OBSERWACJA W OŚRODKU REHABILITACYJNYM
Temat obserwacji zaczerpnęłam w ośrodku rehabilitacyjnym. Obserwacja miała miejsce dnia 22 kwietnia b.r. Tego właśnie dnia miałam umówioną wizytę u lekarza. Wizyta miała się odbyć po południu.
Do ośrodka przybyłam po godzinie dziewiątej
Pierwszą rzeczą, którą spostrzegłam był tłum ludzi. Były to osoby, które czekały na wizytę u lekarza oraz Ci, którzy oczekiwali na zaplanowane zabiegi. Na ich twarzach widać było zdenerwowanie, zakłopotanie, oczekiwanie oraz pogodzenie się z takim stanem rzeczy. Większość nerwowo spoglądała na zegarek. Słychać było rozmowy oraz płacz dzieci.
Moją uwagę skupił na sobie mały pacjent, mający około pół roku, karmiony przez mamę. Jedząc, obserwował ludzi, którzy koło niego przechodzili. Do niektórych uśmiechał się. Był bardzo radosnym i pogodnym dzieckiem. Chwilę później jego mama została poproszona przez młodą rehabilitantkę na salę gimnastyczną. W tejże sali miały się odbyć ćwiczenia pomagające małemu pacjentowi. Dosłownie po paru minutach z sali gimnastycznej usłyszeliśmy głośny płacz tego małego chłopca.
Pozostali pacjenci ośrodka oczekiwali niecierpliwie przybycia lekarki, która miała pół godzinne spóźnienie. Oczekując na przybycie pani doktor starsi ludzie opowiadali o swoich dolegliwościach a także o katastrofie pod Smoleńskiem. Młodsi zaś, zanurzeni byli w kolorowych gazetach czy różnego rodzaju książkach (jak choćby młoda dziewczyna poruszająca się o kulach). Inni zaś rozmawiali przez komórki. Mijały kolejne minuty a pani doktor nie przyjeżdżała. Do ośrodka przychodzili kolejni pacjenci m.in. mama z bliźniaczkami. Mama rozebrała je z identycznych kurteczek a małe pobiegły do kącika przeznaczonego dla dzieci. Było tam mnóstwo kolorowych zabawek.
W chwili, gdy dziewczynki zaczęły bawić się lalkami przybyła pani doktor, która przeprosiła pacjentów za swoje spóźnienie. Usprawiedliwieniem miał być „korek”. Pani doktor weszła do swojego gabinetu a za nią recepcjonistka ośrodka, która wniosła ze sobą karty chorób pacjenta. Po chwili do gabinetu zostali poproszeni pierwsi pacjenci. Inni zaś proszeni byli przez rehabilitantki na kolejne zaplanowane zabiegi m. in pole magnetyczne, wirówki nogi, ręki czy też na laser.
W pewnym momencie podeszła do mnie młoda dziewczyna poruszająca się o kulach, która właśnie skończyła czytać swoją książkę. Zapytała się czy ja tak jak ona, czekam na wizytę u lekarki. Jak się okazało dziewczyna miała na imię Karolina i pochodziła z miejscowości oddalonej od mojej o zaledwie parę kilometrów. Rozpoczęłyśmy rozmowę. Niezręcznie było mi się pytać o powód jej chodzenia o kulach. W czasie rozmowy powiedziała, iż dwa lata temu została potrącona na pasach przez samochód. Po paru operacjach Karolina w dalszym ciągu nie odzyskiwała czucia w nogach. Początkowo poruszała się na wózku inwalidzkim. Nie traciła jednak ducha walki. Wiele godzin spędzała na sali gimnastycznej, jeździła na turnusy rehabilitacyjne. Cały czas ma nadzieję, że z tego wyjdzie. Ja również życzyłam jej tego z całego serca.
W tym momencie z gabinetu wyszli kolejni pacjenci. Skierowali się do recepcji, gdzie panie recepcjonistki ustalały terminy zabiegów. Na twarzach tych ludzi widać było ulgę, że to już koniec oczekiwań. Ci, którzy byli pierwszy raz szukali pomocy w rejestracji. Wśród nich byli i tacy, którym podbijano skierowania. Domyślam się, że mogły to być skierowania na specjalistyczny sprzęt rehabilitacyjny. Na zabiegi weszli kolejni pacjenci. Czas płynął. Kolejni pacjenci wchodzili na zabiegi. Moja i Karoliny kolej jeszcze nie nadeszła
Karolina dalej opowiadała. Pewnego dnia zaczęła odzyskiwać czucie w nogach. Kończąc opowiadanie została poproszona do gabinetu pani doktor. Gdy wchodziła uśmiechała się. Pomyślałam, iż mimo bólu, cierpienia, walki jest nadal pogodną osobą. Myślę, iż to wróży powodzenie w walce z chorobą i pomyślne zakończenie.
Małe bliźniaczki dalej spędzały czas w kąciku z zabawkami. Do zabawy przyłączył się mały chłopiec, który początkowo bał się podejść. Zrobił to w asyście mamy.
Życie na rehabilitacji toczyło się swoim rytmem. Jedni wchodzili, drudzy wychodzili. Z czasem zrobiło się luźniej.
Wychodzącej z gabinetu Karolinie pomogłam zanieść do recepcji kartę choroby, pomogłam jej się ubrać i pożegnałyśmy się.
Po powrocie na miejsce mojej obserwacji po długim oczekiwaniu przyszedł czas i na moją wizytę. Po wejściu do gabinetu pani doktor przywitała mnie słowami „Znowu się widzimy…”. Pani doktor znała mnie, iż od paru lat regularnie uczęszczam na turnusy rehabilitacyjne. Mimo przyjęcia już dużej grupy pacjentów pani doktor była nadal uśmiechnięta i pogodna. Myślę, iż lubi to, co robi. To chyba jej pasja - to taki prawdziwy lekarz… Rozmowa z recepcjonistkami - ustalenie terminów ćwiczeń, ilość, godziny i kontakt na początku następnego tygodnia - to procedura po każdej wizycie.
Znam już te dziewczyny, więc nie mam problemu w kontaktach z nimi. Jednego dnia są wesołe i rozmowne innego - różnie to jest. Jak to dzisiaj z nami wszystkimi - raz jest lepiej, raz gorzej. Swoją drogą dzisiaj recepcjonistki miały „urwanie głowy”.
Szykując się do wyjścia zauważyłam, że w ośrodku były już tylko osoby, które miały zaplanowane na ten dzień zabiegi.
Na parkingu spotkałam małe bliźniaczki, które właśnie wsiadały do swojego samochodu.
W ośrodku rehabilitacyjnym życie dalej toczyło się swoim rytmem.
2