Śladem powojennej legendy.
O przemysłowych fabrykach w MRU.
Gdy Stefan Doll w magazynie "Zoom" telewizji RTL7 opowiadał bzdury na temat MRU, przypomniało mi się, co na początku 1946 pisały niektóre gazety: Cafe Poznańskie zostało poruszone sensacyjnym odkryciem w okolicy Sulęcina (Ziemia Lubuska wchodziła wówczas w skład województwa poznańskiego- przyp. L. A.). Zupełnie przypadkowo natrafiono na wejście do prawdziwego podziemnego miasta, rozciągającego się na powierzchni kilkudziesięciu kilometrów. Jest to olbrzymi kompleks podziemnych obiektów przemysłowych, obejmujących między innymi fabryki części samochodowych, warsztaty mechaniczne i elektryczne. Podziemne miasto posiadało rozbudowaną kanalizację, doskonałą sieć elektryczną, dwutorową linię kolejową z licznymi bocznymi rozgałęzieniami... W bezpośredniej okolicy Sulęcina czegoś takiego nie ma, natomiast nieco na wschód od Sulęcina, w rejonie Międzyrzecza i Świebodzina znajduje się podziemna część wybudowanych w latach trzydziestych fortyfikacji.
Czas zatarł wiele szczegółów, na fakty nałożyły się mity, a we wspomnieniach lub raportach ludzi, którzy pierwsi tu dotarli, z łatwością odnajdzie się dzisiaj zalążki rodzących się już wtedy legend. Wtedy, czyli w latach 1945-47, gdy umocnienia Ufortyfikowanego Frontu Łuku Odry-Warty, zwanego dzisiaj Międzyrzeckim Rejonem Umocnionym były niedostępne dla cywilów i nie do końca nawet poznane przez wojskowych specjalistów, a wiedza o przemyśle zbrojeniowym Trzeciej Rzeszy była jeszcze niewielka, wszystko wydawało się możliwe i prawdopodobne. Kilometry podziemnych korytarzy wybudowano- rozumowano - nie bez celu. Popuszczając wodze fantazji, lokalizowano w tych podziemiach dziesiątki fabryk zbrojeniowych,
jak choćby montownie rakiet V2, a nawet laboratoria atomowe.
Oddziały radzieckie przełamały umocnienia Ufortyfikowanego Frontu Łuku Odry-Warty w końcu stycznia 1945 i wkrótce specjaliści Armii Czerwonej dokładnie je spenetrowali. Z relacji ówczesnego korespondenta wojennego dziennika "Krasnaja Zwiezda"- pułkownika N. Denisowa wynika, że zobaczył on to, co i dzisiaj , można zobaczyć. Z jednym wszelako wyjątkiem- w pomieszczeniach schronów bojowych znajdowało się wtedy uzbrojenie i wyposażenie. Czynna była nawet podziemna siłownia. Nasi żołnierze- pisał Denisow wykorzystali zapasy paliwa porzuconego przez hitlerowców i puścili w ruch podziemną elektrownię. Prąd z niej służył do oświetlenia i zaopatrywał w energię wszystkie mechanizmy.
Tak więc już wczesną wiosną 1945 Rosjanie wiedzieli, chociaż wiedzę tę zachowali tylko dla siebie, że fortyfikacje międzyrzeckie, przypominające słynną Linię Maginota, są tylko... fortyfikacjami. Wiedzieli również, że na tym terenie urządzona była tylko jedna fabryka zbrojeniowa.
Ta, o której opowiadał przed laty Józef Baliński, składając zeznanie przed prokuratorem ówczesnej Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Zielonej Górze:
"...Podczas okupacji cały czas byłem na pracach przymusowych w Niemczech. W Hochwalde (Wysokiej) znalazłem się 15 lutego 1944. (...) Jako pracownicy firmy budowlanej "Hugo Merten" z Goerlitz zostaliśmy przydzieleni do firmy "Gotlieb Tesch". Wybrano nas jako fachowców w różnych specjalnościach. Pociąg dowiózł nas do Starpel (Staropola), skąd udaliśmy się pieszo do Wysokiej pod nadzorem przedstawiciela firmy i żołnierzy. W Wysokiej zostaliśmy zakwaterowani w obozie pracy, który znajdował się około 300 metrów od wyjazdu z podziemi. (...) W kwietniu 1944 przywieziono do obozu Rosjan, mężczyzn i kobiety z rejonu Berlina, gdzie pracowali w fabryce silników samolotowych. (...) Rosjanie pracowali przy obsłudze obrabiarek, które zostały zainstalowane wewnątrz głównego korytarza bez zakotwiczenia. Były to frezarki, tokarki, wiertarko-frezarki i małe tokarnie. Toczono na nich z lekkiego stopu "elektron" części do silników samolotowych. (...) Polacy byli zatrudnieni przy montażu rurociągu sprężonego powietrza i wody. Prace te wiązały się bezpośrednio z potrzebami produkcji. Sprężarka była umieszczona na grzbiecie wzniesienia... "
I oto to wzniesienie, w którego zboczu znajduje się jedyny, wykonany do 1938, gdy przerwano budowę umocnień międzyrzeckich, wjazd do systemu podziemnego Ufortyfikowanego Frontu Łuku Odry-Warty. Od połowy 1943 działała tu, koło Wysokiej, linia produkcyjna części do silników lotniczych firmy "Daimler". Miała ona liczyć aż 1500 stanowisk roboczych, dla których zaadaptowano część podziemi. A w pobliżu wybudowano dużą halę żelbetową o powierzchni 900 metrów kwadratowych gdzie z wykonanych w podziemiach części montowano zregenerowane silniki.
Resztki tej hali pozostały do dziś. Od niej, w kierunku oddalonego mniej więcej o 150 metrów wjazdu do podziemi prowadziły tory kolejki. Oglądali je jeszcze ci, którzy przebywali w tych okolicach w latach pięćdziesiątych.
Przez dziurę w masywnej kracie, chroniącej wjazd do systemu podziemnego, wślizgujemy się do tunelu. Zapalamy latarki. W posadzce tkwią wtopione w beton tory kolejki. Po kilkunastu minutach marszu docieramy do pierwszego podziemnego dworca. Tunel jest tu szerszy i wyższy. Nigdzie jednak nie widać śladów prowadzonej w tym miejscu działalności produkcyjnej. Ale ich być nie może, gdy zważy się to, o czym wspominał Józef Baliński- maszyny stały tu bez zakotwiczenia.
Wracamy, by obejrzeć sam wjazd do podziemi. Jak twierdzi mieszkający w pobliskim Boryszynie Robert Jurga, jeden z najlepszych w Europie znawców fortyfikacji, w końcu stycznia 1945 Niemcy wjazd ów wysadzili w powietrze i odbudowali go Rosjanie. Rzeczywiście, elementy obudowy korytarza podziemnego są w tym miejscu wyraźnie uszkodzone: odłupany beton, wystające pręty zbrojenia...
Po co Niemcy wysadzili w powietrze ów wjazd, znajdujący się już poza pasem głównych fortyfikacji? Kiedy to się stało? Być może nastąpiło to po niespodziewanym i wyjątkowo łatwym przełamaniu umocnień międzyrzeckich przez oddziały radzieckie w celu niedopuszczenia Rosjan do systemu podziemnego i zaatakowania od tyłu broniących się jeszcze załóg schronów bojowych.
Może było tak, może inaczej. Jedno wszak nie ulega wątpliwości. Ów wjazd koło Wysokiej wiódł do systemu podziemnego fortyfikacji międzyrzeckich, a nie do wyimaginowanego zespołu podziemnych fabryk. Bo tych tu nie było. Poza jedną, akurat zlokalizowaną w tym właśnie miejscu. Jej działalność od dawna nie jest tajemnicą.