Bez trwogi
Nie chcę nie istnieć, gdy świat istnieje,
Trwać, gdy Ci, których kocham przemijają
Nie chcę wiedzieć skąd pochodzę,
Gdy oni nie wiedzą, po co.
Tak, tęsknię i mam dość tej wieczności,
Odkąd tu jestem, Boże pragnę przemijalności.
Tak, teraz niczym nie pocieszając
Stworzysz mnie, światu oddając.
Zasze o tym mówiłeś,
Zawsze kochać uczyłeś!
A teraz, co mam tu czynić,
Komu życie umilić?
Tam do mnie przynajmniej mówiłeś
Przez wszystko, co sam stworzyłeś,
Tu milczysz i uczyć żyć już przestałeś,
Boże, Ty przecież sam nie zostaniesz!
A tam ku Tobie w tej jednej osobie,
Chcę żyć w tej kruchej przyrodzie
I jeśli zechcesz dla kogoś w osłodzie.
Może tam pojmę, to czego powodem
Jest ta tęsknota za tamtym domem
Bo choć tęsknota do tych okolic
Sam nie mogę na to pozwolić.
Lecz właśnie brak mi czasu do tego
Bo żyć nie mogę tutaj bez niego
Ty, wiem, rozumiesz,
Lecz ufasz próbujesz.
Stawiasz przy tym tylko pytanie,
Człowieku, co z tobą się stanie?
To wiem, lecz wybrać nie umiesz,
Teraz z przekory znowu żałujesz!
Przecież to Twoje życie a tu jego kres!
To przecież czujesz a wiedzieć chcesz!
Uczyłem owszem nie tylko rozumieć
I kochać przecież, to musisz umieć!
A ty w swej przekorze krzyczysz:
O Boże, czemu nie milczysz!
Ja mam kogo kochać,
Pragnę, lecz nie będę szlochać!
I winę we mnie znajdujesz,
Powiedz, czy jeszcze coś czujesz?
I czemu sam siebie żałujesz,
Boś dobrym uczniem, czy coś planujesz,
Czy może z siebie wiesz jak postępować?
Ach! ty nawet nie wiesz jak masz żałować!
Ostatnim chlebem się z Tobą łamałem,
Ostatnie słowa do ust ci wkładałem,
Lecz ty się do mnie nie odwróciłeś
Grzech błędem tylko przykryłeś
I szukasz własnej miłości,
Gubiąc się w swej codzienności.
Może i kiedyś sumienie się zrośnie,
Może winorośl z serca wyrośnie,
I poznasz jak serce twe pragnie,
Że to, co na górze jest właśnie na dnie.
Dość! proszę, czasu mi braknie
By wiedzieć, czemu Twa miłość na dnie.
I czemu sercu i oczom nie wierzę,
Choć wiem, że w czasie poznać nie zdołam.
Ufam, lecz w sercu wciąż wołam.
Dość! Milcz, ja sobie życie
Planuje dobre, jak uczysz, skrycie,
Tylko nie odchodź, bądź, trwaj na ziemi.
Wierzę, że miłość, że ona to zmieni,
To, co jest w nas tęsknotą za domem
W dom Twój okryty duchem i złotem.
A wtedy w przekorze, krzyknę o Boże!
Weź mnie do siebie i umrę w pokorze.
I jedno pytanie przez wieczność zadaję:
Miłość ku Tobie, czy w Twej osobie?
Teraz tutaj zostaję…
Żyć owszem, lecz w tym jest trwoga,
Nim umrzesz, poznaj, pokochaj Boga.
Wojciech Jagiełło