Klaśnij w dłonie! Epilog

Rozdział X



Istnieje pewna emocja, której doświadczają wszyscy ludzie, a żeby być jeszcze dokładniejszym, wszystkie stworzenia. Niektóre o wiele bardziej niż inne. Emocja ta nie pominie nikogo, żadnej istoty dużej czy małej, odważnej czy tchórzliwej. Nawet tych z wielkimi, ostrymi zębami. Ma zdolność jednoczenia i dzielenia ludzi. Może być przyczyną szaleństwa lub zalążkiem inspiracji.


Panika.


Jeśli żyjesz i oddychasz, istnieją szanse, że na jakimś etapie swojego życia poczułeś przypływ paniki. Mogło to być lekkie uderzenie w stylu: „Och, nie! Chyba zatrzasnąłem kluczyki w samochodzie!” lub te bardziej ekstremalne, jak: „Och nie! Goni mnie psychopatyczny morderca z piłą mechaniczną!”. Na pewno potrafisz wpasować się pomiędzy te dwa punkty na skali. Jednak uczniowie siódmego roku w Hogwarcie, Szkole Magii i Czarodziejstwa, których dzielił tydzień od egzaminów końcowych, powiedzieliby ci, iż szalony zabójca dyszy im w karki każdego dnia. To nie była zwykła panika.


To był terror.


Właśnie w tej chwili duża grupa uczniów okupowała bibliotekę, przypominając sobie informacje z różnych dziedzin. Pośrodku tej grupy znajdował się wysoki, piegowaty rudzielec, niski, zielonooki wróżek i potargana, brązowowłosa dziewczyna, która aktualnie niemal rwała sobie włosy z głowy, przez co wyglądała na coraz bardziej rozczochraną. Na początku byli w bibliotece sami, ale z upływem czasu uczniów przybywało i w końcu, aby się pomieścić, musieli złączyć dwa stoły i dostawić kilka krzeseł.


Dlaczego oni tutaj są? ― wyszeptała Hermiona tonem pełnym irytacji. Zdążyła już złamać jedno ze swoich piór, martwiąc się, czy zrobiła dobre notatki na temat transmutacji zwierząt, a tłum ludzi zadających pytania wcale jej nie pomagał.


Czy to nie oczywiste? Jesteś najbystrzejszą osobą na roku i przyciągasz ludzi do nauki ― odparł Harry, skrobiąc zawzięcie na kawałku pergaminu. Jego skrzydła były na wierzchu i lśniły jasną żółcią. Ron uważał, że to oznaka paniki, a barwa utrzymywała się już od tygodnia.


Nie za bardzo mogę pomóc, kiedy wszyscy mnie zaczepiają.


I tak jesteś najmądrzejsza, Hermiono.


Taa, pewnie uważają, że z takim mądralą i Muzą przy boku OWTMy mają w kieszeni ― wymamrotał Ron, nie podnosząc głowy z ramion. Mózg rudzielca eksplodował godzinę temu. Nie mieli pojęcia, jak może jeszcze rozmawiać, oddychać i być przytomnym. Chociaż to ostatnie nie było takie pewne ― leżał tak już od trzydziestu minut.


Nie jestem Muzą.


Ciii. ― Pani Pince wyjrzała zza półek i znów szybko zniknęła. Tak wielu uczniów w jednym pomieszczeniu wprawiało ją w zdenerwowanie. Harry zniżył głos.


Nie jestem Muzą.


W odpowiedzi usłyszał niezrozumiały pomruk.


Przepraszam, ale nie mówię w pańskim języku, panie Mamrot. Mógłby pan powtórzyć?


Powiedziałem, że nic nie wiesz na pewno, Dzwonku ― odparł Ron raczej zrzędliwym szeptem, podnosząc w końcu głowę. Połowę twarzy miał czerwoną od opierania się na ramieniu. ― Równie dobrze możesz nią być.


Czy czujesz się czymś zainspirowany?


Nie.


Ciii ― uciszyła ich Hermiona.


Harry postarał się mówić jeszcze ciszej.


Więc nie jestem Muzą. Książka McTorninga nigdy nie…


Sam mówiłeś, że facet nie wspomniał o wszystkich faktach.


Może tak, a może nie. Wiem, że nią nie jestem. Na ciebie to nie działa, Hermiona wygląda na coraz bardziej zirytowaną moim towarzystwem, a wszyscy inni tak, jakby woleli zjeść pergamin, który właśnie czytają, więc ich też na pewno nie inspiruję. Wszystko układa się w jedną całość.


To okropny tok rozumowania.


Pierwszy raz słyszę, żebyś tak powiedział.


Wydaje mi się, że one działają na ludzi, którzy mają mózgi, a mój usmażył się już jakiś czas temu. Tak samo jak innych.


Ty nigdy go nie miałeś ― wtrąciła Hermiona z uśmieszkiem.


Och, zamknij się. Zgubiłaś pergamin.


CO?! KTÓRY?!


Odpowiedziało jej głośne „Ciii” z wielu różnych stron.


Dziewczyna zaczerwieniła się i posłała Ronowi mordercze spojrzenie, wracając do pracy. Harry nachylił się w jego stronę i wyszeptał:


Zabije cię, wiesz o tym, prawda?


Prawdopodobnie.


To będzie powolna i bolesna śmierć.


Oczywiście. Nie oczekiwałbym niczego innego od mojej dziewczyny.


Nie boisz się?


Jestem przerażony, ale dzięki temu ominą mnie OWTMy i tyle mi wystarczy.


Zginąłbyś, żeby ich nie pisać?


A ty nie?


Racja.


Ciii.


Przestań, Hermiono. Zaczynasz przypominać węża ― wymamrotał Ron.


Nie, nie prawda. Wąż brzmi bardziej jak…


Och, nie, żadnych wężowych pogaduszek, Dzwonku. Mój mózg tego nie wytrzyma.


Ron znów ułożył głowę na ramionach. Harry zachichotał cicho i rozejrzał się po pomieszczeniu.


Znajdowali się tutaj przedstawiciele wszystkich domów. Nawet Malfoy dołączył do grupy, pomimo tego, że siedział nieco na uboczu i tym razem nie otaczał go wianuszek dziewczyn. Wcześniej, kiedy kilkoro chichoczących czwartoklasistek podeszło do niego i zaczęło z nim flirtować, zachował się wyjątkowo niemiło. Harry szczerze im współczuł, widząc, jak niemal wybiegają z biblioteki. Wyglądało na to, że Ślizgon również obawiał się końcowych egzaminów.


Neville wyglądał nawet gorzej niż na podwójnych Eliksirach, czyli jakby dzieliły go tylko trzy oddechy od śmierci. Jego oczy przeskakiwały szaleńczo pomiędzy pergaminem a książką i Harry wątpił, czy cokolwiek z tego zostaje mu w pamięci. Kilkoro innych uczniów miało ten sam wyraz twarzy.


Sam Harry nie wiedział, co ma myśleć. Nie z powodu Transmutacji – chociaż to też było nieco skomplikowane – ale z powodu tego, iż miał coraz mniejsze pojęcie o tym, co chce robić po ukończeniu Hogwartu. OWTMy były straszne, ale wkrótce będzie po wszystkim. Reszta jego życia była bardziej długoterminowa – a przynajmniej miał taką nadzieję. Na początku chciał zostać Aurorem, ale po wojnie przestał czuć do tej profesji zaangażowanie. Widział walki i ich skutki. Czy mógłby zajmować się tym do końca życia? Poza tym, kto przy zdrowych zmysłach będzie się obawiał przedstawiciela prawa, który chichocze i ma jasne skrzydła? Może powinien wstąpić do tego cyrku…


Harry wrócił do swoich notatek, ssąc końcówkę pióra. Był to okropny nawyk, którego nauczył się na szóstym roku. Jednak teraz problem polegał na tym, że przez tę naukę oraz rozmyślanie o swoim miejscu we wszechświecie, często zapominał, aby nie robić tego, gdy końcówka była pokryta świeżym atramentem. To był jeden z tym momentów. Oczy Harry’ego rozszerzyły się gwałtownie i szybko wyjął końcówkę z ust. Zakrztusił się, wycierając język rękawem szaty.


Ciii ― powtórzyła Hermiona, przeglądając książkę.


To będzie kolejna, długa noc.


* * *


Mam plan! ― ogłosił Ron, opadając na kanapę w Pokoju Wspólnym. Siedząca obok Hermiona po raz piętnasty czytała książkę ze Starożytnych Runów.


Harry mościł się na krześle, przeżuwając czekoladowe żaby. Słodycze sprawiały, że czuł się mniej zaniepokojony egzaminami, jednak problem był taki, iż duża ilość cukru w organizmie powodowała jeszcze większą nadpobudliwość. Właśnie w tej chwili jego noga podskakiwała szaleńczo na miarę małego tłoka. Nadstawił uszu, słysząc przyjaciela.


Plany są dobre! Jaki to plan? ― zapytał szybko. Właściwie to bardzo szybko. Zabrzmiało to bardziej jak mała eksplozja słów.


Ron umilkł i spojrzał na przyjaciela.


Jak dużo ich zjadłeś? ― zapytał, wskazując na niedojedzoną żabę w ręku Harry’ego.


Przestałem liczyć po siedemnastej ― odpowiedział Gryfon nieco wolniej.


Chyba przekroczyłeś swój limit, Dzwonku ― zaśmiał się rudzielec.


Pewnie tak. ― Harry wsadził sobie do ust resztę czekolady. ― Po prostu czuję się po nich lepiej, a dobrze jest czuć się lepiej, ponieważ nadchodzą egzaminy, a ja nie chcę ich oblać i tak naprawdę nie wiem, co chcę robić przez resztę życia, no bo, ludzie, kto normalny będzie się bał Aurora - Wróżka i wiem, że przez słodycze mam więcej energii, ale czuję się dobrze i mogę przestać jeść w każdym momencie i naprawdę chciałbym, żeby moja noga przestała się trząść.


Hermiona przerwała czytanie i razem z Ronem gapiła się na Harry’ego, który w końcu znów zaczął oddychać.


Co? ― zapytał, również na nich patrząc.


Dziewczyna przewróciła oczami i wróciła do czytania, podczas gdy rudzielec wyglądał na jeszcze bardziej szczęśliwego niż przed chwilą.


No cóż, mój plan pomoże ci wykorzystać tę energię w dobry sposób!


Naprawdę?


Naprawdę. ― Ron uśmiechnął się krzywo. ― Jak szybko potrafisz latać, Dzwonku?


Na miotle czy skrzydłach?


Skrzydłach.


Wróżek wzruszył ramionami.


Dość szybko. Wydaje mi się, że tak samo, jak na miotle. Czemu pytasz?


Ponieważ urządzimy sobie wyścig! ― Ron założył dłonie na piersi i oparł się na kanapie, bez wątpienia czekając na pochwały.


Przez chwilę panowała wokół nich cisza, zmącona jedynie obcasem Harry’ego uderzającym o kamienną podłogę. Hermiona znów uniosła wzrok znad książki i gapiła się na swojego chłopaka z obojętnym wyrazem twarzy.


To jest twój wielki plan? ― zapytała.


Tak! Jest świetny, nie?


Nie. Dlaczego mielibyśmy to robić? Ludzie powinni się uczyć do egzaminów. Są SUMy, nie wspominając o OWTMach, które mamy za cztery dni! Chociaż ty chyba o tym zapomniałeś!


Ale to właśnie dlatego jest to najlepsza rzecz jaką możemy zrobić! Potrzebujemy rozluźnienia. Sezon quidditcha się skończył i wszyscy nie myślą o niczym innym tylko o tych okropnych…


Egzaminy nie są „okropne”, Ronie Weasley. To ważna część naszej edukacji, bez której bylibyśmy…


Tak, tak, to wszystko prawda, ale wciąż bardzo okropna. Potrzebujemy przerwy! Trochę zabawy! ― Ron z każdą chwilą zachowywał się coraz bardziej jak jeden z bliźniaków.


Nie będę brała w tym udziału! ― fuknęła Hermiona, powracając do książki. Rudzielec popatrzył na nią przez chwilę i wzruszył ramionami.


A ty, Dzwonku?


Harry znajdował się w tym wspaniałym, cukrowym stanie, kiedy głupie i beznadziejne rzeczy, brzmiały jak najlepsze pomysły na świecie. Powinien poświęcać swój cały czas na naukę i zastanawiać się nad tym, czy bycie Aurorem jest tym, co chce robić w życiu. Rozwinął kolejnego cukierka i wsadził go do ust.


Wchodzę w to!


Twarz Rona rozświetliła się tak, jak gdyby powiedziano mu, że nie będzie musiał pisać testów.


Świetnie! Nasz plan jest taki: zaprosimy wszystkich, chcących ścigać się z Diligarianem na błonia w sobotni ranek. Gwarantuję, że zgłoszą się wszyscy gracze quidditcha, a reszta szkoły przyjdzie zobaczyć skrzydła w akcji.


Musi być nagroda. Jakaś zachęta, bo inaczej ludzie dadzą sobie spokój ― wtrąciła Hermiona zza książki.


Ludzie zrobią to nawet po to, by potem móc się tym przechwalać, nie? I myślałem, że nie chcesz mieć z tym nic wspólnego.


Hermiona westchnęła ciężko.


Ludzie nie wystartują dla jakiegoś głupiego kota w worku.


Kota w worku? A co to ma do tego? Uważasz, że powinniśmy wystawić kota w worku jako nagrodę?


Dziewczyna pomasowała grzbiet nosa.


Nie, tylko… nieważne. Dobrze, więc będą się ścigać z Harrym dla sławy. A ty robisz to tylko po to, aby być dumnym ze zwycięstwa, a nie po to, żeby zakładać się o wynik?


Hej, nie mam kontroli nad tym, co niektórzy robią ze swoimi pieniędzmi ― oznajmił Ron z najbardziej niewinnym wyrazem twarzy, na jaki było go stać. ― To po prostu sportowe wydarzenie, które ma na celu rozluźnienie i pozbycie się stresu.


Hermiona zmrużyła oczy.


Ty już się założyłeś, prawda?


Nie, oczywiście, że nie.


Ron…!


No dobra, może założyłem się z Seamusem i kilkoma Krukonami. I może paroma Ślizgonami.


Ronaldzie!


To oni zaczęli! ― jęknął Weasley w proteście. ― Rozmawiałem o tym pomyśle z Seamusem w Wielkiej Sali, kiedy podeszli do nas i oznajmili, iż nie ma szans, aby Wróżek Harry był szybszy od miotły. Musiałem bronić jego honoru.


Dzięki, stary. ― Harry przewrócił oczami i usiadł na swojej nodze, mając nadzieję, że dzięki temu krzesło przestanie tak wibrować. Czuł się jak puszka napoju, którą zbyt mocno wstrząśnięto.


W każdej chwili, Dzwonku.


Nie rozwiesiłeś nawet ogłoszeń, Ron.


Hermiono, wszystko co musimy zrobić, to powiedzieć jednej osobie, a zbierze się tam cała szkoła. Będzie świetnie! Harry wygra, a ja będę mógł wbić to tym gadom do głów.


Chyba znalazłem jeden mały problem.


Jaki, Dzwonku?


Co, jeśli przegram?


* * *


Wygląda na to, że to ostatnie nasze spotkanie z tobą jako uczniem, Harry ― powiedział wesoło Dumbledore, mieszając przesłodzoną herbatę.


Będzie tak, jeśli zaliczę wszystkie egzaminy ― odparł Gryon, ssąc cytrynowego dropsa. Teraz wiedział dlaczego dyrektor tak je lubi.


Powinien się uczyć.


Oczywiście, że je zaliczysz! ― zaśmiał się starszy czarodziei. ― Zbyt mało w siebie wierzysz, mój drogi chłopcze.


Zaliczę Obronę, ale co z Historią, i Eliksirami, i Transmutacją, i…


Albus uniósł dłoń, uciszając go, zanim zbytnio się rozpędził.


Razem z przyjaciółmi bardzo ciężko pracujecie. Jeśli tylko podejdziesz do tego spokojnie i nad tym pomyślisz, wszystko będzie dobrze. Może uda ci się nawet zmniejszyć na jakiś czas ilość zjedzonych słodyczy?


Harry zakrztusił się popijaną herbatą.


Przepraszam, sir, czy mógłby pan powtórzyć? ― Czy Król Słodkości, pan wszystkiego co z cukru, kazał mu ograniczyć spożycie?


Na wszystkie świętości.


Albus znów zaśmiał się cicho.


Wiem, że usłyszenie takich słów ode mnie musi być szokiem, ale ty i bez słodyczy tryskasz energią. Dodatkowa ich dawka może być przyczyną twojego rozproszenia.

Gryfon zastanowił się przez chwilę. Może taka ilość pochłanianego cukru była w jakimś sposób wszystkiemu winna.


Mam w kieszeniach mnóstwo cukierków. Chciałby je pan, sir?


Twarz dyrektora rozjaśniła się widocznie. Uzależnienie od słodyczy mężczyzny w jego wieku było uroczo zabawne.


To bardzo miło z twojej strony, mój chłopcze. Dziękuję.


Harry sięgnął do swojej szaty i podał dyrektorowi kolekcję słodkich piór, kwaśnych cukierków i czekoladowych żab, które starszy czarodziej szybko schował we własnych kieszeniach. Kiedy skończył, zwrócił się do ucznia:


Wiem, że to bardzo osobiste pytanie, ale czy zastanawiałeś się nad tym, co chcesz robić po ukończeniu szkoły?


Gryfon osunął się w swoim fotelu i pożałował oddania słodyczy. Przydałoby mu się jakieś słodkie pióro.


Nie mam pojęcia, sir. Myślałem, że chcę być Aurorem, ale…


Ale teraz nie jesteś pewien?


Taa… ― Harry westchnął, sięgając po herbatę.


Dumbledore patrzył na niego przez chwilę.


Nie chciałbym jeszcze bardziej mieszać ci w głowie ― powiedział w końcu ― ale mam dla ciebie pewną propozycję.


Kiedy Albus Dumbledore mówił takim oficjalnym tonem, należało usiąść prosto i słuchać. Harry odstawił filiżankę i skupił całą uwagę na mężczyźnie.


Tak, sir?


Czy brałeś pod uwagę Mistrzostwo?


Mistrzostwo? ― powtórzył. ― Och, tak jak u Sev… Profesora Snape’a? Jak Mistrz Eliksirów… ― zakończył nieco żałośnie. Wcale nie zająknął się przy imieniu profesora Snape’a będąc w gabinecie dyrektora. Nie, to nie on. Pewnie jakiś inny wróżek o imieniu Harry. Wiecie, jest ich tak dużo.


Harry wciąż wymierzał sobie mentalne kopniaki, podczas gdy dyrektor kontynuował. Wyglądało na to, iż nie zauważył potknięcia ucznia. Ale czy na pewno? Sam Gryfon w to wątpił. Dumbledore był tak zorientowany we wszystkim, co się działo wokół niego, że gdyby gdzieś w zamku pani Norris kichnęła, powiedziałby tylko „Na zdrowie”.


Tak, ale zamiast Mistrzostwa w Eliksirach, mógłbyś uzyskać Mistrzostwo w Obronie przed Czarną Magią.


Jak mogę się na nie dostać?


Musiałbyś odbywać praktykę zawodową z kimś, kto już je uzyskał. Nauka trwałaby dwa lub trzy lata w zależności od programu. Jednak biorąc pod uwagę twoje doświadczenie, równie dobrze mógłbyś opanować to w rok.


To wszystko brzmiało bardzo pięknie, ale istniał jeden, mały problem.


Ale nie wiem, czy wciąż chcę walczyć, sir.


To zrozumiałe, jednak nie proponuję ci tego z powodu walki.


Naprawdę?


Tak. Proponuję ci, abyś zdobył Mistrzostwo i powrócił do Hogwartu jako nauczyciel.

Harry siedział w ciszy. Zostać nauczycielem. Czy naprawdę mógł kogoś uczyć?


Czy naprawdę mógłbym kogoś uczyć? ― zapytał.


Oczy Albusa migotały wesoło.


Przecież już to robiłeś, Harry. Zapomniałeś o GD?


Racja, motyw z Gwardią. Jednak tamto bardziej przypominało trening, a nie nauczanie. To chyba dwie różne rzeczy, prawda?


Nauczanie w dużej mierze opiera się właśnie na treningu, mój drogi chłopcze.

Harry zarumienił się i upił trochę herbaty. Nie zdawał sobie sprawy, że wypowiada myśli na głos. Dumbledore uśmiechnął się, wstając.


Obawiam się, że muszę wyjść ― powiedział. ― Mam spotkanie z Komisją do Spraw Magicznej Edukacji dotyczące nadchodzących OWTMów. Jutro przybywają przedstawiciele, którzy będą nadzorować egzaminy i muszę zorganizować im zakwaterowanie. A tobie zalecam, abyś nie martwił się tak przyszłością, Harry. Zacznij od tego, czego jesteś pewien, a potem wszystko się jakoś ułoży, zobaczysz. ― Albus mrugnął wesoło.


Harry również wstał i pożegnał się z mężczyzną. Był już przy drzwiach, gdy przypomniał sobie czemu tak naprawdę zgodził się na spotkanie z dyrektorem.


Sir?


Tak, mój chłopcze?


Naprawdę jestem Muzą?


Ach, a dlaczego to mnie o to pytasz?


Harry, nie odpowiedział, czekając. W końcu dyrektor uśmiechnął się i powiedział:


Wszyscy nimi jesteśmy na swój własny sposób. Inspirujemy siebie nawzajem. Pergamin, który znalazłem i wysłałem do Proroka Codziennego był tylko obwieszczeniem Da Vinci’ego, że jego towarzysz, był jego muzą, a ponadto Diligarianem. Stwierdził po prostu, że osobowość takich istot, inspiruje wszystkich ludzi.


Więc nie jestem Muzą?


Inspirowałeś ludzi od samego początku. Dawałeś im nadzieję. Podczas drugiej wojny, dawałeś ludziom siłę do walki o swoje prawa. Twój spadek zainspirował zarówno ciebie, jak ikogoś samotnego i zamkniętego w sobie do pokazania uczuć i namiętności.


Policzki Harry’ego zaczerwieniły się podczas przemowy dyrektora. Zwłaszcza na końcu. Nie było wątpliwości o kim mówił. On wiedział. Czy Severus będzie miał przez to kłopoty? Dumbledore nie wyglądał na złego. Raczej jakby go to cieszyło…


Więc pisano prawdę? Naprawdę nią jestem?


Nie mniej lub bardziej, jak każdy inny.


A więc trochę to przekręcono?


Bardzo możliwe, ale czy nie jest miło, gdy Prorok pisze coś, co wychodzi ci na dobre?

Harry uśmiechnął się.


Tak. To jest bardzo miłe. Do widzenia, profesorze.


Harry?


Tak, sir?


W przyszłym tygodniu nie będziesz już moim uczniem. Proszę, mów mi po imieniu.


Och, dobrze. Do widzenia, Albusie.


Do widzenia, Harry. Powodzenia na egzaminach. ― Twarz Harry’ego zmarkotniała. Prawie zapomniał o tym wszystkim. Prawie. Skinął głową, odwracając się do drzwi. ― I powodzenia na jutrzejszym wyścigu.


Skąd ten mężczyzna wszystko wiedział?!


* * *


Ron nie kłamał.


Wyglądało na to, że przyszła cała szkoła, nieważne czy po to, aby wystartować, czy obejrzeć ten wyścig głupców.


Harry był głupcem.


Ron! Startują wszystkie drużyny quidditcha! Nie pokonam tych wszystkich ludzi!


Oczywiście, że to zrobisz ― powiedział rudzielec nieco niepewnie, rozglądając się po tłumie zebranym na błoniach. Gdy przekonywał przyjaciół do planu czuł się pewnie, ale tak naprawdę nigdy nie uwierzyłby, że pojawi się aż tyle osób.


Jestem wróżkiem, stary. Nie odrzutowcem.


Czym jest odrzutowiec?


Harry potarł grzbiet nosa. Powinien się uczyć.


Nieważne. Ciekawi mnie tylko dlaczego nauczyciele na to pozwolili.


Bo większość z nich również się założyła. Chyba wszyscy potrzebują małej przerwy.


Wstępowanie do cyrku to głupota. To jest dopiero przedstawienie.


Posłuchaj, Dzwonku, to tylko wyścig. Nic się nie stanie, jeśli przegrasz.


Jak dużo pieniędzy stracisz, jeśli nie będę na mecie pierwszy?


Uszy rudzielca poczerwieniały.


Nie za dużo. Ale byłoby świetnie gdybyś wygrał.


Harry rozejrzał się wokoło. Widział ludzi, którzy przyjmowali zakłady i sporą liczbę wiwatujących osób. A zdawało się, że jeszcze miesiąc temu wszyscy panicznie się go bali. Po jego głowie krążyło ciche: Każdy jest dla kogoś inspiracją.


A co mu tam.


Czas się trochę zabawić.


Ruszył w stronę linii startu, gdzie czekało już kilkoro osób z miotłami.


Myślisz, że dasz sobie radę, Wróżku? ― zapytał Malfoy. Zerknął na Gryfona i uśmiechnął się krzywo. ― Mam Błyskawicę 2.0. Nie ma szans, żebyś ją pobił.


Ale mogę spróbować. Twój fanklub wrócił.


Bardzo śmieszne.


Poważnie mówię.


Usłyszeli cichy śmiech dobiegający zza pleców Wili.


Cholera ― mruknął Ślizgon, na co Harry zachichotał. ― Zamknij się, Wróżku. Dostałeś ostatnie jakieś zaproszenia, księżniczko?


Oczywiście, ale moi wielbiciele mnie nie śledzą i uznają „nie” jako odpowiedź.

Malfoy parsknął, pomimo że on sam uznałby to za krótki śmiech. Malfoyowie nie parskają.


Czy nie jesteś farciarską wróżką?


Sam wiesz to najlepiej.


Malfoy wspiął się na swoją miotłę.


Farciarz czy nie, przegrasz ten wyścig. Te skrzydła są tylko dla ozdoby.


Harry rozwinął je, zajmując pozycję startową.


Jeszcze zobaczymy.


Ron stanął przed zawodnikami.


Czy wszyscy mnie słyszą? ― zapytał, ale tłum wciąż rozmawiał. Postanowił krzyknąć w tym samym czasie, gdy Hermiona uznała, że jej zapominalskiemu chłopakowi przyda się mały Sonorus. ― PYTAŁEM… Och, tak lepiej. No więc czy wszyscy mnie słyszą? Dobra, trasa wyścigu jest następująca: okrążycie cały zamek, potem zakręcicie wokół trybun na boisku, oblecicie jezioro i zakończycie tutaj. Wszystko jasne? ― Zawodnicy skinęli głowami. ― Świetnie. ― Ron odsunął się sprzed linii. ― Na miejsca… gotowi…


Zero normalności, pomyślał Harry.


Normalność jest przereklamowana.


START!


Wystartował razem z resztą zawodników, dopingowany okrzykami tłumu. W zawodach brało udział co najmniej pięćdziesiąt osób, ale wkrótce starsze modele mioteł pozostały w tyle i przy drugim skręcie wokół zamku zostało ich tylko trzydzieści. Harry nie leciał z maksymalną prędkością, na jaką było go stać, ponieważ w przeciwieństwie do swoich kolegów na miotłach, on musiał używać własnych mięśni. Nie chciał ich nadwyrężać tak wcześnie i pozostał w tłumie. Malfoy był na przedzie, ale również nie odlatywał. Gryfon wiedział, dlaczego to robi: Draco przewidział, że przy końcu wszystko będzie kręciło się wokół ich dwójki i chciał zrobić z tego niezłe przedstawienie.


Wieczna popisówka, pomyślał, okrążając wieżę i kierując się w stronę boiska. Zaczął przyśpieszać i wyminął kilkoro zawodników, dziękując szczęśliwiej gwieździe za te wszystkie godziny spędzone w Pokoju Życzeń. Może uda mu się nawet wygrać. Jeden z puchońskich ścigających krzyknął coś i Harry odwrócił się, żeby to sprawdzić. Kiedy znów spojrzał do przodu, napotkał małą niespodziankę.


Trybuny!


A więc stąd ten krzyk.


Harry dosłownie stanął w powietrzu, próbując wyhamować. Zatrzymał się przed wymalowanym drewnem, prawie dotykając do niego nosem.


Było blisko.


Zmieniasz priorytety, Wróżku? Pocałunek z trybunami zamiast wygranej? Tylko uważaj na drzazgi! ― wrzasnął Malfoy, znikając za rogiem. Reszta zawodników siedziała mu na ogonie.


Teraz się doigrał. Harry szybko wrócił na trasę i znów wystartował, próbując ich dogonić.


Koniec z oszczędzaniem mięśni. Hermiona może na niego potem krzyczeć, ale on musiał znaleźć się przy Malfoyu. Zaczął osiągać maksymalną prędkość i do czasu, gdy grupa znajdowała się nad jeziorem, on już był w jej środku, wciąż nabierając szybkości.

Widział już linię mety, a tłum wrzeszczał jak oszalały.


No dalej skrzydełka, nie zawiedźcie mnie. Harry napiął wszystkie mięśnie i szedł teraz łeb w łeb ze Ślizgonem, który leciał na przedzie. Malfoy zerknął na niego.


Skończyłeś już swoje pocałunki, Wróżku?


Jesteś po prostu zazdrosny ― wysapał Harry. Jeszcze tylko trochę.


O trybuny? Proszę cię, ludzie mogą…


Nie o trybuny ― przerwał mu Gryfon, szczerząc się. ― O mnie. One przynajmniej cię nie śledzą.


Malfoy uśmiechnął się krzywo.


Po prostu się ścigaj, Wróżku.


A więc tak zrobił. Do końca zostało jeszcze pięćdziesiąt jardów, a Wila i Diligarian pędzili do przodu jak pociski. Tłum wiwatował, gdy przekraczali linię mety i było jasne kto wygrał.


Remis.


Harry znów stanął w powietrzu, chcąc się zatrzymać, jednak leciał zbyt szybko i skończył siedząc na miękkiej trawie. No, może nie siedząc, a…


BUM!


Malfoy zatrzymał się i zsiadł z miotły z gracją, której każdy by mu pozazdrościł. Blondyn podszedł do Gryfona leżącego na ziemi i dyszącego ciężko. Harry szczerzył się radośnie, a adrenalina towarzysząca lataniu krążyła wesoło po jego organizmie.


Wtedy stało się coś, co powinno zostać zapisane w drugiej edycji Historii Hogwartu. Draco Malfoy podał dłoń Harry’emu Potterowi. Gryfon spojrzał na wyciągniętą rękę, a po chwili pozwolił podnieść się do pozycji pionowej.


A więc one jednak nie są tylko do ozdoby. Niezły wyścig, Wróżku.


Harry potrząsnął trzymaną dłonią.


To samo dla pana, panie Wilo.


Tłum oraz inni zawodnicy podbiegli do nich, gratulując wygranego wyścigu.


Nie mogłeś polecieć trochę szybciej? ― zapytał Ron, gdy w końcu i jemu udało się do nich dotrzeć. ― Byłoby wspaniale, gdybyś pokonał Fretkę.


Jestem tuż obok, Wiewiórze.


Rudzielec kontynuował, jak gdyby nic nie usłyszał:


Przecież nie ma wygranych, kiedy jest remis.


Może to cię oduczy zakładania się.


To nie najlepszy czas na twoje mądrości, Hermiono ― mruknął Ron do dziewczyny.


Oczywiście, że nie. Przecież są takie głupie. A teraz, proszę, czy możemy iść się uczyć?


Och, racja. Powinni się uczyć.


Harry rozejrzał się po tłumie, który powoli wracał do zamku. Pod jednym z drzew zauważył Severusa, stojącego tam w towarzystwie Dumbledore’a i profesor McGonagall. Ich oczy spotkały się na kilka sekund i Harry nie mógł się powstrzymać - uśmiechnął się. Ku jego zaskoczeniu, mężczyzna również to zrobił. Ale nie żadnym wykrzywieniem ust czy tym dziwnym pół uśmieszkiem, który tylko on potrafił, a prawdziwym uśmiechem.


Harry jeszcze nigdy tego nie widział. Podejrzewał, że największy bałwan śnieżny uśmiechał się częściej niż Severus Snape. Jednak wkrótce ludzie przysłonili mu pole widzenia, a gdy mógł znów spojrzeć w tamtą stronę, profesora już nie było.


Zacznij od tego, czego jesteś pewien, a potem wszystko się jakoś ułoży, zobaczysz.


* * *


Severus miał wolne. Przynajmniej do kolejnego roku szkolnego. Zostało mu tylko przeprowadzenie egzaminów, ale i tak nie musiał martwić się o siedmiorocznych. Oni będą egzaminowani przez przedstawicieli z zewnątrz. Musiał przeżyć jeszcze tydzień eksplodujących kociołków i pierwszoklasistów, którzy nie odróżniliby pucharu od probówki, nawet gdyby te się przedstawiły. Został tydzień i Harry skończy szkołę.


Co potem?


Severus nie był w związku od lat. Do diabła, od wieków! Nie, czekajcie, pozostańmy przy latach. Wieki dawały wrażenie, że jest stary, a on taki nie był. Wcale, a wcale.

Chodziło o to, że Severus nie miał pojęcia, co ma robić. Był towarzyszem Harry’ego. Miał doświadczenie w byciu chłopakiem i kochankiem, ale to? Czy to jest to samo? Niemal zapomniał, jak ma się zachowywać wokół takiej osoby. Oczywiście pamiętał fizyczne aspekty – które pojawiały się, gdy tylko on i chłopak byli blisko siebie – ale ta część z emocjami, sprawiała, że się trochę martwił.


Z rozmyślań wyrwało go ciche pukanie.


Wejść! ― krzyknął.


Cześć, Severusie ― powiedział Harry, zamykając za sobą drzwi.


Nie powinieneś się uczyć? ― Snape nie miał zamiaru pozwolić, aby młody wróżek zobaczył jak bardzo cieszy go ta wizyta.


Gryfon uniósł w górę torbę wyładowaną książkami.


Pomyślałem, że pouczę się tutaj.


Och, a gdzie, jeśli mogę zapytać, jest reszta nieśmiertelnego tria?


Ron odpowiedział poprawnie na wszystkie pytania na praktycznym teście z czarów i teraz… świętuje razem z Hermioną.


Rozumiem. Jednak to nie wyjaśnia powodu, dla którego wybrałeś mój gabinet zamiast biblioteki. Wydawało mi się, że nie muszę ci przypominać, iż mamy skłonność do… rozpraszania siebie nawzajem.


I tak nie mogę się skupić na niczym przez te egzaminy. Czuję się coraz bardziej zaniepokojony i zazwyczaj pomagały mi cukierki, ale przez nie miałem zbyt dużo energii i Albus powiedział, że powinienem je odstawić, więc teraz pomaga mi tylko przebywanie blisko ciebie i wiem, że się rozpraszamy, ale jednak…


Przestań ― przerwał mu Severus z uśmieszkiem. Wciąż zadziwiała go prędkość z jaką potrafił mówić Harry. ― Możesz zostać.


Poważnie?!


Tak, możesz skorzystać z kanapy, ale lepiej dla ciebie, jeśli nie będziesz mi przeszkadzał w pracy.


To samo się tyczy ciebie. Muszę się uczyć. ― Gryfon podbiegł do wskazanego miejsca i zaczął wyciągać rzeczy z torby. Wkrótce wokół niego utworzył się niezły bałagan. Severus westchnął tylko, skupiając się na przygotowaniu egzaminu dla czwartoklasistów.


Pracowali w ciszy przez kilka godzin. Harry ignorował ciepłe i przyjemne uczucie, spychając je w głąb świadomości. Musiał się skoncentrować. Wkrótce jednak potrzeba rozmowy stała się zbyt silna.


Jak się ma Ssssmssarra?


Viridus ma się dobrze. Chciałbyś z nim porozmawiać?


Może później ― odparł Harry, wracając do przeglądania notatek.


Już dawno nie rozmawiał z wężem, którego kupił Severusowi na święta. Ciekawiło go, czy gad jeszcze go pamięta. Nie mógł przecież zapytać o to mężczyzny, ale teraz musiał się skupić na ważniejszych rzeczach.


Musiał się uczyć.


Musiał zdać.


Jednak powoli zaczynał mieć tego dosyć. Ślęczał nad książkami bez przerwy przed wyścigiem i po nim. OWTMy zaczynały się jutro i był pewien, że jego mózg wybuchnie z przepracowania do tego czasu. Zaczął gryźć końcówkę pióra.


A niech to wszystko gęś kopnie! Zapomniał o atramencie. Zakrztusił się, odrzucając je.


Co się stało? ― zapytał Severus, unosząc wzrok znad testów. Jego oczom ukazał się młody wróżek z żółtymi skrzydłami. Na twarzy Harry’ego malował się wyraz przygnębienia, a zazwyczaj różowy język był cały pokryty czarnym atramentem.


Severus Snape nie mógł się powstrzymać.


Severus Snape musiał się zaśmiać.


To nie est smiesne! ― wyparskał Gryfon.


Wręcz przeciwnie. Jeśli robisz coś tak głupiego i obrzydliwego, jak żucie końcówki pióra, musisz liczyć się z tym, że będą się z ciebie śmiali. ― Severus przywołał szklankę wody i podszedł do Harry’ego. Gryfon łapczywie wypił ją, próbując pozbyć się smaku atramentu. Mężczyzna uśmiechnął się krzywo i usiadł na krześle naprzeciwko chłopaka. ― Czemu tak robisz? ― zapytał.


Bo martwię się egzaminami… i tym, co będę robił przez resztę życia.


Myślałem, że chcesz zostać Aurorem.


Też tak sądziłem. – Harry westchnął, kładąc głowę na oparciu kanapy. Severus zauważył ciemną smugę na jego dolnej wardze. Wyglądało to ujmująco ― w taki sposób, który umiał osiągnąć tylko on. Później mu powie, że się tam ubrudził. ― Ale nie chcę już walczyć.

A rozważałeś profesjonalne startowanie w wyścigach?


Harry uśmiechnął się, nie otwierając oczu.


To niezła zabawa, ale wątpię czy mógłbym zarabiać tak na życie.


Strasznie się popisywałeś i mogłeś poważnie się zranić.


Ooch, martwiłeś się o mnie? ― zażartował, ale nie usłyszał odpowiedzi. Och… Severus się o niego martwił. Harry uchylił powieki i spojrzał na mężczyznę. Na swojego towarzysza. ― Albus zaoferował mi posadę nauczyciela. Powiedział, że mogę uzyskać Mistrzostwo w Obronie i wrócić do Hogwartu.


Severus nie ucieszył się na tę myśl. W ogóle.


Wciąż nie udało nam się utrzymać nauczyciela tego przedmiotu dłużej niż rok. Do tego właśnie zmierzasz?


Harry wzruszył ramionami.


Sam nie wiem. To wszystkie jest takie… straszne ― wymruczał, zamykając oczy.


Stawiłeś czoła Czarnemu Panu niezliczoną ilość razy. Nie tylko przeżyłeś, a pokonałeś go mocą, której nie widziano od setek lat i teraz boisz się kilku testów?


Cholerna racja.


Severus przewrócił oczami, przyglądając się chłopakowi pogrążonemu w morzu wątpliwości. Nagle uderzył go przypływ inspiracji. Zaczął klaskać. Nie szybko, jak przy aplauzie, ale w powolnym, stałym rytmie.


Harry zmarszczył brwi, a gdy rozpoznał dźwięk, poderwał głowę i posłał mężczyźnie spojrzenie, które mogło sprawić, że banda troli uciekłaby, krzycząc jak nastoletnie dziewczynki. A przynajmniej takie było założenie.


Nabijasz się ze mnie! Przyznaję, że może trochę przesadzam, ale biorąc pod uwagę sytuację, mam prawo…


Nie rozumiesz.


Och, rozumiem doskonale! Czy ty mając siedemnaście lat wiedziałeś co będziesz robić w życiu?


Już wtedy byłem Śmierciożercą.


Aa… no tak.


Wcale się z ciebie „nie nabijam”. Tym sposobem chciałem ci powiedzieć, że w ciebie wierzę ― powiedział mężczyzna. Na jego ustach błąkał się uśmieszek, a on sam wyglądał na zadowolonego z siebie. Tak, jakby powiedział coś bardzo dowcipnego. Harry nie rozumiał.


Ale że co?


Na miłość… Czy ty w ogóle nie czytasz?


Wygląda na to, że nie.


Jest taka książka napisana przez J.M. Barriego. Przygody Piotrusia Pana…


To była taka książka?


Brwi Severusa powędrowały w górę.


A powstało coś innego?


Hermiona mówiła o filmie dla dzieci.


Cóż, to bardzo popularna opowieść, więc podejrzewam, że mogli ją sfilmować. Pamiętam ją z własnego dzieciństwa…


Ty byłeś dzieckiem?


Nigdzie nie jest napisane, że nie mogę wyrzucić cię z tego pokoju.


Wybacz, kontynuuj.


Jak już mówiłem, zanim mi przerwano, w opowieści występuję pewna wróżka, której imienia niestety…


Dzwoneczek.


Czy dasz mi wreszcie skończyć? Jest już prawie cisza nocna…


Przepraszam, mów dalej.


Więc jak już mówiłem, wróżka umiera i aby ją uratować, Piotruś Pan mówi wszystkim, że muszą pokazać swoją wiarę w nią, klaszcząc w dłonie. ― W połowie wyjaśnień Severus wstał i podszedł do Gryfona. Nachylił się, przez co ich twarze znajdowały się teraz naprzeciwko siebie.


Więc chodzi ci o to…


Że wierzę we wróżki. A przynajmniej w jednego wróżka. ― Mężczyzna złączył ich usta w krótkim pocałunku. Gdy się odsunął, Harry miał rozmarzony wyraz twarzy.


Nie grasz fair ― odparł chłopak takim samym głosem.


Staram się.


Gryfon potrząsnął głową.


To było… bardzo słodkie.


Tak. Powiesz o tym komuś, a cię przeklnę.


Się rozumie.

Harry wstał, zbierając porozrzucane książki i pergaminy. Myśli o nauce zostały zastąpione teraz przez te, które wcale nie pomagały mu się na niej skupić. Na przykład o tym, jak ładne były ręce Severusa. Porządki przerwała mu dłoń na ramieniu. Odwrócił się.

Zacznij od tego, czego jesteś pewien, a potem wszystko się jakoś ułoży, zobaczysz.

Harry był pewien. W tej chwili nie musiał znać swojej ścieżki zawodowej. Stanął na palcach i pocałował lekko mężczyznę.


Nie klaszcz jeszcze ― powiedział cicho z ustami przy jego.


Och, a kiedy mam to zrobić?


Zegar na kominku wybił godzinę.


Wtedy, gdy ten przeklęty zegar nie będzie mówił, kiedy mam iść. ― Harry zarzucił torbę na ramię i ruszył w stronę drzwi.


No tak, to będzie zasługiwało na prawdziwy aplauz.


Życz mi szczęścia?


Szczęście jest nieistotne. Pójdzie ci dobrze, jeśli się uczyłeś.


Gryfon wzruszył ramionami.


Na jedno wychodzi. Dobranoc, Severusie.


Dobranoc. Harry?


Tak?


Czy nosisz ten naszyjnik, który ci dałem?


Każdego dnia. ― Gryfon uśmiechnął się i wyszedł na korytarz.


Severus skinął głową. Może wszystko się jakoś ułoży.


Powodzenia ― powiedział cicho.


* * *


OWTMy nie były wcale złe.


One były okropne.


Jeśli Harry napisze jeszcze jedną linijkę, odpadnie mu ręka. Ron przysięgał, że jego wzrok przestał normalnie pracować po wpatrywaniu się w te wszystkie rośliny na Zielarstwie. A Hermiona… Cóż, Hermiona była w złym stanie. Po każdym teście zamartwiała się tym, co mogła jeszcze dopisać, albo tym, że mogła bardziej przyłożyć się do zaklęć na zaliczeniu praktycznym. Gdy była w takim stanie, nic nie mogło jej uspokoić, nawet Ron. Tak naprawdę to rudzielec sam unikał konfrontacji z dziewczyną. Wspominał coś o pragnieniu zachowania wszystkich części ciała.


Na szczęście został jeszcze tylko jeden test z Transmutacji.


Harry był zaskoczony. Jeśli dostałby wybór pomiędzy pisaniem egzaminów, a goleniem Puszka, natychmiast poprosiłby o maszynkę, ale z drugiej strony nie było aż tak źle. Wiedział więcej niż mu się zdawało i pomimo że tylko z Obrony mógł liczyć na Wybitny, zdał sobie sprawę, że stara się ze wszystkich sił.


A teraz po lunchu czeka go ostatni egzamin.


Co jeśli będzie pytanie o przemienianie nieożywionych obiektów w zwierzęta? Wiedziałam, że powinnam się do tego bardziej przyłożyć. Albo…


Hermiono ― wtrącił ostrożnie Ron. ― Wszystko będzie dobrze. Prawda, Dzwonku?


Bez wątpienia.


Widzisz? Dzwonek jest Muzą i wie co mówi!


Zaraz cię zainspiruję ty piegowaty…


Oho, Straszny Wróżek atakuje!


Ron złapał kawałek pomarańczy, zanim uderzyła w jego czoło.


A ten Straszny Wróżek ma owoce! ― powiedział Harry, obierając następny kawałek. Szczerze, jeśli nie możesz rzucać jedzeniem w najlepszego przyjaciela, to w kogo innego?

W końcu ich zachowanie przyniosło jakiś rezultat. Hermiona zaczęła się śmiać.


Ach, mamy ten wspaniały uśmiech! ― Ron pocałował ją w policzek i przytulił. Na czole miał trochę pomarańczowego soku.


Hmm, powinniśmy już iść. Wytrzyj się Ron. Harry, masz czarną smugę na wardze.


Dopiero zauważyłaś? ― zapytał Ron. ― Ma ją od dłuższego czasu.


I dopiero teraz mi to mówisz? Wielkie dzięki. ― Gryfon wytarł usta rękawem, ale nic to nie dało. Cholera, kiedy ostatnio wkładał końcówkę do ust? Czyżby był już przyzwyczajony do smaku atramentu? A w ogóle to czy można było się nim otruć?


Wygląda śmiesznie, Dzwonku.


Jestem tego pewien. Hermiono, pomóż proszę.


Dziewczyna wyciągnęła różdżkę i wymamrotała coś. Po chwili jego warga była czysta.


A teraz chodźcie, Pawle i Gawle ― powiedziała, zbierając rzeczy. Chłopcy szybko ruszyli za nią w stronę drzwi.


Pawle?


Gawle?


Dokładnie.


Kim jest Paweł i kim jest Gaweł? ― zapytał Ron.


Nie powiem ci, jeśli musisz o to pytać. ― Hermiona wyszczerzyła się radośnie.

Rudzielec zwrócił się do Harry’ego, ale ten wzruszył tylko ramionami.


To twoja dziewczyna. A teraz prowadź, Gawle!


* * *


Koniec.


Powinny teraz rozbrzmieć dźwięki trąb i chór gregoriański śpiewający na ich cześć. Przecież właśnie skończył się czas OWTMów.


Jeśli jeszcze kiedykolwiek coś napiszę, to umrę, zostanę duchem i będę nawiedzał Departament Magicznej Edukacji.


Trochę przesadzasz, nie sądzisz? ― mruknął Harry, wychodząc z klasy. Część praktyczna nie była taka zła, ale pisemna zajęła mu trzy i pół rolki pergaminu. Nie miał pojęcia, że zna aż tyle słów. Ale to nie miało teraz znaczenia. Koniec.


Nareszcie.


Nie był już uczniem i mógł być z Severusem.


To koniec! ― wykrzyknął Ron, zapominając o jękach. Odwrócił się do Hermiony, która szła kilka kroków za nimi.


Powinnam bardziej przyłożyć się do tej drugiej sekcji…


Przestań, Hermiono. Skończyliśmy! Dostaniesz najwyższe noty ze wszystkiego i…


Nie… Nie. Jestem pewna, że coś zrobiłam źle.


Rudzielec potrząsnął tylko głową.


Trzeba to uczcić. Jestem pewien, że w Pokoju Wspólnym szykuje się niezła impreza.


I musimy czekać trzy tygodnie na wyniki! Co będziemy robić do tego czasu ― zapiszczała Gryfonka.


Um, bawić się? ― zaproponował Ron.


Ale co z naszą przyszłością?


Hermiono, mamy resztę życia, aby się o nią martwić! Chodź, rozluźnijmy się trochę przed ucztą.


Jeśli Hogwart był z czegoś znany, to z naprawdę dobrego jedzenia. A Ron lubił jeść.

Hermiona wciąż mruczała do siebie i prawdopodobnie będzie tak robiła przez następne pół godziny. Weasley miał jednak nadzieję, że uda mu się zdobyć jeden lub dwa pocałunki w ramach świętowania. Odwrócił się w stronę Harry’ego, żeby podzielić się swoim entuzjazmem. Jego przyjaciel miał rozmarzony wyraz twarzy, a na ustach błąkał mu się mały uśmiech.


Och.


Nawet Ron ze swoim brakiem postrzegania rzeczy oczywistych, był w stanie zauważyć, co się dzieje. Wiecie, nawet on od czasu do czasu używał intuicji.


Wiesz, najszybciej byłoby gdybyś tam poleciał, ale jeśli pobiegniesz też nie będzie tak źle.


Co? ― zapytał oszołomiony Harry. ― Pobiegnę gdzie?


Ron uśmiechnął się chytrze.


Do lochów, oczywiście.


Co? Nie, ja… ― Spojrzał na rudzielca. ― Nie masz nic przeciwko? A co z Hermioną?


Niedługo jej przejdzie. ― Zerknęli na dziewczynę, która wymyślała teraz sobie to, że zapisała tylko dwie trzecie pergaminu przy jednym pytaniu. ― A przynajmniej mam taką nadzieję.


Tak, ja też.


Idź już.


Jesteś pewien?


Jasne, Dzwonku. Zajmę się obsesją tej pani. Dojdzie do siebie w Pokoju Wspólnym, a teraz uciekaj stąd.


Uśmiech Harry’ego był niemal oślepiający.


Dzięki, Gawle! ― krzyknął, rzucając się do szaleńczego biegu w dół korytarza.


Niech to lepiej nie będzie moim nowym przezwiskiem!


Harry biegł najszybciej jak potrafił. Skrzydła sprawdziłyby się lepiej, ale na to był zbyt wielki tłok. Przepychał się i omijał uczniów, rzucając wokół krótkie „Przepraszam” i „Przepuście mnie”. Było to nieco dziwne zachowanie.


Ale, hej, Harry był nieco dziwny.


W końcu dotarł do celu. Nie myśląc i nie pukając, otworzył drzwi. Nie zwrócił nawet uwagi na to, że przepuściły go bariery ochronne.


Harry? Co się… Umf! ― Było to wszystkim, co Severus zdążył powiedzieć, zanim został przygnieciony do ziemi przez entuzjastycznego wróżka. Otoczył go ramionami. ― Czy to było konieczne?


Możesz klasnąć w dłonie! ― powiedział cicho Gryfon, ale w jego głosie wyraźnie dało się słyszeć szczęście. Spojrzał w dół na profesora. Na swojego towarzysza.


Zrobiłbym to, ale mam je zajęte.


Och… dobra wymówka. ― Harry nachylił się po pocałunek.


Epilog ― Normalność


Historia powinna kończyć się w ten sam sposób, co zaczynać. Zdaniem, które przyciągnie uwagę i jednocześnie podsumuje wszystko, co zostało powiedziane wcześniej.


Ostatni akt.


Zakończenie.


Najsłynniejsze z nich używane było w niezliczonej ilości historii, przez niezliczoną ilość lat i znane jest w kilkunastu językach i kulturach. Klasyka.


I żyli szczęśliwie do końca swoich dni.”


Zdanie to, jest zakończeniem, które utożsamiamy z bajkami. Tam, gdzie bohater zawsze wygrywa, gdzie słoneczko zawsze świeci i wszystko jest tak słodkie, że czasem potrzebna jest wizyta u dentysty. I czy wam się to podoba czy nie, tutaj mamy bajkę, a żeby być dosłownym ― bajkę o pewnym zielonookim wróżku. Ale czy właśnie to zakończenie pasuje tutaj najlepiej? Przecież coś takiego jak „I żyli szczęśliwie do końca swoich dni” nie istnieje. Nie może.


Ale zanim zostanę wysmarowana smołą, obrzucona piórami i nazwana nieromantycznym głazem, pozwólcie, że coś wyjaśnię. „Do końca swoich dni” to tak jakby powiedzieć: „zawsze” i „nigdy”. Świat nie jest tylko czarno–biały. Aby życie miało swój smak, musi w nim istnieć zarówno dobro jak i zło. Yin i yang.


Równowaga.


Ale wciąż stoimy w miejscu, szukając tego najlepszego zakończenia. Jeśli nie jest to „do końca swoich dni”, to co w takim razie?


To proste.


Co powiecie na to:


Każdy może pragnąć ― co jest jedną z najpiękniejszych rzeczy na świecie – aby być po prostu szczęśliwym w danym momencie życia. Co prawda, nie wszystkie chwile są dobre (a prawdę mówiąc, niektóre są cholernie nędzne), ale jeśli potrafimy znaleźć dobrą stronę nawet w najgorszej sytuacji, jest to lepsze od wszystkich szczęśliwych dni świata. Bo zastanówcie się: jeśli wszystko byłoby takie tęczowe i puchate, szybko stałoby się również nudne. Zgubilibyśmy to prawdziwe uczucie szczęścia, jeśli czulibyśmy się tak cały czas.

Szczęście znajduje się w tych momentach. Maleńkich chwilach.


A więc przejdźmy teraz do końcowej części naszej opowieści. Do momentu w nie tak bardzo dalekiej przyszłości.


Pierwsze promyki słońca wpadały przez okno sypialni małego domku na obrzeżach Hogsmeade, którego od niedawna właścicielem był pewien niski wróżek o imieniu Harry. To był wczesny poranek i właśnie zaczynał się budzić.


A on nienawidził poranków.


Słyszeliście już to, ale nie zaszkodzi tego powtórzyć. A więc dlaczego został zbudzony z przyjemnej drzemki? Odpowiedź jest bardzo prosta:


Jego materac się ruszał.


Chwila… materace się nie ruszają… pomyślał sennie, powoli odzyskując świadomość. A przynajmniej nie te dobrej jakości. Może sobie coś wyobrażam… Poranki to pora samego szatana. Tak, na pewno chodziło właśnie o to.


Materac znów się poruszył.


Czy to na pewno ranek robi mnie w balona? Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzyło. Dziwne rzeczy w jego życiu to coś normalnego, ale nie pamiętał, aby jakiś martwy obiekt nagle zaczął się ruszać. No cóż, mógł się tego spodziewać wcześniej czy później.


I znów to samo!


Mam nadzieję, że po prostu oszalałem. Harry w końcu otworzył oczy. Uniósł głowę, odwracając ją i odkrył, że wczesne godziny nie robiły go w balona, a on wcale nie oszalał.


Jego materac żył.


Chwileczkę…


I miał czarne oczy, które patrzyły prosto w jego zielone.


Materace nie mają oczu. A przynajmniej nie te normalne.


Dobrze spałeś? ― zapytał Severus.


Może poranki nie są takie złe. Zwłaszcza, jeśli zaczynają się w ten sposób. Poza tym bardzo lubił ten materac, więc nie poruszył się, leżąc na swoim oddychającym łóżku.


Świetnie… naprawdę świetnie. A ty? ― Głos Harry’ego był zachrypnięty od snu.


Poza faktem, że przez twoje cudowne kilogramy zdrętwiała mi noga, to nie mogę narzekać.


Chłopak jęknął.


Mówisz zbyt dużo jak na tak wczesną porę.


Wybacz mi to ― odparł Severus, przesuwając dłonią wzdłuż boków Harry’ego. Nasz wróżek wciąż czuł małe ukłucia energii za każdym razem, gdy mężczyzna dotykał czarnego wzoru na jego ciele. ― Czy wiesz, że spałeś ze skrzydłami na wierzchu? ― Chłopak zatrzepotał nimi lekko. Dłoń Severusa kontynuowała swoją wędrówkę i Harry zarumienił się, wiedząc, że jedyną rzeczą jaką ma na sobie, jest naszyjnik, który dostał od niego w prezencie. Jednak nie oderwał wzroku od oczu mężczyzny, który nie przestawał delikatnie gładzić jego boku. W końcu jednak Severus przerwał ciszę. ― Czy wiesz, że nucisz, kiedy śpisz?


Harry uśmiechnął się od ucha do ucha. Zachichotał i przerwał kontakt wzrokowy, kładąc głowę na piersi Mistrza Eliksirów. Poczuł jak usta muskają wierzch jego głowy.


Taak ― powiedział w końcu. ― To normalne.


I żyli szczęśliwie właśnie w tym momencie.


KONIEC



~*~

A więc tak się kończy... czy na pewno? Oj, nie ^^. Na następną Porę Gryffindoru rozpocznę tłumaczenie sequela i już teraz serdecznie Was na niego zapraszam.

W między czasie chciałam podziękować wszystkim, którzy czytali i komentowali. Byliście moim motorkiem popędzającym do działania.

Dziękuję Malince za wytrwałą betę i deedee za pomoc. :)

Dziękuję sobie za przetłumaczenie xdd.


I dziękuję mojej mei, której zwykła zachęta w autobusie do Augustowa sprawiła, że to tłumaczenie powstało. Jesteś moją muzą i inspiracją, kocie :*:*:*


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Klaśnij w dłonie! [Z]
Klaśnij w dłonie! [snarry]
8 epilog
Dłonie i stopy pielęgnacja i wzorki
14 epilog
Epilog (nie)kontrolowany
epilog, EPILOG
Chiromancja - Co mówią twoje dłonie
Rozdział7 Epilog Dziewiętnaście Lat Później
Red HillsP Epilog
ZABIEGI NA DŁONIE
A destined year (49 60 Epilog)
JURINE Materiały dla kupujących dłonie ok jpeg
Epilog
Piekne dlonie i paznokcie id 35 Nieznany
Pamiętniki wampirów Pamiętnik Stefano Uciekinier Epilog
Druga twarz Epilog
Dłonie pomagają widzieć świat
Ogrzeję twoje dłonie, Slayers fanfiction, Oneshot