In the end 10
Dancing in the night, like a darkness' child...*
Miasto Seyruun nocą wygląda pięknie. Blondwłosa kobieta stała w oknie swojego pokoju w karczmie, patrząc na gwiazdy, miliony jasnych punkcików na granatowoczarnym niebie... Ten widok budził w niej wspomnienia. Te najstarsze, wspomnienia samotnych nocy w świątyni, kiedy nie mogła usnąć...i te nowsze, z kolejnego pustego okresu w jej życiu. Z każdym razem, kiedy patrzyła na nocne niebo z okna swojego sklepu w Tarian, przywoływała w myślach wszystkie dni spędzone z Liną, Gourrym, Amelią, Zelgadisem...i Xellosem... Tęskniła nawet za jego docinkami i wrednymi żartami. A teraz... powinna być zadowolona, w końcu znowu idzie z nimi w kierunku jakiejś przygody...ale...to znaczy, że znowu coś okropnego dzieje się na świecie. Czy tylko w takim czasie może być szczęśliwa? Za co została tak ukarana przez bogów? I jeszcze to uczucie, które pojawia sie w jej sercu w obecności Xellosa...ciepłe uczucie...Nie. Nie myśl o nim. To mazoku. Wstrętny, zły mazoku, żerujący na negatywnych uczuciach. I nawet teraz...ciepło w sercu... Za oknem przeleciały dwa ptaki: gołąb i kruk.
* * *
Od kilku dni była potwornie wściekła, na wszystko: na Gourry'ego, za to, że jest tak beznadziejnie głupi. Na Amelię, za jej wkurzającą dziecinność. Na Zela, za jego wieczne narzekanie na wygląd. Na Filię, bo jak zwykle była spokojna i opanowana. Na Xellosa, bo się głupkowato śmieje (ja to napisałam? coś było ze mną nie tak -dop. Sal w czasie korekty). I na swój organizm, bo musi akurat teraz...jak co miesiąc... Pod wpływem większej fali wściekłości trzasnęła o ziemię pierwszą rzeczą, jaka jej wpadła pod rękę. Okazało się, że to talerz, na którym dostała jedzenie...No świetnie, jeszcze będę musiała za niego zapłacić... Z chęcią miotnęłaby fireballem, ale jak dobrze wiedziała, nie może... I do tego nie mogę się teraz do niczego przydać... Wstała, i poszła do swojego pokoju. Sen może nie pomoże, ale śpiąc nie zniszczy już nic, za co będzie musiała płacić.
* * *
Dwa ptaki wyleciały z okna jednej z karczm miasta Seyruun, kierując się w stronę pałacu. Były to dwa najzwyklejsze w świecie ptaki: szaro-biały, dość mały gołąb i czarny kruk, nienaturalnie duży. Razem podążały ku najniższej wieży zamku. Po kilku minutach dotarły do swojego celu i oba usiadły na parapecie jednego z okien.
Chwilę później na ich miejscu siedziały dwie istoty ludzkie.
-To było wspanaiłe, panno Airele! Tak cudownie jest szybować w powietrzu, widziec wszystko z gór- mm!- poczuła rękę zatykającą jej usta, tak, że nie mogła mówić.
-Ciszej, Amelio, usłyszą nas. A sama chciałaś przyjść tu po kryjomu.
Zaczerwieniła się lekko, nie lubiła popełniać takich głupot.
-Ależ panno Airele, czy musimy to robić w nocy? Jak złoczyńcy? To wielka ujma dla obrońcy sprawiedliwości zachowywać się jak złodziej! -tym razem odezwała się prawie szeptem. Na pewno nie da się złapać dwa razy na tym samym błędzie. -Nie może panienka zaczarować nas, żebyśmy były niewidzialne w dzień?
-Powtarzam, Amelio, albo w nocy, albo idziesz do poprosić tatusia o ten kryształ.
Nie odpowiedziała, zamiast tego skierowała się na schody. Znała zamek doskonale, więc może wybrać najkrótszą drogę i skrócić swój nocny pobyt w zamku do minimum.
W połowie drogi do wyjścia zatrzymała ją reka trzymająca ją za ramię.
-Stój. Ktoś tu jest.
Odwróciła się, gotowa do walki. Ale zamiast pzeciwnika zobaczyła ciemną postać siedzącą na parapecie okna. Ręka Airele natychmiast puściła jej ramię, o ona sama uśmiechnęła się z ulgą.
-Van. Po co przyszłaś tu za nami?
-Muszę cię przypilnować, moja młodsza siostrzyczko. Żebyście razem z księżniczką niczego nie zepsuły.-odparła Vanale z uśmiechem, zgrabnie i bezszelestnie zeskakując z okna.-W końcu od tego są starsze siostry.
-Przestań. Nie musisz mnie pilnować. Powiedz lepiej po co naprawdę tu jesteś.
Vanale zrobiła obrażoną minę, ale po kilku sekundach cicho zachichotała.
-Nudzi mi sie, Ai. I dawno nie miałam okazji się rozerwać.
Airele nie skomentowała, ruszyła w stronę drzwi, ciągnąc za sobą Amelię. Vanale bez słowa ruszyła za nimi. Kiedy zeszły schodami z wieży, Airele zmaterializowała w ręcę swoją laskę. Po kolei dotykała jej końcem Amelię, Vanale, a na końcu siebie samą. Po chwili zaczęło je otaczać nikłe białe światło. Kiedy znknęło, zamast trzech osób w ciemnym korytarzu stały trzy koty, jeden biały, i dwa czarne. Jeden z czarnych kotów miał na czole maleńki róg.
"Jestem kotem??"
"Myślałaś, że po prostu się przejdziemy po zamku, Amelio?"
"No, tak"
"To się myliłaś. Prowadź."
Biały kot pewnie ruszył przez korytarz, a za nim oba czarne. Po kilkunastu minutach wędrówki różnymi przejściami ukazały się drzwi skarbca.
"To tutaj?"
"Tak jest, panno Airele"
Błysnęło jasne światło i zamast trzech kotów pojawiły sie trzy kobiety.
-Jak się otwiera te drzwi?
-Wystarczy, że osoba z rodziny królewskiej pociągnie za klamkę.
-To na co czekasz?-Airele była bardzo zniecierpliwiona, nie lubiła żadnych nocnych wypadów na jakiekolwiek skarbce.
Amelia podeszła do drzwi i lekko nacisnęła na klamkę. Ustąpiły bez żadnych oporów.
-Tylko niech panienki niczego nie dotykają, w środku też są alarmy.
Księżniczka weszła do środka pewnie i bez żadnych środków ostrożności, czego nie można powiedzieć o Airele, i w owiele mniejszym stopniu o Vanale. Airele bardzo starała się nie dotknąć niczego, stawiała też bardzo ostrożne i ciche kroki, Vanale nie przejmowała się tym tak bardzo jak siostra. Szła ostrożnie, ale nie była zbyt czujna.
-Jak wygląda ten kryształ, panno Airele? Bo mamy tu bardzo dużo różnych, no i musi mi panienka to powiedzieć.
-Już, Amelio. - w ręce Vanale nie wiadomo skąd pojawiła się jej rubinowa laska. Postawiła ją na ziemii, i zamknęła oczy. Z małego kryształku na jej końcu zaczęłą płynąć cienka strużka czerwonego światła, w kierunku wielkiej szkatuły w rogu skarbca.
-Jest gdzieś w tamtej szkatułce, Amelio.
Księżniczka podeszła do rzeczonej szkatuły i otworzyła ją. W środku znajdowało się kilkaset większych i mniejszych szafirów o różnych kształtach.
-Który to, panno Vanale?
Vanale zbliżyła się do Amelii i sopojrzała jej przez ramię.
-Wyjmij wszystkie okrągłe i połóż na ziemii.
Amelia zrobiła co jej kazano. Kiedy wyjęła wszystkie, okazało się, że jest ich około dwadieścia. Vanale chwilę się im przyglądała, po czym kazała jej wziąć największy.
-Jest panienka pewna? Te na lasce panienki i panienki Airele są o wiele mniejsze...
-Pokażę ci coś.
Wyjęła kryształ ze swojej laski. Kiedy przestał się stykać z resztą laski, powiększył się kilkakrotnie i był rozmiarów szafiru, który trzymała Amelia.
-Widzisz? Niewygodnie byłoby mieć taki wielki kryształ przyczepiony do laski, więc one zmieniają wielkośc w zależności od miejsca, w którym się znajdują.
Z drugiego końca skarbca doszedł do nich głos Airele.
-Macie go? Możemy już iść?
-Tak, panno Airele!
Podeszły do drzwi, Amelia wyciągnęła rękę żeby je otworzyć.
-Zaczekaj.
Razem z Airele odwróciły się w stronę Vanale.
-Możemy zrobić to szybciej.
Położyła jedną rękę na ramienu Amelii, drugą na ramienu Airele. Zamknęła oczy, i teleportowała je tuż przed drzwi karczmy, w której czekałą na nie reszta drużyny.
Airele wyglądała, jakby miała się rzucić na swoją siostrę.
-DLACZEGO NIE ZROBIŁAŚ TEGO WCZEŚNIEJ??
-Spokojnie, siostro, nie ma się o co denerwować!
-Oszczędziła byś nam dużo zachodu. DLACZEGO nie powiedziałaś, że umiesz przenosić osoby? Przecież wiesz, że ja tego nie potrafię!!
Twarz Vanale w tym momencie była identyczna jak twarz Xellosa, kiedy zrobił coś podobnego. Ten sam uśmiech i zamknęte oczy.
-Tak było zabawniej, nie uważasz?
--------------------------------------------------------------------
Okrągła sumka, dziesięć części ^^ Zastanawiam sie, ile ja tego napiszę?
I czy ktoś to przeczyta do końca? I czy ja to napiszę do końca?
W każdym razie dzięki za czytanie moich wypocin ^^
I pisać mi opinie, błagam, mnie to naprawdę interesuje, co o moich fikach myślicie ^^
Sal
s__a__l@wp.pl
*"Dancing in the night, like a darkness' child"
Głupio mi, ale nie mam pojęcia czyja to piosenka ^^
Znaleźć w necie też mi się nie udaje, ale czyjakolwiek
to piosenka, to ma na nią © ^^