Pogrzeb w starożytnym Rzymie
I
Kto pilnie słuchał bajań belferskich na pewno wie, że: "Cesarstwo Rzymskie wielkim imperium było" - wielkim nie tylko w sensie rozmiarów, ale też dorobku cywilizacyjnego. Świadectwem tego ostatniego jest m.in. prawo, stanowiące podwaliny dzisiejszych kodeksów (i przy okazji zmorę studentów marzących o karierze adwokata). Z kolei podboje zapewniały bogactwo, a niewielu ludzi jest w stanie oprzeć się pokusie otaczania się zbytkiem. To właśnie te dwie cechy: prawo i przepych, wpłynęły na oprawę starorzymskiego pogrzebu. No ale, nie zapominajmy też o aspekcie religijnym całej imprezy.
Bogowie, groby itp.
Jak wiadomo: "nie od razu Rzym zbudowano". Przedtem (tj. od ok. X-III w. p.n.e.) tereny Italii zamieszkiwali m.in. Etruskowie - lud bardzo tajemniczy o pochodzeniu, wywołującym namiętne dyskusje (czyt. kłótnie ;-)) wśród badaczy. To właśnie tradycja Rasenów (jak sami siebie określali) wywarła znaczny wpływ na Rzym, nie tylko w dziedzinie administracji, lecz również religii oraz organizacji kultu. Oprócz tego należy oczywiście uwzględnić elementy greckie, których ekspansja rozpoczyna się ok. II w. p.n.e.
Wypada też może przypomnieć, iż obok kultu takich bóstw "ogólnokrajowych" jak Jowisz czy Wenus, istotniejszy może i powszechniejszy był kult najróżniejszych duchów opiekuńczych (geniuszy, junon, larów itp.) oraz przodków. Zresztą dawniej rodzina i więzy pokrewieństwa znaczyły więcej niż np. przynależność narodowa1. Stąd w obrzędach pogrzebowych dużą rolę odgrywali przodkowie. No, ale po kolei.
Historia jednego pogrzebu
Wyobraźmy sobie zatem, że nasz ukochany dziadek Marek Vetus właśnie... hmm... zjadł coś, co przysłał mu jego najdroższy synuś, Caius Callidus, no i poczuł się cokolwiek niezdrów2. Lekarze, jak to lekarze - przynoszą ulgę co najwyżej sakiewce, tak więc senior rodu trwale utracił kontakt z rzeczywistością. zanim jednak do tego doszło rzymski obyczaj nakazywał, aby w momencie, kiedy konający wydaje swoje ostatnie tchnienie, jego najbliższy krewny zbliżył usta, przejmując w ten sposób ostatni dech (bez komentarza ;-)).
Jakkolwiek Marek dokazywał już na Polach Elizejskich, to na tym bynajmniej troski naszego Caiusa się nie kończą. Sam pogrzeb może go zrujnować bardziej niż wiekowy tatuś.
Tym niemniej, jako dobry syn, zgodnie z obyczajem zarządził złożenie zwłok na podłodze, aby nie traciły kontaktu z matką ziemią. Przybrane w najlepsze szaty oraz oznaki sprawowanych urzędów, doczesne szczątki Marka wystawione zostają teraz w atrium3 (nogami do wyjścia), gdzie przez 3-7 dni będą dręczyć sumienie Caiusa. Żeby jeszcze tylko tam były, ale nie! Trzeba, żeby dzień i noc towarzyszyli im niewolnicy z pochodniami (możnaby co prawda położyć lampki oliwne, ale co powiedzą sąsiedzi!). Cała rodzina się zjechała, a jeszcze te stare harpie od Nautiusów, "przyjaciółki domu", przyszły i wyją tak przy tym lectus funebris4, że na miejscu ojca Caius po stokroć wolałby towarzystwo samego Cerbera. Na dodatek wszędzie ten ostry zapach sosny i cyprysu! Jakby nie można oznaczać domu w żałobie np. kwiatami róży. Że też bogowie podziemi nie mogli sobie wybrać innych chwastów!...
I ta wszechobecna biurokracja! To by było zbyt proste tak zwyczajnie spalić te zwłoki i zając się odziedziczonym majątkiem. A tu trzeba najpierw zarejestrować zgon Marka Vetusa u urzędnika w świątyni Wenus Libitina5. Ma się on zając właściwą organizacją pogrzebu. I lepiej żeby zrobił to dobrze, bo zgarnął tyle złota, że już podatki są niższe6. Naturalnie mruczał też coś na temat ustaw przeciwzbytkowych, ale kto by się tym przejmował7.
I tak, chcąc nie chcąc, musiał Caius wyłożyć sporo złota na oprawę pogrzebu, żeby zamknąć usta wszystkim, którzy by śmieli wątpić w szczery smutek syna i jego miłość do ojca.
Tak więc wreszcie nadszedł dzień złożenia ciała Marka Vetusa do grobu. Cóż, właściwie to jego prochów, bo od czasów przesławnego Cycerona8 kremacja stała się wyjątkowo modna. Trzeba przyznać, że niewolnik od Libitiny przyłożył się do pracy. Kondukt żałobny Marka Vetusa ludzie będą jeszcze długo wspominać.
Naprzód szli muzykanci, płaczki i specjalnie wynajęci aktorzy, którzy wygłaszali fragmenty tragedii, dotyczące życia zmarłego. Przy czym Caius musiał wywrzeć delikatny nacisk na tych ostatnich, aby nie ulegali tradycji i nie ważyli się wytykać jego szacownemu rodzicowi żadnych słabostek czy wad. Cała ta czereda robiła tak niesamowity hałas, że choćby chciał, to nie dało się nie zauważyć orszaku. Oprócz tego towarzyszyli mu ludzie w maskach szacownych przodków oraz naturalnie żywa część rodziny. Tu Caius dokonał okrycia natury estetycznej, a mianowicie, że jego kuzynka Tulia bardzo kusząco wygląda z rozpuszczonymi włosami i w białych jedwabiach9. Będzie jej to musiał powiedzieć przy najbliższej okazji...
Z racji tego, że Marek był wysokim urzędnikiem, za aktorami postępowali niewolnicy, niosący oznaki jego profesji. A że nie próżnował za młodu, Nubijczycy uginali się też pod różnego rodzaju łupami wojennymi. Dopiero za nimi niesione były mary z doczesnymi szczątkami Marka Vetusa, otoczone przez najbliższą rodzinę.
Jednak przed właściwym pochówkiem, miała nastąpić najbardziej kosztowna, a tym samym bolesna dla serca Caiusa, część uroczystości, tj. crematio10.
Na stosie z najlepszego gatunku drewna, polanym dodatkowo wonnościami, ułożono zwłoki Marka, a także jego ulubione przedmioty. Jako najbliższy krewny stos podpalił sam Caius, zwyczajowo odwracając twarz. O mały włos nie wypuścił pochodni z dłoni, gdyż płaczki tak niespodziewanie uderzyły w nowe lamenty, że aż się przestraszył. Szybko się jednak opanował i ponownie przybrawszy maskę stroskanego syna czekał aż stos się wypali. Smutny wyraz twarzy nie przychodził mu zresztą z trudnością, bo serce ściskał mu głęboki żal, kiedy obserwował jak do wygaszania ognia używano najlepszego wina z rodzinnych piwnic, a potem jak prochy Marka mieszano z winem, mlekiem, miodem i wonnościami11. W tym momencie pojął jak mądre są ustawy Prawa XII tablic12.
Zostało jeszcze tylko odprowadzić urnę do rodzinnego grobowca na Via Appia i nunc est bibendum13, czyli czas na epulum funebre14. Caius w duchu błogosławił Prawo XII tablic, bo jakkolwiek zakazywało chowania zmarłych w obrębie miasta, to niewątpliwie do Królowej Dróg15 było mu bliżej niż na Eskwilin. [mapka Rzymu]
Stypie towarzyszyły walki gladiatorów, a także występy aktorów, prezentujących sztuki teatralne. W zasadzie Caius rad by wyrzucić wierszokletów, bo kosztowali dużo, a i tak zaraz się upili, ale jego szacowna matka uparła się, że nie wypada i w ogóle...
Zostało mu jeszcze tylko zwyczajowe 9 dni żałoby, zakończonej złożeniem ofiary z wina, oliwy i krwi jakiegoś barana i może zająć się gospodarowaniem, a właściwie... rachunkami!
Z pustym trzosem w Zaświaty
Zostawimy teraz biednego (dosłownie ;-)) Caiusa i pokrótce przyjrzymy się jak chowano ubogich.
Naturalnie nie stać ich było na usługi libitinari, a tym bardziej podwójny pogrzeb. Istniały jednak specjalne kolegia16 o charakterze (jakbyśmy to dziś powiedzieli) samopomocy, zapewniające swoim członkom należyty pochówek. Dotyczyły one np. żołnierzy, którzy w czasie trwania służby płacili drobne składki, za które potem organizowano im godny pogrzeb. Nieraz na rzecz owych zrzeszeń dokonywane były fundacje przez bogatych obywateli. Nie był to jedynie czczy altruizm, gdyż tak obdarowani członkowie kolegium zobowiązani byli dbać o grób patrona.
Gorzkie żale
Oprócz wspomnianej 9-dniowej żałoby, rodzina była zobowiązana do składania ofiar na grobach w rocznicę śmierci oraz w czasie szczególnych świąt, poświęconych zmarłym np. w Feralia (21 luty) oraz Lemurie17 (9, 11, 13 maja). Tradycja rzymska przewidywała także szereg dodatkowych okazji, kiedy to trzeba było oddać cześć zmarłym. Tak na dobrą sprawę, takie "wspominki" odbywały się praktycznie przez cały rok i tylko od hojności fundatora zależało, ile razy będzie gonił rodzinę na cmentarz.
W zasadzie wyróżnia się kilka rodzajów uroczystości funrealnych. Nie wszystkie od razu wymagały biesiady. Najogólniej określano je mianem parentaliae, na które mogło się składać zarówno ucztowanie jak i po prostu samo złożenie kwiatów.
Zanim jednak nadszedł czas uczczenia naszej ukochanej babci Lucylli lampką wina nad jej grobem, należało wykonać szereg dodatkowych czynności.
A więc po pierwsze: trzeba było jakoś ogarnąć otoczenie grobu (no wiecie: zamaskować pęknięcia w tablicy nagrobnej czy nieprzychylny nam fragment epitafium, uprzątnąć kupki przechodniów itp. ;-)). Czasami wiązało się to z totalną renowacją grobu, ale najczęściej kończyło się po prostu na umyciu pomnika. Jak podaje Jacek Pudliszewski18, niejaki obywatel miasta Auza zażyczył sobie, żeby jego nagrobek natrzeć olejkiem zapachowym. No cóż... jak się ma pieniądze, można sobie jeździć do pracy karawanem z czwórką karych koni ;-) Tak czy owak, czynność ta (renowacja, a nie używanie specyficznego środka lokomocji ;-)) nazywana była tetula i przeważnie spadała na barki wyzwoleńców lub innych wyznaczonych osób np. członków kolegium, które opiekowało się grobem.
Następnie trzeba było skombinować jakieś oświetlenie. Wiązało się to z wiarą, że światło/ogień jest drogowskazem dla dusz zmarłych, a jego ciepło pozwala się im ogrzać. Jak zapewne wiecie, antyczne zaświaty to nie było przyjemne miejsce: Hades to kraina ciemności i smutku, gdzie nie ma mowy ani o biesiadach, ani o czarnokich hurysach.
Po tym jak już pracowicie uprzątneliśmy otoczenie ze zwiędłych liści, znowu przyszło je "zaśmiecić", gdyż zwyczaj nakazywał obsypanie posągu kwiatami. Czasem wystarczyło oczywiście samo złożenie wieńca, no a czasem nie... Rzymianie przywiązywali szczególną wagę do kwiatów traktując je jako symbol miłości, pamięci i nieśmiertelności19. Dlatego też istaniały specjalne święta tzw. rozaliae (bo składano rosae - róże) lub violae (fiołki). Jak nie trudno się domyślić odbywały się one wtedy, kiedy były kwiaty, czyli wiosną i latem.
Powszechne zdziwienie i kontrowersje wzbudzać może tzw. sacrificio, czyli złożenie ofiary cieniom naszej babci Lucylli. Zwykle kojarzy się nam to z jakąś hekatombą rodem z Odyseii (Pieśń XI), gdzie zarzyna się czarnego barana (ew. koguta czy coś innego o podobnym ubarwieniu), a tryskającą krwią spryskuje grób.
Cóż może i wygląda to urokliwie (zakładając, że ktoś ma żelazny żołądek i nie jest wegetarianinem), ale rzeczywistość była cokolwiek inna. Przede wszystkim odbywało się wszytko nader skromnie. Na grobie pozostawiano zazwyczaj tylko chleb, winogrona i inne artykuły żywnościowe. Oprócz tego odbywały się tzw. profusiones, czyli libacje (bez skojarzeń! ;-) ) z mleka, miodu, oliwy lub wina, którymi skrapiano grób i/lub wlewano do mogiły przez specjalną tubę.
Uroczystościom tego typu towarzyszył poczęstunek. Najczęściej był on bardzo skromny: kawałek chleba, parę sardynek, amfora ciepłego wina, czasem ostrygi.
Jeśli zmarły był bogaty, a przy tym altruistycznego usposobienia, nieraz zarządzał, aby podczas świąt ku jego czci, rozdawać uczestnikom (np. członkom kolegium) lub ubogim drobne sumy pieniędzy lub jedzenie.
Generalnie jednak, aby pogrzeb się udał, a pamięć o dziadku Marku przetrwała w sercach potomnych, trzeba było wyłożyć spore fundusze. Dlatego też nieraz zakładano fundacje np. przeznaczając jakiemuś kolegium grunty uprawne, winnice albo sklep (łac. taberna - wtedy rozumiana jako miejsce sprzedaży artykułów żywnościowych). Rzadko kiedy deponowano jakąś konkretną sumę w obawie, że może być szybciej zdefraudowana. Tego rodzaju "darowizny" nie mogły być też dzielone. Tym niemniej nawet w przypadku nieruchomości zdarzały się przekręty. Z zysków, czerpanych z tych nadań, wyciągane były odsetki, które z kolei pokrywały koszta parentaliae.
Przypisy
Tak na dobrą sprawę to pojęcie naród takim, jakie je dzisiaj rozumiemy, to wymysł dopiero XIX - wieczny.
Akcja dzieje się w bogatej rodzinie arystokratycznej, więc doskonale rozumiemy niecierpliwość młodzieńca, któremu już nie wystarcza parodenarowe kieszonkowe ;-)
atrium - domy rzymskie były budowane wg określonego planu. Atrium to "główne, reprezentacyjne pomieszczenie pośrodku domu rzymskiego, w którym koncentrowało się życie rodzinne (mieściło się tu początkowo ognisko domowe); prostokątne, kryte dachem, najczęściej posiadającym compluvium [otwór w dachu], przez które wpadała woda do impluvium [basenik umieszczony pod compluvium]." - Słownik terminologiczny sztuk pięknych / pod red. Stefana Kozakiewicza.- Warszawa : PWN, 1969
Dosł. łoże pogrzebowe, katafalk
"Libitina - w mitologii rzymskiej, bogini obrzędów pogrzebowych. Przy jej świątyni w Rzymie na Eskwilinie istniały zakłady pogrzebowe, które były prowadzone przez niewolników lub przez wyzwoleńców. Synonim śmierci." - www.wiem.onet.pl
Przesadziłam tu troszkę, ale faktem jest, że z usług libitinarów (M., l.mn. libitinari) korzystali tylko ludzie zamożni
Właściwie to nikt ;-) "W Rzymie było wiele ustaw ograniczających zbytek, lecz pierwsze ograniczenia wydatków dotyczyły właśnie obrzędów pogrzebowych", a szczególnie ilości płaczek i grajków, złota składanego ze zmarłym, ogromnych ilości wina, mleka i miodu używanych do wygaszania stosu czy powtórnego pogrzebu prochów. - Ludzie, zwyczaje i obyczaje starożytnej Grecji i Rzymu / Lidia Winniczuk.- Warszawa : PWN, 1983)
Czyli ok. I w. p.n.e.
Kobiety, na znak głębokiej żałoby, oszczędzały sobie przyjemności parogodzinnej toalety i występowały w rozpuszczonych włosach. Miało to może upodobnić je do płaczek. W czasach cesarstwa kolorem żałoby był biały, chociaż wcześniej był to szary i czarny.
Spalenie zwłok
Tak zwane ossilegium - dosł. zbieranie kości, które składano do urny
Por przyp. 7.
Pora pić! ;-)
Dosł. biesiada pogrzebowa, czyli stypa
"Via Appia, Droga Apijska, najstarsza bita droga w starożytnym Rzymie, zwana też Regina Viarum (z łacińskiego "królowa dróg").
Zbudowana 312 p.n.e. w czasie pełnienia urzędu cenzora przez Appiusza Klaudiusza Cekusa, łączyła początkowo Rzym z Kapuą. Później przedłużono ją przez Tarent do Brundisium, które było głównym portem na Morzu Adriatyckim i łączyło Rzym ze Wschodem. Via Appia była starannie konserwowana przez cały okres starożytności (względy strategiczne i handlowe), tak że niektóre partie drogi zachowały się do naszych czasów. W okresie republiki wzdłuż Via Appia lokowano monumentalne grobowce zasłużonych obywateli rzymskich. Do dziś zachowały się: tzw. grobowiec Scypiona z końca III w. p.n.e. oraz mauzoleum Cecylii Metelli." - www.wiem.onet.pl
Właściwie to nie tylko zasłużonych obywateli. Na początku za miejski cmenatrz służył Eskwilin, a potem właśnie Via Appia. Tym niemniej najpierw chowano tu głównie biedaków i chrześcijan. Dokładniej o tym napiszę, jak się zabiorę za historię cmentarzy starorzymskich.
"collegium [kolegium] (łac. "zespół urzędników, związek") 1. legalna organizacja zrzeszająca ludzi uprawiających ten sam zawód (np. kolegia rzemieślnicze) lub wyznających wspólny kult." - http://www.wiem.onet.pl
Łac. lemures, larvae - staroitalskie złośliwe duchy zmarłych, błąkające się po nocach. W Lemurie "ojciec rodziny odprawiał nocne obrzędy mające na celu zabezpieczenie rodziny przed złym wpływem lemurów" - Mały słownik religioznawczy / pod red. Zygmunta Poniatowskiego.- Warszawa : Wiedza Powszechna, 1969
Prywatne uroczystości nagrobne w świetle epitafiów łacińskich w okresie wczesnego cesarstwa, Jacek Pudliszewski
Słownik symboli, Władysław Kopaliński, Warszawa, 1990
Źródła:
M. Kuryłowicz, Prawo i obyczaje w starożytnym Rzymie, Lublin 1994.
J. Pudliszewski, Prywatne uroczystości nagrobne w świetle epitafiów łacińskich w okresie wczesnego cesarstwa, Gdańsk 1997.
L. Winniczuk, Ludzie, zwyczaje i obyczaje starożytnej Grecji i Rzymu , Warszawa 1983.
II
Funus, od początków istnienia państwowości rzymskiej dzielił się na dwa sposoby odsyłania zmarłych: palenie i grzebanie. Początkowo stosowano obie z identyczną częstotliwością, jednak w miarę upływu czasu, przewagę zdobyło palenie, stosowane od około V wieku p.n.e.
W państwie rzymskim, ze względu na widowiskowość, rozróżniano dwa rodzaje pogrzebów:
- funus translaticium, bardzo skromny, odbywał się bez ceremonii. Ciało zmarłego po umyciu, wynoszono przed świtem i wrzucano do jednego ze wspólnych grobów, albo raczej dołów (puticoli), usadowionych koło porta Esquilinia, na którym w I wieku p.n.e. wzniesiono ogrody Mecenasa.
- funus indictivum, uroczysty, na który pozwolić sobie mogli tylko najbogatsi. Procedura opisana niżej.
Kiedy umierający powoli dokonywał żywota, jeden z krewnych zbliżał się do jego ust, aby przejąć od niego ostatnie tchnienie, natomiast pozostali uczestnicy podnosili lament, wzywając imienia tego, który właśnie udawał się w zaświaty. Następnie ciało układano na podłodze i wygaszano ogień w domowym ognisku. W międzyczasie, krewny nieboszczyka, dokonywał czynności natury administracyjnej, a mianowicie zgłaszał zgon w urzędzie przy świątyni Wenus Libitina. Zgłaszający był zobowiązany do uiszczenia pewnej sumy, zwanej lucar Libitinae. Następnie urzędnik (libitinarius) wpisywał nazwisko na listę zmarłych i przyjmował zlecenie urządzenia pogrzebu. By zakończyć już formalności, należało jeszcze opłacić pollinctores, którzy namaszczali obmyte ciało, praeficae, płaczki, tibicines - muzyków grających na aulosach oraz vespilones, niosących trumnę.
Balsamowaniem zwłok zajmował się, wspomniany już wyżej, pollinctores. Do zakresu jego usług należy jeszcze zaliczyć odlanie pośmiertnej maski z wosku (imago cera), nakładaną zmarłemu na twarz, w czasie gdy jego zwłoki wystawiano na widok publiczny na okres od 3 do 7 dni.
Ciało nieboszczyka ubierano w togę, odpowiednią do jego statusu obywatelskiego. Niedopuszczalne było przeoczenie obola, który wkładano do ust zmarłego, by mógł zapłacić za usługę Charona.
Łoże z ciałem (lectus funebris) ustawiano w atrium, stopami skierowanymi w kierunku drzwi wejściowych. Wokół czuwała rodzina wraz z przyjaciółmi. Przy zwłokach ustawiano lampki, albo niewolników z płonącymi pochodniami.
Na zewnątrz zawieszano gałązki cyprysu lub sosny, które informowały przechodniów o nieszczęściu, jakie nawiedziło domostwo.
Słynne Prawo XII Tablic, wprowadziło pewne ograniczenia w samej uroczystości pogrzebowej. Według przepisów z ust zmarłego, należało wyjąć złoto, lecz gdy stosowano ciałopalenie, to czynności tej dokonywano po zebraniu szczątków do urny. Ponadto w przypadku palenia zwłok, należało po zebraniu prochów i umieszczeniu ich w urnie przeprowadzić ponowne uroczystości pogrzebowe. Ten kosztowny przywilej zniesiono w późniejszym czasie.
Orszak pogrzebowy (exsequiae) otwierali muzykanci, za którymi podążali niewolnicy niosący pochodnie oraz płaczki. Jeżeli zmarły, za życia sprawował jakikolwiek urząd, występowali także liktorzy w czarnych strojach, a ich nieodłączny atrybut, pęki rózg, były skierowane do ziemi. W orszaku uczestniczyli również aktorzy, których zadanie sprowadzało się do deklamowania opowiadań, zaczerpniętych z życia zmarłego. Mimowie w maskach przypominających twarz nieboszczyka, odtwarzali natomiast scenki z jego życia. Następnie podążali klienci w nałożonych na twarz, maskach przodków zmarłego. Czasami występowały osoby w maskach przodków innych rodzin, spokrewnionych z rodziną zmarłego. Za nimi niesiono łupy wojenne, o ile takie zdobyto, insygnia władzy nieboszczyka i bliskie mu przedmioty. Tutaj dopiero podążał główny bohater tej smutnej uroczystości. Następne miejsca w kondukcie zajmowała: rodzina, przyjaciele, wyzwoleńcy, urzędnicy, senat, a kondukt pogrzebowy zamykał tłum.
Jeżeli nieboszczyk za życia piastował urzędy, orszak przechodził przez Forum Romanum, gdzie następował krótki postój. Osoby w maskach przodków zmarłego, zajmowały krzesła kurulne, a syn lub inna bliska osoba, wygłaszał mowę pogrzebową (laudatio funebris). Z Forum kierowano się do miejsca gdzie zwłoki miały zostać złożone lub spalone (ustrinum). Warto nadmienić, że miejsce pochówku znajdowało się poza Rzymem, gdyż ustawa XII tablic, zabraniała chowania zmarłych na terenie miasta. W czasach monarchii, miejscem grzebania zwłok był Eskwilin.
Przed przystąpieniem do właściwych czynności, związanych z pochowaniem ciała do ziemi, należało uprzednio złożyć do ziemi jeden z jego członków, najczęściej był odcięty palec. Niektórzy, oszczędzając sobie tego rytuału, wrzucali do urny z prochami, garść ziemi. Jak już wspomniałem na początku, oprócz grzebania, stosowano jeszcze ciałopalenie. Na stosie wzniesionym z drewna ustawiono łoże z ciałem, dookoła którego składano używane przez nieboszczyka przedmioty, a także kadzidło. Po chwili, krewny podpalał stos, odwracając przy tym swoją głową w stronę przeciwną do stosu. W tym momencie rozpoczynał się ponowny płacz. Gdy ogień spełnił swe zadanie, resztki gaszono przy pomocy wody lub wina. Następnie krewni zbierali kości i popiół (ossilegium), które składano na chruście, a następnie skrapiano mlekiem, wonnymi olejkami. Czynnościom tym towarzyszyło głośne wzywanie imienia zmarłego.
Zebrane szczątki umieszczano w kwadratowej lub okrągłej urnie (urna, olla lub ossuaria) wykonanej z marmuru, uświetnionej ziołami i miodem. Urny takie czasem zaopatrywano w otwory do składania ofiar. Zgoła odmienną urnę przeznaczono dla ubogich. Wykonana z gliny w kształcie garnka bez uchwytów. Na urnach umieszczano inskrypcje. Spuszczano je następnie do grobu (componere). Jednakże z czasem skrywano je osobnych niszach w kolumbariach (columbarium). Kolumbaria mogły być przeznaczone dla całych rodzin, albo tez niewolników lub wyzwoleńców rzymskiego obywatela. Każde mogło pomieścić kilkaset urn. Poniżej lub powyżej nisz, umieszczano stosowne epitaphia.
Oprócz prostych urn, Rzymianie stosowali jeszcze sarkofagi. Wykonywano je z gliny, drewna lub kamienia (arca, capulus). W okresie cesarstwa, popularniejszym materiałem stał się marmur. Początkowo sarkofagi miały kształt prostopadłościanów, ozdobionych z przodu girlandami z kwiatów, liści i owoców.
Cesarze, czasem, składali swoich bliskich w ogromnych mauzoleach, tj. Mauzoleum Hadriana, a niektórzy majętni mieszkańcy stolicy, stawiali grobowce. Groby znajdowały się poza Rzymem, po obu stronach drogi. Obecnie taki kompleks można podziwiać wzdłuż Via Appia.
Odchodząc od miejsca ostatniego pożegnania, uczestnicy procesji, żegnali zmarłego różnymi zwrotami. Najczęściej można było usłyszeć następujące zdania:
- have, anima candida (żegnaj nieskazitelna duszo)
- molliter ossa cubent (niechaj kości leżą wygodnie)
- terra sit super ossa levis (niechaj ziemia nie ciąży kościom)
- sit tibi terra levis (niech ci ziemia lekką będzie).
Uroczystości pogrzebowe kończyła stypa (epulae funebres). Najbogatsi w tym czasie rozdawali mięso (visceratio) lub datki pieniężne dla najbiedniejszych. Czasami urządzano igrzyska. Cesarz po śmierci mógł doznać apoteozy, dzięki czemu uzyskiwał przydomek divus.
Okres żałoby trwał 9 dni. Dziewiątego dnia powtarzano ucztę pogrzebową (cena novemdialis), kończącą się złożeniem ofiary z wina, oliwy i krwi zwierząt (sacrificium novemdiale).
W miarę upływu czasu, w Rzymie rozwijały się organizacje, które niosły pomoc osobom znajdującym się w ciężkiej sytuacji finansowej, załatwiając wszelkie formalności związane z urządzeniem pogrzebu. Założenie takiego zrzeszenia (collegium) wymagało zgody władz. Collegium teuiorum, za cel statutowy, przyjmowało pokrycie kosztów pogrzebu osób, które należały do tego kolegium. Dla realizacji tych zadań, kolegia niejednokrotnie wspomagały osoby zamożne. W zamian za wsparcie finansowe, kolegia zobowiązywały się do uczczenia pamięci sponsorów po ich śmierci. Korzyść była obustronna. Podobną funkcję spełniały kolegia w armii rzymskiej (collegia veteranorum), które zakładali jedynie emerytowani żołnierze. Zasadniczym celem działalności collegium funeraticium, było zapewnienie urządzenia pogrzebu, bez konieczności angażowania w te sprawy bliskich nieboszczyka.
Pamięć zmarłych czczono podczas świąt zwanych Parentalia przypadających, na od 13 do 21 lutego, które kończyły się Feraliami. O zmarłych nie zapominano jednak w pozostałe dni. Z czasem liczba dni, poświęcony pamięci przodków uległa powiększeniu. Zapalano wtedy lampki, składano kwiaty oraz lano płyny ofiarne.
III
Wiadomości ogólne o cmentarzach starożytnego Rzymu
"Dura lex, sed lex"
Nie na darmo przypisuje się to przysłowie Rzymianom. Był to naród, który miał słabość do prawnego sankcjonowania każdego aspektu życia. Także poćciwej Kostuś nie oszczędzono. Wspominałam już o konieczności rejestrowania zgonów, ale szczegółowe regulacje prawne dotyczyły także sporządzania testamentu, jego wykonania, obrotu handlowego działką z grobem, organizacji pogrzebu itp. itd. Słowem umierać trzeba było tylko z prawnikiem, bo zapewne wstęp do Hadesu też był obwarowany jakimiś paragrafami ;-).
Nakaz grzebania ciał poza miastem został usankcjonowany już w V w. p.n.e. w tzw. Prawie XII tablic1. Tablica X poświęcona jest właśnie zmarłym i ich wyprawce na tamten świat. Już pierwszy wers mówi, że w obrębie miasta nie wolno ani grzebać ani palić zwłok2. Uzasadnione to było zarówno względami higienicznymi jak i "religijnymi".
Jeśli chodzi o to pierwsze, to pamiętajmy, że kiedyś miasta były o wiele mniejsze, a liczne wojny zmuszały do budowania murów obronnych. Tym samym, jeśli nie miało się dość pieniędzy, trzeba się było "gnieść" w gęsto zabudowanych dzielnicach. Jakkolwiek Rzymianie przeszli do historii jako twórcy Cloaca Maxima3 oraz akweduktów, to najwidoczniej nie chcieli tworzyć wewnątrz miasta wylęgarni bakterii.
Druga sprawa związana jest z lekkim "przewrażliwieniem" zarówno Żydów, Greków jak i Rzymian na punkcie czystości rytualnej. Istniało bowiem przekonanie, że zwłoki ludzkie są nieczyste i należy się od nich trzymać z daleka, aby samemu nie zostać skalanym, a tym samym odgrodzonym od sfery kultu. Stąd, przy całym szacunku dla przodków, "miasta umarłych" budowano jednak poza "miastami żywych".
Generalnie darzono przodków szacunkiem, co wyrażalo się m.in. urządzaniem im ołtarzy w domach. Jednak kult, jaki im oddawano, miał zapobiegać powrotom dziadków i babć ze świata zmarłych4.
Ciekawie też prawi Cyceron, komentując Prawo XII tablic. Przytacza bowiem historię jak to postanowiono zbudować świątynię w miejscu, gdzie niegdyś znajdował się cmentarz. Otóż koła kapłańskie, wyburzywszy groby, uzasadniły swój czyn tak: "miejsce publiczne nie może być zajęte dla celów kultu prywatnego"5. Dlatego też, prawo do pogrzebu w obrębie miasta miały tylko osoby wybitnie zasłużone dla społeczności, o prestiżu co najmniej cezara. Zresztą, nawet on musiał na to uzyskać specjalną zgodę senatu.
No ale..., jedziemy dalej. Prawo rzymskie gwarantowało również nienaruszalność grobu i to nie tylko bogacza, ale nawet niewolnika6. Dotyczyło to już samego faktu otwarcia grobu przez obcych (czyt. złodziei), ale kary przewidziane były również dla tych, którzy... załatwiali swoje potrzeby fizjologiczne na czyjś pomnik! Cóż, biorąc pod uwagę, że kogoś przyszpiliło akurat, kiedy znajdował się na odcinku drogi otoczonej (dosłownie!) murem nagrobków, często nie miał wyboru. Tym niemniej, tego typu zachowania uznawano za brak poszanowania świętości i karano bardzo surowo. Na przykład za naruszenie kości groziła śmierć lub zesłanie na wyspę, a w zależności od "rangi" czynu można było skończyć nawet w kopalni jako robotnik przymusowy7
Regulacje prawne dotyczyły także obrotu handlowego grobowcem. Owszem, można było go sprzedawać, zastawiać, rozbudowywać i w ogóle pomalować na niebiesko w różowe kropki, ale tylko dopóty, dopóki był pusty. W momencie złożenia w nim ciała stawał się nienaruszalnym sacrum i choćby nie wiem jak bardzo chciał, nie można było sprzedać działki, na której się znajdował. Co ciekawe, nawet jeśli przycisnęła nas bieda i musieliśmy pozbyć się terenów, otaczających pomnik naszego dziadka Caiusa, to nowy właściciel nie mógł nam zabronić przejścia do grobu.
Zabronione również było składanie w danym grobowcu "obcych" zwłok. Dotyczyło to głównie mauzoleów rodzinnych, gdzie nieraz tego typu zarządzenia formułowane były już w testamentach albo... na samych nagrobkach. Na przykład:
"Wystawił M. Emilius Artema dla zasłużonego dobrze brata
M. Licyniusza Sukcessa oraz dla swojej żony Cecylii Modestii
a także dla siebie i dla swych wyzwoleńców oraz ich potomków
z wyłączeniem wyzwoleńca Hermesa, któremu z powodu jego przestępstwa zakazuję, by miał dojście, prawo obejścia lub inny w ogóle dostęp do tego grobowca"8.
Jak widzimy właściciel zezwala na pochówek w swoim mauzoleum także wyzwoleńców (z niechlubnym wyjątkiem owego Hermesa). Była to częsta praktyka - obok głowy rodziny spocząć mogli prawie wszyscy domownicy, a nieraz bywało i tak, że pan wystawiał nagrobek swojemu niewolnikowi.
Generalnie prawo do grobu przechodziło na dziedzica, chyba że wystawca uznał inaczej jak to czytamy np. na tej inskrypcji:
"Grobowiec ten nie należy do dziedziców. Jeśli napisze na tym pomniku nazwisko jakiegoś kandydata (do mojego miejsca w grobie), niech nie będę zdrów"9
Money, money...
Na pewno zastanawia Was, ile mogła kosztować taka miejscówka w nekropoli. Jakkolwiek badacze są w stanie podać konkretne sumy, jakie przeznaczono na mauzoleum czy stelę, to nam nic to nie mówi, bo nie wiemy ile wspólczesnych złociszy było w 100 sestercach. Tym niemniej wystawienie sobie pomnika nagrobnego, było chyba tak samo kosztowne jak dzisiaj. Jacek Pudliszewski podaje np. że loculum w katakumbach kosztowało ok. 100 sesterców, zaś kamień nagrobny na miejsckim cmentarzu stanowił już wydatek 500-1000 sesterców (dane z ok. I w. n.e.). Dla porównania roczny dochód robotnika najemnego mieścił się właśnie w granicach tej ostatniej sumy.
"Nie zapomnij o mnie, bo cię wydziedziczę"
Po lekturze Prawa XII tablic mogłoby się nam wydawać, że zmarli nie mieli "wstępu" na przestrzeń publiczną. A przecież grzebano ich przy drogach, czyli tętniących życiem arteriach państwa. Wiązało się to ze specyficzną wiarą Rzymian w życie pozagrobowe. Była ona cokolwiek pesymistyczna, gdyż, najkrócej rzecz ujmując: umarły naprawdę stawał się martwy, kiedy o nim zapomniano. Stąd duża dbałość, aby pomnik się wyróżniał, aby grób był dostępny dużej ilości ludzi, którzy podejdą, przeczytają inskrypcję, westchną nad losem zmarłego itp.
Jacek Pudliszewski w swojej bardzo ciekawej książce10 wspomina, że w testamentach nieraz zaznaczano nie tylko kto ma się opiekować grobem, ale także zobowiązywano go do zapłacenia grzywny na rzecz skarbca miejskiego, jeśli nie będzie wypełniał należycie swoich obowiązków.
"Odpowiednie dać rzeczy słowo"
Oczywiście to by było zbyt piękne, gdyby jednej rzeczy odpowiadał jeden wyraz. Rzymianie byli specjalistami w komplikowaniu sobie porozumiewania się. Ot, na przykład występujący w Prawie XII tablic wyraz rado, si, sum 3. może znaczyć: "skrobać, oskrobywać; a) wytrzeć, gładzić; b) rozdrapać; (...) d) ostrzyc, ogolić; e) iść obok czegoś (...)"11. Jednak w wypadku cmentarza sprawa była prosta do momentu pojawienia się chrześcijan. Jak wiemy ich wiara zakłada zmartwychwstanie, a śmierć traktuje tylko jako sen w oczekiwaniu na Sąd Ostateczny. Dlatego też, aby odróżnić się od pogan, określali oni swe miejsca pochówku greckim słowem koimeterion, co się tłumaczy jako "miejsce snu". Rzymianie tymczasem posługiwali się pojęciem (też greckiego pochodzenia) necropola, czyli "miasto zmarłych".
Przypisy:
Duodecim tabularum leges, tekst po łacinie można znaleźć w wielu miejscach np. w Biblioteka Augustiana, w tym opracowanku posługiwałam się wersami cytowanymi przez Cycerona w O prawach, tłum. Wiktor Kortatowski.
łac. "Hominem mortuum in urbe ne sepelito neve urito.".
Czyli kanalizacji.
Ph. Aries, Człowiek i śmierć, Warszawa 1989, s. 42.
O prawach : księga II, Marek Tuliusz Cycero.
Hasło: funus w: William Smith, A Dictionary of Greek and Roman Antiquities.
Ibidem..
M. Kuryłowicz, Prawo i obyczaje w starożytnym Rzymie, Lublin 1994.
Ibidem.
J. Pudliszewski, Prywatne uroczystości nagrobne w świetle epitafiów łacińskich w okresie wczesnego cesarstwa, Gdańsk 1997.
Kieszonkowy słownik języków łacińskiego i polskiego : część pierwsza słownik łacińsko-polski, Langenscheiditsche Verlagsbuchhandlung, 1926
8