20030901220145id$243 Nieznany

Bezrobocie


Ekonomiści definiują bezrobocie jako nadwyżkę siły roboczej nad popytem na nią. W praktyce oznacza to, że więcej ludzi szuka pracy, niż pojawia się ofert.

W gospodarce planowej, która obowiązy­wała w byłym Związku Radzieckim i krajach Europy Wschodniej przed ro­kiem 1989, zjawisko bezrobocia, przynajmniej ofi­cjalnie, nie istniało. Administracja państwowa tak dysponowała środkami, które posiadała, żeby każ­dy , kto potrzebował pracy, mógł ją znaleźć. Obec­nie gospodarka tych krajów znajduje się w fazie transformacji w kierunku gospodarki rynkowej, w związku z czym w Europie Wschodniej szcze­gólnie zaostrzył się problem bezrobocia.

Z ekonomicznego punktu widzenia praca to jeden z podstawowych czynników produkcji, czyli środków materialnych potrzebnych do wytwarzania to­warów lub świadczenia usługi. Pozostałe to ziemia (wraz z bogactwami naturalnymi), kapitał (maszy­ny i narzędzia potrzebne do wyprodukowania to­warów), a także technika i przedsiębiorczość. Przedsiębiorczość klasyfikuje się czasem jako czwarty czynnik produkcji (oprócz ziemi, kapita­łu i pracy) bądź jako swoistą formę pracy. Jest ona wówczas czynnikiem opisującym element ryzyka podjętego przez osoby lub instytucje w celu zało­żenia nowego przedsiębiorstwa lub stworzenia nowego produktu, często na bazie własnych środ­ków finansowych. Ponieważ zaś praca jest czyn­nikiem produkcji, popyt na nią zależny jest od po­pytu na towary i usługi na danym rynku. Jeżeli na przykład liczba komputerów, które znajdą nabyw­ców rośnie, wzrasta również popyt na robotników, którzy mogą pracować przy ich montażu. Jeśli zaś popyt zmaleje, podobnie stanie się z popytem na pracę na rynku elektronicznym.

Podaż siły roboczej zależna jest od takich czyn­ników jak średnia wieku danej populacji, liczba kobiet zgłaszających chęć podjęcia pracy oraz mo­tywacja do pracy u ludzi w wieku produkcyjnym. Jednak praca nie jest czynnikiem o jednolitej struk­turze: kluczowy jest tu problem jakości, czyli wykształcenie i kwalifikacje pracowników. Czasem określa się więc ten czynnik mianem kapitału ludz­kiego. Ekonomiści często używają sformułowania „rynek pracy” – czyli rynek, w ramach którego pra­codawcy poszukują pracowników, a ci ostatni ofe­rują swoją pracę.

Jeżeli rynek pracy w gospodarce kapitalistycznej działałby wydajnie, nadmierna podaż pracy wywołałaby obniżenie kosztów pracy, czyli spadek płac. Prowadziłoby to do wzrostu popytu na pracowników. W rezultacie podaż pracy zrównałaby się z popytem na nią. Na rynku wytwarza się wte­dy stan równowagi. Wielu ekonomistów uważa, że bezrobocie w gospodarce rynkowej jest oznaką wy­stąpienia w niej pewnych nieprawidłowości. Po­wstają one, ponieważ koszty pracy, czyli poziom płac, są utrzymywane sztucznie na zbyt wysokim poziomie (punkt P na wykresie 1), wskutek czego nie mogą one powrócić do poziomu równowagi – sta­nu, w którym podaż zrównuje się z popytem.

Bezrobocie (B) stanowi w tym przypadku róż­nicę między wielkością pracy dostępnej na rynku – Ppd i wielkością zapotrzebowania na nią – Ppo przy obecnym poziomie płac P. Wysokość płac jest sztucznie zawyżona między innymi ze względu na presję ze strony związków zawodowych i prawo ustalające płace minimalne. Wielu uważa, że w ten sposób można zagwarantować większe płace pracownikom, zapobiec wyzyskowi pracujących przez pracodawców i że dzięki temu poziom życia pra­cowników nie zatamuje się gwałtownie . Inni twier­dzą, że prawa i ustawy ograniczają wielkość zatrudnienia i pośrednio zwiększają bezrobocie.

Swą pracę mogą na rynku oferować osoby, któ­re osiągnęły odpowiedni wiek i którym pozwala na to stan zdrowia. Jednak nie każdy, kto może pra­cować, chce podjąć pracę. Niektórzy ekonomiści twierdzą, że sam fakt istnienia świadczeń społecz­nych, takich jak zasiłek dla bezrobotnych, może niekorzystnie działać na motywację do pracy. Jak sądzą przeciwnicy zasiłków, perspektywa podwyższenia dochodów związana z ewentualnym podję­ciem pracy nie skłoni bezrobotnych do poszuki­wania zatrudnienia. Takie osoby określa się mianem bezrobotnych z wyboru. Nie pracują, bo pracować nie chcą. Inaczej jest w przypadku bez­robotnych, którzy chcieliby pracować za wynagrodzenie na poziomie rynkowym, lecz nie mogą zna­leźć zatrudnienia.

Wielu specjalistów uważa, że pracy nie można opi­sywać jako jednego z czynników produkcji, jak urządzenia czy też kawałek gruntu. Jest ona wy­konywana przez ludzi i bezrobocie ma wiele skut­ków społecznych, których nie da się ocenić w ka­tegoriach czysto ekonomicznych. Bezrobocie pociąga za sobą koszty w wymia­rze społecznym i prywatnym, zarówno bezpośred­nie, jak i pośrednie. Bezpośrednim kosztem „pry­watnym” bezrobocia jest utrata źródła dochodów przez osoby, które zostały pozbawione pracy. Z drugiej strony bezpośrednie koszty społeczne, to zmniejszenie przychodów państwa z tytułu podat­ku dochodowego i zwiększenie obciążeń budżetu z uwagi na rosnące wydatki na świadczenia spo­łeczne – zasiłek dla bezrobotnych czy też zapomo­gi dla osób najuboższych.

Społeczne koszty pośrednie wynikają z szer­szych skutków tego zjawiska. Gdy bezrobocie ro­śnie, a dochody maleją, społeczeństwo jako całość ponosi pewne koszty uboczne, na przykład wzrost przestępczości, pogorszenie ogólnego stanu zdro­wia ludności. Społeczeństwo więc ponosi koszty bezrobocia w formie podwyższonych nakładów na służby policyjne i opiekę zdrowotną. Duże bezrobocie ma wpływ na tak zwany popyt globalny, któ­ry jest popytem wszystkich nabywców na wszyst­kie towary. Bezrobotni mają do dyspozycji znacznie mniejsze środki finansowe, tak więc po­pyt globalny na towary i usługi obniża się. Wywo­łuje to dalszy wzrost bezrobocia, ponieważ sprze­daż i produkcja spadają, co pociąga za sobą dalszy spadek liczby miejsc pracy.

Przyczyn bezrobocia jest kilka – skutki każdej z nich nieco się od siebie różnią. Bezrobocie klasyczne wywoływane jest przez zaburzenie działa­nia mechanizmów rynkowych, takich jak utrzymywanie zbyt wysokiego poziomu płac w stosunku do wielkości produkcji. Na kształt krzywej poda­ży pracy i popytu na nią wpływa wiele czynników. Jednakże zwolennicy ekonomii klasycznej są zda­nia, że jeśli pozwoli się działać mechanizmom go­spodarczym tak, by płace ustaliły się na poziomie odpowiadającym wielkości popytu na pracę i ry­nek osiągnął stan równowagi, bezrobocie zniknie.

Ekonomiści klasyczni zwykle twierdzą, że naj­lepszym sposobem walki z bezrobociem jest ograniczenie do minimum władzy związków zawodo­wych, aby płace mogły spaść do poziomu, przy którym popyt na pracę zrówna się z jej podażą. Po­nadto należy ograniczyć wysokość zasiłków dla bezrobotnych, ponieważ płace nie mogą spaść po­niżej wysokości zasiłku, by nie obniżyć motywa­cji do poszukiwania pracy.

Z bezrobociem klasycznym mamy do czynienia, gdy zwiększa się podaż siły roboczej, a zapotrzebowanie na nią spada. Podaż pracy na rynku jest w krótkoterminowej perspektywie przyjmowana jako wartość stała, ponieważ gwałtowne zmiany w strukturze populacji zdarzają się dość rzadko. Jednakże zapotrzebowanie na pracę ma tendencję do zmian. W gospodarce każdego kraju zdarzają się okresy powolnego wzrostu i popyt na pracę spa­da wraz ze spadkiem zapotrzebowania na towary i usługi. Jeżeli w takim okresie podaż pracy nie zwiększa się, następuje wzrost bezrobocia. Bezro­bocie klasyczne może prowadzić do wykształce­nia się tzw. błędnego koła – im więcej osób traci pracę, tym bardziej obniża się ogólny poziom wy­datków i zmniejsza się popyt rynkowy. Ta sytu­acja może doprowadzić do recesji. Niektórzy eko­nomiści sądzą, że najlepszym sposobem walki z bezrobociem klasycznym są inwestycje rządowe na dużą skalę. Jeżeli rząd wydaje więcej na edukację, opiekę zdrowotną, obronę, policję i inne ce­le, powstaje popyt na pracę i usługi. Ludzie, którzy znajdują pracę, znów mogą wydawać więcej, w ten sposób zapewniając zbyt dla towarów produkowanych przez przedsiębiorstwa, które mogą dzięki te­mu dalej funkcjonować. Jednak inni ekonomiści są zdania, że taka polityka może wywołać inflację.

Bezrobocie może być związane ze zmianą miejsca pracy i zmianą kwalifikacji zawodowych, powodującymi przerwę w zatrudnieniu. Czas, w którym pracownicy nie są już zatrudnieni u poprzedniego pracodawcy, a nie rozpoczęli jeszcze nowej pracy, nazywamy bezrobociem frykcyjnym (przejściowym). Nie stanowi ono większego pro­blemu dla państwa; rząd może najwyżej podejmo­wać działania mające na celu ułatwienie bezrobot­nym znalezienia nowej pracy, na przykład lepiej eksponować ogłoszenia z ofertami pracy.

Gdy pewne gałęzie przemysłu, w wyniku zmian struktury eko­nomicznej, tracą dominującą rolę w gospodarce pojawia się bezrobocie strukturalne. W latach 50. i 60. XX wieku najwięcej Europejczyków było zatrudnionych w przemyśle wydo­bywczym i włókienniczym. Teraz branże te stra­ciły swoją pozycję: przedsiębiorstwa masowo upadają, pracownicy otrzymują wypowiedzenia.

W niektórych gałęziach przemysłu, na przykład w przemyśle samochodowym, praca jest w coraz większym stopniu zautomatyzowana i wymaga mniej zaangażowania ze strony ludzi. Zapotrzebowanie na pracę spada więc, a coraz więcej robot­ników traci pracę. Wielu z nich ma problemy z przekwalifikowaniem się do nowego zawodu. Jest dla nich niewiele ofert pracy – pracodawcy znacznie chętniej zatrudniają ludzi młodych.

Bezrobocie strukturalne jest często zjawiskiem długofalowym; w skali państwa problemem znacz­nie poważniejszym niż bezrobocie frykcyjne. Trud­niej też z nim walczyć. Na przykład 45-letniemu górnikowi z trudem przyjdzie przekwalifikowanie się tak, by zdobyć umiejętności cenione na rynku pracy. Mobilność zawodowa także jest w wielu przypadkach utrudniona – często ludzie nie są w stanie przenieść się do regionu, gdzie ofert pra­cy jest więcej. W Polsce na przykład pracownicy dawnych PGR-ów, żeby przeprowadzić się do miast w poszukiwaniu pracy, muszą tam znaleźć mieszkania. Ceny mieszkań na wsi są jednak znacz­nie niższe niż ceny w dużych miastach, więc miesz­kańców wsi po prostu nie stać na przeprowadzkę.

W ramach walki z bezrobociem strukturalnym rząd może organizować darmowe lub tanie szkole­nia i kursy przekwalifikowujące. Zachęca się firmy do inwestowania w regionach, gdzie panuje znacz­ne bezrobocie strukturalne. Na przykład, przedsię­biorstwa zajmujące się produkcją podzespołów komputerowych lub koncerny motoryzacyjne mo­gą otrzymywać korzystne kredyty lub długoletnie zwolnienia od podatków w zamian za otwarcie działalności w rejonie, gdzie zamknięto wiele ko­palń czy stocznię.

Przykładem regionu szczególnie zagrożonego bezrobociem strukturalnym jest Górny Śląsk. Spa­dek opłacalności wydobycia węgla kamiennego spowodował, że wiele kopalń w regionie, w któ­rym większość mieszkańców zatrudnionych była w przemyśle wydobywczym, stanęło w obliczu bankructwa. Rząd, dotychczas dotujący upadają­cy, nierentowny przemysł w obawie przed maso­wym bezrobociem, postanowił stopniowo likwi­dować dotacje. Żeby jednak chronić region opracowano plan restrukturyzacji Śląska, tak by umożliwić jak największej liczbie górników prze­kwalifikowanie się lub odejście na wcześniejszą emeryturę, albo też rozpoczęcie własnej działalno­ści gospodarczej. Władze samorządowe starają się przekonać do inwestowania firmy zagraniczne.

Poziom bezrobocia i stopa inflacji wydają się być ze sobą w pewien sposób skorelowane. General­nie wysokiej inflacji towarzyszy niskie bezrobo­cie – oba te zjawiska występują bowiem w okre­sie wzrostu gospodarczego. Jeśli bezrobocie jest wysokie, inflacja najczęściej jest niska.

W roku 1958 profesor A. W. Phillips wykazał, że między bezrobociem i inflacją istnieje ścisły związek opisywany w kategoriach statystycznych. Uczony oparł swoją teorię na danych statystycznych z obszaru Wielkiej Brytanii. Podobne związki odkryto w innych państwach, w tym także w Stanach Zjednoczonych. Krzywa Phillipsa (przedstawiona na wykresie 2) pokazuje, że bezrobocie można zmniejszyć za cenę wzrostu inflacji; tę zaś można obniżyć kosztem wzrostu bezrobo­cia. Poziom bezrobocia, który odpowiada zerowej inflacji, określany jest wskaźnikiem naturalnym (WN) dla danej gospodarki. Bierze się w nim pod uwagę poprawkę na bezrobocie frykcyjne.

W Polsce stopa bezrobocia jest stosunkowo wyso­ka, przy czym obszary najwyższego bezrobocia są rozłożone bardzo nierównomiernie. W wielkich miastach, takich jak Warszawa czy Kraków stopa bezrobocia nie przekracza 5 procent, z drugiej stro­ny w obszarach rolniczych na wschodzie i półno­cy kraju sięga ona nawet trzydziestu procent. Bezrobocie w Polsce ma przeważnie charakter strukturalny. Najwyższe jest w tych regionach, w których przed rokiem 1989 dominowało rolnic­two oparte przeważnie na Państwowych Gospo­darstwach Rolnych, a także na obszarach, gdzie w latach 90. XX wieku zlikwidowano nierentow­ne przedsiębiorstwa przemysłu ciężkiego, na przy­kład w dawnym województwie wałbrzyskim na Dolnym Śląsku. Poważne problemy pojawiają się również w średnich i małych miastach, gdzie czę­sto znaczna część ludności pracuje w jednym za­kładzie przemysłowym. Jeżeli takie przedsiębior­stwo upada, bardzo wiele osób pozostaje bez szans na znalezienie nowej pracy.

Poza tym gospodarka rynkowa zmusza przed­siębiorstwa do obniżania kosztów w celu zwięk­szenia opłacalności produkcji. W związku z tym przeprowadza się redukcje zatrudnienia. Często działania te mają związek z prywatyzacją przed­siębiorstw i jest to jedna z przyczyn, dla których proces ten wzbudza w Polsce spore kontrowersje.Ponadto chociaż pewne sektory gospodarki, jak przetwórstwo żywności czy przemysł motoryza­cyjny, przeżywają wzrost produkcji, problemem w Polsce pozostaje mata mobilność zawodowa. Większość mieszkańców wsi nie może przenieść się do miast, z uwagi na problem mieszkaniowy.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
komunikowanie polityczne id 243 Nieznany
20030901172852id#996 Nieznany
20030901202215id$131 Nieznany
20030901224912id$310 Nieznany
20030901194154id$100 Nieznany
20030902194524id$334 Nieznany
20030901220642id$254 Nieznany
20030902214421id$508 Nieznany
20030901220350id$249 Nieznany
20030901203541id$160 Nieznany
20030901173121id#999 Nieznany
20030901172826id#993 Nieznany
20030902214602id$514 Nieznany
20030902194204id$325 Nieznany
20030902203008id$413 Nieznany