TYLKO W MILCZENIU SŁOWO*
Promienie wiosennego słońca wpadły do sypialni i zatrzymały się na twarzy leżącego obok niej mężczyzny. Znowu nie zaciągnął wieczorem żaluzji i, jeśli chciała aby pospał dłużej, musiała wstać i zrobić to teraz.
Kiedy wracała trochę zziębnięta do łóżka poruszył się i odwrócił twarz w jej kierunku. Leniwie uchylił jedno oko i spojrzał, jeszcze niezbyt ostrym wzrokiem, w jej twarz. Mruknął coś niezrozumiałego i podniósł zapraszająco kołdrę.
- Zimna jesteś - wymruczał w jej szyję, lecz zamiast odsunąć się przyciągnął ją bliżej do siebie.
W chwilę później usłyszała spokojny i regularny oddech. Znowu usnął.
W przeciwieństwie do ostatnich kilku lat sypiał coraz lepiej. Już nie męczyły go koszmary i wizje. Nie podrywał się w nocy z krzykiem przerażającym Di i wywołującym strach w niej samej.
Od dawna nie bała się go w momentach, kiedy wyrzucone z pamięci fragmenty przeszłości starały się przedrzeć do teraźniejszości. Minął czas, kiedy w chwilach przerażenia zamykał się w pokoju i godzinami siedział bez ruchu, wpatrzony w jeden punkt na pustej ścianie.
Drgnął nerwowo, kiedy odsunęła się, aby spojrzeć w jego twarz.
Nie był już taki młody. Gdzieniegdzie przez ciemne włosy prześwitywały białe smugi - coraz bardziej widoczna oznaka stale upływającego czasu.
Spojrzała w zapadający nagle za oknami mrok. Chciała go obudzić, ale już siedział. Patrzył na nią.
Spojrzała w jego oczy. Nie zmienił się wiele. Mimo czasu, jaki upłynął od ich pierwszego spotkania nadal dokładnie pamiętała, jak wyglądał tamtego dnia.
Była w szpitalu miejskim odebrać rzeczy, śmiertelnie rannego w wypadku, Toma. Chciała jak najszybciej oddać je bezdomnym. Ludziom, dla których przez większość życia pracował, dla których zaniedbywał i karierę, i rodzinę.
Nadal niewiele wiedział. Nie pamiętał skąd pochodzi. Nawet nie wiedział gdzie trafił. Nie pamiętał. Ktoś się nim zaopiekował i przywiózł go w to miejsce. Kolejne obce osoby i obce miejsca.
Zapłakana, z sercem tłukącym się wściekle w piersi, wpadła na stojące niedaleko dyżurki łóżko szpitalne. Bezskutecznie próbowała ratować się przed upadkiem. W ostatnim momencie silna dłoń przytrzymała ją i pomogła wstać.
Szła nieprzytomna w jego kierunku. Kątem oka uchwycił jej upadek. Miał w sobie jeszcze tyle siły, aby wyciągnąć rękę i złapać jej dłoń. Machinalnie. Odruchowo. Tak samo beznamiętnie jak zabijał tamtych ludzi. Tylko to pamiętał. Maszyna do zabijania. Bezmyślna, ale skuteczna.
Na łóżku, trzymając mocno jej rękę, siedział młody mężczyzna. Bez mrugnięcia okiem wpatrywał się nieprzerwanie w przeciwległą ścianę. Nawet nie próbował spojrzeć w jej kierunku, kiedy wyrzuciła z siebie kilka słów podziękowania.
Był brudny i zakrwawiony. Z głębokiego przecięcia na czole nadal wypływała ciemnoczerwona krew. Rozejrzała się wokół szukając dla niego pomocy, lecz nikt się nim nie interesował. Wyciągnęła z torebki bawełnianą chustkę i przyłożyła do czoła mężczyzny. Rana mocno krwawiła i szybko zaplamiła niewielki kawałek materiału.
Chwilę później poczuła jak pielęgniarka wyciąga jej dłoń z uścisku mężczyzny. Zobaczyła jak odjeżdża razem z łóżkiem w kierunku sali przyjęć. Przez moment stała i patrzyła za nieznajomym, zapominając o odłożonym na łóżku ubraniu. Było w jego postaci coś niepokojącego, co, miała przeczucie, jeszcze długo będzie ją nawiedzać w snach. Dziwne, ale krótki dotyk i rzucone przez ramię spojrzenie, wzmocniły ją; dodały jej sił.
Kiedy kolejna nieznana mu osoba pchała łóżko odwrócił się w jej kierunku. Stała i patrzyła na niego. Przez krótką chwilę spojrzał w jej oczy. Próbował zapamiętać ich kolor. Sekundę później pielęgniarka skręciła w boczny korytarz.
Przez cały pogrzeb stała wyprostowana, tuląc w ramionach śpiącą Di. Nie chciała dzielić swojego smutku z innymi. Wsiadła do samochodu i wróciła z córką do domu.
Wysiadając zauważyła go stojącego obok drzwi wejściowych. Ubrany w rzeczy Toma, opierał się o ścianę domu, z niedużym tobołkiem pod pachą. Podeszła nieśmiało w jego kierunku. Nie mówiąc ani słowa wyciągnął w jej stronę trzymaną w dłoni wizytówkę. Ciemne plamy głęboko wniknęły w elegancki, czerpany papier. Pamiętała doskonale dzień, kiedy z Tomem je wybierali. Miały być początkiem ich nowego życia. Pamiętała jak liczyli, czy mogą sobie pozwolić na tę lekką ekstrawagancję. Patrząc teraz na jedną z malutkich karteczek w dłoni nieznajomego poczuła, że zaczyna brakować jej tchu. Świat zawirował dookoła jej głowy.
Opatrzyli go bardzo szybko. Założyli kilkanaście szwów. Nie miał siły iść dalej. W płaszczu pozostawionym przez kobietę na łóżku znalazł wizytówkę. Nie potrafił jej przeczytać, lecz ktoś pokazał mu, w którą stronę powinien iść. Nie wiedział dlaczego, ale chciał dotrzeć pod słabo widoczny, zamazany krwią adres. Długo czekał pod domem na jej przyjazd. Ubrana w czarną, długą sukienkę zwolniła kroku, kiedy go zobaczyła.
W chwili kiedy dostrzegł jak upada, pochwycił wyślizgujące się z jej rąk dziecko. Nawet nie otworzyło oczu, kiedy przytulił je do siebie i wniósł do otwartego domu.
Odzyskała przytomność kilka minut później. Leżała na kanapie stojącej w dużym pokoju. Obok, w rozkładanym łóżeczku spała Di. Naprzeciwko w fotelu, z głową opartą na podgłówku, siedział nieznajomy. Oczy miał zamknięte, lecz widać było, że nie śpi.
- Dziękuję - wyszeptała.
Otworzył oczy i spojrzał na nią zielonymi oczami. Nieznacznie kiwnął głową.
Mimo ogromnego smutku jaki jej towarzyszył, było w kobiecie coś, czego brak odczuwał przez całe życie. Razem z córką wytwarzały wokół siebie atmosferę ciepła i bezpieczeństwa. Lubił je. Kiedy kobieta otworzyła oczy i podziękowała mu, zapragnął zostać z nimi na dłużej. Czuł, że ich potrzebuje.
Został na obiad i kolację. Nie wyglądał na kogoś, kto miałby gdzie wracać, więc zaproponowała mu gościnę w pokoju nad garażem. Podświadomie czuła, że sama potrzebuje obecności innej osoby w domu; musiała mieć, do kogo mówić, na kogo patrzeć. Potrzebowała kogoś, kto spojrzy na małą, kiedy ona będzie musiała iść do pracy.
Gdyby ktoś kiedykolwiek powiedział jej, że zostawi swoje jedyne dziecko z napotkanym przypadkowo, bezdomnym człowiekiem - nie uwierzyłaby.
Dobrze czuł się razem z nimi. Lubił patrzeć na ich zabawy. Każdego dnia coraz bardziej pragnął przyłączyć się do nich. Pewnego dnia spróbował.
Po raz pierwszy poszła na rozmowę kwalifikacyjną w miesiąc po pogrzebie. Zostawiła ich w domu i, choć tęskniła bardzo za Di, wyczuwała, że mała jest bezpieczna. W miesiąc później podpisała kontrakt i wróciła pracy. Mieli pieniądze na życie.
Cały czas próbował, ale nie potrafił sobie przypomnieć, nie umiał wrócić do przeszłości.
Na ciele miał wiele ran i blizn. Szczególnie jedna wyraźna, pulsująca na czole, nie dawała mu spokoju. Z czasu przed dotarciem do szpitala pamiętał jedynie ciemną noc, krew i słowa, których znaczenia nie potrafił zrozumieć. Niekiedy podczas koszmarów wracały do niego z wielką siłą. Wtedy płakał, krzyczał i wzywał pomocy. Pomoc nie przychodziła, lecz zjawiała się ona. Najpierw nieśmiało dotykała go i przytulała, aż pewnej nocy pozwoliła mu wypłakać się na swoich kolanach.
Nie mówił wiele. Praktycznie przez pierwsze miesiące nie powiedział żadnego słowa. Tylko nocami wykrzykiwał niezrozumiałe dla niej słowa. Porozumiewali się za pomocą gestów i znaków.
Potem razem z Di zaczął uczyć się mowy. Pochłaniał nowe słowa jakby nigdy w życiu ich nie słyszał. Uczył się wypowiadać je głośno. Wieczorami słuchał czytanych dziewczynce na dobranoc opowiadań.
Pół roku później odezwał się po raz pierwszy.
Pojechali na weekend do górskiego domku rodziców Toma. Była niedziela rano, więc przygotowywała w kuchni posiłek. Odwróciła się w kierunku drzwi, kiedy wyczuła jego obecność. Stał z małą na rękach.
- Ptak - rzekł wskazując na okno wychodzące na werandę.
Wyszła i zobaczyła krążącego nad domem sokoła.
- Ptak - powtórzył.
Słowa powoli nabierały znaczenia. Najpierw potrafił nazywać pojedyncze przedmioty. Potem nauczył się konstruować krótkie zdania. Dużo później wyrażać swoje uczucia. Wiedział, że przyjdzie czas, kiedy będzie musiał opowiedzieć swoją historię. Jej opowieść znał już na pamięć. Bał się tego, lecz czuł, że być może pozwoli mu to oderwać się od przeszłości.
Na drugie urodziny Di mówił już całymi zdaniami. Śmiał się głośno, kiedy przekręcał słowa, lecz można było z nim porozmawiać. Razem chichotali z żartów i pomyłek słownych.
Pewnej nocy zaczął opowiadać. Nie potrafił przypomnieć sobie konkretnych faktów ani zdarzeń z przeszłości, operował więc pojedynczymi słowami, które najlepiej oddawały szczątki jego wspomnień.
Ból. Cierpienie. Krew. Przyjaźń. Poświęcenie. Wolność. Niebezpieczeństwo.
Oddałby bardzo wiele, aby móc przypisać do nich konkretne zdarzenia i twarze.
Pewnej nocy, kiedy krzyczał wyjątkowo głośno, a ona nie była w stanie go uspokoić przyjęła go do siebie.
Tamtej nocy poczuł, wbrew sobie samemu i goniącej go przeszłości, że musi i chce żyć.
Dwa lata później wzięli ślub. Mała Di szła między nimi do ołtarza.
Co noc przychodzili do niego w snach. Odziani w czarne długie płaszcze wyciągali ręce w jego stronę jakby chcieli rozszarpać go, podrzeć na strzępy.
Niemal każdej nocy zrywał się z krzykiem i płaczem. Niezrozumiale mamrotał o ucieczce i niebezpieczeństwie czającym się dookoła. Nie bała się, lecz stała się czujna. Wierzyła jego przeczuciom.
Kilka miesięcy po ich ślubie zbudziło go rodzące się poczucie zagrożenia. Nie wiedział dlaczego zerwał ją z łóżka. Zdążył jedynie wsadzić przestraszoną Di do samochodu, kiedy wyczuł ich obecność. Przygniotła go do ziemi wyrywając kawałek po kawałku z najradośniejszych wspomnień ostatnich trzech lat. Nie potrafił się ruszyć.
Miał nadzieję, że uciekła z dzieckiem.
Siedziała w samochodzie z nogą na pedale gazu gotowa do odjazdu. Nie widziała napastników, lecz wyczuwała jego przerażenie. Kiedy nie wychodził pobiegła myślami w jego kierunku. Wyczuła strach i paraliż. Nie zastanawiała się długo. Zostawiła Di i pobiegła w stronę domu. Leżał skulony na podłodze.
Spojrzał na nią i poczuł napływ energii. Tym razem nie musiał długo szukać szczęśliwych wspomnień. Choć niewiele pamiętał z przeszłości nie wierzył, że mógł być bardziej szczęśliwy niż teraz. Poczuł gromadzącą się w sobie siłę. Wyczuł bardzo wyraźnie, że nie pochodzi tylko od niego. W drzwiach obok kobiety pojawiła się niewyraźna mleczna postać.
Zaczęli uciekać. Nieduży samochód zastąpili rodzinnym vanem, dom - samochodem, a rodzinne obiady - szybkimi fast foodami. Walczyli z jego nocnymi lękami i koszmarami, które nawiedzały go coraz częściej. Nie próbowali prosić o pomoc innych. Zdani byli tylko na siebie.
Wieczorami przesiadywali w przydrożnych zajazdach i rozmawiali o jego przeszłości. Z każdym dniem budziło się w nim coraz więcej wspomnień i skojarzeń. Uczucia i emocje docierały do niego coraz wyraźniej. Wyczuwał nie tylko strach, gniew i przerażenie.
Znalazł w sobie również przyjaźń, poświęcenie i oddanie. Czasami udawało mu się nawet dostrzec zamazane twarze postaci. Było ich jednak zbyt wiele i nie potrafił przypisać im jeszcze właściwych uczuć i emocji.
Kiedy czuli się wyjątkowo bezpiecznie szła do pracy. Po kilku wpadkach nauczyła się dobrze obsługiwać klientów. Nie reagowała na zaczepki i z uśmiechem odmawiała wieczornych spotkań. Tylko raz właściciel chciał zobaczyć jej papiery. Ukończone studia nie spodobały się pracodawcy. Nigdy więcej nie przyznała się do swojego wykształcenia. Papiery schowała głęboko w walizce, którą zgubili podczas jeden z ucieczek. Wszystko to, czym była kiedyś, zgubiło się lub przepadło. I, choć nie miała oprócz niego i Di nic i nikogo, nigdy nie była bardziej szczęśliwa.
Kiedy urodził się Peter siedział długo trzymając ją za rękę. Tamtego dnia poczuł, że pewien etap ucieczki mają za sobą. Należało się im coś więcej od życia. Skończyli z niegościnnymi zajazdami, pracą w nocnych klubach, spędzaniem kolejnych dni w podróży.
Kiedy wjechali do miasta wiedziała, że trafili we właściwe miejsce. Stare uliczki przypominały jej rodzinne strony. Nieliczne, rozsiane po okolicy osiedla domków jednorodzinnych zapewniały odosobnienie i spokój, jakiego najbardziej potrzebowali. Pomyślała, że być może tutaj zbierze dostatecznie dużo siły, aby ochraniać ich dłużej.
Wiedział co im zagraża. Pewnej nocy przypomniał sobie wszystko. Każda minuta przeszłości trafiła na właściwe miejsce w układance wspomnień. Dopiero wtedy poczuł jak wielkim jest dla nich zagrożeniem. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę jak bardzo jest bezbronny. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę jaki jest pusty.
Nie zgodziła się, aby ich opuścił próbowali, więc żyć normalnie.
Nie chciał uwierzyć, że ich nie ma. Po raz pierwszy nie rozumiał, dlaczego tak postąpiła. Nie umiał zrozumieć jej decyzji, choć jej argumentacja trafiała do jego przekonania. Nie mogła jednak trafić do serca.
Kiedy oddawała dzieci wiedziała, że nie ma innego wyjścia. Nie zalazła innego sposobu, aby zapewnić im szansę przeżycia. Musiała wysłać ich w bezpieczne miejsce. Do ludzi, którzy będą dbać jakby byli ich rodzicami. Przynajmniej przez jakiś czas. Do momentu, kiedy i to miejsce przestanie być bezpieczne, a oni nauczą się uciekać.
Nie potrafił go pokonać, choć przez większą część życia miał świadomość, że musi to zrobić. Ale nie potrafił. Tamtej odległej nocy jedynie stał i patrzył. A potem odszedł. Zapomniał wszystko. Do czasu. A teraz nie miał już żadnej broni.
Mieszkali długo w jedynym miejscu i coraz częściej wyczuwała gromadzące się dookoła ciemne chmury. Choć starała się jak mogła, nie potrafiła dłużej ukrywać ich obecności. Trenowane przez lata umiejętności zbierania siły i tworzenia osłon zaczynały słabnąć.
Nie wierzył w jej teorię gromadzenia sił i tworzenia barier ochronnych, lecz kiedy straciła swoją moc, wyczuł jak bardzo się mylił. Nawet jego okaleczony umysł potrafił wyczuć nadciągające zło. Zrozumiał, dlaczego musiała odesłać dzieci.
Promienie wiosennego słońca wpadły do sypialni i zatrzymały się na twarzy leżącego obok niej mężczyzny. Podświadomie przeczuwała, że nadszedł czas. Kiedy godzinę później nadszedł mrok, a ona spojrzała na męża, pragnęła jedynie aby nie trwało to zbyt długo. Wpatrując się w jego oczy zastanawiała się czy oczy Petera, będą równie zielone jak jego.
Nie spał od wielu godzin. Celowo nie zasłonił okien żaluzjami poprzedniego wieczora. Chciał po raz ostatni spojrzeć na wschód słońca i promienie przemykające po jej włosach. Kiedy wstała zamknął oczy lecz nie mógł się powstrzymać, aby nie spojrzeć na nią raz jeszcze. Pachniała wiosennym porankiem, kiedy szeptał jej do ucha.
Otworzył oczy zanim ona wyczuła nadciągający mrok. Usiadł i spojrzał na nią. Pragnął jedynie aby nie cierpiała...
***
- Ptak - wykrzyknął chłopiec i podbiegł do Opiekuna.
- Faweks jest feniksem Peter. Kiedy nadchodzi czas ich śmierci, feniksy spalają się i odradzają z własnych popiołów - starszy mężczyzna uśmiechnął się pod nosem. - Kiedyś tłumaczyłem to twojemu ojcu, choć chyba nie bardzo mnie słuchał. Miał jak zwykle zbyt wiele spraw na głowie.
Zimny wiatr szarpnął ciemnym płaszczem dyrektora.
- Chodź chłopcze, musimy wracać. Jeszcze nie pora na tak długie spacery. Twoja siostra na nas czeka.
* Pieśń o stworzeniu Ea
Tylko w milczeniu słowo,
Tylko w ciemności światło,
Tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła.