Trzy miecze
Dawno temu żył król Damazy, który mądrze i sprawiedliwie rządził swym krajem. Ale czuł, że z każdym dniem staje się coraz starszy, słabszy i bardzo chciał ustanowić swego następcę. Właściwie nie powinien mieć z tym kłopotów, bowiem miał trzech wspaniałych synów: najstarszego Macieja, średniego Ernesta i najmłodszego Sebastiana. Każdy z nich umiał posługiwać kilkoma językami, biegle władał mieczem, potrafił tańczyć na balach i przyjęciach i doskonale znał zasady dworskiej etykiety. Wszyscy trzej doskonale nadawali się na następców swego ojca. Ale jak tu wybrać jednego z trzech, najlepszego, najdoskonalszego?! Król Damazy mógł wprawdzie podzielić swe królestwo na trzy równe części każdemu synowi dać we władanie jedną z nich. Ale król doskonale zdawał sobie sprawę, że podział królestwa znacznie uniemożliwi dalszy rozwój królestwa, a każde z trzech małych państewek będzie się rządziło swoimi własnymi prawami i na pewno do niczego dobrego to nie doprowadzi. Mimo usilnych starań i wielu nieprzespanych nocy król w żaden sposób nie mógł wymyślić, w jaki sposób wybrać jednego ze swych synów na mądrego i sprawiedliwego władcę. Postanowił poprosić o pomoc swego zaufanego magika, który już nieraz wybawił go z większych trosk i kłopotów. Magik podarował królowi flakonik złotawego napoju, polecił by wypił jego zawartość wieczorem i starannie zapamiętać sen, który przyśni mu się owej nocy. Król postąpił tak, jak magik mu przykazał. Przyśniły mu się trzy miecze tkwiące w skale nad potokiem. Dwa z nich pokryte były rdzą i brunatnym nalotem, jeden zaś zakwitł niczym krzak jaśminu,a jego kwiaty były tak piękne i dorodne, że król Damazy nigdy jeszcze takich nie widział.
Następnego dnia król kazał wykuć ze szlachetnego kruszca trzy jednakowe miecze i zawołał do siebie swych trzech synów.
- Synkowie moi - powiedział wzruszony - Oto daję każdemu z was miecz, który został specjalnie wykonany po to, aby spośród was wybrać mojego godnego następcę. Weźcie te miecze i zróbcie z nich użytek. A jaki - niech to będzie decyzja tylko i wyłącznie każdego z was. Pojutrze o zmierzchu powiem wam, który z was wykorzystał swój miecz najlepiej i zostanie władcą tego kraju.
Każdy z braci z dumą uniósł miecz, otrzymany od ojca i wierząc, że to właśnie on użyje go najlepiej i otrzyma ojcowskie błogosławieństwo ruszyli przed siebie.
Najstarszy z braci - Maciej zebrał swą drużynę i wyruszył na polowanie. Długo błąkali się po ciemnej kniei, gdy nagle ujrzeli pomiędzy drzewami wspaniałego jelenia. Kroczył dumnie przed siebie, niosąc na głowie piękne poroże, niczym królewską koronę. Książę i jego towarzysze ruszyli za nim w pogoń. Kiedy jeleń zorientował się, że jest obiektem polowania rzucił się do ucieczki. Kluczył pomiędzy drzewami, skakał przez piaszczyste leśne urwiska. Książę i jego drużyna wciąż podążali jego śladem. Nagle spośród gęstwiny rozległ się groźny ryk i na spotkanie książęcej gromadzie wyszedł olbrzymi niedźwiedź. Konie spłoszone stanęły „dęba” i zarżały przerażone. Maciej nie zastanawiał się ani chwili dłużej. Wydobył miecz, który otrzymał od ojca i pchnął z całej siły. Ogromne cielsko niedźwiedzia runęło na ziemię.
Najmłodszy królewicz Sebastian wraz ze swoją kompanią zatrzymał się w karczmie. Poprosili o dużo jadła i wielki dzban miodu.
- Zanim ruszymy w świat w poszukiwaniu przygody i męstwa, napijmy się i najedzmy do syta! - krzyknął książę.
W tej samej gospodzie siedzieli przy kufelkach piwa dwaj lekko już podchmieleni młodzianie. Narzekali co chwila na swoje nudne życie i brak okazji do wykazania się odwagą i męstwem.
- Wszystko w tym kraju jest takie pospolite i płytkie - marudził jeden - Gdyby chociaż jakiś smok do pokonania albo góra do zdobycia…
- Czegóż mamy wymagać? - wzruszył ramionami drugi - Jaki król, taki kraj. Spójrz tylko na naszego władcę - starowinka taka, ledwie nogami powłóczy, a trzyma się tronu z całych sił….
Książę Sebastian spurpurowiał cały na twarzy.
- Hej, ty nędzny tchórzu, co tylko rozprawiać umiesz odwadze i męstwie - krzyknął, wymachując mieczem na prawo i lewo - Jak śmiesz obrażać wielkiego króla Damazego! Stań do pojedynku, nędzna kreaturo, a zaraz się dowiesz, jak wygląda prawdziwa walka.
Młodzieńcowi długo nie trzeba było powtarzać. Zadowolony, że wreszcie dzieje się coś interesującego, chwycił miecz, który podał mu jego towarzysz i ruszył do ataku. Ale jak już wiecie, królewicze od wczesnego dzieciństwa zaprawiani byli w walce mieczem, szpadą i doskonale przygotowani do każdej potyczki. Nie minęło kilka minut a przeciwnik księcia Sebastiana leżał jak długi na ziemi, a z jego zranionego ramienia sączyła się strużka krwi.!
- Może teraz nauczysz się z szacunkiem mówić i myśleć o swoim władcy - rzucił Sebastian z pogardą na odchodne.
Książę Ernest w samotności błąkał się po lasach, polach i łąkach. Zupełnie nie miał pojęcia gdzie i w jaki sposób mógłby wykorzystać swój podarunek od ojca.
- Chyba zupełnie nie nadaję się na króla - pomyślał zrezygnowany - Moi bracia z pewnością będą wiedzieli, jak skutecznie wykorzystać swój miecz.
Przejeżdżał właśnie nad rwącą rzeką, kiedy usłyszał czyjeś głośne pokrzykiwania. Wprawdzie bystry nurt rzeki zagłuszał je swoim szumem, ale Ernest zrozumiał, że ktoś rozpaczliwie woła o pomoc. Rozejrzał się dookoła i na środku rzeki ujrzał miotającego się w wodzie człowieka. Widać było, że ostatkami sił walczy z żywiołem, jeszcze chwila i woda zabierze go na zawsze. Ernest nie zastanawiał się ani przez chwilę - wyciągnął miecz od ojca, wbił go z całych sił w ziemię pomiędzy dwoma kamieniami, aż zazgrzytało, przerzucił linę, którą miał przytroczoną do sidła. Jeden koniec liny rzucił tonącemu, a drugi ciągnął z całych sił. Nie było to łatwe, ale wkrótce uratowany, jak się okazało, nieszczęsny rybak, leżał na brzegu rzeki z trudem łapiąc powietrze.
Ernest wydobył swój miecz spomiędzy kamieni. Jakiż żałosny widok przedstawiał - cały wyszczerbiony, oblepiony grudkami ziemi, wcale nie wyglądał jak książęca broń - królewski podarunek.
Nadszedł dzień, w którym król miał wskazać swego następcę. Damazy kazał swym synom zebrać się u stóp tronu.
- A teraz, moi drodzy synkowie, opowiedzcie i, jak wykorzystaliście moje podarunki - królewskie miecze? - powiedział wzruszony.
- Ojcze - skłonił się nisko książę Maciej - Mój miecz posłużył do upolowania niedźwiedzia. To chyba największy i najgroźniejszy niedźwiedź, jakiego do tej pory widziałem. Trafiłem go za pierwszym razem! - dodał z nieukrywaną przechwałką.
- Mój miecz również został należycie wykorzystany, ojcze! - krzyknął królewicz Sebastian, padając przed królem na kolana - Bezczelny młodzik, który szargał twoje imię już zawsze będzie je wymawiał z szacunkiem!
- A ty, Erneście, w jaki sposób posłużyłeś się swoim mieczem?- zapytał król, widząc, że średni syn niezbyt chętnie chce mówić o swoich doświadczeniach.
Rzeczywiście, Ernest z ociąganiem pokazał królowi swój nieco zniszczony, wyszczerbiony miecz.
- Nie mam się czym chwalić, ojcze - powiedział cicho - Mój miecz nie powalił na ziemię grubego zwierza, ani nie walczył w obronie twego honoru. Zniszczyłem go, wbijając między skały, bo tylko w ten sposób mogłem pomóc tonącemu człowiekowi. Potem już do niczego się nie nadawał. Nie zasłużyłem, ojcze, na to, by ubiegać się o królewski tron….
Król Damazy zmarszczył czoło, ale sprawiał wrażenie bardzo zadowolonego z
tego, co przed chwilą usłyszał i zobaczył.
- Moi kochani synowie i wy, drodzy poddani! Oto podjąłem decyzję - moim następcą zostanie książę Ernest!
Rozległ się szmer, a król widząc zdziwione twarze swych synów i innych zebranych, szybko dodał:
- Macieju i Sebastianie, na waszych mieczach widzę krew. Myślę, że nie przelewaliście jej zbytecznie, ale tylko miecz Ernesta uratował życie innemu człowiekowi. To gest godzien prawdziwego króla.
W ten oto sposób Ernest został następcą tronu i prawowitym władcą. Jego bracia początkowo trochę się na niego boczyli, byli zazdrośni. Ale wkrótce ożenili się z księżniczkami z sąsiednich królestw i tym samym również zostali królami.
Król Ernest rządził krajem równie mądrze i sprawiedliwie jak jego ojciec. Niektórzy mówili tylko, że ma zbyt wielkie i dobre serce, ale to raczej nie jest wada. Miecz, który uratował życie rybaka umieszczono w szklanej gablocie w sali tronowej, aby przypominał wszystkim, że broń nie tylko niszczy, ale może ratować życie - tak jak miecz księcia Ernesta.
Elżbieta Janikowska
3