Pan Wołodyjowski, Filologia polska, Młoda Polska


Rozdział I
Karol Gustaw po powrocie Jana Kazimierza do krajustracił nadzieję na zdobycie Rzeczypospolitej. Chciał przynajmniej zatrzymać przy sobie Prusy Królewskie i prowincję do nich przyległą. Dlatego też ruszył czym prędzej na południe kraju. Po drodze palił, wieszał ludzi. „Gorzały” Prusy, Wielkopolska, Małopolska, Ruś, Litwa i Żmudź. Choć wsie, lasy i rzeki były w ręku Polaków,Szwedzi nie ustępowali. Wzbierał w nich gniew, ponieważ przed kilkoma miesiącami ten kraj należał do nich, a teraz ujawnił się nowy opór. 

Ze Szwedzkim królem podążał jego brat Adolf - książę hiponcki, który dowodził wojskiem. Ponadto towarzyszyli mu Robert Duglas, Henryk Horn (krewny nieboszczyka spod Częstochowy), Waldemar - graf duński i Miller (wielki pokonany w starciu z mnichami). Karol Gustaw ścigał wojska Czarnieckiego, depcząc mu po piętach. Do starcia doszło dopiero niedaleko ujścia Wieprza do Wisły. Chorągwie polskie broniły się dzielnie. Wołodyjowski, Jan i Samuel Kaweccy zepchnęli wroga ku Wiśle: „(…)co widząc Duglas pospieszył swoim z wyborową rajtarią na ratunek. Lecz rozpędu i te nowe posiłki wstrzymać nie mogły; poczęli więc Szwedzi skakać z wysokiego brzegu na lód, padając trupem tak gęsto, że czernili się na śnieżnym polu jako litery na białej karcie. Legł królewicz Waldemar; legł Wikilson, a książę biponcki, obalon z koniem, nogę złamał - legli wszelako i obaj panowie Kaweccy, i pan Malawski, i Rudawski, i Rogowski, i pan Tymiński, i Choiński, i Porwaniecki, jeden tylko pan Wołodyjowski, chociaż się w szwedzkie szeregi jako nurek w wodę z głową zanurzał, najmniejszej rany nie poniósł”. Gdy przybył sam szwedzki król z armatami i kolejnymi posiłkami, wówczas Czarniecki dał rozkaz wycofania. Tym posunięciem wywołał radość wroga. W pewnej chwili Karol Gustaw otrzymał niepomyślną wiadomość, że Dubois wraz ze swymi dragonami zostali zamordowani przez Czarnieckiego, przy boku którego było cztery tysiące ludzi (wycofał się, ponieważ zdecydował się na spisek i walkę podjazdową). 

Rozdział II
Nazajutrz Karol Gustaw ruszył w kierunku Lublina. Po przybyciu na miejsce otrzymał wiadomość o pościgu, którym dowodził Sapieha (zwycięzca bitwy z Bogusławem). Nie przeszkodziło mu to jednak w dalszej realizacji swego planu - zdobycia Zamościa. Jan Sapieha (brat Pawła), który przyłączył się do Szwedzkiego króla, zrelacjonował mu charakterystyczne zachowania i obyczaje starosty Jana, ostrzegając przy tym, że Zamoyski miał wystarczająco dużo własnych pieniędzy i nie skusi się na cudze, na łapówkę. Wówczas Karol Gustaw postanowił dać mu we władanie województwo lubuskie (jako niezawisłe księstwo), podejrzewając, że korona otworzy im bramy Zamościa. Z kolei Stefan Czarniecki wysłał dwie chorągwie Szemberkową i laudańską do obrony siedziby starosty, co niewymownie ucieszyło Sobiepana. Po przybyciu na miejsce Jan Skrzetuski i Wołodyjowski padli do nóg księżnej Gryzeldy (byli kiedyś pułkownikami pod dowództwem Jeremiego). Wieczorem wszyscy uczestniczyli w wystawnej i hucznej uczcie. Pan Zagłoba i Jan Zamoyski od razu przypadli sobie do gustu. Gdy po kolacji Onufry, Michał i Jan wracali do swej kwatery, oficer zameldował im, że Szczebrzeszyn się pali, co było znakiem rychłego najazdu szwedzkiego. 

Rozdział III
Karol Gustaw istotnie był już w Szczebrzeszynie i niedługo chciał stanąć pod bramą zamku w Zamościu, na którego murach stały już gotowe do walki pułki piechoty. Przy działach dzielnie czuwali Flamandowie, a za fortecą chorągwie lekkiej jazdy. Starosta kałuski objeżdżał mury, by sprawdzić, że wszystko zostało przygotowane na odparcie wojsk nieprzyjaciela. Szwedzi nadciągnęli z chorągwiami różnych barw. Po rozłożeniu namiotów, zaczęli pod fortecą sypać szańce. Liczyli około dziesięć tysięcy jazdy i tyle samo piechoty. 

W pewnej chwili do bramy zbliżyli się szwedzcy posłowie, wśród których był także Jan Sapieha, chcący w imieniu króla Karola Gustawa rozmawiać z Janem Zamoyskim. Usłyszawszy to, Sobiepan odparł, że nie będzie rozmawiał ze zdrajcą, po czym poprosił o posła-Szweda. Blady i zły Sapieha wrócił więc do monarchy, który po namyśle wysłał z poselstwem generała Forgella. Gdy ten zbliżył się do zamku, opuszczono mu most łańcuchowy. Po wejściu do komnaty, oznajmił Zamoyskiemu, ze król szwedzki przybył do niego w gościnę. Zażądał potem otworzenia bram i wpuszczenia całego wojska do pałacu, zapewniając, że nikt nie zamierza zająć twierdzy na stałe. Miała służyć jedynie jako tymczasowy przystanek na drodze podróży orszaku, który „czynił za buntownikami pościg”. Forgell podkreślał przy tym, że Zamoyski - otworzywszy bramę - uczyni wiele dobrego dla swego nazwiska.

Po wysłuchaniu tych argumentów, starosta odparł zdecydowanie, że nie odda Zamościa. Życzył zwycięstwa Janowi Kazimierzowi, chcąc widzieć Karola Gustawa w Sztokholmie, a nie u siebie. Forgell, widząc, że nic nie zdziała, na pożegnanie rzekł: „- Za otwarcie bram twierdzy jego królewska mość (tu znów długo wymieniał tytuły) ofiaruje waszej książęcej mości województwo lubelskie w dziedziczne władanie!”. Takaoferta wywołała w zebranych zdumienie, a starosta odparł z przekąsem: „- A ja ofiaruję jego szwedzkiej jasności Niderlandy!”. Te słowa wywołały wybuch śmiechu na sali. Wściekły i blady gość zakończył swe poselstwo. Po dwóch godzinach nastąpił pierwszy atak Szwedów, za który Zamość „podziękował” tak samo. Rozzłoszczony Karol Gustaw nakazał spalenie okolicznych wsi i miasteczek. Po kilku godzinach okolica była wielkim morzem ognia. Szwedzi, dzięki nowym działom, mogli prowadzić nieustanny atak na forteczne mury. 

Zagłoba był uradowany widocznym u ludzi duchem zwycięstwa. Nikt nie myślał już tak, jak przed rokiem, nikt już nie zdradziłby kraju. Obywatele mieli siłę do walki, ponieważ starosta zaopatrzył wszystkich w zapasy żywności. Tymczasem pan Czarniecki: „(…) nie poszedł na Zawiśle, ale znów krążył koło szwedzkiej armii jak dziki zwierz koło owczarni. Rozpoczęły się znów nocne alarmy, przepadanie bez wieści mniejszych oddziałów. Wedle Kraśnika pojawiły się jakieś wojska polskie, które komunikację z Wisłą przecięły. Na koniec przyszła wieść, że pan Paweł Sapieha z potężną armią litewską idzie z północy, że po drodze mimochodem starł załogę w Lublinie, Lublin wziął i komunikiem dąży ku Zamościowi”. Po kilku dniach starć Karol Gustaw zdecydował się na odwrót. Nie zdobył zamku, w jego wojsku brakowało żywności. Spakowano namioty, ściągnięto działa z szańców i w nocy opuszczono Zamość. Szwedzi przegrali. Ich tropem podążyły chorągwie Szemberga i Wołodyjowskiego. 

Rozdział IV
Nadeszła wiosna. Zastępy szwedzkie zmierzały na południe. Żołnierze cierpieli z braku jedzenia i snu: „Przybrane w żelazo kościotrupy jeźdźców siedziały na kościotrupach koni. Piechurowie zaledwie nogi wlekli, zaledwie drżącymi rękoma mogli utrzymać dzidy i muszkiety. Dzień uchodził za dniem, oni ciągle szli naprzód. Wozy łamały się, armaty grzęzły w topieli; szli tak wolno, że czasem ledwie przez cały dzień milę ujść zdołali. Choroby rzuciły się na żołnierzy jak kruki na trupa; jedni szczękali zębami z febry, drudzy kładli się po prostu z osłabienia na ziemi, woląc umierać niż iść dalej”. Czarniecki ze swymi oddziałami deptał wrogowi po piętach, przecinając mu nieustannie drogę lub cofając swe wojska na boki. Szwedzi czuli się jak w pułapce. Wittenberg prosił ciągle Karola Gustawa, by pozwolił na wycofanie. Zawsze jednak dostawał odpowiedź odmowną. Polskie pułki służące u Szwedów uciekały i dołączały do Stefana. Pierwszy na taki krok odważył się pan Zbrożek ze swą chorągwią. W jego ślady poszedł Kaliński, a potem następni.
Karol Gustaw przybył ze swą armią do Jarosławia, skąd posłał Kanneberga ze stoma ludźmi jazdy (najlepsi żołnierze), by zdobyli żywność dla wojska i rozejrzeli się, czy Jan Kazimierz nadciągał już od strony Lwowa. Gdy wysłannicy przejechali most na rzecze San, Szwedzcy saperzy zaraz go rozebrali, by zbudować drugi, mocniejszy (taki, który udźwignąłby armaty). Kanneberg ze swymi rycerzami nie odjechał daleko od rzeki, gdy w lesie wpadł w pułapkę. Najpierw zdziwiła ich cisza panująca wokół, a już po chwili zostali otoczeni przez polskie chorągwie, z Czarnieckim na czele. Rozpoczęła się bitwa, podczas której Szwedzi polegli a ci, którzy przeżyli, uciekali w stronę Sanu. Gdyby nie most, z pewnością by przeżyli. Jednak nie było drogi ratunku. Michał roztrzaskał głowę szablą Kannebergowi. Poległ cały oddział zwiadowczy, a Stefan odniósł zwycięstwo. Tymczasem Szwedzi ze swym królem i Wittembergem, obserwowali wszystko z drugiego brzegu rzeki. Byli bezsilniRozdział V
Tego samego dnia wojsko szwedzkie nadal cierpiało z głodu. Niektórzy na własną rękę wymykali się i grabili okoliczne wsie, paląc domy i mordując ludzi. Kres temu położyła dopiero górska partia szlachecka pod wodzą Strzałkowskiego, która wybiła napastników. 

Szwedzi po ostatniej klęsce wycofali się z rozkazu króla. Zamierzali przeprawić się Sanem do Sandomierza, a stamtąd Wisłą do Warszawy, by w końcu dotrzeć do Prus. Swe namioty i sprzęt załadowali na statki, a sami szli obok armat, tropieni ciągle przez kasztelana kijowskiego Czarnieckiego, który otrzymał dwie dodatkowe chorągwie od Jana Kazimierza. Król Polski informował go również, że hetmani z wojskiem również przyjdą mu z pomocą, a po nich dołączy on sam. 

Pewnego dnia Czarniecki dowiedział się, że marszałek Lubomirski nadciągał w jego kierunku z pięcioma tysiącami wojska. Żołnierz marzył, by ów rycerz się do niego przyłączył, lecz obawiał się odmowy, ponieważ znał naturę Lubomirskiego. Stefan wiedział, że marszałek był ambitny, zazdrosny o sławę i za wszelką cenę pragnął samodzielnie odnosić zwycięstwo, co krzyżowało się z walką w grupie… Czarniecki wysłał Jana Skrzetuskiego i Zagłobę z listem do marszałka. Posłańcy znaleźli go stacjonującego z wojskiem w Jarosławiu (w dawnej kwaterze Karola Gustawa). Onufry zdecydował się nie przekazywać korespondencji, gdyż obawiał się, że Czarniecki pisał list zdenerwowany i z pewnością umieścił w nim słowo, które urazi Lubomirskiego. Aby doprowadzić do połączenia sił, wymyślił plan. Powiedział marszałkowi, że Stefan mówi, że ostatnie zwycięstwo odnieśli tylko dzięki niemu - rycerzowi najlepiej „bijącego” Szwedów. Swe peany na cześć Lubomirskiego zakończył rzekomymi słowami Czarnieckiego, który usłyszał przed wyjazdem: „Jedźcie tedy (…) do niego, oznajmijcie mu, że ja tej ofiary nie chcę, nie przyjmę, gdyż on lepszym ode mnie wodzem, gdyż zresztą, jego nie tylko wodzem, ale - daj Bóg naszemu Kazimierzowi długie życie - królem gotowiśmy obrać!... i...obierzemy!". Usłyszawszy całą przemowę, marszałek poczuł się dumnie i zdecydował przejście ze swym wojskiem pod komendę kasztelana kijowskiego. 
Rozdział VI
Stefana bardzo ucieszyła i zdziwiła jednocześnie decyzja ambitnego i dumnego Lubomirskiego. Gdy dowiedział się o udziale Zagłoby w przekonaniu marszałka, podziękował mu, że nie oddał listu (rzeczywiście były tam obraźliwe słowa). Tego samego dnia wszyscy wyruszyli do Lubomirskiego, gdzie w czasie uczty doszło do połączenia dwóch wojsk. Potem walczyli zwycięsko z wycieńczonymi z głodu i zmęczenia Szwedami koło Sieniawy pod Leżajskiem. Oddziały wroga były w bardzo złym stanie. Żołnierze posuwali się nawet do zjadania własnych koni, tak bardzo cierpieli z głodu. 

Wsie leżące w klinie miedzy Sanem a Wisłą, w miejscu docelowym podróży Szwedów, należały do marszałka. Lubomirski ogłosił zatem, że każdy chłop, który stanie do walki z wrogiem, zostanie uwolniony z poddaństwa. W czasie starć dochodziło do coraz bardziej przerażających czynów. Czarniecki, Lubomirski i Witowski (kasztelan sandomierski) cały czas podążali za wrogiem. 

Tymczasem Karol Gustaw zatrzymał się z dwustuosobowym pułkiem lejbgwardii (najlepsi ludzie ze wszystkich pułków) na odpoczynek na plebanii we wsi Rudnik. Reszta armii pojechała przodem. Wszystko wskazywało na to, iż posiłek przebiegnie w spokojnej atmosferze. Nikt nie przewidział jednak, że pacholik księdza Michałko wymknie się i powiadomi najbliższy pułk księcia Dymitra Wiśniowieckiego, dowodzony obecnie przez porucznika Szandarowskiego. U tego ostatniego przebywał akurat Roch Kowalski z rozkazem od Czarnieckiego i zebrana chorągiew natychmiast ruszyła do starcia z wrogiem. Szwedzi zostali otoczeni i wybuchła walka. W tym czasie Karol Gustaw, uświadomiwszy sobie swe położenie, wskoczył na koń i zaczął uciekać w towarzystwie dwunastu rajtarów. W pościg za nimi puścił się Roch z trzydziestoma ludźmi. Po długiej gonitwie, gdy Kowalski miał już pojmać króla (monarcha zgubił kapelusz i kieskę), Karol Gustaw strzelił w kolano jego konia. Roch upadł i tym sposobem królowi udało się zbiec. Gdy nadjechali towarzysze oficera, zaczęli wiwatować na cześć Rocha, z którego byli dumni.


                                                 Reklamy OnetKontekst

Przy plebani królewscy rajtarzy bronili swego błękitnego sztandaru, zacieśniając krąg. Michałko na źrebaku również brał udział w natarciu, mimo odniesionej rany (miał podziurawione ramiona i uda, pociętą twarz). Gdy zabito ostatnich Szwedów, chłopiec złapał sztandar w obie ręce. W tym momencie nadjechał Czarniecki z laudańską chorągwią. Szandarowski zdał mu relację z bitwy (tylko Karol Gustaw zbiegł), a potemprzyprowadził przed jego oblicze rannego Michałka, trzymającego nadal chorągiew i zaczął opowiadać o bohaterstwie malca: „Własną ręką i własną krwią (…) On także pierwszy dał znać o Szwedach, a potem w największym ukropie tyle dokazywał, że mnie samego i wszystkich superavit!”. Usłyszawszy te słowa, kasztelan odparł: „Wziąć go, dać mu wszelki starunek. Ja w tym, że na pierwszym sejmie równy on wszystkim waszmościom będzie stanem, jako duszą już dziś równy!”. Michałka zaniesiono na plebanię, a pan Zagłoba pocieszał Rocha, który nie mógł pogodzić się z klęską i ucieczką wroga. 

Rozdział VII
Karol Gustaw z armią, którą dogonił ukryli się „w trójkąt”. Z jednej strony płynęła Wisła, z drugiej San, z trzeciego boku zaś usypano szańce i wały, postawiono działa. Pułkownik Szyndler, dowodzący oddziałami szwedzkimi w Sandomierzu, przesłał drogą wodną zapasy żywności. Zebrani poczuli się bezpiecznie: jedli, pili i śpiewali. 

Czarniecki, Lubomirski i Witowski podążali za nieprzyjacielem. Sytuacja była ciężka, lecz nie tragiczna: „Sandomierz w szwedzkim ręku mógł ciągle przychodzić w pomoc głównej armii, umyślił więc pan Czarniecki jednym zamachem odebrać miasto, zamek, a Szwedów wyciąć”. Czarniecki rzekł: „- Okrutne im sprawimy widowisko - mówił na radzie wojennej - będą patrzeć z tamtego brzegu, jako na miasto uderzym, a z pomocą przez Wisłę przyjść nie potrafią; my zaś, mając Sandomierz, żywności z Krakowa od Wirtza nie puścimy”. Kasztelan przeprawił się więc przez rzekę, a wmieście zwołał parę tysięcy ludzi i ruszył z nimi na wroga. Pokonali Szwedów i zajęli Sandomierz

W tym czasie Szyndler zebrał ludzi, zapasy żywności załadował na „szkuty” i przeprawił się ponownie do Karola Gustawa, podkładając pod zamek, który opuścił, beczki z prochem z zapalonym lontem. Na szczęścicie podejrzliwy Czarniecki przewidział ten krok i ostrzegł ludzi (nie wszyscy jednak posłuchali). W chwili wybuchu część żołnierzy przebywała w zamku i poniosła śmierć. 
Czarniecki rozbił obóz naprzeciw wroga, na drugim brzegu Wisły. Z kolei przy Sanie pojawił się pan Paweł Sapieha z żołnierzami, do którego zaraz przeprawił się z chorągwią laudańską Stefan, pozostawiwszy resztę wojska na miejscu. Panowie bardzo ucieszyli się ze spotkania. Wraz z hetmanem przybył z ordą tatarską Kmicic. Odnalazł przyjaciół, których zaprosił do swej kwatery. Rycerze zdziwili się wyglądem zmienionego Andrzeja. Był blady, wychudzony. Opowiedział o przeżyciach, jakich doświadczył od ostatniego spotkania: o bitwie z Bogusławem pod Janowem, o uwolnieniu Soroki, o Bogusławie Radziwille, który przewrócił go w walce wraz z koniem (zwierzę przygniotło Andrzeja) i zbiegł. Mówił ponadto o Anusi, odesłanej przez Sapiehę do swej rodziny, którą w drodze porwał Glowbicz (człowiek księcia). Panna była wieziona wraz z Oleńką z zamku w Taurogach. Usłyszawszy te wiadomości- a zwłaszcza dotyczące narzeczonej nieboszczyka Longinusa - Wołodyjowski dostał ataku szału. Wraz z Kmicicem przyrzekli sobie, że gdy jeden z nich pojmie Bogusława, wówczas wyrówna z nim „rachunki” za obydwóch.
Wszyscy ludzie Czarnieckiego zostali w nocy obudzeni hukiem wystrzału, dochodzącego zza rzeki, z obozu szwedzkiego. Zagłoba z przyjaciółmi zauważył, że brakuje Rocha, który wieczorem zdradził im swój plan. Otóż Kowalski chciał się przeprawić na teren wroga na czółnach i porwać szwedzkich strażników. Gdy o tym mówił, nie sądzili, że zdobędzie się na taki bohaterski i niebezpieczny czyn… a jednak…Rozdział VIII
Do rana Onufry nie mógł zasnąć. Nazajutrz poszedł do Czarnieckiego po zgodę na „odbicie” Rocha. Stefan przystał na tę propozycję i dał Zagłobie list skierowany do Karola Gustawa, w którym proponował za uwolnienie jeńca dwóch szwedzkich oficerów, pojmanych po jednym zew starć. Z Zagłobą na ochotnika, jako posłowie popłynęli łodzią Wołodyjowski i Babinicz. Gdy dotarli na miejsce, straż kazała im czekać. Spełnili polecenie. Mieli czas na obserwację: „Obóz był bardzo obszerny, obejmował bowiem cały trójkąt utworzony przez San i Wisłę. U wierzchołka trójkąta leżał Pniew; u podstawy Tarnobrzeg z jednej strony, Rozwadów z drugiej. Oczywiście, całej rozległości niepodobna było wzrokiem ogarnąć; jednak, jak okiem sięgnął, widać było szańce, okopy, roboty ziemne i faszynowe, na nich działa i ludzi. W samym środku okolicy, w Gorzycach, była kwatera królewska, tam też stały główne siły armii”. Do wsi Gorzyc, gdzie w dworku stacjonował król Karol Gustaw, zawiózł posłów pan Sadowski (Czech w służbie Szwedom). Ucieszył się na widok Babinicza, którego pamiętał spod Częstochowy, gdy wysadził kolubrynę. Człowiek ten - o dobrym i szczerym sercu - ostrzegł towarzyszy, że monarcha raczej nie zamierzał wypuścić Kowalskiego, ponieważ rozpoznał w nim mężczyznę niedawnego pościgu. 

Przed domem na ganku z królem siedzieli jenerałowie Wittemberg, Duglas i kilku innych. Wszyscy przyglądali się, jak Roch pokonywał w zapasach już dwunastego rajtara. Gdy przyjaciele podeszli bliżej, monarcha rozpoznał Wołodyjowskiego, którego pamiętał spod bitwy pod Jarosławiem (Michał zabił wówczas Kanneberga). Po przeczytaniu listu dostarczonego przez Zagłobę, Karol Gustaw uwolnił Kowalskiego, mówiąc na pożegnanie: „- Kto bowiem przeciw mnie rękę podnosi, ten jest buntownikiem, gdyż jam tu prawym panem. Z miłosierdzia jeno nad wami nie karałem dotąd, jak należy, czekałem upamiętania, przyjdzie wszelako czas, że miłosierdzie się wyczerpie i pora kary nastanie. Przez waszą to swawolę i niestałość kraj ogniem płonie, przez wasze to wiarołomstwo krew się leje. Lecz mówię wam : upływają dnie ostatnie... nie chcecie słuchać napomnień, nie chcecie słuchać praw, to posłuchacie miecza a szubienicy!”. Mężczyźni odeszli. 
Rozdział IX
Mijały kolejne dni. W obozie Karola Gustawa panowała rozpacz i głód, gdy nagle otrzymali dobre wieści. Otóż margrabia badeński ze swym wojskiem i armią Szteinboka miał wkrótce przybyć im na ratunek…

Gdy do uszów polskich wodzów doszły te wieści, zwołali naradę w składzie: Czarniecki, Sapieha, Michał Radziwiłł, Witowski, Lubomirski. Po wymianie zdań postanowiono, że Paweł z litewskim wojskiem pozostanie pilnować Karola Gustawa, a Stefan tymczasem z chorągwiami (laudańską, Wąsowicza, księcia Dymitra Wiśniowieckiego, Witowskiego, Stapkowskiego, Polanowskiego i Lubomirskiego) miał wyruszyć na spotkanie nadciągającego wroga. Oddziały z obozu wymykały się pojedynczo, ponieważ Szwedzi nie mogli się zorientować w sytuacji. Aby zmylić nieprzyjaciela i wypełnić luki, zamiast żołnierzy na placu rozłożyła się szlachta i chłopi.

Chorągwie polskie spotkały się pod Zawadą. Dowództwo objął Czarniecki: „I poszli. Szli zaś nie jak ludzie, ale jak stado ptaków drapieżnych, które, zwietrzywszy bój w oddali, lecą z wichrem na prześcigi. Nigdy, nawet między Tatarami w stepie, nikt nie słyszał o takim pochodzie. Żołnierz spał w kulbace, jadł, i pił nie zsiadając; konie karmiono z ręki. Rzeki, bory, wsie, miasta zostawały za nimi. Ledwie po wsiach wypadli chłopi z chałup patrzeć na wojsko, już wojsko nikło w oddali za tumanami kurzawy. Szli dzień i noc, tyle tylko wypoczywając, aby koni nie wygubić”. Pojechali do Magnuszewa, które rzeka Pilica dzieliła od spalonego miasta Warki - miejsca pobytu margrabiego badeńskiego. Przeciwne armie były od siebie oddzielone wodą, dlatego bitwa rozpoczęła się na moście, którego broniły wszystkie siły szwedzkie. Nie widząc innego wyjścia, Czarniecki z trzema tysiącami jazdy przeprawił się wpław przez rzekę, czego nie zauważyli skupieni na obronie mostu nieprzyjaciele. Gdy to spostrzegli, nie mieli już szans ucieczki. Artyleria, piechota i jazda Karola Gustawa uciekła zatem do lasu, lecz tam czekali na nich uzbrojeni chłopi, rozprawiający się z każdym żołnierzem. Szwedzi ponieśli klęskę. Tych, którzy przeżyli, wzięto do niewoli.
Wieczorem armia Fryderyka margrabiego badeńskiego przestała istnieć, zaś jej dowódcy udało się zbiec z dwoma szwedzkimi grafami lasami do Czerska, skąd przedostali się do Warszawy. Tymczasem Czarniecki z chorągwiami wrócił do obozu pod Sandomierz. 

Rozdział X
Do obozu Stefana Czarnieckiego przybył Charłamp z listami od Sapiehy (stacjonował za rzeką San). Po odczytaniu kartek dowódca wpadł we wściekłość, ponieważ okazało się, że Szwedzi pod jego nieobecność uciekli z trójkąta, w którym byli otoczeni. Posłaniec opowiedział kasztelanowi wydarzenia ostatnich godzin: u wroga panowała krzątanina. Gdy usypali nad wodą szańce, wytoczyli działa. O tym wszystkim Sapiehę powiadomił Babinicz, lecz ten zajęty był ucztą i zabawą ze szlachciankami, stwierdzając, że Szwedzi „symulują”. To był oczywiście błąd. 

Szwedzi pod osłoną szańców postawili prowizoryczny most, a pod jego osłoną drugi, którym uciekli z trójkąta. Gdy natknęli się na chorągiew Koszyca, rozpoczęła się bitwa, w czasie której dowódca ów poniósł śmierć, a wróg zbiegł. Charłamp donosił ponadto, że Karol Gustaw ruszył do Prus. Zamierzał powrócić, wzbogacony o elektorskie posiłki. Słysząc te nowiny, Czarniecki wpadł w złość na Sapiehę, który nie posłuchał ostrzegawczych słów Babinicza, woląc ucztować i oddawać się rozpuście. 

Rozdział XI
Nazajutrz Zagłoba wypomniał hetmanowi jego skłonność do uczt, w czym widział przyczynę ucieczki wroga. Czarniecki ruszył z wojskiem do Wielkopolski i Gdańska, a Paweł Sapieha wyruszył z chorągwią laudańską do zamku w Lublinie. Udało mu się stamtąd przegonić nieprzyjaciela. Potem odjechał w kierunku Warszawy. Jeszcze w czasie pobytu w Lublinie Wołodyjowski uczył Kmicica, któremu udało się dojść do zdrowia po przygnieceniu przez konia, sprawności we władaniu szablą. Andrzej już nie pluł krwią, a szlachta laudańska, w zamian za obserwowane poświęcenie dla ojczyzny, wybaczyła mu spalenie Wołmontowicz. Sapieha z ośmiotysięcznym wojskiem przeprawił się przez Wisłę. Otrzymał tam wiadomość od Jana Kazimierza, w której król donosił, że wraz z hetmanami i wojskiem przybędzie mu z pomocą. W owej grupie miał być również Czarniecki, lecz opóźniał swe nadejście, ponieważ - jak informował w liście - codzienne staczał bitwy. W przedarciu się do Gdańska nie pomagała mu piechota, ponieważ nie dotarła na czas. Warszawa była doszczętnie spalona, płonęły domy i kościoły. Szwedzi uczynili z miasta potężną twierdzę z trzema tysiącami wojska.

Z kolei Sapieha, nie mogąc liczyć na pomoc piechoty i wsparcie dział, czekał nadal na wsparcie Jana Kazimierza i… ponownie urządził ucztę. Zaprosił na nią pułkowników z chorągwi laudańskiej i Kmicica, który przed przyjęciem zaproszenia wysłał oddział Tatarów z Akbah-Ułanem, by sprawdzili drogę od Babic. Pułkownik słyszał o zbliżaniu się podjazdu wroga. Przyjęcie nie trwało długo. Po jakimś czasie żołnierze usłyszeli pierwsze wystrzały dział, a Szwedzi zaatakowali chorągwie Kotwicza i Oskierki. Akbah-Ułan wrócił ze swoim oddziałem krzycząc, że zbliża się wojsko i wozy nieprzyjaciela, który chciał przedostać się za mury miasta. Słysząc to, Wołodyjowski, Kmicic i Wańkowicz ruszyli z ludźmi w kierunku Babic. Niestety, spóźnili się: dwieście wozów z oddziałem ciężkiej jazdy właśnie przekraczało bramę i wjeżdżało za mury Warszawy. Andrzej rozpoznał wśród nich rajtarów Bogusława i czym prędzej ruszył powstrzymać wroga. Udało się mu pojmać jedynie stu ostatnich, zamykających orszak. Wówczas pułkownik i jego towarzysze zdali sobie sprawę, że Tatarzy zostali zaatakowani przez Szwedów specjalnie, ponieważ chcieli oni odwrócić uwagę Polaków i przedostać się do miasta. Jednym z pojmanych jeńców był mężczyzna przedstawiający się jako Ketling. Był to szkocki oficer rajtarii Janusza Radziwiłła, znający Andrzeja z Kiejdan. Teraz przyznał się bohaterom, że przybywa z Taurogów.

Rozdział XIIPaweł Sapieha postanowił, że nie będzie już nigdy ucztował. Tymczasem poważnie chory Ketling opowiedział Kmicicowi, jak Bogusław zaniemógł po powrocie z Podlasia do zamku, potem wyruszył na Pomorze, zaś obecnie z Duglasem przebywał w warownym obozie przy Narwi i Bugu. Nie mógł stamtąd przedostać się do Warszawy, ponieważ Czarniecki zagrodził drogę, a Karol Gustaw wyruszył z wojskiem do Prus. 

Do Warszawy powrócił z orszakiem dworskim, koronnym wojskim i chorągwią tatarską Subaghazim król Jan Kazimierz. Po przejściu przez most zbudowany przez Oskierkę, zostali powitani uroczyście przez Sapiehę i jego żołnierzy. Bardzo szybko w mieście i jego okolicach poustawiano mnóstwo namiotów, kupieckich kramów i niezliczone stada koni. Monarcha od razu zaczął wydawać dyspozycje. Wysłał na przykład posłańca do Wittenberga z nakazem poddania (oczywiście odpowiedź była odmowna). 

Warszawa dla Szwedów była istnym magazynem zdobyczy. Zwożono do niej skarby z rabowanych zamków, kościołów, klasztorów i miast, zaś później - drogą wodną - przewożono wszystko do Szwecji. 

Choć mijały tygodnie, nieprzyjaciel nie skapitulował. Wciąż trwała „walka ognia”. Z szańca zdobytego przez Kmicica, a obecnie miejscu jego dowodzenia, nieustannie odpierano ataki (mimo braku dział). Wyłom w murze, nad powiększaniem którego prace nadzorował generał Grodzicki, wciąż nie był ukończony. Choć król wysłał zmiennika do Andrzeja, ten powiedział, że nie potrzebuje odpoczynku i odesłał mężczyznę. Gdy zmiennik zdał relację monarsze z sytuacji. Szańce były ciągle obrzucane granatami, w wyniku czego nie było czym oddychać, a ludzie zapadali się w poorane w ziemi doły, Jan Kazimierz zdecydował, że spróbuje odbić pałace na Krakowskim Przedmieściu. 

Rozdział XIII
Choć atak na Krakowskie Przedmieście się nie udał, to jednak cieszono się, ponieważ do Warszawy przybył z piechotą i armatami Jan Zamoyski i Stefan Czarniecki, który pozostawił misję napaści na wojsko Duglasa oddziałom litewskim Sapiehy pod komendą Jana Skrzetuskiego. Na szańcu zdobytym przez Andrzeja ustawiono nowe działa, a dowództwo powierzono generałowi Grodzickiemu, ponieważ Kmicica wezwano do Ujazdowa. Tymczasem król: „wobec całego sztabu wysławiał młodego rycerza, nie szczędził mu pochwał sam Czarniecki ni Sapieha, ni Lubomirski, ni hetmani koronni, on zaś stał przed nimi w podartym i zasypanym ziemią ubraniu, na twarzy całkiem dymami prochowymi okopcony, niewysparny, utrudzon, lecz radosny, że szaniec utrzymał, na tyle pochwał zasłużył i sławę niezmierną u obu wojsk pozyskał”.

Gdy Kmicic, Wołodyjowski i Zagłoba zapytali dochodzącego do zdrowia Ketlinga o Taurogi, ten odpowiedział, ze Radziwiłł zakochał się w Billewiczównie, dla której organizował zabawy i turnieje, składał hołdy. Księżna (żona nieboszczyka Janusza) obserwując to wszystko, wyjechała ze swą pasierbicą do Kurlandii (choć dziewczyna miała zostać małżonką Bogusława). Ketling zrelacjonował reakcję Radziwiłła na odmowę przyjęcia oświadczyn przez Oleńkę. Słysząc negatywną odpowiedź, Bogusław o mało co nie oszalał. Kazał wywieść miecznika Tomasza do Tylży za granicę elektorską, czyniąc tym samym strażnikiem panny Ketlinga. Pewnego dnia Aleksandra poprosiła narratora tej opowieści o nabity pistolet. Gdy on spełnił tę prośbę, ostrzegł przy tym piękną dziewczynę, że nadworny medyk szykował dla niej „miksturę”. Na szczęście nie doszło na najgorszego, ponieważ Bogusław: „gdy miał na cnotę tej panienki nastąpić”, rozchorował się bardzo na febrę. Po rekonwalescencji, zlękniony boskiej kary i opuszczony przez wszystkie żądze, sprowadził miecznika z powrotem do swego zamku, a sam wyruszył na Podlasie. Wówczas to, podczas nieobecności gospodarza, do Taurogów przywieziono porwaną z „tykocińskiej wyprawy Bogusława” Anusię Borzobochatą-Krasieńską. Piękna panna już po tygodniu rozkochała w sobie wszystkich żołnierzy i zaskarbiła sobie sympatię Oleńki. Do grona jej wielbicieli należał także Sakowicz. Na koniec Ketling poinformował, że panienki z pewnym zaprzyjaźnionym oficerem szykowały spisek. Chciały uciec do białowieskiej puszczy. Rozdział XIV
Pierwszego lipca odbyła się wielka msza polowa, podczas której król Polski złożył śluby, obiecując - w razie zwycięstwa - wystawić kościół Najświętszej Pannie. Podobne zapewnienia złożyli dygnitarze, hetmani i rycerstwo. Tego dnia również nastąpił szturm generalny na Szwedów: „Uderzył tedy każdy zapamiętale tam, gdzie mu było najbliżej, więc hetmani od Nowomiejskiej Bramy, Czarniecki na Gdański Dom, pan Sapieha z Litwą na kościół Świętego Ducha, a Mazury i Wielkopolanie od Krakowskiego Przedmieścia i Wisły”. Zdobyto dom po domu, pałac po pałacu. Zagłoba sprawował dowództwo na czeladzią mazurską, z którą szturmował pałac Kazanowskich. Zdobył go po walce w sadach „w całej Europie sławnych”. W czasie tej potyczki zdarzyła się śmieszna sytuacja. Zagłoba wszedł do klatki z małpami, których nie widział, zamontowanej w jednym z sadów. Gdy rozjuszone zwierzęta zaatakowały Onufrego, ten krzyczał z prośbą o ratunek. Nie wiedział wówczas, że tymi nawołaniami ściągnie swój oddział, który - widząc małpy skaczące po żołnierzu - będzie tarzał się po ziemi ze śmiechu… Z pomocą wujowi (rzekomemu) przyszedł dopiero Roch. Wojsko po długiej i zaciętej walce zajęło pałac Kazanowskich, klasztor i dzwonnicę. 

Jan Kazimierz zdobył całą Warszawę. Natychmiast podpisano warunki kapitulacji Szwedów, którzy musieli oddać wszystkie zrabowane skarby, a w zamian mogli odejść w spokoju i otoczeni szacunkiem należnym rycerzom. Choć Polakom służącym przy nich udzielono amnestii, to jednak z tego grona wykluczono - za zgodą Wittenberga - Bogusława Radziwiłła. Gdy nieprzyjaciel opuszczał miasto, panowała cisza, po której „Czterdzieści tysięcy szabel zabłysło w słońcu, czterdzieści tysięcy gardzieli poczęło ryczeć: “Śmierć Wittenbergowi!” - “Dawajcie go sam!” - “Bigosować! bigosować!” (…)”. Było to „zasługą” Zagłoby, który namówił do tego szeregi pospolitego ruszenia, mówiąc im, że „Wittenberg wolny odchodzi i jeszcze go honorują na drogę” i nazywając Arwida „katem ich ojczyzny”. Wówczas to żołnierze zaczęło napierać tłumnie na Szwedów, co spowodowało nagłą bladość i strach obcego wodza. W jednej chwili doskoczył on do Jana Kazimierza i zaczął krzyczeć: „- Ratuj, miłościwy panie! ratuj! Mam twoje słowo królewskie, ugoda podpisana, ratuj, ratuj! Zmiłuj się nad nami! Nie pozwalaj mnie zamordować !”. Król postanowił, że Zamoyski zabierze Wittenberga ze Szwedami dla ich bezpieczeństwa do Zamościa, gdzie mieli poczekać na uspokojenie szlachty. Ponadto Jan Kazimierz wpadł w złość, że Polacy zerwali punkt umowy o bezpiecznym odejściu Szwedów. Gdy kazał przyprowadzić sprawcę zamieszania, Zagłoba zapadł się jak kamień w wodę. Po tygodniu monarcha kazał rozgłosić, by pan Jan Onufry Zagłoba zaprzestał ukrywania, ponieważ władcy tęskno do jego żartów. Babinicz poprosił króla o zgodę na wyjazd na Litwę, gdzie zamierzał walczyć nadal ze Szwedami. Po otrzymaniu zezwolenia, wyruszył z półtora tysiącem Tatarów.

Rozdział XV
Ketling nie powiedział wszystkiego o zajściach w Taurogach, ponieważ sam też pałał uczuciem do Billewiczówny. Jedynym powiernikiem Bogusława był Sakowicz. To jemu Radziwiłł zwierzał się z odczuwanej żądzy do Oleńki. Opowiadał mu o swych snach. Pewnej nocy przyśnił mu się dziadek panny. Herakliusz patrzył na Radziwiłła groźnym wzrokiem. 
Nie mogąc patrzeć na nieudolne zaloty, księżna (żona Janusza) wraz z pasierbicą Anną, przeznaczoną na żonę szwagra, wyjechała do Kurlandii. 
Bogusław rządził tymczasem w Taurogach i przyległych Prusach elektorskich. Miasta dostarczały mu pieniądze na ciągłe bale, uczty, łowy, turnieje rycerskie wyprawiane dla zdobycia serca ukochanej. Choć Oleńka bardzo broniła się przed nachalną adoracją (nadal kochała tylko Andrzeja), to jednak było jej ciężko. Pewnego dnia w zaufaniu spytała Ketlinga (znała jego uczucia), co się wkoło niej dzieje. Usłyszała wówczas: „Książę kocha panią: żądze płoną w nim jako smoła w pochodni. Wszystko, co tu się dzieje, wszystkie owe uczty, łowy, karuzele i ten turniej, po którym dotąd, dzięki książęcej ręce, krew mi się rzuca ustami, dzieje się dla waćpanny. Książę miłuje cię, pani, bez pamięci, ale nieczystym ogniem, bo cię chce pohańbić, nie zaślubić; bo chociaż nie mógłby znaleźć godniejszej, królem nawet wszystkiego świata, nie tylko księciem będąc, przecie myśli o innej... Przeznaczona mu jest księżniczka Anna i jej fortuna. Wiem to od Patersona, i Boga wielkiego, jego ewangelię biorę za świadka, że szczerą prawdę mówię. Nie wierz, pani, księciu, nie ufaj jego dobrodziejstwom, nie ubezpieczaj się jego moderacją, czuwaj, strzeż się, bo ci tu zdradę na każdym kroku gotują”. Na koniec rozmowyOleńka zadała jeszcze jedno pytanie. Chciała wiedzieć, czy prawdą były słowa księcia o inicjatywie Kmicica, który za pieniądze chciał zamordować króla polskiego, na co Ketling odparł, że słyszał o tym jedynie z ust Bogusława. Po tej wymianie zdań Aleksandra postanowiła, że musi uciekać z Taurogów.

Rozdział XVI
Tomasz Billewicz powrócił z oględzin swych majątków do Taurogów w złym nastroju. Okazało się, że ziemie zostały spalone podczas bitwy. O podłożenie ognia oskarżano Loewenhaupta, głównodowodzącego siłami szwedzkimi na Żmudzi. Miecznikowi ocalały tylko pieniądze zakopane w sadzie w Billewiczach, których jednak nie mógł odkopać ze względu na trudną sytuację. 

Gdy Oleńka podzieliła się z nim zamiarem ucieczki do Białowieży, Tomasz uknuł plan. Wyznał Patersonowi, że w sadzie w swym majątku ma zakopane sto tysięcy, po które chciał pojechać z Oleńką, by przywieść księciu na przechowanie. Taka propozycja wypłynęła w doskonałymczasie, ponieważ Bogusław chciał akurat wyruszyć na Podlasie, lecz nie posiadał wystarczających finansów(wszystko przehulał na ucztach i balach). Książę dowiedział się o słowach miecznika od Patersona. Nie zgodził się jednak na wspólny wyjazd Tomasza i Oleńki i między mężczyznami doszło do ostrej wymiany zdań. 

Radziwiłł miał dziwne dolegliwości zdrowotne, Były dni, gdy całe ciało mu drętwiało… Sakowicz, chcąc uszczęśliwić księcia, wpadł na pomysł natychmiastowego oświadczenia się Oleńce. Młodej parze ślubu udzielić miał Luter - Płaska. Radziwiłł miał w rozmowie przekonać pannę, że nie może czekać z ożenkiem, ponieważ za trzy dni wyrusza na Podlasie walczyć z Sapiehą. Sakowicz instruował księcia, by miecznikowi powiedział, że małżeństwo, ze względu na elektora, szwedzkiego króla i obecną sytuację, będzie sekretne. Dzięki temu, gdy już zaspokoiłby swe żądze, unieważniono by sakrament. 

Rozdział XVII
Po rozmowie z Sakowiczem Bogusław udał się do miecznika, którego przeprosił w pierwszych słowach za niedawną rozmowę i swój podniesiony wówczas głos. Po krótkiej chwili Radziwiłł poprosił Tomasza o rękę jego podopiecznej tłumacząc, że kocha Oleńkę szczerze i prawdziwie. Zdziwiony miecznik najpierw oniemiał, a już po chwili cieszył się, że zostanie na zawsze połączony z wielkim rodem Radziwiłłów. Billewicz sam zaproponował natychmiastowy ożenek, ponieważ wiedział, że Bogusław wyjeżdżał na Podlasie (nie wiadomo było, czy wróci żywy). 

Po wyrażeniu zgody, udał się do Aleksandry z nowinami, a po chwili wrócił do Bogusława informując, że panna nie przyjęła ręki kawalera. W tej decyzji zasłaniała się testamentem dziadka, który dawał jej dwie drogi: albo małżeństwo z Kmicicem, albo wstąpienie do klasztoru. Tomasz wiedział już, że nie zmusi krewnej do niczego. Słysząc te słowa, Bogusław wpadł w szał. Powaliwszy miecznika na podłogę, zaczął go kopać. Potem wstał i pobiegł do komnaty ukochanej. Tymczasem Sakowicz związał ciotuchnę, by nie sprowadziła pomocy. Nagle w drzwiach komnaty stanęła blada Oleńka. Wydała Sakowiczowi rozkaz uwolnienia Kulwiecówny i udania się do księcia, który leżał na górze.

Rozdział XVIII
Bogusław miał atak paroksyzmu. Drętwiały mu ręce, nogi, szczęka, tracił co chwila przytomność, miał drgawki. Potem przyszło nagłe osłabienie, a na koniec sen. Sakowicz nie opuszczał jego komnaty przez dwa dni. Gdy w końcu Radziwiłł się przebudził, zrelacjonował towarzyszowi przebieg rozmowy z Aleksandrą. Wtargnąwszy z krzykiem do jej pokoju po odrzuconych oświadczynach, ona rzekła: „W ogień pierwej się rzucę!” i skoczyła do komina, w którym palił się ogień. Nie zdążyła na szczęście zrobić nic nieodwracalnego, ponieważ Radziwiłł złapał ją w pół i ugasił palącą się suknię. Nie tracił przy tym pewności, że lada chwila zdobędzie pannę. Wówczas to chwycił go atak paroksyzmu. Zmartwiony Sakowicz prosił go, byprzestał zawracać sobie głowę Aleksandrą i odesłał ja z miecznikiem „do diabła”. Bogusław nie zgodził się. Postanowił wówczas, że każe ludziom przekopać wszystkie sady w Billewiczach, aż znajdą ukryte pieniądze Tomasza. Nie mógł go wypuścić, ponieważ to wiązałoby się z rezygnacją z majątku (Billewicz sam by go odkopał).

Nazajutrz Radziwiłł z oddziałem wyruszył na Podlasie na bitwę z Sapiehą. W Taurogach zostawił miecznika z Oleńką, ciotuchnę, oficera Brauna i Ketlinga do sprawowania straży (ten ostatni specjalnie zranił się szablą, by móc pozostać). Niedługo potem Tomasz otrzymał list od Bogusława, w którym ten zawiadomił adresata, że odkopał i przywłaszczył jego pieniądze.

Rozdział XIX
Miecznik długo rozpaczał po stracie pieniędzy. Ponownie z Oleńką zaczęli snuć plany ucieczki, bojąc się powrotu Bogusława. W zrealizowaniu swych zamiarów Aleksandrapoprosiła o pomoc Ketlinga, lecz ten odmówił ze względu na to, iż okres służby przy boku Radziwiłła kończył mu się dopiero za pół roku. Zamierzał przestrzegać zatem rozkazów Bogusława, bo w przeciwnym razie groził mu sąd wojskowy. Tomasz z krewną stracili już nadzieję na oswobodzenie, gdy dotarła do nich wieść o obronie Częstochowy. Od tej chwili całe dnie spędzali na modlitwie o miłosierdzie nad Rzeczpospolitą. 

Rozdział XX
Do Taurogów z konwojem żołnierzy przybyła Anusia Borzobohata-Krasieńska. Braun otrzymał wówczas list od księcia, że panna „ma mieć względy”, ponieważ była dworką księżnej Gryzeldy Wiśniowieckiej. Anusia i Oleńka od pierwszej chwili przypadły sobie do gustu. Panna wniosła ze swoim pojawieniem do pałacu radość i nowe wiadomości. Mówiła o bitwie w Częstochowie, o walce hetmanów koronnych ze Szwedami i wydaniu uniwersałów, o Bogusławie, którego znała od dawna (był on spowinowacony z Wiśniowieckim i Zamoyskim), o słynnym rycerzu Babiniczu, opodróży z nim i jego Tatarami do Sapiehy. Cały czas powtarzała, że mężczyzna zachwycił ją swą odwagą, lecz jego serce należało do innej. Anusia rozkochała w sobie wszystkich żołnierzy w Taurogach. Zdobywszy zaufanie Brauna, miała swego „szpiega” w zamku. 
Pewnego dnia do Taurogów przybył pan Bies - szlachcic polski herbu Kornia - jadący z misją od Radziwiłła do Królewca. Dzięki tej wizycie zebrani dowiedzieli się nowych wieści z kraju. Choć Bogusław rozbił wojsko Krzysztofa Sapiehy i Horotkiewicza, to jednak jego oddziały były nieustannie mordowane przez Tatarów pod wodzą Babinicza. Bies powiedział: „Ale nieprzyjaciel nie dawał pola, jeno ciągle napadał i napadał. Poszły znów podjazdy i wróciły poszarpane. Odtąd poczęło nam wszystko w ręku topnieć, nie mieliśmy spokoju we dnie ni w nocy. Drogi nam psuto, groble przecinano, przejmowano wiwendę. Poczęły chodzić słuchy, że sam pan Czarniecki nas gnębi; żołnierz nie jadł, nie spał, duch upadł; w samym obozie ginęli ludzie, jakoby ich ziemia pożerała. W Białymstoku nieprzyjaciel zachwycił znów cały podjazd, kredensy i karoce książęce, i działa. Nigdy nic podobnego nie widziałem. Nie widziano też tego w poprzednich wojnach. Książę wpadł w alterację. Chciał jednej walnej bitwy, a musiał staczać co dzień po dziesięć mniejszych... i przegrywać. Ład rozprzęgał się. A cóż dopiero wyrazić zdoła naszą konfuzję i strach, gdyśmy się dowiedzieli, że sam pan Sapieha jeszcze nie nastąpił i że to tylko potężny podjazd przedostał się przed nas i tyle niewypowiedzianych klęsk nam zadał...W podjeździe tym były wojska tatarskie...”. Przekazał też informację o planach bitwy pod Janowem. Anusia cieszyła się, że Andrzej wygrywał z Bogusławem, a Oleńka zbladła - słysząc to imię. Wówczas to panna rzekła, że Babinicz nosi imię Andrzej. 
Rozdział XXI
Po jakimś czasie do Taurogów powróciły resztki wojska Bogusława. Ich widok przedstawiał się nieciekawie. Nędzni, obdarci, pokonani pod Janowem, stracili sześciotysięczną armię, armaty, konie i cały tabor. Przegrali z wojskiem Sapiehy i Tatarami Babinicza. O powrocie Bogusława Oleńkę powiadomił Ketling. Mężczyzna obawiał się obezpieczeństwo ukochanej, dlatego też dał jej do obrony przed natrętnym Bogusławem krócicę (pistolet).

Po przybyciu do Taurogów Bogusław czuł strach przed tym, że Babinicz nadciągnie z Tatarami na jego włości. Był pewny, że żołnierz nie zginął mimo przygniecenia przez konia. Książe musiał jechać do Królewca, dlatego też opiekę nad Anusią polecił Sakowiczowi (nie chciał narazić się Gryzeldzie czy Janowi), który wyznał mu, że chce się ożenić z piękną panną. Powodem tej decyzji była świadomość, że dziewczyna dziedziczyła po zmarłym narzeczonym duży majątek. Podczas pożegnania z Anusią Radziwiłł podkreślił, że nie jest uwięzioną, a jedynie przypadkowym gościem. Zapewniał jednocześnie, żew Taurogach będzie jej bezpiecznie pod opieką Sakowicza.

Rozdział XXII
Gdy Bogusław wyjechał do elektora do Królewca, aby objąć komendę nad nowym wojskiem, Sakowicz oświadczył się Anusi. Panna rzekła mu w odpowiedzi, że wystawia go na roczną „próbę”, gdyż chce go lepiej poznać. Kawaler nie wiedział jednak, że miejsce w sercu panny jest już zajęte przez Babinicza. Dziewczyna wmówiła sobie, że jej uczucie jest odwzajemnione i że lada dzień zostanie uwolniona przez swego rycerza. Tymczasem Sakowicz przystał na jej warunki, z każdym tygodniem coraz bardziej zabiegając o jej względy. 

Z kolei Oleńka była przygaszona i smutna. Bardzo się zmieniła. W niczym już nie przypominała radosnej dziewczyny z Wodoktów. Pewnego dnia miecznik rosieński uciekł. W pozostawionym dla krewnej liście informował, że jego miejsce jest przy żołnierzach i zamierza utworzyć partię. Chciał zwołać Billewiczów, szlachtę i chłopów i walczyć na Żmudzi. Po odkryciu ucieczki Sakowicz wpadł we wściekłość, lecz gdy tylko ujrzał Anusię, od razu się uspokoił. W kilka dni później otrzymał pismo od Radziwiłła, w którym ten donosił o wymknięciu się Karola Gustawa „z rzecznego ssaku”. Dalej Bogusław domagał się dostarczenia posiłków. Przeczytawszy kartkę, Sakowicz posłał do niego Ketlinga i paru innych oficerów z wojskiem. 

Taurogi opustoszały. Ciszę przerwał kolejny list od Bogusława, w którym donosił, że Polacy odebrali Szwedom Warszawę, a on - jako jedyny - nie został objęty amnestią. Ponadto Ketling dostał się do niewoli, a jego ludzie zostali zabici. W dalszej części listu Radziwiłł pisał, że Babinicz wyruszył z Tatarami przez Prusy na Litwę. Książe kazał, by Sakowicz sprzedał wszystko, co może, i wyruszył do Birż, a potem Kurlandii. Sakowicz jednak nie spełnił rozkazu i pozostał w zamku, ponieważ Anusia nie zgodziła się na wyjazd. Tymczasem oficer Braun - kolejny adorator Borzobohatej-Krasieńskiej - przekazał jej wiadomość o nadchodzącym czasie ucieczki, który przewidział na następny dzień. Poinformował pannę, że do Taurogów zbliżał się Babinicz, a ona zachwycona pomyślała, że po nią przybędzie. 

Rozdział XXIII
Kmicic chciał przedostać się przez Prusy na Litwę. Podążał za nim jenerał szwedzki Duglas, Hieronim Radziejowski i książę Bogusław wraz z czteroma tysiącami wojska. Rozciągnęli oni: „szeroko na pana Andrzeja sieci w trójkącie nad Bugiem, między Serockiem z jednej, Złotoryją z drugiej strony i Ostrołęką na szczycie”. Plany jednak się nie ziściły. Wszyscy uczestnicy pościgu zostali przechytrzeni przez Kmicica, prowadzącego wojnę podjazdową. Pułkownik wycinał podjazdy, zwodził przeciwnika, wymykał się nieustannie, a w końcu zagarnął szwedzkie wozy z łupami. Duglas uczynił z Bogusława i jego oddziału „przynętę”, by zmylić Andrzeja. Myślał, że pułkownik po uderzeniu na Radziwiłła zacznie się cofać, a wówczas wpadnie w jego sidła. 
Choć minęło dużo czasu od wysłania Bogusława, nic się jednak nie działo. Dopiero gdy przybył Bies Kornia, Duglas dowiedział się, że Jan Kazimierz wysłał na nich hetmana polnego Gosiewskiego z sześcioma tysiącami wojska (była tam chorągiew laudańska). Bogusław prosił w imieniu posłańca o wsparcie jenerała i Radziejowskiego, lecz Duglas nie spieszył się ze spełnieniem prośby: „(…) w głowę zachodził, w jakim celu Jan Kazimierz mógł wysłać hetmana polnego za Bug. Król szwedzki wraz z elektorem szedł na Warszawę, walna bitwa musiała więc tam prędzej, później nastąpić. A lubo Kazimierz stał już na czele potęgi liczebnie od Szwedów i Brandenburczyków większej, jednakże sześć tysięcy bitnego ludu stanowiło zbyt wielki zasiłek, aby się król polski miał go dobrowolnie pozbawiać”. W końcu jednak pospieszył z pomocą. Tydzień później Duglas otrzymał list od Karola Gustawa z rozkazem, by nie dopuścić Gosiewskiego do Prus Wschodnich, które chce zagarnąć. Tymczasem do Gosiewskiego dołączył Babinicz. Po przywitaniu z Zagłobą i Wołodyjowskim, mężczyźni musieli się znowu rozstać, ponieważ hetman polny został wezwany przez króla pod Warszawę (obecna wyprawa była tylko „demonstracją”).
Rozdział XXIV
Po kilku dniach Kmicic z ordą przedostał się do granic Prus elektorskich, dzięki wmieszaniu się w wojsko odjeżdżającego pod Warszawę hetmana polnego Gosiewskiego. Tymczasem Duglas z Radziejowskim i Radziwiłłem byli pewni, ze Kmicic także zawrócił pod Warszawę i czuli się już bezpiecznie. Gdy Andrzej przekroczył granicę elektorską: „Za czym, nie mogąc wywrzeć zemsty za krzywdy Rzeczypospolitej i swoje na osobie zdrajcy, wywarł ją w straszliwy sposób na posiadłościach elektorskich. Tej samej nocy jeszcze, w której Tatarzy minęli słup graniczny, niebo zaczerwieniło się łunami, rozległy się wrzaski i płacz ludzi deptanych stopą wojny. Kto polską mową o litość umiał prosić, ten z rozkazu wodza był oszczędzany, ale natomiast niemieckie osady, kolonie, wsie i miasteczka zmieniały się w rzekę ognia, a przerażony mieszkaniec szedł pod nóż”. Co wieczór, modląc się, myślał o ukochanej. Szedł w głąb Prus, równając z ziemią wszystko, co napotkał na swej drodze. Choć mógł zawrócić do Taurogów, wiedział, że musi wypełnić obowiązek służenia Rzeczpospolitej. 

Nazwisko Babinicza stało się słynne. We wrogach powodowało grozę i przerażenie. Wszędzie opowiadano o tym mężnym żołnierzu: „Babinicz, który z dawna umiał się z wojny żywić, zebrał bogactwa potężne; natomiast śmierci, której więcej od złota szukał, nie znalazł”. Pewnego dnia szlachcic z chorągwi laudańskiej przywiózł mu list od Wołodyjowskiego. Michał donosił: „Idziemy z panem hetmanem polnym litewskim i księciem krajczym za Bogusławem i Waldekiem(…)- Połączże się z nami, bo pole do słusznej zemsty się znajdzie, a i prusactwu za opresję Rzeczypospolitej spłacić się przygodzi”. Kartka spowodowała, ze Andrzej zawrócił ordę i ruszył w kierunku Gosiewskiego, do którego dotarł po dwóch dniach. Po przywitaniu z Michałem, dowiedział się, że graf Waldek i Bogusław Radziwiłł przebywali w Prostkach. Budowali tam obóz i kopali szańce, ponieważ wkrótce miałarozegrać się bitwa. Wśród zebranych nie było pana Zagłoby. Został przy Sapieże, rozpaczając po stracie zabitego przez Radziwiłła Rocha. Wówczas Kmicic dowiedział się, że w bitwie pod Warszawą Kowalski ruszył z litewską husarią na Karola Gustawa. Choć pokonał elektorski regiment, tratując wszystko i wszystkich i już miał dopaść do króla (rozpoznał go z zajścia w Rudniku), poniósł klęskę. Wołodyjowski relacjonował: „- Starli się tedy w środku pola, iże piersi końskie uderzyły o piersi. Zakotłowało się! “Spojrzę - powiada nam oficer - aż król wraz z koniem już na ziemi!” Wydostał się, ruszył cyngla krócicy, chybił. Roch go za łeb, bo mu kapelusz spadł. Już miecz wznosił, już Szwedzi mdleli z przerażenia, bo nie czas było iść na ratunek, gdy Bogusław jakoby spod ziemi wyrósł i w samo ucho Kowalskiemu wystrzelił, że mu głowę wraz z hełmem rozniosło”. Na koniec powiedział, że Roch nie bronił się, gdy ujrzał Bogusława Radziwiłła. Służył w tej rodzinie od dziecka i uważał ich za swych panów. Na widok Bogusława poczuł respekt i dlatego nie odważył się podnieść na niego ręki. Jak się okazało, przypłacił to życiem. Kmicic z ordą ruszył ku Prostkom. Wojsko Gosiewskiego także.


Rozdział XXV
Był szósty września 1656 roku, gdy wojska polskie doszły do Wąsoczy. Babinicz został wysłany na „zwiady”. Gdy wrócił po dwóch dniach, przywiózł szwedzkich jeńców. Jeden z obcych oficerów - von Rössel - zeznał, że w Prostkach, z wojskiem szwedzkim i elektorskim, przebywał graf Waldek, książe Bogusław, jenerał major Izrael, Paterson i paru innych. Nazajutrz wojsko hetmana ze wszystkimi chorągwiami: laudańską z Wołodyjowskim, Wojniłłowicza, Michała Radziwiłła, Korsaka i ordą Kmicica ruszyli na Szwedów do Prostek. Doszło do krwawej bitwy, podczas której Andrzej zranił Bogusława w czoło. Książe zaczął błagać go o darowanie życia mówiąc, że jeśli go zabije - zginie Oleńka, a potem dał mu pisemny rozkaz do Sakowicza nakazujący uwolnienie Oleńki. Wówczas Babinicz oddał księcia jako jeńca Tatarom. Wojsko po wygranej bitwie wznosiło okrzyki (mieli w niewoli Waldeka i Izraela), a gdy ujrzeli Bogusława prowadzonego z lassem na szyi przez tatarów, zaczęli grzmieć: „Śmierć zdrajcy! Na szablach go roznieść!”.

Widząc krewniaka spętanego i prowadzonego w upodleniu, czerwony Michał Radziwiłł krzyknął: „- Mości panowie! to mój brat, to moja krew, a jam ni zdrowia, ni mienia nie żałował dla ojczyzny! Wróg mój, kto na tego nieszczęśnika rękę podniesie”. Po długich pertraktacjach dokonano w końcu wymiany: pan Gnoiński z pułku Michała Radziwiłła oddał się Tatarom jako zakładnik za księcia Bogusława (przekazano go hetmanowi). Obiecano im także okup w wysokości stu tysięcy talarów. Michał Wołodyjowski długo nie mógł wybaczyć Andrzejowi, że darował życie Bogusławowi. Tymczasem Kmicic z ordą ruszyli w dalszą drogę. 

Rozdział XXVI
Anusia z Oleńką i oficerem Braunem uciekły z Taurogów. Po dotarciu do utworzonej przez Tomasza partii, który na ich widok się rozpłakał, dziewczęta byłybezpieczne. Partia Billewicza składała się z ośmiuset ludzi (piechoty i jeźdźców), w większości uzbrojonych jedynie w kosy i widły. Miecznik postanowił, że nie wyruszą do Puszczy Białowieskiej, ponieważ drogę otoczyły szwedzkie wojska. Skierowali się lasami do laudańskiej okolicy. Po postoju w Lubiczu, ujrzeli, że dwór ocalał (Wodokty i Mitruny niestety zostały spalone). Oleńka, przekroczywszy próg majątku, zaczęła wspominać. Na szczęście była przy niej w tych ciężkich chwilach Anusia. Panny modliły się do późna w nocy. 

Nazajutrz wszyscy wyruszyli do odbudowanych po spaleniu przez Kmicica Wołmontowicz. Dochodziły do ich uszu wieści o wygranej ze Szwedami bitwie w Prostkach, o zwycięstwach Babinicza (palił Prusy i Taurogi), któremuwymknął się jedynie Sakowicz. Anusia nie ukrywała swego zachwytu nad rycerzem. Napisała dwa identyczne listy do ukochanego. Donosiła mu, że wraz z Aleksandrą uciekły z Taurogów, a teraz przebywały w partii miecznika rosieńskiego, obleganej przez Szwedów i Sakowicza. Na koniec prosiła o pomoc, nazywając go „zbawcą”. Jedną kopertę dała Jurkowi Billewiczowi, drugą zaś Braunowi. Obaj mieli dostarczyć ją adresatowi (była większa nadzieja, że któremuś się uda). Anusia jednak nie wiedziała, że tydzień później Braun zginie z rąk Sakowicza, a Jurek polegnie w Poniewieżu, uciekając przed podjazdem wroga.

Rozdział XXVII
Po zamordowaniu Brauna Sakowicz porozumiał się z obersztem Hamiltonem - Anglikiem w służbie szwedzkiej i komendantem w Poniewieżu, celem uderzenia na miecznika rosieńskiego. Odczasu ucieczki Anusi Sakowicz chodził rozwścieczony, ponieważ kochał ją szczerze. Teraz uknuł fałszywy plan. Wysłał do Wołmontowicz list do Tomasza, w którym podawał się za Babinicza i kłamał, że wkrótce nadejdzie z pomocą. Przeczytawszy wiadomość, Billewicz nie krył radości. 

Tymczasem Kmicic po spaleniu Taurogów nie wiedział, że Oleńka z Anusią przebywała z miecznikiem w Wołmontowiczach, sądząc, że uciekły do Puszczy Białowieskiej. Dlatego też postanowił dalej walczyć na Żmudzi z wrogiem i podążyć za ukochaną później. Skierował się w kierunku Wołmontowicz, na które już napadli Szwedzi z Sakowiczem i Hamiltonem. 

Miecznik na początku najazdu nie czuł strachu, ponieważ był pewien nadchodzącego Babinicza (tak wynikało przecież z listu). Później, gdy Szwedzi ich otoczyli zrozumiał, że nie ma szans na odparcie ataku. Stało się jednak inaczej. Babinicz przybył i, ocaliwszy zebranych, pojechał dalej. Ludzie czekali na jego powrót, by podziękować za uratowanie życia, gdy miecznik przyniósł wieści, że wybawca odjechał. Zdobył Poniewież, zabił Szwedów i oddalił się z ordą w nieznanym kierunku. Anusię ta wiadomość rozczarowała. Choć liczyła na porwanie przez Babinicza, nie przyjechał po nią. Szybko jednak znalazła pocieszenie brakiem zainteresowania stwierdzając, że pan Wołodyjowski jest lepszym kandydatem na męża. Aby rozweselić przyjaciółkę, Billewiczówna po chwili zamyślenia rzekła: „- A może (…) może pan Babinicz wierności dla tamtej dochowuje, o której ci w drodze z Zamościa wspominał”.

Rozdział XXVIII
Sakowicz po ucieczce z Wołmontowicz ukrywał się przed Babiniczem w lasach w Poniewieżu, tułając się w chłopskim przebraniu całe miesiące. Tymczasem Kmicic gonił Hamiltona od Wołmontowicz do Wiłkomierza, aż zabił Anglika w bitwie w Androniszkach. Andrzej w dalszym ciągu nie wiedział, jaką partię ocalił w Wołmontowiczach. Tatarzy, obszukując ciała nieboszczyków, znaleźli przy nich listy i oddali je dowódcy, który przeczytał je dopiero po jakimś czasie - gdy przybyli do Troupiów na wypoczynek. Dowiedział się wtedy, że kartki zapisała Anusia, a co ważniejsze - poznał miejsce pobytu Oleńki. Jego ukochana nie uciekła do Puszczy, lecz przebywała z miecznikiem w Wołmontowiczach. Andrzej natychmiast chciał wracać do majątku, lecz otrzymał od Sapiehy rozkaz natychmiastowego powrotu na południe kraju do niego. Dowódca donosił, że na Żmudzi i w Prusach pozostawiono do obrony Gosiewskiego, któremu „książe Bogusław eliberował się z niewoli”. Osiemdziesiąt tysięcy wojska Węgrzynów i Siedmiogrodzian, Wołoszy i Kozaków z ligą Szwedów i Rakoczym na czele nadciągało i żądało podziału Rzeczpospolitej. Po przeczytaniu listów Kmicic zdecydował się spełnić rozkaz, choć przyszło mu to „z bólem serca”. 

Rozdział XXIX
Polacy nie zamierzali poddać się bez walki: „Żadna księga nie wypisała, ile jeszcze bitew stoczyły wojska, szlachta i lud Rzeczypospolitej z nieprzyjaciółmi. Walczono po lasach, polach, po wsiach, miasteczkach i miastach; walczono w Prusach Królewskich i Książęcych, na Mazowszu, w Wielkopolsce, w Małopolsce, na Rusi, na Litwie i Żmudzi, walczono bez wytchnienia we dnie i w nocy. (…)Nie pomogły nowe ligi, nowe zastępy Węgrów, Siedmiogrodzian, Kozaków i Wołoszy. Przeszła wprawdzie jeszcze raz burza między Krakowem, Warszawą i Brześciem, lecz się o piersi polskie rozbiła i wkrótce marnym rozwiała się tumanem. Król szwedzki, pierwszy zwątpiwszy o sprawie, na duńską wojnę odjechał; zdradziecki elektor, korny przed silnym, zuchwały przed słabszym, czołem do nóg Rzeczypospolitej uderzył i Szwedów bić począł; zbójeckie zastępy “rzeźników” Rakoczego zmykały co sił ku swym siedmiogrodzkim komyszom, które pan Lubomirski ogniem i mieczem spustoszył. (…)”. W końcu: „Spokój począł z wolna wracać na polskie równiny. Król jeszcze pruskie fortece odbierał, pan Czarniecki miał do Danii zanieść miecz polski, bo Rzeczpospolita nie chciała już poprzestać na samym wypędzeniu nieprzyjaciół”. 
Jesienią 1657 roku na Żmudzi panował spokój. Ludność laudańska orała pola, odbudowywała chaty. Anusia z Oleńką i miecznikiem zagospodarowali Wodokty i Mitruny, które miały być wianem klasztornym Billewiczówny i przejść na własność zakonu benedyktynek. Aleksandra pierwszego dnia nowego roku miała rozpocząć nowicjat. Choć dochodziły do niej wieść, że Babinicz i Kmicic to jedna osoba, nie chciała wierzyć, że Andrzej mógłby być wiernym sługą króla i dobrym patriotą. 
Pewnego dnia Oleńka z miecznikiem spotkali na drodze jadący wóz. Gdy podeszli bliżej, okazało się, że ludzie przewozili nim Kmicica - postrzelonego przez Węgrzynów pod Magierowem. Andrzej leżał nieprzytomny, z owiniętą głową. Wieziono go do Lubicza, ponieważ tam chciał umrzeć. Po powrocie do domu Aleksandra natychmiast posłała dla ukochanego po księdza do Upity. Sama zaś całą noc modliła się w Wodoktach. Przez kolejne dni wysyłała posłańców do Lubicza, by przynosili jej wieść o stanie rannego. Wiadomość z dnia na dzień były coraz lepsze. Billewiczówna dała również ofiarę na mszę do Upity, dziękując Matce Boskiej za uratowanie życia Andrzejowi. Nie myślała w tych tygodniach o sobie. Tak schudła, że miecznik zaczął poważnie się o nią bać. Gdy odważył się na pytanie, czy myśli o Kmicicu, odparła, że wybaczyła mu wszystko prócz faktu, że chciał podnieść rękę na polskiego monarchę. 
Rozdział XXX
W miesiąc po powrocie do Lubicza Andrzej doszedł już prawie całkowicie do zdrowia. Choć rany się zagoiły, nadal jednak był osłabiony. Soroka oznajmił mu, że z Wodoktów co dzień przysyłano posłańców z zapytaniem o jego zdrowie. Wachmistrz zapewnił przy tym, że nie wyjawił nikomu drugiego „oblicza” pułkownika (Babinicz). Po dwóch tygodniach, pewnej niedzieli, Kmicic ubrał się odświętnie i pojechał się pomodlić do kościoła w Upicie. Wsparty na ramieniu Soroki, poszedł tam pod wielki ołtarz, klęknął w ławce kolatorskiej. W kilka minutpóźniej kościół był już pełny ludzi, którzy nie poznali zmienionego pułkownika (był chudy i miał brodę). Gdy obok klękła nagle blada Oleńka, rzekł do niej: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”, na co usłyszał: „Na wieki, wieków”. Modlili się oboje, skrywając twarze w dłoniach. 
W czasie nabożeństwa nadjechała chorągiew laudańska (dopiero wróciła z wojny). Po chwili żołnierze zapełnili kaplicę, a Wołodyjowski z Zagłobą przekazali księdzu list od króla Jana Kazimierza, który ten odczytał na głos do całego tłumu: „My, Jan Kazimierz, król polski, wielki książę litewski, mazowiecki, pruski etc., etc., etc. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, amen. Jako złych ludzi szpetne przeciw majestatowi i ojczyźnie występki, zanim przed sądem niebieskim staną, już w tym życiu doczesnym mają otrzymać karę, tak równie słusznym jest, ażeby cnota nie zostawała bez nagrody, która cnocie samej blasku chwały, a potomnym zachęty do naśladowania cnych przykładów dodawać winna. Przeto wiadomo czynimy całemu stanowi rycerskiemu, mianowicie zaś ludziom wojskowym i świeckim, urzędy mającym cuiusvis dignitatis et praeeminentiae, oraz wszystkiemu obywatelstwu Wielkiego Księstwa Litewskiego i naszego starostwa żmudzkiego, że jakiekolwiek gravamina ciążyłyby na urodzonym a nam wielce miłym panu Andrzeju Kmicicu, chorążym orszańskim, te coram jego następnych zasług i chwały zniknąć z pamięci ludzkiej mają, w niczym czci i sławy pomienionemu chorążemu orszańskiemu nie ujmując. (…)Który chorąży orszański, lubo w początkach nieszczęsnej owej szwedzkiej inkursji po stronie księcia wojewody się opowiedział, przecie uczynił to nie z żadnej prywaty, ale z najszczerszej ku ojczyźnie intencji, perswazją tegoż księcia do błędu przywiedzion, jakoby taka jeno, a nie inna droga salutis Reipublicae zostawała, jaką sam książę kroczył! A przybywszy do księcia Bogusława, który za przedawczyka go mając, wszystkie nieżyczliwe praktyki przeciw ojczyźnie jaśnie przed nim odkrył, nie tylko pomieniony chorąży orszański na osobę naszą ręki podnosić nie obiecywał, ale samego księcia zbrojną ręką porwał, aby się za nas i za utrapioną ojczyznę pomścić (…)Przez tegoż księcia postrzelon, ledwie do zdrowia przyszedłszy, do Częstochowy się udał i tam piersią własną najświętszy przybytek osłaniał, przykład wytrwania i męstwa wszystkim dając; tamże z niebezpieczeństwem zdrowia i życia największe działo burzące prochami rozsadził, przy którym hazardzie pojman, na śmierć przez okrutnych nieprzyjaciół był skazany, a przedtem żywym ogniem palony (…)Ale i z tych srogich terminów mocą Królowej Anielskiej wyratowan, do nas na Śląsk się udał i w powrocie naszym do miłej ojczyzny, gdy zdradliwy nieprzyjaciel zasadzkę nam nagotował, pomieniony chorąży orszański samoczwart tylko na całą potęgę nieprzyjacielską się rzucił, osobę naszą ratując. Tam posieczon i rapierami skłuty, do pół boków we krwi własnej rycerskiej się pławiąc, z pobojowiska jako bez duszy był podniesion (…)A gdy staraniem naszym do zdrowia przyszedł i wtedy nie spoczął, ale dalsze wojny odprawował, z chwałą niezmierną stawając w każdej potrzebie, za wzór rycerstwu przez hetmanów obojga narodów podawany, aż do szczęśliwego zdobycia Warszawy, po którym do Prus pod przybranym nazwiskiem Babinicza był wyprawiony (…)Tamże nieprzyjacielski kraj ogniem i mieczem spustoszył, do wiktorii pod Prostkami głównie się przyczynił, księcia Bogusława własną ręką obalił i pojmał; następnie do starostwa naszego· żmudzkiego powołany, jak niezmierne usługi oddał, ile miast i wsiów od nieprzyjacielskiej ręki uchronił, o tym tamtejsi incolae najlepiej wiedzieć powinni. (…)Przeto my (czytał dalej) rozważywszy wszystkie jego zasługi względem naszego majestatu i ojczyzny tak niezmierne, że i syn większych ojcu i matce oddać by nie mógł, postanowiliśmy je w tym liście naszym promulgować, ażeby tak wielkiego kawalera, wiary, majestatu i Rzeczypospolitej obrońcę nieżyczliwość ludzka dłużej już nie ścigała, lecz aby przynależną cnotliwym chwałą i powszechną miłością okryty chodził. Nim zaś sejm następny, chęci te nasze potwierdzając, wszelką zmazę z niego zdejmie, i nim starostwem upickim, które vacat, nagrodzić go będziem mogli, prosim uprzejmie nam miłych obywatelów starostwa naszego żmudzkiego, aby te słowa nasze w sercach i umysłach zatrzymali, które nam sama iustitia, fundamentum regnorum, przesłać, ku ich pamięci, nakazała”. Podczas lektury zebrani żywo reagowali na przytaczane słowa. Najmocniej jednak chwile te przeżyła Oleńka. Po drugim fragmencie zaczęła błagać Boga o litość, po trzecim już płakała, trzęsąc się jak w febrze. Po kolejnym obie ręce przyłożyła do skroni i podniósłszy głowę, zaczęła łapać w spieczone usta powietrze, a z jej piersi wydobywał się jęk: „Boże, Boże, Boże”. Gdy w końcu ksiądz wypowiedział imię Babinicz, gwar ludzki zmienił się w szmer fali… Wszyscy byli zdziwieni, że owym odważnym rycerzem, pogromcą Szwedów, zbawcą Wołmontowicz i zwycięzcą w tylu bitwach był Kmicic. Szum wzmagał się coraz bardziej, a tłumy przesuwały się coraz bliżej pod ołtarz, by ujrzeć bohatera. Ludzie zaczęli błogosławić Andrzeja, który był bardziej do zmarłego, niż żywego podobny: „bo dusza wyszła zeń ze szczęścia i uleciała ku niebiosom”.

Po zakończeniu odczytywania słów Jana Kazimierza Aleksandra chwyciła rękę Andrzeja i, w obliczu tłumu i ołtarza, ucałowała ją, po czym wraz z miecznikiem opuściła kościół i wróciła do domu. Zebrani po wyjściu z kaplicy krzyczał: „Niech żyje Kmicic!”. Wszyscy natychmiast wsiedli na konie, bryczki i wozy i pojechali z panem Wołodyjowskim i Zagłobą do Wodoktów w swaty do Billewiczówny. Michał już wiedział od Andrzeja, że w majątku przebywała również Anusia. 
Oleńka, wróciwszy z kościoła, opowiedziała towarzyszce o przejmujących wydarzeniach, powtarzając ciągle: „To ja go nie warta!”. Gdy Anusia dowiedziała się, że Babinicz i Kmicic to jednak ta sama osoba, przeniosła swe uczucia na pana Wołodyjowskiego. 
Cała Upita przyjechała do Wodoktów. Mnóstwo ludzi tłoczyło się w bramie, z radości zrzucając czapki z głów. Gdy Oleńka wyszła na ganek, tłum się rozstąpił, a środkiem przeszedł Kmicic, za nim Wołodyjowski i Zagłoba. Andrzej stanął przed ukochaną, a ona klęknęła, mówiąc: „Jędruś, ran twoich nie godnam całować!”. Wówczas mężczyzna porwał ją i przycisnął do piersi. Miecznik wyprawił ucztę dla wszystkich zebranych. Wodokty na ten dzień zamieniły się w obóz: „Przez cały dzień rżnięto z rozkazu miecznika barany i woły, wykopywano z ziemi beczki miodu i piwa. Wieczorem zasiedli wszyscy do uczty, starsi i znamienitsi w komnatach, młodsi w czeladnej, prostactwo również weseliło się przy ogniskach na podwórzu”. 
Po ślubie Andrzej ponownie ruszył na wojnę, a potem na stałe osiadł z żoną w Wodoktach. Został starostą upickim i żył otoczony szacunkiem, słuchając Oleńki przy podejmowaniu każdej ważniejszej decyzji.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
PAN WOŁODYJOWSKI, Filologia polska, Młoda Polska
Sienkiewicz - Pan Wołodyjowski, Filologia Polska, Pozytywizm
Streszczenie Pan Wołodyjowski, FILOLOGIA, Filologia polska, Hist. lit. pol, Pozytywizm
PROZA NA EMIGRACJI - Dolina Issy Miłosza i Matuga Idzie Pan~1, Filologia polska, III rok
MP Poezja Młodej Polski, Filologia polska, polonistyka, rok III, Młoda Polska
Aleksanderr Świętochowski Dumania pesymisty, Filologia polska, Młoda Polska
szczeście frania, Filologia polska UWM, Młoda Polska
M. Bałucki - Dom otwarty KOMEDIA, Filologia polska, Młoda Polska
Młoda Polska czyli Modernizm, Filologia polska, polonistyka, rok III, Młoda Polska
Adam Mickiewicz - Pan Tadeusz (opracowanie Kazimierza Wyki), FILOLOGIA POLSKA - UMCS-, II ROK, Roman
Zagadnienia z Młodej Polski, Filologia Polska, Młoda Polska
Noc listopadowa, FILOLOGIA POLSKA, Młoda Polska
Motywy biblijne w Idiocie, Filologia Polska, Młoda Polska
Pałuba streszczenie, FILOLOGIA POLSKA, Młoda Polska
krzak analiza, Filologia polska UWM, Młoda Polska

więcej podobnych podstron