2007-09-08 17:34
Co ekonomiści wiedzą o oszczędzaniu
Niedziela, 30 lipca 2006 12:00 |
Autor: Marcin Szaleniec
Oszczędzanie to nie tylko gromadzenie nadwyżek finansowych czy zbieranie pieniędzy np. na nowy telewizor. Zaoszczędzone przez aktywnych zawodowo ludzi środki pozwalają im przetrwać okresy bezrobocia i zapewniają spokojną starość. Dla gospodarki, oszczędności są paliwem napędzającym wzrost gospodarczy. Nic więc dziwnego, że oszczędności znalazły się w centrum uwagi wielu wybitnych ekonomistów. Oszczędności to część dochodów nie przeznaczona w danej chwili na konsumpcję. Zainwestowane oszczędności tworzą kapitał, który umożliwia osiągnięcie w przyszłości zysków, które będzie można przeznaczyć na późniejszą konsumpcję i ... na przyszłe oszczędności. Odsetek dochodów przeznaczanych na oszczędności nazywamy stopą oszczędności. Gdyby nie było budżetu państwa i żadnych kontaktów handlowych z zagranicą, inwestycje musiałyby być równe oszczędnościom. Zapisuje się to w postaci banalnego równania: I=S, gdzie I to inwestycje, a S to oszczędności. W rzeczywistości, zarówno budżet państwa jak i zagranica istnieją, dlatego oszczędności krajowe nie muszą być równe inwestycjom krajowym. Niemniej jednak, przy niezmienionych innych wartościach, wzrost inwestycji musi być sfinansowany wcześniejszym wzrostem oszczędności. Oszczędności a wzrost gospodarczy W latach trzydziestych dwaj ekonomiści: Roy F. Harrod i Evsey D. Domar, niezależnie od siebie, doszli do wniosku, że wzrost gospodarczy zależy od produktywności inwestycji i poziomu oszczędności. Udowadniali, że im wyższa stopa oszczędności, tym większe inwestycje, a zatem - tym szybszy wzrost. Produktywnością inwestycji nazywamy wzrost PKB dokonany dzięki inwestycjom. Na przykład, jeśli zainwestowanie 10 złotych zwiększy wartość produkcji o 2 złote, to produktywność inwestycji wynosi 20 proc. (2 : 10). Założenie, że produktywność inwestycji jest stała było jednak nadmiernym uproszczeniem rzeczywistości. Jako pierwszy zajął się tym problemem amerykański ekonomista Robert Solow , który w 1956 roku sformułował swój klasyczny już model wzrostu gospodarczego, w którym oszczędnościom przypisano kluczową, choć nie aż tak ważną jak u Harroda i Domara, rolę. Oczywiście, oszczędności nie będą pożyteczne dla gospodarki, jeśli będą polegały wyłącznie na "chomikowaniu pieniędzy", lecz wtedy, gdy będą inwestowane. Pieniądze spoczywające w przysłowiowej skarpecie są "bezużyteczne", natomiast pieniądze zainwestowane na przykład w linię produkcji czekolady dają pracę ludziom produkującym maszyny do tej linii, ludziom produkującym maszyny do produkcji tych maszyn, dostarczającym surowce i tak dalej, i tak dalej. Jeżeli składamy pieniądze choćby na zwykłym koncie bankowym istnieje możliwość, że bank pożyczy je producentowi czekolady. Wybór między natychmiastową konsumpcją a oszczędzaniem może być więc porównany do wyboru między tabliczką czekolady teraz a urządzeniem, które wyprodukuje wiele takich czekolad w przyszłości. We wspomnianym wyżej modelu Solowa, podobnie jak w modelu Harroda-Domara, zwiększenie stopy oszczędności podnosi poziom inwestycji. Inwestycje tworzą kapitał, toteż zwiększenie stopy oszczędności przyczynia się do zwiększenia ilości kapitału. W efekcie mamy wzrost gospodarczy. Jednak, zgodnie z prawem malejących przychodów , im więcej jest kapitału, tym mniejsza jest jego produktywność. Z czasem więc tempo wzrostu gospodarczego maleje, aż w końcu wraca do tego samego poziomu na jakim było zanim stopa oszczędności wzrosła. Z analizy Solowa wynika więc, że w długim okresie intensywniejsze oszczędzanie nie przekłada się na szybszy wzrost gospodarczy. Czy to oznacza, że nie warto więcej oszczędzać? Ależ skąd. Co prawda wg Solowa po pewnym czasie tempo wzrostu i tak wróci do pierwotnej wartości, ale wtedy PKB będzie już na wyższym poziomie niż byłby gdyby nie szybki wzrost wywołany przez większe oszczędności. Późniejsze badania wykazały jednak, że wpływ oszczędności na wzrost gospodarczy nie musi wygasać zgodnie z modelem Solowa, jeśli uwzględnimy inwestycje nie tylko w kapitał rzeczowy (budynki, maszyny, fabryki itp.), ale także inwestycje w kapitał ludzki, czyli w wykształcenie i umiejętności pracowników. Kapitał ludzki różni się od rzeczowego między innymi tym, że przynosi korzyści nie tylko tym, którzy w niego zainwestowali, ale wszystkim, którzy go potrafią wykorzystać. Wykształcony pracownik może przecież zmienić pracę albo założyć własny biznes, wykorzystując wiedzę zdobytą dzięki poprzedniemu pracodawcy. Model Solowa był rozszerzany przez ekonomistów G. Mankiwa , D. Romera i D. Weila , którzy dodali do niego czynniki nie uwzględnione przez Roberta Solowa. Nie zmienia to faktu, że oszczędności grają w ich modelach podobną rolę jak u Solowa. Należałoby jednak zapytać, jaki właściwie powinien być optymalny (idealny z punktu widzenia potrzeb gospodarki) poziom oszczędności. Problemem tym zajął się w 1961 roku Edmund Phelps w raczej nietypowym artykule traktującym o królestwie Solovia, którego mieszkaniec, Oiko Nomos wygrał nagrodę za wyznaczenie najlepszej stopy oszczędzania dla królestwa. Oiko sformułował tzw. Złotą Regułę Wzrostu, która wyznacza optymalny punkt między dwiema skrajnościami. Po pierwsze, społeczeństwo mogłoby nie oszczędzać w ogóle, wszystkie dochody przeznaczając na konsumpcję. Oznacza to "pozostawienie na lodzie" przyszłych pokoleń, ponieważ kiedy nagromadzony wcześniej kapitał się wyczerpie nie będzie go czym zastąpić. Takie postępowanie jest niesprawiedliwe wobec potomków. Gdyby jednak konsumować tylko tyle, ile konieczne aby utrzymać się przy życiu, przyszłe pokolenia skorzystałyby w nadmiarze z efektów pracy współczesnych. To również jest niesprawiedliwe. Złota reguła wyznacza taki poziom oszczędności, by współcześni i ich potomkowie mogli osiągnąć ten sam poziom konsumpcji. Nie uwzględnia wzrostu bogactwa wynikającego z postępu technicznego, a tylko ten z akumulacji kapitału . Stanie się tak w momencie, kiedy produktywność inwestycji będzie równa stopie wzrostu dochodu, albo, inaczej, udział oszczędności w dochodach będzie równy udziałowi kapitału w PKB. To dość skomplikowane, toteż w praktyce test złotej reguły przeprowadza się według uproszczonych zasad: bada się, czy zyski są większe od inwestycji a także, czy dochody z inwestycji są dodatnie. Jeśli poziom oszczędności jest większy niż wyznaczony przez złotą regułę (zyski są mniejsze od inwestycji) gospodarka jest w stanie tzw. dynamicznej nieefektywności. Obecne pokolenie mogłoby konsumować więcej bez uszczuplenia dobrobytu pokoleń przyszłych, nie ma więc podstaw do większego oszczędzania. Jeśli stopa oszczędności jest niższa niż wynika to ze złotej reguły wzrostu (czyli zyski są większe od inwestycji), gospodarka jest dynamicznie efektywna. Oznacza to, że oszczędzając więcej można by zwiększyć zarówno PKB jak i, w nieodległej przyszłości, konsumpcję. Gospodarki większości krajów rozwiniętych są dynamicznie efektywne. Na przykład, w latach 1960 i 1984 zyski krajów kapitalistycznych przekraczały inwestycje co najmniej o 5 proc. Może to znaczyć, że kraje te oszczędzały zbyt mało. Co wpływa na oszczędności? Wiemy już, dlaczego oszczędności są tak ważne dla gospodarki. Ale ile tak naprawdę ludzie oszczędzają? Pierwszą pełną teorię oszczędzania przedstawił słynny ekonomista brytyjski John Maynard Keynes. Według niego ludzie charakteryzują się pewną stałą skłonnością do konsumpcji. Różnicę pomiędzy dochodami a wydatkami koniecznymi do utrzymania tego poziomu życia oszczędzają. Kiedy zarabiają więcej, konsumują nieznacznie więcej, za to oszczędności rosną szybciej niż dochód. Stopa oszczędności jest więc tym wyższa, im wyższe są dochody. Z czasem okazało się, że Keynes jednak nie miał racji. Według badań amerykańskiego noblisty rosyjskiego pochodzenia, Simona Kuznetsa, konsumpcja rośnie niemal całkowicie proporcjonalnie razem z dochodem. A więc stopa oszczędności nie zależy od wysokości dochodu. Interesującą teorię na temat kształtowania się oszczędności przedstawił amerykański ekonomista włoskiego pochodzenia Franco Modigliani . W jego teorii cyklu życia jednostki i gospodarstwa domowe dążą do jednakowego poziomu konsumpcji w ciągu całego życia. Młodzi ludzie, którzy zarabiają niewiele, zaciągają kredyty (na przykład na dom, samochód), wydają więc więcej, niż zarabiają. Można powiedzieć, że ich oszczędności są ujemne. W średnim wieku osiągają najwyższe dochody, spłacają kredyty z młodości i jeszcze oszczędzają na starość. Ich oszczędności są dodatnie i wysokie. Kiedy już się zestarzeją, żyją ze środków zgromadzonych w młodości i wieku średnim (na przykład na kontach emerytalnych), tym samym ich oszczędności znowu są ujemne. Wspominaliśmy już o tym, że stopa oszczędności ma wpływ na stopę wzrostu PKB, przynajmniej w krótkim okresie. Z badań wynika także, że również wysokość dochodu wpływa na wysokość stopy oszczędności. Dzieje się tak gdyż kiedy PKB kraju rośnie, młodzież i ludzie w średnim wieku zarabiają więcej niż za swoich biednych czasów zarabiali emeryci. Tym samym oszczędności młodszych są większe niż konsumpcja emerytów. Z drugiej strony, jeśli młodzi spodziewają się dalszego wzrostu w przyszłości, zaciągną więcej kredytów, czyli będą mieli większe ujemne oszczędności. Ten drugi efekt ma jednak mniejsze znaczenie. Późniejsi badacze zwrócili uwagę na kilka zbyt upraszczających założeń w teorii Modiglianiego. Po pierwsze, celem oszczędzania niekoniecznie musi być chęć odłożenia na starość. Niektóre rodziny nie oszczędzają nic lub bardzo mało, polegając jedynie na ubezpieczeniu społecznym. Ponadto emeryci nie konsumują nagromadzonego w ciągu życia majątku, a często nawet dalej oszczędzają. Po drugie, konsumpcja nie zawsze zależy od całości życiowego dochodu, często bardziej istotny jest dochód bieżący, osiągany w danej chwili. Po trzecie wreszcie, o ile oszczędności rzeczywiście rosną, jak chciał Modigliani, razem ze wzrostem gospodarczym, ale nie działa to w drugą stronę - nie zawsze spadek oszczędności jest spowodowany przez obniżenie stopy wzrostu. Podobnie, obniżenie stopy wzrostu nie zawsze wywołuje spadek oszczędności. Nie bądźmy jednak zbyt surowi. Choć teoria cyklu życia jest miejscami zbyt uproszczona, to jednak dość dobrze opisuje rzeczywistość, jak choćby istotnie niskie lub ujemne oszczędności ludzi młodych. Ponadto z badań statystycznych wynika, że w krajach rozwiniętych przynajmniej połowa konsumentów planuje konsumpcję w całym okresie życia, zgodnie z tym, co powiedział Modigliani. Pominiętym przez Modiglianiego motywem oszczędzania jest chęć zabezpieczenia się przed nagłym spadkiem dochodów (na przykład w wyniku bezrobocia) lub nagłym wzrostem wydatków (na przykład z powodu choroby). Takie niemożliwe do przewidzenia wydarzenia sprawiają, że prosty cykl życia z teorii Franco Modiglianiego - w którym każde gospodarstwo domowe przechodzi fazę młodości (i zaciąga kredyty), dojrzałości (kiedy tak naprawdę zarabia) i starości (gdy żyje z oszczędności) - komplikuje się. Zjawiska te uwzględniają współczesne teorie oszczędności rezerwowych . Wyróżnia się kilka rodzajów niepewności, wpływających na oszczędności, na przykład niepewność co do przyszłych dochodów, wydatków na opiekę medyczną, długość życia. Okazuje się też, że ludzie którzy posiadają jakiś majątek, na przykład własny dom albo wcześniej zgromadzone oszczędności oszczędzają mniej niż ci, co takiego majątku nie posiadają. Dzieje się tak dlatego, że w razie potrzeby łatwiej im spieniężyć część własności lub zaciągnąć kredyt pod zastaw lub na hipotekę. Zjawisko takie nazywamy efektem majątkowym. Osobną kwestią jest wpływ polityki budżetowej na oszczędności. Według hipotezy znanej jako ekwiwalencja ricardiańska (jej autorem jest profesor Harvardu Robert Barro) wzrost deficytu budżetowego powoduje wzrost podatku w przyszłości. Deficyt musi być sfinansowany, na przykład poprzez emisję obligacji. W przyszłości jednak rząd musi te obligacje wykupić, zaś środki na to może zebrać jedynie poprzez podatki. Oczywiście, mógłby zapłacić za wykup obligacji emitując kolejne obligacje (zwykle tak się dzieje) ale to tylko odsuwa problem w czasie. Gospodarstwa domowe, widząc że rząd zwiększa deficyt, konsumują mniej a oszczędzają więcej. Wszystko po to, aby, zgodnie z teorią Modiglianiego i nowszymi teoriami oszczędności rezerwowych, wyrównać poziom konsumpcji w czasie. Ludzie działają tutaj jakby przeciwko rządowi - jeśli rząd zwiększa wydatki, oszczędzają więcej, jeśli rząd sam wprowadza oszczędności - oszczędności prywatne maleją. Hipotezy ekwiwalencji ricardiańskiej nie udało się jak na razie potwierdzić ani obalić. Najprawdopodobniej wzrost oszczędności prywatnych wywołany przez deficyt budżetowy jest mniejszy, niż byłby, gdyby ekwiwalencja była całkowicie prawdziwa, gdyż ludzie nie są aż tak bardzo przewidujący. W danym momencie na wysokość oszczędności wpływa raczej wysokość stóp procentowych, na które (ale to już inna historia) wpływa deficyt budżetowy. Na oszczędności wpływają także procesy demograficzne. Społeczeństwa, w których rodzi się coraz mniej dzieci, oszczędzają początkowo coraz więcej, gdyż mniej jest młodych ludzi żyjących z kredytu. Tym niemniej, w miarę upływu czasu, przybywa ludzi starszych, więc stopa oszczędności spada. Ta ostatnia tendencja będzie prawdopodobnie dominować w rozwiniętych państwach w tym stuleciu. Na oszczędności wpływa też struktura zawodowa, a to z powodu większej niepewności dochodów rolników niż w przypadku innych zawodów. Kraj, w którym jest wielu rolników będzie miał wyższe oszczędności po to, aby zabezpieczyć się na wypadek kiepskich (lub zbyt dobrych) zbiorów. Z tego też samego powodu oszczędności są tym niższe, im więcej ludzi mieszka w miastach. Trzeba jednak zauważyć, że zależność ta nie musi mieć miejsca jeśli polityka rolna państwa będzie miała na celu zabezpieczenie stałych dochodów rolników. Ponadto skłonność rolników do oszczędzania może osłabiać występowanie efektu majątkowego - większość rolników posiada przynajmniej własny dom i jakieś budynki gospodarcze. Tak to jest w ekonomii - jeśli uda się nam znaleźć jakąś prawidłowość, okazuje się, że w tym przypadku jednocześnie działają inne prawa osłabiające jej efekt.
Przy tworzeniu tego artykułu korzystano z książki dr. Barbary Liberdy Oszczędzanie w gospodarce polskiej, teorie i fakty, Dom Wydawniczy Bellona, Warszawa 2000.
Przy opisie złotej zasady Phelpsa skorzystano ze materiałów na stronie internetowej The History of Economic Thought Website w serwisie New School University, New York.
Autor: Marcin Szaleniec Tekst pochodzi z portalu edukacji ekonomicznej - www.nbportal.pl © NBP
1