64 //. Odwrót od łłeąlu
szowanie się pięknem, stanie się mało prawdopodobne. Moore podsumowuje więc mówiąc, że ..pozostawiając zaś na stronie bezpośrednie złe skutki, które zabójstwo na ogół wytwarza”, np. żal. jaki wywołuje u przyjaciół ofiary, jeśli już nie utratę samej ofiary, „fakt. że gdyby było ono powszechnym zwyczajem, to uczucie niepewności, przez nie wywołane, pochłonęłoby w'iele czasu, który można /.użyć na coś lepszego - fakt ten, być może, jest przekonywającym argumentem przeciw zabójstwu”1. Ale pomijając już osobliwy charakter tej argumentacji. może ona wr najlepszym razie dowodzić, iż jest mało prawdopodobne, by jawne popełnienie morderstwa przynosiło najlepsze rezultaty. Nie mówi natomiast nic przeciw sporadycznemu, niewykrytemu morderstwu, popełnionemu dla korzyści mordercy, z ofiarą, której odejście nie uczyni świata ani trochę uboższym. Na gruncie takiego stanowiska jedyną winą Raskolnikowa ze Zbrodni i kary Dostojewskiego jest to, iż jest dotknięty irracjonalnością sumienia. Jest to teza sporną ale należy się o nią spierać.
Ogólnie rzecz biorąc Moore’owskie reguły postępowania nie uwzględniają szczególnego położenia osoby działającej. Nie zwracają uwagi na ten aspekt naszego myślenia moralnego, który ukazuje np. Bradley w rozdziale .,Moje położenie i przynależne mu powinności” książki Ethical Srudies. Kiedy rozpatruję moje własne działania, dostrzegam, iż wf istocie nie jestem wcale przekonany, że powinienem przysporzyć możliwie największą ilość dobra, niezależnie od tego, komu miałbym je przysporzyć. Mam poczucie, że ciążą na mnie szczególne obowiązki wobec mojej rodziny, moich przyjaciół, moich kolegów, moich uczniów, moich wierzycieli, wobec tych, którzy oddawali mi przysługi, wobec tych. którym składałem obietnice, a nawet wobec władz lokalnych i wobec rządu; nadto, że mam szczególne zobowiązania wobec osób i wobec organizacji; uważam za rzecz słuszną honorować owe obowiązki i wywiązywać się z owych zobowiązań, nawet z uszczerbkiem dla jakiegoś większego dobra, które mógłbym przysporzyć osobom, nie związanym ze mną tego rodzaju więziami. Uważam, iż jest możliwe, by utylitarysta opracował system, w którym
tego rodzaju obowiązkom i zobowiązaniom byłoby przypisane odpowiednie znaczenie, wątpię jednak, żeby mógł go sporządzić tak. by był on w pełni spójny z jego zasadami, a Moore niewątpliwie takich prób nie podejmuje.
Co więcej, pogląd, iż działam, albo powinienem działać jedynie z myślą o tym, by zwiększać do maksimum występowanie okoliczności, w których ludzie mogą rozkoszować się pięknem - nawiasem mówiąc, definiowanym w sposób kolisty jako to. czego kontemplowanie z podziwem jest dobre samo w sobie2 - albo doceniać wzajemnie swoje dobre przymioty wydaje się w rażący sposób odbiegać od laktów. Nic mogę podać listy- wszystkich rodzajów działań, które uważam są słuszne, ale oprócz, spełniania zobowiązań obejmowałaby ona takie rzeczy jak zaspokajanie potrzeb materialnych innych łudzi, obronę swobód obywatelskich, demaskowanie szkodliwych przesądów1, udzielanie pomocy w ratowaniu ofiar prześladowań politycznych; znalazłaby się na tej liście także troska o obrazy, które mają się znaleźć wr Tatę Gallery. ale nie na najbardziej eksponowanym miejscu.
O losie teorii Moore’a nie przesądza zarzut, że jego moralność jest moralnością klasy próżniaczej. Nic ulega wątpliwości, iż wszyscy powinniśmy dążyć do przeprowadzenia zmian społecznych, dzięki którym każdy mógłby przyjąć tak subtelny pogląd. Zarzucałbym jej raczej to, że jest to moralność klasy próżniaczej hipokrytów'. Wśród dóbr najwyższych nie znajduje się żadna przyjemność fizyczna. Ponieważ pożądanie ocenia się jako jedną z największych postaci zła, implikuje to. że lepiej jest kontemplować doskonałe przymioty swych ukochanych niż czerpać przyjemność z posiadania ich ciał. Russell mówił o zwolennikach Moore’a, że podczas gdy Russell i jego przyjaciele „wierzyli w uporządkowany postęp poprzez politykę i wolną dyskusję”, oni byli „nastawieni raczej na życie w odosobnieniu pośród pięknych odcieni i przyjemnych doznań, i uważali, że dobro polega na namiętnym wzajemnym podziwie kliki elity”3. Russell dodaje. że całkiem niesłusznie przypisywali oni ojcostwo tej doktryny
Tamże. s. 156.
Tamte. s. 199.
2!> Bertrand Russell. Autobiografia 1872-J914. przet. Bronisław Zieliński, Czytelnik. Warszawa 1971. s. 98.