Gdy pan Romuald zaproponował mi czy pójdę z nim na polowanie nie wiedziałem co zrobić. Byłem dopiero początkującym myśliwym i taka propozycja to dla mnie było niesamowite przeżycie. Byłem szczęśliwy, ale i wiedziałem, że muszę być ostrożny i odpowiedzialny bowiem sztuka skradania się do głuszca uchodzi za bardzo trudną umiejętność, jeden fałszywy ruch i przegrana myśliwego. Wiedziałem to ale i tak byłem szczęśliwy i podekscytowany taką propozycją.
Gdy zaczęliśmy się skradać do ptaka czułem niesamowite podekscytowanie ponieważ to było moje pierwsze wyjście na polowanie. Szliśmy w zupełnej ciemności i ciszy, czasem było tylko słychać stuk buta o korzeń i takie małe szmery. W tych momentach trochę się bałem jak szedłem w ciemności i było czuć zapach moczar ale i tak byłem szczęśliwy. W pewnej chwili Romuald ścisną mnie za ramie i powiedział mi szeptem, że to on, głuszec. Poczułem takie podekscytowanie jakiego nie wyrażą żadne słowa. Skradaliśmy się po cichu, aby go nie wystraszyć. Zatrzymaliśmy się i czekaliśmy na odpowiednią chwilę do strzału. I nagle strzał.
Kiedy usłyszałem strzał i zobaczyłem, że ptak leży na ziemi nie ruchomo poczułem się szczęśliwy i dziękowałem Bogu. Lecz zaraz poczułem smutek przecież to było stworzenie żywe. Przecież kocham naturę - pomyślałem - czemu jak się kocha naturę trzeba zostać myśliwym. Czułem się zakłopotany lecz szczęśliwy.