In the end, część 5
...bo i tak cię znajdą.
-Mam nadzieję, że nie przeszkadzam?-zmierzyła ich wszystkich rozbawionym wzrokiem. Jej spojrzenie zatrzymało się na Xellosie. Przez kilka minut patrzyli na siebie bez słowa. Wzrokowy pojedynek wygrał kapłan-dziewczyna przerzuciła spojrzenie na Filię.
-Widzę, że jesteście prawie w komplecie.-uśmiechnęła się do Amelii-chciałabym z wami porozmawiać. Wrócę za godzinę, kiedy będziecie tu wszyscy.
Po tych słowach zniknęła. Został po niej tylko strzępek czarnego dymu.
* * *
Jasno ubrany mężczyzna szybko podążał w stronę Tarian. Szedł poboczem drogi, prawie na skraju lasu. Nie lubił wzoku mijających go ludzi. Oczu patrzących na niego jak na potwora...lub coś gorszego. Tym razem nie miał powodów do niepokoju- pomimo póżnej pory droga była zupełnie pusta. Zwykle o tej godzinie każdy większy szlak był zapełniony wozami, pieszymi i ich zwierzętami.
Może dzisiaj jest jakieś miejscowe święto? W takim razie będę musiał się gdzieś zatrzymać na noc...Biblioteki pewnie będą zamknięte...
Na myśl o bibliotece zaśmiał się sam z siebie. Jak mógł o tym nie pomyśleć!
Sprawdzał biblioteki białej magii, największe, najbogatsze, w świątyniach, w stolicach...Ale jak mógł nie pomyśleć o najstarszych bibliotekach na kontynencie! Jego klątwa może być zneutralizowana tylko potężnym zaklęciem, a starożytne zaklęcia białej magii były wyjątkowo mocne...
* * *
Za godzinę będziemy wszyscy razem...Amelia spojrzała w niebo. To znaczy...że Zelgadis też się pojawi? Zrobiło jej się jakoś...ciepło w okolicach serca. Zelgadis...przecież on mnie ignoruje. Nie lubi mnie, i tyle. Po co sobie robić nadzieję...
Gdybym znalazła dla niego lekarstwo to może by...nie, to nie możliwe.
-Może wejdziemy do środka?-Lina zrobiła krok w stronę drzwi-Nie ma co tak stać.
Weszli do środka.
Usiedli przy jednym ze stolików. Nikt nie miał ochoty z nikim rozmawiać. W końcu Lina nie wytrzymała.
-Xellos...wiesz kim ona jest?
Kapłan nawet nie zaszczycił jej spojrzeniem.
-Nie. Nigdy jej nie widziałem.
Kolejne kilka minut ciszy.
-Przecież ona wygląda na twoją siostrę ...albo córkę.
Spojrzał na Linę poważnymi, otwartymi oczami.
-Nigdy jej nie widziałem.-pochylił głowę- Nie jest mazoku, jeżeli o to ci chodzi.
-Skąd wiesz? Przecież jej nie znasz.
-Potrafię wyczuć takie rzeczy.
Minuta ciszy.
-To może coś zjemy?
Wszystkie oczy zwróciły się na tego, kto to powiedział, czyli (a jakże ^^) Gourry'ego.
Przez chwilę wpatrywali się w niego z niedowierzaniem.
-FIIIIIIIIREBAAAAAAAAAAAALL!!!!!!!!!
Kupka popiołu, która kiedyś była Gourrym wydała z siebie cichy jęk.
-Lina, za co to byyyło?
Lina poprawiła kolejnym fireballem^^.
-Za twoje głupie pytania!
No więc nic nie zjedli^^. Siedzieli patrząc się w sufit lub stół przez około 45 minut.
Nikt w karczmie nie odważył się odezwać po demonstracji złego nastroju Liny, jaką było spalenie Gourry'ego.
Nagle otworzyły się drzwi. Wszyscy spojrzeli w ich stronę, mając nadzieje, że pojawi się w nich tajemnicza dziewczyna. Ale osobą, która się w nich ukazała była dobrze wszystkim znana chimera.
-Pan Zelgaaaadiiiiiiis!!
Zanim zdążył zlokalizować źródło tego okrzyku, pojawiło się ono na jego szyi. Tym razem jego twarda powierzchowność sie baardzo przydała, bo normalnego człowieka to by Amelka udusiła na miejscu ^^.
-W..witaj Amelio..czy mogłabyś mnie puścić?
-Oczywiście, panie Zelgadisie #^^#.
Pociągnęła go do stolika, przy którym siedziały wiadome osoby. Po grzecznym przywitaniu się ze wszystkimi obecnymi Zel usiadł na krześle.
-I co tu robicie? Znowu ratujemy świat?
-Żebyś wiedział...-Lina streściła mu wydarzenia z dwóch ostatnich dni.
-...^^"
Rozmowę przerwało im pojawienie się kelnerki.
-Coś podać?
-Ja po...
-Niczego nie chcemy.
Gourry popatrzył na Linę wzrokiem opuszczonego szczeniaczka ^^. Ona rzuciła mu takie spojrzenie, że przynajmniej przez godzinę będzie cicho.
-Jak nic nie chcecie, to pogadamy.-kelnerka usiadła przy ich stoliku. Kiedy usiadła, wszyscy wytrzszczyli na nią oczy.
-No co?...A tak, przepraszam.-wykonała krótki, ale skomplikowany ruch dłonią. Na miejscu kelnerki pojawiła sie dziewczyna o wyglądzie Xellosa.
* * *
-Widzę, że jesteście już wszyscy.
-Czego od nas chcesz- Linie się to wszystko nie podobało- I kim jesteś?
Twarz dziewczyny momentalnie spoważniała.
-Nie mogę powiedzieć wszystkiego. Niektórych rzeczy nie wiem, niektórych nie mogę wyjawić...na razie. Powiem tyle, ile uznam za słuszne.
Sześć par oczu skupiło się na niej.
-Mam na imię Airele. Mam zaszczyt pomóc wam w misji, którą przeznaczyła wam moja pani.
-A co jeżeli się nie zgodzimy?-powiedziała Lina.
Airele spojrzała na nią.
-Lepiej, żebyście nie wiedzieli.
-Panno Airele, a co to za misja?
Wzrok Airele przeniósł się na Amelię.
-Wiecie, że Gaav i Phibritzo zostali znowu powołani do życia. Nie mogę wam powiedzieć przez kogo, ani dlaczego, ale waszym zadaniem jest zabić ich jeszcze raz.
-Jak?- ironia w głosie Xellosa wskazywała na brak jakichkolwiek wiadomości w tej dziedzinie.
-Widzę, że powiedziałeś Linie dlaczego nie może użyć zaklęcia Giga Slave'a?
-Powiedziałem.
-Więc ja jej powiem, że może.
-Mówisz, że masz lepsze wiadomości ode mnie?
-Nie lepsze, Xellosie. Nowsze.
-Może najpierw powiesz nam dlaczego nie możesz zdradzić nam kto i dlaczego ich wskrzesił? Nie wiesz czy nie możesz? -Lina była wyraźnie poddenerwowana tą sytuacją.
-Nie mogę.
Widać było, że panna Inverse cudem powstrzymuje się od rzucenia fireballa^^
-Wracając do tematu. Teoretycznie nie można zabić jednej osoby dwa razy tym samym sposobem. Ale jest takie miejsce, które by ci to umozliwiło.
Lina drgnęła, ale nic nie powiedziała.
-Ale muszę cię ostrzec, że nie jest to ani pewne, ani bezpieczne.
-Ale i tak musimy? Bo nas zabijesz?
-Tak.
Chwila ciszy.
Airele wyciągnęła zza peleryny mapę i położyła ją na stole.
-Spójrzcie. Tu jesteśmy.-wskazała palcem na północ kontynentu.-Miasto Tarian.-pojechała palcem na zachód i zrobiła duze kółko-Tu jest morze. A na tym morzu mała wyspa, na której znajduje się miasto zapomniane nawet przez Lordów, zamieszkane przez ludzi potrafiących przepowiadać przyszłość.-kiedy dotknęła mapy palcem pojawił się na niej zarys małej wyspy. -W mieście znajdują się ruiny świątyni Lord of Nightmares, zbudowane przez starożytnych. Mają właściwość zwielokrotniania siły użytych w ich granicach zaklęć.
-Myślisz, że Giga Slave użyty tam ma szansę ich zabić?
-Go zabić.
-Przecież jest ich dwóch, sama pani tak mówiła, panno Airele.-Amelia była zdezorientowana.-Phibritzo i Gaav.
-Phibritzo zabił Gaava i wchłonął jegi energię. Jest teraz najsilniejszym z Lordów jaki w ogóle istniał.
-I my mamy go zabić? Nie lepiej znaleźć kogoś silniejszego?
-Ju...-Airele zamknęła na chwilę oczy.- Przepraszam was. Moja Pani mnie wzywa...czy możemy się spotkac w Seyruun za...powiedzmy tydzień?
Nie czekając na odpowiedź zniknęła.
* * *
-Więc co robimy?
-A co byś chciał? Nie radzę się jej sprzeciwiać...Nie pokazała nam nic, ale czuć od niej potężną moc magiczną.
-Jesteś pewna, Lino? Nie mam powodów żeby jej wierzyć.
-Ja też nie, ale nie chcę się przekonać co może byc gorsze od śmierci. A ty też byś wolał, żeby twoja kamienna główka pozostała cała, nie?
-Nic nie mówiłem -_-"
W drugiej części stołu trawała sprzeczka między smoczycą i mazoku, na temat wyższości mazoku nad ryuzoku i odwrotnie. Nie wnosiła nic nowego do tematu, więc nie będę jej przytaczać ^^.
------------------------------------------------------------
Ach, najdłuższa część jak dotąd ^^
Big thx dla Terry, Ly i Bleu za opinie i dopping ^^dzięki wam wiem, że mój fik się komuś podoba!
I dla reszty, która to czyta i uważa za ciekawe.
Sal
Salanna@wp.pl