Bohater Małej apokalipsy Tadeusza Konwickiego
Tadeusz Konwicki w Małej apokalipsie porusza problemy polityczno-społeczne i moralne. Pierwszy krąg problemów dotyczy groteskowego obrazu PRL-owskiej rzeczywistości. Akcja powieści toczy się w Warszawie w XL rocznicę powstania PRL. Czas jest zamazany i nieokreślony, co ilustruje chaos i rozpad tej „nierzeczywistości”. Krytyczna ocena świata przedstawionego jako pozbawionego wartości l zmierzającego ku zagładzie łączy się z problematyką eschatologiczną i egzystencjalni). Związana ona jest z osobą głównego bohatera, będącego jednocześnie narratorem powieści.
Bohaterem Malej apokalipsy jest literat. Pochodzi z Wileńszczyzny, mieszka na Nowym Świecie. W czasie okupacji walczył w AK. W okresie powojennym należał do partii, ale już dawno z niej wystąpił. Jest autorem kilku książek, które przyniosły mu uznanie oraz odpowiednie miejsce w kulturze polskiej. Od kilku lat nie pisze, a luźne pomysły książkowe chowa do szuflady. Należy do politycznej opozycji, ale utrzymuje z nią dość luźne kontakty. W jego życiorysie umieścił T. Konwicki wiele elementów autobiograficznych. Akcja powieści dotyczy jednego, ostatniego dnia z życia bohatera, który został zobowiązany przez przedstawicieli opozycji politycznej do dokonania samobójstwa przez samospalenie się przed Salą Kongresową na znak protestu przeciw przyłączeniu Polski do ZSRR. Akcja rozpoczyna się refleksjami o śmierci, a kończy samą śmiercią. Zanim bohater dokona samospalenia, odbywa wędrówkę po Warszawie. Rozmyśla, obserwuje, analizuje swoje życie, stosunki z ludźmi. Motyw wędrówki nawiązuje do Boskiej Komedii Dantego, bo bohater odbywa przecież podróż po ziemskim piekle, po różnych jego kręgach. Jest to także jego „mała apokalipsa”, zapowiedź końca, zagłady, „małej”, bo osobistej, prywatnej. Towarzyszy mu wielbiciel, a jednocześnie pracownik UB, Tadzio Skórko. O ostatecznej, eschatologicznej problematyce utwory świadczy pierwsze zdanie: „Oto nadchodzi koniec świata. Oto nadchodzi, zbliża się czy raczej przypełza mój własny koniec świata. Koniec mego osobistego świata”. Bohater rozmyśla, jak ma się ze światem pożegnać, myśli o swym ostatnim utworze, w którym chciałby wytłumaczyć, jak należy zrozumieć sens egzystencji, sens bytu i życia poza życiem. Ma świadomość, że ostatnia wojna nie tylko zabiła kilkadziesiąt milionów ludzi, ale zburzyła także gmach europejskiej kultury i moralności. Czuje, że jego miasto, jego naród „wyparowuje w nicość”. O tym też chciałby pisać. Od wielu lat jest wolny, czuje się wolny. Jest to wolność negatywna, wynika z rezygnacji. Bohater nie pisze, zrezygnował z pokus, ambicji, zaszczytów, by ocalić własną godność, honor. Jest też samotny. W tej właśnie chwili, gdy rozmyślał o końcu swojego świata, zastanawiając się, kiedy on nadejdzie, kto będzie jego zwiastunem, pojawiają się Rysio i Hubert i przynoszą mu decyzję opozycyjnych ugrupowań o dokonaniu samospalenia. Bohater buntuje się, pyta dlaczego właśnie on, uważa, że są więksi, bardziej zasłużeni twórcy, których śmierć wstrząśnie opinią społeczną Polski i świata. Wypowiada wiele gorzkich słów o twórcach, którzy szli pod rękę z reżymem, udając że idą osobno. Przyjaciele jednak nie odpowiadają na jego pytania ani zarzuty, stwierdzając, że ma prawo wyboru. Podają mu też adres, pod który ma się udać po wskazówki techniczne. Bohater rozpoczyna swą ostatnią drogę. Kolejne jej etapy są jak stacje Golgoty, tyle, że pozbawione wzniosłości. Poważne, ostateczne są jedynie refleksje bohatera. Pociesza się, że zawsze może się schować i żyć jak dotąd. Boi się przede wszystkim śmieszności. Zastanawia się, czemu w ogóle słuchał kolegów, czyżby zabrakło mu charakteru, by się przeciwstawić? I od razu snuje dalej myśli, że charakter dzisiaj już się przeżył. Kiedyś, w prymitywnych czasach walki z przyrodą, był pożyteczny, ale w dzisiejszych, wieloznacznych czasach raczej wielbi się słabość człowieka i brak charakteru. Odwiedza bar mleczny, a potem, mimo wątpliwości, idzie pod wskazany adres. Wciąż nie wie jak postąpić i mówi, że męczy go kac olbrzymi, kac totalny: „Od pewnego czasu miewam kace suche, kace bez powodu, kace same w sobie”. W ponurej kamienicy przy ulicy Wiślanej poznaje Halinę, która wręcza mu broszury dotyczące wcześniejszych samospaleń, kanister z rozpuszczalnikiem i obiecuje kupić zapałki w Pewexie, by były pewne i nie zawiodły. Poznaje tam też cudowną dziewczynę, Nadieżdę, ostatnią miłość swego życia. Jej spolszczone imię, Nadzieja, jest symbolem - nawet idący na śmierć pragnie, potrzebuje nadziei, bo pozwala mu ona znieść ostatnie chwile. W wędrówce towarzyszy mu cały czas dwuznaczna postać Tadzia Skórko. Następny etap jego wędrówki to kino „Wołga”, okazja do spotkania z opozycją. Kontakty władzy i opozycji też są dwuznaczne. W holu kina odbywał się wernisaż wystawy obrazów byłego członka KC, a w kinie wyświetlano niezależny film Bułata „Transfuzja”, choć na afiszach figurował film radziecki. Wszyscy wiedzieli o tym, puszczali do siebie perskie oko i czuli się niezależni i rozgrzeszeni. W rozmowach z kolegami też nie znalazł bohater odpowiedzi im swoje wątpliwości. Wprost przeciwnie, stwierdził, że to wszystko go demobilizuje, pozbawia wiary w sens samobójczego kroku. Czuje się wyobcowany, niepotrzebny i zadaje sobie kolejne pytanie: a może ta śmierć będzie szansą na nieśmiertelność? Przecież od lat nie pisze, stracił wiarę w sens pisarstwa, myśli tylko o napisaniu testamentu. Czuje się człowiekiem starej daty, czuje, że jego świat odszedł w niepamięć, rozsypał się, więc i jemu pora odejść, tym bardziej, że dawni przyjaciele już go nie poznają.
Kolejny krąg piekła to restauracja „Paradyz”, przesłuchanie na UB i „wielkie Jurcie” w sali bankietowej w siedzibie Komitetu Centralnego oraz dalszy ciąg zwątpień i bezzasadnych pocieszeń. Rozmowy z ubekami przeplatają się z dyskusjami z Rysiem Szmidtem, panią Gosią - producentką i Cabanem, jednym z przywódców opozycji. Gdy bohater wyrzucił z siebie szereg zarzutów pod adresem opozycji, m.in. że posługują się szantażem, że nie są bezinteresowni ani uczciwi, Caban zwolnił go z obowiązku całopalenia. Odtąd jest to już jego dobrowolny wybór. Dokonuje więc czegoś w rodzaju rachunku sumienia, żalu za grzechy. Ma świadomość swej zwykłości, przeciętności. Czuje, że był królikiem doświadczalnym i pyta: „czy królik odpowiada za eksperyment?”. Przeciętność jego była aktem woli; żył jak inni, trzymał się stada, ale czuje się winny. A może grzechem jest ciekawość, chęć odkrycia sensu, poznania niepoznawalnego?
Coraz bardziej dojrzewa w nim myśl, że ten ostatni dzień życia będzie jego ostatnim utworem literackim. Pozostaje mu jeszcze ostatnie spotkanie i pożegnanie z Nadieżdą, odwiedziny u umierającego w szpitalu kolegi, spotkanie na działkach z kobietami, które kiedyś kochał. Zatacza coraz mniejsze kręgi wokół Pałacu Kultury, pod którym ma być jego stos. Jeszcze odwiedza przyjaciela Jana, ale już wie, że zrobi to, bo ktoś musi przerwać letarg, obudzić drzemiących. Teraz został mu już tylko „ołtarz ofiarny”. Wkracza na ścieżkę prowadzącą na stos z myślami o tych, co kroczyli nią przed nim. Myśli o Bogu, Bogu miłosierdzia i dobra, który chroni ludzi przed złem wszechświata. Myśli o ludziach, w tych myślach odnajduje siłę i sens swego czynu. W taki oto sposób pesymistyczna powieść kończy się optymistycznie wiarą w sens ludzkiego oporu przeciw złu, obojętności, zniewoleniu. Życie bohatera dobiegło kresu, jego „mała apokalipsa” wypełniła się.
Bohater Małej apokalipsy przypomina Józefa K. z Procesu F. Kafki - też jest winny (skazany) bez winy. Zaczyna dzień od myślenia o śmierci, próbuje znaleźć Mens swej egzystencji. Waha się, przeżywa lęki, buntuje się przeciw narzuconej decyzji, a potem budzi się w nim poczucie wolności i jakiś dystans wobec rzeczywistości. Cały dzień wędruje, ma czas na autoanalizę i w końcu dokonuje świadomego wyboru. Nie umiera ani dla opozycji, ani dla ginącego świata. Kształtuje samodzielnie własny los, odnajduje sens życia i śmierci, zwraca się w ostatecznym momencie do Mogą i ludzi. Tym świadomym i dobrowolnym aktem wyboru różni się od Józefa K.
Decyzja bohatera jest próbą przezwyciężenia obojętności, zwątpienia i zła. Towarzyszy jej nadzieja, że ta śmierć nie będzie daremna i jeśli nie ta, to może kolejna przyniesie zmianę. Pojawia się tu więc nawiązanie do mesjanizmu - idei bezinteresownego, niezawinionego cierpienia, które ma moc zbawczą, a także do prometeizmu - jako postawy buntu przeciw złu świata w imię miłości do ludzi, w obronie wartości. Zakończenie powieści pozostawia więc nadzieję na ocalenie i przynosi potwierdzenie znaczenia „elementarnych wartości” dobra, miłosierdzia, wolności.