Epilog

2 MIESIĄCE PÓŹNIEJ

„Bella”

Westchnęłam szczęśliwa, powoli otwierając oczy. Promyki słońca wdzierały się przez niezasłonięte okno, grzejąc moją zaspaną twarz. Popatrzyłam na śpiącego koło mnie Edwarda. Wyglądał tak niewinnie, a jednocześnie seksownie.

Dalej, choć minęły już dwa miesiące nie mogłam uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Po tylu latach rozłąki, cierpienia, smutku, szukania nowej siebie i drogi, którą mam podążać, wreszcie byłam tak prawdziwie szczęśliwa i on też był. Widziałam to w jego oczach, w tym, że na powrót stał się moim Edwardem. Zniknęła zgorzkniała maska i ból widoczny na jego przystojnej twarzy.

Nigdy otwarcie mu tego nie powiedziałam, ale domyślałam się, że on to wie. Szczerze mu współczułam. Nie, potrafiłam sobie wyobrazić, co musiał czuć i co czuje teraz znając prawdę o tym jak postąpiła jego matka. Ukochany dawał mi jednak jasno do zrozumienia, że ten temat jest dla niego zakończony, a jego matka mogłaby nie istnieć. Ponadto nawet jeśli pojawiła się w naszych rozmowach, co ostatnio praktycznie się nie zdarzało, nigdy nie nazywał jej „mama”.

Mimo całej tej chorej sytuacji, mam nadzieję, że kiedyś Edward jej wybaczy. Nie dziś, nie jutro. Nie wymagam by uznał, że nic się nie stało i próbował zapomnieć, bo stało się. To, co zrobiła Esme było okropne, wręcz niewybaczalne, można by powiedzieć, ale z drugiej strony wiem, że kiedyś, za kilkanaście lat Edward będzie żałował. To nie da mu spokoju. Nawet jeśli nie będzie chciał mieć z nią nic wspólnego, mam nadzieję, że jej wybaczy. Jednakże na ten moment nic nie wskazuje na to by miał to zrobić.

Jeśli chodzi zaś o Carlisa, sprawa przestawia się zgoła inaczej. Widzę walke w oczach ukochanego, za każdym razem gdy ktoś wspomina o Carlisie. Wiem, że z jednej strony chciał by odrzucić ojca, tak jak matkę, odciąć się od niego i próbować zapomnieć. Według mnie ta metoda nie jest dobra. Carlise przez większość życia był jedyną podporą dla syna, który mu bezgranicznie ufał. Zawsze wspierał go w jego zainteresowaniach i marzeniach. Zawsze był dla niego pomocny i cierpliwy, nigdy jednak otwarcie nie sprzeciwił się żonie. Potrafił przez sześć lat okłamywać syna na równi z żoną. Na dodatek widząc jak jego syn się zmienia, jak zamyka się w sobie, jak próbuje zapomnieć o miłości i nie może, tym samym nie dopuszczając nikogo do siebie.

Mimo to nie potrafiłam nienawidzić Carlisa, jak miałam z Esme. Carlise bez względu na wszystko był dobrym człowiekiem. Widział błędy swoje, żony i wtedy gdy powiedział Nam naprawdę widziałam w jego oczach ból i wstyd. Na dodatek po tylu latach odszedł wreszcie od żony, którą bezgranicznie kochał przez wiele lat. Dla mnie jest to niepojęte jak można kochać kogoś takiego jak Esme? Nie wiem, co o tym myśleć.

Szanuje Carlisa jak mało kogo. Podziwiam za dobroć i poświęcenie jakie wkłada w swoją pracę. Podziwiam za miłość jaką darzył swoją żonę i za wytrwałość przy niej przez tyle lat. Być może przez te lata wciąż widział w niej tą troskliwą i uroczą dziewczynę jaką była kilkanaście lat temu? A może łudził się nadziejami, że jego Esme, jeszcze gdzie tam jest, że się zmieni? Po prostu nie potrafiłam sobie wyobrazić jak wiele poświęcenia kosztowało go, by teraz odejść od żony, czy dalej ją kocha, bez względu na jej wady?

Tak, potrafiłam zrozumieć dlaczego Edward czuje się taki rozdarty, ale wiem też, że czas leczy rany, a Edward potrzebuje ojca i tęskni za nim.

Nagle poczułam mdłości. Najciszej jak umiałam, żeby nie zbudzić Edwarda poczłapałam do łazienki. Nie, tylko nie to – pomyślałam. Chyba rzeczywiście musze iść do lekarza. Próbuję sobie przypomnieć czy jadłam wczorajszego wieczoru coś, co mogło mi zaszkodzić, ale nie jadłam nic prócz sałatki z pomidorów i oliwek. Nie mogły mi raczej zaszkodzić. Zresztą te wymioty miałam już od jakiegoś czasu i nie były długotrwałe ani stałe.

Wzięłam szybki prysznic, przykładając się do umycia zębów. Po prysznicu ubrałam koszulkę i bokserki. Odświeżona poczłapałam do kuchni. Mdłości całkowicie odeszły i czułam głód. Dochodziła dziesiąta i chodź była niedziele, dziwiło mnie, że mój ukochany jeszcze nie wstał. Należał raczej do rannych ptaszków, w przeciwieństwie do mnie. Wyciągnęłam mleko, mąkę i jajka z zamiarem zrobienia naleśników. Uśmiechnęłam się sama do siebie, oboje je uwielbialiśmy. Chwilę później smażyłam już pierwsze naleśniki, nakrywając do stołu. Stojąc przodem do patelni, czekałam, aż naleśnik się zarumieni gdy silne ramiona uwinęły się wokół mojej talii.

- Dzień dobry kochanie - powiedziałam, z wielkim uśmiechem.

- Nie było Cię w łóżku – wymruczał, niezadowolony, składając lekkie pocałunki tuż za moim uchem. Westchnęłam, odchylając głowę i kładąc mu ją ramieniu.

- Poczekaj – mruknęłam, przewracając naleśnika – robie ci śniadanie, powinieneś być zadowolony – zaśmiałam się.

- Bello, wolę sam ci zrobić śniadanie, ale mieć Cię w swoich ramionach gdy się budzę.

Odwróciłam się przodem do niego, wspinając się na palce i musnęłam jego usta swoimi. Jego dłonie zjechały na moje biodra. Złapał mnie pewnie i mocno, podnosząc do góry, na co zapiszczałam zaskoczona. Posadził mnie na blacie, rozszerzając nogi i stając między nimi. Sięgnął ręką i wyłączył gaz pod patelnia. Wplotłam mu ręce we włosy, przyciągając bliżej do siebie. Zassał moją dolną wargę, pogłębiłam nasz pocałunek, uwielbiając uczucie jego języka pieszczącego mój.

- Uwierz mi skarbie, jestem bardzo głodny w tym momencie – powiedział, a jego oczy pociemniały. Wiedziałam, jakiego rodzaju głód ma na myśli i na pewno nie chodziło mu o jedzenie. Jęknęłam czując jak jego dłonie wsuwają mi się pod koszulkę, a jego kciuk zatacza kółka na mojej skórze. Nagle znów poczułam tą fale mdłości. Zastygłam, odsuwając się od Edwarda. Odsunął się marszcząc brwi, wydawał się zaskoczony moją reakcją. Odepchnęłam go od siebie, jeszcze bardziej, schodząc z blatu i popędziłam do łazienki. Uklękłam przed muszlą, związując gumką włosy. Edward wpadł do łazienki chwilę po mnie. Gdy poczułam, ze mdłości odchodzą, a mój organizm jest z pewnością pusty, spuściłam wodę i nie patrząc na Edwarda podniosłam się. Umyłam szybko zęby i dopiero wtedy odwróciłam się patrząc na niego. Miał zmarszczone brwi i zaciśnięte usta. Był zły. Przejechał palcami po grzbiecie nosa.

- Edwardzie? – zapytałam niepewnie.

- Ubieraj się – zakomenderował.

- Jak to? – zapytałam zdezorientowana.

- Wybieramy się gdzieś?

- Tak – odwarknął, odwracając się i idąc do sypialni.

- A można wiedzieć gdzie? Przepraszam Edwardzie, ale nie czuję się na siłach na wycieczki. – Stanął jak wryty, odwrócił się w moją stronę. – To nie będzie nic, co wymagałoby od Ciebie siły.

- Czy możesz mi powiedzieć o co chodzi? Czuje się zdezorientowana. – Jęknął rozdrażniony. Popatrzyłam mu w oczy, starając się coś z nich odczytać. Były niespokojne i pełne, właśnie pełne czego? Bólu, smutku? Podeszłam do niego, wtulając się. Oparł brodę o moją głowę i staliśmy tak chwilę w ciszy.

- Bello ja mówię poważnie ubieraj się, zabieram Cię do lekarza – powiedział cicho, spokojnie.

- Edwardzie jest niedziela, po za tym przejdzie mi, już mi lepiej – dodałam.

- Skarbie wiem, że te wymioty męczą Cię już od jakiegoś czasu, a ty nic z tym nie robisz. Nie pozwolę Ci dłużej na to. Muszę mieć pewność, że z Tobą wszystko w porządku, ok? – Skinęłam głową, nie potrafiąc mu odmówić. Pocałował mnie delikatnie.

- Gdzie my znajdziemy lekarza w niedziele, co? – zapytałam.

- Bardzo dobrze wiem gdzie – westchnął. Zmarszczyłam brwi.

- Pora odwiedzić mojego ojca skarbie – otworzyłam szeroko oczy, niedowierzając temu, co właśnie usłyszałam…

&

Jechaliśmy wąską dróżką, prowadzącą przez las. Promyki słońca przedzierały się przez korony drzew, oświetlając trawy i kwiaty, które budziły się do życia. Chłonęłam ten widok, był przepiękny. Jednakże nie miałam pojęcia ani gdzie byliśmy, ani w jakim celu jechaliśmy przez ten las.

- Edwardzie, wiesz gdzie jedziesz? – Zapytałam niepewnie.

- Tak skarbie, dzwoniłem do ojca i wytłumaczył mi jak do niego dojechać, zaraz powinniśmy być na miejscu – uśmiechnął się lekko, patrząc na mnie, po czym z powrotem zwrócił swoją uwagę na drogę.

Pokonaliśmy jeszcze ze dwa kilometry i mijając ostatni zakręt wjechaliśmy na dużą polanę. Na środku polany stał domek. Najpiękniejszy dom jaki widziałam w życiu. Nie był wielki, ale też nie mały. Parterowy, z jak się domyślałam użytkowym poddaszem. Z przodu było wejście, do którego prowadziły drewniane schody i zadaszona weranda. Z górnych belek zwisały piękne kwiaty w donicach. Do wejścia, wokół domu i do garażu prowadziła dróżka z kamienia. Dom miał podwójny garaż wbudowany w dom. Był w ciepłym, ciemnożółtym kolorze, a wszystkie wykończenia drewniane. Dookoła polany drzewa rosły dużo rzadziej przez co była dużo bardziej nasłoneczniona, niż droga, która właśnie przyjechaliśmy. Trawa była ładnie przystrzyżona, mimo to wyglądało bardzo naturalnie, a tysiące polnych kwiatów kwitło przepięknie. Nie widziałam jeszcze reszty, ale zakochałam się w tym domu. Był Idealny.

Patrzyłam na niego zaczarowana, a z moich ust uleciało westchnienie. Wiedziałam, że Edward mi się przygląda, ale się nie odzywał. Zaparkował na podjeździe, wyłączył silnik i wysiadł. Obszedł auto i otworzył moje drzwi, pomagając mi wysiąść, zamknął drzwi, po czym przyparł mnie do samochodu, a jego spragnione usta odnalazły moje. Jego pocałunek był namiętny i długi. Język pieścił moje podniebienie, walcząc z moim w tańcu. Oderwał się ode mnie dopiero, gdy zabrakło nam tchu.

- Kogo to dom? – zapytałam, z uśmiechem, wtulając się w mojego ukochanego.

- Hmm nie jestem pewny. Podoba Ci się prawda? – zaśmiał się.

- Bardzo, jest przepiękny Edwardzie – powiedziałam odsuwając się i patrząc mu w oczy.

- To prawda – odpowiedział mi. – Chodź, Carlise już czeka – mrugnął do mnie.

Ruszyliśmy w stronę werandy. Drzwi otworzyły się przed nami, ukazując Carlisa, w momencie, gdy przekroczyliśmy ostatni stopień.

- Bello – powiedział, uśmiechając się do mnie ciepło, odwzajemniłam uśmiech, podchodząc do niego i całując go w policzek trzy razy.

- Edwardzie? – To było pytanie. Edward popatrzył na ojca, marszcząc brwi. Twarz Carlisa był napięta, a w oczach widniał strach.

- Tato – Edward skinął głową.

- Wejdźcie dzieciaki – powiedział, otwierając szerzej drzwi i wpuszczając nas do środka.

Weszliśmy do niedużego holu. Ściany były w kolorze turkusa, a na podłodze duże, kwadratowe płytki w grafitowym kolorze. Po lewej stronie znajdowały się zakręcane schody, z tego samego drewna, co wykończenia domu. Obok schodów były drzwi, w tym momencie lekko uchylone, przez które widziałam regały z książkami i biurko, zapewne gabinet. Po prawej, zaraz przy wejściu kolejne drzwi, otwarte prowadzące do kuchni. Przestronnej, o jasno pomarańczowych ścianach i jasnych płytkach. Meble były w dwóch kolorach, czarnym i jasnym, beżowym praktycznie identycznym jak płytki. Była bardzo dobrze wyposażona. Na wprost drzwi wejściowych znajdowały się kolejne drzwi, szerokie, otwierane na dwie strony. Carlise poprowadził nas właśnie do tych drzwi, za którymi jak się okazało był salon. Przystanęłam, znów nie mogąc nacieszyć oczu pięknem tego domu. Salon był duży. Cała ściana naprzeciwko drzwi była ze szkła. Przez co pokój był niezwykle jasny mimo bordowych ścian i czarno-białych mebli. Z lewej strony pokoju na środku ściany był kominek, przed nim w bezpiecznej odległości stał szklany stół do kawy. A wokół niego duża kanapa i dwa fotele, wszystko w odcieniu czerni i bieli. Po prawej stronie, bliżej wejścia stał stół dla ośmiu osób, a w kącie piękny czarny fortepian. Fortepian był zawsze moim marzeniem. Lecz moją największą uwagę przykuła ściana ze szkła, a raczej widok za oknem. W pierwszej kolejności widać było duży taras, cały w drewnie. Na którym stał duży grill, stół, i huśtawka ogrodowa. Dalej widać było basen i piękny ogród, z mnóstwem kwiatów i krzewów.

- Carlise, to twój dom? – zapytałam wciąż oszołomiona.

- Tak Bello, jest piękny prawda? – powiedział cicho, podążając za mną wzrokiem.

- Jest idealny – szepcze.

- Jak będziesz chciała pokaże Ci ogród i piętro – przenoszę swój wzrok na niego, szeroko się uśmiechając.

- Chętnie – odpowiadam.

- Tato, to może później.

- Przepraszam Carlise. Nie chcieliśmy Cię niepokoić tą nagłą wizytą, ale Edward się uparł, że potrzebuje lekarza, a ty jesteś jedynym jakiego znamy .

- Bo potrzebujesz – warknął Edward.

- Dobrze Bello, usiądźmy i powiedźcie mi co Ci się dzieje? – zapytał.

- Od kilku dni męczą mnie wymioty. Są bardzo nieregularne, przychodzą bardzo nagłe mdłości, wymioty i zaraz po nich jest wszystko w porządku i najczęściej doskwiera mi głód. Tak w ogóle to dopiero teraz to do mnie dotarło, że mam zwiększony apetyt ostatnio.

- Bo masz więcej wysiłku fizycznego – szepnął mi Edward na ucho, na tyle głośno, że siedzący obok Carlise prawdopodobnie to słyszał. Poczułam rumieńce na policzkach i zgromiłam Edwarda wzrokiem. Carlise popatrzył na Nas przeciągle.

- Zabezpieczcie się ? – zapytał po chwili ciszy.

- Tak tato, nie jesteśmy głupi – odezwał się Edward, wywracając oczami.

- Z miesiączką wszystko w porządku Bello? – Zastanowiłam się nad pytaniem Carlisa, zdając sobie sprawę, że przez to szczęście zupełnie zapomniałam o miesiączce i z pewnością nie jest z nią w porządku, bo jej nie ma. Popatrzyłam zszokowana na Carlisa. Nie, to nie możliwe, ale jak?

- Bello? – Edward potrząsnął mną lekko, zwracając moją uwagę na niego. Przyjrzał się dokładnie mojej twarzy. Po chwili i na jego twarzy widziałam szok. Zrozumiał.

- Ale jak to możliwe? – zapytałam cicho, potarł grzbiet nosa, myśląc. Nagle zesztywniał. – Edwardzie?

- Klub – szepnął, patrząc na mnie przestraszony. Klub? Jaki klub? I nagle zrozumiałam! Wieczór panieński Alice, to wtedy pierwszy raz uprawialiśmy seks z Edwardem, po jego powrocie.

- Dam Wam numer do mojej koleżanki, bardzo dobrej ginekolog. Umów się do niej Jak najszybciej Bello i powołaj się na mnie. – powiedział Carlise, wyszedł do gabinetu i chwilę później wrócił z wizytówką. Podał mi ją.

- I jeśli mogę Was o to prosić, byłbym wdzięczny, gdybyście mnie poinformowali czy nasza teoria jest prawdziwa – jego wzrok powędrował ku Edwardowi. Miedzianowłosy popatrzył na ojca, a ja jego twarzy dostrzegłam, że mocno nad czymś myśli.

- A co powiesz na to żebyśmy przyjechali do Ciebie, gdy wszystko będzie wiadome? W końcu chyba będziesz dziadkiem – uśmiechnął się lekko do Carlisa, który patrzył na niego zszokowany. Edward poszedł do niego, objął ojca, klepiąc go po plecach. W moich oczach powstały zły. To był naprawdę uroczy widok. A najbardziej cieszył mnie fakt, że Edward wybaczył i pogodził się ojcem. Wiedziałam, że wiele go to kosztuje i przed Nimi długa droga, zanim ponownie Edward zaufa ojcu. Wierzyłam jednak, że im się uda.

- Skarbie? – powiedział podchodząc do mnie – Nawet nie wyobrażasz sobie jaki jestem szczęśliwy. – powiedział z uśmiechem od ucha do ucha.

- Naprawdę? – szepnęłam cicho.

- Oczywiście głuptasie. Kocham Cię całym sobą i jesteś jedyną kobietą, z którą chce mieć dzieci, ożenić się i spędzić resztę życia. – Moje usta odnalazły jego i żarliwie pocałowałam swojego ukochanego.

Ja też go kochałam, całą sobą. Wreszcie po tylu latach samotności i cierpienia byłam szczęśliwa. Miałam szansę, na wspaniałe życie, z mężczyzną, którego kochałam i pragnęłam. A po rozbitym sercu zostało tylko bolesne wspomnienie.

- Ja też Cie tak bardzo kocham – szepnęłam, wtulając się w niego.

- Skarbie, wiem, że to wszystko tak nagle, ale już od jakiegoś czasu się z tym zbierałem. Chciałem, żeby to było coś wyjątkowego i romantycznego, ale to chyba będzie odpowiedni moment. – Nagle wydawał się zdenerwowany i niepewny.

- O co chodzi, kochanie? – Popatrzyłam mu w oczy. Nagle Edward klęknął, a z kieszeni spodni wyjął nieduże, granatowe pudełeczko. Nagle zaschło mi w ustach. Czy on zamierza zrobić to co myślę?!

- Izabello Swan kocham Cię nad życie, zawsze kochałem, nawet wtedy gdy wydawało mi się, że już nic do Ciebie nie czuje. Zawsze będę Cię kochał, troszczył się o Ciebie. Obiecuję, że będziesz przy mnie bezpieczna i szczęśliwa, zrobię wszystko by tak było. Wyjdziesz za mnie?

Będąc z Edwardem kilka lat temu nie raz wyobrażałam sobie ten moment. Wiele wtedy rozmawialiśmy na temat naszej przyszłości i pragnęłam tego już wtedy. Pragnęłam stworzyć z nim rodzinę, dom i mieć dzieci. Pragnęłam nigdy się z nim nie rozstawać. Marzyłam by pragnął mnie i tego wszystkiego co ja, tak samo mocno.

Jeszcze kilka miesięcy temu, nawet nie pomyślałabym, że Edward pojawi się z powrotem w moim życiu, a już na pewno nie wyobrażałam sobie, że będzie klęczał przede mną i mi się oświadczał. Jakiego to uczucie? To…ciężko opisać. Patrzę właśnie na mężczyznę mojego życia, który wygląda na coraz bardziej zdenerwowanego i wiem jaka jest moja odpowiedzieć. Zawsze była taka sama, a to dlatego, że nie wyobrażam sobie życia bez niego. Miałam już okazję poczuć jak to jest i nigdy z własnej woli od niego nie odejdę.

- Tak, Edwardzie, oczywiście, że tak – szepnęłam, by chwilę później być już jego ramionach. Z moich oczu popłynęły łzy radości. Byłam właśnie cholernie szczęśliwa. Carlise chrząknął delikatnie, czym zwrócił na siebie naszą uwagę, a o to mu chyba chodziło. Podszedł do Nas, uśmiechając się szeroko i gratulując. W jego oczach tańczyły wesołe ogniki, prawie identyczne jak w oczach mojego ukochanego.

- Chciałbym Wam jeszcze coś powiedzieć. Ten dom kupiłem kilka lat temu, jak byliście jeszcze parą. Po raz pierwszy jak go zobaczyłem, zakochałem się w Nim i byłem pewny, że wy poczujecie to samo, gdy tylko go zobaczycie. Chyba się nie pomyliłem. – zaśmiał się spoglądając na mnie, a ja skinęłam mu głową. Owszem zakochałam się w Nim i Edward też.

- Tak szczerze to kupiłem go wtedy z myślą o Was. Widziałem, że jesteście ze sobą na poważnie i wydawało mi się, że jest kwestią czasu, aż się pobierzecie i będziecie potrzebować czegoś większego niż mieszkanie Edwarda. Dlatego chciałem Wam go dać, możecie to uznać za prezent ślubny ode mnie. A i nie przejmujcie się Esme, nic o nim nie wie….

&

„Esme”

Dzwonek do drzwi otrzeźwił mnie. Wstałam, zastanawiając się któż to może być. Mój mąż kontaktował się ze mną tylko i wyłącznie za pomocą prawnika. Edward nie kontaktował się wcale. To pewnie któraś z sąsiadek przyszła wbijać mi nóż w plecy i szyderczo spoglądać na to, że zostałam z niczym. Zdziwiłam się, gdy na progu zobaczyłam listonosza, tym bardziej, że nie miał dla mnie żadnego rachunku, a list. Podpisałam pokwitowanie i weszłam powrotem do domu, rozrywając kopertę. Wyciągnęłam odręcznie napisany list i zaczęłam czytać.

Droga Esme,

Pozwoliłam sobie napisać do Ciebie ten list, choć musisz wiedzieć, że Edward nic o tym nie wiem. Nie byłby zachwycony, gdyby wiedział, że do Ciebie piszę. Nie łudź się, że zmienił w stosunku do Ciebie zdanie, bo tego nie zrobił. Za punkt honoru postanowił sobie zapomnieć o Twoim istnieniu. Uważam jednak, że popełnia błąd. To, co Nam zrobiłaś jest niewybaczalne. Nie potrafię zrozumieć motywów Twojego postępowania. Wiem, że nigdy mnie nie lubiłaś i nie uważałaś za odpowiednią dla Edwarda, widzisz gdzie Cię to zaprowadziło. Być może nie jestem idealna i nigdy nie będę, ale kocham Twojego syna, a ona kocha mnie, i tylko to się dla mnie liczy. Jesteśmy szczęśliwi Esme i pogódź się z tym, jeśli chodź trochę zależy Ci na synu, a wierze, że tak jest.

Dlatego przesyłam Ci zaproszenie na Nasz ślub, domyślam się, że jest to szok dla Ciebie. Chcę Cie jednak uprzedzić. Przyjdź jeśli będziesz miała ochotę ,jednak nie potrafię Ci zagwarantować reakcji Edwarda, jeśli się pojawisz, ale myślę, że powinnaś w takim dniu być z nim. Jednakże, jeśli spróbujesz w jakikolwiek sposób zakłócić nasz ślub, próbować odwieść Edwarda od poślubienia mnie nie pokazuj się nam na oczy. Jeśli Edward się rozmyśli, a ta decyzja będzie w pełni należeć do niego zrozumiem. Jednakże, jeśli dowiem się, że maczałaś w tym palce, nie zobaczysz syna nigdy więcej na oczy, postaram się aby tak było.

To pora byś się pogodziła z rzeczywistością. Nie jest taka jak planowałaś, ale Twój syn jest szczęśliwy.

Izabella Swan

PS: Zapomniałabym…zostaniesz babcią Esme... Zastanów się więc dobrze nad tym, co zamierzasz, bo nie pozwolę ci więcej skrzywdzić mojej rodziny.

Tak więc Nasza droga z bohaterami dobiegła końca. Nie potrafię wyrazić słowami jaka jestem z jednej strony szczęśliwa, a z drugiej smutna.

Jestem szczęśliwa, że udało mi się skończyć tą historię, trochę to trwało. Byłyśmy ze sobą, że bardzo długi okres. Coś koło trzech lat. Prawdopodobnie gdybym się bardziej spinała trwało by to krócej, a wy nie musiałybyście czekać tak długo na kolejne rozdziały, niestety dziś już nic na to nie poradzę.

Chciałam Wam wszystkim bardzo podziękować. Tym, które były od początku, tym które tu niedawno trafiły. Wszystkim! Bo taka jest prawda, że to dzięki Wam miałam ochotę i motywację, by tworzyć kolejne rozdziały. Gdyby nie Wy wątpię czy udałoby mi się skończyć.

Dziękuje za wszystkie komentarze, ciepłe słowa. Za to, że byłyście zawsze chętne by podzielić się ze mną swoimi odczuciami i przemyśleniami na temat opowiadania. Nie raz siadałam przed laptopem i gdy nie miałam ochoty lub motywacji czytałam Wasze komentarze i wiedziałam, że nie mogę przestać, bo czekacie na to co będzie dalej.

To Wy podnosiłyście moją wiarę w siebie zawsze, gdy myślałam sobie, że to co napisałam jest beznadzieje.

Smutno mi tylko, że to koniec. Bardzo polubiłąm tworzyć historię Belli i Edwarda i polubiłam ten dreszczyk ekscytacji, gdy sprawdzałam po każdym dodaniu rozdziału co chwilę Wasze komentarze. Nawet nie wyobrażacie sobie jaka byłam zdziwiona po ostatnim rozdziale, że jesteście tu jeszcze i mimo tego jak zawaliłam czytacie i piszecie komentarze.

Jeszcze raz bardzo Wam dziękuje. Jestem ogromnie wdzięczna, za czas poświęcony mi i opowieści. Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam.

Życzę Wam wszystkiego dobrego i mam nadzieję, że to nie koniec naszej drogi z bohaterami. Piszcie w komentarzach, czy macie ochotę czytać jakąś kolejną moją opowieść.

Mam już pewne pomysły, potrzebuje jednak czasu by coś nadpisać, żebyście nie musiały czekać później tak długo na nowe rozdziały. Piszcie czy macie ochotę.

Dziękuje i pozdrawiam,

Wasza S.i.s


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
8 epilog
14 epilog
Epilog (nie)kontrolowany
epilog, EPILOG
Rozdział7 Epilog Dziewiętnaście Lat Później
Red HillsP Epilog
A destined year (49 60 Epilog)
Pamiętniki wampirów Pamiętnik Stefano Uciekinier Epilog
Druga twarz Epilog
epilog, Zmierzch oczami Edwarda
Klaśnij w dłonie! Epilog
Inwokacja – analiza i interpretacja, rola Epilogu
Maybe someday epilog
10 jak sie zachowywac rozdz 4 i epilog
EPILOG (5)
Epilog, Las Vegas
Epilog, Obrona Krzyza Mietne
EPILOG DXZS3F6IUMZI7WUXLAGB355CTA4PBQ7XAHX5XIQ

więcej podobnych podstron