DROBNA RZECZ A CIESZY
- Idziemy do Tomka - powiedziała mama. Ciocia Ola dzwoniła, że jest na rehabilitacji w szpitalu, tu u nas.
- Wziąć czekoladki? Mamo, czemu on musi leżeć w szpitalu? Myślałem, że kiedy zrośnie się ta noga, będzie zdrowy.
- Tomek tak się połamał, że nie wiadomo, czy będzie mógł jeździć na nartach.
Na oddziale zaprowadzono nas do świetlicy. Były tam stoliki, w kącie telewizor, na ścianach wystawa rysunków. Pacjenci siedzieli ze swoimi gośćmi, ale byli i tacy, do których nikt nie przyszedł. Tomek wszedł, opierając się na kulach.
- Cześć Maciek, fajnie że jesteś. Jeszcze nie znam kolegów i trochę mi nudno.
- A dużo jest podobnych przypadków do twojego? - spytała mama.
- Chyba jeszcze jeden. Czuję się jak na wakacjach.
- Co ty gadasz?
- Och, Maciek. Tu są dzieci bardzo chore. Widzisz ją? - właśnie siostra wprowadziła dziewczynkę na wózku. Siedziała z przyciągniętymi do brody rękami, a nogi były nienaturalnie ułożone. Pielęgniarka postawiła wózek na wprost telewizora.
- Wygodnie Aniu?
- Ona ma porażenie mózgowe i raz na jakiś czas wraca tu, bo ma okropne napięcia w mięśniach.
- Maciek, masz czekoladki? - spytała mama.
- Jasne. Proszę - podałem Tomkowi. Rozpakował pudełko.
- Proszę., ciociu. Maciek, proszę - podał mi, a potem chłopakowi przy drugim stoliku. Kto jeszcze prosi? - Ja i ja - odezwały się głosy z różnych stron. Tomek podawał.
- Ja i ja - odezwały się głosy z różnych stron. Tomek podawał czekoladki.
Zauważyłem, że dziewczynka na wózku zaczęła się mocno kręcić.
- Tomek, jej się chyba coś stało... Może źle się czuje?
- Ania masz ochotę? - spytał i włożył jej czekoladkę do buzi.
- Jaki jestem głupi - powiedział. Przecież ona cały czas prosiła, a ja nic nie zauważyłem.
Jaki jestem ślepy samolub.
A ja przypomniałem sobie, że coś podobnego było dziś w szkole.
Jadwiga Śpikowska