WYWIAD IDI Diagnoza – kategoria 7
Badanie: Niepołomice
Kategoria bezrobotma
P.: Ja bym panią prosiła, żeby pani się tak w kilku słowach przedstawiła, powiedziała, jaki ma zawód, wykształcenie, z ilu osób składa się rodzina, jakie ma pani zainteresowania.
O.: No, jestem z 70 roku, stara jestem. Wykształcenie podstawowe, no człowiek był młody i tak wyszło. No jestem samotną matką, mam dwie córeczki i właśnie je zostawiłam na placu zabaw, ale mam nadzieję, że sobie poradzą. Mieszkam w mieszkaniu czynszowym. No…
P.: To jeszcze o to będę dopytywać. Co by pani powiedziała o Niepołomicach komuś takiemu jak ja, który nie zna, nie zna tej miejscowości.
O.: Zareklamować? No poleciłabym. Zamek piękny. Niepołomice bym poleciła też, impreza piękna. CO poza tym? To tak turyście czy komuś kto miałby zamiar zamieszkać?
P.: No myślę, że turyście albo właśnie… i to i to, co pani przychodzi do głowy.
O.: No to raczej bym polecała.
P.: A jak pani myśli, jak się tutaj żyje ludziom w gminie Niepołomice?
O.: Różnie, tak jak wszędzie. Jednym dobrze, drugim źle.
P.: A myśli pani, że których jest więcej?
O.: No chyba tym, co troszkę gorzej.
P.: Gorzej tych, co… więcej jest tych, którym się powodzi gorzej.
O.: Tak mi się wydaje.
P.: A jeśli by miała pani coś powiedzieć o o sukcesach gminy, to właśnie, czy coś pani przychodzi do głowy?
O.: No jest tego trochę. Place zabaw są piękne, dopóki młodzież ich nie zniszczy, przynajmniej gdzieniegdzie. No tu na przykład w Niepołomicach jest piękny basen, jest piękny. Dzieci mają darmowy basen sponsorowany właśnie przez gminę, tylko za dojazd płacą. To się bardzo chwali. No jest dużo rzeczy.
P.: No właśnie mówiła pani o sukcesach a czy są jakieś takie rzeczy, które można by uznać za porażkę?
O.: Porażki… bo ja wiem. Drogi, gdzieniegdzie mogłyby się drogi poprawić. Poza tym nie wiem, chyba tyle.
P.: No to może się jeszcze pani coś przypomni. A czy pani sama jest zadowolona z tego, że tutaj mieszka?
O.: I tak i nie. Mieszkam tu odkąd mnie rodzice przywieźli, jak miałam 8 lat. No i tak mi już zostało, ale jakoś tak tęsknię po prostu za tamtymi stronami.
P.: A które to strony?
O.: Zakliczyn nad Dunajcem.
P.: I dlaczego pani tęskni?
O.: Bo ja wiem, nie lubię zmian, no i tak właśnie jakoś. Byłam tam przyzwyczajona, no teraz się w sumie przyzwyczaiłam, ale jak się jedzie na dłuższy czas, to się potem bardzo tęskni.
P.: A czy dzieci na przykład – czy dzieci są tutaj zadowolone, szczęśliwe?
O.: Raczej tak. Są na miejscu ośrodki zdrowia, wszystko jest. Szkoła, w miarę też jest dobry poziom, ten basen, biblioteki tam na przykład, gdzie my mieszkamy, dom kultury organizuje bezpieczne wakacje, takie różne rzeczy.
P.: A czy myśli pani, że Niepołomice są dobrym miejscem do zakładania rodziny i wychowywania dzieci?
O.: Tak.
P.: A dlaczego?
O.: Dlaczego? Bo ja wiem. Jest tu w miarę bezpiecznie. Wydaje mi się, że nie ma za dużo wandali. To znaczy nie przebywam tak późnymi godzinami, ale w dzień tego nie widać. Widać tylko pijaków, co w niektórych innych miejscach, co mnie bardzo denerwuje. Fajnie jest. Bezpiecznie przede wszystkim jest.
P.: A czy właśnie pani, jako matka z córkami, ma jakieś powody do zadowolenia?
O.: No ja straciłam pracę jakiś czas temu i też pomaga mi gmina, właśnie dziecko pojedzie na kolonię, też gratis przez opiekę społeczną załatwioną. Także jestem zadowolona.
P.: No właśnie, a jakie pani rodzina ma powody do niezadowolenia? Mówiła pani o o utracie pracy. Właśnie o tym będziemy szerzej zaraz mówić. Czy coś jeszcze przychodzi pani do głowy?
O.: Takie, co mogło być przyczyną na przykład gminy niepowodzenia. Nie no to każdy człowiek jakoś sam sobie buduje swój własny los, nie ma co zwalać na gminę czy miasto.
P.: No nie, ale teraz już nie mówię o gminie, tylko właśnie jak pani pomyśli o swojej rodzinie, to jakie są takie powody do niezadowolenia?
O.: Do niezadowolenia. No jestem łatwowierna. Zanim jeszcze straciłam pracę, właściciel zakładu powiedział, że będzie lepiej, będą podpisane umowy. No to głupia blondynka wzięła sporą pożyczkę. No potem zakład upadł. No i teraz właśnie mam dużo problemów z tego powodu.
P.: To będę o to jeszcze dopytywać. No właśnie mam tutaj blok pytań poświęcony pracy. Jaka to była praca i gdzie?
O.: To był pracownik produkcyjny w garbarni tutaj „Ada”. Na początku było wspaniale, premie za nadgodziny, wszystko. No a potem wróciłam po wychowawczym, przepracowałam 3 miesiące, zanim dostałam pierwszą zaliczkę, za któryś tam z kolei miesiąc, zabrali premie, wszystko. No i właśnie gdyby nie obietnice, to wielu ludzi może by sobie poukładało zupełnie inaczej. No. Tylko każdy wierzył, będzie lepiej, będzie lepiej, no to będzie lepiej. No a na koniec ogłosiła się upadłość. No i też pan burmistrz nam pomagał. Mieliśmy zebranie, tłumaczył, co i jak.
P.: A jak długo pani tam pracowała?
O.: Jak długo ja tam pracowałam? O rany, Diana ma 12 lat. Ponad 10 lat.
P.: 10 lat, tak? I jakiego rodzaju to była praca, co tam pani robiła?
O.: A pracownik produkcyjny.
P.: A długo jest pani właśnie samotnie wychowującą dzieci matką?
O.: Od początku.
P.: Od początku. Jeśli chodzi o środki, z których się obecnie pani utrzymuje, to właśnie…
O.: Do tej pory było rodzinne i dodatek dla samotnej matki a od tego miesiąca, tutaj gmina też organizuje takie roboty socjalne, to jest 40 godzin w miesiącu, no ale zawsze to coś.
O.(pracowniczka PUP-u): Oj, przepraszam was.
P.: A czy pani rodzice dalej tutaj są w Niepołomicach czy właśnie już gdzieś wyjechali?
O.: To znaczy ojciec tak. Mieszka jeszcze tam, gdzie mieszkaliśmy, razem mieszkamy z tatą moim. A mama jest w rodzinnych stronach, bo nie miał się, kto babcią zająć. A potem znowu był pożar.
O.(pracowniczka PUP-u): Przepraszam, może zrobić kawę?
O.: Nie dziękuję.
O.(pracowniczka PUP-u): Co, nie napijecie się?
P.: Czyli mieszka pani też z ojcem. Czy on ma pracę?
O.: Teraz pracuje, a też tutaj prywatna taka firma ogrodnicza tutaj w Niepołomicach. Też jakoś od kwietnia chyba zaczął.
P.: Czyli wcześniej był na bezro…
O.: Na rencie.
P.: Na rencie.
O.: No ale teraz musi sobie dorobić, no bo…
P.: Rozumiem. No a czy państwo prowadzicie jakby wspólne gospodarstwo domowe, to znaczy, jak te wszystkie pieniądze przyjdą, to razem nimi rozporządzacie czy tata sobie osobno radzi?
O.: To znaczy. No. Raczej razem.
P.: I i jest pani zadowolona z tych pieniędzy, które jakby w tym budżecie domowym są? Czy one są zdecydowanie za małe?
O.: Zdecydowanie za małe.
P.: I to jest kwestia tych pożyczek, które pani wcześniej wzięła czy gdyby nie te pożyczki, to by było…
O.: To też by nie było tak dobrze. Wie pani, jak się już wpadnie w dług, to potem coraz mniej, coraz mniej i tak w koło.
P.: I to jest dług taki bankowy czy…
O.: Bankowy. Znaczy bankowy. Potem zagrozili mi komornikiem, bo nie spłacałam, bo na przykład dostawałam 200 złotych zaliczki a rata była miesięczna 230 do banku. Także zawsze wybierało się sklep albo coś do szkoły dziecku i zaległości rosły i mądra blondynka wzięła pożyczkę w Providencie, żeby nadgonić tamte straty i teraz się męczę z dwoma.
P.: A czy też od jakichś znajomych, od sąsiadów zdarza się pani pożyczać?
O.: Tak, raczej tak. Tylko że to już są niewielkie kwoty.
P.: Takie na codzienne zakupy.
O.: No właśnie.
P.: I ta sytuacja z tymi długami, to ona się pojawiła po tym, jak pani wróciła do pracy po macierz…
O.: Wychowawczym, tak.
P.: Urlopie. Dobrze. To teraz właśnie porozmawiamy o o tych różnych problemach tak bardziej szczegółowo. No i takie pierwsze pytanie – jak na co dzień radzi sobie pani w swojej rodzinie z różnymi ważnymi sprawami życiowymi i co jest takim największym problemem? Czy właśnie te długi czy może coś innego?
O.: Raczej te długi, bo tak to nie mamy. Dzieci w miarę zdrowe. Tata też raczej nie narzeka.
P.: Czy często zdarza się, że pani lub właśnie członkowie rodziny muszą z czegoś rezygnować a jeśli tak, to właśnie w jakich sytuacjach i z czego?
O.: Tak, zdarza się dosyć często. No dzieci już się przyzwyczaiły, że odkąd nie pracuję, to raczej zabawki takie tańsze. Trochę mniej wyjazdów, bo dawniej dużo razem wyjeżdżałyśmy wszędzie. No i chyba tyle.
P.: I właśnie, czy mogłaby pani powiedzieć tak bardziej szczegółowo w jaki sposób sobie pani z tymi wszystkimi codziennymi problemami radzi? Jakie ma pani na to sposoby?
O.: Jakie sposoby? Ojej. Obracam czasem problemy w żart. Łatwiej wtedy przejść, no nie rozwiąże się samo, ale jakoś tak jak się pożartuje z tego problemu, to jest trochę lepiej potem.
P.: A takie praktyczne właśnie… może coś pani przyjdzie do głowy, jakaś pani metoda na jakiś konkretny…
O.: Na kryzys finansowy? Na przykład branie na zeszyt w sklepie. Co poza tym? Czasami zalegamy z prądem, z rachunkami, no ale to też trzeba potem nadgonić.
P.: To ja teraz będę dopytywać po prostu o konkretne rzeczy. Mam tutaj taką listę i pierwsze zagadnienie to są warunki mieszkaniowe. Jak pani ocenia te swoje warunki mieszkaniowe – czy są dobre czy nie? Co chciałaby pani zmienić?
O.: Co chciałabym zmienić? No na razie nic nie będę zmieniać. Mieszkamy bloku, to jest własność gminy. Pan burmistrz proponował wykupienie osobom, które wynajmują, czyli tak jak na przykład mój tata. No kto był mądrzejszy to sobie wykupił, poradził, no a reszta ludzi zaczęła szukać, nie wiem, innej drogi jakiejś, żeby najpierw wyremontował ten blok i tak dalej. Mimo że obiecywał pomoc, jeśli wykupimy i tak dalej. No i teraz wszystko stoi pod znakiem zapytania. Nie wiadomo, czy się brać za coś czy nie i tak czekamy. A jeśli bym chciała coś zmienić… no porządną łazienkę chciałabym mieć.
P.: A…
O.: No jest taka prowizoryczna.
P.: A jak jak duże jest to mieszkanie?
O.: Dwa pokoje, kuchnia.
P.: Na 4 osoby, tak? Właśnie, a może jakichś sprzętów pani tak brakuje, że to szczególnie doskwiera?
O.: Dzieciom się marzy komputer. Strasznie się im komputer marzy. No ale to jest na razie nieosiągalne.
P.: A jakieś inne, nie wiem, kuchenne rzeczy albo właśnie…
O.: Kuchenne rzeczy… no pralka mi się teraz zepsuła. Coraz gorzej (śmiech).
P.: To źle z zepsutą pralką rzeczywiście.
O.: No wiem i na koniec pracy też jakoś tak na zmianę chorowałyśmy. Ja się pochorowałam drugi raz w życiu na świnkę. Mimo że się podobno się tylko raz choruje. Dzieci mi chorowały raz za razem, aż pan doktor stwierdził, że to jest serialowi pech. No ale jakoś zdrowie się nam poprawiło, to może i cała reszta też się wygrzebie.
P.: No a jeśli chodzi o tę łazienkę, to dlaczego ona właśnie tak wymaga zmian, czemu jest prowizoryczna, tak to pani nazwała?
O.: Nie ma ani wanny ani nic. Jest normalna toaleta, dwie umywalki. No przydałaby się wanna albo prysznic.
P.: A czy ma pani jakieś sprzęty kupione na raty?
O.: W tej chwili już nie.
P.: Ale korzystała pani z takich możliwości?
O.: Tak, oczywiście. Tak.
P.: I to często? Wiele rzeczy było na takiej zasadzie kupowanych?
O.: Nie, tylko dvd.
P.: O, jeśli mogłabym spytać o wiek dzieci, bo teraz mam takie pytanie dotyczące…
O.: 6 i 12.
P.: 6 i 12, czyli nie są dorosłe. Pytanie odpuszczamy. Teraz zapytam o kwestie wyżywienia i ubrań. Czy wystarcza państwu pieniędzy na niezbędne jedzenie? Czy musicie z jakichś produktów rezygnować?
O.: To znaczy no, czasem rezygnujemy ze słodyczy, ale to raczej dla zdrowia. A z powodu mojej młodszej córki, to rezygnujemy z wielu potraw, bo ona je bardzo niewiele potraw: rosół z makaronem, zupę ryżową i ziemniaczki bez tłuszczu z hamburgerami (śmiech). A jeśli gotujemy coś innego, to jej trzeba przygotować coś, żeby jednak coś zjadła gotowanego. No, z jedzeniem to nie jest źle, bo zawsze można iść wziąć na zeszyt. Także pani wie, że zawsze się odda. No a z ubraniami, no na razie jest w czym chodzić.
P.: To jeszcze przejdziemy do ubrań a teraz w kwestii tego jedzenia chciałam zapytać o córkę starszą, bo ta młodsza jeszcze do szkoły nie chodzi, prawda?
O.: Tak, w tym roku idzie do zerówki dopiero.
P.: Czy korzysta pani z możliwości jedzenia obiadów szkolnych przez tą starszą córkę?
O.: W Staniątkach chyba nie ma, bo nikt mi nie proponował.
P.: Aha, czyli…
O.: W Staniątkach w szkole chyba nie ma takiej możliwości.
P.: Nie ma takiej możliwości.
O.: Mleko jest, to owszem, ale nie obiadów, to na pewno nie ma.
P.: Rozumiem. A gdyby pani właśnie tak zapomniała o tych problemach finansowych i portfel miała pełny i miała zrobić takie jakieś zakupy żywieniowe i coś ugotować, to co by pani ugotowała? Co jest takim marzeniem kulinarnym?
O.: Moim? Ojej, fasolka. To takie proste, ale jadamy tylko ja i tata, a dzieci przy okazji frytki by zjadły, bo tak zazwyczaj jest.
P.: To właśnie z jedzeniem skończyłyśmy i mam tutaj parę pytań dotyczących ubrań. Czy planuje pani, jakie zakupy ubraniowe trzeba będzie robić na przykład w ciągu kwartału, pól roku, czy też może kupuje pani tak…
O.: Nie, kupuję okazyjnie, jak jest coś gdzieś ładne i tanie.
P.: Albo jak się pojawia konieczność, że czegoś brakuje?
O.: No to raczej tak.
P.: A w jaki sposób można ograniczyć, czy w ogóle jest to konieczne, no wydatki na te ubrania? Jak sobie pani…
O.: To znaczy wie pani, jak ja sobie radzę, po prostu nie kupuję sama. Jak mam kupić coś z ubrania, to muszę zabrać dziecko ze sobą, żeby ono powiedziało, czy będzie w tym chodzić czy nie. No bo teraz są takie czasy, że dzieci raczej same sobie wybierają i żeby coś nie leżało, żebym nie musiała oddawać albo…
P.: Żeby nie leżało w szafie.
O.: To po prostu je biorę i one sobie wybierają.
P.: A czy jest tak na przykład, że ta młodsza córeczka, to ma też jakieś ubrania po tej starszej, które w szafie gdzieś tam…
O.: Tak, oczywiście.
P.: A czy właśnie może pani skorzystać z jakiejś pomocy na przykład sąsiadów, którzy mają dzieci wyrastające z ubrań? Córki, tak żeby tam…
O.: Wie pani co, raczej z siostrami, bo w tym samym bloku mieszkają jeszcze dwie siostry, to raczej z siostrami się tak wymieniamy, jeśli coś się jeszcze nadaje.
P.: Czyli pani tutaj w Niepołomicach ma tatę i siostry?
O.: Tak.
P.: A jak pani ocenia pomysł wprowadzenia mundurków szkolnych? Czy to jest jakiś…
O.: Zupełnie mi się to nie podoba. Mógłby być jakiś tani fartuszek, który można przywdziać na ubranko, bez problemów. Znaczy u nas nie ma jeszcze w Staniątkach wprowadzonych mundurków. Dzieci mają chodzić w kolorze od niebieskiego do granatowego w normalnej odzieży.
P.: Czyli tutaj problemem będzie to, że trzeba będzie wydać jakieś pieniądze, jeśli wprowadzą, i to pewnie będą za duże pieniądze na te mundurki.
O.: Raczej na pewno. Z tego co słyszałam, to dość drogie te mundurki są.
P.: A co pani słyszała, ile to kosztuje?
O.: No to zależy. W telewizji słyszałam, że niektóre nawet po 300-200 złotych są. No ale mam nadzieję, że u nas w szkole będą dużo tańsze.
P.: A kiedy to się rozstrzygnie? Ta kwestia mundurku…
O.: Nie od tego roku szkolnego, tylko w przyszłym roku szkolnym już będą. Teraz właśnie to ujednolicenie koloru weszło.
P.: Dobrze. To teraz porozmawiamy o kwestii zdrowia. Pani już wspominała, ze właśnie był taki pechowy okres chorowania. Czy wszyscy w rodzinie mogą korzystać z bezpłatnej opieki zdrowotnej?
O.: Tak.
P.: A czy jest ktoś, kto jest przewlekle chory i musi przyjmować stale leki?
O.: Nie.
P.: Nie ma takiej osoby. A jeśli właśnie ktoś jest chory i i lekarz przepisuje receptę, to czy zdarza się, że nie stać panią na wykupienie tej recepty?
O.: To znaczy ja zazwyczaj nie chodzę do lekarza. Tylko jak muszę, ale jak na przykład z dziećmi idę do pani doktor, to jest taka fajna pediatra w Podłężu i ona wie, że ten. Jeśli już, to jedno drugim lekarstwem można zastąpić. Z tym że nie chorują tak bardzo. Ta młodsza jest uczulona na komary, także zawsze co roku, jak się zaczyna sezon, to trzeba iść po maść. To już pani doktor wie, o co chodzi.
P.: No właśnie teraz takie pytania z zakresu zdrowia, medycyny, bardziej osobiste. Kiedy ostatni raz była pani u ginekologa i robiła cytologię i mammografię? Czy w ogóle pani robiła.
O.: Ojej, jak byłam w ciąży.
P.: Czyli…
O.: Ponad 6 lat temu.
P.: Ponad 6 lat temu. A u dentysty?
O.: Oj, nie byłam.
P.: A dzieci?
O.: A ta starsza chodzi bez problemu, sama nawet czasem się wybiera a młodsza jeszcze nie ma problemów, na szczęście.
P.: A czy da się korzystać tutaj z usług dentysty bezpłatnie czy to jednak…
O.: Tak.
P.: To świetnie. Pani już mówiła, że ma wykształcenie podstawowe. Ale czy myślała pani jakoś o tym, żeby się dokształcać czy też przekwalifikować? Czy też może pani to zrobiła?
O.: Nie.
P.: Nie. A to dlatego, że pani nie chce czy też nikt pani czegoś takiego nie zaproponował?
O.: To znaczy tutaj w urzędzie pracy proponowali mi, ale nie, jakoś tak nie bardzo.
P.: A dlaczego?
O.: Dlaczego? Nie wiem, ja mam taki jakiś charakter. Lubię robić to, co mi każą.
P.: Czyli jakby ma pani takie…
O.: Nie lubię brać już więcej odpowiedzialności na siebie. Na razie mam dość dużo problemów, chciałabym najpierw z tym się uporać. Potem dopiero.
P.: A czy myśli pani, że w przyszłości by była pani właśnie skłonna pójść na jakiś taki kurs, który by pani dawał jakieś nowe uprawnienia?
O.: Tak, przedtem to nie raz mi się marzyło, tylko czasu brakowało a teraz jakoś tak. Nie ma chęci po prostu.
P.: I ten brak chęci wynika z tego, że pani ma już wystarczająco dużo problemów, z którymi ciężko sobie poradzić i mało jest czasu, żeby jeszcze się czemuś innemu poświęcać?
O.: Właśnie. Boję się, żeby nie mieć mętlika w głowie i tak dalej.
P.: Rozumiem. Jeszcze dopytam o jedną rzecz – czyli spotkała się pani tutaj w urzędzie pracy z propozycją podniesienia swoich kwalifikacji, tak?
O.: Tak.
P.: Teraz będę pytać o dzieci. No córka młodsza ma te 6 lat, ale czy kiedy była pani w ciąży z nią, to bała się pani, że straci pani pracę z tego powodu?
O.: Nie.
P.: Nie było takich obaw. A jak się pani udawało godzić pracę z posiadaniem małego dziecka?
O.: To znaczy ja wykorzystywałam urlopy wychowawcze w obu przypadkach do końca, także te dzieci były już podrośnięte i tam, czy mama czy siostra, zawsze ktoś się nimi zajął. Także byłam zupełnie spokojna, wiedziałam, że nic im się nie dzieje.
P.: Czyli można było liczyć na pomoc rodziny.
O.: Nie było żadnego problemu.
P.: A czy jeśli chodzi o żywienie dziecka, to było dawno i były inne czasy, ale czy korzystała pani z gotowych produktów dla dzieci czy sama wszystko przygotowywała, bądź też właśnie siostry czy mama?
O.: Przy tej starszej to czasami kupowałam coś, takie w słoiczkach różne. A przy tej młodszej to już tylko soki takie gotowe, to raczej. To już człowiek miał większe doświadczenie, wiedział, co i jak, także raczej sama.
P.: Teraz właśnie przejdziemy do takich pytań, które no dotyczą obydwu córek w zasadzie, skoro ta młodsza też idzie do szkoły. Szkoła teoretycznie jest bezpłatna, ale czy rzeczywiście tak jest? Czy też może te wydatki na szkołę są dużym kłopotem?
O.: Są dużym. Książki dość sporo kosztują. Te wszystkie wydatki. No i przede wszystkim ja nie wiem, czy ministrowie, którzy te programy zatwierdzają, oni nie zwrócili uwagi na to, jakie te książki są ciężkie, że jak te maleńkie dzieci z tymi tornistrami wędrują… jak kupuje cały komplet to jest mi ciężko zanieść go do domu i podziwiam te wszystkie dzieciątki, które to targają na plecach.
P.: A czy jest możliwość i potrzeba korzystania z jakiegoś dofinansowania właśnie na podręczniki, na materiały do szkoły, czy szkoła czy może jakaś inna…
O.: Dofinansowanie szkoła mi zaproponowała właśnie do tego jednolitego ubrania. Także złożyłam papiery i to po rozpatrzeniu będę wiedzieć, co i jak. Książki szkoła też zakupowała. Podobno hurtowo taniej, nie wiem, bo tylko raz skorzystałam a potem się okazało, że w Niepołomicach było taniej. Także więcej kupowałam sobie sama. No i to chyba tyle na temat książek.
P.: A kwestia wycieczek szkolnych, bo właśnie nieraz w szkole się dużo tego organizuje, czy ta starsza córka, zdarzało się, że nie mogła pojechać na jakąś wycieczkę, bo koszty były za duże?
O.: Nie, raczej jechała na wszystkie, nawet w tym roku była na zielonej szkole. To już trzeba było jakoś jej tam wyskrobać, żeby miała.
P.: Ale to właśnie pani te pieniądze znalazła czy znowu pojawiły się organizacje albo jakieś osoby…
O.: Nie, to już sama.
P.: Czyli nigdy pani nie korzystała z takiej pomocy, która ewentualnie by wyszła…
O.: Nie, nie, nawet sobie zapomniałam, bo podobno w Urzędzie Pracy można było dostać połowę kosztów zielonej szkoły, dostać zwrot. Ale pomyślałam, że to już za późno i nawet już nie pytałam potem.
P.: A czy pani córka ma daleko do swojej szkoły podstawowej i czy jest problemem.
O.: Nie, 200 metrów najwyżej. Niedaleko.
P.: Aha, to dwa kroki. A właśnie, jak pani widzi jej przyszłość, czy u pani w miejscowości jest na przykład gimnazjum czy to już będzie…
O.: Jest.
P.: Jest gimnazjum. Więc będzie tam do gimnazjum chodzić?
O.: No, mam nadzieję, bo ona, nie wiem czemu, uparła się, że będzie chodzić do Niepołomic, ale wolałabym na miejscu, bez dojazdu. No człowiek bardziej wie, czy wszystko jest w porządku, nie martwi się.
P.: A potem jak pani widzi jej dalsze wykształcenie?
O.: A potem to już nie wiem. Ona jeszcze jest strasznie roztrzepana. To potem musi już sama decydować.
P.: Ale co by pani chciała dla niej, czy…
O.: To już ona musi sama za siebie wybrać. Wychowawczyni mówi, że ona jest zdolna, tylko ona musi się sama za siebie wziąć i sama się pilnować.
P.: To teraz mam kilka pytań dotyczących kontaktów z rodziną. No rozumiem, że tutaj ma pani na miejscu tatę, ma pani na miejscu siostry, ale na przykład mama teraz jest poza domem, może daleko. I właśnie często się panie kontaktujecie, widujecie?
O.: To znaczy, no w miarę możliwości, od czasu do czasu dzwonimy do siebie. I na przykład na wakacje czy na ferie, to zawsze ktoś tam jedzie do niej. Tata też dość często jedzie na weekend, jak ma wolną sobotę na przykład.
P.: No ale tak pani i córki, to pani myśli, że jak często się widujecie z mamą czy z tą rodziną, u której ona jest?
O.: Byliśmy, koniec kwietnia, początek maja. Byliśmy 2 tygodnie tam. Także co parę miesięcy.
P.: I myśli pani, że generalnie rodzina jest wsparciem, ta dalsza typu rodzice i rodzeństwo, czy też są takie sytuacje, gdzie oni są obciążeniem w jakiś sposób?
O.: Nie raczej wsparciem. Zawsze jakoś tak wszyscy razem.
P.: Na czym to wsparcie polega? Czy takie psychiczne czy właśnie że…
O.: No to też. Jest się do kogo odezwać, dzieci sobie nawzajem popilnujemy i tak dalej i tak dalej.
P.: To teraz będę pytać o wypoczynek, czas wolny i jakieś pani zainteresowania. A pierwsze pytanie właśnie dotyczy wakacji, pani już kilkakrotnie wspominała o wakacjach, ale właśnie jeszcze dopytam. Jak często dzieci wyjeżdżają na wakacje i czy pani z nimi jedzie?
O.: Co roku wyjeżdżaliśmy. Jak pracowałam, to zazwyczaj tylko na 2 tygodnie, 2-3 najwyżej, to zależy jak urlop pozwalał.
P.: I to do rodziny czy gdzie indziej?
O.: Do rodziny raczej jeździliśmy. Właśnie tam do mamy. Dzieci tam uwielbiają jeździć. Diana już raz była na kolonii sama. Także też sobie chwaliła. No bo ta młodsza, to raczej z mamą zawsze i ten. No teraz jedzie drugi raz w tym roku, ale zazwyczaj razem, czy na jakąś krótką wycieczkę, na dzień gdzieś, czy dłużej.
P.: A ma pani samochód czy?
O.: Nie, nie mam talentu do kierownicy chyba, tak mi się wydaje.(śmiech)
P.: A jeśli chodzi o te kolonie, to właśnie w jaki sposób one są finansowane, czy to…
O.: No właśnie w tym roku gmina sponsoruje to starszej kolonie. A wcześniej to siostra organizowała także…
P.: I teraz gmina pokrywa…
O.: Cały koszt pobytu.
P.: A proszę powiedzieć, jak państwo spędzacie czas wolny.
O.: Jak? Albo idziemy gdzieś na spacerek przewietrzyć pieska, bo dzieci ze szkoły przynoszą ze szkoły złe oceny, uwagi, pieski czasem, no i ten. No jest dużo placy zabaw przede wszystkim. Nie wiem, ja lubiłam dużo spacerować i dzieci jakoś tak też przywykły, że mieszkamy na przykład w Staniątkach a przychodzimy sobie do Niepołomic. Tak jak dzisiaj. Albo do Podłęża albo do lasu. Też jest pięknie, przecież puszczę mamy fajną. Także dużo spacerujemy przede wszystkim.
P.: A czy jakieś na przykład spotkania ze znajomymi, sąsiadami, czy to się pani zdarza?
O.: Wie pani co, ja nie wiem… no rozmawiamy z sąsiadami. Nie wszystkimi, niektórzy działają mi na nerwy, a ja nie wiem, jestem chyba straszny nerwus, ale tak to raczej normalnie. Tylko jedna sąsiadka zadziałała mi 10 lat temu na nerwy i do dzisiaj do niej nie przemawiam.
P.: A czy zdarza się, że w czasie wolnym robi pani różne rzeczy sama bądź też właśnie z pomocą taty, czy sióstr? Tutaj chodzi o takie rzeczy jak malowanie mieszkania, jakieś naprawy albo właśnie prace u siebie w mieszkaniu albo u kogoś innego, żeby dorobić.
O.: Nie u kogoś innego, to nie. No u siebie to czasami trzeba coś pomalować albo naprawić, ale to głównie tata się tym zajmuje.
P.: A czy pani ma jakieś swoje hobby tak, żeby…
O.: Robótki ręczne albo czytam horrory. (śmiech)
P.: Czyli czytanie i robótki ręczne, coś jeszcze?
O.: Chyba tyle.
P.: A dzieci na przykład, czy tata właśnie, mają jakieś swoje zainteresowania i sposoby spędzania wolnego czasu?
O.: To znaczy kiedyś hodował gołębie, ale teraz już zrezygnował z nich. To była jego wielka pasja. No teraz to telewizor przede wszystkim. A dzieciaki, co dzieciaki, uwielbiają rysować, no i ta młodsza lepić z plasteliny. No i podwórko, przede wszystkim podwórko. Zresztą ta starsza to się zapisuje na wszystkie dodatkowe zajęcia – na kosza, na tańce chodzi.
P.: No to właśnie o to miałam pytać, czy jakoś ze sportem…
O.: I na scholę chodzi.
P.: I jak są jakieś dodatkowe zajęcia, to korzysta z tego.
O.: Tak, oczywiście.
P.: I to są zajęcia płatne czy bezpłatne?
O.: To znaczy kurs tańca tylko w domu kultury był odpłatny, ale to było stosunkowo niedużo. To chyba było 4 lekcje w miesiącu za 15 złotych. Także wydawało mi się to bardzo rozsądne. Ja jej nie nauczę, bo nie umiem, także chodzi.
P.: A ta młodsza? Już na jakieś… 31:30
O.: A ta młodsza, to tak się wyrażę, to jest takie maminsynce. Ona wszędzie z mamą, mama w kuchni gotuje, ona lepi albo pomaga. Mam nadzieję, że to się zmieni, jak pójdzie do szkoły i będzie trochę…
P.: Ma dopiero 6 lat, to chyba normalne, że tak z mamą lubi. Teraz właśnie innego rodzaju pytanie – czy bywa pani w kinie lub teatrze?
O.: Oj, nie. Strasznie dawno.
P.: A jest pani sobie w stanie przypomnieć, kiedy ostatni raz na przykład kinie pani była albo na jakimś koncercie.
O.: W kinie byłam…Sylwia ma 6… jakieś 8 lat temu. A na dyskotece, na koncerty to nawet nie było okazji chodzić. Na dyskotece to byłam jeszcze jak… a jak byłam z Dianą w ciąży. To ponad 12 lat temu.
P.: I to tutaj w Niepołomicach czy gdzieś pani…
O.: Nie, jeździłyśmy do Krakowa „Pod Przewiązkę”, tam grali stare przeboje wymieszane z nowymi i to był piątek czy coś takiego. I też ochrona była, atmosfera była, też było bezpiecznie.
P.: A czy bierze pani udział w jakichś imprezach, które są organizowane w mieście, tutaj w Niepołomicach?
O.: Tak, przyjeżdżamy na Dni Niepołomic. Zawsze trzeba wyskrobać jakiegoś grosza, na koniku się dzieci przejeżdżają, z takich zabawek. Wczoraj też byliśmy na festynie. Też myślałam, że dzieci pójdą na bajkę do domu, przyszły dopiero na 10. Też był festyn, pokazy strażackie, takie konkursy też.
P.: A czy czyta pani jakieś gazety?
O.: A raczej takie kobiece. Nie wiem…unikam wiadomości, jakieś takie mi się wydają niemiłe.
P.: A te gazety sama pani kupuje czy to, nie wiem, od sióstr pani bierze czy od jakichś znajomych?
O.: No tak, spotykamy się na podwórku, to każdy wynosi jakieś gazety i wspólne czytanie.
P.: To co ma. No właśnie a co jest źródłem informacji o tym, co się dzieje na świecie i w Polsce?
O.: Ogólnie telewizja.
P.: A co jest źródłem wiedzy o tym, co się dzieje tutaj w Niepołomicach i całej gminie? Czy to jakieś takie nieformalne rozmowy ze znajomymi?
O.: No to się rozmawia. Gazetę Niepołomicką gratis można dostać, też jest dużo różnych informacji. NO i widać na przykład.
P.: A czy należy pani do jakichś organizacji?
O.: Nie.
P.: Nie. A czy bierze pani udział w wyborach tych lokalnych i tych krajowych?
O.: Nie.
P.: Nigdy pani nie brała czy kiedyś pani brała?
O.: Nie, nigdy.
P.: A dlaczego?
O.: Dlaczego, bo ja wiem, może to było złośliwe, ale wydawało mi się, że jak każdy się dostanie na stołek, to się zmienia i nie spełnia obietnic.
P.: Czyli właśnie już pani zakłada, że nawet nie warto…
O.: Z góry, ale to chyba był błąd, bo w końcu trzeba komuś zaufać. Musimy jakoś wierzyć, żeby było lepiej.
P.: I myśli pani, że w następnych wyborach będzie pani głosować?
O.: Na pewno. Na pewno.
P.: Ale w tych wyborach lokalnych czy krajowych, czy w tych i w tych?
O.: W jednych i drugich.
P.: No właśnie rozmawiałyśmy tutaj o różnych problemach. Jak pani myśli, która z tych sfer życia stwarza największe problemy? Co jest takim największym problemem?
O.: No chyba właśnie finanse. Tak mi się wydaje.
P.: Może pani rozwinąć, dlaczego, właśnie co się bierze z braku pieniędzy, dlaczego to jest takie dotkliwe?
O.: Tak ogólnie, no ja wiem. No zawsze, jak człowiek ma mało pieniędzy, to już sam nastrój mu się poprawia, Boże, pogarsza. I tak wszystko po kolei.
P.: Coś mi się teraz przypomniało, że chyba nie zapytałam o o coś chyba trywialnego, ale właśnie na pewno nie zapytałam, więc zapytam. Czy chodzi pani do fryzjera albo do kosmetyczki?
O.: Nie.
P.: Nie. Czyli wszystko sobie pani robi sama. Nawet jak jest jakaś okazja, to też pani sobie…
O.: Tak.
P.: Dobrze, to właśnie wrócimy do tych problemów takich poważniejszych. Na czyją pomoc pani i pani rodzina może liczyć w trudnych sytuacjach życiowych? To znaczy, do kogo się pani zwraca o pomoc, kiedy coś się dzieje?
O.: No w tej chwili to na przykład do pani Gosi z opieki społecznej. Ona tam jest w prawie obeznana, jak jakieś pytanie i tak dalej. Na przykład staram się o alimenty teraz na tą starszą córkę, też pani Gosia mi doradziła i ten, będę mogła o zapomogę się ubiegać, dostanie rodzinne z powrotem, bo teraz nie miałam rodzinnego. Także w opiece można bardzo dużo uzyskać informacji.
P.: Czyli tam pani uzyskuje takie porady prawne też?
O.: Też. A takie większe to na przykład dala mi też pani Gosia, jakbym miała do radcy prawnego bezpłatnego do Wieliczki. Także…
P.: A jak są kłopoty finansowe, to do kogo się pani zwraca? Już mówiła pani, że w sklepie można kupić coś na zeszyt.
O.: Na zeszyt.
P.: Ale czy jeszcze jakieś inne sposoby radzenia sobie…
O.: No innych to raczej nie. Można też na chwilę od kogoś innego pożyczyć. Po prostu jak coś musi być, to musi być.
P.: A czy na przykład korzysta pani z pomocy parafii?
O.: Nie.
P.: Nie. A czy właśnie, bo mówiła pani o tej opiece społecznej, o tych poradach prawnych, czy jeszcze, jeszcze jakąś pomoc pani od nich uzyskała kiedyś? Jeśli tak, to na czym ona polegała?
O.: Tak, do czerwca, chyba od stycznia, też miałam przyznany zasiłek okresowy.
P.: Czyli to taka pomoc finansowa bezpośrednia.
O.: Finansowa, potem właśnie miałam przerwę. No zgodnie z prawem muszę wnieść sprawę o alimenty, żeby cokolwiek dalej było.
P.: Czy myśli pani, że ta pomoc, którą pani uzyskała, to jest odpowiednia czy właśnie, powinna wyglądać w jakiś inny sposób?
O.: To znaczy no, przyznaje jakąś tam gotówkę, ale to po prostu z budżetu dzielą na wszystkich potrzebujących, więc jak mogą tak dzielą.
P.: Czyli wszystko zależy od tych środków, które mają na wejściu i to co mają dzielą sprawiedliwie.
O.: Tak zgadza się. Tak.
P.: No teraz takie trochę dziwne pytanie. Jak pani sądzi, czy w życiu zazwyczaj jest tak, że człowiek może pomóc tylko sam sobie, czy też powinien oczekiwać, że pomogą mu inni ludzie lub państwo?
O.: No powinni sobie pomagać nawzajem. Także oczekiwanie pomocy od kogoś wydaje mi się czymś zupełnie normalnym i od państwa też.
P.: Mogłaby to pani jeszcze jakoś tak pogłębić, rozwinąć tą myśl? Dlaczego tak jest?
O.: No, nie wiem. Nie wyobrażam sobie na przykład, że gdybym do kogoś poszła pożyczyć troszeczkę cukru albo coś i żeby powiedział, że nie albo… no tak samo od państwa. Od takich drobiazgów począwszy a na czymś większym może… jak przybawienie sobie dziecka nawzajem. A państwo też powinno dbać o swoich obywateli bądź co bądź płacimy podatki i tak dalej i tak dalej.
P.: Czyli taka wzajemność po prostu powinna być.
O.: Tak, tak mi się wydaje.
P.: Z jedne strony pani czasem korzysta z czyjejś pomocy, ale z drugiej strony jak ktoś…
O.: Tak, jestem bardzo chętna jak mam czas i możliwości
P.: … się do pani zwróci, to…
O.: Oczywiście.
P.: A jak się pani wydaje, czy państwo lub władze lokalne albo jakieś organizacje mogą zrobić coś by życie pani rodziny było lepsze i łatwiejsze?
O.: Bo ja wiem. Chyba nie. Chyba jednak muszę się sama o to wszystko starać.
P.: Nie ma pani pomysłów właśnie na jakieś konkretne rozwiązania, które by były w stanie pani pomóc? Czy to wszystko zależy w tym momencie od pani?
O.: Wie pani co, no raczej tak. Czekam na jakąś taką dobrą ofertę pracy, żeby się nie wpakować w coś takiego, jak byłam. No pod nosem też mam zakład pracy, ale stoi tak samo jak mój były zakład. Także nie ma sensu się tam pchać. Ale kiedyś na pewno trafi się coś.
P.: No właśnie, jak to jest z tymi ofertami pracy? Bo… od kiedy jest pani na bezrobociu?
O.: No już dwa lata.
P.: Dwa lata. I pojawiają się pewnie jakieś oferty pracy?
O.: Tak, ale albo jest dojazd daleki albo płace są tak marne, że po prostu się nie opłaca w mojej sytuacji.
P.: Bo za dużo by pani wydała na dojazd.
O.: Na samą opiekunkę. No to jak już jest pełny etat, to teraz musiałabym komuś coś dołożyć.
P.: Czyli jakie warunki musiałaby praca spełniać, żeby pani tę pracę podjęła?
O.: No gdzieś niedaleko, żeby na przykład dojechać tylko busem, nie trzeba było się przesiadać. No i około 1000 złotych na rękę, żeby to jakoś szło.
P.: I pełny etat czy…
O.: Tak, myślę, że tak.
P.: I takie oferty w ciągu tych 2 lat raczej się nie pojawiały?
O.: To znaczy miałam ofertę, tylko dojazd był strasznie daleki. Trzeba było się z busa przesiadać jeszcze na tramwaj, bardzo daleko. Ja lubię chodzić mogłabym sobie na przykład do Niepołomic dochodzić na nogach, ale tam to już było stanowczo za daleko.
P.: Czyli po prostu wciąż czeka pani, aż się coś pojawi. I myśli pani, że tak w niedalekiej przyszłości jest szansa, że…?
O.: Raczej tak, czasami w gazecie też są oferty, ale to potem, jak się dzwoni, to szkoda, że się dzwoniło.
P.: Czyli liczy pani tutaj raczej na urząd pracy czy…?
O.: Tak, bo tu jest raczej wszystko pewne, wszystko sprawdzone, umowy i tak dalej. Mój tata na przykład to się nabrał na rozdawanie ulotek i przez półtora miesiąca zarobił 240 złotych. A więcej przejeździł, bo to było 2 czy 3 dni w tygodniu i jeszcze jak nie rozniósł ulotek, to jeszcze miał problemy. I tak się właśnie nabrał.
P.: Czyli trzeba być generalnie bardzo ostrożnym, bo niby jest dużo ofert pracy, ale większość to jest, no wykorzystuje ludzi. A czy zdarzało się pani, że zostały jakieś pieniądze w miesiącu po zaspokojeniu wszystkich potrzeb?
O.: No odkąd nie pracuję, to już nie. Dawniej tak.
P.: Czyli jak pani pracowała, to coś takiego się zdarzało i czy się zdarzało regularnie czy tak…
O.: Na początku tak. Na początku było wszystko, wypłaty regularnie. Zarobki były porządne, także dodatki wszystkie i tak dalej.
P.: I co pan wtedy z takimi pieniędzmi nadwyżkowymi robiła?
O.: Co robiłyśmy? No jechałyśmy z Dianą gdzieś, do zoo albo na Wawel, albo gdzieś nad wodę, albo z kimś z rodziny, jeszcze braliśmy więcej. Także zazwyczaj były to gdzieś wyjazdy.
P.: Wycieczki. Czy coś jeszcze?
O.: Chyba tyle.
P.: Teraz będzie pani musiała trochę wysilić swoją wyobraźnię. Proszę sobie wyobrazić, że wygrała pani 10 tysięcy złotych w totolotka. Na co by pani przeznaczyła tę sumę?
O.: Poważnie czy niepoważnie (śmiech).
P.: Ma pani 10 tysięcy złotych i może pani z nimi zrobić, co tylko chce.
O.: Oddałabym długi, kupiłabym dzieciom komputer nareszcie, a resztę byśmy przejeździli.
P.: A te długi, to właśnie – jaka jest kwota w tym momencie?
O.: Ponad 6 tysięcy w BPH i w Providencie coś jeszcze koło tysiąc sto.
P.: I właśnie myśli pani, że kiedy się z tych wszystkich długów pozbiera?
O.: Nieprędko. Nieprędko. Z kierownikiem w Providencie ustaliłam, że już nie mam pełnych kwot, tak jak miało być w tygodniu, bo sześćdziesiąt coś, tylko zniżkę mi zrobili po 20 złotych płacę tygodniowo. No ale też muszę wyskrobać, bo nie mogę się spóźnić.
P.: Jest ciężko, rozumiem. Teraz przez moment porozmawiamy o innych rodzinach, czy myśli pani, że inne rodziny w gminie mają takie same problemy czy też inne? I od czego to zależy, jakie kto ma problemy?
O.: No mają problemy. No pewnie. Mają niektóre rodziny takie same.
P.: Pani zna dużo takich rodzin czy…
O.: To znaczy z aż takimi obciążeniami bankowymi, to chyba nie. No ale jest wiele osób, które muszą sobie tego czy tamtego odmawiać. No i jest wiele rodzin, którego niczego nie brakuje.
P.: No i to są jakie rodziny, te którym niczego nie brakuje? Czy to są ludzie na przykład z dobrą pracą albo sami przedsiębiorcami są?
O.: Raczej tak. Głównie przedsiębiorcami.
P.: No właśnie, a czy wie pani, jak te inne rodziny radzą sobie ze swoimi problemami, czy taki sposób jak pani?
O.: Pewnie tak.
P.: Czyli inne osoby też biorą na ten zeszyt?
O.: Tak, raczej tak.
P.: A słyszała pani o jakichś innych sposobach, o czymś, czego pani nie robi?
O.: Nie wiem, może sobie niektórzy dorabiają na czarno.
P.: I co na przykład mogą robić na czarno?
O.: Nie wiem co. Nie wiem, nie próbowałam.
P.: No ale może kogoś pani zna?
O.: Słyszałam. Na wykopkach chyba…
P.: Kobiety mogą szyć na przykład.
O.: Także pewno tak.
P.: Ale nie przypomina sobie pani żadnych konkretnych sytuacji?
O.: Nie niestety nie przypominam sobie, żeby ktoś mi się chwalił czymś takim.
P.: Niektórzy ludzie, będąc w trudnej sytuacji życiowej, decydują się na działania, które nie są zgodne z prawem, z tym że tutaj nie mam na myśli takiej pracy „na czarno”, uczciwej, normalnej pracy, z tym że „na czarno”, czy spotkała się pani z takimi sytuacjami? I jeśli tak, to jakie to były działania?
O.: Chyba nie.
P.: To ja tutaj mam taką listę, którą muszę dopytać jeszcze panią. Może coś się przypomni. Czy spotkała się pani z kłusownictwem?
O.: O jako dziecko tak.
P.: Jako dziecko, ale nie tutaj w Niepołomicach tylko w tych regionach rodzinnych?
O.: Tak, właśnie.
P.: A czy spotkała się pan z kradzieżą?
O.: Tak, na szatni mi 100 złotych zginęło, wtedy się okład, że podbierają mi z portfela. To znaczy z taką kradzieżą jaką?
P.: No że właśnie jest jakaś rodzina, w której są problemy finansowe, brakuje tych pieniędzy i ktoś się decyduje na to, żeby ukraść.
O.: Nie, chyba nie słyszałam.
P.: No teraz będą takie rzeczy bardziej egzotyczne, ale właśnie dopytam. Sprzedaż własnych organów – czy z czymś takim się pani spotkała?
O.: To znaczy osobiście nie, ale słyszałam.
P.: Słyszała pani, tak? Ale tutaj w Niepołomicach czy…
O.: Nie, w zeszłym roku dzieci były na wakacjach u mamy i właśnie pociągiem jechałam tu do Niepołomic do urzędu pracy i słyszałam, jak dwóch dżentelmenów sobie obradowało, w jaki sposób legalnie to załatwić, żeby sprzedać sobie na przykład nerkę i tak dalej. Także oni byli zupełnie gotowi to zrobić, szukali tylko kogoś, kto by im udzielił informacji, jak i tak dalej.
P.: Rozumiem, czyli jednak, no proszę.
O.: To znaczy wydaje mi się, że u nas organy nie są na sprzedaż legalnie, tylko właśnie…
P.: Znaczy, ja… znaczy na pewno nie są legalnie, ale właśnie mnie nic nie wiadomo. Ja się nie spotkałam nigdy z czymś takim, no w telewizji się spotkałam, na filmach się spotkałam, ale w życiu tak prywatnym, to nigdy. Ale pan się spotkała. A czy spotkała się pani z prostytucją?
O.: To znaczy raz na dyskotece kolega przyprowadził, wydawało mi się, koleżankę, dopiero potem mnie oświecili, że jest prostytutką, ale była super dziewczyna. Zachowywała się zupełnie normalnie.
P.: Ale to w Krakowie czy…?
O.: Tak, w Krakowie.
P.: W Krakowie, nie tutaj znowu w Niepołomicach.
O.: Nie, nie, nie.
P.: Czyli nie wie pani, w jakiej sytuacji była tamta dziewczyna i co ją…
O.: To znaczy w bardzo ciężkiej. Ona była, jej rodzice… potem rozmawiałam z nią… jej rodzice pili. I ona po prostu, żeby dokończyć szkołę, żeby mieć książki i tak dalej, tak sobie zarabiała.
P.: Zdecydowała się na to. A czy spotkała się pani ze szmuglem?
O.: A to jest taki przemyt, tak?
P.: Przemyt, tak.
O.: Chyba nie.
P.: Dobrze, czyli skończyłyśmy kwestię tych działań pozaprawnych. Jacy ludzie, pani zdaniem, radzą sobie lepiej, a jacy gorzej?
O.: Bo ja wiem? Jak ktoś ma talent, żeby sobie dobrze radzić, kombinować, wiedzieć co i jak, to chyba taki sobie lepiej radzi.
P.: Czyli talent to jest właśnie… trzeba mieć do kombinowania.
O.: Tak.
P.: Jakby pani jeszcze spróbowała to rozwinąć – jakie cechy sprzyjają temu, żeby sobie dobrze radzić w dzisiejszej rzeczywistości?
O.: Inteligencja przede wszystkim, żeby wiedzieć, co i jak, te wszystkie kruczki prawne znać. Wiedzieć, na czym można zarobić, żeby nie stracić i tak dalej i tak dalej.
P.: A jacy ludzie, jakie osoby, radzą sobie gorzej?
O.: No raczej takie apatyczne, może takie przerażone, jak ja w tej chwili.
P.: A spotkała się pani, już pani mówiła o tej dziewczynie z dyskoteki, ale tutaj gdzieś na tereni gminy z problemem alkoholizmu i czy…
O.: To znaczy pijących ludzi tu w okolicy jest dużo. To znaczy tu jeszcze, tu raczej nie widuje się, ale na przykład w Staniątkach jest bardzo dużo pijącej młodzieży, dorosłych, także ja na przykład do sklepów gieesów rzadko chodzę. O tam zawsze jakiś pijak albo się wala w przejściu albo coś pyskuje albo pożyczyć 2 złote albo wie pani, jak nieraz się potrafi pijany człowiek odezwać, to czasami strach.
P.: Czyli to tam jest w Staniątkach pewnym takim problemem widocznym.
O.: Według mnie tak.
P.: A z tą młodzieżą to jest tak, że po prostu taki wiek, że no oni eksperymentują czy to już jest takie patologiczne, że…
O.: Raczej tak, tak mi się właśnie wydaje jakoś tak. Nie przyglądam się za dokładnie, ale wydaje mi się, że oni się zmieniają jednak.
P.: Czyli to taki okres po prostu w życiu.
O.: Tak, bo na przykład w Podłężu jest bardzo ładny plac zabaw, też przy dworcu kolejowym jest tak długo. A przy klasztorze też był zrobiony. Ile? Trzy lata temu? Nowy plac zabaw i też jest dużo rzeczy poniszczonych, strasznie. Najbardziej to mi się nie podobał konkurs, który pan będzie dalej sikał, ja podlewałam kwiatki, akurat widzę z okna ten plac zabaw, ustawili się na brzegu parkingu i zrobili sobie konkurs. Także w biały dzień niezbyt przyjemne.
P.: No rzeczywiście. A czy są takie problemy czy też sytuacje, z którymi biedniejsze rodziny zupełnie nie potrafią sobie poradzić? Czy przychodzi pani coś do głowy?
O.: Takiego konkretnego to nie, no jak człowiek czy jakaś rodzina ma problemy, to już tak ogólnie ma te problemy.
P.: A myśli pani, że ta kwestia tego zadłużenia, tak jak to jest w pani sytuacji, to jest częste u takich biedniejszych rodzin, że właśnie wzięło się kiedyś pożyczkę sytuacja się zmieniła i potem ciągnie się to za daną osobą przez szereg lat?
O.: Nie, bo ja wiem. Bo wie pani co, może nikt się nie pakował w aż tak dużą. Może to były mniejsze kwoty, łatwiejsze do spłacenia i tak dalej.
P.: A czy myśli pani, że są takie problemy czy też sytuacje, z którymi zamożniejsze rodziny nie potrafią sobie poradzić?
O.: Bo ja wiem? Problemy. Nie no chyba nie. Jak problemy, no to takie same mają biedni jak bogaci, czy chodzi o dzieci czy choroby i tak dalej. No bogatsi mogą inne szpitale.
P.: Ale to wciąż problem.
O.: Problem zostaje problemem.
P.: Rozumiem. Teraz chciałam wrócić do tych różnych osób i organizacji, które oferują pewne wsparcie i pomagają innym ludziom w trudnych warunkach życiowych. Czy spotkała się pani z takimi osobami, niekoniecznie korzystała z ich pomocy, ale czy z samymi osobami się pani spotkała, które oferowały pomoc?
O.: Nie, to jedynie tu w ośrodku pomocy społecznej.
P.: Czyli to instytucje. A czy jakieś inne instytucje poza ośrodkiem pomocy społecznej?
O.: Nie, raczej nie.
P.: Ośrodek pomocy rodzinie. Nie miała pani styczności?
O.: Nie, nic takiego.
P.: Albo PCK na przykład?
O.: Też nie.
P.: A czy słyszała może pani coś o tych organizacjach?
O.: No właśnie nie.
P.: Nie. Dobrze.
O.: Tak się zastanawiam…
P.: A jak myśli pani – skąd takie organizacje, jak pomoc społeczna, dowiadują się o osobach potrzebujących? Czy to same te osoby przychodzą czy…
O.: Same osoby muszą się zgłosić. Muszą już same dbać o zebranie tych całych dokumentacji i tak dalej.
P.: Czyli jak ktoś ma problem, no to właśnie…
O.: Powinien iść do nich.
P.: Wtedy sam robi rozeznanie, gdzie może uzyskać pomoc i idzie.
O.: I oni już wtedy doradzają, co i jak.
P.: Rozumiem. A czy myśli pani, że ta pomoc, która jest oferowana przez instytucje tym osobom z problemami, czy ta pomoc jest skuteczna?
O.: No skuteczna raczej tak.
P.: A czy jest wystarczająca?
O.: Znaczy jeśli chodzi o finanse, to zapewne nie, ale o takie wsparcie, te wszystkie informacje i tak dalej, to tak.
P.: A pani zdaniem, kto jakie osoby powinny otrzymywać pomoc i w jakich sytuacjach?
O.: To zależy, kto jakiej pomocy potrzebuje.
P.: No ale czy są na przykład jakieś takie osoby, które no nie powinny pomocy otrzymywać, bo same sobie zasłużyły na to, w jakiej są sytuacji i gdyby się tylko…
O.: To ja o sobie też tak mogę powiedzieć. Sama sobie zasłużyłam.
P.: No nie, ale czy może pani na przykładzie…
O.: Nie, nie znam chyba nikogo takiego.
P.: Czyli nic pani do głowy nie… generalnie, jak ktoś potrzebuje pomocy, to trzeba mu po prostu pomóc a nie mówić, że się tej pomocy nie udzieli. I jak pani myśli, kto takiej pomocy powinien udzielać?
O.: No, stosowne instytucje. No takim prywatnym osobom, jak ktoś w busie da jakiś numer telefonu na przykład, że jakąś pomoc oferuje albo coś… nie wiem, ja coś takiego wyrzucam od razu bez sprawdzenia.
P.: Bo to podejrzane?
O.: Tak, oczywiście.
P.: A zdarza się pani często coś takiego dostać?
O.: Tak, w tym roku mi się zdarzyło. Jakiś pan się przyczepił, nie wiadomo czemu i żebym zadzwoniła, żebym zadzwoniła. Pan mi pomoże.
P.: To teraz porozmawiamy o czymś innym znowu, o oczekiwaniach i planach na przyszłość. No właśnie każdy człowiek ma jakieś marzenia, oczekiwania i plany na przyszłość i o tym teraz spróbujemy porozmawiać. Jakby pani mogła mi powiedzieć, jakie pani ma marzenia?
O.: Jakie marzenia mam? Właśnie wyjść z tych długów i żyć sobie dalej tak jak przedtem – wesoło i tak dalej.
P.: Czyli tak jak przedtem, znaczy jak wtedy, kiedy miała pani pracę.
O.: No właśnie, jak na początku.
P.: A może o czymś jeszcze? Dla siebie albo dla córek, dla taty?
O.: No, ten komputer dla córek. Ja wiem. Tata z mamą, no oni też się wpakowali po odnowie tego domu po pożarze, to też mają dość spore długi, pożyczki.
P.: Ale teraz mówi pani o pożarze, to gdzie dom…
O.: Dom babci właśnie piorun dwa lata temu strzelił, strzelił piorun w dom, dom spłonął. No a parę tygodni później babcia odeszła też jakoś tak…
P.: Przykro. A jak pani myśli, które z tych marzeń uda się spełnić, zrealizować?
O.: No, nie wiem. Jestem pewna, że wyjdę z tych długów kiedyś. Nie za rok, nie za dwa, ale no po prostu trzeba. Wierzę w to.
P.: A czy jeszcze pani coś przychodzi do głowy, co by pani chciała osiągnąć dla siebie i dla swojej rodziny?
O.: Nie, chyba nie.
P.: Jeszcze chwilkę. Teraz chciałam panią poprosić, żeby sobie pani spróbowała wyobrazić siebie tak za 5 lat i to jak pani życie będzie wyglądało. Jakby pani mogła teraz powiedzieć, jakby właśnie to życie wyglądało?
O.: Za 5 lat. O, fajnie, wyślę dzieci obydwoje na kolonie i będę się obiboczyć, będę pracować, wezmę sobie urlop i będę się obiboczyć całe 2 tygodnie.
P.: Czyli dzieci na kolonie. A na przykład tata, co będzie robić za 5 lat?
O.: Za 5 lat. Pewnie będzie siedział przed telewizorem albo z kolegami na podwórku.
P.: No a teraz coś podobnego, tylko zwiększamy dystans czasowy. Chodzi o 10 lat. Jak będzie wyglądało pani życie za 10 lat?
O.: Za 10 lat. O, to już może wnuczkę będę pilnować.
P.: No może się zdarzyć.
O.: Za 10 lat. Będę miała fajną pracę, przyjdę po pracy do domu, dzieci mi ugotują obiadek.
P.: To teraz inne pytanie. Jak pani sądzi, czy to zwykle jest tak, że człowiek sam kieruje swoim życiem i wszystko zależy od niego samego, czy też życiem człowieka rządzi przypadek lub czynniki od niego niezależne?
O.: Chyba pół na pół. Ale głównie to my sami dokonujemy wyborów, a czy słusznych czy nie, to już się potem okazuje.
P.: Czyli z jednej strony to jesteśmy my, którzy właśnie stajemy przed pewnymi wyborami i podejmujemy decyzje, a z drugiej strony zawsze może się coś niespodziewanego zdarzyć i wtedy jest to od nas niezależne. A czy wiąże pani swoją przyszłość z pobytem tutaj w Niepołomicach, czy też właśnie myśli pani o wyjeździe gdzie indziej?
O.: Nie, raczej tutaj, z Niepołomicami. Dzieci są przyzwyczajone, warunki są dobre, szkoła, ośrodek na miejscu, dom kultury, biblioteka, wszystko jest.
P.: Dzieci są właśnie małe, są przyzwyczajone, ale czy właśnie, jeśli myśli pani o swoich córkach, to sądzi pani, że one tutaj zostaną czy też może gdzieś wyjadą?
O.: No, jeśli będą dorosłe, to już będą decydować same i całkiem możliwe, ale teraz na razie to nie. Tak na wakacje, na ferie to owszem ciągnie ich, ale przeprowadzka chyba im nie w głowie.
P.: A jaką przyszłość widzi pani dla Niepołomic i dla dla mieszkańców tutaj gminy. Czy to jest dobra przyszłość czy zła?
O.: Raczej dobra. Coraz więcej zakładów powstaje, tu buduje się nam. Także chyba nie będzie już gorzej, chyba coraz lepiej.
P.: I jak pani myśli, od czego ta przyszłość zależy? Pani mówi, że budują się nowe zakłady, czyli właśnie od jakichś przedsiębiorców większych czy jeszcze od czegoś to zależy? Ta przyszłość mieszkańców.
O.: No nie chyba tylko od tego. Przede wszystkim od samych siebie. Jak dbamy o naszą gminę, tak mamy.
P.: A myśli pani, że władze lokalne tutaj, ich znaczenie jest istotne czy…
O.: Tak, raczej tak, to przecież oni podejmują najważniejsze decyzje i wszystko.
P.: No to już teraz naprawdę ostatnia rzecz. Tu jest taka piramida. Tu ma pani długopis i teraz właśnie chciałabym panią prosić, żeby krzyżykiem zaznaczyła pani to miejsce, w którym pani teraz jest. To oczywiście taka zabawa, symboliczny wymiar ma ta piramida z 11 stopni złożona.
O.: 11. Nie będę liczyć. Mniej więcej w centrum.
P.: A za 5 lat?
O.: A to chodzi o coś takiego!
P.: Może pani jeszcze zmienić ten krzyżyk.
O.: Za 5 lat to mniej więcej tu.
P.: Aha, kółeczkiem to…
O.: Kółeczkiem teraz. Dobrze.
P.: I teraz gwiazdką. Chodzi o zaznaczenie miejsca, w którym pani córki będą w tym wieku, w którym pani teraz jest.
O.: Hmm. (konsternacja)
P.: Gwiazdką.
O.: No ale tego chyba nikt nie wie.
P.: No ale…
O.: No to może będą ze mną wciąż, przynajmniej tak twierdzą.
P.: Dobrze, to w takim razie to już wyłączamy. Bardzo pani dziękuję.