33. Żeglarz J.Szaniawskiego jako dramat idei.
I. Biografia autora
Jerzy Szaniawski
Dramatopisarz, eseista. Urodził się 10 lutego 1886 roku w Zegrzynku nad Narwią. Od 1933 roku członek Polskiej Akademii Literatury. Zmarł 16 marca 1970 roku w Warszawie.
Jerzy Szaniawski wychował się w domu ziemiańskim i inteligenckim. Ojciec - Zygmunt pod pseudonimem zamieszczał artykuły w czasopismach, głównie w "Przeglądzie Tygodniowym". Matka pochodziła ze społecznikowskiej rodziny Wysłouchów. Dom rodzinny Szaniawskiego odwiedzali pisarze i artyści, między innymi Klemens Junosza, Maria Konopnicka, Konrad Prószyński oraz działacz ruchu ludowego Bolesław Wysłouch. Rodzice Szaniawskiego byli miłośnikami teatru.
Szaniawski ukończył gimnazjum w Warszawie. Później rozpoczął studia przyrodnicze, w Lozannie uczył się w Instytucie Rolniczym. Wrócił do swojego majątku i żył samotnie, był niezależny materialnie. Do Warszawy przyjeżdżał rzadko, nie utrzymywał kontaktów ze środowiskiem literackim. "Samotnicze usposobienie Szaniawskiego, zamknięcie, małomówność, dyskrecja, zdawkowość wiadomości, jakie przynosiły wywiady, do których z rzadka dawał się namówić, uniemożliwiają właściwie odtworzenie jego biografii w wydarzeniach i realiach ściśle stwierdzonych. (...) Choć nazwisko jego z biegiem upływającego czasu stawało się coraz głośniejsze i coraz mocniej utrwalone, zwłaszcza w pejzażu teatralnym dwudziestolecia, on sam pozostawał wciąż postacią poniekąd tajemniczą i enigmatyczną." (A. Hutnikiewicz, Wstęp w: J. Szaniawski, "Wybór dramatów")
Najbliższe było mu środowisko teatru Reduta, odwiedzał go Juliusz Osterwa i Stefan Jaracz. Czasami także uczestniczył w próbach swoich sztuk.
Debiutował w 1912 roku krótkimi utworami nowelistycznymi i humorystycznymi publikowanymi w "Kurierze Warszawskim" i tygodniku satyrycznym "Sowizdrzał". Opowiadania te zebrał później w tomie ŁGARZE POD ZŁOTĄ KOTWICĄ (1928). Pierwszy dramat pisarza - komedia MURZYN (1917) - został wystawiony przez warszawski Teatr Polski. Ta nieudana premiera nie przekreśliła jednak współpracy Szaniawskiego z dyrektorem Teatru Polskiego Aleksandrem Zelwerowiczem, który zawiózł tę sztukę do Teatru im. Słowackiego w Krakowie. Druga premiera MURZYNA (1917) w reżyserii Sosnowskiego z Ireną Solską odniosła sukces. Odtąd późniejsze dramaty Szaniawskiego były regularnie grywane przez teatry polskie.
W latach 20. Szaniawski stworzył kolejne dramaty: PAPIEROWEGO KOCHANKA (1920), EWĘ (1921), LEKKODUCHA (1923), PTAKA (1923), ŻEGLARZA (1925), ADWOKATA I RÓŻE (1929). W 1924 roku wydał jedyną swoją powieść MIŁOŚĆ I RZECZY POWAŻNE. W konstruowaniu dramatów posługiwał się formą komediową, ale w istocie tworzył teatr refleksyjny i filozoficzny. Zderzał przyziemną rzeczywistość z tęsknotą do celów wyższych. Wymiar realistyczny przeplatał się tutaj ze sferą marzeń. Subtelnie ironiczne dramaty pełne były niedopowiedzeń. Mówiły o oczekiwaniu, podskórnych przeczuciach, podświadomych instynktach. Szaniawski "wywodził skromnie swój teatr z potocznej, zwyczajnej obserwacji świata i ludzi. Widział, jak sam wyznawał - 'w całej przyrodzie, a więc i w człowieku dążenie ku wyższej formie czyli doskonałości'. Był skłonny podejrzewać, że są to często dążenia utajone, zakryte, nieuświadomione - po prostu niezrealizowane możliwości. Ale wystarczy niekiedy jakieś nagłe, niespodziewane potrącenie - urzekająca magia sztuki, 'niezwykły widok' lub 'niezwykła postać', aby owe ukryte właściwości i możliwości duszy zostały wyzwolone w istnieniach ludzkich, często najbardziej niepozornych." (A. Hutnikiewicz, Wstęp w: J. Szaniawski, "Wybór dramatów")
"Nie przedstawiał świata, lecz go konstruował, nie opisywał sytuacji, lecz tworzył ich modele, nie charakteryzował swoich bohaterów w całej ich psychologicznej złożoności, lecz szkicował postawy. Był typowym kreacjonistą." (K. Nastulanka, "Jerzy Szaniawski" w: "Słownik współczesnych pisarzy polskich")
W Reducie wystawiono trzy sztuki Szaniawskiego: PAPIEROWEGO KOCHANKA (1920), EWĘ (1921) i LEKKODUCHA (1923). "Gdyśmy kuli na pamięć poszczególne sztuki Szaniawskiego - wspominał Juliusz Osterwa - każde słowo wydawało nam się bardzo celową, bardzo skoordynowaną frazą muzyczną, a równocześnie nikt nie miał poczucia czegoś sztucznego, wykoncypowanego lub narzuconego." (W. Natanson, "Szaniawski")
Jednak często satyryczny i groteskowy charakter jego sztuk przyczyniał się do pewnych trudności. Szaniawski podczas pracy Reduty nad PAPIEROWYM KOCHANKIEM stwierdzał: "Przede wszystkim nasuwało się pytanie, czy można w tego rodzaju sztuce 'przeżywać'? Reduta w swojej pracy nad poznaniem sztuki odrzuciła na razie barwne, stylizowane szatki, w jakie swe postaci przybrałem, i szukała prawdziwych ludzi. Doszukiwano się nawet aktualności, czyli że nie traktowano sztuki jako 'oderwanej od życia'. (...) Takie podejście do mojej sztuki uznałem po namyśle za słuszne i mające swój głębszy sens." (W. Natanson, Szaniawski")
Sztuki Szaniawskiego pozwalały aktorom na tworzenie bardzo dobrych kreacji. Świetną prapremierę miał PTAK wystawiony w 1923 roku w warszawskim Teatrze Rozmaitości w reżyserii Juliusza Osterwy, scenografii Wincentego Drabika, z Mieczysławem Frenklem w roli burmistrza. Wiele ze sztuk Szaniawskiego miało swe premiery w Teatrze Narodowym, który nie był wówczas teatrem eksperymentatorskim, lecz utrzymywał wysoki poziom komedii polskiej, głównie za sprawą doskonałego aktorstwa. Zagrano tam między innymi: ŻEGLARZA (1925) w reżyserii Stefana Jaracza, scenografii Wincentego Drabika, w roli tytułowej wystąpił Mieczysław Frenkiel. Reżyserem MOSTU (1933), utrzymanego w konwencji realistycznej, ze świetną rolą Kazimierza Junoszy-Stępowskiego jako Przewoźnika, był Karol Borowski. Aleksander Zelwerowicz w warszawskim Teatrze Nowym zrealizował premierowe przedstawienie ADWOKATA I RÓŻ (1929). Sam znakomicie zagrał rolę tytułową. Spektakl był ogromnym sukcesem, a kreacja Zelwerowicza należała do najlepszych w jego karierze. "Po kilku latach milczenia przemówił Szaniawski ze sceny - pisał Boy-Żeleński - Rzecz osobliwa: te lata były dla niego pełne wartości. Dojrzał pod względem techniki, doszedł - można powiedzieć - do mistrzostwa w wymowie półtonów, w grze subtelnych niedopowiedzeń, w sztuce krzesania niespodzianek z sytuacji i charakterów." (W. Natanson, "Szaniawski")
W 1930 roku Szaniawski został wyróżniony Państwową Nagrodą Literacką za ADWOKATA I RÓŻE i odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Polonia Restituta. W 1933 roku został jednym z pierwszych członków Polskiej Akademii Literatury. W latach 30. napisał kolejne sztuki: FORTEPIAN (1932) i MOST (1933). Stworzył miniatury sceniczne dla teatru radiowego: ZEGAREK (1935), W LESIE (1937), z czego wyrosły później DWA TEATRY, SŁUŻBISTĘ (1937), SREBRNE LICHTARZE (1938), DZIEWCZYNĘ Z LASU (1939).
Po wybuchu II wojny światowej rodzinny Zegrzynek został przyłączony do Rzeszy. Szaniawski przeniósł się do Warszawy. Działał w ruchu oporu, w 1944 roku został aresztowany przez Niemców i wypuszczony w przeddzień Powstania Warszawskiego. Po klęsce powstania został wysiedlony. Po wojnie mieszkał w Krakowie. W 1946 roku napisał swoją najgłośniejszą sztukę - DWA TEATRY. Na drugą część tej sztuki składają się dwie miniatury sceniczne: MATKA i POWÓDŹ. Dramat jest jednocześnie realistyczny i fantastyczny. Za życiowymi zdarzeniami, "za zmiennymi sytuacjami kryją się zazwyczaj fakty z gatunku 'zdarzeń' wewnętrznych, jakieś idee, marzenia, tęsknoty ludzkie, stanowiące w istocie owo głębsze dno zmysłowe postrzegalnych znaków scenicznych." (A. Hutnikiewicz, Wstęp w: J. Szaniawski, "Wybór dramatów")
Odzwierciedla to postać Dyrektora, który jest realistą i jednocześnie z zacięciem poświęca się swej pasji badania snów. Prapremiera DWÓCH TEATRÓW odbyła się w Teatrze im. Żołnierza Polskiego w Krakowie w reżyserii Ireny Grywińskiej, ze scenografią Tadeusza Kantora. Wielką rolę Dyrektora Teatru zagrał Karol Adwentowicz. Do 1957 roku DWA TEATRY były najczęściej grywaną sztuką Szaniawskiego. W 1962 roku dramat ten wystawiło radio genewskie. Walter Weideli - dramatopisarz szwajcarski po premierze napisał: "Widzieliśmy, że podczas ostatniej wojny załamywały się schematy, w które wierzyliśmy. Wiemy, że możliwości ludzkie są nieograniczone w dobrym i złym. Człowiek, którego uważaliśmy za istotę prostą, logiczną i wytłumaczalną, gotuje nam codziennie niespodzianki. Pod powierzchnią kryją się otchłanie. W nie właśnie sięga Szaniawski. 'Bo my - mówi jedna z postaci Dwóch teatrów - podnosimy maski.' Cały teatr Szaniawskiego tu właśnie się mieści. Ukazuje wydarzenia bieżące, codzienne. Na pierwszy rzut oka wydaje się niewinny. Lecz nagle - tajemnica gęstnieje. Zaczynamy wątpić o prawdach, które zdawaliśmy się poznawać. (...) Gdyż poza wszelkim faktem rysują się ślady ukryte, zapomniane, zasypane, które jednak pozostały w duszach tych, którzy wydarzenia przeżyli. (...) Ów teatr, który w sobie zawiera także i wymiary snu czy prawdopodobieństw, Szaniawski przeczuł przed Dürrenmattem." (W. Natanson, "Szaniawski")
DWA TEATRY zostały wyróżnione nagrodą literacką miasta Krakowa. Szaniawskiego odznaczono Złotym Krzyżem Zasługi. W tym czasie napisał jeszcze dwa dramaty: KOWALA, PIENIĄDZE I GWIAZDY (1948) i CHŁOPCA LATAJĄCEGO (1949). W prasie codziennej publikował miniatury prozatorskie OPOWIADANIA PROFESORA TUTKI.
Po zadekretowaniu realizmu socjalistycznego jako jedynie obowiązującej doktryny estetycznej, całą jego twórczość uznano za ideologicznie wrogą. Przez 5 lat nie wydawano go i nie grywano. Sytuacja zmieniła się po odwilży. Teatry wznowiły jego sztuki. Szaniawski stworzył w tym czasie swoje ostatnie dramaty: ŁUCZNICZKĘ (1959) i DZIEWIĘĆ LAT (1960). Wraz z Józefą Hennelową napisał szkic "Juliusz Osterwa" (1956). Wydano jego "Dramaty zebrane" (1958) i "Nowe opowiadania profesora Tutki" (1962) oraz tom wspomnień "W pobliżu teatru" (1956). Posypały się nagrody: nagroda literacka miasta Warszawy (1958), nagroda Wojewódzkiej Rady Narodowej w Warszawie (1959), nagroda literacka im. Włodzimierza Pietrzaka (1962).
W ostatnich latach życia autor całkowicie usunął się w cień. W wieku 76 lat ożenił się z Wandą Szatkowską, ale nadal żył w izolacji. Zmarł 16 marca 1970 roku w Warszawie.
Monika Mokrzycka-Pokora
styczeń 2003
W wieku 76 lat ożenił się z malarką Anitą Szatkowską. Tej relacji poświęcona jest sztuka Remigiusza Grzeli Uwaga - złe psy! (premiera w warszawskim Teatrze Wytwórnia w marcu 2006). Schizofreniczną, znęcającą się nad pisarzem żonę zagrała Małgorzata Rożniatowska.
Twórczość:
Dramaty sceniczne: Murzyn (1917), Papierowy kochanek (1920), Ewa (1921), Lekkoduch
(1923), Ptak (1923), Żeglarz (1925), Adwokat i róże (1929), Fortepian (1932), Most (1933), Dwa teatry (1946), Kowal, pieniądze i gwiazdy (1948), Chłopiec latający (1949), Łuczniczka (1959), Dziewięć lat (1960)
Sztuki radiowe: Zegarek (1935), W lesie (1937), Służbista (1938), Srebrne lichtarze (1938), Dziewczyna z lasu (1939)
Inne formy i wydawnictwa:
Miłość i rzeczy poważne (1924) - powieść
Łgarze pod Złotą Kotwicą (1928) - (zbiór debiutanckich opowiadań publikowanych w prasie od 1912)
Profesor Tutka (1954)
Juliusz Osterwa (1956) - z J. Hennelową
W pobliżu teatru (1956) - wspomnienia
Dramaty zebrane (1958)
Profesor Tutka. Nowe opowiadania (1960)
za Wikipedią
II. Streszczenie dramatu.
Czas i miejsce akcji: „współcześnie” i „w pewnym miejscu”, co oczywiście nadaje dramatowi charakter uniwersalny (za A. Hutnikiewiczem). Poza tym szczegółowiej: Akt I - Pracownia rzeźbiarska, akt II - pokój Jana, akt III - restauracja Pod Witrażami.
Bohaterowie:
Jan - można by rzec że to główny bohater tego utworu. Spotykamy go już w akcie I gdy wraca z dalekiej podróży i komentuje książkę rektora, obalając kolejne fakty w niej zawarte. Zdolny, pracowity historyk. W czasach studiów często krytykował zdanie Rektora, każde zdanie kończąc swoim dziwnym uśmieszkiem (co robi i teraz omawiając księgę JM) Uczciwy, niesprzedajny, odrobinę naiwny w swoim dążeniu do ujawnienia prawdy (jeśli naiwnością nazwiemy wierność wartościom wyznawanym), ale w momencie kluczowym i on ściąga czapkę przed pomnikiem kapitana Nuta. Wszak czasem należy wybrać lepsze zło.
Med - ukochana naszego bohatera, siostra Rzeźbiarza. Pojawia się jak i on w I akcie i jej postać przewija się przez następne. Czeka na swojego narzeczonego od półtora roku i zaczyna mieć wątpliwości, ale ten właśnie się pojawia. Smutnieje gdy Jan demitologizuje postać Nuta, ale też cieszy się gdy ten chcąc ujawnić prawdę, nie daje się przekupić.
Rzeżbiarz - z dezynwolturą przygląda się Janowym zabiegom (w I akcie) w obalaniu teorii Rektora, interesuje się dopiero gdy Jan udowadnia że Nut wciąż żyje. To Rzeźbiarz tworzy pomnik, który zostanie później odsłonięty w centrum miasta. Jemu też Jan zapisuje swój spadek.
Przewodniczący - czemuż to Przewodniczący? Ponieważ przewodniczy komitetowi, który organizuje obchody rocznicy śmierci bohaterskiego kapitana. Ale nie tylko, bo śmiało można uznać, że to właśnie on pociąga za sznurki całej tej machiny. Jego i dwóch następnych bohaterów nazwałbym na swój użytek gęsiami. Do refleksji skłoniła mnie lektura właśnie aktu I w którym te jakże trzy istotne persony pojawiają się po raz pierwszy. Wystarczy przyjrzeć się temu w jaki sposób próbują przegonić wizję zniszczenia legendy Nuta. Wszystkim trzem jest to wyraźnie nie na rękę. Przecież kto chciałby zarzynać kurę znoszącą złote jaja?
Rektor - skoro dzisiaj każdy może pisać książki, to dlaczego nie miałby takowej stworzyć szef jednostki naukowej? Dzieło to pewnie wysokich lotów, bo z perory Jana możemy wywnioskować, że rektor osiągnął szczyty... bajkopisarstwa. Widać że Rektor ceni młodego historyka. Uważa go za swojego najzdolniejszego studenta, nie sobie jednak przypisując zasługi na tym polu. Dosyć sterowalny jegomość (a może to tylko nadinterpretacja?) - scena w której Przewodniczący każe mu w zależności od pogody odpowiednio skracać i wydłużać przemówienie jest przepyszna.
Admirał - dawny wilk morski. Też pod wpływem Przewodniczącego. Etos marynarski legł i przewraca się w grobie na skutek wypowiedzi Admirała. Ale czegóż to się nie robi dla podtrzymania legendy? Admirał odpowiada z kolei za wystawę morską, która będzie miała miejsce podczas święta.
Paweł Szmidt - pojawia się w II akcie komedii Szaniawskiego. Odwiedza Jana, gdyż dotarła do niego pogłoska o odkryciach Jana. To właśnie z ust Szmidta, Jan dowiaduje się najważniejszej dla niego prawdy. Szmidt okazuje się być kapitanem Nutem, a co więcej również dziadkiem Jana. Dzięki tej postaci wprowadzone zostaje jedno z ważniejszych przesłań utworu - nie możemy wypowiadać sądów kategorycznych/definitywnych, bo nigdy nie dane nam będzie poznać całej prawdy.
Stary Marynarz - dawny uczestnik wojaży Kapitana Nuta. Pojawia się jeszcze w akcie I i już do końca utworu, o ile jego pijana postać nie będzie wkraczać na scenę we własnej osobie, to będzie wspominany. Nazywa się Jakub Fala i to od niego Jan dowiaduje się tego, że miejski bohater wcale nie zginął bohaterską śmiercią na morzu. Jan rozpoznaje Nuta w osobie Szmidta i widać że wciąż żywi respekt przed swoim kapitanem. Ciągle pijany. Daje się przekupić (prawdopodobnie Przewodniczącemu) by nie ogłaszał prawdy o kapitanie
Wydawca - śmieszny jegomość, szczególnie gdy w akcie III powtarza z uporem maniaka: bo to dla dzieci... dla dzieci... (to o wydaniu historii Nuta w wersji dla dzieci :)) Poznajemy go w akcie II gdy dowiadujemy się o zamiarach Jana - chęci opublikowania zebranego przez siebie materiału na temat Nuta.
Doktorowa - właścicielka winiarni - restauracji Pod Witrażami, gdzie w akcie III spotykają się bohaterowie komedii. Wdowa po lekarzu służącym na jednym z okrętów. Nazwa jej restauracji pada w II akcie gdy Przewodniczący ze Szmidtem próbują wykoncypować gdzież oni mogli poznać się wcześniej.
Felcia i Iza - postaci epizodyczne pojawiające się w III akcie. Uznać by je można za nieistotne jednak to z ich ust głównie dowiadujemy się o przebiegu uroczystości. Obie pracują w restauracji Doktorowej.
Kapelmistrz - epizod w III akcie. pojawia się dwa razy. Pierwszy gdy Przewodniczący instruuje go w sprawie grania. Drugi raz gdy Kapelmistrz chce zrezygnować z prowadzenia zbuntowanej orkiestry, która odmawia zagrania na uroczystości do czasu wypłacenia należnej sumy. Sakiewkę pieniędzy oddaje Jan, a Szmidt dodaje banknot. Zadowolony Kapelmistrz opuszcza restaurację.
Pan z Komitetu - epizod w III akcie. A raczej manifestacja istnienia w didaskaliach. Nie wypowiada się, mamy tylko adnotację: ... a tu już czeka Pan z Komitetu, żeby mówić na ucho. Oczywiście na ucho Przewodniczącego. W taki sposób pojawia się w akcie III trzy razy.
Student - ostatnia postać pojawiająca się na scenie, w towarzystwie dwóch innych, lecz tylko wymienionych przez autora, studentów. Ponagla Jana do wygłoszenia przemówienia. Jednak zauważając, że Jan ściąga czapkę patrząc na pomnik, też spogląda na monument i kopiuje jego ruch.
Treść utworu:
Akt I. W pracowni rzeźbiarskiej widzimy dwie postacie: Med i Rzeźbiarza. Med wygląda przez okno na ulicę wyczekując swojego ukochanego, jest zamyślona i praktycznie nie słucha swojego brata, co ten zauważa. Wspomina o tym, że to iż pochodzą oni z rodziny rybackiej powoduje, że Med tak wyczekuje Jana. Med wyczuwa że ktoś się zaraz pojawi w ich domu. Na scenę wkracza Rektor. Przynosi ze sobą książkę na temat Nuta. Po nim pojawiają się Przewodniczący i Admirał. Jeden prosi o pomoc przy umiejscawianiu ludzi na uroczystości, a drugi o pomoc estetyczną w sprawie wystawy. Dowiadujemy się, że brakuje eksponatów w dziale pamiątek. Nagle Med gdzieś wybiega, a po chwili Rzeźbiarz. Wracają z Janem. Rektor od razu rozpoznaje jednego ze swych słuchaczy. Jan widzi pomnik kapitana Nuta i jest nim zaskoczony. Pomnik ów ma zostać wystawiony z okazji 50 rocznicy śmierci bohatera. Jan mówi o powodzie swojej długiej nieobecności w mieście: szukał wiadomości o kapitanie Nucie. Wszyscy są zaciekawieni czegóż też Jan się dowiedział. Bierze on do ręki książkę Rektora i zgadza się tylko z tym, że Nut miał od dzieciństwa zdolność tworzenia map. Obala teoryjkę na temat pięknego wyglądu Kapitana - miast pięknego mężczyzny z długimi włosami przedstawia postać łysego i krępego człowieka. Porażona tym obrazem Med nie godzi się na taką wersję. Chwilę później następuje kapitalna scena. Mówi Jan:
„A więc teraz co do nosa kapitana. Jak wiadomo, rozmaicie ludzie określają nosy swych bliźnich, a więc bywają nosy długie... tak zwane haczykowate... którymi można by grzebać węgle w kominie.
Panowie nosy opuścili
Bywają nosy zadarte...
Panowie spojrzeli w górę
... że można by nań zawiesić kapelusz... bywają nosy, o których się mówi, że można by nimi gasić świece po kościołach.
Panowie melancholijni.
Nie będę wyliczał wszystkiego... w każdym razie według moich wiadomości, nos kapitana nie był nosem orlim.
Panowie się ocknęli.
Był to raczej nos, który określają: „nos jak kartofel”.
Panowie zaniepokojeni spojrzeli po sobie.”
Następnie Jan pokazuje zebranym maszynkę, którą golony był kapitan. Później między bajki wkłada historię o spartańskim żywocie Nuta i udowadnia, że tenże nie pisał wcale miłosnych listów do swej ukochanej lady Peppilton. Chyba, że można uznać groźbę porachowania kości, szczególnym wyznaniem miłosnym. Wszystkie te argumenty oczywiście próbują zbijać Rektor, Przewodniczący i Admirał. Med nie daje im wiary, a Rzeźbiarz wydaje się być zainteresowany dopiero w momencie gdy na scenie pojawia się Jakub Fala - członek załogi statku Nuta. Według legendy Nut miał podpalić swój statek nie chcąc go oddać w ręce nieprzyjaciela i zginąć razem ze statkiem. Okazuje się jednak, że kapitan wraz z Jakubem uciekli ze statku w łódce. A pożar? „A zasnął jeden z fajką w zębach na ładunku bawełny. Zatliło się i był pożar.” Jednak Przewodniczący stwierdza że: „wilki morskie - to największe łgarze”. Z kolei argument, że kapitan winien odejść ze swym statkiem, obala sam... Admirał. Jan wyraźnie narusza coś co zostało już odesłane w sferę sacrum. W jego ustach kategoryczne stwierdzenie: „Kapitan Nut nie był bohaterem” brzmi jakby przekleństwo - wszyscy zaskoczeni nieruchomieją (prócz Jakuba, bo co go tak naprawdę to obchodzi?). Przewodniczący, Admirał i Rektor wychodzą po tym jak to określił pierwszy z nich porwaniu się na świętość. Med jest smutna i milczy. Rzeźbiarz zwraca uwagę Janowi, że gdy wszedł do pracowni, widząc pomnik stwierdził od razu iż to kapitan Nut. Słowa te zwracają naszą uwagę na fakt, że ta legenda jest też fragmentem życia Jana.
Akt II. Pokój Jana. Jan każe Med zabrać jedzenie, które przed nim postawiła. Ale chętnie napije się. Od Med dowiaduje się, że Jakub odmówił jedzenia i picia, bo już dużo jadł i pił. Jan dziwi się skąd Jakub ma na to pieniądze. Jan nie chce korzystać z pomocy brata, gdyż zarabia on pieniądze na kłamstwie, tworząc pomnik Nuta. W domu pojawia się Wydawca. Z nim Jan wiąże nadzieje finansowe. Planuje wydać książkę o Nucie. Ze słów Wydawcy Jan wnioskuje, że wydanie książki się nie opłaci. Jednak można wywnioskować, że Wydawca czegoś się boi. W końcu jednak chęć zarobienia na książce Jana (bo możemy się bez trudu domyśleć, że byłaby to pozycja bestsellerowa) bierze górę. Na stole pojawia się zaliczka. Ale mamy zwrot akcji. Wydawca twierdzi, że te pieniądze mogą się przydać na nowej drodze życia (potencjalny ślub z Med). Jan jednak wycofuje się i każe Wydawcy zabrać pieniądze. Po jego wyjściu Med oświadcza, że cieszyłaby się gdyby podpisał umowę. Bo ona chce mieć już spokój i Jana wreszcie dla siebie. W domu pojawia się Paweł Szmidt. Z domu wychodzi Med. Szmidt twierdzi, że słyszał o odkryciach Jana i przynosi jeszcze kilka faktów z życia Nuta. Opowiada o tym, że kapitan parał się kontrabandą. Ojcem matki Jana był jakiś marynarz. Szmidt stwierdza, iż tym marynarzem był Nut, a co więcej Nut to Szmidt. (gdzieś w międzyczasie przez cenę przechodzi Stary Marynarz, który rozpoznaje Nuta i przeżegnuje się na jego widok wyraźnie przestraszony).Okazuje się, że ten zły kapitan był całkiem dobrym człowiekiem jako mąż i ojciec. Szmidt nalega, żeby Jan nie ogłaszał prawdy o Nucie. Chce przekupić go spadkiem - niegdyś pijanym będąc odkrył nieznaną wcześniej wysepkę.
„Otóż, jako nagrodę za tamto odkrycie otrzymałem od wielkiego mocarstwa, które tę wysepkę miłośnie przygarnęło... kawałek ziemi w pobliżu miasteczka. Część ziemi zmieniłem na wino i kobiety, a kawałek został. Miasteczko stało się miastem. Place poszły w górę. Na moim kawałku budują wielkie domy... wielkie domy... Tak zwane drapacze nieba. Moi sukcesorowie mają do tego prawo. Ty jesteś moim jedynym sukcesorem.”
Jan jest zaskoczony takim obrotem spraw. Szmidt roztacza przed nim wizję tego co mógłby kupić swojej Med za te pieniądze. Na scenę wkracza narzeczona młodego historyka, a po chwili Przewodniczący (świetna scena dukania przez Szmidta i P. dialogów w których usiłują ustalić skąd też mogą się znać). Przewodniczący przychodzi z interesem. Pragnie zaprosić Jana na przyjacielską pogawędkę. Jednak dowiadując się, iż Szmidtowi to samo „dobro” leży na sercu, mówi otwarcie. Składa Janowi ofertę przerobienia dzieła Rektora na podręczniki dla szkolne, co wiąże się oczywiście z gratyfikacją finansową, a wcześniej obietnicę awansu zawodowego: „docenturę”. Ceną jak wiadomo ma być milczenie. Przy okazji wychodzi na jaw, że Stary Marynarz już został uciszony (zapewne pieniędzmi). Szmidt i Przewodniczący wychodzą po tym gdy Jan jakby w pijackim amoku mówi o burzeniu wielkich domów: „(...) ja to muszę rozbić, zwalić, zburzyć...i...przejść!”. Pojawia się Med, która cieszy się że Jan odrzucil te wszystkie oferty.
Akt III. Restauracja Pod Witrażami. Felcia, Iza i Doktorowa obserwują uroczystość. Na dachy domów wdrapują się biedniejsi, aby też uczestniczyć w tym wydarzeniu. Policjanci w białych rękawiczkach, cechy idą ze sztandarami. Na tę okazję zmieniono też nazwy ulic: Filipia na ulicę kapitana Nuta, a Lipowa na ulicę Lady Peppilton. W pochodzie idą też sportowcy. W restauracji pojawia się Szmidt, który też chce obejrzeć wydarzenie. Po nim pojawia się Przewodniczący, by coś przekąsić i popić :). Na ulicy: tajna policja, marynarze. W restauracji pojawia się także Rektor, by pochłonąć dla dobra strun głosowych jajko na surowo. Ulicami jedzie kawaleria, pojawiają się posłowie. U wrót restauracji staje Wydawca z dziećmi (czworgiem). Każde ma w ręku dziecięce wydanie książki Rektora (o Nucie), którą przerobił sam autor. Wydawca postanawia 25 egzemplarzy rozdać za darmo dzieciom. Jeszcze wyciera z Rektora... to co mu „ptaszek” narobił na ubranie. Na placu pojawiają się posłowie z Włoch i Hiszpanii. Na scenę powraca Przewodniczący i pojawia się Admirał. Przewodniczący chwali się swoim talentem organizatorskim. Stary Marynarz wkracza do restauracji zupełnie pijany i mówi do Doktorowej: „Ciociu. Niech no ciocia da jednego”. Jakub miał pojawić się na placu pod pomnikiem jako jedyny świadek śmierci bohatera. Jednak nic nie pamięta, co więcej wypiera się że jest pijany: „Ja się kołyszę? To pokład tak się kołysze. A ja się nogami tak poddaję (...) Wszystko się kołysze. Pan się kołysze, ciocia się kołysze, a ja dobrze stoję”. Jedyny Szmidt potrafił doprowadzić Falę do porządku - wystarczy że na niego spojrzał, a ten niemal wytrzeźwiał i ruszył na plac. Admirał wspomina o tym, że po jego rozkazie o uczestnictwie w uroczystości niemal zbuntowali się marynarze, którzy już chcieli wracać do domów (leciały bluzgi podobno :)). Na scenę powraca Rektor z wieścią, że Jan („ten... na czele Czarnych Beretów”) chce wystąpić zaraz po jego przemówieniu i obwieścić światu prawdę. Rektor ma wyjść na podium i wygłosić przemówienie. Przewodniczący każe mu mówić w zależności od pogody. Jeżeli na słońcu pojawi się chmura to ma mówić tak długo aż ta nie przejdzie (jak? dorzucając pięć, sześć bohaterskich czynów Nuta). W restauracji pojawia się Jan i siada koło Szmidta. Rzeźbiarzowi Jan wręcza kopertę w której zrzeka się na jego konto praw do spadku po Nucie. Szmidt podziwia Jana. Widać, że jest pogodzony z decyzją Jana o powiedzeniu prawdy. Szmidt stwierdza, że widzi w Janie tę samą tęsknotę co i w sobie. „I nie po nic innego, jak po to dalsze życie tej tęsknoty ku czemuś, co jest ponad nami - przychodzę do ciebie. (po chwili) I... już mi wszystko jedno, co uczynisz”. Na scenie pojawia się Kapelmistrz i mówi Przewodniczącemu o buncie orkiestry. Prze plac idą dzieci ubrane na biało. Dziewczynki niosą białe kwiaty. Doktorowa mówi: „Nazywają go niektórzy kapitanem dzieci”. Szmidt wzrusza się. Na scenie pojawia się Med. Wszyscy w restauracji słuchają pięknego przemówienia Rektora. Patrzący są poruszeni. Szmidt wstaje i zdejmuje czapkę - odsłaniany jest pomnik.
„MED w ekstazie Patrz, o patrz. To on... Kapitan twój.
JAN odwraca głowę ku pomnikowi. Wstaje. Stoi w słońcu. Ścichły bębny i wystrzały Kapitan mój...
Zagrała orkiestra pięknie, poważnie, uroczyście, szeroko. Jan stoi w słońcu, wpatrzony w Żeglarza. Na twarzach kobiet wzruszenie. Wypiękniały dziewczęta, wypiękniała postać Doktorowej. Nie ma tam już nic karykatury. Orkiestra gra. Biją dzwony. Przez drzwi tylne wpada trzech młodziutkich studentów w beretach.
STUDENT Kolego. Czekamy, już czas... Jan jakby słów tych nie słyszał. Kolego... czy kolega?... Kolega nie słyszy?
Patrzy zdziwiony na Jana, czeka na odpowiedź. Jan z wolna zdejmuje beret. Student spojrzał na pomnik, z wolna obnażą głowę. Dwaj pozostali zdejmują za nim berety. Wszyscy patrzą w Żeglarza.”
III. Krytycy o sztuce.
„Zagadnienie prawdy i fikcji powraca w Żeglarzu. Ale wraca w nowym oświetleniu a nawet całym bogactwie różnorakich oświetleń. Kapitan okrętu Nut wyruszył na daleką wyprawę, z której do swego miasta nie wrócił. Po upływie wielu lat owa wyprawa zakończona zaginięciem zaczyna obrastać w domysły. Umysł ludzki ma skłonność do upiększania tego, co odległe. Nieobecność kapitana każe przypuszczać że zaginął. Jeśli zginą to zapewne w sposób heroiczny. Interes miasta i jego mieszkańców podsyca tę wersję. Mit o bohaterskiej śmierci żeglarza Nuta okrywa sławą jego rodaków. Apologeci robią na tym interes. Ale pewien młody historyk, wychowany w szkole krytycznego myślenia, próbuje rzecz zbadać ściślej. Nie ma on żadnego z góry powziętego zdania, nie chce niszczyć pięknej wersji, o której nic na razie nie wie. Chciałby ją tylko naukowo potwierdzić. Niestety okazuje się wkrótce że dowody rzeczowe, dokumenty, a nawet świadkowie obalają legendę. Kapitan Nut ani nie zginął po bohatersku, ani nie był postacią ujmującą. Uprawiał kontrabandę, stchórzył w momencie decydującym, bił swoją kochankę, nałogowo pijał. Ów młody historyk Jan, chciałby więc odbrązowić kapitana. Poza miłością prawdy i ambicjami odkrywcy pchają go jeszcze do tego względy szlachetne. Gdy się zdradził z zamysłem ogłoszenia swych odkryć, postanowili kupić jego milczenie ci, którzy są w tym zainteresowani. Między innymi sam Nut, który żyje, przypadkiem się wzbogacił i po dziesięcioleciach przez nikogo nie poznany, pod obcym nazwiskiem wrócił do rodzinnego miasta. Okazuje się nawet, że jest rodzonym dziadkiem młodego historyka. To wszystko tym bardziej pobudza Jana do wypowiedzenia prawdy. Stanąwszy przed najtrudniejszym problemem swego życia i swojej pracy badawczej, Jan chciałby się zdecydować na odrzucenie wszelkich krępujących go względów, na podjęcie wszelkiego ryzyka. Jednak w ostatnim momencie gdy już wszystko gotowe do odsłonięcia pomnika bohaterskiego żeglarza, młody odkrywca rezygnuje ze swego gestu i sam skłania głowę przed legendą. Dlaczego?
Po pierwsze, młody historyk przekonał się w sposób oczywisty, że także i jego nowa wersja, choć dużo bliższa rzeczywistości jeszcze jej nie odsłania w całej pełni. Nut w pewnych sytuacjach bywał na pewno antytezą człowieka bohaterskiego. W innych jednak wykazywał zalety, cnoty i wartości, o które go nie można było podejrzewać. Ogłoszenie demaskujących rewelacji nie byłoby więc całkiem sprawiedliwe, oddawałoby jedynie cząstkę prawdy. I nie wiadomo, czy to ona właśnie byłaby w danej sytuacji najpożyteczniejsza. Ostatecznie legenda o kapitanie Nucie wielu ludziom pomogła, niektórym dodała sił. Sam młody historyk czerpał właśnie ze wspomnień dziecinnych, przekazanych przez matkę impuls do dalekich wypraw i śmiałych badań. Ile więc było w legendzie, czadu szkodliwego zakłamania, a ile ożywczych dążeń, pozwalających na przezwyciężenie własnych słabości, to zapewne należałoby wymierzyć ściślej, dokładniej, pełniej niż mogłaby to zrobić demaskatorska akcja doraźna. Jeśli potraktować Żeglarza jako sztukę o poznaniu i jego perspektywach można powiedzieć, że jest to wyraz zgłębiania prawdy, a zarazem zaprzeczenie jej ujęciom w jakiekolwiek martwe, rzekomo nieodwracalne, niemożliwe do obalenia schematy.”
Wojciech Natanson, Szaniawski, Agencja Autorska i Dom Książki, Warszawa 1970
„Wydaje się, że Szaniawski nie opowiada się w Żeglarzu ani za mitotwórstwem, ani przeciw niemu. Przedstawia pewien mechanizm życia społecznego, wstrzymując się od ostatecznych rozstrzygnięć. (...) Żeglarz jest sztuką mitoburczą: mit został zdemistyfikowany, bohater okazał się antybohaterem, a jego wyidealizowana literacka biografia nabiera cech szyderstwa w zderzeniu z prawdziwym życiorysem. Metody windowania Nuta na cokół pomnika demaskują skutecznie cynizm skorumpowanych przedstawicieli władzy. Finałowa scena, kiedy wszyscy świadkowie odsłonięcia pomnika nie wyłączając Szmidta - Nuta zrywają w uniesieniu czapki z głów, jest tyleż patetyczna co groteskowa. W ostatecznym rozrachunku sztuka niesie więc ładunek świadomości społecznej, krytycyzmu i nieufności wobec magicznych zabiegów reżyserów rzeczywistości i psychozy zbiorowej sugestii(...)
Problem więc roli artysty we współtworzeniu historii i wartości narodowych to także jeden z istotnych problemów tej sztuki. Na plan pierwszy wysuwa się dzisiaj, korespondująca z naszymi doświadczeniami postać Jana, typowego intelektualisty, bezinteresownego poszukiwacza prawdy, ożywionego antybrązowniczą pasją. Tak przedstawia autor młodego bezkompromisowego naukowca w pierwszym akcie. Akt drugi jest kuszeniem Jana. Za zaparcie się własnej wiary czekają go zaszczyty, kariera, majątek. Jan odrzuca pokusy, wychodzi z nich moralnie czysty, ale ponosi klęskę jako intelektualista. W starciu wartości absolutnych ze społecznymi daje priorytet tym ostatnim. Wyrazem jego słabości jest nie tylko świadoma akceptacja fałszywego mitu, lecz także a może przede wszystkim zgoda na współdziałanie ze skomercjalizowanymi małomiasteczkowymi matadorami. Jan ulega sugestii zbiorowości. Nie potrafi obronić się przed naciskiem społeczeństwa. Czyżby więc Żeglarz był w istocie rzeczy sztuką o zagrożeniu wolności intelektualisty we współczesnym świecie?
Jeśli tak - wynikają z tego dalsze wnioski: nie każde zaparcie się własnej prawdy jest koniunkturalną zdradą, więcej - pod pozorami koniunkturalizmu może się kryć ofiara z samego siebie w imię rzeczywistych lub domniemanych celów. Czy jednak interes zbiorowości wymaga istotnie takich samookaleczających zabiegów?”
Krystyna Nastulanka, Jerzy Szaniawski, PIW Warszawa 1973
„Szaniawski staje po stronie legendy. Przebiegiem swojej sztuki pragnie dowieść, że kult społeczny i wiara w jednostkę wzorową stanowią wartość wyższą, aniżeli bezkrytyczną i nie liczącą się z efektem społeczno - moralnym pogoń za prawdą. Kapitan Nut korzy się przed swoim kultem i korzy się przed nim również młody zapaleniec Jan. (...) Żeglarz dlatego przekonuje swoją tezą, ponieważ Szaniawski dobrze widzi wszystkie śmieszności i słabości legendy: nie skrywa ich przed widzem, ale na nich wznosi jakąś wyższą budowlę...”
Kazimierz Wyka, Na temat „Żeglarza” w: Jadwiga Jakubowska, Jerzy Szaniawski, WsiP, Warszawa 1980
popełnił: TeKa
Więcej o tym można przeczytać w książce Joanny Siedleckiej: Obława. Losy pisarzy represjonowanych. (przyp. TeKa)
Ma się ten talent do zaciemniania obrazu, co?