O paru funkcjach literatury
Otaczają nas niematerialny siły. Zaliczyć do nich można ogół tekstów, jakie ludzkość stworzyła i nadał tworzy dla zamiłowania, ponieważ czytamy ich dla przyjemności, rozrywki, poszerzania wiedzy.
Kreacje literackie są niematerialne tylko częściowo, gdyż konkretyzują się na papierze. Dzisiaj mówimy o e-bookach, które pozwalają nam czytać z ekranów. Waśnie dzięki nim pokolenie hakerów, którzy nigdy nie przeczytali książki, sięgnęli po Don Kichota i nim zasmakowali. To lepsze dla ich umysłu, ale gorsze dla wzroku. Przyjemność czytania książek grozi sprowadzeniu literatury do roli joggingu czy rozwiązywania krzyżówek, które mają czemuś służyć: zdrowiu albo wzbogaceniu słownictwa.
Literatura ćwiczy przede wszystkim język, który podąża własnymi ścieżkami. Żaden dekret nie może powstrzymać jego przebiegu i skierować na właściwszą drogę. Ale język jest wrażliwy na podpowiedzi literatury. Np. bez Dantego nie było by scalenia włoskiego języka. On postanowił z dialektów stworzyć nową mowę, a ludzie wzorowali się na modelu przez niego stworzonym.
Przyczyniając się do kształtowania języka literatura stwarza poczucie tożsamości i wspólnoty. Literacka praktyka ćwiczy także nasz indywidualny język. Dzisiaj wiele osób opłakuje narodziny języka neotelegraficznego, który narzuca się za pośrednictwem poczty elektronicznej i krótkich wiadomości wysyłanych z telefonów komórkowych.
Lektura dzieł literackich zmusza nas do szacunku w swobodzie interpretacji. Nie możemy wyczytywać z dzieła wszystko to, co podpowiedzą nam niekontrolowane impulsy. Dzieła literackie stawiają nas w dwuznaczność języka i samego życia.
Teksty literackie wyraźnie mówią nam to, czego już nigdy nie zdołamy podważyć, to należy uznać za znaczące i to, czego nie możemy przyjąć za punkt wyjścia do swobodnej interpretacji. Np. w opowieści Czerwone i czarne Julian strzela do pani de Renal. Oddaje 1 strzał i nie trafia. Teraz dajmy na to, że Julian albo nie miał zamiaru dokonania zabójstwa albo był tchórzem. Tekst dopuszcza obie interpretacje.
Świat literatury jest światem, w którym można przeprowadzać testy dla ustalenia, czy czytelnik ma poczucie rzeczywistości. Np. w Trzech muszkieterach jest mowa o tym, że d’Artagnan przybywa do Meung w pierwszy kwietniowy poniedziałek 1625 roku. Jeśli mamy odpowiedni program to możemy ustalić, że ten poniedziałek wypadał 7 kwietnia.
Literackie postacie wędrują, z tradycji ustnej na książkę, wychodzą z rodzinnego tekstu do innego tekstu, filmu czy baletu. Weźmy np. Czerwonego Kapturka autorów Perraulta i Grimma, które bardzo różnią się. W 1 autora dziewczynka zostaje pożarta przez wilka a u 2 autora – pojawia się myśliwy który zabija wilka i przywraca życie dziewczynce i babci. Wyobraźmy sobie teraz mamę, która opowiada bajkę swoim dzieciom i kończy ją na tym ze wilk pożera Kapturka. Dzieci zaczęłyby protestować i dopominać się o prawdziwą historie.
Jednak dzisiaj nawet postacie literackie mogą stać się ulotne, niestałe i ruchliwe. Wkroczyliśmy w epokę hipertekstu, i dzięki temu narodziła się praktyka swobodnego pisania. Znajdziemy z Internecie programy, dzięki którym można zbiorowo pisać rozmaite historie z grupą wirtualnych przyjaciół. A słynne powieści, niedające nam spokoju można zmienić na swój sposób. Sądzę, że próba przekształcenia istniejących już historii może być dobrą zabawą, świetnym szkolnym ćwiczeniem, nową odmianą pisania. Ale ta zabawa nie zastąpi prawdziwej funkcji edukacyjnej literatury.
Dzięki strukturze hipertekstu możemy na nowo opisać bitwę pod Waterloo, sprawiając, aby na miejsce przybyli Francuzi zamiast Prusaków – dzięki istniejącym war games byłaby to świetna zabawa. Jednak opowieści pozwalają nam się przekonać że losu nie da się odmienić. Narracja hipertekstualna może nas nauczyć wolności i kreatywności. Opowiadania już napisane uczą nas także umierania. Myślę, że ta edukacja, zmierzająca do poznania Przeznaczenia i śmierci, jest jednym z głównych zadań literatury.