ZAPŁAKANA CYGANKA
Nie igraj z czyimiś uczuciami, bo twoje nagle mogą zacząć igrać tobą.
*
Świat łez jest taki tajemniczy, a więc i wieloznaczny. Czasem łzy potrafią coś uwiarygodnić, ale bywa, że mogą oszukiwać jak najbardziej perfidnie. Trudno być bowiem nieczułym na łzy, na płacz, na żałosny lament, zwłaszcza skrzywdzonego dziecka, dziewczyny, kogoś w nagłej potrzebie. Może dlatego ta mała Cyganeczka Kara potrafiła wzruszyć najbardziej niewzruszonych. Nie, nie zaczepiała nikogo, nawet nie bardzo wyglądała na cygańskie dziecko, nie uprawiała jakiejś histerii. Nie, ona siedziała na przykład na ziemi i zdawała się ukrywać, tłumić swój szloch. Tylko po drgających plecach widać było, że płacze i po łzach cieknących między ukrywającymi twarz palcami. Ktoś się zatrzymywał, pytał o powód, o możliwość pomocy. A ona o nic nie prosiła, tylko wstawała i wydawała z siebie coś, jak cichy skowyt i szła. Ktoś ją doganiał, pytał dalej, a ona w końcu jęknęła: „Już nikt, nic mi nie zostało, tylko nieszczęście…” I wtedy ktoś wyjmował pieniądze, wkładał jej do kieszonki, choć ona ręki po nie nie wyciągała, nie dziękowała, tylko szlochała dalej, ukrywając zalaną łzami twarz. Kiedy wracała potem do swoich i wykładała wciśnięte jej banknoty, zaczynała opowiadać o innych jeszcze sposobach wywoływania czyjegoś współczucia swoimi łzami na zawołanie i na odegranie innej sceny. Zaśmiewała się przy tym do łez równie obfitych, jak tamte. Mówiła o nich „moje słodkie łzy - nie znam innych.” Cieszyła się swoim urokiem, talentem, niewinnymi prawie mistyfikacjami… Nikt nie nazwałby tego hipokryzją. Tymi łzami utrzymywała swoją dość liczną rodzinę przez kilka lat. Kiedy miała 20 lat, wyszła rano do pustego jeszcze parku i zobaczyła idącego naprzeciw chłopaka. Nie chciała tym razem wzruszać go płaczem. Chciała tylko spojrzeć mu z bliska w oczy swoimi szklącymi się od „słodkich” łez… Spojrzała i… zamarła. Nigdy nie widziała tak przeraźliwie błękitnych i promiennych oczu wpatrzonych gdzieś w dal. Potrafiła przyciągać spojrzenia, wywoływać odpowiednie reakcje, uczucia, ale ten nawet nie spojrzał na nią, tylko minął. Stała oniemiała… Wróciła, zabiegła mu drogę, by jeszcze raz ujrzeć te oczy, przymusić je, by spojrzały w jej… I wtedy zobaczyła jego białą laskę. Był niewidomy. Usiadła na ławce i pierwszy raz poczuła, jak płyną już same łzy przeraźliwie słone i piekące. Takich nie znała. Przepłakała cały dzień - prawdziwie. Nazajutrz poszła o tej samej porze do parku i znów go spotkała. Nigdy nikogo nie kochała, ale wtedy poczuła, że to się właśnie z nią dzieje… Tylko dlaczego to tak boli? Kiedy rodzinka zażądała, by Kara poszła zdobyć trochę pieniędzy, okazało się, że nagle straciła tę swoja sztukę - łzy nie chciały płynąć, a na suchy szloch nikt nie reagował. Nie przejęła się tym jakoś. Gdy trzeci raz ujrzała chłopaka, wzięła go delikatnie za rękę, by przeprowadzić przez jezdnię. Jedno miała teraz pragnienie: patrzeć w te jego błękitne i promienne, choć niewidzące oczy. Opuściła swoją rodzinę, najęła się do zwykłej pracy, bo chciała wyjść za niego. Czy płakała? - Tak. Naprawdę żałośnie, ale tylko, gdy była sama. Przy nim nie umiała, bo on był taki radosny, jakby nie świadomy swego kalectwa. Pobrali się w doroczne święto Cyganów z całej Europy. Do ślubnej przysięgi dodała: „Oraz będę twoimi oczami, póki będę widzieć twoje.” Nikt potem już jej nie widział zapłakanej.
*
Można powiedzieć: kto łzami szafuje, tego łzy w końcu dotkną do głębi, do prawdziwego bólu. I dobrze, bo do szczęścia potrzebny jest prawdziwy płacz.