Tytuł: Wszelki
wypadek
Autor: robaczek
(frgt10 - nick z
bloga)
Pairing: Harry/Tom(Voldemort)
Ostrzeżenia: slash,
zły Dumbledore
Opowiadanie nie jest kanoniczne!
Zanim mnie zabijecie - przeczytajcie do końca. Zanim mnie zwyzywacie - wiedzcie, że byłam napalona i pomysł pozostawienia Harry'ego z tym problemem wydał mi się nader interesujący... Zanim zaczniecie narzekać na długość (a raczej jej brak) - przypomnijcie sobie, że jestem wredna *śmieje się szaleńczo*
Ktoś ma ochotę na lizaka? *częstuje*
Rozdział 5
Harry czekał w kuchni na Voldemorta. Lada chwila Czarny Pan miał się zjawić, by zabrać go na wycieczkę i sprawdzić, jakie postępy chłopak zrobił przez ostatni tydzień. Gryfona nie pocieszała myśl, że za każde niepowodzenie zarobi surową karę – obawiał się, że na zwykłym Cruciatusie się nie skończy.
Drzwi otworzyły się i do pomieszczenia wkroczył Voldemort ubrany, jak zawsze, w czarną szatę. Harry poderwał się z krzesła i skłonił głowę. Okazywanie szacunku Czarnemu Panu uwłaczało jego godności, ale czy miał inny wybór?
Voldemort wydał z siebie cichy syk. Harry podniósł głowę w sam raz, aby zobaczyć, jak mężczyzna kieruje różdżkę na drzwi. Nastolatek rozpoznał zaklęcie – to było jedno z tych, których uczył go Lestrange. Pieczętowało pokój tak, że nikt nie mógł do niego wejść ani z niego wyjść bez zgody rzucającego je czarodzieja.
Harry przełknął ślinę. Nie wiedzieć czemu, gęsia skórka pokryła jego ręce a włoski na karku zjeżyły się. Szeroko otwartymi oczami obserwował, jak Czarny Pan odkłada różdżkę na stół i odwraca się do niego tyłem. W życiu by nie pomyślał, że zachowa się równie nierozsądnie, ale może uznał, że Harry jest wystarczająco niedoświadczony i jednocześnie odpowiednio zastraszony, aby nie próbować głupstw.
Jednak prawdziwy szok Złoty Chłopiec przeżył w momencie, w którym Voldemort zrzucił z siebie szatę. Pod spodem nie miał nic, nawet bielizny, i oczom Harry'ego ukazało się smukłe ciało z mlecznobiałą i gładką skórą. Gryfon wstrzymał oddech.
Voldemort odwrócił się, paraliżując Harry'ego intensywnym spojrzeniem czerwonych jak krew oczu.
- Harry Potterze, zobaczmy, co potrafisz...
Zaczął powoli zbliżać się do Harry'ego, długimi palcami błądząc po całym swoim ciele. Hipnotyzujące spojrzenie nie pozwalało nastolatkowi przyjrzeć się dolnym partiom ciała mężczyzny. Czerwone źrenice przytrzymywały go na miejscu. Nie mógł ruszyć nawet palcem, a co dopiero nogami. Nie mógł także oderwać wzroku od Czarnego Pana.
Tymczasem mężczyzna stanął na przeciwko Harry'ego, tak blisko, że ich klatki piersiowe zetknęły się. Harry'ego przeszedł dreszcz. Voldemort zanurzył smukłe dłonie w jego włosach i przyciągnął zarumienioną twarz do swojej piersi.
- Nie bój się, będę delikatny... – wysyczał w mowie wężów.
Harry'emu nagle zrobiło się gorąco. Syczący Voldemort z czerwonymi tęczówkami i bladą skórą wydał mu się piękny i pociągający... Poczuł coś wilgotnego w swoim uchu, co poruszało się po każdej krawędzi. Przymknął oczy i przechylił głowę, pozwalając mężczyźnie kontynuować.
Dopiero, kiedy poczuł dłonie prześlizgujące się po jego sutkach, zorientował się, że stoi przed Czarnym Panem zupełnie nagi. Nie zdążył się jednak nad tym zastanowić, ponieważ usta Voldemorta ześlizgnęły się na szyję, którą ssał i kąsał na przemian. Dłonie wędrowały po całym ciele chłopaka, a skóra w miejscach, które dotknęły, paliła.
Harry poczuł przemożną ochotę, by odwzajemnić pieszczoty. Zrobiłby cokolwiek, byle czarodziej nie przestał go dotykać. Kiedy poczuł zaciskające się na jego pośladkach ręce, westchnął, zaskoczony, ale i zadowolony. Przysunął się bliżej i otarł wyprężoną męskością o Voldemorta. Usta starszego czarodzieja odnalazły wargi Harry'ego i wpiły się w nie zachłannie.
Złoty Chłopiec przestał myśleć trzeźwo. Wypchnął biodra do przodu, sprawiając, że ich nabrzmiałe członki znów się zetknęły. Harry jęknął prosto w usta Voldemorta, gdy ten zaczął poruszać biodrami...
Harry krzyknął spadając z łóżka. Znajdował się w przydzielonej mu sypialni, a serce waliło mu jak oszalałe. Czuł ciepło w dole brzucha, a spodnie od piżamy unosiły się w tym miejscu.
Chłopiec zakrył usta dłonią, uświadamiając sobie, że to był tylko sen, w następnej chwili głośno jęknął i zaczął uderzać głową o ramę łóżka, kiedy dotarło do niego o czym śnił. Nie mógł uwierzyć, że był równie pobudzony. Powinien być raczej przerażony i zniesmaczony czymś tak... tak... chorym!
Spojrzał na zegarek i przekonał się, że do rana pozostało jeszcze kilka godzin. Wrócił do łóżka i próbował zasnąć, ale nie bardzo mu to wychodziło, bo kiedy napięcie opadło i przestał widzieć pod powiekami obrazy ze snu, znów zaczął denerwować się wyprawą.
Po długiej godzinie wstał i umył się pod prysznicem, ubrał i wślizgnął do jadalni, gdzie zamierzał przeczekać czas pozostały do śniadania. Niestety wybór okazał się fatalny – znajome wnętrze przypominało o niedawnym śnie. Jednak nie to było najgorsze. Ku swemu wielkiemu zdziwieniu i zniesmaczeniu Harry stwierdził, że jego ciało reaguje na sen dość... niespodziewanie. Czemu czuje się podekscytowany, wspominając pieszczoty? Dlaczego kolana mu miękną, gdy przywołuje obraz czerwonookiego Voldemorta syczącego w mowie wężów? I czemu jego penis twardnieje na samą myśl...?
Pokręcił gwałtownie głową, żeby odegnać niechciane wizje. Bazując na treningach ze Snapem, skupił się na murze okalającym jego umysł i zaczął oddychać głęboko, coraz bardziej uspokajając się z każdą kolejną sekundą. Utrzymanie muru nie było proste, ale całym sobą walczył o koncentrację. Udało mu się myśleć tylko i wyłącznie o murze, dopóki nie otworzyły się drzwi jadalni i do środka nie wszedł pierwszy ze Śmierciożerców.
Wówczas Harry został rozproszony, ale miał nadzieję, że obecność mężczyzny odciągnie jego uwagę od nocnych koszmarów. Spod przymkniętych powiek obserwował postać odzianą w czarną szatę.
- Potter?
Znajomy głos przeciął powietrze.
„O nie, tylko nie to..." – pomyślał Harry, gdy całe jego ciało odpowiedziało ochoczo. Złotego Chłopca przeszedł dreszcz i nocne wizje stanęły przed oczami jak żywe, niwecząc wysiłki ostatnich kilkudziesięciu minut, bowiem przemówił do niego Lord Voldemort.