In the end 21
Coś się kończy, coś się zaczyna
Obudziła ją Amelia, lekko szturchając w ramię.
- Panienko Lino, proszę wstać. Musimy zaraz iść.
Przewróciła się na drugi bok, przeklinając w myśli wszystkich, z Vanale i Airele na czele.
- Jeszcze dziesięć minut...mmm....
- Panienka naprawdę musi wstawać! Zaraz będzie świtać!
Świtać?! Chyba jeszcze nigdy nie wstałą przed świtem... Z ciężkim westchnieniem usaidła, rozglądając się nieprzytomnie po okolicy. Uaaaaaaahhh... Ale się nie wyspała... Przysunęła się do resztek wczorajszej kolacji i odnalazła jedno nietknięte udko kurczaka. Zimne, ale jadalne.
- Panienko Lino, czy wie panienka gdzie jest panienka Filia?
Rozejrzała się. O, rzeczywiście smoczyca gdzieś zniknęła. Xellos zresztą też, ale nim się nie przejmowała, to u niego normalka.
- Pójdę jej poszukać... może ma coś do jedzenia?
Amelia kiwnęła głową i wróciła do rozpaczliwych prób obudzenia Gourry'ego.
Wstając zgaznęła jakieś jabłko, i gryząc je udała się na obchód okolicy.
Jakimś cudem bezbłędnie wybrała kierunek, i po kilku minutach odnalazła Filię siedzącą na jakiejś skarpie. Zaraz, czy ona jest okryta peleryną Xellosa? No, no, o coś takiego ich nie podejrzewałam, pomyślała, ale zaraz wyśmiała samą siebie za takie głupie myśli. Mazoku i ryuzoku, też coś. Głupota.
- Hej, Filia, co tak sama siedzisz?
Smoczyca odwróciła się w jej stronę, jej oczy były dziwnie zamglone. Uśmiechnęła się.
- Aaa...dzień dobry, Lina. Już idziemy?
Kiwnęła głową. Filia wstała, złożyła pelerynę w zgrabną kostkę, otrzepała się i zaczęła iść w stronę ogniska.
* * *
- Ile można na nich czekać... - zaczęła się z nudów bawić swoją laską - Mówiłaś im, żeby byli rano?
- Yhym... - Vanale ziewnęła przeciągle - Ciekawe czy zapamiętali...
- Nie przesadzaj, pewnie po prostu jeszcze się nie pobudzili.
- Jest południe, droga Ai, nie zauważyłaś? Na Shabby'ego, przestań machać tym kijem, jeszcze kogoś uderzysz!
Spojrzała na siostrę i oparłą laskę o ławkę, na której siedziały. Już chciała iść i nieźle ochrzanić Linę i spółkę za spóźnianie się, ale, na ich szczęście, zobaczyła rudą czuprynę w tłumie. Po chwili stali przednią wszyscy, oprócz Xellosa.
- Później się nie dało? - zaczęła Airele - I gdzie macie Xellosa?
Lina nie dała się sprowokować pierwszym pytaniem, odpowiedziała za to na drugie. -
- Nie mam pojęcia. On już taki jest, nie przejmuj się. Nigdy go nie ma kiedy jest potrzebny.
- Jak możesz Lino - usłyszała za sobą znajomy głos - Chwilkę mnie nie ma i już mnie obgadujesz.
Siedział sobie na jednej z latarni, beztrosko popijając herbatę. Z miny można było wnioskować, że właśnie spotkało go coś miłego.
- Filia miała rację nazywając cię namagomi - odpowiedziała z wrednym uśmiechem - Doskonale to do ciebie pasuje.
LON, za jakie grzechy to ja muszę im pomagać?
- Dosyć - Airele przerwała tą miłą konwersację - Możecie się zachowywać trochę poważniej?
Nic nie powiedzieli, tylko zgodnie wywrócili oczami.
- Dobra... - kontynuowała - przygotujcie się na mały wstrząs.
Aktywowała wszystkie cztery kryształy znajdujące się w jej kieszeni. Wypowiedziała w myślach inkantację, skupiła się...
Błysk.
Główny plac Seyruun zmienił się na główny plac miasta Neen.
* * *
Ależ tu pięknie, pomyślała, kiedy otrząsnęła się z szoku po nagłej zmianie scenerii. Wszysko takie białe, czyste... Stała na ślicznym, wybrukowanym białą kostką placu. Wokół niego rosły drzewa, nienormalnie zielone o tej poże roku. Z temperaturą też coś było nie tak - było ciepło jak w środku lata. Pośpiesznie zdjęła swój biały płaszcz, została w samej sukience na cienkich ramiączkach. To samo robili wszyscy wokół.
- Już? To wszystko? - Lina trochę się wkurzyła - Nie można było tak po prostu?
- Tylko z tymi kryształami można złamać barierę - odpowiedziała Vanale - Gdyby można było inaczej, nie bawiłabym się w podróże międzywymiarowe.
- Panienko Airele, czy to tutaj będziemy walczyć z Phibrizzo? - usłyszała głos Amelii - I kiedy?
- Oczywiście, że nie... - odpowiedziała Airele - Ruiny znajdują się na drugim końcu wyspy, jakieś dwa kilkometry stąd. A kiedy... myślę, że dzisiaj wieczorem.
- ŻE JAK???!!! - Lina zrobiła się trochę blada -Że niby dzisiaj?!
- A kiedy? - spytała sruga z sióstr - Nie ma sensu tego odwlekać. Sliniejsza się nagle nie staniesz, prawda?
Lina uznała za stosowne tego nie skomentować.
- A co będziemy robić do wieczora? - smoczyca rozejrzała się - Chciałabym trochę pospacerować.
- Róbcie co chcecie ^^ - Vanale uśmiechnęła się - W karczmach, barach, restauracjach i całej reszcie macie wszystko za darmo....
- Za darmo??!! - ruda złapała szermierza za rękaw - Gourry, idziemy!!!
Oddalili się w kierunku głównej ulicy miasta, nie oglądając się za siebie.
- ... tylko bądźcie tu o zachodzie słońca - dokończyła z głośnym westchnięciem - Co za ludzie.
- Ktoś ma jeszcze jakieś pytania? Nie? - Airele powiodłą wzrokiem po pozostałych - To do zobaczenia wieczorem ^^
I zniknęła razem z Vanale.
- P..panie Zelgadisie...czy... przejdzie się pan ze mną? - spytała Amelia z nadzieją w głosie, wściekle czerwona na twarzy. Zel wymruczał coś, co chyba było zgodą, bo Amelia uwiesiła mu się na ramieniu, i razem odeszli.
Zostali sami... ona i Xellos.
* * *
Siedzieli razem na dachu jednego z budynków, przypuszczalnie świątyni, sądząc z wyglądu. Sam nie wiedział, jak to się stało. Jakimś cudem... odwzajemniła jego... uczucia? Uczucia... dotąd wierzył, że ich nie posiada. Jak wiele może zmienić jeden złoty smok... Zabił ich już tyle, że nie potrafił podać nawet przybliżonej liczby. A ten jeden, na pozór podobny do reszty... a tak wyjątkowy. Jego złoty smok.
* * *
- Panie Zelgadisie... co pan zrobi, jak to wszystko się skończy?
- Nie wiem - odpowiedział po chwili - Pewnie będę dalej... szukał.
- Przecież i tak jest pan bardzo przystojny - zatychmiast zasłoniła usta dłonią, jak mogła to powiedzieć na głos! - Yyy..
- Tak myślisz? - uśmiechnął się blado - Chyba jako jedyna...
- A nie próbował pan spytać panienki Airele albo panienki Vanale? - pospiesznie zmieniła temat.
- Może warto?
* * *
- Uff! Gourry, jestem pełna! Co za cudowne jedzenie!
- Maf raffję, fycha! - odpowiedział z pełnymi ustami - Nie jef juwf? To fa wefmę tewfo kuffaka!
- Chociaż... kelner! Jeszcze tego przepysznego gulaszu! I zostaw tego kurczaka, Gourry, dobrze ci radzę!
* * *
Spojrzała na zachodzące słońce... czy ten dzień musiał minąć tak szybko?
- Xellos... co my robimy?
Spojrzał na nią.. tak ciepło... tymi oczyma... sama się sobie dziwiła, że prędzej nie zwróciła na nie uwagi.
- Martwisz się?
- Nie... boję.
Przyciągnął ją do siebie, bardzo mocno przytulił.
- Nie masz czego - szepnął - Ze mną nie masz czego...
Prawie mu uwierzyła.
* * *
Patrzyła na zachodzące słońce. Już za kilka.. godzin? Albo minut... Wszystko się roztrzygnie. Była ciekawa, czy Lina podoła temu zadaniu. W końcu to tylko człowiek... ale jaki, pomyślała po chwili. Mało kto, nawet z przedstawicieli długowiecznych ras może się pochwalić taką ilością doświadczeń. Chociaż raczej nikt.
Taaak... Lina Inverse jest jednostką ekstaordynarną.
I właśnie nadchodziła ta jednostka ekstraordynarna, w towarzystwie swoich także niezwykłych kompanów.
Spojrzała w stronę Vanale... kiwnęły jednocześnie głowami.
Podniosła laskę, skoncentrowała się. Otoczyło ich srebrne światło, na moment zasłaniając wszystko inne.
Kiedy opadło, znajdowali się, w malowniczo położonych na wzgórzach, starych ruinach świątyni Złotej Pani.
- Czy... jesteście gotowi?
Odpowiedziało jej sześć milczących kiwnięć głowami, oznaczających zgodę.
Przedstawienie czas zacząć.
I've paid my dues
Time after time
I've done my sentence
But committed no crime
And bad mistakes
I've made a few
I've had my share of sand kicked in my face
But I've come through
We are the champions - my friends
And we'll keep on fighting - till the end
We are the champions
We are the champions
No time for losers
'Cause we are the champions - of the world
I've taken my bows
And my curtain calls
You brought me fame and fortuen and everything that goes with it
I thank you all
But it's been no bed of roses
No pleasure cruise
I consider it a challenge before the whole human race
And I ain't gonna lose
We are the champions - my friends
And we'll keep on fighting - till the end
We are the champions -
We are the champions
No time for losers
'Cause we are the champions - of the world
Spłaciłem swoje długi
Jeden po drugim
Odsiedziałem swój wyrok
Choć nie popełniłem żadnej zbrodni
A błędy?
Znalazłby się nie jeden
Wiatr nie raz sypał mi piaskiem w oczy
Ale teraz mam to już za sobą
Przyjaciele, jesteśmy mistrzami
Będziemy walczyć aż do końca
Jesteśmy mistrzami
Jesteśmy mistrzami
To nie czas dla przegranych
Bo to my jesteśmy mistrzami świata
Odbierałem ukłony
Oklaski wywoływały mnie przed kurtynę
Daliście mi sławę i fortunę i wszystko co się z tym łączy
Dzięki wam wszystkim
Nie była to droga usłana różami
Ani niedzielny wypad za miasto
Traktowałem to jako wyzwanie przed całą ludzką rasą
Bo ja nie przegrywam
Przyjaciele, jesteśmy mistrzami
Będziemy walczyć aż do końca
Jesteśmy mistrzami
Jesteśmy mistrzami
To nie czas dla przegranych
Bo to my jesteśmy mistrzami świata
-----------------------------------------------------------------------------------
Piosenka kończąca ten chapt to... "We are the champions" najwspanialszego zespołu na świecie, jakim jest Queen oczywiście ^^
Sal
s__a__l@wp.pl