Wykład 4. Problem uniwersaliów.
Różne teorie uniwersaliów są rezultatem takiej argumentacji transcendentalnej, która ma doprowadzić do teorii wyjaśniającej następujące fakty:
Rzeczy są jakieś, mają jakiś charakter (np. blaty są płaskie) - fakt charakteru rzeczy.
Słowa, które między sobą wymieniamy mają znaczenie - fakt znaczenia, porozumiewania się za pomocą słów.
W rzeczywistości nas otaczającej obowiązują pewne prawa - fakt przyczynowości.
Najbardziej podstawowy jest fakt charakteru rzeczy - gdyby rzeczy nie były jakieś fakt przyczynowości nie musiałby istnieć, zatem ten właśnie ostatni fakt pomijamy w bieżącym wykładzie.
Sceptycy starożytni natomiast podważali te fakty:
To, że rzeczy mają wspólny charakter to pozory (np. nie można powiedzieć o dwóch rzeczach, że są gładkie). Własności ogólne (uniwersalia) to pozory.
Nie ma również 2 identycznych znaczeń - znaczenie nadawane przez nadawcę jest czymś innym co odbiera odbiorca.
Argumentacja transcendentalna wychodzi jednak od konstatacji pewnych faktów i stara się je wyjaśnić.
x1, x2, x3 jest Ø ≡ słowo „Ø” denotuje x1, x2, x3
Np.: x1, x2, x3 jest zielony wtedy i tylko wtedy, gdy słowo „zielony” denotuje x1, x2, x3
Fakt charakteru rzeczy jest w pewien sposób powiązany ze znaczeniem nazwy. Nazwa denotuje obiekty.
Denotacja terminu - zbiór przedmiotów, o którym to słowo można poprawnie orzec.
Konotacja terminu - zbiór własności wspólnych przedmiotom stanowiącym jego denotację.
słowa nazwy słów
Pojawia się pytanie, czy ta równoważność zawsze zachodzi, czy nie.
Istnieje opinia, że problemem własności rzeczy, tzn. dlaczego jest tak, że pewne rzeczy mają wspólną własność, zajmują się nauki empiryczne, natomiast problemem dlaczego jakieś słowo denotuje jakieś obiekty zajmuje się językoznawstwo i logika - byłyby to wtedy dwa różne problemy.
Zwykle jednak teoria uniwersaliów chce udzielić jednej odpowiedzi na te dwa pytania.
Najprostszą odpowiedzią jest, że nie ma wspólnych własności rzeczy, tylko rzeczy traktujemy jako posiadające wspólną własność, wtedy kiedy określamy je tym samym słowem.
Mieć wspólną własność = być nazywanym tym samym słowem. Jeden dźwięk jest kojarzony z różnymi konkretami.
Tak jak nie ma własności słów, tak nie ma też znaczeń słów.
Nominalizm (kiedyś nazywane wokalizmem) - istnieją tylko dźwięki i tylko napisy, które łączone są z jakimiś przedmiotami. Być czymś to znajdować się w zakresie pewnej nazwy, uniwersalia jako wspólne cechy nie istnieją.
W różnych konkretnych płaskościach nie ma nic wspólnego, poza tym, że są nazywane płaskością - skrajny nominalizm w sporze o uniwersalia.
Być kropką, to znajdować się w zakresie stosowalności słowa „kropka”:
Czym jest w takim razie słowo, pod które podpadają te obiekty? Co to znaczy być jednym i tym samym słowem (np.: „kropka”). Słowo „kropka” będzie słowem „kropka”, jeśli będzie się znajdowało w zakresie słowa „słowo >>kropka<<” - nominalizm jest skazany na regres w nieskończoność.
Nasze odczucie zdroworozsądkowe nie zgadza się z nominalizmem tego typu. Jest to teoria tak skrajna, że nie wiadomo czy właściwie jakiś filozof ją poparł, aczkolwiek wiąże się ją z nazwiskiem Roscelin'a, średniowiecznego filozofa.
Istnieje nominalizm mówiący, że nie ma żadnych trwałych znaczeń. Argumentacja Kripkensteina (Kripke + Wittgenstein).
Słowa, którymi się posługujemy mają znaczenie - istnieją reguły wiążące te słowa z tym, do czego te słowa się odnoszą. Dzięki temu wiemy, czy używamy słowa poprawnie, czy nie (czego nie można zastosować przy denotacji). Wittgenstein proponuje użycie słowa, co do którego znaczenia nie mamy wątpliwości - „dodawanie”.
„Dodawanie“ - ten rozumie słowo „dodawanie“, kto umie dwóm liczbom przypisać trzecią (2+3=5).
Nawet jeśli mamy 2 nieznane dotąd liczby, to stosując ogólne reguły możemy je dodawać.
Aksjomaty matematyki to: x+y' = (x+y)' x+0 = 0
Dodawanie jest dookreślone przez aksjomaty. Jednak aksjomaty tez musza zostać dookreślone - każda reguła by była dookreślona domaga się kolejnej reguły.
Nie ma więc stałych związków między słowami a sytuacjami wykorzystania słów, czyli nie ma reguł semantycznych, które raz na zawsze przesądzałyby o znaczeniu słów. Teoria Wittgensteina prowadzi do sceptycyzmu semantycznego, sceptycyzmu co do istnienia reguł determinujących znaczenie.
Opozycja do nominalizmu.
Porozumienie wymaga czegoś więcej niż denotacji.
Trójkąt znaczeniowy Ogdena i Richardsa (1923 r.).
Teoria nominalizmu cały fakt znaczenia tłumaczyła odnoszeniem znaków do przedmiotu odniesienia - reguła semantyczna wiąże znak z przedmiotem odniesienia, całość była tłumaczona denotacją. Argumentacja Wittgensteina i Kripke'go miała pokazać, że niemożliwe jest posługiwanie się regułą, która by wiązała w sposób zadowalający symbol z przedmiotem odniesienia.
Symbol nie odnosi się nigdy do przedmiotu odniesienia bezpośrednio, lecz za pośrednictwem myśli. Znaczenie jest zapośredniczone.
Relacja zachodząca między symbolem a myślą jest relacją rzeczywistą. Symbol wyraża myśl (poprawnie lub niepoprawnie), myśl zaś odnosi się następnie do przedmiotu odniesienia (też adekwatnie bądź nieadekwatnie), co też jest czymś realnym w świecie.
Przypomina to triadę znakową Pierce'a.
Znak odnosi się do czegoś - żeby znak był znakiem czegoś potrzebna jest interpretacja, która może być myślą związaną z przedmiotem odniesienia lub reakcją.
Różne teorie uniwersaliów tym się od siebie różnią, że co innego traktują jako to niezbędne coś, żeby znaki się odnosiły (żeby słowo „zielone” określające coś zielonego miało znaczenie). To coś, dzięki czemu interpretujemy słowa w konkretny sposób nazywamy znaczeniem tego czegoś.
Nominalizm skrajny twierdzi, że tych znaczeń nie ma (chciał całe znaczenie zredukować do podstawy trójkąta Ogdena i Richardsa).
Wszyscy nominaliści są jednak zgodni, że nie ma ogólnych własności ani znaczeń.
Generaliści mówią, że istnieją własności i znaczenia ogólne.
Konceptualizm (nominalizm konceptualistyczny) twierdzi, że znaczeniem słów są pojęcia w umyśle, świadomości.
Tak, jak w nominalizmie istnieć znaczyło podpadać pod słowo, tak tu znaczy podpadać pod pojęcie.
Być pojęciem, znaczy podpadać pod pojęcie pojęcia, itd. - ten rodzaj nominalizmu też skazany jest na regres w nieskończoność.
Pojęcie - przedstawienie, wyobrażenie. Znaczeniem słowa jest wyobrażenie związane z tym słowem.
Ale dużo słów wypowiadamy bez wyobrażania sobie albo wyobrażamy sobie cos niezwiązanego z ty słowem.
Skoro przedstawienie jest znaczeniem słowa, to przedstawienie jest zawsze złożone, wymaga interpretacji. Przedstawienie nie może być więc znaczeniem słowa, bo znaczenie każdego słowa byłoby wtedy niejednoznaczne (argumentacja Wittgensteina).
Konceptualizm może traktować pojęcia jako coś innego niż przedstawienia, np. jako funkcję (każdemu argumentowi „dziecko” przyporządkowuje wartość „ojciec”).
Ale czy każdy z nas wypowiadając słowo „zieleń” ma na myśli to samo pojęcie? Jeśli tak, tzn., że istnieje wiele rodzajów zieleni, ale w naszych głowach jest to samo jej pojęcie, a zatem istnieją własności ogólne - to co wspólne w naszych głowach. Konceptualizm ten prowadzi do wniosku, że nie ma porozumiewania się.
Co to jest x? - kiedy to pytanie ma sens.
Różne typy aktów mowy:
Pytania.
Twierdzenia.
Rozkazy.
Ostrzeżenia.
Teoria aktów mowy wyróżnia w akcie mowy 3 aspekty - akt mowy jest:
Aktem lokucyjnym - posiada znaczenie (akt znaczący), składające się z sensu (wewnątrzjęzykowe znaczenie zdania - odbiorca rozumie zdanie, nie znając jego kontekstu, ponieważ zna słowa, gramatykę, itd.) oraz odniesienia (znane, jeśli wie się coś więcej) - regulują go konwencje, reguły języka i reguły odnoszenia się, na mocy których powstaje znaczenie. Rezultatem aktu lokucyjnego jest znaczenie.
Aktem illokucyjnym - za pomocą tego samego zdania można stwierdzić, rozkazać, zapytać, itd. (dokonując tego samego aktu lokucyjnego można dokonać różnych aktów illokucyjnych). Rezultatem aktu illokucyjnego jest (illokucyjna) siła działania - jest ona również konwencjonalna.
Aktem perlokucyjnym - akt mowy jako akt perlokucyjny ma skutek (naturalny, nie konwencjonalny), np. mówiąc coś, można przestraszyć, znudzić, rozśmieszyć, itp.
Jako lokucyjny akt mowy pytanie ma sens, kiedy ma znaczenie (zadając pytanie musimy znać znaczenie zdania, które wypowiadamy i pytany też musi rozumieć to znaczenie).
Jako illokucyjny akt mowy pytanie ma sens, kiedy jest sens zadawania tego pytania, tzn. kiedy pytający nie zna odpowiedzi lub kiedy pytający wie, że pytany zna odpowiedź.
Musi być jednak spełniony warunek lokucji pytania, tzn. i pytający i pytany muszą rozumieć sens zdania. Znać sens zdania to jednak znać wszystkie wyrazy w pytaniu. Nie ma sensu w takim razie pytać (pytający zna wszystkie wyrazy w zdaniu, rozumie więc co to jest x, czyli zna odpowiedź) - nie ma spełnionego warunku illokucji.
Nominalizm i konceptualizm nie umieją rozwiązać tego problemu.
Realizm w sporze o uniwersalia.
Nominalizm mówił o konkretach, realizm natomiast mówi, że istnieją własności, idee, byty, rzeczy ogólne.
Skrajny realizm mówi nawet, że istnieją własności ogólne, niezależnie, od tego czy istnieją ich egzemplifikacje.
Skrajnym realistą w sporze o uniwersalia jest Platon. Platon powiedziałby, że pytanie jest tylko bodźcem do przypomnienia idei wrodzonych.
Realizm powstał, by rozwiązać problem stosunku jedności do wielości (jak to się dzieje, że np. ten stół i tamten stół są stołami - wiele różnych rzeczy jest tym samym).
Armstrong - twórca jednej z teorii uniwersaliów, w której również pojawia się powyższy problem.
W doświadczeniu nie ma tego jednego czegoś. Starożytni chcieli zatem mierzyć zjawiska rzeczywistości (co jest miarą drzewa?), a by wszystko właściwie określać.
Człowiek jest miarą wszechrzeczy - pogląd nominalistyczny (Protagoras) - to człowiek decyduje jakim pojęciem będzie obejmował takie, a takie przedmioty. Sofiści, którzy byli nominalistami, zgadzali się z tym, że każdy może mieć inne pojęcie (inaczej pojmować np. krzesło) - to wynika z konceptualizmu. Ale konceptualizm prowadzi do relatywizmu (każdy ma swoją prawdę). Sofiści stawiali sobie więc pytanie: jak te prawdy opisać? (ten problem „pozostawiamy nominalistom”).
Św. Augustyn, który był platonistą, powiedział, że Bóg jest miarą wszechrzeczy. Nie ma tej miary w świecie doświadczalnym, nie ma też tej miary w myślach, ale faktem jest, że mierzymy rzeczy, zatem musi być trzeci świat - idee są treścią boskiego umysłu. Za tą teorią przemawia m.in. to, że potrafimy mówić o rzeczach, których nie ma w naszej rzeczywistości (np. prędkość większa niż prędkość światła) - mówimy więc o rzeczach idealnych.
Musimy odróżniać własności i predykaty: jesteśmy skłonni uznawać za własność wszystko, co można orzec o jakimś „x” (własnością jest to, co można orzekać), czyli jeśli istnieje jakiś predykat, jakieś określenie, to mówimy, że istnieje własność, to, co się określa. Realizm w sporze o uniwersalia utożsamia określenia z własnościami (tak się wydaje).
Istnieją własności w świecie idealnym, ich określeń nie ma. [Nie mylmy określeń (predykatów) z własnościami, istnieją predykaty (określenia), którym nie odpowiadają żadne własności.(niewyraźna wypowiedź na kasecie)]. Predykat jest określeniem czy jest własność czy jej nie ma (spokojna Małgosia i gwałtowny Jasiu - obydwu dotyczy jedna własność: określenia alternatywne).
Wracając: istnieją własności, których nie mają przedmioty naszego doświadczenia. Nominalista się z tym nie zgodzi, powie: to nie są własności, to są tylko określenia, których „x” jest miarą. Realista odpowie na to, że w fizyce i matematyce używamy modeli idealnych, istnieje więc świat idealny. Nominalista z kolei odpowie, że powoduje to tylko nasz sposób mówienia.
Kolejny argument realizmu w sporze o uniwersalia: istnieją przedmioty matematyczne, które o czymś mówią, czegoś dowodzą. Matematyka jest zatem nauką o bytach idealnych, bo tylko one mogą w pełni realizować aksjomaty (np. nie da się narysować idealnego trójkąta). Intuicjoniści (Brauer) mówią, że przedmiot matematyczny to to, co matematyka potrafi skonstruować, nie ma zewnętrznego świata matematycznego.
Widzimy relacje między przedmiotami, np. kreda jest na prawo od rzutnika. Argument Russell'a: fakt relacyjny da się rozłożyć na elementy relacji i relację. Elementy relacyjne mogą być zamienne. Jak w takim razie odróżnić konkrety - jedne elementy relacyjne od drugich? Relacje i własności są ogólne, nie widać ich (czyli chyba znowu idee).
Słabość skrajnego realizmu: nie wiadomo jaka musi być relacja między konkretem a jego ideą, co to znaczy podpadać po ideę. Konkrety upodabniają się do idei, ale co to znaczy? (Armstrong - uniwersalista - tego nie rozumiał). Platon mówił, że konkrety, które widzimy partycypują w idei, ale partycypować ≠ być w relacji.
Z godnie z teorią Platona człowieka-konkret i człowieka-ideę nazywamy człowiekiem, bo obaj podpadają pod ideę człowieka. W związku z tym musi istnieć trzeci obiekt, żeby taka relacja mogła istnieć. Zgodnie z tą teorią trzeba by jednak do trzeciego „człowieka” dopisać kolejnego, następnie kolejnego, itd.
Problem ten został już uwyraźniony przez Arystotelesa, wg którego istnieją substancje, złożone z materii i formy (nie ma luźnych form). Tłumaczono to w ten sposób, że cechy ogólne, uniwersalia są rzeczą. Jest jedna i ta sama rzecz w zwierzęciu i w człowieku. To się nie zgadza z doświadczeniem, my tej własności w rzeczach nie widzimy. Dlatego Arystoteles nie był do końca pewien tej teorii - on, a zwłaszcza św. Tomasz z Akwinu, mówili o stopniowalności cech (patrz poprzednie wykłady).
Inne wytłumaczenie zaproponował Armstrong: uniwersalia nie są tym, co postrzegalne za pomocą zmysłów, własności ogólne nie są jakościami zmysłowymi, lecz fizycznymi (np. jedna i ta sama długość może występować w odniesieniu do różnych przedmiotów, jako wielokrotność). Czy możemy dokładnie zmierzyć tę długość?
Starożytni mówili, że rzeczy, których doświadczamy nie są, lecz się stają - a jeśli coś istnieje „od do”, to nie można jej „odłożyć” (czyli nie da się wyodrębnić tej długości).
Przedmioty zupełny (termin Meinong'a) - dookreślony pod każdym względem, tzn. taki, że jeśli mamy pytanie czy przedmiot ten ma jakąś cechę, czy jej nie ma to istnieje podstawa do odpowiedzi, że albo ją ma albo jej nie ma.
Armstrong mógł powiedzieć, że własności fizyczne (te mierzone) występują w świecie wiele razy tylko dzięki temu, że uznał przedmioty za przedmioty zupełne dookreślone. Nie jest to najlepsze rozwiązanie: gdyby to były przedmioty całkowicie dookreślone to za każdym razem nasze pomiary byłyby inne (wynik dookreślony do milionowych cyfr po przecinku), zatem nigdy byśmy tych przedmiotów nie znali.
(Podsumowanie) Wydaje się, że wszyscy nominaliści mówią, że znaczenie słów jest arbitralne i że rzeczą arbitralną jest to, jakie własności będziemy w świecie znajdowali. Nominaliści mówią, że słowa nie mają arbitralnej konotacji, że w ogóle nie mają stałej konotacji (każdy ma inne pojęcie). Realizm mówi, że słowa mają konotacje, mają ogólne znaczenie i dzięki temu ich użycie nie jest arbitralne.
Istnieje koncepcja, która rozwiązuje problemy obu tych teorii uniwersaliów: teoria tzw. znaczenia rodzinowego (Bamborough).
Wittgenstein mówi w uwagach, że wydaje się, że musi istnieć coś wspólnego we wszystkich sytuacjach, w których mówimy „to jest noc” (musi istnieć coś wspólnego we wszystkich sytuacjach użycia tego słowa). Nie wiemy, że istnieje coś wspólnego, ale skoro używamy tego samego słowa w różnych sytuacjach, to musi być coś wspólnego.
Teoria znaczenia rodzinowego:
T1
A B C D
T2
B C D E
T3
D E F G
T4
F G H I
T i - gra; A, B, ... - cechy gry
Wittgenstein mówi, że nie ma czegoś, co można by znaleźć we wszystkich grach - cechy wspólnej wszystkich zbiorów. Dla nominalistów wspólne by były tylko nazwy (dla każdej określenie „gra”). Wittgenstein widzi tutaj skomplikowaną siatkę nakładających się na siebie podobieństw i pokrewieństw. Między grą T1 i T2; T2 i T3 oraz T3 i T4 (łańcuch) istnieje podobieństwo indywidualne, ale pomiędzy grami T1 i T4 już podobieństwa indywidualnego nie ma - mają zupełnie inne cechy. Łączy je cecha przynależność do dziedziny gier, charakteryzującą się podobieństwem rodzinowym (nie ma podobieństwa indywidualnego, jest podobieństwo globalne).
Żeby się zabezpieczyć przed arbitralnością Wittgenstein mówił, że to zgoda społeczna musi sprawić, że dołączany jest nowy sens do rodziny znaczenia.
Platon mówił, że przedmioty partycypują w ideach. Odnosząc to do teorii znaczenia rodzinowego, sens partycypuje w całej rodzinie sensów.
Jedną z różnic między tym, co ogólne a tym, co konkretne jest, że nie ma sensu pytać ile jest np. ogólnej zieleni - pytanie „ile?” wydaje się nie mieć sensu wobec uniwersaliów. Konkretne rzeczy, które nas otaczają z kolei liczymy. Inną różnicą jest to, że konkrety da się identyfikować, a uniwersalia nie.
Tożsamość - co to znaczy być tym samym czymś?
Klasyczną odpowiedzią na to pytanie jest tzw. zasada tożsamości Leibniz'a (zasada tożsamości ścisłej):
Dla każdej własności F:
Być identycznym, tym samym czymś, to mieć wszystkie te same własności. Zasada ta mówi zatem, że być tym samym, to być nierozróżnialnym pod względem jakiejkolwiek własności.
Leibniz sformułował również zasadę nierozróżnialności, mówiącą, że to, co tożsame, jest nierozróżnialne:
Dla każdej własności F:
Jeżeli dwie rzeczy są nierozróżnialne, to z tego wynika, że są identyczne.
Czyli: być tożsamym to być nierozróżnialnym pod względem każdej własności, a skoro jakieś dwie rzeczy nie mają własności różnych, to muszą być tym samym czymś.
Rozważmy tę drugą zasadę na przykładzie wymyślonym przez Maxa Black'a: mamy 2 dokładnie identyczne kule (wszystkie własności takie same). Jeżeli powiemy o jednej kuli, że znajduje się obok drugiej, to to samo możemy powiedzieć o drugiej (że znajduje się obok pierwszej) - wydawałoby się, że mamy przykład na zasadę tożsamości tego, co nierozróżnialne - jeżeli mamy dwa obiekty nierozróżnialne, to muszą one być jednym obiektem. Jeżeli jednak wziąć pod uwagę mnie samego, to te kule będą się już od siebie różnić: o jednej pomyślałem wcześniej niż o drugiej.
Podobne rozumowanie można by zastosować odnośnie pierwszej zasady:
Przy temacie o uniwersaliach: są dwa rozumienia cechy - przez cechę można rozumieć po prostu to, co się o czymś orzeka lub możemy nie utożsamiać cechy z predykatem, mówiąc, że nie każde określenie jest cechą.
x = Jan wie, że Józef Wybicki jest autorem słów Mazurka Dąbrowskiego.
y = Jan nie wie, że carski prokurator Królestwa Kongresowego jest autorem słów do Mazurka Dąbrowskiego.
F(x) = Józef Wybicki ma cechę, że Jan wie, że on jest autorem słów Mazurka Dąbrowskiego.
F(y) = Carski prokurator Królestwa Kongresowego nie ma cechy, że Jan wie, że on jest autorem słów Mazurka Dąbrowskiego.
Józef Wybicki ma zatem cechę, której nie posiada carski prokurator Królestwa Kongresowego, zatem wg zasady tożsamości Leibniz'a Józef Wybicki nie jest tym samym, co carski prokurator Królestwa Kongresowego.
Inny przykład:
Mamy szklankę z wodą - woda stanowi zawartość szklanki (jest identyczna z tą zawartością). Czy można powiedzieć w sensie Leibniza, że woda, która jest zawarta w szklance jest tożsama z zawartością szklanki? Gdyby tak było, to jeśli coś mogę powiedzieć o tej wodzie, to mogę powiedzieć to samo o zawartości szklanki - jednak w rzeczywistości inne cechy orzekam o pierwszym, inne o drugim, zatem woda nie jest tożsama z zawartością szklanki w sensie Lebniz'a. W sensie Leibniz'a nawet biurko nie jest tożsame samo z sobą - nie posiada cały czas tych samych cech. Osłabia się więc tożsamość ścisłą do tożsamości temporalnej (w pewnym okresie czasu). W odniesieniu do świata konkretów niewiele nam to daje. Zatem kiedy mówimy o zwykłych rzeczach., zwykłych konkretach musimy zrezygnować z tożsamości w sensie Leibniz'a i mówić o tożsamości względnej. Tutaj odróżnia się 3 różne tożsamości - mówimy wtedy o tożsamości pod względem konkretnych cech (zatem nie jest obojętne jakie cechy będziemy brać pod uwagę - wtedy o tożsamości arbitralnie decydowalibyśmy my sami):
Tożsamość materiałowa - być tym samym pod względem materiału.
Tożsamość lokacyjna - zawartość szklanki 0,5 h temu była mlekiem, ale teraz jest wodą - woda zajmuje to samo miejsce, które zajmuje zawartość szklanki.
Tożsamość historyczna - część historii jednego przedmiotu jest wspólna części historii drugiego przedmiotu.
Statek był naprawiany w każdym porcie, aż każda jego część została wymieniona, a jedwabne skarpetki lorda cerowane wełną, aż nie miały ani nitki jedwabiu. Czy to ten sam statek i te same skarpetki? Na pewno nie są te same materiałowo. Nie te same lokacyjne (nie znajdowały się cały czas w tym samym miejscu) ani nie tożsame historycznie. Mówimy zatem o tożsamości strukturalnej - statek i skarpetki posiadają cały czas tę samą strukturę.
Są tacy, którzy mówią, że istotne jest, jakie cechy bierzemy pod uwagę, w nieco innym sensie niż poprzednio. Wiggins proponował rozważenie następującego przykładu: mamy drzewo - kiedy możemy powiedzieć, że to drzewo jest tym samym drzewem, jakie cechy tego drzewa są istotne, aby mówić o tym samym drzewie? Wiggins dochodzi do wniosku, że o tożsamości czegoś mówimy wtedy, kiedy mamy do czynienia z tożsamością cech istotnych. Nie wszędzie się to stosuje - nie o wszystkim można powiedzieć, że ma swoją istotę i czasem mówimy o tożsamości pewnych rzeczy, o których nie można powiedzieć, że mają istotę.
Przykład: Mamy porcje rzeczywistości (pojęcie Hirsch'a) - pomyślmy, że dzielimy salę na metry sześcienne: są to te porcje rzeczywistości - kiedy można powiedzieć, że mamy do czynienia z tą samą porcją rzeczywistości? Nie możemy powiedzieć w żadnym z dotychczas podanych „typów” tożsamości, nie ma tu bowiem żadnych konkretnych cech, poza tym, że porcja jest zlokalizowana w czasie i przestrzeni (chyba, że mówimy o tożsamości czasoprzestrzennej, wtedy można by było określić dwie porcje jako tę samą część, ale wtedy by trzeba założyć, że istnieje tylko jedna przestrzeń, itd.)
Czym są przedmioty konkretne?
Jedną z odpowiedzi na to pytanie jest wiązkowa teoria przedmiotu, mówiącej, że przedmiot konkretny to po prostu wiązka własności. W zależności od tego, czy autor wiązkowej teorii własności jest realistą czy nominalistą, będzie on inaczej rozumiał własności. Na przykład Berkeley i Hume byli nominalistami, uważali, że rzeczy, konkrety, to wiązki wrażeń, wiązki impresji. W innej koncepcji doświadczenia (prezentowanej np. przez Hegla), mówi się, że doświadczenie zaczyna się od tego, co ogólne a później dopiero to, co konkretne. Dziecko, które błędnie nazywa wchodzącego do mieszkania mężczyznę ojcem, wg pierwszego poglądu, przesiąkniętego arystotelizmem, myli się we wrażeniach - rozpoznaje jako taką samą inne wiązki; wg drugiego poglądu zaś dziecko dysponuje ogólnym pojęciem ojca, uniwersalną wiązką własności i stosuje je w danej sytuacji, a później dopiero rozwinie i zróżnicuje obiekty. Zatem pierwsza koncepcja wiązkowej teorii przedmiotu jest koncepcją przedmiotu jako wiązki konkretnych impresji, zaś druga koncepcja jest koncepcją przedmiotu jako wiązki uniwersalnej (jej zwolennikiem był np. Moore).
Wady wiązkowej teorii przedmiotu: skoro przedmiot jest wiązką wrażeń, to na czym miałaby polegać zmiana przedmiotu? Mogła by polegać albo na dodaniu jakiejś własności albo na odjęciu własności. Mamy wtedy do czynienia nie ze zmianą wrażeń, lecz ze zmianą jednej wiązki własności w drugą wiązkę własności (nie my się zmieniamy, lecz przedmiot). Zaprowadza nas do daleko od zdrowego rozsądku.
Poza tym skoro przedmiot jest wiązką własności, to na czy polegają nasze rozmowy o przedmiotach? Jeżeli wypowiadamy zdania podmiotowo-orzecznikowe typu „S jest P” to mamy własności i w podmiocie i w orzeczeniu (S - wiązka własności, P - własność). Powstaje zatem pytanie na czym polegałoby orzekanie i dlaczego pewne własności wybieralibyśmy jako te, o których orzekamy, a inne własności jako te, które są orzekane? Można powiedzieć, że wg wiązkowej teorii przedmiotu pewne własności nadają się na własności konkretów, a inne byśmy raczej o konkretach orzekali (tak się ułożyło nasze doświadczenie, sprawiła to praktyka).
Na czym miałoby polegać orzekanie? Może polegać na tym, że S ma konkretną własność, ale takie orzekanie nic nam nie mówi - w definicji przedmiotu znajduje już się ta własność. Jeżeli przypiszemy przedmiotowi własność, która nie należy do niego jako do wiązki, to przypisujemy ja fałszywie, bo ten przedmiot takiej własności nie ma. Krótko mówiąc na gruncie wiązkowej teorii przedmiotu albo mówimy coś niepotrzebnie (wypowiadamy zdania oczywiste), albo mówimy nie o tym, co trzeba - nie jesteśmy w stanie wypowiedzieć zdania informatywnego o przedmiocie.
Co wiąże wiązkę w wiązkę, czyli co stanowi, że własności wiążą się w wiązki?
Realiści i nominaliści mają różne odpowiedzi na to pytanie. Realiści mówią, że to relacje wiążą własności w taki sposób, że powstają przedmioty. Jeśli mamy więc dwie własności, to musi istnieć też coś trzeciego - relacja - co wiąże te własności w wiązkę. Ale jeśli relacja jest czymś zewnętrznym wobec własności, to musi istnieć coś, co powiąże tę relację z tymi własnościami. W związku z tym, żeby relacje wiązały musi istnieć nieskończona ilość relacji. Żeby tego uniknąć, trzeba by powiedzieć, że w całych członach relacji jest coś, co wiąże, podstawa relacji byłaby wtedy w samym elemencie relacji. Ale wtedy powstaje stosunek o stosunek między częścią elementu, która stanowi o jego odrębności i częścią elementu, która stanowi o jego relacji? Odp.: w każdej z tych części jest część odpowiedzialna za relację i część odpowiedzialna za konkrety. To z kolei regres w głąb przedmiotu.
Poglądy nominalistów:
Hume mówił, że własności w wiązkę łączy nawyk. Te powiązania są tu słabsze niż były w poprzedniej koncepcji - jutro można się „odzwyczaić”. W tej koncepcji nie doświadczamy przedmiotów w całości ani w sposób ciągły. Berkeley rozwiązał ten problem: przedmiotami nie są moje wiązki wrażeń - te, do których ja się przyzwyczaiłem - lecz przedmioty to wiązki wrażeń, które powiązał Bóg (Bóg widzi cały czas i z każdej strony, dlatego przedmiotem jest to, co On widzi).
Kłopotem wiązkowej teorii przedmiotów jest to, że nie tłumaczy zjawisk, zmian. Dlatego została zaproponowana teoria ogołoconych (nagich) przedmiotów - dopóki my opisujemy własności, opisujemy coś jako posiadające takie, a takie własności, to zawsze jest możliwe, że będzie więcej niż jeden konkret posiadający te własności. Konkret jest zatem czymś więcej niż tylko wiązką własności - czym? Nie można na to odpowiedzieć dostarczając dodatkowego opisu - byłoby to dodanie kolejnej własności. To coś dodatkowego jest czymś co się czuje, czego się doświadcza.
Inna koncepcja mówi, że konkrety różnią się lokalizacją w czasie i przestrzeni - jest to koncepcja Strauson'a. Koncepcja ta zakłada istnienie czasu i przestrzeni, zatem trzeba przyjąć również jakąś koncepcję czasu i przestrzeni. Odróżniamy dwie takie koncepcje:
Absolutna - czas i przestrzeń są absolutne, byłyby, tym, czym są, nawet gdyby nie było rzeczy pojawiających się w czasie i przestrzeni.
Relatywna (atrybutywistyczna - lepsza nazwa) - nie ma czasu ani przestrzeni niezależnych od innych rzeczy (konkretów, które spostrzegamy), tylko pojęcie czasu powstaje w rezultacie mierzenia ruchu jednych rzeczy ruchami innych rzeczy. Czyli gdyby nie było innych rzeczy, to nie byłoby czasu - czas jest atrybutem rzeczy. Jest to koncepcja artystotelesowska, dzisiaj do niej wracamy.
Mielibyśmy tu wtedy klasyczne błędne koło: o tym, co jest tym, a nie innym konkretem decyduje jego miejsce w czasie i przestrzeni, a to, czym jest czas i przestrzeń zależałoby od usytuowania konkretu - nie da się zrozumieć jednego bez zrozumienia drugiego.
Strauson zdawał sobie z tego sprawę, uważał, że zawsze kiedy próbujemy cos wyjaśnić, jedne rzeczy opierają się na innych: źle jest, kiedy takie błędne koło jest od razu widoczne.
24-11-2004
Wykład jeszcze nie spisany
8-12-2004
Spór o naturę Boga był rozumiany w średniowieczu jako spór o to, czy w odniesieniu do Boga obowiązuje teoria realistyczna, czy nominalistyczna - czy Bóg podlega regułom najmądrzejszym, bo nie może wybierać niemądrych, czy jest wolą, która arbitralnie decyduje o regułach semantycznych, logicznych, tym, co jest poprawnym dowodem matematycznym, czyli czy Bóg jest rozumem, czy wolą. Dziś ten spór toczy się w odniesieniu do człowieka, tzn. gdy dziś toczy się spór między absolutyzmem a relatywizmem, to jest to spór o to, czy człowiek podlega pewnym regułom, czy istnieją pewne uniwersalne zasady świata, rodzaje i gatunki, czy też wszystko (z rodzajami i gatunkami) jest tworem kultury. A więc to, co się mówi o Bogu, mówi się o człowieku.
Spójrzmy jak rozumiano Boga w zależności od tego, jak rozumiano siebie, w jakiej kulturze i w jakich założeniach żył człowiek.
Dowód na istnienie Boga z pierwszej przyczyny (tak, jak się go dziś przedstawia): zakłada się w nim, że pierwsza przyczyna jest przyczyną sprawczą. Dowód ten mówi, że gdzieś nastąpił moment, w którym Bóg stworzył świat. U progu tego dowodu jest konstatacja, że obecny stan świata ma swoją przyczynę, która z kolei ma swoją przyczynę itd. Nie można się cofać w nieskończoność, więc musi istnieć pierwsza przyczyna, gdzieś istnieje „pierwszy poruszyciel”, który to wszystko zapoczątkował, nadał temu pierwszy ruch.
Russell twierdził, że to pierwsze zdarzenie o tyle tylko różni się od innych, że nie zostało zaobserwowane i twierdzi, że tego pierwszego zdarzenia w ogóle nie było, formułując następujące zarzuty:
Jeśli wystąpiły takie same zdarzenia, a jedno zaobserwowano, a drugie nie, to to drugie też musiało mieć przyczynę - regres w nieskończoność. Powstaje pytanie, w jaki sposób doszło do tego zdarzenia, którego nie zaobserwowano. Nie mamy tu zatem do czynienia z wyjaśnieniem, tylko z odsunięciem tego wyjaśnienia.
Świat został stworzony dla człowieka, więc dlaczego tak mało czasu i miejsca jest w nim dla człowieka przewidzianego? Od czasów stworzenia świata do czasu teraźniejszego minęła olbrzymia ilość czasu, a ludzie żyli tylko w małym okresie (dłużej były zwierzęta, jeszcze dłużej rośliny). Bogu musiało więc zależeć bardziej na zwierzętach i na roślinach niż na człowieku.
W dowodzie tym kryje się błąd logiczny - pomieszanie porządków kwantyfikatorów. „Dla każdego zdarzenia ma istnieć jego przyczyna”, ale inaczej jest powiedzieć, że:
x jest przyczyną
x jest przyczyną
Analogicznie czym innym jest powiedzieć, że każdy ma matkę, a czym innym, że istnieje matka dla wszystkich.
Dowód ten mówi, że w którymś momencie nastąpiło zdarzenie, które zmieniło rzeczywistość. A zatem Bóg najpierw nie był stworzycielem świata, gdy stworzył świat, stał się twórcą świata. Zaszła zatem w Bogu zmiana. Jeśli była to zmiana na gorsze, to jest to niezgodne z koncepcją Boga (doskonałość), jeżeli na lepsze, tzn., że wcześniej było źle (j.w.).
Można ten problem rozwiązać: mówi się, że to my jesteśmy w czasie i to my rozważamy, co jest wcześniej, a co później, a dla Boga wszystko to jest Jego jednym Boskim „teraz” (obejmujące wszystko i poza którym nie ma nic). Inaczej czas widzimy my, inaczej Bóg. On musi widzieć właściwie, bo inaczej to my musielibyśmy być Bogami. Nasze doświadczenie świata jest zatem pozorne. Boskie „teraz” oznaczałoby także, że każdy z nas jest czymś więcej, niż widzi, że jest - widzimy tylko kawałek samych siebie, Bóg widzi całość jednocześnie. Przejście z doczesności w lepszy świat miałoby być zobaczeniem wszystkiego tak, jak Bóg, w całości.
Jeszcze jeden sposób kwestionowania tego dowodu trudno obalić, ale wymaga on dalekiego odejścia od zasady zdrowego rozsądku: Mówi się, że mamy do czynienia ze związkiem kauzalnym (przyczynowo - skutkowym). O przyczynie i skutku zakłada się, że przyczyna poprzedza skutek i jeżeli zachodzi przyczyna to zachodzi i skutek, czyli, że w przyczynie jest wystarczająco wiele rzeczywistości, żeby skutek zaszedł. Ale wtedy skutek powinien pojawić się natychmiast = gdyby przyczyna była wystarczającą przyczyną skutku, skutek powinien być natychmiastowy, a w tym dowodzie nie jest. Przyczyna nie wystarcza zatem do skutku - muszą zajść pewne dodatkowe okoliczności. Wtedy można by powiedzieć, że przyczyna + okoliczności to przyczyna wystarczająca dla skutku → regres w nieskończoność. Można zatem powiedzieć, że wszystko przyczynia się do tego, co jest. Pojęcie związku przyczynowo-skutkowego staje się więc niezrozumiałe.
Powyższy dowód niewiele ma wspólnego z oryginałem - nowożytnie przeinterpretowano dowód Arystotelesa (później wykorzystany przez Tomasza z Akwinu) na istnienie Boga - dlatego jest on niezrozumiały.
Nowożytność↔starożytność: Leibniz opowiadał się za sztukami mechanicznymi, nie wyzwolonymi.
W starożytności odróżniano episteme (wiedza), doksa i techne. Wtedy liczyła się tylko episteme. Techne za to awansowała w nowożytności do roli kryterium wartości episteme - episteme jest o tyle ważne, o ile rozwija techne.
W starożytności poznanie = kontemplacja, oglądanie - ten wie, kto widzi. W nowożytności natomiast ten wie, kto ma coś dane i umie to zrobić. Przestało się zatem liczyć oko, a zaczęła się liczyć ręka. Świat zatem także zaczęto rozumieć jako wielki mechanizm. W związku z tym pojawiły się nowe komentarze do Arystotelesa, do mechaniki Arystotelesa i nowe koncepcje Boga. Dla Platona Bóg był geodetą, w nowożytnych interpretacjach Arystotelesa był On pojmowany jako mechanik. Na gruncie takiej wizji świata, gdzie pierwszy ruch jest ruchem mechanicznym pojawiają się wspomniane zarzuty.
Na gruncie nowożytności ważniejsze jest „jak?” niż „dlaczego?”. Nowożytna wersja koncepcji Arystotelesa wyjaśnia właśnie jak powstał świat - poprzez wprawienie go w ruch. Nie jest to pytanie dlaczego powstał świat - pytanie „jak?” jest bardziej naukowe.
Heraklit stwierdził, że Bóg stworzył świat wg myśli, nie wg czasu. Jest u niego (Heraklita) logos (porównywany do ognia- nieuchwytny) i tyros (porównywany do wody - można ją poczuć). Logos to pewien porządek narzucany na odczucie (tyros), u Arystotelesa był formą, u Platona ideą. Heraklit postulował, by rozum ludzki, ten który uchwytuje logos, był rozumem powszechnym, by logos był umysłem powszechnym - mądrością wspólną. Zarzucano bowiem często starożytnym, że nie rozróżniają języka od przedmiotu, o którym się w danym języku mówi. Oni myśleli, że słowo jest słowem razem z przedmiotem, do którego się odnosi (nie tylko dźwiękiem, ale też elementem świata, do którego się to słowo odnosi). Zadanie pielęgnowania logosu należało do zbiorowości - to zbiorowość miała tworzyć pojęcia. Porządek (logos) ten miał się rozwijać w trakcie dyskusji filozofów - w kulturze. To co jest u kresu rozwoju jest zatem ustaloną w toku tego rozwoju formą całego świata. Jeszcze nie dotarliśmy do tej formy - pełnej aktualizacji świata, ale jest ona naszym celem. Jest to sens idealny, coś co jest przed tym światem w którym żyjemy, do czego dążymy. Przyczyną, o której mówił Arystoteles jest zatem przyczyna formalna - sens świata, to do czego świat dąży.
Odnośnie zarzutów Russel'a:
To ta czysta forma jest nieruchomym poruszycielem.
Mamy tu do czynienia z wizją, gdzie podstawowe kategorie to kategoria możności i aktu, człowiek pojawia się, kiedy świat już się w pełni aktualizuje.
Nie ma tu błędu logicznego.
Forma, do której świat dąży jest nieruchoma i niezmienna, jak boskie „teraz”.
Św. Augustyn powiedział, że Bóg nie stworzył świata z materii, lecz stworzył też materię (materia w sensie starożytnym, to możliwość), czyli stworzył możliwość zdarzeń. Świat jest zatem tworzony cały czas - jest mu ciągle nadawany sens.
To, co boskie, było utożsamiane zawsze z prawami natury. Istnieje naturalny porządek, który też był przedmiotem wiary. Mamy ateizm globalny (nie wiemy, że Bóg istniał gdziekolwiek, w jakiejkolwiek postaci) i ateizm lokalny (gdzieś Boga nie ma, a gdzie indziej jest) - jest to typologia Klossowskiego, współczesnego filozofa francuskiego. Uczeni są ateistami lokalnymi - widzą Boga w prawach natury, ogólnych zasadach odnoszących się do świata.
Za czasów Arystotelesa istniały ideały prawda-piękno-dobro, ale nie wiadomo było właściwie, co tzn. dobrze czynić, co trzeba robić, żeby czynić dobrze.
Sartre odwrócił pytanie - co trzeba zrobić, żeby czynić źle.
Wszystko, co jest, jest zgodne z prawami natury. Zatem nawet najgorsza rzecz jaką zrobimy jest też zgodna z prawami natury, zgodnie z zasadami mechanizmu, który czy to sam jest boski, czy został stworzony (i działa). W związku z tym eksperymenty myślowe Sartre'a (gdy opisywał najgorsze rzeczy jakie był w stanie wymyślić) pokazują, że jeżeli robi się coś złego, to robi się to zgodnie z prawami natury i cokolwiek by człowiek nie zrobił, jest niewinny, bo taki jest porządek rzeczy. Okazało się więc, że na gruncie tej nowej wizji świata znikło pojęcie dobra i zła (bo ten realizm po prostu był tylko mechanizmem). Wiązało się to z pewnym światopoglądem, gdzie jest pewne pojęcie dobra. W oświeceniu panował kult równości - było to coś więcej niż równość społeczna: świat starożytny był światem hierarchicznym (rodzaje, gatunki, itd.), rzeczywistością nowożytną rządzą prawa i rządzą one wszystkimi równo, jednakowo (bogatym i biednym rządzą takie same prawa fizyczne, np. prawo grawitacji; 2 bogatych + 2 bogatych da tyle samo, co 2 biednych + 2 biednych). Świat podlega więc prawu, nie substancji. Pojawia się tu zatem pojęcie ekwiwalentu: każdy jest „do wymiany”. Równość w tym sensie ma znaczenie opisowe, nie oceniające - jest po prostu faktem, nie mówi się w tym sensie że równość jest dobra, a nierówność zła.
Są to wszystko poglądy racjonalistów-mechanistów, nie wszystkich filozofów nowożytnych. Byli jeszcze empiryści - tacy jak np. Hume, który mówił, że stwierdzamy fakty, nie możemy formułować uogólnień, dotyczących przyszłości; sens mają stwierdzenia faktów i relacji między pojęciami; z tego, jak jest, nic nie wynika wobec tego, co będzie, co powinno. Starożytność utożsamiła powinność - rzeczywisty czyn, to taki czyn, jaki być powinien, rzeczywisty człowiek to taki, który w pełni realizuje problem swojego człowieczeństwa, robić to, co trzeba, to w pełni realizować wolę Boga. Natomiast i dla mechanicystów-racjonalistów i dla empirystów nie było przejścia od bytu do powinności.
Racjonaliści nie dostarczali jednak możliwości odpowiedzi na pytanie, co tzn. zachowywać się racjonalnie, kiedy człowiek zachowuje się racjonalnie, a kiedy nieracjonalnie. Wśród poglądów racjonalistycznych był pogląd zachowujący wizję racjonalności rzeczywistości, lecz pozbawiający racjonalności człowieka (jak śrubki w maszynie). W starożytności z kolei, kiedy człowiek był odpowiedzialny za rozwijanie logosu, za to, że poznaje (bo świat artykułował się w duszy, przejawiał w podmiocie poznającym) było miejsce na ludzką racjonalność (pewne wybory pozostające, oczywiście, w ramach porządku rodzajowo-gatunkowego). Drugi pogląd racjonalistyczny mówił, że świat nie jest racjonalny, nie ma racjonalnego porządku (który jest rezultatem naszych nawyków), podmiot może czegoś chcieć, do czegoś dążyć. Jednostka od czasów Kartezjusza nie jest pojmowana element większej całości, lecz jako substancja myśląca, która coś wie (wie, jak jest) i wie czego chce. Racjonalność w starożytności polegała na podporządkowaniu się, na działaniu zgodnie z obiektywnym rozumem. To się zmieniło, mówi się, że starożytny rozum obiektywny został zastąpiony rozumem subiektywnym.
Można się z tym spotkać m.in. na gruncie koncepcji tzw. interpretacji humanistycznej, które traktują człowieka jako istotę naturalną: na strukturę racjonalną czynności (co tzn., że człowiek ma działać racjonalnie) składa się pewne uniwersum (zbiór D), w którym człowiek żyje (zbiór czynności możliwych do podjęcia w danej sytuacji) oraz zbiór skutków tych czynności (zbiór S) - podmiot jest w tym sensie racjonalny, że wie, jakie ma możliwości i co osiągnie (na jego wiedzę składa się znajomość funkcji przeprowadzającej zbiór D w zbiór S - jest to funkcja przyporządkowująca każdej czynności stan rzeczy, który zostanie osiągnięty, gdy ta czynność zostanie wykonana). Dalej mówi się, że człowiek jest racjonalny w tym sensie, że nie tylko wie jak co zrobić i co z tego będzie, ale także wie, czego chce - w zbiorze S jest pewien skutek preferowany i on nazywa się sensem czynności racjonalnej na gruncie tej koncepcji (mówi się, że to jest racjonalność subiektywna) Racjonalność staje się cechą podmiotu, nie świata.
Powstaje pytanie, co ma być moją wartością (sensem)? Teoria Hume'a mówi, że nie ma dobrej odpowiedzi na to pytanie, zostaje koncepcja o nazwie decyzjonizmu - wartości wybiera się irracjonalnie. Mamy wtedy do czynienia z irracjonalnością decyzji. To się nazywa rozszczepieniem racjonalności.
15-12-2004
W starożytności człowiek pojmował siebie jako byt, znajdujący się w pewnej harmonijnej całości. Hegel nadał tej harmonijnej całości pewną dynamikę.
Dzisiaj: Problem percepcji i problematyka osoby.
Spór o naturę percepcji to spór, który toczy się w filozofii przede wszystkim między reprezentacjonizmem a prezentacjonizmem.
Reprezentacjonizm głosi, że proces percepcji, percepcja jest relacją trójargumentową.
Prezentacjonizm głosi dwuelementowy schemat percepcji.
W poglądzie reprezentacjonistycznym schemat percepcji wyróżnia jakby dwie rzeczywistości: sferę obiektywną i sferę subiektywną. W sferze subiektywnej sytuowane są reprezentanty (reprezentacje) czegoś, co jest w sferze obiektywnej. Po stronie rzeczywistości mamy coś, co nazwijmy „rzeczą” (rozumiemy przez to nie tylko rzeczy, ale także np. tęczę czy fakt, że jesteśmy w tym, a tym miejscu). W sferze subiektywnej znajduje się reprezentant tej rzeczy. Schemat ten jest niejasny pod pewnym względem: jest coś, co podmiot bezpośrednio ujmuje (jest dla podmiotu samoobecne lub, jak mówią fenomenolodzy, jest podmiotowi naocznie dane), ale ujmuje je przez co? Nie jest jasne czym jest to coś. Metaforycznie różnie się to ujmuje - jest to jakieś „ja”. Zakładamy, że to umysł bezpośrednio ujmuje reprezentanta - wygląd czegoś - a ten wygląd czegoś reprezentuje, to, co w rzeczywistości.
Rysunek
S1 - relacja bezpośredniego ujmowania
S2 - symetryczna relacja podobieństwa
S3 - relacja kauzalna (wygląd jest powodowany przez to, co wygląda)
Zastanówmy się nad relacją bezpośredniego ujmowania, nad stosunkiem do „W”. To „W” było to historii filozofii różnie ujmowane: u Locke'a były to idee, u Hume'a impresje, u Mach'a wiązki elementów, u Abenariusza wiązki wrażeń. Wygląd to termin Ingardena. W XX w. Karierę zrobił termin dana zmysłowa (to, co dane zmysłowo) - sense data. Tego terminu wprowadzonego przez Moore'a nie należy mylić z innym terminem: sense bilia (możliwe dane zmysłowe) wymyślonym przez Russel'a - są takie koncepcje obiektywnego przedmiotu percepcji, które mówią, że przedmiot jest tym, co może być dane zmysłowo, a to, co może zawsze wykracza poza to, co dane, a więc w tym sensie znajduje się poza sferą doznań.
Zazwyczaj dane zmysłowe są pojmowane jako to, co dla podmiotu reprezentuje coś w obiektywnej rzeczywistości. Są też takie koncepcje, np. Broad'a, który głosi, że dane zmysłowe są powierzchniami przedmiotu - nie jest to koncepcja reprezentacjonistyczna, bo dane zmysłowe są umieszczane w „W”, a podmiot bezpośrednio widzi dany zmysłowo przedmiot - to jest prezentacjonizm. Zazwyczaj dane zmysłowe sa terminem funkcjonującym na gruncie reprezetacjonizmu.
Dlaczego reprezentacjoniści odróżniają akt ujmowania tego, co dane i to, co dane?
Moore zwrócił uwagę Na to, że występują pewne relacje znaczeniowe między terminami: „błękit”, „doznanie (spostrzeżenie) niebieskiego”, „zieleń”, „doznanie zielonego”. Znaczeniowo bliższe sobie są słowa „doznanie niebieskiego” i „doznanie zielonego”, niż słowa „niebieski” i „doznanie niebieskiego”. Jest tak dlatego, że słowa „doznanie niebieskiego” jest określeniem (nazwą) aktu doznawania, a słowo „niebieski” jest nazwą danej zmysłowej. W związku z tym odróżniamy akty - bezpośrednie ujmowanie danej, czyli jej doznawanie - od samej tej danej. Drugi element relacji jest podmiotem tego aktu.
Czy istnieje potrzeba, by odróżniać podmiot aktu doznawania, akt doznawania, to, co doznawane? Przeciwko argumentowi Moore'a można wysunąć kontrargumenty. Język naturalny, który analizował Moore jest językiem intensjonalnym (językiem ekstensjonalnym jest np. język matematyki) - nie utożsamia znaczenia słowa z jego zakresem. W związku z tym bywa tak, że nazwy różnoznaczne w języku naturalnym mogą oznaczać tę samą rzecz, np. żółtość i własność odbijania fal świetlnych pod takim a takim kątem takiej a takiej długości - można uznać, że to to samo, jeśli wskazać na to coś, ale nie to samo, bo opisywane różnymi terminami (różnoznaczne terminy mają tutaj to samo odniesienie). Jeżeli tak jest w języku naturalnym, to tak samo może być z terminami „doznanie zielonego” i „zieleń”. Ayer, który polemizował z Moorem, mówił, że np. „doznawanie zieleni” i „zieleń” to dwa aspekty tego samego. Mamy wtedy do czynienia z aktami, które są jednocześnie realizacją (doznawaniem) pewnych danych (to jedno i to samo), a zatem mamy do czynienia nie z podmiotem aktu, który jest podmiotem nastawiającym się na coś osobnego względem tych aktów, lecz z koncepcją strumienia doznań, w których możemy odróżnić akt i treść (ale są to abstrakcyjne dystynkcje). Wtedy schemat reprezentacjonistyczny się nieco zmienia, tzn., mamy tu cos takiego jak np. u Jamesa (strumień świadomości).
Mówi się, że to, co dane jest dla podmiotu samoobecne. Chisholm, który ten termin wprowadził, mówi, że coś jest samoobecne, jeśli jest obecne dla kogoś i jest konieczne, że gdy jest obecne, to ten ktoś jest tego pewien. Relacja bezpośredniego ujmowania jest taką relacją, że podmiot, gdy ujmuje to coś, co ujmuje, to nie może mylić się co do natury tego, jakie to jest - bo natura tego właśnie na tym polega, że jest to tym, co się podmiotowi jawi, czyli jest takie jakie ja. Wydaje się, że nic nie może wydawać się inne niż się wydaje - na tym polega natura danych zmysłowych.
Wydaje się, że wcale tak nie musi być. Russel przeprowadził eksperyment myślowy obserwowania 3 plam:
Rysunek
Pod względem koloru plamy 1 i 2 są identyczne (np. identyczna zieleń). Plamy 2 i 3 też są identyczne. Może się jednak zdarzyć, że między plamą 1 i 3 zobaczymy różnicę. Skoro o identyczności wiemy, że jest relacją zwrotną, symetryczną i przechodnią, to powinno być tak, że plama 1 jest identyczna z plamą 3. Ale widzimy co innego. W związku z tym trzeba przyjąć, albo to że co się wydaje jest inne niż się wydaje, że tu wcale nie ma identyczności, tylko to, co dane, jest inne, niż jest dane, albo to była identyczność dana, zaobserwowana. Trzeba zatem przyjąć, że pozór, że się wydaje, może być inny niż się wydaje. Konsekwencja: wyglądy, rzeczy - to, co reprezentuje rzeczy, jest bezpośrednio ujmowane - dlatego było cenione w tej teorii że co do nich przedmiot się nie mógł mylić, a z tego rozumowania wynika, że to, co jest dane może sprawiać wrażenie, że jest inne niż jest; czyli znaczyłoby to, że wygląd może mieć swoje wyglądy - to, co w świadomości jest wyglądem może różnie wyglądać. Wtedy okazuje się, że nie jest tak, że mamy jakieś reprezentanty, które są bezpośrednio przed nami i nam reprezentują inne rzeczy, tylko jest tak, że te reprezentacje mogą mieć swoje reprezentacje itd. do wewnątrz teoretycznie w nieskończoność.
Można próbować wyjść z tego problemu: można powiedzieć, że relacja identyczności to tyle, co nierozróżnialność, czyli skrajny stopień podobieństwa. Ale tak rozumiana identyczność nie jest relacją przechodnią. Rozwiązanie takie jest nie do przyjęcia, ponieważ nie można by wtedy stosować zwykłego pojęcia logicznego i matematycznego identyczności do opisu świata doznań zmysłowych, a więc nie można by dzielić tego, co dane, na klasy abstrakcji, dokonywać kategoryzacji rzeczywistości.
Kolejne rozwiązanie jest takie, że Russel uprościł - jeśli patrzymy najpierw na plamę 1, później plamę 2 i później 3 i znowu na plamę 1, to nie jest to już ta sama plama, co na początku, lecz inna, „późniejsza” - bo spojrzeliśmy na nią później. Jest to jakieś rozwiązanie, ale wtedy nie można by niczego z niczym porównać, bo co chwilę każda rzecz jest już czymś innym.
Relacja podobieństwa.
Mówimy o rzeczach podobnych, gdy jakoś są nam dane te rzeczy. Tutaj z jednej strony mamy to, co jest nam dane i mówimy, że jest to podobne do czegoś, co nigdy nam nie było dane. Powstaje pytanie skąd wiemy, że to drugie coś istnieje? Pojęcie podobieństwa ma tu wyraźny charakter nieempiryczny. Duża część reprezentacjonistycznych teorii percepcji ograniczała zatem zakres relacji podobieństwa. Np. Locke twierdził, że tylko pod pewnymi względami można powiedzieć, że obiekty rzeczywistości pozaświadomościowej są podobne do swoich reprezentacji w umyśle. Locke odróżnił (bo przyjął kartezjański punkt wyjścia) i badał to, co dane - mówił mam dane idee własności pierwotnych (obiektywne) i idee własności wtórnych (idee w umyśle, subiektywne). Ideami własności obiektywnych są idee ruchu, kształtu i rozciągłości (jak u Kartezjusza), idea jakości zmysłowych są ideami wtórnymi, którym w rzeczywistości nie odpowiadają podobne jakości, lecz odpowiednie kombinacje własności pierwotnych. Po Locke'u Berkeley stwierdził, że Locke nie miał żadnych podstaw do takiego odróżnienia, ponieważ robił to np. na takiej podstawie, że mówił, iż gdy chodzi o jakości zmysłowe, to one są zrelatywizowane do podmiotu poznającego. Ale przestrzeń i czas są tak samo relatywne. Fakt, że Locke mówił, że nie da się pojąć niczego na zewnątrz jako nie w przestrzeni i nie w czasie to za mało, by stąd wyprowadzać wniosek, że czas i przestrzeń - kształt i rozciągłość są obiektywne. W każdym razie teoria Locke'a to teoria ograniczająca zakres relacji podobieństwa na gruncie reprezentacjonizmu.
Dalsze ograniczenie to koncepcja Helhmoltz'a, mówiąca, że mówienie o podobieństwie między reprezentantem, a rzeczą reprezentowaną nie ma sensu. Ale jest tak, że gdy w rzeczywistości mamy 2 rzeczy wzajemnie podobne to między wyglądami tych rzeczy zachodzi również relacja podobieństwa.
R1PR2 ≡ W1PW2
Dlaczego - nie wiadomo.
Helmholtz uważał także, że ułożeniom przestrzennym odpowiadają analogiczne układy w sferze subiektywnej. Jest to bardzo arbitralne rozwiązanie (to tak jakby uważać, że układ książek na półce odpowiada układowi rzeczy opisywanych w książkach). Jeżeli u Wittgensteina mamy koncepcję elementarnych stanów rzeczy, które zdania opisują (Wittgenstein miał taką koncepcję języka, że zdanie elementarne ma nazwy własne, które nazywają atomy - atomowe elementy rzeczywistości; zdanie jest obrazem układu elementarnego, konfiguracji), to zdanie jest analogicznym układem, tzn. posiada tę samą formę, co elementarny stan rzeczy. Czyli można powiedzieć, że u Wittgensteina została zachowana zasada, o której mówił Helmholtz'em (że jeżeli mamy do czynienia z pewnym układem w rzeczywistości, to ten układ się powtarza w świadomości). Ale u Wittgensteina mamy do czynienia z elementami rzeczywistości i z elementami zdania które de facto są również elementami rzeczywistości. Tymczasem u Helmholtz'a mówi się o analogicznym układzie dwóch różnych sfer rzeczywistości, z których dostępna poznawczo jest tylko jedna.
Analogicznie można powiedzieć, że pojęcie przyczyny też nie ma tu sensu empirycznego. Jego krytyki dokonał kiedyś Hume, który pokazał, że mówimy o związku przyczynowo-skutkowym wtedy, kiedy mamy do czynienia z następstwem jednego doświadczanego stanu rzeczy po drugim doświadczanym stanie rzeczy. Tutaj doświadczany jest tylko jeden taki stan, w związku z tym w ogóle relacji następstwa niezbędnej dla pojmowania związku kauzalnego nie można pojąć.
Zatem schemat reprezentacjonistyczny wydaje się schematem nie do przyjęcia. Jego zwolennicy podają jednak argumenty, które prowadza do wniosku, że schemat ten jest nie do odrzucenia: argument z relatywności treści spostrzeżeń, argument z halucynacji, argument z różnicy między zdroworozsądkowym a fizycznym obrazem świata, argument kauzalny (mamy tu do czynienia z procesem kauzalnym, reprezentant i to, co on reprezentuje nie są tym samym, bo stanowią inne ogniwo tego procesu), argument kauzalno-temporalny (często wiemy, że to, co obserwujemy już tak naprawdę nie istnieje, np. gwiazda - jest to w pewnym sensie połączenie argumentu kauzalnego z argumentem z halucynacji).
Jeszcze jedną wadą schematu reprezentacjonistycznego jest to, że nieuchronną konsekwencją reprezentacjonizmu jest agnostycyzm (czyli więcej nawet niż sceptycyzm) - mówi się bowiem, że to, co bezpośrednio dane znajduje się w sferze subiektywnej, a nigdy bezpośrednio dane nie jest to, co obiektywne. W związku z tym nie ma żadnych podstaw, by przyjąć, że cokolwiek obiektywnego istnieje.
Takie myślenie o percepcji wypływa z kartezjanizmu, tzn. zaczęło się od czasu, gdy rozróżniono substancję myślącą i substancję rozciągłą. Kartezjusz nie rozstrzyga jednak, czy to, co widzi jest obiektywne czy subiektywne, mówi, że nie wie, ale że mogłoby być zgodne ze schematem reprezentacjonistycznym. Schemat ten da się za to znaleźć w empiryzmie brytyjskim, tzn. występuje u Locke'a - w pełnej postaci, Berkeley'a i Hume'a - skrytykowany, bo Hume mówi, że istnieje tylko część tego schematu, bo nie mamy prawa mówić o obiektywnej rzeczywistości. Taka kartezjańska koncepcja substancji myślącej, która doprowadziła do agnostycyzmu na temat substancji rozciągłej, doprowadziła w XX w. do czegoś, co nazwano „kartezjanizmem a de Moore” (?? - niewyraźna wypowiedź), mianowicie odwrotnym agnostycyzmem (sceptycyzmem) czyli przyjąwszy kartezjańskie odróżnienie na substancję myślącą i substancję rozciągła, zaczęto mówić, że wszystko, o czym wiemy, to są substancje rozciągłe, a nic nie wiem o substancjach myślących. Duży udział miał w tym Wittgenstein.
Wittgenstein uznał (patrz: lektura), że zdania w pierwszej osobie nie mają sensu poznawczego, tzn. nie opisują niczego - jeżeli ktoś do nas mówi „ja czuję” to traktujemy to jako objaw, to samo, co gdyby się skrzywił, czyli to nie tyle jest zdanie, które coś opisuje, lecz oznacza, że ktoś prawdopodobnie czegoś doznaje. Dlatego Wittgenstein mówił, że niemożliwy jest język prywatny.
Użyjemy jednej z interpretacji tego stwierdzenia. Gdyby był taki język wewnętrzny, że ja do siebie mówię, czym jest to coś, co bezpośrednio ujmuję, to nie można by się było pomylić - bo ja mówię S jest P, jeżeli to S, które bezpośrednio ujmuję, jest takie, jak to P, które też bezpośrednio ujmuję, czyli nie ma się gdzie pomylić. Dlatego Wittgenstein powiedział, że niemożliwy jest język prywatny - bo do istoty języka należy to, że ma reguły, do istoty reguł należy to, że można je łamać, gdyby istniał język prywatny nie można by było łamać jego reguł.
Możemy mówić zatem wyłącznie o substancjach rozciągłych, nie możemy mówić o subiektywnej przestrzeni.
Na marginesie: był tzw. monizm neutralny. Jest to stanowisko Macha i Abenariusza - w ramach tzw. drugiego pozytywizmu (ostatnie ćwierćwiecze XIX w.) - którzy pisali o tzw. introjekcji: każdy z nas widzi salę i każdy myśli, że druga osoba widzi ją tak samo. Mach i Abenariusz mówili, że czegoś takiego nie ma, Wittgenstein mówi słabiej, że o czymś takim nie da się w ogóle języku mówić (a jeśli nie da się o tym mówić, to tego nie ma).
Przy założeniach Wittgensteinowskich da się założyć koncepcję prezentacjonistyczną.
Na gruncie trójelementowego schematu percepcji spostrzeganie jest pojmowane jako zawierające wnioskowanie - spostrzeganie składa się de facto z dwóch relacji: relacji bezpośredniego ujmowania reprezentanta i relacji reprezentacji - mamy tu do czynienia z czymś, co logicy nazywają superpozycją relacji. Relacja reprezentacji jest niedana, więc można się jej tylko domyślać, zatem można powiedzieć, że spostrzeganie tutaj jest rozumiane jako domyślanie się. Błąd na gruncie reprezentacjonizmu, jaki może być dokonany, gdy ktoś popełnia błąd percepcji jest błędem wnioskowania, myślenia (źle spostrzegać = źle myśleć).
W prezentacjonizmie jest inaczej. Nie ma dwóch światów: obiektywnego i subiektywnego.
Gilbert Ryle w książce pt. „Czym jest umysł” skrytykował tzw. przez siebie „mit kartezjański” (wspomniany wcześniej na wykładzie) - uważał, że mit ten traktuje człowieka jako złożenie 2 biografii - wewnętrznej (gdzie jest ciałem zachowującym się tak, a tak) i zewnętrznej (gdzie jest substancją myślącą). Wtedy człowiek gdyby chciał opisać siebie, to powinien opisywać równolegle stan fizyczny i stan psychiczny, jakby znajdował się na raz w dwóch światach. Ale nie ma wg Ryle'a dwóch światów, lecz jeden świat, który trzeba opisywać w kategoriach fizykalny (w kategoriach ciał reagujących na bodźce, podlegających przyczynom), a to, co psychiczne jest sposobem istnienia tego, co fizyczne. Dlatego Ryle uważał, że takie tytuły jak byt i świadomość, dusza i ciało są tytułami, gdzie pojawia się błąd kategorialny, logiczny. Spójnikiem „i” łączymy rzeczy tylko tej samej kategorii, a tej samej kategorii nie jest świat materialny i sposób istnienia tego świata materialnego (np. nie można powiedzieć „para rękawiczek i rękawiczka”). To, co mówił Ryle, behawioryzm filozoficzny, będący reakcją na kartezjanizm, to pewnego typu powrót do Arystotelesa.
Teoria percepcji Ryle'a.
Jesteśmy w świecie fizycznym i mamy człowieka jako organizm biologiczny. Jeśli człowiek postrzega jakąś rzecz, to dlatego, że ta rzecz na niego oddziaływuje - na tym polega doznanie. Jak się ma spostrzeżenie do doznania na gruncie tego schematu? Mówimy, że ktoś spostrzega, gdy reaguje adekwatnie (tak, jak powinien reagować) na dane doznanie. Spostrzeganie jest zatem doznaniem uważnym, reakcja jest kryterium wartości doznania.
Reprezentacjoniści przedstawili argument popierające niezbicie ich tezę, a co na to prezentacjoniści?
Jeśli chodzi o argument kauzalny i temporalno-kauzalny: prezentacjoniści opisują świat, w którym mamy do czynienia z bodźcami i reakcjami, bodźce mogą występować daleko w przeszłości, więc te argumenty wskazują na opis tego świata, który behawiorysta zakłada.
Co do argumentu z halucynacji można podać przykładowe wyjaśnienie na gruncie prezentacjonizmu. X mówi, że widzi oazę. To, że X to mówi, nie znaczy tego, że w przestrzeni subiektywnej X'a istnieje obraz oazy, bo trzeba by było wtedy przyjąć introjekcję, odrzuconą już wcześniej. Jeśli zatem X mówi, że widzi oazę, to zachowuje się w pewien sposób nieadekwatny względem pustyni i nie widzi tego, co tam jest naprawdę.
Odnośnie argumentu z różnicy między obrazami świata (reprezentacjonizm mówił, że świat z jakości zmysłowych jest w sferze subiektywnej, a ten w obiektywnej jest fizyczny, behawiorysta nie może jakości zmysłowych wygnać w sferę subiektywności): behawioryści proponowali tzw. język fizykalny (nie: fizyczny, tylko fizykalny), czyli język o przedmiotach poruszających się w czasie i przestrzeni i danych nam w doświadczeniu - wtedy nie ma problemu dwóch światów, lecz problem statusu konstruktów teoretycznych, czyli jak się mają takie rzeczy jak cząstki elementarne do naszego świata. Nie jest to problem percepcji, tylko problem natury przedmiotów teoretycznych.
Mówi się, że reprezentacjonistą był Berkeley, dlatego, że myślał w schemacie reprezentacyjnym, że być, to być postrzeganym, być w świadomości - to podstawowy rodzaj istnienia.
Jeżeli reprezentacjonista wychodzi z założenia, że dla czegoś być, to być bezpośrednio ujmowanym przez umysł (relacja S1) i dochodzi do wniosku, że nie ma obiektu, to nie robi tak, jak robi Berkeley, który mówił także „postrzegać i chcieć”. Jeśli nie chcemy mówić, że Berkeley jest rerezentacjonistą, który dostrzegł, że reprezentacjonizm jest bez sensu i zachował sobie część schematu, to trzeba myśleć, że poza sferą subiektywną jednej duszy istnieje jeszcze Bóg, który widzi to w tej sferze subiektywnej, w innym podmiocie też widzi coś takiego podobnego i te subiektywne sfery są dzięki temu, że wszystkie je widzi Bóg ze sobą zharmonizowane (bo wszystko widzie Bóg, a w tym, co widzi Bóg nie może być bałaganu). Występuje to u Berkeley'a i Leibniz'a, jest to coś, co nazywamy koncepcją harmonii przedustawnej tego, co widzimy. Wtedy rzecz (to, co jest dane w świadomości) jest czymś, co nie reprezentuje niezależnej od mojej świadomości rzeczy obiektywnej w świecie fizycznym, lecz to, co widzę, jest czymś, co podobnie widzą bezpośrednio wszyscy inni, a Bóg widząc wszystko, co my bezpośrednio widzimy sprawia, że to coś jest w Jego percepcji całokształtem przejawiających się rzeczy u różnych ludzi. To, co postrzegam (rzecz) jest częścią tego, co przejawia się w innych świadomościach inaczej, a rzecz jest całokształtem swoich przejawień. Podstawowa relacja w tym metafizycznym sposobie myślenia o percepcji to relacja między częścią a całością - widząc część rzeczy mogę powiedzieć, że mam do czynienia z reprezentacją części, która reprezentuje całość, ale nadal widzę całą rzecz, a nie mam do czynienia z reprezentantem tej rzeczy i niepoznawalną rzeczą samą w sobie. Ta 3. koncepcja jest dalsza od zdrowego rozsądku.
WYKŁAD I
Pitagoras, podział ludzi na dążących do:
sławy
pieniędzy
poznania ( w sensie zobaczenia, mądrości)
Rewolucja w myśleniu w średniowieczu:
w starożytności pytano czym to jest?- ocena poprawności poglądów po sposobie życia głosiciela
w średniowieczu dokonano wielu wynalazków, które były dziełem ludzi nieoczytanych sztuki mechaniczne dominują nad wyzwolonymi
od XVI wieku pyta się po co? - oddzielenie kontekstu odkrycia od kontekstu uzasadniania (liczy się sposób dowodzenia, nie życie głosiciela)
Co to filozofia (wg. starożytnych)?
Arystoteles: tylko filozofia jest nauką wolną, bo służy jedynie pojęciu świata
Platon: wiedza to uzasadnione przekonanie prawdziwe
„Fedon” ( w dialogach Platona), filozof na podst. Sokratesa:
dąży do śmierci
nie ma racjonalnych powodów do strachu przed śmiercią
może po śmierci uda się czegoś dowiedzieć Sokrates żył zgodnie ze
swoimi przekonaniami (potem
już tak nie zawsze było)
Epikur: lepiej mieć do czynienia za złymi bogami niż nieubłaganymi atomami (przeciw Demokrytowi); teoria o spontanicznym odchylaniu się atomów od torów ruchu
Epiktet (stoicy): wszystko jest przesądzone, dlatego trzeba pogodzić się z rzeczywistością
Pirron (sceptycy): równosilność sądów nie da się rozstrzygać o prawdzie
nie powinno się zmieniać biegu zdarzeń
Episte - wiedza; tylko o pojęciach
Doxa - mniemanie; tylko to jest możliwe o przedmiotach konkretnych
KLASYCZNA KONCEPCJA FILOZOFII ARYSTOTELESA
Podziały:
fizyka vs. metafizyka - Andronikos z Rodos po pismach o fizyce umieścił te o „pierwszej filozofii”, czyli „meta' („za”, „nad”) fizyką
metafizyka generalis vs. metafizyka specialis- słownik filozoficzny Göckel'a (1613)
teologia
ontologia pneumatologia angelologia
psychologia
Przedmiot filozofii:
byt jako byt
substancja (materia + forma) czyli substancja jako byt, to co najogólniejsze
najważniejsze zasady i przyczyny bytu
substancja i Bóg
Abstrakcje:
fizyczna - od tego, co indywidualne, ale nie do tego, co zmysłowe
matematyczna - od tego, co zmysłowe; wymaga wyobrażenia sobie bytu matematycznego
(teraz: istnieje A, jeśli założenie o jego nieistnieniu odprowadza do sprzeczności)
metafizyczna - od tego, co można sobie wyobrazić
substancja ma określenia, ale do swojego istnienia nie potrzebuje niczego (zieleń jest określeniem liścia, ale liść może bez tego określenia istnieć, w przeciwieństwie do zieloności samej w sobie)
Teoria kategorii.
Kategorie:
substancja
jakość
ilość
stosunek
BYT
ZAPODMI OTOWANY NIEZAPODMIOTOWANY
(niczego nie określa - substancja)
PODZIELNY STOSUNEK NIEPODZIELNY
ilość jakość
czas miejsce zawieranie się bycie częścią doznawanie oddziaływanie
położenia, stanu
istnienie nie jest cechą substancji, nie pozwala odróżnić substancji
istnieć to mieć egzemplifikacje w świecie
jakości w świecie są stopniowalne (św. Tomasz: istnienie to doskonałość, rzeczy jako zielone istnieją w różnym stopniu)
WYKŁAD II
ONTOLOGIA |
|
Starożytność |
Nowożytność |
|
|
- Filozofia nowożytna i Arystotelesa są antyredukcjonistyczne:
Redukcjonizm:
pogląd, że wszystkie nauki da się zredukować do bardziej podstawowych, a w efekcie do fizyki (wersja skrajna)
filozofia
psychologia
biologia
chemia
fizyka
pojęcia nauki dają się wyrazić w pojęciach nauki bardziej podstawowej (wersja konceptualna)
sformułowania nauki redukowanej dają się wyrazić w języku nauki bardziej podstawowej (wersja nomologiczna)
twierdzenia nowej filozofii maja się odwoływać do empirii
często jest traktowana jako pre-nauka:
posługuje się twierdzeniami, których ostatecznie nie da się udowodnić indukcyjnie
niczego nie da się ostatecznie sfalsyfikować
hipotezy ze sprawdzalnymi twierdzeniami empirycznymi
nauka tak samo podlega ciągłemu uaktualnianiu
starożytna - teoria rzeczywistości; nowożytna - teoria bytu możliwego:
ontologia - bada byty możliwe
metafizyka - rozstrzyga, co z tego jest rzeczywiste
Wcześniej filozofia odnosiła się do Boga
dlaczego Bóg stworzył świat?
Arystoteles: Bóg nie stworzył świata, bo jako byt doskonały nie mógł odczuwać braku, dobro to istnienie całkowite, nie potrzebujące już niczego więcej
Platon: Demiurg stworzył świat, bo chciał się dobrem podzielić
chrześcijaństwo: Bóg jest dobry, bo dzieli się
wobec tego Bóg nie może myśleć źle, więc to, co się daje pomyśleć, musi istnieć - zasada płodności/dobroci bytu
EPISTEMOLOGIA |
|
Starożytność |
Nowożytność |
|
|
STAROŻYTNOŚĆ
Jeśli cokolwiek daje się pomyśleć, jest, nie da się odróżnić rzeczywistości od możliwości (odwołanie do zasady płodności bytu)
intelekt czynny - rezultat poznawczy to wynik pracy (tylko anioły poznają bez wysiłku - Arystoteles, św. Tomasz)
NOWOŻYTNOŚĆ
przekonanie o możliwości człowieka - cechy Boga rozważane w odniesieniu do ludzi
możliwość i rzeczywistość to nie to samo
„ja” kontra otoczenie - człowiek już nie jest częścią systemu
poznanie, to odnajdywanie tego, co dane
przy odpowiedniej metodzie człowiek nie może się pomylić co do możliwości tego, co rozważa
opozycja ontologia vs. metafizyka
FENOMENOLOGIA INGARDENA
W świadomości jest coś dane, ale trzeba się temu przyjrzeć
wgląd w istotę - ale jak?
orientacja w możliwościach
wniosek na temat rzeczywistości
„Spór o istnienie świata”
trzeba się uważnie przyjrzeć danym
„naturalne nastawienie” sugeruje, że istnieje jakaś niezależna od nas rzeczywistość
postulat, by przyjrzeć się temu, co wiemy bezpośrednio (a nie typowej dla nastawienia naturalnego wiedzy przez opis)
by to zrobić trzeba zawiesić nastawienie naturalne
jako ludzie możemy być w nastawieniu naturalnym, ale jako teoretycy nie możemy nie zakładać istnienia naturalnego nastawienia, czyli danych schematów poznawczych (np. że świat istnieje);
zawieszenie nastawienia naturalnego to postulat dotyczący teorii, a nie postawy
Wyrasta z tradycji oświecenia, ceni sobie metodę - budowanie systemu metafizycznego korzystając z tego, co jest dane w świecie doświadczenia.
trzeba zrezygnować z nastawienia naturalnego, bo wiemy mniej niż nam się w tym nastawieniu wydaje odwołanie się do intuicji, wgląd w istotę
WYKŁAD III
Nie widzimy niczego bezpośrednio, tylko przez nasze poczucie sensu. W doświadczeniu nie są nam dane bezpośrednio przedmioty, ale:
wglądy
sensy przedmiotowe
„ja” - myślę o sobie w strumieniu przeżyć, jako o kimś kto doświadcza otoczenia i siebie samego
ja empiryczne
Przeżycia są strumieniem (z filozofii Brentano) - każde przeżycie jest intencjonalne, nastawione na jakiś przedmiot.
Przeżycia poznawcze (spostrzeżenia, przypominanie- mają być wiarygodne)
aktowe - czegoś, co znajduje się w centrum uwagi
skierowane transcendentnie: przedmiot jest poza „ja empirycznym”
skierowane immanentnie: wyobrażenia wnętrza podmiotu
„intuicja przeżywania” wg. Ingardena
nieaktowe - czegoś, co znajduje się na marginesie.
Redukcja fenomenologiczna - do fenomenów, które są dane i do sensu fenomenologicznego, który jest współdany
Nie można się pomylić dokonując spostrzeżenia skierowanego immanentnie, bo jego przedmiotem jest sam podmiot.
czy spostrzegając przedmiot można zapomnieć o całej rzeczywistości?
max. obiektywizacja (Quine, Davidson) - koncepcja abstrakcyjnych
koncepcja bezpośrednich atrybucji (Chisholm) performatów: cokolwiek
mówi podmiot, mówi o sobie
w strukturze głębokiej zdanie zawsze jest czasownik illokucyjny
(wiem, że; zakładem, że; uważam, że)
SPOSTRZEŻENIA IMMANENTNE
- akt spostrzegania i przedmiot są tym samym, nie można się pomylić, ale są warunki:
wyrazistość (można wiedzieć, czym coś jest, ale nie wiedzieć jak wygląda albo na odwrót)
nie można uchwycić sensu przedmiotowego
sposób intuicyjnego przeżywania sprawia, że mam pełną jasność tego, co dane i jaki to ma sens.
- nie chodzi o unaocznienie zjawiska, ale takie doświadczenie by wiedza nie była nie-wiedzą
- poznawanie przedmiotu, który nie jest a staje się, więc jeśli już można to nazwać wiedzą, jest bardzo ogólna,
spostrzeżenie immanentne prowadzi do poznania idei
Przeżywajmy daną idee = skoncentrujmy się!
wariacja imaginacyjna (Husserl) lub operacja uzmienniająca (Ingarden)
zakres zmienności , uchwycenie związku między zmiennymi (np. człowiek nie może być tak wielki)
idea poznania - poznanie jest poznaniem jakiegoś przedmiotu, który musi być dany bezpośrednio, ale dokonujemy operacji uzmiennienia (wykluczanie lub łączenie zmiennych)
idea przedmiotu poznania może się wiązać z ideą istnienia świata
fenomenologia lingwistyczna (Austin) - filozofia w naturalnym nastawieniu (bada znaczenie słów)
Wg. Ingardena nie ma metafizycznego dowodu na to, że świat istnieje.
to doprowadza do powrotu do filozofii zdrowego rozsądku (nastawienia naturalnego)
Dygresje:
1.Rodzaje wiedzy (wg. B. Russela):
przez opis
przez znajomość bezpośrednią
ale żeby wiedzieć coś przez opis, trzeba znać to bezpośrednio
2. Koncepcja zmysłu rzeczywistości - informuje, że świat istnieje na podobnej zasadzie, jak zmysł wzroku czy słuchu.
3. Hume - poprawne myślenie doprowadza do sceptycyzmu, czyli rozum zawodzi, ale instynkt mówi, że świat realny istnieje.
4. Wittgenstein - granice mojego języka są granicami mojego świata
Ideacja - poznanie tego, co ogólne
FILOZOFIA ZDROWEGO ROZSĄDKU
John E. Moore
Filozof powinien zachować zdrowy rozsądek, kryterium poprawności.
Zdrowy rozsądek to przekonania, które ludzie zawsze żywili i nie wymagają uzasadnienia (np. że istnieją rzeczy materialne). Zdrowy rozsądek nie wypowiada się na temat związku między ciałem a procesami świadomości, wie, że istnieje czas i przestrzeń, ale słabiej niż rzeczy materialne.
filozof musi żywić przekonanie o własnej wiedzy
Funkcje zdrowego rozsądku:
podstawa filozoficznego pojęcia świata
kryterium filozofowania
Kontra:
idealiści subiektywni, Berkley - przedmioty to wiązki wrażeń
behawioryzm (Watson) - nie ma świadomości
Moore: ludzie w naturalnym nastawieniu wiedzą, że świat materialny istnieje, chociaż nie wiadomo, skąd zdrowy rozsądek to wie
Krytyka Wittgensteina:
zbyt prosta droga
nie trzeba uzasadniać, że boli mnie ząb, ale trzeba uzasadnić, skąd to wiem.
WYKŁAD IV
XVI - XVII w.: Nauka ma przede wszystkim pomóc w lepszym życiu.
Locke, Hume, Barkley - empiryzm brytyjski
Hume:
sensowne jest to, co zgodne z naszym doświadczeniem, wrażeniem
związek przyczynowo - skutkowy nie istnieje, jest tylko następstwo zdarzeń
pojęcia taki jak przyczyna, siła, substancja są bez sensu, bo się ich nie doświadcza
rozróżnienie idei od impresji
krytyka pojęcia indukcji - stwierdzenia faktów są prawomocne, gdy dotyczą tego, co doświadczyliśmy
to, że zawsze wschodziło słońce, nie znaczy, że nadal tak będzie, a więc twierdzenia oparte na indukcji nie są prawomocne
pewna wiedza ogólna dot. faktów nie istnieje
o stosunkach między ideami można orzekać z pewnością, ale to nie jest wiedza o świece a pojęcia
FILOZOFIA DEMARKACJI (granica między zdaniami sensownymi i bezsensownymi)
Przejął to NEOPOZYTYWIZM (tzw. koło wiedeńskie, lata '20)
( Schlick, Carnap, Neurath, Popper, Reichenbach)
twierdzenia o świece mają wiązać się z doświadczeniem
istnieją twierdzenia analityczne, tóre mają sens dzięki regułom języka
zadnia bez sensu empirycznego lub analitycznego to zdania ekspresywne (nie ma sensu): filozofia, poezja, religia
Hegel - wszystko ma zdania sensowne,
ale jest on wyrażony inaczej.
Rodzaje języka:
pozabazowy
bazowy - tworzy twierdzenia sensowne;
język doświadczenia, potem fizykalny, trzeba by wszystko do niego sprowadzić (utworzyć definicje równoważnościowe)
ale nie sposób podać ekwiwalent słowa, który zastąpiłby je we wszystkich kontekstach
(postulat równoważnościowy Carnapa - próba nieudana, nie da się z sensem przełożyć twierdzeń na język bazowy)
Zasada sensu empirycznego - te twierdzenia mają sens empiryczny, które wiążą się z twierdzeniami bezpośrednio sprawdzalnymi (zgodnie z samą sobą, ta zasada nie ma sensu)
Schilck - te twierdzenia mają sens empiryczny, które są weryfikowalne
twierdzenia przygodnie nieweryfikowalne - na razie nie da się ich sprawdzić
wobec tego ogólne twierdzenia nauki są nieweryfikowalne
Popper - sens empiryczny mają te twierdzenia, które są falsyfikowalne
twierdzenie, które podlega wielokrotnie nieudanym próbom falsyfikacji uprawdopodabnia się
twierdzenia egzystencjalne i probabilistyczne są nieweryfikowalne
KANT
w okresie krytycznym chce zaradzić sceptycyzmowi
metoda transcendentalna w filozofii:
przypomina nomologiczno - dedukcyjny schemat wyjaśniania
wychodzi od stwierdzeń pewnych faktów (np. że mamy wiedzę)
zadaniem filozofii jest wskazywać na konkretne warunki, by ten fakt zachodził
fakt to wiedza i moralność
wyjaśnienie transcendentne uzurpuje sobie całą prawdęklasyczny podział sądów:
analityczne - treść orzecznika zawiera się w treści podmiotu (np. biurko jest meblem)
syntetyczne - - II - nie zawiera się - II - (np. biurko jest brązowe)
a priori - bez względu na doświadczenie
a posteriori - z doświadczeniem
dla neopozytywistów syntetyczne to a posteriori
a analityczne to a priori
zdania syntetyczne a priori to warunek wiedzy (takie jak twierdzenia matematyki)
przewrót kopernikański w filozofii - to, że nie możemy wyobrazić sobie niczego poza czasem i przestrzenią znaczy, że te własności są w nas
WYKŁAD V
UNIWERSALIA
Problem ten wziął się z próby wyjaśnienia:
faktu charakteru rzeczy
faktu znaczenia (w komunikacji słownej)
faktu przyczynowości (światem rządzą prawa)
Chodzi o poszukiwanie cech wspólnych.
Sceptycy starożytni kwestionowali te fakty - własności rzeczy są pozorem, odbiorca rozumie dany komunikat inaczej niż nadawca, itp.
Denotacja - zbiór przedmiotów, o których dane słowo można poprawnie orzec
Konotacja - zbiór własności wspólnych przedmiotów stanowiących denotację danego słowa
zielony - nauki empiryczne
„zielony” - logika i językoznawstwo
NOMINALIZM
jedyne, co łączy słowa, to dźwięk nazwy
być czymś to znajdować się w zakresie danego słowa („kropka” mogłoby równie dobrze odnosić się do )
czemu jednak „kropka” = ?
są tym samym, bo wchodzą w zakres słowa „kropka” - regres w nieskończoność
Roscelin - nominalizm do obalenia dogmatu o Bogu
istnieją skojarzenia słów i przedmiotów, ale nie ma żadnych reguł semantycznych
Argumentacja Kripkensteina (Kripke + Wittgenstein) :
eksperyment z dodawaniem i kwodawaniem
każda reguła (tu: dodawania) wymaga nowej reguły
wobec tego nie ma reguł semantycznych, które raz na zawsze przesądzają znaczenie słów
sceptycyzm semantyczny
KONCEPTUALIZM (nominalizm konceptualistyczny)
- znaczeniem słów są pojęcia w umyśle, być czymś to podpadać pod pojęcie regres w nieskończoność
jeśli pojęcia nie są wspólne, nie są też wyobrażeniami, oznacza to, że przedstawienia są złożone i wymagają interpretacji
OPOZYCJA DO NOMINALIZMU
teoria znaczenia zapośredniczonego Ogden'a i Richards'a:
substrat znaku nie odnosi się bezpośrednio do przedmiotu, ale za pośrednictwem myśli lub tzw. odniesień
odnoszenie jest adekwatne lub nieadekwatne i realne w świecie
nie ma bezpośredniego związku między znakiem a odniesieniem
przypomina triadę Pearsa (znak odnosi się do czegoś, więc aby był znakiem potrzebna jest interpretacja).,
teoria aktów mowy: WYKŁAD VI
pytanie (np. co to jest x) jest aktem mowy (ostrzeżenia uwagi, itp.)
3 aspekty aktów mowy:
akt lokucyjny
- posiada znaczenie, składające się z sensu (wewnątrzjęzykowe znaczenie zdania, nawet gdy nie zna się kontekstu) i odniesienia (trzeba znać coś więcej niż język)
akt illokucyjny
za pomocą tego samego zdania (lokucji) można ostrzec, stwierdzić, zapytać, itp.
reguła odnoszenia się („lampa świeci” = lampa nade mną)
rezultat to siła oddziaływania aktów mowy (jest konwencjonalna konwencjonalny skutek
akt prośby zakłada, że osoba proszona jest w stanie prośbę spełnić.
akt perlokucyjny
ma skutek naturalny (a nie konwencjonalny), np. śmiech, znudzenie, itp.
warunki, by pytanie było racjonalne:
mieć znaczenie rozumiane przez 2 strony
pytający nie zna odpowiedzi, ale wie, że pytany pewnie tak
- jednak na mocy warunku lokucji 2 strony powinny znać sens zdania, czyli wszystkie jego wyrazy pytanie „co to jest x” jest więc nieracjonalne i sprzeczne z tym warunkiem
REALIZM
istnieją byty ogólne
realizm skrajny - własności ogólne istnieją niezależnie od konkretnych egzemplifikacji w świecie
od Platona (platonizm)
dzięki rozmowie dusza przypomina sobie idee wrodzone
pytanie to tylko bodziec dla pamięci
realizm usiłuje rozwiązać problem stosunku jedności do wielości:
Protogoras - człowiek jest miarą rzeczy, decyduje jakim pojęciem będzie obejmował przedmioty nominalizm
sofiści - każdy może mieć własne pojęcia, własną prawdę (problem uzgodnienia prawd relatywnych) konceptualizm
św. Augustyn - Bóg jest miarą wszechrzeczy („O wierze prawdziwej”) platonizm
Armstrong - predykat a własność: są predykaty (np. Jaś jest spokojny lub gwałtowny), którym nie odpowiadają żadne własności („spokojność lub gwałtowność” nie jest żadną konkretną własnością)
argumenty za realizmem skrajnym:
mówimy sensownie o rzeczach lub ideałach, których nie doświadczamy w kontekście ich własności
nominalizm: to tylko określenia warunkowe, „jeśli, to”, nawyk w mówieniu
istnieją przedmioty matematyczne, idealne figury geom., których nie doświadczamy (logicyzm Russela)
intuicjonizm Bremera: matematyka to konstrukt człowieka
istnieją relację (argument Russela): składają się z samej relacji i elementu relacyjnego; jedna relacja może być częścią różnych faktów relacyjnych; relacje są ogólne, nie widać ich
nominalizm: nie ma relacji, są tylko konkrety
słabości skrajnego realizmu:
nie wiadomo, w jakiej relacji znajdują się konkret i idea
twierdzenie, że konkrety upodabniają się do idei jest niejasne(Armstrong: jest to proces fizyczny na zasadzie kameleona, ale on sam nie wie, jak)
Platon: tu chodzi o partycypację w ideach (ale „trzeci człowiek” i regresja w nieskończoność)
realizm umiarkowany - własności ogólne istnieją tylko, gdy istnieją posiadające je konkrety
hylemorfizm Arystotelesa
stopniowalność substancji (Arystoteles i Tomasz, patrz: Wykład I)
scjentyzm
Armstrong: doświadczenie nas uczy, że nie ma tych samych własności w różnych przedmiotach
uniwersalia to nie jakości zmysłowe, ale fizyczne - własności ilościowe (np. długość odbijanego światła)
założenie, że przedmioty są dookreślone (od Meinong'a)
starożytni: rzeczy ciągle stają się
dookreślenie nie jest możliwe ze względu na pomiar:
nawet miliony po przecinku, ale musi być różnica,
wiec niczego tak naprawdę nie znamy
Podsumowanie:
nominalizm :
arbitralne znaczenie słów
arbitralność w wyborze własności odnajdywanych w świecie
brak arbitralnej konotacji słów (jest tylko denotacja)
realizm:
słowa mają konotację (znaczenie ogólne)
użycie słów nie jest arbitralne
TEORIA ZNACZENIA RODZINOWEGO
autor: Bamborough (rekonstrukcja teorii Wittgensteina)
rozwiązanie problemu uniwersaliów
znaczenie słów nie jest arbitralne, chociaż nie mają one konotacji
źródło: uwaga nr 65 Wittgensteina:
weźmy słowo „gra” i różne gry:
T1 T2 T3 T4
ABCD BCDE DEFG FGHI cechy
nie ma konotacji (cech wspólnych wszystkim grom)
ale wspólna jest nie tylko nazwa, widać tu całą siatkę podobieństw (mimo, że T1 i T4 nie mają żadnego takiego samego elementu)
T1 i T4 - podobieństwo rodzinowe
nazwa nie jest arbitralna - nie możemy dowolnie czegoś nazwać „grą”
nazwa na zasadzie zgody społecznej, tak jest dopuszczany nowy sens do rodziny słowa
Platon: rzeczy partycypują w ideach (tu: sens partycypuje w rodzinie sensów)
Różnice między ogółem z konkretem:
do uniwersaliów nie donosi się pytanie „ile?”
konkrety da się liczyć i identyfikować
WYKŁAD VII
TOŻSAMOŚĆ
Zasada tożsamości Leibniza (tożsamość ścisła):
być identycznym to mieć wszystkie te same cechy
to, co tożsame jest nieodróżnialne (zasada nieodróżnialności)
zastrzeżenia:
przykład Maxa Black'a (z kulami w pustce)
to, że o 1 zaczęliśmy mówić wcześniej już ją odróżnia, więc 1 ≠ 2
przykład z Wybickim dla Jana x ≠ x
tożsamość w tym sensie może dotyczyć tylko absolutu i monady
Koncepcje cech:
to wszystko, co się o czymś orzeka (Freg)
nie każde określenie jest cechą (np. nasz wiedza)
Zasada tożsamości temporalnej.
Tożsamość względna:
tożsamość materiałowa - ten sam materiał
-II- lokacyjna - np. najpierw woda, potem mleko w szklance
-II- historyczna - tożsamość części historii A z częścią historii B
Tożsamość formalna (strukturalna)
przykład ze statkiem i skarpetkami lorda
Tożsamość cech istotnych (Wiggins):
pod uwagę bierze się tylko istotę rzeczy
ale, co jest istotą zmarłego Jana? A przecież utożsamiamy do z Janem żywym
kiedy możemy powiedzieć, że mamy do czynienia z tą samą porcją rzeczywistości (termin Hirsch'a)?
Pojęcie Wiggins'a jest nieadekwatne
Tożsamość czasoprzestrzenna:
ale trzeba by założyć istnienie tylko 1 czasoprzestrzeni
PRZEDMIOTY KONKRETNE
Wiązkowa teoria przedmiotów
przedmiot to wiązka własności
zakłada teorię tożsamości Leibniza
realizm:
Hegel, Bradley - przedmiot to wiązka uniwersaliów, doświadczenie wychodzi od ogółu od szczegółu
+ Moore, Russel
tym, co wiąże własności w wiązki są relacje powstaje przedmiot (A + relacja + B = przedmiot AB)
jednak jeśli relacja to coś odrębnego do A i B, to jeszcze r2 musi wiązać A i B z r1 - regres w nieskończoność
a jeśli w samym A i B jest coś, co umożliwia łączenie? - ale jaki jest stosunek części relacyjnej i odrębnej? - regres w głąb przedmiotu
nominalizm: (+ empiryzm brytyjski)
Berkeley, Hume - rzeczy to wiązki wrażeń; od szczegółu do ogółu
tym, co wiąże wiązki wrażeń jest nawyk
ale my nie widzimy rzeczy cały czas i w całości
Berkeley: ale Bóg widzi i to on, a nie mój wzrok wiąże wiązki wrażeń
wady:
na czym miałaby polegać zmiana? - + lub - tworzy nowy przedmiot
jest tylko zastępowanie
co z rozmowami o przedmiotach? - czemu mówimy, że S jest P, a nie P jest S (zdania podmiotowo - orzecznikowe)
efekt nawyku i doświadczenia, wiemy, że o pewnych cechach orzekamy, a inne są orzekane
na czym polega orzekanie?
„S o właściwościach A, B, C jest C” - nic nowego, C jest częścią pojęcia S
„S - I I - jest D” - fałsz, bo S nie ma D
Teoria nagich (ogołoconych) przedmiotów.
opisując własności nigdy nie mamy pewności, że jest tylko 1 obiekt, który posiada takie a takie
ja czuję, czym coś jest
jak porównać odczucia i mówić o nich?
Teoria Strausona.
konkrety różnią się lokalizacją w czasie i przestrzeni
przy atrybutywistycznej koncepcji czasu i przestrzeni Arystotelesa to błędne koło (czas 1 rzeczy zależy od 2, nie jest absolutny)
przypomina koncepcje św. Tomasza
na istotę bytu składa się forma i materia nieoznaczona
czyli zasadą jednostkowości jest materia oznaczona (tu: przez czas i miejsce)
starożytność: oznaczyć materię to ją dookreślić, wystopniować cechy
teoria wiązkowa
Teoria cech istotnych:
Duns Szkot - każdy przedmiot indywidualny ma istotę indywidualną - haecceitas
Leibniz i Carnap - cechy istotne, to te cechy, które są własnością obiektu we wszystkich możliwych światach
Planting:
coś może się zdarzyć w możliwych światach i już nie wszystkie cechy będą istotne
ważne są pewne własności dyspozycyjne (np. słoność soli)
czyli istotne są wszystkie cechy teoria wiązkowa
Esencjalizm:
coś jest czymś, bo ma taką naturę - więc przestać być czymś to stracić cechy istotne
dwie drogi esencjalizmu:
bez cechy istotnej przedmiot traci tożsamość
cechy istotne to cechy gatunkowe (drzewko Porfiliusza):
byt
niematerialny materialny
nieożywiony ożywiony
niezmysłowy (rośliny) zmysłowy
nierozumny rozumny
(zwierzę) (człowiek)
podział ludzi nie jest konieczny, bo gdyby człowiek zmienił kolor włosów byłby nadal sobą - to nie jest cecha gatunkowa (istotna)
Putnam i Kripke - współczesny esencjalizm:
wspólne własności są niedostępne zmysłom, dane tylko na poziomie badania naukowego
krytyka intensji wyznaczającej ekstensję (Putnama):
teoria ta mówi, że trzeba mieć pojęcie, żeby wiedzieć do czego ono się stosuje
Putnam mówi, że pojęcie jest czymś prywatnym
pojęcie nie wystarczy do znajomości znaczenia (eksperyment z ziemią bliźniaczą)
nie pojęcie decyduje o znaczeniu
kauzalna teoria znaczenia Putnama:
wyodrębniamy własności i nadajemy nazwy
sztywny desygnator - określamy tą samą nazwą wszystko, co jest identyczne
dla znaczenia ważna jest tożsamość odniesienia (ustalana przez naukowców)
istnieją w rzeczywistości pewne cechy i prawdy konieczne - zdania nauki to zdania konieczne a posteriori
wady:
od Locka odróżniamy istoty nominalne (to, o czym się mówi, fenomeny Kanta) od realnych (rzeczy same w sobie Kanta, nie da się do nich dotrzeć
Kripke i Putnam chcą poznać istoty realne za pomocą empirii
ale realizm wewnętrzny (Putnam) zakłada, że nie ma prawdy obiektywnej istoty obiektywne nie różnią się od nominalnych
ziemia bliźniacza - czy prawa przyrody są globalne?
Postmodernizm:
najważniejsza w rzeczywistości jest różnica (od Heideggera)
cechy A to zaprzeczenie cech B, innych cech z tego samego pola semantycznego - różnia
WYKŁAD IX
ROZUMIENIE BOGA A ROZUMIENIE SIEBIE
średniowiecze: dyskusja, czy Bóg podlega prawom czy też jako sama wola sam decyduje o prawach matematyki, logiki, itp.
dziś: te same pytania w odniesieniu do człowieka - absolutyzm vs. relatywizm
DOWÓD ŚW. TOMASZA NA ISTNIENIE BOGA Z 1 PRZYCZYNY - istnieje świat, a że wszystko na swoją przyczynę, świat też ma swojego sprawcę
Zarzuty:
Russel: nie obserwowano t0, ale jeśli tak było, to też musiało mieć przyczynę, nie wyjaśniamy, a odsuwamy wyjaśnienie dalej - regres w nieskończoność
brak wyjaśnienia porządku tworzenia - skoro dla człowieka, czemu on za 5 12?
błąd logiczny z kwantyfikatorami:
to, że jest x, który jest przyczyną każdego y
nie oznacza, że dla każdego x istnieje y, który jest przyczyną
skoro w t0 doszło do zmiany w Bogu (został stwórcą świata), to musiała być ona na lepsze lub na gorsze (paradoks)
rozwiązanie: czas dotyczy tylko nas, „wieczne teraz” u boga
ale: czyj czas jest dobry? Jeśli Boga, nasze doświadczenie jest błędne, widzimy tylko kawałek siebie
przyczyna nie jest absolutnym predyktorem skutku, potrzebne są odpowiednie okoliczności, ale jakie wystarczą? - regres w nieskończoność
pojęcie związku przyczynowo - skutkowego staje się niezrozumiałe
te rozważania nie mają nic wspólnego z prawdziwym dowodem Arystotelesa i Tomasza
POWÓD: rewolucja kartezjańska
Heraklit: Bóg stworzył świat nie według czasu a myśli
Starożytność: wiedza to kontemplacja
Nowożytność: wiedza to umiejętność zrobienia , świat to mechanizm
Heraklit:
pyrros - czucie
logos - forma, idee; to mądrość wspólna, powszechna; logos to słowo, musi się więc do czegoś odnosić rzeczywistość kształtuje się w kulturze przez rozmowę; celem rozwoju jest w pełni wyartykułowana rzeczywistość
DOWÓD NA ISTNIENIE BOGA (WERSJA ŚW. TOMASZA):
przyczyną nie jest mechanik, ale to, do czego świat dąży, jego sens
odparcie zarzutów:
zarzut 1 - czysta forma nie porusza się
zarzut 2 - perspektywa nie przyczynowa, ale kategoria możliwości i aktu - człowiek pojawia się wtedy, gdy świat jest na to gotowy
zarzut 3 - z tej perspektywy nie ma błędu logicznego
zarzut 4 - Boga czas nie dotyczy, bo czysta forma jest niezmienna, zmienia się to, co do niej dąży
Augustyn - Bóg stworzył także materię (to możliwość, nie ostateczne rzeczy fizyczne)
czyli Bóg stworzył możliwość stworzenia, świat jest cały czas na nowo konstruowany
Deizm - jeśli świat został stworzony jako mechanizm doskonały, Bóg jest dalej niepotrzebny
Deizm i panteizm - to, co boskie jest utożsamiane z prawami natury
Ateizm (podział Pierre'a Klossowskiego):
lokalny - Bóg jest gdzie indziej, niż go szukamy, nie w Biblii, a w przyrodzie
globalny - nie wierzy, iż Bóg mógłby znajdować się gdziekolwiek
Co znaczy czynić dobrze?
do średniowiecza: dobro = prawda = piękno
de Sade - dobre jest cokolwiek się robi, ponieważ jest zgodne z prawami natury i mechanizmem stworzonym przez Boga
oświecenie - każdy podlega tym samym prawom (kult równości - w sensie opisu, nie oceny), więc każdy jest do wymiany, bo jego rolę może pełnić ktoś inny
empiryzm - powinność nie wynika z analizy bytu, gdyż sens mają tylko relacje między pojęciami i analiza faktów
racjonalizm: nie da się odpowiedzieć na pytanie o racjonalność zachowań człowieka (śruba w mechanizmie jest racjonalna?)
starożytny: człowiek jest odpowiedzialny za poznanie, racjonalność to podporządkowanie się rozumowi
Hume: świat nie jest racjonalny, to podmiot jest substancją myślącą, która wie, jak jest i czego chce
struktura racjonalna: S - skutki czynności; w - skutek preferowany; C - możliwe czynności, uniwersum
w є Ŝ f(C → S) - czynności i ich skutki
wg. Hume'a nie da się określić, co ma być sensem czynności racjonalnej
decyzjonizm - wartości wybiera się irracjonalnie, decyduje wola, bo nie ma przejścia od bytu do powinności rozszczepiona nowoczesność
Hegel i Kant chcieli ją połączyć na nowo
WYKŁAD X
Heglizm - człowiek znów jest częścią systemu.
PERCEPCJA
REPREZENTACJONIZM VS. PREZENTACJONIZM
proces percepcji to relacja 3-argumentowa schemat 2-elementowy
REPREZENTACJONIZM
strefa subiektywna - reprezentacja tego, co jest w sferze obiektywnej
R- rzeczywistość
W - reprezentant
U - ujmowanie
S1 - bezpośrednie ujmowanie
S2 - relacja kauzalna
S3 - podobieństwo
podmiot bezpośrednio ujmuje... (no właśnie, co?)
W - u Locka - idee
Hume - impresje
Mack - wiązki elementów
Awenarius - wiązki wrażeń
Ingarden - wgląd
Moore - dane zmysłowe
Broad - dane zmysłowe to powierzchnie przedmiotu (to prezentacjonizm)
Russel - sensibilia - możliwe dane zmysłowe, nie mylić z terminem Moore'a, bo to, co możliwe jest szersze, niż to, co dane
Moore- znaczeniowo doznawanie zieleni jest bliżej doznawaniu niebieskiego, niż samej zieleni - to nazwa aktu doznawania
KONTRARAGUMENT:
Po co odróżniać przedmiot doznawania, akt doznawania i to, co doznawane? Może w języku naturalnym ( w przeciwieństwie do intensjonalnego) zieleń = doznanie zieleni?
inne terminy znaczą to samo
Ayer - zieleń i doznawanie zieleni to dwa aspekty tego samego czegoś:
akt = realizacja danej
to, co dane, jest dla podmiotu samoobecne (Chisholm) - gdy to jest, ma się pewność tej obecności
Russel - eksperyment z 3 plamami:
= =
Jeśli identyczność jest zwrotna, symetryczna i przechodnia, to, co się wydaje może być inne, niż się wydaje
ROZWIĄZANIE:
założenie, że identyczność to nieodróżnialność (skrajny warunek podobieństwa)
ale wtedy jest nieprzechodnia, więc nie odnosi się do świata zmysłowego i nie da się jej kategoryzować
- plamy są w innych czasach ale wtedy świat doznań jest niestały
RELACJA PODOBIEŃSTWA
skąd wiemy, że R istnieje, i że W odnosi się do R?
Locke - tylko pod pewnymi względami obiekty są podobne do reprezentacji w umyśle
Mam dane idee rzeczywistości subiektywnej i obiektywnej
zmysły - odpowiadają im kombinacje ruchu, kształtu, rozciągłości
własności pierwotnych
Barkley (reprezentacjonista, ale nie do końca) - Locke nie miał prawa do takiego podziału, bo np. czas i przestrzeń są też relatywne
Helmholtz - rzeczy wzajemnie podobne w rzeczywistości, powodują wzajemne podobieństwo w wyobrażeniu
Wittgenstein - zdania elementarne mają nazwy własne, nazywające atomy rzeczywistości, są układem logicznym
ale elementy zdania są też elementami rzeczywistości
ARGUMENTY ZWOLENNIKÓW REPREZENTACJONIZMU:
z relatywności treści spostrzeżeń
z halucynacji
z różnicy między fizycznym a zdroworozsądkowym obrazem świata
argument kauzalny (ogniwa procesu kauzalnego są nieidentyczne numerycznie)
argument kauzalno - temporalny (takie jakby połączenie kauzalnego i z halucynacji)
WADY:
z przykładu Russel'a - reprezentacje mogą mieć swoje reprezentacje, itd. - regres do wewnątrz.
wydaje się, że w związku z ograniczeniami relacji podobieństwa (tylko do doznawanych stanów) nie da się wykazać związku kauzalnego - teoria leży
logiczną konsekwencją jest agnostycyzm - to, co jest dane bezpośrednio jest subiektywne, nie ma więc powodu, by sądzić, że istnieje coś obiektywnego
Takie myślenie o percepcji pochodzi od kartezjańskiego rozdziału substancji myślącej i rozciągłej
XX wiek - od Wittgensteina - wszystko, o czym wiemy to substancje rozciągłe, o substancji myślącej nie mogę nic powiedzieć, zdania w 1 osobie nie mają sensu poznawczego
+ niemożliwy jest język prywatny, bo wtedy nie można by się było pomylić
„czuję ból' to dodatkowe kryterium dla kogoś, kto ocenia, czy rzeczywiście mnie boli
Dygresja: monizm neutralny (teoria Macka i Awenariusa) zakładał istnienie introjekcji - myślimy, że każdy ma taką samą wizję świata, jak my
PREZENTACJONIZM
na podstawie koncepcji Wittgensteina
spostrzeganie zawiera wnioskowanie i ma dwie relacje:
reprezentacji - można się jej tylko domyślać
spostrzegania
behawioryzm filozoficzny (G. Ryle):
krytykuje mit kartezjański - człowiek nie ma 2 światów: wewnętrznego i zewnętrznego, to błąd logiczny
świat znaków to sposób istnienia świata materialnego (kategorie)
człowiek coś spostrzega, gdy reaguje adekwatnie na działający bodziec
ARGUMENTY ZA PREZENTACJONIZMEM:
kauzalny pasują tak samo, jak do reprezentacjonizmu
kauzalno - temporalny (bodziec - reakcja)
z halucynacji - to reakcja nieadekwatna
z różnicy między obrazami świata - w kontekście postulatu języka fizykalnego problem 2 światów znika
pojawia się za to problem natury przedmiotów teoretycznych
(ale to już nie dotyczy percepcji)
Barkley i Leibniz - interwencja boska w percepcji (całokształt spostrzeżeń ludzi + Bóg) - trzecia droga
S2
S1
R
U
W
S3
strefa subiektywna
1
3
2