Streszczenie dramatów Szaniawskiego, Streszczenie dramatów Szaniawskiego


Streszczenie dramatów Szaniawskiego.

ADWOKAT I RÓŻE.

Komedia w 3 aktach.

Osoby:

Mecenas - Wilcher;

Dorota - żona;

Dama

Siostrzenica - Janeczka;

Marek;

Łukasz;

Przyjaciel;

Agent;

Jakub - służący;

Młodzieniec;

Sprzedawca gazet;

AKT I

Teren, na którym zachowano szczątki poklasztornych murów. Widoczne s 3 ściany czworoboku. Jedną ścianę stanowi mur po lewej stronie, idący wzdłuż ulicy. Ściana 2- to mur oddzielający podwórko od leżącego w głębi ogrodu. Ściana 3 -piętrowy dom mieszkalny, stojący wzdłuż ul. Bliżej domu w murze jest furta do ogrodu.

Do furtki podchodzi chłopak z gazetami i chce sprzedać gazetę, Jakub nie wie, która ma wziąć i kupuje obie. Gdy zaczyna czytać ze szklarni wychodzi Mecenas. Zapytuje Jakuba, co ciekawego wyczytał w gazecie, ten odpowiada, że Ci, co napadli na omnibus pod Wadowicami dostali po 8 lat. Oprócz tego stwierdza, że jakby mecenas bronił tych, co napadli na ten omnibus, to by ich wybronił i udowodnił, że nikt nie chciał napaść na omnibus i że w ogóle nie było, żadnego omnibusu. Żałuje, że Mecenas już nie praktykuje, bo nie ma teraz żadnego dobrego adwokata. Na ten zarzut Mecenas wymienia Jakubowi znanych adwokatów, którzy uprawiają zawód: Mecenas Majnert, buski, Bałkański, Winkelhaus i Latowicki. Jakub przypomina mecenasowi, że jak Winkelhaus miał niedawno ojcobójcę Felczaka, to dostał 12lat. Wspomina również, jak Latowicki (inny adwokat) bronił zaś tego felczera, co poborowych uwalniał od wojska (dostał 3lata), i dodaje, że gdyby go mecenas bronił wyszedłby na wolność jako niewinny. Służący dalej kontynuuje swój wywód, mówi Wilcherowi, że ostatnio spotkał woźnego z „okręgowego”. Razem z woźnym wspominali, jak mecenas bronił kobiety, którą zwano „piękną Franią”. Wicher odpowiada Jakubowi, że to są już dawne czasy. Służący odpowiada mu na to, że wszyscy o tym mówią do tej pory (wspominają, jak wszyscy na Sali rozpraw płakali podczas wygłaszania przez mecenasa mowy końcowej). Żeby ukazać, jak ważne znaczenie miała wykonywana przez Wilchera praca w sądzie, Jakub porównuje sytuacje mecenasa do śmierci doktora Bawołowskiego, (gdy zmarł dr Bawołowski, Jakub nie ma się już, u kogo leczyć) tak samo, od kiedy mecenas porzucił prace w kancelarii, on powie złodziejowi (jak bratu) żeby ten nie kradł, bo mecenas już nie broni i złodziej pójdzie siedzieć. Mecenas odpowiada mu na to, iż mówią, „że nikt nie jest prorokiem w swoim kraju, a tu w swoim otoczeniu cieszę się uznaniem”.

Dzwoni dzwonek, Jakub idzie otworzyć furtkę od ulicy. Wbiega wesoła siostrzenica Mecenasa. Chce coś powiedzieć wujowi, ale spostrzega, że ten ma już gazetę i wszystko już wie. Gdy orientuje się, że jednak wuj z Jakubem nic nie wiedza oznajmia im, iż na międzynarodowym pokazie róż w Brukseli najwyższą nagrodą została oznaczona nowa odmiana pod nazwą <<Dorota>> hodowcy Wilchera. Po przeczytaniu informacji w gazecie rzuca się wujowi na szyję. Mecenasie wie, co ma powiedzieć.. Natomiast Jakub stwierdził, że te róże musza jednak być coś warte. Zapytuje Wilchera czy Dorota (żona) wie już o tym? Mecenas stwierdza, że nie wie, bo i skąd… w ten siostrzenica pobiegła do ciotki poinformować ją o tym wydarzeniu, jednak zatrzymała się na schodach i powiedziała wujowi, że lepiej żeby on poinformował swoja żonę i złożył u jej stóp gazetę. Mecenasowi ten pomysł niezbyt się podoba i postanawiają zaczekać. Siostrzenica zachwyca się tym, że jej ciocia musi być szczęśliwa, gdyż jej imieniem nazwana została najpiękniejsza róża świata a drugiej strony jest jej trochę smutno, że nikt nie nazwał jej imieniem żadnej róży…jednak przypomina sobie, że był taki jeden z uczniaków, który wdarł się na niedostępny szczyt górski i na samym szczycie wyrył scyzorykiem jej imię. Wuj słysząc to, stwierdza, że to bardzo pięknie. Siostrzenica jednak dodaje, zbył z nim inny uczniak, który powiedział jej, że nie doszli do szczytu, bo było zbyt zimno i nie bardzo bezpiecznie. Słychać dzwonek. Siostrzenica otwiera, a wchodzi stary przyjaciel mecenasa z gazetą. Przyjaciel winszuje Wilcherowi, ale się nie cieszy, jest jak zwykle obojętny i smutny. Przyjaciel odpowiada na ten „zarzut”, że nie jest smutny tylko zamyślony, po przeczytaniu wiadomości o nagrodzie. Mecenas prosi ich, aby usiedli. Siostrzenica zapytuje Przyjaciela, o czym tak rozmyśla? Ten odrzekł, ze o starości. Mecenas wraz ze swoją siostrzenicą zastanawiają się, co ma wspólnego róża ze starością. Przyjaciel mówi, że myślał o sobie i mecenasie, bo są z jednego roku i nie są już zbyt młodzi, a na pewno on. Wicher stwierdza, że jeżeli SA z tego samego roku to są tak samo starzy. Przyjaciel jednak mówi, że tutaj jest inaczej niż w matematyce. W opinii ogółu mecenas jest zamożnym panem, któremu znudziły się niezbyt sympatyczne twarze zbrodniarzy, i postanowił sobie odpocząć wśród róż. On jednak wie, że tak nie jest, ponieważ żeby dojść do takich wyników trzeba pokonać na tym polu młodych- trzeba ciężko pracować. Kontynuując swoją wypowiedź mówi, ze on obecnie nie podjąłby się takiej pracy. Całe jego zajęcie to rozmyślać o różnych sprawach tego świata. Mecenas na te słowa odpowiada mu, że nawet jak był młody tez nie pracował. Ten mu na to odpowiada, że prace zostawiał na starość. Wicher powiedział, ze praca a młodość to jednak nie to samo. Do tego dialogu dołączyła się siostrzenica i powiedziała, że jej wuj nie jest młody, dlatego, że pracuje, ale dlatego, że duszą tej pracy jest kobieta, i że najpiękniejsza róża nosi jej imię. Wuj mówi, że jest to typowe ujęcie kobiece. Janeczka odbiera słowa wuja, że to, co powiedziała jest głupie. Wuj tłumaczy jej, że źle go zrozumiała i zastępuje określenia: stary- młody, na silny- słaby i dodaje, że celem jego wysiłku może być jedynie róża a potem jako koronę możemy dać jej imię kobiety. Koronę można odrzucić róża pozostaje. To cos jak dedykacja na dziele artysty, złożona w hołdzie damie. Ten, co dawał może być przez damę odrzucony- jako słaby, ale to nie oznacza, że dzieło też jest słabe. Przyjaciel przesłuchując się dyskusji stwierdza, że mecenas nie przekonał swojej siostrzenicy. Wicher podsumował to, że dobrze, że tak jest, bo inaczej pozbawieni zostaliby 1000konceptów na temat rozumowań kobiecych.

Siostrzenica patrzy na zegarek i oznajmia wujowi, że już nadeszła owa godzina, której wuj wychodzi z domu „dokształcać się” śród biologów. Przyjaciel podsumowuje rozmowę, uznając z całą powagą, że człowiek powinien się uczyć do śmierci. Mecenas patrzą na zegarek zauważa, że mają jeszcze kwadrans. Wówczas Siostrzenica zapytuje, jak Wicher ma zamiar uczcić swój sukces? Mecenas mówi, że trzeba coś zorganizować, Przyjaciel też jest za, tym bardziej, że wie, iż będzie wino. Siostrzenica ma pomysł: kobiety pięknie się ubiorą, mężczyźni oczywiście też będą w strojach wieczorowych, Jakub wszedłby w rolę kamerdynera, będzie postawiony stolik na nim świece, przy nim rozmowy. Do Przyjaciela mówi, że powinien być dowcipny, gdyż melancholicy lubią być dowcipni oprócz tego mile widziane by były złośliwości na temat kobiet (one to lubią), parę frywolnych dowcipów, poza tym rozmowy o nieśmiertelności duszy i o reinkarnacji. Mecenas zapytuje dziewczynę skąd tęsknota do wielkiej uczty? Ona mówi, że wynika to z tego, że od 9rano do 3 pracuje w firmie Sztok i jego syn, fajans i porcelana, hurt-detal, więc nic dziwnego, że wieczorem szuka wytwornego świata, i zwykle chodziło kina. Siostrzenica z Przyjacielem wychodzą, Mecenas krzyczy za nimi żeby przyszli na10. Gdy tamci wyszli, wchodzi Agent. Ma on prośbę prawna do Mecenasa. Wicher odpowiada mu, że już 10 lat nie uprawiał zawodu. Agent mówi Wilcherowi, że to jest sprawa poufna i że pan Mecenas dawał znać policji, że w ogrodzie jego popełniane są kradzieże róż. Mecenas potwierdza i zapytuje Agenta czy może kogoś złapali? Agent oznajmia Wilcherowi, że ten wieczór te noc będzie musiał spędzić w ogrodzie pana mecenasa. Mecenas trochę się wykręca i mówi, że może nie dzisiaj. Tamten jednak się upiera, że musi dzisiaj, bo ma takie polecenie służbowe, a z drugiej strony chce się mu odwdzięczyć. Mecenas jest zdziwiony, bo nie wie, za co się chce mu odwdzięczyć Agent. Ten przypomina Mecenasowi, ze bronił go kiedyś, gdy ten był oskarżony o wymuszenie. Trochę prezentów, jakie pobierała jego żona, i trochę dobrowolnych datków, jakie dostawałem na kształcenie dzieci, nazywano … łapówkami. Wilcher mówi, że sobie cos przypomina i prosi agenta, żeby mu przypomniał czy go wybronił? Ten odpowiedział, że takiej chwili, jak tej, którą przeżył wychodząc z sądu nigdy przedtem ani potem nie przeżył, choć trwało to krótko. Mecenas żałuje, że trwało to tylko przez chwilę i wraca rozmowę na temat dzisiejszego pobytu Agenta w jego ogrodzie. Zapytuje Agenta czy nie ma innego sposobu na wyśledzenie złodzieja. Ten jednak się upiera, ponieważ jest to najlepsze rozwiązanie a gościom nie będzie przeszkadzał. Mecenas nalegał jednak, żeby to odłożyć na inny termin. Agent nie daje za wygraną, stwierdza, że złodzieja trzeba ścigać, i mimo iż pan Mecenas stawał w ich obronie, no…, ale oni kradli na innym podwórku… pan mecenas n tym nic tracił. Wicher daje za wygraną i zgadza się, aby Agent przebywał w ogrodzie wyznacza mu miejsce: ma on wejść przez furtkę i w altance ma czekać. Agent dziękuje i wychodzi, u wejścia rozlega się dzwonek. Zjawia się Jakub, zapytuje Mecenasa czy wpuścić przybyłego gościa (jest już późna pora), Mecenas wyraża zgodę. Wchodzi Łukasz i chce rozmawiać z panem mecenasem. Pan Wicher przyjmuje gościa. Łukasz prosi Mecenasa czy może zostać jego uczniem. Wicher przypomina chłopakowi, że już od 10lat nie prowadzi kancelarii. Wówczas dostaje odpowiedź, że Łukasz chce uczyć się hodowli róż. Mecenas jest zdziwiony i tłumaczy chłopakowi, że lepiej żeby poszedł do renomowanego zakładu ogrodniczego, bo tam mu wydadzą świadectwo. A gdyby on mu wystawił świadectwo to myłoby to mu zaszkodzić. Łukasz odpowiada, że w tej chwili nie myśli o świadectwie, tylko chce się uczyć. Wówczas Wilcher zapytuje młodzieńca czy uczył się gdzieś i czy miał praktykę, na oba pytania dostaje negatywna odpowiedź. Z zawodu jest technikiem. Mecenas myślał, że chłopak poczuł sentyment do róż, jednak on mu wytłumaczył, że to nie sentyment tylko chce zmienić zawód. Zmiana zawodu nie była podyktowana ani przez wzgląd finansowy ani z miłości do kwiatów (jak myślał Mecenas), Łukasz chce sprzedawać róże. Uważa, że nie trzeba miłować kwiatów, wystarczy być trochę inteligentnym i usilnie pracować. Mecenas usłyszawszy te słowa zamyślił się na chwilę i zapytał młodzieńca czy ostatnio przeszedł przez jakieś ciężkie chwilę, i chce zmienić teraz miejsce zamieszkania, zawód- wszystko, aby zapomnieć. Chłopak zgadza się z tym, co powiedział Mecenas. Wilcher mówi Łukaszowi, że zauważył, iż nie jest on bardzo miły. I tym razem chłopak potwierdza dodając jeszcze, że jest małomówny. Mecenas chce, aby Łukasz powiedział mu coś więcej o sobie, Ten jednak nie zamierza tego robić, ogólnie chce jak najmniej przebywać u Mecenasa, tylko tyle ile musi. Mecenas zgadza się uczyć młodzieńca. Jednak szczegóły omówi z nim później, teraz tylko powiedział mu tylko, ze w jego pracowni są „pomoce naukowe”, z których może korzystać. Zapadł zmierzch, z domu wyszedł Jakub zaczął zapalać latarnię. Wilcher popatrzył na zegarek i mówi, że o tej porze zawsze idzie do towarzystwa naukowego, tam pracuje i spotyka się z przyrodnikami, którzy uzupełniają luki w jego wykształceniu. Łukasz chce już pójść i zapytuje Mecenasa czy może jutro przyjść, ten po krótkim zastanowieniu pyta chłopaka czy jest wolny dzisiaj o godzinie 10? Otrzymuje pozytywną odpowiedź. Wówczas zaprasza chłopaka na wieczór. Łukasz mówi, że ma bawić towarzystwo… mecenas odpowiada na to stwierdzenie, że zaprasza go na wieczór, dlatego że będzie go uczyć, bo ma szacunek do niego i że aby i on obdarzył go zaufaniem. Łukasz jednak dalej nie chce przyjść, nie lubi takich spotkań. Wilcher mówi mu, że chciał go bliżej poznać i tłumaczymy, że przez surowy ton nie uda się Łukaszowi zakrzyczeć w sobie takich słów jak miłość lub sentymentalizm. Po chwili zapytuje młodzieńca czy widzi te miry… to są mury klasztoru. Tam gdzie oni teraz stoją dawniej stał pewnie jakiś „braciszek”. Przychodzili tu niegdyś inni, którzy też chcieli zmienić swój „zawód”. Więc nie było to „zerwanie” z życiem, tylko „szukanie ciszy”, potrzebnej do utrwalenia doskonałości. I tu byli hodowcy róż. Zastanowił się, po co mówi to wszystko chłopakowi i stwierdza, że to widok Łukasza skojarzył jego myśli ze wspomnieniem o tych młodzieńcach, którzy przychodzili tu po pracę. Na koniec dodał, że pierwszy raz się spóźnił do swojej teraźniejszej szkoły i że dziś pierwszy raz chciałby sobie odpocząć. Odpocząć wśród przyjaciół- swoich róż. Nagle Łukasz coś usłyszał, słychać było jakby trzask łamanego krzewu, niewyraźny jęk, upadek ludzkiego ciała. Wszyscy wybiegają z domu. Z furty wypada Młodzieniec bez kapelusza. Jakub ujrzawszy Młodzieńca krzycz złodziej. Chłopak opowiada „panowie zabiłem człowieka”.

AKT II.

Teren ten sam, dzień, słońce.

Łukasz otwiera furtkę wchodzi Dama, chce rozmawiać z Mecenasem. Łukasz odpowiada kobiecie, że zapyta Mecenasa, ponieważ ten ma wyjść. Dama zauważa, że dawniej chyba był tu klasztor, na co chłopak (teraz inny niż dawniej, łagodny) odpowiada, że faktycznie dawniej stał tutaj klasztor. Kobieta zapytuje dalej Łukasza o to czy długo tu przebywa i czy odbywa nowicjat? Ten mówi, że jest tu od niedawna i że uczy się hodowli róż. Oboje stwierdzają, że w ogrodzie panuje cisza i spokój. Chłopak wspomina o człowieku, który ostatnio wywołał wielkie zamieszanie, ale nikt go już nie wspomina. Kobieta powtórzył te słowa za Łukaszem. Przychodzi Jakub i mówi, że pan Mecenas zaraz przyjdzie. Znika Jakub, przychodzi Mecenas i przedstawia się damie. Ta daje znać, że nie będzie mówić, bo są przy nich osoby 3 (Łukasz). Chłopak wychodzi na miasto. Dama zaczyna mówić, że przyszła w sprawie tego młodzieńca, który parę tygodni temu znalazł się w ogrodzie Mecenasa i wywołał ów nieszczęśliwy przypadek. Jest ona jego matką. Kontynuując swą wypowiedź mówi Mecenasowi, że jej syn znajduje się w więzieniu. Podczas wypadku była ona zagranicą. Sprawa o tyle przedstawia się umyślnie, że człowiek ów, który został przez jej syna zraniony, wyszedł już wczoraj ze szpitala. Widział się z nią wczoraj i obiecał jej, że ze swej strony nie będzie robił trudności. Wilcher mówi, że ta obietnica będzie ją dużo kosztować. Ona potwierdza to przypuszczenie, gdyż chłopak zażądał od niej dużej sumy na rekonwalescencję. Dodaje również, że wie, iż jej syn ma być oskarżony o to, że kradł róże właśnie u Mecenasa, a będąc przyłapany, aby pozbyć się świadka, próbował go zabić. Nie przypuszcza ona, że to jej syn kradł te róże. Na co Wilcher odpowiada, że on jest tego pewien. Dama uważa, że jakby jej syn chciał mieć róże to by je sobie kupił na jednym lepszym rogu. Wilcher odparł, że takich jak on ma róże nie kupuje się w byle, jakim sklepie, ani na rogu. Kobieta zaczęła, przepraszać, za to, że go uraziła, ale nie przypuszcza, aby student uniwersytetu kradł róże. Gdy pytała syna, co się stało nie chciał nic powiedzieć, jedynie tyle, że nie chciał zabijać. Pochwycony- porwał jakiś leżący pręt żelazny i uderzył. Mecenas zapytuje kobiety, dlaczego mu to wszystko mówi, zapewnia ją, że on tez nie będzie robił żadnych problemów. Dama chce, aby Wilcher bronił jej syna (wie, że Mecenas już nie praktykuje). Mecenas jest zdziwiony, że kobieta wie o tym, że on nie praktykuje, a prosi go o pomoc… używa ona argumentu, że nikt nie zrobi tego lepiej niż on. Odpowiada jej, że od wielu już osób słyszał te słowa. Dama tłumaczy Wilcherowi, że ona nie jest kobietą w żałobie i że nie będzie płakać. Jednak jej syn jest młodzieńcem o wybitnych zdolnościach i może przynieść dużo korzyści społeczeństwu a więzienie go zniszczy. Mecenasie się z tym zgadza, ale nie rozumie, po co on? Dama mówi mu, że jakiś mus wewnętrzny pchał ją, aby tutaj przyszła. Mecenas zaczął przyglądać się twarzy kobiety, ona widząc to, rzekła, że mu pomoże, bo nie wie czy on ją rozpozna- przedstawia się- dawno mnie nazywali „piękna Frania”. Zapytuje Wilcher czy można jeszcze poznać, gdyż dużo czasu minęło, była wówczas 17-letnią dziewczyną a przecież czas, przeżycia zmieniają ludzi. Poznał ją i zapytał, co się z nią działo przez ten czas? Dama opowiada mu, co się jej przydarzyło w życiu: po rozprawie wyszła za mąż, mąż jej już teranie żyje, wywiózł ją daleko stąd, uczył, pokazywał po świecie piękne rzeczy... a tak to opanowała swój zbyt bujny temperament, zdobył to co się nazywa „wyrobieniem towarzyskim”, zmieniła imię i nazwisko. O jej przeszłości nie wie nikt, nawet jej syn. Wyznaje, że myślała o spotkaniu z Mecenasem, że będzie mu mogła jeszcze raz powiedzieć, jak jest mu wdzięczna, jednak tak się stało, że syn ją uprzedził. Mecenas spotkanie ich uznaje to za ciekawe. Kobieta przychodzi do mecenasa, bo wie, że on rozumie więcej niż inni. Pamięta jak mecenas wygłaszał mowę podczas jej rozprawy, mówił: żeby ludzie jej nie karali, bo życie wystarczająco ją skrzywdzi. Stwierdza, że syn odziedziczył po niej temperament. Ona zabiła niegdyś człowieka, ale uważa, że jej syn jest lepszy. Na te wszystkie słowa w Mecenasie obudził się obrońca. Przypomniał sobie, jak przed tym wypadkiem posłyszał zdanie, że bronił zawsze ludzi, co zło czynili na cudzym podwórku. Dalej dodaje, że faktycznie nigdy nie bronił takich, co krzywdę wyrządzili na jego podwórku i ma wrażenie, jakbym nie zdał jakiegoś ostatecznego egzaminu. Stwierdza, że syn Damy wyrządził mu wielką krzywdę, bo on kocha swoje róże. Mecenas zdradza kobiecie, że może podejmie się obrony jej syna, lecz teraz musi iść i wstawić się u rejenta. Wróci za 10min. Dama oznajmia, że na niego poczeka. Gdy Mecenas wychodzi - a wchodzi Dorota. Żona Wilchera zapytuje Damę czy widziała ostatni numer angielskiej ilustracji poświęconej dzieciom. Ta mówi, żeby Dorota się nie kłopotała, bo ona nie będzie oglądać. Na zapytanie Doroty, czy Dama czeka na jej męża- ta odpowiada, że tak i że przychodzi w sprawie syna, który ostatnio zranił tu człowieka. Dorota jest z szokowana, kiedy słyszy, że kobieta chce, aby to Wilcher bronił chłopaka. Jest zdziwiona, tylko, dlatego że jej mąż nie prowadzi już swej działalności. Dama o tym wie jednak mówi Dorocie, że Mecenas się zgodził (ta znów jest w szoku). Zdenerwowana odpowiada, że wiele osób przychodziło do jej męża, aby ten bronił kogoś z ich rodziny a on się nie zgadzał, nawet na jej prośbę. Dodaje, iż Wilcher figuruje na liście adwokatów, ale nikogo nie broni. W jego uporze tkwi tajemnica, której nie zna nawet ona, dlatego wydaje jej się bardzo dziwne, że jak pani mówi ma teraz bronić. Podsuwa jej osobę Winkelhausa, ta jednak odpowiada, że skoro nie odmówił jej najlepszy nie będzie szła gdzie indziej. Mecenas miał znakomite mowy. Żona twierdzi, że być może one mu się wyczerpały i dlatego dalej nie praktykuje. Kobieta mówi Dorocie, że ta nie chce, aby jej mąż bronił. Gdy Dorota mówi, o tym, że tym razem Mecenas może się potknąć wchodzi on sam. Dorota odchodzi. Wilcher nawiązuje do spotkania u rejenta (nie przyszli ci, co mieli przyjść, więc on wrócił się z powrotem do domu). Oznajmia Damie, że zajmie się sprawą jej syna, ale niejako obrońca, lecz jako świadek, gdyż rzecz wydarzyła się na jego terenie. Podaje propozycje: ma 2 uczniów (jednym z nich jest Łukasz), drugi to młody adwokat. Mecenas z nim opracuje sprawę, a obronę wygłosi młody. Na zapytanie czy może ręczy, że jej syn będzie uniewinniony, odpowiada, że takiego zapewnienia nie da. Przypomina kobiecie, że to jest tylko propozycja, a ona zrobi, co będzie uważać za najlepsze dla jej syna. Dama oddała sprawę syna w ręce mecenasa i jego ucznia. Zostawiła Wilcherowi kartkę z adresem, aby omówić szczegóły rozprawy. Wychodzi a z willi wychodzi Marek. Mecenas naświetla całą sprawę Markowi, i mówi, że popracują na tym razem. Po tych słowach wychodzi. Wchodzi Jakub, zaczynają razem z Markiem rozmawiać. Marek jest szczęśliwy, bo będzie prowadził trudną sprawę. Jakub zapytuje go, co będzie, jak „przerżnie” sprawę. Ten mu na to, że nie przerżnie i że wie, że dla Jakuba jest tylko jeden Mecenas, ale…są jeszcze na świecie, jacy tacy lekarze i adwokaci. Marek zapytuje Jakuba, jakby się mu cos przydarzyło (mówiąc hipotetycznie) czy przyszedłby do niego, Jakub odpowiada na to, że musiałby się długo nad tym zastanowić. Marek stwierdza, że to przez to, że jest swój, nie jest obierany, jako dobry adwokat. Przypominają sobie z Jakubem, jak M. znalazł się u Mecenasa. Dowiadujemy się, że 2lat temu mecenas przygarnął umierającego z głodu uczniaka, kazał mu żyć dalej i dalej się uczyć. Jakub potwierdza, że może być coś w tym, co mówił o widzeniu się z kimś, na co dzień. Słychać dzwonek wchodzi Agent, Jakub na początku go nie poznaje. Dopiero, gdy tamten zaczyna mu przypominać o tym, że tu był, Jakub go rozpoznaje. Agent mówi, że wczoraj wyszedł ze szpitala i że się dobrze czuję. Pracuje na różnych stanowiskach ( jako zdun, wieczorem - kelner). Coś go przyciągnęło do tego ogrodu. Wskazują to miejsce gdzie wydarzył się ten nieszczęśliwy wypadek. Jakub postanawia się przejść i wychodzi. Marek zapytuje Agenta czy wie, kogo ma przed oczami. Ten mówi, że adwokata. Marek na to, że będzie bronił tego, kto go próbował zabić. Agent nie ma nic przeciw temu oraz wie, że matka oskarżonego ma dużo pieniędzy. Chce załatwić sprawę polubownie. Marek się z tym zgadza. N zapytanie Agenta o obecność Mecenasa w domu odpowiada, że go nie ma. Agent ma pytania do Marka a nie jak myślał Marek do Wilchera. Agent chce zdradzić Markowi sekret, pod warunkiem, że dostanie za to jakieś pieniądze. Wspomina, jak czuł się krzewem po swojej obronie. Stwierdza, że człowiek jest skomplikowany, może być: komiczno-tragiczny, trzeźwo- sentymentalny, łajdacko- uczciwy. Marek chce, aby Agent przeszedł do sedna sprawy, wówczas padają słowa z ust Agenta, że złodziej róż… to nie był złodziej. Agent streszcza, jak to było owego pamiętnego wieczora: on był ukryty w altance. Wiedział, z której strony mogą dostać się do ogrodu złodzieje róż… od uliczki, po której wieczorem nikt nie chodzi. Czekał, jest. Podszedł parę kroków - przystanął. Wtedy te szklane drzwi na parterze, co wychodzą na ogród, uchylają się i jakaś postać niewieścia daje znak, chłopak się przybliżył, wtedy Agent… tą postacią niewieścią była pani Mecenasowa marek nie wierzy mu i oskarża tamtego o kłamstwo. Marek oznajmia Agentowi, że o tym będą wiedzieć tylko oni i nikt więcej. Agent jednak chce pieniędzy i nie wie czy nie powie tego w sądzie. Tamten mówi, że odda mu wszystko, co Dama mu da Agent jednak chce, aby określić jakąś konkretną cyfrę. Wówczas Marek się zdenerwował, powołując się no ojca (był awanturnikiem) pobije Agenta. Ten się wystraszył i zaczął pomału wychodzić. Pochwali zjawia się Dorota. Zapytuje ona Marka czy ktoś tu był. Marek milczy przez chwilę a później dodaje, że ma sprawę. Na zapytanie, jaką uzyskuje odpowiedzieć, że złodzieja róż. Zapytała go czy podoła, on powiedział, że tak (mówi to zdenerwowany) Dorota nie wie, dlaczego marek jest taki opryskliwy. Dorota nazywa go chamem i odchodzi. Przychodzi Łukasz. Zapytuje marka czy cos mu jest. Ten odpowiada, że nic mu nie jest. Jest opryskliwy, Zarzyca Łukaszowi, że teraz jest spokojny i łagodny a do niedawna był złośliwy. Łukasz nie wie, o co chodzi jego rozmówcy. Marek porusza kwestie urodzenia i dopuszczenia do królewskiego stołu młodych i niezasłużonych, bo urodzili się z krwią arcybłękitną. On, jak i inni żeby zasiąść przy tym stole, muszą się dorabiać. Wie, że mecenas wynosi ich wysoko, bardzo wysoko, ale boi się runąć. Jednak runie pociągnie ze sobą kogoś, kogo ma w rękach. Prosi Łukasza, aby go zostawił samego. Łukasz odchodzi, Marek bierz do rąk szal Doroty, który leżał na krześle obok niego i całuje. Pocałunek ten widzi Dorota. Przestraszyła się i weszła do domu. Furtka wszedł Mecenas, trochę jakby starszy i mów do Marka, że pójdą opracować sprawę.

AKT III.

Teren ten sam, ale w parę miesięcy później: wczesna jesień. Widać ją po różach na murze i po liściach. Dzień, słońce zacznie niedługo zachodzić. W ogrodzie na fotelu siedzi Dorota. Jest wyraźnie zdenerwowana. Nasłuchuje. Słychać głosy sprzedawców gazet: <<Gazeta popołudniowa>>, <<Kurier Polityczny>>. Dorota pospiesznie otwiera furtkę od ulicy. Podbiega do niej Chłopiec

Dorota chce kupić gazetę, jednak nie ma pieniędzy. Mówi Chłopakowi, żeby później przyszedł po nie. Nerwowo przegląda gazetę, jednak nie znajduje informacji, których szuka. Odrzuca gazetę. Dzwoni dzwonek. Wbiega siostrzenica. Dowiaduje się od Doroty, że pozostały osoby z domu są na rozprawie. Żałuje, że ona nie mogła pójść, tylko musiała siedzieć w pracy. Przegląda gazetę w oczekiwaniu, że znajdzie tam informację o sprawie, gdy nie znajduje, jej uwagę przykuwa moda- Zimowe płaszczyki. Zradza również ciotce, że faktycznie Helena stanowczo się rozwodzi- mówiła jej o tym Zośka. Dalej kontynuując swą wypowiedź dodaje, że wczoraj niebyło dużo ludzi, w tym jakiś adwokat i był zdziwiony, dlaczego matka oskarżonego, oddała sprawę tak młodemu adwokatowi. Dorota zapytuje ja czy to oznacza, że przegra? Siostrzenica mówi, że tego nie stwierdzili. Wchodzi Jakub. Mówi, że wraca z sądu i próbował dosięgnąć jakiś informacji od woźnych na temat rozprawy. Dowiedział się, że Marek tęgo broni, i że po takiej obronie oskarżony dostanie najwyżej 3lata. Dorota jest zdenerwowana, wątpi w słowa woźnych. Dzwonek, wchodzi Łukasz - oznajmia, że w sądzie czekają na wyrok. Po czym idzie do szklarni. Siostrzenica rozmawia z ciotką o Łukaszu, dochodzą do wniosku, iż Łukasz jest małomówny, ale i interesujący. Siostrzenica dodaj, iż ciotka też jest jakaś milcząca. Ze szklarni przychodzi Łukasz z różą w doniczce. Stawia na stoliku mówi do Doroty: „pani będzie łaskawa powiedzieć panu, że odchodzę.”

Dorota nie wierzy…Łukasz odpowiada, że nie będzie się tłumaczył, dlaczego odchodzi, to zostanie dla niego. Dziękuje im za wszystko i zostawia różę przez niego wyhodowaną. Prosi, aby Dorota tą różę dała Mecenasowi,(chociaż tamten ma ładniejsze), bo może w niej zobaczy to, czego nie doszukają się inni. Prosi również żeby Mecenas ocenił, jego pracę. Dodaje też, że musi odejść. Żegna się, gdy jest już przy furcie, mówi, że on nazwał swoja różę imieniem swojego nauczyciela ( a nie jak to zwykle bywało imieniem kobiety). Siostrzenica zarzuca ciotce, dlaczego nie zapytała Łukasza, czemu odchodzi, to mogłoby być ciekawe. Dorota odpowiedział jej na to czy Siostrzenica by chciała, żeby ktoś znał jej tajemnicę? Dziewczyna stwierdza, że ona nie żadnej tajemnicy, ale chciałaby mieć. Dorota też mówi, że nie ma tajemnic. Dzwonek, wchodzi Przyjaciel- Dorota jest zdenerwowana i zainteresowana. Przyjaciel mówi im, że wynik będzie ogłoszony lad chwila. Na zapytanie Siostrzenicy czy słyszał obronę. Przyjaciel odpowiedział, że tak. Nawet sam, Winkelhaus wyraził wielkie uznanie. Siostrzenica zastanawia się, jak została umotywowana obecność tego studenta ogrodzie? Złodziej czy nie złodziej i po co się tu pojawił? Przyjaciel mówi, że marek to tak tłumaczył: „oskarżony jest słynnym sportowcem, przede wszystkim celuje w skokach w wzwyż. Szedł sobie koło ogrodowego murku i nagle strzeliło mu coś do głowy: „a może by ten mur przeskoczyć” i skoczył”. Siostrzenicy to wyjaśnienie się spodobało, ale była ciekaw, jak wytłumaczył to, dlaczego student zranił Agenta. Przyjaciel odpowiada, że to Marek też wytłumaczył: „poczuł, że ktoś go chwyta, wówczas zupełnie nieświadomie chwycił jakiś pręt żelazny, nie obliczył siły swego uderzenia i siły wytrzymałości przeciwnika. Ale złych zamiarów przecież nie miał.” Siostrzenica ciekawa jest czy takiego samego zdania będą sędziowie. Stwierdza również, że ciotki to nie interesuje. W takich okolicznościach Przyjaciel nie chce kontynuować swojej wypowiedzi. Dorota stwierdza, że jej to nie nudzi i zresztą niech mówi do gościa tego domu (Siostrzenica). Na Przyjacielu cała ta mowa adwokata nie wywarła dużo wrażenia- zwykłe sztuczki. Na nim zrobiło wrażenie, coś innego. On jako człowiek mało pracujący, wymaga dużo od innych. Często bierze ołówek i rysuje złośliwe karykatury. Siostrzenica zapytuje, co to ma wspólnego z mową obrońcy. Przyjaciel wyjaśnia, że kilka razy w życiu ołówek odmówił mu posłuszeństwa (nie mógł nikogo ośmieszyć). I dzisiaj w sądzie uczuł ukłucie i nie mógł ośmieszyć Marka. A to, dlatego, że dziś w sądzie widział jak jeden człowiek ratował drugiego. Można ośmieszyć „motywy obrony”, „sztuczki adwokackie”, ale nie da się uchwycić, ośmieszyć,- samego ratunku. Dodaje również, że marek nie ma takiej frazeologii jak stary Mecenas, ale maja oni cos wspólnego, jakieś zapatrzenie w punkt daleki, w jakiś znak na niebie czy w jakieś oblicze czegoś Najwyższego. Potrafi wykrzywić ich postacie, ale nie potrafi wykrzywić spojrzenia ich oczu. Siostrzenica wykrzykuje to oni. Wchodzą obaj, bardzo zmęczeni. Mecenas mówi: „uniewinniony” i prosi, żeby nie męczyć obrońcy gratulacjami- musi odpocząć. Zauważa różę i zapytuje, co ona tu robi. Żona wyjaśnia mu, że to róża jego ucznia i dodaje, że Łukasz odszedł. Wicher stwierdza, że Łukasz dalej iść nie mógł. Wspomniał ten wieczór, kiedy chłopak przyszedł do niego, mieli wtedy pic wino, ale wypadek im przeszkodził tak, więc może dzisiaj. Dzwonek, wchodzi Dama. Dziękuje ponownie Mecenasowi. Oznajmia mu, że wyjeżdża o 6:20 - ma pociąg - i że idzie w brzydszy świat. Dodaje, że źle robią Ci, którzy dobrowolnie opuszczają ten ogród. Markowi mówi, ze pewnie pozostanie przy swoim mistrzu - i dobrze zrobi. Żegna się. Mecenas odprowadziwszy damę, popatrzył na różę i powiedział, że pewnie Łukasz tez pojechał o 6:20 w ten brzydszy świat. Wraz z Markiem stwierdzają, że dama z Łukaszem się pokochali. Jednak Mecenas wie, że Łukasz wróci, bo zna wartość swoich róż i choć nie są one doskonałe, to on wie o tym, że one mają w sobie tęsknotę do doskonałości. Tę właśnie tęsknotę z jego ogrodu widzi w swojej róży. Gratuluje markowi, że świetnie zdał egzamin. Po czy dodaje, że obaj dobrze go zdali. Wspomina słowa, które kiedyś ktoś mu powiedział, że broni złodziei, którzy zło wyrządzają nie na jego podwórku i oto przyszedł złodziei, który teraz kradł na jego podwórku, a on go ratował od zguby. Wchodzi siostrzenica zapytuje czy skończyli rozmawiać na tematy zawodowe, bo chcą już przyjść. Wszyscy wchodzą i zasiadają. Na różę Łukasza pada blask słońca, Siostrzenica zauważa, że róża płonie i mówi, że Łukasz odszedł a jest między nimi. Przyjaciel prostuje, mówiąc, że róża nie płonie tylko pada na nią blask słońca. Wówczas Mecenas zwracając się do Siostrzenicy stwierdził, że chłopak nie nazwał róży jej imieniem. Za to ona odpowiada, że wie o tym a nawet wie, że róża będzie mieć imię jego. Marek uważa, że Łukasz wróci.

Krótka interpretacja.

Ten przedziwny zbieg zaskakujących przypadków otworzył przed adwokatem niezwykłą możliwość, jakiej nigdy do tej pory nie spotkał. Zawsze bronił kogoś, kto przeskrobał coś na cudzym podwórku, a teraz miał się zając ratowaniem kogoś, kto wyrządził mu krzywdę jego własnym domu. Odsłania się, bowiem cała prawda. Nie chodziło wcale o róże w tej zagadkowej sprawie, lecz o tajemnicę kobiety. Domniemany złodziej podkradał coś cenniejszego od róż - uczucie pięknej Doroty. Podjęcie się, zatem tego zadania było, zatem wzniesieniem się poniekąd ponad siebie samego. Pomoże mu w tym jego młody uczeń, który tajemnie kocha Dorotę. Dwu z nich ma bronić tego trzeciego, szczęśliwego, którego ona wybrała, wyróżniła. Róże - symbol tęsknoty do doskonałości

ŻEGLARZ.

KOMEDIA W TRZECH AKTACH

Osoby:

Jan;

Med.;

Rzeźbiarz;

Przewodniczący;

Rektor;

Admirał;

Paweł Szmidt;

Stary marynarz;

Wydawca;

Doktorowa;

Helcia;

Iza;

Kapelmistrz;

Pan z komitetu;

Student;

AKT I.

Pracownia rzeźbiarska. W szklanym wykuszu na wzniesieniu duży model pomnika, przedstawiający piękną, smukłą, „szlachetną postać” kapitana Nuta - żeglarza. Na kanapie leży Rzeźbiarz. Na ulice przez okienko wygląda smutna, miła Med.

Rzeźbiarz uważa, że Med jest smutna i na kogoś oczekuje. Dziewczyna potwierdza te przypuszczenia. Rzeźbiarz chciałby, aby dziewczyna nie była smutna. Cieszy się, ze jest to siostra a nie kochanka, bo kochanka a on jest zmęczony i musi odpoczywać po… Med. Dodaje po wysiłku twórczym. On zgadza się ze słowami siostry i rozmyśla o wyjeździe, zamyśla się. Med przyznaje bratu, że lubiła z nim rozmawiać o dalekich podróżach, ale dzisiaj jest jakaś taka nie obecna. Rzeźbiarz mówi o tym, że pochodzą z rybackiej rodziny, i że Med, tak jak wszystkie kobiety takich rodzin czeka w oknie i tęskni, jak ktoś wypływa w morze. Uspokaja dziewczynę, mówiąc żeby się nie martwiła, bo lada dzień wróci. Med nie może zrozumieć, dlaczego tak długo nie wraca, nie ma go przecież półtora roku. Brat jej tłumaczy, że być może tak długo nie wraca, bo ma coś ważnego do zrobienia i dodaje, że dla każdego ważne jest, co inne. Siostra może zrozumieć, że stara mumia jest ważniejsza od niej (narzeczonej), ale nie przez półtora roku. Nagle słyszy, że ktoś idzie. Mówi o tym bratu, wie jednak, że to nie jest jej narzeczony. Wchodzi Rektor. Rzeźbiarz przedstawia rektorowi swoją siostrę. Ten wita się bardzo uprzejmie i mówi Rzeźbiarzowi, że postanowił wraz z prezesem i admirałem spotkać się u niego (rzeźbiarza), aby wspólnie omówić parę spraw. Dodaje, że przyniósł twórcy pomnika kapitana Nuta nową książkę, którą sam napisał o tymże kapitanie. Rzeźbiarz dziękuje za książkę. Rektor powiedział zebranym, że w tej książce jest wszystko, co mógł zebrać o kapitanie. Trzymał się metody, aby zacząć od dzieciństwa a skończyć na śmierci. Dzwonek wchodzi Admirał o Przewodniczący. Przewodniczący zaczyna mówić, w jakiej sprawie tutaj przyszli: mianowicie zbliża się chwila odsłonięcia pomnika (wykonany jest ze spiżu)dodaje również, że na jego głowie jest udekorowanie placu wysoko postawionymi ludźmi. Nie jest to jednak łatwe zadanie, trzeba uważać żeby ludzie się nie obrazili. Wszystko ma być wykona estetycznie i właśnie w tej estetyce ma mu pomóc rzeźbiarz. On odpowiada, że się na tym nie zna. Wtedy Admirał prosi twórcę pomnika o pomoc, ma plastyczny plan wystawy morskiej, która będzie otwarta w związku z odsłonięciem pomnika. Wszystkim plan się podoba. Jednak jest problem, bo nie wszystkie pawilony da się zapełnić. Zapełniony będzie dział hist. z działem naukowo- rozrywkowym, ale mało jest pamiątek po kapitanie Nucie i nie wie, jak ma zapełnić ten pawilon. Rektor na to rzekł, że jest dom po kapitanie nucie, ale jego do pawilonu nie przeniosą. Rektor zapytuje panów, po co taki pawilon, skoro nie ma pamiątek. Admirał uważa, że nie mogą się obejść bez pamiątek i że napisał ogłoszenie, że poszukuje pamiątek po kapitanie. Dostał nawet odpowiedź na to ogłoszenie. Pewien stolarz przyniósł Admirałowi kulawy stolik i powiedział mu, że to jest stolik kapitana Nuta. Jednak Admirał nie uwierzył w to, ponieważ dziurki, które toczą robaki, były wywiercone świderkiem. Mimo to wziął ten stolik. W tej chwili Med. Zobaczyła coś, zrywa się i wybiega. Wszyscy są zdziwieni. Za chwilę wyszedł Rzeźbiarz. Słyszą, jak na zewnątrz ktoś się całuje i ściska. Za chwilę wchodzą 3 osoby, ci i Jan. Rzeźbiarz przedstawia panom swego przyjaciela i narzeczonego swej siostry. Rektor mówi, że oni się znają z Janem, gdyż ten był jego słuchaczem. Jan zauważa zmiany, jakie zaszły w mieszkaniu oraz dostrzega pomnik kapitana Nuta. Jan dowiaduje się wszystkiego o pomniku i jego otwarciu (wcześniej nic nie wiedział, Med mu nie pisała i nie miał dostępu do gazet). Rektor przypomina mu, ze w tym roku mija 50-ta rocznica od chwili bohaterskiej śmierci kapitana Nuta. Jan stwierdza: „nadzwyczajnie”, Med dziwi się temu określeniu. Jan spostrzega książkę napisaną przez Rektora. Admirał patrząc na to wszystko stwierdził, że powinni już pójść do domu, żeby nie przeszkadzać - narzeczony wrócił z dalekiej podróży. Rektor też uważa, że powinni już iść, ale dodaje jeszcze, że Jan to jego ukochany uczeń i choć stal na czele stowarzyszenia „Czarnych beretów”, którzy mu trochę dokuczali, odznaczał się tym, ten ukochany uczeń tym, ze chciał być raczej nauczycielem swego profesora. Na to Jan rzekł, że teraz może powiedzieć, dlaczego wyjeżdża tak daleko -szuka wiadomości o kapitanie Nucie… wszyscy są zdziwieni i zaszokowani tym, co usłyszeli. Med zapytuje, czego ciekawego dowiedział się Jan o kapitanie? Ten jednak nie odpowiada na jej pytanie tylko sam pyta rektora skąd wziął tyle materiału na tę książkę. Rektor odrzekł, że szukał. Jan czyta podrozdziały: „Dzieciństwo kapitana”. Wyczytał tam, że kapitan od dziecka zdradzał pociąg do malowania. Już jako 2 letnie dziecko wylał atrament na serwetę, po czym wpatrywał się w plamy przypominające kształtem Europę, Afrykę. I w tym wypadku Jan zgadza się z Rektorem. Czyta dalej, dowiaduje się, że kapitan odznaczał się szlachetna postacią, i niezwykle pięknymi rysami twarzy. Nos orli, brwi zarysowane śmiało, bujne włosy tworzyły całość piękną. Tutaj jednak ma zastrzeżenia, ponieważ nie posiadają żadnej podobizny kapitana. Dodaje, że jest parę osób, które pamiętają kapitana i wg nich Nut był to człowiek krępy z wydatnym brzuszkiem oraz nieci krzywymi nogami. Med temu zaprzecza, ponieważ na pomniku wygląda inaczej. Jednak brat jej tłumaczy, że nie miał żadnego zdjęcia kapitana i nie wie, jak na prawdę wyglądał. Jan podaje różne przykłady nosów, np. haczykowaty, zadarty, itp., lecz z informacji, które on zdobył nos kapitana był orli. A co do włosów to Jan odnalazł starego golibrodę, który twierdzi, że kapitanowi własnoręcznie w zimie strzygł kapitanowi włosy maszynka nr 3 a lecie po prostu mu głowę golił. Aby potwierdzić swe słowa wyciąga z torby owa maszynkę. Pozostali zastanawiają czy z tą maszynką nie jest tak, jak z tym stolikiem. Janowi tłumaczą, o co chodzi ze stolikiem. Jan wysłuchawszy kwestii stolika, stwierdza, że jego maszynka jest autentyczna, bo wcześniej usłyszał jej hist. a dopiero potem chciał ją kupić. Dodaje również, że można być szlachetnym człowiekiem nie mając tzw. szlachetniej postaci. Pozostali nie chcą się z tym wszystkim zgodzić, bo nawet w wierszu o kapitanie napisane jest, że miał rozwiane włosy. Czyta dalej o stylu życia kapitana, że wiódł żywot iście spartański (twarde lóżko, mała poduszka z trawy morskiej, skromny posiłek 2razy dziennie, 6godz snu i praca a jedyne narkotyki, jakie brał to tylko fajka, mocna herbata i plasterek gumy do żucia). Jan nie wie, co kapitan jadł i jaki spał, ale co do narkotyków to. Wg jego wiadomości, używał ich więcej niż podaje Rektor w swej książce. Już od rana pił na czczo zwykłą siwuchę. Potem pił wódkę oczyszczoną, przy śniadaniu pijał whisky a po śniadaniu koniak i różne nalewki. Przewodniczący jest oburzony, że może kapitan czasem sobie wypił, więc, po co to wyciągać to na „światło dzienne”. Jan nie może zrozumieć, dlaczego oni piszą nie prawdę. Przewodniczący tłumaczy mu, że Rektor myślał o „ubogich duchem”, którzy to czytać mogą. Chodzi o to, aby „ubogi duchem” wzbogacił się widokiem piękna, bijącego ze wspaniałej postaci a nie był z bohaterem za pan brat. Jan zostawia tę rozmowę i z powrotem wraca do książki, w której autor dużo miejsca poświęcił miłości kapitana do lady Peppilton… zgadza się z tym, że czytał te prześliczne listy. W listach tych kapitan mówił tkliwie, pięknie, czule. Zdarzył się wypadek; Jan znalazł między starymi drobiazgami i papierami, które nie miały nic wspólnego z kapitanem nutem, znalazł kawałek zapisanego papieru. Był to kawałek koperty. Wyjmuje ją z teczki. Z jednej strony napisane jest „Kapitan Nut”. Ten list to własnoręczne list kapitana. Admirał zapytuje skąd ta pewność? Jan odpowiada, że w ich muzeum jest jeden jedyny autograf kapitana. Raport o przebytej podróży. Porównał pismo. To samo. Wyznaje, że w teczce ma wszystko, co dotyczy kapitana. Admirał się ucieszył i powiedział, że umieści wszystkie te rzeczy na honorowym miejscu. Jan czyta tę kartkę: kapitan pisze tam, że musi wyjechać a ona ma się sprawować dobrze, bo jak nie to, jak wróci to jej kości połamie. Rektor zauważa, że w książce jest odbitka autografu kapitana. Porównują ową, kartke z podpisem znajdującym się w książce. Na początku zgadzają się, że to ten sam podpis, jednak później Rektor stwierdza, że inna jest kropka nad „i' i ogonek przy „ę”. Jan stwierdza, ze jest to, to samo pismo, świadczą o tym błędy ortograficzne. A co do listów do lady Peppilton, jest przekonany, że ich wcale nie było. Przewodniczący mówi, że przecież są listy. Jan odpowiada mu na to, że listy te są tylko w odpisach. Po prostu romantyczna lady Peppilton listy te sobie wymyśliła i na listy swoje napisała fikcyjne odpowiedzi. Do tego wszystkiego dodaje jeszcze, że kapitan nie tylko na papierze groził kobietom, ale naprawdę potrafił kobietę wychłostać pozostali potępiają ten haniebny czyn, chociaż Przewodniczący uważa, że czasami… Jan mówi, że to są już inne sprawy a jemu chodzi o tym, że nie można przedstawiać kapitana jako tkliwego trubadura. W tym momencie swojego wywodu zbliża się do sprawy najważniejszej, mianowicie śmierci kapitana. Kapitan, nie chcąc oddać okrętu w ręce nieprzyjaciół, podpalił statek i zginął z nim w nurtach wody. Zginął 50lat temu mając 25lat- tak mówi legenda. Od siebie dodaje, że w swojej wędrówce spotkał marynarza. Nazywa się on Jakub Fala był przy śmierci kapitana Nuta. Zgodził się przyjechać z nim tutaj, stoi teraz przed domem. Jan wychodziło zawołać. Jan prosi Jakuba żeby powiedział, jak to było ze śmiercią kapitana. Stary marynarz mówi, że żadnej bitwy morskiej wtedy nie było. A statek zapalił się, ponieważ jeden usnął z fajką w zębach i tak zatliło się i był pożar. Kapitan wcale nie został na statku tylko wraz ze mną go opuścił. Przewodniczący nazywa Jakuba, łgarzem, jak to zwykle „wilki morskie”. Jan temu nie przeczy, ale zapytuje, jakie są dowody (oprócz wiersza) na to, że Kapitan żyje? Przewodniczący stwierdza, że nawet szczur ucieka palącego się statku a co dopiero człowiek. Jan mówi zebranym, że oni dalej nie rozumieją, o co jemu chodzi. On nie potępia tego, że kapitan uciekł, bo pewnie sam też by tak zrobił. Jemu chodzi o prawdę. Chce, aby skończyli z legendą o kapitanie. Uroczyście wymawia: „Kapitan Nut nie był bohaterem”. Przewodniczący wraz z pozostałymi wychodzą nie mogą tego dłużej słuchać. Za wychodzącymi Jan krzyknął, że wyjście to piękna demonstracja, ale nie argument.

AKT II.

Pokój Jana.

Do Jana przychodzi Med z obiadem, bo myśli, że ten nie jadł. On odpowiada, że może i nie jadł, ale ogólnie za dużo jedzą i stad tyle chorób. Prosi Med, aby zabrała to jedzenie, ponieważ on nie będzie jadł, ma 2 butelki tu mu wystarczy. Dodaje żeby, Med dał coś do zjedzenia bratu. Ten też nie chce jeść, teraz śpi, chyba dużo wypił. Jan jest zdziwiony skąd rzeźbiarz ma tyle pieniędzy żeby się upijać. Med. nie może zrozumieć, dlaczego Jan jest dla niej niemiły. Ten odpowiada jej, że rozumie jej dobre serce, ale nie może korzystać z dobroci jej brata, bo on stawia pomnik, który skończy niedługo, a on miałby korzystać z pieniędzy pobieranych za to - on, który kapitana… Med. zapytuje go, z czego będzie żył twierdzi, że żaden wydawca nie kupi jego książek, nie odważy się. Jan rzekł jej, że właśnie wraca od wyd. i ze ten zraz przyjdzie. Dzwonek, wchodzi wydawca. Wydawca nie zbyt miłych wiadomości dla Jana, był właśnie w drukarni i dowiedział się, że kosztorys jest bardzo wysoki. Po tych słowach Jan stwierdza, że odbicie książki o kapitanie Nucie wyniesie tak dużo, iż nie warto jej drukować. Zapytuje wydawcę, żeby stanowczo powiedział, co postanowił. Wydawca sam nie wie, sprawę ułatwia mu Jan mówiąc, żeby się wstrzymać z wydaniem jego książki. Jednak wydawca stwierdza, że jeżeli wydawać książkę o kapitanie to tylko teraz. Wyciąga pieniądze z pugilaresu i kładzie na stole. Jan mówi do wydawcy, że nie chce, aby ten ryzykował i stracił. Wydawca wyraża nadzieję, że nie stracą a może i zarobią na tym. Jan stwierdza, że zarobią na tej książce, bo ludzie lubią czytać książki, w których z imienia i nazwiska obniża się ludzi. Jednak zrobią to później. Wydawca nadal nalega żeby wydać tę książkę teraz, bo jest to najlepszy okres, aby to zrobić a po drugie stwierdza, że pieniądze przydadzą się janowi, bo ma narzeczoną i trzeba mieć pieniądze na ślub. Jan postanawia, że mimo nalegań wydawcy umowy nie podpisze. Wydawca wychodzi i chce zostawić pieniądze, jednak Jan się nie zgadza i ten zabiera je z powrotem. Po wyjściu wydawcy Med prosi Jana, aby ten szybko wydał tę książkę i zapomniał o tym kapitanie, bo tak długo na niego czekała. On ją zapytuje czy to będzie po jej myśli, przecież kochała kapitana Nuta. Teraz jest jej wszystko jedno, jedyne, czego pragnie to tego, aby Jan wziął pieniądze i żeby mogli zamieszkać razem. Jan wyznaje Med miłość i wyznaje, że chce być blisko niej. Dzwonek. Jan idzie otworzyć drzwi. Do pokoju wchodzi starzec o grubym kiju. Przedstawia się, mówi, że nazywa się Paweł Szmidt. Przyszedł do Jana z pewną propozycja, bo myślał, że Jan jest sam. Gdy starzec chce wychodzić Med mówi, że ona miała właśnie wychodzić. Gdy dziewczyna wyszła, Jan zapytuje Szmidta, w czym może mu pomóc. Ten opowiada mu, że mieszka tu od niedawna i słyszał, że Jan pisze dzieło o kapitanie Nucie przedstawiając go… delikatnie mówiąc w nowym świetle. Jan jest zdziwiony, że starzec wie o tym. Myślał, że wie to mała liczba osób. Starzec zapewnia Jana, że on by mógł mu pomóc, bo znał kapitana. Wyciąga butelkę wina i pyta starego, co może mu powiedzcie ciekawego o Nucie? Szmidt zaczyna swoją wypowiedź od stwierdzenia tego, że Nut w oczach Jana nie był bohaterze, a on sam od siebie może dodać, że miał niejeden grzech, którego nie powinien mieć porządny marynarz. Np. przewoził ładunek chińskiego jedwabiu, między którym było opium; do krajów, w których alkohol nie był potrzebny nawet, jako lekarstwo przewoził spirytus; Jan rzekł, że był to przemyt. Jan się zasmucił, na co Szmidt powiedział, że informacje o Nucie go ucieszą. Jan wyznaje, że jak sam szuka wiadomości o kapitanie to go to cieszy natomiast, kiedy ma podane na talerzu to już nie bardzo. Jednak dalej słucha starca zapytuje go skąd zna kapitana? Szmidt rozgląda się po pokoju dostrzega okręt i mówi, że na tym żaglowcu napisane jest „Mewa”. Jan jest zdziwiony skąd starzec to wie skoro napis ten jest zadarty i ledwo go można z bliska odczytać. Starzec dostrzega również lampkę i pyta Jana skąd ma te przedmioty? Ten odpowiada, że po matce, która umarła dawno temu i nie zna on dobrze ich historii. Wie jedynie tyle, że matka jego te przedmioty otrzymała od swojej matki, które ta otrzymywała od jakiegoś marynarza. Szmidt pyta go czy nie wie on, kim jest ten marynarz? Gdy Jan mówi, że nie wie, Szmidt wyznaje, że był to kapitan Nut. I przyznaje się do tego, że to on jest kapitanem Nutem. Jan jest w szoku. W Alkowie się coś poruszyło. Wychodzi z niej rozespany stary marynarz. Gdy podszedł do Szmidta to się przegnał i odszedł. Jan domyślił się, że stary marynarz poznał w Szmicie- Nuta. Wyciągnął z torby lisy i pyta Szmidta skąd ten list znalazł się w jego rzeczach? On mu odpowiada, że to była kartka pisana do jego babki (Jana). Gdy Jan próbuje to wszystko zrozumieć, Szmidt mówi mu najważniejszą sprawę, mianowicie oznajmia mu, że babcia była jego i że miał z nią dziecko. Tym dzieckiem była mama Jana. Jan po chwili uprzytomnia sobie, że Nut to jego dziadek oznajmia mu, ze wolałby żeby Nut pisał do jego babci cieplejsze listy takie, jakie pisał do lady Peppilton. Ten wyznaje mu, że listy te nie są jego autorstwa, tak samo jak nie napisał „Katechizmu młodego marynarza”, ani aforystów: „Zrób klucz do morza a otworzysz mi cały świat”. Dodaje też, że nie piękne listy mówią o pięknej miłości. Zapytuje go również czy Jan słyszał, co złego na jego temat od matki? Jan odpowiada, że sam nie wie, o kim słyszał, bo raz był zwykły marynarz a innym razem kapitan Nut. Teraz dopiero zdaje sobie sprawę, że to była jedna osoba. Zdradza, że o kapitanie słyszał to, co najpiękniejszego… i te słowa kazały mu kochać kapitana. Szmidt wyznaje Janowi, że nie przyszedłby do niego, gdyby te nie chciał niszczyć tego, co kocha. Mówi mu żeby zostawił te sprawy tak, jak są, bo tym, co chce zrobić nikomu nie pomoże i ludzie mu nie uwierzą. Jan jest zdziwiony, że ma nie mówić prawdy. Szmidt kontynuuje dalej swój wywód, odkrył nieznaną na mapie wysepkę i „zatknął tam flagę”, że pijany sternik zabłądził i on sam nie był trzeźwy, stąd prosty wypadek. Jan mówi mu, że ten nie ma nic z bohatera. To aż irytujące. Nut tłumaczy Janowi, że w nagrodę za to odkrycie otrzymał od wielkiego mocarstwa, które tę wysepkę miłosiernie przygarnęło… kawałek ziemi w pobliżu miasteczka. Część tej ziemi sprzedał na wino i kobiety a część został i z miasteczka zrobiło się miasto. Budują się tam domy, bo sukcesorowie jego maja do tego prawo. A jednym z tych sukcesorów jest właśnie Jan. Ten jest zdziwiony, że to wszystko dla niego i dlaczego Nut z tego nie korzysta? Nut odpowiada, że musiałby ujawnić, że żyję a woli teraz być Pawłem Szmidtem. Dodaje, że Jan może wykazać, że jest potomkiem kapitana Szmidta, ale nie należy mówić tego, co Jan nazywa „prawdą”. Jan zastanawia się, co będzie robił z tymi pieniędzmi… Szmidt podsuwa mu pomysł, żeby kupił jacht a wtedy będzie pływał z Med. wchodzi Med. Jan pyta ją czy zna skądś tego starca? Odpowiadała, że ta twarz jest jej znajoma. Jan patrząc na żaglowiec mówi, że jest on z krwi kości kapitanem Nutem i dziś zrozumiał, dlaczego. Nie chce powiedzieć Med, dlaczego tak uważa. Dzwonek. Wchodzi Przewodniczący. Wita się ze Szmidtem i stwierdza, że już gdzieś go widział, ale nie wie gdzie. Szmidt też mówi, że zna skądś przewodniczącego, ale nie wie gdzie mogli się spotkać. Przewodniczący próbuje sobie przypomnieć uważa, że mogli się spotkać u doktorowej w restauracji „Pod Witrażem”. Wówczas Przewodniczący prosi Jana, aby te przyszedł do niego na pogawędkę w pewnej sprawie. Jan domyśla się, że chodzi o sprawę Nuta i mówi, że pana Szmidta interesuje ta sprawa, ponieważ znał on kapitana Nutę oraz, że ma takie samo stanowisko, jak panowie. Przewodniczący przytacza, Szmidtowi to, co na temat Nuty mówił im Jan. Potem kieruje słowa w stronę Jana. Mówi mu, że rektor bardzo go ceni i chce mu dać jakąś docenturę. Oprócz tego mówi także, że Rektor został poproszony, aby swoje dzieło o kapitanie Nucie przerobił na podręczniki szkolne. A ten chce prace tę przekazać właśnie Janowi. Jan chciałby wybuchnąć, ale stłumił coś w sobie i rzekł, że docentura jest dla niego mała a te 2 propozycję mógłby „wyrzucić przez okno”. Bo na jego drodze stanęły wysokie domy i jacht, które on musi rozbić, zwalić, zburzyć. Szmidt uznał, że tego nie słyszał, poprosił przewodniczącego, aby poszli do doktorowej i obaj panowie wyszli. Med. zarzuca Jana pytaniami o postać starego o to, co chce burzyć i o co chodzi z tym jachtem? Jan mówi Med, że przed godz. ta chciała, aby on się sprzedał a teraz przyszli jeszcze więksi kupcy. Dziewczyna mówi mu, że on te propozycje odrzucił. Gdy słyszy od Jana, że piękne ma teraz oczy. Odpowiada mu to, dlatego że on się w nich odbija.

AKT III.

„Pod Wirażami”- jest to niewielka winiarnia-restauracja.

Dziewczyny patrzą na to, co dzieje się na placu. Felcia rozmawia z Izą, o tym, że przychodzi dużo osób i że są oni wpuszczani za biletami. A do nich nikt nie przyjdzie. Narzekają także, że dzisiaj wielkie święto a one w dziurawych lakierkach. Podczas trwania rozmowy dziewcząt wchodzi doktorowa. Mówi do nich żeby nie narzekały. Felcia mówi, że słyszała od brata ciotecznego, że „mechanicznie” zostanie odsłonięty pomnik kapitana Nuta. Zapytuje tez doktorowej, co pokażą na tym podwyższeniu/ ta odpowiada, że to jest trybuna, na której przemówi do zebranych rektor. Kobiety zauważają, że nawet osoby bez biletu i warstwy najniższe chcą zobaczyć tę uroczystość- chłopcy wychodzą na dachy. Felcia zauważa, że środek placu jest pusty. Doktorowa tłumaczy jej, że jest to miejsce zarezerwowane dla osób najwybitniejszych. Dodaje także, że zostały zmienione nazwy ulic. Lipowa będzie się teraz nazywać Lady Peppilton. A ul. Filipa będzie - ul. Kapitana Nuta. Do restauracji wchodzi Szmidt. Wita się z dziewczynami. Te zauważają, że Szmidt jest elegancko ubrany. Doktorowa prosi żeby dziewczyny zajęły się gościem a nie patrzy na to, co się dzieje na placu. Szmidt tym razem napił się wina, bo jak święto, to święto. Iza zauważa, że na plac przychodzą: tajna policja oraz straż ogniowa, sokoły i wojsko. Przychodzi też pułk strzelców. Wchodzi Przewodniczący. Mówi doktorowej, że on wszedł tylko na minutkę. Po tych słowach kieruje zapytanie do, Szmidta dlaczego ten nie zgłosił sir do niego o miejsce na placu. Szmidt stwierdza, że tam jest miejsce dla grubszych ryb i ż jemu dobrze się ogląda z restauracji. Przewodniccy prosi doktorową o śledzika i o jednego głębszego. Patrzy Na zegarek i mówi, że już czas. Wówczas wchodzi rektor. Mówi, że wszedł tylko na chwile żeby wypić surowe jajko, bo boi się o swoje struny głosowe. Przewodniczący dodaje do słów rektora, że dobry jest jeszcze koniaczek po. Felcia widzi, że jedzie kawaleria i orkiestra. Przewodniczący dostrzega przybyłe już na plac niższe duchowieństwo i stwierdza, że już czas i na biskupów. Przewodniczący znika. Rektor zapytuje doktorową czy może zjeść cos leciutkiego przed swoją mową. Kobieta mówi mu, że może, nie powinno mu zaszkodzić. Rektor je pomidora. Wchodzi wydawca z czwórką dzieci i szuka rektora. Wydawca mówi rektorowi, że zdążyli na dziś odbić 1500 egzemplarzy dzieła, które rektor przerobił dla dzieci. Dodali tam 6 trójkolorowych obrazków z życia kapitana Nuta. Pierwszy obrazek wyobraża kapitana małego siedzącego przed mapą. Drugi to-„Kapitan dobry dla matki”, trzeci „Kapitan pieści się z ulubiona małpką i pije herbatę”. Wszyscy restauracji zachwycają się tą książeczką. Szmidt chce ją zobaczyć. Wydawca mówi, że 25 egzemplarzy postanowił rozdać dzisiaj za darmo, aby dzieci czytając wzrastały w cnocie, w poczuciu obowiązku, którego pan rektor jest także przykładem. Doktorowa daje dzieciom cukierki. Wydawca wychodzi wraz z dziećmi. Felcia widzi, że na plac przyjeżdżają zagraniczni posłowie. Wchodzi Przewodniczący a za nim Admirał. Przewodniczący zwraca się do rektora, że trzeba się przygotować. Admirał prosi doktorową o bułeczkę z masełkiem a na to sardynkę. Wyraża obawę, że po efektownym odsłonięciu pomnika, jego wystawa może przejść bez wrażenia. Przewodniczący uspokaja go, ze będzie dobrze. Dodaje, że może urządzić pogrzeb rektorowi. Ten się obrusza. Jednak Przewodniczący tłumaczy się, że lepiej jak to zrobi on niż jakiś niedoświadczony partacz. Dziewczyny dalej patrzą na to, co się dzieje na placu. Wchodzi Stary marynarz zupełnie pijany. Nie widząc Szmidta prosi doktorową by ta dała mu jednego. Zwraca się do niej ciociu. Ta odpowiada mu, że jest wdową po okrętowym lekarzu i do pokrewieństwa w żadnym stopniu do starego się nie przyznaje. Przewodniczący karze iść marynarzowi na plac, ma on zarezerwowane honorowe miejsce tuz pod pomnikiem, jako jedyny świadek śmierci kapitana. Panowie zauważają, że marynarz ledwo trzyma się na nogach. On temu zaprzecza mówiąc, że wszyscy się kołyszą tylko nie on. Przewodniczący przypomina marynarzowi, że dostał od nich ubranie, medal i pieniądze…przypomina, że to on Przewodniczący rektor i admirał. Ten odpowiada, że admirał tyle go interesuje, co zeszłoroczny połów wielorybów. Gdy Szmidt spojrzał na Marynarza, ten znieruchomiał i stanął na baczność. Szmidt dał znać ręką: „wyjść stąd”. Marynarz natychmiast wytrzeźwiał i szedł jak w marszu. Admirał dziwi się, że Marynarz przed cywilem staje na baczność. Marynarz wychodzi i idzie wprost pod pomnik. Ludzie robią mu miejsce. Od „tyłu wpada „Pan komitetu” i mówi na uch do rektora. Wychodzą. Admirał wspomina, że zostawił na dzisiejsze święto rocznik marynarzy, którzy mieli wczoraj wracać do domu. Nie podobało się im to i o mało nie wybuchł bunt. Zaczęli się wyrażać nie pochlebnie o kapitanie Nucie. Przewodniczący patrzy po niebie i zauważa gromadzące się na nim chmury. Boi się żeby nie rozpadało. Wchodzi Rektor podniecony. Mówi, że po jego mowie ma wejść na trybunę ten z „Czarnych Beretów”, który chce wygłosić swoja prawdę. Rektor obawia się, że to zepsuje całą uroczystość, bo racje me ten, kto ostatni przemawia. Admirał na to, że wystąpienie Jana popsuje mu wystawę, bo ma ją po tym wystąpieniu, wystąpieniu. Przewodniczący patrzy na zegarek i oznajmia, że pora już iść i zacząć uroczystość. Musi on odsłonić pomnik w słońcu, dlatego mówi rektorowi, że ten musi mówić tak długo, jak chmura będzie na słońcu. Rektor odpowiada mu na to, że musi skończyć mowę we właściwym czasie. Przewodnicy mówi mu, że w takim razie dorzuci jakieś dodatkowe historyjki z życia kapitana. A gdyby chmura stanęła i nie chciał się ruszyć, to może dorzucić jeszcze parę takich historyjek. Natomiast, gdy rektor będzie przemawiał, a chmura ma zaraz pójść a nadejść ma następna, wtedy rektor ma wyrzucić ze swej mowy część i dać zakończenie. Wychodzą, ale wpada Kapelmistrz. Przewodniczący przypomina mu, co ma robić, kiedy spadnie zasłona z pomnika- wystrzelą z armat i zawarczą bębny: jeden ogromny grzmot. Poczekają chwilę i dopiero uderzą w instrumenty dęte. Wychodzą. Wchodzi Jan nieco smutny przysiada się do Szmidta. Zaczynają rozmawiać o osobach przybyłych na tę uroczystość. Szmidt mówi do Jana, że choć ten nie zamącił jeszcze sprawy to chce wystąpić po mowie rektora. Jan mówi a no tak. Wchodzi Rzeźbiarz. Jan podchodzi do niego. Rzeźbiarz przyszedł się tylko posilić a potem idzie na plac. Jan prosi go o przysługę i daje mu kopertę. Chce, aby rzeźbiarz ją przechował. Jest w niej zrzeczenie się pewnych praw, korzyści. Rzeźbiarz pyta go czy to jest związane z dniem dzisiejszym, ten odpowiada, że tak, ale więcej nie może powiedzieć. Rzeźbiarz zgadza się przechować kopertę, wychodzi. Jan wraca do stolika. Na pytanie Szmidta, co było w tej kopercie dostaje odpowiedź, że Jan zrzeka się spadku po kapitanie i nie chce mieć do niego żadnych praw. Mówi, że postępuje jak człowiek prawdziwy- zrzeka się praw po kapitanie. Szmidt po chwili stwierdza, że Jan jest silny, ale… to jest jego prawda. Prawda o Janie…to nie jest prawda o kapitanie. Jan nie rozumie. Szmidt tłumaczy mu, że cała ta historia dobiega do końca. Kończy się pierwszy szereg zdarzeń, który przeżyli. Trzech tu było ludzi: Jan, on i niewidzialny kapitan Nut. A on znaczy tu już najmniej. On już odchodzi i pozostaje was dwóch- ty i kapitan Nut. Mówi mu również, że życie kapitana Nuta jest związane z jego życie. I będzie istniał dopóki będzie istniał Jan. Jan odpowiada, że przecież to on uśmierca kapitana i nie jego serce sędziego go ożywiało. Szmidt pyta, zatem czyje…? Każdy chce tylko to coś kupić lub sprzedać. To targowisko, na którym wywieszono dziś napis „Kapitan Nut”. Jutro wywieszą inny. Jan mówi, że może kapitan będzie żył w sercu dzieci. Szmidt cieszy się, że możliwe jest dalsze życie kapitana. Jednak Jan mówi, że te dzieci staną się kiedyś, jak ci handlarze, co kręcą się dookoła. Zauważa w oczach, Szmidta, że ten wie o nim rzeczy, których on sam nie zna. Chce kończyć rozmowę. Na zakończenie Szmidt mówi janowi o sobie, że od dawna obciążony jest jakimś smutkiem, ale powie mu, że oprócz smutku jest w nim jeszcze jakaś żywsza tęsknota. Dodaje, że z początku przywiódł go do Jana jakiś instynkt starego człowieka o sercu już słabym po dalsze życie młodego serca. Teraz widzi to jasno, że treścią jego życia nie jest tylko ten starczy smutek, ale i ta wielka tęsknota, która jest i w Janie. I on przychodzi po to dalsze życie tej tęsknoty ku czemuś, co jest ponad nim - przychodzi do niego. Wpadają dziewczyny i mówią, że jest awantura, bo ktoś wynajął miejsce z balkonu, a balkon był od podwórza. Wpada kapelmistrz i Przewodniczący. Przewodniczący pyta Kapelmistrza, co się stało. Ten mówi mu, że składa batutę i nie może grać, część zjednoczonych orkiestr zastrajkowała. Orkiestra chce, aby rząd wypłacił całą sumę, bo inaczej nie będą grać. Przewodniczący mówi, że komitet nie ma pieniędzy. Jan wstaje i mówi, że już nie może tego wytrzymać i daje wszystkie pieniądze, aby orkiestra zagrała. Szmidt tez daje banknot. Nagle tłum cofa się i napiera na restaurację. Okazało się jednak, że robił miejsce dla dzieci. Rozlegają się dzwony. Wchodzi Med. Jan pyta ją, po co przyszła. Ta boi się o Jana, bo słyszała, że on coś... Felcia mówi, że rektor wszedł na podwyższenie. Zaczyna mówić jednak nie słychać słów. Iza mówi, że rektor mówi o gwiaździstych nocach na morzu i morskiej burzy, itp. Kiedy Rektor skończył, Szmidt wstał. Med. w ekstazie mówi do Jana: „to twój kapitan”. Jan odwraca głowę ku pomnikowi i mówi: „kapitan mój”. Przez drzwi wpadają studenci i wołają Jana żeby ten szedł przemawiać. Jan jakby nie słyszał. Student czeka na odpowiedź. Jan z wolna zdejmuje beret. Studenci też zdejmują berety. Wszyscy patrzą w Żeglarza.

Krótka interpretacja.

Nad prawdą życia zatriumfowała prawda wzniosłej legendy. Cóż z tego, że prawdziwy kapitan niewiele miał wspólnego z tą młodzieńczą postacią z kamiennego posągu. Stworzyła go i przyozdobiła wszystkimi urokami wielkości tęsknota tłumów, bo tłumy chcą mieć swoich wielkich ludzi. Tę tęsknotę tłumów sztuka artysty przyoblekła w widomy i urzekający kształt. Tęsknota za czymś pięknym i wielkim, co istniej ponad zwyczajną, przyziemną codzienność.

8



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Teatr i Dramat. Pokolenie 56, Polonistyka, oprac i streszcz
25. DRAMATURGIA JERZEGO SZANIAWSKIEGO, 26. DRAMATURGIA JERZEGO SZANIAWSKIEGO
streszczenie fragmentu dramatu Juliusza Słowackiego
Szaniawski J., Opracowania i streszczenia
dramat 123 Szaniawski, LEKTURY, 20-lecie międzywojenne
szaniawski dramaty
Szaniawski - dramaty, Dwudziestolecie międzywojenne, Lektury, lektury, Szaniawski
29 Dramat Szaniawskiego
Dramaturgia Szaniawskiego, LEKTURY, ZAGADNIENIA 20 - lecie międzywojenne
dramat romantyczny, Streszczenia lektur
IV.6 Realistyczny dramat o tematyce współ. Jerzy Szaniawski, IV
XX-lecie 12, Cechy dramaturgii Jerzego Szaniawskiego na przykładzie Żeglarza
J Szaniawski Wybór dramatów Wstęp BN
17568 leon kruczkowski niemcy streszczenie dramatu
Szaniawski Jerzy Żeglarz streszczenie

więcej podobnych podstron