Poziom mediów dokładnie odzwierciedla sytuację w kulturze z jej podziałem na kulturę wysoka i masową. Są poważne pisma, radiostacje, programy telewizyjne i w nich zachowało się odpowiedzialne dziennikarstwo w starym stylu. Ale jest to oczywiście mniejszość. Bo media w większości są dzisiaj częścią dynamicznie rozwijającego się w skali planetarnej świata usług. Dlatego musimy pamiętać, że kim inny jest dziennikarz, a kim inny pracownik mediów. W polskim języku to rozróżnienie niestety nie funkcjonuje. W angielskim jest natomiast bardzo wyraźnie definiowane. Używa się pojęcia „journalist” i używa się pojęcia „media-worker”, które z dziennikarstwem nikomu się nie kojarzy. Można być journalist i wcale nie być media- worker. I odwrotnie.
Tak, boją się. W masowych radiostacjach potrzebni są ludzie, którzy potrafią nacisnąć guzik, by puścić właściwą płytę i od czasu do czasu nadać reklamę. Do tego nie potrzeba dziennikarza. Natomiast by napisać dobry reportaż, objaśniający, co się dzieje na świecie, czy komentarz mówiący o tym jak interpretować jakieś zjawisko, potrzebny jest dziennikarz. Ambitne dziennikarstwo - np. reportaż literacki - zostało wypchnięte w rejony literatury. W mediach nie ma już dla niego miejsca.
Stąd tak wielki rozziew między mediami wysokimi, gdzie prawda, dochodzenie przyczyn, pokazywanie źródeł, przewidywanie skutków jest naturalnym imperatywem, a mediami masowymi, którymi chodzi tylko o przyciągnięcie uwagi odbiorcy.
Ma to jeszcze jeden niebagatelny skutek. Media wysokie skierowane są do aktywnego odbiorcy, który jest uczestnikiem przekazu, gotowym do konfrontowania i kształtowania opinii, a w mediach masowych chodzi o biernego odbiorcę, bezrefleksyjnego konsumenta. Dotyczy to głównie telewizji.
R.K.: To się ma w sobie. Prawdziwe dziennikarstwo jest rodzajem powołania. Jest zawodem na pograniczu misjonarstwa.
K.J., P.M: Jak tę misję zdefiniować?
R.K.: Misja to coś takiego, czego owoce wychodzą poza nas samych. Nie robimy tego tylko po to, by kupić samochód lub zbudować willę. Robimy to dla innych.
K.J., P.M: Czyli wierzymy, że istnieje dobro wspólne….
R.K.: Ono niewątpliwie istnieje w każdym społeczeństwie i jest zasadniczym zobowiązaniem, choć nigdy nie jest to odczucie masowe. Jest jednak ograniczona ilość ludzi, którzy są obdarzeni taką - mówiąc językiem religii - „łaską”, albo darem czynienia czegoś, co wykracza poza ich partykularne życie.
Współczesność stwarza niespotykane możliwości i jednocześnie mnoży utrudnienia. Świat XXI wieku jest bardzo obiecujący, ale musimy mieć świadomość, że będzie to także świat bardzo bezwzględny. Świat tylko dla ludzi udanych, dla tych, którzy mu sprostają. Rodzina ludzka powiększa się co roku o 80 mln ludzi. I wszyscy szukają swojego miejsca pod słońcem. Środki masowego przekazu, lansując konsumencki obraz życia na bardzo wysokim poziomie, wywołały wielką rewolucję oczekiwań. Coraz mocniej więc rywalizujemy ze sobą.
Cały problem z opisywaniem współczesnego świata sprowadza się do tego, że każde wydarzenie, sprawa, problem jest jednocześnie takie i inne. Zawsze zresztą tak było, ale nigdy na tę skalę. Świat stał się tak różnorodny, że przy jego opisie trzeba starać się obejmować jak najwięcej elementów.
Pierwsza uwaga dotyczy proporcji. Często spotykane określenie, że ,,cała ludzkość żyje mediami” jest przesadne, jest na wyrost. Nawet jeżeli zgodzić się, że takie niezwykłe wydarzenia, jak np. otwarcie olimpiady, oglądają dwa miliardy widzów, to i tak stanowi to dopiero jedną trzecią ludzkości. Relacje telewizyjne z bardzo ważnych wydarzeń światowych ogląda nie więcej niż dziesięć do dwudziestu procent mieszkańców naszej planety. To oczywiście dużo, ale na pewno nie ,,cały świat”.
Zresztą w wielu krajach świata, np. w Afryce czy w Ameryce Łacińskiej, telewizja jest ex definitione traktowana wyłącznie jako źródło zabawy i rozrywki, stąd odbiorniki umieszcza się głównie w barach, restauracjach czy zajazdach. Idzie się do baru na drinka, a przy okazji zerka na mały ekran. Nikomu nie przychodzi tam do głowy, aby oczekiwać od telewizji czegoś poważnego, aby to medium wychowywało, informowało czy objaśniało świat, podobnie jak nie oczekujemy tych rzeczy, kiedy idziemy do cyrku.
Od tamtego czasu jednak wszystko zaczęło się gwałtownie zmieniać. Zbieranie i dostarczanie informacji stało się zajęciem masowym, uprawianym przez tysiące i tysiące ludzi. Rozmnożyły się szkoły dziennikarskie, które co roku opuszczają tłumy adeptów tej profesji. Jest jednak istotna różnica. Dawniej dziennikarstwo było misją, pożądaną karierą. Teraz wielu z tych adeptów traktuje pracę w mediach tylko jako zajęcie przygodne, przypadkowe, krótkotrwałe i nie wiąże z nim żadnych ambitnych planów na przyszłość. Dziś ktoś jest dziennikarzem, jutro ta sama osoba pracuje w agencji reklamowej, a pojutrze jest już maklerem giełdowym.
Rewelacyjne odkrycie, że informacja jest intratnym interesem, spowodowało gwałtowny napływ wielkiego kapitału do królestwa mediów. Idealistyczni poszukiwacze prawdy zostali teraz zastąpieni na szczytach władzy w tym królestwie przez ludzi biznesu. Tę przemianę najlepiej zauważy każdy, kto latami bywał w lokalach różnych redakcji i radiostacji. Kiedyś mieściły się one na ogół w lichych budynkach, w ciasnych, brudnych pokoikach, w których tłoczyli się dziennikarze - zwykle ubogo ubrani i źle zarabiający.
Ta zmiana spowodowała również to, że miejsce dawnych herosów dziennikarstwa zajęła szeroka rzesza najczęściej anonimowych pracowników mediów. Znajduje to nawet odbicie w nowej terminologii amerykańskiej, w której określenie ,,journalist” zastępuje się coraz częściej terminem ,,media worker”.
Ignorancja wysłanników mediów na temat zdarzeń, o których mają donosić, jest niekiedy zdumiewająca. W czasie strajku w stoczni gdańskiej połowa przedstawicieli mediów, która zjechała tam ze świata, nie wiedziała, gdzie właściwie ten Gdańsk leży. Jeszcze gorzej było w Rwandzie, w tragicznym roku 1994. Ogromna większość obecnych tam wysłanników mediów była w ogóle po raz pierwszy w Afryce, a wielu z nich - przewożonych samolotami ONZ z Europy bezpośrednio do Kigali - nie bardzo orientowało się, gdzie są. Oczywiście nie mieli oni pojęcia o źródłach konfliktu rwandyjskiego, o jego przyczynach i istocie.
Trudno jednak mieć pretensje do reporterów. Są oni bowiem ofiarami arogancji swoich bossów - szefów wielkich sieci medialnych, zwłaszcza telewizyjnych. - Cóż można ode mnie wymagać? - powiedział mi niedawno kolega, operator jednej z wielkich amerykańskich sieci telewizyjnych. - W ciągu jednego tygodnia pracowałem w pięciu krajach na trzech kontynentach!
I rzeczywiście - jakże często stykamy się z tym, że ludzie utożsamiają pojęcie ,,widzieć” z pojęciem ,,rozumieć”. Np. słyszymy, jak spierają się dwie osoby. Jedna mówi do drugiej: - Moja droga, nie masz racji. To co mówisz, mija się z prawdą. - A ta druga odpowiada: - Jak to nie mam racji? Przecież widziałam w telewizji!
To nasze, nieświadome najczęściej, złudzenie, że „widzieć” jest synonimem „wiedzieć” i „rozumieć”, telewizja wykorzystuje dla różnych manipulacji. W dyktaturach mamy cenzurę, w demokracjach - manipulację. Wszystko przeciwko biednemu i bezbronnemu man of the street. Więc np. kiedy media mówią o sobie, zastępują problem treści sprawą formy, w miejsce filozofii podstawiają technikę. Mówią tylko how to edit, how to store, how to print. Temat dyskusji to - editing, baza danych, pojemność dysku itd. Ale c o to edit, c o to store i print - na ten temat panuje milczenie. Mankamentem tych wszystkich dyskusji jest, że pojęcie ,,message” zastępuje się pojęciem ,,messenger”, że jednym słowem - jak już nad tym ubolewał McLuhan - treścią ,,message” staje się ,,messenger”.
Albo weźmy taki światowy problem - prawdopodobnie najważniejszy od zakończenia zimnej wojny - jakim jest sprawa ubóstwa i zobaczmy, jak go traktują wielkie telewizyjne networks. Otóż pierwszy zabieg manipulacyjny mediów to utożsamienie ubóstwa z klęską głodu. Jak wiemy, dwie trzecie ludzkości żyje w stanie permanentnego ubóstwa, które jest wynikiem niesprawiedliwego podziału świata na bogatych i biednych. Natomiast klęski głodu wybuchają tylko lokalnie, od czasu do czasu, spowodowane w dużym stopniu przez naturę - jak susze i powodzie, czasem - przez wojny domowe. W dodatku dość sprawnie działają mechanizmy likwidowania doraźnego głodu - najczęściej nadwyżki żywności z krajów bogatych przerzuca się do miejsc dotkniętych głodem. To jest to właśnie, co najczęściej pokazuje nam wielka telewizyjna sieć - jak likwidujemy głód w Sudanie, Somalii itd. Natomiast jak zlikwidować, albo co najmniej zmniejszyć globalne ubóstwo - o tym ani słowa.
Drugi chwyt manipulacyjny na temat ubóstwa polega na usuwaniu go do programów krajoznawczych i etnograficznych, pokazujących świat egzotyczny. Ubóstwo - to część egzotyki, tam jej miejsce. Ubóstwo jest więc pokazywane jako kuriozum, jako ciekawostka, niemal turystyczna atrakcja. Najwięcej można jej zobaczyć na takich kanałach turystycznych, jak ,,Travel”, ,,Discovery” itp.
Trzeci wreszcie zabieg to traktowanie ubóstwa jako fenomenu statystycznego, jako części natury. Ubóstwo nie jest wyzwaniem, bo nic tu nie możemy poradzić, tak jak nic nie możemy poradzić na wielki mróz czy huragany. To wszystko po prostu jest, musimy się z tym pogodzić.
Żyjemy w paradoksalnym świecie. Z jednej strony bowiem mówi się, że rozwój komunikacji połączył naszą planetę w jednolity organizm, że jesteśmy globalną wioską itd., z drugiej - tematyka międzynarodowa zajmuje w mediach coraz mniej i mniej miejsca, ustępując miejsca sprawom lokalnym, sensacjom, plotkom i wszelkiego rodzaju „news you can use”.
le bądźmy obiektywni i sprawiedliwi. Po pierwsze - rewolucja medialna jest dopiero w toku, to nowy fenomen w historii cywilizacji świata, zbyt nowy, aby już wytworzył skuteczne antyciała przeciw takim schorzeniom, jak manipulacja, korupcja, arogancja i kult tandety. Literatura na temat współczesnych mediów jest bardzo, nieraz miażdżąco krytyczna i ta krytyka, wcześniej czy później, choćby w części będzie wpływać na kierunek ich rozwoju. Po drugie - powiedzmy szczerze, wielu ludzi siadając przed telewizorami chce zobaczyć dokładnie to, co im telewizja oferuje
A te jasne strony mediów istnieją dlatego, że na całym świecie w redakcjach, w rozgłośniach i stacjach telewizyjnych pracuje wielu wspaniałych, utalentowanych, wrażliwych ludzi, dla których Inny stanowi wielką wartość, i dla których nasza planeta jest miejscem pasjonującym, wartym poznania, zrozumienia i ocalenia. Ludzie ci pracują często z największym poświęceniem i zapałem, wyrzekając się wygody i dostatku, a nawet narażając życie, aby tylko dać świadectwo otaczającemu nas światu i pokazać, jak jest on pełen zagrożeń, ale i nadziei.