ANNA CEGIEŁA
(w:) O zagrożeniach i bogactwie polszczyzny, red. J. Miodek, Wrocław 1996
Norma wzorcowa
i norma użytkowa komunikacji
we współczesnej polszczyźnie
Norma językowa jest dla kultury słowa pojęciem fundamentalnym. Jej rozumienie wyznacza sposoby i granice uprawiania językoznawstwa normatywnego, decyduje o tym, co badamy i opisujemy, weryfikujemy i oceniamy oraz, co może najważniejsze, o tym, czego nauczamy. Mimo swojej wielkiej rangi jest pojęciem nieostrym i niejednoznacznym, inaczej rozumianym i traktowanym przez językoznawców, a inaczej przez pozostałych użytkowników polszczyzny. Ci ostatni rozumieją normę subiektywnie i po prostu — jako zbiór ocen i reguł określający taki sposób użycia środków leksykalnych i gramatycznych, który uchodzi za poprawny. Na pytanie, jaki to zbiór, szukają odpowiedzi w słownikach i poradnikach. Zwykle znajdują rozwiązania szczegółowe (dotyczące jednej zasady, jednego wyrazu), a więc bez odniesień do szeroko rozumianego tekstu. Całościowego i wyraźnego obrazu właściwie nie mają.
Językoznawcy ujmują normę inaczej — jako zjawisko wewnątrz-językowe i obiektywne. W tym rozumieniu norma jest zbiorem środków słownych i gramatycznych o największym stopniu stabilizacji i najszerszym zasięgu w tekstach, uznawanym za wzorzec.
Tak rozumiana norma-wzorzec ma charakter powszechny — jest społecznie zaakceptowana i również społecznie wartościowana. W pewnym sensie jest nawet rygorystyczna — użytkownicy podporządkowują się jej pod groźbą nieporozumienia lub ośmieszenia. Norma kształtuje się w toku historycznej selekcji praktycznej, a więc jest weryfikowana, a także realna (obejmuje te środki systemowe, które rzeczywiście istnieją i zostały uznane za komunikatywne). Praktyka
26
ANNA CEGIEŁA
Norma wzorcowa i norma użytkowa komunikacji...
27
oraz badania naukowe prowadzą do kodyfikacji normy — jej opisu i oceny w podręcznikach, wydawnictwach poprawnościowych, słownikach. Zaaprobowana społecznie norma jest przedmiotem powszechnych działań i troski jako wartość narodowa. Można mówić o jej świadomym rozpowszechnianiu, nauczaniu i rozwijaniu. Kolejną ważną cechą normy jest jej elastyczna stabilność. Polska norma językowa opiera się na jednym wariancie językowym, mianowicie na pisanym typie języka, ale nie jest statyczna, gdyż dopuszcza warianty, będące efektem procesów innowacyjnych. Jest również zróżnicowana wewnętrznie — kształtuje się zależnie od sytuacji komunikatywnej (regional-nie, funkcjonalnie i społecznie). Od kilkunastu lat zwraca się również uwagę na dwa poziomy normy: wzorcowy oraz użytkowy (potoczny)1. Takie dwupoziomowe ujęcie znajduje się np. w nowym Praktycznym słowniku poprawnej polszczyzny.
Tak oto syntetycznie można przedstawić obraz normy obecny w podstawowych publikacjach językoznawczych.
Niedostatki opisu normy, a nawet jej definicji badacze zauważali już wielokrotnie. Mówiono o rozbieżnościach ustaleń teoretycznych z praktycznymi wskazaniami, o względności ocen zjawisk językowych i wręcz o nieprzydatności samego pojęcia w językoznawstwie2. Teza o niepraktyczności pojęcia nie jest oczywiście uprawniona, warto natomiast, jak mi się wydaje, podjąć pewną próbę zmodyfikowania samej definicji normy i jej uściślenia. Cechy przypisywane normie dwadzieścia lat temu dziś mogą się wydawać dyskusyjne — zmieniła się przecież sama polszczyzna, inna i bardziej zróżnicowana jest także świadomość językowa Polaków. Ponadto nie dla wszystkich język jest wartością podstawową i pożądaną na tyle, by dla jej pozyskania zdobyć się na jakikolwiek wysiłek. Jednolicie pojmowana norma nie jest też wcale praktykowana powszechnie. Jej stałej, konsekwentnej realizacji nie obserwujemy nawet w języku publicznym. Straciła ona także swoją stabilność i w innym sensie - pisany typ języka nie jest już jej podstawą, a wyznacznikiem jej szczytowych osiągnięć przestał
/ Propozycję wyróżnienia kilku poziomów normy polszczyzny ogólnej wysunęła prof. Halina Kurkowska w tekście Polityka językowa a zróżnicowanie społeczne polszczyzny, [w:] Socjolingwistyka 7, Katowice 1977.
2 M. Bugajski, Praktyczne i teoretyczne znaczenie pojęcia „norma językowa", [w:] Kultura języka dziś, Poznań 1995.
być język wybitnych pisarzy. Drugim, dziś zdecydowanie obficiej wykorzystywanym, zasobem wzorów językowych stał się mówiony typ języka, niekiedy nawet w wersji quasi-rozwiniętej ze wszystkimi tego konsekwencjami wewnątrzjęzykowymi i zewnętrznymi.
Do nowego zdefiniowania normy skłaniają również zmiany zarówno w obrębie samego językoznawstwa (myślę tu o narodzinach nurtu tzw. lingwistyki kulturowej oraz pragmatyki) jak i w innych naukach społecznych, takich jak socjologia, psychologia, aksjologia, dla których językowe zachowania człowieka stały się istotnym obiektem opisu. W ten sposób powstał rozległy i ważny obszar poszukiwań interdyscyplinarnych ze wspólnym przedmiotem — językiem. Dzięki rozpoczętemu już procesowi integracji lingwistyki z innymi naukami społecznymi lub, co chyba byłoby sformułowaniem trafniejszym, integracji tych dyscyplin w językoznawstwie, również kultura języka nie ogranicza już swoich obserwacji wyłącznie do funkcjonalnego aspektu kodu. Język zaczyna się postrzegać bardziej niż kiedykolwiek w jego reprezentacji tekstowej i świadomościowej, w jego ścisłych związkach z kulturą. Postawa badacza normatywisty powoli, lecz coraz częściej staje się postawą filologiczną i kulturo-znawczą. Zmieniają się także potrzeby społeczne związane z naszą językoznawczą, a szczególnie kulturalnojęzykową działalnością. Dziś nie tylko językoznawca, lecz także użytkownik języka stawia pytania dotyczące zachowań komunikacyjnych, strategii porozumienia, technologii tekstu, intencji komunikatywnej, a nie wyłącznie poprawności użycia konstrukcji gramatycznej. I, co niezwykle ważne, to użytkownik zadaje pytania: jak precyzyjniej, jak skuteczniej, jak delikatniej, jak taktowniej, czyli jak lepiej, a nie jak poprawnie coś powiedzieć. Przeobrażenia cywilizacyjne, których jesteśmy świadkami, stawiają bowiem współczesnemu człowiekowi nowe wymagania językowe albo raczej nowe wymagania komunikatywne. Kultura języka nie powiedziała jeszcze, jak tym wszystkim wymaganiom sprostać. Obserwujemy jednak (co zostało zasygnalizowane w referacie moich poprzedników), że po etapie związków z socjolingwistyka obecnie coraz ściślej wiąże się ona z pragmatyką i zajmuje się optymalizacją doboru językowych środków komunikatywnych, staje się właściwie kulturą komunikacji. Jako taka sięga po narzędzia socjologii kultury, socjosemantyki, psychologii społecznej, aksjologii, hermeneutyki, teorii tekstu. Traci jednocześnie swoją wyrazistość zakreso-
28
ANNA CEGIEŁA
Norma wzorcowa i norma użytkowa komunikacji...
29
wą3, ale można powiedzieć, że to właśnie ją wzmacnia jako dyscyplinę naukową i czyni coraz bardziej przydatną społecznie jako działalność. Rozszerzenie zakresu zainteresowań i metod kultury języka sprawia, że celowe staje się operowanie pojęciem normy komunikacyjnej rozumianej pragmatycznie, a więc odnoszonej nie tylko do kodu, ale do zachowania, do procesu komunikacji rozumianego w aspekcie językoznawczym, psychologicznym i aksjologicznym. Nie wydaje się, by stało to w zasadniczej sprzeczności z naszymi językoznawczymi przyzwyczajeniami. Norma komunikacji ma przynajmniej dwa pozio-my — wysoki (wzorcowy) i użytkowy4. Zróżnicowanie to ma swoje źródło w dwóch różnych sposobach pojmowania języka — przed-miotowym i podmiotowym.
Dla użytkownika stosującego w swych wypowiedziach normę użytkową język jest sprawnym instrumentem, do którego obsługi nie trzeba być wirtuozem, trzeba jednak mieć instrukcje. Kryteria wystarczalności i ekonomiczności języka jako kryteria jego oceny są w tym wypadku rozumiane dosłownie. Narzędzie powinno być nieskomplikowane, a sposób jego użycia wymagający najmniejszego wysiłku5. Akt komunikacji prowadzi przecież głównie do osiągnięcia celu, zwykle doraźnego. Wartość aktu, a zarazem wartość porozumienia jest więc mierzona jego skutecznością. Inne potrzeby komunikacyjne poza skutecznością praktyczną stają się drugorzędne i nie muszą być zaspokajane. Najistotniejsze stają się pytania: co i po co, a nie, jak mówimy. Kwestia ta ujawnia się szczególnie w analizie transakcyjnej, na poziomie relacji nadawca-odbiorca. Z punktu widzenia normy użytkowej nie jest ważne, że wydaję polecenie: Masz pościelić łóżko przed wyjściem. Masz natychmiast sprzątnąć pokój, a nie np.: Chciałabym, żebyś pościeliła łóżko przed wyjściem i Byłoby dobrze, gdybyś zaraz sprzątnął. A przecież w drugim wariancie partner dialogu jest zupełnie inaczej traktowany niż w pierwszym! Szansy powodzenia
3 Stanisław Gajda mówił o jej hybrydalnym charakterze. Por. S. Gajda, O pojęciu
kultury języka dziś, [w:] Kultura języka dziś, Poznań 1995.
4 Mowa tu oczywiście o poziomach normy polszczyzny ogólnej. Termin norma
użytkowa wydaje się bardziej jednoznaczny niż norma potoczna. Ten ostatni sugeruje
bowiem, że działaniom normatywnym poddaje się cały zasób polszczyzny potocznej.
5 Por. definicję H. Kurkowskiej: „Język doskonały to taki, który zaspokaja
wszystkie potrzeby komunikatywne swoich użytkowników w sposób wymagający od
nich najmniejszego wysiłku" (D. Buttler, H. Kurkowska, H. Satkiewicz, Kultura języka
polskiego. Warszawa 1973, s. 22).
aktu komunikacji upatrywać można właśnie w przyjęciu (wyborze) odpowiedniej relacji transakcyjnych pozycji rozmówców. Nie wszystkie pozycje taką szansę dają, choć z dotychczasowego, stricte poprawnościowego punktu widzenia wiele może być dopuszczalnych. W podanym przykładzie transakcji partner może odpowiedzieć przecież: A jak wygląda twoje łóżko? Twój pokój też nie jest posprzątany albo: Mam zamiar pościelić, ale nie wiem, czy zdążę i Postaram się, jeszcze jestem zajęty. Skuteczność aktu na poziomie przedmiotowym (użytkowym) oceniamy według tego, czy odbiorca komunikatu zrozumiał polecenie i wykonał je (a więc, czy pościelił łóżko, sprzątnął pokój). Powodzenie (udanie) aktu na poziomie podmiotowym (optymalnym) jest czymś innym. Oznacza porozumienie wykluczające nakazowość i pretensję nadawcy, choć obejmujące intencję (chcę, żebyś pościelił, chcę, żebyś posprzątał) oraz, co jak sądzę, ważniejsze — gotowość przyjęcia (nie tylko odebrania) informacji zwrotnej, która może mieć nawet postać odmowy. Podstawowa różnica między poziomami normy polega na tym, że na poziomie normy wzorcowej możliwe są tylko symetryczne, partnerskie relacje, co wyraża się w charakterystycznej selekcji środków językowych, np. w wyborze formy propozycji (oferty), a nie polecenia; prośby, a nie rozkazu; pytania, a nie ponaglenia. Nadawca nie jest zatem zwierzchnikiem, odbiorca nie jest jedynie wykonawcą. Transakcja obejmuje strony, z których każda ma równorzędną pozycję pozytywną. W normie użytkowej relacja nadawca-odbiorca nie musi być symetryczna, nie jest bowiem najważniejsza.
Instrumentalność pojmowania języka ujawnia się także na innym poziomie. Użytkownik mierzy jego przydatność za pomocą swojej sprawności kulturowej (trudno tu mówić o kompetencji), weryfikuje jego wartość komunikacyjną za pomocą kryteriów powszechnych, a nie szczególnych, indywidualnych możliwości użytkownika albo wymagań tekstu. To, co chce wyrazić, i to, co chce zrozumieć, ma się zmieścić w horyzoncie jego oczekiwań. A ten horyzont pozostaje niezmienny, albowiem pokrywa się z niezbyt szerokim horyzontem rozpoznania. Wszak mechanizmy porządkujące myślenie potoczne są proste i niezmienne, chociaż niewątpliwie logiczne. Dlatego również kryteria oceny komunikatu na poziomie normy użytkowej — to kryteria poprawności (nie powodzenia aktu) rozumianej funkcjonalnie, a więc głównie: ekonomiczność, regularność, seryjność, powszechność
30
ANNA CEGIEŁA
Norma wzorcowa i norma użytkowa komunikacji...
31
stosowania środków językowych, a nie związek z tradycją, wartość estetyczna, satysfakcja rozmówców. Przedmiotowemu ujmowaniu języka sprzyjają: etyka korzyści doraźnej, pragmatyzm i postawa antyscjentystyczna. Dozwala ona na ignorowanie takich cech wyrazów, jak znaczenia wyraźne, znaczenia słowotwórcze, wspiera procesy uproszczeń w szeregach synonimicznych6. Taka koncepcja języka, choć uproszczona i przedmiotowa, czyni normę użytkową czymś konkretnym, realnym i praktycznym. Bardzo zbliża ją także do uzusu. Warunkiem stosowania normy użytkowej staje się sprawność — praktyczna umiejętność radzenia sobie w różnych sytuacjach komunikacyjnych. Zasada normatywna komunikacji użytkowej może mieć w ogólności następującą postać: każdy środek językowy jest dobry, jeśli skutecznie przekazuje informację, i każdy można zamienić na inny, mający tę samą funkcję. Akt komunikacji jest bowiem działaniem przez mówienie.
Norma wzorcowa jest wyrazem podmiotowego ujmowania języka (i kultury). Akt komunikacji — to interakcja, spotkanie i tworzenie więzi, konstruowanie wspólnoty komunikacyjnej. Rozmówców łączy dążenie do współdziałania, do optymalnego spełnienia aktu, świadomość wartości niesionych i tworzonych przez język. Dlatego komunikacja wzorcowa jest działaniem w mówieniu, a nie przez mówienie. W toku rozmowy uczestnicy aktu wyzyskują całą kompetencję komunikacyjną — kulturową, społeczną, psychologiczną, estetyczną. Taki wysiłek jest świadomy i celowy, jest zaangażowaniem wiodącym do zrozumienia. Nie zmierza on jednak do celu praktycznego i doraźnego, toteż nie musi być i nie jest ograniczany do minimum. Jego celem jest zaspokojenie potrzeby komunikatywnej, której mianem da się określić nie tylko nadanie i odebranie czystej informacji, spowodowanie skutku, lecz także potrzebę kontaktu, identyfikacji społecznej, dodatniego wartościowania, potrzebę akceptacji, integralności itp. Można je rozumieć jako wymagania zindywidualizowane, jednostkowe i powszechne jednocześnie. Tym samym w każdym akcie komunikacji język staje się obszarem wspólnych interpretacji. Towarzyszy temu etyka wartości pojmowanych jednak postulatywnie jako obustronnie akcep-
6 Gdy chcę powiedzieć: „Boję się pająków, usuń tego owada ze ściany", mogę myśleć o nich jako o owadach. Nie jest ważne, że owadami nie są. Ważne jest tylko to, czy pająk zostanie zdjęty ze ściany. Mówiąc tak, ignoruję jednak definicje i klasyfikacje naukowe i burzę porządek w systemie leksyki terminologicznej.
towane7. Wobec tych wartości wzorcowa norma komunikacji wyraźnie pełni funkcję ochronną, warunkując tym samym realizację przez język jego funkcji akumulatywnej. Mianem funkcji akumulatywnej języka określam jego rolę zbioru wartości tworzonych i kultywowanych przez pokolenia i przekazywanych jako dziedzictwo kulturowe. Do tego zbioru musimy się odwoływać jako do części kanonu kultury umożliwiającego rozpoznanie, interpretację i zrozumienie przekazu
kulturowego.
Na poziomie wzorcowej normy komunikacji nie są dopuszczalne wszystkie warianty transakcji, lecz tylko takie, które sprzyjają osiąganiu poziomu synergii. To właśnie norma wzorcowa stanowi konieczny warunek realizacji funkcji synergicznej języka. Ranga tej funkcji nie jest bynajmniej drugorzędna — bez powodzenia aktu komunikacji nie byłoby możliwe żadne wspólne działanie, chyba że mające charakter patologiczny. Funkcja synergiczna języka — to współdziałanie zarówno w osiąganiu porozumienia w komunikacji, jak i w uwarunkowanej przez nie współpracy na poziomie aktywności pozajęzykowej.
Myśląc o normie wzorcowej, często zauważamy jej powściągliwość w przyjmowaniu innowacji mających zwłaszcza cechę uproszczeń, uogólnień, wyrównań, analogii. Postrzegamy to jako barierę w ułatwianiu kontaktów językowych, jako brak elastyczności. Tymczasem sam proces uwspółcześniania języka i tak trwa. Norma wzorcowa zaś, utrzymując w praktyce komunikatywnej i świadomości użytkowników pozornie już niefunkcjonalne konstrukcje i modele, wspiera podstawową dla związków kultury z językiem funkcję — konsocjatywną. Tym mianem określam zdolność języka do łączenia przeszłości z teraźniejszością. Funkcja ta realizuje się dzięki temu, że w języku znajdują swój wyraz normy, wzory, wartości, struktury społeczne, historia narodu. Język zaś jako uniwersalny środek transmisji społecznej jest gwarancją trwałości i dziedziczenia kultury, a tym samym chroni tożsamość narodową, wspiera kompetencję i pamięć kulturalną, umacnia tradycję. A zatem biorąc pod uwagę zestawione tu różnice między poziomami dwóch norm komunikacji, można zaproponować następującą definicję:
7 Nadawca nie ma gwarancji, że jego rozmówca uznaje ten sam system wartości, ale ma prawo tak sądzić i liczyć na to, że nie zostanie okłamany i że odbiorca będzie wobec niego szczery.
32
ANNA CEGIEŁA
Norma wzorcowa i norma użytkowa komunikacji...
33
Norma wzorcowa komunikacji — to taki zespół zachowań komunikacyjnych, który umożliwia tworzenie i utrzymanie wspólnoty komunikacyjnej oraz uczestnictwo w niej. Norma taka gwarantuje realizację przez język jego funkcji konstrukcyjnej (wobec kultury i wspólnoty kulturowej), akumulacyjnej (wobec wartości), synergicznej (wobec członków wspólnoty) oraz konsocjatywnej (wobec przeszłości).
Norma użytkowa komunikacji jest natomiast zespołem zachowań nastawionych na doraźną skuteczność aktu komunikacji na poziomie przede wszystkim semiotycznym.
Wybór normy zależy od sytuacji socjolingwistycznej: od tego, z kim i o czym rozmawiamy, jakie role społeczne i językowe odgrywamy. Nie każda sytuacja wymaga normy wzorcowej, nie w każdej sytuacji stać nas na językowy wysiłek. Istnieją wypadki, w których życzliwość wobec rozmówcy nie jest ważna, gdyż nie ma wpływu na przebieg rozmowy, wypadki, w których ją tylko sygnalizujemy, i takie, .w których ją wyraźnie okazujemy. Na wybór normy mają wpływ także czynniki pozajęzykowe: konwencje, uwarunkowania środowiskowe, zawód itp.
Wzorcowe zachowania językowe wymagają kompetencji komunikacyjnej (wiedzy wyraźnej i kompetencji pragmatycznej); warunkiem koniecznym zachowań użytkowych jest sprawność. Norma wzorcowa zapewnia optymalną skuteczność lub lepiej: powodzenie aktu na poziomie interakcji (współdziałania) nadawcy z odbiorcą oraz ich obu z kulturą, norma użytkowa jedynie na poziomie minimum komunikacyjnego. Norma wzorcowa ma zatem charakter elitarny; powszechny jest raczej zasięg normy użytkowej. Normy użytkowej w wystarczającym stopniu (na poziomie znajomości czynnej) może nauczyć się każdy. Norma wzorcowa może być opanowana przez większość ludzi biernie. Powinniśmy jednak wymagać, aby uczyła jej szkoła.
Obie normy dość zasadniczo różnią się od siebie kryteriami oceny poprawności aktu komunikacji. Przypominam, że ocena zachowania komunikacyjnego z punktu widzenia normy wzorcowej uwzględnia stopień udania aktu, nie stawiamy zatem pytania, czy jakaś realizacja jest dopuszczalna, ale czy jest udana, czy się powiodła. Ocena na poziomie normy użytkowej jest znacznie uproszczona i dotyczy wystarczalności komunikatu.
Z przeciwstawienia wzorcowej normy komunikacji normie potocznej nie wynika, że powinno się kultywować jedynie tę pierwszą. Nie jest to możliwe choćby z tego powodu, że zainteresowanie Polaków kulturą wysoką spada, maleje liczba ludzi z wyższym wykształceniem niska jest świadomość językowa. Warto jednakże pokazywać tę normę w całym jej bogactwie, ujawniać możliwości, jakie daje użytkownikom uczynić ją atrakcyjną w takim stopniu, by jej zdobycie stało się przynajmniej w życiu publicznym konieczne i bardziej opłacalne niż znajomość języka obcego.
JADWIGA PUZYNINA, ANNA PAJDZIŃSKA
(w:) O zagrożeniach i bogactwie polszczyzny, red. J. Miodek, Wrocław 1996
Etyka słowa
Dla współczesnej refleksji nad właściwym i niewłaściwym użyciem języka niezwykle ważne są prace brytyjskiej szkoły analitycznej oraz teoria amerykańskiego filozofa języka Grice'a1, inicjująca dyskusję, która trwa do dzisiaj. Przypomnijmy, że filozof ten potraktował mówienie jako rodzaj racjonalnego działania, pewien akt współpracy partnerów rozmowy. Aby osiągnąć określony cel — ustalony na początku lub kształtowany stopniowo w toku konwersacji — zachowują się oni zgodnie z ogólną zasadą, zwaną Zasadą Kooperacji: dostosowują swój wkład w konwersację do jej celu czy kierunku, przyjętego w danym stadium, i tego samego oczekują od interlokutora. Zasada Kooperacji zyskała uszczegółowienie w postaci czterech maksym: ilości, jakości, stosunku i sposobu. Przedmiotem szczególnego zainteresowania Grice'a są sytuacje naruszania maksym — przy przestrzeganiu Zasady Kooperacji może to stanowić dla odbiorcy bodziec inferencji, uruchamiający wnioskowanie, którego efektem jest odczytanie treści przekazywanych nie wprost, ukrytych (zbudowanie implikatury konwersacyjnej). Badacz nie zapomina również o działaniach językowych lekceważących nadrzędną Zasadę Kooperacji2, sygnalizuje też istnienie innych rodzajów maksym — estetycznych,
1 H. P. Grice, Logic and conversationy [w:] Syntax and Semantics, vol. 3: SpeechActs, eds. P. Cole, J. L. Morgan, New York 1975 (w wersji maszynopisowej artykuł był dostępny od 1967 r.). Praca ta doczekała się dwu tłumaczeń na język polski — J. Wajszczuk (Logika a konwersacja, „Przegląd Humanistyczny" 1977, nr 6) oraz B. Stanosz (w tomie Język w świetle nauki, wybór tejże, Warszawa 1980).
2 Nie uchroniło go to jednak od zarzutów o idealizm, maksymalizm, oderwanie od realiów życiowych. Na przykład S. C. Levinson stwierdził, że maksymy przedstawiają raj filozoficzny i nikt w ten sposób naprawdę nie rozmawia (Pragmatics, Cambridge 1983, s. 102).
36
JADWIGA PUZYNINA, ANNA PAJDZIŃSKA
Etyka słowa
37
społecznych, moralnych — obowiązujących uczestników normalnej konwersacji.
Właśnie ten ostatni aspekt został podniesiony i rozwinięty przez następców. Na przykład Robin Lakoff3 zaproponowała redukcję czterech Grice'owskich maksym do jednej: „Wyrażaj się jasno", uważając, że celem wszystkich działań językowych jest osiągnięcie zamierzonego skutku w sposób możliwie efektywny i szybki, oraz dodała zasadę „Wyrażaj się grzecznie", rozwijaną przez dyrektywy: „Nie bądź natrętny", „Daj możliwość wyboru", „Bądź przyjazny". Kwestia grzeczności pojawia się także w pracach Leecha. Wymienia on sześć ogólnych (ale wbrew mniemaniom autora nie uniwersalnych, lecz zrelatywizowanych kulturowo) zasad postępowania grzecznego: taktu, wielkoduszności, aprobaty, skromności, zgadzania się i sympatii4. Z kolei Brown i Levinson5 wprowadzają rozróżnienie na negatywną i pozytywną strategię grzeczności. Stosując pierwszą z nich, mówiący nie jest jedynie podejrzliwy wobec partnera, a karcąc go, wyraża się możliwie bezosobowo, stosując drugą — wykazuje zainteresowanie interlokutorem i w różny sposób manifestuje akceptację jego osoby.
Poprzestańmy na wymienionych przykładach, nie miejsce tu bowiem, by dokładnie referować kontrowersje, które zrodziła koncepcja Grice'a, a tym bardziej omawiać prace jakoś przez nią inspirowane. Zależy nam na czym innym — na pokazaniu, iż pewne problemy, podnoszone przez badaczy zajmujących się pragmatyką języka, mają wymiar etyczny. I Grice, i jego kontynuatorzy kładli raczej nacisk na efektywność i racjonalność działania językowego, interesowały ich zasady skutecznego porozumiewania się. Lecz u podstaw tych rozważań leży określona koncepcja człowieka i kontaktów międzyludzkich. Grice wprawdzie nie mówi o grzeczności i „kontakcie uprzejmym", ale modelowana przez niego sytuacja komunikatywna opiera się na związku między interlokutorami, z których żaden nie dominuje (nie dąży do dominacji) w procesie porozumiewania się, każdy jest
3 R. Lakoff, Politeness, pragmatics and performatwes, [w:] Proceedings ofthe Texas
Conference on Performatives, Presuppositions and Implicatures, eds. A. Rogers, B. Wall,
J. P. Murphy, Arlington.
4 G. N. Leech, Principles of Pragmatics, London-New York 1983, s. 132 i n.
5 P. Brown, S. C. Levinson, Politeness. Some Unwersals in Language Use,
Cambridge 1987.
odpowiedzialny za jakość i ilość przekazywanych informacji oraz za sposób przekazu, każdy też obdarza zaufaniem partnera. Nie wątpi się zatem w możliwość międzyludzkiego porozumienia, akcentuje się jednak, że wymaga ono współdziałania, połączonego wysiłku, rzetelnego, a nie pozornego wkładu każdej z osób.
We wszystkich maksymach przejawia się szacunek dla odbiorcy, szczególnie ważna jest jednak maksyma jakości: mów prawdę. Jej konkretyzacja ujawnia maksymalizm Grice'a — nie tylko postuluje on, by nie mówić tego, o czym się sądzi, że nie jest prawdą, lecz także, by nie mówić tego, do stwierdzenia czego nie ma*się dostatecznych podstaw. Drugie z tych zaleceń może być — co podnoszono w dyskusji6 — złagodzone, ponieważ język dysponuje wieloma środkami zawieszania asercji, pozwala na formułowanie sądów hipotetycznych, przywoływanie cudzych opinii bez nadawania im statusu prawdy itd. Przestrzeganie Zasady Kooperacji wymaga natomiast (poza pewnymi sytuacjami wyjątkowymi, o czym później) stosowania się do pierwszej dyrektywy. Kłamstwo niszczy autentyczny kontakt.
Kwestie prawdy i fałszu są fundamentalne dla etyki słowa, warto więc zatrzymać się przy nich nieco dłużej. Nie tylko w ujęciu Grice'a, chyba także w powszechnym rozumieniu mówienie prawdy nie polega po prostu na mówieniu rzeczy prawdziwych, lecz zakłada szczerość, wiarę mówiącego w prawdziwość tego, co mówi. Oczywiście może się zdarzyć, że ktoś nieszczerze, wbrew własnym przekonaniom powie przypadkowo rzecz prawdziwą, w niczym nie zmienia to jednak faktu, że chciał oszukać partnera, w ostatecznym rachunku liczy się bowiem intencja komunikatywna. I odwrotnie — jeśli ktoś głosi twierdzenie zgodne z własnym przekonaniem o jakimś stanie rzeczy, ale niezgodne z owym stanem, nie kłamie, lecz tylko się myli.
Jeszcze wyraźniej problem szczerości jest stawiany przez Austina i Searle'a. Traktują oni szczerość jako jeden z podstawowych warunków osiągnięcia „szczęścia komunikacyjnego". Austin, analizując różne przyczyny niefortunności aktów mowy7, ostro przeciwstawia sobie dwa typy reguł, których naruszenie powoduje, iż wypowiedź jest nie-
6 Por. np. J. Puzynina, O zasadach współdziałania językowego, „Prace Filologiczne"
XXXIII, 1986, s. 61-66.
7 J. L. Austin, Mówienie i poznawanie. Rozprawy i wykłady filozoficzne, przeł.
B. Chwedeńczuk, Warszawa 1993, s. 561-598.
38
JADWIGA PUZYNINA, ANNA PAJDZIŃSKA
Etyka słowa
39
udana. Nierespektowanie pewnych warunków sprawia, że dana czynność illokucyjna w ogóle się nie dokonuje, nie zostaje spełniona. Natomiast w przypadku, gdy mówiący nie ma myśli, uczuć lub intencji niezbędnych, by wykonać dany akt, czynność zostaje spełniona, lecz jest nadużyciem, np. osoba składająca komuś gratulacje powinna żywić dla niego podziw, uznanie; ten, kto daje komuś radę, powinien być przekonany, że pewne postępowanie jest dla interlokutora najkorzystniejsze; osoba wypowiadająca obietnicę powinna mieć intencję dotrzymania słowa — inaczej wypowiedź jest „rzekoma", „pusta", myląca, zwodnicza itp. Również Searle8 wymienia regułę szczerości wśród semantycznych reguł użycia środka wskazującego moc il-lokucyjną. Podkreśla przy tym, że nieszczerość jest możliwa tylko wtedy, gdy czynność illokucyjna uchodzi za wyraz stanu psychicznego nadawcy.
Wróćmy jednak do prawdy. Czy jest wartością absolutną? Czy w każdej sytuacji jej mówienie jest czynieniem dobra? Prawda może być przecież nie chciana, bolesna, okrutna, może nawet zabijać. Dlatego — choć w świadomości potocznej wypowiadanie zdań fałszywych równa się największemu sprzeniewierzeniu zasadom komunikacji międzyludzkiej i z reguły informacja prawdziwa jest wartościowana dodatnio — na ocenę całego aktu mowy mają wpływ jeszcze inne czynniki: sposób przekazania prawdy, pobudki, z jakich działa nadawca, a przede wszystkim wola odbiorcy usłyszenia prawdy. Od samej prawdomówności istotniejsza okazuje się postawa mówiącego (za Zofią Zaron nazwijmy ją „postawą ku" drugiemu człowiekowi9): to, czy nie działa on niedelikatnie, a nawet brutalnie, czy nie kieruje nim egoizm, czy zdolny jest do współdoznawania, współczucia, do zrozumienia partnera, podtrzymania go na duchu.
Tak jak kłamstwo nie zawsze się zatem wiąże z odrzuceniem Zasady Kooperacji, tak też mówienie prawdy nie zawsze oznacza
8 J. R. Searle, Czynności mowy. Rozważania z filozofii języka, przeł. B. Chwedeń-
czuk, Warszawa 1987, s. 81-87.
9 Wybierając to określenie, nie zaś typową dla polszczyzny konstrukcję postawa
wobec, kierujemy się tymi samymi przesłankami, co jego autorka: „w treść konstrukcji
z »ku« wpisane jest ukierunkowanie, nastawienie na obiekt relacji, a z »wobec« —
wpisana jest pewna opozycja lub przynajmniej zdystansowanie się w stosunku do
przedmiotu relacji" (Z. Zaron, Wybrane pojęcia etyczne w analizie semantycznej. (Kochaj
bliźniego swego), Wrocław 1985, s. 8).
współdziałanie. Jeśli np. osoba, której bardzo zależy na przekazaniu wiadomości Kowalskiemu, mówi do drugiej: „Słyszałam, że będziesz jutro widzieć Kowalskiego", ta zaś zgodnie z prawdą odpowiada: „Nie", a wybiera się do niego za chwilę, nie ma wątpliwości, iż została naruszona Zasada Kooperacji — wybrano strategię odrzucenia zamiast ujawnić najbliższe zamiary lub przynajmniej zapytać, dlaczego dana rzecz interesuje interlokutora.
Mówienie nieprawdy jest zwykle, poza wyjątkowymi sytuacjami, złem, jest nim również zatajanie (nienadawanie informacji należących się odbiorcom lub nadawanie informacji częściowych), przekręcanie, przekazywanie informacji sprzecznych. Nadawcy, który tak postępuje, zazwyczaj chodzi o własną korzyść lub o zaburzenie równowagi psychicznej odbiorcy. Aby komunikacja międzyludzka była „zdrowa", musi być respektowane prawo człowieka — zarówno nadawcy, jak i odbiorcy — do braku lęku (przed ujawnieniem własnych sądów i opinii, przed naruszeniem intymności aktów komunikacji, przed naruszeniem godności osobistej, przed kłamstwem, przeinaczeniem, manipulacją itd.) oraz prawo do wyboru postaw. Nie oszukujmy się jednak — wiele typów aktów mowy oba prawa zupełnie lekceważy. Kwestię tę pragniemy jedynie zasygnalizować, natomiast więcej uwagi poświęcić relacji między maksymami konwersacyjnymi a maksymami
grzeczności.
Relacje owe są dość skomplikowane: w pewnych sytuacjach istotniejsze okazują się maksymy konwersacyjne, w innych — maksymy grzeczności, niekiedy występuje między nimi jawny konflikt. Pogwałcenie maksymy jakości może być motywowane uprzejmością; przywołajmy tu choćby wszystkim dobrze znane wypadki uspokajania nieoczekiwanych gości, że absolutnie nie przeszkadzają (a faktycznie właśnie tak jest). I odwrotnie — niezbyt grzeczne zachowanie może wynikać z chęci sprostania maksymom konwersacyjnym, np. dość obcesowe pytanie „Powiedz, o co ci właściwie chodzi?" bywa reakcją na wcześniejsze wypowiedzi interlokutora i nieudane próby odkrycia ich intencji. Inną ilustracją mogą być dialogowe sytuacje różnicy zdań. Grzeczność nakazuje, by utwierdzać partnera w przekonaniu, że respektuje się jego racje — z tego punktu widzenia najlepiej by było po prostu się zgodzić, bez względu na własne poglądy. Lecz czy należy wybierać fałsz w imię grzeczności? Dylemat ów pomagają rozwiązać wyrażenia językowe typu do pewnego stopnia, nie do końca, niezupełnie,
40
JADWIGA PUZYNINA, ANNA PAJDZIŃSKA
Etyka słowa
41
nie całkiem, które pozwalają uciec przed jawnym odrzuceniem i przekazać niezgodę w formie złagodzonej.
Z problemem grzeczności ściśle się wiąże długość i niebezpośred-niość wypowiedzi. Wyrażenia osłabiające, łagodzące wypowiedź oczywiście ją wydłużają. Im mniej bezpośrednio jest sformułowana wypowiedź, tym więcej pozostawia się swobody odbiorcy, tym więcej ma on możliwości reakcji. Ale czasami osiąga się efekt zupełnie nie zamierzony: utrudnia lub uniemożliwia adresatowi odczytanie celu il-lokucyjnego. Zachowanie właściwych proporcji między uprzejmością a jasnością, rzeczowością nie jest proste, wymaga uwzględnienia wielu czynników.
Zdawać by się zatem mogło, że oba rodzaje maksym są równie ważne. Ale jeśli za miarę ważności przyjmiemy istnienie współdziałania10, główna rola przypada maksymom konwersacyjnym: ich odrzucenie powoduje koniec kooperacji, podczas gdy rezygnacja z bycia grzecznym może nie mieć takich następstw przy ostatecznej wyrozumiałości partnera. O kontakcie uprzejmym jest zresztą sens mówić tylko w przypadku niektórych typów celów illokucyjnych: są akty mowy, które wykluczają grzeczność (np. oskarżenie, groźba, nagana), i takie, w których maksymy grzeczności nie odgrywają żadnej roli (np. stwierdzanie, relacjonowanie). Zasada uprzejmości nie wydaje się więc tak wszechobecna, jak Zasada Kooperacji. Niemniej jednak grzeczność jest jednym z czynników mających znaczący wpływ na interakcje werbalne i zamierzone efekty perlokucyjne.
Przede wszystkim jednak należy być świadomym tego, że grzeczność nie założy bezpośrednio od norm moralnych* Można ją raczej wiązać — posługując się podziałem Marii Ossowskiej — z normami dobrego wychowania. Normy owe, w odróżnieniu od moralnych, nakazują różne formy zachowania po to, aby ktoś sądził, że ktoś drugi jest mu przyjazny, że go aprobuje itp., podczas gdy normy moralne nakazują rzeczywistą życzliwość wobec innych ludzi i ich aprobowanie. Tak więc uprzejmość, grzeczność może być wyrazem norm szacunku i życzliwości, może też być wyrazem zakłamania; może nie wynikać z postawy „ku innemu", lecz z postawy „ku sobie", „ku własnym celom", celom osiąganym w sposób wyrachowany, oparty na znajo-
10 Za prymarnym charakterem Zasady Kooperacji przemawia np. fakt, że odmowa powinna być zawsze usprawiedliwiona, zgoda zaś nie wymaga żadnych wyjaśnień.
mości psychicznych potrzeb partnerów interakcji. A zatem postulowane przez Lakoff, Leecha i innych grzeczne zachowanie językowe staje się postulatem etycznym tylko wtedy, kiedy stoją za nim normy moralne szacunku i życzliwości wobec partnerów kontaktu językowego.
Celem pierwszej części naszego artykułu było rozważenie tego, w jakim stopniu możliwe jest oparcie etyki słowa na znanych teoriach współczesnej pragmatyki. W części drugiej chciałybyśmy zastanowić się nad ogólnym sensem postulowanej przez nas etyki słowa i jej związkami z kulturą słowa.
Jeśli mówimy o etyce, to niewątpliwie mamy na myśli dziedzinę humanistyki w jakiś uporządkowany sposób przedstawiającą oceny i postulaty natury moralnej. Każda etyka formułuje pewien ideał dobra moralnego; do niego dostosowuje się zasady i postulaty, które głosi. Jeżeli mówimy o etyce słowa, to — używając sformułowania bardziej precyzyjnego — chodzi nam o etykę komunikacji międzyludzkiej oraz etykę stosunku do dobra kultury, jakim jest język, inaczej — o uporządkowany zbiór postulatów dotyczących takiego posługiwania się językiem i takiego stosunku do języka, który prowadzi do dobra.
Proponowana przez nas wizja dobra odpowiada ogólnym kanonom kultury śródziemnomorskiej: chodzi o stwarzanie takich sytuacji, w których człowiek nie jest w żaden sposób przez innych krzywdzony, znieważany, poniżany, w których — wręcz odwrotnie — pomaga mu się żyć w poczuciu akceptacji, stwarza mu się warunki bytu materialnego oraz rozwoju fizycznego, intelektualnego i moralnego. Tak mniej więcej przedstawia się ideał dobra i zachowań służących dobru jednostek. Bardzo ważne — w ostatecznym rachunku także dla poszczególnych ludzi — jest dobro ogółu, dobro społeczeństw. Tu trudniej o wspólny punkt widzenia, jednakże wydaje się, że takie zasady, jak uczciwość w działaniach społecznych, szacunek wobec inności, pomoc słabym, wolność w ramach demokratycznie ustalanych reguł współżycia, można uznać za wspólne dla prototypowej kultury euro-atlantyckiej. Tworząc taką wizję życia indywidualnego i społecznego, świadomie lub nieświadomie odwołujemy się do pojęcia człowieka jako kogoś ważnego, stanowiącego w naszym świecie szczególną wartość. Uzasadnienia tego mogą być różne, uwarunkowane światopoglądowo: dla jednych stanowi je wiara w to, że człowiek jest dzieckiem Bożym, że jest stworzony „na obraz i podobieństwo Boga", dla innych — sza-
42
JADWIGA PUZYNINA, ANNA PAJDZIŃSKA
Etyka słowa
43
cunek dla człowieka jako stworzenia rozumnego, dla jeszcze innych — fakt, iż jest on (posługując się określeniem Wierzbickiej) „istotą taką jak my". Oczywiście, są ludzie nie widzący wartości człowieka jako takiego i nie mając takiej, jakąśmy tu zarysowały, wizji idealnej sytuacji poszczególnych jednostek i społeczeństw. Czasem biorą oni górę w życiu społecznym — skutki tego mogliśmy obser-.wować w historii wielokrotnie.
Wróćmy teraz do tytułowej etyki słowa. Jej podstawowe zasady, związane z ogólnym, przedstawionym wyżej ideałem dobra indywidualnego i zbiorowego, można w ślad za Brownem i Levinsonem sformułować „na nie" i „na tak". „Na nie" będą to:
1) jako nadawca:
nie krzywdzić drugiego człowieka ani też grup społecznych
słowem wrogim, poniżającym, raniącym;
nie okłamywać innych, nie manipulować nimi za pomocą
półprawd, pochlebstwa, demagogii, szantażu;
2) jako odbiorca:
nie zrywać dialogu, nie zamykać się na słowo innych, nie
przyjmować go ze z góry powziętymi uprzedzeniami;
jednocześnie jednak nie być naiwnym w odbiorze komunikatów,
zdawać sobie sprawę z możliwości okłamywania i manipulacji.
Zasady „na tak" to:
1) jako nadawca:
mówić tak, by partnerzy czuli się bezpiecznie i mieli świado
mość akceptacji;
mówić to, co się uważa za prawdę, chyba że przemilczenie lub
nawet kłamstwo są uzasadnione dobrem innych;
mówić tak, by nie utrudniać partnerowi rozumienia i nie dener
wować go brakiem poprawności lub snobizmem językowym;
2) jako odbiorca:
— wysłuchiwać innych z dobrą wolą, choć bez naiwności, starając
się rozumieć ich racje.
Jednakże etyka słowa nie ogranicza się do moralności komunikacyjnej. Należy do niej również stosunek do samego języka jako wartości kultury, docenianie go i jako środka komunikacji, i jako elementu tożsamości narodowej, może także po prostu jako niezwykłego daru ludzkiej natury, dla wierzących — niezwykłego daru Boga. Tak, jak bierzemy odpowiedzialność za ludzkie zdrowie, jak dziś ze
szczególną troską bierzemy odpowiedzialność za otaczającą nas naturę i staramy się pogłębiać znajomość jej tajników i praw, tak też jest czy powinno być z językiem. Również dla niego powinno znaleźć się miejsce w obrębie etyki, której hołduje większość polskich humanistów i nie tylko humanistów; także on powinien stać się przedmiotem szczególnego zainteresowania, szacunku i ekologicznej troski.
Sądzimy, że mając taki stosunek do języka, pozostajemy w nurcie myśli romantycznej: Schlegla, Humboldta, naszego Mickiewicza, Libel-ta, Norwida. Oczywiście, nie wszyscy chcą sakralizacji słowa, jak jest to u Mickiewicza czy Norwida, nie zwykliśmy też mówić o duchu języka, jak romantycy, ale przecież fascynuje nas dzisiaj, podobnie jak romantyków, językowy obraz świata zawarty w rodzimych strukturach wyrazowych czy gramatycznych, jak oni uważamy język za ważny element kultury, jeden z najbardziej podstawowych czynników podtrzymujących poczucie przynależności narodowej i jak im — zależy nam na kształtowaniu tego poczucia u młodych pokoleń, również teraz, w okresie chaosu kulturowego, o którym wiele mówią i piszą socjologowie.
Zakorzenienie romantyczne naszej myśli o języku nie oznacza braku związku z myślą oświeceniową: tam przede wszystkim tkwią początki współczesnego przekonania o ścisłym związku języka z myślą ludzką, o ważności języka dla ludzkiego poznania, nauki, a także dobrej ludzkiej komunikacji.
Na zakończenie zastanówmy się: gdzie jest miejsce dla tak pojętej, jak tu przedstawiliśmy, etyki słowa? Na pewno jest to pewien przedmiotowo wyodrębniony dział etyki. Jak dalece będzie go uwzględniać kultura słowa — to zależy od osób, które ją uprawiają i które zakreślają jej granice. Jak o tym pisze Stanisław Gajda11, w wydawnictwach z ostatniego okresu recepcja proponowanej przez Jadwigę Puzyninę od ponad dziesięciu lat rozszerzonej koncepcji kultury słowa jest niewielka — choć trzeba tu wspomnieć książeczkę Tadeusza Zgółki Język wśród wartości (Poznań 1988), wiele sformułowań Wale-rego Pisarka, a także Pana Miodkowej „Ojczyzny polszczyzny". Wiemy, że oddolnie, przede wszystkim poprzez zainteresowanie manipulacją i nowomową, etyka mowy wkracza do dydaktyki uniwersytec-
11 O pojęciu kultury języka dziś, [w:] Kultura języka dziś, red. W. Pisarek, H. Zgółkowa, Poznań 1995.
45
44 JADWIGA PUZYNINA, ANNA PAJDZIŃSKA
kiej, w jakimś stopniu również i szkolnej. Puzynina proponowała wprowadzenie tych zagadnień do kultury słowa w czasach PRL-u, kiedy zagrażała nam nowomowa jako sposób manipulowania społeczeństwem i jako szerzący się styl komunikacji międzyludzkiej. Zdawało się wówczas, że w obrębie kultury słowa, a więc w obrębie myśli humanistycznej dotyczącej języka, można zawrzeć i przekazywać społeczeństwu treści, o które tu chodzi, przestrzegać przed zagrażającą manipulacją, przed agresją słowną — i nie tylko słowną.
W warunkach naszej rodzącej się wciąż w bólach demokracji etyka słowa jest nie mniej potrzebna — to chyba dostrzega każdy z nas. Od językoznawców zależy, czy prócz ściśle naukowej lingwistyki oraz wyraźnie poprawnościowej kultury języka zechcą w sposób oficjalny przygarnąć problematykę etyczną, czy nadal — choć zawsze jakoś obecna — będzie traktowana wstydliwie, nie nazywana po imieniu i dopuszczalna tylko wtedy, kiedy stanowi element historii myśli językoznawczej lub implikację jakichś uznanych teorii pragmatyki lingwistycznej. To ostatnie podejście ilustrowała pierwsza część naszego artykułu. W drugiej — proponujemy jawne podejmowanie problemów etyki słowa w obrębie kultury słowa.
Czynimy to w przekonaniu, że nawet strukturalnie pojmowana kultura języka nigdy nie była i nie może być czystą nauką — jest z natury nastawiona na kierowanie rozwojem języka, choćby się to miało dokonywać najłagodniejszymi metodami, np. poprzez pogłębianie świadomości językowej i delikatne doradzanie. To, czym zajmuje się kultura języka, kryteria, jakie stosuje, i tak często sięgają poza czyste językoznawstwo i czystą naukę o aktach komunikacji, wchodzą w zakres problematyki aktów perlokucyjnych, oceny tekstów (bo wcale nie tylko języka jako kodu) z punktu widzenia wartości poznawczych, estetycznych i tych, które się nazywa wartościami
„ogólnospołecznymi".
Jeśli kultura języka (a może właśnie ogólniej, metonimicznie — kultura słowa) ma należeć do dziedziny humanistyki kształtującej ogólną kulturę człowieka naszej trudnej epoki, to jako rzecz oczywista narzuca się, jak sądzimy, potrzeba formułowania w jej obrębie ideału i ukazywania wzorców kontaktu językowego, spełniającego m.in. podstawowe wymogi moralne. To przecież właśnie moralność jest najbardziej zagrożonym, a jednocześnie najważniejszym dla świata ludzkiego elementem kultury.
Etyka shwa
Max Horkheimer, przedstawiciel szkoły frankfurckiej, pisał: „Wyróżniającą cechą pracy myślowej jest samodzielne określanie tego, co ma z niej wyniknąć, czemu ma służyć". Owo ważne dla wszystkich ludzi nauki sformułowanie chciałybyśmy odnieść także do tych, którzy zajmują się kulturą słowa. Sądzimy, że w praktycznych zastosowaniach językoznawstwa, nazwanych przez nas kulturą słowa, nie powinno się pomijać problemów moralności komunikacji i całej naszkicowanej tu sfery etyki.