ZOBACZ TAKŻE


Tak gorąca była publiczna debata w Pałacu Kultury poświęcona projektowi planowi zagospodarowania przestrzennego terenów pod dawną skocznią na Mokotowie. "Zieloni" marzą tu o parku, deweloperzy - o kolejnych osiedlach i blokach. Atmosferę podgrzewały okrzyki: - Dość planowania na cudzym! Własność prywatna jest święta! - wołali właściciele działek.

Szamb nie chcemy

- Bardzo mnie cieszy tak wielkie zainteresowanie planem - nie krył Marek Sawicki, urbanista i współautor planu, zwracając się do ok. 100-osobowej publiczności. Przypomniał, że ten obszar wchodzi w skład systemu przyrodniczego całego miasta. To 220 hektarów między Puławską i skarpą wiślaną (od zachodu), al. Wilanowską (od południa), ul. Sikorskiego i Sobieskiego (od wschodu) i planowanym przedłużeniem ul. Beethovena (na północy). Pod zabudowę (domy jednorodzinne i wille miejskie do trzech kondygnacji) przewidziano tylko 60 hektarów.

- Rejon skarpy pozostawimy niezabudowany. Należy ją pozostawić jako obszar chroniony - przekonywał Marek Sawicki. Wskazywał na nowy układ wodny, który powstałby z przechwycenia nadmiaru wody z Potoku Służewieckiego (po obfitych opadach zalewa okolicę w Dolinie Służewieckiej). Zapewniał, że większość ogródków działkowych między ul. Idzikowskiego a ul. Sobieskiego pozostanie jako park miejski. Czyli park Arkadia z okolic Puławskiej ma niejako zejść głębiej w dół skarpy - na wschód. Na całym obszarze będą wytyczone osie widokowe - pełne zieleni - w stronę Królikarni.

Wszystko to, co zapowiada pozostawienie terenów otwartych i wolnych od zabudowy, nie podoba się właścicielom gruntów. Maciej Rumkiewicz z ul. Jaworowskiej 18 pytał, czy będzie mógł postawić dom z szambem, dopóki miasto nie zbuduje kanalizacji. Usłyszał odpowiedź: nie. Wtedy stwierdził: - To cały teren pozostanie martwy przez 30 lat.

- Jak widać, ten plan nikogo nie zadowala. Zawsze jest konflikt między interesem publicznym a prywatnym. Ale w tym przypadku chodzi o obszar wrażliwy pod kątem przyrodniczym. Pod skarpą powinno się zostawić przynajmniej 200-metrowej szerokości pas bez żadnej zabudowy - przekonywała dr Magdalena Staniszkis, architekt urbanista.

Miasto straci czy zarobi

- Jestem współwłaścicielem terenu na przedłużeniu ul. Jaśminowej w stronę skarpy. Już od dziesięciu lat staramy się zagospodarować działkę. I nie możemy nic tam zbudować. Miasto mówi, że należy scalić grunty. Ale to przecież proces trwający latami - martwił się Tomasz Kurnal.

- Od podjęcia uchwały o scaleniu gruntów i ich nowym podziale do jej przeprowadzenia potrzeba ok. półtora roku - odpowiadał Marek Sawicki. Bez takiej operacji nie sposób sensownie wytyczyć układu ulic, placów, parków, miejsc pod budowę szkoły czy obiektów sportowych.

- Jeśli scalenia są obowiązkowe, to musi powstać prognoza skutków finansowych dla miasta. Jakie kwoty ratusz przygotował na wykup gruntów pod drogi i zieleń? - pytał architekt Grzegorz Buczek.

- Prognozę skutków finansowych przygotowaliśmy - stwierdził tylko Marek Sawicki, nie podając żadnych kwot. Z tej prognozy wynika, że całą operację przekształcenia terenu miasto zakończyłoby w przeciągu dziesięciu lat nawet z zyskiem (kilkadziesiąt milionów złotych) i to zachowując dużo zieleni.

Andrzej Sychowicz, który przedstawił się jako deweloper zainteresowany inwestycjami w tym miejscu, narzekał, że proponowany plan jest zbyt restrykcyjny. Przekonywał też, że proponowana siatka ulic jest za gęsta, a potrzebne drogi mogą przecież zbudować prywatni inwestorzy. - Od 2000 r. i planu rejonu ul. Bartyckiej na Łuku Siekierkowskim miasto nie zbudowało ani jednej ulicy, ani metra rury - przypomniał.

- W tamtym nie zapisaliśmy obowiązkowego scalania gruntów i taki właśnie jest skutek. Teraz są wątpliwości, które działki muszą być przeznaczone pod drogi - przypomniał Marek Sawicki.

W Pałacu Kultury była też wczoraj grupa lokatorów domu przy ul. Leszczyny 10. Jak pisaliśmy w "Gazecie", Śródmiejska Spółdzielnia Mieszkaniowa postawiła niedaleko skoczni z rażącym naruszeniem prawa. - Oczekujemy jasnego stanowiska: co dalej z tym budynkiem - domagali się mieszkańcy.

- Nie dam jednoznacznej odpowiedzi. Zdecyduje o tym powiatowy inspektor nadzoru budowlanego - odparł tylko Marek Mikos, szef miejskiego biura architektury.


Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna



http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34862,4860956.html?nltxx=1077927&nltdt=2008-01-23-04-06



2008-01-23 GW Dariusz Bartosiewicz-Kłótnia o wiele hektarów zieleni na Mokotowie