Stracone kropki
Każdy z was z pewnością wie, że biedronka ma tyle lat, ile kropek znajduje się na jej plecach. Madzia miała cztery piękne duże kropki na swym czerwonym płaszczyku i była z nich bardzo dumna. Pokazywała je innym biedronkom i mówiła:
- Teraz są cztery, ale wkrótce pojawi się piąta wspaniała kropka!
I tak w oczekiwaniu na następną kropkę na swym płaszczyku mijały jej beztrosko dni.
Pewnego słonecznego poranka mama Madzi poprosiła:
- Chodź razem ze mną, córeczko, nazbieramy nektaru kwiatowego na obiad!
Ale Madzia tylko się skrzywiła:
- Nie mam ochoty! Słońce tak mocno dzisiaj przygrzewa, jeszcze zniszczy mój piękny płaszczyk!
Cóż miała robić mama-biedronka, pofrunęła sama do kwiatowego ogrodu, z trudem dźwigając dzbanuszek na nektar.
Tymczasem jedna z kropek na płaszczyku Madzi nagle zniknęła. Nasza biedroneczka zupełnie nie miała o tym pojęcia, bo jak mogła wiedzieć, co się dzieje na jej plecach, nie przeglądając się w lustrze. A ponieważ nie wiedziała, że właśnie straciła jedną ze swych cennych kropek, wcale się tym nie przejmowała.
Podeszła do Madzi jedna z jej młodszych siostrzyczka - Zuzia.
- Pobaw się ze mną….poprosiła
Ale Madzia tylko prychnęła pogardliwie:
- Jestem już za duża na zabawę z tobą! Znajdź sobie kogoś w twoim wieku!
Zmartwiona Zuzia odeszła, a z płaszczyka Madzi znowu zniknęła jedna kropka. Ale ponieważ Madzia nie wiedziała o tym, zupełnie się tym nie przejęła.
Dzień dłużył się jej w nieskończoność. Słońce przygrzewało, trawy sennie szumiały, gdzieś w oddali słychać było brzęczenie pszczół, uwijających się nad kwiatami. Madzia poczuła, że za chwilę zaśnie. Postanowiła więc wybrać się na krótki spacer. Podfrunęła trochę, a gdy znalazła się nad łąką poczuła się tak straszliwie zmęczona, że usiadła na pierwszym napotkanym kwiatku.
Cyt, cyt, cyt - usłyszała najpierw, a potem do jej uszu dobiegły dźwięki jakiejś skocznej melodyjki.
- Co to za hałasy?! - oburzyła się Madzia - Nie ma ani chwili spokoju!
- Dlaczego się złościsz? Nie podoba ci się moja muzyka? - tuż obok usiadł na liściu konik polny. W jednej łapce trzymał maleńkie skrzypeczki, a w drugiej smyczek.
- To rzępolenie nazywasz muzyką?! - roześmiała się Madzia - Chyba zupełnie nie masz słuchu…
Konik pokręcił tylko głową i smutno powiedział:
- Jeśli tak bardzo przeszkadza ci moje granie pójdę sobie gdzie indziej.
I zanim biedronka zdążyła cokolwiek powiedzieć dał wielkiego susa i już go nie było. Tymczasem z płaszczyka Madzi zniknęła kolejna kropka. Ale ponieważ biedroneczka o tym nie wiedziała, nie przejęła się tym wcale.
Zeskoczyła z kwiatuszka na listek, potem na ziemię i miała zamiar iść dalej, ale nagle jakby coś wyskoczyło spod ziemi, jakiś kopczyk, z którego po chwili wysunęła się mała główka dżdżownicy. Madzia tak była tym zaskoczona, że omal nie przewróciła się na ziemię i nie zniszczyła swego pięknego płaszczyka.
- Co ty najlepszego wyprawiasz?! - krzyknęła oburzona do dżdżownicy - Ślepa jesteś, czy co?!
- Przepraszam cię najmocniej, ale rzeczywiście trochę niedowidzę…- zmieszała się dżdżownica - A poza tym nie wiem, z kim mam do czynienia. Kim jesteś?
Madzia zniecierpliwiona pokręciła głową:
- Rzeczywiście, powinnaś udać się do okulisty! Nie widzisz, że jestem biedronką!?
- Biedronki mają na plecach czarne kropki, a ty masz tylko czerwony płaszczyk. Nie znam takiego zwierzątka. - wolno i spokojnie odparła dżdżownica.
Madzia przestraszyła się nie na żarty:
- Jak to nie mam kropek?! - krzyknęła oburzona - A moje piękne cztery duże kropki na plecach?
Madzia rozpaczliwie rozejrzała się dokoła. Pomiędzy źdźbłami wysokiej trawy błyszczała niewielka kałużą - pozostałość po nocnym deszczu. Biedronka szybciutko skoczyła w jej kierunku i zaczęła się oglądać z każdej strony. Prawda była okrutna - na płaszczyku nie było ani jednej kropki!
Mama Madzi bardzo się zmartwiła i nie mogła zrozumieć, jak to się stało, że jej córeczka straciła wszystkie cztery kropki.
- Może zjadłaś coś ciężkostrawnego? - pytała troskliwie.
Ale Madzia tylko przecząco machała główką i płakała tak żałośnie, że mamie - biedronce serce się krajało na ten widok. Wezwała na pomoc dzięcioła - miejscowego doktora. Ten bardzo dokładnie zbadał, ostukał i opukał pacjentkę z każdej strony, ale nie znalazł symptomów żadnej choroby.
- Może by tak podać napar z mięty … - zastanowił się, ale nie potrafił przepisać żadnej kuracji na tę przypadłość.
Znajoma mucha poradziła wizytę u mądrej pani sowy. Ale trzeba było poczekać do wieczora, aż obudzi się i będzie wybierała się na polowanie. Tak też zrobiły Madzia i jej mama.
Pani sowa cierpliwie wysłuchała opowieści mamy - biedronki o nieszczęściu, jakie spotkało jej córeczkę, a potem zwróciła się do Madzi:
- Uhu, opowiedz mi dokładnie, co robiłaś przez cały dzień!
A kiedy biedroneczka zrelacjonowała jej cały swój mijający dzień, pokiwała głową i orzekła:
- Teraz wszystko jest jasne, uhu! Przez cały dzień skutecznie „zarabiałaś” ma utratę kropek. Sama jesteś sobie winna!
- Więc co mam teraz zrobić?! - biadoliła Madzia - Jak mogę odzyskać moje utracone kropeczki?
- Myślę, że jutro powinnaś naprawić swoje dzisiejsze błędy, ale nie gwarantuję, że odzyskasz swoje kropki…- westchnęła sowa i odleciała do lasu na polowanie.
Następnego dnia od samego rana Madzia rozpoczęła pracę nad odzyskaniem utraconych kropek. Chociaż mama wcale jej o to nie prosiła poleciała razem z nią do ogródka kwiatowego i wspólnie zebrały wielki dzbanek nektaru. Potem długo bawiła się nie tylko z Zuzią ale i z dwiema pozostałymi siostrzyczkami: Kasią i Lusią. Wreszcie odszukała na łące konika polnego i poprosiła go o koncert, bo bardzo chce usłyszeć jego wesołe granie. Konik był wprawdzie bardzo zdumiony, ale nie odmówił biedronce i zagrał , jak potrafił najpiękniej.
Najgorzej było z dżdżownicą. Nigdzie nie można było jej znaleźć. Madzia długo błąkała się po łące tam i z powrotem, zanim odnalazła dżdżownicę pod liściem dzisiaj - zagadnęła - Przyniosę ci wody na ochłodę!
I zanim zdumiona dżdżownica otworzyła pyszczek, już pobiegła do źródełka i za chwilę wracała z kielichem zrobionym z liścia, wypełnionym po brzegi ożywczą wodą.
Wydawało się, że wszystko zostało naprawione, a tymczasem kropek ani śladu. Zmartwiona biedroneczka usiadła nad źródełkiem i wpatrywała się w krystalicznie czystą taflę wody. Nagle ujrzała migające, różnobarwne plamy, jakby ktoś rozpuścił w wodzie kolorowe farbki. Uniosła główkę i ujrzała nad sobą pięknego motylka. Jego błyszczące, barwne skrzydełka mieniły się w słońcu wszystkimi kolorami tęczy. Ale Madzia zauważyła nie tylko motylka. Właśnie tam, dokąd zmierzał ten piękny owad, rozwieszona między gałązkami krzewów czekała zdradliwa pajęczyna, a pająk czaił się w ukryciu, gotów w każdej chwili ruszyć ku swej złapanej ofierze.
- Uważaj, motylku! - krzyknęła głośno Madzia - Uciekaj stąd, bo wpadniesz w sidła pająka!
Motylek natychmiast wzniósł się wysoko w górę, a stamtąd pomachał wesoło swojej wybawicielce:
- Dziękuję ci, biedroneczko - pięciokropko za uratowanie mi życia!
Madzia nie mogła uwierzyć swoim własnym uszom. Czym prędzej przejrzała się w źródełku niczym w lustrze. Motylek miał rację - na jej czerwony płaszczyk wróciły nie tylko utracone kropki, ale pojawiła się jeszcze jedna - piąta.
Od tamtego wydarzenia, którego biedroneczka nie lubiła wspominać, Madzia pamiętała, że ze swych kropek nie tylko może być dumna, ale musi bardzo się starać, aby już więcej nigdy ich nie stracić.
Elżbieta Janikowska
3