Asia ustawiła się w kolejce po podpis do indeksu. Wstała nadzwyczaj wcześnie, lecz i tak nie zjadła śniadania przed Mszą – zamiast tego zrobiła makijaż i trzeba było przyznać, iż wyglądała ślicznie. Jej błękitne oczy były pomalowane w odcieniach fioletu, a rzęsy pociągnięte dość grubą warstwą tuszu, więc były bardzo długie i gęste. Na ustach miała wiśniowy błyszczyk. Paznokcie pomalowane na perłowo (choć powinna je zmyć przed matematyką). Długie do pasa ciemnorude włosy delikatnie falowały wokół pociągłej, bladej twarzy i spływały kaskadami po plecach.
Grześ spokojnie przebierał się po Mszy w swoją skórzaną kurtkę i glany. Gdy miał wychodzić, dziewczyna go zaczepiła.
— Mam do ciebie interes. To tylko chwila. Poczekaj, OK?
Trochę zdziwiony kiwnął głową. Czego mogła chcieć od niego, żeby zaczepiać go w kościele? Nie rozmawiali ze sobą do rozstania. Od dwóch miesięcy, dokładnie dwóch.
„Który dzisiaj? Jedenasty?!” Tak, jedenasty grudnia. Jej urodziny.
— Wszystkiego najlepszego – powiedział, siląc się na uśmiech, gdy wróciła z zakrystii.
— Pamiętałeś? – spytała wielce zdumiona.
— Nie sposób zapomnieć. – W ich przypadku owszem.
— Dziękuję. – Uśmiechnęła się lekko. – Chciałam cię poprosić, żebyś poszedł mi po wino.
— Spoko, ale teraz? Wiesz, nic jeszcze nie jadłem.
— Ja też. – Przewróciła oczami. – Spikniemy się pod kościołem o pierwszej?
— OK. To jak na razie – na razie. – Podał jej rękę.
— Z Bogiem. – Kiwnęła mu głową.
Było dosyć zimno, ale ona była ubrana w legginsy i czarną spódnicę, jak rok temu. Przynajmniej skórzana kurtka bardziej ją grzała aniżeli żakiecik, który miała poprzednio. Do tego oczywiście glany. Te same, choć już bardziej wysłużone i z czerwonymi sznurówkami.
Ach, rok temu było tak wspaniale… To był najwspanialszy dzień w życiu ich obojga. Mogłoby być tak samo, gdyby tylko on się nie zmienił, nie zmienił się tak bardzo na gorsze… Cieszyła się, iż nie miała nic wspólnego ani z jego zmianami, ani z człowiekiem, którym się stał. Poza tym, iż chciała wreszcie dobrodusznie wyznać mu prawdę na pewien ważny temat i żeby kupił jej wino.
W drodze do sklepu wymieniali uwagi na dosyć błahe tematy; rozmawiali o muzyce i koncertach. To wciąż ich łączyło, oboje nadal uwielbiali Lady Pank i Republikę.
— Chcesz sama wychlać całego winiacza?
— Może – odparła wymijająco.
— Przecież twoja głowa nie stała się mocniejsza. – Ich ostatniego wspólnego dnia wypili na spółkę butelkę wina, po której niebieskookiej bardzo włączyło się love. Tak bardzo, że całkiem zapomniała, iż chciała z nim pić, bo po alkoholu przypominało mu się wszystko, a chciała od niego słyszeć całe zło na swój temat, by wreszcie moc się przy nim rozpłakać. Asia sądziła, iż to mogłoby go w końcu ruszyć i coś zmienić.
— Piętnaste urodziny, na które bądź co bądź czekałam, uważam za wspaniałą okazję, by wreszcie zaliczyć zgona.
Chłopak westchnął, kręcąc głową. Był chudy, nieco od niej wyższy. Brązowe włosy sięgały mu ramion, niebieskie oczy spoglądały zza okularów. Bez nich wyglądał lepiej, ona tak samo, ale to szczegół.
— Okazuje się, że z każdym razem, gdy spotykamy się po długim czasie, normalnie cię nie poznaję.
— Co z tego – odparła obojętnie, wzruszając ramionami. – Co to kogo obchodzi, kim się staję.
Grześ jak zwykle nic nie odpowiedział. Dotarli w końcu do skrzyżowania, przy którym był sklep. Dziewczyna dała mu cztery złote, a on wszedł do środka. Po paru minutach wrócił z rękami skrzyżowanymi na piersiach – pod kurtką miał butelkę.
— Chcesz ją od razu wygrzdulić? – Spojrzał na nią… Jakby trochę zmartwiony. – Jutro poniedziałek, szkoła. Po takiej flaszce na bank będziesz miała kaca.
— Wcale nie muszę iść do szkoły. – Aśka wzruszyła ramionami i spauzowała. – Jak chcesz, to się z tobą podzielę, co mi szkodzi.
— Dzięki. – Pokiwał głową. – To idziemy do piewni?
— Wiadomo.
Podążyli do jego piwnicy. Tam kiedyś pili, tam się pieścili, tam patrzyła, jak palił… Tam wielokrotnie czuła i szczęście, i ból.
Otworzył drzwi i odsunął słoiki tak, by można było usiąść na drewnianej skrzynce.
— Twoje zdrowie. – Otworzył butelkę.
Bez słowa wzięła ją z jego rąk i wzięła kilka szybkich, małych łyków. Przejął flaszkę oraz zrobił to samo. Wyjął z kieszeni paczkę papierosów i poczuł jej zmrużony, wściekły wzrok. Uniósł na nią oczy.
— Będzie ci to przeszkadzało?
— Czy kiedykolwiek nie przeszkadzało mi palenie? – słodziutko wycedziła ze zjadliwą ironią.
Grzesio westchnął i schował szlugi. Cóż, w urodziny naprawdę nie wypadało mu przy niej palić, choć przy winie najlepiej było cmoktać.
Przyjemnie szumiało im w głowach, słaba koordynacja słowna nie przeszkadzała prowadzić rozmów na coraz śmielsze tematy. Siedzieli prawie na ziemi w jego ciasnej piwnicy, ramię przy ramieniu, na które niemal opadały im ociężałe głowy. Czuła, iż chłopak miał chęć się do niej zbliżyć, lecz przypomniała sobie nagle o sprawie ważniejszej od alkoholu.
— Muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego. – Na wszelki wypadek podniosła się (z dużym trudem) i stanęła przy drzwiach.
Spojrzał na nią pytająco. Choć ruda była dosyć pijana, starała się trzeźwo myśleć.
— Pamiętasz, jak chciałam się zabić?
Kiwnął głową. Doskonale pamiętał tamte cztery dni, podczas których tak się obawiał o życie Aśki. Nie odbierała telefonów od nikogo, nie była online, zamieściła na fotoblogu dramatyczną notkę. Naprawdę się martwił, bo czuł, iż byłaby to jego wina. Aż patrzył za jej nekrologiem.
— A tak naprawdę… Nie próbowałam.
— Hę? Nie rozumiem… - Pokręcił powoli głową, wbijając w dziewczynę „trzeźwe” oczy.
— Wcale nie próbowałam się zabić, Grzesiu. Po prostu… W piątek byłam taka wściekła na ciebie, że wystawiłeś mnie znów do wiatru, nie chciałeś mi poświęcić nawet tych pieprzonych dziesięciu minut. Postanowiłam więc to zrobić, choć wiedziałam, że to ryzykowne, głupie i że się strasznie wściekniesz, gdy się o tym dowiesz. Naprawdę nie sądziłam, iż martwiłbyś się o mnie… Ale potem, gdy wyszłam z kościoła, naprawdę zaczęłam myśleć, czy nie skończyć ze sobą, to było prawdziwe… Wtedy dopiero zaczęłam mieć myśli samobójcze. Miałam nadzieję, że trochę się przejmiesz i to poprawi nasze relacje, sprawi, iż się bardziej o mnie zatroszczysz… Cóż, przeliczyłam się. Przepraszam. Ale tylko za to, że dopiero teraz ci o tym mówię… Nie za upozorowanie samobójstwa. – Spojrzała na niego uważnie, po czym wybiegła z piwnicy, choć oczywiście nie mogła poruszać się zbyt prędko.
— Poczekaj! Aśka, poczekaj! – wolał za nią, ale się nie zatrzymała. Jakimś cudem udało mu się ją doścignąć. Złapał rudowłosą za rękę, a ona automatycznie zasłoniła się i odwróciła od niego twarz. Zbaraniał. – Co ty odpierdalasz? Dlaczego zachowujesz się, jakbym… Miał cię uderzyć?
— Bo jesteś do tego zdolny! Kiedyś powiedziałeś, że dobrze, że nie zmięłam twoich szlug, to mnie nie uszkodzisz!
Jego pijane oczy zrobiły się wielkie, co wyglądało komicznie i dziwnie zarazem.
— Powiedziałem coś takiego? Hej, Asia, chyba wiesz, że nie zrobiłbym ci krzywdy. Nie fizycznie, bo psychicznie raczej mi się zdarzyło…
— Oj, zdarzyło ci się, zdarzyło, zdecydowanie zbyt wiele razy – burknęła, mimo wszystko odsuwając się od niego. Położył jej rękę na ramieniu. – OK, mówisz, że nie chcesz mnie pobić… W takim razie nie mam zamiaru wysłuchiwać wyzwisk pod swoim adresem. – Chciała odejść, lecz jej nie pozwolił.
— Kobieto, do cholery, poczekaj! Nie chcę ci nic robić ani zwyzywać, chcę dokończyć temat…
Niepewna rzuciła mu wyczekujące spojrzenie.
— Czyli naprawdę nie wzięłaś wtedy żadnych proszków? Nie próbowałaś sobie nic zrobić?
— Nie. Nigdy nie próbowałam, tylko myślałam. Okazało się, iż jest parę osób, które obchodzę. Jeśli komuś na mnie zależało, to odbieranie sobie życia było bez sensu. Postanowiłam żyć, choćby na złość na przykład tobie. Jeszcze tyle przede mną… Mogę tyle stworzyć. Zostawię to cholerne miasto, pójdę do liceum do Lublina, poznam nowych ludzi, stanę się jeszcze lepsza… Mogę wszystko zmienić i naprawić, jeśli chcę. Kto jak kto, ale ja jestem główną osobą, która może wtrącać się w moje życie i nakazywać mi coś. Oraz Pan Bóg, bo on zawsze wie najlepiej. – Spauzowała. – Jak bardzo jesteś wkurwiony?
— Co cię skłoniło, by teraz mi to powiedzieć? – Zignorował jej pytanie.
— Wiesz, że jestem zawsze szczera… Przykro mi, iż cię okłamałam. Chciałam, byś wiedział. Nie chcę kryć się z uczuciami. Zrobiłam to dopiero teraz, bo… - Zawstydziła się trochę – Chciałam wino.
Uśmiechnął się lekko. Milczeli przez chwilę, po czym Grzesio westchnął.
— Wiesz, nigdy bym się tego po tobie nie spodziewał… Że mogłabyś wymyślić coś takiego…
— Nie rozumiesz. Co ty byś zrobił na moim miejscu? Ktoś, na kim mi tak bardzo zależało, najpierw się ze mną umówił na te pieprzone dziesięć minut, a potem wolał się najebać. Potrzebowałam twojej troski, chciałam wiedzieć, że byłam dla ciebie ważna, że się o mnie martwiłeś! Naprawdę zaskoczyła mnie twoja reakcja, ale to nic nie poprawiło. Nie chciałeś być lepszym człowiekiem, to twoja decyzja. Przynajmniej to wreszcie pozwoliło mi przestać cię kochać. Nie chciałeś pomocy, otwarcie powiedziałeś, że chcesz zostać na dnie, wolisz być skurwielem bez uczuć, pieprzonym tchórzem, niedojrzałym egoistą. Proszę bardzo. Jebie mnie to, jak ty to mówisz. Mam cię dosyć. Ja idę dalej, nie wracam do przeszłości, pnę się do góry, staję się lepsza. Nigdy, naprawdę nigdy nie miałam wpływu na twoje uczucia, chyba ani razu nie pozwoliłeś mi sobie pomóc.
W milczeniu analizował słowa niebieskookiej.
— Co, jak zwykle nic nie odpowiesz? Nic do ciebie nie dociera? Przecież to ja wypiłam więcej!
— Przepraszam cię za wszystko, co złe. Naprawdę. Niedługo znajdziesz kogoś odpowiedniego, kto nie skrzywdzi cię tak, jak ja. Przepraszam, że wracałem do twojego życia i ponownie w nim mieszałem… Najwyraźniej mam dużo słabszą psychikę niż ty… Nie potrafiłem sobie poradzić, ale nie umiałem też przyjąć twojej pomocy. – W głowie wciąż słyszał słowa „to wreszcie pozwoliło mi przestać cię kochać”, które jego umysł przyswajał z wielkim bólem.
— Hej, Grzesiu, nie denerwuj się tak – powiedziała łagodnie, widząc, co się z nim działo. Mimowolnie dotknęło go to, iż w końcu przestała go kochać i mówiła mu o tym tak spokojnie, patrząc mu prosto w oczy. – Mogę ci obiecać, absolutnie szczerze, że nie żałuję. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam być z tobą, rozstać się, wrócić, znowu rozejść. Gdyby nie ty, nie byłabym tą Aśką, którą dziś jestem. – Uśmiechnęła się lekko.
— Ale nie kochasz mnie… Już nic do mnie nie czujesz…. – powiedział cicho, patrząc na podłogę. – Aśka, byłaś jedyną osobą, która mnie naprawdę kochała…
— Cieszę się, iż wreszcie doceniłeś moje uczucia – powiedziała spokojnie, choć miała ochotę triumfalnie krzyknąć. – Owszem, nikt nie będzie kochał cię tak, jak ja. Bez nerwów, ciesz się, że przytrafiła ci się prawdziwa miłość, bo to bardzo rzadkie zjawisko. Mogło być lepiej, ale cóż zrobić, że dopiero teraz to pojąłeś… Lepiej późno niż wcale.
— Mogę cię przytulić? – zapytał. Kiwnęła głową i zbliżyła się do niego. Oboje obejmowali się wiedząc, iż robią to ostatni raz. Aśka nie miała wyrzutów sumienia, lecz ze względu na swoją dobroduszność i szczerość przekazywała mu w tym uścisku pozytywną energię, której na pewno potrzebował. Grześ tulił ją czule, świadomy, iż coś w nim umrze, gdy wypuści ją z ramion.
Kiedy ruda już chciała się odsunąć, zrobił coś bardzo niespodziewanego. Pocałował ją. Naprawdę, szczerze. Położył rękę na jej potylicy, przyciągając ją do siebie, pieszczotliwie tulił wargi do jej ust, smakujących wiśniowym błyszczykiem. Z jakiegoś powodu dziewczynie zebrało się na łzy. W miarę delikatnie oderwała się od chłopaka.
— Żegnaj, Grzesiu – szepnęła cicho i potruchtała ku drzwiom. Nie zatrzymywał jej, nie mógł i poza tym nie widział nawet, co jej powiedzieć. Nie był pewien, czego oczekiwał. Czuł tylko żal oraz pustkę ze względu na świadomość, iż osoba, która szczerze go kochała, nie czuła już nic do niego. Mogło być inaczej, ale on nie chciał widzieć rozwiązań, w których mogli być razem. Musiał więc zapłacić za swe błędy. Cena była najwyższa – jego szczęście, które zawsze dawała mu ona. Patrzył, jak szła białą, pustą ulicą, a śnieg padał na jej włosy, zupełnie jak rok temu.
19 – 22 października 2011