mierze w Skandynawii, we Włoszech i w Hiszpanii. Inaczej tylko przebiegał proces rozkładu średniowiecznego rycerstwa w Anglii.
W Polsce sytuacja wyglądała swoiście. Przywileje stanowe nadane zostały całemu stanowi szlacheckiemu, a więc około 10 procentom ludności kraju. Rycerstwo przekształcało się w ziemiańską szlachtę, opierającą swą pozycję ekonomiczną na mocnej podstawie: na bezwarunkowym władaniu ziemią, które równocześnie
- w miarę wykupu sołectw lub rugowania sołtysów
- stawało się bezpośrednim władaniem ziemią. Folwark szlachecki, którego powierzchnia uprawna usią
więźnie się powiększała, zaczął produkować zboże i mięso towarowe, korzystał ze znakomitej koniunktury zbożowej, narastającej od XV wieku zarówno na rynku krajowym, jak i europejskim.
W odróżnieniu od innych państw Europy, Polska stała się widownią walki szlachty o władzę polityczną. W pierwszych latach rządów Kazimierza Jagiellończy-ka wytworzyła się szczególnie dogodna dla szlachty sytuacja. Król, chcąc osłabić znaczenie grupy małopolskich oligarchów ze Zbigniewem Oleśnickim na czele, musiał szukać oparcia u szlachty i mieszczaństwa. Podobne zjawisko znane było również w innych państwach i należy je traktować jako prawidłowość historyczną. Ludwik XI król francuski, centralizując swą monarchię i przeprowadzając szereg reform wewnętrznych wzmacniających władzę królewską oraz przezwyciężających dawne rozbicie feudalne, musiał pokonać twardy opór dawnych feudalnych, na wpół udzielnych książąt, hrabiów i baronów. Dokonał tego przede wszystkim dzięki oparciu, jakie znalazł w silnych, bogatych miastach, następnie zaś w drobnym rycerstwie, któremu monarchia stwarzała perspektywy życiowe. W Polsce, gdzie szlachta była silniejsza od mieszczaństwa, ona to w pierwszym rzędzie stanowiła podporę dla poczynań królewskich, a dopiero w dalszej kolejności mieszczanie.
Walka Kazimierza Jagiellończyka z możnowładztwem miała na celu nie tylko wzmocnienie władzy królewskiej, unowocześnienie systemu zarządzania państwem i wyswobodzenie kraju spod wpływów kurii rzymskiej, wyrażających się w pobieraniu rozmaitych opłat (jak na przykład świętopietrze czy annaty), rozstrzyganiu apelacji od wyroku sądów krajowych (duchownych) oraz obsadzaniu ważniejszych stanowisk kościelnych. W walce tej szło również o orientację polskiej polityki zagranicznej. Zbigniew Oleśnicki z państwem krzyżackim utrzymywać chciał stosunki poprawne, na zasadzie istniejącego status quo, ekspansję zaś usiłował skierować na tereny południowo-wschodnie i wprowadzić Polskę w konflikt z Turcją.
Ani szlachta średnia, ani mieszczaństwo stanowiska tego zaakceptować nie mogły. Panowanie krzyżackie nad ujściem Wisły było pętlą ściskającą za gardło szybko rozwijający się gospodarczo kraj. Stąd też naturalną tendencją większości społeczeństwa polskiego musiało stać się dążenie do ostatecznego pokonania zakonu krzyżackiego i odebrania mu jego posiadłości.
Tendencja ta odpowiadała woli i wysiłkom poddanych państwa zakonnego, zwłaszcza jego zachodnich i południowych terenów. Mieszkańcy Gdańska, Elbląga i Torunia, a także innych, pomniejszych miast, chłopi pomorscy i mazurscy, szlachta pomorska, chełmińska, michałowska, duża część świeckiego kleru - wszystkie stany państwa zakonnego parły do zjednoczenia z Polską. Dla szlachty tych ziem - dodajmy - nie bez znaczenia były przywileje i swobody szlachty polskiej.
Jedynie możnowładztwo Wielkiego Księstwa Litewskiego odnosiło się do toczonej przez Polskę walki o przyłączenie Pomorza dość powściągliwie. Obawiało się, że pokonawszy ostatecznie zakon krzyżacki, który Litwie już nie zagrażał, Korona Polska straci swe zainteresowanie ścisłymi więziami z Litwą i tym samym pozostawi Wielkie Księstwo sam na sam z Moskwą, prowadzącą politykę „zbierania ziem ruskich” - dążącą do skupienia w jednolitym państwie wszystkich obszarów należących ongiś do Rusi Kijowskiej i do udzielnych księstw ruskich.
Trzynastoletnią wojnę o odzyskanie Pomorza i innych ziem znajdujących się pod jarzmem Krzyżaków (1454-1466) Polska prowadziła sama. Wojna ta oraz równocześnie toczona przez króla walka z magnacką
opozycją, pragnącą skierować polską politykę na południowy wschód, dały szlachcie znakomitą okazję do dalszego umacniania swej pozycji w państwie. Zgromadzona jako pospolite ruszenie w dużej masie, stanowiła ona potężną grupę bezpośredniego nacisku. Z jej opinią i wolą Kazimierz Jagiellończyk nie mógł się nie liczyć, zwłaszcza że pierwszy okres wojny przeciwko zakonowi krzyżackiemu obfitował w niepowodzenia militarne.
W zamian za udział w wojnie i płacenie podatków (jakby ta wojna była sprawą króla, nie zaś państwa i narodu, jego ówczesnych i przyszłych pokoleń!) monarcha obdarzył szlachtę ważnymi przywilejami. Nie były one jeszcze jednolite dla całego państwa - tyczyły się szlachty poszczególnych prowincji i ziem, różniąc się między sobą w szczegółach. Przywilej wielkopolski w Cerekwicy, nadany 15 września 1454 roku, miał wyraźne antymagnackie akcenty. Król zobowiązywał się, że na urząd pisarza ziemskiego będzie powoływał jednego spośród czterech kandydatów przedstawionych mu przez szlachtę danej ziemi. Wobec wcześniej ustalonej zasady powoływania owym trybem sędziego ziemskiego i podsędka stanowiło to istotny krok ku pełnemu wpływowi samorządu szlacheckiego na obsadę ważnych, bo wyposażonych w realne kompetencje, urzędów ziemskich. Słabła w ten sposób pozycja króla wobec urzędników terytorialnych. Wyżsi urzędnicy i dostojnicy mieli być pozbawieni prawa piastowania urzędu starosty.
Dnia 11 listopada 1454 roku Kazimierz Jagiellończyk wydał w Nieszawie przywilej dla Małopolski 24, oparty prawie w całości na petycjach uchwalonych uprzednio przez szlachtę małopolską zebraną w Opokach. W dzień później ogłosił nowy przywilej dla Wielkopolski. Wkrótce przywileje otrzymała także szlachta innych ziem.
Dzięki statutom nieszawskim szlachta zyskiwała wiele korzyści gospodarczych, jak na przykład obniżka cen soli czy prawo do zbierania odpadów drzewnych w lasach królewskich. Najważniejsze znaczenie miało jednak postanowienie, że odtąd król nie będzie powoływał pospolitego ruszenia ani też stanowił nowych praw bez zgody sejmików ziemskich.
Przywileje nieszawskie stępiły nieco antymagnackie ostrze „porozumień” cerekwickich, wszelako i one zmierzały do dalszego osłabienia roli wielmożów, przede wszystkim w dziedzinie wymiaru sprawiedliwości. Zniknęły sądownicze uprawnienia urzędu kasztelańskiego - rosła ranga i znaczenie sejmików.
Przywileje dla Podola i Rusi Halickiej (1456) miały inny charakter. Tam nie sejmiki ziemskie, lecz lokalni dygnitarze uzyskiwali dodatkowe uprawnienia. W ten sposób ciągle jeszcze Królestwo Polskie stanowiło konglomerat prowincji i ziem, różniących się między sobą obowiązującymi w nich przepisami prawnymi.
Sprawy dotyczące całego państwa miały być rozstrzygane przez postanowienia sejmików wszystkich ziem, z których każdy reprezentował tylko szlachtę swego regionu. Stwarza to wrażenie, że w warunkach odsunięcia zagrożenia zewnętrznego (po Grunwaldzie) przeważało w świadomości ogółu partykularne podejście do kwestii ogólnopaństwowych, a poczucie więzi łączącej całą Koronę Polską dopiero się kształtowało.
Statuty nieszawskie osłabiły władzę królewską na rzecz ogółu szlachty. Podnosząc wszakże znaczenie sejmików - a tym samym aktywizując politycznie masy szlacheckie - statuty te zarazem, zwłaszcza w ich wersji wielkopolskiej, podkopały uprzywilejowaną pozycję możnowładztwa i ugruntowały zasadę równości w obrębie stanu szlacheckiego, przynajmniej na terenie Wielkopolski. Torowało to jednak drogę ku zrównaniu
w prawach ze szlachtą wielkopolską także i szlachty innych ziem.
Walka z możnowładztwem o rozszerzenie zdobyczy prawno-politycznych szlachty wielkopolskiej na cały kraj miała doniosłe znaczenie dla procesu centralizacji. Jej motorem była średnia szlachta i mieszczaństwo sprzymierzone z królem. Chcąc przeforsować takie czy inne posunięcia zarówno Kazimierz, Jagiellończyk jak i jego syn oraz następca, Jan Olbracht, mogli zawsze
- wbrew możnowładztwu duchownemu i świeckiemu
- odwoływać się do szlachty, znajdując poparcie w sejmikach prowincjonalnych, a także w zgromadzeniu przedstawicieli poszczególnych sejmików, czyli sejmie walnym.
Początki sejmu walnego jako ogólnopaństwowej międzystanowej instytucji (pierwotnie w zgromadzeniach uczestniczyli również przedstawiciele miast) sięgają XIV wieku; ostatecznie jednak instytucja sejmu walnego ukształtowała się pod koniec XV stulecia25. Sejm piotrkowski w roku 1496 rozciągnął przywileje szlacheckie na całą szlachtę polską: główne postanowienia wielkopolskiego statutu nieszawskiego obowiązywały odtąd na terytorium całego państwa. Sejmik ziemski otrzymał więc ogromne kompetencje. Statuty piotrkowskie nie tylko potwierdzały dawne przywileje, lecz również zawierały nowe postanowienia. Zmierzały one do ugruntowania przewagi szlachty w państwie kosztem innych stanów. Szlachta uzyskiwała wyłączne prawo do piastowania wyższych godności duchownych (łączących się z użytkowaniem intratnych beneficjów kościelnych), mieszczanom zakazywano kupowania ziemi. Najdonioślejsze jednak punkty dotyczyły chłopów. Statuty piotrkowskie ostatecznie wiązały chłopa z ziemią, zwiększając jego poddaństwo osobiste. Odtąd tylko jeden syn w rodzinie chłopskiej mógł wyjść ze wsi, to znaczy porzucić chłopski stan. Chło-
72
pów nie wolno było powoływać przed sąd grodzki lub miejski. Ponieważ w wielu wsiach szlachta wyrugowała sołtysów i sama zajęła ich miejsce, przeto jedynym trybunałem dla poddanego chłopa stawał się jego pan. Był to milowy krok na drodze ku ustanowieniu na wsi sądownictwa patrymonialnego jako jedynej instancji. Wreszcie - na sejmie piotrkowskim szlachta uzyskała dla siebie i dla towarów produkowanych w folwarkach zwolnienie od cła wywozowego, jak również zwolnienie od cła przywozowego dla towarów sprowadzanych na własny użytek. Ponieważ za jedyne dopuszczone świadectwo na to, iż towar wywożony pochodzi z własnego folwarku oraz że towar przywożony przeznaczony jest do własnej konsumpcji, uznawano przysięgę zainteresowanego, na porządku dziennym były nadużycia dokonywane ze szkodą dla skarbu państwa.
Szlachta tedy wkraczała w wiek XVI jako jednolity, zorganizowany stan, któremu udało się naruszyć istniejącą równowagę międzystanową, uzyskać dominującą pozycję w państwie i znacznie osłabić władzę królewską 26. Podstawowy zrąb instytucji państwowo-prawnych został więc ukształtowany. Kierunek ich ewolucji i przeobrażeń będzie zależał w dużej mierze od układu sił wewnątrz stanu szlacheckiego, ściślej zaś:
od układu sił między szlachtą a możnowładztwem. Nie forma bowiem instytucji takich, jak sejmik czy sejm, sąd ziemski czy - potem - trybunał koronny decydowała o tym, która warstwa w łonie klasy feudałów sprawuje władzę, lecz treść tych instytucji, sposób korzystania z nich, ich funkcjonowanie w praktyce.
Dla zrozumienia zatem procesu przeobrażeń państwa polskiego w XVI wieku, jak również głównych dążeń ówczesnej drobnej i średniej szlachty niezbędne wydaje się przedstawienie stosunków między szlachtą a możnowładztwem i szlachtą a Kościołem.
Kościół katolicki bowiem (rozpatrujemy rzecz w ka-
tegoriach społecznych i ekonomicznych) odgrywał rolę największego - po królu - posiadacza ziemskiego. O ile jednak dobra królewskie (czy - jak proponują niektórzy autorzy - dobra koronne, podkreślając ich państwowo-prawny, nie zaś prywatno-prawny charakter) były częściowo użytkowane przez możnowładztwo lub - w znacznie mniejszym stopniu - przez szlachtę średnią, o tyle dobra duchowne, wolne od świadczeń publicznych, znajdowały się w ręku nielicznego grona dysponentów: biskupów ordynariuszy diecezji oraz bogatszych klasztorów. Siła ekonomiczna duchowieństwa parafialnego była raczej niewielka.
Walka szlachty z Kościołem i z możnowładztwem - oto jedna z naczelnych, nadrzędnych niejako osi życia politycznego Polski w XVI stuleciu.
ROZDZIAŁ CZWARTY
BRACIA MŁODSI I STARSI *
...żeby mi sąsiad możniejszy tyranem nie był.
Anonim z przełomu XVI i XVII w.
P
olską rządzili możnowładcy27. Wniosek taki narzucają liczne podręczniki, a także syntetyczne opracowania dziejów Polski. Oni to wszak zajmowali decydującą pozycję u boku króla Kazimierza Wielkiego. Oni kierowali państwem za rządów Jagiełły i podczas panowania Władysława Warneńczyka. Kazimierz Jagieł -lończyk walczył wprawdzie z przewagą możnych, jednak i on otoczony był grupą możnowładców, ogłaszał przywileje służące tej warstwie. Janowi Olbrachtowi nie udało się zmniejszyć potęgi możnowładztwa. Aleksander przywilejem mielnickim (1501) ograniczał władzę monarszą na rzecz wielmożów i senatu. Zygmunta Starego nazywa się czasem senatorskim królem. Jedynie druga połowa rządów Zygmunta Augusta - a więc mniej więcej lat piętnaście - jest okresem, o którym bez obawy popełnienia omyłki można powiedzieć, że decydujące znaczenie uzyskała wówczas szlachta średnia. Potem historia zda się powtarzać. U boku Batorego czy Zygmunta III czołową rolę odgrywają magnaci, wzrasta ich wpływ w państwie, by później, za czasów Jana Kazimierza i jego następców, „rządy królewiąt” przybrały już karykaturalne i monstrualne rozmiary.
* Tak nazywano w publicystyce szlacheckiej szlachtę nie-senatorską i senatorów.
Przy tym wszystkim jednak jakże często historycy używają zwrotu „nowa magnateria”2S. Różne rody uzyskiwały znaczenie za Kazimierza Wielkiego, by je utracić w okresie panowania Kazimierza Jagiellończy-ka. W tym czasie pojawiają się nowi wielmoże, którzy z kolei w połowie XVI stulecia nikną z areny dziejowej lub - w przeważającej części - schodzą do rzędu szlachty średniej. Pod koniec XVI wieku kształtuje się znów, awansująca z pozycji średniej szlachty, nowa grupa magnacka. Ta już okaże się trwalsza. Wespół z magnateria litewsko-ruską dotrwa w swym podstawowym trzonie aż do XX wieku. Z tego pobieżnego przeglądu widać, że możnowładztwo polskie w XIV, XV i XVI stuleciu - wyjąwszy pojedyncze rody - nie stanowiło warstwy stabilnej, grupy rodzin czy rodów, które swą ekonomiczną i polityczną potęgę przekazywałyby z ojca na syna. Nie ma w Polsce na przestrzeni tych stuleci zjawiska „dynastii” kanclerzy, marszałków czy podskarbich. Nie ma na ogół karier rodowych, są natomiast kariery indywidualne.
Wobec powyższego wypada znacznie zmodyfikować tezę o możnowładczych rządach w Polsce. W obrębie klasy feudałów trwał bowiem bezustanny ruch - jedne rody pięły się w górę, inne traciły swą pozycję. Aż do końca XVI wieku kariera osobista przedstawiciela rodu nie oznaczała jeszcze awansu całej rodziny. Jest to, naszym zdaniem, jedna z najważniejszych cech ustroju demokracji szlacheckiej, tym istotniejsza, że pozycja majątkowa nie stwarzała wystarczających warunków do otrzymania urzędu czy dostojeństwa. Oczywiście, kariera urzędnicza łączyła się ściśle z karierą majątkową, ale była to właściwość ustroju feudalnego, znana każdemu państwu europejskiemu. Wszędzie zdobycie pozycji politycznej, urzędu, uczestnictwo we władzy torowało drogę do znacznego awansu majątkowego. Ale też możliwości tego awansu miała w Polsce
szlachta średnia nierównie większe niż we Francji, w Niemczech czy w Rosji. Tam - aż do czasów absolutyzmu oświeconego - zaszczytne funkcje w państwie piastowała zazwyczaj rodowa, utytułowana arystokracja. W Polsce rodowej arystokracji nie było: szlachta strzegła jak źrenicy oka zasady formalnej równości i nie dopuściła do wyróżnienia spośród siebie kilku czy kilkunastu rodzin tytułami hrabiowskimi, baronowski-mi lub książęcymi.
Mówimy wszakże tylko o jednej części państwa - o Polsce właściwej. Na Litwie istniała sytuacja zasadniczo odmienna. Tam, jeśli ktoś urodził się Radziwiłłem, Wiśniowieckim, Ostrogskim, Monwidem, był niejako predestynowany do uczestniczenia we władzy. Rodowe możnowładztwo Litwy stanowiło silną, ekskluzywną warstwę; dostęp do niej był niemalże zamknięty; większość litewsko-ruskiego możnowładztwa posiadała tytuły kniaziowskie, których pochodzenie ginęło w pomroce dziejów. Tytuły te odróżniały możnowładztwo od tłumu bojarów, upodobniających się coraz bardziej do szlachty polskiej.
Struktura wewnętrzna litewskiej klasy feudałów aż do czasów Unii Lubelskiej nie rzutowała jednak bezpośrednio na sytuację w samej Polsce. Możnowładcy litewscy zazdrośnie strzegli odrębności Wielkiego Księstwa i na przestrzeni XV oraz XVI wieku zdarzały się okresy, kiedy unia właściwie nie istniała bądź nie była niczym więcej, jak tylko unią dynastyczną. Tak na przykład gdy królem polskim został Jan Olbracht, Litwini powołali na wielkoksiążęcy tron jego brata Aleksandra. Potem, aż do 1569 roku, unia miała charakter związku personalnego, przy czym w ostatnim okresie życia Zygmunta Starego rządził Litwą niemal samodzielnie Zygmunt August.
W Polsce tymczasem zachodziły znamienne procesy społeczne i ustrojowe. Od końca XV stulecia szlachta
stanowiła wystarczającą siłę, by nie tylko pokrzyżować plany magnatów zmierzających do prawnego usankcjonowania swej przewagi w państwie, ale także przejść do wyraźnej ofensywy. Dążeniem szlachty stał się taki model państwa, który zabezpieczałby jej decydujący wpływ na rządy oraz chronił zarówno przed absolutyzmem monarszym, jak i przed przewagą możnych. Mniej uwagi poświęcono zasadniczym funkcjom państwa, to znaczy utrzymaniu w ryzach klasy uciskanej oraz sprawom obronności.
W sprawowaniu dyktatury klasowej organa państwowe spełniały rolę raczej drugorzędną i pomocniczą, a ustawy wydawane przez sejm szlachecki jedynie sankcjonowały istniejący stan rzeczy, ograniczając się niejako do regulowania stosowanego przez feudałów przymusu pozaekonomicznego. Sama szlachta dysponując siłą ekonomiczną (organizacją folwarczną), władzą sądowniczą (sądownictwem patrymonialnym) i władzą wykonawczą (zbrojnymi pachołkami), sprawowała te funkcje, które zazwyczaj sprawuje w interesie feudałów państwo. Na ogół, wyjąwszy procesy o zbiegostwo, szlachta nie potrzebowała pomocy ze strony państwa, aby utrzymać chłopów w posłuszeństwie. Inaczej działo się w Anglii, we Francji czy w Rosji. Tam formy walki klasowej chłopa były ostrzejsze, intensywniejsze; od czasu do czasu przeradzała się ona w otwarte bunty i zbrojne powstania. W Polsce natomiast miała charakter prymitywny, ograniczała się między innymi do zbiegostwa, drobnych aktów sabotażu czy niskiej wydajności pracy pańszczyźnianej. Opór zbrojny należał do zjawisk nader rzadkich, zgoła wyjątkowych i na ziemiach etnicznie polskich nigdy nie przybierał postaci masowego zrywu powstańczego.
Istniały po temu przyczyny ekonomiczne i społeczne. Wspaniała bowiem koniunktura zbożowa przynosiła chłopu aż do końca XVI wieku znaczne korzyści;
78
mimo powinności pańszczyźnianych - chłop polski był wcale zamożny. Ponadto funkcję klapy bezpieczeństwa spełniało zbiegostwo na ziemie ukraińskie, stanowiąc ujście dla elementów buntowniczych i najbardziej społecznie aktywnych. Wreszcie - w pierwszej połowie XVI stulecia, jeszcze w okresie rozwoju miast, nierzadkie były wypadki wychodźstwa ze wsi do miasta, wstępowania synów chłopskich do stanu duchownego czy wreszcie awans społeczny dzięki protekcji możnych. Przykład Janickiego o czymś przecież świadczy. Klemens Janicki (1516-1543), jeden z najwybitniejszych poetów humanistycznych doby polskiego Renesansu piszących po łacinie, był synem chłopa ze wsi Janu-szkowo w okolicach Żnina. Nauki pobierał w akademii założonej w Poznaniu przez biskupa Jana Lubrańskie-go, gdzie dostrzeżono jego talent. Zaopiekował się nim prymas i poeta Andrzej Krzycki, a następnie marszałek Piotr Kmita, który młodego poetę wysłał na studia do Padwy. Na Wszechnicy Jagiellońskiej w drugiej połowie XVI wieku około 8 procent studentów stanowili włościańscy synowie.
Państwo i jego siła zbrojna nie były również szlachcie szczególnie potrzebne. Po prostu państwu nikt nie zagrażał od zewnątrz. Krzyżacy przestali być groźni, a od czasu traktatu krakowskiego i hołdu pruskiego kwestia ta w ogóle dla Polski nie istniała. Kłopoty Wielkiego Księstwa Litewskiego spowodowane „zbieraniem ziem ruskich” przez wielkich książąt Moskwy martwiły krakowskich mężów stanu i króla, ale ogółu szlachty raczej nie interesowały. Od tej pory przez długie dziesięciolecia Polska zażywała pokoju; prowadzone na wschodzie czy południowym wschodzie wojny miały charakter peryferyjny. Nie musiano tedy wzmacniać obronności państwa, tak jak to miało miejsce na przykład w Rosji.
W tej sytuacji zasadniczym dla szlachty problemem
o 7Q
stała się walka z możnowładztwem i zabezpieczenie się przed absolutyzmem królewskim. Walka szlachty z magnaterią, a więc walka dwóch warstw tej samej klasy społecznej, dotyczyła dwóch zasadniczych spraw:
układu stosunków własnościowych, podziału ziemi i dochodów, sposobu podziału dóbr materialnych uzyskanych z wyzysku chłopa oraz najdogodniejszej dla danej warstwy w aktualnym momencie dziejowym formy władzy państwowej, formy, która by skutecznie chroniła przed „konkurencją” warstwy drugiej29.
Problem pierwszy: magnaterią koronna w XV i XVI wieku zawdzięczała swą pozycję głównie rozdawnictwu i zastawnictwu dóbr królewskich. Niewykupione zastawy stawały się w wielu rodach dobrami niemal dziedzicznymi. Dążenia szlachty szły w kierunku ograniczenia rozdawnictwa, uczynienia z niego „chleba dobrze zasłużonych”, odebrania nieprawnie dzierżonych włości oraz uczestniczenia w użytkowaniu tych dóbr.
Problem drugi: przywilej mielnicki, ustanawiający w Polsce rządy senatu, czyli możnych, nie wszedł w życie. Szlachcie udało się go obalić, zresztą nie bez pomocy pewnych kół drobniejszej magnatem małopolskiej. Konstytucje sejmu piotrkowskiego (1504) i radomskiego (zwana Nihii Novi, 1505) stwierdzały, że żadne nowe prawo, ża,den nowy obowiązek lub świadczenie nie może zostać postanowione bez zgody posłów ziemskich i senatu. Było to wyraźne określenie kompetencji sejmu walnego, który odtąd zaczęto traktować nie jako zgromadzenie reprezentantów poszczególnych prowincji i ziem, lecz jako organ reprezentujący jednolite państwo.
Struktura sejmu odpowiadała stosunkom istniejącym w obrębie uprzywilejowanego stanu. Izbę poselską uważano za organ reprezentujący szlachtę; senat - odpowiednik dawnej rady królewskiej - składał się głównie z przedstawicieli możnowładztwa. Za od
80 *
rębny, jednoosobowy stan uznano króla. Do prawomocności uchwał sejmowych, zwanych konstytucjami, wymagana była zgoda wszystkich trzech stanów.
Ale postanowienia sejmu radomskiego poszły dalej. Wprowadzono do prawa polskiego przepis o incompa-tibiliach, zakazujący łączenia w jednym ręku kilku godności. I tak na przykład kanclerz, podkanclerzy, marszałek wielki i nadworny oraz podskarbi nie mogli być zarazem urzędnikami ziemskimi: wojewodą, kasztelanem czy starostą. Wojewoda - nie mógł pełnić funkcji starosty grodowego na obszarze swego województwa. Duchowny - nie mógł łączyć w jednym ręku kilku stanowisk biskupich ani też być równocześnie kanclerzem lub podkanclerzym (tradycyjnie w Polsce jeden z „pieczętarzy”, jak popularnie zwano kanclerza i podkanclerzego, był osobą świecką, drugi - duchowną) i biskupem ordynariuszem bogatszej diecezji. Postanowienia te zmierzały do uniknięcia koncentracji władzy i dochodów. Konstytucje obu sejmów zakazywały nowych nadań i zastawiania dóbr królewskich bez zgody całego senatu oraz ustalały kompetencje urzędów centralnych, czyli kanclerza (symbol: pieczęć większa), podkanclerzego (pieczęć mniejsza), marszałków wielkiego i nadwornego (laska) oraz podskarbich wielkiego i nadwornego. Urząd hetmański jeszcze się wówczas nie uformował, dlatego też w następnych stuleciach hetman, mimo iż praktycznie był po królu najważniejszą osobą w państwie, aby zasiadać w senacie, musiał sprawować równocześnie urząd wojewody, kasztelana lub - jak na przykład Jan Zamoyski czy Stanisław Żółkiewski - kanclerza.
Szlachta zmierzała do stabilizacji ustroju i oparcia jego zasad na prawie pisanym. Dlatego też niebawem po sejmie radomskim opuściły drukarnię tak zwane statuty Łaskiego, które zawierały wszystkie przepisy ustrojowo-prawne. Sprzyjało to ujednoliceniu pod
względem prawnym wszystkich dzielnic i prowincji ogromnego państwa.
Ustawy - to jedno, praktyka zaś - drugie. Przepisy, postanowienia, uchwały podjęte przez sejm radomski wchodziły w życie z oporami, wiele z nich pozostawało na papierze, niektóre nie raz i nie dwa łamane były przez króla. Stąd też naczelnym dążeniem szlachty stała się odtąd nie reforma państwa, lecz egzekucja, czyli wykonywanie obowiązujących przepisów prawnych. Ruch szlachecki XVI wieku nazwany został ruchem egzekucyjnym.
W przeciwieństwie do wielu autorów sądzimy, że konstytucja Nihii Novi i inne postanowienia sejmu radomskiego ostatecznie ugruntowały w Polsce demokrację szlachecką. Fakt, że Zygmunt Stary postanowienia te łamał, że na najwyższe urzędy w państwie powoływał przedstawicieli magnaterii, nie zmienia tej opinii. O charakterze władzy nie decyduje bowiem jedynie sposób podejmowania centralnych decyzji i przynależność społeczna ludzi, którzy te decyzje podejmują. Ważne jest, jakiej grupie społecznej decyzje te służą oraz w czyich rękach znajduje się władza terenowa i jaką treść społeczną reprezentują instytucje ustrojowe.
W pierwszej połowie XVI stulecia nie istniał w Polsce rozbudowany aparat urzędniczy, całkowicie zależny od centralnego ośrodka dyspozycyjnego, odpowiedzialny przed nim, opłacany i odwoływalny, dysponujący w stosunku do szlachty środkami przymusu. Nie rozwinęła się również władza latyfundystów poza terenem ich własnych posiadłości, której przedmiotem byłoby nie tylko mieszczaństwo i chłopstwo, lecz także szlachta. Rosła w siłę za to władza samorządu szlacheckiego, sprawowana poprzez sejmiki i sądy ziemskie.
Te ostatnie składały się z sędziego ziemskiego, podsędka, pisarza oraz pięciu lub sześciu asesorów, wybranych spośród przybyłej na roki (sesje) sądowe szlachty. W zasadzie wszystkie sprawy dotyczące szlachty (z wyjątkiem spraw karnych, rozpatrywanych w pierwszej instancji przez sądy grodzkie, oraz spraw dotyczących rozgraniczenia dóbr, rozstrząsanych przez sądy podko-morskie) pozostawały w ten sposób w kompetencji samej szlachty.
Sejmiki podejmowały decyzje o znaczeniu zarówno lokalnym, jak i ogólnopaństwowym. Bez nich niewiele można było zdziałać. Tak więc zanim jeszcze egzekucja praw stała się faktem dokonanym, szlachta osiągnęła na tyle mocną pozycję polityczną i społeczną, że wbrew niej niczego nie można było w państwie przeprowadzić.
Powstaje naturalnie pytanie: W jakim stopniu sejmiki szlacheckie zachowywały w swych decyzjach niezależność, w jakim zaś stanowiły jedynie fasadę wpływów magnackich? Odpowiedzieć na to pytanie jest dość trudno, zwłaszcza w odniesieniu do pierwszej połowy XVI wieku. Nie ulega wszakże wątpliwości, że zdarzały się próby nacisku magnackiego na sejmiki. Stanisław Orzechowski pisał: „Duży słabego, śmiały mądrego z kluby swej wybija ku swojemu pożytku sejmikiem kierując”. Oparcie się jednak tym wpływom, zyskiwanie przez sejmiki coraz większej samodzielności, co tak jaskrawo uwidoczniło się w dobie sejmów egzekucyjnych za Zygmunta Augusta, świadczy dobitnie o sile szlachty średniej.
Presja magnacka na sejmiki rodziła z jednej strony dążenie szlachty do usunięcia senatorów z obrad sejmikowych, z drugiej zaś - chęć zwiększenia kompetencji sejmu walnego, a zwłaszcza izby poselskiej, która - wobec nieprzestrzegania zasady jednomyślności - stawała się istotnym, rzeczywistym reprezentantem szlachty. Trzeba jednakowoż zwrócić uwagę, że sejm
6*
tylko o tyle zabezpieczał interesy szlachty średniej, o ile ta potrafiła zapewnić sobie poparcie królewskie. Można śmiało powiedzieć, iż niemal wszystkie pozytywne osiągnięcia ustawodawcze sejmu polskiego w XVI wieku były wynikiem współdziałania króla ze szlachtą średnią. Przykładem - sejm piotrkowski i radomski, sejmy egzekucyjne za Zygmunta Augusta.
Z drugiej strony brak takiego współdziałania powodował niemożność rozwiązania najbardziej istotnych kwestii państwowych. Zygmunt Stary usiłował ograniczyć wpływy sejmu, opierając się na magnatem i łamiąc niektóre przywileje szlacheckie. W 1510 roku zwołał bez zgody stanów pospolite ruszenie; w dwa lata później przeforsował na sejmie projekt zastąpienia udziału w pospolitym ruszeniu opłatą pieniężną, skalkulowaną jednak dla szlachty drożej niż dla magna-terii. Mimo wszakże bardzo ostrych sankcji, przewidzianych ustawą, szlachta ani nie stawiała się masowo na pospolite ruszenie, ani nie chciała płacić i reforma spaliła na panewce. Podobnie było w 1519, 1520 i 1521 roku. W obliczu wojny z zakonem krzyżackim Zygmunt Stary, aby ściągnąć podatki i zapewnić udział szlachty w pospolitym ruszeniu, musiał - pod naciskiem zebranych tłumów - pójść na ustępstwa. Obiecał zwołanie tak zwanego sejmu sprawiedliwości, który miał zająć się sprawą wykonywania istniejących przepisów; zgodził się, by posłowie na sejm wybierani byli przez sejmiki powiatowe, ziemskie, rzadziej - wojewódzkie, co obniżało znaczenie sejmików prowincjonalnych i utrudniało wpływ magnaterii na obrady. Kompetencje sądów miejskich wobec szlachty zostały poważnie ograniczone, wreszcie - szlachta uzyskała pełnię władzy nad chłopem. Król zrzekł się ingerencji w stosunki między panem a poddanym, chłop w dobrach prywatnych został całkowicie podporządkowany sądownictwu patrymonialnemu. Określono również o-
S4.
bowiązkowy wymiar pańszczyzny - l dzień w tygodniu od łanu użytkowanego przez kmiecia.
Wszystkie te postanowienia nie naruszyły wprawdzie stanu posiadania magnaterii, ponieważ postulaty szlachty w zakresie ograniczenia zastawu dóbr królewskich oraz rewindykacji dóbr uprzednio zastawionych nie zostały zrealizowane, jak jednak okazało się dowodnie, szlachta średnia stanowiła na tyle potężną siłę społeczną, iż król w sojuszu z magnaterią nie był w stanie niczego przedsięwziąć bez szlachty lub wbrew niej. Równocześnie niewielkie stosunkowo nowelizacje ustawodawcze, jak zmiana trybu wyboru posłów sejmowych (wprowadzenie wyborów bezpośrednich na sejmikach powiatowych i ziemskich) lub wykluczenie senatorów z izby poselskiej, dowodziły, że nie magnaterią, lecz szlachta jest w ofensywie. Decyzje polityczne znajdowały się w ręku króla i zgrupowanej wokół niego kliki magnackiej (Tęczyńscy, Jan Tarnowski, Krzysztof Szydłowiecki, Piotr Tomicki, Andrzej Krzyc-ki, biskup Łukasz Górka i inni), ale wykonanie tych decyzji, zwłaszcza gdy wymagało to pewnych funduszów, spoczywało w gestii szlachty. Słabością magnaterii była zresztą jej polityczna niejednolitość; gdy jedna grupa skupiona była wokół dworu, inna - starała się o popularność wśród szlachty. Królowa Bona usiłowała utworzyć nową grupę magnacką, rozdając dobra królewskie niektórym przedstawicielom rodów średnioszlacheckich, aby w ten sposób powiązać ich z dynastią. Wszystkie te grupy, zgoła kliki, miały jednak znaczenie nie tyle społeczne, ile polityczne.
Przez kilkadziesiąt lat panowania króla Zygmunta Starego i pierwszy okres rządów jego syna, Zygmunta Augusta, szlachta była pozornie odsunięta od udziału we władzy. Pozornie, bo chociaż na decyzje polityczne w masie swojej wpływu nie miała, to jednak ani monarcha, ani możnowładcy nie byli w stanie podjąć ja-
kichkolwiek kroków przeciw szlachcie, osłabić zdobytych przez nią pozycji, zahamować jej narastającej aktywności politycznej, legitymującej się szeregiem atrakcyjnych wartości ideologicznych, przeciwstawić się coraz ostrzejszym i bardziej stanowczym żądaniom egzekucji praw i dóbr.
Wielu też magnatów usiłowało zdobyć wśród szlachty popularność. Byli to przeważnie ci, którzy nie należeli do klik dworskich lub zostali z nich wyeliminowani, ci, którzy nie uczestniczyli na szerszą skalę w rozdawnictwie dóbr bądź urzędów albo też należeli do politycznej opozycji. Zarówno magnaci, którzy szukali kontaktu ze szlachtą średnią, jak i sama szlachta była całkowicie niezależna materialnie. Bez ryzyka osobistego mogła angażować się w działalność skierowaną przeciw dworowi i magnaterii. Bo i cóż jej groziło? Zarówno jej dobra ziemskie, jak i ją samą chroniły skutecznie przepisy prawne, gwarantujące nietykalność osobistą i majątkową, a doskonała koniunktura gospodarcza zapewniała względny dobrobyt, spokój, niezależność. „Wsi spokojna, wsi wesoła” - pisał Jan Kochanowski.
Równocześnie przeciętny szlachcic-ziemianin uczestniczył często w sejmikowym zgromadzeniu swego powiatu, współdecydował o wyborze urzędników sądowych, uchwalał petita i postulaty pod adresem króla. Magnateria nie była w stanie swej władzy rozszerzać - wpływała na decyzje podejmowane na Wawelu i władała w swych majętnościach tak, jak szlachcic władał w swojej wsi i na swoim folwarku. W życiu codziennym szlachcic przewagi magnackiej nie odczuwał, tym bardziej że codzienna praktyka dostarczała wielu przykładów kariery urzędniczej i majątkowej podobnych mu zwykłych „panów braci”.
Pod pewnymi względami jednak przeciętny szlachcic znajdował swą sytuację gorszą od sytuacji przeciętnego magnata. Wymienić tu można przede wszystkim
ciężary podatkowe. Nie chodzi o podatki stałe - te, jak wiadomo, szlachta płaciła w wysokości minimalnej - ale głównie o tak zwane pobory, uchwalane w razie potrzeby na rzecz obrony państwa proporcjonalnie do liczby łanów oddanych w użytkowanie kmieciom. Szlachcic zaczynał - nie bez wpływu literatury politycznej - rozumieć, że pewne warstwy jego stanu są uprzywilejowane, co godziło w głęboko zakorzenioną już w jego świadomość zasadę równości. Uprzywilejowani byli użytkownicy dóbr królewskich, z których dochody miały iść właśnie na obronę państwa, uprzywilejowany był przede wszystkim Kościół, który w ogóle korzystał ze zwolnienia od podatków, a jeśli je jednorazowo, dzięki rozlicznym naciskom i przymusom, zapłacił, to traktował to jako „subsidium charitativum” (zasiłek miłosierny), nie zaś jako obowiązek obywatelski i państwowy.
Problem skarbu państwa, a zwłaszcza zapewniania środków finansowych na obronę kraju, stanowił jedną z głównych przyczyn niechęci szlachty wobec istniejącego w pierwszej połowie XVI stulecia stanu rzeczy. Oto według statutów nieszawskich monarcha miał „obronę potoczną”, czyli zabezpieczenie granic w czasie pokoju, opłacać z dochodów przynoszonych przez dobra królewskie, tymczasem dobra te przechodziły w ręce prywatne, ciężar zaś obrony przerzucano na dobra szlacheckie. Oto największy - po królu - właściciel ziemski, czyli Kościół katolicki, praktycznie zwolniony był od ciężarów państwowych, mimo iż oprócz dochodów ze swych dóbr korzystał z dziesięciny. .
To powszechne świadczenie na rzecz Kościoła egzekwowano przeważnie w naturze. Najczęstszą formę stanowiła tak zwana dziesięcina snopowa, polegająca na tym, że przedstawiciel Kościoła zabierał co dziesiąty snop z pola, zarówno folwarcznego, jak i chłopskiego. Próby zastąpienia dziesięciny stałymi świadczeniami
07
w zbożu napotykały zdecydowany opór kleru. Dziesięcina dotkliwie obciążała chłopów i szlachtę. Dodajmy do tego, że wszelkie spory o nią rozpatrywano na forum sądów duchownych, na których orzecznictwo, w odróżnieniu od sądów ziemskich, szlachta wpływu nie miała. Przez długie lata na władzy starościńskiej spoczywał obowiązek egzekwowania wyroków sądów duchownych. Apelacje od tych wyroków rozstrzygane były ostatecznie w Rzymie.
Zauważyć więc wypada, że pozycja Kościoła katolickiego w Polsce pierwszej połowy XVI wieku jaskrawo naruszała szlacheckie wyobrażenie wolności i równości; szlachta czuła się uzależniona w jednakowej mierze od siły materialnej i politycznej, jak też moral-no-ideologicznej Kościoła.
Pierwsza połowa XVI wieku przyniosła znaczny rozwój oświaty i kultury. Postęp reformacji w połowie stulecia przyczynił się do dalszego ożywienia umysłowego. Szlachcic zaczął czytać i myśleć nie tylko kategoriami zaścianka, sąsiedztwa najbliższego czy powiatu. Zaczął stopniowo operować kategoriami całego państwa. Uczestnictwo w sejmikach, na których rozważano, w gorących, często gwałtownych dyskusjach problemy ustrojowe, skarbowe, polityczne, a nawet ideologiczne, budziło zainteresowanie tymi sprawami, kształtowało pewne doświadczenie polityczne. Do dobrego tonu w społeczności szlacheckiej należało zajmowanie się polityką. Literatura szlachecka XVI stulecia daje tego wyraźnie dowody.
Stosunek więc szlachty do możnowładztwa i zwłaszcza do kleru (a ściśle mówiąc: do kleru wyższego) kształtowało nie tylko doświadczenie indywidualne, ale również ideologia warstwy szlacheckiej i jej główne elementy, równość i wolność, wreszcie - coraz mocniej ugruntowująca się świadomość narodowa i państwowa, która już pod koniec XV wieku zaczęła rodzić bunt
przeciw uniwersalistycznym przeżytkom w działalności Kościoła, przeciw ograniczaniu przezeń suwerenności państwa. Wyrazem tego buntu było przede wszystkim dzieło Jana Ostroroga (zmarłego w roku 1501) Monu-mentum... pro Rei Publicae ordinatione congestum (Memoriał w sprawie uporządkowania Rzeczypospolitej), którego idee w pierwszej połowie XVI stulecia coraz szerzej rozprzestrzeniały się wśród szlachty. Sprzeciw budziły zwłaszcza świadczenia pieniężne na rzecz Rzymu. Rosło poczucie, że w stanowym systemie Rzeczypospolitej organizacja kościelna jest siłą obcą, nie podporządkowaną bowiem powszechnie obowiązującym normom prawnym.
Ale stosunek szlachty do Kościoła nie był funkcją jej stosunku do możnowładztwa. Wprawdzie Kościół z punktu widzenia społeczno-ekonomicznego to największy wtedy latyfundysta, jednak najwyższe godno-, ści kościelne i związane z nimi władanie ziemią nie były zastrzeżone dla przedstawicieli rodów możnowład' czych. Dość przejrzeć, nawet pobieżnie, wykaz dostojników kościelnych w XVI stuleciu, by się o tym przekonać. Stolice biskupie co najmniej równie często obsadzała wówczas szlachta średnia, jak i magnaci. Wśród arcybiskupów gnieźnieńskich w XVI stuleciu nie było ani jednego przedstawiciela wielkich rodów magnackich, lecz tylko kilku reprezentantów „drobniejszej” magnaterii, takich jak Jan Łaski (w swej działalności politycznej zdecydowanie opowiadający się po stronie szlachty średniej), Maciej Drzewiecki, Andrzej Krzycki. Już jednak Andrzej Boryszewski, Jan Latal-ski, Mikołaj Dzierzgowski - to szlachta zamożna, lub średnia. Oczywiście po objęciu urzędu arcybiskupa gnieźnieńskiego czy biskupa krakowskiego ów syn rodziny średnioszlacheckiej stawał się w praktyce magnatem. Była to wszelako indywidualna kariera, nie zaś rodzinna. Jednostka opuszczała szeregi swej warstwy,
wybijała się ponad nią; rodzina pozostawała w szeregach szlachty średniej.
Skoro najbardziej intratne stanowiska w państwie obsadzali reprezentanci zarówno średnio zamożnych rodzin szlecheckich, jak i „drobniejszego” możnowładztwa, dowodzi to naszym zdaniem, że nie istniała w Polsce XVI wieku wyraźna supremacja warstwy magnackiej w życiu publicznym, że król - dzięki ogromnym jeszcze prerogatywom - tworzył poprzez rozdawnictwo dóbr, godności i urzędów oddane sobie grupy materialnie uprzywilejowane i opierał się na nich właśnie, nie zaś na warstwie magnackiej jako całości. Owe bowiem grupy składały się zarówno z przedstawicieli szlachty, jak i magnatem. Inaczej działo się w okresie rzeczywistych rządów oligarchów: wówczas, to znaczy od połowy XVII wieku prawie wszystkie wyższe urzędy państwowe czy godności kościelne znajdowały się w ręku magnaterii. Arcybiskupami gnieźnieńskimi w tym okresie byli już przeważnie Leszczyńscy, Szem-bekowie, Czartoryscy, Potoccy...
Jeżeli szlachta średnia w XVI wieku stanowiła rzeczywiście siłę społeczną i polityczną od magnaterii niemal niezależną, to jednocześnie jej ideologia, wyrażająca się w haśle równości wewnątrzstanowej i wolności, była atrakcyjną przynętą dla rzesz szlachty drobnej, cząstkowej lub zagonowej, a także dla szlachty służebnej. Na sejmiku powiatowym, gdzie wpływ magnata nie sięgał albo był neutralizowany dużą liczebnością szlachty, masy drobnoszlacheckie szły za głosem swych bardziej majętnych panów braci, przyznających się ostentacyjnie do braterstwa z szaraczkiem, byle herbowym. Rozszerzało to znacznie zasięg ruchu szlacheckiego.
Z drugiej jednak strony województwa „górne”: poznańskie, kaliskie, brzesko-kujawskie, inowrocławskie, sieradzkie, łęczyckie, krakowskie, sandomierskie i lu-
90
bełskie (a więc ziemie tworzące trzon Polski kazimierzowskiej), znajdowały się w sytuacji nieco innej niż te województwa, które do Korony zostały przyłączone później. Na Mazowszu na przykład wciąż jeszcze istniała silna zależność szlachty drobnej od urzędników, z reguły należących do warstwy bogatszej, chociaż nie-magnackiej (wielkich posiadłości świeckich na Mazowszu nie było), oraz od kleru, i to nie tylko episkopal-nego, lecz również parafialnego 30. Zjawisko to silniej występowało w województwie mazowieckim, które powstało z ziem wcielonych do Korony w 1526 roku, słabiej w województwie płockim, przyłączonym w 1495 roku. Województwo rawskie, zjednoczone z Koroną w 1462 roku, upodobniło się całkowicie do sąsiednich województw koronnych. W miarę zatem zacieśniania więzów z podstawowym trzonem terytorialnym państwa polskiego malały odrębności prowincjonalne. Jeśli utrzymały się one w przyszłości, to wynikało to już nie tyle z odrębności tradycji czy też norm prawnych (prawo koronne na Mazowszu przyjęte zostało ostatecznie w 1577 roku), ile z różnic struktury własności wewnątrz stanu szlacheckiego. Jak wiadomo, Mazowsze było wyjątkowo licznie zaludnione przez szlachtę zagrodową i pod tym względem da się porównać jedynie z Podlasiem.
Obszarem, który wyróżniał się szeregiem swoistych cech, była Ruś, a więc - przed zawarciem Unii Lubelskiej - województwo ruskie z ziemią przemyską, sa-nocką, halicką, lwowską i chełmską oraz województwo bełskie. W województwie ruskim własność latyfundial-na rosła szybko. Rody magnackie były pochodzenia nie tylko autochtonicznego, lecz również napływowego, na przykład Herburtowie, osadzeni przez Władysława Opolczyka31. Specyfika obszarów pogranicznych wyznaczała zadania specjalne rodom bogatszym; zmuszała je do utrzymywania własnych zbrojnych oddziałów
stale gotowych do obrony kraju przed najazdami wrogów zewnętrznych: Tatarów, Wołochów, Siedmiogro-dzian. Zrozumiałe, że wzmacniało to pozycję magnatów, ugruntowywało przewagę nad szlachtą drobniejszą. W bogatszym sąsiedzie szlachcic jednowioskowy czuł oparcie i obronę, w zamian uznawał jego przywództwo polityczne. Co więcej, do magnatów ciągnęli ci spośród herbowych „współbraci”, którzy postradali ziemię; w majątku magnackim znajdowali służbę i chleb. Magnaci stawali się w ten sposób dysponentami dodatkowej liczby głosów na sejmikach. Nic dziwnego, że sejmiki ziem ruskich - wyjąwszy-stosunkowo niedługi okres - stanowiły domenę wpływów magnackich.
Prowincją odmienną zasadniczo od pozostałych ziem polskich było Pomorze, a ściśle mówiąc: całe Prusy Królewskie. Niezależnie od odrębności prawnych, które słabnąc w miarę upływu lat, aż do końca Rzeczypospolitej szlacheckiej nie zostały jednak zlikwidowane ostatecznie, prowincja ta różniła się od innych ziem polskich przede wszystkim strukturą społeczną. Tu leżały silne, bogate miasta: Gdańsk, Toruń, Elbląg, Tu powszechnie stosowano pracę najemną w rolnictwie 32. Tu wreszcie wielka własność ziemska wyrosła opierając się przede wszystkim na bogatych królewszczy-znach. Dochody z dóbr ziemskich, w związku z różnicą cen zboża, były znacznie wyższe niż w innych rejonach kraju33. Według danych z 1565 roku łaszt (jego wielkość była lokalnie różna; w okolicach Gdańska wynosiła 3282,42 litra) pszenicy kosztował w Malborku 36 złotych, podczas gdy w Horodle zaledwie 19 złotych 34.
Ziemia znajdowała się nie tylko w rękach feudałów, lecz również mieszczan, i to w niemałej ilości. Na terenie Prus Królewskich 11 procent obszaru stanowiły posiadłości miejskie. Nie obowiązywał tam zakaz posiadania ziemi przez mieszczan - konstytucja sejmowa z 1538 roku zrównała pod tym względem w prawach
92
mieszczan i szlachtę. W sejmikach powiatowych, wojewódzkich i prowincjonalnych uczestniczyli także delegaci mieszczaństwa. Wszystko to powodowało, że pozycja szlachty była tu słabsza niż w innych rejonach kraju. Z drugiej strony, szczególna była pozycja biskupa warmińskiego. Nie tylko nie podlegał on jurysdykcji arcybiskupa gnieźnieńskiego, ale posiadał świecką władzę nad Warmią. Stanowisko to było zastrzeżone dla obywatela ziem pruskich. Królowie jednak systematycznie łamali ten przepis i powoływali na biskupstwo warmińskie mieszkańców innych województw, nie troszcząc się nawet o to, by ich kandydat uzyskał indygenat pruski (prawo obywatelstwa).
Przywileje szlachty polskiej i jej uprzywilejowana pozycja w państwie odegrały niezwykle istotną rolę w procesie powstawania jednolitego polsko-litewskiego organizmu państwowego. Szlachta litewska, potomkowie dawnych bojarów, dążyła do zrównania swych praw z prawami szlachty polskiej. Przyjmowano zatem na Litwie i Białorusi nie tylko obyczaj polski, mowę polską i niektóre formy ustrojowe. Szlachta litewska zmierzała do zacieśnienia więzi Wielkiego Księstwa z Koroną, by tą drogą ograniczyć uprzywilejowaną pozycję litewskich możnowładców, wprowadzić u siebie polskim wzorem zasadę zupełnej równości prawnej całego stanu szlacheckiego. Stąd - w ostatnim okresie rządów jagiellońskich - szlachta na Litwie, w. odróżnieniu od kół możnowładczych, reprezentowała na ogół tendencje centralistyczne, unijne, podczas gdy czołowi magnaci litewsko-ruscy byli w przeważnej większości ścisłej unii przeciwni, chociaż zdawali sobie sprawę z tego, iż w obliczu centralistycznych dążeń Moskwy na całkowite zerwanie z Polską pozwolić sobie nie mogą.
Podstawowe zatem elementy kultury szlacheckiej W Polsce oddziaływały na Litwę i Ruś niezwykle intensywnie, tym bardziej że w XVI wieku Polska przeżywała okres rozkwitu kulturalnego i wartości kultury polskiej stawały się na Litwie i Rusi coraz bardziej atrakcyjne. Stąd - właśnie w drugiej połowie XVI stulecia rozpoczął się szybki proces polonizacji szlachty litewskiej, białoruskiej i ukraińskiej, który w konsekwencji rozbił jedność etniczną Litwy, Białorusi i Ukrainy. Feudalni posiadacze ziemi oraz część oficjalistów dworskich ulegali polszczeniu, podobnie jak i rzesze szlachty zagonowej, której na Litwie właściwej (rejon Grodzieńszczyzny, województwo trockie, starostwo żmudzkie) była pokaźna ilość. Masy chłopskie i mieszczańskie pozostawały wierne językowi ojczystemu oraz - na Białorusi i Ukrainie - religii prawosławnej. Potęgowało to konflikty społeczne na tych ziemiach.
Ideologia szlachty polskiej przenikała na Litwę i na ziemie ruskie różnymi drogami. Rozwój sztuki drukarskiej szedł w parze ze znacznym ożywieniem piśmiennictwa politycznego. Książki, broszury, odpisy traktatów politycznych wędrowały z krakowskich oficyn drukarskich na Litwę. Znaczna liczba litewskiej i ruskiej młodzieży szlacheckiej przebywała w Krakowie - czy to na dworze królewskim, czy to w Jagiellońskiej Wszechnicy. Droga na Zachód, na studia, wiodła również przez Polskę. Wydarzenia polityczne w Koronie rozchodziły się szerokim echem, zwłaszcza takie, jak sejmy, zjazdy szlacheckie czy - szczególnie - jak konflikty między królem lub urzędnikami a masami szlacheckimi w rodzaju wojny kokoszej (1537), kiedy to zebrana pod Lwowem na pospolite ruszenie przeciw Mołdawii szlachta nie wyruszyła w pole, ale odmówiwszy monarsze posłuszeństwa, wymusiła na nim w toku zażartych, ostrych siedmiotygodniowych dyskusji i debat szereg ustępstw i obietnic. Potwierdził
94
wówczas Zygmunt Stary zasadę elekcji króla, wydał przepisy regulujące sposób wykupu zastawionych dóbr królewskich i obiecał przeprowadzić egzekucję dóbr królewskich trzymanych bezprawnie przez magnatów.
Coraz częstsze koligacje szlachty litewskiej i polskiej wzmacniały więzi a zarazem intensywność oddziaływania Korony na Litwę i Ruś. Postęp reformacji na Litwie przyczynił się do znacznego wzrostu zainteresowania sprawami ustrojowo-politycznymi. Pomału również szlachta litewska zaczynała wydobywać się spod możnowładczej hegemonii i przyjmować podstawowe treści ideologii szlachty polskiej za własne, zwłaszcza hasło równości i wolności. Odmienność jednak ogólnej sytuacji społecznej, wyrażająca się przede wszystkim w dużo wyraźniejszej granicy oddzielającej możno-władców od rzesz szlacheckich, powodowała, iż ruch szlachecki na Litwie był słabszy, potulnie j szy niż w Koronie.
ROZDZIAŁ PIĄTY
GOSPODARSTWO
Uważaj, miła duszo, masz wszystkiego dobrego dosyć.
Mikołaj Rej z Nagłowić
,, vJ'dy przyjdzie ono gorące lato-pisał Mikołaj Rej, - azaż nie rozkosz, gdy ono wszystko, coś na wiosnę robił, kopał, nadobnieć doźrzeje a poroście? Anoć niosą jabłuszka, gruszeczki, wiśneczki, śliweczki z pir-szego szczepienia twego; więc z ogródków ogóreczki, maluneczki, ogrodne ony ine rozkoszy! Ano młode ma-słka, syreczki nastaną, jajka świeże; ano kurki gme-rzą, ano gąski sykają, ano jagniątka wrzeszczą, ano prosiątka biegają, ano rybki skaczą; tylko sobie mówić:
używaj miła duszo, masz wszystkiego dobrego dosyć”.
Zajmował się tedy szlachcic - człowiek poczciwy - polityką i ideologią, zajmował się podróżami i wojaczką, ale przecież był przede wszystkim ziemianinem. Gospodarstwo było najważniejszą sprawą jego życia, jego dniem powszednim. Ono wyznaczało szlachcicowi jego miejsce w życiu społecznym kraju, określało jego światopogląd, formowało obyczaj i mentalność.
Niemasz dziś w Polszcze, jedno kupcy a rataje. To nawiętsze misterstwo *, kto do Brzegu z woły, A do Gdańska wie drogę z żytem a z popioły.
Dalekoście się od swych przodków odstrzelili, A prawieście na nice Polskę wywrócili.
* Sztuka.
Ofi
Skowaliście ojcowskie granaty * na pługi
A z drugiego już dawno w kuchni rożen długi.
W przyłbicach kwoczki siedzą albo owies mierzą,
Kiedy obrok woźnice na noc koniom bierzą.
Kolczy ** - to nadzieżny *** koń, a poczet zaś - woły,
Które stoją i w stajni, i w tyle stodoły.
To już rotmistrz, co fuka na chłopy u pługa,
A jego przedniejsza broń - toczona maczuga.
Oto obraz Polski XVI stulecia widziany oczyma Jana Kochanowskiego. Polskę ową stworzyła szlachta średnia, ziemiaństwo.
Ziemianin to właściciel jednej lub kilku wsi, gospodarz na własnym folwarku. Czym był folwark szlachecki? Było to średniej wielkości gospodarstwo rolne, nastawione na produkcję zboża, żyta przede wszystkim, a czasem, choć rzadziej - na hodowlę. Znaczny procent stanowiła produkcja na potrzeby właściciela folwarku i jego czeladzi takich działów gospodarki folwarcznej, jak: sadownictwo, ogrodnictwo, pszczelarstwo, gospodarka mleczna, hodowla trzody chlewnej i drobiu.
Przeciętny folwark - jak się wydaje - nie był zbyt wielki. Zdaniem Andrzeja Wyczańskiego, znawcy zagadnienia, po odliczeniu lasów, łąk, stałych pastwisk i nieużytków obejmował on 60-80 hektarów gruntów uprawnych, wedle dzisiejszych miar35. W pewnych rejonach kraju, tam zwłaszcza gdzie znajdowały się gorsze ziemie lub gdzie przeważała gospodarka hodowlana, przeciętna wielkość folwarku szlacheckiego przekraczała 80 hektarów. Zdarzały się naturalnie i gospodarstwa większe, ale było ich niedużo wśród średniej własności szlacheckiej.
Od gospodarstwa chłopskiego folwark różnił się wielkością oraz tym, że właściciel nie pracował sam na roli,
* Broń ręczna, obuch z puginałem w środku.
** Zaprzęgany do powozu.
*** Najlepszy, najpewniejszy.
lecz posługiwał się bądź pracą najemną, bądź pracą poddanego pańszczyźnianego chłopa. Właściciel folwarku był organizatorem produkcji, jej dysponentem i kontrolerem.
Folwark szlachecki, od drugiej połowy XV wieku począwszy, stanowił okresowo tę formę własności rolnej, która reprezentowała najwyższy poziom techniki uprawy. We wszystkich wprawdzie gospodarstwach - magnackich, szlacheckich i chłopskich - stosowano trójpolówkę * i prosty płodozmian, w folwarku szlacheckim jednak, dzięki lepszemu nadzorowi i większym możliwościom, uprawa była staranniejsza. Stosowano głęboką orkę, oczyszczano pole z chwastów, używano powszechnie brony. Poza tym w majątkach szlacheckich na hektar z reguły przypadała dość wysoka ilość bydła rogatego, dzięki czemu ziemia folwarczna była lepiej nawożona. Do użyźniania ziemi używano również szlamu ze stawów rybnych.
Wydajność z hektara (dla uniknięcia zbędnych wyjaśnień używamy miar dzisiejszych) osiągano, jak na owe czasy, dość wysoką; sięgała ona prawodopodobnie 7-9 kwintali żyta i pszenicy z hektara, 8-9 kwintali jęczmienia i 5-7 kwintali owsa. Niektórzy historycy przyjmują dane nieco niższe. Wszystkie te liczby jesteśmy skłonni traktować raczej jako zaniżone. Wydajność na ziemiach żyźniejszych, przede wszystkim w Sandomierszczyźnie i Lubelszczyźnie, musiała być wyższa. Różnice między poszczególnymi rejonami Polski pod względem wydajności z hektara były tak duże, że w ogóle ryzykowne wydaje się wyprowadzanie średniej dla wszystkich ziem polskich. Przytoczone więc liczby należy traktować jedynie jako pewien sza-
* Trójpolówka polegała na tym, że w każdym roku gospodarczym 1/3 gruntu pozostawiano ugorem (wykorzystywano ją jako pastwisko), 1/3 przeznaczono pod uprawę zbóż ozimych (pszenicy i żyta), 1/3 zaś pod uprawę zbóż jarych.
98
cunek, tym bardziej • że w odniesieniu do własności szlacheckiej brak jest wystarczających danych źródłowych. Orientacyjne dane wyprowadzają historycy przede wszystkim ze źródeł informujących o magnackich latyfundiach.
W dawniejszej historiografii polskiej przeważała opinia, że do przekształcenia się rycerstwa w szlachtę ziemiańską i rozwoju folwarku przyczyniła się głównie koniunktura na zboże polskie, jaka zapanowała na rynkach zagranicznych w XV stuleciu. Wedle Andrzeja Wyczańskiego opinię tę należy zmodyfikować o tyle, że nie eksport zboża był jedynym źródłem wzmagającego się zainteresowania szlachty produkcją zbożową, lecz również - a może przede wszystkim - znaczny wzrost cen artykułów zbożowych na rynku wewnętrznym. Póki wszakże problemy rynku wewnętrznego nie zostaną należycie zbadane, poprzestać musimy wyłącznie na hipotezach. Tak czy inaczej - znaczny popyt na zboże istniał „nieprzerwanie przez cały wiek XVI i nawet część wieku XVII.
W ciągu XVI stulecia ceny zboża wzrosły czterokrotnie, a zatem więcej niż ceny artykułów rzemieślniczych. Było to jedną z przyczyn znacznej zamożności szlachty polskiej, która całą swą energię i cały swój wysiłek wkładała w podwyższanie produkcji rolnej. Ponieważ możliwość powiększania folwarków kosztem ziemi sołtysiej i chłopskiej była ograniczona, szlachcic musiał uciekać się do pewnej intensyfikacji produkcji rolnej lub też - zwłaszcza na południowych terenach Polski - do podejmowania na szerszą skalę produkcji zwierzęcej, chociaż lepsze warunki do hodowli miały majętności magnackie. W folwarkach na Podolu i Ukrainie hodowano głównie woły, które masowo eksportowano drogą lądową na Śląsk. W połowie XVI stulecia krajowy eksport tych zwierząt wynosił około 60 tysięcy sztuk rocznie.
Eksport zboża, zrazu niewielki (pod koniec XV wieku wynosił około 10 tysięcy łasztów, czyli około 20 tysięcy ton rocznie), systematycznie, wyjąwszy drobne okresowe wahania, wzrastał aż do rekordowego roku 1618, w którym osiągnął 129 tysięcy łasztów, czyli około 258 tysięcy ton. Jaki procent tego stanowiło zboże średnioszlacheckie, trudno ustalić. Zdaniem wielu badaczy na eksport szło głównie zboże z latyfundiów magnackich i kościelnych. Przeważa dziś opinia, że wobec wielkich kosztów transportu właściciel folwarku sprzedawał zboże na rynku lokalnym, w pobliskim miasteczku lub mieście podczas jarmarków, tym bardziej iż nie był w stanie w ciągu krótkiego okresu wymłócić całego zbioru. Dopiero kupiec zajmował się transportem szlacheckiego zboża; jego część wywożono do Gdańska, większość jednak zaspokajała potrzeby rynku wewnętrznego. Ale jak należy zauważyć z drugiej strony, istniały tak wielkie różnice w cenie zboża między miastami portowymi a resztą kraju, że -»być może - pokrywały z nawiązką koszty transportu. Gdyby było inaczej, moglibyśmy się dziwić ogromnej sumie 129 tysięcy łasztów wywiezionych przez Gdańsk w 1618 roku. (Dane te trzeba uznać raczej za niepodważalne, opierają się bowiem na rejestrach celnych w Sundzie).
Nie są to wszelako dla naszych rozważań problemy najistotniejsze. Ważne jest jedynie to, że szlachcic folwarczny od połowy XV wieku produkował zboże i mięso (czasem również i skóry) na sprzedaż, wkraczał na rynek wewnętrzny i zewnętrzny jako wytwórca i dostawca wytworzonego produktu. Z produkcji rolnej czerpał też swój podstawowy dochód, nie zaś z czynszów i danin chłopskich. Dochód z folwarku wynosił co najmniej 80 procent ogólnego dochodu szlachcica, zrozumiałe więc, że był on żywo zainteresowany w rozwoju własnej produkcji folwarcznej. Nie był natomiast zainteresowany w powiększaniu liczby gospodarstw
chłopskich; potrzebował określonej liczby poddanych dla zapewnienia folwarkowi pańszczyźnianej siły roboczej. A i to nie zawsze. W niektórych rejonach kraju opłacało się zatrudniać na folwarku siłę najemną. Działo się tak zwłaszcza w Prusach Królewskich, gdzie zresztą szlachta średnia dysponowała mniejszym niż gdzie indziej obszarem ziemi uprawnej. Z badań Antoniego Mączaka wynika, że w województwie pomorskim szlachta średnia dysponowała 37,3 procenta obszaru uprawnego, w województwie zaś malborskim tylko 16,5 procenta.
Folwark przynosił poważne dochody pieniężne, a ponadto pokrywał całkowicie zapotrzebowanie szlachcica, jego rodziny i czeladzi na artykuły żywnościowe. Łan ziemi folwarcznej dawał dochód roczny w wysokości od 35 do 55 złotych, łan ziemi kmiecej - tylko od 2,5 do 3,5 złotego. Przeciętny więc dochód pieniężny statystycznego szlachcica polskiego z lat 1560-1570 mógł wynosić rocznie 150-250 złotych z jednej wsi. Co za tę sumę można było wówczas kupić?
Oto dla orientacji kilka przeciętnych cen z tamtych lat. W 1571 roku można było w Lublinie 36 nabyć kożuch za niespełna 2 złote, parę butów za 3 złote 5 groszy (l złoty stanowił równowartość 30 groszy), świecę woskową za 4 grosze; 1000 sztuk cegieł w 1572 roku kosztowało 3 złote, fura piasku - około 2 groszy. Cena siekiery w 1569 roku wynosiła 6 groszy, kopy gwoździ gontowych - około 5 groszy; za garniec (1,62 litra) wina płacono w 1570 roku średnio 16,2 grosza, za garniec piwa - 3 grosze. Ceny w miastach nie były jednolite, na przykład we Lwowie ceny w tych samych latach kształtowały się nieco niżej.
Dla porównania podajmy jeszcze średnie płace dzienne lubelskich robotników i rzemieślników z tych samych lat. W dziesięcioleciu 1560-1570 mistrz ciesielski rocznie zarabiał średnio 57 złotych 7 groszy, po-
101
mocnik ciesielski 45 złotych, robotnik niewykwalifikowany 30 złotych liczbę dni roboczych w roku przyjmujemy za 300). Ile zarabiali urzędnicy miejscy we Lwowie? Syndyk pobierał rocznie 120 złotych, pisarz 40 złotych.
Dane te świadczą niezbicie, że przeciętny jednowio-skowy szlachcic był człowiekiem zamożnym, właściciel dwóch folwarków człowiekiem bardzo zamożnym.
Nasuwa się jednak od razu pytanie zasadnicze: Na co przeciętny szlachcic wydawał pieniądze? Odpowiedzi niech udzieli znany poeta mieszczański przełomu XVI i XVII wieku, Jan Jurkowski. Pisał on:
Lecz coc z nędzą Polaku? W tej gnijesz przez zbytki. Przyjm szafarza skromności, zbogać swe przybytki;
Ty, tucząc wieprze cudze złotymi plewami. Swą ojczyznę niebacznie morzysz suchotami. Skarb ci winem żmie Węgrzyn, Indyja smakami, Anglik sukny i Niemiec, Turczyn szpalerami *;
Włoch w piżmo, farby, jedwab, w perły, śkło, kamienie Rwie cię w pół, a świat wszystek rzuca w spustoszenie. Nie żyj pańsko w ubóstwie, lecz w państwie ubogo. Znaj swą włość, przestaj na swym, waż swe dobra drogo.
Jurkowski nie wymienił jeszcze broni rozmaitej, białej i palnej, której każdy szlachcic-posesjonat musiał mieć wiele, i to drogiej, ozdobnej; bogatych rzędów na konie wierzchowe i pociągowe; strojów wschodnich; mis srebrnych, kubków i naczyń wystawnych;
kolas ozdobnych oraz innych przedmiotów i sprzętów, które szanujący się posesor wedle panującego wówczas obyczaju powinien posiadać.
Kruszec uzyskiwany za zboże, woły, skóry i” inne artykuły korzystnie eksportowane za granicę mógłby pozostać w kraju, wspierać jego ekonomikę, przyczyniać się do rozwoju rodzimej wytwórczości rzemieślni-
• Obitia, kobierce.
102
czej, co pozwoliłoby zatrudnić istniejące nadwyżki ludnościowe (w tym także i nadwyżki młodzieży drobnoszlacheckiej), a tymczasem kruszec ten wędrował do rąk kupców i producentów zagranicznych. Szlachta polska bowiem, zwolniona od ceł przywozowych na artykuły zagraniczne sprowadzane na własny użytek, usiłowała zaopatrywać się w nie sama, pomijając kupca krajowego.
Tak więc przeważająca część dochodu z folwarku szła na zakup artykułów konsumpcyjnych. Nawet o narzędzia pracy przeciętny szlachcic troszczył się niewiele. Chłopi obowiązani byli bowiem odrabiać powinności pańszczyźniane za pomocą własnych narzędzi i po części własnego sprzężaju (pańszczyzna ciągła). Jedynie najubożsi, komornicy i zagrodnicy, odrabiali pańszczyznę przy użyciu narzędzi i sprzężaju folwarcznego (pańszczyzna piesza). Póki chłop uczestniczył w obrocie towarowym, póki korzystał osobiście z koniunktury zbożowej, dysponując pewnymi nadwyżkami zboża towarowego, poty starał się o dobre narzędzia pracy, wytwarzane przez kuźników i rzemieślników 37. W miarę stopniowego ubożenia chłop musiał - podobnie jak to było dawniej - większość narzędzi pracy wytwarzać sam. I tak żelazną bronę zaczęła wypierać brona drewniana, w niektórych nawet okolicach na miejsce żelaznego pługa pojawiło się z powrotem radło, znacznie rzadziej socha. To tłumaczy częściowo starania właścicieli folwarku o przedłużenie czasu pracy pańszczyźnianej. Możliwości powiększania gruntów folwarcznych już się wyczerpały; nieużytki i pastwiska nadające się do zamiany na grunty orne zostały zamienione w XVI wieku; lasy zostały już dostatecznie przetrzebione i karczunku na wielką skalę nie można już było prowadzić, natomiast pańszczyzna, która w 1520 roku wynosiła l dzień w tygodniu, w końcu XVI stulecia osiągała już 3 i więcej dni.
103
Uwstecznienie techniki uprawy, dające się wyraźnie odczuć w połowie XVII wieku, dotknęło i folwarki, i gospodarstwa chłopskie. Na przykład powszechnie zarzucono jesienną orkę pod uprawę zbóż jarych. W rezultacie - gdy w połowie XVII wieku wojny szwedzkie i kozackie doszczętnie zrujnowały ekonomikę polską, trudno było rolnictwu dźwignąć się z upadku. Przez wiele dziesiątków lat gospodarka folwarczna i chłopska odczuwała skutki tych wojen. Pod koniec XVII stulecia wydajność z hektara zmniejszyła się do około 4,5 kwintala zboża.
Spowodowało to nie tylko znaczny spadek eksportu zboża, lecz również - co ważniejsze - dalsze pogorszenie sytuacji w dziedzinie produkcji pozarolniczej i wymiany towarowej. Dopiero w drugiej ćwierci XVIII wieku zaczęły pojawiać się symptomy zmian na lepsze, głównie w zakresie techniki uprawy roli; podjęto także pewne próby przeobrażeń ustroju rolnego.
Szlachcic polski, mimo iż jego główne zajęcie stanowiło prowadzenie gospodarstwa, dobrym gospodarzem i rolnikiem nie był. Nawet właściciel jednego tylko folwarku zatrudniał rozbudowany nieproporcjonalnie do potrzeb aparat nadzoru i administracji; między innymi rządcę, ekonoma, karbowych, gumiennych, ręko-dajnych. Funkcje te pełniła przede wszystkim szlachta drobna lub służebna, nie posiadająca własnej ziemi, ale czasem pełnili je też chłopi. Ich główne zadanie polegało nie tyle na sprawowaniu pieczy nad gospodarką, ile na pilnowaniu chłopów. Skargi na ich lenistwo, opieszałość lub niedbałość w pracy spotykamy bardzo często w literaturze szlacheckiej od XV wieku począwszy.
Obce było również szlachcicowi nowatorstwo w dziedzinie techniki rolnej. Gospodarował tak, jak jego ojciec i dziad. Starał się niekiedy powiększyć grunty folwarczne rugując chłopów, zdarzało się to jednak bardzo
104
rzadko, niemal sporadycznie; folwark potrzebował wszak rąk do pracy. W związku z tym nawet tam, gdzie rugowano chłopów, polegało to raczej na przenoszeniu ich z lepszej ziemi na gorszą lub przejmowaniu części zagonów niż na absolutnym odebraniu ziemi. Przejawiał szlachcic czasem - zwłaszcza w XVI stuleciu - większą troskę o nawożenie gruntów ornych czy o wzrost hodowli (w Wielkopolsce zakładano na przykład owczarnie), zagarniając w tym celu część chłopskich pastwisk. Summa summarum był jednak szlachcic konserwatystą w sprawach gospodarczych. Ponieważ zaś, mimo znacznych dochodów, potrzebował stale pieniędzy, usiłował coraz bardziej eksploatować chłopa, dorabiać piwowarstwem i dzierżawami, nadto - wobec istnienia obowiązku propinacyjnego, zezwalającego poddanym chłopom na korzystanie tylko z karczmy swego pana - czerpał pewien dochód z wyszynku.
Szlachcic był dla swego chłopa zwierzchnikiem najwyższym. Był jego panem w pełnym tego słowa znaczeniu. Od 1518 i 1520 roku, kiedy król Zygmunt Stary zrzekł się ingerowania w stosunki między chłopem a dziedzicem, całość sądownictwa nad chłopami przeszła w ręce szlachcica. Sądownictwo patrymonialne, nie pozbawione pewnych elementów rytuału prawnego, nie było uregulowane żadnymi przepisami ani normami. Szlachcic sam, według własnego sumienia, orzekał o winie i karze. W stosunku do chłopa dysponował on większą władzą niż ta, którą król dysponował wobec niego samego. Nie należy wszakże demonizować stosunków między panem a chłopem. Oczywiście, szlachcic uważał się za kogoś nieskończenie lepszego od chłopa, kogoś, kto przynależy do innego niemal świata i innej nacji (mówiono wszakże „naród szlachecki”, a jeśli używano terminu „naród nasz”, to tylko na oznaczenie szlachty). Jeżeli jednak szlachcic nie był osobnikiem
wyjątkowo gwałtownym, okrutnym, chciwym, to w dobrze pojętym własnym interesie nie mógł wyzyskiwać chłopa ponad miarę. Wolał więc przeciętny szlachcic utrzymywać pozory patriarchalnych stosunków, wyrabiać wśród chłopów przekonanie, że „im większy dostatek w domu będzie tem się też będą wszytcy mieć lepiej” - jak pisał Rej. Niemniej - ostro i niekiedy okrutnie karano przejawy nieposłuszeństwa, hardości chłopskiej. W niektórych wsiach był gąsior, narzędzie tortur, były loszki, do których zamykano skutych chłopów; stosowano też chłostę. Na karę śmierci skazywano nadzwyczaj rzadko.
Pan ingerował dość głęboko w życie własnych poddanych. W zasadzie musiał wyrazić zgodę na ślub swej poddanki z chłopem z innej wsi. Do norm zwyczajowych należało również zwracanie się poddanych do pana o zezwolenie na zawarcie małżeństwa, była to jednak raczej pewna forma o charakterze patriarchalnym, z którą wiązał się na ogół upominek ofiarowywany przez pana nowożeńcom. Z kolei gdy pan wydawał swą córkę za mąż lub żenił swego syna, wieś składała młodej parze upominki. Nie było natomiast żadnych średniowiecznych praktyk w rodzaju prawa pierwszej nocy, chociaż młodzież szlachecka płci męskiej nie gardziła przygodami miłosnymi na wsi. Mieściło się to nawet niejako w ramach obowiązujących norm moralnych, nie budziło ani oburzenia, ani potępienia. Druga żona Zbigniewa Ossolińskiego, Anna z Firlejów, ze spokojem stwierdzała w testamencie3S, iż niejakiej Stanisławskiej, swej słudze, ofiarowuje szereg przedmiotów osobistych nie tylko dlatego, iż była „bardzo życzliwą i powolną sługą”, lecz również „k'temu, iż jest krew jegomości”. Zdanie to przepisał syn Anny i Zbigniewa, Jerzy, w swym pamiętniku. Jak domniemywać należy, owa Stanisławska była raczej owocem pozamałżeńskich zalotów krewkiego pana Zbigniewa
10R
wobec jakiejś chłopianki niż jego daleką krewną. Nie znane nam są żadne koligacje Ossolińskich ze Stani-
sławskimi.
Oprócz pracy na roli wieś dostarczała do dworu służbę. Były to przeważnie dziewczyny i kobiety wiejskie, które między innymi pełniły funkcje dziewek czeladnych, pomocy kuchennych i praczek, a w bogatszych domach także balwierek. Niektóre z nich otrzymywały wynagrodzenie w pieniądzach. „Część służby żeńskiej rekrutowała się spośród ubogich szlachcianek. Były one traktowane i opłacane nierównie lepiej. Opiekunka dzieci wspomnianego Zbigniewa Ossolińskiego, szlachcianka Młodnicka, która wraz ze swym mężem służyła w domu Ossolińskich, pobierała rocznie aż 50 złotych. „Pani stara” - być może klucznica lub zarządzająca domem - pobierała złotych 32. Mamka przy odprawie otrzymywała 15 złotych. Niejaki Misiek, zapewne wyrostek drobnoszlachecki, przydany do towarzystwa synom pańskim, przy odprawie dostawał 15 złotych lub podjezdka (konika).
Zauważmy przy tym, że dwór Zbigniewa Ossolińskiego nie był wówczas, w 1600 roku, dworem magnackim. Był to typowy dwór bogatego, ale jeszcze średniego szlachcica, aspirującego do warstwy magnackiej. Mimo tego pani domu w testamencie uwzględnia 13 osób ze swej osobistej służby, nie licząc zapisów zbiorowych dla czeladzi folwarcznej i poddanych ze wsi. Służba pana musiała być nie mniejsza. Niezależnie bowiem od służby folwarcznej, związanej z gospodarstwem, miał on jeszcze do dyspozycji na przykład pa-cholików (nie wypadało wszak szlachcicowi podróżować, jeździć w sąsiedztwo, na sejmik czy na roki sądowe samotnie, bez służby), rękodajnych, koniowodnych i woźniców. Wszystko to było uszeregowane w porządku hierarchicznym. Najwyższe funkcje w gospodarstwie i wśród czeladzi domowej pełnili zazwyczaj
szlachcice drobni lub gołota szlachecka. Dla nich ideałem życiowym było zasiąść na dzierżawie dożywotniej. Wówczas chociaż w części upodabniali się do pana, do posesjonata. Aczkolwiek szlachta służebna uważała się za ludzi lepszych od chłopów, to w izbie czeladnej różnice między nimi zacierały się. Tam, przy wspólnym bochnie chleba i wspólnym dzbanie wody lub mleka (w izbie czeladnej na środku stał wielki stół, a na nim zawsze znajdował się bochen i dzban wody - głodnych w XVI wieku w Polsce nie było) zasiadała brać herbowa z czeladzią chłopskiego pochodzenia. Różnice między nimi były daleko mniejsze niż między szlachcicem-sługą a jego panem; mimo głoszonej powszechnie zasady równości szlacheckiej.
Wyjąwszy bogate rezydencje magnackie i budowle obronne, wieś polska w XVI i XVII wieku była drewniana 39. Dotyczy to w równej mierze chat chłopskich, jak dworów szlacheckich i folwarcznych budynków gospodarczych. Wbrew rozpowszechnionym wyobrażeniom dwór szlachecki w XVI i XVII wieku nie przypominał późniejszych, z XVIII i XIX stulecia, murowanych, prześlicznych dworków, tak typowych dla krajobrazu polskiego. Odznaczał się raczej prostotą, surowością, posiadał pewne cechy miejsca ufortyfikowanego. Nie była to ani perła architektury, ani wygodna, obszerna, luksusowa rezydencja jednego z właścicieli państwa. „W podłym drewnianym budowaniu majętności nasze chowamy” - pisał Łukasz Górnicki.
Domostwo szlacheckie powstawało zazwyczaj latami. Do trzonu budynku wzniesionego przez ojców i dziadów, dobudowywali synowie i wnuki nowe pomieszczenia, ulokowane często niesymetrycznie w stosunku do osi budowli pierwotnej. Dom składał się z dwóch części: pańskiej i czeladnej, oddzielonych od
siebie ogromną sienią. Sień taka posiadała zarówno walory obronne, z uwagi na możliwość napadu na dwór, jak też mogła służyć za miejsce spotkań sąsiedzkich, a nawet - sejmików. W części pańskiej mieściła się najobszerniejsza izba, stołowa, następnie zaś bawial-nia, zwana często świetlicą. Dalej dopiero znajdowały się komnaty sypialne, alkierzyki, komory, w których przechowywano sprzęty rozmaite. Były również obszerniejsze pokoje gościnne, jako że każdy szlachcic prowadził dość ożywione życie towarzyskie, co pociągało za sobą częste przyjmowanie gości, którzy pozostawali na noc. Okna, dość duże i liczne (z wyjątkiem kresowych dworków-fortalicji, gdzie pełniły one raczej funkcję strzelnic), w większości szlacheckich domostw miały błony zamiast szyb. Błony te sporządzano albo z woskowanego płótna, albo po prostu z natłuszczonego papieru. W XVI wieku jedynie bogatsi mogli pozwolić sobie na małych rozmiarów szybki, oprawiane w ołowiane lub drewniane ramki. Szybki gładkie i przeźroczyste, przeważnie bezbarwne (zwano je szkłem weneckim), spotykało się tylko w rezydencjach najmożniejszych. Dopiero gdzieś od połowy XVII wieku, a może nieco wcześniej, rozpowszechniło się szkło, ale i wówczas w masowym użyciu znajdowało się wyłącznie szkło zielonkawe, matowe.
Podłoga w dworku była zupełnie prosta; robiono ją z desek sosnowych lub dębowych. Posadzka wykwintna rozpowszechniła się w szlacheckich siedzibach dopiero w XVIII stuleciu.
W poszczególnych izbach znajdowały się kaflowe lub gliniane piece bądź kominy, które dawały i ciepło, i światło. Miały rozmaity wygląd zewnętrzny - najczęściej widywało się zupełnie proste, ale trafiały się także bogato zdobione, wykonane z kamienia i alaba-stru bądź też z kafli polewanych i malowanych, a przywożonych przeważnie z Gdańska.
Sprzęty domowe - ławy, zydle, stoły zwykłe, skrzynie - były na ogół proste. Nierzadko jednak pod dach nieco zamożniejszego szlachcica wkraczały sprzęty bogatsze; na przykład szafy gdańskie czy ozdobne ławy.
Nieco inną budowę i urządzenie wnętrz miały dworki szlacheckie w tych rejonach kraju, w których panowały znacznie gorsze warunki bezpieczeństwa niż dajmy na to w Wielkopolsce czy na Mazowszu. Ziemie:
przemyska i sanocka słynęły z rozlicznych najazdów i wojen wewnętrznych między zwaśnionymi magnatami bądź rodami szlacheckimi. Województwa bracław-skie, kijowskie, podolskie, ruskie, a nawet częściowo wołyńskie i bełskie żyły stale pod groźbą najazdów tatarskich. Tam też domostwo szlacheckie było ufortyfikowane. Obwarowane często ostrokołem i okopem, czasem nawet fosą, posiadało basztę, nie murowaną wprawdzie, lecz solidnie wykonaną z drewna, chrustu i gliny. Drzwi i bramy musiały być mocne, okna mniejsze, opatrzone masywnymi okiennicami z otworami mogącymi służyć za strzelnice w razie napadu. W tak zbudowanym dworku szlachcic na czele swej czeladzi mógł stawić skuteczny opór zarówno koczującym rabusiom, hajdukom złego sąsiada, jak i pomniejszym czambułom tatarskim. W takich też domach przechowywano zawsze sporo zapasów żywności na wypadek, gdyby powstała konieczność przetrwania w nich nieco dłuższego oblężenia.
Wnętrze dworu urządzone było z niemałym przepychem. Ściany przyozdabiały bogate kobierce i makaty, pochodzące ze Wschodu, a dostarczane na rynek polski przez kupców ormiańskich. Niektóre z ozdobnych i użytkowych tkanin (narzuty, obrusy) wykonywano w kraju. Osobliwością szlacheckiego dworku była zazwyczaj bogata kolekcja rodowych portretów. Przez długie lata uważano je za dzieła mierne pod względem wartości artystycznej, świadczące o niewyrobionych
11f)
gustach ówczesnej szlachty. Opinie takie spotyk,^.^ zresztą również w XVII wieku. Współcześni historycy sztuki reprezentują inny pogląd, dopatrując się w staropolskim portrecie szlacheckim walorów oryginalności i smaku artystycznego. Na obrazach tych osoba portretowana występuje w odpowiedniej stylizacji, co świadczy dobitnie o mentalności ludzi, którzy zamawiali je u przygodnych, często anonimowych artystów. Uderzają zazwyczaj dwie cechy: po pierwsze, szlachcic przedstawiany bywa na ogół jako wojownik - trzyma w ręku karabelę, ma marsowy wyraz twarzy, na której maluje się pewność siebie, buta i stanowczość;
wszystko to miało stwarzać wrażenie, że jest to wizerunek pana równego wojewodzie, wojownika, nawykłego do rozkazywania i odnoszenia zwycięstw nad nieprzyjaciółmi, nie zaś ziemianina, wiodącego sielski-anielski żywot w gospodarstwie wiejskim. Drugą cechę stanowi bogactwo stroju, które miało świadczyć o zamożności portretowanego szlachcica.
Ów najczęściej spotykany typ portretu szlacheckiego spełniał najwidoczniej życzenia zgłaszane pod adresem malarzy. Galeria portretów przodków, wisząca w dworku, miała niejako na co dzień dawać świadectwo starożytności rodu, jego znaczenia i powagi.
Podobnie starał się zamożniejszy szlachcic, by nazwisko jego przodków było uwidocznione w parafialnym kościele czy to na marmurowej tablicy, wmurowanej pro memoria v,' ścianę świątyni, czy też na nagrobnym pomniku. Niektóre pomniki nagrobne stanowią prawdziwe perły sztuki rzeźbiarskiej. Spotkać je można nie tylko w katedrze wawelskiej czy innych katedrach, lecz również w zwykłych wiejskich kościołach parafialnych.
Tak w życiu doczesnym, jak i po śmierci szlachcic musiał być otoczony splendorem. Pochłaniało to sumy olbrzymie, budziło sprzeciwy mądrzejszych ludzi, któ-
rży ustawicznie, przez cały wiek XVI i XVII, wypominali szlachcie zbytek i życie ponad stan.
Nie oszczędność i gospodarność były więc cechami szlachcica polskiego. Ambicja dorównania wyżej postawionym, upodobnienia się - choćby na pokaz - do bogatszych od siebie czyniła hasłem całego życia zasadę „zastaw się, a postaw się”. Szlachcic zagrodowy na każdym kroku starał się podkreślać swe szlachectwo; nawet do wozu przybijał herby, nosił szablę, choćby na zwykłym powrozie. Szlachcic jednowioskowy naśladował magnata: żądał, by go nazywać wielmożnym lub jaśnie wielmożnym, ubierał się w ozdobne stroje i od czasu do czasu urządzał wystawne uczty. Podróżując po kraju wlókł za sobą pacholików i służbę, nierzadko odzianą w barwy swego pana. Rzędy na konie i broń, tak pana, jak i jego pachołków, nie mogły być zbyt ubogie. Wytworzył się pewien model życia ponad stan, typ szlachcica rzekomo równego wojewodzie. Dostrzegł to przenikliwie Jan Kochanowski:
Zbytek, sąsiedzi! zbytek, który jako morze
Wszystko pożre, byś mu tkał nie wiem jako sporze.
Mało mu na jeden raz wszytki roczne snopy
Zje on, kiedy zasiądzie, grunt zaraz i z chłopy,
Naostatek i pana - taki to gość w domu.
Aby miał zginąć - nie chce ustąpić nikomu.
Da kto pięćdziesiąt potraw - da on tyle troje,
Ty go upoisz - on i woźnice twoje,
Ty w rysiu - on w sobolu, ty na czapce złoto -
On ma i na trzewiku, chocia czasem błoto.
By też nawięcej przegrał, nic go to nie smuci, Jeszcze nad to chłopiętom ostatek rozrzuci. Pochlebcę - to jego dwór, a rada - zwodnicy. Odźwiernych mu nie trzeba, strzegą drzwi dłużnicy. Na tego wy robicie, ten was wdawa w długi, Ten was z wiosek wyzuwa i obraca w sługi.
Słowa te powstały w XVI stuleciu. Do czasów saskich było jeszcze daleko, a przecież już wówczas -
1 19
w Złotym Wieku - kształtowały się obyczaje i postawy, które w latach następnych przybiorą karykaturalne, zwyrodniałe formy sarmackiego życia. Postawy te nie mogły pozostać bez wpływu na gospodarstwo; bezproduktywne zużywanie środków materialnych znajdujących się w dyspozycji właścicieli folwarków musiało rzutować na ogólny stan ekonomiki polskiej, musiało hamować rozwój sił wytwórczych. Szlachcic stale potrzebował pieniędzy, skąpił ich więc dla państwa, zamykał oczy nawet na najniezbędniejsze niekiedy potrzeby obronne. Działania polityczne, a nawet wojskowe, dostosowane były - mówiąc językiem dzisiejszym - do terminów agrotechnicznych. Sejmy odbywały się z reguły zimową porą, rzadziej jesienią lub wczesną wiosną. W okresie szczególnego nasilenia prac polowych, nawet w wypadkach nagłych, trudno było zebrać szlachtę na pospolite ruszenie.
Tak to system gospodarki folwarcznej kształtował w dużej mierze psychikę szlachty, ta zaś z kolei oddziaływała wtórnie na życie społeczno-gospodarcze całego kraju. Nie sposób nie dopowiedzieć, że było to oddziaływanie w ostatecznym rachunku szkodliwe, nieomalże rujnujące.
Szlachta oolska..
ROZDZIAŁ SZÓSTY
W KRĘGU IDEOLOGÓW
Radą i pracą strzec Rzeczypospolitej i wszelką myśl, staranie i troskę na tych sprawach położyć.
Andrzej Frycz Modrzewski
Aiemiański ideał życia, ugruntowujący się coraz mocniej w świadomości szlachty, pozostawać musiał w sprzeczności z jej szlachecko-republikańskim ideałem ustrojowym. Pierwszy - zakładał spokojne, niczym nie zakłócone, sielskie-anielskie korzystanie z dóbr doczesnych, obficie płynących z folwarcznej gospodarki, zamykanie oczu na wszystko, co dzieje się poza granicami własnej posiadłości, unikanie wszelkich możliwych kłopotów i świadczeń, partykularne podejście do spraw ogólnopaństwowych. Drugi - wymagał zaangażowania w sprawy publiczne, uczestniczenia w podejmowaniu decyzji dotyczących całego państwa, myślenia kategoriami interesu zbiorowości, czynnej społecznie postawy życiowej. Szlachcic wszak chciał uchodzić za obywatela czułego na sprawy Rzeczypospolitej, za jej obrońcę. Tym przecież głównie uzasadniał swą uprzywilejowaną pozycję w społeczeństwie.
Przez długie dziesięciolecia przeciętny szlachcic łączył w sobie te dwie sprzeczne postawy: ziemianina i obywatela szlacheckiej republiki. Poświęcał wiele uwagi życiu publicznemu, nie zasklepiał się w sprawach własnego gospodarstwa, przebywał na dworach możnych i podróżował po Europie, żywo reagował na nowe prądy umysłowe i kulturalne, a jednocześnie coraz częściej spoglądał na wszystko z perspektywy swego - wąsko pojmowanego - interesu gospodarczego i ziemiańskiego ideału życiowego. Sprzeczność ta musiała rzutować na całokształt życia politycznego w państwie. Szlachta polska nie chciała się zgodzić, by w polityce i podejmowaniu ważniejszych decyzji państwowych wyręczał ją król lub grupa dygnitarzy i urzędników. Nie chciała równocześnie ponosić ciężarów na rzecz państwa, uszczuplać swych niemałych dochodów, brać na siebie rzeczywistej odpowiedzialności za to, co się dzieje lub dziać się może w kraju. Równolegle rozwijała się szybko świadomość narodowa, przekonanie o odrębności nie tylko językowej i kulturowej, ale - może nawet głównie - ustrojowej. Rosło poczucie zadowolenia z istniejących norm prawnych i zasad politycznych.
Wszystko to znajduje swoje pełne odbicie w literaturze polskiej XVI wieku. Literatura ta - wyjątkowo obfita, różnorodna i wszechstronna - odzwierciedla klimat polityczny i intelektualny, którego była wytworem, uświadamia problemy, które nurtowały społeczeństwo polskie, nie tylko zresztą szlacheckie.
Na pewno nie wszyscy w jednakowym stopniu byli przygotowani intelektualnie do recepcji literatury politycznej i traktatów prawno-ustrojowych. Rzesze zagonowej szlachty w swej podstawowej większości nie umiały ani czytać, ani pisać. Do nich mogły jedynie docierać - w formie dostępnego ich umysłowości skrótu, lapidarnego hasła, zwięzłego streszczenia - te fragmenty myśli i argumentacji pisarzy, które były komentowane na sejmikach, cytowane w wotach mówców sejmikowych lub rozpowszechniane w drobnych utworach wierszowanych, w dialogach czy nawet we fraszkach. Inaczej szlachta średnia, która w owym czasie nabrała - zgodnie z duchem epoki - ambicji inte
lektualnych, kształciła swe dzieci, dbała, aby opanowały sztukę czytania i pisania. W tej grupie społecznej najszybciej zmieniały się poglądy. Hasło Kallima-cha, by do zjawisk świata zewnętrznego podchodzić „nie theologice, lecz naturaliter”, odpowiadało duchowi epoki. Młodzież szlachecka, która dość tłumnie zaczęła odwiedzać kraje Europy Zachodniej, zwłaszcza Włochy, stosunkowo łatwo wyzwalała się z więzów średniowiecznych pojęć. Nie należy wszakże przeceniać „nowinek”, które stamtąd przywoziła. „Nowinki religijne”, importowane z Norymberg!, Pragi i Genewy, oddziałały bez wątpienia na rozwój polskiej reformacji, nie były jednak jej przyczyną sprawczą.
Myśl społeczna, ustrojowa i polityczna Europy Zachodniej wywierała na polską młodzież szlachecką wpływ jedynie pośredni. Zachodnioeuropejskie wzory ustrojowe i koncepcje ideologiczne nie wydawały się szlachcie polskiej godne naśladowania. Wręcz przeciwnie: przeobrażenia, zmiany i wstrząsy, jakie przeżywały wówczas różne kraje Europy, skłaniały raczej do wniosku, że polskie prawo, polski ustrój, polskie obyczaje są najlepsze. Bo oto wszędzie waśnie i wojny, wewnętrzne i zewnętrzne, a w Polsce spokój. Wszędzie mordy, łupiestwa, tyrańskie rządy królów lub możnych, a w Polsce złota wolność i zasada „neminem cap-tivabimus nisi iure victum”. Dawał temu wyraz między innymi i Mikołaj Rej.
Nie mógł szlachcie polskiej odpowiadać model francuski; we Francji nastąpił wszak gwałtowny upadek rycerstwa; część jego zdeklasowała się, a jednocześnie utrzymała się - wprawdzie już tylko w cieniu korony - dość silna pozycja możnych. Nie mógł również przypaść szlachcie do gustu wzór włoski, jako że Włochy, rozbite i podzielone, były terenem sporów i walk wewnętrznych oraz areną ścierania się wpływów i polem bitewnym armii czołowych mocarstw europejskich: cesarstwa, Francji i Hiszpanii. Niemcy, rozdarte waśniami religijnymi, wstrząsane wojnami chłopskimi i rewolucyjnymi wystąpieniami miast, stanowiły zaprzeczenie stabilizacji, ładu wewnętrznego i bezpieczeństwa publicznego. Były nadto najbardziej klasycznym wzorem feudalnego rozbicia ze swoją rzeszą drobnych władców i, podobnie jak we Francji, upadającym drobnym rycerstwem. W Hiszpanii absolutna monarchia rządziła opierając się na inkwizycyjnej przemocy. W Rosji ugruntowywała się samowładna pozycja wielkiego księcia, później cara Moskwy, pana życia i śmierci swych poddanych. „Powiększały naszą troskę - pisał Andrzej Frycz Modrzewski - huczące z wszystkich stron burze, wiry i nawałnice nieszczęść”.
Porównanie więc sytuacji w Rzeczypospolitej z sytuacją w innych państwach mogło rodzić wśród szlachty nastroje samozachwytu i samouwielbienia. Nastroje te jednak splatały się nierozerwalnie z ostrą walką polityczną, z krytyką panujących stosunków politycznych i po części gospodarczych, uprawianą pod hasłem, iż nie dzieje się zadość obowiązującym prawom.
Ten stan rzeczy znajduje odbicie w bogatej spuściz-nie literackiej Mikołaja Reja (1505-1569), nazywanego słusznie ojcem literatury polskiej. Nie był on ani ideologiem, ani politykiem świadomie propagującym swój program czy swoje poglądy. Opinie Reja, a zwłaszcza stworzony przez niego wzór życia szlachcica polskiego, całkowicie aprobowali podobni mu właściciele folwarków. Rej podjął w swej twórczości próbę pogodzenia ideałów szlachcica-ziemianina i szlachcica-oby-watela, ukazania możliwości rozsądnego kompromisu między tymi dwiema sprzecznymi postawami.
Rej, głosząc płomienną pochwałę wiejskiego bytowania ziemiańskiego, apoteozę konsumpcyjnego stosunku do życia, zwracał jednocześnie uwagę na potrzebę wyjścia poza owe „ogródeczki”, „pszczółki”, „ogóreczki”,
„syreczki”, „ćwikiełki”; pisał między innymi: „staraj-że się też zasię, abyś się nie nazbyt domem obarłożył *, abyś nie był jako wieprz w karmniku albo jako suchy pień na roli, co się on pługi zawadzają”. Nie radził imć pan Mikołaj przeciętnemu ziemianinowi zabiegać o wyższe urzędy czy dostojeństwa („jeślibyś mógł bez tego się obejść, tedyćby mało nie lepiej”), ale też piętnował przekupstwo, wysoko cenił obowiązek uczestniczenia w sejmikach, przywiązywał wielką wagę do funkcji posła sejmowego. Odznaczał się swego rodzaju megalomanią narodową („a które wojsko kiedy polskiemu wojsku wytrwać mogło?”), równocześnie jednak nie szczędził nagany dla opłakanego stanu obronności państwa („żaden naród, żadna horda, a snadź i cygańska, nie jest w takiej niedbałości, a snadź jest w lepszym opatrzeniu niźli to sławne a zacne państwo nasze”).
Zadziwiająco często w twórczości Reja (a także - choć rzadziej - Kochanowskiego) splata się apoteoza życia szlachcica polskiego z ostrą krytyką, niektórych przynajmniej, dziedzin życia państwowego. Krytyka ta trafiała do przekonania większości szlachty, odpowiadała jej odczuciom i poglądom, potwierdzała je. Nie był to jednak żaden program reformatorski.
„Wiedz też - zwracał się do swego «człowieka poczciwego» Rej - w jakim prawie siedzisz i co jest powinność twoja, albowiem widzisz, iż każde prawo, by było namocniejsze, jako będzie na szrot puszczono **, a poważną roztropnością nie będzie opatrowano, każde się zelżyć musi i barzo osłabieć musi. A przeto na to są uczynione sejmy, aby ci, którzy prawy a sprawie-dliwościami ludzkimi szafują, gdzieby z praw pospoli-
* Obarłożyć się - otoczyć się barłogiem, czymś gnuśnym, zgnuśnieć.
** Szrot - śrut; na szrot puszczono - zostawiono własnemu losowi.
tych wykraczali, a sprawiedliwości ludzkie tym by się obelżeć miały, aby byli z tego pohamowani i onymi wędzidły, na nie z dawna ustawionymi i napisanymi, aby byli powściągnieni”.
Jest to, w lapidarnych słowach ujęta, najtrafniejsza chyba charakterystyka stosunku przeciętnego szlachcica polskiego do podstawowych urządzeń ustrojowych państwa. Naprawiać, pilnować by prawo nie było łamane - tak; zmieniać, reformować - nie! W ten sposób można by ową postawę scharakteryzować. Po konstytucji Nihii Novi większość szlachty uznała bowiem zasady ustroju politycznego Rzeczypospolitej za ustalone i wymagające bardzo niewielu korektur i uzupełnień. Ruch szlachecki, zmierzając do pełnej supremacji szlachty w sferze politycznej i gospodarczej kraju, na plan pierwszy wysunął hasło walki o wprowadzenie w życie obowiązujących praw. Skoro tak było, skoro walka ta wymagała jak najczynniejszej postawy od mas szlacheckich, przez długie lata jeszcze ideał obywatela musiał dominować nad ideałem zamkniętego na swym folwarku ziemianina, nawet jeśli owa obywatelska działalność służyła tylko za środek, a cel stanowiło całkowite urzeczywistnienie ideału życia ziemiańskiego, wolnego od trosk i kłopotów publicznych.
Krytyczne stanowisko wobec istniejących stosunków, wyzwalając zainteresowania polityczne i społeczne mas szlacheckich, tak czy inaczej rodziło nowe - często przeciwstawne sobie - pomysły i koncepcje, tym bardziej że wpływ humanizmu i Odrodzenia dawał się odczuć we wszystkich dziedzinach życia. Przekonanie, iż nie czyni się zadość obowiązującym prawom, było tak powszechne, że zadowoleni z istniejącego stanu rzeczy powstrzymywali się od głośnego wypowiadania swoich opinii. Do dobrego tonu w środowisku średnio-szlacheckim należało narzekanie na łamanie prawa przez króla, królową Bonę, urzędników koronnych czy
dostojników kościelnych. Była to furtka, przez którą do świadomości szlachty wciskały się poglądy reformatorskie, wskazujące nie tylko na potrzebę egzekucji istniejących praw, ale również na konieczność ich zasadniczego ulepszenia.
W dobie Odrodzenia postawy reformatorskie znalazły wyraz przede wszystkim w literaturze, niekiedy formowane expressis verbis, najczęściej jednak - zwłaszcza na forum sejmikowym lub sejmowym - przemycane pod hasłami naprawy Rzeczypospolitej. Mówcy, a także niektórzy pisarze, wyszukiwali w przeszłości precedensy rzeczywiste lub urojone czy zmyślone, zapomniane i nieużywane statuty i przepisy. Hasło naprawy kraju chroniło autora propozycji zmian przed zarzutami, że godzi w przywileje szlacheckie, że zmierza do samowładztwa królewskiego. Zarzutami takimi szermowano bez wahania, zwłaszcza wobec tych, którzy ośmielali się wspominać o potrzebie wzmocnienia władzy wykonawczej wszystkich szczebli, a królewskiej w szczególności.
Program krytyczny formułowano więc o wiele częściej niż program konstruktywny. Można rzec, że w XVI wieku nie rozwinęła się jeszcze w pełni stanowo-narodowa megalomania szlachty polskiej, która w następnym stuleciu przybierać będzie na sile i paraliżować wszelką myśl o reformie ustroju państwowego. W dobie Odrodzenia krytyka istniejącego stanu rzeczy odznaczała się jeszcze taką mocą, że w istotny sposób hamowała rozwój owej megalomanii.
Ideologia polityczna szlachty polskiej doby Renesansu stanowiła wytwór na wskroś oryginalny, rodzimy, podobnie jak ustrój Rzeczypospolitej (co nie oznacza oczywiście, że wolna była całkowicie od pewnych obcych zapożyczeń czy wpływów). Stwierdzenie to dotyczy przede wszystkim tak ważnej wówczas dziedziny życia społecznego, jak stosunki między Kościołem a społeczeństwem 40. Szlachcic pragnął się pozbyć dokuczliwego podporządkowania hierarchii kościelnej, wyrażającego się choćby w obowiązku płacenia dziesięcin czy podległości sądom duchownym. Masa szlachecka chciała - reprezentując tendencje centralistyczne - bardziej uzależnić duchowieństwo od władzy państwowej, zmusić je do poddania się tym samym prawom i obowiązkom, którym podlegał każdy posiadacz ziemi. Wreszcie - i był to element dominujący w tych koncepcjach unowocześnienia państwa - zamierzała obciążyć dobra kościelne podatkiem na rzecz obrony państwa, a nawet część dóbr tych całkowicie sekularyzo-wać, między innymi zresztą dlatego, by zmniejszyć obowiązujące ją świadczenia na cele państwowe lub przechwycić na własność część dóbr kościelnych czy klasztornych 41. Jeżeli jedni, dopominając się o naprawę Rzeczypospolitej, pragnęli konsekwentnego i powszechnego przestrzegania istniejących przepisów ustrojowo-prawnych, drudzy zaś rozszerzenia zdobyczy i uprawnień szlachty wielkopolskiej oraz małopolskiej na inne prowincje, ziemie i województwa, Wielkiego Księstwa Litewskiego nie wyłączając, to wszyscy domagali się daleko idących zmian i strukturalnych reform pozycji i znaczenia Kościoła katolickiego.
Nasilenie nastrojów antykościelnych przypadło na wiek XVI i łączyło się z postępem reformacji, ale przecież wcześniej niż dotarły do Polski „nowinki religijne”, wcześniej niż Marcin Luter rozpoczął swą działalność, zaczynało w Polsce dojrzewać zrozumienie potrzeby ograniczenia roli Kościoła. W walce z częścią hierarchii kościelnej i papiestwem, w której stawką była pełna suwerenność państwa, Kazimierz Jagielloń-czyk spotkał poparcie i pomoc szlachty. Sformułowany został wyraźnie postulat pełnej i niczym nie skrępowanej suwerenności państwa polskiego, sprzeczny wszak z uniwersalistyczną, średniowieczną doktryną o dwóch
101
mieczach świętego Piotra, czyli o duchownej i świeckiej władzy papieża.
Postulatowi temu dawał wyraz w swej twórczości i w działalności praktycznej naturalizowany w Polsce Włoch Filip Buonaccorsi, zwany Kallimachem *2 (zmarły w roku 1496), ale pełne uzasadnienie i wnikliwą motywację pogląd ten znalazł w pomnikowym dziele Jana Ostroroga (1436-1501) Monumentum... pro Rei Puhli-cae ordinatione congestum („Memoriał w sprawie uporządkowania Rzeczypospolitej”). Została tam sformułowana zasada pełnej suwerenności państwowej Polski w nowożytnym tego pojęcia znaczeniu, a więc nie tylko suwerenności króla, ale także suwerenności państwa jako podmiotu działania międzynarodowego. Domagał się zatem Ostroróg całkowitego skasowania specjalnych uprawnień papieży w stosunku do Polski i Kościoła w Polsce, wprowadzenia szeregu reform, między innymi powszechnego opodatkowania na cele obrony, w tym również obciążenia świadczeniami dóbr duchownych. Proponował on również kodyfikację prawa sądowego - karnego i cywilnego - oraz przyznanie niejakich uprawnień chłopom i mieszczanom.
Dopiero jednak reformacja realnie zagroziła pozycjom Kościoła w Polsce. Była ona jednym z przejawów fermentu umysłowego i politycznego w Polsce połowy XVI stulecia i sprzęgła się nierozerwalnie z hasłami naprawy Rzeczypospolitej. Reformacja stała się - przede wszystkim w jej kalwińskiej wersji - istotnym narzędziem walki w rękach szlachty. Poszczególne doktryny reformacji różniły się między sobą dość znacznie, ale na terenie naszego kraju wszystkie one godziły w niepodważalną dotąd pozycję duchowieństwa, tak episkopalnego, jak i parafialnego.
Początki reformacji w Polsce sięgają lat dwudziestych XVI wieku, szeroki zasięg przybrała ona jednak dopiero w latach czterdziestych i pięćdziesiątych.
122
Wśród szlachty bogatej i średniej szczególnie szybko przyjmował się kalwinizm. Przesądziły o tym nie subtelne różnice dogmatyczne ani też upodobanie do surowego i oszczędnego życia, jakiego wymagała kalwińska etyka. Wręcz przeciwnie, można powiedzieć, że nie etyka była tym elementem kalwińskiej doktryny religijnej, która najbardziej podobała się szlachcie. Zdecydowały tu względy inne. Kalwinizm spośród wszystkich nieplebejskich kierunków reformacji był w swej istocie najbardziej demokratyczny - znosił wszelkie formy hierarchii kościelnej, zakładał istnienie demokratycznych gmin wyznaniowych, godził w zbytek i przepych kościelny. Nie aprobował absolutnych form władzy. Na miejsce „drogiego” Kościoła rzymskokatolickiego wprowadzał „tani” Kościół mieszczański.
Szlachta polska brała z doktryny kalwińskiej to, co stanowiło dla niej istotny argument w walce społecznej i politycznej. Akceptowała w pełni demokratycznego ducha kalwinizmu, lecz tylko w odniesieniu do własnego stanu. Występowała przeciw zbytkowi, ale przede wszystkim w odniesieniu do Kościoła katolickiego. Na miejsce plebana i biskupa, którzy wobec szlachty zajmowali pozycje uprzywilejowane, pojawiał się kalwiński minister, od nikogo w zasadzie niezależny, jednakże związany całkowicie ze swymi szlacheckimi czy magnackimi chlebodawcami, duchowny, który nie ingerował ani w prywatne, ani w publiczne życie swych współwyznawców. Zamiast hierarchicznego aparatu, uniezależnionego od szlachty i możnowładztwa, powstawały gminy wyznaniowe, zbory, skupiające przede wszystkim szlachtę (gminy wyznaniowe w miastach były odrębne i szlachta osiadła w zasadzie do nich nie należała), które nie wywierały presji na swych członków.
Pełne zwycięstwo reformacji doprowadziłoby w Polsce do całkowitej sekularyzacji dóbr kościelnych (zda-
wała sobie z tego sprawę szlachta doskonale), zlikwidowałoby bardzo uciążliwe sądownictwo duchowne. Znikłaby wówczas ustawiczna groźba napomnienia i klątwy, stosowanych przez Kościół katolicki od czasu do czasu wobec tych spośród szlachty, którzy na przykład nie oddawali dziesięciny albo nie pilnowali chłopów w tym względzie. Kościół kalwiński, nie znający hierarchii duchownej i ambicji politycznych, nie przywiązywał znaczenia ani do dóbr ziemskich, ani do władzy świeckiej.
Wreszcie - reformacja tworzyła Kościół narodowy, niezależnie od jakichkolwiek czynników zagranicznych. Szlachta - między innymi dzięki literaturze politycznej - doskonale orientowała się zarówno w politycznej, jak i w materialnej stronie zagadnienia. Polityka papieska w XV wieku na ogół pozostawała w sprzeczności z państwowymi interesami Polski. Rozliczne tego przykłady były powszechnie znane, zwłaszcza jeśli szło o stosunkowo niedawną sprawę krzyżacką. Również w XVI wieku utrzymywała się analogiczna rozbieżność interesów politycznych Polski i papiestwa. Polska pragnęła utrzymać pokojowe stosunki z Turcją (Zygmunt Stary zawarł wszak przy powszechnej aprobacie szlachty wieczysty pokój z sułtanem Solimanem), pa-piestwo zaś chciało ją wciągnąć w walki z mocarstwem ottomańskim w imię habsburskich lub weneckich interesów. Prusy Książęce traktowano powszechnie jako lenno Polski, papiestwo zaś nie chciało uznać układu krakowskiego z 1525 roku i uważało, że terytoria po-zakonne stanowią lenno Stolicy Apostolskiej. Wystarczająco wiele niechęci żywiono wobec Rzymu, by myśl o całkowitym oderwaniu się od Kościoła powszechnego nie zyskiwała ogólnej aprobaty. Odgrywały również rolę względy materialne. Do Rzymu trzeba było przekazywać annaty i rozmaite inne świadczenia finansowe. Do Rzymu trzeba było zwracać się z apelacją - nie-
124
kiedy niesłychanie kosztowną - od wyroków sądów duchownych w kraju. Ze wszystkich tych powodów reformacja w Polsce reprezentowała interesy narodowe, zgodnie z poczuciem jedności narodowościowej i państwowej szlachty.
Podziały religijne, które w połowie XVI stulecia ostatecznie się wykrystalizowały, nie odpowiadały podziałom społecznym i narodowościowym. Reformacja kalwińska szerzyła się tak w Polsce, jak i na Litwie, tak wśród szlachty, jak i wśród możnowładztwa, mniej znajdowała zwolenników wśród mieszczan i jeszcze mniej wśród chłopów43. Reformacja luterańska objęła swymi wpływami przede wszystkim mieszczaństwo, zarówno niemieckie w Gdańsku, jak i polskie w Krakowie czy Poznaniu, nie brakło jednak i szlachty, która przeszła na luteranizm. Obrządek ten szczególnie powszechnie został przyjęty w Prusach Książęcych, które po traktacie krakowskim silnie były związane z resztą ziem polskich.
Rozwojowi reformacji usiłował przeciwdziałać zarówno król Zygmunt Stary, jak i Kościół44. W 1520 roku król wydał edykt zabraniający pod groźbą surowych kar sprowadzania do kraju książek Lutra. W trzy lata później utworzył komisję inkwizycyjną, zagroził karą śmierci i konfiskatą dóbr za wyznawanie luteranizmu oraz rozpowszechnianie heretyckich dzieł. Edykty te i im podobne pozostawały jednak na papierze. Do połowy XVI wieku wytoczono zaledwie około trzydziestu procesów o herezję. Zakończyły się one wszelako nie wyrokami skazującymi, lecz łagodnymi napomnieniami. Jedynie w Gdańsku, po stłumieniu plebejskiego powstania, którego uczestnicy wystąpili z żądaniami likwidacji bogactw kościelnych, skazano i stracono czternastu przywódców. Surowość kary podyktowana była wszakże nie tylko względami wyznaniowymi, ile społecznymi, radykalnym plebejskim obliczem ruchu.
Kościół zwalczał „nowinki religijne” równie mało energicznie. Wprawdzie poszczególne synody biskupów podejmowały groźnie brzmiące postanowienia, między innymi o wprowadzeniu w każdej diecezji inkwizytora, o wytaczaniu procesów o herezję, jednak w praktyce niewiele zdziałano, by powstrzymać rozwój reformacji. W Europie zaczynała się szerzyć opina o Polsce jako o kraju wolności i swobód - nie tylko szlacheckich, lecz również religijnych, z których korzystają wszyscy mieszkańcy kraju. Ściągali też do Polski prześladowani innowiercy, zwłaszcza z Czech, które po śmierci Ludwika Jagiellończyka pod Mohaczem (1526) znalazły się we władaniu habsburskim.
Król Zygmunt Stary usiłował przeszkodzić masowym wyjazdom synów szlacheckich do miast zagranicznych, skażonych herezją. Zakazy te na nic się nie zdały, być może uspokajały jedynie sumienie króla lub też służyły mu za argument wobec episkopatu i nuncjuszy. Zresztą - nie bardzo mógł król prześladować protestantów; on sam wszak wyraził zgodę na przyjęcie przez księcia pruskiego, Albrechta Hohenzollerna, wyznania luterańskiego, a wedle traktatu krakowskiego książę pruski był pierwszym senatorem Korony Polskiej.
Reformacja kalwińska zyskała taki zasięg, że w roku 1551 piotrkowski synod biskupów polskich, na którym główną rolę odegrał świeżo przybyły z Rzymu czołowy przywódca kontrreformacji polskiej biskup warmiński Stanisław Hozjusz, wykazał zupełną bezradność Kościoła i świadczył o przerażeniu jego dostojników.
Wraz z postępem reformacji nasilały się ataki na kler i Kościół w szeregach szlachty i możnowładztwa. Ich widownią stały się zgromadzenia sejmikowe i izba poselska, przy czym - na ogół - głosy przedstawicieli szlachty, postulujące daleko idące zmiany w dotych-
19R
czasowym układzie stosunków między państwem a Kościołem, znajdowały poparcie u senatorów. Postulaty te, których ostateczny kształt był wynikiem pewnego kompromisu między senatem i izbą poselską z jednej strony, a katolikami i różnowiercami z drugiej, sprowadzały się do sześciu zasadniczych kwestii.
Domagano się, po pierwsze, obciążenia duchowieństwa takimi samymi świadczeniami na rzecz obrony państwa, jakie obowiązywały szlachtę; po drugie - wprowadzenia w życie statutów Kazimierza Wielkiego, zobowiązujących sołtysów do udziału w wyprawach wojennych (szło oczywiście o sołtysów w dobrach duchownych, gdyż w dobrach szlacheckich to stanowisko niemal już nie istniało); po trzecie - sekularyzacji dóbr duchownych nadanych lub zapisanych Kościołowi po śmierci Ludwika Węgierskiego (stanowiły one mniej więcej 1/3 ogółu dóbr posiadanych przez Kościół); po czwarte - zniesienia świadczeń finansowych na rzecz Stolicy Apostolskiej; po piąte - skasowanie zasady apelowania w Rzymie od wyroków krajowych sądów duchownych; po szóste - zagwarantowania dostępu uboższej szlachcie do beneficjów kościelnych oraz zastrzeżenia ich wyłącznie dla szlachtyts.
W ten sposób dążenia szlachty stawały się programem politycznym. Usiłowano wcielać go w życie. Sejmy były widownią ostrych starć. Doszło do tego, że w 1538 roku zawiązała się w Wielkopolsce tajna konfederacja szlachecka celem zmuszenia Zygmunta Augusta, po objęciu przez niego władzy, do odebrania klerowi dużej części jego posiadłości46. Wreszcie na sejmie w 1555 roku posłowie ziemscy, obok programu politycznego, przedstawili program wyznaniowy. Zażądali, by król zatwierdził wyznanie wiary oparte na religii ewangelicko-augsburskiej47.
Program walki z dotychczasową pozycją Kościoła katolickiego w Polsce zyskiwał sobie coraz szersze po-
parcie szlachty, nawet tych spośród niej, którzy pozostawali wierni katolickiej doktrynie religijnej. Stanowił on też najbardziej konsekwentną i najpełniejszą część ogólnego programu ruchu egzekucyjnego.
Rozwojowi zainteresowań społecznych mas szlacheckich i ożywieniu politycznemu towarzyszył rozkwit literatury politycznej. Nie były to dzieła i poglądy pojedyncze, odosobnione, pozbawione odbiorców i zwolenników. Początkowo odzwierciedlały w znacznej mierze postawę polityczną, niewielkiej zrazu, grupy przywódców obozu egzekucji, potem jednak zaczęły docierać stopniowo do szerszych mas. Służyły sprawie centralizacji politycznej państwa i jego unowocześnieniu. Nawet jeśli niektórzy spośród szlachty nie akceptowali ich w całości, nie pozostawały one bez wpływu na stosunek do kwestii publicznych, ponieważ uczyły myśleć nie kategoriami zaścianka, prowincji, ziemi, powiatu, lecz całego państwa, budziły zainteresowania zagadnieniami ogółu. Do takich prac należały traktaty prawne Macieja Sliwnickiego, Mikołaja Taszyckiego lub Mikołaja Jaskiera. Niektóre pomysły czy propozycje trafiały na obrady sejmów i znajdowały wyraz w uchwalanych ustawach.
Przyjrzyjmy się, choćby pobieżnie, najważniejszym tendencjom i poglądom szerzonym wśród szlachty przez pisarzy. Były one na ogół dość dalekie od tych, które wyznawał przeciętny szlachcic. Mikołaj Rej, usiłujący godzić ideał szlachcica-ziemianina i szlachcica-obywatela, należał raczej do wyjątków. Inni pisarze, zwłaszcza autorzy traktatów prawno-ustrojowych, zajmowali zazwyczaj stanowiska skrajne. Kallimach i Ostroróg zapoczątkowali ową „złotą serię” pisarzy politycznych. Po nich przyszli następni.
Zasadę suwerenności prawa, któremu podlegać winien nawet monarcha - a był to pogląd w owych czasach nader śmiały - sformułował Stanisław Zaborowski
128
w dziele Tractatus de natura iurium et bonorum regis et de reformatione regni („Traktat o istocie praw i dóbr króla i o reformie królestwa”), wydanym w Krakowie w 1507 roku.
Ideały humanizmu szerzył w swych pracach Jakub Przyłuski (zmarły w roku 1554), znakomity jurysta, autor pierwszego projektu kodyfikacji całości prawa polskiego, świetny znawca prawa rzymskiego. Koncepcje Przyłuskiego służyły postępowym tendencjom społecznym: rozwojowi gospodarki towarowo-pieniężnej 48, ograniczeniu pozycji możnowładztwa w państwie, emancypacyjnym dążeniom mieszczaństwa. Szymon Maricjusz w swym dziele pedagogicznym De scholis seu Academiis (O szkołach czyli Akademiach), wydanym w Krakowie w roku 1551, szerzej uzasadniał ideę silnej, ale opartej na prawie naturalnym i na rozumie monarchii. Na szczególną uwagę zasługuje głoszona przez Maricjusza zasada powszechnej równości wobec prawa.
Największą, w pełni zasłużoną sławę wśród pisarzy politycznych Złotego Wieku zdobył Andrzej Frycz Modrzewski (ok. 1503-1572), autor monumentalnego dzieła, które rozsławiło jego imię w kraju i za granicą: Commentariorum de Reipublica emendanda libri quinque (Komentarzy o naprawie Rzeczypospolitej ksiąg pięć)*9. Dzieło to wyrosło z najszlachetniejszych i najbardziej postępowych ideałów humanizmu, było utworem na wskroś nowatorskim w swoich czasach i wraz z inną pracą Frycza, O prawie meżobójstwa, domagającą się takiej samej kary za zabójstwo chłopa i szlachcica, wyznacza apogeum polskiej myśli społecznej i politycznej doby Odrodzenia 50.
Uderza u Frycza przenikliwa, historycznie przeprowadzona analiza społeczeństwa i jego struktury. Z niej wynikają jego postulaty ustrojowe i społeczne. Egzemplifikacja zatem, stanowiąca niejako materiał dowodowy
129
lub argumentacyjny, zaczerpnięta jest z praktyki społecznej, nie zaś jedynie ze spekulacji teologicznych. Frycz wypowiadał się ostro przeciw panującym stosunkom feudalnym, a ściśle mówiąc: przeciw ich nadużyciom i przejaskrawieniom. Piętnował stale rosnący ucisk chłopa, pozbawienie go ochrony prawnej, wykazywał ekonomiczne i społeczne skutki pełnego poddania chłopa władzy dziedzica, atakował najbardziej rzucające się w oczy przejawy nierówności. Proponował skierowanie nadwyżek ludności wiejskiej do miast, do rzemiosła. Występował przeciw panującej rencie odrobkowej (pańszczyźnie), postulując zastąpienie jej oczynszowaniem chłopa. Brał w obronę mieszczaństwo, domagając się dlań pewnych praw politycznych oraz specjalnych ułatwień dla produkcji rzemieślniczej. Domagał się zniesienia zakazu posiadania ziemi przez mieszczan. Opowiadał się za reformą Kościoła, odebraniem mu jego feudalno-możnowładczego czy feudalno-szlacheckiego charakteru. Głosił też pełną wolność sumienia i tolerancję religijną, także w stosunku do chłopów.
Zgodnie z najlepszymi tendencjami stulecia był gorącym szermierzem całkowitej suwerenności państwa, występował zatem przeciw wszelkim formom jego zależności od papiestwa. Potępiał istnienie rozmaitych feudalnych pozostałości w stosunkach między szlachtą a Kościołem, na przykład takich jak dziesięciny i jurysdykcja duchownych w sprawach świeckich.
Ale najciekawsze i zarazem najbardziej nowatorskie stanowisko zajął Modrzewski w kwestii praw obywateli. Nie występował przeciw stanowym podziałom społecznym, pragnął jednak nadać im inny, bardziej nowoczesny charakter, postulując równość wobec prawa, zwłaszcza prawa karnego, prawa własności oraz - co brzmiało już prawdziwie rewolucyjnie - prawa piastowania godności i urzędów.
130
Modrzewski był przeciwnikiem magnaterii i zwolennikiem silnej władzy monarszej, ograniczonej obowiązującym prawem, w którego stanowieniu mieli uczestniczyć również mieszczanie. Postulował usprawnienie administracji; reformy skarbowe i wojskowe oraz wypowiadał się zdecydowanie przeciw wszelkim wojnom zaborczym. Wreszcie - jako jeden z pierwszych - sformułował nowożytną ideę państwa i narodu;
wbrew powszechnie panującemu wśród szlachty przekonaniu wyraził pogląd, że naród - to nie tylko szlachta, lecz także plebejusze; mieszczanie i chłopi.
Pierwsze wydanie dzieła Modrzewskiego ukazało się w Krakowie w 1551 roku, dwa następne (pełne) w Bazylei w latach 1554 i 1559. Pierwsze tłumaczenie polskie (Modrzewski pisał po łacinie), ujrzało światło dzienne w 1577 roku, gdy wciąż żywe były jeszcze dyskusje o egzekucji praw i dóbr oraz o modelu ustrojowym państwa, a na porządku dziennym stanęło utworzenie Trybunału Koronnego (1578).
Jednak obok owego światłego, postępowego, przepojonego ideałami humanizmu nurtu literatury politycznej rozwijał się i zyskiwał w Polsce popularność nurt inny, który - niestety - w przyszłości okazał się zwycięski. Nurt ten, niejednolity zresztą, reprezentuje przede wszystkim nazwisko Stanisława Orzechowskie-go (1513-1566), świetnego stylisty, który swą publicystyczną twórczością wywarł poważny wpływ na mentalność szlachty. Poglądy Orzechowskiego dalekie są od konsekwencji. Początkowo bowiem atakował Kościół, głównie krytykując celibat księży (sam wszak był wyświęcony na księdza), a gdy w końcu wygrał swą sprawę osobistą, opowiedział się za hegemonią Kościoła w państwie, za wyższością władzy kapłańskiej nad królewską. Prymas, wedle Orzechowskiego, winien być pierwszą osobą w Polsce, król zaś - sługą Kościoła (ale bezżenność księży miał znieść właśnie król).
Występował Orzechowski przeciw egzekucji praw i dóbr; majątki rozdane wielmożom powinny pozostać ich własnością, są bowiem wyrazem podzięki ze strony ojczyzny tym, którzy mają wobec niej zasługi.
Ale nie ten zespół poglądów okazał się z punktu widzenia edukacji społecznej szlachty najszkodliwszy. O wiele poważniejszą rolę odegrał pogląd o zasadniczej, można rzec strukturalnej przepaści między szlachtą a pozostałymi stanami (Orzechowski pojęcie „Polak” utożsamiał z pojęciem „szlachcic”), aprobowanie skrajnej wolności szlacheckiej, rozumianej jako wolność od obowiązków publicznych („Takowym będąc Polak zawsze wesołym w królestwie swym jest, śpiewa, tańcuje swobodnie, nie mając na sobie niewolnego obowiązku żadnego, nie będąc nic królowi, panu swemu zwierzchniemu innego winien, jedno to: tytuł na pozwie, dwa grosze z łanu, a pospolitą wojnę”).
Uderza również w twórczości Orzechowskiego poczucie wyższości w stosunku do szlachty litewskiej i ruskiej; zasady ustrojowe Polski nazywa „dobrodziejstwem”, które „ja, wolny Polak, dobrowolnie tobie, niewolny Litwinie, ofiaruję, które dobrodziejstwo ażebyś tym wdzięczniej ode mnie przyjął, obacz niedostatki swoje, a wielkie dostatki moje”. „W jarzmie ty, Litwinie, przyrodzonym jako wół chodzisz albo jakby zniewolona munsztukiem szkapa pana przyrodzonego na grzbiecie swym nosisz, a ja Polak, jako orzeł bez pętlic, na swej przyrodzonej pod królem swym bujam swobodzie”.
Taka i podobna interpretacja wolności szlacheckiej, samouwielbienie i samozachwycenie sprzeczne były z ideałem szlachcica-obywatela. Poglądy Orzechowskiego, wypowiadane w sugestywnej formie literackiej, zyskiwały poklask. Znajdował bowiem w nich szlachcic uzasadnienie swej wyjątkowej pozycji w państwie, swego znaczenia, swej samowoli i nade wszystko -
swego uprzywilejowanego stanowiska wobec mieszczan i chłopów. Wyrazem tych wyobrażeń stała się sformułowana po raz pierwszy w XVI wieku idea sarmatyz-mu, głosząca odmienne, niż innych stanów, pochodzenie etniczne szlachty polskiej; szlachta według tej koncepcji miała się wywodzić od mitycznych Sarmatów. Z czasem pojęcie sarmatyzmu nabierze innej treści i będzie się nim określało całokształt poglądów, postaw i zachowań odpowiadających kulturze szlacheckiej XVII i pierwszej połowy XVIII stulecia.
Jak widać, poglądy i opinie prezentowane przez literaturę polityczną XVI wieku nie miały jednolitego charakteru. Nurt humanistyczny, zmierzający do unowocześnienia państwa, ścierał się z nurtem sarmacko-anarchicznym. Znajdowało to swoje odbicie również i w codziennym życiu politycznym.
Napięcie polityczne w kraju stale rosło. Od czasu wojny kokoszę j (1537) rozdźwięk między tronem a masami szlacheckimi pogłębiał się. Jeśli nie doszło do ostrych starć, do politycznych zaburzeń czy wręcz doi wojny domowej - przypisać to należy dwóm czynnikom. Pierwszy - to świadomość, że król jest już stary i że rychło można się spodziewać zmiany na tronie. Z osobą młodego króla (jako jedyny spośród Jagiellonów, Zygmunt August koronowany został za życia ojca) wiązano rozległe nadzieje. Czynnik drugi to fakt, iż mimo nierealizowania przez króla żądań i postulatów szlachty rządził on łagodnie, nie represjonował opozycji ani politycznej, ani wyznaniowej, nie zaogniał sytuacji. Polityka Zygmunta Starego wobec szlachty polegała na zwlekaniu, obiecywaniu spełnienia jej żądań w przyszłości, a następnie wykręcaniu się, rozładowywaniu nastrojów opozycyjnych w dyskusjach i debatach, za którymi nie postępowały wnioski praktyczne. Nie miała jednak szlachta powodu, by swego wspaniałego z postawy i zachowania króla nie-
11”?
nawidzić; cieszył się on dużym autorytetem, a nadto - Jfigo panowanie było szczęśliwe, w kraju panował dobrobyt, wojen po 1525 roku (jeśli nie liczyć peryferyjnych) Polska właściwie nie prowadziła. Wspaniale rozkwitła kultura, a zwłaszcza literatura w języku ojczystym i sztuki piękne. Nie musiała się więc szlachta spieszyć, wolała czekać na bardziej sprzyjające okoliczności, by tymczasem walczyć o spełnienie swych postulatów tylko słowem i piórem, do środków gwałtownych nie uciekać się, a nade wszystko - nie dopuścić do rozprzężenia i bałaganu. Nie darmo wszak - bystro obserwując, co się dzieje poza granicami kraju - widziała wojny religijne w Niemczech, powstania chłopskie i mieszczańskie, rozruchy i niepokoje.
To umiłowanie ustabilizowanego życia usiłowali zresztą wykorzystać polemiści katoliccy wołając, że reformacja niesie ze sobą groźbę rozruchów społecznych. „Spytaj Niemców - pisał Orzechowski - skąd chłopi na swe pany, skąd panowie na cesarza swego powstali w Niemczech byli? Odpowiedzieć, iż nie przez co in-szego, jeno przez wzgardzenie kapłańskie!”
Nie był to jednak w owym czasie chwytliwy argument, skoro napięcie polityczne rosło, a sejmiki szlacheckie i izba poselska stawały się widownią coraz ostrzejszych wystąpień przeciw klerowi i wielmożom. Śmierć Zygmunta Starego i objęcie tronu w roku 1548 przez Zygmunta Augusta od razu postawiły na porządku dnia sprawę egzekucji praw i dóbr.
D
o
D
M
O PEŁNIĘ WŁADZY
Żebyście waszmościowie tę wolność, która w prawach i ustawach dawnych się zamyka, jako ojczyznę własną zachowali.
Zygmunt August
Do
`o zrealizowania programu egzekucyjnego potrzebowała szlachta poparcia królewskiego. Pozycja króla była tak silna, że - wbrew pozorom i utartym, zwłaszcza w obcej literaturze przedmiotu, poglądom - żadna akcja polityczna o większym zasięgu nie mogła być skuteczna, jeśli nie popierał i nie akceptował jej król. Rozumiała to szlachta doskonale. Małżeństwo Zygmunta Augusta z Barbarą Radziwiłłówną, wdową po Gasztołdzie, wojewodzie trockim, wywołało powszechną burzę niezadowolenia. Magnateria nie mogła wybaczyć monarsze, że tak wyniósł jeden z rodów możno-władczych, szlachta zaś nie akceptowała małżeństwa króla z poddanką. Wbrew bowiem pozorom szlachta była zainteresowana w mocnej pozycji władzy królewskiej, byleby tylko oparcie dla tej władzy stanowiła ona - szlachta, a nie magnateria czy Kościół. Wydaje się nawet, że stronnictwo egzekucyjne najbardziej pragnęłoby takiego ustroju, kiedy król - skrępowany obowiązującym prawem i decyzjami ustawodawczymi oraz fiskalnymi sejmu - rządziłby państwem pospołu z wolnym i równym stanem szlacheckim, współpracując z nim harmonijnie przede wszystkim na forum sejmowym, wpływ zaś magnaterii i Kościoła na życie publiczne byłby ograniczony. Szlachta tedy per fas et
nefas parła do współpracy z tronem, tylko bowiem poparcie królewskie dawało jej szansę w walce z magna-terią duchowną i świecką.
Rozstrzygnięcie sprawy egzekucji odwlekły spory o małżeństwo króla. Zygmunt August był człowiekiem upartym, wysoko ceniącym swą królewską godność. „Ja tak chcę i tak ma być” - uznawał za rację najwyższą. Równocześnie jednak był człowiekiem światłym, wychowanym w duchu ideałów humanizmu, przy tym giętkim i rozumnym politykiem. Atakującej szlachcie groził rządami senatu, magnaterię trzymał w szachu możliwością współpracy z ruchem szlacheckim, jedną koterię magnacką wygrywał przeciw drugiej.
Posiadał przy tym program własny. Religijnie indy-ferentny, nie opowiadał się wyraźnie ani za reformacją, ani przeciw niej. Zwykł powtarzać: „Nie chcę być królem waszych sumień”. Za rządów Zygmunta Augusta w Polsce ugruntowała się ostatecznie tolerancja wyznaniowa, chociaż rangę prawną uzyskała ona dopiero po jego śmierci. Był przy tym wszystkim zwolennikiem unowocześnienia państwa. Zgadzał się więc z tymi postulatami ruchu egzekucyjnego, które domagały się reformy stosunków między państwem i społeczeństwem a Kościołem. W tej dziedzinie stronnictwo egzekucyjne zanotowało pierwsze sukcesy w latach pięćdzisiątych XVI wieku. W 1552 roku Zygmunt August zgodził się ostatecznie na tymczasowe zawieszenie obowiązku egzekwowania przez starostów wyroków sądów duchownych w sprawach o dziesięciny i o wiarę, co spowodowało masowe zaprzestanie oddawania Kościołowi dziesięcin i niejako automatycznie anulowało edykt z roku 1550 przeciw wyznawcom protestantyzmu.
Na sejmie piotrkowskim w 1558/1559 roku ostatecznie uznano zasadę niezależności politycznej bisku-
136
pów polskich od Rzymu, chociaż uprzednio upadł projekt utworzenia Kościoła narodowego oraz przyznania królowi i sejmowi prawa zatwierdzania wyznania wiary. Na sejmie tym stronnictwo egzekucyjne domagało się usunięcia biskupów z senatu, ponieważ zależni są od zagranicznych ośrodków dyspozycyjnych. Jeden z przywódców stronnictwa egzekucyjnego, Hieronim Ossoliński, powiedział wówczas wręcz: „Póki będą innym, obcym panom ulegać, nie mogą być uważani za jedno ciało z resztą senatu i ze szlachtą” s1. W odpowiedzi biskupi złożyli przysięgę na wierność królowi i prawom polskim. Był w tej sprawie precedens: galli-kańskie swobody kościoła francuskiego, szeroko przez publicystykę propagowane. Jak więc mogło się wówczas wydawać, zwycięża w Polsce zasada, iż biskupi są w pierwszym rzędzie obywatelami własnego państwa i poddanymi króla, a dopiero w dalszej kolejności funkcjonariuszami organizacji, której kierownictwo znajduje się poza granicami kraju. Praktyka jednak lat następnych obaliła tę zasadę całkowicie.
Na tym samym sejmie piotrkowskim stronnictwo egzekucyjne ostro zaatakowało pozycje możnowładztwa 52. Posłowie nie chcieli obradować wspólnie z senatem ani też rozpocząć debat pod nieobecność króla, który złożony był chorobą. Kiedy w parę dni później obrady rozpoczęły się, Zygmunt August usiłował nie dopuścić do dyskusji nad egzekucją, starając się uczynić kwestię podatków na rzecz obrony państwa głównym przedmiotem obrad. Posłowie zażądali, by kosztami obrony obciążyć duchowieństwo oraz aby izba poselska wespół z królem zajęła się kwestią egzekucji. Senatorowie zabierający głos albo topili istotę sprawy w powodzi frazesów i ogólników, albo proponowali tak marudny i uciążliwy tryb postępowania egzekucyjnego, że skazałby on egzekucję na zaprzepaszczenie. Jednak przeciw samej zasadzie egzekucji dóbr i praw nie
odważył się wystąpić nikt, co samo w sobie dowodzi siły stronnictwa szlacheckiego.
Posłowie szlecheccy zorganizowali demonstrację o wielkiej wymowie moralnej i politycznej. Oto zaczęli masowo składać przed monarchą dyplomy i akta nadania dóbr królewskich. Przywódca ruchu egzekucyjnego a zarazem marszałek izby poselskiej Mikołaj Sienicki mówił, iż największą przeszkodą do „stanowienia rządu Rzeczypospolitej jeno łakomstwo tych, którzy dobra Rzeczypospolitej zabrali”. Diariusz sejmu tak charakteryzuje to wydarzenie: „był to akt osobliwy, u wszech ludzi w podziwieniu [...] listów około króla na stole, na wałach, na ziemi pełno” 5S.
Za przykładem posłów poszli i senatorowie. Król nie chciał się poddać naciskowi - wymógł na posłach i senatorach, by swe dokumenty odebrali. Posłowie żądali' prolongaty obrad sejmowych - monarcha się sprzeciwiał. Wreszcie Hieronim Ossoliński w imieniu izby poselskiej przedłożył królowi obszerny projekt reformy państwa, której sprawą centralną była egzekucja praw i dóbr. Projekt ten przewidywał kasację wszystkich nadań wieczystych i zastawów udzielonych od czasów Aleksandra Jagiellończyka, utrzymanie nadań dożywotnich, z tym wszakże ograniczeniem, że każdy, kto wykołatał przemianowanie go na własność wieczystą, miał tę majętność utracić. Projekt zapowiadał też podwyższenie wysokości tenut dzierżawnych. Proponował przyjęcie reguły, że dobra królewskie będą na zasadach komercjalnych oddawane w dzierżawę, to znaczy wydzierżawiane temu, kto więcej zapłaci. Zakładał ponadto zweryfikowanie zastawów przez specjalną komisję, która orzekałaby, czy dochody nie zamortyzowały sumy zastawnej, lub określała, kiedy nastąpi amortyzacja i powrót zastawionych dóbr do rąk królewskich.
138
Projekt ten wywołał ostre kontrowersje między senatem a izbą poselską. Póki egzekucja była programem ogólnikowym, póki nie groziło skrupulatne przeglądanie tytułów własności, poty możnowładztwo zachowywało spokój. Teraz program egzekucji skonkretyzował się i dużej części magnaterii groziła katastrofa materialna.
Sejm zakończył się fiaskiem. Posłów nie zadowoliła propozycja kompromisowego i tymczasowego załatwienia sprawy. Po sejmie zanotowano: „Burzki się w Pol-szcze wszczynają populi cum dero, vulgi cum senatu, cum rege o egzekucję” (ludu z klerem, szaraczków z senatem, z królem o egzekucję).
Trzy lata usiłował Zygmunt August rządzić, nie zwołując sejmu. Kiedy jednak wzburzone masy szlacheckie zaczęły tracić cierpliwość, kiedy szlachta zdecydowała, że zwoła sejm sama, przejmując w swe ręce inicjatywę ustawodawczą dotychczas zastrzeżoną dla króla - Zygmunt August zmienił swą dotychczasową politykę.
Uniwersał królewski zwołujący sejm na dzień 22 listopada 1562 roku jest dokumentem jedynym w swoim rodzaju. Udzielał on sankcji królewskiej całemu programowi ruchu szlacheckiego, stawiającego sobie za cel naprawę Rzeczypospolitej. Zawarte w nim zostały:
program egzekucji dóbr, program zjednoczenia i unifikacji ustrojowej i prawnej wszystkich prowincji Korony polskiej, wreszcie - pochwała wolności szlacheckich i ustroju Rzeczypospolitej. Zwracając się do posłów wzywał ich, by kierowali się nie prywatą, lecz dobrem publicznym, aby „nie ostawili [...] potomkom swym złota ani srebra, ani też rzeczy, które są czasowi i szczęściu poddane [...] i u niewolników są w podziwieniu, ale [...] zostawili prawa, sprawiedliwości i wolności doskonałe” 54.
Ten język i ta treść odpowiadały nastrojom sejmi-
kującej szlachty. Na sejmikach wybrani zostali na posłów przedstawiciele stronnictwa egzekucyjnego. Współdziałanie króla ze szlachtą stawało się faktem i w następnych latach wydało owoce pod postacią szeregu uchwał sejmowych dotyczących egzekucji dóbr, reform wojskowych i skarbowych. Lata sześćdziesiąte XVI stulecia to okres rozkwitu stanowego parlamentaryzmu polskiego.
Na obrady sejmu w 1562/1563 roku Zygmunt August przybył w szarym szlacheckim kubraczku, a nie w bogatym stroju włoskim, jaki zwykł był dotychczas nosić. Była to wiele mówiąca symbolika. Oto król podkreślał, że jest monarchą szlacheckim, nie senatorskim, że Rzeczpospolita jest państwem całego stanu szlacheckiego, nie zaś najmożniejszych.
Brak miejsca nie pozwala nam na szczegółowy opis obrad sejmów egzekucyjnych. Zauważmy wszelako przy sposobności, że nie obowiązywała na nich zasada jednomyślności55. Klimat polityczny ówczesnej Polski oraz kultura polityczna społeczeństwa szlacheckiego udaremniały wszelkie próby zerwania obrad lub stosowania takiej czy innej formy obstrukcji parlamentarnej 56. Przebieg sejmów egzekucyjnych jest dowodem, że sejm polski, taki jak był, mógł w dziejach dawnej Rzeczypospolitej odgrywać rolę konstruktywną, pod warunkiem wszakże zgodnego współdziałania monarchy z izbą poselską. Do tego dążyli egzekucjoniści, chcąc osłabić pozycję możnowładców, wzmocnić pozycję króla i uzdrowić skarb państwa. „Taka zawsze była intencja nasza - mówił Mikołaj Sienicki - tej egzekucji, abyśmy rząd mieli”.
Pierwsza uchwała sejmu egzekucyjnego o skasowaniu nadań udzielonych po ogłoszeniu statutu Aleksandra Jagiellończyka została przyjęta spokojnie. Przy-
140
siąpiono do rewizji nadań dawniejszych, sięgano do czasów Kazimierza Jagiellończyka i jego brata. „Teraz nastał już sąd ostateczny dla wszystkich panów koronnych” - charakteryzowano klimat izby poselskiej podczas debat egzekucyjnych. Sprawa nie była jednak łatwa do przeprowadzenia. Poszczególni posiadacze kró-lewszczyzn używali różnych sposobów, by przynajmniej część nieprawnie posiadanych dóbr zatrzymać dla siebie lub swego potomstwa. Kanclerz Ocieski dobrowolnie zrzekł się swych przywilejów, zatajając jednak te, na których mu najbardziej zależało. Przedstawiciele Prus Królewskich (łącznie z Gdańskiem) usiłowali wyłączyć tę prowincję spod egzekucji, tym bardziej że możne rody pomorskie, zwłaszcza Działyńscy i Kostkowie, posiadały na terenie Prus wiele królewszczyzn. W toku obrad małopolscy magnaci z wojewodą bełskim Janem Firlejem na czele zgłosili protest przeciw już podjętej decyzji o egzekucji dóbr. Ale zerwanie obrad wobec jednomyślnego stanowiska posłów nie było możliwe.
W końcu współdziałanie izby poselskiej z królem i niektórymi urzędnikami koronnymi (podskarbi koronny Walenty Dembiński należał do zagorzałych zwolenników całkowitej egzekucji) zatryumfowało. Postanowienia sejmowe przewidywały między innymi pełną rewizję nadań, lustrację i odebranie dóbr koronnych, podniesienie wysokości czynszów dzierżawnych i reformę podatkową, zmniejszającą obciążenia chłopów. Uchwały tak sformułowano, że egzekucji mogły podlegać również dobra pozostające w dyspozycji Kościoła i miast oraz dobra położone we wszystkich krajach koronnych, a więc także w Prusach Królewskich i Książęcych, na Śląsku Zatorskim i Oświęcimskim oraz na Mazowszu. Uznano jednocześnie, że nie wszystkie dobra przywrócone zostaną królowi natychmiast; ich większość miała pozostać w rękach dotychczasowych
posiadaczy dożywotnio. Egzekucja miała być kontynuowana na następnym sejmie.
Równocześnie sejm obradujący w 1562/1563 roku ostatecznie zniósł obowiązek egzekwowania wyroków sądów duchownych przez władzę starościńską, dokonał zmian personalnych na najwyższych stanowiskach państwowych zgodnie z zasadami przepisu o incompatibi-liach oraz podjął decyzję w sprawie utworzenia stałej armii, mającej za zadanie obronę potoczną. Na utrzymanie stałej armii (wyłącznie na utrzymanie wojska;
koszty fortyfikacji oraz dostaw broni i amunicji miały być pokrywane z innych źródeł) przeznaczona została czwarta część dochodów z dóbr królewskich. Stąd wojsko stałe nazywano w Polsce wojskiem kwarcianym, a czwartą część dochodów z dóbr królewskich przeznaczoną na jego utrzymanie - kwartą.
Egzekucję kontynuowano na sejmie warszawskim w latach 1563-1564. Wielu wybitnych senatorów, z przywódcą stronnictwa antyegzekucyjnego, Marcinem Zborowskim na czele, zbojkotowało obrady sejmowe, inni starali się sabotować rewizję nadań. Szczególnie silnie zaznaczyła się na sejmie opozycja wielmożów pruskich. Ale czasy były dla magnaterii niesprzyjające. Szlachta Prus Królewskich znalazła mocne poparcie u swych herbowych współbraci z innych województw Korony i na forum sejmowym zaatakowała wielmożów swojej dzielnicy. Raz jeszcze okazało się, że nie sejmik, lecz sejm był najskuteczniejszym orężem w ręku szlachty oraz że szlachta, nie możnowładztwo, reprezentowała tendencje centralistyczne. Działyński i inni magnaci Prus Królewskich usiłowali podważyć w swych wystąpieniach kompetencję sejmu walnego w odniesieniu do tej prowincji. Szlachta pomorska natomiast zaniosła do Stanów Rzeczypospolitej suplikę, zawierającą skargi na panów i domagającą się egzekucji. W suplice tej główny akcent położony został na
ekonomiczne przesłanki konfliktu między szlachtą a możnowładztwem. Oto panowie nie podporządkowują się poleceniom królewskim i dekretom sądowym domagającym się rozgraniczenia ich dóbr i dóbr szlacheckich, samowolnie zagarniają szlacheckie posiadłości. Podstarościowie więżą szlachtę bez wyroków sądowych, przeprowadzają bezprawne rekwizycje. „Teraz zaiste u tych dziedzicznych lennych panów w dalekośmy większą niewolę wpadli” niż dawna niewola krzyżacka - z krasomówczą przesadą twierdzili przedstawiciele szlachty pomorskiej.
Mimo protestów senatorów pruskich izba rozpoczęła rewizję nadań w Prusach Królewskich, i w ciągu trzech tygodni ukończyła pracę. Wielka własność w tej prowincji została poważnie ograniczona, król zaś zyskał bogate i intratne starostwa, między innymi malbor-skie i brodnickie.
Odmienny charakter miała opozycja ruska. Przeciw egzekucji występowali solidarnie zarówno posłowie, jak i senatorowie tych ziem (z wyjątkiem przedstawicieli ziemi chełmskiej, którzy egzekucję w całej rozciągłości popierali). Jednakże działalność tej grupy opozycyjnej również została udaremniona. Sejm rewidował kolejno nadania, skrypty dłużne i zastawy poszczególnych województw. Podczas rozpatrywania poruszanych spraw wybuchały gwałtowne spory, ponieważ najmożniejsze rody Korony traciły dużą część swego stanu posiadania. Przy okazji rewizji poszczególnych nadań atakowano możnowładców, że uciskają szlachtę, dokonują nadużyć finansowych i prowadzą rabunkową często gospodarkę w dobrach królewskich.
Rewizja warszawska znacznie uszczupliła stan posiadania magnaterii. Kościeleccy i Leszczyńscy w Wielkopolsce, Ligęzowie, Mieleccy, Tarnowscy i Tarłowie w Małopolsce, Sieniawscy, Herburtowie, Starzechowscy
i Potoccy na Rusi, oto niektóre rodziny, którym egzekucja odebrała olbrzymie włości; nie sposób wymienić wszystkich. Traciła wprawdzie również szlachta średnia, ale znajdujące się w jej posiadaniu królewszczyz-. ny przedstawiały zazwyczaj wartość co najwyżej jednej wsi lub niewielkich tylko sum zastawnych; możno-władcy tracili całe starostwa, lenna, wielkie obszary, które przyzwyczaili się traktować jak swą dziedziczną własność. Nieco inaczej niż inne dobra królewskie potraktowano jedynie majętności na Podolu; tam rewizji dokonywano oględniej z uwagi na potrzeby kolonizacji i obrony. Te królewszczyzny, które uznano za legalnie posiadane prawem dożywotnim, obciążone zostały kwartą na rzecz obrony kraju.
Podczas rewizji nie oszczędzono nikogo; ani najwyżej urodzonych, ani najbardziej zasłużonych, ani też przywódców obozu egzekucyjnego, którzy mieli wielkie dobra królewskie, trzymane na mocy nadań czy zastawów. Szczególnie wiele utracił Rafał Leszczyński, jeden z czołowych sejmowych egzekucjonistów.
Sejm piotrkowski (1565) uchwalił tak zwane artykuły antymieszczańskie, wprowadzając zakaz wyjazdu kupców polskich za granicę oraz ustanawiając taksy wojewodzińskie.
Po zwycięskiej egzekucji na porządku dziennym stanął problem unii polsko-litewskiej, jako w kolejności najważniejszy. Usunęła ona w cień inne palące, a nie doprowadzone do końca problemy polityczne i społeczne. Padały wszakże na forum sejmowym rozmaite propozycje, na przykład dotyczące laicyzacji szkolnictwa, które w całości znajdowało się pod nadzorem kleru, czy wprowadzania urzędu instygatora, który kontrolowałby działania wszystkich organów władzy i wszystkich urzędników (instygatorzy wedle zgłoszonego projektu mieli być wybierani na sejmikach). Pomysły te nie zostały zrealizowane. Wprowa
144
dzono jedynie zakaz wywozu z Polski do Rzymu an-nat 57.
Wielkie natomiast były osiągnięcia ruchu egzekucyjnego w zakresie ostatecznej unifikacji prawnej i politycznej ziem wchodzących w skład Korony Polskiej. Zlikwidowano część odrębności Prus Królewskich; senatorowie pruscy mieli odtąd zasiadać w senacie, a przedstawiciele sejmików pruskich - w izbie poselskiej. Zlikwidowano odrębny skarb ziem pruskich i zrównano tę prowincję w świadczeniach na rzecz państwa z resztą kraju. Ostatecznie zniesiono odrębności prawne Mazowsza. Rzeczpospolita stawała się w rzeczywistości jednolitym organizmem państwowym.
Znamienne procesy ustrojowe przebiegały równocześnie na Litwie. Zygmunt August zmierzał do silniejszego zespolenia swego dziedzicznego Wielkiego Księstwa z Koroną. Popierał zatem emancypacyjne dążenia szlachty litewskiej, dla której ideałem stał się stan prawny szlachty polskiej. W latach sześćdziesiątych XVI wieku wbrew opozycji możnowładców litewskich, przede wszystkim potężnych Radziwiłłów, przeprowadzono na Litwie szereg reform. Poprzedziła je reforma stosunków ziemskich, dokonanie pomiaru gruntów, ustalenie powinności chłopskich. Pozycja prawna chłopa została ujednolicona; zniknął podział na osobiście wolnych poddanych i niewolnych. Reforma ta, która przyniosła w skutkach powiększenie się folwarku oraz wzrost wymiaru pańszczyzny, przyspieszyła proces przekształcenia się szlachty litewskiej w ziemiaństwo folwarczne, jakim była szlachta polska.
Równocześnie dokonywano reform ustrojowych, podważających uprzywilejowaną pozycję możnowładztwa litewskiego. W 1565 roku wzorem polskim utworzono na Litwie sejmiki powiatowe. Uczestnictwo w sejmikach i prawo wyboru posłów (po dwóch przez każdy sejmik) przysługiwało całej szlachcie danego powiatu.
10 - Szlachta polska...
145
W województwach słabiej zaludnionych (witebskie, mścisławskie, potem połockie i smoleńskie) zazwyczaj wybierano po dwóch posłów z województwa na sejmiku wojewódzkim.
Ważniejszą reformę wprowadzał zbiór praw zwany drugim Statutem Litewskim (1566). Ustanawiał on jednolite dla całego stanu szlacheckiego sądownictwo (dotychczas możnowładcy podlegali wyłącznie sądom wielkoksiążęcym) w postaci sądów ziemskich, grodzkich i podkomorskich. W każdym województwie utworzono drugi urząd senatorski - kasztelanię. Do urzędów o charakterze ministerialnym dodano funkcję podkanclerzego, który miał te same uprawnienia i te same obowiązki co podkanclerzy koronny. Na Litwie nie obowiązywał jednak wymóg, by jeden z pieczęta-rzy był osobą duchowną.
W 1564 roku, chcąc przyspieszyć zawarcie rzeczywistej unii i złamać opór możnowładztwa litewskiego, Zygmunt August przelał na Koronę Polską swoje dziedziczne prawa na Litwie. Na sejmie lubelskim, 8 marca 1569 roku, inkorporowano do Korony Wołyń i Ukrainę (Bracławskie i Kijowskie). Szlachtę tych ziem zrównano w prawach ze szlachtą polską, wprowadzono tam ustrój obowiązujący w Koronie, chociaż nie skasowano Statutu Litewskiego, który wciąż obowiązywał na tych ziemiach. Przyłączono również do Korony Podlasie, całkowicie już spolonizowane, w dużej części zasiedlone przez drobną szlachtę mazowiecką.
Mimo oporu panów litewskich doszło w końcu do prawnego zawarcia unii58. Dnia l lipca 1569 roku ogłoszony został akt, który „na wieczne czasy” jednoczył Polskę i Litwę na zasadzie dwóch równouprawnych stron. „Wolni z wolnymi, równi z równymi” - było to hasło, które towarzyszyło unii. Połączone kraje miały stanowić wspólny organizm państwowy, jednolity i niepodzielny, reprezentowany przez osobę tego same-
146
go króla i wspólny sejm składający się z króla, jednolitej dla posłów z Korony i Litwy izby poselskiej i wspólnego senatu, do którego weszli litewscy dostojnicy na takich samych zasadach, na jakich uczestniczyli w senacie urzędnicy koronni. Odtąd więc w senacie zasiadali: biskupi ordynariusze diecezji obrządku rzymskokatolickiego, wszyscy wojewodowie i kasztelanowie, starosta żmudzki, kanclerz i podkanclerzy, marszałkowie wielki i nadworny oraz podskarbi wielki. Wszystkie urzędy centralne były zdublowane: osobne dla Korony i osobne dla Litwy. Zwyczajowo obierano marszałkiem co trzeciego sejmu posła z Litwy. Dokumenty dla Litwy musiały być opatrywane pieczęcią litewską, dla Korony - koronną. Dokumenty wystawiane dla Inflant musiały posiadać obie pieczęcie, ponieważ była to prowincja wspólna - Korony i Litwy. Z czasem ustalił się podział kompetencji między u-rzędnikami centralnymi koronnymi i litewskimi, tak na przykład stosunki dyplomatyczne z Moskwą leżały w gestii kanclerza lub podkanclerzego litewskiego, stosunki z innymi krajami - w gestii pieczętarzy koronnych.
Litwa zachowywała własne wojsko i własny skarb. Moneta miała być wspólna, chociaż bita osobno dla Korony i osobno dla Wielkiego Księstwa. Moneta koronna nosiła wizerunek Orła, litewska - Pogoni, chociaż wartość przedstawiały tę samą. Szlachta litewska otrzymała prawo osiedlania się w Koronie i nabywania tam dóbr ziemskich, podobne uprawnienia uzyskiwała szlachta polska w odniesieniu do ziem litewskich. Tak Korona, jak Litwa zachowały własne prawo cywilne i karne. Unia Lubelska utworzyła państwo wielonarodowe. W obrębie Rzeczypospolitej żyły w zwartych skupiskach terytorialnych narodowości: polska, litewska, białoruska i ukraińska, oraz w mniejszych i rozproszonych grupach: ormiańska, tatarska, niemiecka i żydowska.
10*
Przyjęte rozwiązania ustrojowe i obyczaj polityczny przyczyniały się do powstania poczucia równości poszczególnych prowincji. I tak na przykład po śmierci Zygmunta Augusta ostatecznie ustalono, że króla Polski i Wielkiego Księcia Litwy wybierać będzie szlachta nie w Małopolsce i nie w Wielkopolsce, a także nie na Litwie, lecz na terenie dawnego Księstwa Mazowieckiego - w Warszawie, ale miejscem koronacyjnym króla pozostał Kraków, główne miasto Małopolski, coronansem zaś (to jest osobą duchowną dopełniającą obrzędu koronacji) pozostał Wielkopolanin - arcybiskup gnieźnieński (piastujący również od 1572 godność interrexa), a w razie jego nieobecności koronował króla kolejny hierarcha wielkopolski, czyli biskup kujawski z Włocławka. Na najwyższe godności w państwie Zygmunt August, a po nim Stefan Batory i Zygmunt III powoływali mieszkańców różnych prowincji. Większość sejmów odbywała się na Mazowszu, w Warszawie, ale przecież od czasu do czasu miejscem sejmowania bywał Toruń, Piotrków, Kraków. Od czasów Sobieskie-go sejmy zaczęły odbywać się także na terytorium Wielkiego Księstwa Litewskiego - w Grodnie. Procesy te spowodowały osłabienie roli i znaczenia prowincjonalnych sejmików generalnych (zwłaszcza małopolskiego w Nowym Korczynie i wielkopolskiego w Kole), aczkolwiek od czasu do czasu poczucie odrębności interesów poszczególnych prowincji lub wymogi walki politycznej .nakazywały odświeżać tę instytucję. W istocie zachowały swoje znaczenie tylko sejmik generalny ziem pruskich oraz odgrywające rolę raczej sejmików wojewódzkich (z uwagi na podział tych województw na ziemie, nie na powiaty) sejmik generalny mazowiecki w Warszawie oraz ruski w Sądowej Wisz-ni. Od czasu do czasu Litwini zwoływali tak zwany Zjazd Główny Litewski (przeważnie w Słonimiu), będący jednak raczej namiastką sejmiku generalnego
14R
prowincjonalnego aniżeli odrębnego sejmu litewskiego. Przyjęte w tym zakresie rozwiązania, a zwłaszcza praktyka, dowodzą dużej kultury politycznej szlachty końca XVI wieku.
Model ustrojowy Rzeczypospolitej nie został za życia ostatniego Jagiellona do końca sprecyzowany. Nie ustalono wyraźnie zasad wyboru nowego króla, nie usprawniono należycie działania systemu skarbowego, nie zapewniono całkowicie obrony granic państwa. Ruch egzekucyjny jakby spoczął na laurach. Niektórzy jego przedstawiciele - jak Hieronim Ossoliński •- przyjęli krzesło senatorskie, inni - jak Mikołaj Sienic-ki - zbliżyli się do najbardziej radykalnych grup szlachty, związanych z arianizmem59. Toteż gdy w 1572 roku umierał w Knyszynie Zygmunt August, przed Rzecząpospolitą otwierał się nowy okres sporów, dyskusji i konfliktów wewnętrznych. Jednakże zabrakło wówczas światłego monarchy, który by” umiał łączyć poczucie własnej godności, wysokie wyobrażenie o władzy królewskiej z głęboką odpowiedzialnością za państwo i jego przyszłość, który by rozumiał istotę konfliktów społecznych i politycznych w łonie klasy panującej i potrafił w odpowiednim czasie opowiedzieć gię po stronie racji reprezentującej interes publiczny.
Gdy zabrakło Zygmunta Augusta, zabrakło monarchy, który wprawdzie nie umiał karać, ale umiał za to łagodzić przeciwieństwa i antagonizmy, przezwyciężać konflikty i wieść - nie bacząc na przeciwności - ku słusznym celom.
Jeżeli dla jakiegokolwiek okresu w dziejach Polski szlacheckiej odpowiedni jest termin „państwo zgody” `° - to właśnie dla ostatnich kilkunastu lat panowania Zygmunta Augusta i czasu pierwszej elekcji. Na plan pierwszy wysunęły się wówczas pozytywne cechy kul-
tury politycznej wytworzonej przez szlachtę 61, spychając jakby w cień jej negatywy.
Nie nóż i trucizna, jak we Włoszech, nie okrutne wojny religijne, jak we Francji, nie szafot i banicje, jak w Anglii pod rządami Tudorów, nie krwawe rozprawy z przeciwnikami, jak w Rosji Iwana Groźnego, nie panowanie Świętej Inkwizycji, jak w Hiszpanii Filipa II, wyznaczały treść życia politycznego Rzeczypospolitej. Szukano powszechnie consensusu, zgody, nauczono się nie deptać praw mniejszości, nie uciekano się przy poszukiwaniu rozwiązań do posunięć ekstremalnych.
Demokratyczne mechanizmy życia politycznego wymagały natomiast debat, dysput, argumentów. Należało ludzi przekonywać, jeżeli którakolwiek grupa polityczna chciała, czy to na forum sejmikowym, czy sejmowym, przeforsować swój punkt widzenia. Dzięki temu, bardziej niż w jakimkolwiek innym kraju europejskim, opinia publiczna w Polsce zaczęła odgrywać rolę szczególnie ważną 62. Stała się ona istotnym czynnikiem w rozgrywkach politycznych. Królowie polscy - od Zygmunta Augusta poczynając - chciwie domagali się od swych stronników nadsyłania wieści o postawie szlachty wobec konkretnych spraw, o jej opinii i stanowisku, o przebiegu zgromadzeń sejmikowych. Wytworzył się model ustrojowy, w którym król mógł bez poważniejszych wstrząsów wewnętrznych czynić konkretne posunięcia dyplomatyczne, faworyzować jedne ugrupowania lub nawet szykanować inne, prowadzić samodzielną politykę personalną (nade wszystko politykę rozdawnictwa dóbr i urzędów), ale nie mógł bez szlacheckich podatków przedsięwziąć jakiejkolwiek poważniejszej inicjatywy militarnej ani też bez poparcia szlachty przeprowadzić jakichkolwiek poważniejszych zmian w urządzeniach wewnętrznych Rzeczypospolitej.
Nie oznacza to jednak, że szlachta stała się siłą
zdolną przeforsować własny program bez monarchy, a tym bardziej wbrew monarsze. Wszystkie pozytywne osiągnięcia ustawodawcze sejmu polskiego stanowiły wszak w ostatecznym rachunku wynik współdziałania szlachty i tronu, nawet jeśli było ono w jakiejś mierze przez jedną lub drugą stronę wymuszane lub ijeśli opierało się na kompromisie. Obie strony, tak szlachta, jak i król, nie dysponowały bowiem wystarczająco silną pozycją polityczną zdolną do realizacji określonego programu; obie były jednak na tyle mocne, by móc skutecznie pokrzyżować plany strony dru-
gisJ-
Był to w istocie model „monarchii mieszanej” (monarchia mixta), który zalecało wielu pisarzy politycznych i publicystów.
Król dysponował raturalnie różnymi metodami działania, by zmusić szlachtę do podejmowania wygodnych mu decyzji, zwłaszcza podatkowych, choćby pozostawały one w sprzeczności z opiniami większości. Szczególnie niebezpieczne dla istniejącego modelu państwa było tworzenie przez królów faktów dokonanych, na które szlachta wpływu nie miała, ale których konsekwencje musiała ponosić. W takiej sytuacji nie pozostawało szlachcie nic innego, jak czynić królowi lub jego „złym radom” zarzuty, pomstować i wrzeszczeć, ale równocześnie podatki uchwalać.
Taka metoda postępowania władzy centralnej - zwłaszcza jeśli stawała się, jak w przypadku króla Zygmunta III, regułą - tworzyła pewne doświadczenie społeczne, groźne dla państwa, bo faktycznie paraliżujące jego działalność. Zygmunt III, przykładowo, metodą faktów dokonanych wywołał wbrew opinii większości szlachty wojnę moskiewską, wyciągając z kies szlacheckich wiele milionów złotych. Władysław IV wbrew szlachcie nie był już w stanie wywołać wojny tureckiej.
Z biegiem lat okazywało się dowodnie, że model ustrojowy monarchii mieszanej jest w istocie postulatem trudnym do realizacji. Zbyt wiele działało w Rzeczypospolitej samodzielnych sił politycznych: król i stronnictwo dworskie, poszczególne magnackie ugrupowania polityczne, masy szlachty podlegające dość często na tle konkretnych spraw (rzadziej na tle koncepcji i programów) polaryzacji politycznej; Kościół katolicki, stanowiący zawsze czynnik społeczny nadzwyczaj wpływowy, inne organizacje wyznaniowe znacznie od Kościoła rzymskokatolickiego słabsze, ale przecież odgrywające rolę niemałą, rosnąca siłą i znaczeniem Kozaczyzna ukrainna, by można było ów skomplikowany i efektywny - jak się okazało - tylko na krótko model ustrojowy utrzymać. Musiał się wyro-dzić, wynaturzyć, przejść przez daleko idące przeobrażenia, by w końcu stać się jedynie powłoką ideologiczną, teorią bez pokrycia w praktyce. Dodajmy wszelako: musiał nie dlatego, że takie było przeznaczenie, że już w XVI wieku powstały wszystkie przesłanki późniejszej anarchii. Musiał, ponieważ w decydujących latach, gdy ostatecznie formowały się wszystkie urządzenia ustrojowe Rzeczypospolitej i zasady kultury politycznej szlachty zadbano o powłokę, o zewnętrzny ustroju tego kształt, bez należytego i konsekwentnego wykończenia jego społecznych i ekonomicznych podstaw. Egzekucja dóbr nie została doprowadzona do końca, potęga magnaterii nie została całkowicie złamana, Kościół katolicki nie utracił swej pozycji jako największy posiadacz ziemi, nie stworzono systemu możliwości awansowych synów drobnoszlacheckich (choćby w postaci stałej armii, szkoły rycerskiej na Ukrainie, jak na przykład postulował ksiądz Józefat Wereszczy-ński), nie wzmocniono władzy wykonawczej, co było jednym z postulatów egzekucjonistów. Utrzymano „trzecią siłę” - magnaterię, która umiała, jak się okazało, wykorzystywać masy szlacheckie do swoich celów. Sojusz szlachty i króla był zjawiskiem rzadkim. O wiele częstszym, by nie rzec: systemowym, był sojusz magnaterii ze szlachtą.
Nie sądzimy, aby przyszłości państwa mógł przynieść wówczas ratunek wyłącznie absolutyzm monarszy. Brakowało ku temu warunków społecznych w Polsce. Nie było siły społecznej, na której król mógłby się oprzeć. Z różnych alternatyw ustrojowych nie wybrano chyba najwłaściwszej: właśnie monarchii mieszanej, zakładającej „zgodę” władzy (silnej i sprawnej), króla i jego urzędników, oraz społeczeństwa szlacheckiego, reprezentowanego przez sprawnie działający sejm walny. Czy była to utopia? Okresy panowania Zygmunta Augusta i Stefana Batorego wydają się wskazywać na realność tej szansy, pod warunkiem wszakże dokonania gruntownej, a nie tylko połowicznej i zgoła niekonsekwentnej reformy państwa.
W społeczeństwie szlacheckim ze zrozumiałych względów szczególnie ważną rolę musiał pełnić obieg informacji, posiadający kluczowe znaczenie dla formowania się opinii i stanowisk. Wśród szlachty należało do dobrego tonu interesowanie się sprawami publicznymi. Jak się wydaje, te właśnie sprawy były jednym z głównych motywów rozmów, spotkań i nawet korespondencji, chociaż ostatnie badania wskazują, iż w prywatnej wymianie listów aktualia polityczne ujmowane są w kontekście spraw życiowych: zdrowia i gospodarki oraz warunków bezpieczeństwa wewnętrzne-
63
go „3.
Niemniej każda napływająca wiadomość czy informacja o sprawach publicznych natrafiała na podatny grunt. Nie trzeba było angażować zbyt wielkiego wysiłku propagandowego, by szlachcica zainteresować ja-
kimś zagadnieniem życia publicznego. Informacja napływała kilkoma drogami. Oficjalna - poprzez uniwersały i instrukcje królewskie, wpisywane do ksiąg grodzkich, kopiowane w całości lub we fragmentach na użytek domowy, ogłaszane z ambon, być może również rozsyłane kurendą przez urząd grodzki do znaczniejszych dworów. Najważniejsi i bardziej wpływowi przedstawiciele szlachty (a także oczywiście magnaci) otrzymywali również listy od króla lub też od przywódców opozycji, których treść następnie kolportowano w sąsiedztwie. Nieoficjalna informacja docierała do szlachty drogą korespondencji prywatnej, tym bardziej że krąg przyjaźni, znajomości oraz koligacji rodzinnych wykraczał znacznie poza ramy sąsiedztwa. Więzi ponadregionalnej sprzyjały liczne i częste podróże, służba wojskowa, wyjazdy na sejmy, trybunały, jarmarki. Zapotrzebowanie na informację zaowocowało również licznymi - drukowanymi i rękopiśmiennymi - „nowinami” 6i, a także kolportażem odpisów dokumentów oryginalnych.
W zachowanych szlacheckich miscellaneach i silva rerum, których duża liczba nosi charakter „ksiąg domowych”, częściej notuje się odpisy mów senatorskich, instrukcji królewskich i sejmikowych oraz innych dokumentów aniżeli komentarzy, pism agitacyjnych, traktatów politycznych. Powstaje wrażenie, że szlachcic chciał informacji z pierwszej ręki.
W społeczeństwie szlacheckim obowiązywała - jak wspominaliśmy - programowa nieufność do króla. Stąd też, gdy szlachcic otrzymywał na przykład informację o najeździe tatarskim, od razu skłonny był traktować ją jako przesadzoną. Miał bowiem podstawy przypuszczać, że w ten właśnie sposób król chce skłonić sejmiki do uchwalenia poborów lub dajmy na to do zwiększenia czopowego. Dlatego też zazwyczaj do oficjalnych pism monarchy dodawano komentarz, mający
jakby z innej strony zaświadczyć o prawdomówności słów królewskich.
Walki polityczne, których mechanizmy wymagały angażowania się w nie mas szlacheckich, powodowały, że informacje o wydarzeniach musiały być tendencyjne. Jeśli na przykład król awizuje najazd tatarski, opozycja natychmiast przypuszcza szturm z drugiej strony: obwinia króla o niedostateczną obronę lub... o niezapłacenie na czas upominków chanowi.
Istotnym elementem kształtowania opinii były szlacheckie spotkania i dyskusje. Wypadało wszak szlachcicowi być dobrze poinformowanym, wypadało w gronie sąsiadów mieć własne zdanie na temat spraw publicznych, wypadało pochwalić się listem od możniejszego. Spotkania żywiołowe, samorzutne - to omawianie spraw publicznych podczas towarzyskich spotkań sąsiedzkich w kościele lub w karczmie po niedzielnej mszy, z okazji wizyt u sąsiada albo - zwłaszcza - u lokalnego potentata. Oficjalne spotkania - to zgromadzenia sejmikowe, roki ziemskie, jarmarki.
Terenem formowania się opinii i poglądów był dwór magnacki. Tam szara brać szlachecka zasięgała języka, tam szukała wieści, tam nierzadko czerpała natchnienie przed sejmikiem czy okazowaniem pospolitego ruszenia (nie miało ono żadnego znaczenia z punktu widzenia obrony państwa, miało natomiast z punktu widzenia polityki wewnętrznej). Im głębiej wkraczamy w wiek XVII, tym bardziej rośnie rola magnackiego dworu w urabianiu opinii mas szlacheckich, tym bardziej maleje w porównaniu z magnatem rola lokalnych szlacheckich przywódców.
Na przełomie XVI i XVII wieku szczególną funkcję spełniały rezydencje magnatów różnowierczych. One to - ze zrozumiałych względów - musiały skupiać szlachtę tego samego wyznania co magnat. W miarę postępów kontrreformacji znaczenie ich się wzmagało.
Szlachcic niekatolik czuł ochronę i opiekę jedynie swego możniejszego współwyznawcy.
W procesie kształtowania się opinii publicznej obok informacji, propagandy i agitacji doniosłą rolę odgrywały czynniki stałe. Były to w pierwszym rzędzie naczelne wartości ideologiczne stanu szlacheckiego: wolność i równość przede wszystkim, ale także wrodzony pacyfizm szlachty, podejrzliwość w stosunku do tronu, niechęć do ponoszenia ciężarów na rzecz państwa, na Litwie - obawa przed naruszeniem zasady odrębności Wielkiego Księstwa.
Stąd pierwszym krokiem do powstania opinii w kwestii szczegółowej było jej przymierzanie do obowiązujących stereotypów ideologicznych i nie mniej ważnych stereotypów zachowań. Wydaje się, że najpierw szlachcic przymierzał pogląd do kilku czy kilkunastu formułek, oczywistych dla niego, zamykających w lapidarnym skrócie zasady ustrojowe Rzeczypospolitej i ideologię swego stanu, a dopiero potem zastanawiał się nad słusznością wyłożonych racji. Jeśli zaś owa przymiarka wypadała negatywnie, to znaczy jeśli pogląd, postulat, stanowisko lub konkretne pociągnięcie praktyczne nie mieściły się w ramach owych formułek, musiało być a priori odrzucane, jako niesłuszne, godzące w wolności i przywileje lub niezgodne „ze zwyczajem starodawnym”. Ta programowa nieufność wobec każdego pomysłu zmian dotyczyła także spraw finansowych. Król czy jego urzędnicy przedstawiali opłakany stan państwa, ale kanclerz Feliks Kryski musiał z góry uprzedzać ewentualne zastrzeżenia wołając patetycznie: „to nie siatka na pobory” (1616).
Jeśli opozycja atakowała króla, to krytyka przybierała przeważnie formę ataku za rzeczywiste czy urojone „łamanie praw” lub „niedosyć czynienie pactom con-
ventom”, nie zaś za błędy. Jeśli autorytet monarchy nie został naruszony, atak na króla przybierał postać złorzeczenia „złym radom”. Przykładem są tu choćby sejmy za Zygmunta III. Motyw, czy prawom dzieje się zadość, jest na ogół w dyskusji i polemice ważniejszy niż problem, czy polityka króla odpowiada interesom państwa czy też nie. Każdy mówca, pisarz, działacz polityczny prowadzący agitację musiał z tego wszystkiego zdawać sobie sprawę. Inaczej płacił cenę utraty popularności, a jego głos był głosem wołającego na puszczy. Stąd trudno nie odnieść wrażenia, że wiele yotów senatorskich oraz mów poselskich wygłaszanych na posiedzeniach sejmu skierowanych było faktycznie nie do zgromadzonych Stanów Rzeczypospolitej, lecz przede wszystkim do tłumów; niektóre z nich krążyły w odpisach i pełniły funkcje tekstów agitacyjno-propa-gandowych.
Wraz z upływem lat motyw emocjonalny zaczynał górować nad racjami. W XVI wieku czy w pierwszej połowie XVII wieku szlachcic o średnim nawet stopniu zamożności dysponował stosunkowo dużym zasobem wiedzy podstawowej, którą weń wpajano niejako od kolebki. Wiadomości o świecie, jakie posiadał, były dość rozległe. Znał historię i tradycję Polski, znał zasady ustrojowe państwa i pozycję swego stanu, znał dzieje stosunków Rzeczypospolitej z sąsiadami. Posiadał dość szeroki zasób wiadomości na temat wielu krajów nie tylko Europy, ale także świata, stosunków wewnętrznych w nich panujących, problemów dynastycznych, religijnych, a nawet gospodarczych. Wiedza ta była wynikiem wychowania domowego, lektury, studiów, podróży krajowych i zagranicznych, dość licznych kontaktów z cudzoziemcami. Można założyć, że już w młodym wieku syn szlachecki budował sobie światopogląd polityczny. Jerzy Ossoliński przedstawił jako młody student rozprawkę o monarchii na uniwersytecie
157
w Lowanium; wyłożonym tam poglądom pozostał na ogół wierny przez całe życie.
Im dalej jednak w wiek XVII, im gorszy był poziom szkół krajowych i rzadsze podróże zagraniczne, im większe wpływy uzyskiwała kontrreformacja, której w połowie XVII stulecia daleko już było do poziomu intelektualnego z końca poprzedniego wieku, tym mniej miały do powiedzenia racja i argument; w masowej propagandzie zastąpione zostały motywacjami religijnymi, irracjonalnymi, a często także mitami i grą pozorów.
Ale przecież aż do końca niepodległego bytu państwowego Rzeczypospolitej szlacheckiej opinia była ważnym elementem życia publicznego kraju. Nie wszystkie wartości wytworzone jeszcze w dobie Renesansu zostały roztrwonione i zmarnowane. W wieku XVI i XVII mamy do czynienia z mistrzowskimi nieraz technikami i formami agitacji i propagandy. Nie tylko zresztą słownej: sztuki plastyczne odgrywały w niej rolę niemałą65. Działacze polskiego Oświecenia mieli do czego sięgnąć, mieli dawne, własne wzory.
ROZDZIAŁ ÓSMY
POKÓJ RZECZYPOSPOLITEJ
Dla różnej wiary i odmiany w kościelech krwie nie przelewać...
Konfederacja warszawska, 1573
JXok upłynął od nocy świętego Bartłomieja i groby pomordowanych hugenotów ledwie zdążyły porosnąć trawą. W obecności króla Francji Karola IX, grona dostojnych notablów królestwa francuskiego, posłów zagranicznych i tłumu ciekawych paryżan poseł polski, Jan Zborowski, wyrzekł w katedrze Notre Damę twarde słowa: „Si non iurabis, non regnabis” (Jeżeli nie zaprzysięgniesz, nie będziesz panował), gdy wybrany królem Polski francuski królewicz Henryk wzbraniał się złożyć przysięgę gwarantującą wolność sumienia w Polsce66. Scena ta powtórzyła się kilka miesięcy potem w katedrze wawelskiej, kiedy marszałek wielki koronny Jan Firlej położył rękę na koronie Piastów i Jagiellonów i wobec zgromadzonych tłumów oświadczył, że nie dopuści, aby spoczęła ona na skroniach francuskiego królewicza, jeśli ten nie zaprzysięgnie pokoju religijnego. Blady jak ściana Henryk wypowiedział słowa: „Pokój między rozróżnionymi w wierze zachowam”.
W ten sposób, mimo protestów i oporu biskupów i nuncjuszy, wiekopomny akt konfederacji warszawskiej z 1573 roku zyskiwał sankcję królewską. „Obiecujemy to sobie spoinie za nas i następców naszych na wieczne czasy pod węzłem przysięgi na wiarę, honor
1RQ
i sumienie nasze - głosiła konfederacja warszawska -iż którzy jesteśmy rozróżnieni w wierze pokój między sobą zachować, a dla różnej wiary i odmiany w koście-lech krwie nie przelewać”.
Dokument ten, opracowany w czasie pierwszego bezkrólewia, kiedy szlachta zawiązała ogólnopaństwową konfederację w celu zachowania pokoju wewnętrznego, ładu i porządku w państwie, był dowodem nie tylko świadomości społecznej i dojrzałości politycznej jego twórców, ale równocześnie świadectwem stosunków ustrojowych w Polsce wieku XVI. Przymus religijny kłócił się z zasadami wolności szlacheckiej; nie słuchała szlachta edyktów Zygmunta Starego, gdy ten zabraniał jej czytać, przechowywać i rozpowszechniać dzieła Lutra i innych teologów protestanckich lub gdy zakazywał wyjeżdżać do Norymberg!. W Polsce szesnasto-wiecznej, może na skutek wyjątkowo silnych antagonizmów między szlachtą i możnowładztwem z jednej strony a feudałami świeckimi i duchownymi z drugiej, więź religijna łącząca grupy wyznaniowe okazała się słabsza niż więź stanowoideologiczna lub więź państwowa. Próby tworzenia wewnętrznych podziałów w łonie stanu szlacheckiego według kryteriów wyznaniowych - podejmowane nieraz przez przedstawicieli hierarchii kościelnej - nie przyniosły rezultatu. Nie trafiały również do przekonania szlachcie sugestywne argumenty Stanisława Orzechowskiego, który usiłował udowodnić, że Kościół jest najlepszym obrońcą wolności szlacheckich przed absolutystycznymi zakusami monarchów lub że jest gwarantem klasowego panowania szlachty nad chłopami. Co więcej, nawet wobec braci polskich, zwanych arianami, nie udało się wzbudzić niechęci, chociaż ich radykalna ideologia społeczna nie mogła większości szlachty odpowiadać.
Tolerancja religijna w Polsce stała się faktem na długo przed uchwałą konfederacji warszawskiej67.
Zygmunt August odrzucał wszelkie propozycje nuncjuszy czy biskupów, by zwalczać innowierców. Przeciwnie, rozdając urzędy państwowe na ogół nie brał pod uwagę wyznania kandydata. Na Litwie powierzał urzędy i godności osobom wyznania prawosławnego. Zwabieni wolnościami wyznaniowymi, ściągali do Polski prześladowani w innych krajach różnowiercy.
Podziały polityczne również nie pokrywały się z podziałami wyznaniowymi. W obozie egzekucyjnym było wielu katolików, podobnie jak protestanci znajdowali się w obozie przeciwnym. Nie trafiały na ogół do sejmikującej szlachty argumenty wyznaniowe, gdy przychodziło do wyboru posłów sejmowych czy deputatów sądowych.
A przecież - pozycja Kościoła katolickiego w Polsce była wciąż wyjątkowo silna. Ruch egzekucyjny oraz reformacja zdołały jedynie Kościół osłabić, nie zdołały zniweczyć jego pozycji. Kościół miał w swych rękach olbrzymie dobra materialne, dysponował - w odróżnieniu od państwa - sprawnie działającym hierarchicznym aparatem wykonawczym, biskupi ordynariusze z urzędu zasiadali w senacie. Podczas pierwszego bezkrólewia zabiegi przedstawicieli hierarchii kościelnej, aby interrexem (czyli osobą sprawującą najwyższą władzę w państwie w okresie bezkrólewia) został prymas, nie zaś marszałek wielki koronny, zakończyły się sukcesem. A mimo to nie udawało się Kościołowi wpłynąć na zmianę przekonań ogółu szlachty; zarówno katolicy, jak i protestanci, arianie i prawosławni traktowali pokój wyznaniowy jako fundament stosunków wewnętrznych w państwie. Umiano odróżnić religię od polityki wcześniej niż we wszystkich niemal pozostałych krajach Europy.
„Tu nie o wiarę idzie - pisał w latach późniejszych jeden z anonimowych publicystów szlacheckich - ani o to, że kto katolikiem będąc, w rzeczach do zbawienia
160
Szlachta polska..
161
i wiary należących Kościoła jest posłuszen [...], ale wiedząc, że też szlachcicami i pirwej niż katolikami porodzili się, wiedząc, że królestwo polskie nie jest regnum sacerdotale [władztwem duchownym], ale regnum po-liticum [władztwem świeckim, organizmem politycznym] [...], wiedząc, co Panu Bogu, a co ojczyźnie powinni, to sprawiedliwie, jako na wadze, na obie oddawali stronie, religijej świętej z policyją nie mieszali, nie gmatwali nigdy, ani księżej [...] nie podlegali” „s.
Opinia ta odzwierciedla stanowisko większości. Konfederację warszawską podpisało 98 osób, z tego 41 bez żadnej wątpliwości zaliczyć można do obozu katolickiego. Najwięcej podpisów, bo aż 40, należy do przedstawicieli Małopolski «9.
Konfederacja warszawska weszła w życie mimo oporu duchowieństwa. Wszelkimi siłami starało się ono bądź unieważnić ten akt, bądź ograniczyć jego konsekwencje. Przez wiele dziesiątków lat trwał spór między szlachtą a duchowieństwem o tak zwany proces konfederacji warszawskiej, czyli o postanowienia wykonawcze gwarantujące pokój religijny i kary dla jego gwałcicieli.
Powstaje wszakże pytanie, kogo dotyczyły postanowienia konfederacji. Czy była ona aktem pełnej tolerancji religijnej, czy też przyznawała wolność sumienia i wyznania tylko szlachcie? Pytanie to stawiało sobie wielu badaczy. Trudność udzielenia nań odpowiedzi wynika z niejasno sformułowanego odnośnego punktu dokumentu. Brakuje w dokumencie jednego słowa, aby odpowiedź na pytanie mogła być jednoznaczna. Zależnie od tego, jakie słowo na miejsce brakującego dopiszemy - aż kontekstu wynika, że są dwa możliwe słowa do wyboru - odpowiedź będzie taka bądź inna. Oto ów fragment stanowiący prawdziwy rebus dla historyka: „Przez tę konfederację naszą żadnej panów
162
nad poddanymi ich in spiritualibus et saecularibus [w duchownych i świeckich] nie derogujemy i posłuszeństwa żadnego poddanych przeciwko ich panom nie psujemy”. Po słowach: „in spiritualibus et saecularibus” brakuje wyrazu „bonis” lub „rebus”. Jeśli przyjmiemy wersję pierwszą, sens dokumentu będzie taki:
tolerancja religijna nie podważa władzy pana nad poddanymi, tak w dobrach duchownych, jak i świeckich, czyli bez względu na różnicę między wyznaniem chłopa albo mieszczanina i wyznaniem pana zależność feudalna obowiązuje. Jeśli zaś przyjmiemy wersję drugą, dokument nabierze zupełnie innego sensu. Wówczas cytowane zdanie wyrażać będzie ograniczenie działania zasad konfederacji tylko do szlachty i zastrzeżenie, że zasady te nie podważają władzy pana nad poddanymi zarówno w duchownych, jak i świeckich rzeczach (sprawach), co oznacza, że wolność religijna nie obejmuje poddanych, którym pan ma prawo narzucić wyznanie.
Wokół tej zagadki narosła już olbrzymia literatura. Z polskich badaczy za wykładnią „bonis”, czyli uznaniem konfederacji warszawskiej za akt pełnej tolerancji, opowiedział się przede wszystkim wybitny historyk, świetny znawca dziejów Polski końca XVI i początków XVII wieku, Wacław Sobieski. Podkreślił on, że konfederacja warszawska była czymś zupełnie innym nią augsburski pokój religijny w Niemczech (1555), ponieważ obejmowała więcej wyznań i obdarzała swobodą religijną chłopów, podczas gdy pokój augsburski wprowadzał zasadę „cuius regio, eius religio” (czyje panowanie, tego wyznanie) 70.
Odmienne stanowisko reprezentował przede wszystkim Kar! Vólker, niemiecki badacz polskiej reformacji, który uznał konfederację warszawską za akt tolerancji wobec szlachty i zezwolenie na stosowanie przymusu religijnego w stosunku do chłopów. Ten właśnie punkt
widzenia przyjęli autorzy Historii Polski wydanej przez Instytut Historii Polskiej Akademii Nauk71. Ostatnio Stanisław Salmonowicz przedstawił szereg nowych argumentów na rzecz tej wykładni72. Nie sądzimy jednak, by egzegeza prawnicza czy też semantyczna samego dokumentu mogła tu dostarczyć rozstrzygających dowodów. Od dawna prezentujemy pogląd, zgodnie z którym ważniejsze argumenty przynosi praktyka społeczna, ta zaś - w latach poprzedzających konfederację - wskazuje wyraźnie, że przymus religijny wobec chłopów i mieszczan nie był zjawiskiem masowym. W istocie na terenie Korony do przymusu tego uciekano się zgoła incydentalnie, a pojedyncze fakty, które mogłyby go zaświadczyć, należą do wyjątków.
Jak słusznie zwrócił uwagę Jan Dzięgielewski, lwia część znanych nam przykładów stosowania przymusu religijnego w okresie przed wprowadzeniem w życie konfederacji warszawskiej odnosi się do Litwy, gdzie poddaństwo osobiste chłopów było ostrzejsze, zwłaszcza w latyfundialnych dobrach magnackich. Czy zatem - zapytuje zasadnie ten badacz - konfederacja warszawska w intencji swych twórców miała sytuację zmienić i wprowadzić w Polsce przymus religijny? Wskazuje on także, iż biskupi polscy (zwłaszcza Stanisław Karn-kowski) opowiadali się początkowo za tekstem bez jakichkolwiek niedomówień. Zrozumiałe to, skoro w ówczesnej sytuacji prawo stosowania przymusu w kwestiach wiary wobec poddanych oznaczałoby „dobrowolne wydanie setek tysięcy [...] katolickich owieczek na protestantyzację”73. Zrozumiałe również, że ze względu na nacisk Watykanu biskupi opowiedzieli się początkowo za odejściem od jednoznacznego sformułowania, potem zaś - w swej większości - przeciw tolerancji 7t.
Zasada pełnej tolerancji była jednym z haseł programowych szlachty polskiej. Na sejmach w 1555
i 1570 roku postulowano, aby „wolno każdemu wedle sumienia swego wierzyć”75. Na sejmie w 1556/1557 roku wyraźnie stwierdzano, że stan mieszczański powinien korzystać z tych samych co szlachta uprawnień w kwestii religii7e. Nic nie wskazuje na to, by w dobie pierwszej elekcji sytuacja miała ulec jakiejś radykalnej zmianie. Niejasny zapis w akcie konfederacji można by więc tłumaczyć tendencją do kompromisu z wielmożami litewskimi, którym dążenie do jakiegokolwiek ograniczenia ich władzy nad poddanymi nie mogło się podobać. O innych zasadach panujących w tych kwestiach w Koronie i na Litwie zdaje się z jednej strony zaświadczać trzeci Statut Litewski (interpretujący konfederację wedle wykładni „rebus”), z drugiej zaś - panujące powszechnie przekonanie, któremu dawało wyraz wielu ówczesnych polskich publicystów, działaczy, mówców sejmowych, że konfederacja warszawska oznacza pełną tolerancję. Przekonanie takie znajdowało też odbicie w uchwałach i instrukcjach sejmikowych. „Nie ma być żaden plebeius od religijej swej odwodzon ani do innej przymuszon” 77 - tę formułę traktowała większość szlachty jako obowiązującą i - co najważniejsze - stosowała ją w praktyce.
Przeciwko konfederacji lub jej ogólnospołecznemu charakterowi wypowiadała się bądź hierarchia kościelna, bądź kręgi publicystów jezuickich końca XVI i przełomu XVII wieku. Wśród protestantów tego rodzaju poglądy należały do rzadkości. „Niech każdy szlachcic w swej majętności absolutus dominus (samowładny pan) będzie” 7S - wołał na zjeździe szlacheckim pod Sandomierzem w 1606 roku protestant Stanisław Stadnicki zwany Diabłem. Stanowisko tego magnata było jednak odosobnione i zjazd uchwalił zasadę całkowitej tolerancji.
Tolerancja religijna w Polsce została podyktowana racją stanu. Unia Lubelska ostatecznie utwierdziła
wielonarodowy charakter państwa polsko-litewskiego. Nazywano je „Rzecząpospolitą obojga narodów”, ale w istocie obejmowało ono nie dwie, lecz trzy lub cztery (zależnie od tego, czy Rusinów będziemy dzielili na Białorusinów i Ukraińców) podstawowe grupy narodowościowe, nie licząc grup mniejszych i rozproszonych. Różniły się one między sobą tradycją historyczną i językiem, .obyczajem i kulturą, a także - co w XVI wieku miało znaczenie szczególne - religią. Polacy i Litwini, mimo ogromnych postępów reformacji, pozostawali w swej większości przy religii rzymskokatolickiej, Rusini wyznawali prawosławie, mieszkańcy zaś miast, zwłaszcza pomorskich, lenna pruskiego i kurlandzkiego * oraz częściowo Inflant, przyjęli wyznanie ewangelickie. Było ono rozpowszechnione również wśród mieszczan większych miast królewskich w Koronie (Krakowa, Poznania, Lublina) i na Litwie (między innymi Wilna i Trok). Na południowym y/schodzie kraju znajdowały się dość liczne skupiska Ormian, należących wprawdzie do Kościoła katolickiego, lecz stosujących własny obrządek i podległych odrębnej hierachii. W miastach Korony i Litwy żyli Żydzi, wyznawcy religii mojżeszowej. Jeśli wspomnimy jeszcze o Tatarach litewskich, oddających cześć Allachowi, o Karaimach oraz o innych mniejszych grupach wyznaniowych, ponadto zaś przypomnimy, że zwolen-
* Drugi pokój toruński (1466) ustanawiał zwierzchnictwo Polski nad tymi ziemiami zakonu krzyżackiego, które nie zostały wcielone do Korony; traktat krakowski (1525) przekształcał dotychczasowe państwo zakonne w świeckie księstwo pruskie (Prusy Książęce), stanowiące lenno polskie, rządzone dziedzicznie przez Hohenzollernów. Traktat pozwolski (1557) dokonał podziału ziem byłego zakonu Kawalerów Mieczowych; Inflanty, włączone do Korony i Litwy, podzielono na trzy województwa: wendeńskie, dorpackie i parnawskie, Kurlandia zaś stała się świeckim księstwem, lennem Polski, rządzonym przez dynastię Kettierów.
1fifi
nicy reformacji dzielili się na kilka odrębnych, nieraz niechętnych wobec siebie kierunków (kalwini, luteranie, bracia polscy i bracia czescy) - to obraz Rzeczypospolitej w XVI wieku okaże się nie tylko mozaiką narodowościowo-językową, lecz również barwnym przekładańcem religijno-wyznaniowym.
Cóż by się działo w tym państwie, gdyby wyznawcy poszczególnych religii darzyli się wzajemnie nienawiścią i pogardą, gdyby istniejące podziały wyznaniowe były silniejsze od więzi łączących mieszkańców różnych prowincji Rzeczypospolitej? Nie trzeba szczególnej wyobraźni, by na to pytanie odpowiedzieć. Całą prawie ówczesną Europę trawiła nienawiść wyznaniowa, katolicy mordowali protestantów, protestanci katolików. Władcy usiłowali siłą narzucać wyznawaną przez siebie religię wszystkim swym poddanym. „Nie chcę być królem waszych sumień” - powtarzał nieraz Zygmunt August. Postawa tego władcy była wyrazem nie tylko osobistych poglądów światłego, renesansowego monarchy, ale także właściwego rozumienia interesów państwa. Państwo wielonarodowe musiało akceptować wielowyznaniowość, zwłaszcza że nie dysponowało ono ani silną armią, ani rozbudowanym aparatem przymusu.
Rzeczpospolita była państwem niezwykle atrakcyjnym dla sąsiadów bliższych i dalszych, póki panowała w niej tolerancja religijna, póki zawołanie „wolni z wolnymi, równi z równymi” znajdowało, chociaż częściowo, odbicie w praktyce. Atrakcyjność ta rzutowała wprost na postawę ludności Prus Książęcych wobec Polski, znajdowała odbicie w stosunku do Rzeczypospolitej Czechów i Siedmiogrodzian, Kurlandczyków i mieszkańców Inflant oraz - częściowo - Mołdawian i Wołochów. Więzi z Polską, zadzierzgnięte dzięki elekcji królewicza francuskiego Henryka Walezego na tron polski, pozwalały niektórym francuskim politykom
mieć nadzieję na uciszenie - wzorem Polski-niena wiści wyznaniowych we Francji.
Brak waśni wyznaniowych w Polsce stanowił również - wbrew pozorom i wbrew poglądom niektórych katolickich pisarzy - o sile państwa, jego spójni wewnętrznej. Gdy sytuacja ta uległa zmianie, coraz mocniej zaczęły dochodzić do głosu tendencje odśrodkowe, wspomagane działalnością sił zewnętrznych, niechętnych lub wrogich Rzeczypospolitej, poszukujących sprzymierzeńców wśród kół różnowierczych, spychanych na margines życia, uciskanych lub w najlepszym przypadku jedynie szykanowanych. Dotyczyło to w latach zwycięstwa kontrreformacji nie tylko prawosławnych, lecz również kalwinów, luteranów i arian. Ale do tego w drugiej połowie XVI stulecia było jeszcze daleko. Tolerancja wyznaniowa tak głęboko zapadła w świadomość i sposób myślenia szlachty, że ponad półwieczna działalność jezuitów, a nawet zwycięstwo polityczne kontrreformacji nie mogły jej całkowicie z życia polskiego wykorzenić.
Konfederacja warszawska miała głębokie oparcie w praktyce dnia powszedniego szlachty. Podziały wyznaniowe nie wtargnęły ani w jej życie rodzinne, ani towarzysko-obyczajowe. Na porządku dziennym były przyjaźnie osobiste i polityczne między wyznawcami różnych religii. Nawet biskupi w drugiej połowie XVI wieku utrzymywali stosunki z innowiercami. Prymas Stanisław Karnkowski współpracował ściśle z przywódcą wielkopolskich dysydentów, Stanisławom Górką. Na sejmie w 1565 roku podkanclerzy koronny, ksiądz Piotr Myszkowski, mówił: „Rozumienie różne Pisma niech miłości nie targa między nami” re. Protestantów grzebano często na katolickich cmentarzach, przy czym w uroczystościach żałobnych uczestniczyli katolicy, Kościoły były miejscem sejmików szlachty - nikt nie zabraniał innowiercom przekraczania ich pro
gów. Teodor Jewłaszewski, ewangelik, wspominał w swym pamiętniku, że łączyły go serdeczne stosunki z kanonikiem wileńskim Janem Makowieckim, który otaczał go opieką i protekcją. Siedząc kiedyś u kanonika przy stole biesiadnym, wdał się Jewłaszewski w rozmowę z Włochami, sługami kardynała Hipolita Aldo-brandiniego, który przebywał właśnie w Wilnie. „Gdy się dowiedzieli - pisał - żem ewangelik, dziwowali się bardzo, jako mnie śmiał ksiądz kanonik na obiad do siebie wzywać, a kiedy on im przełożył, że u nas z tego względu żadnej nienawiści nie bywa i miłujemy się jako z przyjacioły dobrymi, chwalili to Włosi” 80.
Małżeństwa mieszane były w Polsce sprawą powszednią. Jan Zamoyski ożenił się z Krystyną Radziwiłłówną, córką Mikołaja Czarnego, kalwina, a po jej śmierci pojął kalwinkę Gryzeldę Batorównę. Ślubu udzielił im biskup kamieniecki, Marcin Białóbrzeski81. Zagorzały katolik Zbigniew Ossoliński, fundator klasztoru w Klimuntowie, po raz pierwszy żonaty był z Jadwigą Sienieńską, córką założyciela ariańskiego ośrodka kulturalnego - Rakowa, po raz drugi zaś z Anną Firlejówną, córką Jana, przywódcy kalwinów polskich. Piotr Skarga piętnował katolików za małżeństwa mieszane, za to, że „na pogrzeby ich chodzą, sługi herety-ki i urzędnik! chowają, syny do szkół i ziem heretyckich posyłają”. Czyż trzeba lepszego świadectwa, jak rozumieli Polacy w końcu XVI wieku cele konfederacji warszawskiej?
Taka postawa wywoływała gorące protesty Stolicy Apostolskiej i przybyłych do Polski w 1565 roku jezuitów. Niektórzy księża polscy byli przez Watykan represjonowani za ich tolerancyjność. Kanonikowi miechowskiemu Szymonowi Ługowskiemu odmówiono instytucji kanonicznej (stwierdzono istnienie przeszkód kanonicznych do objęcia godności kościelnej) na biskupstwo przemyskie za udzielanie dyspens na mał-
żeństwa mieszane. Kościół rzymski bowiem nie tylko małżeństw takich nie uznawał, ale traktował zrodzone z nich dzieci jako pochodzące z nieprawego łoża. Sądy polskie natomiast nie uznawały tej interpretacji prawa rodzinnego (a co za tym szło, również prawa spadkowego), trybunały zaś szlacheckie orzekały w sprawach cywilnych na podstawie wyroków duchownych sądów protestanckich i prawosławnych. Zdarzały się nawet wypadki, że biskup katolicki dawał ślub parze protestanckiej.
Aż do XVII wieku Watykan nie miał jednak istotnego wpływu na życie Polski. Trudno zapomnieć o lekceważeniu okazanym groźbie klątwy papieskiej przez prymasa Jakuba Uchańskiego, który oświadczył, że moc papieska do Chełma i Włocławka nie sięga. W kilkadziesiąt lat potem anonimowy publicysta szlachecki przypomni to wydarzenie mówiąc: „Takim prawem kląć papieża, jakim on nas będzie, tak jako Uchański, arcybiskup gnieźnieński, uczynił z wielkim pożytkiem Rzeczypospolitej, z ochroną dostojności królewskiej i z swą nieśmiertelną sławą” 8S.
Tolerancja religijna stała się w Polsce prawem, obyczajem i tradycją; na krzesłach senatorskich zasiadali obok siebie katolicy, kalwini, prawosławni, nawet - choć znacznie rzadziej - luteranie i arianie. Przez dłuższy czas, przede wszystkim za rządów Zygmunta Augusta i Stefana Batorego (w którego rodzinnym Siedmiogrodzie obowiązywały takie same zasady tolerancji), wyznanie nie miało wpływu na rozdawnictwo dóbr i urzędów. W pierwszym okresie rządów Zygmunta III Wazy wśród senatorów i urzędników przeważali nawet innowiercy nad katolikami. I tak w latach 1588-1591 na 71 nominacji katolicy otrzymali 28, niekatolicy (protestanci i prawosławni) 42 i jedną katolik
in statu nascendi (świeżo nawrócony, Janusz Zasław-ski)83.
170
Ale mimo wszystko tolerancja ta nie oznaczała całkowitego równouprawnienia wyznań. Duchowni niekatoliccy nie zasiedli w senacie Rzeczypospolitej, nie-które stanowiska centralne zawarowane były wyłącznie dla katolików (na przykład jeden z dwóch pieczęta-rzy musiał być duchownym katolickim, podobnie sekretarz wielki lub referendarz duchowny), wreszcie - zgodnie z niepisanym prawem - królem mógł zostać obrany tylko katolik. Zapewniało to Kościołowi przemożne wpływy na politykę państwa, których nie miały inne organizacje wyznaniowe. Póki zależność Kościoła polskiego od Watykanu była stosunkowo niewielka, póki książęta Kościoła bądź pozostawali pod oddziaływaniem reformacji, jak Uchański czy Drohojow-ski, bądź zajmowali postawę religijnie indyferentną, jak na przykład Andrzej Zebrzydowski (podobno mawiał: „Wierz sobie nawet w kozła, jeśli zechcesze, byłeś mi dziesięcinę płacił” s4), poty wpływ ten nie zagrażał interesom państwa. Sytuacja odmieniła się na przełomie XVI i XVII wieku, kiedy w Kościele polskim do głosu doszło nowe pokolenie - wychowankowie pierwszej potrydenckiej fali wojującej kontrreformacji. Biskupi, którzy wówczas wespół z jezuitami podjęli ostrą ofensywę na wszystkie dziedziny życia publicznego w Polsce, rzecz ciekawa, w większości nie należeli do rodów możniejszych. Wywodzili się, jak Piotr Tylicki, Marcin Szyszkowski, Wawrzyniec Gem-bicki, Wawrzyniec Goślicki, Wojciech Baranowski, Jakub Zadzik, z rzesz drobnej szlachty. Niektórym zarzucano nawet pochodzenie plebejskie.
Przesłankę powodzenia tej ofensywy stanowiło to, że Kościół polski miał ugruntowaną instytucjonalnie niezwykle mocną pozycję w państwie. Zasadzała się ona na kolosalnej potędze materialnej. Na ziemiach etnicznie polskich Kościół był największym latyfun-dystą. W 1581 roku dobra kościelne w województwie
krakowskim obejmowały 388 wsi, 49 części wsi i 9 miast, a w województwie sandomierskim 215 wsi, 28 części wsi i 7 miast8S. Nawet dobra królewskie w tych województwach przedstawiały mniejszą wartość. Bez rozwiązania tego problemu żadna próba naprawy Rzeczypospolitej nie mogła być uwieńczona sukcesem, z czego zdawali sobie sprawę pisarze, myśliciele i działacze na przestrzeni kilku pokoleń, od Ostroroga poczynając.
Postanowienia egzekucyjne nie naruszały w sposób zasadniczy stanu posiadania Kościoła, chociaż obciążały podatkami dziesięciny. Z naporu reformacji i egzekucji Kościół wychodził osłabiony wprawdzie, lecz nie pokonany. Stąd problem wzajemnego stosunku szlachty i Kościoła pozostanie wciąż jednym z głównych przedmiotów dyskusji politycznej i walki wewnętrznej przynajmniej do połowy XVII wieku.
Wpływy reformacji i odebranie sądom duchownym możliwości egzekucji swych postanowień poprzez władzę starościńską znacznie obniżyły dochody Kościoła z dziesięcin. Kościół jednak niezmiennie reprezentował pogląd, że dziesięcina prawnie mu się należy, i to nie tylko aktualna, lecz również zaległa. Stwarzało to stałą groźbę dla wielu rodzin szlacheckich. W miarę umacniania się wpływów Kościoła po ustąpieniu fali reformacji i ożywionej działalności egzekucyjnej coraz natarczywiej występował on o zwrot zaległych i uiszczanie aktualnych dziesięcin. Do Trybunału Koronnego wpływało wiele pozwów o dziesięciny86. Było to zagadnienie ekonomiczne, które rzutowało bezpośrednio na codzienną konfrontację wzajemnych interesów właściciela folwarku czy zagonu i Kościoła. Kwestia świadczeń na rzecz obrony państwa, które zdaniem panów braci winny obciążać również Kościół, była sprawą w pewnym sensie odległą, szlachcic rozpatrywał ją raczej w kategoriach teoretycznych, dziesięcina zaś to było coś namacalnego, odczuwalnego na co dzień, coś
172
dokuczliwego. Opór szlachty przeciw oddawaniu dziesięciny hamował bez wątpienia postępy kontrreformacji, wywoływał ostre wystąpienia antykościelne na forum sejmików i sejmu aż po połowę XVII wieku.
Około 1605 roku zamożnemu szlachcicowi województwa krakowskiego Andrzejowi Męcińskiemu groziła ruina majątkowa, gdyby zmuszono go do zapłacenia zaległej dziesięciny kolegiacie świętego Floriana na Kleparzu. Dziesięcinę tę (z lat 1585-1601) był winien jeszcze po ojcu i równała się ona sumie 2000 grzywien. Ponadto opat koprzywicki domagał się odeń tak samo wysokiej sumy. Samuel Taszycki wzywany był przez duchowieństwo do uiszczenia 11 000 grzywien zaległej dziesięciny. Jednego z wybitniejszych przywódców szlacheckich z Wielkopolski, Marcina Broniewskiego, duchowieństwo ustawicznie napominało, aby zmusił chłopów w swych dobrach do zapłacenia zaległych świadczeń, czego on uczynić nie zamierzał87.
Niektórzy sędziowie trybunalscy nie chcieli rozstrzygać spraw o dziesięciny aż do czasu ustalenia tak zwanej „compositionis inter status” (ugody między stanami), która regulowałaby generalnie wszystkie sporne kwestie między stanem duchownym a szlacheckim. Do takich sędziów należał między innymi znany działacz szlachecki, katolik Piotr Oraczewski.
Jak wysokich sum sięgały dziesięciny, świadczy umowa dzierżawna zawarta przez Lwa Sapiehę, magnata litewskiego, z międzyrzeckim plebanem, księdzem kanonikiem Dudkowiczem o dzierżawę dziesięcin w dobrach międzyrzeckich, należących do Sapiehy. W zamian za dziesięcinę Sapieha zobowiązywał się płacić rocznie plebanowi 1400 złotych gotówką, dawać w naturze 64 beczki żyta, 100 beczek jęczmienia, 10 beczek grochu, 30 beczek gryki oraz sery, masło i mięso wieprzowe wartości łącznej 200 złotych 88. Były to sumy niemałe, zwłaszcza że wysokość dziesięciny musia-
ła być wyższa, ponieważ dzierżawa tak chciwemu na pieniądze magnatowi jak Lew Sapieha musiała się opłacać.
Opierając się tedy na swej pozycji materialnej, Kościół pod koniec XVI wieku przystąpił do kontrofensywy. Rezultaty jej wszakże dopiero wtedy dały się odczuć, kiedy Kościół zjednał sobie poparcie króla. Uzyskał zaś je w czasie rządów Zygmunta III Wazy, gorliwego katolika (uważanego przez niektórych historyków za katolika gorliwszego niż sam papież), przepojonego duchem kontrreformacji, zmierzającego konsekwentnie do przywrócenia Kościołowi stanu posiadania z okresu przedreformacyjnego, nietolerancyjnego wobec innowierców. Sąd ten jednak należy uznać za nazbyt surowy. Ukochana siostra Zygmunta III, Anna Wazówna, była luteranką. Mimo oporów biskupów król nie bronił jej urządzać na Wawelu modłów w obrządku luterańskim. W jej starostwie brodnickim znajdowali - za wiedzą i zgodą monarchy - azyl duchowni i pisarze protestanccy, często cudzoziemcy. Nie wszystkie też decyzje polityczne króla pozostawały w zgodzie z zaleceniami kurii rzymskiej. Niemniej polityka wewnętrzna za panowania Zygmunta III uległa zasadniczej zmianie. Musiało to w konsekwencji spowodować ideologiczne i polityczne starcie obozu królewskiego z kierunkiem reprezentującym idee ubiegłego stulecia.
Głównym przywódcą zwolenników tego kierunku był Jan Zamoyski, kanclerz i hetman wielki koronny. Nazywano ich „politykami” lub „zimnymi katolikami”. Termin ten ukuła jezuicka literatura końca XVI wieku, używając go w odniesieniu do tych wyznawców religii rzymskokatolickiej, którzy aprobowali w pełni postanowienia soboru trydenckiego w sprawach wiary i moralności, ale sprzeciwiali się szerzeniu ich ogniem i mie
czem oraz nie uznawali średniowiecznej zasady prymatu władzy duchownej nad świecką.
„Politycy” w swych poglądach i poczynaniach reprezentowali nurt, który w dobie kontrreformacji godził w samą istotę, podważał wysiłki jezuickich ideologów, starających się odkurzyć przebrzmiałe już uniwersali-styczne idee i poglądy. Było to w gruncie rzeczy starcie ideowe dwóch sił ukształtowanych w ramach jednego i tego samego systemu wyznaniowego. Osią tego starcia był dylemat: czy państwo ma być organizacją świecką, czy też mieczem i narzędziem działania hierarchii kościelnej. „Oba miecze dane św. Piotrowi - wołał ksiądz Piotr Skarga - jednym sam władnie, drugim przez króle i pany [...] Duchowny urząd pierwszy [...] jest niżli królewski”. „Rzeczy świeckie służyć duchownym mają” 89 - konstatował w innym miejscu.. Do konfrontacji tego stanowiska ze stanowiskiem „polityków” doszło w Polsce na przełomie XVI i XVII wieku. Nauczono się już bowiem rozróżniać sprawy religii i polityki. Atakowano powszechnie jezuitów za używanie argumentacji religijnej w walce politycznej^ „Toć się wam nie podoba - pisał anonimowy publicysta szlachecki - że starzy katolikowie w rzeczach tylko zbawiennych, do wiary należących Kościoła są posłuszni, a w rzeczach świeckich, polityckich właśnie, z ubliżeniem Rzeczypospolitej prawa koronnego i wolności swoich, księżej dogadzać i więcej niż się godzi, podlegać, nie chcą”90.
Stanowisko to łączyło się z podziw budzącą troską o godność państwa. „Czemu by i u nas, jako we Francji - zapytywano - legat [...] na granicę wjeżdżając koronie przysiądz [nie miał], że wjechawszy nie ma nic ani contra maiestatem regis [przeciw majestatowi króla], ani contra libertatem eciesiae Polonae audere [przeciw wolnościom Kościoła polskiego czynić]?”91 Takie i tym podobne głosy rozlegały się w Polsce czę
sto już w czasach ofensywy kontrreformacji. Były one wyrazem wieloletnich nawyków myślenia mas szlacheckich. Umiejętność odróżnienia spraw wiary od spraw polityki stanowiła cechę wielu najwybitniejszych mężów stanu. Zamoyski, zaciekły wróg Habsburgów, nieraz nawiązywał bliską współpracę z innowiercami, tworząc z nimi jednolity front przeciw aliansom z dworem wiedeńskim i próbom tolerowania przez króla Zygmunta zamieszek na tle religijnym. „Jeśli wam kto gwałt będzie czynił - zwracał się do innowierców - dam wszystko zdrowie przy was, abym na tę niewolę nie patrzył” 92.
Za przykładem mistrza szli uczniowie. Mikołaj Zebrzydowski, wojewoda krakowski, słynął ze swego katolickiego zelotyzmu. Fundował Kalwarię, pod koniec życia opanowany był niemal chorobliwą dewocją. Nie przeszkodziło mu to jednak nie wpuścić do Krakowa papieskiego legata, Annibala z Kapui, którego uważał za agenta Habsburgów93. W 1606 roku podczas rokoszu najbliższymi jego współtowarzyszami byli kalwin Janusz Radziwiłł i arianin Jakub Sienieński. Kiedy Paweł V, usiłując wykorzystać do celów politycznych swój papieski autorytet, wystosował do niego list z wezwaniem, aby zaprzestał walki z krółem-katoli-kiem, Zebrzydowski w pełnym godności liście odpowiedział papieżowi odmownie94. Podobnie światła, tolerancyjna postawa cechowała Stanisława Żółkiewskiego, również gorącego katolika. W jego rodzinnej Żółkwi bez wzajemnych nienawiści współżyły ze sobą kościoły i cerkwie, fundowane i hojnymi darami wspomagane przez hetmana.
Ta postawa właściwa była większości szlachty. Kiedy podczas wielkiego zjazdu szlacheckiego pod Sandomierzem w 1606 roku jednostki usiłowały siać zamęt na tle wyznaniowym, tłum zakrzyknął: „Nic tu do religijej - cnota tu płaci” 9S. Gdy zjazd ten uchwalał daleko idące
176
postulaty w sprawach dotyczących kleru, Kościoła i jezuitów, delegaci wyznania kalwińskiego i ariańskiego taktownie zrezygnowali z głosu. Ogół opowiedział się za przywróceniem wolności religii prawosławnej, prześladowanej po wprowadzeniu w życie w 1596 roku unii religijnej.
Wobec takiej postawy szlachty niełatwo było szermierzom kontrreformacji przebudować psychikę społeczeństwa polskiego. Jedynie na Mazowszu, wśród rzesz niewykształconej szlachty zagrodowej wpływy Kościoła utrzymywały się niezmiennie.
Ale aż do połowy XVII wieku polityka polska nie uległa w pełni naciskom kontrreformacji i pozostała wierna nowożytnym, porenesansowym wzorom. Jedyny wyjątek stanowiła próba wprowadzenia siłą unii religijnej, konfiskowanie majątków prawosławnych klasztorów i cerkwi, prześladowania dyzunitów, zwłaszcza duchownych. Wzmocniło to odśrodkowe tendencje kleru prawosławnego, chłopów i mieszczan ukraińskich, podważyło więź zamieszkanych przez nich ziem z resztą Rzeczypospolitej. Jak dalece ślepy był Kościół na sprawy państwa, świadczy fakt, że nawet unickich biskupów nie dopuszczono do senatu.
W drugiej połowie XVII stulecia - konstatuje Janusz Tazbir - „uzgadnianiu polskiej racji stanu z polityką papiestwa towarzyszyło powstawanie ideologii uzasadniającej taki właśnie kurs polityczny”9S.
12 - Szlachta polska ..
ROZDZIAŁ D Z I E W I • Ą T Y
NA ROZDROŻU
Mocą panom nie zdołamy, prawem nie wygramy.
Anonim, .1607 r.
S-o zwycięstwie obozu egzekucyjnego i po ustaleniu zasady, że król wybierany jest przez ogół szlachty, każdy osiadły szlachcic mógł o sobie powiedzieć: „Państwo to ja”. Teoretycznie obowiązywały go dwojakiego rodzaju świadczenia na rzecz państwa: płacenie 2 groszy od łanu użytkowanego przez chłopów i udział w pospolitym ruszeniu na wypadek wojny 87. Pierwszy jednak z tych obowiązków, wobec jego symbolicznego wyłącznie znaczenia, został zniesiony, a drugi - tak obwarowany najrozmaitszymi przepisami, że od czasów wyprawy radoszkowickiej (1567) aż po wojnę chocim-ską (1621) szlachty ani razu nie zwoływano na pospolite ruszenie. Słowem, szlachta nie ponosiła właściwie żadnych świadczeń na rzecz państwa. Nawet uczestniczenie w sejmiku nie było obowiązkowe, chociaż tego rodzaju postulaty wysuwano od czasu do czasu. Jedynie odbywający się dość rzadko popis wojewódzkiego lub powiatowego pospolitego ruszenia, sprawdzający „gotowość bojową” szlachty, uważano za obowiązek, z którego trudno było się wyłamać, nie tyle zresztą ze względu na grożące kary, ile z uwagi na opinię sąsiadów bliższych i dalszych.
Centralne organa władzy państwowej nie miały swych terenowych odpowiedników. Kanclerzowi, pod
178
kanclerzemu, podskarbiemu, hetmanowi nie podlegali żadni urzędnicy prowincjonalni. Nawet poborca podatkowy, wybierany przez sejmik, odpowiadał za sprawowanie swej funkcji przed wyborcami, nie zaś przed przedstawicielami skarbu państwa. Jedynie starostowie grodowi uważani byli za „brachium regale” (ramię królewskie). Od zasady tej jednak zdarzały się odstępstwa. Oto, gdy król Zygmunt III rozesłał do grodów uniwersał, surowo zakazując w nim przyjmowanie do obiaty pism opozycji, notariusz grodu sanockiego pod nieobecność starosty Stanisława Mniszcha opatrzył pismo królewskie adnotacją: „Litterae Sacrae Regiae Maiestatis privatim scriptae” (List Świętego Majestatu Królewskiego napisany prywatnie), i nadal wpisywał do ksiąg dokumenty opozycji. Większość starostów jednak polecenie królewskie wypełniła (1606).
Uwolniwszy się formalnie od przewagi magnaterii, szlachta średnia urządzała państwo według własnych koncepcji. Wszystkie jej poczynania ustawodawcze po śmierci Zygmunta Augusta zmierzały do tego, by zabezpieczyć się przed możliwością wzmocnienia władzy królewskiej, przed absolutyzmem. Temu celowi służyć miała wolna elekcja viritim, to znaczy obiór nowego króla przez całą - teoretycznie - szlachtę, na specjalnie w tym celu zwołanym zjeździe. Była to w istocie próba wprowadzenia demokracji bezpośredniej przy podejmowaniu decyzji o kluczowym dla państwa znaczeniu. Nie zabezpieczono jednak w sposób wystarczający pola elekcyjnego przed knowaniami możnych oraz dworów cudzoziemskich, które poprzez swych posłów, dysponujących niemałym groszem, usiłowały wpływać decydująco na bieg zdarzeń. Musiała w tak wielkim zbiorowisku ludzi panować demagogia i frazes i w istocie tylko jednomyślny wybór monarchy mógł uchronić kraj przed ciężkimi perturbacjami, wojny domowej nie wyłączając. Nie większość bowiem decydowała, bo
170
zresztą w tak wielkim tłumie, naładowanym emocjami, decydować nie mogła, lecz siła i sprawność organizacyjna (zarówno na samym polu elekcyjnym, jak i w działalności propagandowo-politycznej w poszczególnych województwach) stronnictw uczestniczących w obiorze króla. I tak w istocie siła zadecydowała o wyniku zwłaszcza drugiej i trzeciej elekcji. Stąd, może bezwiednie, ale przecież wyraźnie, szlachta dążyła do jednoznaczności personalnej w dobie elekcji, By po ojcu panował syn, po bracie brat. Nie było żadnych wątpliwości, że po Zygmuncie III zostanie obrany królem jego pierworodny syn, Władysław, a po Władysławie jeden z jego braci: Jan Kazimierz lub Karol Ferdynand. Wraz z wygaśnięciem dynastii Wazów (był to zresztą wyjątkowo nie sprzyjający zbieg okoliczności) i upadkiem kultury politycznej zakończyła życie i ta - w istocie dynastyczna, stabilizująca państwo - zasada.
W dobie pierwszego bezkrólewia ostatecznie też uregulowano prawną pozycję króla. Sformułowano wówczas prawa stałe, które później zaczęto nazywać prawami fundamentalnymi i kardynalnymi; były to tak zwane artykuły henrycjańskie (lub henrykowskie). Po raz pierwszy przedstawiono je do aprobaty posłom Henryka Walezego podczas zjazdu elekcyjnego w roku 1573. Król-elekt, mimo iż jego posłowie wstępnie je zaprzysięgli, odmówił ich akceptacji. Weszły więc w życie dopiero podczas koronacji Batorego, w maju 1576 roku, i odtąd uważane były za źrenicę wolności szlacheckich. Zobowiązywał się w nich król do poszanowania zasady wolnej elekcji, co wykluczało wszelkie starania o wybór następcy za jego życia, zrzekał się tytułu „dziedzic”, nie mógł tytułować syna następcą. Ograniczeniu uległy kompetencje króla w sprawach wojny i pokoju; nie mógł tu nic stanowić sam, bez zgody senatu (później szlachta interpretowała ten przepis sze
180
rzej, decyzję o wojnie ofensywnej przerzucając na sejm), między innymi nie mógł bez zgody sejmu zwoływać pospolitego ruszenia i wyprowadzać go poza granice kraju oraz dzielić na hufce. Zobowiązywał się do utrzymywania wojska kwarcianego. Sejm zwyczajny miał być zwoływany co dwa lata, a w okresach międzysejmowych u boku króla miała zasiadać rada, składająca się z 16 senatorów rezydentów. Uzyskiwała także szlachta prawo wypowiedzenia monarsze posłuszeństwa, jeśliby ten „co przeciw prawom, wolnościom, artykułom, kondycjom” wykroczył.
Począwszy od roku 1573 nowo obrani królowie musieli również zaprzysięgać pacta conventa, stanowiące w istocie umowę między szlachtą a elektem. Były to indywidualne zobowiązania konkretnego króla. Dotyczyły różnego zakresu spraw publicznych. Henryk Walezy zobowiązał się na przykład, obok ustanowienia wieczystego sojuszu polsko-francuskiego, do zapewnienia wolności handlu kupcom polskim z Francją, wpłacania do skarbu państwa corocznie 40 tysięcy florenów z dochodów przynoszonych przez jego dobra położone we Francji, wybudowania własnym kosztem floty morskiej i utrzymywania stu Polaków kształcących się we Francji. Następcy Walezego podpisywali innej treści zobowiązania, chociaż niektóre ich punkty utrzymywały się stale, jak zobowiązanie do utworzenia floty bałtyckiej. Można przyjąć, że z jednej strony autorzy pactów conventów rzeczywiście dobrze orientowali się w potrzebach państwa, ale z drugiej - że nierealny wpis do dokumentu uznawali za załatwienie sprawy. Dało to początek „grze pozorów”, tak groźnej dla interesów Rzeczypospolitej w latach późniejszych.
Ostatecznym w zasadzie wykończeniem modelu ustrojowego Rzeczypospolitej było ustanowienie w roku 1578 przez Stefana Batorego Trybunału Koronnego (dla Wielkopolski w Piotrkowie, dla Małopolski w Lu-
blinie). Sędziów wybierały tak zwane deputackie sejmiki. W ten sposób wymiar sprawiedliwości, a przynajmniej znaczna jego część, znalazł się pod całkowitym wpływem samorządu szlacheckiego.
Mogła więc mieć świadomość szlachta, iż jej omnipo-tencja w państwie została prawnie zabezpieczona w każdym niemal szczególe. I tylko jednostki dostrzegały, że ten pozornie spójny model państwa równej wobec prawa szlachty jest zagrożony stale z innej strony niż absolutystyczne dążenia królów. Miał pełną rację anonimowy pisarz polityczny z początku XVII wieku, kiedy - z dużą dozą przenikliwości - dowodził:
„Naszy przodkowie, gdy do wolności przyszli, zabiegali temu wszelakim sposobem, żeby król tyranem być nie mógł, żeby im majętności, żony, dzieci brać nie mógł, żebym siedział bezpiecznie na swym bez strachu żadnego, a temu nie zabiegali, żeby mi sąsiad możniejszy tyranem nie był [podkreślenie moje - J. M.]”98.
W szlacheckim modelu ustrojowym istniało wiele szczelin i luk, przez które nieuchronnie musiały wciskać się wpływy magnackie. Magnateria nauczyła się wykorzystywać formy ustrojowe demokracji szlacheckiej do swoich grupowych celów. Jednocześnie procesy społeczno-ekonomiczne, jakie zachodziły w ostatniej ćwierci XVI wieku w olbrzymim państwie polsko-li-tewsko-ruskim, stworzyły realne przesłanki do ukształtowania się w Polsce rządów możnowładczych. Wprawdzie pewna część starej magnaterii w wyniku egzekucji dóbr utraciła swe znaczenie (rody Szydłowieckich, Łaskich, Zaklików, Drzewieckich, Mieleckich, Jazło-wieckich i wiele innych roztopiły się w masie szlachty średniej), ale równocześnie - po zawarciu Unii Lubelskiej - wpływ na stosunki wewnętrzne w Koronie uzyskali magnaci ruscy. Nie była to efemeryczna grupa magnacka, budująca swą potęgę na królewskich nada
niach. Byli to oligarchowie z dziada pradziada, ozdobieni uznawanymi prawnie tytułami kniaziowskłmi, posiadający własne dwory i własne nadworne chorągwie. Zajmowali pozycję majątkową niewspółmiernie wyższą niż najbogatsi nawet magnaci ziem rdzennie polskich. Unia Lubelska większości z nich pozwoliła zasiąść w senacie Rzeczypospolitej. Mieli decydujący wpływ na wybór posłów sejmowych na sejmikach województw:
wołyńskiego, kijowskiego, bracławskiego i podolskiego, a częściowo również ruskiego. Co więcej, z biegiem lat magnaci owi wchodzili w koligacje ze szlachtą i ma-gnaterią rdzennie polską, kupowali lub dziedziczyli dobra w województwach krakowskim, sandomierskim czy lubelskim oraz otrzymywali godności senatorskie jako przedstawiciele tych ziem.
Magnaci ruscy zaczęli się szybko polonizować. Większość z nich przeszła na katolicyzm. Oto pierwszy z brzegu przykład: Konstanty książę Ostrogski, wojewoda kijowski, był jednym z najmożniejszych panów na Ukrainie. Miast, miasteczek i wsi posiadał około 400. Dysponował własnym wojskiem, miał rozliczne zamki obronne. Wyznawał prawosławie, energicznie przeciwdziałał wprowadzeniu w życie unii religijnej i bronił cerkwi prawosławnej przed uciskiem. Ale już jego syn, Janusz, nie używał języka ruskiego. Wszedł w posiadanie rozlicznych dóbr ziemskich w województwie krakowskim i stał się na tym terenie najmożniejszym magnatem świeckim. Przyjął katolicyzm. Po pewnym czasie otrzymał najwyższe świeckie stanowisko w senacie Rzeczypospolitej: został kasztelanem krakowskim. Jego dochód roczny szacowano na blisko 200 tysięcy złotych. Kiedy umierał w 1620 roku, pozostawił między innymi oprócz dóbr nieruchomych, sprzętów i inwentarza żywego w samej gotowiźnie: 600 tysięcy czerwonych złotych, 290 tysięcy rozmaitej monety, 400 tysięcy talarów bitych i 30 beczek srebra łamanego „. By-
ły to sumy na owe czasy kolosalne, bliskie dwóm rocznym budżetom państwa w okresie pokoju. Niewielu magnatów dorównywało bogactwem Ostrogskiemu. Najbogatsza grupa przyszłych królewiąt skupiała nie więcej niż kilkanaście rodzin. Inne wielkie rody miały niepomiernie mniejsze majętności niż ta górna warstwa.
Przyłączenie Wołynia- i Ukrainy do Korony (1569) umożliwiło awans majątkowy licznym rodom rdzennie polskim. Zygmunt III Waza rozdał po 1590 roku wiele dóbr pustych na Ukrainie, co wzmocniło ekonomicznie polską magnaterię. Na Ukrainie powstały latyfundia Koniecpolskich (szlachta sieradzka), Lubomirskich (szlachta krakowska), Zamoyskich (szlachta lubelska) i innych. Część rodów, które dotkliwie odczuły egzekucję, ponownie zaczęła piąć się w górę (na przykład Potoccy). Na przełomie XVI i XVII wieku powstała nowa, silna ekonomicznie warstwa magnacka. Składała się ona ze starej magnatem litewsko-ruskiej oraz z wy-lansowanych spośród szlachty średniej nowych rodów polskich. Po pewnym czasie różnice między nimi zatarły się, a nowe rody postarały się o tytuły książęce (na przykład Ossolińscy) albo przynajmniej margra-biowskie (Myszkowscy, Wielopolscy). W XVIII stuleciu pojawiły się tytuły hrabiowskie (między innymi Potoccy, Braniccy, Rzewuscy).
Majątek w Polsce szlacheckiej sam przez się zapewniał udział we władzy, niezależnie od posiadanych tytułów i godności. Słynny zagończyk kresowy pierwszego dwudziestolecia XVII wieku, który na własną rękę wojował z sułtanem i prowadził samodzielną, sprzeczną z zamierzeniami hetmana i kanclerza, politykę wobec Mołdawii i Wołoszczyzny, Samuel Korecki, nie był ani senatorem, ani nawet niższej rangi urzędnikiem ziemskim. Był Koreckim, magnatem, kniaziem pieczętującym się Pogonią, właścicielem wielkich dóbr,
i to wystarczało, by zapewnić mu niemal niezależną pozycję polityczną w państwie.
Dla przyszłości państwa zjawisko najgroźniejsze stanowiła stabilizacja wewnętrzna warstwy magnackiej, podczas gdy dawna magnateria polska - jak o tym mówiliśmy - nie była warstwą trwale uformowaną, przekazującą pozycję z ojca na syna. Nowe rody magnackie gromadziły coraz liczniejsze majątki, starały się ugruntować swą pozycję tworząc ordynacje, które-miały za zadanie zapobiegać rozdrabnianiu fortun. Ordynacje - swoista forma organizacji dóbr feudalnych - posiadały równocześnie określony statut prawny, zatwierdzony mimo oporów szlachty przez sejm Rzeczypospolitej. Na terenie ordynacji, stanowiącej zazwyczaj zwarty kompleks dóbr, obejmujący dziesiątki i setki kilometrów kwadratowych, magnat sprawował władzę niemal nieograniczoną. Dysponował sprawnym aparatem wykonawczym, w którym zatrudniał głównie niższą szlachtę, własnym wojskiem nadwornym, własnym skarbem. Odgrywał w środowisku szlacheckim rolę ogromną. To w jego ręku przede wszystkim znajdowała się władza, chociaż oficjalnie mógł nie legitymować się żadnym tytułem, funkcją czy stanowiskiem państwowym. Precedens stworzył tu Jan Zamoyski, któremu w uznaniu zasług pozwolono utworzyć ordynację zamoyską ze stolicą w Zamościu100. Decyzję tę traktowano jako wyjątkową, ale otworzyła ona drogę naśladowcom Zamoyskiego. Zygmunt Myszkowski zorganizował ordynację pińczowską, która potem przeszła w ręce Wielopolskich; Janusz Ostrogski - ostatni z rodu - położył podwaliny pod ordynację ostrogską, którą odziedziczył możny ród Zasławskich; ordynacje zaczęli tworzyć również przedstawiciele poszczególnych linii rozrodzonego rodu Radziwiłłów101.
Także rody, które ordynacji nie utworzyły, rosły w siłę i znaczenie, komasując majętności. Lubomirscy,
Potoccy, Ossolińscy, Sobiescy, Koniecpolscy, Krasińscy, Sapiehowie - oto przykłady wielkich karier XVII wieku. Pomału, krok za krokiem, dostęp do warstwy magnackiej zamykał się. Coraz rzadziej zdarzało się, aby awansował do jej szeregów ktoś spośród szlachty średniej. Jak utrudniona była w połowie XVII stulecia kariera majątkowa i urzędnicza, świadczy przykład Stefana Czarnieckiego, którego mimo godności senatora i znacznych bogactw, zgromadzonych w ciągu długoletniej służby wojskowej, w gronie „prawdziwych” magnatów z dziada pradziada uważano za parweniusza.
W jaki sposób powstawały fortuny magnackie? Zbigniew Ossoliński, syn znanego działacza ruchu egzekucyjnego, Hieronima, przed pierwszym ożenkiem posiadał po ojcu tylko 7 części wsi - ani jednej całej. Dzieląc majątek między swych synów w 1620 roku, czyli w 36 lat później, posiadał 16 wsi i folwarków, wielki klucz Zagórsko i części 2 wsi, a nadto użytkował szereg królewszczyzn, które - o co się postarał - otrzymali częściowo jego synowie prawem dożywotnim. Pierwszym krokiem do zbudowania potęgi rodu były nadania królewskie. Jeszcze u schyłku panowania Zygmunta Augusta i w czasach panowania Batorego polityka stosowana w tym zakresie zgodna była z interesami szlachty średniej, przed tymi jednak, którzy dobra królewskie uzyskiwali, otwierała się droga do szeregów warstwy magnackiej. Zbigniew Ossoliński, któremu mir, jakim cieszył się wśród szlachty, pozwolił poprzeć zamierzenia monarchy na sejmie inkwizycyj-nym w 1592 roku, otrzymał w drodze rewanżu dobra Łaszki i kilka innych wsi na Pokuciu, wymienionych następnie na lepszą majętność - Smierdzinę. W 1598 roku dostał 300 złotych polskich jurgieltu *, w cztery lata później jeszcze 500 złotych jurgieltu na Samborze,
* Jurgielt - roczne wynagrodzenie wyższych dowódców i niektórych urzędników.
186
w 1603 roku uzyskał w dożywocie starosty wowskie. Za posługi oddane królowi w cza sandomierskiego (1606) otrzymał Nowe Mi brzyń, wreszcie zaś intratne starostwo stobn wszą żona, Sienieńska, wniosła mu posag ni ki, ale już druga żona, Firlejówna, całkiei Dziedziczył też schedy po zmarłych bezpot< ciach.
W karierze majątkowej Ossolińskiego ni odegrał na pewno szczęśliwy traf (żenił się zy, każde małżeństwo przynosiło mu korzyść ne: bracia jego zmarli bezpotomnie), ale ni było tylko jego dziełem. Ossoliński budows tunę świadomie, nie gardził na j drobnic j szyn mi królewskimi i darowiznami, dochody z d nych umiejętnie inwestował w ziemię, we ^ bywane prawem dziedzicznym majętności. stywał niepowodzenia drobnych sąsiadów, części wsi, rugując ich per fas et nefas z zaokrąglając nimi własne dobra.
Mimo iż majątek swój podzielił między trz każdy z nich awansował do godności senal odziedziczone włości powiększył o nowe10 Zbigniewa Ossolińskiego ponadto pożenili W połowie XVII wieku ród Ossolińskich nal silniejszych, uznanych rodów polskich.
Inny przykład to Lubomirscy. Sebastian ] posiadał w 1581 roku zaledwie 4 wsie i d wsiach. Jego syn Stanisław w 1629 roku d 91 wsi całych, 16 części wsi i miasto Wiśnie - był użytkownikiem licznych królewszcz w województwie krakowskim dzierżawił 18 wsi i starostwo dobczyckie, obejmujące 5 wsi103 Lubomirski budował swą fortunę na nadaniach skich, dzierżawił ponadto obszary górski Urządzał również łupieżcze wyprawy na dol
ta węgierskiego Horwatha. Czerpał dochody z żup solnych.
Dochody Lwa Sapiehy z majątków królewskich i rozlicznych dzierżaw przewyższały dochody z jego własnych majętności rodowych. Sama dzierżawa myt Wielkiego Księstwa Litewskiego przynosiła Sapieże kolosalną sumę l O tysięcy złotych polskich rocznie104. W rezultacie Lew Sapieha, który zaczynał karierę jako klient domu Radziwiłłów, umierał jako kanclerz i hetman wielki litewski oraz jeden z najbogatszych ludzi w Polsce. Ród Sapiehów stał się obok Radziwiłłów najpotężniejszym domem na Litwie.
Przykłady można mnożyć. Świadczą one bez wszelkiej wątpliwości, że w pierwszej połowie XVII wieku następowało zachwianie równowagi między poszczególnymi warstwami w łonie klasy panującej. Był to, oczywiście, proces rozłożony na wiele lat; mechanizm tego procesu nie od razu stał się dla mas szlacheckich jasny i zrozumiały. W nim to należy doszukiwać się głównych przyczyn upadku demokracji szlacheckiej, zahamowania tendencji centralistycznych, tak wyraźnych w Polsce XV i XVI wieku, a następnie wyrodzenia się ustroju demokracji szlacheckiej w oligarchię magnacką.
Procesowi temu towarzyszyły zmiany w strukturze szlacheckiej własności ziemskiej. Stopniowo, krok za krokiem kurczył się stan posiadania szlachty średnie] i drobnej. Wielcy właściciele wykupywali ziemię z rąk drobnych posiadaczy. Często stosowaną przez magnatów metodą było usadawianie się w jednej części wsi kollokacyjnej, czyli należącej do różnych szlacheckich właścicieli, by następnie, przy użyciu rozmaitych nacisków i czasem nawet pewnej presji, wyrugować pozostałych kollokatorów z ich części.
Z drugiej strony rosła liczba posiadaczy na skutek podziałów spadkowych. Starano się unikać dzielenia schedy ojcowskiej na zbyt wiele części, jednak same
188
podziały były sprawą nieuchronną, oczywiście, jeśli było co dzielić. W tej sytuacji szlachta, tak drobna, jak i średnia, gorączkowo poszukiwała dla swych synów możliwości kariery, która pozwoliłaby im ocalić pozycję społeczną rodziny, zależną w dużej mierze od liczby posiadanych łanów. Jeśli w rodzinie było kilku synów, starano się przynajmniej jednemu z nich umożliwić karierę duchowną, pozwalającą na użytkowanie beneficjów kościelnych. (Naszym zdaniem postępowanie takie stało się jednym z istotnych czynników powodzenia ofensywy kontrreformacji w Polsce. Szlachta innych wyznań nie miała ze zrozumiałych względów możliwości partycypowania w użytkowaniu olbrzymich majętności pozostałych w rękach Kościoła. Przesądziło to w dużej mierze o ostatecznej rekatolizacji szlachty polskiej). Przynajmniej jedną córkę, jeśli ich było w średnio zamożnej rodzinie kilka, starano się umieścić w klasztorze. Do nowicjatu oddawano ledwie dwunastoletnie dziewczynki. Posag bowiem dla córek stanowił poważne obciążenie nawet dla średnio zamożnej rodziny szlacheckiej. Wszystko to jednak nie rozwiązywało sytuacji szerokich rzesz szlachty. Brakowało w Polsce w XVI, XVII i zwłaszcza XVIII wieku instytucji, które mogłyby wchłonąć znaczne nadwyżki młodzieży szlacheckiej. Rosły więc szeregi szlachty ekonomicznie słabej, władającej tylko częścią jednej wsi, oraz szlachty bezrolnej. Ta ostatnia, przymuszona koniecznością, szła na służbę do możnych, którzy potrzebowali w swych latyfundiach rozbudowanego aparatu administracyjnego i wojskowego.
Często zdarzały się również wypadki wyraźnej degradacji społecznej. W okolicach Gniezna i Kalisza, gdzie żyły liczne rzesze szlachty drobnej, dochodziło do małżeństw szlachcianek z chłopami, i to nie tylko z wolnymi kmieciami (tworzącymi wówczas niewielką, szczątkową grupę społeczną), lecz również z poddany-
mi. Oto przykłady: Urodzona (!) Elżbieta nieznanego nazwiska była żoną pracowitego (!) Franciszka, poddanego arcybiskupa gnieźnieńskiego. Katarzyna Skrzetuska była żoną uczciwego Baltazara Bujaka, sołtysa w Radujewie, poddanego klasztornegolos. Przykłady podobne można mnożyć. Związki między mieszczaństwem a szlachtą były jeszcze częstsze. W Wielkopolsce przechodzenie drobnej szlachty do miast - to zjawisko powszechne, zwłaszcza w XVI wieku, ale również i w pierwszej połowie XVII wieku. Wielokrotnie funkcje burmistrzów, a nawet woźnych pełnili przedstawiciele rodzin szlacheckich. Rzadko natomiast zdarzało się, aby zubożali synowie szlacheccy imali się zawodów rzemieślniczych. Ciekawe, iż małżeństwa międzystanowe nie odbierały praw do spadku ani nie pozbawiały przynależności do stanu uprzywilejowanego, z tym że przynależność ta nie rozciągała się ani na współmałżonka, ani na dzieci. Zdarzały się wypadki naganienia (zakwestionowania) szlachectwa osób zrodzonych z małżeństwa mieszanego, szlachcica z mieszczanką. Niemniej nawet szlachcianka poślubiająca chłopa nie traciła osobistego szlachectwa i w dokumentach prawnych tytułowana była urodzoną lub szlachetną.
„Związki szlachecko-mieszczańskie - pisze Włodzimierz Dworzaczek, badacz tego zjawiska - jakkolwiek w porównaniu do małżeństw zawieranych w obrębie stanu szlacheckiego stosunkowo rzadkie, a w każdym razie niemasowe, nie mogą być uważane za jakieś wyjątkowe wybryki mezaliansowe. W rodzinach drobno-szlacheckich zdarzały się z pokolenia w pokolenie czasem nawet po dwa takie małżeństwa wśród rodzonych sióstr. Natomiast wśród szlachty średnio zamożnej spotykamy je zupełnie wyjątkowo” 108.
Owa różnica między szlachtą średnią a drobną rysowała się coraz wyraźniej. Była to nie tylko różnica majątkowa, lecz również obyczajowa, kulturowa. Także
190
interesy ekonomiczno-polityczne szlachty drobnej i średniej nie były tożsame. Dotykamy tu istotnych źródeł panujących wtedy powszechnie poglądów i obowiązujących stereotypów myślowych. Oto pierwszy z brzegu przykład. Szlachta średnia miała nastawienie pacyfistyczne. Wojna łączyła się w jej świadomości z poważnymi kłopotami osobistymi (ewentualny udział w pospolitym ruszeniu) oraz z koniecznością znacznych świadczeń materialnych. Rodziny drobnoszlacheckie natomiast traktowały wojnę jako wspaniałą, rzadko zdarzającą się okazję do poprawienia swej sytuacji materialnej, a co za tym idzie do podtrzymania swej pozycji społecznej. Służba w wojsku zapewniała żołd, dość znaczny, a ponadto z wojny można było wrócić z łupami, ze zdobyczą.
Owa chęć obrony za wszelką cenę przed zdeklasowaniem się była potężnym motorem działania społecznego w dawnej Polsce zarówno pojedynczych osób, jak i całych grup. Wykorzystywano ją zresztą do celów propagandy politycznej. W okresie wojen zaborczych z Moskwą w latach 1604-1618 dostarczyła ona wielu argumentów zwolennikom wojny. Paweł Palczowski, wybitny pisarz polityczny obozu królewskiego, stwierdzał wręcz: „żeśmy się bardzo pozawodzili, rozrodzili, rozpuścili. Majętności niektórych utracone, zawiedzione, a to dla wielkich zbytków, które u nas panują”. I dalej: „Drudzy zaś tak bardzo się rozrodzili, że już one jedną wioską a pogotowiu jednym zagonem wyżywić się nie mogą”. Jakie więc wyjście? „Jeśliś tedy, bracie, utracił, jeśliś dlatego odmiany jakiej v/ ojczyźnie pragnął, tam do Moskwy jedź, nabędziefcz tam majętności i inszych bogactw wiele” 107.
Że taka właśnie motywacja trafiała do przekonania żołnierzom służącym w wojsku dla żołdu i łupów, świadczy expressis verbis wyrażona opinia przez tych, którzy poniekąd usłuchali wezwań Palczowskiego i zna-
leźli się w Rosji, plądrując u boku Dymitra Samo-zwańca II ziemię siewierską i okolice Moskwy. Pisali oni otwarcie, że „już w ojczyźnie chleba docisnąć się nie mogli”, poszli zatem do cudzej ziemi po żniwo. Prosili hetmana, by ten miał wzgląd na starych rodziców, czekających na ich powrót, i na dobra, które na wojnie zdobędą, oraz na młodzież szlachecką, nie mającą w kraju co robić. „Nie nowina to - pisali dalej - zacnemu a przesławnemu narodowi polskiemu w rozkosznych się wolnościach porodziwszy w różnych monarchiach sławy i chleba szablą sobie dostawać”. Hetman Żółkiewski, znajdujący się wówczas przy królu pod Smoleńskiem, surowo odpowiedział żołnierzom służącym Samozwańcowi: „Wolno nam szablą sławy i chleba sobie zdobywać, ale do ziem prawem zakazanych, jako ziemi moskiewskiej, jeździć nie wolno [...] Nie wolno wojny zaczynać i podnosić z somsiady przyległymi nie tylko z nas któremu, ale i panu naszemu zwierzchniemu [...] prawo i owszem, zakazuje i broni” 108.
Ciekawa to wymiana poglądów. Przy tym idzie nam tu nie tyle o charakterystykę stosunku do tej konkretnie wojny, ile o przedstawienie różnicy stanowisk wobec celów wojny w ogóle. Zubożała szlachta widzi w służbie wojskowej i jej substytutach źródło utrzymania, co więcej, podstawę swej pozycji społecznej. Twierdzi, że reprezentuje interes nie tylko jednostek (w tej konkretnie sytuacji znajdujących się u boku Samozwańca), lecz również całego środowiska - swych rodzin, jak można mniemać, zubożałych, nie mających możliwości zabezpieczenia przyszłości dla swych latorośli. •
Inaczej hetman: dla niego polityka państwowa stanowi rację nadrzędną. Gotów jest zrozumieć motywy postępowania jednostek, lecz żąda podporządkowania interesów indywidualnych czy nawet grupowych inte
192
22. „Skarga poddanych na panów”. Połowa XVII w.
23. Stara karczma. Rysunek Aleksandra Ortowskiego, druga potowa XVIII w.
24. Dwór z połowy XVI w. w Jakubowicach (Miechowskie)
26. Wiśnicz Nowy. Zamek Lubomirskich, 1619-23 lub po 1630 r.
28. Nagrobek Kaspra Wielogłowskiego w kościele w Czchowie, ok.1580 r.
31. Nagrobek Barbary Firlejowej w kościele w Janowcu. Rzeźba Santiego Gucci z 1585 r.
resowi państwa, oczywiście takiemu, jakim go pojmował on sam.
Zjawisko pauperyzacji rzesz szlacheckich wymaga jeszcze wielu prac badawczych. Nie ulega wszelako wątpliwości, że struktura społeczna i polityczna Polski w XVII wieku nie stwarzała uboższej części stanu szlacheckiego możliwości awansu, a nawet nie pozwalała jej utrzymać się na tym poziomie życia, jaki osiągnęły poprzednie pokolenia. Pod tym względem istniała dość zasadnicza różnica między Rzecząpospolitą a krajami formującego się absolutyzmu. We Francji monarchia absolutna przejęła niejako opiekę nad zubożałą lub ubożejącą szlachtą. Umożliwiła jej przede wszystkim służbę w stałej, rozbudowanej liczebnie armii, całkowicie podporządkowanej woli króla. Nieźle opłacane stanowiska oficerskie w tej armii obsadzała głównie szlachta. Pewna część szlachty otrzymywała stałą pensję z królewskiej szkatuły.
W Polsce nieliczna stała armia nie była w stanie wchłonąć znacznych nadwyżek młodzieży szlacheckiej. Zdając sobie sprawę z tej sytuacji, niektórzy pisarze polityczni wysuwali projekty utworzenia szkoły rycerskiej na Ukrainie i stałego funduszu na rzecz utrzymywania wojska silniejszego niż kwarciane, które strzegłoby przede wszystkim południowo-wschodnich granic Rzeczypospolitej, narażonych na częste najazdy tatarskie. Wówczas służba wojskowa stałaby się zawodem dostępnym dla wielu.
Projekty te jednak upadały. Silna armia, licząca kilkadziesiąt tysięcy ludzi, stanowiłaby, po pierwsze, ogromne obciążenie dla podatników, a po drugie - i to był chyba motyw najważniejszy - stałaby się narzędziem w ręku króla. Na to zaś ani zamożna szlachta średnia, ani magnateria zgodzić się nie chciały i nie mogły.
Cóż więc miały robić owe rzesze drobnej szlachty?
Część synów szlacheckich z zaścianków i wsi kolloka-cyjnych szła do wojska kwarcianego, służyła w chorągwiach dragońskich i w piechocie. Ci, którym się udało, służyli jako pocztowi w husarii lub w oddziałach pancernych. Nie była to jednak duża liczebnie grupa. W okresie pokoju nie skupiała więcej niż 4000 ludzi - w Koronie i na Litwie razem. Inni musieli szukać chleba na dworach pańskich. Nieco zamożniejsi, pochodzący z lepszych rodzin, otrzymywali funkcje w rozbudowanej administracji magnackich latyfundiów, w starostwach grodowych i niegrodowych administrowanych przez magnatów, ubożsi - przyjmowali zatrudnienie w charakterze rękodajnych, hajduków, pachołków zbrojnych, a nawet zwykłych służących pańskich. Część znajdowała chleb w magnackich chorągwiach nadwornych109. Funkcje oficerskie pełniła w nich zwykle szlachta zamożniejsza, funkcje szeregowe - bezrolna lub zaściankowa szlachta obok ludzi spoza stanu szlacheckiego.
Sytuacja ta w sposób istotny osłabiała siłę państwa. Podczas gdy na przykład we Francji analogiczne procesy społeczne w konsekwencji przeobrażeń ustrojowych wzmacniały monarchię, a osłabiały wielkich feudałów, w Polsce na odwrót - dawały one magnaterii oparcie w rzeszach drobnej szlachty, wzmacniały jej siłę i w procesie długoletnich przemian przyczyniły się do osłabienia władzy centralnej i ugruntowania niemal niezależnej pozycji lokalnych królewiąt.
Ale i dwory magnackie nie mogły wchłonąć wszystkich nadwyżek młodzieży zaściankowej czy drobnoszla-checkiej. Nierzadko, o czym już mówiliśmy, część bezrolnej szlachty przechodziła do miast. W drueim, najpóźniej trzecim pokoleniu ludzie ci mieszczanieli całkowicie i tylko nazwisko wskazywało, że ich przodkowie wywodzili się ze szlachty i legitymowali się herbem. W miarę upływu czasu, a zwłaszcza po katastrofach
194
wojennych polowy XVII stulecia, miasta podupadły i nie były już w stanie wchłonąć dodatkowych grup ludności.
Można pokusić się o ustalenie pułapu kariery syna drobnoszlacheckiego. W służbie magnackiej - było nim stanowisko podstarościego, otrzymanie w dożywocie większej majętności, czasem korzystna dzierżawa. Pozwalało to niekiedy zgromadzić odpowiednie fundusze i nabyć dla siebie niewielką wioskę, a tym samym powrócić do szeregów własnej warstwy społecznej. W służbie wojskowej osiągano ten pułap poprzez uzyskanie stopnia oficerskiego (przypadki takie jednak zdarzały się na ogół bardzo rzadko), zdobycie odpowiedniej ilości łupów, a następnie kupienie wioski lub przynajmniej otrzymanie dzierżawy. Wśród tej grupy synów drobnoszlacheckich, którzy przeszli do miast, awans oznaczał na ogół bogaty ożenek z mieszczańską córką, rzadziej - eksponowane stanowisko w administracji miejskiej, na przykład urząd burmistrza. Zdarzało się również, że szlachcic wzbogaciwszy się w mieście wracał na wieś.
Rosnąca w siłę magnateria wpływała także na losy szlachty średniej, osiadłej, gospodarującej na jednej lub kilku majętnościach. Wielu synów szlacheckich szło do wojska, ale też byli tacy, którzy przyjmowali służbę u magnata, zarówno w jego chorągwiach nadwornych, jak i w administracji latyfundium. Oczywiście zajmowali oni zazwyczaj stanowiska wyższe niż drobnoszlacheccy chudopachołkowie. Przykładem niech tu będzie droga życiowa Samuela Maskiewicza, znanego pamiętnikarza pierwszego dwudziestolecia XVII wieku. Wywodził się on z zamożnej, gospodarującej na kilku wioskach rodziny. Przez wiele lat jednak nie zajmował się rolą; wstąpił do wojska koronnego, piastował szereg funkcji publicznych. Nie był zwykłym sza-raczkiem, a przecież po opuszczeniu wojska przez dwa
lata służył Radziwiłłom, mimo iż w wyniku podziałów majątkowych między braćmi otrzymał dwa folwarkin0.
Trudno precyzyjnie określić, kiedy rozpoczął się ponowny wzrost wpływów i znaczenia magnaterii w życiu kraju. Ekonomiczne przesłanki tego wzrostu zaczęły się chyba kształtować w pierwszym dziesięcioleciu rządów Zygmunta III Wazy; polityka, jaką kierował się rozdając dobra i urzędy, faworyzowała nowo powstającą grupę magnacką. Wówczas zakładali podwaliny pod przyszłą potęgę swych rodów: Zygmunt Myszkow-ski, Sebastian Lubomirski, Zbigniew Ossoliński, Jakub i Jan Potoccy, Aleksander Koniecpolski, Lew Sapieha i inni. W następnych latach umocni się między innymi pozycja Kryskich, Daniłłowiczów, Wołłowiczów, Sobie-skich, Opalińskich. Ze starych rodów możnowładczych utrzymają swą pozycję Tarnowscy, Stadniccy, Kostko-wie, Działyńscy. Koligacje z rodzinami, które biologicznie wygasły, doprowadzą potem do niebywałej fortuny Sobieskich (staną się oni dziedzicami Żółkiewskich i Daniłłowiczów), Zasławskich (odziedziczyli ordynację Ostrogskich), Wielopolskich (przejęli spuściznę po Myszkowskich).
W połowie XVII stulecia, za rządów Jana Kazimierza (1648-1668), zakończył się ostatecznie proces integracji pod względem narodowościowym magnaterii polsko-li-tewsko-ruskiej oraz pod względem społecznym - magnaterii starej i nowej. Wytworzyła się jednolita warstwa magnacka, zamknięta, dzieląca pomiędzy siebie zarówno dochody z dóbr Rzeczypospolitej, jak i wysokie oraz najwyższe stanowiska państwowe. O ile w drugiej połowie XVI wieku na wysokich stanowiskach spotkać możemy wielu przedstawicieli szlachty średniej, o tyle w XVII wieku wraz z upływem czasu liczba przedstawicieli szlachty średniej w spisach urzędników centralnych i senatorów maleje, a wzrasta liczba magnatów. Dotyczy to przede wszystkim Korony,
196
na Litwie bowiem z zasady najwyższe stanowisko piastowali magnaci. Oto kilka przykładów. Wśród kanclerzy wielkich koronnych w XVI stuleciu spotykamy Choińskiego, Sobockiego, Dembińskiego (był to wybitny działacz obozu egzekucyjnego), Wolskiego, Zamoy-skiego (który obejmując ten urząd, jeszcze do magnaterii nie należał), natomiast począwszy mniej więcej od 1624 roku wśród świeckich kanclerzy wielkich koronnych znajdowali się już tylko przedstawiciele magnaterii; na przykład Leszczyńscy, Tomasz Zamoyski, Ossoliński, Wielopolski. Jedynie Stefana Korycińskiego, piastującego ten urząd w latach 1652-1658, nie można uznać za magnata, ale też były to lata wojen, klęsk, rozdarć wewnętrznych i „potopu szwedzkiego”; należy je rozpatrywać w nieco innych kategoriach.
Urzędem hetmańskim - w praktyce najważniejszym po królu - całkowicie zawładnęła magnateria. O ile jednak na Litwie urząd ten przez ponad 170 lat (1532-1703) obsadzali przedstawiciele pięciu rodów (wśród hetmanów litewskich było sześciu Radziwiłłów, trzech Chodkiewiczów, trzech Sapiehów, jeden Kiszka, jeden Pac), o tyle w wykazie hetmanów koronnych nie spotykamy nazwisk powtarzających się, z wyjątkiem Potockich (po, Mikołaju Potockim, zmarłym w 1651 roku, buławę hetmańską otrzymał jego daleki krewny, Stanisław, potem zaś, w XVIII stuleciu, dwukrotnie jeszcze Potoccy zostawali hetmanami) i - ale już w drugiej połowie XVIII wieku - Branickich.
Podobnie - od czasów Zygmunta III - utrwalił się obyczaj, że dobrami koronnymi (starostwami) władali przede wszystkim przedstawiciele magnaterii. Co gorsza, zaczęło obowiązywać niepisane prawo, że niegrodowe starostwo należy się synowi po ojcu, żonie po zmarłym mężu, bratu po bracie - i tak dalej. Firlejowie dzierżyli w swych rękach dobra Serokomla w ziemi chełmskiej przez 100 lat. Katarzyna Kryska
otrzymała w dożywocie starostwo stanisławowskie, nadane jej mężowi, wojewodzie mazowieckiemu. Dożywocie to zostało następnie przepisane na jej kolejnego męża, Zbigniewa Ossolińskiego. Jerzy Ossoliński przekazał swoje starostwo bydgoskie synowi Franciszkowi. Jak zakorzeniło się przekonanie, że starostwo niegrodo-we należy się po ojcu synowi, świadczy fakt, iż gdy po śmierci Mikołaja Krzysztofa Radziwiłła (Pioruna) starostwo dudeńskie, którym władał, przekazano nie synowi zmarłego, Januszowi Radziwiłłowi, lecz antagoniście rodu Radziwiłłów, Janowi Karolowi Chodkie-wiczowi, Janusz Radziwiłł uznał to za wykroczenie przeciw prawu. Nic dziwnego, że już pod koniec XVI wieku szlachta utyskiwała na sejmie, iż polityka królewska „chleb ludzi rycerskich obróciła w biało-głowskie i dziecinne rzeczy” ln. Wedle bowiem założeń prawnych znaczna część dóbr królewskich miała być chlebem dla dobrze zasłużonych (starostwa niegrodo-we), przy czym ich dożywotniego użytkownika obowiązywała kwarta, czyli przekazywanie czwartej części dochodu na rzecz obrony państwa. Część dóbr królewskich przeznaczona była na utrzymanie dworu monarchy i jego potrzeby osobiste (od czasów Zygmunta III dobra te nosiły nazwę ekonomii królewskich i znajdowały się pod zarządem podskarbiego nadwornego), pozostałe - tak zwane starostwa grodowe - miały dostarczać starostom środków materialnych na pokrycie kosztów związanych między innymi ze sprawowaną przez nich funkcją, utrzymaniem urzędu grodzkiego i wymiarem sprawiedliwości.
Posiadacz starostwa, tak grodowego, jak i niegro-dowego, czerpał zeń pokaźne zyski; starostwa zaczynały stawać się podstawą magnackiej przewagi w państwie. Dodajmy, że cierpieć na tym musiał wymiar sprawiedliwości, starostowie grodowi bowiem traktowali zazwyczaj piastowany przez siebie urząd nie jako
obowiązek, lecz jako źródło prywatnych dochodów, funkcje starosty cedując na podstarościego, którego mianowali osobiście, nie uwzględniając kandydatury z nikim, i nakazując mu oszczędne użytkowanie środków pozostających w dyspozycji urzędu grodzkiego. Tego rodzaju polityka w zakresie rozdawnictwa dóbr zaprzepaściła faktycznie zdobycze sejmów egzekucyjnych.
Przemianom ulegały także rozmaite formy życia politycznego. Rzuciwszy demagogiczne hasło elekcji viri-tim (1573), magnateria pociągnęła za sobą rzesze ciemnej, nieoświeconej szlachty mazowieckiej i odebrała sejmowi prawo wyboru króla. Trzeba przy tym podkreślić z całym naciskiem, że Jan Zamoyski, nazywany często trybunem ludu szlacheckiego, nie był autorem projektu elekcji viritim 112. Przystąpił doń wówczas, gdy sprawa została już przesądzona. Elekcja viritim to pierwsze w okresie poegzekucyjnym zwycięstwo mag-naterii o charakterze ustrojowo-politycznym. W elekcji miała prawo brać udział cała szlachta. Ponieważ jednak podróż do Warszawy z odległych krańców Rzeczypospolitej była dość kosztowna, na pole elekcyjne mogła się stawić masowo jedynie szlachta mazowiecka, zamożna szlachta z województw centralnych oraz kresowi możnowładcy, otoczeni rojem szlachty służebnej, która na polu elekcyjnym reprezentowała z reguły stanowisko swego protektora.
Nie należy wszakże przeceniać roli elekcji w życiu politycznym Rzeczypospolitej. Pierwsze dwie elekcje (Henryka Walezego i Stefana Batorego) świadczyły o mocnej jeszcze pozycji szlachty. Czołową rolę odgrywał na nich tłum szlachecki i jego trybun, Jan Zamoyski. Już jednak trzecia elekcja wykazała, że zarówno w stronnictwie zwolenników Maksymiliana Habsburga, jak i w szlacheckim stronnictwie Jana Zamoyskiego, popierającym w końcu kandydaturę królewicza szwedzkiego Zygmunta III, decydującą rolę od
grywali możni113. Charakterystyczne jednak, iż elekcja, formalnie powołując na tron konkretną osobę, faktycznie powoływała dynastię. Tak na przykład po śmierci Zygmunta III było rzeczą najzupełniej oczywistą, że elekcja ma tylko charakter formalny, bowiem kandydatura najstarszego syna zmarłego monarchy, królewicza Władysława, nie budziła w nikim żadnych wątpliwości. Podobnie po śmierci Władysława IV (1648) nie ulegało kwestii, że wybrańcem szlachty zostanie jeden z jego braci: królewicz Jan Kazimierz lub też królewicz Karol Ferdynand. Gdy ten ostatni zrzekł się swej kandydatury, wybór Jana Kazimierza był już tylko formalnością. Elekcja zatem stwarzała jedynie niebezpieczeństwo na przyszłość; z chwilą wygaśnięcia dynastii krajowi groziła niezgoda, a nawet wojna domowa. W takich warunkach odbyła się trzecia elekcja. Batory nie założył dynastii (z winy zresztą szlachty, która kazała mu się ożenić z Anną Jagiellonką, osobą będącą w wieku wykluczającym macierzyństwo); po jego śmierci o wyborze króla zadecydował w ostatecznym rachunku oręż. Po abdykacji Jana Kazimierza wybrańcem szlachty został Michał Korybut Wiśniowiecki, przy czym na polu elekcyjnym wrzało od intryg, przetargów, waśni i jedynie liczebna przewaga antymagnacko nastawionej szlachty zdołała narzucić, zgoła przypadkową i, jak się potem okazało, niefortunną kandydaturę. Ostatnia wojna elekcyjna, wybór Jana III Sobie-skiego, również nie przebiegała bez konfliktów, intryg i przekupstwa. Wszystkie następne elekcje były już tylko aktem formalnym. O wyborze króla decydowały mocarstwa ościenne, które uciekając się do korupcji, nacisków lub zgoła przemocy zbrojnej, narzucały swego kandydata. Polska elekcja stała się więc areną, na której, wykorzystując ambicje poszczególnych koterii magnackich, inne państwa rywalizowały o wpływ na losy naszego kraju. Szlachta zeszła do roli barwnego tła
200
dla zakulisowych rozgrywek lub też maszynki do głosowania i klaskania. Jedyna w XVIII wieku próba swobodnego wyrażenia woli większości, czyli elekcja Stanisława Leszczyńskiego w 1733 roku, została zdławiona przemocą.
Istotnym przeobrażeniom ulegał sejm walny. Ma-gnateria zmierzała do ograniczenia jego roli i znaczenia i w tej sprawie zamiary jej okazywały się na ogół zgodne z polityką monarchów. Póki sejm, reprezentujący już od połowy XVI stulecia nie poszczególne prowincje, ale de iure i de facto Rzeczpospolitą jako jedną nie-rozdzielną całość, stanowił rzeczywiście reprezentację szlachty średniej, poty spełniał on rolę czynnika centralizującego państwo. W przypadku zgodnego współdziałania monarchy ze szlachtą był on nawet dość sprawnie funkcjonującym organem władzy ustawodawczej lu. Tryb prowadzenia obrad i podejmowania uchwał, dążenie do rozsądnego kompromisu między mniejszością a większością, uzgadnianie treści i formy konstytucji przez deputatów (jak byśmy dziś powiedzieli: przez komisje) i tym podobne działania korzystnie odróżniały polski sejm od innych organów reprezentacji stanowej w Europie.
Praktyka parlamentarna opierała się przede wszystkim na artykule „nihii sine consensu omnium” (nic bez zgody wszystkich), ale przecież nie wiedziano, jak interpretować owo „omnium” - czy jako obowiązek całkowitej jednomyślności wszystkich posłów, czy jako wymóg pod adresem reprezentacji województw, które winny wstępnie ustosunkować się do sprawy we własnym gronie. W XVI wieku, jak zresztą zostało to już przedstawione wyżej, nie można mówić o jednomyślności obrad sejmowych. Gdyby tak było, żadna konstytucja dotycząca egzekucji praw i dóbr nie zostałaby uchwalona. Co więcej, chociaż pod koniec XVI wieku zaczęła przeważać opinia, w myśl której uchwa
201
ty sejmowe powinny zapadać jednomyślnie, szlachta uważała, że nie może jeden poseł czy nawet grupa posłów łamać woli większości. Na sejmiku w Wiszni w 1597 roku uchwalono postulat: „Aby jako hoslis patriae (wróg ojczyzny) był każdy tak karan, który zgody wszystkich rozrywać się waży” 115.
Poszczególne sejmy dochodziły do skutku pomimo sprzeciwu posła czy posłów. Sejm w 1606 roku nie uchwalił konstytucji. Zbyt wiele istniało wówczas rozbieżności między królem a izbą poselską, by mogło dojść do rozsądnego kompromisu. Po zamknięciu sejmu król, mimo braku zgody większości posłów, kazał jednak opublikować uniwersał podatkowy, szlachta zaś, choć narzekała i uchwalała protestacje, to podatki płaciła. Inny przykład: sejm w 1607 roku był właściwie ciałem kadłubowym,116 brakowało na nim bowiem przedstawicieli województwa krakowskiego, które zbojkotowało sejmik elekcyjny i posłów nie wybrało. Można również mniemać, że posłowie województwa połoc-kiego zostali wyłonieni nielegalnie, bowiem sejmik elekcyjny tegoż województwa postanowił posłów nie wybierać. Wybrał ich doraźnie, bez mandatu królewskiego zwołany, zjazd szlachecki o bardzo małej frekwencji. Co więcej, poważna grupa posłów była przeciwna uchwaleniu konstytucji, a zwłaszcza uchwale poborowej. I cóż z tego! Król zabronił podwarszawskim urzędom grodzkim wpisywania do ksiąg jakichkolwiek pro-testacji w czasie trwania obrad sejmowych, a konstytucje zostały uchwalone większością głosów. Po zakończeniu obrad liczne grupy posłów składały protestacje w grodach; protestacje te stanowią znakomity materiał badawczy dla historyka, nie odegrały wówczas jednak żadnej roli prawnej. Po prostu - uznano konstytucje sejmowe za obowiązujące, podatki płacono opieszale i z oporami, ale płacono.
Dowodzi to, że zasada jednomyślności, aczkolwiek 202
formalnie obowiązująca, nie była respektowana w praktyce. Zastosowanie liberum veto kłóciło się bowiem - aż do połowy XVII wieku - ze świadomością prawną i obywatelską szlachty. Ten, kto zerwałby sejm, zostałby nie tylko potępiony - tak jak Siciński, który nie dopuścił do przedłużenia obrad sejmowych w 1652 roku - ale przede wszystkim sam sejm zapewne przeszedłby do porządku dziennego nad taką protesta-cją i obradował dalej. Gdyby rzecz miała się inaczej, żaden chyba sejm za panowania Zygmunta III nie doszedłby do skutku, opozycja bowiem przez cały czas rządów tego króla była silna i nieźle zorganizowana.
Sejm Rzeczypospolitej można więc aż do połowy XVII wieku uznać zasadniczo za czynnik w życiu państwowym konstruktywny. Nie liberum veto zrodziło w Polsce anarchię, lecz odwrotnie, anarchia spowodowała, że zaczęto je stosować i uniemożliwiła jego zniesienie. Zresztą - po smutnych doświadczeniach usilnie starano się znieść liberum veto. O utrzymaniu w mocy tego szkodliwego przepisu zadecydowała głównie obca
przemoc.
Do końca panowania Jana Kazimierza sejm był najważniejszym wydarzeniem politycznym w kraju. Wokół jego obrad, wokół kampanii przygotowawczej i potem sprawozdawczej ogniskowały się dyskusje polityczne i polemiki, powstawała literatura polityczna, swym poziomem nie odbiegająca, aż do połowy XVII wieku, od najlepszych wzorów europejskich.
Kiedy jednak sejm zaczął działać coraz ciężej, coraz bezwładniej, życie polityczne kraju zaczęło się na powrót ogniskować wokół sejmików. Podobnie jak w przypadku innych zjawisk polityczno-ustrojowych dokonujących się na przestrzeni wielu lat, trudno operować tu jakąś dokładną datą. Nie ulega wątpliwości, że okres rządów sejmikowych w Polsce ostatecznie ugruntował się po pierwszym liberum veto, czyli po roku
9ni
1652, niemniej warunki, które je zrodziły, ukształtowały się w czasach wcześniejszych, wydaje się, że już za panowania Zygmunta III Wazy.
Odpowiedzmy wszakże na pytanie, co rozumiemy przez „rządy sejmikowe”. Nie idzie tu bowiem o przepis prawny. Przepisy od końca XVI wieku ulegały jedynie nieznacznym zmianom, praktyka natomiast polityczna i społeczna stale ewoluowała. W ramach tych samych form ustrojowych zmieniały się treści polityczne, zmieniały się funkcje klasowe i - węziej - grupowo-warstwowe poszczególnych instytucji pań-stwowo-prawnych. Dotyczy to w pierwszym rzędzie właśnie sejmiku szlacheckiego.
W XVI stuleciu szlachta zdecydowanie dążyła do ograniczenia kompetencji sejmików na rzecz sejmu walnego. Należy to określić jako tendencje centralistyczne i równocześnie emancypacyjne. Magnaci mieli poważny wpływ na wyniki obrad sejmików. Szlachta przeforsowała zasadę, że senatorzy nie biorą udziału w sejmikach ziemskich. Rola sejmików zaczęła ograniczać się głównie do wyboru posłów sejmowych. Od czasu ostatecznego uformowania się w łonie sejmu senatu i izby poselskiej sejmiki przestały sprawować funkcję ustawodawczą, przewidzianą statutami nieszaw-skimi. Instrukcje i lauda sejmikowe stały się raczej zbiorem postulatów aniżeli aktem prawnym, posiadającym konsekwencje ustawodawcze. Na porządku dziennym było uchwalanie posłom pełnomocnictw zupełnych zarówno w sprawach konkretnych (na przykład podatkowych lub dotyczących pokoju i wojny), jak i we wszystkich sprawach ustrojowych.
Począwszy od pierwszej elekcji nastąpił ponowny wzrost znaczenia sejmików. W 1573 roku niektóre sejmiki nie zastosowały się do uchwały podatkowej sejmu walnego117. Był to wprawdzie sejm konwokacyj-ny, na którym uchwały zapadały bez obecności króla
204
(z czasem powstał zwyczaj, że uchwały sejmów kon-wokacyjnych musiały być zatwierdzane na sejmie koronacyjnym, ponieważ w myśl przepisów konstytucja stawała się prawomocna po uzyskaniu zgody trzech stanów: izby poselskiej, senatu i króla, sejm konwoka-cyjny zaś zwoływano tylko w czasie bezkrólewia), jednak niepodporządkowanie się uchwale sejmowej stworzyło niebezpieczny precedens.
W 1578 roku trzy województwa sprzeciwiły się uchwale podatkowej118. W trzy lata później sytuacja ta powtórzyła się. Za rządów Batorego sejmiki otrzymały dodatkowe uprawnienie: wybór deputatów sądowych do Trybunału Koronnego - dla Małopolski w Lublinie, dla Wielkopolski w Piotrkowie Trybunalskim, dla Litwy w Słonimiu. Powstała instytucja tak zwanego sejmiku deputackiego. Wreszcie w 1589 roku wprowadzono zwyczaj składania relacji na sejmiku de-putackim, z czego wytworzył się sejmik relacyjny. Na sejmiku relacyjnym posłowie musieli złożyć sprawozdanie (relację) zarówno z przebiegu obrad sejmowych i uchwalonych konstytucji, jak i z własnej działalności sejmowej, którą oceniano z punktu widzenia jej zgodności z instrukcją udzieloną posłom na sejmiku. Poseł tracił w ten sposób swobodę działania, zaczynał być skrępowany poselską instrukcją, która była zwykle wypadkową stanowisk poszczególnych grup sejmikującej szlachty oraz wpływów magnackich. Do tego dodajmy, że o kwestiach stanowiących przedmiot obrad sejmowych szlachta miała zazwyczaj niezbyt dokładne informacje, przeto instrukcje mogły zawierać postulaty błędne czy niekompetentne. Na cóż więc mogły się zdać rzeczowe argumenty, wypowiadane nie raz i nie dwa na forum sejmowym, skoro posłowie skrępowani byli instrukcjami? Sejm stawał wobec groźby przekształcenia się z organu reprezentującego państwo jako całość w zgromadzenie reprezentantów poszczegól-
nych prowincji, województw i powiatów. Interesy partykularne łatwiej mogły dochodzić do głosu, gdy istotnym momentem postępowania ustawodawczego coraz częściej zaczynały być sejmiki.
W 1590 roku Litwini zażądali wprowadzenia kar pieniężnych za łamanie instrukcji poselskich119. Rok wcześniej sejm przekazał sejmikom do rozpatrzenia i skorygowania przepis o podatkach ściąganych na rzecz wynagrodzenia delegatów. Równocześnie ze wzrostem znaczenia sejmików powoli rosła ich zależność od magnatów. Już w czasie pierwszego bezkrólewia znalazła ona wyraz w zgłaszanych przez niektóre sejmiki protestach wobec uchwał sejmowych i działalności własnych posłów na sejmie. Tak na przykład sejmik warszawski za staraniem biskupa Karnkowskiego zaprotestował przeciw podpisaniu przez posłów mazowieckich konfederacji warszawskiej120. Od 1574 roku począwszy senatorowie zaczęli brać czynny udział w obradach sejmiku generalnego mazowieckiego. W 1585 roku sejmik wołyński wybrał podwójny komplet posłów, z których „sześć było obranych od szlachty, a sześć od panów”.
Magnaci posługiwali się czasem siłą zbrojną w celu narzucenia szlachcie takich lub innych uchwał. W 1574 roku Mniszchowie rozpędzili z bronią w ręku sejmik chełmski121. W 1596 roku senatorowie, nie chcąc uznać posłów wybranych przez sejmik wiszeński, wybrali innych posłów pod osłoną wojska. Wreszcie konstytucja z 1598 roku nakazała senatorom i urzędnikom uczestniczyć w obradach sejmikowych 122.
Nie należy oczywiście mniemać, że już w końcu XVI wieku czy na początku XVII wieku sejmiki szlacheckie w swej większości stały się tubą magnacką. Przeciwnie, przytoczone wyżej fakty dowodzą jedynie pojawienia się takiej tendencji. Przez długie lata niektóre zwłaszcza sejmiki zachowywały niezależność w wyra-
206
żaniu opinii i stanowisk. Pod tym względem istniały zresztą dość zasadnicze różnice między poszczególnymi województwami. Najdłużej broniły swej niezależności między innymi sejmiki województw poznańskiego i kaliskiego w Środzie, województwa krakowskiego w Pro-szowicach, sandomierskiego w Opatowie, lubelskiego w Lublinie, płockiego w Raciążu. Najbardziej uzależnione od magnatów były sejmiki województwa ruskiego w Wiszni, wołyńskiego w Łucku oraz większość sejmików litewskich. W tych momentach, kiedy szlachcie udawało się choć na jakiś czas wyemancypować spod magnackiej kurateli, wykorzystując między innymi waśnie między poszczególnymi domami możnowładców, ton sejmików litewskich zdecydowanie zaostrzał się, nabierając niezwykle silnych akcentów antymagnackich. Tak było na przykład w przypadku sejmiku powiatu upic-kiego, sejmiku województwa mińskiego, połockiego, wi-tebskiego. Tak było również w dobie rokoszu sandomierskiego (1606-1608), kiedy ruch szlachecki o wyraźnie antymagnackim i antykościelnym obliczu przeszedł do natarcia. Ogólny klimat polityczny sejmików koronnych i zjazdów szlacheckich ogarnął wówczas także sejmiki litewskie.
Stopniowy wzrost znaczenia sejmików to między innymi następstwo zarysowującej się coraz wyraźniej impotencji ustawodawczej sejmu walnego. Wspominaliśmy, że warunek skutecznej pracy sejmu stanowiła współpraca króla z izbą poselską. Gdy w dobie rządów Zygmunta III Wazy zabrakło tej współpracy, postulaty szlacheckie zgłaszane bądź na sejmikach, bądź w izbie poselskiej w postaci między innymi urazów, egzorbitancyj, petitów czy punktów nie były na ogół realizowane. Daremnie szlachta dopominała się o obwarowanie przepisami wykonawczymi postanowień o pokoju religijnym i karach wobec jego gwałcicieli, o ko-rekturę prawa karnego, o uregulowanie sporów między
stanem szlacheckim a duchowieństwem, o dziesięciny - i tak dalej.
W ciągu czternastolecia 1592-1606 pięć sejmów skończyło się niczym, a pozostałe nie były w stanie rozstrzygnąć nurtujących społeczeństwo i państwo spraw. Kryzys parlamentaryzmu stał się tak oczywisty, że wywołał liczne i kategoryczne żądania zasadniczej reformy sejmowania. Winą za ten stan rzeczy wielu mówców i publicystów szlacheckich obciążało panów rady. Na sejmie w 1597 roku mówiono: „Ustają wolne głosy nasze, autoritas sejmików i sejmów powaga”. Stwierdzano: „Końca rozruchom sejmowym życzemy”.
Wobec przekonania, że sejm przestał być skutecznym narzędziem działania politycznego w rękach szlachty, imano się metod nadzwyczajnych, próbowano dyskusję i walkę polityczną organizować za pomocą konfederacji i rokoszu. Doświadczenie polityczne zdobyte przez warstwę szlachecką uczyło wszak, że w „kupie” szlachta jest najmocniejsza, że może wtedy narzucać swą wolę monarsze i możnowładztwu. Przykłady urojone (jak choćby rzekomy rokosz pod Glinianami) w czasie rządów Ludwika Węgierskiego i rzeczywiste (wojna kokoszą w 1537 roku), szeroko popularyzowane przez publicystów szlacheckich, miały to doświadczenie rozszerzać.
Jak widać, trudno wówczas mówić o spokoju i poczuciu stabilizacji. Szlachta wciąż jeszcze pozostawała liczącą się siłą, ale tym razem jej partner - magna-teria - była już bez porównania mocniejsza niż dawniej. Nic więc dziwnego, że po którejś z kolei nieudanej próbie reform wyrwało się anonimowemu publicyście szlacheckiemu westchnienie: „Mocą panom nie zdołamy, prawem nie wygramy” 123.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
WOLNOŚĆ I RÓWNOŚĆ
Czegóż chce więcej ta kraina z
nieba
Mając dość sławy, obrony i chleba?...
Rządu potrzeba...
Jan Andrzej Morsztyn
Ałota wolność szlachecka! Któż nie zna tego terminu, używanego na oznaczenie nie tylko samowoli graniczącej z anarchią, lecz również niemal zupełnej obojętności na sprawy ogółu, sobkostwa i lekkomyślności. Czym była owa „złota wolność” w rzeczywistości w XVI i XVII stuleciu? Co szlachta rozumiała przez pojęcie wolności? Jest to bowiem pojęcie, jak wiadomo, bardzo wieloznaczne.
Pozornie mogłoby się wydawać, że złota wolność szlachecka oznaczała zupełną swobodę postępowania, ograniczoną zaledwie paroma przepisami prawa karnego i cywilnego, pokrywającymi się w wielu przypadkach z zakazami religii. Nie mógł więc szlachcic bezkarnie - przynajmniej w teorii - zabijać, napadać, pozbawiać innego szlachcica wolności osobistej, podpalać, grabić i gwałcić. Nie mógł wkraczać z pługiem na teren cudzej majętności ani nie dotrzymywać przyjętych zobowiązań materialnych. Nie mógł być bigamistą lub żenić się z rodzoną siostrą. Mógł natomiast robić, co mu się podobało na swym folwarku i w swym domu, mógł kupować bez cła, co chciał, od kogo chciał i podobnie sprzedawać, komu chciał. Mógł brać pieniądze od tego, kto skłonny był mu je dać. Przez długie lata branie podarunków pieniężnych od własnego króla
14 - Szlachta polska...
209
i magnatów oraz „upominków” (dziś byśmy je nazwali łapówkami) od miast nie uchodziło za czyn karalny lub przynoszący ujmę. Ba! Podarunki od obcych monarchów, często bardzo cenne, stanowiły przedmiot dumy, a nie zażenowania. Nawet subsydia pieniężne otrzymywane z zagranicy nie były czymś szczególnie gorszącym - aż po epokę Sejmu Czteroletniego, chociaż nikt się nimi zbytnio nie chwalił.
Mógł szlachcic mówić, co chciał, zarówno w gronie sąsiadów i znajomych, jak i na forum sejmikowym, na rokach ziemskich czy zjazdach szlacheckich. Mógł wymyślać, ile wlezie królowi, byle nie w jego obecności i z dala od jego miejsca pobytu. Bezpieczniej było obrzucić błotem panującego monarchę niż sąsiada. Sąsiad obrazy bezkarnie nie przepuścił, król był daleko i nie słyszał. Chyba... chyba, żeby znalazł się jakiś prywatny obrońca czci królewskiej. Wówczas jednak rozprawa między pyskaczem i regalistą nosiła charakter czysto prywatny. Mógł szlachcic pisać i drukować (jeśli miał na to pieniądze), co tylko mu przyszło na myśl, byleby nie były to bluźnierstwa lub... pochwała rządów absolutnych. W tym ostatnim przypadku nie narażał wprawdzie ni życia, ni mienia, ale wystawiał na szwank swe dobre imię wśród szlacheckiej braci. Mógł wreszcie podróżować po kraju i za granicą bez żadnych przeszkód i żadnych formalności, jeśli miał na to ochotę i pieniądze. Osobę jego i majętność chroniło prawo przed... działalnością administracji państwowej.
Ograniczenia wolności szlacheckiej były więc znikome, ale jednak były. Wynikały one z postanowień sejmów i sejmików. Uchwała sejmowa stawała się nakazem prawnym, a szlachcic na ogół musiał się jej podporządkować. Uchwała taka nie zahaczała zazwyczaj o jego sprawy prywatne i majątkowe, chyba że dotyczyły kwestii podatkowych. Ciekawe jednak, iż postanowienia sejmików traktowała szlachta co naj-
210
mniej jako równie obowiązujące. Gdy sejmik podejmował uchwałę, na przykład o powinności zbrojnego stawienia się szlachty, ta czuła się w obowiązku uchwałę wykonać, ci zaś, którzy z jakichś przyczyn uczynić tego nie mogli, umieszczali w aktach grodzkich odpowiednio umotywowaną protestację, która w tym wypadku miała na celu nie założenie protestu, lecz jedynie usprawiedliwienie się. Przed kim to szlachcic się usprawiedliwiał? Nikomu wszak nie podlegał, wyjąwszy rzadkie wypadki pospolitego ruszenia, kiedy podlegał swym rotmistrzom powiatowym oraz kasztelanowi i wojewodzie. Usprawiedliwiał się więc przed ogółem panów braci, na których opinii mu zależało.
Zobowiązany był szlachcic, gdy go pozwano, stawić się w sądzie grodzkim, ziemskim lub w trybunale. Zazwyczaj rzeczywiście stawiał się na rozprawę, nie z obowiązku jednak, lecz ze strachu przed konsekwencjami niezgłoszenia się. Brakło wprawdzie sprawnie działających organów egzekucyjnych, a wyroki latami pozostawały nie wykonane, ale przeciętny szlachcic - jednowioskowy lub nawet kilkuwioskowy - w poważniejszych sprawach czuł respekt przed wyrokiem. Czegokolwiek by się nie napisało o wymiarze sprawiedliwości w Polsce szlacheckiej, trzeba uznać, że kar najwyższych, takich jak infamia, czyli utrata czci, i banicja, nie mówiąc już o karze głównej, czyli karze śmierci, przeciętny szlachcic i jego rodzina bali się, zwłaszcza jeśli wiązała się z nimi groźba konfiskaty dóbr. Wprawdzie egzekutorem wyroku o konfiskacie dóbr było nie państwo, lecz ten, któremu dobra te przyznano, jednakże szlachta z szacunkiem odnosiła się do postanowień sądów. Jeszcze w pierwszych latach XVII wieku nie tylko szlachta, ale nawet magnaci czuli pewien respekt przed prawem.
Oto przykład: marszałek wielki litewski Krzysztof Monwid Dorohostajski, żonaty z Radziwiłłówną, sio-
211
strą Janusza i Krzysztofa, książąt na Birżach i Du-binkach, stwierdził bez wszelkiej wątpliwości, że w czasie jego częstych wyjazdów politycznych żona zdradza go z rękodajnym, sługą szlacheckiego pochodzenia. Napisał wobec tego żałosny list do szwagrów, załączył do niego rozbrajająco szczere zeznania klucznicy i innych oficjalistów, podające szczegóły amorów pani mar-szałkowej, oraz oznajmił, że nielojalnego sługę kazał zamknąć w lochu. Krok ten był w pewnym sensie nadużyciem władzy, ale pan marszałek nie wahał się go uczynić. Obawiał się wszelako uciąć owemu szlachetce głowę. Żalił się szwagrom z tego powodu i pytał o radę, konstatując, że jeśli każe zgładzić owego nicponia, może być pozwany przed sąd sejmowy.
Nie wiemy, jak się sprawa zakończyła. Marszałek Dorohostajski i jego potężni szwagrowie sprawę widać zatuszowali; zastanawiające jest jednak, że tak znamienity magnat jak Dorohostajski boi się sądu sejmowego z powodu jakiegoś nie znanego z nazwiska sztachetki, który boleśnie przecież zranił dumę swego chlebodawcy.
W tym samym czasie wszakże Stanisław Stadnicki, zwany Łańcuckim Diabłem, miał na sumieniu wiele istnień ludzkich, wiele domostw i ludzkiego mienia, a chodził po świecie bezpiecznie 124. Cóż, konstatowano wówczas:
Prawo polskie jest jak pajęczyna:
Bąk się przebije, a na muszkę wina.
Brak należytego wymiaru sprawiedliwości bez wątpienia ograniczał wolność szlachecką. „Homicidi impu-niti (mężobójcy bezkarni) umierają - pisał anonimowy publicysta i konkludował - nie karać mężobójstwa jest mnożyć mężobójstwo” 125.
Proces sądowy wszczynano na ogół z oskarżenia pry-
212
watnego. Wnoszenie oskarżenia nie zawsze było łatwe i bezpieczne. Zwłaszcza w ziemi przemyskiej i sanoc-kiej oraz na kresach stan bezpieczeństwa pozostawiał wiele do życzenia: najazdy, grabieże, rozboje były na porządku dziennym. Tu szlachta, chciała czy nie chciała, uciekała się często pod opiekę możniejszego magnata, który dysponował siłą zbrojną. W zamian - musiała być owemu magnatowi posłuszna. Tkwiły w tym niewątpliwie jakieś elementy wtórnej drabiny feudalnej.
Szlachta z takiego stanu rzeczy nie była zadowolona. Dość przejrzeć lauda i instrukcje sejmikowe, które najpełniej odzwierciedlają opinię publiczną, rozliczne pisma polityczne, utwory wierszowane czy mowy sejmowe, by się przekonać, jak bardzo problem bezpieczeństwa wewnętrznego był nabrzmiały. Ale kiedy po rokoszu sandomierskim w 1608 roku oddziały kwarciane dowodzone przez Żółkiewskiego pozostały w kraju, pełniąc w pewnym sensie funkcje policyjne, szlachta powszechnie domagała się ich powrotu na Ukrainę. Nie wyrażała również zgody na zwiększenie władzy królewskiej i starościńskiej, na utworzenie wewnętrznych formacji policyjnych, podporządkowanych władzy wykonawczej. W ostateczności wolała - jak na przykład w 1608 roku czy w latach późniejszych - uchwalać na sejmiku podatki w celu zaciągnięcia własnego, wojewódzkiego żołnierza, całkowicie od władzy centralnej niezależnego, podporządkowanego decyzjom sejmiku i powołanych przez niego organów. Tak między innymi uczyniła szlachta województw poznańskiego i kaliskiego.
Przyczyną tych postaw było traktowanie wolności szlacheckich jako fundamentu stosunków wewnętrznych, przede wszystkim stosunku wzajemnego króla i szlachty. Każde „naruszenie” tej wolności okrzykiwano natychmiast jako dążenie do absolutum dominium.
Każdą próbę choćby najdrobniejszych reform traktowano jako zamach na szlacheckie wolności. Król - wedle powszechnego mniemania - powinien być przede wszystkim strażnikiem tych wolności, ale ponieważ - jak stwierdzano - każdy król zawsze dąży do zwiększenia swej władzy, trzeba mu tedy patrzeć na ręce, krępować w decyzjach, postawić mu przy boku senatorów-rezydentów albo zgoła senat jako ciało stałe.
Gdy czyta się wypowiedzi na temat wolnej elekcji, trudno zrozumieć mentalność szlachecką. Stary Za-moyski zapewnia króla Zygmunta III, że po nim obejmie panowanie jego syn Władysław126, Żółkiewski jest tego samego zdania, ba! zdaje sobie sprawę ze szkodliwości wolnych elekcji, a przecież nie popiera nawet projektu elekcji vivente rege (za życia króla), nie mówiąc już o zasadzie dziedziczności tronu127. Dla wszystkich było zrozumiałe i naturalne, że Władysław otrzyma berło po ojcu. Lecz kto by się zdecydował nazwać go „następcą tronu” lub „dziedzicem” korony? Nawet wojny szwedzkie i oczywistość wad wewnętrznej struktury państwa niczego pod tym względem w świadomości ogółu nie zmieniły. Projekty elekcji vivente rege za życia Jana Kazimierza, ostatniego, jak wiadomo, z rodu Wazów - Jagiellonów po kądzieli - które dojrzewały w otoczeniu królewskim utrzymywane w głębokiej konspiracji, wywołały w konsekwencji zaciekłą wojnę domową, tak zwany rokosz Lubomirskiego 128.
Fetyszyzowanie i absolutyzowanie wolności szlacheckich było jednym z głównych powodów ślepego konserwatyzmu ustrojowego przytłaczającej większości szlachty polskiej. Wolna elekcja, sejmowanie, potem liberum veto oto - wedle pojęć zwykłego szlachcica - klejnoty wolności odziedziczone po przodkach, które należało nienaruszone przekazać potomnym. Alternatywą wobec istniejących form ustrojowych - boć szło tu wreszcie o formy wyłącznie, nie o treść, ta bowiem
ulegała stałej ewolucji na niekorzyść szlachty - było tylko absolutum dominium, utożsamiane przez szlachtę z niewolą i uciskiem ze strony władzy, ze strony monarchy.
Ale upraszczalibyśmy sprawę, przedstawiając stosunek szlachty do króla jedynie w aspekcie szlacheckiego strachu przed nieograniczoną władzą monarszą. Godność królewską otaczano najwyższym szacunkiem. Powaga władzy monarszej była tak mocno ugruntowana w świadomości przeciętnego szlachica, że nawet podczas rokoszu sandomierskiego (Zebrzydowskiego) większość laudów sejmikowych, wyrażających poparcie dla postulatów rokoszowych, zaznaczała równocześnie, iż wszystkie czynności rokoszowe muszą się odbywać „z zachowaniem dignitatem [dostojeństwa] KJMci [Króla Jegomości]”. Idea walki z panującym monarchą była zawsze nad wyraz niepopularna. Wszystkie, nawet najostrzejsze w treści postulaty, petita, urazy, egzorbitancje pod adresem króla formułowano niezwykle grzecznie, ba! nawet uniżenie. Zamach Piekarskiego na króla Zygmunta III (1620), nie cieszącego się powszechną sympatią, wywołał oburzenie. Nazwano go „niesłychanym w narodzie naszym przypadkiem królewskim”.
Szlachcie wystarczało, iż miała do dyspozycji artykuł „de non praestanda oboedientia” (o wypowiedzeniu posłuszeństwa), zawarty w artykułach henrycjańskich, choć następnie został on omówiony szczegółowo i sprecyzowany w konstytucjach sejmu z 1607 i 1609 roku w taki sposób, że praktycznie nie można się było nań powoływać. Wypowiedzenie posłuszeństwa przez rokoszan z Zebrzydowskim na czele w czerwcu 1607 roku wywołało ten skutek, że duża część szlachty, która uprzednio rokoszan popierała, teraz, po akcie detroni-zacyjnym, natychmiast poparła króla Zygmunta. Jan Kazimierz przegrał bitwę pod Mątwami z rokoszani-
nem Lubomirskim, a mimo to Lubomirski zmarł na wygnaniu. Nawet w obronie nieudolnego, niefortunnego króla Michała Korybuta, na wieść o planach de-tronizacyjnych, zawiązała się szlachecka konfederacja w Gołąbiu, uzyskując szersze wpływy w społeczeństwie niż przeciwna jej wojskowa konfederacja szczebrzeszyńska. Jeszcze w XVIII wieku znaczna część szlachty przez długie miesiące występowała w obronie elekta większości, króla Stanisława Leszczyńskiego, przeciw narzuconemu obcą przemocą Augustowi III Sasowi oraz popierającym go wojskom rosyjskim i austriackim (1733-1735).
Ale tylko najbardziej wyrobione politycznie jednostki zaczynały zdawać sobie sprawę, że wzmocnienie władzy królewskiej leży w interesie samej szlachty, że bez niego wolność szlachecka staje się fikcją wobec rosnącej przewagi magnackiej i braku wewnętrznego i zewnętrznego bezpieczeństwa kraju. Brzmi to jak paradoks, lecz właśnie rokoszowa szlachta w 1606 roku atakowała senatorów za ograniczanie władzy królewskiej. Pisano: „Azaż nie oni [senatorowie] go [króla] sami niegodnym nie uczynili w panowaniu, złupiwszy go ex imperio (z władzy)? Azaż umie co bez nich począć? [...] Jest sui iuris [w swoim prawie]”129.
Inny anonimowy autor w broszurze wydanej drukiem w 1607 roku stwierdzał: „Króla JM jako pana i głowy [podkreślenie moje - J. M.] o egzekucją prosić, żeby starostom pomagać raczył”. Podobne głosy rozlegały się przez cały wiek XVII. „Źle jest nie ufać temu, którego wolnymi głosami wybraliśmy i któremu zwierzyliśmy troskę o naszą całość” - pisał w dobie rządów Jana Kazimierza Stanisław Kożuchow-ski130. Nie były to głosy odosobnione. Korespondowały one z innym poglądem, wyrażanym dość często: „Ile jest ludzi możnych w Polszcze a sumienia złego, tyle jest tyranów”.
Te kilka czy kilkanaście wypowiedzi pisarzy politycznych nie wyrażało jednak bynajmniej opinii ogółu. Ogół szlachecki, im bardziej absorbowało go życie wiejskie, gospodarstwo, tym bardziej odchodził od polityki, od dysput na tematy ustrojowoprawne 131. Przeciętny szlachcic w XVII wieku był w coraz mniejszym stopniu przygotowany intelektualnie do roztrząsania argumentów. Poziom umysłowy szlachty obniżał się. O ile w XVI stuleciu postawę większości kształtowały głównie szeroko rozpowszechniane ideały humanizmu, utwory polityczne i literatura piękna, o tyle w XVII stuleciu szlachcic coraz mniej krytycznie oceniał sytuację polityczną i społeczną kraju, coraz częściej zaś akceptował ustrój zastany, uważając go za najlepszy. Krytyka, jeśli ją podejmowano, dotyczyła pewnych, wycinkowych jedynie zjawisk. Wytworzyła się bowiem swoista stanowo-narodowa megalomania szlachty polskiej. Dał jej najdobitniej wyraz Diabeł-Stadnicki, gdy wołał na zjeździe lubelskim w 1606 roku: „Nad wszystkie narody, nad wszystkie prowincje w wolnościach swoich rodzi się szlachcic polski” 132. Szlachta polska uważała się za coś nieskończenie lepszego od rosyjskich bojarów i od szlachty francuskiej.
Owa ideologia wolnościowa - bo tak ją trzeba określić - była ściśle powiązana z ideologią równości133. Skoro każdy szlachcic jest równy drugiemu pod względem prawnym (każdy wybiera króla - mówiono z dumą - i każdy może zostać wybrany królem), to każdy - w swym własnym naturalnie mniemaniu - czuł się potencjalnym Radziwiłłem czy Zamoyskim, a przynajmniej równym owym wielmożom, co schlebiało jego próżności i dumie. Że jednocześnie czuł się zaszczycony, gdy magnat raczył go poklepać po ramieniu, to inna sprawa. O ile w XVI wieku magnateria usiłowała wielokrotnie występować przeciw zasadzie równości, o tyle później zorientowała się, że zasada ta
da się znakomicie wykorzystać jako instrument panowania nad szlachtą. W pozorach - równość, w rzeczywistości - całkowita, od połowy XVII wieku począwszy, przewaga magnatów.
Ideologia wolnościowa i równościowa stała się głównym źródłem konserwatyzmu szlachty polskiej. Jej niezadowolenie z istniejących stosunków wyrażało się najpełniej w przekonaniu, że w dawnych czasach było lepiej. Z tej cechy psychologicznej szlachty zdawali sobie doskonale sprawę co światlejsi reformatorzy, przedstawiając zazwyczaj wszelkie projekty zmian ustrojowych w ten sposób, by prezentowały się nie jako novum, lecz jako powrót do dawnych norm, obowiązujących już kiedyś w praktyce społecznej i politycznej w Polsce. Ów konserwatyzm wymagał argumentów historycznych, wygrzebanych z lamusa dziejów, przy czym nierzadko były to argumenty wysnute z legend i faktów zmyślonych,
Owe wartości ideologiczne, zmitologizowana przeszłość własnego stanu i własnej klasy, stanowiły znakomite narzędzie w ręku wszystkich przeciwników reform ustrojowych. Magnat, występujący przeciw reformom, miał zwykle usta pełne frazesów o wolnościach szlacheckich i równości; pozyskiwał tym sobie ciemny i nieoświecony tłum szlachecki, zdobywał uznanie jako miłośnik pradawnych swobód ojczystych, „starszy brat w radzie”, a często również jako dobroczyńca. W XVIII wieku zjawisko to się potęgowało. Walka z owymi mitami, podbudowanymi często emocjonalnie, stała się szczególnie dramatyczna w drugiej połowie XVIII stulecia. Andrzej Zamoyski przygotowując swój postępowy Kodeks stwarzał pozory, jakoby nie proponował niczego nowego, lecz jedynie przypominał stare prawa, stare normy, spośród których część uległa zapomnieniu i wyszła z użycia 134.
Równość szlachecka była fikcją. Im bardziej jed
nak praktyka społeczna odchodziła od zasady, tym mocniej akcentowano zasadę; było to jak gdyby zadośćuczynienie wobec mas szlacheckich, substytut ich rzeczywistego znaczenia, które wyraźnie od połowy XVII wieku słabło i malało. Magnat tytułował sza-raczka „panie bracie”, schlebiając mu w ten sposób, łechcząc jego ambicję. „Szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie” - wmawiali drobnemu szlachcicowi magnaci. Szlachcic w to wierzył; pragnienie brał za rzeczywistość. A równocześnie stawał się gorącym obrońcą tego właśnie, zastanego, rzekomo odziedziczonego po pradziadach, stanu rzeczy.
W okresie względnej równości szlachty (pełna równość oczywiście nigdy nie miała miejsca), czyli w drugiej połowie XVI wieku, szlachta używała w stosunkach między sobą na ogół oględnych i uproszczonych zwrotów grzecznościowych i tytułów. W XVII, a zwłaszcza w XVIII stuleciu, ton tych stosunków stawał się coraz bardziej przesadny i sztuczny. Namnożyło się rozmaitych podstolich, stolników, łowczych, krajczych, powiatowych i ziemskich bez liku, każdy z nich chciał, by go tytułowano „jaśnie wielmożnym”, jego syna kraj-czycem, podczaszycem i tak dalej, przy czym tytułów ojcowskich używał syn aż do śmierci, jeśli nie otrzymał własnego tytułu. Można rzec, że stanowa megalomania zaczęła stawać się również megalomanią indywidualną.
Podobnie sprawa przedstawiała się z tytułami arystokratycznymi. Walcząc o wprowadzenie w życie zasady równości, szlachta ostro występowała przeciw tytułom rodowym. Prawnie uznano tylko te tytuły, które figurowały w akcie Unii Lubelskiej i które niemal wszystkie należały do starych rodzin litewsko-ruskich. Były to tytuły kniaziowskie, przekształcone następnie na tytuły książęce. Niektóre najdawniejsze rody używały tytułów nadanych przez cesarzy, na przykład Ra-
dziwiłłowie tytułu książęcego, Tęczyńscy tytułu hrabiowskiego. Takich rodów było jednak bardzo niewiele. Król polski nie miał prawa nadawać tytułów własnym poddanym, miał natomiast to prawo w stosunku do cudzoziemców.
Ale od końca XVI wieku coraz więcej rodów usiłowało uzyskać u cesarza lub papieża tytuły. Myszkow-scy otrzymali tytuł margrabiów, Jerzy Ossoliński tytuł księcia. Pełne jednak rozwielmożnienie się tytułomanii przypadło na XVIII stulecie. Wówczas to dopiero wszyscy Braniccy, Potoccy, Zamoyscy, a w ślad za nimi i pomniejsi zaopatrzyli się w tytuły. Namnożyło się w Polsce hrabiów austriackich, papieskich, potem napoleońskich.
W XVII stuleciu opór przeciw tytułomanii był jeszcze dość silny. W czasach Władysława IV szlachta ostro wystąpiła przeciw królewskiemu projektowi ustanowienia Orderu Najświętszej Marii Panny (który miał być elementem cementującym elitę władzy) i projekt ten ostatecznie udaremniła, nie chcąc dopuścić do utworzenia w obrębie swego stanu grupy wyróżniającej się. Taka grupa wyróżniająca się istniała jednak zawsze. Stanowili ją senatorowie koronni i litewscy. Urząd senatorski uważano za najgodniejszy z urzędów, splendor zasiadania w senacie długo pielęgnowano w tradycji rodzinnej. Im ród mniejszego znaczenia, tym bardziej podkreślano, że ongiś jego przedstawiciel był senatorem Rzeczypospolitej. Senatorów - przypomnijmy - nazywano braćmi starszymi, w odróżnieniu od szlachty zwykłej, którą zwano braćmi młodszymi. Był to wszakże niemal jedyny, aż po wiek XVIII, wyróżnik nominalny pewnej grupy w łonie stanu szlacheckiego. Gdy w konstytucjach sejmu z 1690 roku pojawił się zwrot „szlachta mniejsza”, protestowano przeciw niemu tak gorąco, że na sejmie w 1699 roku uchwalono: „Ponieważ per errorem wskutek błędu
weszło w konstytucję anni 1690 słowo ujmujące aequ-alitatis [równości] mieniąc mniejszą szlachtę, przeto za zgodą wszech stanów słowo to in perpetuum [na wieczność] znosimy, przyznając, że in aequalitate mniejszego ani większego nie masz”.
Jednakże zasada równości wobec szlachty służebnej była podważana i kwestionowana. Na słowa wojewody podolskiego Hieronima Jazłowieckiego: „Sługa mój, komornik, równy WMci szlachcic”, Stanisław Stadnic-ki odpowiedział: „Komornik MWci i równy WMci, nie mnie, bo Stadnicki żaden z kopy nie sługiwał”13S. Warto zauważyć, że korespondencja Stadnickiego z Ja-złowieckim z 1606 roku, pełna wzajemnych uszczypliwości i obelg, była świadomie szeroko kolportowana wśród szlachty i odgrywała poniekąd rolę pism poli-tyczno-agitacyjnych. Nie przeszkadzało to jednak Stadnickiemu, któremu zależało na popularności, kwestionować zasady równości.
Zróżnicowanie wewnętrzne szlachty znajdowało także wyraz w tytulaturze. Magnat zwracał się do podwładnego sobie szlachcica per „mości panie Kowalski”, ten zaś pisał do magnata per „jaśnie wielmożny panie a panie mnie wielce miłościwy”, dodając tytuły rodowe lub nazwy piastowanego przez adresata urzędu, określenia w rodzaju „dobrodzieju mój”, „oświecony” czy „łaskawy”. W oficjalnej tytulaturze urzędowych akt spotykamy rozróżnienie „nobilis” (szlachetny) w odniesieniu do zamożniejszych i „generosus” (urodzony) w odniesieniu do uboższych.
Wolność i równość - były to dwie podstawowe wartości ideologiczne stanu szlacheckiego. Odgrywały one ważną rolę integracyjną. Ileż to razy szlachta z jednego województwa zwracała się do sejmików innych województw z konkretnymi skargami lub postulatami
221
motywując, że krzywda jednego szlachcica lub grupy szlachty jest zarazem krzywdą całego stanu szlacheckiego. Motywacja taka, spotykana w źródłach dość często, dowodzi istnienia poczucia niezwykle silnej więzi stanowej.
Szlachta mieniła się być narodem. Jeśli czytamy w utworze szlacheckim zwrot: „naród nasz”, to autor bez wszelkiej wątpliwości miał na myśli szlachtę Rzeczypospolitej. Podkreślamy: szlachtę Rzeczypospolitej, nie zaś szlachtę polską. Przez długi czas kryterium stanowe, a nie językowe było podstawą więzi narodowej szlachty w jej subiektywnym odczuciu. Jeszcze w drugim i trzecim dziesięcioleciu XVII wieku szlachta po-łocka kładła swe podpisy pod dokumenty sejmikowe cyrylicą. Inkorporacja smoleńszczyzny i czernihowsz-czyzny, usankcjonowana rozejmem dywilińskim (1618) i pokojem polanowskim (1634), wprowadziła w obręb stanu szlacheckiego wielu bojarów,nie znających języka polskiego. Duża część szlachty inflanckiej mówiła na co dzień po niemiecku. O polonizacji tych grup szlachty zadecydowało kilka okoliczności: po pierwsze, poczucie przynależności państwowej; po drugie, poczucie więzi stanowej z ogółem szlachty, więzi opartej właśnie na zasadach równości i wolności jako czynnikach odróżniających szlachtę polską od szlachty innych państw; po trzecie, atrakcyjność kultury polskiej w jej szlacheckim wydaniu. Polonizacja szlachty była procesem szybkim. Dokonał się on ostatecznie w pierwszej połowie XVII stulecia, co więcej: ów związek szlachty z polską kulturą utrzymał się i w czasach późniejszych. Na ziemiach wschodnich był to dodatkowy element wyobcowania szlachty spośród podstawowej masy mieszkańców tych ziem - chłopów i mieszczan. Na ziemiach etnicznie niepolskich słowo „Polak” kojarzyło się natychmiast ze szlachcicem, właścicielem ziemskim lub jego funkcjonariuszem, na ziemiach izaś
222
polskich w mniemaniu szlachty chłop i mieszczanin stał poza narodem.
Niezwykle trudno jest ustalić stopień i charakter świadomości narodowej w XVII wieku. Na pewno nie była ona identyczna ze świadomością państwową. Ale przecież nie wiemy, czy prawosławny mieszkaniec województwa kijowskiego pisząc o sobie „Polak”, miał na myśli poczucie przynależności do wspólnoty narodowej czy państwowej. Nie przesądzając wyników badań w tym zakresie, warto jednak zauważyć, że słowo „ojczyzna” coraz bardziej nabierało znaczenia współczesnego, odnosząc się nie tylko do stron rodzinnych, ale i do całej wspólnoty państwowo-narodowe j. Spotyka się także takie określenia, jak „z urodzenia Rusin, z narodowości Polak”. Na początku XVII wieku występuje jeszcze archaiczne znaczenie słowa „Polak”, określające mieszkańca Wielkopolski. Szlachta litewska, mimo iż w swej większości mówiła i pisała po polsku, podkreślała zazwyczaj swą odrębność.
Tradycja historyczna, zwłaszcza te jej składniki, które używane były do agitacji politycznej, obejmowała przede wszystkim mityczną i rzeczywistą przeszłość państwa polskiego 136, ale przecież w XVI wieku Litwini poszukiwali w zamierzchłych dziejach swego antycznego rodowodu i sięgali do czasów dawniejszych niż okres Giedymina i Olgierda, popularyzując mit o Palemonie, jako założycielu państwa litewskiego. Na Litwie i w Koronie istniały więc odrębne tradycje, chociaż obie części Rzeczypospolitej powoływały także tradycję wspólną, od Władysława Jagiełły poczynając.
Z upływem lat różnice w tradycji nabierały cech nie tyle narodowych, ile regionalnych. W toku procesu dziejowego cała szlachta Rzeczypospolitej ujednolicała się w sferze kultury i ideologii.
223
ROZDZIAŁ JEDENASTY
W CIENIU LIBERUM VETO
...Biada to, gdy zły nie pozwala Na dobre i tym słówkiem ojczyznę rozwala.
Wac3aw potocfct
Zadowolenie szlachty z istniejącego stanu rzeczy stawało się coraz pełniejsze. Nic to, że raz po raz odzywały się głosy krytyczne, że z takich czy innych pomysłów lub posunięć króla Władysława IV szlachta nie była zadowolona. Łatwo potrafiła udaremnić królewskie zamiary, nie godząc się ani na werbunek wojska na wojnę turecką, którą król zamierzał podjąć, ani też na ustanowienie Orderu Najświętszej Marii Panny, godzącego w ducha szlacheckiej równości. Wydarzenia dziejące się w Europie zdawały się potwierdzać samozadowolenie szlachty, jej dumę z istniejącego w Rzeczypospolitej ustroju społecznego i politycznego 137. Od roku 1634 poczynając Rzeczpospolita, wyjąwszy epizodyczne walki na południowo-wschodnich kresach, zażywała błogiego pokoju. Z Moskwą zawarty został „pokój wieczysty” w Polanowie, po uprzednio odniesionym sukcesie w wojnie smoleńskiej, pokój, który - wydawało się - umacniał przewagę Rzeczypospolitej w jej stosunkach ze wschodnim sąsiadem. W 1635 roku zawarto w Sztumskiej Wsi długoletni kompromisowy rozejm ze Szwecją.
W tym samym czasie Europa płonęła. Wojna trzydziestoletnia ognistym walcem przetaczała się przez ziemie niemieckie, zostawiając zgliszcza i ruiny. We
224
Francji wybuchały chłopskie powstania, w Anglii trwał między królem i parlamentem ostry konflikt, który już niebawem miał doprowadzić do wybuchu rewolucji. „Polska wolność - mówił Jerzy Ossoliński - uchroniła kraj od brzydkich rewolucji”; wydawała się ona najpewniejszym gwarantem spokojnego i niczym nie zagrożonego zażywania dostatków tego świata. „Doskonałe ojczyzny naszej szczęśliwości” tłumiły w zarodku myśl o zmianach, o reformach. Ustrój najdoskonalszy, wolności najznakomitsze, państwo najmocniejsze - oto obraz Rzeczypospolitej widziany oczami przeciętnego szlachcica, popularyzowany przez poetów i pisarzy z Łukaszem Opalińskim i Maciejem Sarbiewskim na czele.
Tymczasem w owej ustabilizowanej - wydawałoby się - pod względem społecznym i politycznym Rzeczypospolitej szlacheckiej w okresie rządów Władysława IV, zrazu niepostrzeżenie, potem coraz wyraźniej, narastały procesy drążące od wewnątrz państwo i społeczeństwo. Rosły w siłę rody magnackie, stając się stopniowo zamkniętą, trwale uformowaną ekonomiczną i polityczną elitą Rzeczypospolitej. Prowadziły one coraz częściej własną - rodową, partykularną - politykę, przeciwstawiając się władzy królewskiej i nawet uchwałom sejmowym. Dysponowały znaczną siłą zbrojną, przewyższającą siłę zbrojną Rzeczypospolitej. Niektóre rejony kraju znajdowały się całkowicie pod władzą lokalnych królewiąt. I tak książę Jeremi Wiś-niowiecki był nieomalże samowładnym panem są Za-dnieprzu, wrogo ustosunkowanym do lokalnych rywali:
Zasławskich i Koniecpolskich. Żmudzią rządzili Radziwiłłowie birżańscy, niechętnie nastawieni wobec króla i sejmu, skłóceni z innymi magnatami litewskimi, którym solą w oku była nadmierna potęga kiej-dańskich oligarchów. Władza terytorialna coraz bardziej zespalała się z własnością ziemską. Rozgrywki
15 - Szlachta polska.
225
między poszczególnymi magnatami absorbowały sejmy i sejmiki, utrudniały kierowanie polityką państwa, a walki klik, koterii i rodów stawały się osią życia politycznego kraju.
Szlachta szczęśliwie zażywała pokoju. Jej interesy ekonomiczne nie były narażone na szwank ustawicznymi podatkami na potrzeby wojenne, jak to się działo za rządów Zygmunta III Wazy. Można przypuszczać, że duża część szlachty z zadowoleniem obserwowała rozwój fortun magnackich na kresach Rzeczypospolitej - prywatne wojska magnackie utrzymywały wszak w ryzach Kozaków oraz chłopów ukraińskich i wspólnie z nielicznymi oddziałami kwarcianymi odpierały z powodzeniem najazdy czambułów tatarskich.
A jednak... „kwitnąca pokojem uwiędła ojczyzna” - musiał stwierdzić w liście do prymasa Macieja Łubień-skiego wojewoda bracławski A.dam Kisiel. Nadszedł bowiem brzemienny w wydarzenia rok 1648. Na Ukrainie wybuchło powstanie zbrojne Kozaków pod wodzą Bohdana Chmielnickiego, do których przyłączyły się ogromne rzesze chłopów ukraińskich. Powstańcy, wspomagani przez tatarskie oddziały Tuhaj-beja, zadali wojskom koronnym klęski przy Żółtych Wodach i pod Korsuniem. Ukraina stanęła w ogniu. Siły zbrojne Rzeczypospolitej zrejterowały z pola bitwy pod Piławcami. Już nie klęską piławiecką, ale hańbą plugawiecką nazwali współcześni to wydarzenie. W rok później, za rządów nowego króla, Jana Kazimierza, który po bracie odziedziczył koronę i żonę, oblegany był Zbaraż, a posiłkowa armia królewska pod Zborowem otoczona została przez przeważające siły tatarsko-kozackie. Sytuację uratowała dyplomacja kanclerza wielkiego koronnego Jerzego Ossolińskiego, któremu udało się zawrzeć ugodę z chanem tatarskim, a za jego pośrednictwem z Chmielnickim. Ugoda ta - pozornie kompromisowa - była w istocie uznaniem wodza kozac-
226
kiego zwycięzcą. Na terenach województw kijowskiego, bracławskiego i czernihowskiego tworzył się nowy organizm polityczny: państwo kozackie, które formalnie y/chodząc w skład Rzeczypospolitej, w istocie uzyskiwało niemal całkowitą niezależność.
Wszystko to wywołało wśród szlachty i magnaterii ogromny wstrząs. Opresja była zupełnie nieoczekiwana. Wszak jeszcze nie tak dawno kanclerz wielki litewski Albrycht Stanisław Radziwiłł oświadczył posłom zaporoskim, gdy ci twierdzili, iż kozacy są częścią nierozłączną ciała Rzeczypospolitej: taką jesteście częścią organizmu państwa „jako włosy i paznokcie, które gdy zbyt długie wyrosną, przycinać je potrzeba”. Teraz, po klęskach, po sromotnej ucieczce z pola bitwy, trzeba było skonstatować: „Przed chłopstwem ucieka Polak mężny, strojny” 138,
Powstanie ukraińskie dowiodło, że w ciągu kilkudziesięciu lat wiele zmieniło się w Rzeczypospolitej. Mówili pułkownicy zaporoscy wprost: „Doznaliśmy pod Piławcami, nie oni to Lachowie, co przedtym bijali Turki, Moskwę, Niemce, Tatary, nie Żółkiewscy, nie Chodkiewiczowie, nie Koniecpolscy, Chmieleccy, ale tchórzowscy, zająćkowscy - dzieciny w żelaza poubierane. Pomarli ze strachu, skoro nas ujrzeli” 139.
W pierwszych tygodniach powstania przerażona szlachta myślała o pakowaniu rzeczy i ucieczce ku zachodowi czy ku północy, byle dalej od ognisk ruchu chłopskiego, a nie o zorganizowaniu siły zbrojnej. Równocześnie zaś na elekcję przybyło wtedy wiele prywatnych oddziałów wojskowych, świetnie wyposażonych, pięknie ubranych. „Wojewoda bracławski pyta - zanotował współczesny pamiętnikarz - co za potrzeba wojska pod Warszawą? Tam potrzebna jest ręka, gdzie boli. Boję się - dodawał - by nasza niezgoda szkodliwszą nam nie była niżli bunt Kozaków” 140.
15*
227
Wszyscy użalali się na panującą niezgodę, ale szlachta sieradzka postanawiając na sejmiku, że stawi się na pospolite ruszenie, zastrzegła równocześnie, iż „żadnym sposobem ex nunc [teraz] ruszyć nie możemy” 141. Wydaje się, że partykularny stosunek do spraw publicznych, troska o spokój własnego tylko, najbliższego sąsiedztwa przeważać zaczęła nad obywatelskim podejściem do spraw Rzeczypospolitej. Zwycięski wódz kozacki obnażył nie tylko wady i słabości organizmu państwowego Rzeczypospolitej, lecz także stosunek społeczeństwa szlacheckiego do własnego państwa. Zastanawiające to zjawisko. Państwo było wszak tą gałęzią, na której szlachta siedziała, powstanie chłopsko-kozackie gałąź tę podcinało, a szlachta zachowywała się, jak gdyby nie zdawała sobie sprawy z sytuacji. Pojawiały się wprawdzie sporadyczne głosy mówiące, że przyczyną powszechnego powstańczego zrywu mas ludowych Ukrainy był ucisk, jaki cierpiały, ogół jednak - zaślepiony wizją doskonałości ustroju Rzeczypospolitej - nie słuchał tych głosów, postulował pełną restytucję stanu posiadania na Ukrainie sprzed wybuchu powstania. Niektórzy, jak książę Jeremi Wiśnio-wiecki lub gromady szlachty wypędzonej z Ukrainy, marząc o powrocie do swych włości zajętych przez armię Chmielnickiego, głosili potrzebę wzmożenia feudalnego ucisku na Kijowszczyźnie, gdzie przed 1648 rokiem - mimo wszystko - sytuacja chłopa była nierównie lepsza niż w innych częściach Rzeczypospolitej.
Mimo jednak głoszonych postulatów szlachta skąpiła środków na wojsko, sabotowała decyzję o zwołaniu pospolitego ruszenia. Wydaje się po prostu, że mieszkańcy województw bardziej odległych od teatru wydarzeń nie ogarniali całokształtu sytuacji, nie chcieli angażować się zbytnio w sprawy rozgrywające się daleko od ich domów i folwarków. Porażki tłumaczono niezgodą domową, ale przecież większość przyczynę owej
228
niezgody upatrywała w postawach indywidualnych, nie zdając sobie sprawy z tego, że była ona uwarunkowana przede wszystkim procesami obiektywnymi: wzrostem potęgi magnatów i rywalizacją koterii magnackich oraz zamknięciem się szlachty w opłotkach partykularyzmu prowincjonalnego.
Rywalizacja między magnatami, stały strach przed wzmocnieniem władzy królewskiej, niezdyscyplinowanie mas szlacheckich - wszystko to paraliżowało zdolność państwa nie tyle nawet do krótkotrwałego wysiłku (bo ten, jak świadczy o tym kampania z 1651 roku, koniec końców okazał się możliwy), ile do konsekwentnego działania, do wykorzystania doraźnych sukcesów, do podjęcia skutecznych środków w celu rozwiązania nabrzmiałych problemów politycznych i ustrojowych. Bo oto wznowiona w 1651 roku wojna przyniosła zwycięstwo wojskom Rzeczypospolitej pod Beresteczkiem i pozwoliła ponownie wkroczyć polskim oddziałom na Ukrainę od zachodu, podczas gdy wojska litewskie Radziwiłła zajęły Kijów. Ale waśnie między wodzami, zawiści i niechęci, niepodporządkowanie się niektórych dowódców królowi, a jednocześnie - niezwykle krwawe pacyfikowanie zdobytych obszarów, niezdyscyplinowanie szlachty i magnatów - wszystko to uniemożliwiało rozwiązanie kryzysu. Zawarta w Białej Cerkwi ugoda, korzystniejsza dla Rzeczypospolitej niż ugoda zborowska, dała w efekcie tylko krótkotrwałą przerwę w działaniach wojennych. Okazało się dobitnie, że problemu ukraińskiego w ramach Rzeczypospolitej szlacheckiej rozwiązać się w ogóle nie da, a ponadto, że państwo nie jest zdolne do skutecznego działania militarnego i politycznego. Jednakowoż nawet w sytuacji zagrożenia własnego panowania klasowego szlachta nie popierała tych dążeń, które chociaż w części wzmocnić mogły władzę centralną. Strach przed absolutyzmem raz jeszcze okazał się silniejszy od stra-
chu przed wodzem kozackim i jego armią. Klęski wyzwolić mogły instynkt zbiorowy, który zapewniłby dyscyplinę w obliczu realnego zagrożenia, albo odwrotnie - sprowadzić rozprzężenie i bałagan. Niektórzy co światlejsi magnaci zdawali sobie z tego sprawę. Wojewoda poznański Krzysztof Opaliński pisał:
Nierządem Polska stoi - nieźle ktoś powiedział. Lecz drugi odpowiedział, że nierządem zginie! Pan Bóg nas ma jak błaznów. I to prawdy blisko, Ze między ludźmi Polak, jak Boże igrzysko.
Cóż z tej krytyki jednak, skoro wnioski sprzeczne były z dobrem publicznym. Gdy Rzeczpospolita ginie, trzeba własne ratować interesy, własną pozycję, własne majętności - oto postawa, którą wielu magnatów i część szlachty zajęła na początku lat pięćdziesiątych XVII wieku. Narastała brzemienna w skutki opozycja magnacka. Janusz Radziwiłł, hetman wielki litewski, Krzysztof Opaliński, wojewoda poznański, i wielu, wielu innych zaczęło szukać porozumienia z mocarstwami ościennymi, prowadzić politykę na własną rękę, przeciwstawiać się projektom doraźnej choćby naprawy istniejącego stanu rzeczy. Zwalczali oni klikę dworską jako konkurencję do władzy, a dwór z królem Janem Kazimierzem na czele i ambitną królową Ludwiką Marią niezręcznymi, małostkowymi posunięciami personalnymi zaogniał sytuację. Obok kryzysu spowodowanego wojną z powstańczą Ukrainą narastał kryzys wewnętrzny.
Dnia 26 stycznia 1652 roku zebrał się w Warszawie sejm142. Nie zagrożenie jednak kraju było głównym przedmiotem jego obrad, lecz rozgrywki wewnętrzne. Obrady przebiegały pod znakiem intryg, sporów i kłótni. W ostatnim dniu obrad, 8 marca, próbowano załatwić choćby tylko sprawę najważniejszą: ratyfikację ugody białocerkiewskiej. Nie dopuszczali do tego niektórzy posłowie, wysuwając rozmaite zastrzeżenia lub zgoła prowokacyjne wnioski nie związane z przedmiotem posiedzenia. Wobec spóźnionej pory kanclerz zaproponował przedłużenie obrad o jeden dzień. „W tym momencie - pisze Władysław Czapliński - kiedy padła pierwsza wzmianka o prolongacie, poseł upiekł Władysław Siciński, który nie odznaczał się żywszą aktywnością, oświadczył «ja nie pozwalam na prolongację» i zanim posłowie zrozumieli, co się stało, wyszedł z izby”.
A stało się nie byle co. Nie dlatego, że jeden poseł zaprotestował; zdarzało się to i dawniej, a obrady toczyły się dalej. Tym razem jednak, gdy już wiele województw mimo protestu Sicińskiego zgodziło się na przedłużenie obrad, poseł mazowiecki Zielsk! sprzeciwił się dalszemu składaniu deklaracji w tej sprawie. Nie ustąpił nawet wobec nalegań osobistych króla. W takiej sytuacji pozostali posłowie milczeli. „Nikt z posłów nie chciał otwarcie stwierdzić, że uznaje kontra -dykcję jednego z posłów za absolutnie ważną. Zdaje się, że bystrzejsi z posłów dostrzegali konsekwencje, jakie pociągałoby za sobą uszanowanie sprzeciwu jednego posła, toteż w pierwszej chwili nawet najbardziej zacięci opozycjoniści nie mogli się zdecydować na poparcie prośby o żegnanie króla” u3 i zamknięcie obrad. A jednak obrady zamknięto. Przez wiele lat nazwisko Sicińskiego pozostawało w niepamięci, od czasu .jednak, gdy je przypominano, stało się symbolem anarchii i prywaty, obrosło niesławą.
Siciński nie działał sam. Stał za nim Janusz Radziwiłł. Niezgody i waśnie w izbie sejmowej stworzyły klimat, w którym zerwanie sejmu było możliwe. Największą wszakże winę ponoszą posłowie, którzy w tej przełomowej chwili nie zdobyli się na odwagę, by raz na zawsze skończyć z zasadą jednomyślności i nie dopuścić do powstania niebezpiecznego w skutkach
precedensu, w dawnej Rzeczypospolitej ważniejszego często od pisanej, lecz nie stosowanej w praktyce, zasady prawnej. „I tak sejmowi requiem zaśpiewano - pisał współczesny obserwator wydarzeń - ale bodaj nie cum requie Rzeczypospolitej”.
Nie przyniosła również otrzeźwienia straszna wieść o tym, że 2 i 3 czerwca 1652 roku dwudziestotysięczna armia koronna, składająca się z najlepszych chorągwi i najdoświadczeńszych żołnierzy, została całkowicie zniesiona przez siły kozackie w morderczej bitwie pod Batohem. Takiej klęski wojsko Rzeczypospolitej nie poniosło nigdy jeszcze. Poległ hetman polny koronny Marcin Kalinowski, polegli pułkownicy i oficerowie, wyginęła większość żołnierzy. Straty wyniosły kilkanaście tysięcy ludzi. Trwoga padła na kraj.
Ale żaden sejmik nie wystąpił z żądaniem, by wydać przepis prawny uniemożliwiający na przyszłość zerwanie sejmu przez jednego posła. Owszem, domagano się, by posłowie składali przysięgę, iż nie będą się kierowali w działalności sejmowej prywatą, by byli zobowiązani odczytać na wstępie obrad instrukcje poselskie, by najbliższy sejm zajmował się tylko sprawami obrony. Krótki, dwutygodniowy sejm w 1652 roku zakończył się pomyślnie, nie wprowadził wszelako żadnych zmian ustrojowych. Doraźne środki uchwalone przez sejm mogły naprawić jedynie sytuację bieżącą - nad przyszłością wisiało groźne memento. W pełni też podzielić należy opinię badacza tych dwóch sejmów z 1652 roku, iż w świetle ich obrad „stanie się dla nas jasne, że z czekającej Polskę katastrofy\wojen szwedzkich mogła Polska wyjść cało jedynie w oparciu o patriotyzm i siłę wielkich mas ludowych Rzeczypospolitej” 141.
*
Najazd szwedzki, rozpoczęty w 1655 roku, stanowił dla Rzeczypospolitej próbę najcięższą. Osłabiona wewnętrzną niezgodą, wycieńczona wojnami kozackimi, ponosząca porażki w trwającej od 1654 roku wojnie z Moskwą, Rzeczpospolita stanęła przed groźbą utraty niepodległego bytu państwowego. O ile wojna kozacka czy nawet moskiewska decydowały jedynie o tym, do kogo należeć będzie część ziem ruskich wchodzących dotychczas w skład Rzeczypospolitej, o tyle król szwedzki Karol Gustaw zamierzał podporządkować sobie ziemie etnicznie polskie, przede wszystkim Prusy Królewskie i Wielkopolskę. Na Małopolskę łakomie spoglądał siedmiogrodzki książę Rakoczy.
W obliczu najazdu znaczna większość magnatów myślała jedynie o zachowaniu własnej pozycji. Zdrada wojewody poznańskiego Krzysztofa Opalińskiego i wojewody kaliskiego Andrzeja Grudzińskiego pod Ujściem, kiejdańska ugoda hetmana wielkiego litewskiego Janusza Radziwiłła ze Szwedami, zrywająca więzi Litwy z Koroną, podpisywanie aktów poddańczych przez przedstawicieli województw, wielu dygnitarzy i dowódców wojskowych wydawało się świadczyć o tym, że Karol Gustaw rychło stanie się panem całego królestwa polskiego. Szlachtę ogarnęła dezorientacja, bierność, przerażenie. „Jesteśmy tu, żebyśmy byli, a nie żebyśmy się bili [podkreślenie moje - J. M.]” 14T - oświadczała szlachta małopolska zebrana na pospolite ruszenie. Niektórzy sądzili być może, iż najazd szwedzki spowoduje w konsekwencji jedynie zmianę panującego, a Karol Gustaw jako król polski zagwarantuje szlachcie jej przywileje i wolności. Byli tacy, którzy mieli nadzieję, że szwedzkimi rękami uda się pokonać Kozaków i Moskwę i restytuować następnie stan posiadania na Ukrainie.
Zdecydowanie antyszwedzkie stanowisko od samego początku zajęli chłopi i część mieszczaństwa. Nie mogło ono pozostać bez wpływu na szlachtę. Na pewno miał rację Adam Kersten, gdy twierdził, że obraz Polski
nakreślony w pierwszej części Potopu Henryka Sienkiewicza (do oblężenia Jasnej Góry) jest zbyt pesymistyczny, tak jak wizerunek powszechnej walki ze Szwedami od grudnia 1655 roku poczynając - zbyt optymistyczny140. Partyzantka przeciwszwedzka, skupiająca w swych szeregach obok chłopów średnią i drobną szlachtę, rozwinęła się w Wielkopolsce i w innych rejonach kraju wcześniej, nim generał Miiller stanął pod Jasną Górą. Ale przecież większość, ba! prawie wszystkie szlacheckie zgromadzenia sejmikowe wysyłały wiernopoddańcze adresy do Karola Gustawa. Rychło postawy te uległy zasadniczej zmianie. Agitacja szwedzka nie skutkowała. W grudniu 1655 roku powstała konfederacja tyszowiecka, nawołująca do powszechnej walki z najeźdźcą. Akt konfederacji tyszo-wieckiej to chyba pierwszy w dziejach Polski dokument publiczny, który otwarcie odwoływał się do poczucia jedności narodowej i państwowej wszystkich mieszkańców kraju, chłopów i mieszczan nie wyłączając.
Walka z najazdem obcym, toczona ze zmiennym szczęściem, była ciężka i trudna, wymagała poświęcenia i ofiar. W grudniu 1656 roku, a więc wtedy gdy stało się już oczywiste, że Rzeczpospolita potrafi własnymi siłami pokonać Szwedów, w Radnot na Węgrzech zawarty został układ przewidujący podział Rzeczypospolitej między Szwecję, Brandenburgię, Siedmiogród, Kozaczyznę i ...Bogusława Radziwiłła, który miał otrzymać w dziedziczne władanie województwo nowogródzkie. Plany te zostały obrócone wniwecz przez wojska polsko-litewskie. W lipcu 1657 roku Stefan Czarniecki, Jerzy Lubomirski i Paweł Sapieha zmusili siedmiogrodzkich najeźdźców do kapitulacji w Czarnym Ostrowiu, pobiwszy ich uprzednio w rozlicznych po-tyczkach i bitwach. Wystąpił z antypolskiej koalicji wiarołomny lennik Rzeczypospolitej Fryderyk Wilhelm I, elektor brandenburski i książę pruski, przestraszony rosnącą siłą polską i poniesionymi dotychczas stratami. Polacy zaczęli bić Szwedów nie tylko na własnym terytorium: Czarniecki pomaszerował na czele swych żołnierzy (był wśród nich Jan Chryzostom Pasek, któremu zawdzięczamy wiele barwnych opisów tej wyprawy) do Danii, by wspomóc duńskiego sojusznika w walce z Karolem Gustawem.
Okazywało się dowodnie, że Polska jest ważnym czynnikiem stabilizacji politycznej i równowagi sił w Europie. Początkowo osamotniona, w miarę rozwoju sytuacji zyskiwała sprzymierzeńców: Duńczyków, Tatarów krymskich, cesarstwo. Moskwa, która od roku 1654 prowadziła z Rzecząpospolitą wojnę o Ukrainę, od połowy 1655 roku zawiesiła działania wojenne. Trwały rozmowy dyplomatyczne między oboma państwami nie tylko na temat zakończenia wojny, ale także w sprawie ewentualnego sojuszu antyszwedzkiego. Dygnitarze koronni i litewscy skłonni byli nawet zapewnić carowi Aleksemu następstwo na tronie polskim po śmierci Jana Kazimierza, byle ten udzielił pomocy w walce z Karolem Gustawem. Równocześnie jednak aktywność dyplomatyczna Rzeczypospolitej wtedy dopiero okazywała się skuteczna, kiedy nie skomlenia o pomoc i supliki były jej przedmiotem, lecz realne propozycje współdziałania i uzgodnienia interesów, kiedy sukcesy na polach bitewnych i w dziedzinie organizacji wojska zaświadczały dowodnie jej wciąż niemałą siłę i zdolność do działania.
Wreszcie w roku 1660 zawarty został pokój polsko-szwedzki w Oliwie, przywracający w istocie stan sprzed wojny. Zerwano jednak pertraktacje z Moskwą. We wznowionej wojnie polsko-moskiewskiej Stefan Czarniecki rozbił pod Połonką silną armię carską, inne zaś zgrupowanie rosyjskie, oblężone w Cudnowie, zmuszono w listopadzie 1660 roku do kapitulacji. Jerzy
Lubomirski pobił Kozaków Jurka Chmielnickiego pod Słobodyszczami i zmusił ich do uznania zwierzchnictwa króla Jana Kazimierza.
W latach 1656-1660 całe społeczeństwo polskie, szlachty nie wyłączając, zdobyło się w obliczu śmiertelnego zagrożenia na najwyższy wysiłek. Okazało się wówczas, że najazd obcy, połączony - a jest to moment niezwykle ważny - z zagrożeniem mienia i życia szlachty, z utratą jej dotychczasowych pozycji politycznych w państwie, potrafił wyzwolić świadomość państwową i narodową, potrafił przezwyciężyć - niestety na czas bardzo krótki - partykularne, zaściankowe podejście do spraw kraju. Społeczeństwo szlacheckie nie zostało jeszcze do cna przeżarte anarchią, skoro potrafiło stawić czoła niebezpieczeństwom grożącym z zewnątrz. Okazało się, że mimo wad ustroju Rzeczpospolita była jeszcze organizmem spójnym. Zabrakło jednak sił, by sprostać niebezpieczeństwom wewnętrznym.
W czasie walki z najazdem - wydawałoby się - część szlachty stała się skłonna do zaakceptowania propozycji reformy państwa, choćby tylko w dziedzinie sejmowania i powoływania władcy. Świadomość, że państwo jest mało sprawne, mało w swej działalności skuteczne, docierała do umysłów przede wszystkim części urzędników i dygnitarzy związanych z dworem królewskim. Pojawiające się projekty reformy nie były jednak dość szeroko rozpowszechniane. „Nie należy uważać za niewłaściwe zmienianie zgodnie z nowymi stosunkami zwyczajów i ustaw ludzkich, zwłaszcza gdy tego wymaga nagła potrzeba i wielka korzyść” - pisał Stanisław Kożuchowski i postulował bezwzględne zniesienie liberum veto, które stało się „terenem sporów między poddanymi a władcą, miejscem walki o prywatne urazy, zagładą dobra publicznego [...] przez to zło upadamy”. Żądał wzmocnienia
władzy królewskiej, ograniczenia praw gołoty szlacheckiej, klientów magnackich, którzy „za nic mają Rzeczpospolitą, dbając jedynie o wzrost znaczenia swego patrona”. Silna władza królewska - wedle niego - może być jedynym wędzidłem utrzymującym w ryzach magnatów. Głębokie reformy postulował także Łukasz Opaliński oraz niektórzy inni działacze polityczni i pisarze zatroskani stanem państwa. „Nie ma wśród nas nikogo - stwierdzano chyba nie bez słuszności - któremu brakłoby chęci, nie ma nikogo, który by nie oskarżał, trzeba jedynie czynu i zapomnienia złych obyczajów” \u.
Niestety, „Rzeczypospolitej ten jest zwyczaj: na swoje złe dobrowolnie iść, na dobro z ciężkością dać się prowadzić”148. Podejmowane bezpośrednio po najeździe szwedzkim próby reformy państwa, zmierzające do wzmocnienia władzy wykonawczej, rozbiły się o opór opozycji magnackiej i częściowo szlachty. Zwyciężyła z jednej strony, niejako już zakodowana w systemie myślenia większości szlachty, programowa nieufność do tronu („rządców sprawy wprzód zdają się podejrzane niż słuszne”149 - pisał Stanisław He-rakliusz Lubomirski), z drugiej zaś doktrynalne przywiązanie do modelowych zasad ustrojowych, mimo iż zasady te okazywały się niemożliwą do realizacji utopią. Traktaty poświęcone obronie liberum veto i dotychczasowych metod sejmowania świadczą o tym dowodnie.
Andrzej Maksymilian Fredro, człowiek wielce oczytany w autorach klasycznych i renesansowych, erudy-ta niepospolity, potrafił słusznie konstatować, iż „nigdy Polacy nie mogą być zwyciężeni ani złamani, jeśli sami przeciw sobie się nie zbroją, gdy panuje wewnętrzna zgoda” 150, ale przecież w ówczesnej sytuacji owa „zgoda” mogła być jedynie postulatem, a „państwo zgody” czystą utopią. Fredro pisał równocześnie: „elekcja wy-
daje się starsza niż sukcesja”, występując przeciw królewskim planom elekcji vivente rege i broniąc zawzięcie zasady liberum veto, „rozumnej broni w ręku rozumnych i cnotliwych” 151.
Nie zrealizowane zostały śluby Jana Kazimierza, zawierające obietnicę poprawy doli ludu wiejskiego. Dwór przygotowując reformy, działał niezgrabnie; zaniedbując propagandę masową, w istocie tworzył wrażenie, iż zamierzona reforma jest swoistym spiskiem dworu i grupy możnych, y/spieranych francuskimi pieniędzmi. Szlachta stanęła u boku króla Jana Kazimierza, gdy trzeba było wojować ze Szwedami, którzy bezpośrednio zagrozili jej domostwom, ale znaczna część szlachty poparła również Jerzego Lubomirskie-go, gdy podniósł on antykrółewski rokosz w imię złotej wolności, w imię hasła: „gdyby coś u nas dogłębnie się zmieniło lub pozornej uległo poprawie, w gorsze nieszczęście z pewnością by nas to wpędziło”.
Siódme dziesięciolecie XVII wieku zaczęło się tryumfem, kończyło się świadomością zmarnowanych szans, zaprzepaszczonych możliwości reformy, rozdarciem wewnętrznym społeczeństwa szlacheckiego, rosnącą ksenofobią Polaków.
Na tle owej ksenofobii narósł nowy konflikt szla-checko-magnacki. Wprawdzie zjawisko wiązania się poszczególnych magnatów z dworami obcymi (zwłaszcza cesarskim lub francuskim) występowało sporadycznie, w większym lub mniejszym stopniu nasilenia znacznie wcześniej, to właśnie w okresie rządów Jana Kazimierza stało się niemal nagminne. Poszczególne fakcje polityczne charakteryzowały się przede wszystkim orientacjami: austriacką czy francuską, potem brandenburską czy rosyjską; nie były to jednak tylko koncepcje dotyczące polityki zagranicznej państwa, lecz wprost określone uzależnienia, także materialne, od obcych potęg. W intrygach i wewnętrznych grach po-
9-ta
litycznych coraz to intensywniej uczestniczyli posłowie obcych monarchów, kaptując sobie stronników i znajdując posłusznych wykonawców.
Na tym tle można zrozumieć dobitniej ostatnie masowe wystąpienia polityczne szlachty średniej, która zdołała na dwóch kolejnych elekcjach (Michała Kory-buta Wiśniowieckiego po abdykacji Jana Kazimierza i Jana III Sobieskiego po śmierci króla Michała) narzucić swoich wybrańców - „Piastów”, wbrew magnackim koteriom, popierającym kandydatów cudzoziemskich. Owe elekcje królów-rodaków świadczą, że dzięki konieczności konfrontacji zbrojnej z obcymi potęgami wzrosło subiektywne poczucie więzi narodowej i państwowej, dążenie do zachowania pełnej suwerenności państwa. Okazało się także, że pozycja szlachty pozostaje wciąż jeszcze dość silna, że będąc „w kupie”, na polu elekcyjnym, szlachta jest w stanie przeprzeć swą wolę wbrew magnackim ugrupowaniom.
Zauważmy w tym miejscu, że idea króla-,,Piasta” miała długą i barwną historię. Silnie zaznaczyła ona swą obecność w życiu politycznym zwłaszcza podczas trzech kolejnych elekcji po śmierci Zygmunta Augusta. Szermując szeroko argumentem historycznym, pogłębiała świadomość historyczną społeczeństwa, a tym samym poczucie jego tożsamości. Szczególnie ważnym akcentem było powoływanie się na tradycję mitycznego Piasta, założyciela dynastii panującej przez kilka stuleci. Był on - w oczach ówczesnej szlachty (a także pisarzy pochodzenia mieszczańskiego) człowiekiem z ludu, kołodziejem, ubogim rolnikiem, komornikiem, w każdym razie nie rycerzem, nie wojownikiem, nie wielmożą. Tradycja owa, tak żywa w wieku XVI („cudowną rzeczą było to, że tron oddano chłopu” 152 - zachwycał się Klemens Janicki; „Prostego mieszczanina na księstwo wsadzono”153 - podziwiał Seba-
stian Klonowic), funkcjonowała także w drugiej połowie XVII stulecia.
Stopniowy upadek kultury politycznej powodował znaczne zmniejszenie się ilości utworów oryginalnych. W agitacji politycznej sięgano nader często do utworów powstałych kilkadziesiąt lub więcej lat wcześniej, przerabiając tylko nieznacznie poszczególne ich fragmenty, dostosowując je do realiów swoich czasów. Tak na przykład pisma agitacyjno-propagandowe z okresu rokoszu Lubomirskiego są w dużej części po prostu zwyczajną przeróbką, by nie rzec: plagiatem, pism politycznych, pamfietów, paszkwili z okresu rokoszu sandomierskiego (Zebrzydowskiego). Podobnie było z literaturą agitującą za królem-rodakiem.
Ten motyw propagandowy, związany z plebejskim pochodzeniem mitycznego Piasta, ma kapitalne znaczenie. Dowodzi on wprost, że tworząca podstawę sarmac-kiej ideologii teoria o odmiennym rodowodzie plemiennym szlachty polskiej i chłopów pozostawała tylko wymysłem niektórych pisarzy i historyków, nie znajdując aprobaty i uznania w oczach szlachty151. Nie może więc ulegać wątpliwości, że idea króla-,,Piasta” stanowiła w swej istocie zaprzeczenie teorii sarmac-kiej.
O ile jednak pod koniec XVI wieku idea króla-rodaka pozostawała w sferze pomysłów (chociaż istotnym czynnikiem umożliwiającym Zygmuntowi Wazie zdobycie tronu, a następnie uratowanie go w dobie rokoszu, była krew jagiellońska w jego żyłach), o tyle w drugiej połowie XVII wieku stała się rzeczywistością. Okazało się, że idea ta schlebiała szlacheckiej megalomanii, dogadzała przekonaniu szlachty o wewnątrz-stanowej równości tak długo, jak długo pozostawała tylko idea, wartością teoretyczną. Zrealizowana, burzyła uformowany przez dziesięciolecia układ w obrębie elity władzy, wynosiła ponad głowy innych jed
240
34. Obrady sejmu za Henryka Walezego. Miedzioryt współczesny
EffATA RreUM POLONIA
i.t^itf <.•</ łO.ANNEM CASIMIRUM
35. Obrady sejmu na ZamkirKrólewskim w Warszawie. Rycina z XVII w.
36. Drzewo genealogiczne rodu Połubińskich. Rycina z XVII w.
37. Pole elekcyjne na Woli. Sztych anonimowy z XVII w.
nego z „równych”, wyzwalała lub wyzwalać mogła zawiści, antagonizmy, intrygi. Ta sama zasada równości, która umożliwiła elekcję Jana III Sobieskiego, stanie się w ciągu długich lat jego panowania orężem demagogii i wichrzycielstwa politycznego dużej części magnatem, zwłaszcza litewskiej, o tyle skutecznym, że trafiającym na ogół do przekonania przynajmniej części mas szlacheckich.
„Dlaczegóż to on, a nie ja” - zapytywał zapewne (jeśli nie publicznie, to przynajmniej prywatnie, lecz nie na swój tylko własny użytek) niejeden Sapieha, Pac, Wiśniowiecki czy Jabłonowski.
Nad życiem kraju zaciążyło fatalne liberum veto. Był to jednak skutek zła i przejaw powszechnej niemocy, nie zaś tego stanu przyczyna sprawcza. Jakże słusznie konstatował Andrzej Maksymilian Fredro: „nie ma miejsca na lekarstwo w takiej Rzeczypospolitej, gdzie to, co było błędem, staje się nawykiem”. Powtarzali to zapewne inni, a przecież nikt nie odważył się przerwać owego błędnego koła niespójności praw i obowiązków, wymogów życia państwowego i martwej litery doktryny staroszlacheckiej lss.
Zewsząd sypały się przestrogi. Czuły na dobro publiczne Wacław Potocki pisał:
Powiedziałem ci nieraz, miły bracie, że to
Po polsku: nie pozwalam, po łacinie veto.
Wiem. Niechże wedle sensu swego ktoś przekłada,
To będzie z łacińskiego vae, po polsku: biada.
Jakbyś rzekł: biada to, gdy zły nie pozwala
Na dobre i tym słówkiem ojczyznę rozwala.
Po pamiętnym sejmie 1652 roku ruszyła lawina. W dwa lata później zerwał sejm Paweł Białobłocki. W ostatnich latach Jana Kazimierza padał sejm po sejmie:' w styczniu 1665 roku wpisał się do grona zrywa
16 - Szlachta polska... 241
nego z „równych”, wyzwalała lub wyzwalać mogła zawiści, antagonizmy, intrygi. Ta sama zasada równości, która umożliwiła elekcję Jana III Sobieskiego, stanie się w ciągu długich lat jego panowania orężem demagogii i wichrzycielstwa politycznego dużej części magnaterii, zwłaszcza litewskiej, o tyle skutecznym, że trafiającym na ogół do przekonania przynajmniej części mas szlacheckich.
,,Dlaczegóż to on, a nie ja” - zapytywał zapewne (jeśli nie publicznie, to przynajmniej prywatnie, lecz nie na swój tylko własny użytek) niejeden Sapieha, Pac, Wiśniowiecki czy Jabłonowski.
Nad życiem kraju zaciążyło fatalne liberum veto. Był to jednak skutek zła i przejaw powszechnej niemocy, nie zaś tego stanu przyczyna sprawcza. Jakże słusznie konstatował Andrzej Maksymilian Fredro: „nie ma miejsca na lekarstwo w takiej Rzeczypospolitej, gdzie to, co było błędem, staje się nawykiem”. Powtarzali to zapewne inni, a przecież nikt nie odważył się przerwać owego błędnego koła niespójności praw i obowiązków, wymogów życia państwowego i martwej litery doktryny staroszlacheckiej15S.
Zewsząd sypały się przestrogi. Czuły na dobro publiczne Wacław Potocki pisał:
Powiedziałem ci nieraz, miły bracie, że to
Po polsku: nie pozwalam, po łacinie veto.
Wiem. Niechże wedle sensu swego ktoś przekłada,
To będzie z łacińskiego vae, po polsku: biada.
Jakbyś rzekł: biada to, gdy zły nie pozwala
Na dobre i tym słówkiem ojczyznę rozwala.
Po pamiętnym sejmie 1652 roku ruszyła lawina. W dwa lata później zerwał sejm Paweł Białobłocki. W ostatnich latach Jana Kazimierza padał sejm po sejmie:' w styczniu 1665 roku wpisał się do grona zrywa -
16 - Szlachta polska... 041
czy sejmów Piotr Telefus, w marcu tegoż roku Władysław Łoś udaremnił obrady sejmu nadzwyczajnego, w rok później uczynił to samo Adrian Miaskowski, po nim w tym samym 1666 roku Teodor Łukomski. W 1668 roku zerwał sejm Marcin Dembicki. Nie warto przedłużać owej długiej, niestety, listy. Odnotujmy wszakże, że na dwadzieścia cztery sejmy od czasów Sicińskiego do końca panowania Michała Korybuta tylko czternaście uchwaliło konstytucje, a dziesięć zostało zerwanych. A był to przecież okres dla państwa niezwykle trudny.
Z biegiem lat sejmy traciły swe znaczenie. W okresie rządów Jana III Sobieskiego, początkowo wydawało się, że sytuacja została opanowana156 i do 1681 ręku sejmów nie zrywano. Nastąpiło znowu, chwilowo niestety, jakby przebudzenie się instynktu zbiorowego w obliczu ponownego zagrożenia zewnętrznego, tym razem tureckiego. Po odsieczy Wiednia jednak aż do końca panowania Jana III Sobieskiego na dziewięć zwołanych sejmów zerwano pięć, a szósty nie doszedł do skutku z powodu choroby króla. Działo się coraz gorzej. Zaczęto zrywać sejmy koronacyjne (po raz pierwszy uczynił to Jan Olizar w 1669 roku) i konwoka-cyjne (w 1696 roku usiłował zerwać sejm konwokacyj-ny Łukasz Horodyński, ale udało mu się to tylko częściowo i uchwały tego sejmu weszły jednak do Yolumina, Legum). Za rządów Augusta II Sasa zerwano dziesięć sejmów. Za jego syna i następcy, Augusta III, tylko dwa sejmy (w tym elekcyjny) zakończyły się powzięciem uchwal157. Czyż trzeba więcej dowodów na to, że sejm walny przestał już być podstawowym elementem ustroju Rzeczypospolitej? 158
Machina sejmików działała za to coraz aktywniej. Uchwały sejmików stawały się nieomal prawem, same zaś sejmiki w coraz większym stopniu partykularnym, prowincjonalnym organem samorządu szlacheckiego,
242
reprezentującym wąskie, zaściankowe interesy. Wobec masowego udziału w sejmikach szlacheckich gołoty, służącej magnatom, w coraz mniejszym stopniu reprezentowały one szlachtę średnią. W dużej mierze stały się organem władzy magnaterii nad okoliczną szlachtą. Na dworach magnackich zaczęło ogniskować się życie polityczne kraju. Tam szukano natchnienia dla różnych decyzji, ale ogólny bezwład, pogłębiający się coraz bardziej, prowadził nie do decyzji, lecz do przeciwstawiania się próbom podejmowania jakichkolwiek energiczniejszych, ogólnopaństwowych posunięć. Dotyczyło to zarówno polityki zagranicznej, jak i spraw wewnętrznych.
Obok sejmików coraz większą rolę odgrywały konfederacje. Instytucja ta znana była znacznie wcześniej jako narzędzie zbiorowego działania szlachty i osiągania przez nią konkretnych, doraźnych celów. O ile jednak konfederacje w XVI wieku zawiązywano dążąc raczej do załatwienia spraw ogólnopaństwowych (konfederacja generalna, obejmująca całą szlachtę, na przykład konfederacja warszawska 1573 roku), a w pierwszej połowie XVII wieku konfederacje zawiązywano rzadko (głównie wojskowe, w celu wymuszenia zapłaty zaległego żołdu), o tyle w drugiej połowie XVII wieku zaczęły one odgrywać poważną rolę w życiu politycznym kraju. Były to na ogół związki doraźne, stawiające sobie określone cele polityczne (na `przykład konfederacja gołąbska w obronie króla Michała lub przeciwstawna jej konfederacja szczebrzeszyńska). Nierzadko konfederacja stanowiła narzędzie rozgrywek wewnętrznych, także prywatnych. Często konfederacje organizowali magnaci celem usankcjonowania swych poczynań i stworzenia pozorów, jakoby działali opierając się na szerszych masach szlacheckich.
Warto zauważyć, że obok wszystkich negatywnych skutków, jakie większość konfederacji przynosiła kra-
16*
243
jowi, niektóre z nich mogły odegrać również i rolę pozytywną. Zależało to od celu, jaki ów związek sobie stawiał, od jego składu osobowego, od przywódców, a także od wysuwanych haseł programowych i sposobów ich realizacji. Podkreślić także wypada, że decyzje podejmowało koło konfederackie większością głosów. Zostanie to w przyszłości wykorzystane w całej rozciągłości przez zwolenników reform ustrojowych w dobie Oświecenia, kiedy to otwarcie obrad sejmu pod węzłem konfederacji uniemożliwiło zastosowanie liberum veto oraz zapewniało możliwość przedłużenia obrad sejmowych ponad ustawowe sześć tygodni. Wystarczy powołać się na przykład Sejmu Czteroletniego. Do tego jednak było jeszcze daleko. Na razie - w drugiej połowie XVII stulecia - zdecydowanie obniżył się poziom zarówno dyskusji politycznych i ustrojowych, jak też, a może przede wszystkim, prac ustawodawczych sejmu i sejmików.
Jak pisze badacz tego okresu Henryk Olszewski, w czasach saskich nastąpiła, doprowadzona do absurdu, petryfikacja zasad ustrojowych wykształconych i ugruntowanych w poprzedniej epoce, to jest w drugiej połowie XVI wieku oraz za panowania Zygmunta III. Konstytucje z lat 1652-1736 ograniczały się w zasadzie do przypominania dawnego „dobrego” prawa, potwierdzały je, obwarowały, reasumowały, co najwyżej dokonując mniej istotnych modyfikacji159.
Niemniej od czasów sejmu w 1652 roku, a zwłaszcza od rokoszu Lubomirskiego ustrój polityczny nie był już ten sam, co za pierwszych Wazów. Formy pozostawały wprawdzie nie zmienione, ale zmieniła się w sposób istotny ich treść. Pozycja króla uległa dalszemu osłabieniu. Zygmunt III i Władysław IV potrafili skupić wokół siebie grupę regalistyczme nastawionych magnatów, którzy byli dla tych władców istotnym pparciem w rozgrywkach ze szlachtą. W razie potrze
244
by królowie ci, zwłaszcza Władysław, umieli odwołać się do szlachty. Wydaje się, że od rokoszu sandomierskiego (Zebrzydowskiego) magnateria usiłowała zagarnąć pełnię władzy utrzymując i petryfikując istniejące urządzenia ustrojowe. Chodziło o to, by sprawować władzę nad szlachtą i królem - rękami szlachty. Ideologia wolnościowa i równościowa sprzyjała tym tendencjom.
Całkowita zmiana struktury władzy nastąpiła po wojnach szwedzkich. Chwilowa dążność do naprawy Rzeczypospolitej ustąpiła miejsca zdecydowanej przewadze możnych. Nie ona jednak przesądzała o charakterze ustroju. Dzieje powszechne znają ustroje państwowe, gdzie potężni i wielcy feudałowie duchowni i świeccy całkowicie przecież podlegali absolutnej władzy monarszej; taki ustrój panował w Hiszpanii. W Polsce możnowładcy uniezależniali się coraz bardziej i od króla, i od szlachty. Zaczęli skupiać w swych rękach pełnię władzy - nie państwowej jednak, lecz partykularnej, prowincjonalnej. Taki układ stosunków paraliżował władzę centralną. Żadna bowiem grupa magnacka, wobec ogromnego skłócenia wewnętrznego tej warstwy, waśni, a nawet wojen między poszczególnymi rodami, nie była w stanie sięgnąć po władzę w całym państwie. „Nastąpiła - zwłaszcza w pierwszej połowie XVII wieku - pełna decentralizacja władzy • państwowej, decentralizacja - jak to określa Bogusław Leśnodorski - suwerenności” 160.
Owa równowaga sił między poszczególnymi magnackimi koteriami stanowiła istotną przyczynę stabilizacji ustroju. Magnateria nie pragnęła zmian, nie usiłowała zinstytucjonalizować swej władzy. Rzesze szlachty średniej i gołoty były magnackim ugrupowaniom potrzebne, niejednokrotnie spełniały rolę czynnika istotnego, nieomalże decydującego w ich rozgrywkach. Charakterystyczne, że na czele poszczególnych ugru-
powań politycznych szlachty końca XVII i pierwszej połowy XVIII stulecia z reguły widzimy magnatów. Tak było w okresie wojny domowej na Litwie (1700), gdy szlachta inspirowana przez Radziwiłłów, Paców i Ogińskich podjęła walkę z domem Sapiehów, tak było w czasie konfederacji tarnogrodzkiej161 czy nawet dzi-kowskiej.
Jak jednakowoż podkreślić wypada, o odśrodkowym, magnackim w swej istocie charakterze ruchów politycznych tego okresu decydował cel ruchu, jego ideologiczne i polityczne oblicze, nie zaś sam fakt, iż brali w nim udział przedstawiciele magnaterii. Zdarzało się i w wiekach poprzednich, że magnaci uczestniczyli w ruchach szlachty średniej, ba! odgrywali w nich nawet rolę czołową. Wystarczy przypomnieć choćby ruch egzekucyjny. Wtedy jednak podporządkowywali się oni dążeniom szlachty, akceptowali jej założenia ideologiczne i polityczne. Pod koniec XVII wieku i w następnym stuleciu było odwrotnie - szlachta szła na pasku magnaterii.
ROZDZIAŁ, DWUNASTY
PRZEDMURZE ??
Kiedy wojna nastąpi, a deszcz ustał w maju, Czarownica przyczyną.
Krzysztof Opalińsfci
A wojen kozackich i szwedzkich połowy XVII wieku Rzeczpospolita wyszła jako państwo suwerenne. Poniosła straty terytorialne niezbyt wielkie. W zawartym w roku 1667 rozejmie z Rosją w Andruszowie odstąpiła jej Smoleńsk, ziemię siewierską i czernihow-ską (a więc terytoria przyłączone do Rzeczypospolitej rozejmem dywilińskim z 1618 roku) oraz Zadnieprze. Czasowo uzyskiwała Rosja także Kijów, który jednakowoż dopiero w pokoju Grzymułtowskiego (1686) został jej formalnie przyznany na zawsze. Odtąd wschodnia granica Rzeczypospolitej pozostanie nie zmieniona aż do pierwszego rozbioru (1772). Na prawobrzeżnej Ukrainie długo jeszcze panowała nieustabilizowana sytuacja polityczna. Hetman kozacki Piotr Doroszeńko podporządkował się bowiem Turcji. O panowanie nad tą częścią Ukrainy toczyła się nadal walka.
Najpoważniejszą jednak stratą terytorialną i polityczną Polski w połowie XVII wieku była proklamacja suwerennych praw elektora brandenburskiego w Prusach Książęcych, na mocy traktatów welawsko-bydgoskłch (1657). Uczyniono w nich wprawdzie zastrzeżenie, że po ewentualnym wygaśnięciu dynastii Hohenzollernów Prusy mają powrócić do Rzeczypospolitej, było to jednak zastrzeżenie bez pokrycia i jakichkol-
wiek szans realizacji. Uspokajało wszakże zarówno sumienia statystów, którzy traktaty te podpisali, jak i mas szlachty, która przeciw nim nie oponowała. Niezadowolone były natomiast stany Prus Książęcych, które całkowicie podporządkowane zostały elektorowi. Powstało na przyszłość najbardziej wyraziste zagrożenie dla całości państwa.
Nie zmiany terytorialne stanowiły jednak o znacznym osłabieniu państwa. O wiele bardziej brzemienne w skutki okazały się straty gospodarcze. Rzeczpospolita była zrujnowana, wsie wyludnione, miasta spalone. Będzie musiało minąć wiele lat, zanim gospodarka polska podźwignie się do poziomu sprzed najazdu szwedzkiego. Straty gospodarcze spowodowały dalsze pogłębienie różnic w obrębie stanu szlacheckiego. Najszybciej stanęła na nogi magnateria. Dochody jej wprawdzie zmalały, lecz wobec ogromnych zasobów, jakimi dysponowała, pozycja jej nie uległa osłabieniu. Inaczej szlachta średnia, a zwłaszcza drobna, która z trudem odzyskiwała równowagę materialną. Popadała ona w coraz większą zależność od magnatów. Nie chcąc inwestować w narzędzia potrzebne do produkcji rolnej (chłopi odrabiający pańszczyznę używali własnych narzędzi i własnego sprzężaju), właściciele folwarków zwiększali powinności pańszczyźniane. Tendencja ta występowała wyraźnie już wcześniej, w czasach przed najazdem szwedzkim (nie darmo wszak Krzysztof Opaliński pisał: „Gdzie bywało dwadzieścia kmieci albo więcej, tam ich ośm albo dziesięć, a przecie to zrobić każą dziesiąci, co ich dwadzieścia robiło”), ale po najeździe znacznie się spotęgowała. Chłopi nie mieli za co kupować narzędzi, brakowało zwierząt pociągowych. Wydajność z hektara bardzo spadła. Jeśli w XVI wieku jedno ziarno wysiane rodziło sześć ziaren, to pod koniec XVII wieku tylko trzy-cztery. Pewna część pól uprawnych leżała odłogiem i porastała chwastami. „Nie ma po co gospodarz do komory sięgnąć” - pisał Wacław Potocki.
Kto ponosił winę za ten stan rzeczy? Jakże mogła szlachta nie zadawać tego pytania i nie marzyć o powrocie do dawnych, dobrych czasów. Co światlejsi widzieli głębsze przyczyny trudnego położenia Rzeczypospolitej: ucisk ludu wiejskiego, rosnącą przewagę możnych, brak sprężystego rządu i partykularny, egoistyczny stosunek szlachty do spraw państwa. „Bardziej dbamy o włości a niż o wolności” - pisał We-spazjan Kochowski. Ogół szlachecki nie dostrzegał tych zjawisk. Zły rząd, niezgoda wewnętrzna, brak skuteczności działania politycznego - wszystko to w oczach szlachty sprowadzało się do przypadków incydentalnych. Nie ustrój czy system winien - sądzono;
wszak Rzeczpospolita była dawniej potęgą kwitnącą gospodarczo i straszną swoim sąsiadom, choć panował ten sam, a nie żaden inny ustrój polityczny. Winą więc obciążano pojedynczych ludzi; dobrze jeszcze, jeśli ludźmi tymi byli zdrajcy - Hieronim Radziejowski czy Bogusław Radziwiłł. Duża jednak część szlachty, ulegając poniekąd wpływom magnackim, winnych szukała w otoczeniu króla, wśród grupy urzędników i dygnitarzy reprezentujących dążenia centralistyczne, dybiących, wedle pojęć szlachty, na prawa odwieczne i wolności szlacheckie. Obwiniano także króla i królową, nie oszczędzano dobrego imienia wybitnych dowódców. Kiedy Czarniecki, niezwykle przecież popularny bohater wojny szwedzkiej, opowiedział się po stronie króla w czasie poprzedzającym rokosz Lubo-mirskiego, przypłacił to natychmiast utratą sympatii szlachty 162.
Nade wszystko jednak za klęski Rzeczypospolitej obwiniano innowierców. Oni to stali się kozłem ofiarnym, na którego zwalano wszystkie winy, wszystkie grzechy. Istniały po temu przyczyny obiektywne. Żad
ne z ościennych państw, które uczestniczyły w szturmie na Rzeczpospolitą, nie było państwem katolickim. Względy wyznaniowe odegrały dość istotną rolę w procesie dezintegracji wewnętrznej społeczeństwa Rzeczypospolitej. Jest faktem, że szlachta wyznania luterań-skiego czy ariańskiego chętniej i częściej kolaborowała ze szwedzkim czy siedmiogrodzkim najeźdźcą niż szlachta katolicka. Jest faktem, że korzystający z azylu politycznego w Polsce protestanci z innych krajów (na przykład słynny czeski myśliciel i pedagog Jan Amos Komensky) nadużyli gościnności wiążąc się - i to niezwykle silnie - z najeźdźcą i szkalując potem Polskę, gdzie i jak się .dało. Ale jest równocześnie faktem, że nie zastosowano zasady indywidualnej odpowiedzialności za związki ze Szwedami czy Siedmio-grodzianami, lecz odpowiedzialność zbiorową. Nie ukarano przykładnie zdrajców z okresu najazdu szwedzkiego. Pytano króla publicznie, „czy pamiętał o zdrajcach wobec siebie i Rzeczypospolitej i czy pozostawił potomności odstraszający przykład”. Odpowiedź musiała być negatywna. Nie Bogusław Radziwiłł i Hieronim Radziejowski zostali przykładnie ukarani (byli wszak magnatami i znaleźli obrońców; nie dotrzymano nawet obietnicy danej wojsku, że dobra Radziwiłła zostaną podzielone pomiędzy żołnierzy, którzy dochowali wierności królowi i ojczyźnie), ale bracia polscy.
Nie da się tego wytłumaczyć jedynie postawą władcy lub sytuacją polityczną w Polsce na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XVII wieku. Przyczyn należy poszukiwać głębiej - w przemianach umysłowości i postawy mas szlacheckich. Kontrreformacja sięgnęła po rząd dusz163. Zamiast ideału tolerancji, zamiast zasad stanowiących integralną część świadomości politycznej i społecznej szlachty końca XVI wieku, zaczął szerzyć się coraz bardziej kontrre-formacyjny wzorzec postaw obskuranckich i nietoleran-
cyjnych. Napadano na zbory protestanckie, katolikom w każdej sytuacji dawano pierwszeństwo przed protestantami i prawosławnymi, wbrew najoczywistszym interesom państwowym Rzeczypospolitej nie dopuszczono do senatu biskupów unickich, w coraz większym stopniu izolowano przedstawicieli mniejszości wyznaniowych. Żyły jeszcze resztki dawnej postawy, król Władysław IV usiłował prowadzić politykę tolerancji religijnej i hamować postępy kontrreformacji, ale wpływ Kościoła i zakonów, zwłaszcza jezuitów, którzy niemal całkowicie opanowali szkolnictwo, był już tak silny, że musiał w końcu wydać owoce.
Kontrreformacja stosowała przemyślane i skuteczne środki oddziaływania. Przede wszystkim usiłowała ubrać życie religijne w kostium swojski, narodowy. Znajdowało to wyraz w wystroju wewnętrznym kościołów, w treści obrazów świętych (na przykład na Podgórzu Matka Boska w stroju góralskim), a nawet w pewnych obrzędach. Co więcej, Kościół starał sięwy-tworzyć przekonanie, że jego interesy są zgodne z interesem państwowym Polski. Turcja - pogańska, Moskwa - prawosławna, Szwecja - protestancka; tego typu argumentacja jeszcze za czasów Władysława IV nie trafiała do przekonania szlachcie (nie dała się ona wszak skłonić do rozpoczęcia wojny z Turcją), ale w latach „potopu” i następnych znajdowała już drogę do umysłów, urabianych od lat przez kontrreformację. Swojskość zaczęła kojarzyć się z katolicyzmem. Koncepcja państwa wielowyznaniowego ostatecznie została unicestwiona.
Wzrostowi nastrojów nietolerancji i swoistej bigo-
terii towarzyszyć począł osobliwy mesjanizm. W latach klęsk reprezentował go pogląd o karze boskiej sprowokowanej tolerowaniem różnowierców. W dobie pomyślnego - rzec można: cudownego - cofania się fal „potopu”, które zalewały Rzeczpospolitą, powstała
teoria szczególnej opieki opatrzności boskiej, a zwłaszcza Matki Boskiej, nad narodem polskim. Wspomagały ją rodzące się legendy. Jedna z nich mówiła o nadprzyrodzonych zjawiskach, które miały jakoby miejsce w czasie oblężenia przez Szwedów klasztoru paulinów na Jasnej Górze, o bezpośredniej interwencji Matki Boskiej. Legendzie tej dało początek dziełko przeora klasztoru jasnogórskiego, księdza Augustyna Kordeckiego, pod tytułem Nowa Gigantomachia164. W latach następnych ów mesjanizm legitymował się hasłem: „Polska przedmurzem chrześcijaństwa”; hasło to miało już otwartą drogę do umysłów szlachty - państwo polskie stanęło wszak do bezpośredniej konfrontacji zbrojnej z zaborczym, ekspansywnym mocarstwem ottomań-skim. Jeśli, być może, sprzyjało ono w jakiejś mierze mobilizacji społeczeństwa w obliczu nowego groźnego niebezpieczeństwa, to równocześnie pogłębiało jednak fanatyzm religijny w sferze stosunków wewnętrznych i ułatwiało wykorzystanie Polski przez siły obce - Habsburgów i Watykan - do działań nie mających
nic wspólnego z interesem państwowym Rzeczypospolitej.
Wszystkie te niekorzystne zmiany i przeobrażenia były możliwe nie tylko na skutek zachodzących procesów społecznych: przekształceń, w strukturze własności ziemskiej, wzrostu latyfundiów magnackich, osłabienia pozycji szlachty średniej i pauperyzacji szlachty drobnej. Wpłynęło na nie również obniżenie się ogólnej kultury społeczeństwa, ogólnego poziomu umysłowego przeciętnego szlachcica. Zasklepienie się w gospodarstwie wiejskim, przekazanie kształcenia i wychowania młodzieży szkołom jezuickim, a często poprzestawanie na wychowaniu domowym - wszystko to ograniczało horyzonty myślowe herbowego hreczko-sieja. Karmiono go kontrreformacyjną lekturą, przy czym w miarę umacniania się zdecydowanej przewagi
Kościoła poziom tej lektury stale się obniżał. Ambitne dysputy teologiczne czy poświęcone problematyce społecznej, charakteryzujące wiek XVI, a nawet początki wieku XVII, zastąpiły epitety i niewybredne wyzwiska pod adresem innowierców; zamiast rzeczowych argumentów stosowano irracjonalne, często mistyczne wywody. Ma głęboką słuszność Janusz Tazbir, wybitny znawca dziejów Kościoła w Polsce, gdy konstatuje:
..Faktyczna tolerancja służyła w Rzeczypospolitej nie tylko mniejszościom wyznaniowym [...] Dopóki Kościół walkę z reformacją musiał toczyć legalnymi środkami, na traktaty odpowiadać traktatami, na mowy kaznodziejów różnowierczych kazaniami i dysputami, poty też rozkwitała w Polsce katolicka polemika wyznaniowa, teologia, homiletyka. W drugiej połowie XVII stulecia, gdy przeciwnikom zakneblowano usta, a rzeczową argumentację zastąpiły groźby i połajanki, poziom kontrreformacji wyraźnie się obniża” 165.
Owa intelektualnie prymitywna kontrreformacja, której daleko było do poziomu Skargi czy Birkowskie-go, w drugiej połowie XVII i pierwszej połowie XVIII wieku wywierać zaczęła przemożny wpływ na umysło-wość i sposób postępowania przeciętnego szlachcica. Mnożyły się gwałty i bezprawia wobec innowierców.
„Inkwizycją hiszpańską już wprowadził teraz clerus [kler] i pozywa eo ipso nomine [z tego tylko powodu] ludzi ewangelickich, że księży ewangelickich przy sobie chowają słuchając kazań ich. A trybunał, by też naj-sprawiedliwsza była sprawa eo ipso nomine, że luter-ska, potępia ją, każe grzywny płacić, a chłopów ewangelickich palić żywo. Insi sacrificuli [kapłani] jeżdżąc z chorągwiami zbory zapalają, umarłe z grobów wyrzucają” 166.
Nietolerancja zyskała sankcję prawną. Obalając własną tradycję, szlachta zgodziła się na wprowadzenie zakazu wyznawania religii ariańskłej. W 1658 roku sejm
nakazał arianom opuszczenie kraju, jeśli w ciągu trzech lat nie zrezygnują ze swego wyznania. Za dalsze, tajemne uprawianie kultu ariańskiego groził śmiercią. W uchwale tej dopatrzeć można by się motywacji polityczne] (był to okres walki z najazdem szwedzkim), już jednak następne konstytucje sejmowe wskazują wyraźnie, że nie motywacja polityczna odgrywała tu rolę zasadniczą. Oto bowiem w latach 1668 i 1673 uchwalono konstytucje, które pod groźbą banicji zakazywały porzucania religii katolickiej i pozbawiały niekatolików prawa do otrzymywania indygenatu lub do nobilitacji167.
Formalnie nadal innowiercza szlachta cieszyła się jeszcze tymi samymi prawami politycznymi, co katolicka większość stanu szlacheckiego, w istocie jednak - wyjąwszy kilku magnatów wyznających protestantyzm - nie tylko wyłączona została z grona potencjalnych kandydatów do piastowania urzędów i godności oraz posiadania dóbr królewskich, ale także coraz rzadziej jej przedstawiciele wybierani byli na posłów sejmowych i deputowanych trybunalskich.
Pogłębiało to wewnętrzną izolację szlachty innowierczej i przyczyniało się - wbrew pozorom - do przyspieszenia procesu dezintegracji stanu szlacheckiego. W czasach saskich normy zwyczajowe uzyskały sankcję prawną. W 1717 roku zakazano budowania nowych zborów, ograniczono prawo publicznego odprawiania nabożeństw protestanckich, a w 1733 roku uchwalono pozbawienie szlachty protestanckiej prawa piastowania urzędów.
Od czasów „potopu” nasiliły się znacznie napady na domy, dwory i świątynie protestanckie, zaczęto wydawać wyroki sądowe skazujące na karę śmierci z powodów religijno-wyznaniowych. Na życiu naszego kraju zaczął stopniowo wyciskać piętno system inkwizycji. Stosowany był nie tylko w drodze przemocy. W końcu
XVII wieku spotykał się już z aprobatą szlacheckiego tłumu. Kiedy 31 października 1688 roku podsędek brzeski Kazimierz Łyszczyński został przez biskupa bezprawnie uwięziony pod zarzutem ateizmu, pisarz ziemski brzeski, występując w jego obronie, dowodził, że sprzeczne z prawem i statusem szlacheckim jest więzić szlachcica przed udowodnieniem mu winy. Nawet ten, wydawałoby się tak przekonujący argument, nie poskutkował i tłum szlachecki poparł postępowanie biskupa. Przewód sądowy był drwiną z wymiaru sprawiedliwości. Zresztą po dziś dzień nie można z całą pewnością stwierdzić, czy Łyszczyński był rzeczywiście ateistą. Jedyną podstawą jakichkolwiek wniosków w tej materii jest akt oskarżenia, któremu Łyszczyński zaprzeczył na rozprawie. Na jego osobie popełniono morderstwo sądowe. Dnia 30 marca 1689 roku został ścięty. Fanatyzm i ciemnogród zatryumfowały.
Na porządku dziennym były sprawy o świętokradztwo, nierzadko fakt przechowywania lub czytania książek zakazanych przez Kościół uznawano za czyn karalny. Najsłynniejsza tego typu sprawa zdarzyła się już w czasach saskich. Zygmunt Unrug oskarżony został o to, że: „Z jawnym pogwałceniem prawa, nie wiadomo, jakimi zuchwałymi pobudkami kierowany, z nienawiści ku świętej wierze katolickiej i z obrazą tejże wiary poważył się zuchwale nie tylko czytać księgi autorów heretyckich, przez Stolicę Apostolską od dawna już wyklętych, lecz nawet objaśniać ich i fałsze przeciw świętej wierze naszej zwrócone zebrać i ku zgorszeniu całego chrześcijaństwa własną ręką swoją przepisać i w książce zamieścić” 168.
Wyrok zapadł skazujący. Unrug ratował się ucieczką, dobra zaś jego w połowie przeszły na własność państwa, w połowie przypadły delatorowi (oskarżycielowi) Andrzejowi Potockiemu. Zwyczaj przekazywania delatorowi połowy majątku skazanego sprzyjał coraz
częstszym oskarżeniom o bluźnierstwo czy świętokradztwo.
Klimat fanatyzmu i nietolerancji podsycany był przez katolicki ciemnogród, który szerzył przekonanie o działalności czartów i czarownic. W XVII wieku, zwłaszcza w pierwszej jego połowie, procesy o czary zdarzały się jeszcze w Polsce rzadziej niż w innych krajach, na przykład w Niemczech. Ale już Krzysztof Opaliński dostrzegał zjawisko i z bolesną drwiną pisał:
Kiedy wojna nastąpi, a deszcz ustal w maju Czarownica przyczyną! Zdechł wół jeden, drugi, Albo co tam z przychówków - czarownice winą! Każą tedy niewinną babę wziąć i męczyć. Aż ich z piętnaście wyda! Ciągnie kat i pali, Aż powie i powoła wszystkie, co ich we wsi, A baba, dziw, że pana z panią nie powoła, Których by raczej spalić za to, że niewinne Męczyć i tracić każą swoich bez przyczyny!
Mądry wojewoda poznański zauważył, że oskarżenie o czary pochodziło zazwyczaj ze dworu. Pod koniec XVII wieku, a zwłaszcza w pierwszym dziesięcioleciu XVIII wieku procesów o czary było coraz więcej. Zaczęto opisywać ze szczegółami metody działania czartów i czarownic, ich cechy zewnętrzne i wewnętrzne, szerzono wiarę w opętanych, z bezpośrednią, można rzec, codzienną ingerencją sił nadprzyrodzonych w życie człowiecze. Oto kilka przykładów:
,,Czart, gdy w człeka wstępuje - pisał ksiądz Benedykt Chmielowski - ma do niego ingres [wstęp] którędykolwiek, najczęściej jednak przez usta et per secessum [i przez odbytnicę] i temiż wychodzi miejsca [...] A jeżeli wstępuje w człeka, tedy jest albo w całym ciele, albo w części której, najbardziej w sercu, ale w duszy być nie może, bo ta jest nierozdzielna, i wtedy przez organa jego zewnętrzne mówi różnymi językami...” 169
I tak dalej. Można podobnych opowiastek cytować do woli. Tenże ksiądz Chmielowski wiedział, jak poznać opętanego („Jeśliby koźlęciny przez 30 dni jeść nie chciał [...]. Innym brzuch się zdyma jako bęben”170, uprawiał demonologię i angelologię, wszystko w najbardziej prymitywnym, obskuranckim wydaniu. Żerowali na biednym diable mnisi i księża, którzy wypędzali go z opętanych. Niektóre klasztory, na przykład łagiewnicki, słynęły ze skutecznych praktyk w walce z siłami nieczystymi. Ojciec Marcin Katowski zanotował w kroniczce tego klasztoru dziesiątki wypadków cudownego uwolnienia od czarta. Kto nie był klientem tego klasztoru! Podstolanka wschowska panna Elżbieta Biegańska, panna Joanna Mokronowska chorążanka płocka, Jadwiga Minkierowa burmistrzowa kleczewska, Józef Katowski wojski inowrocławski, „szczarowany i opętany, po długich egzorcyzmach, po odprawionej drodze do Częstochowy, tu uwolniony został”. Z Józefa Chodyńskiego wypędzono tylko dziewięciu czartów, co nie było liczbą zbyt wielką, jako że wspomniana już Mokronowska uważała się za opętaną przez pięć tysięcy diabłów 171.
Nie wszystkim jednak udawało się wyjść cało z tych diabelskich opresji. Domniemane czarownice, przeważnie dziewczyny i kobiety wiejskie, kończyły życie w straszliwych męczarniach. Przytoczone przez Bohdana Baranowskiego dane statystyczne o procesach czarownic dowodzą, jak stopniowo wzrastała w Polsce ciemnota i szerzył się zabobon. O ile na lata 1511-1550 przypada tylko 0,5 procenta ogólnej liczby wyroków śmierci wykonanych za czary, na lata 1551-1575 - l procent, o tyle na lata 1651-1675 już 12 procent, a na ostatnie ćwierćwiecze XVII wieku - 23 procent. Palmę pierwszeństwa w tym współzawodnictwie dzierży okres 1701-1725: 32 procent ogólnej liczby straceń za czary. W następnych latach liczba ta już spada;
17 - Szlachta polska..
25'i
jest to istotny miernik stopniowego podnoszenia się poziomu oświaty i kultury w społeczeństwie polskim. Ostatni proces czarownic w Polsce odbył się w 1775 roku we wsi Doruchów, gdzie stracono wówczas czternaście kobiet posądzonych o kontakt z mocami piekielnymi. Wreszcie w 1776 roku sejm uchylił tortury i karę śmierci w procesach o czary172.
To był wszakże tylko jeden nurt życia polskiego - przynajmniej do 1696 roku. Były i inne, w mniejszym stopniu skażone ciemnotą i anarchią. Nie należało do nich życie polityczne, toczące się w cieniu liberum veto i magnackich rozgrywek wewnętrznych. Ale wzrost ciemnoty i nietolerancji nie może przesłonić faktu, że druga połowa XVII wieku przyniosła osiągnięcia w dziedzinie architektury i malarstwa. Po najeździe szwedzkim rozbudowała się Warszawa, ale nie mieszczańska, lecz magnacka. Powstawały rezydencje magnackie, w których niejedną nazwać można perłą architektury polskiej doby baroku. Po dziś dzień wi-lanowska rezydencja króla Jana III należy do najpiękniejszych zabytków architektury na naszych ziemiach.
Nawet w dziedzinie literatury bilans drugiego półwiecza XVII stulecia nie był ujemny. Odbijały się na niej wprawdzie: zły smak, barokowa przesada, poglądy wsteczne i obskuranckie, ale równocześnie tworzył Wacław Potocki, Wespazjan Kochowski, Andrzej Mor-sztyn. Kwitła literatura pamiętnikarska (o zupełnie znikomym zasięgu oddziaływania społecznego, ponieważ nie była drukowana), świadcząca o nieustannym rozwoju polskiego języka literackiego. Nazwisko Jana Chryzostoma Paska niechaj starczy tu za dowód.
Wciąż mówcy sejmowi i publicyści zgłaszali propozycje reform. Cóż z tego jednak? Wszystkie zjawiska
258
pozytywne życia polskiego drugiej połowy XVII wieku nie wyrażały tendencji rozwojowej, nie wytyczały dróg na przyszłość. Były to niknące resztki dawnej świetności. Obniżająca się kultura polityczna społeczeństwa, jego podatność na demagogię i grę pozorów, ciągła nieufność do tronu i wietrzenie intryg na zgubę wolności szlacheckich, wichrzenia magnatów i coraz mocniej wciskające się wpływy dworów obcych - wszystko to uniemożliwiało jakiekolwiek zmiany na lepsze.
Próby takich zmian jednak były. Najznamienitsze z nich związane są nierozdzielnie z imieniem króla Jana III. Kim był? Przede wszystkim zawodowym żołnierzem, a dopiero potem magnatem, świetnie wykształconym humanistą, spadkobiercą nie tylko dóbr rodowych, ale także tradycji obywatelskiej służby Rzeczypospolitej „3. Kariera wojskowa Sobieskiego była łatwiejsza niż na przykład Stefana Czarnieckiego, torowało mu bowiem drogę urodzenie w senatorskim domu, pozycja majątkowa rodziny i własna. Ale przecież przez wiele lat Jan Sobieski był dowódcą taktycznym niskiego szczebla, własną zasługą na polu walki zdobywał krok po kroku pozycję i znaczenie. Od dwudziestego roku życia nie zsiadał z konia. Mentalność i poglądy Sobieskiego uformowało w pierwszym rzędzie środowisko zawodowych żołnierzy Rzeczypospolitej. Stanowiło ono wprawdzie emanację szlachty, chociaż składało się nie tylko z jej przedstawicieli.1 Odznaczało się jednak - zwłaszcza w drugiej połowie XVII stulecia - sobie tylko właściwymi cechami, szczególnie mocno uwidaczniającymi się w latach wojen i klęsk. {
O zawodowych żołnierzach tego okresu można powiedzieć, tak jak o całym ówczesnym społeczeństwie, wiele gorzkich słów. Nie można wszakże negować, że w chwilach niemal całkowitego załamywania się pań-
259
stwa okazali się oni-jedyną siłą zdolną państwo to uratować. Jeśli - chociaż nadwątlone - ocalało w dobie „potopu”, jest to zasługa tego właśnie środowiska, jego postawy i mentalności, panujących w nim przekonań politycznych i moralnych, poczucia jednoczących go więzi. W wieku kondotierstwa nie było ono w Rzeczypospolitej środowiskiem kondotierskim, chociaż żyło z wojny. W zanarchizowanym już częściowo społeczeństwie stanowiło jednak siłę - relatywnie - najbardziej podatną na wymogi dyscypliny, najmniej rozwichrzoną. We wszystkich czy prawie wszystkich konfliktach wewnętrznych mimo występowania zjawiska konfederacji wojskowych (służących przeważnie za środek wymuszania zaległego żołdu) w wieku XVII zawodowi żołnierze bronili praw króla i tronu jako zwornika ładu wewnętrznego w Rzeczypospolitej. Bardzo rozeźleni na króla Zygmunta III za niepłacenie należnego im żołdu, konfederaci brzescy odmówili przecież połączenia się z rokoszanami Mikołaja Zebrzydowskiego i Janusza Radziwiłła. Bez oddziałów kwarcia-nych Żółkiewskiego wojsko królewskie w bratobójczej bitwie pod Guzowem (1607) nie miałoby zbyt wielu szans. Duża część starych żołnierzy spod komendy Czarnieckiego (ich dowódca już wtedy nie żył) poległa w krwawej bitwie pod Mątwami (1666), broniąc majestatu królewskiego w wojnie domowej z rokoszaninem Lubomłrskim. Umiarkowany regalizm (nie należy mylić tego pojęcia z monarchizmem) był cechą charakteryzującą masę żołnierską; taki polityczny wybór podpowiadała jej z jednej strony środowiskowa, by nie rzec: zawodowa, moralność, z drugiej - świadomość położenia międzynarodowego Rzeczypospolitej, poczucie własnej słabości.
Środowisko zawodowych żołnierzy nie posiadało - jako takie - większych aspiracji czy ambicji politycznych. W działalność sensu stricte polityczną anga-
260
żowali się na ogół tylko dowódcy wysokiej czy najwyższej rangi: hetmani, dygnitarze wojskowi, regi-mentarze. W XVI i XVII wieku mało znamy przy-^ kładów politycznego zaangażowania na skalę ogólno-państwową dowódców taktycznych, chociaż przejście okresowe przez służbę w wojsku stanowiło swego rodzaju szczebel edukacyjny szlacheckiego i magnackiego syna.
Z tego właśnie środowiska wywodził się Jan III Sobieski174. Wraz z nim przeżywał swe „dole i niedole”. Należał do tych nielicznych wówczas Polaków, którzy nie tylko dostrzegali fatalny stan Rzeczypospolitej, ale równocześnie usiłowali przeciwdziałać jego konsekwencjom. Na czele swych żołnierzy, jako hetman wielki koronny, nie dopuścił do najostrzejszej w skutkach katastrofy wewnętrznej i zewnętrznej w pamiętnych latach 1671-1673. Nastąpiła i-nwazja turecka. Padł Kamieniec Podolski. Zagony tatarskie pustoszyły kraj niemal po Wisłę. Zanarchizowane tłumy szlacheckie zebrane wokół niedołężnego króla Michała zamiast pomyśleć o obronie Rzeczypospolitej, szukały winnych powstania dramatycznej sytuacji i starały się wytrącić broń z rąk jedynego obrońcy kraju - hetmana wielkiego. Skierowane przeciw niemu oszczerstwa, kalumnie, napaści, potwarze szeroką falą rozlały się po Rzeczypospolitej. Wojna domowa wisiała na włosku. W odpowiedzi na zawiązaną przy królu konfederację go-łąbską wojsko utworzyło konfederację w Szczebrzeszy-nie, która jednak nie tylko nie wezwała do walki wewnętrznej, ale wręcz podkreślała powagę majestatu królewskiego. Umiał Sobieski nie ulec rozwydrzonemu tłumowi, umiał równocześnie swe osobiste krzywdy spisać na straty.
Na czele wojska w błyskotliwej, nadzwyczaj trudnej kampanii manewrowej, przy rażącej dysproporcji sił własnych i przeciwnika Sobieski rozbijał czambuły ta-
tarskie, uwalniał jasyr. Doprowadził w końcu do pacyfikacji wewnętrznej bez użycia siły. Wykazana w najtrudniejszych momentach twardość i stanowczość (nie pozwolił wojsku litewskiemu na wejście w granice Korony) szła w parze z umiarkowaniem politycznym. Nie dopuścił do ratyfikacji haniebnego traktatu bu-czackiego, który oddawał Turcji Podole z Kamieńcem i część Ukrainy oraz zobowiązywał Rzeczpospolitą do płacenia stałego haraczu sułtanowi. Przedstawił Stanom Rzeczypospolitej na pamiętnym sejmie 1673 roku „Consilium Bellicum”, czyli szeroki, kompleksowy plan wojny z Turcją. Owocem był Chocim. Owocem jednak - jak niemal wszystkie prace Sobieskiego - niedojrzałym, bowiem po chocimskiej Wiktorii oddziały litewskie pod wodzą Paca pomaszerowały nie do dalszych operacji, lecz do domu.
Śmiałe i dalekosiężne plany polityczne Jana III przewidywały radykalną, zasadniczą zmianę polskiej polityki zagranicznej. Zamiast topić resztki sił w bezużytecznym strategicznie i politycznie angażowaniu się w konflikt na wschodzie i południowym wschodzie, Jan III zamierzał doprowadzić do zawarcia - za francuskim pośrednictwem - kompromisowego pokoju z Turcją, by wspólnie z Francją i Szwecją zaatakować prewencyjnie państwo Hohenzollernów i przyłączywszy Prusy Książęce do Polski, odwrócić skutki traktatów welawsko-bydgoskich i tym samym zlikwidować groźbę wiszącą nad Polską. Jasne bowiem było, że władcy Brandenburgii i Prus łapczywie spoglądają na polskie Pomorze i że będą wszelkimi siłami starali się o połączenie w jedną całość swych pruskich i brandenburskich posiadłości. Nie z winy polskiej traktat jaworow-ski Jana III z Ludwikiem XIV ani antybrandenburski traktat ze Szwecją zawarty w Gdańsku (1677) nie zostały zrealizowane. Ustanowiono wprawdzie dobrosąsiedzkie stosunki z Moskwą za cenę niezbyt korzystnego pokoju wieczystego (pokój Grzymułtowskiego 1686), który pogarszał warunki rozejmu andruszow-skiego, ale pokoju z Turcją zawrzeć się nie dało. Nie pozostawało więc nic innego, jak tylko skupienie wszystkich sił do walki, z agresywnym państwem otto-mańskim. Musiał więc Sobieski szukać sojusznika bliższego, realnego, którym być mogło jedynie cesarstwo.
Wybierał - jak sądzić można po stuleciach - król polski najlepszą polityczną alternatywę działania. Inna - to znaczy oddanie Ukrainy Turkom i wejście z nimi w sojusz antyhabsburski i antyrosyjski - musiałaby natychmiast uruchomić polityczne, a może i militarne współdziałanie Habsburgów z Rosją i zapewne z Hohenzollernami prusko-brandenburskimi, czyli spowodować powstanie konstelacji politycznej najbardziej ze wszystkich groźnej dla Rzeczypospolitej. Alternatywa współdziałania Polski i Turcji mogła być skuteczna znacznie wcześniej, powiedzmy w ostatnim ćwierćwieczu XVI stulecia, gdy istniał inny układ sił w tej części Europy.
Polityka Jana III doprowadziła do słynnej odsieczy Wiednia. W związku koalicyjnym i na obcej ziemi wojsko polskie wespół z siłami sprzymierzonymi odniosło pod osobistym dowództwem króla Jana III wspaniałe zwycięstwo. Niebezpieczeństwo tureckie przestało Rzeczypospolitej zagrażać raz na zawsze. Przyczyny wewnętrzne spowodowały, iż nie zostało wyzyskane.
Król Jan III mimo osobistych przymiotów, mimo swej oczywistej swojskości, cieszył się poparciem szlachty jedynie wtedy, kiedy groziło państwu bezpośrednie niebezpieczeństwo. Gdy tylko je odwrócił, gdy odniósł sukces, natychmiast ze zdwojoną siłą przystępowała do akcji opozycja wewnętrzna, szukająca poparcia i oparcia u postronnych. Pacowie na Litwie, hetman wielki koronny, wojewoda i następnie kasztelan
krakowski Dymitr Wiśniowiecki, biskup krakowski Andrzej Trzebicki czy zaufany elektora kanclerz wielki koronny Jan Leszczyński w Koronie - to tylko niektórzy animatorzy działań destrukcyjnych uniemożliwiających królowi szerszą inicjatywę międzynarodową lub porządkowanie spraw wewnętrznych.
W pierwszych latach jego panowania mogło się wydawać, że idzie ku dobremu. Sejmy dochodziły do skutku, podatki były uchwalane, wzrosła siła obronna kraju. Zreformowano armię. Obok husarii i chorągwi lekkiej jazdy Jan III wzmocnił piechotę i zwłaszcza artylerię. Zaostrzył dyscyplinę wojskową. Umiał uzyskać całkowite poparcie zawodowych żołnierzy, był im bliski i cieszył się wśród nich popularnością.
Rosnąca pozycja króla budziła jednak zaniepokojenie nie tylko w Wiedniu i w Berlinie, lecz także - czy może przede wszystkim - w magnackich rezydencjach. Wiedeńskie zwycięstwo stało się dla magnatów hasłem do zaciętej i nie przebierającej w środkach walki przeciw królowi i jego planom. Przerażeni wzrostem osobistego znaczenia pogromcy Kara Mustafy, odwołali się do tłumów szlachty, agitując przeciw królewskim planom naprawy Rzeczypospolitej. Pomawiano króla o interes dynastyczny, zarzucano mu prywatę, intrygi, łamanie prawa, szarpano jego dobre imię. W drugim okresie swego panowania Jan III miał nieustannie do czynienia ze spiskami detroniza-cyjnymi, z ustawicznym rwaniem sejmów, z brakiem niezbędnych środków na pomyślne zakończenie choćby już tylko wojny tureckiej. W takim położeniu nawet to nie mogło być szczęśliwie doprowadzone do końca. Półksiężyc turecki zniknął z baszt i murów Kamieńca Podolskiego dopiero w roku 1699, po pokoju karłowickim.
Przechodził też król coraz bardziej na pozycję defensywy, utrzymania status quo. Porzucać musiał zamysły zmian, reform, wchodził w coraz to nowe, często jałowe, kompromisy. Niektóre może były niezbędne, na przykład porozumienie ze Stanisławom Jabło-nowskim i wyniesienie go do godności hetmana wielkiego koronnego. Ale czy wszystkie? Nie ma na to pytanie odpowiedzi. Alternatywą polityki wewnętrznej prowadzonej przez Jana III mógł być tylko wojskowy zamach stanu w Rzeczypospolitej, rozbicie zbrojne i za cenę wielkich ofiar opozycji magnackiej oraz nieuchronnie - w takiej sytuacji - popierających ją mas szlachty. Czy miał po temu siły? Jeśli miał - co zresztą wydaje się wątpliwe - czy był w stanie taką
decyzję podjąć?
Schodził z areny dziejowej ze świadomością nieuchronności upadku Polski. Mówił swym senatorom:
„Zdumiewa się, i słusznie, cały świat nad nami, nad radami naszymi, [...] zdumiewa się i sama natura, która najmniejszemu i najlichszemu dawszy sposób obrony zwierzęciu, nam tylko samym nie siła jakaś, albo nieuniknione przeznaczenie, ale jakoby z umysłu jakiego nasadzono ujmuje złośliwość. O, dopiero zdumieje się potomność, że po takich zwycięstwach i tryumfach, po tak szeroko na świat rozgłoszonej sławie, spotkała nas teraz, ach, żal się Boże, wiekuista hańba i niepowetowana szkoda, gdy się tedy widzimy bez sposobów i prawie bezradni albo niezdolni do rady”. Kończył: „jeszcze czterdzieści dni i Niniwa zniszczoną zostanie” 17S.
,,Ciężkiego zawodu doznał Jan III - pisał świetny znawca tych czasów Janusz Woliński - głęboka gorycz zalewała mu serce, coraz bardziej odsuwał się od ludzi, coraz sceptyczniej zamykał się w sobie [...] Dziwnie czuł się samotny, tak odległe było już wszystko: i zwycięstwa, i sława, i miłość, i wojna, i kraj, i rodzina. Tylko dręczy poczucie nie wypełnionego powołania dziejowego, jeno śmierć, coraz bliższa - aż
wreszcie i ona nadeszła. Dnia 17 czerwca 1696 roku po całej Polsce rozbrzmiały dzwony z wieżyc kościelnych nad świeżą królewską mogiłą: grały podzwonne nie tylko nad śmiertelnymi szczątkami bohaterskiego kró-la-wojownika - żałobnie głosiły, że wraz z nim schodzi do grobu cała wielkość i świetność jagiellońskiej Rzeczypospolitej” 176.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
ZA KRÓLA SASA
Materia reformacji, choć najlepszej, stanu Rzeczypospolitej naszej jest u nas jak księga zakazana...
Stanislaw Leszczyński
.Elekcja w 1697 roku stała się widownią nie tylko ostrych starć i konfliktów, ale również licznych intryg i szeroko stosowanego przekupstwa, a wszystko to było dziełem, z jednej strony, zwaśnionych między sobą magnatów, z drugiej zaś - dyplomatycznych przedstawicieli dworów obcych. Omal też nie doszło do wojny domowej między zwolennikami elektora saskiego, Augusta Wettyna, a stronnikami kandydata francuskiego, księcia Contiego, czy też królewicza Jakuba Sobieskiego. W rozgrywkach tych zwyciężył w końcu popierany przez Rosję i Stolicę Apostolską elektor saski, który - przyjąwszy katolicyzm - zasiadł na tronie polskim jako król August II.
Rozpoczął się najczarniejszy okres w dziejach dawnej Rzeczypospolitej. Nie była to jilż właściwie Rzeczpospolita szlachecka, państwo szlachty. Mimo zachowania zewnętrznych form demokracji szlacheckiej, pozornie niczym nie różniących się od ustroju, jaki ukształtował się w drugiej połowie XVI stulecia, masy szlachty miały coraz mniej do powiedzenia w kwestiach politycznych i gospodarczych. Na każdym kroku dawała się odczuć przewaga możnych; dwór magnacki stawał się lokalnym ośrodkiem władzy, centrum gospodarczym okolicy; stamtąd płynęły dyspozycje na
sejmiki i sejmy. A ponieważ dworów tych było wiele, przeto każdy magnat zazdrośnie strzegł własnej pozycji, konkurował z innymi magnatami lub też wchodził z nimi w sojusze. Rozgrywki między magnackimi klikami paraliżowały działalność władzy państwowej, uniemożliwiały konstruktywną działalność polityczną. Właściwie sytuacja ta - w mniejszym zakresie - istniała już wcześniej, ale za życia Jana III nie było przynajmniej w kraju obcych wojsk, armia podlegała królowi i stanowiła - mimo jej słabości - ważny atrybut suwerenności państwa. Po 1697 roku i pod tym względem dokonała się zmiana na gorsze. Hetmani uzyskiwali niemal całkowitą niezależność decyzji i poczynań. Skupili w swym ręku pełnię władzy nad wojskiem, możliwość dysponowania środkami finansowymi przeznaczonymi na jego utrzymanie i bardziej dbali o interesy własnego rodu aniżeli o obronę granic Rzeczypospolitej. I tak hetman wielki litewski Kazimierz Sapieha, dążąc do ugruntowania swej władzy na Litwie, przez wiele lat terroryzował swych politycznych przeciwników przy pomocy zarówno własnych oddziałów nadwornych, jak i chorągwi kwarcia-nych. Lokował wojsko w dobrach swych antagonistów, prześladował szlachtę dekretami trybunalskimi, rozpędzał sejmiki, gdy nie odpowiadały mu podjęte przez nie uchwały, lub przez swych klientów forsował wygodne mu postanowienia. Wreszcie zrozpaczona szlachta porwała za broń - doszło do krwawej rozprawy zbrojnej pod Olkienikami (1700), gdzie rozbito oddziały sapieżyńskie. Nie był to jednak - a jest to zjawisko symptomatyczne - samodzielny ruch szlachty. Przewodziły mu bowiem wielkie rody magnackie z Radziwiłłami i Pacami na czele, którym solą w oku była nadmierna potęga Sapiehów. Po olkienickiej rozprawie równowaga sił między poszczególnymi rodami magnackimi została przywrócona i dalej wszystko potoczyło się utartym torem. Szlachta dzieliła się na klientów poszczególnych magnatów, oddawała im i ich zausznikom swe kreski na sejmikach, czasem rąbała przeciwników szablami, na samodzielne jednak wystąpienia nie była już w stanie się zdobyć.
Wojska koronne i litewskie nie tylko uległy prywatyzacji, ale również obniżyła się zastraszająco ich wartość bojowa. W okresie wojny północnej niekarne, nie wyćwiczone oddziały jazdy polskiej bardziej zajmowały się grabieniem własnego kraju aniżeli działaniami wojennymi i przynosiły swym sojusznikom więcej kłopotów niż pożytku. Wraz z królem Augustem przybyły do kraju wojska saskie. Zachowywały się nieomal jak w kraju podbitym. Grabieże, gwałty, a nawet zabójstwa dokonywane przez Sasów nie omijały ani dworów szlacheckich, ani chat chłopskich. W 1700 roku wybuchła wojna północna między Szwecją a Rosją. August II przystąpił do niej jako elektor saski, chcąc uzyskać Inflanty w dziedziczne władanie. Kiedy - w okresie sukcesów króla Karola XII - zdetronizowano Augusta II i obwołano królem Polski szwedzkiego stronnika, wojewodę poznańskiego Stanisława Leszczyńskiego, Rzeczpospolita stała się - jak potem mówiono - „karczmą zajezdną” dla obcych wojsk: saskich, szwedzkich, rosyjskich, oraz terenem zaciekłej walki wewnętrznej.
„Przez kraj przelewały się obce wojska - pisze Józef Gierowski, wybitny znawca epoki saskiej - które uczyniły z niego olbrzymie pole bitewne. Partie zwolenników Wettyna i Leszczyńskiego rujnowały posiadłości przeciwników. Wydzierano kontrybucje pieniężne, rabowano żywność i dobytek, palono domostwa, mordowano bezbronnych. Przewlekłe kampanie, marsze i kontrmarsze, ustawiczne przechody wojsk, które objęły całą bez wyjątku Rzeczpospolitą, dokonywały większych spustoszeń niż najzaciętsze bitwy. Po raz
drugi w ciągu półwiecza gospodarka Rzeczypospolitej pogrążyła się w stanie zupełnego rozkładu”177.
W tym chaosie nie było ani władzy, ani porządku, ani prawa. „Jedni do Sasa, drudzy do Łasa” - głosiło popularne porzekadło, odzwierciedlające zupełną dezintegrację Rzeczypospolitej. W takiej sytuacji masy szlacheckie dość obojętnie zareagowały na ponowne - po klęsce Karola XII - objęcie tronu polskiego przez Augusta II, niektórzy zaś magnaci dochodzili do wniosku, że należało się wiązać nie tyle z własnym królem, ile z jego protektorem, carem Piotrem I.
Szlachcie mogło się wydawać, że Wettyn na tronie oznaczać będzie przynajmniej uspokojenie kraju, a koniec wojny - zahamowanie grabieży wojskowych i kontrybucji. Nadzieje te okazały się jednak płonne. Gwałty i kontrybucje nie ustawały; zaczęły grozić również miastom. Nawet Warszawa musiała składać okup plądrującym żołnierzom. Sytuację pogarszały jeszcze klęski elementarne: groźna zaraza (1707-1713) w niektórych rejonach kraju zebrała żniwo w wysokości 1/3 stanu ludności; epidemie wśród bydła oraz klęski powodzi, to znów posuchy spowodowały znaczny spadek urodzaju i głód. Na domiar złego utrwalała się faktyczna okupacja kraju przez wojska saskie. Utrzymywały się one ze środków przemocą ściąganych od ludności, sejmiki zaś szlacheckie niechętne były wszelkim pertraktacjom z królem, który dążył do tego, by świadczenia materialne na rzecz wojsk saskich uzyskały sankcję prawną. Należy również pamiętać, że faktyczne kierownictwo różnych ważnych dziedzin życia państwa (finanse, obronność, sprawy zagraniczne) znalazło się w ręku Sasów. Wzrastał antagonizm narodowościowy; egzekwujący na rzecz wojska saskiego kontrybucje oficerowie i funkcjonariusze królewscy wystawiali kwity w języku niemieckim, zdarzały się wypadki profanowania miejsc katolickiego kultu religijnego. Własne
270
narodowe wojsko, całkowicie opanowane przez magnatów, nie mogło zapewnić żadnej ochrony - przeciwnie, wzorując się na Sasach grabiło i rabowało ludność. Wszystko to sprawiło, że poza bardzo małą garstką związanych z dworem magnatów ogół społeczeństwa polskiego znalazł się wobec króla w opozycji.
Opozycja ta przybrała konkretną postać konfederacji tarnogrodzkiej, zawiązanej w 1715 roku. Doszło do nowej wojny domowej, w której jedną ze stron byli Sasi i ich polscy stronnicy. Przeciw nim wystąpiła znaczna część szlachty i nawet chłopi. Program konfederacji tarnogrodzkiej, kierowanej przez magnatów, miał jednak charakter konserwatywny: utrzymanie wolności szlacheckich, przeciwstawienie się absoluty-stycznym zakusom Augusta II, zmniejszenie liczby wojsk. To ostatnie żądanie wiązało się z funkcją wojska w XVIII wieku, które nie wypełniało już zadań obronnych, a było elementem pasożytniczym, rujnującym kraj i stanowiącym narzędzie w ręku zwaśnionych magnackich klik i koterii. Wytworzyła się sytuacja bez wyjścia: najświatlejsi nawet nie wysuwali programu wzmocnienia władzy centralnej, zniesienia dożywotności urzędów czy reformy sejmowania, boć w konkretnej sytuacji byłoby to działanie na rzecz obcego króla, Augusta II. Ruch szlachty inspirowany przez część magnatów kierował się więc tylko przeciw doraźnym wynaturzeniom, a nie przeciw ich przyczynom. Prowadziło to nie do naprawy, lecz do stagnacji, nie do wzmocnienia państwa, lecz do jego dalszego osłabienia, nie do przekształcenia siły zbrojnej Rzeczypospolitej w narzędzie państwa, lecz do rozbrojenia kraju.
Powstawały teorie głoszące, że siła zbrojna nie jest państwu potrzebna. Bo oto - mówiono - Rzeczpospolita jest słaba, a więc nikomu nie zagraża, skoro zaś nikomu nie zagraża, nikt na nią nie napadnie. Zwolennicy innej teorii twierdzili, że nawet słaba Polska ostoi
się wobec apetytów mocarstw sąsiednich cała i nienaruszona, bo przecież każde mocarstwo sąsiednie będzie pilnowało, by inne nie wzrosło na sile kosztem Polski. W tym samym czasie król pruski zbroił swe regimenty, car Piotr zaś, zwycięzca spod Połtawy, sięgał po hegemonię w tej części Europy. On też w okresie naj-zajadlejszych walk z Sasami w dobie konfederacji tar-nogrodzkiej narzucił się jako rozjemca między zwaśnionymi stronami. Spowodowało to koniec walk. Sejm zwołany do Warszawy obradował zaledwie jeden dzień, l lutego 1717 roku. Obrady sejmowe ograniczyły się tylko do przemówienia marszałka konfederacji tarno-grodzkiej, Stanisława Ledóchowskiego, i do odczytania uchwał, przyjętych bez dyskusji. Stąd sejm ten nazwano „niemym”. Ograniczał on wpływy saskie w Polsce; odtąd król mógł utrzymywać w kraju tylko 1200 Sasów ze swej gwardii przybocznej, nie miał prawa rozdawać urzędów cudzoziemcom oraz powierzać spraw Rzeczypospolitej saskim dyplomatom. Zobowiązał się też do przestrzegania przywilejów szlacheckich gwarantujących nietykalność osoby i majątku szlachcica. Najważniejsze jednak postanowienie sejmu „niemego” •dotyczyło siły zbrojnej państwa. Odtąd Rzeczpospolita miała prawo utrzymywać jedynie 16 tysięcy żołnierzy w Koronie i 8 tysięcy na Litwie. Cóż z tego, że nareszcie, po tylu doświadczeniach wprowadzono zasadę stałych podatków na rzecz wojska, skoro liczebność siły zbrojnej Rzeczypospolitej pozostawała w rażącej dysproporcji do stanu liczebnego armii Austrii, Prus i Rosji.
Konserwatyzm stał się oficjalną doktryną szlachty polskiej. Już w 1669 roku uzyskał on rangę oficjalnego prawa, sejm bowiem zawarł w konstytucji zdanie, że „każda novitas [nowość] in Republica [w Rzeczypospolitej] nie może być sine
periculo et magna revolutione [bez niebezpieczeństwa i wielkiej rewolucji]”
272
Opinie te do znudzenia powtarzali pisarze polityczni końca XVII i pierwszej połowy XVIII wieku, Andrzej Maksymilian Fredro, Franciszek Radzewski („Poklatecki”), Benedykt Chmielowski i wielu innych, znanych z imienia i nazwiska oraz bezimiennych. Sejm „niemy”, uznając wolną elekcję i zasadę liberum veto za nienaruszalne, kardynalne prawa Rzeczypospolitej, przyznawał równocześnie imperatorowi Wszechrosji pozycję ich gwaranta. W ten sposób na straży polskiej anarchii stawały nie tylko magnackie kliki i tłumy ich klienteli, ale również obcy monarcha. Od tego też czasu zaczyna się kształtować swoisty sojusz najbardziej reakcyjnych sił społecznych Polski i Litwy z ościennymi mocarstwami. Suwerenność państwowa Rzeczypospolitej była więc nie tylko faktycznie, ale od czasu sejmu „niemego” również i formalnie ograniczona.
Ten aspekt decyzji sejmu „niemego” (jak również sposób, w jaki została podjęta) nie spotkał się z aprobatą szlachty. Panowało wprawdzie dość powszechne wśród niej przekonanie, że kończą się saskie nadużycia i że wzniesiona została skuteczna tama przeciw absolutystycznym zakusom Wettyna, jednak obca kuratela wywoływała niepokój i pewne rozgoryczenie. Na tym tle jaśniej przedstawi się postawa mas szlacheckich podczas elekcji w 1733 roku, po śmierci Augusta II. Przytłaczająca bowiem większość zebranej na elekcji szlachty wybrała królem Stanisława Leszczyńskiego, wtedy już teścia króla Francji Ludwika XV. Był to wyraz powszechnej niemal niechęci do rządów obcych, pierwsza jakby oznaka procesów ozdrowieńczych w społeczeństwie szlacheckim.
Obóz króla Stanisława zdradzał nieśmiałe, ograniczone tendencje reformatorskie, ale w ówczesnej konkretnej sytuacji reprezentował w oczach ogółu przede wszystkim ideę suwerenności państwa, zerwania z kuratelą obcych. Wybór Leszczyńskiego był ze strony szlachty
273
i części magnaterii (tej przede wszystkim, która znajdowała się w opozycji wobec Sasów) aktem świadomym. Decyzję tę podjęto, mimo iż zdawano sobie sprawę z reperkusji, jakie wywoła na arenie międzynarodowej. Co więcej, kiedy pod osłoną bagnetów interwencyjnej grupy wojsk rosyjskich niewielkie zgromadzenie magnatów i ich klientów obwołało królem Augusta III Wettyna, w obronie prawowitego elekta zawiązała się 5 listopada 1734 roku konfederacja w Dzikowie pod laską Adama Tarły. Konfederaci podjęli walkę z przebywającymi na terytorium Polski wojskami saskimi i rosyjskimi w imię niezawisłości politycznej Rzeczypospolitej oraz reformy ustroju. Ponieśli szereg porażek; szlacheckie pospolite ruszenie oraz oddziały kawalerii narodowej nie były w stanie stawić czoła regularnym oddziałom rosyjskim i saskim, jedynie Gdańsk, gdzie przebywał król Stanisław Leszczyński, przez kilka miesięcy stawiał zacięty opór wojskom carskiego feldmarszałka Munnicha.
Konfederacja dzikowska świadczy dobitnie, że w społeczeństwie szlacheckim zaczął narastać ruch odnowy, że nie wszyscy pogrążeni byli w marazmie i obojętności wobec spraw państwa. Jej klęska zniweczyła aktywność społeczną tych wszystkich, którzy angażowali się w działalność mającą na celu zawrócenie Polski z drogi wiodącej ku upadkowi. Jedni, należący do najbliższego otoczenia króla Stanisława, udali się wraz z nim na wygnanie, a gdy osiadł w nadanej mu w dożywotnie władanie Lotaryngii, wiedli wraz z nim dysputy na temat programu naprawy ustroju wewnętrznego Rzeczypospolitej. Utrzymywali wszelako kontakt listowny z krajem i byli bez wątpienia jednym z przekaźników postępowych myśli i tendencji rozwijających się wówczas w oświeconych kołach intelektualnych Francji. Inni zajęli się gospodarstwem lub przeszli do jałowej opozycji, której jedynym celem było paraliżowanie wszelkich działań Augusta III i jego urzędników na czele z wszechwładnym na dworze saskim i polskim Heinrichem Briihiem. Jeszcze inni - hołdując powszechnie panującym obyczajom - „używali życia”.
Za czasów Augusta III dokonał się ostateczny rozkład państwa. Wprawdzie kraj powoli i stopniowo podnosił się z ruiny gospodarczej, jednak wszystkie niemal nadwyżki zużywane były przez magnatów i szlachtę na cele konsumpcyjne. Zanikła wszelka dyscyplina społeczna; lokalne ośrodki władzy - dwory magnackie - działały niezależnie od władzy centralnej i często wbrew obowiązującemu prawu. Zyskał sobie pełne prawo obywatelstwa pogląd, iż „Polska nierządem stoi”. „Wolność nasza jest i musi być nieporządna” 179 - to hasło, głoszone ongiś przez jednego z pisarzy politycznych, stało się zawołaniem programowym magnatów,. którzy w ten sposób starali się utrącić wszelkie propozycje reform i zmian. „Być wolnym - oto moja umiejętność” - tak charakteryzował szlachcica czasów saskich Benedykt Chmielowski.180
Była to jednak wolność oznaczająca w istocie samowolę zasadzającą się na prawie do sprzeciwu, na niepodporządkowaniu się woli większości czy jakimkolwiek nakazom interesu zbiorowości. Sprzeciwianie się' wymogom współżycia społecznego, nie mówiąc już o-względach ogólnopaństwowych, należało do dobrego tonu, dowodziło niejako szlacheckości. „Musi to na Rusi;, a w Polsce, jak kto chce” - głosiło przysłowie, potwierdzające zarówno swawolę i samowolę polską, jak i wciąż jeszcze pokutujące poczucie wyższości wobec ustrojów innych państw europejskich. Poczucie to nie przeszkadzało jednak szukać protekcji na dworach obcych, łasić się do saskich dygnitarzy czy ambasadorów obcych państwa ani pobierać pensji z ich szkatuł.
Wolność szlachecka w czasach saskich była również w gruncie rzeczy niewolą u magnata, nie skrępowane-
l
go żadną władzą zwierzchnią ani żadnym prawem. Niejeden magnat w czasie uczty czy zabawy zabijał lub kaleczył po pijanemu ludzi - uchodziło mu to bezkarnie, ba! nie spotykało się nawet z protestem. Wolność szlachecka wreszcie ograniczona była bezprawiem i samowolą wojsk obcych, które niemal bez przerwy znajdowały się na terytorium Rzeczypospolitej.
A jednak fikcję wolności i równości, owych nadrzędnych wartości ideologicznych stanu szlacheckiego, pielęgnowano uporczywie; osładzała ona rzeczywistość, pogłębiając marazm i stagnację. Urządzenia ustrojowe teoretycznie funkcjonowały: sejmy były zwoływane, na sejmikach - przynajmniej w teorii - dyskutowano o sprawach państwa, trwały deliberacje i debaty. Jeżeli jednak poszczególni magnaci angażowali się w prace przedsejmowe, wiedząc z góry, że sejm zostanie zerwany, to tylko po to, by ich przeciwnicy z innych magnackich ugrupowań nie mogli im zarzucić wrogości czy niechęci wobec istniejących instytucji ustrojowych, uświęconych odwieczną tradycją. Jeśli odzywały się niekiedy głosy postulujące ograniczenie praw politycznych szlachty-gołoty, a więc tych, którzy pozbawieni ziemi, nie posiadający środków utrzymania, szli na pasku magnaterii i stanowili główną siłę społeczną, na której opierała się wszechwładza magnatów - to natychmiast podnosił się krzyk, że to jest napaść na wolność i równość szlachecką.
Całkowicie zanikła dawna kultura polityczna społeczeństwa. W czasach Augusta III tylko jeden sejm zakończył się podjęciem uchwał, wszystkie inne - a zwołano ich wówczas piętnaście - zostały zerwane lub zamknięte bez uchwalenia konstytucji.
„Do zerwania sejmu - świadczy Jędrzej Kitowicz - nie zażywano osób rozumem i miłością dobra publicznego obdarzonych. Lada poseł ciemny jak noc [...] nie szukając pozornych przyczyn odezwał się w poselskiej
izbie «Nie ma zgody na gejm!» i to było dosyć do odebrania wszystkich mocy sejmowania. A gdy go marszałek spytał «Co za racja?» odpowiedział krótko: «Jestem poseł, nie pozwalania i to powiedziawszy usiadł jak niemy diabeł, na wszystkie prośby i nalegania innych posłów o danie przyczyny zatamowanego sejmu nic więcej nie odpowiadając, tylko to jedno: «Jestem po-seł»” 181.
Nie znaczy to, że zrywanie sejmów powszechnie aprobowano - przeciwnie, zrywacz spotykał się często z potępieniem, często więc musiał „dorabiać” do swego czynu teorię. Raz była to troska o „wolność szlachecką”, zagrożoną przez obce wojska (nie może być wolnym sejm, jeśli obce wojska są w kraju, a więc niech lepiej w ogóle sejmu nie będzie), innym razem obawa przed nowinkami lub wyraz postawy antykrólewskiej czy antymagnackiej (na przykład protest przeciw obraniu posłem syna Bruhla). Charakterystyczne jednak, iż magnaci, którzy zazwyczaj byli inspiratorami zerwania sejmu, uczestniczyli w pracach przedsejmowych do końca, by stworzyć wrażenie, że troszczą się o sprawy państwa, że zależy im na tym, aby sejm doszedł do skutku. Główną przyczynę zrywania sejmów stanowiły rozgrywki w łonie magnaterii. W czasach Augusta II i Augusta III sejmy zrywali zwolennicy Leszczyńskiego, potem stronnicy stojących w opozycji Czartory-skich czy Potockich. Nierzadko też poseł, który zrywał sejm, opłacany był przez obce poselstwa, wszak wiedeński, berliński i petersburski dwory stały na straży anarchii polskiej. „Gdyby nawet wszyscy tego najmocniej pragnęli - zanotował w swym pamiętniku Stanisław August Poniatowski - dojście sejmu jest nie-prawdopodobieństwem z powodu wytężonej uwagi mocarstw ościennych”.
Mimo tego sejm nadal zajmował w świadomości prawno-państwowej szlachty pozycję bardzo wysoką.
W istocie utożsamiano sejm z Rzecząpospolitą 182. Stąd
•też wszelkie zamysły reformy państwa - a było ich w połowie XVIII stulecia niemało - kojarzyły się natychmiast z wymogiem naprawy sejmu, usprawnienia jego funkcjonowania, nigdy natomiast nie prowadziły
•do postulatu jego zniesienia czy też ograniczenia. „Naszym panem, który rządzi nami, który myśli o nas, naszym monarchą jest sejm walny” 138 - pisał w roku 1764 Stanisław Konarski. Myśl ta, zespolona ze świadomością konieczności równoczesnego wzmocnienia władzy wykonawczej, będzie towarzyszyła wszystkim poczynaniom reformatorskim aż po kres istnienia państwa.
Wymóg usprawnienia działalności sejmu, przede wszystkim poprzez likwidację liberum veto, wiódł także do rozumienia konieczności ograniczenia roli sejmików, stanowiących w pierwszej połowie XVIII wieku najbardziej zinstytucjonalizowaną formę „decentralizacji suwerenności”. Przekonanie to jednak z trudem torowało sobie drogę do mentalności szlachty, przyzwyczajonej i przywiązanej do sejmikowania, tym bardziej że w okresie saskim sejmiki, mimo ich zupełnego uzależnienia od magnatów, były przecież instytucją świadczącą, choćby tylko spektakularnie, o funkcjonowaniu „starodawnych praw” i instytucji szlacheckiej republiki. Niemniej - nie tylko sejm, ale i sejmiki przeżywały swój pełny upadek.
W połowie XVIII stulecia zrywano także i sejmiki. Dla osób, które to robiły, był to jednak czyn o wiele bardziej niebezpieczny niż uniemożliwienie obrad sejmowych.
„Sejmiki zaś - pisze Jędrzej Kitowicz - pospolicie odprawiane tumultem, przemocą i po pijanemu, nieraz zrywającego, a nawet i przeczącego większemu zdaniu na szablach rozniosły, chyba że z dobranymi pomocnikami dopadł do kancelarii, podpisał manifest i nim się
za nim z koła sejmikowego drużyna pijana wysypała - zdążył uciec z miejsca sejmiku. Wtenczas dopiero, obaczywszy manifest, wszyscy jednogłośnie osądzili, że nie można [!] dalej sejmikować bez zgwałcenia prawa wolnego nie pozwalam, które pospolicie nazywana pupilla libertatis, źrenica wolności. A jeżeli kontrady-centa [sprzeciwiającego się] doszli, zrąbali lub też na śmierć zabili, nim zaniósł manifest, to pupilla libertatis miana była za zdrową i całą, choć szablami pokrajana albo z okiem z łba wycięta” 1M.
Tłumy rozpijaczonej, powolnej każdemu życzeniu magnata szlachty-gołoty nadawały ton życiu publicznemu kraju. Terroryzowały każdy niemal sejmik czy -sesję sądową; szlachcic średni, jeśli chciał żyć w spokoju, musiał ulegać woli i zachciankom najbliższego potentata. Narazić się magnatowi było w tych czasach nad wyraz niebezpieczne.
W siedzibach wielkopańskich ucztowały, niemal bez przerwy, tłumy szlachty i dworzan magnackich. Opisów tych uczt dostarczają współcześni pamiętnikarze.
„To było największym [...] ukontentowaniem gospodarza - przekazuje Jędrzej Kitowicz - kiedy słyszał nazajutrz od służących jako żaden z gości trzeźwo nie odszedł, jako jeden potoczywszy się wszystkie schody tocząc się kłębem przemierzył; jako drugiego zaniesiono do stancyji jak nieżywego, jak ów zbił sobie róg głowy o ścianę, jak tamci dwaj - skłóciwszy się - pyski sobie powycinali; jako nareszcie ten jegomość - chybiwszy krokiem - upadł w błoto, a do tego ząb sobie o kamień wybił” 18S.
Pretekstów do uczt i pijaństwa było wiele. Namnożyło się bez liku rozmaitych świąt, przeważnie kościelnych, obchodzono hucznie wszelkie możliwe uroczystości rodzinne. „Za króla Sasa, jedz, pij i popuszczaj pasa” - głosiło porzekadło. I rzeczywiście: w oparach alkoholu, na zabawach, pijatyce i bijatyce spędzała czas
znaczna część szlachty. W tych warunkach krzewiła się ciemnota, zacofanie, obskurantyzm. Sarmatyzm - ongiś ideologia uzasadniająca inność i wyższość szlachty wobec pozostałych stanów •- w czasach saskich wyznaczał styl życia szlachcica polskiego, jego postawę, gust i zapatrywania.
Pogląd na świat przeciętnego szlachcica epoki saskiej urabiało duchowieństwo, którego poziom intelektualny i moralny był niesłychanie prymitywny; kształtowało go szkolnictwo jezuickie, szerzące fanatyzm religijny, negliżujące osiągnięcia nauki. Nadal w kolegiach jezuickich - a miały one w przededniu kasaty zakonu około 20 tysięcy uczniów w Polsce - wykładano przede wszystkim teologię, filozofię katolicką, re-torykę, gramatykę łacińską, pomijając zupełnie geografię czy historię; wiedzę przyrodniczą wykładano opierając się na Piśmie Świętym. Dorobek naukowy Kopernika, Keplera, Newtona nie docierał do szkół jezuickich w Polsce. Szerzono natomiast w nich pogląd o doskonałości ustroju Rzeczypospolitej, wpajano zasadę całkowitego posłuszeństwa Kościołowi.
Obok Kościoła rolę mentora wobec ówczesnego szlachcica pełniły rozmaite utwory pełne bzdur i niedorzeczności, jak na przykład osławione Nowe Ateny księdza Benedykta Chmielowskiego. Jedynie tradycja w odniesieniu do tych dziedzin, które nie dotyczyły bezpośrednio spraw społecznych i ustrojowych, spełniała do pewnego stopnia rolę pozytywną, choćby dzięki temu, że zaznajamiała z historią ojczystą czy z elementami dziedzictwa kulturalnego.
Nie ulega wszak wątpliwości, że pewne grupy szlachty średniej (nieliczne) przechowywały i kultywowały niektóre przynajmniej wartości przejęte od poprzednich pokoleń. Nie wszyscy zapomnieli, że Rzeczpospolita była ongiś państwem potężnym, że miała mądrych dygnitarzy i dzielnych wodzów, że sejmy dochodziły
do skutku. W 1732 roku Stanisław Konarski wraz z Józefem Załuskim wydawać zaczął zbiór konstytucji uchwalonych przez wszystkie sejmy polskie (Volumma Legum - Księgi Praw). „Tysiąc pięćset światłych odbiorców - pisze Władysław Konopczyński - dowiadywało się z przedmowy ks. pijara, jak to przez pracę mózgów, a nie przez krzyki warchołów urosły pomniki narodowego prawodawstwa”186. Dążenia reformatorskie, zrazu nieśmiałe i nie wynoszone na forum publiczne, operować zaczęły argumentem wskazującym, iż anarchia i obca kuratela są szlacheckiej wolności zaprzeczeniem. „W wolnej Rzeczypospolitej - pisał Stanisław Konarski - przepadło wszystko, gdy przepadła wolność. Dobremu obywatelowi przystoi pragnąć, by nie dożył końca wolności [...] Wielcy sąsiedzi naturalnie szukają nie naszego, lecz swego pożytku. Opieka sąsiedzka może być macochą naszej swobody, matką jej być nie może” 187.
Nie gasły więc w mrokach nocy saskiej ani na chwilę iskierki myśli postępowych, tendencji i procesów przeciwnych powszechnie panującemu marazmowi. Tliły się w środowisku mądrzejszych przedstawicieli szlachty średniej, przeważnie wielowioskowej, tej, która mogła utrzymać swą niezależność. Byli tacy, co nie ulegli sugestywnym nawoływaniom Fredry: „Którzy Polacy Polskę ganią, tacy ją najprędzej zgubią”188. W pismach Kazimierza Zawadzkiego, w ideologii konfederacji wojskowych końca XVII i początków XVIII wieku, w utworach Jerzego Dzieduszyckiego, Stanisława Szczuki czy Stanisława Dunina-Karwickiego pojawiały się - obok projektów reform ustrojowych - niekiedy dość ostre akcenty krytyczne. Zasługują one na szczególną uwagę. Bez programu krytycznego, bez przełamania bałwochwalczego uwielbienia dla anarchii polskiej nie mógł powstać program pozytywny. I tak Dzieduszycki zaatakował zasadę koniecznej jednomyśl-
ności podejmowania uchwał sejmowych. Szczuka odmalował straszliwy, lecz zgodny z prawdą, obraz Rzeczypospolitej i jej stanu po to, by następnie zaproponować szeroki i na owe czasy bardzo śmiały program reform. Wedle niego wszystkie królewszczyzny, z wyjątkiem dóbr stołowych i starostw grodowych, powinny być przeznaczone na potrzeby skarbu Rzeczypospolitej; powinny zostać wprowadzone stałe podatki, usprawnienia w zarządzaniu skarbem. Wiele uwagi poświęcił on konieczności zasadniczej reformy kształcenia i wychowania, reformie sądownictwa, wojska. Podobne postulaty zgłaszał Karwicki.
Traktaty te miały wiele słabości, stanowiły jednak pewną kontynuację myśli reformatorskiej. W obliczu powszechnej beztroski wobec losów państwa były wyrazem obywatelskiej postawy, bez wszelkiej wątpliwości stanowiły bodziec dla ludzi myślących, pragnących zawrócić Polskę z drogi wiodącej ku upadkowi.
Najpierw, już pod koniec lat dwudziestych XVIII wieku, poprawiły się wskaźniki rozwoju gospodarczego kraju. Powoli, krok za krokiem, zaczął rozwijać się handel, wzrastała produkcja na wsi i w mieście, pojawiały się pierwsze zwiastuny zmiany charakteru powinności feudalnych. Tu i ówdzie poczęto przenosić pańszczyźnianych chłopów na czynsz. Zaczęły rozbudowywać się miasta. Obok Warszawy magnackiej rozwijała się Warszawa mieszczańska. Część zubożałej szlachty zaczęła kierować swe kroki nie ku magnackim rezydencjom, lecz ku miastom.
Lekceważy się zwykle owe zapowiedzi zmian na lepsze, pojawiające się w mrokach saskich. Niesłusznie. Z jednej strony stanowiły one kontynuację tych wszystkich pozytywnych zjawisk, cech czy skłonności szlachty polskiej, którym dała ona wyraz w przeszłości, z drugiej - były wstępem do wielkiego przełomu wieku Oświecenia, progiem epoki olbrzymich, decydujących dla przyszłości już nie szlachty, lecz całego narodu polskiego, przeobrażeń i przemian.
Bez zmiany mentalności szlachty, a przynajmniej dużej jej części, bez gruntownej polemiki z sarmacki-mi ideałami i postawami, bez nowych koncepcji wychowawczych lansowanych przez Collegium Nobilium i zreformowane szkolnictwo pijarskie, bez wreszcie zerwania z poglądem głoszącym, że narodem jest tylko szlachta - dzieło odrodzenia doby stanisławowskiej nie mogłoby nastąpić. Jeśli porównamy stan umysłów i serc z lat saskich i z okresu pamiętnych dni Sejmu Czteroletniego lub insurekcji kościuszkowskiej, stwierdzić musimy, że przemiany, które dokonały się w społeczeństwie polskim, środowiska szlacheckiego nie wyłączając, były gruntowne i zasadnicze. Kraj, nazywany karczmą zajezdną, siedlisko anarchii, bezrządu, nietolerancji i obskurantyzmu, w ciągu niewielu stosunkowo lat mógł zadziwić Europę Komisją Edukacji Narodowej i pierwszą na naszym kontynencie ustawą zasadniczą - Konstytucją 3 maja.
Tak jak bezprzykładny był upadek Polski, tak jej odrodzenie, dramatyczna walka o uratowanie niezawisłości państwowej, reformy Sejmu Czteroletniego - są fenomenem dziejowym, budzącym po latach podziw i szacunek. Popełnilibyśmy błąd sądząc, że odrodzenie doby stanisławowskiej było oderwane od dziejów narodu i jego ówczesnej warstwy kierowniczej. Tkwiło ono swymi korzeniami w przeszłości, czerpało z niej pełnymi garściami. Kapitał myśli, tendencji i czynów ubiegłych wieków i minionych pokoleń nie został roztrwoniony. Historia okazała się skarbcem, do którego można było w potrzebie sięgnąć. Okazała się ona potężną siłą integracyjną chroniącą patriotyzm, przywią-
zanie do własnej państwowości i własnej kultury. Oświecenie zerwało jednak z bezkrytycznym i jednostronnym spojrzeniem na przeszłość. Wydobywało z niej to, co służyło teraźniejszości i przyszłości, piętnowało zjawiska szkodliwe, poszukiwało przyczyn sytuacji, w której państwo się wówczas znalazło. Dostrzeżono w historii protoplastów Branickich, Rzewuskich, Kossakowskich i Suchorzewskich, ale zauważono również Łaskich, Sienickich, Żółkiewskich i Chodkiewi-czów, do których dziedzictwa przyznawali się działacze obozu patriotycznego.
Walka polityczna rozgrywająca się w latach przedrozbiorowych stanowiła kontynuację i kulminację ścierania się na przestrzeni historii dwóch tendencji występujących w łonie tej samej klasy społecznej i tej samej warstwy. Był w dobie Odrodzenia Jan Kochanowski, Mikołaj Sęp Szarzyński i Andrzej Frycz Modrzewski, którzy obok dziesiątków innych pisarzy, artystów i myślicieli tworzyli trwałe i niezniszczalne wartości kultury polskiej. Był również jednak Stanisław Orzechowski i byli budzący religijny fanatyzm pisarze obozu kontrreformacji. Była tolerancja religijna i były przejawy zabobonu, ciemnoty i nietolerancji. Był pewien ciąg rozwojowy wyrażający się nazwiskami wielkiej miary polityków, wodzów, dyplomatów lub też bezimienną masą obrońców ojczyzny w dobie najazdu szwedzkiego. Był Mikołaj Kopernik i czasy świetności krakowskiej Alma Mater i były Nowe Ateny Benedykta Chmielowskiego. Był również i Diabeł Stadnicki, Janusz Radziwiłł i Jerzy Lubomirski. Było liberum veto, ale był również pokaźny dorobek ustawodawczy sejmu Rzeczypospolitej za czasów Zygmunta Augusta. Były rokosze i konfederacje, ale ta sama instytucja konfederacji umożliwiała czteroletnie obrady sejmowi w latach 1788-1792. Był Tadeusz Rejtan i Szymon Szydłowski, byli żołnierze spod Zieleniec, Du-
bienki i Zelwy, ale też była targowica, była bierność części społeczeństwa szlacheckiego wobec przemocy. Sprzeczności? Można to tak zakwalifikować. Wydaje się jednak, że słuszniej będzie określić je jako walkę dwóch tendencji, stanowisk, postaw, poglądów. U ich podłoża tkwiły bez wszelkiej wątpliwości procesy spo-łeczno-ekonomiczne, warunki bytu społecznego. Ale nie determinowały one jednoznacznie postawy jednostek. Decydowały generalnie o tym, która tendencja górowała, przeważała w danym okresie historycznym. Obie zrodziły się wewnątrz stanu szlacheckiego, boć nawet magnateria tkwiła w kulturze szlacheckiej, wywodziła się ze szlachty, była z nią powiązana tysiącami więzów. Tym między innymi można wytłumaczyć fakt, że wielu przedstawicieli magnaterii znajdowało swe miejsce w nurcie postępowym, wielu umiało ograniczyć swe egoistyczne, klasowo-warstwowe interesy. Niektórzy z nich wnieśli istotny wkład do reform Sejmu Czteroletniego. Nie ci ludzie wszakże decydowali o charakterze warstwy. Warstwa magnacka jako całość odegrała w dziejach Polski rolę ponurą.
O szlachcie w sensie ogólnym nie można powiedzieć tego samego. Fakt, że z jej łona wyszli działacze obozu reform, że stanowiła ona siłę podtrzymującą narodo-wo-wyzwoleńczą walkę narodu przez długie lata, aż po powstanie styczniowe tłumnie zapełniając swymi synami lochy Ołomuńca, Moabitu i Schlusselburga, kopalnie syberyjskie i osiedla zesłańców - świadczy o istotnych wartościach, które reprezentowała. To prawda - nie wygasły niektóre jej cechy; anarchizo-wanie, konserwatyzm społeczny, „od ludu rów i przedział” (Słowacki), zapatrzenie w siebie, skłonność do rozrzutności i życia ponad stan, brak zmysłu gospodarskiego. Uwidoczniły się jednak w najtragiczniejszych dla narodu latach również inne jej cechy: patriotyzm,
gotowość do poświęceń, ofiarność, umiłowanie kultury ojczystej.
Te wartości kultury szlacheckiej okazały się trwale. To właśnie szlacheckiej kulturze poświęcił Adam Mickiewicz swą narodową epopeję, odsłoniwszy zarazem wszystkie blaski i cienie szlacheckiego życia, szlacheckiej mentalności. Były to jednak blaski i cienie zachodzącego słońca, zstępującej z areny dziejowej siły społecznej, co tak przenikliwie i najpełniej zrozumiał Juliusz Słowacki, gdy pisał:
Coś pada... myśmy słyszeli, słuchali.
To czas się cofnął i odwrócił lica,
By spojrzeć jeszcze raz na piękność w dali,
Która takimi tęczami zachwyca,
Takim różanym zachodzi obłokiem...
Idźmy... znów czasu Bóg postąpił krokiem.
PRZYPISY
` Szczególnie cenne uwagi sformułowali W. Czapliński i S. Płaza w dwugłosie dyskusyjnym Polskie państwo szlacheckie, „Kwartalnik Historyczny”, R. LXXVII, 1970, z. 4, s. 906-919. Wagę wypowiedzi W. Czaplińskiego podkreślono na sesji poświęconej Jego pamięci, tendencyjnie jednak przemilczając, wokół jakiej książki toczyła się dyskusja. Por. Władysław Czapliński jako uczony i wychowawca^ Wrocław 1984, „Acta Universitatis Vratislaviensis”, No 732, Historia XLVIII, s. 23.
2 Z. Kuchowicz, Obyczaje staropolskie, `Łódź 1975; tenże, Miłość staropolska, Wzory - uczuciowość - obyczaje erotyczne XVI-XVIII w.. Łódź 1982. Obie te książki opatrzone są obszernym wykazem literatury przedmiotu.
3 M. Porwit, Komentarze do historii polskich działań obronnych, t. I-III, wyd. II, Warszawa 1983.
4 R. Wołoszyński, Ignacy Krasicki. Utopia i rzeczywistość, Wrocław 1970.
5 Ciekawą polemikę z „finalistycznym” punktem widzenia na dzieje Polski przedrozbiorowej przeprowadził J. Ekes w studium Państwo zgody. Z dziejów ideologii politycznej w Polsce, maszynopis rozprawy doktorskiej w Bibliotece Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego.
6 Problem ten ciekawie ujął B. Leśnodorski w studium Rozbiory Polski. Układ elementów działających, w: Historia i Współczesność, Warszawa 1967, s. 101-150.
7 Na tym tle powstał spór między uczniami Lelewela a szkołą krakowską.
8 W. Czapliński, Rządy oligarchii w Polsce nowożytnej, w:
987
O Polsce siedemnastowiecznej. Problemy i sprawy. Warszawa 1966, s. 130 i nast.; A. Kersten, Problem władzy Rzeczypospolitej XVII-XVIII. Prace ofiarowane Władysławowi Czaplińskiemu w 60 rocznicę urodzin. Warszawa 1965, s. 23 i nast.; H. Olszewski, Sejm Rzeczypospolitej epoki oligarchii 1652-1763, Poznań 1966, s. 13 i nast.
`8 Por. A. Zajączkowski, Główne elementy kultury szlacheckiej w Polsce. Ideologia a struktury społeczne, Wrocław 1961, s. 5-6.
19 A. Wyczański, Polska Rzeczą Pospolitą Szlachecką 1454- 1764, Warszawa 1965.
11 A. Wyczański, Studia nad folwarkiem szlacheckim w Polsce w l. 1500-1580, Warszawa 1960; L. Zytkowicz, Studia nad gospodarstwem wiejskim w dobrach kościelnych XVI w., Warszawa 1962.
12 W. I. Lenin, Wżelfca inicjatywa, w: Dzieła, t. XXIX, Warszawa 1956, s. 415.
18 W. Urban, Skład społeczny i ideologia sejmiku krakowskiego w latach 1572-1606, „Przegląd Historyczny”, 1953, z. 3, s. 314.
14 J. Bardach, Historia państwa t prawa Polski do roku 1795, w: Historia państwa i prawa Polski do polowy XV w., pod red. J. Bardacha, Warszawa 1957. Tamże najpełniejsze omówienie literatury przedmiotu.
15 S. Arnold, Możnowładztwo polskie w XI i XII w. i jego podstawy gospodarczo-społeczne, „Przegląd Historyczny”, t. XXV, 1925.
18 Z. Wojciechowski, Prawo rycerskie w Polsce przed statutami Kazimierza Wielkiego, Poznań 1928.
17 Poszczególne rody mają swoje monografie, np.: L. Białkow-ski, Ród Czamborów-Rogalów w dawnych, wiekach, „Roczniki Towarzystwa Heraldycznego”, t. VI, 1921-1923;
Z. Wdowiszewski, Ród Bogoriów w wiekach, średnich, „Roczniki Towarzystwa Heraldycznego”, t. IX, 1930;
W. Semkowicz, Monografie historyczne rodów rycerskich w Polsce, t. I, Ród Patuków, „Rozprawy Akademii Umiejętności Wydział Historyczny”, t. XLIX, 1907.
18 O. Balzer, Skartabellat w ustroju szlachectwa polskiego, Kraków 1911; K. Potkański, Zagrodowa szlachta l wlody-cze rycerstwo w województwie krakowskim w XV ź XVI w., „Rozprawy Akademii Umiejętności”, t. XXIII, 1888.
19 W. Semkowicz, Nagana i oczyszczenie szlachectwa w Polsce w XIV i XV wieku. Lwów 1899.
20 Z. Kaczmarczyk, Monarchia Kazimierza Wielkiego, Poznań
1939-1946.
21 P. Skwarczyński, 2 badań nad przywilejami ziemskimi bu-
dzżńskim ź koszyckim, Lublin 1936.
22 W. Moszczeńska, Rola polityczna rycerstwa wielkopolskiego
w czasie bezkrólewia po Ludwiku Wielkim, „Przegląd Historyczny”, t. XXV, 1925.
23 E. Maleczyńska, Społeczeństwo polskie pierwsze.) potowy
XV wieku wobec zogadnień zachodnich. Studia nad dynastyczną polityka Jagiellonów, Wrocław 1947. 24 Por. S. Roman, Przywileje nźeszawskźe, Wrocław 1957. 26 S. Kutrzeba, Sejm walny dawnej Rzeczypospolitej polskiej, Warszawa 1919; A. Pawiński, Sejmiki ziemskie, początek ich i rozwój... 1374-1505, Warszawa 1895; A. Prochaska, Geneza i rozwój parlamentaryzmu polskiego za pierwszych Jagiellonów, „Rozprawy Akademii Umiejętności”, t. XXXVIII, 1899; J. Siemieński, Od sejmików do sejmu, w:
Studia historyczne ku czci S. Kutrzeby, Kraków 1938. 26 Najnowsza literatura przedmiotu CW. Uruszczak, Sejm walny koronny w latach 1506-1540, Warszawa 1980, s. 12-13) podkreśla jednak zdecydowanie, że za „Zygmunta I Starego ugruntowała się zasada suwerenności monarszej [...l Król polski był głową państwa, dzierżycielem władzy najwyższej i władcą całkowicie niezależnym od czynników zewnętrznych [...l Złożona podczas koronacji przysięga rodź Ja zależność monarchy od praw stanowych, ale tylko moralnie. Żaden z obowiązujących przywilejów nie gwarantował stanom prawa do wypowiedzenia posłuszeństwa”. Opinia ta wydaje się całkowicie słuszna w odniesieniu do stanu prawnego. Budzą się jednak wątpliwości, czy tak zasady te były rozumiane i stosowane w praktyce, zwłaszcza zaś „tylko moralna” zależność monarchy od praw stanowych.
27 Historia Polski, t. I, do roku 1764, pod red. T. Manteuffia, cz. l, do połowy XV w., pod red. H. Łowmiańskiego, Warszawa 1958, s. 452, 508, 545, 594, 605, 608 i nast.
28 Tamże, s. 545; cz. 2, od połowy XV w., s. 166, 212, 222
i nast. 26 J. Maciszewski, Wojna domowa w Polsce (1606-1609), cz.
l, Od Steżycy do Janowca, Wrocław 1960, s. 45.
30 W. Smoleński, Szkice z dziejów szlachty mazowieckiej,
Kraków 1908.
31 O. Łaszczyńska, Ród Herburtów w wiekach średnich, Poznań 1948.
289
38 J. Rutkowski, Pańszczyzna t praca najemna w organizacji folwarków w Prusach za Zygmunta Augusta, „Roczniki Historyczne”, t. IV, 1928, z. l.
83 A. Mączak, Gospodarstwo chłopskie na Żuławach gdańskich w początkach XVII wieku, Warszawa 1962.
84 J. Rutkowski, Pańszczyzna..., cyt. wyd., s. 20. 35 A. Wyczański, Polska Rzeczą Pospolitą..., cyt. wyd., s. 14
i nast. 86 A. Adamczyk, Ceny w Lublinie od XVI do końca XVIII w.,
Lwów 1935; S. Hoszowski, Ceny we Lwowie w XVI i XVII
wieku. Lwów 1928. 37 Por. B. Zientara, Dzieje małopolskiego hutnictwa żelaznego.
XIV-XVII w., Warszawa 1954.
88 J. Ossoliński, Pamiętnik 1595-1621. oprać. J. Kolasa i J. Ma-ciszewski, Wrocław 1952, s. 9-12.
89 W. Łoziński, Życie polskie w dawnych wiekach, Kraków 1964.
40 W. Zakrzewski, Powstanie i rozwój reformacji w Polsce 1520-1572, Lipsk 1870.
41 W. Pociecha, Walka sejmowa o przywileje Kościoła w Polsce w latach 1520-1537, „Reformacja w Polsce”, 1922, z. 3.
42 S. Estreicher, Rady Kallimacha. Studia z dziejów kultury polskiej, Warszawa 1949; J. Garbacik, Kallimach jako dyplomata i polityk, Kraków 1948.
48 Por. W. Urban, Chłopi wobec reformacji w Małopolsce w drugiej połowie XVI w., Kraków 1959.
44 Historia Kościoła w Polsce, t. I, do roku 1764, Poznań-Warszawa 1974, s. 49 i nast.
45 J. Tazbir, Historia Kościoła katolickiego w Polsce (1460- 1795), Warszawa 1966.
46 W. Pociecha, Walka sejmowa.,., cyt. wyd., s. 173. „Na początku XVI w. 5 diecezji koronnych (Gniezno, Kraków, Płock, Poznań i Włocławek) miało około 1400 wsi, 46 miast i 300 części wsi”, Historia Kościoła w Polsce, t. I, s. 33-34.
« Tamże, s. 175.
48 S. Bodniak, Walka o źnterim na sejmie 1556/7, „Reformacja w Polsce”, 1928.
49 E. Lipiński, Studia nad historią polskiej myśli ekonomicznej, Warszawa 1956.
50 M. Voisś, Frycza Modrzewskiego nauka o państwie i prawie, Warszawa 1956. 81 W. Zakrzewski, Powstanie i rozwój reformacji..., cyt. wyd.,
s. 127.
(2 Tamże, s. 119 i nast.
63 Cytuje A. Dembińska w: Polityczna walka o egzekucję dóbr królewskich w latach 1559/64. Warszawa 1935, s. 21.
54 Tamże, s. 21.
65 O sejmie wieku XVI w: W. Konopczyński, Liberum Veto, Kraków 1918; K. Grzybowski, Teoria reprezentacji w Polsce epoki Odrodzenia, Warszawa 1959; W. Uruszczak, Sejm walny..., cyt. wyd. Tamże pełna bibliografia.
56 J. Siemieński, Polska kultura polityczna w XVI w., w: Kultura staropolska, Kraków 1932, s. 119 i nast.
67 E. Vielrose, Próba szacunku wplat ludności na świętopietrze w Polsce w wieku XIV-XVI, „Kwartalnik Historyczny”, 1955, z. 4-5.
58 L. Kolanowski, Polska Jagiellonów, Lwów 1936; Unia Polski z Litwa, w: S. Kutrzeba, Polska ź Litwa w stosunku dziejowym, Kraków 1913.
59 Z. Kormanowa, Bracia Polscy J560-1570, Warszawa 1929;
Z. Ogonowski, Filozoficzna ż społeczna ideologia Braci Polskich, „Myśl Filozoficzna”, 1955, nr 1(15); L. Chmaj, Bracia Polscy, idee, wpływy. Warszawa 1957.
6(1 Por. J. Ekes, Państwo zgody..., cyt. maszynopis.
61 Por. Dzieje kultury politycznej w Polsce, pod red. J. Gie-rowskiego, Warszawa 1977; tamże: J. Maciszewski, Kultura polityczna Polski „złotego wieku”; W. Czapliński, Rola sejmów XVH w. w kształtowaniu się kultury politycznej. J. Tazbir, Kultura szlachecka w Polsce, Warszawa 1978;
S. Russocki, Kultura polityczna i prawna, „Historyka”, t. XI, 1981.
62 J. Maciszewski, Mechanizmy kształtowania się opinii publicznej w Polsce doby kontrreformacji, w: Wiek XVII - Kontrreformacja - Barok. Prace z historii kultury, Wrocław 1970.
63 U. Augustyniak, Informacja i propaganda w Polsce za Zygmunta III, Warszawa 1981, s. 10.
84 Por. H. Michalak, Druk ulotny jako narzędzie integracji politycznej państwa, „Odrodzenie i Reformacja w Polsce”, t. XXVIII, 1983, s. 65 i nast.
66 Por. J. A. Chrościcki, Sztuka ź polityka. Funkcje propagandowe sztuki w epoce Wazów 2587-1668, Warszawa 1983. Tamże obszerna bibliografia tematu.
86 A. Rembowski, Konfederacja ź rokosz w dawnym prawie państwowem Polski, Warszawa 1983, s. 96.
67 J. Tazbir, Państwo bsz stosów. Warszawa 1967.
„ Rozmowa o rokoszu, w: Pisma polityczne z czasów rokoszu Zebrzydowskiego, t. II, Kraków 1918, s. 125.
6' W. Budka, Kto podpisał konfederację warszawską, „Refor-macja w Polsce”, 1921, z. 4, s. 316. Tamże tekst aktu konfederacji.
70 W. Sobieski, A nie o wiarę... Spór o konfederację warszawską 1573, „Reformacja w Polsce”, 1928, s. 60-61.
71 Historia Polski, t. I, cz. l, s. 291.
72 S. Salmonowicz, Geneza i treść uchwal konfederacji warszawskiej, „Odrodzenie i Reformacja w Polsce”, 1974.
73 J. Dzięgielewski, Posłowie, w: W. Konopczyński, Dzieje Polski Nowożytnej, Warszawa 1986.
71 Por. S. Gruszecki, U społecznych podstaw konfederacji warszawskiej, „Odrodzenie i Reformacja w Polsce”, t. XIX, 1974.
75 W. Sobieski, A nie o wiarę..., cyt. wyd., s. 61.
7B S. Bodniak, Walka o źnterźm..., cyt. wyd., s. 5-6.
77 Rękopis, Archiwum Główne Akt Dawnych, Zbiory z Suche] 148/172, k. 45.
78 A. Rembowski, Rokosz Zebrzydowskiego. Materiały historyczne, Warszawa 1893, s. 88.
79 J. Tazbir, Państwo bez stosów, cyt. wyd., s. 157. 8(1 T. Jewłaszewski, Pamiętnik, Warszawa 1860, s. 12-13. Cytuje J. Tazbir w: Państwo bez stosów, cyt. wyd., s. 151. s! Tamże, s. 149.
82 List o kontrybucji P. P. Duchownych, w: Pisma polityczne z czasów rokoszu Zebrzydowskiego, t. III, cyt. wyd., s. 197- 198.
83 E. Barwiński, Zygmunt III i dysydenci, „Reformacja w Polsce” 1921, s. 54-55.
84 J. Tazbir, Państwo bez stosów, cyt. wyd., s. 149. 65 A. Pawiński, Źródła dziejowe, t. XIV, tabela, Warszawa 1886. 8t F. Smidoda, Sprawa dziesięcin w trybunale skarbowym koronnym w latach .1578-1589, Warszawa 1933. 67 W. Sobieski, Pamiętny sejm. Warszawa 1913, s. 64.
88 S. Inglot, Sprawy gospodarcze Lwa Sapiehy, Lwów 1931, s. 11.
89 P. Skarga, Kazania sejmowe, oprać. St. Kot, Kraków 1925, s. 83-4, 101.
90 Jezuitom ż inszem duchownem respons, w: Pisma polityczne z czasów rokoszu Zebrzydowskiego, t. III, cyt. wyd., s. 82.
91 Collatio tego wszystkiego co na rokoszu i w Wźslźcy zawarto, tamże, t. III, s. 124.
•2 W. Sobieski, Nienawiść wyznaniowa (tumów za rządów Zygmunta III, Warszawa 1902, s. 51.
•3 Cz. Nanke, Z dziejów polityki kurii rzymskiej wobec Polski (1587-1589), Lwów 1921, s. 15.
•4 J. Maciszewski, Wojna domowa..., cyt. wyd., s. 214.
1)5 Tamże, s. 267.
OT J. Tazbir, Historia Kościola katolickiego..., cyt. wyd., s. 95.
w F. Bujak, Zasady polityki gospodarczej Polski w XVI w.
i ich geneza, w: Kultura staropolska, cyt. wyd., s. 8. 96 Rękopis, Archiwum Główne Akt Dawnych. Zbiory z Suchej
39/53, k. 329-330.
•' J. Maciszewski, Wojna domowa, cyt. wyd., s. 56.
100 A. Tarnawski, Działalność gospodarcza Jana Zamoyskiego, Lwów 1935.
101 A. Meleń, Ordynacje w dawnej Polsce, Lwów 1929.
102 Z. Ossoliński, Pamiętnik, Lwów 1879. 108 J. Maciszewski, Wojna domowa, cyt. wyd., s. 57. 104 S. Inglot, Sprawy gospodarcze Lwa Sapiehy, cyt. wyd., s. 4. los -\y_ Dworzaczek, Przenikanie szlachty do stanu mieszczańskiego w Wielkopolsce w XVI i XVII w., „Przegląd Historyczny”, 1956, z. 4, s. 672. 108 Tamże, s. 674.
ID? p_ palczowski, Kolęda moskiewska to jest woyny moskiewskiey przyczyny słuszne..., Kraków 1609, cytuje W. Czapliń-ski w: O Polsce siedemnastowiecznej (Propaganda w stuź-bie wielkich planów politycznych), cyt. wyd., s. 191. Tamże omówienie twórczości Palczowskiego. Zob. również J. Maciszewski, Polska a Moskwa. .1603-1618. Opinie i stanowiska szlachty polskiej, Warszawa 1968.
108 Z druku wydanego w 1610 r. cytuje J. Maciszewski w: Polska a Moskwa, cyt. wyd., s. 195-196.
lot K. Dembski, Wojska nadworne magnatów polskich w XVI i XVII w., „Zeszyty naukowe Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza”, Historia, 1956, nr l. u° Pamiętniki Samuela i Bogusława Kazimierza Maskiewi-
czów, oprać. A. Sajkowski, Wrocław 1961. i” Diariusze sejmowe r. 1597, Kraków 1907, s. 340. i12 W. Sobieski, Trybun ludu szlacheckiego. Warszawa 1905. „3 K. Lepszy. Walka stronnictw w pierwszych latach panowania Zygmunta III, Kraków 1929.
i14 W. Czapliński, Wiek siedemnasty w Polsce, w: O Polsce siedemnastowiecznej, cyt. wyd., s. 384.
115 Diariusze sejmowe r. 1597, cyt. wyd., s. 384.
116 J. Maciszewski, Sejm 1607 a załamanie się planów reformy państwa, w: O naprawę Rzeczypospolitej, cyt. wyd., s. 41.
117 S. Piotrowski, Uchwały podatkowe sejmiku generalnego
wiszeńskiego 1572-1772, Lwów 1932, s. 16. „s Tamże, s. 17.
»» W. Konopczyński, Liberum Veto, cyt. wyd., s. 173. „r W. Smoleński, Szkice z dziejów szlacht?/ mazowieckiej, cyt.
wyd., s. 83-84.
121 A. Prochaska, Z dziejów samorządu ziemi chełmskiej, s. 38.
122 W. Konopczyński, Liberum Veto, cyt. wyd., s. 204. 113 Sposób podający drogę do korektury prawa..., Kraków 1607, s. 43.
124 W. Łoziński, Prawem i lewem, Kraków 1957.
125 Votum szlachcica polskiego, w: Pisma polityczne z czasów .
rokoszu Zebrzydowskiego, t. III, cyt. wyd., s. 231. IM Mowa Zamoyskźego na sejmie 1605 r., tamże, s. 478. 127 S. Żółkiewski, Początek i progres wojny moskiewskiej,
oprać. J. Maciszewski, Warszawa 1966, s. 178. i2B w. Czapliński, Opozycja wielkopolska po krwawym Potopie
1660-1668, Kraków 1930; W. Czermak, Sprawa Lubomir-
skiego. Warszawa 1964, s. 444 i nast. 129 Reskrypt ślachcica jednego, w: Pisma polityczne z czasów
rokoszu Zebrzydowskiego, t. II, cyt. wyd., s. 60. no •^y Czapliński, Stanisław Kozuchowski, nieznany pisarz polityczny XVII w., w: O Polsce siedemnastowiecznej, cyt.
wyd., s. 227-228.
131 W. Czapliński, Wiek siedemnasty w Polsce, tamże, s. 50.
132 J. Maciszewski, Wojna domowa, cyt. wyd., s. 190.
las w. Czapliński, Główne nurty myśli politycznej w Polsce w latach 1587-1665, w: O Polsce siedemnastowiecznej, cyt. wyd., s. 78-79; A. Zajączkowski, Główne elementy kultury szlacheckiej w Polsce, cyt. wyd., s. 49 i nast.; J. Maciszewski, W sprawie kultury szlacheckiej, „Przegląd Historyczny”, 1963, z. 3, s. 541 i nast; J. Bardach, O ujęciu socjologicznym struktury społecznej i ideologii szlachty polskiej, „Czasopismo prawno-historyczne”, 1963, z. 2, s. 159 i nast.
134 Ł. Kurdybacha, Dzieje kodeksu Andrzeja Zamoyskiego, Warszawa 1951.
13E Jazłowżeckź do Stadnickiego, Stadnicki do Jaziowieckiego, w:
Pisma polityczne z czasów rokoszu Zebrzydowskiego, t. II, cyt. wyd., s. 173, 177.
„• A. Lipski, Tradycja państwa jako czynnik integracji narodowej w XVI i pierwszej połowie XVII wieku, „Odrodzenie i Reformacja w Polsce”, t. XXVIII, 1983, s. 75 i nast;
tenże. Społeczeństwo a historia. Czasy Zygmunta III, maszynopis pracy doktorskiej w Bibliotece Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego.
is7 w. Czapliński, Dwa sejmy w roku 1652, Wrocław 1955, s. 7-8.
ii» Tamże, s. 11.
„• J. Michałowski, Księga Pamiętnicza (1647-1655), Kraków 1864, s. 376.
140 A. S. Radziwiłł, Memoriale (15 października 1648), cytuje A. Kersten w: Chłopi polscy w walce z najazdem szwedzkim 1655-1656, Warszawa 1958, s. 52.
141 Tamże, s. 53.
142 Opis sejmu opieramy na pracy W. Czaplińskiego, Dwa sejmy w roku 1652, cyt. wyd. lw Tamże, s. 122. „4 Tamże, s. 177.
145 A. Kersten, Chłopi polscy w walce..., cyt. wyd., s. 84.
146 A. Kersten, Sienkiewicz - „Potop” - historia, Warszawa 1966.
147 W. Czapliński, O Polsce siedemnastowiecznej, cyt. wyd., s. 218 i nast. Cytaty z S. Kożuchowskiego zaczerpnęliśmy z te) pracy.
148 S. H. Lubomirski, Wybór pism, wyd. R. Pollak, Wrocław 1953, De mnźtate consiliorum, s. 260.
149 Tamże.
150 Z. Rynduch, Andrzej Maksymilian Fredro (portret literacki), Gdańsk 1980, s. 99, 102.
151 Tamże.
152 K. Janicki, Dzieła wszystkie, przekł. E. Jędrkiewicz, Wrocław 1966, s. 223.
153 S. Klonowic, Pisma poetyczne polskie, wyd. K. J. Turkow-ski, Kraków 1858, s. 189.
164 A. Czańka, Idea króla „Piasta” pod koniec XVI w., maszynopis w Archiwum Wydziału Historycznego UW, 1983 r.
156 por. S. Ochmann, Sejmy z lat 1661-1662. Przegrana batalia o reformę ustroju Rzeczypospolitej, Wrocław 1977.
156 por. K. Matwijowski, Pierwsze sejmy z czasów Jana III Sobieskiego, Wrocław 1976.
187 W. Konopczyński, Chronologia sejmów polskich 1493-1793, Kraków 1948.
158 H. Olszewski, Sejm Rzeczypospolitej..., cyt. wyd., s. 17. 1” Tamże, s. 16.
16t B. Leśnodorski, Ustrój Trzeciego Maja w Polsce, „Państwo i Prawo”, 1946, z. 4, s. 60.
161 J. Gierowski, Miedzy saskim absolutyzmem a złotą wolnością. Z dziejów wewnętrznych Rzeczypospolitej w latach 1712-1715, Wrocław 1953.
162 A. Kersten, Stefan Czarniecki, cyt. wyd., s. 444 i nast.
163 J. Tazbir, Historia Kościoła katolickiego, cyt. wyd., s. 144 i nast.
164 A. Kersten, Pierwszy opis obrony Jasnej Góry w 1655 r. Studia nad Nową Gigantomachią ks. Augustyna Kordec-kiego. Warszawa 1959.
165 J. Tazbir, Państwo bez stosów, cyt. wyd., s. 270; por. W. Ko-nopczyński. Polscy pisarze polityczni XVIII w.. Warszawa 1966, s. 256.
166 J. Łukaszewicz, Dzieje kościołów wyznania helweckiego w dawnej Małej Polszcze, Poznań 1853, s. 286.
167 Volumźna Legum, t. VI, s. 253-4, 581.
*68 A. Kraushar, Sprawa Zygmunta Unruga, Kraków 1890.
M9 Ks. Benedykt Chmielowski, Nowe Ateny albo Akademia
wszelkiej scyencyi pelna, t. III, Lwów 1754, s. 213. „r Tamże, s. 217.
171 B. Baranowski i W. Lewandowski, Nietolerancja i zabobon w Polsce w wieku XVII i XVIII. Wypisy źródłowe. Warszawa 1950, s. 124-127.
172 Tamże, s. 143 i nast.
173 J. Maciszewski, A za tępo króla Jana..., „Miesięcznik Literacki”, 1983, Nr 8(202), s. 92 i nast.
174 por. T. Korzon, Dola i niedola Jana Sobieskiego, t. I-III, Kraków 1898.
i7' cytuję za: Z. Wójcik, Jan Sobieski 1629-1696, Warszawa 1983. Jest to najnowsza biografia Jana Sobieskiego, tamże pełna bibliografia przedmiotu. Por. również: O. Forst de Battaglia, Jan Sobieski król Polski, Warszawa 1983; J. Wi-mmer, Wiedeń 1683. Dzieje kampanii i bitwy, Warszawa 1983.
176 J. Woliński, Z dziejów wojny i polityki w dobie Jana Sobieskiego, Warszawa 1960, s. 5.
177 J. Gierowski, Między saskim absolutyzmem..., cyt. wyd., s. 9.
178 H. Olszewski, Sejm Rzeczypospolitej, cyt. wyd., s. 26.
„• Tamże, s. 25.
IM B. Chmielowski, Nowe Ateny..., t. IV, cyt. wyd., s. 364.
181 J. Kitowicz, Opis obyczajów za panowania Augusta UJ, oprać. B. PoUak, Wrocław 1951, s. 593.
182 R. Łaszewski, Sejm polski w latach 1764-1793. Studium
historyczno-prawne, Warszawa-Poznań 1973, s. 9. 1M S. Konarski, Uwagi szlachcica polskiego nad usposobieniem
sąsiednich mocarstw względem naszych sejmów, cyt. za
R. Łaszewskim, Sejm polski..;, s. 10. 1M J. Kitowicz, Opis obyczajów..., cyt. wyd., s. 597. w Tamże, s. 454. ile -yy. Konopczyński, Polscy pisarze polityczni, cyt. wyd., s. 75.
187 Tamże, s. 75.
188 A. M. Fredro, Przysłowia mów potocznych albo przestrogi obyczajowe, rady wojenne, Sanok 1855, s. 76.
INDEKS NAZWISK*
Albrecht Hohenzollern 15, 126 Aldobrandini Hipolit 169 Aleksander Jagiellończyk 75,
77, 138, 140
Aleksy Michajłowicz, car 235 Andrzej z Tęczyna zob. Tę
czyński Andrzej Anna Jagiellonka 200 Anna Wazówna 174 Annibal z Kapui 176 Anonim tzw. Gali 41 August II Wettyn 242, 267,
269, 270-273, 277 August III Wettyn 216, 247,
274-276
Augustyniak Urszula 17 Awdańców ród 39
THaranowski Bohdan 257 Baranowski Wojciech 171 Barbara Radziwiłłówna, królowa 135 Batorówna Gryzelda zob. Za-
moyska Gryzelda
Bem Ewa 17 Białobłocki Paweł 241 Białobrzeski Marcin 169 Biegańska Elżbieta 257 Birkowski Fabian 253 Dobrzyński Michal 12 Bona Sforza, królowa 85, 119 Boryszewski Andrzej 89 Braniccy 184, 197, 220, 284 Broniewski Marcin 173 Bruhl Heinrich 275, 277 Bujak Baltazar 190
Chmieleccy 227
Chmielnicki Bohdan 226, 228 Chmielnicki Jurko 236 Chmielowski Benedykt 256
257, 273, 275, 280, 284 Chodkiewicz Jan Karol 198 Chodkiewiczowie 197, 227, 284 Chodyński Józef 157 Choiński (Chojeński) Jan 197 Conti Francois-Louis de Bour-
bon 267
* Indeks nie obejmuje przypisów, podpisów pod ilustracjami oraz nazwisk dynastycznych; nazwiska autorów piszących w wieku XIX i XX wyodrębniono kursywą.
Czanka Alicja 17
Czaplinski Władysław 12, 231
Czarniecki Stefan 186, 234,
235, 249, 259, 260 Czartoryscy 90, 277
Daniłłowiczowie 196 Dembicki Marcin 242 Dembiński Walenty 141, 197 Domarat z Pierzchną 58 Dorohostajski Monwid Krzysztof 211, 212 Doroszeńko Piotr 247 Drohojowski Jan 171 Drzewieccy 182 Drzewiecki Maciej 89 Dudkowicz, kanonik 173 Dworzaczek Włodzimierz 190 Dymitr Samozwaniec II 192 Działyńscy 141, 196 Działyński 142 Dzieduszycki Jerzy 281 Dzięgielewski Jan 17, 164
Efces Janusz 17
Filip II, król hiszpański 150
Firlej Jan 141, 159, 169
Firlejowie 197
Firlejówna Anna zob. Ossoliń-ska Anna
Fredro Andrzej Maksymilian 237, 241, 273, 281
Frycz Modrzewski Andrzej 19, 117, 129-131, 284
Fryderyk Wilhelm Hohenzollern 234, 235
Gasztołd Stanisław 135 Gembicki Wawrzyniec 171 Giedymin, wielki książę litew.
65, 66, 223 Gieromski Józef Andrzej 269
Goślicki Wawrzyniec 171 Górka Łukasz 85 Górka Stanisław 168 Gómicki Łukasz 108 Grudziński Andrzej 233 Grzymalitów ród 47 Grzymułtowski Krzysztof 247, 263
Henryk Walezy, król polski
159, 167, 180, 181, 199 Herburtowie 91, 143 Horodyński Łukasz 242 Horwath 188 Hozjusz Stanisław 126
Iwan IV Groźny 150
Jabłonowscy 241 Jabłonowski Stanisław 265 Jadwiga, królowa polska 59,
62
Jan I Olbracht 72, 75, 77 Jan II Kazimierz Waza 75, 200, 203, 214-216, 226, 230, -235-^37^241 , _ . - _ Jan m, Soblęski & 148,. 20Ó/ -^239, 241',' 242, 258-265, -268 Janicki Klemens 79, 239 Jaskier Mikołaj 128 Jaśko z Ossolina zob. Ossoliński Jaśko (Jan) Jazłowieccy 182 Jazłowiecki Hieronim 221 Jerzy II Rakoczy 233 Jewłaszewski Teodor 169 Jurkowski Jan 102
Kalinowski Marcin 232 Kallimach (Filippo Buonaccor-
si) 116, 122, 128 Katowski Józef 257 Katowski Marcin 257 Kara Mustafa 264
Karnkowski Stanisław 164,
168, 206
Karol IX, król francuski 159 Karol X Gustaw, król szwedzki 233-235 Karol XII, król szwedzki 269 Karol Ferdynand Waza 180,
200 Karwicki Dunin Stanisław
281, 282 Kazimierz III Wielki 46-51,
53, 54, 57, 75, 76, 128 Kazimierz IV Jagiellończyk
60, 64, 68-70, 72, 75, 76, 121,
141
Kepler Johannes 280 Kersten Adam 233 Kisiel Adam 226 Kiszka Janusz 197 Kitowicz Jędrzej 276, 278, 279 Klonowic Sebastian 240 Kmita Piotr 79 Kochanowski Jan 11, 19, 86,
97, 112, 118, 284 Kochowski Wespazjan 249, 258 Komensky Jan Amos 249 Konarski Stanisław 278, 281 Koniecpolscy 184, 186, 225, 227 Koniecpolski Aleksander 196 Konopczyński Władysław 12,
281
Kopernik Mikołaj 19, 280, 284 Kordecki Augustyn 252 Koreccy 36
Korecki Samuel 184 Koryciński Stefan 197 Kossakowscy 284 Kostkowie 141, 196 Kościeleccy 142 Kożuchowski Stanisław 216,
236 Krasicki Ignacy 14
Krasińscy 196
Kryscy 196
Kryska Katarzyna zob. Osso-
lińska Katarzyna Kryski Feliks 156 Krzycki Andrzej 79, 85, 89 Kuchowicz Zbigniew 8
Latalski Jan 89
Ledóchowski Stanisław 272
Lelewel Joachim 12
Lenin Włodzimierz 31
Lesnodorskź Bogusław 245, 284
Leszczyńscy 90, 143, 197
Leszczyński Jan 264
Leszczyński Rafał 144
Leszczyński Stanisław zob. Stanisław Leszczyński
Ligęzowie 143
Lipski Andrzej 17
Lubomirscy 36, 184, 185
Lubomirski Jerzy 214, 216, 234, 236, 237, 240, 244, 249, 260
Lubomirski Sebastian 187, 196
Lubomirski Stanisław 187
Lubomirski Stanisław Hera-kliusz 237
Lubrański Jan 79
Ludwik XIV, król francuski 262
Ludwik XV, król francuski 273
Ludwik Jagiellończyk 126
Ludwik IX Święty, król francuski 68
Ludwik Węgierski 46, 53, 55, 56, 58, 59, 128, 208
Ludwika Maria, królowa polska 226, 230
Luter Marcin 121, 160
Łabędziów ród 39 Łascy 182, 284 Łaski Jan 81, 89 Łoś Władysław 242 Łubieński Maciej 226 Ługowski Szymon 169 Łukomski Teodor 242 Łyszczyński Kazimierz 255
Macko Borkowic 47
Makowiecki Jan 169
Maksymilian Habsburg 199
Maskiewicz Samuel 195
Maricjusz Szymon 129
Matejko Jan 15
Męciński Andrzej 173
Miaskowski Adrian 242
Michalak Alina 17
Michał Korybut Wiśniowiecki, król polski 200, 216, 239, 242, 243, 260
Mickiewicz Adam 285
Mieleccy 143, 182
Mieszko I 40
Mika-Choinska Jolanta 17
Minkierowa Jadwiga 257
Misiek, sługa 107
Młodnicka Jadwiga 107
Mniszchowie 206
Mniszech Stanisław 179
Modrzewski Andrzej Frycz, zob. Frycz Modrzewski Andrzej
Mokronowska Joanna 257
Monwidowie 77
Morsztyn Andrzej 258
Muller Burhard 234
Munnieh Burhard 274
Myszkowscy 184, 196
Myszkowski Piotr 168
Myszkowski Zygmunt 185, 196
Nałęczów ród 47 Naruszewicz Adam 12 Nawój z Morawicy 45, 46 Newton Izaak 280
Ocieski Jan 141
Ogińscy 246
Oleśnicki Zbigniew 60, 68
Olgierd, wielki książę UteW
223
Olizar Jan 242 Olszewski Henryk 244 Opalińscy 190 Opaliński Krzysztof 230, 233,
248, 256
Opaliński Łukasz 225, 237 Oraczewski Piotr 173 Orzechowski Stanisław 83, 131,
132, 134, 160, 284 Ossolińscy 45, 184, 186, 187 Ossolińska Anna 106 Ossolińska Jadwiga 169, 187 Ossolińska Katarzyna 197 Ossoliński Franciszek 198 Ossoliński Hieronim 137, 138,
149, 186
Ossoliński Jaśko (Jan) 45, 46 Ossoliński Jerzy 106, 157, 197,
198, 220, 225, 226 Ossoliński Zbigniew 106, 169,
186, 196, 198 Ostrogscy 77, 196 Ostrogski Janusz 183, 185 Ostrogski Konstanty 183 Ostroróg Jan 89, 122, 128, 172
Pac Michał 197, 262 Pacowie 241, 246, 268 Palczowski Paweł 191 Palemon 223 Pałuków ród 46
Pasek Jan Chryzostom 235” 258
Paweł V, papież 176 Piekarski Michał 215 Piotr I, car rosyjski 270, 272 Plewczynski Marek 17 Poniatowski Stanisław August
zob. Stanisław August Potoccy 90, 143, 184, 186, 197,
220, 277
Potocki Andrzej 255 Potocki Jakub 196 Potocki Jan 196 Potocki Mikołaj 197 Potocki Stanisław 197 Potocki Wacław 241, 249, 259 Porwit Marian 10 Prus Bolesław (Aleksander
Głowacki) 24 Przyłuski Jakub 129
Radzewski Franciszek 273 Radziejowski Hieronim 249,
250 Radziwiłł Albrycht Stanisław
227 Radziwiłł Bogusław 234, 249,
250 Radziwiłł Janusz, rokoszanin
176, 198, 212, 260 Radziwiłł Janusz, hetman wielki litew. 229-231, 284 Radziwiłł Krzysztof 212 Radziwiłł Mikołaj (Czarny) 169 Radziwiłł Krzysztof Mikołaj
(Piorun) 198 Radziwiłłowie 33, 34, 36, 37,
77, 185, 188, 197, 217, 225,
246, 268 Radziwiłłówna Barbara zob.
Barbara Radziwiłłówna Radziwiłłówna Krystyna zob.
Zamoyska Krystyna Rakoczy Jerzy II zob. Jerzy
II Rakoczy
Rej Mikołaj 96, 106, 116-118,
128
Rej tan Tadeusz 284 Rembowski Aleksander 12 Rzewuscy 184, 284
Salmonowicz Stanisław 164 Sapieha Lew 173, 174, 186,
196
Sapieha Kazimierz 268 Sapieha Paweł 234 Sapiehowie 36, 186, 188, 197,
241, 268
Sarbiewski Maciej 225 Sęp Szarzyński Mikołaj 284 Siciński Władysław 203, 231,
242
Sieniawscy 143 Sieniccy 284
Sienicki Mikołaj 138, 140, 149 Sienieńska Jadwiga zob. Os-
solińska Jadwiga Sienieński Jakub 176 Sienieński Jan 169 Sienkiewicz Henryk 24, 234 Skarga `Piotr 169, 175, 253 Skrzetuska Katarzyna 190 Skrzetuski Jan 24 Słowacki Juliusz 12, 14, 19,
285, 286
Smoleński Władysław 12 Sobieski Jan zob. Jan III So-
bieski
Sokolowski Wojciech 17 Soliman (Sulejman) Wspaniały 124
Sobiescy 186, 190
Sobieski Jakub, królewicz 267 Sobieski Wacław 12, 163 Sobocki (Sobiecki) 197 Spytek z Melsztyna starszy
63, 64
Spytek z Melsztyna młodszy
64 Stanisław August, król polski
277 Stanisław Leszczyński, król
polski 201, 216, 217, 269,
273
Stańczyk 15 Stanisławscy 107 Stanislawska 106 Stadniccy 196 Stadnicki Stanisław (Diabeł)
165, 212, 217, 221, 284 Starzechowscy 143 Stefan Batory 13, 14, 75, 148,
153, 170, 180, 181, 186, 199,
204
Suchorzewscy 284 Sulejman zob. Soliman Wspaniały
Szczuka Stanisław 281 Szembekowie 90 Szujski Józef 12 Szydłowieccy 182 Szydłowiecki Krzysztof 85 Szydłowski Szymon 284 Szyszkowski Marcin 171
Śliwnicki Maciej 128
Tarło Adam 274 Tarłowie 45, 46, 143 Tarnowscy 143, 196 Tarnowski Jan 85 Taszycki Mikołaj 126 Taszycki Samuel 173 Tazbir Janusz 177, 253 Telefus Piotr 242 Tęczyńscy 45, 85 Tęczyński Andrzej 45 Tomicki Piotr 75 Toporczyków ród 46 Trzebicki Andrzej 264
Tuhaj-bej 226 Tylicki Piotr 171
Uchański Jakub 170, 171 Unrug Zygmunt 225 Urwanowicz Jerzy 17
Yólfcer Kari 163
Wereszczyński Józefat 152 Wielopolscy 184, 185, 190 Wielopolski 197
Wiśniowieccy 33, 36, 77, 241 Wiśniowiecki Dymitr 264 Wiśniowiecki Jeremi 225, 228 Wiśniowiecki Michał Korybut zob. Michał Korybut Wiśniowiecki Witold, wielki książę litew. 66 Władysław I Łokietek 46, 59 Władysław II Jagiełło 59, 60,
62, 66, 75, 223 Władysław III Warneńczyk 60,
62, 75, 141
Władysław IV Waza 180, 200, 214, 220, 224, 226, 244, 245, 251
Władysław Laskonogi 46 Władysław Opolczyk 91 Wolinski Janusz 265 Wolski 197 Wołłowiczowie 196 Wołoszynski Roman 14 Wyczański Andrzej 97, 99
Zawadzki Kazimierz 281 Zaborowski Stanisław 128 Zadzik Jakub 171 Zajączkowski Andrzej 9 Zaklikowie 45, 46, 182 Zaluski Józef 281 Zamoyscy 184, 217, 220
Zamoyska Gryzelda 169 Zamoyska Krystyna 169 Zamoyski Andrzej 218 Zamoyski Jan 36, 38, 81, 174,
176, 185, 197, 199, 214 Zamoyski Tomasz 197 Zasławscy 185, 196, 225 Zasławski Janusz 170 Zborowski Jan 159 Zborowski Marcin 142 Zborowski Samuel 12 Zebrzydowski Andrzej 171 Zebrzydowski Mikołaj 15, 176,
215, 240, 245, 260 Zielińska Katarzyna 17 Zielski, pisarz bielski 231
Zygmunt I Stary 77. 82, 84, 85, 94, 95, 105, 119, 124-126, 133, 134, 160
Zygmunt II August 77, 83-85, 128, 133, 134, 136, 137, 139, 140, 145, 146, 148-150, 153, 161, 167, 170, 179, 186, 284
Zygmunt III Waza 21, 75, 148, 151, 157, 170, 174, 176, 179, 180, 196-200, 202-204, 20,7, 214, 215, 226, 240, 244, 260
Zeromskź Stefan 12-14 Żółkiewscy 227, 284 Żółkiewski Stanisław 81, 176^ 192, 213, 214, 260
ŹRÓDŁA ILUSTRACJI
A. Briłckner, Encyklopedia staropolska, ii. 49, 52, 55, 56, 60 •J. A. Chrościcki, Sztuka i polityka. Warszawa 1983, ii. 57-59 Dzieje Polski, pod. red. J. Topolskiego, Warszawa 1976, ii. 37-40 A. M. Fredro, Gestorum Populi Poloni sub Henrico Yalesio,
Gdańsk 1652, ii. 6
A. M. Fredro, Militaria, Amsterdam 1668, ii. 11 J. Herburt, Statuta i przywileje koronne, Kraków 1570, ii. 3, 4 J. Herburt, Statuta Regni Poloniae, Kraków 1563, ii. 5 H. Kozakiewiczowa, Rzeźba XVI wieku w Polsce, Warszawa
1984, ii. 53, 54
J. Lileyko, Życie codzierapie w Warszawie za Wazów, Warszawa 1984, ii. 33-36 A. Miłobędzki, Architektura polska XVII w., t. II, Warszawa
1980, U. 50, 51
J. Pastorius, Bellum Scythico-cosacicum, Gdańsk 1652, ii. 22 Polaków portret wiosny. Praca pod red. M. Rostworowskiego.
Cz. l, Warszawa 1983, ii. 44-^8 M. Rej, Zwierciadło, Kraków 1568, ii. l, 2
łizeczpospolita w dobie Jana ni. Katalog wystawy Zamku Królewskiego, Archiwum Głównego Akt Dawnych i Biblioteki Narodowej, Warszawa 1983, ii. 23-32 S. Sarnicki, Statuta i metryka przywilejów koronnych, Kraków
1594, ii. 12-18, 21 Zarys historii Polski, pod red. J. Tazbira, Warszawa 1979, ii.
41-43
Ze zbiorów Biblioteki Instytutu Historycznego, ii. 19, 20 Ze zbiorów Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie, ii. 7-10
SPIS TREŚCI
PRZEDMOWA DO WYDANIA I .. 5
PRZEDMOWA DO WYDANIA II .. 7
Rozdzial pierwszy KLASA, STAN, WARSTWA 19
Rozdział drugi RODOWÓD . 39
Rozdziat trzeci PRZYWILEJE 55
Rozdzial czwarty BRACIA MŁODSI I STARSI ... 75
Rozdzial piąty GOSPODARSTWO ... 96
Rozdziat szósty W KRĘGU IDEOLOGÓW . 114
Rozdział siódmy O PEŁNIĘ WŁADZY .. 135
Rozdziat ósmy POKÓJ RZECZYPOSPOLITEJ ... 159
Rozdziat dziewiąty NA ROZDROŻU 178
Rozdztal dziesiąty WOLNOŚĆ I RÓWNOŚĆ . 209
Rozdziat jedenasty W CIENIU LIBERUM VETO ... 224
Rozdzial dwunasty PRZEDMURZE?? ... 247
Rozdział trzynasty ZA KRÓLA SASA
PRZYPISY . . . . SKOROWIDZ . . . ŹRÓDŁA ILUSTRACJI