23 Niedziela zw. Rok C
Mądrość Boża przewodniczką w życiu
Autor Księgi Mądrości stwierdza najpierw, że poznanie zamysłu Bożego jest niemożliwe bez daru Ducha Bożego, natomiast zesłanie tego Ducha obdarowuje mądrością, to znaczy umiejętnością właściwego postępowania etycznego. Życiowe ścieżki człowieka, który otrzymał mądrość od Boga, stają się proste, i wie on, co jest dla Boga przyjemne.
Te uwagi Nauczyciela Mądrości ze Starego Testamentu wprowadzają nas w nauczanie Jezusa, które jest bardzo wymagające. Mówi On o niesieniu krzyża i o wyrzeczeniu się wszystkiego, aby stać się Jego uczniem.
Ewangelia także poucza nas o właściwej roztropności, która przed podjęciem każdej czynności wymaga odpowiedniego zamysłu, aby dzieło doprowadzić do końca. Postępowanie za Chrystusem wymaga podejmowania decyzji, które mogą być zaskakujące.
Przykładem takiej decyzji może być problem poruszony w Liście św. Pawła do Filemona. Filemon dla postępowania za Chrystusem powinien przyjąć jak brata zbiegłego niewolnika. Tej sytuacji bliżej się przyglądniemy.
W czasie więzienia rzymskiego przystał do Pawła zbiegły niewolnik, który należał do bogatego Kolosanina Filemona, nawróconego osobiście przez Apostoła najprawdopodobniej w Efezie. Niewolnik nosił imię Onezym, co oznacza pożyteczny, korzystny. Zbieg przyłączywszy się do Apostoła usługiwał mu gorliwie, a sam przyjął naukę Chrystusa i chrzest.
Paweł zgodnie z sytuacją społeczną postanowił odesłać niewolnika jego panu. Według prawa rzymskiego zbiegłych niewolników traktowano surowo. Gdy zostali schwytani, wypalano im na czole literę F (skrót terminu łacińskiego fugitivus to znaczy uciekinier) i szyję okuwano żelazną obręczą, którą trzeba było nosić aż do śmierci. Apostoł odsyłając zbiegłego niewolnika, ale już także brata w Chrystusie, kieruje do Filemona prośbę, aby przyjął go jak brata, a nie jak zbiega. Ta prośba stanowi cel i główny temat Listu.
Paweł mógł nakazywać, ale prosi. Prośbę przedstawia jako starzec i więzień Jezusa Chrystusa. Prosi za zrodzonym przez siebie w więzach dzieckiem. Onezym był przedtem dla Filemona nieużyteczny, teraz stał się dla niego i dla Pawła użyteczny (gra słów wywołana znaczeniem imienia zbiega). Może dlatego się oddalił, aby mógł wrócić jako umiłowany brat. Paweł prosi, aby Filemon przyjął Onezyma tak, jakby przyjmował jego samego i przez to pokrzepił serce Apostoła.
Nie przeliczył się Apostoł w swej ufności względem Filemona. Przyjęcie zbiega musiało być braterskie, skoro Onezym, jak świadczy o tym Martyrologium Romanum, został biskupem Efezu. Musiał przedtem zostać wyzwoleńcem Filemona.
W kontekście stosunków społecznych, wówczas panujących, decyzja Filemona, o jaką prosi Paweł, była niezwykła i pokazywała absolutną nowość postępowania, jakie wypływa z Ewangelii i jej przykazania miłości.
W naszym postępowaniu ta nowość także powinna się przejawiać, abyśmy byli świadkami Chrystusa.
Zatrzymajmy się jeszcze nad doniosłością Pawłowego Listu, którego fragment czytaliśmy w dzisiejszej liturgii słowa. Najkrótsze pismo Nowego Testamentu stanowi List prywatny. Jego miejsce w Kanonie dowodzi tego, że Filemon przejął się nim na serio. Ze względu na poruszoną sprawę, jakich w czasach starożytnych było wiele, i jej chrześcijańskie rozwiązanie miejsce Listu w Kanonie jest bardzo istotne. Paweł nie kwestionuje teoretycznie zagadnienia niewolnictwa. Ukazuje jednak jedyne możliwe w tamtych warunkach społeczno-ekonomicznych rozwiązanie. Nie głosi rewolucji, która mogłaby przynieść jedynie ruinę ekonomiczną i liczne gwałty. Prawdziwą rewolucją jest przemiana duchowa, która w miejsce niewolnika każe widzieć brata. Ta droga okazała się w przyszłości skuteczna. Nowe braterstwo w Chrystusie doprowadziło do zniesienia ustroju niewolniczego. Praktyczne początki tego procesu ukazuje List do Filemona.
O znaczeniu tego Listu dla poznania osoby jego autora tak pisał o. profesor Augustyn Jankowski OSB w swoim komentarzu do Listów Więziennych świętego Pawła:
Przy lekturze tak krótkiego listu ukazuje się nam Paweł jako człowiek pełen rzewnego współczucia dla zbiega, a zarazem jako taktowny przyjaciel umiejętnie poruszający głęboko ukryte struny duszy adresata, i to w sposób z góry zapewniający skuteczność prośby. Ukazuje się Paweł kimś, kto w rzadki sposób łączy powagę Apostoła z delikatnością i poczuciem humoru - słowem widzimy w nim szlachetną ludzkość wspaniale rozwiniętą pod ciepłym powiewem miłości Chrystusa... Nie znalibyśmy w pełni Apostoła, gdybyśmy nie posiadali właśnie Listu do Filemona.
Św. Paweł jawi się nam zatem także jako przykład rozwiązywania problemów, przed którymi możemy stanąć.
Od spostrzeżenia do decyzji
Dziś spotykamy się w naszym kościele na Eucharystii, aby uczcić szczególnie ważną postać, którą doskonale wszyscy pamiętamy z jej niezwykłego poświęcenia dla bliźnich. Tą osobą jest błogosławiona Matka Teresa z Kalkuty - wzór postawy miłosierdzia dla naszych czasów. To ktoś, kto potrafił ofiarować bliźnim całe swe serce. Mając w świadomości tę postać, zanurzmy nasze umysły w głębię tajemnic Bożego słowa, które pragnie w nas formować postawę ewangeliczną.
Autor Księgi Mądrości, którą usłyszeliśmy jako pierwsze czytanie, skupia uwagę czytelnika na ogromnym dystansie, jaki dzieli myślenie Boga od myślenia człowieka. Nasze ludzkie myślenie jest nieśmiałe, a przewidywania zawodne. Z ogromnym mozołem odkrywamy rzeczy tej ziemi, a któż potrafi zrozumieć zamysł Boga? Pan jednak posiada swój plan, zamysł i swoją wolę, którą jest przede wszystkim zbawienie - a więc obdarowanie szczęściem - każdego człowieka. Dodatkowo Pan Bóg posiada coś, czego żaden śmiertelnik nie może mieć. Tym czymś jest wieczność, gdyż jeden dzień dla Boga jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat, jak jeden dzień (por. 2 P 3, 8)!
Nieskończoną Mądrość ukazuje w sposób szczególny nasz Mistrz w Ewangelii. Nade wszystko zachęca nas do procesu myślenia i analizy, które są niezbędne w ludzkim istnieniu. Nie ma bowiem prawdziwie ludzkiego czynu bez zamysłu nad dziełem, które chcemy wykonać. Wybudowanie wieży bez obliczeń nie tylko kosztów budowy, ale nade wszystko obciążeń siłowych i planu architektonicznego z pewnością nie będzie korzystne dla inwestora. Takie dzieło musi się stać motywem szyderstwa dla człowieka nieroztropnego. Drwina zaś ze strony bliźnich to coś, czego każdy z nas pragnie uniknąć. Zatem zastanówmy się nad kształtowaniem naszej osobowości. Obliczmy, na ile nas stać w planowaniu, gdzie powinniśmy położyć fundament, jak rozmieścić układ przestrzeni służącej dla pracy, odpoczynku, naszego rozwoju... Gdy to wszystko dokładnie rozplanujemy, trzeba będzie trzymać się obliczeń i wymiarów. Gdy zaś już ukończymy pracę „tworzenia siebie” według Bożego zamysłu, wówczas będziemy mogli przejść do obrazu triumfu nad złem, który Pan Jezus wyjaśnia jako wojnę z nadciągającym wrogiem. Dysponując potęgą „armii” naszych cnót, posiadając zaplecze modlitwy, taktykę pokonywania zła dobrem i wreszcie świadomość o naszym `własnym terenie duszy', gdzie dokonuje się ta wojna, zwyciężymy każde zło w imię Boga. Musimy jednak wyrzec się wszystkiego, co nas ogranicza lub obciąża. Tutaj idzie zasadniczo o ukazanie priorytetu - pierwszego miejsca, które musi należeć się Panu Bogu! Bez tego podstawowego założenia i fundamentu nie możemy zbudować siebie ani zwyciężyć grzechu. Gdy bowiem na pierwszym miejscu nie jest Pan Bóg, wówczas służymy innemu bożkowi czy idolowi, który w żaden sposób nie może nas zbawić.
Ważną wskazówką, którą trzeba również wziąć pod uwagę, są słowa św. Pawła z drugiego czytania. On mówi o swoim postanowieniu, które powziął, że nic nie uczyni z życiem zbiegłego niewolnika Onezyma bez dobrowolnej zgody jego pana - Filemona. Decyzja musi wyjść od niego samego, a św. Paweł tylko przedstawia argumenty za. Wybór sposobu działania należy jednak do niego i Apostoł Narodów nie podejmuje decyzji za Filemona. Tutaj wypada zauważyć, że bardzo często nakłaniamy albo nawet przymuszamy bliźnich do podejmowania kroków życiowych zgodnie z naszą wolą - nie zostawiając im nawet dostatecznej swobody działania. Święty Paweł takiej postawy nas nie uczy. On tak mówił i zachęcał, że na „swoje duchowe konto” zdobył dobry czyn Filemon. Dał więc doskonałą podpowiedź, ale nie przymuszał.
Widzimy zatem, jak bogate jest dzisiejsze słowo Boże w odniesieniu do naszego myślenia, planowania i podejmowania decyzji. Wiele mówi także o oddziaływaniu na bliźnich w takiej formie, która nie niszczy ich rozsądku i wolności. Zechciejmy nie tylko sami tworzyć taki sposób życia, ale i uczyć tego innych. Dzisiejsza patronka - błogosławiona Matka Teresa z Kalkuty - może nam w tym świetnie przewodniczyć. Ona zbudowała dobry gmach swojego człowieczeństwa na Jezusie Chrystusie, zwyciężyła wszelkie przeszkody, aby pomagać bliźniemu, dlatego może nam potwierdzić, że naprawdę warto być człowiekiem świętym. A Jezus przychodzący w Najświętszej Eucharystii niechaj nam nieustannie pomaga jak najdoskonalej używać rozumu, pamięci i woli do realizowania ewangelicznego planu życia. AMEN.
Budowa i bitwa
Drodzy bracia i siostry, trudno się nie zadziwić niewypowiedzianą mądrością każdego słowa Bożego. Im dłużej żyjemy, tym bardziej nas ona zdumiewa. Syn Boży odsłania nam mądrość Ojca, którą mieści w sobie. On ją nie tylko wypowiada, ale ujawnia w każdym swoim zachowaniu. Obserwujemy to również w dzisiejszym fragmencie Ewangelii, który ukazuje z pozoru niezwykle korzystną sytuację; słyszymy, że: (...) szły z [Jezusem] wielkie tłumy (...) (Łk 14, 25). On jednak, zwracając się do nich, nie mówi: „Jak to dobrze, że przyszliście do Mnie”, ale pyta: „Czy wiecie, czy rozumiecie, na co się decydujecie? Bowiem pójście za Mną wiąże się z koniecznością dokonania niezwykle istotnych wyborów, które nie dotyczą jakiegoś jednego momentu, ale są na całe życie”. I Chrystus posługuje się dwoma bardzo pięknymi obrazami, które wyrażają prawdę o tym, co to znaczy pójść za Nim.
Pójść za Chrystusem - to rozpocząć budowę! I zaiste nie chodzi o budowę wieży, ale o budowę swojego życia. Jej początkiem jest niewątpliwie chrzest święty. Od tego momentu rozpoczyna się dzieło budowania, od którego nie wolno już odstąpić, bo narazilibyśmy nie tylko siebie, ale przede wszystkim samego Boga na drwiny. To jest niesamowicie istotne. Pan Jezus posługuje się obrazami, które charakteryzują życie chrześcijańskie. Ale bardzo często jest tak, że nie mamy o tym zielonego pojęcia. Jeżeli idziemy za Chrystusem, to musimy codziennie budować swoje życie z Nim. On jest Tym, który wydaje dyspozycje, bo nas zna. Jest kierownikiem budowy, a my jej terenem. Bo cóż możemy powiedzieć o sobie i swym życiu?
Autor Księgi Mądrości fantastycznie to wyraził: Mozolnie odkrywamy rzeczy tej ziemi, z trudem znajdujemy to, co mamy pod ręką... (9, 16). Jakże dobrze rozumiemy taką sytuację: położyliśmy coś i nie pamiętamy gdzie. Szukamy tego czasem cały dzień, a bywa, że i dłużej - bo tacy już jesteśmy! Trudno nam nieraz zadbać o swoje najbardziej elementarne potrzeby, nie radzimy sobie nawet w błahych sprawach codzienności. Cóż więc będziemy dyskutowali z Bogiem?! To On jest mądry i może objawić, jak należy budować nasze życie. On jeden się na nas zna. A błogosławioną mądrością i przywilejem, jaki mamy, jest przyjmowanie wskazań Jego mądrości i Ducha Świętego, którego nam udziela. I tak trzeba nam czynić w każdej chwili. Wtedy jest bowiem szansa, że Bóg, znajdując w nas swoich współpracowników, wybuduje fantastyczną budowlę, z której będą się mogli cieszyć: Ojciec, Syn i Duch Święty, a także ci, którzy nas poprzedzili w drodze do wieczności oraz wszyscy aniołowie. Jest niezmiernie istotne, żebyśmy mieli takie widzenie swojego życia, bo ono naprawdę jest budową, której nie można przerwać ani odkładać na później.
Mamy świadomość, jak wyglądają budowy na tym świecie: robotnik przychodzi, zapala papierosa, przynosi piwo. Jednego dnia jest obecny, drugiego nie, a czas płynie. Nie tak ma wyglądać budowanie chrześcijańskiego życia. W każdej sekundzie musimy być obecni i otwarci na to, co nam podpowie Ten, który ma mądrość, który się na nas zna i wie, czego nam potrzeba. Życia chrześcijańskiego nie da się prowadzić od czasu do czasu. To jest budowla, która ma się wznosić systematycznie, bo czas jest krótki. Dobrze rozumiał to Psalmista, dlatego prosił Boga: Naucz nas liczyć dni nasze, byśmy zdobyli mądrość serca... (Ps 90, 12). Każdy dzień, każda chwila bez współpracy z Bogiem - kierownikiem budowy, jest stracona nieodwołalnie! To jest jeden bardzo istotny obraz chrześcijańskiego życia.
Drugi obraz uświadamia nam, że pójść za Chrystusem, to rozpocząć bitwę. Bo budowanie życia we współpracy z Bogiem jest oparte na czynieniu dobra, opowiadaniu się za prawdą i przysparzaniu światu piękna; a szatanowi, jego poplecznikom i temu wszystkiemu, czym żyje świat i co jest związane tylko z ziemskim widzeniem, absolutnie się to nie podoba. Najchętniej zburzyliby tę budowlę. I trzeba nam o nią stale walczyć. Niestety, to jest coś, o czym chrześcijanin najczęściej w ogóle nie pamięta, bo nie ma tego zapisanego ani w sercu, ani w umyśle; często tej walki nie podejmuje albo stara się jej unikać. Jeżeli jednak jest autentycznym uczniem Chrystusa, pozwalającym się Bogu budować, to jest kimś niewiarygodnie niewygodnym dla świata i wie, że będzie atakowany!
Jeżeli Pan Jezus, zwracając się do ludzi, pyta: „Czy zdajecie sobie sprawę z tego, co robicie, idąc za Mną?”, to mówi właśnie to: „Pamiętaj, jeśli chcesz iść za Mną, to Ja cię buduję jako sól ziemi dla świata, który jest zepsuty, i jako światło dla świata, który żyje w ciemności. I bądź pewien, że zostaniesz zaatakowany! Jesteś na to gotowy? Nie wycofasz się? Nie zdezerterujesz? Czy nie powiesz Mi z pretensją: Służę Ci, jak mogę, a Ty dopuszczasz, żeby mnie spotykały takie szykany ze strony ludzi, i to nieraz najbliższych: ojca, matki, brata i siostry, żony czy męża i dzieci!? Decydując się, by pójść za Mną, musisz wiedzieć, że nawet w swoim domu, a może przede wszystkim tam, znajdziesz przeciwników życia chrześcijańskiego, którym nie podoba się, że pozwalasz, abym cię budował”.
Życie chrześcijańskie jest budową i życie chrześcijańskie jest bitwą. I tak jest każdego dnia i tak będzie aż do końca naszego ziemskiego bytowania. Chrystus nam to bardzo wyraźnie uświadamia. I dopiero w tym kontekście możemy zrozumieć słowa, które na pierwszy rzut oka wydają się nam zupełnie nie do przyjęcia: Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr (...) nie może być moim uczniem (Łk 14, 26). Tak! Tak! Bo Tym, który ma prawo decydować o moim życiu, jest jedynie Bóg! Jeżeli idę za Jego wskazaniami, to może się to wiązać z nieprawdopodobną przepaścią, jaka wytworzy się między mną a moimi bliskimi, którzy nie chcą, abym szedł za Jezusem. Muszę się z tym liczyć. Muszę to brać pod uwagę.
Moi drodzy, chrześcijanin musi być otwarty na tę boleść oddalenia od bliskich z powodu pójścia za Chrystusem! Jest to jedna z najtrudniejszych umiejętności: pogodzić się z tym, że zadaje się boleść swojej matce i ojcu, bo nie chcą przyjąć do wiadomości, że Bóg powołuje ich dziecko na drogę wyjątkowego życia w kapłaństwie czy w życiu konsekrowanym. Oni nie chcą o tym słyszeć, ale właśnie wtedy trzeba umieć zadać sobie i im tę boleść - bo to ogromnie boli, ale równocześnie jest konieczne.
Młody człowiek, który chce przeżyć swoje życie w czystości narzeczeńskiej, jest czasem kompletnie niezrozumiany nie tylko przez swoich kolegów, ale nawet przez swoją narzeczoną. Jest wyśmiewany! I on musi przystać na tę boleść, niekiedy nawet na boleść rozłąki, bo wie, że tylko tak jest dobrze.
Małżeństwo, które będąc całkowicie wierne prawu Bożemu przyjmuje z radością gromadkę dzieci, które przychodzą na świat w ich rodzinie, wie, że będzie narażone na rozmaite szykany ze strony tych, którzy wyśmiewają się z nakazów Bożych i przystępują często do niewybrednych ataków przeciwko chrześcijańskim rodzicom. Musi jednak te ataki przyjąć i nie może poddać się presji otoczenia.
Ileż jest w naszym życiu takich sytuacji, kiedy ci, którzy powinni być naszymi największymi sojusznikami, są najbardziej zaciekłymi przeciwnikami. I trzeba doskonale rozumieć, że w tym konflikcie musimy zawsze wybierać Boga, a nie kierować się opinią drugiego człowieka; choćbyśmy mieli zadać wielką boleść sobie i jemu - bo to właśnie jest prawdziwa miłość. Wtedy chronimy właściwy ład i porządek w tej budowli, jaką jest nasze własne życie. A chroniąc porządek w tej budowli, chronimy go i w każdej innej budowli ludzkiego życia. Tak się buduje ład społeczny. Tak się buduje swoje szczęście.
Patrząc na świat, dostrzegamy, co się dzieje, kiedy człowiek Boga nie słucha. Widzimy, do jakiego potwornego chaosu i bezładu doszliśmy w życiu społecznym, nie słuchając Boga, nie budując z Nim i nie tocząc bitwy przeciwko tym wszystkim, którzy próbują nas zepchnąć z właściwej drogi. Ale ta droga jest jedyną mądrością. Ta droga jest jedyną prawdziwą miłością. Nie ma żadnej innej, tylko ta!
Moi drodzy, przyszliśmy tu, aby jeszcze raz usłyszeć od Chrystusa zapewnienie, że godząc się na to, aby On kierował naszym życiem, i wyrażając w każdej chwili gotowość toczenia bitwy, by ochronić Boży ład w sobie i w innych nawet za cenę wielkiego zranienia serca, znajdujemy się na właściwej drodze. Stajemy się wówczas twórcami ładu społecznego i szczęściem dla każdej ludzkiej społeczności. Wtedy też pojawia się szansa na to, że w swoim czasie Bóg objawi nas światu jako wspaniałą budowlę ludzkiego życia.
Po to tu jesteśmy. Karmimy się mądrością Jego słowa. Za chwilę przyjmiemy Jego Ciało i Krew, wiedząc, że są to podstawowe i niezbędne składniki budowli naszego życia i podstawowe wyposażenie, aby toczyć zwycięską bitwę. Inaczej nie zdołamy nic wybudować i nikomu nie potrafimy się przeciwstawić.