Jaka cisza -
Terkotanie konika polnego
Świdruje skałę.
Basho
Słuchanie jest cudowną rzeczą. W codziennym pośpiechu, przeciętny człowiek mówi i słucha razem około czterdziestu minut na dobę. Przeciętny. Doba ma 24 godziny.
Przeciętny człowiek jaki jest, każdy widzi. Każdy słyszy. Nic dodać nic ująć, bo to jest właśnie on (ona). Jak jemu-(jej) kazać być kimś innym, to ona-(on) wciąż pozostanie taka jaka jest. Słonecznik stoi sobie w wazonie i męczy go upał. Ciocia w kuchni peroruje non stop. Oni są jacy są. Czasem trudno to usłyszeć. A umysł-gaduła cały czas omawia. - Zagłusza.
"A, bo ciocia to zawsze..."
"A, bo te słoneczniki..."
"A, bo..."
"A, bo..."
Diady - umieć słuchać
Diady Komunikacyjne (ang. communication dyad, or relating dyad) są niezwykłym narzędziem. Sama zasada jest prosta - chodzi o to, żeby mówić - i słuchać. Ale mówić i słuchać z głębokiego, szczerego miejsca. Z miejsca prawdziwego przyzwolenia. I prawdziwej refleksji.
Czym jest diada? Techniką opracowaną w Stanach w latach siedemdziesiątych przez małżeństwo terapeutów. Głębia i niezwykłość oddziaływania diady od tamtego czasu podbiła świat. Jest to technika umożliwiająca prawdziwą wewnętrzną podróż - "prawdziwą", to znaczy nie w wyobraźni i nie na papierze, ale z rzeczywistymi odczuciami, często wyzwaniami na granicy wytrzymałości, ba, z widokami, jakie towarzyszą podróży w realu. Istnieje w Polsce od niedawna jeszcze jedna pokrewna technika - The Journey, opisana w książce Brandon Bays pod tym tytułem. The Journey zanczy "podróż". Diady to nie to samo co The Journey, ale są pod wieloma względami podobne. O diadach na razie nic nie wyszło, chociaż znane są one od ponad trzydziestu lat. Wkrótce może się to zmieni.
Najprościej, w diadzie jest tak: siadamy sobie z partnerem i do partnera mówimy. O tym, co nas akurat frapuje, trapi, cieszy. Szczerze. Prawdziwie. Mówimy tylko przez pięć minut, a potem przez pięć minut słuchamy - mówi partner. Takich zmian jest kilka pod rząd, bez przerwy. W sumie razem runda trwa 40 minut - tyle trzeba wytrzymać na krześle, co pięć minut zmieniając się ze słuchacza w mówcę i na odwrót. I to jest wtedy diada.
Jest jeszcze druga rzecz. Nie tylko mówić - słuchać. W całkowitej ciszy umysłu zastygnąć i... odebrać... to co partner nam komunikuje. Bez komentarza.
Umieć słuchać
Umieć słyszeć
Takim, jakie jest
Nieważne miłe, niemiłe
Nieważne słuszne, nie słuszne
Jeśli otworzę usta
Wpadnę w przepaść bez dna
Praca w Diadach
W diadzie każde z nas pracuje nad jednym z góry wybranym przez siebie tematem, zupełnie niezależnie. To znaczy, że jeśli ja na przykład badam temat tulipanów, a ty temat irysów, to obowiązuje zasada: żadne z nas, w jakikolwiek sposób nie wspiera, nie naprowadza, nie krytykuje, ani w ogóle nie wzmiankuje tematu partnera. - Każdy z nas pozostaje przy swoim, niezależnie od tego co mówi ten drugi. Ja nie wspominam NIC o irysach, bo to Twój temat, a Ty nie komentujesz NIC na temat tulipanów, bo to jest temat mój. Każde z nas zagłębia się w swój proces, bez żadnych aluzji (szczerze!) do cudzego. Funkcją słuchacza jest wtedy tylko jedno: słuchać.
Chodź, patrz
Na prawdziwe kwiaty
Bolesnego świata
Basho
Sytuacja jak z życia. Nie zawsze jest łatwo zaakceptować i wysłuchać. "Ale dziwaczny..." - myślimy. "Ale sknociłem..." Gdy wydarza się coś innego niż sądzimy, że powinno, uczucia w nas natychmiast mówią "Nie!" To twardy, spokojny, nieunikniony głos. Znamy go aż za dobrze. Czasem trudno jest to "Nie" - po prostu przyjąć.
Co to znaczy przyjąć? Być w pełni obecnym z partnerem, to tak jak być w pełni obecnym w danej chwili życia, i to zazwyczaj - trudnej chwili. Co przeszkadza wziąć głęboki oddech, gdy coś dzieje się nie tak? Co powoduje, że studnia świadomego bycia, pozostaje zamknięta? Przecież w chwili, gdy pozwalamy tej właśnie chwili BYĆ, w tej samej chwili ta właśnie chwila zapada się w studnię.
Nasz partner w diadzie podobnie jak i nasz partner w życiu tak naprawdę komunikują zawsze to samo. "Wysłuchaj mnie". Tyle, na ile możesz, ale spróbuj. Naprawdę spróbuj. Tym bardziej, że aby słuchać - nie musisz zupełnie nic robić. Ucichnij na chwilę - bądź dla mnie, w tej chwili, całkowitym niezaprzeczalnym uchem. O to tylko proszę.
W rytuale diady kłaniamy się tej drugiej osobie. Ta osoba kryje w sobie zagadki, których nie sposób przewidzieć. Większość z nich pozostaje poza słowami. Większości ani my, ani oni nie potrafimy uchwycić, nazwać. Mowa jest zawodna. Wiedza jest zawodna. Ale jednak coś tam na dnie lśni.
Kiedy w akcie diady stajemy się wspólnie obecni w tym, co mówimy, liczy się przede wszystkim to niewytłumaczalne lśnienie na dnie. "Jarzenie", że mówimy właściwie o jednym i tym samym, tyle tylko, że zawijamy to w papier słów na dwa różne sposoby. Chociaż startując z dwóch różnych punktów, z dwóch różnych, pozornie odrębnych sytuacji - to w istocie dążymy w tę samą stronę. Nasze pragnienia sprowadzają się do bardzo podobnych haseł. "Jak być wysłuchanym?" "Jak być kochanym?" Każdy tego chce.
Kiedy noc się w powietrzu zaczyna
Wtedy noc jest jak młoda dziewczyna
Wszystko cieszy ją
Wszystko śmieszy ją
Wszystko chciałaby w ręce brać
Gałczyński
Cisza. Umysł diady jest umysłem, który wniknął w siebie i ucichł. Teraz jest bardzo chłonny, ogromnie ciekawy, jak dziecko. Jest cichy i ciemny, nie musi się wyrażać, ale czeka, czeka aż świat podsunie mu okazję. To może być cokolwiek. Domowa kłótnia. Czyjaś oburzająca opinia. Przytulenie. Odgłos Piątej Beethovena. Okazja, aby umysł-noc mógł, po cichu, niezauważalnie, wypłynąć ze swej kryjówki i wlać się.
Najlepszą chyba glebą dla wyrażenia naszej wewnętrznej nocy jest zewnętrzny chaos dnia. Chaosu nie zrozumiemy, nie zwyciężymy. Nie przegadamy. Możemy tylko ucichnąć porażeni jego potęgą, i wewnętrznie zgodzić się, przystać. Wtedy chaos mówi do nas mrocznym, głębokim głosem, w którym zdecydowanie brak finezji. Nie ma w tym głosie zupełnie spójności, nie ma logicznego"jeżeli, to", nie ma dekoracyjności umysłu.. Trochę tak, jakby coś daleko, głęboko spoza nas, jakaś elementarna siła, może wąż lub smok, powoli barytonem ryczało i tak wszechobecną już prawdę.
Diada jest jedyną w swoim rodzaju medytacją. Można ją nazwać medytacją terapii. Mamy zen obierania śliwek i zen uprawiania ogrodu. Zen siedzenia i zen pracy. Diady są zenem mówienia, zenem omawiania życia. Czymże innym jest terapia? To właśnie we wnikaniu w głąb umysłu i wypowiadaniu na głos ukrytych tam treści kryje się siła diad. Jednak diady idą dalej. Nie dają zewnętrznej odpowiedzi, nie mówią - ex cathedra - jak coś zmienić. Nie ma tu terapeuty, który WIE - każdy bowiem musi wiedzieć sam. Skąd? Z wnętrza siebie, czyli właśnie stamtąd, skąd dudni elementarny baryton
Mój smutek jest bez znaczenia, moja radość jest bez znaczenia. Moje trudności są bez znaczenia, moja sytuacja jest bez znaczenia. Moja głupota jest bez znaczenia, moja mądrość jest bez znaczenia. Moje cierpienie jest bez znaczenia. Moja miłość jest bez znaczenia.
Ja jestem bez sensu
Ty jesteś bez sensu
Żaden jedzenia kęs nie ma sensu
Gry są bez sensu
Sny są bez sensu
Nawet, niestety, sens nie ma sensu
Kot z Cheshire
A partner tylko patrzy i milcząco potwierdza - bez znaczenia. Bez znaczenia. Tak, owszem, nie powiem na to nic, słyszę cię bardzo dobrze, ale nawet nie mrugnę. Nie uśmiechnę się. Nie skrzywię. Wiesz, równie dobrze jak ja, że to bez znaczenia. Bez znaczenia. Przyjmę wszystko, co powiesz.
Dopiero teraz możemy wyjść ze skorupki. Dopiero teraz czujemy, że można powiedzieć wszystko - skoro to i tak bez znaczenia. Możemy się wdzięczyć. Bełkotać. Mówić o pogodzie. Możemy nawet świadomie kłamać. Odgrywać role szaleńców, wyrzutków, nieudaczników i świętych, a potem w następnej chwili przyznawać, że to tylko role. I znów przyznawać, że nasze przyznanie się jest kolejną rolą, i tak dalej, coraz głebiej - w głąb. Bo cokolwiek powiemy, to rola, gra. Rola ma jakiś element prawdy, odzwierciedla nasze pragnienie Prawdy, ale nigdy nie jest całą Prawdą. Cokolwiek powiemy, najboleśniejsze zwierzenia i skargi - to tylko fikołek Stańczyka. Ten fikołek jednak powinno się uszanować. Zawiera wystarczająco dużo Prawdy, by nas ku niej pokierować, jeśli się na taką możliwość w skupieniu otworzymy.
Mądrość Stańczyka tkwi w uświadomieniu sobie maski wszystkiego - a taka świadomość to przecież rzecz ze wszech miar rzadka i godna uznania. Drogowskaz: czy cały mój umysł jest bez znaczenia? Czy wszystko co powiem z góry skazane jest na porażkę? To co w końcu ma znaczenie - krzyczymy w odruchu bezcennej determinacji? Tam głębiej, pod spodem, czai się zawsze roześmiana Noc.
Tam terapia nabiera nowego sensu. Nie jest to już tylko znalezienie rozwiązania problemu, czy porzucenie napięcia. Nie jest to pozyskanie pary przyjaznych uszu, którym powierzyć można tajemnice psyche. Owszem, w diadzie może się wydarzyć wszystko to, co zachodzi w konwencjonalnej terapii. To znaczy wszelkie korzyści, wglądy, ulgi oraz uzdrowienia traum z dzieciństwa. Przy wykonywaniu wielogodzinnej czy wielodniowej praktyki diad, te zjawiska mają oczywiście miejsce i pod względem rezultatu, czyni to diady podobnymi do wielu klasycznych szkół - od coachingu po gestalt. . W diadzie wydarza się jednak coś więcej. Oto na własnej skórze odkrywamy, że pod każdą trudnością - zawsze, w każdej chwili - pod każdym problemem czy niewygodą, oczekuje owo tajemnicze, puste COŚ. Spadek w studnię.
Spadek w studnię nie jest tym samym co zwykłe wzruszenie ramionami. Nie chodzi tu o zdyskwalifikowanie problemu, uznanie go za nieważny lub wymyślony. Spadek w studnię wynika z determinacji, z odrzucenia wszystkich pośrednich, częściowych uwolnień jakie dyktuje nam umysł. Co, u diaska, ma znaczenie?! - pytamy, zdesperowani, a partner diady swoim spokojnym pustym wzrokiem zdaje się mówić: "Nic". Pchnięci tym impulsem wpadamy w obecność, odkrywając coraz to głębsze warstwy naszego pytania, coraz głębsze ukryte implikacje i wglądy. Ile tego tam jest! Lecimy w jamie jak Alicja przyglądając się ustawionym na półkach słojom z konfiturami. O rany.
W spokoju, który "podcieka" myśli kryją się podpowiedzi. Jednak to właśnie ten spokój sam w sobie jest istotą rozwiązania. Spokój, który niczego nie wartościuje, który jest doskonale neutralny. Aaaaaaa-hhh..... Swobodny spadek w nieznany labirynt. Ekscytacja i zaciekawienie. Świeżość. Pewność. Cisza.
Lecąc w "bez znaczenia" możemy po drodze dostrzec pewne kształty, wglądy, które dopomogą jak poradzić sobie z problemem w życiu. Te wglądy były niewidoczne dopóki nie zaczęliśmy spadać. Wglądy mogą nam pomóc - praktyka diad rzeczywiście potrafi usunąć wiele kłopotów. Jednak to głęboki spokój był zaczynem, który uwolnił lot. I ten głęboki, głęboki spokój - klucz do studni - jest z nami zawsze w wielkiej diadzie życia. A jest ona diadą bo występuje tu zawsze dwóch uczestników - ja - i On.
Krzysztof Wirpsza
tekst ukazał się na www.taraka.pl
1