MECHANIZMY WPŁYWU SPOŁECZNEGO
Zaangażowanie w działanie
Pewnego pięknego dnia Puchatek, miś o bardzo małym rozumku, rozpoczął swoją codzienną gimnastykę, wesolutko podśpiewując. Potem przyszedł czas na małe Conieco - ulubione chwile Kubusia: sam na sam z miodkiem, mlekiem i czekoladą.
A to pech! Dzbanek był prawie pusty! Kubuś włożył więc głowę w dzbanek i zaczął wylizywać pozostałości po swoim ukochanym miodzie. Gdy był tak głęboko pochłonięty swoim umiłowanym zajęciem usłyszał bzykanie. Powiedział do siebie samego:
To bzykanie coś oznacza. Takie bzyczące bzykanie nie bzyka bez powodu. Jeżeli słyszę bzykanie, to znaczy, że ktoś bzyka, a jedyny powód bzykania, jaki ja znam, to ten, że jest się pszczołą.
Potem znów pomyślał dłuższą chwilę i powiedział:
A jedyny powód robienia miodu to ten, żebym ja go jadł.
I zaczął włazić na drzewo. Właził, właził coraz wyżej, coraz wyżej, coraz wyżej, a gdy wreszcie wlazł na górę prawie do połowy drzewa, zaśpiewał sobie piosenkę-mruczankę. Już, już dobrał się prawie do miodu, gdy naraz... Trach!
Ratunku! - zawołał Puchatek zlatując na niższą gałąź. Spadał w dół, fikając koziołki - A wszystko to moim zdaniem, przez to, że zanadto lubię miód! - zawołał padając z wdziękiem na krzaki jałowca.
Miś wylazł z zarośli, wyjął kolące igły i znów zaczął rozmyślać, jak tu się dobrać do miodu. Pierwszą osobą, o jakiej pomyślał był Krzyś. Kubuś Puchatek poszedł więc do swego przyjaciela Krzysia, który mieszkał za zielonymi drzewami, na drugim końcu Stumilowego Lasu.
Czy szukasz czegoś Puchatku ? - zapytał Krzyś.
Tak, idąc do ciebie, tak sobie mówiłem: „Ciekaw jestem, czy Krzyś ma coś w rodzaju balonika?
A na co ci balonik? - zapytał Krzyś.
Kubuś Puchatek rozejrzał się dokoła, czy nikt nie słucha, położył łapkę na pyszczku i powiedział ledwo dosłyszalnym szeptem:
Miód ...
Ale co ma balonik do miodu?
Ma - odparł Puchatek - dużo! Uniesie mnie w górę, tak jak wiatr w chmurę!
Kubuś poszedł więc z Krzysiem w jedno bardzo błotniste miejsce, które znał, zaczął się w nim okropnie tarzać i tarzać, aż zrobił się całkiem czarny; i potem wziął w obydwie łapki sznurek, uwiesił się na nim i z wdziękiem uleciał w powietrze. I bardzo szybko znalazł się na wysokości drzewa, całkiem bliziutko nieba.
Postaram się wyglądać, jak mała ciemna chmurka - to powinno zmylić pszczoły - powiedział miś.
Po krótkiej chwili znów zawołał z góry:
Krzysiu, zdaje mi się, że pszczoły coś zwąchały....
A co takiego?
Nie wiem, ale mam wrażenie, że one się czegoś domyślają ...
Może myślą, że chcesz się dobrać do ich miodu?
Może ... Z pszczołami nigdy nic nie wiadomo...
Na chwilę zapadło milczenie, po czym Kubuś Puchatek zawołał z góry:
Krzysiu, czy mógłbyś otworzyć parasol i przechadzać się z nim tam i z powrotem, mówiąc: ”Aj-aj-aj - zanosi się na deszcz”... Myślę, że to będzie świetny sposób na pszczoły.
Pszczoły bzykały podejrzliwie, jak to one mają w zwyczaju. Wyleciały z gniazda i zaczęły unosić się dokoła Chmurki.
Krzysiu, ratunku! - wrzasnęła Chmurka - Myślę i myślę, i teraz już wiem na pewno, że to jest bardzo zły gatunek pszczół. I zdaje mi się, że ja chyba zejdę na dół...
Wypuścił sznurek z łapki i zleciał na ziemię.
Chodź, uciekajmy szybko! - zawołał Krzyś.
Wskoczyli więc do błotnistej kałuży uciekając przed rozwścieczonym rojem pszczół. Puchatek nie należał jednak do misiów, które łatwo się poddają. Jak raz zaczął myśleć o miodzie to nie mógł przestać ...
I zaczął zastanawiać się, który z jego przyjaciół może mieć miód ...
Królik! Lubię Królika, bo on bardzo rozsądnie mówi np. ”Może coś zjesz! Albo: Poczęstuj się Puchatku...
Poszedł więc sobie Puchatek rozmyślając o „Wielkim Łasowaniu”, aż zaszedł na piaszczysty wzgórek , gdzie była wielka nora Królika i gdzie mógłby sobie przekąsić małe Conieco.
Zaangażowanie w działanie
Podjęcie jakiegoś działania, a nawet samo przygotowanie się do niego, inicjuje szereg procesów sprawiających, że działanie wykonujemy czy kontynuujemy pomimo poważnych kosztów, na jakie nas to naraża
(Wojciszke, 2002).
Zjawisko zaangażowania w działanie - kiedy człowiek zacznie coś robić/wyobrażać to sobie - wówczas większa jest szansa, że to zrobi (początkowe zaangażowanie).
W USA na uniwersytetach - bractwa, wspólnoty z obrzędami inicjacyjnymi. Dlaczego nadal trwają? Przejście tego wymaga uzasadnienia własnego wysiłku - wzrasta atrakcyjność tych bractw. Jeżeli zainwestujemy w działanie własny czas, pieniądze itp. Wówczas wycofanie się z tego spowoduje, iż tracimy to, co zainwestowaliśmy. Jedynym sposobem żeby odzyskać zainwestowane dobra jest kontynuowanie tego działania ( pułapka własnych inwestycji, np. hazard, małżeństwo).
„Łatwiej jest powiedzieć „nie” na początku, niż na końcu”
Leonardo da Vinci
Słowa, które wyrzekł słynny malarz, zawierają w sobie niezmiernie głęboką treść, gdyż w dziedzinie, jaką jest wpływ społeczny zaskarbienie sobie początkowego zaangażowania jest pierwszym krokiem do osiągnięcia sukcesu.
Jak pisze Cialdini (2002): „Aby rozpoznać i oprzeć się niepożądanemu wpływowi dążenia do zgodności w naszym postępowaniu, wsłuchiwać się powinniśmy w sygnały płynące z dwóch miejsc: z własnego żołądka i z głębi naszej duszy”.
I właśnie chyba sygnały płynące z „głębi żołądka” doprowadziły misia o niezwykle małym rozumku do tak ogromnego zaangażowania w działanie. Miód! Jakże słodkie słowo dla misia ze Stumilowego Lasu i jeszcze bardziej słodki smak miodowego płynu, skłoniły Kubusia do szybkiego (oczywiście w miarę „puchatkowych możliwości”), podążania za pszczołą do miejsca, w którym rosło miododajne drzewo.
Zapału misia nie ostudził nawet ciężki upadek w kłujące krzaki jałowca, gdyż Puchatek już zdecydował, iż musi, bez względu nawet na koszty - po prostu musi zdobyć chociaż odrobinę swojego ulubionego małego Conieco, nawet gdyby przyszło mu zrobić „nie wiadomo co...”, a wszystko to przez to, że jak sam powiedział „tak bardzo lubił miód”. Koszty jednak były bardzo, bardzo bolesne... Kubuś jeszcze wyciągając kłujące igiełki już rozmyślał, co by tu można ewentualnie zrobić, by wreszcie dobrać się do miodu...
I oczywiście wymyślił: w swoje ogromne przedsięwzięcie zaangażował również Krzysia. Najpierw jednak wytarzał się w najbardziej błotnistej kałuży, jaką znał a z pewnością tarzanie się w błocie nie należało do ulubionych zajęć misiów, a potem za pomocą balonika uniósł się wysoko w powietrze, całkiem bliziutko nieba.
Niestety nawet „chmurkowe” przebranie zawiodło... Kubuś jednak wciąż nie zamierzał rezygnować ze swoich planów, zbyt wiele już poświęcił, poprosił więc Krzysia, by chodząc tam i z powrotem udawał, że pada deszcz.
Atak rozwścieczonych pszczół zbliżał się nieuchronnie... Miś puścił więc, koniec sznureczka, który tak mocno ściskał w łapkach i po raz drugi, upadł na ziemię. Upadek znowu okazał się bolesny... Pszczoły nie dawały za wygraną, rzucając się w pościgu za tym, który ośmielił się wyciągnąć łapki po to, co do niego zdecydowanie nie należało. I Puchatek ponownie znalazł się w tej bardzo błotnistej kałuży, ponieważ było to chyba jedyne miejsce, do którego owady nie miały dostępu.
Kubuś jednak nie należał do misiów, ,które tak szybko się poddają, bo jak sam po wielokroć powtarzał „jak już raz zaczął myśleć o miodzie, to nie mógł przestać”. Był tak bardzo zaangażowany, że żadne, nawet największe przeszkody, jakie mogłyby stanąć mu na drodze, nie były nie do pokonania. Chociaż koszty były bardzo bolesne (co miś zresztą odczuł przede wszystkim na własnej skórze...), Kubuś i tak, i tak, nie przestał rozmyślać, co by tu znowu zrobić aby doprowadzić swój słodki zamysł do końca. Zastanawiał się więc dalej, który z jego przyjaciół mógłby go poczęstować małym Conieco i skierował swoje kroki ku norce Królika, gdzie po raz kolejny stał się ofiarą własnego łakomstwa i utknął w okrągłym wejściu do domku przyjaciela...
Kubuś Puchatek, niezwykle barwna i ożywiona postać, której cel życiowy ukierunkowany był na zdobywanie życiodajnego miodu (życiodajnego tylko w wypadku misiów ze Stumilowego Lasu, oczywiście...), tak wiele już poświęcił sił i środków, iż po prostu nie mógł dać za wygraną i wciąż konsekwentnie dążył do zdobycia małego Conieco...
Posłuszeństwo autorytetom
Dziś zebranie protestacyjne! - zarządził Królik i postawił drewnianą tabliczkę przed wejściem do swojej norki.
Cisza! Proszę o ciszę! - zawołał Królik, uderzając energicznie niczym sędzia młotkiem, łyżką w stół i usadowił Puchatka i Prosiaczka naprzeciwko siebie.
Słowem - powiedział Królik zaczynając swoje wywody - Tygrys stał się ostatnio tak rozbrykany, że czas mu dać nauczkę. Choć bardzo go lubimy, musimy przyznać, że za bardzo bryka! - dokończył stanowczo Królik.
Przepraszam, Króliku...- spytał cichutko Prosiaczek, podnosząc łapkę do góry - a może znajdzie się jakiś pomysł, żeby go odbrykać? To chyba bardzo dobra myśl - dodał nieśmiało.
No właśnie, to bardzo dobra myśl, i mnie się tak zdaje! - rzekł z nieukrywanym zadowoleniem Królik - A co ty na to Puchatku?
Miś jednak nie słuchał, pochrapywał tylko cichutko, zatopiony w miękkim foteliku. Królik spojrzał na niego, z dezaprobatą marszcząc nos, złożył łapki na krzyż i zaczął nerwowo bębnić palcami.
Puchatku ... nie słuchałeś tego, co mówił królik?! - spytał z wyrzutem Prosiaczek.
Słuchałem .... tylko miałem trochę puchu w uchu i nie dosłyszałem. Czy mógłbyś to jeszcze raz powtórzyć, Króliku? - spytał ziewający miś.
Królik nie miał nigdy nic przeciwko powtórzeniu czegoś jeszcze raz, więc spytał, od czego ma zacząć. A gdy Puchatek powiedział, że od tego miejsca, kiedy puch wszedł mu do ucha, a Królik spytał, kiedy to się stało, a miś powiedział, że nie wie, bo dobrze nie słyszał. Prosiaczek rozstrzygnął sprawę, mówiąc że chodzi po prostu o wynalezienie jakiegoś sposobu, żeby ukrócić brykaninę Tygryska.
Mamy sposób na Tygrysa - powiedział Królik tonem nie znoszącym sprzeciwu, przechadzając się i gestykulując niczym oskarżyciel na rozprawie - zabierzemy Tygrysa jutro na wyprawę, tam, gdzie nigdy nie był i zgubimy go.
Jak to? - spytał ze zdziwieniem Prosiaczek.
No, a pojutrze znajdziemy go, ale będzie to już zupełnie inny Tygrys, grzeczny, miły Tygrys. Taki, że go do rany przyłóż, Tygrys. I nie będzie brykał, no a o to chodzi! - rzekł Królik, uderzając pięścią w stół - Głosujmy! - zawołał i sam podniósł łapkę do góry - Kto jest za?
Ja! - zawołał prosiaczek - Puchatku, Puchatku! - trącił śpiącego misia łapką.
Jestem ... powiedział zaspany miś.
Doskonale, doskonale! Jednogłośnie! - zawołał podekscytowany Królik. Prosiaczek przyklasnął małymi, różowymi łapkami a miś pochrapywał dalej.
Królik postanowił więc, że wyruszą następnego dnia rankiem do miejsca, którego nie znał Tygrys, aby zostawić i zgubić w lesie przyjaciela.
Jak to się dzieje, że ludzie są tak posłuszni autorytetom w różnych czasach, niezależnie od systemów?
W gazecie - propozycja badania nad pamięcią, za opłatą. Podzielono badane osoby na dwie grupy: nauczycieli i uczniów (ci ostatni byli wynajętymi aktorami). Uczniowie uczyli się, a nauczyciele mieli obowiązek karania ich za złe odpowiedzi (prądem elektrycznym). Każdy nauczyciel miał skrzynkę z zaznaczonymi różnymi wartościami voltów od 15 v do 400 v. Namawiano nauczyciela do serwowania coraz silniejszych dawek v. Nauczyciele nie chcieli, lecz w końcu ulegali; 65% nauczycieli doszło do końca skali!
Zauważono między innymi, iż uległość jest tym większa, im bardziej rośnie autorytet badacza, nawet wówczas, gdy autorytet nie ma władzy nad nimi.
MAMY ZAKORZENIONE POCZUCIE OBOWIĄZKU ULEGANIA AUTORYTETOM!
Druga część badania, w której w pewnym momencie badacz nakazywał zaprzestanie wstrząsów, choć uczeń deklarował, iż może wytrzymać znacznie silniejsze. Rezultat: 100% uczniów całkowicie zaprzestało aplikowania wstrząsów!
AUTORYTET:
Czynnik automatycznie wywołujący uległość.
Wpływ socjalizacji (przez całe życie nauczani jesteśmy uległości autorytetom).
Oznaki autorytetu:
Ludzie ulegają nawet jednej oznace autorytetu, np. uniform (eksp. - 40 % wykonało prośbę cywila, 92% osób w uniformie)
Inny pozór autorytetu to tytuły (eksp. Na uniwersytecie w Australii przedstawiono gościa z Oxfordu - raz jako studenta, raz jako doktora; pytano zebranych jakiego wzrostu był Anglik; w zależności od tytułu - im wyższy tytuł, tym większy przypisywano wzrost).
Wzrost ( na 23 wybory prezydenckie - 20 razy wygrał kandydat wyższy).
Osoba jest lepiej oceniana, im lepszy ma samochód.
Są ludzie, którym wystarczy tylko przekroczyć próg pokoju, by znaleźć się od razu w centrum zainteresowania. Być może to kwestia osobowości, psychicznego oddziaływania na otoczenie. Są również ludzie, którzy, wystarczy, gdy tylko wypowiedzą jedno słowo, a spełniamy ich prośbę bez najmniejszego nawet szemrania. Nie ulega wątpliwości, iż otoczenie ma ogromną siłę oddziaływania: od najwcześniejszych już lat naszego życia członkowie naszych rodzin, a później również nauczyciele, policjanci czy szefowie stają się dla nas autorytetem, któremu jesteśmy niejednokrotnie całkowicie podporządkowani.
Co więc sprawia, że niektórzy ludzie mają znacznie większy wpływ na swe otoczenie, że nie sposób nie dostrzec ich obecności, a tym bardziej lekceważyć wydawanych poleceń?
Dlaczego Królikowi udało się skłonić dwóch mieszkańców Stumilowego Lasu: Puchatka, misia o bardzo małym rozumku oraz malutkiego Prosiaczka, do zdrady przyjaciela?
Trochę światła w tej kwestii mogą wnieść szeroko opisywane badania Stanleya Milgrama nad posłuszeństwem wobec autorytetu. W eksperymencie tym ukazano, iż większość badanych osób zadawała wbrew własnej woli zagrażające zdrowiu wstrząsy elektryczne niewinnej ofierze, tylko i wyłącznie dlatego, że takie polecenie padło z ust osoby stanowiącej w danej sytuacji autorytet - naukowca uniwersytetu Yale.
W życiu codziennym niezwykle często można dostrzec jak bardzo jesteśmy posłuszni i ulegli, nawet wówczas, gdy w grę wchodzi tak prozaiczny czynnik, jak ton głosu. I właśnie sposób mówienia - „publicznej mowy” jednego z głównych bohaterów pełnometrażowego filmu - Królika, mógł wywrzeć istotny wpływ na postępowanie dwójki przyjaciół. Okrzyki: „Cisza! Cisza!”, które niczym srogi sędzia, wydawał z siebie Królik, stukając energicznie łyżką o blat stołu, odpowiednia „aura” sali sądowej, jak i insygnia władzy: łyżka w łapce „sędziego i oskarżyciela” w jednej osobie, doskonale spełniały swoją funkcję, podkreślając wagę zajmowanej pozycji. Stojąca postawa Królika, w przeciwieństwie do osadzonych nisko pozostałych zwierzątek oraz sposób poruszania się ze skrzyżowanymi na piersiach łapkami, aż do złudzenia przypominają rzeczywisty obraz rozprawy sądowej.
Malutki Prosiaczek i wiecznie mający ochotę na małe Conieco, miś, niczym sędziowie ławy przysięgłych, zgodnie z założeniem Królika-Oskarżyciela, w publicznym głosowaniu na znak aprobaty podnieśli łapki w górę.
To oczywiście jasne, że autorytety (również i sędziego) wywierają znaczący wpływ na sposób postępowania innych osób. Ale czy i tak było w tym wypadku? Przyjmując założenie, iż autorytet jest osobą wszechwiedzącą w danej sprawie, całkowite posłuszeństwo wobec niego nie ulega ani krzty wątpliwości - jest to po prostu jak najbardziej rozsądne. Jak jednak sprawa mogłaby się przedstawiać, gdyby w grę wchodziły jeszcze inne czynniki?
Tak prawdę mówiąc, dla biorącego udziału w głosowaniu misia Puchatka, oznaki władzy oraz wywody Królika nie miały najmniejszego nawet znaczenia. Podczas całej, trwającej jakiś czas rozprawy, Kubuś pochrapywał cichutko zatopiony w miękkim foteliku, i mówiąc: Jestem” w decydującym momencie głosowania z pewnością miał na myśli zupełnie coś innego ... A poza tym dla misia o tak małym rozumku, którykolwiek z mieszkańców lasu mógłby nim pokierować, gdyby tylko ofiarował mu garnek jego ulubionego, słodziutkiego miodku ...
I jest jeszcze jedno zwierzątko, którego postawę warto byłoby bliżej zanalizować. Chodzi niewątpliwie o wiecznie zalęknionego, małego Prosiaczka, który w głosowaniu również poparł decyzję Królika. Małe, bezbronne, różowe zwierzątko, wciśnięte w jeszcze mniejszy taborecik, zafascynowane przemówieniem „niby-sędziego” odważyło się powiedzieć: „Przepraszam Króliku ...” i z entuzjazmem podnieść łapkę w górę. Niesamowite, prawda ? Temu, ciągle niepewnemu niczego, zwierzątku, udało się zabrać publicznie głos! To on przecież podsunął niezwykłą myśl jeszcze przed rozpoczęciem sedna wywodów Królika, mówiąc: „A może znajdzie się jakiś pomysł, żeby go odbrykać? To chyba bardzo dobra myśl ...?” Ten nieustannie przerażony mieszkaniec Stumilowego Lasu, któremu tak bardzo brakowało pewności siebie, odważył się na taki czyn! A więc, czy to wpływ autorytetu Sędziego-Królika, czy może raczej chęć zaistnienia jako kogoś „coś” znaczącego w świecie A.A.Milne'a, zadecydowała o dokonaniu wyboru przez Prosiaczka? Gdy brakuje nam pewności siebie, ciężko jest poradzić sobie z presją otoczenia. Wskazują na to wyniki badań. Na przykład w 1937 roku naukowiec Muzaref Sherif przeprowadził znany eksperyment: umieścił ludzi w ciemnym pokoju, pokazał im pojedynczy punkt światła, po czym zapytał, na jaką odległość ten punkt się przesunął. W rzeczywistości światło pozostawało nieruchome, było to po prostu złudzenie optyczne. Podczas zadawania pytań na osobności każdy odpowiadał inaczej. Następnie ochotnicy byli testowani grupowo i dzielili się na głos swoimi spostrzeżeniami. Jaki to przyniosło rezultat? Uczestnikom brakowało pewności siebie i kierowali się uwagami drugich. Eksperyment ten uwypukla jakże istotny fakt: osoba, której brakuje pewności siebie, łatwiej ulega wpływowi z zewnątrz. Czyż nie daje to dużo do myślenia? Przecież podobny wpływ może uwidocznić się w znacznie ważniejszych sprawach, takich jak np. wytyczanie sobie celów życiowych, a może też w takiej kwestii, jak np. zdrada przyjaciela?
To różowe zwierzątko nie poddało się przecież wpływowi grupy: to ono samo w podekscytowaniu zagłosowało, aby „odbrykać” tygryska; a poza tym, to była pierwsza tak naprawdę, myśl godna uwagi i głośnego wypowiedzenia, która przyszła Prosiaczkowi do głowy podczas zebrania protestacyjnego. Członkowie grupy ”wywierającej nacisk”: pochrapujący i ciągle nieobecny duchem Miś oraz Królik, który przecież podchwycił „niesamowicie dobrą myśl” (zresztą z nieukrywanym zadowoleniem), z pewnością nie mogli zadecydować o decyzji publicznie oznajmiającego swoje zdanie, Prosiaczka ...
Czy, więc mały Prosiaczek i pulchniutki Miś ulegli Królikowi ze względu na jego autorytet lub jego najmniejsze nawet oznaki - to pytanie pozostawię otwarte...
Konformizm
Tygrys i Maleństwo zapuścili się w głąb Stumilowego Lasu na piękny, daleki spacer w poszukiwaniu tego, co tygrysy umieją najlepiej.
A czy tygrysy łażą po drzewach? - spytało Maleństwo, zatrzymując się pod najwyższą sosną i spoglądając na nią w górę.
O! Łażenie po drzewach to jest coś, co tygrysy najlepiej potrafią. I to nie tylko łażą a wbrykują! - powiedział Tygrys i razem zaczęli wspinać się w górę.
Co ci jest Tygrysie? - spytało Maleństwo po chwili.
Mam zawroty głowy od tych pięknych widoków - powiedział Tygrys, utknąwszy na czubku wysokiego drzewa - Niech mi ktoś pomoże, zawołajcie Krzysia! - zawołał.
No i zaraz Krzyś, i wszyscy dowiedzieli się, że Tygrys ma kłopoty.
Ooooo! To straszne! To okropne! - zawołała Kangurzyca.
Nieeee... To świetnie - teraz już nie może na nikogo wbryknąć - powiedział niezwykle uradowany Królik.
No trudno... Jakoś go stamtąd ściągniemy! -zawołał Krzyś.
Cooo? Coooo? Czy to konieczne?! - zawołał przerażonym głosem Królik.
Szybko, Tygrysie, skacz! - zawołało radośnie Maleństwo.
Coo? Tygrysy brykają - nie skaczą - odpowiedział z przekąsem Tygrys.
No to zbryknij - zawołał Kubuś.
To zsuń się po pniu!
Nie ... tygrysy nie mogą się zsuwać po pniu, bo ... bo ogony wchodzą im w drogę - powiedział przestraszony Tygrys.
Hurraaa !!! - zawołał uradowany Królik - To załatwione! Skoro nie skoczy, to nie może zleźć i będzie musiał zostać tam na zawsze!
Na zawsze??? - spytał teraz już naprawdę przerażony Tygrys - Jeśli uda mi się z tego wyjść to już nigdy, przyrzekam, już nigdy nie będę brykać!
On przyrzekł!!! Słyszeliście??? Dał słowo, dał słowo! - krzyczał uradowany Królik - Słyszałeś, Puchatku, prawda?
Coś gruchnęło, coś trzasło i Tygrys zwalił się na ziemię.
Kochana stara ziemia! - powiedział Tygrys tarzając się w śniegu - Z radości chce mi się brykać!
Aa aa...... obiecałeś, obiecałeś...- wtrącił szybko Królik.
To prawda - rzekł Tygrys smutnym głosem - To znaczy, że nigdy... że nigdy nie będę mógł brykać?
Nigdy!!! - zawołał stanowczo Królik.
Nigdy?! - Już nigdy nie będę mógł ani tyci tyci bryknąć??? - spytał zrozpaczony Tygrys.
Już nigdy! I to ani na centymetr! - Królik był nieugięty.
Tygrys odszedł więc ze łzami w oczach i ze spuszczonym ogonem, mając przed oczami perspektywę życia pozbawionego jego ulubionego zajęcia, jakim było brykanie.
Ooooo.... biedny Tygrys... Ach, jest taki nieszczęśliwy - powiedziała Kangurzyca.
Krzysiu... wiesz.... wolałem tego rozbrykanego Tygryska - powiedziało Maleństwo, ciągnąc za koniec kurteczki Krzysia.
Ja też... - powiedział Krzyś.
I ja też .... - cichutko powiedział Prosiaczek.
Wszyscy woleli - A ty nie, Króliku??? - zapytała Kangurzyca.
Eee.... ja...... - zająknął się Królik.
No, powiedz! - naciskał Krzyś.
Eee.....ja... to znaczy, wolałbym.....
Coo?! - zapytał z nadzieją Puchatek.
Ja... no... to ja chyba też wolałem dawnego Tygrysa ....- w końcu wydusił z siebie Królik, dając tym samym przyzwolenie na powrót brykającego Tygryska.
Konformizm
Dostosowywanie przez ludzi swoich postaw, przekonań i zachowania do norm społecznych przyjętych w grupie. Zwykle proces dostosowywania jest spontaniczny i mimowolny. Nawet wtedy, gdy mówimy o nacisku wywieranym przez grupę na jednostkę, nie oznacza to presji innej niż ta, która wynika jedynie z faktu, że członkowie grupy nie ukrywają przed sobą swoich postaw, opinii, norm.
Każdy z nas odczuwa wrodzoną potrzebę bycia akceptowanym przez otoczenie. Nikt nie chce być nie lubiany ani odtrącony. Dlatego też w mniejszym lub większym stopniu jesteśmy podatni na wpływ innych.
Otoczenie wywiera na nas swego rodzaju nacisk tak, iż świadomie lub całkiem bezwiednie dostosowujemy się do sposobu myślenia bądź postępowania przyjaciół, kolegów, współpracowników czy sąsiadów. Wzmianki o wpływie otoczenia zazwyczaj wywołują negatywne odczucia, a nazwanie kogoś konformistą mogłoby być dla niektórych równoznaczne niemalże z użyciem przykrego epitetu.
Czy przypadkiem wpływ drugich nie jest silniejszy, niż to nam z początku mogło się wydawać? Niech za przykład posłuży Królik-Konformista, na którego w niezwykle interesujący sposób zdołało wpłynąć kilkoro przyjaciół ze Stumilowego Lasu. Presja otoczenia była tak silna i skuteczna, iż już nawet sam Królik przestał ją odbierać jako oddziaływanie z zewnątrz: po prostu zaczął myśleć, że to, iż Tygrys, którego brykania tak bardzo nie cierpiał, mógł znowu zacząć brykać!
No cóż... wpływ osób, z którymi się stykamy, bywa tak trudno uchwytny, a czasami wręcz przestajemy go zauważać Gdy jesteśmy nad morzem, masy powietrza nad naszymi głowami wywierają na nas ciśnienie około jednego kilograma-siły na centymetr kwadratowy. Ale chociaż podlegamy temu naciskowi przez całe życie, w ogóle o tym nie myślimy. Dlaczego? Bo jesteśmy do niego przyzwyczajeni. Oczywiście ciśnienie atmosferyczne na ogół nie wyrządza nikomu szkody. Natomiast presja niepostrzeżenie wywierana przez ludzi może stopniowo nas zmieniać, tak jak wpłynęła na decyzję nieugiętego z pozoru Królika.
Cóż, Królikowi chyba zależało na akceptacji i uznaniu. Zapewne zresztą, jak większości z nas... Jest to zupełnie naturalne pragnienie, jak widać nieobce również Królikowi z tajemniczego, zielonego lasu. Warto byłoby, więc się zastanowić nad interesującym eksperymentem S. Ascha. Przede wszystkim należy jednak założyć, że wszyscy uczestnicy tego doświadczenia chcieli „robić tak jak wszyscy” i odpowiadać tak jak inni. Jest to skłonność, jaką przejawiamy zazwyczaj w podobnych sytuacjach (choć niemało jest tych, którzy mówią „czarne”, kiedy słyszą jak inni mówią „białe”).
Badanego człowieka prowadzi się do grupy siedzących razem osób. Doktor Asch pokazuje wszystkim planszę z nakreśloną pionową linią oraz drugą planszę - z trzema pionowymi liniami, wyraźnie różniącymi się od siebie. Następnie pyta poszczególne osoby, która z tych trzech linii jest identyczna z pojedynczą linią. Odpowiedź jest oczywiście prosta. Z początku wszyscy odpowiadają tak samo. Ale za trzecią kolejką sytuacja się zmienia. Wciąż chodzi o dopasowanie linii i odpowiedź wciąż jest oczywista... Efekt Ascha stał się klasycznym przykładem konformizmu, bowiem tylko 25% badanych dalej stanowczo obstaje przy poprawnej odpowiedzi, pozostali odpowiadają błędnie: zgadzają się z resztą uczestników eksperymentu, wbrew temu, co sami wyraźnie widzą!
Niewątpliwie nikt nie chce się odróżniać i to aż do tego stopnia, że zdolni jesteśmy zaprzeczać faktom. Królik - twardy i nieugięty, walczący wręcz o możliwość odbrykania Tygryska, pod naciskiem kilkorga przyjaciół zmienia zdanie! Jego stanowcza postawa i pewność, co do tego, że Tygrys (z absolutną pewnością!) nie ma prawa brykać, załamuje się niczym kruchy kawałek lodu pod presją nacisku zewnętrznego.
Chyba nawet królik doszedł do wniosku, że to, czego chcą Krzyś i pozostałe zwierzątka z poszkodowanym tygryskiem na czele - nie jest aż takie złe, skoro nawet samemu można się przyłączyć do wspólnego brykania...
Stanowcze i głośne: ”Nigdy! Nigdy!” Królika stopiło się pod presją towarzyszy zabaw. Współczucie i żal dla biednego Tygryska, które okazała mu Mama-Kangurzyca, smutne spojrzenia Maleństwa, tęskny wzrok Krzysia i nadzieja w głosie głupiutkiego misia, roztopiły „lodowate serduszko” Królika.
Czy więc naciskowi otoczenia naprawdę tak łatwo się oprzeć? Jak pokazuje historia Królika i pewnie jeszcze wiele innych z naszego życia - chyba nie ...
Bibliografia:
Cialdini,R.B. (2002). Wywieranie wpływu na ludzi. Gdańsk: GWP.
Cialdini,R.B., Kenrick,D., Neuberg,S. (2002). Psychologia społeczna. Gdańsk: GWP.
Domachowski, W. (1998). Przewodnik po psychologii społecznej. Warszawa: PWN S.A.
Mika,S.(1982). Psychologia społeczna. Warszawa: PWN.
Moscovici,S. (1998). Psychologia społeczna w relacji ja- inni. Warszawa: Wydawnictwo Szkolne i Pedagogiczne.
Strelau,J. (2003). Psychologia. Podręcznik akademicki. Tom III. Jednostka w społeczeństwie i elementy psychologii stosowanej. Gdańsk: GWP.
Zimbardo,P. (1999). Psychologia i życie. Warszawa: PWN S.A.
www.stiudent.pl