Alasdair MacIntyre, Krótka historia etyki. Filozofia moralności od czasów Homera do XX wieku, przeł. A. Chmielewski, Warszawa 2002, rozdz. 12, Osiemnastowieczna etyka brytyjska, ss.219-220
Tradycyjne społeczeństwo europejskie odziedziczyło po Grekach i po chrześcijaństwie język moralności, w którym uznanie czynu za dobry oznaczało uznanie go za czyn dobrego człowieka, zaś uznanie człowieka za dobrego oznaczało uznanie, że przejawia on określone dyspozycje (cnoty), które umożliwiają mu odgrywanie określonej roli w danej formie życia społecznego. Akceptacja tego rodzaju życia społecznego jako normy, za pomocą której osądza się czyny, nie następuje z pozycji umieszczonej w ramach systemu moralnego. Akceptacja ta jest w ogóle warunkiem istnienia sądów moralnych. Realne życie społeczne istotnie zawsze daleko odbiega od normy, lecz nie na tyle daleko, aby nie można było go rozumieć jako niedoskonałego odbicia norm. Ale upadek tradycyjnych form życia społecznego - do którego doszło wskutek powstania indywidualizmu, poczętego po części przez protestantyzm i kapitalizm - sprawił, że realne życie społeczne uznano za tak dalece odbiegające od norm zawartych w tradycyjnym języku moralności, że wszelkie związki pomiędzy obowiązkiem i szczęściem uległy stopniowemu zerwaniu. Rezultatem tego procesu była redefinicja terminów moralnych. Szczęścia nie definiuje się już za pomocą zadowolenia pojmowanego w świetle kryteriów rządzących daną formą życia społecznego; definiuje się je w kategoriach psychologii indywidualnej. Ze względu na to, że taka psychologia jeszcze nie istniała, należało ją wymyślić. Stąd cały aparat uczuć, pożądań, skłonności i zasad, które można znaleźć u każdego osiemnastowiecznego filozofa moralności. Mimo wszystkich tych konstrukcji psychologicznych, szczęście pozostaje trudnym, fundamentalnym terminem w filozofii moralności, chociażby tylko dlatego, że aż nazbyt często to, co uczyniłoby nas w oczywistym sensie szczęśliwymi, jest w oczywistym sensie czymś, czego robić nie powinniśmy. W rezultacie w historii teorii moralności mamy do czynienia z niestabilnością ujawniającą się w wahaniach pomiędzy próbami zdefiniowania moralności w kategoriach konsekwencji czynów wiodących do szczęścia oraz próbami zdefiniowania jej za pomocą terminów, które nie mają nic wspólnego z konsekwencjami czynów czy ze szczęściem. Jak długo będzie istnieć teologia jako siła o znaczącym wpływie społecznym, tak długo można będzie się nią posługiwać jako instrumentem łączenia cnoty ze szczęściem w życiu innym niż doczesne. Ale sama teologia staje się w coraz większym stopniu ofiarą swego otoczenia.