Podzwonne z figurami
|
|
|
Rycersko-gotycki nielinearny scenariusz osadzony w realiach Warhammera Wstęp Scenariusz ten czerpie z różnych źródeł. Niektóre wstyd mi wymieniać; na przykład podobieństwo pewnych fragmentów do powieści gotyckich, szczególnie zaś do Frankensteina, jest - jak mi się zdaje - uderzające. Wspomnę za to o innym kręgu odwołań, który - bynajmniej nie zakamulowany - może wydać się dostojnemu Czytelnikowi na tyle nieistotny, iż nie zechce dostojny Czytelnik doń sięgnąć tudzież kazać sięgnąć (przed rozegraniem przygody) swoim graczom. Uważam mianowicie, iż dla lepszego zrozumienia sensu i charakteru badań szlachetnego Konrada von Krämerburga konieczna jest lektura niektórych tekstów Brunona Schulza. Mam na myśli opowiadania Traktat o manekinach albo wtóra Księga Rodzaju i Traktat o manekinach. Dokończenie, w drugiej kolejności zaś Manekiny oraz Traktat o manekinach. Ciąg dalszy. W założeniu przygoda ta, jak wskazuje sam tytuł, ma być nielinearna, dlatego w niniejszym tekście, znajdziesz, łaskawy Czytelniku, jedynie pewne warunki wstępne, sytuację w momencie zawiązania akcji, osobowość i dążenia głównych figur oraz kilka ogólnych refleksji na temat prowadzenia. Konwencja, w jakiej osadzony został scenariusz to przerysowany gotycyzm - ani straszny ani komiczny, po prostu nieco teatralny, nieco dystansujący się od samego siebie, nieco udziwniony i nieco kpiący. Jest to o tyle ważne, że konwencja ma uczestniczyć w grze między bohaterami graczy i Mistrza Gry. Nie akcja jest najważniejszą osią konstruującą rozgrywkę. Dalece istotniejsze są relacje między postaciami - kwestie obyczajowe, światopoglądowe, kwestia winy i bezkarności i wiele innych podobnie wzniosłych kwestii. Oczywiście łaskawy Czytelnik może dość do wniosku, iż jest to przygoda dziwaczna, czy zgoła bezsensowna. Jeśli tak się stanie, świadczy to jedynie o nędznym guście łaskawego Czytelnika tudzież o jego plebejskich żądzach i innych wielce negatywnych cechach. Preludium Noc. Ulewa. Dwa księżyce kładą niepokojące smugi bladego światła na arkadowy dziedziniec zamku. Galerią kroczy postać w białej koszuli, w ręku dzierżąc rozchwianą latarnię. Przez wiatr zdają się przedzierać jej nawoływania. Hej! Jest tu kto?! Huk wichru, szum deszczu, punkt światła w tle, gdzie pozostały uchylone drzwi. Cień ciemniejszy od nocy przemyka się arkadami. Uderza piorun. Błyska sztylet. Rozlega się krzyk. Zawiązanie akcji Ciemność. Ulewa bezlitośnie sztyletowała ziemię [W tym miejscu chciałem podziękować Terryemu Pratchettowi, któremu ukradłem tę metaforę z powieści Trzy wiedźmy]. Błyskawice radośnie biły w jezioro, to tkając fantastycznie iluminowaną pajęczynę, to jak pojedyncze kolumny łącząc toń wody z tonią nieba. Konie u powozu gnały przerażone ich mosiężnymi odgłosami. Gnały tym szybciej i z tym większym przerażeniem, że pozbawiono je woźnicy. Z pleców nieszczęsnego stangreta, bezwładnie chwiejącego się na koźle, sterczał bełt. Niewiasta w karecie krzyczała, deszcz lał, księżyce świeciły, pioruny - jak już rzekłem - waliły, mroczny zamek majaczył gdzieś na horyzoncie, tętent zaś zwiastujący, że niewidzialny napastnik doścignie niedługo powóz - narastał. Zaprzęg pędził zresztą jakby ciągnące go zwierzęta oślepły, jakby lada moment miał roztrzaskać się o któreś z potężnych, starożytnych drzew upiornego lasu… Wszystko zakończyłoby się doprawdy fatalnie, gdyby nie dzielni poszukiwacze przygód, których los rzucił w tę straszliwą los na gościniec, gdzieś na północ od Freistadt Middenheim. Do nich należało złapanie i uspokojenie koni i (jak w kiepskiej przygodzie heroic fantasy) - zatrzymanie powozu, co przepłoszyło oczywiście napastnika i uratowało życie dwum damom. By być ścisłym - damy i jej służki. Oczywiście możliwe jest również niepowodzenie owej próby, które niczego zresztą by nie zmieniło. Z wyjątkiem stanu powozu. Zarys fabuły Zamek Krämerburg, położony w samym środku lasu Bürnam, ciągnącego się na północ od Freistadt Middenheim, był od niepamiętnych czasów miejscem dziwnym i wzbudzającym niejasne przeczucie lęku. Odizolowane od świata gniazdo rodu, w dwudziestym szóstym wieku kalendarza Imperium władającego już tylko pobliską osadą było jednym z tych reliktów przeszłości, które stają się inspiracją dla autorów krwawych opowieści o zbrodniach i o podłościach ludzkiej natury. Ostatnimi męskimi potomkami middenheimskiej gałęzi Krämerburgów byli bracia Konrad i Heinrich. Konrad, jako starszy, objął władztwo nad zamkiem, Heinrich wyruszył zaś w świat. Losy rodzeństwa się rozeszły. Konrad w młodości studiował nauki wyzwolone w Bretonii. Przywiózł sobie stamtąd piękną małżonkę, ale także tajemną wiedzę, która stała się jego udziałem dzięki przynależności do jednego z ezoterycznych stowarzyszeń, w jakich lubują się tamtejsze elity. Gdy, na wieść o śmierci ojca, powrócił, by objąć swe dziedzictwo, był już nekromantą. Przy pomocy magii usiłował stworzyć życie. Z ludzkich zwłok składał ciała, z organów zwierzęcych starał się ulepić doskonalsze formy. Z czasem zajęcie to doprowadziło go obsesji. Żona, która patrzyła dotąd przez palce na te - jak mniemała - nieszkodliwe zabawy, zaczęła dostrzegać oznaki obłędu w owym mrocznym dziele. Między nią a mężem dochodziło do coraz częstszych kłótni, do których Konrad nie przywiązywał zresztą większej wagi. Obchodziły go już tylko badania, których celem było odkrycie zapomnianej sztuki demiurgii. Tymczasem Heinrich został wyświęcony w Middenheim na kapłana Ulryka. Jako młodzieniec ogromnego zapału, płomiennej wiary i szlachetnego rodu, szybko awansował w hierarchii i po kilku latach osiągnął to, czego pragnął - został inkwizytorem. Kolejne lata upłynęły mu na podróżach po Imperium - rzadko i tylko przelotnie spotykał się z rodziną i dawnymi przyjaciółmi, pochłonięty tropieniem Chaosu i spisywaniem swych cennych spostrzeżeń. Kilka tygodni przed początkiem przygody inkwizytor z giermkiem Jakobem przybył do Krämerburgu, by wypocząć, wykończyć swoją księgę, zażyć rodzinnego ciepła, pokazać bratu, co osiągnął… Niestety, żadna z tych rzeczy nie była mu dana. Dzięki swojemu doświadczeniu, bez trudu zdemaskował braciszka - i stanął przed problemem. Nie chciał kompromitować rodu formalnym procesem o czary, tym bardziej, że oznaczałoby to przepadek większości mienia, którego czuł się dziedzicem. Z tych powodów postanowił działać po cichu - zlecił Jakobowi zasztyletowanie Konrada i spalenie jego wszetecznych notatek, gdy zaś rozkaz został wykonany, pogrążony w rozpaczy inkwizytor wszczął śledztwo, pilnie poszukując kozła ofiarnego. Został jeszcze jeden problem - przekonana o jego udziale w zbrodni wdowa, powiernica tajemnic męża. Heinrich wiedział, że pani Eustache des Champs von Krämerburg wie, że on wie i ona wiedziała, że on wie, że ona wie, że on wie, i pogrzebie tak dalej, w związku z czym narodziła się nieco niezręczna sytuacja. Bretonka postanowiła wyjechać zaraz po, sługa zaś Ulryka - zabić ją jeszcze przed pogrzebem. Właśnie próbę zamachu, podjętą przez Jakoba, udaremnili bohaterowie na początku przygody. Zarys akcji W dniu, kiedy bohaterowie przybyli do zamku, Eustache wybrała się na popołudniową przejażdżkę z Marie, za nią zaś wyruszył Jakob, dosiadłszy ukrytego w leśnej szopie konia. Dama wracała właśnie do zamku (z powodu wczesnego jesiennego zmierzchu), gdy rozszalała się straszliwa burza. Sługa Heinricha postanowił wykorzystać sprzyjającą pogodę i przystąpił do realizacji swego krwawego zadania, w czym przeszkodzili mu bohaterowie. Eustache, w stanie najwyższej alteracji, podziękowała im po trzykroć, zaprosiła ich do zamku, po czym przedstawiła mroczne wydarzenia ostatnich dni. W związku z grożącym jej niebezpieczeństwem, poprosiła drużynę pomoc i ochronę (w zależności od ich statusu społecznego, mogła zaoferować za to pieniądze). Nasi herosi dotarli do zamku, gdy niedawno dopłynęła była tam łódź zamachowca (być może dostrzegli ją byli na jeziorze w świetle błyskawic, jednak na pewno nie znaleźli jej w nocy, z powodu przemyślnego ukrycia w załomie muru - vide: Zamek). Cały dwór pogrążony był w żałobie. Heinrich, który prowadził oficjalne śledztwo w sprawie zasztyletowania Konrada, przywitał się z bohaterami w wielkiej sali, ze smutkiem i wzburzeniem wysłuchał relacji o zamachu, po czym poinformował ich o smutnych wydarzeniach ostatnich dni i zaprosił do pozostania w zamku celem wzięcia udziału w kilkudniowych egzekwiach. Następnie zaprosił drużynę do swego gabinetu. Tam wyjaśnił, że ktoś najwyraźniej usiłował wrobić go w zabójstwo i poprosił o pomoc w śledztwie (które nawet jemu szło niesporo, co było dosyć dziwne w przypadku inkwizytora). W razie potrzeby zaoferował odpowiednią zapłatę. Sprytne, nieprawdaż? Pogrzeb zasztyletowanego dwa dni wcześniej Konrada miał odbyć się w terminie wyznaczonym przez kapłana Morra (to znaczy przez Ciebie, drogi Mistrz Gry). Plan Heinricha był prosty niczym święta włócznia Myrmidii. Udawał szczerego i pomocnego, udostępnił nawet notatki do swojej księgi, byle zająć czymś poszukiwaczy przygód. W międzyczasie pilnie węszył, by znaleźć w końcu u Hansa, kucharza, czarnego kota oraz takiegoż koguta. W związku z tym odkryciem, zainscenizował rozprawę (w zależności od pozycji społecznej bohaterów może nawet z ich udziałem) i po kilku godzinach tortur sprawa morderstwa znalazła swoje rozwiązanie. Eustache, której chciał się początkowo pozbyć (mogłaby szukać zemsty za męża, a poza tym sypiała z nekromantą), z powodu obecności drużyny darował życie. O ile nie stało się inaczej. Nasi herosi mieli ciężki orzech do zgryzienia. Jak już wspominałem, Heinrich, Eustache i Jakob wiedzieli wszystko i wiedzieli, że pozostali z trójki wiedzieli i tak dalej, jednak na pewno nie podzielili się swoimi wiadomościami z drużyną. Przynajmniej w normalnych okolicznościach, bo można było przecież przejąć pamiętnik Sprengera, uwieść Bretonkę, złapać w ciemnym zaułku inkwizytora… To jednak dosyć trudne, pozostawały więc na początek domysły, przede wszystkim zaś grabarz i sekretna pracownia Konrada. O ile bohaterowie do nich dotarli nim skończyły się egzekwie i proces. Wtedy pozostało już tylko odeskortować Eustache do jej ojczyzny. Figury
„Jeden z największych błędów w opiniach o człowieku polega na tym, że nazywamy go rozumnym, głupim, dobrym, złym, silnym, słabym, a człowiek - to jest wszystko: wszystkie możliwości, płynna materia” Jak ze zgrozą zauważyłem, niniejszy scenariusz cierpi na poważny niedomiar dygresji. Spieszę to naprawić. Koncepcja Mistrza Gry przyjmowana obecnie implicite jest symulacjonistyczna, na co zresztą rzadko zwraca się uwagę. Prowadzący ma być światem, oczyma i uszyma bohaterów; arbitrem, rozstrzygającym nie tylko o efektach podjętych prób, ale i o słusznej wizji rzeczywistości gry - jego wyobrażenie jest nadrzędne wobec wyobrażeń graczy. By zbliżyć narrację w grach fabularnych do narracji utworu epickiego, musimy obejść problem postaci ani też doświadczać tego, co ona (ani nawet być powiadamianym o wszystkich jej postrzeżeniach). Fakt ten można ignorować lub obchodzić, ale można również go wykorzystywać do prowadzenia z odbiorcą pewnej gry. Nich w Podzwonnym z figurami gracze konstruują sobie obraz fabuły i bohaterów, który Ty będziesz na zmianę podtrzymywał i korygował lub nawet podważał. Cytując Poetykę Adama Kulawika: „Najbardziej charakterystyczną cechą postaci literackiej jest to, że nigdy nie jest dana od razu w całości swego wyposażenia, lecz się staje, powstaje w miarę rozwijania się opowieści o niej. Natura postaci literackiej jest zatem fragmentaryczna. Dzieło literackie buduje ją i wyposaża sukcesywnie, natomiast odbiorca dzieła poznaje postać w wyniku integrowania jej cech […]” Postać może być dookreślona bądź rozmyta i nieprzewidywalna. Na lewo od lewej ściany stoi bohater konwencjonalny, którego gry fabularne poniekąd nobilitują, na prawo zaś od prawej ściany stoi bohater zniszczony, rozłożony na części, jakiego znany z antypowieści, ale raczej nie ze scenariuszy. Podział można przeprowadzić również według stopnia samodzielności - na postaci podległe fabule (charakterystyczne dla dramatyzmu) oraz wyodrębnione - charakterystyczne dla symulacjonizmu; bohaterowie graczy są, według takiej klasyfikacji, ex definitione wyodrębnieni. [Oczywiście rozróżnienie to nie wyczerpuje symulacjonizmu i dramatyzmu - dochodzi do niego jeszcze opozycja: nastawiony na behawioralną symulację życia - nastawiony na ewokowanie nastroju i refleksji. Ewentualnie także inne dystynkcje.] Heinrich von Kraemerburg Dorastał w cieniu głośniejszego i bardziej lubianego brata - być może zgromadzona w tym czasie gorycz kazała mu dostrzegać, gdy spoglądał w przeszłość, jedynie krzyki nauczycieli, szyderstwa silniejszych, płaszczenie się słabszych, ciemność i wilgoć zamkowych komnat, krótkość i miałkość dni pod północnym niebem. Zresztą przeszłość i tak była lepsza od teraźniejszości. Wszędzie czyhały zdrada i podstęp. Fałszywi wyznawcy prawdziwych bogów potajemnie czcili Chaos i gotowali się na jego nadejście. Honor i Prawość upadały - zwyciężały Bezwstyd i jego małżonka Nieskromność, ich córka zaś - Pycha Z Marnej Wiedzy Spraw Ludzkich - wyrzucała z serc Ostateczność i Pamięć Śmierci. Życie jest trudne, wszelako trzeba przeżyć je godnie i dobrze, ku pożytkowi swojemu i bliźnich. Figura w żałobie. Niezbyt inteligentny, ale dystyngowany, retoryczny. Póki nie groził mu miecz przytknięty do gardła, nie zdradził, że jego brat był nekromantą; nie chciał szkalować dobrego imienia rodu. Zabronił też surowo wdawać się w dyskusje na temat nieboszczyka swemu słudze, Sprengerowi. Eustache des Champs von Kraemerburg Wiedziała oczywiście, że jej męża zabił Heinrich. Początkowo nie sądziła iżby groziło jej jakieś niebezpieczeństwo i pragnęła zostać jeszcze z miesiąc w zamku przed powrotem do bretońskiej rodziny. Od czasu zdarzenia z powozem zdała sobie sprawę, że inkwizytor pragnął zabić także i ją. Sugerowała bohaterom, że to on stał za zamachem, a także, że to on zamordował Konrada. Jako motyw wskazywała chęć przejęcia posiadłości (nieboszczyk nie zostawił testamentu) oraz pozbycia się świadków tego niepięknego postępku. Raczej nie zdradziła, że mąż był nekromantą, gdyż czekałby ją stos (nie doniosła przecież inkwizycji!). Miała zamiar wyjechać zaraz po pogrzebie i zakończeniu wszystkich uroczystości. Była nieprzenikniona dla bohaterów - owszem, potrafili opisać jej zabawny sposób mówienia, nieco pretensjonalny sposób bycia, modny ubiór, ale jej poglądy, jej psychika - wszystko to pozostawało owiane jakąś nieprzeniknioną mgłą, zza której rzadko tylko przebłyskiwało światło, by prędko zgasnąć. Być może młoda i ponętna wdowa wpadła w oko któremuś z poszukiwaczy przygód. Jej zdobycie nie powinno było stanowić dla takiego delikwenta większych trudności, oczywiście pod warunkiem, iż był on młody, przystojny, dobrze wychowany, błyskotliwy, zamożny i - wstyd przypominać - szlachetnie urodzony. No ale któż z nas nie jest. Dummkapf Figura bez żałoby. Wygląd i maniery Mistrza Gry. Grabarz wykopywał był zwłoki na polecenie pana w czerni i przenosił je aż do ukrytej w nadbrzeżnych szuwarach łódki (potem szlachetny Konrad von Krämerburg korzystał z tajnego przejścia). Ulubiona śpiewka Dummkapfa, którą częstokroć można było posłyszeć przy cmentarzu, brzmiała następująco:
„Wo man singt, da leg dich sich nieder, Jestem głupcem. Kiedy ludzie pytają mnie, dlaczego głupcy są głupcami, ja uśmiecham się głupio i dlatego jestem głupcem. Nie rozumiem, dlaczego jestem głupcem, i dlatego nim jestem. W dzieciństwie domagałem się uzasadnienia dla kalendarza. Również wtedy wierzyłem w beboki dużo dłużej niż moi rówieśnicy. Do teraz obawiam się beboków i dlatego jestem głupcem. Zakochałem się kiedyś w księżnej Emanuelli, ale nigdy jej tego w żaden sposób nie okazałem i dlatego jestem głupcem. Opowiadam dzieje mojej głupoty każdemu, kto pragnie słuchać, i dlatego jestem głupcem. Poprzedni pan tego zamku usiłował uczynić mnie swoim błaznem, gdyż mam dar znajdowania wad bytu. Każdy byt, jak uważał dostojny rycerz, jest fuszerką i rzeczą niedoskonałą, jako że rzeczy doskonałe nie mogą w ogóle istnieć. Ja mam talent do ośmieszania. Co jest ośmieszone, jest oswojone, co jest oswojone, jest pospolite. Byt jest wulgarny. Jakob Sprenger Figura w żałobie. Nowicjusz Ulryka i sługa jaśnie pana Heinricha von Krämerburga. Jakob jawił się jako silny brutal, popisywał się, chełpił swoimi dokonaniami, odgrywał znacznie głupszego niż był. W głębi duszy zachował jednak wiele z romantycznego i rozegzaltowanego dworzanina, jakim był dawniej. W szczególności nie popierał postępków swojego pana, ponieważ znał jego okrucieństwo i zaślepienie. Mimo wszystko był mu bezwzględnie posłuszny, ponieważ taki jest ład tego świata i tak każą bogowie. Mocnym argumentem była także perspektywa odpowiadania za zabójstwo Konrada. Poza tym poprzedni światopogląd Jakoba, który przebrzmiewał przez jego pilnie skrywany pamiętnik, legł w gruzach… Cyniczny, kąśliwy, złośliwy i twardy wojownik to maska, pod którą skrywał się słaby człowiek, jednak owa maska spaść mogła tylko w momentach bardzo szczególnych. Marie Służka stanowiła przykład odoby bez woli i charakteru. We wszystkim starała się być damą i naśladować Eustache, ale chętniejsza była bohaterom. Uśmiechała się miło i wygłaszała komunały, jakby była porcelanową figurką, w którą nieudolny czarodziej tchnął iskrę życia, zapomniawszy wszakże wyposażyć ją w ducha. Miała kurzajkę na nosie, która podobno szpeciła jej urodę i stanowiła bez wątpienia powód zmartwień i kompleksów. Marie nie wiedziała, że Konrad był nekromantą, zdawała sobie jednak sprawę, że dzieje się z nim coś dziwnego, obserwowała także kłótnie małżeńskie. Trzeba zaś wiedzieć, iż z małżeństwem szlachetnych państwa stało się coś niedobrego. Nieustanne kłotnie, głośne na cały zamek, choć dla całego zamku niezrozumiałe; długie ciche dni; zniknięcia jaśnie pana i zamykanie się jaśnie pani w jej apartamentach. Dało się słyszeć plotkę, że Eustache miała romans ze szlachcicem, który zatrzymał się incognito w wiosce Krämerburg, by mieć bliżej do swojej damy. I że przyczyną śmierci Konrada mogła być jego żona… Duch Konrada von Kraemerburga Duch ów gwałci nomenklaturę warhammerowego bestiarium, gdyż nie gawędził z bohaterami i nie czekał na miejsce w zaświatach. Była to po prostu figura bez żałoby, snująca się po komnatach i jęcząca. Duch dyszał żałośnie, broczył mgielną krwią i zawodził, niemniej czynił to bez sensu i bez niczyjej korzyści. Ewentualnie, jeśli było bardzo ciężko, zjawa mogła wskazać wejście do sekretnej pracowni. W tym miejscu nastąpi kolejna dygresja. Herbem von Krämerburgów były dwie gwiazdy na tarczy dwudzielnej - srebrna gwiazda na polu czerwonym (dexter) i czerwona na polu srebrnym (sinister). Nadto damy, dworzanie, słudzy i wieśniacy Scenerie Zamek Kraemerburg Gniazdo rodu było stare i nie bardzo obszerne - cztery wieże w narożnikach, spory arkadowy dziedziniec, cztery skrzydła mieszkalne i to w zasadzie wszystko. Budowlę zaniedbano, wyposażenie zestarzało się i nosiło ślady zużycia. Deski butwiały, kamienie się kruszyły… Łódka, z której korzystał swego czasu nekromanta, wpływała do obszernej wnęki skrytej w załomie muru - odkrycie tego wymagałoby podpłynięcia od tamtej strony do twierdzy. Z wnęki wiodło tajne przejście do sekretnej pracowni (ukryta, ciemna klatka schodowa). Drugie miejsce, skąd można było dostać się do laboratorium to sypialnia pana zamku, trzecie to korytarz. W sypialni należało odkryć, że szafa ma uchylaną tylną ściankę, jedna ze ścian na korytarzu dawała się zaś obrócić, jeśli wcześniej przestawiło się uchwyt jednej z pochodni. Sekretną pracownię zapełniono rzeczami, których nie można było przeznaczenia i sensu. Zaginęły ich nazwy i opisy, toteż piętrzyły się teraz jak sterty kamieni na kurhanach wymarłych ludów. Retory, fiolki, kotły z miksturami, skomplikowane aparaty i groteskowo wyglądające plątaniny roślin - wszystko to sprawiało wrażenie chaosu i rozkładu. Kominku leżała kupa popiołów, a w niej ukryte spoczywały ocalałe fragmenty notatek eksperymentatora. Wieś Kraemerburg Wieś liczyła około stu mieszkańców, utrzymujących się głównie z rolnictwa. Z rzeczy niezwykłych i godnych uwagi można wymienić kowala, który jednocześnie znał się na płatnerstwie, podkuwaniu koni, kuciu mieczy, galeatorstwie oraz krasnoludzcy bogowie wiedzą, czym jeszcze. Kowal nosił oryginalne imię Edgara. Wioska była o tyle istotna, że mieszkańcy mieli problem - w ciągu ostatnich paru miesięcy (to jest od powrotu rycerza Konrada, ale dokładnych dat nie było, więc ścisłego powiązania nie udało się ustalić) na cmentarzu rozkopano kilka grobów. Zginęły ciała, grabarz przysięgał zaś za każdym razem, że w nocy nic nie słyszał, a rozkopywanie grobu obudziłoby go na pewno [Szanowny Czytelnik wybaczy - ja też nie wiem, w jaki sposób miałoby go obudzić, ale - jak się rzekło - to głupiec]. Smutna prawda jest taka, że to Dummkapf, za alkohol i pieniądze, wykopywał owe ciała i dostarczał zamaskowanemu Konradowi. Wiejski cmentarz nie był otoczony murem, więc wszystko szło gładko i sprawnie. Przyciśnięty grabarz w końcu pewnie wszystko by wyśpiewał… Oczywiście we wsi stała tawerna (Pod Rynną), gdzie mieszkańcy mieli możność przepić swoje uczciwie zarobione pieniądze. Jak śpiewają żacy z Middenheim,
„In taberna quando sumus, Hobby właściciela (czyli Stephana) to kolekcjonowanie najrozmaitszych naczyń na piwo. Znał się on świetnie na rozmaitego kształtu kadziach, antałkach, bekach i kanistrach i potrafił rozmawiać w nieskończoność o sztuce warzelniczej. Jeśli ktoś spytał, to dowiedział się w ciągu ostatnich kilku miesięcy grabarz spędzał Pod Rynną większość swojego czasu, na bieżącą płacąc rachunki. Ponadto inne miejsca ukazane na mapie Zakończenie Poważnym problemem jest ustalenie, kiedy należy przerwać przygodę, która zasadniczo jest dowolnie kształtowana przez grających. Rozwiązanioe, które proponuję, kłóci się nieco ze zwyczajami prowadzących, ma jednak - jak mi się wydaje - sens o wiele głębszy niż niemiłosierne ciągnięcie akcji w celu zamknięcia wszystkich wątków. Uważam, że najrozsądniej zdmuchnąć płomień świecy zaraz po tym, jak bohaterowie zaczną ostatecznie kojarzyć fakty, wydawać osądy, krótko mówiąc: na moment przed spodziewanym punktem kulminacyjnym. Jedyna rzeczą, która powstrzymałaby mnie przed tak radykalnym krokiem, to inercja w poznawaniu figur dramatu. Niniejszy scenariusz opiera się w znacznej mierze na odkrywaniu innego człowieka, toteż nie można uniemożliwić owego odkrywania nagłym zakończeniem sesji. Kryterium niechaj będzie właśnie wyczerpanie treści intelektualych przygody, nie zaś jej możliwości rozwoju fabularnego. Pomoce dla graczy Notatki szlachetnego Konrada były pisane w lustrzanym odbiciu pisma. Pamiętnik Jakoba Sprengera kończy się dokładnie tak jak rekwizyt. Nie zawiera na przykład informacji o zamachu na Eustache; można przyjąć, że wszystkie ważne sprawy, o których informuje, znalazły się w zamieszczonym wyciągu. Wyimiki z Maleus maleficarum Hienricha von Krämerburga nie wymagają raczej komentarza. Sposób, w jaki bohaterowie mogą wejść w posiadanie tych tekstów pozostawiam uznaniu Mistrza Gry. Ocalały fragment notatek Jestem bliski odkrycia sekretu życia i śmierci. Nie tylko życia i śmierci, ale także czegoś znacznie ważniejszego. Pracuję obecnie nad zagadką demiurgii - jej rozwiązanie otworzy przede mną perspektywy, jakich nie znała dotychczas ludzkość, przywróci światu tajemnice Dawnych Slannów. Metody, do których muszę się uciec, są niestety illegalne i godzą w najwyższe kompetencje bogów. Co dzień drżę przed ich zemstą i czekam na ich gniew, który niechybnie kiedyś mnie dosięgnie. Mam wszakże tę nadzieję, iż zanim to nastąpi, zdołam doprowadzić moje przedsięwzięcie do takiego przynajmniej stadium, kiedy możliwa będzie jego kontynuacja przez tych niestrudzonych poszukiwaczy prawdy, którzy odważą się podjąć to wielkie dzieło. Na tę okoliczność sporządziłem dokładne notatki, zawierające opis moich skromnych dotychczasowych osiągnięć. Fragmenty pamiętnika Jakoba Sprengera I Dzisiaj, gdy dwa tysiące pięćset dwunasty rok kalendarza Imperium zmierza ku końcowi i chłodna zima okrutnie zmraża ostatnie pozostałe na drzewach liście, i gdy me serce zmrożone zostało zdradą trzykroć okrutniejszą niż pora Pana naszego, Ulryka, przystępuję do spisania moich smutnych dziejów, ku przestrodze potomnych i ku własnemu pocieszeniu. Serce me dygoce jeszcze, gdy wspominam niesprawiedliwą przyczynę mego wygnania i podłe oskarżenia tej, dla której owo serce biło przez cały miniony czas i dla której gotowe było zamilknąć. Więcej żal wzbrania mi napisać, jeśli jednak interesuje Cię los skromnego mnicha, czego można by domniemywać z tego, iż czytasz ów pamiętnik, pytaj o rycerza Jakoba von Sprengera, który bawił był ongi na dworze w Talabheim, a dowiesz się mojej smutnej historii, aczkolwiek poznasz ją wypaczoną i oszczerczą. Człowiek jest jedynie przechodniem w świecie pełnym ułudy i śmiertelnych pułapek. Gdy daje się omamić błędnym ognikom sławy, bogactwa, czy używania życia, zbacza z prawej drogi; wkracza w zdradliwy las pozornego piękna i chwilowej rozkoszy. Zaznawszy ich, zrazu upija się nimi i odurza, czasem jednak nadchodzi otrzeźwienie, które pozwala wrócić na szlak, na znak wstydu i żałoby, przywdziać kaptur i pokutować za grzeszne żądze młodości. Tak też było ze mną. II Pan mój jest inkwizytorem. Pracuje nad jakimś wielkim dziełem, które - jeśli wierzyć jego chełpliwym zapewnieniom - stanie się wkrótce postrachem wszelkich adeptów czegokolwiek, osobliwie zaś adeptów mrocznych kunsztów. Uwierzył nawet niedawno, iż już na pierwszy rzut oka jest w stanie rozpoznać, czy ktoś ma związek z Chaosem, w czym jest podobny jednemu łowcy czarownic z Nuln, który swego czasu również bezbłędnie wyłapywał rozlicznych odszczepieńców, jacy mieli nieszczęście znaleźć się w jego otoczeniu. Kariera owego świątobliwego męża legła w gruzach po wizycie na nulneńskim dworze, gdzie uznano go za obłąkanego; zanim jednak to się stało, szczęśliwie spalił wiele czarownic i czarowników. III Odkąd przyjechaliśmy do zamku, którym włada brat mego pana, szlachetny Heinrich von Krämerburg zdaje się dziwnie poruszony i jeszcze bardziej niespokojny niż zazwyczaj. Dziś wyjaśnił się ów jego dziwny stan, co jednak nie zdjęło z mego serca ciężaru troski, lecz tylko niepomiernie go zwiększyło. Otóż jaśnie wielmoży inkwizytor powziął wobec swego brata pewne podejrzenia, które udało mu się potwierdzić w toku przykrego i niegodnego śledztwa. Okazało się, iż władca Krämerburga uprawia zakazaną sztukę nekromancji. Tym samym zapadł nań wyrok i tylko czekać, aż głową rodu zostanie Heinrich, co dowiedzie, że bogowie szczodrze obdarowują swoich wiernych wyznawców. Wyimiki z Maleus maleficarum Hienricha von Krämerburga Trojacy są ludzie od Bogów uprzywilejowani, którym ten zły ród czarami swemi szkodzić nie może. Pierwszy są, którzy na sądach abo sprawiedliwości przeciwko im zasiadają, bądź też urząd jaki pospolity przeciwko im na sobie noszą. Drudzy którzy obrzędami i Ceremoniami świętymi siebie warują; trzeci są, których Słudzy Bogów w obronie swej rozlicznymi i niewypowiedzianemi sposobami mają. Strony pierwszych przyczyna jest, w wielu takowych sprawach doświadczona. Iż abowiem wszelka zwierzchność od Bogów jest, której dany jest miecz na karanie złych, a obronę dobrych: nie dziw iż na ten czas mocą demonowie Chaosu bywają skracani, gdy się sprawiedliwość karaniem występku tak brzydliwego odprawuje. Tego doświadczają Doktorowie: Iż moc Chaosu pięciorako bywa przerywana, bądź wobec, bądź w części. Naprzód przez granice jego mocy od Bogów zamierzone. Po wtóre przerywa się przeszkodą zwierzchownie uczynioną. Po trzecie, per miraculum posibilitatis exterius factum. Po czwarte, Sądem Bożym osobliwie rozrządzającym przez Demona dobrego. Na ostatekdbałością około siebie: abowiem Chaos pod czas szkodzić nie chce, żeby na gorszy hak człowieka przywiódł. Doktor powiada: że z przyznania czarowników, i z doświadczenia, jest rzecz pewna: iż tegoż prawie czasu, którego przez czeladź urzędową bywają imani, zaraz wszystka moc czarownicza ich opuszcza. Jako niejaki sędzia Piotr imieniem, gdy niektórego czarownika, Stadlina przezwiskiem, czeladzi swojej pojmać rozkazał, tak wielkie drżenie ręce ich, i okrutny smród wonią ich napadł, że prawie o pojmaniu onego czarownika zwątpili, którym sędzia rozkazał, bezpiecznie się nań rzućcie, albowiem urzędową dotleniony sprawiedliwością, wszystkie siły straci swojej złości, co się tak ziściło: albowiem pojmany i spalony był dla czar bardzo wielu od niego popełnionych, które po trosze tu, i ówdzie przy różnych materiach będą wspominane. Ale i więcej co się nam Inquisitorom na urzędzie Inquisitiey siedzącym trafiało, gdyby się powiedzieć zeszło, zdziwił by się temu bardzo czytelnik. Lecz iż chwała z ust własnych śmierdzi, zdało się to nam raczej opuścić aniżeli w podejrzenie próżnej chwały przyść, wyjąwszy te rzeczy, które tak jasne są, że zatajone być nie mogą. W miasteczku abowiem Rawensburgu, gdy czarownice na śmierć skazane, od członków rady były pytane, dlaczego by Inquisitorom, jako inszym ludziom, czarami swemi nie szkodziły. Odpowiedziały: Iż aczkolwiek to uczynić częstokroć pragnęły, jednak nie mogły. Gdy ich pytano przyczyny, odpowiedziały, iż nie wiedzą, tylko że ich demonowie tak nauczyli. Jako abowiem częstokroć tak we dnie, jako i w nocy, nam nieprzyjazne były, trudno wypowiedzieć: to jako małpy, częścią jako psi, abo kozy wrzaskiem, i nacieraniem swym nam się przykrzyły. Ale chwała Ulrykowi, który swoją dobrocią, nas niegodnych sług i stróżów sprawiedliwości obronić raczył. W mieście Spierze, tego roku, którego ta księga jest zaczęta, trafiło się: Iż gdy niektóra nabożna białogłowa, z jakąś podejrzaną czarownicą rozmowę miała, i obyczajem białogłowskim z nią się poswarzyła. W nocy gdy dziecię przy piersiach w kolebkę włożyć chciała, wspomniawszy sobie co we dnie z podejrzaną czarownicą czyniła, zlękła się o dziecię, przeto pod nie święconego ziela nakładła, wodą święconą pokropiła, soli święconej w usta wpuściła i kolebkę pilnie obwarowała. Ażci o to w pół nocy dziecięcie płaczące usłyszała. A gdy według zwyczaju dziecięcia pomacać, i zakołysać chciała, kolebkać wprawdzie ruszyła, ale dziecięcia dotknąć (że go nie było) nie mogła. Zlękła się nieboga, i o dziecię się bardzo frasując, świece zaświeciwszy, dziecie płaczące pod łożem w kącie, wszakże bez obrazy, znalazła. Stąd łatwo obaczyć może, jaka jest w exorcysmach przeciwko sidłom Zła moc. Na koniec on w Rawensburgu: gdy go szatan w postaci jednej białejgłowy do cielesnego grzechu namawiał, nieborakowi przyszło na pamięć, żeby solą święconą, jako na kazaniu słychał, obwarował się. Przeto gdy do izby wchodząc wpuścił w usta soli święconej : ona niewiasta ponuro nań wejrzała, i ki Demonł by go tego nauczył, łając zaraz zniknęła. Gdzie Demon osobą swą w postaci czarownice, abo przy obecności prawdziwej czarownice był: ponieważ to oboje uczynić może. Trzeci zaś poczet ludzi czarom niepodlegającym, jest najosobliwszy, to jest pilną strażą Bożą obwarowany, wewnątrz i zwierzchu : wewnątrz przez wlanie łaski, zewnątrz przez mocy niebieskich, to jest duchów niebiosa obracających obronę. A ten poczet wybranych dwojako się dzieli bo abo jest obwarowany przeciwko wszystkim wobecz czarom, także w żadnej rzeczy szkody nie może popaść, abo osobliwie we władzy mnożeniu służącej, tak jest od dobrych Demonów czystością obdarzony. W czym niech nikt nie rozumie, żeby się stąd czarować miał nauczyć, dlatego iż tu rozmaite sposoby w sprawowania czarów wspominają się. Byłaby to abowiem rzecz nie tylko mało pożyteczna, ale i barzo szkodliwa. Ani się tu też z zakazanych ksiąg czarowniczych żadna rzecz kładzie: ponieważ czary i wszystkie omamienia nie z czytania, ani od uczonych bywają nabywane, ale się nimi zgoła ludzie prości parają, mając jeden grunt, którego gdy nie wyrażają, abo gdy go opuszczają, niepodobna rzecz żeby się kto mógł około czarów, jako czarownik bawić. Lecz się tu kładą sposoby w sprawowaniu czar, zwierzchownie tylko, żeby sprawy czarowników nie zdały się bydź u ludzi, jako się do tego czasu ku wielkiej zelżywości wiary Prawa, a ku rozmnożeniu czarowników działo, i dzieje. |