Jasnorzewska, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska


Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

Poezja kobieca Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej (specyficzny język, środki w sposobie przedstawiania postaw, poglądów, rzeczywistości):

- ironia wobec świata i siebie,

- poezja śmiała pod względem obyczajowym (łamie normy),

- rzeczywistość społecznie wyizolowana (M. Pawlikowska-Jasnorzewska nie zaprzątała sobie głowy sferą finansową, bytem materialnym zajmowała się jej rodzina),

- hierarchia wartości (na I miejscu jest u Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej miłość) jest społecznie odmienna - poetka nie jest społecznie zaangażowana,

- poezja osobista, skoncentrowana na sferze tego, co prywatne,

- manifestacja potrzeb cielesnych, które są ograniczone przez kulturę patriarchalną,

- odwołuje się do tradycji rokokowych,

- jej twórczość bliska jest poezji Skamandra, ale i awangardy (jednak jej poezja jest odmienna od Skamandrytów, nie można jej z nimi utożsamiać, ponieważ jej twórczość jest o wiele nowocześniejsza),

- fascynacja nurtem w poezji XX w. - poezja lingwistyczna (gra słowna, komizm zredukowany),

- przekształcanie związków frazeologicznych, np. „wycieczka krajoznawcza” na „wycieczka śmiercioznawcza”, „nieboszczyzna”,

- oswajanie sfery śmierci poprzez efekt komizmu,

- szczególne uwrażliwienie na słowo (posługuje się nim, ale również je rozważa),

- dyskusja, gra z tradycją literacką jest świadectwem poezji intelektualnej,

- księżyc jest znakiem naszej śmiertelności, traci swoje przyjazne oblicze,

- M. Pawlikowska-Jasnorzewska jak na czasy, w których tworzyła jest poetką bardzo nowoczesną.

LAURA I FILON

A jawor był szumiący, ponury i siny,

miał dużo, dużo liści, jak drzewo na sztychu.

- Koszyk miły pleciony był z cienkiej wikliny,

maliny w nim różowe śmiały się po cichu...

Filon w zielonym fraczku był jak pasikonik,

Laura miała łzy w oczach i przepaskę modrą,

wśród książkowej, pożółkłej i francuskiej woni

leżała, chudą rękę oparłszy o biodro.

Przyszli w proch się rozsypać (płascy jak kwiat

w książce)

pod umówionym, sinym, szumiącym jaworem:

smutny, zielony Filon, Laura w modrej wstążce,

w bladej sukni i w wielkiej kamei z amorem.

Wiersz nawiązuje do popularnej sielanki Franciszka Karpińskiego pod tym samym tytułem; kamea — szlachetny albo półszlachetny kamień z wypukłą rzeźbą (zwykle jaśniejszą od tła), oprawiony jako brosza lub zdobiący naszyjniki, pierścienie itp.

Z tomu „Różowa magia” (1924)

- w. 1 - jawor przestaje być symbolem sielanki (jest on ponury i silny, szumiący - znak przemijania),

- w. 2 - na świat patrzy przez pryzmat swoich doświadczeń artystycznych,

- w. 4 - przyroda nie jest przyjazna - maliny śmieją się ironicznie,

- w. 5 - porównanie dyskredytujące, skłonność do groteski (Filon - pasikonik),

- w. 6, 7 i 8 - Laura „wmontowana” w rzeczywistość przemijania, śmierci, choroby (leżała, chuda ręka),

- wiersz o końcu, kresie pewnej konwencji, motywu, sposobu pojmowania miłości (ten z XIX w. jest już martwy).

WIELKI MARAMBA

Jest słodki jak banany

i jak ogier gorący,

jak mgły leśne rozwiany

i jak róża pachnący.

Jako indyk wyniosły,

jako tygrys okrutny,

jak słoń mądry i rosły

i jak twe oczy smutny.

Tytuł: Maramba — bóstwo czczone przez afrykańskie plemiona zamieszkujące Loango, Kongo i Angolę. W przeszłości składa no mu ofiary z dzieci, później —- z jedzenia i napoju. W czasie wojen podobizny Maramby niesiono przed wojownikami. W rękopisie wiersz nosi tytuł: Bóg.

Z tomu „Niebieskie migdały” (1922). O rzeczywistości przedstawionej w tym tomiku (jak i o następnym „Różowa magia” z 1924 r.) możemy powiedzieć, iż jest ona oderwana od realiów, jest niepraktyczna, poetycka, fikcjonalna, jest rzeczywistością „sprawiającą przyjemność”. Wiersz „Wielki Maramba”:

- jest oparty na porównaniach, które odsyłają do sfery zmysłów (doświadczenie zmysłowe, cielesne w wersie 1 i 2)

- język nazywający kobiece pragnienia,

- ostatni wers jest zwrotem do adresata, który jest reakcją na smutek kryjący się w oczach realnego partnera,

- mężczyzna przedstawiony w wierszu jest z jednej strony bardzo męski, ale i wrażliwy,

- puenta „i jak twe oczy smutny” zawiera pewien stopień intelektualizacji - poezja myśli, nie tylko uczuć,

- zestawienie sfery cielesnej z duchową (przeniesiona na plan drugi) - wersy: 1, 2, 3 i 4,

- ironia, np. „indyk wyniosły” - indyk = próżność.

LWY W KLATCE

Lwica senna i naga nie czuje więzienia.

Leżąc spogląda w oczy królowi stworzenia.

On się przybliża, cały w grzywie i w męskości,

a jakaś pani patrzy — i płacze. Z zazdrości!

Z tomiku „Pocałunki” (1926)

- miniaturyzacja, krótkość,

- żywiołowe doświadczenie erotyczne,

- kobietę płaczącą z zazdrości możemy utożsamiać z poetką, która mogła odczuwać w tej sferze pewien brak.

TELEGRAM

Wiadomość biegła szybko ze sztyletem po drucie,

jak tancerka z parasolem po linie,

i zdyszana dobiegła w oznaczonej godzinie,

by mnie zabić w oznaczonej minucie.

Z tomiku „Pocałunki” (1926)

- wers 1 - metafora języka potocznego (udosłownienie metafory),

- wers 2 - porównanie „osłabia” grozę sytuacji = groteska,

- sytuacja tancerki - niebezpieczeństwo, zagrożenie, lęk,

- wersy 3 i 4 = ironia,

- w. 3 - dokładność, wiadomość dociera (pozytywne), ale… w. 4 - zabija (negatywne) = zabawa słowem.

RADA PANI GIRARD, CZAROWNICY

Musisz ulepić w piątek, we wrześniu, na nowiu,

małą lalkę, podobną do twego kochanka.

Zrobić jej usta z głogu, wprawić oczy sowie

i tulić ją co wieczór i każdego ranka,

by tamtemu — głupiemu — zdawało się czasem,

że mu coś w sercu słodko, niepotrzebnie śpiewa,

że go gonią ćmy jakieś z jedwabnym hałasem,

i aby się opędzał, i martwił, i gniewał,

i by samotnie błądził aleją jesienną,

na wpół jeszcze uparcie, na wpół nieprzytomnie —

i tupiąc w suche liście malowane henną,

myślał: diabli nadali! nie mogę zapomnieć!

I aby poczuł w sercu tęsknotę i chandrę,

by w chmurach z przerażeniem ujrzał sylfy nagie,

u dziupli drzewnej nos dżina, w fajce — salamandrę —

i wpadł prosto w drzwi twoje — wprost w różową

magię.

Z tomu „Paryż” (1828)

- zabiegi magiczne,

- „jedwabny hałas” - epitet metaforyczny,

- w. 11 - świadomość starzenia się i lęk przed nią - widzenie świata przez kobietę, która się starzeje,

- metafory odsłaniają zjawiska natury psychicznej - tożsamość kobiety w określonym stanie psychicznym.

SZAROTKA

„Niebieskie migdały”

Jedni się w ogrodzie do trawnika tulą,

drudzy rosną na wspólnej grzędzie,

inni ciasną doniczkę rozpychają cebulą,

nie myśląc, co dalej będzie.

Zaś gwiaździsta szarotka,

biała zewnątrz, a siwa od środka,

poszła na skalne ściany,

na okrągłe zielone góry,

gdzie toczą się chmury

po trawie,

jak olbrzymie rozwiązłe barany.

Otuliła się w kocie swe futro

i nie wiedziała, czy dziś jest dziś, czy wczoraj, czy jutro.

Deszcz zalał żółte jej oko,

patrzące nieciekawie,

i nie wiedziała, czy jest nisko w dole, czy wysoko.

Bóg przechodząc spojrzał na nią i smutnie, i słodko,

gdyż nie wiedział na pewno, na co się jest szarotką.

STAROŚĆ

„Różowa magia”

Leszczyna się stroi w fioletową morę,

a lipa w atłas zielony najgładszy...

Ja się już nie przebiorę,

na mnie nikt nie popatrzy.

Bywają dziwacy,

którzy z pokrzyw i mleczów składają bukiety,

lecz gdzie są tacy, którzy by całowali włosy starej kobiety?

Jestem sama,

Babcia mi na imię —

czuję się jako czarna plama

na tęczowym świata kilimie...

excentrycy

„dansing”

tańczą dziś w dansingu indra

mister shean ze swoją panią

on pół diabła ona anioł

w równych frakach i cylindrach

twardzi jak rzeźbione drzewo

lżejsi niż łabędzie puchy

z jakąś pasją obłąkańczą

wykonują wspólne ruchy

idą razem w prawo w lewo

papierosy z ust wyjęli

równocześnie się potknęli

przewrócili wstali tańczą

brzmi najnowszy fokstrot lonah

murzyn w śmiech a jazz-band ryczy

w wiecznej zgodzie mąż i żona

excentrycy excentrycy

on pochwycił się za serce

ona także

z twarzą białą

i serce mu bić przestało

równocześnie i tancerce

murzyn w śmiech a jazz-band ryczy

excentrycy excentrycy

w. 1 indra — autentyczna nazwa przedwojennego lokalu w Sopo­cie, w którym Pawlikowska niejednokrotnie bywała. Nazwa pochodzi od imienia jednego z bogów starożytnych Indii.

gwoździk z Szanghaju

fokstrot

„dansing”

zielony gwoździk chiński całowany deszczem

wzdychał mało o mało tsing tsong

i kołysany wiatrem szeptał jeszcze jeszcze

tsing tsong ho hong

aż chwycony przez ciebie za zielone włosy

krzyknął z płaczem ach dosyć

tsong

przekwitła tancerka

„dansing”

ta pani wciąż jeszcze tańczy
wesoła jak młoda dziewczyna
lecz jest już w piękności swojej
nietrwała jak lichy jedwab
może barwy utracić na słońcu
może skurczyć się jak etamina
a wówczas powieszą ją w szafie

pośród rzeczy o które nikt nie dba

jest ona już tylko na oko

kto ją szarpnie ten ją rozedrze na zawsze

ostrożnie z nią młodzi tancerze

bo pęknie w tysiące zmarszczek

(o młodości wytrwała i dumna

o skóry jak angielskie zamsze

o twarze szerokie i twarde jak tarcze)

między dansingiem

a sercem jej starem

jest most w pasy złote i szare

jakie tam myśli się snują

jaka mądrość tam przejeżdża groźna

lecz o tym się ludziom nie mówi

bo słuchają patrząc na zegarek

a przed tym jednym co by może słuchał

musi milczeć tancerka nietrwała i trwożna

w. 6 etamina — przeźroczysta tkanina bawełniana, jedwabna lub wełniana, z prześwitami między nitkami osnowy i wątku.

piekło

„dansing”

na dansing oświetlony z góry i okrutnie

wciągnięto bladą laurę

drżącego filona

i za gzy jaworowe

za różane kłótnie

kazano im tańczyć charlestona

krzyk jazz-bandu

„dansing”

mówisz że jazz-band jest dziki

że płacze jak wicher w kominie

i że cię przeraża

to minie

nuty życia czyż nie są dzikie

życie jest zamętem i krzykiem

przecież przyszliśmy na świat wśród takiej muzyki

UWODZICIELKA

„Profil białej damy”

Urodziłaś Miłość, jak matka,

piękna matka o piersi dziewczęcej...

A dziś — tylko śmierci jej życzysz,

nie chcesz dźwignąć jej z ziemi na ręce

i odmawiasz jej wszelkiej słodyczy

z twoich oczu i ust i uśmiechów —

a odchodzisz dumna z tego grzechu,

o zła matko! Zbrodniarko rzadka!

SŁOWA LUNATYCZKI

„Profil białej damy”

1

Całujmy się, mój księżycu,

z dala od dziennego światła.

Obojeśmy obcy życiu,

umarli dla świata.

2

Oboje smętni w nocy,

w dzień niewidzialni,

błagający o spokój, o zamknięte oczy,

w wiecznej sypialni.

3

Z tęsknotą bez pamięci wznoszę ręce ku tobie,

szalona i chora...

Zastrzykiem srebrnej rtęci,

w obłocznych sanatoriach,

ulecz słoneczną chorobę!

4

Rosnę nisko pod tobą wyprężonym kwiatem,

w tajemnic moich mocnej, pachnącej koronie...

Tyś nigdy gorzkiej ziemi nie kochał, a zatem

tyś jeden po mojej stronie...

5

Jak ciężka lalka z trocin,

w twoim blasku pawim

zwisłam, przewieszona przez balkon.

Za wielką jestem lalką, by się mną można bawić,

o moi złoci!

6

Ciągnęliście mnie długo

za obcięte włosy,

od bramy do bramy...

Dziś, gdy mam tego dosyć, z księżycem się kochamy,

między pierwszą a drugą...

7

Molowy poszum drzew

przyznaje mi rację...

30 Świat jak trumienna suknia szarpie się i drze

w lecących kwiatach akacji...

JESIEŃ

„Profil białej damy”

Jesiennego krwotoku nic już nie powstrzyma.

Czerwień kapie z parku na ulicę...

Jesień żyły sobie rozcięła

i blednie z zimna,

jak śmiertelnie senna Eunice...

w. 6 Eunice — jedna z postaci Quo vadis Sienkiewicza; wspólnie z Petroniuszem, którego była kochanką, popełniła samobój­stwo, przecinając sobie żyły.

SYPIALNIA

„Surowy jedwab”

Sypialnią jesteś, malowaną w tęczę,

niebo banalne,

małżeński plafonie!

Wielka sypialnia

i serca szalone!

Samolot komar

w mrocznym kącie brzęczy...

SEN I POCAŁUNEK

„Surowy jedwab”

Śnie, okręcie jak indyk rozdęty w sto żagli,

włóczęgo ty bez flagi,

widziadło z akwafort — !

Gdyś dął żaglami w nonsens — rozbiłeś się nagle

o usta, nachylone

koralową rafą.

JESIEŃ

„Surowy jedwab”

Zardzewiałe róże jesieni

patrzą w przestrzeń białą od deszczu

deszcz niebo przyszywa do ziemi

tysiącem ściegów i dreszczów. —

I wszystko psuje się, paczy,

cieknie, zgnilizną broczy,

lecz nie na zawsze, z rozpaczy —

ale na krótko, z rozkoszy.

KSIĘŻYC

„Surowy jedwab”

Akacja na ruchliwych palcach liści liczy,

ilu ludzi przeżyła. Okna błyszczą złotem.

Na klombie krążą wkoło psy, cienie i strachy,

ku zabawie trzech w oknie liliowych obliczy.

W obłokach stara kwarta z wyszczerbionej blachy

leje światło słoneczne, zmieszane z blekotem.

NA TARASIE

„Surowy jedwab”

Krzesła krzyżują nogi,

czekając cierpliwie —

powolniejszy niż ślimak,

pnie się kwiat po kracie.

Słońce zbiera z obrusa fiolety żarliwe

i obraca promieniem w gorącej herbacie.

DOBRE URODZENIE

„Śpiąca załoga”

Irenie Krzywickiej

Mam przyjść na świat.

Ale strach mnie zbiera.

Trwałem dotąd w pustym kręgu zera,

W zachwyceniu wieczyście jednakiem...

Dziś, gdy koniec zaświatowych ferii,

Gdy nałożyć mam brzemię materii,

Chcę najlżejszym je wybrać:

Być ptakiem.

Przez puszystych rodziców dziobany,

W ciepłym gnieździe karmiony, kochany,

Nie zatęsknię za inną kołyską...

Tylko nie chcę być dzieckiem słowiczem!

Śpiew słowika —

Nieziemskie słodycze,

Ale gniazdo wije on za nisko.

A wróg krąży:

Kocur czarnolicy.

Jasne oczy z przecinkiem źrenicy

Pod pachnącym błyszczą kwiatogronem...

Lecz słowiczem raczej niż człowieczem!

Smutny człowiek w grozie żyje wiecznej!

Weź, naturo, mnie przed nim w obronę.

Wkoło domu ludzkiego,

W ciemności,

Błądzą widma potęgi i złości,

Trupie zęby szczerzące

I krwawe.

Ojciec, matka, zgnębieni niedolą,

Nie obronią! Dopuszczą!

— Pozwolą!

Sami straszną ułatwią rozprawę.

Ojciec, matka! Nieczujni i słabi!

Jedno strzygę w drzwi otwarte wabi,

Drugie miecz jej podziwia

Srebrzysty.

Więc ja, gwiazda

Spadająca w życie,

Chcę się wstrzymać, pozostać w błękicie,

Na uboczu wśród ptaków i liści...

Dedykacja: Irena Krzywicka (ur. 1904) — znana powieściopisarka i publicystka, biorąca żywy udział w toczącej się w dwudzie­stoleciu międzywojennym kampanii o reformę obyczajowo-seksualną i świadome macierzyństwo. Także — entuzjastka poezji Pawlikowskiej, czemu dawała wyraz w artykułach kry­tycznoliterackich, potem — we wspomnieniach.

NIEMODNY KARAWAN

„Śpiąca załoga”

Niemodne karawany!

Przepychu ołowiany!

Ach, ta pośmiertna pompa,

Fałszowana i skąpa.

Jakieś dziwne rokoko,

Barocco, streptokoko,

W galonikach i frędzlach

Najżałobniejsza nędza...

Kiwają się anioły,

Uśmiech budzą wesoły,

W piersi biją się, rzewne,

Że są tak niepotrzebne,

Latarnie roztrzęsione

Chudą farbą srebrzone —

Jesteś — dumna kareto —

Najzwyklejszą tandetą!

Bo śmierć jest niedzisiejsza!

Coraz cichsza i mniejsza,

Donasza stare łachy,

Dawne kiry i blachy...

Tu klepsydra — tam urna —

Któż ją przyjmie, kto uzna?

Jej losem, niedalekim,

To wyjść z mody — na wieki.

(Ludzki geniusz zdobniczy

Z trumnami się nie liczy!

Kondukt lśni się i trzęsie

W całym dawnym nonsensie —)

Śmierci! Obca, rażąca

Pośród maszyn i słońca,

Spoczniesz wreszcie, zużyta,

Na starych rekwizytach...

Przy fanfarze mollowej

Własne zjedzą cię mole.

w. 6 streptokoko — żartobliwy neologizm wywodzący się od sło­wa: streptokoki — bakterie chorobotwórcze, wywołujące m. in. zapalenia ropne; użycie obcego, włoskiego przyrostka (za wzorem słowa: rokoko) wprowadza istotny dla całego wiersza element groteski.

w. 33 mollowy — inaczej minorowy, związany z tonacją moll, stanowiącą jeden z dwu podstawowych rodzajów tonacji w muzyce. Rozpowszechniony jest popularny, uproszczony sąd, iż kompozycje w tonacjach mollowych wywołują wrażenie melancholijnych, smutnych, ponurych. Przy takim zwłaszcza rozumieniu tego słowa określenie „fanfara mollowa” jest właściwie wewnętrznie sprzeczne, przypomina (co w wierszu tym bardzo na miejscu, por. w. 6) obrazowanie poetyckie ba­roku. Jednocześnie trzeba pamiętać, że w słowie „mollowy” kryje się żartobliwa aluzja do — moli, pojawiających się w następnym wersie.

DO STULETNIEJ

„Śpiąca załoga”

Te liście kanarkowe,

Dźwięczące wróblim głosem,

Ten szumny tren w parowie,

Te pola iskrowłose,

Kiedy śliwek jedwabie

Lśnią w lazurze i czerni

To twój złoty październik,

Twój jubileusz babi.

Masz oto sznur dereni

Na szyję twoją kurzą,

Rwij wino, co się mieni

Fioletami i różą,

Idź za przykładem kota,

Który czeka na wieczność

I w kałuży ze złota

Bierze kąpiel słoneczną.

Śmiej się, kaszląc, zgarbiona,

Rzuć małoduszne troski!

Otwórz śmierci ramiona!

Złym jest żartem, lecz — boskim!

Kwitną astry i dalie,

Choć przekwitną — nie zginą.

Dzień twój wróci z oddali,

Śmierciotrwała bylino!

I choć szkielet twój chrzęści,

Jak kosz stary, pogięty,

Jeszcze zażyjesz szczęścia,

Jak dziś — pastylek z mięty...

Jeszcze będziesz urocza

I płomieniem owiana,

Nieszkodliwym a mocnym

Jak purpura różana...

Przypomnij sobie wiersz ten,

Kiedy doczekasz świtu,

Gdy słońce złotą wędką

Wyłowi cię z niebytu.

SŁONECZNIK

„Balet powojów”

Dorastamy do twojej wiedzy,

Wysokiej wiedzy solarnej,

Kwiecie, który Słońce za wzór bierzesz!

Z dawna już, kręgiem nasion

Chóralnie szeptałeś

O ciemnym jądrze słonecznym,

A koroną złocistych płatków,

O fotosferze.

Dzikie, korzenne tchnienie

Z bliska cię osnuwa:

Może to zapach Słońca,

Który ty przeczuwasz?

w. 2 solarny — dotyczący słońca, słoneczny. Słowo używane w nomenklaturze naukowej.

w. 8 fotosfera — błyszcząca powierzchnia kuli słonecznej, skła­dająca się z rozżarzonych gazów i par, wydzielająca ciepło i światło.

ZAWÓD W MIŁOŚCI

„Balet powojów”

Okrucieństwo Natury, ten zarzut surowy,

Lecz słuszny, choć go serce z rozpaczą odgania,

Ten błąd wieczny, tyrański, wyrodnej urody,

Niepokoi mnie nocą, aż się gwiazdy mącą,

Zmieniając konstelacje w znaki zapytania.

I nie cieszy mnie więcej róża, winogrono,

Rzewna zieleń majowa czy jesienne złoto.

Smutna jestem jak córka, której dowiedziono,

Że jej matka, rodzona, kochana gorąco,

Jest czarnym charakterem, okrutną istotą.

MODLITWY ORGANICZNE

„Balet powojów”

Pajączek wodny prosił o dzwon,

By w stawie gniazdo umościć —

Klon o wiropłat dla swoich ziarn —

Róża — o broń dla piękności.

A więc istniejesz, o łasko łask,

Skoro cię wszyscy wzywają!

Lecz trzeba umieć poprosić — tak,

Jak róża, czy klon, czy pająk....

W wierszu tym nietrudno dostrzec zbieżności zarówno z poglądami filozofa niemieckiego Artura Schopenhauera (1788-1860); — dominującą — rolę woli w naturze, jak z teorią ewolucji biologa francuskiego Jean-Baptiste Lamarcka (1744-1829), według której
u podstaw przemian organicznych leżą potrzeby psychiczne (uwarunkowane z kolei zmianami w otaczającym środku). W drugiej połowie XIX w. teoria Lamarcka została podjęta przez neolamarkizm i zbliżone do niego kierunki, oddziałując szerzej na prądy umysłowe epoki. Między innymi pod wpływami neolamarkizmu pozostawał Stanisław Przybyszewski.

w. 1-2 Pajączek wodny (Argyroneta aąuatica) — topik wodny, wodnik; pająk, który przędzie pod wodą sieci dzwonkowatego kształtu, przyczepione do roślin podwodnych, i w ten sposób zbudowaną siedzibę napełnia powietrzem. Używając tu słowa „dzwon”, poetka miała najprawdopodobniej na myśli podobieństwo tak skonstruowanego gniazda z dzwonem nurkowym (inaczej: skrzynią nurkową, kesonem). Jest to urządzenie o kształcie zbliżonym do dzwonu, służące do usuwania wody (i wprowadzania na to miejsce powietrza) znad pewnego obszaru dna naturalnych zbiorników wodnych — w celu umożli­wienia robót hydrotechnicznych. Istnieją także dzwony ra­townicze, oparte na tej samej zasadzie. Jest rzeczą znamienną, że na ten sam przykład i na to samo podobieństwo zwraca uwagę M. Maeterlinck w książce Ścieżkami wzwyż.

w. 3 I tu znów — podobnie jak w wersach 1 - 2 — poetka operuje przykładem stanowiącym jednocześnie egzemplifikację podo­bieństw zachodzących między przyrodą a techniką. Jak wia­domo, owoce klonu, rośliny wiatrosiewnej, zaopatrzone są w specjalny aparat lotny:
w długie skrzydełka, które wpra­wiają nasiona w szybki ruch wirowy, nie pozwalając im opaść zbyt blisko drzewa. Stąd pewne podobieństwo do wiropłatu: maszyny latającej, zbliżonej do dzisiejszego śmigłowca (heli­koptera). I w tym wypadku uderza zbieżność
z zainteresowa­niami Maeterlincka.

w. 4 Chodzi tu, oczywiście, o kolce.

BARWY NARODOWE

„Balet powojów”

Białokrwawy,

Krwawobiały, lniany,

Opatrunku, który zwiesz się: sztandar,

Coś się z wielkim krwotokiem uporał!

Wiatr rozwija ten dokument rany,

Wznosi w górę bohaterski bandaż,

Tę pamiątkę,

Ten dług

I ten morał.

BIAŁY KOŃ W RABAT

„Balet powojów”

Kochejlanie z sułtańskiego orszaku,

Arabczyku, marzenie Kossaków,

Z wiotką grzywą i z natchnieniem w oku!

Rozwichrzony, jak fala wezbrany,

Kipisz, mącąc twoich kształtów plany,

Pod czaprakiem, co cię w przepych okuł.

Cień twój tańczy, szafirowa struga,

A namiętność w twoich nozdrzach mruga,

Błyskasz sierści palącym się mlekiem...

— I tak dumnie, prychając dokoła,

I chwast grzywy odrzucając z czoła,

Nosisz godność niebycia człowiekiem!

Pochwalony, kochany do syta,

Wznosisz w górę, wyciągasz kopyto

Jak wyniosłą dłoń do pocałunku...

Stwórco! — patrząc na formę tak czystą,

Już cię wielbię, gorący artysto,

Już kwituję z naszych rozrachunków...

W pierwodruku czasopiśmienniczym wiersz ten zaopatrzony był w dedykację: „Sułtanowi Sidi Mohammed III”.

Tytuł: Rabat — stolica Maroka. W roku 1934 poetka odbyła wy­cieczkę statkiem do północnej Afryki .

w. 1 Kochejlan (z arab. kuhailan) — koń najszlachetniejszej ra­sy; także (z arab. kaha'il): czarny (o oczach).

OGRÓD BEZNADZIEJNY

„Balet powojów”

Głąb kapusty, trumienną kitajką fiołkowy,

ruda miednica, w ziemi tkwiąca do połowy,

wróbel wytrysły z błota i równy mu barwą,

jakieś szkiełka — sułtańskim niepodobne skarbom,

suche liście i ślady wśród błota wysnute:

koło taczek, psie kroki, ogrodnicze buty.

Oto, co mi świat kładzie w tęskniące źrenice,

dla innych zachowując róże i winnice...

A wiatr świszczę szyderczo:

„Świat nosi się w sobie!

Przyjm błoto za Wenecję,

śmietnik za Kordobę,

zardzewiałą miednicę zrównaj z Fudżijamą:

Wszystko jest piękne, smutne,

wszystko jest to samo!

Wiersz, którego poetka nie włączyła do żadnego z tomików, pierwodruk: «Bluszcz» 1935, nr 10.

RÓŻE DLA SAFONY

„Krystalizacje”

I

Budda głosił naukę swoją bez nadziei,

Ezechiel z Jeremiaszem ciskali gromami

Na żądze ludzkie, hienom podobne i wilkom,

Wielki Sokrates myślał, wojował Psammetych

Z Asyrii lwem, o śmiercią ziejącej gardzieli,

Gdyś ty, blada i w loków ozdobna ametyst,

Śpiewała, ku Plejadom, o miłości tylko...

II

Jak śmiałaś pisać o różach,

Gdy historia płonęła jak bór w letnim skwarze?

Dziś, w bibliotekach, kustosz cykl dziejów odkurza,

A za oknem — wiosennie powrotna,

Safo śpiewa słowikiem,

Jak jej serce każe.

III

Już wtedy, w Mitylenie,

Jak i w całej Lesbos,

i Obca jasnym, gajowym i nadmorskim bożkom,

Upadałaś, Miłości, pod ciężarem łez, bo

Jak dziś — byłaś słodko-gorzką...

IV

Safo z puchem nad wargą,

Safo fiołkowłosa,

Gdy jej Eros serce przeszył na wskroś,

Zapatrzona w Plejady wschodzące w niebiosach,

Nazwała go:

GLUKUPIKROS...

V

Safo śniada, Safo długooka,

Drobna i niepozorna jak zwykle słowiki,

Pokochała niejakiego Faona,

Żeglarza urody przedniej,

Który, choć młody,

Lecz nienawidził liryki,

W szczególności safickiej ody.

Jakżeś ubogą była, siostro, przed nim,

Ty, coś demonów usidliła tylu!

Jak pokorną w jego ramionach!

Ach, bo czym byłby słowik bez swojego trylu,

Słowik w oczach głuchego?

Czym jaśminy, nardy

I fiołki, pozbawionym węchu lub beznosym?

Czym dla śpiących ułuda księżycowej nocy,

Oplecionej zefirów szarfą?

Safo!

Natchniona!

Więc się i doczekałaś zasłużonej wzgardy

Niejakiego — Faona.

VI

Poetka, samobójczyni,

Loki rozwiawszy fiołkowe,

Nad wodą stoi...

„Safo, co chcesz uczynić?

— „Chcę morze zarzucić na głowę,

By nikt nie dojrzał łez moich...

Tytuł: Safona (Sapphó, ok. 664/650 - ok. 604/590 p.n.e.) z Mityleny na wyspie Lesbos — wielka poetka grecka; jej twórczość liryczna, przeważnie treści miłosnej, dotarła do nas w zni­komej części, głównie we fragmentach, ciągle jeszcze odkry­wanych.

I: Wiersza tego, stanowiącego swoistą syntezę starożytności, nie można traktować zbyt dosłownie. Zarówno Budda (ok. 560 - ok. 480 p.n.e.), jak Sokrates (469-399 p.n.e.) żyli później od po­zostałych wymienionych tu wielkich ludzi antyku. Nie byli też sobie współcześni.

w. 4 Psammetych (właśc. Psametych I, 663-609 p.n.e.) — władca starożytnego Egiptu; korzystając ze słabości państwa asyryj­skiego, zjednoczył Egipt i założył nową dynastię.

II: w.1-2 Aluzja do znanych słów Kozy Wenedy z tragedii Lilia Weneda Słowackiego: „Nie czas żałować róż, gdy płoną lasy”. Pawlikowska parokrotnie jeszcze powróci do tego motywu.

III: w. 5 slodko-gorzka — określenie przejęte z poezji Safony.

IV: w. 2 Safo fiołkowłosa — epitet nadany Safonie przez współcze­snego jej poetę greckiego Alkajosa.

w. 5 glukupikros (gr. słodko-gorzki). Pawlikowska powołuje się tu na następujący fragment poezji Safony: Eros uderzył mnie
i obezwładnił, ten słodko-gorzki i zawsze zwycięski stwór

V: w. 3 Faon — według legendy, do której rozpowszechnienia przy­czynił się Owidiusz, autor poetyckich, fikcyjnych „Listów bo­haterek” (Heroides), Safona zakochała się bez wzajemności w bliżej nie znanym Faonie i z miłości do niego popełniła samobójstwo, skacząc do morza. Nauka nie potwierdziła tej legendy. Przypuszcza się, że Faon oznaczał jakiegoś demona z otoczenia Afrodyty, bogini, której poświęcone było bractwo kultowe dziewcząt, pozostające pod przewodnictwem Safony.

w. 7 saficka oda — Safona jest autorką paru hymnów, które — nieprecyzyjnie — można by nazwać odami. Najprawdopodob­niej jednak Pawlikowskiej chodziło tu o saficką strofę (trzy wiersze jedenastozgłoskowe i czwarty — pięciozgłoskowy) istotnie wywodzący się
z poezji Safony.

JUTRZNIA

„Krystalizacje”

Gwiazdy bledną, prócz jednej. Jutrzeje.

Oczekuję dnia — jakże bladego!

Ciebie, Wenus zaranna, nazwano

Planetą miłości.

Ziemia szczerze się przyznaje, że nią nie jest,

I dlatego

Tak senną bywa tutaj noc, tak martwe rano...

SPALONE RĘKOPISY

„Krystalizacje”

Gdy świat Safonę odrzucał,

Gdy jej dorobek palono,

Buchnęły dymy różane;

Ociężałą, chociaż szaloną

Chmurą płynęły przez czas.

Wciągnęłam ją z wiatrem w płuca:

Poezja nie poszła w las...

EPITAFIUM

„Krystalizacje”

Myślę o tobie, Safo,

Tu, u wrót Hellady,

Gdzie mnie noc gwiazdomorska z przeszłością jednoczy...

Zrywam dla ciebie kilka róż, gwiaździstych, bladych —

„A słodszy zapach róży,

Gdy zerwana w nocy...”.

AKWATYKI

„Krystalizacje”

I

Koła deszczu przędą się na wodzie...

Powstają jedne z drugich,

Wciąż jeszcze i jeszcze

Liść nawodny porozumiał się z deszczem:

Podobne są ich kręgi w kształcie i obwodzie.

Nenufar

Koła wodne pochwala,

Innym formom nie ufa...

II

Nad wodą ławka, trawą porosła

Jak zimna płyta mogiły...

Tu dwoje imon dwaj zakochani

Wyryli w podpis zawiły.

Tutaj siedzieli, patrząc na siebie...

Może nie żyją w tej chwili?

A jeśli żyją, kochając innych,

To też tak, jakby nie żyli.

III

O lilie — kąpielice, ku snom wychylone

Wsparłszy głowę na liściu! O nadwodna ławko!

W ciemnym srebrze topoli, zwisających pionem,

Falo, tętniąca głucho bulgotem i czkawką!

Głosy humorystyczne, najbrzydsze, najpustsze,

Wyrażające próżność mijającej chwili!

Przy świetle gwiazd oglądam przeszłość moją, w lustrze

Oplecionym ramieniem lilii...

Wszystko, co wpadło w wodę, między chóry żabie,

Ze szkodą równą wiązce róż czy złotej sztabie...

IV

Ta nić, wraz z rybką, w powietrze wyrwaną,

To twój ratunek od uroku wody.

Ona cię trzyma, broni przed nirwaną,

Ciągnącą lilie i świateł niewody....

Nenufar, w chmury zapatrzony niemo,

Ani cię zdziwi, ani cię zachwyci,

Nie stracisz zmysłów i nie wpadniesz w niebo,

Dzięki tej mocnej, pożądliwej nici.

Wśród samotności tak żabiej, nadwodnej,

Inny zwariowałby, zaczął rechotać,

Albo poją wszy prawdę — zemdlał od niej.

— Ty bacz jedynie, czy się korek miota...

V

Wodo, marszczona w zefirowe plisy,

Podobna egipskiej szacie!

Światła prędkie, srebrzyste jak świergot skowrończy!

O kalie dzikie, irysy,

Wy, co się zaczynacie tam, gdzie ja się kończę...

VI

Jezioro: szyba w iskier tysiące rozbita,

Pąk nenufaru: gładko sczesana najada,

I wysoko nad wodą krążąca rybitwa,

Która nagle, łup wziąwszy na cel —

Z najsrebrzystszym patosem samą siebie łamie,

Przeistacza się w szmatę, a następnie w kamień

I pionem spada.

Potem zmaga się z rybą i z siłą wypływa,

A czując, że się to wszystko światu podobało,

Zaczyna od początku: srebrna i ruchliwa

Przybiera nagle żądzy omdlałość...

VII

Za miastem, nad urwiskiem, u brzegu jeziora,

Blaskiem w niebo uderzając ostrym,

Leży ławica miednic i dzbanów blaszanych,

Których dno czas żarłoczny rdzawą szczęką przeżarł.,

Jest jakaś duszna poezja

W niedoli tego wybrzeża,

Jak gdyby się choremu śniła Polinezja

I w dysproporcjach rozrosłych

Porzucone skorupy perłorodnych ostryg.

RUINY

„Krystalizacje”

I

Mury z oknem wyrąbanym w niebie,

A niżej, w polu, brama,

Sama i dla siebie,

Polnym chyba służąca konikom,

Lub słońcu, gdyby z rana tędy się rozprysło...

Brama znikąd — donikąd,

Albo z przeszłości w przyszłość...

II

Pod trzonem zamku, człowieczego dzieła,

Murowanego ciała,

Które Przyroda zmasakrowała
Ostro, skaliście, straszliwie,
Stoją wędrowcy

W milczącym podziwie...

Oto mur, modre okno, oto baszta zwalona:

Tak piękne jak Natura. Bo to już Ona.

III

Stara cegła,

W stanie nekrozy,

Strugą ku łąkom zbiegła

Tu czas przystanął u mety

I chwieje się na wietrze

Soczewka skabiozy,

Jak w ażurach rozluźniony ametyst...

III: w. 2 nekrozamartwica, zgorzel; proces zamierania jakiejś części organizmu.

w. 6 skabioza — driakiew, roślina występująca zazwyczaj na suchych wzgórzach, miedzach, w zaroślach.

WSPOMNIENIE Z WYCIECZKI

„Krystalizacje”

Stopnie nadludzkiej miary

mdłych turystów nużą...
Niektórzy się zniechęcili,
inni ciągną, jak mrówki, wzwyż.
Oto świątynia:

boginie wznoszą głowy beznose, posępne,

kolumny legły wkoło, jak drzewa, pokotem,

i depcze się po Sztuce, rozrzuconej, w gruzach...

Byłbyż więc Czas orkanem?

niszczycielskim wstrząsem?

a Piękno — katastrofą

o zwolnionym tempie?

Wiersz, którego poetka nie włączyła do żadnego z tomików. Pierwodruk: «Skamander» 1938.

PRZECIW „KEEP SMILING”

„Ostatnie utwory”

Ach, nie szukajmy zapomnienia, pociech,

Zębów nie szczerzmy przekornie, wbrew fali,

W śmiechu nad siły. Zmęczeniśmy w locie,

I najweselsi krzyżem na świat padli,

I co najżywsi, dzisiaj są umarli,

A najbarwniejsi, jak róże, przemarzli.

Był czas radości. A jest chwila taka,

Że Bóg nakazał płacz. Więc lepiej płakać.

Tytuł: keep smiling (ang.) — zachowaj uśmiech; nie warto się martwić.

W PAJĘCZYNIE

„Ostatnie utwory”

Gdzie się mglista kończy pajęczyna?

Gdzie się biel jej przerzedzać poczyna?

— W górze pająk — gwiazda czarna,

Gwiazda chciwa,

Tysiącznymi spogląda oczyma...

SEN

„Ostatnie utwory”

Byłam dziś we śnie sercem mojem całem

na czarnowiejskiej szosie,

skąd już blisko Kraków...

Kwitły tam, w cieniu ożynowych krzaków,

powoje, czysto-jedwabne i białe,

niezwykłej trochę wielkości,

jak spadochrony wieszczek, osiadłe na rosie.

Sen wielomówny! — Tęsknota bez wyjścia

w podświadomości

o zbawczym spadochronie tajemnie rozmyśla

SZKICOWNIK POETYCKI

35

Umarły — o, nie sama to niewinność tylko, smutek, świętość, ofiara. Uległ w walce ze śmiercią. Pojęła go na własność, ulubioną twierdzę swoją z niego uczyniła.

Hasłem jej: „giń, kto żyw!” Pragnieniem jej: burzyć, roztrącać, rozrzucać krystalizację ciał. To jej obowiązek, jej wydział pracy.

Zaczaiła się więc w cichym nieboszczyku, jak w zapomnianych granatach, które, leżąc w polu, czyhają na swoje ofiary.

Stał się on niebezpieczny dla otoczenia jak martwa mucha jesienna, bielmem empuzy opanowana, gdy blade jej szydła przebijają się już i na zewnątrz.

Ptomainy, kadaweryny czyhają niecierpliwie na krew zdrową, na ranę choćby najdrobniejszą, najlżejsze zadraśnięcie — aby zatryumfować. Przenikają szturmem, szerząc w straszliwym po­śpiechu czarny patriotyzm, porywczą wiarę żałobną. Zawleczone przez nieświadomych pośredników, którzy byli w kontakcie ze śmiercią, docierają nawet i tam, gdzie pod strażą miłości, w blasku srebrnej piersi spoczywa nowe życie.

Gdzie ranna kobiecość przeżywać chce słoneczną ulgę po ogromnym wysiłku.

Tam rozpoczynają bój, wrzeszcząc imię Marzanny-Hekaty--Kali.

Wzniecają rozpaczliwą gorączkę, pracując nad zagładą młodej matki z zapałem niemal twórczym.

Każda martwica jest równie wojownicza; zwłoki choćby tylko tęczowego kolibra grożą nam jako centrum potęg destrukcyjnych!

Ostrożnie więc, ostrożnie z tą — bezsprzecznie wielką i mocną, poezją śmierci! Z tym majestatem niełaskawym! Nie ufajcie mu!

Tkliwością i staraniem otaczajcie promienne życie naszego nieśmiertelnego przyjaciela!

48

Księżycu, nie ty, frazesie poetycki, złoty lub srebrny rekwizycie literatury, ulubieńcze wierszokletów, którzy piszą o tobie z pamięci przy blasku żarówki.

Lecz ty, Księżycu, nie wyrażony dotąd, ty, na którego patrzę w tej chwili przez lornetę polową. Obcy globusie!

Głęboko odczuwam okrągłą śmieszność twojego widoku, twojej pełni powiększonej ośmiokrotnie. Widzę rzeczy nie dla moich oczu pomyślane, gardzące mną.

Z jakąż ciekawością przesuwam lornetę po zagłębieniach, oczodołach, cieniach i blaskach tej trupiej głowy niebiańskiej. Dziwaczny to obraz: już nie ojczyzna, nie obczyzna, ale nieboszczyzna.

Równiutkie kółeczko Tycho, obrzeżone ciemną linią, świeci U dołu tej kuli, a stąd rozchodzą się jak na melonie bruzdy-promienie.

Święta materio, na wieki dziewicza Diano, wycieczko śmiercioznawcza!

Przeklęte curiosum!

68

Ulubiony mój poeto, księże Bako1, jakże mało znany! Ograniczono cię do utrwalonego w pamięci narodu, rubasz­nego żartu: ,,Śmierć babula, jak cybula, łzy wyciska, gdy przyciska”. A to tak mało! Biedny ksiądz! Znam na pamięć okrutny jego poemat pt. Uwaga damom
o śmierci nie­chybnej2... Otchłań smutku! Ale co za styl! Jaka genialna makabra!

Pajęczyny, cienistość i wilgoć podziemi, grzyb i pleśń — nerwowy strach, wszczepiający się w zdębiałe włosy pazu­rami rozigranego, złośliwego nietoperza

Uwaga damom opisuje puste i świetne panie, za życia w złote ramy oprawne przez świat, „tak wzięte jak świę­te” — strojne
i rozpanoszone, które nagle oto potrąca, tratuje, przekracza i kopie lekceważąca śmierć, „ślepa szkulepa”. Fontazie, kokardy, fryzury, wraz z „umysłem har­dym” — „faty” (losy) rzucają głodnym szczurom.

„W lot kapturki

Podrą szczurki,

I bukiety,

I tupety...

Śmierć „strzyże mantele, manele”. Zwleka, zdziera, rwie złote lamy, gazy. „Sztofy, tury i purpury”... Lecą liście umarłe, majaczą przygasłe perły, spłowiałe kitajki. tru­mienne.

Słowa-hybrydy, wymyślne niedorzeczności, stwarzają na­strój obcy i przeraźliwy:

„W świata morzu okręt drogi,

Z czubem zerwie wicher srogi.

Popłynie,

Ach zginie,

W łez rzeki

Na wieki

Wiatr wieje z tych wierszy, przeciąg krypt otwartych. Przelatują widma w kostiumach z epoki:

„Rogów moda jak wicina3,

Wiatrem dęta pajęczyna,

Skurczy się,

Pomści się —”

A dalej całkiem dzisiejsza awangardowa „elipsa:

„Śmierć nagle

Na żagle!

Jakaż siła ekspresji w tym ataku słów!

Przejrzyjmy dalsze strony tej księgi o tańcu śmierci:

„Próżność świata — bąbel dęty”: trafny obraz bańki ziemskiej. — A tu, jakież wspaniałe porównanie: słońce topi góry śnieżne,
a śmierć niweczy mury miast.

Melancholijna prawdo naszych dni!

I to, jakże godne zapamiętania:

„Nie dogonisz wczora cugiem,

Nie wyorzesz jutra pługiem.

Minęło,

Zniknęło,

Bez zwrotu,

Powrotu

I całkiem już beznadziejne:

„Nie odeprzesz, nosem ryjąc,

Nie wymodlisz, czołem bijąc...

1 Ks. Józef Baka (1707—1780) — autor osławionego poematu Uwagi śmierci niechybnej wszystkim pospolitej (1766), trakto­wanego zazwyczaj jako skrajny przykład upadku dobrego smaku w wieku XVIII. Nie pierwsza Pawlikowska podjęła się jego obrony, występował z nią już Józef Ignacy Kraszewski w Wędrówkach literackich (1839). Warto dodać, że ks. Baka jest również domniemanym autorem drugiego poematu: Uwagi różne rzeczy ostatecznych. Poemat ten, o nierównie większej wartości artystycznej, odkryty został
w 1936 roku przez Stanisła­wa Estreiehera.

2 Wlaśc. Uwaga damom. Jest to jedna z części czy rozdziałów owego (Uwagi śmierci niechybnej wszystkim pospolitej) poe­matu. Cytaty, nie zawsze dokładne, pochodzą zarówno z Uwagi damom, jak i z innych części poematu.

3 Rogówki — rodzaj krynoliny.

71

Błyskawice, jak rzęsy, olśnione niebiańskim światłem, mru­gają po kilka sekund...

To nie burza — to namiętność pogody...

10



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
12. POEZJA MARII PAWLIKOWSKIEJ -JASNORZEWSKIEJ, 12. Poezja Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Maria
M.Pawlikowska-Jasnorzewska (opracowanie), Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
Maria Pawlikowska Jasnorzewska BN
OGRÓD Maria Pawlikowska Jasnorzewska
GÓRY Maria Pawlikowska Jasnorzewska
MARIA PAWLIKOWSKA – JASNORZEWSKA
Maria Pawlikowska Jasnorzewska Analiza i interpretacja
Maria Pawlikowska Jasnorzewska Jeśliś jest prawdą
Maria Pawlikowska Jasnorzewska
Maria Pawlikowska Jasnorzewska życie i twórczość
Maria Pawlikowska Jasnorzewska,
Maria Pawlikowska Jasnorzewska BN(1)
Maria Pawlikowska Jasnorzewska wiersze
WIERSZ NA 24 WRZEŚNIA 2009 MARIA PAWLIKOWSKA JASNORZEWSKA GDY POCHYLISZ NADE MNĄ USTA
WIERSZ NA 23 WRZEŚNIA 2009 MARIA PAWLIKOWSKA JASNORZEWSKA MODLITWA
Maria Pawlikowska Jasnorzewska Kobieta ktora czeka

więcej podobnych podstron