XI
ROK 1991
Szukanie współpracowników
3 I 1991 r.
Modlimy się we czworo (Anna, Grażyna, Grzegorz, Szczepan). Po wyrażeniu przez nas prośby o „wyciągnięcie z tłumu" ludzi wartościowych, żeby się (wreszcie) ujawnili, Pan odpowiada:
— Już to robię. Wy zaś pomagajcie jedni drugim, wciągajcie do współpracy odpowiednich ludzi, których znacie.
Anna:
— Dawno już uważałam, że Polsce potrzebni są „święci" fachowcy.
Grzegorz ma wyjechać za granicę na ponad pół roku i pyta w związku z tym:
— Czy chciałbyś, Panie, zwrócić mi na coś uwagę przed moim wyjazdem?
Pan:
— Czegóż to, synu, spodziewasz się po Mnie?
Grzegorz:
— Nie wiem, co teraz, przed wyjazdem, jest szczególnie pilne? Potrzebuję światła do odczytywania „okazji", które stwarzasz.
Pan:
— Powiedziałeś. Otrzymasz pomoc na dany moment.
W domu będziesz jeszcze tylko kilka dni i Ja nie będę Cię przynaglał. Zrobisz to, co możesz bez zbytniego wysiłku. Dokończ to, co masz w domu (chodzi o uporządkowanie tekstów). Z materiałów, które masz, wybierz te, które sam uważasz za przydatne ci. Nie ilością tekstów nawraca się ludzi. Pomóc im w otwieraniu się mogę tylko Ja — i nigdy tego nie zaniedbuję. (...) Ja jestem gotów dawać każdemu z was jak najwięcej szans wejścia we współpracę ze Mną, ale reszta zależy od waszego „fiat".
Anna:
— Pan mówi „fiat", a nie „chcę", bo „fiat" oznacza, że Maryja zgadza się na wolę Bożą.
Pan:
— To była najpiękniejsza odpowiedź człowieka. Zauważ, jak pełna gotowości jest odpowiedź Maryi, kiedy mówi: „Oto Ja, służebnica Pańska...".
Anna:
— Jest w niej uznanie swojej pozycji wobec Stwórcy, gotowość pełnienia Jego woli, a nie postawa niewolnicza.
Po chwili Pan mówi:
— Dzieci, a może Ja mógłbym wam teraz coś powiedzieć...
Jesteście wspólnotą, bo Ja chciałem was tu mieć. Mówiłem ostatnio Annie, że TERAZ dla waszego narodu jest czasem ofiary, postu i pokuty. Wiecie, że pokuta jest to odwrócenie się od zła, odmiana sposobu swojego życia. Dlatego proszę was, abyście wszystko, cokolwiek robicie, oddawali w tym duchu Mnie.
Anna:
— Także np. trud pracy, nie tylko cierpienie. Ma to być ofiarowane w intencji Polski, może być w intencji bardziej konkretnej, np. za młodzież.
Pan:
— Ty, Grzegorzu, również możesz w tym uczestniczyć. Każdy z was ma Mi mnóstwo do ofiarowania, tylko na ogół nie myśli o tym. Proponuję więc wam, abyście na początku każdego dnia ofiarowywali Mi w tej intencji wszystko, co was w danym dniu spotka. Mówię tu o „negatywach". A wtedy Ja zbiorę od was plony tego dnia. Godzicie się na tę propozycję?
— Tak.
Pan:
— Tak. Trzeba wyrabiać w sobie odpowiedzialność za dane słowo, za przyrzeczenie. Jeśli znacie ludzi, którzy podzielają moje poglądy, szerzcie je wśród nich — nie wykluczając młodzieży.
Zaczynamy rozmawiać o wojnie, o zagrożeniach...
— Moje dzieci, ciągle niepokoicie się. Brak wam poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji. A Ja wam mówię: „Nie lękajcie się", bo Ja jestem z wami i nie dopuszczę, aby stała się wam krzywda (poważna krzywda). Dlatego proszę, abyście zawierzając Mi spokojnie pracowali, każdy wedle swoich zainteresowań i możliwości (także fizycznych). Nie poddawajcie się nerwowości i napięciu w swoich środowiskach, bo świadectwem waszego zawierzenia Mi jest wasz spokój, pogoda ducha i systematyczne i wytrwałe realizowanie swoich zadań. Ja z wami będę.
Proszę was, bądźcie świadkami moimi. Niech wasza postawa duchowa wyróżnia was wśród ludzi skłonnych do narzekań, pesymizmu i jątrzenia. Mówiłem wam kiedyś, że ziarno musi długo leżeć w ziemi, zanim zakiełkuje. Czyż widzieliście rolnika, który by zaraz po zabronowaniu roli płakał i lamentował, że nic mu nie wyrośnie, że ziarno zginęło, „bo go nie widać"? Jeżeli wy siejecie zdrowe ziarno, a Ja jestem panem pogody, jak mogłyby (z takiej współpracy) nie wyrosnąć nowe i obfite kłosy? Nie bądźcie niecierpliwi, bo dookoła was trudzą się i inni, a nad krajem waszym czuwa wasza Matka i Królowa.
Anna:
— Panie, Ty wiesz, o co nam chodzi. My się nie możemy doczekać pomocy i współpracy.
Pan:
— A czy to przypadkiem nie jest cierpienie...?
— Pan mówi to z uśmiechem, sugerując, że w takiej sytuacji mam co ofiarować — w duchu zadośćuczynienia — tłumaczy Anna.
Wdajemy się w dyskusję, i gdy to po chwili zauważamy, przepraszamy Pana.
— Ja się nie „gniewam", kiedy się przede Mną wykłada swoje plany, bo jak sądzę, życzycie sobie mojej pomocy, skoro to przy Mnie mówicie, czyż nie jest tak?
Anna:
— Widzisz, Panie, że jesteśmy bezradni. Czyli... tylko Ty.
Pan:
— Chciałbym, żebyście w przyszłości zawsze Mi mówili o swoich troskach, przy czym, Szczepanie, możesz się do Mnie zwracać w każdej chwili, nie tylko tutaj. I pragnę, żebyś rzeczywiście liczył na Mnie. Powiedziałem przecież, że chcę cię odciążyć.
Teraz, dzieci, uklęknijcie. Przyjmijcie moje błogosławieństwo. Niech ono spocznie na was, doda wam siły, energii, nadziei. Kocham was, dzieci. Polegajcie na Mnie. Uczcie się tego zawczasu, bo już nadchodzi pora, w której pozostanę wam tylko Ja jako ostatnia Nadzieja, jedyny Obrońca, jedyna „deska ratunku". Wtedy, chciałbym, abyście byli już mocno o Mnie oparci, tak aby stawać się przykładem dla innych i nie ulec ogólnej panice i poczuciu zguby (przeświadczeniu, że zguba jest pewna). A przecież w waszym życiu, Grażyno i Szczepanie, w tym roku wypełniły się moje obietnice. Czyż nie macie podstaw, ażeby Mi zawierzyć w przyszłości...? Staję przed wami jak w waszej rzeźbie i znowu powtarzam: „Sursum corda". (Anna widzi posąg Chrystusa sprzed kościoła Św. Krzyża na Krakowskim Przedmieściu — taki, jaki był po Powstaniu Warszawskim, leżący na gruzach i wskazujący ręką w niebo... Pod posągiem jest napis „Sursum Corda"). Trwajcie ze Mną, dzieci, w jedności i ufności, a Ja Ojcem waszym będę. Niech błogosławieństwo Boga Najwyższego spocznie na was i pozostanie na zawsze +
Zabiegam o waszą przyjaźń i zawierzenie
5 I 1991 r. Anna, Grażyna, Grzegorz
Rozpoczynając spotkanie Anna mówi:
— Zauważyłam, że prowadzisz nas, Panie, nie przez informacje i wskazówki, ale przez pogłębianie zawierzenia Tobie. I widzę w nas owoce tego.
Pan:
— Bo widzicie, dzieci, że zawierzyć naprawdę można dopiero wtedy i temu, kogo się uważa za przyjaciela. Dlatego tak wytrwale zabiegam o waszą przyjaźń. Z drugiej stony, czy moglibyście uważać za przyjaciela tego, komu nie dowierzacie...? Dlatego objawiam wam Siebie, jakim jestem.
— Chrystus Pan chce nam objawić swoją Bosko-ludzką naturę — tłumaczy Anna i zwraca się do Pana:
— Chyba Ci się, Panie, udało. I chcemy Ci powiedzieć, że od Ciebie nie mielibyśmy już do kogo pójść. Nie ma przecież nikogo bardziej wspaniałego, zachwycającego...
Pan:
— A wiecie, dlaczego tak Mnie pojmujecie? Bo Ja was stworzyłem i wy wszystkimi waszymi władzami pragniecie nade wszystko powrotu do Mnie. Dlatego tak bardzo was boli i rani wszystko, co się Mnie sprzeciwia (złość, grubiaństwo, chamstwo ... itd.). Im bliżej Mnie jest ktoś z was, tym silniej odczuwa brak prawidłowości w świecie (w samym sobie, w ludziach, w świecie...) — i tym goręcej pragnie te nieprawidłowości naprawiać. Każdy z was wedle swoich zainteresowań, uzdolnień i możliwości. Czy to wydaje się wam proste...?
— Tak, wydaje się bardzo proste — odpowiadamy.
— Wobec tego chciałbym wam coś zaproponować. Zastosujcie ten program do innych ludzi. Nie musicie mówić im od razu o Mnie. Mówcie o wyborze wolą i sercem tego, co uznajecie za najpotrzebniejsze w waszym życiu społecznym i w czym potraficie dokonać ulepszeń. Nie dla waszej wygody, lecz dla umożliwienia innym głębszego rozwoju — przede wszystkim duchowego — i szerszego zrozumienia wielorakich potrzeb innych ludzi (aby móc je lepiej zaspokajać). To wam proponuję ze względu na tak różne postawy osób, z którymi się spotykacie.
Mówię to tobie, Grzegorzu, bo w Anglii trudno ci będzie spotkać ludzi głęboko wierzących, ale możesz mówić o potrzebach człowieka wynikających z podobieństwa do Mnie. Kilka ci wymienię:
potrzeba ulepszania stosunków międzyludzkich, praw, obyczajów... aż do spraw pozornie tak prozaicznych, jak ulepszanie i usprawnianie sprzętów i narzędzi, których używacie;
potrzeba uszlachetniania, poczynając od gatunków roślin oraz zwierząt, swojego otoczenia (urbanistyka, architektura, parki, ogrody...), aż do kształtowania charakterów ludzkich (m.in. wychowanie), a przede wszystkim was samych;
potrzeba upiększania otoczenia, w którym żyjecie (poprzez sztukę, ale także przez codzienną estetykę, zwyczajne czynności, jak dbałość o dobieranie odpowiedniego ubioru, uczesania ... aż do mody); potrzeba upiększania waszych umysłów (przez dobrą literaturą, poezję, teatr, a także muzykę, koncerty, muzea, wycieczki i podróże), rozwoju wrażliwości odczuwania piękna, rozwoju mądrości (umiłowania prawdy) i piękna charakterów.
Przemyśl sobie, ile jeszcze znajdziesz potrzeb wynikających z podobieństwa do Mnie.
Zastanawiamy się krótko nad dalszymi, wymieniając potrzebę, bycia pożytecznym. Pan wskazuje na błogosławieństwa z „Kazania na górze" (potrzeba bycia miłosiernym, współczującym i wiele innych).
A wasza potrzeba bycia kochanymi czyż nie płynie z głębokiego przekonania, że istnieje Miłość absolutna, która pragnie ogarnąć was (nie „pochłonąć", ale osłonić od niebezpieczeństw, przygarnąć) i nasycić sobą. Daję to wam, zwłaszcza tobie, Grzegorzu, do przemyślenia i rozbudowania. Możesz też opracować sobie ten temat. Także i ty, Grażyno, ale oddzielnie.
— Dziękujemy Ci, Panie.
— Jeżeli byś opracował artykuł na ten temat... — Anna zwraca się do Grzegorza
— ...nie musisz wyliczać w tej samej kolejności... — dodaje z uśmiechem Pan.
Anna:
— ...może wydrukowano by taki tekst np. w londyńskiej Gazecie Niedzielnej...?
Zaczynamy rozmawiać o dostrzeganych zagrożeniach. Pan uspokaja nas:
— Moje dzieci, jeszcze raz pragnę was zapewnić, że na terenie waszego kraju Matka moja nie dopuści do wojny wewnętrznej, rozruchów (na większą skalę) czy przewrotu, czego ty się, Anno, ostatnio obawiasz (chodzi o przewrót, który mógłby nastąpić w ślad za ewentualnym przewrotem w ZSRR) — chyba że nastąpi w was wybuch wzajemnej nienawiści.
Anna:
— Jestem przekonana, że Kościół do tego nie dopuści. A właściwie przecież Kościół to my...
Pan:
— Pytasz Mnie w myśli, Anno, czy taki przewrót będzie w Rosji? W Rosji będzie wiele przewrotów, a nie jeden jednoczesny. Litwa nadal jest zagrożona... Moje dzieci, zbliża się okres zamętu, zamieszek wciąż narastających i narodowych powstań w coraz to innych republikach. (...) Wcześniej nastąpi wojna na Bliskim Wschodzie, której Ja powstrzymywał nie będę, ponieważ tam w imię Allacha wzywa się szatana (ze zrozumienia: nie chodzi o samo wzywanie Allacha, ponieważ Pan traktuje imię Allacha jako imię Boga, jakby drugie swoje imię; tu natomiast chodzi o w złym celu wzywanie imienia Allacha — do zbrodni — będące nadużyciem, podobnie jak nadużyciem, a właściwie świętokradztwem było np. głoszone przez Niemców hasło: „Gott mit uns"). Szatan zaś niezawodnie nienawiść podsyci. Kiedyś mówiono wam, że Afryka stanie w ogniu. Zobaczcie, jak płomień się rozszerza. Wieści ze świata będą coraz gorsze.
Nie dozwólcie, aby w was zapanował strach paraliżujący wolę działania, podważający sens wszelkich działań społecznych. Lecz Ja, a właściwie My: Maryja i Ja, znamy was i wiemy, że mobilizują was właśnie przeciwności, a jednoczy was ku obronie wspólne zagrożenie. Dlatego spodziewam się po was w tym czasie większej mobilizacji duchowej, większego zrozumienia hierarchii wartości i powszechnego poczucia odpowiedzialności za wspólne dobro, największe jakie macie — wolność i niepodległość waszego kraju. Na tym się skupcie, dzieci, a szybko wyłonią się jednostki wybitne, które dadzą się poznać w efektywnym i bezinteresownym działaniu. Na nich w przyszłości się oprzecie. (...)
Niczego nie przewidujcie, działajcie w teraźniejszości, robiąc jak najlepiej to, co możecie. I bądźcie spokojni, Ja nie dozwolę wam przeoczyć czasu przemian, a niebo moje będzie z wami.
W odpowiedzi na myśli Anny, że niczego podobnego nie było w historii Kościoła, Pan mówi coś, co w przybliżeniu może być oddane za pomocą słów: „Nie było tego jeszcze, ale nie było też takiego natężenia zła jak u was (na ziemi) w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Ja w każdym czasie daję mojemu Kościołowi coś nowego. Lecz moje sprawy odbywają się zwyczajnie (bez sensacji)".
Pragnę, abyś ty, Anno, przestała się martwić przyszłością. Dzieci, tulę was do serca, błogosławię, i pamiętajcie, że jestem z wami. Teraz uklęknijcie.
Nakładam na was ręce. Daję wam specjalne moje błogosławieństwo. Czynię was świadkami, czyli apostołami moimi, przyjaciółmi i współpracownikami w naszym wspólnym dziele uświęcenia waszej ojczyzny — mojej przyszłej stolicy (ze zrozumienia: pierwszego kraju w którym rozpocznie się nowy sposób życia społecznego w oparciu o prawa Boże i we współpracy z Panem). Daję wam moją moc i pomoc całego mojego królestwa. Błogosławię was troje, dzieci. Nie lękajcie się, bo moje dary zawsze mnożą się i rozrastają w ludziach, którzy je przyjmą (czyli będą się poszerzały o ludzi zdolnych do współpracy z Panem i ufających Mu).
Błogosławię was mocą Boga w Trójcy Jedynego, Wszechmocnego i Najwyższego +
Pomagajcie sobie wzajemnie
15 I 1991 r. Anna
Przed spotkaniem w domu Grażyny i Grzegorza pytam Pana, czy chce nam dzisiaj powiedzieć coś ważnego. Pan odpowiada:
— Widzisz, Anno, wszystko to, co wam mówię, jest ważne. Dzisiaj pragnę dać wam kilka wskazówek i rad. Chciałbym też, abyście sobie wzajemnie pomagali w tym, w czym możecie. Dlatego dobrze, gdy swoje troski powierzacie Mnie wobec swoich bliskich, tak jak to zrobił Szczepan, a czego Ja oczekiwałem.
Przed kilkoma dniami po zakończeniu modlitwy i błogosławieństwie Szczepan otworzył się przed nami i opowiedział o swoich dużych kłopotach i zmartwieniach. Wówczas okazało się, że każdy z nas może mu dopomóc, a przynajmniej prosić Pana. Tu Pan dodaje:
— Przecież to wy jesteście moimi rękoma.
— Tak, ale nie możemy pomóc na przykład w najważniejszej sprawie — znalezienia dwóch fachowców do współpracy z nim.
— Niekoniecznie, córko, wymagam tego od ciebie, ale ty proś, a znajdą się tacy.
Czy rzeczywiście pragniecie pomagać tym ludziom — nieszczęśliwym i obolałym?
17 I 1991 r. Anna, Grażyna, Bogdan, Wojtek
Anna:
— Panie, mówiłeś, że powiesz Bogdanowi i Wojtkowi, co powinni czynić dla więźniów, których odwiedzają.
Pan:
— Przede wszystkim chciałbym was zapytać, czy rzeczywiście pragniecie pomagać tym ludziom, nieszczęśliwym i obolałym.
Bogdan:
— Chcemy, tylko nie wiemy jak.
Pan:
— Dla Mnie najważniejsze jest, czy traktujecie tych ludzi poważnie, czy jako chwilowy kaprys.
Bogdan:
— Sądzę, że są to chorzy na duchu.
Pan:
— Ty to przypuszczasz, Ja to wiem.
Posłuchajcie Mnie, dzieci. Jeżeli Ja stawiam przed wami jakiś problem, to pragnę, abyście odczuli potrzebę zaradzenia mu, czyli widząc jego rozmiary i wagę (wielkie ilości dusz ludzkich na poły zagubionych) zapragnęli zrobić wszystko, co możecie, celem ratowania ludzi, a jeśli się da — to naprawę całego systemu więziennego. To jest zadanie na całe życie. Powiedziałem wam wielokrotnie, że idę przede wszystkim tam, gdzie jest największy brak. I zawsze zabieram ze sobą swoich przyjaciół, gdyż współpraca nasza polega na tym, że wy angażujecie się całą swoją osobą, działacie fizycznie, a Ja jestem waszą mocą, światłem i Mnie, czyli Miłość, niesiecie w darze tym, którzy jej łakną.
Chciałem ci powiedzieć, Wojciechu, że wszystkie moje dzieła powstawały z mojej miłości do was, którą wy przyjmowaliście w swoje serca i pragnęli, aby ona się udzielała. I nigdy nie było inaczej, tylko poprzez uparty wysiłek jednej lub kilku osób rozpoczynało się dzieło, które w miarę lat rosło i rozszerzało się. Na pociechę powiem ci, że w waszych czasach wszystko ulega przyspieszeniu. Ponieważ potrzeby są tak wielkie, a ludzi pragnących im zaradzić — tak mało, Ja zwiększam moją pomoc i to, co ongiś rozwijało się przez lat kilkadziesiąt lub kilkaset, obecnie potrzebuje zaledwie kilkunastu lub niewiele więcej (Pan wskazuje na dzieło Matki Teresy z Kalkuty). Na początku jest zawsze człowiek, który potrafi pokochać potrzebującego bliźniego i przystępuje do pomocy zawierzając mojej wierności. Początki są zawsze trudne, bo w każdym przypadku rozpoczynacie wraz ze Mną coś nowego, czego jeszcze na świecie nie było. Dlatego, jeżeli nawet w pragnieniach wyobraźni widzicie cały wasz kraj przemieniony i uświęcony, to możecie zaczynać od nikłej pomocy, jakiej potraficie udzielić jednej, kilku lub kilkunastu osobom.
Wojtek:
— Wiem, że trzeba działać, ale czuję się jak mały koliberek — i to bez skrzydełek i bez piórek.
Pan:
— Bardzo dobrze, synu, że tak się czujesz, jak jest naprawdę. Gdybyś uważał, że jesteś dość dobry, aby nawrócić co najmniej jedno istnienie, nie mógłbym z tobą pracować (pycha). Najważniejsza, synu, jest prawda — prawda o sobie, o swoim stanie słabości, zmienności, nieustannej chwiejności emocji i zamiarów — słowem, że beze Mnie nic zrobić nie możesz. Z drugiej jednak strony — staję przy tobie Ja, niezmienny, zawsze kochający, nigdy nie rezygnujący. Ja, który nikim się nie zrażam, a szczególnie umiłowałem biednych na duszy i ciele. Wszystko, czego nie ma w tobie, posiadam Ja, a przecież do tej walki o ratowanie dusz stajemy razem.
Umówmy się, synu, że ty będziesz Mi przedkładał wszystkie twoje problemy (przypominam, że możesz to robić nawet w drodze), a Ja przejmę je na siebie. Bądź ich orędownikiem, skoro sami za siebie prosić nie potrafią. A w tym zajęciu (orędownictwie) proś o współudział moją Matkę. Chcę dać wam kilka rad, jak to obiecałem.
1. Pójdźcie lub pójdź sam, Wojciechu, do jednego z moich ukrytych zgromadzeń (chodzi o zakony zamknięte), przedstaw matce przełożonej swoją sprawę, mówiąc, że jest to moja rada. Zapytaj też, czy możesz liczyć na stałą współpracę, bo praca wasza jest trudna, i są to początki — tym bardziej liczycie na pomoc Pana i Jego Kościoła.
2. Drugą radą będzie to: róbcie, ile możecie dobra i jak możecie, wedle swojej osobowości. Bo jeśli Ja was wybrałem do tej pracy, to widocznie widzę w was takie cechy, jakie są w tej służbie potrzebne — u każdego inne.
3. Im mniej będziecie myśleli, jak wyglądacie, jakimi was widzą i jak was oceniają — tym lepiej. Robicie to przecież dlatego, że wspólnie pragniemy dopomóc potrzebującym.
Zaczynamy sobie przypominać sytuacje, w których działanie Pana było jasno widoczne, i dziękować za nie. Nasuwają się nam też pytania, na które Pan odpowiada. Po pewnym czasie Pan mówi:
— Moje dzieci, już jest późno. Na razie przyjmijcie do serca moje rady, wkrótce, kiedy zbierzecie więcej doświadczeń, porozmawiamy znowu. Ale na twoje pytanie, Wojciechu, odpowiem ci. Jeżeli widzisz potrzebę zorganizowania jakiejś pracy zarobkowej, z której część dochodów poświęcicie na pomoc dla waszych podopiecznych, próbujcie, stale pamiętając o tym, że was kocham, troszczę się o was i pragnę pomagać wam we wszystkim, co zawiera w sobie miłość bliźniego. Jeśli nie jeden, to drugi plan uda się wam zrealizować. Tym bardziej że w przyszłości potrzebna będzie stała pomoc opuszczającym zamknięte mury. (...) Proście Mnie, dzieci, o towarzyszy pracy.
Uklęknijcie, przyjmijcie moje błogosławieństwo. Pragnę dodać wam sił, energii, optymizmu, płynących ze zrozumienia tego, że Ja stoję „jak mur" za każdym, kto pragnie ulżyć bliźniemu swemu. Błogosławię was wszystkich w tych zamierzeniach, umacniam w sobie i przyciskam do serca. Pamiętajcie, że to Mnie niesiecie braciom.
Śmierć to powrót dzieci do stęsknionego Ojca
25 I 1991 r. Anna, Grażyna
— Panie, czy chciałbyś jeszcze coś powiedzieć Grażynie?
— Owszem, chciałbym jej powiedzieć to samo, co tobie: że kocham was, cieszę się każdym dobrem, które od was pochodzi; pomagam wam, gdyż coraz mocniej ugruntowana, coraz silniejsza jest w was zgoda (na moje prowadzenie), coraz więcej zrozumienia i pragnienia pełnienia woli mojej.
Anna:
— Dziękujemy. Ale ile w nas zaniedbań!
— Ja liczę tylko na wzrost dobra w was. Reszta jest ludzką glebą (tj. jedną dla nas wszystkich zwykłą ziemską glebą — materią biologiczną i naturą fizyczną), z której kiełkuje, wyrasta i dojrzewa człowiek — wedle mojego upodobania. Same widzicie, ile czasu potrzebuje jeden kłos pszenicy, aby stał się dojrzałym do żniwa. Czyż nie wspaniały i bogaty mam ogród?
Pamiętajcie, że gdy spotkacie się ze Mną, będzie to spotkanie stęsknionego Ojca, który wybiega przed dom, gdyż nie może się doczekać chwili spotkania z powracającymi do domu dziećmi. A kiedy te dzieci wracają sterane i zmęczone z długiej, ciężkiej podróży, czyż radość Ojca nie jest większa? (Pan powołuje się. tu na przypowieść o synu marnotrawnym — Łk 15,11-32, a sam przyrównuje się do ojca z tej przypowieści).
Ziemia w tej chwili jest polem bitwy. Wy nie znacie pokoju, odpoczynku, harmonii; zauważ, że prawie nie umiecie się już śmiać. I tak mało macie radości. Czy sądzisz, że Mnie to nie martwi? Czyż Bóg nie chciałby swojemu dziecku „nieba przychylić"? (Gdy Pan mówi te słowa, czujemy, że chce nas rozweselić). Ale pamiętajcie, że Ojciec wasz zawsze jest przy was: chroni i osłania przed wszystkim, co nie jest wam niezbędne. Bo widzisz, córko, waszemu pokoleniu przeznaczone jest zdobyć (dla waszego narodu) hart, męstwo, wytrwałość i wierność, zachowując gorącość serca (stałą zdolność do kochania tych wartości, które wybrało się samemu jako godne miłości). A jeszcze chciałbym widzieć w was więcej współczucia, miłosierdzia i wyrozumiałości, bo to już zasiew pod pracę następnych pokoleń Każdy naród rośnie w pokoleniach, tak jak ludzie w latach.
Grażyna pyta:
— A co nam, Panie, będzie potrzebne dla młodzieży?
— To, co przejmą od was i rozbudują w sobie, dodając szacunek dla praw moich i praw każdego człowieka: prawa do wolności wyboru, prawa do szacunku dla godności ludzkiej, prawa do sprawiedliwości i miłosierdzia oraz prawa do czynnego uczestniczenia w życiu społecznym wspólnoty polskiej i obowiązek wnoszenia w jej życie wszystkiego, co w każdym z was jest najlepsze — wiedzy, zdolności, talentów, zdolności osobistej i poczucia odpowiedzialności za wspólne dobro.
To pokolenie i następne żyć będą już w wolnym kraju i nie wolno im igrać z ofiarą poprzednich pokoleń. Muszą podjąć idee, za które tamci walczyli i umierali, i realizować je, uszlachetniając wedle całej swojej wiedzy, uczciwości i umiłowania wspólnego dobra, jakim jest wasza ojczyzna. Muszą więc szanować ją i bardziej myśleć o tym, co stanowi dobro was wszystkich, niż o swoim osobistym.
Ale Ja wam zawsze pomagać będę. Wasz naród już zawarł ze Mną przymierze w ofierze krwi, a teraz pragnę, aby je budował na opoce moich praw — bo tylko one trwają wiecznie.
Teraz, dzieci, uklęknijcie. Przytulam was do serca. Przyjmijcie mój pokój, uciszenie i radość z tego, co do was nadchodzi. Błogosławimy was. +
Zadanie Polski
31 I 1991 r.
Pan zwraca się do Anny:
— Pytasz, co jest istotą waszego zadania. To aby naród wasz wysławiał Mnie przed światem, oddał Mi chwałę jako swemu Stwórcy, Zbawicielowi i Ojcu. Bo jestem Nim. Lecz cała ludzkość zapomniała o tym i odrzuciła miłość moją, pomoc i opiekę. Wy jedni wciąż trwacie przy Mnie i nawet w niezawinionej śmierci nie odrzucaliście Mnie, a właśnie ku Mnie zwracaliście serca. Teraz pragnę wobec całej ludzkości oddać wam sprawiedliwość ukazując przed światem waszą wierność. Przyznam się do was i staniecie się moim „synem pierworodnym" — odrodzicielem wiary i sumienia, dawcą wolności i praw należnych człowiekowi — dla tych, co szukać będą powrotu ku Mnie.
W odpowiedzi na myśl Anny, Pan dodaje:
Nie widzisz, jak moglibyście dokonać tego sami... Lecz królestwo moje już nadchodzi z wielką mocą i miłością braterską, pod wodzą Maryi. Któż im się oprze?
Wskazania dla kapłana na rekolekcje
2 II 1991 r. Święto Ofiarowania Pańskiego. Anna, Grażyna, o. Jan
— Kiedy mówię „już czas", to znaczy, że rozpoczynam mój sąd nad narodami. Ale modlitwy wasze nie są bezpłodne, gdyż mogą wpłynąć na stan duszy umierających, a wielu ludzi uratować od śmierci. Modlitwą osłaniacie ich przed sprawiedliwością moją, gdyż modlitwa bezinteresowna jest aktem miłosierdzia i odwołuje się do mego miłosierdzia.
Ojciec Jan pyta o rekolekcje: jak znaleźć wolę Bożą i według niej uporządkować swoje życie.
— Powiedziałem ci na początku, co jest moją wolą: przygotuj się do współpracy. Słowa, które przeczytały ci moje córki, przemyśl sobie — tym bardziej że użyczają ci materiału na czas rekolekcji. To, co mówię o cechach, jakie każdy z was wypracowuje swoim życiem dla uszlachetnienia swojego narodu, obowiązuje wszystkich, a — przede wszystkim — moich kapłanów (ludzi oddających swe życie Mnie). Więc potraktuj poważnie to, co mówię o waszej młodzieży, gdyż nie pragnę, by moi klerycy wyróżniali się negatywnie wśród niej.
Pomyśl, jak dostosować wasze metody wychowawcze do moich wymagań. Pomyśl też, ilu z was (kapłanów i zakonników) — tych, którzy przeżyli II wojnę i okupację rosyjską — osiągnęło cechy, które powinno w sobie wyrobić, zwłaszcza wytrwałość, wierność i pełną miłości żarliwą służbę Mnie, bez wahań, załamań, znudzenia i rutyny pozbawionej miłości. To powinniście szybko nadrobić — wy sami, aby na barki młodego pokolenia nie zwalać ciężarów, które wy sami dźwigać powinniście. Ponadto wy jesteście dla nich wzorem, nie tylko w sensie zawodowym, lecz przede wszystkim jako wzorce postępowania godnego człowieka i chrześcijanina. Czy to mały temat do rekolekcji?
Gdy rozważywszy swoje życie, zauważysz niedociągnięcia lub brak zrównoważonej i jednolitej linii postępowania — przeproś Mnie i przyrzeknij poprawę. Za niedociągnięcia wszystkich innych twoich współbraci także Mnie przepraszaj, a tych, których uważasz za niedbałych kapłanów, stawiaj pod moim Krzyżem prosząc o miłosierdzie i szybki ich powrót ku godniejszemu wypełnianiu powołania.
Masz w tym moją pomoc, synu, bo stale powinniście się wstawiać — jedni za drugimi.
Uklęknijcie, przyjmijcie moje błogosławieństwo, dzieci. I wszystko, co teraz przechodzicie, ofiarujcie za waszą ojczyznę i w intencji tych ludzi, których wam dam do współpracy. Błogosławię was. +
Nie ma człowieka, któremu bym nie zapragnął ofiarować przyjaźni swojej
8 II 1991 r. Anna, Bogna
Pan odpowiada na problemy Bogny:
— Czy możesz przypuścić, żebym Ja zlekceważył, odrzucił lub zapomniał tego, kto swoje życie powierzył mojej opiece? Wiesz przecież, że każdego z was powołuję do istnienia z miłości, dlatego z góry obdarzam go tym wszystkim, co będzie mu niezbędne w takiej służbie, do której Ja zapragnąłem go przeznaczyć — w takiej, w której przyniesie Mi najwięcej pożytku, a sobie najwięcej radości (wynikającej ze świadomości, że jest się użytecznym).
Każdego z was przeznaczam do walki o zbliżenie ku ziemi królestwa Bożego. Każdego z was widzę swoim żołnierzem, sprawnym, radosnym i wytrwałym. Chociaż większość z was odmawia Mi swojej współpracy, Ja jednak nigdy się nie zrażam, i dlatego nie ma człowieka, któremu bym nie zapragnął ofiarować przyjaźni swojej.
Czy to wszystko, co ci powiedziałem, moje dziecko, jest dla ciebie zrozumiałe? Anna ci przed chwilą mówiła, że dla Polski TERAZ jest czasem ofiary, postu i pokuty. Dlatego wszystko, co cię spotyka, ofiarowuj za nawrócenie swego narodu, zwłaszcza zaś wszystko to, co uważasz za „złe", tj. przykrości, trudy, zmęczenie, niepowodzenia.
Bogna:
— W jaki sposób powinnam pościć?
Pan:
— Post jest bardzo różny. Dla wielu ludzi ograniczenie się do chleba i wody nie jest konieczne, bo i tak mają mało składników odżywczych. Post to odmówienie sobie przyjemności; może to być taniec, film, oglądanie telewizji, czytanie sensacyjnej książki. Jeżeli zaś związany będzie z obdarzeniem jakąś przyjemnością innej osoby, sprawicie Mi tym, dzieci, specjalną radość. Ten rodzaj postu jest jak przysposobienie rekruta do służby dzielnego żołnierza. A przecież cały wasz naród ma walczyć o wprowadzenie w wasze życie społeczne moich praw...
„Koło ratunkowe"
13 II 1991 r. Anna, o. Jan
Po wizycie ojca Jana u osoby utrzymującej, że ma dar przekazywania słów Pana, Pan odpowiada na jego wątpliwości:
— Chciałbym, żebyś poprosił ją o jedno opracowanie, proste i jasne, bo tak mówię Ja. Pamiętaj, że cechą naszych słów jest zawsze prostota. Najlepszym dowodem jest to, jak często Matka moja wybiera dzieci jako swych rozmówców. Moje wezwania to nie są traktaty. (...)
Nie są to jedyne słowa. W wielu krajach ostrzegam i mówię: przygotujcie się, zawierzcie Mi, przebaczcie sobie winy, pokochajcie się, okazujcie sobie miłosierdzie, a wtedy zyskacie u Mnie pomoc i opiekę.
Lecz nigdzie, zwłaszcza u głów mojego Kościoła, nie znajduję jeszcze zrozumienia. Za to coraz jaśniejsze staje się dla was, moi przyjaciele, że lęk o życie, groza i przerażenie są ostatecznym lekarstwem, jakie miłość moja może wam zaofiarować. Jest to ostatnie moje koło ratunkowe.
Teraz, dzieci, uklęknijcie i przyjmijcie błogosławieństwo, ponieważ ty, Janie, musisz się spieszyć. Nakładam na was ręce i — żebyś nie czuł się, synu, „pokrzywdzony" — potwierdzam, że ty też będziesz świadkiem moim. Pragnę, żebyście odczuli moją miłość do was. Kocham was, dzieci, i błogosławię — Ja, Pan w całym majestacie. +
Pan umacnia obrońców życia dzieci nie narodzonych
14 II 1991 r. Anna, o. Krzysztof, o. Paulin, Zbyszek
Pytamy, czy Pan chce z nami rozmawiać. Pan odpowiada:
— Jakżeż bym nie chciał, moje dzieci, mówić z wami, ale proszę was, powiedzcie Mi, co najbardziej każdego z was trapi.
Ojciec Krzysztof mówi o trosce i walce o ochronę, życia dzieci poczętych. Tyle jest na niego ataków — nawet jego konfratrzy zarzucają mu manię prześladowczą na tle seksualnym — może więc powinien porzucić ten temat? Może Pan też tego nie chce?
— Synu, czy rzeczywiście uważasz, że przykazanie moje (NIE ZABIJAJ) traci swoje znaczenie? Nie! Nie tak, synu. Im więcej prowokuje was ku zbrodniom wasz nieprzyjaciel, tym bardziej powinniście przeciwstawiać się jego naporowi. W moich oczach w tych czasach, które nadchodzą i w których śmierć poniosą miliony ludzi, każde pojedyncze wywalczone życie (zwłaszcza tak niewinne i bezbronne) jest większym zwycięstwem, niż w czasach pokoju i pojednania, które potem nastąpią. Lecz nastąpią one wtedy i dlatego, że każdy z was zrobi teraz wszystko, co może dla przybliżenia mojego panowania (tj. okresu, w którym będą przez ludzkość szanowane prawa Boże).
Krzysztofie, jesteś przecież synem Maryi (jako zakonnik). Jesteś moim bratem w kapłaństwie. To i tylko to powinno cię obowiązywać, bo śluby składałeś Bogu. Niech cię nie uraża i nie wpływa na twoje postępowanie żadna złośliwa opinia ludzka, gdyż postępujesz za Mną, Ja byłem przez całe życie szkalowany, wyszydzany i oszczerstwa na Mnie rzucali przede wszystkim słudzy świątyni. Naśladowanie Mnie nie jest lekkie, ale dopiero taka droga (pełna kamieni i cierni) świadczy o tym, kogo naśladujesz.
Naprawdę ważą się teraz losy waszego narodu. Nie macie bezpieczeństwa, silnej armii ani broni. Za to macie Matkę niezwyciężoną, ale Ona musi mieć przy sobie dzieci — jednomyślne z Sobą (ze zrozumienia: mając wolną wolę, możemy współdziałać z Bogiem w realizacji Jego planów, ale także jesteśmy w stanie im się przeciwstawiać, a przy masowej odmowie współdziałania z Bogiem — nawet zniweczyć; tak więc wybór każdego z nas ma ogromne znaczenie). Dlatego proszę was: nie załamujcie się i starajcie się każdego dnia uczynić tyle dobra, ile możecie, składając je na ręce Maryi.
Uklęknijcie do błogosławieństwa...
Potrzebni Mi są współbracia - samarytanie
23 II 1991 r., Anna, Grażyna
Mówi Pan:
— Sytuacja światowa będzie się stale pogarszać. Nie wierzcie w obietnice pokoju, a zarazem nie lękajcie się tych wydarzeń, które nastąpią na terenie ZSRR, bo opieka Matki mojej wciąż potężnieje. Na terenach Rosji, tam gdzie panowało chrześcijaństwo, będę teraz poszukiwał wyznawców wśród młodzieży. Od nich pragnę rozpocząć budowę mojego odnowionego Kościoła — jednego dla wszystkich, otwartego i miłującego.
Przekaż znajomemu księdzu, że waszym zadaniem jest akcentować i podkreślać (w seminariach) wymiar społeczny chrześcijaństwa, gdyż prawosławie nie znało go i nie rozumiało. Jeżeli zamierzacie wprowadzać tam (głównie na Białorusi) małe grupy zakonne, zwracajcie uwagę na charyzmaty własne zakonów. Potrzebni Mi są współbracia — samarytanie, bo cała Rosja jest w tej chwili okaleczona, poraniona, chora i wymaga troskliwej opieki. We wszystkich działaniach starajcie się współpracować z tymi, którzy już przebywają na terenach dawniej waszych i dalej (Kazachstan, Syberia). Weźcie sobie do serca tę współpracę.
Przekaż, córko, zaprzyjaźnionym zakonnikom, żeby przemyśleli i ewentualnie przekazali innym zakonom propozycję zapraszania i włączania dzieci polskich z tych terenów w obozy letnie. Harcerstwo niech pomyśli o włączeniu starszej młodzieży w obozy wędrowne. Niech zakony posiadające własne seminaria spróbują organizować pobyty letnie, połączone ze zwiedzaniem kraju, w oparciu o grupy kleryków, które by się tego podjęły. To samo powiedzcie ode Mnie siostrze Ewelinie, abyście w czasie rekolekcji zakonnych dla nowicjuszek nie zapominali o włączaniu w nie kilku dziewcząt świeckich z tamtych terenów.
To jest najważniejsza sprawa, jaką chciałem wam dzisiaj powierzyć. Wydaje Mi się, że sama znajdziesz wiele środowisk, w których będziesz mogła wolę moją przekazać. (...) Spróbuj zaproponować zaproszenie seminarzystów z seminarium w Grodnie na grupowe przyjazdy do Polski, dla których można by wykorzystać puste w czasie wakacji seminaria zakonne i diecezjalne. Tu też powinni ochotniczo włączyć się do pomocy klerycy, zwłaszcza starszych roczników. Całą resztę pozostawiam inwencji waszych rozmówców. Dotyczy to również wspólnot ekumenicznych, np z Łotwy.
Jak widzisz, moja kochana mała córeczko, wykorzystuję cię wedle swojej obietnicy. Czy bardzo czujesz się tym obciążona?
Anna:
— Nie.
Pan:
— Czy macie jeszcze jakieś pytania?
Grażyna:
— Może prosiłabym o słowo dla Grzegorza.
Pan:
— Młodzież polonijna powinna poznawać swój kraj. Mówcie o tym, a zwłaszcza zachęcajcie do przyjazdu do Częstochowy w sierpniu na międzynarodowe spotkanie Papieża z młodzieżą. Wskazujcie zawody, w których będą potrzebni uczciwi i rzetelni fachowcy. Dotyczy to zwłaszcza nauczycielstwa, ale również ludzie wszelkich innych zawodów wymagających wyższego wykształcenia (w znaczeniu: np. ekonomiści, inżynierowie różnych specjalności, prawnicy, lekarze, zwłaszcza specjaliści w zakresie nowych metod leczenia) potrzebni są Polsce, aby uczyć swoją umiejętnością i ludzką postawą przyszłe kadry naukowców. Chciałbym, aby wiedzieli o tym wcześniej, niż wygna ich z Anglii lęk i bieda. Polsce potrzebne są wzorce osobowościowe — uczciwi, dobrzy fachowcy wszelkich zawodów.
Proszę, przepiszcie część ogólną (dzisiejszego spotkania) możliwie szybko, wobec czego dodaję też sił twemu synowi, Grażyno.
Błogosławię was, obdarzam was miłością. Pragnę, aby rosło i pogłębiało się w was umiłowanie moich planów, gdyż jest to jedyny ratunek dla ludzkości.
Duch Święty, Duch prawdy, mocy i łaski stanie pośród was
7 III 1991 r.
Mówi Maryja:
— Powierzam ci, Anno, tajemnicę, której nikt do przyjazdu Jana znać nie może:
Otóż Jezus, Pan mój i Syn mój, wybrał już czas wylania Ducha Świętego na wasz naród. Nastąpi to w czasie Mszy św. odprawionej przez Papieża Jana Pawła II tu, w waszej stolicy — aby uświęcić ją i przemienić was w rzeczywistych świadków Pana. Duch Święty, Duch prawdy, mocy i łaski stanie pośród was. Ale nie tylko w Warszawie — wszędzie, gdzie w tym czasie ludzie będą towarzyszyć modlitwie i prosić Boga o odrodzenie narodu, patrząc na obraz w telewizji lub słuchając radia.
Kiedy powiesz to Janowi, módlcie się i dziękujcie, a My powiemy wam więcej. Ty dziękuj już teraz, moja córko. Chciałabym, abyś była wśród ludzi na Agrykoli.
Byliśmy — ojciec Jan, Bogdan i ja — i uczestniczyliśmy w Ofierze Mszy świętej sprawowanej przez Papieża Jana Pawia II (dopisek późniejszy).
Twoim obowiązkiem jest dawanie świadectwa prawdzie
18 III 1991 r. Anna, o. Jan
Ojciec Jan przeczytał słowa Maryi zapisane 7 marca i nie miał do nich zastrzeżeń, nie znalazłszy w nich nic fałszywego ani szkodliwego. Zwracamy się do naszej Matki. Maryja mówi:
— Chciałabym, moje dzieci, aby to, co już macie (na temat misji), trafiło do rąk Kościoła przede wszystkim tutaj, w Polsce. Uważam, że propozycja Jana jest bardzo dobra. Niech on da swoją opinię na temat zbioru, który zatytułowaliście „Misja Samarytanina". Z Grażyną porozmawiamy później. W ten sposób wszyscy się włączycie. Grzegorz jest Mi tu potrzebny, wobec czego, a także na skutek waszych próśb, spowoduję jego przyjazd (na święta wielkanocne).
Na zapytanie ojca Jana w sprawie opracowanej przez niego krytyki teologicznej dwóch tekstów Maryja odpowiada:
— Podoba się Mnie i podoba się Ignacemu, ponieważ ty przejąłeś się czystością jego nauki i dobrego imienia zakonu. (...) Niczego się nie bój, nie denerwuj się, bo twoim obowiązkiem jest dawanie świadectwa prawdzie, i czyniąc to postępujesz słusznie. Trudno, nie ma epoki ani miejsca, w którym jest zbyteczne dawanie świadectwa, chociaż ono nie jest już tak straszne w skutkach, jak w pierwszych trzech wiekach, kiedy wymagało męczeństwa. A jednak tysiące ludzi — kobiet, dziewcząt, dzieci i starców — dawało wtedy świadectwo prawdzie, a nie tylko żołnierze Jezusowi (czyli jezuici — Maryja mówi to z uśmiechem).
Maryja nawiązuje do swoich słów z 7 marca:
— Dzieci, wróćmy do sprawy istotnej. Powiedziałam wam, co się wydarzy. W czasie poprzedniej wizyty papieskiej przymierze zostało potencjalnie zawarte. Taka była wola Boga. Teraz Bóg pragnie waszej odpowiedzi.
Jest jeszcze czas, ale pragnę, aby syn mój, Papież wasz, był uprzedzony z góry. O tym pomyślimy, synu, w piątek, bo spodziewam się tu ciebie. Teraz, dzieci, oboje jesteście bardzo zmęczeni. Dlatego skracam naszą rozmowę. Oczekuję cię, Janie, w piątek i, o ile to będzie możliwe, oczekuję także Grażyny, gdyż pragnę przekazać wam więcej na ten temat, co zrobić, gdzie pójść.
Tajemnica nasza nie po to jest dana, aby nikt więcej o niej nie wiedział. Przeciwnie, będą potrzebne modlitwy (nowenna do Ducha Świętego), potrzebne będzie przygotowanie ogólnonarodowe i do tego potrzebne są twoje, Janie, wskazówki dla Grażyny i Anny.
Jesteście tak zmęczeni, że nawet nie potraficie się cieszyć tym, co wam powiedziałam. A przecież jeszcze nie było na świecie takiego wydarzenia. Jeszcze żaden naród jako całość nie zaznał mocy działania Ducha Świętego; a znacie je jedynie z relacji apostolskiej (tych dwunastu ludzi). Dziękujcie więc, cieszcie się, dzieci.
Kończąc rozmowę Maryja mówi:
— Dzieci, moje kochane zmęczone dzieci, tulę was do serca, obejmuję miłością Pana i dodaję wam sił na najbliższe dni.
To już czas, aby ożywić wszystko, co leżało i czekało
21 III 1991 r. Anna
Anna:
— Panie, czy jestem Ci potrzebna? Odczuwam ogromny niepokój, a nie wiem, czy to nerwica, choroba, czy zmiana pogody? Czy też (może) Ty chcesz powiedzieć coś na temat jutrzejszego dnia lub przekazać wskazówki? A może to nieprzyjaciel powoduje? Nie wiem. Odpowiedz mi.
— Moje biedne dziecko, na pewno ci odpowiem. Nieprzyjaciel wywołuje niepokój po to tylko, by nie dopuścić do naszej rozmowy. Mówiłaś Mi (w duchu), że pragniesz, abym cię wołał głośno, tak jak wołałem Samuela. Ja jednak tak nie postępuję z tobą właśnie dlatego, że chorujesz i jesteś bardzo wyczerpana. Nie pragnę cię więc przymuszać. Ale gdy sama zwracasz się do Mnie, odpowiadam ci. Owszem, pragnę dać ci kilka rad, bo jutro możesz być bardzo zmęczona i na wszystko nie będziesz miała sił ani czasu. (...) Wiedzcie, że to już czas, aby ożywić wszystko, co leżało i czekało. Dlatego wybór: „Pan mówi nam", moje „Słowa", ostrzeżenia (jak podawałem) i tekst: „Czytamy Księgę Izajasza z Panem", przeznaczony zwłaszcza dla kręgów biblijnych, powinny już iść do ludzi umiejących własnymi słowami przekazać je innym, ale nie rozdawać masowo.
Pan udziela jeszcze kilku wskazówek i kończy rozmowę słowami:
— Trochę wyjaśniłem ci, prawda?
Błogosławię ci, córko. Cieszę się, że nie prosisz Mnie o zabranie ci twojego krzyża. +
W moich sprawach ma się zawsze kłopoty, bo świat jest nadal przeciw Mnie
22 III 1991 r. Anna, Grażyna, o. Jan
Czytamy słowa Maryi powierzone Annie 7 marca (zapowiadające wylanie Ducha Świętego na nasz naród). Potem zwracamy się do Pana:
Anna:
— Słuchamy Cię, Panie!
Pan:
— To, co teraz chcę wam przekazać, powinno być również znane mojemu synowi Janowi Pawłowi II. Chciałbym, aby w czasie Mszy św. odprawianej przez niego w Warszawie odśpiewany był hymn „Veni Creator".
Pamiętajcie, że w czasie tej Mszy przybędzie do was całe niebo jako asysta Królowej waszej i Orędowniczki. Dlatego przygotujcie się tak, aby jak najwięcej z was było gotowych do przyjęcia Ciała i Krwi mojego Syna. Przygotujcie się przez dobrą spowiedź, a by to się stać mogło, zacznijcie już mówić o takim przygotowaniu wśród ludzi wierzących Mi, żebyście wszyscy wspólnie obejmowali swoją miłością i troską tych waszych rodaków, którzy są daleko ode Mnie. Módlcie się za nich codziennie.
Po dłuższej rozmowie (na temat Niedzieli Miłosierdzia) Pan pyta nas:
— A teraz, moi kochani, zmęczeni przyjaciele, jeśli chcecie Mnie o coś zapytać, oczekuję.
O. Jan:
— Co miałbym powiedzieć przełożonemu w sprawie wyjazdu?
Pan:
— Powiedz mu, że Ja uzależniam wysłanie ciebie w mojej misji od jego zezwolenia — wedle reguły zakonu. Jeśli zgody nie otrzymasz, jesteś z misji zwolniony.
— Już widzę, jakie będą skutki moich działań — o. Jan do nas, nieco sarkastycznie.
Pan:
— Mój synu, w moich sprawach ma się zawsze kłopoty, bo świat jest nadal przeciw Mnie. I proszę cię, nie szukaj najłatwiejszego wyjścia. Jeśli to zawiedzie, wtedy zezwalam ci na starą drogę.
O. Jan:
— Czy ojciec Ludwik mógłby mi doradzić temat referatu?
Pan:
— Dobrze, „oddaję głos" Ludwikowi.
O. Ludwik:
— Pokój z tobą, ojcze Janie. Chętnie ci pomogę wraz z moimi przyjaciółmi tutaj, ale nie chciałbym za ciebie pisać, bo to jest twój wkład.
O. Jan:
— Co pisać?
Ojciec Ludwik odpowiada:
— Oprzyj się na naszych tekstach i weź pod uwagę mój wstęp do nich i mój list. Posłuż się wszystkim, co ci się w tym referacie przyda, zajrzyj więc do tekstów o reedukacji i do uwag.
Ja chętnie w trakcie pracy ojcu pomogę. Proszę się tylko zwrócić do nas. Uważam, że najwyższy czas, aby te materiały zostały wykorzystane, i być może będzie to pierwszy krok uczyniony w naszej sprawie. Dlatego nie należy wykorzystywać dosłownych cytatów, aby nie podawać źródeł. Natomiast może się ojciec posłużyć innymi źródłami z historii Kościoła w Polsce, np. tradycją Pawła Włodkowica, itp.
Daję ci, bracie, moje błogosławieństwo w imieniu Pana naszego, Jezusa Chrystusa. +
Wezmę tę troskę na siebie
28 III 1991 r. Wielki Czwartek. Anna, Hanna, Andrzej, Jacek
Mówi Pan:
— Obdarzyłem was dzisiaj radością z tego dnia (Wielkiego Czwartku). Dzieci, rozmawiajmy ze sobą swobodnie. Przecież Ja chcę się czuć bliski wam. Nie staję przed wami jako wasz Bóg, ale jako wasz przyjaciel, który was kocha i troszczy się o was, który cieszy się z tej wspólnej rozmowy bardziej niż którekolwiek z was. Chciałbym was zapytać, co was w tym okresie najbardziej martwi? Chciałbym, abyście Mi to powierzyli.
Jacek:
— Martwi mnie niechęć mojego syna do złożenia w maju egzaminu dojrzałości.
Pan:
— Dobrze, synu, wezmę tę troskę na siebie. A ty powiedz swemu synowi, że wszystko cokolwiek robi, robi dla Mnie, aby mógł być Mi bardziej użyteczny. To Ja potrzebuję jego wykształcenia, umiejętności i uzdolnień, abym mógł z nim współpracować, bo przecież wszyscy wspólnie pracujemy nad wciąż trwającym dziełem zbawienia świata. Wiem, że on to w pełni zrozumie.
Andrzej:
— Martwi mnie postawa nauczycieli w mojej szkole, ich niewłaściwe podejście do pracy z młodzieżą.
— A tobie, Andrzeju, chciałbym odpowiedzieć, że od kiedy wprowadzasz Mnie w swoje troski, stają się one naszymi wspólnymi. Synu, wspólnie będziemy pracować. A tobie poradziłbym, abyś to robił w drodze do pracy. Oddawaj Mi imiennie te osoby, z którymi masz osobne problemy. Wspólnie uda nam się na pewno o wiele szybciej poprawić to, co nie jest prawidłowe. A Ja tak bardzo pragnę brać żywy udział w waszym życiu.
Synu, powiedz Mi, czy cieszysz się ze swego ostatniego dziecka? Pragnę, żebyś wiedział, jak Ja się cieszę, że moje kochane maleństwo oddałem w dobre ręce. Pewien jestem, że ty potrafisz go wychować dla mojej służby.
Chcemy prosić za Papieża; lękamy się zamachu na niego. Pan mówi:
— Bądźcie zupełnie spokojni. On jest w moich rękach. Wy natomiast przygotowujcie się, aby być zdolnymi do przyjęcia tych darów, które przeznaczyłem wam przez jego nauczanie.
Dzieci, uklęknijcie i przyjmijcie moje błogosławieństwo. +
Przyprowadzajcie Mi pod krzyż całe narody
29 III 1991 r. Wielki Piątek
Zwracamy się do Pana pytając, jak powinniśmy się modlić w tym dniu.
— Wraz ze wszystkimi swoimi rodakami obchodźcie ten moment w czasie określonym przez Kościół. Wiecie, że moja śmierć była śmiercią człowieka, w którym utajony był Bóg. Dlatego trwa w wieczności Bożej i zbawia wciąż na nowo każdego z was.
Mnie nie chodzi o wasze emocje, płacz i żal, lecz o zrozumienie znaczenia mojej śmierci za was i dla was. W wyzwoleniu emocji zawsze kryje się choćby odrobina miłości własnej człowieka. Ja zaś pragnę, abyście w tym czasie oddawali Mi siebie i wszystkich, których kochacie, szanujecie, którym pragniecie pomóc, których pragniecie uratować, o których przyszłe życie niepokoicie się. Możecie też stawiać pod moim krzyżem całe narody lub grupy ludzi i prosić o ich odkupienie. Zróbcie to, a sprawicie Mi największą radość, bo będziecie towarzyszyli moim zamiarom. Za zbawienie ludzkie poszedłem na krzyż. Ból ludzki już się skończył — był straszliwy i wydawało Mi się, że trwa bez końca, ale ciało ludzkie jest słabe i istnieje w czasie — natomiast ofiara była Ofiarą Boga-Człowieka, dlatego jej wartość zbawcza jest nieskończona i trwa w wieczności.
Życzę sobie, abyście skupili się na bezmiernej mocy zbawczej mojej ofiary i używali jej dzisiaj przez cały dzień, ilekroć o Mnie pomyślicie. Zanurzajcie w rozwartym Sercu moim tych, których obdarować pragniecie Miłością. Sami czerpcie moją Krew i chrzcijcie nią tych, których chcecie uratować, których polecam wam stawiać pod moim krzyżem.
Bądźcie moimi przyjaciółmi i sami działajcie. Przyprowadzajcie Mi pod krzyż całe narody, plemiona, zakony i inne grupy ludzkie — wszystkie potrzebujące oczyszczenia w świętej Krwi i przemiany. Cała ludzkość tego potrzebuje, także wasi zmarli oczekujący zbawienia. Działajcie myślą i intencją — one są mową nieba. Nie milczcie smucąc się, a działajcie, gdyż Ja tego spodziewam się po was.
Błogosławię was i przytulam do serca. +
Powiedzcie Mi, co obecnie jest dla was najtrudniejsze
3 IV 1991 r. Anna, Jacek, Grzegorz
Dziękujemy Panu za Jego obecność przy nas, za dar wiary, za Kościół... Rozmawiamy. W pewnej chwili speszyliśmy się swoim gadulstwem (bez zwracania uwagi na Pana), ale Pan uspokaja nas:
— Kiedy Ja się cieszę (waszą swobodą przy Mnie). Masz tu, Anno, przy sobie dwóch ojców rodziny. Zapytaj ich, czy nie cieszą się, kiedy ich synowie są radośni i swobodni.
Chcieliście Mnie o coś zapytać. Chodzi wam o Bogdana (czy powinniście go zaprosić na spotkanie). W Niedzielę Miłosierdzia jestem zawsze ogromnie szczodry, ponieważ sam ten dzień wybrałem, abyście przychodzili wtedy do Mnie i otrzymywali (moje dary). Czy uważacie, że Bogdan więcej od was otrzymał...?
Nie wiedzieliśmy, co odpowiedzieć.
— A Ja chcę wam teraz powiedzieć, iż to, że jednak zwróciliście się do Mnie z zapytaniem, świadczy, że nie czuliście się dobrze w swoim pragnieniu pominięcia go. Poproście go na godzinę szóstą trzydzieści, żebyście się już poczuli swobodnie; Bogdan nie musi się z niczym oswajać. Chciałbym, żebyście od razu włączyli Mnie jako jeszcze jednego gościa.
Anna:
— Właściwie Gospodarza.
Pan:
— Nie, tutaj przychodzę jako zaproszony w tym dniu, jako Król Miłosierdzia.
Kochani, proszę was, bądźcie teraz ze Mną szczerzy. Powiedzcie Mi o tym, co obecnie jest dla was, dla waszego domu najtrudniejsze (najcięższe, najbardziej kłopotliwe). Powiedzcie, co byście chcieli w swym życiu zmienić, a może Ja będę mógł wam w tym pomóc...
Anna:
— Ja bym strasznie chciała, Panie, żeby p. Hanka wyzdrowiała.
Grzegorz:
— Ja proszę za synów, o ich właściwe dorastanie, stosunek do obowiązków...
Pan:
— Dojrzałość ludzka zawsze się wyraża w obowiązkowości, sumienności, rzetelności względem tego, czego się człowiek podejmuje. (...)
Grzegorz:
— Proszę za Grażynę. Jest taka przemęczona, choć i radosna zarazem, że swoją pracą służy dobrej sprawie. Proszę o siły dla niej.
Pan:
— Prosisz Mnie o siły dla niej. A to co innego (ten. nie chodzi o zwolnienie z obowiązków). Nie zawsze będzie tak trudno. Synu, chcę, żebyś wiedział, że wasza użyteczność dla Mnie zależy wyłącznie od waszych dobrych chęci. Ja mogę każdemu z was przydać możliwości działania i poszerzyć zakres zadań, ale robię to wtedy, kiedy wasza służba Mnie — cieszy was.
Zaczynamy rozważać, jak bardzo ludzkość (zwłaszcza Zachód) zabrnęła w zło. Pan tłumaczy nam:
— Dlatego właśnie przeznaczyłem was (cały naród) ku mojej służbie, żebyście mogli pokazać światu ustrój godny człowieka: bez strachu, bez poczucia zagrożenia, bez nędzy i bez wyzysku, bez nieograniczonego bogacenia się jednych kosztem drugich — a przede wszystkim budowany na mojej woli względem człowieka. Czy uważacie, że służąc Mi gorzej na tym wychodzicie, niż gdybyście wszystkie siły poświęcili na służenie sobie?
Próbujemy odpowiedzieć na to pytanie, choć uważamy je za retoryczne. W pewnej chwili dziękujemy Panu m.in. i za to, że „zdjął z nas tę komunę".
Pan:
— A to już przyspieszyłem na prośbę mojej Matki.
Anna:
— To w takim razie ja proszę Cię, Panie, żebyś przyspieszył wyzwolenie Rosji. Ludzie stamtąd są tacy biedni, tacy smutni...
Pan:
— Cieszy Mnie najbardziej to, że coraz więcej ludzi na terenie Związku Radzieckiego zwraca się ku Mnie i prosi Mnie o pomoc. Gdyby nie to (tzn. gdyby liczyli tylko na siebie), już by tam na całym terenie panował mord i przerażenie. Ale ponieważ zwracają się ku Mnie, ku Zbawicielowi, i liczą na moją pomoc, wedle ich wiary i dobrej woli będę ich wspomagał.
Posłuchaj, córko, mówiłaś (o spotkanych ostatnio handlujących w Polsce Rosjanach i Ukraińcach), że tak ci ich żal. Ja odczuwam ten żal i współczucie patrząc na nich od kilkuset lat (chodzi o imperium rosyjskie: Rosjanie zniewalali inne narody, sami też będąc niewolnikami). Lecz teraz otwierają im się oczy na wolność życia w innych narodach, w którą przedtem mało kto z nich wierzył. Ponadto coraz więcej czytają, słuchają radia, oglądają telewizję i filmy zagraniczne.
Kiedy ludzie są tak biedni (fizycznie) jak oni, ich marzenia koncentrują się na polepszeniu warunków życia. Ale ponad wszystkim zaczyna w nich rosnąć pragnienie wolności od lęku, od przemocy państwa nad każdym jego obywatelem. I to pragnienie przeważy. A wtedy będę mógł ich wspomóc — ponieważ Ja uczyniłem człowieka wolnym i wolność wyborów jest prawem człowieka. A ze względu na to, że zaznali tyle krzywd i cierpienia, pochylam się nad nimi jak lekarz i zrobię wszystko, na co tylko pozwolą (Pan zaznacza, że nie wszędzie jednakowo wzywają Jego pomocy), aby uzyskali swoje naturalne prawo. Nie będzie to łatwe i nie wszędzie będzie przebiegać spokojnie. Wystąpią zamieszki, strajki i rozszerzy się chaos i rozpad — gdzieniegdzie krwawo. Ale taka będzie wola człowieka, szczególnie tych, którzy poczują się zagrożeni w swoich przywilejach, karierze i władzy.
Wy się nie bójcie, bo do was nie dojdzie żadne zło (np. przewrót komunistyczny, działania wojenne przeciw nam). Jak wam wielokrotnie powtarzałem, będziecie azylem pokoju i bezpieczeństwa, wyspą pośród innych narodów. Jacku, czekam na ciebie, bo robi się późno.
Jacek:
— Dziękuję Ci, Panie, za łaski, którymi nas obdarzyłeś. Proszę o siły do pracy, do podołania obowiązkom. Proszę o zdrowie dla Hani. Chciałbym bardzo, aby w rodzinie Bogdana zmieniło się na lepsze, żeby nie był taki samotny.
Pan mówi to z uśmiechem:
— Przecież ma ciebie.
Jacek:
— Ale nie codziennie i nie zawsze.
(W rodzinie Bogdana jest tak duża różnica charakterów, spojrzenia na świat, hierarchii wartości, że osiągnięcie prawdziwej harmonii jest trudne).
Pan:
— Sam zobaczysz, jak powoli wszystko będzie się zmieniać. Bo widzisz, Bogdan służąc Mi chętnie i gorliwie, zobowiązuje Mnie do zajęcia się tymi, których kocha, o których się martwi i przez których cierpi. To on „zarabia" na nawrócenie reszty rodziny. Dlatego nie martw się, bo nigdy nie zapominam o tych, którzy Mi służą z serca (szczerze i bezinteresownie).
Co jeszcze, synu?
Jacek:
— Martwi mnie brak obowiązkowości u syna.
Pan:
— Więc prosisz Mnie, abym w jego wychowaniu zwrócił na to specjalną uwagę, czyż nie tak? Obaj jesteśmy jego ojcami. Dlatego nie obawiaj się, abym Ja swoje dziecko opuścił. A wy kochajcie go i delikatnie uczcie swoim przykładem, wciągając go do pomocy.
Mój synu, a o co prosisz dla siebie?
Jacek:
— Już mówiłem, o siły do pracy.
Pan:
— No to Ja ci pomogę. Czy nie zauważyłeś, że cię wciągam do bliskiej współpracy ze Mną?
Jacek:
— Cieszę się, chciałbym więcej czasu móc poświęcić... ale to dopiero gdy przejdę na emeryturę.
Pan:
— Wtedy już będziesz miał inną robotę: będziesz musiał więcej przekazywać ludziom.
Jacek:
— Nie mam daru mówienia.
Pan:
— Synu, jeżeli Ja czegoś wymagam, to daję odpowiednie narzędzie. Pragnę, abyś uczył się rozmowy ze Mną. Chciałbym, abyś Mnie słyszał i pomogę ci w tym. Tak samo tobie, Grzegorzu. Dlatego proszę was, w czasie Mszy świętej wyznaczonej (podczas wizyty Papieża w czerwcu) proście Ducha Świętego o dar słyszenia Mnie. Proście też o wszystko, co potrzebne jest całemu waszemu narodowi, co przyczynić się może do waszego uświęcenia.
Czy oddajecie Mi, dzieci, w opiekę wszystkich swoich bliskich?
Jacek:
— Tak, tak.
Pan:
— Pragnę, abyście stale, już, teraz, wzywali Ducha Świętego, prosząc Go o objęcie całego narodu swoją mocą, mądrością i światłem rozumu. (...)
Teraz, dzieci, uklęknijcie i przyjmijcie moje błogosławieństwo. Tulę was do serca. Proszę, przyjmijcie moją miłość, moją łaskawość dla was, moją przystępność i miłość ojcowską. Niech was ogarnie i nasyci, abyście mogli przenieść moje błogosławieństwo do waszych domów. I tobie, Anno, pozostawiam je w naszym domu.
Kocham was, dzieci. Błogosławię mocą Boga w Trójcy Jedynego. Niech błogosławieństwo moje spocznie i pozostanie z wami. +
Pan uczy modlitwy do Miłosierdzia Bożego
5 IV 1991 r.
Mówi Pan:
— Moja córko! Pragnę przygotować was do dnia wylania Miłosierdzia Bożego (Niedzieli Miłosierdzia). Zależy Mi na tym, abyście wysłuchali Mnie, dlatego — tym razem — chcę, abyście rozpoczęli spotkanie odmówieniem Koronki do mojego Miłosierdzia, zanurzając w nim kolejno: 1. Kościół mój, 2. wasz naród, 3. narody sąsiednie, gdyż wszystkie wymagają nawrócenia, 4. wszystkich moich i waszych wrogów, tych ludzi, którzy żyją w nienawiści i popełniają zbrodnie przeciw miłości bliźniego, wreszcie 5. całą ludzkość Ziemi, specjalnie zaś tych, którzy są zniewoleni, chorzy, cierpią głód i prześladowania, mających wkrótce zginąć oraz konających.
Przed Bogiem ważna jest wasza troska, współczucie i orędownictwo, nie zaś dobitne wypowiadanie słów. Módlcie się wraz z siostrą Faustyną i wszystkimi świętymi Nieba, prosząc przez Serce Maryi Współzbawicielki ludzkości. Zapraszajcie też do tej modlitwy braci waszych w czyśćcu.
Pragnę, abyście tą modlitwą otworzyli się sami na przyjęcie łask, które dać wam zamierzam, a równocześnie wraz z Matką moją, z Jej współmodlitwą wypełnili wasz obowiązek względem bliźnich waszych. W obrębie każdej części koronki możecie — każdy w duszy swojej — dodawać imiennie tych, których nawrócenie specjalnie leży wam na sercu. Potem zaś skupcie się i wysłuchajcie Mnie.
Błogosławię cię, Anno. +
Zagarnąłem cię dla Siebie, zapraszając do bliskiej i serdecznej przyjaźni
6 IV 1991 r. Anna, Grzegorz
Grzegorz mówi o swoich rozterkach co do dzielenia czasu pomiędzy sprawy związane z osobistym rozwojem naukowym a pomoc w sprawach Pana i rozmaite aktywności społeczne. Pan odpowiada:
— Już wam tyle razy mówiłem: jeżeli wy się zajmujecie moimi sprawami, to Ja się zajmę waszymi. Nie martw się, synu, swoją drogą naukową, bo spokojnie i powoli będziesz nią szedł. A to dlatego, że Ja cię na niej widzę. Ale cieszy Mnie, że Ja jestem dla ciebie ważniejszy niż wszystkie inne sprawy. Dlatego też zagarnąłem cię dla Siebie, zapraszając do bliskiej i serdecznej przyjaźni.
Mój synu, cieszy Mnie to, co robisz w Anglii, i jak to robisz. Właśnie tego pragnę, abyście nawiązywali pomiędzy sobą nić zrozumienia, bliskości, wspólnoty celów. Bo Ja zawsze jestem tym samym budowniczym pomostów (pomiędzy ludźmi). W tym będziesz Mi najbardziej potrzebny przez całe swoje życie. (...)
Poszukuję chętnych i radosnych współtowarzyszy pracy, a to jest możliwe tylko wtedy, kiedy na moje wezwanie odpowiada wasze serce. Rozum zawsze wybór serca musi potwierdzić. Wtedy włącza się wola służenia temu, co zachwyciło wasze serce. Nie są to jednak emocje, a wolny wybór waszej istoty duchowej (czyli wybór na wieczność utrwalający się każdym wysiłkiem).
Powiedz, mój synu, o co jeszcze pytasz. Bo jeśli chodzi o „Żywe Świętych Obcowanie" (takim tytułem określaliśmy przygotowaną do druku książkę wydaną później pt. „Świadkowie Bożego miłosierdzia"), to słuszne jest, aby powstało kilka egzemplarzy, które można będzie pożyczać. Jeśli chodzi o książkę, ona będzie wydana, kiedy wasz kraj uzyska już pełnię wolności. Najpierw potrzebne jest wam oczyszczenie i nawrócenie, a to już uczyni Duch Święty. Niczego nie zmieniam w moich planach, o których już wiecie.
Pytamy, co będzie teraz?
Pan odpowiada:
— Cała Mała Azja stanie w ogniu. Dzieci, dookoła nie będzie spokoju, ale wy bądźcie pewni mojego błogosławieństwa. Daję je słabym właśnie dlatego, że go bardziej potrzebują. Daję wam też na prośby całej waszej Polskiej Rodziny w niebie, którym nie może się oprzeć moja sprawiedliwość dla nich, a moje miłosierdzie dla was. (...)
Teraz, synu, przytulam cię do serca, uklęknij i przyjmij moje błogosławieństwo na cały twój pobyt. Pragnę też, abyś wszystko, co z nim się wiąże, oddawał Mi za twój naród, tak jak inni oddają Mi swoje trudności i cierpienia. Pamiętaj teraz — przez cały czas pobytu tam — że to jest twój wkład. Dawniej były darami obrączki, srebrne tabakiery, pierścionki (jako dar dla Polski), a teraz proszę was o dary duchowe.
Grzegorz:
— Wiesz, Panie, że poznałem w Anglii Palestyńczyka, który kocha swój naród i pragnie dla niego wolności, ale zgubił Ciebie. Co mógłbym mu powiedzieć?
Pan:
— Powiedz mu, że drogą do wolności nie jest rozbudowywanie i poszerzanie nienawiści. Niech wszystko to, co przeżywa: współczucie, żal, tęsknotę — niech to ofiarowuje za swój naród, a więcej dla niego zrobi niż wszyscy terroryści, którzy swoim zachowaniem (swoimi zbrodniami) powiększają nieszczęście kraju i opóźniają jego wyzwolenie. Niech zrozumie, że nienawiść w odpowiedzi zawsze rodzi nienawiść. Ma prawo pragnąć wolności dla swojego ludu — wolności życia wedle własnych pojęć, tradycji i wyobrażeń — ale nie po trupach innych ludzi. Powiedz mu to.
I dodaj ode Mnie, że kocham go i całą jego rodzinę i lud bez względu na to, czy on Mnie uznaje. Bo Ja mu dałem życie. Nie ma na świecie innych ludzi jak moje dzieci. Wielkim moim bólem jest to, że się nienawidzą wzajemnie.
Synu, daję ci moje błogosławieństwo dla twoich prac, słów i czynów. Ściskam cię i przytulam do serca. +
Grzegorz prosi w myśli o światło i umocnienie.
Pan odpowiada:
Synu, My (moja Matka i Ja) przecież tak często jesteśmy przy tobie. Powinieneś to wiedzieć. We wszystkim, co czynisz dla Mnie, masz we Mnie doradcę zawsze gotowego do pomocy.
Niedziela Miłosierdzia
7 IV 1991 r.
Spotykamy się w dwanaście osób. Stwierdzamy z pewnym zaskoczeniem, że reprezentujemy różne stany (kobiety i mężczyźni, duchowni i świeccy), zawody i grupy wieku. Rozpoczynamy spotkanie od odmówienia Koronki do Miłosierdzia Bożego według wskazówek Pana sprzed dwóch dni. Potem przedstawiamy Panu (po cichu) nasze troski, prośby i zamierzenia, a także na prośbę Pana śpiewamy „Przybądź, Duchu Święty". Pan mówi:
— Czy wiecie, dlaczego chciałem, abyście wezwali Ducha Świętego? Dlatego, że zesłanie wam Pocieszyciela było i pozostało największym dowodem Miłosierdzia Bożego dla was (ludzi). Chciałbym, żebyście w tym dniu, w dniu, który wyznaczyłem jako specjalny dzień mojego Miłosierdzia, otrzymali łaski Ducha Świętego jako dowód mojej miłosiernej miłości dla was.
A Ducha Świętego, jak powiedziałem wam niedawno, trzeba wzywać. Świadome wezwanie Ducha Prawdy, Miłości i wszelakich darów jest dla waszej duszy tym, czym byłoby dla gospodarza domu otwarcie drzwi w oczekiwaniu na przybycie gościa. Chciałbym, żebyście teraz zwrócili się do Mnie wszyscy prosząc, abym udzielił wam darów Ducha Świętego poprzez ofiarę męki i śmierci Jezusa Chrystusa, Syna Bożego. (...)
— Prosimy.
— Jakże Ja was kocham, moje biedne, zmęczone dzieci. Kocham was specjalnie ze względu na waszą słabość, wasz trud służenia Mi w świecie, który nadal nie chce Mnie. (...) Daję wam z miłosierdzia mojego większą wrażliwość na cierpienia, smutki i bóle waszych bliźnich. Pragnę, abyście moją wrażliwość dzielili ze Mną. Czynię was moimi dłońmi niosącymi światu przebaczenie, miłosierdzie i uleczenie ran, zwłaszcza ran duszy. Nie bójcie się działania. Nie bójcie się już wejścia wśród ludzi, bo Ja dzielę się z wami moim pragnieniem napojenia i nakarmienia Sobą każdej potrzeby i głodu ludzkiego. (...)
Pragnę, aby życie wasze stało się radosną służbą, skwapliwym dzieleniem się i obdarzaniem, a możecie być pewni, że darów wam nie zabraknie, ponieważ otwieram wam moje „spichrze" pełne bogactwa. Dlatego chciałbym, żebyście dzielili się hojnie, nie myśląc o waszej przyszłości czy brakach, bo na każdy dzień otrzymacie dosyć, a nawet zbyt wiele (w znaczeniu: nie zdążamy rozdać wszystkiego). Ja jestem hojnym Ojcem, a ponieważ tak mało moich dzieci pragnie Mi służyć, dlatego ci, którzy o to proszą, otrzymują — każdy z was — dary przeznaczone dla wielu, lecz odrzucone i innym niepotrzebne.
Uklęknijcie i przyjmijcie moje błogosławieństwo. Niech spocznie na was błogosławieństwo, miłość, moc Boga Najwyższego i pozostanie z wami. Niech wzrasta w was i udziela się innym. Pragnę, aby każdy z was był źródłem wody żywej — mojej wody, której nigdy nie zabraknie.
Przytulam was, dzieci, do serca. Kładę ręce na waszych głowach i na waszych ramionach, aby myśli wasze stały się jasne i mądre, aby wasze ramiona potrafiły unieść ciężar moich łask. Pozostańcie, dzieci, w pokoju. Błogosławię wam w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
Cieszę się, że jesteście ze Mną bezpośredni
8 IV 1991 r. Anna, Grażyna, Grzegorz
Mówi Pan:
— To, co wam wczoraj dałem, to nie jest woda, która spływa po was, prędko wysycha i nic po niej nie pozostaje. Tym wszystkim, którzy przyjęli moje dary poważnie i z wiarą, pomogą one w rozwoju ich władz duchowych. Ponadto powinny się one w was przejawiać, ale to już zależy od waszej odwagi (Pan mówi tu o darze języków, darze prorokowania i innych darach przejawiających się niejako publicznie).
Ja mam bardzo wiele darów oprócz tych znanych wam i najczęściej wymienianych, a każdemu daję to, co z góry dla niego przeznaczyłem, czym chciałbym wzbogacić jego służbę. Chciałbym tylko, abyście trwali w postawie zawierzenia i w postawie przyjacielskiej, która polega na wymianie (wymianie miłości i wymianie myśli — rozmowie w ufnej przyjaźni: wyrażaniu wdzięczności, obaw, trosk, sądów i próśb, wysłuchiwaniu rad i pocieszenia, przyjęciu umocnienia).
Uczyłem was, dzieci, bycia takimi, jakimi chciałbym was widzieć zawsze, czyli otwartymi na moje słowa, słuchającymi moich wskazań bez niedowiarstwa.
Ciebie, Grzegorzu, chciałbym obdarzyć umiejętnością rozeznania (chodzi o rozeznanie stanu duchowego ludzi, z którymi Grzegorz będzie rozmawiał — czy są otwarci na Boga), bo to ci się przyda jeszcze w Anglii. Daję ci też spokój wewnętrzny i cierpliwość, aby ci się tam lżej żyło aż do powrotu. Nadal pozostań moim synem słuchającym Mnie i współpracującym ze Mną, a wtedy czegoś i tam dokonamy. Zachęcaj do powrotu, zwłaszcza naukowców. Potrzebne Mi są wzorce osobowości na takch stanowiskach, na których będą widoczni. Czy teraz polecasz Mi kogoś specjalnie?
Grzegorz wymienia różne osoby. Pan odpowiada:
— Stawiaj ich pod krzyżem — wszystkich. W żadnym wieku nie jest za późno na powrót do przyjaźni ze Mną. (...) I proszę cię, synu, nie zapominaj prosić we wszystkich potrzebach kraju (które spostrzegasz).
Grzegorz:
— Tylu mamy u władzy ludzi nieodpowiednich...
Pan:
— Stawiaj ich, synu, pod moim krzyżem. Mają prawo do oczyszczenia się w mojej Krwi. Rób to zwłaszcza w czasie ofiary Mszy świętej. Bądź też spokojny o wszystkich pozostawionych w Polsce, bo tu czuwa nad wami Matka moja.
Anna:
— Panie, myśmy się wczoraj zdenerwowali pogłoskami o możliwym zamachu na Papieża. Prosimy Cię o specjalną opiekę dla Niego.
Pan:
— Mnie też zależy na Jego życiu. Ale wspomagajcie go modlitwą. (...)
Cieszę się, że jesteście ze Mną bezpośredni. Wciąż brak Mi moich uczniów (ze zrozumienia: takich, jakimi byli za życia Pana Jezusa apostołowie: ufnych, kochających, dzielących się swoimi myślami młodych ludzi) i w każdym pokoleniu ich szukam. Brak mi waszej bezpośredniości, naturalności, serdeczności, zaufania. Moja ludzka natura wciąż cierpi głód. (Ze zrozumienia: Panu brak miłości ludzkiej, bo ludzka natura Jezusa jest zjednoczona z naturą Boga, który jest miłością nieskończoną i tak jak nieskończenie nas kocha, tak i nieskończenie pragnie miłości swoich dzieci).
Teraz chciałbym was obdarzyć moim błogosławieństwem, ciebie, Grażynę i Annę. Pamiętajcie, że dla Mnie stanowicie jedno. Jeżeli obdarzam Grzegorza, to na pewno nie zapominam o Grażynie — bo byłaby to krzywda. Teraz uklęknijcie, dzieci.
Obejmuję was, przyciskam do serca. Dzieci, miejcie nadzieję, nie załamujcie się. Zwłaszcza ty, Grażyno, nie daj się ugiąć naporowi pesymizmu i bezładu, z którym się stykasz w pracy. Ufaj mojej miłości, bo będziesz świadkiem przemiany powszechnej wciąż poszerzającej się, a Ja pragnę dać wam trojgu zaszczyt służenia Mi w tym czasie i współdziałania ze Mną nad tym wspaniałym dziełem mojej Matki — dziełem waszego oczyszczenia i odrodzenia. Czasów, w których żyjecie, będzie wam wielu zazdrościło, jak i możliwości, jakie przed wami otwieram, ale wasze cierpienia, trud i przezwyciężanie przeciwności są dla was szansą osiągnięcia większej dojrzałości. Dlatego nie odmawiam jej wam.
Pamiętajcie, że toczycie walkę pod moim sztandarem i każdy gest waszego przezwyciężania się jest krokiem naprzód, zdobywaniem dla Mnie nowych terenów (w duszach ludzkich). Pamiętajcie też, że wasza przyszłość jest pod znakiem nadziei opartej na moim przyrzeczeniu, na obietnicy Boga!
Kładę ręce na waszych głowach. Proszę was, podnieście je i patrzcie z ufnością w przyszłość. Nie lękajcie się i brońcie innych przed lękiem, bo Ja zwyciężyłem świat i pragnę dać wam (całemu narodowi) udział w tym zwycięstwie. Błogosławię wam w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. +
Aby was wyzwolić...
17 IV 1991 r. Anna, o. Jan
Mówi Pan:
— Ja zmieniam swoje plany i postanowienia wtedy, gdy następuje przemiana w ludziach. Jeżeli dążą oni ku nienawiści i żyją pragnieniem zadawania śmierci i grabieży, to zaznają skutków na sobie. Zaś tam, gdzie znajdę miłość wzajemną, dążenie do służenia sobą, gdzie znajdę zawierzenie Mnie i dążność do przebaczania, tam łagodzę swoją sprawiedliwość lub zamieniam ją na miłosierdzie. (Zrozumieliśmy, że przebaczenie win nie powinno oznaczać rezygnowania ze sprawiedliwości; tymczasem obecnie pozwalamy na triumf podłości i zbrodni nie ukaranych, deprawując własne społeczeństwo).
Natura ludzka domaga się, aby wina przeciw miłości bliźniego, a tym bardziej zbrodnie przeciw bliźniemu, były ukarane. Kary możecie łagodzić, ale każda zbrodnia wymaga ujawnienia jej i napiętnowania, aby bezkarność nie mnożyła zbrodniarzy.
Czas pokoju dany wam w Polsce przedłużam tak, aby mógł się odbyć zjazd młodzieży (w Częstochowie) i spotkanie jej z Królową Nieba i waszą Królową. A to dlatego, że tę właśnie młodzież chcę uczynić ziarnem moim. Jak widzisz, Janie, szykuję zasiewy na najbliższe trzydzieści lat. Ale to nie oznacza pokoju na świecie i nie występowania katastrof, gdyż bez potężnych wstrząsów i rozwieszenia grozy śmierci nad ziemią nie pozbędziecie się tych niewidzialnych sieci, które was wiążą. Ja teraz będę je przecinał, aby was wyzwolić, tak jak to obiecałem. (...)
Uklęknij, synu, i przyjmij moje błogosławieństwo. Obejmuję cię błogosławieństwem danym wam w Niedzielę Miłosierdzia, a także specjalnym dla brata w kapłaństwie. Umacniam twoje siły i zdrowie, abyś mógł realizować to, co sobie wymarzyłeś w służbie mojej, i jeszcze wiele innych rzeczy w przyszłości. +
Jestem twoją prawdziwą Matką
3 V 1991 r. Święto Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski
Maryja zwraca się do mnie:
— Dzisiaj pragnę objaśnić ci moje zamierzenia, abyś mogła przekazywać je innym. Ale nie martw się, bo chcę rozłożyć naszą pracę na trzy dni, aby stały się one pożyteczne. I sama ci pomogę, tak że będziesz mogła pisać, a zamiast cierpienia ofiarujesz Jezusowi to, co napiszesz. (Maryja mówi to tonem pytającym, oczekując odpowiedzi.)
— Tak, dziękuję.
— Moja mała, zmęczona córeczko, chcę cię dzisiaj pocieszyć, jak matka uspokaja i tuli swoje dziecko, więc nie myśl o Mnie jako o swej Pani. Jestem twoją prawdziwą Matką, bo troszczę się o twoją duszę, o ciebie całą. Przygotowuję cię do naszej współpracy, więc nie obawiaj się, dziecko, że nie będziesz już potrzebna lub nie będziesz miała sił ani możliwości. Jeżeli Syn mój obiecał ci, że będziesz Jego łączniczką, to na pewno na próżno tego nie mówił.
Maryja odpowiada na wszystkie moje obawy i przypuszczenia, o których nigdy nikomu nie mówiłam.
6 V 1991 r. Anna
Zwracam się do Maryi kontynuując rozmowę rozpoczętą 3 maja:
— Dziękuję Ci, Matko, że odpowiedziałaś na moje lęki.
— Jakąż byłabym Matką, gdybym nie rozumiała cię, córeczko. Wiem, jak przeraża cię odwlekanie się naszych zapowiedzi, gdyż wydaje ci się, że walczysz z czasem. Chcesz zachować jak największą sprawność, aby móc Nam służyć, a tymczasem widzisz, że choroba się posuwa, a ty słabniesz, podczas gdy nasze słowa wciąż się nie sprawdzają. Ponadto widzisz, że nieprzyjaciel działa i powoduje wciąż nowe destrukcje. Martwisz się — znając naturę ludzką, a zwłaszcza waszą, z jej brakiem rozeznania, nowobogackim snobizmem, brakiem etyki, uczciwości i wiedzy, przy tak wielkiej łatwowierności Polaków — że już nie uda się cofnąć tych (wciąż zakładanych) klubów „Lwów", „Rotarian" i podobnych. Boisz się, że przejdziecie pod inną władzę, lecz tak samo złowieszczą, gdyż utajoną i niszczącą sumienia. Widziałam, córeczko, jak zareagowałaś na ten reportaż z balu „Lwów".
Obiecuję ci, że w „mojej" Polsce nie będzie rządziła masoneria ani żadne inne obce wam i wrogie władze i organizacje międzynarodowe, ponieważ Ja biorę was w obronę. Tak samo przestań obawiać się zamachu stanu, działań KGB lub wojsk rosyjskich czy niemieckich. Wasi dwaj najwięksi wrogowie rozsypują się; tyle będziecie się ich obawiali co Austrii, która była wieleset lat mocarstwem i szkodziła wam tak jak i tamci.
Kiedy Pan mówi „dość", narody upadają. I tak było zawsze, a teraz na waszych oczach rozpoczyna się koniec starego świata i jego amoralności. Widzisz, Aniu, rewolucja bolszewicka nie była początkiem nowego, lecz podsumowaniem starego porządku i jego metod: rządów kłamstwa, ucisku, deprawacji, zbrodni i krwi. Kończą się już czasy gwałtu, podbojów zbrojnych, zniewolenia i przemocy silnych państw nad słabszymi. Teraz Pan dopuści, aby silni zostali obezwładnieni strachem i ulegli przemocy. Przeciw żywiołom, zarazom i poruszeniu własnych milionowych mas ludzkich, które doprowadzili do nędzy i rozpaczy, nic nie poradzą. (...) Ani Rosja, ani Stany Zjednoczone nie pozostaną potężnymi mocarstwami, lecz jedno rozsypie się jak wieża z piasku uczyniona, a drugie zubożeje, przejdzie lata zamętu i walk wewnętrznych, wreszcie podzieli się, a spustoszenie uczynione przez żywioły i ludzkie działania leczyć będzie przez dziesiątki lat.
Mówiłaś o rozwijającym się snobizmie. Otóż snobizm rodzi się z zazdrości o to, czym imponują człowiekowi inni ludzie lub całe państwa. Zazdrość zaś wyjątkowo tylko dotyczy tego, co wysokie, szlachetne, duchowe. Człowiek jest nienasycony w pożądaniu dóbr
„świata": jego złota, wygody, dobrobytu, władzy, rozkoszy, swobody użycia i nadużywania, wreszcie zwierzęcej żądzy posiadania wszystkiego, czego zapragnie — bez wyrzutów sumienia, lęku przed karą ludzką i „bożą", bez odpowiedzialności i obowiązków. Słowem, w człowieku skażonym grzechem pierworodnym natura zwierzęca pragnie podporządkować sobie ducha, i wciąż trwa w ludzkości walka o człowieczeństwo, o godność dziecka Bożego przeciw nieujarzmionej zwierzęcości „starego człowieka", jak nazywał go Paweł. Teraz, córeczko, przerwiemy; jutro porozmawiamy, dobrze?
8 V 1992 r.
Wylałam przed Maryją wiele moich żalów. Matka Boża odpowiada:
— Po to właśnie rozmawiamy, Anno, abym mogła pocieszyć cię, poradzić, wskazać drogi działania. Otóż do zakonu sióstr (zamkniętego) pójdź, przekaż im moje wezwanie i ostatnie słowa Jezusa. Możesz też przedstawić nasze zamierzenia, o ile zechcą słuchać. Powiedz im, że te słowa Pana są przeznaczone dla wszystkich zakonów zamkniętych — nie tylko żeńskich — i Ja liczę na to, że wszystkie staną przy Mnie we wspólnych prośbach o odrodzenie waszego narodu. Bardzo proście o „ponowne narodziny" księży i całej hierarchii i w tej intencji ofiarujcie cierpienia i post. Bardziej boli Jezusa niewierność Jego sług niż złość ludzi, którzy Go nie rozumieją lub nie znają. Ale wy proście, a nie rozmawiajcie z nimi o tym (na razie). Teraz, dziecko, mówcie z ludźmi, którzy są Mi wierni, a których znacie. Na innych będzie czas po wylaniu Ducha Świętego. Teraz — to czas przygotowania, zadośćuczynienia jedni za drugich, czas przebłagania, ofiar, modlitw wstawienniczych. Wszystko, coś Mi powiedziała, jest twoim cierpieniem, więc masz co ofiarować za siebie i bliźnich. Dziś zakończymy rozmowę. Jutro jeszcze będziemy rozmawiać. Daję ci błogosławieństwo od Pana. +
Jesteś synem królewskim
13 V 1991 r. Anna, ks. Grzegorz, o. Jan
Ksiądz Grzegorz mówi o swoich lękach. Czuje sią atakowany przez szatana, który podsuwa mu różne myśli; nie zawsze umie rozróżnić, co pochodzi od niego, a co nie. Nie bardzo rozumie, dlaczego Pan to dopuszcza. Lęka się przy tym o swoje zdrowie i czuje się trochę nieszczęśliwy. Pan tłumaczy:
— Nigdy szatan nie powie ci, żebyś zawierzył Panu Bogu twemu. Tym pierwszym, co wmówił ludzkości, jest to, że Bóg ma względem niej złe zamiary i że jemu, tzn. szatanowi, można ufać.
Synu, wszystkie przykrości i bóle, wszystko czego doświadczasz ostatnio, lęki, napady nieufności i złe przewidywania — to wszystko ma ci służyć jako stopień ku zbliżeniu się do Mnie. To jest drabina, która ma ci ułatwić drogę. I jeżeli nawet szatan tu działa, Ja zezwalam mu na to, abyś ty mógł go zwyciężać.
Synu, gdybyś czuł się świetnie, nie miałbyś żadnej zasługi, i sam zadbałbym o to, abyś otrzymał większe ciężary na miarę twoich sił.
Grzegorz:
— Pomóż mi, Panie.
Pan:
Synu, chcę ci pomóc. Największemu mędrcowi do ostatniej chwili życia muszę tak samo pomagać jak dziecku. Dlatego właśnie możecie liczyć na pomoc moją, bo jesteście tak mali. Tego nikt nie zmieni. Ale czy nie powinieneś się cieszyć, że masz wielkiego Ojca — Ojca nieskończonej miłości, troski i miłosierdzia dla was?
Jesteś synem królewskim, Grzegorzu. Nie zapominaj o swojej godności wobec szatana. Dlatego nie wchodź w dyskusje i wymiany myśli z tym, który dobrowolnie Mnie opuścił i jest poza moim miłosierdziem i przebaczeniem — z własnego wyboru. Szatan bowiem stara się każdego z was uczynić tak nieszczęśliwym, jak jest on sam. Sam jest poza miłością, która łączy Mnie i ciebie. Dlatego robi wszystko, aby cię od niej odłączyć. Nie miej nic wspólnego z nim, synu.
Wyłącz ze swoich myśli wszelki niepokój i lęk, bo jesteś odkupiony krwią Boga-Człowieka i szatan nie ma żadnego prawa do ciebie, jeżeli sam mu go nie przyznasz. Bez twojej woli może ciebie atakować wyłącznie z zewnątrz, nie w tobie. Cóż cię obchodzi naszczekiwanie psa? Czyż jesteś jego bratem? Wiedz, że jesteś kochany, że idziesz do Mnie, że będziesz ze Mną. To ci na pewno wystarczy. Umacniam cię, synu, w sobie i obiecuję ci na dzisiaj spokojny powrót do domu (Pan mówi to z uśmiechem).
Błogosławię was wszystkich, dzieci, i umacniam w miłości, w Sercu moim umieszczam. A tobie, Grzegorzu, pragnę ująć ciężaru. Przyjmij poważnie moje słowa i stosuj je. Jesteś moim synem i nikt nie może tego stosunku zmienić. Jako syn masz obietnice dziedziczenia Królestwa.
Bóg liczy na zrozumienie u swojego marnotrawnego dziecka
13 V 1991 r. Anna, Grażyna, o. Jan
Mówi Maryja, odpowiadając na niepokoje Grażyny:
— Powierzaj Bogu wraz ze Mną troskę o każdego, którego stan umysłu cię niepokoi. Jeżeli nie znasz jego imienia czy nazwiska, to mówiąc o nim wyobraź go sobie.
Czy modlisz się czasem za twoją koleżankę, którą kiedyś przyprowadziłaś? Proś o ożywienie jej w miłości do Boga i o to, żeby Bóg zaczął być ważny w jej życiu.
Powiedzcie Mi, jakie macie troski. Będziemy się troskali razem.
Grażyna prosi za instytucję państwową. Maryja odpowiada:
— To wam obiecuję, że w „mojej" Polsce nie dopuszczę do rządów ludzi oddanych nieprzyjacielowi. A głupota pod wpływem darów Ducha Świętego będzie się zmniejszać, ponieważ obudzi się w ludziach sumienie i zainteresowanie sprawami duchowymi, miejscem Boga w życiu człowieka.
Anna:
— Proszę o radę dla Bogdana (który odwiedza więźniów). Czy może mówić więźniom, że właśnie oni, ze względu na to, że cierpią, mogą wstawiać się za tych, którzy mają się „lepiej", bo są na wolności, a w rzeczywistości bardziej potrzebują orędownictwa.
— Najważniejszą i podstawową sprawą dla człowieka jest przywrócenie mu własnej godności, jeśli uważa, że ją stracił. Chodzi tu o jego godność rzeczywistą: człowieka odkupionego przez Jezusa Chrystusa i przeznaczonego do życia w miłości i w bliskiej przyjaźni nie tylko z Bogiem, ale i z całą społecznością ludzką, teraz i w wieczności. Powiedz Bogdanowi i Józkowi, niech mówią więźniom: „Próbujcie żyć w zgodzie i służyć sobie wzajemnie we własnych celach (więziennych)". A chciałabym, żeby potrafili poniechać nienawiści do personelu i kierownictwa więzienia.
Macie dostrzec w każdym człowieku miłość Boga do niego. Dobrze by było, żeby zobaczyli ją też — każdy w swoim życiu. Bo jeżeli Bóg dopuszcza, że błędy popełnione zostają osądzone i ukarane, powinno to być końcem błędnej drogi, a wyborem innej, niesprzecznej z miłością bliźniego. Ale jest też dowodem, że Bóg liczy na zrozumienie u swojego marnotrawnego dziecka i spodziewa się po nim powrotu do praw Ojca. Bo miłość Jego posiada każdy z was bez względu na to, co czyni.
Chciałabym, aby więźniowie stali się zdolni do proszenia za innych. A jeśli chcecie szybkich rezultatów i dowodów, jak jest miłe to Bogu, mówcie o tym z więźniami chorymi na AIDS i innymi specjalnie upośledzonymi. Oni mogą wyprosić dla drugich wszystko, o co poproszą, jeśli przyjmą swój los jako szansę podniesienia się ku Bogu, a nie jako karę.
Pytałaś, córko, co można powiedzieć siostrom wizytkom (Pan wielokrotnie radził nam, żebyśmy zwracali się z prośbami o modlitwę do sióstr z zakonów kontemplacyjnych). Przeczytaj im to właśnie i proście je o specjalne modlitwy i ofiary za tych więźniów, którzy by zechcieli spróbować takiej, jaką proponuję wam, drogi ku Bogu (która jest zarazem drogą miłosierdzia wzglądem innych).
Dzieci, przygotujcie się na naszą rozmowę w środę, a teraz uklęknijcie i przyjmijcie błogosławieństwo mego Syna i moje. (...) Błogosławimy wam, tulimy do serca i mówimy wam: „Otrzyjcie łzy, podnieście czoła". Ufajcie. Pozostańcie w pokoju. +
Wszystkich was kocham takich, jacy jesteście
5 VI 1991 r. Piąty dzień pielgrzymki Papieża w Polsce. Anna, Grażyna, Andrzej, Bogdan, Jacek
Zapraszamy do rozmowy Najświętszą Maryję Pannę. Pytamy się, czy jeszcze coś trzeba zrobić przed Mszą św. niedzielną na Agrykoli. Mówi Maryja:
— Liczę na to, że już robicie to, co trzeba, tzn. modlicie się, asystując w spotkaniach papieskich i nabożeństwach. Zapraszajcie całą waszą wspólnotę z królestwa Bożego i z czyśćca do współdziałania i razem proście o odrodzenie waszego narodu. Jeżeli obawiacie się jutrzejszego dnia, proście Mnie, abym w tym dniu okazała swoją moc jako Pani waszego narodu. Przecież wiecie, dzieci, jak Ja kocham mojego syna, waszego Papieża Jana Pawła II.
— Chcę powierzyć Ci, Matko, wszystkich nauczycieli, którzy będą na spotkaniu z Papieżem we Włocławku.
— Maryjo, oddajemy Kościół prawosławny pod Twoją opiekę po dzisiejszym spotkaniu z Papieżem. Prosimy Cię za wszystkich hierarchów kościelnych. Prosimy o jedność kościołów: katolickiego i prawosławnego.
Mówimy o tym, jakie wrażenie wywarło na nas to spotkanie.
— Wszystkich was kocham takich, jacy jesteście. Dlatego proponuję wam teraz: oddajcie Mi w opiekę na te dni siebie i wszystkich, o których troszczycie się, i trwajcie przy Mnie w serdecznych prośbach za wszystkich, którzy są daleko od Jezusa. Proście też za waszą wspólnotę poza granicami kraju, i to bardziej o tę na Zachodzie niż na Wschodzie. (...)
To co teraz nadchodzi, ujawni wam w pełnym świetle wszystko co chore, zatrute, jadowite, i odetnie od tego, co dobre, słuszne a nawet skuteczne w działaniu dla całego waszego narodu. Dlatego nie obawiajcie się, bo uczy was nie nauczycielka, a Matka. Otrzymacie dary Ducha Świętego, które Ja sama będę w was rozwijać, dopóki nie przemienią was w dzieci Boże, służące Ojcu radośnie, gorliwie i z miłością (one nie będą wam odebrane). Nie obiecujemy tego wszystkim, a tylko tym, którzy są do miłości zdolni. Ale takich jest w waszym kraju miliony, a wśród nich tak wielu będzie powracających w skrusze synów marnotrawnych. Pamiętajcie o nich i za nich się módlcie. Ten kocha goręcej, komu wiele odpuszczono. Będziecie świadkami tej duchowej przemiany.
Uklęknijcie dzieci, przyjmijcie moje błogosławieństwo na nadchodzący czas waszego odrodzenia. Zechciejcie je przyjąć w imieniu całej wspólnoty polskiej, jako że wy Mnie słyszycie. Błogosławię was, dzieci, tulę do serca i oddaję w służbę Synowi mojemu, któremu wspólnie będziemy usługiwać w Jego dziele ratowania świata. Błogosławieństwo daję dla was i przez was całemu narodowi, a wy weźcie je i rozdawajcie razem z moimi słowami! Przyjmijcie błogosławieństwo w imię Boga Wszechmogącego w pełni Trójcy Świętej. +
Jeśli wierzycie rzeczywiście obietnicom Pana, powinniście dziękować z góry
8 VI 1991 r. Anna, Ewa, Grażyna, Bogdan, Jacek, o. Jan, Michał
Śpiewamy hymn „Ciebie Boże wysławiamy..." Ojciec Jan czyta fragment z Księgi Izajasza (Iz 46, 10-13). Mówi Maryja, nawiązując do zapowiedzianego przez siebie (7 marca) wylania Ducha Świętego na nasz naród w czasie Mszy św. odprawionej w Warszawie przez Papieża:
— Moja mała wspólnoto! Zaproponowałam wam, abyście oddali Panu chwałę, bo jeśli wierzycie rzeczywiście Jego obietnicom, powinniście dziękować z góry. Mówiłam o tym już ostatnio, ale nie zauważyłam, żebyście to czynili. Teraz trwajcie w tym stanie wdzięczności aż do jutrzejszej Ofiary Mszy świętej. Chciałabym, moje kochane dzieci, żebyście jutro trwali w pokoju ducha. Niech was nic nie denerwuje, nie zamąci waszej radości. Nie niecierpliwcie się, nie narzekajcie, bo to umniejszy wasz stan gotowości do przyjęcia wszystkiego, co mój Syn dla każdego z was przeznaczył. Przedwczoraj przygotowywałam was, a dzisiaj mówię: trwajcie wraz ze Mną w wieczerniku oczekiwania. Ale chciałabym, abyście opanowali wyobraźnię (nie spodziewajcie się niczego nadzwyczajnego, słowem, postawcie tamę fantazji, wyobraźni i emocjom).
Cóż jeszcze chcecie wiedzieć, dzieci? Widzicie, jak prosto przebiega współpraca pomiędzy niebem a waszym Papieżem! Ufam, że tak przebiegać będzie współpraca pomiędzy Mną a wami w codziennych staraniach o uszlachetnianie i podporządkowanie waszego życia społecznego prawom Bożym. (...)
Michał:
— Mam problem, czy pewne sytuacje są grzechem, czy nie (nieumiejętność rozróżnienia).
Maryja:
— Wiesz, Michale, radzę ci, porozmawiaj o tym szerzej z ojcem Janem. On się doskonale orientuje, czym są skrupuły. Ale pamiętaj, synu, że grzechem jest tylko to, na co świadomie przyzwala rozum i wola, kiedy zdajesz sobie sprawę, że jest to zło.
Bogdan:
— Proszę Cię, Matko, żebym mógł pełniej wielbić mojego Pana, Jezusa Chrystusa (przeszkody w podświadomości i nieświadomości).
Maryja:
— Synu, najważniejszą sprawą jest twoja intencja. Trudności mogą pochodzić z twojego rozproszenia, zmęczenia, natłoku myśli wynikłych z wielości obowiązków. Wtedy ofiaruj Panu nawet cały dzień jako czas uwielbienia i wdzięczności za wszystko, co ci dał; przede wszystkim za to, że jesteś.
Bogdan:
— Dziękuję, Mamo, za piękną radę.
Maryja:
— I stosuj ją. Proś, żeby On przyjął to, co dajesz Mu sercem i wolą, nie zwracając uwagi na stany organiczne. (...)
Ewa:
— Maryjo, proszę Cię o wolność wewnętrzną. Naucz mnie wolności.
Maryja:
— Wolność wewnętrzna, córko, jest absolutnie niezależna od okoliczności fizycznych. Polega na prostocie, zawierzeniu dziecka Bożego, które idąc przez życie nie wypuszcza ze swej małej rączki dłoni Ojca i bez protestu i pytań idzie tam, gdzie Ojciec. (Gdy w grę wchodzą skrupuły, nie należy się nimi przejmować — Bóg zna i rozumie stan człowieka). Czy to cię zadowala?
Dzieci, chciejcie przyjąć dary Ducha Świętego i mówcie to Bogu, ale nie tylko jutro (przy okazji Mszy św.). Proście o to, aby owocowało w was wszystko, co Bóg już w was umieścił. Zapewniam was, że każdy człowiek wchodzi w życie z bogactwem darów. A szczęściem Boga jest rozwijanie ich. Wiecie dobrze, że Pan mój i wasz pragnie doprowadzić do pełni dojrzałości i rozkwitu każde swoje dziecko, bo przecież ku temu je przeznaczył stwarzając.
Pragnę, byś zawarł bliższą przyjaźń ze Mną
23 VI 1991 r. Anna, Zbyszek
Anna:
— Panie, mamy do Ciebie kilka próśb. Zbyszek chce prosić o wskazówki i rady.
Zbyszek:
— Widzę problem, czy klerycy powinni wychodzić poza seminarium i kiedy. Dlaczego ci „wychodzący" na zewnątrz wyobcowują się ze wspólnoty seminaryjnej?
Pan odpowiada:
— Prawdopodobnie wychodzą za wcześnie, nie ugruntowawszy przyjaźni ze Mną, wobec czego swoje pragnienia odnalezienia przyjaźni umieszczają w grupach innych ludzi, którzy są im bliżsi. Wychodzić powinniście wtedy, kiedy wasze pragnienie służenia innym ludziom i obdarzania ich moją miłością ogarnia was tak, że staje się przemożne, a nie kiedy poszukujecie odmiany lub wrażeń albo chcecie stanowić autorytet dla innych.
Pomyślcie, czy na początku waszej służby nie powinny stanąć grupy różnych ruchów, a raczej środowiska pozbawione kapłanów, a więc bardziej zagrożone. Pomyślcie o współpracy z kapelanami więziennymi. Drugie — to środowiska szpitali. Tych, którzy rzeczywiście kochają swoich bliźnich, zachęcałbym, by zwrócili uwagę na domy dziecka, domy starców i domy przewlekle chorych. Tam trzeba iść, żeby darzyć, nie żeby zyskiwać. Więc ci z was, którzy mają czyste intencje, powinni pomyśleć o najbardziej skrzywdzonych, a wtedy Ja z radością pójdę do nich z wami. O tym można pomówić z ojcem duchownym.
Zbyszek:
— Czy sugerujesz mi, Panie, nie wychodzić na drugim roku?
Pan:
— Chciałbym, synu, żebyś drugi rok studiów poświęcił zawarciu bliższej przyjaźni ze Mną. Chciałbym, żebyśmy się coraz lepiej poznawali. Tego samego pragnąłbym dla twoich kolegów, ponieważ moim zamiarem jest, aby żaden z moich uczniów nie poczuł się nigdy samotny. Bo przecież zauważ, że Ja i ty to jest najmniejsza wspólnota, będziemy do niej włączać tych, do których cię skieruję. Ale wtedy musi już być w tobie żywe źródło mojej obecności i łaski (Anna tłumaczy: ośrodek, centrum, gdzie będziesz z Bogiem, jako wspólnota przyjaźni).
Zapewniam cię, synu, że to nie będzie nudne. A teraz błogosławię, przytulam do serca i zapewniam, że otrzymałeś pełnię miłości Ducha Świętego jako ziarno zasadzone w twojej duszy. Teraz ty dbaj o warunki wzrostu i rozwoju.
Pamiętaj, synu, że Mnie zależy na tobie i ważniejszy jesteś dla Mnie ty sam i twoje szczęście wieczne niż wszelkie możliwe twoje dokonania. Działania (tych, którzy Mi służą) wynikają z miłości; wszystkie inne są budowaniem własnej chwały. Dlatego spokojnie poddawaj się mojemu prowadzeniu, bo Ja wiem, gdzie przyniesiesz Mi najwięcej pożytku, a przez to będziesz najszczęśliwszy.
Ufaj, synu, mojej miłości do ciebie i ucz się bycia ze Mną, bo to możesz zrobić tylko ty wedle swojej woli. Seminarium może cię nauczyć jedynie różnorakich aspektów wiedzy o Mnie, historii Kościoła, historii osiągnięć myśli ludzkiej w odniesieniu do Mnie, ale zbliżyć się do Mnie samego może tylko ten, kto pragnie Mnie i tęskni do mojej miłości — a takiemu Ja sam wychodzę na spotkanie. Więc ufaj, synu, i pozwól, abym w tobie wzrastał w ciszy i pokoju. Nie obawiaj się, synu, o siebie, bo jesteś moją miłością.
Jaka powinna być odpowiedź człowieka rozumiejącego moją miłość do całego rodzaju ludzkiego?
25 VI 1991 r. Anna, Grażyna, Jacek
— Czy jest Twoją wolą, Panie, i czy jest w Twoich planach, aby powstał zakon Miłosierdzia Bożego? — pytamy na prośbę znajomego zainteresowanego istnieniem takiego zakonu męskiego.
Pan:
— Dałem moje słowa siostrze Faustynie w tym kraju i w tych czasach. Pragnąłbym przygotować was na czasy o wiele gorsze: na czasy, w których cały obecnie syty i bogaty świat będzie potrzebował miłosierdzia, a więc zmiłowania mojego i przebaczenia, a jeszcze bardziej będzie potrzebował ratunku i pomocy ludzkiej (czynnej miłości bliźniego).
Jeżeli Ja daję wam tak daleko idącą pomoc i przygotowuję nowe drogi ratunku, to spodziewam się po was zrozumienia mojego miłosierdzia i waszej odpowiedzi. Jaka powinna być odpowiedź człowieka rozumiejącego moją miłość do całego rodzaju ludzkiego? Jak odpowiedzielibyście sami?
Anna:
— Zrobię wszystko, co sama mogę w tej sprawie, która Ci leży na sercu, Panie.
Grażyna:
— Przypomina mi się nauka Pana Jezusa: umywanie nóg apostołom. „I wy czyńcie podobnie" (J 13, 14-15).
Jacek:
— Powinniśmy czynić miłosierdzie bliskim w takim stopniu, w jakim pozwolą nam w dzisiejszym życiu czas i siły.
Pan:
— Czy nie sądzicie, że wielu mam chętnych i wielu z was nie tylko rozumie Mnie, ale odczuwa głęboką potrzebę aktywnego udziału w pełnieniu miłości bliźniego?
— Jest tyle zagrożeń w naszym społeczeństwie, tyle niezrozumienia. Ludzie tak nie chcą słuchać... — mówi ze smutkiem Jacek.
— Ja oznajmiam wam swoje zamiary, podaję środki ratunku i zachęcam was do czynnego udziału w ratowaniu — wraz ze Mną — świata. Ci z was, którzy są blisko Mnie (współodczuwają wraz ze Mną i razem ze Mną boleją nad cierpieniami świata), tworzą zaczyn rodzącego się nowego powszechnego braterstwa ludzi dobrej woli, samarytanów waszych czasów (ze zrozumienia: powinny to być zespoły ludzi do różnych zadań, w każdym kraju — według jego potrzeb — obejmujące wszystkich ludzi dobrej woli bez względu na ich narodowość, przynależność do kościoła, system, w jakim żyją, wiek, płeć, stan (duchowny czy świecki)).
Dzieło Miłosierdzia Bożego nie będzie miało ograniczeń. Będzie otwarte dla każdego, kto pragnie służyć bliźnim swoim. Bo jego wodzem (Panem) jestem Ja, Król Miłosierdzia, Ojciec, Zbawca i Przyjaciel każdego człowieka, „miłośnik" człowieka.
Moje dzieci! Powiedziałem wam o moim dziele, takim jakie Ja pragnę założyć i prowadzić, lecz powinni być w nim ludzie oddani całkowicie koordynowaniu pracy różnych zespołów, umiejący również prowadzić je i zakładać nowe, wedle potrzeb chwili, słowem potrzebni będą organizatorzy dysponujący i czuwający nad prawidłowym rozdziałem środków materialnych. Dlatego powinna istnieć formacja typu zakonnego, by obejmowała ludzi całkowicie wolnych od spraw zawodowych (zarobkowych), rodzinnych (celibat) — bo ich rodziną mają być bliźni — żyjących w dobrowolnym ubóstwie, cieszących się zaufaniem. Wśród nich chciałbym mieć wielu księży
— lecz wolnych od żądzy władzy, posiadania lub dążenia do kariery intelektualnej. Chciałbym mieć z powrotem moich uczniów i apostołów (takich ludzi, jakimi byli uczniowie i apostołowie Jezusa, których Pan sam wychowywał i prowadził). Jeżeli znajdzie się taka grupa moich przyjaciół, którzy zrozumieją wagę moich wymagań — a więc potrzebę „ponownego narodzenia się", konieczność oczyszczenia i odrodzenia duchowego kleru, zakonów i całego Kościoła (Ludu Bożego) — wtedy wspomogę ich i sam nimi kierować będę — mówi Pan.
Rozważcie moje propozycje, gdyż nie pragnę jeszcze jednego zakonu podobnego do istniejących. Ja tworzę nowe dzieło. Odpowiadam na potrzebę dzisiejszych czasów. Odpowiadam też na wszelkie mity, schizmy i zbrodnicze ideologie, oparte na jednym szatańskim prawie dzielenia i nienawiści, tworząc zjednoczenie ludzi dobrej woli, zwróconych ku każdemu potrzebującemu pomocy, kochających się wzajemnie i tą miłością obejmujących cały rodzaj ludzki.
Świat, który utworzyliście, jest „nieludzki", dlatego Ja przynoszę wam miłosierdzie, przebaczenie, pojednanie i miłość bezwarunkową, obejmującą każde z moich dzieci. Ci z was, którzy Mnie zrozumieją, wezmą udział w moim dziele odrodzenia świata, gdyż ich rękami rozdawać będę moje dary. Ufam wam, że Mnie nie zawiedziecie. Oczekuję waszego opowiedzenia się za Mną. Potrzebna Mi wasza dobra wola, wasz wybór, wasze pragnienie służby człowiekowi, abyśmy mogli razem zbawić ten biedny, zrozpaczony, nieszczęśliwy świat.
A teraz przyjmijcie moje błogosławieństwo, dzieci. Kocham was. +
Ze zrozumienia: Jest to największa sieć Zbawiciela, którą Pan zarzuca na świat dla nawrócenia każdego człowieka; dla wielu ostatnia szansa, ostatni środek ratunku. Jest to jak gdyby najszybsza, „na skróty", droga do Pana: bez wzglądu na religię (lub jej brak), narodowość, system, w którym człowiek żyje, bez wzglądu na stan, wiek, zawód płeć — wezwanie Boga do wspólnego miłowania bliźnich i służenia im. „Na przełaj" prowadzi droga służby człowiekowi do służby — Bogu, droga przygotowana przez Pana na czasy ostateczne, droga miłosierdzia, dla której Jezus podał zasady w Ewangelii św. Mateusza (25, 34-40):
„Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: Pójdźcie błogosławieni Ojca mego i weźcie w posiadanie królestwo przygotowane dla was od założenia świata. Bo byłem głodny, a daliście mi jeść; byłem spragniony, a daliście mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście mnie; byłem nagi, a przyodzialiście mnie; byłem chory, a odwiedziliście mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do mnie. Wówczas zapytają sprawiedliwi: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie, spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię, lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie? Lecz Król im odpowie: Zaprawdę powiadam wam: wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili".
Oto Dzieło Miłosierdzia Pana naszego na obecne lata. Szansa współdziałania z Jezusem Chrystusem otwiera się dla każdego człowieka dobrej woli. Jeżeli zechce miłować drugiego człowieka, reszty dokona Pan.
Aby człowiek stał się współpracownikiem swojego Ojca — Boga
13 VII 1991 r. Anna, Grażyna
W rozmowie prowadzonej w świadomości, że Pan jest obecny, wyrażamy swoją niepewność, wątpliwości i obawy, pytania i troski w związku z planowanym spotkaniem z nieznanymi osobami, a potem zwracamy się wprost do Pana (mając pewność, że nas słyszał i że zna nawet nasze niewypowiedziane myśli). Pan odpowiada:
— Moja córko, nie obawiaj się, ponieważ Ja tam będę. Jeżeli tylko ludzie chcą mojego udziału, a tym bardziej jeżeli liczą na Mnie i dają Mi wolność prowadzenia spotkania lub rozmowy wedle mojej woli, nie odmawiam. Przecież moją radością jest przebywanie z synami człowieczymi. To Ja cieszę się, że mogę was spotkać ze sobą, gdyż planuję wyprowadzić z tego dobro. Dlatego niczym się nie martw (...) i nie obawiaj się, bo Ja was prowadzę, spotykam i wami buduję swoje dzieła w świecie. (Poczułam się kamieniem, jednym z wielu rozrzuconych w trawie, które Pan podnosi i układa z nich fundamenty, kładąc każdy na przeznaczone dlań miejsce w swojej budowie).
Moim odwiecznym pragnieniem było, aby człowiek, istota stworzona, a więc zależna (podległa), stał się dzięki wyborowi swojej własnej wolnej woli współpracownikiem swego Ojca — Boga. I ta „złota" nić współpracy (świetlista, ze wzglądu na udział w niej Pana) przewija się w dziejach ludzkości od kilku już tysięcy lat. Obecnie jest was więcej, dlatego poszczególne nici zaczną się splatać w grube, silne, „widzialne" sznury, którymi — wspólnie — otoczymy popękany glob, aby nie dać mu się rozpaść. Tak jak Samarytanin obandażował rany pokaleczonego, bezradnego człowieka, aby mu uratować życie, tak my (Ja i wy) będziemy wysiłkiem wszystkich ludzi dobrej woli łagodzić cierpienia i naprawiać krzywdy świata. To mówię wam dla uzupełnienia moich słów (z 25 czerwca). Ciąg dalszy zależy od odpowiedzi na moje wezwanie i od pragnienia przyjęcia mojego kierownictwa przez tych, którzy zdecydowanie chcą służyć Mnie, jako pierwszej przyczynie, istocie i źródle Miłosierdzia.
Ze zrozumienia: Bóg w obecnych czasach pragnie być dla rodzaju ludzkiego samym miłosierdziem i przebaczeniem, a to ze względu na ogrom naszych win, zaślepienie umysłu i wynikłe stąd zaciemnienie władz duchowych, uniemożliwiające prawidłowe rozeznanie dobra i zła. Ludzkość weszła w ślepy zaułek, z którego bez pomocy swojego Zbawcy nie znajdzie drogi odwrotu (nie może jej zobaczyć). Bóg, który jest Miłością, chce wobec naszego tragicznego stanu duchowego uratować nas, wyleczyć i wyprowadzić na prawidłową drogą rozwoju ludzkości — drogę, wskazaną nam przez Pana słowami z Ewangelii św. Jana (w modlitwie arcykapłańskiej) „Abyście się wzajemnie miłowali". Wszyscy, którzy słowa te uznają za słuszne, powinni jednoczyć się w praktycznym objawianiu ich światu wedle otrzymanych darów, uzdolnień i umiejętności.
To wystarczy, dziecko. Uklęknijcie. Przyjmijcie moje błogosławieństwo. Przyciskam was do serca, wraz ze wszystkimi, o których się troszczycie. Kocham was, dzieci. Podnieście serca („Sursum corda"), bo Ja już dzieło swoje rozpocząłem. Będziemy pracować moją metodą: cicho, delikatnie, bez pośpiechu i hałasu. Czy widzieliście kiedyś, jak przybiera woda (spokojny przypływ morski)! Tak i Ja będę zatapiał w moim miłosierdziu grzechy świata. A wy będziecie moimi świadkami. +
Otwieram wasze oczy, abyście zobaczyli, ile niedoli jest dookoła was
16 VII 1991 r. Anna, Grażyna, o. Jan
Mówi Pan:
— Widzisz, dziecko, jak was gromadzę pod płaszcz Maryi, Matki mojej. Zapewniałem Grzegorza, że nie ma powodu do obaw. Kiedy powróci, będziemy mówili o dziele miłosierdzia tu, w Polsce. Bo stąd Maryja zamierza wyruszyć z „kolumną sanitarną" Miłosierdzia na Wschód dla ratowania ludzi za waszymi obecnymi wschodnimi granicami. Dlatego potrzebne są wszelkie inicjatywy miłosierdzia: te, które już powstają, jak hospicjum, i inne (np. fundacje pomocy więźniom opuszczającym zakłady karne...).
O. Jan:
— Panie, Ty sam wsławisz swoje imię przy naszych nędzach (Ez 36, 20-35).
— Skąd wiesz, Janie, czy Ja już nad tym nie pracuję? Pomyślcie same, dzieci, przecież najpierw muszą powstać w waszych umysłach idee (nasze współczucie i gorące pragnienie zaradzenia krzywdom i biedom ludzkim powoduje, że Bóg może odpowiedzieć dając pomysł, idee, stworzenia ruchu, dzieła czy zakonu, które potrafią zaspokoić zauważone potrzeby). Każde moje dzieło jest odpowiedzią mojej mocy na bezradną miłość człowieka do jego potrzebujących bliźnich. Dlatego, abyście mogli dokonać wiele dobra, musicie jednoczyć swoje wysiłki, uprzednio jednocząc pragnienia swoich serc — odpowiada Pan.
Nie ma dnia, aby w waszym kraju czyjeś serca nie wołały do Mnie: „Ojcze, pomóż! Ojcze, ratuj! Ojcze, naucz nas, jak najlepiej mamy czynić dobro głodnym go, nieszczęśliwym, potrzebującym ratunku". A Ja wciąż przybliżam się ku wam, rozgrzewam wasze serca i otwieram wasze oczy, abyście zobaczyli, ile niedoli jest dookoła was. Czy sądzicie, że czynię tak bez powodu? Pragnę uczynić z was swoich współpracowników, nie zaś sługi lub automaty. Dlatego poszerzam wasze serca, abyśmy mogli wspólnie odczuwać potrzeby świata. Ponadto pragnę dać wam jak najwięcej twórczej swobody. Przecież Ja jestem Dawcą wolności. Jeżeli jednak żyje w was silne i utrwalone pragnienie niesienia pomocy, macie natychmiast moją pomoc, a więc światło, zrozumienie, a przede wszystkim moją miłość, którą się z wami dzielę. I to wszystko dzieje się dookoła was. A poza tym, dzieci, czyż naprawdę każde z was już teraz nie pomaga Mi?
O. Jan:
— Panie, dziękujemy Ci za dobro, które czynisz przez nas.
Anna:
— Panie, ale my myśleliśmy o nowych dziełach.
Pan:
— Nic się nie martwcie, macie Matkę, która potrafi zorganizować pracę dla wszystkich swoich chętnych dzieci — gdyż potrzeb jest ogrom. (...)
Grażyna:
— Proszę o pomoc, jak istotna jest ilość godzin lekcji religii.
— Mnie nie zależy na ilości godzin. Zależy Mi na tym, aby wszyscy nauczyciele, którzy uważają się za katolików, byli nimi naprawdę (wliczając w to katechetów). Jeśli oni będą moimi świadkami, ich przykład da więcej niż wykłady. To jest problem co najmniej kilku lat. Widzisz, Grażyno, wy, dorośli, musicie się wychowywać wzajemnie, aby móc prawidłowo wychowywać dzieci i młodzież. Najważniejsze są żywe wzorce postępowania, które dobrze świadczą o Mnie. A takich mam zbyt mało — mówi Pan.
Teraz, dzieci, przyjmijcie moje błogosławieństwo. Na pożegnanie mówię wam, że spoczywacie w moim sercu, nie schodzicie z moich oczu, że cieszę się wami, zauważam każde dobro, które czynicie, i każdy wysiłek, a o niedociągnięciach i brakach myśleć nie chcę.
O. Jan:
— Dziękujemy, że je naprawiasz.
— Od czego jestem? Od naprawiania błędów moich przyjaciół. (Pan mówi to żartobliwie).
Cieszę się, kiedy rozmawiamy. Cieszę się, kiedy myślicie lub mówicie o moich planach. Cieszę się, że coraz częściej łączycie się ze Mną i możemy odczuwać to samo pragnienie służenia światu. Błogosławię was. +
Czegóż ci brak?
16 VII 1991 r. Anna, ks. Zdzisław, o. Jan
Mówi Pan do ks. Zdzisława:
— Cieszę się, mój synu, że mogę z tobą rozmawaiać osobiście. Ty prosisz Mnie o pomoc, ale nie wyobrażasz sobie, jak bardzo Ja chcę ci pomagać, objaśniać, radzić — najlepiej przez rozmowę (Pan tłumaczy: dlatego przez rozmową, że to jest przyrodzona człowiekowi, najpowszechniejsza, najprostsza forma porozumienia, powalająca na pytania i wyjaśnienia). Jeżeli rzeczywiście pragniecie służyć Mnie, a nie własnym koncepcjom, powinniście dokładnie wiedzieć, czego Ja chcę, a może raczej powinniśmy się rozumieć tak, jak ojciec pracujący wspólnie z synem, np. w łodzi rybackiej. (...)
Proś o dar słyszenia Mnie dla siebie i swoich przyjaciół. Jeżeli będziecie prosić i pragnąć tego daru, Ja wam pomogę. (...)
Dziś, gdy będziesz poświęcał Jej figurę, będzie z tobą moja Matka. Możesz z Nią rozmawiać, możesz Jej powierzyć wszystkie swoje troski i wszystkie swoje plany i zmartwienia. Ona pragnie, żebyś z Nią przebywał jak z Matką. Pagnie zatrudnić cię w swojej służbie, a jest to służba niesienia miłosierdzia światu — dzieło moje, które Matka będzie rozbudowywać i rozszerzać w waszym kraju. I stąd pragnie zanieść je światu, zwłaszcza tym, którzy będą najciężej doświadczeni. Dlatego stawajcie w gotowości, dzieci, chciejcie służyć, a Ona nikogo, kto kocha Mnie, nie odsunie od tej służby.
Nie martw się, synu, masz Matkę, masz Ojca, masz Ducha Świętego, Towarzysza i Przyjaciela, masz Mnie, który was kocham. Czegóż ci brak? Całe twoje życie jest w naszych rękach. A więc oddałeś je Miłości i Miłość będzie rosła w tobie i przez ciebie udzielała się innym. Z góry dziękuj Mi, synu, i ciesz się, jeżeli naprawdę Mi zawierzyłeś. Teraz błogosławię was w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
Trudno nam zakończyć rozmowę.. Ks. Zdzisław zadaje pytanie:
— Czy w służbie Miłosierdzia potrzebny jest film?
— Przyszłością filmu polskiego jest zagadnienie etyki, filmy z ideą miłosierdzia. Ale to za kilka lat. Wtedy będą potrzebne filmy nie tylko dla Polski, ale i dla całego Wschodu, który zamierzam przywrócić Kościołowi. Będą potrzebne filmy o waszych świętych, zwłaszcza z ostatnich lat — o Maksymilianie, o moim synu Albercie, o Faustynie. Cechą charakterystyczną świętych polskich była wrażliwość na potrzeby ludzkie — można to nazwać potrzebą działania miłosiernego — i takich świętych mamy (w niebie) ogromną ilość, ale pragnąłbym, aby dzieła dające najwięcej dobra i ratunku duszom i ciałom były wydobyte i ukazane światu.
Ze zrozumienia: form przekazu jest wiele, np. film dokumentalny, fabularny, naukowy. Na ukazanie światu zasługują m.in. Honorat Koźmiński, Romuald Traugutt, Andrzej Bobola, Jozafat Kuncewicz, ojciec Beyzym, Urszula Ledóchowska, jej rodzeństwo i wielu innych. Takie filmy potrzebne będą zwłaszcza za granicą, na Wschodzie, gdyż Kościół prawosławny nie ma w swojej tradycji zakonów charytatywnych ani dzieł miłosierdzia społecznego. Pan pragnie też posłać na Wschód zakony ubogie, np. franciszkańskie, i nowe, np. małych braci, małe siostry, siostry Matki Teresy i różne ruchy świeckie.
Daję ci szansę ratowania wielu ludzi ciężko chorych duchowo
20 VII 1991 r. Anna, Grażyna, o. Stanisław
Pan rozmawia z o. Stanisławem, mającym wyjechać na Wschód:
— Mój synu, zacznijmy rozmowę od twojej odpowiedzi. Otóż powiedz Mi, czego obecnie najbardziej się lękasz. Co cię niepokoi, a co martwi?
— Najbardziej się lękam własnej słabości, braku zawierzenia, niepokoju jak zostanę przyjęty... Boję się też własnych złudzeń.
— Co nazywasz złudzeniami?
— Na przykład myśl, czy być posłańcem Serca Jezusa: czy to nie mój wymysł ambicjonalny, sława, pycha? Boję się też własnych słabości..., żebym umiał siebie dobrze prowadzić.
— Być posłańcem to żaden powód do chwały — po prostu służysz. Idziesz tam, gdzie cię posyłają. Idziesz w moje Imię, bo Ja jestem Miłością. I to jest oczywista prawda. Natomiast twoje skrupuły są działaniem nieprzyjaciela, który usiłuje ci zasugerować wszelkie możliwe lęki. Wobec tego postępuj tak: Powiedziałem, że jestem z wami aż do skończenia świata; ponadto jesteś w Towarzystwie Jezusowym, czy tak trudno ci uwierzyć, że jedziemy razem? Będziemy zawsze razem i wszystko czynić będziemy wspólnie. A jeżeli ty przez swoją naturę ludzką popełnisz jakieś błędy, to Ja je moją mocą naprawię. Czy sądzisz, że jest coś, czego Ja nie mógłbym dokonać? Czy w tej mierze wszystko wyjaśniliśmy sobie?
— Chodzi o to, do jakiego stopnia potrafię uwierzyć, że Ty wszystko możesz...
— Ty sam jesteś słaby — jak każdy człowiek. A Ja znam naturę ludzką. I dlatego tak bardzo zbliżam się do was, by móc was wspomagać, prowadzić i z wami współpracować nad zbawianiem świata. Jeżeli bliskość moją przy tobie i moją stałą, czujną, opiekuńczą miłość potraktujesz poważnie, obecność moja stanie się dla ciebie niewątpliwa.
Posłuchaj, synu, przecież jedziesz pełnić moją wolę, nieść ludziom smutnym i nieszczęśliwym dobrą nowinę. Powiedziałem wam, że daję wam obecnie czasy apostolskie. Czy nie oznacza to, że każdego z was traktuję jak swojego ukochanego ucznia, dla którego sam zaplanowałem najpiękniejsze — bo bogate w czynienie dobra — życie? Daję ci, synu, szansę ratowania wielu ludzi ciężko chorych duchowo lub już na wpół umarłych; razem przywracać będziemy im zdrowie. Policz to sobie jako zaszczyt i dowód Mojego zaufania do ciebie. A i tak nie wysyłam cię samego. Co ty na to, synu?
— Ja zawsze wiedziałem, że nie jestem sam. Doświadczałem tego, że jestem niesiony na skrzydłach, ratowany. Ale zawsze jest jakieś tchórzostwo..., chęć czynienia według tego, co ja rozumiem, wiem. Trudno pozwolić prowadzić się jak dziecko. Może lęk przed krzyżem? Chyba tak — lęk przed krzyżem.
— Tam, synu, wiara twoja stanie się głębsza i prostsza. Pamiętaj, że na krzyżu Ja zginąłem za was, a nie wy za Mnie. Krzyżem jest życie codzienne, dlatego zaczynaj je ze Mną. Przedstawiaj Mi od rana swoje zamiary na każdy dzień, proś o moją obecność i współdziałanie i proś Mnie za każdego z tych, z którymi się w danym dniu spotkasz. Trudności, zmartwienia i niepowodzenia to jest normalna ludzka droga po trudnych, kamienistych ścieżkach — i tylko to może stać się twoją zasługą i twoją chlubą w moim domu. Dlatego nie odmawiam wam trudności. Wszystko bowiem, co wy nazywacie „sukcesem", jest moim dziełem. Jakiż więc byłby twój udział, gdybym drogi twoje usłał kwiatami? Czy rozumiesz, o co Mi chodzi?
— Myślę, że tak...
— Będziesz miał z mojej woli różne „pogody", dlatego przestań dzielić je jak dziecko na dobre i złe, bo wszystkie razem są ci potrzebne. Pamiętaj, że twoje życie jest twoją osobistą drogą do nieba, wybraną specjalnie dla ciebie. A Ja nie przestaję wychowywać i uczyć człowieka do ostatniej sekundy życia, zaś człowiek uczy się w działaniu (czyniąc). Tak że ty stawaj się bratem wszystkich, wśród których będziesz, tak jak Ja jestem twoim Bratem, Przyjacielem, Ojcem i Nauczycielem.
— Chciałbym spytać o braci prawosławnych...
— Twoją misją jest miłowanie ludzi tak, jak Ja ich miłuję: wszystkich jednakowo, bezwarunkowo, nieskończenie. Rozmawiaj z każdym, kto będzie chciał z tobą rozmawiać, ale nie narzucaj się. A tam, gdzie znajdziesz zrozumienie, szukaj zawsze tego, co łączy. Kościół wschodni ma rozwinięte bardziej niż wy, a wy bardziej niż oni, inne zagadnienia teologii. Udzielajcie sobie wzajemnie tego, co w obu Kościołach najlepsze, tak jak to bywa w dobrym małżeństwie, gdzie dwoje ludzi wymieniając pomiędzy sobą swoje przymioty i wartości ubogaca się wzajemnie, tworząc jedno ciało uświęcone łaską Boga. Nie daj się sprowokować do drażniących dyskusji, nie ulegaj emocjom (nawet cudzym), postępuj tak, jak Ja bym postępował; bo jestem z tobą, choć niewidzialny. Dlatego, synu, nie przynoś Mi wstydu. Oddawaj Mi wszystkich, za których będziesz czuł się odpowiedzialny, a szykuj sobie współpracowników i przyjaciół idąc śladem apostołów.
Pamiętaj, synu, że ten wyjazd to mój wspaniały prezent, piękna przygoda — piękna, bo przecież jedziemy razem. Traktuj to jako wyraz mojej miłości do ciebie, mój dar, moje zaproszenie — i ciesz się nim zamiast martwić.
Chcę ci powiedzieć, że Matka moja pragnie zgromadzić wszystkie swoje dzieci pod swoje skrzydła. Dlatego Rosja, która czci Ją jako moją Matkę — Bogarodzicę i Matkę Miłosierdzia — ma Jej troskę i pomoc. Ale Jej opiekę ma każdy człowiek. Dlatego wszyscy wzywajcie Jej w chwilach trudnych i ufajcie miłosierdziu Boga.
— Mam dwa pytania: o wspólnoty życia chrześcijańskiego i wspólnoty neokatechumenalne.
— Strzeż się, synu, wprowadzać od razu podziały na katolików „lepszych" i tych „gorszych". Oprzyj się na metodzie Pawła, który zakładał wiele kościołów w różnych środowiskach, o różnym języku, kulturze, pochodzeniu i obyczajach. Na wszystko będzie czas. Ale pamiętaj, że oni oczekują na Mnie żywego i kochającego, a nie na różne typy życia religijnego. Pragnę jedności miłowania i służenia sobie wzajemnie. A powoli jeden lud Boży zróżnicuje się wedle własnych potrzeb i upodobań, tak jak każda rodzina ludzka. Ale najpierw jest miłość, zrozumienie, współdziałanie i służenie jeden drugiemu. Raczej oprzyj się, synu, na błogosławieństwach moich. Twórz więzy wszechstronnej pomocy wewnątrz powstającej wspólnoty ludzkiej, która od razu powinna pragnąć i dążyć do rozszerzania się poza swój krąg; mówię tu o czynnej służbie bliźnim potrzebującym pomocy. Co jeszcze, synu?
— Nic, wszystko wiem.
— To teraz uklęknij i przyjmij moje błogosławieństwo. Synu, błogosławię cię jako mojego posłańca niosącego Mnie światu. Błogosławieństwo moje rozciągam na wszystkich, z którymi będziesz się spotykał, nie wyłączając nikogo; przeciwnie, czynię je skutecznym dla najbardziej zagrożonych. Przyjmij je i nieś ze sobą wszędzie, gdzie będziesz. Miasta, wioski i ludzi oddawaj Mnie pod moje panowanie pełne miłosierdzia. Bo bardzo wam miłosierdzia i przebaczenia mojego potrzeba. Twoimi rękoma — Mnie poświęconymi (chodzi o święcenia kapłańskie) — będę ich przygarniał do serca i bronił przed nieprzyjacielem dusz ludzkich. Kocham cię, synu, i spodziewam się, że razem wiele dobra dokonamy. Błogosławię cię w imieniu Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Jakże Ja cię kocham... +
Nawet w nagłej, niespodziewanej śmierci objawiam swoje miłosierdzie
22 VII 1991 r. Anna
— Proszę Cię, Panie, powiedz o Twoim miłosierdziu w stosunku do tego młodego człowieka, który zginął, jak się dowiedziałam, kiedy popisywał się przed kolegami brawurową jazdą swoim samochodem, a wszyscy przedtem pili alkohol. Proszę od razu o „słowo" o tym, co jest nam konieczne, zwłaszcza kiedy giniemy nagle, nie przygotowani na śmierć. Wiem, że nigdy człowiek nie spotka się z większym miłosierdziem, niż kiedy staje przed Tobą.
— Cieszę się, że zrozumiałaś to, córeczko. Nawet w nagłej, niespodziewanej śmierci objawiam swoje miłosierdzie. Jeżeli wybieram ją, to często po to, aby była usprawiedliwieniem dla tych z moich dzieci, po których nie spodziewam się, że kiedykolwiek zechcą przygotować się na spotkanie ze Mną, natomiast dłuższe życie powiększy ciężar ich win. Jest to też ostrzeżenie dla ich otoczenia — wezwanie do zastanowienia się nad stanem własnej duszy i zachęta do szybszego oczyszczenia się z win (Łk 13,1-5 — zawalenie się wieży w Siloe). Mówię oczywiście o tych, którzy wiedzą, że mogą oczyścić się w sakramencie pokuty. Lecz i inni mogą zastanowić się nad zmianą swego sposobu życia, naprawieniem krzywd przez siebie bliźnim wyrządzonych, porzuceniem nałogów lub złych nawyków, okazaniem bliźnim swoim — zwłaszcza tym, za których ponoszą odpowiedzialność — większej troski, uwagi, czasu, a zwłaszcza miłości.
Patrząc na nagłą śmierć, zaskakującą innego człowieka, nie sposób nie zastanowić się: „A ja, czy jestem gotów? Czy rzeczywiście najważniejsze są dla mnie te sprawy, które mnie pochłaniają? Jaką pamięć pozostawię po sobie? Czy ludzie będą mi wdzięczni, życzliwi, czy też obojętni, ponieważ i ja byłem względem nich obojętny lub może nawet niemiłosierny? Czy zasłużyłem sobie na ich orędownictwo...?"
Dla człowieka zmarłego w niedojrzałości duchowej straszny jest sąd jego bliźnich o nim, bo słyszy myśli ich i rozumie, lecz wytłumaczyć się nie może. Jeśli jednakże człowiek ginie nagle, opinia ludzka łagodnieje: jest w niej więcej współczucia, a także woli wybaczenia mu win. Ludzie gotowi są zapomnieć jego przewinienia i modlą się o pomoc dla niego. I to też zmarły słyszy, i za każdą modlitwę, dobrą myśl lub słowo jest ogromnie wdzięczny.
Pamiętaj o tym, że każdy z was od momentu śmierci żyje w świecie duchowym — w świecie mojej prawdy. Spadają zeń wszelkie mity, złudzenia, zakłamanie i fałsz — jeśli w nich żył. Obecność Boża jest żywą miłością i wobec niej człowiek, zrozumiawszy, że jest kochany bezwarunkowo i na zawsze — a to poznaje natychmiast — nie chce kłamać, oszukiwać i udawać. Wie, że jest kochany taki, jaki był i jest. Wie też, że Chrystus Pan będzie jego orędownikiem i obrońcą wobec sprawiedliwości Bożej.
Człowiek poznaje prawdę o Bogu: Stwórcy, Ojcu i Zbawicielu swoim, i poznaje swoją odpowiedź na wszystko, co otrzymał; jest nią jego życie, jego czyny, słowa i miłość lub jej brak — niekoniecznie do Mnie samego, bo mógł Mnie nie znać lub wychowany został w nienawiści do Mnie, lecz do bliźnich swoich. Dlatego taki nacisk kładę na słowo z Sądu Ostatecznego (Mat 25, 34r-40), bo wypełnianie miłosierdzia może was usprawiedliwiać w oczach moich. Ostatnią zaś szansą ocalenia waszego może stać się wasza nagła śmierć. Wtedy gotów jestem wysłuchać waszego sądu o sobie: „Ojcze, nie jestem godzien, abyś przyjął mnie do domu Twego, ale wejrzyj na swoje nieskończone miłosierdzie i przebacz mi winy przeciw Tobie i braciom moim". Kto odwołuje się do niego, odrzucony nie będzie.
Natomiast sąd człowieka nad sobą samym może być straszliwym bólem i trwać długo, aczkolwiek poza czasem. Dlatego zachęcam was do miłosierdzia względem winowajców waszych, a szerzej względem wszystkich braci waszych, którzy umierają lub właśnie zmarli, zwłaszcza zaś tych, którzy zginęli śmiercią nagłą.
Proście za nich, odwołując się do mego miłosierdzia. Proście wraz z Maryją, Matką waszą, poprzez Jej Przeczyste Serce. Dołączajcie zaś wasze czyny miłosierdzia, zadość czyniąc w ten sposób brakom w życiu zmarłego. Jeśli był skąpy, bądźcie hojni w swoim i jego imieniu; jeśli nienawidził i gardził ludźmi, kochajcie ich; jeżeli mściwy był i okrutny, bądźcież wy kochający i litościwi; gdy był chciwy, bądźcie bezinteresowni i wielkoduszni. Tak naprawiając winy zmarłego, wznosicie jego i siebie ku bramom niebieskim. Wszak wiecie, że zmarły nic już dla siebie zrobić nie zdoła. Lecz wam dany jest jeszcze czas. Możecie wybawiać z czyśćca braci swoich. A dla miłosiernych i Ja miłosiernym będę.
Powiedzcie, co jest wam teraz najbardziej potrzebne
26 VII 1991 r. Anna, Bogna, s. Ewelina, Grażyna, Zofia, Bogdan, o. Paulin, Szczepan
Prosimy Pana, żeby powiedział nam to, co sam chce.
Pan:
— Moje dzieci, kocham was. Z każdym z was współpracuję wspomagając was wtedy, kiedy staracie się w Imię moje. Chciałbym, abyście przygotowywali się do tych dni, które już stoją w drzwiach. Pragnę, abyście w tym czasie współpracowali ze Mną jako moi towarzysze, uczniowie i przyjaciele. Tak wiele lat was przygotowywałem — każdego wedle umieszczonych w nim darów. Teraz nadchodzi pora, w której wy powinniście tworzyć wokół siebie koła przyjaciół i pomagać ludziom dobrej woli w wejściu na moje drogi. Nadchodzi czas, w którym potrzebny będzie każdy z was do wspólnej walki na wielu, wielu frontach, ale zawsze o jedno — o bezpieczeństwo waszego narodu i utrwalenie w nim jego prawdziwych cech. Czy rozumiecie Mnie (czy pragniecie, żebym to szerzej wytłumaczył)!
Bogdan:
— Co do idei rozumiemy; co do „wykonawstwa" prosimy o wskazówki.
Pan:
— W „wykonawstwie" będzie dana łaska na każdy moment. Powoli każde z was zajmuje już swoje miejsce w społeczeństwie lub już zajął (np. s. Ewelina, o. Paulin). Znacie moje zamierzenia i wiecie, że liczę na was i tutaj właśnie, od waszej stolicy, rozpocząłem swoje dzieło. Otrzymaliście Ducha Świętego i waszą sprawą jest tylko strzec Jego obecności w sobie, a moją sprawą jest wciąż poszerzać zasięg łaski. Bo cały wasz naród potrzebuje nawrócenia i otrzyma wystarczającą pomoc, aby się przemienić. Warunkiem jest jednak wasz wybór wedle waszych cech i umiejętności. Dlatego będziecie Mi żywymi świadkami. I — jak wielokrotnie już was prosiłem — chciejcie wszystkie wasze dobre słowa i czyny oddawać Mi w imieniu tych, którzy czynią źle lub są obojętni. Co jeszcze chcielibyście wiedzieć, dzieci, w tej sprawie?
Zofia:
— Chciałabym prosić, Panie, abyś nas ukierunkowywał ku tej drodze, którą jasno widzisz.
Pan:
— Tobie, Zosiu, daję sposobność wedle twoich sił. Oszczędzam cię, dziecko, bo pragnę, żebyś Mi dłużej służyła. (Zosia jest chora na serce; właśnie wróciła z sanatorium). Powiedzcie teraz wszyscy po kolei czym wam mogę służyć, co jest wam teraz najbardziej potrzebne.
S. Ewelina:
— Proszę o obecność Ducha Świętego w kapitule dla naszego zgromadzenia.
Pan:
— Dobrze, córko. A ty bądź tą, która porusza sznurem dzwonka wzywającego Mnie. Córeczko, dziękuję ci za wszystko, coś zrobiła dzisiaj dla Mnie (s. Ewelina przyjechała poprzedniego dnia przywożąc ciasta na imieniny Anny, a dzisiaj od rana sprzątała, myła, prała, czyściła jej całe mieszkanie; bardzo ciężko się napracowała). Ucieszyłaś Mnie i wzruszyłaś. Dlatego i Ja odpowiem ci specjalnym staraniem.
Bogdan:
— Wielbię Pana i dziękuję za łaski, które otrzymałem w Zakopanem, że mogłem odbyć nowennę do Matki Bożej Szkaplerznej. Trudno mi wrócić do pracy w więzieniu; proszę o wzmocnienie pragnienia kontynuacji pracy z więźniami.
Pan:
— Synu, nie będę wzmacniał twojego pragnienia emocjonalnego, bo nie na tym polega służba. Nie służysz „kiedy ci się chce" i „dopóki ci się chce", lecz służysz Mi wedle swoich umiejętności, które ci dałem, w tym, co uważasz za ważne, słuszne — a tym bardziej kiedy jest to naglące. A wiesz, że powiedziałem: „Byłem w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie. (...) Nie znam was" (Mt 25, 40-46). Ja ci tylko, synu, obiecuję swoją obecność z tobą w tej pracy, i to o wiele silniejszą niż wtedy, kiedy pracujesz zarobkowo.
Bogdan:
— Zrozumiałem. Idę w niedzielę i rozpoczynam to, czego podjąłem się wcześniej.
O. Paulin:
— Dwie sprawy: pierwsza — chciałbym prosić Pana Jezusa o trochę więcej sił fizycznych i psychicznych; druga — proszę o pomoc pedagogiczno-edukacyjną (moja chrześniaczka stwarza rodzinie poważne problemy wychowawcze).
— Nie masz innej rady jak tylko ofiarować ją całkowicie Mnie. Zrób to przez Serce mojej Matki. Powierz Paulinkę wychowaniu Maryi. Ponadto musicie ją nadal kochać równie mocno. Nie mówcie jej nigdy, że was zawiodła. Dziecko musi wiedzieć, że wy wierzycie w jej dobrą wolę i zdolności. A Ja będę wspomagał wasze starania.
Mój synu, pragnę ci dodać energii i sił, ale ty sam pamiętaj, że powinieneś swe obowiązki i wysiłki ograniczać. Nie możesz wymagać od siebie tyle, ile wymagałeś lat temu czterdzieści. Synu, Ja jestem wyrozumiałym Ojcem, nie wymagam od ciebie nieustających wysiłków. Pragnę twojej miłości. Pragnę serdecznego, ciepłego stosunku do Mnie, rozmowy, przyjaźni. I pamiętaj, że nigdy cię do niczego nie będę zmuszać, a tym bardziej popędzać. Błogosławię. +
Pan błogosławi o. Paulinowi, który musi już wyjść.
Pamiętaj, że masz Ojca wyrozumiałego
Przedkładamy Panu dalej nasze prośby:
Grażyna:
— Prośba o światło w najbliższych dniach w pracy.
Pan:
— Ja z twego postępowania jestem zadowolony. Postępuj tak dalej.
Szczepan:
— Dwie sprawy: robotników, ze trzech, „bo żniwo wielkie"; i troszkę ulgi w sprawach materialnych, aby nie trzeba było opędzać się przed kłopotami jak przed komarami.
Pan:
— Znam wasze kłopoty. Sam was (ciebie i Grażyną) zachęcałem do tej pracy. I nie opuszczam was. Ale kiedyś będziecie ten czas wspominali z dumą jako czas heroiczny, i nie chcę wam odmawiać tej radości, lecz obiecuję pomoc. Oboje zdajecie sobie sprawę z tego, jak ważna jest wasza praca dla przyszłości kraju, i to również was podtrzymuje. Jeszcze trochę wytrwajcie, dzieci.
Obiecałem ci, Szczepanie, i twojej żonie, że nie zawsze wasze życie będzie takie ciężkie i skomplikowane. Zapewniam cię, że wiem co mówię. Dlatego proszę, nie załamuj się i nie daj sobie wmówić, że nie wytrzymasz, że nie widzisz znikąd pomocy ani wyjścia. Ponieważ jesteś zmęczony, silniejsze są pokusy. Nie bierz ich za swoje (tych myśli pełnych zniechęcenia i złych przewidywań). Co jeszcze cię trapi, mój synu?
Szczepan:
— Wytrzymałość — może nie tyle własna, ile żony...
Pan:
— Nie patrz, synu, z perspektywy czysto ziemskiej (biologicznej). Pamiętaj, że masz pomoc z wysoka, że to Ja cię zachęcałem do przyjęcia tej pracy nie po to, aby zniszczyć ciebie lub wasze małżeństwo, lecz dlatego, że wierzyłem, że właśnie ty jesteś dostatecznie kompetentny, dość silny wewnętrznie i dość sprawny, aby móc ten ciężar podjąć, nie zrzucając go na innych i nie rezygnując. Pamiętaj, co w tym gmachu się działo i pod jaką presją nie uginali się twoi poprzednicy w tych pokojach. „Jeszcze nie opieraliście się aż do przelewu krwi" (Hbr 12, 4). Twoja sytuacja nie wymaga od ciebie ostatecznej ofiary.
Ja w ciebie, synu, wierzę. Musisz tylko stale pamiętać, że masz wszechmogącego Ojca, który nie spuszcza cię z oczu.
Pan zwraca się. do Bogny:
— Powiedz, córko, co cię gnębi.
Bogna:
— Chciałabym otrzymać pomoc w rozeznawaniu i kształtowaniu codzienności zgodnie z wolą Bożą.
Pan:
— Cały czas ci jej udzielam, córko.
Bogna:
— Chciałabym podziękować i prosić, abyś mnie wspomagał w mojej słabości.
Pan:
— Pamiętaj, że Ja działam spokojnie, do niczego nie przymuszam.
Anna:
— Pan mówi to z uśmiechem, jak gdybyś rozbawiła Chrystusa Pana tym, że skarżysz się na coś, co jest charakterystyczną właściwością natury ludzkiej.
Pan:
— Dam ci propozycję, córko. Ciesz się moimi przymiotami, które powodują, że tak nieskończenie kocham tę waszą „marność ludzką". Jej to właśnie zawdzięczacie całe moje miłosierdzie, które na was wylewam. Macie też moją cierpliwość, łaskawość, wspaniałomyślność, wybaczenie na jedno słowo prośby. Wszelkie przywileje, które wam dałem, zawdzięczacie temu, że jesteście tak bardzo słabi.
Bogna:
— Czy to, co rozpoznaję i wybieram, odpowiada planom Bożym?
Pan:
— Córko, przecież ty idziesz, jesteś w drodze. Ja ci pozwalam na wszystko, bo na wszystkim się uczysz. Ważne jest tylko jedno: czy twoje postępowanie jest kierowane intencją służenia Mi, czy też intencją szkodzenia moim planom. Jeżeli ty, córko, pragniesz Mi usłużyć, Ja wszystko, cokolwiek zrobisz, przyjmuję jako twój dar niezależnie od tego, czy jest Mi on bardziej, czy mniej potrzebny. A zapewniam cię, że możliwość błędu też aprobuję, ponieważ na błędach uczycie się. Pamiętaj, że masz Ojca wyrozumiałego, który lubi pobłażać swoim dzieciom i patrzy przez palce na drobne błędy swoich stale jeszcze małych dzieci.. Zapewniam cię, córko, że dla Mnie do samej śmierci będziesz wciąż dzieckiem, chociaż traktuję cię poważnie i pomagam w pracy wymagającej dojrzałości.
Dzieci, chciałbym mocno przytulić was do serca. Kładę ręce na waszych strudzonych głowinach i mówię wam: „W górę serca! Jam zwyciężył świat". A teraz czynię z niego moje królestwo. Powoli, dzieci, rozpoczynamy ratowanie świata. Nie martwcie się niczym, bo jestem z wami. Błogosławię wszystkie wasze starania i wysiłki, wszystkie wasze dążenia i marzenia. Błogosławię wasze dni codzienne w każdej sekundzie ich trwania.
Pozostańcie blisko przy moim sercu, bo niczego Mi tak nie brak jak miłości człowieka. Bądźcie tymi, którzy Mnie kochają, a wszystko inne będzie wam przydane. Daję wam moje błogosławieństwo w imię Boga Najwyższego. +
Czy teraz widzicie, jak bardzo Mi zależy na was samych?
3 VIII 1991 r. Anna, Grażyna, Grzegorz
Pan zaczyna rozmowę z Grzegorzem:
— Cieszę się, że was znowu zgromadziłem razem. Powiedz Mi, Grzegorzu, jak określiłbyś swój pobyt w Anglii, odkładając na bok sprawy zawodowe.
Grzegorz:
— Po pierwsze zyskałem spojrzenie na Zachód z bliska, namacalnie dostrzegając pustkę duchową i odchodzenie od Ciebie, z jednoczesnym wypełnianiem tej przestrzeni sprawami degradującymi, jak natrętna propaganda czy niemal kult prymitywnego seksu, pornografia, wynaturzenia... i jawnie uwłaczającymi Tobie, jak magia, okultyzm, czary (np. działające otwarcie, a nawet zapraszane do telewizji wiedźmy)... aż do satanizmu. Oprócz tego pierwszy raz zetknąłem się z klimatem przeciwnym wierze. Bolało mnie także zakłamanie w działaniach publicznych, np.: chrześcijaństwo państwowe na pokaz i cynizm w praktyce.
Co do masonerii, nie starałem się poznać jej roli i znaczenia, ale zaniepokoiły mnie opinie różnych osób o opanowaniu przez masonerię wszystkich ważnych dziedzin życia, łącznie z administracją, policją, sądownictwem, środkami przekazu, dzięki czemu może ona czynić, co chce, działając niejawnie (np. decydować o powierzaniu stanowisk w służbach publicznych i instytucjach). Ciągle nie mogę zapomnieć katedry anglikańskiej z kaplicą Matki Bożej wybudowaną przez masonerię; nie wiem, czy to jest zakłamanie, szyderstwo czy... nieświadome szukanie orędownictwa.
Na Polonię spojrzałem zupełnie inaczej — z bliska — i nawiązałem znajomości (przyjaźnie). Mam uczucie, że nie przekazałem w pełni tego, co chciałeś, Panie, abym przekazał, choć starałem się wykorzystywać okazje.
Pan:
— Mnie wystarczy, jeśli ziarno jest w ziemi.
Grzegorz:
— Tak, usiłowałem w to wierzyć, że ja nie muszę oglądać efektów. Chciałbym jeszcze dokończyć poprzez korespondencję lub artykuły...
Pan:
— Czym był (ten pobyt) dla ciebie, dla twego ducha?
Grzegorz:
— To okres bliżej Ciebie: więcej czasu na modlitwę, na uświadamianie sobie Twojej obecności, bliskości. Także tęsknota za Polską i bliskimi, którą starałem się oddawać Ci spokojnie, wiedząc że to wszystko jest Twoim darem i zadaniem. Pamiętałem o Twoim zapewnieniu, że ta rozłąka nie będzie destrukcyjna, ale że będziesz się opiekował (całą rodziną).
Pan:
— Czy uważasz, że zmieniłeś się?
Grzegorz:
— Myślę że tak, ale właściwie zastanawiam się...
Pan:
— Czy nastąpiło pogłębienie, czy spłycenie twojej hierarchii wartości?
Grzegorz:
— Wierzę, że poddawałem się kształtowaniu przez Ciebie, dlatego chcę wierzyć, że pogłębienie. Myślę, że bardziej świadomie traktuję służbę...
Pan:
— Czy widzisz potrzebę tego zadania — służby?
Grzegorz:
— Poza wszelkimi wątpliwościami, Panie. Przepojenie życia Tobą, Twoimi wartościami widzę jako najgłębszą potrzebę ludzkości.
Pan:
— A Mnie się wydaje, synu, że pogłębiliśmy naszą przyjaźń.
Grzegorz:
— Dziękuję. Bałem się, gdy mówiłem o Tobie, żeby to nie przeszło na mówienie prawie „zawodowe", ale żeby było wyrażaniem treści, świadectwem.
Pan:
— Dlatego właśnie potrzebna ci była „pustynia" (przebywanie we dwoje). Czy jaśniej zobaczyłeś z daleka, dlaczego Ja twój naród wybieram do współpracy?
Grzegorz:
— Tak. Właśnie dlatego, że z daleka, że przez kontrast. I tym bardziej niepokoiłem się, że moglibyśmy tę szansę zmarnować — i dla siebie, i dla ludzkości.
Pan:
— Moglibyście, ale tylko przez świadomą zbiorową złą wolę. Bo ponad waszą naiwnością i nieświadomością Ja czuwam. Ale teraz już powróciłeś, aby na zapowiedziany wam okres stanąć do służby wraz z innymi (wspólnie).
Anna:
— Panie, teraz prosimy Cię, wskaż nam, czego się od nas spodziewasz.
Pan:
— Cierpliwości, wytrwałości, spokoju (wewnętrznego). Oczekuję też pełnego nawrócenia się (zwracania się po rozkazy i dyspozycje do Mnie jako do waszego wodza). Wiem, że spodziewacie się ode Mnie informacji — i otrzymacie ją, ale nie dzisiaj, lecz razem z Janem.
Anna:
— Panie, tylko znowu boimy się o Papieża.
Grzegorz:
— Panie, polecamy Ci Papieża, prosimy o opiekę nad nim...
Pan:
— Ja się też martwię (wielką ilością zlej woli w ludzkości, tym co robi ona ze swoją wolnością).
Anna:
— Czy to nie jest koniec ludzkości?
Pan:
— W pewnym sensie tak. Dlatego właśnie daję wam na te czasy całą pełnię mego miłosierdzia, które jest odpuszczeniem i zapomnieniem waszych win za jedno wasze „przebacz!".
Dzieci, przytulam was do serca, nasycam moim pokojem i zapewniam, że w waszym życiu nie stanie się nic bez mojej woli, bo zaufaliście Mi. A chciałbym rozciągnąć to poczucie bezpieczeństwa i mojej bliskości na cały wasz naród.
Przyjmijcie moje błogosławieństwo, moją wielką miłość, moją radość z was trojga. Bo zbliżyliście się do Mnie wszyscy troje, choć każde prowadziłem inną drogą. I znowu jesteśmy razem, ale już na następnym stopniu (chodzi o rozumienie woli Pana i świadomą zgodę na to, czego Pan chce).
— Chwała Ci, Panie...
Pan:
— Teraz już mogę na was budować następne zadanie (polegać na nas i z nami budować).
Grzegorz:
— „Mów, Panie, bo sługa Twój słucha".
Pan:
— Tak, jesteście już moimi, ale nie sługami, lecz uczniami i przyjaciółmi.
Anna:
— Dziękujemy Ci, Panie, kochamy Cię. Cieszymy się, że nie zapominasz o nas.
Grzegorz:
— „Czy może niewiasta zapomnieć swego niemowlęcia..."
Pan:
— Dobrze powiedziałeś, Grzegorzu. Czy teraz widzicie, jak bardzo na was samych Mi zależy, jak nieskończenie ważny i drogocenny jest dla Mnie każdy z was. Nie to, dzieci, co robicie dla Mnie, ale to, czym się stajecie — a stajecie się coraz bardziej świadomymi swego stanu dziećmi moimi — to jest dla Mnie najważniejsze.
Kocham was. Obejmuję błogosławieństwem Boga Wszechmogącego w Trójcy Jedynego, Świętego Świętych. Niech błogosławieństwo moje spocznie na was, przeniknie was i pozostanie, abyście byli świadkami moimi. +
Otrzymacie pomoc całego nieba
8 VIII 1991 r. Anna, o. Jan, Grzegorz
Mówi Pan:
— Dzisiaj, dzieci, pomówimy, tak jak wam to uprzednio obiecałem, o moich planach.
Ojciec Niebieski zadecydował już, że pora nadeszła. Ponieważ litość Boga nie jest zrozumiana, a grzech rozprzestrzenia się coraz szerzej i szybciej, nie mamy innego sposobu niż aby poprzez lęk przed śmiercią, poczucie zagrożenia i powszechną świadomość niebezpieczeństwa, które może dotrzeć wszędzie — poprzez te ostateczne środki jeszcze raz dać wam szansę zastanowienia się i świadomego odwrotu od drogi zgubnej ku prawidłowej. Ponieważ będzie to największa hekatomba w (znanych wam) dziejach ludzkości, otrzymacie pomoc całego nieba, gdyż wszystkie rodziny ludzkie mają tu swoich przedstawicieli, którzy kochają ich i proszą o możność niesienia pomocy swoim potomkom i spadkobiercom (wnukom, prawnukom... od pokoleń).
Zrozumcie, dzieci, że łączy was z moim światem braterstwo dużo głębsze, niż sobie możecie wyobrazić. Jest to braterstwo wspólnej drogi. (Ze zrozumienia: obejmuje to z jednej strony odpowiedzialność za przekazane nam z całym dziedzictwem wady, przewinienia nie odżałowane i krzywdy nie naprawione, z drugiej — przez Boga dane w nagrodę, prawo dalszego udzielania się tym, którzy tworzyli szeroko rozumiane dobro, np. twórczość naukowa, artystyczna, niesienie pomocy bliźnim. Dotyczy to całych rodzin, narodów, a także szerzej — powolnej drogi dźwigania się całej ludzkości ku Bogu.) (...)
Chcecie Mnie zapytać, czego teraz pragnąłbym od waszego społeczeństwa. (...) Nie dajcie się oderwać ode Mnie, a na wszelkie zarzuty wobec Kościoła — często słuszne — odpowiadajcie, że Kościół mój na ziemi składa się z milionów ludzi pozostających wciąż w drodze (ku zbawieniu), nie różniących się od reszty niczym poza uznaniem, że ta droga, którą idą, prowadzi ich ku dojrzałości (duchowej) i poza podstawowym zrozumieniem, że na początku tej drogi stanąłem Ja, że Ja was prowadzę i jestem z wami aż do skończenia świata — a Ja jestem miłością, zmiłowaniem, miłosierdziem i przebaczeniem.
Wy wiecie, iż pragnę, aby cały mój Kościół stawał się powoli MNĄ — Zbawicielem dla reszty świata. Ale tu już nie słowa są potrzebne, lecz postawa wasza, bo wy macie być moim fizycznym obrazem, moimi żywymi świadkami.
Moje dzieci, teraz — jak powiedziałem — powinniście się jednoczyć, tworzyć obok siebie koła przyjaciół — nie dla obrony, lecz aby walczyć, występować przeciw temu wszystkiemu, co was niszczy. Pamiętajcie, że każdy czyn dobry działa silniej niż słowo, bo jest przykładem, że można żyć wedle moich reguł, a nie wedle zmieniających się, bezwartościowych „mód świata".
Dzieci, podejmujcie wszelkie inicjatywy i działania ku dobru społecznemu, ale niech to będzie działanie, a nie „obradowanie" i wyżywanie się w słowach (tym najbardziej zagrożeni są klerycy i księża, dlatego należało by umożliwiać im dostęp do działań społecznych). Organizujcie powoli front ludzi dobrej woli — mój front — a nie partie polityczne.
To jest program dla tych, z którymi będziecie w najbliższym czasie rozmawiali. Zobaczcie, jak działa mój syn Karol, Jan Paweł II: nie szczędzi trudu ani sił, a wszędzie jest dla ludzi obrazem moim; i jest to obraz dobry. (...)
Sami słyszycie, jak narasta i rozszerza się zaniepokojenie społeczeństw sytych lub dążących do dobrobytu, które zaczynają czuć się zagrożone przez brak odpowiedzialności i zasad moralnych przywódców narodów wciąż pozostających we władzy „starych" poglądów, gdzie jedyną drogą jest przemoc, gwałt, agresja zbrojna i zdobywanie tego, czego pożądają, poprzez zadawanie śmierci i cierpienia innym. A jeśli ilość takich przywódców i takich państw będzie rosła, będziecie coraz bardziej poruszeni i przerażeni. Bo teraz
ujawnią swoje zamiary większe państwa (ZSRR, Chiny). Takim działaniom towarzyszyć będą kataklizmy, gdyż inaczej zniszczylibyście się zupełnie. Bo nie wiecie nawet, ile straszliwej broni jądrowej posiadają kraje, których nikt by o to nie posądzał.
Zapowiedziane czasy trwogi i śmierci już się rozpoczynają, ale wy ogniskujcie się na tworzeniu dzieł miłosierdzia, dzieł pokoju, gdyż taką rolę przeznaczyłem waszej ojczyźnie. Troszczcie się o waszych sąsiadów, troszczcie się o Wschód. (...)
Władze Kościoła w Polsce muszą zrozumieć, że nadchodzi coś zupełnie nowego i trzeba działać w inny sposób, bardziej ofiarnie i pracując w łączności ze społeczeństwem, a nie ponad nim.
Spodziewaliście się ode Mnie dat: dawałem wam przykład z drzewa figowego — przeczytajcie jeszcze raz ten fragment (Mt 24, 32-33).
O. Jan:
— Mnie teraz najbardziej naglące wydaje się opracowanie tych wszystkich „Słów".
Pan:
— Ile lat ci to mówię... Głosisz rekolekcje, Janie, masz wielu penitentów, spotykasz się z wieloma środowiskami twórczymi. Mów o potrzebie działania, o tym, że każdy z was może coś dobrego zrobić i zachęcić do tego innych. Oprzyjcie się na tym, co mówiłem o moim dziele miłosierdzia, w którym potrzebni będą wszyscy. Bo Ja zacieram różnice pomiędzy moimi dziećmi i dążę do wspólnoty miłości.
Teraz, dzieci, błogosławię was. Wspomóżcie serdeczną myślą spotkanie młodzieży; oddawajcie ich wszystkich naszej wspólnej Matce. Błogosławię was, przytulam do serca i obiecuję, że będę wam umożliwiał niesienie pomocy — każdemu wedle jego możliwości i umiejętności. (...)
Udzielam wam mojego błogosławieństwa, energii, siły przekonania, udzielam wam stałości we Mnie. Kocham was, dzieci. Błogosławię w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. +
Chciałbym, żebyś spojrzała na moje plany pod kątem możliwości ich realizacji
16 VIII 1991 r. Anna, Maria, o. Jan
Mówi Pan:
— Już nadchodzi czas realizacji, ale dla tych, którzy będą organizować, głosić i uczyć innych. Bo w tej chwili mogę się oprzeć na tych, którzy Mi wierzą i przyjmują moje słowa. Dlatego zbieram was ku różnym zadaniom wedle ukierunkowania waszej miłości, a Duch Święty już z wami pracuje. Teraz też szybko będzie postępowało to, co wydawało się nie do zrealizowania.
Czego chciałbym od was dwojga? Poznawajcie się, poznawajcie moje zamiary względem waszej ojczyzny. Ty, Anno, już je znasz. Ale chciałbym, żebyś ty, Mario, spojrzała na moje plany pod kątem możliwości ich realizacji. Kiedy więc czytasz, pomyśl, czy widzisz odpowiednich ludzi do tego lub innego rodzaju pracy. Kiedy przeczytasz całość, możesz za moją zgodą wprowadzać takie osoby w konkretne działy służby. Jeżeli chodzi o społeczną służbę kobiet, chciałbym w niej widzieć harcerstwo żeńskie, ale nie tylko. Instruktorkami, albo osobami opracowującymi szczegółowe koncepcje takich służb mogą zostać osoby z różnych ruchów katolickich, a nawet zakonów, jeżeli ukończyły odpowiednie studia i odbyły praktykę na różnych placówkach służby społecznej.
Proszę cię, Mario, czytaj pod tym kątem, po to bowiem doprowadziłem do waszego spotkania z sobą, żebyście się uzupełniały. Anna inspiruje i przekazuje, ale nie ma żadnych zdolności organizacyjnych, bo nie jest to jej rola. Ty zaś jesteś obdarowana uzdolnieniami do wprowadzania w czyny planów teoretycznych.
Maria:
— Moją zasadą postępowania jest, żeby słowo wypowiedziane było święte, żeby słowa nie były rzucane na wiatr.
Pan się uśmiecha:
— Taką chcę cię mieć, moja córko! Czy myślisz, że Ja nie tęskniłem bardziej niż ty do rozmowy z tobą? Wreszcie stało się tak. I teraz masz do Mnie otwartą drogę. Na razie czytaj. Potem pomyślimy, jak wykorzystać twoje pomieszczenie, twoje książki, twych przyjaciół, bo przecież nie na próżno działałaś w różnych środowiskach.
Maria:
— Liga kobiet, skauting... szukałam po latach odejścia od Kościoła. I znalazłam.
Pan:
— Ale zawsze szukałaś Mnie — szukałaś prawdy, szukałaś miłości, szukałaś drogi. Czyż Ja tego nie wiem? Przecież Ja byłem motorem twego poszukiwania.
Pan zwraca się do ojca Jana, który wspomniał, że przygotowuje się do wyjazdu do Niemiec na zjazd socjologów.
— Na pewno o tobie nie zapomnę. Przecież cały czas współpracujemy, jesteśmy razem. Synu, postępuj tak, jak ci sytuacja nakaże, ponieważ Ja przemawiam również przez sytuację. Nie zostaniesz na długo. Nie będę cię więcej przynaglał do przekazywania ostrzeżeń, ponieważ ich nie przyjmują. Kiedy żyłem pośród was, też nie usiłowałem za wszelką cenę nawracać kapłanów, faryzeuszy i saduceuszy — od arcykapłana do sług świątyni — ponieważ w sercu mieli pychę, samozadowolenie i pogardę dla wszystkich niżej urodzonych. A wielu żywiło do Mnie nienawiść. I ty nie usiłuj przezwyciężać oporu za wszelką cenę, ponieważ Ja zawsze pozostawiam woli wolny wybór. I nawet stan duchowy, w jakim giniecie, jest waszym własnym wyborem.
Teraz, synu, mam dla ciebie propozycję: w czasie całej drogi do Krakowa, odczytując w „Słowie Powszechnym" mowy Jana Pawła do młodzieży na Jasnej Górze, módl się we wszytkich intencjach Papieża, dodając do nich swoje, bo potrzebny mu jest wasz współudział w imieniu społeczeństwa polskiego. I proś razem z moją Matką, myślę, że ten czas nie będzie zmarnowany. Kocham cię, synu. Uklęknij, przyjmij moje błogosławieństwo. Wspomogę twój umysł i dam ci jasne zrozumienie wszystkiego, o czym będziesz mówił, bo przecież jesteśmy przyjaciółmi i pomagamy sobie. Tulę cię do serca, synu, obdarzam cię moim pokojem, wzmacniam twoje siły fizyczne i czekam cię tutaj, kiedy będziesz mógł przyjechać. Daję ci błogosławieństwo Boga Najwyższego w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. +
Gdzie jest czystość intencji, łatwo i prosto układa się moja współpraca z wami
22 VIII 1991 r. Anna
Zamierzałam zwrócić się do Pana, ale Pan to uprzedził, zachęcając mnie:
— Pytaj, dziecko. Wiesz, że zawsze wam odpowiadam.
— Przynagliła mnie osoba pani Marii. Chciałabym przez nią dawać teksty jej znajomym. Nie wiem jednak, Panie, czy to Ty spowodowałeś nasze spotkanie. Tak mi się wydawało.
— Tak, córko, Ja to sprawiłem, gdyż uzupełniacie się i wspólnie możecie więcej zrobić. Obie służycie Mi w jednej sprawie, czyż nie tak?
— Tak sądzę.
— Wszystko zależy od tego, Anno, czy zechcesz się z nią podzielić tekstami społecznymi. Bo sama czujesz, że możesz na niej polegać.
Przecież ty Mnie słyszysz, córeczko, dużo częściej, niż sądzisz, i postępujesz wedle moich wskazań nawet wtedy, kiedy ich nie zapisujesz, lecz gdy myślisz o naszych sprawach. Masz stałą pomoc w działaniu, kiedy jest ci to potrzebne, bo myślisz o tym, co zrobić lepiej, czym możesz obdarzyć tych, z którymi cię stykam, co jeszcze możesz zrobić dla Mnie i Matki mojej. Otóż tam, gdzie jest czystość intencji, łatwo i prosto układa się moja współpraca z wami, dzieci. (...)
Dzisiaj powiedziałem ci, że nie dawałem ci kalectwa, lecz chorobę, i ty ten dar przyjęłaś. A teraz lecz się, gimnastykuj, walcz z nią, ile możesz, a Ja ci w tym dopomogę. Tak postępując nie sprzeciwiasz się mojej woli. Chcę, abyś stawała się sprawniejsza i zdrowsza. Nie „skazałem cię" na bezradność. To była próba. A teraz pragnę, abyś miała więcej sił, a więc mniej bólu, bo cierpienie osłabia i wyczerpuje. Potrzebna Mi będzie twoja gotowość, więc wiedz, że taka jest moja wola.
Widzisz, że znajduję ci osoby pomocne, którym i ty możesz dużo dać. Zbliżasz je do Mnie. Jesteś jak stara przyjaciółka, która Mnie długo zna i rozumie i dlatego wciąż nowe przyprowadza Mi osoby; one same jeszcze nie ośmielają się przyjść i nie wiedzą, jak rozmawiać ze Mną. Ty zaś wiesz, że Ja do nich wszystkich tęsknię i pragnę je mieć w swoim domu, a teraz — jak najbliżej i stale przy sobie. Nie zauważyłaś nawet, ile już osób zapoznałaś ze Mną — osobiście, gdyż znają Mnie, czytają o Mnie, a nawet — posługując się przenośnią — piszą do Mnie i często „telefonują", ale nie znają szczęścia żywej mojej obecności i radości szczerej, bezpośredniej rozmowy. Ty pośredniczysz w zawieraniu osobistej przyjaźni pomiędzy nami.
Cieszę się tobą, dziecko, i mówię ci to, gdyż nigdy nie pytasz o siebie, a przecież i tobie należą się słowa miłości. Nie jesteś moją sługą, lecz córką ukochaną, z którą tak często przebywam i w naszym wspólnym domu razem przyjmujemy naszych gości.
Daję ci moje błogosławieństwo na najbliższe czasy, przytulam do serca i mówię ci, córeczko moja, zdrowiej, walcz o siły, bo Ja tego chcę. Uwierz mocno w moją miłość do ciebie, w moją dbałość i troskę, w moją pomoc, bo to wszystko będziesz miała. Nie ulegaj sugestiom, że wszystko w twoim życiu zmierza ku gorszemu. Przeciwnie, będzie lepiej, bo będziesz Mi teraz bardzo potrzebna i otrzymasz pomoc i podtrzymanie. Kocham cię, moja mała, gorąco miłująca córeczko, moja mała pociecho. Tak, Aniu, pocieszasz Mnie twoją wytrwałą, gorącą odpowiedzią na moje starania o was. Obejmuję cię błogosławieństwem Boga w pełni Trójcy Świętej, w całej mocy miłości Nieskończonego. +
Kiedy Ja mówię: „dosyć"
27 VIII 1991 r. Anna, Andrzej, Bogdan, Jacek
— Panie, mówiliśmy o tym, że spełniają się Twoje zapowiedzi. Dziękujemy Ci, Panie, za wyzwolenie tych narodów, które tego najbardziej pragnęły. Chcemy zapytać, czego teraz od nas najbardziej oczekujesz:
Pan:
— Moje dzieci, sami obserwujecie przebieg działań, które wydawałoby się, że są niemożliwe (ZSRR), a które stają się możliwe, kiedy Ja mówię: „dosyć". Teraz możecie obserwować dalszy przebieg wypadków. Bo to jest dopiero początek. Mówiłem wam, iż kiedy się rozpocznie, nie zakończy się ta przemiana dopóty, dopóki cały świat nie zostanie przeobrażony. To jest koniec dzisiejszego świata, do którego przywykliście, chociaż bolejecie nad jego złem.
Pragnę, dzieci, abyście towarzyszyli tym przemianom w duchu, prosząc i orędując, wstawiając się za ludźmi i tłumacząc ich, gdyż nie po to was osłaniam, abyście się cieszyli swym bezpieczeństwem, lecz byście starali się pomagać ginącym chociaż modlitwą, jeśli nie będziecie mogli dać innej pomocy, zwłaszcza narodom sąsiadującym. (...)
Andrzej:
— Chciałbym Ci polecić, Panie, problemy personalne szkoły i chciałbym prosić o światło w decyzjach, które muszę podjąć w najbliższych dniach.
Pan:
— Obiecuję ci to, ponieważ oddajesz te sprawy Mnie. Dołączę tylko jedną radę. W swoich decyzjach wybieraj zawsze większe dobro, a Ja cię wspomogę odpowiednim światłem. Teraz synu, przyjmij moje błogosławieństwo i zanieś je bliskim, bo daję ci je dla całego domu, nie wykluczając nikogo.
Dzieci, tulę was do serca, obejmuję was swoją miłością wraz z waszymi bliskimi, jak również z wszystkimi, z którymi spotykacie się w waszej pracy, i z tymi, którym wspólnie pragniemy dawać dobro. Błogosławię was w imieniu Boga Najwyższego. +
Proście Mnie stale o ratunek dla narodów, w których wzrasta nienawiść
26 IX 1991 r. Anna, Jacek, Grzegorz
Dziękujemy za wiele spraw... Pan mówi:
— Cieszy Mnie, że zauważacie, jak spełniają się moje słowa i obietnice dane wam. Ale to ciągle jeszcze czas walki o wasze dusze. Czy nie sądzicie teraz, że tylko lęk może umożliwić wam zobaczenie się w prawdzie o waszej ludzkiej kondycji?
— Tak, tak. I aż prosimy o przyspieszenie, żebyśmy się nie wyniszczyli, nie ulegli złu. Oddajemy Ci te kraje, w których rośnie nienawiść. Ale co z tego, że Ci oddajemy, kiedy oni chcą się zabijać? (...)
— Sami widzicie, że lepszy jest kataklizm, czyli strach i śmierć, niż nienawiść ludzka, która zabija wasze dusze.
Anna:
— Tak, Panie, teraz widzę zasadniczą różnicę. Bo strach i śmierć nie odcinają człowieka od Boga, natomiast nienawiść i bratobójstwo tak.
— A wy, czy zgadzacie się z tym?
— Tak, Panie. Tak, zdecydowanie.
— Moje dzieci. Teraz pragnę dać wam błogosławieństwo moje dla waszych domów. Pragnę też udzielić wam więcej siły, energii i zdrowia dla waszej pracy. Rozpoczynamy znowu „nasze wspólne życie". Pierwsze plany już przedstawiliście Mi (w rozmowie). Macie rację, że współpraca nasza będzie się przejawiała nieco inaczej (w nieco innych formach), stosownie do sytuacji. Teraz wykańczajcie wszystko, co jeszcze nie jest zakończone, bo chciałbym, abyście już byli wolni od zaległości, gdyż czekają nas inne zadania.
Klęknijcie, dzieci. Przytulam was do serca, obejmuję swoją miłością was i wasze rodziny, i waszych przyjaciół — a proszę, abyście oddawali Mi waszych nieprzyjaciół i ludzi, których wy uważacie za wrogów moich i wrogów waszego narodu. Proście Mnie też stale o ratunek dla narodów, w których wzrasta nienawiść. Oddawajcie wszystkich owładniętych nią, a także zacietrzewieniem, wrogością i niechęcią wzajemną mojej Niepokalanej Matce, bo Ona jest Pogromicielką piekła. Kocham was, dzieci, i nie tylko prowadzę przez was moje plany, lecz szykuję wam drogi działania. Obiecuję wam, że już nigdy się nie rozstaniemy. Błogosławię was. +
Występujesz w mojej obronie
2 X 1991 r. Św. Aniołów Stróżów. Anna, o. Jan, Grzegorz
Ojciec Jan mówi o swej zamierzonej interwencji na temat „testamentu" Karla Rahnera dla jezuitów. Pan utwierdza go:
— Wszystko w porządku, zrób to. Występujesz w mojej obronie. Mój synu, to jest wkład twojej pracy wedle twojej wiary, twojego wykształcenia (specjalistycznego) i twojej troski o dobro zakonu i świata, a także, jak sądzę, wedle twojej troski w obronie moich zamiarów dla świata. Obiecywałem ci stałą pomoc Ignacego — jeśli się do niego zwrócisz — no i teraz widzisz, że ją otrzymujesz. Przecież to jest twoja współpraca z Ignacym. Syn mój a twój Ojciec założyciel cieszy się, że może przez twoje usta wyrazić swoje zastrzeżenia, obawy i swoje nigdy nie zmienione zdanie o celowości istnienia jezuitów, o zadaniu jezuitów w świecie: absolutna wierność papieżowi oraz misyjność, która oznacza niesienie Mnie w świat jeszcze Mnie nie znający lub, jak na Zachodzie, nie rozumiejący Mnie.
Jesteście moim wojskiem, ale powróćcie do prawdziwego zrozumienia, czym jest służba Mnie: jest to rezygnacja z wszystkich planów własnych dla planów moich, aż do rezygnacji ze swego dobra, nawet najwyższego (życia), kiedy trzeba, abym Ja mógł wchodzić w życie coraz większej liczby ludzi i kształtować je.
Dziękuję ci, Janku, za twoje starania, bo wiem, że dużo cię to kosztowało.
O. Jan:
— Nałożono mi wykłady o św. Tomaszu. (...) Czuję się nie przygotowany. Proszę o współpracę św. Tomasza, żeby przeze mnie kontynuował swoje dzieło.
Pan:
— Synu, już zacząłeś z nim znajomość studiując jego pisma. Teraz powróć do zażyłej przyjaźni z twoim starszym bratem (bo wszyscy w niebie jesteśmy braćmi, tylko dojrzalszymi). I nie mów abstrakcyjnie, ale nawiązując do sytuacji obecnej, ukazuj zastosowanie jego myśli do czasów obecnych. Gdyby bowiem jego nauka była zupełnie niepotrzebna, nie warto byłoby o niej mówić. Zwracaj uwagę na jego ukochanie spraw moich (niebieskich) i na jego gorącą miłość bliźnich, którym chciał moje sprawy przedstawić możliwie jasno i precyzyjnie. Bo praca każdego z was, jeśli w intencji ma zbliżenie intelektu ludzkiego ku Mnie, jest waszym osobistym wyrazem miłości i jako taką ją przyjmuję. (W znaczeniu: dla Pana każde dzieło, także artystyczne, np. Chopina czy Norwida, jest oddaniem hołdu Bogu).
Przerwa. Ojciec Jan wychodzi
Anna:
— Musiałeś, Panie, czekać na nas (aż się zwrócimy do Ciebie).
Pan:
— Ja się nie nudzę. Słucham waszych słów, waszych myśli. Ale teraz, dzieci, przystąpmy na krótko do pracy. Grzegorzu, co planujesz dalej, w sprawach naszych tekstów?
Relacjonujemy Panu nasze prace i zamiary. Pan pyta:
— Czy w tych pracach macie jakieś kłopoty?
Anna:
— Brak sił. Ale jeśli pójdę do szpitala, to przy Twojej pomocy, Panie, wyjdę silniejsza — tak jak chciałeś.
Grzegorz:
— Odczuwam brak czasu. Praca nad tekstami mogłaby przebiegać sprawniej, ale przydałaby się drukarka laserowa lub inna szybka.
Dzwoni Bogdan. Zapytany, mówi że ma dobrą szybką drukarkę, którą chciał przeznaczyć do użycia w tych pracach.
Mówi Pan z uśmiechem:
— No widzisz, dziecko, można wszystko zrobić przy mojej pomocy.
Każdy z was jest Mi potrzebny
2 X 1991 r. wieczorem. Anna, Bogdan, o. Jan, Jacek, Witold
Przedstawiamy Panu różne nasze troski. Na zakończenie Pan mówi:
— Moje dzieci, pragnę, abyście teraz, przy Mnie, odpoczęli od swoich kłopotów i problemów. Oddaliście je Mnie, a Ja je przejąłem i więcej do nich nie wracajmy. Pragnę, abyście cieszyli się współpracą ze Mną. Chcę, żebyście zrozumieli, że już to samo jest wielkim darem dla was. A teraz przyjmijcie, że ta współpraca jest zaledwie początkiem naszego coraz większego zbliżenia, zrozumienia, z którego wynika pełna wspólnota celów, ta najgłębsza więź duchowa, jaka da wam możliwości budowania królestwa Bożego na ziemi, bo takie jest moje zamierzenie wobec każdego z was. I co wy na to powiecie?
Anna:
— Cieszymy się, Panie, i dziękujemy Ci. Dzisiaj jeszcze w pełni nie zdajemy sobie z tego sprawy, Panie. A teraz czekamy na dalsze Twoje słowa.
Pan:
— Moje dzieci, kiedy mówiłem wam, żebyście kończyli wszystkie wasze nie dokończone sprawy, to dlatego, że pragnę, abyście byli zupełnie wolni od nich (bez innych zobowiązań), gdyż będę każdego z was potrzebował w służbie społecznej do nowych zadań dla waszego kraju. Przygotowujcie się do okresu wielkich napięć dookoła Polski, do narastającego zagrożenia, coraz większego poczucia zagrożenia bezpieczeństwa światowego. W miarę wzrastającego zrozumienia niebezpieczeństw, powinniście zmierzać ku jednoczeniu się i samoobronie. Nad tym wszytkim czuwa Maryja, i Ona będzie inspirowała wasze zespołowe działania. Wtedy też potrzebne staną się nasze teksty i bieżące wskazówki. (...)
Proszę was, bądźcie pełni nadziei, nie dawajcie się przygnębiać atmosferze „świata", która będzie coraz groźniejsza. Pamiętajcie, że każdy z was jest Mi potrzebny i niezastąpiony w miejscu, w którym Ja go pragnę widzieć i starajcie się przeciwstawiać przygnębieniu i lękowi, bo chciałbym widzieć dookoła każdego z was grupy ludzi spokojnych i otwartych na dzieło niesienia pomocy (bliźnim) „ruch miłosierdzia". Przy każdym spotkaniu pamiętajcie, że powinna w was wzrastać nadzieja, optymizm i radość (z powodu zawierzenia moim planom). Dzieci, powiedzcie Mi, czy teraz odczuwacie jakieś lęki.
Anna:
— Nie odczuwamy, Panie, żadnych lęków. Czujemy się dobrze. Dziękujemy Ci, Panie.
Pan:
— Bo gdzie Ja jestem, tam wnoszę pokój i daję wam poczucie bezpieczeństwa (przynależności do Mnie). Teraz uklęknijcie i przyjmijcie moje błogosławieństwo. Pokój mój daję wam. Zawsze i wszędzie jestem przy każdym z was. Pamiętajcie o tym w chwilach zagubienia. Niech błogosławieństwo moje spocznie na was i rozwija wasze dusze ku większemu zrozumieniu i przyjaźni. Błogosławieństwo moje daję wam, abyście zabrali je do waszych domów. +
Pomożemy wam wedle waszej słabości
22 X 1991 r. Anna, Grażyna, Jacek, Grzegorz
Odmawiamy Apel Jasnogórski. Zwraca się do nas Pan:
— Moje dzieci, wszyscy jesteście zmęczeni, ale ufam, że w moim towarzystwie się ożywicie. Jutro będę z wami i w tym czasie postarajmy się załatwić jak najwięcej bieżących spraw. (...)
Grażyna:
— Chcemy być, Panie, przy Tobie, w Twoich sprawach, żebyś mógł się nami posługiwać. To daje taką radość...
Mówi Pan z czułością:
— Ja dobrze o tym wiem, dzieci, że jestem przez was kochany.
Chcę was uradować, więc powiem wam, że tych, którzy Mnie miłują, mam więcej w waszym kraju niż w jakimkolwiek innym na świecie.
— Dziękujemy Ci, Panie, żeś nas (Polaków) tak wychowywał.
— Już niedługo nadejdzie czas, kiedy będziecie błogosławić Mnie za wszystkie etapy mojego wychowania (przez wieki), tak jak w moim królestwie dziękują Mi wasi zmarli i zamordowani poprzednicy.
Moi drodzy, wasze zadanie dopiero się zaczyna. Ale teraz nie będzie już przedziału pomiędzy pokoleniami. Będziecie pracować wspólnie, przejmując służbę jedni od drugich. Możecie być pewni, że nie odejdziemy stąd (Pan Jezus i Maryja), aż pomożemy wam wedle waszej słabości. Dlatego patrzcie z nadzieją w przyszłość, bo dla dzieci moich z królestwa niebieskiego nie ma niemożliwości. Wszystkie zdarzenia, które teraz następują coraz szybciej jedne po drugich przyjmujcie spokojnie i nie pozwalajcie innym na pesymizm, a tym bardziej na poczucie beznadziejności wszelkich usiłowań. Już szale się przechyliły i nie ma odwrotu od moich postanowień. Ja odnawiam ziemię. (...)
Dobrze, że dajesz się prowadzić moim światłom
23 X 1991 r. Anna, o. Jan, o. Paulin, Grzegorz
O. Jan:
— Powiedziałeś, Panie, że mówisz do mnie wewnętrznie przez światło. Ta moja praca nad Rahnerem rozbudowuje się. Chcę jego słowom przeciwstawić Twoje (z przekazów Anny). Co Ty na to?
Pan:
— Synu, bardzo dobrze, jeżeli widząc błędy sami staracie się je naprawić, zwłaszcza w obrębie jednej wspólnoty zakonnej. Dobrze, że dajesz się prowadzić moim światłom, bo to jest moja wola: zachęcam cię, żebyś doprowadził tę sprawę do końca. Zawsze możesz liczyć na pomoc ojca Ludwika, a jeszcze bardziej waszych własnych specjalistów w tej dziedzinie.
O. Paulin:
— Kiedyś na seminarium prowadzonym przez prof. Iwanickiego poddaliśmy krótki fragment z Rahnera na temat wolności woli analizie logicznej i wykryliśmy dwadzieścia cztery błędy.
O. Jan:
— Bardzo dziękuję za zachętę.
Pan:
— Bardzo się cieszę, że tak się przejmujesz moimi sprawami. Raduje Mnie, synu, że angażujesz się całą swoją naturą, a nie tylko intelektem. Na to daję ci moje zezwolenie, zachętę i błogosławieństwo.
Anna:
— Pan przypomina, że „jeśli Mnie uwłaczają, to tym bardziej..."
O. Jan:
— Panie, przeglądając te słowa (przepisane) jestem trochę przerażony licznymi życzeniami, które wypowiedziałeś przez te lata, a które zostały przez nas zapomniane. Proszę o światło Ducha Świętego, o pamięć („Duch Święty przypomni wam i nauczy...")
Pan:
— Dobrze, synu, ale zauważ, że Ja znam wasze charaktery, waszą pamięć, a przede wszystkim wasz stan zmęczenia (sytuacją ogólną). Dlatego często powtarzam moje słowa i obiecuję, że nie będę was rozliczał z niewypełnienia tego, o czym zapomnieliście.
Widzisz, synu, każdy z was wykorzystuje zaledwie cząstkę swoich możliwości. Dopiero u Mnie możecie rozkwitnąć w całej pełni swojej osobowości. Do tego, aby się tak stało, konieczna jest wam miłość, tak jak wszystkiemu co rośnie konieczna jest woda. Człowiekowi konieczna jest miłość moja, bo Ja go stworzyłem, a tu, na ziemi, miłość moja jest tak przesłaniana brakiem miłości ludzkiej dookoła was, wy zaś swoją naturą psychofizyczną wchłaniacie tak wiele zła (w postaci nieżyczliwości ludzkiej, gniewu, obojętności, braku chęci współpracy, poniżania), że nie jesteście w stanie przyjąć pełni mojej miłości, bo wciąż jesteście „stuleni" jak roślina wobec zagrożenia.
Dlatego wielokrotnie mówię wam o zawierzeniu Mnie i ku pełni zawierzenia was prowadzę (nie ku pełni rozwoju intelektu czy ku karierze). Jeżeli zawierzenie jest pełne, to człowiek wspierając się na Mnie przestaje bać się świata. Czy teraz jaśniej rozumiecie, że zawierzenie jest początkiem, podstawą i fundamentem, na którym człowiek może się w pełni swojego człowieczeństwa rozwinąć ku Mnie. Czy w związku z tym, co mówiłem, masz jakieś pytania, Janie?
O. Jan:
— Bardzo dziękuję.
Pan:
— Chciałem wam dzisiaj naświetlić nieco inaczej moje ciągłe naleganie, abyście się starali o postawę zawierzenia.
O. Paulin:
— Ja mam takie zwykłe kłopoty.
— Synu, kocham cię i czegóż ci więcej trzeba?
— Prosimy Cię, Panie, o błogosławieństwo Twoje.
— Dzieci, uklęknijcie, przyjmijcie moje ojcowskie błogosławieństwo wraz z moją zachętą. Podnieście się na sercu (Sursum corda), ufajcie moim obietnicom dla was, bądźcie pełni wiary w moc moją i miłość moją; chrońcie się w nich w chwilach niepokojów i lęków. Rozterki wszystkie oddawajcie od razu Mnie, a Ja was odciążę.
Kocham was. Błogosławię waszym staraniom i tulę do serca. Niech moc Boga Nieskończonego, Świętego Świętych, spocznie na was i towarzyszy wam w waszej pracy. +
Zaczniecie powracać do swoich rzeczywiście polskich cech
28 X 1991 r. (W szpitalu). Anna, Grzegorz
— Prosimy Cię, Panie, o wskazówki...
Pan:
— Moje dzieci, kocham was. Jestem przy was i cieszę się z każdego dobra, które czynicie, a błędów i pomyłek wam nie liczę; nie ma człowieka, który by ich nie popełniał.
Zaczęliśmy rozmawiać. W pewnej chwili Anna wypowiedziała wielką pochwałę swojego ojca, mówiąc o jego wpływie na kształtowanie się w niej obrazu Ojca, Boga. Zastanowiliśmy się, jak wiele zawdzięczamy naszym rodzicom...
— Czy wiecie, dzieci, że oni wszyscy są teraz z nami, asystują przy naszej rozmowie. Bo wszyscy, którzy są w moim królestwie, niesłychanie silnie reagują na każdy głos miłości, i nawet będące w niebie dzieci moje możecie uszczęśliwić jeszcze bardziej, myśląc o nich z miłością. Weźcie sobie to do serca. (W znaczeniu: chodzi o to, żeby myśleć z miłością o jak największej liczbie ludzi, a nie tylko o najbliższych).
Twój ojciec, Anno, jest całkowicie zaangażowany w sprawy Polski, a twoja matka razem z nim, aczkolwiek z innej strony. Zaś twoja matka, Grzegorzu, współpracuje z tobą bardzo blisko, gdyż dała ci wiele ze swoich cech charakteru (wtedy jeszcze nie ukształtowanego), co pozwala ci ze mną współpracować. Czyż nie jest słuszne, abym zezwolił jej na pomaganie synowi, któremu za życia tej pomocy udzielić nie mogła?
Moje drogie dzieci. Proszę was, nie martwcie się wynikami wyborów ani żadnymi innymi sprawami politycznymi, ponieważ ponad wszystkim jest królestwo Maryi. A Ona jest pogromicielką szatana. Teraz, w miarę pogarszania się sytuacji światowej, i wy zaczniecie powracać do swoich rzeczywiście polskich cech, takich jak poczucie odpowiedzialności za istnienie państwa, troska o dobro społeczeństwa (narodu) i pragnienie zwarcia szeregów ludzkich by zyskać większą skuteczność i szybkość działania. Wszystko, co was spotyka, ofiarowujcie w tym celu. I kończcie prace. Cieszę się, że każdy z was robi to, co może.
Dzieci, błogosławię was... Nie klękajcie! (zwraca Pan uwagę; lekarz powiedział Annie, że nie powinna). Tulę do serca, cieszę się, że spotkaliśmy się dzisiaj. Pamiętajcie, że Ja tu jestem obecny w swoim miłosierdziu bardziej niż gdziekolwiek indziej, bo poznałem cierpienie i słabość ludzkiego ciała (natury ludzkiej). Proś Mnie, Anno, o wszystkich, na których zwrócisz uwagę i wszędzie zabieraj Mnie ze sobą. Ja pragnę być z wami.
Tobie, Grzegorzu, daję błogosławieństwo dla całego twojego domu, przyjaciół i twoich studentów. +
Pragnę, aby każdy z was był inny, był sobą
4 XI 1991 r. (w szpitalu). Anna, Barbara, Grzegorz
Anna:
— Pani Barbara jest z nami pierwszy raz. Wierzę, że to Ty, Panie, chciałeś spotkać się z nią...
Pan:
— Każdy ojciec pobiegłby najpierw do dziecka chorego i cierpiącego, a przecież Ja nie jestem inny niż ojcowie ludzcy.
Barbaro, moja córeczko. Gdybyś wiedziała, jakim szczęściem jest dla Mnie spotkanie się z każdym z was. Przecież nie mam, nigdy nie miałem i nigdy nie będę miał takiej samej córki jak ty. Ja stwarzam każdego człowieka z przeznaczeniem od razu do życia wiecznego w miłości ze Mną. Dlatego pragnę, aby każdy z was był inny, był sobą w swoim zbiorze cech tworzących jego indywidualną osobowość. I do każdego z was mam inny stosunek miłości, bo dostosowuję się do waszych potrzeb, do waszego zrozumienia, do waszej natury (duchowej i psychofizycznej).
Od razu powiem ci, córko, że twoja matka jest w moim domu i bardzo prosi Mnie o ciebie, a także stara się pomagać całej twojej rodzinie (troszczy się o wnuki). Czy chciałabyś, córko, zapytać twoją matkę?
Barbara:
— Chciałabym zapytać o przyszłość moich dzieci... Kiedy się z nią spotkam?
Mówi matka Barbary:
— Córeczko, przecież ja jestem stale przy tobie. W świecie duchowym naszego Pana znajduje się wszystko poza wami (ludźmi, póki żyjecie na ziemi), a to dlatego, moja dziecinko, że wy żyjecie dla dokonania wyboru: czy chcecie być Tu z nami, czy chcecie być poza Bogiem. Gdybyście chociaż na chwilę zobaczyli nasz świat, wybór byłby dokonany, a wy nie chcielibyście żyć dłużej na ziemi. Tymczasem każdy człowiek, nawet kiedy tak bardzo cierpi jak ty — ja przecież wiem o tobie wszystko, córeńko, bo my tu współodczuwamy z wami (chodzi o „rozumienie" bólu bez fizycznego odczuwania go) — może pomimo bólu świadczyć dobro. A dobro świadczone pomimo wszystko ma niesłychaną wagę u Boga. I tak czyniąc, człowiek może nie tylko zwiększyć swoje szczęście w naszym świecie, ale i wyprosić u Boga niewyobrażalnie wiele dla wszystkich i wszystkiego, co kocha. Dlatego, córeczko, zwłaszcza w tych czasach tak bardzo potrzebni jesteście dla dobra duchowego swoich bliskich (twoich dzieci). A zobacz, ile ty rozbudzasz w nich teraz delikatności i opiekuńczości.
Barbara mówi o swoich kłopotach rodzinnych. Matka odpowiada:
— Wiem o wszystkim. Czuwam nad swoimi wnukami. A teraz tulę cię do serca, córeczko.
Mówi Pan:
— Dziecinko, Ja jestem twoim prawdziwym Ojcem. Ja ciebie rozumiem i współczuję ci do tego stopnia, że zrobiłem wszystko, żeby móc z tobą rozmawiać. Proszę cię, zaufaj mojej miłości, bo Ja nigdy nikogo nie zawiodłem. Na Mnie możesz liczyć. Proszę, powierz Mi czas twego życia i przestań się obawiać, bo Ja mogę wszystko. To przede wszystkim chciałem ci powiedzieć i o to prosić. Jeżeli zdasz się na Mnie i zaufasz Mi, Ja postąpię wedle mojej miłości do ciebie i dam ci mój pokój i pewność, że jesteś nieskończenie kochana.
A jeżeli chcesz dopomóc Mi w moich staraniach, ofiarowuj teraz, w najbliższym czasie, wszystko, co cię boli, w intencji przemiany twojego męża — bo bardzo potrzebuje mojego miłosierdzia.
Teraz, córeczko, daję ci moje specjalne błogosławieństwo, mój pokój. Pragnę, abyś spała dzisiaj spokojnie. I proszę cię, dziecko, nie trap się niczym, nie myśl o przyszłości (w rodzinie), bo jeżeli ty Mi na to zezwolisz, Ja sam się zajmę sprawami twojego domu. Przecież Ja kocham was wszystkich. A matka twoja będzie opiekunką twojego domu. Nie martw się o swoje dzieci. Dałem ci je, abyś wychowała je dla Mnie — dla ich dobra — i robiłaś co mogłaś, a teraz Ja ci pomogę.
Błogosławię was, dzieci. Kładę dłonie na wasze głowy, na wasze ramiona (biedne, chore, zbolałe) i proszę, bądźcie dobrej myśli: Ja jestem najlepszym lekarzem.
Błogosławieństwo Boga Najwyższego niech spocznie na was i pozostanie. +
Kocham was, dzieci.
Barbara umarła w 1994 roku. Prosiła, żeby nie modlić się o jej uzdrowienie, bo Pan chce, żeby ofiarowała Mu swoją chorobą i cierpienia (naprawdę wielkie) za Polską i za swoją rodzinę. I tak uczyniła.
Tęknię do prostoty moich uczniów
11 XI 1991 r. Anna, Grażyna, Hanna, o. Jan, Bogdan, Jacek, Grzegorz
Rozmowę, rozpoczyna Pan:
— Cóż chcecie, dzieci, żebym wam uczynił?
Dziwicie się, że nie mówię, co chcę, abyście wy dla Mnie uczynili? Ostatnio (...) powiedziałem wam, że pragnę, abyście się oczyszczali wykorzystując do tego celu okoliczności i spotkania z ludźmi. Bo pragnę bardzo, abyście utrwalili się we Mnie i w każdej sytuacji byli gotowi jednakowo wyraźnie stawać po mojej stronie (Panu chodzi o świadectwo miłości, np. żeby nie odpowiadać emocjonalnie na agresję, złośliwość itp.).
Potoczyła się rozmowa na temat konkretnych takich sytuacji i zagadaliśmy się. Gdy ocknęliśmy się, zrobiło nam się wstyd...
— Nie martwcie się przerwami w naszej rozmowie, bo Mnie bardzo raduje to, że czujecie się przy Mnie naturalnie i jesteście tacy, jacy jesteście, nie przybierając w czasie rozmowy żadnej pozy ani względem Mnie, ani względem reszty zgromadzonych. Sztuczność w modlitwie i pobożność na pokaz, z jaką się najczęściej spotykam wśród mojego ludu, boli Mnie, a nie z każdym z was rozmawiam tak bezpośrednio, jak z wami. Jednak wciąż wam mówię, że tęsknię do prostoty moich uczniów, którzy chodzili ze Mną stale, przeto nie mogli ukryć swoich wad, a Ja nie pouczałem ich i nie krępowałem. Jedynie czasem wykorzystywałem sytuację, aby wykazać im błąd; zawsze jednak robiłem to łagodnie, aby nie prowokować w nich obłudy. Widzicie, dzieci, ukrywanie swojej prawdziwej natury wobec Boga jest po prostu... śmieszne (w znaczeniu: przypomina to postawę Adama i Ewy, którzy po popełnieniu grzechu ukryli się).
Co, za mocne określenie? (Pan mówi to żartobliwie) No, a jak wy byście to nazwali?
— Żałosne, bezsensowne, śmieszne, irracjonalne...
— Tak więc dochodzimy do tego, dzieci, że każdy z was w rozmowie ze Mną pozostaje samym sobą i wówczas toczymy rozmowę w atmosferze bezpośredniości, naturalności i swobody.
Ponownie zagadaliśmy się (część z nas) i znowu poczuliśmy się niepewnie wobec Pana.
— Ja się nie gniewam, ale niektórzy z was mogą się denerwować.
Na początku rozmowy zadałem wam pytanie: „Cóż chcecie, dzieci, abym wam uczynił?" (Pan powtarza pytanie, które zadał niewidomemu Bartymeuszowi; Mk 10, 51). Proszę was o szczerą odpowiedź.
Bogdan:
— Jedyne marzenie — żeby uczynić Polskę prawdziwie wolną — Twoją wolnością...
Anna:
— Nie o tego rodzaju prośby chodzi Panu.
Pan prostuje:
— Co wam (osobiście) uczynić?
Bogdan:
— Aby moja miłość i ufność wzrastały.
O. Jan:
— Tłumaczę „Słowa Pana", odkrywam nowe treści i bardzo się cieszę, ale idzie mi ciężko.
Pan:
— A prosisz dostatecznie często o pomoc?
O. Jan:
— Prosiłem...
Pan:
— Proś przy każdej okazji. (...)
Grażyna:
— Proszę o podtrzymanie całej naszej grupy w ministerstwie, gdzie nie tylko brakuje sił fizycznych, ale duch słabnie.
Pan:
— Przecież ty właśnie jesteś łącznikiem pomiędzy grupą a Mną: słyszysz Mnie, możesz Mi powiedzieć to, co was boli, i otrzymać odpowiedź. Cieszy Mnie, dziecko, że przejęłaś się tą pracą, którą ci zaproponowałem. Dobrze, będę wam pomagał wedle waszej wiary, więc ty w niej trwaj, jeśli inni nie mogą.
Hanna:
— Ja proszę o siły fizyczne przy wykonywaniu wszelkich prac, tak domowych, jak i pozadomowych. Chciałabym prosić również o łaskę zdrowia dla kogoś z rodziny — żeby się operacja udała.
Pan:
— Po prostu złóż tę osobę na moim Sercu, tak jakbyś podawała Mi małe dziecko. Bo rzeczywiście wobec choroby jesteście bezradni jak niemowlęta. I zaufaj Mi. Wiesz przecież, Hanno, że Ja wszystko planuję dla dobra każdego człowieka. Jednak nawet gdyby lepsza dla niego była śmierć, na twoją prośbę mogę ją odsunąć. Wszystko zależy od waszego wstawiennictwa, od waszego zaufania i zawierzenia. Czyżbyście nie zauważyli, że dookoła was nieustannie dzieją się cuda?
Anna:
— No tak... łącznie z rozmową z Panem.
Jacek:
— Proszę o pomoc w moich cierpieniach natury duchowej (martwię się o przyszłość narodu polskiego, o jego byt).
Pan:
— Jak to? Po tym, co ci powiedziałem, jeszcze ci tak ciężko? Złóż Mi ten ciężar jutro w czasie Ofiary Mszy świętej. Oddaj go Mnie, bo Ja wszystkie wasze ciężary zabrałem na krzyż.
Jacek:
— Znam wszystkie zagrożenia (pracują nad tym, żeby ten naród zniszczyć) i nie mogę sobie z tym poradzić. Wiem, że nasz naród musi przejść przez wiele jeszcze cierpień, żeby dostąpił łaski wejścia na prawidłową drogę.
Pan:
— Nie tyle, ile już przeszedł. Bo „egzaminy" już zdaliście, chociaż ostatkiem sił. Teraz czas na rekonwalescencję, którą się zajmujemy: Maryja, Matka moja i wasza, i Ja.
Jacek:
— Ale ja się staram mówić...
Pan:
— Nie to jest ważne. Ważne jest twoje zawierzenie lub jego brak.
Jacek:
— Nie umiem przekazać innym tej pewności opartej na Tobie.
Pan:
— Ty sam, jeśli trwasz w pokoju i zawierzeniu, jesteś dowodem mojej obecności i wspomożenia. Oni zaś są dowodem absolutnego odejścia ode Mnie. Niechaj widzą w tobie mój znak, i nic więcej nie potrzeba. Nie powiedziałem ci, żebyś był nauczycielem innych, nie dałem ci daru nawracania.
O. Jan:
— Ja też się spotykam z niewiarą. Mówiłem niektórym osobom już dawno. Kiedy nawiązuję teraz do tego, zmieniają temat.
Pan zwraca się. do Anny:
— No a ty?
Anna:
— Chciałam prosić o uzdrowienie mojej natury emocjonalnej, ale doszłam do wniosku, że do uzdrowienia jest dużo więcej. Przemień mnie wedle Twego upodobania, bo ja sobie nie dam rady i nie wiem, jak się do tego brać. A Ty to wiesz. I dziękuję Ci, Panie, za wszystko, co robisz względem każdego z nas.
— Dziękujemy Ci, Panie.
Grzegorz:
— Proszę, żebym przeżywał każdą chwilę z Tobą i żebym umiał dzielić czas pomiędzy obowiązki: i tam, gdzie serce ciągnie, i gdzie powinność. I żebym czynił wszystko z radością.
Pan:
— Niech ci się tak stanie, synu.
Powiedzcie Mi, dzieci, w związku z prośbą Grzegorza, czy pomimo wszystkich strapień nie czujecie się teraz radośniejsi (niż przed „rozmowami z Panem").
— Tak. Tak. Oczywiście, że tak. To jest różnica — niebo a ziemia!
Pan:
— Wobec tego chciałbym, dzieci, żebyście oddawali Mi swoje sprawy, swoje plany, swoje zamiary i wszystkich, z którymi się spotykacie lub spotykać będziecie — każdy z was. W ten sposób będziecie zarzucać na bliźnich płaszcz mojej opieki. Ty, Bogdanie, np. na więźniów.
Bogdan:
— Będę tak robił.
Pan:
— A czy robisz to w sprawach zawodowych?
Bogdan:
— Rzadko.
Pan:
— Właściciel komputera, który reperujesz, nie jest czymś gorszym. Dlatego właśnie, że są ludźmi interesu, mogliby wiele zrobić dla bliźnich, gdyby zbliżyli się do Mnie. Więc nie zapominajcie i o nich.
Chciałbym was zapytać, czy patrząc na reportaże z Jugosławii modlicie się za tych ludzi.
— Tak. Tak. Ja za mało — odpowiadamy.
Pan:
— Do Jugosławii dołączą wkrótce inne państwa. I to jest zrozumiałe, dlatego że w tej chwili ujawnia się autentyczna nienawiść lub miłość bliźniego.
Ktoś z nas przypomniał rozmaite zbrodnie Rosji (ZSRR), popełniane od tak długiego czasu...
Pan:
— Ale już powiedziałem: „Dosyć!"
Weźcie sobie, dzieci, do serca te słowa, które na dzisiaj przygotował Grzegorz. Nie zapominajcie ich (wracajcie do nich, przypominajcie sobie), bo to jest czas egzaminów sprawdzających wasze zawierzenie w codziennym praktykowaniu. Lecz kiedy w wasze sprawy wprowadzacie Mnie i polegacie na mojej pomocy, Ja zaczynam z wami współpracować i wtedy zaczynają się układać sprawy pozornie niemożliwe lub trudne. Rzecz polega na tym, dzieci, żebyście uwierzyli, że Mnie interesuje wasze życie, praca, środowisko i wszyscy ludzie, którzy znajdują się w waszym zasięgu.
Bogdan:
— To jest prawda.
Pan:
— Dlatego mówiłem ci o ludziach interesu.
Anna wspomina pewną osobą (dawno już nie widzianą) o bardzo pogmatwanym życiu osobistym. Pan nawiązuje do tego:
— Ano właśnie, powinnaś chociaż raz oddać Mi ją w opiekę, tym bardziej że nie żyje.
Anna:
— To ja Ci, Panie, oddaję tę złośliwą pannę z mojego pokoju (w szpitalu). (...) A poza tym, Panie, sądzę, że to jest spełnianie się twojego „Słowa do cierpiących": chory, który sam cierpiąc modli się za innych, może wyprosić wszystko.
Anna opowiada o pewnej chorej, której groziło wypisanie ze szpitala bez właściwego leczenia (operacji), a wobec której w ostatniej chwili szpital zmienił decyzją na korzystną — w dzień po tym, jak w intencji tej chorej została odprawiona Msza św. zamówiona przez inną chorą.
Pan:
— Tak. A Ja dziękuję ci, żeś jej dała moje „Słowo".
Anna komentując uprzejmość Pana powiedziała, że dawniej, w średniowieczu, tak wychowywano królów, żeby byli grzeczni wobec poddanych i że Pan jest taki...
— Bo Ja jestem Królem Królów. (Pan to mówi z uśmiechem).
— Dziękujemy Ci, Panie.
Świadczcie sobą, waszą pewnością mojej opieki
— Cieszę się, dzieci, że nie nalegacie na to, żebym wam prorokował o najbliższych wydarzeniach... Moje kochane dzieci, moja mała rodzinko. Dobrze Mi być z wami, a i wam chyba dobrze być ze Mną, skoro śmiejecie się i żartujecie. A tacy byliście poważni (smutni, przybici).
Dzieci, pragnę was nasycić moją radością. Chcę, aby z was promieniowała na innych. Zwłaszcza tobie jej udzielam, Anno (szpital). Nie potrzeba, abyście wiele mówili. Świadczcie sobą, waszą pewnością mojej opieki, waszym zawierzeniem, waszą wiarą „contra spem spero" (ufam wbrew beznadziei). Daję wam większą moc zawierzenia, ale wy musicie uwierzyć, że Ja wam ją daję (Pan mówi to z uśmiechem).
Błogosławię was, dzieci, na najbliższe dni (bo niedługo się przecież spotkamy). Stawajcie się powoli moimi świadkami, uczcie się tego. Apostołowie też się musieli uczyć (Pan przypomina, jak rozpuścił ich po dwóch i po powrocie opowiadali, co im się udało, a co nie; Łk 9, 1-6. 10-11).
Nie zrażajcie się niczym a niczym, to znaczy również własnymi brakami i słabością. Gdybyście byli doskonali, nie byłoby Mnie tutaj. Przychodzę dlatego, że Mnie potrzebujecie i udzielam się wam dlatego, że pragniecie kochać (ludzi, naród, świat), a każde usiłowanie człowieka, który pragnie zbliżyć ku Mnie siebie i otaczający go świat, pociąga Mnie i natychmiast spieszę, aby go wspomóc. Dlatego też spieszę się, jeśli się gromadzicie, bo wtedy wspólnie jesteście silniejsi i możecie sobie pomagać. Kocham was, dzieci.
Bogdan:
— I my Ciebie kochamy.
— Wiem, że Mnie kochacie tak, jak możecie. A Ja kocham z wami i moją miłością obejmuję was i wszystko to, co wy kochacie. Poszerzam też wasze serca, żeby się w nich zmieściło więcej mojej miłości. Przygarniam was do serca, nasycam moim pokojem, którego żadne okoliczności ziemskie zachwiać nie mogą.
Moje drogie dzieci, przyjmijcie błogosławieństwo waszego Boga, Ojca, Zbawcy i Przyjaciela — w całej pełni Świętości Trójcy Świętej. +
Naucz się mówić Mi o wszystkich twoich sprawach
20 XI 1991 r. (w szpitalu). Anna, Bogna, ks. Grzegorz, ks. Krzysztof, Grzegorz
Nie mogliśmy się przez pewnien czas dostatecznie skupić, żeby zacząć modlitwę. Odmówiliśmy „Zdrowaś Mario". Odzywa się Pan z uśmiechem:
— Ja jestem z wami, dzieci.
Anna:
— Dziękujemy Ci, Panie, za te słowa, które dałeś dla Polski. One bardzo uspokajają. W zasadzie nie trzeba już o te sprawy pytać. (...) Prosimy o Twoje słowo, Ojcze.
Pan:
— A czego się spodziewacie, dzieci?
Anna:
— Spodziewamy się radości i pocieszenia, bo tak jest zawsze w Twojej obecności.
Ks. Grzegorz:
— My byśmy chcieli na zakończenie naszych rekolekcji usłyszeć jakieś słowo.
Pan rozmawia z ks. Grzegorzem:
— Co byś chciał usłyszeć, Grzegorzu, czy to, co Ja myślę o twoim stosunku do rekolekcji, czy...?
— Swój stosunek to ja znam. Chciałbym usłyszeć wolę Pana względem nas, jak przezwyciężać pokusy złego ducha.
— Powoli i wytrwale, nie zrażając się niepowodzeniami i starając się kochać tych zwłaszcza, którzy najmniej ci się podobają.
— No, staram się.
— To staraj się dalej wytrwale.
— Sam nie wiem, jaki będę w takim wieku (jak mój proboszcz).
— Ale ty patrzysz, obserwujesz i będziesz wiedział, jakim być nie powinieneś.
— Ale te moje lęki, chyba narzucane z zewnątrz przez złego ducha...?
— Czyż nie wiesz, synu, że moi kapłani są najbardziej atakowani, że szatan zawsze chce rozbić wszelką jedność, pragnie zadrażniać, jątrzyć i rozdzielać was.
— Unikam zadrażnień i staram się ustępować.
— I dobrze robisz, synu. Nic tak szatana nie wyprowadza z równowagi jak wasza pokora.
— Ale jestem potem rozbity.
— Ale gdybyś był całkowicie zanurzony we Mnie, nic z tych spraw do ciebie by nie dotarło.
— Proszę Cię, Panie, pomóż mi.
— Wielekroć ci powtarzam, synu, masz Ojca Wszechmogącego: powierz się jego staraniom z pełnią zaufania.
Po rozmowie na temat zagrożeń zdrowia ks. Krzysztofa Pan mówi:
— Pamiętaj, że sam jesteś swoim pierwszym bliźnim i obowiązuje cię troska o twój „aparat fizyczny" (ciało), którym Mi służysz. Moje dzieci, a teraz ustąpcie, bo wiem, że Bogna ma kilka spraw do Mnie.
Bogna mówi o swoich planach. Pan odpowiada:
— Chciałbym, żebyś zawsze postępowała zgodnie ze swoim rozeznaniem dobra i zła, bo jak ci to już raz powiedziałem, jeśli się pomylisz działając w dobrej wierze, Ja to naprawię. Ale najważniejsze jest, abyście chcieli realizować konsekwentnie i do końca te plany, które sami uznajecie za potrzebne; precyzując: służące zbliżeniu ludzi ku Mnie lub pomiędzy sobą.
— Czy światło, które miałam ostatnio, żeby szukać jakichś inicjatyw na terenie Polski, to jest ten właściwy kierunek?
— To zależy od tego, jak ty się ustosunkowujesz do tego. Nie chodzi o gorączkowe szukanie, ale o ocenianie możliwości ludzi, z którymi się spotykasz. I bądź tak dobra, zechciej Mnie włączyć jako wspólnika tych poszukiwań. (Pan mówi to żartobliwie)
— Czy mam próbować dzielić się tymi planami?
— Jeśli nie podejmiesz działania, to co z tego będzie?
— Ale jak rozpoznać tych ludzi?
— Jeśli robisz coś dla Mnie — nie dla swojej chwały — to możesz zawsze liczyć na moją pomoc i wsparcie. Ale nie ufaj tylko swojej intuicji, lecz spokojnie rozważaj (już po rozmowie) wypowiedzi osób, z którymi rozmawiasz, nie biorąc pod uwagę odczuć i nastrojów (podoba się, nie podoba, gruboskórny, itd.; to są Boże sprawy, a nie dobieranie sobie grona przyjaciół). Patrz na czystość intencji i staraj się sama o tę bezinteresowność w służbie.
No widzisz, córeczko, było o czym mówić? (...) Pierwszym i zasadniczym twoim zadaniem jest starać się o zbliżenie ze Mną. I tego będę od ciebie wymagać zawsze. Trwaj w jedności ze Mną. Naucz się mówić Mi o wszystkich twoich sprawach, tak jak mówiłabyś do twojego najbliższego przyjaciela, który cię rozumie. Bo tak jest.
A ty, Grzegorzu?
Grzegorz:
— Zauważyłem, że nie przygotowuję zajęć ze studentami w należyty sposób. Nawet jeśli nie wypada to całkiem źle zapewne dzięki doświadczeniu i rutynie, to chciałbym, żeby było lepiej...
Pan:
— Synu, i w tym mogę ci udzielić pomocy. Możemy nawet razem wykładać.
Grzegorz:
— Dziękuję. Wiele razy odczuwałem wyraźnie Twoją pomoc.
Pan:
— Grzegorzu, daję ci specjalne błogosławieństwo, umacniam cię moją siłą, daję ci moją energię do dyspozycji (energie, miłości). Bądź pewien, synu, że nigdy nie wątpię w twoją szczerość i zaufanie do Mnie. Dlatego mogę użyczyć ci wielu moich darów, gdyż wiem, że nie zmarnujesz ich i nie nadużyjesz. A przecież Ja tak bardzo pragnę się wam udzielać, abyście nie zginęli, dzieci (...).
Przyjmijcie moje błogosławieństwo, moją miłość i moc, którymi was teraz pragnę napełnić. Niech spocznie na was i rozwija się w waszych sercach. Daję wam błogosławieństwo Boga Najwyższego w całej nieskończonej Świętości Trójcy Świętej. +
Czy aż tak wiele was kosztuje zwrócenie się ku Mnie...?
30 XI 1991 r. Anna, Dagnyja, Grażyna, Hanna, s. Maria, Bogdan, Franciszek, Grzegorz, Jacek
Nie mogliśmy zdecydować się, jak rozpocząć modlitwę, i Pan zaczął sam:
— Dzieci, czy nie czas byłoby przyzwyczaić się do normalnej rozmowy ze Mną, bez napięcia i zdenerwowania? Mówię to do wszystkich, ponieważ w czasie naszej rozmowy nie jest ważna wasza postawa fizyczna ani gesty, tylko wasze pragnienie rozmawiania ze Mną; bo przecież wiem, że je wszyscy macie (a kilka osób nie może się doczekać).
Cały czas rozmawialiście o sprawach moich, aczkolwiek nie zawsze z równą miłością.
Zawstydziliśmy się (przynajmniej niektórzy z nas).
— Przestańcie się wstydzić, że jesteście ludźmi. Przecież niczym innym stać się nie możecie mimo największych nawet waszych pragnień. Ja stwarzając rodzaj ludzki liczyłem się z waszą słabością. Chciałem was mieć właśnie takich jak dzieci, ale jak prawdziwe dzieci (naturalne, nie zepsute czy wypaczone). Chciałem was mieć ufających Mi, zwracających się do Mnie, polegających na Mnie, a przede wszystkim potrzebujących Mnie. Ja podtrzymuję istnienie wszystkich bytów (duchowych i duchowo-fizycznych), ale tak bardzo chciałem być dla was, ludzi, prawdziwym Ojcem. (Ze zrozumienia: anioły i inne byty duchowe są „dorosłe" w porównaniu z nami i Bogu służą świadomie jako swojemu Stworzycielowi, my często — nie; co więcej, my Boga potrzebujemy w naszej słabości i powinniśmy i możemy wołać: „Ojcze, ratuj!", „Ojcze, prowadź!" itp.)
Mój stosunek do was (ludzi) i wasz do Mnie jest szczególny. Chciałem, żebyście tak jak dzieci polegali na mojej miłości, bardziej kochali Mnie niż z obowiązku Mi służyli. Od chwili moich pierwszych rozmów z wami (z Adamem i Ewą) stale oczekuję od was, że będziecie bezpośredni, naturalni, całkowicie pewni mojej opiekuńczej miłości do każdego z was. A to moje oczekiwanie jest tak rzadko zaspokajane. Niewielu ojców ziemskich musi znosić taki brak wzajemnego uczucia, taką oschłość i niezrozumienie jak Ja. Czy rzeczywiście wytłumaczeniem waszym może być to, że jestem dla waszych zmysłów niewidzialny? Czy nie kryje się w tym raczej wasza obojętność, wasza oschłość serca, które nie chce kochać — słowem, wasza wola trzymania się ode Mnie z daleka?
Nie będę mówił o waszej niewdzięczności, bo ojciec od małych dzieci wdzięczności nie oczekuje, ale rani Mnie nieustannie wasza niechęć do Mnie, wasze wytrwałe pozostawanie poza moją miłością. Powiedzcie Mi, czy rzeczywiście tak wielkim wysiłkiem jest dla was nasza rozmowa? Czy aż tak wiele was kosztuje zwrócenie się ku Mnie? Czy głównym motywem (unikania Mnie) jest wasza oziębłość, lenistwo czy też pycha? Bo wszystkie trzy podają sobie ręce, aby utrzymać was jak najdalej ode Mnie. I to teraz, kiedy istnienie całego rodzaju ludzkiego jest zagrożone. Czy doprawdy aż tego trzeba, abyście — tak jak obecnie w Chorwacji — ginęli w lęku i głodzie, w zawalonych domach? Czy aż tego trzeba, żebyście zwrócili się do Mnie...?
Proszę was, starajcie się nawiązać ze Mną bliską i szczerą przyjaźń, póki możecie to robić w każdej chwili, w swobodzie i bez lęku. Chciałbym jako Ojciec być z was dumny i cieszyć się waszą dobrowolną miłością. Bo w trwodze i zagrożeniu wielu będzie się do Mnie zwracało wołając o ratunek. A przecież mogliby w ogóle nie potrzebować ratunku, gdyby zawsze liczyli na Mnie... (Nie chodzi o to, że taki człowiek uniknie zagrożenia i śmierci, ale że w razie czego przyjmie je z ufnością — tak jak wszystko, co otrzymywał od dobrego Ojca).
Moje kochane dzieci. Może nie takich słów spodziewaliście się ode Mnie, ale zdradzę wam powód: chciałem się z wami podzielić moim bólem, gdyż ufam, że wy Mnie zrozumiecie...
Jacek:
— Często mamy podobne refleksje patrząc na to, z czym się spotykamy w naszych małych gronach.
— Bo wy, dzieci, uczycie się kochać razem ze Mną; odbieracie ból mojego serca jako własny. Czyż to nie jest prawdziwe zrozumienie, jakiego wspólnie pragniemy (Ja i wy)?
Moi drodzy, współmiłowanie świata wraz ze Mną darzy zarówno radością, jak i wielkim bólem, ale daje wam to wielkie możliwości proszenia za świat, wstawiania się i orędownictwa. Wtedy kiedy nasza przyjaźń pogłębi się, radość wasza wzrośnie, ponieważ każdy ból docierający do was będziecie przekazywać Mnie, a radość wasza będzie wzrastała wraz ze świadomością, że jestem przy was, słucham was i przez was wspomagam innych. Nie znaczy to, że zawsze będziecie wysłuchiwani (przeszkodę stanowić może wolna wola ludzka), lecz pewność wasza wzrośnie i w pełni świadomości współpracować będziemy dla dobra waszych współbraci.
Cieszę się, że dzielisz się ze Mną swoimi kłopotami
S. Maria:
— Jak na przykład zachować się, kiedy pada lawina krytyki w stosunku do osób Kościoła, kapłanów? Tyle jest w tym napięcia, agresji.
Pan przypomina scenę, z kamienowaniem jawnogrzesznicy (J 8,1-11).
— Gdyby nawet Kościół był jawnogrzesznicą, to odpowiedź moja będzie zawsze ta sama: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień". Mario, czy ci ta odpowiedź wystarczy?
S. Maria:
— Tak. Dziękuję, Panie. Zupełnie wystarcza. Włożyliśmy tyle trosk z rodzicami, żeby zdobyć krzyże dla szkoły i dyrektor zabronił (są: w trzech klasach). Jak postąpić?
Pan:
— A jakie logiczne racje ma dyrektor?
S. Maria:
— Uważa, że w szkole są różne wyznania.
Pan:
— Przegłosujcie (niech przegłosują rodzice).
Franciszek:
— Co mam robić, żeby pomóc mojemu ojcu (rodzicom)?
Pan:
— Mój synu, bądź względem swego ojca cierpliwy. Bądź też dobrym synem. Twoje postępowanie jest dowodem, jakim jesteś chrześcijaninem. Wiem, że chciałeś Mnie jeszcze o coś zapytać.
Po chwili wahania Franciszka Pan dodaje:
— Pytaj bez obawy. Przecież wiesz, że cię kocham.
Franciszek:
— Co mam robić?
Pan:
— Zawierz Mi, synu, całego siebie i dalej postępuj powoli i planowo.
Franciszek został później przyjęty do seminarium duchownego.
— A ty, Dagnyjo, chcesz Mnie o coś zapytać?
Dagnyja:
— Chciałabym podziękować za wszystko co jest, co było i co będzie.
Pan:
— Cieszy Mnie, córeczko, twoje zaufanie. Ja nie zapominam o tobie. Ale czy nie chciałabyś Mi oddać kogoś w specjalną opiekę?
Dagnyja:
— Czuję, że teraz jest bardzo ciężki czas dla mojej córki, choć wiem, że to jest jej potrzebne. Chciałabym, żeby zrozumiała, że Pan Bóg ją kocha.
Hanna i Jacek:
— Dziękujemy Ci, Panie, za udaną operację Jerzego, o którą prosiliśmy (11 XI) — jesteśmy cały czas tacy szczęśliwi — i równocześnie prosimy o jego pełne nawrócenie.
Pan:
— Tak rzadko otrzymuję od was wyrazy wdzięczności. Cieszę się nimi szczególnie. Niech to was zachęca do dalszych próśb. Nie ustawajcie. (Ze zrozumienia: chodzi przede wszystkim o życie duchowe ludzkie, bardziej niż o fizyczne.)
Grażyna:
— Chciałam podziękować za mojego tatę (solenizanta), za piękną jesień jego życia, i prosić o wszystkie łaski dla niego. Proszę też o mądrego szefa resortu... Chciałam jeszcze oddać Ci moich wczorajszych gości i prosić o pomoc dla nich, bo bardzo jej potrzebują.
Pan przyjmuje te prośby i dodaje:
— Powiedz Marysi, że jej ojciec jest ze Mną — jest bezgranicznie szczęśliwy — i przesyła jej dla całej rodziny swoje ojcowskie błogosławieństwo. (Dzisiaj był jego pogrzeb. Ojciec Marysi chorował od jakiegoś czasu. Do śmierci przygotował się po chrześcijańsku, przyjmując Sakramenty. Umierał otoczony miłością rodziny i wspierany ich modlitwami. Zmarł przed tygodniem w uroczystość Chrystusa Króla).
Bogdanie, zdaje się, że chciałeś Mi coś powiedzieć.
Bogdan:
— Chciałem Cię przeprosić, Panie, za swoje lenistwo i za to, że podczas Mszy świętej tak często rozpraszam się i nie wielbię Cię tak, jak powinienem.
— Gdybyś Mnie wielbił tak, jak Ja na to zasługuję, twoja pycha stałaby się niebotyczna. (Pan powiedział to żartobliwie).
Bogdan:
— Dziękuję, że — dzięki Tobie — mogę służyć innym.
Pan:
— Ja tylko składam propozycje. Reszta zależy od waszej decyzji.
Bogdan:
— Wszystkie moje bliskie rodziny spotyka jakieś nieszczęście. Szczególnie oddaję Ci te dwie i proszę o objęcie ich miłosierdziem.
Pan:
— To, co teraz Mi powiedziałeś, powinieneś Mi mówić podczas każdej Mszy św., włączać ich w Ofiarę Chrystusa.
Do Franciszka, który zaczął mówić o swoich rodzicach, Pan mówi:
— Twoim obowiązkiem jest kochać twoich rodziców, a nie osądzać, jeżeli i ty nie chcesz być osądzony. Dlatego staraj się wypełniać przyrodzone prawo miłości.
Anna:
— Proszę Cię, Panie, wyciągnij mnie z tego szpitala.
Pan:
— Przecież prosiłaś o oczyszczenie... Już niedługo.
Grzegorz:
— Dziękuję za pomoc w pracy, której zakres zupełnie mnie przytłaczał. Proszę też o pomoc w sprawach wychowawczych dotyczących kształtowania sumienia moich synów.
Pan:
— Dzielcie się ze Mną swoim ojcostwem. Pozostawiaj Mi wolną rękę w kształtowaniu ich dusz, bo Ja dla każdego z nich mam już (od chwili poczęcia) przygotowane zadanie życia, którego ty przecież nie znasz. Ale cieszę się, że dzielisz się ze Mną swoimi kłopotami. W ten sposób mogę i Ja być ich ojcem w pełni, nie naruszając waszych rodzicielskich praw.
Moje dzieci. Teraz żegnam się z wami.
Przyjmijcie błogosławieństwo Boga Najwyższego w całej mocy Świętości Trójcy Świętej. +
Jakże mogłabym was przynaglać
9 XII 1991 r. Anna, o. Jan, Grzegorz
Mówi Maryja:
— Pytajcie Mnie, dzieci. Tyle wam mówiłam, teraz wy pytajcie.
O. Jan:
— Nie wiem, czy zgłosić się do prowadzenia rekolekcji?
Maryja:
— Synu, nie skończyłeś jeszcze poprzednich prac (chodzi o tłumaczenie „Pozwólcie ogarnąć się Miłości").
O. Jan:
— A czy mam przyspieszyć to tłumaczenie? Tak dobrze się pracuje. Tyle poznaję...
Maryja:
— Synu, Ja cię przynaglać nie mogę, bo chcę, żeby to było zrobione dobrze. Staraj się jednak posuwać pracę, bo niedługo możesz nie mieć możliwości wysłania.
O. Jan:
— To Wasze niebieskie „niedługo" to pewnie kwestia kilku lat.
Maryja:
— No i co, czy uważacie, że już jesteście przygotowani, że zrobiliście wszystko, co mogliście zrobić, że posłaliście wszystko to, czego Pan sobie życzył, że przetłumaczyliście teksty?
O. Jan:
— Dlatego bardzo prosimy o przypominanie, o przynaglanie...
Maryja:
— Przynagla się leniwe i niedbałe sługi. Nie chciałabym tak was traktować. Wiem, ile macie bieżących zajęć. A w tym, co robicie ponadto, przejawia się wasza miłość. Jakże mogłabym was przynaglać?
Grzegorz:
— Matko, zaproponowano mi napisanie podręcznika. Myślę, że tematycznie jest dostatecznie bliski mojej specjalności, a i pieniądze by się przydały, ale ta praca będzie wymagać czasu, a nie chciałbym, aby było to kosztem naszej pracy. Proszę o radę.
Maryja:
— Wydaje Mi się, synu, że twój odcinek w naszej wspólnej pracy jest w jakiś sposób już zaawansowany — że kończysz już przepisywanie dawnych roczników — tak że na bieżąco nie będziesz miał tyle pracy. Dlatego sądzę, że możesz te sprawy pogodzić. Czasy są ciężkie i trzeba wam pieniędzy. Z drugiej strony ty masz już wprawę, pisałeś, stale wykładasz, orientujesz się w możliwościach pojmowania i zainteresowaniach młodzieży. Sądzę synu, że napisanie takiego podręcznika nie przekracza twoich możliwości ani nie wymaga od ciebie specjalnego douczania się. Dlatego też nie mówię ci „nie", ale radziłabym ci, abyś robił to szybko. (...)
Odmawiamy z przejęciem i radością dziesiątek różańca. Ta modlitwa kończy spotkanie.
To jest współpraca całego mojego Kościoła
12 XII 1991 r. Anna, Grzegorz
Grzegorz:
— Czy masz, Panie, jakieś uwagi lub rady co do skróconego zestawu zawierającego ostatnie słowa Maryi do nas?
Pan:
— Moi drodzy. Cieszę się, żeś podjął myśl, aby ten wybór sporządzić. Bo wiem, jak ważne jest dla was każde słowo Maryi. Uważam, że ten tekst wiele dobrego uczyni, gdyż ludzie mają rzeczywiście w tym kraju osobliwą cześć i uczuciową miłość do Maryi jako do Matki swojej. Ja ten wybór błogosławię. (...)
A ty, Anno, wykorzystaj ten czas (Adwent) na przeczytanie pełnego zestawu „Żywego Świętych Obcowania" (chodzi o zestaw, który został wydany przez WAM pod zmienionym tytułem: „Świadkowie Bożego miłosierdzia").
Cóż wam jeszcze dolega, dzieci?
Grzegorz:
— Zasmuca mnie zło, ujawniające się teraz coraz silniej i coraz szerzej.
Anna:
— Ja się boję zimy, kataklizmów w zimie.
— Nie bójcie się. Wy (Polacy) musicie coraz szybciej i uczciwiej normalizować swoje życie społeczne. Na to wam daję ten czas.
A wy, konkretnie wy, dzieci, jesteście ze Mną i robicie to, co jest waszym zadaniem. Przecież już dawno służymy wspólnie światu. Cóż więc może wam grozić, skoro Ja dbam o was i mówię wam o swoich zamiarach? A także stwarzam wam okoliczności i daję warunki (np. nowe drukarki Grzegorza i Jacka), a także spotykam i będę spotykał z tymi, których dla was wybiorę (do wspólnej pracy).
Anna:
— Oddajemy Ci, Panie, nasze życie, nasz czas, nasze siły i możliwości. I chcemy Ci powiedzieć, że kochamy Cię, że gdy jesteśmy z Tobą, to jesteśmy tacy szczęśliwi. Oddajemy Ci, Panie, wszystkich naszych przyjaciół i tych, którzy z nami pracują. Dziękujemy Ci, Panie, i prosimy, abyś każdego z nas prowadził dalej ku zbliżeniu z Tobą.
Pan:
— Ja was kocham, dzieci, i tą samą miłością obejmuję wszystkich waszych bliskich. Wiedzcie też, że wasze rodziny tu, u Mnie, kochają was wielką miłością, czuwają nad wami i wspomagają was. To nie jest, dzieci, współpraca tylko pomiędzy Mną a wami, to jest współpraca całego mojego Kościoła, i więcej: wszystkich bytów duchowych — domowników moich — z ziemią. Bo Ja jestem jednym Ojcem dla wszystkich i pragnę zbliżenia pomiędzy moimi dziećmi: zbliżenia we wspólnym miłowaniu.
Spójrzcie na krąg światła tej lampy, przy której siedzicie. Jesteście otoczeni takim samym kręgiem miłości całego nieba. Czy nie czujecie się bezpieczni i kochani?
Anna:
— W zasadzie tak, Panie. Zatracamy się, kiedy szarpią nas jakieś emocje. I smuci nas, że tylu osobom nie jesteś potrzebny, a nawet budzisz wrogość.
Pan:
— No widzicie, dzieci, jak bardzo — niestety — potrzebny jest wam (ludziom) strach i poczucie zagrożenia. Jak cudowne rezultaty wydał on w czasie II wojny światowej: jakże was mobilizował i podnosił ponad egoizm. Ufam, że tak się stanie i teraz.
Teraz przygarniam was do serca, otaczam moim bezpieczeństwem, udzielam wam radości i nadziei — mojej nadziei — i dalej mówię do was to samo: Ufajcie, „Jam zwyciężył świat" (J 16, 33). Ja wykupiłem świat. Jestem jego Stwórcą, Panem i Ojcem. Świat jest mój — potencjalnie. Tylko wasza ludzka wola opiera Mi się (Pan powiedział to z westchnieniem).
Kocham was, dzieci, całą ludzkość. Błogosławię wam. +
Jeśli zechcesz, będę Matką was wszystkich w tym domu
28 XII 1991 r. Anna, s.Ewelina, Grzegorz
Maryja zwraca się. do s. Eweliny:
— Ewelino, moja córeczko, bardzo jesteś dzisiaj zmęczona, powiedz Mi więc szybko (siostra Ewelina spieszy sią na pociąg), co ci leży na sercu.
— Największą troską jest mój brat.
— Córko, oddawaj go Mnie, ile razy o nim pomyślisz, i proś, abym stała się jego przewodniczką, a zrobię to ze względu na twoje zawierzenie. Jednak pozostawiaj mu czas, tak jak każdemu z was daje go Bóg. Co jeszcze Mi powiesz, córeczko?
— Chciałabym Ci, Matko, polecić moje nowe zadania, abym umiała służyć siostrom. Potrzeba mi dużo dobroci, wyrozumiałości...
— Potrzeba ci również ich miłości i chciałabym, abyś przyjmowała od nich z wdzięcznością to, co ci mogą dać.
— Są nadopiekuńcze w stosunku do mnie.
— Dla nich ty jesteś dzieckiem, któremu chciałyby ulżyć i pomóc. Pozostaw im trochę tej możliwości czynienia dobra.
Po chwili Maryja dodaje:
— Jeśli zechcesz, będę Matką was wszystkich w tym domu.
— Oczywiście, to jest moje największe pragnienie.
Zaczęliśmy rozmawiać o problemach siostry Eweliny. Maryja mówi:
— Cieszę się, że staracie się radzić sobie wzajemnie, dzieląc się własnym doświadczeniem. Tak powinno być pomiędzy „rodzeństwem" (dziećmi jednej Matki).
Chciałam ci powiedzieć, dziecko, że modlitwy wasze bardzo są potrzebne tej, która rok temu w tym dniu zginęła. Módlcie się wybaczając jej wszystkie jej przewiny, bo bardzo się obciążyła. Najgorszą w czyśćcu jest świadomość nieodwracalności wyrządzonego zła, więc starajcie się naprawiać jej winy — i to będzie największą pomocą dla niej.
Dołączaj zawsze wolę przebaczenia. I staraj się sama zachowywać inaczej w tym, w czym ona grzeszyła. Co jeszcze masz Mi do powiedzenia, córeczko?
— Chyba już tylko „dziękuję" za te rady i proszę o prowadzenie. Żebyś mi dała Twojego ducha służby, moim siostrom ducha miłości, żebym mogła wypełnić to, czego Jezus ode mnie pragnie.
— Cały czas to czynię, córko, bo zależy Mi na tym, aby każde z was stawało się chwałą Jezusa. Przecież na każdym z was spoczywa Jego zbawcza Krew..
Teraz daję ci, Ewelino, moje Matczyne błogosławieństwo i proszę, staraj się w każdej chwili dziękować Jezusowi za Jego nieskończoną miłość do ciebie i do każdej z was. Błogosławię cię. +
Pan Niemożliwości
31 XII 1991 r. tuż przez północą
Anna:
— Panie mój, chcę spędzić przełom roku 1991/92 z Tobą i proszę Cię, spraw, aby coraz więcej ludzi chciało Ci oddać cześć i dziękczynienie w tym czasie. Godzien jesteś, Panie, naszej największej miłości, wdzięczności i uwielbienia za wszystko, co dla nas uczyniłeś i nadal czynisz. Dziękuję Ci w imieniu wszystkich, którzy Ci nie dziękują...
Dziękuję Ci, Panie, za to, co czynisz ze mną, za wszystko, co mi dałeś, bo wszystko to było mi potrzebne. Cokolwiek Ty dajesz, dajesz to z miłości i każdy Twój dar przyjęty dźwiga nas, uczy i oczyszcza. Dziękuję Ci więc za chorobę, niesprawność i ból oraz za pomoc ludzką, życzliwość, pamięć i dobroć. Dziękuję też w imieniu wszystkich innych chorych i cierpiących, samotnych i nieszczęśliwych, bo oni nie wiedzą jeszcze, że wszystko to, co czynisz, czynisz z miłości. (...)
Oddaję Ci wszystkich moich bliźnich, zwłaszcza cierpiących i umierających. Proszę, obejmij ich swoją miłością i miej w opiece tych, którzy teraz nadal zabijają się i nienawidzą. Zmiłuj się, Panie mój, nad nierozumnymi, pełnymi nienawiści sługami nieprzyjaciela, którzy nie wiedzą, co czynią, a ofiarom ich daj Twój dom i racz darować ich winy — bowiem wszyscy jesteśmy pełni grzechu, słabi, niewierni i nie potrafimy kochać. (...) Przybliż, Panie, czas oczyszczenia i odrodzenia ziemi i wprowadź Twój pokój w nasz skażony świat. (...)
Panie Niemożliwości, błagam Cię, otocz nasz kraj opieką i pomóż nam powrócić na Twoje drogi. Ratuj też naszych sąsiadów od głodu, wojny domowej i nienawiści. Oczekujemy Twojego panowania w bólu, niepokoju i z trudem zdobywamy nadzieję. Przyjdź nam z pomocą, Boże niezwyciężony, Ojcze, Przyjacielu i Zbawco nasz.
Pan:
— Córko moja, jakże Ja cię kocham! Wzruszyłaś Mnie i otworzyłaś moje serce. Pragnę udzielić ci wszystkiego, czego potrzebujesz i o co dla innych Mnie prosiłaś. Zawiązałaś dzisiaj ze Mną przymierze miłości. Licz na Mnie i we wszystkim, czego pragniesz, zwracaj się do Mnie. Nie obawiaj się prosić o sprawy trudne. Nazwałaś Mnie przecież Panem Niemożliwości — i jestem nim.
Wiem, że bardzo prosisz o zdrowie dla Barbary. Przywrócę je. Bądź pewna, że chcę przychylić się do twoich próśb. O co prosisz dla siebie?
Anna:
— Panie, zdrowiem moim Ty dysponujesz i niech mi się tak stanie, jak Ty zamierzasz, ale proszę o siły. Pragnę też kochać Cię bardziej, goręcej, silniej i wierniej. Wzmóż moje siły, Panie.
Pan:
— Słucham cię, Anno, z radością, jak kochający ojciec słucha swego dziecka. Dzisiaj jednakże chciałbym skończyć rozmowę, bo pora na spoczynek, córeczko. Lecz jutro powrócimy do naszej rozmowy.
Anna:
— Tak, Ojcze. Kocham Cię. Pozostań ze mną.
Pan:
— Nie odejdę od ciebie, dziecko. Kocham cię miłością Boga, miłością nieskończoną. Wiedz, że twoje prośby za chorych, ginących i cierpiących uradowały serce moje i będą skuteczne. Tulę cię do serca, otaczam pokojem i błogosławię na nasz nowy rok współpracy. +