DYLEMATY PEDAGOGIKI WCZESNOSZKOLNEJ:
Sześciolatki do szkół
Pomysł posłania sześciolatków do szkoły wzbudził masę kontrowersji. Zmiana została wprowadzona, ponieważ istnieje niezadowolenie ze stanu teraźniejszego czyli konieczna jest poprawa. Wprowadzenie zmiany powinno się jednak opierać na aprobacie zainteresowanych (w tym wypadku rodziców i nauczycieli). Wcześniej rodzice mieli prawo do decyzji o wcześniejszym posłaniu dziecka do szkoły (musiało przejść badania psychologiczno-pedagogiczne), a teraz posłanie dziecka do szkoły w wieku lat 6 jest przymusem. W tym roku tylko kilkanaście procent dzieci poszło do szkoły. Od 2012 roku wszystkie 6-latki zaczynają naukę. Problem ten będzie istniał także na etapie IV-VI klasy, ponieważ dzieci rok młodsze będą poddane nauczaniu przedmiotowemu.
Reforma jednak powstała bez współpracy z tymi osobami oraz ze specjalistami w tej dziedzinie. Reforma „wystartowała” pod hasłem zwiększenia szans edukacyjnych dzieci, a tak naprawdę nie wiadomo, jakie będą jej skutki dalsze i bliższe (nie zostały opisane przez ministerstwo), nie wiemy także jakie konkretnie korzyści ma odnieść dziecko i jak tą reformę przeprowadzić. Ministerstwo działało autorytarnie, ale liczy się przecież ilość dokonań rządu, które pozwolą zyskać popularność. Nikt oczywiście nie pytał dzieci o ich zdanie, bo tak naprawdę są one mniejszością pozbawioną praw, marionetkami którymi można sterować. A to one są przyszłością narodu, nadzieją na zmiany, dumą rodziców. Ministerstwo, które tworzyło Podstawę Programową, w ogóle nie bierze pod uwagę indywidualności dziecka, a są wypisane konkretne czynności które powinno umieć dziecko idąc do szkoły. Nie odwołało się do znanych prawd psychologicznych, biologicznych, społecznych dotyczących rozwoju dzieci. Podstawa jest niespójna, zbyt obszerna i wygórowana, rozpisana szczegółowo, nie pozostawiającą miejsca na specyficzne treści dla różnych dzieci, a tym samym ogranicza nauczyciela.
Tutaj również nasuwa się pytanie, kto powinien pracować z sześciolatkami? Nauczyciel przedszkolny czy szkolny? My oczywiście nie mamy tego problemu :D. Taki nauczyciel musi zadbać o: stopień trudności zadań, sytuacje aktywizujące uczniów, odpowiednio dobraną metodę, zadbać by nie pojawiła się nadmierna dydaktyzacja i wyprzedzanie, o prawo dziecka do zabawy, o zrównoważony rozwój dziecka. Kolejnym problemem jest liczebność klas- nie powinny przekraczać 15 osób chyba, że jest pomoc nauczyciela. A co ma się dziać z dzieckiem po zajęciach szkolnych? Przecież rodzice często pracują dłużej i później odbierają dziecko, a w przedszkolu mógłby zostać do godzin późniejszych. Przewidywane są świetlice, ale też jeszcze niewiadomo, jak będzie wyglądała realizacja tego projektu.
Polskie szkoły nie są przygotowane na przyjęcia młodszych uczniów - niektóre są w złym stanie technicznym, brakuje sal, panuje przepełnienie, brak podziału na strefy dla młodszych i starszych, co naraża maluchy na stres, agresję i przemoc. W najlepszej sytuacji są jeszcze szkoły wiejskie, które od lat prowadzą przyszkolne „zerówki” często połączone z oddziałem, do którego uczęszczają pięciolatki. W większości są zatem dostosowane do przyjęcia małych dzieci w swe progi.
Jednak i tu nie do końca jest tak pięknie: często z braku miejsca, w tym samym budynku co szkoła podstawowa, mieści się gimnazjum. Wielkim problemem jest też wyposażenie sal. Według MEN każda sala ma mieć dwie części: edukacyjną (wyposażoną w tablicę i stoliki) oraz rekreacyjną (przestrzeń nadająca się do zabawy, wyposażona w sprzęt audiowizualnym komputer, projektor mapy, gry i zabawki, tematyczne kąciki zabaw, biblioteczkę. W sali powinny tez być szafki, żeby dzieci mogły zostawić część rzeczy i mogły odciążyć plecaki.).
W szkołach, gdzie nie ma takiej możliwości, sala rekreacyjna powinna być jedna, użytkowana przez kilka grup na zmianę.
Ciężar odpowiedzialności za wprowadzenie reformy przesunięto na barki dyrektorów szkół i samorządy. To szkoły maja się starać być gotowe na przyjęcie maluchów. To dyrektorzy muszą podjąć decyzję, czy szkoła spełnia odpowiednie warunki organizacyjne. Jednocześnie nie do końca wiadomo, jakie to muszą być warunki - owszem są zalecenia, ale nie określono żadnych standardów.
Nowa reforma programowa oznacza wymianę wszystkich podręczników. Nie będzie można korzystać z żadnych starych, używanych książek. W czasie kryzysu finansowego wydawnictwom nic złego nie grozi...
MEN twierdzi, że nauczyciel zostali przeszkoleni, odbyło się kilkaset konferencji na szczeblu powiatowym. Czy to wystarczy? Reforma byłaby dobrym pomysłem, ale nie w takiej formie, nie przy takim braku pieniędzy i braku poparcia.
Małe dziecko ma ogromne możliwości intelektualne, wiek przedszkolny to najlepszy czas na uczenie się, dlatego objęcie obowiązkiem edukacji wszystkich pięciolatków jest tak ważne.
U małych dzieci najłatwiej zapobiegać ewentualnym trudnościom w nauce, zawczasu wyłapując zaburzenia, dysharmonie rozwojowe i zaniedbania środowiskowe oraz umiejętnie prowadząc terapię.
Zapewnienie dostępu do edukacji to najlepszy sposób na wyrównanie szans edukacyjnych.
To, czego dzieci teraz uczą się w „zerówkach” to właściwie program zreformowanej klasy pierwszej. Obecnie dziecko najczęściej przychodzi do klasy pierwszej z umiejętnością czytania, liczenia w zakresie 10, a nierzadko i pisania. Całe pierwsze półrocze klasy pierwszej powtarza to, co już umie. U wielu dzieci powoduje to znudzenie, zniechęcenie i lekceważenie.
Krótkie podsumowanie- problemem jest:
- przymus
- dzieci mniej zdolne sobie nie poradzą
- z przygotowanymi do tego nauczycielami
- z edukacją późniejszą (IV-VI klasy)
-pobyt ucznia po zajęciach
-liczebność klas
- brak aprobaty specjalistów
-nieznane skutki bliższe i dalsze
- niespójna Podstawa Programowa
- dzieci niegotowe pod względem psychicznym, biologicznym
- stan techniczny szkół
- nowe podręczniki i programy
-brak pieniędzy
Plusy:
- wiek przedszkolny to najlepszy czas na uczenie się