430 O SZTUCE POETYCKIEJ MICKIEWICZA
Prostą ich drogą, ale zgubną wiedzie...
f...........................................................I
.. .Służalców drużyna Uciekła w trwodze...
Albo — niemetiyczne przerwy składniowe:
„Zabić go! — rzekli — spokojność nam miesza".
f........................................................................1
„Tyś to?” — krzyknęli na Maryi syna „Jam" - odpowiedział [...]
„Ty jesteś?” — „Jam jest”...
Funkcja tych zjawisk jest oczywista. Jedne oddają naturalną, swobodę opowiadania, relacji surowej, nie ukształtowanej w szeregi metryczne. Inne - odtwarzają dynamikę lakonicznego, dramatycznego dialogu. Ale i te, i tamte, wyodrębniając z toku słów pewne wyrazy czy wyrażenia, podkreślają jednocześnie najważniejsze momenty zdarzenia: „Usnęli mędrcy” — „Zabić go” - „rozumy zimne i twarde” — „Szli łowić Boga” — „Uciekła w trwodze” itd. Realistycznie niespokojny, jak w mowie potocznej, poszarpany tok pierwszych trzech strof utworu daleki jest od poddania się rygorom wersyfikacyjnym. One stanowią mu jedynie miarę taktu, której przełamywanie lub modyfikacje służą jako ukryte środki wyrazu; spiętrzają atmosferę niepokoju i grozy wzrastającej z każdym krokiem akcji ku katastrofie.
Wręcz odwrotnie układają się stosunki skład-niowo-metryczne z chwilą, gdy katastrofa staje się faktem, w sestynie czwartej. Nie ma w niej ani jednej pizerzutni, ani jednej przerwy składniowej, która by kolidowała z metrycznym podziałem szeregów słownych. Całkowita zgodność składni i metrum staje się tu nagle zasadą. Wypowiedź -z postrzępionej narracji epickiej, z dynamicznego dialogu dramatycznego - przekształca się nagłe w płynną linię uliiycznionej relacji, wyzwalającej swobodnie napływające falami wzruszenie.
Ta nagła zmiana tonu wydobywa strofę czwartą z toku całego opowiadania, liiyzuje ją i rozszerza sugestią nie dopowiedzianych znaczeń; działa podobnie jak akompaniament muzyki czy śpiewu w widowisku scenicznym.
„Poemat” zatem czy „dramat” - zamknięty uli-rycznionym finałem!
Ale utwór nie zostaje na nim urwany. Przychodzi drugi finał, tym razem jawnie liryczny. Wszakże nie emocją - jak poprzedni - ale refleksją przesycony; odmiennie też rozwija ton swej wypowiedzi. Granice jedenastozgłoskowych szeregów zostają w nim zatarte prawie całkowicie. Z dawnego schematu metrycznego pozostają jedynie akcenty przedśredniówkowe i klauzulowe. A granica wersetów - wskutek przerzutni i naruszenia hierarchii przedziałów - przesuwa się pozornie do średniówki drugiego i trzeciego wiersza strofy. Zamiast wzoru 11 (5+6)+11 (5+6)+11 (5+6)..., otrzymujemy, jeśli kierować się tylko składnią: 16(11+ +5)+ll (6+5)+ 6+11 (3+8). A więc - całkowicie zmącony, nieregularny, niemetryczny tok słów?
Ależ nie! Pozostają jeszcze rymy. Pozostaje inercja strof poprzednich.
Ale czyż tylko rymy? Czyż tylko inercja? Wystarczy przecie przeczytać głośno trzy początkowe wiersze strofy, by wyczuć ponad wszelką wątpliwość jakąś inną jeszcze, wewnętrzną ich odpo-