In the end 15
Zakupy dobrze działają na samopoczucie...
Pijąc swoją herbatę Filia zastanawiała się, co będzie dalej. Niewiele zobaczyła w tym świecie, ale już wiedziała, że jest skrajnie inny od tego, do czego przywykła. Wszystko....budynki, ta dziwna ulica, jedzenie, język... To wszystko powodowało, że czuła się beznadziejnie zagubiona. I bezsilna. Bo tutaj, bez swojej magii... nie mogła się też zmienić w smoka. A wymachiwanie wielką maczugą na pewno ściągnęło by tłumy gapiów. A tak w ogóle... to po co Airele i Vanale nas tu ściągnęły? Przecież same mogłyby zabrać kryształ z tego wymiaru. Chyba że znowu nie powiedziały nam wszystkiego... Bogowie, one naprawdę są prawie że kopiami Xellosa...
-Muszę wam wyjaśnić parę spraw- głos Vanale wyrwał ją z rozmyślań-więc może zaczniemy od razu?
Tak, to dobry pomysł. Może wreszcie zrozumiem o co tu chodzi. Chociaż nie, wy pewnie znowu powiecie tyle, co nic.
-Nie uważasz, że to głupota rozmawiać o tym w miejscu publicznym?-kapłan wskazał na ludzi siedzących przy sąsiednich stolikach-przecież oni mogą nas podsłuchiwać.
-Oni nas nie rozumieją- Vanale uśmiechnęła się - a nawet jeśli, to i tak nie wiedzieliby o co nam chodzi.
Chwila milczenia, przerywana tylko odgłosem przełykania.
-Taaak...myślę, że teraz powinniśmy iść na zakupy, a potem...
-Zakupy? Po co? -przerwała jej Lina- Mam wszystko, co jest mi potrzebne.
-Musicie kupić odpowiednie ubrania. W tym co macie nie możecie się pokazać na ulicy....-przerwała, patrząc na Linę z niepokojem-Nie chodzi mi o to, że twoje ubrania są złe, tylko że za bardzo się wyróżniają...
-FIREBALL!!!!
Spojrzała na Linę. Po oczywistym niepowodzeniu zrobiła się jeszcze bardziej wściekła, niż była. Wstałą, opierając ręce na blacie stołu, i pochylając się w stronę Vanale. Wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, a raczej wykrzyczeć jej prosto w twarz, ale po chwili opadła z powrotem na krzesło.
-No dobrze. Ale powiesz mi wreszcie gdzie jest ten kryształ, weźmiemy go, a potem wyniesiemy się stąd tak szybko, jak to możliwe.
-Nie mam nic przeciwko, Lino. Ale to "wzięcie kryształu" nie jest takie proste, jak ci się wydaje.
-To może mi powiesz?
-Z przy-jem-no-ścią. Ale daj mi wreszcie dojśc do słowa. Gdybym mogła SAMA to zrobić, nawet bym wam nie zawracała głowy, tylko to zrobiła. Ale już raz próbowałam- zaczerwieniła się- i mi się nie udało, bo... a z resztą, co ja ci będę tłumaczyć... po prostu potrzeba osoby o dużym potencjale magicznym, więc wybór padł na ciebie, Lino. No CHYBA, że się w tym momencie wycofasz, ale wtedy z pewnością znajdę kogoś na zastępstwo. Na przykład twoją starą znajomą, Naagę the Serpent, no i zostaje jeszcze twoja SIOSTRA - ostatnie słowo powiedziaął głośno i powoli.
Filia nie zdziwiła się widząc jak Lina staje się najpierw blada, potem nagle zielenieje, żeby pod koniec zacząć się trząść. Sama kiedyś podrobiła podpis Luny Inverse żeby przekonać Linę do współpracy... I tak jak wtedy, Lina nagle wyzbyła się wszelkich wątpliwości i stała się chętna do pomocy.
-Widzę, że jednak nie masz nic przeciwko, co? ^^
Lina rzuciła jej mordercze spojrzenie, ale oczywiste było, że Vanale niczym się nie przejęła.Wprost przeciwnie, odpowiedziała Linie uroczym uśmiechem.
* * *
Powiodła wzrokiem po szóstce, która siedziała obok niej. Nigdy nie lubiła być przewodnikiem, tak jak teraz. Powinna teraz zaprowadzić ich na zakupy, a potem wsadzić do samolotu lecącego do Chicago. Ale czy oni dadzą się namówić na wejście do samolotu? Wszystkiego się można po nich spodziewać. Westchnęła cicho. Dopiłą swoją kawę, jak zwykle z radością stwierdziła, że kawa czyni cuda. Od razu wróciłą jej energia, a i wizja zaprowadzenia drużynki na zakupy stała się trochę mniej przerażająca.
- Skończyliście już?
Odpowiedziały jej ciche pomruki i milczące kiwnięcia głowami. Widać nie wszyscy są do zakupów optymistycznie nastawieni.
Wstała od stolika, gestem nakazując reszcie zrobić to samo. Posłusznie podnieśli się z krzeseł, wzięli z oparć swoje kurtki i płaszcze. Nie oglądając się szybko wyszła na zewnątrz, mając nadzieję, że zrobią to samo.
Bo po co płacić, jak można wyjść po cichu i zaoszczędzić trochę grosza?
* * *
Miejsce, do którego zaprowadziła ich Vanale nie przypominało sklepów z ubraniami, jakie Filia znała ze swojego świata. Łączyło je tylko jedno- ubrania. Zwykłe sklepy w jej świecie były małe, wypełnione wszelkiej maści ciuchami, a sprzedawaca skakał wokół kupującego i ze wszyskich sił starał się go namówić na kupienie trzy razy więcej niż planował. Tutaj było inaczej - sklep był ogromny, zatłoczony, a senne sprzedawczynie siedziały przy kasach i reagowały tylko na dość głóśne ponaglanie w kasowaniu.
- No dobra. Wybierzcie sobie coś, i za dziesięć minut spotykamy się przy kasie -po tych słowach Vanale usiadła na jednym ze stojących przy kasie krzeseł, wyciągnęła jakąś lokalną gazetę i zatopiła się w lekturze.
Smoczyca rozejrzała się, i okazało się, że prawie wszyscy już rozpierzchli się w poszukiwaniu ciuchów. Został tylko Xellos, wyraźnie nie mający pojęcia co ma ze sobą zrobić. Postanowiła sie nim nie przejmować i zostawiła go przy kasie, a sama poszła w kierunku półki ze spodniami. Po kilkominutowym grzebaniu w różnych wzorach i fasonach wybrała jasnobłekitne spodnie, lekko rozszerzane na dole, biały sweterek i jasno beżówe buty na niskom obcasie. Wpakowała to wszystko do koszyka i udała się w stronę kasy. Oprócz tłumu nieznanych jej ludzi, stał tam tylko Xellos, który najwyraźniej nawet nie ruszył się z miejsca.
- Nic nie wybrałeś?-spojrzała do jego koszyka, który oczywiście był pusty.
- Nie znam się na ciuchach -_-"
Nie znajdując żadnej mądrzejszej rzeczy, jaką mogłaby zrobić, szybkim ruchem złapała go za rękę i pociągnęła w stronę półek z ubraniami męskimi. Po drodze próbował protestować, ale po kilku metrach poddał się i dał się ciągnąć. Na miejscu szybko przejrzała wszystkie półki i wrzuciła mu do koszyka ciemne spodnie i czarny golf. Kiedy kierowała się w stronę półek z butami, usłyszała krzyki i dziwnie znajomy dźwięk, jaki najczęściej wydaje fireball po zetknięciu z celem. Szybkim krokiem udała się w stronę, z której dobiegały podejrzane odgłosy. Kątem oka zobaczyła, że kapłan idzie kilka kroków za nią.
* * *
- Ale to naprawdę nie moja wina!!! -Lina zrobiła najniewinniejszą minkę, na jaką było ją stać.
- Jak to nie twoja?! A czyj to był fireball?! Mój?!
- Mówiłaś, że magia tu nie działa!!
Vanale wykonałą kilka szybkich ruchów ręką, i z rękawów Liny powyskakiwały Talizmany Demoniej Posoki. Ruda złapała je w powietrzu, zanim dotarły do ręki Vanale.
- A to to co?! Miałaś mi oddać WSZYSTKIE talizmany i amulety!!
- Więc kiedy je aktywuję, moja magia działa?- Lina nagle zrobiła się bardzo szczęśliwa. Dla upewnienia się rzuciła jeszcze jednym fireballem w niczego nie spodziewającego się Gourry'ego. Fireballik był malutki, ale skuteczny.
- Lina, ODDAJ MI JE!!
Ruda wywaliła na Vanale język, i schowała talizmany do kieszeni. Nie miała najmniejszego zamiaru rozstawać się z nimi, kiedy odkryła że może mniej więcej używac magii. I w końcu dała za nie mnóstwo złota!
- Co tu się stało? - Filia szturchnęła leżącego na ziemii, zwęglonego Gourry'ego.
- Ta głupia sprzedawczyni mnie wkurzyła. Nie dość, że mówi w jakimś niezrozumiałym języku, to jeszcze nie chce przyjąć moich monet jako zapłaty!
- I to jest powód na rzucanie fireballi na prawo i lewo?
- A ty co byś zrobiła? Walnęła maczugą.
- To nie to samo!!
Vanale podeszła do gotowych do kłótni Liny i Filii, i delikatnie popukała je w ramiona.
- Dosyć już narozrabiałaś. Idziemy do kasy. Przebierzecie się w hotelu.
-Co to jest ten hotel?- Lina podrapała się po głowie - Nigdy o zymś takim nie słyszałam...
-To taka karczma... mniej więcej.
-------------------------------------------------------------------------
2 w nocy...spać, spać, spać.....
Sal
s__a__@wp.pl