Rozdział pierwszy, w którym zabieramy znajomość z bohaterami i zaczynamy się spodziewać, że coś więcej nastąpi
We wsi Barania Głowa, w kancelarii wójta znajdują się dwie osoby: niemłody wójt gminy Franciszek Burak i młody pisarz gminny pan Zołzikiewicz. Pomieszczenie jest pełne much, które popstrzyły wszystkie znajdujące się w nim sprzęty, a teraz siadają na znajdujących się w nim osobach. Muchy nie respektowały wcale urzędowej powagi wójta, po którym chodziły, jakby był zwyczajnym ławnikiem. Najbardziej jednak interesowała je wypomadowana głowa pana Zołzikiewicza. Co jakiś czas stojący w oknie i dłubiący w nosie pisarz gminny uderzał ręką w swoją głowę. Część much uciekała, a trupy tych, które udało mu się zabić, wybierał sobie z głowy.
Pisarz gminny był w bardzo złym humorze, co wiązało się z tym, że wójt musiał wszystko robić sam. Teraz właśnie Burak pisał z wielkim trudem list do wójta sąsiedniej gminy. Zrezygnowany, poprosił Zołzikiewicza o pomoc. Ten jednak odparł, że do pisarza należy pisanie listów do ważniejszych osób niż wójt, który jest dla niego tylko zwykłym chłopem. Burak poczuł się urażony tym stwierdzeniem i dla podniesienia powagi swojej osoby wspomniał o tym, że kiedyś pił herbatę z koniusarzem. To jednak nie przekonało Zołzikiewicza, który ciągle odmawiał pomocy. Wójt zapytał się go, dlaczego w takim razie chciał zostać pisarzem. Zołzikiewicz odparł, że zrobił to tylko przez swoją znajomość z naczelnikiem. Kiedy wójt wykpił tę niby-znajomość, Zołzikiewicz powiedział, że ma dość chłopstwa i że przez kontakty z nim człowiek z edukacją, taki jak on, tylko ordynarnieje. Mówi wójtowi, że on ze swoim wykształceniem zawsze sobie poradzi; może nawet zostanie podrewizorem.
Po skończeniu pisania wójt czyta list, który stworzył. List ten jest napisany gwarą, którą wójt - w dążeniu do poważnego i podniosłego urzędniczego stylu - połączył ze zwrotami zasłyszanymi w czasie kazania w kościele. Zołzikiewicz wyśmiewa jego dzieło i pisze list od nowa, żeby nie wstydzić się za całą Baranią Głowę. Wójt jest pod wrażeniem urzędniczego stylu Zołzikiewicza. List jest poleceniem odesłania metryk mieszkańców Baraniej Głowy, które znajdują się w kancelarii parafialnej w Wrzęciądzy, ponieważ będą potrzebne do spisów wojskowych, które mają być przeprowadzone. Na czas spisów mają zostać odesłani do swojej rodzinnej miejscowości mężczyźni, którzy pracują w Wrzeciądzy. Zołzikiewicz uważa, że spisy wojskowe są doskonałą okazją, żeby pozbyć się ze wsi ladaców. Wójt wątpi, żeby to się udało. Zołzikiewicz mówi mu o skargach naczelnika na lud Baraniej Góry. Pisarz gminny jest zdania, że jedna parszywa owca wszystkie zaraża i w związku z tym trzeba pozbyć się Rzepy, który namawia innych mieszkańców do pijaństwa. Wójt mówi, że nie może zapisać go na listę, ponieważ jest żonaty i ma dziecko. Zołzikiewicz jest zdania, że ciemne chłopstwo i tak się nie zorientuje, że robią coś niedozwolonego. Wójt wie, że Zołzikiewicz chce się pozbyć Rzepy, ponieważ podoba mu się jego żona i mówi mu, że to byłoby nie po bożemu. Zołzikiewicz przekonuje wójta, żeby wpisać Rzepę na miejsce syna wójta, który powinien znaleźć się na liście. Dzięki temu wójt nie będzie musiał wykupywać swojego syna i w ten sposób zaoszczędzi dużą sumę pieniędzy.
Po tej rozmowie pan Zołzikiewicz wyszedł z kancelarii. W drodze powrotnej spotkał ludzi wracających z pola, którzy kłaniali się mu i mówili pochwalony. Pisarz tylko kiwał głową i nic nie odpowiadał, ponieważ uważał, po pierwsze, że człowiekowi z edukacją nie wypada odpowiadać chłopstwu, a po drugie uważał - co mówiło mu jego wykształcenie - że dusza to para i basta. Przekonanie to powstało w nim pod wpływem m.in. lektury Izabeli Hiszpańskiej, czyli tajemnic dworu madryckiego, awanturniczej powieści o rozwiązłym życiu królowej Hiszpanii. Przez tę, w swoim odczuciu, poważną lekturę, pan Zołzikiewicz zapatrywał się bardzo sceptycznie na duchowieństwo. W dalszej drodze przez wieś napotkał dziewczęta wiejskie, każdą z nich objął i pocałował, był bardzo dumny słysząc późniejsze pochlebne komentarze dziewcząt dotyczące jego osoby.
Edukacja pana Zołzikiewicza rozpoczęła się w Osłowicach, stołecznym mieście powiatu, w którym leżała Barania Głowa. W wieku 17 lat Zołzikiewicz doszedł do drugiej klasy. Jego obiecującą edukację przerwało powstanie styczniowe. Pan Zołzikiewicz był niesprawiedliwie oceniany przez profesorów. W czasie powstania przewodził żywiej czującym kolegom i razem z nimi porzucił Minerwę i udał się na pole Marsa i Bellony. Jego walka ograniczała się jednak przede wszystkim do uwodzenia dziewcząt wiejskich. Takie życie harmonizowało z romantyczną i awanturniczą duszą pana Zołzikiewicza, która rozwinęła się pod wpływem powieści brukowych.. Wskutek swojego awanturniczego trybu życia pan Zołzikiewicz zmuszony był pewnego razu dla ratowania swojego cennego ciała przeskoczyć bardzo wysoki płot. Był to wyczyn, który wzbudził wielki podziw. Niestety los przestał sprzyjać Zołzikiewiczowi, który wkrótce po tym wydarzeniu został wychłostany. Lecząc rany, doszedł do wniosku, że każdy powinien służyć tym, co ma najcenniejszego. Te rozmyślania doprowadziły go do wniosku, że w jego przypadku nie są to plecy, lecz głowa i tak został pisarzem gminnym.
W swojej drodze przez wieś Zołzikiewicz podsłuchał rozmowę dwóch bab, które narzekały na zbliżający się spis. Mówiły o tym, że jedynym ratunkiem byłoby udanie się do pisarza. Problemem jest jednak to, że Zołzikiewicz nie przyjmował tak jak wójt np. kur i jaj, do niego trzeba było udać się z pieniędzmi. Zołzikiewicz pomyślał sobie, że nie jest przecież łapownikiem, żeby przyjmować jaja. Zamiar interweniowania w rozmowę bab zniweczyło pojawienie się akademika, który był kuzynem państwa Skorabiewskich. Zołzikiewicz nie znosił go i się go bał, ponieważ akademik nazywał go głupcem i kpił z niego.
Zołzikiewicz zatrzymał się przed jedną z chat we wsi. Była to chata uboższa od innych, ale bardzo zadbana. Przed nią bardzo ładna młoda kobieta, Rzepowa, tłukła w mędlicy konopie. Zołzikiewicz zapytał się, czy jest w chacie jej mąż, ponieważ jest do niego interes z gminy. Kobieta przestraszyła się, bo takie stwierdzenie oznacza zawsze dla prostych ludzi kłopoty. Jej mąż był na robocie w lesie, a ona bardzo chciała dowiedzieć się, o co chodzi. Zołzikiewicz powiedział, że powie jej, jeśli go pocałuje. Rzepowa odmówiła. Pan Zołzikiewicz namawiał ją, żeby przyszła do niego wieczorem. Kobieta odpowiedziała, że nigdy do niego nie przyjdzie. Zołzikiewicz siłą przyciągnął kobietę do siebie i chciał ją pocałować. Rzepowa wyrywała się mu i upadła, a pisarz gminny upadł na nią. Wtedy na pomoc Rzepowej przyszedł jej pies Kruczek, który ugryzł Zołzikiewicza w pośladki. Zapominając o tym, że jest ateistą, pan Zołzikiewicz wołał na pomoc Jezusa i Maryję. Odchodząc z podartymi spodniami, pan Zołzikiewicz krzyczał, że przyjdzie na nich pomsta i Rzepa pójdzie do wojska. Przerażona Rzepowa zbladła.
Rozdział drugi. Niektóre inne osoby i przykre widzenia
W godzinę później Rzepa wraca do domu z lasu. Rzepa jest bardzo dobrym drwalem. Jest silny i dobrze pracuje, przy pracy śpiewa z innymi drwalami piosenkę, której sam ich nauczył. Ma dobrą żonę i rocznego syna. Gospodaruje na trzech morgach, a ponieważ jest pracowity, dobrze mu się wiedzie. Wadą Rzepy jest skłonność do pijaństwa i wszczynania bójek po alkoholu.
Kiedy Rzepa wrócił do domu, jego żona zaczęła rozpaczać, że już niedługo zostaną rozdzieleni, ponieważ Rzepa zostanie zabrany do wojska. Rzepowa opowiedziała mu o wizycie pisarza. Zataiła tylko jego umizgi, ponieważ obawiała się, że jej mąż mógłby mu coś zrobić, a to tylko pogorszyłoby jego sytuację. Drwal początkowo nie przejął się płaczem żony, ponieważ wiedział, że nie obejmuje go już zaciąg do wojska. Żona przypomniała mu jednak, że pisarz wie o tym, że w czasie zawieruchy (powstania styczniowego) Rzepa przewoził papiery. Drwal postanowił pójść do pana Zołzikiewicza. Żona poradziła mu, żeby wziął rubla, ponieważ nie ma co iść do pisarza bez pieniędzy. Pisarz jako kawaler nie miał swojego domu i mieszkał w czworakach. Miał tam dwie izby. W jednej nie było nic, a druga była sypialnią i salonem jednocześnie. Pokój pisarza był brudny, lichy, centralne miejsce zajmował w nim komoda z „wykwintną” garderobą. Sam Zołzikiewicz leżał na łóżku z okładem na ranie. Lekturą zeszytu Izabeli hiszpańskiej usiłował złagodzić ból poniesionych obrażeń. Wyobrażał sobie, że jest Serranem, który przybywa ranny po bitwie do Eskurialu. Królowa Izabela chce opatrzyć jego rany, ale rany Serrana-Zołzikiewicza są w tak wstydliwym miejscu, że nie nadają się do pokazania królowej. Zołzikiewicz rozmarza się w półśnie. Wydaje mu się, że znów jest w Eskurialu. Wtem zjawia się jego największy wróg Don Josse, czyli Rzepa z potwornym Kruczkiem. Przestraszony Zołzikiewicz przekonany, że Rzepa przyszedł połamać mu kości, a Kruczek chce dokończyć swój wcześniejszy atak, wygania ich za drzwi.
Rozdział trzeci. Rozmyślania i eureka!
Rana zaogniła się, jednak pan Zołzikiewicz przeżył. Leżał przez kilka dni w domu i zmieniał okłady. Poniesione obrażenia wyszły mu jednak na dobre, ponieważ rana pozbawiła go humorów i mógł teraz jasno myśleć o swojej sytuacji. Doszedł do wniosku, że w sprawie pozbycia się Rzepy popełniał do tej pory same głupstwa. Wiedział, że samo umieszczenie Rzepy w spisie wojskowym zamiast syna Buraka nie wystarczy, ponieważ niestety nie był ostatnią instancją w tych sprawach. Ludzie ponad nim sprawdziliby metrykę, a i sam Rzepa mógłby się poskarżyć. Zołzikiewicz obawiał się, że cała sprawa skończyłaby się na niczym, a on sam straciłby swoje stanowisko.
Zołzikiewicz nie miał jednak zamiaru rezygnować z Rzepowej. Do chęci zdobycia kobiety doszła także chęć zemsty na jej mężu i ich psie. Przez trzy dni zmieniania okładów Zołzikiewicz nie wymyślił nic. Dopiero, gdy na czwarty dzień stójka z osłowickiej apteki przywiózł mu maść, nadeszło olśnienie.
Rozdział czwarty, który by można zatytułować: Zwierz w sieci
Kilka dni po olśnieniu, którego doznał pan Zołzikiewicz, w karczmie w Baraniej Górze pili razem wójt Burak, ławnik Gomuła i Rzepa. Spierali się o przyszłość trwającej właśnie wojny francusko-ruskiej. Pijany Rzepa chciał bić się z Gomułą, ale uspokoił go wójt. Przy kolejnych kieliszkach Burak i Gomuła tylko udawali, że piją. Kiedy Rzepa był już bardzo pijany, zaczęli mówić mu, że dworski las ma być rozdany gospodarzom. Wszyscy ze wsi muszą tylko podpisać prośbę i ogrodzić płotem swój kawałek. Rzepa był niechętny, jak wszyscy chłopi, składaniu swojego podpisu na jakichkolwiek pismach. Uważał też, że koszt postawienia płotu będzie większy niż wartość lasu. Wtedy w karczmie pojawił się pisarz z jakimiś papierami i powiedział, że rząd przysyła pieniądze na koszt ogrodzenia - każdy dostanie po pięćdziesiąt rubli. Przekonany Rzepa podpisał dokumenty. Ponieważ był pijany, nie widzi jak wójt mrugał na ławnika. Wszyscy zebrani podpisali dokument, wezwano nawet karczmarza Szmula na świadka, że Rzepa podpisał papiery dobrowolnie. Później pisarz dał Rzepie pięćdziesiąt rubli. Rzepa wypił jeszcze dwa kieliszki araku i zasnął na ławie w karczmie. Rzepowa nie przyszła po męża, ponieważ wiedziała, że kiedy jest pijany, może ją uderzyć. Rzepa zawsze później przepraszał swoją żonę.Rzepa obudził się następnego ranka w karczmie i znalazł w ubraniu ruble. Zobaczył Szmula odprawiającego modły. Spytał się Szmula skąd ma pieniądze. Ten odpowiedział mu o podpisaniu przez niego umowy, że będzie losował za syna wójta i o tym, że zapłacono mu za to. Rzepa przeraził się.
Rzepowa zobaczyła wracającego do domu męża i zaczęła krzyczeć na niego, że jest pijakiem. Kiedy jednak zobaczyła bladego Rzepę, zaczęła się dopytywać, co mu jest. Rzepa powiedział jej, co się stało. Powiedział, że sprzedano go tak, jak Żydzi sprzedali Chrystusa. Zapomniał jednak, że Jezus został sprzedany w nieco innych okolicznościach. Rzepowa zaczęła rozpaczać. Było ją słychać w innych chałupach. Sąsiadki myślały, że płacze, bo mąż ją bije, ale ona płakała, ponieważ bardzo go kochała i nie chciała go stracić.
Rozdział piąty, w którym poznajemy ciało prawodawcze Baraniej Głowy i głównych jego przywódców
Następnego dnia odbywało się posiedzenie sądu gminnego. Zebrali się wszyscy ławnicy ze wsi oprócz tych, którzy należeli do szlachty. Szlachta postanowili stosować angielską zasadę nieinterwencji, która w tym przypadku oznaczała obojętność dla spraw gminy. Była to jednak bardzo wygodna obojętność, ponieważ kiedy panom zależało na załatwieniu jakiejś sprawy po ich myśli, zapraszali pana Zołzikiewicza na wódkę i obiad. Pan Zołzikiewicz w czasie takich spotkań starał się zachowywać jak przystało na człowieka inteligentnego i obytego. Wtrącał się do rozmowy, jadł dziwne potrawy tak, jak robili to inni. Nie rozumiał tylko, dlaczego w czasie jego opowieści panie nie patrzyły na niego, tylko w talerz. Dziwił się także, że gospodarz nie czekał, aż zacznie się żegnać, tylko mówił No, to bywaj zdrów, panie Zołzikiewicz. Kiedy podawał rękę na pożegnanie, Zołzikiewicz czuł w niej zawsze coś szeleszczącego, co zgarniał palcami, drapiąc gospodarza w dłoń. Zapewniał go przy tym, że nie było to konieczne. A także, że może być spokojny o bieg swoich spraw.
Pan Zołzikiewicz z wójtem Burakiem i ławnikiem Gomułą rządzili całą radą, która zawsze podejmowała decyzje po ich myśli. Pan Zołzikiewicz zabierał jednak głos tylko w tych sprawach, które były poprzedzone czymś szeleszczącym. W innych przypadkach siedział znudzony i dłubał w nosie. Ławnicy czuli się wtedy jakby pozbawieni głowy. Jedynym szlachcicem, który bywał na zebraniach rady był pan Floss. Wszyscy mieli mu to jednak za złe. Chłopi uważali, że nie wypada, żeby szlachcic siedział z nimi na jednej ławie, a za potwierdzenie tej teorii uważali to, że inni panowie tego nie robili. Nie lubił go także pan Zołzikiewicz, któremu Floss nigdy nie dawał łapówek. Po tym jak jeden z ławników zarzucił mu, że nie jest panem z panów, tylko dorobkiewiczem, pan Floss postanowił pozostawić gminę gminie i więcej nie pokazywał się na zebraniach.
Gmina rządziła się więc swoim baraniogłowskim rozumem, niezakłócona udziałem inteligencji. Na zebraniu odczytano zapytanie z urzędu, czy gmina nie chce naprawić swoim kosztem gościńca wiodącego do Osłowic. Miejscowym senatorom bardzo nie podobała się ta myśl. Stwierdzili, że nie muszą tego robić, bo mogą jeździć łąką pana Skorabiewskiego. Ponieważ pan Zołzikiewicz był poprzedniego dnia na obiedzie u Skorabiewskiego, słowami Ja chcę powiedzieć, żeście durnie ocalił łąkę szlachcica. Następnie rozpoczęła się kłótnia, kto ma ponieść jaki wkład finansowy. W składce nie brali udział wójt i Gomuła. Na pytanie jednego z ławników, dlaczego oni nie będą płacić, Gomuła dał odpowiedź: A coże my to będziem darmo pieniądze dawać, kiej tego, co wy zapłacita, wystarczy. Po tych słowach nie było już żadnych protestów.
Kiedy miano przystąpić do następnej sprawy, do izby wtargnęła dwójka prosiąt. Ciało prawodawcze zaczęło wyganiać zwierzęta, które zdążyły już zapaskudzić spodnie panu Zołzikiewiczowi. (Plama nie dała się sprać.)
Następnie sądzono sprawę Środy, którego woły zdechły, przeciwko panu Flossowi. Choć Środa umyślnie puścił woły na pole Flossa, to Floss musi zapłacić mu odszkodowanie, ponieważ gdyby na polu pana Flossa nie rosła koniczyna tylko coś innego, woły nie padłyby z rozdęcia.
W każdej sprawie obie strony musiały wnosić dość znaczącą kwotę na kancelarię. Była to szansa na nauczenie mieszkańców Baraniej Głowy moralności i oduczenie pieniactwa. Pan Zołzikiewicz jednak wpisywał do ksiąg tylko połowę sumy.
Na koniec przystąpiono do sądzenia spraw kryminalnych. W Baraniej Głowie znajdowało się w wójtowskim chlewiku więzienie spełniające wszelkie normy cywilizacyjne. Więźniowie mogli rozmyślać o swoich winach w czterech oddzielnych komórkach w towarzystwie świń. Sądzono dwoje skłóconych kochanków: Romea (Wach Rechnio) i Julię (Baśka Żabianka). Służyli razem u pewnego gospodarza. Ponieważ Julia widziała, jak Romeo zabawiał się z Jagną z dworu. Kiedy pewnego dnia Romeo wrócił za wcześnie z pola, zaczęła się awantura i doszło do wymiany ciosów. Rada Baraniej Głowy wykazała się tu niezwykłą mądrością i postanowiła dać innym zakochanym parom przestrogę: skazała nieszczęsną parę na odsiedzenie jeszcze doby w więzieniu oraz zapłacenie po rublu na kancelarię. Kiedy ławnicy zbierali się już do wyjścia, do sali weszli Rzepa, Rzepowa i Kruczek. Rzepa był hardy, a Rzepowa zapłakana. Rzepa zaczął przedstawiać zgromadzonym swoją sprawę, ale przerwała mu żona i to ona opowiedziała całą historię. Mówiła o tym, że nawet zbrodnie popełnione pod wpływem alkoholu są sądzone łagodniej, więc nie powinno się brać pod uwagę podpisu Rzepy. Mówiła, że teraz Rzepa nie nadaje się do niczego, bo cały czas siedzi i wzdycha. Mówi, że zabije ją i dziecko, spali dom, ale nie pójdzie do wojska. Rzepowa prosiła ławników o litość nad nimi. Ławnicy przyznali jej rację, że to nieładnie zmuszać pijanego do podpisywania papierów, ale wtrącił się Zołzikiewicz, który swoim Jesteście durnie! i długim wywodem z wieloma prawniczymi terminami przekonał wszystkich, że nic nie można zrobić. Chłopi zaczęli mówić Rzepie, że jak sobie nawarzył piwa, to musi je teraz wypić. Poradzili mu, żeby na czas swojego pobytu w wojsku najął parobka, który zastąpi go i w polu i przy kobiecie. Wszyscy zaczęli się śmiać. Sąd postanowił zająć się groźbami zabicia Rzepowej. Chociaż Rzepowa mówiła, że ona się na nic nie skarżyła, postanowiono zamknąć Rzepę w chlewiku na dwa dni i skazać go na zapłacenie siedmiu rubli na kancelarię. Rzepa stawiał opór. Wójt stwierdził, że jest mu żal Rzepowej. Pomyślał, że może dorzuci im ćwiartkę grochu.
Jeden z ławników, którzy ujmował się za Rzepową, powiedział: A ja wam pojedam, żeby ino panowie na sądy chodzywali, to by takich rzeczy się nie działo. Ale on nie był z Baraniej Głowy.
Rozdział szósty. Imogena
Plan pana Zołzikiewicza wobec Rzepów był skomplikowany, ale bardzo spodobał się wójtowi, który zamiast wykupywać syna za osiemset rubli, wpisał na jego miejsce Rzepę, któremu zapłacił pięćdziesiąt rubli. Pan Zołzikiewicz jako człowiek niezachłanny wziął tylko dwadzieścia pięć rubli i to bynajmniej nie z chciwość. Pan Zołzikiewicz był po prostu ciągle w długach u krawca. Staranność z jaką dobierał garderobę wynikała nie tylko z rozwiniętego zmysłu estetycznego, ale i z bardzo poważnych dążeń pana Zołzikiewicza. Otóż, obiektem jego uczuć była panna Jadwiga Skorabiewska. Na Rzepową pisarz miał tylko apetycik, a poza tym zaskakiwał go opór u takiej prostej kobiety. Po zajściu z Kruczkiem miał także powód do zemsty. To z powodu panny Jadwigi Zołzikiewicz grał czasem na harmonijce i śpiewał tęskne piosenki. W jego wyobrażeniach panna Jadwiga stawała się Izabelą, a on Serranem. Ponieważ pan Zołzikiewicz nie mógł zrealizować swoich planów w rzeczywistości, zdarzyło mu się kiedyś całować suszące się na sznurku spódnice panny Jadwigi. Zobaczyła to służąca z dworu, która powiedziała, że pan pisarz nos se w panienki spódnicę wyciero. Na szczęście nie uwierzono jej. Zawsze idąc do dworu, pan Zołzikiewicz marzył, że może tym razem pani Jadwiga przydepnie pod stołem jego stopę. Był nawet gotów poświęcić swoje lakierki! Nic takiego jednak się nie zdarzało. Zołzikiewicz wyobrażał sobie, że zostanie podrewizorem albo nawet rewizorem i wtedy na pewno mu się uda.
Rzepowa po zajściu w sądzie postanowiła spróbować kolejnej drogi ratunku. Postanowiła pójść do księdza do Wrzeciądzy. Chciała pójść przed sumą, ale ponieważ Rzepa był w więzieniu musiała sama zająć się wszystkim. Zdążyła dopiero na mszę. Rzepowa nie rozumiała nic z kazania (ksiądz mówił chłopom o Voltairze, Rousseau, Condillacu i sekcie Katharów), ale uznała, że musi to być mądre i dobre. Rzepowa dużo się modliła, płakała i leżała twarzą do ziemi. Zrobiło jej się lżej i uwierzyła, że wszystko uda się ułożyć. Po mszy poszła do księdza Czyżyka, który jej wysłuchał i powiedział, że powinna ofiarować Bogu wszystkie swoje strapienia. Bóg doświadcza swoich wiernych tak, jak doświadczył Hioba. Powinna być wdzięczna, że jej mąż już teraz może odpokutować za ciężki grzech pijaństwa, bo dzięki temu Bóg może odpuści mu go po śmierci.
Rzepowa objęła księdza pod nogi i poszła do domu. Czuła tylko, że dusi ją w gardle, ale nie mogła płakać, choć chciała.
Rozdział siódmy. Imogena
Po Baraniej Głowie przechadzali się po wsi panna Jadwiga i jej kuzyn Wiktor. Młodzi ludzie odróżniają się od mieszkańców wsi swoim wyglądem i strojem. Wydaje się, że nic ich nie łączy z otaczającym ich ubóstwem wsi, są jak istoty z innej planety. Jadwiga i Wiktor rozmawiali o poezji i literaturze. Ci ludzie w parcianej odzieży, ci chłopi i te baby nie rozumieliby nawet ich słów i języka. Aż miło pomyśleć! Przyznajcież mi to, acaństwo dobrodziejstwo! Panna Jadwiga dla wprawy flirtuje z kuzynem. Mówi o literaturze, wspomina o Elim (Adamie Asnyku) autorze, którego bez wątpliwości by pokochała, gdyby miała okazję go spotkać. Pan Wiktor mówi, że już zaczyna go nienawidzić. Panna Jadwiga mówi, że to brzydkie grymasy, ale tak naprawdę jest bardzo zadowolona z jego reakcji.
W trakcie spaceru mijają czworaki, z których obserwuje ich Zołzikiewicz. Później docierają do, zdaniem panny Jadwigi, jedynego poetycznego miejsca w Baraniej Górze, czyli dawnej ochrony, w której dzieci uczyły się czytać. Teraz przechowuje się w niej wódkę. Panna Jadwiga tłumaczy kuzynowi, że czasy się zmieniły i teraz tylko sąsiadują z chłopami i starają się nie mieć z nimi żadnych kontaktów.
W drodze powrotnej przechodzą obok domu Rzepów. Przed chałupą siedziała smutno zamyślona Rzepowa, która nie zauważyła przechodzących państwa. Panna Jadwiga krzyknęła Dobry wieczór, Rzepowa!. Rzepowa podeszłą do młodych i padła pannie Jadwidze do nóg. Powiedziała, że może Bóg zesłał jej panienkę jako ratunek. Zaczęła opowiadać pannie o swojej niedoli. Widać było kłopot na twarzy panny Jadwigi. W końcu panna odpowiedziała, że jej żałuje, ale nic nie może zrobić, bo oni się teraz do niczego nie mieszają. Powiedziała Rzepowej, że może jej ojciec mógłby coś poradzić. Młodzi poszli dalej. Pan Wiktor zobaczył smutek w oczach panny. Zaczął mówić o kolejnych postaciach literackiego świata, czym zatarł wspomnienie o nieprzyjemnym zdarzeniu.
Tymczasem Rzepowa postanowiła udać się do dworu. Mówiła sobie, że jest głupia, że nie pomyślała o tym wcześniej, ponieważ to właśnie z dworu powinna wyglądać ratunku.
Rozdział VIII Imogena
Rzepowa z dzieckiem na rękach udała się do dworu w czasie, w którym państwo pili kawę po obiedzie na ganku. Gośćmi państwa Skorabiewskich byli: ksiądz dziekan Ulanowski, ksiądz Czyżyk i rewizor gorzelniany Stołbicki. Rewizor, który był nihilistą, namawiał starego księdza Ulanowskiego do opowiedzenia historii bitwy, którą ksiądz powtarzał co tydzień. Rewizor wykpiwał opowiadanie księdza, z którego wynikało tylko tyle, że był w młodości świadkiem bitwy, w której szala zwycięstwa przechylała się z jednej strony na drugą. Ksiądz nie był w stanie powiedzieć, kto z kim walczył. Ogólną wesołość przerwało nieśmiałe Niech będzie pochwalony! Rzepowej. Pan Skorabiewski wyszedł przed ganek, żeby porozmawiać z Rzepową. Mówił jej, żeby chociaż w niedzielę dała mu spokój. Tak, jakby Rzepowa nachodziła go codziennie. Powiedział jej, że nie może teraz rozmawiać, bo ma gości. Rzepowa postanowiła zaczekać, aż goście pojadą do domu. Cofnęła się do kratek ogrodowych i czekała tam. W tym czasie zgromadzone towarzystwo wesoło rozmawiało, piło herbatę, słuchało grania na fortepianie panny Jadwigi, jadło kolację. Śmiechy zgromadzonych chwytały Rzepową za serce, bo jej nie było wesoło. Rzepowa czekała bardzo długo. Zastanawiała się, czy nie wrócić do domu, bo dziecko wydawało jej się niezdrowe, ona sama także nie czuła się dobrze. Bała się jednak, że kiedy wróci, będzie już za późno. Kiedy wniesiono kolację, poczuła, że jest bardzo głodna. Myślała sobie, że chciałaby ogryźć chociaż kosteczki. Czuła, że gdyby poprosiła, dano by jej nie tylko kości. Rzepowa wierzyła w to, że państwo są dobrymi ludźmi i pomogą jej w kłopocie. Sądziła, że dla ludzi z ich pozycją załatwienie takiej sprawy nie jest żadnym problemem. Rzepowa uważała, że jej oczekiwanie na rozmowę z panem jest czymś zupełnie naturalnym.
Kiedy zrobiło się już ciemno, goście odjechali. Rzepowa podeszła do pana Skorabiewskiego, który ich odprowadzał. Pan kazał jej mówić prędko, czego chce, ponieważ było już późno. Rzepowa opowiedziała mu o swojej sytuacji. Skorabiewski odparł, że chętnie by jej pomógł, ale obiecał, że nie będzie się wtrącał w sprawy gminu. Teraz chłopi są dla niego tylko sąsiadami. Mają swoją gminę i muszą załatwiać swoje sprawy sami. Poza tym nie może jeździć z jej sprawami do naczelnika, ponieważ i tak zbyt często nachodzi go ze swoimi. Powiedział także, że chłopi znają drogę do naczelnika tak samo jak on.
Rzepowa podjęła Skorabiewskiego pod nogi i powiedziała Panie Boże zapłać.
Rozdział dziewiąty. Imogena
Po wyjściu z aresztu (chlewika) Rzepa poszedł prosto do karczmy. Z karczmy udał się do pana Skorabiewskiego z prośbą o pomoc. A że był pijany, był natarczywy. Usłyszał od pana to samo co jego żona o zasadzie nieinterwencji. Wrodzona chłopom głupota kazała mu powiedzieć Skorabiewskiemu, że wszyscy państwo myślą teraz tylko o sobie. Rzepa nie złościł się aż tak na wójta i pisarza jak na pana Skorabiewskiego. Uważał, że oni są od utrudniania mu życia, ale dwór powinien go poratować. Po powrocie do chałupy, powiedział żonie, że pan odesłał go do naczelnika. Rzepowa powiedziała, że lepiej, żeby to ona do niego poszła, ponieważ kiedy jest pijany staje się hardy, a to może tylko przysporzyć im kłopotów.
Rzepa nie chciał pozwolić żonie iść za siebie do Osłowic do naczelnika, ale ponieważ ciągle pił, Rzepowa wzięła dziecko i wybrała się do powiatu. Nie wzięła konia, ponieważ był potrzebny w gospodarstwie. Wyruszyła świtem, gdyż miała do przejścia trzy mile. Liczyła, że może spotka ludzi jadących wozami, którzy pozwolą jej przysiąść na brzegu fury. Niestety nikogo nie spotkała. Kiedy słońce
zaczęło już przypiekać, spotkała pachciarza Herszka z Wrzeciądzy. Prosiła, żeby zabrał ja na wóz, ale on odpowiedział, że z powodu piachu na drodze koń nie ma siły iść. Mówił, że jeśli mu zapłaci złotego, to ją zabierze. Rzepowa miała tylko jednego czeskiego, ale dla niego było to za mało i jej nie zabrał.
W godzinę później zmęczona i spocona Rzepowa wchodziła do Osłowic. Przechodziła obok kościoła poreformackiego, przed którym siedział żebrzący dziad. Rzepowa nie pozostała obojętna wobec jego próśb o pomoc i dała mu czeskiego. Spytała się go tylko, czy ma wydać pięć groszy, ponieważ chciała dać mu tylko grosz. Zachłanny dziad krzyczał, że jeśli ktoś żałuje czeskiego Panu Bogu to i Pan Bóg pożałuje mu pomocy. Więc Rzepowa dała mu na chwałę bożą czeskiego.
Rzepowa czuła się w mieście zagubiona jak w morzu; nie wiedziała dokąd ma iść. Wypytywała się ludzi o komisarza. W jego domu dowiedziała się, że wyjechał do guberni. Powiedziano jej, że naczelnika trzeba szukać w powiecie. Ale ona nie wiedziała, gdzie jest powiat. Wypytując się ludzi, trafiła do odpowiedniego budynku. Po wejściu Rzepowa przeraziła się ilością pokoi. Na każdym były jakieś napisy, ale Rzepowa nie potrafiła ich przeczytać. Przeżegnała się i weszła w pierwsze drzwi. To wielkie pomieszczenie przypominało jej kościół. Było w niej wielu panów, którzy płacili i odchodzili z kwitami. Rzepowa pomyślała, ze tu trzeba płacić i pożałowała, że dała czeskiego żebrakowi. Rzepowa nieśmiało podeszła do kratki, ale nikt nie zwrócił na nią uwagi. Czekała około godziny. W końcu zrobiło się luźniej. Ośmieliła się podejść do urzędnika za stołem. Pozdrowiła go słowami Pochwalony Jezus Chrystus i zwróciła się do niego słowami Jaśnie naczelniku. Urzędnik powiedział jej, że to kasa. A na natarczywe pytania Rzepowej o to, gdzie jest naczelnik wskazał na korytarz.
Rzepowa wyszła na korytarz, po którym kręciło się mnóstwo osób. Ośmieliła się podejść do jakiegoś chłopa, ale on nie wiedział, gdzie jest naczelnik. Później weszła do pomieszczenia, na którym był napis informujący, że mogą tam wchodzić tylko pracownicy urzędu. Rzepowa weszła, podeszła do mężczyzny, który spał na ławce, ale on tylko przepędził ją i dał jej szturchańca. Rzepowa postanowiła siąść na korytarzu. Liczyła na to, że może ktoś w końcu zapyta ją o to, co tu robi. Z drzwi przy których siedziała wyszedł szlachcic, którego widywała w kościele. Wskazał jej, gdzie znajdzie naczelnika, ale kazał jej czekać pod drzwiami, ponieważ naczelnik był zajęty. Rzepowa pomyślała, że najprędzej można doczekać się pomocy od panów.
Rzepowa czekała jeszcze dość długo pod drzwiami na pojawienie się naczelnika. Wiedziała, że to on, ponieważ biegło za nim wielu mężczyzn, prosząc go o chwilę uwagi. Zdesperowana Rzepowa padła przed naczelnikiem na kolana z podniesionymi rękami. Zawołała: Przenoświętsy nacelni.... Naczelnik zatrzymał się. Chciał nawet wysłuchać Rzepowej, ale kobieta nie była w stanie wypowiedzieć się składnie. Mówiła tylko: O! o! ady! ady! wedle... poboru. Naczelnik spytał się jej, czy to ją chcą wziąć do wojska, co wywołało chóralny śmiech. Rzepowa powtarzała: Burak, Rzepa, Rzepa, Burak. Naczelnik stwierdził, że jest pijana. Powiedział, że szkoda, że pije, bo jest ładna. Naczelnik poszedł sobie, bo był bardzo zajęty spisami, interesami i balem, który z obowiązku urządzał, a poza tym nie mógł się dogadać z Rzepową. Na odchodnym powiedział Rzepowej, żeby przedstawiła swoją sprawę gminie, a ona niech przedstawi ją jemu.
Siedzącą w opustoszałym korytarzu Rzepową przebudził ze stanu półsnu płacz dziecka. Kobieta z dzieckiem ruszyła w drogę powrotną. Chmurzyło się, a w oddali słychać było odgłosy burzy. Nie sposób opisać uczuć, które szalały w duszy Rzepowej, kiedy znów przechodziła obok poreformackiego kościoła. Gdyby to panna Jadwiga znalazła się w tak trudnej sytuacji, wystarczyłoby opisać stan jej duszy, żeby powstał sensacyjny romans. Ale w przeciwieństwie do panny Jadwigi, chłopi nie potrafią przeżywać swojego cierpienia, tylko po prostu cierpią.
Zmęczona upałem Rzepowa szła przed siebie; w ręku niosła dziecko. Zatrzymała się, bo na przeciwko niej szedł pijany chłop. Zaśpiewał na Rzepową: Oj, pojdziewa w żyto,/ Boś dobra kobieto! i chciał złapać Rzepową. Bojąc się o siebie i dziecko, kobieta zaczęła uciekać. Chłop nie gonił jej, ale rzucił za nią kamieniem i trafił ją w głowę. Kiedy Rzepowa zatrzymała się pod krzyżem, poczuła, że na szyi ma krew - straciła przytomność. Ocknęła się oparta o krzyż. Zobaczyła wtedy, że przejeżdża drogą kabriolet z panem Ościeszyńskim i guwernantką z dworu. Pan Ościeszyński krzyknął na Rzepową: Kobieto! kobieto! siadajcie! Kiedy Rzepowa podniosła się pełna nadziei, dodał: Ale na ziemi, na ziemi. Rzepową dobiegły tylko śmiechy jego i guwernantki. Po godzinie Rzepowa poszła dalej. Litowała się nad swoim dzieckiem, pytając się Boga, co jest mu winna taka mała dziecinka. Zaczęła ją męczyć gorączka. Otrzeźwiło ją uderzenie pioruna tak bliskie, że czuła zapach siarki. Spojrzała na wzburzone niebo i zaczęła śpiewać Kto się w opiekę. Rzepowa weszła w las. Szalała burza. Z powodu ciemności nic nie widziała, padał deszcz i grad, wiatr przyginał drzewa do ziemi. Rzepowa zdjęła z siebie chustę i przyjaciółkę, owinęła dziecko i położyła je w gęstwinie. Szeptała: Boże, przyjm duszę moją! Nagle dało się słyszeć nadjeżdżający wóz Herszka, pachciarza, który kiedy zobaczył Rzepową, zszedł z wozu.
Rozdział dziesiąty. Zwycięstwo geniuszu
Herszek zabrał Rzepową do domu. Rzepowa wstała z łóżka po niecałych dwóch dniach, bo dziecko było chore. Przyszły jednak kumy i ludowymi sposobami odegnały chorobę.
Rzepa zamiast być wdzięcznym żonie za jej poświęcenie, krzyczał na nią, że zmarnuje dziecko przez bieganie do miasta. Rzepowa poczuła wielką gorycz. Rzepa zaczął ją przepraszać i całować po nogach. Zaczęły mu przychodzić do głowy złe myśli, więc poszedł do spowiedzi. Nie dostał jednak rozgrzeszenia. Ksiądz kazał mu przyjść następnego dnia, ale Rzepa zamiast do kościoła, poszedł do karczmy. Przy kieliszku wygrażał, że skoro Bóg nie chce mu pomóc, to on zaprzeda duszę diabłu. Z tego powodu ludzie zaczęli się go wystrzegać, a nad ich chałupą zawisłą klątwa. Mówiono, że pisarz i wójt robią dobrze, że pozbywają się takiego zbereźnika ze wsi.
Rzepowa musiała chodzić po wodę przed karczmę, bo przed ich domem wyschła studnia. W drodze słyszała, jak mówiono na nią żołnierka albo diabłowa. Przed karczmą spotkała Szmula, który pytał się jej, czy była ze swoją sprawą w sądzie, w gminie, u księdza i w powiecie. Na jej odpowiedź, że nie udało się jej nic załatwić, powiedział jej, że jest głupia. Trzeba po prostu zniszczyć papier, na którym spisano umowę. Papier jest u pisarza, a u niego Rzepowa może dużo zdziałać. Pisarz powiedział Szmulowi, że jak Rzepowa go poprosi, to on podrze papier.
Wieczorem pisarz w samej bieliźnie leżał i czytał Tajemnice dworu tuileryjskiego, wydawnictwa Breslauera. Kiedy usłyszał pukanie do drzwi, był zły, że mu przerywają. Gdy zobaczył, że to Rzepowa, zerwał się na równe nogi. Rzepowa była tak przestraszona, że nie mogła mówić, choć chciała. A ponieważ pan Zołzikiewicz był dobrym człowiekiem, choć był w samej bieliźnie, objął Rzepową. Spytał się jej, czy przyszła po kontrakt. Rzepowa powiedziała, że tak. Zołzikiewicz pocałował ją. Kobieta powiedziała: Dziej się wola boża!, a pan Zołzikiewicz zdmuchnął świecę. Rozdział jedenasty. Skończona niedola
Rzepowa wróciła do domu w środku nocy. Spodziewała się, że Rzepa będzie spał w karczmie, ale on czekał na nią. Spytał się żony, gdzie była. Rzepowa zamiast odpowiedzieć padła mu do nóg i zawołała: Wawrzon! Wawrzon! dla ciebie to ja, dla ciebie! na sromotę się podałam. Oszukał mnie, a potem zwymyślał i wypędził. Wawrzon! ulitujże się choć ty nade mną: mój serdeczny! Wawrzon! Wawrzon!
Rzepa jednak nie ulitował się nad żoną. Wyciągnął siekierę i kazał jej położyć głowę na skrzyni. Rzepowa błagała go o miłosierdzie, ale on odciął jej głowę, a później uderzył siekierą jeszcze parę razy. Później Rzepa podpalił zabudowania dworskie.
Epilog
Tak naprawdę Rzepy nie wziętoby do wojska. Pan Zołzikiewicz miał rację, sądząc, że sprawa przeciągnie się na tyle, że Rzepowa wpadnie w jego ramiona. Rzepa chciał się zemścić także na pisarzu, ale pożar zbudził już całą wieś, więc pan Zołzikiewicz ocalał. Nadal piastuje urząd pisarza, czyta kolejną brukową powieść Barbarę Ubryk, marzy o stanowisku sędziego i uściśnięciu ręki panny Jadwigi pod stołem.
Znaczenie tytułu
Pełen tytuł noweli Henryka Sienkiewicza Szkice węglem, czyli epopeja pod tytułem: Co się działo w Baraniej Głowie daje czytelnikowi kilka wskazówek interpretacyjnych. Główna część tytułu, czyli Szkice węglem nasuwa skojarzenia z czarno-białym szkicem wykonanym przy użyciu węgla. Szkic to coś nie do końca przygotowanego, zarys. Taki też charakter ma omawiany utwór, w którym nakreślona zostaje sytuacja panująca na wsi. Jest to obraz, w którym dominują ciemne, pesymistyczne tony. Podtytuł, w którym pojawia się określenie epopeja jako nazwa gatunku utworu, ma charakter ironiczny. Epopeja to utwór opisujący jakieś ważne i przełomowe wydarzenia z życia narodu, a Szkice węglem przedstawiają historię z małej wsi. Podtytuł wskazuje również na miejsce akcji utworu, czyli na Baranią Głowę. W tym przypadku nazwa wsi jest znacząca i daje nam wyobrażenie o inteligencji jej mieszkańców.
Czas i miejsce akcji
Czas akcji noweli Szkice węglem to druga połowa XIX wieku, czasy współczesne okresowi powstania utworu. Miejscem akcji jest wieś Barania Głowa w powiecie Osłowickim, miasto powiatowe Osłowice oraz Wrzeciądza, w której mieści się kościół, do którego chodzi Rzepowa. Nie warto szukać tych miejscowości na mapie. Lepiej zwrócić uwagę na znaczenie nazw typograficznych, które nie jest przypadkowe i wiele mówi o cechach umysłowości ich mieszkańców. W noweli nie ma zbyt wielu opisów wyglądu wsi. Barania Głowa przedstawiana jest jako typowa dziewiętnastowieczna wieś ze skromnymi wiejskimi chatami, karczmą i dworem.
Gatunek
Szkice węglem Henryka Sienkiewicza są nowelą, której forma jest zbliżona do małej powieści. Omawiany utwór różni się od klasycznej noweli brakiem skondensowanej treści. Zawiera znacznie większą ilość dygresji, komentarzy odautorskich, pojawia się w nim więcej postaci drugoplanowych, nie ma wyrazistego punktu kulminacyjnego. Te wszystkie elementy zbliżają omawiany utwór do powieści. W utworze przeważa szkicowość ujęcia tematu, którą zapowiada już tytuł. Problematyka Szkiców węglem została przedstawiona w uproszczonej, nieco schematycznej formie. Główny nacisk położony został na ukazanie podstawowego założenia utworu, czyli ciemnoty i naiwności chłopstwa, złych skutków zasady nieinterwencji. Krytyka dokonuje się przez ukazanie obojętności szlachty, kościoła i urzędów na losy obywateli, którzy mają sami stanowić o swoim losie, ale z powodu zupełnego braku przygotowania nie są w stanie tego zrobić. Losy Rzepów nadają tym uwagom jednostkowy i dramatyczny wymiar.
Szkice węglem Henryka Sienkiewicza - kompozycja utworu
Konstrukcja Szkiców węglem jest podporządkowana założonej wymowie utworu, czyli krytyce ciemnoty chłopskiej i zasady nieinterwencji szlachty w losy chłopstwa. Omawiany utwór rozpoczyna się od obszernej ekspozycji. Kluczowe miejsce zajmuje w niej postać pisarza gminnego Zołzikiewicza, której knowania stają się źródłem tragedii Rzepów. Co ważne, postać ta znika z pola widzenia w zasadniczej części utworu, czyli w trakcie poszukiwania przez Rzepową rozwiązania dramatycznej sytuacji. W ekspozycji zaprezentowane zostały relacje między władzami gminy, czyli wójtem Burakiem i pisarzem Zołzikiewiczem. Opisana zostaje także droga pana Zołzikiewicza do zajęcia stanowiska pisarza, czyli tak przeceniana przez niego własna edukacja. Zarysowuje się także przyczyny dramatu, który stanowi oś utworu: zamiar wpisania na listę poborową Rzepy zamiast syna wójta, który powstał w głowie pisarza jako konsekwencja żywionego przez niego od dawna apetyciku na Rzepową.
W miarę rozwoju akcji wypadki coraz bardziej dramatyzują się i odrywają od osoby pana Zołzikiewicza. Główną część utworu stanowi wędrówka Rzepowej do wszystkich, od których spodziewała się uzyskać jakąś pomoc, czyli do: sądu gminnego, księdza, dworu i powiatu. W tej części cztery kolejne rozdziały noszą ten sam tytuł, czyli Imogena. Imogena to imię bohaterki dramatu Szekspira Cymbelin, która stanowi wzór wiernej żony. Niestrudzona wędrówka Rzepowej jest wyrazem jej miłości i wierności mężowi.
Rozwiązaniem akcji utworu jest kapitulacja Rzepowej, którą jest pójście wieczorem do pisarza. W ten sposób Zołzikiewicz osiąga cel przedstawiony na początku utworu, czyli zmusza Rzepową do uległości. Zakończenie opowieści stanowi zamordowanie przez Rzepę żony w akcie zemsty za popełnioną zdradę. Popełnione morderstwo jest jednym z elementów przedstawienia ciemnoty chłopskiej: Rzepa nie zrozumiał jak wielkiego poświęcenia dokonała w imię miłości do niego jego żona.
Całość Szkiców węglem zamyka Epilog, w którym wyjaśnia się, że wpisanie Rzepy na listę poborową było bezpodstawne i że nie udałoby się wziąć go do wojska zamiast syna Buraka. Opisuje także dalsze spokojne życie pana Zołzikiewicza, co stanowi dopełnienie głównego tematu utworu, czyli krytyki zasady nieinterwencji szlachty w losy wsi, gdzie może się spokojnie szerzyć okrucieństwo ludzi inteligentnych, ale amoralnych.
W kompozycji utworu daje się zauważyć także wpływ wcześniejszej praktyki reporterskiej Sienkiewicza. Materiał źródłowy podporządkowany jest planowanej wymowie utworu. Na formę komentarzy odautorskich wpływ miała natomiast wcześniejsza praktyka Sienkiewicza jako felietonisty. Widoczne jest to szczególnie w komentarzach, które przedstawiają zjawiska uznawane powszechnie za negatywne jako pożądane. Są to uwagi z dużą dawką subtelnej ironii. Taki opis pojawia się na przykład przy opisie spaceru panny Jadwigi z kuzynem Wiktorem.
Wśród tych chałup, obok dzieci wiejskich, chłopów i całego prostackiego otoczenia wyglądali oboje jakby jakieś istoty z innej planety. Aż miło było pomyśleć, że nie istniał żaden związek między tą pyszną, rozwiniętą i poetyczną parą a prozaicznym, pełnym szarej rzeczywistości i na wpół zwierzęcym bytem wioski. Nie istniał żaden związek przynajmniej duchowy. Szli oto oboje obok siebie i rozmawiali o poezji, literaturze jako zwyczajnie dworny kawaler i dworna panna. ci ludzie w parcianej odzieży, ci chłopi i te baby nie rozumieliby nawet ich słów i języka. Aż miło pomyśleć! Przyznajcież mi to, acaństwo dobrodziejstwo!
Niektóre epizody, tak jak na przykład powyższy, są mikronowelami, co jest kolejną cechą konstrukcji utworu.
Kreacja narratora i odbiorcy utworu
Narrator Szkiców węglem jest jednocześnie odautorski i wszechwiedzący. Jego obecność w utworze jest wyraźnie widoczna. Nie stoi za przedstawianymi faktami, ale raczej podporządkowuje je swojej opowieści. Opowiada, na przykład, o tych elementach przeszłości bohaterów, które wpływają na ich obecne zachowanie i odpowiadają wymowie utworu. Z reguły jego sposób przedstawienia faktów jest nacechowany ironią (taki charakter mają też tytuły rozdziałów), która zastępuje bezpośredni komentarz przedstawionej sytuacji. Ironia narratorska dotyka głównie pana Zołzikiewicza, przedstawicieli szlachty i rady gminy. Przy przedstawianiu sytuacji Rzepowej komentarze są jej niemalże pozbawione.
Projektowanym odbiorcą utworu był przedstawiciel warstwy oświeconej, który mógł wpłynąć na zmianę sytuacji na wsi po wprowadzeniu Ustawy o sądach gminnych: szlachetny inżynier, obywatel ziemski, przemysłowiec filantrop. Te warstwy, do których skierowany był utwór mogły się poczuć współwinne sytuacji przedstawionej w Szkicach węglem. Kreując postacie autor odwoływał się do wzorców osobowych znanych ówczesnym czytelnikom prasy, do których skierowane było jego dzieło. Stąd, być może, pewne odczucie jednowymiarowości i schematyczności postaci: szlachetna i pełna poświęceń żona, amoralny pisarz gminny, chciwy wójt, zacofany chłop, pusta panienka dworska. Ten schematyzm pozwalał jednak na szybkie wywołanie odpowiednich skojarzeń i odpowiednich reakcji u odbiorców.
Obraz wsi w Szkicach węglem
Obraz wsi ukazany w Szkicach węglem jest bardzo niekorzystny. Pokazuje zacofanie chłopów mieszkających na wsi oraz nieodpowiedzialność i ignorancję wiejskiej inteligencji.
Jest wielopłaszczyznową krytyką sytuacji panującej na dziewiętnastowiecznej wsi.
Po pierwsze w noweli ukazano braki w edukacji chłopów. Problemy Rzepowej z odnalezieniem naczelnika w budynku powiatu wynikają między innymi z tego, że nie potrafi odczytać napisów na drzwiach. Chłopstwo wierzy także w zabobony. Kumy wiejskie leczą syna Rzepowej okadzając go święconymi wiankami oraz zażegnują chorobę z sitem i czarną kurą w ręku. Kiedy Rzepa w karczmie mówi, że jeśli pan Bóg nie chce mu pomóc, to on zaprzeda duszę diabłu, cała wieś odsuwa się od Rzepów. Żegnają się na widok Rzepowej, którą zaczęto nazywać nawet diabłową.
Przez to, że chłopi są niewykształceni, dają się z łatwością manipulować panu Zołzikiewiczowi. Jest to widoczne bardzo wyraźnie w czasie obrad sądu gminnego. Nawet wtedy, gdy dobrze oceniają jakąś sytuację, np. uważają za niesłuszne upicie Rzepy i zmuszenie go do podpisywania w tym stanie dokumentów. Rezygnują jednak ze swoich przekonań po wywodzie pana Zołzikiewicza, który zawiera wiele terminów sądowych i urzędniczych, których nie są w stanie zrozumieć. We wszystkich sprawach, które muszą rozstrzygnąć na posiedzeniu, potrzebują przewodnika. Kiedy pan Zołzikiewicz nie zabiera głosu, czują się zagubieni. Nie trzeba dodawać, że pisarz gminny jest najgorszym z możliwych przewodnikiem - chciwym i przekupnym.
Niestety, zasada nieinterwencji, której z taką skrupulatnością przestrzegają panowie, sprawiła, że wycofali się z udziału w obradach gminy. Jedyny ze szlachciców, pan Floss, który chciał w nich uczestniczyć był bardzo niechętnie przyjmowany przez chłopów. Został obrażony przez nich stwierdzeniem, że nie jest prawdziwym panem, tylko dorobkiewiczem. Po tych słowach postanowił pozostawić gminę, gminie. Od tego czasu chłopi rządzili się tylko przy udziale swojego rozumu. Dawało to czasem zaskakujące i kuriozalne efekty, jak na przykład przy sprawie Środy i pana Flossa, w której werdykt sadu nakazywał zapłacić odszkodowanie poszkodowanemu. Zasada nieinterwencji była dla szlachty bardzo wygodna. Zwalniała ją z udziału w podejmowaniu decyzji razem z chłopami. Panowie mówili, że chłopi są dla nich tylko sąsiadami. Szlachta nie pozostawała jednak obojętna na podejmowane przez chłopów decyzje. Kiedy zależało jej na jakiejś sprawie, zapraszali do siebie pana Zołzikiewicza na obiad, przedstawiali mu swoją sprawę i wręczali łapówkę. Później na spotkaniach sądu gminnego pan Zołzikiewicz dbał o rozstrzygnięcie zgodne z wolą szlachcica. A że był przewodnikiem chłopów, udawało mu się to z łatwością. Wygodnictwo i obojętność szlachty przejawiało się bardzo wyraźnie wtedy, gdy chłopi, na przykład Rzepowie, prosili ich o pomoc. Pan Skorabiewski mówił wtedy, że obowiązuje go zasada nieinterwencji i nie udzielał pomocy. Ta zasada nie obowiązywała go jednak, gdy wręczał łapówkę Zołzikiewiczowi! W funkcjonowaniu wsi zawodzi także kościół. Kiedy Rzepowa idzie po pomoc do księdza, najpierw wysłuchuje kazania o średniowiecznej herezji Katharów, później ksiądz objaśnia swoim parafianom, jaki pogląd powinni mieć na ową herezje oraz na bullę wydaną przez papieża, następnie ostrzega ich przed słuchaniem głosów różnych myślicieli z okresu oświecenia. Jak możemy się łatwo domyślić, mieszkańcy wsi niewiele z nich rozumieją. Rada księdza udzielona Rzepowej także nie jest zadowalająca. Zamiast wskazania konkretnego rozwiązania, drogi wyjścia z kłopotów, ksiądz mówi kobiecie o konieczności ofiarowania swoich zmartwień Bogu oraz o tym, że powinna się cieszyć, że kara za pijaństwo spotyka jej męża już na ziemi. Taka rada nie wymaga od księdza angażowania się w organizowanie żadnej pomocy i pozostawia go z czystym sumieniem.
Jak pokazuje powyższy obraz, sytuacja na wsi wymaga naprawy na wielu poziomach. Ostrze krytyki szczególnie mocno godzi w wiejską inteligencję, która pozostawiła chłopów samych sobie i nie pomaga im. Najgorsza jest pozorna obojętność szlachty, która potrafi sterować tymi decyzjami gminy, na których jej zależy, a pozostawia własnemu biegowi sprawy, które są jej obojętne. Jej mądry udział w zarządzaniu wsią mógłby wiele poprawić
Problematyka Szkiców węglem a przyczyny tragedii rodzinnej
Głównym problemem poruszanym w Szkicach węglem jest krytyka zasady nieinterwencji szlachty w losy gminy wiejskiej. Efekty takiego postępowania dotkliwie odczuwa rodzina Rzepów uwikłana w intrygę wymyśloną przez pisarza gminnego Zołzikiewicza i popartą przez wójta Buraka, który również miał na niej skorzystać. Podstępnie wymuszone na Rzepie podpisanie dokumentów, w których dobrowolnie zgłaszał się do wojska na miejsce syna Buraka, nie miało żadnej wartości. Prości chłopi nie zdawali sobie z tego sprawy. Zanim jednak mogli się o tym przekonać, doszło do tragedii. Jedna interwencja człowieka świadomego obowiązujących przepisów mogła jej zapobiec.
Szkice węglem ukazują jak niebezpieczny może być brak obecności inteligencji wiejskiej w gminie. W noweli przedstawiono nie tylko absurdalne decyzje podejmowane przez chłopów pozbawionych jakiegokolwiek nadzoru. Pokazano także, że ów brak nadzoru daje pole do swobodnego działania jednostkom sprytnym, chciwym i pozbawionym skrupułów (pan Zołzikiewicz). Zasada nieinterwencji (a tak naprawdę zasada niejawnej interwencji, ponieważ interweniuje się potajemnie przez dawanie łapówek) jest dla szlachty bardzo wygodna. Zwalnia ją z obowiązku udzielania pomocy chłopom. Kiedy Rzepowa zwraca się o pomoc do sądu gminnego, zwraca się do ludzi, którzy przyczynili się do tragedii jej rodziny. Nic więc dziwnego, że nie uzyskuje pomocy. Kiedy jednak idzie do pana Skorabiewskiego, powinna uzyskać od niego pomoc. Ten mówi jej jednak, że nie może mieszać się w sprawy wsi. Równie obojętny na prośby kobiety pozostaje ksiądz. Obojętność otoczenia skłania Rzepową do podjęcia ostatecznego, desperackiego kroku. Jest nim spędzenie nocy z pisarzem, który posiada papier z podpisem jej męża. Liczy, że dzięki temu będzie mogła go podrzeć. Ale nawet to się nie udaje, ponieważ pisarz oszukuje ją i nie oddaje jej pisma.
Niewrażliwość i egoizm otoczenia niszczą szczęśliwą dotąd rodzinę Rzepów. Wawrzon Rzepa załamuje się pod wpływem świadomości tego jaki los go czeka. Przestaje pracować i zaczyna pić. Jego wierna i kochająca żona, robi wszystko, żeby go ratować. Doświadcza przy tym wielu trudów i upokorzeń. Nie uzyskuje pomocy znikąd. Za jej poświęcenia spotyka ją największa możliwa kara. Zostaje zamordowana przez męża, którego tak bardzo kochała. Wawrzon Rzepa nie zrozumiał jej intencji i poświęcenia. Najsmutniejszą stroną opowiedzianej historii jest to, że ci, którzy przyczynili się do dramatu Rzepów, żyją spokojnie i szczęśliwie bez wyrzutów sumienia. Celem noweli była zmiana takiej sytuacji na wsi.
Bohaterowie
Franciszek Burak - wójt Baraniej Głowy, prosty chłop, z trudem radzi sobie z pisaniem urzędowych pism, jest pełen podziwu dla prawdziwego urzędowego stylu pisarza Zołzikiewicza. Początkowo sprzeciwia się bezprawnemu wpisaniu Rzepy na listę poborową, ponieważ wie, że Zołzikiewicz chce się go pozbyć, żeby uwieść jego żonę. Daje się jednak szybko przekonać Zołzikiewiczowi, gdy ten mówi mu, że dzięki temu oszczędzi
dużo pieniędzy. Dzięki wpisaniu Rzepy na miejsce jego syna ten, nie będzie musiał go wykupywać. Razem z ławnikiem Gomułą i Zołzikiewiczem skłania Rzepę do podpisania dokumentów, w których Rzepa dobrowolnie zgłasza się do wojska na miejsce jego syna. Ma chwilę litości nad Rzepami po ich pojawieniu się na posiedzeniu sadu gminnego. Ta chwila nie wystarcza, żeby zrezygnował ze swoich planów.
Zołzikiewicz - pisarz gminny, pozbawiony skrupułów intrygant. Ma bardzo wysokie mniemanie o swojej edukacji i garderobie. Jego ambicje zawodowe to zostanie podrewizorem lub sędzią. Żyje marzeniami podsycanymi przez lekturę brukowych powieści, których scenariusz stara się przeszczepić na baraniogłowski grunt. Sprawca głównych nieszczęść rodziny Rzepów. Nie odczuwa żadnych wyrzutów sumienia z powodu tragedii, które spowodował. Udaje mu się osiągnąć zamierzony cel, którym było sprawienie, że żona Rzepy wpadnie w jego ramiona. Jak dotąd nie spełniło się inne jego pragnienia: Jadwiga Skorabiewska nie przydepnęła jego stopy pod stołem w czasie obiadu we dworze.
Wawrzon Rzepa - mąż Marysi, ojciec małego chłopca. Zarabia na życie, gospodarując na trzech morgach. Chodzi do pracy do lasu jako drwal. Jest bardzo silny, a co za tym idzie, doceniany w tej pracy. Za dużo pije. Kiedy jest pijany, bije swoją żonę. Później ją za to przeprasza, ponieważ w głębi serca ją kocha. Jako piętnastolatek przewoził papiery w czasie powstania styczniowego. Kiedy dowiaduje się, że pisarz wpisał go na listę poborową, obawia się, że zaważyła na tym jego przeszłość. Siła Rzepy znika, gdy przychodzi mu walczyć o swoje ocalenie. Załamuje się i ciągle pije. Ratowaniem go zajmuje się jego żona. Rzepa nie docenia jej wysiłków i poświęcenia. Morduje ją w akcie zemsty za zdradę, której dopuściła się dla ratowania go.
Marysia Rzepowa - żona Wawrzona Rzepy, matka małego chłopca. Ładna i pracowita młoda kobieta, która bardzo kocha swojego męża. Opiera się zalotom pana Zołzikiewicza. Robi wszystko, żeby uratować swojego męża przed pójściem do wojska. Doświadcza przy tym upokorzeń. Kieruje się w życiu prostą wiejską logiką, która mówi jej, że w kłopocie powinien jej pomóc ksiądz, pan lub urząd. Kiedy zawodzą ją wszystkie drogi ratunku, za radą karczmarza Szmula udaje się do pisarza Zołzikiewicza i spędza z nim noc. Rzepa niedocenia ogromu jej poświęcenia. Zostaje przez niego zamordowana.
Pan Skorabiewski - właściciel dworu w Baraniej Głowie. Stosuje się do zasady nieinterwencji w bardzo wygodny dla siebie sposób. Kiedy zależy mu na jakiejś decyzji, która ma być podjęta w gminie, daje łapówkę panu Zołziekiewiczowi, który załatwia za niego sprawę. Gdy jednak zwraca się do niego po pomoc Rzepowa, odmawia jej, tłumacząc się zasadą nieinterwencji i tym, że chłopi są dla niego tylko sąsiadami.
9