FILM O BLIDZIE - POTWIERDZIŁY SIĘ INFORMACJE "GP" Powołując się na informacje w "Gazecie Wyborczej", strona wpolityce.pl pisze o filmie o Barbarze Blidzie, który zostanie wyemitowany 1 grudnia w TVP. O hagiograficznym utworze poświęconym śląskiej komunistce jako pierwsza pisała jednak "Gazeta Polska". Przypominamy ten tekst. Informacja o emisji filmu w TVP 2 ukazała się w mediach we wrześniu. Nie wiadomo, ile telewizja zapłaciła za ten film – rozmawiający z nami przedstawiciele telewizji publicznej zasłaniają się tajemnica handlową. Z ogólnodostępnych informacji wynika, że Barbarę Blidę gra Adrianna Biedrzyńska, a autorzy filmu – Latkowski i Pytlakowski zamierzają podważyć tezę o samobójstwie Blidy. Obydwaj odmówili rozmowy z „GP” i nie chcieli odpowiedzieć m.in. na pytanie, kto dał pieniądze na produkcję, kto zadecydował o jego emisji w TVP i kto był jego inicjatorem.
Człowiek SLD 39-letni Rafał Rastawicki szefem TVP 2 został w ubiegłym roku z rekomendacji SLD. Przed laty był dziennikarzem dziennika „Trybuna” (już się nie ukazuje) i wicedyrektorem TVP1 ds. programowych. Po odejściu Roberta Kwiatkowskiego z funkcji prezesa TVP Rastawicki został rzecznikiem prasowym KRRiT, której szefową była wówczas Danuta Waniek. W kampanii wyborczej 2005 r. zawiesił pracę w KRRiT, by wspomóc SLD. Z informacji Krajowego Rejestru Sądowego wynika, że Rafał Rastawicki od marca 2007 r. do października 2008 r. był członkiem zarządu Instytutu Problemów Strategicznych. W dokumentach KRS czytamy, że razem z nim w IPS zasiadali m.in. Andrzej Anklewicz, były funkcjonariusz SB zajmujący się rozpracowywaniem opozycji demokratycznej, a po 1990 r. funkcjonariusz UOP, wicedyrektor gabinetu szefa MSW Andrzeja Milczanowskiego i doradca Józefa Oleksego. Kolejnym działaczem IPS był Jan Bisztyga, płk SB wywiadu PRL, ambasador PRL w Grecji i Wielkiej Brytanii, kierownik wydziału propagandy KC PZPR, po 1989 r doradca premiera Leszka Millera. W Instytucie razem z Rastawickim pracował też Jerzy Kucharenko, funkcjonariusz śledczy SB i UOP, Jerzy Jaskiernia, wieloletni działacz PZPR zarejestrowany przez wywiad PRL jako tajny współpracownik, sekretarz PRON, po 1990 r. minister sprawiedliwości, i Zbigniew Siemiątkowski, działacz PZPR, a po 1990 r m.in. minister spraw wewnętrznych (1996–1997) w rządzie SLD.
„Hieny Roku” w TVP Z Rastawickim do TVP wrócili dziennikarze Przemysław Orcholski i Grzegorz Nawrocki. Obydwaj są niechlubnymi laureatami „Hieny Roku” przyznawanej przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich za nierzetelność. Przemysław Orcholski dostał „hienę'” za to, że jako reporter „Wiadomości'” w 2003 r. skomentował błędy w oświadczeniu podatkowym ówczesnego prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego, a sposób jego prezentacji SDP uznało za nierzetelną manipulację. „Orcholski feruje wyroki, oceny i sugestie, zapominając podać informację, że 150 polityków popełniło podobny błąd w oświadczeniach podatkowych” – uzasadniało SDP. Z kolei Grzegorz Nawrocki i Witold Krasucki byli autorami pamiętnego dokumentu Dramat w trzech aktach (a raczej politycznej agitki), który oskarżał Lecha i Jarosława Kaczyńskich o to, że tolerowali u polityków Porozumienia Centrum przyjmowanie pieniędzy z Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Film został wyemitowany w dwóch odcinkach (trzeci nigdy się nie ukazał) w czerwcu 2001 r., tuż po formalnym powstaniu Prawa i Sprawiedliwości, a przed wyborami samorządowymi i parlamentarnymi. Uzasadniając przyznanie tytułu „Hien Roku” SDP w 2001 r. napisało, iż Krasucki i Nawrocki „nie zachowali bezstronności w relacjach, rzetelności i dokładności w informacjach, nie przedstawili dokumentów mogących potwierdzić finansowanie znanych polityków ze źródeł FOZZ, ponadto manipulowali materiałami filmowymi”. W uzasadnieniu nagrody podkreślono współodpowiedzialność osób, które zdecydowały o emisji filmu na antenie TVP. O emisji Dramatu zadecydował właśnie Rafał Rastawicki. Bracia Kaczyńscy złożyli wówczas pozew przeciwko TVP i w 2004 r. na mocy zawartej ugody zostali przeproszeni za emisję Dramatu w trzech aktach przez ówczesne władze TVP, na czele których stał Jan Dworak. Mało kto pamięta, że Piotr Pytlakowski, który teraz jest współautorem filmu o Barbarze Blidzie, jeszcze przed emisją Dramatu w trzech aktach napisał artykuł w „Polityce” pt. Pośrednik. Ukazał się on w kwietniu 2001 r. i pojawiły się w nim te same informacje, co w Dramacie w trzech aktach: o aferze FOZZ, Januszu Heathcliffie Pineiro, byłych funkcjonariuszach WSI i o Porozumieniu Centrum. Pod tekstem jako współpracownik był podpisany Witold Krasucki – TVP. Teraz Piotr Pytlakowski razem z Sylwestrem Latkowski zrealizowali film uderzający w PiS i Jarosława Kaczyńskiego jako premiera w czasie, gdy Barbara Blida popełniła samobójstwo. Wbrew ustaleniom prokuratury, wbrew temu, co wyłania się z obrad sejmowej komisji śledczej ds. zbadania okoliczności śmierci Barbary Blidy, autorzy filmu lansują tezę, że Barbara Blida nie zabiła się sama. Chodzi o wydarzenia z 25 kwietnia 2007 r., gdy premierem był Jarosław Kaczyński, ministrem sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, a szefem ABW Bogdan Święczkowski. Do domu Barbary Blidy weszli funkcjonariusze ABW. Była posłanka SLD miała już status podejrzanej, ponieważ wcześniej prowadzący śledztwo ws. mafii węglowej prokurator wydał postanowienie o postawieniu zarzutów dotyczących m.in. pośrednictwa w łapówkowym procederze tzw. mafii węglowej. Po wejściu funkcjonariuszy ABW Blida popełniła samobójstwo – zastrzeliła się w łazience. Jej śmierć stała się jednym z filarów teorii o nielegalnych naciskach wywieranych przez polityków Prawa i Sprawiedliwości na prokuraturę i organa ścigania. Była także i jest wykorzystywana propagandowo, aby ukazywać atmosferę terroru i zaszczucia niewinnych ludzi, jaka miała się pojawić w Polsce pod rządami braci Kaczyńskich. W podobnym duchu jest teraz kręcony obraz Latkowskiego i Pytlakowskiego, który ma nosić cechy filmu dokumentalnego. Swoją motywację tak opisuje dziennikowi „Fakt” sam reżyser: Latkowski: „Chcemy wykrzyczeć, że nie ma naszej zgody na zdegenerowany wymiar sprawiedliwości i polityków, którzy wykorzystują go do swoich celów”. Jego asystent, dziennikarz tygodnika „Polityka”, Piotr Pytlakowski, ujmuje to jeszcze ostrzej: – Zamierzamy podważyć tezę o samobójstwie Barbary Blidy. Na jakiekolwiek naciskanie prokuratury czy innych służb brak jest do dziś dowodów. Ostatnie przesłuchania przed tzw. komisją naciskową zarówno prokuratorów, jak i Zbigniewa Ziobry czy Kazimierza Marcinkiewicza nie pozostawiły w tej sprawie choćby cienia wątpliwości.
Manifest ludzi o czystych rękach Wszystkie ręce umyte. Sprawa Barbary Blidy - taki ma być tytuł nowego dzieła Latkowskiego, który jest znanym dziennikarzem śledczym. Jego sława wynika z jednej strony z głośnych tematów, jakimi się zajmuje, jak np. zabójstw gen. Papały czy Krzysztofa Olewnika, z drugiej zaś z jego osobistych kolei losu. Choć sam Latkowski zaprzecza wielu oskarżeniom na swój temat, to o jego powiązaniach z szemranymi biznesmenami w Rosji, mafiosami z Pomorza oraz o prawomocnie wydanym wyroku za wymuszenie wiadomo z wielu publikacji prasowych i z dokumentów. Za wymuszenia rozbójnicze spędził w więzieniu kilkanaście miesięcy. Jego filmy spotykają się z ostra krytyką Latkowskiego oskarżono m. in. o gloryfikowanie przemocy, czy wręcz zwykłego bandytyzmu. Na książce dotyczącej śmierci komendanta policji Marka Papały prowadzący śledztwo prokurator Jerzy Mierzewski nie zostawił suchej nitki. Teraz Latkowski i Pytlakowski, mimo faktów, chcą przedstawić Blidę jako ofiarę rządów PiS. A wystarczy sięgnąć do publikacji prasowych z lat 2000–2007, by przeczytać o mafii węglowej na Śląsku, uwikłaniu Barbary Blidy i o jej bliskiej znajomej Barbarze K. nazywanej śląską Alexis, która zabierała Blidą na wakacje, pomogła jej finansowo przy budowie domu w Szczyrku czy użyczała luksusowy samochód. W filmie Latkowskiego i Pytlakowskiego w postać Blidy wcieliła się aktorka Adrianna Biedrzyńska. Pikanterii całej sytuacji dodaje fakt, że była ona oskarżana o pośrednictwo w malwersacjach finansowych i kilku jej znajomych, ludzi show biznesu czy przedsiębiorców, którzy do dziś zarzucają jej współudział w zaginięciu ich pieniędzy. Mimo braku wyroków sadowych i odważnych wypowiedzi samej Biedrzyńskiej, potępiających jej życiowego partnera Marcina Miazgę za wplątanie jej w całą sprawę, byli przyjaciele nie są przekonani o jej niewinności. Niektórzy nadal podejrzewają Biedrzyńską o to, że do spółki z Miazgą uwiarygodniła wśród swoich znajomych Ryszarda Haraburdę, który okazał się naciągaczem. Udając maklera, wyłudził on wiele set tysięcy złotych na konto przyszłych operacji giełdowych i zniknął z Polski. Magdalena Nowak
Secesja w żółwim tempie Mija dziesięć dni od usunięcia z PiS Joanny Kluzik-Rostkowskiej oraz Elżbiety Jakubiak. Na razie widać jedno – secesjoniści działają po omacku. Tuż po wyrzuceniu obu pań z partii zadziałał efekt współczucia i ciekawej życzliwości dla “pisowców light”. Kolejni kandydaci do czystki uznali zatem, że trzeba się pozwolić nieść obiecującej fali – publicznie demonstrować niezadowolenie z zamordyzmu panującego w PiS i wskutek tego z hukiem wylatywać z dworu Jarosława Kaczyńskiego. Michał Kamiński wykorzystał antenę TVN do dramatycznego występu. Gwoździem programu było zaklinanie się spin doktora, że nigdy nie będzie kablem. Wyrecytował nawet wyuczony na pamięć wiersz Antoniego Słonimskiego i ogłosił, że teraz to już na pewno zostanie wyrzucony. I co? I nic. Kaczyński nieoczekiwanie zignorował show swojego niegdysiejszego medialnego czarodzieja. Potem Paweł Poncyljusz gromko zapowiedział swój udział w konwencji radnego z list PO. I znów media na wyścigi zapowiadały usunięcie śmiałka z PiS. I co? I nic. Wszystkie podręczniki taktyki wojskowej podkreślają, że sprytny manewr udaje się tylko wtedy, gdy przeciwnik nie dostrzega jego ukrytych celów. Ale gdy już wiadomo, że adwersarz połapał się w intencjach, trzeba szybko zmienić strategię. Ta prawda nie dotarła chyba na czas do secesjonistów. Zobaczywszy, że Zbigniew Ziobro i Jacek Kurski, zamiast rzucać gromy, zaczęli sobie figlarnie dworować z koleżanek i kolegów, rozłamowcy nie mieli co czekać na decyzję Komitetu Politycznego PiS. Sami powinni szybko coś postanowić. Bo taktyka: “Wszystkiemu winny Ziobro” i “Jarka będziemy wspominać z szacunkiem”, nie przemówiła już do nikogo. Na dodatek secesjoniści, jeśli liczą na sympatię części elektoratu PiS, powinni z większą uwagą wybierać miejsca swoich coming outów. Michał Kamiński wypłakujący się na ramieniu Andrzeja Morozowskiego w TVN czy Paweł Poncyljusz wybierający dla swoich politycznych wyznań tygodnik Tomasza Lisa dla sporej części prawicowego elektoratu stają się mało wiarygodni. No i pytanie podstawowe. Czym “pisowcy light” chcą się różnić od Platformy? Wejherowska deklaracja Poncyljusza zabrzmiała bowiem niemal jak ideologia “ciepłej wody w kranie”. A sugestie Michała Kamińskiego, że ludzie Ziobry podsłuchują rozmowy telefoniczne, przypominają język, jakim dotąd posługiwali się Kazimierz Kutz i Janusz Palikot. Jak na kilka dni to zbyt wiele niezręczności członków grupy, która usiłuje znaleźć dla siebie miejsce między Jarosławem Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem. Semka
“Podwójne standardy? Tak!” Nauka chrześcijańska każe nienawidzić grzechu, ale grzesznika kochać. Lewicowa, prościej – po prostu nienawidzić “faszystów”. A po czym poznać faszystę? Po tym, okazuje się, że się nie przyznaje. Faszyści, jak w ramach przygotowań do defaszyzacji warszawskich ulic pouczyła “Gazeta Wyborcza”, dziś już nie strzygą się na łyso, chodzą w garniturach, a nie w glanach, i nie głoszą nienawiści do Żydów. Dlatego właśnie potrzebujemy Autorytetów, które nam wskażą “przebrane w garnitury zwierzęta z natury endeckie”, jak nazwał za Autorytetem uczestników Marszu Niepodległości publicysta “Krytyki Politycznej” Michał Sutowski. Określenie “genetyczny patriotyzm” wyszydzano i ośmieszano, ale okazuje się, że jak go nazwać faszyzmem, to istnieje i jest podstawą do odmawiania genetycznie obciążonym ich konstytucyjnych praw. “Dzielni i zdeterminowani chłopcy w chustach na twarzach” – pisze Sutowski, i nie jest to wbrew pozorom ironia, tylko szczery zachwyt – “byli gotowi pokazać czynem to, do czego Seweryn Blumsztajn, “Gazeta Wyborcza” i całe Porozumienie 11 Listopada, włącznie z “Krytyką Polityczną”, nawoływali słowem: kazać faszystom wyp…ć z ulic tego miasta”. Dobrze, że Sutowski nie ściemnia jak Blumsztajn, tylko otwartym tekstem wali, do czego wzywano: do przemocy i łamania prawa. To nic, że nawet “Wyborcza” nie zdołała wypatrzyć w Marszu ani jednego faszystowskiego symbolu bądź hasła. To nic, że gdy próbowano zakazywać lub blokować marsze homoseksualistów, ci sami obłudnicy mówili zupełnie co innego. Filar “Krytyki Politycznej” jest szczery: “Podwójne standardy? Tak, bo między faszyzmem i antyfaszyzmem nie ma symetrii”. Powalająca myśl! Zwłaszcza gdy sobie przypomnieć, jak guru “antyfaszystowskiej” gazety i świeżo upieczony laureat Orderu Orła Białego wielokrotnie budował symetrię między antykomunizmem a komunizmem! Oto więc kwintesencja: w walce z faszyzmem wolno wszystko. A o tym, co jest faszyzmem, rozstrzygać mają prawo lewicowi bojówkarze nauczeni przez “Wyborczą”, że “patriotyzm jest rodzajem rasizmu”. RAZ
Kadry Platformy 1. Platforma rządzi już ponad 3 lata, a od pół roku czyli od momentu katastrofy smoleńskiej rządzi wręcz niepodzielnie. Po niej właśnie wszystkie instytucje, których szefowie zginęli , zostały obsadzone przez ludzi tej partii bądź osoby z nią związane. Ta niepodzielna władza powoduje, że ludzie Platformy coraz częściej zachowują się tak jakby instytucje publiczne były po prostu ich prywatnymi folwarkami i w związku z tym wszystko im wolno, a każde nawet najbardziej patologiczne zachowanie jest usprawiedliwione. Ostatnio dowiedzieliśmy się o kilku takich szczególnie bulwersujących ale tylko dlatego, że ich „bohaterowie” chcieli się swoimi osiągnięciami pochwalić w internecie, a oburzenie internautów było tak olbrzymie, że przełożeni musieli interweniować.
2. Parę dni temu wybuchła afera po tym jak internauci zaczęli rozpowszechniać zdjęcie asystenta szefa MSZ i pracownika jego gabinetu politycznego Macieja Zegarskiego podczas jego pobytu w Afganistanie w lipcu tego roku. Młody człowiek w mundurze żołnierza Wojska Polskiego w polskim śmigłowcu w otoczeniu innych żołnierzy, pozwolił sobie na założenie na wojskowy hełm damskich stringów. Zabawy było chyba co niemiara, bo młody bohater zdecydował się umieścić ten żart na swoim profilu na Facebooku i dopiero zainteresowanie internautów wywołało skandal. Sam zainteresowany nie widział na początku w tym co zrobił niczego nagannego, dopiero po paru godzinach się zreflektował i wydał oświadczenie w którym napisał „moje zachowanie było naganne, niegodne urzędu który reprezentuję. Cała sytuacja nie powinna mieć miejsca, jeszcze raz przepraszam”. Tego rodzaju żarty urzędnika państwowego w kraju do którego posłaliśmy ponad 2 tysiące żołnierzy na wojnę, gdzie do tej pory zginęło już 21 z nich, a kilkudziesięciu zostało trwale okaleczonych, są naprawdę specyficznym poczuciem humoru wynikającym jak sądzę z przeświadczenia o całkowitej bezkarności.
3. Inny skandalicznym wydarzeniem była wypowiedź podwładnej Pani Prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, prezesa jednej ze spółek komunalnych. Pani Prezes Elżbieta Wiśniewska na swoim bloku o dążeniu do spotkania z Premierem Tuskiem przedstawicieli rodzin tych którzy zginęli w katastrofie smoleńskiej napisała tak: nie wybierali się do Premiera Tuska w sprawie wyjaśnienia przyczyn katastrofy, bo to sprawa prokuratury, nie wybierali się towarzysko, bo premier w pracy nie prowadzi życia towarzyskiego. Po co więc chcieli przyjść jak nie po kasiorę?”. A o córce Zbigniewa Wassermana, Małgorzacie Wasserman napisała tak „ Paniutka, która mieni się prawniczką, jeszcze nie zauważyła, że prokuratura jest niezależna od rządu. O czym miałby z nimi rozmawiać Premier, jeżeli nie o śledztwie to tylko o kasie”. Prawda ,że empatia z tych wypowiedzi bije wręcz po oczach.
4. To tylko dwie sytuacje z ostatnich dni ale tej arogancji rządzących jest przecież co nie miara. I choć bardzo niechętnie mówią o niej przychylne rządowi media, to coś zawsze wymknie do opinii publicznej choćby za pośrednictwem internetu. Na te dwa wydarzenia były oczywiście reakcje przełożonych i obydwie osoby zapewne odejdą z zajmowanych stanowisk tyle tylko, że tego rodzaju zdarzeń z udziałem rządzących mają miejsce codziennie. Świadczy to o przekonaniu rządzących, że wszystko im wolno, że są wręcz bezkarni i że ich rządy są w zasadzie bezterminowe.
Takie sygnały płynęły już z obrad sejmowej komisji śledczej w sprawie hazardu, wtedy kiedy mówiono o zawartości komputera szefa gabinetu politycznego Ministra Sportu, Marcina Rosoła. Maile żądające miejsc w radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa, załatwianie posad w zarządach tych spółek dla ludzi Platformy to była codzienna praca szefa tego gabinetu politycznego. Wszystko to nie ujrzało światła dziennego bo tą część raportu szef komisji poseł Mirosław Sekuła oczywiście utajnił. A za chronienie interesów Platformy i zamiatanie pod dywan niewygodnych dla niej faktów w nagrodę dostał poparcie Platformy w wyborach na prezydenta Zabrza. Zbigniew Kuźmiuk
"Partie kobiet nie biorą". I dwie prośby: Kiedyś zamieściłem w "Dzienniku Polskim" artykulik o dwuznacznikach. Często niezauważalnych. Np. u Mickiewicza: "Obszar gnuśności zalany odmętem"; czy chodzi o zalany "obszar gnuśności" - czy o obszar czegoś-tam zalany "odmętem gnuśności"? Mistrz Adam nie postawił przecinka - więc nie wiemy... Na stronach "Gazety Wyborczej" przeczytałem tytuł "Partie kobiet nie biorą" - i zacząłem się zastanawiać. Czy to znaczy, że wyborcy nie darzą swymi względami partyj kobiet (co jest prawdą absolutną; zwłaszcza kobiety nie głosują na takie partie - bo znają kobiety...)? Czy też, że w ogóle partie nie cieszą się sympatią kobiet? Co też jest prawdą. Kobiety nie lubią zajmować się polityką - mimo nacisków feministek i "postępowych facetów". Nie lubią nie tylko partyj, ale i całej polityki. Tymczasem okazało się, że to nie jest dwuznacznik, ale trójznacznik! Autorce. p. Renacie Grochal, chodziło o to, że partie nie wstawiają kobiet na listy wyborcze! Trudny jest polski język! A teraz dwie prośby. Jedna od mojego sztabu: Przyjaciele Wolności z Warszawy! Rozpoczynamy ostatni tydzień kampanii wyborczej. Bardzo duża grupa wyborców właśnie w tych ostatnich dniach podejmuje decyzję na kogo oddać swój głos. Dlatego teraz najbardziej potrzebujemy wsparcia wszystkich sympatyków Janusza Korwin-Mikkego - głównie do rozdawania naszych materiałów. Przyjęcie 'na ulicy' jest bardzo dobre, ludzie chętnie biorą nasze gazety i właśnie robimy ich dodruk. Nie mamy konkurencji ponieważ pozostali kandydaci najwyraźniej boją się wyjść do ludzi. Pilnie potrzebujemy rąk do pracy. Jeżeli ktoś ma chwilę wolnego i może pomóc prosimy o kontakt: wojtasiewicz.pl@gmail.com
Odwołuję! Cofam te słowa! W swoich licznych wypowiedziach o Marszu Niepodległości wyrażałem lekki żal – a nawet pewną pretensję - do Policji, że powstrzymała marsz Szlakiem Królewskim. Nawet dwukrotnie podczas marszu, kiedy nam blokowano przejście – bo przed nami „anty-faszyści” robili jakiś sit-in – rozważałem koncepcję przełamania blokady siłą: przeszlibyśmy jak przez masło - i przez policjantów, i przez tych, jak napisałem w„ANGORZE”: „ekofaszystów, feminazistki i g****j**ów spod p. Roberta Biedronia”. Po czym obejrzałem tę relację:
http://www.youtube.com/watch?v=KIW6j4lxwYI&NR=1
- i niniejszym wyrażam wdzięczność Policji, że starała się, jak mogła, by do tej konfrontacji nie dopuścić! Dobry Boże! Przecież 2/3 z tych „2000 antyfaszystów”, o których z dumą pisała „Gazeta Wyborcza”, to 12-letnie dziewczynki! Nawet nie chłopcy: gimnazjalistki!! Co by to było! Ja nie widziałem tego, co się działowe środku pochodu, organizowanego sprawnie przez ONR i inne grupy narodowców. Jednak ludzie, którzy tam byli, mówili mi: w pochodzie, obok młodzieży, szło również sporo rodzin i osób w średnim i starszym wieku; ale wszyscy szli we środku szyku, ochraniani ze wszystkich stron przez męską młodzież. Natomiast Lewica, starym faszystowskim zwyczajem, ustawiła na barykadach kobiety i dzieci!!!! Pewnie, że byśmy przeszli – nie trzeba by nawet rąk z kieszeni wyjmować - ale telewizje całego świata miałyby używanie: „Polscy faszyści biorą pod glany szkolne dzieci!”. Nie wiem: czy „Gazeta Wyborcza” i inne pachołki lewicowego reżymu nie umieli zgromadzić paruset odważnych? Czy też świadomie spędzili dzieci – właśnie po to, by doszło do przełamania i telewizje mogły pokazać nieszczęsne dziewczynki umykające po bramach przed „typowymi polskimi faszystami”. W każdym razie: Policja miała absolutną rację. Tylko powinna nam była o tym powiedzieć. Bo na Browarnej było o krok od tragedii. By nie było, że jest to wypowiedź stronnicza, polecam tu - też stronniczą (ale z drugiej strony),wszelako rzetelną - relację z „Gazety Wyborczej”:
http://wyborcza.pl/1,75248,8648987,Jak_marsz_ONR_u_wygladal_od_srodka__Bylismy_wsrod.html
Fakty są prawdziwe. Proszę zwrócić uwagę, że po tamtej stronie barykady nawet brodaci magistrowie filozofii jeszcze nie umieją odróżnić „anarchizmu” od „anarchosyndykalizmu” - a po tej stronie nawet proste kobiety doskonale odróżniają „nacjonalizm” od „narodowego socjalizmu”! I to jest podstawa budowy Wielkiego Obozu Polskiej Prawicy.
Mam prosić, by mnie wykopano! Tak przynajmniej twierdzi mój sztab, każąc mi podać ten adres:
http://www.wykop.pl/link/523585/jkm-spam-ale-nowe-spoty-wyborcze-janusza-sa-zadziwiajaco-dobre/
Dziwne... Przy okazji wyjaśniam - bo akurat ten problem ludzi poruszył:
1) Pod hipermarketami są, nieraz cztero-poziomowe, parkingi. Jakoś się to właścicielom marketów opłaca,
2) Puste rondo to marnowanie bardzo cennego miejsca. W znakomitym punkcie.
3) Pod placem Gwiazdy w Paryżu jest cała sieć sklepów. Nawet znam właściciela połowy...
4) Nie ma najmniejszego powodu, by z pięciu ulic prowadzących do węzła Marsa nie zrobić dziesięciu wjazdów i dziesięciu wyjazdów do podziemnego parkingu, zajmującego powierzchnię pod całym rondem - nie tylko pod samym marketem.
5) Ruch na placu Gwiazdy (i na innych rondach we Francji) jest trudny, bo żabojady utrzymują zasadę, że pierwszeństwo jest zawsze z prawej. Gdyby pierwszeństwo było dla pojazdów będących na rondzie - jak jest w Warszawie bodaj wszędzie, z wyjątkiem pl. Zbawiciela - to korków by nie było.
6) Nie mogę zagwarantować, czy miasto by na tym zarobiło - ale na pewno zapłaciłoby znacznie, ale to znacznie mniej.
7) Nie mam dowodów, że urzędnicy zawsze biorą 10% w łapówkach - ale w każdym razie postępują dokładnie tak, jakby je brali. Co jest z punktu widzenia moralności publicznej równie szkodliwe. Z punktu widzenia gospodarki jest nawet zdecydowanie lepiej, gdy urzędnik weźmie 10% łapówki, niż gdy, jak frajer, podejmie równie szkodliwą dla Polski decyzję za darmo; przynajmniej jesteśmy o kwotę łapówki bogatsi - facet za te pieniądze postawi sobie willę, zatrudni murarzy,... ... glazurników... Natomiast obywatele RFN inwestujący na wschód od Odry mają prawo bez dowodów wypłaty odpisać sobie 10% na "koszty uboczne". Chyba jasne? JKM
W stronę konfrontacji Czyżby Stanisław Wyspiański pomylił się, wkładając w usta Czepca w „Weselu” sentencję, że „nie polezie orzeł w gówna”? Wielu ludzi w Polsce uważa bowiem, że za sprawą pana prezydenta Bronisława Komorowskiego właśnie polazł. Chodzi im oczywiście o odznaczenie w dniu 10 listopada Orderem Orła Białego red. Adama Michnika, Aleksandra Halla i Jana Krzysztofa Bieleckiego oraz JE bpa Alojzego Orszulika. Ale jeśli nawet – to trzeba powiedzieć, że mu nie pierwszyzna, bo i wcześniej Orderem Orła Białego byli dekorowani różni ludzie, między innymi – znani tajni współpracownicy Służby Bezpieczeństwa. Oczywiście panu prezydentowi nie chodziło o wdawanie się w spór ze Stanisławem Wyspiańskim i udowadnianie czynem, że poeta nie miał racji, bo jak trzeba, to znaczy – jak padnie rozkaz - to orzeł polezie wszędzie. Pan prezydent Komorowski wybrał sobie akurat te osobistości do udekorowania, kontynuując budowę własnego zaplecza politycznego. Jak pamiętamy bowiem, dobrał sobie na doradców osobistości z kręgu dawnej Unii Demokratycznej, tak zwanego Salonu, w którym nie ma podłogi i tak zwanej umiarkowanej lewicy, którą reprezentuje prof. Tomasz Nałęcz. Dekoracja Adama Michnika jest swego rodzaju ukoronowaniem, postawieniem kropki nad „i” – bo red. Michnik jest dla Salonu postacią najbardziej reprezentatywną, o wiele bardziej, niż dajmy na to – Aleksander Hall. Dekoracja Jana Krzysztofa Bieleckiego ma znamiona zwykłej wdzięczności za pomoc przy wyborze na prezydenta. Ale to drobiazg niewątpliwy w porównaniu z festiwalem w mediach, a zwłaszcza w TVN, jaki urządzony został posłankom Prawa i Sprawiedliwości: Joannie Kluzik-Rostkowskiej i Elżbiecie Jakubiak po tym, jak prezes Jarosław Kaczyński wyrzucił je z partii. Rozmowom i komentarzom nie ma końca, a ich przedmiotem, podobnie jak przedmiotem serdecznej troski nie tylko najsławniejszych publicystów, ale zapewne i ich przełożonych z razwiedki jest przyszłość obydwu pokrzywdzonych. Czy teraz zapiszą się, dajmy na to, do Polskiego Stronnictwa Ludowego, czy założą własną partię, na przykład pod nazwą „Róbmy Sobie Na Rękę”? Cała Polska wstrzymuje oddech zwłaszcza, że wszystko wskazuje na to, iż kuracja przeczyszczająca, jaką prezes Kaczyński zaordynował Prawu i Sprawiedliwości, dopiero się zaczyna. Zagrożony jest poseł Paweł Poncyliusz, podobnie jak europoseł Michał Kamiński, który, jak to mówią, „w dyrdy” pobiegł do TVN, by wypłakać swoją krzywdę w opiekuńczych ramionach pana red. Morozowskiego, podobnie zresztą jak wcześniej inny europoseł pan Migalski. „Palę wszystko, co kochałem, kocham wszystko, co paliłem” – ta postawa byłych i nadal jeszcze aktualnych polityków Prawa i Sprawiedliwości pokazuje, z jakich ludzi składa się ta partia, podobnie zresztą, jak wszystkie inne ugrupowania tak zwanego „głównego nurtu”. Znakomitą tego ilustracją było dokonane w swoim czasie przejście z PiS do PO posła Antoniego Mężydły, który z tej okazji złożył deklarację, że wcale nie musiał zmieniać poglądów. No naturalnie, jakże by inaczej! Jakich tam znowu „poglądów”? Co tu mają do rzeczy jakieś „poglądy” kiedy najważniejsze, żeby wypić i zakąsić na koszt Rzeczypospolitej? Kuracją przeczyszczająca w PiS przypomina czystki, jakie w swoim czasie ordynował w swojej partii przewodniczący Mao Zedong – tyle, że w znacznie mniejszej skali, bo też w porównaniu z Chinami Polska to mały pikuś, tzn. pardon – oczywiście pan Pikuś. Pretekstem, a kto wie – może nawet powodem kuracji jest rozbieżność zdań w sprawie strategii, jaką PiS powinien przyjąć na najbliższy okres. Jarosław Kaczyński najwyraźniej skłania się ku strategii martyrologicznej i to w formie ostrej – o czym świadczy zarówno jego rezygnacja z uczestnictwa w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego przy prezydencie Komorowskim, jak i absencja na państwowych uroczystościach z okazji 11 listopada na Placu Piłsudskiego. Nie tylko sam nie pojawił się na trybunie, ale reprezentanta PiS nie było również wśród przewodniczących klubów parlamentarnych, którzy na Grobie Nieznanego Żołnierza składali wieniec w imieniu Sejmu. Wygląda na to, że ostra forma strategii martyrologicznej oznacza również bojkot państwa. Bardziej wyostrzyć jej chyba już nie można, bo oznaczałoby to konieczność założenia przez pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego własnego państwa. Być może coś jest na rzeczy, bo w przemówieniu prezydenta Bronisława Komorowskiego z okazji 11 listopada znalazło się mnóstwo akcentów, a nawet swego rodzaju zaklęcia o potrzebie współpracy, zwanej z cudzoziemska kolaboracją. W konfrontacji z ostrą formą strategii martyrologicznej pozostaje strategia bratania się ze wszystkimi, jaką Prawo i Sprawiedliwość, a ściślej – komitet wyborczy Jarosława Kaczyńskiego zaprezentował w kampanii prezydenckiej. Jak pamiętamy, ta amikoszoneria doprowadziła aż do pochwał pod adresem Edwarda Gierka i lewicy, które część zwolenników Jarosława Kaczyńskiego wprawiło w potężną konsternację. Z punktu widzenia PiS strategia martyrologiczna jest oczywiście bardziej racjonalna od amikoszonerii, bo ani czciciele Edwarda Gierka, ani dawni partyjniacy, nie mówiąc już o ubekach, ani wreszcie, tresowani przez michnikowski Salon „młodzi, wykształceni” z wielkich miast i ichnie celebrytki na PiS nigdy głosować nie będą, zatem wszelkie umizgi w tę stronę wydają się bezowocne. Natomiast rozpamiętywanie smoleńskiej katastrofy, celebrowanie pamięci „poległych” i demonstrowanie krzywd doznanych od wrogów, budzi w części opinii publicznej żywy rezonans, wytwarzający polityczną siłę nośną, która jest w stanie wepchnąć PiS do Sejmu w przyszłorocznych wyborach. W jakich rozmiarach? Ano, one zależą od tego, czy razwiedka zdecyduje się na wykreowanie w najbliższych miesiącach politycznej alternatywy. Na to jednak nic nie wskazuje, więc i Jarosławowi Kaczyńskiemu nie pozostaje nic innego, jak maksymalne wyostrzanie strategii martyrologicznej, która – jak to można było zauważyć 11 listopada – ociera się o bojkot państwa. Paradoksalnie, przy oficjalnym, pełnym obłudy ubolewaniu nad tym ze strony przeciwników politycznych PiS, zarówno rząd, jak i prezydent Komorowski, bardzo Jarosławowi Kaczyńskiemu w tym wyostrzaniu pomagają. Oto niemal w przeddzień 11 listopada z inicjatywy szefa Kancelarii Prezydenta, pana Michałowskiego, wczesnym rankiem, po cichutku, krzyż sprzed Pałacu Namiestnikowskiego, aresztowany wcześniej w pałacowej kaplicy, został przeniesiony do kościoła św. Anny – oczywiście już bez improwizowanej oprawy liturgicznej, jaką na poczekaniu próbował wcześniej na użytek usuwania krzyża zastosować JEm. Kazimierz Nycz. Dzięki temu pojawił się pretekst dla kolejnych manifestacji, od których 11 listopada Warszawa aż huczy, bo w odpowiedzi na Marsz Niepodległości zorganizowany przez ONR, środowiska żydowskie i sponsorowane przez „filantropa” grupy postępaków, na rozkaz Seweryna Blumsztajna próbują zablokować „faszystów”, że to niby – „no pasaran!” W ten oto sposób środowiska żydowskie w Polsce wspomagają niedawną konferencję w Princeton, dzięki której świat miał utwierdzić się w przekonaniu, że Polaków nie można pozostawić samopas, że trzeba ustanowić nad nimi kuratelę, najlepiej spośród starszych i mądrzejszych, bo w przeciwnym razie ZNOWU zrobią coś okropnego. „Zasrancen” sponsorowani przez „filantropa” za pośrednictwem najbardziej wpływowego w Polsce cadyka, pana Smolara kierującego Fundacją Batorego, z tej znakomitej koordynacji nie zdają sobie oczywiście sprawy, potwierdzając w ten sposób spostrzeżenie Jana Kochanowskiego, że „Polak przed szkodą i po szkodzie głupi”. SM
15 listopada 2010 "Ci co oddali swoją nerkę żyją dłużej" … - usłyszałem w państwowej telewizji będąc u kolegi z wizytą. Taka informacja przeleciała mimochodem, przypadkowo, ot – tak sobie. Zastanówmy się o co w tym chodzi? Było to przy okazji dyskusji o dawaniu nerek, który to temat jest bardzo popularny obecnie, obok oddawania szpiku, wątroby… Chodzi o to, żeby z człowieka zrobić skład części zamiennych, upodlić go, pozbawić godności.. Oczywiście jak ktoś chce oddać komu chce swoje organa - niech oddaje. To jego problem! Ale uprawianie propagandy państwowej na rzecz wymieniania się organami. Dlaczego państwo zajmuje się agitacją? Każdy z nas musi umrzeć wcześnie czy później, taka jest wola Pana Boga i on tym rządzi.. Teraz człowiek chce zastąpić wolę Bożą..? Oczywiście nieprawdą jest, że ”ci co oddali swoją nerkę żyją dłużej” - jest to zwykłe kłamstwo, mające na celu zmuszenie ludzi do postępowania zgodnego z zaplanowanym przez państwo.. Jeśli byłaby to prawda, to Pan Bóg stworzyłby nas z jedną nerką od razu, a nie z dwoma.. Nie trzeba być wybitnym znawcą tematu, żeby wiedzieć, że jeśli organizm pobawimy jakiegoś naturalnego elementu, który w nim funkcjonuje i dzięki niemu funkcjonuje organizm - to nie może obyć się to bez straty dla tegoż. To chyba logiczne? To dlaczego propaganda sączy tego typu poglądy? Żeby zmusić nas do postępowania, narzucenia nam, przystosowania się do ustalonej z góry tezy.. Musi istnieć jakieś centrum, któremu zależy na zmianie naszej świadomości i żeby z nas zrobić zwykłe bydło, któremu można wymieniać części ciała, jak części zamienne w samochodach.. . Memento mori! Powtarzano przez tysiąc lat w Europie.. Kilka dni temu, dałem tytuł mojemu felietonowi: ”Otyli żyją krócej, ale za to jedzą dłużej”. Oczywiście jest to tytuł tyle przewrotny, co zabawny.. Otyły może żyć i dłużej i krócej, w zależności od wielu rzeczy dziejących się w jego organizmie.. Nie ma na to reguły - są zdarzenia. Ktoś z propagandystów zajmujących się wstrętną propagandą, zaczerpnął z mojego tytułu kilka słów, ale użył je w innym celu i je trochę poprzestawiał.. Na razie nie lansują poglądu, że jak ktoś oddać serce czy wątrobę - to też będzie żył dłużej. Ale jak będzie taka potrzeba to wymyślą jakieś hasło, żeby trafiło do słuchacza i przeżuwacza telewizyjnego… Bo w dzisiejszym świecie, świecie nieokiełznanej propagandy - można zrobić wszystko z masami ludzkimi.. Wmówić każdy pogląd! I miliony w to uwierzą. Przy dzisiejszej technice..??? Bo kto nie wierzy naprawdę w Pana Boga, uwierzy we wszystko - jak twierdził Chesterton. I rozsiewają takie hasła: Potocznie Kaczyński? - Kaczka! - Potocznie Kaczka? - Basen.. Bo ci co oddają na użytek propagandy codziennie swój mózg - też jakoś żyją. Jedni dłużej, inni krócej. Niezależnie czy są otyli, czy chudzi.. Bo zanim gruby zemrze, chudy już umrze.. Tak już jest, choć niekoniecznie. Każdy organizm jest indywidualny. I nawet chudy, może przeżyć dłużej.. Chyba, że nie jest tak podatny na propagandę.. I tego nie wytrzyma. Wtedy umrze wcześniej. Robią sobie żarty ze śmierci. A ona też wymaga szacunku.. Zachodzą naszą cywilizację z wielu stron.. Żeby tylko wszystko przeciw Panu Bogu, nic zgodnie z jego wolą. I święcenie też jest potrzebne.. Ale nie zawsze. Bo na przykład w Radomiu, biurokracja oddawała do użytku swojego, nowy budynek biurokratyczny, Państwowej Inspekcji Drogowej , która to inspekcja drogowa zajmuje się kontrolowaniem ciężkich samochodów jeżdżących z ładunkiem po drogach. Mamy teraz siedzibę mazowiecką w Radomiu. Inspekcja zatrzymuje i kontroluje, soląc przy tym solenne mandaty, sięgające nieraz sumy 12 000 złotych(!!!!) Chciałbym znać statystki dotyczące liczby wykończonych polskich firm, które padły ofiarą kontroli Państwowej Inspekcji Drogowej? Ja osobiście znam dwóch takich ludzi, którym Inspekcja wykończyła firmy. Ilość wlepianych mandatów- przekroczyła w pewnym momencie zdolności płatnicze firmy.. A to 2000, a to 3000, a to 5000 złotych (???). Powołanie Państwowej Inspekcji Pracy ma na celu - moim skromnym jak zwykle zdaniem - wykańczanie małych polskich firm wielkimi karami, po to, żeby zrobić miejsce dla firm dużych - zagranicznych. Na razie służy do napełniania budżetu socjalistycznego państwa, pełnego głodnych wiecznie brzuchów biurokracji.. Bo biurokracja zawsze jest głodna i mnoży się jak przysłowiowe króliki, a także przez pączkowanie. Ciągła potrzeba pieniędzy niezbędnych do napełnienia wiecznie głodnych brzuchów, powoduje permanentne poszukiwanie sposobów zaspokojenia pasożytniczego głodu- nawet po trupach polskiej przedsiębiorczości. I to robi Państwowa Inspekcja Drogowa.. I taką działalność poświęcił jeden z księży radomskich??? Czy on nie ma Boga w sercu? Poświęcić działalność pasożytniczej Inspekcji niszczącej polskie firmy transportowe - to jest dopiero kuriozum! Dlaczego piszę polskie? Bo codziennie widzę Inspekcję, i zatrzymywane samochody, ale jeszcze nie widziałem samochodów z zagranicy zachodniej - choć widzę z Białorusi czy Federacji Rosyjskiej.. Czy ksiądz, biorąc pieniądze za poświęcenie drogowych oprawców, ich działalności i ich samochodów, nie zdaje sobie sprawy z tego co robi? Nie zainteresował się czym zajmuje się Państwowa Inspekcja Drogowa? I jeszcze wziął pieniądze pochodzące z krwawicy polskich przedsiębiorców. Zawłaszczone przez biurokrację drogową.. A gdzie moralność? Bo co innego, jak nie wie skąd pieniądze pochodzą, na przykład z prostytucji.. Ale skoro wie i święci? Ręce opadają.. To są prawdziwie brudne pieniądze.. Puszczają wszelkie hamulce moralne. A pieniądze coraz mniej śmierdzą.. Stojący funkcjonariusze, też święceni - się przy tym żegnają.. Przypomina mi to obrazek ze zdjęć operacyjnych policji, gdzie uwidoczniony jest złodziej samochodów, który przed kradzieżą się żegna.. Żegna się, żeby szczęśliwie mógł ukraść samochód.. Zgroza! I wszyscy szczęśliwi wyruszą poświeceni przez katolickiego księdza na rabunek kierowców.. Poczynią szkody w firmach, szkody w rodzinach, szkody na rynku.. Sami się obłowią przy pomocy kontroli - i taką działalność poświęca ksiądz. Jak ustawią w Radomiu wagę do sprawdzania nadwagi samochodów - to też ją poświęci? Żeby państwo mogło rabować, rabować i jeszcze raz rabować.. I nie ma granic tego rabunku, bo biurokracja nie ma nigdy dość cudzych pieniędzy.. Ciągle obmyśla nowe sposoby rabunku, jak to w demokratycznym państwie bezprawia.. I wielkiego rabunku! Więcej funkcjonariuszy bezpieki drogowej, więcej i więcej. I nich księża w całej Polsce święcą to postępowanie.. Nie ma zła i dobra.. Jest tylko dobro.. I to dobro właśnie święci ksiądz.. Mam jedynie nadzieję, że zrobił to zupełnie nieświadomie.. Pan Bóg oceni jego postępowanie.. W nim nadzieja. WJR
Co w ekonomii słychać… Zaczynamy przegląd wydarzeń ekonomicznych na Świecie. Dużo się dzieje ciekawych rzeczy, które nie pozostaną bez wpływu na nasze życie. Tyle ze wstępu, przejdźmy do konkretów.
1. 3 listopada FED ogłosiła, iż w ramach programu QE2 zostanie dodrukowanych 600 mld dolarów w ciągu 8 miesięcy. Kwota ta powiększy bazę monetarną USA o około 30%. Do 600 mld dolarów należy doliczyć jeszcze 275 mld dolarów programu QE1, co daje razem 875 mld dolarów. Dodam, że już się mówi o QE3… Dlaczego FED postanowił dodrukować dolara? Ano w celu „rozruszania” gospodarki – trupa: stopy procentowe są na nieziemsko niskim poziomie 0-1% a akcja kredytowa stoi. Postanowili więc zwiększyć bazę monetarną, tak aby w obiegu było więcej pieniądza. Oczywiście jest to również sposób na kradzież oszczędności obywateli (tych nielicznych którzy w USA jeszcze je mają), i destrukcję długu. Najciekawsze jest mydlenie oczu szaremu człowiekowi. W mediach można było usłyszeć, iż inflacja za III kwartał w USA wynosiła nieco powyżej 2%. Tzw. indeks inflacyjny CPI obliczany jest z wyłączeniem cen żywności i energii. Żeby było jaśniej – tanieją dobra oparte na długu tj. nieruchomości, samochody itp. ale drożeją dobra codziennej konsumpcji. Dlatego w danych statystycznych wygląda to dobrze, ale w życiu niekoniecznie tak musi być… Jeżeli Świat straci zaufanie do zielonego pieniądza, dolar zacznie wracać do Ameryki, a to skończy się scenariuszem z Republiki Weimarskiej albo Zimbabwe. Zresztą Chiny, największy wierzyciel Stanów Zjednoczonych w kilka dni po ogłoszeniu QE2 zażądał wyjaśnień odnośnie dodruku pieniądza. To zapewne przyśpieszy potajemny proces ucieczki Chin od rezerw w USD.
2. Irlandia dogoniła Argentynę w rankingu ryzykownych długów: prawdopodobieństwo ogłoszenia niewypłacalności Irlandii w ciągu najbliższych 5 lat rynki oceniają na 41%, na miejscu nr 2 jest Wenezuela (prawdopodobieństwo na poziomie 50%), a na szczycie rankingu jest Grecja (prawdopodobieństwo na poziomie 53%). Wg. niektórych analityków Irlandia jest już DeFacto bankrutem, i do krachu kredytowego nie dojdzie jedynie jeżeli zainterweniuje EBC (Europejski Bank Centralny), który notabene rozpoczął już proces skupowania irlandzkich obligacji.
3. Rynek metali: w ostatnich kilku dniach widzieliśmy istny rajd metali szlachetnych w górę, srebro i złoto biło kolejne rekordy. Spowodowane to było oczekiwaniem oraz ogłoszeniem QE2. Od trzech dni widzimy korektę na rynku surowców, prawdopodobnie na rynku metali do gry weszły duże banki bullionowe. Jeżeli ceny SPOT przełożą się na ceny fizycznego kruszcu w Polsce będzie okazja do tańszych zakupów.
http://www.jednodniowka.pl/news.php?readmore=328
Zdrada wg ministra Grasia
1. Wczoraj w audycji radia Zet rzecznik rządu Paweł Graś nazwał ocierającymi się o zdradę, działania Prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który chce zwrócić się do większości republikańskiej w amerykańskim Kongresie w sprawie podjęcia rezolucji o powołanie międzynarodowej komisji do zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej. List do kongresmenów USA mają zawieść jeszcze w tym miesiącu była Minister Spraw Zagranicznych Anna Fotyga i szef sejmowego zespołu ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej poseł Antoni Macierewicz. Minister Graś mówił wczoraj tak: „ gdyby w każdych innych warunkach doszło do sytuacji, że mamy legalne państwo, mamy legalny rząd, legalne władze, legalne instytucje i ktoś zwraca się do obcego mocarstwa, że te instytucje są niewiarygodne, że to państwo jest nieważne, że to czym zajmuje się to państwo, budzi wątpliwości, to jest sytuacja absolutnie skandaliczna i niedopuszczalna. Uważam ,że to jest absolutny i totalny skandal, ocierający się wręcz o zdradę”.
2. Rzecznik rządu przyzwyczaił nas do mówiąc najoględniej „oryginalnych zachowań”. Jakiś czas temu okazało się, że nie uwzględnił w swojej poselskiej deklaracji majątkowej faktu, że mieszka z rodziną od lat nieodpłatnie w domu, którego właścicielem jest obywatel Niemiec, świadcząc w zamian usługę jego pilnowania. Po wielu miesiącach właściwy w tej sprawie urząd skarbowy wprawdzie uznał, że nie ma w tym złamania prawa ale cóż mógł orzec urząd skarbowy na którym bezpośredni nadzór ma minister finansów, kolega ministra Grasia z rządu. Teraz używa bardzo mocnych słów na określenie działań partii opozycyjnej, która reaguje w ten sposób na działania wielu tysięcy Polaków domagających się powołania międzynarodowej komisji w sprawie katastrofy smoleńskiej. Pod petycją w tej sprawie przygotowaną przez stowarzyszenie Katyń 2010 popisało się imieniem i nazwiskiem już ponad 300 tysięcy osób ( kolejne tysiące podpisów spływają do organizatorów) i została ona przesłana parę tygodni temu do Prezydenta, Premiera, Marszałka Sejmu i Marszałka Senatu.
3. Oficjalnej odpowiedzi w tej sprawie do tej pory stowarzyszenie nie otrzymało ale podczas ostatniego spotkania z rodzinami ofiar Premier Tusk był uprzejmy powiedzieć „że wszystko to co się dzieje w tym momencie w sprawie śledztwa jest wystarczające i właściwe i w związku z tym nie zamierza on występować o powołanie takiej komisji”. Widać z tego ,że Premier Tusk jest z prowadzonego przez Rosjan śledztwa zadowolony, choć ostatnie trwające ponad 6 godzin spotkanie z rodzinami ofiar i konieczność zorganizowania wkrótce następnego, powinno chyba zwrócić jego uwagę, że rodziny te są w najwyższym stopniu, przebiegiem tego śledztwa zaniepokojone. W tej sytuacji więc zrozumiałym jest ,że podejmują one próby umiędzynarodowienia śledztwa, a zwracają się przecież do naszego głównego sojusznika z którym od kilku lat razem jesteśmy w jednym bloku obronnym. Jeżeli tego rodzaju działania rzecznik rządu nazywa zdradą to jak nazwać działania polskiego premiera, który w niewyjaśnionych do tej pory okolicznościach prawdopodobnie jednoosobowo zdecydował, że oddajemy śledztwo w sprawie katastrofy w której zginęła elita polskiego narodu, państwu które nie było w stanie przez wiele lat wyjaśnić dramatycznych wydarzeń w których zginęły setki jego obywateli w tym dzieci, takich jak tragedia w Biesłanie, katastrofa okrętu Kursk czy tragedia w moskiewskim teatrze na Dubrowce.
4. Rzecznik rządu powinien bardziej ważyć słowa bo inaczej będzie musiał nazywać zdrajcami wielu polskich obywateli, którzy szukają sprawiedliwości choćby przed Trybunałem w Strasburgu, skoro nie znaleźli jej przed wymiarem sprawiedliwości w Polsce. Zresztą rządzący tak często mijali się z prawdą w wielu sprawach wiązanych z katastrofą smoleńską, ze słynnym już stwierdzeniem Premiera Tuska, że rodziny ofiar katastrofy chcą się z nim spotkać i rozmawiać o odszkodowaniach, że byłoby lepiej gdyby przestali oceniać działanie rodzin i partii opozycyjnej w tej sprawie.
Zbigniew Kuźmiuk
Kto się gdzie przewraca Przez nasze media przetacza się festiwal oburzeń i porównań. Do czego porównać czystkę w PiS i jak bardzo się nią oburzyć. Tomasz Lis, popisując się erudycją i przenikliwością, porównuje ją… no tak, zgadliście państwo, do stalinizmu. Padają nazwiska ofiar Stalina i chociaż wiadomo doskonale, kto Stalin, nie do końca wiadomo, kto Bucharin, a kto Trocki. Przenikliwość Lisa pozwala mu także odczytywać stan duszy Ziobry (Jeżowa?, Berii?) z gestów jego palców i koloru twarzy. Czy potrzebne są gesty, aby odczytać duszę Lisa? A “Wyborcza” broni pamięci… nie, tego państwo nie zgadną. Józefa Mackiewicza. Tak, tego zoologicznego, jaskiniowego antykomunisty i zwolennika teorii spiskowych. Broni go przed kapitułą jego nagrody, która przyznała ją ostatnio książce Pawła Zyzaka “Lech Wałęsa. Idea i historia”. Poruszony komentator wyraźnie jej nie czytał – jak prawie wszyscy z oburzonych nią dotychczas (spośród których tylko nieliczni odważnie to deklarowali) – toteż powtarza nieprawdziwy, acz konwencjonalny już, rejestr zarzutów o charakterze insynuacji. To jednak niewarta wzmianki w odniesieniu do “Wyborczej” oczywistość. Ważny jest fakt wzięcia w obronę autora “Kontry”, który podobno “w grobie się przewraca”. Czy już niedługo “Wyborcza” odkryje wartość tego pisarza, a przy okazji jednego z jego krewnych, który na łamach organu Michnika ogłosi, że trzeba odebrać Mackiewicza paskudnej prawicy? Niedługo po śmierci “Wyborcza” odwojowała bezbronnego już Zbigniewa Herberta i pasowała na swojego poetę, wielkodusznie przemilczając postawę autora “Elegii na odejście” w III RP. Z autorem “Lewej wolnej” może być trudniej, ale któż w końcu każe czytać teksty klasyków? Można mieć wątpliwości co do rewelacji “Wyborczej” o pośmiertnym zachowaniu Mackiewicza, ale nie powinien ich budzić fakt, że wskrzeszenie nagrody ucieleśnienia nonkonformizmu, jakim był Kisiel, mogłoby go wpędzić w głęboką depresję. W kraju tężejącego konformizmu w tygodniku “Wprost”, piśmie reprezentującym ów konformizm w sposób doskonały, kapituła nadaje nagrody za…? Pewnie za nonkonformizm. Wildstein
Wywiad prezydenta A. Łukaszeki dla „polskich” mediów Poniżej zamieszczamy wywiad jakiego prezydent A. Łukaszenka udzielił dziennikarzom reprezentującym główne, polskojęzyczne media, działające na terenie Rzeczypospolitej Polskiej . Okazję stwarzała niedawna wizyta na Białorusi ministrów spraw zagranicznych Polski i Niemiec. Analiza treści wywiadu, w kontekście pytań stawianych przez dziennikarzy, wskazuje, że na poznanie pełnego stanowiska prezydenta Białorusi wobec Polski i Polaków musimy jeszcze poczekać. Być może do czasu wywiadu, który powinien być przeprowadzony przez niezależnych dziennikarzy polskich. Potrzebne jest to dla ujawnienia pełnego, a ciągle niedostatecznie wykorzystanego potencjału dwustronnych stosunków polsko-białoruskich w sferze politycznej, gospodarczej, kulturalnej oraz czysto ludzkiej. W oparciu o ten potencjał winna być uruchomiona dynamiczna, dwustronnie korzystna współpraca obu sąsiedzkich i przyjaznych sobie krajów. Paweł Ziemiński
Łukaszenko: Nie dzielcie moich Polaków Po raz pierwszy od dziesięciu lat białoruski prezydent Aleksander Łukaszenko udzielił wywiadu polskim dziennikarzom. Trwał on ponad trzy i pół godziny
Rz: Powiedział pan niedawno ministrom spraw zagranicznych Polski i Niemiec, że rozpisane na 19 grudnia wybory prezydenckie będą „bardziej demokratyczne” niż poprzednie. Co to oznacza? Aleksander Łukaszenko: Ja tak nie mówiłem. Zapewniałem ministrów, że wybory będą absolutnie uczciwe i przejrzyste. Podkreślam: u nas wybory prezydenckie zawsze były całkowicie demokratyczne! Dlaczego? Bo procenty wynikające z głosowania zawsze odpowiadały rozkładowi sił. Zadam pytanie i to wcale nie retoryczne. Skoro wiem, że według ostatnich danych mam poparcie rzędu 68 procent, a pozostali badani mówią, że nie wiedzą, na kogo zagłosować, to po co miałbym fałszować wybory?
Nie niepokoi pana to, że musiał pan zapewniać szefów dyplomacji innych państw, iż wybory na Białorusi będą demokratyczne? Nie. Ja się przed nimi nie płaszczyłem, nie mówiłem: „Panowie, obiecuję, przysięgam, tylko bądźcie otwarci i uczciwi i uznajcie nasze wybory”. Nie, ja tylko półżartem powiedziałem, że ich zapewniam.
W Polsce zawsze są organizowane debaty kandydatów na prezydenta. Na Białorusi takich debat nie przewidziano. Dlaczego? Nie ma ich nie tylko u nas, ale także w wielu innych państwach. W swoim czasie, gdy byłem opozycyjnym kandydatem na prezydenta (w 1994 roku – red.), nalegałem, by takie debaty się odbyły. Ludzie będący wówczas przy władzy ich nie chcieli. Ale teraz nie będziemy zabraniać debatowania kandydatom na prezydenta, choćby w państwowej telewizji. Proszę bardzo, damy na to czas na antenie.
Weźmie pan udział w takich debatach? Nie widzę takiej potrzeby i to z różnych przyczyn. Możliwe jednak, że wezmę w nich udział. Przywykłem do takich dyskusji. Ale doskonale wiem, czym dziś zajmują się tak zwani opozycyjni kandydaci, skąd docierają do nich pieniądze, jakie zajmują stanowisko. Jeden z nich, nazywają go prorosyjskim – ale to po prostu żulik, przepraszam, że nie podam nazwiska – oświadczył: „Gdy zostanę prezydentem, sprzedam Rosji zakłady przetwórstwa ropy i systemy rurociągów”. To mnie zbulwersowało. Myślę, że sam postawił na sobie krzyżyk. A to tylko jeden przykład. Mogę przytoczyć masę takich przykładów, dotyczących innych kandydatów. Jest u nas takie powiedzonko: Darmowy ser bywa tylko w pułapkach na myszy. Jeśli biorą od kogoś pieniądze, to nie za darmo.
Dlaczego w komisjach wyborczych jest tak znikoma liczba przedstawicieli opozycji? Jedna trzecia składu komisji wyborczych to przedstawiciele partii i organizacji społecznych. Czy chce pan powiedzieć, że znaleźli się w nich nie ci, których by pan tam chciał widzieć? Ja nie prowadzę kampanii wyborczej. Pracuję dalej, tak jak pracowałem przez pięć lat. A opozycja w tym czasie nic nie robiła. Przysięgam, teraz zastanawiają się tylko, jak zrezygnować z kandydowania. Bo wiedzą, ile głosów dostaną. Poparcie dla Andreja Sannikaua jest w granicach błędu statystycznego, a poparcie dla Uładzimira Nieklajeua wynosi 0,3 procent. I niedawno usiłowano skłonić Jarosława Romańczuka, Polaka – to młody człowiek, występuje ze swoim programem gospodarczym, który ja uważam za śmieszny, ale on w niego szczerze wierzy – by zrezygnował na korzyść Sannikaua czy Nieklajeua.
Opozycyjni kandydaci zebrali jednak ponad milion podpisów. W kołchozie tak liczy się kartofle czy marchew. Prezydent Białorusi zebrał milion sto pięćdziesiąt tysięcy podpisów. Tak? A oni mają ponad milion, prawda? Zebrałem mniej podpisów niż przed poprzednimi wyborami. O czym to świadczy? Że Łukaszenko nie zdołał ich zebrać? A może Łukaszenko nie chciał? Zbieraliśmy podpisy równo pięć dni. Oni miesiąc. Poprosiłem grupę inicjatywną, by nie zbierali więcej: „Jeśli oni będą mieli po 100 – 120 tysięcy, a ja 3 miliony, to wszyscy powiedzą, że wykorzystałem urzędników do ich zbierania”. A teraz, jeśli chodzi o nich. Prosiłem Centralną Komisję Wyborczą, by nie robiła im zbytnich kłopotów. Jeden z nich zebrał 115 tysięcy w miejscowościach, w których mieszka 139 tysięcy ludzi, łącznie z dziećmi. To jasne, że przepisał książki telefoniczne.
Czy dopuszcza pan możliwość przegrania wyborów? Ja czegoś takiego sobie nie wyobrażam. Ale przecież wszystko może się zdarzyć. Przecież wszyscy zależymy od woli Boga. Ja chcę żyć, ale może się zdarzyć, że serce mi stanie i po mnie. A zresztą, został jeszcze miesiąc do wyborów. Ja dobrze wyczuwam nastroje ludzi, ale mogą nagle się zmienić. No i co? Czy traktujecie prezydenta jak cara? U nas, tak jak w Polsce, nie ma możliwości bycia carem. Jeśli więc przegram, będę po prostu żył dalej – i już. Nikomu nie będę przeszkadzał. A zresztą, to już ponad 15 lat, zmęczyła mnie ta władza.
15 lat to bardzo dużo. W Rosji można tak długo być u władzy, u nas też.
W Rosji to niemożliwe, dlatego Władimir Putin nie jest już prezydentem. Naprawdę? A kim?
Oficjalnie nie może być prezydentem. Nieważne, co można oficjalnie, a co nie. Nieoficjalnie możemy robić, co chcemy. Kazachstan – światło demokracji, będę tak długo, jak zechcę. Tadżykistan, Turkmenia, Azerbejdżan. Cała postradziecka przestrzeń tak żyje. O czym tu mówić… A że w Polsce to niemożliwe? No cóż, Polacy tak zadecydowali.
Panie prezydencie, na Białorusi pan ma wysokie poparcie społeczne, a inni politycy, jak sam pan mówi, o wiele mniejsze. Czy to dobrze, że państwo opiera się na jednym człowieku? Nie ma ludzi niezastąpionych, więc jeśli mnie zabraknie, ktoś mnie zastąpi. Może być tak, jak mówiłem: nagle stanie mi serce. Co się stało po śmierci Lecha Kaczyńskiego? Zbliżały się wybory i nawet, jeśli nie był najlepszym kandydatem, to przecież Polska poniosła stratę, przeżyła szok. Ja często o tym myślę: silna władza, na górze jeden, wiele od niego zależy. I co dalej? Tu mamy problem. Nasz system partyjny jest słaby, prawie go nie ma, a powinien być silny. Radzili mi założenie własnej partii, jak w Rosji. Ale jeśli urzędnicy tworzą partię, jak Nasz Dom Rosja czy Jedna Rosja, to efekty są fatalne. System partyjny musi się wykrystalizować. U nas pojawią się takie siły. Będą dwie, trzy silne partie opozycyjne.
Mogą być dwa Związki Polaków W Polsce panuje duże zaniepokojenie sytuacją wokół Związku Polaków na Białorusi, problemami, jakie napotyka polska mniejszość… Ja ministrowi Sikorskiemu dwukrotnie mówiłem: u nas nie ma polskiej mniejszości, są natomiast etniczni Polacy, obywatele Białorusi. Nie ma u nas pojęcia „mniejszość narodowa”. To nasi Polacy, odnosimy się do nich z szacunkiem, ja także – i to z powodów osobistych. W 1994 roku (podczas pierwszych wyborów prezydenckich – red.), gdy na prezydenta kandydował Polak Stanisław Szuszkiewicz, Polak Zianon Paźniak i pół-Polak, pół-Żyd Wiaczesław Kiebicz (wszyscy trzej deklarują, że są Białorusinami – red.), otrzymałem 90 procent głosów ludności polskiej.
Ale dlaczego nie może prowadzić legalnej działalności Związek Polaków kierowany dawniej przez Andżelikę Borys, a obecnie Anżelikę Orechwo? Działa przecież zarejestrowany Związek Polaków na Białorusi.
Tak, ze Stanisławem Siemaszką na czele. Ale jest grupa Polaków kierowana przez Anżelikę Orechwo, która nie chce być w jednej organizacji z panem Siemaszką. Chcą mieć swój własny związek. Ja nie znam szczegółów, ale jeśli istnieje zarejestrowany Związek Polaków na Białorusi ze Stanisławem Siemaszką na czele, to nie może istnieć drugie stowarzyszenie o tej samej nazwie. Niech więc nazwą organizację inaczej i złożą dokumenty, by ją zarejestrować. Ministerstwo Sprawiedliwości zadecyduje, ja nie rejestruję stowarzyszeń. Ale jeśli chcecie znać moje stanowisko, to ja jestem kategorycznie przeciwny dzieleniu moich Polaków, moich obywateli na białych i czarnych, na dobrych i złych, na związek jeden i związek drugi. To moje osobiste zdanie i podczas spotkań oraz podczas kampanii wyborczej będę prosić moich Polaków – mam prawo ich tak nazywać – by się nie dzielili. Możliwe jest istnienie dwóch czy więcej polskich organizacji, ale wówczas zaczną one konkurować ze sobą. Nie chcę, by Polacy stali się katalizatorem niepokojów na Białorusi.
Ale oni już się podzielili… Tak wam się wydaje. Niestety, wszystko to jest winą Borys. Kierownictwo Związku Polaków na Białorusi zajęło się polityką, a nie kulturą czy religią. Dostawali jakieś pieniądze z Warszawy czy skądinąd, ale nie wnikaliśmy w to. Oni faktycznie stali się opozycyjną siłą polityczną.
Panie prezydencie, niestety, Polacy często nie potrafią się ze sobą porozumieć. Na Ukrainie istnieją dwie duże i kilkadziesiąt mniejszych organizacji. Widać, że i na Białorusi Polacy nie mogą się dogadać, to nie ma żadnego związku z polityką i z panem. Skoro niemożliwe jest porozumienie, to trzeba im umożliwić oddzielne funkcjonowanie. Jeśli Polacy zechcą, mogą mieć i dziesięć organizacji. Ale powinni tego chcieć Polacy, a nie jakieś Borysy. Nasi Polacy. Niech się zbiorą, zwołają zjazd, przedstawią dokumenty do rejestracji. I nie będzie żadnego szczególnego postępowania, bo mamy jedno prawo dla wszystkich. Nikt nie będzie przeciw. Obiecuję, że nie będę naciskać na Ministerstwo Sprawiedliwości. Ale Borys ze swymi ludźmi działała bardzo niewłaściwie. Szkodziła naszym Polakom. Takie jest moje głębokie przekonanie. Nie chciałem tego mówić. My organizacji białoruskiej mniejszości w Polsce mówimy, by nie mieszała się do polityki. Borysowski Związek Polaków chciał zostać partią polityczną. Z pozycji stowarzyszenia społeczno-kulturalnego zajmować się działalnością polityczną, czego próbowali także niektórzy duchowni, a to jest nie do przyjęcia. I jeszcze na marginesie. Czy myślicie, że Sikorski tak po prostu do nas przyjechał? Spotykając się z ministrem spraw zagranicznych Białorusi Martynauem, powiedział: „Proszę przekazać prezydentowi, że chcę przyjechać. Ale nie będę mógł, jeśli nie zostaną załatwione te sprawy”. Przyjechał do mnie nasz minister i mówi: „Sikorski takie sprawy stawia, one podobno niepokoją kierownictwo Polski”. Dał mi spis czterech spraw. Drobne sprawy, dawno powinny być załatwione. Załatwiliśmy je w ciągu tygodnia. I Sikorski zdecydował, że przyjedzie.
O co chodziło? O Dom Polski w Iwieńcu, o firmę Polonika, o co więcej, nie pamiętam. Szczegółów nie znam. Po prostu poleciłem załatwić – i załatwili. I minister (Sikorski – red.) nie zgłaszał żadnych pretensji. Oczywiście – Sikorski to mądry, chytry polityk. Będzie miał jeszcze mnóstwo spraw i propozycji. Ale jeśli będą rozsądne, to będziemy je załatwiać. My też zwracamy się do was z problemami, ale wy ich nie załatwiacie.
Z jakimi? Wiecie, jakie są nasze problemy z Rosją w sprawie paliw. Czemu Polska nie mogłaby przyjmować przeznaczonej dla nas wenezuelskiej ropy? Chodzi o 30 milionów ton rocznie. Niestety, na razie odpowiedzią na nasze propozycje jest cisza.
Nie ma muru na Bugu A jak pan ocenia obecny stan stosunków polsko-białoruskich? Możemy mówić o wielkich, utraconych możliwościach. Oczywiście, Polska jest członkiem Unii Europejskiej, jesteście ograniczeni unijnymi aktami normatywnymi, ale jednak mamy ogromne możliwości współpracy. Jeśli zebrać biznesmenów, którzy z nami współpracują, i spytać, jak Białoruś im pomaga, to na pewno zmienilibyście swoją opinię o Białorusi. Na pewno są między nami nieporozumienia, spory, ale granica między Polską i Białorusią nie jest murem. Bardzo aktywnie współpracujemy.
Czy możemy liczyć na otwarcie archiwów KGB, by można było stwierdzić, czy jest w nich tak zwana lista białoruska Polaków, którzy zostali zamordowani w 1940 roku na Białorusi przez NKWD? Myślicie, że u nas te listy są? Liczne dokumenty dotyczące tych spraw w swoim czasie, celowo lub nie, zostały wywiezione do centralnego archiwum. Najprawdopodobniej są w Moskwie. Ale sprawdzimy w KGB. Polecę przewodniczącemu KGB, by złożył mi w tej sprawie sprawozdanie.
Polska i Białoruś zawarły porozumienie o małym ruchu granicznym. Polska je ratyfikowała, a Białoruś nie. Kiedy ta ratyfikacja może nastąpić? Szczerze mówiąc, nie wiem, ale sprawdzę. W najbliższym czasie to będzie rozpatrywane w parlamencie i nie sądzę, by były jakiekolwiek problemy. Ale widzę, że nie mówi mi pan o Karcie Polaka, po co powstała i że to nie jest coś, co powinno istnieć w cywilizowanych państwach. Ja też o tym nie mówię.
A co Polska może jeszcze zrobić, by ułatwić podróżowanie Białorusinom? Ile dziś kosztuje polska wiza dla Białorusinów? 60 euro. A białoruska dla Polaków – 25 euro. Niech będzie 15 dolarów u was i u nas.
Czy Białoruś jest zainteresowana udziałem polskich firm w prywatyzacji białoruskich przedsiębiorstw?
Bardzo. Będziemy wspierać was tak jak wszystkich, ale z Polakami lepiej nam się współpracuje. Bo Polska to nie Rosja ani nie Ameryka. Nie będziecie na nas naciskać.
Wyobraża pan sobie Białoruś w Unii Europejskiej? Nie mogę sobie tego wyobrazić, bo nikt nas tam nie zaprasza, a my takiego wariantu też nie rozpatrujemy. Ale my moglibyśmy znaleźć swoje miejsce w UE nie gorzej od Polaków. Wskazują na to nasze wyniki gospodarcze.
A jeśli byście takie zaproszenie dostali? Zostałoby rozpatrzone i to natychmiast.
Coraz trudniej z Rosją W ostatnim czasie bardzo pogorszyły się stosunki rosyjsko-białoruskie. Dlaczego? Za Jelcyna sporo mówiło się o Związku Białorusi i Rosji, o równych prawach, o tym, że nie ma starszych i młodszych braci. Potem jednak w Moskwie zaczęli mówić, że „widzą Białoruś w składzie Rosji”. Tak właśnie postrzegali perspektywę państwa związkowego. A ja mówię: „Moi drodzy, mamy porozumienie o budowie państwa związkowego. Oto ono”. Na końcu – sam pisałem to razem z Jelcynem – są słowa „Przyszłość zostanie określona w referendum w obu państwach”. W referendum powinniśmy przyjąć konstytucję ZBiR. Skoro tak, niech projekt konstytucji zostanie poddany pod referendum. A w nim będzie wszystko napisane, w tym, jaka będzie wspólna waluta. Gdy pisaliśmy porozumienie o ZBiR, nie wiedzieliśmy, czy będzie to rubel. Myśleliśmy wówczas, że do ZBiR przyłączy się Ukraina. Ale Leonid Kuczma (ówczesny prezydent Ukrainy – red.) uważnie przyglądał się rozwojowi wydarzeń i mówił: „Po co mamy się do was przyłączać, jak sami nie możecie się dogadać”. Jednak Rosjanie nie chcieli referendum. I zaczęli proponować wspólną walutę. I co, mieliśmy budować dom od dachu? A potem więcej – zaproponowali, by włączyć Białoruś do Rosji. Białoruś, współzałożyciela ONZ. Nawet Stalin nigdy by sobie na to nie pozwolił, podobnie Lenin. Powiedziałem wówczas: „Nie, tak się nie umawialiśmy”. I stąd problem. A współpracę gospodarczą widzieli tak: Oddajcie rurociągi, przetwórstwo ropy, zakłady potasowe, inne strategiczne przedsiębiorstwa dające kolosalne dochody. W końcu uznali, że „z Łukaszenką nie można się dogadać”. Ich zdaniem prezydent Białorusi powinien być osobą dającą się łatwiej przekonywać, nie tak jak Łukaszenko. Ale naród takiego nie będzie chciał. Teraz już zawsze wszyscy będą porównywali kolejnego prezydenta do Łukaszenki.
A jak wyobraża pan sobie współpracę z prezydentem Rosji Dmitrijem Miedwiediewem po tym, co on o panu mówił? Jeśli chodzi o mnie samego, to bym machnął ręką. Ale nie chodzi o mnie. On pokazał, jakim jest politykiem. Czy polityk może pozwolić sobie na coś takiego wobec swojego kolegi? A przy tym opowiadał o mnie kłamstwa. Tymczasem wszelkie próby porozumienia na linii Mińsk – Moskwa są blokowane. Nie sposób podjąć żadnych decyzji. Ale cóż – on pokazał swoje oblicze, pokazał, kim jest. Prezydent nie może, nie ma prawa, nie powinien. Żaden prezydent, nigdy w historii nie postąpił tak jak prezydent Rosji. Pojawia się więc pytanie: Jak po tym wszystkim z nim współpracować? To zniewaga dla Białorusi, bo ja jestem prezydentem Białorusi. Ale to przetrzymam.
Co sądzi pan o pokazywanych w rosyjskiej telewizji filmach „Baćka chrzestny”, o opisanych w nich politycznych zabójstwach i zarzutach pod pana adresem? Dla mnie to wcale nie jest trudne pytanie. Jeśli do emisji „Baćków chrzestnych” poparcie społeczne dla mnie wynosiło 52 – 53 procent, to po nich wzrosło o 17 procent. Czemu w tym filmie i gdzie indziej mówi się tylko o tych czterech zaginionych osobach? W Polsce poszukiwanych jest co rok pewno ponad 2 – 3 tysiące osób, u nas około tysiąca. Czemu więc wybrano tych właśnie ludzi? (w 1999 roku zaginęli byli wiceszefowie Rady Najwyższej Wiktar Hanczar i Anatol Krasauski, a także były szef MSW Jurij Zacharenka, a w 2000 roku operator Dmitrij Zawadzki – red.). Taki Dima Zawadzki, bardzo porządny człowiek! Co z niego za polityk, jaki dla mnie oponent? A właśnie mnie oskarżyli, że „albo wiem (kto zabił – red.), albo wydałem rozkaz” (zabicia go – red.). I po co? Albo Giena Karpienka, który umarł w szpitalu? Ja go kazałem leczyć, kiedyś działaliśmy razem. Lekarze mówili, że operacja mózgu może mu zaszkodzić, że lepiej go zostawić. Ale ja – za zgodą rodziny – poleciłem, by go operowano. Zmarł i bardzo się tym zmartwiłem. Bo szkoda człowieka, a jeszcze powiążą jego śmierć z polityką. A jaki miałbym w tym interes? Nie wiem, dlaczego wybrano tych ludzi, którzy faktycznie odeszli z polityki: Wiktar Hanczar, Zacharenko, Dima Zawadzki, biznesmen jakoby współpracujący z Hanczarem. A ten ostatnio zmarły dziennikarz Aleh Biabienin. Ja go w ogóle nie znałem. Okazało się, że pisał w Internecie. Boże drogi, w Internecie tyle dziś złego piszą o Białorusi i o Łukaszence, cóż więc znaczył Biabienin? Od razu powiedziałem, by przyjechali z Zachodu, z Polski i zbadali sprawę.
I RP i ZSRR Czemu więc krytykuje pana Europa? Czy wszyscy się przeciw panu sprzysięgli? Na pewno winni jesteśmy my, że nie potrafiliśmy powiedzieć, jak jest naprawdę. I wy, że nas nie chcieliście słuchać. Ale rozmawiacie teraz ze mną, „ostatnim dyktatorem w Europie”, zadajecie mi takie pytania, że mógłbym was tu nie wpuścić, gdybym naprawdę był dyktatorem. Ja nie jestem dyktatorem, a autentycznie otwartym człowiekiem. I nie mogę być dyktatorem. U nas, tak jak i w Polsce, nie ma na to środków. Jedno państwo w świecie ma takie środki – USA, oni są dyktatorem. Potrzebna wojna w Iraku, to ją wywołali. A Polska tę wojnę poparła. I co ta wojna wam dała? Mówicie: „Na Białorusi nie ma wolności słowa”. Jak to nie ma? Idźcie do kiosku – nawet u mnie można kupić opozycyjne gazety. Myśleliście, że Łukaszenko chce odrodzić Związek Radziecki, że chce, by Białoruś stała się częścią Rosji, pragnie wzmocnić Rosję. A nasza opozycja opowiada, jacy to oni biedni, „ajajaj, tam zabili, zakopali”. A my na to patrzyliśmy przez palce. Winni jesteśmy i my, i Europa. Europejczycy to już czują. Wiem, że sam Sikorski czy Westerwelle tego nie zmienią. Ale na szczęście już rozumieją w czym rzecz.
Ale gdy w Mińsku 20 opozycjonistów wyjdzie na ulicę z transparentem, od razu rozgania ich ogromny oddział milicji. A co się działo niedawno we Francji, widzieliście? A w Niemczech? Wielkiej Brytanii? U nas nigdy nie używaliśmy armatek wodnych ani gazu. Nigdy! A tych 10 czy 20 ludzi prowokowało milicję, by móc pokazać obraz prześladowań na Zachodzie. Mówiłem niemieckiemu ministrowi spraw zagranicznych: Handlujecie z Chinami? A tam przecież jest kara śmierci. W USA też.
Jeszcze pytanie z innej dziedziny. Do jakiej tradycji chce nawiązywać Białoruś? Białoruskiej SRR z czasów ZSRR, Wielkiego Księstwa Litewskiego czy może I Rzeczypospolitej? Ja jestem z wykształcenia historykiem. W każdym okresie usiłujemy znaleźć dla nas coś dobrego. Doskonale wiemy, że bez Rzeczypospolitej, bez Wielkiego Księstwa, bez czasów radzieckich, nie byłoby dzisiejszej Białorusi. Ale okres radziecki cenimy szczególnie. Podczas faszystowskiej agresji żadna z republik ZSRR nie ucierpiała tak jak Białoruś. Mińsk był zniszczony tak jak Warszawa! Starli nas z powierzchni ziemi. Gdyby nie pomoc innych republik i ówczesnego kierownictwa ZSRR, nie byłoby dzisiaj białoruskiego państwa. To na Kremlu doszli do wniosku, że trzeba pomóc Białorusinom stanąć na nogi.
Rozmawiał Piotr Kościński
Wywiad przeprowadzony razem z TVP, Polskim Radiem i PAP
Za: http://www.rp.pl/artykul/559964.html
http://wiernipolsce.wordpress.com/2010/11/15/wywiad-prezydenta-a-lukaszeki-dla-polskich-mediow/
Rzecz o zimnym czekiście Putinie Czyli dlaczego mamy do czynienia z medialną nagonką na Władimira Władimirowicza Wikipediowski biogram Władimira Putina wspomina o jego konflikcie z oligarchami, nie zaznaczając, że są oni Żydami. Do dzisiaj nie ma pewności, kto wypromował Putina na prezydenta Rosji. Według jednej wersji wytypowany został on na to stanowisko przez wszechwładnego w czasach wiecznie pijanego Jelcyna żydowskiego oligarchę Bieriezowskiego. Według innej wersji na tronie Rosji osadziła go prorosyjska frakcja FSB/KGB, upatrując w nim ratunek przed dalszym szabrowaniem majątku narodowego Rosji przez żydowskich oligarchów. W rzeczywistości zadziałały oba te czynniki i Putin został prezydentem Rosji – ku zadowoleniu prorosyjskiej FSB i ku rozczarowaniu i wściekłości Żydów. Jeśli Bieriezowski rzeczywiście przyczynił się do objęcia władzy na Kremlu w roku 2000 przez Putina, to szybko tego pożałował. Już rok później jedynie ucieczka z Rosji uratowała go przed aresztowaniem. Putin w przeciwieństwie do Jelcyna nie zamierzał być marionetką w rękach żydowskich oligarchów. Objęcie przez niego prezydentury było wyraźną cezurą w gospodarce rosyjskiej – zakończył się okres beztroskiego i bezkarnego szabrowania majątku narodowego Rosji przez żydostwo. Po wzmocnieniu własnej pozycji na Kremlu w 2003 roku nakazał Putin aresztowanie innego żydowskiego oligarchę –Chodorkowskiego. Ten krok był przez Putina dobrze obmyślony. Chodorkowski, w momencie aresztowania go, był najbogatszym żydowskim oligarchą w Rosji. Do majątku doszedł on dzięki setkom milionów dolarów otrzymanych od klanu Rothschildów. Pieniądze te przeznaczone były na wykupienie prze żydostwo za bezcen majątku narodowego Rosji w strategicznych dziedzinach przemysłu i gospodarki. Aresztowanie Chodorkowskiego było wyraźnym sygnałem dla żydowskich szabrowników – dobre czasy dla was się skończyły. Żydzi mają wprawdzie nadal duże wpływy i majątki w Rosji, ale oszukańcze i kryminalne wykupowane za bezcen dochodowych działów gospodarki stało się od tej pory niemożliwe. Także dywersyjna działalność polityczna jest żydowskim oligarchom zabroniona. A taką właśnie dywersyjną politykę prowadził Chodorkowski. Oligarcha ten założył w 2001 roku fundację „Otwarta Rosja”. Widzimy tutaj dwie ciekawe analogie:
- mamy kolejną żydowską fundację kolejnego żydowskiego filantropa (na wzór Rockenfellera czy Sorosa).
- nazwa „Otwarta Rosja” jest odpowiednikiem „Otwartej Rzeczpospolitej” – żydowskiej organizacji, która do prokuratury zaskarżyła blog „Judeopolonia”. Zadaniem „Otwartej Rosji” było ogłupianie rosyjskich Gojów – promowanie postaw antyreligijnych, progejowskich i żydofilskich, połączone z propagandą antyputinowską. Celem tej propagandy było doprowadzenie do upadku Putina i przejęcie władzy przez jakiegokolwiek żydofila. Po to, aby żydostwo mógł się dalej spokojnie i bezkarnie uwłaszczać. Aresztowania Chodorkowskiego światowe żydostwo nigdy Putinowi nie wybaczyło. Co trochę przypominają tę sprawę żydowskie media.
http://www.notowany.pl/artykul/16589/wstydze-sie-za-swoj-kraj
http://wyborcza.pl/1,76842,8601915,Chodorkowski__Moge_umrzec_w_wiezieniu.html
http://wyborcza.pl/1,75477,8068874,Urodziny_Chodorkowskiego_zakazane.html
http://new-arch.rp.pl/artykul/645739_Chodorkowski_trzy_lata_pozniej.html
http://new-arch.rp.pl/artykul/913750_Michail_Chodorkowski_%E2%80%93_wiezien_Kremla.html
Zadziwiające jest przy tym to, że żydowskie media nie interesują się, w jaki sposób niezamożni jeszcze niedawno obywatele ZSRR tak niesamowicie szybko stali się multimiliarderami. A przecież uczciwą pracą dojść do takiego majątku po prostu się nie da. Jeśli już, to wymaga to pracy całych pokoleń. Ale takimi drobiazgami żydowskie media się nie interesują. Oburza je tylko to, że Putin utrudnia żydowskim oligarchom wykupywanie za bezcen majątku Rosji. Podobna antyputinowska kampania medialna prowadzona jest na całym podbitym przez żydostwo świecie. Także w samej Rosji mamy do czynienia z dziesiątkami „niezależnych” organizacji i z tzw. „niezależnymi mediami”, które co trochę atakują Putina o łamanie praw obywatelskich, najczęściej w kontekście Chodorkowskiego. Jak można więc odróżnić rzeczywiście niezależne organizacje i media od mediów żydowskich. Lub też - czym różni się niezależna publicystyka od żydowskiej propagandy. Jest bardzo prosty sposób, aby to stwierdzić.
Amerykański „wolny świat”… - Jeśli jakieś organizacje czy media upominają się co trochę o przestrzeganie praw ludzkich (i o Chodorkowskiego) w Rosji, a nie upominają się równie głośno i często o trzymanych w nieludzkich warunkach, bezprawnie, bez wyroków, latami, więźniów obozu koncentracyjnego Guantanamo – to takie organizacje, takie media są żydowskimi agenturami! Lub manipulowanymi żydowską agenturą użytecznymi idiotami. Tutaj więcej zdjęć „wolnego świata” z Guantanamo dla zainteresowanych. Drugi przykład: - Jeśli organizacje lub media krytykują rosyjską „okupację” Czeczenii, a nie krytykują rzeczywistych okupacji serbskiego Kosowa, Afganistanu czy Iraku – to takie organizacje i media są żydowskimi agenturami! Lub manipulowanymi żydowską agenturą użytecznymi idiotami.
(Zgodnie z prawem międzynarodowym Czeczenia stanowi integralną część Rosji. Tak więc Rosja nie może „okupować” własnego terytorium). Dodatkowo wściekłość i nienawiść do siebie wzbudził u żydostwa Putin jego zachowaniem się podczas wizyty w Jerozolimie. Jak każdy ważny gość miał on odwiedzić Ścianę Płaczu. Jednak Putin odmówił nałożenia jarmułki, co jest warunkiem dopuszczenia kogokolwiek pod resztki muru świątyni Jerozolimskiej od strony żydowskiej części miasta. Putin ostatecznie, bez jarmułki, obejrzał inną część Ściany Płaczu, w dzielnicy muzułmańskiej. Dla Żydów była to najwyższa zniewaga. Było to też dodatkową ostrogą w nasileniu szczucia na putinowską Rosję i na samego Putina. Ważnym elementem nagonki medialnej na Putina jest obciążanie go odpowiedzialnością za zamachy i morderstwa (ostatnio ciężkie pobicia) dziennikarzy czy dysydentów. Najgłośniejszymi tego typu przypadkami były otrucie radioaktywnym polonem 210 Litwinienki i zabójstwo dziennikarki Politkowskiej. Zostały one przez żydowskie media od razu okrzyczane jako zabójstwa dokonane z polecenia Putina. Przy każdej też okazji są one przypominane i mają świadczyć o zbrodniczości zimnego czekisty. Zapomina się przy tym o jednym ważnym fakcie. FSB, korzystająca z wieloletnich doświadczeń KGB, jest w stanie pozbyć się niewygodnych ludzi w sposób niepodpadający. Dla profesjonalistów – a takimi są funkcjonariusze FSB – zainscenizowanie nieszczęśliwego wypadku, czy otrucie substancją wywołującą zawał serca nie jest zbytnim problemem. Takie wyroki śmierci wykonują służby na całym świecie. Takż w Polsce. Znamy przecież podejrzane „wypadki” samochodowe, „samobójstwa” czy nagłe „zawały serca” (Michał Falzmann). Można więc przyjąć taką zasadę! Im bardziej jakieś morderstwo jest tak przeprowadzone, aby wskazywało natychmiast na Putina jako rozkazodawcę, tym bardziej pachnie to operacją „pod obcą flagą”. Celowo tak ostentacyjnie przeprowadzoną, aby podejrzenie padło na Putina. „Wyroki” i „likwidacje” robione przez FSB wyglądają inaczej – zawodowcy z FSB pozbywają się niewygodnych dla Rosji ludzi w sposób dużo bardziej dyskretny i niepodpadający.
Także w USA podobnych przypadków tajemniczych zgonów i „samobójstw” jest cała masa. Jedyną różnicą jest to, że zabójstwa polityczne w USA wyciszane są przez kontrolowane przez Żydów i ich agenturę wpływu media. Kto wie np. o tym, że wśród niezależnych badaczy zajmujących się zabójstwem prezydenta Kennedy’ego doliczono się już ok. 200 niewyjaśnionych zgonów? Ale giną też i w innych sprawach w USA naukowcy, dziennikarze, a nawet… szefowie CIA.
Przytoczę kilka takich przypadków. Taka np. tajemnicza śmierć dziennikarza Steve Kangasa badającego nielegalnie utrzymywaną przez CIA siatkę agentury wpływu w mediach na całym świecie. Wszystko zaczęło się pół wieku wcześniej operacją „Mockingbird„. W roku 1948 dyrektorem CIA do operacji specjalnych został Frank Wisner. Jednym z jego priorytetowych zadań była budowa tajnej sieci współpracowników CIA w mediach krajowych i zagranicznych. Ta właśnie operacja nosiła kryptonim „Mockingbird”. Agentom CIA udało się zwerbować wielu wpływowych dziennikarzy prasowych i telewizyjnych. W oficjalnie szczytowym okresie na liście płac CIA było ok 3000 dziennikarzy na całym świecie. Ich zadaniem była celowa dezinformacja, a także wyciszanie niewygodnych dla USA i CIA prawdziwych informacji. Sieć agentów w mediach kosztowała CIA rocznie 265 milionów dolarów. Oficjalnie, po śledztwie kongresu USA w roku 1976 w tej sprawie, sieć agentury wpływu CIA w mediach zlikwidowano. Ale tylko oficjalnie… Pod koniec XX wieku sprawą zajęli się ponownie Steve Kangas, Angus Mackenzie i Alex Constantine. Steve Kangas twierdził, że ma dowody na to, iż agencja informacyjna Forum World Features jest kierowana przez CIA za pośrednictwem firmy Richard Mellon Scaife, pracującej na rzecz CIA. Zadaniem agencji FWF było, zdaniem Kangasa, uprawianie dezinformacji. Parę miesięcy później, w łazience firmy Richard Mellon Sceife (tej pracującej na rzecz CIA i kierującej CIA-owską agencją informacyjną FWF) znaleziono zwłoki Kangasa. Oficjalną przyczyną jego śmierci było samobójstwo. Zgodnie z policyjną wersją strzelił sobie w lewą skroń, choć sekcja zwłok mówiła o przestrzelonym podniebieniu. A wszystkie dane w komputerze Kangasa zostały tuż po jego śmierci wymazane. Tę sprawę żydowskie media bardzo szybko wyciszyły.
Albo śmierć innego dziennikarza… Krótko po zamachach z 11/9 media nagłośniły sprawę biologicznych zamachów terrorystycznych przeprowadzanych przy pomocy bakterii wąglika (anthrax) rozsyłanych w kopertach za pośrednictwem poczty do różnych osób i instytucji w USA. W efekcie terroru biologicznego zmarło pięć osób. Biały Dom ostro naciskał na FBI, aby jako sprawców terroru biologicznego ogłoszono Al-Kaidę i Osamę bin Ladena, bądź Saddama Husseina. Nie czekając na wyniki śledztwa zarówno Bush junior jak i jego zastępca Dick Cheney publicznie o te ataki oskarżyli Al-Kaidę i irackiego dyktatora. Chóralnie ten ton podjęły media na całym świecie. FBI jednak, mimo nacisków Białego Domu nigdy zamachami tymi nie obciążała muzułmańskich terrorystów. A to z tego powodu, że już po krótkim śledztwie było dla FBI jasne, że bakterie anthraxu użyte w terrorze biologicznym pochodziły z laboratorium broni biologicznej z amerykańskiej wojskowej bazy w Fort Detrick. Mimo to media oskarżyły o zamachy biologiczne irackiego dyktatora i Bin Ladena. Publikowany był nawet w mediach w związku z tym list gończy za nimi: Pierwszą śmiertelną ofiarą tych biologicznych zamachów był fotoreporter Robert Steven. Wcześniej publikował on zdjęcia pijackich zabaw córki prezydenta Busha. Uniknąć śmierci udało się dwóm demokratycznym senatorom, zdecydowanie przeciwnych ustawie „Patriot Act”, przeforsowanej przez Busha po 11/9. Do nich też wysłano listy z anthraxem. Mimo, iż nawet dla analfabety było jasne, że Al-Kaida nie miała najmniejszych powodów, aby czyhać:
- na życie dziennikarza publikującego zdjęcia kompromitujące córkę Busha,
- na kongresmenów przeciwnych antydemokratycznej ustawie forsowanej przez Busha,
to jednak żydowska propaganda żyły z siebie wypruwała, aby anthrax wiązać z Al-Kaidą.
W tej sprawie mamy do czynienia także z kolejnym „samobójcą”. W wyniku śledztwa FBI ustaliła, że bakterie użyte w biologicznym terrorze pochodziły z amerykańskiego, wojskowego laboratorium z Fort Detrick .To, co nastąpiło później było typowym medialnym i policyjnym polowaniem na kozła ofiarnego. Najpierw wytypowano jako winnego dra Ayaada Assada. Pasował on doskonale do tej roli poprzez jego arabskie pochodzenie. Kiedy okazało się jednak, że jest on niewinny, wytypowano kolejnego winnego. Był nim Steven Hatfill. Ale i ten okazał się w końcu niewinny. Za fałszywe oskarżenie go rząd USA musiał zapłacić jemu odszkodowanie w wysokości 5,8 mln dolarów. „Winnym” ostatecznie okazał się ekspert od broni biologicznej, pracownik laboratorium w Fort Detrick – Bruce Ivins. On sam tego oskarżenia ani nie potwierdził, ani jemu nie zaprzeczył. Ponieważ krótko wcześniej popełnił – a jakże – „samobójstwo”. Dalsze śledztwo umorzono. Winny się znalazł, karę rzekomo sam sobie wymierzył. Sprawę zamachów biologicznych i „samobójstwa” żydowskie media szybciutko wyciszyły. Choć nawet ślepiec widzi, że za wysyłką listów z anthraxem stała nie Al-Kaida, a Al-CIAida. Kolejna podejrzana historia związana jest z operacją „MKULTRA”. Przy jej okazji mamy do czynienia z „samobójstwem” mikrobiologa, z zabójstwem byłego szefa CIA i z nielegalnym niszczeniem dokumentów zbrodniczej działalności amerykańskiego wywiadu. A we wszystko to zamieszane były najwyższe czynniki z Waszyngtonu. Projektem MKULTRA były prowadzone na początku lat 50-tych XX wieku eksperymenty na ludziach. Testowano w nim m.in. działanie narkotyków, trucizn, gazów, chemikaliów, elektrowstrząsów, zarazek chorobotwórczych. „Eksperymenty” prowadzono na uniwersytetach, w szpitalach, więzieniach i w bliżej niesprecyzowanych „ośrodkach badawczych”. Udowodnione są ciężkie szkody zdrowotne i psychiczne ofiar owych „eksperymentów”, a nawet ofiary śmiertelne. Zdarzały się przypadki porwań i uprowadzeń ofiar do przeprowadzania na nich barbarzyńskich doświadczeń. Znane nawet są przypadki wykorzystywania w tych „doświadczeniach” dzieci! W operacji MKULTRA CIA wykorzystywała też niemieckich lekarzy prowadzących podczas wojny bestialskie „eksperymenty” medyczne w obozach koncentracyjnych. Mamy w tej sprawie dziwne „samobójstwo” znane pod nazwą „afery Olsona”. Bakteriolog Frank Olson, biorący udział w MKULTRZE, w roku 1953 wyskoczył z dziesiątego piętra nowojorskiego hotelu przez zamknięte okno. CIA ogłosiła jego śmierć jako „samobójstwo”. W roku 1972 na polecenie ówczesnego szefa CIA, Richarda Holmsa, zniszczono większość dokumentacji projektu MKULTRA. W roku 1975 rząd USA wypłacił wdowie po „samobójcy” Olsonie 750 000 dolarów za to tylko, aby nie wszczynała ona procesu przeciwko CIA. W wyciszaniu sprawy udział brali ówczesny szef sztabu Białego Domu, późniejszy wiceprezydent Richard Cheney, oraz ówczesny minister obrony Donald Raumsfeld (tę samą funkcję pełnił on również później, w czasach Busha juniora).
W 1993 roku syn Olsona uzyskał zgodę na ekshumację zwłok ojca. Grupa ekspertów prowadząca obdukcję stwierdziła wyraźne dowody morderstwa (a nie samobójstwa) dokonanego na Olsonie. Prokurator Stephen Saracco wszczął dochodzenie, blokowane jednak przez CIA i ministerstwo sprawiedliwości. Dopiero po miesiącach pertraktacji wywalczył Saracco prawo przesłuchania przez Grand Jury wielu świadków, w tym byłego szefa CIA, Wiliama Colby. Niestety, krótko po tym, gdy William Colby dowiedział się, że ma zeznawać przed prokuraturą w sprawie śmierci Olsona, on sam zginął podczas wycieczki kajakowej. Po prostu się utopił. Wbrew jego zwyczajom nie miał on w momencie utonięcia założonego kapoka, nie powiadomił też o wycieczce żony, co zawsze wcześniej robił. W jego mieszkaniu odkryto ślady włamania dokonanego przez nieznanych sprawców. Włamywacze niczego wartościowego nie ukradli. Nie było to więc włamanie na tle rabunkowym. I to był błąd CIA – mieli „ukraść” cokolwiek wartościowego, aby zasugerować kryminalny charakter włamania. Włamanie miało naturalnie na celu przeszukanie przez CIA domu Colby,ego i ewentualne zniszczenie kompromitujących CIA dokumentów. Śledztwo prokuratury w sprawie zabójstwa Franka Olsona ostatecznie po ośmiu latach umorzono. O tym, że CIA i prezydenci USA nagminnie łamią prawo obowiązujące w Ameryce dowiadujemy się też z tzw. „afery Iran-Contras”. Zadziwiające jest, jak oszczędnie o tej aferze pisze polska Wikipedii. Niemiecki jej odpowiednik jest o wiele bardziej szczegółowy. Padają tam liczne nazwiska, ujawnione są też fakty bezpośredniego zamieszania CIA w handel narkotykami. W aferę tę zamieszany był cały Biały Dom i dyrektor CIA. Reagan zasłaniał się „niepamięcią” i niewiedzą. Ale i on, i cała reszta w pełni świadomie i z premedytacją łamali uchwały Kongresu USA. Sam Reagan zresztą dał przykład późniejszym bandyckim napaściom i bombardowaniom przez NATO obcych, suwerennych państw. To on wydał rozkaz zbombardowania Trypolisu w roku 1986. Podczas tego bombardowania zniszczone zostały obiekty cywilne. Wśród ludności cywilnej byli zabici i ranni. Reagana nie postawiono za to przed trybunałem w Hadze. To było tylko kilka przykładów przestępczej i zbrodniczej działalności USA, jej prezydentów i jej służb. Zamachami z 11/9 przelicytowała CIA wielokrotnie zbrodnie KGB. Bandyckie agresje na Serbię, Irak i Afganistan przelicytowały Budapeszt 1956, Pragę 1968 czy nawet sowiecką okupację Afganistanu (tę równoważy amerykański Wietnam). USA okupuje Afganistan już dłużej, niż robiła to Armia Czerwona. I wciąż Ameryka nie zamierza się z Afganistanu wycofywać. Ale żydowskie media te zbrodnicze okupacje przerabiają na wojny w obronie bezpieczeństwa, pokoju i demokracji. A zwłaszcza jako wojny o uwolnienia świata od islamskiego terroryzmu. Tylko, jak uwolnić świat od terroryzmu, gdy głównymi terrorystami są USA, Izrael, NATO, CIA i stojąca ponad nimi Klika Globalnych Banksterów? A pomagają im w terrorystycznym procederze zachodni wasale. W Niemczech aresztowano 18- letniego „islamistę”, który w internecie zapowiedział przygotowywane przez niego domniemane zamachy terrorystyczne. Tylko, że do opublikowania owego oświadczenia w internecie podjudzony został on przez etatowego pracownika niemieckiego wywiadu, który sam udawał wyznawcę proroka! A tak naprawdę, mimo oświadczenia o zamachach, „islamista” ów nie planował w rzeczywistości żadnych zamachów. Zamiarem tej tajniackiej prowokacji było nastraszenie opinii publicznej rzekomo planowanymi przez islamistów zamachami. Inna sprawa, że niemieckiemu rządowi do ograniczania swobód obywatelskich, jak i do zwiększania kompetencji policji i służb takie „zapowiedzi” w zupełności wystarczają. Dlaczego żydowskie media urządzają takie nagonki na Putina, a wyciszają zbrodnie Zachodu? Rosja, Putin, stoją światowemu GRU – Globalnemu Rządowi Unych na drodze do zdobycia nieograniczonej władzy nad światem. Dodatkowo Putin nie pozwala, aby skarby Syberii wpadły za bezcen w żydowskie łapska. Tak jak nasze łupki, nasze srebro i inne nasze skarby… Dlatego też mamy na co dzień medialne szczucie na Putina. Przy czym zasada jest taka: im ktoś więcej na Rosję i na Putina szczuje, tym bardziej jest on usłużnym żydowskim agentem. Lub przynajmniej zaczadzonym użytecznym idiotą w łapskach żydowskiej propagandy. Osobiście nie mam nic przeciwko rzeczowej krytyce Rosji i Putina. Niech będzie jednak faktycznie rzeczowa i proporcjonalnie uzupełniana krytyką drugiej strony barykady – USA, Izraela i kompleksu jot. Nagonka na Putina w związku ze Smoleńskiem ma dokładnie ten sam cel – podkopanie jego popularności w Rosji i doprowadzenie do jego upadku. Ponadto Smoleńsk ma odwracać naszą uwagę od katastrofalnego stanu kraju. Pomysł Macierewicza/Singera z oddaniem śledztwa w łapska zbrodniarzy z USA jest haniebną prowokacją. Chce on oddać śledztwo w łapska tych, którzy za tym zamachem stoją. Poliszynel
http://krasnoludkizpejsami.wordpress.com/2010/11/15/rzecz-o-zimnym-czekiscie-putinie/
Wstąpiliśmy do Prawa i Sprawiedliwości Byli europosłowie Zbigniew Kuźmiuk i Bogdan Pęk. posłowie Wojciech Szczęsny Zarzycki i Krzysztof Tołwiński, senatorowie Lucjan Cichosz i Grzegorz Wojciechowski oraz niżej podpisany Janusz Wojciechowski - wstąpiliśmy do partii, z którą nam po drodze. Wstąpiliśmy do partii, przeżywającej trudne chwile. Do partii wyszydzanej, opluwanej, przez wielu traktowanej z nienawiścią. Wstąpiliśmy do partii, za działalność w której nie dają nagród, przywilejów ani posad, a rozdają cięgi i szykany. Wstąpiliśmy do partii, za działalność w której można nawet zginąć... My ludowcy, wstąpiliśmy do partii, której najbardziej ufa polska wieś i która jest dla polskiej wsi jej ostatnią polityczną nadzieją. Wstąpiliśmy, żeby tę nadzieję dzisiaj wzmocnić, a jutro spełnić. Wstąpiliśmy do jedynej partii prawdziwie ludowej. Wstąpiliśmy do partii najlepszej dla Polski. Wstąpiliśmy do Prawa i Sprawiedliwości. Janusz Wojciechowski
UWAGA ABSURD! Z powodu braku dowodów Prokuratura Apelacyjna w Krakowie umorzyła śledztwo dotyczące korupcji przy wpisaniu iwabradyny na listę leków refundowanych. (Finał śledztwa w sprawie iwabradyny Z powodu braku dowodów Prokuratura Apelacyjna w Krakowie umorzyła śledztwo dotyczące korupcji przy wpisaniu iwabradyny na listę leków refundowanych - poinformował prok. Piotr Kosmaty z Prokuratury Apelacyjnej. Sprawę iwabradyny nagłośniły w 2007 r. media, według których miała się ona znaleźć na liście leków refundowanych kilka godzin po wizycie, jaką wiceministrowi zdrowia w rządzie PiS Bolesławowi Piesze (obecnemu posłowi PiS) złożyli przedstawiciele koncernu Servier. Piecha zaprzeczał, by lek znalazł się na liście pod wpływem lobbingu. Dziennikarze informowali, jakoby biznesmeni, którzy lobbowali u Piechy za wpisaniem iwabradyny na listę, załatwili mieszkanie jego synowi. Piecha także temu zaprzeczał. Również producent iwabradyny zapewniał, że refundacja tego preparatu nie miała żadnego związku z sytuacją mieszkaniową syna Piechy. Prok. Kosmaty powiedział, że postępowanie w zakresie korupcji zostało umorzone, "ponieważ nie dostarczyło ono dowodów, że doszło do zachowań korupcyjnych przy procesie tworzenia list leków refundowanych i wpisania na nie iwabradyny". Piecha w rozmowie z podkreślił, że śledztwo było długotrwałe i uciążliwe. - Jestem zadowolony z decyzji prokuratury. Szczegółowo mogę odnieść się po otrzymaniu pisemnego uzasadnienia - podkreślił przewodniczący sejmowej komisji zdrowia. Pytany o nieoficjalne kontakty z przedstawicielami firm farmaceutycznych odpowiedział, że są one konieczne. - Nie wszystkie sprawy da się załatwić na papierze. Oczywiście chodzi mi o spotkania w granicach prawa - zaznaczył. Jak podaje prokuratura, mimo braku dowodów korupcji postępowanie niewątpliwie wykazało, że dochodziło do bliskich kontaktów towarzyskich pomiędzy ówczesnym wiceministrem zdrowia, odpowiedzialnym za opracowywanie listy leków refundowanych, i przedstawicielem jednej z firm, zainteresowanych umieszczeniem iwabradyny na liście. Prokuratura nie znalazła dowodów, że formą korupcji przy procesie tworzenia listy było wynajęcie mieszkania synowi wiceministra. Jak ustaliła prokuratura, Piecha zwrócił się z prośbą o pomoc w znalezieniu mieszkania do krakowskiego przedsiębiorcy we wrześniu 2006, a wpisanie leku nastąpiło w listopadzie 2007 roku. W toku śledztwa badano także, czy ówczesny wiceminister przekroczył swoje uprawnienia, wprowadzając na listę lek, który na to nie zasługiwał. Również w tym przypadku prokuratura nie dopatrzyła się dowodów na złamanie prawa. Prokuratura uzyskała m.in. opinię w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu, z której wynikało, że iwabradyna jest lekiem innowacyjnym, przydatnym dla pewnej grupy pacjentów i umieszczenie je na liście nie było działaniem na szkodę interesu publicznego ani prywatnego. Prokuratura opierała się także na wynikach kontroli NIK z 2008 roku, w trakcie której badano proces legislacyjny tworzenia list i nie dopatrzono się złamania prawa. Ówczesny wiceminister w zakresie swoich uprawnień mógł wpisać ten lek na listę. mkw / ). Gdy do iwabradyny dopłacał NFZ kosztowała 213 zł. Po skreśleniu z listy leków refundowanych jej cena w aptece spadła do 70 zł. (Iwabradyna cudownie potaniała, i to trzykrotnie Gdy iwabradyna była lekiem, do którego dopłaca NFZ, kosztowała 213 zł. Lekarstwa skreślonego z listy refundacyjnej firma Servier już tak wysoko nie ceni - sprzedaje je za 70 zł. Iwabradyna zwalnia rytm serca, jest podawana chorym cierpiącym na tzw. dławicę piersiową. Głośno o leku zrobiło się jesienią 2007 r., kiedy media podały, że niejasne są okoliczności wpisania go na listę leków refundowanych, i że Bolesław Piecha, ówczesny wiceminister zdrowia, spotykał się w tej sprawie z przedstawicielami Serviera. Prokuratura wciąż bada tę sprawę. Gdy pytaliśmy wtedy o skuteczność leku, kilku profesorów kardiologii refundację popierało. Inni odpowiadali: lek skutecznie spowalnia rytm serca, ale nie obniża śmiertelności, a tego właśnie oczekiwano. Po wpisaniu iwabradyny na listę refundacyjną za opakowanie w dawce 5 mg pacjent płacił 63,72 zł, a dopłacał 148,68 zł, za opakowanie 7,5 mg pacjent płacił 64,14 zł, a NFZ - 149,67 zł. Servier sprzedawał więc iwabradynę za ok. 213 zł. Tak było jeszcze kilka tygodni temu. Na nowej liście leków refundowanych iwabradyny już nie ma. Zdecydowała o tym minister zdrowia po zapoznaniu się z opinią ekspertów z Agencji Oceny Technologii Medycznych. Uznali oni, że lek jest za drogi i mało skuteczny. Firma Servier znalazła na to sposób. W aptece internetowej Dbaj o Zdrowie należącej do Polskiej Grupy Farmaceutycznej (ma sieć aptek i hurtownie) lek można teraz kupić za zaledwie 70 zł. W zwykłych aptekach dalej jest pełnopłatny, ale - jak się dowiedzieliśmy - kardiolodzy instruują chorych, jak zamówić lek. Odbiera się go w jednej z 1400 aptek związanych z PGF. Servier zdradza, że planuje rozszerzenie taniej sprzedaży na inne sieci. Jak możliwa była tak wielka obniżka? - Odpowiadając na oczekiwania pacjentów leczonych do tej pory iwabradyną, firma szukała rozwiązań mogących zminimalizować koszty związane z dostarczaniem leku na rynek apteczny. Internetowa sprzedaż jest najbardziej ekonomicznym rozwiązaniem niwelującym koszty logistyki i magazynowania towaru - odpowiada Katarzyna Urbańska, dyrektor ds. komunikacji Servier. - Logistyka? Bzdura i wybieg! Iwabradyna po prostu słabo się u nas sprzedaje. Servier stara się, by przetrwała na rynku - komentuje proszący o anonimowość kardiolog. Jego słowa potwierdzają dane z NFZ - wydatki na refundację iwabradyny wyniosły w zeszłym roku 2,2 mln zł (niecałe 15 tys. opakowań). W oszczędności na logistyce nie wierzy Piecha: - Jeśli transport i magazynowanie są tak drogie, każdy lek w zwykłej aptece musiałby kosztować powyżej 100 zł. Czy nie żałuje, że sam nie wynegocjował z Servier lepszej ceny? - Nie można zmusić do tego firmy. Obniżki o dwie trzecie zdarzały się na przykład przy insulinach, ale tylko wtedy, gdy na rynek wchodził konkurencyjny preparat - mówi Piecha. Obecni szefowie resortu zdrowia nie komentują obniżki. Judyta Watoła, Katowice). To oczywiście nie jest żaden dowód na korupcję – i bynajmniej nie jest moją intencją sugerowanie jej istnienia. Bo korupcja (od łac. corruptio – zepsucie) to „nadużycie stanowiska publicznego w celu uzyskania prywatnych korzyści”. Co prawda „korzyść” jest pojęciem szerszym niż „szkoda”, o której spowodowanie prokuratorzy tak ochoczo oskarżają niewinnych często ludzi, bo nie ma tylko wymiaru ekonomicznego, ale jej istnienie trzeba udowodnić. Ale jest to niezbity dowód na absurdalność istnieAjącego systemu, w którym może dochodzić (nawet bez korupcji) do takich efektów.
GOLD MARKET EXPECTATIONS „Długi weekend” jakoś odciągnął moją uwagę od coraz ciekawszych wydarzeń na tzw. „rynkach finansowych”. Najwyraźniej kruszy się istniejący paradygmat ekonomiczny, skoro sam Prezes Banku Światowego Robert Zoellick stwierdził, że największe gospodarki świata powinny rozważyć powrót do złota jako „międzynarodowej miary rynkowych oczekiwań odnośnie inflacji, deflacji i przyszłych kursów wymiany walut”. Naprawdę tak powiedział! A tymczasem w Polsce mamy kolejną datę wprowadzenia euro, ogłoszoną przez Pana Wiceministra Ludwika Koteckiego. Tym razem przypadła ona na rok 2015.(Polska w strefie euro w 2015 r.? Najbardziej prawdopodobną datą przystąpienia Polski do strefy euro wydaje się obecnie rok 2015, wynika z wypowiedzi wiceministra finansów i pełnomocnika rządu do spraw wprowadzenia euro, Ludwika Koteckiego. Według niego, precyzyjna data powinna zostać ogłoszona w 2012 roku. "Możliwe jest wejście Polski do strefy euro w 2015 roku. Ta data wydaje się dziś najbardziej prawdopodobna" - powiedział Kotecki w "Polska The Times". Wiceminister finansów dodał, że precyzyjna data powinna zostać ogłoszona w 2012 r. Przypomniał także, że Polska spełnia obecnie tylko jeden z warunków koniecznych do przyjęcia euro - kryterium stopy procentowej. Ludwik Kotecki liczy, że w połowie 2011 roku uda się spełnić drugi - stabilności cen. "Celem rządu jest wejście do strefy euro możliwie jak najszybciej, choć jednocześnie cały proces musi być bezpieczny dla naszej gospodarki" - powtórzył po raz kolejny Kotecki. W październiku rząd przyjął Ramy Strategiczne Narodowego Planu Wprowadzenia Euro (NPWE), czyli dokument określający optymalny plan działań niezbędnych do wprowadzenia wspólnej waluty w Polsce, przy uwzględnieniu nieznajomości dokładnej daty jej przyjęcia. Źródło: ISB). Pewnie dlatego, że 2015 wygląda „ładniej” niż 2014 albo 2016. I ma coś wspólnego z „3x15”. Ciekawe, kto się lepiej ustawia do wiatru: Pan Prezes Zoellick, czy Pan Minister Kotecki? Pewne jest jedno: będzie się „działo”. FED drukuje kolejne 600 mld „baksów”, Irlandia dementuje informację, że negocjuje pożyczkę z Europejskiego Funduszu Stabilizacyjnego (a Minister Talleyrand mawiał, że wierzy tylko w informacje oficjalnie zdementowane), więc pewnie EBC też będzie musiał coś dodrukować, bo jakby drukował tylko FED, to „currency values” mogłoby nie sprostać za bardzo „market expectations”. Gwiazdowski
WSTYD Myślałem, że już mnie nic nie ruszy. Widząc jak rząd Tuska „energicznie” zajmuje się wyjaśnieniem przyczyn katastrofy smoleńskiej, jak dokłada starań aby swoją wiedzę na temat tej największej polskiej katastrofy jak najszybciej społeczeństwu przybliżyć poprzez czynne uczestnictwo we wspólnej polsko-rosyjskiej komisji, jak dzielnie zabiega o pomoc doświadczonych specjalistów od katastrof lotniczych ze Stanów Zjednoczonych... No może zbyt daleko zagalopowałem się w swojej naiwności. Wczoraj oglądałem film dokumentalny: http://wzzw.wordpress.com/2010/11/12/refleksje-smolenskie/
w którym m.in. wypowiadał się nietuzinkowy Andrzej Gwiazda. Nie kwestionowany, autentyczny lider ruchu robotniczego jeszcze w okresie „środkowego” Gierka, współtwórca Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża, członek KOR-u, vice przewodniczący „Solidarności”, patriota, człowiek nie przekupny no i mąż ... wspaniałej kobiety Joanny Dudy-Gwiazdy (lubię jej pióro). Komuniści już wcześniej rozpoznali z kim mają do czynienia no i przy pomocy Wałęsy zaczęli inż. Gwiazdę odsuwać od kierownictwa „Solidarności”, jednak po prostu nie wystarczyło agentów aby zapanować skutecznie nad Związkiem, dlatego ogłosili tzw. stan wojenny. Wtedy powstało swoiste laboratorium przygotowujące, już bez niespodzianek, związek bez radykałów, nacjonalistów, patriotów. Tylko Sami Swoi. W tym filmie Gwiazda (ten cholernie dociekliwy i uczciwy człowiek!) zaprezentował swoją wykładnię polskiej rzeczywistości, która jest konsekwencją operacji „okrągłostołowej” w reżyserii słabo znanego samorodnego (może to przesada) talentu : gen. Kiszczaka. Gwiazda przypomniał, że ongiś w szkołach średnich przeprowadzono ankietę w której było pytanie: ”czy wierzysz w prawdziwą miłość?”. 82% respondentów zgodnie odpowiedziało: ”Tak, ale mój pogląd jest całkowicie odosobniony” i tu Gwiazda sugeruje, że wprawdzie ilustruje to wielki wpływ mediów na obiegowe prawdy funkcjonujące w społeczeństwie to jednak ludzie w głębi serca wyznają inne niż wtłoczone przez media wersje prawd, co jest wielce pocieszające. Milcząca czasem twarz Gwiazdy na ekranie jest jak cierń, bolący wyrzut sumienia narodu polskiego. A teraz rzeczywistość, sprawa rozumienia odpowiedzialności w państwie polskim. Jeżeli nie ma osób odpowiedzialnych za katastrofę smoleńską, jeżeli min. Arabski przygotowujący ze strony rządowej wyprawę do Katynia razem z min. Klichem (wojskowy samolot, zgoda na podróż naczelnego dowództwa), nie zostali natychmiast odwołani/zawieszeni w czynnościach do wyjaśnienia, nawet dlatego aby nie mogli mataczyć w swojej sprawie, to to proszę państwa są JAJA! To nie jest już państwo, to już jest jakąś przygłupawą zabawa w państwo, którego rząd/ministrowie są przecież sługami interesu społecznego, pracują nie dla Rycha, Zdzicha ale dla płatnika podatków, który oczekuje rezultatów ich pracy (może ktoś powinien im to w końcu powiedzieć). Pal sześć już tę oczywistą zależność, ale na ten bałagan pojęć, podwórkowe przepychanki rządowych orlików,( którzy jak nie kopią piłki to chcą kopać ludzi myślących inaczej) demoralizację, korupcję władzy patrzy młodzież. Czego my ich wspólnie uczymy, czy nie ma w Polsce kogoś dorosłego kto by zatrzymał cały ten cyrk, nawet tylko ze względu na krzywdę wyrządzaną młodym ludziom, którzy mają prawo wierzyć w wielkie idee? To jest skandal! Kim do diabła są ci Polacy, którzy popierają dzisiejszy rząd PO, który cichcem (aby nie obudzić zwykłego ludzkiego sumienia) chce przejść obok wyciszanej (pogwałcenie procedur) katastrofy smoleńskiej? Czy trzeba tak niewielu lat, aby zohydzić patriotyzm wśród Polaków? Czy pogubiony, agenturalnie zinfiltrowany polski kościół, nie dba już o moralność, prawdę, odwieczne wartości, wierność ideałom? Czy wciągnięty w wir okrągłego stołu, okraszonym zwrotem majątków, przestał patrzeć oczyma Chrystusa, czy nawet ks. Jerzego? Czy ta zorganizowana i dawkowana zadyma szpanu, blichtru i niemoralnej łatwizny wbijana przez ostatnie lata w głodne, naiwne łby nie dowartościowanych polskich „europejczyków” wykończy polski charakter narodowy, pozbawi nas dumy, ciągłości i szacunku do poświęceń, ofiar minionych pokoleń? Czynionych właśnie z myślą o tych naiwnych młodych Polakach, którzy nie rozumieją, że nie można być (wydmuszką) dobrym Europejczykiem, nie będąc najpierw dobrym Polakiem? Kto i dlaczego nie jest w stanie tego pojąć? Dochodzi do takich idiotyzmów w mediach, że rozpowszechniany jest przez lata pogląd mówiący, że patriotyzm, umiłowanie i kultywowanie tradycji polskich i wydarzeń historycznych np. rocznicy Niepodległości jest symbolem zacofania, obciachu i ...faaaszyzmu.... Trzeba ich nauczyć innego fajnego słówka np. wstyd. Wstyd. Co robi rządząca partia?, wrzuca na ekran jakiegoś pomylonego pętaka Palikota, czy inne pieniące się dziwadła i to ma być odpowiedz. Styl Palikota, do niedawna dyżurnego przedstawiciela partii rządzącej, ma informować społeczeństwo oraz wychowywać w pożądanym duchu młodzież polską. Rzeczywiście. Nawet Cimoszewicz w jakimś czasie po katastrofie smoleńskiej z przekąsem zauważył, że rząd zachowuje się jakby chodziło o włamanie do garażu na Grochowie. Jedno jest pewne : mamy do czynienia z ludźmi o mentalności podwórkowej, bez honoru, a może to tylko zły sen? Jacek K. Matysiak
Ziemkiewicz: Szczuka i Sutowski – to prawdziwi neonaziści - Antifa to wypisz-wymaluj hitlerowskie SA. Tak jak oni uważają, że mają słuszność, którą wolno im wspierać prawem pięści, tak jak oni twierdzą, że państwo demokratyczne nie radzi sobie z porządkiem i starają się je wyręczyć i tak jak dla nazistów nie liczy się dla nich prawo – mówi portalowi Fronda.pl Rafał A. Ziemkiewicz. Rafał A. Ziemkiewicz, publicysta i pisarz: „Działanie bezpośrednie” to typowa czerwona nowomowa, mająca ukryć to, że chodzi tak naprawdę o bójkę. Słowa, wypowiedziane przez Sutowskiego podczas spotkania Porozumienia 11 Listopada świadczą o tym, że gdy pisał, iż wobec lewicy i prawicy należy stosować podwójne standardy, to pisał szczerze. Wypowiedzi jego i Kazimiery Szczuki z tego spotkania należy szeroko cytować. Ta obłuda nie jest niczym nowym – tak zachowywali się bolszewicy, faszyści, naziści. Będę się nadal upierał, że tzw. Antifa to wypisz-wymaluj hitlerowskie SA. Tak jak oni uważają, że mają słuszność, którą wolno im wspierać prawem pięści, tak jak oni twierdzą, że państwo demokratyczne nie radzi sobie z porządkiem i starają się je wyręczyć i tak jak dla nazistów nie liczy się dla nich prawo. Przerażające jest to, że Szczuka i Sutowski to publicyści głęboko osadzeni w mainstreamie. To są prawdziwi neonaziści, nie ci łysi, reliktowi, których już prawie nie ma. Do tego dochodzi jeszcze taki pajac jak Seweryn Blumsztajn, który z jednej strony popiera, ale z drugiej strony gani „młodych”, że jednak są pewne granice – takich pożytecznych idiotów plątało się u boku nazistów i bolszewików wielu. W jego przypadku do sprawy podchodzę inaczej, niż u pana Sutowskiego, który jest dla mnie współczesnym wcieleniem SA-Mana. Sewerynowi Blumsztajnowi radziłbym, by jako osoba wykształcona i dojrzała, zajął się bardziej rozsądnym zajęciem niż szukaniem rzekomych „faszystów”. Not. sks
Trybunał prorządowyh Za pół roku ludzie koalicji PO-PSL będą stanowili większość sędziów Trybunału Konstytucyjnego 2 grudnia upływa 9-letnia kadencja aż czterech (spośród 15) sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Na zasłużone emerytury odchodzą: obecny prezes TK Bohdan Zdziennicki, wiceprezes Marek Mazurkiewicz oraz profesorowie Marian Grzybowski i Mirosław Wyrzykowski – wszyscy powołani do tego gremium z woli zwycięskiego SLD, któremu przewodził Leszek Miller. Lewica traci więc znaczące wpływy w Trybunale, choć jeszcze nie do końca: do maja 2011 r. sędzią będzie jeszcze Ewa Łętowska (pierwsza rzecznik praw obywatelskich w PRL i III RP), a do lipca 2012 r. – Adam Jamróz (były wiceminister edukacji w rządzie Millera i senator SLD). W TK zasiada także sześcioro sędziów wybranych przez koalicję PiS-Samoobrona-LPR: Maria Gintowt-Jankowicz, Teresa Liszcz, Zbigniew Cieślak, Mirosław Granat, Wojciech Hermeliński i Marek Kotlinowski. Ich kadencje dobiegną końca dopiero za 5 lat. Pojawienie się tej szóstki nieco zmieniło polityczno-ideowe oblicze Trybunału, który od początku III RP zdominowany był przez środowiska liberalne i lewicowe, głównie związane z Unią Wolności. Ale od trzech lat Platforma Obywatelska (przy pomocy PSL) na powrót zapełnia wakujące stanowiska w tym gremium prawnikami związanymi z „salonem”, takimi jak prof. Andrzej Rzepliński (bliski doradca Leona Kieresa w IPN) czy prof. Sławomira Wronkowska-Jaśkiewicz. Ta ostatnia została wybrana wiosną br., zaraz potem, jak w wyniku nagonki „Gazety Wyborczej” Platforma wycofała kandydaturę Kazimierza Barczyka, krakowskiego prawnika i samorządowca, który jednak miał tego „pecha”, że zanim wstąpił do PO, był posłem PC, RdR i AWS.
Niezadowolona „Wyborcza” Po tym doświadczeniu kierownictwo Platformy wolało wystawić kandydatów bezpartyjnych, najlepiej z tytułami profesorskimi i takich, którzy mogą liczyć na dobrą opinię tzw. środowisk prawniczych, od dłuższego czasu usilnie domagających się wpływu na wybór sędziów TK. Takie warunki spełnia Piotr Tuleja, profesor UJ, bliski współpracownik prof. Andrzeja Zolla. Nic dziwnego, że Zoll wraz z dwoma innymi byłymi prezesami Trybunału – Markiem Safjanem i Jerzym Stępniem – rekomendują teraz Tuleję, którego formalnie zgłosiła Platforma. Zresztą Tuleja związany jest z Trybunałem od wielu lat – obecnie pracuje tam na stanowisku dyrektora Zespołu Wstępnej Kontroli Skarg Konstytucyjnych i Wniosków. „Gazeta Wyborcza” orzekła już, że „w środowisku prawniczym ma wyśmienitą opinię”. Jednak dla pozostałych kandydatów PO „Wyborcza” nie ma już tak ciepłych słów. Prof. Bogusławowi Banaszakowi z Uniwersytetu Wrocławskiego wypomina, że za rządów PiS został szefem Rady Legislacyjnej przy premierze, a także – że był doradcą rzecznika praw obywatelskich Janusza Kochanowskiego, dla którego przygotował opinię krytykującą unijną Kartę Praw Podstawowych jako dokument zbędny i niejasny. Z kolei o Stanisławie Rymarze, byłym prezesie Naczelnej Rady Adwokackiej w latach 2001-2007, możemy się z „GW” dowiedzieć tylko tyle, że z prawem konstytucyjnym nie miał dotąd do czynienia, a wystawienie go dziś do Trybunału to dla niego ostatnia szansa, bo za pół roku skończy 70 lat, co jest dla czynnych sędziów górną granicą wieku. Z krytyką „Wyborczej” spotkał się także kandydat PSL, prof. Marek Zubik z Uniwersytetu Warszawskiego, obecnie szef Rady Legislacyjnej przy premierze, a wcześniej zastępca rzecznika Kochanowskiego, dla którego opracował projekt zaskarżenia do TK przepisów dopuszczających aborcję. Charakterystyczne, że trzej kandydaci rządzącej koalicji zostali w „GW” potraktowani prawie tak samo, jak prof. Krystyna Pawłowicz (znana z łamów „NP”), zgłoszona przez PiS. Tyle że prof. Pawłowicz w obecnym układzie sił w Sejmie nie ma szans na wybór, a kandydaci PO i PSL są niemal pewniakami.
Zaufani prawnicy Platformy Ta reakcja najważniejszej gazety „salonu” wskazuje, iż kierownictwo Platformy postanowiło oddać „środowiskom prawniczym” (oczywiście tym liberalnym, anty-PiS-owskim, antylustracyjnym) tylko jedno miejsce spośród czterech wakujących. Pozostałe zaś rozdzielono według mniej przejrzystych, choć też dających się rozszyfrować kryteriów. Za kandydaturą wrocławianina prof. Banaszaka bez wątpienia stoi marszałek Grzegorz Schetyna, który niepodzielnie rządzi Dolnym Śląskiem i bez jego zgody nikt z tego regionu nie może liczyć na państwowe awanse. Warto jednak przypomnieć, że – wbrew temu, co twierdzi „GW” – związki Banaszaka z Platformą są znacznie dłuższe niż z PiS, skoro jeszcze przed wyborami w 2005 r. był współautorem projektu zmian w konstytucji przedstawionego przez Jana Rokitę. Również mecenas Rymar od dawna cieszył się zaufaniem partii Tuska, która w 2007 r. rekomendowała go na funkcję wiceprzewodniczącego Trybunału Stanu. Nie od dziś znana jest także bliska współpraca Stanisława Rymara z Romanem Giertychem: razem bronią w wielu sprawach (m.in. dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego), Rymar był też pełnomocnikiem prawnym LPR-owskiego prezesa telewizji Piotra Farfała. U źródeł tej współpracy leży fakt, iż obaj pochodzą ze znanych rodzin endeckich – dziadkowie zarówno Giertycha, jak i Rymara byli przed wojną znanymi działaczami Stronnictwa Narodowego. Oczywiście nie tym kryterium kierują się dziś liderzy PO, choć nie należy zapominać o przyjaźni łączącej Romana Giertycha z Radosławem Sikorskim, o obronie rządów Farfała na Woronicza przez ministra skarbu Aleksandra Grada, a także o bezceremonialnych atakach byłego wicepremiera na Jarosława Kaczyńskiego, które służą tylko Platformie.
Trzecia izba parlamentu Wszystko wskazuje na to, że na najbliższym posiedzeniu Sejmu, pod koniec listopada, trzej kandydaci PO i jeden PSL zostaną wybrani do Trybunału. Będzie to oznaczało, że w tym gremium znajdzie się już sześciu nominatów Platformy, a po kolejnej zmianie – w maju przyszłego roku – koalicja rządowa będzie dysponowała ponad połową sędziów. Oczywiście członkowie TK są formalnie niezależni, ich 9-letniej kadencji nikt nie może przerwać, a zatem żadne dyrektywy partyjne nie muszą ich obowiązywać. Nie chodzi jednak o proste sterowanie, lecz o wybór ludzi posiadających określone poglądy. Nie ma co bowiem ukrywać, że Trybunał jest swego rodzaju trzecią izbą parlamentu, która ocenia zgodność z konstytucją poszczególnych ustaw według własnych poglądów, a często wręcz wydaje dyrektywy, jak powinny wyglądać „właściwe” ustawy (tak było np. w przypadku ustawy lustracyjnej z 2007 r.).
Dlatego istnieje ogromne niebezpieczeństwo, że duża część rozstrzygnięć Trybunału będzie zgodna z interesami obozu rządowego i w ogóle wielkomiejskiego establishmentu, z którym związana jest większość sędziów. Mieliśmy już takie wyroki, np. podważający możliwość taniego wykupu mieszkań spółdzielczych przez ich lokatorów czy – ostatnio – nakazujący płacenie składki zdrowotnej przez rolników. Widać więc wyraźnie, że w kwestiach społecznogospodarczych sędziowie TK są bezwzględni tylko wobec uboższej części Polaków. Ale jest i druga strona medalu. Niezadowolenie „Gazety Wyborczej” z powodu kandydatów PO i PSL wynika głównie z tego, że – jak to ostatnio napisała redaktor Ewa Siedlecka – „będziemy mieli Trybunał niemal całkiem konserwatywny”. Oczywiście, „konserwatywny” dla pani Sieleckiej jest każdy, kto nie popiera parytetów, legalizacji związków homoseksualnych i pełnej dostępności refundowanego in vitro, należy więc ten przymiotnik traktować bardzo ostrożnie. Tym niemniej po odejściu czterech SLD-owskich sędziów Trybunał z pewnością nie zaakceptuje szalonych „nowości” obyczajowych czy rozstrzygnięć uderzających w Kościół katolicki. Polskiej wersji „zapateryzmu” zatem szybko nie będzie. To jedyna, choć mimo wszystko istotna korzyść, jaką Polska odniesie ze zmian w Trybunale – i dlatego „Wyborczą” tak bardzo one bolą. Paweł Siergiejczyk
Paser u prezydenta Oskarżony o handel trefną wódką z wizytą w Pałacu W ubiegłym tygodniu Bronisław Komorowski przyjął w Pałacu Prezydenckim cukierników z Poznania, którzy przywieźli rogale marcińskie. Jednym z gości był Stanisław B. Nie tylko cukiernik, ale również człowiek oskarżony o paserstwo i handel trefną wódką. Proces B. nie może zakończyć się od 15 lat. Na oficjalnej stronie internetowej Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w dziale „aktualności” można znaleźć informację o ubiegłotygodniowej wizycie poznańskich cukierników w Pałacu Prezydenckim. Bronisław Komorowski przyjął w przeddzień święta Marcina, czyli 10 listopada, przedstawicieli cechu, od których otrzymał słynne rogale. W króciutkiej notce nie podano nazwisk gości, ale została ona zilustrowana trzema zdjęciami. Widać na nich prezydenta Komorowskiego oraz dwóch mężczyzn w białych fartuchach. Bez żadnego problemu w jednym z nich można rozpoznać Stanisław B. – legendę wśród cukierników nie tylko wielkopolskich, starszego cechu, ale również znanego dawniej działacza piłkarskiego, a nawet byłego prezesa Lecha Poznań. Problem w tym, że popularnego także wśród poznańskich sędziów. Nie piłkarskich, ale karnistów. Stanisław B. od ponad dekady lat pojawia się bowiem w kronikach sądowych. Jest oskarżonym, który wykorzystując swoją chorobą, skutecznie drwi z wymiaru sprawiedliwości. I to od bardzo dawna. Zarzuty B. postawiła Prokuratura (jeszcze) Wojewódzka w Katowicach. Sprawa poznańskiego cukiernika była odpryskiem głośnego sprzed lat śledztwa dotyczącego korupcji w policji. Okazało się, że w latach 90. nielegalnie produkowana wódka trafiała z rozlewni pod Warszawą także do sklepów w Poznaniu. Katowiccy śledczy zdobyli dowody, że Stanisław B. kupił 6 tys. butelek trefnej wódki. Akt oskarżenia trafił do Sądu Okręgowego (wcześniej Wojewódzkiego) w Poznaniu już w lipcu 1995 r. Minęło więc 15 lat, a wyroku do tej pory nie udało się wydać. Proces był bowiem wielokrotnie zawieszany ze względu na zły stan zdrowia Stanisława B. Podejrzany cukiernik rzeczywiście jest człowiekiem schorowanym, co jednak nie przeszkadza mu w byciu gościem na rozmaitych imprezach towarzysko-zawodowych. - To powoduje największą irytację wśród sędziów zajmujących się jego sprawą. Z jednej strony ciągle w gazetach czytamy, że B. był tu czy tam. A gdy przychodzi termin rozprawy, przysyła kolejne zaświadczenie lekarskie, że nie jest w stanie uczestniczyć w posiedzeniu sądu – tłumaczy poznański prawnik. Obecnie akta sprawy przeciwko Stanisławowi B. znajdują się w wydziale III karnym Sądu Rejonowego Poznań Stare Miasto. Proces znowu jest zawieszony. Wyrok prawdopodobnie nigdy nie zapadnie, bo wkrótce minie 20 lat od popełnionego przestępstwa. - Wtedy zarzuty ulegną przedawnieniu, a w konsekwencji wydane zostanie postanowienie o umorzeniu – wyjaśnia sędzia Joanna Ciesielska-Borowiec, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Poznaniu. Czy Bronisław Komorowski wiedział, że przyjmuje na swoich salonach podejrzanego o paserstwo? Próbowaliśmy dowiedzieć się tego w Kancelarii Prezydenta. - Nie znam sprawy, nie znam zarzutów wobec tego pana i dlatego nie chcę komentować sytuacji – mówi portalowi Niezależna.pl Jerzy Smoliński, doradca do spraw medialnych Bronisława Komorowskiego. Wyraźnie zdenerwowany naszymi pytami, tłumaczył, że przyjmowano przedstawicieli cechu cukierników. Zwrócił również uwagę, że nie ma jeszcze wyroku skazującego Stanisława B. Dociekaliśmy, czy w związku z tym nie ma przeszkód, aby osoby z prokuratorskimi zarzutami były zapraszane do Pałacu Prezydenckiego? – Tego nie powiedziałem, ale powtarzam, że nie znam sprawy – dodał Smoliński. Grzegorz Broński
PS. Tuż po telefonie reportera portalu Niezalezna.pl do Kancelarii Prezydenta informacja o wizycie cukierników została usunięta ze strony internetowej prezydent.pl.
Mamy pluralizm W Unii Europejskiej obowiązuje tzw. „poprawność polityczna”. Naczelnym hasłem UE jest „różnorodność” oraz „tolerancja”. Oczywiście: tolerancja tylko dla tych, co głoszą poprawne politycznie hasła. Kiedyś moja Córka poszła do szkoły dla takich bardziej niepokornych dzieciaków. Szykowała się na 1-IX bardzo starannie, robiąc sobie dziury w starych jeansach i naszywając rozmaite napisy na podkoszulce. Gdy spytałem, dlaczego to robi, odparła, że chce, podobnie jak koleżanki, być inna niż wszystkie. „To załóż białą bluzkę i granatową spódniczkę!” – poradziłem. „Coś Ty! Wszyscy by mnie wyśmiali” – odparła moja „nonkonformistka”. Dokładnie tak właśnie wygląda sytuacja w byłej już Cywilizacji Białego Człowieka. Zaproponowanie ludożerstwa jest właśnie tolerowanym nonkonformizmem. Stwierdzenie, że małżeństwo to związek kobiety z mężczyzną (a już, nie daj Boże, że jest to oddanie się kobiety pod opiekę mężczyźnie!) to niedopuszczalna niepoprawność! Toteż zwolennicy tak rozumianej tolerancji zapluwali się (i zapluwają!) na wyścigi, gdy idzie o niedawny Marsz Niepodległości, urządzony w Warszawie przez narodowców. Tymczasem ja już 20 lat temu pisałem w liście do „Gazety Wyborczej”, że tępienie i wyśmiewanie uczuć narodowych doprowadzi do wybuchu nadmiernego nacjonalizmu – na znanej nie tylko każdemu cybernetykowi zasadzie wahadła. Ten Marsz to dopiero początek. 8 tys. luda, zdyscyplinowanego, silnego przemaszerowało ulicami Warszawy, starannie unikając konfrontacji ze zwołanymi przez „Wybiórczą” dwoma tysiącami tzw. „anty-faszystów”. Przy czym okazało się, że prawie 2/3 tych „anty-faszystów” to... gimnazjalistki. Tak! Nie „licealiści” lecz: „gimnazjalistki”! Neofaszyści z „Wybiórczej” starym zwyczajem pchnęli na barykady kobiety i dzieci. I są dumni, że „plunęli Prawicy w twarz”!!!
Śmiech na sali.. Politycy Lewicy i (coraz bardziej lewicowych) "liberałów" zarzucają pp. Annie Fotydze i Antoniemu Macierewiczowi niemalże "zdradę narodu" - za to, że szukają u obcego mocarstwa (czyli USA) potwierdzenia swoich podejrzeń w sprawie katastrofy w Smoleńsku. Otóż zarzut jest absurdalny. Każdemu wolno prosić każdego o pomoc w wyjaśnienia czegoś, co jest niejasne. Kto głosi taki zarzut - sam się ośmiesza. Natomiast merytorycznie: do "Rządu" JE Donalda Tuska mam dokładnie takie samo zaufanie, jak do Cygana chcącego mi sprzedać za 100 zł szczerozłoty pierścionek na ul. Brzeskiej w Warszawie. Problem w czym innym: pp. Fotyga i Macierewicz szukają za Oceanem potwierdzenia podejrzeń całkowicie absurdalnych. Jak to, że Rosjanie wytwarzali sztuczną mgłę i strzelali do ludzi ocalałych po katastrofie. Ale, jak chcą - to niech sobie rozmawiają w Waszyngtonie. Nie reprezentują ani III RP, ani Polski -ośmieszają tylko siebie oraz PiS. Krzyżyk na drogę! Na dzisiejszym chatcie napisałem: nie chodzi tylko o nonsens techniczny - ale o to, że "ruscy szachiści" (a i nasza bezpieka) umieją przewidywać - i z pewnością wiedzieli, ze śp. Lech Kaczyński wybory przerżnąłby z kretesem - a tak to Jarosław Kaczyński mógłby je wygrać. Gdyby nie znali teorii - to na pewno słyszeli o przypadku śp. ks. Jerzego Popiełuszki. Zresztą - po co ja się powtarzam? Więc po prostu nie mieliby w tym interesu.
Super-okazja! Okazja czyni złodzieja. Trudno się więc dziwić, że super-okazje tworzą super-złodziei. I tak właśnie dziś wygląda świat. Dawne instytucje, pomyślane ongiś w szczytnych celach, służą dziś do „prywatyzowania” pieniędzy publicznych. Do czego służy – na przykład - NATO? Cóż: Na Atlantyku, na północ od zwrotnika Raka wliczając w to Morze Śródziemne (jak głosi Karta NATO), nie zagraża nam NIC. Federacja Rosyjska ma niedługo zostać partnerem NATO. Po co więc jest NATO? Jak to, po co? Po to, by się nieustannie przezbrajać... i inkasować łapówki od dostawców uzbrojenia. Po co utworzono Unię Europejską? Po to, by zamiast „okazji” mieć super-okazje. W Brukseli rocznie – według oficjalnych danych - „gdzieś” znika 15 miliardów €urosów. Oprócz tego zapewne trzy razy tyle znika tak, że nawet o tym nie wiemy. I właśnie o to twórcom UE (nie EWG i Wspólnoty Europejskiej!!) chodziło. Oczywiście, że nie jest tak, iż Unię Europejską utworzono tylko po to, by móc kraść. Być może ważniejsze są „uczciwie” pobierane gigantyczne pensje. Bardzo wysokie zarobki dla dziesiątków tysięcy oficjeli UE w Brukseli, Luksemburgu, Strasburgu i dodatkowe korzyści uboczne – np. utrzymywany za pieniądze europodatników harem „tłumaczek”... Każdy pretekst jest dobry, by wydać forsę na te Czerwone Pijawki. JW Katarzyna, baronessa Ashton, Ministerka Spraw Zagranicznych UE, właśnie wydała €37 mln. na 150 nowych luksusowych limuzyn. Pojadą one m.in. na Barbados, do Vanuatu... Tak, proszę Państwa: UE utrzymuje sześcioro „dyplomatów” na tych pięknych wysepkach na Pacyfiku. Vanuatu liczy 230 000 obywateli, więc musi tam być placówka UE. Wyspa ta ma bowiem łagodny klimat i piękne plaże... i teraz chyba już każdy widzi, że powstanie Unii Europejskiej było niezbędne! Oczywiście: czym jest 36 milionów €urosów w porównaniu ze setkami miliardów wydawanych rzekomo na walkę z „Globalnym Ociepleniem”! Różnica jest zasadnicza. Te 150 limuzyn zostanie zakupionych – i jednak na coś się ludziom (konkretnie: dyplomatom EU) przydadzą. Klimatyzacja na Vanuatu jest zapewne niezbędna. Natomiast „walka z Globalnym Ociepleniem” wymaga skonstruowania czegoś, co usprawiedliwiałoby ten wydatek. Tak samo jak wojny toczy się dziś tylko po to, by zniszczyć stare uzbrojenie – i (za łapówki...) zamówić nowe. Kiedyś w tym celu posyłano na rzeź setki tysięcy i miliony ludzi. Dziś znaleziono rozwiązanie bardziej humanitarne: posyła się nielicznych żołnierzy, uzbrojonych w Bardzo Drogi Sprzęt. I już politycy i urzędnicy mają co do garnka włożyć – bo łapówka to zazwyczaj 10% wartości zamówienia. Również „walka z Globalnym Ociepleniem” wymaga skomplikowanej aparatury. Zamawiamy ją za 10 milionów, powoduje ona szkody na 100 milionów – a zamawiający ma ten skromny milionik...Choć czasem udaje się pieniądze ukraść bez marnowania ich na zakup jakiejś drogiej maszynerii. Genialnym wynalazkiem jest „handel nadwyżkami limitów wydalania CO2”. Nikt nikomu niczego nie sprzedaje, nikt nie buduje jakichś absurdalnych budynków. Po prostu ktoś tam pisze, ile wydalił dwutlenku węgla, ktoś stwierdza, że wydalił o tyle mniej, jeden kraj drugiemu wręcza jako rekompensatę jakąś gigantyczną sumę pieniędzy... ale istotne w tym jest to, że zawsze jest jakaś pośrednicząca firma prywatna, która (legalnie!)_ inkasuje parę procent od transakcji. I o to w tym pozornie absurdalnym businessie chodzi. Potem ta firma dzieli się z politykami obydwu krajów. I tak gites tenteges. Dawniej złodziej miał czasami sumienie – i martwił się, że obrabowany może i z głodu umrzeć. Dziś kradnie – i wie, że dzięki temu dzieciaki w okradzionym kraju nie tylko nie umrą, ale nawet będą zdrowsze, mniej otłuszczone. Czyli kradnie się właściwie w interesie okradanego! Ot, takie paradoksy „społeczeństw postindustrialnych”.
Homoseksualizm – a Prawo Zipfa-Mandelbrota Prawo Zipfa-Mandelbrota powiada, że słowa w naturalnym języku są tym krótsze, im częściej się tego słowa używa. Np. „mam” i „jest” są jednosylabowe – a "nieproliferacja" może sobie być długa, bo używana jest rzadko. Jak często rozmawiamy o uroczych Konstantypolitańczykowianeczkach?
Zwykła optymalizacja czasu. Dlatego zamiast „automobil” mówiono „samochód”, potem „auto” a teraz „wóz”. Bo coraz częściej zajmujemy się tym pojęciem. W związku z tym, że coraz częściej mówi się o homoseksualizmie, to ja NIE będę mówił „homoseksualista” (7 sylab) tylko „homoś” (dwie sylaby). A "pedał" jest, moim zdaniem, pogardliwe. Natomiast "homoś" jest nieco żartobliwie wręcz pieszczotliwe. Pisze o tym, bo na dzisiejszym chatcie zarzucono mi, że ja homosiów obrażam! Czy nazwanie świeżo upieczonego małżonka „żonkosiem”, a Antka „Antosiem” - to Obraża???? Trzeba nie czuć ducha języka polskiego, by mi stawiać taki zarzut! JKM
16 listopada 2010 Demokratyczne państwo demokratycznego bezprawia... zakazuje palić w miejscach tzw. publicznych, swoim poddanym - zwanych obywatelami. Bo w demokratycznym państwie demokratycznego bezprawia „obywatel” jest własnością państwa. I prywatne restauracje oraz prywatne kawiarnie też.. Teraz tylko czekamy z niecierpliwością na orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, w sprawie zakazu palenia papierosów w swoich domach. Albo wydzielenie w tych domach oddzielnych pomieszczeń, w których będzie można sobie zapalić.. Palących w Polsce jest jeszcze 9 milionów i jak powiedział jeden z prowadzących TVPINFO: ”o 9 milionów za dużo”(????). To dziennikarz pracujący w telewizji publicznej, też jest za zakazem palenia? To on jest dziennikarzem, czy może ideologicznym przebierańcem, że narzuca nam wszystkim za nasze pieniądze swój punkt widzenia? I to w telewizji państwowej, której zadaniem jest realizacja jakieś publicznej misji? Ta misja polega między innymi na wbijaniu nam do głów, że palenie szkodzi wszystkim, i należy je wyeliminować z naszego życia zarówno publicznego jak i prywatnego. A gdzie zasada, że ”chcącemu nie dzieje się krzywda”(!!!!). Podobnie rozumował narodowy – socjalista Adolf Hitler. On też zakazywał palenia w Niemczech, prowadził kosztowne kampanie społeczne, żeby odzwyczaić Niemców od palenia, próbował też wprowadzić smaczne jedzenie wegetariańskie. Sam nie palił i wegeterianował - więc stąd może jego obsesje. Ale dzisiaj żyjemy w demokratycznym państwie prawnym, a nie w dyktaturze hitlerowskiej, a popatrzcie pastwo - to samo. Też chcą nas odzwyczaić od palenia, powoli sączą wegetarianizm i obowiązkowo musimy kochać zwierzęta. Bo człowiek nie kochający zwierząt - jest z natury zły. Takie różne bajki wyssane z lewicowego palca sączą nam systematycznie do głów. Żeby nas w przyszłości przerobić na niepalących wegetarian.. A jeszcze w dalszej przyszłości na niepalących na diecie wegańskiej. Nie wiem na przykład czy pan były prezydent Aleksander Kwaśniewski jest niepalącym wegetarianinem, ale na pewno jest człowiekiem bardzo zamożnym, co zresztą mu się należy za lata pracy nad naszą przyszłością i dobrobytem, który to dobrobyt powoli wylewa nam się uszami tak jak te 3 biliony złotych długu które mamy na karku i mają nasze dzieci. Na Mazurach, nad jeziorem Samin, pan Aleksander stawia sobie dom. Są już ściany dach i okna. Trwają też prace nad dwoma domami dla służby, funkcjonariuszy BOR i gości. Taka posiadłość to 20 hektarów i 200 metrowy dom z basenem. Działka już jest ogrodzona, ale jeszcze nie ma zainstalowanych kamer i czujników. Panu Aleksandrowi Kwaśniewskiemu się jakoś poprawiło od czasu gdy został szefem zarządu Stowarzyszenia Jałtańska Strategia Europejska, organizacji utrzymywanej i założonej przez pana Wiktora Pińczuka a działającej na rzecz integracji z Unią Europejską. Ci wszyscy „ Europejczycy” się jakoś szybko dogadują w sprawach ponad narodami, tym bardziej, że pan Aleksander Kwaśniewski już należy do europejskiej organizacji walczącej z antysemityzmem, ksenofobią i rasizmem. Jak widać są to bardzo popłatne posady, szkoda, że nie dla każdego.. Tylko dla wybranych. No właśnie według jakiego klucza wybranych? Nie dziwi to nikogo, że były prezydent Polski udziela się w organizacjach antynarodowych, działających spoza granic Rzeczpospolitej, a nawet nadzorujących Rzeczpospolitą.. Tak jak ta organizacja paneuropejska walcząca z antysemityzmem, ksenofobią i rasizmem. Były prezydent zniża się do takich zajęć.? Przeciwko własnemu narodowi? Natomiast nie zniża się do niskich zajęć pani Maria Dmochowska, wiceprezes Instytutu Pamięci Narodowej, której starszym bratem był pan Jan Józef Lipski, znany polski mason z Loży Kopernik- socjalista, założyciel Komitetu Obrony Robotników. O którym pracę napisała nawet pani Jadwiga Kaczyńska, mama braci Kaczyńskich-pracując w Instytucie Badań a jakże Literackich. Panią Marię Dmochowską na stanowisko wiceprezesa IPN mianował w dniu 31 maja 2006 roku pan Janusz Kurtyka, człowiek popierany przez Jarosława Kaczyńskiego, podczas gdy pani Dmochowska z domu Lipska, była związana z Unią Demokratyczną i Unią Wolności.. Była nawet trzy kadencje posłanką i wiele dla nas zrobiła głosując to i owo. Na ogół przeciwko nam. Bo czy jest jakakolwiek ustawa głosowana dla nas? W demokratycznym państwie prawnym urzeczywistniającym zasady społecznej sprawiedliwości..
Jak to się stało, że związany z Prawem i Sprawiedliwością pan Janusz Kurtyka powołał na stanowisko wiceprezesa Instytutu panią Marię Dmochowską wywodzącą się ze środowiska Unii , za przeproszeniem - Wolności? A przecież pan Jarosław Kaczyński tak zawzięcie zwalczał środowisko Unii Wolności, tak zawzięcie, ze jedna z osób z tego środowiska otrzymała tak wysokie stanowisko? Natomiast syn pani Marii Dmochowskiej, pan Piotr Dmochowski-Lipski, został powołany przez pana Donalda Tuska na stanowisko dyrektora generalnego Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego (???). Wygląda na to, że pan Piotr jest wielkim fachowcem. Proszę przejrzeć jego biografię zagraniczną. Naprawdę jest wielce pouczająca. Gdzie on nie był? To jest prawdziwy „obywatel świata”? Moja teza jest następująca: im większy obywatel świata - tym gorzej dla nas.. W 2006 roku na stanowisko Dyrektora Finansowego TVP mianował go Bronisław Wildstein związany z Prawem i Sprawiedliwością, ówczesny szef TVP. A prezydent Lech Kaczyński odznaczył pana Piotra Dmochowskiego-Lipskiego Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (???). Widocznie bardzo na to zasłużył.. Proszę bardzo dokładnie przeczytać w Wikipedii fakty dotyczące kariery zagranicznej pana Piotra Dmochowskiego-Lipskiego.. Człowiek na jakieś wyjątkowe posyłki.. Do tego wszystkiego siostrzeńcem pani Marii Dmochowskiej jest pan Andrzej Celiński, dawny KOR-wiec i działacz „Czarnej Jedynki” wraz z Antonim Macierewiczem i Piotrem Naimskim. Ten ostatni zdaniem pana Aleksandra Guzowatego doprowadził do braku dywersyfikacji dostaw gazu w Polsce. Przez niego nie uzyskaliśmy dostępu do Unii Europejskiej gazociągiem Bernau-Szczecin. No a tak z panem Macierewiczem działają przeciwko Rosji..(????). Wychowankowie Warszawskiej Drużyny Harcerskiej to między innymi panowie: Celiński, Onyszkiewicz, Kulesza, Marcierewicz, Naimski, Pawełek i … Tomasz Sianecki (!!!) wielka gwiazda TVN. Jeśli jesteśmy przy powiązaniach :kampanią wyborczą pana Tadeusza Mazowieckiego kierował w 1990 roku pan Henryk Woźniakowski, syna pana Jacka Woźniakowskiego z „Tygodnika Powszechnego” związanego obecnie z grupą ITI. Pan Henryk Woźniakowski jest bratem pani Róży Thun - eurodeputowanej Platformy Obywatelskiej, wielkiej miłośniczki Unii Europejskiej, jako instytucji zbiurokratyzowanej. Pełne nazwisko to „Róża von Thun und Hoheinhein..
Kolegą natomiast dobrym pana Bronisława Komorowskiego, jest pan Jarosław Szczepański, był nawet jego doradcą w latach 2007=2008, a potem dyrektorem Biura Prasowego Kancelarii Sejmu. Obecnie kieruje lożą B’mai B’rith, co się tłumaczy jako Synowie Przymierza. Którą to lożę uroczyście otwierał pan Lech Kaczyński - prezydent Polski. Dobrym kolegą z kolei pana Jarosława Szczepańskiego jest pan Jan Dworak - kiedyś należeli razem do ROBCIO - Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela..Tak wygląda dzisiaj demokratyczne państwo demokratycznego prawa.. Sami swoi od lat! Od Okrągłego Stołu.. Opletli nas jak ośmiornica! Oczywiście demokratyczna - bo to ich ulubione słowo, zamiast socjalizmu… WJR
Urbanizacja Polski Bardzo mnie cieszy inicjatywa min. A. Macierewicza i min. A. Fotygi, by udać się do Stanów Zjednoczonych i tam lobbować na rzecz „umiędzynarodowienia sprawy” katastrofy smoleńskiej. Oczywiście to umiędzynarodowienie możliwe było od pierwszych godzin po tragedii, gdyż wystarczyło jasne wyrażenie prośby o wsparcie ze strony NATO oraz amerykańskich ekspertów z najlepszej na świecie instytucji zajmującej się badaniem katastrof lotniczych, czyli NTSB i skierowanie jej do odpowiednich gremiów rządowych. Jak wiemy jednak, promoskiewski gabinet ciemniaków myślał o wszystkim (między innymi o sprawnym przejęciu tych urzędów, które zajmowali zamordowani z delegacji prezydenckiej oraz o pogłębieniu nowego sojuszu polsko-sowieckiego), tylko nie o zajęciu się polskim interesem. Z tego zresztą powodu – pomijając wszystkie inne, czyli np. katastrofalne zadłużenie polskiego państwa, totalną indolencję przez kilka lat, niezabezpieczenie naszych energetycznych interesów itd. – gabinet ten powinien zostać surowo osądzony (nie tylko „na kartach historii”). „Rząd” Tuska i Pawlaka właściwie przekreślił wszystko, co stanowiło o resztkach polskiej niezależności, a w chwili największej próby, jaką był zamach na Prezydenta i wysokich polskich wojskowych, zachował się jak banda tchórzy i zdrajców. Nie ma i nigdy nie będzie za to żadnego wybaczenia, czy „grubej linii” wujka Tadka, który zresztą też wskoczył w ten zaprzański poczet, jak za dawnych 50. lat, gdy był na czele peletonu z postępowcami. W tym jednak kontekście należy też patrzeć na zachowanie naszych amerykańskich i natowskich sojuszników, którzy musieli być w niezłej konfuzji 10 Kwietnia. Na dobrą wszak sprawę - i gdyby Polska miała normalny rząd - należało postawić w stan gotowości nasze siły zbrojne i zwyczajnie potraktować rosyjski atak na delegację prezydencką jako akt militarnej agresji na przedstawicieli polskich najwyższych władz (szeroko o tej sprawie piszę w mojej książce, tu więc ją tylko sygnalizuję, bo to bardzo poważny problem, rzecz jasna). Tymczasem gabinet ciemniaków przyjął strategię taką, którą można określić jako bezwarunkowe, dokonane bez konsultacji z obywatelami polski, jednostronne i natychmiastowe wyjście z NATO oraz uznanie podległości Warszawy wobec Kremla. Nie tylko więc w pierwszej godzinie po katastrofie zaczął przekazywać nam (i przecież rodzinom ofiar) rosyjską wersję zdarzeń z bajką o brzozie i „winą pilotów”, ale nawet nie chciał słyszeć o dopominaniu się o jakąkolwiek pomoc ze strony europejskich i amerykańskich instytucji – już nie tylko militarnych, ale nawet zajmujących się badaniem katastrof. Tego typu zachowanie można jednoznacznie zakwalifikować jako akt zdrady wobec polskiego państwa i to zachowanie nie pójdzie w zapomnienie, a – co do tego mam pewność – stanie się przedmiotem śledztwa obejmującego wszystkie osoby związane z gabinetem ciemniaków (lub też z jego polecenia) odpowiedzialne za oficjalne „badanie przyczyn katastrofy”. Tym śledztwem powinny być więc objęte także instytucje prokuratury wojskowej i „komisja Millera”. Po tych siedmiu miesiącach nie ma najmniejszych wątpliwości, że skala ich zaniedbań oraz indolencji w związku ze „śledztwem” jest nieprzypadkowa, czyli ma ewidentne podłoże polityczne związane z nowym sojuszem warszawsko-moskiewskim, tj. ostatnią rzeczą, na jaką Polska mogłaby się pisać po 10 Kwietnia. Nie zmienia to jednak faktu, że właśnie taki przebieg spraw po katastrofie i taka postawa ciemniackiego gabinetu, które można nazwać „urbanizacją Polski” (tzn. zachowaniem a la słynny rzecznik jaruzelszczyzny, czyli Goebbels stanu wojennego) spowodowały, iż NATO uległo paraliżowi i przyjęło postawę wyczekującą wobec dalszych wypadków w naszym kraju. Po czasie, jaki upłynął od zamachu, widać, że wasalizacja Polski wobec Kremla postępuje w zastraszającym tempie (ciemniacy chcą nas, normalnych Polaków, naprawdę nią zastraszyć – przecież odgrażają się, niemalże jak za Jaruzela, że nie ma wobec tej wasalizacji alternatywy – ba, że alternatywa jest zdradą (!), to dopiero!). Nic zatem dziwnego w tym, że NATO i USA zachowują się dość wstrzemięźliwie, jeśli chodzi o udzielanie pomocy w wyjaśnianiu wydarzeń 10 Kwietnia, bo mówiąc brutalnie, nie ma komu pomagać. Czy ciemniakom należy w czymkolwiek pomagać w takiej właśnie sytuacji? Jedyne, w czym należy im pomóc, to w jak najszybszym odejściu od władzy i postawieniu ich przed wymiarem sprawiedliwości. Lobbowanie natomiast w USA na rzecz polskich interesów ma ten podstawowy sens, że wnet władze w Polsce ulegną zmianie i zacznie się proces przywracania normalności, także w relacjach z natowskimi sojusznikami – to bowiem, że ciemniacy zachowują się, jakby Polska była w WNP nie znaczy, iż faktycznie w WNP jest. Żywię nadzieję, że niedługo to nastąpi. Na razie zaś – w ramach polepszania nastroju załączam świeży video clip CSI 2010, tym razem dedykowany pewnemu gorliwemu w nieprawdopodobnym wprost serwilizmie wobec Rosji, ministrowi spraw zagranicznych oraz premierę jednego z ostatnich przewidzianych na maksisinglu „przebojów” – utwór „Urbanizacja Polski” :) FYM
WITAJCIE W KONDOMINIUM Rosyjski koncern Nowatek kupił Intergaz-System - jedną z największych polskich spółek zajmujących się dystrybucją gazu płynnego. Transakcja została zrealizowana kilka dni temu, a Rosjanie udziały w Intergazie odkupili od... niemieckiego koncernu Knaube. Rosjanie planują też zakup Lotosu - polskiego paliwowego giganta. Z informacji zamieszczonej na stronie internetowej Intergaz-Systemu wynika, ze spółka jest właścicielem kolejowo-drogowego terminalu przeładunkowego gazu płynnego. Siedziba spółki mieści się w Nowinach koło Kielc. „Firma Intergaz Sp. z o.o. powstała w 1994 roku. Od początku swego istnienia zajmowała się dystrybucją gazu płynnego (...). Intergaz-System jest jednym z największych dystrybutorów gazu płynnego w Regionie Świętokrzyskim oraz Polski południowo-wschodniej. W zakresie naszej oferty handlowej obsługuje Klientów na obszarze o promieniu około 250 km od Kielc. W przypadku przemysłowych instalacji zbiornikowych firma nie ma jednak ograniczeń terytorialnych, dostarczając gaz w całej Polsce. Spółka posiada dużą zbiornikową bazę magazynową, rozlewnie gazu do butli, a także autocysterny do dystrybucji gazu” - czytamy na stronie internetowej firmy. Transakcja odbiła się szerokim echem w rosyjskich mediach.- Pozwoli to nam rozwijać działalność handlową w Polsce i innych krajach europejskich – oświadczył w dzienniku „Kommiersant” przedstawiciel koncernu Nowatek, który jest jednocześnie największym niezależnym koncernem gazowym w Rosji. Według rosyjskich mediów wartość transakcji wyniosła 3 mln dolarów. Zakup Intergaz-System jest kolejnym dowodem silnej ekspansji Rosji na rynku energetycznym. W najbliższym czasie koncern Rosnieft kupi od Wenezueli udziały rafinerii Schwedt pod Szczecinem oraz trzech innych rafinerii w Niemczech, co będzie stanowiło bardzo silna konkurencję dla stacji benzynowych PKN Orlen położonych wzdłuż zachodniej granicy. Także rynek polski jest dla Rosji w zasięgu ręki. Kilka dni temu rosyjskie media podały, że Gazprom Nieft, piąty co do wielkości koncern naftowy w Rosji, jest zainteresowany kupnem Grupy Lotos. - Lotos został wystawiony na sprzedaż. Przyglądamy się tym aktywom jak wszystkim na rynku. Tym bardziej, że rynek Polski jest interesujący. Gazprom Nieft dysponuje zasobami, pozwalającymi wykorzystać moce polskich rafinerii – powiedział rosyjskim mediom zastępca dyrektora generalnego Gazprom Nieftu, Anatolij Czerner. 30 października polski resort skarbu zaprosił inwestorów do negocjacji w sprawie kupna 53 proc. akcji Grupy Lotos. Zaproszenie skierował głównie do tych podmiotów, które prowadzą działalność w sektorze górnictwa ropy naftowej. Dzień wcześniej, 29 października, po podpisaniu umowy gazowej z Polską wicepremier Rosji Igor Sieczin oświadczył, że rosyjskie spółki byłyby zainteresowane udziałem w ewentualnej prywatyzacji polskich firm paliwowych. Podkreślił, że istnieje konkretne zainteresowanie zwiększeniem współpracy w dziedzinie dostaw i przetwórstwa ropy naftowej. Dorota Kania
MOSKIEWSKI KONTROLER To Moskwa wydała kontrolerom lotu w Smoleńsku polecenie, by polski Tupolew mimo nienaturalnie gęstej mgły lądował na lotnisku Siewiernyj. Kontrolerzy chcieli wydać załodze zakaz lądowania – wynika z materiału dowodowego w sprawie katastrofy smoleńskiej. Tymczasem prokuratura rosyjska właśnie zwróciła się do strony polskiej o unieważnienie protokołów zeznań dwóch kontrolerów lotu, sporządzonych przez Rosjan zaraz po katastrofie 10 kwietnia. Zeznania, choć przeprawiane i sprzeczne ze sobą, w jednym są spójne – zakaz lądowania, wbrew twierdzeniom Rosjan, nie został wydany, a kontrolerzy lotu do chwili rozbicia samolotu utrzymywali załogę w przeświadczeniu, że jest na właściwym kursie. To oznacza, że kontrolerzy ze Smoleńska wykonali polecenie z Moskwy. O tym, że protokoły i treść zeznań dwóch kontrolerów lotu Pawła Pliusnina (spolszczona pisownia Plusnin) i Wiktora Ryżenki można określić jako kuriozalne, wiadomo od czerwca. To wtedy wyszło na jaw, że istnieją po dwa protokoły zeznań Pliusnina i Ryżenki sporządzone przez różnych rosyjskich śledczych. Co więcej, protokoły różnią się między sobą, choć śledczy, jak wynika z protokołów, przesłuchiwali świadków w tym samym czasie i miejscu. Dodatkowo protokoły zawierają skreślenia i poprawki, tak jakby ktoś chciał usunąć rozbieżności w zeznaniach – pomiędzy Pliusninem i Ryżenką, a także między zeznaniami tej samej osoby.
Pliusnin nie może się zdecydować, czy polscy piloci znali rosyjski W wieży kontroli lotów od rana panowała gorączkowa atmosfera. Kontrolerzy mieli na głowie płk. Nikołaja Krasnokutskiego z jednostki w Twerze, który – według późniejszych zeznań – przyjechał, choć nie miał wyznaczonych zadań. W dodatku na lotnisku pojawiła się mgła, która zaczęła gęstnieć. Wojskowy punkt meteorologiczny musiał mieć kłopoty z przekazywaniem danych, bo zamiast trzech etatowych pracowników, tego dnia wszystkie czynności związane ze sprawdzaniem stanu pogody wykonywał jeden człowiek. W dodatku punkt meteo, wbrew regulaminowi, oddalony był od dyspozytorni o 25 minut drogi. Pracownik punktu nie mógł więc przekazywać raportów pisemnie, tak jak nakazują przepisy. Na 20–30 minut przed planowanym lądowaniem TU-154 Pliusnin nawiązał kontakt z dyżurnym „Logiki” w Moskwie, prosząc, jak zeznał, „aby zważywszy na to, iż załoga polskiego samolotu słabo zna język rosyjski i że pogarsza się pogoda, uzgodnić możliwość lądowania tego samolotu na lotniku zapasowym, bez lądowania na lotnisku w Smoleńsku”. Ten fragment zeznań to absolutne kuriozum, nad którym – sądząc po braku reakcji ze strony przesłuchujących – śledczy rosyjscy przechodzą do porządku dziennego i nie wnikają w dalsze szczegóły. Pliusnin zeznaje dalej: – Chcę ponadto dodać, iż po nawiązaniu po raz pierwszy łączności z samolotem Tu-154 zaniżyłem widoczność do 400 metrów, ponieważ myślałem, że załoga podejmie samodzielnie decyzję o przekierowaniu na zapasowe lotnisko i że taka widoczność obudzi czujność samolotu, chociaż w rzeczy samej widoczność ta mieściła się w granicach 800 metrów. Dwa dni później, 12 kwietnia, Pliusnin podczas ponownego przesłuchania zaprzecza sam sobie. Na pytanie: – Skąd pan wiedział, że załoga polskiego samolotu Tu-154 z 10 kwietnia 2010 r. słabo włada językiem rosyjskim? – odparł: – Stopnia władania językiem rosyjskim przez załogę TU-154 nie znałem, ale zważywszy na fakt, iż przy przyjmowaniu samolotów w dniu 7 kwietnia 2010 r. na lotnisku „Siewiernyj” niektóre załogi polskich samolotów słabo znały język rosyjski, ja, mając na uwadze ewentualne pogorszenie warunków pogodowych wtedy, kiedy załoga znajdowała się w gestii Centrum Strefowego Kierowania Ruchem Lotniczym Republiki Białorusi, zwróciłem się do operacyjnego dyżurnego Sztabu Kierowania Lotnictwem Wojskowo-Transportowym Sił Powietrznych Federacji Rosyjskiej w Moskwie, mającego hasło wywoławcze „Logika”, aby rozważono możliwość skierowania samolotu Tu-154 na inne lotnisko, tak aby nie wszedł on w strefę obsługiwaną przez lotnisko „Siewiernyj” i aby w ten sposób uniknąć ewentualnych problemów z barierą językową.
Dociskany przez śledczego Pliusnin dopowiedział: – Na podstawie obcowania z załogą samolotu TU-154 w dniu 10 kwietnia 2010 r. doszedłem do wniosku, że załoga samolotu włada wystarczająco językiem rosyjskim i że stopień ten jest wystarczający do poprawnego rozumienia komend wydawanych przez dyspozytora lotów w trakcie prowadzenia komunikacji radiowej w celu zapewnienia bezpieczeństwa lotu. Także te zeznania Pliusnina – który na podstawie rzekomej nieznajomości języka przez polskich pilotów chciał zawrócić samolot z prezydentem na pokładzie, po czym okłamał załogę, podając jej błędne dane dotyczące widoczności jakoby po to, by zrazić ją do lądowania – nie zrobiły wrażenia na polskich i rosyjskich prokuratorach, którzy nawet nie zapytali Pliusnina o nazwisko rozmówcy w Moskwie. – Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie w tej chwili nie dysponuje wiedzą, z kim personalnie w Moskwie łączyli się kontrolerzy ze Smoleńska – poinformował nas płk Zbigniew Rzepa, rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej. We wrześniu prokurator generalny Andrzej Seremet ujawnił, że strona polska zwracała się dwukrotnie o udostępnienie nagrań rozmów smoleńskiej wieży kontroli lotów z Moskwą – bezskutecznie. Anita Gargas
Transparentne postępowanie
1. „Nie było w historii postępowania tak transparentnego” - powiedział o działaniach w sprawie wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej Donald Tusk. Słowa te zostały wypowiedziane jako komentarz do wizyty byłej szefowej MSZ Anny Fotygi i posła Antoniego Macierewicza u republikańskiego kongresmena Petera Kinga, który w sierpniu złożył w Kongresie projekt rezolucji o powołaniu niezależnej międzynarodowej komisji do zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej. Fotyga i Macierewicz zawieźli amerykańskiemu kongresmenowi ponad 300 tysięcy podpisów zebranych Polsce pod rezolucją podobnej co w USA treści przygotowaną przez stowarzyszenie Katyń 2010 i przekazaną już Prezydentowi, Premierowi i Marszałkom Sejmu i Senatu parę tygodni temu.
2. Premier Tusk powiedział coś jeszcze „nie pozwolimy, aby to, co w mojej ocenie leży w najlepszym interesie Polski, czyli dobre relacje ze wszystkimi sąsiadami, były niszczone przez polityków nie odpowiedzialnych. Te stwierdzenia Premiera Tuska jeżeli traktować je poważnie (a w przypadku katastrofy smoleńskiej nie wypada nawet zakładać, że Premier może sobie żartować) mogą świadczyć tylko o tym, że władza w naszym kraju i duża część Polaków żyją w różnych rzeczywistościach. Obydwa stwierdzenia tak jawnie odbiegają od rzeczywistości w tej sprawie, że można nawet przypuszczać, że Premier Tusk wręcz wystawia na próbę cierpliwość Polaków albo chce nas sprowokować do jakiś gwałtownych protestów.
3. Jak bowiem można mówić o jakimkolwiek transparentnym postępowaniu nawet jeżeli chodzi o postępowanie w Polsce skoro do tej pory nie wiadomo na jakiej postawie Premier podjął decyzję po przekazaniu całego postępowania Rosjanom. A przecież zaraz po katastrofie oficjalnie Prezydent Miedwiediew proponował wspólne śledztwo rosyjskich i polskich prokuratorów i co więcej przez pierwsze kilkanaście godzin właśnie tak wspólnie było ono prowadzone. Jak można mówić o transparentności śledztwa po stronie rosyjskiej skoro 7 miesięcy po katastrofie, Rosjanie przesłuchali tylko dwie z trzech osób przebywających „na wieży” lotniska w Smoleńsku i nic nie wskazuje na to, żeby mieli zamiar przesłuchać tę trzecią osobę, choć z zeznań dwóch kontrolerów lotu wynika ,że to ona była najważniejsza. Tych pytań jak można jeszcze postawić przynajmniej kilkanaście, a odpowiedzi na nie bądź ich brak świadczą właśnie o braku transparentności w sprawie smoleńskiego śledztwa, co wskazuje na to, że Premier świadomie i celowo prowokuje opinię publiczną w naszym kraju.
4. Równie cyniczna jest wypowiedź druga, z której wynika wprost, że nadrzędnym celem tego rządu są dobre relacje Polski z sąsiadami, a więc także z Rosją nawet za cenę rezygnacji z wyjaśniania przyczyn katastrofy smoleńskiej. Już raz tylko jeszcze bardziej dobitnie wypowiadał się w tej sprawie doradca Prezydenta Komorowskiego profesor Tomasz Nałęcz, który mówił w kontekście smoleńskiej katastrofy, „że nie ma takiej ceny jakiej nie powinniśmy zapłacić, za dobre stosunki z Rosją”. Brzmi to tej pory niezwykle brutalnie ale doradca Prezydenta nie zamierza się ani z tego tłumaczyć ani tym bardziej przepraszać, więc wszystko wskazuje na to, że rządząca Polską Platforma tak w rzeczywistości myśli i według tych myśli działa. Nie ma co się zbyt natarczywie domagać wyjaśniania przyczyn katastrofy bo nie daj Boże może się okazać, że winni jej spowodowania są Rosjanie, a to na pewno nie podoba się ani Prezydentowi Miedwiediewowi ani premierowi Putinowi, a od tego tylko krok do pogorszenia stosunków z Rosją. A że przywódcy rosyjscy są bardzo drażliwi świadczy odtajniony protokół z wypowiedzi Premiera Putina podczas jego wizyty w Bułgarii kiedy legalne działania Polski prowadzone na forum UE w celu zablokowania budowy Gazociągu Północnego nazwał totalną wojną prowadzoną przez poprzedni polski rząd z Rosją, co spowodowało jego zdaniem wręcz zamrożenie stosunków pomiędzy obydwoma krajami. Rosjanie są niezwykle drażliwi w sytuacjach kiedy sąsiedzi zaczynają twardo dbać o swoje interesy i kiedy to godzi w interesy rosyjskie. Nie pozwolę drażnić niedźwiedzia mówi wprost Polakom Donald Tusk, choć już teraz wiadomo, że ten niedźwiedź w najważniejszych polskich sprawach, ma sporo na sumieniu
Zbigniew Kuźmiuk
Aż 90% tych, którzy twierdzą, że ocaleli z holokaustu może być oszustami… Publikujemy poniższe tłumaczenie tekstu, z zastrzeżeniem, że Autor niekoniecznie rzetelnie rozwija niektóre myśli, jak np. te zaznaczone przez naszą Redakcje gwiazdką (*), oraz że z arytmetyką funkcjonowania tzw. komór gazowych jest trochę na bakier. Nie należy również zapominać, że w antyżydowskich, antysyjonistycznych i antyizraelskich (co oczywiście nie oznacza – antysemickich, bo to duża różnica) tekstach, bardzo często zapomina się o ogromnej grupie ofiar wojny, czyli Polakach. Ważniejsi dla wielu germanofilskich Autorów są “Romowie”, “komuniści” i “antyfaszyści”, niż Polacy. Wobec tego wszystkiego tekst należałoby odłożyć do kategorii podrzędnej, i być może tam przynależy, jednak z drugiej strony, w tekście padają ważne i odważne uwagi, jak np. ta: “Prawie 90% z nich może być nie tylko oszustami, ale wielu z nich to są być może byli strażnicy tych obozów, a nie ocaleni z obozów. Jakie jest lepsze miejsce do ukrycia niż Izrael?”. Z tego między innymi powodu, oraz konieczności przypominania o skali zjawiska zwanego Przemysłem Holokaustu, tekst polecamy uwadze. -Red BIBUŁY.
Kto mówi za ocalałych z holokaustu? Aż 90% tych, którzy twierdzą, że ocaleli z holokaustu może być oszustami W ub. tygodniu w Nowym Jorku aresztowano 17 osób za defraudację 42 mln USD z niemieckiego funduszu, dokonanej przez fałszywych ocalałych z holokaustu. Dziesiątki tysięcy amerykańskich Żydów złożyło wnioski o emerytury twierdząc, że są ocalałymi z obozów koncentracyjnych. Wszyscy przysięgali, że byli w obozach, opowiadali historie o komorach gazowych, abażurach z ludzkiej skóry itd., a żaden z nich w ogóle nie był w obozie. Państwo Izrael twierdzi, że ma dzisiaj prawie milion ocalałych z holokaustu. Prawie 90% z nich może być nie tylko oszustami, ale wielu z nich to są być może byli strażnicy tych obozów, a nie ocaleni z obozów. Jakie jest lepsze miejsce do ukrycia niż Izrael? Na skutek zwiększającej się liczby ocalałych z każdym rokiem, wydaje się zapominamy, że mówimy o obozach śmierci. Było niewielu ocalałych i większość z nich zmarła wkrótce po wojnie. Tych którzy żyli znaleziono umierających i nie można było ich ocalić, i większość z nich to nie Żydzi, a raczej Rosjanie, Romowie, komuniści, członkowie związków zawodowych i antyfaszyści.* Spójrzmy na liczby. W 1940 roku było tylko 5.3 mln Żydów mieszkających w Europie, poza ZSRR. Średnio licząc, było 12 obozów śmierci, wypełnionych komorami gazowymi i krematoriami, pracującymi 24 godziny na dobę przez 1000 dni. Niektóre z nich, według dosłownie tysięcy zeznań, uśmiercały 17.000 – 20.000 osób dziennie. Przyjmijmy liczbę 10.000 dziennie x 12 obozów x 1.000 dni.* Skąd wziął się milion ocalałych? Widzę 1.000, 10.000, ale nie 30.000, z pewnością nie 15 mln konieczną by usprawiedliwić obecną liczbę ocalałych, biorąc pod uwagę typowe dane dla zdrowych osób z tego okresu, ci którzy nie głodowali i nie byli poddawani wieloletnim torturom. Spójrzmy na weteranów z Wietnamu. Przeżyło tylko 700.000 z 2.9 mln, 35 lat po wojnie. Coś tu sie nie zgadza.
Skradziona waleczność W Stanach Zjednoczonych jest prawo, które karze ludzi noszących medale wojskowe, na które nie zasłużyli, lub którzy roszczą sobie taki honor. Kiedy weteran odkryje, że ktoś fałszywie wnioskuje, że służył w wojnie, osoba ta jest aresztowana i upokorzona publicznie. Poluje się na nich jak na psy. W Ameryce żyją ocaleni z obozów koncentracyjnych, ludzie którzy niezrozumiale cierpieli z rąk nazistów. Ale są również, w Ameryce teraz już wiemy, dziesiątki tysięcy lub więcej takich, którzy fałszywie twierdzą, że żyją bohaterskie liczby z tego okresu, oraz ich niewyobrażalna liczba w Izraelu. Dlaczego ci ludzie nie są karani? Jako wietnamski weteran dzielę wspólny problem z innymi. Przez 4 dekady spotykałem wielu weteranów, wielu z nich było dziećmi kiedy skończyła się wojna, ale każdy z nich rości sobie honory w oparciu o film albo program telewizyjny. W ciągu tych lat spotykałem setki takich osób, wielu na spotkaniach organizacji weteranów. Dla mnie nie jest to okropne czy niszczące, ale niepokoi mnie to i nawet nie będę porównywał służby w Wietnamie z doświadczeniami z obozu śmierci.
Tydzień temu W ubiegłym tygodniu władze ogłosiły, że ci którzy fałszywie złożyli wnioski o wypłaty zostali jakoś ogłupieni. Widzę że można kogoś ogłupić np. czy oglądał jakiś program telewizyjny czy nie, ale mogę pomyśleć tylko o jednym Amerykaninie, który wyobrażał sobie, że był w obozie śmierci a nie był – prezydent Ronald Reagan, a mówił, że tylko odwiedził jeden z nich. Pomyłka Reagana oparta była na demencji, a nie dla żadnych korzyści czy zysku. Teraz wydaje się, że nie tylko mamy dziesiątki tysięcy ludzi mających jedne fałszywe wspomnienia, wydaje się, że pamiętają lata horroru, w nieprawdopodobnych szczegółach, oraz wszystko to jest całkowicie fałszywe. Nie ma tu żadnego porównania, nie z Reaganem, nie z weteranami z Wietnamu, ani z nikim. Błąd Reagana, pomimo choroby i darzenia go szacunkiem, wykorzystano do zniesławiania go niezliczoną ilość razy. Jego błąd był nie tylko uczciwy, ale dokonany w kontekście ludzkich uczuć. Jak wielu innych kłamie, nie tylko dla korzyści finansowych, ale dla czegoś mniej zdrowego? Dlaczego więc, w imię wszystkiego co jest święte, władze i media natychmiast to uciszyły, jak dziesiątki tysięcy mało znaczących pomyłek w osądzie raczej, a nie jako jedną z najgorszych moralnych zbrodni wszechczasów? Nie ma większego znieważenia ofiar holokaustu niż to.
Rewizjoniści i kłamcy Obecnie w Europie 2.000 osób przebywa w więzieniach za kwestionowanie części holokaustu, nieważne jak drobnej. Oficjalna wersja holokaustu to zbiór zeznań kilkuset tysięcy osób, gdyż w końcu wojny niewiele było nań fizycznych dowodów. Niektóre obiekty zostały zrekonstruowane na podstawie zeznań, dla perspektywy historycznej, ale ogólnie rzecz biorąc, uważa się, że Niemcy zniszczyli wszystkie dowody na istnienie obozów zagłady i masowych grobów, gdy dowiedzieli się, że przegrywają wojnę. Tysiące tych, dla których to wyjaśnienie nie jest zadowalające i zdecydowali się z nim nie zgadzać, niektórzy z nich to znakomici historycy, naukowcy i zwykli awanturnicy i aktywiści, zostali uwięzieni. Podczas procesów sądowych ofiary holokaustu twierdziły, że zadawanie im takich pytań czyniło im nieodwracalną krzywdę. Ale ani jedna z tych ofiar nigdy nie wspomniała o nieskończonej liczbie fałszywych ofiar holokaustu, którzy rzucają na nich cień każdego dnia przez 65 lat. Dlaczego tak jest? Jedną rzeczą którą zarzucają rewizjoniści jest to, że prawie każda opowieść o holokauście, w tym godne uwagi książki, a nawet światowej sławy ocaleni z holokaustu, w rzeczywistości są najgorszymi naciągaczami ze wszystkich. Ma tu zastosowanie analogia „fałszywego weterana”. Po każdej wojnie jest niekończąca się liczba tych, którzy z uzasadnionych przyczyn lub nie, czuli, że ich wkład w wysiłek wojenny był mniejszy niż honorowy, lub zasługujący na uwagę, przypisują sobie czyny, na które nie zasługują. Wiadomo również, że weteranów walki rzadko spotyka się na stołkach barowych w organizacjach kombatanckich, mówiących o swoich heroicznych wyczynach. W rzeczywistości, kiedy Amerykanie każdego dnia dowiadują się coraz więcej, weterani walki mają wielkie trudności z powrotem do domu i często są bezdomni, więzieni i w ogromnych ilościach popełniają samobójstwo. Łatwo byłoby odnieść to samo do ocalałych z holokaustu. Nie ma większej potencjalnej przyczyny Zespołu Stresu Pourazowego w historii ludzkości, niż obozy koncentracyjne II wojny światowej. Nie tylko ocaleni zabijali się z poczucia winy, większość z nich przeważnie miała znacznie skrócone życie. To zostało niezwykle dobrze udokumentowane. W tej sytuacji, tylko kilkuset ocalałych z zagłady może dziś żyć, a nie milion, który mieszka w Izraelu.
Uczciwość i prawda Każdy uwięziony niesłusznie, każdy którego rodzina zginęła, czy którego majątek przejęto bezprawnie, powinien otrzymać kompensatę. Każdy niesłusznie roszczący sobie przynależność do grupy, do której nie należy, unikalnej w dziejach ludzkości, zasługuje na karę. Dlaczego nie robi się tego? Dlaczego nie ma zwykłego nacisku społecznego by „napiętnować” takich ludzi i bronić honoru ocalałych z holokaustu? Czy ktoś kiedykolwiek zapytał prawdziwego ocalałego, jak się czuje, kiedy ciągle widzi tych oszustów w telewizji opowiadających o holokauście? Czy im wybaczają? Nigdy się tego nie dowiemy, gdyż wydaje się, że nikogo nie obchodzą prawdziwi ocaleni. Pojęcie holokaustu pojawia się kiedy Izrael wysadza szkołę czy prosi o zagraniczną pomoc, ale jeśli chodzi o tych ludzi, to nadużywanie cierpienia niektórych pomniejsza ludzką nędzę i położenie tych ludzi. Nigdy znowu – co to naprawdę znaczy?
Gdyby zabrano jedno dziecko, gdyby zmarło w komorze gazowej, na tyfus, zastrzelone, to nieważne, jedno życie, to jest to holokaust. Gdyby to zrobiono z powodu rasy, taka zbrodnia z natury byłaby podwójnie zła. Lekcja o „nigdy znowu” miała oznaczać lekcję dla całej ludzkości, by każde życie traktować z taką samą godnością i szacunkiem, a nie wykorzystywać cierpienie niektórych jako pretekst do przestępstw finansowych, oszukiwania siebie czy skandalicznych aktów agresji. Zamiast tego, holokaust stał się teatrem, sceną debaty obu stron, do zabawy, do „prawniczenia” świata na śmierć. Niektórzy uważają, że powinni walczyć z holokaustem, ponieważ on stał się narzędziem zła. Niektórzy bronią go, bo jest narzędziem zła, ale twierdzą, że świat jest zły i tylko źli ludzie mają przetrwać. Wyobraźmy sobie śmierć jednego dziecka. Następnie idźmy na proces „kłamcy holokaustu”. Kto jest tym złym? Kto jest tym dobrym? Czy ktoś z nich kiedykolwiek pomyśli o tym jednym dziecku, czy choć tylko o tym dlaczego zmarło, kto co podpisał, czy też ile palestyńskich dzieci mogło być zamordowanych tak jak to dziecko, być może w imieniu tego dziecka?
Prawdziwa wojna Dlaczego mamy pytać czy zginęło 6 mln Żydów? Jest równie możliwe, że w Europie i Ukrainie zginęło 6 mln Niemców, nie żołnierzy, nie podczas nalotów, ale w unicestwieniu w rodzaju holokaustu.* O tym się nie mówi, ale to miało miejsce. Wszyscy – Żydzi, Niemcy, zachód, każdy z nas, milczał kiedy Józef Stalin zamordował dwa razy większą liczbę czy więcej. Zaczęło się to przed wojną i trwało po wojnie. Cierpienie ludzkie wywołane przez Stalina było niezmierne, ale nawet o tym się nie mówi, ledwie zajęto się tą sprawą, poza wyjątkiem Aleksandra Sołżenicyna, a teraz jego książki są zakazane. One nie pasują do powszechnej mitologii. Nie było nic czystego w prawdziwych wojnach, tak jak nie ma nic czystego w toczących się obecnie. Mity możemy stwarzać lub nie, by chronić niektórych, ale one naprawdę nie chronią nikogo. Słabych i wrażliwych nigdy się nie chroni, tylko silnych. To w ten sposób silni stali się silniejszymi i takimi są teraz. To my jesteśmy kłamcami. Nikt nigdy nie martwił się o ocalałych z holokaustu, myślało się tylko o tym ile honorów i bogactwa może przynieść wykorzystywanie ich cierpienia. Czy taka jest prawda? Czy ktoś zadawał trudne pytania, prawdziwe pytania? Czy nie nadszedł czas by wszyscy ocaleni się zjednoczyli? Potrzebna jest jedna wypowiedź, taka która autorytatywnie powie „nigdy więcej.” Ale… „nigdy więcej”… czego?
Gordon Duff Tłumaczenie Ola Gordon
Kto inny dopuścił się zdrady narodowej Z tego, co wiem, Stany Zjednoczone są wciąż naszym sojusznikiem, chyba że coś się ostatnio zmieniło na arenie politycznej i może rzecznik rządu Paweł Graś ma jakieś informacje na ten temat. Użyte przez niego określenie “zdrada narodowa” pasuje do faktu pozostawienia w rękach rosyjskich śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej Z Zuzanną Kurtyką, prezesem Stowarzyszenia Rodzin Katyń 2010, żoną prezesa IPN Janusza Kurtyki, który zginął w katastrofie smoleńskiej, rozmawia Mariusz Kamieniecki Z inicjatywy Stowarzyszenia Rodzin Katyń 2010 na miejscu katastrofy smoleńskiej stanął krzyż – symbol wydarzeń z 10 kwietnia. Czy upamiętnienie tragedii, w której zginął prezydent i najważniejsze osoby w państwie, to wyłącznie zadanie rodzin? - Na pewno nie, aczkolwiek rola rodzin w tym wypadku jest duża. Przy tak ogromnej tragedii, w sytuacji, kiedy ginie prezydent, elity państwa: polityczna i wojskowa, to obowiązkiem władz każdego kraju jest godne upamiętnienie wydarzenia i ludzi, a także utrwalanie i przekazywanie ich dorobku przyszłym pokoleniom. To powinność instytucji, w których pracowali lub z którymi byli związani, ale nade wszystko obowiązek władz Polski.
Jak Pani ocenia wywiązywanie się z tego obowiązku? - Spotykamy się z polityką, która dąży do jak najszybszego zapomnienia, niemówienia o tym, co wydarzyło się 10 kwietnia. Przecież mimo upływu czasu i deklaracji zarówno ze strony polskiej, jak i rosyjskiej, w Smoleńsku na miejscu narodowej tragedii wciąż niewiele się dzieje. Skoro władze nie potrafią bądź nie chcą, to w tym momencie pojawia się ogromne zadanie dla nas, rodzin ofiar, które poczuwają się do obowiązku godnego upamiętnienia zarówno miejsca katastrofy, jak i kultywowania pamięci po naszych krewnych. To ogromne zadanie do wykonania, ale – jak widać – nikt za nas tego nie zrobi.
Krzyż to pierwszy etap upamiętnienia? - Krzyż to tak naprawdę początek i koniec. Dla mnie, i myślę, że dla większości rodzin – to najważniejszy symbol, jaki w tym miejscu może i powinien stanąć. Czy będzie tam również pomnik, to rzecz do dyskusji. Z tego, co wiem, takie negocjacje pomiędzy stroną polską a rosyjską trwają. Jaki będzie ich efekt – zobaczymy. Jednak bez względu na to, jak te rozmowy się skończą, czy i jaki pomnik tam stanie, rola krzyża jest najważniejsza. Tam powinien być krzyż, i dzięki Bogu jest.
Ze Smoleńska wyjechali już polscy archeolodzy. Jak dziś wygląda miejsce katastrofy? - To, co zobaczyłam w ostatnich dniach, naprawdę mnie zamurowało. Po wyjeździe polskich archeologów teren ten to tak naprawdę jedno wielkie bagno. Miejsce jest jeszcze bardziej zaniedbane, niż kiedy widziałam je we wrześniu. Po wykopaliskach pozostały dziury i doły. Wszystko to wygląda naprawdę dramatycznie. Miejsce to jest pozostawione same sobie, a powinno być przynajmniej ogrodzone. Nie jest to tylko moje zdanie, ale także opinia archeologów, którzy, wyjeżdżając stamtąd, podkreślali, że szczątków ludzkich i szczątków samolotu na miejscu katastrofy jest tak dużo, że pracy starczyłoby im nawet na kilka lat.
Kto powinien zabezpieczyć ten teren? - Myślę, że w tej kwestii strona rosyjska jest tylko i wyłącznie naszym partnerem. Sądzę, że gdyby pojawiły się naciski czy monity ze strony polskiej co do zabezpieczenia i doprowadzenia tego miejsca do porządku, a to przecież nie jest jakaś ciężka praca, to z Rosjanami najprawdopodobniej można by się spokojnie porozumieć. Natomiast trudno oczekiwać, żeby inicjatywa wyszła z ich strony. Na pewno to, co się wydarzyło 10 kwietnia, jest dużym wydarzeniem dla społeczeństwa rosyjskiego. Byłam zbudowana faktem, że np. w miejscu, gdzie samolot prezydencki zaczął opadać, a więc z zupełnie innej strony tego lasku, niż znajdują się postawione przez nas krzyż i tablica, ciągle leżą świeże kwiaty, stale przychodzą tam ludzie, zapalają znicze i się modlą. To dobrze świadczy o tamtejszych prostych, zwykłych ludziach, mieszkańcach Smoleńska.
Grupy jadące złożyć hołd polskim oficerom pomordowanym przez Rosjan w Katyniu, po 10 kwietnia udają się też do Smoleńska. - Zdecydowanie jest to miejsce, które już przeszło do historii, stało się jej częścią podobnie jak Katyń czy Kuropaty. Jest to wynik bardzo smutnego wydarzenia, ale my, którzy zupełnie o to niepytani, zostaliśmy wciągnięci w wir tego, co się tam stało 10 kwietnia, musimy zachować się godnie w tej sytuacji, żeby nie wstydzić się tego, co napiszą o nas następne pokolenia. Wartość historyczna tych miejsc jest na tym samym poziomie. Część wycieczek chce jechać do Smoleńska, odwiedzając Katyń, a część, jadąc do Katynia, odwiedza Smoleńsk. A zatem tutaj jakby dopełnia się historia tragicznie przerwanej podróży polskiej delegacji. Tym samym miejsca te zostały ze sobą powiązane.
10 listopada na Powązkach został odsłonięty pomnik ku czci ofiar katastrofy. Zaraz pojawiły się komentarze, że może on być miejscem, które zacznie łączyć. Ale czy rodziny ofiar tragedii smoleńskiej są podzielone? - Myślę, że rodziny ofiar nie są podzielone. Wszyscy jesteśmy w tej samej tragicznej sytuacji. Z każdym dniem każdy z nas coraz bardziej boleśnie odczuwa fakt, że śledztwo się ślimaczy, że właściwie coraz mniej wiemy, a coraz więcej pojawia się wątpliwości i spraw, które należałoby wyjaśnić. Mamy też świadomość, iż jesteśmy wciągani w jakieś rozgrywki polityczne. To wszystko sprawia, że w sytuacji, w której nie z naszej winy się znaleźliśmy, czujemy się niegodnie traktowani. Wszyscy to odczuwamy, i to nie dzieli, a przeciwnie – łączy ludzi.
Czy w ocenie rodzin ze stowarzyszenia, które Pani reprezentuje, dotychczasowe, działania rządu PO – PSL dają gwarancję wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej? - Nie mamy żadnych gwarancji, że przyczyny katastrofy zostaną wyjaśnione. Nasze największe wątpliwości budzi fakt, że polska prokuratura nie ma dostępu do oryginalnych dowodów niezbędnych do prawidłowego przebiegu śledztwa. Trudno pracować w oparciu o kopie, zresztą – jak się okazuje – bardzo mało wiarygodne. Uważam, że na chwilę obecną śledztwo jest stracone. Być może w przyszłości pojawią się nowe przesłanki, które pomogą wyjaśnić coś więcej.
W grudniu do Polski ma przyjechać prezydent Dmitrij Miedwiediew. Czego oczekiwałaby Pani po tej wizycie? - Deklaracja prezydenta Rosji złożona na początku, zaraz po katastrofie, w sprawie wspólnego śledztwa, została przez premiera Tuska odrzucona. To był niewybaczalny błąd i – jak widać – brzemienny w skutkach. W tej sytuacji nie sądzę, żeby podobna deklaracja mogła się drugi raz pojawić. Pozytywnym aspektem tej wizyty byłaby całkowita i pełna realizacja polskich wniosków prawnych, a więc przekazanie nam oryginalnych dowodów i umożliwienie przesłuchań świadków, kontrolerów z wieży lotniska w Smoleńsku. Ponadto dostarczenie stronie polskiej oryginalnych zapisów czarnych skrzynek rządowego TU-154M, dokumentacji technicznej lotniska w Smoleńsku, a zatem tego wszystkiego, co jest ważne dla śledztwa, nie można oczywiście zapominać o przekazaniu wraku samolotu. Myślę, że spełnienie m.in. tych żądań w znacznym stopniu podniosłoby wiarygodność strony rosyjskiej. Nie mam jednak złudzeń, żeby było to możliwe.
To między innymi z tego powodu Prawo i Sprawiedliwość w Stanach Zjednoczonych szuka pomocy w sprawie zbadania tragedii z 10 kwietnia. - Są to nasze wspólne działania: zarówno PiS, jak i Stowarzyszenia Rodzin Katyń 2010. Wynikają one bezpośrednio z odmownej odpowiedzi premiera Tuska na naszą petycję złożoną kilka tygodni temu, a dotyczącą powołania międzynarodowej komisji śledczej w sprawie wyjaśnienia okoliczności katastrofy smoleńskiej. Przypomnę, że w tej sprawie jako stowarzyszenie zebraliśmy ponad trzysta tysięcy podpisów. Tymczasem premier Tusk wyraźnie powiedział, że nie widzi powodu powoływania takiej komisji. W tej sytuacji postanowiliśmy, że spróbujemy drążyć temat, bo jest to sprawa bardzo ważna, jak również istotny jest sposób, w jaki się zakończy. Jako osoby pokrzywdzone, rodziny bezpośrednio poszkodowane w wyniku katastrofy i jako obywatele demokratycznego państwa mamy do tego prawo. Skoro polski rząd nie podejmuje wystarczających kroków w celu wyjaśnienia tego, co wydarzyło się 10 kwietnia w Smoleńsku, to jako poszkodowani mamy również prawo i obowiązek informowania międzynarodowej opinii publicznej.
Wizyta Anny Fotygi i Antoniego Macierewicza w USA już wywołała gwałtowne ruchy na polskiej scenie politycznej. Rzecznik rządu Paweł Graś nazwał te działania skandalem ocierającym się o zdradę narodową. Ale rząd sam z taką misją się nie udał. - Można się było spodziewać, i takie były zresztą oczekiwania, że rząd wystąpi do NATO, do państw Sojuszu, organizacji międzynarodowych z prośbą o konsultacje i pomoc, która mogłaby służyć wyjaśnieniu katastrofy z 10 kwietnia. Nic nie stoi też na przeszkodzie, by raport MAK został poddany ocenie także zagranicznych ekspertów. Jednak skoro państwo polskie nie staje na wysokości zadania, mamy obowiązek ubiegania się o nasze prawa. Występowanie do różnych międzynarodowych organizacji, jak Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu, Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze, czy chociażby prośba skierowana do naszych sojuszników z pewnością nie jest zdradą. Z tego, co wiem, Stany Zjednoczone są wciąż naszym sojusznikiem, chyba że coś się ostatnio zmieniło na arenie politycznej i może pan Graś ma jakieś informacje na ten temat, bo ja przyznam, że nic o tym nie wiem. Natomiast określenie “zdrada narodowa” bardziej pasuje do faktu pozostawienia w rękach rosyjskich śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej.Nie sądzę, bym mogła zrozumieć mentalność rzecznika rządu Pawła Grasia. Zresztą w tej tonacji wypowiadają się także inni. Przecież Antoni Macierewicz nie tak dawno odbył wizytę, która miała podobny charakter, i wówczas nie wywoływało to aż tak wielkich emocji ani szczególnego zainteresowania jak teraz.
W mediach pojawiają się w ostatnich dniach informacje, które “Nasz Dziennik” podawał już kilka tygodni temu. Na przykład TVN 24 “dotarło” do rosyjskich protokołów, z których wynika, że śmierć ofiar nastąpiła w wyniku obrażeń wielonarządowych. Jakie są Pani doświadczenia w kontaktach z dziennikarzami? - Jak już wielokrotnie podkreślałam, że jestem pod wrażeniem ogromnej pracy i wysiłków “Naszego Dziennika” na rzecz obiektywnego i merytorycznego wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej i informowania społeczeństwa o tej narodowej tragedii. Niestety, nie można tego powiedzieć o wszystkich mediach. Przyznam, że jestem zbulwersowana bardzo niskim poziomem wiedzy niektórych dziennikarzy. Od kilku miesięcy rozmawiam z przedstawicielami różnych mediów na różne tematy i czasem otrzymuję pytania, które wskazują na brak podstawowej wiedzy w poruszanym zakresie, mimo że wielokrotnie o tym mówiono czy pisano. Jest to bulwersujące. To zupełnie nowe zjawisko, które dowodzi, że brak przygotowania merytorycznego części pracowników mediów jest zatrważający. W efekcie mamy do czynienia z tym, o czym pan wspomniał.
Kto jest odpowiedzialny za wywoływanie emocji wokół katastrofy? - Gdyby śledztwo było prowadzone zgodnie z zasadami logiki postępowania, gdyby polski rząd się o to należycie zatroszczył, to sądzę, że już od dawna byłoby mniej emocji. Byłyby one wyciszone i ze spokojem moglibyśmy oczekiwać na wyniki śledztwa. Natomiast w związku z tym, że jest ono prowadzone przez Rosjan – stronę w śledztwie, trudno myśleć o jakiejkolwiek wiarygodności. Dziękuję za rozmowę.
Przemowa Rabbiego Emanuel’a Rabinovich’a Uczestnikowi dyskusji podpisującemu się „Marek” dziękuję za podrzucenie poniższego tekstu. Jest on oparty na artykule Johna Kaminskiego „Karma of The Chosen” ze strony http://johnkaminski.info/
i zawiera przemowę Rabbiego Emanuel’a Rabinowich’a na specjalnym spotkaniu Emergency Council of European Rabbis w Budapeszcie w 1952 roku a także uwagi p. Marka. Nie miałem niestety wystarczającej energii, by wprowadzić polskie znaki. – admin.
Tłumaczenie: Przemowa Rabbiego Emanuel’a Rabinowich’a na specjalnym spotkaniu Emergency Council of European Rabbis w Budapeszcie, Wegry, 12 Stycznia 1952 roku. „Cel do którego dążyliśmy w takiej jednomyślności i porozumieniu PRZEZ TRZY TYSIACE LAT jest nareszcie w naszym zasięgu, i ponieważ wypełnienie jego jest tak jasne, należy zwiększyć nasze wysiłki i nasza ostrożność dziesięciokrotnie. Mogę śmiało obiecać wam ze zanim upłynie dziesięć lat, nasza rasa zajmie należyte miejsce w świecie, z każdym Żydem jako królem i każdym gojem jako niewolnikiem. {oklaski zgromadzenia.} Pamiętacie sukces jaki przyniosła nasza kampania propagandowa w latach 1930-tych która pobudziła antyamerykańskie emocje w Niemczech, w tym samym czasie gdy my pobudzaliśmy anty-Niemieckie emocje w Ameryce, kampanie propagandowa która skumulowała sie w postaci Drugiej Wojny Światowej. Podobna kampania propagandowa jest intensywnie toczona obecnie na całym świecie. Gorączka wojny jest rozgrzewana w Rosji poprzez nieustanna antyamerykańska nawałnice i w tym samym czasie wszech narodowy strach ogarnia Amerykę. Ta kampania zmusza wszystkie inne mniejsze państwa do wybrania pomiędzy związkiem z Rosja lub przymierzem ze Stanami Zjednoczonymi. Rosjanie, podobnie jak Azjaci, są solidnie pod kontrola i nie wykazują żadnego oporu względem wojny, ale musimy odczekać aby zmusić [do wojny] Amerykanów. Mamy nadzieje osiągnąć to poprzez wzniecenie anty-Semityzmu, który tak dobrze służył nam w zjednoczeniu Amerykanów przeciwko Niemcom. Liczymy bardzo na raporty anty-Semickich przestępstw w Rosji aby podbić oburzenie [społeczeństwa] w Stanach Zjednoczonych i spowodować skonsolidowany front przeciw Sowieckiej potędze. Równocześnie, aby zademonstrować Amerykanom rzeczywistość anty-Semityzmu, przekażemy poprzez nowe kanały duże sumy pieniędzy otwartym elementom anty-Semickim w Ameryce po to aby zwiększyli swoja skuteczność, i powinniśmy zaaranżować anty-Semickie wybuchy w wielu dużych miastach. To posłuży podwójnemu celowi ujawnienia reakcyjnych środowisk w Ameryce, które wtedy beda uciszone, i skonsolidowania Stanów Zjednoczonych w oddany anty-Rosyjski oddział. W ciągu piecu lat, ten program osiągnie swój cel, Trzecia Wojnę Światową, która prześcignie wszystkie inne konflikty w zniszczeniach. Izrael, oczywiście, pozostanie neutralny, i kiedy obie strony wzajemnie sie zniszczą i wyczerpią, będziemy arbitrami, posyłając nasza Komisje Kontrolna do wszystkich zniszczonych krajów. Ta wojna zakończy po wsze czasy nasza walkę przeciw gojom. My wtedy ujawnimy nasza tożsamość rasom Azji i Afryki. Mogę zaświadczyć z pewnością ze ostatnia generacja białego człowieka rodzi sie obecnie. Nasza Komisja Kontrolna zagwarantuje, w imię pokoju i eliminacji napiec pomiędzy rasami, ZAKAZ BIALYM STOSUNKOW Z BIALYMI. Biała kobieta musi współżyć z członkami ciemnych ras, biały mężczyzna z czarna kobieta. W ten sposób biała rasa zniknie, ponieważ zmieszanie ciemnych z białym znaczy koniec białego człowieka, i nasz najgroźniejszy przeciwnik pozostanie tylko wspomnieniem. Wkroczymy w tysiącletnią erę pokoju i dobrobytu, Pax Judaica, i nasza rasa będzie rządzić niepodzielnie na całym świecie. Nasza nadrzędna inteligencja łatwo pozwoli nam zachować kontrole nad światem ludzi ciemnych [ras]. (Pytanie od zgromadzenia: Rabbi Rabinovich, a co z rożnymi religiami po Trzeciej Wojnie Światowej?) Rabinovich: Nie będzie żadnych religii. Nie tylko istnienie klasy księży pozostało by ciągłym zagrożeniem dla naszej władzy, ale wiara w życie pozagrobowe dala by duchowa moc elementom niegodzącym [sie na taki system] w wielu krajach, i pozwoliła aby sie nam opierali. Zachowamy, jednak, rytuały i praktyki Judaizmu jako heraldyczny znak naszej kasty rządzącej, wzmacniając nasze prawa rasowe tak aby żaden Żyd nie mógł sie żenić poza swoja rasa, ani aby żaden obcy nie mógł być zaakceptowany przez nas.” Uwagi p. Marka: Chce zaznaczyć ze nie wiem czy jest to dokument autentyczny. Jednak wcale bym sie nie zdziwił aby takim był. Przecież Żydzi w swoich spiskach musza sie gdzieś zbierać i jakoś porozumiewać. Spotkanie za żelazna kurtyna w kraju komunistycznym rządzonym żelazną ręka żydowska z policja i służbami które były pod kontrola Żydów wydaje sie być racjonalnym, oczywiście patrząc na to z żydowskiego punktu widzenia. Jeśli takie spotkanie sie rzeczywiście odbyło to przypuszczam ze to można sprawdzić i być może istnieją inne źródła na potwierdzenia tego co tam było omawiane. Pomiędzy swoim a zaufanym gronem Żydzi mówią językiem bezpośrednim tak jak to jest w tym tekście. Jedynie pomiędzy gojami mówią językiem pokrętnym tzw.: nowomowy lub podwójnej mowy (double talk). Bóg obiecał ludzkości ze: „wszystko co jest zakryte, będzie odkryte”. Czyli wszystkie konspiracje maja przecieki w takim stopniu aby sie zorientować co jest grane. Co ludzkość zrobi juz z ta informacja to juz sprawa ludzi. Takie przecieki, przypuszczam, miały zawsze miejsce i były jak muśnięcie po policzku spadającym piórem ptaka który przelatywał nad głową. Często się na to nie zwraca uwagi ale czasami tak. Np.: tak było z Protokółami. Bóg może spowodować że choć są sami swoi na takim zgromadzeniu to zawsze może sie gdzieś zgubić jakąś kopia przemówienia, lub można jej zapomnieć, lub znajdzie sie w koszu i „ktoś” ja znajdzie, lub ktoś ja wykradnie, itd. Jeśli ta przemowa jest autentyczna to można wyciągnąć następujące wnioski:
1. Większość nieszczęść na świecie w ciągu ostatnich trzech tysięcy lat było spowodowane przez Żydów
2. Żydzi kontrolują konflikty z obydwu stron i podburzają obie strony do wojny.
3. Żydzi obecnie kontroluje media światowe.
4. Przyznanie sie Żydów do wywołania II wojny światowej. Z tym wiązało by sie skierowanie pozwów o odszkodowania w Polsce do strony żydowskiej.
5. Żydzi planują rozpętać III wojnę światową.
6. Żydzi kontrolują narody całej Azji i Afryki.
7. Żydzi sami wywołują anty-semickie irracjonalne ekscesy aby zniszczyć autentyczna sile która im sie opiera drogami racjonalnymi.
8. Żydzi sami wywołują anty-semickie irracjonalne ekscesy lub produkują oskarżenia po to aby zniszczyć narody i/lub państwa które upatrzyli sobie do zniszczenia. Takie zachowanie Żydów jest wstępem do napaści fizycznej na naród i państwo. A wiec uważajcie i drzyjcie Polacy. Żydzi prowadza juz nagonkę na was. Lew ryczący krąży wokół was aby was pożreć.
9. Żydzi po zakończeniu konfliktów aranżują Komisje i Konferencje na których sami ustawiają sprawy tak aby był zysk dla nich. Z tego można by wyciągnąć wniosek ze Konferencja w Wiedniu (1815), w Wersalu (1919), Poczdamie (1945) była ich dziełem jak również konflikty które te konferencje kończyły.
10. Żydzi chcą zniszczyć białą rasę.
11. Żydzi uważają białą rasę za głównego ich wroga. Pytanie dlaczego? Przynajmniej częściowo odpowiedziałem na to w moim wcześniejszym poście. Być może również dlatego ze biała rasa odznacza sie bardziej niż inne kombinacja altruizmu, inteligencji, zamiłowania do pracy, itd.
12. Żydzi dążą do panowania nad światem w którym tylko oni beda klasa uprzywilejowana.
13. Żydzi uważają sie za rasę (naród) a nie religie choć sami wprowadzają dezinformacje ze judaizm to religia. Powtarzałem to wiele razy ze judaizm i Żyd to rasa bo tak oni sami uważają.
14. Żydzi chcą zniszczyć religie a w szczególności religię katolicką.
15. Żydzi chcą zrobić z gojów niewolników.
16. Skoro Żydzi będą zabraniać prawnie mieszać sie miedzy Żydami a pozostałymi, można wyciągnąć z tego wniosek ze ustawy Nazistowskie (chyba nazywały sie Norymberskie) o nie mieszaniu sie pomiędzy Żydami i Niemcami były dziełem samych Żydów. Stad można wyciągnąć wniosek że sami Naziści i Faszyzm w Niemczech był dziełem Żydów.
Marucha
Solorz-Żak, właściciel Polsatu, atakuje prokuraturę a nielegalne stowarzyszenia sędziów i prokuratorów protestują Od dawna piszemy, że polska prokuratura a właściwie 95 % prokuratorów są groźni dla normalnych obywateli RP. Lata piszemy w jaki sposób prokuratorzy ukrywają przestępstwa różnych mafii, Banku Śląskiego i wielu innych przestępców, którzy winni siedzieć za kratami a przede wszystkim oddać zagrabione mienie. Prokuratura wydała członkom stowarzyszenia i ich sympatykom wojnę a właściwie prywatny odwet. Coś w rodzaju omerty. Jeśli jednak myśli, że nas zastraszy to jest w błędzie. Na nich też przyjdzie czas. Nas, normalnych ludzi szykanowanych w sposób stalinowski, uważano dotychczas wśród ludzi biznesu za nawiedzonych. A tu tymczasem właściciel Polsatu ostro atakuje prokuraturę i to katowicką. W swoim oświadczeniu pisze: W Polsce decyzje prokuratury zwyczajowo traktowane są jak wyrok sądu. W praktyce oznacza to zdeptanie dobrego imienia wielu uczciwych ludzi i zniszczenie dobrze prosperującej firmy. Pełna treść oświadczenia – czytaj. Naszym zdaniem opinia wypowiedziana przez jednego z najbogatszych Polaków jest nadzwyczaj trafna. Prowadziłem także swój mały warsztat. Nie wyobrażam sobie, aby prokurator siedzący za biurkiem miał pojęcie, iż każdy najdrobniejszy nawet rzemieślnik musi codziennie podejmować decyzje: czy wysłać towar, kiedy klient za poprzedni nie zapłacił, czy w kryzysie zwolnić czy przyjąć pracowników, jak ustalić cenę, kiedy ciągle zmieniają się koszty surowców, czy inwestować w nowe technologie czy też nie. Nie zamierzam bronić p. Solorza , ani Krauzego, którego wybrała sobie tym razem za cel prokuratura. Jednak oskarżać biznesmena za to, że podjął ryzyko inwestując pieniądze firmy, której był właścicielem czyli swoje własne pieniądze, działał na szkodę spółki czyli swojej firmy, może wymyślić tylko polska prokuratura. Taka sytuacja prywatnie nas nawet cieszy. Bo oto nawet ci, którzy uważali nas za idiotów bo walczą z prokuraturą, sami także znaleźli się w tej samej sytuacji, z tą różnicą, że teraz nie moher a biznesmen jest jej celem. W Polsce było wiele ataków na biznesmenów. I jeśli popełnili oszustwo, ukradli, wyłudzili pieniądze to winni być ścigani, a kaucje za ich zwolnienie winny sięgać wysokości przestępstwa. Ale to przestępstwo trzeba uczciwie wykryć i udowodnić ! Jeśli jednak szuka się tak ordynarnych pretekstów, jak odpowiedzialność za zainwestowanie swoich pieniędzy, to zakrawa to na żart. Apelujemy więc do biznesmenów, a także każdego z obywateli tego kraju: tylko ruch społeczny przeciwko bezprawiu sądów i prokuratur. Dobrze, że zaczynają to rozumieć także znaczący biznesmeni Polski. To jednak my mamy rację. Tymczasem nasi w 95 % nieuczciwi prokuratorzy w dniu 16 i 19 listopada protestują, że dzieje im się krzywda. Nie ścigają samych siebie, że są zorganizowani w nielegalnie założonych przez nich stowarzyszeniach prokuratorów i ad-vocem, które szybciutko podstemplował polski sąd. Ich działalność jest niezgodna z ustawą o stowarzyszeniach. Ich organizacje są bowiem typowymi związkami zawodowymi, a nie stowarzyszeniami. Dlaczego? Bo walczą wyłącznie o swoje korporacyjne interesy, a więc pensje i tzw. niezależność Prokuratora generalnego, co w praktyce oznacza domaganie się wpisania ich bezkarności do Konstytucji RP, tak jak to zrobili sędziowie. Taka sama jest sytuacja w stowarzyszeniach sędziów IUSTITIA, która działa nielegalnie od 20 lat i w 20 rocznicę ogłosiła protest sędziów w dniach 18 i 19 listopada. O co? oczywiście o pensje, oraz o jeszcze większą swoją bezkarność. Uwaga: w protestach prokuratorów ani sędziów o prawie do nagrywania ani słowa !!! Takiej chcą sprawiedliwości. Swojej, w której można fałszować protokoły!!!! Marucha
KOLACJA Z PROROSYJSKIM SZEFEM UKRAIŃSKIEJ BEZPIEKI Jak dowiedział się TVP Info - w ubiegły wtorek Michał Kamiński i Paweł Kowal zjedli kolację z szefem ukraińskiej służby bezpieczeństwa Walerijem Choroszkowskim. Niezależna.pl sprawdziła, że w maju 2010 r. Choroszkowski podpisał z FSB porozumienie pozwalające Moskwie na umieszczenie rosyjskich agentów wywiadu na Krymie. Kolacja odbyła się w ekskluzywnej restauracji La Maison Du Cygne, która mieści się przy brukselskim Grand Place. Zapłaciły za nią postkomunistyczne ukraińskie władze. Oprócz Kamińskiego i Kowala w kolacji uczestniczyło kilkunastu innych europosłów reprezentujących różne frakcje w europarlamencie - czytamy na portalu TVP.Info. Kolację europosłów z Choroszkowskim ostro skomentowały niezależne ukraińskie portale internetowe, albowiem dzień po spotkaniu europarlament miał głosować nad niekorzystną dla Walerija Choroszkowskiego rezolucją na temat Ukrainy. Miało znaleźć się w niej wezwanie, by władze Ukrainy „zbadały rolę ukraińskiej służby bezpieczeństwa w zakresie zakłócania demokratycznego procesu”. Ostatecznie termin głosowania przesunięto - informuje TVP Info. Walerij Choroszkowski - znany na Ukrainie jako multimilioner i magnat medialny - został mianowany szefem Ukraińskiej Służby Bezpieczeństwa w marcu 2010 r., za rządów prorosyjskiego postkomunisty Wiktora Janukowycza. Jak sprawdziła Niezależna.pl, w maju 2010 r. Choroszkowski podpisał z szefem FSB Aleksandrem Bortnikowem porozumienie pozwalające na umieszczenie na Krymie agentów rosyjskiego wywiadu. Układ zawarto na 5 lat. Wielu Ukraińców uznało to porozumienie za zdradę interesów państwa i działanie na rzecz Kremla. Kierowana przez Walerija Choroszkowskiego Służba Bezpieczeństwa Ukrainy od miesięcy aktywnie zwalcza wszelkie przejawy niezależności obywatelskiej na Ukrainie. Fakt prześladowania przez nią szeregu dziennikarzy i de facto wprowadzenia cenzury politycznej na Ukrainie potwierdziła w oficjalnym stanowisku organizacja "Reporterzy bez granic". Sposób działania służby bezpieczeństwa pod kierownictwem Choroszczowskiego coraz bardziej przypomina metody KGB - napisała w KyivPost.com działaczka praw człowieka Halja Kojnasz. - Mamy więc "profilaktyczne rozmowy" z ludźmi zaangażowanymi w działalność polityczną lub obywatelską, inwigilację, także wobec dziennikarzy zagranicznych i kontaktujących się z nimi osób, wyszarpywanie od blogera podpisanych zobowiązań z deklaracją niewyrażania "radykalnego" krytycyzmu wobec prezydenta Ukrainy oraz więzienie i wszczęcie śledztwa wobec historyka Rusłana Zabiłego - stwierdziła Kojnasz. Warto przypomnieć, że to m.in. na wniosek Michała Kamińskiego - złożony 20 października - Parlament Europejski odłożył w czasie podjęcie rezolucji w sprawie naruszania przez władze na Ukrainie podstawowych standardów demokratycznych. Rezolucja wzywała władze Ukrainy "do przestrzegania praworządności, ochrony praw człowieka i zagwarantowania praw podstawowych wszystkim obywatelom", a Federację Rosyjską - "do pełnego uszanowania demokratycznego systemu państwa ukraińskiego". Paweł Kowal także zachwalał postępowanie postkomunistycznych władz Ukrainy, zwłaszcza sposób przeprowadzenia wyborów do władz lokalnych Ukrainy. Kowal stwierdził, że "nie widział żadnych naruszeń", choć Departament Stanu USA oświadczył na podstawie opinii obserwatorów międzynarodowych, że wybory te nie były ani przejrzyste, ani sprawiedliwe. TVP INFO
Śmierć Generała Pattona W niedzielę 9 grudnia 1945 roku o godzinie 11.45, w dziwnym wypadku samochodowym bardzo ciężko ranny został najwybitniejszy amerykański generał II wojny światowej – George Patton. W kilkanaście dni potem, 21 grudnia 1945 roku Generał zmarł w szpitalu wojskowym w Heidelbergu. George Patton w rekordowo krótkim czasie w 1942 roku zaprowadził dyscyplinę w amerykańskich oddziałach w Afryce Północnej, po dotkliwej klęsce poniesionej w bitwie z Africa Korps na przełęczy Kasserine w Tunezji. Następnie wraz z Brytyjczykami wyparł Niemców z Afryki Północnej, zostając zarządcą wojskowym części podbitych terenów. Jedną z pierwszych decyzji Roosevelta w polityce zagranicznej po przejęciu władzy w USA, było uznanie Związku Sowieckiego i nawiązanie z nim stosunków dyplomatycznych. Władze sowieckie wykorzystały nowy status aby rozszerzyć infiltrację szpiegowską i wywoływać niepokoje społeczne w Stanach Zjednoczonych, szczególnie za pośrednictwem związków zawodowych. Roosevelt odrzucał raporty wskazujące na prawdziwe zamiary Sowietów i nadal wypowiadał przychylne opinie na temat komunistycznego państwa. W 1939 roku nie wykazał żadnego zainteresowania raportem Adolfa Berle, swojego doradcy do spraw bezpieczeństwa, w którym przedstawiono dowody na szpiegowską działalność na rzecz Kremla Harry’ego Dextera White, współpracownika sekretarza skarbu Morgenthaua oraz Lauchlina Curie, osobistego doradcy ekonomicznego prezydenta. Sowieckimi agentami byli również m.in. Alger Hiss z Departamentu Stanu, Laurence Duggan i Harold Glasser z Departamentu Skarbu, Natan Silvermaster z Departamentu Rolnictwa Po ataku Hitlera na ZSRS, niezwłocznie wysłał do Moskwy swojego zaufanego współpracownika, o prosowieckich poglądach Harry’ego Hopkinsa, aby przygotował objęcie Związku Sowieckiego programem Lend-Lease. Gdy Stany Zjednoczone i Związek Sowiecki zostały sojusznikami, przychylność Roosevelta wobec Stalina była bezgraniczna. Amerykański prezydent podkreślał na każdym kroku, iż na Związek Sowiecki spada największy ciężar walki z Niemcami, alianci więc powinni być mu bezgranicznie wdzięczni. Szefowi OSS Williamowi Donovanowi powiedział: „Bill, musisz Rosjan traktować z takim samym zaufaniem, jakim obdarzasz Brytyjczyków. Wiesz, oni każdego dnia zabijają Niemców”. Gdy sekretarz marynarki wojennej, Frank Knox, sprzeciwił się zatrudnianiu komunistów jako radiotelegrafistów, Roosevelt upomniał go, twierdząc, że komunizm „w praktyce przestał w Rosji istnieć. Obecnie ich system przypomina raczej formę starego socjalizmu”. Patton był zdecydowanym przeciwnikiem takiej polityki. I dał temu wyraz podczas rozmów z prezydentem, podczas jego pobytu w Casablance w styczniu 1943 roku. Być może nie było tylko przypadkiem, że na początku lutego 1943 roku, Eisenhower zakazał podległym mu generałom jakiejkolwiek krytyki Związku Sowieckiego. Latem 1943 roku Patton po brawurowym natarciu przez górzysty rejon zajął Palermo, a następnie dotarł do Mesyny – doprowadzając do wyparcia Niemców z Sycylii. W lipcu 1944 roku Patton został dowódcą 3 armii amerykańskiej, na czele której doprowadził do klęski Niemców pod Falaise, a następnie uratował aliantów przed katastrofą podczas kontrofensywy niemieckiej w Ardenach. Po zwycięskiej bitwie o Ardeny chciał wedrzeć się w głąb Niemiec, aby zadać im decydujący cios prosto w serce, jednak jego plan został odrzucony przez Eisenhowera. Potem gdy jego 3 Armia była około 80 km od Berlina, Eisenhower skierował go na południe, gdzie miał tropić domniemane niemieckie siły, które utworzyły w Alpach ostatni bastion – „redutę narodową”. Na początku maja 1945 roku gdy był o krok od wkroczenia do Pragi, Eisenhower uległ presji sowieckiej i nakazał mu wycofać się. 8 maja 1945 roku w dniu zakończenia wojny w Europie, podczas konferencji prasowej Patton zaszokował słuchaczy mówiąc: „Ta wojna zakończyła się dokładnie tam, gdzie się zaczęła. Na podwórku Hunów. (..) Ale na tym nie koniec. (..) To, co zrobili dzisiaj politycy w Waszyngtonie i Paryżu, podobni do ołowianych żołnierzyków, to historia, o której będziecie pisać przez jakiś czas. (...) Pozwolili nam wykopać w cholerę jednego gnoja, a jednocześnie zmusili, żebyśmy pomogli usadowić się następnemu, równie złemu albo jeszcze gorszemu niż tamten. (..) Wygraliśmy tylko szereg bitew, nie wojnę o pokój. (..) Będziemy potrzebowali nieustającej pomocy Wszechmogącego, jeśli mamy żyć na jednym świecie ze Stalinem i jego morderczymi zbirami”. „Zastanawiam się, co powiedzą dzisiaj – ciągnął dalej – wiedząc, że po raz pierwszy od stuleci pozwoliliśmy siłom Czyngis-chana wejść do Europy Środkowej i Zachodniej. Zastanawiam się , jak się czują, wiedząc, że w naszych czasach nie będzie pokoju, a Amerykanie, także ci, którzy się dopiero urodzą, będą musieli walczyć z Rosjanami jutro albo za piętnaście czy dwadzieścia lat. (…) Dzisiaj powinniśmy powiedzieć Rosjanom, że mają iść w cholerę, zamiast ich słuchać, kiedy nam mówią, że mamy się cofnąć. To my powinniśmy im mówić, że jeśli im się nie podoba, niech idą w pizdu, i wydać im wojnę. Pokonaliśmy jednego wroga ludzkości, ale umocniliśmy drugiego, znaczenie gorszego, w którym jest więcej zła i zajadłości niż w pierwszym”. Na koniec stwierdził otwarcie: „Niestety, niektórzy z naszych przywódców są po prostu cholernymi durniami i nie mają pojęcia o historii Rosji. Cholera, mam wątpliwości, czy wiedzieli chociaż tyle, że Rosja jeszcze niecałe sto lat temu zajmowała Finlandię, wyssała krew z Polski i zrobiła z Syberii więzienie dla własnego narodu. Wyobrażam sobie, jak szydził Stalin, kiedy uzyskał od nich wszystko podczas tych niby konferencji”. Można wyobrazić sobie wściekłość Stalina gdy doniesiono mu o tych słowach Pattona. Sam generał zapisał w swym dzienniku: „Rosjanie to rasa zasługująca na pogardę. Zwykłe dzikusy. Moglibyśmy ich rozpirzyć w cholerę”. 11 maja 1945 roku podczas spotkania dowódców alianckich w Paryżu zdecydowanie skrytykował politykę USA wobec narodów Europy Środkowej, mówiąc: „Każdego dnia do mojego sztabu przychodzą jacyś biedni czescy, austriaccy, węgierscy, a nawet niemieccy oficerowie. Ze Łzami w oczach mówią: <Na Boga, generale, przyjdź ze swą armią zająć resztę naszego kraju. Daj nam szanse utworzyć własny rząd. Daj nam tę ostatnią szansę, żebyśmy mogli żyć, zanim będzie za późno, zanim Rosjanie zrobią z nas wiecznych niewolników>. Mówią mi coś takiego i każdy z nich mi proponował, że będzie walczyć pod moim sztandarem i przyprowadzi swoich ludzi. (…) Na Boga, chciałbym ich do tego wykorzystać. Jeśli tego nie zrobię, będę się czuł jak zdrajca”. Nie zważając na konsternację, jaką wywołały jego słowa, Patton kontynuował: „Ci ludzie mają rację. Nie będą mieli szansy. Spisaliśmy ich na straty. Na Boga, powinniśmy podrzeć te cholerne, podłe porozumienia z Sowietami i ruszyć prosto na wschodnie granice”. Gdy w czerwcu 1945 roku po raz pierwszy od prawie trzech lat poleciał do ojczyzny na urlop, przemawiając do wiwatujących tłumów, domagał się utrzymania powszechnej służby wojskowej, aby pokonać Związek Sowiecki. Osobiście nie miał jednak złudzeń i był przekonany, że „tchórzliwe waszyngtońskie sukinsyny przeprowadzą demobilizację. Powiedzą, że znów zapewnili bezpieczeństwo demokracji na świecie. Ale Rosjanie nie są aż takimi durniami. Odbudują potęgę”. Mimo nalegań o skierowanie go na Pacyfik, gdzie mógłby walczyć z Japończykami, został mianowany wojskowym gubernatorem Bawarii. Po objęciu stanowiska wywołał kolejną kontrowersję – wystąpił przeciwko repatriacji „faszystowskich zdrajców”, jak Stalin nazwał rosyjskich jeńców służących w oddziałach niemieckich. Równocześnie sprzeciwiał się koncepcji, lasowanej m.in. przez Morgenthaua, przekształcenia Niemiec w państwo rolnicze. Po koniec września 1945 roku – po pretekstem hamowania procesu denazyfikacji - Pattona pozbawiono stanowiska wojskowego gubernatora Bawarii, oraz – co była zapewne dla niego ważniejsze – funkcji dowódcy ukochanej 3 Armii. Generał uważał bowiem, iż władze okupacyjne w celu zaprowadzenia porządku w Niemczech winny wykorzystywać również pomniejszych funkcjonariuszy partii nazistowskiej na stanowiskach w administracji. Chodziło mu – jak pisał – o „dbanie o to, aby Niemcy nie stały się komunistyczne. Obawiam się, że nasza nierozważna i kompletnie głupia polityka w stosunku do Niemiec spowoduje, że Niemcy staną po stronie Rosjan, a przez to powstanie państwo komunistyczne obejmujące całą Europę Zachodnią”. Został dowódcą 15 Armii, liczącej w rzeczywistości kilkudziesięciu żołnierzy i historyków piszących o działaniach US Army w czasie wojny w Europie. Równocześnie został pozbawiony ochrony i rozbudowanego aparatu wywiadowczego, który wcześniej go informował o niebezpiecznych sytuacjach. Generał Patton pozostawał pod obserwacja agentów OSS oraz służb sowieckich, które posiadały w tej agencji licznych agentów – sowieckim szpiegiem był np. Donald Wheeler oraz Duncan Lee, bliski współpracownik Donovana. Jego telefon był na podsłuchu, korespondencja otwierana i cenzurowana. Mimo tego w liście do swego byłego adiutanta, Charlesa Codmana napisał: „Bardzo obawiam się konsekwencji, do których dojdzie tej zimy i jestem pewien, że zostaniemy oszukani przez zdegenerowanych potomków Czyngis-chana. Ci którzy mówią o pokoju, powinni przyjechać do Europy, do której odnoszą się słowa Pana, że przynosi nie pokój, lecz miecz. (...) Mógłbym powiedzieć znacznie więcej, ale obawiam się cenzury, choć podobno jej nie ma, więc poczekam, aż się zobaczymy”. W liście do żony z 15 października zapowiadał swoją rezygnację w końcu grudnia. „Nie cieszy mnie to, ale przez całe życie mnie kneblowano. Niezależnie od tego, czy zostaną docenieni, Amerykanie potrzebują uczciwych facetów, którzy powiedzą, co myślą, a nie będą wypowiadać poglądów, których w ich mniemaniu oczekują od nich inni”. W innym liście do swego przyjaciela, gen. Jamesa Harborda otwarcie stawiał sprawę: „Nie odejdę na emeryturę, ale zrezygnuję, Bi gdybym przeszedł na emeryturę, ciągle byłbym zakneblowany. (..) Nie będę zaczynał ograniczonego kontrnatarcia, (…) lecz poczekam, aż będę mógł rozpocząć ofensywę na pełną skalę”. Patton podjął więc już decyzję powrotu do Stanów Zjednoczonych i zapowiadał, iż publicznie ujawni wiele skrywanych tajemnic. Jako człowiek zamożny, nie potrzebował emerytury, chciał być niezależny od rządu, z którego polityką zdecydowanie nie zgadzał się. Był świadomy zagrożenia, starzy przyjaciele informowali go o nastrojach w Waszyngtonie. Generał Charles Summerall ostrzegał go w listopadzie 1945 roku : „Twój sukces wzbudził zazdrość i spowodował, ze masz wrogów w tych, którzy czerpali korzyści z Twoich zwycięstw. Nie potrzebują już Ciebie, więc teraz chcą Cię zniszczyć.” Dla prosowiecko nastawionych członków administracji oraz Stalina, Patton stanowił poważny problem, który należało rozwiązać, nie licząc się z kosztami. Wcześniej Patton przeżył dwa, tajemnicze wypadki. Do pierwszego doszło 20 kwietnia, gdy jego mały samolot, którym leciał na inspekcję swych oddziałów, został zaatakowany przez myśliwiec, podobny do spitfire’a . Dwa tygodnie później, 3 maja, gdy Patton jechał w odkrytym dżipie na polowanie, prawie ucięła mu głowę kosa wystająca z chłopskiego wozu. W feralną niedzielę 9 grudnia 1945 roku Patton pojechał na ostatnie polowanie (następnego dnia miał opuścić Niemcy) z gen. Hobartem Gay’em. Cadilac Generała serii 75 z 1938 roku był dużą luksusową amerykańską limuzyną, w którym mogło jechać siedmiu pasażerów. Obaj generałowie siedzieli z tyłu, Patton po prawej stronie. Jechali szosą o dwóch pasach, na której w niedzielny poranek prawie nie było samochodów. Kierujący limuzyną st. szeregowy Horace Woodring miał doskonałą widoczność, gdyż droga biegła prosto. W pewnym momencie kierowca ujrzał wielką wojskową ciężarówkę o ładowności 2,5 tony wolno nadjeżdżającą z przeciwka po drugim pasie. Patton wyglądał przez okno samochodu, na poboczu widać było stosy zniszczone sprzętu wojskowego. Patton rzekł do Gay’a: „Jaka straszna jest wojna. Spójrz na te zdezelowane pojazdy, Hap”. W tej samej chwili bez ostrzeżenia i sygnalizacji kierowca dużej ciężarówki skręcił gwałtownie i wjechał na przeciwny pas ruchu. Wielki pojazd znalazł się tuż przed nadjeżdżającym samochodem Pattona. Woodring wcisnął pedał hamulca, próbując jednocześnie zjechać na lewo. Nie udało mu się jednak ominąć przeszkody i doszło do czołowego zderzenia. Prawym przednim błotnikiem limuzyna uderzyła w ciężarówkę. Błotnik i chłodnica cadilaca zostały zniszczone. Patton leżał na Gay’u, a z dużej rany biegnącej od nasady nosa prawie do połowy czaszki leciała krew. Patton skarżył się, że boli go kark, a później powiedział: „Trudno mi się oddycha, Hap. Poruszaj moimi palcami”. Był sparaliżowany. W wypadku ranny został tylko Patton, ani kierowca ani gen. Gay nie odnieśli jakichkolwiek obrażeń. Wedle raportu żandarmerii Patton natomiast został wyrzucony do przodu, po czym uderzył głową o jakiś przedmiot wystający z dachu samochodu lub o zegar zamontowany w tylnej części przedniego siedzenia. W rzeczywistości kierowca Pattona, aby uniknąć zderzenia skręcił w lewo i uderzył w ciężarówkę prawym przednim błotnikiem. Ponieważ samochód skręcił w lewo, pasażerowie siedzący z tyłu powinni zostać wyrzuceni nie w przód, ale w prawo. Generał uderzyłby w okno znajdujące się obok niego, później zostałby pchnięty na drugiego pasażera – gen. Gay’a. Relacje dotyczące samego wypadku są sprzeczne. Nikt nie kwestionuje, że kierujący ciężarówką kpr. Robert Thompson nagle skręcił, nie sygnalizując manewru i zderzył się z cadillakiem Pattona. Nikt nie wyjaśnił co w niedzielny ranek robił tam Thompson i jego dwóch pasażerów. W aktach wojskowych Thompsona brakuje informacji o wypadku Pattona. Thompson bez pozwolenia wziął samochód, aby przejechać się z kolegami. Mimo, iż wszystko wskazywało, że spowodował wypadek, nie zostały mu postawione jakiekolwiek zarzuty. Generał został szybko przewieziony do szpitala wojskowego w Heidelbergu. Zdjęcie rentgenowskie potwierdziło wcześniejsze podejrzenia. Doszło do przemieszczenia kręgów na odcinku szyjnym – między trzecim a czwartym kręgiem. Nie doszło jednak do całkowitego przerwania rdzenia kręgowego, gdyż zaobserwowano słabe ruchy, a ponadto pacjent mógł samodzielnie oddychać. Wkrótce do szpitala przybyło mnóstwo reporterów i dziennikarzy, którzy próbowali dostać się do sali, w której przebywał Generał. Śmierć Pattona w szpitalu także na pozór wydaje się naturalna. Miał złamany kręgosłup szyjny, co rzadko pozwala na optymistyczne rokowania. Zmarł w następstwie komplikacji po wystąpieniu czopów zatorowych, które zagrażają unieruchomionym pacjentom. Tajemnicze jednak wydaje się to, iż krótko przed śmiercią czuł się na tyle dobrze, iż lekarze podjęli decyzję o przewiezieniu go do Stanów. Lekarze byli zdumieni jego ogólnym stanem zdrowia. Pomimo poważnego urazu jego najważniejsze organy nadal funkcjonowały niemal idealnie. 18 grudnia dr Kent stwierdził: „Wyniki osłuchania serca są dobre. (…) Nie słychać szmerów. Ciśnienie krwi wynosi 108 na 70”. Generał miał zostać 30 grudnia przewieziony do USA, do szpitala położonego niedaleko domu w stanie Massachusetts. Niestety później nastąpił nagły atak. Prześwietlenie wykazało „objawy ostrej niewydolności płucnej (…) o charakterze zakrzepowym” . Płynu w płucach przybywało, a ciśnienie krwi spadało. Około godziny 16.00 21 grudnia 1945 roku Patton zmarł w samotności. Nie przeprowadzono sekcji zwłok Generała. W karcie zgony wydanej przez Departament Wojny jako przyczynę śmierci podano „obrzęk płuc i zastoinową niewydolność krążenia”, co oznacza, ze serce nie poradziło sobie z oczyszczeniem płuc. Zniknęły wszystkie znane raporty i protokoły sporządzone 9 grudnia na miejscu wypadku, a także protokoły późniejszych dochodzeń. Nie wyjaśniono też skąd wzięła się okropna rana na twarzy Generała. Samochód Pattona w tajemniczych okolicznościach znikł. W muzeum Generała znajduje się jedynie jego kopia. Wielu Ukraińców – w tym Stefan Bandera oraz generał Pawło Szandruk, informowało na jesieni 1945 roku amerykańskiego oficera kontrwywiadu wojskowego (CIC) Stephena Skubika o sowieckich planach zamordowania Pattona. Gdy ten spotkał się z szefem OSS Donovanem, ten nie tylko zlekceważył raport, ale oskarżył go o bycie ukraińskim agentem , a po śmierci Pattona zakazał prowadzenia dochodzenia w sprawie wypadku Generała. Jego informatorzy twierdzili, że Robert Thompson kierowca ciężarówki, z którą zderzył się samochód Pattona był agentem NKWD. Gdy Skubik przebywał w 1976 roku Europie, ktoś włamał się do jego domu w Waszyngtonie i ukradł dokumentację historyczną, w tym jego raporty dotyczące niebezpieczeństwa grożącego Pattonowi. Odnalezione ostatnio dzienniki Douglasa Bazaty - zabójcy działającego na zlecenie OSS, wskazują, że szefowie wywiadu amerykańskiego chcieli zabić Pattona, ponieważ chciał wojny z Sowietami oraz groził wyjawieniem wielu wojennych tajemnic, które mogły zaszkodzić w karierach wielu wpływowym politykom i dowódcom. Douglas Bazata w wywiadzie z 1979 roku potwierdził, że ukrył się na poboczu za zniszczoną niemiecką ciężarówką i w momencie zderzenia obu pojazdów, strzelił do Pattona, przez otwarte okno, używając pocisku o niskiej prędkości, którzy strzaskał kark Generała. To tłumaczyłoby także charakter rany na twarzy Generała. Bazata sugerował również, że kiedy Patton zaczął dochodzić do siebie, agenci NKWD, podający się za dziennikarzy, otruli go w szpitalu. Zabójstwa w wypadku samochodowym albo w szpitalu były znanymi metodami stosowanymi przez morderców NKWD. W taki sposób zamordowano m.in. wieloletniego komisarza spraw zagranicznych, potem ambasadora ZSRS w USA – Maksyma Litwinowa, którego samochód uderzył w ciężarówkę stojącą w poprzek drogi. Wiele osób w Moskwie i Waszyngtonie zainteresowanych było w uciszeniu Generała. Jego śmierć to jedna z niewyjaśnionych dotąd tajemnic czasów powojennych.
Wybrana literatura:
R. Wilcox, Cel Patton
S. Hirshson, Generał Patton
G. Patton, Wojna, jak ją poznałem
C. D'Este, Patton, geniusz wojny
W. Breuer, Alianci – Prywatne wojny najwyższych dowódców Godziemba's blog
Honor prezydenta Komorowskiego Prezydent Niemiec Horst Köhler ustąpił ze stanowiska 31 maja br. Powodem rezygnacji była ostra krytyka po jego wypowiedzi na temat udziału Bundeswehry w Afganistanie. Po wizycie w bazie niemieckich sił w tym kraju prezydent stwierdził wtedy w wywiadzie radiowym, że w ostateczności zaangażowanie militarne może być konieczne, aby chronić niemieckie interesy, na przykład wolne drogi handlowe – co wywołało gwałtowne kontrowersje. Prezydent Niemiec wcale nie musiał rezygnować, bo jego wypowiedź była co najwyżej niezręcznością. Nikt go do ustąpienia zresztą nie namawiał. Zrobił to – jak sam wyjaśnił – bo z jednej strony rzeczywiście trochę przesadził, sugerując, że wojsko służy do ochrony interesów gospodarczych, z drugiej zaś dlatego, że uznał, iż nawał krytyki nie pasował do wagi ewentualnej wpadki, i chciał w ten sposób zaprotestować przeciwko rozpętywaniu przez media polowania na czarownice. W tym samym czasie trwała kampania prezydencka w Polsce. Pewniakiem był Bronisław Komorowski. Człowiek, który dziewięć lat wcześniej, gdy był ministrem obrony w rządzie AW„S”, w atmosferze skandalu zwolnił swego wiceministra Romualda Szeremietiewa. Szeremietiew został oskarżony przez prasę, a potem przez prokuraturę o korupcję. Komorowski, zwalniając wiceministra, zadeklarował wówczas, że jeśli jego zastępca zostanie uniewinniony, to on sam usunie się z życia politycznego. W minionym tygodniu to ostateczne stwierdzenie niewinności nastąpiło. Co więcej – jak twierdzi sam Szeremietiew w wywiadzie, który publikujemy na str. VII ewydania, z wyroku sądu wynika, że to Komorowski, który przed objęciem prezydentury unikał jak ognia stawienia się w sądzie w charakterze świadka, mógł popełnić przestępstwo. Oczywiście teraz, dopóki jest prezydentem, żadna prokuratura jego działaniami nie będzie mogła się zajmować. Prezydent jako człowiek ma jednak honor. Zobowiązuje go on do tego, by zachować się zgodnie ze swoją własną deklaracją złożoną dziewięć lat temu. Komorowski powinien teraz wycofać się z życia publicznego – albo będziemy mieli za prezydenta pospolitego kłamcę. Niemiecki przykład, jak mogą się zachowywać dygnitarze, zobowiązuje. Tomasz Sommer