Kosztowny konflikt na żużlu
Stelmet Falubaz Zielona Góra w sezonie 2012 ma jeździć w Toruniu i w Lesznie. To rozwiązanie w praktyce oznacza finansową zagładę klubu. Działacze liczą, że przychód ze sprzedaży wejściówek i karnetów wyniesie w tym roku nieco ponad 4 mln zł z blisko10-milionowego budżetu.
Jeśli jednak Falubaz będzie skazany na występy w oddalonym o 303 km Toruniu bądź położonym 112 km od Zielonej Góry Lesznie, to wpływy z biletów zdecydowanie spadną, a 4 tysiące osób, które dotąd kupiło karnety, może zażądać zwrotu pieniędzy. Mistrz Polski może więc nie dotrwać nawet do końca rundy zasadniczej.
- Mamy prawo liczyć, że na pierwsze spotkanie do Leszna pojedzie siedem tysięcy ludzi. Zdajemy sobie jednak sprawę, że na dłuższą metę takiej frekwencji nie utrzymamy poza Zieloną Górą. Z karnetami też może być problem, bo nikogo nie zmusimy, żeby jeździł do Leszna lub Torunia - mówi Marek Jankowski, członek zarządu Falubazu.
Problem Falubazu wziął się stąd, że klub nie chce podpisać nowej umowy z MOSiR-em na wynajem obiektu przy Wrocławskiej. Działacze tłumaczą, że stadion dostał negatywną opinię policji. Wyliczyli, że usunięcie usterek i montaż monitoringu kosztowałby ponad milion złotych. Ich zdaniem, porozumienie w obecnym kształcie kosztami obciążyłoby klub. - To nieprawda. Środki na monitoring mamy i Falubaz nie musi przeznaczać żadnych pieniędzy na ten cel. Chodzi o to, żeby uporządkowali jeden sektor i zapłacili ok. 12 tys. zł za rok za media, z których korzystają - mówi namRobert Jagiełowicz, dyrektor MOSiR-u.
W MOSiR-ze twierdzą, że to sztuczny konflikt. - Trzy punkty Andreasa Jonssona to jest koszt, który klub musi ponieść, podpisując z nami nową umowę. W Toruniu, gdzie ma zamiar jeździć Falubaz, płacą 70 tys. miesięcznie za wynajem obiektu od miasta i nikt nie robi afery - mówią dla Przeglądu Sportowego w ośrodku.